Laboratorium Kultury 2 (2013)

Page 1



"#$%&#'%&()*+ %URQLV覺DZD 0DOLQRZVNLHJR !"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

768"95:";

<"%69*="5(9'64'5> ?8")*='@"%69*

+"&$4'56*.012 !


Laboratorium Kultury 2 (2013)

Laboratorium Kultury

Rocznik, ISSN 2084-4697 Wersją prymarną jest forma drukowana, wersja pdf jest dostępna na stronie http://www.laboratoriumkultury.us.edu.pl/PDF/LK_2013.pdf Redaktorzu numeru: Marek Pacukiewicz, Adam Pisarek Redaktor naczelny: "EBN 1JTBSFL r Przewodnicząca Rady Naukowej: Ewa Kosowska Redaktorzy tematyczni: Kamil Buchta, Jakub Dziewit, Marek Pacukiewicz, MałgoS[BUB 3ZHJFMTLB &NJMJB 8JFD[PSLPXTLB r Redaktor językowy: Małgorzata Rygielska Sekretarz redakcji: ,BNJMB (ˌTJLPXTLB r Redaktor wydawniczy: Jakub Dziewit Korekta: &NJMJB 8JFD[PSLPXTLB r Tłumaczenia: ,BNJMB (ˌTJLPXTLB r Redaktor techniczny, skład: 5PNBT[ ,JF LPXTLJ r Opieka artystyczna, projekt graficzny: Agnieszka -FT[ r Współpraca redakcyjna: Grażyna Wilk oraz Elżbieta Gwóźdź i Małgorzata Kołodziej Lista recenzentów współpracujących publikowana jest na stronie http://www.laboratoriumkultury.us.edu.pl Wydawca:

Adres redakcji: Laboratorium Kultury Plac Sejmu Śląskiego 1 40-032 Katowice

grupakulturalna.pl

ul. Słowackiego 15/13 40-094 Katowice

Publikacja dofinansowana przez Uniwersytet Śląski w Katowicach. Współpraca:

Wszystkie zdjęcia wykorzystane w publikacji pochodzą ze zbiorów biblioteki London School of Economics and Political Science. Wszystkie artykuły opublikowane w „Laboratorium Kultury” są dostępne na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych 3.0 Unported.

Druk i oprawa: Booksfactory / www.booksfactory.pl Nakład: 250 egzemplarzy Katowice 2013 2


Etnograf jest własnym kronikarzem (a zarazem i historykiem w jednej osobie); jego źródła, choć niewątpliwie łatwo dostępne, są niezwykle trudne do uchwycenia i zarazem bardzo złożone; nie są one zawarte w jakiś trwałych, materialnych dokumentach, lecz w zachowaniu i pamięci żywych ludzi. B. Malinowski, Argonauci zachodniego Pacyfiku

,


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

Marek Pacukiewicz, Adam Pisarek Ewa Kosowska, Anna Gomóła Małgorzata Rygielska Adam Pisarek

Jakub Dziewit

Kamil Buchta

Marek Pacukiewicz Paulina Miśkiewicz Magda Anna Korbela

Kamil Kozakowski

Zuzanna Orzeł Emilia Wieczorkowska Kamila Gęsikowska Dobrosława Wężowicz-Ziółkowska

-


Spis treści Wprowadzenie

7

Kuchnia w Biszkeku

13

Listy uwierzytelniające antropologa

29

Antropolog, czyli gość. O badaniach terenowych Bronisława Malinowskiego jako formie kontaktu kulturowego

61

Jak połamać sobie zęby? Analiza polskiego dyskursu nt. twórczości fotograficznej Bronisława Malinowskiego

93

Funkcje i interpretacje. Analiza porównawcza założeń teoretycznych Malinowskiego i Geertza

121

Złote runo

151

Bronisław Malinowski – nauczyciel przyszłych badaczy

175

„Wyobraź sobie czytelniku…” – obraz Trobriandów w Argonautach zachodniego Pacyfiku

197

„Demony” Malinowskiego, czyli o czarownikach i wiedźmach z obszaru Nowej Gwinei

217

Malinowski w „Żółtym Prostokącie”, czyli po co nam antropologia?

235

Między monografią a…?

257

Historia pewnego małżeństwa

265

Kolejnej rewolucji nie będzie

275

Indeks osób

283 .


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

/


AB%$4"8>6C'6

W historii nauki bardzo często wskazuje się swoiste postaci-symbole, kojarzone z wielkimi przełomami; ich dzieła to „kamienie milowe” określonych dyscyplin. Z biegiem czasu jednak owe „kamienie milowe” stają się coraz bardziej skondensowanymi znakami podsumowującymi długie, skomplikowane narracje. Tak było również w przypadku Bronisława Malinowskiego. Zaproponowany przez niego model badań terenowych doczekał się dociekliwych opracowań, jak i zdecydowanej krytyki; bardzo często ulegał przy tym uogólnieniu. Jesteśmy przekonani, że warto z tego powodu po raz kolejny spojrzeć na klasyczny dziś tekst Argonautów zachodniego Pacyfiku, zwracając uwagę nie tylko na „dyskurs” antropologicznego projektu Bronisława Malinowskiego, ale również na konkretne narzędzia i strategie stosowane w badaniu kultury partykularnej. Warto więc pochylić się nad tym, w jaki sposób swoją koncepcję badawczą określa, wyraża i prezentuje sam antropolog – gdzie przebiegają granice jego „laboratorium”, rozumianego nie tylko jako określona przestrzeń i zamieszkujący ją tubylcy, ale również cały sztafaż praktyk terenowych, opisowych, analitycznych i interpretacyjnych. 0


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

Teksty pomieszczone w niniejszym tomie prezentują różne perspektywy oglądu; zarówno pod względem formalnym jak i metodologicznym. Wydaje się nam, że dzięki zróżnicowaniu narzędzi badawczych i teoretycznych, jak również stylów narracji aplikowanych do Argonautów, uwypuklone zostały złożone konteksty i aspekty tego dzieła. Zdajemy sobie sprawę, że (nawiązując do sformułowań samego Malinowskiego) wielu badaczy „robiło” już ten „teren”; mamy jednak nadzieję, że nasz „survey” również przyczyni się do wzbogacenia wiedzy o nim. Grażyna Kubica we wstępie do najnowszego wydania Argonautów… napisała: „Wokół postaci antropologa i jego głównego dzieła narosło już tyle interpretacji, że dobrze będzie wrócić do samego tekstu”1. Pracowaliśmy nad Laboratorium Bronisława Malinowskiego, wsłuchując się w te słowa. Zadaliśmy sobie również szereg pytań, które Kubica sformułowała w swoim artykule: „Czego możemy się dowiedzieć o Argonautach dzisiaj? Czym dla nas może być tak książka po przeszło 80 latach od jej napisania? Czy jest tylko hermetyczną klasyką, czy ciągle inspirującym przykładem literatury antropologicznej? Czy jesteśmy jeszcze w stanie zachwycić się tym niewiarygodnym przykładem etnograficznej roboty?”2. Na pewno nie uzyskaliśmy wyczerpującej odpowiedzi, mamy jednak nadzieję, że niniejszy tom będzie dowodem, że na początku XXI w. warto wczytać się ponownie w klasykę literatury antropologicznej. W tym kontekście drugi numer czasopisma jest również deklaracją strategii, jaka ma przyświecać „Laboratorium Kultury”: strategii powrotu do miejsc, tekstów i nazwisk kluczowych dla wyznaczenia granic nauk o kulturze i centralnych dla owej refleksji pojęć. Dodajmy jeszcze, że trzymany przez Państwa w rękach tom stanowi również uwieńczenie projektu badawczego Laboratorium Bronisława Malinowskiego, realizowanego przez Naukowe Koło Antropologii Kultury pod patronatem „Laboratorium Kultury” w latach 2012–2013. Ponieważ rok założenia Koła na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Śląskiego przy Zakładzie Teorii i Historii Kultury zbiegł się z 90. rocznicą wydania Argonautów zachodniego Pacyfiku Bronisława Malinowskiego, temat pierwszego wspólnego przedsięwzięcia nasunął się niejako sam. W trakcie cyklicznych spotkań Studenci, wspierani przez Pracowników i Doktorantów z Zakładu Teorii i Historii Kultury, szczegółowo 1 G. Kubica, Argonauci, Trobriandy i kula z perspektywy stulecia, w: B. Malinowski, Argonauci zachodniego Pacyfiku. Relacje o poczynaniach i przygodach krajowców z Nowej Gwinei, przeł. B. Olszewska-Dyoniziak, S. Szynkiewicz, przekł. opracował i posł. opatrzył A. Waligórski, PWN, Warszawa 2005, s. XX. 2 Tamże.

1


:SURZDG]HQLH

analizowali trobriandzką monografię, starając się poprzez jej tekst zrekonstruować metody i strategie badawcze klasyka XX-wiecznej antropologii. W ramach projektu zorganizowana została również konferencja naukowa, która odbyła się 10 kwietnia 2013 r., trzy dni po kolejnej rocznicy urodzin Bronisława Malinowskiego.

*** Niniejszy tom nie powstałby, gdyby nie wsparcie wielu osób i instytucji. Chcielibyśmy niezwykle serdecznie podziękować Bibliotece London School of Economics & Political Science, dzięki której w numerze znalazły się reprodukcje fotografii Bronisława Malinowskiego oraz Zakładowi Teorii i Historii Kultury Uniwersytetu Śląskiego za opiekę instytucjonalną nad projektem i czasopismem. Przede wszystkim jesteśmy niezwykle wdzięczni za cenne rady, merytoryczną pomoc i wielką przychylność Pani Profesor Ewie Kosowskiej i Pani Profesor Annie Gomóle. Musimy również dodać, że wygląd numeru zawdzięczamy w dużej mierze Pani Catherine McIntyre, która odpowiadała cierpliwie na dziesiątki pytań dotyczących wykorzystania zdjęć z trobriandzkiej kolekcji Malinowskiego. Dziękujemy również Pani Grażynie Wilk za nieocenioną pomoc redakcyjną.

Marek Pacukiewicz Adam Pisarek

2


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

!3


Library of the London School of Economics & Political Science Archiwum Bronisława Malinowskiego Kategoria 3/18 - Ethnographer, zdjęcie 13 (fragment)


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

7ddW =ecÈėW

Dr hab., adiunkt w Zakładzie Teorii i Historii Kultury UŚ. Zajmuje się badaniami nad antropologicznymi uwarunkowaniami nauki polskiej. Autorka i redaktorka kilku książek. Opublikowała m.in.: Saga rodu Borejków (2004), Jan Michał Witort – wprowadzenie do antropologii pokolenia „ludzi naukowych” (2011), [red.] Konstanty Ildefons Gałczyński – znany i nieznany. Szkice i rozprawy (2005), [współred.] Wiedza o kulturze w szkole (2007), [współred.] Bezpieczny świat wielu kultur i narodów (2011).

D4"*+$@$4@9"

Prof. zw. dr hab., filolog i kulturoznawca, kieruje Zakładem Teorii i Historii Kultury w Instytucie Nauk o Kulturze i Studiów Interdyscyplinarnych w Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Pracuje nad wykorzystywaniem tekstu literackiego w badaniach antropologiczno-kulturowych. Autorka i redaktorka kilkunastu książek. Opublikowała m.in.: Negocjacje i kompromisy. Antropologia polskości Henryka Sienkiewicza (2002), Antropologia literatury (2003), Stąd do Teksasu (2006); [red.] Wstyd w kulturze 2 (2008). !4


7ddW =ecÈėW D4"*+$@$4@9"

+(5EC'"*4*F'@>969(

Na przełomie września i października 2012 r. byłyśmy w Kirgistanie. Program dwutygodniowego wyjazdu naukowego przewidywał przede wszystkim pobyt w Biszkeku. Wynajęte od Eugenii Michajłowny mieszkanie w centrum kirgiskiej stolicy okazało się znacznie wygodniejsze i tańsze niż planowany wcześniej hotel. Pozwoliło nam też swobodnie dysponować czasem: dogodna lokalizacja umożliwiała korzystanie z bogatej oferty naukowej i kulturalnej. Z reguły sporo czasu spędzałyśmy na uniwersytetach: wyjazd na międzynarodową konferencję wiązał się z gościnnymi wykładami i spotkaniami. W Biszkeku jest także kilkanaście muzeów, galerii sztuki, teatrów – przyjaciele zaplanowali dla nas na tyle bogaty program, że na własną inicjatywę pozostawało już niewiele czasu. Tym mniej na odpoczynek. Jednak pod koniec pobytu zdarzyła się deszczowa niedziela: początek jesieni nie nastrajał do nadmiernej aktywności. Zwiedziłyśmy zatem pobliskie muzeum rewolucjonisty Michaiła Frunzego (jego imię w latach 1926–1991 nosiła stolica republiki), a potem wróciłyśmy do domu na gorącą kawę. Niełatwo po kilku miesiącach odtworzyć ścieżki, jakie wiodły nas od wymiany wrażeń po kontakcie z zabytkami czasów rewolucji do rozważań na temat potrzeby porządkowania teorii potrzeb kulturowych. Niewątpliwie punktem wyjścia był przeniesiony w całości do muzeum rodzinny dom Frunzego. Zastanawiałyśmy !,


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

się, co skłoniło syna dobrze sytuowanego prowincjonalnego lekarza do wyboru tak dramatycznej drogi życiowej; jak opisać zależność między indywidualnymi motywacjami ludzkich wyborów a manifestowanymi postawami, między biologicznymi i pozabiologicznymi potrzebami a reakcjami kulturowymi. Siedząc w kuchni Eugenii Michajłowny i popijając kawę, wpadłyśmy w wir dyskusji. Minęło sporo czasu, zanim zorientowałyśmy się, że dochodzimy do ustaleń, które należałoby utrwalić. Tak powstał nagrany na dyktafon, a potem spisany i autoryzowany zapis refleksji, którym sprzyjała atmosfera pewnego gościnnego domu w Biszkeku. E.K. Mówienie o tym, że człowiek posiada potrzeby, zakrawa na truizm. Gdy jednak spojrzymy na ten problem z perspektywy teorii kultury, to okaże się, że kategoria potrzeby pojawia się praktycznie przy każdej próbie odpowiedzi na pytanie o genezę i funkcje, a niekiedy także o strukturę kultury. Ewolucjoniści nie rozwinęli autonomicznej teorii potrzeb, ale rolę tychże w tworzeniu kultury uwzględniali implicite. Gdy spojrzymy chociażby na Bastianowską koncepcję idei elementarnych, łatwo to dostrzec. A.G. Przecież jeśli każdy skrawek ziemi może być ojczyzną wynalazku, a już starożytni twierdzili, że „matką wynalazku jest potrzeba”, to bez reakcji na pojawiające się potrzeby indywidualne... E.K. ...pytanie zresztą, na ile to, co uznajemy za indywidualne, jest indywidualne w istocie... A.G. ...ale przede wszystkim bez reakcji na potrzeby społeczne nie można mówić o kulturze w znanej nam dzisiaj postaci. E.K. Bardzo wyraziście postrzegał tę implikację Malinowski, twierdząc, że kultura jest zespołem reakcji na podstawowe i pochodne potrzeby człowieka. A.G. Co ważne – Malinowski, w przeciwieństwie do wielu innych badaczy, te potrzeby – które można określić wtórnymi – lokuje poza człowiekiem, w środowisku kulturowym. Potrzeby te, zwane przez niego pochodnymi, nie są bezpośrednimi potrzebami człowieka, ale wtórnego środowiska, które stworzył. Ponieważ jednak człowiek nie zaspokaja swych potrzeb bezpośrednio, tylko poprzez owo środowisko, to jest ono warunkiem zaspokojenia potrzeb biologicznych. Człowiek zatem, zaspokajając potrzeby biologiczne w środowisku kulturowym, tworzy, a potem zaspokaja potrzeby pochodne. E.K. Pojęcie potrzeby w odniesieniu do koncepcji Malinowskiego jest bardzo ogólne, można powiedzieć – mało operacyjne, ponieważ łączy w sobie zbyt wiele różnych znaczeń i odesłań. Podobnie zresztą jest u Ralpha Lintona, !-


7ddW =ecÈėW" ;mW AeiemiaW" .XFKQLD Z %LV]NHNX

chociaż ten, w przeciwieństwie do Malinowskiego, świadomie rezygnuje z analizy potrzeb podstawowych, fizjologicznych, ograniczając się do wtórnych, psychologicznych, czyli: bezpieczeństwa na dłuższą metę, odzewu emocjonalnego i nowych doświadczeń. Jednak żadna z nich nie jest jednorodna i każda prowokuje do kolejnych pytań. Potrzeba odzewu emocjonalnego jest zróżnicowana w zależności od normy biograficznej – dziecko potrzebę odzewu powinno mieć zaspokojoną natychmiast, dorosły może ją mieć retardowaną. Nie tak dawno temu można było na przykład czekać dwadzieścia lat na czyjś powrót z Syberii, w nadziei, że ów powrót będzie spełnieniem emocjonalnych oczekiwań. Więcej – nadzieja na zaspokojenie też była jakąś formą zaspokojenia. Nadzieja jest bowiem formą reakcji na potrzebę. Jeżeli kobieta kiedyś czekała na narzeczonego przez lata, to tworzyła wizję potencjalnego spotkania. A jednocześnie unikała emocjonalnej pustki, w przekonaniu, że gdzieś jest ktoś, kto kocha, myśli i czeka. Człowiek potrafi sobie skonstruować świat emocjonalny w oparciu o drugą osobę, której fizycznie przy nim nie ma, może ten świat tworzyć w wyobraźni, ponieważ ma kulturową świadomość, że obecność drugiego jest dla niego bardzo ważna. Czasami to tylko intuicja, która każe uznawać, że kontakt z innym człowiekiem, tu i teraz, jest wartością. Czasami jest to wyraźna świadomość kulturowej czy emocjonalnej wspólnoty. A.G. Nasuwa się pytanie, na ile taka postawa ugruntowała się i upowszechniła dopiero po romantyzmie. E.K. Niewątpliwie manifestowanie uczuć pojawia się znacznie wcześniej: spójrzmy na staroegipskie freski nagrobne, płaskorzeźbę na etruskim grobowcu przedstawiającą zakochanych małżonków. Literatura, w tym już liryka starogrecka wyraźnie wskazują na wartość więzi emocjonalnych, chociaż na podstawie takich źródeł nie możemy rozstrzygnąć, czy mamy tu do czynienia z wzorami rzeczywistymi czy idealnymi. Potrzeby psychologiczne, o których pisze Linton, są uniwersalne tylko w pewnym wymiarze. Istnieją przecież różnorodne sposoby realizacji potrzeby odzewu emocjonalnego, a są one zróżnicowane kulturowo, w tym środowiskowo i biograficznie. Nikt jeszcze nie opisał, jaki może być repertuar tych potrzeb, jaka jest ich skala i formy oczekiwanej realizacji, tym bardziej, że wchodzimy tu w chronioną sferę życia osobistego. Natomiast akcentowana przez Lintona potrzeba nowych doświadczeń jest ważna, ponieważ przekłada się między innymi na poszukiwania nowych lądów czy odkrycia geograficzne... A.G. Czyli to wszystko, co jest wobec człowieka zewnętrzne. E.K. Tak, ale nie zapominajmy, że w potrzebie tej kryje się jeszcze jeden bardzo istotny aspekt – kwestia aspiracji. Przez aspiracje mamy natomiast przejście !.


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

na umiejętności, wiedzę oraz ideologię. Zatem nie tylko dążymy do nowości w zakresie posiadania nowej kuchenki mikrofalowej czy poznania nowych sposobów całowania, ale także w zakresie zrozumienia zauważanych prawidłowości i rozpoznania nowych idei. Potrzeba nowych doświadczeń nie jest jednorodna, i na poziomie refleksji teoretycznej powinna zostać potraktowana jako znamienna generalizacja, w praktyce wymagająca jednak gruntownej analizy każdego przykładu, jaki przywołujemy. A.G. Poziomy aspiracyjne zależą między innymi od statusu biograficznego – bardzo młody człowiek odczuwa potrzebę nowych doświadczeń bez przerwy i bez przerwy ją zaspokaja. Te działania budują jego obraz świata, systematycznie go uzupełniają i przekształcają. To, co zyskujemy dzięki poszukiwaniu tego, czego jeszcze nie rozumiemy, przekształca nasz sposób istnienia. Ten mechanizm dostrzegamy zarówno w cyklu życia jednostki, jak i – co zauważyli Jurij Łotman i Boris Uspienski – w trwaniu danej kultury. Kształtowanie się pojedynczego człowieka, jego rozwój osobniczy jest oczywiście uzależniony od kultury, w której ów człowiek żyje. Wydaje się, że w kulturach zwanych „tradycyjnymi” proces ten bywa bardziej przewidywalny, przynajmniej na tyle, że liczba dostępnych „modułów” wiedzy i sposobów interpretacji życiowych wydarzeń jest dość ograniczona. Co więcej – kulturowo zorganizowany przebieg nabywania nowych wiadomości i przeinterpretowywania starego zasobu odbywa się w bardziej uporządkowany sposób – kolejne etapy życia wymagają „zaliczenia” następnych „modułów” wiedzy, a rytuały przejścia można uznać za rodzaj życiowych egzaminów. Jest to związane z tym, iż w kulturach tradycyjnych przekonstruowywanie obowiązującego modelu wiedzy odbywa się bardzo subtelnie i dla ludzi z zewnątrz często niezauważalnie (to sprawia, że nawet badacze – na co zwrócił uwagę Michael Carrithers – ulegają mitowi ich niezmienności). Natomiast w kulturach złożonych, a zwłaszcza we współczesnej kulturze globalnej „uwolniona informacja” (przez Neila Postmana trafnie nazwana „kulturowym AIDS”) sprawia, że trudno wskazać, co i w jakim stopniu kształtuje młodego człowieka i daje mu narzędzia do rozumienia świata. Ta prawidłowość może stanowić podstawę typologii kultur, ponieważ przekonstruowywanie w kulturach złożonych, cywilizacyjnych odbywa się bardziej spektakularnie – zmiana kulturowa, która jest rodzajem wartości i konieczności zarazem... E.K. ... i pewnego dążenia i pewnego imperatywu.... A.G. ...jest uzależniona, po pierwsze, od wieku, a wiek generuje rodzaje i kierunek poszukiwań. Po wtóre, ważne jest, czy szukamy tego, co jest wewnątrz, czy tego, co jest na zewnątrz. Jeżeli jako dziecko poznajemy zewnętrzność to !/


7ddW =ecÈėW" ;mW AeiemiaW" .XFKQLD Z %LV]NHNX

musimy z niej konstruować rzeczywistość. A kiedy dostrzegamy, że zewnętrzność jest też jakoś skonstruowana, wtedy musimy próbować znaleźć narzędzia do jej rozumienia i ją dostosować do własnych potrzeb… E.K. ...do naszych kompetencji. W którymś momencie powiedziałaś, że próbujemy zrozumieć świat. A.G. Lub przynajmniej jakiś jego fragment. Nie możemy tego zrobić od razu, ale sposób, w jaki rozczłonkowujemy nasz „przedmiot poznania” jest wielorako uwarunkowany. Początkowo nie zdajemy sobie sprawy z tego mechanizmu, po prostu mamy potrzebę poznania lub zrozumienia jakiejś cząstki otaczającego nas świata. E.K. To by oznaczało, że nasze potrzeby mogą, a nawet muszą przekładać się na konkrety i na bezpośrednie zaspokojenie w postaci konkretnych wytworów – zarówno materialnych, jak i społecznych, a nawet duchowych. Na przykład dziecko, czując zagrożenie, tuli się do matki, a dorosły zaczyna się modlić. Choć z modlitwą sprawa jest bardziej skomplikowana – to trzeba jeszcze rozważyć. Są potrzeby, które się przekładają na pewien rodzaj dążeń – to takie potrzeby z retardacją – potrzeby z wbudowaną potrzebą odwleczenia realizacji. A.G. Poniekąd potrzeby realizowane procesualnie. E.K. Nie o realizację mi teraz chodzi – interesująca jest sama natura potrzeby. Jeśli na przykład mam potrzebę, o której wiem, że nie może się zrealizować od razu, to moją potrzebą z innego poziomu staje się dążenie, by ta pierwsza realizowała się przez dłuższy czas. Chęć dłuższego oczekiwania na efekt Maria Ossowska nazwała potrzebą antycypacyjną. To dobre określenie – jego autorka jako przykład potrzeby antycypacyjnej podaje czekanie na prezent. Nie tylko sam prezent jest ważny, ale i potrzeba, a może przyjemność oczekiwania na niespodziankę. Uważam, że należy opracować teorię potrzeb antycypacyjnych, bo one dotyczą bardzo wielu różnych poziomów naszego życia. Mogą dotyczyć procesu wykonywania czegoś, realizacji, bo w tym procesie też się człowiek może spełniać. Ale chyba ważniejszy jest sam proces oczekiwania na to, że będzie można zacząć coś robić, zanim zacznie się robić, by uzyskać efekt. Tu już są wstępnie zarysowane poziomy tego, jak te potrzeby związane z dążeniami można by było klasyfikować. Potem jest kwestia potrzeby zinwentaryzowania rozmaitych dążeń. Można wstępnie przyjąć, że ideologia jest formą ich inwentaryzowania, porządkowania, klasyfikacji... A.G .... i ustalania hierarchii. E.K. Zgoda. To cel ideologii. Czym natomiast jest idea jako potrzeba? Wydaje się, że idea byłaby zgodą na niemożliwość całkowitego spełnienia, formą !0


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

potrzeby, która nie musi być zaspokojona do końca, ale która wskazuje kierunek myślenia, rozwoju, zainteresowań... A.G. Czy mówisz o idei, czy o typie wzoru idealnego? E.K. Mówię o idei jako wartości, która może być potem przekładana na różne wzory idealne. Bo na przykład, jeśli we wszystkich znanych społeczeństwach jest idea „dobrego człowieka”, to przecież równocześnie istnieją różne wzory idealne pokazujące, co to znaczy być dobrym człowiekiem. W każdej kulturze ten „dobry człowiek” istnieje jako określony wzorzec postępowania. „Kali kupić krowę”, „Kali dać krowę” albo „Kali ukraść krowę”. Ale wiadomo, że jeśli Kali ma być dobry, to musi coś robić, spełniać jakieś warunki. Wzór idealny jest po to, by wskazywać Kalemu kierunek działania. Dlatego sądzę, że idea jest uniwersalna a wzory kulturowe są kontekstualne. Ideę dobrego człowieka mamy u Kanta – myślę o imperatywie kategorycznym, ale aż strach, co by było, gdyby podporządkować ją innym założeniom etycznym. Na wysokim poziomie uogólnienia wszystko ma swoje stosunkowo oczywiste uzasadnienie, chociaż nie zawsze jest łatwo ten wysoki poziom uogólnienia sformułować. A.G. Twoim zdaniem, diabeł tkwi w szczegółach? E.K. Zdecydowanie tak. Dlatego mówienie o koncepcji potrzeb Malinowskiego zawsze stanowi dla mnie pewien problem – nie lubię samego słowa „potrzeba”, bo w języku polskim jest ono zbyt ogólne. Zbyt wiele się za nim kryje. Można powiedzieć, że należy do grupy terminów blokujących myślenie. Dopóki się go nie zidentyfikuje w tej funkcji, trudno się nim właściwie posługiwać, bo w ferworze dyskusji w sposób niekontrolowany przeskakujemy z jednego poziomu refleksji na inny. Żeby to niebezpieczeństwo wyeliminować, należałoby zidentyfikować kryjące się za samym słowem znaczenia i próbować je opisać – funkcjonalnie i strukturalnie. Analizę funkcjonalną potrzeb warto połączyć z pogłębioną refleksją chociażby nad problemem instytucji kulturowej z pytaniem o jej funkcje i o cel, ale też z pytaniem o funkcję celu, czyli o funkcję wartości wzoru idealnego – jak to kiedyś powiedział dr Eugeniusz Jaworski. A.G. W refleksji Malinowskiego priorytetowa wydaje się funkcja i... E.K. ....i instytucja jako jednostka opisu kultury... A.G. ...czyli analiza funkcjonalna i analiza instytucjonalna – kwestia tego, czym jest efekt końcowy i jak do niego dochodzi. Ważne jest również pytanie, na które kiedyś zwróciłaś uwagę: jaka jest różnica między „po co” i „dlaczego?”. E.K. Jasne. Przywołajmy dla przykładu jakąś instytucję edukacyjną. A.G. Czy instytucją edukacyjną jest szkoła, czy uczenie dzieci? E.K. Instytucją edukacyjną jest dla mnie szkoła, bo mamy tam i personel !1


7ddW =ecÈėW" ;mW AeiemiaW" .XFKQLD Z %LV]NHNX

i normy, a tworzymy ją po to, żeby kształcić dzieci w sposób zestandaryzowany. Na marginesie: Alvin Toffler uważa, że współczesna szkoła, uformowana w początkowym okresie rozwoju cywilizacji naukowo-technicznej i na potrzeby społeczeństwa industrialnego, posiada cele ukryte: uczenie punktualności, posłuszeństwa i rutyny. To zakładałoby diaboliczny zamysł twórców tej szacownej instytucji; byłabym raczej skłonna twierdzić, że Tofflerowi udało się zidentyfikować funkcje, zresztą jak się okazało niezmiernie przydatne, które zostały spożytkowane w procesie przebudowy, „unowocześniania” infrastruktury społecznej. A.G. Czy formuła „szkoła to instytucja” nie jest przypadkiem metaforą? E.K. Nie. Przyjęłabym, że szkoła jest instytucją, która ma przejrzystą zasadę naczelną, zakładającą, że wartością jest uczenie dzieci, i nieprzewidywalną dodatkową funkcję, jaką jest nauczenie nie tylko tego, czego szkoła chce ich nauczyć. Ale przecież dzieci uczą się także w domu; tam zresztą wcześniej dostrzeżono wartość uczenia. I to, co z domu wyniosą, jest niezwykle ważne dla ich funkcjonowania w społeczeństwie. Nie mówimy jednak, że dom, a w praktyce rodzina, jest instytucją edukacyjną, chociaż niewątpliwie taką rolę też odgrywa, podobnie zresztą jak środowisko pozadomowe. Szkoła jako instytucja wyspecjalizowana pojawia się na pewnym etapie rozwoju społeczeństwa złożonego. W pewnym momencie wiedza i umiejętności wyniesione z domu przestają wystarczać, a konieczność wypracowania wzorców rozmaitych nowych zachowań, w tym komunikacyjnych, obowiązujących w wielkich społecznościach, wymusza standaryzację w treningu kolejnych pokoleń. A.G. To, o czym w tej chwili mówimy, wiąże się z pytaniem o klasyfikację instytucji... E.K. Tę klasyfikację Malinowski uzależnia przede wszystkim od zasad społecznej integracji. W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że zasada naczelna instytucji wiąże się z jedną z zasad integracji społecznej. Natomiast zasady integracji społecznej są formą reakcji na potrzebę integracji. A.G. Potrzeby integracyjne pojawiają się na różnych poziomach. E.K. Wynikają z potrzeby zaspakajania potrzeb biologicznych bądź innych potrzeb wtórnych. Żeby je zaspokoić, należy działać celowo, zatem w zasadzie naczelnej instytucji jest cel (zaspokojenie) i kierunek działania, którym dodatkowo przypisywana jest określona wartość. A.G. Jeśli chodzi o zasadę naczelną, czyli statut, mamy do czynienia z antropologicznym paradoksem, dzięki któremu Malinowskiemu udaje się opisać w sposób oczywisty, to, co pozornie oczywiste, po to, by wyciągnąć na plan !2


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

pierwszy to, co bywa zupełnie nieoczywiste. Jeżeli zakładamy, że ludzie świadomie zbierają się po to (chodzi tu o zasadę naczelną), żeby zbudować łódź, dom czy kształcić dzieci, to zbierają się w teoretycznie konkretnym celu. Natomiast Malinowski opisuje poziomy nieoczywistości, czyli konsekwencje braku teoretycznej wiedzy o spójności kulturowej, a więc niedostrzeganie tego, że ten cel, który jest celem pozornie... E.K. ...nadrzędnym... A.G. ...nie tylko – pozornie trafnie, lecz wybiórczo określonym – w rzeczywistości punktowo wskazuje zadanie, a jednocześnie – dodatkowo ujawnia niewidoczne uprzednio relacje. Z jednej strony mamy pytanie „po co” sformułowane na poziomie celu. Malinowski mówi, że na to pytanie jest odpowiedzią funkcja, która wskazuje całą złożoność procesu realizacji zadania, dzięki czemu proste pytanie „po co” zyskuje głęboką odpowiedź na niesformułowane pytanie „dlaczego”. I to tworzy napięcie między strukturą głęboką i powierzchniową. E.K. A z drugiej strony mamy pytanie „dlaczego”, albo lepiej: „z jakiego powodu?”, nie formułowane wprost dlatego głównie, że odsyła do diachronii, do tego, co jest przeszłością teraźniejszości. Funkcjonalizm był w dużej mierze reakcją na ewolucjonizm i na kierunki historyczne. Uzależniając opis kultury od funkcji Malinowski stawiał na teraźniejszość, rezygnował z wyjaśniania przyczyn. Tymczasem, jak słusznie zauważyłaś, w złożoności procesu realizacji założonego celu pojawiają się ślady minionego. Schemat nakazujący odróżnić cel od funkcji wyraźnie wskazuje, że powołana do życia instytucja wykorzystuje te doświadczenia (lub musi się liczyć z istnieniem takowych), które mogą znacząco wpływać na skuteczność realizacji zasady naczelnej. Ale Malinowski nie miał chyba jeszcze jasnej koncepcji struktury głębokiej... A.G. ...a tym bardziej nie mógł steoretyzować napięcia między strukturą głęboką a powierzchniową. E.K. Kiedyś chętnie posługiwałam się frazą „rodzina jest ulubioną zabawką etnologów” – tymczasem rodzina jest po prostu instytucją rozpoznaną przez nich dość gruntownie w różnych kulturach. A.G. Badania nad rodziną i pokrewieństwem pozwoliły antropologii uzyskać status nauki i wskazały jej specyficzne pole badawcze. E.K. Jeżeli się przyjmie, że rodzina w ogóle – jako instytucja – cel ma bardzo podobny, bo wynikający z zasady reprodukcji, to w poszczególnych kulturach jej funkcje, ze względu na odmienne uwarunkowania kontekstualne, mogą być zróżnicowane. Ale też dzięki temu, że to jest jedyna instytucja opisana w miarę dobrze (personel, normy, infrastruktura materialna itd.) można popatrzeć 43


7ddW =ecÈėW" ;mW AeiemiaW" .XFKQLD Z %LV]NHNX

przez jej pryzmat na to napięcie, o którym wspomniałaś. Na poziomie struktury powierzchniowej odpowiedzi na pytanie „po co” są na pierwszy rzut oka bardzo podobne, dopiero struktura głęboka generuje różnicę między jedną a drugą kulturą. Czym jednak jest ta różnica? Ontologicznie trudno ją uchwycić, funkcjonalnie natomiast wskazuje ona chyba drogę przejścia od konkretnej instytucji do konkretnej kultury. Różnica tworzy zatem jedynie iluzoryczną podstawę porównywania kultur, podczas gdy w istocie jest immanentna, na tyle silnie zakorzeniona w kontekście, że bez niej konkretna kultura w swojej odmienności przestaje być zrozumiała. Zatem wszelkie analogie, budowane w oparciu o powierzchniowe podobieństwo są nieuzasadnione i mogą prowadzić do nieporozumień. Instytucje, ale także przedmioty, zachowania i pojęcia, są wszędzie z pozoru takie same. Bez głębszego ich zrozumienia nie można zrozumieć jednak kultury, ale i bez zrozumienia pozostałych instytucji i zjawisk tworzących kulturowy kontekst nie sposób zrozumieć konkretnej instytucji. A.G. Jeśli zadamy sobie pytanie, czym jest rodzina, i spróbujemy na nie odpowiedzieć w duchu Naukowej teorii kultury, to zauważymy jedynie potrzeby i ich zaspokajanie (prokreacja i metabolizm). Rodzina zaspokaja potrzeby nutrytywne i ekonomiczne. Takie działania jak ochrona ciała są także zaspokajane w rodzinie – w codziennym życiu. Podobieństwo, o którym wcześniej powiedziałaś, wynika z tego, że potrzeby o charakterze biologicznym w większości kultur są zaspokajane w pierwszej kolejności przez rodzinę. Natomiast źródłem zasadniczej różnicy jest ideologia – nie chodzi mi tu o idee, a właśnie o ideologię, czyli złożony system obrazów kulturowych, które są przez rodzinę generowane lub przyjmowane z zewnątrz, przetwarzane i utrwalane. Rodzina dookreśla system relacji między ideami. Tworzy układ związków między obrazami, które zostają wdrukowane lub chociażby zaproponowane młodemu pokoleniu. E.K. Jeżeli chodzi o kultury tradycyjne to zawsze mamy do czynienia z matrycowaniem, z wdrukowywaniem wzorców odziedziczonych z przeszłości, bo trwałość tych kultur budowana jest przez ograniczanie nowości – novum nie może być większe niż datum; nowe nie może być rozleglejsze od zastanego. Szersze spektrum zmiany w praktyce dotyczy tylko elit, bo nawet znacząca zmiana w tej – z założenia wąskiej – warstwie nie grozi dezintegracją całej kultury. A.G. Nasuwa się przy okazji pytanie: jaka jest dopuszczalna proporcja między elitami świadomie otwartymi na zmianę a resztą społeczeństwa... E.K. ...która uprawia co najwyżej wybiórcze naśladowanie powierzchownie rozumianej nowości, nie zawsze wchodząc w istotę nowego wzoru... A.G. ...ale dzięki temu pozwala kulturze przetrwać? Od którego momentu 4!


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

grozić może kulturze dezintegracja? Wróćmy jednak do przykładu „dobrego człowieka” – to rodzina przekazuje obrazy-wzorce „dobrego ojca”, „dobrego męża”, „dobrej matki”, „dobrego syna” etc., to rodzina ukonkretnia wzorzec roli społecznej. Bycie dobrym człowiekiem zależy od miejsca zajmowanego w rodzinie i od tego, z kim się jest w tych relacjach. Inny model realizuje syn, któremu umarł ojciec i który musi wspomóc matkę i zająć się młodszym rodzeństwem, a inaczej realizuje wzór „dobrego syna” młody człowiek, który ma rodziców, dziadków i pradziadków. Tu relacje związane z posłuszeństwem i odpowiedzialnością są całkiem inne. Rodzina kształtuje system powiązań między ideą bycia „dobrym”, a ideą „dobrych stosunków” i „dobrego działania”. Struktura konkretnej rodziny, która jest realizacją modelu kulturowego, daje każdemu jej członkowi kulturowy obraz świata wynikający z zależności między obrazami składowymi. E.K. Każda rodzina przekształca się, bo przystosowuje się do tych, których uprzednio wychowywała. A.G. Im starsze pokolenie – zwłaszcza w kulturach tradycyjnych, tym takie modyfikacje są mniejsze. Natomiast w kulturach współczesnych przez mechanizm prefiguracji mogą się one stopniowo zwiększać. Rodzina przekazuje każdemu dziecku repertuar obrazów świata i wzajemnych powiązań między nimi. E.K. Zauważ, że gdy mówimy o rodzinie, to zaczynamy od małżeństwa, czyli od momentu, w którym dwoje w miarę dorosłych ludzi spotyka się ze sobą i zakłada nowe gniazdo. A.G. Mówisz oczywiście o takim typie małżeństwa i rodzajach rezydencji małżeńskich, które są dopuszczalne w Europie. E.K. Tak. Zaczyna się od uzgodnienia ich własnych sposobów wartościowania i postrzegania świata (te uzgodnienia rzadko bywają dyskursywne, adaptacja opiera się na obserwacji lub reakcji w postaci krótkich, doraźnych komentarzy) oraz na ujawnianiu nawyków indywidualnych, które są konfrontowane w ograniczonej przestrzeni wspólnego mieszkania (domostwa), w sytuacji wspólnego bycia dzień i noc, bez możliwości spokojnego ukonstytuowania się w nowych relacjach. Młoda dziewczyna wychodząc za mąż nie może liczyć na to, że gdy spotka się z jakimś nieoczekiwanym przyzwyczajeniem męża, to będzie miała czas na to, żeby się z nim oswoić i włączyć je we własny system wartości. I mężczyzna też nie ma chwili, żeby racjonalnie spojrzeć na odmienność przyzwyczajeń żony. A.G. A trzeba zauważyć, że im bardziej złożona kultura tym większa szansa, że systemy wartości i sposoby postrzegania świata mogą być od siebie bardziej odległe. 44


7ddW =ecÈėW" ;mW AeiemiaW" .XFKQLD Z %LV]NHNX

E.K. Jest to zatem czas gwałtownej konfrontacji nawyków – i jeśli można mówić o szoku kulturowym – to chyba pierwszym szokiem jest dzisiaj nie tyle noc poślubna, ale raczej „dzień poślubny”, w którym okazuje się, że ta potrawa, którą ona kocha najbardziej, jemu zupełnie nie smakuje lub odwrotnie. W początkowej fazie małżeństwa więzi emocjonalne osłabiają ostrość nieuniknionej obcości, która się pojawia w przypadku założenia nowej rodziny. Jeśli w ciągu roku lub dwóch urodzi się dziecko, to jest ono nie tylko tak wychowywane, jak mówiłaś przed chwilą, ale również edukowani są dorośli, bo oni modyfikują siebie nawzajem i kształtują dziecko. Ich walka o to, który system wartości z dwóch źródłowych jest ważniejszy sprawia, że dziecko z trudem wypracowuje sobie harmonijny obraz świata. A.G. To także – w dużej mierze – uzależnione jest od rezydencji małżeńskiej. Matrylokacja i uxorilokacja utrwalają wartości rodziny żony, patrylokacja (i w jakiejś mierze virilokacja) – męża. E.K. Stąd niewiasta, to ta, która ‘nie wie’, niczego nie rozumie, gdy przychodzi do domu męża, – zwłaszcza z perspektywy jego matki i jego babki. A.G. Najbardziej sprzyja równowadze w małżeńskich konfrontacjach neolokacja. E.K. Tak się dzisiaj wydaje. Jeśli małżonkom uda się ustalić konsensus między wartościami, to dziecko wychowywane jest w miarę spokojnie, wzrasta w wynegocjowanym obrazie świata. Prawdopodobnie wszelkie przestrogi przed mezaliansem w kulturach tradycyjnych, a zatem te, które chroniły przed skutkami nadmiernych różnic między rodzicami, miały na celu dobro potomstwa. Bowiem z młodego człowieka, który nie posiada jednolitego obrazu świata, silnie zintegrowane społeczeństwo nie miało pożytku. Jest to kwestia mechanizmu kultury, która broniąc się przed wewnętrzną niespójnością, broni swej integralności i jednorodności powiązań między wartościami. System wartości może być utrwalany głównie przez rodzinę, bo w zasadniczym zrębie kształtuje się do szóstego roku życia. Jeśli dziecko zauważa tarcia między rodzicami, to relatywizuje sobie przedwcześnie hierarchię aksjologiczną – nim ta zdąży się w pełni ukonstytuować. Ponadto ważne jest pytanie o rodzinę jako system wychowania dorosłych. Sprawa się komplikuje, jeśli dochodzą wpływy rodzeństwa, teściów (i świekrów), dziadków i pradziadków. Jeśli zatem u Malinowskiego małżeństwo jest jedną z instytucji wynikających z biologicznej potrzeby reprodukcji, to taka konstatacja powinna być dopiero punktem wyjścia do pogłębionej analizy. A.G. Na pewno istnieje wielka różnica między rodziną w tradycyjnych kulturach prostych i we współczesnych kulturach złożonych. Mikrokultury 4,


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

plemienne niewątpliwie zachowały wyższy stopień spójności rodziny niż rozbudowane kultury społeczeństw industrialnych i postindustrialnych, w których dawne mechanizmy spójnościowe zostały pozbawione mocy. E.K. Przetrwały jednak wyobrażenia „dobrej rodziny”. Znamienne, że zakładając rodzinę, najczęściej mamy pewność, że nasza będzie „dobra”. Zmiany zaszły bardzo daleko, ale pamięć o tym, jak powinno być, pozostała. A.G. Być może te zmiany zawsze zachodziły i jedynym mechanizmem chroniącym przed „ostateczną rzeczy zmianą” była wyłącznie pamięć. E.K. Dlatego zapewne obecnie obserwujemy wzrost zainteresowania pamięcią kulturową. A.G. A ta przecież zbudowana jest na mechanizmie pamięci biologicznej. E.K. Wygląda na to, że zarysowało się nam kolejne przejście pomiędzy pamięcią biologiczną a kulturową, między źródłem wyobrażenia a wyobrażeniem, między mechanizmem napędzającym działanie a działaniem, między biologiczną potrzebą a kulturową reakcją... A.G. Nie tylko – chodzi jedynie o to, co jest biologiczną podstawą danej potrzeby czy czynności, ale również o to, co tę potrzebę biologiczną kulturowo opracowuje, hierarchizuje. Biologia jest tym, co w nas naturalne; potrzeba jest tym, co my jako ludzkie zwierzęta musimy zaspokajać, aby przeżyć. Ale żeby żyć w świecie ludzkim musimy istnieć w pewnym porządku ideacyjnym – chodzi o to, że kultura to narzędzie, przerabiające zwierzęta w coś innego – tak jak u Słowackiego: zwykłych zjadaczy chleba w anioły. E.K. Zakładając, że natura jest rozumiana przez pryzmat tradycji humanistycznej, a nie od strony genetyki czy memetyki. Ten poziom nas tutaj nie interesuje – nie ustalamy, w jaki sposób człowieka determinuje biologia, tylko koncentrujemy się na poziomie jego świadomości, jego narastającej wiedzy o własnej cielesności i o skutkach wpływów potrzeb biologicznych na konstruowanie świata ludzkiego. A.G. A nawet jeszcze trochę inaczej. Pytamy o to, na ile biologia jest jedynie zapleczem działań kulturowych i w jaki sposób zwyczajni ludzie, którzy żyją w różnych kulturach uruchamiają mechanizmy zaspokajania potrzeb. E.K. Przecież nawet najprostsza potrzeba biologiczna zawsze jest zaspakajana w obudowie kulturowych wyobrażeń. A.G. A my próbujemy teoretycznie zbliżyć się do odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób kulturowe wyobrażenia funkcjonalnie w kulturze zastępują samą potrzebę, a jednocześnie pozwalają na jej realizację. E.K. Być może to jest źródłem napięcia między porządkiem fenomenalnym 4-


7ddW =ecÈėW" ;mW AeiemiaW" .XFKQLD Z %LV]NHNX

a porządkiem ideacyjnym. Porządek fenomenalny umożliwia nam spełnianie potrzeb stricte biologicznych, które w procesie zaspakajania przestają być wyłącznie biologiczne, bo się natychmiast przekształcają i przechodzą na poziom ideacyjny. W dodatku te relacje przejścia są na tyle zamazane, żeby niełatwo je było rozdzielić. A.G. Bo coś, co jest jednocześnie potrzebą, jest... E.K. ...autokomentarzem, komentarzem do siebie. Kiedyś etnometodologia próbowała stworzyć narzędzia, żeby opisać skutki działania takiego mechanizmu, ale jak dotąd wypróbowała praktycznie tylko jeden z możliwych poziomów deskrypcji problemu. A.G. To, o czym teraz mówimy, pozostaje na poziomie zarówno pojedynczych idei i obrazów oraz wzorów idealnych, natomiast etnometodolodzy próbowali zrobić na podstawie języka siatkę tego, co i jak my jako ludzie danej kultury nazywamy, i tego, w jaki sposób nasz świat jest porządkowany przez nazywanie. Eliade sugerował w Obrazach i symbolach, że czym innym jest nazywanie słowne, a czym innym jest zwarty przekaz obrazowy. Obrazy pojmujemy nagle – „dobry człowiek” to nie kwestia dwóch leksemów złożonych we frazę nominalną – to pewien obraz, który uruchamia... E.K. ....wyobraźnię. Wyobraźnia jest oparta na pamięci. Jest sposobem konfigurowania tego, co pamiętane i tego, co doświadczane, w projekty nowej jakości. Trzeba także dodać, że człowiek posiada dwa typy pamięci – formuliczną i fantazmatyczną. Formuliczna – oparta na słowie – zmierza ku stereotypowi, fantazmatyczna krystalizuje się w różne formy przedstawień obrazowych (symbol, alegoria, metafora, porównanie etc.). A.G. Podejście etnometodologiczne było ważne, ale jeszcze ważniejsze jest uświadomienie sobie, że za słowami – nie muszą, ale mogą – kryć się kompleksy ideacyjne. A nie tylko prosta relacja utrwalona w układzie leksykalnym. E.K. Dobrze to ujęłaś. Zatem jednym z fundamentalnych zadań antropologii powinno być odsłanianie, jak w poszczególnych kulturach traktowanych dystrybutywnie można interpretować taki kompleks ideacyjny, jakim jest koncepcja standardu kulturowego, definiowanego przez sposoby reakcji kulturowych na potrzebę podstawową bądź pochodną. A.G. Być może niesłabnąca popularność ustaleń Malinowskiego wynika z tego, że jego teoria kultury obfituje w podobne kompleksy ideacyjne. Zauważone, dobrze sformułowane, zanotowane i otwarte na nowe interpretacje.

4.


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

G&%6@>5>6C'6; Kuchnia w Biszkeku Kuchnia w Biszkeku jest autoryzowanym zapisem rozmowy, którą autorki przeprowadziły jesienią 2012 r., w stolicy Kirgistanu. Dyskusja, inspirowana wizytą w lokalnym muzeum, dotyczyła problemów wynikających z kulturowych reakcji człowieka na potrzeby biologiczne i pozabiologiczne. Wychodząc od koncepcji Bronisława Malinowskiego autorki podjęły refleksję nad możliwościami budowania takiej teorii kultury, która by wykorzystywała zróżnicowane lokalnie reakcje na uniwersalne potrzeby człowieka.

G())"%-; Kitchen in Bishkek Kitchen in Bishkek is an authorised transcription of a conversation which took place in autumn 2012, in the capital of Kirgizstan. The discussion, inspired by a visit to the local museum, was concerning the problems of a cultural reception of the human reaction to biological and non-biological needs. Using Bronisław Malinowski’s conception, the authors have pondered upon a possibility of creating a theory of culture, which would make a use of local differences of reactions to universal human needs.

Słowa klucze: teoria potrzeb, teoria kultury, analiza instytucjonalna, Bronisław Malinowski Keywords: theory of needs, theory of culture, institutional method of cultural analysis, Bronislaw Malinowski

4/


Library of the London School of Economics & Political Science Archiwum Bronisława Malinowskiego Kategoria 3/18 - Ethnographer, zdjęcie 5 (fragment)


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

CWė]ehpWjW Ho]_[biaW

Doktor, adiunkt w Zakładzie Teorii i Historii Kultury UŚ. Autorka książek Dwa guziki. Norwid i ewolucjonizm (Katowice 2011) oraz Przyboś czyta Norwida (Katowice 2012). Interesuje się teorią i historią kultury, antropologią kultury oraz kulturoznawczo zorientowaną antropologią literatury. 41


CWė]ehpWjW Ho]_[biaW

H!'@&-* km_[hpoj[bd_W`ÚY[ž [jde]hW\W

W Argonautach zachodniego Pacyfiku Malinowski podkreśla, iż etnograf, oprócz przebywania, a właściwie zamieszkania w wiosce krajowców, aby uzyskać wymierne wyniki swoich badań, powinien także zadbać o prawidłowy sposób ich przeprowadzenia. W tym celu „musi zastosować wiele specjalnych metod zbierania materiału, posługiwania się nim i utrwalania go”1. Pytania o to, w jaki sposób uzyskuje się dane, jak można je wykorzystać w procesie badań terenowych, a także jaki sposób rejestracji/zapisu2 jest najbardziej odpowiedni, pozostają aktualne do dziś i każdy, kto wyrusza na badania, nawet gdyby dotyczyły najbliższej mu społeczności, musi się z nimi zmierzyć i na nie odpowiedzieć. Jakość źródeł wywołanych przez etnografa zależy oczywiście od wielu różnych i powiązanych ze sobą czynników. Jak trudno dokonać najprostszej nawet obserwacji uczestniczącej, nie popełniając zbyt wielu błędów przekonujemy się dopiero podczas badań w terenie. 1 B. Malinowski, Argonauci zachodniego Pacyfiku. Relacje o poczynaniach i przygodach krajowców z Nowej Gwinei, przeł. B. Olszewska-Dyoniziak, S. Szynkiewicz, przekł. opracował i posł. opatrzył A. Waligórski, PWN, Warszawa 2005, s. 17. 2 Celowo używam takiego zestawienia słów: może bowiem chodzić zarówno o zapis graficzny, słowny (tutaj oczywiście istotna jest również postulowana przez Malinowskiego znajomość języka krajowców, sposób i okoliczności sporządzania notatek itd.), jak i wykonywanie zdjęć, czy utrwalanie dźwięków. Poradniki dotyczące tego, w jaki sposób zbierać dane, jak je utrwalać itd., pojawiały się już wcześniej. Por. ważne również dla Malinowskiego (i wielu jego poprzedników) materiały i wskazówki zawarte w Notes and Queries on Athropology.

42


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

Opisy sposobów zbierania danych dotyczących różnych aspektów życia plemiennego odnajdziemy nie tylko we Wprowadzeniu, ale i w kolejnych rozdziałach Argonautów... Należy jednak zwrócić uwagę na fakt, iż Malinowski nie zawsze umożliwia czytelnikowi wgląd we wszystkie dokumenty etnograficzne, które były efektem długotrwałej pracy w terenie3. Każdorazowo umieszcza jednak informacje, dotyczące sposobów rejestracji4, porządkowania i utrwalania zebranych materiałów, wykorzystywanych nie tylko jako instrument badawczy, ale także jako podstawa konstruowanej później monografii. Przygotowanie monografii terenowej wymaga uprzedniej analizy i interpretacji zebranych wcześniej materiałów, często reinterpretacji własnych wniosków, korekty zauważonych błędów, a także podjęcia decyzji, co i w jakiej formie należy umieścić w tekście głównym, co i przy pomocy jakich środków wyrazu przekazać czytelnikowi5, a także jaki zaproponować układ całości. Pisanie Argonautów… było więc jednocześnie tworzeniem i odtwarzaniem, interpretacją i reinterpretacją, scalaniem i aktem wyboru. Ukształtowanie warstwy językowej Argonautów…, kompozycja monografii, zawartość poszczególnych rozdziałów wynikają z przyjętych przez Malinowskiego założeń badawczych. Literackość stanowi wartość naddaną: za każdym zdaniem tekstu kryją się bowiem dni i miesiące badań kultury żywej. Argumentem przemawiającym za trafnością tego spostrzeżenia są nie tylko uwagi Malinowskiego poczynione w Dzienniku... i listach do różnych adresatów, ale i krótkie wyjaśnienia zamieszczone w Argonautach… – często na marginesie głównych rozważań albo po prostu w przypisach. We Wprowadzeniu Malinowski tłumaczy również przyczyny, dla których zrezygnował z umieszczenia wszystkich sporządzonych przez siebie tabel, kart synoptycznych, czy innego typu zestawień: W książce tej poza załączoną dalej tabelą, która nie należy ściśle do rzędu dokumentów omawianych tutaj przeze mnie, czytelnik znajdzie zaledwie kilka wzorów tabel synoptycznych, takich jak

3 Część tego typu materiałów odnajdziemy w archiwach London School of Economics & Political Science. http://www2. lse.ac.uk/library/archive/Home.aspx, 10.01.2013. 4 Być może, na co zwraca uwagę w swoim artykule mgr Jakub Dziewit, najmniej informacji otrzymujemy na temat techniki wykonywania przez Malinowskiego zdjęć w terenie. Por. J. Dziewit, Jak połamać sobie zęby? Analiza polskiego dyskursu nt. twórczości fotograficznej Bronisława Malinowskiego (w niniejszym tomie). 5 Można się oczywiście pokusić o próby rekonstrukcji „projektowanego odbiorcy”, a także upatrywać strategii nawiązywania kontaktu z czytelnikiem. Problemy „literackości” czy szeroko pojmowanej komunikacji literackiej w odniesieniu do Argonautów…, wielokrotnie opisywane, znajdują się w tym tekście na marginesie moich rozważań.

,3


CWė]ehpWjW Ho]_[biaW" Å/LVW\ XZLHU]\WHOQLDMöFHµ HWQRJUDID

np. lista partnerów kula, o której wspominam i którą analizuję w rozdz. 13, cz. IV, lista darów i prezentów (niestabularyzowana, tylko opisowa w rozdz. 6, cz. VI); ponadto synoptyczne dane dotyczące wyprawy kula podano w rozdz. 16 oraz zestaw magii kula w rozdz. 17. Wynika to stąd, że nie chciałem przeładować tej pracy planami i wykresami, woląc zachować je do pełnej publikacji moich materiałów6.

Świadome ograniczenie liczby zawartych w Argonautach… tabel synoptycznych i innych, podobnych im dokumentów7, oznacza, iż Malinowski dążył nie tylko do rzetelnego opracowywania materiałów już w trakcie pobytu na wyspach zachodniego Pacyfiku, ale i do wypracowania takiej konstrukcji etnograficznej „relacji”, która stałaby się pomocna dla przyszłych badaczy8. Dbał więc o zachowanie jak największej jasności wywodu, bez narzucania sposobu porządkowania danych9. Nakład pracy, a często też doświadczenie zniechęcenia i niepowodzenia, które kryją się czasem za najprostszym i wydawałoby się – oczywistym stwierdzeniem – ujawnia dopiero zestawienie różnego typu dokumentów: monografii terenowych, osobistego dziennika i wielowątkowej korespondencji badacza10.

B. Malinowski, Argonauci..., s. 27. Każda z trzech monografii terenowych Malinowskiego: Argonauci Zachodniego Pacyfiku (1922), Życie seksualne dzikich (1929), Ogrody koralowe i ich magia (1935) tego typu dokumenty zawiera, choć w różnej ilości. 8 Zdania na ten temat są podzielone. Por. J. Clifford, O etnograficznej autokreacji: Conrad i Malinowski, przeł. M. Krupa, w: Tenże, Kłopoty z kulturą. Dwudziestowieczna etnografia, literatura i sztuka, przeł. E. Dżurak, J. Iracka i in., KR, Warszawa 2000, s. 105–129 oraz C. Geertz, Dzieło i życie. Antropolog jako autor, przeł. E. Dżurak i S. Sikora, KR, Warszawa 2000. Polemicznie wobec propozycji tych badaczy wypowiadają się E. Kosowska i E. Jaworski, Antropologia literatury antropologicznej. Przypadek Clifforda Geertza, w: Antropologia kultury – antropologia literatury. Na tropach koligacji, red. E. Kosowska, A. Gomóła, E. Jaworski, Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, Katowice 2007, s. 129–130. 9 Malinowski stosował przy robieniu notatek, pisaniu listów, rysowaniu map itd. kolorowe kredki, którymi bardzo lubił się posługiwać. Pisze o tym Michael W. Young, opisując prace Malinowskiego w Oburaku: „Niebieską, czerwoną i pomarańczową lub fioletową kredką wpisywał Malinowski odsyłacze do ponumerowanych stron notatników albo jeszcze innych tekstów. W ten sposób arkusze zapisane tekstem verbatim stały się gęstymi palimpsestami. Bardzo intensywnie opracowywane teksty znikały czasem wśród komentarzy i rozlewających się po stronie notatek z marginesu. Żaden szczegół nie umknął jego uwagi; wszędzie wyrastają terminy w języku tubylczym – na marginesach i w interliniach”. M.W. Young, Bronisław Malinowski. Odyseja antropologa 1884–1920, Twój Styl, Warszawa 2008, s. 636–637. Nie wiem, czy Malinowski wypracował np. jakiś znaczący system doboru kolorów, ale z całą pewnością tego typu informacji, związanych z pracą badacza widzianą „od kuchni” nie udostępnia w monografiach terenowych. Ze wzmianek w przypisach dotyczących tabel oraz z toku tekstu głównego w innych jego dziełach można wnioskować, iż takie postępowanie było celowe. Co więcej: umieszczenie rozbudowanych wyjaśnień, w Argonautach dotyczących m.in. przedmiotu, zakresu i badań tu opisanych, każdorazowo uzasadnia. 10 Oczywiście nie można ich traktować jako tekstów sobie równoważnych, a ich odmienność dotyczy nie tylko formuł gatunkowych, czy statusu wypowiadającego się podmiotu. 6 7

,!


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

„Robić” technologię Pomimo powściągliwości przy opisywaniu badań terenowych, Malinowski w Argonautach... zwraca się bezpośrednio do czytelnika: „Wyobraź sobie [...], że znalazłeś się nagle z całym swym ekwipunkiem sam na tropikalnej plaży w pobliżu wioski tubylczej, podczas gdy statek czy łódź, która cię tu przywiozła, odpływa i znika na widnokręgu”11. Nie chodzi tu jednak ani o nawiązanie do młodzieńczych lektur, obfitujących w podróżnicze i awanturnicze opowieści, ani o ćwiczenie medytacyjne, ani o tworzenie malowniczych obrazów, które mogłyby się stać pożywką dla wyobraźni. Oczywiście żadnego z tych efektów oddziaływania na odbiorcę nie da się wykluczyć; co więcej – najprawdopodobniej dopełniają się one wzajemnie. Nadrzędny cel przygotowanej przez Malinowskiego monografii był jednak inny: miała to być, o czym przekonują nas nie tylko pierwsze rozdziały tej książki, relacja z badań terenowych, którą można by wykorzystać jako instruktaż dla przyszłych, początkujących, bądź też pragnących udoskonalić swoje działania, badaczy kultur. Malinowski o motywach, które nim kierowały wspomina kilkakrotnie – w samym Wprowadzeniu i w poprzedzającym je Słowie wstępnym. Nie chodzi tu bynajmniej o proste powtórzenie, czy jedynie zabieg retardacyjny. Malinowski zwraca bowiem uwagę na dwie, ściśle związane ze sobą kwestie: palącą konieczność badania kultur, które wymierają na naszych oczach i wypracowanie takich metod badań, które będą mogły zostać poddane weryfikacji zarówno przez badacza powracającego w opisywany uprzednio przez niego teren, jak i przez innych antropologów. Brak informacji m.in. o sposobach pozyskiwania danych we wcześniejszych pracach o charakterze etnograficznym Malinowski odczuwa jako szczególnie dotkliwy, ale też próbuje wypełnić tę lukę, dokładnie przedstawiając w Argonautach… „przedmiot, metodę i zakres badań”, które prowadził na Trobriandach. Wymaga nie tylko od siebie, ale też od innych: rzetelnego przygotowania, autorefleksji, uczciwości i odpowiedzialności na każdym etapie badań. Zwraca też uwagę, że dopóki nie będziemy w stanie przeprowadzać bardziej zaawansowanych badań, należy skupić się na „robieniu technologii”. Tego typu działania, choć czasami nużące, są jednak niezbędne, zwłaszcza w sytuacji, kiedy nie udało nam się jeszcze zdobyć zaufania krajowców i nie znamy w wystarczającym stopniu ich języka:

11

B. Malinowski, Argonauci..., s. 13.

,4


CWė]ehpWjW Ho]_[biaW" Å/LVW\ XZLHU]\WHOQLDMöFHµ HWQRJUDID

Powróciłem zgodnie z planem, i wkrótce zebrała się wokół mnie grupka krajowców. Kilka komplementów w pidgin-English z obu stron, trochę tytoniu wymienianego z rąk do rąk stworzyło atmosferę wzajemnej życzliwości. Spróbowałem więc przystąpić do rzeczy. Najpierw, aby rozpocząć od tematu, który nie mógł wzbudzić podejrzeń, zacząłem „robić” technologię. W pobliżu kilku krajowców było zatrudnionych przy wyrabianiu różnych przedmiotów. Nie było rzeczą trudną obserwować ich podczas pracy i uzyskać nazwy narzędzi, a nawet niektóre techniczne wyrażenia, dotyczące samego procesu produkcji, ale na tym sprawa się urywała. [...] nie byłem [...] początkowo w stanie nawiązać [...] szczegółowszej i pełniejszej rozmowy. Wiedziałem dobrze, że najlepszym na to środkiem jest zbieranie konkretnych danych, sporządziłem więc spis ludności wioski, spisałem genealogie, narysowałem plany i zebrałem terminy pokrewieństwa12.

Wymóg przeprowadzania tych podstawowych, choć wcale nie najprostszych prac do dziś pozostaje aktualny. Tabele, diagramy, tablice synoptyczne, statystyki: krótkie wprowadzenie Synoptyczny, z gr. synoptikós („ogarniający okiem”), to „przedstawiający układ elementów tworzących pewną całość; poglądowy”, a tablice (tabele) synoptyczne to inaczej „tablice, które podają jednocześnie dane różnego rodzaju”13. Tablice synoptyczne były co najmniej od XVIII w. wykorzystywane i zarazem rekomendowane jako narzędzie badawcze. Zestawienia różnych danych w tabelach w celu uzyskania całościowego oglądu pewnych zjawisk i procesów, a zarazem stworzenia możliwości ich porównań, były stosowane m.in. w pracach biblistów14 i historyków. Tamże, s. 14. Słownik języka polskiego, red. W. Doroszewski, t. 8, PWN, Warszawa 1966, s. 976. ‘Synoptyka’ to natomiast „krótki przegląd, krótkie zestawienie dzieł traktujących o jednym przedmiocie”, bądź też, w odniesieniu do meteorologii, „nauka o zjawiskach mających związek z rozwojem stanu pogody i jej przewidywanie”. Mapy synoptyczne: „mapy pogody wykreślane na podstawie jednoczesnych obserwacji na wielu stacjach meteorologicznych, przedstawiające układ ciśnienia atmosferycznego za pomocą izobar oraz inne elementy pogody (temperaturę, wiatry itp.). Celem mapy synoptycznej jest przedstawienie rozkładu elementów meteorologicznych na danym terenie w jednym i tym samym momencie”. Tamże. 14 Warto wspomnieć przynajmniej postać Johanna Griesbacha (1745–1812), niemieckiego badacza Biblii, który jako pierwszy sporządził synoptyczne zestawienie Ewangelii. W odróżnieniu od tablic synoptycznych służących do synchronicznego zapisu danych pogodowych, tablice synoptyczne wykorzystywane i przez historyków, i przez etnografów, skomponowane są w taki sposób, by umożliwić nie tylko ich czytanie synchroniczne, ale też diachroniczne. Dzięki temu można nie tylko dokonać porównań zjawisk we wskazanych płaszczyznach czasowych, ale też prześledzić zmiany zachodzące 12 13

,,


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

Z porównawczych rejestrów o charakterze tabelarycznym bądź opisowym korzystali również dziewiętnastowieczni badacze kultury. Diagramy i rysunki, które służyły przejrzystemu zaprezentowaniu czytelnikowi zależności pomiędzy danymi elementami, odnajdziemy zarówno w pracach czołowych ewolucjonistów, jak i badaczy opowiadających się za dominującą rolą dyfuzji, kontaktów międzyludzkich i zapożyczeń w toku rozwoju ludzkiej kultury. Do tekstów, które warto pokrótce chociażby przypomnieć, należy m.in. artykuł Edwarda Burnetta Tylora O metodzie badań rozwoju instytucji w zastosowaniu do praw małżeństwa i pochodzenia. Został on udostępniony polskim czytelnikom w tym samym roku, w którym ukazał się w oryginalnym brzmieniu w Journal of the Anthropological Institute. Tylor podaje w nim informacje na temat pochodzenia uwzględnionych materiałów oraz cel i zalety ich prezentacji w formie tabelarycznej: […] podjąłem przedmiot, przedstawiający zarówno najbardziej realne jakoteż teoretyczne ujęcie, mianowicie wytwarzanie się praw małżeństwa i pochodzenia, do których od wielu lat gromadziłem dowody, znalezione u trzystu do czterystu ludów, począwszy od drobnych hord dzikich, aż do wielkich narodów ucywilizowanych. Kategorje szczegółowe rozmieściłem w tablicach tak, aby się uwydatniły, że tak powiem powinowactwa zwyczajów, wykazując, które ludy posiadają ten sam zwyczaj i jakie inne zwyczaje towarzyszą mu lub istnieją odrębnie15.

W ten sposób – przekonuje autor – można prześledzić nie tylko podobieństwo zwyczajów, ale też wyprowadzić z takich zestawień dane o charakterze statystycznym16. Tylor opisuje m.in., jak wyglądały zwyczaje związane z zamążpójściem, w czasie. Należy mieć przy tym świadomość, że znajomość poszczególnych, synchronicznych przekrojów czasowych (ani ich suma) nigdy nie da nam całościowego oglądu diachronii. Tablicę synchroniczną można więc potraktować zarówno jako sposób przedstawienia i uporządkowania pewnych zjawisk, ich dokumentujący zapis, jak i narzędzie oglądu, pozwalające także innym osobom na formułowanie na tej podstawie własnych wniosków. 15 E.B. Tylor, O metodzie badań rozwoju instytucji w zastosowaniu do praw małżeństwa i pochodzenia, przeł. A. Bąkowska, „Wisła” 1889, t. 3, z. 3, s. 614–615. Zachowuję pisownię oryginalną. Za przypomnienie o metodzie statystycznej i artykule Edwarda Burnetta Tylora serdecznie dziękuję dr. Markowi Pacukiewiczowi. Tylor przyznaje się również do początkowego zwątpienia, czy takie postępowanie badawcze i typ porządkowania dostępnych mu danych przyniesie wymierne rezultaty: „Przed laty, zanim mój zbiór materjałów doszedł do swej objętości obecnej i mógł być rozklasyfikowanym w opracowanych tablicach, które dziś przedstawiam, uczułem naturalną obawę niepewności, czy ta robota ma być zarzucona, czy też może ta arytmetyka społeczna przyczyni się nieco do wyjaśnienia biegu dziejów społecznych” (s. 615). 16 Wśród polskich antropologów i badaczy kultury, uwzględniających w swych badaniach metodę statystyczną należy uwzględnić Jana Czekanowskiego, a także Ludwika Krzywickiego. „E.B. Tylor także pierwszy stworzył nową metodę badań.

,-


CWė]ehpWjW Ho]_[biaW" Å/LVW\ XZLHU]\WHOQLDMöFHµ HWQRJUDID

relacje między krewnymi małżonków, pyta o potencjalny wpływ na ich charakter typu rezydencji małżeńskiej. Stara się dociec, jak wyglądały instytucje małżeństwa na poszczególnych etapach rozwoju ludzkości, wylicza też zachowania uznane za przeżytki. I z przekonaniem pisze: Nawet rysunki tego artykułu dostatecznie dowodzą, że instytucje ludzkie są uwarstwione tak wyraźnie jak ziemia, na której istnieją. Następują w świecie jedne po drugich [...], kształtowane przez jednaką naturę ludzką, działającą śród kolejno zmieniających się warunków życia dzikiego, barbarzyńskiego lub cywilizowanego17.

Na początku tekstu O metodzie badań... Tylor porusza również problem statusu antropologii jako nauki i optuje za rozwijaniem nowych, precyzyjnych technik badawczych, możliwych do zastosowania w jej obszarze: Oddawna już uwidoczniła się w antropologji wielka potrzeba wzmocnienia i usystematyzowania jej metody. Świat bynajmniej nie okazał się niesprawiedliwym względem tej wzrastającej nauki. Gdziekolwiek antropologowie przedstawili wyraźne dowody i wnioski, jak np. w rozwoju kształtów w muzeum PittRiversa w Oxfordzie, tam nie tylko specjaliści, ale wogóle ludzie ukształceni gotowi są przyjąć te wyniki i przyswoić świadomości publicznej. Dotąd wszakże metoda ścisła wprowadzoną została jedynie do pewnej części badań antropologicznych18.

Tylor, jeden z ówczesnych, dobrze znanych przedstawicieli brytyjskich środowisk naukowych związanych z antropologią, przywołuje dokonania Augustusa Henry’ego Lane-Foxa Pitt-Riversa, angielskiego żołnierza i archeologa, którego, jak podaje Carlo Severi, prawdziwą namiętnością nie była bynajmniej teoria ewolucji, lecz… batalistyka19. Pitt-Rivers przez około dwadzieścia lat zebrał W przeciwstawieniu do opowieści anegdotycznej (H. Spencer) lub bezładnego nagromadzenia faktów, zastosował on do urządzeń społecznych metodę zestawienia statystycznego”, L. Krzywicki, Przedmowa, w: E.B. Tylor, Antropologja. Wstęp do badań człowieka i cywilizacji, przeł. A. Bąkowska, Pro Filia, Cieszyn 1997, s. 17. 17 E.B. Tylor, O metodzie badań..., s. 641. 18 Tamże s. 614–615. 19 Odnośny fragment w oryginale brzmi: „Dopotutto, la vera passione del Generale è stata non la teoria dell’evoluzione, ma la balistica, la stessa disciplina che gli ha procurato i suoi successi militari”. C. Severi, Prefazione, w: A.H.L.-F. Pitt-Rivers, La mente primitiva. Alle origini dell’antropologia, Medusa Edizioni, Milano 2006, p. 14. ,.


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

„ogromną kolekcję przedmiotów, każdego rodzaju, pochodzących z »dzikich« społeczeństw”20. Podzielił ją na cztery duże części: […] pierwsza, odwołuje się do antropologii fizycznej i składa się z niewielkiej kolekcji „typowych czaszek i włosów” [...]. Inna, zdecydowanie bogatsza, łączy wiele przykładów broni „istniejących dzikich populacji”. Czwarta jest nieco mniej przewidywalna: zbiera, pod tą samą kategorią klasyfikacyjną, przedmioty prehistoryczne, prawdziwe i fałszywe [...] i pewną liczbę przykładów form naturalnych, które mogły posłużyć jako modele do naśladowania dla form stworzonych przez człowieka21.

Zaproponował również, z uwagi na podobieństwo i różnice form przedmiotów, „serie morfologiczne rozwoju bumerangów” oraz innych wytworów kultury materialnej ludów prostych, m.in. wioseł. Najbardziej jednak, spośród rozmaitych przedmiotów użytkowych, interesowały go różne typy broni oraz związana z nimi „myśl techniczna” przejawiająca się w działaniach ludów prostych. Jego propozycja umieszczenia tych kolekcji przy Uniwersytecie w Oxfordzie została ochoczo przyjęta przez ówczesnych uczonych, a muzeum jego imienia istnieje do dzisiaj. Synoptyczne serie przedmiotów konstruowane m.in. w oparciu o podobieństwo wytworów materialnych mogły być jednak wyzyskiwane zarówno jako argument przemawiający za naturalną wynalazczością człowieka, jak i stanowić dowód wędrówek przedmiotów. Rozmaite typologie, klasyfikacje i zestawienia porównawcze upodobali sobie nie tylko wyznawcy poglądu, iż za rozwojem kultury kryje się naturalna wynalazczość człowieka, ale i zwolennicy dyfuzji. Malinowski wielokrotnie polemizował z koncepcjami Tylora, ale też krytycznie wypowiadał się na temat poglądów dyfuzjonistów, niektórych z ich przedstawicieli nazywając nawet „muzealnymi molami”, nad ich prace przedkładał bowiem badania empiryczne. Pisząc o porządkowaniu uzyskanych w różny sposób 20 „A partire dagli anni 50 dell’Ottocento, il Generale costituisce, nel giro di una ventina d’anni, una gigantesca collezione di oggetti, di ogni genere, provenienti dalle società »selvagge«”, A.H.L.-F. Pitt-Rivers, La mente primitiva..., p. 6 [przekład mój – MR]. 21 „La prima, si riferisce all’antropologia fisica, consiste di una piccola collezione di »capigliature e crani tipici« [...]. L’altra, molto più ricca, riunisce di un gran numero di armi »delle popoloziani selvaggi esistenti«. La quarta é già meno previdibile: raccoglie, sotto la stessa categoria classificatoria, oggetti preistorici, veri e falsi [...] e un certo numero di esempi di forme naturali che hanno potuto servire come modelli da imitare per le forme artificiali”, A.H.L.-F. Pitt-Rivers, La mente primitiva..., p. 6.

,/


CWė]ehpWjW Ho]_[biaW" Å/LVW\ XZLHU]\WHOQLDMöFHµ HWQRJUDID

materiałów, zwrócił uwagę, iż tablice synoptyczne mogą być sporządzane nie tylko post factum, nie tylko na bazie dostępnych źródeł zastanych o różnej jakości, ale i w trakcie badań, na bieżąco, w terenie. To odróżnia go zarówno od badaczy gabinetowych, ale także i od tych, którzy poszukiwali w terenie uzasadnień dla wcześniej apriorycznie przyjętych teorii. Poniższe objaśnienia można więc traktować również jako rodzaj zaleceń, pomocnych tym wszystkim, którzy chcieliby pójść w jego ślady: Zbieranie konkretnych danych dotyczących szerokiego zakresu faktów jest przeto jedynym z podstawowych postulatów metody terenowej. Obowiązek badacza terenowego polega nie tylko na wyliczeniu kilku przykładów, lecz na wyczerpaniu w miarę możliwości wszystkich dostępnych przypadków, a najlepsze w tym zakresie wyniki uzyska ten, którego umysłowe wyposażenie i plany badawcze będą najbardziej przejrzyste. Ale gdy tylko badany materiał na to pozwala, ów „myślowy plan” powinien przybrać kształt jak najbardziej realny; winien przybrać postać konkretnego diagramu, szkicu czy synoptycznej tabeli przypadków22.

Psychiczne i fizyczne przygotowanie do pracy w terenie musi być wsparte również treningiem intelektualnym. Ale nawet to, w połączeniu z gotowością do rewizji własnych ustaleń23, nie daje żadnej gwarancji, że zebrane na tym etapie dane, a także sposób ich uporządkowania i następnie graficznego przedstawienia, zyskają uzasadnienie po przeprowadzeniu dalszych badań, kiedy uda się sporządzić przynajmniej wstępny zarys zasad naczelnych tubylczych instytucji24.

B. Malinowski, Argonauci..., s. 25–26. M.W. Young wspomina o metodach pracy Malinowskiego nad notatkami z terenu: „Jednak przejrzał wszystkie notatki, czasami po wielu tygodniach, a zdarzało się, że i po miesiącach, a nawet latach – sprawdzając konkretne szczegóły i poprawiając wstępne spostrzeżenia. Sam określił ten proces sprawdzania terminem »kontrola«, a słowo »skontrolowane« występuje, jak pieczęć potwierdzająca autentyczność, na wielu kartach notatników wraz z datą i imieniem źródła informacji albo inicjałami zapisanymi na czerwono, niebiesko, pomarańczowo lub fioletowo. W ten sposób notatniki stały się jakby palimpsestami tymczasowych zeznań, lekko przerobionych różnokolorowymi kredkami. Wybór koloru wydaje się przypadkowy, chociaż chciałoby się przypuszczać, że zastosował kod łączący kolor z grupą tematyczną lub datami powracania do takiej grupy”. M.W. Young, Bronisław..., s. 21. 24 B. Malinowski, Ogrody..., s. 466. „Główna zdobycz badań terenowych – pisze Malinowski – polega nie na biernym rejestrowaniu faktów, lecz na twórczym szkicowaniu tego, co można by nazwać zasadami naczelnymi tubylczych instytucji”. 22 23

,0


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

Co ciekawe, Malinowski sporządzał tablice synoptyczne nie tylko wtedy, gdy pracował w terenie lub porządkował materiał przewidziany do omówienia w monografii. Michael W. Young dowodzi, że „jego [Malinowskiego] tak zwane »tablice synoptyczne« znalazły zastosowanie biograficzne przed etnograficznym i pedagogicznym”25. Uczony podaje, że w listopadzie 1917 Malinowski odczuł potrzebę uporządkowania wspomnień z dwóch i pół roku spędzonych w Melbourne. Był to okres dłuższy niż w sumie miał przebywać w Papui, a pod każdym względem równie ważny dla jego przyszłości co czas poświęcony na urobek materiału do monografii na przodku Kiriwina. Po pierwsze ćwiczył pamięć i odtworzył kalendarium zdarzeń miesiąc po miesiącu. Następnie sklasyfikował wydarzenia, porządkując je pod tytułami różnych rubryk. W końcu przeniósł je w ciąg trzech tabel-map. [...] Pierwsza tabela, obejmująca okres nazwany „Pierwszą epoką, kwiecień-listopad [1916]”, składała się z sześciu kolumn. Nagłówki w porządku od lewej do prawej to: „Praca naukowa”, „Wydarzenia zewnętrzne«, „Zdrowie”, „N.S.”, „M.W.” oraz „E.R.M.”. [...] Wymyślenie i zastosowanie tego, co nazwał tablicami synoptycznymi, należało do najistotniejszych innowacji metody badan terenowych [...]26.

Retrospektywne ujęcie pozwala Malinowskiemu nie tylko na ogląd własnego życia, ale też na krytykę własnych poczynań badawczych. Ma ono dodatkowo walor „samokształceniowy”: pozwala na wyciągnięcie wniosków i korektę własnych działań. Listy i tablice Malinowski sporządza również podczas pracy w terenie. W Ogrodach koralowych… wylicza najbardziej podstawowe czynności związane z ich przygotowaniem: Na początku mojej pracy w Omarakanie sporządziłem plan terytorium (por. rys. 11). Sporządziłem plan pól, dokonałem przybliżonych pomiarów indywidualnych działek i, w kilku wypadkach, zanotowałem, kto uprawiał każdą działkę i kto ją posiadał. Materiały, które w ten sposób uzyskałem, były bardzo

25 26

M.W. Young, Bronisław..., s. 21. Tamże, s. 527.

,1


CWė]ehpWjW Ho]_[biaW" Å/LVW\ XZLHU]\WHOQLDMöFHµ HWQRJUDID

wartościowe. Odtwarzam je w niniejszej pracy: przedstawiam tu plan, terminologię pól i granic między polami, działek i podziałów na działki, a także zasady dziedziczenia ziemi, system pokala i różnorodne roszczenia prawne z nim związane. Rezultatem tego frontalnego ataku było jednakże zebranie wielu nie związanych ze sobą i w istocie rzeczy nieuzasadnionych roszczeń. Moja dokumentacja umożliwiła mi sporządzenie listy prawnych tytułów własności, którą obecnie odtworzę. Odkryłem przy tym, że owa lista była zgodna z listą uzyskiwaną metodą pytań i odpowiedzi [...]27.

Malinowski podkreśla tutaj rolę, jaką w badaniach terenowych odgrywa krzyżowanie źródeł28, umożliwiające zminimalizowanie błędów i korektę ewentualnych pomyłek. Ale też uświadamia czytelnikom, że samo zebranie danych i świadectw nie wystarcza, to zaledwie baza do dalszych badań, porównań, analiz. „Robienie” technologii, „robienie” wioski, cenzusów, wymaga hartu ducha i nieustannego przezwyciężania słabości, których źródłem, przynajmniej po części, bywa fizyczność, cielesność badacza. Ale „Prawdziwy wysiłek umysłowy, naprawdę trudna i uciążliwa praca polega nie tyle na »uzyskaniu faktów«, ile na ujawnieniu znaczenia tych faktów i usystematyzowaniu ich w taki sposób, by tworzyły organiczną całość”29. Nie ma „czystych faktów”, są za to fakty „niewidzialne”, do których musi dotrzeć badacz. Typ odtwarzanych w monografii danych, a także zakres i forma ich udostępnienia, zależy od decyzji etnografa i aktualnie opracowywanego przez niego problemu badawczego. Większość „zaplecza”, na które składają się m.in. dokumenty, narzędzia badawcze, techniki zbierania materiałów, a także pewne szczegóły związane z przeprowadzaniem rozmów z tubylcami, pozostają bowiem poza zasięgiem potencjalnych odbiorców monografii30

27 Tamże, s. 479–480. Michael W. Young przypomina, że czasem w takich działaniach pomagali Malinowskiemu krajowcy i obecni na wyspach kupcy. Tamże, s. 630. 28 Dodatkowo M.W. Young podkreśla, że Malinowski „Wyszedł poza coś, co nazwał etnografią »opisu jednowymiarowego« (zapisywania po prostu tego, co powiedzieli informatorzy) i zawsze rzucał wyzwanie oświadczeniom informatorów, stawiając ich w krzyżowym ogniu pytań, konfrontując ich stwierdzenia z opiniami innych na ten sam temat, a także wykazując sprzeczności w wyrażonych przekonaniach”. Tamże, s. 541. 29 Tamże, s. 474. 30 Także ze względów natury etycznej.

,2


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

Konkret w rzeczywistości, konkretne dane w dokumentacji W Argonautach... Malinowski nie podawał szczegółowych informacji, dotyczących sposobu zbierania i uzyskiwania różnych danych, w tym genealogicznych, nie przedstawiał też drobiazgowo, w odróżnieniu od Halse’a Williama Riversa31, przyjętych sposobów ich zapisu. Sporządzanie tablic genealogicznych traktował bowiem jako niezbędny, choć wcale nie najważniejszy, element pomagający mu w rekonstrukcji „szkieletu” badanej kultury. Nawet zawartość spisu treści, w którym wymienia: „Formułowanie zasad organizacji plemiennej i anatomii kultury. Metoda wnioskowania ze statystycznie przedstawionych konkretnych faktów. Zastosowanie kart synoptycznych”32, nie sugeruje żadnej hierarchii ani tym bardziej dominującej roli genealogii w jego badaniach, najwyżej wyznacza, w bardzo skrótowej formie, kolejność działań w terenie. Badacz ma być nie tylko „aktywnym łowcą”33, ale i „własnym kronikarzem (a zarazem i historykiem w jednej osobie)”34, co oznacza, że „jego źródła, choć niewątpliwie łatwo dostępne, są niezwykle trudne do uchwycenia i zarazem bardzo złożone; nie są one zawarte w jakichś trwałych, materialnych dokumentach, lecz w zachowaniu i pamięci żywych ludzi”35. Sporządzenie spisów ludności, planów wioski, rozmieszczenia przestrzennego siedzib i ich mieszkańców, wymaga dużego nakładu energii, a także wykształcenia umiejętności wzbudzania w sobie motywacji do działania, nawet pomimo wrażenia nieudolności czy nieskuteczności własnych wysiłków, by pomimo znużenia kontynuować te potrzebne, choć, jak przyznaje sam Malinowski, dość nudne, ale za to niezwykle istotne prace36: 31 William Halse Rivers dawał praktyczne wskazówki dotyczące sposobu zapisu uzyskanych genealogii, stosowania wyróżnień, wielkich i małych liter, a także kolorów, np. na oznaczenie nazw wiosek, podziałów społecznych, statusu w hierarchii: „Practical Hints on the method of recording the pedigrees may be of service. It is a convenient practice to write the names of males in capital letters, and those of females in ordinary writing. The names of social divisions, villages, &c., may be written in red ink, to be replaced by italic in printing”, W.H. Rivers, A General Account of Method, w: Notes and Queries on Anthropology 1912, Fourth Edition, ed. by B. Freire-Marreco, s. 121. W przypadku notatek związanych z kwestiami pokrewieństwa mogło to służyć również wypracowaniu jednolitych metod zapisu przez badaczy. Na temat prac badawczych Riversa oraz jego dzieł, a także inspiracji płynących z nich dla Malinowskiego pisze m.in. M.W. Young, Bronisław..., s. 224–231. Por. też Z. Mach, Metoda intensywnych badań terenowych w historii antropologii społecznej, w: Antropologia społeczna Bronisława Malinowskiego, red. M. Flis, A.K. Paluch, PWN, Warszawa 1985, s. 34–49. 32 B. Malinowski, Argonauci..., s. V. 33 Tamże, s. 19. 34 Tamże, s. 13. 35 Tamże, s. 13. 36 O odczuciach Malinowskiego, związanych ze sporządzaniem cenzusów, czyli spisów ludności wiosek, map, rozmieszczenia siedzib, można przeczytać w Dzienniku... Pomimo zniechęcenia, które się pojawiało, wyraźnie widać, że utrzymywał regularny rytm tych prac: „18 XII 17. Po lunchu (smażenie ryby – moje wynalazki kulinarne) spisuję myśli ogólne, koło trzeciej idę do Tubwabliu i robię cenzus genealogiczny (nie zabawne!) [...]. 19 XII 17. Wstaję, idę na round wioski. [...] W pracy: zbądź się cenzusu; jeśli można dzisiaj. – Przed południem, koło dziewiątej idę do Kajtabu, gdzie robię cenzus ze staruszkiem z bródką. Monotonna, głupia robota, ale konieczna. Jestem wściekle zmęczony pod koniec i często odsapywam. Piątek 21 XII Lenistwo: chciałbym przerwać monotonny bieg życia, „take a day off ” [wziąć dzień wolny] – to

-3


CWė]ehpWjW Ho]_[biaW" Å/LVW\ XZLHU]\WHOQLDMöFHµ HWQRJUDID

Zbierając krótko wyniki naszego omówienia: pierwszy zasadniczy postulat metodologiczny głosi, że każde zjawisko winno być badane w możliwie najszerszym zakresie konkretnych przejawów oraz poprzez wyczerpujący przegląd szczegółowych przykładów. Jeśli to możliwe, to rezultaty powinny być ujęte w formie kart synoptycznych, które służą nam zarówno jako instrumenty badawcze, jak też jako dokumentacja etnograficzna. Posługując się taką dokumentacją oraz poprzez studium konkretów, można przedstawić w sposób przejrzysty ogólne ramy kultury tubylców w najszerszym tego słowa znaczeniu oraz strukturę ich społeczeństwa. Metodę tę można by nazwać metodą statystycznej dokumentacji na podstawie konkretnych świadectw37.

Metoda statystycznej dokumentacji odnosi się przede wszystkim do sporządzania spisów ludności (vide: wspomniane wyżej cenzusy) oraz rozmieszczenia i liczebności poszczególnych plemion. Mogą być tutaj włączone inne typy danych: chodzi bowiem o to, by wykryć pewne prawidłowości, czy regularności właściwe dla danej kultury. „Konkretne dane” i „konkretne świadectwa” wskazują też na konieczność rozróżnienia ich w zapisie, podobnie jak niezbędne jest wyodrębnienie „faktów” i ich interpretacji. Malinowski przedstawia swoje stanowisko bardzo wyraźnie: Sądzę, że tylko takie źródła etnograficzne mają bezsporną wartość naukową, w których możemy przeprowadzić wyraźne rozróżnienie między rezultatami bezpośrednich obserwacji i wypowiedziami oraz interpretacjami krajowców, z jednej strony, a wnioskami autora opartymi na zdrowym rozsądku i psychologicznym wyczuciu, z drugiej strony. [...] przeglądy czy zestawienia [...] winny stać się trwałym elementem opracowań etnograficznych, tak aby czytelnik mógł od razu dokładnie ocenić stopień znajomości faktów opisywanych przez autora oraz wyrobić sobie pogląd, w jakich warunkach informacje zostały uzyskane od krajowców38. jest jedna z najfatalniejszych tendencji! Całkiem przeciwnie: wykończę rutynowe rzeczy: dziennik etnograficzny; przejrzę notatki cenzusowe i wrażenia wczorajsze[...]. Potem spisuję moje wrażenia z wczorajszej ekspedycji. Potem idę do Walasi i robię cenzus”. B. Malinowski, Dziennik w ścisłym znaczeniu tego wyrazu, wstęp i oprac. G. Kubica, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2007, s. 515, 516, 519. 37 B. Malinowski, Argonauci..., s. 29. 38 Tamże, s. 12–13. -!


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

Do „konkretnych danych” Malinowski zalicza m.in. dane przestrzenne (od szerokiego, surveyowego oglądu i danych geograficznych począwszy po przedstawienie układu wiosek na Trobriandach), a także różnego typu dane opisowe. Dane przestrzenne można utrwalić w postaci mapy39, wykresu, rysunku technicznego: mogą one bowiem dotyczyć nie tylko topografii terenu, rozmieszczenia ludności, układu chat, kierunku wymian, ale także rozmaitych wytworów materialnych. Dane opisowe, w zależności od tego, czego dotyczą, także mogą mieć różny charakter i rozpiętość: od podania wymiarów artefaktów, wypisania ich miejscowych nazw, po rozbudowane informacje, dotyczące chociażby terminów pokrewieństwa. Już na etapie porządkowania takich danych warto uwzględnić źródło ich pochodzenia oraz sposób uzyskania przez badacza. Powstaje pytanie, w jakiej relacji do konkretnych danych pozostają konkretne świadectwa. Etnograf – „aktywny łowca” – jest czujnym obserwatorem wydarzeń, nawet tych, które mogłyby się wydawać błahe. Ale musi się też uciekać do świadectw innych osób. Uzyskuje w ten sposób relacje o faktach oraz różne ich interpretacje, włączając w to wydarzenia, których sam był świadkiem40. Wiele więc zależy również od kontaktu, jaki uda mu się nawiązać z tubylcami. Wytwarzane przez niego również i na tej podstawie dokumenty mają mieć walor uprawomocniający: zarówno w odniesieniu do jego badań, zastosowanych technik zbierania materiałów oraz uzyskiwania danych, jak i w odniesieniu do wniosków prezentowanych w monografii. Wiąże się to z niezwykle istotną kwestią jawności stosowanych metod oraz ich naukowej prezentacji. Warto podkreślić, iż Malinowski nie prezentuje wszystkich danych, chce jednak jasno przedstawić założenia badawcze i uzyskane przez siebie rezultaty: […] pragnę zaznaczyć tutaj, że procedura konkretnego przedstawiania danych w formie tabel powinna przede wszystkim stać się legitymacją dla samego etnografa, rodzajem jego „listów uwierzytelniających”. To znaczy, że etnograf, który pragnie zdobyć zaufanie czytelnika, musi ukazać jasno i zwięźle w formie 39 A także skonfrontować je z wcześniejszymi danymi geograficznymi. Malinowski czyni to, odwołując się do pracy Seligmana i uwzględniając w Argonautach… mapę, pomieszczoną uprzednio w The Melanesian.... 40 Za szczególny przypadek takich informatorów można uznać autorów prac poświęconych badanej kulturze. Monografie etnograficzne, relacje z terenu, opowieści podróżnicze będą bowiem zawierać zawsze jakąś dozę wiedzy o świecie, którą lokować można zarówno po stronie tubylców, jak i „innoziemców”, przyjeżdżających na ich terytoria w różnym czasie, charakterze i z bardzo różnymi zamiarami. Należy wziąć je pod uwagę, ale też wypracować skuteczne narzędzia ich analizy. Warto uwzględnić propozycje analiz przeprowadzanych na gruncie kulturoznawczo pojmowanej antropologii literatury. Por. m.in. E. Kosowska, Antropologia literatury: teksty, konteksty, interpretacje, Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, Katowice 2003 oraz inne książki tej autorki.

-4


CWė]ehpWjW Ho]_[biaW" Å/LVW\ XZLHU]\WHOQLDMöFHµ HWQRJUDID

tabelarycznej, które partie materiałowe, będące podstawą jego opracowania oparte są na bezpośrednich informacjach, a które zostały uzyskane dzięki pośrednio zebranym informacjom. Tabela [...] pomoże czytelnikowi w wyrobieniu sobie własnego zdania o wiarygodności każdego stwierdzenia, o ile będzie chciał je sprawdzić. Dzięki tej tabeli i wielu odsyłaczom zamieszczonym w tekście dotyczącym tego, jak, w jakich okolicznościach i z jakim stopniem dokładności doszedłem do danych wniosków i twierdzeń naukowych, nie pozostanie, jak sądzę, w ukryciu nic, co dotyczy źródeł, które stały się podstawą do napisania tej książki41.

Malinowski zamieszcza poniżej tych wyjaśnień „chronologiczną tabelę wydarzeń związanych z kula, których autor był świadkiem”. W tabeli wymienia kolejno wszystkie wyprawy badawcze wraz z podaniem dat („pierwsza ekspedycja, sierpień 1914 – marzec 1915”, „druga ekspedycja, maj 1915–maj 1916”, trzecia ekspedycja, październik 1917–październik 1918”) i podziałem ramowego planu pobytów na poszczególne miesiące lub okresy (np. Czerwiec 1915, Lipiec 1915, Wrzesień 1915, Październik–listopad 1915). Wskazuje miejsca, w których przebywał , główne działania tubylców organizujących kula, obszar tematyczny uzyskanych danych (np. „magicznych tekstów w Sinaketa”). Przypomniane tu pokrótce uporządkowanie wydarzeń warto zestawić z inną tabelą, pomieszczoną w jednym z końcowych rozdziałów Argonautów... Chodzi o „chronologiczną tablicę wyprawy uvalaku z Dobu do Sinaketa w 1918 roku”42. Cel jej sporządzenia i zamieszczenia w monografii Malinowski wyjaśnia następująco: Aby ukazać złożoność, jak również ścisłość ulokowania w czasie poszczególnych podróży i poczynań związanych z uvalaku, tak doskonale zsynchronizowanych na tym ogromnym terytorium, zestawiłem je w zamieszczonej tu tabeli. Nieomal wszystkie podane w niej daty są całkowicie dokładne i opierają się na moich obserwacjach. Zestawienie to daje również jasny, synoptyczny obraz uvalaku tak, że wydaje się pomocne odwoływanie się do niego przy czytaniu niniejszego rozdziału43. B. Malinowski, Argonauci..., s. 28. Tamże, s. 458. 43 Tamże. s. 458. 41 42

-,


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

Tabela przedstawia przebieg zdarzeń, ale dzięki zestawieniu czynności, które miały miejsce na poszczególnych wyspach i w wioskach44, zyskuje dodatkowo walor przedstawienia o charakterze synoptycznym, a więc takim, który nie tylko umożliwia ogląd całości „w jednym rzucie oka”, ale i dokonanie porównań. Wraz z częściami opisowymi i szczegółowo rozwijaną narracją możemy zrekonstruować na własny użytek przebieg kula. Paradoksalnie, statyczny układ tablicy chronologiczno-synoptycznej zezwala na uchwycenie dynamiki wymiany. Dzięki punktowemu wskazaniu wydarzeń i ich następstw, dokładnie ulokowanych w czasie, uwidacznia się, być może nawet wyraźniej niż w ciągłym tekście, ich równoczesność i równoległość, rozwijana zaś na kartach Argonautów... opowieść dostarcza wiedzy o mechanizmach utrzymywania kula w stanie równowagi i jej rzeczywistej funkcji w życiu plemiennym ukrytej nawet przed tubylcami45. Tabele synoptyczne zarówno w charakterze dokumentu, jak i narzędzia badawczego mogą dotyczyć wybranych aspektów życia plemiennego, łączenie ich tylko i wyłącznie z rekonstrukcją „szkieletu” badanej kultury byłoby niepożądanym ograniczeniem. Malinowski przekonuje, iż „Metoda podawania informacji, o ile jest to możliwe, w formie zwięzłych zestawień czy tabel synoptycznych, powinna być rozszerzona na wszystkie inne aspekty życia plemiennego”46. Autor Argonautów... poprzestaje na zaleceniach, czy deklaracjach47. Oprócz zacytowa44 Np. „Mniej więcej jednocześnie (Na Boyowa: mieszkańcy Vakuta powracają z Kitava, zebrawszy pokaźną ilość mwali.), Jednocześnie (Na wyspach Amphlett przygotowania do podróży; gromadzenie żywności, naprawa łodzi), Około 28 marca (Na Boyowa: To’uluwa powraca z Kitava, przywożąc mwali.) Jednocześnie (Na wyspy Amphlett nadchodzą wiadomości o zbliżaniu się flotylli z Dobu oraz o poczynaniach na Boyowa.)”. Tamże, s. 458, tablica chronologiczna. 45 Kula stanowi jeszcze jeden przykład na to, iż zasada naczelna dowolnej instytucji nie musi być tożsama z jej rzeczywistą funkcją, którą pojmować można jako „efekt całościowego działania”. Por. B. Malinowski, Naukowa teoria kultury, w: Tenże, Szkice z teorii kultury, Książka i Wiedza, Warszawa 1958. 46 B. Malinowski, Argonauci..., s. 26. 47 Szereg tabel, wraz z ich bardzo dokładnym omówieniem, zamieszcza również w tekście o badaniach zmiany kulturowej. Por. B. Malinowski, Dynamika zmiany kulturowej. Studium stosunków rasowych w Afryce, w: Tenże: Kultura i jej przemiany, przeł. A. Bydłoń, A. Mach, PWN, Warszawa 2000, s. 183–401. Odnajdziemy tu m.in. następujące tablice: Wzorcową tabelę przeznaczoną do analizy kontaktu i zmiany kulturowej w podrozdziale VII, Zasady i instrumenty naukowe w badaniu zmiany kulturowej (s. 280), powiązane z nią wykazy: zasad i reguł metodologicznych (s. 282–283), a także: Tabelę synoptyczną służącą do badania afrykańskich działań wojennych (s. 301), Tabelę służącą do krytycznej analizy problemu czarów (s. 312–313), Tabelę synoptyczną do badania problemów związanych z wyżywieniem ludności tubylczej na ich tle ekonomicznym (s. 322–323) i wiele innych. Oprócz refleksji nad kategorią zmiany kulturowej w rozumieniu Malinowskiego, tekst ten bywa przywoływany w dyskusjach o kolonializmie. Myślę, że można byłoby ten, i wiele jeszcze innych artykułów Malinowskiego, wykorzystać także przy próbach rekonstrukcji tych elementów jego warsztatu badawczego, które, tutaj omawiane wprost, były również niezwykle istotne, choć niewidoczne dla czytelnika, w budowaniu „wielkich” monograficznych narracji. Wiele takich tabel, podobnie jak zapisków z terenu (mam tutaj na myśli nie ów Dziennik w ścisłym znaczeniu tego wyrazu, który ujrzał światło dzienne za sprawą drugiej żony Malinowskiego, Anny Valetty Hayman-Joyce, lecz systematycznie i konsekwentnie, z niewielkimi tylko przerwami, prowadzony przez niego etnograficzny dziennik badawczy, zawierający szereg danych i uwag dotyczących zapewne nie tylko imponderabiliów aktualnego życia), znajduje się obecnie w archiwach w Londynie i w Yale. W przypisie wskazuje się na niewielką różnicę pomiędzy drukowaną wersją tekstu i zamieszczoną w niej wzorcową tabelą do analiz kontaktu i zmiany kulturowej (z kolumnami od A do E), a rękopiśmiennymi uwagami autora, który „w swych notatkach

--


CWė]ehpWjW Ho]_[biaW" Å/LVW\ XZLHU]\WHOQLDMöFHµ HWQRJUDID

nego wykazu tablic, który umieszcza w przypisie we Wprowadzeniu48 oraz tabel chronologicznych i chronologiczno-synoptycznych, wspomnianych powyżej, w Argonautach… przedstawia też zestawienia o charakterze opisowym oraz szczegółowe wyliczenia49. Malinowski, co ważne, podkreśla również, iż kryteria podziału (np. typów darów) nie zostały narzucone z zewnątrz, nie są wynikiem arbitralnych decyzji, podejmowanych przez badacza na podstawie apriorycznych założeń, lecz wypływają z prawidłowości i zasad zaobserwowanych w kulturze trobriandzkiej. Często podaje również kryteria klasyfikacji, pisząc wprost: „W zamieszczonym [...] przeglądzie [...] brałem pod uwagę stopień równowartości wymienionych przedmiotów”50. Aby ustrzec innych przed popełnianiem błędów, wskazuje również wady tabelarycznych ujęć danego problemu oraz uwrażliwia na niebezpieczeństwo przekłamań, płynących z rzutowania kategorii i sposobów klasyfikacji przyjętych w naszej kulturze, na kultury, które stanowią przedmiot badań: Tego rodzaju sprawozdania w formie tabelarycznej nie mogą oczywiście dać tak przejrzystego obrazu faktycznego stanu rzeczy, jaki mógłby dać konkretny opis; co więcej, stwarzają nawet wrażenie sztuczności. Lecz, i to należy z naciskiem podkreślić, nie wprowadzam tu żadnych sztucznych kategorii, obcych tubylczemu umysłowi. Nic bardziej nie wprowadza w błąd w sprawozdaniach etnograficznych, jak opisywanie faktów z dziedziny cywilizacji tubylczej w naszych kategoriach. Tu jednak tego nie robimy. Zasady tej typologii, jakkolwiek leżą poza zasięgiem pojmowania tubylców, są jednak zawarte w ich organizacji społecznej, zwyczajach, a nawet terminach ich języka51.

Malinowski, oddając sprawiedliwość Riversowi, dostrzega wszak jeszcze inne możliwości wykorzystania zapisu w postaci tablic synoptycznych i otwarcie sporządzonych na Uniwersytecie w Yale zaproponował dalsze udoskonalenie tej tabeli, a mianowicie dodanie obok kolumny A jeszcze jednej kolumny, w której można dokonać podziału na intencje Zachodu wyrażane w Europie i na politykę Zachodu modyfikowaną przez Europejczyków żyjących w Afryce” (w wydaniu polskim: s. 281, przypis 54). 48 Za podobny rodzaj porządkowania zebranych materiałów można poza tym uznać np. informacje o rozlokowaniu przestrzennym i ilościowym czółen, przedstawione w formie listy opatrzonej dodatkowymi wyjaśnieniami dotyczącymi ich ważności (i hierarchii we flotylli podczas wypraw). 49 M.in. partnerów kula, wraz z dookreśleniem ich statusu oraz różnych rodzajów darów, a także okoliczności ich wręczania. 50 B. Malinowski, Argonauci..., s. 223. 51 Tamże.

-.


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

wyznaje, że wielokrotnie wspierał się pracami Charlesa Gabriela Seligmana, którego dzieło The Melanesians of Brithis New Guinea (1910) wciąż uchodziło w tamtych czasach za jedno z podstawowych źródeł wiedzy o ludach Melanezji. Dotyczy to również aspektu porządkowania materiałów i przedstawiania ich w formie tabelarycznej52: Podobnie w badaniach nad konkretnymi formami transakcji gospodarczych, gdzie chodzi o prześledzenie historii wartościowego przedmiotu i ustalenie natury oraz zasięgu jego obiegu, wspomniana przed chwilą zasada kompletności i dokładności badawczej doprowadza do skonstruowania tablic transakcji, jakie na przykład znajdujemy w pracy prof. Seligmana53.

Dokonania Sligsa (tak Seligmana nazywali przyjaciele) mogą być inspirujące również w zakresie sposobów uzyskiwania i organizowania materiału. Malinowski nie tylko zadedykował mu Argonautów..., ale i przyznał: „[…] właśnie dzięki temu, że wzorowałem się tu na prof. Seligmanie, byłem w stanie ustalić pewne trudniejsze i bardziej szczegółowe reguły kula”54. Martwe materiały, żywe obserwacje i narracyjna żegluga Nie można rzecz jasna powiedzieć, że badania Malinowskiego na Trobriandach dotyczyły tylko kula, ale to właśnie ów skomplikowany system wymiany darów, angażujący całe społeczności, stanowi główny temat Argonautów zachodniego Pacyfiku55, ze znaczącym, choć i tajemniczym podtytułem Relacje o poczynaniach i przygodach krajowców z Nowej Gwinei56. Na przygody i poczynania krajowców z Nowej Gwinei opisane w tej książce składają się przede wszystkim działania związane z instytucją kula, angażujące całe społeczności i w efekcie umożliwiające ich funkcjonowanie. Informacje na temat niektórych z tych 52 Taki typ porządkowania Malinowski zastosował również w prywatnym dzienniku. Por. M.W. Young, Bronisław..., s. 533, 538. Pada tu określenie: „Tablica-dziennik Malinowskiego”, s. 538. 53 B. Malinowski, Argonauci..., s. 26, przypis 6. Malinowski przywołuje tu pracę: C.G. Seligman, The Melanesians of British New Guinea, Cambridge University Press, Cambridge 1910, p. 531–532. Por. też B. Malinowski, Argonauci..., s. 42 tekst główny oraz przypis 2. W tym miejscu Malinowski przywołuje podział rasowy krajowców oraz mapę II „Porównanie zasięgu geograficznego Massimów i obszarów zamieszkanych przez Papuo-Melanezyjczyków i Papuasów (przedrukowane z książki: C.G. Seligmana, Melanesians of British New Guinea, za łaskawym zezwoleniem autora)”, s. 43. 54 B. Malinowski, Argonauci..., s. 26. 55 Malinowski pisze o tym wprost: „Niniejszy tom jest poświęcony opisowi wielkiej instytucji, łączącej się z szeregiem powiązanych czynności i przedstawiającej wiele aspektów”. Tamże, s. 25. 56 O tytule i mitologicznym kluczu do jego interpretacji pisze Grażyna Kubica. Por. Taż, Argonauci, Trobriandy i kula z perspektywy stulecia, w: B. Malinowski, Argonauci..., s. XX–XXI.

-/


CWė]ehpWjW Ho]_[biaW" Å/LVW\ XZLHU]\WHOQLDMöFHµ HWQRJUDID

działań zostały zawarte i uporządkowane w tabelach, tablicach synoptycznych, chronologicznych, czy zestawieniach porównawczych o charakterze opisowym. Tabele, tablice, schematy z całą pewnością nie są u Malinowskiego celem samym w sobie. Przyczyniają się natomiast do tego, co nazwałabym negocjowaniem „na bieżąco”, w terenie, założeń badawczych i negocjowaniem teorii, której ostateczny kształt zależy i od dynamiki badań terenowych, i od dokonywanej w jego trakcie i post factum, złożonej weryfikacji uzyskiwanych rezultatów57. Z tego również względu w Argonautach... genealogia i pochodzenie poszczególnych osób ważne są przede wszystkim w odniesieniu do większej całości: systemu wymiany darów58. Wspominane są też przy objaśnieniach dotyczących matrylinearności Trobriandczyków, związanych z nią zasad dziedziczenia dóbr oraz linii przekazu wiedzy i konkretnych umiejętności niezbędnych w plemiennym życiu. Wykraczają więc poza badania genealogiczne, skupione dotychczas głównie na związkach pokrewieństwa, powinowactwa, z rzadka jedynie prowadzące do namysłu nad budową rodziny i organizacją społeczną. Malinowski wielokrotnie przypomina, co stanowi przedmiot Argonautów.... Bywa, że czyni też ważne zastrzeżenia: zanim zamieści opisowy „przegląd wszystkich form płatności i darów”59, objaśnia: Jak bowiem wiemy, głównym tematem tej książki jest kula – jedna z form wymiany, byłbym więc w niezgodzie z głównym założeniem mojej metody, gdybym opisał jeden tylko typ wymiany, wyrwany z jego najistotniejszego kontekstu; to znaczy, gdybym ograniczył się do opisu samych instytucji kula, nie podając przynajmniej ogólnego szkicu rozmaitych form kiriwińskich płatności, darów i transakcji wymiennych60.

Wzajemne zależności między różnymi formami wymiany i handlu (vide: gimawali), silnie angażujące całe społeczności, stanowią podstawę trobriandzkiej 57 „[...] badacz terenowy, zbierając swe materiały, musi mieć jasne wyobrażenie o tym, co chce wiedzieć, w tym wypadku o tym, czym naprawdę jest system własności ziemskiej. A ponieważ to wyobrażenie winno stopniowo wyłaniać się ze zbieranych przez niego materiałów, musi on nieustannie przerzucać się z obserwacji i nagromadzonych materiałów na tworzenie modeli teoretycznych, a następnie znów na zbieranie danych”. B. Malinowski, Ogrody..., s. 471. 58 O genealogii Malinowski pisze szerzej w Życiu seksualnym dzikich, zamieszczając tam m.in. tablice „Genealogia małżeństwa pomiędzy kuzynostwem”, s. 225, a także rodowód rodziny wodza To’uluwy, s. 228. Spis ilustracji, map i rysunków, zamieszczony na końcu książki (s. 620–622), nie uwzględnia tych tablic. Poza tym znajdziemy tu również następujące rysunki: „Plan wsi Omarakana”, „Plan domu mieszkalnego”, „Gry sznurowe”, „Wybrzeże w Kumilabwago”. 59 B. Malinowski, Argonauci..., s. 222. 60 Tamże, s. 209.

-0


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

gospodarki. Malinowski, podobnie jak w pierwszych rozdziałach Argonautów..., polemizuje tu z szeroko rozpowszechnionymi i utrwalonymi przekonaniamidotyczącymi ekonomii w kulturach prostych. Ale też podkreśla po raz kolejny konieczność uwzględniania kontekstu i badania poszczególnych elementów kultury w ramach całości, w której współistnieją i którą zarazem tworzą. Dopiero w sieci takich zależności, dobrze rozpoznanych, można spróbować odkryć ich znaczenie i zbadać funkcje, co byłoby niemożliwe, gdyby te same elementy rozpatrywać w izolacji, względnie uciekając się jedynie do porównań i poszukiwań analogii61. Dodatkowo Malinowski tłumaczy, dlaczego tak istotna jest dla niego zgodność postępowania badawczego z przyjętymi założeniami. Nie oznacza to bynajmniej propagowania idei sztywnego schematyzmu. Jest to raczej wyraz samoświadomości badacza, który podkreśla, że wgląd w badany problem uzyskujemy na miarę stosowanej metody62. Tablice i wykazy zawarte w Argonautach… mają jednak nie tylko walor dokumentacyjny. Ich pierwotne wersje Malinowski wykorzystywał w niektórych przypadkach także podczas pracy w terenie, w funkcji kontrolnej, wspomagającej obserwacje, a także jako pomoc przy formułowaniu pytań i dopełnienie wywiadów. Służyły mu również, o czym już wspominałam, do krzyżowej weryfikacji źródeł i zebranych danych. O ile jednak wspomniane na samym początku tego tekstu (ale też na początku Argonautów…) cenzusy i tablice genealogiczne wspomagały rekonstrukcję „szkieletu” badanej kultury, to już sporządzenie wymienionych lub włączonych do poszczególnych rozdziałów tablic poświęconych m.in. rodzajom darów, partnerom kula, a także magii, wymagało nie tylko znajomości „struktury społeczeństwa”63 tubylców, ale także pogłębionych badań zarówno „ciała i krwi”, jak i „ducha” trobriandzkiej kultury. Spisy ludności, genealogie, plany, terminy pokrewieństwa64 pozostawały „martwym materiałem, który nie prowadził do głębszego zrozumienia sposobów myślenia czy zachowania krajowców”. „W ten sposób nie mogłem uzyskać ani właściwej tubylczej interpretacji żadnego z tych faktów, ani też uchwycić tego, co można by nazwać sensem życia plemiennego” 65 – przyznał Malinowski. Stopniowe przekraczanie tych ograniczeń wiązało się z systematyczną i sumienną nauką języka, a także dostosowaniem trybu swojego życia Podobne postępowanie cechowało niektórych ewolucjonistów, a także dyfuzjonistów. Wielokrotnie mówił o tym podczas seminariów antropologiczno-lingwistycznych organizowanych przez Zakład Językoznawstwa Ogólnego i Zakład Teorii i Historii Kultury Uniwersytetu Śląskiego dr Eugeniusz Jaworski. 63 B. Malinowski, Argonauci..., s. 29. 64 Wszystko to wymienia Malinowski jako czynności, które wykonywał na początku „robienia technologii”. Tamże, s. 15. 65 Tamże. 61

62

-1


CWė]ehpWjW Ho]_[biaW" Å/LVW\ XZLHU]\WHOQLDMöFHµ HWQRJUDID

do rytmu dnia codziennego tubylców, co z czasem pozwoliło Malinowskiemu nie tylko na poszerzenie badań, ale i na uczestnictwo w ważnych wydarzeniach w trobriandzkim kalendarzu, dalekich od zwykłych, rutynowych prac. Dzięki temu mógł wziąć udział nie tylko w wyprawie uvalaku66, ale i opisać system tubylczej magii, sprawnie łącząc obserwacje i dane pochodzące z różnych, choć wzajemnie przenikających się porządków: więzów pokrewieństwa, namacalnej rzeczywistości tubylczego życia i trudno uchwytnych, choć znajdujących swój wyraz w konkretnych działaniach, poglądów, przekonań i wierzeń. Cel sporządzenia i uwzględnienia w Argonautach… „Tablicy magii kula oraz działań towarzyszących” Malinowski objaśnia następująco: Ta sprawa – prawidłowe zrozumienie tego, co znaczy magia systemowa – posiada najwyższą doniosłość teoretyczną, ponieważ odsłania ona charakter związku między działalnością magiczną a praktyczną oraz wskazuje, jak bardzo są one ze sobą związane. Jest to również jedna z tych spraw, która nie może być wyjaśniona i pojęta bez pomocy odpowiedniego zestawienia. Przygotowałem takie zestawienie w postaci załączonej tablicy magii kula oraz działań towarzyszących, w której zostało dokonane podsumowanie treści poprzednich rozdziałów. Tablica ta umożliwia przeprowadzenie szybkiego przeglądu kolejnych działań podczas kula w ich związku z magią, rozpoczynając od pierwszej czynności budowy czółna, a kończąc na powrocie do domu. Wskazuje ona na zasadnicze cechy magii systemowej w ogólności oraz na takież cechy mwasila i magii czółna w szczególności. Wskazuje ona także na związek między czynnościami magicznymi, na współzależne następstwo obu tych akcji, na proces ich wspólnego zdążania faza po fazie w kierunku celu zasadniczego – pomyślnej wymiany kula. W ten sposób tablica przyczynia się do zilustrowania znaczenia pojęcia „magii systemowej” i stanowi ugruntowany zarys istotnych cech kula, zarówno magicznych, jak też obrzędowych i praktycznych67.

66 67

Tamże, s. 452. Tamże, s. 498–499.

-2


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

Przytaczam tak obszerny fragment, aby na jego przykładzie nie tylko prześledzić tok rozumowania autora, ale też wskazać, najważniejsze wg niego zalety stosowania tablic, z których część została jak na razie jedynie zasygnalizowana. Tablice synoptyczne (których szczególną odmianą są tablice genealogiczne) początkowo wiązane przede wszystkim z badaniami zasad organizacji społecznej, omawiane były jako pewien typ dokumentacji, która może, ale nie musi zostać udostępniona czytelnikom, służy natomiast, i to na kilka sposobów, badaczowi. Po pierwsze tabele ułatwiają organizację uzyskiwanego w różny sposób materiału. Po drugie, o czym Malinowski wspomina kilkakrotnie, można je z powodzeniem wykorzystać podczas rozmów z krajowcami: Karta synoptyczna magii spełnia tę [...] funkcję. Używałem jej na przykład jako instrumentu badawczego przy badaniu tubylczych wyobrażeń dotyczących natury mocy magicznej. Mając przed sobą kartę, mogłem w łatwy i nie nastręczający wiele kłopotu przebadać punkt po punkcie i przy każdym z nich odnotować odpowiednie praktyki i wierzenia związane z nimi68.

Abstrakcyjny problem, sformułowany przez badacza, można wtedy przedstawić tubylcom używając ich kategorii i odwołując się do „konkretnych przypadków”, codziennych i niecodziennych praktyk, wydarzeń znanych bezpośrednio lub dzięki opowieściom współplemieńców. Takie wykorzystanie możliwe jest właściwie przy tabelach każdego typu69. Na tym jednak ich funkcja się nie wyczerpuje. Tabele, tak jak ta dotycząca wierzeń i czynności magicznych, mogą być również zaadaptowane (lub stworzone zupełnie na nowo, z zachowaniem zgodności danych) na użytek czytelników monografii, w tym potencjalnych badaczy terenowych70. Uporządkowanie działań magicznych w związku z przebiegiem Tamże, s. 27. Malinowski zaznacza: „Nie mogę tu wchodzić bliżej w całe to zagadnienie, którego omówienie wymagałoby wprowadzenia dalszych rozróżnień, na przykład między tabelami konkretnych, rzeczywistych danych, takich jak genealogie, a wykazami głównych cech zwyczajów czy wierzeń, jakimi są na przykład zestawienia systemów magicznych”. Tamże s. 27–28. Wydaje mi się, że stopniowe przechodzenie od tabel zawierających „konkretne, rzeczywiste dane” do zestawień np. zwyczajów wymaga nie tylko zróżnicowania badań i towarzyszących im dokumentów wytwarzanych przez etnografa (statystyk, dzienniczka etnograficznego i skrupulatnie spisywanego corpus inscriptionum), ale też, oprócz znajomości tubylczego języka, osiągnięcia takiego poziomu zaawansowania w badaniach, który umożliwia względnie całościową rekonstrukcję badanej kultury, od jej organizacji społecznej, aż po systemy wierzeń i sposoby myślenia tubylców, znajdujące odzwierciedlenie w ich życiu. 70 W tekście o zmianie kulturowej Malinowski napisze: „Tutaj, jak w każdej pracy naukowej, pożyteczną rzeczą jest zbudowanie konkretnego formalnego narzędzia służącego do porządkowania danych. Taki instrument badawczy przedstawiliśmy już tymczasowo i w ogólnym zarysie [...]. Teraz przekonamy się, że będzie on równocześnie przydatny 68

69

.3


CWė]ehpWjW Ho]_[biaW" Å/LVW\ XZLHU]\WHOQLDMöFHµ HWQRJUDID

kula znalazło swe odzwierciedlenie w ilości, zawartości i układzie tabel. Każda z nich zawiera dodatkowo odnośniki do treści poszczególnych rozdziałów: „I Pierwszy etap budowania czółna (rozdz. 5, cz. II)”, „II Drugi etap budowania czółna (rozdz. 5, cz. III)”, „III Uroczyste wodowanie czółna (rozdz. 6, cz. I)”, „IV Przygotowania do odjazdu i towarzysząca im magia (rozdz. 7)”, „V Magia czółna wykonywana po wyruszeniu w podróż morską (rozdz. 8, cz. III)”, „VI Magia mwasila wykonana po przybyciu na miejsce przeznaczenia (A) Magia piękności (rozdz. 13, cz. I), (B) Magia końcowej fazy zbliżania się do celu (rozdz. 13., cz. II), (C) Magia bezpieczeństwa (rozdz. 13, cz. III), (D) Magia przekonywania (rozdz. 14, cz. III)”, „VII Zaklęcie czółna odmawiane przed podróżą powrotną (rozdz. 14, cz. III)”. Tak skomponowany zestaw tabel umożliwia uświadomienie sobie, na czym polega systemowości magii71 i jej znaczenie w kula. Uświadamia także warunki współistnienia działań praktycznych i magicznych, które podejmowane są wtedy, gdy efekty ludzkiego postępowania w jakiejś mierze zależne są od losu, nieprzewidzianych czynników zewnętrznych, zmiennych, nad którymi nie można zapanować72. Do takich wniosków prowadzi synchroniczne czytanie tabeli: od lewej do prawej strony, od kolumny „Pora oraz przybliżony czas trwania”, poprzez „Miejsce”, „Czynność”, aż do „Magii”. Okazuje się bowiem, że przy niektórych czynnościach („Obróbka zewnętrznej części kłody”) nie ma „towarzyszącej magii” lub „nie ma żadnej magii”, przy innych natomiast („Wiązanie łodzi”, „Uszczelnianie łodzi’) pojawiają się obrzędy i zaklęcia, a także specjalne egzorcyzmy. Rozgranicza się także budowę czółna od jego odnawiania (wtedy obrzędy magiczne są zbędne) oraz rolę rzeźbiarza czółna (podstawowego podmiotu działań praktycznych i magicznych) od roli jego właściciela, wymawiającego jedynie inicjalne zaklęcie. Lektura diachroniczna prowadzi nas natomiast od momentu rozpoczęcia budowy czółna, aż po „zaklęcie czółna odmawiane przed podróżą powrotną”, które ma zapewnić szczęśliwe dopłynięcie jako tabela ukierunkowująca badanie terenowe, jako metoda teoretycznego przedstawienia materiałów oraz jako prosty i zwięzły sposób wyprowadzania wniosków praktycznych”. B. Malinowski, Dynamika..., s. 279. 71 Jak podaje dalej Malinowski „System magii jest to [...] pewna liczba formuł tworzących jedną serię, której poszczególne fragmenty uporządkowane są według kolejności wykonywania”. B. Malinowski, Argonauci..., s. 504. Zwraca też uwagę, że istnieją również „niezależne” formuły i obrzędy magiczne (s. 496). Podkreśla też, że „cały wielki zespół magii dzieli się w sposób naturalny na kilka podstawowych działów, które dotyczą albo sfery zjawisk natury [...], albo działalności człowieka [...], albo też jakiejś rzeczywistej lub wyimaginowanej siły [...]”. Tamże. Tym samym ubiega również ewentualne zarzuty o niejasne kryteria podziału magii, bądź nadmierną inwencję twórczą badacza przy próbach klasyfikacji, nie znajdującej podstaw w konkretnej rzeczywistości kulturowej. 72 Malinowski pisze o tym również w innych tekstach. Por. Tenże: Mit, magia, religia, przeł. B. Leś i D. Praszałowicz, PWN, Warszawa 1990.

.!


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

z otrzymanymi darami i produktami wymiany, w tym żywnością dla plemienia i żeglarzy. Połączenie obu typów lektury tabeli pozwala również ocenić trafność spostrzeżeń Malinowskiego, które lokować można już na poziomie tworzenia koncepcji magii w kulturze trobriandzkiej: „Zarówno praca, jak i magia zmierzają do tego samego celu – do zbudowania szybkiego i statecznego czółna, do uzyskania dobrych wyników w wymianie kula, do zabezpieczenia się przed zatonięciem etc.”73; koncepcja ta zostanie przez niego rozszerzona na inne kultury proste. Tablicę magii można również wykorzystać jako specyficzny przewodnik po Argonautach…, zawiera ona bowiem zachętę do podjęcia ponownej wędrówki, czy może lepiej – żeglugi, przez kolejne rozdziały, a jednocześnie wyraźnie ukierunkowuje ruch takiej re-lektury. Serie tablic, czy nawet pojedyncze tablice można więc rozpatrywać co najmniej na kilku poziomach: rozpatrując je z uwagi na ich funkcję referencyjną i odniesienie do konkretnej rzeczywistości kulturowej, badając ich związki z budowaną przez Malinowskiego teorią i sposobami jej eksplikacji, a także uwzględniając ich miejsce i funkcje w płaszczyźnie narracyjnej Argonautów... Bronisław Malinowski, „polski szlachcic”74, podległy władzom AustroWęgier, udaje się na Trobriandy „w missyi od zwykłego biegu rzeczy odrębnej”75, po której, powróciwszy ze złotym runem76, staje się jedną z najważniejszych postaci... brytyjskiej antropologii tamtych czasów. W Argonautach… stara się wskazać dlaczego, w jaki sposób przeprowadził badania. Niegdyś w listy uwierzytelniające „zaopatrzeni [bywali] dyplomaci mający missyję stałych posłów przy dworach zagranicznych. Pismo to, zwane także kredytywą, w ogólnych wyrazach oznajmia cel tej ich missyi, prośbę o pokładanie w nich zaufania, oraz wzmiankę o ich randze dyplomatycznej”77. Malinowski przez długi czas starał się zdobyć zaufanie krajowców, można nawet pokusić się o stwierdzenie, że udatnie przyczynił się do wypracowania nowego modelu kontaktu Trobriandczyków z dimdimami78. Jego „missyia”, pozornie tylko stacjonarna, obejmująca wielomiesięczne badania na różnych wyspach, po dziś dzień jest przedmiotem B. Malinowski, Argonauci..., s. 498. Por. Historia pewnego małżeństwa. Listy Bronisława Malinowskiego i Elsie Masson, red. H. Wayne, przeł. A. ZielińskaElliott, Muza SA, Warszawa 2012, s. 64. 75 Encyklopedia powszechna, t. 1, Nakład, druk i własność S. Orgelbranda, Warszawa 1859, s. 579 (hasło: Ambassador). 76 „Jazon powróci ze Złotym Runem” – pisze o Malinowskim M.W. Young, Bronisław…, s. 600. 77 Encyklopedia powszechna, t. 17, nakł., druk i własność S. Orgelbranda, Warszawa 1864, s. 147 (hasło: listy uwierzytelniające). 78 Pisze o tym Adam Pisarek, Antropolog, czyli gość. O badaniach terenowych Bronisława Malinowskiego jako formie kontaktu kulturowego (w niniejszym tomie). 73 74

.4


CWė]ehpWjW Ho]_[biaW" Å/LVW\ XZLHU]\WHOQLDMöFHµ HWQRJUDID

ożywionych dyskusji. A stworzone z niemałym trudem „listy uwierzytelniające”, składa Malinowski na ręce czytelników i być może również przyszłych badaczy. W partiach tekstu poprzedzających chronologiczną tablicę wyprawy, pisze: Ponieważ sam widziałem, i co więcej, brałem udział w wielkiej wyprawie uvalaku płynącej z południa na Wyspy Trobrianda, mogę podać opisy niektórych scen na podstawie własnych przeżyć i wrażeń, a nie tylko opierając się na materiale zrekonstruowanym. Takie rekonstrukcje dla badacza, który posiada już pewną znajomość życia plemiennego oraz ma pod ręką kilku inteligentnych informatorów, nie są rzeczą trudną ani też wcale nie muszą być zmyślone. Istotnie, pod koniec mego drugiego pobytu miałem kilkakrotnie okazję sprawdzić podobne rekonstrukcje w bezpośredniej obserwacji, to znaczy jako świadek tych wydarzeń, gdyż już po upływie pierwszego roku pobytu na wyspach miałem spisaną część materiału. Porównując obie wersje, mogłem stwierdzić, że z reguły nawet w drobnych szczegółach moje rekonstrukcje nie odbiegały zasadniczo od stanu faktycznego. Niemniej jeśli etnograf opisuje zjawiska, które rzeczywiście widział, to robi to z większą pewnością i przekonaniem oraz porusza się swobodniej wśród konkretnych szczegółów79.

Nie chodzi tu jedynie o „zaświadczające ja”80, ale także o sposoby zapisu danych, ich porządkowania, a także ich osobistą weryfikację w terenie. „Listy uwierzytelniające” etnografa, czyli źródła wywołane podczas badań terenowych, mogą pełnić zarówno funkcję dokumentów legitymizujących etnograficzne analizy, jak i narzędzi badawczych możliwych do wykorzystania bezpośrednio w terenie, np. podczas wywiadów. Ich sporządzenie i opracowanie umożliwia także weryfikację zebranych danych, której mogą dokonać później również inni badacze. Dane statystyczne, tabele synoptyczne i chronologiczne oraz różnego rodzaju zestawienia mogą, choć nie muszą, zostać zamieszczone w monografii terenowej. Uporządkowanie danych oraz ich przejrzyste przedstawienie w formie tabeli bądź wykresu może również posłużyć jako skrótowy wykład ważnych, skomplikowanych koncepcji teoretycznych. Tabele synoptyczne 79 80

B. Malinowski, Argonauci..., s. 452. Por. uwagi C. Geertza, Dzieło..., s. 110–111, 126 i n.

.,


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

i chronologiczne ułatwiają ponadto czytelnikowi dokonanie syntezy treści monografii, bowiem choć dotyczą zazwyczaj wycinka rzeczywistości kulturowej, to prezentowany jest on w szerokim kontekście i zawsze w odniesieniu do innych, badanych i opisywanych zjawisk. Tylko część „listów uwierzytelniających” została przez Malinowskiego zamieszczona w Argonautach…81. Była to świadoma decyzja badacza, dzięki której – paradoksalnie – możemy sobie uświadomić, że napisanie najprostszej nawet monografii z badań terenowych wymaga długotrwałych przygotowań oraz wypracowania badawczego zaplecza, uwzględniającego namysł nad metodą badań, dostosowanie technik badawczych, znajomość uprzednich teorii. Tabele82 i kalendaria83 zamieszczane przez Malinowskiego w prywatnym dzienniku pomagały mu natomiast w retrospektywnym i bieżącym porządkowaniu własnego życia, a także w samokontroli osiągnięć w zakresie planowanego rozwoju, obejmującego nie tylko umiejętności pracy w terenie i zdolności intelektualne, ale także międzyludzkie relacje.

8_Xb_e]hWƚW0 Clifford J., Kłopoty z kulturą. Dwudziestowieczna etnografia, literatura i sztuka, przeł. E. Dżurak, J. Iracka, E. Klekot i in., KR, Warszawa 2000. Geertz C., Dzieło i życie. Antropolog jako autor, przeł. E. Dżurak i S. Sikora, KR, Warszawa 2000. Historia pewnego małżeństwa. Listy Bronisława Malinowskiego i Elsie Masson, red. H. Wayne, przeł. A. Zielińska-Elliott, Muza SA, Warszawa 2012. Kosowska E., Antropologia literatury: teksty, konteksty, interpretacje, Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, Katowice 2003. Kosowska E. i Jaworski E., Antropologia literatury antropologicznej. Przypadek Clifforda Geertza, w: Antropologia kultury – antropologia literatury. Na tropach koligacji, red. E. Kosowska, A. Gomóła, E. Jaworski, Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, Katowice 2007. 81 „Listy uwierzytelniające” zamieszczone w Argonautach... mogą być wreszcie potraktowane jako ujęty w graficzną formę (tabeli, wyliczenia, tablic) przewodnik po lekturze tej monografii z uwagi na konkretny problem związany z wymianą kula. 82 „Na [...] stronicach pojawiają się regularnie dobrze znane napomnienia moralne. Najpierw rejestr grzechów, następnie osądy. [...] Postawił sobie minus za [...] przewinienia, które równoważą plus, jaki dał sobie za nieczytanie powieści”. M.W. Young, Bronisław..., s. 609. 83 „Ułożył kalendarium znajomości z Elsie. »Fakty« tej historii osobistej wyznaczały ówczesne uczucia, jakie do niej żywił”. Tamże.

.-


CWė]ehpWjW Ho]_[biaW" Å/LVW\ XZLHU]\WHOQLDMöFHµ HWQRJUDID

Mach Z., Metoda intensywnych badań terenowych w historii antropologii społecznej, w: Antropologia społeczna Bronisława Malinowskiego, red. M. Flis, A.K. Paluch, PWN, Warszawa 1985. Malinowski B., Argonauci zachodniego Pacyfiku. Relacje o poczynaniach i przygodach krajowców z Nowej Gwinei, przeł. B. Olszewska-Dyoniziak, S. Szynkiewicz, przekł. opracował i posł. opatrzył A. Waligórski, PWN, Warszawa 2005. Malinowski B., Dziennik w ścisłym znaczeniu tego wyrazu, wstęp i oprac. G. Kubica, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2007. Malinowski B., Kultura i jej przemiany, przeł. A. Bydłoń, A. Mach, PWN, Warszawa 2000. Malinowski B., Ogrody koralowe i ich magia. Studium metod uprawy ziemi oraz obrzędów towarzyszących rolnictwu na Wyspach Trobrianda. Opis ogrodnictwa, Dzieła, t. 4, cz. 2, przeł. A. Bydłoń, red. nauk. A.K. Paluch, PWN Warszawa 1986. Pitt-Rivers A.H.L.-F., La mente primitiva. Alle origini dell’antropologia, Medusa Edizioni, Milano 2006. Seligman C.G., The Melanesians of British New Guinea, The University Press, Cambridge 1910. Słownik języka polskiego, red. W. Doroszewski, t. 8, PWN, Warszawa 1966. Tylor E.B., Antropologja. Wstęp do badań człowieka i cywilizacji, przeł. A. Bąkowska, Pro Filia, Cieszyn 1997. Tylor E.B., O metodzie badań rozwoju instytucji w zastosowaniu do praw małżeństwa i pochodzenia, przeł. A. Bąkowska, „Wisła” 1889, t. 3, z. 3. Young M.W., Bronisław Malinowski. Odyseja antropologa 1884–1920, przeł. P. Szymor, Twój Styl, Warszawa 2008.

G&%6@>5>6C'6; „Listy uwierzytelniające” etnografa Tekst dotyczy „listów uwierzytelniających” etnografa, czyli źródeł wywołanych przez badacza podczas badań terenowych, z których część pełnić może zarówno funkcję dokumentów legitymizujących etnograficzne analizy, jak i narzędzi badawczych możliwych do wykorzystania bezpośrednio w terenie, np. podczas wywiadów. Ich sporządzenie i opracowanie umożliwia także weryfikację zebranych i uzyskanych od informatorów danych, której mogą dokonać później również inni badacze. Dane statystyczne, tabele synoptyczne i chronologiczne oraz różnego rodzaju zestawienia mogą zostać ..


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

zamieszczone w monografii terenowej. Uporządkowanie danych oraz ich przedstawienie w formie tabeli bądź wykresu może również posłużyć jako skrótowy wykład ważnych, skomplikowanych koncepcji teoretycznych. Tabele synoptyczne i chronologiczne ułatwiają ponadto czytelnikowi dokonanie syntezy treści monografii, bowiem choć dotyczą zazwyczaj wycinka rzeczywistości kulturowej, to prezentowany jest on w szerokim kontekście i zawsze w odniesieniu do innych, badanych i opisywanych zjawisk. Tylko część „listów uwierzytelniających” została przez Malinowskiego zamieszczona w Argonautach. Była to świadoma decyzja badacza, dzięki której – paradoksalnie – możemy sobie uświadomić, że napisanie najprostszej nawet monografii z badań terenowych wymaga długotrwałych przygotowań oraz wypracowania badawczego zaplecza, uwzględniającego namysł nad metodą badań, dostosowanie technik badawczych, znajomość uprzednich teorii. Znajdujące się w Argonautach i innych dziełach Malinowskiego tabele, tablice, diagramy i rysunki można również zestawić z propozycjami jego poprzedników, np. Edward Burnetta Tylora, prekursora zastosowania metody statystycznej w badaniach kultury, czy Augustusa Henry’ego Lane-Fox Pitt-Riversa, tworzącego klasyfikacje wytworów kultury materialnej. Takie zestawienie ukaże nam wagę badania każdego przedmiotu, elementu, czy aspektu kultury we właściwym mu kontekście. Uwidoczni także odmienność funkcjonalnego podejścia Malinowskiego do badania kultury od wyraźnie atomizujących koncepcji ewolucjonistycznych, czy dyfuzjonistycznych. „Listy uwierzytelniające” mogą być wreszcie potraktowane jako ujęty w graficzną formę (tabeli, wyliczenia, tablic) przewodnik po lekturze Argonautów... z uwagi na konkretny problem związany z wymianą kula.

G())"%-; An ethnographer’s letters of credence The paper elaborates on the topic of ethnographer’s letters of credence, or the topic of primary sources of an ethnographer obtained during the field work. Part of said sources may function as documents legitimizing the ethnographic analyses, as well as research tools which may be used directly during the field work, for example, while making interviews. Making and compiling them also allows verifying the gathered from the informants data, which can also be verified further by the other researchers. Furthermore statistic data, arrays of synoptic, chronologic arrays and various kinds of configurations may be placed in the field work monograph. Concise arrangement of the data and presenting them as an array or a chart may in addition serve as a brief presentation of the important, complicated theoretical conceptions. Arrays of synoptic and ./


CWė]ehpWjW Ho]_[biaW" Å/LVW\ XZLHU]\WHOQLDMöFHµ HWQRJUDID

arrays of chronologic improve the process of performing the monograph’s synthesis by a reader. Although, those are usually concerning a certain part of the cultural reality, it is presented referring to the vast cultural context and always applied to other presented and researched phenomenon. Only a certain part of the letters of credence was placed by Malinowski in the Argonauts. It was a conscious choice, which, in paradox, allows to lead the readership to the awareness, that completing even the simplest fieldwork monograph is a process requiring prolonged preparations and creating a certain research background, including reflection upon the research method, adjusting the research techniques, knowledge of the previous theories. Arrays, boards, diagrams, and drawings which can be found in the Argonauts and other Malinowski’s works, can be compared to the propositions of the former researchers. For example, Edward Burnett Tylor, precursor in using the statistic method in cultural studies, or Augustus Henry Lane-Fox Pitt-Rivers, creator of the material culture artefacts classifications. Such combination demonstrates the importance of each artefact, element and aspect of culture, in its proper context. Furthermore, it exposes the uniqueness of Malinowski’s functional method against atomism of evolutionary and cultural diffusionism theories. Letters of credence can be, lastly, an Argonauts guidebook, formulated in graphical representations (charts, enumerations, tables) concerning the kula exchange.

Słowa klucze: Malinowski, tablice synoptyczne, badania terenowe, genealogia Keywords: Bronislaw Malinowski, synoptic tables, fieldwork, genealogy

.0



Library of the London School of Economics & Political Science Archiwum Bronisława Malinowskiego Kategoria 3/18 - Ethnographer, zdjęcie 7 (fragment)


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

?8")*='@"%69

Asystent w Zakładzie Teorii i Historii Kultury UŚ. Kulturoznawca i politolog. Interesuje się antropologicznymi teoriami kultury i problematyką gościnności. Redaktor naczelny „Laboratorium Kultury”. /3


?8")*='@"%69

7djhefebe]" Ypob_ ]eįÜ$ I*#"8"C'"5E*&6%6C$4-5E* 8hed_iėWmW CWb_demia_[]e `Wae \ehc_[ aedjWajk akbjkhem[]e

Spotkanie w tekście, spotkanie w terenie Metoda badawcza rozwijana przez Bronisława Malinowskiego oraz stworzone przez niego narracje wpłynęły na warsztat antropologów i ich wyobrażenia o wzorze idealnym pracy terenowej w tak znaczący sposób, że pierwsze wydanie Dziennika w ścisłym znaczeniu tego wyrazu wręcz musiało wywołać środowiskową konsternację, kontrowersje i wieloletnie dyskusje1. Najbardziej skrajne reakcje wiązały się z niewyważonymi oskarżeniami o rasizm i mizantropię autora2, najbardziej dalekosiężne w skutkach wynikały natomiast z uwydatnienia 1 O światowej i polskiej, bardzo zróżnicowanej recepcji Dziennika... Por. G. Kubica, Wstęp, w: B. Malinowski, Dziennik w ścisłym znaczeniu tego wyrazu, wstęp i oprac. G. Kubica, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2002, s. 26–35 oraz Taż, Skandal jako czynnik przemian. Recepcja A Diary In the Strict Sense of the Term Bronisława Malinowskiego oraz jej wpływ na rozwój antropologii społecznej, w: Klasyczna socjologia polska i jej współczesna recepcja, red. J. Mucha, W. Wincławski, Wydawnictwo UMK, Toruń 2006. 2 W ostatnich latach, po wydaniu w Polsce Dziennika…: J. Tokarska-Bakir, Malinowski, czyli paradoks kłamcy, „Res Publica Nowa” 2002, nr 11. Polemikę z taką interpretacją podejmuje m.in.: E. Kosowska, E. Jaworski, Antropologia literatury antropologicznej. Przypadek Clifforda Geertza, w: Antropologia kultury – antropologia literatury. Na tropach koligacji, red. E. Kosowska, A. Gomóła, E. Jaworski, Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, Katowice 2007, s. 129–130 oraz G. Kubica, Joanna Tokarska-Bakir, czyli paradoks lektury niechętnej, „Res Publica Nowa” 2003, nr 1. Również Kamil Buchta w artykule opublikowanym w tym tomie (Funkcje i interpretacje. Analiza porównawcza pomysłów Malinowskiego i Geertza) dokonuje krytyki powyższej tendencji.

/!


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

(bo przecież nie ujawnienia) procesu etnograficznej autokreacji3. W konsekwencji wielu antropologów zajęło się problemami wynikającymi z zanurzenia własnej dyscypliny w świecie tekstu4 i refleksją na temat wielowymiarowości doświadczenia terenowego5. Mało kto, jak Murray L. Wax w swoim artykule z 1972 r. (Tenting with Malinowski), starał się, dzięki dostępowi do nowych informacji, kompleksowo zrekonstruować prawdopodobny przebieg kontaktu i przeprowadzić analizę kontekstu historycznego i kulturowego prowadzonych w Melanezji badań6. Na kolejną pozycję, która w sposób kompleksowy podejmowałaby podobne wątki trzeba było czekać do 2004 r., gdy Michael W. Young wydał biografię Bronisław Malinowski. Odyseja antropologa 1884–1920 zawierającą niezwykle obszerny zestaw wartościowych, pracowicie zebranych i uporządkowanych danych7. Niezwykle szczegółowe sprawozdanie z życia Malinowskiego i jego badań, nie wywołało jednak środowiskowego poruszenia. Antropologowie zdążyli już dokonać dekonstrukcji pojęcia terenu i uznać go za powstający w przetworzonej przez postmodernizm i postkolonializm płynnej i zwrotnej relacji pomiędzy badaczem i badanym, obserwatorem i obserwowanym8. Od pewnego czasu wyraźnie upominali się również o tzw. dwuogniskowość i dialogiczność etnografii9, konsekwentnie wciągając przy tym w swój dyskurs problematykę 3 Por. J. Clifford, O etnograficznej autokreacji: Conrad i Malinowski, w: Postmodernizm: antologia przekładów, wyb. i oprac. R. Nycz, Wydawnictwo Baran i Suszczyński, Kraków 1997, s. 214–236 oraz C. Geertz, Dzieło i życie, przeł. E. Dżurak i S. Sikora, KR, Warszawa 2000, s. 103–140. 4 Warto w tym kontekście przywołać kategorię „społeczności tekstowych” stworzoną przez Briana Stocka i rozwiniętą przez Waltera Jacksona Onga zastanawiającego się nad „tekstem” jako przedmiotem, „[…] w którym ostatecznie zamieszkiwały cały język i myśli warte uwagi”. W.J. Ong, Tekst jako interpretacja: św. Marek i nieco później, w: Tenże, Osoba – świadomość – komunikacja, przeł. J. Japola, Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2009, s. 195–196. 5 „Wiązało się to z nowoczesnymi nurtami w antropologii, które zdają się przekształcać etnografię w autobiografię” – pisała Kubica, relacjonując Drugi Wstęp z 1988 roku autorstwa Raymonda Firtha (do angielskiego wydania Dziennika…). G. Kubica, Wstęp…, s. 28. 6 Por. M.L. Wax, Tenting with Malinowski, „American Sociological Review” 1972, Volume 37, Issue 1, pp. 1–13. 7 Choć wcześniej powstało wiele szkiców biograficznych, ten imponuje dokładnością w rekonstrukcji minionej rzeczywistości kulturowej. W Polsce książka Younga została wydana w roku 2008 (M.W. Young, Bronisław Malinowski. Odyseja antropologa 1884–1920, przeł. P. Szymor, Twój Styl, Warszawa 2008). Ważna jest niewątpliwie również następująca pozycja: G.W. Stocking, The Ethnographer’s Magic: Fieldwork In British Anthropology from Tylor to Malinowski, in: Observers Observed, ed. G.W. Stocking, University of Wisconsin Press, Madison 1983. 8 Np. G.E. Marcus, Wymogi stawiane pracom etnograficznym w obliczu światowej nowoczesności, przeł. S. Sikora, w: Badanie kultury. Elementy teorii antropologicznej. Kontynuacje, wyb. M. Kempny, E. Nowicka, PWN, Warszawa 2006, s. 138. Dużo o konsekwencjach tych przesunięć mówi artykuł Marcusa, w którym zaprezentowana zostaje koncepcja paraetnografii połączona z radykalną krytyką paradygmatu „bycia tam”: D.R. Holmes, G.E. Marcus, Przeformułowanie etnografii. Wyzwanie dla antropologii współczesności, przeł. K. Miciukiewicz, w: Metody badań jakościowych, red. N.K. Denzin, Y.S. Lincoln, PWN, Warszawa 2009, s. 645–662. 9 „[…] należy się spodziewać, że tożsamość antropologa i jego świat będą głęboko powiązane ze specyficznym światem, który bada on za pomocą pewnych złożonych łańcuchów powiązań i skojarzeń. […] Łańcuch uprzednich, historycznych i współczesnych powiązań między etnografem i przedmiotem jego badań może być długi lub krótki, czyniąc w ten sposób

/4


7ZWc F_iWh[a" $QWURSRORJ F]\OL JRĹˆø$$$

spotkania badacza z informatorem oraz zwiÄ…zane z nim zagadnienie wĹ‚adzy i wiedzy10. Niewiele w dziele Younga mogĹ‚o zaskakiwać, skoro wzĂłr idealny badaĹ„ terenowych zostaĹ‚ poddany gruntownej rewizji. Barbara Tedlock uznaĹ‚a, Ĺźe taka tendencja rozpoczęła siÄ™ w latach 70. i zwiÄ…zana byĹ‚a z przesuniÄ™ciem centrum zainteresowaĹ„ dyscypliny z â€žobserwacji uczestniczÄ…cejâ€? (participant observation) w stronÄ™ „obserwacji uczestnictwaâ€? (observation of participation)11. RozwaĹźania na temat „wielowymiarowoĹ›ci doĹ›wiadczenia terenowegoâ€?, eksponowane po pierwszym wydaniu Dziennika‌ i eksploatowane do dzisiaj, przyjmowaĹ‚y przy tym róşnorodne formy – od autobiograficznych impresji12 po precyzyjne analizy sieci relacji umoĹźliwiajÄ…cych wytwarzanie antropologicznej wiedzy13. Wszystkie z tych prĂłb moĹźna uznać za dociekania prowadzone pod szyldem refleksywnoĹ›ci (reflexivity), spĂłjne pod kÄ…tem podstawowego zaĹ‚oĹźenia mĂłwiÄ…cego, Ĺźe „stanowimy integralnÄ… część badanego Ĺ›wiata i şe nie uciekniemy przed zdroworozsÄ…dkowÄ… wiedzÄ… oraz takimi metodamiâ€?14, róşniÄ…ce siÄ™ jednak tym, co z tego zaĹ‚oĹźenia wynika. Dlatego teĹź Lisa Anderson w The SAGE Dictionary of Qualitative Management Research wyróşnia refleksywność „introspektywnÄ…â€? (skupionÄ… na penetracji Ĺ›wiadomoĹ›ci badacza), „metodologicznÄ…â€? (uwraĹźliwiajÄ…cÄ… na relacje pomiÄ™dzy przyjÄ™tÄ… metodÄ… a wytworzonÄ… wiedzÄ…) i â€žepistemologicznÄ…â€? (zwracajÄ…cÄ… uwagÄ™ na poznawcze uwarunkowania antropologa)15. W ramach tego szkicu interesować mnie bÄ™dzie jeszcze inny typ refleksywnoĹ›ci – zwiÄ…zany z Ĺ›ledzeniem tego, co James Clifford okreĹ›la mianem „[‌] praktyk przestrzennych, wzorcĂłw zamieszkiwania i podróşyâ€?16 ksztaĹ‚tujÄ…cych teren i badacza. ChciaĹ‚bym podÄ…Ĺźyć drogÄ… wyznaczonÄ… przez prace takich autorĂłw

dwuogniskowość kwestiÄ… osÄ…du, a okolicznoĹ›ci, nawet te osobiste i autobiograficzne, powodem do realizacji danego projektu, lecz odkrycie i uznanie istnienia tegoĹź Ĺ‚aĹ„cucha pozostaje cechÄ… definiujÄ…cÄ… aktualnÄ… modernistycznÄ… wraĹźliwość w etnografiiâ€?. G.E. Marcus, Wymogi‌, s. 131. 10 Wywiad polifoniczny ma np. zminimalizować wpĹ‚yw ankietera na ksztaĹ‚t zebranego materiaĹ‚u. Por. A. Fontana, J.H. Frey, Wywiad. Od neutralnoĹ›ci do politycznego zaangaĹźowania, przeĹ‚. M. SkowroĹ„ska, w: Metody badaĹ„ jakoĹ›ciowych, red. N.K. Denzin, Y.S. Lincoln, PWN, Warszawa 2009, s. 101–102, 112–114. 11 B. Tedlock, From Participant Observation to the Observation of Participation: The Emergence of Narrative Ethnography, “Journal of Anthropological Researchâ€? Vol. 47, No. 1 (Spring, 1991), pp. 69–94. 12 MyĹ›lÄ™ tu o tendencji zauwaĹźonej przez Clifforda Geertza, by „przedstawienie badaĹ„ terenowych etnografa pojm[ować] jako doĹ›wiadczenie osobisteâ€?. C. Geertz, DzieĹ‚o‌, s. 137. 13 Por. np. L. Schumaker, Africanizing Anthropology. Fieldwork, Networks, and the Making of Cultural Knowledge in Central Africa, Duke University Press, Durham & London 2001. 14 M. Hammersley, P. Atkinson, Metody badaĹ„ terenowych, przeĹ‚. S. Dymczyk, Zysk i S-ka, PoznaĹ„ 2000, s. 33. 15 L. Anderson, Reflexivity, in: The SAGE Dictionary of Qualitative Management Research, SAGE Publications Ltd, London 2008, s. 183–185. 16 J. Clifford, Praktyki przestrzenne: badania terenowe, podróşe i praktyki dyscyplinujÄ…ce w antropologii, przeĹ‚. S. Sikora, w: Badanie‌, s. 176. /,


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

jak Wax czy George W. Stocking Jr.17 i dokonać analizy rzeczywistości terenowej w jej interakcyjnym charakterze opartym na wzorach kontaktu, przyglądając się, z jakimi modelami relacji między antropologiem a tubylcami mamy do czynienia oraz w jaki sposób są one tworzone na styku dwóch systemów zachowań i wyobrażeń. Zestawienie wiedzy zawartej w Dziełach ze szczegółowymi informacjami z dzienników, notatek terenowych i listów pozwoli na rekonstrukcję zarówno wzoru idealnego, jak i zbliżenie się do wzoru rzeczywistego kontaktu. Istnieje również szansa na to, by dowiedzieć się, jaki status antropolog uzyskał w badanej społeczności i jak wpłynęło to na proces zbierania materiału. Docierając do tych wątków, chcę sprowadzić refleksję o twórczości Malinowskiego z powrotem w „teren”, mimo że cały czas będę pozostawał w „tekście”. Aby tego dokonać, a jednocześnie nie dać się zamknąć w stworzonej przez filozofów języka i eksponowanej przez dekonstrukcjonistów pułapce pisma18, proponuję przyjąć rozwijaną przez Ewę Kosowską perspektywę antropologii literatury i zastosować ją w analizie pracy antropologicznej, dziennika i innych konwencjonalnych form służących zapisowi doświadczenia etnograficznego. Uznaję tym samym, że: […] dzieło zawiera też informacje o konkretnych przedmiotach i zachowaniach, informacje, które wyraźnie odwołują się do porządku fenomenalnego, istniejącego także poza światem przedstawionym. Ten poziom fenomenalny, podlegający w dziele literackim mniej lub bardziej szczegółowym opisom, sfunkcjonalizowany, instrumentalizowany, należy do sfery podstawowych doświadczeń antropologicznych, budowanych na podstawie postrzegania zmysłowego19.

Podążając tropem tej myśli, należy przyjąć, że „[…] tekst odkrywa swój kontekst, starając się jednocześnie zatrzeć jego ślady”20. Aby je odnaleźć i uporządkować, potrzebne mogą okazać się wszystkie wymienione wcześniej źródła, oświetlające się nawzajem i torujące drogę w kierunku wieloaspektowo potraktowanych wzorów kontaktu kulturowego21. G.W. Stocking, The Ethnographer’s Magic... Por. J. Derrida, O gramatologii, przeł. B. Banasiak, Wydawnictwo Officyna, Łódź 2011. 19 E. Kosowska, Antropologia kultury – antropologia literatury. Wprowadzenie do tematu, w: Antropologia kultury – antropologia literatury, red. E. Kosowska przy współudziale E. Jaworskiego, Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, Katowice 2005, s. 37. 20 M. Pacukiewicz, „Niewątpliwe mniemania”. Literatura wobec rzeczywistości kulturowej, w: Antropologia…, s. 75. 21 Podjęcie tego zagadnienia pozwoli również na uzupełnienie obszernej literatury zawierającej wnikliwe prace 17 18

/-


7ZWc F_iWh[a" $QWURSRORJ F]\OL JRĹˆø$$$

Historia badaĹ„ terenowych jako historia kontaktu kulturowego Nim przejdÄ™ do opisu historycznego i kulturowego kontekstu pobytu Malinowskiego na Trobriandach, postaram siÄ™ dokonać ogĂłlnego przeglÄ…du typĂłw spotkaĹ„ antropologĂłw z tubylcami do czasu wykrystalizowania siÄ™ gĹ‚Ăłwnych zaĹ‚oĹźeĹ„ intensywnych badaĹ„ terenowych. Na potrzeby niniejszych rozwaĹźaĹ„ zaadoptowaĹ‚em pojÄ™cie kontaktu kulturowego. BronisĹ‚aw Malinowski uĹźywaĹ‚ go w swoich późnych dzieĹ‚ach, by przedstawić refleksje na tematy zwiÄ…zane ze zmianÄ… kulturowÄ…, transkulturacjÄ… i procesami transformacji kultury22. Bardziej adekwatna na potrzeby mojej analizy bÄ™dzie jednak definicja Krzysztofa KwaĹ›niewskiego, ktĂłry w SĹ‚owniku etnologicznym ustala, Ĺźe: „kontakt kulturowy [‌] oznacza zespół stosunkĂłw poĹ›rednich lub bezpoĹ›rednich, fizycznych lub psychicznych, ciÄ…gĹ‚ych lub okresowych, Ĺ›wiadomych lub nieĹ›wiadomych zachodzÄ…cych miÄ™dzy kulturamiâ€?23. Ewa Nowicka uznaje natomiast, Ĺźe jest to styczność miÄ™dzy jednostkami lub grupami naleşącymi do jednej lub wielu zbiorowoĹ›ci o podobnych lub róşnicujÄ…cych je cechach24. Wyróşnia przy tym nastÄ™pujÄ…ce uwarunkowania kontaktu: 1) stopieĹ„ realnych i wyobraĹźonych róşnic kulturowych; 2) czas trwania; 3) cel lub zwiÄ…zanÄ… z nim motywacjÄ™; 4) proporcje liczbowe stykajÄ…cych siÄ™ spoĹ‚ecznoĹ›ci25. StosujÄ…c te heurystycznie przydatne kryteria, moĹźemy wyróşnić wariant kontaktu opierajÄ…cy siÄ™ na duĹźej róşnicy kulturowej, charakteryzujÄ…cy siÄ™ dĹ‚ugim czasem trwania, postulatem dogĹ‚Ä™bnego poznania kultury i relacjÄ… jeden antropolog – jedna grupa. PrzyglÄ…dajÄ…c siÄ™ historii badaĹ„ terenowych zauwaĹźymy, Ĺźe taki typ uformowaĹ‚ siÄ™ dopiero wraz z przedsiÄ™wziÄ™ciami Malinowskiego i Alfreda Reginalda Radcliffe-Browna. WczeĹ›niejsze techniki gromadzenia danych terenowych wrÄ™cz programowo zakĹ‚adaĹ‚y brak dĹ‚ugotrwaĹ‚ego kontaktu. Pierwsze materiaĹ‚y zdobywano dziÄ™ki wiedzy „poĹ›rednikĂłwâ€? – misjonarzy, kupcĂłw i urzÄ™dnikĂłw administracji kolonialnej, ktĂłrych wiedza o osobliwoĹ›ciach zostaĹ‚a z czasem zdyscyplinowana przez kwestionariusze26, te zaĹ› pozwoliĹ‚y na na temat filozoficznych, historycznych, psychologicznych i antropologicznych inspiracji w procesie ksztaĹ‚towania siÄ™ metody intensywnych badaĹ„ terenowych Malinowskiego o kolejny obszar dociekaĹ„ (na gruncie amerykaĹ„skim rozwijany m.in. przez wspomnianego juĹź M.L. Waxa). 22 B. Malinowski, Obecny stan badaĹ„ nad kontaktem kulturowym. Kilka uwag na temat podejĹ›cia amerykaĹ„skiego, w: TenĹźe, Kultura i jej przemiany, przeĹ‚. A. BydĹ‚oĹ„, A. Mach, PWN, Warszawa 2000, s. 402–426. W podobnym kontekĹ›cie to pojÄ™cie przedstawia chociaĹźby Melville Jean Herskovits, Acculturation. The Study of Culture Contact, J.J. Augustin Publisher, New York 1938. 23 K. KwaĹ›niewski, Kontakt kulturowy, w: SĹ‚ownik etnologiczny. Terminy ogĂłlne, red. Z. Staszczak, PWN, Warszawa–PoznaĹ„ 1987, s. 177 24 Por. Gość w dom. Studenci z krajĂłw Trzeciego Ĺšwiata w Polsce, red. E. Nowicka, Oficyna Naukowa, Warszawa 1993, s. 15. 25 Por. tamĹźe, s. 16–18. 26 Nie naleĹźy zapominać o antropologach-amatorach, ktĂłrzy dziÄ™ki znajomoĹ›ci jÄ™zyka i dĹ‚ugiemu przebywaniu wĹ›rĂłd

/.


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

porównanie materiałów z całego świata i daleko idące uogólnienia. I choć np. Lewis H. Morgan zdecydował się na regularne odwiedziny rezerwatu Irokezów27, ostateczny cel jego badań wymagał większej ilości danych – dlatego dążył do uzupełnienia wyników swoich dociekań o informacje zdobyte dzięki rozsyłanym masowo ankietom. Taka strategia umożliwiła mu zdobycie wiedzy o 139 systemach pokrewieństwa, choć brak wglądu w kontekst powodował liczne nieporozumienia28. Drugi typ kontaktu rozwijał się wraz z pierwszymi wyprawami antropologicznymi29, a skutkował wykształceniem się tzw. „lustracji antropologicznych” (surveys), których celem było zdobycie jak największej ilości materiałów o mieszkańcach dużych obszarów geograficznych30. Lustracje wiązały się z krótkim pobytem w danej społeczności – istotny stał się więc bezpośredni kontakt z tubylcami, ale można się domyślać jak bardzo był on uzależniony od konwencji stworzonych wcześniej przez aparat administracyjny, system handlowy oraz politykę misyjną. Spotkanie, którego celem było szybkie i sprawne zdobycie informacji wymagało dobrze zorientowanego informatora, tłumacza i przychylnie nastawionego zarządcy. William Halse Rivers Rivers, mimo tego, że sam był uczestnikiem wielu surveyów z wykorzystaniem tablic genealogicznych31, jako jeden z pierwszych zwrócił uwagę na wariant zakładający długoterminowe przebywanie wśród badanej społeczności, tym samym dokonując znacznego rozszerzenia wyobrażeń o pracy terenowej. Nowy model badacza wyłaniający się z jego propozycji to człowiek, który mieszkałby wraz z tubylcami, poznał ich język i był w stanie studiować z dużą precyzją konkretne zwyczaje32. Zdzisław Mach, którego ustalenia wykorzystuję, dodaje, że również Franz Boas, traktując teren jako laboratorium ludzkie i postulując jego zawężenie do ściśle określonego obszaru, wpłynął na kształt badań tubylców zbierali dane do pierwszych monografii zanurzonych w kontekście konkretnej kultury, a jednocześnie tworzyli nowe wzory wymiany darów i informacji, które musiały w znacznej mierze pomóc profesjonalnym badaczom. Przykładem takiego zdolnego samouka był chociażby Wacław Sieroszewski. W. Sieroszewski, Dwanaście lat w kraju Jakutów, w: Tenże, Dzieła, t. 17, cz. 1–2, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1961. 27 Znajdującego się w okolicach Rochester, gdzie Morgan odbywał praktykę prawniczą. A. Kuper, Wymyślanie społeczeństwa pierwotnego. Transformacje mitu, przeł. T. Sieczkowski, A. Dąbrowska, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2009, s. 66. 28 Dokonuję wielu skrótów, uznając, że temat ten został wystarczająco dobrze opracowany. Por. np. Z. Mach, Metoda intensywnych badań terenowych w historii antropologii społecznej, w: Antropologia społeczna Bronisława Malinowskiego, red. M. Flis, A.K. Paluch, PWN, Warszawa 1985, s. 35–36. 29 Jesup North Pacific Expedition, wyprawa do Ziemi Baffina i do Cieśniny Torresa. Por. Z. Mach, Metoda…, s. 36. 30 Tamże, s. 37. 31 O metodzie genealogicznej i tablicach genealogicznych wprowadzonych przez Riversa pisze G.W. Stocking, The Ethnographer’s Magic…, p. 85–93. 32 Por. A. Kuper, Między charyzmą i rutyną: antropologia brytyjska, 1922–1982, Wydawnictwo Łódzkie, Łódź 1987, s. 16.

//


7ZWc F_iWh[a" $QWURSRORJ F]\OL JRĹˆø$$$

i przyjÄ™cie przez nie ostatecznie formy dĹ‚ugotrwaĹ‚ego, opartego na róşnicach kulturowych, potrzebie poznania i relacji jednostka – grupa, obcowania. Na pewno byĹ‚ jednym z pierwszych uczonych, ktĂłry za warunek lepszego poznania kultury uznaĹ‚ znajomość miejscowego jÄ™zyka i kolekcjonowanie tekstĂłw wernakularnych33 oraz zrealizowaĹ‚ te postulaty w praktyce34. JeĹ›li wiÄ™c chodzi o samÄ… sferÄ™ wzorĂłw tworzÄ…cych siÄ™ na linii antropolog – kultura lokalna, wyprawÄ™ BronisĹ‚awa Malinowskiego moĹźna uznać za zakorzenionÄ… we wczeĹ›niejszych prĂłbach i koncepcjach, lecz jak zaznacza Stocking, jest ona jednoczeĹ›nie niezwykle oryginalna i inaugurujÄ…ca nowy typ kontaktu. Przede wszystkim dlatego, Ĺźe przesuwa centrum badaĹ„ ze statku i werandy w stronÄ™ tubylczej wioski oraz dlatego, Ĺźe antropolog przestaje być jedynie tym, ktĂłry zadaje pytania (inquirer) a staje siÄ™ obserwatorem uczestniczÄ…cym w şyciu krajowcĂłw35. ZachodzÄ…ce w XX-wiecznej antropologii przeksztaĹ‚cenia w niezwykle trafny sposĂłb obrazuje spotkanie, do ktĂłrego doszĹ‚o 8 listopada 1914 r. pomiÄ™dzy Malinowskim a Alfredem Cortem Haddonem na wyspie Mailu. Guru angielskiej antropologii tamtych czasĂłw przypĹ‚ynÄ…Ĺ‚ zebrać materiaĹ‚y na temat budowy czółna i po kilku dniach wyruszyĹ‚ w dalszÄ… podróş. Malinowski, mimo tego, Ĺźe byĹ‚ dopiero na poczÄ…tku swojej drogi badawczej i korzystaĹ‚ gĹ‚Ăłwnie z kwestionariuszy zawartych w Notes and Queries on Anthropology oraz pomocy misjonarza, sformuĹ‚owaĹ‚ juĹź, na razie tylko w swoim dzienniku, podstawowe problemy dotychczasowych przedsiÄ™wzięć terenowych: „PrzedstawiajÄ… one [badania etnograficzne – przyp. AP] jednak 2 braki zasadnicze: 1° mam dość maĹ‚o do czynienia z dzikimi na miejscu; za maĹ‚o ich obserwujÄ™, 2° nie mĂłwiÄ™ ich jÄ™zykiemâ€?36. M.in. dlatego, w przeciwieĹ„stwie do Haddona, spÄ™dziĹ‚ na Mailu cztery miesiÄ…ce. Daleko jednak badaniom, ktĂłre wtedy przeprowadziĹ‚, do ksztaĹ‚tu, jaki przyjmÄ… one na Trobriandach, gdzie Malinowski dopracowaĹ‚ nie tylko swojÄ… metodÄ™, ale, częściowo za jej sprawÄ…, zmieniĹ‚ rĂłwnieĹź wzĂłr przebywania wĹ›rĂłd tubylcĂłw. Trobriandy w sieci kolonialnych zaleĹźnoĹ›ci Wbrew opiniom o stacjonarnym charakterze badaĹ„ twĂłrcy metody funkcjonalnej, jego studia rozpiÄ™te pomiÄ™dzy 1914 r. i 1918 r. obejmowaĹ‚y szereg wsi Tzn. tekstĂłw w jÄ™zykach krajowcĂłw. Por. Z. Sokolewicz, Wprowadzenie do etnologii, PWN, Warszawa 1974, s. 223. Boas prowadziĹ‚ badania wĹ›rĂłd mieszkaĹ„cĂłw Ziemi Baffina juĹź pomiÄ™dzy 1883 i 1884 r. TamĹźe. 35 G.W. Stocking, The Ethnographer’s Magic‌, p. 93. Choć Wax konkluduje, Ĺźe Malinowski duĹźo częściej musiaĹ‚ zamieniać siÄ™ w Ĺ›ledczego i obserwatora niĹź uczestnika bieşących wydarzeĹ„. M.L. Wax, Tenting‌, p. 12. 36 B. Malinowski, Dziennik‌, s. 374. Warto jednak dodać, Ĺźe wersja Notes and Queries, ktĂłrÄ… posiadaĹ‚ zawieraĹ‚a juĹź rady Riversa dotyczÄ…ce wieloletniego przebywania wĹ›rĂłd tubylcĂłw. Por. G.W. Stocking, The Ethnographer’s Magic‌, p. 92. 33 34

/0


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

i znacznie oddalonych od siebie wysp zamieszkiwanych przez różne, odrębne kulturowo37, „typy antropologiczne”38, często połączone ze sobą siecią wymiany kula39. Na potrzeby artykułu musimy jednak zawęzić analizę tylko do jednego miejsca i posiłkować się ważnymi przykładami z innych obszarów. Zrozumienie kształtu relacji pomiędzy antropologiem a tubylcami będzie bowiem wymagało precyzyjnego odtworzenia wcześniejszych kontaktów krajowców z dimdimami40 – przedstawicielami kultury Zachodu. Wiadomo, że Malinowski nie dotarł do dziewiczych wysp nietkniętych stopą białego człowieka, sam zresztą w swoich monografiach nie kryje tego faktu41; wspomina nawet o wynikających z niego przeszkodach w nawiązywaniu więzi z autochtonami42. Jednocześnie we wszystkich swoich dziełach dotyczących Trobriandów jedynie szczątkowo przedstawia relacje panujące na wyspie, starając się opisać badania jako praktykę autonomiczną – wyłączoną nie tyle z dominujących stosunków kolonialnych, co raczej z zapośredniczonego przez innych białych kontaktu kulturowego43. Gest ustawienia namiotu w wiosce Omakarana na Kiriwinie możemy potraktować jako potwierdzenie tych starań i jednocześnie realizację wstępnych założeń metody. Dlatego właśnie to miejsce będzie centrum dalszej analizy. Nim pojawił się tam etnograf, wyspiarze oswoili się z myślą o życiu z białymi przybyszami – sieć kolonialnych zależności istniała na tych terenach od roku 188444. Dzięki Youngowi wiemy, jaki był dokładny kształt europejskich insty37 Por. np. B. Malinowski, Tubylcy Mailu oraz inne szkice o kulturze Australii i wysp Pacyfiku, przeł. J. Barański, A. Bydłoń, PWN, Warszawa 2003 oraz Tenże, Argonauci Zachodniego Pacyfiku, przeł. B. Olszewska-Dyoniziak, S. Szynkiewicz, przekł. opracował i posł. opatrzył A. Waligórski, PWN, Warszawa 1987, s. 63–85 (jeśli w przypisie nie zostało zaznaczone inaczej, odwołuję się do wydania Argonautów… z 1987 r.). 38 Por. Tenże, Argonauci…, s. 76. 39 Do zbadania pozostawiam, w jaki sposób koncepcja etnografii wielostanowiskowej George’a Marcusa łączy się z prototypowymi badaniami Malinowskiego. Może Malinowski nie badał relacji kultury z mediami, rynkami, państwami i uniwersytetami, ale na pewno, na poziomie pracy w ograniczonym geograficznie terenie, starał się śledzić „[…] łańcuchy, ścieżki, wątki, koniunkcje i zestawienia różnych lokalizacji”. G.E. Marcus, Ethnography In/of the World: The Emergence of Multi-sited Ethnography, “Annual Review of Anthropology” 1995, nr 24, p. 96–117. 40 Dimdim – biały człowiek (por. G. Senft, Kilivila: The Language of the Trobriand Islanders, Walter de Gruyter, Berlin 1986, p. 111, 118, 121, 214 oraz B. Malinowski, Dziennik…, s. 396), kraj białego człowieka lub Europejczycy (Językoznawstwo Bronisława Malinowskiego, t. 2, Problem znaczenia w językach pierwotnych; Formanty klasyfikujące w języku Kiriwiny, oprac. T. Szczerbowski, Universitas, Kraków 2000, s. 143). Możliwe, że nazwa ta pochodzi od słowa oznaczającego południowy horyzont i ma związek z pierwszymi białymi, którzy przybyli w celach handlowych z południa właśnie, trudno jednak znaleźć wiarygodne źródła potwierdzające te przypuszczenia. W listach Malinowskiego do Elsie Masson znajdziemy jeszcze jedno określenie: gumanuma – biali ludzie (Historia pewnego małżeństwa. Listy Bronisława Malinowskiego i Elsie Masson, red. H. Wayne, przeł. A. Zielińska-Eliot, Muza SA, Warszawa 2012, s. 187). 41 Por. np. B. Malinowski, Argonauci…, s. 33. 42 Tamże, s. 34. 43 „[…] dopiero wtedy, gdy znalazłem się w okręgu sam, zacząłem robić pewne postępy”. Tamże. 44 Wtedy właśnie południowo-wschodnia część wyspy stała się protektoratem brytyjskim o nazwie Nowa Gwinea Brytyjska, by następnie trafić pod zarząd Związku Australijskiego. O dokładnych relacjach między mocarstwami kolonialnymi na wyspach Pacyfiku można przeczytać w: M.W. Young, Bronisław…, s. 403.

/1


7ZWc F_iWh[a" $QWURSRORJ F]\OL JRĹˆø$$$

tucji, praktyk i przyjÄ™tych sposobĂłw wchodzenia w interakcje z Massimami w tamtych czasach. Przede wszystkim naleĹźy zwrĂłcić uwagÄ™ na politykÄ™ gubernatora Huberta Murraya. StosujÄ…c tzw. „strategiÄ™ plamy oliwyâ€? zaniechaĹ‚ karnych ekspedycji, walczyĹ‚ teĹź z aktami przemocy – w 1914 r. zabroniĹ‚ np. otwierać ognia do krajowcĂłw rzucajÄ…cych w patrole oszczepami. BudowaĹ‚ strefÄ™ wpĹ‚ywĂłw przez utrzymywanie sieci kontaktĂłw. JednoczeĹ›nie współtworzyĹ‚ listÄ™ „czynĂłw zakazanychâ€? bÄ™dÄ…cÄ… podstawÄ… represji. By wymienić tylko niektĂłre z jej punktĂłw: zakaz bicia w bÄ™bny i taĹ„czenia po dziewiÄ…tej wieczorem w mieĹ›cie i okolicznych wioskach (to dla Port Moresby), zakaz aborcji, hazardu, spoĹźywania alkoholu, cudzoĹ‚Ăłstwa i uprawiania magii. Papuasi zostali poddani takĹźe „szkoleniomâ€? z zakresu higieny. Czasami doĹ›wiadczali Ĺ‚apanek i przymusowych osadzeĹ„ w szpitalach, stawali siÄ™ mimowolnymi uczestnikami kampanii na rzecz ograniczania rozprzestrzeniania siÄ™ chorĂłb wenerycznych45. Na Kiriwinie instytucje systemu kolonialnego skupiaĹ‚y siÄ™ w dwĂłch miejscach: w Losui, gdzie znajdowaĹ‚a siÄ™ placĂłwka rzÄ…dowa, i w Oiabie – oĹ›rodku misyjnym. Pierwsza lokalizacja byĹ‚a niezwykle istotna, gdyĹź to wĹ‚aĹ›nie tam wybudowano dom sÄ™dziego pokoju, koszary policji, wiÄ™zienie, szpital, ambulatorium i magazyny ĹźywnoĹ›ciowe. CaĹ‚ość, wedĹ‚ug relacji Younga, wyglÄ…daĹ‚a niezwykle okazale: Przez Ĺ›rodek terenu ciÄ…gnęły siÄ™ rĂłwne rzÄ™dy palm kokosowych. ByĹ‚ tam rĂłwnieĹź gaj drzew cytrusowych i kilka ogrodĂłw warzyw. NiezwykĹ‚y urok nadawaĹ‚y terenowi krotony, hibiskusy i inne krzewy ozdobne46.

ZarzÄ…dca tego terenu, Raynor Bellamy, peĹ‚niĹ‚ jednoczeĹ›nie funkcjÄ™ asystenta sÄ™dziego pokoju i lekarza wojskowego na Trobriandach. Jego relacje z tubylcami moĹźna uznać za intensywne, a przez to silnie wpĹ‚ywajÄ…ce na tworzÄ…ce siÄ™ dopiero wzory kontaktu. Niezwykle istotny pod tym wzglÄ™dem byĹ‚ rok 1912, kiedy Bellamy kolejno aresztowaĹ‚ paramount chiefa To’uluwa pod zarzutem praktykowania magii47, naĹ‚oĹźyĹ‚ tabu na konsumpcjÄ™ kokosĂłw, zniĂłsĹ‚ przywileje wodzĂłw, ktĂłrzy mieli na owe kokosy wyĹ‚Ä…czność, a nastÄ™pnie zainicjowaĹ‚ współzawodnictwo w sadzeniu palm, nagradzajÄ…c najlepszych tytoniem, a nieposĹ‚usznych TamĹźe, s. 407, 491. TamĹźe, s. 488. RĂłwnieĹź w Dzienniku‌ moĹźna znaleźć kilka krĂłtkich wzmianek o tym miejscu: B. Malinowski, Dziennik‌, s. 467, 499, 525, 528, 580, 606, 633, 644, 746. 47 ZabroniĹ‚ przy tym pozostaĹ‚ym więźniom oddawać paramount chiefowi tradycyjny hoĹ‚d przez ukĹ‚on. TamĹźe, s. 494. 45

46

/2


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

karząc więzieniem48. Abstrahując od płynących z tych działań korzyści handlowych, Bellamy naruszył dotychczasowe stosunki władzy. Możliwe, że w wyniku tych posunięć oraz ze względu na tworzony w Losui bank żywności, w oczach tubylców stał się wodzem, który rozdysponowywał środki i zdobywał prestiż według nie do końca zrozumiałego, ale analogicznego do tubylczego systemu. Bellamy sprawował swoją władzę za pośrednictwem siedmiu konstabli wyznaczonych spośród tubylców z poszczególnych wiosek. Co tydzień musieli składać mu raporty oraz informować o wszystkich urodzinach i zgonach – to ważne, bo pokazuje, w jaki sposób obieg informacji o codziennym życiu Trobriandczyków był wplątany w relacje kolonialne. Oprócz tego, zarządca Kiriwiny zainicjował patrole medyczne, w czasie których gromadził imiona badanych. Tworząc swoje listy, Bellamy zwracał również uwagę na związki totemiczne – informacje te wykorzystał Charles Gabriel Seligman, nauczyciel Malinowskiego. Warto dodać, że jeśli krajowcy nie przestrzegali Native Regulations49, trafiali do więzienia50 i byli przymuszani do robót publicznych – np. sadzenia palm lub budowania sieci dróg dla nieistniejących powozów konnych. Jeśli byli chorzy, osadzano ich w szpitalu do czasu wyzdrowienia lub śmierci51. Nowe prawo, wprowadzane konsekwentnie sankcje i polityka zarządzania informacją, musiały wpłynąć na recepcję postaci antropologa w terenie. Stanowisko misyjne w Oiabie52, wybudowane w 1896 r., należało do metodystów. Można je kojarzyć z trzema postaciami: Samuelem B. Fellowesem, Matthew Gilmourem i Ernestem Johnsem. Ten drugi nauczył tubylców gry w krykieta, którą krajowcy przekształcili w słynną ceremonię o erotycznym zabarwieniu. Malinowski darzył go osobistą sympatią za brak „misjonaryzmu”, dużą wiedzę o miejscowych zwyczajach i docenianie odrębności umysłowej Papuasów53. Jego przeciwieństwem był stacjonujący na Mailu wielebny William Saville. Stworzył „dziesięć przykazań”, wśród których znalazły się następujące rady: „[…] nigdy nie Tamże. Nie wspomniałem do tej pory o wprowadzonym przez białych, niezwykle istotnym dla systemu kulturowego Trobriandczyków, zakazie chowania ciał zmarłych na terenie wsi (tamże, s. 494). Również Malinowski w swoich pracach zwraca uwagę na zachodnią ingerencję w obszar rytuałów żałobnych. Por. B. Malinowski, Zwyczaj i zbrodnia w społecznościach dzikich. Życie seksualne dzikich w północno-zachodniej Melanezji, przeł. J. Chałasiński, A. Waligórski, PWN, Warszawa 1984, s. 265–278 oraz Tenże, Argonauci…, s. 617–621. 50 W latach 1913–1914 odnotowano dwustu więźniów. „Papua Annual Report”, 1914–1915, s. 37–39. Dane podawane za M.W. Young, Bronisław…, s. 491. 51 Tamże. 52 Por. B. Malinowski, Dziennik…, s. 524, 528, 529, 644. 53 Por. B. Malinowski, Argonauci…, s. 33 oraz Tenże, Dziennik…, s. 540. 48

49

03


7ZWc F_iWh[a" $QWURSRORJ F]\OL JRĹˆø$$$

zgrywaj gĹ‚upiego z krajowcem, nigdy nie rozmawiaj z krajowcem dla samej rozmowy, nigdy nie dotykaj krajowca, chyba Ĺźe podajesz mu rÄ™kÄ™ albo dajesz wycisk, po pierwszym ostrzeĹźeniu od razu przechodĹş do czynuâ€?54. Mimo znaczÄ…cych róşnic w prezentowanych postawach, misjonarze na przeĹ‚omie wiekĂłw byli najbliĹźszymi sprzymierzeĹ„cami antropologĂłw. Znali jÄ™zyk i mieli sieć kontaktĂłw wĹ›rĂłd tubylcĂłw, orientowali siÄ™ w miejscowych zwyczajach i stworzyli konwencje zacieĹ›niania wiÄ™zi z obcÄ… grupÄ…. Sieć szkół na Kiriwinie, ktĂłrej powstanie moĹźna powiÄ…zać z dziaĹ‚alnoĹ›ciÄ… edukacyjno-indoktrynacyjnÄ…55, pokazuje, Ĺźe misja stanowiĹ‚a drugi, silnie oddziaĹ‚ujÄ…cy zarĂłwno na antropologĂłw jak i tubylcĂłw oĹ›rodek ksztaĹ‚towania siÄ™ wzoru kontaktĂłw pomiÄ™dzy dimdimami i KiriwiĹ„czykami. Malinowski, rozbijajÄ…c namiot w wiosce i krytykujÄ…c w swoich dzieĹ‚ach stosunki misyjne, zerwaĹ‚ ze zwyczajowÄ… kooperacjÄ… antropologĂłw z wysĹ‚annikami zachodnich koĹ›cioĹ‚Ăłw, choć w duĹźej mierze korzystaĹ‚ ze Ĺ›cieĹźek, ktĂłre przetarli. Young twierdzi, Ĺźe w momencie, gdy autor OgrodĂłw koralowych‌ przybyĹ‚ na Trobriandy, znajdowaĹ‚o siÄ™ na nich trzynastu EuropejczykĂłw56. PoznaliĹ›my juĹź wszystkich najwaĹźniejszych przedstawicieli Ĺ›wiata wĹ‚adzy i religii, pozostali jedynie handlarze pereĹ‚, ktĂłrzy nawiÄ…zywali z tubylcami gĹ‚Ăłwnie stosunki gospodarcze. Malinowski zostawiĹ‚ dokĹ‚adny opis dziaĹ‚alnoĹ›ci jednego z nich (wartoĹ›ciowy, mimo Ĺźe pisany w Conradowskiej konwencji57). Opowieść dotyczyĹ‚a Micka George’a, ktĂłry wedĹ‚ug miejscowych podaĹ„ kupiĹ‚ ziemiÄ™ za toporek, torbÄ™ ubraĹ„ i tytoĹ„. HandlowaĹ‚ perĹ‚ami, otworzyĹ‚ magazyn, sadziĹ‚ palmy, hodowaĹ‚ Ĺ›winie. RozpoczÄ…Ĺ‚ rĂłwnieĹź dystrybucjÄ™ betelu – towaru, ktĂłrego podziaĹ‚em zajmować siÄ™ mĂłgĹ‚ do tej pory tylko wĂłdz. Szybko staĹ‚ siÄ™ częściÄ… lokalnego systemu wymiany, przeksztaĹ‚cajÄ…c dotychczasowy system przywilejĂłw. NajwiÄ™ksze przeksztaĹ‚cenia systemowe, do ktĂłrych prowadziĹ‚a dziaĹ‚alność kupcĂłw, byĹ‚y zwiÄ…zane z nieĹ›wiadomym zdemokratyzowaniem kula. Young zauwaĹźa, Ĺźe udostÄ™pnianie kaĹźdemu Trobriandczykowi kosztownoĹ›ci spowodowaĹ‚o niespotykanÄ… dotÄ…d moĹźliwość wkroczenia w obrÄ™b systemu nowych, peĹ‚noprawnych podmiotĂłw wymiany: „W ciÄ…gu pokolenia przestaĹ‚o to być zajÄ™ciem dostÄ™pnym wyĹ‚Ä…cznie męşczyznom o wyĹźszej randze spoĹ‚ecznejâ€?58 – pisaĹ‚. 54 M.W. Young, BronisĹ‚aw‌, s. 426. PeĹ‚nÄ… „ListÄ™ obchodzenia siÄ™ z krajowcami Mailuâ€? moĹźna znaleźć w: M.W. Young, Malinowski Among the Magi, „The Natives of Mailuâ€?, Routledge, London–New York 1988, s. 44 oraz B. Malinowski, Dziennik‌, s. 362. 55 TamĹźe, s. 489. 56 TamĹźe. 57 Por. tamĹźe, s. 626. 58 TamĹźe, s. 628.

0!


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

Bronisław Malinowski przybył na Kiriwinę 27 czerwca 1915 r. Na miejscu zastał wyspę poprzecinaną siecią skomplikowanych zależności59, które jednocześnie ograniczały i umożliwiały nowe ruchy. Musiał ustosunkować się do kształtujących się właśnie wzorów kontaktu tubylca z białym władcą, misjonarzem i kupcem oraz zrozumieć tradycyjne formy przyjmowania obcych. Ostatecznie zyskał autonomię wzmocnioną przez dokładnie sformułowane cele i metody badawcze, ale nigdy nie przestał wykorzystywać opisanego tu kolonialnego zaplecza. Pomiędzy założeniami metody i rzeczywistością kontaktu Pierwszy rozdział Argonautów…, czyli relacja dotycząca ludów zamieszkujących obszar kula, wskazuje na to, że Malinowski zwracał dużą uwagę na stosunek krajowców do obcych. Jego próba syntetycznego opisu geografii, struktury społecznej oraz wybranych cech kultury i fizjonomii Massimów, zawiera wiele informacji na temat cech osobowości, które decydują o charakterze kontaktu. I tak Południowi Massimowie60 są „[…] raczej uśmiechnięci i niemal służalczy, co stanowi kontrast z ponurymi i nietowarzyskimi Papuasami”61, Dobuańczycy natomiast mają opinię „[…] faworytów białych, są najlepszymi i najrzetelniejszymi służącymi”62. Duży kontrast w stosunku do nich tworzą mieszkańcy archipelagu Amphlett, którzy zyskali miano „dziwnych ludzi”63. Malinowski uznaje ich za pozbawionych poczucia szczodrobliwości i gościnności: 59 Jak już wspominałem, Malinowski, mimo że mało uwagi poświęca tym uwarunkowaniom, nie ignoruje ich: „Dzisiaj uwagę tubylców pochłaniają inne zainteresowania – połowy pereł, praca na plantacjach białego człowieka, wydarzenia związane z pracą misji, rządu, czy kupców, co powoduje zanik starych zwyczajów” (B. Malinowski, Argonauci…, s. 216). O połowie pereł pisze więcej w innym miejscu: „Wraz z przyjściem białego człowieka otworzyło się przed krajowcami to nowe, bardzo lukratywne i absorbujące zajęcie. Istnieje obecnie związana z nim pewna forma magii. W rzeczywisty sposób przeczy to tubylczemu dogmatowi o tym, że magii nie można stworzyć” (tamże, s. 514). Malinowski stara się więc systemowo opisać znaczenie niektórych zasygnalizowanych tu zmian związanych z pojawieniem się białego człowieka. Prawdopodobnie najprecyzyjniej w tym kontekście opisuje problem wodzostwa, wyprzedzając tym samym późniejsze uwagi Younga: „Potęgę To’uluwa złamała interwencja urzędników rządowych oraz działalność misjonarzy. Potęga wodza na Trobriandach opiera się głównie na bogactwie, które osiągnął i utrzymał dzięki instytucji poligamii. A ponieważ To’uluwa ma już zabronione zwiększanie liczby żon, tylko może zatrzymać dotychczasowe, następcy jego również nie pozwoli się kontynuować praktykowanego przez tę dynastię od niepamiętnych czasów zwyczaju poligamii – władza wodza utraciła obecnie podstawę i ogromnie podupadła. […] podważenie posiadającego długą tradycję systemu władzy, plemiennych zwyczajów i poglądów na moralność prowadzi z jednej strony do całkowitej demoralizacji krajowców i spowoduje, że nie będą skłonni podporządkować się żadnym prawom, czy nakazom […]”. Tamże, s. 587. Te przypuszczenia okazały się jednak nie do końca trafione – o losach instytucji naczelnika i historii kultury Trobriandów w XX w. pisze G. Kubica, Argonauci, Trobriandy i kula z perspektywy stulecia, w: B. Malinowski, Argonauci zachodniego Pacyfiku, przeł. B. Olszewska-Dyoniziak, S. Szynkiewicz, przekł. opracował i posł. opatrzył A. Waligórski, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2005, s. XXXIX–L. 60 Stosuję tu podział Malinowskiego, który podaje go za Seligmanem. Por. B. Malinowski, Argonauci…, s. 65. 61 Tamże, s. 71. 62 Tamże, s. 77. 63 Tamże, s. 83.

04


7ZWc F_iWh[a" $QWURSRORJ F]\OL JRĹˆø$$$

RozwinÄ™li teĹź w sobie wiele cech monopolistĂłw-lichwiarzy; zachĹ‚anni i skÄ…pi, niegoĹ›cinni i chciwi, pragnÄ…cy utrzymać w swych rÄ™kach caĹ‚y handel i wymianÄ™ przy rĂłwnoczesnym braku jakiejkolwiek chÄ™ci poniesienia ofiar, by go ulepszyć; nieĹ›miali a rĂłwnoczeĹ›nie agresywni w stosunku do kaĹźdego, z kim majÄ… jakiekolwiek stosunki handlowe [‌]64.

ZbliĹźajÄ… siÄ™ do obcych statkĂłw w jednym tylko celu – sprzedania glinianych garnkĂłw. Gdy zaĹ› antropolog dopĹ‚ywa do brzegu, wszystkie kobiety natychmiast uciekajÄ…. WyjÄ…tkowy brak otwartoĹ›ci staje siÄ™ dla Malinowskiego impulsem do refleksji nad uwarunkowaniami takiej postawy i sproblematyzowania zagadnienia kontaktu. PĹ‚ochliwe zachowanie kobiet tĹ‚umaczy tabu naĹ‚oĹźonym na przedmaĹ‚ĹźeĹ„skie Ĺźycie seksualne, a brak goĹ›cinnoĹ›ci zrzuca na karb warunkĂłw Ĺ›rodowiskowych. Te zaĹ› Ĺ‚Ä…czy przede wszystkim z okreĹ›lonymi systemami wymiany uruchamianymi w sytuacji przybycia obcych – w wypadku mieszkaĹ„cĂłw archipelagu Amphlett bÄ™dÄ… opieraĹ‚y siÄ™ one przede wszystkim na „handlu zwykĹ‚ym w czystej postaciâ€?, czyli gimwali65 i utrudniaĹ‚y nawiÄ…zanie kontaktu wychodzÄ…cego poza tÄ™ konwencjÄ™. DopeĹ‚nieniem opisu podróşy Malinowskiego pomiÄ™dzy wyspami sÄ… zawarte w sĹ‚ynnym Wprowadzeniu do ArgonautĂłw‌ wzory wkraczania w tubylczÄ… grupÄ™. Antropolog odtwarza dwa modele kontaktu. Pierwszy polega na ustanowieniu bazy w siedzibie misjonarza, kupca lub administratora i codziennym wizytowaniu pobliskich wiosek. Taka formuĹ‚a jest dla Malinowskiego niewystarczajÄ…ca – pisze otwarcie, Ĺźe nie prowadziĹ‚a do „nawiÄ…zania rzeczywistego kontaktu z tubylcamiâ€?66. Autochtoni czÄ™sto reagowali na jego pytania Ĺ›miechem, kĹ‚amstwem, zachowywali siÄ™ haĹ‚aĹ›liwe i chaotycznie, a zamiast odpowiadać, czÄ™sto po prostu obserwowali badacza67. Narzekania na trudnoĹ›ci w zebraniu jakichkolwiek danych wydajÄ… siÄ™ jednak przesadzone. Malinowski pracujÄ…c na Mailu, korzystaĹ‚ z pomocy Omagi (policjanta z wioski) oraz Igui (tĹ‚umacza). M.in. dziÄ™ki nim zyskaĹ‚ dostÄ™p do wartoĹ›ciowych informacji, ktĂłre wykorzystaĹ‚ w jednej z monografii. JakÄ… strategiÄ™ przyjÄ…Ĺ‚? Pierwsze spotkanie z tubylcami odbywaĹ‚o siÄ™ w towarzystwie biaĹ‚ego opiekuna i polegaĹ‚o na rozdawaniu tytoniu TamĹźe, s. 84. „Nie sÄ… wiÄ™c samowystarczalni i wiÄ™kszość poĹźywienia roĹ›linnego, a takĹźe prosiÄ™ta otrzymujÄ… w formie darĂłw czy w drodze wymiany handlowejâ€?. TamĹźe, s. 85 i 255. 66 TamĹźe, s. 32. 67 M.L. Wax, Tenting‌, p. 5. 64

65

0,


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

oraz przestrzeganiu rutynowych formuł wymiany dóbr i uprzejmości. Powrót do wioski następował już w pojedynkę (choć dzienniki wskazują, że w większości przypadków wspierał go jakiś przewodnik), tak że antropolog mógł zająć się spisem ludności, genealogią, terminami pokrewieństwa – zgromadzić „martwy materiał”68 oparty na powierzchownym kontakcie. Trochę światła na przyczyny negatywnej oceny tego modelu może rzucić jedna z opisanych przez Malinowskiego w dzienniku sytuacji. W czasie pobytu w Port Glasgow pojawił się „[…] staruszek o sympatycznym wyrazie twarzy, o przeźroczystym spojrzeniu, pełnym spokoju i mądrości i informacja popłynęła szerokim nurtem”. Okazało się jednak, że „staruszek zaczyna łgać o pogrzebach”69. Jeśli weźmie się pod uwagę nowe, narzucone przez kolonizatorów prawa, nie powinno dziwić, że chce ukryć szczegóły rytuałów, które mogą być uznane za niedozwolone. Malinowski, w otoczeniu związanych z administracją tubylców, pojawiający się w obszarze wioski lub przepytujący krajowców w swojej bazie, musiał być utożsamiany z relacjami władzy i mógł czuć się ich więźniem. Jego działania były praktyką podobną do praktyk administracyjnych, karnych, medycznych lub misyjnych, o których wspominałem wyżej. Dlatego dotarł do wielu informacji, jednak w Argonautach… nie uznawał tego działania za „rzeczywisty kontakt”. Przeszkadzały mu w tym zarówno konwencje tubylców przyjęte w stosunku do „obcego-białego” (śmiech, otaczanie go, obojętność), jak i do „białego-administratora” (kłamstwo, postawa roszczeniowa)70. Drugi model również zakłada stworzenie bazy w jednej z siedzib przedstawicieli Zachodu – Malinowski jasno daje do zrozumienia, że potrzebuje zaplecza w postaci magazynu i schronienia na wypadek choroby lub chęci odpoczynku71. Biorąc pod uwagę rozmiary i charakter bagażu, który antropolog wziął ze sobą, trudno wyobrazić go sobie podejmującego próby samotnego wkraczania w lokalną społeczność z całym ekwipunkiem72. Gromadzenie wytworów kultury materialnej również byłoby niezwykle utrudnione bez „przejściowej” przestrzeni pozwalającej na zabezpieczenie kolekcji wartościowych artefaktów. B. Malinowski, Argonauci…, s. 33. Tenże, Dziennik…, s. 394. 70 Wax sugeruje, że wiele z nich mogło wynikać z rozwijającego się na Mailu kultu cargo. Zastanawia się również, czy Malinowski w czasie późniejszych badań na Kiriwinie nie został uznany za posiadacza mistycznych mocy i tajemnej wiedzy. Może właśnie dlatego tubylcy, pełni nadziei, że antropolog podzieli się swoimi sekretami, postanowili wprowadzić go w tajniki magii? Por. M.L. Wax, Tenting…, p. 5, 9. 71 B. Malinowski, Argonauci…, s. 34. 72 Z Europy Malinowski zabrał ze sobą 24 skrzynie. Znalazły się w nich takie rzeczy, jak: keczup, bekon, mięso krabów, mleko czekoladowe, kawior, dywan, łóżko polowe, koc, prześcieradła, namiot z podłogą, uchwyt do masztu namiotowego z wysięgnikiem na latarnię, zestaw wiader, wanna i umywalka z toaletką, dwa stoliki, krzesło. Por. M.W. Young, Bronisław…, s. 351–353. 68 69

0-


7ZWc F_iWh[a" $QWURSRORJ F]\OL JRĹˆø$$$

Kolejne dwa czynniki wpĹ‚ywajÄ…ce na decyzjÄ™ antropologa mogĹ‚y wiÄ…zać siÄ™ z psychologicznymi uwarunkowaniami kontaktu miÄ™dzykulturowego, ktĂłre Malinowski intuicyjnie rozumiaĹ‚73 oraz z uzaleĹźnieniem badacza od zewnÄ™trznych Ĺ›rodkĂłw finansowych i dostaw tytoniu z Australii74. MoĹźna rĂłwnieĹź przyjąć, Ĺźe Malinowski, zabierajÄ…c ze sobÄ… taki, a nie inny „zestaw podróşnyâ€?, nigdy nie zakĹ‚adaĹ‚ moĹźliwoĹ›ci instalowania siÄ™ w wiosce bez pomocy zachodniej administracji i bez tubylczych boyĂłw, a wiÄ™c skorzystanie z bazy w placĂłwce kolonialnej stanowiĹ‚o oczywisty punkt na drodze do kontaktu antropologicznego. Autor OgrodĂłw koralowych‌ chciaĹ‚ ograniczyć przebywanie wĹ›rĂłd EuropejczykĂłw, ale nigdy nie pisaĹ‚ o koniecznoĹ›ci caĹ‚kowitego odciÄ™cia siÄ™ od nich. Deklaracje Malinowskiego jasno wskazujÄ…, Ĺźe zaleĹźaĹ‚o mu na nawiÄ…zaniu dĹ‚ugotrwaĹ‚ego, opartego na róşnicy kulturowej i relacji jednostka – grupa, kontaktu, gdyĹź miaĹ‚ on pozwalać na wglÄ…d w niedostÄ™pnÄ… dotÄ…d sferÄ™ codziennoĹ›ci. W tym miejscu przecina siÄ™ myĹ›lenie o badaniach terenowych jako o kontakcie i jako o metodzie skonstruowanej pod kÄ…tem celu, ktĂłry antropolog chce osiÄ…gnąć. Zdania dotyczÄ…ce zachodniej placĂłwki – Musi to być miejsce dostatecznie oddalone, aby nie przeksztaĹ‚ciĹ‚o siÄ™ w staĹ‚e Ĺ›rodowisko, w ktĂłrym siÄ™ Ĺźyje i ktĂłre opuszcza siÄ™ tylko w wyznaczonych godzinach w celu „robienia wioskiâ€?. Nie powinno być tak blisko, aby moĹźna w kaĹźdej chwili „ulotnić siÄ™â€? tam na wypoczynek75

– brzmiÄ… dziĹ› jak dyscyplinujÄ…ce komendy. SÄ… jednak przede wszystkim prĂłbÄ… przeformuĹ‚owania wzoru kontaktu ze wzglÄ™du na jego ograniczenia w sytuacji, gdy antropolog potrzebuje dostÄ™pu do innych niĹź do tej pory danych. DuĹźa część strategii sĹ‚uşącej stworzeniu podstawowej formy relacji powtarza siÄ™: antropolog przybywa do wioski w towarzystwie przedstawiciela administracji i przedstawia swoje potrzeby. Po pewnym czasie przybywa po raz drugi, tym razem juĹź na staĹ‚y pobyt. ZnĂłw rozpoczyna badania od Ĺ‚atwych tematĂłw i wzmoĹźonej obserwacji – przyglÄ…da siÄ™ pracom ogrodowym, a jednoczeĹ›nie stara siÄ™ przystosować do nowego Ĺ›rodowiska i nieznanej kultury. Te „pierwsze tygodnieâ€? z Wprowadzenia moĹźna potraktować jako czas liminalny, gdy „uczysz Chodzi o zagadnienie „szoku kulturowegoâ€?, ktĂłre nie bÄ™dzie mnie w tym artykule interesowaĹ‚o. Malinowski dysponowaĹ‚ zwykle 250 funtami na rok – kupowaĹ‚ za nie przede wszystkim Ĺźywność dla siebie i tytoĹ„ dla MassimĂłw. M.L. Wax, Tenting‌, p. 10. 75 B. Malinowski, Argonauci‌, s. 34–35. 73 74

0.


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

się go [tubylca – przyp. AP] rozumieć i zapoznajesz się z jego zwyczajami i wierzeniami daleko lepiej niż wtedy, gdy jest on płatnym i często znudzonym informatorem”76. To, we wzorze idealnym, okres pełen pozytywnych i negatywnych zaskoczeń, a jednocześnie czas na opracowanie „organizacji plemienia i anatomii jego kultury”77. Malinowski, korzystając z przywilejów jakie daje formuła Wprowadzenia, nie wspomina o różnicach w pierwszych dyplomatycznych gestach związanych z nawiązywaniem kontaktu z poszczególnymi grupami Massimów. W Omarakanie sytuacja była w dużej mierze uzależniona od charakteru wioski – siedziby wodza To’uluwa i najwyższego rangą podklanu. Tak samo jak miejscowi kupcy, Malinowski musiał wkupić się w jego łaski dostarczanym codziennie tytoniem78. Zerwał jednak z deprecjonującymi lokalną władzę praktykami handlarzy traktującymi paramount chiefa jak zwykłego partnera do interesów, ponieważ postanowił obdarzyć To’uluwę oznakami szacunku i uznać jego autorytet. Po dwóch tygodniach antropolog wrócił do wioski z grupą tragarzy-więźniów niosących zestaw do obozowania. W orszaku był również Ginger (prawdziwe imię tego Dobuańczyka to Derusira) – kamerdyner, kucharz, tłumacz i służący w jednej osobie. Wax uznaje, że to przybycie miało pod względem entourage’u dużo wspólnego z pojawieniem się europejskiego sahiba79. Nic dziwnego, że przydzielono mu miejsce na rozbicie namiotu w zewnętrznym rzędzie domów, kilka metrów obok siedziby wodza, przy Bagidou – następcy tronu. Malinowski, dostosowując się do tradycyjnej struktury wsi, skierował wejście ku centralnemu placowi, baku. Pozostaje pytanie dlaczego antropolog wybrał nocleg w namiocie, a nie w tubylczej chacie? Zamiast odpowiedzi, częściowo udzielonej już przez Waxa80, warto zastanowić się nad konsekwencjami tej decyzji. Namiot na pewno nadawał mu odmienny status, w pewien sposób izolował, wskazywał na przynależność do innej kultury. Z drugiej strony, stawiając go we wsi, Malinowski sugerował, że nie jest tylko przechodniem nocującym w danym miejscu przez kilka dni. Kategoria kulturowa do której zaczynał przynależeć obejmowała coraz szerszą sieć znaczeń związanych m.in. z rolą ważnego gościa, rezydenta i handlarza, jednocześnie przekraczając każdą z nich81. Tamże. Tamże, s. 57. 78 Prawdopodobnie tym samym płacąc za prawo przebywania w wiosce i zajmowania gruntu tuż przy wodzu. M.L. Wax, Tenting…, p. 10. 79 Tamże, s. 10. 80 Według niego namiot może świadczyć o tym, że Malinowski nie wiedział dokładnie, gdzie i na jak długo się zatrzyma. M.L. Wax, Tenting…, p. 7. 81 Więcej na temat figury rezydenta w kulturze polskiej i modelu kulturowego, którym mógł posługiwać się Malinowski: 76 77

0/


7ZWc F_iWh[a" $QWURSRORJ F]\OL JRĹˆø$$$

W Oburaku, trzy lata później, Malinowski powtĂłrzyĹ‚ zarysowany tu schemat, choć oczywiĹ›cie dostosowaĹ‚ go do nowych okolicznoĹ›ci: pierwsza wizyta z biaĹ‚ym kupcem, ktĂłrego wszyscy w okolicy znali, odbyĹ‚a siÄ™ w czasie Ĺ›wiÄ™ta sagali; druga, po okoĹ‚o tygodniu, wiÄ…zaĹ‚a siÄ™ z przybyciem na miejsce z caĹ‚ym ekwipunkiem. Policjant z wioski wyznaczyĹ‚ mu miejsce na rozbicie namiotu (obok Ĺ›ciÄ™tego drzewa owocowego natu), a w spoĹ‚eczność wprowadziĹ‚a go Ĺźona Micka George’a â€“ autochtonka, ktĂłra zapoznaĹ‚a antropologa ze swoimi trzema braćmi – pierwszymi tamtejszymi informatorami82. Tym razem trafiĹ‚ do niestratyfikowanej spoĹ‚ecznoĹ›ci, wydaje siÄ™ wiÄ™c, Ĺźe wymiana tytoniu nastÄ™powaĹ‚a wyĹ‚Ä…cznie za informacje i w celach zacieĹ›nienia kontaktu z poszczegĂłlnymi mieszkaĹ„cami wioski. W obydwu przypadkach rzuca siÄ™ w oczy brak opisu jakiejkolwiek ceremonii wĹ‚Ä…czenia w obrÄ™b spoĹ‚ecznoĹ›ci. Nie dziwi brak uczty, gdyĹź KiriwiĹ„czycy, jak zauwaĹźa sam Malinowski, nie rozwinÄ™li mechanizmu tworzenia wiÄ™zi przez wystawne, grupowe spoĹźywanie jedzenia, co stanowiĹ‚oby Ĺ‚Ä…cznik z wzorami kultury polskiej83. Wydaje siÄ™ jednak, Ĺźe poza inicjujÄ…cym darem dla wodza ze strony badacza i praktykami otaczania antropologa przez tubylcĂłw, nie wydarzyĹ‚o siÄ™ nic znaczÄ…cego. Mamy wiÄ™c raczej do czynienia z kulturÄ… dokonujÄ…cÄ… wzglÄ™dnie pĹ‚ynnego przeksztaĹ‚cenia statusu obcego dimdima w dimdima-rezydenta84. Wiemy natomiast, Ĺźe Malinowskiemu zdarzaĹ‚o siÄ™ w czasie inicjacji kontaktu z tubylcami obchodzić wioskÄ™ i rozdawać tytoĹ„, wskazujÄ…c jednoczeĹ›nie na swĂłj namiot i zachÄ™cajÄ…c do podjÄ™cia współpracy85. Być moĹźe skojarzenie z polskim wzorem, w ktĂłrym odwiedziny czÄ™sto zostajÄ… poprzedzone darem inicjujÄ…cym, chociaĹźby w postaci zaproszenia, nie byĹ‚oby tu caĹ‚kowicie na wyrost. Kolejna faza, nazwana we Wprowadzeniu „rzeczywistym kontaktemâ€? i â€žnaturalnym obcowaniemâ€?, a dziĹ› bezpoĹ›rednio Ĺ‚Ä…czona z pojÄ™ciem intensywnych badaĹ„ terenowych, rozpoczyna siÄ™ dla Malinowskiego wraz z transformacjÄ… terenu w przestrzeĹ„ codziennego Ĺźycia. Antropolog sugeruje, Ĺźe zrytualizowaĹ‚ swĂłj dzieĹ„ w sposĂłb analogiczny do dnia tubylcĂłw. WstawaĹ‚ w podobnych porach, E. Kosowska, Negocjacje i kompromisy. Antropologia polskoĹ›ci Henryka Sienkiewicza, ĹšlÄ…sk, Katowice 2002, s. 105. 82 B. Malinowski, Dziennik‌, s. 516 i M.W. Young, BronisĹ‚aw‌, s. 630. 83 „[‌] istotnÄ… rzeczÄ… jest dostrzeĹźenie, Ĺźe świÄ™taÂŤ lub ÂťuroczystoĹ›ciÂŤ w tej części Melanezji nie polegajÄ… na wspĂłlnym jedzeniu olbrzymich iloĹ›ci poĹźywienia, lecz na gromadzeniu mnĂłstwa surowej ĹźywnoĹ›ci, ktĂłra podlega wtĂłrnemu podziaĹ‚owi miÄ™dzy jednostkiâ€?. B. Malinowski, Ogrody‌, s. 60–61. 84 JeĹ›li spojrzymy na to, w jaki sposĂłb Massimowie traktujÄ… ludzi przybywajÄ…cych z sÄ…siednich wiosek w czasie przygotowaĹ„ do kula, moĹźemy zauwaĹźyć pewnÄ… prawidĹ‚owość: „PrzybywajÄ…cy zasiadajÄ… przed domami, rozmawiajÄ… i komentujÄ… róşne wydarzenia, podczas gdy miejscowi zaĹ‚atwiajÄ… swoje sprawyâ€?. B. Malinowski, Argonauci‌, s. 267. Malinowski wspomina rĂłwnieĹź o goĹ›cinnoĹ›ci seksualnej, ta jednak jest ograniczona do czasu ĹźaĹ‚oby i okresu prac ogrodowych. TamĹźe, s. 91. 85 M.W. Young, BronisĹ‚aw‌, s. 701.

00


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

a następnie, dzięki zrutynizowanym reakcjom krajowców, które nie wiązały się już z przerywaniem zwyczajowych prac, mógł być świadkiem imponderabiliów aktualnego życia86 i stworzyć corpus inscriptionum87. Malinowski wprawdzie czasami wskazuje na zalety tzw. „obserwacji uczestniczącej”, lecz przede wszystkim zależy mu na wiedzy, którą może zdobyć dzięki regularnemu obchodowi wioski i zyskaniu statusu, który pozwala na łatwe przekraczanie granicy pomiędzy tym, co publiczne i tym, co intymne88. Dzień z życia Jak wyglądał dzień z życia Malinowskiego w Omarakanie lub Oburaku w czasie fazy „naturalnego obcowania”? Dokonana rekonstrukcja jest syntezą kilku przekazów z różnych poziomów narracyjnych, należy ją z tego powodu traktować jako pewnego rodzaju uśrednienie. Badacz zwykle zaczynał dzień wcześnie rano (w Oburaku była to godzina szósta lub siódma) od śniadania spożywanego w namiocie89. Chwilę później robił pierwszy obchód po wiosce, zapisując w dzienniku etnograficznym poczynione wówczas obserwacje90. W Argonautach… zaznaczył: „W czasie porannej przechadzki przez wioskę obserwowałem szczegóły rodzinnego życia, porannej toalety, przyrządzania i spożywania posiłków […], kłótnie, żarty, sceny rodzinne […]”91. A jednak w jednym ze swoich listów z 1917 r. denerwował się, że „zapis nie jest wystarczająco szczegółowy” i rejestruje to, co anormalne, choć to normalne wydarzenia powinny być najważniejsze92. Czasami, w społeczności Oburaku, Malinowski brał udział w kayaku – zebraniu mężczyzn, na którym omawiano najistotniejsze dla społeczności zagadnienia – problemy uprawy, połowów i uroczystości. Już sam fakt, że został dopuszczony do tego zgromadzenia jest znaczący93.

86 „Tutaj należą takie zjawiska, jak przebieg i rutyna codziennej pracy, szczegóły ubioru i pielęgnacji ciała, sposób przygotowywania i przyjmowania pożywienia; atmosfera rozmów i życia towarzyskiego rozwijającego się wokół ognisk wioskowych, przejawy trwałych przyjaźni i nienawiści”. B. Malinowski, Argonauci…, s. 50. 87 Tamże, s. 56–57. 88 Intymność Malinowski rozumie w sposób antropologiczny jako „typowe formy wzajemnego obcowania, sposób bycia” różniące się od „oficjalnych form prawnych zawartych w międzyludzkich stosunkach”. B. Malinowski, Argonauci…, s. 51. 89 O pobycie w Omarakanie: „Wstawałem spod mojej siatki przeciwmoskitowej, aby ujrzeć wioskę budzącą się do życia” (B. Malinowski, Argonauci…, s. 35) i „Deszcz. Wstaję koło 6.30. Idę naokoło wioski, patrzę na grupy. Wracam, piję śniadanie” (Tenże, Dziennik…, s. 509). 90 M.W. Young, Bronisław…, s. 635. 91 B. Malinowski, Argonauci…, s. 35–36. 92 Historia…, s. 131. 93 Tamże, s. 161.

01


7ZWc F_iWh[a" $QWURSRORJ F]\OL JRĹˆø$$$

Kolejne godziny mijaĹ‚y na pisaniu dziennika i przesiadywaniu w namiocie. Nie wiemy niestety, w jaki sposĂłb krajowcy reagowali i tĹ‚umaczyli sobie te na wpół juĹź przez nich oswojone praktyki tworzenia abstrakcyjnych wzorĂłw na kartce papieru. Na pewno obserwowali je ze wzmoĹźonÄ… uwagÄ…. CzÄ™sto zdarzaĹ‚o siÄ™, Ĺźe tuĹź przy wejĹ›ciu siadaĹ‚o wielu krajowcĂłw: „Zawsze pewna liczba ludzi wokół obu wejść do namiotu. MęşczyĹşni i kobiety. DziewczÄ™ta Ĺ‚atwiejsze w kontakcie. Nie obraĹźajÄ… siÄ™, kiedy siÄ™ na nie patrzy albo nawet dotyka (etnologicznie!) publicznieâ€?94 – pisaĹ‚ Malinowski w swoich notatkach terenowych. Jeszcze tylko raz wspominaĹ‚ o podobnej sytuacji, odnotowujÄ…c w jednym z listĂłw, Ĺźe guyau „[‌] tĹ‚oczÄ… siÄ™ wokół namiotu: na próşno prosi siÄ™, Ĺźeby odeszli [‌]â€?95. Niestety na podstawie dostÄ™pnych materiaĹ‚Ăłw nie jesteĹ›my w stanie okreĹ›lić, czy miaĹ‚o to coĹ› wspĂłlnego z obawami KiriwiĹ„czykĂłw, Ĺźe namiot zostaĹ‚ zakaĹźony silami – zaklÄ™ciami czarnoksiÄ™skimi, ktĂłre Malinowski zbieraĹ‚ w listopadzie 1916 r.96, czy raczej byĹ‚ to tradycyjny mechanizm kontroli obcych. NiektĂłre z tropĂłw wskazujÄ… na trzeciÄ… opcjÄ™ – podobne zgromadzenia tworzyĹ‚y siÄ™ bowiem przy chacie wodza97. Kolejna waĹźna część dnia to praca z informatorami. Byli to zwykle dobrze wyselekcjonowani przedstawiciele plemienia o ponadprzeciÄ™tnej wiedzy, czÄ™sto naleşący do miejscowego stanu wyĹźszego. W Omarakanie do tej grupy zaliczaĹ‚ siÄ™ wĂłdz To’uluwa oraz Bagidou – jego nastÄ™pca, chodzÄ…ca skarbnica wiedzy o miejscowych tradycjach. Przydatni byli rĂłwnieĹź synowie To’uluwa z pierwszego maĹ‚ĹźeĹ„stwa. Malinowski chwaliĹ‚ sobie tÄ™ współpracÄ™ i czÄ™sto w swoich monografiach wspominaĹ‚ o zasĹ‚ugach tubylczych przyjaciół98. Zhierarchizowana struktura spoĹ‚eczna Omarakany zdecydowanie uĹ‚atwiĹ‚a Malinowskiemu pracÄ™ i nawiÄ…zanie kontaktu – przyjÄ™ty przez antropologa sposĂłb przebywania w wiosce w sposĂłb automatyczny Ĺ‚Ä…czyĹ‚ go z grupÄ…, ktĂłrÄ… sam nazywaĹ‚ „arystokracjÄ…â€?. Nic wiÄ™c dziwnego, Ĺźe uzyskaĹ‚ tytuĹ‚ szlachecki guyau99. M.W. Young, BronisĹ‚aw‌, s. 635. Historia‌, s. 223. 96 M.W. Young, BronisĹ‚aw‌, s. 506. 97 WytĹ‚umaczeniem moĹźe być rĂłwnieĹź po prostu ciekawość tubylcĂłw chcÄ…cych obserwować poczynania antropologa. 98 „Antropolog przypisuje sobie zasĹ‚ugÄ™ w dokonaniu niektĂłrych swoich odkryć, ale za rzeczywistÄ… cięşkÄ… pracÄ™, jak i za stopieĹ„ umiejÄ™tnoĹ›ci podejĹ›cia do zagadnienia, moĹźe tylko częściowo sobie przypisać zasĹ‚ugÄ™. Moi informatorzy w znacznej mierze sÄ… odpowiedzialni za poprawność interpretacji i perspektywy, za szczerość i trafność tego, co jest zawarte w tych tomach, jak teĹź i w innych moich pracach etnograficznychâ€?. B. Malinowski, Ogrody‌, s. 21–22. 99 Oficjalnie doszĹ‚o do tego w Oburaku, gdy uroczyĹ›cie wrÄ™czono mu zdobionÄ… Ĺ‚opatkÄ™ z koĹ›ci kazuara. Wydaje siÄ™ jednak, Ĺźe w Omarakanie rĂłwnieĹź byĹ‚ kojarzony wĹ‚aĹ›nie z tÄ… pozycjÄ… spoĹ‚ecznÄ…. Wystarczy sprecyzować informacjÄ™ o miejscu ulokowania namiotu – byĹ‚ to obszar przynaleĹźny podklanowi Tabalu i krewnym wodza ze strony matki. Por. M.W. Young, BronisĹ‚aw‌, s. 660 oraz B. Malinowski, Zwyczaj i zbrodnia w spoĹ‚ecznoĹ›ciach dzikich. Ĺťycie seksualne dzikich 94 95

02


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

Po lunchu ugotowanym przez Gingera, Malinowskiemu zdarzało się czytać książki i drzemać. Następnie wracał do pisania. Pod wieczór oddalał się od wioski, by popływać szalupą, uprawiać gimnastykę i kąpać się w pobliskich, przyjaznych wodach. Rafael Brudo, przyjmując perspektywę „z punktu widzenia tubylca” trafnie opisuje zaistniałą sytuację: Oto mężczyzna, który przybywa z dalekiego kraju, aby dopiąć celu w ich oczach daremnego. Nie misjonarz i nie sędzia, nie kupuje ani sprzedaje, zawsze zadaje pytania i daje tytoń w zamian za słowa […]. A do tego regularnie, przed zapadnięciem zmroku, szedł na plażę i wykonywał pewne ruchy podobne do tajemniczych zaklęć (były to ćwiczenia gimnastyczne). Wszystko to uznawali za podejrzane, i musiałem często odpowiadać na ich zaniepokojone pytania o tego człowieka, który im wydawał się dziwny […]. Jednym słowem wyglądał im na kogoś niezbyt rozsądnego100.

Po wykonaniu tajemniczych czynności magicznych, Malinowski wracał do namiotu, wypijał herbatę i rozpoczynał kolejną turę pracy z informatorami, by około godziny 22 przeczytać przed snem jeszcze kilka stron zabranej ze sobą literatury. Widzimy więc, że autor Ogrodów koralowych… nie żył jak tubylcy. Doceniał doświadczenie wykonywania tych samych czynności co oni, ale próby takiej formy poznania kultury należy wpisać w szereg innych praktyk opartych na obserwacji, notowaniu, zadawaniu pytań, rozdawaniu tytoniu. Ciesząc się z faktu, że po pewnym czasie mógł brać udział w ich zabawach lub denerwując się, że wódz nie chce go zabrać na wyprawę kula, rozpatrywał te wydarzenia w kategoriach „bliskości” i „naturalnego obcowania”101. Ten stan miał zaś potwierdzać, że otwiera się przed nim całkowicie nowe spektrum zjawisk dostępnych zbadaniu. Ciekawe tylko, że pisząc o relacjach pomiędzy tubylcami często wspomina o skomplikowanej strukturze ich stosunków publicznych i prywatnych, natomiast przy opisie własnego statusu mówi raczej o dążeniu do „harmonii”, w północno-zachodniej Melanezji, przeł. J. Chałasiński, A. Waligórski, PWN, Warszawa 1984, s. 154–155. Guyau to również „pełnoprawny wódz; arystokratyczny” (Językoznawstwo…, s. 154). 100 Oryginał tekstu w: F.E. Williams papers, Papua New Guinea National Archives, Box 2989, poz. 22, cyt. za: M.W. Young, Bronisław…, s. 502. 101 B. Malinowski, Argonauci…, s. 35–37.

13


7ZWc F_iWh[a" $QWURSRORJ F]\OL JRĹˆø$$$

a nie zajÄ™ciu pragmatycznie wybranego i sĹ‚uşącego nawiÄ…zaniu kontaktu miejsca w owej strukturze. A przecieĹź, gdy cieszy siÄ™, Ĺźe tubylcy sÄ… zbyt podekscytowani, Ĺźeby nie opowiedzieć mu o najnowszych, sensacyjnych wydarzeniach, lub gdy wyrywajÄ… siÄ™, by wtajemniczyć go w tematy, o ktĂłrych plotkuje caĹ‚a wioska, nie robiÄ… tego tylko ze wzglÄ™du na wrodzonÄ… spontaniczność – musieli wczeĹ›niej znaleźć odpowiednie miejsce dla antropologa w obrÄ™bie wĹ‚asnej kultury. BĹ‚Ä™dem byĹ‚oby jednak twierdzić, Ĺźe Malinowski nie zdawaĹ‚ sobie sprawy z charakteru swoich staraĹ„. W Argonautach‌ pisze: „MusiaĹ‚em siÄ™ nauczyć, jak siÄ™ zachowywać i wyrobić sobie pewne ÂťwyczucieÂŤ w zakresie zĹ‚ych i dobrych manier przyjÄ™tych wĹ›rĂłd krajowcĂłwâ€?102. SwobodÄ™ i naturalność kontaktu kojarzy ze znajomoĹ›ciÄ… tubylczej etykiety, ktĂłra pomaga przekroczyć granicÄ™ pomiÄ™dzy tym, co dla krajowca niezwykĹ‚e, a tym, co oswojone i codzienne. Gdy dodamy, Ĺźe Malinowski czÄ™sto uĹźywaĹ‚ charakterystycznego dla spoufalonych relacji miÄ™dzy tubylcami obscenicznego jÄ™zyka (a wiÄ™c potrzebne mu byĹ‚y nie tylko dobre, ale i zĹ‚e, chociaĹź uznawane przez MassimĂłw za oznakÄ™ swojskoĹ›ci, maniery), moĹźemy uznać za uzasadnione przypuszczenia, Ĺźe jego taktyka polegaĹ‚a na stworzeniu nowej postaci dimdima – „natrÄ™ta, ktĂłrego obecność Ĺ‚agodzi jedynie rozdawany tytoĹ„â€?103, ale ktĂłry opiera relacje z tubylcami nie na wzorach tworzonych przez oficjalnÄ…, uruchamianÄ… w czasie powierzchownego kontaktu, warstwÄ™ kultury. WaĹźnym celem Malinowskiego byĹ‚o wkroczenie w strefÄ™ „typowych form wzajemnego obcowaniaâ€?104, przestrzeni dostÄ™pnej jedynie na drodze konsekwentnego przebywania w badanej wiosce i prĂłb powtarzania niektĂłrych konwencjonalnych zachowaĹ„ pomagajÄ…cych w budowaniu nieformalnych wiÄ™zi. CzĹ‚owiek mitĂłw czy tomwaya? Antropolog oczami tubylcĂłw Malinowski byĹ‚ przez TrobriandczykĂłw okreĹ›lany co najmniej kilkoma przydomkami. KaĹźdy z nich wskazuje na pewien zespół wyobraĹźeĹ„, ktĂłre staĹ‚y u podstaw tubylczych wzorĂłw kontaktu. KaĹźdy z nich konceptualizuje rĂłwnieĹź tubylcze doĹ›wiadczenia zwiÄ…zane z obcowaniem z postaciÄ… antropologa, uzupeĹ‚niajÄ…c kreĹ›lony tu obraz o nowÄ… perspektywÄ™ i weryfikujÄ…c przedstawione powyĹźej zamiary badacza.

102 103 104

TamĹźe, s. 36. TamĹźe, s. 36. TamĹźe, s. 51.

1!


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

Wprawdzie najbardziej rozpowszechnionym na Zachodzie „pseudonimem” autora Ogrodów koralowych… do dziś pozostaje „człowiek pieśni”105, ale popularność tego określenia mówi więcej o recepcji badacza w jego własnej kulturze, niż wśród Massimów. W Oburaku znany był przede wszystkim pod imieniem Tolilibogwo – mistrz mitów106, człowiek legend i folkloru. Przydomek ten nawiązuje oczywiście do pytań i zainteresowań Malinowskiego, które tubylcy szybko rozpoznali, tak, że wiedzieli czego się spodziewać po rezydującym w ich wiosce dimdimie. Jeśli jednak zrobimy tu tylko krótki przegląd poruszanych przez antropologa tematów, okaże się, że obszar jego badań, był dużo szerszy niż wskazuje na to pseudonim: „[…] wojna, narzędzia z kamienia, obelgi, wyprawy zalotników, tańce, duchy, czarownice, pochówek, żałoba, prowadzenie kuchni, pory posiłków, rodzaje gleby, metody liczenia, zapachy, kategorie barw”107 – wymienia Young. Wydaje się więc, że pojęcie to odnosi działania antropologa do miejscowych wzorów postaci będących żywą skarbnicą tradycji – tubylczych „historyków” i starszyzny plemiennej dbającej o te aspekty kultury, które częściowo pokrywają się z zainteresowaniami antropologa108. Kolejnym ciekawym określeniem jest Topwegigila – człowiek śmiechu. Zawarte są w nim te cechy Malinowskiego, które wskazywały na niedopasowanie do Kiriwińskich realiów, brak zorientowania w kontekście kulturowym oraz wszystko to, co wywoływało wśród tubylców śmiech ze względu na swoją inność. Young łączy to określenie przede wszystkim z dziwnym przyzwyczajeniem Malinowskiego, który zawsze podciągał spodnie, gdy przygotowywał się do zrobienia fotografii109. Dużo ciekawszy wydaje się termin tomwaya oznaczający wiekowego człowieka, ale konotujący również wysoki status społeczny oraz kojarzony z duchami przodków110. Malinowski miał wprawdzie 30 lat, gdy zaczynał badania na Trobriandach, ale powoli pojawiająca się na jego czole łysina była uznawana za objaw starości111. Dodajmy do tego brodę będącą wśród Kiriwińczyków znakiem braku zainteresowania kobietami i uzyskamy kolejne elementy fizjonomii wpływające na obraz antropologa. M.L. Wax stawia hipotezę, że te cechy Por. np. K.J. Brozi, Antropologia funkcjonalna Bronisława Malinowskiego, Wydawnictwo Lubelskie, Lublin 1983, s. 10. Językoznawstwo…, s. 300. 107 M.W. Young, Bronisław…, s. 502. 108 Sam Malinowski w jednym z listów do Masson inaczej tłumaczy termin Tolilibogwo: „ten gość, który ma fioła na temat mowy starych ludzi”. Historia…, s. 187. 109 Tamże, s. 660. 110 Językoznawstwo…, s. 301. 111 M.W. Young, Bronisław…, s. 501. 105

106

14


7ZWc F_iWh[a" $QWURSRORJ F]\OL JRĹˆø$$$

spowodowaĹ‚y, Ĺźe tubylcy umieĹ›cili badacza w kategorii ludzi doĹ›wiadczonych – takich, ktĂłrzy byli w przeszĹ‚oĹ›ci Ĺźonaci i wychowali juĹź swoje dzieci112. Prawdopodobnie uznano wiÄ™c Malinowskiego za osobÄ™ zwiÄ…zanÄ… z wysoko postawionÄ… starszyznÄ…, co potwierdza jednÄ… z tendencji w sposobach klasyfikacji postaci antropologa. Sieć rĂłl, w jakie zostaĹ‚ wpisany Malinowski otwiera siÄ™ rĂłwnieĹź w stronÄ™, ktĂłra musiaĹ‚a być uwarunkowana przyjÄ™tÄ… przez niego strategiÄ… zbierania materiaĹ‚Ăłw i wchodzenia w tubylczÄ… codzienność. Ojciec Baldwin, katolicki misjonarz zamieszkujÄ…cy Trobriandy przez 30 lat, w ciekawy sposĂłb opisuje swoje rozmowy na temat antropologa: [‌] byĹ‚ pamiÄ™tany przede wszystkim jako wielki osioĹ‚, ktĂłry zadawaĹ‚ cholernie gĹ‚upie pytania: czy sadzisz bulwy korzeniem czy kieĹ‚kiem do doĹ‚u? Czy stawiasz dziecko lub trumnÄ™ na gĹ‚owie czy na nogach? WolaĹ‚em w ogĂłle nie wspominać o nim w towarzystwie biaĹ‚ych, ktĂłrzy go znali. WprowadzaĹ‚ ich w zakĹ‚opotanie, co oni odpĹ‚acali, nazywajÄ…c go antrogĹ‚upologiem [anthrofoologist], a jego dyscyplinÄ™ antrogĹ‚upologiÄ… [anthrofoology]. CzuĹ‚em takĹźe, Ĺźe byĹ‚o to częściowo odbiciem zakĹ‚opotania tubylcĂłw, ktĂłrzy nie wiedzieli, o co mu chodziĹ‚o113.

Kluczowym dla krajowcĂłw pojÄ™ciem charakteryzujÄ…cym recepcjÄ™ terenowych praktyk Malinowskiego i jego postawy jest Tosemwana – czĹ‚owiek-ktĂłry-odkĹ‚ada. Young interpretujÄ…c to sĹ‚owo, zwraca uwagÄ™, Ĺźe dotyczy ono osoby, ktĂłra chce zmienić swojÄ… toĹźsamość, stać siÄ™ kimĹ›, kim nie jest. Dokonuje wiÄ™c aktu wchodzenia w rolÄ™, jednak robi to niezdarnie, odsĹ‚aniajÄ…c zastosowanÄ… przez siebie taktykÄ™ w taki sposĂłb, Ĺźe staje siÄ™ obiektem kpin. Tosemwana to „dziecinny naĹ›ladowca, zabawny bĹ‚azen lub godny poĹźaĹ‚owania gĹ‚upiec, ktĂłremu wydaje siÄ™, Ĺźe jest kimĹ› innymâ€?114. KtoĹ›, kto, w interesujÄ…cym nas przypadku, nie potrafi zrzucić skĂłry Europejczyka i wyjść poza zachodnie wzorce zachowania, ale jednoczeĹ›nie stara siÄ™ zinternalizować i wykorzystać w nawiÄ…zywaniu kontaktĂłw niektĂłre z tubylczych praktyk. Dlatego udaje, Ĺźe Ĺźuje betel, opowiada 112 Dodaje, Ĺźe sam zostaĹ‚ nazwany w tamtejszej kulturze tomoba – czĹ‚owiek, na ktĂłrego naĹ‚oĹźono tabu. M.L. Wax, Tenting‌, p. 10. 113 B. Baldwin, Traditional and Cultural Aspects of Trobriand Islands Chiefs, nieopublikowany manuskrypt, cyt. za: M.W. Young, The Ethnography of Malinowski. The Trobriand Islands 1915–1918, Routledge & Kegan Paul, London 1979, p. 15. 114 M.W. Young, BronisĹ‚aw‌, s. 639.

1,


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

nieprzyzwoite historie, uczestniczy w miejscowych zabawach. Chęć wkroczenia w strefę „intymności” okazuje się więc grą pomiędzy badaczem a badanymi, którą Massimowie bardzo szybko rozpoznali i umieścili we własnym systemie wyobrażeń, gdzie to, co Malinowski nazywa „typowymi formami wzajemnego obcowania”, często jest czymś zupełnie innym. W tym kontekście ważne są podania, które do dzisiaj krążą po Oburaku i Omarakanie. Potwierdzają, że kontakt z antropologiem był dla krajowców niezwykłym wydarzeniem, które rozszerzyło spektrum wzorów przyjmowania białych w obszarze wioski. Ujawniają również, w jaki sposób Malinowski wpisał się we wcześniejsze konwencje. Tak więc, według lokalnych, barwnych opowieści, do Oburaku antropolog przybył sam, nie zatrudnił kucharza, miał jedynie tłumacza, czym zaskarbił sobie przychylność mieszkańców. Kobiety z wioski go karmiły – gotowały jam i taro, przynosiły owoce. On odpłacał się tytoniem i okazywaniem szacunku – nie zastraszał nikogo, nie bił za złe odpowiedzi. Romansował z miejscowymi dziewczynami dając prezenty za stosunki seksualne. Był atrakcyjny ze względu na swoją odmienność. Z okazji odjazdu urządzono mu wspaniałą ucztę, on zaś rozdzielił dary pożegnalne. Gdy wszedł na łódź, wioska zawodziła jak w trakcie żałoby po kimś ważnym115. Ten opis wielu sytuacji, które nie miały miejsca, skonfrontowany z wcześniejszą rekonstrukcją sposobów kooperacji Kiriwińczyków z badaczem, pokazuje, że wzór idealny kontaktu kulturowego powstały po przepracowaniu doświadczenia długotrwałego spotkania z dimdimem-antropologiem różni się w znaczący sposób od wzoru rzeczywistego. Stanowi również potwierdzenie, że przez specyfikę metody intensywnych badań terenowych Massimowie mieli problem z klasyfikacją nowego przedstawiciela zachodniego świata – nałożyli na niego całą sieć wyobrażeń, w których przenikały się wątki hierarchii, fizjonomii, doraźnych interpretacji praktyk badawczych, a także zwyczajowych sposobów traktowania gości połączonych z nowymi procedurami względem dimdimów. Pewnie ze względu na ten wyjątkowy charakter Tosemwany, stał się on częścią pamięci kulturowej grupy; miał wpływ nie tylko na treść podań, ale również na przebieg wizyt kolejnych etnografów – był bowiem centrum nowej konfiguracji wybranych konwencji przyjmowania przybyszów, którzy stawali się gośćmi żyjącymi w obrębie badanych wsi. Można więc zaryzykować hipotezę, że Malinowski wywarł podwójny wpływ na kształt metody intensywnych badań terenowych – zarówno jako autor książek zawierających wytyczne 115

Tamże, s. 660–661.

1-


7ZWc F_iWh[a" $QWURSRORJ F]\OL JRĹˆø$$$

dotyczÄ…ce pracy w terenie, jak i â€“ w stosunku do antropologĂłw, ktĂłrzy odwiedzili Trobriandy – jako dimdim, ktĂłry współtworzyĹ‚ tamtejszy wzĂłr kontaktu z przedstawicielami Ĺ›wiata nauki. Perspektywy badaĹ„ nad wzorami antropologicznego kontaktu kulturowego Badania skoncentrowane na problematyce kontaktu kulturowego oraz praktykach przyjmowania antropologĂłw w spoĹ‚ecznoĹ›ciach przez nich badanych, dajÄ… moĹźliwość odpowiedzi na szereg pytaĹ„ dotyczÄ…cych wytwarzania etnograficznej wiedzy. WywodzÄ… siÄ™ z tendencji współczesnej antropologii do dyskursywizacji problematyki spotkania, jednak za cel stawiajÄ… sobie przede wszystkim poszukiwanie wzorĂłw tworzÄ…cych ramy miÄ™dzyludzkich interakcji, nie zaĹ› obnaĹźanie esencjalistycznego charakteru dominujÄ…cych w tej dziedzinie nauki figur myĹ›lowych. Tym samym upominajÄ… siÄ™ o spojrzenie konfrontujÄ…ce badanÄ… kulturÄ™ i jej przyzwyczajenia z kulturÄ… etnografa. Spojrzenie, ktĂłre zamiast upĹ‚ynniać i pozbawiać ontologicznego zaczepienia pojÄ™cia terenu (lub zamieniać je np. w Cliffordowskie „zwiÄ…zki podróşyâ€?116), moĹźe wskazać kulturowe uwarunkowania ksztaĹ‚tu relacji pomiÄ™dzy antropologiem a â€žjego ludemâ€? w caĹ‚ej ich róşnorodnoĹ›ci117. Rekonesans, ktĂłrego dokonaĹ‚em przyglÄ…dajÄ…c siÄ™ niezwykle istotnym pod tym wzglÄ™dem pracom BronisĹ‚awa Malinowskiego, pokazuje jak rozlegĹ‚a i zĹ‚oĹźona jest proponowana tematyka. W niniejszym artykule udaĹ‚o siÄ™ przedstawić jedynie tĹ‚o historyczne, uporzÄ…dkować przebieg kontaktu i wyróşnić niektĂłre z cech charakterystycznych dla modelu zwiÄ…zanego z intensywnymi badaniami terenowymi na Trobriandach. UwaĹźam, Ĺźe naleĹźy kontynuować te dociekania, pochylajÄ…c siÄ™ przede wszystkim nad przenikaniem siÄ™ wzorĂłw zakorzenionych w trzech tradycjach: tubylczej, antropologicznej i zwiÄ…zanej z toĹźsamoĹ›ciÄ… kulturowÄ… antropologa. Malinowski rozdajÄ…cy tytoĹ„ za informacje, ale denerwujÄ…cy siÄ™, gdy KiriwiĹ„czycy chcieli pieniÄ™dzy, wskazuje na trop uszczegółowiajÄ…cy to zagadnienie. Analizy wymaga bowiem rĂłwnieĹź specyfika relacji pomiÄ™dzy polskim, kolonialnym i trobriandzkim systemem wymiany. Ustalenie wynikajÄ…cych z róşnic pomiÄ™dzy tymi systemami sposobĂłw konceptualizacji zachowaĹ„, moĹźe uzupeĹ‚nić wiedzÄ™ o procedurach tworzenia akceptowalnych form kontaktu. WystarczyĹ‚oby zapytać, na ile Malinowski stawia siebie w roli goĹ›cia i traktuje wodza Omarakany jak 116 117

J. Clifford, Praktyki‌, s. 155. Por. M.L. Wax, Tenting‌, p. 4.

1.


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

swojego gospodarza, by sprawdzić, czy wykorzystane zostały trwałe schematy gościnności wykształconej przez kulturę polską118. Kolejny wątek, który wymaga dokładniejszego opracowania, to problematyka pozaantropologicznych wzorów kontaktu z obcymi, które tworzą niezwykle istotne tło dla wszelkich interakcji. Na Trobriandach pierwsze konwencje wypracowały instytucje kolonialne – sędzia pokoju, misjonarz, lekarz. Współcześnie to prawdopodobnie turysta jest źródłem wielu wyobrażeń i praktyk, z którymi badacz terenowy musi się zmierzyć. W formie podsumowania chciałbym zaznaczyć, że podejście do refleksywności jako kategorii wskazującej: (1) z jakimi modelami relacji między antropologiem a tubylcami mamy do czynienia; (2) w jaki sposób są one tworzone na styku różnych systemów zachowań i wyobrażeń, jest w stanie uzupełnić i wzbogacić perspektywy badawcze wywiedzione z refleksywności introspekcyjnej, metodologicznej i epistemologicznej. Wskazując na rolę i status antropologa w danej kulturze119 można bowiem śledzić przesunięcia wynikające ze zmieniających się faz przebywania wśród badanych i być uwrażliwionym na wzory kontaktu zarówno własnej jak i badanej kultury, precyzyjnie określając przy tym przynajmniej niektóre z kulturowych granic etnograficznego procesu poznawczego120.

8_Xb_e]hWƚW0 Anderson L., Reflexivity, in: The SAGE Dictionary of Qualitative Management Research, SAGE Publications Ltd, London 2008. Brozi K.J., Antropologia funkcjonalna Bronisława Malinowskiego, Wydawnictwo Lubelskie, Lublin 1983. Clifford J., O etnograficznej autokreacji: Conrad i Malinowski, w: Postmodernizm: antologia przekładów, wyb. i oprac. R. Nycz, Wydawnictwo Baran i Suszczyński, Kraków 1997.

E. Kosowska, Negocjacje…, s. 105. Czy antropolog w danej kulturze staje się gościem, rezydentem, intruzem? Może krewnym? Np. Margaret Mead została przez Arapeshów uznana za siostrę matki jednego z dzieci. Por. M. Mead, Trzy studia. Płeć i charakter w trzech społecznościach pierwotnych, przeł. E. Życieńska, PIW, Warszwa 1986, s. 65. 120 Por. M.L. Wax, Tenting…; G.W. Stocking, The Ethnographer’s Magic…; B. Tedlock, From Participant Observation… 118 119

1/


7ZWc F_iWh[a" $QWURSRORJ F]\OL JRĹˆø$$$

Clifford J., Praktyki przestrzenne: badania terenowe, podróşe i praktyki dyscyplinujÄ…ce w antropologii, przeĹ‚. S. Sikora, w: Badanie kultury. Elementy teorii antropologicznej. Kontynuacje, wyb. M. Kempny, E. Nowicka, PWN, Warszawa 2006. Derrida J., O grammatologii, przeĹ‚. B. Banasiak, Wydawnictwo Officyna, Ĺ ĂłdĹş 2011. Fontana A., Frey J.H., Wywiad. Od neutralnoĹ›ci do politycznego zaangaĹźowania, przeĹ‚. M. SkowroĹ„ska, w: Metody badaĹ„ jakoĹ›ciowych, red. N.K. Denzin, Y.S. Lincoln, PWN, Warszawa 2009. Geertz C., DzieĹ‚o i şycie, przeĹ‚. E. DĹźurak i SĹ‚awomir Sikora, KR, Warszawa 2000. Hammersley M., Atkinson P., Metody badaĹ„ terenowych, przeĹ‚. S. Dymczyk, Zysk i S-ka, PoznaĹ„ 2000. Herskovits M.J., Acculturation. The Study of Culture Contact, J.J. Augustin Publisher, New York 1938. Holmes D.R., Marcus G.E., PrzeformuĹ‚owanie etnografii. Wyzwanie dla antropologii współczesnoĹ›ci, przeĹ‚. K. Miciukiewicz, w: Metody badaĹ„ jakoĹ›ciowych, red. N.K. Denzin, Y.S. Lincoln, PWN, Warszawa 2009. Kosowska E., Negocjacje i kompromisy. Antropologia polskoĹ›ci Henryka Sienkiewicza, ĹšlÄ…sk, Katowice 2002. Kosowska E., Antropologia kultury – antropologia literatury. Wprowadzenie do tematu, w: Antropologia kultury – antropologia literatury, red. E. Kosowska przy współudziale E. Jaworskiego, Wydawnictwo Uniwersytetu ĹšlÄ…skiego, Katowice 2005. Kosowska E., Jaworski E., Antropologia literatury antropologicznej. Przypadek Clifforda Geertza, w: Antropologia kultury – antropologia literatury. Na tropach koligacji, red. E. Kosowska, A. Gomóła, E. Jaworski, Wydawnictwo Uniwersytetu ĹšlÄ…skiego, Katowice 2007. Kuper A., MiÄ™dzy charyzmÄ… i rutynÄ…: antropologia brytyjska, 1922–1982, Wydawnictwo Ĺ Ăłdzkie, Ĺ ĂłdĹş 1987. Kuper A., WymyĹ›lanie spoĹ‚eczeĹ„stwa pierwotnego. Transformacje mitu, przeĹ‚. T. Sieczkowski, A. DÄ…browska, Wydawnictwo Uniwersytetu JagielloĹ„skiego, KrakĂłw 2009. Kubica G., Joanna Tokarska-Bakir, czyli paradoks lektury niechÄ™tnej, „Res Publica Nowaâ€? 2003, nr 1. Kubica G., Argonauci, Trobriandy i kula z perspektywy stulecia, w: B. Malinowski, Argonauci zachodniego Pacyfiku. Relacje o poczynaniach i przygodach krajowcĂłw z Nowej Gwinei, przeĹ‚. B. Olszewska-Dyoniziak, S. Szynkiewicz, przekĹ‚. opracowaĹ‚ i posĹ‚. opatrzyĹ‚ A. WaligĂłrski, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2005. Mach Z., Metoda intensywnych badaĹ„ terenowych w historii antropologii spoĹ‚ecznej, w: Antropologia spoĹ‚eczna BronisĹ‚awa Malinowskiego, red. M. Flis, A.K. Paluch, PWN, Warszawa 1985. 10


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

Malinowski B., Zwyczaj i zbrodnia w społecznościach dzikich. Życie seksualne dzikich w północno-zachodniej Melanezji, przeł. J. Chałasiński, A. Waligórski, PWN, Warszawa 1984. Malinowski B., Argonauci Zachodniego Pacyfiku. Relacje o poczynaniach i przygodach krajowców z Nowej Gwinei, przeł. B. Olszewska-Dyoniziak, S. Szynkiewicz, przekł. opracował i posł. opatrzył A. Waligórski, PWN, Warszawa 1987. Malinowski B., Obecny stan badań nad kontaktem kulturowym. Kilka uwag na temat podejścia amerykańskiego, w: Tenże, Kultura i jej przemiany, przeł. A. Bydłoń, A. Mach, PWN, Warszawa 2000. Malinowski B., Dziennik w ścisłym znaczeniu tego wyrazu, wstęp i oprac. G. Kubica, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2002. Malinowski B., Tubylcy Mailu oraz inne szkice o kulturze Australii i wysp Pacyfiku, przeł. J. Barański, A. Bydłoń, PWN, Warszawa 2003. Marcus G.E., Ethnography In/of the World: The Emergence of Multi-sited Ethnography, “Annual Review of Anthropology” 1995, nr 24. Marcus G.E., Wymogi stawiane pracom etnograficzny w obliczu światowej nowoczesności, przeł. S. Sikora, w: Badanie kultury. Elementy teorii antropologicznej. Kontynuacje, wyboru dokonali M. Kempny, E. Nowicka, PWN, Warszawa 2006. Mead M., Trzy studia. Płeć i charakter w trzech społecznościach pierwotnych, przeł. E. Życieńska, PIW, Warszwa 1986. Gość w dom. Studenci z krajów Trzeciego Świata w Polsce, red. E. Nowicka, Oficyna Naukowa, Warszawa 1993. Ong W.J., Tekst jako interpretacja: św. Marek i nieco później, w: Tenże, Osoba – świadomość – komunikacja, przeł. J. Japola, Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2009. Pacukiewicz M., „Niewątpliwe mniemania”. Literatura wobec rzeczywistości kulturowej, w: Antropologia kultury – antropologia literatury, red. E. Kosowska przy współudziale E. Jaworskiego, Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, Katowice 2005. Językoznawstwo Bronisława Malinowskiego, t. 2, Problem znaczenia w językach pierwotnych; Formanty klasyfikujące w języku Kiriwiny, oprac. T. Szczerbowski, Universitas, Kraków 2000. Senft G., Kilivila: The Language of the Trobriand Islanders, Walter de Gruyter, Berlin 1986. Shumaker L., Africanizing Anthropology. Fieldwork, Networks, and the Making of Cultural Knowledge in Central Africa, Duke University Press, Durham & London 2001. Sieroszewski W., Dwanaście lat w kraju Jakutów, w: Tenże, Dzieła, t. 17, cz. 1–2, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1961. Stocking G.W., The Ethnographer’s Magic: Fieldwork In British Anthropology from Tylor to Malinowski, in: Observers Observed, ed. G.W. Stocking, University of Wisconsin Press, Madison 1983. 11


7ZWc F_iWh[a" $QWURSRORJ F]\OL JRĹˆø$$$

Tedlock B., From Participant Observation to the Observation of Participation: The Emergence of Narrative Ethnography, “Journal of Anthropological Researchâ€? Vol. 47, No. 1 (Spring, 1991). Tokarska-Bakir J., Malinowski,!czyli paradoks kĹ‚amcy,!"#$%!&'()*+,!-./,0!12213!45!667 Wagner R., Wynalezienie kultury, przeĹ‚. A. Malewska-SzaĹ‚ygin, w: Badanie kultury. Elementy teorii antropologicznej, wyb. M. Kempny i E. Nowicka, PWN, Warszawa 2003. Historia pewnego maĹ‚ĹźeĹ„stwa. Listy BronisĹ‚awa Malinowskiego i Elsie Masson, red. H. Wayne, przeĹ‚. A. ZieliĹ„ska-Eliot, Muza SA, Warszawa 2012. Wax M.L., Tenting with Malinowski, „American Sociological Reviewâ€? 1972, Volume 37, Issue 1. Young M.W., Malinowski Among the Magi, „The Natives of Mailuâ€?, Routledge, London– New York 1988. Young M.W., BronisĹ‚aw Malinowski. Odyseja antropologa 1884–1920, przeĹ‚. P. Szymor, TwĂłj Styl, Warszawa 2008.

G&%6@>5>6C'6; Antropolog, czyli gość. O badaniach terenowych BronisĹ‚awa Malinowskiego jako formie kontaktu kulturowego ArtykuĹ‚ wpisuje siÄ™ w myĹ›lenie o antropologicznej rzeczywistoĹ›ci terenowej w jej interakcyjnym charakterze ustrukturowanym m.in. przez ksztaĹ‚t kontaktu kulturowego. Zestawienie wiedzy zawartej w DzieĹ‚ach BronisĹ‚awa Malinowskiego ze szczegółowymi informacjami z dziennikĂłw, notatek terenowych i listĂłw pozwoliĹ‚o na opisanie zarĂłwno wzoru idealnego, jak i zbliĹźenie siÄ™ do wzoru rzeczywistego relacji, jaka wyksztaĹ‚ciĹ‚a siÄ™ miÄ™dzy antropologiem a tubylcami. Pytanie tylko, w jaki sposĂłb konfrontacja kilku systemĂłw praktyk i wyobraĹźeĹ„ wpĹ‚ynęła na proces badawczy i ksztaĹ‚t antropologicznej wiedzy? WychodzÄ…c od analizy tendencji współczesnej antropologii do dyskursywizacji problematyki spotkania, autor stara siÄ™ przeĹ›ledzić róşne aspekty antropologicznego kontaktu kulturowego BronisĹ‚awa Malinowskiego z Massimami, co ma pomĂłc we wskazaniu najwaĹźniejszych kulturowych i historycznych uwarunkowaĹ„ ksztaĹ‚tu relacji pomiÄ™dzy antropologiem a â€žjego ludemâ€?.

12


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

G())"%-; Anthropologist as a guest. Bronislaw Malinowski’s fieldwork as a form of cultural contact The article fits into thinking about the fieldwork’s reality in its interactive nature, structured by, among others, the form of the cultural contact. Bringing together the knowledge collected in Bronisław Malinowski’s Dzieła and detailed information gathered in diaries, fieldwork notes and letters, allows to perform a reconstruction of an ideal pattern, approximate to real pattern, of the relation which was born between the anthropologist and the natives. The question is, how did the confrontation of multiple systems of praxis and beliefs affect the research and nature of anthropological knowledge? Beginning with the analysis of the meeting subject discourse present in modern anthropology, the author tires to investigate various aspects of Bronislaw Malinowski fieldwork. He attempts to construct an analysis which would pinpoint cultural and historical conditionings of the nature of relation between the anthropologist and “his people”.

Słowa klucze: kontakt kulturowy, gościnność, badania terenowe, Bronisław Malinowski Keywords: cultural contact, hospitality, fieldwork, Bronislaw Malinowski

23


Library of the London School of Economics & Political Science Archiwum Bronisława Malinowskiego Kategoria 3/B/18 - Ethnographer, zdjęcie 4 (fragment)


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

J"9(#*K>'64'&

Asystent w Zakładzie Teorii i Historii Kultury UŚ. Jego zainteresowania związane są z kulturową historią fotografii i fotografią antropologiczną. 24


J"9(#*K>'64'&

@Wa feėWcWÜ ieX_[ pîXo5 7dWb_pW febia_[]e Zoiakhik dj$ jmÈhYpeįY_ \eje]hWƚYpd[` 8hed_iėWmW CWb_demia_[]e

11 maja, gdy robił zdjęcia, w jakiś sposób złamał górną sztuczną szczękę („Mocne speszenie, followed by a philosophical calm: ostatecznie żyłem przez dwa miesiące bez zębów”). M. Young, Bronisław Malinowski. Odyseja antropologa 1884–19201

Problem inicjalny: między nauką a sztuką Twórczość Bronisława Malinowskiego w osobliwy sposób splata się z problematyką nadzwyczaj aktualną w antropologii końca XX i początku XXI w. Jednym z elementarnych tego przykładów jest specjalny numer czasopisma „Konteksty” z 2000 r., będący „katalogiem do wystawy Malinowski – Witkacy. Fotografia: pomiędzy nauką i sztuką2. Już sam tytuł ekspozycji wskazuje na pewne problemy, m.in. w wyznaczeniu granicy pomiędzy dwoma dyskursami. Jeśli dodatkowo 1 2

M.W. Young, Bronisław Malinowski. Odyseja antropologa 1884–1920, przeł. P. Szymor, Twój Styl, Warszawa 2008, s. 694. Z. Benedyktowicz, Od redakcji. Świadectwo fotografii pomiędzy i poza nauką i sztuką, „Konteksty” 2000, nr 1–4, s. 13.

2,


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

zwrócimy uwagę na fakt, że ponad 450-stronicowy tom pełen tekstów naukowych ma służyć jako katalog do wystawy, to problematyka zdjęć autorstwa twórcy funkcjonalizmu, a może nawet fotografii antropologicznej w ogóle, okazuje się być tematem nadal wymagającym analiz i dyskusji. Tekst niniejszy ma na celu prezentację dostępnych polskiemu czytelnikowi interpretacji zdjęć wykonanych przez Malinowskiego, a w konsekwencji – dyskursu badawczego wokół problemu fotografii antropologicznej. Mam nadzieję, że mój projekt będzie mógł w przyszłości posłużyć za punkt wyjścia analizy samych fotografii. Oczywiście dyskusje na temat miejsca i roli fotografii rozpoczęły się już w momencie jej powstania3, jednak pomimo wieloletnich debat i wielokrotnie formułowanych na ich zakończenie wniosków – problem nie tylko wciąż istnieje, ale też nadal domaga się pogłębionych studiów. Okazuje się, że status fotografii jest nadal niedookreślony, a szeroko rozumiana humanistyka niezmiennie umieszcza ją, być może w zależności od tego, jakie ujęcie jest akurat użyteczne, „pomiędzy”, czyli tak właściwie – nigdzie konkretnie. Problem ten wydaje się być intrygujący zwłaszcza w przypadku zdjęć (a zatem medium kojarzonego ze światem sztuki – nawet fotoreportaże pokazywane są w galeriach) wykonanych przez naukowca, twórcę nowoczesnej antropologii, w celu najprawdopodobniej dokumentacyjnym (cokolwiek by to oznaczało; sam Malinowski pisał, że traktuje fotografowanie jako „[…] drugorzędne zajęcie i jako niezbyt ważny sposób zbierania informacji”4). Złożoność zagadnienia przejawia się w bardzo różnych aspektach antropologii, a także kultury, w której antropolodzy funkcjonują. Po pierwsze, fotografia jeszcze nigdy nie była tak popularna – ze względu na ilość zarówno zwyczajnych aparatów fotograficznych, jak i tych znajdujących się w telefonach komórkowych5. Po drugie, także ogromna większość badaczy kultury aparatem fotograficznym się posługuje. Po trzecie, obserwujemy postępującą instytucjonalizację nauki o mediach (w Polsce dołączonej do oficjalnych dyscyplin naukowych w 2011 r.6) i powstawanie subdyscyplin w rodzaju „antropologii 3 Temat ten był omawiany wielokrotnie, jako punkt wyjścia można potraktować np.: T. Mościcki, Fotografia: kłopotliwa muza, „Mówią Wieki” 1994, nr 9 lub bardziej ogólnie: N. Rosenblum, Historia fotografii światowej, przeł. I. Baturo, Wydawnictwo Baturo, Bielsko-Biała 2005. 4 B. Malinowski, Ogrody koralowe i ich magia, przeł. A. Bydłoń, PWN, Warszawa 1986, s. 661. 5 Według podsumowań z 2012 r. na świecie jest już ponad 6 miliardów telefonów, z czego ponad miliard to smartfony – telefony wyposażone m.in. w aparat fotograficzny (oczywiście aparaty znajdują się również w normalnych telefonach, ale trudno oszacować ich liczbę). Warto dodać, że 500 milionów smartfonów sprzedanych w 2012 r. kosztowało średnio poniżej 100 dolarów amerykańskich za każdy z nich. Por. Technology, Media & Telecommunications Predictions 2012, https://www. deloitte.com/assets/Dcom-Global/Local%20Content/Articles/TMT/TMT%20Predictions%202012/16264A_TMT_ Predict_sg6.pdf, s. 34, 05.02.2013. 6 Rozporządzenie Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego z dnia 8 sierpnia 2011 r. w sprawie obszarów wiedzy, dziedzin nauki i sztuki oraz dyscyplin naukowych i artystycznych, http://www.bip.nauka.gov.pl/_gAllery/15/03/15036/20110823_rozporzadzenie_ obszary_wiedzy_08082011.pdf, 05.02.2013.

2-


@WakX :p_[m_j" -DN SRıDPDø VRELH ]ĉE\

wizualnej”, „antropologii wizualności”, „socjologii wizualnej”, „antropologii kultury wizualnej”, „antropologii fotografii” etc. Po czwarte, należy wspomnieć o „oddolnej”, oczywiście uwarunkowanej kulturowo, potrzebie mówienia o antropologii i kulturach przez nią badanych za pomocą wciąż pojawiających się nowych mediów (w tym fotografii i filmu). Redaktorzy przywołanego numeru „Kontekstów” wymieniają powody powstania wystawy i „katalogu”. Są to: sprawa wydania dzienników Malinowskiego po polsku, zagadnienia antropologii wizualnej oraz kwestia statusu samej etnografii, która (w nawiązaniu do Jamesa Clifforda) nazywana jest „hybrydyczną działalnością”7. Warto zastanowić się, jak te wątki łączą się z sobą w przypadku badań Bronisława Malinowskiego. „Konteksty” to zbiór różnych tekstów i nie da się z nich wyodrębnić jednej konkretnej tezy, wypowiedzi, która mogłaby dać odpowiedź na przynajmniej niektóre z nasuwających się w tym kontekście pytania; co więcej, ideą autorów tomu nie była kreacja bazy interpretacyjnej dla tematu „Malinowski jako fotograf ”, ale zestawienie tekstów antropologicznych z tekstami „witkacologicznymi”8. Skoro jednak sami autorzy piszą o Malinowskim jako o badaczu tworzącym na krawędzi nauki i sztuki, to zestawienie ich tekstów z wypowiedziami teoretyków i praktyków fotografii (a przede wszystkim fotografii etnograficznej) może przynieść ciekawe rezultaty. Tak więc lektura tego numeru „Kontekstów” powinna być inspiracją i punktem wyjścia do dalszych badań. Pojawienie się dyskusji o zdjęciach Malinowskiego w tym momencie jest o tyle ciekawe, że w sytuacji postępującej w humanistyce „antropologizacji”, Malinowski stał się chyba najbardziej płodnym wydawniczo spośród nieżyjących antropologów. W ciągu kilkunastu lat (dodajmy: kilkadziesiąt lat po jego śmierci) w Polsce ukazały się: kolejne tomy Dzieł oraz wznowienia wcześniejszych wydań, monumentalne dzienniki9 (zdecydowanie pełniejsze niż wydanie anglojęzyczne10) i zbiór korespondencji z żoną11. W Stanach Zjednoczonych opublikowano album Michaela W. Younga prezentujący

Por. Z. Benedyktowicz, Od redakcji…, 13. Tamże. 9 B. Malinowski, Dziennik w ścisłym znaczeniu tego wyrazu, wstęp i oprac. G. Kubica, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2008. 10 Wydanie anglojęzyczne nie tylko było fragmentami ocenzurowane (chociaż była to cenzura obyczajowa, a nie instytucjonalna – Grażyna Kubica we wstępie do polskiego wydania Dziennika… pisze, że „Pominięto najbardziej intymne obserwacje” oraz „[...] często całe zdania, gdy nie można było odcyfrować jakiegoś słowa w oryginale”. Por. B. Malinowski, Dziennik…, s. 26), ale przede wszystkim nie zawierało pokaźnego zbioru jego wczesnych dzienników. 11 Historia pewnego małżeństwa. Listy Bronisława Malinowskiego i Elsie Masson, red. H. Wayne, przeł. A. Zielińska-Elliot, Wydawnictwo Muza, Warszawa 2012. 7

8

2.


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

fotografie Malinowskiego12. Ten sam autor napisał pierwszą część biografii zawierającą ogromną ilość cytatów z korespondencji polskiego badacza13 do różnych osobistości. Równocześnie London School of Economics udostępniła internetowy indeks archiwum Malinowskiego14 umożliwiający dostęp do jego zdigitalizowanych zdjęć z badań na Kiriwinie15. Traktując ten zbiór jako punkt wyjścia, czuję się zobligowany do wstępnego uporządkowania zagadnień i problemów pojawiających się przy okazji dyskusji o fotografiach Malinowskiego. Problem pierwszy: dyskurs czy źródła? Spuścizna Bronisława Malinowskiego jest ogromna i pod wieloma względami bardzo trudna w interpretacji. W pewnym sensie o wiele łatwiejszą rolę mają komentatorzy dzieła tych badaczy, którzy pozostawili po sobie jedynie monograficzne prace naukowe. Podjęcie próby znalezienia informacji mogących pokazać szeroki kontekst twórczości danego autora jest obowiązkiem interpretatora, jednak czytelnicy (w postaci szeroko rozumianego świata nauki) nie mają mu za złe, gdy odnajduje tylko szczątkowe informacje, bo innych po prostu nie ma. W przypadku badaczy dorobku Malinowskiego wręcz za błąd metodologiczny może być uznane niezapoznanie się z jego nadzwyczaj obszernymi, fascynującymi, ale równocześnie momentami trudnymi w odbiorze zapiskami, a tymczasem Dziennik... jest tylko i wyłącznie czubkiem góry lodowej materiałów, które pozostały po tym skrupulatnie pracującym nad sobą i swoją metodą badawczą antropologu. Wystarczy spojrzeć na indeks archiwum papierów Malinowskiego w LSE, zawierający: 41 kategorii głównych w rodzaju „25 – Freedom and civilization”16, „30 – Correspondence between Malinowski and European and American publishers”, czy też „35 – Financial papers”, gdzie każda kategoria zawiera subkategorie (od kilku do nawet dziewięćdziesięciu), a dopiero subkategorie zawierają listy konkretnych dokumentów. I to tylko w tym archiwum, podczas gdy dokumenty Malinowskiego znajdują się jeszcze w innych zbiorach! W takiej sytuacji oczywiście całościowe ujęcie twórczości Malinowskiego

M.W. Young, Malinowski's Kiriwina. Fieldwork Photography 1915–1918, The University of Chicago Press, Chicago 1998. Trzeba zauważyć, że nie wszyscy badacze współcześnie zgadzają się z określaniem Malinowskiego jako „polskiego naukowca” – nie bez przyczyny jest on często określany jako „twórca brytyjskiej antropologii”. Muszę więc zaznaczyć, że używając określenia „polski antropolog” odnoszę się przede wszystkim do narodowości Malinowskiego. 14 Papers of Bronislaw Malinowski, http://www2.lse.ac.uk/library/archive/holdings/malinowski_bronislaw. aspx, 29.01.2013. 15 Archives Catalogue, http://archives.lse.ac.uk/TreeBrowse.aspx?src=CalmView.Catalog&field=Ref No&key= MALINOWSKI%2F3, 29.01.2013. 16 Nazwy z indeksu LSE w całym tekście przytaczam w brzmieniu oryginalnym. 12

13

2/


@WakX :p_[m_j" -DN SRıDPDø VRELH ]ĉE\

wymagało będzie ogromnej pracy. Jednak nawet mniej ortodoksyjni badacze, którzy nie chcą prezentować podejścia totalnego, powinni pamiętać o tym, że, jak pisze Young: [...] istnieje ciągłość form prezentacji w trzech rodzajach dokumentów, jakie Malinowski wytworzył jako etnograf. Na jednym biegunie znajduje się osobisty dziennik, któremu […] powinno przysługiwać pierwsze miejsce, jako wyrażającemu doświadczenie badania terenowego najbardziej „autentycznie” i obrazowo. Na przeciwległym biegunie znajduje się formalna, ostrożna, wygładzona i stosunkowo bezosobowa publikacja – artykuł czy monografia. Między tymi biegunami umieścić należy notatniki terenowe, których znamię autorstwa jest mniej subiektywne niż w przypadku dziennika, lecz z kolei bardziej kolokwialne i nieskrępowane niż oficjalna publikacja17.

Pozostaje tylko zadać pytanie: a co z fotografiami, rysunkami, zapisami fonograficznymi, które Malinowski wykonywał w trakcie badań?18 Z jakiegoś powodu nie są (być może: nie były) one uznawane za warte wspomnienia w opisie „spuścizny etnograficznej” autora Argonautów zachodniego Pacyfiku. Jak zauważa Terence Wright, w całym monograficznym tomie Man and Culture: an Evaluation of the Work of Bronislaw Malinowski19, którym członkowie LSE w 1957 r. chcieli oddać cześć swojemu zmarłemu kilkanaście lat wcześniej „studentowi, nauczycielowi i liderowi”, ani razu nie wspomniano o fotografii20. Tymczasem samo archiwum LSE stworzone z materiałów przekazanych przez Malinowskiego zawiera ponad 1000 jego zdjęć z lat 1915–1918 – już ta liczba wskazuje, że analiza tego aspektu twórczości polskiego badacza wymagać może szeroko zakreślonych i czasochłonnych badań. Fotograficzną spuściznę Malinowskiego można poznać na kilka sposobów. Pierwsze z nią zetknięcie następuje najprawdopodobniej w momencie zapoznawania się z jego monografiami – trzy główne zawierają 270 zdjęć (dokładnie:

M.W. Young, Bronisław…, s. 470–471. Co ciekawe, Young pisze o trzech rodzajach dokumentów autorstwa Malinowskiego już kilka lat po opublikowaniu albumu ze zdjęciami wykonanymi przez antropologa. 19 Man and Culture: an Evaluation of the Work of Bronislaw Malinowski, ed. R. Firth, Routledge & K. Paul, London 1960. 20 T. Wright, Antropolog jako artysta: fotografie Malinowskiego z Trobriandów, przeł. S. Sikora, „Konteksty” 2000, nr 1–4, s. 135. 17 18

20


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

283, ale kilka z nich się powtarza)21, których celem jest ilustracja i uzupełnienie tekstu. Powiedzmy sobie szczerze – w przypadku polskich wydań fotografie te raczej nie przyciągają uwagi i nie wywołują we współczesnym czytelniku przeżycia estetycznego. W dużej mierze wynika to z bardzo słabej jakości druku – zdjęcia, chociaż małe, posiadają widoczny raster („punkty” farby drukarskiej są wyraźnie zauważalne), słabą rozpiętość tonalną i, paradoksalnie, mały kontrast. Nie mając świadomości odnośnie niedostatków technologicznych zastosowanej metody druku, łatwo założyć, że to po prostu stare zdjęcia, których słabą jakość można zaakceptować, bo są właśnie „stare”. Drugim źródłem pomocnym w odkryciu tej części twórczości Malinowskiego jest wydany w 1998 r. przez Chicago University Press album Malinowski’s Kiriwina Michaela W. Younga22, w którym przedstawia on 190 fotografii autorstwa polskiego badacza, kierując się przy ich wyborze dwiema zasadami: przede wszystkim żadne zdjęcie z monografii nie może się pojawić w albumie, a ponadto – mają być one poprawnie naświetlone, w miarę ostre i nie zniszczone23. W ten sposób dostajemy więc łącznie 460 unikalnych ilustracji, z czego te pochodzące z albumu są dużo lepszej jakości: większe, poprawnie przygotowane do druku, z dużą rozpiętością tonalną, ale nie „tracące” kontrastu, często po prostu ładne. Dodać należy, że Young nie tylko zebrał zdjęcia, ale równocześnie opatrzył je swoim komentarzem i dodał informacje zgromadzone przez Linusa Digim’Rina, trobriandzkiego antropologa, który pokazywał odbitki starym Trobriandczykom, uzyskując od nich wiele wypowiedzi znacznie wzbogacających odbiór i tworzących ciekawy kontekst dla interpretacji. Szkoda, że Young sięgnął tylko po fotografie niepublikowane do tej pory, gdyż w ten sposób zostaliśmy w pewnym sensie pozbawieni niewątpliwie wartościowego dodatkowego opisu do zdjęć z monografii, czyli wybranych przez Malinowskiego, a otrzymaliśmy komentarz do tych, które, zdaniem antropologa, z różnych powodów nie były warte publikacji. Nie zmienia to faktu, że powstał ciekawy projekt pogłębiający wiedzę o Trobriandach i szkoda, że album Kiriwina nie jest dostępny w oficjalnej dystrybucji w Polsce. Strata ta została nam jednak całkowicie zrekompensowana przez LSE, która na swojej stronie internetowej opublikowała wspomnianą już bazę, dzięki czemu możemy zobaczyć wszystkie fotografie zarówno z monografii, jak M.W. Young, Malinowski’s..., p. 21. Taki sam tytuł jak album ma tłumaczenie jego fragmentów opublikowane w „Kontekstach” – z tego powodu w późniejszych fragmentach wywodu odnosząc się do tego albumu będę używał nazwy Kiriwina. 23 Tamże. 21

22

21


@WakX :p_[m_j" -DN SRıDPDø VRELH ]ĉE\

i z Kiriwiny. Cały katalog podzielony jest zgodnie z wyraźnymi instrukcjami Malinowskiego na 31 kategorii „tematycznych”24, z których każda zawiera od kilku do kilkudziesięciu rekordów odnoszących się do zdigitalizowanych zdjęć wraz z krótkim opisem bibliograficznym zawierającym informacje takie jak: „poziom” (w hierarchii bibliotecznej – w przypadku tych materiałów jest to zawsze „ilustracja”), numer referencyjny (co ważne – w archiwum bibliotecznym, a nie w indeksie Malinowskiego25), tytuł, data (wszystkie zdjęcia datowane są na: „c1915–1918”), opis (bardzo skrótowa deskrypcja tego, co znajduje się na zdjęciu – prawdopodobnie opisy i tytuły stworzone były przez archiwistę), dostępność oraz extent, gdzie pod tym określeniem ukrywa się informacja o rodzaju i ilości materiałów źródłowych w archiwum (odbitka, negatyw, klisza szklana). Chociaż na pierwszy rzut oka wydaje się, że informacji jest dużo, to jeśli zauważymy, że opisy, tytuły oraz numery referencyjne pochodzą od archiwistów, a datę powstania w przypadku wszystkich zdjęć Malinowskiego określono w dużym przybliżeniu, bez zachowania chronologii, to okazuje się, że jest ich w istocie niewiele. Nie oznacza to jednak, że analiza samych zapisów w bazie nie przyniesie nam żadnych korzyści – najciekawsze (oczywiście poza samymi zdjęciami) wydają się informacje o rodzaju materiału źródłowego – dają one podstawę do wyciągania wniosków odnośnie sprzętu, przy pomocy którego zdjęcie zostało wykonane (informacja o negatywie/ płytce szklanej) oraz o procesie fotograficznym, któremu było poddane (po przebadaniu odbitki, negatywu, etc.). Warto uzupełnić opis informacjami takimi jak: wielkość fizyczna materiału źródłowego oraz zestawienie źródeł w przypadku występowania i odbitek, i negatywów; dałoby to możliwość oceny ilości zdjęć kadrowanych oraz samego procesu kadrowania – ponieważ aparaty w tym czasie naświetlały już materiały fotograficzne o konkretnych 24 W części głównej archiwum (Young nazywa ją częścią „A”) są to: „1 – Amphlett Islands”, „2 – Samarai Island”, „3 - Wasi (fishing)”, „4 – Canoes”, „5 – Sagali”, „6 – Mortuary”, „7 – Dance”, „8 – Pregnancy”, „9 – Magic”, „10 – Pottery”, „11 – Physical Types”, „12 – Dress”, „13 – Fishing”, „14 – Cooking”, „15 – Village Scenes”, „16 – Children's Games”, „17 – Dancing (2)”, „18 – Ethnographer”, „19 – Kula”, „20 – Sex”, „21 – Mythology”, „22 – Fishing and Magic”, „23 – Chieftainship”, „24 – Personalities”, „25 – Contact”, „26 – Housebuilding”, „27 – Ropemaking”, „28 – Daily life”, „29 – Domestic/Village Scene”, „30 – Spirits/Chief ”, „31 – Gardening and Harvest”. W archiwum znajdziemy też część „B – Additional”, która składa się z takich samych kategorii, ale część z nich jest pusta. Cała część „B” to łącznie 116 zdjęć. Internetowy indeks zawiera również trzy nienumerowane kategorie „ARG – The Argonauts”, „MISC – Miscellaneous” oraz „SOS – Sexual Lives of Savages” zawierające prawdopodobnie kopie zdjęć z głównej części katalogu . Por. Archives Catalogue,http://archives.lse.ac.uk/TreeBrowse.aspx?src=CalmView.Catalog&field=Ref No&key=MALINOWSKI%2F3, 03.03.2013. Tłumaczenie nazw kategorii i krótki opis zbioru pojawiły się w: Z. Benedyktowicz, Od redakcji…, s. 15, ale z racji, że tłumaczenie to nie jest pełne (w „Kontekstach” np. kategoria „29 – Domestic/Village Scene” jest opisana tylko numerem) wolę odnosić się do oryginału. Różnice mogą brać się z prac nad archiwum, które nastąpiły po wydaniu „Kontekstów”. 25 A propos indeksu Malinowskiego więcej będę pisał w dalszej części, zobacz też: M.W. Young, Malinowski’s..., p. 277–279.

22


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

rozmiarach, nawet zmiana proporcji boków tych materiałów niesie za sobą pewne informacje. Z powodu braku danych o chronologii zdjęć trudno jest jednoznacznie ocenić sposób konstruowania przez Malinowskiego kategorii (czy zdjęcia były robione „ciągiem”, na potrzeby konkretnej serii, czy też ich dobór odbywał się już po wykonaniu wszystkich zdjęć i z chęci ich klasyfikacji post factum). Jednakże nawet wstępne, pobieżne badanie archiwum pozwala wyciągnąć wniosek, że opracowanie całości może przynieść ogromny plon analityczny – tym bardziej że zdjęcia są dostępne w internecie w jakości wystarczającej do ich oceny pod kątem zarówno formalnym, estetycznym, jak i merytorycznym (chociaż dodać należy, że parametry ich kompresji nie gwarantują dobrej jakości wydruku26). Chociaż próba analizy całości kolekcji jest nadzwyczaj kusząca, to przekracza ona zdecydowanie możliwości spójnej wypowiedzi autorskiej w jednym artykule (śmiem twierdzić, że analiza taka byłaby sama w sobie dużą pracą monograficzną), dlatego też postaram się w tym krótkim tekście przedstawić przede wszystkim dotychczasową recepcję i polski dyskurs27 na temat fotografii Malinowskiego28. Podstawowym źródłem informacji o zdjęciach Malinowskiego pozostaje wciąż Kiriwina Younga. W długim wstępie do tego albumu znaleźć możemy wiele cennych uwag i myśli, a jego fragmenty zostały opublikowane w tłumaczeniu i z komentarzem Sławomira Sikory we wzmiankowanym na początku specjalnym numerze „Kontekstów”. To właśnie ten tom jest głównym źródłem wiedzy o fotografiach Malinowskiego w Polsce; zawiera on nie tylko tekst Younga29, ale także Terence’a Wrigtha, bezpośrednio traktujący o fotografii Malinowskiego; teksty te są swego rodzaju kanonem w omawianej tematyce. Dodatkowo, trochę ciekawych informacji znaleźć można w Odysei 26 W celu uzyskania lepszych kopii należy zwrócić się bezpośrednio do LSE, która przy wydawnictwach niekomercyjnych udziela bezpłatnie zgody na przedruk i ewentualnie pobiera jedynie symboliczną opłatę za wykonanie skanu w wysokiej jakości, o ile takowy nie jest już zrobiony. 27 Omawiam tutaj tylko artykuły naukowe dostępne w języku polskim. Chociaż są one moim zdaniem reprezentacyjne dla całego dyskursu, to nie wykluczam, że mogą istnieć artykuły obcojęzyczne dodające do niego nowe wątki i/lub sposoby interpretacji. Już po złożeniu mojego tekstu do druku miałem możliwość zapoznania się z maszynopisem artykułu Grażyny Kubicy Społeczne biografie zdjęć terenowych, czyli antropologia wizualna archiwalnej fotografii, który „wpisuje się w nurt badający materialność fotografii i społeczne biografie rzeczy” poprzez analizę „cyrkulacji fotografii terenowych na przykładzie zdjęć Bronisława Malinowskiego”. Publikacja ta nie tylko przedstawia przegląd najważniejszych tekstów odnoszących się do antropologii wizualnej, ale także znacząco rozszerza polski dyskurs o zdjęciach Malinowskiego. Za możliwość zapoznania się z maszynopisem Autorce serdecznie dziękuję. 28 Oczywiście przewiduję w najbliższej przyszłości dalsze badania – skupiające się już na analizie samych zdjęć, a nie tylko dyskursu. 29 Dodam, że jeśli tylko interesujący mnie fragment jest tłumaczony przez Sławomira Sikorę, to przytaczam jego przekład. Kiedy odnoszę się do oryginału, wyraźnie to zaznaczam.

!33


@WakX :p_[m_j" -DN SRıDPDø VRELH ]ĉE\

antropologa, czyli biografii Malinowskiego spisanej przez Younga30 i to głównie te trzy pozycje zamierzam poddać analizie, opisując dotychczasowe wątki interpretacyjne oraz przedstawiając może nie tyle błędy, które popełnili ich autorzy, co raczej pytania, które rodzą się pod wpływem lektury ich tekstów. Sformułować tutaj muszę dwie uwagi wstępne: po pierwsze, ewentualnie pojawiające się refleksje analityczne odnośnie kolekcji LSE31 mają służyć postawieniu dodatkowych pytań, a nie podawaniu gotowych odpowiedzi – na tym etapie prac byłoby to nieprawomocne; i po drugie, zrezygnowałem z konfrontowania tekstów interpretatorów ze słowami samego Malinowskiego, chociażby z Dziennika… czy monografii – chyba że cytowani autorzy je przytaczają bądź ja sam uznaję to za absolutnie konieczne. Chociaż zabieg ten może wydawać się nietypowy32, to znowu – ilość zapisów na temat fotografii, które zostawia po sobie Malinowski w dziennikach jest na tyle duża, że wymaga osobnego opracowania. Jeśli jednak autorzy przytaczają słowa polskiego antropologa, to pozwalam sobie cytować je właśnie za nimi. Tak więc artykuł ten jest przede wszystkim analizą i interpretacją dyskursu oraz próbą ustanowienia zakresu ewentualnej późniejszej analizy samych zdjęć. Należy zauważyć, że mit Malinowskiego jako „ojca-założyciela” antropologii33 jest tak silny, że „promieniuje” także na podejście komentatorów do jego zdjęć. Kreują oni mit „Malinowskiego-fotografa” i nie jest dla nich ważne, jak bardzo źle odnosiłby się do swojego fotografowania – uparcie widzą w jego zdjęciach więcej niż on sam34. Wright przytacza słowa Malinowskiego z Ogrodów koralowych…: „Fotografowanie traktowałem jako drugorzędne zajęcie i jako niezbyt ważny sposób zbierania informacji. Był to poważny błąd” i od razu to komentuje: „Wbrew tej »samobiczującej recenzji« fotografie Malinowskiego świadczą o jego ustrukturyzowanym i refleksyjnym podejściu do wykorzystania medium”35. Rzeczywiście trudno jest znaleźć jakąkolwiek Chociaż trudno nie spostrzec, że Young w biografii poświęcił fotografii zaskakująco mało miejsca. Warto zaznaczyć, że w ramach pracy monograficznej należałoby poszukać jeszcze innych kolekcji zdjęć Malinowskiego, chociaż już na wstępie można pominąć bazę Uniwersytetu w Yale, która według Younga jest tylko kopią fragmentu bazy LSE. 32 Tym bardziej, że Malinowski bardzo często wspomina w Dzienniku… o fotografowaniu, czy też raczej – o tym, jak tego nie lubi. 33 Nie jest to miejsce na analizę sposobu powstania tego mitu (na ile wynikał on z autokreacji Malinowskiego, a na ile mit ten stworzyli komentatorzy jego twórczości). 34 Wszyscy cytowani komentatorzy zdjęć Malinowskiego wywodzą się z szeroko rozumianego środowiska antropologicznego. Jak już wspominałem – nie znam recepcji twórczości polskiego badacza pochodzących ze środowiska fotograficznego. Wprawdzie Terence Wright jest także fotografem, ale moim zdaniem w jego wypowiedziach odnośnie zdjęć Malinowskiego ujawnia się Wright-antropolog, a nie Wright-fotograf. Nie są to analizy fotograficzne, a „jedynie” antropologiczne. 35 T. Wright, Antropolog…, s. 135. 30 31

!3!


