8 minute read
Nowe życie pieca z Bornit
Czy można mieć w domu piec kaflowy, do którego nie trzeba dokładać drewna, wynosić popiołu, a jednocześnie rozpalać w nim płomień, który ogrzeje nasze pomieszczenie? Otóż można. Jest to kombinacja całkowicie nowa, polegająca na połączeniu starego, ponadstuletniego pieca kaflowego z nowoczesnym wkładem kominkowym na biopaliwo.
Pierwszy piec, jaki pamiętam od dzieciństwa, był w moim domu rodzinnym i pamiętam, że palenie w nim było obowiązkowe od jesieni do wiosny i nieustannie musieliśmy donosić drewno, a kiedy już się dobrze rozpaliło, dosypywać węgiel. To była udręka, bo po wygaszeniu ognia, należało wynosić popiół, co powodowało, że utrzymanie czystości wokół pieca nie było łatwe. Mimo to ciepło, jakie dawał nagrzany piec, przywołuje wspomnienia ciepłych lat dzieciństwa, tym bardziej że kiedyś zimy były naprawdę „zimne”, i po zabawie na śniegu, i po zjazdach na sankach z pobliskiej górki, wracaliśmy przemoczeni i zmarznięci, i wtedy nie było nic przyjemniejszego, niż usadowienie się przy ciepłym piecu.
Tematyką pieców kaflowych interesuję się od bardzo dawna. Początkowo, przez pracę zawodową, kiedy zapoczątkowałyśmy razem z koleżanką poszukiwanie starych pieców kaflowych w ramach przeprowadzonego w Muzeum Mikołaja Kopernika we Fromborku konkursu „Na najładniejszy piec kaflowy w regionie”, a następnie w ramach otrzymywanych kilkakrotnie ministerialnych stypendiów na prowadzenia prac badawczych dotyczących historii ogrzewnictwa, poznawania fabryk i tworzenia typologii pieców kaflowych od połowy XIX do połowy XX wieku. Obejrzałyśmy wówczas setki pieców i poznałyśmy ich ogromną różnorodność. Zawsze chciałam, aby kiedyś jeden z takich pieców postawić w swoim domu. Często zaglądałam na strony ogłoszeń, na których oferowano sprzedaż lub przekazanie pieca za symboliczną złotówkę. Pamiętając ludzi, z którymi się zetknęłyśmy podczas naszych prac badawczych, ich domy, a także piece, które mierzyłyśmy, fotografowałyśmy i poznawałyśmy ich historie, niejednokrotnie widziałam, że są przedstawiane w ofertach handlowych. Stare piece to często ponad 100-letnie zabytki, które mają – oprócz wartości praktycznych – także wartości materialne, i trudno się dziwić, że ich właściciele proponują czasem wysokie ceny za ich nabycie. Przed dwoma laty zobaczyłam ogłoszenie oferowanego do sprzedaży jednego z pieców, który doskonale znałam. Pamiętałam go, bo był to typowy, bardzo popularny od lat 70. XIX wieku do drugiej dekady XX wieku piec, składający się z dwóch skrzyń zbudowanych z gładkich kafli o białej polewie, z lekko zaakcentowanym gzymsem podziałowym i koroną. W tamtym czasie, kiedy prowadziłyśmy inwentaryzację pieców, pisałyśmy dużo artykułów w prasie branżowej oraz popularno- -naukowej i w treści często zamieszczałyśmy zdjęcie tego pieca z Bornit, jako przykład najczęściej zamawianego do domów średniozamożnych mieszczan i do domów wiejskich. Pomyślałam wtedy, że oto po latach moje marzenia miały szansę się spełnić, bo właściciele chcieli oddać wystawiony piec za złotówkę, pod warunkiem, że odbiorca sam go rozbierze. Piec znajdował się w niedalekiej okolicy, więc nawet koszt transportu zapowiadał się stosunkowo niski. Zadzwoniłam więc pod wskazany numer, ale moja radość nie trwała długo, bowiem właściciel, wyczuwając moje wielkie zainteresowanie i sentyment do tego pieca, postanowił podnieść stawkę, zwiększając ją wielokrotnie. Niestety, z żalem musiałam zakończyć pertraktacje, bo jednak cena była dla mnie nie do zaakceptowania… Kupno pieca, to dopiero początek wydatków z tym związanych, potem następują kolejne i zapłacenie „na start” sporej kwoty, uniemożliwiło mi zakup.
Minął rok i pewnego dnia otrzymałam telefon z numeru, który miałam zapisany jako „Piec z Bornit”. Pan, który poprzednim razem podwyższył niespodziewanie stawkę, początkowo oferowaną „za złotówkę”, teraz zapytał, czy nadal chcę ten piec? Ale tym razem już całkowicie za darmo! Być może nie znalazł się nikt chętny na jego zakup, a piec ewidentnie był przeszkodą w prowadzeniu remontu w domu po zmianie systemu ogrzewania. Stary dom, w którym piec stał od 1902 roku, położony jest na uboczu niewielkiej wsi Bornity. Jego dawni właściciele musieli opuścić swoją siedzibę w 1945 roku, pozostawiając dom z całym wyposażeniem i budynkami gospodarczymi. Nowi mieszkańcy, których rodzice się tu osiedlili, to już drugie, a ich dorosłe dzieci – trzecie pokolenie zamieszkujące ten dom. Dla tych młodych ludzi, remontujących swój ponadstuletni dom i zmieniający system ogrzewania, stary piec kaflowy był zbędnym sprzętem, zajmującym tylko miejsce w pokoju dziennym.
Namówiłam więc kolegę, który ma doświadczenie w tego typu pracach, na wyjazd i rozbiórkę przekazanego pieca. Najpierw należało przygotować stanowiska do prac, bo rozbiórka to nie tylko zdejmowanie kafli z pieca, to także miejsce, gdzie kafle są czyszczone z wypełnienia gliną i materiałem ceramicznym, a także miejsce, gdzie zbędny gruz jest składowany. Zdejmowanie kolejnych elementów musiało odbywać się w sposób planowy i ostrożny. Konieczne było nieustanne polewania wodą połączonych kafli, bo glina była mocno wyschnięta i bardzo szybko chłonęła znikającą wodę. Każdy wyjmowany przez nas kafel był znakowany ołówkiem na krawędzi kołnierza numerem rzędu i kolejnością ułożenia. Byliśmy bardzo ciekawi, w jakiej wytwórni piec został wykonany. Po zdjęciu największych elementów i rozpoczęciu rozbiórki pierwszego rzędu kafli, kolega zauważył, że na kończącym pierwszy rząd kaflu, po jego wewnętrznej stronie, znajduje się jakiś zapis ołówkiem. Stwierdziliśmy, że jest to najpewniej sygnowany przez zduna czas zakończenie prac budowy pieca. W pierwszym rzędzie tylko nazwa miejscowości: Wormidt (obecnie Orneta, miejscowość najbliżej położona, z której prawdopodobnie pochodził zdun), poniżej data: 1902.02.X, a w trzecim rzędzie nazwisko – trudne do odczytania: (A. Halcenther?). Po zdjęciu wszystkich kafli i rozpoznaniu sygnatury, jakimi fabryka znakowała swoje wyroby, okazało się, że wszystkie kafle do tego pieca (licowe i duże elementy kaflowe: gzyms i korona) były wykonane w Velten, w jednej z wielu fabryk działających pod Berlinem na przełomie XIX i XX wieku. Odniosłam wrażenie, że piec nie był nigdy przestawiany, bowiem nie było w nim kafli o innej sygnaturze (oprócz tych wymienionych wokół paleniska), a pojedyncze, oryginalne drzwiczki świadczyły o przeznaczeniu go do opalania wyłącznie drewnem. Prawdopodobnie nie był umiejętnie użytkowany, bo kafle najbliżej drzwiczek były popękane od zbyt wysokiej temperatury. Takie piece rozpalało się raz, nagrzewało i wygaszało, a piec zakumulowane ciepło oddawał jeszcze przez długi czas.
Jeśli palono w nim ciągle, a dodatkowo spalano w nim także węgiel, piec przegrzewał się i dlatego uległ uszkodzeniu.
W ciągu jednego dnia udało się rozebrać i szczęśliwie przewieźć kafle z rozebranego pieca do domu. Minął kolejny rok, nim udało mi się przygotować kafle do ponownego montażu, ponieważ wymagały dokładnego oczyszczenia, a także przygotowania miejsca, w którym piec miał stanąć. Musiałam się zastanowić, gdzie znaleźć zduna, który zgodziłby się na zrealizowanie koncepcji, którą sobie wymyśliłam. Od początku zakładałam, że kafle będą materiałem, którym będę chciała obudować jakiś nowoczesny wkład kominkowy, nadając mu formę dawnego pieca kaflowego. Chciałam zbudować kominek, który będzie stanowił dodatkowe ogrzewanie pokoju o powierzchni około 30 m 2 , w którym funkcjonuje typowe ogrzewanie z pieca c.o. Najpierw musiałam dokładnie oczyścić kafle, usunąć wielokrotnie nakładane powłoki złotolu (na zwieńczeniu i gzymsie), a także uzupełnić niewielkie ubytki ceramiki i odpryski szkliwa. Piec nie mógł mieć odtworzonej idealnie formy, bo musiałam zmniejszyć go o jeden rząd kafli w skrzyni górnej, ze względu na wysokość pomieszczenia, w którym miał stanąć (2,56 m), i dodałam rząd kafli w skrzyni dolnej, z uwagi na potrzebę osadzenia kraty osłaniającej palenisko. Z założenia piec miał stanowić obudowę do kominka, a nie grzać, dlatego zbędne było budowanie ściany tylnej, która pierwotnie także kumulowała i oddawała ciepło. Chciałam także „ubogacić” jego wygląd, umieszczając na licu skrzyni górnej kafel centralny, który bardzo często był stosowany w tego typu piecach, a także zamocować kratę osłaniającą palenisko. Dodałam także kafle cokołowe, bo w starym domu piec stał bezpośrednio na kaflach licowych. W wyznaczonym miejscu w rogu salonu, które jako jedyne nadawało się na budowę kominka, nie było dojścia do komina, więc niemożliwe było założenie w nim kominka z tradycyjnym paleniskiem. Korzystając ze znajomości z Sylwestrem Kurcwaldem z Elbląga, udało się wykonać zakładany projekt, i przez długi czas pan Andrzej Górny – pod bacznym okiem pana Sylwestra – rząd za rzędem budował mój wymarzony piec.
W skrzyni dolnej, w wymurowanej wnęce pieca (pomysłu Andrzeja), zainstalowany został biokominek, który posiada palnik wytwarzający ciepło poprzez spalanie paliwa na bazie alkoholu. Taki palnik to niewielki, metalowy pojemnik, który wypełnia się bioetanolem, i w którym podczas spalania wytwarza się autentyczny ogień. Przy odpowiedniej obsłudze i zastosowaniu się do zaleceń przy tego rodzaju paliwie, biokominek nie jest ani niebezpieczny, ani szkodliwy, ponieważ spalający się w nim bioetanol wytwarza parę wodną i dwutlenek węgla, czyli taką samą mieszaninę gazów, jaką produkujemy oddychając. Nie ma przy tym dymu, spalin ani popiołu, wystarczy wlać paliwo do pojemnika i zapalić za pomocą zapałek lub zapalniczki. Powstały kominek, obudowany kaflami z historycznego pieca, nie jest głównym źródłem ogrzewania pokoju, stanowi raczej klimatyczną dekorację i nieco dogrzewa pomieszczenie. Pierwsze „spotkanie na kawie” już się odbyło, a uroczyste „odpalenie” uczciliśmy lampką szampana.
Opisując tę historię, chciałam podkreślić, że ten historyczny piec, stary jak dom, w którym służył mieszkańcom przez ponad sto lat, „wstąpił” na salony i cieszy, świecąc nowym blaskiem oczyszczonych kafli i żywym ogniem umieszczonego w nim kominka. Jest podziwiany i oglądany przez odwiedzających dom przyjaciół, a życie rodzinne i towarzyskie od tej pory skupia się wokół miejsca, w którym udało się doskonale połączyć najnowsze osiągnięcia urządzeń grzewczych ze starym piecem kaflowym.
Post Scriptum: 2 października 2022 roku będziemy obchodzić 120 „urodziny” naszego pieca!
Tekst i zdjęcia Jagoda Semków