37 minute read

➭ Polska jest najbli¿sza mojemu sercu – str

10 KURIER PLUS 1 PAÌDZIERNIKA 2022

www.kurierplus.com

Advertisement

Polska jest najbli¿sza mojemu sercu

Z Helen¹ Knapczyk, Sybiraczk¹, dzia³aczk¹ polonijn¹ i prezes Korpusu Pomocniczego Pañ na Stany Zjednoczone i Kanadê Rozmawia Katarzyna Zió³kowska

Od lat jest Pani aktywnie zaanga¿owana w ¿ycie Polonii. Sk¹d czerpie Pani si³ê, by byæ tak aktywn¹, mieæ tyle energii i nie traciæ tak charakterystycznego dla Pani uœmiechu?

Z³o¿y³y siê na to na pewno moje prze¿ycia. Ka¿dy z nas, kto przeszed³, to co ja, ró¿ni siê, od tych którzy tego piek³a nie doœwiadczyli. Ka¿dy z nas ma w ¿yciu smutne chwile, ale takie doœwiadczenia jak Sybir zostawiaqj¹ w cz³owieku œlad na ca³e ¿ycie. Mia³am cudowne dzieciñstwo, kochaj¹c¹ rodzinê, za co Bogu dziêkujê. PóŸniej przysz³y bolesne i piekielne czasy. Cudem je prze¿y³am. To one spowodowa³y, ¿e doceniam ¿ycie, doceniam ka¿dego cz³owieka, cieszê siê ka¿d¹ nawet najmniejsz¹ rzecz¹. Na Syberii byliœmy najbiedniejszymi ludŸmi na œwiecie, nic do nas nie nale¿a³o ani kawa³ek papieru, ani o³ówek czy zegarek. Trudno opowiedzieæ przez jaki g³ód, choroby, cierpienia dane nam by³o przejœæ. Uda³o nam siê jednak prze¿yæ i dziœ dla nas ka¿dy cz³owiek, zdrowie, gazeta czy radio, s¹ bezcenne. Kocham ludzi, kocham m³odzie¿, ponad wszystko kocham Polskê.

Niewola to doœwiadczenie przera¿aj¹ce, okropny czas dla ka¿dego cz³owieka. Nikt tak nie docenia Polski, nie cieszy siê jej wolnoœci¹ i rozwojem jak ci, którzy to piek³o prze¿yli. Nie ma nic gorszego ni¿ ¿ycie w niewoli. Wolnoœæ jest najcenniejsza i mam nadziejê, ¿e wiêcej ludzi pójdzie naszym œladem i bêdzie robi³o to, co my – przypomina³o historiê, mówi³o o niej. Polska jest zawsze najbli¿sza memu sercu.

Z wielkim sentymentem wspomina Pani rodzinny dom. Jaki on by³?

Wci¹¿ wracam do czasów, kiedy by³am z moj¹ kochan¹ rodzin¹. By³o nas dziewiêcioro, jedna siostra zmar³a jak by³a maleñka i chowa³o siê nas oœmioro.

Têskniê za zapracowanym, ale ciep³ym domem. Mia³am mamusiê i tatusia, którzy mieszkali pod zaborem austriackim. Mamusia nam czêsto opowiada³a jak okropny by³ to czas, jak ich przeœladowano, nie pozwalano siê modliæ, jak musieli siê kryæ w piwnicach. Zawsze nam powtarza³a: „Dzieci, mamy teraz woln¹ Polskê. Módlcie siê, ¿ebyœcie nie musia³y przechodziæ tego, co ja przechodzi³am.” Mamusia dobrze szy³a i od dziecka ubiera³a nas w krakowskie stroje na akademie czy do koœcio³a. Mia³a te¿ bardzo ³adny glos i kiedy braliœmy udzia³ w towarzyskich spotkaniach zawsze zaczyna³a œpiewaæ. Zabiera³a nas na uroczystoœci patriotyczne i religijne. Mama mówi³a „idziemy” i nie by³o dyskusji. Nigdy nie zapomnê jak ca³a rodzina wybiera³a siê na majówki. Moi bracia byli ju¿ wtedy starsi i nale¿eli do strzelców. My dziewczyny chodzi³yœmy do szko³y. Poziom by³ bardzo wysoki. Myœlê, ¿e du¿o wy¿szy ni¿ teraz. Moje przedwojenne ¿ycie by³o najpiêkniejsze jakie mog³am sobie wymarzyæ.

Kiedy wybuch³a wojna mia³a pani 13 lat. Co Pani wtedy czu³a?

Tak dramatyczne dramatyczne prze¿ycia zostaj¹ w pamiêci na zawsze. Nie da siê o nich zapomnieæ. 1 wrzeœnia 1939, jak co roku, szykowaliœmy siê do szko³y. Jak co rano tatuœ w³¹czy³ radio. Tego dnia powiedzia³ do mamy „Maryœ, s³yszysz? Niemcy przekroczyli granicê Polski. Chyba bêdzie wojna.” Wszyscy struchleliœmy. By³a straszna rozpacz. Nie zjedliœmy œniadania, nie poszliœmy do szko³y. Nastêpnego dnia nad domami zaczê³y lataæ bombowce, tak olbrzymie, ¿e zakrywa³y niebo. Mamusia powiedzia³a nam, ¿e jak je us³yszymy, ¿ebyœmy od razu uciekali do rowu. Jakoœ dziêki Bogu bomby nie spad³y ko³o nas. Po tygodniu ko³o naszego domu zaczêli przechodziæ uchodŸcy, cywile i ¿o³nierze: pokaleczeni, brudni, w porwanych mundurach – coœ strasznego. Uciekali przed Niemcami. Zatrzymywali siê u nas na trochê, zjedli, co mamusia nagotowa³a, przespali siê i szli dalej. Czasami mieliœmy nawet 20 uchodŸców. Mama prawie nie spa³a, opatrywa³a im rany. Trwa³o to do 17 wrzeœnia. Tego dnia zaczê³y ko³o nas jeŸdziæ rosyjskie czo³gi, jeden po drugim. Dwa dni póŸniej rozpoczê³y siê aresztowania. Na naszej Kolonii NiedŸwiednia by³o oko³o 40-50 domów – ¿ycie w nich zamar³o. Z³apano mojej mamusi brata, nauczycieli, ksiêdza, policjantów. Tatuœ próbowa³ sprzedaæ kilka krów, ¿eby mieæ pieni¹dze na czarn¹ godzinê. Rodzice bali siê, co z nami bêdzie, chodzili od okien do okien. Ukraiñcy wtedy strasznie wydawali Polaków, informowali Rosjan, kto gdzie mieszka, kogo zaaresztowaæ.

10 lutego 1940 roku straci³a pani wszystko, co najcenniejsze.

Straci³am dom i wolnoœæ. 10 lutego o czwartej nad ranem us³yszeliœmy walenie w drzwi. Trzech wojskowych wesz³o do domu z bagnetami. Starszemu bratu kazali usi¹œæ i stanêli z karabinami po jego obu stronach. Tatusiowi przystawili karabin do g³owy, a mamusi powiedzieli, ¿e mamy pó³ godziny, ¿eby opuœciæ dom. Mama szybko œci¹gnê³a z ³ó¿ka du¿y koc, roz³o¿y³a go na stole w kuchni (mieliœmy walizki, ale kto by wtedy o nich myœla³) i zaczê³a k³aœæ jedzenie, co mia³a pod rêk¹, pierzynê, dwie poduszki... Chcia³a jeszcze pójœæ do pokoju goœcinnego, gdzie mieliœmy w kredensie du¿o naszych zdjêæ, dokumenty, bi¿uteriê i rodzinne pami¹tki, ale jej nie pozwolono, bo skoñczy³o siê pó³ godziny. Kazano nam wyjœæ z domu i skierowano nas, podobnie jak innych, do szko³y. Pamiêtam jak szliœmy – w ka¿dym mijanym przez nas domu by³y zapalone œwiat³a. Kiedy doszliœmy do szko³y s³yszeliœmy tylko p³acz dzieci i krzyki, czuæ by³o strach. Nie wiedzieliœmy czy nas zastrzel¹ czy nas potruj¹. Oko³o dzesi¹tej rano przyjecha³y wojskowe ciê¿arówki, wsadzili nas na nie, zawieŸli do Lwowa na stacjê i wpakowali do zwierzêcych wagonów. Mówiono do nas „Ty polska œwinio”, a przecie¿ byli tam doktorzy, nauczyciele, in¿ynierowie, ksiê¿a. W ci¹gu pó³ godziny tych szlachetnych ludzi, patriotów, zamienili w zwierzêta. Wagony by³y strasznie brudne. Prycze by³y bardzo niskie, jak ktoœ by³ wy¿szy, jak mój brat, musia³ le¿eæ, nie móg³ staæ. Na œrodku pod³ogi znajdowa³ siê piecyk, a obok niego dziura s³u¿¹ca za ubikacjê. Staliœmy na tej stacji, w tych wagonach, dwa dni a¿ zapakowali je po brzegi ludŸmi. Tego dnia mia³o wyjechaæ 11 wagonów. Pamiêtam ten od³os zamykania ¿elaznych drzwi, na zawsze odcinaj¹cy nas od Polski. W tym momencie moja mamusia zaczê³a œpiewaæ „Kto siê w opiekê odda Panu swemu”. Pojêcia nie masz, Kasiu, jak wszyscy œpiewali, zdawa³o siê, ¿e ten wagon pêknie, pomimo i¿ ka¿dy œpiewa³ z rozpacz¹ i ³zami w oczach.

W tak dramatycznych warunkach jechaliœcie piêæ tygodni.

Warunki w tych wagonach by³y nie do opisania. Nie mo¿na by³o siê przebraæ i umyæ. Dostawaliœmy dwa razy dziennie osiem uncji wody i raz dziennie trochê t³ustej zupy manny, by prze¿yæ. Na pocz¹tku nie by³o a¿ tak Ÿle, bo mieliœmy jedzenie z domu i to, co nam dali. Potem zacz¹³ siê g³ód. Wci¹¿ nie mogê zapomnieæ jak umiera³y dzieci, jak cierpia³y matki, które musia³y na to patrzeæ. Nie by³o ¿adnej higieny – ani myd³a, ani proszku – nic. Matki nie mia³y czym przewin¹æ dzieci, bo nic nie mo¿na by³o wypraæ. Cia³a dzieci by³y poodparzane do krwi. Matki odcina³y sobie kawa³ki halki lub sukienki, ¿eby dziecko przewin¹æ. Do dziœ mam przed oczami widok matki wyrzucaj¹cej przez dziurê na ubikacjê swoje martwe dziecko. Po tym, co zobaczy³am, co siê tam w tych wagonach z ludŸmi dzia³o, nie wiem jak dajê radê o tym mówiæ, bo niektórzy, tak jak moja siostra, nie mog¹. Sybir to ko³yska œmierci. Tylko dziêki wojnie niemiecko-rosyjskiej dzisiaj ¿yjemy. Inaczej wszyscy byœmy tam le¿eli i nikt by o nas i naszej œmierci nie wiedzia³. Rodzin dotkniêtych Sybirem jest bardzo wiele.

W koñcu wysadzili was w Krasnojarsku.

Z Krasnojarska zamarŸniêt¹ rzek¹ Jenisiej szliœmy oko³o szeœciu dni. Podzielili nas na grupy. Ka¿dej dali jedne sanki i przewodnika, który nas prowadzi³. Musieliœmy przejœæ oko³o 300 kilometrów ¿eby dostaæ siê do obozu, gdzie zamieszkaliœmy. Szliœmy po oblodzonej rzece od wczesnego œwitu do póŸnego wieczoru bez ¿adnego jedzenia. Nocowaliœmy w ko³chozach, gdzie dawano nam jeœæ i nastêpnego dnia ruszaliœmy znowu w drogê na ca³y dzieñ, bez jedzenia. Jak wyruszyliœmy w naszej grupie by³o z 40 osób, po drodze niektórzy, s³absi, padali z wycieñczenia i zamarzali na œniegu.

W koñcu dotarliœmy do baraków. Pamiêtam jak tatuœ z mamusi¹ usiedli na pryczach i tatuœ powiedzia³ do mamy: „Maryœ, ty wiesz, ¿e dzisiaj jest Wielkanoc, a my ani okruszyny chleba nie mamy.” P³akali oboje.

Ka¿dy barak mia³ kajutki na cztery rodziny. Poœrodku by³ ma³y korytarzyk. Nasza rodzina dosta³a jedn¹ kajutê z dwoma pryczami na dziewiêæ osób. W rogu sta³ piecyk, a na nim garnek na jakieœ trzy litry. Topiliœmy w nim œnieg i grzaliœmy w ten sposób wodê. Przyszed³ wieczór, pok³adliœmy siê jak œledzie jedno przy drugim w ubraniach, w których wyszliœmy 10 lutego z domu. Nie zd¹¿yliœmy zasn¹æ, kiedy zaczê³o po nas chodziæ ró¿ne robactwo. Wchodzi³o do w³osów, uszu, do oczu – coœ strasznego. Na drugi dzieñ rano dano nam po 800 gramów chleba, potem dostawaliœmy tak¹ dawkê codziennie. Ratowaliœmy siê ³owi¹c ryby, które mamusia gotowa³a. Gdyby nie te ryby to wiêkszoœæ z nas by stamt¹d nie wyjecha³a. Dwa dni po dotarciu do Krasnojarska wyznaczono nas do pracy. Tatusia wys³ano do palenia drzewa na wêgiel. Brata i dwie siostry wys³ali do kopalni z³ota. Pracowali tam po 10-12 godzin dziennie, siedem dni w tygodniu, w warunkach, które s¹ nie do uwierzenia. Mnie i starsz¹ siostrê wys³ali do ciêcia drzewa. Po dwóch tygodniach powiedziano mi, ¿ebym ju¿ wiêcej nie przychodzi³a, bo jestem za m³oda. Zosta³am z mamusi¹. Sta³am siê ³¹cznikiem pomiêdzy mam¹, bratem i tatusiem. Sama przechodzi³am przez t¹ tajgê cztery, piêæ kilometrów. Teraz czêsto myœlê jak mog³am siê nie baæ, przecie¿ mogli mnie zaatakowaæ Eskimosi, niedŸwiedzie... Potem pracowa³am przy warzywach.

Krasnojarsk opuœciliœcie po amnestii og³oszonej pod koniec lipca 1941 roku.

Pewnego dnia przysz³a moja najstarsza siostra i powiedzia³a: „Helu, wyje¿d¿amy. Jesteœmy wolni.” Jaka to by³a radoœæ – nie do opisania. Do naszego obozu nie by³o ¿adnej drogi. Mo¿na by³o do nas dotrzeæ tylko rzek¹, w zimie po lodzie, w lecie ³ódk¹. Brat za³atwi³ dla nas ³ódkê i trochê suszonego chleba. Kiedy wsiadaliœmy na tê ³ódkê okaza³o siê, ¿e mój du¿y brat jest zbyt wielkim obci¹¿eniem i jakby wsiad³, to ³ódka by utonê³a. Postanowi³ zostaæ. Nigdy w ¿yciu ju¿ go nie zobaczy³iœmy. Dotar³yœmy w koñcu do Krasnojarska. Po prawie pó³torarocznej gehennie byliœmy szczêœliwi i wolni.

Wyruszyliœcie w nieznane. Kiedy dotarliœmy do Krasnojarska byliœmy pewni, ¿e jedziemy do domu. Tatuœ poszed³ kupiæ bilety na powrót do Polski. Kiedy do nas wróci³ prawie p³acz¹c powiedzia³, ¿e nie mo¿emy pojechaæ do Polski, bo jest wojna miêdzy Niemcami i Rosj¹ i musimy jechaæ na po³udnie do Uzbekistanu do Samarkandy. Jaka to by³a rozpacz. Ale nie by³o wyjœcia. Kupiliœmy bilet do Samarkandy. Spod pó³nocnego bieguna, w okolice Morza Kaspijskiego – musieliœmy pokonaæ kawa³ drogi. Podró¿ trwa³a trzy tygodnie, ale jechaliœmy w normalnych poci¹gach. Cudów nie by³o, g³ód wci¹¿ by³ okropny. Ale byliœmy wolni. Gdy przyjechaliœmy do Samarkandy by³o lato.

Cdn.

Helena Knapczyk

Nowy Jork Nr 294 1 paŸdziernika 2022

Obrona Pó³wyspu Helskiego

Wydzielony na Pó³wyspie Helskim obszar sta³ siê jedn¹ z najwiêkszych inwestycji militarnych II Rzeczypospolitej. Po wybuchu II wojny œwiatowej stacjonuj¹cy tam polscy ¿o³nierze i marynarze przez 32 dni odpierali ataki z l¹du, morza i powietrza. Poddali siê jako ostatni. 2 paŸdziernika 1939 roku podpisano akt honorowej kapitulacji za³ogi Helu.

Mierz¹cy prawie 40 km d³ugoœci i nieca³e pó³ kilometra szerokoœci Pó³wysep Helski by³ wyj¹tkowo wa¿nym miejscem dla polskiej marynarki. Po odzyskaniu przez Polskê niepodleg³oœci rozpoczêto tworzenie tam silnej bazy l¹dowej obrony Wybrze¿a. W latach 20. zbudowano liniê kolejow¹ z Pucka przez W³adys³awowo wzd³u¿ ca³ej mierzei do Helu. Powsta³a równie¿ droga, specjalnie dla utrudnienia ostrza³u z samolotów prowadzona z licznymi zakrêtami w terenie leœnym. W 1928 roku w mieœcie Hel rozpoczêto budowê portu wojennego. Jednoczeœnie zmilitaryzowano koñcowy odcinek mierzei – od granic Juraty a¿ do koñca cypla.

Te zarz¹dzenia wojskowe zosta³y unormowane dekretem prezydenta Rzeczypospolitej Ignacego Moœcickiego z dnia 21 sierpnia 1936 roku w sprawie utworzenia Rejonu Umocnionego Hel, ufortyfikowanego obszaru, który mia³ byæ jednym z kluczowych elementów obrony polskiego wybrze¿a. Prezydencki dekret pomóg³ w zamkniêciu czêœci pó³wyspu dla ruchu turystycznego. Bez specjalnej zgody nie mo¿na tam by³o wznosiæ nowych cywilnych budowli, choæ wiêkszoœæ dotychczasowych mieszkañców pozosta³a w swoich domach. Spor¹ grupê stanowili Niemcy. Polska administracja stara³a siê ich wysiedlaæ, ale nie siêga³a po brutalne metody, wiêc nie do koñca siê to uda³o.

Na wybrze¿u pó³wyspu powsta³ basen portowy. Potem wœród piasków i sosen szybko wyros³y magazyny min i torped, schrony amunicyjne, elektrownia i samodzielne ujêcie wody, zbiorniki paliw, koszary dla ¿o³nierzy i budynki mieszkalne dla kadry. Prawie wszystkie obiekty po³¹czono torami w¹skotorowej kolejki.

Baza na Helu, wyposa¿ona w dalekonoœne dzia³a du¿ego kalibru, mog³aby broniæ podejœæ do prawie ca³ej Zatoki Gdañskiej i os³aniaæ cumuj¹ce w porcie okrêty. Zwolennikiem takiej koncepcji od pocz¹tku budowy portu by³ kmdr Heliodor Laskowski – kierownik Szefostwa Artylerii i S³u¿by Uzbrojenia Kierownictwa Marynarki Wojennej. Tak powsta³ Dywizjon Artylerii Nadbrze¿nej, w sk³ad którego wesz³o 16 dzia³ kalibru od 75 do 152,4 mm.

Najwiêksza bateria, sk³adaj¹ca siê z czterech dzia³ Boforsa kalibru 152,4 mm zosta³a zamontowana na samym cyplu mierzei. Laskowskiemu nie dane by³o do¿yæ wojny. Zmar³ z powodu choroby nerek jeszcze przed wejœciem w ¿ycie dekretu Moœcickiego. Nied³ugo potem bateria cyplowa otrzyma³a jego imiê.

We wrzeœniu 1939 roku g³ówne uzbrojenie Helu stanowi³a wspomniana bateria im. Heliodora Laskowskiego. Dzia³a pozwala³y na ostrza³ zarówno Zatoki Gdañskiej, jak i Morza Ba³tyckiego i zabezpiecza³y pó³wysep przed atakami od strony morza. Uzupe³nia³y j¹ dwie kolejne baterie, ka¿da z³o¿ona z dwóch dzia³ polowych Schneider 105 mm i trzy baterie przeciwdesantowe, uzbrojone ka¿da w dwa dzia³a 75 mm. Natomiast ochronê przeciwlotnicz¹ zapewnia³o szeœæ armat kalibru 75 mm oraz osiem dzia³ 40 mm. Od strony l¹du pó³wysep ochrania³y betonowe schrony umocnienia Oœrodka Oporu Jastarnia. W trakcie walk dosz³y kolejne 2 Schneidery 75 mm z kanonierki ORP „Gen. Haller” oraz pochodz¹ce z ORP „Gryf” dzia³a 120 mm.

Tu¿ przed niemieck¹ agresj¹ Rejon Umocniony Hel zosta³ rozszerzony na ca³y pó³wysep. Tam te¿ przenios³o siê Dowództwo Obrony Wybrze¿a. Obron¹ Helu bezpoœrednio dowodzi³ komandor W³odzimierz Steyer. Najwa¿niejsz¹ osob¹ w sztabie by³ dowódca Obrony Wybrze¿a kontradmira³ Józef Micha³ Unrug, oficer niemieckiej marynarki wojennej z I wojny œwiatowej, który od 1920 roku s³u¿y³ w wojsku polskim. Rozmieszczone na Helu si³y l¹dowe sk³ada³y siê m.in. z Batalionu Korpusu Ochrony Pogranicza, Dywizjonu Artylerii Nadbrze¿nej i II Morskiego Dywizjonu Artylerii Przeciwlotniczej.

Pierwsz¹ liniê obronn¹ wyznaczono w rejonie W³adys³awowa, które otwiera drogê na Pó³wysep Helski. Drug¹ z nich, bêd¹c¹ g³ównym punktem oporu, stworzono 2,5 km od Jastarni w stronê zachodni¹. ¯o³nierze, których wyznaczono do obrony pó³wyspu, otrzymali rozkaz: utrzymaæ Rejon Umocniony Hel od szeœciu tygodni do trzech miesiêcy i oczekiwaæ odsieczy. Oczekiwania dowództwa obliczone by³y na anga¿owanie znacz¹cych si³ nieprzyjaciela, ale wyznaczenie tak d³ugiego okresu utrzymania rejonu by³o przejawem nadmiernego optymizmu i niedostosowania do realiów militarnych. Wraz z zajmowaniem przez Niemców kolejnych terenów Polski, nasze rozbite wojska wycofywa³y siê m.in. na teren Rejonu Umocnionego Hel. Wed³ug ró¿nych opracowañ ostatecznie znalaz³o siê tam od 2 tys. do 3,2 tys. ¿o³nierzy, do czego trzeba doliczyæ cywiln¹ ludnoœæ zamieszkuj¹c¹ Hel.

Wojna na Helu rozpoczê³a siê 1 wrzeœnia 1939 roku ok. godziny 13.30 atakiem niemieckiego lotnictwa na port i bateriê im. Laskowskiego. Pocz¹tkowo Niemcy ostrzeliwali Hel z powietrza i morza. W nastêpnym dniu wywi¹za³a siê zaciêta walka miêdzy flot¹ kontradmira³a Günthera Lütjensa a polskimi okrêtami i wspieraj¹c¹ je bateri¹ cyplow¹. Dowodzi³ ni¹ kpt. mar. Zbigniew Przybyszewski. Pojedynek, w którym uczestniczy³ kontrtorpedowiec ORP „Wicher” i stawiacz min ORP „Gryf” zakoñczy³ siê taktycznym zwyciêstwem Polaków. Obie strony zazna³y powa¿nych strat, co doprowadzi³o do wycofania siê zarówno Polaków jak i Niemców.

Jedno z dzia³ baterii Laskowskiego na Helu. Wie¿a kierowania ogniem 27 Baterii Artylerii Sta³ej – „Kurza Stopka” – czêœæ Rejonu Umocnionego Helu. Admira³ W³odzimierz Steyer, dowódca Rejonu Umocnionego Hel podczas wojny obronnej w 1939 r.

Admira³ Józef Unrug – dowódca Floty i Obrony Wybrze¿a w 1939 r.

Jednostki niemieckie utrzymywa³y sta³y ostrza³ pó³wyspu, co powodowa³o szybkie wyczerpywanie siê nik³ych zapasów amunicji, odpowiadaj¹cych na te ataki oddzia³ów polskich obroñców. 9 wrzeœnia wojska niemieckie zajê³y Puck i zaatakowa³y Swarzewo. Jednoczeœnie zaczê³a siê budowa zagrody minowej zlokalizowanej 1 km na wschód od miejscowoœci Cha³upy. 11 wrzeœnia z du¿ymi stratami po stronie polskiej zakoñczy³y siê walki o W³adys³awowo. Jednostki polskie wycofa³y siê pod Cha³upy, a walki si³ l¹dowych na ca³ym pó³wyspie usta³y na prawie dwa tygodnie. W tym czasie jednak, si³y niemieckie bezustannie prowadzi³y zmasowany atak na Kêpê Oksywsk¹, a pancernik Schlezwig – Holstein zaj¹³ pozycjê pozwalaj¹ca mu z portu Gdañskiego ostrzeliwaæ teren baterii na cyplu.

Po zdobyciu W³adys³awowa i Swarzewa nasada pó³wyspu znalaz³a siê w niemieckich rêkach i 12 wrzeœnia Hel zosta³ odciêty od pozosta³ej czêœci l¹du. Dwa dni póŸniej pad³a Gdynia, za kolejnych piêæ podda³a siê Kêpa Oksywska. A Rejon Umocniony Hel trwa³. Sta³a obsada przez wiele dni by³a wzmacniana œci¹gaj¹cymi z Wybrze¿a oddzia³ami oraz za³ogami, które schodzi³y z okrêtów.

Po kapitulacji Oksywia 19 wrzeœnia Niemcy rozpoczêli decyduj¹ce natarcie na Hel, ostatni polski punkt oporu na Wybrze¿u. Do walki w³¹czy³y siê dwa niemieckie pancerniki „Schliesen” i „Schleswig-Holstein”, ostrzeliwuj¹c polskie pozycje od strony morza. 25 wrzeœnia obydwa niemieckie pancerniki opuœci³y port gdañski i skierowa³y siê na Hel. Oko³o godziny dziesi¹tej rozpoczê³a siê tam walka. Niemieck¹ przewagê zwiêkszy³a mo¿liwoœæ dowolnego manewrowania, ukrywania siê za zas³on¹ dymn¹ i pomoc w obserwacji wroga prowadzonej z samolotów. Bitwa trwa³a oko³o pó³torej godziny. Bardzo dzielnie broni¹ca swoich pozycji polska artyleria uzyska³a w tym czasie co najmniej dwa trafienia pancernika „Schlesien”. Straty strony polskiej by³y jednak du¿e – dwie osoby zabite, piêæ bardzo ciê¿ko rannych oraz piêæ l¿ej rannych. Mocno ucierpia³ równie¿ sprzêt – Polacy stracili w walce miêdzy innymi kilka dzia³. 27 wrzeœnia rozegra³ siê kolejny akt dramatu pomiêdzy polskimi artylerzystami i niemieckimi pancernikami. Tym razem Polakom uda³o siê trafiæ pi¹te dzia³o pancernika „Schleswig Holstein”.

W nocy z 27 na 28 wrzeœnia dowódca armii broni¹cej Warszawy gen. Julian Rommel przes³a³ szyfrem okrêtowym depeszê kontradmira³owi Unrugowi, który odczyta³ j¹ na naradzie wojennej: „Ze wzglêdu na ciê¿kie po³o¿enie i wyj¹tkow¹ nêdzê i biedê cywilnej ludnoœci stolicy, Warszawa kapituluje. Zostawiam Panu Admira³owi do uznania decyzjê odnoœnie Helu, jednak¿e niepo¿¹dany jest zbyteczny rozlew krwi”. Obecny na naradzie komandor Steyer oœwiadczy³ „Wszyscy kapituluj¹ we wrzeœniu. My wytrzymamy do paŸdziernika!” 30 wrzeœnia, po zmasowanym ataku artylerii i silnej grupy wojsk l¹dowych, Niemcy zajêli miejscowoœæ Cha³upy. Wycofuj¹ce siê stamt¹d oddzia³y polskie wysadzi³y w powietrze przygotowan¹ wczeœniej zaporê z g³owic torpedowych i w ten sposób wstrzyma³y dalsze ataki. Obroñcy Pomorza wiedzieli ju¿ w tym czasie o kapitulacji Warszawy i upadku twierdzy modliñskiej. Morale czêœci obroñców znacznie siê wiêc obni¿y³o – zaczê³o dochodziæ do buntów. Na porz¹dku dziennym by³y te¿ problemy z zaopatrzeniem w ¿ywnoœæ i amunicjê – zw³aszcza tê przeciwlotnicz¹.

Tak sytuacjê w drugiej po³owie wrzeœnia opisywa³ jeden z walcz¹cych pod Cha³upami marynarz z „Wichra”: „¯o³nierze byli coraz bardziej zdenerwowani, nie by³o ju¿ godzin odpoczynku na odwodzie (…). Byliœmy ju¿ na pó³ g³odni, ¿yj¹c tylko chlebem, sucharami i czasem konserw¹. Parokrotne ataki co dnia, raz przy pomocy artylerii, to przez bombardowanie z góry, to znów ogieñ karabinowy z okopów wroga, nie pozwala³y nawet na kilkugodzinny chocia¿by sen. Byliœmy niewyspani, brudni i zawszeni. Z drzew pozosta³y tylko kikuty.”

Wobec braku perspektyw prowadzenia dalszej walki, wyczerpywania zapasów amunicji i ¿ywnoœci podjêto decyzjê o kapitulacji. „Pozostaliœmy ju¿ tylko wysepk¹, jedynym terytorium polskim. Dalsza walka by³a beznadziejna” – mówi³ Józef Unrug w 1964 roku w audycji Rozg³oœni Polskiej Radia Wolna Europa.

Rejon Umocniony Hel by³ ostatnim w Polsce zorganizowanym bastionem oporu. Podda³ siê dopiero w nocy 1 paŸdziernika. W czasie walk zginê³o 200 Polaków, 150 zosta³o rannych. Ogólnie kapitulowa³o oko³o 3000 ludzi z za³ogi z 52 oficerami, plus oko³o 50 ludzi którzy próbowali przedostaæ siê do Szwecji i zostali z³apani na morzu. Do niewoli poszli wszyscy z kontradmira³em Unrugiem, admira³em Steyerem, Majewskim i Frankowskim na czele.

W czasie walk zosta³y zatopione dwa wiêksze polskie okrêty „Gryf” i „Wicher” oraz kilka mniejszych. „Kujawiak” i „Podhalanin” zosta³y zatopione przez Polaków by nie dosta³y siê w rêce wroga. W niemieckie rêce trafi³ natomiast „Œl¹zak”. Obroñcy pó³wyspu zdo³ali jednak zadaæ Niemcom pokaŸne straty. Zestrzelili 32 samoloty Luftwaffe, pociski z baterii cyplowej uszkodzi³y pancernik „Schleswig-Holstein”, na minie postawionej przez ORP „¯bik” wylecia³ w powietrze tra³owiec M-85 i i torpedowiec „Tiger”.

Do omówienia warunków kapitulacji i podpisania dokumentu kontradmira³ wyznaczy³ kmdr. Mariana Majewskiego, szefa sztabu Dowództwa Floty oraz kpt. Antoniego Kasztelana, który kierowa³ kontrwywiadem obrony wybrze¿a. Akt honorowej kapitulacji Helu zosta³ podpisany w Cassino Hotel w Sopocie 1 paŸdziernika. Oficerowie przyp³ynêli tam na niemieckim œcigaczu. Na Helu pozosta³o dwóch oficerów niemieckich jako gwarancja powrotu delegacji.

Niemcy zajêli Hel 2 paŸdziernika o godzinie 10. Oficerom gwarantowano zachowanie bia³ej broni. Ustalono, ¿e pó³wysep od Cha³up do Jastarni mia³ zostaæ przejêty przez Wehrmacht a od Jastarni do Helu przez Kriegsmarine.

Przed wkroczeniem Niemców wyp³acono ¿o³nierzom pobory za trzy miesi¹ce z góry, zniszczono akta personalne, szyfry. Przez ca³¹ noc zakopywano i zatapiano sprzêt wojskowy. Wypuszczono aresztantów, zatrzymanych wczeœniej za bunt, a dowódcy jednostek otrzymali zgodê na ucieczkê drog¹ morsk¹. Uda³o siê to tylko kutrowi poœcigowemu ORP Batory, który dotar³ na Gotlandiê.

Hitlerowcy po zajêciu pó³wyspu Helskiego postanowili wykorzystaæ i rozbudowaæ polskie umocnienia do obrony rejonu Zatoki Gdañskiej. W tym celu zbudowano najwiêksze sta³e stanowiska artylerii nadbrze¿nej – bateriê Schleswig-Holstein, która sk³ada³a siê z trzech autonomicznych stanowisk artyleryjskich z dzia³ami 406 mm, czêœciowo zag³êbionych w ziemi, jednokondygnacyjnych schronów typu ciê¿kiego, dwu oddzielnie po³o¿onych jednokondygnacyjnych magazynów amunicyjnych oraz 9-kondygnacyjnej wie¿y kierowania ogniem. Ka¿de ze stanowisk artyleryjskich sk³ada³o siê z kolistej dzia³obitni i z czêœci mieszcz¹cej podrêczne magazyny amunicyjne, kolejki transportowej i z czêœci koszarowej. Monstrualne dzia³a, zwane mamucimi, odda³y na Helu zaledwie po kilka próbnych strza³ów. W 1941 roku w sytuacji rosn¹cego zagro¿enia inwazj¹ z Wysp Brytyjskich helsk¹ bateriê przewieziono do Francji i umieszczono na stanowiskach w Sangatte, tu¿ ko³o Calais.

Po wojnie na Pó³wyspie Helskim nadal istnia³ port wojenny. Do 2006 roku stacjonowa³a tam 9. Flotylla Obrony Wybrze¿a. W jej sk³ad wchodzi³y m.in. 11. Dywizjon Œcigaczy i 13. Dywizjon Tra³owców. Kiedy pierwszy z nich zosta³ rozformowany, jednostka przesta³a istnieæ. Tra³owce zaczê³y stacjonowaæ w Gdyni.

W po³owie lat 70. Pó³wysep Helski zosta³ otwarty dla turystów. 1 kwietnia 1995 roku zlikwidowano wojskowe szlabany ustawione na g³ównej drodze. Dziœ mierzeja stanowi jeden z najbardziej obleganych przez letników rejonów Polski. Œlady bogatej militarnej przesz³oœci pielêgnuje Muzeum Obrony Wybrze¿a. Ale armia do koñca pó³wyspu nie porzuci³a. W helskim porcie mieœci siê podlegaj¹cy 3 Flotylli punkt bazowania. Okrêty zawijaj¹ tutaj podczas æwiczeñ, by uzupe³niæ zapasy, amunicjê, a tak¿e przejœæ procesy odka¿ania po symulowanych atakach chemicznych. W miejscowoœci znajduj¹ siê te¿ magazyny zespo³u zabezpieczenia, którymi zarz¹dza gdyñska Komenda Portu Wojennego. Na pó³wyspie trafiæ mo¿na na punkty obserwacyjne, które wspomagaæ maj¹ dzia³ania okrêtów w Zatoce Gdañskiej.

Umocnienia obronne, które zachowa³y siê na Helu z czasów drugiej wojny œwiatowej, budowane zarówno przez stronê polsk¹, jak i niemieck¹, ze wzglêdu na ich niepowtarzaln¹ i niepodwa¿aln¹ wartoœæ historyczn¹ wpisano w roku 1999 do rejestru polskich zabytków militarnych.

Komandorzy Stefan Frankowski i Marian Majewski w obecnoœci kapitana Kasztelana (po lewej) podpisuj¹ w Grand Hotelu w Sopocie akt kapitulacji obroñców Pó³wyspu Helskiego. Wkroczenie wojsk niemieckich na Hel.

Dowódca obrony Helu kontradmira³ Józef Unrug w oflagu w Colditz, trzeci z prawej; po jego prawej stronie gen. Tadeusz Piskor; pierwszy z lewej kmdr Marian Majewski.

Hel, Muzeum Obrony Wybrze¿a, dzia³obitnia 406 mm. Redakcja: Jolanta Szczepkowska Teofil Lachowicz Adres redakcji:

P.A.V.A. of America, District 2 , 17 Irving Place, New York, NY 10003 e-mail: pava.swap@gmail.com tel. (212) 358-0306, www.pava-swap.org

14 KURIER PLUS 24 WRZEŒNIA 2022

www.kurierplus.com

Z nadziej¹ na spokojne jutro cz.4

W artystycznym Monopolis z przyjació³mi. Z uczestnikami pleneru na wystawie Janusza w Kolbuszowej.

Po powrocie do Polski, czeka³ na nas znów napiêty plan. Zakoñczon¹ wystawê w Lublinie trzeba by³o przetransportowaæ do kolejnych miejsc. Wiêkszoœæ obrazów pojecha³a do Kolbuszowej, a czêœæ zabraliœmy do £odzi, gdzie wczeœniej ustalony by³ termin wernisa¿u w Galerii 137 przy Klubie Nauczyciela. W piêknych wnêtrzach historycznego pa³acu Juliusza Kindermana, Janusz zaprezentowa³ „33 Nowojorskie Emocje”, odzwierciedlenie jego inspiracji twórczych z 33-letniego pobytu w Stanach Zjednoczonych.

Pretekstem do odwiedzenia £odzi, by³a nie tylko wystawa. Nie mogliœmy pomin¹æ zaproszenia naszych przyjació³, mieszkaj¹cych d³ugie lata w Los Angeles, którzy przenieœli siê niedawno na sta³e do Polski. Skorzystaliœmy z ich goœcinnoœci i spêdziliœmy u nich kilka mi³ych i ciekawych dni. Poznawaliœmy niezwyk³e, nieznane nam dot¹d miasto. Du¿e wra¿enie zrobi³a na nas kilkukilometrowa zamkniêta dla pojazdów ulica Piotrkowska, wzd³u¿ której wznosz¹ siê stylowe, zadbane kamienice pe³ne przytulnych kawiarenek, restauracji, pubów i przyci¹gaj¹cych uwagê sklepów. Znajduje siê tam te¿ galeria, w której Janusz wystawia³ swoje obrazy. Ulica Piotrkowska to równie¿ aleja polskich gwiazd filmowych oraz zas³u¿onych postaci z dziedziny kinematografii. Obecnie gwiazdozbiór na chodniku, powsta³y w 1998 roku liczy ju¿ ponad sto gwiazd.

Na wyj¹tkowoœæ miasta wp³ynê³a rewitalizacja dawnych obiektów przemys³owych. Przyk³adem mo¿e byæ Manufaktura – wyró¿niaj¹cy siê kompleks handlowy, us³ugowy, kulturalny i rozrywkowy powsta³y w miejscu dawnej fabryki w³ókienniczej. Mi³o wspominamy obiad w nale¿¹cej do niego restauracji Polka Magdy Gessler. Pyszne cepeliny z miêsem podawane ze s³odk¹ kapustk¹ nasyci³y nas na resztê dnia. Kolejnym przekszta³conym kompleksem fabrycznym na mapie £odzi jest imponuj¹cy, przyjazny dla sztuki Monopolis. Mieliœmy okazjê uczestniczyæ w interesuj¹cym wernisa¿u Ma³gosi Kosiec „Facetime”, muzycznie wzbogaconym recitalem piosenek francuskich.

Z zaciekawieniem obejrzeliœmy Pa³ac Poznañskich, a w nim Muzeum Miasta £odzi oraz Pa³ac Herbsta. W £odzi, ze wzglêdu na, niestety, kiepski stan dróg, pozwoliliœmy odpocz¹æ naszemu wys³u¿onemu Volvo, które ku naszemu zmartwieniu zaczyna³o od czasu do czasu niedomagaæ.

Zwiedzanie Polski, na które teraz mieliœmy czas bardzo nas wci¹gnê³o i zainspirowa³o. W naszych planach znalaz³ siê Wroc³aw, Wa³brzych i Œwidnica – miejsca do których dot¹d nie by³o nam po drodze, a z £odzi by³o nieco bli¿ej.

Hotel Campanile z widokiem na Odrê, w którym siê zatrzymaliœmy by³ œwietn¹ baz¹ wypadow¹ do Starego Miasta i okolic. Wszystkie atrakcje znajdowa³y siê w bliskim zasiêgu, a spacer by³ prawdziw¹ przyjemnoœci¹.

Po dwóch latach przerwy zwi¹zanej z pandemi¹ na wroc³awski rynek powróci³ kulinarny festiwal „Europa na widelcu”. Trafiliœmy na fina³ dziesiêciodniowego programu – Biesiadê Europejsk¹. Stoiska z 12 pañstw zaprasza³y do degustacji narodowych dañ. By³y te¿ warsztaty pieczenia zdrowego chleba oraz stó³ najlepszych deserów europejskich. Wydarzeniu towarzyszy³ wielki koncert Dziubek Band ze znanymi gwiazdami polskiej estrady. T³ok na rynku nie dra¿ni³ nikogo. Wszyscy bawili siê doskonale, ciesz¹c siê z wzajemnej bliskoœci i braku koniecznoœci zachowania dystansu. Wokó³ s³ychaæ by³o ukraiñski jêzyk. To nie przypadek, bo wed³ug statystyk Ukraiñcy stanowi¹ obecnie prawie 30 procent mieszkañców miasta.

Bêd¹c we Wroc³awiu nie mo¿na pomin¹æ Panoramy Rac³awickiej. Monumentalny obraz Jana Styki i Wojciecha Kossaka, o wymiarach 15 m x 114 m przedstawiaj¹cy zwyciêstwo Tadeusza Koœciuszki nad rosyjskimi wojskami w 1794 roku, prezentowany jest w specjalnie zbudowanej na ten cel owalnej rotundzie. Ogl¹danie Panoramy to rodzaj pielgrzymki upamiêtniaj¹cej heroizm polskiego narodu. Id¹c powoli widokow¹ platform¹ podziwialiœmy wspania³y obraz, który w po³¹czeniu z gr¹ œwiate³, perspektyw¹ i odpowiedni¹ scenografi¹ robi niesamowite wra¿enie.

Trudno by³oby nam opuœciæ Wroc³aw bez obejrzenia zbiorów Muzeum Narodowego i Muzeum Sztuki Wspó³czesnej w Pawilonie Czterech Kopu³. Przygl¹daj¹c siê uwa¿nie dzie³om Beksiñskiego, Kantora, Lebensteina, Hasiora i innych, trudno nie zgodziæ siê z jak¿e trafnym spostrze¿eniem Marii Jaremy, ¿e „sztuka rodzi siê z wolnoœci myœlenia”.

Zosta³o nam jeszcze trochê czasu, który przeznaczyliœmy na jednodniowy wypad do Wa³brzycha, gdzie znajduje siê Zamek Ksi¹¿. Przepiêknie po³o¿ony zachwyca monumentalnoœci¹, zbiorami i zaciekawia burzliw¹ histori¹. Jedn¹ z barwniejszych postaci w jego dziejach by³a ksiê¿na Daisy, ¿ona ksiêcia Henryka XV. Zakochany m¹¿ podarowa³ jej sznur pere³ d³ugoœci prawie siedmiu metrów, ówczesnej wartoœci ponad trzech i pó³ miliona marek niemieckich. Z zaciekawieniem obejrzeliœmy galeriê zdjêæ udostêpnionych z prywatnych albumów ksiê¿nej. Poniewa¿ Daisy by³a mi³oœniczk¹ roœlin, Henryk XV zbudowa³ dla niej palmiarniê – ogród zimowy Hochbergów. Groty, œciany wodospadów i oryginalne kieszenie dla roœlin zosta³y utworzone z zastyg³ej lawy z wulkanu Etna sprowadzonej z Sycylii. Dziœ w palmiarni roœnie ponad 250 odmian roœlin, spaceruj¹ pawie oraz lemury madagaskarskie, które w tej niezwyk³ej scenerii znalaz³y swój nowy dom.

Wracaj¹c do £odzi zatrzymaliœmy siê w Œwidnicy, by zwiedziæ ewangelicki Koœció³ Pokoju – najwiêksz¹ drewnian¹ barokow¹ œwi¹tyniê w Europie, siêgaj¹c ¹ s w ¹ h i s t o r i ¹ 1 6 5 7 r o k u , w p i s a n ¹ obecnie na listê UNESCO. Koœció³ mo¿e pomieœciæ 7500 osób na kilku poziomach. Mimo, ¿e powsta³ w okresie konfliktów religijnych, stanowi symbol pojednania. Dziêki mocnemu zaanga¿owaniu w budowê wszystkich warstw spo³ecznych- od ch³opów przez mieszczañstwo po szlachtê – œwi¹tyniê uda³o siê ukoñczyæ w niespe³na rok, spe³niaj¹c w ten sposób wszystkie narzucone rygorystyczne ograniczenia. Od owego czasu odbywaj¹ siê tam nieprzerwanie nabo¿eñstwa ewangeliczne. Ciekawostk¹ jest, ¿e kiedyœ uprzywilejowane rodziny posiada³y tam w³asne lo¿e, które po œmierci zapisywano kolejnym cz³onkom rodu. W 2016 roku w tej œwidnickiej, niezwyk³ej œwi¹tyni pokojowy apel podpisali przedstawiciele chrzeœcijañstwa, judaizmu, islamu oraz buddyzmu wraz Dalajlam¹ XIV. W trakcie zwiedzania s³uchaliœmy nagrania lektora pe³ni zadumy i podziwu dla ludzkiej determinacji, jednoœci, si³y i mi³oœci.

Na krótki pobyt w moim rodzinnym mieœcie zatrzymaliœmy siê w przytulnym pensjonacie Lubianka. Uhonorowano nas eleganckim pokojem z wolnostoj¹c¹, olbrzymi¹, g³êbok¹, owaln¹ wann¹ poœrodku. S¹siedztwo zalewu i lasu oraz spokojne uliczki sprzyja³y wyciszeniu i nostalgii. Emocjonalne wiêzi z zachowanymi w sercu miejscami od¿ywaj¹ zawsze podczas spotkañ z bliskimi. Prezentacja naszej najnowszej ksi¹¿ki w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Starachowicach, po³¹czona z miniwystaw¹ obrazów Janusza, by³a œwietn¹ okazj¹ do spotkania, a póŸniej do d³ugich rozmów w kawiarnianym ogródku.

Na koniec naszych woja¿y, zostawiliœmy trasê, której obawialiœmy siê najbardziej lec¹c do Polski. Z napiêciem, ale te¿ z nadziej¹ na spokojne jutro, wybraliœmy siê do Przemyœla. Na szczêœcie droga by³a wolna od czo³gów i wojskowych ciê¿arówek, którymi nas wczeœniej straszono. Serdeczne spotkania z rodzin¹ i przyjació³mi szybko roz³adowa³y nasz niepokój.

W drodze z Przemyœla do Kolbuszowej, zatrzymaliœmy siê w £añcucie, w hotelu, naprzeciwko którego rozbi³ swój namiot Ukraiñski Cyrk Na Wodzie „Waterland”. Natychmiast zmodyfikowaliœmy nasze plany i zakupiliœmy bilety, z których dochód przeznaczony by³ na pomoc Ukrainie. Œwietne popisy akrobatyczne nad obszernym wodnym basenem, w oprawie œwiate³, fontann, laserów i ognia to wspania³e widowisko, które warto by³o zobaczyæ.

Ostatnim akordem naszego pobytu w Polsce by³ udzia³ w XX Miêdzynarodowym Plenerze Malarskim w Kolbuszowej. Dwutygodniowe zakwaterowanie w szkole pozwoli³o nam wreszcie rozpakowaæ walizki i odpocz¹æ od podró¿y. Nasza klasa chemiczna by³a pe³na zieleni i s³oñca. Byliœmy zachwyceni wspania³¹ organizacj¹, atmosfer¹ i bogatym programem. Martwi³am siê jednak jak sobie poradzimy ze wszystkimi zajêciami, zw³aszcza, ¿e podczas pleneru mieliœmy w planie otwarcie retrospektywnej wystawy Janusza. Jeœli ktoœ myœli, ¿e aran¿acja takiej ekspozycji to nic wielkiego, bardzo siê myli. To czasoch³onna i nie³atwa praca. Dziêki pomocy Halinki – szefowej Galerii Miejskiej uda³o siê zorganizowaæ udan¹ wystawê, w której otwarciu uczestniczyli wszyscy plenerowicze.

Zadaniem ka¿dego artysty by³o namalowanie co najmniej trzech obrazów du¿ego formatu i prowadzenie warsztatów plastycznych z uzdolnionymi dzieæmi. Ze wzglêdu na trwaj¹ce ponad tydzieñ upa³y pracowaliœmy w pocie czo³a, maj¹c jednak przy tym ogromn¹ frajdê. Urozmaiceniem by³y wyjazdy na wernisa¿e do Rzeszowa oraz do Dworku B³otnickich w Dzikowcu, gdzie mieliœmy równie¿ okazjê zaprezentowaæ nasz¹ ksi¹¿kê. Byliœmy tak¿e pod wielkim wra¿eniem miejscowych wydarzeñ, do których nale¿a³ „Jazz nad Nilem” jak i wzruszaj¹cy recital wci¹¿ pe³nej energii S³awy Przybylskiej.

Poznanie œwietnych artystów z Polski, S³owacji i Ukrainy i ich twórczoœci by³o niezwykle fascynuj¹ce. Myœlimy, ¿e z nadziej¹ na spokojne jutro, warto mimo obaw, zaplanowaæ odwiedzenie Ojczyzny.

www.kurierplus.com KURIER PLUS 1 PAÌDZIERNIKA 2022 15

Dla cia³a i dla ducha Bachanalia

Najkrótsz¹ historiê jedzenia w malarstwie streœciæ mo¿na do kilku etapów –od holenderskich martwych natur –oszczêdnych i surowych w przedstawianiu sto³u, poprzez tzw. styl bankietowy obliczony na oszo³omienie widza bogactwem zastawy i egzotyk¹ potraw, poprzez uczty bogów antycznych, na których homeryck¹ ambrozjê sprowadzono do swego rodzaju wina, albo wprost to napoju Dionizosa. Ostatnim etapem rozwoju bêd¹ bachanalia.

Bachanalia to oryginalnie uroczystoœci poœwiêcone bogu wina, rzymskiemu Bachusowi. Prêdko jednak przedstawienia te przerodzi³y siê w zachodnim malarstwie w wyobra¿enia orgii pijackich i seksualnych. Czasami s¹ to wizerunki doprawdy obrzydliwe. Celowo. Uczty antycznych bogów widziano w chrzeœcijañskim œwiecie jako diabelskie fety poœwiêcone najgorszym wystêpkom ludzkim. Pogañstwo zrównano z grzeszn¹ natur¹ cz³owieka. Tak¿e i samo s³owo „bachanalia” straci³o pierwotne znaczenie œwiêta, a sta³o siê do dziœ synonimem pijackiej orgii do nieprzytomnoœci.

Pijañstwo na umór

Picie to te¿ jedzenie, element dañ serwowanych na stó³, choæby nawet sto³u nie by³o, jak na s³ynnym (dlaczego? O tym póŸniej) obrazie Tycjana „Bachanalia na wyspie Andros”. Wed³ug staro¿ytnych legend mia³a to byæ wyspa, gdzie kwit³ kult Bachusa (Dionizosa), boga wina i poetyckiego oszo³omienia. Mia³ tam te¿ p³yn¹æ strumieñ wype³niony nie wod¹, ale winem w³aœnie. Raj dla pijaków: nic tylko le¿eæ nad brzegiem i piæ do woli.

Nie widzimy owej rzeki na obrazie, ale Tycjan uchwyci³ moment, kiedy biesiadnicy, czciciele staro¿ytnego bo¿ka, w ró¿nym stanie upojenia alkoholowego, czekaj¹ na jego przybycie (z dala widzimy nadciagaj¹cy statek), aby rozpocz¹æ prawdziwe celebracje. Jak? W jaki sposób, skoro wiêkszoœæ z nich jest tak pijana, ¿e nie nadaje siê do niczego. W dali w prawym górnym rogu widzimy nagiego faceta (rzekomo jest to Sylen, jeden z leœnych bo¿ków) z siw¹ brod¹, kompletnie pijanego. Symetrycznie – w prawym dolnym rogu, wyeksponowana jest golizna m³odej damy, œpi¹cej po nadu¿yciu wina. Obok niej nieletni (ma³e dziecko jeszcze) czciciel Bachusa (ma na g³owie wieniec z liœci winoroœli), tak¿e prawdopodobnie wypi³ niema³o: sika na nogê pijanej piêknoœci. To jeszcze nic. Doprawdy, widzia³em na obrazach bachanaliów gorsze sceny…

Rewelersi nie jedz¹ – wprawdzie na srebrnej misie u do³u obrazu znajduje siê coœ wygl¹daj¹cego jak pieczona kura albo inny kawa³ miêsa, jednak s¹dz¹c po poprzewracanych na ziemi pucharach, naczyniach w rêkach balowników, wazach, z których leje siê wino, g³ównie i wy³¹cznie interesuje ich alkohol. Tañcz¹, pij¹, rozmawiaj¹. Dwie m³ode damy s¹ zatopione w jakiejœ konwersacji. Jej temat ujawnia kartka z nutami znanej Tycjanowi (i jego wspó³czesnym) pieœni, której s³owa brzmi¹: „Kto pije, a nie pije ponownie, ten nie wie, czym jest picie”. Jeœli motyw tej pieœni granej na fletach (fujarkach) przez owe m³ode damy ma przyœwiecaæ nietrzeŸwemu towarzystwu, to mamy ogólne wezwanie do niepohamowanego pijañstwa.

Na innych obrazach bachanaliów –uczty bogów, widzimy podobne sceny: du¿o nagoœci, du¿o wina, sk¹po jedzenia, zredukowanego do owoców – g³ównie winogron, jak na obrazie Jacoba Jordaensa – Z³ote jab³ko niezgody, czy Cornelisa Cornelisz Van Haarlem -Wesele Peleusa i Tetydy (fragment). Bogowie nie jedli, tylko pili: przypominam – oryginalnie u Homera spo¿ywali ambrozjê, nastêpnie po rozpowszechnieniu kultu Dionizosa – Bachusa - wino. Nawet owoce na tych obrazach, to g³ównie winogrona – metafora napoju.

Zmiana stylu

Co wiêc takiego wielkiego jest w obrazie Tycjana, ¿e wybitni artyœci (Rubens, Velazquez) ogl¹dali go z nabo¿eñstwem, kopiowali na u¿ytek w³asnej sztuki, szukali w nim inspiracji? To ju¿ rzecz dla historyków sztuki, ale z naszego punktu widzenia powiemy: oto na oczach naszych przedstawienie antycznych bachanaliów zmieni³o styl w sztuce. Pijacka grupa nie mo¿e byæ symetrycznie, regularnie i statycznie rozmieszczona w plenerze, nieruchoma, przytwierdzona do p³ótna zgodnie z zasadami proporcji i perspektywy –na podobieñstwo, powiedzmy, uczestników „Ostatniej wieczerzy” Leonarda da Vinci. Pijacy to ruch, zburzenie porz¹dku, zamieszanie i ba³agan. Oto jak rodzi³ siê barok w malarstwie – styl pe³en dynamiki w przedstawieniu, ruchu, zaburzenia symetrii. Tycjan musia³ w swej kompozycji z³amaæ zasady renesansowego przedstawienia i siêgn¹æ po nowe œrodki, aby oddaæ specyfikê takiego w³aœnie zbiorowiska nietrzeŸwych postaci.

Marsz czcicieli Bachusa

Jak wspomnia³em, dawni artyœci zainteresowani byli malowaniem sceny bachanaliów. Czy poci¹ga³y ich zagadnienia kompozycyjne, czy mo¿e tematykê uwa¿ali za godn¹ odmalowania? Spójrzmy na koniec na raczej ma³o znane dzie³o najwybitniejszego bodaj polskiego twórcy akademickiego, Henryka Siemiradzkiego. Malarz przedstawi³ paradê, pochód czcicieli Bachusa w jakimœ rzymskim krajobrazie. Wszyscy z kielichami w rêku, weseli, roztañczeni, beztroscy – po wypiciu dionizyjskiego napoju. Ich obyczaje swobodne (ale nie rozpustne, jak na wiêkszoœci tego typu obrazów) – weseli i id¹ przez œwiat s³awi¹c kult wina. Czo³owa bachantka trzyma na kolanach pokaŸny dzban; ona jest szafark¹ boskiego napoju. To j¹ jako uosobienie wartoœci wyznawanych przez czcicieli Bachusa – pijañstwa, wyuzdania, zrzucenia kulturowych konwenansów, obnosz¹ wyznawcy pijañstwa. Trzeba jednak przyznaæ, ¿e Siemiradzki powstrzyma³ siê w obrazowaniu cielesnego rozpasania id¹cego wraz z luŸnymi obyczajami. Jego kompozycja jest dynamiczna, ale zarazem bardzo powœci¹gliwa w obrazowaniu.

Tycjan – Bachanalia na wyspie Andrios.

Henryk Siemiradzki – Bachanalia. ❍

16 KURIER PLUS 1 PAÌDZIERNIKA 2022

www.kurierplus.com

Dooko³a sto³u

Adam Ma³osolny

Ksi¹¿ka kucharska astronauty

Podró¿e w kosmos, kosmiczna eksploracja i wreszcie zasiedlanie innych planet, takich jak choæby Mars, to przysz³oœæ naszej cywilizacji. Aby jednak tam dolecieæ i powróciæ trzeba zabraæ ze sob¹ du¿o jedzenia. Do tego powinno siê uprawiaæ podstawowe warzywa: tak na innej planecie jak i w swoim pojeŸdzie kosmicznym.

Jedzenie w przestrzeni kosmicznej wygl¹da zupe³nie inaczej ni¿ na Ziemi. Trzeba bardzo uwa¿aæ aby resztki jedzenia nie unosi³y siê w panuj¹cej w pojeŸdzie kosmicznym niewa¿koœci, bo mo¿e wywo³aæ to zwarcie w skomplikowanym systemie elektronicznym i przez to zagroziæ ludzkiemu ¿yciu. Dlatego to, co dostarcza siê astronautom na orbitê musi byæ g³êboko przemyœlane. Zamiast chleba z którego zostaje wiele okruszków zjada siê tam placki tortilli. Sól na orbicie miesza siê z wod¹, a pieprz z oliw¹. Na stacji kosmicznej nie ma lodówki, bo zu¿ywa ona za du¿o energii potrzebnej do przeprowadzania doœwiadczeñ. Z tego powodu jedzenie wysy³ane w kosmos przygotowuje siê tak aby siê nie psu³o i najczêœciej jest ono liofilizowane, czyli pozbawiane wilgoci w niskiej temperaturze. Dziêki temu jest ono tak¿e lekkie i jego transport nie kosztuje tak wiele. Obecnie za wys³anie kilograma zaopatrzenia w kosmos trzeba zap³aciæ 20 tysiêcy dolarów!

Rosjanin Jurij Gagarin by³ pierwszym cz³owiekiem w kosmosie, a tak¿e pierwszym, który zabra³ ze sob¹ na orbitê coœ do zjedzenia. Posila³ siê wprost z tubki - takiej jak dzisiejsze pasty do zêbów - któr¹ wype³niono past¹ z ugotowanej i zmielonej wo³owiny i w¹tróbki. Na deser mia³ tubkê z czekoladowym sosem. Pierwszy amerykañski astronauta - John Glenn - tak¿e zabra³ ze sob¹ ma³e co nieco i by³a to tubka wo³owiny z warzywami i deser z musu jab³kowego - tak¿e w tubce. Tego typu jedzenie w aluminiowych tubkach by³o tworzone dla pilotów wojskowych, lataj¹cych na dalekie wyprawy bombowe. Glenn mia³ ze sob¹ jeszcze jedn¹ tubkê wype³niona spaghetti, ale astronauta nie odwa¿y³ siê jej spróbowaæ. Wkrótce obok tubek pojawi³y siê kostki z suszonym jedzeniem zawiniêtym w jadaln¹ foliê, do której przykleja³y siê okruszki. Astronauci niezbyt lubili takie kosmiczne potrawy i czêsto woleli g³odowaæ, ni¿ jeœæ ohydn¹ papkê.

Rosjanie w tamtych czasach radzili sobie znacznie lepiej. Rosyjskie pojazdy kosmiczne zabiera³y ze sob¹ trzydzieœci ro¿nych potraw w tubkach. Do tego dochodzi³y pieczone specjalnie na kosmiczny lot bu³eczki, wielkoœci jednego kêsa, a tak¿e kostki salami, a do popicia sok z jagód i buraka. kosmicznym jedzeniu, choæ nie by³o to wcale ³atwe. W 1975 r. mia³a miejsca wspólna, sowiecko-amerykañska misja kosmiczna “Sojuz-Apollo”. Rosjanie podjêli swoich amerykañskich kolegów prawdziwie kosmiczn¹ uczt¹, na której podawano barszcz, ozorki w sosie i kawior. Dziesiêæ lat póŸniej meksykañski astronauta Rodolfo Neri Vela zaskoczy³ NASA plackami tortilli jakie zabra³ ze sob¹ w kosmos. Meksykanin podzieli³ siê tortill¹ z amerykañskimi kolegami i by³ to prawdziwie kulinarny, kosmiczny hit! Wszystkim tortille ogromnie smakowa³y i od tej pory zabiera siê je na ka¿d¹ kosmiczn¹ wyprawê. Specjaln¹ receptê na kosmiczne tortille opracowano w “Taco Bell” i dziœ trudno wyobrazic sobie lot kosmiczny bez tortilli.

Prawdziwa kulinarna rewolucja w kosmosie nasta³a wraz z kosmicznymi wahad³owcami. By³o tam niemal¿e wszystko to, co jedzono na ziemi. Nawet Coca-cola w puszkach. Jednak w stanie niewa¿koœci gazowany napój natychmiast zamienia³ siê w pianê. Chyba ka¿dy zna uczucie, gdy po wypiciu takiego napoju gazowanego, odbija siê on w ¿o³¹dku i w niezbyt elegancki sposób wydostaje siê na zewn¹trz w formie tzw. “bekniêcia”. Problem w tym, ¿e w kosmosie takie ‘bekniêcie” jest - oglêdnie mówi¹c… - mokre.

Dziœ, kiedy ludzie spêdzaj¹ na stacji kosmicznej ponad pó³ roku, a nawet d³u¿ej, wybór potraw jest znacznie wiêkszy i jest ich ponad 200. W ofercie s¹ befsztyki, kulki miêsne, kiszona kapusta i najbardziej obecnie popularne, gotowane krewetki. Potrawy dla astronautów opracowuj¹ najs³awniejsi szefowie kuchni, tacy jak Emeril Lagassi. Jednak nikt na orbicie nie jad³ tak dobrze jak kosmiczny turysta i milioner – Charles Simonyi, który a¿ dwa razy odwiedza³ stacjê kosmiczn¹. W zabranym przez siebie prowiancie mia³ pieczone kaczki i kuropatwy, a tak¿e torcik czekoladowy.

Brakowa³o do tego tylko prawdziwego w³oskiego espresso. Pierwsz¹ tak¹ kawê wypito w kosmosie w 2015 r., gdy dotar³a tam W³oszka, Samantha Cristoferetti. Maszyna do espresso trafi³a na ISS jako czêœæ w³oskiego eksperymentu kosmicznego, a przepis na kawê opracowa³a znana firma “Lavazza”. Stworzenie tego kosmicznego systemu do kawy zajê³o a¿ dwa lata! Kawa po wetkniêciu w ni¹ s³omki wydawa³a z siebie wspania³y ziemski zapach. Jest to wielkie dokonanie, bo na stacji kosmicznej jest tylko szcz¹tkowa atmosfera i nie czuje siê tam zbyt wielu zapachów, a dzialalnoœæ kubków smakowych spada œrednio o 30 procent. To z tego powodu najbardziej popularne potrawy w kosmosie s¹ niezwykle ostre i na Ziemi trudne do zjedzenia.

Czy czegoœ w tych kosmicznych zestawach brakuje? Oczywiœcie alkoholu. To tajemnica lotów kosmicznych, bo nikt nie chce siê przyznaæ, ¿e jego astronauta, bêd¹c na orbicie w stanie niewa¿koœci “wzmacnia” siê dodatkowo alkoholem.

Rosjanie - jak siê ³atwo domyœliæ - nigdy nie mieli z tym problemu i ju¿ w swoje pierwsze loty kosmiczne, zabierali s³u¿bowy przydzia³ armeñskiego koniaku, bo taki zalecili rosyjscy lekarze. Rosjanie pili wiêc w kosmosie na zdrowie i dla zdrowia. Buzz Aldrin, drugi cz³owiek na Ksiê¿ycu, wypi³ tam nieco wina, ze wzglêdów religijnych, przyjmuj¹c na srebrnym globie prezbiteriañsk¹ komuniê œwiêt¹.

Amerykanie próbowali wprowadziæ niewielkie iloœci alkoholu do swoich wypraw kosmicznych, ale zamiast u¿yæ sprawdzony armeñski koniak, wys³ali tam sherry. Efekt by³ nieoczekiwany, bo alkohol mia³ tak okropny zapach, ¿e za³og¹ szarpa³y torsje jeszcze d³ugo po jego usuniêciu. Ostatecznie NASA zakaza³a alkoholu na stacji pod pretekstem, ¿e jest ³atwopalny i mo¿e groziæ po¿arem.

Najwa¿niejszym napojem na stacji kosmicznej jest woda. Zbiorniki mieszcz¹ w sobie 2000 litrów i woda jest najwa¿niejszym dobrem na stacji. Ka¿dy produkt, który j¹ posiada - ³¹cznie z produktami przemiany materii - jest przetwarzany tak, aby odzyskaæ wodê. System na stacji kosmicznej jest tak wydajny, ¿e odzyskuje siê a¿ 93 proc. zu¿ytej wody. Nawet para wodna z oddychania i potu jest odzyskiwana i zamieniana na wodê. Amerykañska sekcja stacji filtruje urynê ludzk¹ i laboratoryjnych zwierz¹t, ale Rosjanie pracuj¹cy na stacji odmawiaj¹ spo¿ywania tak odzyskanej wody. Uwa¿aj¹, ¿e to przesada i korzystaj¹ z czystej wody, dostarczanej z Ziemi przez rosyjskie kosmiczne ciê¿arówki “Progress”.

Plany za³ogowego lotu na Marsa kompletnie zmieniaj¹ podejœcie do kosmicznej kuchni. Zabrane w podró¿ jedzenie musi wytrzymaæ co najmniej piêæ lat. Byæ mo¿e trzeba bêdzie wys³aæ na Marsa rakietê z jedzeniem zanim w tak¹ podró¿ wystartuje ziemska za³oga. Do tego pojazd kosmiczny musi byæ na tyle du¿y aby pomieœci³ ogród hydroponiczny, gdzie ros³yby warzywa.

Pierwsze próby wyhodowania czegoœ na z¹b w warunkach niewa¿koœci s¹ bardzo obiecuj¹ce. Na orbicie uros³a ju¿ rzodkiewka, sa³ata, kapusta, gorczyca i jarmu¿. Dopóki jednak nie zostanie rozwi¹zany problem stworzenia sztucznej grawitacji, gotowanie w kosmosie nadal bêdzie niemo¿liwe. Czy w koñcu do tego dojdzie i powstanie prawdziwa “Ksi¹¿ka kucharska astronauty”? Po¿yjemy – zobaczymy.

Karen Nyberg – amerykañska astronautka. Kosmiczne obiady z tubki.

W czasach tej kosmicznej walki o dominacjê, Amerykanie starali siê szybko dogoniæ Rosjan - tak¿e w jedzeniu i do kosmicznego menu wesz³y mini kanapki z tuñczykiem, kie³basa w kostkach, budyñ z moreli i kostki ananasa. Brzmi to lepiej ni¿ naprawdê smakowa³o. Astronauci porównywali smak takiej kie³basy do smaku zmielonej opony.

Do zamkniêtej w szczelnym opakowaniu potrawy dodawano odpowiedni¹ iloœæ wody, a nastêpnie tak¹ zmieszan¹ zawartoœæ wciskano najpierw do tuby, a nastêpnie tub¹ do ust. Nie by³ to zbyt apetyczny sposób jedzenia i dosz³o do tego, ¿e astronauta John Young zabra³ ze sob¹ w kosmicznej w misji “Gemini 3” zupe³nie ziemsk¹ kanapkê z peklowan¹ wo³owin¹. Young mia³ z tego powodu du¿e k³opoty i w nastêpnych lotach dok³adnie sprawdzano wszystko, co astronauci zabierali ze sob¹ w kosmos. Intensywnie pracowano jednak nad tym, aby kosmiczne jedzenie by³o smaczne i atrakcyjne.

Prze³omem by³ lot misji “Apollo 7”, gdzie zjedzono na orbicie pierwsz¹ porcjê lpdów. Tu trzeba dodaæ, ¿e takich lodów wiêcej nie zabierano, bo smakowa³y jak styropian. Nastêpna za³oga w misji “Apollo 8” spêdzi³a w kosmosie, orbituj¹c wokó³ Ksiê¿yca, Bo¿e Narodzenie i na swi¹teczny obiad zabrali ze sob¹ indyka w sosie i placek owocowy. Kiedy cz³owiek w koñcu wyl¹dowa³ na Ksiê¿ycu pierwszym daniem na srebrnym globie by³ sma¿ony boczek. Pierwszy piknik na Ksiê¿ycu urz¹dzi³a sobie za³oga “Apollo 15” i by³y to batoniki morelowe, zainstalowane na tê okolicznoœæ wewn¹trz kombinezonu.

Rosjanie nigdy nie wyl¹dowali na Ksiê¿ycu, ale nadal jedzenie jakie zabierali ze sob¹ bi³o na g³owê to, jakie przygotowywali Amerykanie. W 1971 r. na stacji “Salut 1” œwiêtowano urodziny kosmonauty Wiktora Pacajewa, jedz¹c w¹tróbkê drobiow¹ z cebulk¹ a na deser pastê ze œliwek.

W1973 r. na orbicie umieszczono amerykañsk¹ stacjê kosmiczn¹ - “Skylab”, gdzie zainstalowano pierwsz¹ kosmiczn¹ jadalniê. By³a tam tak¿e lodówka zaopatrzona w 72 ró¿ne potrawy! Amerykanie wreszcie zaczêli doganiaæ Rosjan w ❍

This article is from: