31 minute read

➭ Painkiller z plackami po wêgiersku – str

www.kurierplus.com

Dooko³a sto³u

Advertisement

KURIER PLUS 23 KWIETNIA 2022 13

Adam Ma³osolny

Painkiller z plackami po wêgiersku

Dziœ wydanie specjalne „Dooko³a sto³u” i tematy wybrane przez Czytelników „Kuriera Plus”. Dziêkujê za P a ñ s t w a e-m a i l e , l i c z ê n a w i ê c e j i zapraszam do wspólnej, gastronomicznej przygody!

Pan Krzysztof by³ pierwszym, który odpowiedzia³ na nasze zaproszenie, proponuj¹c temat tropikalnych drinków, ze szczególnym uwzglêdnieniem jednego z nich, o nazwie „Painkiller”.

Zmêczenie zim¹ wyraŸnie daje siê we znaki i nic bardziej nie poprawia nastroju ni¿ tropikalne, rajskie klimaty Karaibów. S³owo „Painkiller” kojarzone jest najczêœciej z tabletk¹ przeciwbólow¹. W tym jednak przypadku jest to specyficzny rodzaj terapii, a jedyny ból jaki ma ona uœmierzyæ, to ból duszy. Wydawa³oby siê, ¿e dusza to zagadnienie natury spirytualnej, ale na wyspie Jost Van Dyke stworzono specyficzn¹, spirytualn¹ (bo opart¹ na korzennym rumie) terapiê, któr¹ nazwano po prostu: „Painkiller”. Trzeba jednak zawsze pamiêtaæ aby nie przedawkowaæ, bo prowadzi to do czasowego znieczulenia, co nie jest ani wskazane ani po¿¹dane. „Painkiller” jako koktajl jest bardzo m³odym drinkiem stworzonym na pocz¹tku lat siedemdziesi¹tych. Powsta³ on w miejscu zwanym „Soggy Dollar Bar” na wyspie Jost Van Dyke, w archipelagu brytyjskich Wysp Dziewiczych. Nazwa „Soggy Dollar” czyli „Obwis³y dolar” brzmi nieco zaskakuj¹co i wrêcz nieatrakcyjnie, ale jak to czêsto bywa w takich sytuacjach, jej geneza ma swoj¹ w³asn¹ historiê. Piêkna pla¿a na Jost Van Dyke doœæ szybko opada na dno morza sprawiaj¹c, ¿e jachty mog¹ kotwiczyæ na tyle blisko brzegu, ¿e do pla¿y mo¿na dotrzeæ wp³aw. Bar stoi na niewielkiej wydmie i jest doskonale widoczny z zakotwiczonych w zatoczce ³odzi. Dop³yniêcie do pla¿y to prawdziwa frajda. Po wyjœciu z wody zabrane ze sob¹ dolary s¹ mokre i… obwis³e – co da³o nazwê baru. W tej krainie tropikalnej szczêœliwoœci nikt siê tym jednak nie przejmuje i za „obwis³e” dolary mo¿na dostaæ przepyszny koktajl na rumie. Byæ na Jost Van Dyke i nie zamówiæ „Painkillera” to jak byæ w Pary¿u i nie zobaczyæ wie¿y Eiffla. Przepyszny drink s¹czony w miejscu, gdzie z³ocista pla¿a ³¹czy siê z b³êkitnym, ciep³ym morzem, a nad barem przyjemny cieñ daj¹ pióropusze palm leczy z ka¿dego rodzaju bólu. Czy jednak nie wydaje siê Pañstwu, ¿e nieco koloryzujê ten tropikalny obrazek? Odpowiedz brzmi: absolutnie nie! Terapiê przeciwbólow¹ w „Soggy Dollar” przechodzi³em wielokrotnie, w opisany przeze mnie sposób, z „obwis³ymi” banknotami susz¹cymi siê na sznureczku w barze.

Aby samemu zrobiæ „Painkillera”, mo¿na u¿yæ ka¿dy rodzaj korzennego rumu, ale ten oryginalny, z „Soggy Dollar Bar”, robiony jest na rumie „Pusser”, który jeszcze do niedawna by³ oficjalnym rumem brytyjskiej marynarki wojennej. Flota wojenna królowej pilnowa³a w tropikach wielu imperialnych kolonii i marynarzom wydawano dwa razy dzienne porcjê rumu, aby uchroniæ ich przed ameb¹ i innymi tropikalnymi paso¿ytami. Tym rumem by³ w³aœnie „Pusser”, a jego nazwa pochodzi od oficjalnej funkcji oficera odpowiedzialnego za wydawanie rumu. Pusser na okrêcie wojennym kontrolowa³ iloœæ rumu, a tak¿e proces jego wydawania i upamiêtniono to w naza sprawia, ¿e ga³ka pachnie nieziemsko i dodatkowo krêci w g³owie. Magiczny, karaibski seans jest w ten sposób dope³niony i najwiêkszy nawet ból duszy odchodzi w niepamiêæ, co nie powinno dziwiæ. W koñcu koktajl nazywa siê „Painkiller”.

Pani Zyta przys³a³a do „Kuriera” dwa pytania. Jedno dotyczy orientalnej kaszy couscous a drugie placków po wêgiersku. Pytanie o couscous – ze wzglêdu na brak miejsca – przenosimy na nastêpny tydzieñ, a pytanie Pani Zyty o placki po wêgiersku brzmi tak: „Sk¹d pochodzi nazwa „placki po wêgiersku?” Czy jest to polska potrawa?”

Pani Zyto – „placek po wêgiersku” to zdecydowanie polska potrawa. Ma tyle wspólnego z Wêgrami, co „ryba po grecku” z Grekami czy „fasolka po bretoñsku” z Bretani¹. W polskiej kuchni wiele potraw ma odnoœniki nawi¹zuj¹ce do innych krajów czy regionów. S¹ „ko³duny litewskie”, „barszcz ukraiñski”, „kurczak po chiñsku”, „pierogi ruskie” i wiele innych. Niektórzy wyœmiewaj¹ takie nazewnictwo, które ma rzekomo wynikaæ z niewiedzy, ale w mojej opinii jest to niezwykle sympatyczny zwyczaj. Tak nazwana potrawa symbolizuje nasze polskie wyobra¿enie o konkretnym kraju czy regionie i jest ono prze³o¿one na jêzyk kuchni. W tym jednak przypadku „placek po wêgiersku” ma swój element wêgierski mimo, ¿e narodzi³ siê w Krakowie. Jak zawsze w podobnych, owianych legend¹ sytuacjach moment powstania „placka po wêgiersku” ginie w pomrocznoœci jasnej historii. Wszystko wskazuje na to, ¿e powsta³ w czasach, gdy Polsk¹ w³ada³

Edward Gierek. Na ulicy Grodzkiej w Krakowie sta³y obok siebie dwie restauracje, choæ jest to nadu¿ycie, bo jedna z nich rzeczywiœcie by³a eleganck¹ restauracj¹ serwuj¹c¹ kuchniê wêgierska o nazwie „Balaton”, a druga zwyk³ym barem mlecznym. Bar mleczny od nazwy ulicy nazywano „Grodzki” i ka¿dego dnia ustawia³y siê przed nim kolejki po wyborne placki ziemniaczane. Sprzedawa³y siê tak szybko, ¿e pytanie o ich œwie¿oœæ by³o zupe³nie nie na miejscu. A tu¿ obok, w restauracji „Balaton” œwieci³y pustki. Ajentem restauracji by³ autentyczny Madziar, który ze z³oœci¹ przygryza³ swojego czarnego w¹sa, cedz¹c (zapewnie szpetnie) coœ niezrozumia³ego w swoim jêzyku. W koñcu nie wytrzyma³. Ustawi³ siê w kolejce i kupi³ porcjê tych placków. Przyniós³ je do swojej restauracji, zjad³ kawa³ek i wtedy go olœni³o. Znów zakrzykn¹³ coœ po wêgiersku (ale tym razem radoœnie), pobieg³ do kuchni i wróci³ z garnkiem wyœmienitego, wo³owego gulaszu na czerwonej papryce. Zdecydowanym ruchem nabra³ chochl¹ solidn¹ porcjê i pola³ ni¹ placki ziemniaczane. By³ to moment narodzin „placków po wêgiersku”. Jeszcze tego samego dnia zadzwoni³ do kolegi w Warszawie, który pracowa³ w restauracji „Crystal – Budapest” i nastêpnego dnia, „placki po wêgiersku” znalaz³y siê w menu sto³ecznego lokalu, szturmem zdobywaj¹c sobie miliony zwolenników i utrwalaj¹c odwieczn¹ przyjaŸñ polsko-wêgiersk¹. I niech nikogo nie zmyli, ¿e w niektórych polskich restauracjach podawany jest placek po zbójnicku, bieszczadzku, cygañsku czy bosmañski –bo jest to nadal ten sam placek po wêgiersku i ró¿nica jest jedynie w gêstoœci gulaszu i ostroœci papryki. Czasami zdarza siê, ¿e goœæ restauracji ju¿ po pierwszym kêsie takiego placka wpada w oniemienie i zastyga bez ruchu. Wypada wówczas grzecznie nie zwracaæ na niego uwagi, bo jest to zapewne wêgierski turysta w stanie ³agodnego szoku, bo na Wêgrzech czegoœ takiego nie znaj¹. Ka¿dy Wêgier wie, ¿e gulasz – i jest to s³owo czysto wêgierskie – to gêsta zupa! To co w Polsce nazywamy gulaszem na Wêgrzech jest nazywane porkolt i jedzone z kluseczkami zwanymi galuski. Wêgierskie s³owo „gulasz” jest jednym z zaledwie kilku ugro-fiñskich s³ów, które zrobi³o miêdzynarodow¹ karierê. Wêgrzy mówi¹ o sobie, ¿e stworzy³ ich Bóg, a oni stworzyli gulasz. Oba te przypadki uwa¿aj¹ za coœ niezwyk³ego. W monarchii habsburskiej wêgierski gulasz o ró¿nej gêstoœci mo¿na by³o dostaæ i we w³oskim Trieœcie i na HuculszczyŸnie. W Krakowie i w wiedeñskim pa³acu cesarskim Schönbrunn. Bez gulaszu wojsku nie chcia³o siê biæ a cesarskim urzêdnikom pracowaæ. Nic wiêc dziwnego, ¿e gastronomiczny incydent na ulicy Grodzkiej w Krakowie mia³ i ma nadal ogromne konsekwencje, za ka¿dym razem wygrywaj¹c bitwê z globalnym hamburgerem.

Dziêkujê Pañstwu za aktywny udzia³ w redagowaniu tej rubryki! Stó³ w „Kurierze” jest wielki i goœcinny i wszyscy siê przy nim wygodnie pomieœcimy. Propozycje kolejnych tematów proszê wysy³aæ na e-mail: kurier@kurierplus.com, tytu³uj¹c wiadomoœæ: „Ma³osolny”.

Balaton

zwie trunku. „Pusser” nie jest ju¿ zamawiany przez Royal Navy, bo kolonialne imperium przesta³o istnieæ, ale jest on nadal produkowany tak jak dwieœcie lat temu i nosi stempel brytyjskiej admiralicji. Jest ku temu powód. Zysk z produkcji tego rumu przekazywany jest do funduszu emerytalnego marynarki wojennej i wspomaga by³ych marynarzy. Brytyjczycy bardzo pilnuj¹ swojej tradycji i kiedy w 2015 r., na Manhattanie otworzono bar o nazwie „Painkiller”, gdzie do koktajlu o tej samej nazwie dolewano dowolny, karaibski rum, a nie „Pusser”, do akcji wkroczyli prawnicy brytyjskiej admiralicji. Uznali dzia³alnoœæ nowojorskiego baru za akt piractwa i wytoczyli swoje najciê¿sze dzia³a. Rozgorza³a zaciêta bitwa i bar zosta³ zmuszony do tego, aby w sprzedawanym tam „Painkillerze” znajdowa³ siê wy³¹cznie brytyjski „Pusser”. Rozgoryczeni w³aœciciele baru rok póŸniej zamknêli swoj¹ dzialalnoœæ.

Koktajl „Painkiller” zosta³ uznany za oficjalny drink brytyjskich Wysp Dziewiczych i jest on wrêcz obowi¹zkowy na wszystkich jachtach jakie ¿egluj¹ z turystami w tym rejonie. Mo¿na go oczywiœcie zrobiæ w ka¿dych warunkach klimatycznych, ale nigdzie nie smakuje tak dobrze jak na pok³adzie katamarana, w z³ocie i czerwieniach zachodz¹cego s³oñca. Ostatni raz tak¹ okazjê mia³em w lutym tego roku na pok³adzie piêknego katamarana „Tango”, ¿egluj¹cego po wodach tak amerykañskich jak i brytyjskich Wysp Dziewiczych. „Painkillera” na jachcie przygotowa³ osobiœcie kapitan. Proporcje dla oœmioosobowej za³ogi s¹ ³atwe do zapamiêtania. Wypada po drinku na osobê plus dawka utrwalaj¹ca. W du¿ej butelce po wodzie miesza siê ze sob¹ butelkê rumu korzennego (0.75l) z litrow¹ butelk¹ soku ananasowego. Do tego trzeba dodaæ pól litra soku pomarañczowego i ma³¹ puszkê kremu kokosowego (koniecznie kremu, a nie mleka!). Wszystko trzeba solidnie wstrz¹sn¹æ, rozlaæ w szklaneczki z lodem, ale… to nie koniec. Ukoronowaniem koktajlu jest posypanie go start¹ tu¿ nad drinkiem, lokaln¹ ga³k¹ muszkato³ow¹. Lekka, ciep³a bry-

Placek po wêgiersku

Painkiller Jachty na Jost Van Dyke ❍

14 KURIER PLUS 23 KWIETNIA 2022

GRUBE RYBY I PLOTKI

„Wojna w Ukrainie jest niewyobra¿aln¹ tragedi¹. Jako cz³owiek i jako artysta czu³em siê zmuszony zareagowaæ w najbardziej znacz¹cy sposób, w jaki mog³em. Dlatego dziœ, po raz pierwszy w historii, wykona³em publicznie piosenkê mojego Taty” – napisa³ Julian Lennon, syn legendarnego gitarzysty i wokalisty The Beatles. Pieœñ „Imagine”, któr¹ zaœpiewa³ w akompaniamencie Nuno Bettencourt, zadedykowa³ ofiarom rosyjskich agresorów.

Nagranie, które pochodzi z 1971 roku, sta³o siê hymnem walcz¹cych o pokój. W wyst¹pieniu, które poprzedza³o wystêp, syn Lennona zwróci³ siê do przywódców krajów na ca³ym globie: „Wzywam œwiatowych liderów i wszystkich, którzy wierz¹ w przes³anie „Imagine”, aby stanêli w obronie uchodŸców na ca³ym œwiecie! Proszê o wsparcie i darowizny od serca” – zaapelowa³. „Zawsze mówi³em, ¿e jedynym momentem, w którym móg³bym rozwa¿yæ zaœpiewanie „Imagine”, by³by koniec œwiata, ale zdecydowa³em siê to zrobiæ teraz, poniewa¿ w wyniku morderczej przemocy miliony niewinnych ludzi zosta³o zmuszonych do opuszczenia swoich bezpiecznych domów i szukania azylu gdzie indziej” – napisa³ muzyk. Doda³ te¿, ¿e treœæ legendarnego utworu odzwierciedla „nasze wspólne pragnienie pokoju na ca³ym œwiecie”, i ¿e „ta piosenka przenosi nas wszystkich do miejsca, gdzie mi³oœæ i wspólnota staj¹ siê nasz¹ rzeczywistoœci¹, choæby na chwilê” –wyjaœni³ syn Lennona. „Jest jak œwiat³o na koñcu tunelu, na które wszyscy czekamy” – zakoñczy³ filozoficznie.

* 16 kwietnia, 133 lat temu, urodzi³ siê Charlie Chaplin. Aktor, zdobywca Oscara, ale równie¿ scenarzysta, kompozytor i re¿yser. Kultowa postaæ kina niemego. Urodzi³ siê w Londynie. Po odejœciu ojca wychowywa³a go matka, z któr¹ w pewnym momencie by³ zmuszony zamieszkaæ w przytu³ku. Gdy mia³ 12 lat, kobieta przesz³a za³amanie nerwowe i zosta³a umieszczona w szpitalu psychiatrycznym. Pomimo trudnego dzieciñstwa, szybko rozpocz¹³ karierê. Kiedy stworzy³ legendarn¹ postaæ Trampa/w³óczêgi, z melonikiem, laseczk¹ i w¹sikiem – sta³ siê jednym z symboli kina XX wieku. Dziêki popularnoœci i rosn¹cej niezale¿noœci finansowej, Chaplin szybko za³o¿y³ w³asne studio filmowe. Stopniowo poszerza³ zakres obowi¹zków – by³ jednoczeœnie scenarzyst¹, re¿yserem, producentem, monta¿yst¹, kompozytorem i gwiazd¹ swoich filmów. Po ogromnym sukcesie „Brzd¹ca”, który odzwierciedla³ osobiste doœwiadczenia Chaplina, tworzy³ kolejne dzie³a. Za „Gor¹czkê z³ota” otrzyma³ pierwsz¹ nominacjê do Oscara, a film „Œwiat³a wielkiego miasta” do dzisiaj uwa¿any jest za najlepsze dzie³o kina niemego. „Dyktator” z 1940 roku by³ pierwszym filmem dŸwiêkowym Chaplina, ale niewiele brakowa³o, aby w ogóle nie powsta³. Artysta zacz¹³ otrzymywaæ listy z pogró¿kami, wiêc za rad¹ producentów przerwa³ pracê nad satyr¹ na Adolfa Hitlera. Kiedy dowiedzia³ siê o tym prezydent USA Franklin Roosevelt, wys³a³ do Chaplina swojego najbli¿szego doradcê, aby poinformowaæ, ¿e re¿yser mo¿e liczyæ na jego wsparcie. Ostatecznie „Dyktator” otrzyma³ piêæ nominacji do Oscara – za najlepszy film, najlepszy scenariusz, najlepsz¹ muzykê i za obie role, g³ówn¹ i drugoplanow¹. Chaplin móg³ zdobyæ a¿ piêæ statuetek, jednak w efekcie nie otrzyma³ ¿adnej.

W ¿yciu osobistym Chaplina nie brakowa³o skandali. Artysta nazywany by³ kobieciarzem i mia³ – co dzisiaj ma ju¿ zupe³nie inny wydŸwiêk – „s³aboœæ” do du¿o m³odszych partnerek. „Pierwsze ma³¿eñstwo z aktork¹ Mildred Harris nie by³o udane. Chaplin musia³ j¹ poœlubiæ, gdy zasz³a w ci¹¿ê i okaza³o siê, ¿e ma… 16 lat. Dziecko pary zmar³o trzy dni po urodzeniu, a re¿yser szybko zdecydowa³ siê na rozwód. Gdy Harris oskar¿y³a go o z³e traktowanie, zap³aci³ sto tysiêcy dolarów, aby zniknê³a z jego ¿ycia na zawsze. Nied³ugo po tym zwi¹za³ siê z aktork¹ Lit¹ Grey. By³a o ponad po³owê m³odsza od Chaplina –mia³a zaledwie 12 lat (!), kiedy zwi¹za³a siê z 31letnim Charliem. Zasz³a w ci¹¿ê, wiêc para uciek³a do Meksyku, aby wzi¹æ œlub. Jak wspomina³a w swojej ksi¹¿ce biograficznej, podczas podró¿y Chaplin zasugerowa³, ¿e pozbyliby siê problemu, gdyby… wyskoczy³a z poci¹gu” – czytamy.

Gdy kilka lat póŸniej urodzi³ siê Charles Jr, komik zupe³nie straci³ zainteresowanie ¿on¹. „Zmusi³aœ mnie do œlubu! Chcesz mnie zabiæ drugim dzieckiem!” – wykrzykiwa³ podobno podczas k³ótni. Para wyst¹pi³a o rozwód, ale prawdziwy skandal wybuch³ dopiero wtedy, gdy prawnicy Lity przedstawili wielostronicowy pozew, w którym ujawniono szczegó³y ich ¿ycia seksualnego i liczne zdrady Chaplina. W rezultacie kobieta otrzyma³a oko³o miliona dolarów odszkodowania. Co ciekawe, Grey napisa³a kolejn¹ ksi¹¿kê po œmierci Chaplina, w której… wycofa³a wszystkie zarzuty.

Kolejn¹ ¿on¹ zosta³a Paulette Goddard. Mia³a 22 lata, aktor – 47. Zwi¹zek trwa³ zaledwie szeœæ lat. Para rozsta³a siê cicho i bez skandalu. Czwart¹, i ostatni¹ partnerk¹ twórcy by³a Oona O’Neill.

W dniu zarêczyn aktorka mia³a 18 lat, Chaplin – 54. Rodzice dziewczyny byli przeciwni temu ma³¿eñstwu, dlatego zakochani wziêli œlub w tajemnicy. Oona zrezygnowa³a z kariery filmowej i ca³kowicie poœwiêci³a siê rodzinie. Para doczeka³a siê trójki synów i piêciu córek. Ostatnie dziecko urodzi³o siê, gdy Chaplin mia³ 72 lata. Film „Œwiat³a rampy” z 1952 roku mia³ byæ podsumowaniem ¿ycia Charliego, ale nie spodoba³ siê amerykañskiej publicznoœci. Jego kariera w USA – jak pisa³y media – by³a skoñczona. Kiedy artysta pop³yn¹³ wraz z rodzin¹ statkiem do Wielkiej Brytanii na premierê filmu, w³adze USA og³osi³y, ¿e nie zostanie wpuszczony z powrotem do kraju, z powodu rzekomych kontaktów z Sowietami oraz trwaj¹cym œledztwu w sprawie nadu¿yæ seksualnych. Pomimo 40 lat spêdzonych w USA, Chaplin nigdy nie otrzyma³ obywatelstwa. Przeniós³ siê z rodzin¹ do Szwajcarii, gdzie mieszka³ a¿ do œmierci w 1977 r. Zmar³ w otoczeniu najbli¿szych w wieku 88 lat. ❍

Julian Lennon www.kurierplus.com

Weronika Kwiatkowska

Charlie Chaplin

Rosyjskie wojska na Ukrainie – tydzieñ 8

Kolejna ods³ona wojny na Ukrainie –Bitwa o Donbas – oficjalnie rozpoczêta. Wed³ug wiêkszoœci fachowców mo¿e to byæ najwiêksza bitwa z u¿yciem ciê¿kiego sprzêtu od koñca II wojny œwiatowej.

Kiedy piszê te s³owa, mija 56 dni od rozpoczêcia rosyjskiego ataku na Ukrainê. Od kilku dni trwaj¹ wzmo¿one dzia³ania rosyjskie na wschodzie i na po³udniu. Po kompromitacji operacji zajêcia Kijowa, plan jest prosty: uderzenie z pó³nocy i po³udnia, wziêcie w kleszcze ukraiñskich oddzia³ów i przejêcie pe³nej kontroli nad ca³ym regionem Donbasu (do tej pory Rosjanie kontroluj¹ po³owê tego terytorium).

Zdobyæ Donbas!

Rosjanie potrzebuj¹ sukcesu za wszelk¹ cenê. Wed³ug potwierdzonych, niezale¿nych Ÿróde³ – stracili ju¿ 3,3 tys. sztuk sprzêtu (od czo³gów i myœliwców po artyleriê i ciê¿arówki), a straty w ludziach id¹ w tysi¹ce. W dalszym ci¹gu nie zdobyty jest w ca³oœci Mariupol nad Morzem Azowskim – resztki obroñców broni¹ siê –i pewnie bêd¹ broniæ do ostatniego naboju – w wielkich posowieckich bunkrach pod hut¹ Azowstal. Jakby tego by³o ma³o –Ukraiñcy zatopili dwoma rakietami okrêt flagowy rosyjskiej Floty Czarnomorskiej kr¹¿ownik rakietowy „Moskwa”, co chyba ostatecznie zamknê³o mo¿liwoœæ desantu morskiego na Odessê (Rosjanie stracili ju¿ trzy du¿e okrêty: kr¹¿ownik i dwa wielkie okrêty desantowe).

Dlatego w Donbasie Moskwa musi zwyciê¿yæ za wszelk¹ cenê. Jest tam co najmniej 59 batalionowych grup bojowych (BTG), czyli ³¹cznie do 60 tys. ¿o³nierzy, wspieranych przed oddzia³y separatystów donieckich i ³ugañskich (ich wartoœæ bojowa jest jednak nik³a). Trudno powiedzieæ jak¹ prezentuj¹ jakoœæ bojow¹ – wiêkszoœæ jednostek jest poobijana w ponad miesiêcznych walkach, czêœæ œci¹gniêta z frontu pod Kijowem. Pomimo potê¿nych bombardowañ i wprowadzenia du¿ej iloœci ciê¿kiego sprzêtu, Rosjanie naprawdê niewiele zyskali. Gdy piszê te s³owa w œrodê, uda³o im siê wyprzeæ Ukraiñców w okolicach Rubi¿nego, Kreminnej i Torske na pó³nocy, gdzie dalej broni siê prawdziwa twierdza (nie zdobyta od 56 dni ciê¿kich bojów) miejscowoœæ Sewierodonieck, nad strategicznie wa¿n¹ rzek¹ Doniec. Na po³udniu – ma³e postêpy Rosjanie zanotowali w okolicach Hulajpo³a, miejscowoœci na drodze do Zaporo¿a. Jednak w najwa¿niejszym punkcie spodziewanej operacji okr¹¿aj¹cej – na po³udnie od Iziumu, co pozwoli³oby na okr¹¿enie kluczowych miast Donbasu – Kramatorska i S³owiañska – Ukraiñcy nie dali siê odepchn¹æ przewa¿aj¹cym si³om rosyjskim.

Kto przetrwa, wygra

Wojna wkroczy³a jednak w now¹, wyniszczaj¹c¹ fazê. Rosjanie atakuj¹ bardziej metodycznie, stosuj¹c nawa³ê artyleryjsk¹ oraz ostrza³ z powietrza. Ukraiñcy dzielnie siê broni¹, ale bez masowych dostaw sprzêtu i amunicji mog¹ sobie nie poradziæ. Otrzymali ju¿ czo³gi z Czech i zestawy artyleryjskie ze S³owacji. Polska –choæ nie mówi siê tego g³oœno – tak¿e dostarczy³a czo³gi i byæ mo¿e MIGi-29. Jednak potrzeba wiêcej sprzêtu, bo przewaga iloœciowa Rosjan jest du¿a, a p³aski teren pozwala im lepiej z niej korzystaæ. Równie¿ zu¿ycie amunicji – zw³aszcza przeciwpancernej – staje siê problemem, bo Zachód nie nad¹¿a z dostawami. W tej klasycznej wojnie na wyczerpanie wygra ta strona, która ma wiêcej rezerw.

Optymizmem napawa fakt, ¿e tak¿e Rosjanie zdaj¹ siê wyczerpywaæ swoje rezerwy. O B³ogos³awiona Korupcjo, okazuje siê bowiem, ¿e stan rosyjskiej armii na papierze ró¿ni siê od rzeczywistego, a ró¿nica – jak to zwykle we wspó³czesnej Rosji – zosta³a rozkradziona. Jak zauwa¿a analityk The Jamestown Foundation, Pavel K. Baev, prezydent Putin w³aœnie zderza siê ze smutn¹ dla niego rzeczywistoœci¹. Kalkulowa³, ¿e podupadaj¹cy z powodu „pogarszaj¹cej siê sytuacji gospodarczej, politycznych podzia³ów, moralnego upadku” tzw. Zachód, nie bêdzie w stanie skutecznie zareagowaæ na atak na Ukrainê. Tymczasem sta³o siê inaczej –wspólny front znacznie utrudni³ Putinowi prowadzenie wojny. „W rzeczywistoœci, Putin wystawi³ swój kraj na tego samego rodzaju wyniszczenie, a szanse Rosji na przetrwanie tego powiêkszaj¹cego siê nieszczêœcia zmniejszaj¹ siê z ka¿dym dniem trwania tej niszcz¹cej wojny na Ukrainie. Niemo¿noœæ osi¹gniêcia nawet najmniejszych sukcesów w Donbasie spowoduje koniecznoœæ kontaktu z rzeczywistoœci¹. Genera³owie, którzy doœwiadczyli za¿artej obrony Ukraiñców oraz demoralizacji w³asnych ¿o³nierzy, bêd¹ pierwszymi, którzy przestan¹ udawaæ, ¿e to nie pora¿ka. Tego starcia generalicji z Putinem nie da siê rozwi¹zaæ w stylu stalinowskich czystek, poniewa¿ struktura dowódcza musi byæ zachowana w czasie trwania wojny. Wygl¹da na to, ¿e prawdziwe rozwi¹zanie – rewolucja od samego do³u do samej góry – staje siê coraz bardziej prawdopodobna” napisa³ Baev. Za tydzieñ –w miarê postêpów rosyjskiej ofensywy w Donbasie albo jej zastoju – powinniœmy wiedzieæ ju¿ nieco wiêcej.

www.kurierplus.com KURIER PLUS 23 KWIETNIA 2022 15

Stany wewnêtrzne Weronika Kwiatkowska

Stolica

Putin to zwyrodnialec – mówi taksówkarz. Pochodzi z Pakistanu. Mieszka w Ameryce od dwudziestu lat. W poprzednich wyborach g³osowa³ na Trumpa. Nie lubi Nowego Jorku, bo jest brudny i niebezpieczny. Wszêdzie worki na œmieci – œmieje siê. Latem strasznie œmierdzi –wspomina swój krótki pobyt w Gotham City. Co innego tutaj – macha rêkoma. W stolicy musi panowaæ porz¹dek – wyg³asza z dum¹. I rzeczywiœcie. W tej czêœci miasta Waszyngton przypomina zachodnioeuropejskie miasto. Niska zabudowa. Piêknie zachowane kamienice. Du¿o zieleni. I chyba nikt nie wypluwa gumy do ¿ucia na chodnik, bo betonowych p³yt nie znacz¹ czarne plamy rozdeptanej masy. Jest s³oneczny ranek. Sobota. Podje¿d¿amy pod Kapitol. Bia³a kopu³a wyrasta za plecami ¿ó³tych tulipanów. Niebo ma kolor ultramaryny. Bia³e ob³oki dope³niaj¹ wizualnego efektu. Jak na pocztówce –mówi K. i zadziera g³owê. O tej porze dnia jeszcze ma³o turystów. Przed wejœciem do Biblioteki Kongresu grupka obserwuj¹cych. Na dziedziñcu trwa koncert. Grupa muzyków uderza w bêbny. Wnosz¹c po strojach, opaskach na biodrach i czo³ach, to sztuka Dalekiego Wschodu. Ale nie mamy czasu, by zatrzymaæ siê na d³u¿ej. Wyruszamy w wielokilometrow¹ pielgrzymkê do œwiêtych miejsc amerykañskiej demokracji. Mijamy S¹d Najwy¿szy, pomniki genera³ów wojny domowej, niezliczone muzea, ogrody botaniczne, zahaczamy o park z rzeŸbami i w koñcu docieramy do Pomnika Waszyngtona. Obelisk z bia³ego marmuru, piaskowca i granitu – jak czytamy w przewodniku –mierzy blisko 170 metrów i wa¿y oko³o 80 tysiêcy ton. Rzeczywiœcie, z bliska wydaje siê monstrualny. Jest okolony rzêdem masztów, na których powiewaj¹ gwieŸdziste sztandary, co dodatkowo wzmaga efekt patriotyczny. Z prawej strony, w oddali, œwieci sylwetka Bia³ego Domu. Ale idziemy prosto – ku mauzoleum Lincolna. Budynek przypomina klasyczn¹ œwi¹tyniê greck¹. Wysokie schody, kolumny, a w œrodku pos¹g szesnastego prezydenta USA. Momentalnie wyœwietla mi siê w g³owie scena z filmu „Forrest Gump”, kiedy g³ówny bohater wyg³asza przemówienie nt. wojny w Wietnamie stoj¹c przed Lincoln Memorial, a jego ukochana wbiega do basenu, w tafli którego powinien teraz malowniczo odbijaæ siê obelisk Waszyngtona, jednak – o tej porze roku – niecka jest wype³niona tylko do po³owy wod¹ i jedyne co mo¿na podziwiaæ, to jak l¹duj¹ i wzbijaj¹ siê do lotu waszyngtoñskie kaczki. Nagle chmurzy siê i zaczyna kropiæ. Chowamy siê pod dach. Na ty³ach mauzoleum odpoczywa para z psem i starsze ma³¿eñstwo, które usiad³o na rozk³adanych krzese³kach. Jak na bieda-turystów przysta³o, wyci¹gamy suchy prowiant. Rozbijam skorupkê jajka o marmurow¹ œcianê zabytku i gapi¹c siê na most, za którym rozci¹ga siê cmentarz Arlington, pa³aszujê kanapkê.

W parku przed Bia³ym Domem, nieopodal Black Lives Matter Plaza, zasadzono ¿ó³te tulipany i niebieskie hiacynty. Na czeœæ Ukrainy? Chcê myœleæ, ¿e tak. Rezydencja, w której – jak mo¿na by³o zobaczyæ od strony ogrodów – trwa w³aœnie raut z udzia³em Joe Bidena, z frontu otoczona jest dodatkowym, bia³ym p³otem. Po co im te dykty? – ¿artuje K. Nic nie widaæ – dodaje, patrz¹c przez barierki. Ale to, co najciekawsze, dzieje siê na skwerku. Zamaskowany mê¿czyzna odtwarza z g³oœnika wyimki z przemówieñ Donalda Trumpa, a potem nawo³uje przez megafon do bojkotu by³ego prezydenta Stanów Zjednoczonych. To klaun! – krzyczy. To idiota! Skoñczony kretyn! Oszust! Psychopata! Idzie pod rêkê z Putinem! Jest k³amc¹, szkodnikiem, powodem do wstydu! Ameryko – obudŸ siê! Jeszcze nie jest za póŸno! Na czarno-bia³ym parasolu ma wypisane has³a, za które w Polsce ju¿ dawno wytoczono by mu sprawê karn¹. Ale pierwsza poprawka chroni obywateli Stanów Zjednoczonych, wiêc mê¿czyzna bezkarnie l¿y politykowi i wygra¿a piêœci¹. Oprócz dwóch starszych bia³ych mê¿czyzn w baseballowych czapkach, którzy wygl¹daj¹ na potencjalnych zwolenników Trumpa, nikt nie zwraca uwagi na ten solowy performance. Po drugiej stronie chodnika roz³o¿y³ siê z majdanem czarnoskóry facet w d³ugich dreadach. Do œciany z kartonu przyczepi³ podobizny aktywistów i dzia³aczy politycznych walcz¹cych z re¿imem (jest m.in. notatka o Nawalnym) oraz has³a z przes³aniem antywojennym (War is not the answer) i antynuklearnym. Po trawniku hasa wiewiórka albinos. Bia³y Dom, bia³a wiewiórka –mówi K. Wszystko siê zgadza. Kiedy robiê ostatnie zdjêcie zauwa¿am, ¿e po dachu prezydenckiej rezydencji chodz¹ snajperzy.

Ci¹g dalszy nast¹pi.

Zapraszamy na stronê Autorki: www.stanywewnetrzne.com

I po œwiêtach

Jan Latus

Œwiêta u przyjació³. Przy stole siedz¹ miêdzy innymi: w³aœciciel du¿ej firmy, adwokat, lekarka. Oko³o szeœædziesi¹tki, katolicy, orientacja prawicowa.

Jak to w Polsce w chrzeœcijañskie œwiêto, ma³o siê rozmawia o tajemnicy zmartwychwstania, du¿o za to o polityce. W tym roku wiadomo, ¿e wiod¹cym tematem nie jest œwiêty pojedynek PiS –PO, lecz wojna w Ukrainie.

W ci¹gu dwudziestu minut dowiadujê siê od moich szacownych rozmówców, ¿e: ukraiñski naród tak naprawdê nie istnieje; Ukraina to w zasadzie ziemie polskie; prezydent Ze³eñski to ¯yd i w ogóle w Ukrainie w wiêkszoœci rz¹dz¹ ¯ydzi, podobnie jak w Rosji, Polsce i Ameryce, wiêc skoro tak jest, dlaczego nie potrafi¹ siê dogadaæ? Polacy – s³yszê – maj¹ ju¿ coraz bardziej doœæ ukraiñskich uchodŸców. Nic dziwnego, skoro przyje¿d¿aj¹ takimi brykami, ¿e ma³o który Polak ma tak¹.

Dowiadujê siê równie¿, ¿e najwiêkszym z³em na œwiecie jest Ameryka, a jej ¿o³nierze dopuszczali siê takich okrucieñstw jak obecnie Rosjanie. A tak¿e zostajê poinformowany, ¿e Polacy nie powinni siê fascynowaæ amerykañskim modelem demokracji i wolnoœci, gdy¿ mentalnie bli¿ej jest nam do Rosjan. A z ciekawostek dowiadujê siê, ¿e Chiny opracowa³y mapê genetyczn¹ wszystkich Polaków; a¿ strach pomyœleæ, co z tym teraz zrobi¹.

Nie mam ju¿ w Polsce najbli¿szej rodziny, muszê wiêc przypominaæ sobie, o czym te¿ rozmawialiœmy przy stole. Mo¿e o jedzeniu? Lec¹cym akurat w telewizji programie rozrywkowym albo amerykañskim filmie? O kapryœnej, w ogóle niewiosennej pogodzie? Na pewno jednak nie rozmawialiœmy o polityce, bo jak siê k³óciæ, skoro wszyscy mieliœmy takie same pogl¹dy? To by³y czasy g³êbokiej komuny, kiedy wszyscy byliœmy przekonani, ¿e nic siê nie zmieni, na pewno nie ustrój i nie w³adze i w ogóle nie mamy na nic wp³ywu. Tak wiêc nie rozmawialiœmy jedz¹c babki i mazurki o PZPR, bo ma³o siê interesowaliœmy t¹ niezmienn¹, sztywn¹, nudn¹ organizacj¹.

Jak ju¿ wielokrotnie pisa³em, od czasu stanu wojennego, gdy przy œwi¹tecznym stole zasiadali – bywa³o – ksi¹dz i ZOMO-wiec, partyjniak i zdewocia³a babcia, rozmowa podczas wigilijnej wieczerzy i wielkanocnego œniadania jest wielce ryzykowna. Czêsto koñczy siê jeœli nie mordobiciem, to gniewnym krzykiem, obraz¹, ostentacyjnym wstawaniem od sto³u.

Ciekawe, czy k³ócili siê przy wielkanocnym stole przedstawiciele nowojorskiej Polonii? Czy ponad barankami z cukru, pisankami i szynkami lata³y ostre i szydercze s³owa o œpi¹cym dziadku Bidenie i pomarañczowym Trumpku?

A mo¿e – tak jak kiedyœ moja warszawska rodzina – Polonia mówi jednym g³osem, wyznaje jedynie s³uszne pogl¹dy i wobec tego, nigdy siê ze sob¹ nie k³óci?

W ogóle to przygl¹dam siê tej nowojorskiej Polonii z rosn¹cym zdumieniem. Ró¿ne s³ysza³em o niej w przesz³oœci opinie od goœci z Polski i od tych Polaków, którzy w ¿yciu polonijnym nie uczestniczyli. Œmieszy³a ich pewna odpustowoœæ, wiejskoœæ i archaicznoœæ obrzêdów, zwyczajów, form organizowania siê i spêdzania czasu. I ja tê osobliwoœæ Polonii czasem dostrzega³em, ale jednak ca³kowitego dystansu nie mia³em, bo przecie¿ by³em unurzany po uszy w polonijnym œwiecie.

Minie ju¿ jednak nied³ugo szeœæ lat, odk¹d po¿egna³em siê czule z Poloni¹ a przywita³em – z Polakami w kraju.

Polacy, jacy s¹ ka¿dy widzi, zw³aszcza w tak burzliwych politycznie czasach. Niemniej, nawet te polityczne walki s¹ realne. Chodzi o prawdziwe stanowiska, rzeczywist¹ w³adzê, konkretne pieni¹dze, a zagro¿enie tak¿e s¹ definiowane konkretnymi paragrafami kodeksu karnego.

Do tego dosz³a niedawno, ca³kiem realna, wojna za granicami Polski i miliony uchodŸców. Ci ludzie nie s¹ has³em, rozdzia³em z podrêcznika historii czy polityki. Prosz¹ i otrzymuj¹ konkretna pomoc: kwatery, jedzenie, ubrania, lekarstwa, szko³ê i pracê.

Z natury rzeczy Polonia traktuje z dystansem politykê polsk¹ i europejsk¹; nie uczestniczy w niej, nie ma na ni¹ wp³ywu, a ona nie wp³ywa na Poloniê. Jeœli ju¿, Polonia uczestniczy w warstwie s³ownej: wyra¿a poparcie, modli siê w intencji, og³asza zbiórki, nadaje stosowne imiona i nazwy obiektom i pomnikom.

G³ównie jednak Polonia robi to, co robi³a zawsze: organizuje parady, wybiera komitety, które wybieraj¹ marsza³ków, wybiera te¿ prezesów organizacji, organizuje walne zebrania, zbiórki i kwesty, wspólne modlitwy i czuwania, wycieczki i pielgrzymki. Polonia pozostaje ultrareligijna, niemal ca³kowicie scalaj¹c w jedno patriotyzm i religijnoœæ, polskoœæ i katolicyzm – a wszystko w kontraœcie, kontrze nawet, do Ameryki.

Czasem przeczytam wiêc gdzieœ w Warszawie, ¿e nowojorscy Polacy przeszli Pi¹t¹ Alej¹ i byli z tego dumni. ¯e mieli specjaln¹ mszê w intencji. ¯e kogoœ ochrzcili lub pochowali. ¯e ku czci zmar³ego napisali artyku³y, urz¹dzili sesjê naukow¹, wystawê i spektakl.

Z innego kontynentu polonijna dzia³alnoœæ wydaje siê czasem fasadowa, na pokaz czy mo¿e bardziej: ku w³asnemu samozadowoleniu dzia³aczy i ich akolitów.

Polacy w Ameryce strasznie lubi¹ –zreszt¹ amerykañskie w formie – uroczystoœci, bankiety, bale, festyny, na których wrêczaj¹ sobie plakiety, puchary i dyplomy. Œwiêtuj¹ ukoñczenie szko³y lub uniwersytetu przez swoje dzieci, komuniê dzieci mniejszych, jakieœ osi¹gniêcia zawodowe, rocznice oraz oczywiœcie œwiêta: religijne i narodowe, zarówno amerykañskie jak i polskie.

Tak wiêc Polonia siê bawi, dzia³a trochê na niby, ale w sumie siê temu nie dziwiê. Przecie¿, jak to w Ameryce, w ci¹gu tygodnia jest zapracowana, walczy o sukces lub chocia¿ przetrwanie. A sprawy polskie i europejskie s¹, jak powiedzia³em, odleg³e i zza Atlantyku nie ma siê na nie wielkiego wp³ywu.

Dlaczego wiêc nie mia³aby Polonia ¿yæ trochê na niby? Przecie¿ ca³e nasze ¿ycie jest u³ud¹.

16 KURIER PLUS 23 KWIETNIA 2022

St. Fleszarowa - Muskat

PowieϾ w odcinkach

Lato nagich dziewcz¹t

Lato nagich dziewcz¹t

odc. 35

Lato nagich dziewcz¹t przenosi nas do Sopotu lat 50. Trwa gor¹ce lato, pachn¹ce rozpalon¹ s³oñcem pla¿¹ i olejkiem do opalania. Monciak têtni ¿yciem – rz¹dzi nim barwny t³um spragniony kawiarnianych romansów i klubowych przygód. Grzegorz, znany rzeŸbiarz, przyjecha³ tutaj w poszukiwaniu natchnienia i modeli do swoich prac. Otoczony kobietami, które zabiegaj¹ o jego wzglêdy i uczucia, walcz¹c o chwilê uniesienia, odnajdzie wreszcie mi³oœæ. Odbêdzie siê to jednak w doœæ zaskakuj¹cych okolicznoœciach...

Przy wyjœciu czeka³ na ni¹ Marek z Kamykiem. Aktor by³ w lepszym ni¿ ostatnio nastroju.

Niespodziewanie pani Roso³owska odnios³a mu pieni¹dze, które wyda³ na rachunek w Grand Hotelu. To by³a jednak urocza kobieta; Kamyk jak najprêdzej stara³ siê wyraziæ jej swój zachwyt. Poniewa¿ odzyska³ pogodê ducha, ca³y œwiat wyda³ mu siê przyjemniejszy ni¿ poprzedniego dnia. Przyj¹³ zaproszenie Marka na koncert i postanowi³ mu siê zrewan¿owaæ cocktailem w „Pawilonie”. Nie bardzo by³ zadowolony z tego, ¿e Marek zamierza zabraæ i Ulkê; nie móg³ protestowaæ –gdyby to uczyni³, musia³by opowiedzieæ ca³¹ historiê z Roso³owskim, a nie chcia³o mu siê gêby strzêpiæ na tak obskurny temat. Czeka³ wiêc teraz przy wyjœciu, a jego mina nie wyra¿a³a entuzjazmu.

Dziedziniec przed teatrem by³ ju¿ prawie pusty, salê opuszczali ostatni widzowie. Zjawi³a siê wreszcie i Ulka. Marek podszed³ do niej, powiedzia³ coœ, ale go nie s³ysza³a. Minê³a go jak zafascynowana i skrêci³a od razu w œcie¿kê wiod¹c¹ za kulisy. Marek sta³ og³uszony. Kamyk ba³ siê w pierwszej chwili, ¿e mu siê rozp³acze albo zemdleje – diabli wiedz¹, co taki idiota móg³ zrobiæ. Ogarnê³a go nag³a czu³oœæ dla tego ch³opca, tak nieprzygotowanego do ¿ycia wœród ludzi, którzy nie zas³ugiwali na to, ¿eby ich kochaæ.

Na pewno na to nie zas³ugiwali.

Podszed³ do niego i po³o¿y³ mu d³oñ na ramieniu. – Daj spokój – powiedzia³. – Masz siê czym przejmowaæ. Przecie¿ to wszystko k... y.

Marek sta³ przez pewien czas nieruchomo, jakby d³ugich trzeba by³o chwil, aby dosz³y do niego s³owa Kamyka; potem str¹ci³ nagle jego rêkê z ramienia, odwróci³ siê i trzasn¹³ go zwiniêt¹ piêœci¹ w podbródek.

Uderzenie by³o tak niespodziewane, ¿e Kamyk nawet nie odskoczy³ ani siê schyli³. Dopiero gdy poczu³ ból, zrozumia³, co siê sta³o. Wœciek³oœæ zaszumia³a mu w uszach, cofn¹³ siê i strzeli³ prawym sierpowym w szczêkê Marka. Roz³o¿y³ go od razu. Ale ch³opak upad³ nie na ziemiê, lecz na brezentow¹ œcianê teatru, pozbiera³ siê wiêc szybko i skoczy³ ku niemu. Nim zdo³a³ go dosiêgn¹æ, Kamyk znowu odrzuci³ go na brezent. By³ wy¿szy i silniejszy od niego, poza tym umia³ siê biæ – interesowa³ siê trochê boksem. Chcia³ daæ nauczkê Markowi, ale nie chcia³ go zbiæ na kwaœne jab³ko. S¹dzi³, ¿e sam zrozumie, jak nierówne s¹ ich si³y.

Ch³opak jednak atakowa³ go nieprzytomnie. Krwawi³ ju¿, ale podnosi³ siê z ziemi i szed³ na niego z zaciœniêtymi piêœciami, trzês¹c siê z bezsilnego pragnienia zemsty i odwetu.

Walczyli pod okapem dachu w mroku i absolutnej pustce, która po skoñczonym spektaklu otacza³a teatr. Z pobliskiego baru dochodzi³ gwar i jakaœ piosenka nadawana przez g³oœnik. Tu panowa³a cisza, w której s³ychaæ by³o tylko nasilony wysi³kiem i rozpacz¹ oddech Marka i g³uche uderzenia piêœci, spadaj¹cych czêœciej na niego ni¿ na jego przeciwnika. Marek p³aka³. Kamyk nie widzia³ jego twarzy, s³ysza³ i czu³ to; w krótkim zwarciu, w jakim siê na moment znaleŸli, poczu³ jego ³zy na swojej twarzy i nagle zrozumia³, ¿e to nie on, a tamten musi zwyciê¿yæ.

To by³o zupe³nie pozbawione sensu, ale musia³ pozwoliæ siê pokonaæ. Nadstawi³ szczêkê i przyj¹³ na ni¹ uderzenie, jak na wysuniêt¹ tarczê. Tamten czegoœ broni³, walczy³ o coœ, co uwa¿a³ za czyste i piêkne, a on chcia³ mu to zniszczyæ i zabrudziæ. Walczy³ o coœ, czego on nigdy nie mia³. Nie mia³ na ca³ym œwiecie ani jednej dziewczyny, której chcia³by broniæ, o któr¹ chcia³by siê biæ... Nadstawi³ znowu szczêkê, g³owê i piersi, jeszcze i jeszcze – niech tamten poczuje, ¿e zwyciê¿a, niech siê ucieszy, ¿e musia³ zwyciê¿yæ, ¿e nie móg³ przegraæ w tej walce.

Marek bi³ na oœlep i teraz Kamyk zacz¹³ krwawiæ, ale wci¹¿ nadstawia³ siê na jego ciosy, zaciêty w swoim poddaniu siê.

Zaszeleœci³ ¿wir na œcie¿ce, odskoczyli od siebie i obydwaj zaczêli porz¹dkowaæ ubrania, ocieraæ krew p³yn¹c¹ z nosa i ust.

Przy ¿ywop³ocie ukaza³a siê jasna sukienka Ulki, za ni¹ szed³ Brek ze skrzypcami pod pach¹.

Ulka w pierwszej chwili ich nie pozna³a, ale poznawszy, ucieszy³a siê niespodziewanie ich obecnoœci¹. Uczyni³a okr¹g³y, dziwnie miêkki gest rêk¹. – To jest mój ojciec! – powiedzia³a.

By³o bardzo ciemno, mo¿e dlatego nic nie zauwa¿yli, a mo¿e byli za bardzo zajêci sob¹.

Kiedy odeszli, Kamyk wyci¹gn¹³ rêkê do Marka. Marek obj¹³ go i ca³owali siê d³ugo po pokrwawionych twarzach.

XXII

Jecha³ ulic¹ miêdzy magazynami i torami kolejowymi. Od czasu do czasu w wyrwach miêdzy budynkami ukazywa³a siê powierzchnia kana³u, b³êkitna jak skrawek nieba rzucony ludziom na pociechê w ten surowy portowy pejza¿.

Wiedzia³, ¿e to, co ma zamiar zrobiæ, jest szaleñstwem. Ale chcia³ byæ szalony, ludzie szaleni s¹ szczêœliwi. Có¿ zreszt¹ innego mu pozosta³o? Uznaæ siê za pokonanego? Ale przecie¿ ona przyjê³a jego poca³unek, ona mia³a na niego ochotê, tego by³ pewien. Jeœli kobieta broni siê przed szczêœciem dla swoich zasad, trzeba jej pomóc, ¿eby je jak najprêdzej straci³a. Czym¿e s¹ jakiekolwiek zasady w dobie, w której cz³owiek wybiera siê na ksiê¿yc? Postanowi³ jej to powiedzieæ. Byæ mo¿e nawet od tego zacznie. Bêdzie zaskoczona, nie znajdzie na razie ¿adnej odpowiedzi. Gdyby rozpocz¹³ od s³ów: – Pani Anno, niech mi pani wybaczy – powiedzia³aby od razu: nie. To przeklête ma³e s³ówko, jak ³atwo wymawia siê je bez zastanowienia! I jak trudno wybacza siê sobie, ¿e siê je powiedzia³o. Przeszkodzi wiêc jej w pope³nieniu tej pomy³ki. W gruncie rzeczy jest ma³¹ dziewczynk¹, która gotowa wsadziæ palec w ogieñ, ¿eby udowodniæ komuœ, ¿e sprawia jej to przyjemnoœæ. Najwy¿szy czas, ¿eby siê ni¹ ktoœ zaj¹³ i nie pozwoli³ robiæ wiêcej g³upstw w ¿yciu. Powie wiêc jej...

W poprzek drogi wisia³ gruby ³añcuch. Grzegorz zobaczy³ go w ostatniej chwili, zahamowa³ gwa³townie. Podszed³ do niego stra¿nik z karabinem na ramieniu. – Przepustka! – Jaka przepustka? – Przepustka do portu. Nie ma pan przepustki? – A gdzie j¹ wydaj¹?

Stra¿nik wskaza³ ma³y domek po przeciwleg³ej stronie ulicy.

Grzegorz zakl¹³ i wysiad³ z wozu.

Przed okienkiem, w którym wydawano przepustki, by³ siódmy w kolejce. Czas oczekiwania móg³ zu¿ytkowaæ na obmyœlenie pretekstu swojej wizyty w porcie. Nie wiedzia³ jednak, ¿e ten pretekst bêdzie mu potrzebny. S¹dzi³, ¿e wystarczy siê wylegitymowaæ czy zostawiæ dowód osobisty, aby uzyskaæ upragnion¹ karteczkê. Sta³ wiêc rozgl¹daj¹c siê po ascetycznych œcianach domku, których jedyn¹ ozdob¹ by³y plakaty z 1 Maja. Stara³ siê wyobraziæ sobie, jakie jest ¿ycie wewnêtrzne ludzi, którzy przez osiem godzin w ci¹gu dnia ogl¹daj¹ cudze dowody osobiste, a podczas przerwy w tej czynnoœci patrz¹ na stare plakaty.

Uzyska³ na to pytanie odpowiedŸ prêdzej, ni¿ przypuszcza³. Zycie wewnêtrzne panienki, przed której oblicze wreszcie dotar³, mog³o nie byæ zbyt bogate, ale jednej cechy nie by³o pozbawione na pewno: stanowczoœci. – Dok¹d siê pan udaje? – Do portu. – No dobrze, ale dok¹d?

Grzegorz uczyni³ bardzo efektowny, ale bli¿ej nie sprecyzowany gest rêk¹. Na panienkê ten gest nie podzia³a³. – Kto pana zapotrzebowa³? – zapyta³a.

Grzegorz otworzy³ usta. Jezus Maria, ma³a panienka utrafi³a w sedno! Nikt go nie zapotrzebowa³.

Nikt. Jakim prawem tu by³? Jakim prawem w ogóle istnia³? Poczu³, ¿e trzeba jakoœ ratowaæ swoje istnienie, ¿e trzeba je za wszelk¹ cenê udokumentowaæ i usprawiedliwiæ. – Jestem rzeŸbiarzem – szepn¹³ pokornie. – I co z tego? – zapyta³a panienka.

Tak, i co z tego? Ona mia³a racjê, psiakrew, ona mia³a znowu racjê. Ka¿de pytanie by³o jak w pysk strzeli³.

Nagle przysz³a mu zbawcza myœl. – Chcê rzeŸbiæ dyrektora portu – powiedzia³.

Dopiero teraz ma³a panienka spojrza³a na niego z zainteresowaniem. – Dyrektora portu? – powtórzy³a. – Nie, nie, dyrektora „Polcargo” – poœpiesznie poprawi³ Grzegorz, jakby oœwiadczenie, które tu sk³ada³, mia³o jakieœ wi¹¿¹ce znaczenie. – Dyrektora „Polcargo” – powtórzy³ jeszcze raz, niezbyt pewny, czy nale¿ycie zapamiêta³ nazwê firmy, któr¹ wymieni³a Anna. – To niech pan przedzwoni – oœwiadczy³a panienka. – Co mam zrobiæ? – zapyta³ mdlej¹cym g³osem. S¹dzi³, ¿e sprawa jest ju¿ za³atwiona.

– Niech pan przedzwoni do dyrektora „Polcargo”, ¿eby pana zapotrzebowa³.

Nareszcie zosta³a znaleziona i okreœlona bli¿ej osoba, która mia³a go zapotrzebowaæ, która mog³a uratowaæ go w tejsytuacji. Mog³a! Ba, ale czy zechce?

Przyj¹³ s³uchawkê, któr¹ mu przez okienko wyda³a stanowcza panienka. – Nie znam numeru – usi³owa³ siê broniæ. – Ja nakrêcam – przepustkarka mia³a zasób decyzji potrzebny co najmniej na szczeblu dyrektora departamentu.

Po drugiej stronie przewodu odezwa³siê jakiœ mêski g³os. – Czy mogê mówiæ z dyrektorem „Polcargo”? – zapyta³ Grzegorz g³osem tak miêkkim, jakim nale¿a³oby pytaæ, czy Pan Bóg jest w niebie. – Przy telefonie. – Tu rzeŸbiarz Grzegorz Bieñ z Warszawy. Chcia³bym zobaczyæ siê z panem dyrektorem.

W s³uchawce zaleg³o na chwilê milczenie, a potem rozjaœniony, rozuprzejmiony g³os zawo³a³: – Ale¿ proszê bardzo! Bardzo proszê! – Czy móg³by pan to powtórzyæ panience w biurze przepustek? Aha, jestem wozem. – Niech jej pan odda s³uchawkê.

Grzegorz chrz¹kn¹³ z satysfakcj¹, patrz¹c na twarz dziewczyny odbieraj¹cej telefoniczne polecenie.

Od³o¿y³a s³uchawkê i poprawi³a ko³nierzyk; w jej oczach na moment zalœni³o rozmarzenie. Wziê³a dowód od Grzegorza, ale nim przepisa³a jego nazwisko na przepustce, podnios³a na niego wzrok. – Tylko samych dyrektorów pan rzeŸbi? – Tylko! – zapewni³ Grzegorz z uœmiechem.

Westchnê³a.

Min¹wszy ³añcuch i stra¿nika Grzegorz zacz¹³ siê zastanawiaæ, w jaki sposób unikn¹æ wizyty u uprzejmego dyrektora. Móg³ po prostu odnaleŸæ Annê, a potem umkn¹æ – przecie¿ nikt nie bêdzie go goni³.

Ba, ale przepustka musia³a byæ podpisana, inaczej go st¹d nie wypuszcz¹, poza tym poda³ swoje nazwisko – to obowi¹zywa³o. Mogliby go potem pos¹dziæ, ¿e uda³ siê na teren portu w niecnych zamiarach. Tak czy owak nale¿a³o zameldowaæ siê u obywatela dyrektora.

Odnalaz³szy budynek „Polcargo”, Grzegorz wszed³ do d³ugiego, klasztornego w swojej surowoœci korytarza, rozpyta³ siê o gabinet dyrektora, a gdy wszed³ do sekretariatu, zasta³ podniecon¹ krz¹taninê i aromatyczny zapach kawy. Panie mia³y œwie¿o przypudrowane nosy i wypieki na twarzy. W dyrektorskim gabinecie, do którego drzwi by³y szeroko otwarte, koñczono ustawianie krzese³ wokó³ okr¹g³ego sto³u.

Dyrektor wybieg³ mu na spotkanie. – Jak¿e siê cieszê! – powtarza³: – Co za zaszczyt dla naszej instytucji.

Grzegorz œciska³ mu d³oñ, k³ania³ siê paniom i pozwoli³ siê prowadziæ do gabinetu, gdzie na stole sta³y ju¿ fili¿anki do kawy, keksy i zagraniczne papierosy. – Nie odmówi nam pan – dyrektor uczyni³ zapraszaj¹cy gest i posadzi³ Grzegorza na honorowym miejscu. – Tak rzadko artyœci przypominaj¹ sobie o nas, ¿e pozwoli³em sobie zaprosiæ kilka przoduj¹cych osób z za³ogi, ¿eby mog³y pana poznaæ.

Kilka osób z za³ogi zaczê³o w³aœnie wchodziæ; Grzegorz k³ania³ siê, œciska³ podane rêce, ca³owa³ je, gdy by³y to rêce pañ, i patrz¹c w rozpromienione twarze wokó³ siebie, gardzi³ sam sob¹ za oszustwo, którego siê dopuszcza³.

www.kurierplus.com

Stanis³awa Fleszarowa-Muskat

C.d.n.

This article is from: