6 minute read
Człowiek jako szkodnik
from Leśny survival
5. ZAGROŻENIA... dla lasu i człowieka
Człowiek jako szkodnik
Advertisement
Nie da się ukryć, że to człowiek jest chyba największym szkodnikiem. Czy można coś z tym zrobić?
Zarówno ludzie prości, jak i filozofowie, zauważają, że nic nie jest wieczne. Od czasu słynnego stwierdzenia panta rei upłynęło już 25 wieków, ale słowa Heraklita z Efezu wciąż zdumiewają swą aktualnością. Opisują one zjawisko dotyczące ludzkości, ale też środowiska, w którym żyjemy. Rzecz w tym, by umieć się do zachodzących zmian przystosować, tak jak czyni to wiele gatunków żyjących w stanie dzikim.
Zaczynam od tej refleksji, człowiek bowiem za wszelką cenę chce zatrzymać świat, który pokochał. Czas płynie, wszystko się zmienia, przychodzi i odchodzi. Z drugiej strony trudno się pogodzić, kiedy takie zmiany są niepotrzebnie, a i bezmyślnie, przyspieszane.
Bo tak, największym zagrożeniem dla przyrody jest człowiek, ze swą przemożną chęcią zmieniania świata i dostosowywania go do własnych potrzeb. Środowisko życia roślin i zwierząt, wypieranych przez cywilizację, wciąż się kurczy. W dużych miastach wytworzyliśmy specyficzne dla siebie otoczenie – urbisferę, poza którą nie potrafimy się odnaleźć. Jednak wielu z nas ciągle dąży do tego, by żyć w naturalnym środowisku. Dlatego wyprowadzamy się na obrzeże miasta, po czym, gdy tylko miasto nas dogoni, uciekamy przed nim jeszcze dalej. Zwróćmy uwagę, że w mieście mamy niski poziom wód, mocno zdegradowane gleby, mniejszą różnorodność gatunków roślin i zwierząt, że zawsze panuje tu podwyższona temperatura, a zieleń występuje w rozproszeniu.
Dawniej raczej nie zajmowano się ochroną przyrody. Kiedyś w ogóle chyba wszystko było inaczej?
Ta czasem odruchowa czy pozbawiona refleksji chęć zawładnięcia całością natury jest przyczyną bardzo negatywnego zjawiska, które naukowcy nazywają antropopresją. Nasz zaborczy pochód ma fatalny wpływ na środowisko przyrodnicze i występujące w nim biocenozy. Zabudowując kolejne cenne przyrodniczo obszary, przyspieszamy erozję gruntu, zwiększamy jego zasolenie, doprowadzamy do skażenia gleb, ich przesuszania czy zabagnienia, np. w wyniku działalności górniczej. Z kolei ogromna ilość agrochemikaliów fatalnie wpływa na stan ekosystemów naturalnych, takich jak lasy, rzeki i jeziora.
U wielu gatunków powoduje to zachowania wcześniej nieobserwowane. Zwierzęta np. oswajają się z widokiem ludzi, wręcz oczekują od nas jedzenia i ochrony. To zjawisko, nazywane synantropizacją, oznacza zmiany w biocenozach, a co za tym idzie – w ekosystemach pod wpływem antropopresji. Coraz więcej gatunków z ekosystemów naturalnych adaptuje się do warunków stworzonych przez człowieka i w zasadzie bez jego pomocy nie jest w stanie przetrwać. Gatunki wrażliwe są wypierane przez te, które występują w otoczeniu człowieka.
LEŚNY WYGA wyjaśnia
Panta rei znaczy po grecku: wszystko płynie. To powiedzenie, przypisywane Heraklitowi z Efezu (540–480 p.n.e.), doskonale pasuje do naszych rozważań: czas mija bezpowrotnie, a wszystkie przemiany w nim zachodzące sprawiają, że rzeczywistość bywa płynna, falująca, nieuchwytna… Warto wiedzieć, że nawet nieznaczne wahania któregoś z parametrów ekologicznych (poziom wód, stężenie tlenu, wilgotność, nasłonecznienie) wywołują prawdziwe rewolucje w świecie przyrody. Nadmiar wilgoci stwarza świetne warunki dla grzybów, natomiast w okresach suchych następuje gwałtowny wzrost liczebności owadów. Poszczególne gatunki różnie reagują na czynniki środowiskowe, albowiem różna jest ich amplituda przetrwania. Są takie, które doskonale czują się w warunkach zimy polarnej, inne wolą afrykańskie upały, a jeszcze inne nabywają w toku ewolucji wielkiej odporności na czynniki zewnętrzne, co czyni je niemal niezniszczalnymi. Trzeba też pamiętać, że w naturze nie istnieje próżnia i jeśli tylko jakiś gatunek ustępuje z danego terenu, to na jego miejsce natychmiast wkracza inny, przejmując jego funkcję, nie zawsze z korzyścią dla trwałości całego ekosystemu.
LEŚNY WYGA sięga w przeszłość
Niegdyś puszcze pokrywały dużą część Polski i były pełne zwierza. W okresie późnego średniowiecza zasiedlono nawet najbardziej bezludne tereny kraju; z czasem las stał się dobrem deficytowym i bardzo pożądanym, głównie jako źródło drewna, a także miejsce wypasu trzody i bydła. Człowiek wkroczył też w najdziksze górskie doliny. Zaludnienie w Bieszczadach, Beskidzie Niskim i na Pogórzu sięgało średnio 150 osób na km2. To musiało rodzić fatalne skutki dla lasu i zwierzyny – doszło do intensywnej eksploatacji. Na początku XIX w. wielkie ilości drewna zużywano w hutach, hamerniach (warsztatach kowalskich), potażarniach (gdzie wyrabiano potaż) ido wypału węgla drzewnego. Ponadto, aby poszerzyć obszar górskich pastwisk, wycinano nawet karłowatą buczynę pod połoninami. W końcu XIX w. lesistość ziem polskich spadła dramatycznie; w Łódzkiem nawet poniżej 10%. Tendencję tę odwrócono dopiero po II wojnie światowej, kiedy to w wyniku wielkiej akcji zalesieniowej nastąpił wzrost lesistości Polski z 20,8% tuż po wojnie do 29,5% obecnie. Wzrosła zwłaszcza powierzchnia lasów liściastych, o bogatszym poszyciu niż bory sosnowe. Skutkiem ostatnich zmian lesistości jest też wzrost liczebności zwierzyny w całym kraju.
Wiele zwierząt przystosowuje się do życia w wielkim mieście. Przykładowo, dzikie kaczki znajdują tu obfitość pożywienia i doskonałe środowisko życia na niezamarzających ciekach wodnych. Sokół wędrowny z upodobaniem poluje na miejskie gołębie. Gnieździ się nawet na Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Tę odmianę synantropizacji ekolodzy określają terminem synurbizacja.
Najciekawszym, a zarazem najbardziej niebezpiecznym zjawiskiem jest ekspansja gatunków inwazyjnych, u których dochodzi do eksplozji populacyjnej. Nie mając naturalnych wrogów w nowym otoczeniu, gatunki te powodują ustępowanie z zajętego terenu rodzimej fauny i flory. Do takich należą norka amerykańska 1 – groźny drapieżnik pustoszący lęgi ptaków i drobnych ssaków, szop pracz 2 czy barszcz Sosnowskiego 3 . Potężny, osiągający prawie 3 m wysokości barszcz (sprowadzony, w celu zastosowania go jako paszę dla bydła) wypiera nasze trawy, powodując trwałe zmiany w ekosystemie. Dodatkowo, w warunkach wysokiej temperatury i wilgotności może dotkliwie poparzyć.
1 2 3
Ksiądz Twardowski narzekał: „Zniknął zupełnie dawny spokój, nawet na leśnych ścieżkach trudno było o samotność. Można powiedzieć, że dawne przysłowie nabrało nowego sensu – im dalej w las, tym więcej samochodów”.
Magdalena Grzebałkowska, Ksiądz Paradoks
Bardzo duże możliwości adaptacyjne mają nasze rodzime drzewa. Zwróćmy uwagę, że w krajobrazie wydm nadmorskich czy śródlądowych występują sosny 4 5 , które „straciwszy grunt pod nogami”, trwają na szczudłach swych korzeni. Wiatr i woda zabrały im glebę, na której wyrosły jako sadzonki. Z czasem musiały się przystosować do nowej sytuacji – wzmocnić korzenie i wgryźć się głębiej w grunt. Wyglądają, jakby kroczyły ku wodzie.
Ciekawe pod tym względem są tzw. buki pastwiskowe, spotykane na terenach górskich, na obrzeżach dawnych wsi, zwłaszcza w Beskidzie Niskim i Bieszczadach. To pamiątka po czasach, gdy las wykorzystywano jako pastwisko. Buczyna w górach dawała bukiew, stanowiącą bardzo cenną paszę, dlatego Bojkowie i Łemkowie okaleczali drzewa, by stymulować ich mocniejsze owocowanie. Drobne, młode gałązki bukowe pozyskiwano na liściarkę, którą po wysuszeniu zadawano bydłu zimą. Buki budujące niskie korony były też pożądane jako osłona dla bydła przed słońcem.
Niewątpliwe jednak zmiany warunków życia szkodzą gatunkom wrażliwym i sprawiają, że niektóre z nich są skrajnie zagrożone; nawet wymierają, jak niegdyś dinozaury, a bliżej naszym czasom – tury.
Obecnie źródłem największego niebezpieczeństwa dla środowiska jest introdukcja obcych gatunków i wypieranie przez nie tych rodzimych, nadmierne polowanie oraz niszczenie siedlisk. Ocenia się, że na świecie mniej więcej co 20 minut ginie bezpowrotnie jeden gatunek. Starajmy się nie przyczyniać do tej smutnej statystyki.
Las jako środowisko charakteryzuje się znaczną stabilnością, ale niestety bywa, że i jego dosięgają zdarzenia, które w naszym ludzkim rozumieniu są prawdziwym kataklizmem. Przykładowo, powódź i stojąca w lesie woda prowadzi do wymoknięcia sporych połaci drzewostanów (np. nad górną Odrą). Z kolei zamieranie
45 4 5
LEŚNY WYGA wyjaśnia
Dąb czerwony 6 7 (Quercus rubra) pochodzi z Ameryki Północnej. Introdukowany do Polski około XIX w. stał się w naszym kraju powszechny i samorzutnie się rozprzestrzenia. Dziwnym trafem, wizerunek jego liści zdobi polskie monety.
drzewostanów świerkowych 8 w Beskidach powoduje ogołocenie górskich zboczy i wywołuje erozję gruntu, a co za tym idzie, ustępowanie wielu gatunków roślin. Te procesy z punktu widzenia ludzi mogą być postrzegane inaczej niż z perspektywy trwania przyrody. Pamiętając, że populacje różnych gatunków są powiązane licznymi współzależnościami, trzeba sobie uświadomić, że w opisanych sytuacjach dochodzi do zerwania więzi budowanych na zasadzie łańcucha pokarmowego lub do zburzenia tzw. piramidy troficznej 8 . W tym pierwszym przypadku niemalże znikają producenci – drzewa i wyższe rośliny. Konsumenci – w tym wypadku zwierzęta leśne – mają więc zaburzony (ograniczony) dostęp do pokarmu, co zmusza je do migracji. Skutkiem tego zubożony zostaje świat organizmów redukujących żywą materię, a to musi się przełożyć na zmniejszenie różnorodności gatunkowej. Jeśli z kolei analizować sytuację przez układ piramidy troficznej, to wydaje się oczywiste, że zmniejszona masa roślinna decyduje o mniejszej liczebności roślinożerców, te zaś z kolei warunkują byt drapieżników, stając się mimowolnym regulatorem ich populacji.
A jednak, jak pokazuje życie, takie kataklizmy mają znaczenie raczej lokalne – nie powodują zakłóceń na wielkich obszarach w skali kontynentu. Przyroda jako całość ma bowiem ogromną siłę przetrwania. Potrzeba jej jedynie czasu na zabliźnianie ran, przy czym dla nas ludzi, zegar ten odmierza czas inaczej. Sadząc las czy widząc
6 7