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

wypowiedź nie wychwalającą fotografii Malinowskiego. Do nasuwającego się pytania „dlaczego”, jeszcze powrócę. Problem drugi: „kompetencja wizualna” i wrażliwość estetyczna Terence Wright, jeśli nie był nawet pierwszym interpretatorem zdjęć Malinowskiego, to na pewno w tym momencie znajduje się na szczycie „drabinki cytatów” – jeżeli ktoś w tekście o tej tematyce nie cytuje bezpośrednio jego, to na pewno cytuje Younga, który z kolei cytuje Wrighta. Obydwaj zresztą są traktowani w „środowisku” jako niepodważalne autorytety i być może dlatego właśnie mało kto zwrócił uwagę na słowa Wrighta: „Fotografie terenowe Malinowskiego zawdzięczają swoje powodzenie zarówno jego świadomości wizualnej, jak i naciskowi, jaki położył na obserwację i szczegół, tak, jak to zostało ukazane w jego metodzie obserwacji uczestniczącej”36. Nie da się ukryć, że pewne problemy z interpretacją słów Wrighta mogą się pojawiać nawet na poziomie najbardziej podstawowym, czyli znaczenia konkretnych pojęć – nie tłumaczy on na przykład jasno, co rozumie przez „świadomość wizualną” Malinowskiego, a odbierać tę frazę można przecież różnie: zaczynając od umiejętności obsługi aparatu fotograficznego, a kończąc chociażby na znajomości ówczesnej twórczości artystycznej, czy też konkretniej: fotograficznej. U Wrighta znaleźć możemy jeszcze takie słowa: „Nie ma wątpliwości, że wnikliwa natura fotografii trobriandzkich wiele zawdzięcza wcześniejszym doświadczeniom fotograficznym Malinowskiego przeprowadzanym przez Malinowskiego w Zakopanem”37. Trudno jest jednoznacznie odnieść się do tych słów, gdyż Wright nie przedstawia informacji o źródłach swojej wiedzy o zakopiańskich doświadczeniach fotograficznych Malinowskiego, jednakże najprawdopodobniej chodzi mu tutaj o jego długą przyjaźń ze Stanisławem Ignacym Witkiewiczem. Problematyczne jest jednak to, że Wright jako przykład zakopiańskich inspiracji przytacza jedynie wykorzystujący światłocień portret fotograficzny, który Witkacy zrobił pozującemu mu Malinowskiemu w roku 191238. Trudno uznać taką argumentację za przekonującą, tym bardziej, że Young opisuje, iż wprawdzie Witkiewicz fotografował od 1899 r. i wpływał na przyjaciela od samego początku znajomości (razem fotografowali etc.), ale „Malinowski z pewną niechęcią przyznawał Witkiewiczowi większy talent artystyczny, zdając sobie Tamże, 141. T. Wright, „Cienie rzeczywistości rzucone na ekran zjawisk”: Malinowski, Witkacy i fotografia, „Konteksty” 2000, nr 1–4, s. 17. 38 T. Wright, Antropolog..., s. 139. 36 37

!34


@WakX :p_[m_j" -DN SRıDPDø VRELH ]ĉE\

sprawę, jak bezowocne byłoby współzawodnictwo z dokonanymi niemal bez wysiłku kreacjami w dziedzinie literatury, w rysunku czy malarstwie, jak również, być może, na polu fotografii”39. Peter Skalnik dodaje: „Tę podstawową opozycję pomiędzy Malinowskim i Witkiewiczem można przełożyć na opozycję między nauką i sztuką. [...] Należy podkreślić, że Malinowski również pozostał pod głębokim wrażeniem metafizyki religii, a szczególnie sztuki jako silnymi wyrazami istoty człowieka”, ale „zdawał sobie sprawę, iż nigdy nie zostanie wielkim dobrym artystą”40. Tak więc wpływ Witkacego mógł być zarówno pozytywny, jak i negatywny − ograniczający twórczość fotograficzną Malinowskiego. Zastanawiające jest, dlaczego przetrwało kilka portretów fotograficznych „księcia Nevermore”41 wykonanych przez Witkacego, a nie zachowały się prawie żadne zdjęcia autorstwa tego pierwszego z omawianego okresu – chociaż można przypuszczać, że aparat fotograficzny posiadał. Przynależał w końcu do górnej warstwy społeczeństwa, wśród której nowinki fotograficzne rozchodziły się zaskakująco szybko42, przebywał w środowisku artystycznym etc. Tak więc, choć nie chcę zaprzeczać Wrightowi i negować jego przekonania o „świadomości wizualnej” Malinowskiego, to nie znajduję w tekstach zamieszczonych w przywoływanym numerze „Kontekstów” wystarczającej argumentacji, która wskazywałaby na szczególne kompetencje wizualne polskiego antropologa43. To założenie ma jednak swoje konkretne reperkusje – Wright przechodzi nad nim do porządku dziennego i pisze: „Chciałbym pójść jeszcze dalej i wysunąć twierdzenie, że dokonany przez Malinowskiego rozwój podejścia związanego z obserwacją uczestniczącą [...] mógł być inspirowany, i tym samym dłużny, jego znajomości fotografii”44. Tyle, że o znajomości fotografii Malinowskiego cytowany autor mówi bardzo

M.W. Young, Kiriwina Malinowskiego. Wprowadzenie (fragmenty), przeł. S. Sikora, „Konteksty” 2000, nr 1–4, s. 147. P. Skalnik, Bronisław Kasper Malinowski i Stanisław Ignacy Witkiewicz. Nauka versus sztuka w konceptualizacji kultury, przeł. S. Sikora, „Konteksty” 2000, nr 1–4, s. 57. Dodać należy, że Peter Skalnik w artykule o sztuce i nauce w życiu i twórczości Malinowskiego nie pisze ani słowa o fotografii. 41 Książe Edgar Nevermore to, w zgodnej opinii interpretatorów, wzorowana na Malinowskim postać z debiutanckiej powieści Witkacego 622 upadki Bunga, czyli Demoniczna kobieta. 42 Por. np. A. Stieglitz, Aparat ręczny – jego znaczenie, przeł. S. Magala, „Obscura” 1984, nr 4 (24), s. 27–30. Jest to przedruk tekstu Stieglitza z 1897 r. W tekście tym, rozpoczynającym się od ironicznych słów: „Fotografia jako moda mija, głównie za sprawą popularności roweru”, autor opisuje powszechność fotografii, którą dzięki „aparatowi ręcznemu” mógł zajmować się już „każdy Tom, Dick czy Harry”. Oczywiście tekst ten, odnoszący się do sytuacji na amerykańskim rynku, nie jest dowodem na to, że Malinowski posiadał aparat fotograficzny, ale wskazuje jak powszechnym narzędziem był już w tamtych czasach, przynajmniej na zachodnim rynku. Jeśli jednak młody polski badacz pierwszy aparat nabył dopiero na wyjazd, to tym bardziej „problematyczne” będzie określanie go jako „świadomego wizualnie”. 43 Bo mógł przecież „po prostu robić zdjęcia” – nie wiem czy to nazwiemy jednak już „świadomością wizualną”. 44 T. Wright, Antropolog..., s. 139. 39

40

!3,


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

mało45, a w swoim wywodzie od razu przechodzi do opisu trzech projektów fotograficznych z lat 30., które według niego mogą być inspirowane metodą obserwacji uczestniczącej stworzoną przez polskiego badacza. W efekcie można odnieść mylne wrażenie, że są one dowodem na zdolności fotograficzne Malinowskiego!46 Dodajmy, że Malinowski sam zawsze wypowiadał się negatywnie o własnym podejściu do zdjęć. Young pisze: Wyznał, że jego najsłabsze punkty to fotografia i zapis fonograficzny. „Zrobiłem dotąd bardzo niewiele zdjęć – ale mam ambitne plany utrwalenia wielu tańców, zabaw dziecięcych i działalności gospodarczej (łowienia ryb, uprawiania ogrodów itd.) oraz techniki. Ale kiedykolwiek w grę wchodzą umiejętności tego rodzaju, nie wychodzi mi to dobrze”. I nigdy nie miał opanować fotografii w stopniu zadowalającym, a dostosowywanie się do jej technicznych wymagań często go frustrowało i wprowadzało w złość. […] z fotografią radził sobie wręcz nieudolnie47.

Co więcej: udało mu się złamać sztuczną szczękę w trakcie fotografowania! Pomimo tego wszystkiego Young bezkrytycznie cytuje słowa Wrighta odnoszące się do umiejętności wizualnych Malinowskiego48. W aspekcie późniejszych, „wychwalających interpretacji” autorstwa Wrighta i Younga, kontekst „świadomości wizualnej” Malinowskiego jest nadzwyczaj słabo naświetlony (chociaż nie neguje to jeszcze zasadności tego stwierdzenia). Paradoksalnie, najwięcej o świadomości estetycznej, w tym także (a może nawet: przede wszystkim) wizualnej, pisze Dariusz Czaja skupiając się na Malinowskiego słownych opisach przyrody i zadając pytanie „czy oko malarza w istocie tak dalece różni się od oka antropologa?”49. Odpowiedź oczywiście okazuje się przecząca, co uargumentowane jest np. przy pomocy kilku krótkich cytatów z Dziennika… będących deskrypcją nieba. Czaja stwierdza, że Jedynie tyle, że Malinowski widział jak fotografuje Witkiewicz. Ten fragment tekstu Wrighta jest moim zdaniem zagmatwany i niejasny – autor miesza tutaj informacje o projektach, które są inspirowane metodą obserwacji uczestniczącej z informacjami o samym Malinowskim i jego kompetencjach wizualnych. Wright odnotowuje także wpisywanie się zdjęć z Trobriandów w szerszy nurt powstawania modernistycznej fotografii w latach 1914–18 (przytacza m.in. słowa Paula Stranda z 1917 r.). Trudno ocenić tutaj na ile Malinowski mógł mieć wpływ na tę tendencję (długie okresy tego wojennego czasu spędził w odizolowaniu), ale już samo jej istnienie będzie stawiało w wątpliwość unikatowość zdjęć polskiego antropologa jako źródła inspiracji dla fotografów późniejszych. 47 M.W. Young, Bronisław..., s. 435. 48 M.W. Young, Kiriwina.., s. 147. 49 D. Czaja, Malinowski o kolorach. Między estetyką a antropologią, „Konteksty” 2000, nr 1–4, s. 387. 45 46

!3-


@WakX :p_[m_j" -DN SRıDPDø VRELH ]ĉE\

Malinowski „[…] stylistycznie stara się sprostać widzialnej rzeczywistości”50, „Jego wzrok wciąż atakowany jest przez intensywne zmysłowe bodźce. Oko nie umie, ale też wyraźnie nie chce, uwolnić się od tych obrazów. Malinowski głęboko je przeżywa i stara się utrwalić w swoich zapisach”51. No właśnie: zapisach. W opisie słownym możemy się dopatrzyć estetyzacji, której nie widać w medium fotograficznym. Dlaczego „[…] predylekcja do kadrowania rzeczywistości, widzenia jej na sposób fotograficzno-malarski, uległa […] intensyfikacji”52 tylko w tekście? Czy wynika to z jakości materiałów fotograficznych? Ale przecież w tym czasie, a nawet kilkadziesiąt lat wcześniej, pozwalały one na tworzenie pięknych pejzaży z szeroko rozpiętą skalą szarości, a nawet koloru! Czy wynika to z nieumiejętności Malinowskiego? A może jego świadomego wyboru? Dlaczego w ramach tekstu wskazujemy różne style/typy pisania – bardziej i mniej poetyckie, a w fotografii nie znajdujemy analogicznej różnorodności? Trudno odpowiedzieć na te pytania bez szczegółowej analizy większej ilości materiałów i przede wszystkim – zrekonstruowania szerzej zakreślonego kontekstu rozwoju fotografii w tym określonym momencie historycznym oraz wpływu, jaki na Malinowskiego wywarły wymogi fotografii antropologicznej oraz fotografia naturalistyczna i inne prądy artystyczne tamtych czasów. Problem trzeci: dyskusja o „Fotografii” czy o „fotografiach”? Fundamentalne wg mnie są pytania: czy możemy mówić o „Fotografii Bronisława Malinowskiego”, czy też jedynie o jego „fotografiach”? Czy – innymi słowy – z wszystkich zdjęć Malinowskiego wyłania się jakaś wspólna teoria, koncepcja, filozofia fotografowania, czy może raczej jest to tylko zbiór fotografii wykonanych przez antropologa w trakcie prowadzenia badań? Odnośnie tego problemu pojawiają się najbardziej sprzeczne opinie. Z jednej strony Wright pisze: „Najważniejszą jednak sprawą jest nie to, że Malinowski zabrał aparat fotograficzny w teren, lecz to, że rozwinął własne metody posługiwania się fotografią jako częścią pracy terenowej”53 oraz „Zdjęcia nie są już statycznym wizualnym zapisem – wyróżniają się dużą siłą obserwacyjności i badawczym podejściem do wyspiarzy”54. Z drugiej strony można zacytować Younga: Tamże, s. 391. Tamże. 52 Tamże. 53 T. Wright, Antropolog..., s. 139. 54 Tamże, s. 133. 50 51

!3.


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

„Podczas gdy Witkiewicz traktował fotografię jako formę sztuki ekspresyjnej, którą należy badać, to Malinowski traktował ją jedynie jako wizualną pomoc dla nauki”55. Warto zaznaczyć, że pisma Younga przynoszą mnóstwo argumentów na poparcie obydwu tez. Sam Malinowski pisał o swoich zdjęciach (i to na dodatek kilkanaście lat po ich wykonaniu) bardzo krytycznie: Fotografowanie traktowałem jako drugorzędne zajęcie i jako niezbyt ważny sposób zbierania informacji. Był to poważny błąd. [...] Ilekroć miało wydarzyć się coś ważnego, zabierałem ze sobą aparat fotograficzny. Fotografowałem to, co było miłe dla oka i doskonale nadawało się do sfotografowania. [...] fotografowanie traktowałem na równi ze zbieraniem ciekawostek – niemalże jako relaks w pracy terenowej56.

Trudno o bardziej szczere przyznanie się do lekceważenia i nieumiejętności używania jednego z narzędzi. Jednak nawet na te słowa Wright znalazł kilka możliwych odpowiedzi: Metoda pracy Malinowskiego zawarta jest w samych fotografiach. Tam, gdzie wcześniejsi etnografowie-fotografowie trzymali się ścisłych zasad, w celu wytworzenia obrazów, które można by uznać za 'naukowo' wartościowe, obrazy Malinowskiego z Trobriandów wydają się być zupełnie wolne od takich założeń wstępnych57.

W tym przypadku Wright widzi metodę, podstawę „naukową” w braku założeń wstępnych – oczywiście pewna otwartość umysłu jest wymagana u antropologa, czy można jednak mówić o tym, że ktoś jako metodę przyjmuje swego rodzaju brak metody? W tym kontekście i przy takiej opcji badawczej nie pozostaje nic innego, jak zadać pytanie o różnicę między prostym „pstrykaniem fotek” wszystkiemu, co wpadnie w oko, a fotografowaniem według domniemanej „metody braku założeń” – takie rozróżnienie rzeczywiście wniosłoby wiele do repertuaru naszych możliwości wykorzystania aparatu jako narzędzia badawczego. Tyle, że przyjmując podejście Wrighta próbujemy udowodnić Malinowskiemu, że M.W. Young, Kiriwina..., s. 149. T. Wright, Antropolog..., s. 135. 57 T. Wright, Cienie..., s. 17. 55 56

!3/


@WakX :p_[m_j" -DN SRıDPDø VRELH ]ĉE\

posługiwał się w fotografii określoną metodą, podczas gdy on twierdzi, że tego nie robił. Jednakże Wright ma również inną, „szerszą” koncepcję: Na przykład, kiedy się przegląda sekwencje obrazów, z początku ujawniają one jego wstępne zainteresowanie przedmiotem. Potem następują szczegóły, które przyciągnęły jego uwagę w miarę jak pogłębiał się związek z danym tematem: poszukujący obiektyw rządzony przez otwarty umysł. W istocie ten poszukujący eksperymentalny styl dokumentowania potwierdzają wpisy w dzienniku. Znajdujemy tam dowody na taki sposób badania wizualnego, którego troską jest skuteczne wpasowanie znaczącej informacji w kadr. Nie tylko „rozglądał się wokoło zauważając obiekty do sfotografowania” (1967: 256), ale także planował swoje zdjęcia i pracował nad nimi przez dłuższe okresy czasu: „dzień dzisiejszy poświęcony fotografii”(272). Bywał „upokorzony słabymi wynikami” (195), lub uskrzydlony „fotografiami, które były udane” (275). Owa kombinacja obserwacji, ewaluacji i poświęcenia sprawiła, że jego wkład w fotografię terenową jest trwały58.

Komentując ten fragment: Wright pisze o „sekwencji obrazów”, ale nie wiadomo, co to dokładnie oznacza – sam Malinowski łączył swoje zdjęcia w serie według klucza, którego do dzisiaj nie potrafimy rozszyfrować, co więcej – świadoma sekwencja obrazów ujawniających „zainteresowanie” i „związek z przedmiotem” może równie dobrze składać się po prostu z kolejnych „pstrykniętych” zdjęć – dokładnie tak samo w trakcie spektaklu lub zwiedzania jakiegoś miejsca wykonujemy kilka zdjęć, ale jeszcze nie oznacza to „badania wizualnego” (sic!). „Dowody” tkwiące, według Wrighta, w dziennikach, to już moim zdaniem jawna nadinterpretacja – Wright próbuje odtworzyć proces poznawczy Malinowskiego zestawiając ze sobą wyrwane z kontekstu cztery zdania zapisane w odstępie łącznie kilkudziesięciu dni. Na dodatek przestawia ich chronologię i np. z wypowiedzi „dzień dzisiejszy poświęcony fotografii” wnioskuje, że „planował swoje zdjęcia i pracował nad nimi dłuższe okresy czasu”. Jak to wszystko, łącznie z „wpasowywaniem znaczącej informacji w kadr”, odnosi się do „metody braku założeń”? 58

Tamże. Wright w nawiasach zaznacza stronę z anglojęzycznego wydania Dziennika… z 1967 r. !30


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

Pewną odpowiedzią na dylemat „Fotografia Malinowskiego” czy „fotografie Malinowskiego” może być propozycja interpretacji zdjęć zaproponowana przez Younga, który wyróżnia sześć cech zdjęć polskiego antropologa: Jedyne prawdopodobne wytłumaczenie tej wyraźnej preferencji, aby zachować średni dystans, wiąże się z metodologiczną skłonnością, chociaż o niewyartykułowanej naturze. Można z tego wywnioskować, że Malinowski niezmiennie odczuwał konieczność (świadomie bądź nie, choć wywodzi się to z ukształtowanego pojęcia „stosowności”) chwytania tła, otoczenia, sytuacji, kontekstu społecznego. Poszukiwał sposobu wpisania wizualnych wskazówek w to, co później zdefiniował w teoretycznym wykładzie do językoznawstwa jako „kontekst sytuacyjny”59.

Young próbował odpowiedzieć na postawione przez siebie pytanie o to, dlaczego 95% zdjęć Malinowskiego jest poziomych i jedyne uzasadnienie tego faktu widział w jego metodzie funkcjonalnej60: „Fotografie, które wykluczały czy rozmyślnie zacierały kontekst, były pozbawione wartości jako dokumenty etnograficzne; nie mogły rzucać światła na dane zagadnienie ani go wyjaśniać”61. Według Younga to powód, dla którego większość zdjęć Malinowskiego jest poziomych: obok postaci fotografowanych mógł „zmieścić” się kontekst – fragment wioski, najbliższego otoczenia, inne osoby. Terence Wright pisze w podobnym tonie: „Spontaniczne i przypadkowe elementy, te niezauważone, które zostały uchwycone wraz ze spuszczeniem migawki, mogą nabrać specjalnego znaczenia przy retrospektywnym oglądzie”62 i później: „Podobnie metoda obserwacji uczestniczącej kładła nacisk na takie przypadkowe elementy”63; osobiście nie jestem przekonany, czy „przypadkowość” jest w metodzie funkcjonalnej rzeczywiście pożądana lub po prostu dobrze widziana. Umiejętność zauważenia i odczytania „tła” jest niesłychanie ważna, ale kontekst ukazany na zdjęciach może być zbyt przypadkowy jak na założenia tej metody, a co się z tym wiąże – nasza analiza wsparta na nim będzie po prostu nietrafna64. Poza tym Wright wprawdzie cytoM.W. Young, Kiriwina…, s. 153. Dodajmy, że Youngowi zasugerowane zostały inne rozwiązania, np. technologiczne, ale zdecydowanie je odrzucił i uznał za warte wspomnienia jedynie w przypisie. 61 M.W. Young, Kiriwina..., s. 155. 62 T. Wright, Cienie..., s. 19. 63 T. Wright, Antropolog..., s. 139. 64 Young w Kiriwinie opisuje, że na zdjęciach pokazywanych starcom na Trobriandach często było coś, czego w danym 59

60

!31


@WakX :p_[m_j" -DN SRıDPDø VRELH ]ĉE\

wał słowa Malinowskiego z Ogrodów koralowych…, ale bardzo wybiórczo – jeśli przytoczymy dalszą część cytatu, jak zrobił to Sławomir Sikora, przeczytamy: [...] fotografowanie potraktowałem na równi ze zbieraniem ciekawostek – niemalże jako relaks w pracy terenowej. […] Głównym źródłem braków we wszystkich moich materiałach, czy to fotograficznych, czy lingwistycznych, czy też opisowych jest fakt, że, jak każdego etnografa, nęciły mnie wydarzenia dramatyczne, wyjątkowe i sensacyjne. […] W fotografowaniu przykładem tego jest sytuacja, w której nie utrwaliłem na zdjęciu grupy ludzi siedzących przed chatą, ponieważ w ich wyglądzie nie było nic nadzwyczajnego. Był to również grzech śmiertelny przeciw metodzie funkcjonalnej, której istota polega głównie na tym, że forma ma mniejsze znaczenie niż funkcja65.

Jaka byłaby więc finalna odpowiedź na pytanie o to, czy mamy do czynienia z „Fotografią”, czy jednak „tylko” „fotografiami”? Myślę, że można wstępnie zgodzić się z Youngiem, że w poszczególnych zdjęciach Malinowskiego było widać przebłyski jego metody, ale nie powinno się, moim zdaniem, mówić o „Fotografii Malinowskiego”. Według mnie Malinowski nie wypracował badawczej metody fotograficznej, lecz jedynie wykorzystywał zdjęcia do dokumentowania badań i opracowania materiałów terenowych. W nawiązaniu do słów Wrighta o „poszukującym obiektywie rządzonym przez otwarty umysł”, warto rozważyć problem mitologizacji Malinowskiego dokonanej przez jego interpretatorów. Problem czwarty: uwarunkowania kulturowe i narzędziowe „Od samego początku znalazłem się pod wrażeniem poziomu, jaki osiągnął, i stopnia wnikliwości, jaki wniósł do tematu”66 – zdanie to w kontekście pomiejscu być nie powinno – ludzie z innych wysp, nietypowe zdobienia, etc. Można by tutaj zauważyć, że drugi plan na zdjęciu nie zawsze przynosi nam znajomość kontekstu, a czasami go wręcz zaciera poprzez dodatkowe, zbędne informacje. Podobny problem zauważyła Grażyna Kubica-Heller: „Otóż ilustr. I w Argonautach przedstawia namiot etnografa na brzegu w Nu’agasi, czyli w ogóle nie na Trobriandach, lecz na Wyspach Amphlett. Sam Malinowski w podpisie pod tym zdjęciem napisał, że ilustruje ono zasadę życia [etnografa] wśród krajowców – czyli właśnie ogólną kategorię, a nie geograficzno-biograficzny konkret. Jednakże czytelnicy, nie znając kontekstu, biorą je, jak Clifford, za ilustrację trobriandzkiej lokalizacji etnografa”. Por. G. Kubica, Argonauci, Trobriandy i kula z perspektywy stulecia, w: B. Malinowski, Argonauci zachodniego Pacyfiku, przeł. B. Olszewska-Dyoniziak, S. Szynkiewicz, przekł. opracował i posł. opatrzył A. Waligórski, , Warszawa 2005, s. XXXVI. 65 S. Sikora, Naoczny świadek. Kiriwina Malinowskiego, „Konteksty” 2000, nr 1–4, s. 161. 66 T. Wright, Cienie..., s. 17.

!32


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

przedniego rozdziału i tytułu jakim opatrzyłem tę część rozważań nabiera nowych znaczeń, ale moim zdaniem dobrze odzwierciedla podstawowy problem związany z dyskusją o Malinowskim: jest on „ojcem-założycielem”, którego wynieśliśmy na wysoki piedestał i teraz, przy okazji dokonywania reinterpretacji jego dzieł, czasami trudno jest nam nie przypisywać mu wszystkich możliwych zasług – już nie tylko w obrębie antropologii, ale także w sferze fotografii. Wright oraz Young, dokonując swoich (nadzwyczaj zresztą ciekawych) analiz, w postulatach badawczych zarysowują tematykę bardzo szeroko, ale na stawiane przez siebie pytania po prostu nie odpowiadają. Ograniczają się do rozpatrywania problemów, które już z racji samego ich postawienia nobilitują Malinowskiego. Momentami widzą w nim, a szczególnie Wright, „ojca-założyciela” całej późniejszej fotografii dokumentalnej. Autor ten pisze: Jako fotograf starałem się wyobrazić sobie, jak ja posługiwałbym się aparatem w tych samych sytuacjach. Co mogło wpływać na wybór punktu spojrzenia i kąta ustawienia obiektywu? Jaki związek łączył fotografa i fotografowany obiekt? Jakie były ówczesne możliwości eksploracji wizualnej? Czy fotografia była czymś więcej niż zwykłą odpowiedzią na zdarzenia? Albo, czy z narzuceniem obiektowi woli fotografa wiązało się niebezpieczeństwo? Pomimo dystansu geograficznego i historycznego, pomimo ponad osiemdziesięciu lat zmian technologicznych fotografie Malinowskiego stale fascynują i wywierają wrażenie67.

Niestety, w tym tekście na żadne z tych pytań nie daje odpowiedzi7 Zdecydowanie najbardziej kompleksową analizę zdjęć Malinowskiego przeprowadził Young. Pisze on, że „z punktu widzenia sposobu wykonania fotografię Malinowskiego można scharakteryzować za pomocą kilku pozytywnych i negatywnych cech. Będą to przede wszystkim nie tyle moje własne sądy interpretacyjne, ile raczej empiryczne dedukcje oparte na szacunkowej ocenie całej kolekcji”68. Te „pozytywne i negatywne cechy”, „wydedukowane” z kolekcji to (każdy punkt jest przez Younga omawiany w kilku zdaniach): 1. „Rzadko pojawiają się krajobrazy i szerokie plany”. 2. „Wysokość ustawienia aparatu jest proporcjonalna do wysokości fotografowanego obiektu”. 67 68

Tamże. M.W. Young, Kiriwina..., s. 151. !!3


@WakX :p_[m_j" -DN SRıDPDø VRELH ]ĉE\

3. „Przeważają kadry poziome”. 4. „Istnieje stosunkowo niewiele portretów i zbliżeń”. 5. „Wiele sekwencji i serii składa się z kilku fotografii tego samego tematu”. 6. „Demonstracje i odgrywanie, gdzie fotograf ustawia postaci, zajmują relatywnie skromne miejsce w kolekcji”69. Nie będę teraz omawiał wszystkich zaproponowanych cech, bo to wymagałoby osobnej pracy, ale zwrócę uwagę na dwie z nich. Przede wszystkim, Young pisze o tym, że Malinowski wykonywał zdjęcia poziome, bo to odzwierciedlało jego metodę badawczą. Autor Odysei antropologa nie dopuszcza żadnych innych możliwości interpretacyjnych, a tymczasem wystarczy popatrzeć na zdjęcie przedstawiające Malinowskiego razem z Billym Hancockiem, gdzie obydwaj stoją z aparatami zawieszonymi na szyjach. Już na pierwszy rzut oka widać, że nie są one przystosowane do robienia zdjęć pionowych. Sam sposób trzymania, wymagający od fotografa patrzenia od góry, poprzez tzw. „kominek”, na matówkę, wymusza kadr poziomy – przynajmniej w tych sytuacjach, gdy aparat nie był mocowany na statywie70. Zresztą, raz wyrobiony gest fotografowania jest nadzwyczaj trwały i poziome kadrowanie zdjęć mogło wynikać z przyzwyczajenia Malinowskiego do jego wcześniejszych aparatów. Problem więc może być po prostu technologiczny. O aparatach używanych przez Malinowskiego wiemy bardzo mało. Jedyne konkretne informacje znajdują się w spisie wyposażenia Malinowskiego przytoczonym przez Younga w Kiriwinie, kiedy to Malinowski wyjeżdżał z Londynu po raz pierwszy na badania71. Tyle, że spis ten72 jest dość skąpym źródłem informacji: poznajemy nazwy aparatów, ale nie znamy technologii, w jakich działały, jakie były materiały światłoczułe, których do nich się używało (np. jaką miały światłoczułość, rozpiętość tonalną i kontrastowość), jak wyglądał proces robienia zdjęcia. Przede wszystkim nie wiemy jednak jakie obiektywy zastosowano w tych aparatach, czyli jakie miały kąty widzenia, minimalne odległości Tamże, s. 151–153. Prawdopodobnie Malinowski posiadał też aparat umożliwiający mu robienie zdjęć pionowych i w całym zbiorze znajduje się takich zdjęć dużo. Bez odpowiedzi pozostają pytania, czym się kierował wybierając sprzęt, który brał w teren. Trzeba tu także zaznaczyć, że zdjęcia mogły być kadrowane pod powiększalnikiem, w trakcie wykonywania odbitek (dużo zdjęć w archiwum LSE ma proporcje „niestandardowe”, co ewidentnie jest efektem pracy w ciemni). Tak więc na poziomie analizy skanów zdjęć udostępnionych na stronie bądź też publikowanych w albumach nie mamy możliwości zbadania tej kwestii dokładniej. 71 Dodać należy, że Young przytacza tylko i wyłącznie spis ekwipunku Malinowskiego z jego pierwszej podróży – poza krótką informacją, że później próbował pożyczyć jeszcze jeden aparat od rządu australijskiego, nie mamy żadnych informacji o tym jakie zakupy robił przez te kilka lat, jaki sprzęt zabrał faktycznie na swoją najdłuższą wyprawę, etc. 72 M.W. Young, Malinowski's..., p. 275–276. 69

70

!!!


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

ostrzenia etc. Znając te dane oraz wielkość materiału światłoczułego bylibyśmy w stanie oceniać nawet sposób rozkładania się głębi ostrości zdjęć; równocześnie otrzymalibyśmy kilka kolejnych poszlak mogących ułatwić znalezienie rozwiązania przytaczanego wcześniej problemu, dlaczego zdjęcia są poziome. Ale to nie wszystko – powinny tu także pojawić się pytania z bardzo różnych obszarów: o proksemikę w kulturze trobriandzkiej, o zwyczajowe zachowania wobec aparatu fotograficznego, a nawet po prostu o jego ciężar – jeśli aparat ważyłby kilkadziesiąt kilogramów, to interpretacja pewnych sytuacji będzie zupełnie inna niż wtedy, gdyby miał on pół kilograma. Cały kompleks uwarunkowań technologicznych i kulturowych może spowodować, że zdjęcia są robione z takiego, a nie innego dystansu. Co więcej – dużo informacji można „wyczytać” bezpośrednio ze zdjęć, ale wymaga to świadomej i kompetentnej analizy fotograficznej, której nie zaproponował chyba żaden z badaczy, prawdopodobnie z powodu braku informacji. Ważna jest również analiza kontekstów kulturowych, której przywoływani autorzy nie dokonali z racji przyjętych wcześniej założeń jakoby Malinowski robił wszystko zgodnie z postulowaną przez siebie metodą – co jest ze strony Wrighta i Younga wręcz swego rodzaju naiwnością metodologiczną. Uwarunkowania kulturowe wpływające na osobę Malinowskiego oraz jego badania i zdjęcia to temat na osobny artykuł; żeby jednak przynajmniej zaznaczyć wagę problemu, warto zacytować Sikorę: „Malinowski wyklucza artefakty, które wskazują na zapożyczenia z kultury białych; unikał też prezentacji zdjęć, które ukazywałyby wpływ kultury białych na tubylców – brak jest np. jakiejkolwiek ilustracji gry w krykieta, którą to grę z upodobaniem przyswoili już sobie Trobriandczycy, zmieniając zresztą zdecydowanie jej zasady”73. Powracając do problemu zasygnalizowanego wcześniej – Young pisze, że Malinowski preferował zdjęcia naturalne, nie ustawiane. Trudno jednak pogodzić takie zdanie z tym, co widzimy na niektórych fotografiach (twarze wpatrzone w obiektyw), czy też ze słowami samego Younga: „W dzienniku napisał niewiele o tych Mailusach poza tym, że rozzłościli go, nie stawiając się, kiedy zamówił ich na sesję, lub kiedy nie rozumieli, o co mu chodzi, kiedy przestawiał na ziemi pionki przedstawiające tancerzy”74 lub przytaczanym przez niego cytatem z Dziennika…: „Rozdzielał tytoń, a mieszkańcy wioski odgrywali do zdjęć zawiłe koliste tańce, ale pomimo instrukcji nie pozowali dostatecznie 73 74

S. Sikora, Naoczny świadek…, s. 163. M.W. Young, Bronisław..., s. 449.

!!4


@WakX :p_[m_j" -DN SRıDPDø VRELH ]ĉE\

długo przed obiektywem”75. Oczywiście – nie należy przesadzać, ale trudno nie zauważyć, że interpretatorzy Malinowskiego uznają go za tak doskonałego badacza, że widząc w „ustawianych” zdjęciach coś „niepożądanego”, starają się tego pozowania nie zauważać76. Problem szósty: język czy narzędzie „Dokładne badanie technik filmowania etnograficznego w połączeniu z bezpośrednim doświadczeniem i twórczym użyciem medium mają wagę decydującą dla każdego antropologa zamierzającego zabrać kamerę w teren”77 – trudno nie zgodzić się z tymi słowami Wrighta, dookreślającymi wzór idealny zachowania antropologa-filmowca. Jeśli jednak podstawimy pod „filmowanie” „robienie zdjęć”, to okazuje się, że wzór ten być może jest postulowany w fachowej literaturze78, ale na pewno nie jest realizowany! Jak już pisałem we wstępie – praktycznie wszyscy badacze kultury używają na co dzień aparatów fotograficznych nie zwracając w ogóle uwagi na to, jak sam fakt używania ich zmienia sposób zarówno percepcji jak i przedstawiania świata. Za oczywistość przyjmuje się obiektywizm wpisany w użycie aparatu fotograficznego w służbie antropologii. Podobnie jak ma to miejsce w przypadku etnografii pisanej, strukturę i formę gromadzenia i przedstawiania danych etnograficznych uznaje się za przezroczyste. Wystarczy krótki przegląd fotografii antropologicznej, aby stało się oczywiste, że pomimo dążenia do realizmu, zdjęcia odzwierciedlają dominującą w danym czasie perspektywę teoretyczną79.

Na potwierdzenie tych słów Wright przywołuje przykład fotografii antropometrycznej dominującej swego czasu w antropologii. Problem jednak, moim Tamże. Dla pełnej jasności dodać należy, że nie oceniam tutaj samego podejścia Malinowskiego do tematu – ustawiane zdjęcia mogły być „pozostałością” po przyjętej przez Malinowskiego początkowo metodzie zalecanej w Notes & Queries (Notes and Queries on Anthropology, Fourth Edition, ed. by B. Freire-Marreco, The Royal Anthropological Institute, London 1912 – Malinowski prawdopodobnie korzystał z wydania z 1912 r.), a wraz z upływem czasu w terenie badacz coraz rzadziej rzeczywiście „reżyserował” zdjęcia. Problemem, który chcę zaznaczyć jest nieuwzględnianie pewnych informacji przez Younga w jego opisie fotografii Malinowskiego. 77 T. Wright, Cienie..., s. 19. 78 Postulaty te są jednak moim zdaniem stawiane zdecydowanie zbyt słabo i osobiście posiadam również wiele wątpliwości na ile są one stawiane świadomie. 79 T. Wright, Antropolog..., s. 133. 75 76

!!,


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

zdaniem, jest zdecydowanie szerszy, gdyż uwarunkowania wpływające na fotografa nie są tylko i wyłącznie (a nawet jest tak bardzo rzadko) wywołane perspektywą badawczą, ale raczej samym faktem używania aparatu fotograficznego. Chcielibyśmy, a nawet zakładamy, że narzędzie to jest obiektywne... ale co to znaczy „obiektywne”? Za pomocą słowa kojarzącego nam się dzisiaj bardzo mocno z fotografią tłumaczymy, jaka jest fotografia, a to prowadzi nas do tego, że w jej opisie często nie udaje się nam dookreślić zagadnień fotograficznych (lub nawet szerzej: wizualnych)80. Pozostajemy jedynie na poziomie słów, metafor i metaokreśleń, czyli w systemie semiotycznym zupełnie odmiennym od fotografii. Budowanie znaczenia w przypadku fotografowania odbywa się na zupełnie innych zasadach niż w wypowiedziach słownych – „fonemy” i „gramatyka” fotografii są elementem układu ogniskowa – przysłona – czas otwarcia migawki – kąt widzenia obiektywu – wielkość materiału światłoczułego itd.81 Problem ten jest tym bardziej istotny w dziedzinie antropologii, gdyż jest ona w dużej części zbudowana na refleksji słownej. Dokument etnograficzny to, jak już zauważyć można było wcześniej, monografia, dziennik, notatki terenowe. James Clifford (co charakterystyczne – tekst opublikowany jest również w omawianym tu już wielokrotnie numerze „Kontekstów”), pisze: „Istnieje pokusa, by zaproponować twierdzenie, że etnograficzny sposób rozumienia (spójna postawa współodczuwania i hermeneutycznego zaangażowania) ukazuje się bardziej jako kreacja etnograficznego pisarstwa niż konsekwentna jakość etnograficznego doświadczenia”82; być może właśnie z tego powodu Wright twierdzi, że „Nawet ci, którzy nie są w nią zaangażowani bezpośrednio, sądzą, że praktyka fotograficzna niewarta jest komentarza”83. Należy zaryzykować wręcz tezę, że po prostu nie rozumiemy jeszcze języka fotografii84, a przecież podstawą w badaniach antropologicznych jest poznanie języka właśnie (rozumianego szeroko, w aspekcie kulturowym) lub przynajmniej świadomość jego odmienności 80 Wydaje mi się, że słowo „obiektywny” często błędnie zestawiane jest z „obiektywem” fotograficznym, a nie z „obiektem” (na co wskazywałaby etymologia). Problem ten wygląda trochę inaczej np. w języku angielskim, gdzie „obiektyw” to lens. 81 Np. na zdjęciu portretowym wykonanym obiektywem szerokokątnym będziemy widzieli m.in. powiększony nos i czoło oraz zmniejszone uszy oraz ogólne spotęgowanie wrażenia „przestrzenności”, podczas gdy zdjęcie wykonane obiektywem długoogniskowym spłaszczy całą twarz. 82 J. Clifford, O etnograficznej autokreacji: Conrad i Malinowski, przeł. M. Krupa, „Konteksty” 2000, nr 1–4, s. 97. 83 T. Wright, Antropolog..., s. 135. 84 Prof. zw. dr hab. Ewa Kosowska słusznie zadała pytanie, dlaczego Malinowski tak bardzo nie lubił fotografować. Myślę, że odpowiedź tkwi właśnie w jego zdolnościach językowych – miał nieprzeciętny talent w uczeniu się języków obcych i już po kilku miesiącach potrafił sam odtworzyć „w locie” ich gramatyki. Jednakże ten ogromny talent do języków słownych mógł „blokować” go przy zrozumieniu języków zupełnie innego typu – czyli np. fotografii. Jestem wdzięczny Pani Profesor za to pytanie; wątek języka fotografii będę rozwijał w przyszłych pracach. Dyskusja na ten temat odbyła się 29 stycznia 2013 r., w trakcie seminarium doktoranckiego w Zakładzie Teorii i Historii Kultury UŚ.

!!-


@WakX :p_[m_j" -DN SRıDPDø VRELH ]ĉE\

„u innych”. Pewnie także dlatego, nawet Clifford pisząc: „[…] w porównywaniu doświadczeń Malinowskiego i Conrada uderzają nas ich wielorakie determinanty językowe. W obu przypadkach są w użyciu trzy języki, powodując ciągłe tłumaczenie i interferencję”85, nie zauważa, że Malinowski używał jeszcze języka fotografii. Parafrazując zatem Clifforda, pozwolę sobie napisać, że: „faktyczny proces robienia zdjęć etnograficznych pozostaje niejasny i niezanalizowany”86. Artykuły przeze mnie analizowane są świetnym punktem wyjścia do dalszych, bardziej pogłębionych badań i jako takie stanowią swego rodzaju „elementarz” w tematyce wizualnego aspektu badań prowadzonych przez Bronisława Malinowskiego. W swoim tekście chciałem pokazać, że tematyka ta nie jest jednak jeszcze przebadana w całości. Wciąż pozostaje mnóstwo pytań, na które odpowiedzi nie znamy. We wstępie do „Kontekstów” autorzy tomu napisali: – Być tam – w tym fotograficznym „pomiędzy”, ale i może „poza”, nauką i sztuką: oglądać twarze mężczyzn, kobiet, dzieci z Trobriandów, Australii, Anglii, Tyrolu, Zakopanego, Krakowa... Twarze Bronia, Stasia, Elsie, Marnie... – „Być tam” – to znaczy widzieć i odkrywać antropologiczny sens i wymiar świadectwa fotografii, antropologiczny wymiar kondycji ludzkiej: Istnienia poszczególne. Jedność w różnorodności87.

Być może rzeczywiście widzimy antropologiczny wymiar kondycji ludzkiej w fotografiach Malinowskiego – ale jak udało mu się to osiągnąć i, co może ważniejsze, jak to powtórzyć? Tego jeszcze nie wiemy.

8_Xb_e]hWƚW0 Archives Catalogue, http://archives.lse.ac.uk/TreeBrowse.aspx?src=CalmView. Catalog&field=Ref No&key=MALINOWSKI%2F3, 29.01.2013. Benedyktowicz Z., Od redakcji. Świadectwo fotografii pomiędzy i poza nauką i sztuką, „Konteksty” 2000, nr 1–4. J. Clifford, O etnograficznej autokreacji…, s. 87. Tamże, 97. 87 Z. Benedyktowicz, Od redakcji…, s. 157 85 86

!!.


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

J. Clifford, O etnograficznej autokreacji: Conrad i Malinowski, przeł. M. Krupa, „Konteksty” 2000, nr 1–4. Czaja D., Malinowski o kolorach. Między estetyką a antropologią, „Konteksty” 2000, nr 1–4. Notes and Queries on Anthropology, Fourth Edition, ed. by B. Freire-Marreco, The Royal Anthropological Institute, London 1912. Historia pewnego małżeństwa. Listy Bronisława Malinowskiego i Elsie Masson, red. H. Wayne, przeł. A. Zielińska-Elliot, Wydawnictwo Muza, Warszawa 2012. Kubica G., Argonauci, Trobriandy i kula z perspektywy stulecia, w: B. Malinowski, Argonauci zachodniego Pacyfiku, przeł. B. Olszewska-Dyoniziak, S. Szynkiewicz, przekł. opracował i posł. opatrzył A. Waligórski, PWN, Warszawa 2005. Malinowski B., Dziennik w ścisłym znaczeniu tego wyrazu, wstęp i oprac. G. Kubica, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2008. Malinowski B., Ogrody koralowe i ich magia, przeł. A. Bydłoń, PWN, Warszawa 1986. Man and Culture: an Evaluation of the Work of Bronislaw Malinowski, ed. R. Firth, Routledge & K. Paul, Londyn 1960. Mościcki T., Fotografia: kłopotliwa muza, „Mówią Wieki” 1994, nr 9. Papers of Bronislaw Malinowski, http://www2.lse.ac.uk/library/archive/holdings/malinowski_bronislaw.aspx, 29.01.2013. Sikora S., Naoczny świadek. Kiriwina Malinowskiego, „Konteksty” 2000, nr 184. Skalnik P., Bronisław Kasper Malinowski i Stanisław Ignacy Witkiewicz. Nauka versus sztuka w konceptualizacji kultury, przeł. S. Sikora, „Konteksty” 2000, nr 1–4. Stieglitz A., Aparat ręczny – jego znaczenie, przeł. S. Magala, „Obscura” 1984, nr 4 (24). Rosenblum N., Historia fotografii światowej, przeł. I. Baturo, Wydawnictwo Baturo, Bielsko-Biała 2005. Rozporządzenie Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego z dnia 8 sierpnia 2011 r. w sprawie obszarów wiedzy, dziedzin nauki i sztuki oraz dyscyplin naukowych i artystycznych, http://www.bip.nauka.gov.pl/_gAllery/15/03/15036/20110823_rozporzadzenie_obszary_wiedzy_08082011.pdf, 05.02.2013. Technology, Media & Telecommunications Predictions 2012, https://www.deloitte.com/assets/Dcom-Global/Local%20Content/Articles/TMT/TMT%20Predictions%20 2012/16264A_TMT_Predict_sg6.pdf, 05.02.2013. Wright T., Antropolog jako artysta: fotografie Malinowskiego z Trobriandów, przeł.S. Sikora, „Konteksty” 2000, nr 1–4. Wright T., „Cienie rzeczywistości rzucone na ekran zjawisk”: Malinowski, Witkacy i fotografia, „Konteksty” 2000, nr 1–4.

!!/


@WakX :p_[m_j" -DN SRıDPDø VRELH ]ĉE\

Young M., Bronisław Malinowski. Odyseja antropologa 1884–1920, przeł. P. Szymor, Twój Styl, Warszawa 2008. Young M., Kiriwina Malinowskiego. Wprowadzenie (fragmenty), przeł. S. Sikora, „Konteksty” 2000, nr 1–4. Young M., Malinowski’s Kiriwina. Fieldwork Photography 1915-1918, The University of Chicago Press, Chicago 1998.

G&%6@>5>6C'6; Jak połamać sobie zęby? Analiza polskiego dyskursu nt. twórczości fotograficznej Bronisława Malinowskiego Tekst zawiera analizę dyskursu nt. twórczości fotograficznej Bronisława Malinowskiego, który w latach 1914–1918 prowadził badania terenowe na Trobriandach. Zdjęcia wykonane przez niego w trakcie tych badań zebrane są w archiwum London School of Economics & Political Science i udostępnione na stronach internetowych biblioteki tej szkoły. Analizując teksty komentatorów wywodzących się ze środowiska antropologicznego, autor porządkuje zagadnienia i problemy pojawiające się przy dyskusji o fotografiach polskiego antropologa.

G())"%-; How to break oneself ’s teeth? Photographs and discourses The text is an analysis of the discourse upon pohotographic activity of Bronislaw Malinowski, who’s been performing field work on Trobriand Islands in years 1914– 1918. Set of photographs taken by him during his research can be found in London School of Economics & Political Science, and is available on the Internet site of the school’s library. Analysing text by commentators derived from the anthropologists environment, author organises questions and problems concerning discussions upon the polish anthropologist’s photographs.

Słowa klucze: fotografia, mitologizacja, świadomość wizualna, Bronisław Malinowski Keywords: photography, mythologization, visual awareness, Bronislaw Malinowski !!0


Library of the London School of Economics & Political Science Archiwum Bronisława Malinowskiego Kategoria 3/24 - Personalities, zdjęcie 6 (fragment)



!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

+")',*F(5E&"

Doktorant w Zakładzie Teorii i Historii Kultury UŚ. Jego zainteresowania oscylują wokół zagadnień związanych z szeroko pojętą antropologią kulturową (ze szczególnym uwzględnieniem antropologii interpretatywnej). !43


+")',*F(5E&"

<kdaY`[ _ _dj[hfh[jWY`[$ ?C",'>"*B$%L4C"45>" pWėeŐ[ę j[eh[joYpdoY^ CWb_demia_[]e _ =[[hjpW

Wyobraź sobie czytelniku, że znalazłeś się nagle z całym swym ekwipunkiem, sam na tropikalnej plaży w pobliżu wioski tubylczej. […] Wyobraź sobie ponadto, że jesteś badaczem początkującym, nie masz żadnych doświadczeń ani niczego, co mogłoby ci służyć jako przewodnik, ani nikogo, kto mógłby ci pomóc, biały człowiek jest chwilowo nieobecny, lub też nie może, czy nie chce, poświęcić ci ani chwili czasu. Doskonale pamiętam owe długie wizyty, w poszczególnych wioskach podczas pierwszych tygodni; to uczucie beznadziejności i rozpaczy po wielu uporczywych, ale bezowocnych usiłowaniach, które wcale nie doprowadziły do nawiązania rzeczywistego kontaktu z tubylcami, ani też nie dostarczyły mi żadnego materiału. Miewałem okresy zniechęcenia, kiedy to pogrążałem się w czytaniu powieści jak człowiek, który zaczyna pić w napadzie tropikalnej depresji i apatii […]. Niektórzy tubylcy tłoczą się wokół ciebie, zwłaszcza jeżeli poczują tytoń1. 1 B. Malinowski, Argonauci Zachodniego Pacyfiku. Relacje o poczynaniach i przygodach krajowców z Nowej Gwinei, przeł. B. Olszewska-Dyoniziak, S. Szynkiewicz, przekł. opracował i posł. opatrzył A. Waligórski, PWN, Warszawa 1987, s. 31–32.

!4!


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

Tymi słowami rozpoczyna się trzecia część Wprowadzenia do Argonautów Zachodniego Pacyfiku Bronisława Malinowskiego. Wydaje mi się, iż jest to jeden z najciekawszych fragmentów tekstu, w którym brytyjski antropolog wyłożył swoją metodę prowadzenia badań. Decyduje o tym kilka powodów: a) może on posłużyć jako argument przeczący odczytywaniu monografii z 1922 r. w opozycji do opublikowanych w 1967 r. zapisków dziennikowych; b) stanowi egzemplifikację tezy, iż autor Życia seksualnego dzikich w odmienny sposób przepracował własne doświadczenia terenowe, wprzęgając je odpowiednio: w dyskurs naukowy i prowadzony na miejscu diariusz; c) zawiera interesujące do wyinterpretowania informacje, pod kątem których możemy odczytywać wrażenia z pobytu „tam” odbierane przez badacza; d) pozwala na zastanowienie się, w jakich kategoriach opisywać sposób przyjęcia badacza przez lokalną społeczność2. Daje to okazję na inne spojrzenie w antropologiczne teksty, wokół których narosło wiele interpretacji mniej lub bardziej godnych uwagi. Dariusz Czaja wskazał z niezwykłą przenikliwością sposób rozumowania badaczy uznających, iż obraz Malinowskiego z Dziennika…3 to zaprzeczenie jego dorobku badawczego, prezentowanego w tekstach naukowych: Mimo wszystko chcemy przecież wiedzieć „jak to jest naprawdę” z innymi, jaką to prawdę o sobie skrywają. Milcząco zakładamy przy tym, jako trzeźwą oczywistość, istnienie dwóch sfer egzystencji: publicznej i prywatnej, jawnej i ukrytej, „sceny” i „kulisów”. Wszystkie te przeciwstawienia okazują się ukonkretnieniem jednej podstawowej antytezy, odpowiednio: pozoru i prawdy4.

Według Czai uczeni, którym bliski był nurt „poetyki podejrzeń wobec badań terenowych i tradycji publikowania ich wyników”5, prezentowali następującą postawę badawczą: „[…] demaskacja, to jedynie rozsądny instrument poznawczy, a przy tym solidna gwarancja dotarcia do nagiej egzystencji, za którą już Możliwe, że adekwatne będzie określenie antropologa jako gościa proponowane przez Adama Pisarka. Por. A. Pisarek, Antropolog, czyli gość. O badaniach terenowych Bronisława Malinowskiego jako formie kontaktu kulturowego w tym tomie „Laboratorium Kultury”. Por. również: A. Engelking, Między terenem rzeczywistym a metaforycznym. Osobiste refleksje o antropologicznym doświadczeniu terenowym, w: Teren w antropologii. Praktyka badawcza we współczesnej antropologii kulturowej, red. T. Buliński, M. Kairski, Wydawnictwo UAM, Poznań 2011, s. 173. 3 B. Malinowski, Dziennik w ścisłym znaczeniu tego wyrazu, wstęp i oprac. G. Kubica, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2002. 4 D. Czaja, Malinowski o kolorach. Między estetyką a antropologią, „Konteksty”, 2000, nr 1–4, s. 385. 5 E. Kosowska, E. Jaworski, Antropologia literatury antropologicznej. Przypadek Clifforda Geertza, w: Antropologia kultury – antropologia literatury. Na tropach koligacji, red. E. Kosowska, A. Gomóła, E. Jaworski, Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, Katowice 2007, s. 112. 2

!44


AWc_b 8kY^jW" )XQNFMH L LQWHUSUHWDFMH $QDOL]D

nic nie ma, bo nic być nie może. Strip-tease jako kres epistemologii”6. Autor Anatomii duszy postrzegał publikację zapisków diariuszowych nieco odmiennie. Uważał, że […] uczony nie jest zrobiony ze spiżu. […] W Dzienniku Malinowski schodzi z cokołu, a wraz z nim, za jednym pociągnięciem, cała plejada badaczy […]. W miejsce trochę jednak nierealnego monolitu, pojawia się żywy człowiek z krwi, kości i nasienia: niepewny siebie, psychicznie słaby, rozchwiany wewnętrznie, pełen sprzeczności7.

Muszę przyznać, iż przerysowana charakterystyka zaprezentowana przez Czaję trafiła w sedno, gdyż nastawienie wielu badaczy wobec dorobku Malinowskiego oscylowało wokół wymienionych założeń. Jako znamienne przykłady wystarczy przywołać opinię Joanny Tokarskiej-Bakir: „Bronisław Malinowski, rewelator i hipokryta w jednej osobie: profesor London School of Economics, a zarazem świntuch; obrońca tubylczych wartości, a także rasista. Trzeba go, i owszem, rozumieć, ale bronić go nie wolno”8 lub lapidarnie przedstawioną przez Clifforda Geertza interpretację: Bronisław Malinowski w Dzienniku w ścisłym znaczeniu tego słowa stawia uświęcone wyobrażenia o pracy antropologów wyraźnie pod znakiem zapytania. Mit badacza kameleona, doskonale zestrojonego ze swym egzotycznym otoczeniem, wcielonego ideału empatii, taktu, cierpliwości i kosmopolityzmu, został podważony przez człowieka, który przyczynił się bodajże najbardziej do jego wykreowania9.

Ważnym tekstem modelującym recepcję dzieł brytyjskiego etnografa jest artykuł Jamesa Clifforda O etnograficznej autokreacji: Conrad i Malinowski10. Autor Kłopotów z kulturą nie traktował Argonautów Zachodniego Pacyfiku D. Czaja, Malinowski…, s. 385. Tamże, s. 385–387. 8 J. Tokarska-Bakir, Malinowski, czyli paradoks kłamcy, „Res Publica Nowa” 2002, nr 11, s. 60. 9 C. Geertz, „Z punktu widzenia tubylca”. O naturze antropologicznego rozumienia, w: Tenże, Wiedza lokalna. Dalsze eseje z zakresu antropologii interpretatywnej, przeł. D. Wolska, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2005, s. 63 10 J. Clifford, O etnograficznej autokreacji: Conrad i Malinowski, w: Tenże, Problemy z kulturą. Dwudziestowieczna etnografia, literatura i sztuka, przeł. E. Dżurak i in., KR, Warszawa 2000, s. 105–129. 6

7

!4,


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

i Dziennika… stricte opozycyjnie, lecz jako awers i rewers doświadczanej przez badacza rzeczywistości: […] doświadczenie Malinowskiego naznaczone jest przez dwa dzieła, które można traktować jako pojedynczy, rozszerzający się tekst: Dziennik w ścisłym znaczeniu tego wyrazu, osobisty dziennik z Trobriandów z lat 1914-1918, i przez klasyczne dzieło etnograficzne, powstałe na podstawie badań terenowych, Argonautów Zachodniego Pacyfiku […]. Doświadczenia z badań terenowych na Trobriandach nie zostają wyczerpane ani przez Argonautów, ani przez Dziennik, ani przez ich połączenie. Te dwa teksty są częściowymi refrakcjami, specyficznymi eksperymentami pisarskimi11.

Warto jednak zauważyć, że Amerykanin posłużył się szeregiem tyleż odkrywczych, co efektownych i przesadzonych tez: ,,»Rozstrojony« Dziennik Malinowskiego wydaje się przedstawiać temat rozpadu. Ale co z kłamstwem? Z wszystkimi nader wiarygodnymi opisami? Ocalającą fikcją Malinowskiego – czego dowiodę – jest klasyczna etnografia Argonautów Zachodniego Pacyfiku”12. Clifford stwierdza też: „Autor Argonautów poświęca się konstruowaniu realistycznej, kulturowej fikcji, podczas gdy Conrad, chociaż podobnie zaangażowany, przedstawia działanie jako kontekstualnie ograniczoną praktykę opowiadania historii”13. Czytanie tekstu naukowego oraz zapisków diariuszowych w oparciu o rozważania dotyczące kategorii podmiotu w dziele literackim doprowadziło Clifforda do opozycyjnego ujęcia: Dziennika… jako przejawu „rozproszenia »ja«”, natomiast Argonautów… jako dowodu jego scalania. Zastanawiam się, czy zaproponowana przez Clifforda strategia interpretacyjna była adekwatna do tekstów Malinowskiego. Ewa Kosowska i Eugeniusz Jaworski zauważyli, iż „można by z równym powodzeniem analizować autokreację Einsteina, Freuda, Heideggera czy Stephena Hawkinga”14, w tle pozostają jednak pytania: co taki sposób lektury może wyłuskać z tekstu, co zostaje zmarginalizowane, a co całkowicie pominięte? Autorzy Antropologii literatury antropologicznej… zauważyli, iż kategoria Tamże, s. 110. Tamże, s. 112. 13 Tamże, s. 114. 14 E. Kosowska, E. Jaworski, Antropologia…, s. 116. 11 12

!4-


AWc_b 8kY^jW" )XQNFMH L LQWHUSUHWDFMH $QDOL]D

„etnograficznej autokreacji” skupiała się przede wszystkim na „skali i zakresie retorycznej imitacji napięć między intencją nadawczą a kompetencją odbiorczą w obszarze empirycznych nauk o człowieku”15 i tym samym pozwalała na selektywne czytanie dzieł antropologicznych i skupienie się na powierzchniowej warstwie tekstu, przez co pominięta została jego głęboka struktura16 oraz rzeczywistość pozatekstowa, dużo ważniejsza w przypadku opisów antropologicznych aniżeli dzieł literackich. Krótko mówiąc: pozostajemy tylko i wyłącznie na poziomie dyskursu. Nasuwa się oczywiście pytanie: czy taka strategia może być w dalszym ciągu użyteczna podczas lektury tekstów antropologicznych, czy też jej potencjał został wyczerpany? Nieprzypadkowo na wstępie przywołałem opinię Dariusza Czai dotyczącą określonego sposobu czytania Malinowskiego oraz wybrane aspekty „etnograficznej autokreacji” według Jamesa Clifforda. W moim przekonaniu w niemałym stopniu determinują one sposób lektury dorobku brytyjskiego antropologa. Czasem odnoszę wrażenie, że czytanie tekstów Malinowskiego zostało zastąpione czytaniem interpretacji. W takiej sytuacji nie można mówić o patrzeniu na Argonautów Zachodniego Pacyfiku czy Życie seksualne dzikich przez pryzmat literatury przedmiotu, lecz o posiłkowaniu się obiegowymi komentarzami. Jestem przekonany, że w przypadku omawiania powstających współcześnie interpretacji dzieł autora Ogrodów koralowych i ich magii konieczne jest przywołanie kategorii „lektury niechętnej”, którą zaproponowała Grażyna Kubica w odniesieniu do sposobu czytania Dziennika… przez Joannę Tokarską-Bakir: Lektura niechętna jest zawsze stronnicza, usiłuje udowodnić wcześniejsze tezy i rzadko prowadzi do ciekawych intelektualnie rezultatów, bo nie jest otwarta poznawczo. Przełożywszy to na język etnografii, to tak jakbyśmy wyruszali w teren i, zamiast słuchać, co do nas mówią badani, wymądrzali się przed nimi. Podobnie jest z opracowywaniem cudzego tekstu: musimy go obdarzyć szacunkiem, a nie oskarżać czy cenzurować. Nie oznacza to oczywiście, że musimy się we wszystkim z nim zgadzać17.

Tamże, s. 115. Moje słowa pokrywają się z ustaleniami E. Kosowskiej i E. Jaworskiego (tamże, s. 128) w odniesieniu do sposobu odczytania Smutku tropików zaproponowanego przez Clifforda Geertza w Dziele i życiu. (Por. C. Geertz, Dzieło i życie. Antropolog jako autor, przeł. E. Dżurak, S. Sikora, KR, Warszawa 2000). 17 G. Kubica, Joanna Tokarska-Bakir, czyli paradoks lektury niechętnej, „Res Publica Nowa” 2003, nr 1. 15 16

!4.


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

Mocno tendencyjny sposób odczytywania zapisków diariuszowych (oraz ekstrapolowanie go na całość dorobku polskiego antropologa) można wskazać nie tylko w artykule Tokarskiej-Bakir, ale również u wielu innych badaczy. „Lektura niechętna” nie zakłada otwartości w trakcie procesu czytania, bowiem jej celem jest doszukiwanie się w tekście z góry przyjętych założeń i przedstawianie szeregu nadinterpretacji, co z pewnością nie prowadzi do rezultatów badawczych na najwyższym poziomie. Należy jednocześnie podkreślić, iż krytyczne i rewizjonistyczne podejście do uznanych monografii antropologicznych nie będzie synonimem „niechętnej lektury”. Bliższa mu zdaje się być kategoria „uważnej lektury” zaproponowana przez Joannę Tokarską-Bakir w Obrazie osobliwym. Autorka pisała o przejściu od „gęstego opisu” do une lecture serrée, czyli „uważnej lektury, wrażliwej na głos tekstu etnograficznego”18. Badaczka w dalszej części tekstu stwierdziła, że […] tę cechę [„gęstości” – przyp. KB], idąc za językiem angielskim, przyzwyczailiśmy się łączyć raczej z przymiotami tekstu niż czytelnika, tym bardziej gdy ma się w pamięci upowszechniony przez Clifforda Geertza postulat „gęstego [etnograficznego] opisu”. Niniejsza książka, choć niezmiernie bliska stanowisku Geertza, jest jednak głosem na rzecz francuskiego raczej niż angielskiego uzusu językowego, wraz z kryjącym się za nim poglądem – jego tło najlepiej wyłożył Roland Barthes w S/Z – że za „gęstość lektury”, za kształt relacji pomiędzy tekstem i czytelnikiem w przytłaczającej mierze odpowiada czytelnik, zwłaszcza gdy czytelnikiem tym jest etnograf19.

Przesunięcie to pozwala nie tylko na skupienie się na samym tekście, ale również na uwzględnienie osoby czytelnika. Według Tokarskiej-Bakir sytuowane jest ono blisko ustaleń antropologii interpretatywnej, jednak poszerza ją o postawę zawierającą się w sformułowaniu „uważnej lektury” akcentującej proces zetknięcia się czytelnika z tekstem, a na gruncie antropologii kulturowej pozwala na „wczytywanie się” w materiał, z jakim spotyka się badacz. Zgodnie z postawionym postulatem analitycznej „uważnej lektury” będącej jednocześnie próbą przeciwstawienia się „lekturze niechętnej”, zamierzam 18 J. Tokarska-Bakir, Obraz osobliwy. Hermeneutyczna lektura źródeł etnograficznych. Wielkie opowieści, Universitas, Kraków 2000, s. 14. 19 Tamże, s. 14.

!4/


AWc_b 8kY^jW" )XQNFMH L LQWHUSUHWDFMH $QDOL]D

po raz kolejny przyjrzeć się zawartości Argonautów Zachodniego Pacyfiku, ze szczególnym uwzględnieniem głównych założeń metodologicznych przedstawionych we Wprowadzeniu oraz zestawić je z postulatami antropologii interpretatywnej Clifforda Geertza, by wskazać na pewne zbieżności poglądów u obydwu badaczy. Powodów jest kilka: a) pomimo, że funkcjonalizm oraz interpretatywizm różniły się pod względem sposobu badania kultury, to jednak można przedstawić liczne podobieństwa postawy badawczej Malinowskiego i Geertza20; b) często w tekstach z nurtu nazywanego antropologią refleksyjną można znaleźć wiele uwag, będących potwierdzeniem „niechętnej lektury” wobec dzieł Malinowskiego i zarazem braku „uważnej lektury” koncepcji Geertza. Tym samym przyjmuje się, że brytyjski antropolog prezentował pozytywistyczną postawę, natomiast w tekstach Amerykanina, choć może nie był on całkowicie postmodernistą, można znaleźć m.in. rozważania dotyczące strategii narracyjnych w antropologii (co stanowiło dowód dużej samoświadomości badawczej) oraz niezliczoną ilość wyszukanych przemyśleń wzbogaconych koncepcjami filozoficznymi. Pomysły Geertza pozostawały bezrefleksyjnie parafrazowane i cytowane, natomiast z Malinowskiego uczyniono „chłopca do bicia”. O takiej postawie badaczy wobec dorobku autora Argonautów… już w 1983 r. pisał Krzysztof Brozi, twierdząc, iż „ogólna teoria kultury i teoria przemiany kulturowej są dyskutowane przeważnie jako »dzieci do bicia«”21. Z analogicznym podejściem można spotkać się w ciekawym artykule Marcina Lubasia. Autor Więcej niż wiedza lokalna22 poddał analizie projekt antropologii interpretatywnej, wskazując na wiele istotnych wątków poprzez umieszczenie go w szerszym kontekście rozważań naukowych dotyczących idiografizmu, konstruktywizmu i historyzmu. Jednak nieustannie przywoływany Malinowski stanowił u Lubasia negatywny przykład antropologa przekonanego o obiektywności nauki, braku samoświadomości badawczej czy wykorzystującego swoją pozycję społeczną w trakcie pracy w terenie. Oczywiście nietrudno udowodnić powyższe tezy w oparciu o wybrane cytaty z jego dzieł, lecz należałoby na nie spojrzeć w szerszym kontekście, ponieważ teksty Malinowskiego są bardziej złożone niż się to na pierwszy rzut oka wydaje. Poza tym, skoro Lubaś powoływał się na Strukturę rewolucji naukowych Thomasa Kuhna, gdzie amerykański filozof nakazywał uwzględnienie perspektywy historyzmu w kontekście poznania, zakładającej, iż uprawianie nauki to „nie kontemplowanie Choć amerykański badacz pewnie nie do końca zgodziłby się z moim twierdzeniem. K.J. Brozi, Antropologia funkcjonalna Bronisława Malinowskiego, Wydawnictwo Lubelskie, Lublin 1983, s. 16. 22 M. Lubaś, Więcej niż wiedza lokalna. W kierunku postinterpretatywnej koncepcji intensywnych badań terenowych, w: Teren… 20 21

!40


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

świata z jakiegoś »zewnątrz«, lecz aktywność zanurzona w rzece historycznych przeobrażeń”23, to warto byłoby uwzględnić procesy historyczne odnoszące się do dorobku Malinowskiego – profesora London School of Economics tak, jak uczynił to Krzysztof Brozi. W książce Antropologia funkcjonalna Bronisława Malinowskiego przedstawił on analizę rozważań teoretycznych brytyjskiego uczonego, umieszczając szkołę funkcjonalną w szerokiej ramie interpretacyjnej, która odnosiła się do filozoficznych oraz antropologicznych przesłanek funkcjonalizmu. Pozwoliło to na rzetelne opracowanie źródeł teorii Malinowskiego, a także wskazanie inspiracji naukowych, zarówno pozytywnych jak i negatywnych, wyrażonych wprost oraz implikowanych. Już na wstępie swoich rozważań Brozi jasno podkreślił, iż jego opracowanie dotyczyło zarówno oryginalności funkcjonalizmu, jak i ciągłości tego nurtu oraz jego przynależności do określonego kontekstu naukowego. Oczywiste jest przecież, że „żadna koncepcja nie rodzi się na pustyni, lecz inspiracje swoje bierze z innych teorii poprzez akceptację części ich twierdzeń bądź poprzez totalną negację; niezależnie zresztą od tego, jak to się dzieje, ma ona swoje źródła, których poznanie zarówno z punktu widzenia historii danej dziedziny czy nauki w ogóle, jak i z perspektywy metodologicznej jest istotne”24. Mając na uwadze powyższe ustalenia, postaram się przedstawić porównawczą analizę propozycji metodologicznych przedstawionych przez Bronisława Malinowskiego i Clifforda Geertza. W pomysłach funkcjonalizmu oraz interpretatywizmu będę szukał nie tylko sprzeczności i błędów, ale także tych fragmentów, które nawet obecnie mogą okazać się inspirujące dla badacza kultury. W drugiej części Wprowadzenia do Argonautów… brytyjski antropolog pisał o konieczności przedstawienia w sposób absolutnie bezstronny i szczery metody stosowanej w trakcie zbierania danych etnograficznych25. Po wydaniu Dziennika…, szczególnie przedstawiciele nurtu tekstualnego w antropologii zauważali w dziełach Malinowskiego przede wszystkim deklaracje, których zaprzeczeniem były zapiski diariuszowe lub krytykowali wiarę autora Ogrodów koralowych… w obiektywizm nauki, co było przykładem tyleż odkrywczym, co w dużej mierze ahistorycznym. Pominięcie aspektu temporalnego w proponowanych analizach powodowało formułowanie chybionych zarzutów. Również Krzysztof J. Brozi zwrócił uwagę na tę kwestię:

Tamże, s. 55. K.J. Brozi, Antropologia…, s. 23. 25 B. Malinowski, Argonauci…, s. 28–30. 23 24

!41


AWc_b 8kY^jW" )XQNFMH L LQWHUSUHWDFMH $QDOL]D

Nie zapominajmy jednak, że ogólną tendencją epoki jest „wiara” w naukę, której najdoskonalszym efektem jest zdolność przekształcania rzeczywistości za pomocą techniki. Dlatego też zetknięcie się z pozytywizmem, zwłaszcza w empiriokrytycznej postaci, byłoby jedną z inspiracji Malinowskiego, nie zaś wyłącznym źródłem jego późniejszych koncepcji26.

Przedstawiony przez badacza kultury trobriandzkiej postulat przejrzystości zdobywania danych etnograficznych oraz próba ich klarownego przedstawienia są w dalszym ciągu aktualne, przy czym należałoby zaznaczyć, iż klarowność nie jest równoznaczna z przezroczystością (języka). Zestawiając sposób opisu stosowany przez Malinowskiego z esejami Clifforda Geertza można stwierdzić, że uwagi brytyjskiego antropologa z publikacji datowanej na rok 1922 nie straciły na aktualności: „wielu autorów [opracowań etnograficznych – przyp. KB] nie starało się dać pełnego obrazu rzeczywistego postępowania badawczego, a więc sposobu, w jaki poruszali się wśród zebranych przez siebie danych, oraz dróg, jakimi wydobyli je na światło dzienne”27. Z kolei zaproponowana przez amerykańskiego uczonego strategia narracyjna w postaci esejów antropologicznych stanowi przykład zintensyfikowanego i skondensowanego sposobu opisu wybranych aspektów badanej kultury, w którym wszystkie poziomy zostały na siebie nałożone. Co więcej, niejednokrotnie brakuje informacji, skąd Geertz zdobył wiedzę na dany temat. W sferze domysłów pozostaje, czy pochodziła ona z rozmów z mieszkańcami Indonezji lub Maroka, czy też antropolog posiłkował się źródłami zastanymi28. Natomiast Malinowski niejednokrotnie posługiwał się cytatami, zawierającymi wypowiedzi krajowców oraz bezpośrednie odwołania do poszczególnych badaczy, od których zaczerpnął informacje na temat mieszkańców tych wysp archipelagu, gdzie nie udało mu się dotrzeć29. Świadomość tworzenia opisów złożonej rzeczywistości w języku będącym tworzywem w istocie niedoskonałym oraz przekonanie o arbitralności podziałów poszczególnych, nakładających się na siebie, warstw niekoniecznie musi

K.J. Brozi, Antropologia…, s. 28–29. B. Malinowski, Argonauci…, s. 28–30. 28 Taki sposób budowania opisu przez Geertza szczególnie widoczny jest w publikacjach po 1973 r., a więc od momentu pojawienia się na rynku wydawniczym Interpretacji kultur, przy czym należy pamiętać, iż zebrane tam eseje powstały dużo wcześniej. Przykładowo, Rytuał a zmiana społeczna: przykład jawajski znalazł się w „American Anthropologist” w 1957 r. (C. Geertz, Ritual and social change: a Javanese example, „American Anthropologist”, vol. 59 no. 1 (1957), pp. 32–53). 29 Por. B. Malinowski, Argonauci…, s. 59–85. 26 27

!42


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

prowadzić do enigmatycznych reprezentacji w tekście. O nietrafności takiej strategii narracyjnej pisała Ewa Kosowska w Stąd do Teksasu, podając zresztą bardzo sugestywny przykład: Tendencja do likwidowania granic kontekstu i granic kodów kulturowych ma epistemologiczne uzasadnienie: w świecie ludzkim wszystko się przenika, nie można łyżką przedzielić zupy w talerzu, choćby po to, by sprawiedliwie obdarzyć nią każdego. Ale jeżeli mamy kilka garnków z rozmaitymi zupami, to udawanie, że jeżeli wszystko zleje się do wspólnego kotła i potem rozdzieli między potrzebujących, to każdy będzie zadowolony z przydziału, wydaje się co najmniej nadużyciem30.

W dalszej części Wprowadzenia Malinowski wypowiedział się dobitnie na temat sposobu konstruowania tekstów, w których prezentowane były wyniki badań terenowych: Sądzę, że tylko takie źródła etnograficzne mają bezsporną wartość naukową, w których możemy przeprowadzić wyraźne rozróżnienie pomiędzy rezultatami bezpośrednich obserwacji i wypowiedziami oraz interpretacjami krajowców z jednej strony, a wnioskami autora opartymi na zdrowym rozsądku i psychologicznym wyczuciu, z drugiej strony31.

Polski antropolog twierdził, że możliwe jest wyszczególnienie kilku poziomów: zapisów prowadzonych przez antropologa obserwacji, wypowiedzi i interpretacje krajowców oraz interpretacji dokonanych przez badacza. Pół wieku później Geertz, przekonany, że zaproponował całkiem nowe spojrzenie na przedmiot badań i sposób opisu w antropologii, pisał: „Krótko mówiąc, antropologiczne pisma same stanowią interpretacje, i to na dodatek interpretacje drugiego i trzeciego stopnia. (Z samej definicji wynika, że tylko tubylec dokonuje interpretacji pierwszego stopnia: w końcu to jego kultura)”32. W rzeczywistości amerykański uczony w innych słowach przedstawił to, o czym mówił Malinowski, E. Kosowska, Stąd do Teksasu. Impresje amerykańskie, „Śląsk”, Katowice 2006, s. 80. B. Malinowski, Argonauci…, s. 30. 32 C. Geertz, Interpretacja kultur. Wybrane eseje, przeł. M.M. Piechaczek, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2005, s. 30. 30 31

!,3


AWc_b 8kY^jW" )XQNFMH L LQWHUSUHWDFMH $QDOL]D

z tą jednak różnicą, że autor Zastanego światła zwrócił uwagę, iż obserwacje poczynione przez badacza nie są zapisem czystych faktów, lecz stanowią interpretacje drugiego stopnia. Przesunięcie to jest ważne, ale chyba nie na tyle oryginalne, by mówić o zestawieniu pomysłów metodologicznych funkcjonalizmu z interpretatywizmem tylko i wyłącznie jako przeciwstawnych teorii. W Zaświadczającym Ja, Geertza nadmiernie zajmowały te elementy narracji Malinowskiego, które z perspektywy amerykańskiego antropologa brzmiały nad wyraz konfesyjnie, a sposób prezentacji badawczego credo nosił momentami znamiona przesadnego poczucia powołania. Z tego powodu dla autora Dzieła i życia bardziej interesujące były twierdzenia typu „cierniowa droga etnografa”33, gdyż pozwalały one na efektowne wnioski z procesu lektury. W Geertzowskiej strategii lektury opracowań antropologicznych, bazującej na dekonstrukcji, można znaleźć tezy bardzo atrakcyjne, niejednokrotnie pomijające aspekt temporalny. Twórca projektu antropologii interpretatywnej, poprzez określony sposób pisania o innych, skupiał przede wszystkim uwagę na sobie jako czytelniku tekstów antropologicznych. Można przypuszczać, iż Geertzowi w tym i innych fragmentach zależało, by zaprezentować oryginalną i porywającą interpretację obdarzoną silną „autorską sygnaturą”: Spostrzeżenie to, które nie dotyczy problemów techniki badań terenowych, ani teorii społecznej, ani nawet tego uświęconego przedmiotu, „rzeczywistości społecznej”, lecz „problemu dyskursu” w antropologii – jak stworzyć, author, autorytatywne przedstawienie – jest być może jego najbardziej brzemienną w konsekwencje spuścizną34.

Obydwaj antropolodzy wykazywali się dużą samoświadomością badawczą, której przejawy można znaleźć w ich publikacjach. Malinowski wskazywał, że „jego [etnografa – przyp. KB] źródła, choć niewątpliwie łatwo dostępne, są niezwykle trudne do uchwycenia i zarazem bardzo złożone; nie są one zawarte w jakichś trwałych, materialnych dokumentach, lecz w zachowaniu i pamięci żywych ludzi”35. Trzeba przyznać, że cytat ten zadziwiająco dobrze współbrzmi z fragmentem z Opisu gęstego…, w którym Geertz pisał:

B. Malinowski, Argonauci…, s. 31. C. Geertz, Dzieło…, s. 117. 35 B. Malinowski, Argonauci…, s. 31. 33 34

!,!


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

Analiza kulturowa jest ze swej natury niekompletna. I, co gorsza, im głębszych pokładów sięga, tym mniej kompletna się staje. Jest to dość osobliwa nauka, której najbardziej znamienne twierdzenia opierają się na najbardziej chwiejnych podstawach, w której doprowadzenie gdziekolwiek poruszanego problemu oznacza tylko umocnienie przypuszczeń, zarówno własnych, jak i wysuwanych przez innych ludzi, że tak naprawdę wcale nie pojmujemy danego problemu właściwie36.

Malinowski i Geertz zdawali sobie sprawę z trudno uchwytnego charakteru źródeł etnograficznych stanowiących podstawę opracowań naukowych. Natomiast poczucie niepewności amerykańskiego antropologa było wzbogacone o dużo większe wątpliwości natury epistemologicznej, co oczywiście wiązało się z ówczesnym stanem nauki i dominującym w humanistyce paradygmatem postmodernistycznym. Z powyższego zdania można wyczytać przekonanie, iż pomimo zdobywania coraz większego obszaru wiedzy, obszar niewiedzy wcale się nie zmniejsza, a kolejne prowadzone badania nie pozwolą nam dotrzeć do Prawdy. Nie da się zaprzeczyć, że twierdzenie to nie posiada epistemologicznej głębi, jednak podobnie myślał już w XVII w. wybitny uczony: „Izaak Newton mawiał, że im więcej wiemy, tym większy rozpościera się przed nami ocean niewiedzy. Pod koniec życia twierdził, że wszystkie jego dokonania można porównać do spaceru brzegiem tego oceanu – zbierania co bardziej osobliwych kamyczków na plaży”37.! Oczywiście przywołanie fragmentów wypowiedzi innych naukowców nie ma na celu zdyskredytowania polskiego czy amerykańskiego antropologa. Umieszczenie ich rozważań w kontekście stanu współczesnej im nauki potwierdza raczej trafność tezy Andrzeja Flisa, który o twórcy Ogrodów koralowych… pisał: „Malinowski był umysłem otwartym i żywym; czerpał, jak się wydaje, ze wszystkich możliwych źródeł. Był także umysłem zbyt twórczym, by jakiekolwiek szersze poglądy przejąć w całości”38. Wydaje mi się, że dokonanie ekstrapoC. Geertz, Interpretacja…, s. 44. Im więcej wiemy, tym mniej wiemy, z A.K. Wróblewskim rozmawiał T. Stawiszyński, „Newsweek”, http://wiedza. newsweek.pl/-im-wiecej-wiemy--tym-mniej-wiemy---andrzej-k--wroblewski-dla--newsweeka-,86000,1,1.html, 26.11.2012. Sentencja Newtona w oryginale brzmiała: “I do not know what I may appear to the world but to myself I seem to have been only like a boy playing on the seashore and diverting myself in now and then finding a smoother pebble or a prettier shell than ordinary whilst the great ocean of truth lay all undiscovered before me”. Cyt. za: D. Brewster, Memoirs of the Life, Writings, and Discoveries of Sir Isaac Newton, Edmonson and Douglas, Edynburg 1855, p. 407. 38 A. Flis, Filozofia krakowska i kształtowanie się poglądów naukowych Malinowskiego, w: Antropologia społeczna Bronisława Malinowskiego, red. M. Flis, A.K. Paluch, PWN, Warszawa 1985, s. 30. 36

37

!,4


AWc_b 8kY^jW" )XQNFMH L LQWHUSUHWDFMH $QDOL]D

lacji niniejszego twierdzenia również na dorobek Clifforda Geertza nie będzie nadużyciem, ponieważ bardzo dobrze charakteryzuje jego podejście do dostępnych mu teorii naukowych zarówno z zakresu antropologii kulturowej, jak i spoza tej dyscypliny. Obydwaj badacze korzystali chętnie z cudzych pomysłów niczym z reflektorów, pozwalających na oświetlenie i uwypuklenie wybranych elementów w analizach etnograficznych, oraz, co oczywiste, pominięcie innych. W cieniu ich rozważań pozostawały aspekty, które mogły być odsłonięte przy użyciu odmiennych narzędzi, co pokazuje, iż tak naprawdę zarówno funkcjonalizm, jak i interpretatywizm były w istocie fragmentaryczne, choć to młodszy z kierunków ową fragmentaryczność postuluje. Wykorzystana przeze mnie metafora „reflektora” wymaga kilku słów dopowiedzenia. W kontekście wykorzystywania zastanych teorii przez antropologów należałoby się zastanowić, w jaki sposób została przekształcona strategia badawcza innego uczonego, by stanowiła przydatne narzędzie do antropologicznej interpretacji. Nie znaczy to, że nie należy wskazywać wpływów np. empiriokrytycyzmu, neokantyzmu, pozytywizmu czy nawet pragmatyzmu u twórcy metody funkcjonalnej oraz hermeneutyki, również pragmatyzmu, a także wielu innych koncepcji u autora Wiedzy lokalnej (wspomnieć też należy o zapożyczaniu pojęć: „opisu gęstego” od Gilberta Ryle’a i „głębokiej gry” od Jeremy’ego Benthama). Chodzi jednak o przeniesienie akcentu w tego typu analizach tak, by dowiedzieć się, jak antropolodzy korzystali z pomysłów innych uczonych. Malinowski zwrócił uwagę na miejsce pobytu etnografa w trakcie badań terenowych. Zamieszkanie wśród tubylców to wg niego najlepszym rozwiązaniem. W toku współczesnych rozważań dotyczących metody zbierania danych w antropologii sprawa wydaje się nad wyraz oczywista. Jednak to, co obecnie może nadal intrygować, zostało zawarte w kolejnym zdaniu: „Bardzo dogodnie jest mieć bazę i magazyn w domostwie jakiegoś białego człowieka i mieć świadomość, że ma się tam schronienie na wypadek choroby czy przesytu towarzystwem tubylców”39. Analogiczne opisy znalazły się w książce Nigela Barleya Niewinny antropolog. Brytyjczyk w żartobliwym tonie wyraził przekonanie, iż chętnie udawał się do pobliskiego miasta Poli, gdzie zamieszkiwali jego amerykańscy znajomi, ponieważ „w ich miłym towarzystwie można było rozmawiać w języku przypominającym angielski, jeść chleb wypieku Jeannie, słuchać muzyki i dyskutować o czymś innym niż proso i bydło”40. Powyższe 39 40

B. Malinowski, Argonauci…, s. 34. N. Barley, Niewinny antropolog, przeł. E.T. Szyler, Prószyński i S-ka, Warszawa 1997, s. 125.

!,,


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

wyimki z wypowiedzi antropologów są doskonałym dowodem potwierdzającym tezę, że w trakcie badań Malinowski, Geertz czy Barley nie byli jedynie profesjonalnymi badaczami, ale również przedstawicielami własnej kultury, z określonym bagażem doświadczeń, przyzwyczajeń czy zainteresowań, które zazwyczaj nie pokrywały się z tymi reprezentowanymi przez tubylców. Lecz to właśnie w tych codziennych kontaktach z miejscową ludnością, a raczej zmęczeniu codziennymi kontaktami, przejawia się to, co zawarł w jednym ze swoich stwierdzeń Marcin Lubaś, powtarzający za Renato Rosaldo, że „z perspektywy historyzmu etnograf nie jest już wszechobecnym poznawczo niezależnym obserwatorem zjawisk, ale […] podmiotem społecznie i kulturowo usytuowanym”41. Porównując założenia metodologiczne zawarte we Wprowadzeniu do Argonautów… z informacjami znajdującymi się w tekstach Geertza, należy stwierdzić, iż również w przypadku rozważań dotyczących miejsca zamieszkania w trakcie pobytu „tam” obaj badacze byli zgodni. W tekście Rytuał a zmiana społeczna… pojawił się następujący zapis: „Tak właśnie wyglądała sytuacja, kiedy 17 lipca 1954 r., w kampongu Modżokuto, gdzie zamieszkałem, zmarł nagle Pidjan – siostrzeniec Karmana, aktywnego i żarliwego członka partii Permai”42; z kolei w słynnym eseju Głęboka gra: uwagi o walkach kogucich na Bali już w pierwszych akapitach Geertz pisał: Na początku kwietnia 1958 roku, nękani objawami malarii i niepewności, przybyliśmy wraz z żoną do pewnej balijskiej wioski, którą, jako antropolodzy, mieliśmy zamiar zbadać […]. Zamieszkaliśmy w pewnym zajmowanym przez wielopokoleniową rodzinę gospodarstwie należącym do przedstawicieli jednej z czterech głównych, biorących udział w życiu wioski frakcji (lokum zapewniono nam wcześniej za pośrednictwem lokalnych władz)43.

W kontekście tych rozważań warto również przywołać dłuższy fragment z Po fakcie:

M. Lubaś, Więcej niż wiedza…, s. 57. C. Geertz, Interpretacja…, s. 180. 43 Tamże, s. 461. 41 42

!,-


AWc_b 8kY^jW" )XQNFMH L LQWHUSUHWDFMH $QDOL]D

Istotnie, stwierdziliśmy, że ustalenia te są rzeczywiście nie do przyjęcia. Zgodnie z planem mieliśmy bowiem udać się w górzyste okolice na północ od Dżogdżakarty, gdzie znajdował się stary holenderski hotel uzdrowiskowy, obecnie opuszczony, w którym mieszkalibyśmy sobie bezpiecznie i wygodnie, nie z pięcioma czy sześcioma, lecz, jak się okazało, z piętnastoma bądź dwudziestoma, a może nawet i trzydziestoma [...] indonezyjskimi studentami, wytypowanymi przez trzech profesorów. Pod ogólnym nadzorem tych trzech naukowców, którzy zamierzali najwyraźniej dojeżdżać tam z Dżogdżakarty w weekendy, zapraszalibyśmy do siebie ludzi z całej okolicy, a raczej, mówiąc ściślej, lokalni urzędnicy, znający mieszkańców i będący w stanie wybrać odpowiednie osoby, mieli wzywać je w naszym imieniu44.

Z opisu Geertza (oraz dalszych komentarzy) wynika, iż zaproponowany przez profesorów indonezyjskich model prowadzenia badań odbiegał dalece od tego, jak zamierzali działać w terenie ówcześni doktoranci z Princeton. Amerykański antropolog określił nawet niniejszą strategię „reinkarnacją prowadzonych w tropikalnym hełmie procedur kolonialnej etnologii”45. Przytoczona przez Geertza anegdota to także dowód na to, że procedury wyłożone przez Malinowskiego nie były mu wcale dalekie. Co więcej, ustalenia Polaka w odniesieniu do miejsca zamieszkania w trakcie wyjazdu badawczego traktował jako niepodważalne, czego dowodów dostarcza m.in. sytuacja z pierwszych doświadczeń terenowych i brak akceptacji wobec ustaleń kierownika projektu z miejscowymi uczonymi w Indonezji. Zresztą Geertz nieprzypadkowo ujmował tę kwestię w swojej narracji. W dużej mierze chodziło tutaj o to, by przedstawić rzetelność własnych badań terenowych, prowadzonych zgodnie z obowiązującymi procedurami naukowymi oraz o uzyskanie dodatkowego usankcjonowania własnych argumentów prezentowanych w esejach. Adam Kuper w książce Kultura. Model antropologiczny, zastanawiając się nad charakterystyką dorobku Geertza zauważył, że „struktura esejów była zupełnie inna niż struktura monografii. Każdy [esej – przyp. KB] podejmował próbę odpowiedzi na filozoficzne pytanie,

44 C. Geertz, Po fakcie. Dwa kraje, cztery dekady, jeden antropolog, przeł. T. Tesznar, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2011, s. 111–112. 45 Tamże, s. 112.

!,.


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

do którego Geertz dołączał ilustracje etnograficzne”46. Owe „ilustracje etnograficzne” stanowiły często podbudowę postawionej wcześniej tezy. W toku polemik z koncepcjami i poglądami innych badaczy autor Interpretacji kultur stosował nie tylko strategię, w ramach której w określony sposób prezentował wybiórczo poglądy danego naukowca, by później je zbagatelizować lub wyśmiać47, ale też posługiwał się własnymi doświadczeniami z terenu jako argumentem przeciwko zastanym teoriom. Przykładowo, Geertz dyskutował z ustaleniami funkcjonalizmu w tekście Rytuał a zmiana społeczna, by wskazać, że narzędzia tej metody okazały się niewystarczające do omówienia studium przypadku ceremonii pogrzebowej mieszkańca Modżokuto i szeregu problemów związanych z podziałami politycznymi. Co więcej, konkretne zjawisko stanowiło zaprzeczenie fundamentalnych założeń tej szkoły, gdyż „nie dość, że zwycięstwo tradycji i kultury jest tu w najlepszym razie nieznaczne, to na dodatek wydaje się, że rytuał raczej podzielił społeczność, niż ją zintegrował, zdezorganizował ludzkie osobowości, zamiast je leczyć”48. Oczywiście taki sposób budowania tekstu antropologicznego nie był niczym nowym, gdyż wielu badaczy posługiwało się niniejszą strategią, aby dyskutować z pomysłami dotychczas obowiązującymi w ramach dyscypliny. Podobnie czynił Bronisław Malinowski, czego liczne dowody można znaleźć w najbardziej znanych jego książkach, takich jak Argonauci Zachodniego Pacyfiku, Życie seksualne dzikich czy też Naukowa teoria kultury. Krzysztof J. Brozi wskazał, że głównym celem polemik Malinowskiego przez większy okres jego działalności naukowej był schematyczny ewolucjonizm i dyfuzjonizm, a także koncepcja myślenia prelogicznego Lévy-Bruhla49. Charakterystyka stylu prowadzonej przez autora Ogrodów koralowych… krytyki brzmiała łudząco podobnie do tego, jak opisywano Geertza. Kuper w Między charyzmą i rutyną cytował Roberta Lowie, który twierdził, że:

46 A. Kuper, Kultura. Model antropologiczny, przeł. I. Kołbon, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2005, s. 84. 47 Ewa Nowicka, omawiając esej z Zastanego światła – Anty-antyrelatywizm, charakteryzowała sposób, w jaki Geertz prowadził polemiki z uczonymi, którzy prezentowali odmienne zdanie: „Poświęca uwagę i jadowite żądło krytyki kolejno różnym autorom, wyśmiewając ich naiwność, jak i niekonsekwencję. Jednym z przedmiotów frontalnego ataku staje się Sperber […]. Geertz dowcipkuje w stylu kolorowego tygodnika lub zupełnie zgrabnej bajeczki dla dzieci, znęca się nad swoim przeciwnikiem, którego już sobie ustawia, nie wiadomo, czy po to, żeby wykazać jakąś rację, czy też swoją wyższość”. E. Nowicka, Nierozwiązane kwestie w twórczości Clifforda Geertza, w: Geertz. Dziedzictwo – Interpretacje – Dylematy, red. A.A. Szafrański, Wydawnictwo KUL, Lublin 2012, s. 19–20. Por. również: C. Geertz, Anty-antyrelatywizm, w: Tenże, Zastane światło. Antropologiczne refleksje na tematy filozoficzne, przeł. Z. Pucek, Universitas, Kraków 2003, s. 58–88. 48 C. Geertz, Interpretacja…, s. 190. 49 K.J. Brozi, Antropologia…, s. 62.

!,/


AWc_b 8kY^jW" )XQNFMH L LQWHUSUHWDFMH $QDOL]D

Malinowski zajęty jest zawsze dwiema ulubionymi rozrywkami. Albo wyważa szeroko otwarte drzwi, albo z rozdrażnieniem wyszydza prace, które osobiście go nie pociągają […]. Jego brak tolerancji dla innych stanowisk, młodzieńcze dążenie do szokowania etnologicznych bourgeois – których miał za zwykłych rzemieślników czy handlarzy starzyzną – nie mogą nas uczynić ślepymi na trafność jego wniosków dotyczących zagadnień społecznej organizacji, na istotne koncepcje odnoszące się do pierwotnego prawa i gospodarki50.

Obydwaj antropolodzy wskazywali na zależności pomiędzy teoriami innych badaczy i praktyką terenową. Według Malinowskiego, etnograf powinien być zaznajomiony ze współczesnymi strategiami badawczymi, przy czym „dobra orientacja w teorii oraz znajomość jej najnowszych osiągnięć nie jest równoznaczna z obciążeniem »z góry przyjętymi koncepcjami«”51. Zatem podział na fakt i teorię wydaje się trudny do obronienia, gdyż to, co badacz może zaobserwować w terenie jest pochodną tego, jak patrzy, a na to spojrzenie składa się m.in. znajomość teorii. Geertz postrzegał relację pomiędzy teorią i praktyką antropologiczną nieco inaczej, choć można wskazać podobieństwa do pomysłów Malinowskiego: [...] nie rozpoczyna się takiego przedsięwzięcia [„próby tworzenia opisu gęstego” – przyp. KB] (czy też nie powinno się go rozpoczynać) od intelektualnej próżni. Teoretycznych idei nie tworzy się od zera w każdym studium; jak już powiedziałem, przejmuje się je z innych, pokrewnych badań, i udoskonaliwszy je w ramach procesu badawczego, stosuje się je do rozwiązywania nowych problemów interpretacyjnych52.

Amerykański antropolog dokonał (słusznego w moim przekonaniu) przesunięcia, w efekcie którego praktyką badawczą jest nie tylko wyjazd w teren, ale również konstruowanie tekstu naukowego. Zastanawiam się jednak, czy można w tym wypadku mówić o przekształceniu jedynie na poziomie narracyjnym, czy też niesie ono określone konsekwencje teoriopoznawcze. 50 Cyt. za: A. Kuper, Między charyzmą i rutyną. Antropologia brytyjska 1922–1982, przeł. K. Kaniowska, Wydawnictwo Łódzkie, Łódź 1987, s. 36. 51 B. Malinowski, Argonauci…, s. 37. 52 C. Geertz, Interpretacja…, s. 43.

!,0


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

W tekście Więcej niż wiedza lokalna Marcin Lubaś wskazał bardzo ciekawe wątki, dotyczące relacji pomiędzy bagażem teoretycznym a określonymi działaniami w terenie. Realizacja badań wiązała się z pytaniami teoretycznymi, postawionymi przed wyjazdem. Pytania i poddane operacjonalizacji pojęcia teoretyczne pozwoliły mi dokładniej określić typy i kategorie poszukiwanych danych etnograficznych, wyodrębnić istotne pod względem badawczym dziedziny życia społecznego w badanej zbiorowości, porządkowały scenariusz wywiadów i rozmów prowadzonych z mieszkańcami53.

Lubaś chciał uchwycić to, co swoiste w sposobie organizacji zróżnicowania religijnego w miejscu badań oraz wyjaśnić taki stan rzeczy. Przekładało się to na określoną strategię, która opierała się na wstępnym postawieniu hipotez dotyczących uwarunkowań określonej organizacji społecznej, co wiązało się z konstruowaniem „modeli pojęciowych przedstawiających hipotetyczny przebieg procesów przyczynowo-skutkowych”54, które, pod wpływem materiału empirycznego, nieustannie podlegały weryfikacji i zmianom. Na podstawie „danych etnograficznych oraz badań etnograficznych dotyczących tych samych zjawisk, badanych w tej samej skali złożoności i zachodzących w bardzo zbliżonych warunkach społecznych i kulturowych”55 model nie musiał być całkowicie odrzucony, lecz ulegał modyfikacji. Czytając rozważania Lubasia dotyczące jego własnych doświadczeń terenowych w Macedonii, odnoszę wrażenie, że pomimo analizy poglądów Geertza poprzedzającej własne przemyślenia, tak naprawdę jego uwagi odnoszą się przede wszystkim do tez Malinowskiego, gdyż autora Interpretacji kultur w nikłym stopniu interesowała tematyka sposobu prowadzenia badań terenowych56. Metakomentarze Geertza dotyczyły zdecydowanie bardziej ogólnych kwestii, w których istotnym elementem składowym były antropologiczne interpretacje. Natomiast w propozycji autora Rozumu i etnografii M. Lubaś, Więcej niż…, s. 47. Tamże, s. 48. 55 Tamże, s. 49. 56 „Z jednego, podręcznikowego punktu widzenia, oddawanie się etnografii równa się ustanawianiu dobrych stosunków, wyborowi informatorów, sporządzaniu transkrypcji tekstów, rysowaniu drzew genealogicznych, opracowywaniu mapek terenu, prowadzeniu dziennika itp. A jednak to wcale nie owe techniki i gotowe procedury definiują owo przedsięwzięcie. Tym, co definiuje etnografię, jest swoisty dla niej rodzaj intelektualnego wysiłku: złożona operacja, którą jest tworzenie […] »opisu gęstego«”. C. Geertz, Interpretacja…, s. 20. 53 54

!,1


AWc_b 8kY^jW" )XQNFMH L LQWHUSUHWDFMH $QDOL]D

odnajduję uszczegółowienie tego, co we Wprowadzeniu do Argonautów… przedstawił Malinowski57. Lubaś opisał relację pomiędzy teorią i praktyką jako określony sposób działania w terenie, przy czym należy traktować jego rozważania jako próbę uporządkowania i (znowu) uogólnienia wytycznych techniki prowadzenia badań etnograficznych, które można znaleźć w opracowaniach z tego zakresu58. Malinowski zwrócił uwagę, że antropolog nie powinien skupiać swojej uwagi na tych detalach badanej kultury, które z jego perspektywy wydały się osobliwe, niesamowite i obce. Uwypuklanie ich nie przynosiło zamierzonych z jego punktu widzenia efektów, w przeciwieństwie do prezentacji poszczególnych elementów jako gęsto skontekstualizowanych części większej całości: „Etnograf terenowy musi w sposób poważny i obiektywny objąć pełny zakres zjawisk w poszczególnym aspekcie badanej przez siebie kultury plemiennej, nie robiąc żadnej różnicy pomiędzy tym, co powszechne, nieciekawe, czy zwyczajne a tym, co zdumiewające czy nadzwyczajne”59. Geertz pisał w Opisie gęstym… w bardzo podobnym tonie: „Zrozumienie kultury jakiegoś ludu oznacza ukazanie w pełnym świetle jego normalności bez redukowania osobliwości […]. Stają się [przedstawiciele tego ludu –przyp. KB] dzięki temu dostępni: poprzez umieszczanie ich w ramach ich własnych banałów, rozpraszamy otaczającą ich nieprzezroczystość”60. O ile holistyczne postrzeganie kultury przez Malinowskiego nie podlega wątpliwości, to w przypadku Geertza częściej podkreśla się przede wszystkim fragmentaryczność, choć jego pojęcie kultury, oparte na sieci znaczeń, również zakładało całościowość61. Autor projektu antropologii interpretatywnej przyjmował, że przedmiotem etnografii jest „ustratyfikowana hierarchia znaczących

57 Por. propozycje Malinowskiego dotyczące konkretnych rozwiązań podczas prowadzenia badań terenowych, czyli: prowadzenie dzienniczka terenowego, notowanie własnych obserwacji, tworzenie tabel i kart synoptycznych, diagramów, tablic genealogicznych itd. Stanowiły one użyteczne narzędzia w trakcie opracowywania materiału terenowego, ale także były istotną dokumentacją etnograficzną. B. Malinowski, Argonauci…, s. 43–48, 53–54. 58 Por. np. B. Kopczyńska-Jaworska, Metodyka etnograficznych badań terenowych, PWN, Warszawa 1971; M. Hammersley, P. Atkinson, Metody badań terenowych, przeł. S. Dymczyk, Zysk i S-ka, Poznań 2000. 59 B. Malinowski, Argonauci…, s. 40. 60 C. Geertz, Interpretacja…, s. 29. 61 Należy w tym miejscu zaznaczyć, iż holistyczne ujęcie kultury nie wyklucza fragmentarycznego opisu. Adam Kuper trafnie zauważył, że „każda z trobriandzkich monografii Malinowskiego dotyczyła przede wszystkim jakiegoś jednego podstawowego typu instytucji – handlu, życia rodzinnego i prokreacji, mitu, przestrzegania norm czy uprawy ogrodów. Chociaż w każdym przypadku Malinowski wykraczał poza to źródło, śledząc różne wątki dla ukazania rozgałęzień każdego zachowania, nigdy nie przedstawił trobriandzkiej »kultury« jako całości”. Sam Malinowski, cytowany przez Kupera, pisał w liście do Raymonda Firtha: „Ciekaw jestem, czy przystąpisz od razu do pełnego, bezpośredniego wyjaśnienia kultury Tikopii (sic!), czy zrobisz to, co i ja zrobiłem – to jest opiszesz ją fragmentarycznie” (A. Kuper, Między charyzmą…, s. 36).

!,2


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

struktur”, mieszcząca się pomiędzy „opisem rozrzedzonym” a „opisem gęstym”62, co oznaczałoby, że pomiędzy poziomem zero, przedstawionym w narracji jako „fenomenalistyczny” a tym, co wychodzi spod pióra antropologa znajduje się coś, co można nazwać kontekstem, w ramach którego gest, zachowanie zyskują znaczenie. Samo znaczenie nie jest czymś danym wprost badaczowi, lecz ujawnia się w działaniu, czyli poprzez sprawczość. Podobnie jak Malinowski opisywał kula w bardzo rozbudowanym kontekście innych instytucji, tworzących pewną złożoną całość, tak Geertz zajmował się interpretowaniem wybranych aspektów kultury w odniesieniu do innej złożonej całości – systemu symbolicznego. Dla autora Tubylców Mailu obserwowanie działań Trobriandczyków było najważniejszym elementem jego badań. Wśród założeń analizy funkcjonalnej należy wskazać także akcentowanie rozdźwięku pomiędzy tym, co ludzie deklarują, a tym co robią63. Malinowski zauważył też, że: „istnieje szereg zjawisk o wielkiej doniosłości, których nie da się uchwycić przez samo stawianie pytań czy zbieranie dokumentacji statystycznej, lecz które należy obserwować in vivo”64. Określił je mianem imponderabiliów aktualnego życia obejmujących swym zakresem przejawy zewnętrzne takie jak: codzienna praca, ubiór, higiena, przygotowywanie i spożywanie pokarmów, życie towarzyskie czy okazywanie emocji. Malinowski na początku XX w. przyglądał się codziennym działaniom (będących według niego „ciałem i krwią”), gdyż zdawał sobie sprawę z tego, iż mogą zawierać w sobie znaczenia, które mogłyby stać się częścią „szkieletu”, czyli „czysto abstrakcyjnej konstrukcji”65 dotyczącej badanej społeczności. Jednak wstępne działania to próba rekonstrukcji rzeczywistości kulturowej Trobriandczyków, składającej się z pozornie błahych zjawisk oraz „ducha”, do którego zaliczył „tubylcze poglądy, opinie i reakcje uczuciowe”66. Polski antropolog przyjął, że w ramach aktu plemiennego życia można wyróżnić „rutynę określoną zwyczajem i tradycją; dalej, sposób w jaki zostaje wprowadzona w życie i na koniec, komentarz do niej, zawarty w umysłach tubylców”67. Z perspektywy czasu podział taki może wydawać się nieco schematyczny, jednak należy wziąć pod uwagę moment historyczny powstania koncepcji Malinowskiego oraz zastanowić się, czy takie założenia nie pozwalały na uporządkowanie percepcyjnych doznań z terenu i przełożenie ich na określoną strategię narracyjną. C. Geertz, Interpretacja…, s. 21. B. Malinowski, Kultura i jej przemiany, przeł. A. Bydłoń, A. Mach, PWN, Warszawa 2000, s. 72. 64 B. Malinowski, Argonauci…, s. 50. 65 Tamże. 66 Tamże, s. 54. 67 Tamże. 62 63

!-3


AWc_b 8kY^jW" )XQNFMH L LQWHUSUHWDFMH $QDOL]D

Autor Ogrodów koralowych i ich magii podkreślał, że istotną umiejętnością podczas wyjazdu badawczego była zdolność do posługiwania się językiem kiriwińskim. Wraz ze wzrastającymi kompetencjami w porozumiewaniu się lokalnym językiem, Malinowski mógł prowadzić terenowe notatki zawierające wypowiedzi tubylców nie w formie przekładów, lecz jako fonetyczny zapis tego, co usłyszał od swoich informatorów. Wskazywał też na wymierne korzyści płynące z niniejszego faktu, zauważając, że „tłumaczenie […] często pozbawiało tekst całego charakterystycznego kolorytu, zacierało wszelkie subtelniejsze punkty”68. Ponadto, dokumentacja etnograficzna stanowiła „corpus inscriptionum kiriwiniensum”, z którego mogliby korzystać także inni badacze, jeśli zebrane przez niego materiały zostałaby opublikowane69; jest to „zbiór etnograficznych dokumentów w postaci wypowiedzi, charakterystycznych narracji i opowiadań, typowych wyrażeń, wątków folklorystycznych i formuł magicznych […] będących ilustracją tubylczej mentalności”70. Ciekawe jest zresztą użycie przez Malinowskiego sformułowania corpus inscriptionum, które nawiązuje do zbioru inskrypcji łacińskich z czasów Imperium Rzymskiego71. Clifford Geertz odniósł się w Po fakcie do zapisków Malinowskiego, przedstawiając własne doświadczenia związane z nauką języka przed i w trakcie badań terenowych. Zarówno przed wyjazdem w rejony Archipelagu Malajskiego, jak i do Afryki Północnej odbył kolejno: roczny kurs indonezyjskiego, będącego odmianą języka malajskiego oraz zajęcia z klasycznego języka arabskiego. Po przyjeździe do Pare okazało się, że miejscowa ludność posługiwała się jawajskim – „Jest to język pokrewny, lecz inny (różnica jest mniej więcej taka, jak między francuskim a włoskim)”72 – co wymagało kolejnych siedmiu miesięcy nauki już w trakcie badań (Geertz wraz z żoną wynajmowali miejscowych studentów). Natomiast podczas pobytu w okolicach gór Atlasu, antropolog przez sześć miesięcy nabywał umiejętności posługiwania się kolokwialnym językiem marokańskim (również nieoceniona okazała się pomoc tamtejszych żaków), który obok berberyjskiego był faktycznie w użyciu w okolicach Sefrou; naukę

Tamże, s. 56. W 2000 r. na polskim rynku wydawniczym pojawiła się interesująca pozycja: B. Malinowski, Słownictwo Kiriwiny z dzieła Bronisława Malinowskiego ułożone jako leksykon kiriwińsko-polski i polsko-kiriwiński według pomysłu Krystyny Pisarkowej, w: Językoznawstwo Bronisława Malinowskiego, t. 2, Problem znaczenia w językach pierwotnych; Formanty klasyfikujące w języku Kiriwiny, oprac. T. Szczerbowski, Universitas, Kraków 2000. 70 B. Malinowski, Argonauci…, s. 57. 71 Por. Corpus Inscriptionum Latinarum, http://cil.bbaw.de/cil_en/dateien/forschung.html, 3.12.2012. 72 C. Geertz, Po fakcie…, s. 53. 68

69

!-!


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

języka kontynuował także po powrocie do Chicago, gdzie korzystał z pomocy doktoranta z Maroka73. Wśród zapisków autobiograficznych amerykańskiego uczonego można odnaleźć rozmyślania dotyczące antropologii kulturowej (co nie powinno dziwić, skoro wykonywana profesja jest ważnym elementem życiorysu): To, co często przedstawia się w antropologicznych publikacjach – jeśli w ogóle się przedstawia – jako akademickie przedsięwzięcie, przypominające nieco opanowywanie algebry lub zarysu dziejów Cesarstwa Rzymskiego, było w praktyce wieloaspektową i wielojęzyczną interakcją społeczną (gdyż w grę wchodziły również języki kolonialne – holenderski i francuski)74.

Fragment ten stanowił podsumowanie opisu sposobu nabywania przez autora Wiedzy lokalnej kompetencji językowych przed udaniem się w teren oraz w trakcie pobytu „tam”. Nie po raz pierwszy Geertz podjął się dyskusji z metodologicznymi propozycjami innych antropologów. W tym przypadku odwołał się do własnego doświadczenia z terenu, by częściowo podważyć założenia Malinowskiego z Wprowadzenia do Argonautów Zachodniego Pacyfiku. Jednak ten specyficzny rodzaj „etnograficznej ilustracji” jest interesujący jako świadectwo, lecz nietrafiony jako argument w polemice z kilku powodów: Malinowski przedstawił w tym fragmencie przede wszystkim własne doświadczenia, uznane później za „wzór idealny”, w postaci istotnej, lecz nie koniecznej umiejętności posługiwania się językiem tubylców, natomiast Geertz zestawił jego deklarację z własną biografią, co pozwoliło mu na podważenie mocnego fundamentu teoretycznego. Rozziew pomiędzy różnymi sposobami nabywania kompetencji językowych mógł wynikać z różnych zdolności lingwistycznych Malinowskiego i Geertza, a także z uczenia się całkowicie odmiennych języków (istnieje duże prawdopodobieństwo, iż kiriwiński był po prostu łatwiejszy od arabskiego czy malajskiego). Zestawianie ich na tej samej płaszczyźnie wraz z indywidualnymi predyspozycjami to nie do końca dobry trop. Bardzo osobliwie wygląda naigrywanie się (swoją drogą, częste) Geertza z metaforyki innych antropologów, podczas gdy jego teksty są przesycone obrazowymi opisami i nietypowymi porównaniami. 73 74

Tamże, s. 53–54. Tamże, s. 54.

!-4


AWc_b 8kY^jW" )XQNFMH L LQWHUSUHWDFMH $QDOL]D

Pod wieloma względami propozycje teoretyczne funkcjonalizmu oraz interpretatywizmu są do siebie zadziwiająco podobne. Dokładne przyjrzenie się treści ważnego metodologicznie fragmentu Argonautów Zachodniego Pacyfiku oraz wybranych fragmentów z dorobku amerykańskiego uczonego pozwala na wysnucie takiego wniosku, który jednocześnie zmusza do zadania kilku pytań. Czy wielokrotnie akcentowane różnice w poglądach Malinowskiego i Geertza należałoby traktować jako powierzchowne, podczas gdy analogie stanowią pokłady głębokiej struktury? Czy w takim razie ich odmienność jest tylko pozorna? Tak postawione kwestie prowokują do dalszych refleksji. Skoro można wskazać bardzo dużą ilość podobieństw, to należałoby się zastanowić, czy nie stanowią one rdzenia antropologii kulturowej. Uzasadnione w tym przypadku byłoby mówienie o paradygmacie nauki o kulturze, którą można określić mianem inwariantu, natomiast różne autorskie propozycje teoretyczne (w tym funkcjonalizm i interpretatywizm) to warianty antropologii. Wygłaszane przez obydwu badaczy zbieżne tezy potwierdzałyby istotę tej nauki, na którą nakładałyby się inne rozwiązania poszczególnych problemów badawczych. Po „uważnej lekturze” tekstów Malinowskiego i Geertza można postawić kolejną hipotezę interpretacyjną. Skoro w dorobku amerykańskiego uczonego udało się znaleźć tak wiele podobieństw do propozycji z 1922 r., pomimo często deklarowanego odmiennego podejścia badawczego do zjawisk kultury, to niewykluczone, że ożywcze i na pierwszy rzut oka przełomowe propozycje autora Wiedzy lokalnej wcale takowymi nie były. Jednakże dopiero wnikliwe przedarcie się przez jego enigmatyczny i zawikłany styl pozwala na postawienie tego, bądź co bądź, radykalnego twierdzenia. Niezwykle rozbudowane, wielokrotnie złożone zdania wzbogacone o szereg odwołań do propozycji autorskich spoza dyscypliny, po rozebraniu ich na mniejsze całostki i poddaniu analizie tracą swój rewolucyjny impet. Szumnie proponowane przejście od „obserwacji” do „rozumienia” niekoniecznie musiało nieść za sobą zmianę w podejściu do przedmiotu badań. Ewa Nowicka, w przeciwieństwie do np. Marcina Lubasia, daleka jest od uznania projektu antropologii interpretatywnej za osobną szkołę, nurt czy orientację, choć podkreśliła jej znaczący wpływ na rozwój dyscypliny75. Zastanawiam się czy Geertzowskie rozważania traktować jako propozycję przesunięcia na poziomie metodologicznym, czy narracyjnym? Druga opcja nie wyklucza pierwszej, lecz położenie na niej akcentu w analizach

75

E. Nowicka, Nierozwiązane kwestie…, s. 15.

!-,


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

eksponuje w większej mierze sposób opisu, a nie sposób prowadzenia badań. Co więcej, spycha go w sferę niejawną, wysuwając na pierwszy plan strategię pisarską. W przypadku funkcjonalizmu i interpretatywizmu pojawiło się wiele odczytań, w których wskazywano na nieścisłości pomiędzy przedstawionym programem badawczym w postaci Wprowadzenia do Argonautów… czy Opisu gęstego… a jego realizacją w postaci interpretacji materiału terenowego. Trudno się oczywiście z nimi nie zgodzić, lecz w analizie tego typu należy uwzględnić niezwykle istotną kwestię: obie propozycje, czy to zajmujące się opisywaniem funkcji danej instytucji, uwrażliwiające na relację z całą synchroniczną siecią innych instytucji, czy też tworzące interpretację zjawisk kultury w odniesieniu do sieci znaczeń, to przede wszystkim deklaracje postaw przekraczających możliwości poznawcze jednostki. Skoro w naukach humanistycznych pojawiały się postulaty przyjęcia skali mikro w badaniach, czy to w postaci mikrohistorii76, czy mikrologii77, możliwe, że należałoby powtórzyć tę strategię w odniesieniu do samych naukowców. Ewa Kosowska, analizując koncepcję kultury globalnej, zwróciła uwagę, że skala założeń koncepcji zdecydowanie przewyższała „jednostkowe możliwości weryfikacji i adaptacji”78 wynikające z uwarunkowań biologicznych człowieka. Zdaje się, że w analizach pomysłów teoretycznych antropologów należy uwzględnić niniejsze kryteria, gdyż założenia funkcjonalizmu i interpretatywizmu brzmiały (i brzmią nadal) bardzo ambitnie, ale z powodu rozmachu przekraczają możliwości poznawcze jednostki. Interesujące w związku z tym są one jako świadectwa określonych postaw badawczych i podejścia do przedmiotu badań, bez względu na stopień ich wypełnienia. Czytanie antropologicznych „idei regulatywnych”79 może być również inspirujące jako punkt odniesienia do budowania własnych teorii, pamiętając o skali mikro uwzględniającej ograniczenia percepcyjne jednostki wynikające z biologicznych uwarunkowań.

76 Por. np. E. Domańska, Mikrohistorie. Spotkania w międzyświatach, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2005, C. Ginzburg, Ser i robaki. Wizja świata pewnego młynarza z XVI wieku, przeł. R. Kłos, PIW, Warszawa 1989; R. Nahirny, Losy naukowej łamigłówki. Clifford Geertz, mikrohistorie i podmiotowość, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 2011. 77 Por. np. A. Nawarecki, Mały Mickiewicz. Studia mikrologiczne, Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, Katowice 2003. 78 E. Kosowska, Antropologia literatury – moda czy metoda?, „Kultura i Społeczeństwo” 2005, nr 4, s. 6. 79 Por. I. Kant, Krytyka czystego rozumu, przeł. R. Ingarden, Antyk, Kęty 2001.

!--


AWc_b 8kY^jW" )XQNFMH L LQWHUSUHWDFMH $QDOL]D

8_Xb_e]hWƚW0 Barley N., Niewinny antropolog, przeł. E.T. Szyler, Prószyński i S-ka, Warszawa 1997. Brewster D., Memoirs of the Life, Writings, and Discoveries of Sir Isaac Newton, Edynburg 1855. Brozi K.J., Antropologia funkcjonalna Bronisława Malinowskiego, Wydawnictwo Lubelskie, Lublin 1983. Clifford J., O etnograficznej autokreacji: Conrad i Malinowski, w: Tenże, Problemy z kulturą. Dwudziestowieczna etnografia, literatura i sztuka, przeł. E. Dżurak i in., Wydawnictwo KR, Warszawa 2000. Czaja D., Malinowski o kolorach. Między estetyką a antropologią, „Konteksty”, 2000, nr 1-4. Domańska E., Mikrohistorie. Spotkania w międzyświatach, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2005. Engelking A., Między terenem rzeczywistym a metaforycznym. Osobiste refleksje o antropologicznym doświadczeniu terenowym, w: Teren w antropologii. Praktyka badawcza we współczesnej antropologii kulturowej, red. T. Buliński, M. Kairski, Wydawnictwo UAM, Poznań 2011. Flis A., Filozofia krakowska i kształtowanie się poglądów naukowych Malinowskiego, w: Antropologia społeczna Bronisława Malinowskiego, red. M. Flis, A.K. Paluch, PWN, Warszawa 1985. Geertz C., Dzieło i życie. Antropolog jako autor, przeł. E. Dżurak, S. Sikora, KR, Warszawa 2000. Geertz C., Interpretacja kultur. Wybrane eseje, przeł. M.M. Piechaczek, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2005. Geertz C., Po fakcie. Dwa kraje, cztery dekady, jeden antropolog, przeł. T. Tesznar, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2011. Geertz C., Wiedza lokalna. Dalsze eseje z zakresu antropologii interpretatywnej, przeł. D. Wolska, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2005. Geertz C., Zastane światło. Antropologiczne refleksje na tematy filozoficzne, przeł. Z. Pucek, Universitas, Kraków 2003. Ginzburg C., Ser i robaki. Wizja świata pewnego młynarza z XVI wieku, przeł. R. Kłos, PIW, Warszawa 1989. Hammersley M., B. Atkinson, Metody badań terenowych, przeł. S. Dymczyk, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2000. Im więcej wiemy, tym mniej wiemy, z A.K. Wróblewskim rozmawiał T. Stawiszyński, „Newsweek”, http://wiedza.newsweek.pl/-im-wiecej-wiemy--tym-mniej-wiemy--andrzej-k--wroblewski-dla--newsweeka-,86000,1,1.html [data dostępu: 26.11.2012]. !-.


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

Kant I., Krytyka czystego rozumu, przeł. R. Ingarden, Antyk, Kęty 2001. Kopczyńska-Jaworska B., Metodyka etnograficznych badań terenowych, PWN, Warszawa 1971. Kosowska E., Antropologia literatury – moda czy metoda?, „Kultura i Społeczeństwo” 2005, nr 4. Kosowska E., Stąd do Teksasu. Impresje amerykańskie, „Śląsk”, Katowice 2006. Kosowska E., E. Jaworski, Antropologia literatury antropologicznej. Przypadek Clifforda Geertza, w: Antropologia kultury – antropologia literatury. Na tropach koligacji, red. E. Kosowska, A. Gomóła, E. Jaworski, Katowice 2007. Kubica G., Joanna Tokarska-Bakir, czyli paradoks lektury niechętnej, „Res Publica Nowa” 2003, nr 1. Kuper A., Kultura. Model antropologiczny, przeł. I. Kobłon, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2005. Kuper A., Między charyzmą i rutyną. Antropologia brytyjska 1922–1982, przeł. K. Kaniowska, Wydawnictwo Łódzkie, Łódź 1987. Lubaś M., Więcej niż wiedza lokalna. W kierunku postinterpretatywnej koncepcji intensywnych badań terenowych, w: Teren w antropologii. Praktyka badawcza we współczesnej antropologii kulturowej, red. T. Buliński, M. Kairski, Wydawnictwo UAM, Poznań 2011. Malinowski B., Argonauci Zachodniego Pacyfiku. Relacje o poczynaniach i przygodach krajowców z Nowej Gwinei, przeł. B. Olszewska-Dyoniziak, S. Szynkiewicz, przekł. opracował i posł. opatrzył A. Waligórski, PWN, Warszawa 1987. Malinowski B., Dziennik w ścisłym znaczeniu tego wyrazu, wstęp i oprac. G. Kubica, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2002. Malinowski B., Kultura i jej przemiany, przeł. A. Bydłoń, A. Mach, PWN, Warszawa 2000. Malinowski B., Słownictwo Kiriwiny z dzieła Bronisława Malinowskiego ułożone jako leksykon kiriwińsko-polski i polsko-kiriwiński według pomysłu Krystyny Pisarkowej, w: Językoznawstwo Bronisława Malinowskiego, t. 2, Problem znaczenia w językach pierwotnych; Formanty klasyfikujące w języku Kiriwiny, oprac. T. Szczerbowski, Universitas, Kraków 2000. Nahirny R., Losy naukowej łamigłówki. Clifford Geertz, mikrohistorie i podmiotowość, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 2011. Nawarecki A., Mały Mickiewicz. Studia mikrologiczne, Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, Katowice 2003. Nowicka E., Nierozwiązane kwestie w twórczości Clifforda Geertza, w: Geertz. Dziedzictwo – Interpretacje – Dylematy, red. A.A. Szafrański, Wydawnictwo KUL, Lublin 2012.

!-/


AWc_b 8kY^jW" )XQNFMH L LQWHUSUHWDFMH $QDOL]D

Tokarska-Bakir J., Malinowski, czyli paradoks kłamcy, „Res Publica Nowa” 2002, nr 11. Tokarska-Bakir J., Obraz osobliwy. Hermeneutyczna lektura źródeł etnograficznych. Wielkie opowieści, Universitas, Kraków 2000.

G&%6@>5>6C'6; Funkcje i interpretacje. Analiza porównawcza założeń teoretycznych Malinowskiego i Geertza Autor Funkcji i interpretacji podjął się analizy porównawczej teoretycznych założeń Bronisława Malinowskiego i Clifforda Geertza. Punktem wyjścia do tych rozważań była recepcja dorobku polskiego antropologa matrycowana przez „etnograficzną autokreację” Jamesa Clifforda oraz odczytywanie dzieł naukowych badacza kultury trobriandzkiej przez pryzmat opublikowanego pośmiertnie Dziennika w ścisłym znaczeniu tego wyrazu. Propozycje Geertza natomiast często były przedstawiane jako nowatorskie i przełamujące „pozytywistyczne” podejście w antropologii kulturowej. Autor artykułu zwrócił uwagę na to, co inwariantne w dorobku Malinowskiego i Geertza, gdyż warianty teorii antropologicznej w postaci funkcjonalizmu oraz interpretatywizmu zostały uwypuklone w analizach innych naukowców. Dogłębne wczytanie się we Wprowadzenie do Argonautów Zachodniego Pacyfiku oraz wybrane pisma amerykańskiego uczonego pozwoliły na wskazanie licznych podobieństw w ich tekstach naukowych. Buchta zastanawia się: czy w takim razie różnice są tylko powierzchowne i analogie stanowią pokłady głębokiej struktury, natomiast wspólny rdzeń w dorobku obydwu badaczy to paradygmat antropologii kulturowej? Autor Funkcji i interpretacji zgadza się z Ewą Nowicką, która stwierdziła, iż antropologia interpretatywna nie może być traktowana jako osobny, przełomowy nurt, szkoła czy orientacja w naukach o kulturze, co potwierdza zresztą analiza porównawcza metody Malinowskiego i Geertza. Na końcu Buchta zwraca uwagę, iż niniejsze propozycje teoretyczne należy traktować jako idee regulatywne, które z racji rozmachu przekraczają możliwości poznawcze jednostki. Jednak nie oznacza to, że są z tego powodu bezwartościowe. Można czytać je jako świadectwa określonych postaw badawczych i podejścia do przedmiotu badań, bez względu na stopień ich wypełnienia.

!-0


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

G())"%-; Functions and interpretations. Comparative analysis of Malinowski’s and Geertz’s theoretical thesis’s. Author of Functions and interpretations carried out a comparative analysis of Malinowski’s and Geertz’s theoretical thesis. As a starting point to this reflection were chosen receptions of Polish anthropologist’s works determined by James Clifford’s “ethnographic autocreation”; as well as viewing Malinowski’s scientific works through the posthumously published Diary in the strict sense of the term. Geertz’s ideas were, whereas, often shown as innovative and different than positivistic approach present in cultural anthropology. Author of the article noticed invariant components in both Malinowski’s and Geertz’s works, since various options of the anthropological theory in terms of functionalism and interpretative method have already been emphasized in analysis of other researchers. A profound insight into the Introduction to Argonauts of the Western Pacific and on a few selected articles of the American anthropologist allowed to reveal many similarities between their studies. Buchta debates if the differences are only superficial and the analogies are set in deep structure, whereas the common core in work of both of the researchers is the cultural anthropology paradigm? Author of Functions and interpretations agrees with Ewa Nowicka, who stated, that interpretative anthropology cannot be treated as separate, breaking through manner, school or orientation in cultural sciences, which is, in fact, confirmed by the comparative analysis of Malinowski’s and Geertz’s methods. Buchta concludes, that those two theoretical statements should be regarded as regulative ideas, which, concerning, their width, exceed cognitive possibilities of an individual. This, however does not make those theories valueless. They can be read as the evidence of a specific research attitudes and approaches to studied subjects, irrespective of the stage of their fulfillment.

Słowa klucze: funkcjonalizm, antropologia interpretatywna, idee regulatywne, Bronisław Malinowski, Clifford Geertz, Keywords: functionalism, interpretive anthropology, regulative ideas, Bronislaw Malinowski, Clifford Geertz

!-1


Library of the London School of Economics & Political Science Archiwum Bronisława Malinowskiego Kategoria 3/19 - Kula, zdjęcie 18 (fragment)


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

<"%69*="5(9'64'5>

Doktor, adiunkt w Zakładzie Teorii i Historii Kultury UŚ. Autor książek: Dyskurs antropologiczny w pisarstwie Josepha Conrada (2008), Grań kultury. Transgresje alpinizmu (2012). !.3


*<"%69*="5(9'64'5>

Pėej[ hkde

Wyobraźmy sobie, że podążamy śladem tej kiriwińskiej wyprawy uvalaku. Bronisław Malinowski, Argonauci zachodniego Pacyfiku1

Zastanawiające, dlaczego Bronisław Malinowski, antropolog, który wielokrotnie przestrzegał badaczy przed ekstrapolacją zachodnioeuropejskich pojęć na partykularne zjawiska w obrębie kultur tubylczych, nawiązał tytułem swojej pierwszej trobriandzkiej monografii do jednego z klasycznych mitów śródziemnomorskich? Wskazywanie w tym przypadku (po raz już który?) na ukryty etnocentryzm Malinowskiego, jak również doszukiwanie się próby zdyskredytowania przez neurotyka o przerośniętym ego sukcesu słynnej Złotej gałęzi Jamesa George’a Frazera wydaje się naiwne, chociaż wpisuje się w dość szeroki nurt współczesnych krytycznych interpretacji wkładu Malinowskiego w rozwój antropologii kultury. Grażyna Kubica traktuje tytuł monografii bardziej kontekstualnie i stwierdza, że […] bardzo dobrze oddaje zasadnicze cechy dominującej wówczas antropologii. Odwołuje się do zamierzchłych początków

1 B. Malinowski, Argonauci zachodniego Pacyfiku. Relacje o poczynaniach i przygodach krajowców z Nowej Gwinei, przeł. B. Olszewska-Dyoniziak, S. Szynkiewicz, przekł. opracował i posł. opatrzył A. Waligórski, PWN, Warszawa 2005, s. 574.

!.!


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

europejskiej kultury i odnosi je do współczesnych dzikich. Jest to zatem sytuowanie tubylców na etapie, z którego my, Europejczycy, już dawno wyrośliśmy, ale co w pewien sposób nadal w nas trwa. Tytuł ten zatem odwołuje się do ewolucjonistycznej wyobraźni2.

Jak wynika z korespondencji Malinowskiego prowadzonej z pierwszą żoną, Elsie Masson, antropolog planował pierwotnie zatytułować monografię Kula, jednakże William Swan Stallybrass, redaktor wydawnictwa „George Routledge and Sons” stwierdził, że „[…] tytuł w tubylczym języku spowodowałby zmniejszenie sprzedaży o 500 egzemplarzy”3. Zatem tytuł nie byłby tylko nawiązaniem do ewolucjonistycznej koncepcji kultury, lecz raczej próbą oddania trobriandzkiego idiomu kulturowego w ramach modelu europejskiego. Wydaje się więc, że intencją Malinowskiego było zwrócenie uwagi czytelnika na zjawisko kulturowe w całej jego rozciągłości. Chociaż w tytule monografii pojawiają się „Argonauci”, współcześni krytycy zdają się pytać przede wszystkim o „złote runo”. Interpretacje przypominają szybkie rozliczenie efektów: co Malinowskiemu zawdzięczamy, a co badacz zrobił źle i dlaczego. Z podsumowań tych wyłania się obraz ojca totemicznego i toksycznego zarazem. Uderzające jest to, że Malinowski bardzo często traktowany jest jako rodzaj mitu4, na który składa się ambiwalencja „dzieła” i „życia”: „teoria funkcjonalna” i „badania terenowe”, „monografie terenowe” i „intymne dzienniki”. Długa i skomplikowana narracja ulega w tym przypadku bardzo często skróceniu i uproszczeniu: poszukiwanie „złotego runa” oznacza szybki podział łupów5. Tymczasem dla istoty całego mitu nie jest kluczowa interpretacja, 2 G. Kubica, Argonauci, Trobriandy i kula z perspektywy stulecia, w: B. Malinowski, Argonauci zachodniego Pacyfiku. Relacje o poczynaniach i przygodach krajowców z Nowej Gwinei, przeł. B. Olszewska-Dyoniziak, S. Szynkiewicz, przekł. opracował i posł. opatrzył A. Waligórski, PWN, Warszawa 2005, s. XXI. 3 Historia pewnego małżeństwa. Listy Bronisława Malinowskiego i Elsie Masson, red. H. Wayne, przeł. A. Zielińska-Elliott, Muza SA, Warszawa 2012, s. 290–291. 4 Adam Kuper (A. Kuper, Między charyzmą i rutyną. Antropologia brytyjska 1922–1982, przeł. K. Kaniowska, Wydawnictwo Łódzkie, Łódź 1987, s. 19–20) określa kreowaną przez Malinowskiego autobiografię jako klasyczny mit o proroku z jego najważniejszymi elementami (zły początek, przemiana, okres izolacji, uczniowie…). Mnie nie chodzi jedynie o mit biograficzny. Wydaje mi się bowiem, że przywołując podstawowe kategorie z zakresu analizy mitu autorstwa LéviStraussa, takie jak układ opozycji w porządku synchroniczno-diachronicznym, można w tym przypadku mówić o narracji mitycznej obejmującej przede wszystkim dzieło Malinowskiego. Liczni interpretatorzy i komentatorzy, tworząc warianty mitu, eksponują lub dokonują transformacji poszczególnych jego składników. 5 Uważam za bardzo istotną i znaczącą, nie tylko w przypadku recepcji dzieła Malinowskiego, ale również w przypadku interpretacji tekstów kultury współczesnej (również, a może zwłaszcza naukowych!), tendencję do sprowadzania długich narracji do pojedynczych znaków. W tym przypadku również „mit” (w całej jego rozciągłości synchroniczno-diachronicznej)

!.4


CWh[a FWYka_[m_Yp" =ıRWH UXQR

czym „tak naprawdę” ono było6. Najważniejszym składnikiem tego mitu jest żegluga7. Właśnie ten strukturalny nośnik, a nie podobieństwo Argo do masawy, złotego runa do vaygu’a, syren do mulukwausi czy Scylli i Charybdy do „skaczących kamieni”, umożliwia pojawienie się poszczególnych elementów opowieści o kulturze, nie determinując ich przy tym i nie faworyzując żadnego z nich8. W swoim klasycznym eseju Struktura mitów Claude Lévi-Strauss zdecydowanie rozlicza się z dotychczasowymi metodami badania mitów. Francuski badacz krytykuje przede wszystkim jednoznaczne interpretacje, które zatracają ich wewnętrzną strukturę i złożoność; nawet koncepcja archetypu ujednoznacznia związek znaczenia i tematu mitologicznego9. Aby zrozumieć mit, trzeba postrzegać go jako synchroniczno-diachroniczną kombinację mitemów. Kiedy zatem Clifford Geertz zarzuca Malinowskiemu przewagę empatii nad rozumieniem10 a sam Lévi-Strauss utrzymuje, że jednym z najniebezpieczniejszych pojęć pozostawionych nam w spadku przez funkcjonalizm jest pojęcie „ludów izolowanych”11, wypada nie tylko zapytać, czy na kartach Argonautów zachodniego Pacyfiku jesteśmy w stanie wskazać właśnie tak sformułowane tezy, ale przede wszystkim zastanowić się nad strukturą narracji i procesu badawczego stojących u podstaw monografii. Czytając wyżej wspomnianych autorów można by odnieść wrażenie, że Malinowski reprezentuje jakiś wcześniejszy – w sensie ewolucjonistycznym – etap rozwoju antropologii, dajmy na to malowniczo odrębną, ale wewnętrznie niezróżnicowaną „umysłowość prelogiczną”12. Pojawia sprowadzany byłby do znaku – podobnie jak w koncepcji Rolanda Barthesa (por. R. Barthes, Mit dzisiaj, przeł. W. Błońska, w: Tenże, Mit i znak. Eseje, wybór i słowo wstępne J. Błońskiego, PIW, Warszawa 1970), która w tym aspekcie wyraźnie różni się od pojmowania przez Lévi-Straussa mitu jako „dyskursu” (por. C. Lévi-Strauss, Surowe i gotowane, przeł. M. Falski, Aletheia, Warszawa 2010, s. 15). 6 Przykładowe interpretacje: R. Graves, Mity greckie, przeł. Henryk Krzeczkowski, PIW, Warszawa 1974, s. 530. 7 Co ciekawe zresztą, możemy przyjąć, że właśnie żegluga dochodziła coraz bardziej do głosu w kolejnych wersjach mitu; oto, co pisze na temat Argonautyk Gajusza Waleriusza Flakkusa Stanisław Śnieżewski: „Poeta rzymski przesunął punkt ciężkości z motywu odzyskania złotego runa na motyw otwarcia mórz przed ludzkością” (S. Śnieżewski, Waleriusz Flakkus i jego dzieło, w: Gajusz Waleriusz Flakkus, Argonautyki ksiąg osiem, przekł., oprac. i wstęp S. Śnieżewski, Księgarnia Akademicka, Kraków 2004, s. 10). 8 Również w sensie ściśle strukturalnym: struktura podróży ma swoje odzwierciedlenie w innym porządku kulturowym, na przykład Zodiak odzwierciedla najważniejsze epizody podróży Argo (por. tamże, s. 562). 9 Por. C. Lévi-Strauss, Struktura mitów, w: Tenże, Antropologia strukturalna, przeł. K. Pomian, KR, Warszawa 2000, s. 185–187. 10 Por. C. Geertz, „Z punktu widzenia tubylca”. O naturze antropologicznego rozumienia, w: Tenże, Wiedza lokalna, Dalsze eseje z zakresu antropologii interpretatywnej, przeł. D. Wolska, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2005. 11 Por. C. Lévi-Strauss, Drogi masek, przeł. M. Dobrowolska, Wydawnictwo Łódzkie, Łódź 1985, s. 87. 12 W tym miejscu należy przynajmniej zasygnalizować ugruntowaną w antropologii kulturowej zarówno przez funkcjonalizm, jak i strukturalizm upraszczającą interpretację koncepcji Luciene’a Lévy-Bruhla, którego bardzo często stawia się po prostu w jednym szeregu z ewolucjonistami. Klasycznym przykładem jest Myśl nieoswojona Lévi-Straussa, gdzie autor sprowadza koncepcję „umysłowości prelogicznej” jedynie do wymiaru emocjonalnego.

!.,


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

się on zresztą czasem jako mityczny potwór w sensie ścisłym, na przykład na kartach Myśli nieoswojonej, gdzie Lévi-Strauss przestrzega antropologów: Zawsze w rozsądnej odległości między Scyllą a Charybdą: diachronii i synchronii, zdarzenia i struktury, estetyki i logiki – natura tych instytucji musiała się wymykać tym, którzy chcieli ją zdefiniować w jednym tylko aspekcie. Pomiędzy zasadniczą absurdalnością pierwotnych praktyk i wierzeń głoszoną przez Frazera, a ich pozorną ważnością na gruncie rzekomo zdrowego rozsądku, na co powoływał się Malinowski, jest miejsce dla wszelkiej nauki i dla wszelkiej filozofii13.

Oczywiście antropolog nie potrzebuje adwokatów, warto jednak zreflektować się, jak łatwo mityzujemy równolegle: jego dzieło i życie. Tak jak mitu o Argonautach nie można sprowadzić do motywu złotego runa czy Scylli i Charybdy, tak samo narracji mitycznej nie można sprowadzić do znaku: pozostaje ponownie czytać, ponownie żeglować. Teza o „umysłowości prelogicznej”, choć ironiczna, nie jest całkiem nieuzasadniona. Zastanawia fakt, że w ocenach badań Malinowskiego bardzo mocno odzywa się klasyczny podział na doświadczenie i racjonalność, który skutkuje rozgraniczeniem badań terenowych i metod analitycznych. Z jednej strony, widoczny jest opór krytyków przeciwko rzekomemu „misterium” badań terenowych: „Z założeń funkcjonalizmu słusznie można wnosić, że tylko etnograf może być teoretykiem, a zatem znawcą tego społeczeństwa, które bada, ponieważ tylko on może zrozumieć »od wewnątrz«, jak rzeczywiście dany system działa”14. Z drugiej strony, wytyka się brak systemowego myślenia o kulturze w monografiach: „[…] Malinowski […] nigdy nie przedstawił trobriandzkiej »kultury« jako całości. Być może nie mógł się na to zdobyć, gdyż pomimo ustawicznego podkreślania roli wielostronnych powiązań brakowało mu pojęcia systemu. Monografie Malinowskiego przypominają rozumowanie: »kość palca jest połączona z kością stopy, kość stopy jest połączona z kostką« itd. – a nie jakąś teorię anatomiczną”15. Tę opinię warto zestawić z przytomnym stwierdzeniem Andrzeja Waligórskiego: „Koncepcja kultury została wyraźnie C. Lévi-Strauss, Myśl nieoswojona, przeł. A. Zajączkowski, PWN, Warszawa 1969, s. 115. A. Kuper, Między charyzmą…, s. 254–255. 15 Tamże, s. 36. Kuper przyznaje, że był to w przypadku Malinowskiego świadomy wybór metodologiczny, niemniej sam nazbyt często przedstawia ten fakt w kategoriach braku. 13 14

!.-


CWh[a FWYka_[m_Yp" =ıRWH UXQR

zarysowana już we wczesnym okresie twórczości Malinowskiego. I tak znajdziemy ją w Argonautach…, choć Malinowski nie używa wówczas jeszcze samego terminu kultura. Ale samo pojęcie zawarte jest implicite w konstrukcji dzieła, gdy autor w sposób wszechstronny i wyczerpujący opisuje instytucję wymiany kula w obrębie szerszego kontekstu życia plemiennego”16. Naiwna dosłowność może zatem cechować nie tylko Malinowskiego, ale i tych jego czytelników, którzy zamiast patrzeć na jego dzieło całościowo, dokonują punktowej analizy. Inaczej ten problem ujął Raymond Firth: „[…] jeśli wszystko jest ze wszystkim powiązane, to gdzie się ma kończyć opis?”17. W tym kontekście warto zastanowić się, czy opis, analiza i interpretacja zawsze muszą tworzyć hierarchię wyraźnie oddzielonych elementów. Biorąc pod uwagę współczesne próby poststrukturalizmu, wydaje się, że nie. Można by zatem w zasadzie przyjąć, że pewien wyraźny rdzeń metodologiczny połączony z ogólną refleksją nad kulturą jest niejako zatopiony w treść Argonautów… i innych trobriandzkich monografii. Można zaryzykować twierdzenie, że propozycja Malinowskiego nie tyle jest kolejnym etapem rozwoju antropologii kultury, ale przede wszystkim: swoistym archiwum dyskursu antropologicznego18. Większość historyków antropologii19 przedstawia ten etap jej rozwoju wykorzystując opozycję: genialny, językowo utalentowany badacz terenowy – Bronisław Malinowski kontra wybitny teoretyk, któremu nie wyszły badania terenowe – Alfred Reginald Radcliffe-Brown; mediatorem staje się – według klasycznego strukturalistycznego wzorca – Claude Lévi-Strauss20. Swoistym A. Waligórski, Antropologiczna koncepcja człowieka, PWN, Warszawa 1973, s. 337. R. Firth, History of modern social anthropology, cyt. za: A. Kuper, Między charyzmą..., s. 99. 18 Używam oczywiście pojęć w znaczeniu ukutym przez Michela Foucaulta. Por. M. Foucault, Archeologia wiedzy, przeł. A. Siemek, PIW, Warszawa 1977. 19 Por. np. A. Barnard, Antropologia. Zarys teorii i historii, przeł. S. Szymański, wstęp J. Tokarska-Bakir, PIW, Warszawa 2006, s. 100–120. 20 Ten ostatni badacz wskazuje na fakt, że rezygnując z historii, funkcjonaliści „wylali dziecko z kąpielą” wypaczając ideę antropologii przedstawioną przez Franza Boasa; w tym sensie f u n k c j o n a l i z m l o k u j e s i ę p o m i ę d z y b a n a ł e m a n i e m o ż l i w y m : „Albo funkcjonaliści głoszą, że wszelkie poszukiwania etnologiczne muszą polegać na wnikliwym badaniu konkretnych społeczeństw, ich instytucji i stosunków, jakie zachodzą między nimi nawzajem oraz między nimi a obyczajami, wierzeniami i technikami, nadto zaś na badaniu stosunków między jednostką a grupą i między jednostkami w obrębie grupy; uprawiają wtedy to, co w tych samych słowach zalecał Boas w 1895 r. i czego równocześnie domagała się szkoła francuska z Durkheimem i Maussem: dobrą etnografię (Malinowski w swoich początkach uprawiał ją znakomicie, dotyczy to zwłaszcza Argonautów zachodniego Pacyfiku), ale wcale nie widać, na czym miałoby tu polegać przezwyciężenie teoretycznego stanowiska Boasa. Albo spodziewają się oni, że znajdą zbawienie w ascezie i że robiąc to, co każdy dobry etnograf musi robić i robi, nadto zaś przestrzegając, jako jedynego warunku dodatkowego, nakazu zdecydowanego zamykania oczu na wszelką informację historyczną, dotyczącą rozpatrywanego społeczeństwa, i na wszelkie dane porównawcze, zaczerpnięte od społeczeństw sąsiadujących z nimi lub odeń oddalonych – odnajdą zarazem we własnym wnętrzu, przez jakiś niesłychany cud, owe prawdy ogólne które Boas uważał za osiągalne, jakkolwiek widział w nich zwieńczenie przedsięwzięcia tak rozległego, że wszystkie społeczeństwa pierwotne znikną zapewne, nim zdoła ono wyraźnie postąpić naprzód” (C. Lévi-Strauss, Wprowadzenie: historia i etnologia, w: Tenże, Antropologia strukturalna..., s. 19). Po raz kolejny dochodzi do głosu opozycja teoria – empiria. 16

17

!..


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

„sezamie otwórz się” jest w tym przypadku pojęcie struktury, którego brak u Malinowskiego rekompensują jego naturalistyczne zawiązki u RadcliffeBrowna, by wreszcie mogło w pełni rozkwitnąć w teorii francuskiego antropologa. Nie chcąc bynajmniej czynić z Malinowskiego protostrukturalisty, chciałbym jednak spróbować zaaplikować narzędzia strukturalistyczne do propozycji badawczych Malinowskiego po to, aby wskazać pewne elementy, które powtarzają się niejako w porządku synchroniczno-diachronicznym antropologii21. Chciałbym zatem uwzględnić nie tyle podobieństwo pojedynczych mitemów w obrębie funkcjonalizmu i strukturalizmu, ale pewne regularności strukturalne. Przywołując słowa francuskiego antropologa, istnieją dwa sposoby badania mitu (zakładając, że dorobek Malinowskiego jest jego rodzajem22). Z jednej strony możemy traktować mity jako bardzo uogólnione, gotowe kategorie klasyfikacyjne: „Czyż nie jest właściwością mitów, zajmujących tak ważne miejsce w naszych badaniach, przywoływanie zamkniętej przeszłości i nakładanie jej, jak swego rodzaju siatki, na wymiary teraźniejszości, po to, aby odkryć w niej pewne znaczenie, przed którym stawia człowieka jego własna rzeczywistość i w którym łączą się dwa aspekty – historyczny i strukturalny?”23 – pyta Lévi-Strauss na początku szkicu poświęconego historii antropologii; wydaje się, że bardzo często badania Malinowskiego są traktowane (dotyczy to zarówno poszczególnych badaczy – tendencja ta wyraźnie widoczna jest u francuskiego strukturalisty, jak też historyków antropologii, takich jak przywoływany już Barnard) jako swoiste oko siatki klasyfikacyjnej. Równocześnie jednak możemy bardziej wyeksponować aspekt strukturalny, ponieważ „[...] pozornie bardzo odmienne mity są wynikiem procesu transformacji, który podlega pewnym regułom symetrii i inwersji: mity odbijają się jedne w drugich wzdłuż osi, których listę można zbudować”24. Zakładam, że w podobny sposób przeglądają się w sobie badania Malinowskiego i propozycje Lévi-Straussa.

21 Na swoistą wariantowość antropologii wskazuje Kamil Buchta w zamieszczonym w niniejszym tomie artykule Funkcje i interpretacje. Analiza porównawcza założeń teoretycznych Malinowskiego i Geertza. 22 Odwołuję się tu do dwóch aspektów mitologicznych w oparciu o wskazania Lévi-Straussa. Po pierwsze, mit jest rodzajem narzędzia logicznego (por. C. Lévi-Strauss, Struktura mitów…, s. 195) mediującego pomiędzy opozycjami – zakładam, że analogiczne operacje mogą dotyczyć swoistej „dialektyki” pojęć naukowych (wskazuję przede wszystkim na relacje funkcja – struktura oraz empiria – teoria), która odbywa się zarówno w dziele Malinowskiego, jak i „poza” nim w tekstach krytyków (nieustanna, „zwierciadlana” referencja). Po drugie, bardzo często w nauce obserwujemy proces swoistego „przekodowywania” dyskursu abstrakcyjnego na swoistą mitologiczną „wiedzę konkretu” (por. C. Lévi-Strauss, Opowieść o Rysiu, przeł. E. Bekier, Opus, Łódź 1994, s. 7). 23 C. Lévi-Strauss, Pole antropologii, w: Tenże, Antropologia strukturalna II, przeł. M. Falski, KR, Warszawa 2001, s. 7. 24 Tenże, Strukturalizm i ekologia, przeł. J. Kordys, w: Tenże, Spojrzenie z oddali, PIW, Warszawa 1973, s. 184.

!./


CWh[a FWYka_[m_Yp" =ıRWH UXQR

Przedmiotem swojej analizy chciałbym uczynić właśnie Argonautów…, monografię, która uważana jest powszechnie za najmniej przesiąkniętą teorią, a równocześnie wskazywaną jako klucz do propozycji Malinowskiego; na przykład sam Lévi-Strauss uznaje Argonautów… za arcydzieło właśnie z tego powodu25. Zdaję sobie sprawę, że „teoria funkcjonalna” zmieniała się i jej ostatnie wersje można uznać za twór nieco sztuczny względem badań terenowych; interesuje mnie w tym momencie jednak przede wszystkim ogólna m e t o d o l o g i a 26 przenikająca badania Malinowskiego, a nie konkretna teoria traktowana jako ich produkt końcowy. Oczywiście w momencie, gdy przystępujemy do refleksji nad funkcjonalizmem i strukturalizmem, wypada zwrócić się do propozycji, w której po raz pierwszy zestawione zostały na szeroką skalę pojęcia „struktury” i „funkcji”. Pamiętam oczywiście o sarkastycznej uwadze Lévi-Straussa, że osoba upominająca się w tym kontekście o rzekomo zapomnianego Herberta Spencera sama najwyraźniej musiała o nim zapomnieć, ponieważ nazwisko to zostało odpowiednio przepracowane przez całą rzeszę badaczy związanych ze strukturalizmem27. Chciałbym zwrócić jednak w tym miejscu uwagę na zawiązek zasadniczej relacji pomiędzy strukturą a funkcją, jaki pojawia się w dziele angielskiego filozofa. Chodzi oczywiście o znaną zasadę, że „[…] w organizmie społecznym równowaga funkcjonalna pociąga za sobą równowagę strukturalną”28. Równowaga nie wyklucza jednak złożoności, bowiem „[…] postępującemu różnicowaniu się struktury towarzyszy postępujące różnicowanie się funkcji”29. Zasada ta jest podstawą ewolucyjnego myślenia o społeczeństwie, ale również traktowania go jako systemu: „Społeczeństwo znajduje się w stałym rozwoju. W miarę tego rozwoju jego części różnicują się między sobą, prowadząc do coraz większej złożoności struktury. Zróżnicowane części podejmują zróżnicowane funkcje. Funkcje te nie tylko różnią się między sobą, ale też wzajemnie się warunkują”30. To synchroniczno-diachroniczne, rozpoczęte już przez C. Lévi-Strauss, Pojęcie struktury w etnologii, w: Tenże, Antropologia strukturalna..., s. 266. Z. Mach, Bronisław Malinowski i Claude Lévi-Strauss, czyli o naturze pewnej kontrowersji w antropologii społecznej, „Studia Socjologiczne” 1979, nr 3, analizując koncepcje magii i religii u obydwu badaczy podkreśla, że różnice między nimi są przede wszystkim natury metodologicznej i ontologicznej. Mimo to można, zdaniem autora, doszukiwać się w tych propozycjach punktów wspólnych. 27 C. Lévi-Strauss, Posłowie do rozdziału XV, w: Tenże, Antropologia strukturalna..., s. 285. Uwaga dotyczy Georgesa Gurvitcha. 28 H. Spencer, Równowaga i postęp (fragment First Principles), w: L. Kasprzyk, Spencer, „Wiedza Powszechna”, Warszawa 1967, s. 121. 29 Tenże, Społeczeństwo jest organizmem (fragment The Principles of Sociology), w: L. Kasprzyk, Spencer, „Wiedza Powszechna”, Warszawa 1967, s. 133. 30 Tamże, s. 144. 25 26

!.0


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

Comte’a, podejście leży również u podstaw koncepcji „całościowego zjawiska społecznego” autorstwa Marcela Maussa. Warto podkreślić, że choć Malinowski eksponuje najmocniej pojęcie funkcji, nie jest ono całkowicie odseparowane od struktury. Przede wszystkim jednak służyć ma całościowemu zaprezentowaniu danego systemu kulturowego. Krzysztof Jarosław Brozi stwierdza, że w przypadku Malinowskiego „[…] termin »funkcja« określa sytuację badanego przedmiotu w strukturze funkcjonalnej” i może być on równocześnie pojmowany „[…] jako skutek dawniej istniejącego stanu, jako korelacja różnych elementów danej kultury i wreszcie jako skala i sposób zaspokojenia potrzeb w obrębie danego standardu kulturowego określonego obowiązującym tu systemem wartości”; co ważne, Brozi zwraca również uwagę (za Józefem Szczepańskim) nie tylko na strukturalną właściwość funkcji, ale także jej praktyczny aspekt w sensie „korelacji zachodzących pomiędzy zjawiskami kulturowymi a ich przebiegiem”31. Z kolei Jan Kubik przypomina, że na długo przed znanym ze szkicu Naukowa teoria kultury stwierdzeniem, że funkcja to „całościowe zaspokojenie potrzeb”, pojęcie to pojawia się w doktoracie Malinowskiego O zasadzie ekonomii myślenia, równolegle do propozycji Emile’a Durkheima32. Potwierdza to również Andrzej K. Paluch: „Już w swojej pracy doktorskiej z zakresu filozofii Malinowski wypowiadał pogląd, że »najogólniejszym pojęciem« ujmującym zależności między elementami rzeczywistości […] jest pojęcie funkcji”33. W efekcie funkcja określona zostaje już w pierwszej rozprawie naukowej Malinowskiego jako „najszersza forma” służąca do opisu „stosunków pomiędzy rzeczami i ich wzajemnych zależności”34. Wydaje się, że znaczenie tego pojęcia w metodologii Malinowskiego bardzo dobrze określa krytyczny głos Octavio Paza: Malinowski twierdzi, że „faktów społecznych nie da się zredukować do rangi rozproszonych fragmentów, człowiek je przeżywa, realizuje i ta subiektywna świadomość – na równi z ich obiektywnymi warunkami – jest jedną z form ludzkiej rzeczywistości”. Wielką zasługa Malinowskiego jest d o ś w i a d c z a l n e K.J. Brozi, Antropologia funkcjonalna Bronisława Malinowskiego, Wydawnictwo Lubelskie, Lublin 1983, s. 80–81. Por. J. Kubik, O pojęciu funkcji w antropologii Malinowskiego, w: Antropologia społeczna Bronisława Malinowskiego, red. M. Flis i A. K. Paluch, PWN, Warszaw 1985. 33 Andrzej K. Paluch, Bronisława Malinowskiego rozumienie kultury, w: tamże, s. 119. Oznacza to również „sposób, w jaki […] system jest powiązany z otoczeniem fizycznym” (artykuł Malinowskiego Anthropology z Encyclopaedia Britannica, cyt. w: J. Kubik, O pojęciu..., s. 148). 34 B. Malinowski, O zasadzie ekonomii myślenia, w: Tenże, Dzieła, t. 1, red. A.K. Paluch, PWN, Warszawa 1984, s. 365. 31

32

!.1


CWh[a FWYka_[m_Yp" =ıRWH UXQR

wykazanie, że wyobrażenia, jakie społeczeństwo ma o samym sobie, stanowią nieodłączną część tego społeczeństwa. W ten sposób Malinowski zrewaloryzował pojęcie znaczenia w fakcie społecznym, sprowadził je jednak do kategorii funkcji. Idea relacji – podstawowa u Maussa – rozmywa się w pojęciu funkcji: rzeczy i instytucje są znakami, ponieważ są funkcjami35.

Wydaje mi się, że interpretacja Paza wskazuje nam zasadniczy charakter pracy badawczej Malinowskiego, który widoczny jest zwłaszcza w Argonautach…: ukazać, w jaki sposób złożony strukturalnie konglomerat kultury w praktyce przeistacza się w pozornie niezróżnicowaną c a ł o ś ć . W efekcie zatem mamy do czynienia z dążeniem do ukazania morfologii kultury w działaniu. Podkreśla to sam Malinowski na kartach ostatniego rozdziału Argonautów…, chociaż w tej monografii pojęcia „struktura” i „funkcja” pojawiają się sporadycznie: „Sądzę, że głębsza analiza oraz porównanie sposobu, w jaki dwa różne aspekty kultury są funkcjonalnie od siebie uzależnione, mogłyby dostarczyć interesującego materiału dla refleksji teoretycznej”36. Jednakże, i na to zdaje się zwracać uwagę Malinowski w szczególności, morfologia nigdy nie funkcjonuje w praktyce społecznej jako struktura; widać to chociażby w znanej dyspozycji badawczej dotyczącej przedstawienia „anatomii kultury tubylców oraz struktury ich społeczeństwa”: „Wszystko to jednak, mimo że skrystalizowane i ustalone, nie zostało nigdzie sformułowane. Nie ma tu spisanego czy wyodrębnionego kodeksu praw, a cała plemienna tradycja, cała struktura społeczeństwa są ucieleśnione w najbardziej nieuchwytnym ze wszystkich materiale – w istocie ludzkiej”37. W ten oto sposób Bronisław Malinowski wskazuje nie tylko na człowieka jako nośnik pewnej kulturowej wiedzy, ale również na wykonawcę i realizatora pewnych kulturowych norm (instytucji, struktur). Stąd, jak sądzę, uporczywe dążenie Malinowskiego do uchwycenia „[…] tubylczego punktu widzenia, stosunku krajowca do życia, zrozumienie jego poglądu na jego świat. Przedmiotem naszych studiów jest człowiek, musimy więc badać wszystko to, co jego dotyczy w sposób najbardziej bezpośredni, to znaczy wpływ, jaki wywiera na niego całokształt życia”38. Słowa te nie są dla mnie dowodem naiwności poznawczej Malinowskiego lub jego ukrytego etnocentryzmu (a są to zarzuty O. Paz, Lévi-Strauss albo nowa uczta Ezopa, przeł. P. Fornelski, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1997, s. 12–13. B. Malinowski, Argonauci…, s. 616. 37 Tamże, s. 22–23. 38 Tamże, s. 39. 35 36

!.2


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

płynące często z różnych stron, np. ze strony przedstawicieli strukturalizmu, jak i antropologii refleksyjnej), ale głębokiej świadomości, że k u l t u r a j e s t f u n k c j ą ż y c i a , dlatego też czasem pogrąża się w jego pozornej niejasności, nieprzejrzystości, choć nie oznacza to, że przestaje być racjonalna czy celowa: Analiza treści zaklęć, badania nad sposobem, w jaki są wypowiadane, a także nad sposobem wykonywania towarzyszących obrzędów, obserwacje zachowania krajowców, zarówno jako aktorów, jak i widzów, znajomość pozycji społecznej i społecznych funkcji specjalisty w zakresie magii – wszystko to odkrywa przed nami nie tylko samą strukturę ich wyobrażeń o magii, lecz także wiążące się z nimi uczucia, sentymenty i emocje oraz charakter magii jako siły społecznej39.

Bardzo charakterystyczne jest stwierdzenie Malinowskiego, że celem Argonautów… jest przedstawienie „żywego obrazu wydarzeń”40. Nie chodzi tu bynajmniej, jak sądzę, o impresyjny opis całości kulturowej, ale próbę przedstawienia sposobu jej f u n k c j o n o w a n i a . Z podobnym nieco dookreśleniem pojęcia „funkcja” mamy do czynienia w napisanym dużo później eseju Alfreda Reginalda Radcliffe-Browna, w którym autor eksponuje przede wszystkim wkład Durkheima. Z tekstu tego dowiadujemy się, że „społeczne życie zbiorowości określamy […] jako funkcjonowanie struktury społecznej”41. Z jeszcze prostszym wyjaśnieniem pojęcia mamy do czynienia w równolegle do Argonautów… wydanej monografii Wyspiarze z Andamanów, gdzie „funkcja społeczna” określona jest jako „działanie instytucji”42. Radcliffe-Brown wskazując na analogię między strukturą społeczną a organizmem podkreśla istnienie trzech problemów badawczych: morfologii i fizjologii społecznej oraz rozwoju społeczeństwa, przy czym jako zasadniczą różnicę pomiędzy organizmem zwierzęcym a społecznym wskazuje niemożność badania morfologii w oddzieleniu od fizjologii w tym drugim przypadku: „[...] 39 Tamże, s. 477 (w oryginale, B. Malinowski, Argonauts of the Western Pacific. An Account of Native Enterprise and Adventure in the Archipelagoes of Melanesian New Guinea, Routledge & Kegan Paul Ltd., London 1966, p. 397: „[…] not only the bare structure”). 40 Tamże, s. 617. Wydaje mi się, że mocniej wybrzmiewa to w oryginale: „[…] a vivid impression of the events” (B. Malinowski, Argonauts…, p. 516). 41 A.R. Radcliffe-Brown, O pojęciu funkcji w naukach społecznych, przeł. D. Niklas, w: Świat człowieka – świat kultury. Antologia tekstów klasycznej antropologii, wybór i red. nauk. E. Nowicka, M. Głowacka-Grajper, PWN, Warszawa 2007, s. 592. 42 Tenże, Wyspiarze z Andamanów. Studia z antropologii społecznej, przeł. A. Kościańska, M. Petryk, Wydawnictwo Marek Derewiecki, Kęty 2006, s. 233.

!/3


CWh[a FWYka_[m_Yp" =ıRWH UXQR

w społeczeństwach ludzkich strukturę społecznie jako całość można obserwować tylko w jej funkcjonowaniu”43. Zasadniczą różnicą pomiędzy propozycjami Radcliffe-Browna i Malinowskiego jest fakt, że o ile dla tego pierwszego polem badań jest społeczeństwo, to Malinowski jako kategorię nadrzędną wskazuje kulturę w ogólności44; inaczej zatem w obydwu przypadkach będzie prezentowało się „działanie” odpowiedniej „całości”45. W tym miejscu jeszcze raz chciałbym powrócić do tytułu monografii Malinowskiego. Zwróćmy uwagę, że określenie „Argonauci” wskazuje na zasadniczy rdzeń książki: jest nim żegluga. Z kolei w tytule monografii RadcliffeBrowna mamy „wyspiarzy” i można zaryzykować twierdzenie, że również analiza zaprezentowana w książce, choć niezwykle drobiazgowa, w pewien sposób zapowiadająca już procedury strukturalistyczne, jest dość statyczna, lokalna. Widać to nawet w spisie treści rozdziałów, które stanowią kolejne piętra morfologiczne46. Oczywiście nie oznacza to braku fizjologii, ale w ten sposób zostaje ona przekodowana na plan synchronii. Malinowski dokonuje manewru w swej prostocie genialnego: chociaż przedmiotem monografii jest s y s t e m kula, to rastrem pozwalającym nam odtworzyć zarówno jego morfologię, jak i kontekst, jest p o d r ó ż , którą odbywamy na kartach książki równocześnie z antropologiem i z tubylcami. Jest to manewr istnie strukturalistyczny, by opisywać za pomocą siebie dwa porządki z tą jednak różnicą, że w przypadku Malinowskiego struktura powierzchniowa przyjmuje postać w y d a r z e n i a . Zaryzykuję stwierdzenie, że o ile strukturalizm wydobywa synchronię z diachronii, w propozycji funkcjonalnej Malinowskiego synchronia przedstawiona zostaje w ramach diachronii. Następstwo kolejnych rozdziałów Argonautów… podporządkowane jest diachronii rejsu kula. Zabieg ten postrzegam bardziej jako konsekwencję metodologiczną, niż jako sprawny chwyt narracyjny. Zwraca uwagę konsekwencja, z jaką Malinowski pilotuje nas w tym rejsie: rozpoczynamy od swoistej żeglugi „palcem po mapie” poznając obszar kula na terytorium Tenże, O pojęciu..., s. 593. Por. M. Flis, Malinowski a Radcliffe-Brown: dwie wersje funkcjonalizmu, w: Antropologia społeczna... 45 W efekcie można zaryzykować stwierdzenie, że o ile Radcliffe-Brown, jak również badacze reprezentujący nurt strukturalistyczny, kładą nacisk na „strukturę funkcji”, Malinowskiego interesuje ostatecznie „funkcja struktury funkcji”. Za Piotrem Bogatyriewem można przyjąć, że ten drugi termin oznacza zarówno całościowy, kontekstualny konglomerat funkcji, ale też tożsamy jest poczuciem tożsamości, „naszości” przejawiającej się w działaniach reprezentantów konkretnej grupy kulturowej (por. Tenże, Funkcja stroju ludowego na obszarze morawskosłowackim, w: Tenże, Semiotyka kultury ludowej, przeł. Z. Saloni, wstęp, wybór i oprac. M.R. Mayenowa, PIW, Warszawa 1979, s. 222–227). 46 Por. A. Waligórski, Antropologiczna…, s. 313: „[…] w dawniejszych opracowaniach etnograficznych poszczególne dziedziny działalności kulturowej […] traktowane były jako odrębne działy, w ujęciu funkcjonalnym stają się one częściami powiązanych ze sobą całości”; zmianę tę, choć „w mniejszym stopniu”, autor przypisuje również monografii Radcliffe-Browna. 43 44

!/!


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

Massimów. Następnie wpływamy na Lagunę Kiriwina i udajemy się na spacer po wiosce. Dopiero po niezbędnych przygotowaniach możemy wybrać się w rejs w kierunku wysp Amphlett i Dobu. Czytelnik Argonautów… cały czas pozostaje w ruchu; wynika stąd podwójna korzyść: widzi zarówno działanie tubylców, ale też i działanie antropologa starającego się zasygnalizować, w których miejscach tekstu pozwala sobie na impresję, gdzie udało mu się zebrać lepszy lub gorszy materiał. Struktura kulturowa bardzo często pokazana jest w ramach konkretnej sytuacji, poprzez pryzmat emocji i działań jednostki. Badacz pisze na przykład: „Przysłuchajmy się niektórym rozmowom i spróbujmy wczuć się w atmosferę otaczającą tę garstkę ludzi, wyrzuconych na wąską ławicę piaskową, z dala od domów, żeglarzy zmuszonych polegać jedynie na wątłych czółnach w czasie całej długiej podróży, jaką jeszcze mają przed sobą”, po czym dodaje: „W takich właśnie okolicznościach miałem możność najlepszego wglądu w tę dziedzinę tubylczych wierzeń i psychologii”47. Zresztą badacz nie jest tu aż tak naiwny, jak często przypisuje się to jego powierzchownie odczytywanym deklaracjom: nie tylko opisując podróż przedstawia fakty kulturowe, ale czyni z podróży pewien model teoretyczny. Z jednej strony podczas spaceru w drugim rozdziale pisze o trudności przekazania pierwszych wrażeń48, ale równocześnie w innym miejscu podkreśla, że mamy w tym przypadku do czynienia z „wyimaginowaną pierwszą wizytą”49. Również opisując poszczególne elementy kultury, antropolog starannie dobiera poszczególne warianty przynależące do serii50. Oznacza to konieczność przedstawienia, jak tubylcy mierzą się z granicami kulturowymi, ostatecznie bowiem wymiana kula jest sposobem przekraczania granic, chociaż dzieje się to na stosunkowo małym obszarze: „Interesujące są obserwacje, jak tubylcy, żyjący na pograniczu dwóch kultur i dwóch typów wierzeń, odnoszą się do powstających na tym tle różnic”51 – stwierdza Malinowski w kontekście porównania mieszkańców wysp Boyowa i Dobu. Do listy nowatorskich rozwiązań zastosowanych na kartach B. Malinowski, Argonauci…, s. 290. Por. tamże, s. 69. 49 Tamże, s. 75. 50 Por. tamże, s. 146: „O dwóch pierwszych odmianach czółna wspominamy tylko dla porównania w kilku słowach, aby uczynić jaśniejszy opis typu trzeciego”; tamże, s. 206: „Wybrałem dwa konkretne przykłady, zaobserwowane w Kiriwina i Vakuta, to znaczy zarówno w okręgu, gdzie władza wodza jest największa, jak też na terenie, gdzie dystans między wodzem a zwykłym członkiem plemienia, jeśli chodzi o rangę i bogactwo, był zawsze i pozostał nieznaczny. W obu wypadkach występuje zwyczaj zapłaty za wykonaną pracę, z tą tylko różnicą że w Kiriwina zapłata jest większa. W Vakuta oczywiście przybiera charakter raczej wymiany usług, podczas gdy w Kiriwina wódz daje swojemu budowniczemu zarówno utrzymanie, jak i wynagrodzenie. W obu wypadkach mamy do czynienia z wymianą fachowych usług za żywność”. 51 Tamże, s. 61. 47 48

!/4


CWh[a FWYka_[m_Yp" =ıRWH UXQR

Argonautów…, obok wyeksponowania metody badawczej, uwypuklenia znaczenia oryginalnych wypowiedzi tubylców, należy dopisać próbę przedstawienia kultury w konkretnym działaniu. Oczywiście należy tu pamiętać o poważnym zastrzeżeniu autorstwa Claude’a Lévi-Straussa: „[...] twierdzenie, że społeczeństwo funkcjonuje – jest banałem; ale twierdzenie, że wszystko w danym społeczeństwie funkcjonuje – to absurd”52. Ujęcie funkcjonalne, którego zręby metodologiczne widzimy już w Argonautach… pozwala spojrzeć na kulturę nie tylko jako na strukturę, ale pewną domenę praktyki, doświadczenia i życia. Bardzo dobrze ten wkład Malinowskiego dookreślił Lévi-Strauss w innym swoim tekście: W tym samym czasie – i niewątpliwie wzajemnie udzielając sobie pomocy – uczeni ci udowodnili (Mauss w teorii, Malinowski w praktyce), jakie znaczenie w naukach etnologicznych może mieć przeprowadzenie dowodu. Jako pierwsi zrozumieli, iż nie wystarczy dekompozycja i drobiazgowa analiza. Fakty społeczne nie sprowadzają się do rozproszonych fragmentów – są one przeżywane przez ludzi: zarówno subiektywna świadomość, jak i ich cechy obiektywne to jedna z form ich realności.

Kiedy Malinowski bezkompromisowo wprowadzał warunek uczestniczenia przez etnografa w życiu i myśli tubylców, Mauss twierdził, że najważniejszy jest „ruch całości, jej aspekt żywy, przelotna chwila, gdy społeczeństwo zyskuje, gdy ludzie zyskują uczuciowo świadomość siebie samych i swej sytuacji względem innych”. Jedynie ta empiryczna i subiektywna synteza gwarantuje, iż wcześniejsza analiza, doprowadzona aż do kategorii nieuświadomionych, niczego nie pominie. Cóż, z pewnością doświadczenie to będzie w dużej mierze iluzoryczne: nigdy się nie dowiemy, czy inny, z którym wszak nie możemy się utożsamić, z elementów swego bytu społecznego

52 C. Lévi-Strauss, Wprowadzenie…, s. 20. Należy w tym miejscu zauważyć, że poglądy Lévi-Straussa są w tym aspekcie zbliżone do stanowiska Alfreda Louisa Kroebera: „Wszyscy funkcjonaliści kładą niezwykły nacisk na integrację. Polega to albo na formułowaniu explicite tego, co zawsze było uznane, albo w najbardziej skrajnej formie sprowadza się do podniesienia integracji do rangi ostatecznej zasady, co dusi w zarodku wszelkie dalsze badania”. Kroeber zwraca też uwagę, że funkcjonaliści, zajmujący się „fizjologią kultury i społeczeństwa”, interesują się „wyodrębnieniem procesów, ujawnieniem dynamiki” (Struktura, funkcja i wzór w biologii i antropologii, w: Tenże, Istota kultury, przeł. P. Sztompka, PWN, Warszawa 2002, s. 113). Koncepcja „wzoru kulturowego” w antropologii amerykańskiej może być rozpatrywana w kontekście pojęć struktury i funkcji jako ich swego rodzaju wypadkowa.

!/,


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

tworzy syntezę dokładnie przystającą do tej, którą my stworzyliśmy. Nie trzeba jednak posuwać się aż tak daleko; trzeba jedynie – a do tego wystarczy poczucie wewnętrzne – by synteza choćby w przybliżeniu wychodziła od ludzkiego doświadczenia53.

Zwróćmy uwagę na konstrukcję wywodu antropologa: przyznając wagę doświadczeniu, jednocześnie dokonuje on „klasycznego” przeciwstawienia Malinowskiego jako praktyka – teoretykowi (tym razem w tej roli występuje Marcel Mauss54); dodatkowo doświadczenie Malinowskiego sprowadzone jest do „bezwarunkowej zasady uczestnictwa” z pominięciem drobiazgowo opisanej metody. Można w tym przypadku zaryzykować wręcz twierdzenie zgodne z diagnozą Aleksandra Piatigorskiego i Jurija Łotmana, że relacja tekst – funkcja powiązana jest pośrednio z zasadniczym rozróżnieniem tekst – nie-tekst55. Strukturalizm, rzecz jasna, również nie odżegnuje się od praktyki i doświadczenia, funkcja musi być więc, rzecz jasna, weń wpisana: „Nawet jeżeli wszystkie sposoby funkcjonowania umysłu człowieka w różnych społeczeństwach – a w każdym z nich w odmiennych okresach jego historii – zakładają wspólne wyposażenie, ta umysłowa maszyneria nie pracuje w próżni. Jedne tryby zazębiają się z innymi; obserwacja nigdy nie jest w stanie ujawnić przypadającego im udziału w pracy całości, stwierdzamy jedynie skutki ich współdziałania”56. O ile jednak w swoich badaniach Lévi-Strauss czasem dochodzi w związku z tym do momentu, w którym spotkawszy „tylko” i „aż” dzikich nie potrafi wydobyć z tej kultury (jak najbardziej funkcjonalnej, zbyt funkcjonalnej, ponieważ kultura całkowicie utożsamiła się w niej w oczach antropologa z „życiem”) strukturalnych właściwości57, o tyle strategia Malinowskiego jest inna. C. Lévi-Strauss, Pole…, s. 12. Oczywiście gdyby nie Argonauci…, być może nie powstała by koncepcja „całościowego zjawiska społecznego”. Warto przy tym podkreślić, że również w myśli Maussa jest miejsce zarówno na strukturę, jak i na funkcję: kiedy bada on przemiany sezonowe w kulturze Eskimosów, punktem wyjścia jest dlań „morfologia społeczna”, jednakże gdy przystępuje on do ujęcia całości w ruchu pomiędzy dwoma porami roku, posługuje się właśnie pojęciem funkcji: „[…] życie społeczne we wszystkich jego formach – moralnej, religijnej, prawnej itd. – jest funkcją swego podłoża materialnego, […] zmienia się ono wraz z tym podłożem, tzn. wraz z masą, gęstością, formą i składem zgrupowań ludzkich” (M. Mauss, Szkic o sezonowych przemianach społeczeństw Eskimosów. Studium z morfologii społecznej, w: Tenże, Socjologia i antropologia, wstęp C. Lévi-Strauss, przeł. M. Król, K. Pomian, J. Szacki, KR, Warszawa 2001, s. 509). 55 Por. A. Piatigorski, J. Łotman, Tekst i funkcja, przeł. J. Faryno, w: Semiotyka kultury, wybór i oprac. E. Janus, M.R. Mayenowa, PIW, Warszawa 1975. 56 C. Lévi-Strauss, Strukturalizm…, s. 179. 57 Tenże, Smutek tropików, przeł. A. Steinsberg, PIW, Warszawa 1960, s. 356 o Indianach Munde pisze: „[…] byli oni zbyt dzicy!”, chociaż problemu upatruje on przede wszystkim w nieznajomości ich języka. Inaczej jednak w przypadku Nambikwara: „Poszukiwałem społeczeństwa sprowadzającego się do jego najprostszego wyrazu. Nambikwara było nim do tego stopnia, że znalazłem w nim tylko ludzi” (tamże, s. 340). 53

54

!/-


CWh[a FWYka_[m_Yp" =ıRWH UXQR

Zwróćmy uwagę, że już samo czółno jest dla Malinowskiego nie tylko przedmiotem, elementem strukturalnym, ale że wchodzi ono w warstwicowy układ systemów kultury. „Pełna etnograficzna rzeczywistość czółna” zakłada opis tych systemów, które umożliwiają jego zaistnienie, począwszy od struktury społecznej, przez magię, technikę wytworzenia, na zastosowaniu skończywszy58. Efektem jest wskazanie ciągów transformacji pomiędzy poszczególnymi systemami59: „Czytając dalsze opisy zobaczymy zupełnie wyraźnie, że magia wprowadza porządek i ustala kolejność różnych czynności i że to właśnie ona i związana z nią obrzędowość są podstawowymi środkami, które zapewniają współdziałanie społeczności oraz kierują organizacją pracy zespołowej”60. Oprócz tego antropologa interesuje „historia życia” czółna oraz postawa emocjonalna tubylców względem niego61. W efekcie strukturą staje się, jak już wskazałem, podróż czółna, zarówno w rozumieniu dosłownym (rejs w celu wymiany kula), jak i bardziej ogólnym (sposób wykorzystania czółna jako funkcja określonego kontekstu). To właśnie w trakcie podróży jesteśmy w stanie zaobserwować zarówno międzyplemienne warianty mitu, magii i technologii, jak również sposoby wzajemnego uwarunkowania poszczególnych systemów kulturowych62. Chociaż tak istotne z punktu widzenia strukturalisty, szczegółowe opozycje jak południe – północ w przypadku rozprzestrzenia się czółna63 oraz góra – dół w sferze magii

58 Sama budowa czółna, choć złożona, kształtowana przez rozliczne systemy kulturowe, musi być traktowana całościowo, na co zwraca uwagę Malinowski również w swych tekstach teoretycznych: „Forma i struktura czółna pozostaje w ścisłym związku z techniką i sposobem jego użycia” (B. Malinowski, Kultura, przeł. A. Waligórski, w: A.K. Paluch, Malinowski, „Wiedza Powszechna”, Warszawa 1981, s. 144). 59 Jest to ważny element w badaniach strukturalistycznych, por. C. Lévi-Strauss, D. Eribon, Z bliska i z oddali, przeł. K. Kocjan, Wydawnictwo Opus, Łódź 1994, s. 135. 60 B. Malinowski, Argonauci…, s. 151. 61 Tamże, s. 138–139. W ten sposób Malinowski również realizuje wzorcową strategię antropologiczną wskazaną przez Claude’a Lévi-Straussa w twórczości Marcela Maussa: „Całościowy fakt społeczny ukazuje się […] jako trójwymiarowy. Musi on łączyć wymiar ściśle socjologiczny z jego wieloma aspektami synchronicznymi, wymiar historyczny czy diachroniczny i, wreszcie, wymiar fizjo-psychologiczny” (Wprowadzenie do twórczości Marcela Maussa, w: M. Mauss, Socjologia i antropologia, s. XXIX). 62 Różnica pomiędzy Maussem a Malinowskim wynika, zdaniem Lévi-Straussa, z ich propozycji teoretycznych. Na tym poziomie bowiem Malinowski niejako „uwstecznił” swój system, ponieważ „[…] przekształcił pojęcie funkcji w duchu naiwnego empiryzmu tak, by określało ono jedynie faktyczny pożytek, jaki społeczeństwo odnosi ze swych zwyczajów i instytucji; Mauss natomiast rozumiał to pojęcie wzorując się na algebrze, tzn. zakładając, że jedne wartości społeczne są poznawalne jako funkcje drugich. Tam, gdzie Mauss rozpatrywał stały stosunek między zjawiskami i w nim szukał ich wytłumaczenia, Malinowski zapytuje tylko, czemu one służą, aby znaleźć racje ich istnienia. Takie postawienie problemu unicestwia wszystkie poprzednie osiągnięcia, gdyż wprowadza ponownie postulaty pozbawione wartości naukowej” (Wprowadzenie…, s. XLI). W kontekście powyższych analiz teza ta wydaje się nieco przesadzona. Również „teoria funkcjonalna” nie sprowadza się tylko do kwestii prostego zaspokojenia potrzeb, biorąc pod uwagę powiązania między potrzebami a także pomiędzy instytucjami oraz określenie funkcji (w stosunku do zasady naczelnej) jako zaspokojenia wprawdzie, ale całościowego. 63 Por. B. Malinowski, Argonauci…, s. 355.

!/.


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

czółna64 są jedynie zaznaczone w opisie i nie stają się podstawą analizy, widzimy wyraźnie w trakcie rejsu fizjologię relacji na linii mit – magia. Z jednej strony mamy do czynienia z „[…] normatywnym oddziaływaniem mitu na zwyczaj”65; z drugiej strony magia stanowi rolę dynamicznego pomostu pomiędzy rzeczywistością mityczną a współczesną66, tym samym pozwala badaczowi na wgląd w sferę praktyki kulturowej: „Ta sprawa – prawidłowe zrozumienie tego, co znaczy magia systemowa – posiada najwyższą doniosłość teoretyczną, ponieważ odsłania ona charakter związku pomiędzy działalnością magiczną i praktyczną oraz wskazuje jak bardzo są one ze sobą związane”67. Równocześnie jednak system mityczny cały czas ma swój konkretny odpowiednik w diachronii krajobrazu: „[…] mit ożywia krajobraz i nadaje mu pewną indywidualność społeczną. […] Świat mitu nabiera konkretu w skałach i wzgórzach, w zarysie wybrzeży czy mórz, których kształty uległy zmianie”68. Rytm całości systemu nadaje natomiast diachronia podróży, bowiem odpowiednie mity opowiadane są przez tubylców i analizowane przez antropologa w odpowiednich miejscach podróży. Przede wszystkim Malinowskiego interesuje jednak nieustanne przekształcanie systemu w kontekst: „Musimy przeto tutaj spróbować odtworzyć wpływ mitu na ten rozległy krajobraz, zobaczyć, jak go on zabarwia, nadaje znaczenie i przekształca w coś żywego i znajomego”69. Co więcej, Malinowski w pewnym momencie wspomina nawet o „geografii mitów o tematyce kula”70, co tak naprawdę przeczy przypisywanemu mu izolacjonizmowi: dopiero bowiem w trakcie podróży dowiemy się, że Wyspy Trobrianda, Woodlark, Amphlett i Dobu, choć przynależą do grupy Massimów, kulturowo odróżniają się od siebie niczym seria podlegających przekształceniom wariantów. Podróż wyznacza w Argonautach… również specyficzny rytm narracji. Wielokrotnie spotykamy na kartach monografii następujące deklaracje: „Musimy obecnie podać opis praktyk tej magii [kaygau], poczynając od momentu, gdy toliwaga wyrusza na zamorską wyprawę. Śledząc jej przebieg, musimy również wspomnieć o tym, jak tubylcy wyobrażają sobie przebieg katastrofy łodzi oraz jakie powinno być zachowanie się grupy rozbitków”71. Malinowski Por. tamże, s. 305–306. Tamże, s. 397. 66 Por. tamże, s. 370–371. 67 Tamże, s. 498. 68 Tamże, s. 400. 69 Tamże, s. 365. 70 Tamże, s. 374. 71 Tamże, s. 308. 64 65

!//


CWh[a FWYka_[m_Yp" =ıRWH UXQR

dąży przy tym bardzo często do przedstawienia w jednej narracji mieszaniny struktury i doświadczenia: „Tak więc relacja, którą tu przytaczamy, stanowi nie tylko podsumowanie tubylczych wierzeń; jest sama w sobie dokumentem etnograficznym, ilustruje bowiem sposób, w jaki tego typu historia byłaby opowiadana przy obozowym ognisku, gdzie ten sam temat powtarza w nieskończoność ten sam narrator, a słucha to samo audytorium, podobne dzieciom, które zawsze chętnie słuchają znanych opowieści czy baśni”72. W efekcie otrzymujemy narrację niezwykle dygresyjną: „Miejscowości spotkane po drodze nasuną nam nowy temat do dłuższej dygresji, tym razem na temat mitologii i legend związanych z kula”73. Właśnie ta „dygresyjna” formuła jest nietypowa i nowatorska dla narracji antropologicznej zwłaszcza, że mamy do czynienia z monografią, a nie gatunkiem eklektycznym, jak w przypadku Smutku tropików. Monografia Malinowskiego właśnie dzięki dygresyjnej (choć niezwykle zdyscyplinowanej) narracji nie jest, jak wiele tego typu opracowań, tablicą taksonomiczną, lecz p o d r ó ż ą 74. Wydaje się więc, że jeżeli nie będziemy nakładać na propozycję Malinowskiego historycznie utrwalonych w humanistyce kategorii, takich jak „teoria” i „empiria”, będziemy mogli zauważyć pewne metodologiczne regularności i inwarianty wynikające z takich kategorii strukturalnych, jak opis i analiza. W gruncie rzeczy, gdy porównamy Argonautów…, funkcjonalizm i strukturalizm, tak naprawdę dostrzeżemy przede wszystkim różnice w rozmieszczeniu akcentów i proporcji pomiędzy poszczególnymi elementami, które „podróżują” w systemie przekształceń już od dawna. Można zaryzykować tezę, że „funkcja” i „struktura” to bazowe dla antropologii, dopełniające się opozycje, za którymi stoi problem objęcia badaniami naukowymi równocześnie działania i myślenia

Tamże. Tamże, s. 355. 74 Również „podróżą” w sensie nawiązania do gatunku. Według Wiktora Ostrowskiego „podróże” to „[…] opisy podróży rzeczywistych i fikcyjnych […] o rozmaitym zakresie i charakterze. […] Jednym z podstawowych celów opisu podróży jest przedstawienie zmieniających się charakterystycznych rysów geograficznych miejscowości i krajów” (hasło Podróż lub podróże, w: Słownik rodzajów i gatunków literackich, red. G. Gazda i S. Tynecka-Makowska, Universitas, Kraków 2006, s. 538). Z kolei Roman Krzywy charakteryzując „opis podróży” stwierdza, że nie ma on „[…] charakteru kategorii gatunkowej, ale stanowi konwencję tematyczno-strukturalną, realizowaną na poziomie różnych gatunków literatury stosowanej, literatury faktu i beletrystyki” (hasło Opis podróży, w: tamże, s. 491). Jako elementy tej konwencji Krzywy wskazuje: 1. autoptyczność; 2. ekspozycję warstwy podmiotowej; 3. ekspozycję warstwy deskryptywnej; 4. sekwencyjność relacji; 5. rozchwianie zależności przyczynowo-skutkowych; 6. dehierarchizację elementów świata przedstawionego. W przypadku monografii Malinowskiego inspiracja konwencją zapewnia dynamikę strukturalną, aczkolwiek sama konwencja ulega rzecz jasna przewartościowaniu w kierunku naukowego obiektywizmu. To, co wyjątkowe w Argonautach… wynika z faktu, że autor stylizuje pracę naukową częściowo na relację z podróży po to, aby całościowo ukazać odpowiedni kontekst kulturowy poprzez jego warstwę wydarzeniową. 72 73

!/0


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

w kulturze. Prowadzą nas one ku bazowym obszarom antropologii i nie da się ich rozdzielić po prostu pomiędzy „funkcjonalizm”75 i „strukturalizm”. Pozwolę sobie zakończyć moją opowieść o Argonautach… jeszcze jednym cytatem z Lévi-Straussa: „[…] Argonautom udaje się ich przedsięwzięcie, składają bowiem bogom umiarkowane obietnice i wypełniają je skrupulatnie”76. Wyciągam ten cytat z kontekstu (chociaż francuski antropolog wskazuje tu między innymi, jak poszczególne etapy drogi zmieniają się w tym przypadku w fazy kalendarza, to znaczy jak mit łączy przestrzeń z trwaniem, co ilustruje również monografia Malinowskiego), wydaje mi się jednak, że zgadza się on ze skromnością i minimalizmem poznawczym Argonautów…, który deklaruje po wielokroć autor: „[Tubylec] [p]osługuje się terminami i wyrażeniami, które my, etnografowie, obowiązani jesteśmy rejestrować jako dokumentację wierzeń, powstrzymując się jednak od budowania na ich podstawie jakiejś zwartej teorii, teoria ta bowiem nie byłaby ani odbiciem stanu umysłu krajowca, ani też żadnej innej formy rzeczywistości”77. W tym sensie, choć na innym poziomie, podobnie jak przywołany przez Lévi-Straussa wariant mitu o Argonautach stanowią Argonauci zachodniego Pacyfiku mediację pomiędzy zapomnieniem, nieporozumieniem a niedyskrecją w systemie komunikacyjnym78, a w tym konkretnym przypadku – w systemie procedur interpretacyjnych antropologii kultury, w którym z podobnymi zakłóceniami mamy nieraz do czynienia. Znane mi wersje mitu o Argonautach nie wspominają, co stało się ze złotym runem po tym, jak Jazon powrócił z Kolchidy i przekazał je Peliasowi. Aplikując jednak metaforę złotego runa do Argonautów... i ich recepcji, możemy przyjąć, że w obrębie nauk o kulturze jest ono wartością wymienną upodobniającą je do instytucji kula79, co obserwujemy na przykładzie nieustannego krążenia pojęć „funkcja” i „struktura”.

75 W jakiejkolwiek jego wersji, również w ramach dzieła Malinowskiego. Niezależnie od naszej współczesnej oceny „naukowej teorii kultury” opartej na potrzebach, w pierwszej kolejności warto wziąć pod uwagę nie tyle dążenie Malinowskiego do swoistego „panracjonalizmu” (równolegle: w kulturze i jej teorii), ale przede wszystkim do ukazania kultury jako systemu d z i a ł a j ą c e g o. K.J. Brozi, Antropologia funkcjonalna…, s. 101, stwierdza: „Kultura wywodzi się zatem z szeroko pojętej praktyki, jest jej przejawem i do praktyki ostatecznie się sprowadza”. Nie od rzeczy będzie przypomnieć w tym miejscu etymologię słowa „funkcja”: wywodzi się ono od łacińskiego functio, czyli „czynność”. 76 C. Lévi-Strauss, Mit i zapomnienie, przeł. W. Grajewski, w: Tenże, Spojrzenie…, s. 314. 77 B. Malinowski, Argonauci…, s. 297. 78 C. Lévi-Strauss, Mit…, s. 307. 79 Wypowiedź dr hab. Anny Gomóły na konferencji Laboratorium Bronisława Malinowskiego, Katowice, 10 kwietnia 2013 r.

!/1


CWh[a FWYka_[m_Yp" =ıRWH UXQR

8_Xb_e]hWƚW0 Antropologia społeczna Bronisława Malinowskiego, red. M. Flis i A.K. Paluch, PWN, Warszaw 1985. Barnard A., Antropologia. Zarys teorii i historii, przeł. S. Szymański, wstęp J. TokarskaBakir, PIW, Warszawa 2006. Barthes R., Mit dzisiaj, przeł. W. Błońska, w: Tenże, Mit i znak. Eseje, wybór i słowo wstępne J. Błońskiego, PIW, Warszawa 1970. Bogatyriew P., Funkcja stroju ludowego na obszarze morawskosłowackim, w: Tenże, Semiotyka kultury ludowej, przeł. Z. Saloni, wstęp, wybór i oprac. M.R. Mayenowa, PIW, Warszawa 1979. Brozi K.J., Antropologia funkcjonalna Bronisława Malinowskiego, Wydawnictwo Lubelskie, Lublin 1983. Gajusz Waleriusz Flakkus, Argonautyki ksiąg osiem, przekł., oprac. i wstęp S. Śnieżewski, Księgarnia Akademicka, Kraków 2004. Foucault M., Archeologia wiedzy, przeł. J. Siemek, PIW, Warszawa 1977. Geertz C., „Z punktu widzenia tubylca”. O naturze antropologicznego rozumienia, w: Tenże, Wiedza lokalna, Dalsze eseje z zakresu antropologii interpretatywnej, przeł. D. Wolska, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2005. Historia pewnego małżeństwa. Listy Bronisława Malinowskiego i Elsie Masson, red. H. Wayne, przeł. A. Zielińska-Elliott, Muza SA, Warszawa 2012. Kasprzyk L., Spencer, „Wiedza Powszechna”, Warszawa 1967. Kroeber A.L., Struktura, funkcja i wzór w biologii i antropologii, w: Tenże, Istota kultury, przeł. P. Sztompka, PWN, Warszawa 2002. Kuper A., Między charyzmą i rutyną. Antropologia brytyjska 1922–1982, przeł. K. Kaniowska, Wydawnictwo Łódzkie, Łódź 1987. Lévi-Strauss C., Antropologia strukturalna, przeł. K. Pomian, KR, Warszawa 2000. Lévi-Strauss C., Antropologia strukturalna II, przeł. M. Falski, KR, Warszawa 2001. Lévi-Strauss C., Drogi masek, przeł. M. Dobrowolska, Wydawnictwo Łódzkie, Łódź 1985. Lévi-Strauss C., Myśl nieoswojona, przeł. A. Zajączkowski, PWN, Warszawa 1969. Lévi-Strauss C., Opowieść o Rysiu, przeł. E. Bekier, Wydawnictwo Opus, Łódź 1994. Lévi-Strauss C., Smutek tropików, przeł. A. Steinsberg, PIW, Warszawa 1960. Lévi-Strauss C., Spojrzenie z oddali, przeł. W. Grajewski, L. Kolankiewicz, M. Kolankiewicz, J. Kordys, PIW, Warszawa 1973. Lévi-Strauss C., Surowe i gotowane, przeł. M. Falski, Aletheia, Warszawa 2010. Lévi-Strauss C., Eribon D., Z bliska i z oddali, przeł. K. Kocjan, Wydawnictwo Opus, Łódź 1994. !/2


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

Mach Z., Bronisław Malinowski i Claude Lévi-Strauss, czyli o naturze pewnej kontrowersji w antropologii społecznej, „Studia Socjologiczne” 1979, nr 3. Malinowski B., Argonauci zachodniego Pacyfiku. Relacje o poczynaniach i przygodach krajowców z Nowej Gwinei, przeł. B. Olszewska-Dyoniziak, S. Szynkiewicz, przekł. opracował i posł. opatrzył A. Waligórski, PWN, Warszawa 2005. Malinowski B., Kultura, przeł. A. Waligórski, w: A.K. Paluch, Malinowski, „Wiedza Powszechna”, Warszawa 1981. Malinowski B., O zasadzie ekonomii myślenia, w: Tenże, Dzieła, t. 1, red. A.K. Paluch, PWN, Warszawa 1984. Mauss M., Szkic o sezonowych przemianach społeczeństw Eskimosów. Studium z morfologii społecznej, w: Tenże, Socjologia i antropologia, wstęp C. Lévi-Strauss, przeł. M. Król, K. Pomian, J. Szacki, KR, Warszawa 2001. Paz O., Lévi-Strauss albo nowa uczta Ezopa, przeł. P. Fornelski, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1997. Piatigorski A., Łotman J., Tekst i funkcja, przeł. J. Faryno, w: Semiotyka kultury, wybór i oprac. E. Janus, M. R. Mayenowa, PIW, Warszawa 1975. Radcliffe-Brown A.R., O pojęciu funkcji w naukach społecznych, przeł. D. Niklas, w: Świat człowieka – świat kultury. Antologia tekstów klasycznej antropologii, wybór i red. nauk. E. Nowicka, M. Głowacka-Grajper, PWN, Warszawa 2007. Radcliffe-Brown A.R., Wyspiarze z Andamanów. Studia z antropologii społecznej, przeł. A. Kościańska, M. Petryk, Wydawnictwo Marek Derewiecki, Kęty 2006. Słownik rodzajów i gatunków literackich, red. G. Gazda i S. Tynecka-Makowska, Universitas, Kraków 2006. Waligórski A., Antropologiczna koncepcja człowieka, PWN, Warszawa 1973.

G&%6@>5>6C'6; Złote runo Artykuł stanowi próbę spojrzenia na historię antropologii kultury nie tylko diachronicznie, poprzez pryzmat rozpowszechnionej kategorii „rozwoju nauki”, która ma proweniencje ewolucjonistyczne, ale w sposób synchroniczny, pod kątem trwających w niej i poddawanych przekształceniom pojęć. Istnieje zatem możliwość uznania Argonautów zachodniego Pacyfiku nie tylko za pionierską „monografię terenową” lub zalążek „teorii

!03


CWh[a FWYka_[m_Yp" =ıRWH UXQR

funkcjonalnej”, ale również za pewien – analogiczny do wizji istnienia mitu w kulturze autorstwa Claude’a Lévi-Straussa – wariant antropologii kultury, ewentualnie jej archiwum (w rozumieniu Michela Foucaulta). Przedmiotem analizy są w tym przypadku relacje pomiędzy pojęciami funkcji i struktury. Okazuje się, że propozycja Malinowskiego nie jest w gruncie rzeczy tak odległa od późniejszych koncepcji strukturalistycznych autorstwa Alfreda Reginalda Radcliffe-Browna i Lévi-Straussa. Dominacja myślenia funkcjonalnego oznacza w tym przypadku położenie nacisku na sposoby wprowadzania w życie i odczuwania konstruktów kulturowych przez tubylców. Dzięki temu Argonauci… stają się przede wszystkim opisem dynamicznej, żyjącej kultury; dlatego też rdzeniem książki – co nietypowe w przypadku prac naukowych z obszaru antropologii – jest podróż ukazująca kulturę w działaniu.

G())"%-; The Golden Fleece The article is an attempt to look upon the history of anthropology not only through the diachronic lenses, the popular “science development” category, which has evolutionistic provenience, but also synchronic, through the process of moulding and shifting concepts. Thus, it is possible, to claim Argonauts of the Western Pacific not only as a pioneering “fieldwork monograph” or an origin of the “functionalism theory”, but also as – analogous to Claude Lévi-Strauss’ concept on the place of myth in culture – an alternative of cultural anthropology, or, its archive (in the sense explained by Michel Foucault). In this case the analysis is cast upon the relations between structure and function. It appears that in fact Malinowski’s conception is not as far away from the latter structuralist theories of Alfred Reginald Radcliffe-Brown and Lévi-Strauss. The domination of functionalistic thought in this case implies putting an emphasis onto the ways of realising and sensing the cultural constructs by the natives. As a result, the Argonauts… became primarily a description of a dynamic, living culture; for that reason, the core of the book – uncommonly for anthropological scientific works – is a journey showing the culture in action.

Słowa klucze: funkcja, struktura, historia antropologii kultury, Bronisław Malinowski Keywords: function, structure, history of cultural anthropology, Bronislaw Malinowski !0!


Library of the London School of Economics & Political Science Archiwum Bronisława Malinowskiego Kategoria 3/16 - Children’s Games, zdjęcie 24 (fragment)



!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

FWkb_dW C_įa_[m_Yp

Studentka kulturoznawstwa UŚ (specjalność: teoria i historia kultury). Interesuje się przejawami hiperrealności w Stanach Zjednoczonych i historią kultury śląskich miast. !0-


FWkb_dW C_įa_[m_Yp

8hed_iėWm CWb_demia_ Ÿ dWkYpoY_[b fhpoipėoY^ #"8"5>-

A zatem zarówno pod względem charakteru jak i wykształcenia w wymowie jak najwybitniejszy powinien być ten człowiek, który na wzór Homerowego Fojniksa ma uczyć słowa i czynu. Marek Fabiusz Kwintylian, Kształcenie mówcy1

Treść Argonautów zachodniego Pacyfiku pozwala czytelnikowi poznać rytuały, działania związane z systemem kula, rodzaj mentalności tubylców i szczegóły życia codziennego mieszkańców Wysp Trobriandzkich. Bronisław Malinowski nie skupił się jednak tylko na przekazaniu informacji uzyskanych w czasie swojego pobytu w Oceanii, ale też dokładnie opisał sposób, w jaki te informacje zebrał. Zwracając się bezpośrednio do hipotetycznego odbiorcy, instruował, jak należy się zachowywać, prowadzić badania i zapisywać dane etnograficzne podczas wyprawy. Wskazywał błędy, których nie należy popełniać oraz podsuwał pomysły, jak tych błędów uniknąć. Retoryczne określenia miały kształtować 1

Marek Fabiusz Kwintylian, Kształcenie mówcy, przeł. M. Brożek, Wydawnictwo Akademickie „Żak”, Warszawa 2002, s. 173.

!0.


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

przyszłych badaczy terenowych. Grażyna Kubica we wstępie do najnowszego polskiego wydania Argonautów… przywołuje antropologów, którzy po wielu latach od pierwszej edycji tej pracy, nadal prowadzą swoje badania inspirując się metodami, wskazówkami i przestrogami Malinowskiego2. W tym artykule, na podstawie wyrażeń dydaktycznych3 znajdujących się w rozdziale Introduction. The subject, method and scope of this inquiry4, postaram się przybliżyć charakterystyczny dla autora Ogrodów koralowych i ich magii sposób przekazywania wiedzy. Tekst słynnego Wprowadzenia jest sformułowany w taki sposób, że podczas czytania go mam wrażenie jakbym znajdowała się na konwersatorium, w trakcie którego prowadzący ciągle zachęca studentów do dyskusji, zadaje pytania i nie pozwala biernie podchodzić do tematu zajęć. Dalsze rozdziały również zawierają bezpośrednie zwroty do odbiorcy, lecz bardziej przypominają formą pełen dygresji wykład, niż dynamiczne zajęcia, których podstawą, moim zdaniem, mogłoby być Wprowadzenie5. Ten dydaktyczny aspekt tekstu postaram się uwypuklić za pomocą narzędzi strukturalistycznych. W tabelach zawrę większość wypowiedzi, które kojarzą się z nauczaniem, stronę na której się znajdują oraz ich umiejscowienie w tekście. Postaram się również określić treść, której dotyczą konkretne zwroty i omówić sposób przekazania informacji. Moja analiza nie ma być jedynie statystycznym zobrazowaniem tekstu, jej celem jest również dookreślenie, które informacje Bronisław Malinowski zaznaczył jako te najbardziej warte przekazania czytelnikom. Część wypowiedzi, które umieszczam w tabelach nie zawiera zwrotów retorycznych kojarzących się z uczeniem, lecz pośrednio wskazuje na sposoby działania etnologa poprzez przykłady lub konkretne instrukcje. Cytaty zawarte w zestawieniu zwykle są merytorycznymi całostkami, „motywami”, które po rozłożeniu na mniejsze części nie miałyby wartości naukowej bez dalszej partii tekstu lub przynajmniej poczynionych do danego fragmentu uwag. Czasami pojawiają się jednak niepełne wyrażenia. W takich przypadkach w kolumnie „Treść i uwagi” staram się dookreślić brakujący kontekst. Pojęcie „motywu”, podobnie jak Władimir Propp, zapożyczyłam od Aleksandra Wiesiołowskiego, 2 G. Kubica, Argonauci, Triobrandy i kula z perspektywy stulecia, w: B. Malinowski, Argonauci zachodniego Pacyfiku. Relacje o poczynaniach i przygodach krajowców z Nowej Gwinei, przeł. B. Olszewska-Dyoniziak, S. Szynkiewicz, przekł. opracował i posł. opatrzył A. Waligórski, PWN, Warszawa 2005, s. XX. 3 Za wyrażenia dydaktyczne uznaję wypowiedzi, które mają na celu instruowanie czytelnika, przekazanie wskazówek lub przestróg. 4 B. Malinowski, Argonauts of the Western Pacific. An account of native enterprise and adventures in the Archipelagoes of Melanesian New Guinea, George Routledge & Sons, Ltd., London 1932. 5 Dla ułatwienia odczytu będę czasami używała polskich określeń zaczerpniętych z: B. Malinowski, Argonauci…

!0/


FWkb_dW C_įa_[m_Yp" %URQLVıDZ 0DOLQRZVNL ² QDXF]\FLHO

który uważał, że jest to nierozkładalna na mniejsze części logiczna jednostka narracji6, ponieważ jednak analizuję inny typ tekstu i poszczególne elementy wskazuję w oparciu o inne wyznaczniki, „motyw” traktuję tylko jako ogólną jednostkę strukturyzacji tekstu. Dzielę wybrane cytaty na dwie tabele; w pierwszej znajdują się pozytywne wypowiedzi dydaktyczne, czyli takie, które są wyliczeniem zasad zachowania, instrukcją metodologiczną lub przykładem prawidłowego działania badacza7; w drugiej znajduje się tylko kilka fragmentów, które ilustrują niewłaściwe podejście etnologa do procesu zbierania i klasyfikowania danych8. Często zdarza się, że wypowiedzi dydaktyczne wypisane w tabeli są wyrwane z kontekstu, dlatego, jeżeli tak się dzieje, w kolumnie „Treść i uwagi” staram się skrótowo przedstawić zawartość merytoryczną, do której się odnoszą. Dokładnie podaję strony i umiejscowienie danych fragmentów, aby móc określić ich częstotliwość, następowanie po sobie a także pewne prawidłowości budowy tekstu. Tabela nr 1 i Tabela nr 2 zamieszczone są na końcu artykułu. Bronisław Malinowski chce nam podpowiedzieć jak przejść przez kolejne etapy uczenia się. Można w tym przypadku wskazać kolejno: konwencjonalne uczenie się zachowawcze, przerywane szokami, a potem uczenie się innowacyjne9. Każdy człowiek i każde społeczeństwo przechodzą przez podane powyżej etapy. Pierwszy z nich, moim zdaniem, jest charakterystyczny dla życia w otoczeniu, które się zna. Jak podają autorzy publikacji pod tytułem Uczyć się – bez granic, zachowawcze przyswajane wiedzy to: […] nabywanie ustalonych światopoglądów, metod i reguł, pozwalających postępować w obliczu sytuacji znanych i powtarzalnych. Zwiększa ono zdolność rozwiązywania danych problemów. Ten właśnie typ uczenia służy utrzymaniu istniejącego systemu lub ustanowionego sposobu życia10.

6 Koncepcję motywów zawarł Aleksander Wiesiołowski w pracy Poetika sjużetow z roku 1913. Por. W. Propp, Morfologia bajki, przeł. W. Wojtyga-Zagórska, „Książka i Wiedza”, Warszawa 1976, s. 48. 7 W dalszej analizie będę je oznaczała symbolem WD(+). Do tego oznaczenia zwykle dodany zostanie numer przypisany konkretnemu fragmentowi w tabeli np. WD(+) 17. 8 Wypowiedzi dydaktyczne negatywne będą oznaczane symbolem WD(–); dalej zostanie dodany numer konkretnego fragmentu np. WD(–) 3. 9 J.W. Botkin, M. Elmandjra, M. Malitza, Uczyć się – bez granic. Jak zawrzeć „lukę ludzką”?, przeł. M. Kukliński, PWN, Warszawa 1982, s. 64. 10 Tamże, s. 53.

!00


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

Jeśli przyjmiemy, że zachowawcze przyswajanie wiedzy jest pierwszym i naturalnym sposobem uczenia się regulującym działania w znanych jednostce okolicznościach i może być zmienione tylko przez pewnego rodzaju szok, to analogicznie wyglądałaby sytuacja osoby przybywającej na nieznaną wyspę, której mieszkańcy są zanurzeni w innej niż badacz kulturze. W pierwszym momencie taka osoba będzie próbowała posługiwać się wzorami zachowania wykształconymi w rodzimych warunkach; innymi słowy, wyuczonymi regułami. Jednak kontakt z tubylcami spowoduje szok kulturowy, który postawi antropologa przed alternatywą: wrócić do domu albo rozpocząć innowacyjne uczenie się. Badacz będzie musiał na zasadzie prób i błędów przystosowywać się do nowego otoczenia oraz przewidywać, jakie zachowania mogą mu pomóc nie tylko przetrwać w nowej rzeczywistości, ale przede wszystkim ułatwić jej poznanie w procesie badań terenowych. W pracy Uczyć się – bez granic takie zachowanie określa się jako antycypację: „[…] dokonanie wyboru wydarzeń pożądanych i doprowadzenie do tego, aby do nich doszło, odwrócenie wydarzeń niepożądanych lub grożących katastrofą oraz tworzenie nowych wariantów działania”11. Sądzę, że Bronisław Malinowski chce hipotetycznych naśladowców ustrzec przed niekontrolowanym przechodzeniem z jednego etapu uczenia się na drugi podczas prowadzenia badań, dlatego bezpośrednio opisuje sposoby zachowania się pośród tubylców, wyjaśnia jak poradzić sobie z różnicami kulturowymi. Robi to na dwa sposoby. Pierwszym z nich jest przekazywanie konkretnych instrukcji. Przykładem mogą być: WD(+) 7., WD(+) 12., WD(+) 19., WD(+) 26. i WD(+) 31. Wypowiedź dydaktyczna (+) 7 instruuje, co badacz powinien zrobić, kiedy będzie zmęczony pracą wśród obcych kulturowo plemion; gdy poczuje się samotny, jako jedyna osoba z innym niż reszta towarzyszy bagażem kulturowym. WD(+) 12., WD(+) 19. i WD(+) 31. są uwagami metodologicznymi, jednak można dowiedzieć się z nich również, w jaki sposób rozmawiać z tubylcami, jak wtopić się w życie wioski oraz jak bardzo ważna jest znajomość języka, którym mówią badani. Ostatnia z wymienionych przeze mnie wypowiedzi jest wskazówką dotyczącą urozmaicania współżycia ze społecznością poprzez uczestnictwo w ceremoniach i zabawach nie tylko na prawach obserwatora. Drugim sposobem przekazania wiedzy mającej ułatwić przyszłym badaczom działanie jest podawanie barwnych przykładów w formie krótkich narracji i opisów. Na samym początku Wprowadzenia Malinowski prosi czytelnika 11

Tamże, s. 58.

!01


FWkb_dW C_įa_[m_Yp" %URQLVıDZ 0DOLQRZVNL ² QDXF]\FLHO

o wyobrażenie sobie pewnych sytuacji, w których sam się znalazł, w dalszej części pokazuje, jak w pierwszych dniach pobytu na Trobriandach przeżywał szok kulturowy, który nie ominął nawet jego, mimo że był teoretycznie przygotowany do spotkania z tamtejszą rzeczywistością. Zrozumieć polecenia, zdania czy podane informacje możemy tylko wtedy, gdy będziemy znali kontekst każdej części komunikatu. Bez poznania sensu nie będziemy mogli go wykorzystać w żaden praktyczny sposób12. Zatem opowieści Malinowskiego, dygresje i plastyczne przykłady z życia mają pomóc nam zbudować tło potrzebne do tego, aby nauczanie było skuteczne. Według Jamesa W. Botkina jedni dokonują odkryć, a inni odkrycia te przyswajają, wykorzystują i wprowadzają w obieg13. Z powyższej tezy można wywnioskować, że osoba, która odkrywa i przekazuje zdobyte informacje musi być kompetentna i odpowiednio przygotowana, żeby nie wywoływać nieporozumień wśród studentów i naśladowców. Kwintylian tak dookreśla ten, wydawałoby się, oczywisty, wniosek: O tzw. pedagogach o tyle więcej, że albo muszą mieć należyte wykształcenie, i chciałbym, żeby to było tutaj najważniejszą troską, albo jeżeli im brak tego wykształcenia, powinni sobie z tego zdawać sprawę. Nie ma nic gorszego nad ludzi, którzy niewiele co postąpili w nauce poza wstępne wiadomości, a już nabrali o sobie fałszywego przekonania, że są uczonymi!14

Badacz Trobriandów bardzo często podkreśla konieczność antropologicznego wykształcenia osoby, która zabiera się za pracę nad określoną grupą etniczną lub kulturą ludzi zamieszkujących nieznaną Europejczykowi wyspę. Zwykle zapisuje słowo Ethnographer z dużej litery, tym samym podkreślając ważność tego tytułu. Wiele wypowiedzi dydaktycznych Malinowskiego uwypukla naukowe wytrenowanie umysłu jako coś niezbędnego do przeprowadzenia efektywnych badań i odpowiedniego zapisu ich wyników. Tylko trzy z wybranych przeze mnie pozytywnych wypowiedzi dydaktycznych bezpośrednio odnoszą się do tego problemu: WD(+) 6., WD(+) 13. i WD(+) 20. Jednak czytając cały tekst odczuwa się, że za każdym wyrażeniem Ethnographer pisanym z dużej litery kryje się nacisk położony na wykształcenie badacza. Nic więc dziwnego, Tamże, s. 69–71. Tamże, s. 163. 14 Marek Fabiusz Kwintylian, Kształcenie…, s. 78. 12 13

!02


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

że wszystkie negatywne wypowiedzi dydaktyczne są przykładami niekompetencji osób, które zajmowały się badaniami terenowymi z niezbyt dobrymi wynikami. Na początku tego artykułu stwierdziłam, że czytając Wprowadzenie czuję się jak na konwersatorium; właśnie te przykłady nieodpowiedniego podejścia do badań mogą wskazać dlaczego tak się dzieje. Otóż są one wyraźnie wartościujące, bardzo emocjonalne. Można sobie wyobrazić Bronisława Malinowskiego, który stoi przed studentem i niemal wykrzykuje, co myśli o badaczach-amatorach. *** Kwintylian wymienia dwa rodzaje nauczania: pierwszy, w którym nauczyciel najpierw daje wskazówki i dokładnie, z podaniem przykładów, opisuje, w jaki sposób wykonać polecenie, żywo omawia jak ma wyglądać rozwiązanie; drugi, gdzie nauczyciel przedstawia tylko temat zadania, a po wykonaniu go przez ucznia wskazuje, na co nie zwrócił on uwagi, pisząc pracę. Drugi sposób teoretycznie ma zwiększać kreatywność studenta. Jednak zdaniem Kwintyliana lepszy jest pierwszy rodzaj nauczania, ponieważ lepiej pokazać prostą drogę, niż pozwalać błądzić, a dopiero potem sprowadzać na prawidłowy tor15. Bronisław Malinowski przekazuje czytelnikowi ogromną ilość instrukcji metodologicznych, zarówno pośrednich, które przybierają postać opowieści pokazujących przykłady zachowania, jak również bezpośrednich, konkretnych, można wręcz powiedzieć – podręcznikowych poleceń. Wiedza, którą uzyskuje się po przeczytaniu Wprowadzenia, jest uporządkowana (od przybycia w wybrane miejsce do zakończenia opisu wyników badań); forma języka, której Malinowski użył w tej części książki charakteryzuje się przystępnością zarówno dla naukowców jak i studentów. Wincenty Okoń wyodrębnił cztery grupy metod nauczania: podające, problemowe, eksponujące i praktyczne16. W sposobie przekazania informacji przez Bronisława Malinowskiego można znaleźć metody podające i problemowe, metody eksponujące są w nim zawarte pośrednio, wpisane w konkretne przykłady wplecione w narrację antropologa, natomiast nauczanie praktyczne, ze względu na formę pracy, nie jest tutaj konwencjonalne. Metoda podająca wykorzystuje uczenie się oparte na przyswajaniu gotowej wiedzy, którą nauczyciel podaje lub udostępnia w uporządkowanym i pełnym zakresie. Jest to najczęściej wykorzystywany rodzaj nauczania, który wybiera również Malinowski. Przedstawia gotowy wzorzec działania badacza, daje 15 16

Tamże, s. 189. Por. D. Bernacka, Od słowa do działania, Wydawnictwo Akademickie „Żak”, Warszawa 2001, s. 54–55.

!13


FWkb_dW C_įa_[m_Yp" %URQLVıDZ 0DOLQRZVNL ² QDXF]\FLHO

instrukcje, w których nie pozostawia miejsca na wątpliwość. Często zadaje pytania, lecz od razu na nie odpowiada, nie ma w tych fragmentach miejsc niedookreślonych. Metoda poszukująca (problemowa) polega na tym, że nauczyciel kieruje procesem rozwiązywania zagadnień przez ucznia, który sam dokonuje odkryć i sam zdobywa wiedzę. U autora Argonautów zachodniego Pacyfiku odnajdujemy zachętę do prowadzenia własnych badań i ustalenia własnych zasad, którym nowy badacz będzie wierny. Malinowski podaje jednak rdzeń metody – funkcjonalizm, a zatem wszystkim potencjalnym etnografom zaleca uznanie za przedmiot dociekań całość kultury, a nie tylko jeden jej aspekt. Można powiedzieć, że kieruje postępowaniem studenta, ale pozostawia mu wolne pole do działania. Z kolei metoda oglądowa charakteryzuje się eksponowaniem wartości moralnych, estetycznych, pewnych zasad zachowania. Uczeń ma przeżyć poznane wartości poprzez zapoznanie się z konkretnymi sytuacjami budzącymi w nim żywe emocje. Przykłady działania badacza, barwne opisy podróży czy udziału w życiu codziennym krajowców, które występują w dużej ilości w dalszej części książki, ale nie są tak widoczne we Wprowadzeniu, pozwalają na wczucie się w sytuację antropologa. Metoda zajęć praktycznych we Wprowadzeniu właściwie nie występuje, jednak doszukałabym się jej w plastycznych opisach budowy czółna czy postępowania podczas sztormu oraz innych sprawozdaniach z konkretnych czynności, omawianych krok po kroku w dalszej części książki. Według Danuty Bernackiej, wiedzę można podzielić na dwa rodzaje: „[…] deklaratywną i proceduralną. Wiedza deklaratywna to wiedza o czymś lub że coś wchodzi w grę. Wiedza proceduralna jest wiedzą o tym, jak coś wykonać”17. Wyrażenia dydaktyczne dotyczące metodologii badań lub ich zapisu można podzielić zgodnie z wyżej podanymi rodzajami przekazywanej informacji. Przy czym część wypowiedzi należeć będzie do obu typów wiedzy. Tylko do typu deklaratywnego można włączyć WD(+) 19., dotyczące zalet mieszkania w badanej wiosce oraz WD(+) 23., zawierające informację, że zachowanie i emocje zaobserwowane podczas wykonywania konkretnego aktu są najbardziej miarodajne. Wyrażenia dydaktyczne pozytywne WD(+): 4., 7., 12., 19,. 31., 32. i 33. należą zarówno do wiedzy deklaratywnej jak i proceduralnej, ponieważ zawierają instrukcje działania, ale przekazują równocześnie wiedzę na różne tematy. Według tego podziału Tabela nr 2 w całości odnosi się do wiedzy deklaratywnej oraz proceduralnej, ponieważ wyrażenia w niej zawarte są jedynie 17

Tamże, s. 83.

!1!


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

przykładami nieodpowiedniego podejścia do badań, przekazują wiedzę na jakiś temat, jednak równie dobrze mogą być informacjami proceduralnymi, które wskazują na to, jakich działań nie należy podejmować Do wiedzy proceduralnej należą wszystkie wyrażenia pozytywne za wyjątkiem WD(+) 19. i WD(+) 23. Ostatni typ utożsamiam również z informacjami na temat metodologii, którą ma się posługiwać badacz. Skoro trzydzieści jeden na trzydzieści trzy wyrażenia pozytywne odnoszą się do sposobu działania, to mogę wyciągnąć wniosek, że dla autora tekstu przekazanie wiedzy dotyczącej sposobów wcielania metodologii w życie było najważniejsze. Wypowiedzi Malinowskiego przekazujące wiedzę proceduralną dzielę dodatkowo na te, których przedmiotem jest sposób zapisu i tworzenia dokumentacji z badań, oraz na te, które podejmują problem metod pozyskiwania materiału w terenie. W Tabeli nr 3 zawieram dokładne wyliczenie wyrażeń przypisanych konkretnemu podziałowi. Tabela 3. Zestawienie Wiedza proceduralna

Badania terenowe

Dokumentacja badań

Wyrażenia dydaktyczne

6., 7., 8., 9.,10., 11., 12., 13., 14.,

1., 2., 3., 4., 5., 13., 15., 16., 17.,

pozytywne WD(+)

17., 26., 27., 28., 30.,31., 32., 33.

18., 20., 21., 22., 24., 25., 28., 30.

Wyrażenia dydaktyczne

3., 4., 5.

1., 2.

negatywne WD(–)

Dokładnie taka sama ilość wypowiedzi pozytywnych dotyczy badań terenowych, co ich zapisu, zatem można wyciągnąć wniosek, że oba etapy badawcze były dla Bronisława Malinowskiego równie ważne. WD(+) 13., WD(+) 17., WD(+) 28. zawierają informacje przydatne w każdej z faz pracy badacza. Zagęszczenie numerów stron w przygotowanym przeze mnie zestawieniu oznacza, że w miarę postępowania Wprowadzenia powiększa się częstotliwość występowania analizowanych sformułowań. W kolumnie wskazującej umiejscowienie wyrażeń dydaktycznych w tekście można zauważyć, że w większości rozpoczynają one podrozdział, kończą go będąc rodzajem podsumowania lub zaczynają akapity. Wnioskuję zatem, że pełnią ważną rolę w tekście, ponieważ to, co znajduje się pomiędzy nimi, jest przykładem na wykorzystanie instrukcji

!14


FWkb_dW C_įa_[m_Yp" %URQLVıDZ 0DOLQRZVNL ² QDXF]\FLHO

lub rozwinięciem tezy zawartej w wyrażeniu. Wypisane przeze mnie fragmenty zwykle tworzą merytoryczne całostki (cytaty wyrwane z kontekstu, które są tylko zwrotami retorycznymi bez merytorycznej wartości stanowią części dłuższych wypowiedzi dydaktycznych, których nie sposób zmieścić w tabeli). Przegląd kolumn z wyrażeniami dydaktycznymi w obu tabelach, uzupełnionych o informacje dodatkowe, które zawieram w kolumnie „Treść i uwagi”, daje zatem w miarę pełny obraz metody badań Bronisława Malinowskiego. Nie twierdzę, że na podstawie tych informacji można ją odtworzyć w całości, jednak główne zalecenia są widoczne. Bronisław Malinowski dzieli tekst na teoretyczną rozprawę, która ma pomóc w działaniu i na opis empirycznego wykorzystania teorii. Podaje przykłady swojego zachowania, które mają udowodnić, że jego tezy dotyczące metodologii pracy są słuszne i efektywne. Używa dwóch form językowych: w pewnych momentach zwraca się bezpośrednio do drugiej osoby (per you), tak jakby tłumaczył coś studentowi, innym razem używa bezokoliczników lub nawet odnosi się do zbiorowego odbiorcy. Zdaniem Grażyny Kubicy, w tekście Argonautów… ciągle jest obecny wirtualny czytelnik, osoba, która już jest zaznajomiona z teorią antropologii, lecz dopiero zdobywa doświadczenie w terenie18. Teofrast z Eresos w swojej pracy O stylu wymienia cztery główne stylistyczne zalety mowy: przejrzystość, poprawność, ozdobność i dostosowanie do treści19. Malinowski zmienia sposoby zwracania się do odbiorcy w zależności od zawartości tekstu, zatem stosuje się do zasady dopasowania stylu wypowiedzi do jej treści. Umiejętność kształtowania przekazu na wzór zasad skonstruowanych przez retorów Bronisław Malinowski mógł zdobyć podczas swoich studiów na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Jagiellońskiego20. W oparciu o powyższe rozważania i analizy wypowiedzi badacza można stwierdzić, że jego wywód jest przejrzysty i poprawny, a także zgodny nie tylko z zaleceniami starożytnych retorów, ale i współczesnych dydaktyków. Ozdobność wypowiedzi przejawia się w wielu plastycznych opisach, które pojawiają się głównie w dalszej części książki. Styl polskiego badacza jest na tyle dopracowany, że można uznać go za dwudziestowiecznego retora przekonującego odbiorców do swoich naukowych racji.

G. Kubica, Argonauci…, s. XXIII. M. Brożek, Wstęp, w: Marek Fabiusz Kwintylian, Kształcenie…, s. 11. 20 A.K. Paluch, Wstęp, w: B. Malinowski, Wierzenia pierwotne i formy ustroju społecznego: pogląd na genezę religii ze szczególnym uwzględnieniem totemizmu; O zasadzie ekonomii myślenia, PWN, Warszawa 1980, s. 16. 18 19

!1,


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

Tabela 1. Wyrażenia dydaktyczne w formie pozytywnych wskazówek Wyrażenie dydaktyczne (+)*

Tłumaczenie**

Umiejscowienie

Treść i uwagi

1. […] it will be well to give a description of the methods used in the collecting of the ethnographic material (s. 2).

[…] dobrze będzie przedstawić metody stosowane przy zbieraniu materiału etnograficznego (s. 12).

Introduction Rada dotycząPodrozdział II ca kolejności Początek akapitu przedstawiania materiałów.

2. The results […] ought to be presented in a manner absolutely candid and above board (s. 2).

Rezultaty […] powinny być przedstawione w sposób absolutnie bezstronny i szczery (s. 12).

Introduction, podrozdział II; ten sam akapit, co WD(+) 1.

Konieczność przedstawiania wyników pracy w dokładny i obiektywny sposób.

3. […] every student will do his best to bring home to the reader all the conditions in which the experiment or the observation were made (s. 3).

[…] każdy badacz będzie się starał, aby wiernie przedstawić wszystkie warunki doświadczeń czy obserwacji (s. 12).

Introduction Podrozdział II Ten sam akapit, co WD(+) 1 i 2.

Zalecenie dotyczące sposobu przedstawiania badań.

4. […] only such ethnographic sources are of unquestionable scientific value, in which we can clearly draw the line between, on the one hand, the result of direct observation and of native statements and interpretations, and on the other, the inferences of the author, based on his common sense and psychological insight (s. 3).

[…] tylko takie źródła etnograficzne mają bezsporną wartość naukową, w których możemy przeprowadzić wyraźne rozróżnienie pomiędzy rezultatami bezpośrednich obserwacji i wypowiedziami oraz interpretacjami krajowców, z jednej strony, a wnioskami autora opartymi na zdrowym rozsądku i psychologicznym wyczuciu, z drugiej strony (s. 12).

Introduction Podrozdział II Bezpośrednio po WD(–) 2.

Na zasadzie opozycji: złe – dobre podejście do pracy etnografa. Instruuje w jaki sposób zaznaczać źródła w opisie badań.

5. The Ethnographer has to traverse his distance in the laborious years between the moment when he sets foot upon a native beach, and makes his first attempts to get into touch with the natives, and the time when he writes down the final version of his results (s.4).

Etnograf przezwycięża ten Introduction dystans drogą żmudnych Podrozdział II lat pracy od momentu, gdy Przedostatnie stawia pierwsze kroki na zdanie ziemi tubylców i gdy robi podrozdziału pierwsze wysiłki w kierunku nawiązania z nimi kontaktu, do czasu, kiedy spisze ostateczną wersję swoich wyników (s.13).

Pośrednia instrukcja dotycząca sposobu przełożenia obserwacji na naukowy wywód. Zmniejszenie dystansu między tekstem a rzeczywistością.

* Numery stron dotyczą oryginalnego, anglojęzycznego wydania: B. Malinowski, Argonauts of the Western Pacific, An account of native enterprise and adventures in the Archipelagoes of Melanesian New Guinea, George Routledge & Sons, Ltd., London 1932. ** Tłumaczenia zaczerpnięte z: B. Malinowski, Argonauci zachodniego Pacyfiku. Relacje o poczynaniach i przygodach krajowców z Nowej Gwinei, przeł. B. Olszewska-Dyoniziak, i S. Szynkiewicz, PWN, Warszawa 2005.

!1-


FWkb_dW C_įa_[m_Yp" %URQLVıDZ 0DOLQRZVNL ² QDXF]\FLHO

6. As usual, success can be only obtained by a patient and systematic application of a number of rules of common sense and well-known scientific principles, and not by the discovery of any marvellous short-cut leading to the desired results without effort or trouble. […] The student must possess real scientific aims […] he ought to put himself in good conditions of work […] he has to apply a number of special methods […] (s. 6).

Jak zwykle sukces osiągnąć Introduction można jedynie cierpliwie Podrozdział III i systematycznie stosując Zakończenie pewna liczbę prawideł podrozdziału rozsądku i dobrze znanych zasad naukowych, a nie wskutek odkrycia jakichś cudownych, skrótowych dróg, którymi dochodzi się do upragnionych rezultatów bez wysiłku i kłopotu. […] badacz musi zdawać sobie sprawę z rzeczywistych naukowych celów […] winien sobie stworzyć dogodne warunki pracy […] musi zastosować szereg specjalnych metod […] (s. 16).

Bezpośrednie instrukcje dotyczące przygotowania badań, ich prowadzenia i opisu. Wyliczenie zasad postępowania.

7. But if you are alone in a village beyond the reach of this, you go for a solitary walk for an hour or so, return again and then quite naturally seek out the natives’ society, this time as a relief from a loneliness, just as you would any other companionship. And by means of this natural intercourse, you learn to know him, and you become familiar with his customs and beliefs far better when he is a paid, and often bored, informer (s. 7).

Ale jeśli jesteś w wiosce sam, Introduction bez możliwości znalezienia Podrozdział IV się w takim towarzystwie, Środek idziesz na samotny spacer podrozdziału na godzinę czy dwie, wracasz znowu i wówczas już zupełnie naturalnie szukasz obecności tubylca, tym razem w celu uwolnienia się od samotności, tak jak byś pragnął każdego innego towarzystwa. I droga tego naturalnego obcowania uczysz się go rozumieć i zapoznajesz się z jego zwyczajami i wierzeniami daleko lepiej niż wtedy, gdy jest on płatnym i często znudzonym informatorem (s. 17).

Tłumaczy w jaki sposób ustanowić odpowiednie warunki do badań. Wyjaśnia jak ułatwić badaczowi włączenie się w życie wioski, bez większych problemów psychologicznych samego badacza.

8. But the Ethnographer has not only to spread his nets in the right place, and wait for what will fall in to them. He has to be an active huntsman, and drive his quarry into them and follow it up to its most inaccessible lairs (s. 8).

Ale zadanie etnografa nie ogranicza się jedynie do zastawienia sieci w odpowiednich miejscach i oczekiwania, by zdobycz sama w nią wpadła. Musi on przyjąć postawę aktywnego łowcy, który nagania zwierzynę w pułapkę i topi w najbardziej niedostępnych kryjówkach (s. 19)

!1.

Introduction Podrozdział V Początek podrozdziału

Odnosi się do wcześniejszego podrozdziału, omawiającego problem wtopienia się w życie wioski. Metaforycznie przedstawia konieczność intensywnego poszukiwania informacji.


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

9. The field Ethnographer has seriously and soberly to cover the full extent of phenomena in each aspect of tribal culture studied, making no difference between what is commonplace, or drab, or ordinary and what strikes him as astonishing and out-of-the-way (s. 11).

Etnograf terenowy musi w sposób poważny i obiektywny objąć pełen zakres zjawisk w poszczególnym aspekcie badanej przez siebie kultury plemiennej, nie robiąc żadnej różnicy między tym, co powszechne, nieciekawe, czy zwyczajne a tym, co zdumiewające czy nadzwyczajne (s. 22).

Introduction Podrozdział V Przedostatni akapit podrozdziału

Uprzedza przed niedocenianiem różnych aspektów kultury, które mogą wydać się trywialne.

10. The Ethnographer has in the field, according to what has just been said, the duty before him of drawing up all the rules and regularities of tribal life […] (s. 11).

Zgodnie z tym, co zostało wyżej powiedziane, obowiązkiem jego jest wykrycie wszystkich norm i regularności życia plemiennego (s. 22).

Introduction Podrozdział VI Początek podrozdziału

Podsumowanie wcześniejszego podrozdziału; bezpośrednia instrukcja dotycząca metody badania.

11. After this is realised an Ale skoro raz sobie zdamy expedient has to be found z tego sprawę, należy szukać to overcome this difficul- sposobów pokonania tej ty. This expedient for en trudności. Sposobem Ethnographer consists in takim w wypadku etnografa collecting concrete data jest zbieranie konkretnej of evidence, and drawing dokumentacji materiałowej the general inference for i wyciąganie na jej podstahimself (s. 12). wie własnych ogólniejszych wniosków (s. 23).

Introduction Podrozdział VI Ten sam akapit co WD(+) 10.

Ze względu na brak pisanej historii, archiwów i podobnych źródeł badacz musi sam zdobywać i porządkować dane, po czym wyciągać z nich wnioski.

12. Though we cannot ask a native about abstract, general rules we can always enquire how a given case would be treated (s. 12).

Chociaż nie możemy pytać tubylca o abstrakcyjne, ogólne reguły, możemy jednakże zawsze postawić mu pytanie, ja potraktuje jakiś konkretny wypadek (s. 23).

Introduction Podrozdział VI Kolejny akapit po WD(+) 10. i 11.

Wskazówka, która ma pomóc w formułowaniu pytań.

13. The scientific treatment differs from that of good common sense, first in that a student will extend the completeness and minuteness of survey much further and in a pedantically systematic and methodical manner; and secondly, in that the scientifically trained mind, will push the inquiry along really relevant lines, and toward aims possessing real importance (s. 12).

Naukowe ujęcie różni się od ujęcia opartego tylko na zdrowym rozsądku po pierwsze tym, że badacz posiadający przygotowanie naukowe da o wiele bardziej kompletny i szczegółowy przegląd zjawisk oraz uczyni to w sposób o wiele bardziej dociekliwy, pedantycznie, systematycznie i metodycznie, a po drugie tym, że naukowo wyrobiony umysł będzie prowadził poszukiwania według istotnie relewantnych linii postępowania badawczego i przyświecać mu będą cele posiadające rzeczywistą wartość naukową (s. 24).

Introduction Podrozdział VI Ten sam akapit co WD(+) 12.

Instrukcja dookreślająca prawdziwie naukowego zachowanie w etnologii i podejście do przedmiotu badań.

!1/


FWkb_dW C_įa_[m_Yp" %URQLVıDZ 0DOLQRZVNL ² QDXF]\FLHO

14. The collecting of concrete data over wide range of facts is thus one of the main points of field method. […] But, whenever the material of the research allows it, this mental chart ought to be transformed into a real one; it ought to materialise into a diagram […] (s. 13, 14).

Zbieranie konkretnych Introduction danych dotyczących szeroPodrozdział VI kiego zakresu faktów jest Środek przeto jednym z podstawo- podrozdziału wych postulatów metody terenowej. […] Ale gdy tylko badany materiał na to pozwala, ów „myślowy plan” powinien przybrać kształt jak najbardziej realny; winien przybrać postać konkretnego diagramu […] (s. 25).

15. The method of reducing information, if possible, into charts or synoptic tables ought to be extended to the study of practically all aspects of native life (s. 14).

Metoda podawania informacji, o ile jest to możliwe, w formie zwięzłych zestawień czy tabel synoptycznych, powinna być rozszerzona na wszystkie inne aspekty życia plemiennego (s. 26).

Introduction Podrozdział VI Ten sam akapit co WD(+) 14.

16. That is, the Ethnographer, who wishes to be trusted, must show clearly and concisely, in a tabularised form, which are his own direct observations, and which the indirect information that form the basis of his account (s.15).

To znaczy, że etnograf, który pragnie zdobyć zaufanie czytelnika, musi ukazać jasno i zwięźle w formie tabelarycznej, które partie materiałowe będące podstawą jego opracowania oparte są na bezpośrednich informacjach, a które zostały uzyskane dzięki pośrednio zebranym informacjom (s. 28).

Introduction Argumentacja Podrozdział VI poprzednich Przed podaniem instrukcji formalchronologiczne- nych dotyczących go opisu wypraw porządkowania i poczynionych danych. obserwacji

17. To summarise the first, cardinal point of method, I may say each phenomenon ought to be studied through the broadest range possible of its concrete manifestations, each studied by en exhaustive survey of detailed examples. If possible, the results ought to be embodied into some sort of synoptic chart, both to be used as an instrument of study, and to be presented as ethnological document (s. 17).

Zbierając krótko wyniki naszego omówienia: pierwszy zasadniczy metodologiczny postulat głosi, że każde zjawisko winno być badane w możliwie najszerszym zakresie konkretnych przejawów oraz poprzez wyczerpujący przegląd szczegółowych przykładów. Jeśli to możliwe, rezultaty powinny być ujęte w formie kart synoptycznych, które służą nam zarówno jako instrumenty badawcze, jak tez jako dokumentacja etnograficzna (s. 29).

Introduction Podrozdział VI Ostatni akapit podrozdziału

!10

Bezpośrednie instrukcje formalne dotyczące porządkowania informacji uzyskanych podczas badań.

Konieczność konwertowania wszystkich informacji w uporządkowane listy, diagramy itd.

Podsumowanie wskazówek metodologicznych.


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

18. It must be supplemented by the observations of the manner in which the given custom is carried out, of the behavior of the natives in obeying the rules so exactly formulated by the ethnographer, of the very exceptions which in sociological phenomena almost always occur (s. 17).

[…] dane te muszą być przeto uzupełnione informacją, w jaki sposób dany zwyczaj jest wprowadzany w życie, zachowania się tubylców w procesie podporządkowywania się regułom, tak dokładnie sformułowany przez etnografa, a wreszcie obserwacją wyjątków, które niemal zawsze występują w zjawiskach socjologicznych (s. 30).

Introduction Podrozdział VII Pierwszy akapit podrozdziału

Instrukcja dotycząca uzupełniania danych obserwacją zachowania tubylców, niezależnie od tego, czy obserwowane zachowanie się pokrywa się z wcześniej ustalonymi przez etnografa regułami, czy też nie.

19. Living in the village with no other business but to follow native life, one sees the customs, ceremonies and traditions over and over again, one have examples of their beliefs as they are actually lived through, and the full body and blood of actual native life fills out soon the skeleton of abstract constructions (s.18).

Przebywając w wiosce tubylczej, tylko po to by śledzić życie krajowców, badacz stale obserwuje zwyczaje, obrzędy i wszelkie transakcje, spotyka się z wierzeniami w takiej postaci, w jakiej są aktualnie przeżywane, i wkrótce „ciało i krew”, a więc rzeczywistość życia tubylczego otrzymuje „szkielet” czysto abstrakcyjnych konstrukcji (s. 31).

Introduction Podrozdział VII Trzeci akapit podrozdziału

Wyraża konieczność życia wśród badanych. Dokładnie opisuje, co etnograf może osiągnąć poprzez taką metodę działania.

20. All these facts can and ought to be scientifically formalated and recorded, but it is necessary that this be done, not by a superficial registration of details, as is usually done by untrained observers, but with an effort at penetrating the mental attitude expressed in them. And that is the reason why the work of scientifically trained observers, once seriously applied to the study of this aspect, will, I believe, yield results of surpassing value (s. 19).

Wszystkie te fakty mogą i powinny być w sposób naukowy sformułowane i zanotowane, jednak nie w drodze powierzchownego rejestrowania detali, jak to zazwyczaj czynią niewyszkoleni obserwatorzy, lecz poprzez intelektualny wysiłek badacza, by poznać kryjące się za nimi postawy umysłowe. I to stanowi przyczynę, dla której wszelka praca badawcza obserwatorów naukowo wyszkolonych, poważnie odnoszących się do badania tych zagadnień, przynieść musi w moim przekonaniu rezultaty lepsze niż wszelkie poczynania amatorów (s. 32).

Introduction Podrozdział VII Akapit następujący po WD(+) 19.

Konieczność posiadania naukowego (etnologicznego) wykształcenia, aby prowadzić badania terenowe.

21. […] if the Ethnographer wants to bring their real life home to his readers, he must on no account neglect this. Neither aspect, the intimate, as little as the legal, ought to be glossed over (s. 19).

[…] jeśli etnograf chce przedstawić czytelnikowi rzeczywiste życie tubylców, w żadnym wypadku nie może tego zlekceważyć. Żadnego z tych aspektówani intymnej, ani też prawnej sfery życia nie wolno pominąć (s. 33).

Introduction Podrozdział VII Środek podrozdziału

Kładzie duży nacisk na dokładność badań Żadnego aspektu życia nie wolno omijać.

!11


FWkb_dW C_įa_[m_Yp" %URQLVıDZ 0DOLQRZVNL ² QDXF]\FLHO

22. In the same way, in studying the conspicuous acts of tribal life, such as ceremonies, rites, festivities etc., the details and tone of behavior ought to be given, besides the bare outline of events (s. 20).

Tak samo w badaniu wszel- Introduction kich rzucających się w oczy Podrozdział VII wydarzeń, aktów, jakimi Akapit następuw życiu plemiennym są jący po WD(+) ceremonie, obrzędy, uroczy- 21. stości itp., obok surowego zarysu samych wydarzeń, winno się również uwzględnić subtelniejsze odcienie ludzkiego zachowania (s. 33).

23. There is no doubt, from all points of sociological, or psychological analysis, and in any question of theory, the manner and type of behavior observed in the performance of an act is of the highest importance (s. 20).

Nie ulega wątpliwości, że dla socjologicznej i psychologicznej analizy oraz z punktu widzenia wszelkiej teorii, sposób i typ zachowania obserwowanego w trakcie spełniania danej czynności posiada największe znaczenie (s. 34).

Introduction Podrozdział VII Ten sam akapit co WD(+) 22.

Powtórzenie i argumentacja konieczności opisu zachowania podczas konkretnego działania.

24. If in making a daily round of the village, certain small incidents […] are found occuring over and over again, they should be noted down at once. It is also important that this work of collecting and fixing impressions should begin early in the course of working out a district (s. 20).

Jeśli przy codziennym obchodzie wioski dostrzeże się, ze pewne drobne wydarzenia […] stale się powtarzają, należy je natychmiast zanotować. Ważne jest również, by ta praca, polegająca na zbieraniu i utrwalaniu wrażeń, rozpoczęta została możliwie wcześnie, zaraz po podjęciu badań terenowych nad daną miejscowością czy okręgiem (s. 34).

Introduction Podrozdział VII Akapit następujący po WD(+) 22. i 23., WD(–) 5.

Instrukcja postępowania podczas badań. Konieczność zapisu powtarzających się sytuacji.

25. In observing ceremonies […] it is necessary, not only to note down those occurrences and details which are prescribed by tradition and custom to be the essential course of the act, but also the Ethnographer ought to record carefully and precisely, one after the other, the actions of the actors and the spectators (s. 21).

Obserwując ceremonie […] badacz winien zapisać nie tylko wydarzenia i szczegóły, które zgodnie z nakazami tradycji i zwyczaju stanowią zasadniczy trzon danego aktu, ale również powinien zanotować starannie i dokładnie oraz we właściwej kolejności wszelkie czynności aktorów i reakcje widzów (s. 35).

Introduction Podrozdział VII Przedostatni akapit podrozdziału

Bezpośrednia instrukcja dotycząca opisu obserwowanych wydarzeń; Cały akapit dotyczy podobnych instrukcji.

!12

Polecenie opisu zachowania, emocji towarzyszących zachowaniom tubylców.


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

26. Again, in this type of work, it is good for the Ethnographer sometimes to put aside the camera, note book and pencil, and to join in himself in what is going on. He can take part in the natives’ games, he can follow them on their visits and walks, sit down and listen and share in their conversations (s. 21).

Przy tego typu pracy dobrze jest, jeśli etnograf odłoży czasem na bok swój aparat, notes, ołówek i włączy się w nurt codziennych wydarzeń. Może brać udział w grach i zabawach tubylców, udawać się z nimi w odwiedziny czy na spacer, siedzieć wśród niech, przysłuchiwać się ich rozmowom i brać w nich czynny udział (s. 35).

Introduction Podrozdział VII Koniec podrozdziału

Wskazanie innych sposobów uczestnictwa w życiu codziennym tubylców.

27. Finally, let us pass to the third and last aim of scientific field-work, to the last type of phenomenon which ought to be recorded in order to give full and adequate picture of native culture (s. 22).

Na koniec przejdźmy do trzeciego i ostatniego celu badań terenowych, do ostatniego typu zjawisk, które winny być zarejestrowane, jeśli chcemy dać pełny, adekwatny obraz kultury tubylczej (s. 36).

Introduction Podrozdział VIII Pierwsze zdanie podrozdziału

Wprowadzenie do badania psychologii, emocji i odczuć krajowców.

28. An attempt must be made therefore, to study and record them (s. 22).

Dlatego też muszą być objęte badaniami i winny być zarejestrowane (s. 36).

Introduction Podrozdział VIII Ten sam akapit co WD(+) 27.

Nacisk na zbadanie mentalności tubylców, bez względu na problemy jakie mogą te badania stwarzać.

29. First of all, it has to be laid down that we have to study here stereotyped manners of thinking and feeling (s. 23).

Przede wszystkim należy przyjąć jako zasadę, że przedmiotem naszych badań są stereotypowe formy myślenia i odczuwania ludzkiego (s. 37).

Introduction Podrozdział VIII Środek podrozdziału

Wykłada pierwszą zasadę badania mentalności krajowców.

30. So the third commandment of field work runs: Find out the typical ways of thinking and feeling, corresponding to the institutions and culture of the given community, and formulate the results in the most convincing manner (s. 23).

Tak więc trzecie przykazanie badacza terenowego brzmi: znajdź typowe sposoby myślenia i odczuwania, odpowiadające instytucjom i kulturze danego społeczeństwa i sformułuj rezultaty w najbardziej przekonujący sposób (s. 37).

Introduction Podrozdział VIII Akapit następujący po WD(+) 29.

Podsumowanie metody badania wzorców myślowych.

31. One step further in this line can be made by the Ethnographer, who acquires a knowledge of native language and can use it as an instrument of inquiry (s. 23).

Jeszcze jeden krok naprzód może zrobić etnograf, który posiądzie znajomość tubylczego języka i będzie go używał jako instrumentu badawczego (s. 37–38).

Introduction Podrozdział VIII Ten sam akapit co WD(+) 30.

Podkreśla ważność znajomości języka, którym posługują się krajowcy.

!23


FWkb_dW C_įa_[m_Yp" %URQLVıDZ 0DOLQRZVNL ² QDXF]\FLHO

32. Our considerations Nasze rozważania przeto thus indicate that the goal wskazują, że do celu of ethnographic fieldetnograficznych badań terework must be approached nowych dochodzimy trzema through three avenues drogami […] (s. 38). […] (s. 24).

Introduction Podrozdział IX Początek podrozdziału

Po podanym fragmencie wymienia w skrócie trzy zasady działania, które zostały opisane we wcześniejszych podrozdziałach.

33. These three lines of approach lead to the final goal, of which an Ethnographer should never lose sight. This goal is, briefly, to grasp the natives point of view, his relation to life, to realise his vision of his world. We have to study man, and we must study what concerns him most intimately, that is, the hold which life has on him (s. 25).

Introduction Podrozdział IX Akapit następujący po WD(+) 32.

Wskazanie celu badań etnograficznych.

Te trzy drogi prowadza do ostatecznego celu, którego etnograf nie powinien nigdy tracić z oczu. Celem tym jest, mówiąc najkrócej, uchwycenie tubylczego punktu widzenia, stosunku krajowca do życia, zrozumienie jego poglądu na jego świat. Przedmiotem naszych studiów jest człowiek, musimy więc badać wszystko to, co jego dotyczy w sposób najbardziej bezpośredni, to znaczy wpływ, jaki wywiera na niego całokształt życia (s. 39).

Tabela 2. Wyrażenia dydaktyczne w formie zakazów i przestróg Wyrażenie dydaktyczne (–)

Tłumaczenie

1. […]it has unfortunately in the past not always been supplied with sufficient generosity, and many writers do not ply the full searchlight of methodic sincerity, as they move among their facts and produce them before us out of complete obscurity (s. 3).

[...] w przeszłości nie zawsze, niestety, przykładano do tego należyta wagę i wielu autorów nie starało się dać pełnego obrazu rzeczywistego postępowania badawczego, a więc sposobu, w jaki poruszali się wśród zebranych przez siebie danych, oraz dróg, jakimi wydobyli je na światło dzienne (s. 12).

2. No special chapter or paragraph is devoted to describing to us the conditions under which observations were made and information collected (s. 3).

Brak w nich jakiegoś spe- Introduction cjalnego rozdziału czy Podrozdział II paragrafu poświęconego Kolejny akapit opisowi konkretnych warunków, w których robiono obserwacje czy zbierano materiały (s. 12).

!2!

Umiejscowienie

Treść i uwagi

Introduction Na zasadzie przeciPodrozdział II wieństwa do WD (+) Bezpośrednio po 3. pokazuje przykład WD(+) 3. złego sposobu przedstawiania zdobytego materiału i wyników.

Jako przykład złej pracy przedstawia szkice znanych etnologów, w których nie zawarto wyjaśnień dotyczących sposobu zdobycia danych.


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

3. If a man sets out on an expedition, determined to prove certain hypothesis, if he is incapable of changing his views constantly and casting them of ungrudgingly under the pressure of evidence, needless to say his work will be worthless (s. 9).

Gdy ktoś wyrusza na ekspedycję z zamiarem udowodnienia pewnych hipotez, a nie zdoła swych poglądów stale modyfikować i odrzucać bez większych oporów pod presją faktów, to zbyteczne jest podkreślać, że jego praca będzie bezwartościowa (s. 19).

Introduction Podrozdział V Ten sam akapit co WD(+) 8.

Zwraca uwagę na konieczność elastyczności poglądów badacza i gotowość odejścia od założonej hipotezy, jeśli zdobyte informacje będą jej przeczyć.

4. The Ethnographer who sets out to study only religion, or only technology, or only social organization cuts out an artificial field for inquiry, and he will be seriously handicapped in his work (s. 11).

Tak więc etnograf, który zamierza studiować tylko religię czy wyłącznie technologię, czy tez tylko organizację społeczną, zakreśla sobie dość sztuczne pole badania, co nieuchronnie musi się odbić ujemnie na jego pracy (s. 22).

Introduction Podrozdział V Koniec podrozdziału

Na negatywnym przykładzie pokazuje, że kultura jest całością, której nie należy badać wybiórczo.

5. And foolish indeed and short-sighted would be a man of science who would pass by a whole class of phenomena, ready to be garnered, and leave them to waste even though he did not see at the moment to what theoretical use they might be put! (s. 20).

Toteż niezwykle krótkowzroczny i ograniczony byłby badacz, który pominąłby całą klasę zjawisk i pozwolił na ich zmarnowanie, nawet gdyby w danym momencie nie dostrzegał, jak wielkie możliwości teoretyczne są w nich zawarte (s. 34).

Introduction Podrozdział VII Bezpośrednio po WD(+) 23.

Wartościujące określenie badacza, który nie pochyla się nad psychologicznymi aspektami zachowania oraz omija elementy, które wydają mu się irrelewantne.

!24


FWkb_dW C_įa_[m_Yp" %URQLVıDZ 0DOLQRZVNL ² QDXF]\FLHO

8_Xb_e]hWƚW0 Bernacka D., Od słowa do działania, Wydawnictwo Akademickie „Żak”, Warszawa 2001. Botkin J.W., Elmandjra M., Malitza M., Uczyć się – bez granic. Jak zawrzeć „lukę ludzką”?, przeł. M. Kukliński, PWN, Warszawa 1982. Brożek M., Wstęp, w: Marek Fabiusz Kwintylian, Kształcenie mówcy, Wydawnictwo Akademickie „Żak”, Warszawa 2002. Kwintylian, Marek Fabiusz, Kształcenie mówcy, przeł. M. Brożek, Wydawnictwo Akademickie „Żak”, Warszawa 2002. Malinowski B., Argonauts of the Western Pacific. An account of native enterprise and adventures in the Archipelagoes of Melanesian New Guinea, George Routledge & Sons, Ltd., London 1932. Malinowski B., Argonauci zachodniego Pacyfiku. Relacje o poczynaniach i przygodach krajowców z Nowej Gwinei, przeł. B. Olszewska-Dyoniziak, S. Szynkiewicz, przekł. opracował i posł. opatrzył A. Waligórski, PWN, Warszawa 2005. Paluch A.K., Wstęp, w: B. Malinowski, Wierzenia pierwotne i formy ustroju społecznego: pogląd na genezę religii ze szczególnym uwzględnieniem totemizmu; O zasadzie ekonomii myślenia, PWN, Warszawa 1980. Propp W., Morfologia bajki, przeł. W. Wojtyga-Zagórska, „Książka i Wiedza”, Warszawa 1976.

G&%6@>5>6C'6; Bronisław Malinowski – nauczyciel przyszłych badaczy Artykuł poświęcony jest inspirowanej strukturalizmem analizie wypowiedzi dydaktycznych z rozdziału Introduction. The subject, method and scope of this inquiry będącego wstępem do książki Argonauts of the Western Pacific. An account of native enterprise and adventures in the Archipelagoes of Melanesian New Guinea. W pracy wskazane zostały kolejne etapy uczenia się (uczenie się zachowawcze przerywane szokami oraz uczenie się innowacyjne), przez które Malinowski pomaga przejść przyszłym etnografom. Na podstawie analizy tekstu wykazane zostały sposoby przekazywania informacji oraz typy wiedzy, które wykorzystuje Bronisław Malinowski. Autorka nawiązuje też do retorycznych umiejętności zdobytych przez polskiego badacza w czasie studiów na Uniwersytecie Jagiellońskim.

!2,


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

G())"%-; Bronisław Malinowski – teacher of future reaserchers The article is on the subject of analysis inspired by structuralism, of didactic statements in the chapter Introduction. The subject, method and scope of this inquiry which is an entry to the book Argonauts of the Western Pacific. An account of native enterprise and adventures in the Archipelagoes of Melanesian New Guinea. There are shown subsequent stages of learning (conservative learning interrupted by shocks, innovative learning), through which Malinowski helps future ethnographers to go without major difficulties. Based on analysis of the text there are pointed out ways of passing on information and kinds of knowledge used by Bronislaw Malinowski. Author refers to rhetorical abilities of formulating the text that polish researcher gained during his studies at Jagiellonian University.

Słowa klucze: dydaktyka, retoryka, edukacja antropologiczna, Bronisław Malinowski Keywords: didactics, rhetoric, anthropological education, Bronislaw Malinowski

!2-


Library of the London School of Economics & Political Science Archiwum Bronisława Malinowskiego Kategoria 3/16 - Children’s Games, zdjęcie 39 (fragment)


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

CW]ZW 7ddW AehX[bW

Absolwentka kulturoznawstwa UŚ (specjalność: teoria i historia kultury). Członkini Naukowego Koła Antropologii Kultury. Interesuje się historią i kulturą starożytną, a także szeroko pojętym polskim folklorem. !2/


CW]ZW 7ddW AehX[bW

ſMoeXhWŎ ieX_[ Ypoj[bd_akƃž Ÿ $#%">*M%$#%'"C8L4* 4*7h]edWkjWY^ pWY^eZd_[]e

FWYoƚak

„Wyobraź sobie czytelniku, że znalazłeś się nagle z całym swym ekwipunkiem, sam na tropikalnej plaży w pobliżu wioski tubylczej, podczas gdy statek, czy łódź, która cię tu przywiozła, odpływa i znika na widnokręgu”1. Tymi słowami rozpoczyna się trzeci podrozdział wprowadzenia do Argonautów zachodniego Pacyfiku Bronisława Malinowskiego. Dlaczego dopiero trzeci? Autor najpierw przedstawia ogólną charakterystykę ludów zamieszkujących wyspy Morza Południowego, a następnie pokrótce omawia metody pozyskiwania materiału etnograficznego. Po zaznajomieniu czytelnika z faktografią kontekstu wprowadza go na chwilę w sferę wyobraźni: „wyobraź sobie czytelniku…” to apostrofa mająca na celu nawiązanie przez autora więzi z odbiorcą, który sięgnie po jego książkę w innej przestrzeni i w innym czasie. Argonauci zachodniego Pacyfiku to dzieło bogate w materiały etnograficzne dotyczące zwyczajów, wierzeń, praktyk magicznych, struktury społecznej i innych elementów składowych kultury trobriandzkiej; nie tworzą one jednak zbioru przypadkowych elementów, lecz służą dookreśleniu kula – wymiany darów (naszyjników soulava z czerwonej muszli i naramienników mwali z białej) 1 B. Malinowski, Argonauci zachodniego Pacyfiku, przeł. B. Olszewska-Dyoniziak, S. Szynkiewicz, przekł. opracował i posł. opatrzył A. Waligórski, PWN, Warszawa 2005, s. 13.

!20


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

między mieszkańcami archipelagu wysp tworzących zamknięty pierścień. Suchy opis wspomnianych wyżej faktów mógłby być trudnym wyzwaniem dla czytelników, którzy nie mają możliwości zobaczenia na własne oczy tego, czego doświadczył Malinowski. Dla antropologa wiadome jest i widać to wyraźnie w Argonautach…, że żaden element składowy kultury nie istnieje indywidualnie i oddzielnie od innych – to podstawowa zasada funkcjonalizmu. Kultura tworzy swego rodzaju sieć powiązanych elementów. Czy można opisać magię, mówiąc tylko o formułach w niej stosowanych? Sama formuła nie wywoła przecież określonego rezultatu. Potrzebny jest do tego odpowiedni kontekst: wiara w powodzenie, czarownik (osoba, która potrafi się posługiwać ową magią lub jakimś jej rodzajem), określone rekwizyty pomagające w rytuale oraz ludzie, którzy oczekują efektu. Dzieło Malinowskiego jest zatem wypełnione po brzegi informacjami o tych elementach kultury, które autorowi-antropologowi udało się zbadać. Przejdźmy do jednego z obrazów, które brytyjski badacz2 przedstawia w Argonautach…: „Zbliżając się w kierunku lądu, możemy obserwować wyraźnie strome, pofałdowane stoki pokryte gęstą, układającą się w warstwy dżunglą rozświetloną tu i ówdzie jaskrawymi plamami wysokiej trawy”3. Z jaką książką mielibyśmy do czynienia, gdyby zabrakło w niej opisów przyrody? Czy podobny efekt zostałby osiągnięty bez wspominania o „plamach wysokiej trawy”, w dodatku jaskrawych? W jakim celu Malinowski używał tych sformułowań? Przyjrzyjmy się również sposobowi konstruowania tekstu na przykładzie rozdziału IV Czółna i żegluga. W pierwszych akapitach zamieszczone są ogólne informacje: Czółno jest elementem kultury materialnej i jako takie można je opisać, sfotografować, a nawet w całości przetransportować do muzeum. Ale – a ta prawda bywa tak często przeoczana – nawet najbardziej typowy obraz przeniesiony i eksponowany w gablocie muzealnej nie ukaże jeszcze pełnej etnograficznej rzeczywistości czółna4.

Malinowski choć urodził się w Polsce, naukowo realizował się w Wielkiej Brytanii. Tamże, s. 49. 4 Tamże, s. 138. 2

3

!21


CW]ZW 7ddW AehX[bW" Å:\REUDŦ VRELH F]\WHOQLNX µ

Czym jest owa pełna etnograficzna rzeczywistość przedmiotu? To umiejscowienie danego obiektu w jego naturalnych warunkach, określony sposób obchodzenia się z nim, a także metoda jego wytwarzania. Etnograficzna historia czółna obejmuje zatem: wybór określonego drzewa, ścięcie go, następnie drążenie, dodawanie elementów konstrukcji, np. pływaka, a wreszcie zdobienie i spuszczenie go na wodę; dopiero potem rozpoczyna się żegluga. W dalszej części rozdziału antropolog przedstawia syntetyczne schematy obrazujące zasady budowy różnych typów czółen, które na początku mogą być dla czytelnika nieco nieklarowne (mimo dokładności rysunków sporządzonych przez Malinowskiego), jednakże ostatecznie ogólna charakterystyka uzupełniona zostaje o dokładny opis oraz fotografie przedstawiające konkretne łodzie. Kolejny podrozdział przedstawia rolę, jaką odgrywają one w psychologii posługującej się nim ludności. Poszczególne fragmenty dotyczą społecznej organizacji pracy przy budowie czółna, socjologii własności czółna oraz społecznego podziału funkcji wśród członków załogi w czasie żeglugi. Należy zaznaczyć, iż opisuję tylko jeden z rozdziałów dotyczących trobriandzkich łodzi. Różne elementy semiozy tego zjawiska kulturowego są rozpisane na dalsze części (rozdz. IV–X), ponieważ za pomocą czółna odbywa się podróż na inne wyspy w celu dokonania wymiany kula. Czytelnik z pewnością mógłby czuć się nieco przytłoczony wyliczeniami faktów i zjawisk, gdyby książka zawierała tylko i wyłącznie takie treści. Jednak pomiędzy akapitami znajdują się kwieciste opisy, np.: „Czasami fale zalewają platformę lub przelewają się ponad nią i czółno – ta nieforemna, graniasta i niezgrabna tratwa, jaką wydaje się na początku, unosi się wzdłuż i w poprzek fal, pokonując bruzdy z przedziwną lekkością i gracją”5. Autor przedstawia tu niezwykle plastyczny i sugestywny obraz łodzi, która, mimo swojego „niezgrabnego” kształtu, bez żadnych problemów pokonuje różne przeszkody i trudności na morzu. Przyjrzyjmy się dalszemu fragmentowi opisu: Gdy podnosi się żagiel, a ciężkie, sztywne zwoje złotawej maty rozwijają się z charakterystycznym szelestem i trzaskiem i łódź rozpoczyna rejs; gdy woda z pluskiem rozlewa się pod nią, a rozpostarty żagiel złoci się na tle granatu morza i nieba – wówczas

5

Tamże, s. 140.

!22


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

rzeczywiście odczuwa się wrażenie, że otwierają się perspektywy jakiejś romantycznej przygody związane z żeglowaniem po tych morzach6.

„Plusk wody”, „złocący się żagiel”, „granat morza i nieba” – użycie tych figur stylistycznych ma określony cel: dopełnia obraz opisywanego obiektu, nadaje mu kształt i „uwypukla” go. Dookreślone szczegóły pozwalają czytelnikowi wyraźnie zobaczyć wyobrażany w trakcie lektury krajobraz; oddziałują na jego wyobraźnię. Widoczne jest to również dalej: Kiedy na wodach przybrzeżnych pojawia się flota tubylczych czółen, udająca się z ekspedycją handlową czy też w odwiedziny i widać trójkątne żagle rozsiane jak skrzydła motyli ponad wodą […] przy harmonijnym akompaniamencie konch, brzmiących unisono – wrażenie jest niezapomniane. Potem widzimy zbliżające się czółna, kołyszące się na niebieskiej wodzie w całej krasie białych, czerwonych i czarnych malowideł, ze wspaniale zdobionymi dziobami, przystrojonymi brzękającymi dużymi białymi muszlami kauri […], zaczynamy rozumieć ten splot uczuć – podziwu i admiracji, które przejawiają się w trosce, jaką wkłada tubylec w przyozdabianie swojego czółna7.

Znów obficie przywoływane szczegóły komponują się w składny i spójny widok. W podanym fragmencie antropolog używa pierwszej osoby liczby mnogiej; wyraźnie uwidacznia się narrator, który „zajmująco opisuje […] krajobraz łącznie z kolorami, zapachami […]”8. Kim są jego współtowarzysze? Czy są to tubylcy, czy może czytelnik, z którym badacz próbuje zawiązać nić porozumienia? Malinowski wyruszył na Trobriandy z myślą zbadania kultury w sposób metodyczny, w oparciu o zebrany w terenie materiał; taka forma poznania innej kultury wymagała oczywiście odpowiedniego udokumentowania tego, co antropolog widział. W tym celu badacz wydzielił m.in. trzy elementy składające się na kulturę, które należy zrekonstruować w procesie badań: szkielet (struktura Tamże. Tamże, s. 141. 8 G. Kubica, Argonauci, Trobriandy i kula z perspektywy stulecia, w: B. Malinowski, Argonauci zachodniego Pacyfiku, przeł. B. Olszewska-Dyoniziak, S. Szynkiewicz, przekł. opracował i posł. opatrzył A. Waligórski, PWN, Warszawa 2005, s. XXV. 6

7

433


CW]ZW 7ddW AehX[bW" Å:\REUDŦ VRELH F]\WHOQLNX µ

i reguły panujące w ustroju społecznym), ciało i krew (realne zachowania w danej społeczności) oraz ducha (sposób postrzegania i przeżywania świata przez tubylców). Ponadto Malinowski stosował również taktykę obserwacji uczestniczącej, a więc obserwacji prowadzonej w ramach życia codziennego przedstawicieli określonego kontekstu kulturowego, co w praktyce oznaczało bezpośredni kontakt z Innym. Pomimo to, mając nawet najdoskonalszą metodę i będąc dobrze przygotowanym badaczem, antropolog zdaje sobie sprawę, że wyrusza w podróż jako człowiek, który czuje, przeżywa, obserwuje na swój własny, niewyuczony przez szkołę czy uczelnię sposób, zachwyca się i smuci – tak jak każdy z nas, gdy widzi coś niespotykanego i jednocześnie coś niesamowicie pięknego. Być może widok złotego czółna na tle granatowego nieba i morza wywarły na Malinowskim olbrzymie wrażenie, które postanowił udokumentować w książce obok wielu faktów i informacji na temat mechaniki i użytkowania czółna. „Istnieje tendencja, aby zepchnąć wyraźne indywidualne uobecnienie do przedmów, przypisów i aneksów, podobnie jak inne kłopotliwe kwestie”9, pisze Clifford Geertz. Można się z tym twierdzeniem zgodzić w przypadku dziewiętnastowiecznych rozpraw antropologicznych. Również współcześnie dominującą tendencją (co nie znaczy, że każdy antropolog przestrzega tej zasady) jest przedstawianie wyników badań i faktów bez manifestowania obecności autora w tekście, aczkolwiek należy pamiętać o tym, że już samo opracowanie materiału badawczego z terenu w mniejszym lub większym stopniu jest bardzo często efektem subiektywnych wyborów i preferencji badacza; użycie określonego pojęcia lub przetłumaczenie danego (wielokrotnie idiomatycznego) zwrotu to przecież również manifestacja własnego stylu i sposobu obrazowania widzianego przez siebie świata oraz zaświadczenie: „byłem tam”. W przypadku dzieł Malinowskiego można się spierać o funkcję i wpływ literackiego aspektu na ich całokształt. Zdaniem Jamesa Clifforda zabiegi te mają przyciągnąć czytelnika i sprawić, by „jego [Malinowskiego – przyp. MK] własne doświadczenie, doświadczenia tubylców mogły także stać się doświadczeniem czytelnika”10. Interesujące, że w innym tekście Clifford zarzuca Malinowskiemu tworzenie fikcji, w której jest on wszechobecny oraz „aranżuje entuzjastyczne opisy i naukowe wyjaśnienia”11. C. Geertz, Dzieło i życie: antropolog jako autor, przeł. E. Dżurak, S. Sikora, KR, Warszawa 2000, s. 29. J. Clifford, O autorytecie etnograficznym, w: Tenże, Kłopoty z kulturą. Dwudziestowieczna etnografia, literatura i sztuka, przeł. E. Dżurak, J. Iracka i in., KR, Warszawa 2000, s. 37. 11 Tenże, O etnograficznej autokreacji: Conrad i Malinowski, przeł. M. Krupa, w: Postmodernizm: antologia przykładów, wyb. i oprac. R. Nycz, Wydawnictwo Baran i Suszczyński, Kraków 1997, s. 254. 9

10

43!


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

Clifford Geertz uważa, że wszelkie prace antropologiczne są „[…] fikcjami; fikcjami w tym znaczeniu, że są »czymś tworzonym«, »czymś ukształtowanym« […] nie zaś w znaczeniu czegoś fałszywego, nierzeczywistego”12. Przedstawienie wyników przeprowadzonych badań poprzedzone jest przekształceniem ich w spójną narrację, a wielokrotnie także nadaniem im bardziej zrozumiałego charakteru, co wiąże się z tworzeniem interpretacji. W przypadku Malinowskiego (jak i innych antropologów), przedstawiane przez niego treści są interpretacją właśnie – a zatem fikcją, której nie sposób uniknąć. Wydaje mi się, że nadawanie obiektom określeń, które tworzą „entuzjastyczny” i impresjonistyczny, obraz nie jest przekłamaniem, a nieszkodliwym ubarwieniem i uplastycznieniem treści. Jeśli przyjmiemy taką tezę, pojawi się jednak problem ustalenia kryteriów oddzielających opis etnograficzny korzystający ze środków literackich od odmiennych konwencji przedstawiania Innego. Pisał o tym Clifford, zauważając, że pod koniec XIX w. antropologia, współzawodnicząc z pisarstwem podróżniczym, renegocjuje swoje granice tworząc własny zestaw „zasad przedstawiania”13. Z innego założenia wychodzi Harry Payne, który zauważył, że opisywany przez Malinowskiego świat jest realnym obrazem Trobriandów: „Jego pasje sprawiły, że koncentrował się na aspektach rzeczywistego świata, które aspirowały do poziomu fantazji”14. Zamieszone w tekście opisy mogą być uważane za przerysowane, niepasujące do danych faktograficznych ze względu na swoją literackość. Jednak wpływają na wyobraźnię odbiorcy i pozwalają na dokładniejsze zarysowanie kontekstu konkretnych wydarzeń. *** Sposobów opisu świata przez globtroterów jest bardzo wiele. Za prekursora uważa się Herodota, starożytnego greckiego historyka, który w Dziejach przekazuje wiedzę na temat kultury Persji, Lidii (państwa na terenach obecnej Turcji), Libii, Babilonii i Egiptu. Innym przykładem dzieł tworzących europejską tradycję narracji podróżniczych są np. dzienniki odkrywców nowych lądów spisywane w wieku XV i XVI. W późniejszych czasach, nam bliższych, opisy wojaży stworzyły bardzo liczną i popularną grupę tekstów. Współcześnie często są to krótkie formy przeznaczone dla masowego odbiorcy publikowane 12 C. Geertz, Opis gęsty: w poszukiwaniu interpretatywnej teorii kultury, przeł. S. Sikora, w: Badanie kultury: elementy teorii antropologicznej, wyb. M. Kempny, E. Nowicka, PWN, Warszawa 2005, s. 45–46. 13 J. Clifford, Praktyki przestrzenne: badania terenowe, podróże i praktyki dyscyplinujące w antropologii, przeł. S. Sikora, w: Badanie kultury: elementy teorii antropologicznej. Kontynuacje, wyb. M. Kempny, E. Nowicka, PWN, Warszawa 2004, s. 154. 14 H. C. Payne, Malinowski’s Style, „Proceedings of the American Philosophical Society” 1981, t. 125, nr 6, p. 438, cyt. za: G. Kubica, Argonauci…, s. XXIX.

434


CW]ZW 7ddW AehX[bW" Å:\REUDŦ VRELH F]\WHOQLNX µ

w czasopismach takich, jak „Traveler”, „Poznaj Świat” czy „National Geographic”, zawierają zazwyczaj bogate w zdjęcia przemyślenia dziennikarzy i sympatyków podróży. Samo podróżowanie i spisywanie swoich wrażeń nie czyni jednak z nikogo antropologa. Czym zatem różni się antropologiczny sposób opisu od podróżniczego i dziennikarskiego? Przedstawmy kilka „fikcji” antropologów, etnografów i podróżników, zaznaczając, że teksty zostały dobrane w taki sposób, by pokazać i skontrastować kilka wariantów konstruowania podmiotu i świata przedstawionego w rozmaitych gatunkach uznanych za literackie i naukowe. Przytoczone dalej przykłady zaczerpnięto ze spisu lektur obowiązkowych omawianych w ramach zajęć „Antropologia kultur świata” dla studentów I roku kulturoznawstwa studiów magisterskich uzupełniających, w Instytucie Nauk o Kulturze i Studiów Interdyscyplinarnych Uniwersytetu Śląskiego15. Rozpocznę od analizy dzieła Jana Czekanowskiego, które powstało w związku z jego podróżą do Rwandy, trwającą bez przerwy 25 miesięcy (od maja 1907 r. do czerwca 1909 r.). Owa wyprawa badawcza zakończyła się uzyskaniem pokaźnego materiału etnograficznego, który został zinterpretowany i przedstawiony w wielu książkach: np. Forschungen im Nil-Kongo-Zwischengebiet (pięciotomowa praca z opublikowanymi materiałami dotyczącymi badań w Afryce), Crania Africana, W głąb lasów Aruwimi. Dziennik wyprawy do Afryki Środkowej. Czekanowski stworzył na własny użytek specyficzny styl opisu. Przyjrzyjmy się fragmentowi z tekstu Królewski dwór władcy Ruandy: Juhi Musinga, władca Ruandy, był niewątpliwie największym z tubylczych potentatów, jakiego miałem okazję zobaczyć podczas podróży. Rozporządzał największą liczbą poddanych; na początku naszej znajomości wcale nie sprawiał ważenia najinteligentniejszego władcy. Później jednak mogłem się przekonać, że zawsze starał się udawać głupiego, kiedy życzenia Europejczyków wydawały mu się niewygodne. Bawiąc się niemieckimi słowami, których treść rzekomo chciał poznać, usiłował zyskać na czasie, przeciągnąć wizytę, znużyć gościa, aby w ten sposób wykręcić się z całej sprawy. 10 sierpnia 1907 r. miałem po raz pierwszy okazję ujrzeć czarny majestat16. Teksty ułożone są chronologicznie według kryterium daty pierwszego wydania. J. Czekanowski, Dwór królewski władcy Ruandy, w: A. Kuczyński, Polskie opisanie świata, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 1994, s. 350. 15 16

43,


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

Z powyższego fragmentu wynika, że Czekanowski opisuje postać ze swojego punktu widzenia – narrator mówi w pierwszej osobie, nie jest wszechwiedzący. Opis dworu Musingi jest notatką z dziennika z podróży, gdzie autor może pozwolić sobie na głoszenie poglądów i wartościowanie. W przypadku Czekanowskiego takie zabiegi są ograniczone do minimum – jego celem było podkreślenie, iż miał bezpośrednią styczność z Musingą i udokumentowanie wrażeń, jakie odniósł, gdy pierwszy raz go spotkał. W dalszych fragmentach tekstu Czekanowski przedstawia charakterystykę struktury dworu królewskiego – ten opis nie eksponuje osoby narratora, a treść obserwacji pozbawiona jest już osobistych spostrzeżeń i sądów. Inną postacią zaprezentowaną również w Polskim opisaniu świata Antoniego Kuczyńskiego jest Leon Sapieha, żyjący na przełomie XIX i XX w. ziemianin (jak czytamy w krótkiej notce biograficznej), który wyruszył na wyprawę do Rwandy jako myśliwy. Swoje spostrzeżenia przedstawia w tekście Długie wieki panowali Watusi nad swym krajem…: Gasły blaski zachodu i coraz to mocniejsze światło księżyca filtrowało przez rzadkie korony eukaliptusów, oświecając wędrujące wśród lasku postacie. Wszystkie owinięte jakby w długie zasłony, w kolorowe materie malowniczo udrapowane, spod których smukłe ramiona wspierały się na długich lancach o malutkim ostrzu17.

Przyroda zostaje tutaj przedstawiona według wymogów literackich; gdyby podzielić powyższy fragment na wersy, być może mógłby uchodzić za poezję. Wszystko zostaje odpowiednio nacechowane, a każdy z przedmiotów – księżyc, eukaliptusy, zasłony, materie, ramiona, czy lance posiada swoje własne określenie. Następnie Sapieha przedstawia pokrótce charakterystykę Watusi, którzy według podziału stanowego są szlachtą. Dane dotyczące historii i zwyczajów w Rwandzie szybko jednak ustępują miejsca obszernemu opisowi uroczystości, które odbywają się na przywitanie Europejczyków (w tym i Sapiehy) na dworze króla Musingi, opisywanym również przez Czekanowskiego, ale w zupełnie inny sposób. Uroczystości składały się z prezentacji sportowych i tanecznych o charakterze agonu (wyścigów siłowych i zręcznościowych). Przytoczmy fragment 17

L. Sapieha, Długie wieki panowali Watusi nad swym krajem…, w: A. Kuczyński, Polskie..., s. 373.

43-


CW]ZW 7ddW AehX[bW" Å:\REUDŦ VRELH F]\WHOQLNX µ

mówiący o skoku wzwyż: „Gdy już z górą dwa metry skakali, stanąłem pod tą przeszkodą, a jeszcze ze dwadzieścia centymetrów nade mną przelatywali te jakby ze sprężyn stalowych zwinne chłopaki”18. Co sądzić o takim opisie? Mógłby się on znaleźć w dzienniku lub pamiętniku z podróży, ale bardzo mało prawdopodobne, by odkryto go w opublikowanych zapiskach antropologa, ze względu na przewagę impresji nad usystematyzowaną faktografią – co świadczy bez wątpienia o tym, że Sapieha nie jest badaczem, ale podróżnikiem. Inny styl prezentuje Claude Lévi-Strauss w eklektycznym (zdaniem Clifforda Geertza19) Smutku tropików: Dopiero po trzech lub czterech godzinach drogi szczytem skalistego zbocza oko obejmuje szerszy horyzont i zmuszone jest uznać rzeczywistość – ponad zielonymi wzgórzami, z północy na południe, wznosi się czerwona ściana wysokości 200 – 300 metrów, która ku północy zniża się stopniowo aż do zrównania z płaskowyżem. Zbliżając się doń od strony południowej zaczynamy rozróżniać szczegóły. Ten mur, który wydawał się przed chwilą jednolity, kryje w sobie wąskie kominy, wyodrębnione występy, balkony i platformy. W skalnej budowli są reduty i krużganki20.

W podanym fragmencie można zauważyć próbę dokładnego opisu struktury objawiającego się przed antropologiem krajobrazu, który wcześniej, z daleka – jednolity, zaczyna, wraz ze zmniejszającym się dystansem, nabierać kształtu. Dalej czytamy: Inny świat otwiera się przed nami. Ostra trawa o mlecznej zieleni nie kryje całkowicie piasku białego, żółtego lub różowawego, produktu rozkładu powierzchniowego piaskowcowej gleby. Roślinność to rozrzucone tu i ówdzie drzewka o węzłowatych kształtach, które chroni przed suszą, panującą tu przez siedem miesięcy w roku, gruba kora, woskowane liście i kolce. Wystarczy jednak, aby deszcz padał przez kilka dni, a cała ta pustynna sawanna przemienia się w ogród: trawa zielenieje, Tamże, s. 375. C. Geertz, Dzieło…, s. 51–71. 20 C. Lévi-Strauss, Smutek tropików, przeł. A. Steinsberg, Wydawnictwo OPUS, Łódź 1992, s. 203.

18 19

43.


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

drzewa pokrywają się białymi i liliowymi kwiatami. Nad wszystkim dominuje wrażenie bezmiaru21.

Styl Lévi-Straussa może być odebrany jako charakterystyczny dla biologa lub geologa: opis podłoża poparty jest wyjaśnieniem występowania danego koloru, a budowa i kształt roślin zestawione zostają z odpowiednią funkcją determinowaną przez fitotomię. Naukowe spojrzenie Lévi-Strauss w dalszym fragmencie poszerza o literacką nutę: Europa przedstawia wyraźne kształty w rozproszonym świetle. Tutaj tradycyjne dla nas role ziemi i nieba odwracają się. Nad mleczną drogą campo obłoki piętrzą się w nadzwyczajnych budowlach. Niebo jest domeną kształtów i brył, ziemia zachowuje miękkość swoich pierwszych wieków22.

We wszystkich fragmentach przytoczonych z tekstu Lévi-Straussa antropolog okazuje się być „przeźroczysty”: jedynym momentem świadczącym o „byciu tam” jest rozpoznawanie szczegółów krajobrazu przez narratora i innych podróżnych (o czym świadczy użycie liczby mnogiej). Dalej następuje opis pozbawiony podmiotu – narrator staje się wszechwiedzący (wie, jak przyroda zareaguje na deszcz po suszy, jaki kolor będą miały kwiaty). Świadczy to o bardzo skrupulatnym przygotowaniu się antropologa do podróży. Przejdźmy teraz do sposobu obrazowania u innych badaczy, tym razem opisujących Indian Yanomamo – plemię, które zdaniem Marvina Harrisa, powtarzającego ustalenia Chagnona, charakteryzuje się wybuchowym temperamentem i skłonnością do przemocy23. W artykule Rozmyślając o Yanomami: wyobrażenia etnograficzne a pogoń za egzotyką, Alcida Rita Ramos przedstawia sylwetki antropologów badających tę samą indiańską kulturę24. Pierwszym badaczem jest amerykański antropolog Napoleon Chagnon, który określa Yanonamo jako okrutnych (waitheri), a opisuje ich w sposób żywy, dynamiczny i – jak pisze Ramos – „czasami bardzo zabawnie”25. W książTamże, s. 203. Tamże, s. 204. 23 M. Harris, Krowy, świnie, wojny i czarownice, przeł. K. Szerer, PIW, Warszawa 1985. 24 Wybrałam tekst Alcidy Ramos jako sztandarowy przykład analizy różnic wynikających z odmiennego stylu pisarskiego, doświadczenia i temperamentu poszczególnych antropologów badających ten sam lud. 25 A. Ramos, Rozmyślając o Yanomami: wyobrażenia etnograficzne a pogoń za egzotyką, przeł. W. Dochnal, w: Amerykańska antropologia postmodernistyczna, red. M. Buchowski, Inter Graf, Warszawa 1999, s. 206. 21 22

43/


CW]ZW 7ddW AehX[bW" Å:\REUDŦ VRELH F]\WHOQLNX µ

ce Yanomamö: The Fierce People na pierwszy plan wysuwa się autor. Chagnon jako główny bohater (lub mówiąc za Ramos: niekwestionowany pan swojego dzieła) przedstawia siebie jako ideał antropologa, który nigdy nie popełnia błędów, niczego się nie lęka, a jego praca badawcza „idzie jak po maśle”. Co więcej, kreuje siebie na bohatera, a w samym tekście aż roi się od zaimków osobowych „ja”. Ramos nie przytacza żadnego fragmentu, jeśli jednak sięgniemy do źródła, łatwo odnajdziemy charakterystyczne passusy: Nagle zdałem sobie sprawę z absurdalności mojego położenia i tego, co tak naprawdę wyprawiam. Oto stałem w środku całkowicie niezbadanej dżungli, kilkaset stóp od grupy cieszących się złą sławą z uwagi na okrucieństwo i zdradzieckość Yanomamö, z którymi dotychczas nikt nie rozmawiał. Prowadził mnie dwunastoletni chłopiec, a w dodatku zapadał zmrok. Czerwona przepaska biodrowa, brudne i zniszczone trampki, hamak oraz łuk z trzema cienkimi strzałami były jedynymi oznakami mojego człowieczeństwa26.

Mimo, że Chagnon znalazł się w trudnej sytuacji, z pewnością łatwo sobie poradził z kłopotami i wyszedł zwycięsko z opresji (o czym nie omieszkał wspomnieć w książce). Przytoczony fragment może pełnić funkcję locus horridus, zabiegu mającego zaintrygować czytelnika i przykuć jego uwagę . Czy Chagnonowi się to udaje? A jeśli tak, to czy powinien być uznany za „prawdziwego” badacza, czy raczej za poszukiwacza przygód snującego mrożącą krew w żyłach opowieść? Francuski antropolog Jacques Lizot, drugi z omawianych przez Ramos badaczy, korzysta z innych „zasad przedstawiania”. Sam zaznacza: „Chciałem, jak tylko to możliwe, usunąć się w cień. Niemniej oczywistym jest, że to ja jestem tym, który obserwuje, donosi, opisuje i organizuje narrację”27. Jego celem nie było chwalenie się swoimi osiągnięciami w różnych dziedzinach w czasie 26 Dzieło Chagnona Yanomamö: The Fierce People nie zostało przetłumaczone na język polski. Powyższy fragment (w moim tłumaczeniu) w oryginale brzmi następująco: „I suddenly realized the absurdity of my situation and the magnitude of what I was doing. Here I stood, in the middle of an unexplored, unmapped jungle, a few hundred feet from a previously uncontacted group of Yanomamö with reputation for enormous ferocity and treachery, led there by a 12-year-old kid, and it was getting dark. My only marks of being human were my red loincloth, my muddy and torn sneakers, my hammock, and a bow with three skinny arrows” (N. Chagnon, Yanomamö, Wadsworth, Cengage Learning, Belmont 2012, p. 39). 27 J. Lizot, Tales of the Yanomami: Daily Life in the Venezuelan Forest, Cambridge University Press, Cambridge 1985, cyt. za: A. Ramos, Rozmyślając…, s. 212.

430


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

badań. Próbował opisać zwyczaje Yanomamów, a przede wszystkim skupił się na ich seksualności. Jego relacje w niektórych momentach zawierają niemal nieuchwytny rys literackości, np.: Wioska szumi przepełniona życiem. Długotrwałe, przenikliwe i powtarzające się kaskady śmiechu wybuchają wszędzie, prowokowane żartami lub wesołymi wspomnieniami. […] Plotkarze radują się tworzeniem nowych plotek i wywoływaniem skandali. […] Jednakże tym co dominuje jest ciepły jak ogień po ulewnym deszczu duch przyjaźni, który krąży po całej osadzie28.

W tym fragmencie wyczuwa się próbę przedstawienia Yanomamów jako „zwykłych ludzi”. Lizot stosuje porównanie, które przez swoją literackość wpływa na wyobraźnię czytelnika i daje mu chwilę oddechu przed kolejnym akapitem wypełnionym ważnymi informacjami. Inny fragment lekko zaburza wiarygodność Lizota jako antropologa: Brahaima kładzie swe nogi na udach młodego mężczyzny. Zaproszenie to wywołuje u niego pożądanie. Rozmawiają. Tõtõwë jest podniecony i nie wie już, co mówi. Wkrótce dłoń dotyka jego pachwiny; chce zapobiec oczekiwanej pieszczocie i zasłania się ręką. Onieśmielony obecnością Rubrow chce wyjść, lecz proszą go by pozostał na chwilę. Bliski jest podjęcia decyzji o wykonaniu ruchu, gdy jaśniejąca tarcza słońca powoli pojawia się rzucając światło na dach29.

Lizot obserwuje scenę z ukrycia i próbuje jej nadać poetycki charakter dzięki zastosowaniu ciekawej peryfrazy słońca, jednak, jak twierdzi Ramos, taka sytuacja nie mogła mieć miejsca ze względu na fakt, że wszyscy Yanomami wstają przed świtem („poza chorymi i antropologiem”30) i nikt nie pozostaje w chacie. Co więcej, członkowie plemienia, skorzy do żartów, nie przepuściliby okazji do wyśmiania zdemaskowanej pary. Czy jest to zatem zabieg świadomego koloryzowania rzeczywistości, by dodać uroku książce? Czy granica między antropologią a pisarstwem podróżniczym została w tym przypadku zaburzona? Tamże, s. 213. Tamże, s. 211. 30 Tamże. 28 29

431


CW]ZW 7ddW AehX[bW" Å:\REUDŦ VRELH F]\WHOQLNX µ

Przedstawione powyżej przykłady prezentują tylko kilka sylwetek podróżników i antropologów posługujących się charakterystycznym stylem opisu świata (i siebie). Wybór ten może potwierdzić tezę, że istnieją różnice między antropologiem i nie-antropologiem, a wybrane przez tego pierwszego „zasady przedstawiania” nie są przypadkowe i arbitralne. W podanych przykładach mamy do czynienia z fragmentami dzienników oraz wycinkami z opublikowanych wyników badań: styl Sapiehy jest wyraźnie „podróżniczy” i bogato okraszony poetyckimi sformułowaniami, w przypadku Czekanowskiego jest to raczej zwięzły opis, pozbawiony dodatkowych walorów estetycznych; pozostałe fragmenty tekstów badaczy prezentują różne sposoby tworzenia narracji z zebranych materiałów: Lévi-Strauss podchodzi do wybranych tematów naukowo (na co może sobie pozwolić dzięki rozbudowanemu zapleczu teoretycznemu); Lizot próbuje dokładnie opisać zwyczaje, jednak w niektórych momentach nadto ulega wyobraźni; w przypadku Chagnona pierwszoosobowa narracja skupia się na przygodach autora – taki sposób opowiadania jest bliższy strategii konstruowania tekstu przez podróżnika. Antropolog, zgodnie z naukową konwencją, w czasie wyprawy poznaje i bada, a w czasie pisania skupia się na analizowanym obiekcie lub sytuacji, a nie na sobie. Przykłady można mnożyć, porównywać z sobą, tworzyć klasyfikacje danych kategorii opisów. Zamiast tego spróbujmy podążyć za myślą Clifforda Geertza. W jednej ze swoich rozpraw rozpatruje on różnicę między pisarzem a autorem, uważając ją za zasadniczą. Kim jest pisarz? Geertz posiłkuje się teorią Rolanda Barthes’a: „Autor spełnia funkcję […]; pisarz spełnia czynność. Autor odgrywa rolę kapłana […]; pisarz odgrywa rolę kleryka”31. Zatem różnica polega na sposobie podejścia do przedmiotu: autor może być pisarzem, natomiast pisarz autorem może się dopiero stać. Autor to ten, który stworzył rozpoznawalne „dzieło” bądź dyskurs, indywidualny sposób formułowania treści. Pisarz natomiast opracowuje tekst według przyjętych standardów, gdyż bardziej liczy się dla niego to, o czym mówi, niż to, jakich środków używa. Patrząc na powyższe przykłady stylu pisarskiego antropologów i nie-antropologów, można się zastanowić, który z nich zasługuje na miano autora, a który pisarza. Warto również w końcu zadać pytanie: kto tworzy zestaw „zasad przedstawiania” charakterystyczny dla antropologii, kto traktuje owe zasady jedynie jako nośnik myśli, a kto wymyka się takiej klasyfikacji? Zdaniem Barthes’a obecnie funkcjonuje postać „autora-pisarza”, który jest „intelektualistą-profesjonalistą uwięzionym pomiędzy chęcią 31

C. Geertz, Dzieło…, s. 32.

432


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

stworzenia urzekającej struktury słownej, wejścia w coś, co nazywa »teatrem języka«, a chęcią przekazania faktów i idei, traktowania informacji jako towaru; ulegającym kapryśnie to jednemu pragnieniu, to drugiemu”32. Jak odnosi się to do Malinowskiego? A jak do Sapiehy, Czekanowskiego czy Chagnona? Każdy z nich mierzy się z opisanymi tu problemami – jedni odnoszą zwycięstwo, tworzą oryginalną strukturę, a jednocześnie potrafią przekazać fakty bez przesadzonych ubarwień, inni ulegają pokusie ciekawej narracji, w której pewne elementy zostają zniekształcone, bądź całkowicie zmienione, a pierwotna zasada naczelna zostaje przeformułowana. Czego, w zestawieniu z powyższymi przykładami i pytaniami, dowiadujemy się o Malinowskim? W Argonautach zachodniego Pacyfiku obok informacji i faktów dotyczących kultury w szerokim rozumieniu pojawiają się opisy przyrody lub rozbudowane literacko impresje. Z jednej strony ich zadaniem jest wpłynąć na wyobraźnię czytelnika, który nie mógł widzieć czegoś na własne oczy, z drugiej natomiast ma się wrażenie, że opisy pełnią funkcję retardacji, opóźnienia akcji za pomocą obrazu, którego percepcja nie trwa dłużej niż ułamek sekundy, lecz dzięki temu zabiegowi zostaje on utrwalony i jest długo pamiętany. Na uwagę zasługuje także fakt, że w tych obszernych opisach i impresjach Malinowski nadal pozostaje obserwatorem: nie ujawnia się czytelnikowi jako realna postać, która jest obecna w danym momencie i danym miejscu, stoi na brzegu i patrzy na złote czółno na wodzie, opisuje swoje indywidualne uczucia. Być może ktoś z nas odczułby w takim momencie tęsknotę, odniósłby się do jakiegoś równie ważnego lub ujmującego wspomnienia i starał się zawrzeć w tekście zachwyt lub smutek. Malinowski nie ulega takim konwencjom: pozwala sobie na okazanie emocji przez zaznaczenie i obszerne opisanie danego obrazu, który miał możliwość zobaczyć. Sposób, w jaki prezentuje treści zawierające impresje, nie sprawia wrażenia nachalnego: nie ma tu naginających prawdę romantycznych relacji charakterystycznych dla Lizota, nie ma też Chagnonowskiego „doświadczania” terenu i kreowania siebie. U Malinowskiego jest obserwacja, w której postrzeganie nie ogranicza się do samej czynności patrzenia, ale do zrozumienia otaczającego świata z wielu perspektyw. Jego sposób obrazowania nie skupia się na podmiocie patrzącym: jest to doświadczenie dopełniające kontekst, w jakim się w danym momencie znajduje. To, co widzi, wpływa na niego pod względem estetycznym, ale okazuje się być także próbą zrekonstruowania tego, co dostrzega i czego doświadcza tubylec. 32

Tamże, s. 34.

4!3


CW]ZW 7ddW AehX[bW" Å:\REUDŦ VRELH F]\WHOQLNX µ

Zdaniem Clifforda Geertza Malinowski „dysponuje wyróżniającym się stylem literackim, który nie sprowadza się do przypadkowych figur i tropów”33. Geertz przytacza również nazwiska innych antropologów: Claude’a Lévi-Straussa, Ruth Benedict, Edwarda Sapira, którzy, jak Malinowski, wypracowali styl leżący u podstaw nowego dyskursu antropologii – ich teksty są wielogatunkowe, przez co trudno je sklasyfikować jednoznacznie i przyporządkować do danej kategorii. Podobne zdanie ma James Clifford, który twierdzi, że „Malinowski ukazuje nam obraz nowego »antropologa«: kucającego przy obozowym ognisku; patrzącego, słuchającego, pytającego; zapisującego i interpretującego życie na Wyspach Trobrianda”34. Autor Argonautów… tworzy nowy typ badacza: łączy pracę antropologa, który według Clifforda kreuje teorie na temat ludzkości, i etnografa, opisującego i interpretującego zwyczaje. Jest przy tym autorem, który z maestrią kształtuje ową złożoną, można rzec, skondensowaną narrację, powstałą dzięki przesianiu całościowego materiału zdobytego w badaniach przez sito czasu. Wróćmy jednak do pytania postawionego na początku: czym byliby Argonauci zachodniego Pacyfiku bez opisów? Zapewne obszerną publikacją naukową wypełnioną po brzegi faktami i informacjami dotyczącymi kultury Massimów, a nie „złożoną narracją jednocześnie na temat życia na Trobriandach oraz na temat terenowych badań etnograficznych”35. Jak twierdzi sam autor na ostatnich stronach swojego dzieła: „Na początku we Wprowadzeniu do tej książki obiecałem czytelnikowi, że otrzyma żywy obraz wydarzeń, ujrzy je w tubylczej perspektywie…”36. Tutaj po raz kolejny widać szacunek do przyszłego odbiorcy (który, zdaniem Grażyny Kubicy, jest jedną z ważniejszych postaci w książce37): autor pamięta o nim i próbuje rozliczyć siebie ze złożonych mu obietnic38. Bez odbiorcy w Argonautach… nie byłoby apostrof, ani też kolorytu opisywanego krajobrazu, o którym nie sposób nie wspomnieć, bo żadna kultura nie istnieje w próżni – zawsze umiejscowiona jest na fundamencie środowiska naturalnego warunkującego określone zjawiska kulturowe, a więc niezaprzeczalnie wpływającego na rozwój i trwanie owej kultury. Czy bez opisów Argonauci Tamże, s. 10. J. Clifford, O autorytecie…, s. 36. 35 Tamże, s. 37. 36 B. Malinowski, Argonauci…, s. 617. 37 G. Kubica, Argonauci…, s. XXIII. 38 W wydaniu Argonautów… z 1967 r. wyraz „Czytelnik” pisany jest wielką literą, co może świadczyć o okazywanym przez Malinowskiego szacunku do odbiorcy (B. Malinowski, Argonauci Zachodniego Pacyfiku, przeł. B. Olszewska-Dyoniziak, S. Szynkiewicz, red. i posł. A. Waligórski, PWN, Warszawa 1967, s. 602). W wydaniu najnowszym (2005 r.) brak takiego zapisu. 33 34

4!!


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

zachodniego Pacyfiku byliby książką pełną? Być może tak, monografia spełniałaby wymogi konwencji i antropologa można by traktować jako dobrego „pisarza”, ale z pewnością byłaby to książka uboższa, hermetyczna, pozbawiona wielkiego atutu – sugestywnej narracji, w którą Malinowski wpisał swoją metodologię i teorię kultury, stając się „autorem”.

8_Xb_e]hWƚW0 Malinowski B., Argonauci zachodniego Pacyfiku, przeł. B. Olszewska-Dyoniziak, S. Szynkiewicz, przekł. opracował i posł. opatrzył A. Waligórski, PWN, Warszawa 2005. Malinowski B., Argonauci Zachodniego Pacyfiku, przeł. B. Olszewska-Dyoniziak, S. Szynkiewicz, red. i posł. A. Waligórski, PWN, Warszawa 1967. Chagnon N., Yanomamö, Wadsworth, Cengage Learning, Belmont 2012. Clifford J., O autorytecie etnograficznym, w: Tenże, Kłopoty z kulturą. Dwudziestowieczna etnografia, literatura i sztuka, przeł. E. Dżurak, J. Iracka i in., KR, Warszawa 2000. Clifford J., Praktyki przestrzenne: badania terenowe, podróże i praktyki dyscyplinujące w antropologii, przeł. S. Sikora, w: Badanie kultury: elementy teorii antropologicznej. Kontynuacje, wyb. M. Kempny, E. Nowicka, PWN, Warszawa 2004. Czekanowski J., Dwór królewski władcy Ruandy, w: A. Kuczyński, Polskie opisanie świata, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 1994. Geertz C., Dzieło i życie: antropolog jako autor, przeł. E. Dżurak, S. Sikora, KR, Warszawa 2000. Geertz C., Opis gęsty: w poszukiwaniu interpretatywnej teorii kultury, przeł. S. Sikora, w: Badanie kultury: elementy teorii antropologicznej, wyb. M. Kempny, E. Nowicka, PWN, Warszawa 2005. Harris M., Krowy, świnie, wojny i czarownice, przeł. K. Szerer, PIW, Warszawa 1985. Lévi-Strauss C., Smutek tropików, przeł. A. Steinsberg, Wydawnictwo OPUS, Łódź 1992. Ramos A., Rozmyślając o Yanomami: wyobrażenia etnograficzne a pogoń za egzotyką, przeł. W. Dochnal, w: Amerykańska antropologia postmodernistyczna, red. M. Buchowski, Instytut Kultury, Warszawa 1999. Sapieha L., Długie wieki panowali Watusi nad swym krajem…, w: A. Kuczyński, Polskie opisanie świata, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 1994.

4!4


CW]ZW 7ddW AehX[bW" Å:\REUDŦ VRELH F]\WHOQLNX µ

G&%6@>5>6C'6; „Wyobraź sobie czytelniku” – obraz Trobriandów w Argonautach zachodniego Pacyfiku Jak wpływają opisy literackie na treść rozprawy naukowej? Jak dużą swobodą w zakresie ich stosowania dysponuje antropolog? Czy może sobie pozwolić na jakikolwiek liryczny opis? Artykuł przedstawia sposoby konstruowania opisów literackich w Argonautach Zachodniego Pacyfiku Bronisława Malinowskiego. By uchwycić charakter dyskursywności stworzonej przez polskiego badacza, zestawiono tę monografię z innymi sposobami opisu charakterystycznymi dla dzieł autorstwa wybranych podróżników i antropologów. Poruszono również kwestię fikcji literackiej i jej wykorzystania w tworzeniu tekstów antropologicznych.

G())"%-; “Imagine yourself ” – about the descriptions in the Argonauts of the Western Pacific What role takes a literary description in a scientific dissertation? How freely can an anthropologist use them? Can they use a lyric-like description? The article presents the process of constructing literary descriptions in Bronislaw Malinowski’s Argonauts of Western Pacific. This monograph has been compared with descriptions present in the works of selected travellers and anthropologists, in order to illustrate the nature of discourse created by the Polish researcher. The matter of fiction and its use in the process of creation of anthropologic texts was also mentioned.

Słowa klucze: etnograficzne zasady przedstawiania, dyskurs antropologiczny, figura autora-pisarza, Bronisław Malinowski Keywords: ethnographic representation, anthropological discourse, author-writer figure, Bronislaw Malinowski

4!,


Library of the London School of Economics & Political Science Archiwum Bronisława Malinowskiego Kategoria 3/6 - Mortuary, zdjęcie 4 (fragment)



!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

+")',*+$>"9$4@9'

Absolwent kulturoznawstwa UŚ (specjalność: teoria i historia kultury). Przewodniczący Koła Naukowego Filozofii Kultury, członek Rady Redakcyjnej „Pracowni Kultury”. Zainteresowany i zafascynowany historią i kulturą Hiszpanii, ze szczególnym uwzględnieniem regionu Katalonii. 4!/


+")',*+$>"9$4@9'

ſ:[cedož CWb_demia_[]e" 5>-,'*$*5>"%$4C'9"5E* _ m_[ZŎcWY^ p eXipWhk N$46:*O4'C6'

„Strachy wytworzone przez wyobraźnię są naszymi gorszymi wrogami, bo niepodobna ich uchwycić, a przez to trudno z nimi walczyć”1, pisał Władysław Tatarkiewicz w swoim traktacie poświęconym szczęściu. Strach, podsycany przez wyobraźnię, towarzyszył człowiekowi od zawsze i towarzyszy nadal. Wg psychologów powstaje on u człowieka już w okresie niemowlęcym jako wrodzony odruch ostrożności. Ten zaś wytwarza się jako reakcja na nieznane dotąd bodźce. Wraz z dorastaniem dziecka i w momencie jego styczności z nowymi, potencjalnie niebezpiecznymi przedmiotami, dochodzi do kolejnej zmiany: odruch ostrożności staje się odruchem strachu. Przekształcenie to następuje pod wpływem otoczenia zewnętrznego, albowiem dziecko dostaje od rodziców i opiekunów polecenia i ostrzeżenia przed skutkami złego użytkowania owych przedmiotów. U człowieka wraz z dorastaniem pojawia się również inny typ strachu, tym razem wywoływanego już nie przez realne obiekty, ale przez tak zwany drugi układ sygnałów. Mowa tutaj o wszelkich zniekształceniach rzeczywistości i przedstawieniu codziennych życiowych sytuacji jako niebezpiecznych. Reakcja na drugi układ sygnałów wiąże się także z postrzeganiem w przedmiotach 1

W. Tatarkiewicz, O szczęściu, PWN, Warszawa 1990, s. 198.

4!0


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

i okolicznościach fałszywych oznak niebezpieczeństwa, które w rzeczywistości często nie istnieje2. Na taki strach wpływ ma również otoczenie, kontekst, w jakim wychowuje się i żyje człowiek oraz wszelkie teksty i zachowania, z którymi się styka, czyli krótko mówiąc – kultura. Nawet jeśli obecnie ludzie nie boją się podań, legend i baśni, lecz filmowych horrorów, wciąż można stwierdzić, że uczucie strachu towarzyszy człowiekowi na każdym etapie rozwoju cywilizacyjnego, niezależnie od kultury, w jakiej żyje. Każda kultura wytworzyła swoją własną demonologię, objaśniającą jej członkom kogo i czego powinni się wystrzegać i jakie grożą im konsekwencje w przypadku niezachowania odpowiednich środków bezpieczeństwa. W mojej pracy chciałbym, opierając się na badaniach Bronisława Malinowskiego, spróbować scharakteryzować istoty budzące strach w tubylcach z Wysp Trobriandzkich oraz wyspy Mailu, a także wyciągnąć pewne ogólne wnioski dotyczące źródeł ludzkiego strachu, który często określa się obecnie mianem strachu irracjonalnego. Chciałbym również na wstępie zaznaczyć, że inspiracją metodologiczną przyświecającą moim przemyśleniom jest strukturalizm w rozumieniu Claude’a Lévi-Straussa3. Ze względu na wybraną metodologię i oferowany przez nią zestaw narzędzi badawczych, będę w swojej pracy często zestawiać kulturę tubylców z kulturą europejską. Zabieg ten pozwoli bowiem na odnalezienie reguł myślenia wspólnych dla różnych kultur. Metodologia strukturalna pomoże mi również zebrać i uporządkować zaczerpnięte z różnych źródeł dane na temat demonów i innych istot wzbudzających w człowieku strach i na ich podstawie zaproponować pewien ogólniejszy model. Celem mojego artykułu nie będzie więc zbadanie psychologicznego aspektu uczucia strachu, ale poddanie obserwacji pewnych, wydaje mi się inwariantnych i uniwersalnych aspektów kulturowych leżących u podstaw konkretnych wyobrażeń strachu w różnych kulturach. Pierwszym istotnym czynnikiem poddanym refleksji będzie ogromny lęk mieszkańców Nowej Gwinei przed ciemnością. Z prac Malinowskiego wynika, że uczucie to towarzyszyło zarówno tubylcom z Trobriandów, jak i z wyspy Mailu. O tubylcach Mailu można z całą pewnością powiedzieć, że ogromnie boją się tego, co kryje się w ciemności nocy. Nic nie jest w stanie skłonić człowieka do samotnego oddalenia się nocą

2 3

Por. S. Gerstmann, H. Orlikowska, I. Stachnikówna, Z badań nad psychologią strachu, PWN, Poznań 1957, s. 90–93. Por. C. Lévi-Strauss, Antropologia strukturalna, przeł. K. Pomian, KR, Warszawa 2000.

4!1


AWc_b AepWaemia_" Å'HPRQ\µ 0DOLQRZVNLHJR$$$

od wsi, nawet o kilkaset metrów. Zauważyłem, że o zmierzchu ludzie stawali się niespokojni i pośpiesznie podążali w stronę wsi, tak aby ciemność nie zastała ich samych w ogrodach. […] Ich lęk wzmaga ciemna, bezksiężycowa noc, boją się też ciemności w swoich domach; stąd ich zwyczaj podtrzymania ognia przez całą noc. Jeśli mężczyzna musi wyjść nocą z domu, aby zaspokoić potrzebę naturalną, budzi inną osobę, by towarzyszyła mu w drodze do ogrodu lub nad morze4.

W taki właśnie sposób antropolog charakteryzował lęk przed ciemnością ludzi zamieszkujących wyspę Mailu. O tubylcach z Wysp Trobrianda pisał natomiast: Ciemność, huk fal rozbijających się o rafy, szelest liści pandanusa – wszystko to stwarza nastrój, w którym łatwo jest uwierzyć w niebezpieczeństwa ze strony wiedźm i wszelkich niewidzialnych normalnie istot – które jednak gotowe są wyłonić się w pewnych szczególnych momentach grozy. Jeśli wtedy nakłoni się tubylców do opowiadania o tym, zauważy się zmianę tonu w porównaniu ze spokojnym, czysto racjonalnym sposobem traktowania „niewidzialnych” w świetle dnia, w namiocie etnografa […] Poprzedniej nocy, gdy próbowaliśmy zakotwiczyć się przy Gumasila na wyspach Amphlett, ogarnął nas gwałtowny szkwał, który poszarpał żagle i zmusił nas do płynięcia z ogromną szybkością przed wiatrem w ciemną noc wśród ulewnego deszczu. Cała załoga oprócz mnie widziała wyraźne latające czarownice w postaci płomieni na szczycie masztu. […] Ilekroć tubylcy znajdują się w podobnych okolicznościach, gdy otaczają ich ciemności i groza niebezpieczeństwa wydaje się szczególnie bliska, rozmowy samorzutnie zwracają się ku różnym rzeczom i istotom, które w sposób normowany tradycją krystalizowały poczucie trwogi i stany lękowe całych pokoleń5.

4 B. Malinowski, Tubylcy Mailu oraz inne szkice o kulturze Australii i wysp Pacyfiku, przeł. J.Barański, A. Bydłoń, PWN, Warszawa 2003, s. 221. 5 B. Malinowski, Argonauci zachodniego Pacyfiku. Relacje o poczynaniach i przygodach krajowców z Nowej Gwinei, przeł. B. Olszewska-Dyoniziak, S. Szynkiewicz, przekł. opracował i posł. opatrzył A. Waligórski, PWN, Warszawa 1981, s. 312–313.

4!2


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

Jak widać, lęk przed ciemnością jest wspólny dla obu charakteryzowanych w mojej pracy grup ludności zamieszkujących obszar Nowej Gwinei. Z informacji Malinowskiego wynika, że strach przez nocą i ciemnością wśród mieszkańców wyspy Mailu jest wręcz paniczny, a mrok wiąże się w ich przekonaniu bezpośrednio w sposób nieunikniony z niebezpieczeństwem i zagrożeniem ze strony istot spoza granic poznanego świata. Tubylcy uważali Malinowskiego za nierozważnego, kiedy antropolog zdecydował się spać samotnie w domu uznanym przez mieszkańców wyspy za nawiedzony przez złe moce. Gdy zauważyli, że Malinowski gasi na noc swoją latarnię sztormową, Polak awansował w oczach wyspiarzy z człowieka nieodpowiedzialnego do rangi szaleńca6. Zauważyć można, że mieszkańcy wyspy Mailu wyraźnie oddzielają światło, związane z bezpieczeństwem (zwyczaj podtrzymywania ognia, latarnia Malinowskiego), od pełnej zagrożeń i złych mocy ciemności. Nawet dom nie daje wyspiarzowi dostatecznego poczucia spokoju, kiedy panuje w nim mrok. Opis Trobriandczyków poczyniony przez Malinowskiego nie podkreśla już tak mocno ich lęku przed nocą, ale z przedstawionych w nim sytuacji, możemy domyślić się, że reagują oni na mrok w sposób podobny. Jak pisał Malinowski, to właśnie dzięki potęgującej lęk ciemności udało mu się odkryć prawdziwy stosunek wyspiarzy do duchów, czarownic i demonów stanowiących zagrożenie dla ich życia. Nie powinno wydawać nam się to zupełnie obce albowiem w kulturze europejskiej, w legendach i przekazach mitologicznych zjawy, demony i potwory najczęściej wychodzą na świat również z mroku, zwykle z wybiciem na zegarze północy; wydaje się zatem, ze również w innych kontekstach kulturowych mamy do czynienia z podobnym układem strukturalnym elementów wyobrażeniowych. Zdaniem Joanny i Ryszarda Tomickich, zajmujących się badaniem polskiego folkloru, fakt, że noc jest w ludowej wizji świata porą demoniczną, straszliwą i niebezpieczną dla człowieka, w dużej mierze wiąże się z ludowymi mitami o powstaniu świata7. Żeby jednak spróbować odnaleźć mityczne źródło początków świata u ludów Nowej Gwinei, należałoby zebrać i przestudiować dokładnie treść mitów badanych społeczności. Taka analiza wymagałaby oddzielnej i o wiele obszerniejszej pracy, dlatego nie będę tu podejmował tego zagadnienia kulturowego. W moich rozważaniach chciałbym skupić się na charakterystyce niebezpiecznych dla wyspiarzy z Trobriandów i Mailu istot. Ograniczę się tylko do ważnej w moich przemyśleniach obserwacji Por. B. Malinowski, Tubylcy…, s. 228. Por. J. i R. Tomiccy, Drzewo życia. Ludowa wizja świata i człowieka, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1975, s. 21–28. 6

7

443


AWc_b AepWaemia_" Å'HPRQ\µ 0DOLQRZVNLHJR$$$

Bronisława Malinowskiego. W wierzeniach Trobriandczyków ludzie pochodzą z ziemi, wcześniej żyli bowiem pod jej powierzchnią, i właśnie stamtąd wyszli na świat8. Informacja ta jest dla mnie ważna głównie z jednego, istotnego powodu: oznacza to bowiem, iż człowiek jest zgodnie z mitologią wyspiarzy z natury istotą o charakterze chtonicznym. Demonologia krajowców z obszaru Nowej Gwinei nie ogranicza się jedynie do postaci czarowników bara’u i czarownic mulukwausi. Złe moce czyhają na żeglarzy także w wodzie – pod postacią wielkich ośmiornic czy niszczycielskich kamieni. Ja chciałbym jednak w swoich rozważaniach skupić się właśnie na wspomnianych powyżej bara’u i mulukwausi. Wynika to z faktu, że właśnie tym straszliwym istotom Bronisław Malinowski poświęcił najwięcej uwagi i wydaje się, że właśnie one najbardziej przerażały tubylców i odciskały największe piętno na ich życiu. Bara’u jest dla tubylców żyjącym mężczyzną, wyposażonym w wiedzę i moc stawania się niewidzialnym, by pod osłoną nocy i dzięki niewidzialności, uprawiać czarną magię. Gdy grasuje on nocą, niewidzialny, poszukując ofiary, którą mógłby zabić, jest według tubylców zawsze jakimś osobnikiem z sąsiedniej wioski, zjawiającym się w postaci cielesnej , a nie jako duch, czy sobowtór. Tak więc gdy bara’u opuszcza wioskę, by spełnić niegodziwy zamiar, jego miejsce w domu jest puste. Bara’u maże całe swoje ciało jakimiś magicznymi ziołami, mamrocze jakieś zaklęcia i staje się on niewidzialny. Niektórzy ludzie powiadają jednak, że jest on niewidzialny tylko z przodu i że można go ujrzeć, gdy stoi się za nim […] Można go jednak usłyszeć, jak się porusza. Bara’u pokonują wielkie odległości; nadchodzą jak wiatr, szybko i niepostrzeżenie […] Bara’u czyni wszystko, co w jego mocy, by ukryć swą tożsamość9. Mulukwausi (yoyova10), latające czarownice. W czasie morskiej żeglugi są one dla żeglarza boyowańskiego, niezależnie od tego, czy płynie on do Kitava lub jeszcze dalej na wschód, czy też na Por. B. Malinowski, Argonauci…, s. 397. B. Malinowski, Tubylcy…, s. 225. 10 Yoyova oznacza czarownicę – kobietę, żyjącą w wiosce; mulukwausi jest jej groźniejszą postacią związaną z żywiołem powietrza. Por. B. Malinowski, Argonauci…, s. 320. 8

9

44!


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

południe od wysp Amphlett i Dobu, głównym przedmiotem niepokoju i zainteresowania – są one bowiem dla nich nie tylko niebezpieczne, ale do pewnego stopnia również obce […] Kobiety te mają zdolność uczynienia siebie niewidzialnymi i latania nocą w powietrzu. Wedle klasycznego wierzenia kobieta, jeśli jest yoyova, może wysłać swego duchowego sobowtóra, który, jeśli chce, może w każdej chwili stać się niewidzialny, ale może też ukazywać się w postaci nietoperza, nocnego ptaka czy też robaczka świętojańskiego […] Inny wariant tego wierzenia głosi, że yoyova, które są szczególnie biegłe w białej magii, potrafią latać same, to znaczy przenosić się cieleśnie (fizycznie) przez powietrze11.

Pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy, jest to, że istoty, które najbardziej przerażają mieszkańców Mailu (bara’u) i Wysp Trobrianda (mulukwausi) parają się magią. Jednak nie jest to jedyne podobieństwo zachodzące pomiędzy nimi. Bardzo interesujący jest fakt, że zarówno czarownicy jak i wiedźmy potrafią stawać się niewidzialni, przy czym nie jest to stan trwały – dzięki magii znikają jedynie na określony czas. Charakterystyczny jest także sposób podróżowania bara’u i mulukwausi: i czarownicy, i czarownice poruszają się latając. W momencie kiedy wchodzą w fazę, w której stanowią zagrożenie dla człowieka, automatycznie unoszą się ponad ziemię, czyli przestają przynależeć do sfery chtonicznej. Złe istoty stoją tym samym w opozycji do czynnika ludzkiego, stanowiąc jednocześnie największe źródło niebezpieczeństwa. Warto zauważyć, że motyw przemieszczania się demonicznych stworzeń w locie pojawia się również w naszej europejskiej kulturze. Zdaniem Tomickich, właśnie umiejętność lotu jest czynnikiem charakteryzującym w polskim folklorze wszystkie byty nadprzyrodzone12. Zjawisko to nie dotyczy rzecz jasna jedynie terytorium Polski. W XV i XVI w., w dobie polowań na czarownice na obszarze chrześcijańskiej Europy Zachodniej, oficjalne wykładnie głosiły, że potrafią one latać, gdy udają się na diabelski sabat13, czyli właśnie w momencie, kiedy najbardziej oddalały się od swojego człowieczeństwa, przybliżając się równocześnie do diabła, istoty zła. Zupełnie inaczej sprawa miała się z osobą czarnoksiężnika, który w naszym obszarze kulturowym waloryzowany był B. Malinowski, Argonauci…, s. 319–320. Por. J. i R. Tomiccy, Drzewo…, s. 132. 13 Por. R. Thurston, Polowania na czarownice, przeł. J. Kierul, PIW, Warszawa 2008, s. 70. 11 12

444


AWc_b AepWaemia_" Å'HPRQ\µ 0DOLQRZVNLHJR$$$

pozytywnie. Nekromantów traktowano jako badaczy sił nieczystych i osoby umożliwiające kontakt z duchami za pomocą swoich magicznych zdolności. Nie stanowili oni zagrożenia dla życia wiernych. Zazwyczaj ich nie prześladowano, a co więcej, bardzo często pełnili zaszczytne role doradców władców państw14. Tutaj jednak również pojawia się aspekt latania, albowiem czarnoksiężnicy bardzo często przemieszczali się w powietrzu. Wschodni magowie latali za pomocą czarodziejskich dywanów, niemiecki doktor Faust odbywał swoje powietrzne podróże przy pomocy ducha Mephistophiela na latającym płaszczu, a hiszpański czarnoksiężnik Torralba używał do tego kija15. Mimo szacunku, jakim cieszyli się nekromanci, domniemany fakt podróżowania przez nich w powietrzu nadal budził niepokoje. Dopiero kiedy Torralba przyznał się publicznie, że poleciał z Hiszpanii do Rzymu, zainteresowała się nim hiszpańska Inkwizycja, jednak uniewinniono go, kiedy oświadczył, że jego nadprzyrodzony towarzysz Zequiel jest złym demonem, a nie dobrym duchem, jak wcześniej twierdził. Mimo uniewinnienia i całego szacunku jakim darzono nekromantów, Don Kichot, bohater powieści Cervantesa z początku XVII w., przyznał iż lot Torralby musiał być sprawką diabelską: Nie pamiętasz więc historii uwolnionego Torralby, którego diabli unieśli w powietrze na koniu z zawiązanymi oczyma. W ciągu dwunastu godzin był w Rzymie i widział śmierć Konnetabla Bourbona, a nazajutrz o świcie już wrócił do Madrytu. Mówił więc, że w powietrzu diabeł kazał mu otworzyć oczy i zobaczył tak blisko siebie księżyc, że mógł dotknąć go ręką, lecz bał się spojrzeć na dół, lękając się zawrotu głowy. Tak więc, mój przyjacielu, widzisz sam, że ciekawość byłaby niebezpieczna16.

Okazuje się więc, że umiejętność powietrznego poruszania się w oderwaniu od ziemi jest jedną z cech złych i demonicznych istot w różnych kontekstach kulturowych17. Warto również dodać, że lot istot demonicznych charakteryzuje się najczęściej nadludzką szybkością. Czarownice dostają się na sabaty w mgnieniu Por. K. Baschwitz, Czarownice. Dzieje procesów o czary, przeł. T. Zabłudowski, PWN, Warszawa 1971, s. 14–17. Por. tamże, s. 22–23. 16 M. de Cervantes, Don Kichot z La Manchy, przeł. W. Zakrzewski, Fundacja Nowoczesna Polska, wydanie elektroniczne, s. 321. 17 Opozycja ta dotyczy oczywiście kultur analizowanych przeze mnie w powyższej pracy. Oznacza to, że w przypadku innych ludów (na przykład zamieszkujących wysokie góry) może ona przedstawiać się w sposób zupełnie inny, a nawet odwrócony. W tym artykule nie zajmuję się jednak bezpośrednio wpływem środowiska geograficznego na struktury symboliczne, więc jedynie sygnalizuję ten problem. 14 15

44,


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

oka, Torralba dotarł z Madrytu do Rzymu w dwanaście godzin, a bara’u i mulukwausi przemieszczają się tak prędko, że mało kto zdoła ich zauważyć w porę. Można wskazać dużo więcej analogicznych przykładów, jednakże ich przegląd nie jest zasadniczym celem mojego artykułu. Kolejnym podobieństwem pomiędzy bara’u i mulukwausi jest ich niewidzialność. Zarówno czarownice, jak i czarownicy z obszaru badań Malinowskiego potrafią stawać się niewidoczni dla człowieka, co sprawia, że tak naprawdę nie sposób opisać ich wyglądu, ponieważ konkretny kształt przybierają w momencie swoich nocnych, krwiożerczych łowów. Tutaj również istoty przerażające wyspiarzy z Mailu i Trobriandów wydają się nie być osamotnione. Ksiądz Benedykt Chmielowski w Nowych Atenach… pisał, iż czarownice według niektórych teologów nie udają się na sabaty cieleśnie, ale wyłącznie duchowo, zostawiając swoje ciało w domu, na łożu. Jest to res curiosa o tym wiedzieć, tanto magis wierzyć. Wieloraka w tej materyi sentencja; jedni trzymają, że te latanie, stawienie się na granicy, na schadzkach, sejmach czarownic, samą myślą dzieją się, to jest stawiając się tam myślą i czartowskim omamieniem. Tej sentencji, oprócz Lutra i Melanchtona, ci się trzymają katolicy Autorowłe. […] Drugich zdanie, jakoto Remigiusza, że idą nogami na miejsce granicy. Czasem zaś bywają na łóżku znalezione, zastane, ale na bok lewy leżąc, przez sen lecą na granice i wszytko widzą, jakby były osobami obecne. Trzecia opinia, że często czarownice czart mere niesie na ich schadzki, alias z miejsca przenosi na miejsce na koźle, psie, trzcinie, miotle, kiju, podniósłszy na powietrze, te instrumenta do jazdy albo z powietrza uformowawszy, albo prawdziwe podawszy18.

W demonologii ludów germańskich występuje przeraźliwy bogeyman, który zyskał sobie miano najbardziej przerażającego demona Germanii. Jak wygląda naprawdę, nie wie nikt, ponieważ uosabia strach człowieka. Jest czymś nieukształtowanym i nienazwanym (bogeyman jest nazwą umowną), gdyż

18 B. Chmielowski, Cudowne skutki i przykłady tego czarnoksięstwa, w: Tenże, Nowe Ateny…, internetowe wydanie książki, http://literat.ug.edu.pl/ateny/0013.htm, 19.12.2012. Oparte zostało ono na wydaniu z 1968 r., jednak zrezygnowano z przyjętej tam archaizacji pisowni, zachowano natomiast wszystkie osobliwości pisowni oryginału. Por. B Chmielowski, Nowe Ateny…, wyb. i oprac. M. i J. Lipscy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1968. W cytatach wykorzystałem wersję internetową.

44-


AWc_b AepWaemia_" Å'HPRQ\µ 0DOLQRZVNLHJR$$$

wymawianie jego prawdziwego imienia byłoby czystym szaleństwem i ryzykiem19. Wydaje się więc uosabiać pierwotne uczucie strachu człowieka, nim wyodrębnił on większą rzeszę demonów i nadał im konkretny wygląd. Pojawia się tutaj pytanie, czy może właśnie z tego samego powodu nie można zobaczyć prawdziwego wizerunku bara’u i mulukwausi: ponieważ nie da się opisać wyglądu strachu i działa on najmocniej, kiedy jest nieokreślony. Idealna wydaje się być tutaj metafora mitologicznej Meduzy, istoty tak przerażającej, że spojrzenie na nią zamieniało człowieka w kamień. Może właśnie dlatego, iż człowiek nie jest w stanie nigdy ujrzeć strachu, nawet kiedy staje z nim twarzą w twarz. Warto zauważyć, że wiedźmą yoyova może stać się tylko mała dziewczynka, której matka jest yoyova20. Wymaga to specjalnego rytuału, który Malinowski przedstawił w taki sposób: Kiedy wiedźma da życie dziecku płci żeńskiej, zaczarowuje kawałek obsydianu i odcina nim pępowinę noworodka. Pępowina ta zostaje potem spalona z jednoczesnym odmówieniem określonej formuły magicznej i odbywa się to, w domu, a nie – jak we wszystkich innych wypadkach – w ogrodzie. Wkrótce potem czarownica zanosi swoją córkę na wybrzeże, wypowiada pewne zaklęcie nad odrobiną słonej wody w łupinie orzecha kokosowego i daje dziecku do wypicia. Następnie zanurza dziecko w wodzie i myje, co stanowi rodzaj czarciego chrztu. Potem czarownica przynosi dziecko do domu, wypowiada zaklęcie nad matą i zawija je w nią. Nocną porą zanosi córkę drogą powietrzną na umówione miejsce spotkań innych czarownic i rytualnie przedstawia im swoje dziecko. W przeciwieństwie do przyjętego przez młode matki zwyczaju spania nad małym ogniskiem, czarownica leży ze swoim dzieckiem w zimnie. […] Dorastającą czarownicę, zanim jeszcze zacznie latać, matka zabiera na krwawe uczty, gdzie wraz z innymi czarownicami zasiadają nad ciałem i wyjadają z niego oczy, język, płuca i wnętrzności. Tam też mała dziewczynka otrzymuje pierwszą porcję ludzkiego mięsa i przyzwyczaja smak do tego rodzaju pożywienia. […] Nietrudno jest odróżnić małe yoyova od innych dzieci. Można je rozpoznać po

19 20

Por. A. Szrejter, Demonologia germańska. Duchy, demony i czarownice, Maszoperia Literacka, Gdańsk 2011, s. 59–61. Por. B. Malinowski, Argonauci…, s. 320–321.

44.


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

prostackich gustach i upodobaniach, a zwłaszcza nawyku jedzenia surowego mięsa. […] Z chwilą kiedy mulukwausi opanuje już w pełni swoje rzemiosło, będzie często wyruszać nocą na żer, jakim są dla niej ludzkie ciała, albo też, aby niszczyć żeglarzy łodzi??21.

Ludwik Stomma zauważa, że w mitologii ludowej demonami najczęściej stają się ludzie zmarli w czasie obrzędu przejścia, którzy stracili życie bez dopełniania obowiązkowych rytuałów, bądź znajdując się w chwili śmierci w fazie liminalnej22. Zauważmy, że proces stawania się yoyova następuje również w fazie granicznej, kiedy urodzone dziecko dopiero staje się członkiem społeczeństwa, kształtuje się jego osobowość. Rytuał stawania się wiedźmą działa na zasadzie opozycji do wychowania zwyczajnego dziecka wśród Trobriandczyków. Wszystkie obrzędy, które wykonuje matka są w tym przypadku zaprzeczeniem, a nawet przeciwieństwem norm i zaleceń, które powinna wypełniać w owej społeczności. Warto dodać, że faza graniczności i związany z nią okres dzieciństwa jako czasu, w którym kształtuje się człowiek, jest bardzo istotna w dziedzinie demonologii. Już mitologiczne harpie, skrzydlate duchy starożytnej Grecji porywały dzieci i dusze23, a czarownice Europy Zachodniej najbardziej pragnęły zabijać właśnie małe dzieci, albowiem ich ciała były najbardziej pożądane w piekielnych rytuałach24. Mulukwausi za swój cel biorą sobie każdego człowieka, niezależnie od wieku, jednak warto odnotować, że w trakcie badań Malinowskiego tubylcy opisując znane sobie przypadki ataku wiedźm najczęściej podawali właśnie przykłady napadów na dzieci. Jeśli chodzi o bara’u, to ofiarami czarowników rzadko są najmłodsi, jednak zauważyć można pewne podobieństwo. Bara’u zakrada się nocą do domu swojej ofiary i wykonuje wyrok, kiedy jego cel pogrążony jest we śnie, bądź uderzeniem maczugi w tył głowy zabija ją, kiedy ta przechadza się nocą po ogrodzie25. Oba przypadki wydają się być pozornie różne, jednak łączy je wspólna cecha. Są one mianowicie przykładami skrytobójstwa i ataku na istotę, która nie potrafi się obronić. Demoniczne istoty, mimo że żyją na tym samym świecie, co ludzie, nie należą do tej samej przestrzeni. W świadomości mitycznej przestrzeń bowiem Tamże, s. 321–323. L. Stomma, Słońce rodzi się 13 grudnia, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1981, s. 37–38. 23 P. Grimal, Słownik mitologii greckiej i rzymskiej, red. J. Łanowski, Ossolineum, Warszawa 1987, s. 199. 24 R. Thurston, Polowania…, s. 130. 25 B. Malinowski, Tubylcy…, s. 226. 21 22

44/


AWc_b AepWaemia_" Å'HPRQ\µ 0DOLQRZVNLHJR$$$

nie jest jednolita, ale rozdziela się na będące w opozycji terytoria: bezpieczne i niebezpieczne26. Podobnie wydaje się być w przypadku magicznych istot z Nowej Gwinei. Bara’u zawsze jest osobnikiem z sąsiedniej, a nie tej samej wioski27, a mulukwausi żyją tylko na określonym obszarze28, co oczywiście nie zmienia faktu, że mogą spróbować wtargnąć w inną przestrzeń, dlatego należy czynić wszelkie działania by zabezpieczyć się przed taką ewentualnością. Rzecz jasna, przywołane tu rozgraniczenie nie jest wyłączną cechą Nowej Gwinei i występuje prawdopodobnie w każdej demonologii. Uważam, że warto byłoby spróbować zebrać i podsumować cechy bara’u oraz mulukwausi, aby w tym konstrukcie wskazać pewne uniwersalne, jak można domniemywać, elementy leżące zazwyczaj u podstaw wyobrażeń istot demonicznych. Nim jednak zacznę porównanie, należałoby rozwiać ewentualne wątpliwości, dlaczego decyduję się na zestawienie ze sobą bara’u z mulukwausi, pomijając czarownicę przybierająca postać yoyova. Z pozoru mulukwausi i yoyova to jedna i ta sama postać, jednak w kontekście społecznym Trobriandczycy nie utożsamiają ich definitywnie ze sobą. Kobiety będące czarownicami nie przyznają się do tego publicznie, niemniej całe społeczeństwo doskonale wie, która wyspiarka zajmuję się magią. Ten fakt nie wyklucza ich jednak z życia społecznego, wręcz przeciwnie, podnosi rangę i prestiż jako kobiet. Czarownictwo pozwala nie tylko znaleźć lepszego męża, ale również zdobyć liczne prezenty od mieszkańców wyspy, którzy zainteresowani będą wybranymi usługami. Yoyova zostają również zatrudniane do pomocy tubylcom, w momencie kiedy należy wyleczyć osobę, która umiera na skutek ataku innej czarownicy będącej mulukwausi29. Jednocześnie tubylcy, mimo iż wiedzą, że ta sama kobieta jest zarówno yoyova i mulukwausi, traktują ją i postrzegają zupełnie inaczej, zależnie od tego, w jakiej aktualnie jest postaci. Jako mulukwausi wyspiarka jest krwiożerczym i groźnym demonem, jako yoyova zaś cenioną, szanowaną i często pomocną osobą, o której względy należy zabiegać. W skrócie można by rzec, że mulukwausi pełni rolę naszej europejskiej, wartościowanej negatywnie czarownicy, yoyova zaś wartościowanej pozytywnie znachorki, zielarki lub czarnoksiężnika, mimo iż okazuje się być tą samą osobą.

L. Stomma, Słońce…, s. 34–35. Por. B. Malinowski, Tubylcy…, s. 225. 28 Por. B. Malinowski, Argonauci…, s. 326–327. 29 Por. tamże, s. 322–323, 356–326. 26 27

440


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

Cechy bara’u i mulukwauisi można zestawić w formie tabeli: Tabela 1. Cechy bara’u i mulukwauisi Bara’u

Mulukwausi

Noc

ÅCzas działaniaÆ

Noc

Latanie

ÅPoruszanie sięÆ

Latanie

Niewidzialna

ÅPostać*Æ

Niewidzialna

Ogromna

ÅPrędkośćÆ

Ogromna

Mężczyzna

ÅPłećÆ

Kobieta

Dziecko, ranny żeglarz

ÅOfiaraÆ

Śpiący, spacerujący

ÅPochodzenieÆ

Wybrany obszar, przybyłe z ojczyzny na wschodzie

Inna wioska

Skoro udało się już krótko podsumować najważniejsze cechy bara’u oraz mulukwausi w momencie kiedy stanowią zagrożenie, chciałbym teraz spróbować scharakteryzować cechy strukturalne strachu na przykładzie istot z Nowej Gwinei.

*

W momencie ataku na człowieka.

441


AWc_b AepWaemia_" Å'HPRQ\µ 0DOLQRZVNLHJR$$$

Tabela 2. Cechy strukturalne strachu na przykładzie istot z Nowej Gwinei Człowiek (+)

Istota wzbudzająca strach (–)

Dzień (+)

Życie społeczne

Noc (–)

Po ziemi (+)

Poruszanie się

W powietrzu (–)

Dostrzegalny (+)

Wygląd

Nieznany (–)

Ludzka (+)

Postać

Nienaturalna, często zwierzęca (–)

Kobieta/mężczyzna (+)

Płeć

Kobieta/mężczyzna (+)

Honorowa* (+)

Walka

Skrytobójcza, atak na bezbronnego (–)

Wspólne (+)

Pochodzenie

Demoniczne (–) i ludzkie (+)

!

W kontekście przestrzeni interesujące wydaje się również postrzeganie morza i roli, jaką pełni ono w relacji do opozycji lądu (+) oraz powietrza (–). Woda w świadomości Trobiandczyka wydaje jawić się jako przestrzeń neutralna, żyjąca własnym życiem i nie wspierająca ani dobra (człowieka), ani zła (mulukwausi). Morze pełne jest niebezpieczeństwa, zamieszkujących je demonów. Na wodach człowiekowi grożą również ataki czarownic. Morze daje jednak także schronienie. Wielka, zamieszkująca morze ryba iraviyaka ratuje załogę od niechybnej śmierci z rąk mulukwausi30, a zimna woda, mimo iż niebezpieczna dla Trobriandczyków, odstrasza także czarownice, które zmuszone są oczekiwać swoich ofiar na wybrzeżu. Poświadcza to opowieść jednego z informatorów Malinowskiego: Por. B. Malinowski, Argonauci…, s. 341–342. Chodzi oczywiście o wzór idealny, etos wedle którego człowiek powinien postępować, a nie wedle którego zawsze postępuje.

30 *

442


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

Znajdujemy się wszyscy na dayaga (rafa przybrzeżna). Stoimy w wodzie, woda jest zimna, trzęsiemy się wszyscy z zimna. Nie wychodzimy na brzeg. Boimy się mulukwausi. One podążają za nami na wybrzeże. One czekają na nas na wybrzeżu31.

Podsumowanie i analiza powyższych zjawisk kulturowych, nadal nie pozwala na precyzyjne odtworzenie wizerunku strachu, można jednak wyciągnąć wnioski, jak działa jego mechanizm i jakie posiada on cechy. Powyższe porównania wskazują, że istoty demoniczne, pomimo wielu opozycji w stosunku do człowieka, wykazują również cechy wspólne. Wydaje się to być logiczne, ponieważ aby móc się czegoś bać, powinniśmy osadzić to na znanej nam doskonale podstawie, w relacji do której będziemy później zdolni wytwarzać przeciwieństwa i cechy innych znanych nam istot. Trudno bać się czegoś, co jest nam zupełnie obce i przez to nierzeczywiste oraz niegroźne. Dopiero poprzez działanie wspomnianego już we wstępie drugiego układu sygnałów następuje zniekształcenie rzeczywistości (a nie fantazji, bądź wytworzenie zupełnie nowej rzeczywistości), budzące w człowieku strach. Jestem świadomy faktu, że temat, którym się zajmowałem, został potraktowany bardzo selektywnie i jest zaledwie małym fragmentem w badaniach nad strukturą strachu w kulturze. W swojej pracy skupiłem się na istotach z obszaru Nowej Gwinei opisanych przez Bronisława Malinowskiego i na podstawie informacji dostarczonych przez antropologa starałem się scharakteryzować bara’u i mulukwausi. Problematyka ta okazała się jednak niezwykle obszerna, a odnalezienie podobnych cech u czarownic i istot demonicznych z europejskiego kręgu kulturowego skłoniło mnie do rozpoczęcia poszukiwań zasad działania mechanizmu stojącego u podstaw wytwarzania uczucia strachu w różnorodnych mitologiach i folklorze. Praca ta jest zaledwie wprowadzeniem do powyższej tematyki, stąd tak pobieżne potraktowanie wielu niewątpliwie istotnych i kluczowych elementów. Na zakończenie, które raczej powinno być otwarciem nowego tematu, warto przywołać słowa Kurta Baschwitza: Wyobrażenie (czarownicy) ma wiele cech uderzająco zgodnych u wszystkich ludów świata i we wszystkich epokach. Czarownicę

31

Tamże, s. 342.

4,3


AWc_b AepWaemia_" Å'HPRQ\µ 0DOLQRZVNLHJR$$$

zawsze i wszędzie wyobrażano sobie jako stwór nieczysty, bliższy demonom niż ludziom, który przez niepojętą złośliwość wyrządza szkody i sprowadza nieszczęście32.

8_Xb_e]hWƚW0 Baschwitz K., Czarownice. Dzieje procesów o czary, przeł. T. Zabłudowski, PWN, Warszawa 1971. Cervantes M. de, Don Kichot z La Manchy, przeł. W. Zakrzewski, fundacja Nowoczesna Polska, wydanie elektroniczne. Chmielowski B., Nowe Ateny…, http://literat.ug.edu.pl/ateny/0013.htm, 19.12.2012 (oparte na wydaniu: B Chmielowski, Nowe Ateny…, wyb. i oprac. M. i J. Lipscy, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1968). Gerstmann S., Orlikowska H., Stachnikówna I., Z badań nad psychologią strachu, PWN, Poznań 1957. Grimal P., Słownik mitologii greckiej i rzymskiej, red. nauk. J. Łanowski, Ossolineum, Warszawa 1987. Malinowski B., Argonauci Zachodniego Pacyfiku. Relacje o poczynaniach i przygodach krajowców z Nowej Gwinei, przeł. B. Olszewska-Dyoniziak, S. Szynkiewicz, przekł. opracował i posł. opatrzył A. Waligórski, PWN, Warszawa 1981. Malinowski B., Tubylcy Mailu oraz inne szkice o kulturze Australii i wysp Pacyfiku, przeł. J. Barański, A. Bydłoń, PWN, Warszawa 2003. Stomma L., Słońce rodzi się 13 grudnia, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1981. Szrejter A., Demonologia germańska. Duchy, demony i czarownice, Maszoperia Literacka, Gdańsk 2011. Tatarkiewicz W., O szczęściu, PWN, Warszawa 1990. Thurston R., Polowania na czarownice, przeł. J. Kierul, PIW, Warszawa 2008. Tomiccy J. i R., Drzewo życia. Ludowa wizja świata i człowieka, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1975.

32

K. Baschwitz, Czarownice…, s. 46.

4,!


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

G&%6@>5>6C'6; Bestiariusz Malinowskiego, czyli o czarownikach i wiedźmach z obszaru Nowej Gwinei Strach jest uczuciem towarzyszącym człowiekowi zawsze, niezależnie od epoki oraz kultury, w której żyje. W swojej pracy chciałbym, opierając się na badaniach Bronisława Malinowskiego, przeanalizować czego i kogo boją się tubylcy z obszaru Nowej Gwinei oraz jak budowane są lęki wyspiarzy. W swoich rozważaniach skupię się w sposób szczególny na dwóch istotach, czarownikach bara’u i czarownicach mulukwausi, albowiem poza straszeniem tubylców pełnią oni również ważne funkcje społeczne w swoich wspólnotach. Zbadanie demonologii obszaru Nowej Gwinei będzie dla mnie również punktem wyjścia do zderzenia kultury wyspiarzy z kulturą europejską, w celu wyciągnięcia pewnych inwariantów, wspólnych kulturze pojmowanej w sposób atrybutywny prawideł i mechanizmów dotyczących strachu. Inspiracją metodologiczną dla tej pracy jest strukturalizm w rozumieniu Claude’a Lévi-Straussa.

G())"%-; Malinowski’s bestiary, or a story about sorcerers and witches from New Guinea Fear is ever-present in man’s history feeling, regardless of their époque or culture. In my paper I would like to examine what and whom the natives of the New Guinea fear as well as how the fears of the Islanders are constructed, basing my reflection upon Bronislaw Malinowski’s research. In my research I will focus particularly on two beings, sorcerers bara’u and witches mulukwausi, for they perform important civil functions in their communities. Researching upon New Guinea’s demonology will be a step further in my attempt to compare the Islander’s culture and the European culture, in order to bring out some invariant rules and mechanisms concerning fear, mutual to attributive culture. This paper has been inspired by Claude Lévi-Strauss’ structuralism.

Słowa klucze: strach, strukturalizm, bestiariusz, Bronisław Malinowski Keywords: fear, structuralism, bestiary, Bronislaw Malinowski

4,4


Library of the London School of Economics & Political Science Archiwum Bronisława Malinowskiego Kategoria 3/11 - Physical Types, zdjęcie 1 (fragment)


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

PkpWddW Ehp[ė

Absolwentka kulturoznawstwa UŚ, (specjalność: teoria i historia kultury). Pracę licencjacką o adaptacjach przeprowadzonych w Browarach Książęcym i Obywatelskim obroniła w 2011 r., również na kulturoznawstwie, specjalność: promotor dziedzictwa kulturowego. Jej praca magisterska dotyczy modelu kulturowego kobiety-antropologa na przykładzie Marii Antoniny Czaplickiej. Przewodnicząca studenckiego Naukowego Koła Antropologii Kultury oraz członek Koła Naukowego Filozofii Kultury. Poza antropologią interesuje ją teoria poezji haiku. 4,-


PkpWddW Ehp[ė

<",'C$4@9'*4*HŏÈėjoc FheijeaÚY_[ž" Ypob_ fe Ye dWc Wdjhefebe]_W5 E _dj[hfh[jWY`_ Zp_[ė Wdjhefebe]_YpdoY^ m f_icWY^ B$B(,"%C$C"(9$4-5E

Norweski pisarz, Jostein Gaarder, w jednej ze swoich filozoficznych książek wysnuł następujący wniosek: [Ciekawość – przyp. ZO] posiadają wszystkie małe dzieci. Po kilku zaledwie miesiącach wślizgują się w olśniewającą, nową rzeczywistość. Wydaje się jednak, że kiedy rosną, zdolność dziwienia się zaczyna zanikać. Dlaczego tak jest? […] Gdyby niemowlę umiało mówić, z pewnością wspomniałoby o tym, jak zadziwiający jest świat, na którym się pojawiło. Bo choć dziecko nie umie mówić, widzimy, z jakim zainteresowaniem wskazuje na wszystko dokoła i z jaką ciekawością chwyta przedmioty znajdujące się w pokoju1.

1

J. Gaarder, Świat Zofii, przeł. I. Zimnicka, Jacek Santorski & CO, Warszawa 1995, s. 28.

4,.


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

Gaarder wyraźnie zdaje się wierzyć, że jedynie dzieci posiadają zdolność „dziwienia się”, którą bezpowrotnie zatracają wraz z dorastaniem. Niestety, nie mogę się z tym zgodzić. Również człowieka dorosłego cechuje chęć poznania świata. Może i nie zatrzymuje się już na widok każdego drobiazgu, żeby wskazać go palcem (tak jak zwykł był robić, kiedy miał dwa lata), ale na pewno wciąż posiada ciekawość, którą lubi zaspokajać. Nie tylko dzieci, ale i dorośli zwykle poddają się zaciekawieniu z wielką przyjemnością i z chęcią poznają nowe rzeczy. Wyjazd wakacyjny jest ku temu doskonałą okazją, zwłaszcza w rejony określane w folderach biur podróży jako „egzotyczne”, „orientalne”, a nawet „dzikie”. Czy w takim wypadku określenie „poznać” jest dobrym słowem? Czy wyjeżdżając w „egzotyczne kraje” człowiek faktycznie poznaje otaczającą go nową rzeczywistość, czy też jedynie ślizga się po powierzchni, bez zagłębiania się w kolejne warstwy otaczającej go nieznanej kultury? Współczesny turysta coraz częściej unika tzw. turystyki masowej i wybiera się do miejsc alternatywnych2, czyli nie tylko opatrzonych etykietką „egzotyczne”, ale również znacząco oddalonych od głównych wakacyjnych szlaków. Zwiedzanie wnętrza piramid czy pływanie z delfinami przestaje być już wyjątkową atrakcją wakacyjną. Turyści coraz częściej szukają nowych doznań i realizują nawet najbardziej „ekstrawaganckie” projekty, jak wycieczki ekstremalne3 czy zwiedzanie miejsc, w których prowadzono działania wojenne lub nawet dokonano aktów ludobójstwa4. Tego rodzaju wyprawy nie stanowią dla „turystów alternatywnych” większego problemu logistycznego i finansowego; zwykle pochodzą oni z nowej klasy średniej, są absolwentami studiów wyższych, pracują w wolnych zawodach albo jako specjaliści w firmach różnego rodzaju5. Wygląda jednak na to, że ku nieznanemu nie pcha ich jedynie ciekawość czy chęć przeżycia czegoś autentycznego (w tym wypadku rozumianego jako doświadczenie, które nie zostało zaaranżowane przez tradycyjne biuro podróży lub innych organizatorów wycieczek). Anna Horolets, antropolog kultury, w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” wyraziła na ten temat następującą opinię: Budowanie własnej pozycji poprzez demonstrowanie odpowiedniego stylu życia to nic nowego. […] Jak pisał francuski 2 Wywiad z dr Anną Horolets, rozmawiała Ludwika Włodek: Wakacyjne zbawianie świata, „Gazeta Wyborcza”, 3.07.2011. Tekst dostępny również w Internecie: http://wyborcza.pl/1,76842,9879727,Wakacyjne_zbawianie_swiata.html, 23.11.2012. 3 Np. wyprawa do miasta Prypeć, niedaleko elektrowni Czarnobyl. 4 Ten nowy rodzaj turystów określa się wielce znaczącym mianem „dark tourists”. Tak uważa m.in. Anna Horolets. Za: Wakacyjne… 5 Tamże.

4,/


PkpWddW Ehp[ė" 0DOLQRZVNL Z 5ŧyıW\P 3URVWRNöFLHµ

socjolog Pierre Bourdieu, naszej pozycji społecznej nie określa już tylko posiadany majątek ani nawet umiejętności. Ważne jest nie tylko to, czy umiemy jeździć na nartach i znamy obce języki, liczy się także to, jakie mamy pragnienia i marzenia, czego chcemy od życia. […] Oryginalne podróże służą budowaniu tożsamości tej klasy, mają wzmacniać poczucie wyższości społecznej – i to na dwa sposoby: wyższości nad tubylcem, ale też nad turystą masowym, który należy do innej warstwy społecznej. […] Wielu badaczy uważa, że turystyka jest formą orientalizmu – udziwniania odwiedzanych światów. Podkreślając ich inność, umacniamy się w poczuciu przewagi nad nimi. Jesteśmy skłonni definiować całe społeczności poprzez ich poszczególne cechy, które wydają nam się najbardziej egzotyczne. „Oni nie jedzą wieprzowiny” albo „Oni kupują żony za muszelki”. To tak, jakby ktoś o nas powiedział, że jesteśmy społecznością, która rano myje zęby szczoteczką6.

Wypowiedź ta dotyka sedna problemu. Współczesny turysta być może kieruje się ciekawością, wybierając miejsce wakacyjnych wojaży, jednak zainteresowanie innością nie łączy się w tym przypadku z pragnieniem poznania i zrozumienia innych kultur. Dzięki zetknięciu nie tylko z przysłowiowym „dzikim”, ale nawet z obywatelami sąsiedniego kraju, turyści mogą poczuć się dowartościowani. Nie chodzi tutaj jedynie o poziom uprzemysłowienia, ale nawet o maniery i nastawienie do życia, sposób odżywiania, styl ubioru czy rodzaj używanych narzędzi (nieważne, czy chodzi o przedmioty podstawowe, czy np. samochód). Opozycja „swój – obcy” staje się często podstawą wartościowania: rzekome wady i braki obcego pozwalają nam uwydatnić nasze zalety. Zygmunt Bauman wyróżnił cztery typy osobowości, charakterystyczne dla czasów „ponowoczesnych”: gracza, spacerowicza, włóczęgę i turystę7. W odróżnieniu od włóczęgi, który musi podróżować i przyjmuje świat takim jakim jest (z wszystkimi jego niedoskonałościami), turysta jest przekonany, że skoro płaci za różne usługi, ma prawo też wymagać tego, co najlepsze i w pełni zbieżne z jego wyobrażeniami. Świat ma sprostać jego wymaganiom i oczekiwaniom. Turysta czuje się również całkowicie pewny swojego „ja”. Wynika to z faktu, że 6 7

Tamże. Z. Bauman, Ponowoczesne wzory osobowe, „Studia Socjologiczne” 1993, nr 2, s. 18.

4,0


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

w przeciwieństwie do włóczęgi, posiada jakieś bezpieczne miejsce, do którego może wrócić, jeżeli sprawy przyjmą zły obrót lub po prostu nowe otoczenie nie będzie takie, jak sobie wymarzył. To właśnie ta niezachwiana pewność powoduje, że turysta często narzuca wszystkim własną wizję świata. Wydaje mi się, że w przypadku turysty egzotyka odwiedzanej przestrzeni kulturowej uwydatnia wartość „bycia” w niezwykłym miejscu8. Wiąże się to jednak z pojmowaniem odwiedzanych kultur jako zamkniętych, niewrażliwych na przekształcenia oraz obce wpływy9. Innymi słowy, w trakcie wyjazdów ma być ciekawie i interesująco, ale zgodnie z naszymi oczekiwaniami. Może brzmieć to dramatycznie, kpiąco, a nawet ironicznie, ale moje podejrzenia wydają się być uzasadnione10. Coraz częściej podejmowane są wycieczki do „dzikich plemion”. Turyści „oglądają” autochtonów oraz warunki, w jakich żyją i chętnie robią zdjęcia, które wykorzystują później do umacniania własnych wyobrażeń. Jako przykład można podać birmańską mniejszość etniczną Kayan (znaną także jako Padaung) z Tajlandii, której przedstawicielki noszą na szyjach charakterystyczne mosiężne obręcze. Zwyczajowo dziewczynkom w wieku pięciu lat nakłada się pierwszą obręcz i co roku dokłada kolejne, przez co szyja się wydłuża11. W ten sposób „powstają” tzw. „kobiety-żyrafy”12. Ta tradycja w połączeniu z polityczną sytuacją Birmy powoduje, że członków społeczności Kayan skazuje się na życie w izolacji w sztucznie stworzonych wioskach, które po uprzednim kupieniu biletów odwiedzają spragnieni sensacji zwiedzający. W styczniu 2012 r. brytyjski „The Guardian” opublikował materiał o wykorzystywaniu rdzennej ludności tubylczej Andamanów m.in. właśnie przez turystów. Sprawa dotyczyła takich wykroczeń etycznych jak organizowanie „ludzkiego safari” czy zmuszanie tubylców do tańca w zamian za jedzenie. Nie chcę tutaj rozpatrywać problemu takich kontaktów, ewentualnego pogwałcenia elementarnych zasad etyki przez organizatorów i uczestników takich wycieczek, czy (być może) usiłowania pozostawienia plemienia Jarawa na poziomie nienaruszonym przez cywilizację zachodnią w celu „uchronienia tej społeczności przed zagładą”13.

8 Co równocześnie potwierdza wartość miejsca zamieszkania jako miejsca bezpiecznego, stabilnego i najlepszego pod każdym względem. 9 Warto zaznaczyć, że przy okazji opisu czterech typów osobowości Zygmunt Bauman wspomina również o ponowoczesnej tęsknocie za „wielkim uproszczeniem”. 10 Potwierdzić to może np. film Framing the Other, reż. I. Kok, W. Timmers, 2012. 11 A właściwie obojczyki i żebra obniżają się pod wpływem ciężaru każdej kolejnej obręczy. 12 Potoczne, używane na Zachodzie określenie o protekcjonalnym zabarwieniu. Nawiązuje ono do efektu wydłużenia kobiecych szyj i funkcjonuje powszechnie jako słowo-klucz. 13 Jest to na pewno interesujący problem, który warto zbadać i opisać w oddzielnym artykule.

4,1


PkpWddW Ehp[ė" 0DOLQRZVNL Z 5ŧyıW\P 3URVWRNöFLHµ

W czasopismach popularnonaukowych14, a nawet prasie codziennej zamieszczane są nie tylko relacje z dalekich podróży. Prezentowane są także opisy życia i wypraw znanych antropologów. Wśród nich poczesne miejsce znajduje Bronisław Malinowski. Autor Argonautów zachodniego Pacyfiku wpisał się na stałe w historię dociekań antropologicznych m.in wprowadzeniem zupełnie nowego stylu pracy badawczej, który polegał przede wszystkim na długotrwałym kontakcie z badaną społecznością. To właśnie Malinowski ostatecznie zamknął rozdział antropologii gabinetowej opartej na lekturze i analizie tekstów, formułując reguły intensywnych badań terenowych i postawy aktywnego łowcy. Nie chcę w tym miejscu dokładnie opisywać jego metody badawczej, było to bowiem robione już wielokrotnie w różnych publikacjach15. Warto tutaj wymienić tylko kilka założeń Malinowskiego, np.: - badacz musi cały czas żyć jak najbliżej badanej kultury, aby nic nie umknęło jego obserwacji; - badacz musi poznać język tubylców, aby wyeliminować błędy i nieścisłości wynikające z tłumaczeń; - osąd na temat kultury badacz musi budować w oparciu o swoje własne obserwacje, a nie o opowieści zasłyszane od białych informatorów (np. od misjonarzy); - badacz musi koniecznie notować wszystkie spostrzeżenia w dzienniku badawczym. Te i inne zasady prowadzenia badań w terenie znane są studentom kulturoznawstwa zazwyczaj już na pierwszym roku studiów. Głównym przedmiotem badań była dla autora Ogrodów koralowych... żyjąca istota ludzka. To właśnie ludzie tworzą „szkielet” struktur plemiennych i elementów kulturowych, „ciało i krew” codziennego życia i zwyczajnych zachowań oraz „ducha” badanej kultury, na którego składają się opinie, poglądy i uczucia tubylców16. W Argonautach... Malinowski pisze następująco: Nie było rzeczą trudną obserwować [tubylców – przyp. BM] podczas pracy i uzyskać nazwy narzędzi, a nawet niektóre techniczne wyrażenia, dotyczące samego procesu produkcji, ale na tym sprawa urywała się. […] nie byłem […] początkowo 14 Oprócz „National Geographic” czy „National Geographic Traveler” (zwyczajowo skracany do „Traveler”) na polskim rynku znajdują się m.in. takie czasopisma, jak: „Poznaj Świat”, „Kontynenty”, „Voyage” oraz „Podróże” i „Wasze podróże”. 15 Np. E. Krawczak, Antropologia kulturowa: klasyczne kierunki, szkoły i orientacje, Lublin 2003. Antropologia społeczna Bronisława Malinowskiego: praca zbiorowa, red. M. Flis, A. Palucha, PWN, Warszawa 1985. 16 B. Malinowski, Argonauci Zachodniego Pacyfiku. Relacje o poczynaniach i przygodach krajowców z Nowej Gwinei, przeł. B. Olszewska-Dyoniziak, S. Szynkiewicz, PWN, Warszawa 1981, s. 54.

4,2


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

w stanie nawiązać z nimi szczegółowszej i pełniejszej rozmowy. Wiedziałem dobrze, że najlepszym na to środkiem jest zbieranie konkretnych danych, sporządziłem więc spis ludności wioski, wpisałem genealogie, narysowałem plany i zebrałem terminy pokrewieństwa. Lecz wszystko to pozostało martwym materiałem, który nie prowadził do głębszego zrozumienia sposobów myślenia czy zachowania krajowców, gdyż w ten sposób nie mogłem uzyskać ani właściwej tubylczej interpretacji żadnego z tych faktów, ani też uchwycić tego, co można by nazwać sensem życia plemiennego17.

Jedynie znając tubylczy język na tyle dobrze, by władać nim w sposób (co najmniej) komunikatywny, można prowadzić rozmowy, w których znajduje swoje odzwierciedlenie „duch” danej kultury. Tłumaczenia nierzadko zacierają koloryt wypowiedzi oraz wypaczają ich subtelny sens18. Tylko płynne porozumienie językowe z krajowcem może więc zniwelować margines błędu (wynikający bądź z innych znaczeń słów w językach, bądź z niewłaściwego odczytania ich sensu) i doprowadzić do głębokiego, właściwego poznania badanej kultury, nie dopuszczając w ten sposób do czegoś, co w czasie lektury Malinowskiego nazwałam w duchu „syndromem muzealnego czółna”19, czyli wybiórczego zaprezentowania w muzeum jedynie materialnej strony jakiegoś zjawiska, w tym wypadku łodzi, bez zadbania o głębsze zbadanie innych jej warstw, np. mitologicznej czy społecznej. Dlaczego wspominam akurat o trobriandzkim czółnie? Odpowiedź jest prosta i zawarta w poniższym fragmencie Argonautów…: Czółno jest elementem kultury materialnej i jako takie można je opisać, sfotografować, a nawet w całości przetransportować do muzeum. Ale – a ta prosta prawda bywa tak często przeoczana – nawet najbardziej typowy jego okaz przeniesiony i eksponowany w gablocie muzealnej nie ukaże jeszcze pełnego obrazu socjologii czółna20.

Tamże, s. 32. Wszak każda translacja jest w jakimś stopniu interpretacją i wariacją na temat zdania oryginalnego. 19 Zdaję sobie sprawę z umowności i skrajnie subiektywnego charakteru tego sformułowania. B. Malinowski, Argonauci…, s. 156. 20 Tamże. 17 18

4-3


PkpWddW Ehp[ė" 0DOLQRZVNL Z 5ŧyıW\P 3URVWRNöFLHµ

Powyższy cytat nie tylko legitymizuje założenie, że najważniejsze w badaniach etnograficznych (czy antropologicznych) jest dotarcie do głębszych warstw kultury, na które składają się (w tym wypadku) nie tylko sposób i ogólny cel budowania łodzi, ale także socjologiczne dane dotyczące subtelnych kwestii własności (oraz tego, kto takim czółnem i w jakim charakterze żegluje) czy chociażby informacje o mitologii i obrzędach magicznych odprawianych przed i w trakcie budowy łodzi. Mówiąc prościej: czółno to dla tubylców coś więcej, niż zwykły kawał wydrążonego drewna przeznaczonego do pływania po morzu. Nie możemy więc traktować go tylko jako przedmiot, bez zagłębiania się w kolejne warstwy skomplikowanej i zniuansowanej relacji „czółno – krajowcy”. Wynika z tego również, że żadnej kultury nie można badać wybiórczo w jednym tylko elemencie lub przejawie. Badania skupione np. tylko na religii albo tylko na gospodarce są wg Malinowskiego z góry skazane na porażkę. Nie tylko bowiem wszystkie te kategorie są ze sobą ściśle powiązane i nierozerwalnie splecione. Są one również niezwykle trudno uchwytne jako efekt niezaplanowanych i nie zawsze uświadamianych wieloletnich (a nawet wielowiekowych) przemian codziennych zwyczajów i odświętnych tradycji. „Przeciętny człowiek”21, jak go określa antropolog, mimo iż wywodzi się z jakiejś instytucji (Malinowski podaje przykład państwa, armii lub kościoła – wydają mi się one godne powtórzenia22) i tkwi w niej przynajmniej przez pewien czas, o ile nie przez całe życie23, nie ma wizji całościowego działania takiego systemu, ani nie jest w stanie wskazać wszystkich jego elementów z równoczesnym podaniem ich dokładnych opisów czy funkcji. Należy przy tym pamiętać, że społeczeństwa tubylcze nie posiadają archiwów w naszym rozumieniu ani innych wyspecjalizowanych instytucji czy organów dbających o spójność takich danych, wobec czego wszystkie informacje badacz musi pozyskać bezpośrednio od tubylca. Tak więc skupiając się na jednym elemencie kultury, sztucznie zawężamy nasze pole badawcze, a to nie może zapewnić właściwych efektów24. Wydaje się, że poza wąskim kręgiem pasjonatów i pracowników naukowych (etnografów, antropologów czy kulturoznawców), chyba niewiele osób sięga po Tamże, s. 41. Tamże. 23 Pamiętajmy również o życiu wcześniejszych pokoleń, tradycji przekazywanej dzieciom w formie historii i opowieści przez dziadków i rodziców. 24 B. Malinowski, Argonauci…, s. 41. Przypomina to raczej opisywanie pojedynczego puzzla: możemy mniej więcej określić jego kształt, powiedzieć, że ma takie „śmieszne wypustki” i „charakterystyczne wgłębienia”, którymi łączy się z czterema innymi puzzlami, a także, że jest żółty. Ale z tego opisu w ogóle nie wynika, że cała układanka składa się z dwóch tysięcy elementów i przedstawia Słoneczniki Van Gogha. 21 22

4-!


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

prace Malinowskiego czy jakiegokolwiek innego badacza kultury w celu poszerzenia swojej wiedzy o świecie25. Łatwiej dostrzec to, co sensacyjne i egzotyczne niż skupić się na głębokiej i nie mniej interesującej rutynie dnia codziennego obcej nam kultury26. Współcześnie wiele osób wiedzę o obcych kulturach przede wszystkim czerpie z prasy popularnonaukowej, książek quasi-podróżniczych27 lub programów telewizyjnych. Zdobyte tam informacje oraz wzorce zachowań „badawczych” przekłada później na swoje własne podróże. A źródła te, niestety częściej niż rzadziej, skupiają się na skondensowaniu maksymalnie dużej ilości egzotycznych ciekawostek na dany temat w minimalnej ilości znaków tekstowych w reportażu lub ograniczonym czasie antenowym28. Do tego typu programów należą m.in. Kobieta na krańcu świata, Boso przez świat czy Tysiąc miejsc, które trzeba zobaczyć przed śmiercią. Należy jednak zwrócić uwagę, że programy te przygotowane są dla jak najszerszej rzeszy odbiorców. Trudno też jest w ciągu dwudziestu pięciu minut dokładnie omówić nawet wybrany wycinek obcej kultury. Twórcy takich seriali dokumentalnych zazwyczaj skupiają się na tym, co ciekawe i obce (czy raczej: ciekawe, bo obce)29. „The National Geographic Magazine”, znany po prostu jako „National Geographic”, jest jednym z najbardziej znanych czasopism popularnonaukowych, a logo w postaci żółtego prostokąta jest powszechnie rozpoznawalne nawet przez osoby nie zainteresowane promowaną przez magazyn tematyką. Poza doskonałej jakości fotografiami (miesięcznik ten uznawany jest za jeden z prekursorskich w dziedzinie fotodziennikarstwa), magazyn publikuje również artykuły o geografii, historii oraz kulturach różnych regionów Ziemi. Jest to efekt działań National Geographic Society, towarzystwa geograficznego założonego pod koniec XIX w. i będącego jedną z największych światowych Nie wiem jednak, czy tego typu badania odbioru czytelniczego prac antropologicznych były podejmowane. Tytuł Życie seksualne dzikich mógł sugerować odbiorcom, że ta książka zawiera wyuzdane sceny rozkoszy „dzikich” z rajskich wysp. Odkrycie, że zamiast wywołującej rumieniec lektury trzyma się w rękach książkę dotyczącą „Miłości, małżeństwa i życia rodzinnego krajowców z Wysp Trobrianda” mogło wzbudzić u czytelników, oczekujących pikantnych opisów, niemałe zdziwienie. 27 W ostatnich latach niezwykle często wpisujących się w wydawniczy schemat „jak podróże po odległych lądach, jedzenie i modlitwa zmieniły moje życie” lub też „jak wyjechałem/am daleko i doznałem/am objawienia oraz przemiany wewnętrznej tudzież duchowej”. Motyw ten powróci w dalszej części artykułu. 28 Nie zapomnę chyba nigdy pewnego odcinka znanego programu telewizyjnego Kobieta na krańcu świata prowadzonego przez Martynę Wojciechowską. Był to 17. odcinek drugiej serii, wyemitowany 14.11.2010 r. pod tytułem Gejsza z Kioto. Obok przybliżania postaci japonki Kimichie będącej maiko (czyli dziewczyną kształcącą się na gejszę) widzom w ramach przerywnika została pokazana…nowoczesna toaleta z bidetem i podgrzewaną deską sedesową! 29 Kryzys rzetelnego przekazywania informacji widzowi jest oczywiście zjawiskiem zdecydowanie szerszym i wymagałby osobnych badań. 25 26

4-4


PkpWddW Ehp[ė" 0DOLQRZVNL Z 5ŧyıW\P 3URVWRNöFLHµ

organizacji naukowo-edukacyjnych typu non-profit. Towarzystwo nie tylko publikuje wspomniany miesięcznik30, ale i finansuje oraz rozpowszechnia badania naukowe z zakresu geografii i innych nauk przyrodniczych, a także ochrony środowiska oraz historii (w tym historii cywilizacji). Wśród artykułów i reportaży publikowanych na łamach „National Geographic Polska”31 można znaleźć przysłowiowe perły: teksty dobrze napisane po dokładnym i merytorycznym zbadaniu omawianego problemu. Zdarzają się jednak również artykuły32 przywodzące na myśl raczej notatki z blogów podróżniczych niż publikacje popularnonaukowe. Czytając spis treści polskiego wydania miesięcznika, np. z lutego 2012 r., można nabrać wątpliwości, na temat tego, co właściwie jest promowane przez magazyn: wiedza czy sensacja? [strona] 34: Wikingowie. Doskonale wyszkoleni wojownicy z duszami obieżyświatów trafili też na polskie ziemie. Jaką rolę tu odegrali? […] [strona] 52: Kazachstan. Nowa stolica rozległego stepowego państwa rośnie w oczach, a jej budowle projektują światowej sławy architekci. Naftowo-gazowy napęd, autorytatywne rządy oraz nowobogacka ekstrawagancja przynoszą zaskakujący efekt […] [strona] 94: Dzicy Papuasi. Czy w dzisiejszym świecie można jeszcze znaleźć jaskiniowców? Okazuje się, że tak, ale to już naprawdę ostatni tacy ludzie na ziemi33.

Ostatni tekst nosi notabene tytuł Ostatni ludzie z jaskiń, a nagłówek zapowiada: „W jaskiniach pośród dzikich puszcz żyje ostatni koczowniczy lud Papui-Nowej Gwinei. Kiedy doń trafiliśmy, jego członkowie przekazali współczesnemu światu zaskakujące przesłanie”34. Jest on niezwykle rozpowszechniony i popularny ze względu na liczne wersje językowe, w tym polską. Od roku 2007 redaktorem naczelnym pisma jest Martyna Wojciechowska. 32 Np. Artykuł Posłaniec z boskiego świata, w którym poruszone zostają kwestie: malarstwa zenga, japońskiej tradycji (w tym także jej kryzysu spowodowanego przegraną wojną i narastającymi wpływami kultury zachodniej), zainteresowania Polaków buddyzmem oraz zderzenia różnych kultur, zajął w magazynie niecałą jedną stronę, mimo iż zakres badawczy nadaje się na obszerną monografię godną książki pokroju Chryzantemy i miecza Ruth Benedict. Takich przypadków jest niestety dużo, dużo więcej. A. Koziara, Posłaniec z boskiego świata, „National Geographic Polska”, 2003, nr 2 (43). 33 Spis treści wraz z opisami artykułów, „National Geographic Polska”, luty 2012, nr 2 (149), s. 4. 34 M. Jenkins, Ostatni ludzie z jaskiń, „National Geographic Polska”, luty 2012, nr 2 (149), s. 95. 30 31

4-,


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

Jeden z artykułów zamieszczonych w „National Geographic” dotyczy m.in pobytu Malinowskiego na Trobriandach35. Autorka nie skupiła się jednak na badaniach antropologa ani jego dorobku naukowym i ważnych odkryciach. Wspomniała o tym, ale może raczej w celu stworzenia odpowiedniego kontrastu dla kolejnych informacji? Z tekstu można się bowiem dowiedzieć m.in. jakie konserwy Malinowski zabrał z sobą na wyprawę badawczą36, że jego i Witkacego łączyła nie tylko przyjaźń, ale i „związek […] nie […] wolny od homoerotycznych doświadczeń”37, że „Bronio”38 był „hipochondrykiem i megalomanem o rasistowskich poglądach”39, o czym rzekomo świadczą „niezwykle osobiste”40 dzienniki (autorka nie wspomniała o różnicach między wspomnianymi dziennikami intymnymi, a dziennikiem badawczym) oraz że sam Malinowski prawie w ogóle nie miał kontaktu ze swoim ojcem, co zaowocowało u niego bardzo silnym kompleksem Edypa41. Dowiadujemy się również, że dotknął go spory problem z własną seksualnością42. Lektura tego artykułu stopniowo budziła we mnie coraz większe zdziwienie. Przede wszystkim dotyczy ono treści, a następnie formy przekazu przyjętego w czasopiśmie, określanym jako magazyn popularnonaukowy. Wiadomości podane czytelnikom są szczątkowe, poszatkowane, obliczone na wywołanie szoku. Troskę o merytoryczny wymiar tekstu zastąpiono szczyptą pikanterii, aby było ciekawie i wesoło. Nawet informacje dotyczące badań Malinowskiego podane są w sposób przywodzący na myśl tabloid. Ponad 600 stron monografii o rytuale kula autorka zdołała streścić w trzech akapitach. Pomimo ich dużej objętości pozwolę sobie jednak zacytować je bez żadnych skrótów:

35 Z. Pol, Życie seksualne dzikich – Bronisław Malinowski, „National Geographic Polska”, 2010, nr 6 (129), s. 68. Tekst dostępny również w Internecie: http://www.national-geographic.pl/artykuly/pokaz/zycie-seksualne-dzikichbronislaw-malinowski/, 23.11.2012. 36 Tamże, s. 73. 37 Tamże, s. 74. 38 Tamże, s. 31. 39 Tamże, s. 81. 40 Tamże. 41 Tamże, s. 83. 42 Poniższy cytat nie jest niezbędny dla artykułu, jednak jest na tyle interesujący, że zdecydowałam się na przedstawienie go czytelnikowi w przypisie: „[W dziennikach – przyp. ZP] Jest okrutnie, do granicy zażenowania szczery, a fizjologia zaprząta jego umysł w równej mierze, jak poszukiwania duchowe i naukowe, bruka mózg zdyscyplinowanego badacza […] za jakiego się uważa. Nie może pogodzić się z faktem, że popęd seksualny odrywa go od nauki, od wielkości ciągnie ku małości. Patrząc na dzikie piękno nagich kobiet, sam pragnie na chwilę być dzikim. Jako biały w oczach miejscowych kobiet uchodził za brzydala. Nosił też brodę, którą krajowcy uznawali za wybitnie aseksualną, była znakiem dla kobiet, że mężczyzna nie jest nimi zainteresowany. Malinowski miał jednak tytoń i gazety… […] Badacz zauważył, że Trobriandczycy podchodzą do seksu w sposób radosny, bez poczucia winy i grzechu, z którym on sam nie umiał sobie poradzić”. Tamże, s. 82.

4--


PkpWddW Ehp[ė" 0DOLQRZVNL Z 5ŧyıW\P 3URVWRNöFLHµ

Po paru miesiącach antropolog zaobserwował intrygującą scenę. Mężczyźni przy dźwiękach konch zepchnęli w morze ozdobne, malowane łodzie, rozwinęli trójkątne żagle utkane z rafii i gnani wiatrem zniknęli na kilka tygodni. Tak zaczynała się jedna z wypraw, które tworzyły cały system rytualnej wymiany zwanej na Melanezji kręgiem kula. Uczestniczyły w nim wyspy oddalone o setki kilometrów, a przedmiotem wymiany było kilka brudnych, zatłuszczonych i niepozornie wyglądających tubylczych ozdób. Dlaczego mieszkańcy wysp porzucali bliskich i wyruszali na niebezpieczne wody? Bywało przecież, że czasem nie wracali już do swoich wtopionych w tropikalną zieleń i pachnące kwiaty chat, jak niegdyś cała wyprawa, która została zjedzona przez mieszkańców nieznanych wiosek. Malinowski stwierdził, że posiadanie ciężko zdobytych niepozornych krążków muszli, którymi rozporządzają jedynie ludzie wysoko postawieni w społecznej hierarchii, jest kwestią prestiżu. Te kosztowności to naszyjniki z czerwonych muszli (solava43), które były przekazywane zgodnie z ruchem wskazówek zegara na północ, i naramienniki z białych muszli (mwali), wędrujące w odwrotnym kierunku. Jeśli otwierającym krąg darem był naszyjnik, zamykać go musiała opaska. Przedmioty te nie pozostawały długo w jednym ręku – oddawano je kolejnym uczestnikom wyspiarskiego kręgu, przy czym najważniejszy był sam akt ofiarowania. Opisanie skomplikowanej organizacji, bogatych rytuałów, magii, przepisów, którymi obwarowana była wymiana ozdób z muszli, zapewniło Malinowskiemu sławę, uznanie i prestiż, o który zabiegał tak samo, jak jego „Argonauci” zmagający się z wiatrem, falami, rafami, skałami na zachodnim Pacyfiku. Dzięki nim wiemy, że pozornie dziwaczne, szokujące lub bezsensowne ludzkie działania wynikają z podobnych na całym świecie potrzeb, pragnień i namiętności. Różnimy się tylko sposobami ich zaspokajania. Jedni budują swoją pozycję przez „lans” w klubach, inni wyruszają w morze, a jeszcze inni kupują nieprzyzwoicie drogie samochody44. 43 44

Błąd autorki cytowanego artykułu. Tamże, s. 77. 4-.


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

Być może jestem idealistką i niepoprawną optymistką, ale wydaje mi się, że prasa popularnonaukowa powinna w przystępny i nieco (podkreślam: nieco) uproszczony sposób przekazywać ludziom pewne informacje, przy założeniu, że być może z różnych powodów nie przeczytali dotąd monografii terenowych. Tym bardziej warto ich zaznajomić, przynajmniej pobieżnie, ale bez przekłamań, z zawartymi w Argonautach… faktami. Rzeczywistość zdaje się jednak całkowicie odbiegać od tego założenia. Zamiast opisać czytelnikom kula i zastanowić się nad dzisiejszą kondycją tego rytuału albo nad zagadnieniem, czy nasze poczynania są aż tak różne od tych opisywanych przez Malinowskiego (sposobów podejścia do tego tematu jest naprawdę dużo!), często spotyka się teksty o wątpliwych walorach popularnonaukowych. I niestety, podobnie jak telewizja wychowuje swoich widzów i przyzwyczaja ich do pewnego poziomu programów (najczęściej znacząco ów poziom zaniżając), tak również prasa wychowuje swoich czytelników, a obniżanie poziomu odbija się na odbiorcach. Po przeczytaniu artykułu Zuzanny Pol z ciekawością zaczęłam zgłębiać polską stronę internetową „National Geographic” i znajdowałam potwierdzenie moich podejrzeń. Krótki przykład: pod fotografią45 kobiety z plemienia Padaung natrafiłam na krótką dyskusję użytkowników złożoną w sumie z sześciu komentarzy. Rozmowa nie dotyczyła jednak zdjęcia, tylko kultury Padaung, a mówiąc konkretnie – zwyczaju nakładania na szyje kobiet coraz większej ilości obręczy: Seneka, 2009-09-28 09:19 Niesamowite ... Nie sądziłem, że te zniekształcenia kręgów szyjnych mogą być aż tak duże !!! Wygląda to mega nienaturalnie ! Mireq, 2009-09-28 23:52 A gdyby zdjąć tę rurę, to utrzymałaby głowę w pionie ? Ciekawe :) Bożena, 2009-11-10 20:43 […] dobre pytanie Mireq...też jestem ciekawa odpowiedzi.... myślę sobie , że taki sposób "upiększania" robi z człowieka "kalekę" [...]

45 Zdjęcie jak i komentarze dostępne na stronie: http://www.national-geographic.pl/foto/fotografia/kobieta-zplemienia-padaung, 23.11.2012.

4-/


PkpWddW Ehp[ė" 0DOLQRZVNL Z 5ŧyıW\P 3URVWRNöFLHµ

Można wyjść z założenia, że tego typu powierzchowność, uproszczenie, ślizganie się po powierzchni, skupianie na przejaskrawionych różnicach etc., jest niegroźne, bo dotyczy jedynie mediów w rodzaju prasy i telewizji, a nie literatury46. Pominę tutaj osobne gatunki, jakimi są przewodniki turystyczne oraz albumy z fotografiami, ponieważ mają one trochę inne przeznaczenie, a skupię się na książkach beletrystycznych, w barwny i zajmujący sposób opisujących podróże zmyślone, ale nierzadko i te, które wydarzyły się naprawdę. Nie twierdzę oczywiście, że poniższe problemy dotyczą całości literatury. Można jednak zaobserwować wyraźne trendy i tendencje nawet kartkując książki w księgarniach, albo czytając tylko i wyłącznie streszczenia i opisy zamieszczone na tylnych okładkach. Wciąż obecna moda na pozycje podróżnicze zaowocowała kilkoma znakomitymi pozycjami, ale i serią czytadeł, które można określić sloganami w rodzaju: „Mój miesiąc Tam”, „Jak pojechałem do Tamtych i coś się ze mną stało” oraz „Jak osiedliłem się Tam”. Ostatni ze wspomnianych przykładów tytułów odnosi się do książek opisujących człowieka, któremu czegoś brakuje w życiu, a który odnajduje to przypadkiem gdzieś daleko (najczęściej we Francji lub we Włoszech), przez co porzuca dawne życie, remontuje stary dom, zakłada rodzinę i wiedzie sielski żywot w pięknym krajobrazie. W tym nurcie można wskazać chociażby Pod słońcem Toskanii47 czy Codzienność w Toskanii48 (obie pióra Frances Mayes) albo Dobry Rok49 autorstwa Petera Mayle’a. Te książki są chyba najbardziej znane50. Trudno coś dodać do powyższego opisu. Nie można jednak nie zauważyć, że publikacje tego rodzaju wpłynęły na czytelników, zachęcając ich do tłumnego odwiedzania nie tylko słonecznego południa Europy w celu poddania się pięknu krajobrazu i (rzadziej) urokowi mieszkających tam ludzi, którzy w przeciwieństwie do mieszkańców wielkich miast jak Londyn czy Nowy Jork są spokojni, przepełnieni optymizmem, szczęściem i dobrocią okazywaną przyjezdnym – przynajmniej tak wynika z książkowych opisów. Potwierdza się więc przedstawiony przeze mnie na początku artykułu schemat: „gdzieś daleko jest ciekawie, bo jest inaczej niż w domu”. Warto udać się na tydzień do Toskanii, 46 Warto byłoby się zastanowić wedle jakich kryteriów można by dokonywać oceny merytorycznej zawartości czasopism popularnonaukowych, takich jak „National Geographic”. Część z nich, np. „Voyage” poświęcona jest przecież przede wszystkim podróżom i podróżnikom w dzisiejszym świecie, a nie przybliżaniu gronu odbiorców sylwetek i najbardziej znanych prac antropologów. Artykuły dotyczące antropologów i etnografów także pojawiają się jednak w tego typu periodykach, czego przykładem jest wspominany przeze mnie tekst Zuzanny Pol. 47 F. Mayes, Pod słońcem Toskanii, przeł. Z. Kierszys, Prószyński Media, Warszawa 2005. 48 F. Mayes, Codzienność w Toskanii, przeł. A. Barbara Kwiatkowska, Prószyński Media, Warszawa 2010. 49 P. Mayle, Dobry Rok, przeł. H. Pasierska, Prószyński Media, Warszawa 2004. 50 Zarówno przez czytelników, jak i przez widzów, bowiem powieści obojga autorów przeniesiono na duży ekran.

4-0


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

żeby napić się wina, popatrzeć na słoneczne krajobrazy i urokliwe miasteczka oraz oczywiście trzech staruszków siedzących w cieniu na ławce (inaczej wyjazd trudno uznać za udany)51. Po sukcesie Jedz, módl się, kochaj Elizabeth Gilbert52, szczególnie popularny stał się gatunek książek quasi-podróżniczych, a księgarnie zaroiło się od pozycji wiążących podróżowanie po odległych zakątkach ziemskiego globu z wielką przemianą duchową53. Spakowanie walizki i kupno biletu lotniczego, dzięki któremu przeniesiemy się na Koniec Świata, miało stać się remedium na wszelkie troski, bóle i depresje. Większość książek tego rodzaju uczy nas, że niektóre miejsca na Ziemi mają cudowną właściwość wpływania kojąco na znękaną duszę i przez to potrafią uleczyć człowieka z każdego smutku czy depresji, wystarczy tylko te miejsca znaleźć, co będzie jednoznaczne z odnalezieniem siebie. Jest to w gruncie rzeczy interesujący rodzaj książek, które traktują podróż i związane z nim poznanie czegoś nowego jako doświadczenie metafizyczne. Poprzez zetknięcie z innym miejscem (rzadziej z ludźmi lub kulturą) poznajemy samych siebie54, lecz nie zgłębiamy istoty „innego” ani „ducha” jego kultury, jak chciał Malinowski. W zakończeniu Argonautów... badacz przekonywał, że antropologia może być lekarstwem na konflikty globalne, bowiem poprzez naukę o „innych” (a rozumiem przez to określenie poznanie i szczere zrozumienie „innego”) możemy odkrywać samych siebie, jak również zrozumieć mechanizmy świata, który nas otacza i wypracować pokój55 (albo przynajmniej spokojny konsensus). W książkach spod znaku „podróżuj i poznawaj siebie” mamy podobny schemat, jednak z wykluczeniem jakże istotnego elementu, jakim jest poznanie „innego”. W publikacjach tego rodzaju sam fakt podróżowania oznacza „odkrywanie”. Nie musimy zgłębiać „ducha” Włochów, mnichów hinduskich czy mieszkańców Indonezji. Opisy, relacje i powieści quasi-podróżnicze obiecują: wystarczy pojechać w egzotyczne miejsce, a dostąpimy oczyszczenia z trosk tego świata, a czasem nawet metafizycznego objawienia. 51 Warto dodać jako ciekawostkę, że zarówno przyrost literatury tego rodzaju, jak i „tsunami” turystów zalewających miasta i miasteczka opisywane w tego typu książkach, spowodowały narodziny swoistego antynurtu, krytykującego wspomnianą tendencję; tak powstają opisy problemu turystyki w „modnych miejscach” z punktu widzenia rdzennych mieszkańców regionu. Przykładowo: D. Castagno, Za dużo słońca Toskanii. Opowieści o Chianti, przeł. A.P. Zakrzewski, Pascal, Bielsko Biała 2010. 52 E. Gilbert, Jedz, módl się, kochaj, czyli jak pewna kobieta wybrała się do Italii, Indii i Indonezji w poszukiwaniu wszystkiego, przeł. M. Jabłońska-Majchrzak, Rebis, Poznań 2007. 53 Nie twierdzę, że wspomniana pozycja w sposób dosłowny zapoczątkowała rozwój popularności książek łączących podróżowanie z poznaniem duchowym, jednak jej sukces (nie tylko poczytność, ale i ekranizacja w roku 2010) wyraźnie wzmógł popyt na literaturę tego typu i spowodował istny „zalew” literatury o podobnej problematyce. 54 Takie przekonanie bywa wykorzystywane przez nurty New Age. 55 B. Malinowski, Argonauci…, s. 651.

4-1


PkpWddW Ehp[ė" 0DOLQRZVNL Z 5ŧyıW\P 3URVWRNöFLHµ

Dotąd zwróciłam uwagę na książki antropologiczne (a raczej relacje o nich) oraz na książki podróżnicze. Trzecim rodzajem książek, który chciałabym wyróżnić, są publikacje, których treść dałoby się ująć w następującej frazie: „jak przez jakiś czas żyłem/am z dzikimi plemionami”. Można tutaj wymienić np. niedawno wydaną Dobrą krew Magdaleny Skopek. Jak możemy przeczytać na ostatniej stronie okładki: Dobra krew [...] to literacki debiut Magdaleny Skopek – laureatki prestiżowej nagrody KOLOS 2010 w kategorii Podróże przyznanej za wyprawę na syberyjski półwysep Jamał i 60 dni życia z wędrownym narodem Nieńców, koczowniczym ludem trudniącym się polowaniem i hodowlą reniferów. Jako przybyszka, która otrzymała nienieckie imię Mjagnie, przez 2 miesiące żyła i przemieszczała się z rodziną Akatteto. Powoziła zaprzęgiem reniferów, wyprawiała skóry, robiła nici ze ścięgien, jadła surowe mięso i ryby, spała w legowisku w czumie, gotowała, odwiedzała święte miejsca. Jej życie w północnosyberyjskiej tundrze okazało się surową i fascynującą przygodą, z której przywiozła debiutancką książkę i zdjęcia – obrazy zupełnie nieznanego świata i ludzi żyjących w zgodzie z rytmem przyrody56.

Autorka zaznacza, że próbowała opisać życie „tundrowników”57 najdokładniej i najlepiej jak pozwalały na to jej umiejętności. Nie chcę tutaj oceniać tej książki. Mam jednak wrażenie, że tego rodzaju literatura (bowiem Dobra krew nie jest przypadkiem odosobnionym) utwierdza czytelników w przekonaniu, że krótki czas, od tygodnia począwszy, a na pół roku skończywszy, wystarczy, by w sposób dogłębny zrozumieć obcą kulturę. Nawet zakładając, że w dwa miesiące można dobrze poznać jakąś społeczność, pamiętać należy, że zapoznajemy się wówczas tylko z wycinkiem z ich rocznego cyklu życiowego. Poetyka powieści podróżniczych czy zbeletryzowanych relacji z pobytu u obcych plemion rządzi się jednak innymi prawami, niż prace antropologiczne, które powstają po długich i systematycznie przeprowadzonych badaniach terenowych. Należy jednak zauważyć, że wszechobecna skrótowość, tabloidyzacja, mozaikowość znana z mediów zaczyna gnębić także literaturę; w tym kontekście warto zastanowić 56 57

M. Skopek, Dobra krew. W krainie reniferów, bogów i ludzi, PWN, Warszawa 2012. Określenie użyte przez autorkę.

4-2


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

się, w jaki sposób media popularne „zawłaszczają” antropologię. Z jednej strony ukazuje się „innego”, jego kulturę dnia odświętnego i codziennego, a także jego pogląd na świat, jednakże równocześnie często robi się to powierzchownie, bez zagłębiania się w sens pokazywanych widzom lub czytelnikom działań, bez wyjaśnienia: co się robi, jak, dlaczego i w jakim celu. Dzisiejsze podejście mediów do prezentacji obcych kultur można zamknąć w następującej „recepcie”: „Stwórzmy reportaż o dzikich łowcach głów, pokażmy wszystkim, że wcale nie są tacy prymitywni i dajmy im pozwolenie na bycie »dzikusami«, bowiem ich kultura jest wyjątkowa i należy ją chronić. Są inni od nas, ale w tym cały urok! Pozwólmy im być »dzikimi«”. Gorzka to być może refleksja, ale sporą część dzisiejszych programów i artykułów podróżniczych można chyba tak opisać, zmieniając tylko szczegóły. Smutne, bowiem to antropologia w krzywym zwierciadle. Kartkując czasopismo czy oglądając program telewizyjny czasem możemy też zobaczyć, w jaki sposób idee naukowe ulegają banalizacji58. Należałoby się także zastanowić, co się w takim razie stanie z antropologią, kiedy zostanie już „przeżuta” przez media popularne, a także, czy możemy temu jakoś zapobiec lub opóźnić ten proces? A może wręcz przeciwnie – nie należy się w ogóle przejmowa? Cóż takiego dają nam etnografia i antropologia? Wydaje się, że przeciętnemu człowiekowi te dziedziny nauki nie są niezbędne do życia, a mówiąc brutalniej – nawet nie zastanawia się nad ich istnieniem. Korzyści ze studiów prawniczych, medycznych, architektonicznych, językowych, ba!, nawet artystycznych są powszechnie znane. W gruncie rzeczy, nawet kastrowanie kłosów jęczmienia w celu stworzenia nowej krzyżówki genetycznej zboża ma sens. A jakie są zalety studiów antropologicznych? Badacz jedzie, żyje z tymi „dzikimi”, robi jakieś wywiady, pomiary, rysunki i zdjęcia, ale w jakim właściwie celu? No dobrze, potem wraca do domu i pisze książkę, ale czy ma to znaczenie dla przeciętnego Kowalskiego? Czy znajomość struktur, instytucji, obrządków i rytuałów jakiejś kultury z drugiego końca świata jest Nowakowi naprawdę niezbędna do życia? Dlaczego warto zajmować się antropologią i dlaczego powinno się oburzać na zawłaszczanie przez media dyskursu antropologicznego? Zarówno rozrywkowe jak i popularnonaukowe formy często prześlizgują się po powierzchni obyczajów jaskrawo odmiennych od naszych własnych; marketing po ewentualnym wygładzeniu wizerunku, wykorzystuje „dzikiego” do reklamowania batoników59 albo stawia go w opozycji do nas – cywilizowanych Ponieważ moim celem jest polemika z pewnymi współczesnymi tendencjami, pozwalam sobie na pewne uogólnienia. 59 D. Czaja, Reklamowy smak raju: między archetypem a historią, w: Mitologie popularne: szkice z antropologii współczesności, red. D. Czaja, Universitas, Kraków 1994, s. 152. 58

4.3


PkpWddW Ehp[ė" 0DOLQRZVNL Z 5ŧyıW\P 3URVWRNöFLHµ

(„jakie to smutne być dzikim i pić kryształowo czystą wodę, skoro można pić sok owocowy marki X!”60). To wszystko razem może deprymować, więc proszę wybaczyć mi ten gorzki ton. Chociaż z drugiej strony, może nie wszystko jeszcze stracone? Może wystarczy „robić swoje”? Może trzeba, mimo wszystkich tych przeciwności, zdobyć się na ten jeden krok dalej i tak, jak postulował Malinowski, pozwolić tubylcom mówić o sobie i nauczyć się ich słuchać, spokojnie, bez wartościowania, z szacunkiem dla nich samych i ich kultury? Nie wkładać w ich usta formułek, które chcemy usłyszeć, ani nie oceniać po przekłutych uszach czy krążku w wardze. Przecież my w naszych krawatach i szpilkach jesteśmy równie... no właśnie, jacy? Komiczni? Dziwni? A może po prostu – normalni? Zostawmy jednak z boku tę powierzchowność i skupmy się na głębi, na człowieku, który żyje w określonej kulturze. Pozornie może się bardzo od nas różnić, ale tylko poprzez uchwycenie tubylczego punktu widzenia i jego stosunku do świata, tylko poprzez wniknięcie w jego „ducha” jesteśmy w stanie osiągnąć ostateczny cel etnograficznych badań terenowych: zrozumienie natury ludzkiej. Moim zdaniem uświadomienie sobie, że nasze codzienne zachowania, pozornie dane nam przez Naturę lub Boga, są tak naprawdę wypracowane kulturowo tak samo jak, powiedzmy, zwyczaj krępowania stóp małym Chinkom, jest niezwykle istotne. Nieważne, czy uznajemy coś obcego za dziwne, musimy sobie uzmysłowić, że my dla nich jesteśmy równie egzotyczni. Tylko z tą świadomością łatwiej skupimy się na wysłuchaniu drugiej strony. Dlaczego warto to robić wyjaśnił już sam Malinowski. Dlatego niech on sam, własnymi słowami, zakończy te rozważania: Próbując zrozumieć cudzy pogląd na świat – z szacunkiem i pełnym zrozumieniem należnym nawet dzikim – poszerzamy swoje własne spojrzenie na świat. Nigdy nie zdołamy osiągnąć pełniejszych form sokratesowskiej mądrości poznania samych siebie, gdybyśmy nie wyszli poza ciasne ramy zwyczajów, wierzeń i przesądów, w które każdy człowiek wrasta od urodzenia. Wyrobienie nawyków umysłowych, które umożliwią nam takie właśnie ustosunkowanie się do wierzeń i wartości innych ludzi, będzie tu najlepszą lekcją. […] Nauka o Człowieku w swej

60 Przywołuję tutaj kontrowersyjną reklamę soków Tymbark z września 2012 r., w której dzieci w czasie posiłku pytają rodziców, co jedzą i piją „dzicy”. Rodzice odpowiadają, że „dzicy” piją czystą wodę źródlaną, co dzieci kwitują krótkim komentarzem: „Biedni”.

4.!


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

najdoskonalszej i najgłębszej formie powinna sprawiać, że osiągniemy wiedzę, tolerancję i szlachetność oparte na zrozumieniu punktu widzenia innych ludzi. Nauka etnologii – tak często przez swoich najgorętszych zwolenników błędnie rozumiana jako puste uganianie się za osobliwościami, promenady wśród dzikusów w otoczeniu fantastycznych form „barbarzyńskich zwyczajów i okrutnych przesądów” – mogłaby stać się jedną z najgłębiej filozoficznych dyscyplin nauki, poszerzającą horyzonty oraz doskonalącą umysły i serca ludzkie61.

8_Xb_e]hWƚW0 Bauman Z., Ponowoczesne wzory osobowe, „Studia Socjologiczne” 1993, nr 2. Castagno D., Za dużo słońca Toskanii. Opowieści o Chianti, przeł. A.P. Zakrzewski, Pascal, Bielsko Biała 2010. Czaja D., Reklamowy smak raju: między archetypem a historią, w: Mitologie popularne: szkice z antropologii współczesności, red. D. Czaja, Kraków 1994. Gaarder J., Świat Zofii, przeł. I. Zimnicka, Jacek Santorski & CO, Warszawa 1995. Gilbert E., Jedz, módl się, kochaj, czyli jak pewna kobieta wybrała się do Italii, Indii i Indonezji w poszukiwaniu wszystkiego, przeł. M. Jabłońska-Majchrzak, Rebis, Poznań 2007. National Geographic, http://www.national-geographic.pl, 23.11.2012. Jenkins M., Ostatni ludzie z jaskiń, „National Geographic Polska”, luty 2012, nr 2 (149). Koziara A., Posłaniec z boskiego świata, „National Geographic Polska”, 2003, nr 2 (43). Malinowski B., Argonauci Zachodniego Pacyfiku. Relacje o poczynaniach i przygodach krajowców z Nowej Gwinei, przeł. B. Olszewska-Dyoniziak, S. Szynkiewicz, PWN, Warszawa 1981. Malinowski B., Życie seksualne dzikich w północno-zachodniej Melanezji. Miłość, małżeństwo i życie rodzinne u krajowców z Wysp Triobrianda Brytyjskiej Nowej Gwinei, przeł. J. Chałasiński, A. Waligórski, PWN, Warszawa 1980. Mayer F., Codzienność w Toskanii, przeł. A.B. Kwiatkowska, Prószyński Media, Warszawa 2010. Mayer F., Pod słońcem Toskanii, przeł. Z. Kierszys, Prószyński Media, Warszawa 2005. 61

B. Malinowski, Argonauci…, s. 651. 4.4


PkpWddW Ehp[ė" 0DOLQRZVNL Z 5ŧyıW\P 3URVWRNöFLHµ

Mayle P., Dobry Rok, przeł. H. Pasierska, Prószyński Media, Warszawa 2004. Pol Z., Życie seksualne dzikich – Bronisław Malinowski, „National Geographic Polska”, 2010, nr 6 (129). Skopek M., Dobra krew. W krainie reniferów, bogów i ludzi, PWN, Warszawa 2012. Włodek L., Wakacyjne zbawianie świata, „Gazeta Wyborcza”, 3.07.2011.

G&%6@>5>6C'6; Malinowski w „Żółtym Prostokącie”, czyli po co nam antropologia? Artykuł ogniskuje się wokół zagadnień badań antropologicznych Bronisława Malinowskiego i ogólnego celu antropologii jako nauki, zestawiając je z problemem upraszczania idei antropologicznych przez media popularne oraz ich głównych odbiorców (widzów i czytelników). W pracy omawiany jest problem turystyki pod kątem głównych powodów, dla których ludzie podróżują w miejsca nieznane, a także kryzys w mediach popularnych (programach turystycznych, czasopismach popularnonaukowych oraz w literaturze podróżniczej). Współcześnie postulaty Malinowskiego, by zrozumieć inną kulturę, sprowadzane bywają do ekspozycji jaskrawych różnic przy równoczesnym zaprezentowaniu ich w formie stylizowanej na fachowy dyskurs naukowy. Według autorki owo przesunięcie znaczenia powoduje skupienie się przez odbiorców na powierzchownym, tanim orientalizmie i egzotyce. Dzieje się tak, ponieważ wielu współczesnych podróżników i odbiorców mediów realizuje schemat Baumanowskiego „ponowoczesnego turysty”, który w czasie podróży poszukuje z góry określonych, wręcz stereotypowych zjawisk i nie wiąże ich z intensywnym poznaniem nowej kultury oraz jej członków. Zagadnienia te prowadzą do pytania: czy główne cele antropologii są wciąż aktualne?

G())"%-; Malinowski in the “Yellow Rectangle”, or why is anthropology needed? The article is focusing upon anthropological research of Bronislaw Malinowski and the general purpose of anthropology as a science, in comparison to the problem of reducing anthropological theories by the media and their main public (audience and readership). The paper focuses upon the main purposes behind travelling to the unknown places, and a crisis in the media (travel programs, popular science magazines and travel literature). 4.,


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

Nowadays, Malinowski’s postulate of an in-depth insight into a culture has been brought to the maximal exposition of most vivid differences and simultaneously presenting it stylised on proper scientific discourse. Thus, the author concludes, that this transfer of senses causes the recipients focusing on the shallow, superficial orientalism and expected exotics. It happens, because many nowadays travellers carries out Bauman’s conception of the “postmodernist tourist”, who seeks certain, stereotypical, phenomenon during their journey and does not connect them with an intense experiencing the culture and its members. Those questions lead to an attempt of defining if the main criteria of anthropology are still up-to-date.

Słowa klucze: literatura podróżnicza, turystyka, banalizacja antropologii kulturowej, Bronisław Malinowski Keywords: travel literature, tourism, trivialization of cultural anthropology, Bronislaw Malinowski

4.-


Library of the London School of Economics & Political Science Kategoria Imagelibrary, zdjęcie 721 (fragment)


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

7DPDNQJ?

Marta Rakoczy, Słowo – działanie – kontekst. O etnograficznej koncepcji języka Bronisława Malinowskiego, Wydawnictwo Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2012, ss. 267

D)','"*A'65>$%9$4@9"

Doktorantka w Zakładzie Teorii i Historii Kultury UŚ. Zainteresowania: cyberkultura, przejawy religijności w kulturze popularnej. 4./


D)','"*A'65>$%9$4@9"

C_îZpo cede]hWƚÚ Wƃ5

„Kwestie języka są […] najważniejszym i głównym przedmiotem wszystkich nauk humanistycznych” – pisał Bronisław Malinowski w artykule Problem znaczenia w językach pierwotnych1. Stwierdzenie to można śmiało uznać za swoiste hasło przewodnie pracy Marty Rakoczy o wiele mówiącym tytule Słowo– działanie – kontekst. O etnograficznej koncepcji języka Bronisława Malinowskiego. Czytelnik przekona się jednak, że choć tytuł ów sugeruje szeroki obszar znaczeniowy, równie dużo wątków poruszonych w książce wymyka się tak zakreślonemu tematowi. Moje uwagi związane z pracą Marty Rakoczy w dużej mierze są sprowokowane tytułem właśnie. 1 B. Malinowski, Problem znaczenia w językach pierwotnych, w: Językoznawstwo Bronisława Malinowskiego, t. 2, Problem znaczenia w językach pierwotnych; Formanty klasyfikujące w języku Kiriwiny, oprac. T. Szczerbowski, Universitas, Kraków 2000, s. 7.

4.0


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

W pewnym miejscu publikacji autorka tak określa swoją rozprawę: celem tej książki jest […] zbadanie obecnej w pismach Malinowskiego koncepcji znaczenia jako użycia i słowa jako działania, osadzenie jej w nowych kontekstach problemowych, a następnie rozpoznanie inspiracji, jakie wnosi ona w dziedzinę współczesnej refleksji nad słowem […]2.

Podkreśla też, że książka nie ma charakteru monograficznego i ta uwaga wydaje się tu kluczowa. Czy jednak zawarta w jednym akapicie deklaracja autorki odnośnie zakresu tematycznego może być uznana za usprawiedliwienie pewnego rozczarowania, jakie czeka czytelnika? Zarówno lektura znacznej części rozprawy, jak i tytuł publikacji, sugerują bowiem, że celem jest przedstawienie twórcy Argonautów zachodniego Pacyfiku i jego metody badawczej przez pryzmat etnograficznej koncepcji języka. W dalszych rozdziałach pracy rozważania biegną jednak ku skomplikowanym relacjom pomiędzy antropologią i językoznawstwem, a dzieło Malinowskiego zdaje się schodzić na dalszy plan (sama autorka przyznaje, że jego postulaty traktuje jako punkt wyjścia dla szerszych rozważań). Słowo – działanie – kontekst to relacja z rzetelnie przeprowadzonych studiów nad dorobkiem Bronisława Malinowskiego, które w pewnym momencie zmierzają w kierunku ogólnej refleksji nad językiem. W ciekawy i, mam wrażenie, wyczerpujący sposób zarysowane zostają naukowe inspiracje Malinowskiego u początków jego kariery naukowej – grunt, z którego z biegiem czasu wyrośnie metoda funkcjonalna. Rakoczy usiłuje dociec jej rodowodu filozoficznego śledząc teorie, z którymi Malinowski miał styczność jeszcze w Krakowie, Lipsku a potem w Londynie; ostatecznie autorka stwierdza, że „nie była [metoda funkcjonalna – przyp. EW] oparta na stabilnym podłożu przyjętej uprzednio teorii poznania, lecz stanowiła raczej efekt destabilizacji epistemologicznej”3. By dojść do takiej konstatacji, dokonuje wnikliwej interpretacji wpływów filozoficznych, zwracając przy tym uwagę na zachodzące tu zmiany (co daje czytelnikowi syntetyczny obraz dojrzewania teoretycznonaukowego badacza). Nie boi się też stawiać znaków zapytania przy tezach powszechnie uznawanych za oczywiste – jak ta na temat pozytywizmu twórcy Argonautów…4, a także dokonuje rewizji 2 M. Rakoczy, Słowo – działanie – kontekst. O etnograficznej koncepcji języka Bronisława Malinowskiego, Wydawnictwo Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2012, s. 23. 3 Tamże, s. 47. 4 W tekście dzieła Rakoczy znajduje tezy prowokujące pytania kwestionujące bezwzględną wiarę w czysto empiryczną

4.1


;c_b_W M_[YpehaemiaW" 0LĉG]\ PRQRJUDÀö D "

dotychczasowych stanowisk interpretacyjnych, by ostatecznie postawić jasno własne konkluzje. Przenosząc uwagę na etnograficzną koncepcję języka, Rakoczy koncentruje rozważania na dziennikach osobistych Bronisława Malinowskiego5. To właśnie w tych tekstach upatruje „kulis formułowania etnograficznej koncepcji języka”. Docenia dzienniki jako źródło wiedzy na temat samoświadomości badacza, trafnie spostrzega, że „[…] pozwalają widzieć w Malinowskim człowieka świadomego zarówno swoich narratorskich zdolności, jak i tkwiących w procesie zapisu możliwości kreacyjnych”6. Dokonuje tym samym celnej diagnozy na temat świadomej automitomanii antropologa, „oscylacji pomiędzy opisem, a stwarzaniem”7. W dziennikach odnajduje Rakoczy także dowody na metodyczną pracę Malinowskiego nad własnym doświadczeniem językowym – widzi w jego zapiskach narzędzie samodyscypliny na poziomie formułowania myśli (a zatem używania języka), a liczne dyrektywy w stosunku do samego siebie są dla niej dowodem na sprawczą moc słów. Jak wiadomo, jednym z podstawowych założeń metody Malinowskiego była konieczność opanowania języka krajowców. Trzeba zwrócić uwagę, że dla badacza – poligloty, któremu nauka, a nawet zrekonstruowanie systemu takiego języka, przychodziły bez większych trudności – spełnienie tego postulatu nie stanowiło dużego problemu. Są to fakty ogólnie znane, choć niewątpliwie słusznie autorka poświęca im w swojej rozprawie wiele miejsca, kładąc akcent szczególnie na problemy związane z komunikacją między badaczem a badanymi i pośredniczącą rolą tłumacza w tej relacji. Moją uwagę zwróciła wnikliwość, z jaką Marta Rakoczy przystępuje do lektury korespondencji Malinowskiego, umiejętnie wskazując w niej nie tylko informacje dane bezpośrednio, ale także pewne niuanse („Pisząc do Riversa – który nie znał żadnego języka badanych przez siebie ludów – musiał być dyplomatyczny”8). Przyznać trzeba, że proces kształtowania przez Malinowskiego etnograficznej koncepcji języka został w książce zrelacjonowany wyczerpująco i, co nie mniej ważne, w sposób przystępny dla czytelnika. Należy jednak zauważyć, że obserwację. Traktuje je co prawda jako „incydentalne intuicje”, ale jednocześnie jako dowód na niedostrzeganą według niej dotychczas niespójność epistemologiczną Malinowskiego. Tamże, s. 43–44. 5 B. Malinowski, Dziennik w ścisłym znaczeniu tego wyrazu, wstęp i oprac. G. Kubica, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2002. 6 M. Rakoczy, Słowo…, s. 76. 7 Tamże. 8 Chodzi o wymianę uwag na temat zatrudniania tłumacza do badań. Malinowski zwolnienie tłumacza usprawiedliwia oszczędnością czasu. Autorka podejrzewa jednak, że w rzeczywistości badacz dyplomatycznie ogranicza inne uwagi na ten temat, by nie urazić adresata. Tamże, s. 82.

4.2


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

nie jest to temat (przynajmniej w tym zakresie) nowatorski9. Pod tym względem na więcej uwagi zasługuje obszerne studium porównawcze podejścia Bronisława Malinowskiego i Ludwiga Wittgensteina – konfrontacja filozofa i „uwikłanego w konkret” antropologa. Autorka wskazuje na analogie w teoretycznym ujęciu języka przez obydwu badaczy: „u obu pojawiła się koncepcja znaczenia jako użycia – zanurzonego w intersubiektywnym świecie ludzkich działań”10. Nie czuję się dość kompetentna, by oceniać merytoryczną wartość tej części książki. Nie jest też, niestety, łatwo w nią wniknąć. Opis problemu jest bardzo gęsty, wymaga od czytelnika dużej koncentracji, co zasadniczo nie powinno być zarzutem przy lekturze publikacji naukowej. Ten fragment tekstu jest jednak znacznie trudniejszy w odbiorze niż pozostałe rozdziały i prawdopodobnie dlatego powoduje wrażenie niespójności książki. Sztucznie, moim zdaniem, zestawiono ze sobą monograficzny opis kształtowania się etnograficznej koncepcji języka autorstwa Malinowskiego, drobiazgową analizę porównawczą myśli Malinowskiego i Wittgensteina (w odróżnieniu od pozostałych, ta część jest bardzo specjalistyczna) oraz przejrzysty, metodyczny wykład stanowiący drugą, zresztą dużo mniej obszerną, część pracy. Rozdziały zawarte w Znaczeniu etnograficznej koncepcji słowa dla badania kultury świadczą o tym, że autorka porzuca tu (ewidentny dla mnie) monograficzny styl wywodu. Jest to de facto przegląd antropologicznych stanowisk i strategii badawczych uwzględniających język, słowo oraz tekst jako pojęcia kluczowe. Interesują ją przede wszystkim semiotyczne ujęcia kultury, ale także propozycje nowsze, jak antropologia słowa. Choć pierwszy z podrozdziałów tej części autorka zatytułowała Malinowski a odwrót od semiotycznych koncepcji kultury, stanowi on w dużej mierze przegląd tych właśnie koncepcji (zaserwowany w przejrzysty, merytorycznie nienaganny sposób). Mimo charakteru sprawozdawczego, nie brak tu także głosów krytyki. Autorka umiejętnie przytacza stanowiska zarówno zwolenników, jak i przeciwników teorii językoznawczych oraz ich zastosowania w badaniach kultury11. W kolejnych podrozdziałach przybliżone zostają koncepcje takich badaczy kultury jak Jurij Łotman i Boris Uspienski, Claude Lévi-Strauss czy Clifford Geertz. Ten swoisty przegląd służyć ma, zdaje się, ostatecznemu stwierdzeniu łączności koncepcji Bronisława Malinowskiego (pojawiających się w pierwszej 9 Por. Językoznawstwo... oraz np. K. Pisarkowa, Językoznawstwo Bronisława Malinowskiego, t. 1, Więzy wspólnego języka, Universitas, Kraków 2000. 10 M. Rakoczy, Słowo…, s. 104. 11 Warto zwrócić uwagę na przytaczaną krytykę autorstwa Ernesta André Gellnera, według którego reorientacja semiotyczna antropologii doprowadzi do postmodernistycznego nihilizmu: „znaczenie jest wszystkim i wszystko jest znaczeniem”. M. Rakoczy, Słowo…, s. 182.

4/3


;c_b_W M_[YpehaemiaW" 0LĉG]\ PRQRJUDÀö D "

połowie XX w.) z późniejszymi propozycjami. Rakoczy wskazuje na antycypacyjny charakter teorii twórcy Argonautów…, prekursorstwo jego założeń na temat funkcji języka w kulturze, ale i funkcji języka w badaniu kultury. Wydaje się jednak, że w kolejnych partiach tekstu postać Malinowskiego odsunięta zostaje na bok, a nazwisko badacza bywa przywoływane już tylko jako pretekst dla przybliżenia innych teorii z tej dziedziny. Oczywiście, nie powinniśmy oczekiwać, że praca Rakoczy poświęcona będzie wyłącznie dorobkowi Malinowskiego, odnoszę jednak wrażenie, że w tej części książki proporcje pomiędzy prezentacją dorobku antropologa, a analizą postulatów badawczych innych teoretyków zostały zbyt mocno zachwiane na rzecz tych drugich. Zdaję sobie sprawę, że takie spostrzeżenie może zostać odebrane jako dość poważny zarzut. Jest ono jednak wywołane lekturą wcześniejszej części rozprawy i pozwala wysnuć wniosek o niespójności książki, która tytułem zapowiada swój monograficzny charakter. Pomimo tych krytycznych uwag, trzeba przyznać, że w swoich rozważaniach autorka daje świadectwo gruntownego rozpoznania tematu i literatury z nim związanej. Szczególnie na uwagę zasługuje przybliżenie ewolucji związku pomiędzy antropologią a lingwistyką, począwszy od koncepcji relatywizmu językowego Franza Boasa, poprzez kognitywistykę kulturową (ze szczególnym uwzględnieniem szkoły etnolingwistycznej Jerzego Bartmińskiego), po postmodernistyczne ujęcia symbolicznej rekonstrukcji tożsamości za pomocą języka. Jakkolwiek jest to przegląd mocno skondensowany, przedstawia temat w sposób łatwy do objęcia i całościowy, stanowiąc tym samym o wartości książki. W mnogości okołojęzykowych wątków, które Marta Rakoczy porusza, zabrakło zagadnienia problematyczności przekładów dzieł Malinowskiego. Oczywiście wiele miejsca poświęca się tu temu, jak sam badacz zmagał się z kwestiami tłumaczeń (szczególnie z języka kiriwina). Warto było jednak (chociażby w przypisie) podjąć temat problemów przekładu jego tekstów z języka angielskiego12 – kłopotliwość tej operacji została zaznaczona przez Malinowskiego już w pierwszym przypisie Problemu znaczenia w językach pierwotnych13. Kwestia wydaje się językoznawczo ciekawa i może stanowić swoiste wyzwanie dla tłumaczy, szczególnie zważywszy na wymienne używanie przez autora Argonautów zachodniego Pacyfiku języka polskiego i angielskiego (co widać zwłaszcza w zapiskach dzienników).

12 13

Należy pamiętać, że sam Malinowski nie dokonywał tłumaczeń swoich tekstów. B. Malinowski, Problem..., s. 7.

4/!


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

Słowo – działanie – kontekst to rzetelne, choć miejscami skondensowane opracowanie obecności zagadnień językoznawczych w myśli antropologicznej. Opracowanie pokazujące dużą kompetencję autorki w temacie, po którym się porusza. Wskazane przeze mnie zarzuty wobec książki należy natomiast najprawdopodobniej złożyć na karb konieczności dostosowania obszernej pracy badawczej do wymogów publikacji książkowej.

8_Xb_e]hWƚW0 Malinowski B., Dziennik w ścisłym znaczeniu tego wyrazu, wstęp i oprac. G. Kubica, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2002. Malinowski B., Problem znaczenia w językach pierwotnych, w: Językoznawstwo Bronisława Malinowskiego, t. 2, Problem znaczenia w językach pierwotnych; Formanty klasyfikujące w języku Kiriwiny, oprac. T. Szczerbowski, Universitas, Kraków 2000. Pisarkowa K., Językoznawstwo Bronisława Malinowskiego, t. 1, Więzy wspólnego języka, Universitas, Kraków 2000. Rakoczy M., Słowo – działanie – kontekst. O etnograficznej koncepcji języka Bronisława Malinowskiego, Wydawnictwo Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2012.

G&%6@>5>6C'6; Między monografią a…? W swojej recenzji książki Marty Rakoczy Słowo – działanie – kontekst. O etnograficznej koncepcji języka Bronisława Malinowskiego, autorka usiłuje pośrednio znaleźć odpowiedź na pytanie, jakie miejsce zajmuje ta pozycja wśród literatury poświęconej osobie i dziełu Bronisława Malinowskiego. Przedstawiona zostaje strategia badawczo-pisarska widoczna w publikacji: prezentacja etnograficznej koncepcji języka polskiego antropologa na tle innych, zarówno jemu współczesnych, jak i późniejszych, teorii.

4/4


;c_b_W M_[YpehaemiaW" 0LĉG]\ PRQRJUDÀö D "

G())"%-; Between monograph and...? In her review of Marta Rakoczy’s book, Słowo – działanie – kontekst. O etnograficznej koncepcji języka u Bronisława Malinowskiego, the author attempts to indirectly point on its placement on the circle of works concerning the life and work of Bronislaw Malinowski. A research-writing strategy of the publication is introduced: the ethnographic concept of the language by the Polish anthropologist is presented and compared to other theories, his contemporaries as well as the latter ones.

Słowa klucze: koncepcje języka, znaczenie jako użycie, Bronisław Malinowski Keywords: conceptions of language, meaning and use, Bronislaw Malinowski

4/,


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

7DPDNQJ?

Historia pewnego małżeństwa. Listy Bronisława Malinowskiego i Elsie Masson, red. Helena Wayne, przeł. Anna Zielińska-Elliott, Warszawskie Muza SA, Warszawa 2012, ss. 574

AWc_bW =îi_aemiaW

Doktorantka w Zakładzie Teorii i Historii Kultury UŚ. Obecnie w ramach pracy doktorskiej zajmuje się badaniem historii polskiego ezoteryzmu. Zainteresowania: historia kultury, antropologia kultury, historia ezoteryzmu, antropologia literatury. 4/-


AWc_bW =îi_aemiaW

>_ijeh_W f[md[]e cWėŐ[ęijmW

Historia pewnego małżeństwa to lektura odbiegająca swą tematyką oraz formą od gromadzonych i wydawanych dotychczas materiałów na temat Bronisława Malinowskiego. Antropolog nie stanowi centrum opowieści przedstawionej w powyższej pozycji – nie stanowi go samotnie. Tom jest bowiem zbiorem korespondencji pomiędzy Malinowskim a Elsie Masson. Listy obejmują okres zarówno ich małżeństwa, jak i narzeczeństwa. Lektura Historii… pozwala nam na fascynującą, symultaniczną podróż poprzez świat otaczający małżonków, opisywany z bardzo osobistego punktu widzenia. Zauważmy, że istotą tej korespondencji było opowiadanie o tym, co wydawało się ważne każdemu z nich. Grażyna Kubica stwierdza w przedmowie: „W istocie lepiej oddają one [listy – przyp. KG] codzienność badań niż dziennik, jako że były pisane dla adresatki, której miały przybliżyć lokalny kontekst, przemyślenia i wątpliwości”1. Pragnę zwrócić uwagę na to, że listy Malinowskich stanowią żywy kontekst również dla Dziennika… i Dzieł antropologa. Bezcenny pod względem biograficznym, ale również pod względem odtworzenia pewnych subiektywnych wrażeń, przeżyć dnia codziennego, które przekazują sobie Masson i Malinowski 1 G. Kubica, Historia pewnego małżeństwa z antropologią w tle, w: Historia pewnego małżeństwa. Listy Bronisława Malinowskiego i Elsie Masson, red. H. Wayne, przeł. A. Zielińska-Elliott, Warszawskie Muza SA, Warszawa 2012, s. 8.

4/.


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

w chwilach rozłąki. Tłem listów jest przede wszystkim związek Elsie i Bronia. Staje się on pryzmatem, przez który ukazywane są prawie wszystkie informacje. Zauważmy, że dotyczy to nie tylko badań terenowych, które stanowią, wraz z karierą naukową Malinowskiego, mocny akcent Historii pewnego małżeństwa, ale całej, nazwijmy ją, wizji świata, którą nadawcy listów pragną przekazać odbiorcom. Listy zawierają nie tylko opisy tych elementów otaczającej ich rzeczywistości, które zostały uznane za godne uwagi, ale także, a być może przede wszystkim, strumień przemyśleń na ich temat. W istocie – są one w zamierzeniu dalekie od obiektywnego opisu – dane miały być celowo przesączane przez selektywną świadomość osoby piszącej. Malinowski niejednokrotnie zwracał uwagę swej przyszłej żonie na jej zbytnią obiektywność; tym, czego chciał, było bowiem swobodne, nieskrępowane oraz głębsze opisywanie przez Elsie problemów otaczającej ją rzeczywistości: Piszesz konkretnie i wyczerpująco o swojej gospodyni, środkach transportu i trudnościach pana Khunera we wrogim kraju. Ja zaś chciałbym wiedzieć, jak czujesz się fizycznie i psychicznie. To nie jest kpina – ja po prostu uważam, że oboje jesteśmy ciągle nieco sztywni i skrępowani w naszych listownych rozmowach2.

W późniejszych listach język używany przez Malinowskiego i Masson staje się zdecydowanie mniej oficjalny. 24 października 1917 r. Bronisław pisze: Elsie Najdroższa! Statek jest strasznie dziadowski pod każdym względem: jedzenie jeszcze gorsze (jak przypuszczam) niż to, którym Jane karmi swoje niewolnice3, koje tak małe i niewygodne, że nawet ja nie mogę spać, bardzo krótki pokładnik, tak że statek buja, chociaż morze jest całkiem spokojne4.

Warto zatrzymać się na chwilę i pochylić nie tylko nad formą nadaną listom przez ich autorów, ale również kompozycją tomu. Korespondencja państwa Malinowskich stanowiła ważny element ich wspólnego życia. Podróże Malinowskiego – antropologa i wykładowcy – trwały często długie miesiące, parę tę dzieliły więc niejednokrotnie olbrzymie dystanse. Pierwsza wymiana ich Historia…, s. 50. Przełożona w szpitalu, w którym pracowała Elsie Masson, por. tamże, s. 73. 4 Tamże, s. 68. 2

3

4//


AWc_bW =îi_aemiaW" +LVWRULD SHZQHJR PDıŨHijVWZD

myśli pochodzi z czasów sprzed (rok 1916) i z ostatniej wyprawy Malinowskiego do Nowej Gwinei oraz długiego pobytu na Wyspach Trobrianda na przełomie 1917 i 1918 r. Dość zajmujące jest śledzenie zmian stylu, którym narzeczeni, później małżonkowie, posługują się podczas wieloletniej korespondencji, trwającej aż do śmierci Elsie w roku 1935. Pierwszy list panny Masson miał charakter formalny i zachowywał wszelkie zwroty grzecznościowe. Elsie pisała do „Szanownego Doktora Malinowskiego”5. W późniejszym okresie forma ta wielokrotnie ulegała zmianom. Malinowski funkcjonował jako „Bronio”, co jest, być może, dla czytelnika przyzwyczajonego do myślenia o Wielkim Antropologu największym problemem do przezwyciężenia podczas lektury. Wydaje się jednak, że zachowanie właśnie tej formy wzmacnia poczucie intymności treści prezentowanych listów6. Pozwolę sobie zatem na używanie tego zwrotu również w niniejszym omówieniu. Formuły takie jak: „Broniu kochany!”, „Elsie najdroższa!”, „Moje kochanie!” towarzyszą nam ciągle. Warto jednak zauważyć, że nie są one rażące. Listy rozpoczynają się od bardziej formalnej opowieści o spotkaniach Elsie i Bronia, przez co możemy prześledzić nie tylko rozkwit uczuć pomiędzy przyszłymi małżonkami, ale w pewnym stopniu oswoić się z rosnącą intymnością publikacji. Kilka serii listów nie zachowało się, nie odnajdziemy ich zatem w prezentowanej w tomie korespondencji Malinowskich. Przeprowadzona została również selekcja treści, nie tylko na poziomie wyboru Heleny Wayne, ale również polskiego wydania, które zostało miejscami, co dość istotne, poszerzone o informacje usunięte w wydaniu angielskim7. Nieocenione okazują się występujące pomiędzy listami, wielokrotnie bardzo obszerne, komentarze Bronia i Elsie. Informują o tym kiedy i w jakich okolicznościach list dotarł, przekazują informacje dotyczące tego, co wydarzyło się w międzyczasie, co w tekście zostało usunięte lub poszerzone. Jako czytelnicy musimy pamiętać o swoistej niepełności prezentowanego nam zbioru, a raczej o tym, że drobiazgowa selekcja danych nadała całości zwarty układ. Oznacza to w tym przypadku chronologiczny porządek prezentowanych listów, a także podział na części – pierwszą, kończącą się w momencie zawarcia ślubu przez Malinowskich, oraz drugą, obejmującą „europejski” Tamże, s. 32. Należy w tym miejscu przypomnieć, że korespondencja ta była pisana w języku angielskim. Zdrobnienia i wtrącenia w języku polskim były więc efektem przyswajania niektórych specyficznych form przez Elsie. Użycie zdrobnienia „Bronio”, szczególnie w początkowej fazie znajomości, nie było z pewnością dla Elsie, jako Australijki i osoby anglojęzycznej, oczywiste. Należy również po raz kolejny zaznaczyć, że listy nie obejmują tylko czasu małżeństwa, ale również narzeczeństwo. Zdrobnienie „Bronio”, wykształciło się zaś właśnie wtedy. 7 Tamże, s. 14. 5

6

4/0


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

okres ich życia. Rzeczywistość prezentowana w korespondencji jest zamknięta. Komentarze wydawnicze uzupełniają linearną historię prezentowaną przez listy, są bowiem oczywiście okresy, w których Malinowscy przebywali razem, a zatem listowny dialog ustawał, a także okresy, z których nie zachowały się żadne świadectwa. W tomie możemy odnaleźć również kilka listów skierowanych do osób trzecich, jak ten adresowany do Hede Khuner z maja 1920 r., otwierający część drugą tomu. Zamieszczono również korespondencję do Malinowskich (m.in. list ciotki Malinowskiego, listy Mim Pollack i Audrey Richards umieszczone na końcu tomu). Narracja Historii pewnego małżeństwa nie jest zatem budowana jedynie w oparciu o relacje między małżonkami. Sprawia to, że niniejszy tom przedstawia rekonstrukcję ich związku w szerszym kontekście społecznym: Dostałam długi list od Marnie. Kilka jej uwag może Cię zainteresować. Zaczęła pisać na temat Kiereńskiego, którego nazywa „idealnym mężem stanu”, i dalej spytała: „Nawiasem mówiąc, co Dr Malinowski obecnie myśli o Rosji? Czy jego wstręt częściowo zniknął wraz ze zniknięciem Romanowów?”8.

Listy stają się czasami zbiorem informacji na temat osób trzecich, a nawet zawierają fragmenty ich wypowiedzi. Ponadto Elsie często pełniła funkcję pośredniczki i komentatorki, m.in. podczas pobytu Malinowskiego na Trobriandach, przekazując listy przeznaczone dla Seligmana9 ich adresatowi: Twój list do Seligmana – słusznie postąpiłeś, opisując mu wszystko dokładnie, on to doceni i być może zrobi coś w związku z Gilbertem [Murrayem]10.

Bronio natomiast, w okresie późniejszym, nierzadko przekazywał Elsie listy od dzieci. Bywały one krótkie, czysto informacyjne, czasem zawierały jedynie niewielkie komentarze. Zdarzały się też dłuższe, pisane z reguły partiami, obejmujące kilka dni z życia korespondentów. Bardzo ciekawym wątkiem jest pisanie listów-pamiętników i dziennika. List-pamiętnik otwiera zresztą cały tom, przybliżając czytelnikowi początkowy Tamże, s. 83. Charles Gabriel Seligman był brytyjskim etnografem. Malinowski wielokrotnie powoływał się na jego badania w swoich pracach dotyczących Nowej Gwinei. 10 Tamże, s. 78. 8

9

4/1


AWc_bW =îi_aemiaW" +LVWRULD SHZQHJR PDıŨHijVWZD

okres znajomości Elsie i Bronia. Dostarcza on dość wyczerpujących informacji o pierwszych wrażeniach panny Masson po spotkaniu „doktora Malinowskiego”: Wydaje mi się, że musiał być kwiecień albo maj, kiedy poznałam Cię na kolacji u Chanonry. Zobaczyłam wysokiego mężczyznę, miał duże okulary, kwadratową, rudawą brodę i nieprzenikniony wyraz twarzy. Mógł mieć trzydzieści lat, ale mógł i czterdzieści. Pomyślałam, że wyglądasz „bardzo cudzoziemsko” i miałam wrażenie, że mężczyzn w Twoim typie widywałam na kontynencie w miękkich czarnych kapeluszach, z dużymi parasolami i zwojami rękopisów lub nut pod pachą. Widzisz, zmyliła mnie ta broda11.

Tekst listu-pamiętnika jest przeplatany tego typu informacjami, które dostarczają nam wiedzy na temat nie tylko wyglądu Malinowskiego, ale również sposobu jego zachowania. Elsie podkreśla w swoich wspomnieniach, że charakter Bronisława odkrywała powoli. W początkowej fazie znajomości uważała go za poważnego intelektualistę, […] bardzo dobrze wychowanego i prostolinijnego, który odzywa się tylko, gdy ma coś do powiedzenia i uważa, że warto to powiedzieć! Nie podejrzewałam, że masz poczucie humoru, żywy charakter, a już na pewno nie to, że jesteś sentymentalny i romantyczny12!

Na podstawie samej tylko korespondencji możemy próbować odtworzyć psychologiczne portrety obojga małżonków, jednakże najwięcej przydatnego do tego materiału znajdziemy w pamiętniku. Otoczenie Melbourne oraz opowieści o trwającej gdzieś daleko wojnie stają się tylko tłem dla snucia wspomnień o rozwoju uczuć pomiędzy Malinowskim i Masson. Miejsca, w których znajdują się narzeczeni, później małżonkowie, przesycają ich listy lokalnym zabarwieniem, ale również zbliżają do ogólnoświatowych wydarzeń. Wielość kontekstów obecnych w listach stawia czytelnika przed wyborem dotyczącym interpretacji przedstawionego mu materiału. Z pewnością 11 12

Tamże, s. 31. Tamże.

4/2


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

wzajemne uczucia (ale także pewien ideał, czy idea uczuć małżeńskich) stanowią swoisty pryzmat, przez który odczytywane są pozostałe opisy. Jednakże sam wybór punktu widzenia, z którego spróbujemy odczytać całość korespondencji wydaje się dość problematyczny. Oczywiście opisy badań terenowych sugerują jedną z możliwych perspektyw interpretacyjnych. Trzecia, ostatnia podróż Malinowskiego na Trobriandy jest opisana w wielu listach w sposób wyjątkowo wyczerpujący. Antropolog wyruszył 23 października 1917 r. i na ten dzień jest datowany jego ostatni list z Sydney. Wraca Malinowski również w październiku, roku 1918. Ponieważ do tego czasu Bronisław i Elsie postanowili już, że się pobiorą, możemy odczytywać ich korespondencję na kilku płaszczyznach. Uczucia i wzajemne niepokoje narzeczonych stanowią jej centrum. Opisy podejmowanych przez Malinowskiego badań są kolejnym poziomem. Towarzyszą im w sposób oczywisty opisy miejsc i podróży odbywanych przez antropologa podczas pracy w terenie. Ciekawego kontekstu dostarcza opis białych osadników znajdujących się na badanym przez niego obszarze. Bronio cały czas sugerował swojej wybrance pisanie dziennika: Elsie, Skarbie, proponuję, żebyśmy pisali dla siebie nawzajem zwięzłe dzienniki o naszych poczynaniach, więc opiszę Ci w kolejności kilka dni od mego wyjazdu z Sydney13.

W tym kontekście bardzo interesujące są próby zestawienia ze sobą odpowiednich fragmentów Dziennika w ścisłym znaczeniu tego wyrazu i treści listów pisanych do Elsie, wzajemnie się bowiem uzupełniają. Dziennik… stanowi swoisty i jedyny w swoim rodzaju kontekst dla listów (a listy jednocześnie stanowią kontekst dla Dziennika…), Malinowski bowiem niemal codziennie przeplata zapiski dotyczące badań rozmyślaniami o „E.R.M.”, ujawniając swój stosunek do niej, swoje pragnienia i odczucia związane ze wspomnieniami, ale i pokusami doświadczanymi w miejscu, w którym przebywa. Cykl odpływów i przypływów czułości, które Malinowski opisuje w korespondencji, zyskuje realny kształt w Dzienniku…: „Skupiam się i fala czułości do E.R.M. Myślę, że powinienem jej pisać b[ardzi]ej obiektywne listy[...]”14; „O E.R.M. często myślę, ale bez tego absolutnego oddania się”15. Komentarze na temat Elsie pojawiają się Tamże, s. 88. B. Malinowski, Dziennik w ścisłym znaczeniu tego wyrazu, wstęp i oprac. G. Kubica, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2001, s. 479. 15 Tamże, s. 491. 13

14

403


AWc_bW =îi_aemiaW" +LVWRULD SHZQHJR PDıŨHijVWZD

w Dzienniku… w różnych kontekstach, są jednak niezwykle częste i pozwalają na dopowiedzenie tego, o czym milczą listy. Jednocześnie korespondencja staje się uzupełnieniem lakonicznych zapisków obecnych w dzienniku, Malinowski rozwodzi się bowiem zdecydowanie bardziej nad swoimi przemyśleniami i postępami w zbieraniu materiałów badawczych, a także pewnymi interesującymi szczegółami dotyczącymi wyglądu i życia wiosek, w których przebywa. Odmienny, jednak równie ciekawy, jest okres po przeprowadzce Malinowskich do Europy w 1919 r. Z tego czasu pochodzą wyczerpujące relacje z ówczesnego życia sfer naukowych. Malinowscy piszą o wzajemnym stosunku naukowców do siebie, do swoich osiągnięć, o problemach w pozyskiwaniu sponsorów, posad na uniwersytetach, warunkach bytowania. Szeroko opisywane są kolejne problemy intelektualne i badawcze podejmowane przez Malinowskiego, jak również intelektualna i twórcza działalność jego żony. Wątki te wymagają z pewnością osobnego omówienia i dużo głębszego opracowania historycznego. Na okres ten przypada również moment wykrycia u Elsie nieuleczalnej choroby i proces pogarszania się stanu jej zdrowia, a także inne kłopoty rodzinne. Niezwykle ciekawe są fragmenty dotyczące prowadzenia domu. W istocie, historia małżeństwa stanowi główny i najważniejszy komponent pieczołowicie zbieranej przez lata korespondencji. Listy państwa Malinowskich zachowały w sobie starannie przechowywaną wiedzę nie tylko o ich wzajemnej relacji. Stanowią one bezcenne źródło informacji na temat życia pewnej konkretnej pary, a jednocześnie dają obraz tego, co składało się na realia rodzinne, naukowe, społeczne epoki, w której przyszło Malinowskim żyć. Jest to strumień informacji przelewanych na karty papieru przez dwie wielkie indywidualności. Historia pewnego małżeństwa to niezwykle cenny i intymny materiał uzupełniający dotychczasowe publikacje na temat Bronisława Malinowskiego.

8_Xb_e]hWƚW0 Historia pewnego małżeństwa. Listy Bronisława Malinowskiego i Elsie Masson, red. H. Wayne, przeł. A. Zielińska-Elliott, Warszawskie Muza SA, Warszawa 2012. B. Malinowski, Dziennik w ścisłym znaczeniu tego wyrazu, wstęp i oprac. G. Kubica, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2002. 40!


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

G&%6@>5>6C'6;

Historia pewnego małżeństwa W niniejszym omówieniu autorka przedstawia Historię pewnego małżeństwa, zawierającą zbiór listów Bronisława i Elsie Malinowskich. W artykule wskazano na pewne specyficzne formy wykorzystane w tej korespondencji oraz zwrócono uwagę na ich zakorzenienie m.in. w kontekście badań antropologicznych i kariery naukowej Malinowskiego. Ważny kontekst dla małżeństwa stanowi epoka, w której przyszło im żyć, ale również badania obcych kultur i nieustająca prawie przez całe życie autorów podróż. Małżeństwo, a raczej specyficzny charakter, jaki nadali mu Bronio i Elsie, jest swoistym pryzmatem, przez który oglądamy ich świat.

G())"%-;

The story of a marriage In the following analysis the author presents The story of a marriage, a collection of letters exchanged between Bronislaw and Elsie Malinowski, in order to show a character of their correspondence. In the paper author points out some specific forms used in the aforementioned correspondence and highlights its embedment not only in the context of anthropologic research and scientific career of Malinowski. The age they live in, the press, cities, but also foreign culture research and constant travels during their lives are just as important context. The marriage, or rather specific nature it was given by Bronio and Elsie, is a window that allows us to look into their world.

Słowa klucze: Bronisław Malinowski, Elsie Masson, małżeństwo, korespondencja Keywords: Bronislaw Malinowski, Elsie Masson, marriage, correspondence

404


AWc_bW =簾i_aemiaW" +LVWRULD SHZQHJR PD覺襯H議VWZD

40,


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

7DPDNQJ?

Historia pewnego małżeństwa. Listy Bronisława Malinowskiego i Elsie Masson, red. Helena Wayne, przeł. Anna Zielińska-Elliott, Warszawskie Muza SA, Warszawa 2012, ss. 574

:eXheiėWmW MîŐem_Yp# P_ÈėaemiaW

Dr hab., prof. nadzw. w Zakładzie Teorii i Historii Kultury UŚ. Autorka książek Miłość ludowa. Wzory miłości wieśniaczej w polskiej pieśni ludowej XVIII–XX w. (1991), Moc narrativum. Idee biologii we współczesnym dyskursie humanistycznym (2008), redaktorka książek Infosfera. Memetyczne koncepcje kultury i komunikacji (2009), Humanistyczne konteksty technopolu (2011). Redaktor naczelna czasopisma „Teksty z ulicy” (druk i on-line na www.memetyka.us.edu.pl). Zajmuje się kulturową antropologią ciała oraz teorią kultury i komunikacji kulturowej, inspirowaną neo-biologią. 40-


:eXheiėWmW MîŐem_Yp#P_ÈėaemiaW

+$,6:C6:*%64$,(5:'* d_[ XîZp_[1

Tak zwani „wielcy ludzie” – pisarze, politycy, uczeni, filozofowie, malarze, kompozytorzy, kiedy już trafią na karty encyklopedii i podręczników, czy to szkolnych, czy akademickich, rozpoczynają swój bardzo szczególny żywot – stają się martwi. Niczym deus otiosus spoglądają na czytelników chłodnym wzrokiem oddalonego autorytetu, nieobecnych, zobojętniałych na sprawy ludzkie bogów-założycieli. W odpowiedzi na to nieobecne spojrzenie (ale nie tylko na nie!), niejednokrotnie, zwłaszcza młodsi użytkownicy różnych kompendiów wiedzy, domalowują im wąsy, brody, okulary, pieprzyki, muszki, a czasem rogi i ogony, chcąc niejako przydać im przez to choćby odrobiny życia, wykpić, osłabić, ale zarazem i zbliżyć się, nawiązać kontakt, czyniąc ich partnerami minimalnie choćby przez to uaktualnionego i uczłowieczonego dialogu. Konopnicka z brodą, Mickiewicz z wąsami, Darwin z małpim ogonem, Napoleon z rogami... ileż takich przeobrażonych obliczy znajdujemy na stronach często nawet pilnie strzeżonych przez bibliotekarzy „świętych” dzieł przeszłości, podręcznikach, skryptach i studenckich notatkach. Taka aktywność nauczanych, choć najczęściej ganiona przez różnorakie instancje i ciała pedagogiczne, zdaje się być 1 Pierwsza edycja recenzji w wersji online ukazała się na stronie internetowej www.wolnaksiazka.pl. D. WężowiczZiółkowska, Sam tego chciałeś Grzegorzu Dyndało?, http://wolnaksiazka.pl/?p=1109, 20.11.2012.

40.


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

nieodmienną i – jednak – chyba zdrową reakcją na spotkanie z hieratycznym i martwym, aczkolwiek, rzecz jasna, nie należałoby jej zalecać jako standardu, zwłaszcza wobec dzieł wielkich mistrzów – rzeźb, obrazów, posągów, pomników architektury. Z drugiej jednak strony wiemy skądinąd, że od takiego właśnie aktu – domalowania wąsów Monie Lisie przez Marcela Duchampa rozpoczęła swój wielki pochód Awangarda, zmieniając nie tylko obowiązujące wcześniej kanony estetyczne, ale także budując nową filozofię nadchodzącej epoki. Jaki to wszystko ma związek z recenzowanym tu tomem listów szacownego małżeństwa Elsie Masson i Bronisława Malinowskiego, który właśnie zaoferowało polskiemu rynkowi czytelniczemu warszawskie Wydawnictwo MUZA? Otóż, moim zdaniem (choć niewątpliwie odczucia i rozpoznania czytelnicze bywają różne, ale takie są prawa recepcji) dość ścisły, aczkolwiek również i metaforyczny. Ale po kolei. Bronisław Malinowski, jedna ze stron tej zajmującej korespondencji, zgromadzonej i opracowanej do druku przez najmłodszą córkę małżonków Bronia i Elsie – Helenę Wayne, to postać, którą znają wszyscy antropolodzy, etnolodzy, etnografowie, kulturoznawcy, socjologowie i nawet poloniści, a także ich studenci. Znają, ponieważ Malinowski, jako twórca funkcjonalistycznej teorii kultury i metody funkcjonalnej, a także nowoczesnej metody badań terenowych stanowi jeden z głównych filarów paradygmatu antropologicznego, budowanego konsekwentnie od końca lat 80. XIX w. Znajdziemy go (bo i być tam powinien) w każdym prawie słowniku i podręczniku antropologii (od Alana Barnarda przez Frederika Bartha, Andre Gingricha, Roberta Parkina, Sydel Silverman, po Adama Kupera, Andrzeja Waligórskiego, Wojciecha Bursztę). Poświęcono mu liczne monografie (od tych bardziej lokalnych, np. Andrzeja Palucha, po bardziej światowe – Michaela Younga) i prawie każdy „po Malinowskim” – LéviStrauss, Leach, Kuper, Firth, Geertz, Clifford, Douglas, itd., itd. odnosi się jakoś (w mniejszym lub większym stopniu) do jego koncepcji wymiany, instytucji, magii, rytuału, tabu, religii i – generalnie – wizji społeczeństwa prymitywnego, jego kultury i metod jej badania. W istocie, patrząc z punktu widzenia biografii samego „Bronia” (jak nazywa go w opublikowanych listach żona), ale i z punktu widzenia historii nauki, ten dziwaczny przybysz z „zapyziałej” Galicji, „który pod żadnym pozorem nie mógł stać się kandydatem na męża z powodu narodowości, obecnego położenia i stanu zdrowia”2, u kresu swojej działalności 2 Historia pewnego małżeństwa. Listy Bronisława Malinowskiego i Elsie Masson, red. H. Wayne, przeł. A. Zielińska-Elliott, Warszawskie Muza SA, Warszawa 2012, s. 4.

40/


:eXheiėWmW MîŐem_Yp#P_ÈėaemiaW" .ROHMQHM UHZROXFML

naukowej, po ukazaniu się niemal pełnej monografii Trobriandów, piastowaniu szeregu zaszczytnych posad i tytułów na obu półkulach, wsparciu Fundacji Rockefellera i uzyskaniu profesury na Uniwersytecie Londyńskim, miał prawo doświadczać nieco megalomańskiej satysfakcji, zgrabnie i poetycko ujętej ongiś przez Słowackiego („jam jest posąg człowieka na posągu świata”). Taki obraz siebie starał się hołubić, zarówno w monografiach terenowych, jak własnej biografii. Bronisław Malinowski – wielki brytyjski antropolog społeczny, mistrz, którego dzieło było wzorem dla licznych pokoleń uczonych, spoglądający chłodnym okiem spoza wielkich okularów; wysokie czoło intelektualisty, skupiony wyraz twarzy, nienaganny strój i postawa: „Born 7 April 1884, Kraków, Austro-Hungarian Empire (present-day Poland); died – 16 May 1942, New Haven, Connecticut, United States” – podaje najbardziej wzięta encyklopedia światowej komunikacji – Wiki. Pierwsze, o światowym odzewie załamanie tego hieratycznego wizerunku naukowego autorytetu dokonało się za sprawą upublicznienia w 1967 r. części jego dziennika z terenu: A Diary in the Strict Sense of the Term, którego dokonała Valetta Malinowska (Anna Valetta Hayman-Joyce, druga żona Malinowskiego, poślubiona w kilka lat po śmierci Elsie). Jak pisze polska autorka opracowania i wstępu do tegoż Dziennika… – Grażyna Kubica: „Nie było chyba w dziejach antropologii społecznej książki, która odbiłaby się takim echem, która spowodowałaby tyle emocji i miała tak dalekosiężne skutki. Myślę, że nie jest przesadą twierdzenie, że postmodernistyczna rewolucja w antropologii zaczęła się wraz z publikacją intymnego dziennika jednego z Ojców Założycieli tej dyscypliny”3. Upublicznienie Dziennika w ścisłym znaczeniu tego wyrazu, nie planowanego do druku przez samego autora, przyczyniło się nie tylko do zerwania z fikcją „obiektywnego” opisu naukowego i rewolucji w antropologii. W moim odczuciu i z perspektywy aktualnie wydanej korespondencji z Elsie, było pierwszą – choć może wcale nie zamyśloną – próbą „domalowania wąsów” portretowi Mistrza. I okazało się równie istotne dla nauki, jak domalowanie wąsów Monie Lisie dla sztuki. Kroki poczynione po tym fakcie przez Jamesa Clifforda i Clifforda Geertza można interpretować, zgodnie zresztą z przytoczoną wyżej opinią Grażyny Kubicy, jako czytelną konsekwencję niezwykłej decyzji Valetty (notabene – malarki). Pierwszy z nich napisał bardzo znaczący i ważny dla nowego paradygmatu antropologicznego esej O etnograficznej autokreacji: Conrad 3 G. Kubica, Wstęp, w: B. Malinowski, Dziennik w ścisłym znaczeniu tego wyrazu, wstęp i oprac. G. Kubica, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2002, s. 26.

400


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

i Malinowski (nawiasem mówiąc, biorąc na widelec dwóch najwybitniejszych i światowej sławy Polaków – Josepha Conrada i Bronisława Malinowskiego), drugi Dzieci Malinowskiego, oparty w całości na dzienniku Malinowskiego, który to dziennik nazwał The Double Helix (podwójną helisą) zakulisowego arcydzieła antropologii. Obaj przedstawiciele postmodernistycznej już, refleksyjnej i krytycznej antropologii, której wkładu w rozwój paradygmatu oczywiście nie należy utożsamiać wyłącznie z dekonstrukcją narracji antropologicznej Malinowskiego, przed czym się wzdragam, dzięki temu performance’owi Valetty mieli okazję uzyskania światowej sławy i są dzisiaj równie powszechnie znani i akceptowani, jak teoria antropologiczna samego Bronisława Malinowskiego. Także bardzo krytyczny wobec Malinowskiego Adam Kuper, który zarzucał mu budowanie prorockiego mitu o sobie samym („W każdej ze swych wersji mit Malinowskiego przedstawia klasyczną historię o proroku. Zły początek, potem choroba i przemiana – w następstwie emigracja, podobna trzęsieniu ziemi klęska, i to na skalę wojny światowej, wiodąca ku izolacji w dzikości, powrót z misją, walka uczniów”4) ma dzisiaj ważne miejsce w nauce. Cóż, okazuje się, że dekonstrukcja mitów może być niesłychanie konstruktywna! (Nawiasem mówiąc, najprawdopodobniej jest tylko kwestią czasu, kiedy i na ich portretach ktoś „domaluje wąsy”, ale to nie stanowi głównego przedmiotu tej recenzji). Czy wielki tom korespondencji Malinowskiego z Elsie, wydany pod trafnym i równocześnie zachęcającym tytułem, z małżeństwem w tle, okaże się równie istotny dla kariery uważnych jego odbiorców i przewartościowań w nauce, jak Dziennik w ścisłym znaczeniu tego wyrazu? Czy zaowocuje kolejną rewolucją w antropologii? Sądzę, że raczej już nie, mimo iż niesie cały szereg interesujących informacji o życiu intymnym małżonków, o prywatności celebrities, która stała się przecież aktualnie istną obsesją szerokiej publiczności. Postaci, wyłaniające się spoza tekstów są żywe i pełne emocji, wzajemne postawy ewoluują, plotki o znajomych (a znanych – np. o Bystroniu – etnologu, Nitschu – językoznawcy, Chwistku – malarzu, Frazerze –antropologu, Witkiewiczu – „Chwistek wyraźnie nie lubi teraz Stasia Witkiewicza i mówi o nim źle. W stosunku do mnie Chw. był dość przyjemny”5) są dla wtajemniczonych smakowite, a zawodowa aktywność Malinowskiego i bytowa jego żony (Australia, Włochy, Anglia, Austria, Wyspy Kanaryjskie…) przynosi celne i – czasem niezwykłe – diagnozy ówczesnego świata. To na pewno rarytas dla badaczy międzywojnia, klimatu 4 A. Kuper, Między charyzmą i rutyną: antropologia brytyjska 1922–1982, przeł. K. Kaniowska, Wydawnictwo Łódzkie, Łódź 1987, s. 20. 5 Historia…, s. 355.

401


:eXheiėWmW MîŐem_Yp#P_ÈėaemiaW" .ROHMQHM UHZROXFML

naukowego, obyczajowego i politycznego tamtej epoki. Jednak po Dzienniku… to już chyba tylko pendant do samego Malinowskiego „z wąsami”. Nowej rewolucji nie będzie. Wydaje się natomiast, że słuszną ma intuicję Grażyna Kubica pisząc we wstępie do Historii…: „Listy te mają też dużą wagę dla badaczy zainteresowanych genderowymi relacjami w obrębie dyscypliny. Ujawniają one istotną rolę, jaką Elsie Masson odgrywała w życiu Malinowskiego”6. Pod tym względem – uważam – listom na pewno można dobrze rokować; są naprawdę materiałem pełnym i wspaniałym. Nie tylko dlatego, że „ujawniają” miejsce pierwszej żony „Bronia” w budowaniu się jego osobowości i postaw wobec ludzi; ujawniają w ogóle rolę kobiet w biografii tego uczonego i jego stosunek do „ich” (a przecież również należącego do niego) świata. Dnia 18 listopada 1927 r. „Twój i tylko Twój Bronio” tak pisał na przykład do Elsie: „Moje Jedyne Kochanie! Właśnie przyszedł Twój list z 14. Piszesz o zajęciach całego dnia, »niewiadomoktórym« zastrzyku i dzieciach, i o czytaniu G.B. Shawa. Ciekawy jestem, co się dzieje w Twojej podświadomości? Co jest pożywką Twego życia? Czym się naprawdę interesujesz? […]”7. Tak, niewątpliwie warto przestudiować tę korespondencję z genderowym namysłem, poddać analizie prywatne listy uczonego – mężczyzny, który całe życie poświęcił badaniom „dzikich”, z wszystkimi ich bolączkami, sposobami wychowywania dzieci, magią miłosną, seksem i stłumieniem, a nie widział, co jest „pożywką” życia jego kobiety, choć miał to czarno na białym. Warto przyjrzeć się postawie kobiety wobec tej męskiej autoafirmacji w świecie innych męskich autoafirmacji, owocujących w tamtym czasie tak spektakularnymi efektami, jak kult führera i innych „wielkich ludzi”. Elsie należała do swojej epoki, nie tylko jako pielęgniarka (a jakże!), matka, ale i żona „przy mężu”; ona pewnie nigdy nie ujawniłaby ani prywatnego dziennika swojego Bronia, ani jego listów. Ale czy należała też do niej druga żona Malinowskiego i córka Elsie – Helena? Nie podejrzewam Heleny, że (tak, jak chyba było to w wypadku Valetty) miała nieprzepartą ochotę domalowania wąsów swemu ciągle nieobecnemu, oddalonemu ojcu; może przyświecał jej już inny duch? Może raczej, głęboko przekonana o walorach metody antropologicznej swego wybitnego ojca, który podglądał dla nauki każdy przejaw życia krajowców, upubliczniając w nieznanym im języku wszystkie ich tabu, zapragnęła być tylko wierną uczennicą 6 7

Tamże, s. 8. Tamże, s. 390.

402


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

i naśladowczynią? To by było przecież uczciwe i konsekwentne. A może już w dzieciństwie, wychowywana przez oczytaną, wrażliwą i obdarzoną talentem literackim matkę, polubiła Moliera, a zwłaszcza jego George Dandin ou le Mari confondu? Czytelnicy, jak wiadomo, mają tę przewagę nad autorem, że kiedy on umiera, i zaczyna spozierać na nich z kart encyklopedii odległym, nieobecnym wzrokiem, oni… mogą domalować mu wąsy. W taki, szczególny i asymetryczny sposób, często toczy się dialog. Nie wydaje się, aby zasadnym było przyznawanie racji tylko jednej ze stron. W tym kontekście wspomniane „domalowywanie wąsów”, mam nadzieję, nie jest tylko „zgrabną figurą rozpoczęcia”, ale i wyrazem antropologicznego namysłu nad dokonaniami wielkich i odpowiedziami „mniejszych”. Bo czyż to nie ich odpowiedzi fundują, w finale, całą antropologiczną wiedzę?

8_Xb_e]hWƚW0 Malinowski B., Dziennik w ścisłym znaczeniu tego wyrazu, wstęp i oprac. G. Kubica, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2002. Kuper A., Między charyzmą i rutyną: antropologia brytyjska 1922–1982, przeł. K. Kaniowska, Wydawnictwo Łódzkie, Łódź 1987. Historia pewnego małżeństwa. Listy Bronisława Malinowskiego i Elsie Masson, red. H. Wayne, przeł. A. Zielińska-Elliott, Warszawskie Muza SA, Warszawa 2012.

G&%6@>5>6C'6 Kolejnej rewolucji nie będzie Wydany w 1967 r. A Diary in the Strict Sense of the Term, czyli Dziennik w ścisłym znaczeniu tego wyrazu Bronisława Malinowskiego (wyd. pol. Kraków 2002) przyczynił się do istotnej zmiany w zastanym paradygmacie antropologicznym – w znacznym stopniu powołał do życia antropologię interpretacyjną Jamesa Clifforda i Clifforda Geertza. W 2012 r. na polski rynek wydawniczy trafiło kolejne, nie zamyślone pierwotnie do 413


:eXheiėWmW MîŐem_Yp#P_ÈėaemiaW" .ROHMQHM UHZROXFML

upublicznienia „dzieło” Malinowskiego – jego korespondencja z pierwszą żoną, Elsie Masson. Autorka recenzji omawia tę korespondencję, rozważając, na ile i ona przyczyni się do rewolucji w naukach społecznych. Podkreślając wagę dokumentacyjną edycji, stawia tezę, iż tym razem rewolucji nie będzie, ponieważ hieratyczny wcześniej wizerunek mistrza antropologii już za sprawą Dziennika… uległ rewolucyjnej dekonstrukcji. Równocześnie rozważa w recenzji manifestacyjny charakter działań kobiet Malinowskiego – drugiej żony, Anny Valetty Hayman-Joyce, która zdecydowała o upublicznieniu A Diary in the Strict Sense of the Term oraz Heleny Wayne, która z kolei opracowała i przygotowała do druku listy swych rodziców, Bronia i Elsie. Czy stanowią one wyraz akceptacji wielkiego uczonego i jego praktyk terenowych, czy też – przeciwnie – są sposobem „domalowania mu wąsów”, jak kiedyś uczynił to Duchamp Monie Lisie Leonarda da Vinci, otwierając drogę dla Awangardy? Oczywiście, odpowiedzi na razie znamy, ale recepcję Historii pewnego małżeństwa na pewno należy uważnie śledzić.

G())"%There will be no further revolution Bronislaw Malinowski’s A Diary in the Strict Sense of the Term, published in 1967 or Dziennik w ścisłym znaczeniu tego wyrazu (Polish edition: Kraków 2002) was the cause for an important change in the already existing paradigm – it considerably inspired James Clifford’s and Clifford Geertz’s interpretative anthropology. In 2012, a polish edition of another Malinowski’s “work” has been published – a correspondence with his first wife, Elsie Masson. The author of a review presents the correspondence with a reflection upon if it will cause a revolution in social sciences. While putting an emphasis on the documentary importance of the edition, the author states, that this time, there will be no revolution, because the hieratic portrait of the master of anthropology was already deconstructed in a revolutionary way through A Diary... Simultaneously, the author ponders upon the demonstrative nature of Malinowki’s women actions – Anna Valetta Hayman-Joyce, who decided on making known to the public A Diary in the Strict Sense of the Term, and Helena Wayne, who complied and prepared for printing the letters of her parents, Bronio and Elsie. Are they an expression of acceptance of the great scholar and his field work practices, or, on the contrary, are they a way of painting a moustache, like Duchamps did once to Leonardo da Vinci’s Mona Lisa, and initiated the Avant-garde movement? We do not know the answer to this question, although the reception of the The story of a marriage should be observed closely.

41!


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

Słowa klucze: Bronisław Malinowski, Elsie Masson, listy, rewolucje w antropologii kulturowej Keywords: Bronislaw Malinowski, Elsie Masson, letters, revolutions in cultural anthropology

414


Indeks osób Brożek Mieczysław 175, 183 Brudo Rafael 80 Buchta Kamil 61, 147-148, 156 Buliński Tarzycjusz 122 Burszta Wojciech 276 Bydłoń Antoni 44, 65, 68, 94, 140, 219 Bystroń Jan Stanisław 278

Anderson Lisa 63 Atkinson Paul 63, 139 Bagidou 76, 79 Baldwin Bernard 83 Banasiak Bogdan 64 Barański Janusz 68, 219 Barley Nigel 133-134 Barnard Alan 155-156, 276 Barth Frederik 276 Barthes Roland 126, 153, 209 Bartmiński Jerzy 261 Baschwitz Kurt 223, 230-231 Bastian Adolf 14 Baturo Inez 94 Bauman Zygmunt 237-238, 253-254 Bąkowska Aleksandra 34-35 Bekier Ewa 156 Bellamy Raynor 69-70 Benedict Ruth 211, 243 Benedyktowicz Zbigniew 93, 95, 99, 115 Bentham Jeremy 133 Bernacka Danuta 180 Błoński Jan 153 Błońska Wanda 153 Boas Franz 66, 155, 261 Bogatyriew Piotr 161 Bourdieu Pierre 237 Botkin James W. 177, 179 Brewster David 132 Broniu, zob. Malinowski Bronisław Brozi Krzysztof Jarosław 82, 127129, 136, 158, 168

Carrithers Michael 16 Castagno Dario 248 Cervantes Saavedra Miguel de 223 Chagnon Napoleon 206-207, 209-210 Chałasiński Józef 70, 80 Chmielowski Benedykt 224 Chwistek Leon 278 Clifford James 31, 62-63, 85, 95, 109, 114-115, 123-125, 147-148, 201-202, 205, 211, 260, 276-277 Comte Auguste 158 Conrad Joseph 31, 62, 71, 114-115, 123-124, 277-278 Czaja Dariusz 104-105,122-123, 125, 250-251 Czekanowski Jan 34, 203-204, 209-210 Darwin Karol Robert 275 Dąbrowska Alicja 66 Denzin Norman K. 62-63 Derrida Jacques 64 Derusira, zob. Ginger Digim’Rina Linus S. 98 Dobrowolska Monika 153 Dochnal Wojciech 206 Domańska Ewa 144 Doroszewski Witold 33 41,


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

Douglas Mary 276 Duchamp Marcel 276, 281 Durkheim Émile 155, 158, 160 Dymczyk Sławomir 63, 139 Dziewit Jakub 30 Dżurak Ewa 31, 62, 123,125, 201 Einstein Albert 124 Eliade Mircea 25 Elmandjra Mahdi 177 Elsie, zob. Masson Elsie Rosaline Engelking Anna 122 Eribon Didjer 165 Falski Maciej 153, 156 Faryno Jerzy 164 Fellowes Samuel B. 70 Firth Raymond 62, 97, 139, 155, 276 Flis Andrzej 132 Flis Mariola 40, 66, 132, 158, 161, 239 Fontana Andrea 63 Fornelski Piotr 159 Foucault Michel 155, 171 Frazer James George 151, 154, 278 Freire-Marreco Barbara 40, 113 Freud Sigmund 124 Frey James 63 Frunze Michaił 13 Gaarder Jostein 235-236 Gajusz Waleriusz Flakkus (właśc. Gaius Valerius Flaccus) 153 Gazda Grzegorz 167 Geertz Clifford 31, 53, 61-63,

122-123, 125-144, 147-148, 153, 156, 201-202, 205, 209, 211, 260, 276-277, 280-281 Gellner Ernest André 260 Goerge Mick 71, 77 Gerstmann Stanisław 218 Gilbert Elizabeth 248 Gilmour Matthew 70 Ginger 76, 80 Gingrich Andre 276 Ginzburg Carlo 144 Głowacka-Grajper Małgorzata 160 Gomóła Anna 9, 31, 61, 122, 168 Grajewski Wincenty 168 Graves Robert 153 Griesbach Johann 33 Grimal Pierre 226 Gurvitch Georges 157 Haddon Alfred Cort 67 Hammersley Martyn 63, 139 Hancock Billy 111 Harris Marvin 206 Hayman-Joyce Anna Valetta 44, 277, 279, 281 Hawking Stephen 124 Heidegger Martin 124 Herodot 202 Herskovits Jean Melville 65 Homer 175 Holmes Douglas 62 Horolets Anna 236 Igua 73 Ingarden Roman 144 Iracka Joanna 31, 201 41-


RC869@*$@L#

Jabłońska-Majchrzak Marta 248 Janus Elżbieta 164 Japola Józef 62 Jaworski Eugeniusz 18, 31, 48, 61, 64,122, 124-125 Jenkins Mark 243 Johns Ernest 70

Krzywy Roman 167 Kubica Grażyna, zob. KubicaHeller Grażyna Kubica-Heller Grażyna 8, 41, 46, 61-62, 72, 95, 100, 109, 122, 125, 151-152, 176, 183, 200, 202, 211, 259, 265, 270, 277, 279 Kubik Jan 158 Kuczyński Antoni 203-204 Kuhn Thomas Samuel 127 Kukliński Mariusz 177 Kuper Adam 66, 135-137, 139, 152, 154-155, 276, 278 Kwaśniewski Krzysztof 65 Kwiatkowska Agnieszka Barbara 247 Kwintylian Marek Fabiusz (właśc. Marcus Fabius Quintilianus) 175, 179-180, 183

Kairski Mariusz 122 Kaniowska Katarzyna 137, 152, 278 Kant Immanuel 18, 144 Karman 134 Kasprzyk Leszek 157 Kempny Marian 62, 202 Khuner Hede 266, 268 Kierszys Zofia 247 Kierul Jerzy 222 Kłos Radosław 144 Kocjan Krzysztof 165 Kok Ilja 238 Kołbon Izabela 136 Konopnicka Maria 275 Kopczyńska-Jaworska Bronisława 139 Kordys Jan 156 Kosowska Ewa 9, 31, 42, 61, 64, 77, 86, 114, 122, 124-125, 130, 144 Kościańska Agnieszka 160 Koziara Andrzej 243 Krawczak Ewa 239 Kroeber Alfred Louis 163 Król Marcin 164 Krupa Maciej 31, 114, 201 Krzeczkowski Henryk 153 Krzywicki Ludwik 34-35

Leach Edmund Ronald 276 Leś Barbara 51 Lévi-Strauss Claude 152-157, 159, 163-165, 168, 171, 205-206, 209, 211, 218, 232, 260, 276 Lévy-Bruhl Lucien 136, 153 Lincoln Yvonna 62-63 Linton Ralph 14-15 Lipski Jan Józef 224 Lipska Maria 224 Lizot Jacques 207-210 Lowie Robert 136 Lubaś Marcin 127, 134, 138-139, 143 Luter Marcin (niem. Martin Luther) 224

41.


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

Łanowski Jerzy 226 Łotman Jurij 16, 164, 260

Musinga Juhi, król Ruandy 203-204

Mach Anna 44, 65, 140 Mach Zdzisław 40, 66, 157 Magala Sławomir 103 Malinowska Valetta, zob. HaymanJoyce Anna Valetta Malinowski Bronisław passim Malitza Mircea 177 Marcus George E. 62-63, 68 Marek Fabiusz Kwintylian, zob. Kwintylian Marek Fabiusz Marek, św. 62 Marnie, zob. Masson Marnie Masson Elsie Rosaline 52, 54, 68, 82, 95, 115, 152, 265-272, 276279, 281 Masson Marnie 115, 268 Mauss Marcel 155, 158-159, 163-165 Mayenowa Maria Renata 161, 164 Mayes Frances 247 Mayle Peter 247 McIntyre Cathrine 9 Mead Margaret 86 Melanchton Filip 224 Michajłowna Eugenia 13-14 Miciukiewicz Konrad 62 Mickiewicz Adam 144, 275 Molier (fr. Molière, właśc. Jean Baptiste Poquelin) 280 Morgan Lewis Henry 66 Mościcki Tomasz 94 Mucha Janusz 61 Murray Gilbert 268 Murray Hubert 69

Nahirny Rafał 144 Nawarecki Aleksander 144 Newton Izaak, sir (właśc. Sir Isaac Newton)132 Niklas Dariusz 160 Nitsch Kazimierz 278 Nowicka Ewa 62, 65, 136, 143, 147-148, 160, 202 Nycz Ryszard 62, 201 Okoń Wincenty 180 Olszewska-Dyoniziak Barbara 8, 29, 68, 72, 109, 121, 151-152, 176, 191, 197, 200, 211, 219, 239 Omaga 73 Ong Walter Jackson 62 Orlikowska Helena 218 Orgelbrand Samuel 52 Ossowska Maria 17 Ostrowski Wiktor 167 Pacukiewicz Marek 9, 34, 64 Paluch Andrzej Kazimierz 40, 66, 132, 158, 165, 183, 239, 276 Parkin Robert 276 Pasierska Hanna 247 Payne Harry C. 202 Paz Octavio (właśc. Octavio Paz Lozano) 158-159 Petryk Michał 160 Piatigorski Aleksander (ang. Alexander Piatigorsky, ros. Ⱥɥɟɤɫɚғɧɞɪ Ɇɨɢɫɟғɟɜɢɱ ɉɹɬɢɝɨғɪɫɤɢɣ) 164 41/


RC869@*$@L#

Pidjan 134 Piechaczek Maria M. 130 Pisarek Adam 9, 52, 122 Pisarkowa Krystyna 141, 260 Pitt-Rivers Augustus Henry LaneFox 35-36, 56-57 Pol Zuzanna 246-247 Pollack Mim 268 Pomian Krzysztof 153, 164, 218 Postman Neil 16 Propp Władimir Jakowlewicz (ang. Vladimir Yakovlevich Propp, ros. ȼɥɚɞɢɦɢɪ əɤɨɜɥɟɜɢɱ ɉɪɨɩɩ) 176-177 Praszałowicz Dorota 51 Pucek Zbigniew 136

Severi Carlo 35 Shaw George Bernard 279 Sieczkowski Tomasz 66 Siemek Andrzej 155 Sienkiewicz Henryk 77 Sieroszewski Wacław 66 Sikora Sławomir 31, 62-63, 97, 100, 103, 109, 112, 125, 201-202 Silverman Sydel 276 Skalnik Peter Josef Karel 103 Skopek Magdalena 249 Skowrońska Marta 63 Sligs, zob. Seligman Charles Gabriel Słowacki Juliusz 24, 277 Sokolewicz Zofia 67 Spencer Herbert 35, 157 Sperber Dan 136 Stachnikówna Irena 218 Stallybrass William Swan 152 Staszczak Zofia 65 Staś, zob. Witkiewicz Stanisław Ignacy Stawiszyński Tomasz 132 Steinsberg Aniela 164, 205 Stieglitz Alfred 103 Stock Brian, 62 Stocking George W. 62, 64, 66-67, 86 Stomma Ludwik 226-227 Strand Paul 104 Szacki Jerzy 164 Szafrański Adam A. 136 Szczepański Józef 158 Szczerbowski Tadeusz 68, 141, 257 Szerer Krystyna 206

Radcliffe-Brown Alfred Reginald 65, 155-156, 160-161, 171 Rakoczy Marta 257-263 Ramos Alcida Rita 206-208 Richards Audrey 268 Rivers William Halse 40, 45, 6667, 259 Rockefeller John Davison 277 Rosaldo Renato 134 Rosenblum Naomi 94 Ryle Gilbert 133 Saloni Zygmunt 161 Sapieha Leon 204-205, 209-210 Sapir Edward 211 Saville William 70 Schumaker Lyn 63 Seligman Charles Gabriel 42, 46, 70, 72, 268 Senft Gunter 68 410


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

Szrejter Artur 225 Sztompka Piotr 163 Szyler Ewa T. 133 Szymański Sebastian 155 Szymor Piotr 62, 93 Szynkiewicz Sławoj 8, 29, 68, 72, 109, 121, 151-152, 176, 191, 197, 200, 211, 219, 239

Wax Murray L. 62, 64-65, 67, 7376, 82-83, 85-86 Wiesiołowski Aleksander 176-177 Williams Francis Edgar 80 Wincławski Włodzimierz 61 Witkacy, zob. Witkiewicz Stanisław Ignacy Witkiewicz Stanisław Ignacy 93, 102-104, 106, 115, 278 Wittgenstein Ludwig 260 Włodek Ludwika 236 Wojciechowska Martyna 242-243 Wojtyga-Zagórska Wiesława 177 Wolska Dorota 123, 153 Wright Terence 97, 101-110, 112-114 Wróblewski Andrzej K. 132

Śnieżewski Stanisław 153 Tatarkiewicz Władysław 217 Tedlock Barbara 63, 86 Teofrast z Eresos 183 Tesznar Tomasz 135 Thurston Robert W. 222, 226 Toffler Alvin 19 Tokarska-Bakir Joanna 61, 123, 125-126, 155 Tomicka Joanna 220, 222 Tomicki Ryszard 220, 222 To’uluwa 44, 47, 69, 72, 76, 79 Tylor Edward Burnett 34-36, 5657, 62 Tynecka-Makowska Słowinia 167

Van Gogh Vincent Willem 241 Young Michael W. 31, 37-49, 46, 52, 54, 62-63, 68-72, 74, 77-80, 82-83, 93, 95-106, 108-113, 276 Zabłudowski Tadeusz 223 Zajączkowski Andrzej 154 Zakrzewski Andrzej 248 Zakrzewski Walenty 223 Zielińska-Elliot Anna 52, 68, 95, 152, 265, 276 Zimnicka Iwona 235 Życieńska Ewa 86

Uspienski Boris Andriejewicz (ang. Boris Uspensky, ros. Ȼɨɪɢɫ Ⱥɧɞɪɟɟɜɢɱ ɍɫɩɟғɧɫɤɢɣ) 16, 260 Waligórski Andrzej 8, 29, 68, 70, 72, 80, 109, 121, 151-152, 154155, 161, 165, 176, 197, 200, 211, 219, 276 Wayne Helena 52, 68, 95, 152, 265, 267, 276, 279, 281

Indeks opracowały: Elżbieta Gwóźdź, Małgorzata Kołodziej

411


„Laboratorium Kultury” „Laboratorium Kultury” to czasopismo redagowane przez pracowników, współpracowników i doktorantów związanych z Zakładem Teorii i Historii Kultury Uniwersytetu Śląskiego. Wybierając drogę kontrolowanego eksperymentu, staramy się odnaleźć odpowiednią formułę dla refleksji z pogranicza kulturoznawstwa, antropologii i historii kultury. Chcielibyśmy skupić się na strategii powrotu do miejsc, tekstów i nazwisk kluczowych dla wyznaczenia granic nauk o kulturze i centralnych dla nich pojęć. Rozpoczynamy od ich reinterpretacji i zmierzamy w nieznanym kierunku, jednak ze świadomością, że celem jest dookreślenie kształtu laboratoryjnej perspektywy interpretacyjnej. Kolejne planowane numery: 3 (2014) – Lewis Henry Morgan 4 (2015) – Jan Aleksander Karłowicz 5 (2016) – Marcel Mauss Przestrzeń badawcza Czasopismo stanowi centrum przestrzeni badawczej, która ma ambicje stać się platformą dla debaty i współpracy pomiędzy środowiskiem akademickim a twórcami oddolnych inicjatyw, które utrwalają całościowe myślenie o kulturze. Tworząc zespół składający się z teoretyków i praktyków: kulturoznawców, antropologów, filozofów i historyków kultury, pracowników naukowych, doktorantów i studentów, działaczy III sektora, osób związanych z uczelniami artystycznymi, edukatorów i animatorów kultury, chcemy inicjować zarówno refleksję, jak i szereg działań pozwalających na praktykowanie teorii i teoretyzowanie praktyki. Dlatego w przestrzeni badawczej zawsze jest miejsce na warsztaty, spotkania, wykłady, debaty i wyjazdy terenowe. „Pracownia Kultury” Ważną częścią tworzonej przez nas w sieci przestrzeni jest internetowy nieregularnik „Pracownia Kultury” związany ze środowiskiem studentów i doktorantów kulturoznawstwa na Uniwersytecie Śląskim. Kolejne numery swoją tematyką obejmują rozważania z pogranicza antropologii, teorii, historii i filozofii kultury. 412


!"#$%"&$%'()*+(,&(%-*.*/.0123

„Pracownia Kultury” jest mniej zamknięta w ramach wyznaczonych przez naukowe konwencje niż „Laboratorium Kultury”. Ma być tytułem otwartym zarówno na przemyślane metodologicznie formy, jak i wolne, niezdyscyplinowane impresje. Jej redaktorzy zamierzają wracać do klasyki, ale równie często planują wybiegać w przyszłość. Chcą dowartościowywać rozważania teoretyczne, choć nie wykluczają raportów związanych z konkretnymi wydarzeniami wpływającymi na lokalną i globalną kulturę. „Pracownia Kultury” jest otwarta na teksty naukowe, ale ceni sobie również eseje, prace artystyczne, fotografie i wszelkie inne formy wypowiedzi. Zespół redakcyjny ma dbać o to polifonię głosów, otwierać się na to, co nowe; tworzyć wyłomy w laboratoryjnych ścianach. Strona internetowa: laboratoriumkultury.us.edu.pl Facebook: facebook.com/laboratoriumkultury Mail: laboratoriumkultury@us.edu.pl

423




Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.