2 minute read

BŁOGOSŁAWIEŃSTWO DRAPIEŻNIKÓW

Next Article
PANNA Z CZUBEM

PANNA Z CZUBEM

Andrzej Kruszewicz

Podobno w rajskim Edenie wszelkie istoty, także drapieżne, żyły w zgodzie z innymi i odżywiały się nektarem. Może gdyby Ewa nie sięgnęła po zakazany owoc albo przynajmniej była obeznana z botaniką i umiała rozpoznawać drzewa, nie byłoby nieszczęść spadających na ludzi i zwierzęta?

Advertisement

Takie pytanie zadał mi starszy człowiek, który przysiadł się do mnie na wieży widokowej stojącej przy naszej wschodniej granicy. Wyrwał mnie z zadumy nad tym, co dzieje się za Bugiem i łąkami, gdzie panoszy się zło. Zakładając, że raj istniał, to gdyby nie biblijna Ewa i podstępny wąż, być może nie byłoby na świecie zła, wojen i drapieżników polujących na inne zwierzęta. Wiem jednak, że zarówno raj, jak i fikcyjna kraina szczęścia Shangri-La to tylko symbole, wymyślone, by dać ludziom nadzieję na lepsze życie.

Wiem też, że już pierwotniaki polują na mniejsze od siebie żyjątka, grzyby produkują antybiotyki przeciw bakteriom, a w garści gleby dzieją się procesy wzajemnego zjadania się i zwalczania. Cały proces ewolucji opiera się na konkurencji i wzajemnym zjadaniu się. Gdyby wielka katastrofa nie spowodowała wymarcia dinozaurów i ponad 90 proc. innych zwierząt na Ziemi, nie rozwinęłyby się ssaki, a wśród nich Homo sapiens. Światem wciąż rządziłyby gady.

Ten wywód nie przekonał mojego rozmówcy, gdyż użył argumentu, że roślinożercy poradzą sobie bez drapieżników, a drapieżniki wymrą bez roślinożerców. I tu trafiła kosa na kamień.

Mamuty nie miały naturalnych wrogów, a jednak wymarły. One zjadły żywiący je świat roślin. W ich odchodach była coraz mniejsza różnorodność pyłków roślinnych. Duży roślinożerca potrzebuje dużo pokarmu. Podobne nieszczęścia przytrafiają się słoniom w suchych regionach Afryki. Masowo wymierają i to bez udziału drapieżników. Po prostu zjadają swoją bazę pokarmową do końca, a potem nie mogą znaleźć nowego źródła pokarmu. Sprowadzone do Australii kozy, króliki i wielbłądy trafiły do świata bez drapieżników, gdyż ludzie przetrzebili dingo i wilki workowate, których ostatni osobnik padł w niewoli w latach 30. ubiegłego wieku.

Ale czy drapieżników może być za dużo? Nie, gdyż liczebność drapieżników limituje ich baza pokarmowa. Dla śledzi będzie to plankton, dla dorszy i fok śledzie, dla niedźwiedzi polarnych foki. To pokarmowy łańcuch kolejnych drapieżników. Czy może być za dużo wilków? Jest ich tyle, na ile pozwala liczebność jeleni – ich głównej zdobyczy. A liczebność tych drugich od wielu lat rośnie pomimo presji myśliwych i coraz liczniejszych wilków. Prawdopodobnie wśród jeleni może się pojawić epidemia. Tak stało się w przypadku dzików, których populacja została zdziesiątkowana przez wirus ASF.

Czy pojawi się jakaś choroba zagrażająca jeleniom? Na pewno! Nam pozostało jedynie dywagować, co to będzie. Może choroba niebieskiego języka, która zbliża się do nas z zachodu wraz z roznoszącym ją kuczmanem, gatunkiem komara? Może telazjoza jak u żubrów w Bieszczadach? W Europie już stwierdzono przypadki upadków jeleniowatych z powodu CWD – wyniszczającej choroby jeleniowatych powodowanej przez priony. Załamanie się liczebności jeleni pociągnie za sobą spadek liczebności wilków. Potem zacznie się odbudowywać liczebność jeleni. Troszkę to wizja uproszczona, ale prawdopodobna. Do tego czasu możemy obserwować, co się stanie.

This article is from: