21 minute read
Węgiel dziś i jutro
z Jarosławem Niemcem
rozmawia Szymon Majewski
Advertisement
– Zacząłbym od dość niedawnego i wymownego wspomnienia. W 2019 r. powstała nowa, zorientowana centrolewicowo, partia Wiosna, która ogłosiła plan zamknięcia wszystkich kopalni węgla w Polsce do 2035 r. Uzasadniano to oczywiście kwestiami ekologicznymi i klimatycznymi. Za rzuconym hasłem nie poszła żadna konkretna propozycja przebudowy systemu energetycznego na bezemisyjny i taki, który zaspokajałby całość potrzeb społeczeństwa i gospodarki. Nie powiedziano też nic przekonującego o alternatywie dla pracowników sektora węglowego oraz regionów, które się na nim opierają. Dlaczego właśnie węgiel tak często uchodzi za w zasadzie jedynego winowajcę groźnych zmian klimatycznych? Jego najgłośniejsi krytycy poświęcają niewiele uwagi innym toksycznym zjawiskom, takim jak nieskrępowana globalizacja z jej przepływami kapitału i towarów, transport lotniczy, masowa motoryzacja czy hiperkonsumpcja.
– Jarosław Niemiec: Węgiel jest tylko jednym z czynników zmian klimatu, bo innymi są m.in. transport lotniczy, ruch samochodowy, ogrzewanie indywidualne domów, ale to już trochę inna historia, bo to wiąże się z naszym bezładem budowlanym i infrastrukturalnym, który nie daje szans na oszczędne i racjonalne zaopatrzenie w ciepło. Ktoś powie, że to teoria spiskowa, ale podejrzewam, że Polska jako jedyny kraj w Unii Europejskiej dysponujący własnymi zasobami stałego, bezpiecznego surowca zarówno przemysłowego (do produkcji stali czy w sektorze chemicznym), jak i energetycznego, stoi trochę na przeszkodzie temu, aby cały przemysł ciężki przerzucić do biednych krajów, gdzie jest tania siła robocza. Myślę, że cała polityka dekarbonizacyjna miała tylko ten jeden cel; potanić produkcję, pozbyć się przemysłu i, tak jak mówił mój starszy kolega, Bogusław Szmuc, wszyscy w europejskiej elicie myślą, że pojedziemy do Afryki, nałapiemy tubylców i oni będą na nas robić, a my pokażemy, że w Europie spadły wskaźniki emisji i jesteśmy „niewinni klimatycznie”. Ci światli, piękni Europejczycy myślą, że nałapiemy ludzi, którzy będą dla nas robić te koszulki czy tę stal.
Gdy zaczęła się wojna w Ukrainie i wszystko rąbnęło, nastała wielka panika, bo nie ma węgla. Nie wiem, czy partia Wiosna miała świadomość tego, co mówi, czy nie; jeśli miała, to zachowywała się bardzo szkodliwie i wbrew polskiej racji stanu, a jeżeli nie miała świadomości, to była pożytecznymi głuptasami liberalnych Fajnoeuropejczyków. Szli w duchu Nowego Zielonego Ładu, który mówił, że gdy my nie będziemy widzieć, jak się truje środowisko, to będzie dobrze. Chodziło tylko o to, żebyśmy nie widzieli w Unii Europejskiej, jak się truje, bo truć się będzie cały czas na całym świecie. Innych przyczyn tej bezwzględnej walki z polskim węglem nie widzę.
– To był chyba przykład liberalnego populizmu; istnieje pewna grupa wyborców, która zaciera ręce, gdy tylko słyszy, że górnikom zabierze się „przywileje”, bo nienawidzi zorganizowanego świata pracy. Jest jednak też i inny problem; ci ludzie twierdzą, że prezentują postawy prośrodowiskowe i proklimatyczne, ale nie zdają sobie sprawy, że ich propozycje, poza tym, że podkopałyby bezpieczeństwo kraju i wpędziły w biedę setki tysięcy ludzi, wcale nie wpłynęłyby na zmniejszenie emisyjności i zatrzymanie katastrofy klimatycznej. Wyobraźmy sobie
Jarosław Niemiec – elektromonter w Zakładzie Przeróbki Mechanicznej Węgla LW Bogdanka, działacz społeczny i związkowy, obecnie przewodniczący Zarządu Zakładowego Związku Zawodowego „Przeróbka”. W przeszłości angażował się w rozmaite lewicowe inicjatywy, m.in. działał w Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej, brał udział w licznych protestach społecznych, był liderem zakończonej sukcesem akcji przeciwko zwolnieniu personelu sprzątającego z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej i przeniesieniu pracowników do firmy zewnętrznej, gdzie ich warunki zatrudnienia byłyby gorsze.
taką sytuację, że oni dopinają swego i kopalnie w Polsce zostają zamknięte. Co się wtedy dzieje? Jaki jest nasz system energetyczny i jak wygląda nasz potencjał szybkiej rozbudowy OZE i/ lub energetyki jądrowej?
– Z przebiegu wypadków, które miały miejsce do pandemii i wojny w Ukrainie, wynikało, że chodziło tylko o to, aby wygasić polski węgiel. Mówię „polski”, bo węgiel jako taki w naszym miksie energetycznym istniałby nadal – tyle że węgiel importowany. Odnawialne źródła energii, jak mi się wydaje, miały na celu wejście w lukę, która powstałaby po polskim węglu, bo jako stabilizator węgiel rosyjski był przewidywany, tak samo jak tamtejszy gaz. Energetyka cieplna miała pracować w okresie przejściowym jeszcze przez ileś lat, tylko że wcześniej myślano, iż będzie się to opierać na gazie. Teraz się okazało, że jest to troszeczkę trudne. Na razie przepraszamy się z węglem; nawet media dotychczas niechętne temu surowcowi alarmują, że nie ma go na składach.
W zamian za dekarbonizację Polski może nastawialibyśmy odnawialnych źródeł energii, a może nie, i kupowali np. od Duńczyków, którzy czasami mają nadwyżki, bo u nich dobrze wieje. Nie mam
pojęcia; moim zdaniem było to robione bez ładu i składu. Nawet nie jestem w stanie powiedzieć, czy ktoś pokazał jakieś twarde wyliczenia, jak to ma być zastąpione. Mówiło się ogólnie i oględnie o zamkniętym systemie energetycznym Europy ze swobodnym przepływem energii. Nie wiem, skąd to miało być, gdzie miały stać te wiatraki, gdzie miało być to OZE. Tego nikt nie wiedział; my mówiliśmy, że jeżeli tak, to pokażcie nam chociaż kilowat polskiej energii odnawialnej w zamian za polską energię z węgla, ale nawet tego zwolennicy dekarbonizacji nie byli nam w stanie pokazać.
Oczywiście nie bez znaczenia jest to, że górnictwo było solą w oku środowisk liberalnych i antypracowniczych – a to, że jest dotowane, a to, że górnicy mają „przywileje”. Komuś przeszkadzało, że górnicy są zorganizowaną grupą, która od czasu do czasu potrafi uderzyć pięścią w stół i zbuntować się całymi regionami. Teraz, jak się okazuje, górnicy faktycznie mają siłę, bo gdybyśmy się wkurzyli któregoś dnia, to moglibyśmy narobić strasznego rabanu. Jakiekolwiek wstrzymanie wydobycia to byłby Armagedon.
– To, że opowiadacie się za obroną ważnej grupy pracowniczej, która może być przykładem dla reszty świata pracy – to jest oczywiste. Ale drugą kwestią jest to, że szybka dekarbonizacja uderzyłaby w bezpieczeństwo energetyczne kraju i to, że likwidując od razu węgiel, bylibyśmy skazani na łaskę i niełaskę zewnętrznych dostawców.
– Jest jeszcze kwestia techniczna. Poza tym, że węgiel jest paliwem, na które możemy liczyć, bo nawet na import energii za bardzo nie, skoro wszędzie jej brakuje, to chodzi o stabilność od strony technicznej. System energetyczny, rynek energii polega na tym, że w sieciach przesyłowych, w dystrybucji, musi być stała moc, stałe napięcie i prąd przesyłu dostosowany do przepustowości linii. To trochę można porównać do rury kanalizacyjnej. Tyle prądu pójdzie po drucie, ile ten drut ma przepuszczalności, tak samo jak wody przejdzie przez rurę tylko określona ilość. Te sieci mają swoje moce przesyłowe, nie wolno dać więcej prądu w linię, nie może być takiej sytuacji, że podbija się napięcie i ono rozpada się albo rośnie. Jeżeli jednego dnia byłoby słonecznie i wietrznie, wszystkie wiatraki i ogniwa fotowoltaiczne by pracowały, więc mielibyśmy nadwyżkę energii, że w sieci pojawiłoby się wyższe napięcie niż pożądane, no to co się wtedy robi? To wszystko się rozprasza na tak zwanych dławikach, potężnych cewkach chłodzonych ciekłym azotem. To się roztacza na ciepło w dużych stacjach, czyli marnuje się energię. Jeżeli jest jej za dużo, bo jeśli jest za mało, to jest jeszcze gorszy problem, dwudziesty stopień zasilania i blackouty. Ustawa o jakości energii mówi, że to jest plus minus 10 woltów w lewo lub w prawo, określona częstotliwość i tak dalej. Jeżeli każdy zechce puszczać sobie radośnie w sieć to, co mu się podoba, to miałbyś raz w gniazdku 215 woltów i tradycyjna żarówka świeciłaby na pomarańczowo, a drugim razem miałbyś 260 woltów i by cię „kopały” wszystkie urządzenia w domu. Każdy odbiorca musi mieć energię niemal dokładnie 230 woltów, 50 herców, no i odpowiednią ilość mocy, bez której nie będzie napięcia. Po to są te paliwa stabilizujące – jeżeli nie będzie mocy z odnawialnych źródeł energii, to dopala się wtedy węglem, atomem czy gazem. Jeżeli jest więcej mocy w odnawialnych źródłach, to można trochę zmniejszyć moce z energetyki cieplnej. To wszystko, o czym mówimy w tej chwili – czy gaz, czy atom, czy węgiel, to jest energetyka cieplna. To jest energetyka wymuszona i może dać tyle mocy, ile chcemy, oczywiście w granicach parametrów technicznych, ale sterujemy tym. Wiatrem nie sterujemy i słońcem nie sterujemy, więc musimy mieć coś zapasowego i o to chodzi w tej stabilności: nie o to, że mamy za dużo czy za mało, lecz o to, aby cały czas była ta sama jakość i te same parametry energii w sieci.
Jest jeszcze druga sprawa – rynek energii rozlicza się w ciągu 15 minut. Jako odbiorcy indywidualni, osoby fizyczne, tego nie wiemy, ale duzi odbiorcy przemysłowi składają zamówienie na energię, musząc wykorzystywać dokładnie tyle, ile złożyli. Mają liczbę urządzeń i moc zamówioną. Jeśli on odbiera za mało w czasie, na który ma zamówione, to płaci 30 razy więcej, bo wtedy wpada w tak zwany współczynnik mocy biernej. Jeżeli pobiera za dużo, to wtedy płaci razy 10 za moc indukcyjną, za jej przekroczenie. To są niuanse na rynku mocy, które mogą być nudne i trudne dla osób, które się tym nie interesują, ale to względy techniczne są decydujące. Jeżeli ktoś mówi, że zastąpi energię wymuszoną energią typu odnawialna, to albo nie wie, o czym mówi, albo świadomie kłamie. Chyba że mamy sytuację, w której energia odnawialna jest łatwa do przewidzenia – to jest energia z pływów morskich, bo one są zawsze o tej samej godzinie, czy z wodospadów, Norwegowie np. mają taką elektrownię.
ba Scott Granneman, flickr.com/photos/rsgranne/179321532
Oni głównie z tego korzystają, ale my w Polsce nie mamy na Bałtyku chyba żadnych pływów, a wodospadów też jest niewiele.
– Sytuacja jest trudna; co można powiedzieć o postanowieniach Unii Europejskiej, Nowym Zielonym Ładzie i planie Fit for 55? Co realnie to na nas nakłada?
– Odbijają się na nas oczywiście opłaty emisyjne, które akurat teraz spadły. To jest ten moment, że nie tylko my dopalamy węglem, ale i Niemcy i Czesi, wszyscy się z nim przepraszają. Nasz rząd ustawą Jacka Sasina oficjalnie deklaruje, że paliwem przejściowym będzie węgiel i to ma być nasza droga do neutralności klimatycznej.
Ja przez walkę z emisjami rozumiem ograniczenie emisji dwutlenku węgla – nie walkę z węglem.
Nasz poziom produkcji węglowej nie wyklucza ograniczenia emisji, ale musimy iść w kierunku oszczędzania energii, wytwarzania energii wymuszonej cieplnej zawodowej w sposób skupiony, raczej w elektrowniach, a nie dogrzewania indywidualnego w domach, bo palenie węglem w piecach to chyba największa strata. Gdy się liczy współczynnik strat, to mnoży się liczbę odbiorców i wtedy wychodzi ogromna strata. Jest też możliwe niskie i zarazem niemal bezemisyjne spalanie węgla. Szukać należy także ograniczenia emisji w niekontrolowanych zużyciach typu transport. Chętnie poruszałbym się transportem publicznym, zresztą jak wielu ludzi, tylko że go nie ma. Moim zdaniem lepiej wytworzyć energię z węgla w elektrowni, puścić to w trakcję tramwajową, kolejową, trolejbusową, a nie że wszyscy muszą jeździć samochodami przy tak drogim paliwie, a ludzie są skazani na poruszanie się transportem indywidualnym.
– W Polsce z Warszawy do Gdańska albo Rzeszowa można polecieć samolotem, co jest absurdalne, bo pociągiem przejedziesz ten dystans w cztery-pięć godzin. Powiedziałeś o tym, co moglibyśmy robić w zamian i że również w energetyce opartej na węglu istnieją metody optymalizacji, które powodowałyby spadek emisji. Na czym polegają obecne problemy polskiego węgla w związku z Nowym Zielonym Ładem i Fit for 55?
– Przede wszystkim na tym, że prawo górnicze i geologiczne w Polsce jest zupełnie inne niż w krajach, z których węgiel był importowany.
b Kris Duda, flickr.com/photos/ahorcado/5699935201
Polskie kopalnie mają wyższe koszty i to nie są koszty pracy, trzynastek, czternastek, jak to się powszechnie sądzi. Głównym kosztem polskich kopalni jest to, że każda kopalnia, która wydobywa i eksploatuje złoże, ma je wyczerpać do końca, niezależnie od tego, jaki jest z niego uzysk, czy jest w 50 czy w 100% węglowe. To wynika z dbałości o środowisko, o wyrobiska i tak dalej. Natomiast w USA wchodząc w złoże jedzie się do miejsca, gdzie ma się uzysk 70%, zaczyna się pokład, gdzie jest 50 na 50 węgla i kamienia, a wtedy oni stamtąd wychodzą i idą w inne miejsce. W Polsce nie wolno tego robić, trzeba wyczerpać złoża, więc koszty są wyższe. Druga sprawa: przepisy bezpieczeństwa i higieny pracy w polskim górnictwie. Mimo dość ostrych i rygorystycznych przepisów górniczych, też zdarzają się wypadki, ale w Polsce jednak dba się, żeby to wydobycie przebiegało w warunkach cywilizowanych. Niestety to też kosztuje, a nie kosztuje w Kolumbii, bo tam nikt się nie interesuje, czy w tej kopalni pracuje dziecko, czy siedzi tam chłop z lampą naftową i otwartym ogniem w wyrobisku. To są realia nieporównywalne, więc kosztowo też nie ma sensu zestawianie polskiego górnictwa do tego sektora w krajach, z których Polska nabywała węgiel. To jest ten sam mechanizm, który zadziałał przy jakimkolwiek przemyśle, czy to włókienniczym, czy obuwniczym. Tam po prostu zrobią nam taniej buty, zrobią nam taniej koszulki, wykopią nam taniej węgiel, i tak to działa. „Problemem” polskiego górnictwa jest fakt, że jest ono cywilizowane i mogłoby pracować w sposób cywilizowany. Wcześniej okazało się, że hutnictwo w Polsce jest niepotrzebne, a dzisiaj płacimy po 100% więcej za stal i zasoby stali się kończą. Cały czas problemem polskiego górnictwa jest to, co trwa od 1989 r., czyli pomysł zapoczątkowany przez Balcerowicza i grupy interesów, które go wspierały i inspirowały, jak potanić naszą produkcję, a najlepiej nie produkować nic. I to jest problem polskiego górnictwa, cały czas to samo.
– Intencją grup lobbystycznych w Unii Europejskiej ma być to, żeby wszystko, co brudne i emisyjne wyrzucić na zewnątrz i zdobywać taniej. Pojawiały się jednak pomysły wprowadzenia podatku węglowego od importu.
– To już na zdrowy rozsądek, bez znajomości realiów branży, jest dziwne – my mamy płacić za emisję, wszyscy, którzy produkują w Europie, są obciążeni opłatą za emisje, natomiast wszystko, co kupujemy z Chin, z Indonezji, nie jest takimi opłatami objęte. Czy tam się nie truje? To jest ten ekoszwindel.
Nie wiem, jak to inaczej nazwać. Jeśli jest jakaś opłata emisyjna, to ona powinna obowiązywać na całym świecie, tak samo jak swobodny przepływ towarów w otwartym, globalnym rynku.
– Na stole nie ma żadnych rozwiązań dotyczących opodatkowania importu i „outsourcingu” zanieczyszczania środowiska. Twardo bronisz interesów górniczych, ale i pozycji węgla, a zarazem jesteś bardzo daleki od zaprzeczania zmianom klimatycznym. Nie mówisz o „ekooszołomach”, tylko podejmujesz współpracę z Greenpeace i innymi ruchami opowiadającymi się za transformacją energetyczną i ochroną środowiska. Jakie widzisz punkty wspólne? Jak się rozwija ta współpraca, na jakich podstawach możecie rozwijać wspólne działania?
– Moim zdaniem jednym z podstawowych pól porozumienia jest to, że wyłącznie ekonomiczna perspektywa transformacji energetycznej jest nie do przyjęcia. Ładuje się ETS-y, czyli obciążenie za emisje, ile tylko wlezie. Co to powodowało w Polsce? Powodowało, że energia węglowa była coraz droższa, na końcu dociskane było górnictwo i jeśli elektrownie kupowały i miały możliwość kupować węgiel z importu, to one go tam tak samo kupowały i spalały, tylko tańszy. Z importu, jeszcze raz przypominam, z krajów, w których panuje praca dzieci, nie ma ubezpieczeń społecznych i nikt nie interesuje się środowiskiem naturalnym, czy dana odkrywka rozgrzebuje tajgę czy dżunglę. Ludzie z Greenpeace mówili też o tym, że poszukiwania nowych złóż ropy dewastują duże powierzchnie lasów tropikalnych. To są ekosystemy mające znacznie większy wpływ na światowy klimat niż ekosystem europejski.
Co jest tym wspólnym interesem, a raczej gdzie oszukują zarówno nas, górników, jak i ekologów?
Ano oszukują w ten sposób, że nam odbiorą miejsca pracy, a im nie dadzą – a mówię tak, jakbyśmy byli różnymi grupami interesów, choć w sumie nie jesteśmy – czystszego powietrza. Z punktu widzenia klimatycznego nie ma żadnego zysku, a nawet są straty, bo jest cały czas dewastowany ekosystem światowy. To jest właśnie ta ekonomiczna ścieżka transformacji energetycznej. Gdzie moglibyśmy mieć te punkty wspólne? Jeżeli górnictwo jest potrzebne, a jest potrzebne, bo musi być i nikt tego teraz nie zakwestionuje, to niech ono się skończy w warunkach cywilizowanych, gdy jest nad tym kontrola. Na razie u nas są jako tako cywilizowane warunki eksploatacji złóż.
Jeżeli chodzi o same zmiany klimatu, to oczywiście należy podjąć wszelkie działania zmierzające do transformacji energetycznej, ale na wszystkich poziomach. Ograniczenie emisji spalania energii zawodowej to jest jedno i to można zrobić bardzo szybko i to prawdopodobnie będzie zrobione, ale czy my będziemy w stanie ograniczyć inne, poważne źródła emisji, związane właśnie z tym, że ta produkcja jest gdzieś na świecie, to wszystko lata samolotami, spalamy ropę i różne inne rzeczy? Amazon podobno całościowo emituje więcej gazów cieplarnianych więcej od polskiego górnictwa…
– Nie tylko polskiego; emisje Amazona są większe niż wszystkich największych elektrowni węglowych w całej UE.
– Tak jest, i to jest potwierdzone, i nawet związkowcy Amazona o tym mówili w liście intencyjnym, który kiedyś podpisywałem w sprawie żądania ograniczenia tych emisji. Nie tylko emisje wpływają na klimat czy stan ekosystemu. Zobaczmy, co wyprawiają samorządowcy i nie tylko oni – wszechobecna kostka brukowa, beton, natychmiastowe odprowadzanie wody do zlewni rzek, teraz mamy wszędzie permanentną suszę, a jak nie ma suszy, to natychmiast zalewa, bo woda błyskawicznie spływa. Tony plastiku, nie rozwiązaliśmy nawet problemu skupu butelek jako chyba jedyny kraj w Europie. Jest mnóstwo aspektów ochrony środowiska i klimatu, które nie mogą się ograniczyć tylko do magicznego słowa „dekarbonizacja”. To musi być robione systemowo i gadanie o ekologiczności ludzi, którzy wprawdzie korzystają z naturalnych słomek do napojów, ale latają trzy razy do roku na Zanzibar i przeciwstawianie im górników w temacie dbałości o klimat, jest nie tylko niewiarygodne, ale może kogoś poważnie wkurzyć, szczególnie biedniejszą część społeczeństwa, która za emisje odpowiada w znikomym stopniu. Okazuje się, że, jak wszystko, także ekologia ma charakter klasowy, emisje mają charakter klasowy, bo najbardziej odpowiada za nie bogatsza część świata i bogatsza część społeczeństwa, nawet jeśli udają bycie eko...
– Nawet w ramach jednego społeczeństwa osoby zamożne, które kupują i zużywają więcej rzeczy, pozostawiają większy ślad węglowy.
– Tu jest jeszcze jeden paradoks i będę to podkreślał coraz mocniej. Jest wielką bezczelnością, jeżeli człowiek pracujący w wielkim biurowcu i mieszkający w apartamentowcu, gdzie latem jego klimatyzacja pracuje na full, bo go na to stać, poucza górnika, który zjeżdża i pracuje w temperaturze 30 stopni w fatalnych warunkach, po to, żeby wydobyć węgiel, żeby była energia i żeby tego gościa w apartamentowcu czy w biurowcu ochłodzić. To jest po prostu niemoralne i bezczelne. No bo kto korzysta? Facet, który korzysta z tej energii jak opętany, każe innym zmienić pracę, wziąć kredyt i w ogóle się usunąć z pola widzenia, bo on nie chce widzieć górnika.
– I dojeżdża do pracy wielkim SUV-em, mimo, że mógłby wsiąść w tramwaj. Czy widzisz po stronie ekologicznej zrozumienie tego, o czym mówicie – że jedno to stabilność energetyczna i bezpieczeństwo kraju, a drugie to wasze miejsce i kultura pracy czy życie gospodarcze w danych regionach?
Czy kiedy o tym opowiadacie, masz wrażenie, że druga strona zaczyna to rozumieć?
– Zależy kogo masz na myśli, mówiąc o drugiej stronie, bo my to właśnie w tej chwili robimy.
Sam fakt, że o tym rozmawiamy, robiąc wywiad do pisma, które jest i prospołeczne, i proekologiczne, o tym świadczy. To jest ta oś porozumienia. Być może niektóre organizacje czy ruchy ekologiczne czasami mówią coś trochę abstrakcyjnego, czasami te młodzieżowe inicjatywy są trochę naiwne, ale kładę to bardziej na karb niewiedzy, bo trudno, żeby młodzież czy dzieci wiedziały i znały dokładnie wszystkie rozwiązania techniczne. Jeżeli ci ludzie, którzy chcą naprawdę zadbać o klimat, będą chcieli to robić poważnie, z pewnością sięgną tę wiedzę z drugiej strony, czyli naszej, związkowców, górników reprezentujących świat przemysłu. My z kolei sięgamy po wiedzę, idee i dorobek ekologów i dowiadujemy się, jakie są potrzeby ekologiczne. Moim zdaniem na tym to powinno polegać, a nie na ustawianiu górników i ekologów po dwóch stronach barykady. Tym bardziej, że nasz związek zawodowy mówi, że jako górnicy zajmujemy się zasobami naturalnymi. Branża górnicza, wydobywcza, eksploatacyjna, mogłaby być po prostu branżą gospodarki zasobami naturalnymi. Któż lepiej rozumie naturę, jak nie górnik, który pracuje z nią
bd Greenpeace Polska, flickr.com/photos/greenpeacepl/12507535014
na co dzień? Być może tutaj widzielibyśmy też wyjście, aby to była racjonalna gospodarka zasobami, gdzie w obrębie tej jednej branży można byłoby i eksploatować węgiel, i dbać o zasoby wodne, i tworzyć sieć małej retencji czy irygacji albo przywracania charakteru magazynu wody (mówię o swoim regionie) dla południowo-wschodniej Polski. Wszystko można by robić w ramach zrównoważonej gospodarki zasobami naturalnymi. Kiedy trzeba sięgnąć po zasoby ziemi, a kiedy trzeba – zadbać o nie, żeby były dostępne i bezpieczne. Zasoby, które są potrzebne wszystkim na co dzień, bo woda jest jeszcze bardziej potrzebna niż węgiel. To rozumiem pod pojęciem zrównoważonej, harmonijnej i przyjaznej dla klimatu i środowiska gospodarki zasobami naturalnymi, w skład czego wchodzą również minerały, węgiel, surowce energetyczne, metale ziem rzadkich i wszystko inne. To jest ta ścieżka, moim zdaniem.
– Skoro transformacja energetyczna musi nastąpić…
– Musi, musi, technologia idzie naprzód i będziemy poszukiwać takich źródeł energii, które będą jak najmniej stratne i również jak najbardziej ekonomiczne. Energetyka cieplna osiąga sprawność na poziomie maksymalnie 46% jak wszystkie silniki cieplne; to zasada termodynamiki, wyżej się nie podskoczy. Wiadomo, że świat będzie szedł w stronę energii wodorowej i innej, ale to jeszcze pieśń przyszłości.
– Jak w takim razie ta transformacja miałaby przebiegać, żeby była sprawiedliwa społecznie, wydajna i bezpieczna? W jednej ze swoich wypowiedzi, powtórzonej w liście otwartym do premiera i wicepremierów polskiego rządu, a sygnowanym jako związek zawodowy „Przeróbka”, mówisz o tym, że każde zlikwidowane miejsce pracy w górnictwie musi zostać zastąpione nowym miejscem pracy. Chodzi o jakieś
nowe rodzaje przemysłu, z równie sprzyjającymi warunkami dla samoorganizacji pracowników? – Uważam, że gospodarka zasobami powinna wyglądać w ten sposób, że dla górnictwa nie jest żadnym zagrożeniem montowanie fotowoltaiki, energii wiatrowej itd. To jest cenne uzupełnienie, to są cenne zasoby odnawialne. Natomiast samo górnictwo i gospodarka zasobami nie mogą się opierać na tym, że o tyle będzie nam dobrze w górnictwie, o ile będziemy mogli sprzedać dużo węgla, czyli będziemy mogli rabunkowo czerpać ze złóż. Powinno to polegać na tym, że gdy mamy potrzebę, zwiększamy moce produkcyjne, eksploatujemy, wydobywamy, dostarczamy węgiel, a kiedy nie ma takiej potrzeby, nie walczymy o wynik, żeby się utrzymać ekonomicznie na powierzchni rynku, tylko zarabiamy czy pracujemy jako spółka górnicza czy nawet jako spółdzielnia pracownicza nad zachowaniem tych zasobów, nad inwestycjami, które będą pozwalały w przyszłości,
b brian kusler, flickr.com/photos/ahorcado/5700544784 kiedy będzie trzeba, z tych złóż skorzystać. Budowa szybów w takich miejscach z wyprzedzeniem, z zaplanowaniem, gdzie to będzie najkorzystniej, najczyściej i najmniej dokuczliwie dla środowiska – tak powinno to wyglądać, a nie jako walka o doraźne wyniki finansowe. W tej chwili kopalnie mają zyski, ale w tej branży powinno występować centralne planowanie. To są zasoby narodowe i uważam, że nie da się tym gospodarować na zasadzie, że jak jest popyt, to kopiemy i to na rekord, a jak nie ma popytu, to kopiemy dalej i szukamy rynku zbytu, żeby się utrzymać na powierzchni. To tak nie może działać. Myślę, że to, co powiedziałem, to byłby pomysł na nowoczesne górnictwo, takie, które będzie działać zgodnie z zasadami dbałości o klimat. Jeśli chodzi o miejsca pracy, to chcę przypomnieć, że w tej chwili w górnictwie pracuje 77 tys. ludzi i to należy pomnożyć przez co najmniej pięć, bo w otoczeniu górnictwa miejsce pracy górnika generuje te pięć wokół.
– Wychodzi 385 tysięcy miejsc pracy.
– No właśnie, a przy tym kopalnie czy górnictwo to trochę lider rozwoju technologicznego, bo taka kopalnia jak Bogdanka, jeśli chodzi o kulturę techniczną, naprawdę może być tym regionalnym liderem i na dorobku technicznym tych kopalń można bazować też w innych obszarach gospodarki. Tutaj można wykorzystywać moce górnicze.
– Celem transformacji energetycznej ma być neutralność klimatyczna; źródłem, które ma stanowić fundament energetyki może być atom, natomiast OZE może pełnić funkcję uzupełniającą. Będziemy jednak jeszcze długo potrzebować węgla jako elementu miksu energetycznego.
Czy realna jest wizja, w której globalnie w ramach Polski zużycie węgla się zmniejsza, ale nie wpływa to na górników i poziom wydobycia, ponieważ ta zużywana pula w pełni pochodzi z krajowych zasobów?
– Tak może być, ale mam trochę kłopot z samym pojęciem neutralności klimatycznej. Co to miałoby oznaczać? Że to, co robimy w ramach gospodarki, jest zupełnie obojętne dla środowiska?
Niestety nie, prawa fizyki temu przeczą. Wytworzenie paneli fotowoltaicznych czy wiatraków również nie będzie neutralne. Myślę, że bardziej należałoby powiedzieć, że to powinna być zrównoważona wymiana. To, co zabieramy ziemi, klimatowi i naturze, tak samo jej równoważymy i oddajemy. Neutralność oznaczałaby, że
robimy coś, co nie będzie mieć żadnego wpływu na klimat, tymczasem zawsze będzie mieć, ale my musimy zrobić wszystko, żebyśmy ten wpływ równoważyli działaniami pozytywnymi.
– Na przykład sadząc lasy?
– Wszystko; trudno powiedzieć, w którym miejscu są jakie potrzeby ekosystemu, ale dbając o to, żeby lasów było dostatecznie dużo, zatrzymując rabunkową gospodarkę leśną, którą się obserwuje teraz w naszych lasach, gdzie widać gołym okiem, że tnie się na potęgę. Nie można tylko brać od matki natury i nie dawać jej nic w zamian. Zawsze będziemy od niej brać, bo jesteśmy jej biologicznymi dziećmi, które muszą czerpać z tych zasobów, inaczej nie przeżyjemy, tak jak każde stworzenie. Mam wrażenie, że jako ludzie tylko bierzemy, a nie dajemy nic w zamian, więc należałoby trochę zmienić myślenie i nie łudzić się jakąś neutralnością, ale pomyśleć, co możemy dać w zamian, jak zabezpieczyć klimat.
– Zwolennicy doktryny de-growth (postwzrostu) mówią, że nie jest możliwy zielony, bezemisyjny wzrost gospodarczy, który musi być każdego roku coraz wyższy, przez co trzeba produkować coraz więcej. Jason Hickel, autor książki „Mniej znaczy lepiej”, przekonuje, że gdybyśmy chcieli oprzeć absolutnie całą gospodarkę na OZE, to dla utrzymania tego samego wzrostu musielibyśmy wydobywać nieprawdopodobne ilości metali ziem rzadkich czy wyciąć ogromne połacie lasów na stworzenie ferm słonecznych i zużyć nieprawdopodobne ilości wody.
– O to właśnie chodzi i dlatego mówię, że nie ma technologii pozyskiwania energii neutralnych dla klimatu. Widać, że nie ma czegoś takiego, jak energia pozyskiwana bez wpływu na przyrodę.
– Powiedziałeś, że nie można być zafiksowanym na zyskach ekonomicznych, że nie można rabunkowo wydobywać jak najwięcej, lecz pozostawiać to wszystko w zrównoważonym układzie, aby samego węgla starczyło na dłużej, nawet gdy będzie go już niewiele. Czy w takim razie oznacza to, że węgiel może być nadal obecny także w świecie postwzrostowym, gdzie już nie PKB jest najważniejsze i świadomie się ograniczamy w zakresie konsumpcji, ale nadal musimy zaspokajać bazowe potrzeby?
– Na to wychodzi. Węgiel jako czysty pierwiastek to jeden z podstawowych budulców wszystkiego w przemyśle, od węglowodorów poczynając, na gotowych produktach kończąc. To wszystko są związki węgla, czy w chemii, czy w budownictwie, gdziekolwiek. Grafit, grafen… zawsze ten węgiel będzie gdzieś potrzebny jako surowiec. Jako paliwa być może jego rola się skończy, ale on będzie kiedyś bardzo drogi jako surowiec, bo z pewnością będzie potrzebny. O to należy dbać, dbać o złoża.
– Górnicy i pracownicy energetyki często są nieufni wobec pomysłów transformacji energetycznej, ponieważ boją się utraty miejsc pracy i ogólnej społecznej degradacji. Nikt nie chce stracić pracy, która zapewnia utrzymanie i poczucie przydatności. Czy Waszą grupę udałoby się przekonać do transformacji, gdyby istniało wiarygodne zapewnienie, że do tej degradacji nie dojdzie i w miejsce zamykanych kopalń czy dotychczasowych elektrowni powstaną zakłady równie uzwiązkowione, równie stabilne i oparte na etosie pracy?
– Na pewno tak, ale podstawowym warunkiem jest przede wszystkim wykonanie transformacji energetycznej przez samych zainteresowanych.
Gdybyśmy mieli jakieś rzeczywiste możliwości wejścia jako branża w tę transformację, to myślę, że nie byłoby problemu w obrębie spółek węglowych, gdzie miejsca pracy są w miarę dobre i w miarę stabilne. W obrębie tych stosunków pracy możemy robić różne rzeczy, niekoniecznie wydobywać węgiel, ale przy udziale związków zawodowych, przy społecznym charakterze pracy.
Tyle że to muszą wykonać sami górnicy jako podmiot tego procesu transformacji, a nie jako grupa, którą trzeba gdzieś prowadzić i wskazywać nam jakieś wizje. Owszem, porady specjalistów są ważne, ale to trzeba robić przy naszym udziale. Wtedy to nie będzie na zasadzie, że ktoś nas oszukiwał i zwodził. Najpewniejsza droga transformacji to transformacja wykonywana przez samych górników. I najbezpieczniejsza.
– Dziękuję za rozmowę.
Lato 2022 r.
Szymon Majewski (ur. 1992) – warszawiak i piasecznianin, z wykształcenia historyk. Ideowo demokratyczny socjalista inspirujący się myślą Edwarda Abramowskiego. Poza tym miłośnik dobrego hip-hopu i wycieczek po lasach. Stały współpracownik „Nowego Obywatela”.