16 minute read
➭ Król kucharzy i kucharz królów – str
www.kurierplus.com KURIER PLUS 6 SIERPNIA 2022 15
Dooko³a sto³u
Advertisement
Adam Ma³osolny
Król kucharzy i kucharz królów
Francuscy mistrzowie kuchni maj¹ swoj¹ ustalon¹ renomê. Do dziœ wielu z nich wyznacza œwiatowe trendy gastronomiczne, a kuchnia francuska nie traci na popularnoœci. Nie mam w¹tpliwoœci, ¿e jest to efekt pracy ca³ych pokoleñ kulinarnych mistrzów, ale najwiêkszy z nich – legendarny Marie-Antoine Careme – by³ zjawiskiem prawdziwie wyj¹tkowym.
Urodzi³ siê oko³o 1783 r., w slamsach Pary¿a, jako szesnaste z dwadzieœciorga czworga dzieci swoich rodziców. Imiona – Marie-Antoine – nadano mu na czeœæ królowej Marii Antoniny, ¿ony Ludwika XVI. PóŸniej uzna³, ¿e chce aby nazywano go Antonin.
Wielkoœæ i s³awa by³y zapewne ostatni¹ rzecz¹ jak¹ mia³ na myœli, gdy w wieku dziesiêciu lat, jego w³asny ojciec porzuci³ go na paryskiej ulicy. Ch³opca przygarn¹³ w³aœciciel taniej tawerny, ¿¹daj¹c pracy ponad si³y, w zamian za jedzenie i dach nad g³ow¹. To tutaj Antonin pozna³ podstawy sztuki kulinarnej, tajniki sporz¹dzania bulionów i wywarów stanowi¹cych bazê dla zup i sosów. Gotowanie zup sta³o siê jego obsesj¹ do koñca ¿ycia. Szybko jednak zrozumia³, ¿e na kotletach i zupie cebulowej kariery nie zrobi. Prym wiedli wówczas cukiernicy i ¿adna wytworna uczta nie mog³a obyæ siê bez piramidalnych, misternie zdobionych tortów.
W wieku szesnastu lat zosta³ przyjêty na naukê do najwiêkszego paryskiego mistrza deserów – Silvana Baillyego. Baillyemu spodoba³ siê pojêtny i gorliwy uczeñ. Antonin pracowa³ w cukierni, ale popo³udniami œlêcza³ w Gabinecie Rycin Bibliotheque Nationale, kopiuj¹c wiele z nich do swojego zeszytu. Architektoniczne pomys³y zastosowa³ w kuchni, buduj¹c z ciasta, kremu i lukru niezwyk³e torty, nadaj¹c im kszta³t greckich ruin, gotyckich koœcio³ów, chiñskich pagód lub romantycznych altan obroœniêtych bluszczem. Niektóre z nich przygotowywa³ przez kilka dni.
Sta³ siê s³awny i znalaz³ zatrudnienie u wp³ywowego i cynicznego ksiêcia de Talleyranda. Wytrawny polityk zawsze powtarza³, ¿e dla skutecznej dyplomacji niezbêdny jest wyœmienity kucharz. Careme okaza³ siê wspania³ym szefem kuchni i to w³aœnie u niego zamówiono tort weselny dla Napoleona i jego drugiej ¿ony, Marii Luizy. Tort stanowi³y trzy cienkie blaty ciasta francuskiego prze³o¿one kremem, bit¹ œmietan¹ i œwie¿ymi truskawkami. Wierzch tortu Antonin pokry³ ró¿owym lukrem i ozdobi³ ponownie œmietan¹ i owocami. Porcje ciasta u³o¿y³ na specjalnym, wielopiêtrowym rusztowaniu w³asnego projektu. To arcydzie³o cukiernicze sta³o siê pierwowzorem dla napoleonki.
Dwa lata póŸniej Careme przygotowa³ œniadanie wydane z okazji œlubu Hieronima, m³odszego brata Napoleona, z ksiê¿niczk¹ Katarzyn¹ Wirtembersk¹. Œniadanie sk³ada³o siê tylko z zimnych zak¹sek, ale sto³y ugina³y siê pod faszerowanymi rybami, musami, pasztetami i pasztecikami oraz „majonezami” – rodzajem ówczesnych sa³atek z kawa³ków miêsa, jaj i warzyw w sosie majonezowym, piêknie uformowanych i ozdobionych. Antonin mia³ wówczas zaledwie 25 lat, ale ogromny sukces tej uczty okupi³ skrajnym wycieñczeniem.
Cukiernicza prezentacja Gwiazda Napoleona w sposób gwa³towny zaczê³a gasn¹æ, gdy sromotnie pobity wraca³ spod Moskwy. „Sto tysiêcy ¿o³nierzy i tylko piêædziesiêciu kucharzy! To siê nie mog³o udaæ” – powiedzia³ o tej wojnie Careme. Nie przypuszcza³, ¿e to on sam, ostatecznie przypieczêtuje los cesarza Francuzów. Ksi¹¿ê de Talleyrand, by³ w swoim politycznym ¿ywiole, gdy do Pary¿a w 1814 r. zawita³ rosyjski car Aleksander. Mia³ on zdecydowaæ czy Francj¹ w³adaæ bêdzie syn Napoleona, czy na tron powróc¹ Burboni. Kiedy Talleyrand zaprosi³ Aleksandra do swojego pa³acu, car by³ sk³onny zgodziæ siê na pierwsz¹ opcjê. Wydan¹ na czeœæ cara ucztê przygotowywa³ Careme i wszyscy czekali na toast Aleksandra, który mia³ zdecydowaæ o losie Francji. Toast mia³ byæ wzniesiony za zdrowie nowego w³adcy. Car podniós³ wreszcie kieliszek: „Pijê zdrowie króla kucharzy, Antonina Careme”. Nazajutrz po przebudzeniu car zarz¹da³ usuniêcia Napoleona, a nastêpnie uprzejmie, ale stanowczo zwróci³ siê do Talleyranda z proœb¹ o wypo¿yczenie kulinarnego mistrza na czas pobytu imperatora w Pary¿u. W swoim pamiêtniku Careme napisa³: „Moja kuchnia by³a awangard¹ francuskiej dyplomacji”. Car zaprosi³ go do Rosji, ale Careme siê waha³. Jerzy IV, ksi¹¿ê regent, a od 1820 roku król Wielkiej Brytanii i Hanoweru, by³ hedonist¹ o nieposkromionym apetycie. W Brighton, gdzie lubi³ wypoczywaæ i gdzie wybudowa³ olœniewaj¹cy przepychem pawilon, postanowi³ stworzyæ wielk¹ kuchniê. Za jej prowadzenie zaproponowa³ Careme dwa tysiêce funtów rocznie, podczas gdy poprzedni kucharz zarabia³ tylko dwieœcie funtów. Antonin przyby³ do Anglii w 1816 roku. To tutaj dokona³ ostatecznej rewolucji w sposobie serwowania potraw, wprowadzaj¹c manierê „a la russe”. Zgodnie z t¹ metod¹ na stole rozstawiano tylko zimne zak¹ski i owoce. Dania ciep³e wnosi³a s³u¿ba. Nie przyjê³o siê to od razu, bo jedzenie styg³o w drodze z kuchni pa³acowej, która ze wzglêdu na zapachy, zazwyczaj znajdowa³a siê w odleg³ym budynku. Careme wpad³ na prosty sposób: gor¹ce pó³miski przykry³ kopulastymi pokrywami – u¿ywa siê ich do dziœ. W styczniu 1817 r. Angliê odwiedzi³ wielki ksi¹¿ê Miko³aj Paw³owicz, przysz³y Miko³aj I. Na jego czeœæ wydano w Brighton uroczysty bankiet. Menu zawiera³o osiem zup, czterdzieœci przystawek, po osiem dañ rybnych i miêsnych, piêtnaœcie rodzajów jarzyn, osiem potraw z dziczyzny i trzydzieœci dwie Ksi¹¿ê de Talleyrand drobne przek¹ski dla oczyszcze-
Antoine Careme
Uniformy kucharskie zaprojektowane przez Careme
nia podniebienia lub zaostrzenia apetytu. Na koniec podano szesnaœcie deserów! Careme podsumowa³ swego pracodawcê jednym zdaniem: „Cz³owiek, który nazywa siê smakoszem, a opycha siê jak ¿ar³ok – pozostanie tylko ¿ar³okiem”. Antonin pracowa³ dla Jerzego IV niespe³na rok. Chory i zmêczony wróci³ do Francji. W swoich pamiêtnikach zarzuca³ Anglikom, ¿e szafuj¹ pieprzem kajeñskim, zatrudniaj¹ zbyt wiele kobiet i nie maj¹ szacunku dla hierarchii w zarz¹dzaniu kuchni¹. Tymczasem car ponowi³ swe zaproszenie do Rosji. Wyzna³ kiedyœ: „Myœmy nie umieli jeœæ, dopiero Careme nas nauczy³!”. Uposa¿enie mistrza w Rosji by³o niewiele ni¿sze od angielskiej pensji. Bud¿et kuchenny carskiej kuchni ustalono na sto tysiêcy franków miesiêcznie. Do Petersburga dotar³ jesieni¹ 1817 r. Stolica rosyjskiego imperium zrobi³a na nim wielkie wra¿enie. By³a zimna i monumentalna. W niczym nie przypomina³a miast zachodniej Europy.
Rosyjska elita po wojnie z Napoleonem z frankofilów nagle przeistoczy³a siê we frankofobów. Zaczêto mówiæ tylko po rosyjsku, a ze sto³ów zniknê³y bordoskie i szampañskie wina, ustêpuj¹c miejsca naturalnym kwasom i wódce. Rosyjska arystokracja poczu³a w³asn¹ to¿samoœæ i chcia³a jeœæ rosyjskie potrawy. Tyle, ¿e kuchnia rosyjska praktycznie nie istnia³a i zadaniem Careme by³o j¹ stworzyæ tak, aby by³a godna imperium! Rozpocz¹³ studia nad miejscowymi produktami. Spêdzi³ w Rosji zaledwie kilka miesiêcy, nie zd¹¿ywszy nakarmiæ cara. Pocz¹tkowo przyjmowano go z entuzjazmem, ale z czasem sta³ siê obiektem
niewybrednych ataków oraz oskar¿eñ o szpiegostwo. Pobyt w Rosji zaowocowa³ albumem rysunków przedstawiaj¹cych budowle Petersburga (dedykowany Aleksandrowi I) oraz setkami przepisów. Œwiat dowiedzia³ siê co to jest barszcz i kulebiak, a Rosjanie przyjêli jak swoje przerobione na lokaln¹ mod³ê paryskie zupy, ciasto francuskie, „majonezy”, oraz na nowo odczytane rosyjskie przepisy. Antonin bez ¿alu powróci³ do Pary¿a, tym razem pod skrzyd³a ksiê¿nej Jekatieriny Paw³owny Bagration-Skowroñskiej. Ksiê¿na podró¿owa³a po Europie, zmieniaj¹c miasta i kochanków. W roku 1816 przenios³a siê do Pary¿a, gdzie otworzy³a elegancki salon. Brakowa³o jej tylko najlepszego kucharza. Dziêki szczodroœci arystokratki Careme stworzy³ wiele niezapomnianych dzie³ sztuki kulinarnej. Gdy ksiê¿na podupad³a na zdrowiu, na krótko powróci³ do Wiednia. W ci¹gu dnia pracowa³ u brytyjskiego ambasadora, a nocami œlêcza³ nad kolejn¹ ksi¹¿k¹. Zaj¹³ siê teori¹ organizacji pracy w kuchni, higien¹, wentylacj¹ pomieszczeñ kuchennych, zaprojektowa³ nawet strój kucharski, do dziœ noszony przez szefów kuchni (dwurzêdowa kurtka i wysoka czapka). Ostatnim miejscem pracy w karierze Careme by³ dom bankiera Jakoba Rotszylda. Przysz³y baron mia³ piêkn¹ ¿onê, elegancki dom przy rue Laffitte i pieni¹dze, ale za jego plecami szeptano, ¿e „czuæ go cebul¹ i czosnkiem”. Sytuacjê móg³ zmieniæ tylko genialny kucharz. Ekscentryczne potrawy tworzone przez Careme, takie jak suflet posypywany najczystszym z³otem, przyci¹gn¹³ œmietankê towarzysk¹ miasta. Ka¿dego dnia u bankiera wydawano kolacjê na dwanaœcie osób, w niedzielê na sto dwadzieœcia, a wielkie bale zaszczyca³o do trzech tysiêcy goœci. U Rotszyldów bywali Hugo, Balzac, Delacroix, Chopin, Liszt, Paganini i Rossini. W 1830 roku Careme porzuci³ Rotszyldów, by poœwiêciæ siê pisaniu. Czu³ siê coraz s³abszy i œpieszy³ siê, aby przelaæ na karty swoich ksi¹¿ek wszystko, co widzia³ i zapamiêta³. 12 stycznia 1833 roku z trudem wyszepta³ do córki: „Marie, wczorajsza ryba by³a bardzo dobra, ale nie przyprawiliœcie jej jak nale¿y…”. Zacz¹³ dyktowaæ jej poprawn¹ recepturê, gdy nagle zapad³ w œpi¹czkê, z której ju¿ siê nie obudzi³. Dziœ przypuszcza siê, ¿e przyczyn¹ przedwczesnej œmierci kucharza królów by³o przewlek³e zatrucie tlenkiem wêgla i pylica p³uc. Wiedzia³, ¿e przebywanie w zadymionej kuchni nie jest zdrowe. Napisa³ kiedyœ: „Dym nas zabija, ale czy to siê liczy? Im krótsze ¿ycie, tym wiêksza chwa³a”. W dniu œmierci mia³ niespe³na 50 lat. Antonin Careme wyniós³ sztukê kulinarn¹ na zupe³nie nowy, nieznany dot¹d poziom. Jego potrawy nie tylko musia³y byæ wyœmienite w smaku, ale tak¿e doskonale prezentowaæ siê na stole. Uwa¿a³, ¿e wygl¹d jedzenia, a tak¿e zastawa sto³owa wspomagaj¹ smak potraw. Gotowa³ dla królów, ale zachêca³ aby tworzone w domu dania by³y tak smaczne jak te królewskie. Tort weselny Napoleona ❍
16 KURIER PLUS 6 SIERPNIA 2022
St. Fleszarowa - Muskat
PowieϾ w odcinkach
Lato nagich dziewcz¹t
Lato nagich dziewcz¹t odc. 50
Lato nagich dziewcz¹t przenosi nas do Sopotu lat 50. Trwa gor¹ce lato, pachn¹ce rozpalon¹ s³oñcem pla¿¹ i olejkiem do opalania. Monciak têtni ¿yciem – rz¹dzi nim barwny t³um spragniony kawiarnianych romansów i klubowych przygód. Grzegorz, znany rzeŸbiarz, przyjecha³ tutaj w poszukiwaniu natchnienia i modeli do swoich prac. Otoczony kobietami, które zabiegaj¹ o jego wzglêdy i uczucia, walcz¹c o chwilê uniesienia, odnajdzie wreszcie mi³oœæ. Odbêdzie siê to jednak w doœæ zaskakuj¹cych okolicznoœciach...
NajwyraŸniej kpi³ z niej. I ani cienia czu³oœci. Zimna, obojêtna drwina. Zagryz³a wargi, splot³a na kolanach d³onie, a¿ j¹ zabola³y palce. – Wy zawsze chcecie czegoœ innego – ci¹gn¹³ dalej Grzegorz. – Dlatego tak trudno uczyniæ was szczêœliwymi. W jaki sposób mo¿na ustalaæ przysz³oœæ na takiej zasadzie? Coœ innego ni¿ to, co jest. To bardzo niebezpieczne.
Teraz ju¿ z niej nie ¿artowa³, teraz mówi³ powa¿nie. To by³o jeszcze gorsze. Mo¿e mia³ racjê, ale przecie¿ nie przysz³a tu po to, ¿eby mu j¹ przyznawaæ. Tak, to coœ innego by³o zawsze lepsze, piêkniejsze, bardziej upragnione. I jeœlisiê odbierze cz³owiekowi na to nadziejê... – Wstañ i chodŸ tutaj! – powiedzia³ Grzegorz. – Muszê ci coœ powiedzieæ.
Drgnê³a. G³os jego zabrzmia³ dziwnie miêkko. Podnios³a siê ze skrzynki i sz³a ku niemu, czuj¹c jak wali w niej serce. – Bli¿ej! – mrukn¹³. Dotkn¹³ czyst¹ d³oni¹ jej w³osów. Patrzy³ na ni¹ z bliska zmru¿onymi oczyma, zamyœlony i powa¿ny. – Zrobiê jeszcze z ciebie cz³owieka – powiedzia³ ciep³o. – I bêdziesz umia³a kochaæ.
Ulka oddycha³a cicho, ba³a siê sp³oszyæ tê chwilê, która mog³a byæ tylko snem, upragnionym od dawna snem.
Drzwi zadr¿a³y nagle od gwa³townego pukania. GwóŸdŸ zaszczeka³, ale urwa³ zaraz i pobieg³ do progu z rozko³ysanym powitalnie ogonem. – Matka! – szepnê³a Ulka. – Matka! Nie mo¿e mnie tu zastaæ!
Grzegorz chwyci³ j¹ za ramiona, wykrêci³ do ty³u i wepchn¹³ do ma³ego pokoiku za pracowni¹, w którym poniewiera³y siê studenckie rzeŸby. Zamkn¹³ cicho za ni¹ drzwi, waha³ siê przez chwilê. Po czym szybko przekrêci³ klucz w zamku.
GwóŸdŸ obw¹chiwa³ szparê nad progiem nie przestaj¹c krêciæ ogonem. Pukanie odezwa³o siê znowu, jeszcze gwa³towniejsze ni¿ przedtem. – Wejœæ! – krzykn¹³ Grzegorz z udan¹ szorstkoœci¹. – Otwarte!
Dopiero kiedy Anna ukaza³a siê na progu, wybieg³ do przedsionka. – Czy coœ siê sta³o?! – zawo³a³.
D³ugo nie mog³a chwyciæ oddechu. – Musisz mi pomóc szukaæ Ulki – wykrztusi³a. – Wybieg³a z domu i... Ach, Bo¿e, ja jestem wszystkiemu winna, ja... – Ty?
Spuœci³a g³owê. – Ojciec nie chce jej mieæ ju¿ w zespole. Powiedzia³ jej to, przysz³a do domu, a ja... ja kaza³am jej wyjœæ, wiêc posz³a... posz³a... i nie wiem dok¹d... Muszê jej szukaæ... muszê zaraz jej szukaæ... – Uspokójsiê – powiedzia³ z perswazj¹. – Nic jej siê nie stanie. By³a tutaj. – By³a tutaj? – Tak. I posz³a ju¿ do domu. Dopiero co posz³a, dziwiê siê, ¿e jej nie spotka³aœ. By³a trochê zdenerwowana, ale ju¿ jej przesz³o. Nie masz siê czym niepokoiæ.
Patrzy³a na niego oddychaj¹c ciê¿ko. – Dlaczego... dlaczego przysz³a do ciebie?
Uœmiechn¹³siê niewinnie. – A do kogo mia³a przyjœæ, biedne dziecko? Powinnaœ siê cieszyæ, ¿e ma do mnie zaufanie.
Anna przymknê³a oczy, wci¹¿ oddycha³a ciê¿ko, a twarz jej p³onê³a.
Wyda³o mu siê, ¿e w pokoiku za pracowni¹ rozleg³ siê jakiœ szmer. Sytuacja wymaga³a jak najszybszej likwidacji. Poci¹gn¹³ j¹ lekko w stronê schodów, sk¹d nie by³o widaæ drzwi do nieszczêsnego pokoiku. – Poczekaj tu, skoczê na górê, przebiorê siê i wyjdê z tob¹.
Obejmowa³ j¹ ramieniem, czu³, jak zadr¿a³a i nagle zapomnia³ o wszystkim, o Ulce zamkniêtej wœród studenckich rzeŸb, o tym, ¿e ka¿da nastêpna minuta mog³a zdradziæ jej obecnoœæ. Ona tu by³a. Przysz³a do niego, poniewa¿ nie potrafi ju¿ martwiæ siê sama, nie potrafi ju¿ sama baæ siê ani niepokoiæ. By³ jej potrzebny, zrozumia³a to nareszcie. – Anno! – szepn¹³. – Anno!
Oczy mia³a ca³y czas zamkniête, ale usta rozchyli³y siê powoli i nie by³o ju¿ w nich smutku ani napiêcia, tylko oczekiwanie.
P³omieñ uderzy³ mu do g³owy.
Przyci¹gn¹³ j¹ do siebie na krótki, nieuchwytny prawie moment zwarcia i cofn¹³siê natychmiast.
Wbieg³ na schody, skacz¹c po trzy stopnie. Uderzy³ czo³em w drzwi, rozwar³ je gwa³townie i wpad³ do pokoju. Garderoba le¿a³a porozrzucana po sprzêtach. Przewraca³ j¹ trzês¹cymi siê rêkoma. Znalaz³ w stosie bielizny koszulê.
I wtedy us³ysza³, ¿e ona idzie po schodach.
Odwróci³ siê i czeka³. Kroki zbli¿a³y siê lekkie, coraz szybsze. S³ysza³, jak wali w nim serce, jak uderzenia miesza³y siê z odg³osem jej kroków – tak samo coraz g³oœniejsze i szybsze, coraz g³oœniejsze i szybsze, coraz...
Kiedy stanê³a na progu, skoczy³ i wzi¹³ j¹ w ramiona. Oczy mia³a czyste i w bardzo niewinny sposób spragnione jego i mi³oœci. Po³o¿y³ d³oñ na jej g³owie i przycisn¹³ do swojej nagiej piersi. – Jesteœ! – powiedzia³. – Jesteœ!
Na drzewie pod oknem odezwa³ siê ptak – zawsze o tej porze ¿egna³ dzieñ ostatnim wysokim trelem. Anna s³ucha³a z przymkniêtymi oczyma. Le¿eli, jeszcze ciasno ze sob¹ spleceni, na w¹skim ¿elaznym ³ó¿ku, którego Grzegorzowi u¿yczy³ woŸny pracowni. Nie mog³a siê poruszyæ, i nie mog³a nawet g³êbiej odetchn¹æ.
Grzegorz zaœmia³ siê z twarz¹ w jej w³osach. – Tak. Niewygodnie, ciasno i ciê¿ko. I pomyœleæ, ¿e teraz zawsze ju¿ tak bêdzie – noc w noc, od wieczora do œwitu.
Ca³owa³a szybkimi, gor¹cymi poca³unkami skórê na jego piersiach. Mia³ j¹ wci¹¿ jeszcze przed sob¹, pod ca³ym swoim ciê¿arem, obezw³adnionym spe³nieniem pragnienia. By³ tak szczêœliwy i tak spokojny, ¿e zachcia³o mu siê spaæ. Wtuli³ twarz w miêkkie, pachn¹ce wg³êbienie miêdzy jej szyj¹, a ramionami. – Œpij! – szepnê³a miêkko. – Œpij!
Na dole rozleg³siê jakiœ ha³as. Anna drgnê³a. – Co to? – szepnê³a, przytomniej¹c.
Szybko uciszy³ j¹ poca³unkiem. – Pewnie jacyœ chuligani krêc¹ siê ko³o domu.
Odg³osy powtórzy³y siê, Anna wci¹¿ nas³uchiwa³a. – Nie bój siê, GwóŸdŸ jest na dole – szepn¹³. Nie by³ w stanie o niczym myœleæ. Wreszcie mia³ j¹ przy sobie, wreszcie do niego nale¿a³a – nie obchodzi³o go nic poza tym. Westchn¹³ i w cieple jej cia³a zasn¹³.
Obudzi³ go o œwicie blask s³oñca i ptasi rejwach na podokiennym drzewie. Ptaki nie chcia³y, ¿eby spali d³u¿ej ni¿ one. Nisko w krzewach bzów kosy gwizda³y jak ch³opcy.
Ba³ siê poruszyæ, ona spa³a.
Wzruszy³a go bladoœæ jej twarzy, g³êbokie cienie pod oczyma, sp³ywaj¹ce spod rzês na policzki.
By³a zmêczona, zmêczona mi³oœci¹, pokonana jej furi¹ i si³¹. – Mój skarbie! – szepn¹³.
Otworzy³a oczy, uœmiechnê³a siê. Nie zapomnia³a w czasie snu, ¿e jest przy nim. Przylgnêli do siebie i le¿eli przez d³ug¹ chwilê w milczeniu. – Muszê ju¿ iœæ – powiedzia³a z rozpacz¹. – Która to godzina? – Nie wiem. Nic nie wiem.
Anna patrzy³a w sufit szeroko otwartymi oczyma. Widzia³, jak straszna jest dla niej myœl, co sobie wyobra¿aj¹ w domu, ¿e nie wróci³a na noc.
Uniós³siê na ³okciu. – Najbardziej to mi ¿al M-lle Eugenie – powiedzia³. – Na pewno nie zmru¿y³a biedaczka oka. – Dlaczego? – wyj¹ka³a Anna. – Jak to dlaczego? Ani ciebie w domu, ani Ulki. – Drgnê³a. – Sk¹d wiesz... sk¹d wiesz, ¿e Ulki nie ma w domu? – Bo jest na dole zamkniêta w pokoiku za pracowni¹. Wepchn¹³em j¹ tam, kiedy zapuka³aœ.
Anna nie mog³a wydobyæ z siebie s³owa. – Po zachowaniu siê GwoŸdzia domyœli³a siê, ¿e to ty pukasz. Nie chcia³a z tob¹ siê spotkaæ. Zrobi³a mi ma³¹ awanturê. – Co ci powiedzia³a? – Nic szczególnego. Ze jest bardzo nieszczêœliwa. Str¹ci³a na ziemiê miskê z jagodami i mia³a wielk¹ ochotê siê rozp³akaæ. Ale by³a na to za bardzo z³a. Myœlê, ¿e bêdziemy musieli porz¹dnie siê ni¹ zaj¹æ. – Ca³¹ noc przesiedzia³a tam zamkniêta? – szepnê³a Anna poblad³ymi wargami. – Zapewniam ciê, ¿e jej to dobrze zrobi. Odprowadzê ciê i potem z ni¹ porozmawiam. – Co jej powiesz? – Przede wszystkim poproszê j¹ o twoj¹ rêkê. Wreszcie mam kogoœ, do kogo mogê siê z tym zwróciæ. – Anna patrzy³a na niego struchla³ymi oczyma. Rozeœmia³ siê. – Nie bój siê, potrafiê to przeprowadziæ.
Podnios³a siê. – Nie odprowadzaj mnie. Pójdê sama. – Rozejrza³a siê gor¹czkowo za swoimi rzeczami. Le¿a³y porozrzucane w nie³adzie wokó³ ³ó¿ka. Grzegorz zebra³ je skrzêtnie i po³o¿y³ obok niej. Ubra³ siê szybko i odwrócony do okna, zapali³ papierosa. Gdy skoñczy³, by³a ju¿ gotowa. – Pójdê sama – powtórzy³a stanowczo. – Dobrze, dobrze – mrukn¹³. – I tak muszê wyjœæ po herbatê dla Ulki. Na pewno zmarz³a tam w tych swoich powiewnoœciach i dekoltach. – Wzi¹³ z pó³ki termos, wsun¹³ portfel do kieszeni.
Anna na palcach zbli¿y³a siê do drzwi. – Nie poca³ujesz? – zawo³a³ Grzegorz za ni¹. – Tak wychodzi siê od kochanka? Ale a propos! Masz ty jakiœ rozwód? – Mam. – Jeszcze dziœ chcê mieæ wszystkie papiery w rêkach. Z tob¹ nic nie wiadomo. Jeszcze siê rozmyœlisz. Ulka ci nie pozwoli albo m¹¿.
Milcza³a, nie wiedz¹c czy siê uœmiechn¹æ, czy obraziæ. – Mê¿a ci wybaczam. No, pozwól¿e siê wreszcie poca³owaæ! I chodŸmy! Nie skradaj siê tak – g³owê dajê, ¿e ona œpi jak kamieñ.
GwóŸdŸ na ich widok wsta³ spod drzwi i przeci¹gn¹³ siê ziewaj¹c. Obw¹cha³ Annê z niedowierzaniem. Potem spojrza³ na pana – nie móg³ zrozumieæ, dlaczego ona ca³a pachnie panem.
Grzegorz prze³o¿y³ k³ódkê na zewn¹trz i cicho zamkn¹³ drzwi.
Ranek by³ olœniewaj¹cy. Mia³by ochotê pójœæ teraz siê wyk¹paæ albo pospacerowaæ wzd³u¿ pustej pla¿y, ale czu³, ¿e Anna nie zdobêdzie siê na to. Myœla³a wci¹¿ o Ulce œpi¹cej w pokoiku za pracowni¹.
Musia³ to zrozumieæ. Obieca³ sobie, ¿e zaraz, kiedy uwolni dziewczynê z wiêzienia, pójdzie z GwoŸdziem siê wyk¹paæ.
Anna sz³a szybko, prawie bieg³a. Obj¹³ j¹ przez plecy i przytrzyma³ przy sobie. – Spójrz, jaki ranek! Dok¹d pêdzisz! M-lle Eugenie i tak jest ju¿ dostatecznie zgorszona, a Ulka chrapie – mogê siê z tob¹ za³o¿yæ. Pos³uchaj ptaków! One wprawdzie nie œpiewaj¹ dla nas, ale mo¿emy to sobie wyobraziæ. A czujesz, jak pachnie? – Czujê. – Wreszcie coœ powiedzia³aœ. To jest jedyna pora, w której mo¿na trochê pow¹chaæ œwiata bez w¹chania ludzi. – Herbatê dostaniesz teraz tylko w bufecie na dworcu – odezwa³a siê Anna.
Rozeœmia³ siê. – Nie potrafisz myœleæ o niczym innym?
Potrz¹snê³a g³ow¹. – No wiêc dobrze, idŸ do domu, a ja pójdê na dworzec. Kiedy burza po powrocie Ulki minie, a mo¿e wcale jej nie bêdzie, przeœpij siê, weŸ te wszystkie papiery i przyjdŸ do mnie. Przyjdziesz? – spyta³ cicho.
Odpowiedzia³a oczyma.
Dotkn¹³ palcami jej twarzy. – Pozwól siê kochaæ. Muszê ciê widzieæ, s³yszeæ, mieæ przy sobie. Nie chcê spêdziæ bez ciebie ani jednego dnia.
Przytuli³a na chwilê usta do wnêtrza jego d³oni, odwróci³a siê i pobieg³a.
Grzegorz sta³, dopóki nie zniknê³a mu z oczu, potem skrêci³ na dworzec.
W bufecie siedzia³o, a raczej spa³o kilka osób. Ocuci³ bufetow¹ i poprosi³ o zaparzenie œwie¿ej herbaty. Trwa³o to d³ugo – wyjaœnienie nadzwyczajnoœci ¿yczenia i perswazja. Z gazem i wod¹ posz³o prêdzej. Kupi³ kilka bu³ek, kawa³ek suchej kie³basy, paczkê petit beurre'ów i ob³adowany ruszy³ do domu.
GwóŸdŸ obw¹chuj¹c go tañczy³ wokó³ niego.
Z pokoiku za pracowni¹ naprawdê nie dochodzi³y ¿adne oznaki ¿ycia. Grzegorz – w braku tacy u³o¿ywszy wiktua³y na jakiejœ deseczce – przekrêci³ klucz i zapuka³.
Odpowiedzia³o mu milczenie. Ostro¿nie nacisn¹³ klamkê.
www.kurierplus.com
Stanis³awa Fleszarowa-Muskat
C.D.N.