5 minute read

KRISEK podsumowuje

Next Article
Na pożegnanie

Na pożegnanie

zagrożenia powstrzymują ludzi przed pójściem do lasu. W tym miejscu należy rozwiać kilka związanych z tym mitów. Przede wszystkim pamiętajmy, że kleszcze żyją nie tylko w lesie; znacznie łatwiej spotkać je na łące, nad wodą czy na obrzeżu pól i lasu. Jeśli włożymy czapkę, długie spodnie i koszulę z długim rękawem, większość kleszczy czyhających na nas zsunie się po ubraniu i po prostu spadnie na ziemię; minie sporo czasu, zanim wdrapią się na jakiś krzew czy bylinę, by znów czekać na sposobność ataku. Warto też nosić jasne ubrania – kleszcze są na nich dobrze widoczne i łatwo się ich pozbyć.

Znakomitym przykładem przystosowania do warunków środowiska jest niemal półroczna hibernacja gadów, która umożliwia im przetrwanie. Mało kto wie, że np. wąż Eskulapa w łagodne zimy bywa obserwowany w pasiekach: wślizguje się do ula i układa się nad sklepieniem pszczelich ramek, gdzie przez całą zimę panuje stała temperatura. Mają z tego pożytek również pszczoły, bowiem zapach węża odstrasza niebezpieczne dla nich gryzonie.

Częstą reakcją na pytanie o survival jest wzdrygnięcie się, po którym następuje odpowiedź, że jest to taplanie się w błocie oraz jedzenie obrzydliwości z tego błota (tak zwykle mówią kobiety). Albo dla odmiany, jest to ożywienie się – że chodzi o sport dla twardzieli, że to porządne obrywanie po kościach (tak mówią mężczyźni). Niektórym męskim wypowiedziom towarzyszy najczęściej dyskretny uśmiech, wyrażający dystans w jedną stronę („Ale ja takim wariatem nie jestem”) lub w drugą („Musisz jeszcze wiele przejść man, żebyśmy w ogóle mogli rozmawiać”). Zaraz potem i tak następuje opowieść, że dla prawdziwego mężczyzny najważniejszy jest dobry nóż, a poza tym dobrze mieć quada.

Co jakiś czas słychać w mediach utyskiwanie, że młodzi ludzie wysiadują godzinami przy komputerach, są uzależnieni od Internetu, że uczą się tylko minimum, byle zaliczyć test. Młodzież szuka swego potencjału w dopalaczach; część zasila stadionowe lub nacjonalistyczne ugrupowania burzliwie demonstrujące energię życiową, podczas gdy inni kryją się przed rodzicami, szkołą i rówieśnikami w swoich „salach samobójców”. Wszędzie widzi się kierowców rozmawiających przez telefon podczas jazdy, nawet w trakcie wykonywania skomplikowanych manewrów. Sytuacje kryzysowe wywołują popłoch i oczekiwanie na odpowiednie służby; te jednak aż nazbyt

– Obyś żył w ciekawych czasach! Wolę zginąć, niż zdradzić swego cesarza! – Jak sobie życzysz. W ciągu ułamka sekundy dowódca uświadomił sobie, że Cohen – który zawsze mówił to, co myślał – zakłada podobną postawę u innych. Gdyby miał trochę czasu, mógłby pomyśleć, że celem cywilizacji jest uczynienie przemocy ostatnim branym pod uwagę rozwiązaniem, gdy dla barbarzyńcy jest ona pierwszym, preferowanym, a przede wszystkim najprzyjemniejszym. Ale było już za późno i osunął się na podłogę.

Terry Pratchett, Ciekawe czasy

często po przybyciu na miejsce wykazują brak kompetencji i niemożność decyzyjną.

Płatne reklamy propagują styl życia, który jest dla nas szkodliwy, i bawią się ludzkimi lękami. W efekcie coraz silniej koncentrujemy się na osiągnięciu stanu dobrego samopoczucia i usuwaniu z najbliższego otoczenia rozmaitych zagrożeń, głównie jednak za pomocą... środków dezynfekujących. Przy czym zupełnie gubimy się w tym, co jest prawdziwym zagrożeniem, a co wyimaginowanym. Matka nie puści swego dziecka do lasu, bo tam są pająki i robale, ale nie jest zaniepokojona jego zabawą petardami i śmiganiem na deskorolce między jeżdżącymi samochodami. No i ten nieśmiertelny tekst: „Przeziębi się!” Nie wspomina o tym, że nie ma pojęcia, co pojawia się na monitorze komputera jej dziecka, ani nie dopuści do głowy myśli, że źródłem częstych przeziębień dziecka jest ciągłe trzymanie go w pokoju o temperaturze 24°C (18 stopni? Przecież to zimnica!) i dokładne opatulanie w kolejne warstwy odzieży przed wyjściem do szkoły.

Mam wrażenie, że młodym ludziom nie wskazuje się drogi, którą by „czuli” i którą chcieliby pójść. Być może moje rozumowanie nie jest do końca trafne, ale sądzę, że ludzie dorośli nie potrafią już nadążyć za przemianami rzeczywistości, zadowalają się tym, co dla nich jeszcze jest zrozumiałe i… łatwe do przyjęcia. Młodzi natomiast lubią wyzwania i zmiany, a nie stagnację.

Co może być wspólną, zrozumiałą, a zarazem atrakcyjną płaszczyzną poznawania i doznawania? Natura, Moi Drodzy!

Survival wymaga natury w sobie, natury dookoła i aktywności. Dlatego nie są nim zainteresowani ludzie gnuśni, pozbawieni energii życiowej, chęci działania oraz inicjatywy i pomysłów. Liczący na to, że cywilizacyjne protezy i zaawansowane rozwiązania technologiczne załatwiają wszystko. Survival w dzisiejszych czasach (jak by nie było: sztuka życia i przetrwania) sprawia, że człowiek zaczyna się orientować w rzeczywistości, pojmować uwarunkowania naturalne oraz własne możliwości i ograniczenia. Szuka wiedzy medycznej

Natrafiłem (…) na słowo „neotenia”, oznaczające „pozostawanie młodym”. To coś, co my, ludzie, rozwinęliśmy w cechę sprzyjającą przetrwaniu. Inne zwierzęta, póki są młode, przejawiają zaciekawienie światem, elastyczność reakcji, zdolność do zabawy, jednak tracą to wszystko w miarę dorastania. Nasz gatunek zachował te zdolności. Nasz gatunek przez cały czas wtyka palce w elektryczne gniazdka wszechświata, żeby sprawdzić, co się stanie. To cecha, która albo nas zabije, albo ocali, ale ona właśnie czyni nas ludźmi. Wolę raczej znaleźć się w towarzystwie tych, którzy patrzą na Marsa, niż tych, którzy kontemplują pępek ludzkości – inne światy są lepsze niż paprochy. Terry Pratchett, Niech się staną smoki

i psychologicznej, przyrodniczej, geograficznej i meteorologicznej, poznaje rośliny, techniki życia w naturze, rozumie ludzkie dążenia i sposoby rozwiązywania problemów, potrafi funkcjonować w różnych sytuacjach i układach społecznych. Nabywa zdolności skutecznej improwizacji i wynajdywania w swoim otoczeniu wszystkiego, czego trzeba, by sobie dać radę. Dlatego najczęściej nie czuje się bezradny…

Samo pójście do lasu nie gwarantuje jednak nikomu, że automatycznie stanie się survivalowcem. Nawet jeśli kilka razy zbuduje sobie szałas lub rozpali ognisko bez posłużenia się zapałkami. Bycie survivalowcem oznacza – moim zdaniem – zupełnie coś innego niż głośne wyrażenie takiego przekonania wszem i wobec; coś innego niż ubieranie się w zielenie i chodzenie z nożem u boku i z puszką przetrwania w specjalnej kieszeni. Wiąże się raczej z przyjęciem pewnego sposobu myślenia o swoim własnym życiu i o tym, że toczy się ono w przyrodzie.

Człowiek survivalu doskonale rozumie sprawy ekologii. Nie kojarzy mu się ona z „protestami przeciwko” i wie, że ekologia nie sprowadza się jedynie do „ochrony środowiska”. Myśląc ekologicznie ma świadomość, że jest częścią całego naturalnego świata i jego życie uzależnione jest od innego życia – widocznego i niewidocznego gołym okiem. Profesor Skubała wspomniałby tu mimochodem, że istnieje 7–8-letni cykl, kiedy to wszystkie nasze komórki ciała zostały wymienione z otaczającym nas światem. Czyli – powiedzmy to wyraźnie – świat zawiera w sobie nasze komórki, my zaś pobraliśmy od niego nasze nowe ciało…

Owo myślenie wymaga osiągnięcia dojrzałości w ocenie sytuacji, z uwzględnieniem własnej roli. A ta ma polegać na zdobywaniu wiedzy, rozumieniu procesów zachodzących w naturze i odpowiedzialnym wpływaniu na nie. Nie wystarczy być biernym widzem. Widzowie cieszą się, że byli świadkami wydarzeń, ale nie doświadczają własnego sprawstwa. To zaś jest kluczowe dla naszego gatunku.

This article is from: