IX Wrota- Listopad/Grudzień

Page 1

LISTOPAD/GRUDZIEŃ 2016


SPIS TREŚCI

IX WROTA

Wstępniak ................................................................................................................................................................... 3 Xu 2016. Sprawozdanie z konferencji dla SU......................................................................................................... 4 Microsoft dla edukacji, czyli jak informatyka pomaga dziennikarzom ............................................................ 4 O zajęciach sportowych w naszej szkole ................................................................................................................ 6 Kto czesze Trumpa? ................................................................................................................................................... 7 „W 2017 nic nie zrobię”........................................................................................................................................... 10 Jak napisać poprawną interpretację? - czyli coś dla maturzystów .................................................................. 11 Czy MMA jest jeszcze sportem? ............................................................................................................................. 13 Gryf. Komiks.............................................................................................................................................................. 14 „Cud chłopak” R.J Palcio - recenzja książki. ........................................................................................................ 18 „Sedinum” - recenzja książki ................................................................................................................................. 19 „Vaiana: Skarb oceanu” - recenzja filmu ............................................................................................................. 19 Pan M i jego kompania. Opowiadanie ................................................................................................................... 21 Kącik humoru ........................................................................................................................................................... 24 Kilroy tu był .............................................................................................................................................................. 25 Niezwykła węgierska jesień.................................................................................................................................... 26 Potter, Malfoy i Scamander wchodzą do baru... ................................................................................................. 27

Redaktor naczelny: Kacper Przybylski (2D) Z-ca redaktora naczelnego: Aleksandra Miernik (2D) Teksty: Sara Atłas (3C), Aleksander Dux-Piszko (1GB), Aleksandra Kaliciak (3C), Marcin Kosiński (3GB), Oliwia Kuczyńska (3GB), Katarzyna Mazurak (1C), Wojciech Mazurkiewicz (3GB), Aleksandra Miernik (2D), Julia Pomykała (1C), Kacper Przybylski (2D), Szymon Ruduś (1D), Julia Zamęcka (3GB), Magda Żelazko (2C) Skład i oprawa graficzna: Kuba Snop (2gb), Kacper Przybylski (2D) Okładka: Kacper Przybylski (1D) Opieka merytoryczna i korekta: p. Romuald Kuźmitowicz

2


LISTOPAD/GRUDZIEŃ 2016

Drogi czytelniku! Gratulujemy czytania tego tekstu - dobrze to o Tobie świadczy. Znaczy, że masz dobry gust. Nie wiesz jeszcze, czego dokładnie spodziewać po tym, co trzymasz w rękach, ale masz przeczucie, że będzie to coś dobrego. Spieszymy z pomocą: Na pierwszych stronach możesz zanurzyć się w życiu naszej szkoły. Przeczytasz o konferencji samorządów uczniowskich, warsztatach, na które uczęszczają nasi uczniowie i zajęciach dodatkowych, na które jesteś serdecznie zaproszony. Potem będziesz miał szansę przyjrzeć się sylwetce nowego prezydenta USA mędrca szkiełkiem i okiem, pominąwszy wszystkie kontrowersje, jakie zdążyły wokół niego narosnąć. Przeczytasz recenzje książek i filmów, zakwestionujesz sportowy charakter MMA, wyruszysz w komunistyczną przygodę, poznasz sekretne życie Roberta „Gryfa” Obszańskiego, liźniesz co nieco historii i zastanowisz się, czy postanowienia noworoczne (to już ten sezon!) mają jakiś sens. No, chyba że jesteś maturzystą, wtedy dla własnego dobra przejdź od razu do poradnika „Jak napisać poprawną interpretację?” Życzymy miłego czytania, wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku! Kacper Przybylski & Aleksandra Miernik

3


IX WROTA

XU 2016 SPRAWOZDANIE Z KONFERENCJI DLA SU sprawozdaje: MAGDA ŻELAZKO 2C - RSU W dniach 23-25 listopada 2016 roku w V Liceum Ogólnokształcącym im. Adama Asnyka w Szczecinie odbyła się Interdyscyplinarna Konferencja Samorządów Uczniowskich, w skrócie Xu. W skład reprezentacji naszego szkolnego samorządu wraz z opiekunem, p. Łukaszem Kowalikiem, weszli: Karol Skiba, Magdalena Żelazko oraz Agata Włodarczyk.

ność uczniowską. Po tych trzech pracowitych dniach zdobyliśmy mnóstwo ener -gii i chęci do pracy, jak również napełniliśmy się innowacyjnością i kreatywnością ZAPRASZAMY DO ŚLEDZENIA odnośnie dążenia NASZEGO SNAPA! do jak najlepszego promowania naszej szkoły, dla zwyczajnego umilenia i ulepszenia czasu spędzanego w szkole oraz czasu poza lekcjami. Całą relację można było oglądać na bieżąco na snapchacie Samorządu Uczniowskiego, na którym będą pojawiały się wszystkie szkolne uroczystości i wydarzenia. Serdecznie zapraszamy do zaglądania tam.

W trakcie konferencji mieliśmy okazję skonfrontować z innymi punktami oceny dotychczasowe osiągnięcia mające na celu rozwój i popularyzację naszej szkoły, jak również mieliśmy szansę zdobyć zarówno nowe pomysły, jak i nowe metody radzenia sobie z dotychczasowymi problemami. Oprócz owocnych dyskusji, mieliśmy okazję wysłuchać wykładów profesjonalistów, dzięki którym dowiedzieliśmy się więcej o pracy w grupie, jak również poznaliśmy sposób zdobywania wiedzy: tzw. “nauka przez doświadczenie”. Najważniejszym problemem, na którym się skupiliśmy w trakcie owego wydarzenia, było jak zaktywizować społecz-

MICROSOFT DLA EDUKACJI CZYLI JAK INFORMATYKA POMAGA DZIENNIKARZOM horyzonty poszerza: JULIA POMYKAŁA 1C 18 listopada w Szczecińskiej siedzibie home.pl odbyły się warsztaty dla dziennikarzy trzech gazetek szkolnych, w tym “IX Wrót”. Głównym celem naszej wizyty miało być pokazanie nam, w jaki sposób różne programy mogą pomóc młodym reporterom, zarówno na etapie pisania, jak i składania i edytowania gazety. Muszę przyznać, że warsztaty w stu procentach spełniły swoje zadanie. Razem z Panem Martinem Hanfem, Martą, Piotrkiem i Szymonem w piątek rano ruszyliśmy do leżącego niedaleko naszej szkoły biura home.pl, które znajduje się przy ulicy Zbożowej, kojarzonej jednak przede wszystkim z bulwarami piastowskimi. Pogoda tego dnia była paskudna, podobnie jak mój humor, więc myśl o czterech godzinach bezsensownego słuchania o czymś, co, jak mi się wydawało, kompletnie mnie nie interesowało, wywoływała u mnie chęć zamknięcia się w schowku na miotły i przeczekania tam tego kolejnego brzydkiego jesiennego dnia. Przed tym

4


LISTOPAD/GRUDZIEŃ 2016

gólne elementy mogliśmy wykonywać na przydzielonych nam komputerach. Dzięki temu lepiej zapamiętaliśmy i szybciej nauczyliśmy się obsługi i zastosowania nowych, zaktualizowanych aplikacji, takich jak Word, Publisher, OneDrive, Skype czy nowej firmowej sieci społecznościowej, która przypomina małą, firmową wersję Facebooka czy GaduGadu. Narzędzi takich jak Word dziennikarz używa w zasadzie codziennie, dlatego znajomość udo -godnień, jakie niosą ze sobą aktualizacje tego oprogramowania, są nam niezbędne. Tak samo jak umiejętność swobodnego poruszania się w Publisherze czy wiedza dotycząca zapisywania różnych plików w tak zwanej chmurze. Tak więc po ponad 3 godzinach bawienia się w pakiecie Office 365 byliśmy pewni, że od teraz nasza reporterska misja będzie przebiegać bezbłędnie z pomocą kilku prostych trików i porad, jakie otrzymaliśmy podczas warsztatów.

GRAMY W PIŁKARZYKI FOT. MARTIN HANF pomysłem ratowała mnie tylko odrobina optymizmu i duża ilość kawy.

Po około dwudziestominutowej przerwie, podczas której poniosłam sromotną klęskę w rozgrywce piłkarzyków i zrobiłam ponad milion zdjęć, wróciliśmy do sali. Usiedliśmy przy komputerach i rozpoczęliśmy drugą część warsztatów.

Weszliśmy do windy, która zawiozła nas do biura, jakiego kompletnie się nie spodziewałam. Tak naprawdę to nie wiem, czego się spodziewałam, ale na pewno nie tego! Pomieszczenie, w którym się znaleźliśmy, wyglądało jak siedziba amerykańskiego Googla, na ścianach były wielokolorowe tapety, wszędzie stały miękkie pufy i kanapy, na których można było usiąść, zrelaksować się i pograć na konsolach, w piłkarzyki lub zjeść śnia -danie i wypić kawę kupioną w bufecie znajdującym się obok. To jednak był tylko korytarz, gdy zostaliśmy powitani przez zespół prowadzący warsztaty, weszliśmy do Sali z około dwudziestoma laptopami i leżącymi koło nich kolorowymi upominkami od Microsoftu. Dalej sceptyczna, ale trochę już podekscytowana, usiadłam w pierwszym rzędzie. Chwilę później zaczęła się pierwsza część warsztatów. Głównym punktem wykładu było zapoznanie nas z najnowszym pakietem Office 365. Oglądając prezentacje, poszcze-

Tym razem mieliśmy za zadanie poznać darmową platformę publikacyjną, Wordpress. Wyglądem przypomi-

UDAJEMY, ŻE WIEMY, CO ROBIMY W TYCH KOMPUTERACH

5


IX WROTA na zwykłego bloga, ale tak naprawdę jest osobną, niezależną stroną internetową. I muszę szczerze powiedzieć, że mimo krótszego czasu trwania tej części warsztatów, po prostu zakochałam się w rozwiązaniach, jakie daje nam Wordpress. Od zawsze bardzo lubiłam grafikę, rysowanie, a przede wszystkim od dziecka miałam bardzo silnie rozwinięty zmysł artystyczny, dlatego kiedy zobaczyłam, jak za pomocą trzech kliknięć mogę stworzyć własnego bloga, na którym dosłownie wszystko może być takie jak tylko sobie wymarzę, przepadłam. Jak w transie przeleciałam przez kolejne godziny zajęć. Na aplauz zasługuje też zespół home.pl prowadzący nasz krótki kurs informatyczny. Mimo że w połowie ćwiczeń serwery po prostu postanowiły przestać działać, a Internet odmówił wszelkich prób dogadania się z nami, niezrażona złośliwością rzeczy martwych ekipa dalej przekazywała nam wiedzę, po jaką tam poszliśmy, bez najmniejszych problemów. Byłam, a w sumie wciąż jestem, pod ogromnym wrażeniem tego, co tam zobaczyłam i czego się nauczyłam.

dokumencie tekstowym wyświetlanym na ekranie. Wyobraźcie sobie, co tam się musiało dziać. Jednak pomimo ilości wrażeń to nie był koniec. Cała grupa została zaproszona na obiad do restauracji Spiżarnia znajdującej się przy placu Hołdu Pruskiego pod siedzibą Kuriera Szczecińskiego. Było to zwieńczenie tak pracowitego, a zarazem rozrywkowego dnia. W miłej atmosfe -rze, przy pysznym jedzeniu, spędziliśmy ostatnią godzinę warsztatów.

Mój humor z okropnego, przerodził się w bardzo pozytywny i wesoły. Znalazłam coś, w czym jestem dobra, a przy okazji świetnie bawiłam się podczas robienia bloga o słodkich kotkach, czy wtedy, gdy z całą salą jednocześnie mogliśmy pracować na jednym

ŹRÓDŁO: techsoup.pl

O ZAJĘCIACH SPORTOWYCH W NASZEJ SZKOLE trenuje: SZYMON RUDUŚ 1D Chodząc przez ostatnie 3 miesiące na koszykówkę, siatkówkę i dancehall (tak, dancehall, dobrze to przeczytaliście) w naszej szkole zauważyłem, że dosyć mało osób uczęszcza na tego rodzaju zajęcia. A te osoby, które teraz chodzą, są w dużej części z trzeciej klasy liceum, co oznacza, że niestety, nie będą u nas zbyt długo. Nie do końca rozumiem, dlaczego tak się dzieje. Kiedy proponuję osobom, czy to z mojej, czy też z innej klasy, żeby zaczęli chodzić, to zwykle słyszę, że “Chętnie, ale..” i na tym się kończy. Najczęstszymi argumentami, jakie słyszę, jest to, że : a) ”Nie mogę chodzić na zajęcia w szkole, bo mam w tym czasie zajęcia poza szkołą”; b) “Zajęcia sportowe nie są dla mnie - wolę skupić się na nauce”; c) “Nie umiem grać/tańczyć”;

ZDJĘCIE Z ZAJĘĆ DANCEHALLU, PROWADZONYCH PRZEZ P. KAMILĘ NIEDZIELSKĄ

d) “Nigdy nie grałem/tańczyłem, więc będę tylko przeszkadzał”;

6


LISTOPAD/GRUDZIEŃ 2016 próbne zajęcia, zwłaszcza że nie zajmują dużo czasu (ok. 50-60 min. - właściwie jedna godzina lekcyjna) i są darmowe (co dla niektórych jest dużym plusem).

e) “Nie chce mi się czekać tak długo po lekcjach”. Co do a) nie mam zarzutów - niektórzy zapłacili niemałą sumę za kursy językowe, korepetycje z przedmiotów czy zajęcia sportowe poza szkołą, więc niekorzystanie z nich byłoby marnowaniem pieniędzy. Argument b) też ma sens, choć trochę ruchu nikomu nie zaszkodziło, a aktywność fizyczna stanowi dobrą przeciwwagę dla wysiłku umysłowego. Natomiast c) i d) w ogóle mnie nie przekonują. Nikt nie oczekuje, że osoby uczęszczają -ce na te zajęcia od razu będą grać/tańczyć, jakby były profesjonalistami. Temu właśnie mają służyć te zajęcia: zdobywaniu, rozwijaniu i doskonaleniu umiejętności. Poza tym powinniśmy próbować nowych rzeczy. Ja, zanim zacząłem chodzić na dancehall, w ogóle nie tańczyłem - przyznam, że czuję się na nich nietypowo, ale opanowanie (przynajmniej częściowe) układu daje satysfakcję.

Dlatego zachęcam was, gimnazjaliści i licealiści, abyście wypróbowali te zajęcia, które szkoła ma do zaoferowania. Być może nie staniecie się dzięki nim gwiazdami sportu czy zwycięzcami następnego sezonu “You Can Dance”, ale może okaże się, że macie wrodzony talent albo znajdziecie nową pasję, której nie mieliście okazji wcześniej poznać. Naprawdę, nie macie nic do stracenia, a sporo (nowe znajomości, poprawa kondycji, znale -zienie nowych zainteresowań) do zyskania. Dam wam tutaj informacje dotyczące tych zajęć, które sam wypróbowałem i mogę ze spokojnym sumieniem polecić. Może niektórzy z was zdecydują się na któreś z nich.

Siatkówka we wtorki - 15.30 - 16.30 p. Danuta Horn

I choć nadal nie jestem gotów na jakiekolwiek zawody taneczne, to jednak czuję się trochę bardziej pewny siebie. Zajęcia z siatkówki i koszykówki też pomagają dzięki nim lepiej sobie radzę na WF-ie (a przynajmniej tak mi się wydaje). Poza tym aktywne spędzanie czasu w fajnym towarzystwie po prostu sprawia frajdę. Co do e) (i poniekąd b)) - czekając na zajęcia można przecież się uczyć czy odrabiać zadania domowe. Naprawdę nie wiem, dlaczego ludzie nie chcą przyjść nawet raz na

Koszykówka w środy - 16.20 - 17.20 p. Maciej Paszkowski i p. Tomasz Kubicki Dancehall w piątki - 15.30 - 16.20 p. Kamila Niedzielska

KTO CZESZE TRUMPA? POLITYKA z innej strony pokazuje: SARA ATŁAS 3C Zwycięstwo Donalda Trumpa w 45. wyborach prezydenckich stało się faktem. Choć to właśnie jego droga do Białego Domu budziła tak skrajne emocje ludzi na całym świecie, celem tego artykułu jest spojrzenie na życiowy dorobek nowo elektowanego poprzedzający kandydaturę prezydencką. Dotychczas świat znał go bowiem jako ekscentrycznego inwestora, któremu udało się zgromadzić majątek w wysokości 3,7 miliarda dolarów. Warto dodać, że sam Trump uważa się za dużo bogatszego i mówi o 10 miliardach dolarów, jednak magazyn Forbes nic o tym nie wspomina. Donald Trump urodził się 14 czerwca 1946 roku w Queens jako syn Freda Trumpa - dewelopera zajmującego się obrotem nieruchomości dedykowa-

ŹRÓDŁO: wsj.com

7


IX WROTA nych klasie średniej. Choć Donald miał szczęście wychowywać się w bogatej rodzinie, rodzice nie rozpieszczali go - ojciec był bowiem surowy i uwielbiał dyscypli -nę. Na większość zachcianek, tak popularnych w wieku dziecięcym, Trump i czwórka jego rodzeństwa musiała zarobić. Dzięki męczącej pracy fizycznej, którą zlecał im ojciec, mieli poznać wartość pieniądza. Lekcją dyscypliny była także szkoła wojskowa, do której Trump uczęszczał od 13. roku życia. Podpatrywanie ojca pozwoliło młodemu Donaldowi na gromadzenie wiedzy o budownictwie i konstrukcji budynków. Po ukończeniu studiów w Wharton Business School w 1971 roku stanął na czele rodzinnego biznesu i zaczął odnosić pierwsze sukcesy. Osiągnięcia te nie satysfakcjonowały jednak Donalda, który szybko zapragnął zbudować własne imperium. Ponownie pomógł mu jego ojciec, lecz tym razem nie wiedzą czy doświadczeniem. Uznawszy, że jego syn jest już gotowy na wielki świat biznesu, udzielił mu pożyczki w wysokości miliona dolarów. Choć dla wielu jest to duża kwota, umniejszająca niejako sukces młodego inwestora, to nie wysokość pożyczki, lecz zdobyte w młodzieńczych latach podstawy finansowej inteligencji umożliwiły Trumpowi sukces.

wzrasta wielkość popytu na dobra luksusowe mimo wzrostu cen tych dóbr). Opisana taktyka pozwoliła Trumpowi na dynamiczny rozwój jego firmy oraz zgromadzenie w portfolio takich nieruchomości, jak Trump Casino, Trump International Hotel, Trump Taj Mahal, Casino Resort i Trump Tower w Nowym Jorku. Ostatnia z wymienionych szczyci się obecnie najwyższymi na świecie stawkami za wynajem powierzchni biurowej. Sukces nie trwa jednak wiecznie - w latach dziewięćdziesiątych nadeszła recesja i kiedy Trump nie był w stanie spłacić pożyczki bankowej, większość jego majątku została zajęta przez wierzycieli. Ceny akcji jego spółki spadły w błyskawicznym tempie. Mimo to udało mu się zminimalizować straty, a nawet utorować sobie drogę powrotną na szczyt, o czym napisał w swojej książce The Art of the Comeback. Trudno jest jednoznacznie ocenić potknięcie Trumpa. Według niektórych ob -niża to jego wiarygodność jako przyszłego prezydenta, inni uważają, że prawdziwego biznesmena poznaje po tym, jak odbija się od dna i pozytywnie oceniają jego wielki powrót. Od początku swojej kariery Donald Trump dbał o intensywną promocję tzw. marki osobistej. Marketingową ekspansję rozszerzył na wiele branż, tworząc w ten sposób nowy styl życia, "a'la Trump". Powstały więc: kolekcja ubrań, wódka, woda mineralna, czasopismo, linie lotnicze, internetowa szkoła biznesu Trump University oraz instytucja finansowa. Oferowane przez niego kursy skupiają się na inwestycjach w nieruchomości oraz zarządzaniu.

Pierwszym krokiem było wyremontowanie starego hotelu, który - pierwotnie uważany za bardzo złą inwestycję - przyniósł duży zarobek. Oczarowany wyglądem drapaczy chmur na Manhattanie, Trump przeniósł się tam i rozpoczął zdobywanie kluczowych dla świata biznesu znajomości. W przeciwieństwie do ojca za swoją grupę docelową obrał ludzi bardzo zamożnych. Kluczowym dla sukcesu było rozszyfrowanie sposobu myślenia najbogatszych - Donald otwarcie przyznawał, że ceny swoich nieruchomości zawyża o przynajmniej 50 mln dolarów, co dawało kupującym uczucie prestiżu i przynależności do elitarnej grupy (mowa tutaj o paradoksie popytu Veblena, czyli sytuacji, w której

Trump jest obecnie w związku małżeńskim z Melanią byłą modelką i imigrantką ze Słowenii, młodszą od swojego partnera o 24 lata. Poznali się w czasie nowojorskie -go Tygodnia Mody w 1998 roku. Donald był wówczas żonaty, jednak siedem lat później wzięli ślub. Mają syna, Barrona. Kariera w modelingu pozwoliła Melanii na rozgłos, jednak dla wielu jest obiektem krytyki. Kobieta będzie bowiem jedyną pierwszą damą USA, której nagie zdjęcia są szeroko rozpowszechnione w Internecie. Pojawia -ją się więc wątpliwości, czy była modelka nie będzie swoim ubiorem lub zachowaniem naruszać etykiety, która obowiązuje parę prezydencką. Krytykę Melanii podsyca była żona Donalda Trumpa, Ivana, która stwierdziła, że lepiej sprawdziłaby się w roli pierwszej damy.

ŹRÓDŁO: abcnews.com

8


LISTOPAD/GRUDZIEŃ 2016

Ciekawostki 1.

Donald Trump, jak wielu polityków, sięga po porady stylistów w kwestii ubioru, jednak za wygląd swojej fryzury, niejednokrotnie wyśmiewanej w mediach, jest odpowiedzialny on sam.

2.

W szkole wojskowej pełnił funkcję kapitana drużyny bejsbolowej. Przez pewien czas rozważał karierę sportową.

3.

Komik Bill Maher zaoferował w ramach żartu 5 milionów dolarów osobie, która udowodni, że Trump nie jest małpą, lecz człowiekiem. Inwestor sam stawił się u komika, okazując mu akt urodzenia (potwierdzający niejako przynależność do ludzkiej rasy) i zażądał wypłaty nagrody.

4.

Trump unika alkoholu pod każdą postacią. Do tej decyzji skłonił go prawdopodobnie alkoholizm brata.

5.

Podobno noszone przez Donalda czapki bejsbolowe odzwierciedlają jego nastrój danego dnia. I tak biała czapka sygnalizuje pogodne nastawienie, zaś czerwona - wrogie.

KADR Z FILMU KEVIN SAM W NOWYM JORKU (1992), W KTÓRYM DONALD TRUMP ZAGRAŁ EPIZODYCZNĄ ROLĘ. OPRÓCZ TEGO POJAWIŁ SIĘ M. IN. W FILMACH PARTNER (1996), ZOOLANDER (2001), DWA TYGODNIE NA MIŁOŚĆ (2002); ŹRÓDŁO: imdb.com

9


IX WROTA

„W 2017 NIC NIE ZROBIĘ, BĘDĘ TAKI SAM JAK W 2016” małymi kroczkami do celu dąży: JULIA POMYKAŁA 1C w miesiącu. Na ten przykład na początku listopada zapisałam sobie cztery proste postanowienia. Pierwszym z nich było no -szenie rękawiczek, czego nigdy nie robię, nie lubię, ale wiem, że muszę. Drugie przewidywało picie wody z cytryną codziennie rano. Podobno robi tak Jennifer Aniston, więc skoro ona tak robi i jest sobą, to ja też zacznę tak robić i będę nią. Kolejną obietnicą było zapisanie się na moje wymarzone warsztaty, na które wstydziłam się pójść sama, a ostatnim ma -łym kroczkiem w byciu lepszą wersją siebie miała być zmiana mojego miejsca zamieszkania. Kiedy to piszę jest koniec listopada, a ja z czystym sumieniem i dumą mogę powiedzieć, że trzymam się każdego z wyżej wymienionych postanowień. I nie chodzi mi tu o to, żeby chwalić się moimi osiągnięciami, ale żeby pokazać, jak można pomóc samemu sobie w osiągnięciu jakiegoś celu. Bo czym jest zacząć nosić rękawiczki, pić wodę czy pójść na zajęcia sama? Tak naprawdę niczym, nie wymaga ode mnie wielkich wyrzeczeń, a coś zmienia w moim życiu, ale przede wszystkim, i to jest główny powód tych zmian, daje mi ogromną satysfakcję i motywację. Pod koniec tego roku nie czuję się jak kompletny przegryw, nie użalam się nad sobą i nie popadam w głęboką depresję. W tym roku mam poczucie, że zrobiłam coś, co sama sobie obiecałam.

ŹRÓDŁO: facebook.com

Nadchodzi koniec roku 2016 i każdy z nas mniej lub bardziej świadomie prowadzi w swojej głowie rachunek sumienia. Nie dają nam też o sobie zapomnieć stare wydarzenia na Facebooku, „W 2016 pójdę na siłownię, a może nie pójdę”, „W 2016 wyjdę z friendzone!” i wiele, wiele innych wywołujących na twarzy głupi uśmiech powiadomień. I choć teraz jest to już tylko forma żartu, to sama idea postanowień noworocznych jest dalej żywa i ma się całkiem dobrze. Z początku chciałam, żeby ten tekst był kolejnym, motywacyjnym esejem o wytrwaniu w swoich postanowieniach, jednak jak mogę pisać o czymś, czego sama się nie trzymam. Jak mogę mówić wam, że macie schudnąć czy być bardziej systematyczni, skoro wiem, jak to wygląda naprawdę. Zamiast tego czuję się w obowiązku dać wam kilka rad, które poprawią wasze samopoczucie w nowym roku.

To najlepsze uczucie na całym świecie. Wiedzieć, że możesz dać z siebie więcej niż Ci się wydawało. I mimo że to przeświadczenie zbudowałam na podstawie małego oszustwa, to odczuwam dumę i radość z tych małych osiągnięć.

Ile razy sama obiecywałam sobie zmianę w nowym roku, ile razy mi nie wychodziło i ile to razy 31 grudnia marudziłam, że znowu się poddałam? Kilka lat temu postanowiłam przerwać to błędne koło. Nie zerwałam z postanowieniami, ale za cel postawiłam sobie zmianę ich treści.

Więc kiedy jesteście kompletnie wycieńczeni szkołą, zimowo-jesienną pogodą i życiem z ciągłym deficytem czasu, to radzę wam zrobić sobie taką przyjazną psychice listę postanowień noworocznych. Poprawi to waszą samoocenę, narzuci jakiś cel i może zmotywuje was do zrobienia czegoś, czego wcześniej się obawialiście.

Zamiast snuć dalekosiężne plany o miłości, swoim wyglądzie czy szkole zaczęłam postanawiać sobie małe zmiany, jakie będą zachodzić w moim życiu. Nie robię tego jednak raz w roku, podczas Sylwestra, ale raz

10


LISTOPAD/GRUDZIEŃ 2016

JAK NAPISAĆ POPRAWNĄ INTERPRETACJĘ? CZYLI COŚ DLA MATURZYSTÓW zagłębia się: ALEKSANDRA KALICIAK 3C Wiersz pod tytułem Zawał jest dziełem ściśle związanej ze Szczecinem pisarki, Anny Frajlich. Utwór traktuje o tempie, ale również o dwoistości życia ludzkiego. Autorka podzieliła je na to codzienne oraz stricte fizyczne. Słuszność mojej tezy ukaże poniższa interpretacja. ŹRÓDŁO: openclipart.org Nie tak dawno miałyśmy z Jagodą, byłą redaktor naczel -ną “IX Wrót”, przyjemność uczestniczyć w spotkaniu ze szczecińską pisarką Anną Frajlich. Poznałyśmy ją nie tylko jako nieprzeciętną poetkę czy dobrą znajomą Wis -ławy Szymborskiej, ale również jako bardzo ciepłą osobę. Postanowiłam więc, że połączę przyjemne z pożytecznym i na przykładzie mojej interpretacji wiersza tej pisarki spróbuję pomóc Wam w poprawnym ich pisaniu.

Podmiotem lirycznym jest osoba niezwykle zabiegana, być może zapracowana, która zatrzymując się na chwilę w powszednim zgiełku spraw, wygłasza monolog. Zauważa pewne prawdy o jej doczesnym bycie, jednak nie mówi, że chciałaby go zmienić. Podmiot narzucił sobie wysokie tempo funkcjonowania i zauważa nawet, że samo życie za nim nie nadąża. Osoba mówiąca w wierszu należy do zorganizowanych, mających zaplanowane kolejne dni, o czym świadczą słowa: „ja mam plan w każdej kratce kalendarza”. Możemy się domyślać, że sytuacją liryczną jest przymu -sowy pobyt w szpitalu ze względu na tytułowy zawał. Pomimo tego, że podmiot powinien odpoczywać i prawdopodobnie jest podłączony do szpitalnej aparatury, to nadal pisze. Ta praca wydaje się być ważniejsza od szpitalnej rzeczywistości, a nawet elektroniczne dzwoneczki podporządkowują się słowom osoby mówią -cej w wierszu.

Anna Frajlich

Zawał Nie dotrzymuje mi kroku życie ja tam a ono zabłąkane w fizjologii w węzłach chłonnych w tętnicach ja mam plan w każdej kratce kalendarza a ono - przed Babilonem przed Chaldejczykami zna przypływy odpływy nie zna kalendarza świt obrysowuje dachy monitor obrysowuje oddechy u rąk i nóg uwieszone dzwonią elektroniczne dzwoneczki w takt słów które piszę.

Tytuł Zawał może oznaczać zatrzymanie akcji serca, zarówno jak i przystopowanie w powszednim dniu. Obie te ewentualności są sygnałem do rozważań nad życiem. W pierwszym przypadku, po takim zawale trzeba pomyśleć nad zmianą trybu aktywności i doprowadzeniem siebie do normalnego stanu, by nigdy więcej do tego nie doszło. Podmiot używa słów ściśle biologicznych i cielesnych, jak węzły chłonne i tętnice. Wskazuje też na to fragment „monitor obrysowuje oddechy”, co może nam się skojarzyć z badaniem elektrokardiograficznym. W drugim zaś myślimy, co jest dla nas najważniejsze, czy faktycznie warto poświęcać siebie, nasze bliskie znajomości, dla kariery? Rozważając oba znaczenia,

11


IX WROTA

uważam, że wiersz może być skierowany do każdego z nas.

nam dany na lekcji, ale też o tym, który nam pozostał na egzaminie maturalnym. To nie są odpowiednie okoliczności na pospiech. Ale mam na myśli również tekst w arkuszu. Jest on przeznaczony dla Was, możecie po nim pisać, podkreślać co ważniejsze słowa, robić adnotacje. W ten sposób nie ominiecie żadnego istotnego wersu w późniejszej interpretacji.

Innym dziełem o podobnej tematyce jest Życie na poczekaniu polskiej noblistki, Wisławy Szymborskiej. Utwór traktuje o nieustannej zmienności egzystowania. Według podmiotu jest wieczną improwizacją, czymś, na co nie da się odpowiednio przygotować.

7*. Radzę również zaprzyjaźnić się z biografiami najważniejszych polskich poetów. Ich znajomość często okazuje się kluczowa do poprawnego odczytania wiersza. Dobrze jest też określić epokę, w której autor tworzył, by następnie zauważyć, skąd mógł czerpać inspiracje.

Pomimo tego, że wiersz nie jest bogaty w środki stylistyczne oraz nie należy do długich, to jest nam, ludziom XXI wieku, bardzo bliski ze względu na temat. Autorka, pisząc ten utwór, nawołuje nas do zastanowienia się nad tempem życia i nad bytem samym w sobie, co udowodniłam w powyższej interpretacji.

Od czego zacząć pracę interpretacją wiersza?

nad

Z jakiegoś powodu wszyscy twierdzą, że nie da się jednogłośnie stwierdzić „co autor miał na myśli”. Wydaje mi się jednak, że dobra interpretacja wcale nie musi zawierać odpowiedzi na to pytanie. Jeśli odpowiednio uargumentujemy i opiszemy nasze odczucia na temat utworu, z pewnością będzie to praca udana. Nawet sam Salvador Dali odbierał swoje dzieła inaczej w zależności od dnia czy nastroju. Dlaczego więc my mielibyśmy wiedzieć, co on chciał pokazać? Jedyne, czego nam trzeba, to wiara we własne możliwości i trochę tre-

poprawną

1. Znajdź odpowiednią tezę interpretacyjną. Przeczytaj tekst kilka razy, pomyśl nad głównym tematem utworu, być może pojawią się słowa-klucze (słowa często się powtarzające, mające duże znaczenie do prawidłowego odbioru dzieła). Po szybkim opracowa -niu szkicu koncepcji interpretacyjnej zawrzyj tezę we wstępie. 2. Niemalże w każdym przypadku widać konkretny gatunek literacki. Pamiętaj o jego uwzględnieniu. (W przypadku Zawału nie można go jednoznacznie określić.) 3. Obowiązkowo w rozwinięciu pochyl się nad podmiotem lirycznym (czy jest jasno określony?; jego odczucia, wyobrażenia, intencje, refleksje), adresatem (czy jest określony?, czemu akurat on jest odbiorcą utworu?, jego znaczenie dla podmiotu), kompozycją tekstu (budową wiersza, a więc np. czy jest stroficzny?; być może dominantą kompozycyjną - czyli środkiem dominującym w wierszu), funkcjami środków i ich wyjaśnieniem oraz symbolami. 4. Konteksty są niezwykle ważnym czynnikiem wzbogacającym naszą pracę. Może to być motyw literacki, kontekst biograficzny, filozoficzny, kulturowy, historyczny. Na pewno w czasie pisania takiej interpretacji przyjdą Wam do głowy chociaż dwa konteksty, a dobrze wprowadzone i opisane nadadzą Waszej pracy walor wielowymiarowości. 5. W zakończeniu należy zebrać wnioski, powtó -rzyć i potwierdzić słuszność tezy.

ANNA FRAJLICH; ŹRÓDŁO: culture.pl

6*. Moją radą jest to, aby w pełni wykorzystać wszystkie swoje środki. Mówię tu o czasie, jaki jest

12


LISTOPAD/GRUDZIEŃ 2016

CZY MMA JEST JESZCZE SPORTEM? SPORT pyta i odpowiada: JULIA ZAMĘCKA 3GB

ŹRÓDŁO: kswmma.com Dni oczekiwań na obejrzenie Gali KSW kolejny raz okazały się stracone. Widowisko Konfrontacji Sztuk Walki znów wzbudziło wątpliwości co do uczciwości organizatorów, a najbardziej oczekiwana walka okazała się być żenującym starciem. Zacznijmy od początku. KSW jest polską organizacją promującą MMA, czyli mieszane sztuki walki. W tej dyscyplinie sportowej zawodnicy mają duży zakres technik, a ograniczeniami są jedynie ryzyko śmierci lub trwałe uszkodzenie ciała.

walce zyskało starcie Mariusza Pudzianowskiego i ,,Popka Monstera”. Jak przewidziano, zawodnicy nie bili się długo, ale czy powodem było słabe przygotowanie pokonanego? Po dokładnym przeanalizowaniu wymia-ny ciosów można dostrzec, że Popek upadł przed dotarciem pięści Pudzianowskiego, bo zwyczajnie po-ślizgnął się na macie brudnej od krwi poprzedników. Następnie leżąc na ziemi, zasłonił się rękami i przeciwnik nie zadał mu poważniejszego ciosu, ale sędzia przerwał walkę na korzyść ,,Pudziana”.

3 grudnia w Krakowie odbyła się gala KSW37: Circus of Pain. Walką wieczoru było starcie Karola Bedorfa (Polska) i Fernanda Rodriguesa Jr. (Brazylia) o mistrzowski pas wagi ciężkiej. Polak pod koniec pierwszej rundy został mocno trafiony, co spowodowało brak wystarczających sił na zwycięstwo w pojedynku. W drugiej rundzie padł na matę, a Bra-zylijczyk paroma ciosami udowodnił swoją wyższość nad rywalem. Pojedynek wyróżnił się zaciętością i wyrównaniem sił, ale to nie dla nich zgromadziła się liczna publiczność na arenie i przed telewizorami (transmisja była płatna). Najwięcej rozgłosu przed i po

Rywalizacja zdaniem wielu była żenująca, dlaczego więc do niej doszło? Potocznie mówiąc: odpowiedź kryje się w pieniądzach. Pudzianowski to wciąż gorące nazwisko, mimo licznych porażek w ostatnim czasie. KSW świadomemu tego, że jego osoba wciąż zachęca ludzi do wykupowania płatnej transmisji, zależało na jego zwycięstwie. Amatorski zawodnik, który jednocześ -nie jest celebrytą, świetnie się nadawał na przeciwnika. Niestety, takie wydarzenia utwierdzają ludzi w przekonaniu, że MMA przestaje być sportem, a przekształca się w widowisko.

13


STYL ŻYCIA

IX WROTA


MAJ/CZERWIEC 2016

STYL ŻYCIA


STYL ŻYCIA

IX WROTA


MAJ/CZERWIEC 2016

MUZYKA


IX WROTA

„CUD CHŁOPAK” R. J. PALCIO RECENZJA KSIĄŻKI empatii uczy się: OLIWIA KUCZYŃSKA 3GB August urodził się ze zniekształconą twarzą, przez co wiele osób się go boi oraz się nim brzydzi. Nigdy nie chodził do szkoły, uczył się w domu, a jego nauczycielką była jego mama. Jednak wszystko zmienia się, gdy Auggie ma 10 lat i idzie do piątej klasy w prawdziwej szkole. Tam styka się z nietolerancją i złośliwością kolegów z klasy. Lecz jego pogoda ducha i wewnętrzna siła sprawiają, że pokonuje on napotkane trudności i zdobywa uznanie otoczenia.

Ludzie mają zwyczaj oceniać wszystko po tym, co zewnętrzne, może się to odnosić do jedzenia, książek, innych ludzi i wielu, wielu spraw. Mnie nie przeszkadza zwracanie uwagi na to, czy ktoś jest zadbany, ale nie podoba mi się krytykowanie kogoś tylko ze względu na to, że jest chory i np. ma zniekształconą twarz lub chodzi w inny sposób niż wszyscy. Autorka również zwraca na to uwagę i pokazuje, jak nieto -lerancyjni są ludzie, gdy mają styczność z czymś "innym" niż do tej pory. Takie bezpodstawne ocenianie można często zauważyć u dzieci i młodzieży, którzy z powodu własnych kompleksów pastwią się nad swoimi rówieśnikami.

Cała powieść opowiedziana jest przez Augusta, jego przyjaciół, starszą siostrę, jej chłopaka i jej byłą najlepszą przyjaciółkę. Każdy z nich ma inne odczucia w zaistniałej sytuacji. Główny bohater opiŹRÓDŁO: empik.com suje swoje obawy wobec nowej szkoły, Dużym plusem tej książki jest jej mówi o tym, jak czuje się, gdy inni się realizm. Można by się spodziewać, że w z niego śmieją. Przyjaciele Augusta, Jack i Summer "Cud chłopaku" chodzi o to, że jest sobie chory chłosą dla niego dużym oparciem, bronią go, gdy inni piec, który ma zawsze pod górkę, a nagle następuje mu dokuczają, kolegują się z nim mimo tego, że przy- przełomowy moment, wszystko odwraca się o 360 jaźń z nim sprawia, że są na samym dole drabiny stopni i jego życie jest nagle szczęśliwe. Tak nie jest, społecznej. Starsza siostra Augusta, Olivia, to moja dru- główny bohater, tak, jak my, czytelnicy, przechodzi ga ulubiona postać. Autorka świetnie pokazała miłość trudne chwile, które przeplatają się z tymi dobrymi, pomiędzy rodzeństwem, Via bardzo troszczy się o swo- lęk, łzy mieszają się ze śmiechem. Jeden dzień może być jego brata i zrobiłaby dla niego wszystko. August choru gorszy, a drugi jest dużo lepszy, tak jak to bywa w -je na dyzostozę żuchwowo-twarzową. Jest to nie- realnym świecie. zwykle rzadkachoroba, zdarza się raz na 10 - 50 tysięcy żywych urodzeń. Schorzenie przysporzyło mu wiele Książka ta to nie tylko powieść o chorym chłopcu. Sama problemów. Zarówno dzieci, jak i dorośli patrzyli na autorka powiedziała, że pisząc tę powieść chciała niego z obrzydzeniem. Rówieśnicy nie chcieli bawić się również pokazać, jak czują się rodzice takiego z nim na placu zabaw tylko dlatego, że jego twarz dziecka oraz inni ludzie z jego otoczenia. Pamiętajmy, wyglądała inaczej, niż ich twarze, lecz chłopiec nie że choroba jednego członka rodziny wpływa też na inprzejmował się niemiłymi docinkami, był do nich przy- nych, zmienia ich całe życie, rutynę dnia codziennego. zwyczajony. August doznał wielu doświadczeń, których Uważam, że jest to równie ważny temat i cieszę się, że niektórzy z nas nigdy nie przeżyją. Spędzał wie-le pani Palacio poruszyła go i pokazała w swojej powieści. miesięcy w szpitalach, kurując się po skomplikowanych "Cud chłopak" to moim zdaniem bardzo dobry debiut operacjach, nauczył się znosić ludzi, którzy dziwnie na literacki. Jest to wyjątkowa i urzekająca historia, niego reagowali. Ukształtowało to u niego ponadprze- którą czyta się bardzo przyjemnie. Każdy może znaleźć ciętną dojrzałość, za którą go podziwiam. Czasami nie w tej powieści coś dla siebie. Nie mogę określić wieku mogłam uwierzyć, że ta postać ma dopiero 10 lat, na potencjalnych czytelników, bo tę książkę można czytać niektóre sytuacje patrzy jak dużo starsza osoba. Mimo na każdym etapie życia. stosunku innych ludzi do niego, Augusta cechowała niezwykła empatia. Zawsze chciał pomagać innym w potrzebie.

18


LISTOPAD/GRUDZIEŃ 2016

„SEDINUM” LESZEK HERMAN RECENZJA KSIĄŻKI tajemnice odkrywa: ALEKSANDER DUX-PISZKO 1GB

Sedinum. Od razu brzmi znajomo. Szczecin? Dokład-

stkich pojawiających się tajemnic.

nie . Poza skojarzeniem tytułu na pierwszy rzut oka widać także to, że książka raczej krótka nie jest. Osiemset stron. To potrafi zniechęcić. I mnie zniechęciło także, ale się przełamałem.

Książka jest szczególnie ciekawa dla mnie i dla nas, uczniów ZSO 6, ponieważ można w niej znaleźć fragment opisujący budynek naszej szkoły.

Książkę napisał szczeciński architekt, a także od niedawna Dan Brown naszego miasta, Leszek Herman. Można ją określić jako sensacyjną, formę literatury akcji. Akcja powieści toczy się w Szczecinie.

Myślę, że powieść jest bardzo interesująca, akcja jej KSIĄŻKA INTERESUJE rozgrywa się w dobrze NAWET PSY! znanych nam, szczecinianom, miejscach, a jest nie mniej ciekawa niż w znakomitych powieściach Browna. Stała się jedną z moich ulubionych książek, o ile nie ulubioną. Może okaże się takąi dla Was? Nawet jeśli nie wywoła zachwytu, czytanie o Barnimie w Bufecie nad Barnimem może być niezwykłym doświadczeniem.

Wszystko zaczyna się w spokojny piątkowy wieczór, podczas którego, jak gdyby nigdy nic, zawalają się fundamenty biurowca. Odsłaniają się również stare tunele, w których odkrywcy znajdują ciężarówkę pancerną, kościotrupa oraz sarkofag Barnima IX. Gdyby jeszcze tego było mało, w sprawę najprawdopodobniej zamieszany jest Werwolf. W Sedinum występuje trzech głównych bohaterów: dziennikarka Paulina, architekt Igor oraz londyńczyk Johann. Ich celem jest rozwikłanie zagadkowej śmierci oraz wszy-

VAIANA: SKARB OCEANU RECENZJA FILMU mieszane uczucia ma: KACPER PRZYBYLSKI 2D

Vaiana to ostatnia animowana produkcja, jaką w tym

szą w dziejach wodą, która w historii, dziejącej się między wyspami, odgrywa ogromną rolę.

roku raczy nas Disney. Za film odpowiedzialni są twórcy takich hitów jak Kraina lodu, Zaplątani czy tegoroczny Zwierzogród, więc od samego początku byłem nastawiony na kino co najmniej dobre.

Jednak umieszczenie fabuły głównie na oceanie ma swoje minusy. Odkąd Vaiana opuszcza rodzinną wyspę, by zmusić półboga Mauiego do oddania pradawnej bogini jej serca, by ocalić wyspy od zniszczenia, jej podróż wydaje się lataniem z punktu A do punktu B. Dochodzimy do zapowiedzianego na początku finału bez większych niespodzianek. Droga córki wodza (nie księżniczki!) nie jest wolna od niebezpieczeństw– pięknie i bardzo pomysłowo zaprojektowanych niebezpieczeństw – lecz mają one rolę jedynie progów zwalniających dla prościutkiego wątku głównego. Za wzór stawiam Herkulesa lub Epokę lodowcową, w których niebezpieczeństwa drogi są ważnym katalizatorem przemiany bohaterów. Mimo wszystko podkreślam, że są to moje poseansowe przemyślenia, na sali kinowej bowiem bawiłem się doskonale. Kunszt obrazu i dźwięku nie pozwalają na nudę.

Vaiana jest wizualnie oszałamiająca, jednak jest to już standardem w przypadku Disneya czy DreamWorks. Fabuła przenosi nas na wyspy Pacyfiku, wprowadzając hawajski klimat, zupełnie inny jednak od znanego nam z Lilo i Stitch z 2002 roku. O ile tam mieliśmy do czynienia z Hawajami w edycji współczesnej, tu poznajemy życie pierwotnych ludów. Projektując postaci i miejsca, twórcy inspirowali się tradycyjnym ubiorem, zwyczajami i wierzeniami tamtych społeczeństw. Tradycją animacji Disneya stało się ostatnio zdoby-wanie coraz to nowych szczytów animacji, artysty-cznych i technicznych – w Zaplątanych zobaczyliśmy zupełnie nowy system animacji włosów, śnieg w Krainie lodu wyglądał momentami lepiej niż w rzeczywistości. Vaiana: Skarb oceanu może za to pochwalić się najpiękniej-

19


IX WROTA

Dźwięk to w Vaianie temat godny osobnego akapitu. W tle muzycznym często wykorzystywane są tradycyjne instrumenty i hawajski chór. Jestem zdania, że żaden instrument muzyczny nie może nieść ze sobą tyle emocji, co ludzki głos. Śpiew wojowników podczas scen grozy lub akcji gwarantuje ciarki na plecach. Poza tym, nie można zapominać, że Vaiana jest musicalem. Na pewno nie znajdziemy tam hitu na miarę Mam tę moc, lecz tropikalne nuty bardzo łatwo pozostają w pamięci. W Błyszczeć w wykonaniu Macieja Maleńczuka zakochałem się od pierwszego usłyszenia. Wart wspomnienia jest też utwór Drobnostka. Zresztą płyta z całym soundtrackiem jest już dostępna także w serwisach streamujących muzykę, więc gorąco polecam przesłuchanie całości – i piosenek, i muzyki.

ŹRÓDŁO: moviesroom.pl

Rozczarował mnie humor Vaiany, tym bardziej, że na Zwierzogrodzie kilka razy zdarzyło mi się parsknąć śmiechem, czego staram się unikać w kinie. Ten film na pewno nie będzie źródłem żadnego nowego powiedzonka. Przepraszam za ciągłe porównania do innych filmów z portfolio twórców, ale towarzystwo Vaiany także wypada blado. Głupi kurczak Heihei (jestem wściekły, że ogromny potencjał tego skończonego półgłówka postanowiono wykorzystać…, powtarzając ten sam gag przez cały film), przesłodka, kochana świnka Pua, która pojawia się może cztery razy i półbóg

Mimo wszystkich wymienionych mankamentów sądzę, że film jest świetnym sposobem na relaks. Myślę, że w wyścigu o Oscara za najlepszą animację 2016 przegrywa ze Zwierzogrodem w przedbiegach, lecz prawdopodobnie za jakiś czas jeszcze wrócę do tego filmu, choćby ze względu na genialną ścieżkę dźwiękową. Nikt na Vaianie nie powinien się nudzić. Ocena: 8/10 (+1, jeśli masz mniej niż 12 lat i bynajmniej nie mówię tego prześmiewczo)

CIEKAWOSTKA: ZE WZGLĘDU NA PROBLEMY Z PRAWEM AUTORSKIM, W EUROPIE MAMY VAIANĘ, A W AMERYCE MOANĘ; ŹRÓDŁO: moviesroom.pl Maui, który zgrywa twardziela i żartownisia, bo szuka akceptacji (*ziew*) wypadają blado przy Pascalu, Maximusie i Flynnie z Zaplątanych czy Olafie, Svenie i Kristoffie z Krainy lodu. Z drugiej strony muszę przyznać, że wizualnie są ciekawsi – Heihei ma przezabawnie upośledzone i mechaniczne ruchy, a ruchome tatuaże Mauigeo powinny być liczone jako osobna postać.

20


LISTOPAD/GRUDZIEŃ 2016

PAN M I JEGO KOMPANIA CZĘŚĆ 1 w słusznej sprawie walczy: KACPER PRZYBYLSKI 2D “History is written by the victors.” “Historia jest pisana przez zwycięzców.” Winston Churchill Medamian po raz ostatni przed wyjściem obejrzał nowo zakupione rękawiczki. Były piękne, wykonane z cienkiej, ciemnej skórki, która idealnie przylegała do ciała. Młody mężczyzna naciągnął je na chude dłonie. Spojrzał na siebie w lustrze i spodobało mu się to, co widział. Pomachał sobie z kokieterią, zrobił kilka min, zważając na to, z którego profilu wygląda najkorzystniej, poprawił starannie pielęgnowanego wąsa i zmierzwił delikatnie ciemne włosy. Taka fryzura miała, w jego mniemaniu, ucharakteryzować go na nieokrzesanego romantyka, pełnego młodzieńczej werwy, lecz także nieco tajemniczego i skrytego w rozmyślaniach dotyczących rzeczy większych niż tu i teraz. Kiedy już ukończył codzienny rytuał, wyszedł z mieszkania i biegiem ruszył po schodach, skacząc po dwa, trzy. Kątem oka widział mijane po drodze postaci (większość drzwi była otwarta, gdyż lokatorzy na wszelkie możliwe sposoby próbowali przegnać zaduch, tego roku bowiem lato było wyjątkowo dokuczliwe). Córkę sąsiadki z którą dzielił ścianę - piękną, młodą dziewczynę, o której wiedział, że ma do niego słabość i do której też niegdyś coś niecoś czuł, tak długo, jak nie zamienił z nią kilku słów i nie nabrał pewności, że od dialogu z tą panną ciekawsze są choćby dyskursy filozoficzne ze znoszonym butem roboczym - rozwieszającą mokre szmaty w pokoju gościnnym. Piętro niżej widział starego właściciela austerii, którego dziś upał zmógł tak niemożebnie, że nie mógł, jak co dzień, lać swojej żony - młódka, wiedziała, na co się pisze, czeka tylko, aż stary wyzionie ducha i kto wie, czy pewnego wieczora, po solidnym lańsku, sama nie pomoże mu w przejściu na drugą stronę. Właściciela szanował, bo nawet po wywołaniu kilku bójek barowych (Ach, zaraz wywołaniu, od kiedy to wygłaszanie własnych, progresywnych poglądów nazywa się – wywoływaniem! Niektórzy narwańcy po prostu nie potrafią znieść tego, że argumenty przeciw ich myśleniu się są ostatecznei niepodważalne…) cały czas był w gospodzie przyjmowany, a nawet, jako stały klient, raczony zniżkami. Najciekawsze, a przynajmniej na tyle ciekawe, że Medamian w biegu odwrócił ku nim głowę, były zamknięte drzwi obok mieszkania właściciela oberży. Wprowadziła się tam niedawno czarodziejka, znać z ilości kufrów, które ze sobą przyniosła, a raczej - które przyleciały za nią, że jest to osoba majętna. Służka z mieszkania znajdującego się dokładnie nad nim, z którą romansował od jakichś dwóch tygodni, powiedziała mu w największej tajemnicy, że raz, gdy czarodziejka wychodziła wcześnie rano do miasta, podejrzała cuś - podobno dlatego zostawia drzwi zamknięte, bo pod sufitem unosi się jej lodowa kula, która chłodzi wszystkie pomieszczenia. Ciężko było w to uwierzyć, jednak nie-czarodzieje o czarodziejach wiedzieli tak niewiele, że gdyby mu powiedziano, że w szafie prowadzi mysi burdel, i tej ewentualności nie byłby w stanie w stu procentach wykluczyć. Wizja mysiego burdelu zabawiała jego imaginację przez krótką chwilę, uleciała jednak, kiedy otworzył drzwi prowadzące na ulicę. Światło słoneczne drapieżnie wdarło się do jego źrenic i potrzebował dobrych kilku chwil, by się do niego przyzwyczaić. Był to efekt wielu godzin spędzonych w ciemnościach – elektryczność była dla Medamiana zbyt droga, gdyż większość finansów pożerała ostatnimi czasy jego nowa kompania, a na zapalanie, gaszenie i wymienianie świec był zbyt leniwy. Kiedy oswoił się z nowym otoczeniem, wyruszył w drogę. Przechodził ją już próbnie wiele razy, nie myślał więc nawet o stawianych krokach. Głaskał i pieścił każdego psa, jakiego spotykał. Po pierwsze, kochał psy, po drugie, chciał na rękawiczkach (och, jakże pięknych!) zostawić ślady psiej sierści. Kiedy zostaną znalezione, stróżowie prawa będą szukać osoby, która posiada psa. To powinno ich, jeśli nie zupełnie zbić z tropu, to przynajmniej nieco spowolnić. Mijał rozpływających się mieszczan i będących w nieco lepszej sytuacji chłopów, których moda nie zobowiązywała do długiego rękawu. Nie oznaczało to bynajmniej, że chłopi się nie rozpływali – robili to, lecz w nieco wolniejszym tempie. W oknie jednej z kamienic zoczył mężczyznę, na oko jego równolatka, który, korzystając z warunków atmosferycznych, zaspokajał ekshibicjonistyczne ochoty. Medamian był oburzony takim

21


IX WROTA

zachowaniem, nie mógł jednak zaprzeczyć, że nie był to przykry widok. Młodzieniec cieszył się ponadprzeciętną budową i pięknością wszystkiego, co nadaje mężczyźnie męskości. Nie mógł jednak w tym momencie zaprzątać sobie głowy nieznajomymi – poprawne wykonanie misji w imię nowego porządku wymagało od niego pełnej koncentracji. Wreszcie stanął przed swoim celem. Hotel dla bogatych przejezdnych odznaczał się na tle reszty kamienic czymś… Swego rodzaju szlifem. Próbie stwierdzenia, co tak naprawdę odróżniało ten budynek od reszty, towarzyszyła frustracja podobna tej, jakiej człowiek doznawał, spoglądając na rusałkę, która to – niby alles gut, niby zwyczajnie piękna dziewka, ale jednak coś mu z tyłu głowy szepcze, podpowiada (dalibóg, głos samego Pana! przyrzeknie każdy, kto ze spotkania z boginką wyszedł cały i zdrów), że coś tu nie gra! Jednakże ku takim rozmyślaniom skłoniłby się Medamian, gdyby udał się na spacer, był natomiast na misji i o tym trzeba było pamiętać. Wszystko było załatwione dzięki pieniądzom jego i jego nowej kompanii: stróż wyszedł, niby to za potrzebą, wszystkie służące akurat udały się na lunch, a wszystkie pokoje na pierwszym piętrze były wynajęte przez, dziwnym trafem, jeszcze nie przybyłych gości. Wszystkie za wyjątkiem jednego. Każdy krok rezonował przez ciszę pustych korytarzy. Schody i barierki skrzypiały, jakby znajdował się nie w będącym w użytku hotelu, lecz w prehistorycznym nawiedzonym dworku. Każdy krok powodował, że ciężar jego stóp zwiększał się dwukrotnie, a sztywność kolan – o tyleż malała. Już był pewien, że nie wytrzyma, że puszczą mu nerwy. Przystanął na moment (ile ten moment trwał, nie był w stanie dokładnie określić). Zegar tykał – pan ambasador w hoteliku przemieszkiwał wespół z małżonką, a ta miała lada chwila wrócić z targu, zastać mężulka z roztrzaskanym czerepem i wydrzeć się w niebogłosy. “Swoboda i socjalizm...!”- szepnął do siebie młodzieniec. To dodało mu otuchy. Ruszył dalej po schodach. Pokój numer 5… 6… O! Siedem! Złapał za gałkę drzwi. Były otwarte, a w środku, na łóżku, spał ambasador – skutek działania środków nasennych podanych mu przez pokojówkę do późnego śniadania. Mężczyzna około czterdziestki, delikatnie przy kości, barczysty, elegancki, z wypielęgnowaną brodą. Obrońca demokracji i zwolennik głosu dla każdego, kto posiada jakiś tam majątek. Cóż z tego, że większość z tych półgłówków ma pieniądze dlatego, że ich papa posiadał majątek, a ich papa dlatego, że posiadał dziadzia. Toż to nonsens! Gdzie jest głos ludu pracującego?! Gdzie jest głos dla szewca, który szyje im płaszcze i dla kowala, który podkuwa ich konie? Czy można było miast środków usypiających wrzucić ambasadorowi trutkę na szczury? Jasne, że tak. Ale tu nie chodzi o wyeliminowanie jednostki. Chodzi o wysłanie wiadomości. To on, Medamian i jego kompania, są ostatnim bastionem bogactwa i za ich pieniądze zostanie wykupiony nowy ład! Pora brać się do dzieła. Zamknął drzwi na klucz, poszedł do toalety i zdjął porcelanową pokrywę ze spłuczki. Ubzdurał sobie, że zbrodnię doskonałą można popełnić jedynie, używając narzędzia zbrodni pochodzącego z miejsca zbrodni. Poza tym, spłuczka wybornie kojarzy się z ekskrementami, co wyraża stosunek jego i jego kompanii do ambasadora nader precyzyjnie. Nachylił się nad pogrążonym we śnie ambasadorem, zamachnął i trzepnął pokrywą tak mocno, że rozłupała się na dwie połówki. Trysnęła jucha. Kawałeczek mózgu spłynął na poduszkę. Rękawiczki przybrały jeszcze ciemniejszy odcień. Medamian zdawał sobie sprawę z wagi przedmiotu, lecz nie sądził, że pójdzie tak łatwo. “To socjalizm dodał mi sił!”- przeszło mu przez myśl. Chwile radosnego tryumfu przerwało przekręcenie klamki i pukanie do drzwi. – Kurr… dwanaście! – delikatnie zaklął pod nosem młodzieniec, przypomniawszy sobie słowa babki, że niegodzien całować damy dżentelmen, przez którego usta przechodzą jakiekolwiek plugastwa. Moment zwątpienia na schodach zgubił go! Oto ma do wyboru oddać się organom bezpieczeństwa (pewna śmierć) lub zabić panią ambasadorową, zanim zdąży wszcząć alarm. Z racji tego, że chrobotanie klucza odliczało milisekundy do momentu kulminacyjnego, wybór został podjęty niemalże instynktownie. Ścisnął mocno jeden kawałek porcelanowej pokrywy, schował się za drzwiami. I zbladł. Skrzydło uchyliło się i wyszła zza niego kobieta… nie, anioł! Przynajmniej takie było pierwsze skojarzenie Medamiana i jedyne, na które miał czas, gdyż jego dłoń, dzierżąca prowizoryczną broń, leciała już w kierunku głowy pani ambasadorowej. Owo wrażenie spowodowało, że drgnął i tylko to ją uratowało. Trafił ambasadorową w łuk brwiowy i zamiast z roztrzaskaną głową paść martwa, zatoczyła się tylko do łazienki z niemalże zdartą brwią i klapnęła na podłogę, przytrzymując się deski klozetowej. Młodzieniec podbiegł do ambasadorowej i chwycił jej dłoń. – Ja panią przepraszam! Gdybym… Gdybym ja wiedział, jak cudowna istota wyłoni się zza tych drzwi, w życiu bym się nie zamachnął… Tfu! Moja noga nigdy by tu nie postała! – kajał się Medamian. Oczy zachodziły mu łzami.

22


LISTOPAD/GRUDZIEŃ 2016

– To… To ty… Tamto… Mój mąż? – ambasadorowa mówiła jakby pijana, co, zważywszy na cyrkumstancje, wybacza jej się. – Tak, pani! Przyznaję się... i żałuję! – Ja… Ja myślę… że on zasłużył – ambasadorowa zdawała się odzyskiwać przytomność, co objawiało sięcoraz większym wyrazem cierpienia na jej twarzy. – Przyjdzie nowy ład… Coraz głośniej o tym! “Socjalistka… i wdówka!”- pomyślał Medamian, przeżywając największą w swoim życiu huśtawkę emocjonalną. – Niech pani powie, że zaatakował i uciekł, jak będą pytać… Ja jestem wysłannik nowego porządku! – Medamian spojrzał w przestrzeń dumnie (wyćwiczony chwyt). Ale to nie mógł być koniec jego znajomości z tą kobietą… nie! Boże, może to boginka, przecie oprócz tej, którą jej przed chwilą wyrządził, nie ma innej skazy! – Swoboda i socjalizm... – powiedział, patrząc ambasadorowej w oczy. Chwycił ją za twarz i namiętnie pocałował. Poczuł metaliczny smak krwi, ale był mu jak najlepsze wino, w końcu wyszło to z n i e j...! Ambasadorowa nie opierała się atakowi młodzieńca, czy to ze względu na ogłuszenie, czy na modny wąsik i fryzurę romantyka-marzyciela. Kiedy wreszcie oderwali od siebie usta, Medamian odezwał się do niej po raz ostatni tego dnia: – Niech pani zatuszuje, co można i za cztery dni, w środę, spotkajmy się przy ulicy Admiralskiej 7, w piwnicy. A teraz… Adieu, mój aniele! Nie czekając na odpowiedź, wyszedł tylnym wyjściem z budynku i wyrzucił w krzaki piękne rękawiczki z psią sierścią, ambasadorską krwią i zapachem anioła.

Koniec części pierwszej

ŹRÓDŁO: canonandculture.com

23


IX WROTA

KĄCIK HUMORU! TYM RAZEM W JĘZYKACH OBCYCH lacht sich krank / bursts his sides with laughter: SZYMON RUDUŚ 1D

DE Ein Araber, ein Deutscher und ein Franzose sitzen in Kairo in einem Kaffeehaus. Da kommt eine rassige Schönheit vorbei. "Bei Allah!", sagt der Araber. "Bei Gott!", flüstert der Deutsche. "Bei mir heute Abend im Hotel", ruft der Franzose. Wie starb die Blondine beim Milch trinken? Die Kuh fiel auf sie. Der Mann und die Frau schauen sich ein Programm über Raubtiere an. Der Mann: Was würden diese Löwen sagen, wenn sie sprechen könnten? Die Frau: “Wir sind Tiger, nicht Löwen, du Esel!”

EN Who was the fastest runner that ever lived? Adam. He was first in the human race. Where should you go when you’re cold? In a corner – it’s 90 degrees. Getting married is very much like going to a restaurant with friends. You order what you want, and when you see what the other fellow has, you wish you had ordered that. If the Iron Man and Quicksilver teamed up, they'd be alloys. How much does an average hipster weigh? An Instagram

Die Lehrerin fragt Fritzchen: "Wie hieß noch mal die Hauptstadt von Deutschland?" What do you call a person that puts food or tools in Fritzchen ist empört: "Sie sind aber vergesslich. Gestern boxes? haben Sie mich doch schon dasselbe gefragt und ich habe Pac-Man Ihnen gesagt, dass ich es nicht weiß!" How does NASA organize a party? Was ist gefährlich? They planet Niesen bei Durchfall It’s difficult to explain jokes to kleptomaniacs, because “Hey Philipp, wie war denn der Urlaub?” they often take things, literally. “Gräßlich! Im Hotel hatte ich die Zimmernummer Hundert. Und vom Türschild ist die Eins abgefallen!” Der Lehrer zum Schüler: ''Für diese Frechheit schreibst Du hundert Mal, 'Ich bin ein fauler Kerl' und lässt es anschließend von Deinem Vater unterschreiben!''

korekta: p. Xymena Sileńska-Foltyn, p. Dorota Komos

24


LISTOPAD/GRUDZIEŃ 2016

„KILROY TU BYŁ” HISTORIA po ścianach maluje: MARCIN KOSIŃSKI 3 GB żartem. Nie dziwne jest to, co mówi nam ten rysunek, lecz to, gdzie można go znaleźć”. Żołnierze US Army umiejscawiali go w coraz to bardziej niedostępnych miejscach, Kilroy mógł znaleźć się wszędzie, a razem z nim amerykańscy żołnierze. Do dziś z powodu fenomenu, jakim jest Kilroy, można go zobaczyć w prawie każdym znanym miejscu na Ziemi, bo dla niego nie ma miejsc niedostępnych. Znajduje się na Łuku Triumfalnym w Paryżu, na szczycie Mount Everestu, na pochodni Statui Wolności, moście Marco Polo w Chinach, w Afganistanie i Iraku. Wszędzie, gdzie byli amerykańscy żołnierze lub amerykańscy turyści. A zaczęło się od zwykłego napisu na statkach…

Na pewno ciągle słyszycie o problemie, jaki stwarza graffiti jako wytwór kreatywności. Jedni uważają, że szpecą krajobraz, a niektórzy przeciwnie - nawet zamawiają je jako ozdoby. To jedno graffiti, o którym wam teraz opowiem, jest wyjątkowe. „Kilroy was here” to jeden z tych przypadków, kiedy znudzeni żołnierze postanowili jakoś umilić sobie życie na froncie, jakby nie było już urozmaicone przez latające wkoło pociski i ciągłe niebezpieczeństwo utraty życia. Prekursorem amerykańskiego „Kilroy was here” jest australijski „Foo was here”, który wyprzedza go o 25 lat, gdyż malowany był przez australijskich żołnierzy już w czasie I wojny światowej. Skupimy się jednak na bardziej znanym, amerykańskim pomyśle. Skąd się wziął? Teorii jest wiele. Najprawdopodobniej żołnierze uznali za śmieszne słowa „Kilroy was here” wypisywane w zazwyczaj zamkniętych, lecz otwieranych na czas remontu miejscach statków sprawdzonych przez Jamesa J. Kilroya, inspektora z USA, który pracował w stoczni budującej w większości statki dla marynarki wojennej, stąd też duża znajomość określenia w US Army w czasie II wojny. Amerykańscy żołnierze, którzy walczyli w Europie i na Pacyfiku, malowali te rysunki kredą, węglem lub wycinali je nożem, we wszelkich, bardziej lub mniej rozpoznawalnych miejscach lub gdy takich nie było w pobliżu, na kamieniu lub drzewie. Skoro wiemy, skąd wziął się napis, musimy się dowiedzieć, skąd wziął się rysunek. Uznaje się, że zapożyczono go od australijskiego Foo (malowanego podczas pierwszej wojny światowej) lub brytyjskiego Chad-a, które nie różniły się niczym oprócz napisu, który był wraz z nimi obecny na rysunku i informacji, jaką miały przekazać. Tak więc sama postać ma ponad 70 lat! Skoro wszystko wytłumaczone, pomyślmy, co dawało żołnierzom rysowanie tego śmiesznego łysego ludzika wychylającego się zza muru? Jeden z amerykańskich pisarzy powiedział raz w wywiadzie: „Jego psotna twarz i napis używany w rysunku stał się narodowym

25


IX WROTA

NIEZWYKŁA WĘGIERSKA JESIEŃ HISTORIA historię opowiada: WOJCIECH MAZURKIEWICZ 3 GB „Dziś we wczesnych godzinach rannych wojska sowieckie rozpoczęły atak na naszą stolicę, chcąc obalić legalny i demokratyczny rząd Węgier. Nasze wojska podjęły walkę. Na pomoc, na pomoc, na pomoc!” – tak brzmiał początkowy fragment przemówienia premiera Węgier, Imre Nagy’ego, z listopada 1956 roku. Był to czas wielkiego zrywu na Węgrzech, którego 60 rocznicę obchodzimy w tym roku.

radzieckich została aresztowana. Czwartego listopada Armia Radziecka rozpoczęła ostateczny atak na Budapeszt. Obrona załamała się w ciągu 24 godzin, jednak wojska powstańcze na wyspie Csepel poddały się dopiero 10 listopada. Rząd Nagy’ego został obalony, a zaprzysiężony - rząd Kadara, przyprowadzony na radzieckich bagnetach. Rozpoczęły się represje w całym kraju przeciwko demonstrantom. Nagy i inni członkowie jego rządu zostali pojmani i rozstrzelani. Na początku ciało Imre Nagy’ego wylądowało na śmietniku. Jakiś czas później zostało pochowane pod kobiecym nazwiskiem. Godnego pochówku doczekał się dopiero w 1989 roku, w czasie przemian ustrojowych.

Węgry po drugiej wojnie światowej, tak samo jak Polska, znalazły się w strefie wpływów Związku Radzieckiego. Również starały się walczyć z nową komunistyczną władzą wprowadzoną na radzieckich bagnetach, jednak ten okres zwany na Węgrzech ,,krótkim kursem krojenia salami” zniszczył ostatnie zalążki demokracji. Węgrzy rozpoczęli odbudowywać swój kraj zniszczony w wyniku wojny. Jednak zwiększenie kontroli i inwigilacji przez AVH, odpowiednik polskiego UB, spowodował wzrost niezadowolenia społecznego. Reformy gospodarcze, które miały poprawić sytuację węgierskich rodzin, nic nie zmieniły, a nawet pogorszyły sytuację. Po powstaniu robotników w Poznaniu i wyborze na sekretarza PZPR Władysława Gomułki Węgrzy doszli do wniosku, że można zmienić kraj na lepsze bez interwencji sowieckiej.

Na wydarzenia na Węgrzech Polacy zareagowali bardzo żywiołowo. Wysłano wiele litrów krwi i 44 tony medykamentów. Zebrano w czasie zbiórek około milion ówczesnych dolarów na pomoc. Również po zakończeniu powstania na Węgry Polacy wysłali wiele żywności i materiałów do odbudowy stolicy, za które Węgrzy są do dzisiaj wdzięczni. Odwdzięczają nam się na różne sposoby. Dziewiątego listopada br. na Jasnych Błoniach został odsłonięty ,,Pomnik małego powstańca’’ przez Prezydenta Szczecina i Ambasadora Węgier w Polsce. Takie gesty pokazują nam, że jest jeszcze przyjaźń polsko-węgierska.

Pierwszym dniem rewolucji był 23 października 1956 roku. W tym dniu węgierska młodzież zebrała się pod pomnikiem Bema. Miała to być zwykła demonstracja, jednak demonstranci poszli pod parlament, gdzie żądali przywrócenia Imre Nagya’ego na premiera Węgier. Później część z nich zajęła rozgłośnię radia, a następnie na Plac Bohaterów, gdzie obalili pomnik Stalina i wrzucili go do Dunaju. Następnego dnia ludzie demonstrowali już na całym obszarze Węgier. Wojsko przed parlamentem otworzyło ogień, a rząd węgierski stracił kontrolę i oddał władzę Imre Nagy’emu. W kraju wybuchały cały czas starcia zbrojne i powstawały komitety rewolucyjne. Znikały czerwone gwiazdy i inne symbole starego porządku. Nagy ogłosił powstanie rządu narodowego i wprowadzenie demokratycznych reform. Wojska radzieckie w końcu się wycofały na prowincję. Reformy okazały się bardzo radykalnymi, m.in. likwidują AVH, system jednopartyjny i rozpoczynają organizację wolnych wyborów. Wkrótce ogłoszono rozpoczęcie rozmów o wystąpieniu Węgier z Układu Warszawskiego. Pierwszego dnia listopada w przemówieniu Nagy poinformował o wejściu wojsk sowieckich na Węgry. Delegacja rządu węgierskiego w kwaterze wojsk

POMNIK MAŁEGO POWSTAŃCA ŹRÓDŁO: polskieradio.pl

26


LISTOPAD/GRUDZIEŃ 2016

POTTER, MALFOY I SCAMANDER... ...WCHODZĄ DO BARU nie jest oczarowana: KATARZYNA MAZURAK 1C teatru, inny klimat, kto wie? Skończyło się na tym, że grzecznie poczekałam na okazję do przeczytania scenariusza i… zawiodłam się.

HARRY POTTER I PRZEKLĘTE DZIECKO

Fabuła opiera się na konflikcie Albusa Pottera z ojcem, Harrym, przez który nastolatek, chcąc zrobić ojcu na złość i naprawić jego błędy (głównie jednak z pierwszego powodu), wplątuje siebie i swojego najlepszego przyjaciela w dość niebezpieczną sytuację, która może zmienić cały znany im świat. Części osób, z którymi dyskutuję o tej książce, brakuje klimatu, opisów i ogólnie formy powieści tradycyjnej, z rozdziałami, akapitami i okazjonalnymi dialogami. Dla mnie fakt, iż Przeklęte Dziecko zostało wydane jako dramat, nie był problemem – byłam na to przygotowana i nic nie było w stanie zmniejszyć mojej ekscytacji (no, przynajmniej przez pierwszych kilka scen). Dopiero po jakimś czasie zdałam sobie sprawę, że zamiast wyobrażać sobie bohaterów w realistycznym świecie, mam w głowie obraz aktorów na scenie. Najbardziej przeszkadzał mi sam pomysł na fabułę (którego nie zdradzę, żeby nikomu nie zepsuć zabawy – albo rozczarowania). Cała koncepcja kojarzyła mi się z niezbyt dobrymi opowiadaniami fanowskimi, postać Delphi była dla mnie zwyczajnym żartem. Uznałam to po prostu za niegodne Pottera, tandetne i śmieszne. Nie pomagało też to, że w którymś momencie czyny i słowa bohaterów, których znaliśmy z oryginalnej serii, przestały mieć sens w odniesieniu do ich charakteru. Utknęła mi w głowie scena, w której Harry mówi do Albusa coś, co nigdy, w żadnej rzeczywistości nie wydobyłoby się z ust Harry'ego Jamesa Pottera, nieważne, w jakich okolicznościach. Oprócz tego Ron nagle stał się drugim Fredem, Ginny zaś straciła ostatnią kroplę swojego charakteru i figlarności. W najważniejszych elementach fabuły brakuje konsekwencji i logiki, młodzi czarodzieje nie zdają sobie sprawy z oczywistych niebezpieczeństw związanych z pewnymi dziedzinami magii, chociaż powinna to być podstawowa wiedza. Zwyczajnie wydaje się to nierealistycznie i niemożliwe, nawet w pełnym magii świecie Rowling.

ŹRÓDŁO: empik.com

Pamiętam pierwsze wiadomości o Przeklętym Dziecku, przedsprzedaż na spektakl w Londynie i całą tę ekscytację, która sprawiła, że zapragnęłam wpakować się do samolotu i lecieć do Anglii po nową dawkę Pottera. Może gdyby udało mi się wtedy zobaczyć TCC na żywo, moje zdanie o tej historii byłoby trochę inne – magia

Momentami nie byłam w stanie powstrzymać się przed wyobrażaniem sobie całej historii jako spektaklu z serii A Very Potter Musical, zwłaszcza w tych skrajnie

27


IX WROTA Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć początkowo nie

niedorzecznych fragmentach. Byłoby to nawet całkiem przyjemne, bo uwielbiam AVPM, gdyby nie to, że Przeklęte Dziecko każe traktować siebie poważnie.

wzbudzały we mnie tyle emocji, co poprzednia nowość w świecie Pottera. W końcu to nie książka, nie pojawiają się tam postaci z oryginalnej serii, nawet kontynent się zmienia, a z własnego doświadczenia wiem, że lepiej nie spodziewać się zbyt wiele po filmie związanym z książkami.

Mimo wszystkich wad, było kilka aspektów, które autentycznie mi się podobały. Relacja Albusa i Scorpiusa, ich bezwarunkowa przyjaźń, sam Scorpius, który szybko stał się moim ulubieńcem i wgląd w uczucia Dracona Malfoya sprawiły mi dużą przyjemność i dzięki tym kilku elementom wytrwałam do końca.

Dlatego zaskoczyła mnie własna reakcja, gdy w kinie prawie piszczałam z radości na sam widok loga Warner Brothers.

Osobiście nie jestem fanką Przeklętego Dziecka i przeszkadza mi to, że uważa się tę książkę za ósmą część Harry'ego Pottera. Wydaje mi się, że nigdy nie będę w stanie całkowicie zaakceptować tych wydarzeń jako kanonicznego dodatku do serii, ale sądzę, iż każdy powinien ocenić to indywidualnie i dopiero wtedy określać swoje podejście do tej pozycji.

Newt Scamander to wielbiciel magicznych istot, który przybywa do Nowego Jorku wraz ze swoją zaczarowaną walizką pełną różnych stworów. W wyniku przypadku i niesforności zwierząt, część z nich wydostaje się na ulice miasta, a Newt musi je ponownie złapać, zanim amerykańskie władze czarodziejskie dowiedzą się o ucieczce. Największym plusem tego filmu są chyba postaci. Newt ze swoim poświęceniem i szczerą miłością do swoich zwierząt, zabawny mugol (albo no-maj, jak kto woli) Jacob Kowalski o polskich korzeniach i sercu pełnym miłości do „pączkis”, siostrzany duet czarodziejek Tiny i Queenie, skrzywdzony przez los Credence - oni sprawiają, że historia jest o wiele bardziej wciągająca. Jeśli chodzi o tytułowe fantastyczne stwory, zostały przedstawione w bardzo przyjazny i uroczy sposób, tak, że aż chciałoby się zabrać któreś z nich do domu. Albo wszystkie. Osobiście wybieram drugą opcję. Fabuła wydaje się mieć więcej sensu, niż ta w Przeklętym Dziecku, ale brakuje odrobiny klimatu dobrze znanego nam Pottera. Odnoszę wrażenie, że gdyby najpierw powstała książka FZiJJZ, a potem jej ekranizacja, wszelkie wątpliwości zostałyby rozwiane; pozwoliłoby to na większą radość z oglądania całej tej przygody na wielkim ekranie. Mimo wszelkich zalet to wciąż jest film, który pomija takie szczegóły jak konieczność wypowiedzenia zaklęcia przy rzucaniu go czy słabe poczucie stylu czarodziejów pod przykrywką mugoli. Już w napięciu wypatruję kolejnej części, ponieważ świetnie bawiłam się na seansie, a jak na razie muszę się zastanowić nad ponownym obejrzeniem tego filmu.

ŹRÓDŁO: filmweb.pl

28


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.