nr 35 (86) WIOSNA–LATO 2021
cena 18 zł
USA
(w tym 8% vat)
W numerze także: ABC kaczyzmu • Patologie Żabki i Biedronki
PROŚBA O POMOC Sytuacja finansowa naszego czasopisma jest bardzo ciężka i jeśli nie otrzymamy pomocy od osób sympatyzujących z nami, będziemy zmuszeni zakończyć działalność. Różne wpływy – ze sprzedaży czasopisma, ze sporadycznych niewielkich dotacji – nie pokrywają wszystkich kosztów i konieczności ponoszenia ich co miesiąc. Lokal redakcyjny, telefony, druk, księgowość, obsługa biura, bardzo skromne wynagrodzenia – wszystko to oznacza stałe wydatki. Mimo ograniczenia ich do minimum, nasze czasopismo w ostatnich latach było rozwijane: od roku 2015 jego sprzedaż w sieci Empik wzrosła dwukrotnie, a liczba prenumeratorów – ponad dwukrotnie. To wszystko niestety w niewielkim stopniu przekłada się na kondycję finansową. Marża pośredników, wzrost cen różnych usług i opłat oraz utrzymanie ceny pisma tak, żeby nie była zbyt wysoka dla uboższych odbiorców – sprawiają, że nasza sytuacja jest kiepska. Inne czasopisma utrzymują się z drogich reklam opłacanych przez biznes, z hojności zamożnych politycznych przyjaciół lub ich twórcy mają więcej prywatnych środków i możliwości niż my. Jeśli „Nowy Obywatel” ma się nadal ukazywać, potrzebna jest Wasza pomoc. Po kolejnej redukcji kosztów (w tym kolejnej zmianie siedziby redakcji na tańszą), musimy każdego miesiąca mieć co najmniej 4 tysiące złotych, aby opłacać najbardziej konieczne wydatki, a do jako tako stabilnego funkcjonowania potrzeba nam 6 tys. każdego miesiąca. Oznacza to, że konieczne jest znalezienie co najmniej 200 osób, które co miesiąc będą nas wspierały cykliczną darowizną w wysokości 20-30 zł, niezależnie od środków, jakie pozyskujemy czasami z innych źródeł. Oczywiście wielu osób nie stać na taki wydatek, ale mogą przekazywać mniejsze kwoty (5 czy 10 zł każdego miesiąca), a z kolei zamożniejsi – wpłacać więcej. Wystarczy ustawić zlecenie stałego przelewu ze swojego konta. 200 osób to nie tak dużo, ale zarazem sporo – jeśli każda pomyśli, że nie wpłaci, bo na pewno ktoś inny to zrobi, wówczas nie uzbiera się grono niezbędne do uratowania nas. Jeśli możesz nas wspierać – zrób to bez oglądania się na innych. Prosimy o wpłaty na konto: Stowarzyszenie „Obywatele Obywatelom”, Bank Spółdzielczy Rzemiosła w Łodzi, numer rachunku: 78 8784 0003 2001 0000 1544 0001 – koniecznie z dopiskiem „Darowizna na cele statutowe”. Od Was zależy, czy niniejszy numer „Nowego Obywatela” będzie ostatnim.
Remigiusz Okraska redaktor naczelny „Nowego Obywatela”
EDYTORIAL
1
Gotowi na przyszłość? Remigiusz Okraska
M
iało być tak pięknie. Więcej. Lepiej. Szybciej. Taniej. Zamożniej. Wygodniej. PKB wyłącznie w górę. Rozwój – cokolwiek to oznacza – też. Zawsze do przodu. Nigdy w wstecz. Bez skutków ubocznych. Jak w cudownym perpetuum mobile. Inaczej uważali tylko szaleńcy, oszołomy, świry, histerycy, czarnowidze, demagodzy – i tak dalej. W głównym nurcie debaty publicznej niemal wszystko przedstawiano w różowych barwach. Żyliśmy w ponoć najdoskonalszej formule gospodarczej – wolnorynkowym kapitalizmie; w rzekomo najlepszym z możliwych systemów politycznych – demokracji liberalnej. No cóż, jak mawia ludowa mądrość wypowiadana z przekąsem: tak dobrze żarło, ale zdechło. Wielki kryzys finansowy przełomu pierwszej i drugiej dekady nowego tysiąclecia. Narastający kryzys ekologiczny/klimatyczny. Kryzysy migracyjne i destabilizacje całych regionów, tym razem całkiem nieodległych od „cywilizowanego świata”. Pandemia zabiła setki tysięcy, dotknęła setek milionów, wystraszyła miliardy, zatrzymała całe branże, zmiotła wiele dotychczasowych pewników. To tylko kilkanaście lat, a optymistyczna wizja prysła jak bańka mydlana, choć podżyrowały ją podobno najtęższe umysły naszej epoki, doskonali analitycy i znakomici wizjonerzy. Stało się tak, jak zwykle bywa z reklamami samochodów: na ekranie świetnym, niezawodnym autem mkniesz przez malownicze lasy i góry nowiutką szosą – a w realu stoisz w długim korku, śmierdzi spalinami, za oknem szarobure miasto lub ekran akustyczny, a po wjechaniu w jedną z setek dziur w asfalcie musisz odwiedzić mechanika.
Skończyło się zatem twardym lądowaniem. W szarej rzeczywistości coś się poprawia, ale i coś pogarsza. Są nowe gadżety i nowe choroby. Misje na Marsa i katastrofa klimatyczna na Ziemi. Wielkie apartamenty w teledyskach i 40-letnie kredyty na klitkę w deweloperskim bloku z półtoragodzinnym dojazdem do centrum. I coraz szybsze tempo kumulacji problemów. Niniejszy numer „Nowego Obywatela” poświęciliśmy pytaniu, czy Polska jest przygotowana na wyzwania przyszłości. Oczywiście nie udało się w jednym numerze opisać wszystkich ważnych kwestii – wiele innych już gościło na tych łamach, a inne zagoszczą wkrótce – ale i tak jest ich sporo. Od zmian klimatycznych i suszy, przez gospodarkę, sytuację pracowników, transport, starzenie się populacji, po bezpieczeństwo militarne i naszą pozycję w świecie. Niekoniecznie są to wizje pokrzepiające. Ale chowanie głowy w piasek nie załatwia niczego. Już to przerabialiśmy. W numerze mamy także dwa mniejsze bloki tematyczne. Jeden z nich dotyczy kaczyzmu – założeń, roli i przyszłości ideologii, która ma spory wpływ na Polskę. Drugi to obszerne rozmowy o ciemnych stronach największych podmiotów handlowych w Polsce – Żabki i Biedronki. I jeszcze kilka tekstów na inne tematy. Uzbierało się tego wszystkiego sporo – ponad 20 stron więcej niż w dotychczasowych numerach. Zapraszam do lektury! PS. Jeśli „Nowy Obywatel” ma się nadal ukazywać i poruszać tematy, jakich wcale lub prawie nie znajdziecie w innych mediach, potrzebne jest Wasze wsparcie – spójrzcie proszę na sąsiednią stronę.
2
SPIS TREŚCI 5 Polska gospodarka w służbie społeczeństwu – czy w globalnym kapitalizmie to możliwe?
5
KRZYSZTOF MROCZKOWSKI
14 Mapa przyszłości Z DR. JACKIEM BARTOSIAKIEM ROZMAWIA JAKUB KRZYŻANOWSKI
28 Przyszłość pracy nad Wisłą PIOTR OSTROWSKI
36 To idzie starość MATEUSZ RÓŻAŃSKI
Dążenie do powszechnego dobrobytu powinno być jednym z filarów polskiego modelu społeczno-gospodarczego. Poczynając od całkowitej likwidacji ubóstwa, po osiągnięcie najniższych nierówności dochodowych w UE, wszystkie narzędzia do osiągnięcia tych celów są proste i względnie dostępne.
14
44 Zjechać ze ślepego toru DR MICHAŁ BEIM
Głównym wyzwaniem na obszarach aglomeracji jest opanowanie chaosu przestrzennego i nakierowanie rozwoju mieszkalnictwa i terenów aktywności gospodarczej na obszary dobrze skomunikowane koleją, tramwajami lub autobusami. Prowincja natomiast oczekuje systemowego podejścia, dzięki któremu dojazd do pracy, szkół, placówek opieki zdrowotnej czy sklepów będzie zapewniony, choćby w porannym i popołudniowym szczycie.
54 Zmiana klimatu z polskiej perspektywy Z PROF. DR. HAB. SZYMONEM MALINOWSKIM ROZMAWIA SZYMON MAJEWSKI
Zaczyna się na ten temat mówić, ale sprawy załatwiamy przez greenwashing, czyli ekologię pozorowaną. Poprawiamy sobie samopoczucie, bardzo słabo wpływając na spadek emisji, a już w ogóle nie wpływając na wzrost bioróżnorodności.
Rzecz polega na tym, żeby to od nas wychodziły produkty, żebyśmy się sami łączyli między sobą i jeszcze tworzyli samodzielnie jakieś większe, bardziej złożone produkty, żebyśmy się dogadywali i narzucali Niemcom ceny. W związku z tym Europa Zachodnia nie jest zainteresowana infrastrukturalnym powiązaniem Trójmorza, które generowałoby potencjał samozadaniowania się i samoorganizacji gospodarczej dzięki skróceniu dystansu i ominięciu przeszkód geograficznych.
28 Uświadomienie sobie istnienia pułapki średniego dochodu oznacza, że aby myśleć o rozwoju i modernizacji, polska gospodarka potrzebuje przestawienia na osiąganie przewag konkurencyjnych w oparciu o inny mechanizm. Źródłem nowej przewagi mają być innowacje. Aby tak się stało, wymagane jest jednak dokonanie szeregu interwencji, a przede wszystkim sporej rewolucji mentalnej. Musimy w Polsce więcej zarabiać.
66 Czy Polska wyschnie? JOANNA PERZYNA
Odwrócenie procesów powodujących kurczenie się zasobów wodnych Polski nie jest zadaniem wymagającym znacznych nakładów finansowych czy technicznie trudnym. Wymaga odwagi politycznej, bo wymierzone jest w niezrównoważone i niemożliwe do utrzymania w dłuższej perspektywie gałęzie gospodarki czy wizje rozwoju, których horyzontem są krótkoterminowe zyski nawet wtedy, gdy te zagrażają trwałości ekosystemów, potencjałowi produkcyjnemu kraju czy, w dalszej perspektywie, jego suwerenności i porządkowi publicznemu.
NOWY
BYWATEL · NR 35 (86) WIOSNA-LATO 2021
36
Kolejne wchodzące na rynek pracy roczniki są coraz mniej liczne, rosną za to szeregi emerytów. Kluczowe wydaje się podjęcie takich działań, jak, z jednej strony, aktywizacja seniorów i nauka mądrego starzenia się, a z drugiej – stworzenie szeregu rozbudowanych usług społecznych odpowiadających na zmiany demograficzne.
3
74 Długa zima, wiosny nie widać. Uwagi o perspektywach bezpieczeństwa międzynarodowego Polski DR JAN PRZYBYLSKI
Możliwości sprostania przez Polskę bieżącym i przyszłym wyzwaniom dotyczącym polityki międzynarodowej są blokowane przez stan gospodarki kraju. Z tego względu ograniczone pozostają zdolności stosownej modernizacji armii. Ciągłość prowadzonej polityki ma dla pozycji międzynarodowej kraju kluczowe znaczenie. Problem Polski polega na tym, że mamy do czynienia z ciągłością dojutrkowości, bylejakości i gry pozorów.
82 Przełamując fale: usługi socjalne i przyszłość lokalnej polityki społecznej DR KRZYSZTOF CHACZKO
Odkąd sprawy społeczne powróciły do kompetencji wspólnot lokalnych, tj. od 1990 r., kolejne fale zmian w obszarze lokalnej polityki społecznej płynęły głównie w kierunku umacniania wybrzeży pomocy społecznej – krainy resortowości i selektywności. Czy wraz z pojawieniem się centrów usług społecznych uda się przełamać ten prąd i odmienić przyszłość lokalnej polityki społecznej?
88 Praca dla wszystkich MATEUSZ JUREWICZ, ADAM SURAJ
Polska nie jest przygotowana na wyzwania przyszłości: starzenie się społeczeństwa, duże bezrobocie, zmiany klimatyczne. Potrzebujemy Gwarancji Zatrudnienia i aktywnej polityki modernizacji kraju w celu przygotowania go na następne dekady.
96 Wielka idea usług publicznych DR TOMASZ MARKIEWKA
Idea usług publicznych – przy odpowiedniej realizacji, czyli odpowiednio wysokich inwestycjach – zakłada, że pewne rzeczy zostają wyjęte z rynku, bo są uważane za zbyt wartościowe, aby traktować je tak samo jak zwykłe towary.
102 Krótki przewodnik po kaczyzmie JAN ZELIG, ADAM WODEHAM
Polska jest państwem kaczystowskim i przez jakiś czas nim pozostanie. Ten doniosły fakt domaga się przynajmniej próby zbadania, czym kaczyzm jest, w jaki sposób kształtuje stosunki społeczne i dokąd może zaprowadzić naszą umęczoną ojczyznę.
110 Dokąd zmierzamy? JAN ZELIG, ADAM WODEHAM
Przyszłość należy do klasycznych zagadnień filozofii, a pomyślenie Polski jutra zapewne pomoże nam zrozumieć ideologię, która od 2015 r. zadomawia się w kolejnych instytucjach państwa. Przedstawmy najważniejsze wyzwania stojące przed Polską i sprawującym nad nią nadzór kierowniczy kaczyzmem w perspektywie najbliższych dwudziestu-trzydziestu lat.
118 Polska 2050 JAN ZELIG, ADAM WODEHAM
Przenieśmy nasze rozważania w przyszłość, do roku 2050, do Polski rządzonej przez trumny Jarosława Kaczyńskiego i Adama Michnika. Pogrążając się w fantastyce politycznej zakładamy, że za trzydzieści lat możliwe będzie jeszcze pomyślenie wspólnoty.
126 Wielka sieć, wielka krzywda Z MECENASEM LECHEM OBARĄ ROZMAWIA MAGDALENA OKRASKA
W tamtych czasach chętnie przyjmowaliśmy sieci handlowe w naszym kraju, kusząc tym, że mało się płaci ludziom, że być może bezkarnie można naruszać prawo pracy, o czym niech świadczy choćby fakt, że wielu sklepów Biedronka nie zgłaszano nawet do Państwowej Inspekcji Pracy ani Sanepidu. Traktowali nas jak swoją portugalską kolonię w Angoli.
134 W sieci Żabki Z AGNIESZKĄ NOWAK I ANNĄ MENDROK ZE STOWARZYSZENIA AJENTÓW I FRANCZYZOBIORCÓW ROZMAWIA MICHAŁ MALESZKA
Dopóki moje zdrowie na to pozwoli, będę walczyć do samego końca. O sprawiedliwość dla wszystkich, którzy są w naszym stowarzyszeniu, ale też dla tych, którzy kiedyś będą chcieli w tę franczyzę wejść. Dlatego bardzo bym chciała, żeby powstała i została przyjęta ustawa o franczyzie. To będzie scheda po mnie. To wymaga determinacji, ale nie mam nic do stracenia.
NOWY
BYWATEL NR 35 (86) · WIOSNA-LATO 2021
SPIS TREŚCI
Redakcja, zespół i stali współpracownicy Remigiusz Okraska (redaktor naczelny) Mateusz Batelt, Joanna Duda-Gwiazda, Bartłomiej Grubich, Katarzyna Górzyńska-Herbich, Konrad Hetel, prof. Monika Kostera, dr hab. Rafał Łętocha, Szymon Majewski, dr Tomasz S. Markiewka, dr Łukasz Moll, Bartłomiej Mortas, Krzysztof Mroczkowski, Magdalena Okraska, dr Jan Przybylski, Marceli Sommer, Szymon Surmacz, Karol Trammer, Nowy Obywatel ul. Daszyńskiego 55, 42-400 Zawiercie, tel. 530 058 740 propozycje tekstów: redakcja@nowyobywatel.pl reklama, kolportaż: biuro@nowyobywatel.pl
144 Fake news powstał w laboratorium: geneza społeczeństwa niewiedzy DR PIOTR KULIGOWSKI
Zamiast formułowania kolejnych wezwań o zaniesienie ludowi kaganka oświaty, autorzy omawianej tu książki proponują raczej założenie kagańca nauce i mediom, które, wbrew obietnicom oświecenia, w kapitalizmie stają się głównymi rozsadnikami fałszywych informacji.
nowyobywatel.pl ISSN 2082–7644 Nakład 1550 szt. Wydawca Stowarzyszenie „Obywatele Obywatelom” ul. Daszyńskiego 55, 42-400 Zawiercie Redakcja zastrzega sobie prawo skracania, zmian stylistycznych i opatrywania nowymi tytułami materiałów nadesłanych do druku. Materiałów niezamówionych nie zwracamy. Nie wszystkie publikowane teksty odzwierciedlają poglądy redakcji i stałych współpracowników. Przedruk materiałów z „Nowego Obywatela” dozwolony wyłącznie po uzyskaniu pisemnej zgody redakcji, a także pod warunkiem umieszczenia pod danym artykułem informacji, że jest on przedrukiem z kwartalnika „Nowy Obywatel” (z podaniem konkretnego numeru pisma), zamieszczenia adresu naszej strony internetowej (nowyobywatel.pl) oraz przesłania na adres redakcji 2 egz. gazety z przedrukowanym tekstem. Sprzedaż „Nowy Obywatel” jest dostępny w prenumeracie zwykłej i elektronicznej (nowyobywatel.pl/prenumerata), można go również kupić w sieciach salonów prasowych Empik oraz w sprzedaży wysyłkowej. okładka, skład, opracowanie graficzne Bartłomiej Mortas (behance.net/bartekmortas), Designed by Freepik Druk i oprawa Drukarnia READ ME w Łodzi 92–403 Łódź, Olechowska 83 druk.readme.pl
SPROSTOWANIE: W artykule pt. „Zazielenić pola inaczej, czyli wymyślmy rolnictwo na nowo”, opublikowanym w poprzednim numerze „Nowego Obywatela”, nieumyślnie popełniłem dwa błędy faktograficzne, które chciałbym sprostować. Napisałem, że „Polska jest jedną z większych gospodarek Europy Środkowo-Wschodniej, drugim największym w świecie producentem pszenicy i jabłek oraz jednym z większych eksporterów nabiału w Europie”. W rzeczywistości, według danych, jesteśmy trzecim największym producentem jabłek na świecie oraz drugim największym producentem żyta, a nie pszenicy. Za pomyłkę przepraszam. Nikodem Szewczyk
150 Cyfryzacja w organizacji: od zarządzania wiedzą do platformowego nadzoru ROMAN ROSTEK
Cyfryzacja przynosi narzędzia, które są dla pracowników korzystne i usprawniają pracę, ale kreuje też rozwiązania, które wielowymiarowo mogą zmieniać środowisko pracy na gorsze.
160 Maszynizm i podpodział pracy ARTHUR JOSEPH PENTY (1922)
Nasza krytyka maszynizmu nie kieruje się przeciwko maszynom jako takim, lecz tylko przeciw niekontrolowanemu stosowaniu ich w procesie produkcji oraz świadomemu ignorowaniu społecznych i gospodarczych konsekwencji tego fenomenu.
168 Potwory i nie. O wierszach Joanny Oparek PAWEŁ KACZMARSKI
Karnawałowość u Oparek jest karnawałem Brechta: zbiorowy, motłochowy bohater ocala szansę na życie nieplastikowe, niepodstawione.
171 Wiersze JOANNA OPAREK
Gadzi pierścień nasadza się na palec państwa miasta na środkowy palec Pomiędzy palcem denuncjującym i palcem serdecznym jest ten który wsuwa się w gardło by wywołać torsje
5
Polska gospodarka w służbie społeczeństwu – czy w globalnym kapitalizmie to możliwe? Krzysztof Mroczkowski Fot. Tomasz Chmielewski
6
T
rudne doświadczenie pierwszych dwóch dekad po transformacji powoduje, że zmniejszające się w ostatnim dziesięcioleciu nierówności i ubóstwo są przez nas witane z radością i ulgą. Warto jednak zadać sobie pytanie, czy nie powinniśmy być ambitniejsi w myśleniu. Czy nie możemy pozwolić sobie w Polsce na zdecydowanie lepszy system gospodarczy? Tego typu potrzebę sygnalizowali do tej pory zazwyczaj radykalni antykapitaliści, projektujący, co poniekąd zrozumiałe, wizje mniej ugruntowane w istniejącej globalnej ekonomii politycznej. Prospołeczni „realiści” natomiast rzadko wychodzą w swych postulatach poza korektę, którą można nazwać „neoliberalizmem plus”. Możliwa zmiana systemowa nie musi być jednak ani utopijna, ani kosmetyczna. Nawet w globalnym kapitalizmie Polska może pozwolić sobie na prospołeczny model gospodarczy.
Ogon musi przestać kręcić psem Od dawna nie kwestionujemy celów gospodarki. Bez względu na to, czy chcemy bardziej, czy mniej aktywnej redystrybucji i polityki społecznej, akceptujemy prymat gospodarki nad społeczeństwem i polityką. Zadajemy pytania o sposób „podziału tortu”, ale aksjomatem jest, iż celem społeczeństwa powinno być jak najszybsze rośnięcie tegoż „tortu”. Produkt krajowy brutto, suma wyprodukowanych i wykonanych dóbr i usług, jest celem głównym, do którego maksymalizacji dopasowywane są dopiero cele pomniejsze. Nawet jeżeli, jak w przypadku pandemii, stawką są wręcz ludzkie życia. Polska gospodarka i społeczeństwo uczestniczą w przyspieszającej akumulacji kapitału, tak jak w zasadzie cała planeta. Logika akumulacji, mimo towarzyszących jej narastających kosztów społecznych, politycznych i ekologicznych, wydaje się być hegemoniczna i niezagrożona. Obecne stadium kapitalizmu jest często opisywane jako mechanizm, który działa autonomicznie i wymknął się spod jakiejkolwiek kontroli. Takie ujęcie fałszuje obraz sytuacji, zamazując sprawczość społeczeństw i grup interesu, ale dość trafnie oddaje „ducha” obecnej epoki i nasze poczucie bezsilności. Mechanizm akumulacji dominuje. Dotyczy to funkcjonowania społeczeństwa, ale też indywidualnej codzienności, podporządkowanej wypełnianiu roli kapitalistycznego producenta (obecnie również po pracy, gdy produkujemy ślad cyfrowy) oraz konsumenta. Pracownicy muszą się liczyć z korporacyjnymi „targetami”, wyciskając ze swojego życia coraz więcej na rzecz gospodarki. Prezesi korporacji znajdują się pod dyktatem kwartalnych sprawozdań i cen akcji, więc walczą o swoje posady, próbując maksymalizować stopę zysku. Rządy muszą liczyć się z regulacyjnymi żądaniami korporacji i oferować ustępstwa przy zagrożeniu
NOWY
BYWATEL · NR 35 (86) WIOSNA-LATO 2021
atakiem rynków finansowych. Ta trudna rzeczywistość zawęża nam horyzont, przez co zapominamy, że inne modele gospodarowania są możliwe. Nie musimy daleko szukać, aby przekonać się, że można przełamać zastane aksjomaty. Zmiany zachodzące od 2015 r., chociaż nie rewolucyjne, u biedniejszej połowy społeczeństwa przyczyniły się do znaczącej poprawy codziennego komfortu, głównie dzięki płacy godzinowej oraz 500+, ale również płacy minimalnej i zmieniającej się demografii. Chociaż dla samego systemu gospodarczego zmiana była dość powierzchowna, to dla społecznego dobrostanu często już znaczna. Gospodarka nie ucierpiała, a miliony rodzin znalazły, czasami po raz pierwszy, finansowy grunt pod nogami. Jeszcze znaczniejszą zmianę można uzyskać działając długofalowo w innym modelu, obalającym prymat gospodarki nad społeczeństwem i podporządkowującym ekonomię celom wspólnoty. Zmiana nie jest semantyczna i nie sprowadza się do korekty „neoliberalizm plus”. Prymat dobrostanu społecznego nad gospodarką oznacza koniec machania przez ogon psem, a zatem skupienie się na maksymalizacji zadowolenia obywateli z jakości życia.
Jakie cele społeczne ponad gospodarką? Część celów jest jasna i związana z ukróceniem patologii będących doświadczeniem Polaków. Potrzebna jest poprawa stanu zdrowia, zarówno fizycznego, jak i psychicznego. To oznacza ograniczenie źródeł stresu i przepracowania. Potrzebne jest też polepszenie możliwości samorealizacji, ograniczonych w sytuacji materialnego niedostatku, a także zmniejszenie wpływu ekonomicznego przymusu i ucisku na ścieżkę własnego życia. Polacy powinni móc pozwolić sobie na pracę mniej intensywną i stresującą, pozostawiającą więcej czasu dla życia prywatnego i w rezultacie zwiększającą satysfakcję. Nie powinni też być bombardowani przez przemysł marketingowo-reklamowy nieustanną behawioralną manipulacją, kreującą zbędne potrzeby, wpływającą źle na duchowe samopoczucie oraz zwiększającą niezdrową rywalizację. Zaczynając od podstaw: celem społecznym powinna być wolność od zagrożenia ubóstwem i zapewnienie godnego poziomu życia. Potrzebujemy znacząco mniejszej rozpiętości dochodowej, a w szczególności podwyższenia udziału gorzej zarabiających Polaków w wypracowanym dochodzie narodowym. Wbrew przekonaniu technokratycznych ekspertów, zwiększenie dochodów mniej zarabiających Polaków może się odbyć prostymi metodami: zwiększeniem ich dochodów z pracy oraz pozostałych. W zakresie powiększania dochodów z pracy istotne są zarówno tradycyjne metody zwiększania udziału pracowników w dochodzie (płaca minimalna,
7
Fot. Tomasz Chmielewski
regulacje, pozycja związków zawodowych), jak i zatroszczenie się o zrównoważoną strukturę własności. Obecny, bardzo wysoki udział własności prywatnej przedsiębiorstw, premiuje napędzanie logiki akumulacji kapitału kosztem własności spółdzielczej i społecznej. Jedno z narzędzi, których wprowadzenie jest postulowane jako dodatkowe (pozapracownicze) wsparcie, to bezwarunkowy dochód podstawowy. To dość kosztowne rozwiązanie, którego jednak nie warto całkowicie skreślać. Jako pewien element uzupełniający może w przyszłości pełnić redystrybucyjną rolę, podobnie jak dochody ze wspólnotowych przedsięwzięć ery cyfrowej. Chyba jeszcze ważniejszym dla jakości życia Polaków celem społecznym powinien być krótszy czas pracy. Brzmi to nieco abstrakcyjnie w kraju, gdzie jeszcze niedawno panował ekspercki konsensus co do konieczności podwyższenia wieku emerytalnego. Faktycznie jednak, zgodnie z przewidywaniami brytyjskiego ekonomisty J. M. Keynesa sprzed niemal stu lat, przy tak znacznych zdobyczach produktywności już dawno powinniśmy skrócić 40-godzinny tydzień pracy. Tylko logika nieustannej akumulacji wymusza na nas niesięganie po to, co już jest w zasięgu ręki. Jeszcze pokolenie powojennego wyżu
demograficznego pamięta przechodzenie w późnym PRL-u do nowego trybu „wolnych sobót”. Jest to wykonalne i potrzebne. Jak wskazują pilotaże przeprowadzane w różnych firmach eksperymentujących z krótszym czasem pracy, nie musi mieć także rujnującego wpływu na gospodarkę. Kolejnym istotnym celem społecznym jest również zwiększenie poczucia sprawczości i wolności oraz zmniejszenie w życiu obywateli poczucia dominacji czy też tyranii. Z pewnością częścią odpowiedzi jest poprawa pozycji zatrudnionych dzięki tradycyjnym rozwiązaniom propracowniczym. Dodatkowo, państwo może stworzyć mechanizmy gwarancji zatrudnienia, dzięki którym stopa bezrobocia byłaby bliska zera. Pozytywnie oddziaływałyby również mechanizmy partycypacji pracowniczej (rady pracownicze, udział w radach nadzorczych) w firmach prywatnych. Istotnym składnikiem byłaby jednak również zmiana struktury własności przedsiębiorstw na model bardziej mieszany. W szczególności należałoby stworzyć regulacyjne zachęty do tworzenia spółdzielni. W dobie wielu narastających kryzysów ekologicznych jednym z głównych celów społeczeństwa powinno być zapewnienie, aby wzrostowi jakości życia towarzyszyło zmniejszenie negatywnego wpływu
8
Fot. Tomasz Chmielewski
na środowisko. Konieczna jest transformacja energetyki do modelu niskoemisyjnego. Globalne problemy ekologiczne nie mogą zostać rozwiązane przez jeden kraj średniej wielkości. Polska powinna jednak domagać się, aby głównym składnikiem proekologicznej odpowiedzi Unii Europejskiej i ONZ była odpowiedź na problem „u źródła”, tj. poprzez regulację produkcji i wytwórczości. Temu oczywiście mogą towarzyszyć inicjatywy krajowe promujące niższą materiałochłonność konsumpcji. Między innymi z tego powodu kolejnym istotnym celem społecznym powinno być wyprzęgnięcie życia poza pracą z mechanizmu akumulacji. Innymi słowy, należy próbować usunąć również „zanieczyszczenie”, które późny kapitalizm wprowadził w nasze życia poza sferą zarobkowania. Aspiracyjny konsumpcjonizm, wychowujący ludzi od młodego wieku, zajmuje zbyt dużą część wolnego czasu obywateli. Regulacje dotyczące cyfrowej inwigilacji przez firmy marketingowe oraz oczyszczenie przestrzeni publicznej, w tym mediów, z przerośniętego sektora reklamy, usunęłyby dużą część konsumpcyjnego zanieczyszczenia. Czy wszystkie powyższe rozważania układają się w imperatyw zmniejszenia produkcji i konsumpcji? W końcu w gospodarce kierowanej celami społecznymi
NOWY
BYWATEL · NR 35 (86) WIOSNA-LATO 2021
spędzalibyśmy mniej czasu w pracy oraz jako konsumenci. To sugerowałoby przyjęcie koncepcji „postwzrostu”. W wersji mniej ambitnej można przywołać model „obwarzankowy”, autorstwa ekonomistki Kate Raworth. Wskazuje ona, że wytwarzając dobra i usługi na potrzeby społeczne, musimy poruszać się między określonym minimum potrzebnym do zdrowego funkcjonowania społeczeństwa, a określonym maksimum, którego przekroczenie destabilizuje ekosystemy. Jednakże, niestety, nie możemy ogłosić Polski strefą wolną od kapitalizmu i patrzeć z oddali na pędzący świat.
Dlaczego musimy uczestniczyć w wyścigu? Nawet przy gospodarce nastawionej na osiąganie celów społecznych i detronizującej kult wzrostu PKB, jest szereg powodów, dla których Polska nie może lub nie powinna „wypisywać” się z globalnego wyścigu konkurencyjnego. Najbardziej oczywisty to zaspokojenie potrzeb materialnych. Chociaż przerośnięty konsumpcjonizm jest problemem, to nie jest możliwe całkowite odcięcie się od aspiracji mających źródła w stylu życia najbardziej rozwiniętych państw świata. Przynajmniej częściowe zaspokajanie tych aspiracji jest istotne dla utrzymania społecznego
9
Fot. Tomasz Chmielewski
dobrostanu i zadowolenia. Jednym z istotnych czynników destabilizujących kraje bloku sowieckiego był brak elementu konkurencyjnego w gospodarce i towarzyszące temu niezaspokojenie potrzeb konsumpcyjnych, których wzorce płynęły z Zachodu. Uczestniczenie w globalnej gospodarce jest więc nie tylko pożądane, ale wręcz wskazane, aby realizować cele społeczne: trzeba oferować światu rzeczy cenne, aby mógł oferować nam rzeczy potrzebne. Ujmując ten sam argument mniej merkantylnie, można też stwierdzić, że imperatyw jakościowej zmiany zastanych warunków życia i gospodarowania ma istotne znaczenie dla realizowania misji ludzkości. Kolejna przesłanka przemawiająca za udziałem w wyścigu to względy bezpieczeństwa, a konkretnie zapobieganie groźbie dominacji. Groźba zapóźnienia gospodarczego i technologicznego może przyczynić się do pauperyzacji i postawienia kraju pod ścianą. W przeszłości takim czynnikiem mobilizującym do jakościowego rozwijania własnego potencjału był strach przed technologiczną przewagą wojskową potencjalnych najeźdźców. W dwudziestym pierwszym wieku taką samą rolę pełnią nie tylko technologie wojskowe, ale cały szereg innych, m.in. umożliwiających funkcjonowanie infrastruktury energetycznej oraz komunikacyjno-informacyjnej.
Powody polityczne również są bardzo istotne. Polska musi liczyć się z własnym znaczeniem dla zagranicznych podmiotów, między innymi tych, które ulokowały u nas bezpośrednie inwestycje zagraniczne, oczekując trwających wiele dekad wysokich zwrotów z inwestycji, a także inne, pośrednio korzystające z polskiego aktywnego uczestnictwa w międzynarodowo konkurencyjnych łańcuchach wartości. Dla tych interesów całkowite porzucenie imperatywu konkurencyjnego byłoby dużo większym przewinieniem niż zmiany redystrybucyjne. Dlatego polityczna zmiana musi mieć bardzo dobre rozeznanie w międzynarodowej grze prywatnych interesów.
Jak wygląda światowa gra gospodarcza? Najważniejszą rolę w światowej gospodarce pełni kapitał finansowy. To on stara się maksymalizować stopy zwrotu z własności (w tym własności intelektualnej) części łańcuchów wartości różnych sektorów, szczególnie tych o wysokiej wartości dodanej. W praktyce można to zobrazować na następującym przykładzie: niemiecki samochód integruje części produkowane przez podwykonawców. Koncern produkujący samochód, jak i podwykonawcy, są częściowo własnością wielkich graczy sektora finansowego.
10
Najbardziej kluczowe części, takie jak np. mikrochipy, są oparte na unikalnej opatentowanej własności intelektualnej, będącej własnością podwykonawców zazwyczaj całkowicie kontrolowanych przez wielki kapitał sektora finansowego. Co ważne, samochód ten nie pojedzie bez zapewnienia dostaw benzyny, do której wytworzenia potrzebna jest ropa naftowa. Jeżeli samochód jest elektryczny, konieczne są baterie, do których wytworzenia potrzebne są cenne surowce, np. lit. A zatem, chociaż kluczowe dla tworzenia wartości są technologie przemysłowe, to nie inżynier jest głównym protagonistą globalnej gospodarki. Jest nim finansista. Kapitał finansowy szuka rent, w czym pomaga mu koncentracja sektorów w oligopole. Ze względu na rosnącą rolę przestrzeni cyfrowej, pośredniczącej w coraz większej części relacji zarówno gospodarczych, jak i społecznych, oligopole cyfrowe mają coraz wyraźniejszą, półautonomiczną pozycję w stosunku do swoich finansowych udziałowców (analogiczna sytuacja dotyczy gigantów energetycznych). Sam kapitał finansowy, pomimo wielości korporacyjnych struktur i funduszy funkcjonujących na rynku, sprawuje za pomocą niewielkiej grupy elitarnych firm właścicielską kontrolę nad większością kluczowych sektorów globalnej gospodarki. Globalny ład gospodarczy, z wielkim kapitałem finansowym jako hegemonem, jest skonstruowany politycznie. Jest, szczególnie w dwudziestym wieku, efektem tworzenia instytucji i regulacji międzynarodowych. Najważniejsze w tym globalnym ładzie są wzajemnie powiązane główne centra kapitału finansowego: nowojorska Wall Street i londyńskie City. Jego interesy polityczne są w dużej mierze realizowane poprzez wpływ na państwa Zachodu. Dzięki temu kapitał finansowy dysponuje siłą militarną i możliwością kształtowania ładu na świecie mechanizmami niedobrowolnymi. Najsilniejsze militarnie państwo świata – Stany Zjednoczone – same są jednocześnie eksploatowane wewnętrznie (ponieważ poszukiwanie rent przez kapitał finansowy obniża potencjał technologiczno-przemysłowy i standard życia), jak i wykorzystywane do kosztownego chronienia interesów kapitału finansowego na świecie. Dość podobne zjawisko w przypadku Wielkiej Brytanii zauważył ponad sto lat temu John Hobson w swojej pracy „Imperializm”. Wskazuje to, iż mechanizm akumulacji w pewnej mierze podważa własne warunki reprodukcji. Dla Polski płyną z tego bezpośrednio dwie lekcje: po pierwsze, co oczywiste, kapitał finansowy ma duże znaczenie i należy się z nim liczyć i wchodzić w dialog przy podejmowaniu decyzji politycznych. Po drugie, fundusze-holdingi finansowe mają wielką zdolność tworzenia korzyści materialnych i zasysania
NOWY
BYWATEL · NR 35 (86) WIOSNA-LATO 2021
wartości dodanej dla swoich właścicieli, lecz niekoniecznie pozytywnie wpływają na produktywne sektory gospodarki i mogą rozbijać spójność społeczną krajów. Powstaje zatem sprzeczność, którą można jednak rozwiązać. Norweski państwowy fundusz inwestycyjny czerpie z rent dostępnych dla wielkiego kapitału finansowego, nie szkodząc jednak własnemu społeczeństwu. W polskim przypadku szczególnie warto zadbać o wzrost kapitału i zdolność do generowania nadwyżek sektora spółdzielczego. Przywilej finansowy można wykorzystywać bez napędzanych prywatnym interesem antyspołecznych efektów ubocznych akumulacji. Chociaż otwarty kolonializm krajów Zachodu skończył się w dużej mierze w ubiegłym wieku, to pokolonialne zaszłości nadal potężnie oddziałują na globalne relacje gospodarcze. Ukształtowana na świecie w czasach kolonialnych struktura własności uległa tylko częściowej modyfikacji. Własność zasobów w krajach rozwijających się spoczywa w dużej mierze w rękach akcjonariuszy z krajów Zachodu. Dodatkowym dziedzictwem ery kolonializmu jest rozwój finansów offshore, do których przenosili swoje likwidowane kolonialne majątki Europejczycy, nie chcący uczestniczyć w progresywnych systemach podatkowych powojennego Zachodu. Na przykładzie niemieckiego samochodu można zauważyć, jak istotne jest zapewnienie integracji rozmaitych części globalnego łańcucha dostaw w jeden finalny produkt oraz, w szczególności, zapewnienie mu źródeł energii. Nie tylko niemiecki samochód jest bez nich bezużyteczny. Groźba odcięcia od źródła energii oraz zasobów napędzających węzłowe sektory gospodarki jest przyczyną niemal wszystkich konfliktów zbrojnych (w tym tych o małej intensywności) prowadzonych w zeszłym i obecnym stuleciu. Szczególnie konfliktogenne są miejsca, w których istnieją możliwości poprowadzenia gazociągów. Dlatego też kwestia niezależności energetycznej jest dla Polski tak ważna, a rurociągi Nord Stream mocno zachwiały naszą pozycją. Również przejście na miks energetyczny zawierający duży procent energii jądrowej nie całkiem rozwiązuje ten problem. Francja, która dzięki atomowi mniej zależy od rosyjskiego gazu, musi w Afryce za pomocą wojska „wyrąbywać” sobie drogę do złóż uranu potrzebnego w energetyce jądrowej. Oczywiście analogicznie konfliktogenna jest kwestia dostępu do metali ziem rzadkich potrzebnych np. do elektroniki precyzyjnej, a także precyzyjnych komponentów (np. będących w produkcji na Tajwanie). Nie tylko globalny kapitał finansowy stara się kontrolować zasoby, dotyczy to także jego rywali: dawniej Związku Radzieckiego, a dziś takich państw, jak Chiny, Rosja czy Iran. Dlatego narzekający na
11
Fot. Tomasz Chmielewski
hipokryzję świata Zachodu powinni pamiętać, iż nie ma żadnych przesłanek, jakoby świat post-zachodni był w jakikolwiek sposób lepszy. Dla Polski ma to znaczenie, ponieważ nasz najbliższy sąsiad i partner, Niemcy, dla krótkotrwałych zysków ekonomicznych zdecydował się na związanie swojej przyszłości z Azją. Niemcy są jedynym krajem o ogólnoświatowym (poprzez UE) znaczeniu, na który Polska ma wpływ. Budowa eurazjatyckiego obszaru przemysłowo-technologicznego, połączonego infrastrukturą umożliwiającą szybkie dostawy komponentów, wymusi na Polsce bardziej zaciętą konkurencję z przybliżającym się światem.
Czego brakuje, by polepszyć pozycję Polski? Nasze znaczenie w globalnych łańcuchach wartości w dużej, choć niewyłącznej mierze wynika z podwykonawstwa w projektach biznesowych firm z Niemiec. Niemiecki pomysł na gospodarczą przyszłość naszego rejonu wygląda następująco: dzięki zapewnieniu sobie dostaw energii z Rosji i innych potrzebnych surowców i komponentów z Azji, możliwe będzie odłączenie się od atlantyckich centrów kapitałowych, które wcześniej je kontrolowały. Olbrzymi
azjatycki rynek i jego zdolności produkcyjne pozwalałyby na osiąganie wyższych zysków i większej skali działalności niż dotychczas. Niemiecki plan ignoruje długoterminowe zagrożenia związane z zależnością od Azji. Jednocześnie, przybliżając Azję do Europy, jest dla Polski nie tylko szansą na nowe rynki, ale też dużym zagrożeniem, np. oznacza ryzyko wypadnięcia z zajmowanej pozycji średniego podwykonawcy niemieckich dóbr. Jak się przed tym ustrzec? Stawiane przez analityków (np. w Planie Morawieckiego) diagnozy gospodarcze dotyczące konkurencyjności Polski są generalnie właściwe, nawet jeżeli nie wyczerpują tematu. W globalnej gospodarce należy konkurować poprzez podmioty o dużej skali. Warto, wzorem najlepszych, skoncentrować się na generowaniu rent z unikalnej własności intelektualnej, tak, aby jak największa część dochodu przypadała nie na prostą pracę manualną, lecz na aktywność kreatywną: projektowanie, marketing i wyrób kluczowych komponentów. Należy wzmocnić potencjał innowacyjny kraju i łatwość wchłaniania przez biznes nowych pomysłów generowanych przez naukę. Ten obraz nie jest jednak kompletny. Pierwszym zagadnieniem, które pomija, są braki kompetencji w gospodarce i społeczeństwie. Pojawiające się
12
problemy z implementacją rządowej Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju (SOR) z 2016 r. wynikają właśnie z niedostatków kompetencji w obszarze koordynowania trudnych przedsięwzięć. Sztandarowy udany program rządów prawicy (500+) zasadzał się na prostym mechanizmie transferów. Państwo „zadziałało”, ponieważ nie musiało robić prawie nic poza przeznaczeniem stosownej kwoty. Inne elementy SOR wypadają już znacznie gorzej. Podobnie jest także w innych obszarach: od organizacji upamiętnienia stulecia Cudu nad Wisłą, po zarządzanie odpowiedzią na pandemię, państwo pokazuje, iż poprzeczka trudności zadań, którym nie może podołać, nie jest zawieszona zbyt wysoko. Te braki kompetencyjne nie są bynajmniej domeną jedynie sektora publicznego. Również organizacje prywatne nie mają doświadczeń i kultury zdolnej do pokonywania skomplikowanych zadań w najwyższej lidze gospodarczej. Bardzo wysoki poziom skolaryzacji w Polsce nie przybliża nas do rozwiązania problemu kompetencji, gdyż najcenniejsza wiedza nie jest dostępna powszechnie. Merytokracja, władza „prymusów”, pozwala osiągnąć tylko ten średnio-wysoki poziom rozwoju, który już osiągnęliśmy. Erozja instytucji w wykonaniu Zjednoczonej Prawicy jeszcze pogłębia ten problem, podważając organizacyjne podstawy nawet tego półperyferyjnego miejsca w łańcuchach wartości, które polskie sektory zajmują. W państwowych instytucjach i spółkach niedoskonałe mechanizmy merytokratyczne są psute, co jeszcze bardziej spłyca pamięć instytucjonalną i kulturę organizacyjną. Nie jest możliwe w takich warunkach realizowanie długotrwałych projektów na wielką skalę. W kolejnych dekadach Polska będzie musiała podnieść poziom kwalifikacji poprzez podejmowanie skomplikowanych przedsięwzięć, budowanie ponadpartyjnego przyzwolenia na nie, sprowadzanie kompetencji z zagranicy oraz „uczenie się podczas pracy” nad tymi projektami. Dotyczy to także sektora prywatnego. Ale to nie wszystko. Chociaż kompetencje i instytucje są bardzo ważne dla efektywnego funkcjonowania społeczeństwa, należy przyswajać także tę część zachowań krajów cywilizacyjnego centrum, o których nie piszą w książkach i podręcznikach. Chodzi o samosterowność. Aby polskie instytucje i organizacje efektywnie działały na rzecz społecznego interesu, muszą być jednoznacznie nakierowane na ten cel. To oznacza, iż społeczna infrastruktura – nauka, media, organizacje pozarządowe, instytucje badawcze i certyfikacyjne, prywatny biznes o funkcjach quasi-regulacyjnych – musi być w większej mierze finansowana przez polskie społeczeństwo oraz polski biznes. Obecnie punkt odniesienia dla
NOWY
BYWATEL · NR 35 (86) WIOSNA-LATO 2021
Polaków o najwyższych kompetencjach stanowią organizacje zachodnie: ich media, ich uczelnie, ich think tanki, ich prestiżowe firmy prawnicze i konsultingowe, instytuty badawcze, NGO-sy. Konieczne jest budowanie krajowych punktów odniesienia (oczywiście nie powinno odbywać się to na zasadzie polityczno-patronackiej, jak nieudane inicjatywy obecnego rządu), najlepiej o zasięgu ponadkrajowym. Zadanie samosterowności bezwzględnie dotyczy również administracji publicznej. Dzięki podniesieniu poziomu kompetencji i samosterowności odpowiedzieć na kolejne wyzwania gospodarcze będzie można już w nowym, prospołecznym modelu. Te wyzwania to uczestnictwo w gospodarce przyszłości, powszechny dobrobyt, zrównoważenie rozwoju.
Polski model społecznogospodarczy w trzech krokach Udział w ekonomii przyszłości oznacza niewypadnięcie z konkurencyjnego wyścigu i procesów gospodarczych generujących największe przyszłe dochody, w tym dochody z gospodarki cyfrowej. Powszechny dobrobyt to zmiana wewnętrznej struktury dochodowej w kraju, by dążyć do osiągnięcia najniższych nierówności dochodowych w Unii Europejskiej. Zrównoważenie rozwoju to zapewnienie podstaw do funkcjonowania polskiego modelu w długim okresie. Polska gospodarka generuje na tyle wysoki dochód narodowy, by mogła pozwolić sobie na partycypację w nowej gospodarce na zasadzie udziałowej. W ciągu dwóch dekad biznes prywatny i państwo mogą wygenerować nadwyżki rzędu kilkuset miliardów euro i przeznaczyć je na uczestnictwo kapitałowe w firmach spijających śmietankę dzięki zdominowaniu gospodarki przyszłości. Swego czasu proponowałem architekturę polskich funduszy finansowych, które zarówno wspierałyby polskie przedsięwzięcia cyfrowe, jak również były inwestorami w czołowych cyfrowych firmach XXI wieku. Jednocześnie nie powinniśmy pozwolić na finansjalizację własnej gospodarki. Wraz z rozrostem sektora spółdzielczego w reszcie gospodarki spółdzielcza bankowość powinna pełnić coraz ważniejszą rolę. Aktywność finansowa nie powinna wypierać wsparcia dla produktywnej gospodarki krajowej, opartej w coraz większej mierze na własności intelektualnej (również zakupionej). Dążenie do powszechnego dobrobytu powinno być jednym z filarów polskiego modelu społeczno-gospodarczego. Poczynając od całkowitej likwidacji ubóstwa, po osiągnięcie najniższych nierówności dochodowych w UE, wszystkie narzędzia do osiągnięcia tych celów są proste i względnie dostępne. Jedynie zwiększenie roli spółdzielczości w aktywności
13
Fot. Tomasz Chmielewski
gospodarczej jest procesem długotrwałym, obliczonym na dekady, wymagającym nie tylko formalnych przepisów, ale także przygotowania kompetencyjnego szerokich rzesz pracowników. Upowszechnienie standardów takich jak umowy o pracę czy skrócenie czasu pracy to rzeczy, które można wprowadzić niemal od ręki. Długotrwale zrównoważona gospodarka to gospodarka świadoma swojego środowiskowego wpływu i konieczności wielopokoleniowego przetrwania. Poza zagadnieniami czysto ekologicznymi obejmuje to również myślenie o demografii i wyzwaniach energetycznych. Podporządkowana celom społecznym imigracja do kraju to imigracja, dzięki której podwyższa się krajowy potencjał, w tym produktywność. Każdy dodatkowy pracownik, nawet mało produktywny, podwyższa całkowite PKB kraju i działa na korzyść interesów biznesu danego państwa. Jednak dopiero pracownicy podwyższający krajowe PKB per capita są zyskiem dla całego społeczeństwa, pozwalając uniknąć depresji płacowej. W zakresie energetyki Polska nie ma dużego pola manewru, ale może postarać się uzyskać wpływ na partnerskie warunki i z pozycji zależności przejść na pozycje współzależności. Przykładowo,
kontraktując francuskie technologie jądrowe, można wymusić polską obecność (np. udziałową) w elementach francuskiego systemu. Należy dążyć do dywersyfikacji dostaw, a także rozbudować elementy infrastruktury (np. interkonektory oraz zbiorniki gazu) pozwalające na zmniejszenie siły nacisku na kraj. Silne powiązania gospodarcze i współzależność z innymi ważnymi podmiotami gospodarki światowej będą kluczowe dla uniknięcia potencjalnych kłopotów. Osiągnięcie tych celów jest możliwe, a nawet może paradoksalnie łatwiejsze w kraju półperyferyjnym, niż w kraju centrum, gdzie prospołeczne inicjatywy są obserwowane ze szczególną uwagą przez wielki kapitał (czego dowodem są niepowodzenia Berniego Sandersa i Jeremy’ego Corbyna). Skoro świat zaakceptował nawet kontrowersyjny rząd Zjednoczonej Prawicy, może też zaakceptować przyszłe prospołeczne zmiany. A więc dokończenie „polskiej nowoczesności” może leżeć w naszych rękach.
Krzysztof Mroczkowski (ur. 1987) – publicysta, ekonomista i historyk. Stały współpracownik „Nowego Obywatela”.
82
Przełamując fale: usługi socjalne i przyszłość lokalnej polityki społecznej
dr Krzysztof Chaczko
O
dkąd sprawy społeczne powróciły do kompetencji wspólnot lokalnych, tj. od 1990 r., kolejne fale zmian w obszarze lokalnej polityki społecznej płynęły głównie w kierunku umacniania wybrzeży pomocy społecznej – krainy resortowości i selektywności. Czy wraz z pojawieniem się centrów usług społecznych uda się przełamać ten prąd i odmienić przyszłość lokalnej polityki społecznej?
Dziedzictwo instytucjonalne Tomasz Inglot uważa, że w europejskich środkowo-wschodnich państwach opiekuńczych (welfare state), w tym oczywiście w Polsce, występuje zjawisko „permanentnych placów budowy”. Oznacza ono kombinację starych i nowych rozwiązań socjalnych w polityce społecznej1. Rozwijając tę myśl można stwierdzić, iż na polską politykę społeczną czasu realnego socjalizmu „nałożono” w czasie transformacji systemowej rozwiązania wolnorynkowe. Michał Polakowski sugeruje z kolei, że na dziedzictwo historyczne nadwiślańskiej polityki społecznej można spojrzeć z kilku perspektyw. „Po pierwsze, przez dziedzictwo historyczne możemy rozumieć specyficzną strukturę bądź organizację polityki społecznej. Na przykład może to być uniwersalna polityka społeczna dla wszystkich obywateli/rezydentów danego kraju bądź też przeciwnie: programy socjalne mogą być skierowane do wybranych grup […]. Po drugie,
NOWY
BYWATEL · NR 35 (86) WIOSNA-LATO 2021
przez dziedzictwo historyczne polityki społecznej możemy rozumieć parametry poszczególnych jej prog ramów, np. hojność świadczeń pieniężnych czy jakość usług. […] Po trzecie, przez dziedzictwo historyczne polityki społecznej możemy rozumieć sposób, w jaki dostosowuje się ją do zmieniających się okoliczności społecznych i gospodarczych. W tym przypadku możemy mówić np. o zróżnicowanych rolach ekspertów w planowaniu i prognozowaniu reform polityki społecznej”2. Idąc dalej tym tropem, a szczególnie ostatnią perspektywą, zauważmy, iż koncepcja historycznego instytucjonalizmu zakłada, że kluczowy moment w procesie rozwoju zjawisk społeczno-politycznych następuje w momencie otwarcia się systemu na zmiany. Od stylu i kierunku decyzji podjętych w czasie otwarcia zależy dalszy kształt realizowanej polityki (społecznej). W naszym przypadku mówimy rzecz jasna o transformacji ustrojowej sprzed trzech dekad. Stąd przemiany z tego okresu wydają się być kluczowym elementem tej perspektywy. Przypomnijmy – trzymając się zasygnalizowanej przez M. Polakowskiego trzeciej perspektywy – iż na ogół uważa się, że istniało aż pięć różnych scenariuszy rozwoju welfare state w Polsce po upadku realnego socjalizmu. Pierwszy oznaczał pozostawienie wszystkiego tak, jak było, ale nie miał wielu zwolenników. Drugi scenariusz to postawienie na
83
Fot. Tomasz Chmielewski
terapię szokową – był on promowany przez zwolenników ekonomii friedmanowskiej oraz Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego, które to instytucje wspierały finansowo przemiany gospodarcze i oddziaływały na kształt reform. Trzecią możliwą strategią było budowanie modelu w oparciu o rozwiązania państwa socjalnego na wzór niemiecki. W polityce społecznej model taki miał się opierać głównie na zasadzie subsydiarności (pomocniczości). Czwarty model oznaczał gospodarkę społeczną polegająca na rozwiniętych spółdzielniach socjalnych. Ostatnim modelem był scenariusz podążania w kierunku socjaldemokratycznego lub skandynawskiego państwa opiekuńczego. Rząd utworzony w 1989 r. dokonał wyboru neoliberalnej – w istocie angloamerykańskiej – wersji transformacji (scenariusz numer dwa). Jej zwolennicy byli nastawieni raczej niechętnie do państwowej aktywności socjalnej. „Traktują ją jako działanie przymusowe, tłumiące wolność i indywidualizm oraz sprzyjające marnotrawstwu i nieefektywności
w dążeniu do sprawiedliwości społecznej”3. Ryszard Bugaj twierdzi, iż program wdrożony podczas transformacji gospodarczej lat 90. został zdeterminowany przez klasyczne wytyczne ekonomii neoliberalnej, oznaczające prywatyzację, deregulację, radykalne ograniczenia ochrony rynku krajowego i zmiany strukturalne w postaci np. redukcji funkcji socjalnych państwa4. W konsekwencji tak ukierunkowanego procesu przemian zakłady pracy przestały być podstawowymi podmiotami (lokalnej) polityki społecznej. W zamian we wspólnotach lokalnych pojawiły się – jeszcze przed reformą samorządową z 1990 r. – nowe instytucje: ośrodki pomocy społecznej, mające na celu niwelację negatywnych społecznych skutków gwałtownego przejścia z gospodarki centralnie planowanej do wolnorynkowej. Nie ulega wątpliwości, że instytucja pomocy społecznej ogromnie zasłużyła się w okresie przemian: Szacuje się, że w szczycie kryzysu społecznego okresu transformacji, tj. w 1993 r., system pomocy społecznej udzielił świadczeń trzem milionom osób
84
Fot. Tomasz Chmielewski
– kilkukrotnie więcej niż przed rozpoczęciem przemian. I kilkukrotnie więcej niż obecnie. Podstawową funkcją pomocy społecznej były zatem działania ratownicze względem tych, którzy nie byli w stanie poradzić sobie w nowych okolicznościach gospodarczych. To ratownictwo oddalało ryzyko wybuchu konfliktu społecznego, który mógł realnie zagrozić przemianie ekonomicznej i społecznej. I to się niewątpliwie udało. Tyle że, w myśl zasygnalizowanego powyżej historycznego instytucjonalizmu, zadecydowało to o specyfice rozwoju wspólnot lokalnych czy, mówiąc ściśle, lokalnej polityki społecznej. Ustawa o pomocy społecznej z 1990 r. oraz kolejna – obowiązująca obecnie ustawa o pomocy społecznej z 2004 r. – stworzyły system lokalnej polityki społecznej, w którego centrum, z przyczyn opisanych wyżej, znalazła się pomoc społeczna (a dokładniej: ośrodek pomocy społecznej). Podobna tendencja miała miejsce podczas dwóch reform samorządowych z 1990 i 1999 r. – przy programowaniu działań publicznych wpisano rozwiązania z zakresu lokalnej polityki społecznej do systemu pomocy społecznej. „Rozwiązanie takie nie tylko nie sprzyjało przekraczaniu logiki resortowości w organizowaniu usług społecznych przez rozwijanie funkcjonalnej współpracy instytucji z różnych obszarów sfery społecznej, ale wręcz umacniało logikę podziałów resortowych (służby i instytucje publiczne spoza pomocy społecznej
NOWY
BYWATEL · NR 35 (86) WIOSNA-LATO 2021
przejawiały dystans wobec prób poddania ich działalności koordynacji ze strony placówek pomocy społecznej)”5. Krótko mówiąc, odkąd sprawy społeczne powróciły do kompetencji wspólnot lokalnych, tj. od 1990 r., kolejne fale zmian w sferze społecznej szły w kierunku wzmacniania systemu pomocy społecznej, cechującego się resortowością, tj. przywiązaniem do jednego sektora związanego w pomocą społeczną, oraz selektywnością, czyli przywiązaniem do określonych grup społecznych, przede wszystkim tych doświadczających ubóstwa.
Fala zmian Idea zinstytucjonalizowania rozwoju usług społecznych pojawiła się w 2018 r. w ramach Narodowej Rady Rozwoju w sekcji „Polityka społeczna, rodzina”. Już w listopadzie 2018 r. gotowy projekt z tego zakresu ustawy wpłynął do Sejmu, zaś w połowie 2019 r. został przyjęty przez posłów ogromną większością głosów. Ustawa ostatecznie weszła w życie w styczniu 2020 r. Koncepcja zakłada dwa tryby powoływania instytucji o nazwie centrum usług społecznych. Raz, centrum może powstać na obszarze jednej gminy poprzez przekształcenie funkcjonującego w tej gminie ośrodka pomocy społecznej. Dwa, centrum usług społecznych można utworzyć dla dwóch lub więcej gmin (na podstawie porozumienia tych jednostek), przy czym gminy wybierają lokalizację tej instytucji,
85
a na ich terenie wciąż będą funkcjonować ośrodki pomocy społecznej. Ta nowa instytucja w systemie lokalnej polityki społecznej ma zintegrować system powszechnych i kompleksowych usług społecznych: od polityki prorodzinnej, reintegracji społecznej i mieszkalnictwa, poprzez ochronę zdrowia, przeciwdziałanie bezrobociu i kulturę, aż po turystykę oraz ochronę środowiska. Koncepcja tzw. kroczącej zmiany w integracji systemu lokalnych usług społecznych zakłada, że tworzenie oraz funkcjonowanie centrum usług społecznych jest zadaniem nieobowiązkowym gminy. Na tę fakultatywność można spojrzeć w sposób dwojaki. Z jednej strony istnieje obawa, że z powodów finansowo-organizacyjnych gminy nie będą powoływały centrów lub że tylko niewielki odsetek gmin podąży w tym kierunku. Z drugiej, jak piszą ustawodawcy, „chodzi o to, aby decyzja o utworzeniu CUS była decyzją przemyślaną, w odpowiedzi na rozpoznane potrzeby własnej społeczności lokalnej”6. Gminy mogą zatem zmierzać w kierunku integracji usług społecznych swoją ścieżką, swoim tempem, wykorzystując istniejące instytucje społeczne. W gruncie rzeczy idzie o to, by spoglądać w podobnym kierunku: ku powszechności i wielosektorowości usług społecznych będących ważną (prawdopodobnie główną) częścią lokalnej polityki społecznej. Trzymając się tego wątku i ujmując rzecz w sposób ogólny, na centra usług społecznych można spojrzeć jak na formę koła zamachowego zmiany społeczno-instytucjonalnej, polegającej na wdrożeniu kolejnego etapu budowania w Polsce państwa dobrobytu, czyli zmierzanie od (klasycznego) państwa opiekuńczego (welfare state) w kierunku państwa usług społecznych (social services state). W ramach tego procesu publiczne wsparcie usługowe ma być dostępne nie tylko dla wybranych grup społecznych (zwykle osób doświadczających ubóstwa i związanych z systemem pomocy społecznej), lecz także dla ogółu mieszkańców wspólnot samorządowych. W myśl założeń wspomnianej ustawy wsparcie usługowe powinno być organizowane na poziomie lokalnym w sposób kompleksowy oraz spersonalizowany, zgodnie z zasadą podmiotowego traktowania mieszkańców7.
Deinstytucjonalizacja i wielosektorowość Pojawienie się centrów usług społecznej należy wiązać z dwoma procesami będącymi niewątpliwie przyszłością lokalnej polityki społecznej: deinstytucjonalizacją oraz wielosektorowością. Deinstytucjonalizacja oznacza, mówiąc najkrócej, proces przejścia od opieki instytucjonalnej (zakładowej) do usług społecznych świadczonych w środowisku, tj. w społeczności lokalnej. Idzie tu nie
Fot. Tomasz Chmielewski
tylko o ograniczanie opieki w różnego typu placówkach – szczególnie tych całodobowych – ale także o działania profilaktyczne mające na celu zapobieganie umieszczaniu osób w takiej formie opieki. Szczegóły tego procesu zawarte zostały w unijnym dokumencie z 2012 roku, zatytułowanym „Ogólnoeuropejskie wytyczne dotyczące przejścia od opieki instytucjonalnej do opieki świadczonej na poziomie lokalnych społeczności”. Jak sygnalizują unijni decydenci, na terenie Europy znajduje się mnóstwo osób starszych, niepełnosprawnych, mających problemy ze zdrowiem psychicznym oraz dzieci opuszczonych – a wszystkie te grupy przebywają w zakładach stacjonarnych, co skutkuje ich segregacją. „Instytucje te powstały pierwotnie, aby zapewnić pensjonariuszom opiekę, wyżywienie i schronienie, ale zgromadzone dowody wskazują, że nie pozwalają one świadczyć usług dostosowanych do potrzeb indywidualnych osób ani zapewnić odpowiedniego wsparcia niezbędnego do pełnej integracji. Wskutek fizycznego oddzielenia od społeczności i rodzin zdolność oraz stopień przygotowania osób, przebywających bądź wychowujących się w zakładach, do pełnego uczestnictwa w życiu swojej społeczności i całego społeczeństwa ulegają poważnemu pogorszeniu”8. Ale co ważniejsze, działania te są ściśle powiązane z Europejskim Funduszem Społecznym Unii Europejskiej w tym
86
i przyszłym rozdaniu budżetowym. Jeśli myślimy o pełnym wykorzystaniu środków unijnych, działania wpisujące się w proces deinstytucjonalizacji muszą znaleźć odpowiednie miejsce w polskich działaniach socjalnych. Wspomniane alternatywne rozwiązania w stosunku do usług instytucjonalnych odnoszą się do całego wachlarza świadczeń umożliwiających funkcjonowanie we własnym środowisku, choć wiele wskazuje na to, iż w polskich warunkach na szczególną uwagę będą zasługiwały następujące obszary usług środowiskowych. Po pierwsze, usługi asystenckie świadczone przez asystentów na rzecz osób z niepełnosprawnościami, umożliwiające stałe lub okresowe wsparcie osób/rodzin w wykonywaniu podstawowych czynności niezbędnych do aktywnego funkcjonowania społeczno-zawodowego. Po drugie, usługi opiekuńcze (oraz specjalistyczne usługi opiekuńcze), których celem jest zapewnienie opieki dla osób niesamodzielnych, mających trudności w codziennym funkcjonowaniu (jako alternatywa dla opiekunów faktycznych). Po trzecie, usługi wsparcia rodziny i pieczy zastępczej, a szczególnie działania na rzecz usamodzielnienia osób opuszczających pieczę zastępczą. Działania te mają na celu m.in. kreowanie rodzinnych form pieczy zastępczej, w tym kształcenie kandydatów na rodziny zastępcze oraz innych kadr związanych z placówkami typu rodzinnego. Po czwarte, usługi w postaci tzw. mieszkań wspomaganych. Czy to w formie mieszkania chronionego (obszar pomocy społecznej), czy to w postaci mieszkania przygotowującego osoby w nim przebywające, pod okiem specjalistów, do samodzielnego funkcjonowania społecznego (tzw. mieszkanie treningowe), czy w formie stanowiącej środowiskową wersję placówek całodobowych (tzw. mieszkanie wspierane)9. Wydaje się, iż wszystkie wymienione typy świadczeń będą stanowiły pierwszą linię działań powstających właśnie centrów usług społecznych i najszybciej rozwiną się w środowisku lokalnym. Ostatecznie idzie przecież o to, co już od dawna jest testowane na zachód od Odry – o funkcjonalną integrację, efektywność i dostępność usług społecznych we wspólnotach lokalnych. Polityka deinstytucjonalizacji opiera się przecież na badaniach znanych od lat i mówiących, że wsparcie środowiskowe jest znacznie skuteczniejsze i zarazem tańsze niż prowadzenie placówek pomocowych, a zwłaszcza placówek całodobowych, jak domy pomocy społecznej czy placówki opiekuńcze-wychowawcze. Sfinansowanie przez Europejski Fundusz Społeczny Unii Europejskiej powoływania pierwszych ponad 30 centrów usług społecznych w Polsce należy odczytywać właśnie w kontekście rosnącej
NOWY
BYWATEL · NR 35 (86) WIOSNA-LATO 2021
roli deinstytucjonalizacji w krajowej polityce społecznej. Jeśli mielibyśmy w dwóch słowach określić przyszłość polskiej polityki społecznej, to niewątpliwie byłyby to usługi społeczne i właśnie deinstytucjonalizacja. Integracja usług społecznych na poziomie lokalnym zakłada również wzmożenie procesu wielosektorowości, tj. stymulowania współpracy międzyinstytucjonalnej czy międzysektorowej. Rzecz w tym, iż wspominane usługi społeczne w gminie wcale nie muszą być realizowane przez centrum usług społecznych, ale mogą być wykonywane przez partnerów tej instytucji. W ramach takiego założenia „CUS w praktyce mogą i powinny funkcjonalnie współpracować ze służbami społecznymi i placówkami wsparcia prowadzonymi przez samorządy gminne (na przykład z gminnym domem kultury) i powiatowe (na przykład z powiatowym urzędem pracy czy powiatowym centrum pomocy rodzinie) oraz z usługodawcami z sektora obywatelskiego (na przykład fundacją świadczącą poradnictwo rodzinne czy stowarzyszeniem oferującym usługi z zakresu poradnictwa obywatelskiego), z sektora ekonomii społecznej (na przykład ze spółdzielnią socjalną oferującą usługi opiekuńcze) i z sektora prywatnego (na przykład z terapeutą prowadzącym własną praktykę zawodową)”10. Badania wykonywane przez różne organizacje – choćby regionalne ośrodki polityki społecznej – w kwestii współpracy instytucjonalnej w obszarze polityki społecznej zazwyczaj pokazują, że obszar ten mocno kuleje. Pokusiłbym się o hipotezę, że kuleje z powodów dziedzictwa instytucjonalnego, tj. wspomnianej wyżej sekwencji wielkiej zmiany społecznej lat 90. Oczywiste jest, że historii się nie zmieni. Warto zatem ją wykorzystać.
Na fali przyszłości? Niewykluczone, że historyczny instytucjonalizm, rozumiany w tym kontekście jako dziedzictwo historyczne polityki społecznej czasów transformacji ustrojowej, może być nie tylko obciążeniem czy ograniczen iem możliwości działania, lecz również zasobem strategicznym11. Odziedziczona po latach 90. architektura lokalnej polityki społecznej w postaci ulokowania w jej centrum pomocy społecznej umożliwia wykorzystanie tego zasobu. Chodzi o to, że posługując się doświadczeniami trzech dekad mniej więcej wiemy, co nie działa. Po prostu potrafimy zdiagnozować deficyty działalności samorządów w obszarze społecznym – przede wszystkim niską partycypację obywateli w życiu lokalnym. Według CBOS ponad połowa badanych twierdzi, że nie ma wpływu na sprawstwo w swoich wspólnotach lokalnych, zaś 75% respondentów w żaden sposób nie angażuje się w sprawy wspólnotowe12.
87
Jeśli posiadamy ugruntowaną we wspólnotach lokalnych instytucję wspierającą osoby doświadczające ubóstwa, nasz kolejny ruch powinien polegać na ukierunkowaniu gminnej sfery społecznej na resztę wspólnoty lokalnej. W pierwszej kolejności na próbie zaangażowania członków wspólnot lokalnych w budowanie nowej instytucji z tego obszaru. Wydaje się, iż dobrze przygotowany, rzetelnie zdiagnozowany i skonsultowany społecznie program budowania centrów usług społecznych w gminach ma szansę odegrać funkcję społeczno-integracyjną o deinstytucjonalizacyjnym profilu. A powszechne usługi społeczne oferowane przez tę instytucję mogą uzupełnić chaotyczne i punktowe działania w obszarze polskiej polityki społecznej, szczególnie w wymiarze lokalnym. I choćby z tych powodów warto przyglądać się rozwojowi tej koncepcji. Kto wie, może właśnie wznosi się fala przyszłości?
Krzysztof Chaczko – doktor nauk humanistycznych, publicysta, wiceprezes Krakowskiego Oddziału Polskiego Towarzystwa Polityki Społecznej. Redaktor naczelny pisma „Wiadomości Społeczne”. Adiunkt na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie. Autor publikacji z obszaru polityki społecznej w Polsce i Izraelu. W tym roku ukaże się pod jego współredakcją praca pt. „Pomoc społeczna: idee, rozwój, instytucje”.
Przypisy: 1. T. Inglot, Welfare States w Europie Środkowo-Wschodniej w latach 1919–2004, Warszawa 2010, ss. 389–390. 2. M. Polakowski, Polityka społeczna po 1989: język, kontekst post-socjalizmu i perspektywy rozwoju, Warszawa 2012, s. 16. 3. L. Dziewięcka-Bokun, Z. Pisz, Polityka społeczna w doby zasadniczej transformacji ustrojowej (1989–2004), w: E. Bojanowska, M. Grewiński, M. Rymsza, G. Uścińska (red.), Stulecie polskiej polityki społecznej 1918–2018, Warszawa 2018, ss. 131–132. 4. R. Bugaj, Plusy dodatnie i ujemne, czyli polski kapitalizm bez solidarności, Warszawa 2015, s. 81. 5. M. Rymsza, Dlaczego centrum usług społecznych?, Warszawa 2020, s. 12. 6. Ibidem, s. 13. 7. Ibid., s. 9. 8. Ogólnoeuropejskie wytyczne dotyczące przejścia od opieki instytucjonalnej do opieki świadczonej na poziomie lokalnych społeczności. Europejska Grupa Ekspertów ds. Przejścia od Opieki Instytucjonalnej do Opieki świadczonej na poziomie Lokalnych Społeczności, Bruksela 2012. 9. Deinstytucjonalizacja usług społecznych i zdrowotnych z wykorzystaniem środków EFS i EFRR na lata 2014-2020: http://ozrss.pl/wp-content/uploads/2015/05/deinstytucjonalizacja_uslug_spolecznych_MiR.pdf 10. Ibid., s. 21. 11. M. Polakowski, Polityka społeczna po 1989: język, kontekst post-socjalizmu i perspektywy rozwoju, Warszawa 2012. 12. Poczucie wpływu na sprawy publiczne. CBOS – komunikat z badań, Warszawa 2013.
Fot. Tomasz Chmielewski
110
Dokąd zmierzamy?
Jan Zelig, Adam Wodeham
W
kwestii przewidywania przyszłości pewne jest jedno: wszystko będzie odwrotnie niż nam się wydaje. Przyszłość należy jednak do klasycznych zagadnień filozofii, a pomyślenie Polski jutra zapewne pomoże nam zrozumieć ideologię, która od 2015 r. zadomawia się w kolejnych instytucjach państwa. W tym tekście pragniemy przedstawić najważniejsze wyzwania stojące przed Polską i sprawującym nad nią nadzór kierowniczy kaczyzmem w perspektywie najbliższych dwudziestu-trzydziestu lat. Nie wiadomo, rzecz jasna, jak długo Prawo i Sprawiedliwość będzie Polską rządzić (ani tego, czy w przyszłości to ta partia pozostanie parlamentarną reprezentacją kaczyzmu), ale w chwili pisania tych słów nic nie zapowiada zmiany reżimu, a nawet gdyby do niej doszło, nie jest wcale pewne, że następna władza odciśnie na kształcie państwa głębokie piętno. Rządzenie – o czym nigdy dość przypominania w Polsce wpatrzonej w przygodne gierki polityki kuluarowej i niemal codziennie ogłaszane przez media „afery” – nie zależy tylko od układu sił w parlamencie. Jest ono wypadkową wielu nie mniej ważnych czynników, do których należą między innymi: sprawność aparatu partii rządzącej, jej wpływ na aparat państwowy, pozycja symboliczna, zdolność dostosowania się do megatrendów itd. Niezależnie od tego, co przyniesie najbliższa (a więc i najmniej ważna) przyszłość, można poczynić bezpieczne założenie, że kształt polskiej polityki i państwowości zbliżających się dekad w największym stopniu formować będzie kaczyzm. Osiem lat rządów Platformy Obywatelskiej – niedawnych przecież, a już skrytych za mgłą niepamięci – doskonale pokazuje, jak prześlizgnąć się może po powierzchni płynąca jedynie w cywilizacyjnym dryfie władza, za którą nie stoi żadna zorganizowana filozofia polityczna i która ostatecznie nie pozostawia po sobie niczego trwałego. Brak też wielkich nadziei, że w dającym się przewidzieć czasie powstanie cywilizowana konkurencja
NOWY
BYWATEL · NR 35 (86) WIOSNA-LATO 2021
wobec kaczyzmu. Czasy idą trudne: degenerujący się z każdym rokiem kapitalizm nie zmierza do implozji i upadku. Dawno też zniósł warunki możliwości rewolucji, o której co jakiś czas fantazjuje część środowisk lewicowych, ale też np. amerykański alt-right. Będzie więc degenerował się dalej, nie mając dla siebie alternatywy poza chińską korektą proponującą w miejsce liberalizmu konfucjanizm, który przebrano za marksizm. W miarę postępowania tych wynaturzeń rozdźwięk między obietnicą życia, którą złożył kapitalizm, a rzeczywistością, którą ukształtował, tylko się powiększy, toteż żarliwi obrońcy systemu będą zmuszeni bronić go w coraz bardziej bezwzględny sposób, przy okazji redukując własny dysonans poznawczy. Czekają nas więc czasy liberalnych teorii spiskowych i geopolityki (a geopolityka to po prostu realpolitik plus mapowanie poznawcze). Zintegrowanie tych wszystkich procesów przywodzi na myśl niewesołe analogie historyczne, ale nie o zagadanym w Polsce na śmierć zagrożeniu faszyzmem (i jego prawdziwych korzeniach) traktuje nasz tekst. Przyjrzymy się czterem wyzwaniom, przed którymi stanie Polska w nadchodzących dziesięcioleciach. Dwa z nich są od dłuższego czasu szeroko omawiane i przeniknęły już do myślenia potocznego: mowa tu oczywiście o kryzysie klimatycznym oraz o czekającym nas kryzysie demograficznym, a także związanej z nim kwestii migracji. Zaczniemy jednak od dwóch innych spraw, które czytelnikom „Nowego Obywatela” mogą wydawać się nieco egzotyczne i zapomniane lub po prostu wyciągnięte z bogatego rezerwuaru prawicowych fobii. Dialektyka krytyki i kryzysu, jak uczy Koselleck, jest jednak zbudowana na nieprzejrzystości procesu historycznego, a prawdziwy kryzys pojawia się tam, gdzie niewielu komentatorów, zajętych pisaniną właściwą dla epoki felietonu, się go spodziewa. Te dwie sprawy to podstawowa dla istnienia każdego państwa kwestia suwerenności i integralności terytorialnej, a także
111
Fot. Magdalena Okraska
– zakurzona już nieco nawet w prawicowym dyskursie – lustracja, a mówiąc ściślej: pełne otwarcie znajdujących się aktualnie w dyspozycji IPN-u archiwów i jego następstwa. Brzmi to jak sentymentalna wycieczka po prawicowej publicystyce lat dziewięćdziesiątych, ale wody podziemne mogą niekiedy wybić na powierzchnię niespodziewanie. A, jak postaramy się pokazać, jedną z największych przewag kaczyzmu jest to, że już od pewnego czasu wkracza na pola, których w liberalnym i lewicowym imaginarium nawet się nie dostrzega. Nie będziemy zajmować się natomiast piątym zagrożeniem (a trzecim będącym obiektem publicznych dyskusji), czyli wizją nadchodzącej wojny, która ponoć majaczy gdzieś na horyzoncie. Zostawiamy to wspomnianym już geopolitykom, w pełni świadomi, że choć czynnik ten może unieważnić wszelkie konstatacje i prognozy, to jest zbyt nieprzewidywalny, by opierać na nim filozoficzno-polityczne rozważania.
Suwerenność i integralność terytorialna Filozofia, w tym filozofia polityczna, czerpie siłę z ustawicznego powracania do źródeł i rzeczy podstawowych. Tym różni się od nowomodnych wynalazków naukowych ostatnich dwustu lat, takich jak socjologia, psychologia społeczna, a także kognitywistyka. Minione trzydziestolecie, czas pełnego
zwycięstwa demokracji liberalnej, utwierdziło jeszcze człowieka nowoczesnego w przekonaniu, że granice są już niezmienne, a o suwerenności można sensownie mówić tylko w kategoriach państw sieciowych, rywalizacji państw narodowych z władzą globalnych korporacji, w terminach zaczerpniętych od Castellsów, Latourów i innych. To wszystko ważne rzeczy, ale nie należy pochopnie porzucać podstaw. Ponieważ kaczyzm nigdy ich nie porzucił, był jedynym nurtem myśli politycznej w Polsce, który po agresji Rosji na Ukrainę nie musiał rewidować własnych założeń dotyczących agonicznej natury stosunków międzynarodowych. Obserwatorzy polskiej polityki skupiają całą uwagę na zmianach, rzadko na trwaniu. Dlatego niewielu z nich zauważyło, że gdy upadała zwulgaryzowana wersja koncepcji końca historii i do języka debaty publicznej wróciło słowo „wojna”, gdy kompromitowała się dotychczasowa wizja polityki zagranicznej PO, gdy wszystkie te „resety z Rosją” i atakowanie PiS za „wymachiwanie szabelką” zaczynały brzmieć jak ponury żart, wtedy kaczyzm mógł pozostać niewzruszenie na okupowanych od dawna pozycjach, legitymizując wiele lat konsekwentnej narracji na temat Rosji, Putina i kształtu relacji międzynarodowych. Powtórzmy: polityka, jak składnia, ma swoją stronę czynną i bierną. Skoncentrowanie się komentatorów na tej pierwszej (obietnice wyborcze,
112
akcje polityczne itd.) sprawia, że poza zasięgiem ich wzroku jest strona bierna. A PiS doszedł do władzy w 2015 r. – i do dziś stabilnie ją utrzymuje – również dlatego, że co pewien czas potwierdzają się rozpoznania rzeczywistości dokonywane przez Jarosława Kaczyńskiego w ciągu długich lat jego aktywności politycznej. Drugi taki przypadek, jeszcze bardziej zresztą doniosły, będzie omówiony w dalszej części tego tekstu. Jeden z wielkich myślicieli oświecenia, David Hume, pouczał, że „czyny ludzkie, bez względu na kraj i czasy, znamionuje wielka jednostajność”: aby wyrobić sobie polityczny wizerunek przyszłości, nie potrzeba (a zapewne także nie wystarczy) być profetą – koniecznie trzeba natomiast dysponować adekwatną koncepcją filozoficzną. Tyle o historii i powodach wyborczych zwycięstw PiS-u. Kaczyzm dalej jednak nie porzuca dość tradycjonalistycznego spojrzenia na niebezpieczeństwa dla istnienia państwa. Obok militarnego zagrożenia ze strony Rosji widzi też gospodarczo-społeczne zagrożenie ze strony Niemiec, czym konsekwentnie niepokoi wrażliwe serca liberałów chcących się już od dawna rozpłynąć w „jednolitych rynkach” i „strefach Schengen”, tworząc wspólnotę ludzi uśmiechających się do siebie. Tymczasem schmittowskie przesłanie, od czasu do czasu ożywiane w społecznej pamięci przez kaczyzm, przypomina o substancjalnym znaczeniu integralności terytorialnej oraz suwerenności (jako monopolu na polityczność), przesłanianym retorycznie przez upowszechniającą się frazeologię globalnego kapitalizmu. Graniczenie z czwartą gospodarką świata, półperyferyjna pozycja wobec niej i gospodarcze zwasalizowanie, przysparzają nie tylko problemów ekonomicznych i społecznych. Wielu uczestnikom dyskursu medialnego myśl o realności ryzyka terytorialnego rozpadu państwa wydaje się zbyt swobodną fantazją. A jednak przed 2014 r. tym samym osobom niemożliwością wydawał się konflikt zbrojny w pobliżu naszych granic. Pełen zestaw pomysłów i haseł PiS-u – poza pierwotnymi i konkretnymi celami – ma też nadrzędny cel ogólny: minimalizować to ryzyko. Słowa Mateusza Morawieckiego o dogonieniu Niemców pod względem poziomu życia w ciągu najbliższych piętnastu lat można by, oczywiście, uznać za sztampową propagandę sukcesu. Jednocześnie jest to przecież ważny element polityki symbolicznej (czy też, mówiąc językiem samego Morawieckiego, „godnościowej”). Wśród niewielu rzeczy, które kaczyzm zaczerpnął z myśli Romana Dmowskiego, jest przekonanie, że Polak stanie się Niemcem będzie zawsze uważał za awans cywilizacyjny (w dzisiejszej nomenklaturze byłoby to raczej stanie się Europejczykiem lub przynajmniej, jak chciał pewien aktor,
NOWY
BYWATEL · NR 35 (86) WIOSNA-LATO 2021
Mitteleuropejczykiem). Duży fragment dotychczasowej strategii symbolicznej kaczyzmu – tego powszechnie traktowanego z pobłażaniem „wstawania z kolan” – został właśnie obliczony na łagodzenie kompleksu polskiego. To psychoterapia, nie rojenia o wielkości. Przejęcie gazet lokalnych (kupno grupy Polska Press przez Orlen) ma oczywiście cel czysto polityczny, „wywraca stolik” w walce medialnej, która od dawna jest jedynie przedłużeniem parlamentarnej gry politycznej. Nie będzie to, jak się wydaje, przenoszenie propagandy uprawianej w stylu Jacka Kurskiego na media lokalne – do tego PiS-owi i jego otoczeniu po prostu brak zasobów. Jednak efekt sponsora powinien wystarczyć, by media lokalne w całej Polsce zaczęły śmielej patrzeć na ręce regionalnym władzom, które w większości nie pochodzą z nadania kaczyzmu. PiS powtarza tym samym własny manewr sprzed 2015 r., gdy udało mu się na pewien czas zyskać przewagę w Internecie, komunikując się z elektoratem ponad głowami liberalnych mediów. Teraz przymierza się do omijania mediów poniżej linii wzroku warszawskich redakcji i koncernów medialnych. Jednak gdy Jarosław Kaczyński mówi, że media muszą być w rękach polskich, a nie niemieckich, jego słów nie należy traktować zaledwie w kategoriach szlachetnego kłamstwa. Nie widzimy potrzeby, by na tych łamach demaskować liberalny slogan o kapitale, który nie ma narodowości. Dekonstrukcja tego, co oficjalne – zniesienie bezosobowej struktury neoliberalnej władzy, administrującej wyobraźnią poprzez wypreparowanie „dyskursu eksperckiego”, przemyślnej cenzury niewymagającej czuwania cenzorów – pociąga za sobą w konsekwencji dekoncentrację. Ta zaś oznacza zminimalizowanie zewnętrznego wpływu na media wskutek mechanicznego ograniczenia ich sterowalności. Gospodarcze ciążenie ku Niemcom ma naturalnie swój wymiar infrastrukturalny. W czasach głębokiej opozycji z eksperckich okolic PiS-u wielokrotnie dało się słyszeć głosy mówiące, że sytuacja, w której ze Szczecina i Wrocławia szybciej dotrze się do Berlina niż do Warszawy, stwarza substancjalne zagrożenie dla integralności państwa. Projekt budowy CPK – kolejne przedsięwzięcie rządu PiS uznawane za przejaw gigantomanii i gierkowskich sentymentów tej władzy – ma przede wszystkim scalić drogi i linie kolejowe w infrastrukturalną pajęczą sieć, która zastąpi pojedyncze autostrady przecinające Polskę według potrzeb zalewających nas swoimi produktami zachodnich korporacji. Wśród tych systemowych działań wciąż brakuje odpowiadających im reform polityczno-administracyjnych. To właśnie pieśń przyszłości. Politycy PiS, na czele z Jarosławem Kaczyńskim, wielokrotnie zapowiadali już reformę administracyjną i powstanie co
113
Fot. Magdalena Okraska
najmniej dwóch nowych województw: środkowopomorskiego i częstochowskiego. Choć przewijający się co jakiś czas w mediach postulat rozbicia Mazowsza na obszar metropolitarny i resztę zmierza głównie do poszerzenia regionalnej władzy PiS-u, to utworzenie nowych województw na zachodzie ma przede wszystkim osłabić samorządy, wzmacniając odpowiednio siłę władzy centralnej. Jednocześnie, co z początku może wydawać się niekonsekwentne, kaczyzm przychylnie spogląda na postulat deglomeracji instytucji państwowych i przenoszenia ich poza Warszawę do średniej wielkości ośrodków miejskich. Dążenie to pozostaje jednak w zgodzie z ograniczaniem władzy samorządów, będąc kolejnym składnikiem polityki symbolicznej, która dowartościowuje prowincję. Aktualna sytuacja wewnętrzna nie sprzyja wprawdzie zajmowaniu się reformami administracyjnymi. Na zdecydowane działania PiS-u w tym obszarze trzeba więc będzie nieco poczekać. Jednak na gruncie kaczyzmu zorientowanie polityki modernizacyjnej w tym kierunku wydaje się zrozumiałe samo przez się.
Lustracja Któż dziś zainteresowany jest lustracją i jaki może być jej wpływ na życie polityczne? Dziś nie interesuje ona nikogo, jutro interesować będzie wszystkich. Osiowe zagadnienie polskiej polityki lat dziewięćdziesiątych wydaje się obecnie najwyżej sentymentalnym
wspomnieniem – lub skrywanym w szafie trupem. Jednak niemal wszystkie podmioty polityczne w Polsce zainwestowały w ten spór zbyt wiele zasobów, by pozwolić mu tak po prostu odejść w zapomnienie. Wspomnieliśmy, że w 2014 r. PiS zaczął odbierać polityczną dywidendę za swoje spójne i konsekwentne stanowisko wobec Rosji. Dalece większe konsekwencje miał jednak drugi przypadek, gdy zaciekle zwalczana przez konkurentów narracja kaczyzmu zatriumfowała po latach. Zostało to nieco wyparte ze świadomości społecznej, ale symbolicznym zwycięstwem PiS-u – niewidzialnym, choć większym być może nawet od wprowadzenia programu 500+, było ujawnienie w 2016 r. teczki Lecha Wałęsy. Obóz liberalny, który w pewnym momencie nieco zapomnianego już Wałęsę wyniósł na sztandary, zbyt ryzykownie zainwestował swój kapitał symboliczny. Spór o Wałęsę szybko stał się sporem o „Solidarność”, a następnie przeobraził się w dyskusję nad zasadnością całego procesu porzucania komunizmu, transformacji ustrojowej i gospodarczej. Podnoszenie kwestii agenturalności Wałęsy stało się eo ipso kontestowaniem elit okrągłostołowych. Lech Wałęsa stał się totemem, zaś jego krytykę starano się skompromitować jako teorię spiskową. Z czasem nastąpiła w Polsce fascynująca Gra Imitacji. Kaczyzm, a wraz z nim reszta prawicy, do formowania opowieści o Wałęsie naprawdę zaczął wykorzystywać strukturę
114
Fot. Magdalena Okraska
narracji spiskowej, mimo że wcale nie musiał tego czynić, ponieważ dyskurs ten, co pokazała książka Cenckiewicza i Gontarczyka, sprostał rygorom akademickim. Co zdaje się jeszcze ciekawsze, liberalne media, podejmując karkołomną próbę apologii Wałęsy, nieprzymuszane przez nikogo wcieliły się w rolę spiskowców, którzy wszelkimi sposobami próbują ukryć przed światem własny spisek. Naprzemienne przemilczanie i wściekłe atakowanie kolejnych książek historycznych i wypowiedzi o Lechu Wałęsie, chóralne zapewnienia wszystkich dostępnych autorytetów, że na współpracę Wałęsy z SB nie ma żadnych dowodów i wiele innych nieprzemyślanych działań sprawiły, iż ujawnienie przez wdowę po generale Czesławie Kiszczaku dokumentów nie zburzyło po prostu wizerunku Wałęsy – ono zdewastowało wizerunek mediów, elit i części środowiska naukowego. Obóz liberalny podał kaczyzmowi na złotej tacy własną głowę: potwierdzenie snutej przez prawicę opowieści o Polsce – i to od razu w jej najbrutalniejszej wersji. Maszyna sensotwórcza liberałów zacięła się wówczas na dobre, a przedstawiciele tego nurtu do dzisiaj nie są w stanie uruchomić jej z powrotem. Jaki ma to związek z przyszłością Polski? Ujawnienie teczki Wałęsy było tylko zapowiedzią przyszłego winobrania. Wbrew temu, co może się obecnie wydawać, do lustracji w końcu dojdzie. Co więcej, najprawdopodobniej okaże się ona bezwzględna
NOWY
BYWATEL · NR 35 (86) WIOSNA-LATO 2021
i drastyczna, nie oszczędzając nikogo, a przy tym nie zostanie przeprowadzana jako działanie polityczne. Zablokowanie pełnego otwarcia PRL-owskich archiwów nie zostało nigdy zabezpieczone formalnie i opiera się tylko na śmiertelności bohaterów powieści o Polsce spisywanej latami przez SB na kartach teczek. W najbliższych dziesięciu-dwudziestu latach odejdzie pokolenie ludzi, którym zawartość akt bezpośrednio zagraża, a wraz z tym procesem osłabnie również presja polityczna na utrzymanie niepisanej umowy o „nierozgrzebywaniu przeszłości”. Archiwa otworzą się w końcu z powodów historycznych i kronikarskich jako niewyczerpane źródło badań – a niewykluczone, że temu wydarzeniu nie będą towarzyszyły żadne kontrowersje. Mimo to w tym momencie nastąpi wreszcie koniec świata liberałów, zwielokrotnienie ciosu, który środowisko to przyjęło w 2016 r. Niezależnie od tego, co skrywają kartoteki (a można założyć ze spokojem, że parę ciekawych rzeczy się w nich znajdzie), natychmiast rozpocznie się przekonfigurowanie pola symbolicznego, upadnie kilka pomników, zostawiając trochę wolnych cokołów, a pewne środowiska ostatecznie utracą pozycję autorytetu (trzeba tu zaznaczyć, że wcale nie muszą to być tylko środowiska liberalne). Przede wszystkim jednak załamie się obowiązujący wciąż paradygmat krępujący myślenie o polskiej historii najnowszej.
115
Wówczas raz na zawsze załamie się również – i tak zdegradowany już do szczebla ponurej parodii mesjanizmu – mit „Solidarności” jako powstania narodowego, które obaliło komunizm i wywalczyło wolną, ale przede wszystkim wolnorynkową Polskę. Sklejenie „Solidarności” z tradycją powstańczą pozwoliło bowiem wymazać jej prymarnie związkowy charakter. Po trzydziestu latach III RP „Solidarność” bywa chętnie przywoływana w kontekście walki z PiS-em i obalania rządu, z rzadka już tylko w kontekście upominania się o prawa pracownicze i szczelną politykę socjalną. Dystans czasowy i odejście strażników liberalnej pieczęci powinno potwierdzić starą tezę Rafała Matyi, że pierwszym pokoleniem, które właściwie oceni PRL, będzie to, które się w nim nie wychowało. Dopiero z tą chwilą skompromituje się panująca dotąd hegemonicznie opowieść o świecie. Wiarygodność utracą zatem dotychczasowe próby peryferyjnego upozycjonowania Polski oraz wmówienia Polakom ich cywilizacyjnego zapóźnienia. Wewnętrzne wyzwania, które stoją przed nami, a które co bardziej staroświeccy liberałowie próbują zrzucić na karb wychodzenia z komuny i niezaradności ludzi niegdyś rozpieszczonych przez realny socjalizm, zostaną zaś na nowo sproblematyzowane. Konieczność ta zneutralizuje wciąż tkwiące w świadomości społecznej przeszkody, które stoją na drodze ku ambitnej polityce socjalnej.
Demografia Spostrzeżenie, że Polska znajduje się w głębokim kryzysie demograficznym, jest przypomnieniem truizmu. Od lat debata publiczna toczy się przecież w rytmie kolejnych kasandrycznych raportów GUS-u. Już na wstępie trzy rzeczy trzeba otwarcie przyznać. Po pierwsze, liczba ludności Polski jest nie do utrzymania na obecnym poziomie – trzeba przygotowywać się na to, że już w połowie XXI wieku spadnie ona poniżej trzydziestu pięciu milionów. Po drugie, postępujące starzenie się naszego społeczeństwa również należy uznać za tendencję, której nie zdołamy się skutecznie przeciwstawić. Po trzecie wreszcie, nadchodzi koniec Polski jako państwa monoetnicznego – choć proces ten ogłaszano od dawna, diagnozy te zbyt często pozostawały jedynie luźną metaforą. Dotychczasowe stanowisko kaczyzmu w tej kwestii i podejmowane przez PiS działania są dobrze znane. Program 500+, poza niejednokrotnie opisywanym aspektem godnościowym, miał również charakter prodemograficzny. Na tym polu to rozwiązanie poniosło na razie klęskę (przynajmniej w wymiarze statystycznym), przyczyniając się do epizodycznego zwiększenia liczby narodzin, po którym nastąpiły dalsze spadki.
Czym było 500+ w sensie społecznym? Próbą dokonania „ręcznego” awansu społecznego kilku milionów ludzi, w większości z klasy ludowej, do poziomu nazywanego uroczo „niższą średnią”. Najwięcej zyskali na nim ci, którzy już wcześniej byli blisko przeskoczenia o klasę wyżej, lecz brakowało im stabilności finansowej, zdolności kredytowej, możliwości przeznaczenia większej części domowego budżetu na edukację dzieci. To zapewne w tych rodzinach, znajdujących się w momencie wprowadzania 500+ w specyficznej pozycji klasowej, zapadły decyzje o urodzeniu kolejnych dzieci. Odpowiedź na pytanie, co zrobić, by wzrost liczby urodzeń ustabilizował się statystycznie jako tendencja rozwojowa, nie wydaje się oryginalna. Powtórzmy więc ponownie, że należy spojrzeć w kierunku budownictwa mieszkalnego i rynku nieruchomości. Nie bez powodu naturalną konsekwencją programu 500+ była więc zapowiedź programu Mieszkanie+. Jednocześnie to przedsięwzięcie stało się jednym z największych niepowodzeń rządów PiS. Branża deweloperska zdaje się skupiać w sobie jak w soczewce wszystkie patologie III RP: ograniczoną sterowalność aparatu państwowego (osławiony „imposybilizm”) i jego słabość wobec lokalnych układów polityczno-biznesowych, sprzeczność interesów władzy centralnej i władz samorządowych, podatność na lobbing wielkich korporacji i samowolę zjawiska nazwanego jakiś czas temu „rzeczpospolitą deweloperską”, całkowity zanik myślenia państwowego i społecznego, szczególnie niebezpieczny w przypadku przedstawicieli elit i wyższej klasy średniej, mających niemal wyłączny wpływ na stan rynku nieruchomości w Polsce. Nieprzypadkowo w awangardzie socjalnych pomysłów PiS znajduje się spędzające sen z oczu Jarosława Gowina zniesienie limitu trzydziestokrotności składek ZUS. Demograficzne nożyce będą się zaciskać, w największym stopniu prowokując coraz śmielsze reformy socjalne PiS-u i kolejne próby przeprowadzenia w Polsce dużego programu budowy mieszkań, choć ten – jeśli ma być skuteczny – zostanie z pewnością poprzedzony zmianami w strukturze władzy. W warunkach państwa sprywatyzowanego zwyczajnie nie uda się go przeprowadzić. Problem z kryzysem demograficznym nie polega tylko na tym, że państwo jest słabe, a grupy interesu silne. W dłuższej perspektywie kluczowe znaczenie będą mieć tu czynniki, które nie zależą bezpośrednio od polityki, jaką obiorą aktualne i przyszłe rządy. Są to oczywiście kwestie migracyjne. Wśród wielu wypchniętych ze świadomości Polaków traum jest niedawna fala emigracji zarobkowej, która wytworzyła potężną wyrwę w tkance społecznej. Przypominają o tym w niedawno wydanej w Polsce książce „Światło, które zgasło” Iwan
116
Krastew i Stephen Holmes, którzy głęboką traumę społeczną, spowodowaną wyjazdem na Zachód milionów ludzi w wieku produkcyjnym, uznają za jedno z najważniejszych źródeł odwrotu od liberalnej demokracji w Europie Środkowej, przejawiającego się sukcesem politycznym kaczyzmu w Polsce oraz orbanizmu na Węgrzech. Powstrzymanie dalszej emigracji zarobkowej, zwłaszcza wykwalifikowanych pracowników, powinno być priorytetem władzy, choć z powodów kulturowych może okazać się bardzo trudne. Co jakiś czas politycy PiS sprawdzają, jak opinia publiczna zareaguje na inspirowane polityką Orbana pomysły ograniczania np. emigracji lekarzy tuż po studiach. Jednakże z powodu scharakteryzowanego już kompleksu polskiego wszelkie działania, które mogłyby przybliżyć nas do tego celu, napotkają na zdecydowany opór. Nie spodziewamy się więc twardej polityki PiS-u w tym zakresie. Większą nadzieję kaczyzm wiąże z reemigracją tej fali ludności, która opuściła Polskę bezpośrednio po naszym akcesie do Unii Europejskiej. Jarosław Kaczyński podczas spotkań ze środowiskami prawicowymi jeszcze przed objęciem władzy w 2015 r. odwoływał się do przykładu Hiszpanii, która po przystąpieniu do Unii Europejskiej zmagała się ze skutkami analogicznego procesu. W jej przypadku znacząca część emigrantów powróciła do kraju. Do reemigracji, która uwidoczniłaby się we wskaźnikach istotnych z demograficznego punktu widzenia i pozwoliła zwiększyć zasoby pracy w Polsce, Kaczyński wracał w ostatnich latach wielokrotnie. Stałe i wyraźne podnoszenie płacy minimalnej ma być jednym z mechanizmów, które mają zachęcać do powrotu z uchodźstwa wymuszonego sytuacją ekonomiczną. Zdobycie władzy przez PiS poprzedziła kampania wyborcza, której punktem zwrotnym stało się antyimigranckie przemówienie Kaczyńskiego w sejmie. PiS był wielokrotnie atakowany za ksenofobię, sianie nienawiści, niechęć do przybyszów i niesienia im pomocy. Jednym z wielkich paradoksów kaczyzmu jest więc fakt, że to za rządów PiS w Polsce imigracja bije kolejne rekordy. Rządy Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego mogą w swojej retoryce pozostawać antyimigranckie, jednocześnie nie ograniczając obywatelom krajów spoza Unii Europejskiej możliwości osiedlania się w Polsce. To właśnie za rządów kaczyzmu Polska przestanie być państwem jednonarodowym.
Klimat Podjęta jesienią ubiegłego roku próba wprowadzenia „Piątki dla zwierząt” wywołała niespodziewany i potężny kryzys w obozie Zjednoczonej Prawicy. Wielu komentatorów odczytywało te wydarzenia jako pokłosie osobistych dążeń Jarosława Kaczyńskiego,
NOWY
BYWATEL · NR 35 (86) WIOSNA-LATO 2021
który – korzystając z pełni władzy i braku wyborów w najbliższym czasie – postanowił, choćby wbrew własnemu środowisku politycznemu, doprowadzić do załatwienia kilku spraw leżących mu na sercu. Powielanie tego schematu interpretacyjnego, mimo fiaska próby psychologizowania polityki PiS-u, uprzytamnia nam, że myślenie polityczne nie zostało w Polsce opanowane nawet przez tych, którzy zdają się zajmować nim zawodowo. Jest jasne, że Jarosław Kaczyński nie wykorzystuje parlamentu, by ziścić własne marzenia, a „Piątka dla zwierząt” – jak każde zręczne działanie polityczne – była obliczone na osiągnięcie kilku celów naraz. W dalszej części tekstu nie będą interesować nas kwestie rozgrywek wewnętrznych w ramach Zjednoczonej Prawicy ani etyczny charakter zaproponowanych wtedy zmian (choć warto odnotować, że sojusz, który w obronie przemysłowej zagłady zwierząt połączył Rodzinę Radia Maryja, psychoprawicowy plankton oraz liberalny salon, zawiązał się z naturalnością skłaniającą do namysłu). „Piątka dla zwierząt” nie była bowiem tylko hołdem, jaki polityczność składa przyzwoitości. Wskazała ona zarazem ideologiczny kierunek, w którym kaczyzm będzie podążał w najbliższych latach. Po widowiskowym i nader skutecznym manewrze z 2015 r., gdy PiS przejął od lewicy agendę socjalną, przyszedł czas na dalsze poszerzenie przez kaczyzm pola walki. Kaczyński dostrzegł w ekologii potencjał polityczny, dzięki któremu będzie mógł pozycjonować się na zupełnie nowej osi sporu. Możliwość samookreślenia się oznacza zaś, że prawica uzyskała samodzielną pozycję symboliczną, a w ostatnich latach – wbrew pospiesznym głosom mainstreamowych publicystów – udaje jej się toczyć wyrównaną walkę o język, również w dziedzinie ekologii. Kurs na zieloną prawicę jest zresztą nieodwracalny, a kaczyzm i tak był na niego skazany. Rośnie presja polityczna ze strony społeczeństwa coraz bardziej świadomego następstw kryzysu klimatycznego, kolejne zmiany są egzekwowane przez międzynarodowe organizacje. Wyboru nie ma, ale dzięki uprzytomnieniu sobie tego faktu można wykorzystać go umiejętnie jako oręż polityczny. Kwestie ekologiczne, zarówno te klimatyczne, jak i dotyczące praw zwierząt, które poruszyła próba wprowadzenia „Piątki”, pokazują, że kaczyzm musi mocować się nieustannie z prawicowym fanatyzmem we własnym obozie. Z jednej strony, gwałtowny sprzeciw podnieśli konserwatywni liberałowie skupieni wokół Jarosława Gowina, absolutyzując swobodę przedsiębiorczości. Z drugiej, odezwali się ziobryści – uzbrojeni jedynie w zdrowy chłopski rozum – broniąc tradycyjnej wizji wsi rządzonej zgodnie z odwieczną hierarchią przemocy. Bunt ziobrystów,
117
który wówczas rozgorzał, i przegłosowanie ustawy wspólnie z opozycją, zwłaszcza tą lewicową, pokazuje dobitnie, że otwarcie się przez PiS na kwestie ekologiczne może wywrócić dotychczasowy porządek polityczny. Awantura związana z „Piątką dla zwierząt” przykryła jednocześnie fakt, że to kaczyzm rozpoczął proces odchodzenia Polski od wydobycia węgla. Strategia transformacji polskiej energetyki zakładająca wygaszanie kopalń do 2049 r. (po negocjacjach z górnikami protestującymi przeciwko szybszemu terminowi) pokazuje, że PiS nie będzie bronił „polskiego węgla” do ostatniej kropli krwi, co jednocześnie nie oznacza, że stanie się teraz naśladowcą Zielonych. Kaczyzm nigdy nie postawi rozwiązywania problemów ekologicznych ponad rozwiązywaniem problemów społecznych, zwłaszcza że od tego zależy poparcie polityczne na zdobytym niedawno przez PiS z takim trudem Śląsku. Należy jednak pamiętać, że górnictwo stanowi raczej wiązkę mitów, będąc przeszkodą na drodze do przesądzonej już modernizacji regionu. Polityka kaczyzmu będzie zapewne dążyć do zastąpienia węgla miksem energetycznym z istotnym udziałem energetyki jądrowej. Przy dość powszechnym już przekonaniu, że niemiecka Energiewende jest niczym innym, jak tylko kolejnym instrumentem polityki mocarstwowej Teutonów, rząd od kilku już lat wyraźnie marginalizuje odnawialne źródła energii. Ponadto efektywne wykorzystanie alternatywnych wobec węgla źródeł energii stanie się możliwe dopiero wtedy, gdy dywersyfikacja, zbyt podatna na zmienności gry rynkowej, nie zagrozi polskiemu bezpieczeństwu energetycznemu. To dlatego PiS tak wiele wysiłku włożył w umacnianie samodzielnej pozycji PGE. Zorientowanie się na zielony konserwatyzm nie sprawi, rzecz jasna, że kaczyzm bezrefleksyjnie przyjmie postępową narrację o zagrożeniu klimatycznym, które powinno stać się głównym zagadnieniem polityki światowej i każdego państwa z osobna. Jak Energiewende jest nowym planem Schlieffena, tak mutatis mutandis cała polityka nastawiona na przechodzenie do energetyki niskoemisyjnej może się stać kolejnym narzędziem państw centrum w budowaniu przewagi konkurencyjnej nad cywilizacyjnymi obrzeżami. Państwa centrum przez ostatnie 200 lat budowały swój dostatek kosztem klimatu, nic więc dziwnego, że PiS stale sprzeciwia się równomiernemu nakładaniu ograniczeń na przemysły wszystkich państw. Sprzeciw ten pokazuje, że kaczyzm jest nie tylko filozofią lokalną, politycznością pomyślaną w polskich warunkach, ale wyznacza pewien paradygmat myślenia na peryferiach i rządzenia się przez państwa Europy Środkowej.
Fot. Magdalena Okraska
Zmiany w obszarze energetyki będą zatem powolne, ostrożne i do bólu konserwatywne. Kaczyzm nie zamierza ryzykować katastrofy społecznej na Śląsku. W dodatku rozregulowanie i tak już chwiejącej się gospodarki energetycznej, która stanowi część polityki międzynarodowej oraz polityki bezpieczeństwa, jest szczególnie groźne przy Rosji wyczekującej u naszych granic. Wiktor Suworow w swoich książkach wprowadził metaforę lodołamacza, którym dla eksportu komunizmu miał być nazizm, rozbijający ład europejski i torujący mu drogę w głąb kontynentu. Pomijamy historyczną trafność teorii Suworowa, zapożyczając jedynie tę plastyczną metaforę. Kaczyzm w wielu obszarach będzie dla lewicy przyszłości lodołamaczem umożliwiającym jej forsowanie własnej agendy, na wprowadzenie której bez niego jest zbyt słaba. Wbrew ponowoczesnej eschatologii, klasyczne wątki filozofii politycznej – takie jak suwerenność, integralność terytorialna, wojna – nie znikną bezpowrotnie w mrokach historii. Konserwatyzm, wciąż powracając do źródeł, okaże się zaś użyteczniejszą maszyną interpretacyjną niż muzealny liberalizm.
172
60 zł
1 2 3 4
Zapłacisz aż 12 zł taniej za kolejne cztery numery – prenumerata roczna to koszt 60 zł, zaś cena 4 numerów pisma wynosi 72 zł. Wesprzesz finansowo nasze inicjatywy (pośrednicy pobierają nawet do 50% ceny pisma!). Masz szansę otrzymania ciekawych upominków. Prenumerata to wygoda – „Nowy Obywatel” w Twojej skrzynce pocztowej.
5 6 7
W formatach epub i mobi.
30 zł
Bez zabezpieczeń DRM. Najtaniej.
Więcej o prenumeracie można przeczytać tutaj: nowyobywatel.pl/prenumerata Możesz też skorzystać z naszego sklepu wysyłkowego, dostępnego na stronie nowyobywatel.pl/sklep Wpłat należy dokonywać na rachunek: Stowarzyszenie „Obywatele Obywatelom” Bank Spółdzielczy Rzemiosła ul. Moniuszki 6, 90–111 Łódź Numer konta: 78 8784 0003 2001 0000 1544 0001 Prenumeratę można rozpocząć od dowolnego numeru.
NOWY
BYWATEL · NR 35 (86) WIOSNA-LATO 2021
Już w sprzedaży! Z okazji setnej rocznicy śmierci i sto pięćdziesiątej rocznicy urodzin Edwarda Abramowskiego przygotowaliśmy pierwsze wznowienie pionierskiej i najlepszej biografii jednego z najważniejszych polskich myślicieli, wydanej dotychczas tylko raz, w roku 1933. Biografia i poglądy Abramowskiego są tu opisane przez jego bliskiego współpracownika m.in. na podstawie unikatowych materiałów (osobiste listy, wspomnienia przyjaciół, dokumenty), do których żaden inny biograf nie miał dostępu.
Abramowski nie zadowalał się nigdy swą twórczością naukową czy literacką. Był nie tylko uczonym i myślicielem tęskniącym za przeniknięciem zagadki bytu, umysłowością, którą mierzyć należy miarą europejską, był również gorącym bojownikiem o nowe formy życia, walczącym i nieustępliwym, pełnym własnych świetnych koncepcji, utopistą marzącym o Królestwie Bożym na ziemi, wierzącym w braterstwo ludzi, w moc twórczą i nieśmiertelną czynu. prof. Konstanty Krzeczkowski
Do kupienia w naszym sklepie internetowym:
http://nowyobywatel.pl/sklep/ lub bezpośrednio po wpłacie na konto 30 zł(przesyłka wliczona): Stowarzyszenie „Obywatele Obywatelom” 78 8784 0003 2001 0000 1544 0001 Bank Spółdzielczy Rzemiosła w Łodzi koniecznie z dopiskiem „Abramowski” w opisie celu wpłaty oraz podaniem dokładnego adresu do wysyłki książki.
TYLKO
60 zł ROCZNIE
TYLKO
30 zł ROCZNIE