lounge | No. 107 | December '18 | Love

Page 1

#

L O V E

LOUNGE #107

|

GRUDZIEŃ ’18 - STYCZEŃ ’19

|

B E Z C E N N Y

ISSN: 1899-1262

|

WWW.LOUNGEMAGAZYN.PL



#LO V E

RALP H FIE N N ES

NA T A L I A SI E B UŁ A

Ł U K A S Z D Y N O W I A K

Znakomity aktor o tym, za co kocha współczesne kino i jak bardzo film Lista Schindlera zmienił jego życie.

Projektantka mody o zakochaniu w modernistycznej architekturze i poszukiwaniu elegancji w świecie streetwearu

Krytyk trunków o tym, jak smakuje miłość do whisky i dlaczego wolno idzie mu pisanie nowej książki.

S T R . 2 2

S T R .

S T R . 1 0 2

5 2

REDAKCJA :

redaktor naczelny

zastępca redaktora naczelnego

dyrektor kreatywny

M A R CI N L EWIC K I marcin@loungemagazyn.pl

RAF A Ł STA NOWSKI rafal.stanowski@loungemagazyn.pl

FILIP Ł YSZ CZ EK filip@loungemagazyn.pl

WSP ÓŁPRA C A :

Kuba Armata, Szymon Bira, Aleksandra Degórska, Antonina Dębogórska, Luiza Dorosz, Adriana Gołębiowska, Anna GórskaMicorek, Harel, Natalia Jeziorek,Katarzyna Kwiecień, Michał Massa Mąsior, Julka Michalczyk, Mikołaj Typa, Anna Sztych, Malwa Wawrzynek, Agnieszka WitońskaPakulska, Agnieszka Żelazko

OKŁAD K A : fot: Ana Zborowska Rysunki powyżej (oprócz tego oczywistej jakości): Anna Ostapowicz

Wydawca: MADMEN Sp. z o. o. Redakcja Lounge Magazyn ul. Lipowa 7, 30-702 Kraków tel. (12) 633 77 33 info@loungemagazyn.p

Drogi Czytelniku, jeśli zdecydujesz się na kontakt z redakcją Lounge, Administratorem Twoich danych będzie wydawca: spółka MADMEN sp. z o.o. z siedzibą w Krakowie przy ul. Lipowej 7, 30-704 Kraków, wpisana do rejestru przedsiębiorców pod numerem KRS 0000567296, posiadająca numer NIP: 6793113681, REGON: 3620577320, z którym możesz skontaktować się pod podanymi wyżej adresami, mailem i numerem telefonu. Twoje dane będą przetwarzane wyłącznie w celu komunikacji, a podstawą prawną będzie prawnie uzasadniony interes Administratora (art. 6 ust. 1 lit. f RODO).

Poglądy zawarte w artykułach i felietonach są osobistymi przekonaniami ich autorów i nie zawsze pokrywają się z przekonaniami redakcji Lounge. Redakcja nie odpowiada za treść reklam i ogłoszeń. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych i zastrzega sobie prawo do skracania i przeredagowywania tekstów. Publikowanie zamieszczonych tekstów i zdjęć bez zgody redakcji jest niezgodne z prawem.

Dane, które nam podasz mogą zostać przekazane jedynie podmiotom, za pośrednictwem których odbywa się komunikacja jak np. Poczta Polska lub podmiotom, które obsługują nasz system informatyczne lub pocztowy, a przechowywać będziemy je tylko na czas korespondencji z Tobą. Przetwarzanie danych osobowych ma charakter dobrowolny, ale jest nam niezbędne do udzielnie Ci odpowiedzi. Masz prawo do żądania dostępu do nich, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia ich przetwarzania, do wniesienia sprzeciwu, przenoszenia ich. Możesz także wnieść skargę do organu nadzorczego.

3


NA LUZIE

O TYM, KTO Z MIŁOŚCI URWAŁ LALCE GŁOWĘ Nic nie niesie ze sobą tak wielkiej siły twórczej, jak miłość, a zwłaszcza, kiedy jest nieszczęśliwa. Jedyną rzeczą o większej mocy sprawczej może być ból po rozstaniu, a jedyną formą rozładowania frustracji - przelanie jej na płótno. Oto geneza wystawy Modern couples. Ekspozycja w londyńskim Barbican Centre, to złożona opowieść o czterdziestu różnych artystycznych parach. O relacjach artysty i jego muzy, o miłości, emocjach, o kobietach i ich roli. Modern Couples zwraca naszą uwagę na wpływ kobiet na obecny kształt sztuki. Polemizuje ze stereotypowym genialnym wizerunkiem artysty - mężczyzny. Przywraca równowagę. A poza tym zdradza niezliczoną ilość burzliwych historii o skomplikowanych relacjach artystycznych. Bogata kolekcja awangardowych dzieł Fridy Kahlo i Gustawa Klimta, setek listów, szkiców, rzeźb i grafik, będzie dostępna dla zwiedzających do 26.01.

TOSTER OD DOLCE I CZAJNIK GABBANA

zdj. materiały prasowe

Duet Dolce & Gabbana, słynący z zamiłowania do bogatych zdobień i intensywnych kolorów oraz Smeg - producent sprzętu AGD tak ślicznego, że mógłby być ozdobą. Takie połączenie mogłoby śmiało walczyć o tytuł najbardziej zaskakującej kolaboracji. A jednak, to zupełnie poważny, całkiem wartościowy projekt. Sicily is my Love, bo taką nazwę nosi owoc współpracy marek, to seria drobnego sprzętu AGD, takiego jak wyciskarki do cytrusów, blendery, czy tostery. Urządzenia zdobne są w motywy związane z Sycylią, stworzone oczywiście przez artystów D&G. Odnajdziemy tam kolory inspirowane krajobrazem, motywy liści akantu, a nawet przedstawienia wulkanu Etna. Tym, co połączyło twórców kolekcji w taki zespół, była wspólne zamiłowanie... do Włoch i ich tradycyjnego, doskonałego jedzenia. Przez żołądek trafiają do serca, a później prosto do kuchni. A wcześniej do naszego portfela, niestety.

4

DWURNIK LUBIŁ BAWIĆ SIĘ ŻYCIEM Różne są rodzaje miłości. Można kochać mamę, brata, czy żonę. Można kochać jeść albo kochać francuskie kino. A można po prostu kochać życie i żyć całym sobą. Taki był Edward Dwurnik. Nieskrępowanie cieszył się życiem, korzystał z tego, co miał mu świat do zaoferowania. Uwielbiał to, co robił, nie sposób zaprzeczyć. Malował codziennie, sumiennie, zachłannie. Całego siebie oddawał swoim pracom, a swoje prace oddawał Polsce. Twórczość Dwurnika jest kroniką czasów współczesnych. A sam artysta mógłby być ich ikoną aktualnej sztuki. Kochał żyć, nie dawał się tłamsić i dlatego zasługuje na pamięć.



I M P R E Z Y I OT WA R C I A fot. mat. organizatora

WERNISAŻ DOMINIKA MORGASIA | BUTIK UNIQUE

6

29 listopada, w znajdującym się w gmachu Teatru Wielkiego w Warszawie butiku „Unique”, odbył sie wernisaż malarstwa obiecującego artysty Dominika Morgasia. Artysta jest absolwentem Wydziału Sztuki Uniwersytetu Techniczno - Humanistycznego, który ukończył z wyróżnieniem. Charakteryzuje go szerokie spektrum działań - obok malarstwa specjalizuje się również w fotografii i filmie. Miłośników sztuki i mody zapraszamy do Unique #placpilsudskiego 9, gdzie do końca roku można zobaczyć i kupic malarstwo Dominika. Organizatorka wydarzenia, Luiza Dorosz z Heels on Wheels ma nadzieję na kolejne równie udane spotkanie w przyszłości. Nie zapomnimy sie tam również pojawić.


włosy: Tomasz Marut, Barabara Książek, Klaudia Matysiak stylizacja: Wojciech Skulski / mua: Barbara Rębiś foto: Łukasz Sokół / modelka: Luiza Osam

Avant Après / ul. Kupa 5, Kraków / tel. 12 357 73 57 www.avantapres.pl


I M P R E Z Y I OT WA R C I A fot. Janusz Kot / Tyrk a & Kot HAIR ST YLISTS

T YRKA&KOT WCHODZI DO GRY! NOWE MIEJSCE N A MA P I E K R A K O WA

8

Oficjalne otwarcie nowego, stylowego salonu fryzjerskiego Tyrka&Kot odbyło się w piątkowy wieczór 23 listopada. Towarzyszyło temu wydarzeniu mnóstwo przyjemności i niespodzianek. Zaproszeni goście mogli podziwiać stylowe, ekskluzywne suknie marki Sherri Hill, stylizacje fryzur stworzone przez stylistów z salonu Tyrka&Kot oraz piękne makijaże wykonane przez Naturalnie USTAlone Alicja Trela-Twarożek. Główną atrakcją umilającą wieczór był koncert Helaine Vis. Każdy uczestnik otrzymał prezenty ufundowane przez gospodarzy oraz jedną z kluczowych marek w branży fryzjerskiej Schwarzkopf Professional. Klimat tego miejsca sprzyja dobremu samopoczuciu, dzięki temu integracja trwała do późnych godzin nocnych w świetnej atmosferze.



PSYCHOLOGIA

ŚWIĘTY MIKOŁAJ DLA DOROSŁYCH, CZYLI BEZPIECZNA NAMIĘTNOŚĆ - Czasem sobie myślę, że byłabym w stanie zrobić ci krzywdę. Taką najgorszą! Tak mnie denerwujesz! - cedzę przez zęby, dysząc jak wściekły pitbull. - Odkryłaś Amerykę! Mało to ja się przez ciebie wycierpiałem? - Prze-pra-szam! Zazwyczaj sam sobie byłeś winny! - Aaaa no to już ustalone. Ty to zawsze nieskazitelna. Dajże mi spokój! - Pfff! Ja ci dam spokój! Chyba się zapominasz! Jeszcze będziesz błagał o ten mój nie-spokój! Rozpuściłam cię i teraz strugasz kozaka! Dlatego i tak z tobą znowu zerwę, nie ma co się gorączkować - uśmiecham się jadowicie. - Zerwiesz? Znowu? Nie będzie żadnego zrywania Dębogórska! - Zobaczymy!

ANTONINA DĘBOGÓRSKA Psycholog, absolwentka psychologii ogólnej UJ. Jest autorką warsztatów i wykładów poświęconych dynamice związków romantycznych. Więcej informacji można znaleźć na fejsbukowej stronie: Inteligencja Erotyczna

10

I gdy tak z moim ukochanym po raz kolejny wypominamy sobie rany zadawane przez pół życia, trochę się z tego śmiejąc, a trochę jednak dalej przyznając się bólu. Wymachując rękami, kręcąc gałkami ocznymi i chodząc za sobą po wszystkich pomieszczeniach, wyobrażam sobie, że w tle słyszę głos Krystyny Czubówny: - Agresja stanowi podszewkę pożądania i jest to jeden z powodów, które sprawiają że romantyczność jest taka krucha. Podtrzymanie romantyzmu wymaga akceptacji poczucia, że ktoś może nas zranić, oraz agresji. Im mocniejsze pożądanie, tym większe poczucie narażania się i tym bardziej destrukcyjna agresja. (…) Ponieważ romantyczność wzbudza nadzieje, pragnienie i zależność, a nadzieje, pragnienie i zależność zawsze niosą ze sobą ryzyko poniżenia, w miłości nie da się uniknąć niebezpieczeństwa. Agresja jest cieniem miłości, nieodłącznym towarzyszem romantycznej namiętności. Upadku romantyczności nie powoduje zanieczyszczenie miłości agresją, ale nieumiejętność podtrzymania niezbędnego napięcia między nimi. To fragment książki Stephena Mitchella, „Czy miłość trwa wiecznie? Dzieje namiętności na przestrzeni wieków. Książka, która o miłości mówi dużo prawdziwych i odkrywczych rzeczy, między innymi o tym, że zdolność kochania pociąga za sobą umiejętność tolerowania i przeciwdziałania własnej nienawiści. Mitchell wymienia składniki, które składają się na namiętny żar: jest nimi pożądanie, agresja i zależność. Gdy w związku triada zostaje rozdarta, jeden z partnerów odczuwa i przejawia tylko agresywną pogardę, a drugi zależność i pożądanie. Brzmi dość zawile i takie jest, ale do tego naprawdę

genialne, bo Stephen Mitchell wielkim psychoanalitykiem był. Mówił, że nuda i marazm jaki uznajemy za coś, co w związku po prostu nastaje, tak naprawdę tworzymy sami, pozbawiając się żywej wyobraźni, deseksualizując i dewaluując partnera. Gdy rozmawiam z ludźmi, słyszę czasem że cenzurują się przed partnerem/partnerką i z ogromną starannością starają się namalować obraz swojego partnera jako przewidywalnego i bezpiecznego, siebie ubierając w równie fałszywe płaszcze. Ten obraz jednak staje się po czasie taki, jakim miał być: nudny i przewidywalny. Dlatego zachęcam do malowania swoich postaci w miłości, jako osób prawdziwych. Nieprzewidywalnych, nigdy do końca nie poznanych, zawsze interesujących. Mających tyle samo powodów aby z nami zostać jak i powodów aby odejść. Wiem, że jest grudzień i że Lounge w prezencie na gwiazdkę podarował mi temat numeru #LOVE. I że wiele osób, która teraz to czyta marszczy brwi. Zastanawia się, o co chodzi tej Dębogórskiej?! Tak trudno napisać coś bardziej optymistycznego? NA ŚWIĘTA! No cóż. Ja po prostu mam wrażenie, że miłość bez negatywnych emocji, smutku, strachu i napięć jest dla dorosłych jak Święty Mikołaj dla dzieci. Gdy przestają w niego wierzyć płaczą, że cała opowieść, piękna bajka, której byli bohaterami nie istnieje. Mieli dostać w magiczny sposób cały gang słodziaków, a dostali kredyt hipoteczny. Miłość, a raczej namiętność często boli. Jakiś czas temu, na fejsbukowej grupie o tematyce seksualno-związkowej natknęłam się na post, w którym członkowie grupy byli pytani jak

to jest u nich z tą erotyczną iskrą. Czy to prawda, że po latach ona MUSI zgasnąć? I pytanie komu nie zgasła? Ku mojej radości odnalazło się nie kilka, a kilkadziesiąt osób, które deklarowały że ich związki pomimo stażu pięciu, siedmiu, piętnastu lat są bardziej elektryzujące i pełne namiętności niż „na początku”. Gdy zaczęło się drążenia tematu, okazało się, że w namiętnych związkach pary przeżywają dużo złości. Przeżywają ją DOBRZE. Wyrażają siebie z całym repertuarem emocji, a jednak uważają aby złość nie zniszczyła ich uczuć i nie przekroczyła granicy szacunku, za którą stoi pogarda. Mało mówimy o tym jak znaleźć dobre, konstruktywne miejsce na złość i agresję w związku. Wolimy udawać, że możliwe jest tworzenie relacji pozbawionej elementu ryzyka. Często naszą ciemną stronę staramy się przed ukochaną osobą nie tylko ukryć, ale całkiem zaprzeczyć jej istnieniu. Wtedy często tracimy jakąś część siebie i energię, która napędza związek. W tym czasie pary które przyznają rację bytu prawdzie o tym, że mają swoje mroczne przestrzenie (chociażby swoje własne, zamknięte na klucz erotyczne ogrody), przeżywają rozkwit namiętności. Takie podejście skutkuje utratą poczucia bezpieczeństwa jakie daje wygodna, miła i ugłaskana relacja. Osoby, którym zależy na żywych, bliskich związkach powinny wiedzieć, że bardziej niż utraty iluzo-rycznego bezpieczeństwa, powinny bać się braku autentyczności. Dlatego gdybym była Świętym Mikołajem, ci, którym jednocześnie zależy aby mieć namiętne i wygodne związki, pod choinką znaleźliby poczucie bezpieczeństwa i przewidywalność. Tak, aby mieli odwagę nie szukać ich w miłości.



FELIETON

FOTOGRAFICZNA MIŁOŚĆ Wielu twórców odnosi się w swojej sztuce do miłości. Gdyby nie ona, pewnie największe przeboje muzyki rozrywkowej nie niosłyby ze sobą takiego ładunku emocjonalnego. I każdy jest w stanie jednym tchem wymienić tuzin piosenek, które kojarzą mu się z miłością bądź o niej traktują.

MICHAŁ MASSA MĄSIOR Fotograf mody i reklamy. Technikę szlifował w International Center of Photography w Nowym Jorku, a także pod okiem Bruce’a Gildena i Wojciecha Plewińskiego. Na co dzień pracuje w Krakowie. Specjalizuje się w nietypowych portretach i koncepcyjnych sesjach. Nie rozstaje się z aparatem fotograficznym, co można obserwować na jego stronach madmassa.com krakowtumieszkam.pl

Miłość odmieniać można na tysiące sposobów, bo przecież każdy widzi ją trochę po swojemu. Emocje towarzyszą nawet muzykom związanym ze sceną Disco Polo, choć trudno w to uwierzyć, słuchając melodii uproszczonych daleko poza granice przyzwoitości. Nie inaczej sprawy się mają, jeśli chodzi o fotografię. Wielu artystów nawiązuje do miłości lub tworzy z niej główny motyw swoich prac. I znowu wymieniać można bez końca. Robert Doisneau ze swoimi romantycznymi fotografiami z Paryża, Helmut Newton, u którego nagość i siła kobiet nabierają innego wymiaru, David La Chapelle, drwiący z celebryckiego świata, posługuje się emocjami zbudowanymi często na seksualnych scenach. Gejowski pocałunek w reklamie Diesla, oparty o słynny „pocałunek” Alfreda Eisentaedta, pozostaje głęboko w pamięci, podobnie jak oryginał. Jeanloup Sieff, który z kolei kobiecość i nagość fotografował w niezwykle sensualny sposób, a jego fotografie nagiego Ives Saint Laurenta pobudzić są w stanie niezależnie od płci i orientacji seksualnej. Andy Warhol filmował i fotografował całujących się ludzi. I całe szczęście, że wróciła moda na brody i wąsy, bo kiedy dekadę temu oglądałem Kiss, który pokazany został po raz pierwszy w 1963 roku, miałem przez pierwsze kilka chwil pewien kłopot estetyczn y. No, ale to wszystko kwestia upodobań osobistych, a w końcu zrobił to Warhol, czyli nie wypada tego nie znać. Twórca słynnego filmu Dzieciaki, Larry Clark, opublikował jeden z najważniejszych albumów w historii fotografii - Tulsa, pokazując

12

patologiczną miłość, narkotyki i emocje młodych ludzi ze squatu w miejscowości o tej samej nazwie. Tym mocniejsze są te zdjęcia, że autor sfotografował środowisko, z którym sam był związany. Podobnym tropem podążyła Nan Goldin, pokazując wolną miłość, przemoc i trudne życie osób transseksualnych. Richard Billingham skupił się w swojej twórczości na uwiecznieniu śmiertelnej choroby alkoholowej swojego ojca. Ktoś mógłby powiedzieć, że to budowanie kariery na cudzej krzywdzie. Projekt był tym trudniejszy, że, jak twierdzi artysta, nikt już ojcu nie był w stanie pomóc. Fotografowanie stało się dla Billinghama rodzajem terapii, pomogło mu poradzić sobie z problemem na swój sposób kochanego przecież przez niego ojca. Araki i Annie Leibovitz także fotografowali swoich bliskich. Do końca ich chwil. Śmierć przecież związana jest z człowiekiem tak samo, jak jego narodziny. Myślę sobie, że aby zacząć tworzyć dobrą sztukę, trzeba ją najpierw pokochać. Fotografia to nie aparat fotograficzny. Często słyszane stwierdzenie, że „ten aparat robi świetne zdjęcia”, ma w sobie tyle prawdy, co to, że Frog jest przepisowo jeżdżącym kierowcą i że myśli o pozostałych użytkownikach ruchu drogowego. To też trochę jakby powiedzieć, że mając w drużynie Roberta Lewandowskiego, zostaje się mistrzem świata. Żeby Lewy strzelił, potrzebna jest drużyna, która po pierwsze obroni się przed strzałami przeciwnika, a następnie przetransportuje piłkę do przodu i poda do snajpera, który zrobi swoje. Przykładem drużyny, która tego zrobić nie umie,

jest Narodowa Reprezentacja Polski z ostatnich kilku miesięcy (nie znam w sumie wielu innych miesięcy, kiedy zrobić to umiała). Podobnie i fotograf nie próbujący widzieć więcej, szerzej, nie czujący estetyki, nie będzie umiał wykonać interesujących zdjęć. W większości przypadków, by zacząć widzieć więcej, potrzebne jest wsparcie, inspiracja, znajomość historii fotografii. I być może da się zrobić przypadkowo dobre zdjęcie, ale prawdopodobieństwo powtórzenia tego zdarzenia pewnie niewiele różni się od wygranej w totolotka. Wszyscy dzisiaj jesteśmy fotografami, każdy z nas ma w kieszeni narzędzie potrafiące rejestrować obraz. I wydawałoby się, że to takie proste, jednak kiedy większość bierze je do ręki, to nic z tego nie wychodzi. Wtedy pada stwierdzenie, że mistrzowie mają lepszy sprzęt i mogą zrobić coś lepiej. No fakt, mają lepszy, często dużo droższy sprzęt. Ale borykają się z dokładnie takimi samymi problemami, jak laicy. Różnią się od amatorów tym, że umieją dostrzec więcej, doświadczenie podpowiada im kiedy nie robić zdjęcia, lub jak poradzić sobie z napotkanymi przeszkodami. Sprzętowe różnice łatwo pokonać, kupując lepsze, droższe aparaty i obiektywy. Ale różnica, którą znacznie trudniej przeskoczyć, to miłość do fotografii (nie tylko do sprzętu) i umiejętność włożenia serca i duszy w robienie zdjęć. Trudno jest to zrobić, no bo w sumie jak? Niektórym przychodzi to zupełnie bez kłopotu, inni mają z tym problem. I tym smutnym sposobem jedni z nas są lepszymi fotografami, inni słabszymi, podobnie jak jedni są lepszymi kochankami, a innym lepiej idzie w grach liczbowych…



I M P R E Z Y I OT WA R C I A zdjęcia: Piotr Szałański

HARD ROCK CAFE KRAKÓW BAROCKER POWERED BY PEPSI

14

Zwyciężczynią tegorocznej edycji konkursu została Agnieszka Kocjan, która mimo wyrównanej punktacji pokonała kolegów z HRC Kraków: Jakuba Wróblewskiego, Pawła Barana i Dawida Stocha „Bobika”. Gościem specjalnym w roli jurora był Marek Posłuszny - Mistrz Flair i autorytet tej sztuki barmańskiej, który uraczył bawiących się swoim pokazem. Zagrał DJ Haade.


15


fo

N A P O C Z ĄT E K

t

ili p .F

z Łys

cze k

WSZYSTKIE ODLOTY KRÓLÓW DOWCIPU ŚNIŁ MI SIĘ PIĘKNY SEN. SIOSTRY GODLEWSKIE NAGRAŁY FILM NA INSTAGRAMIE, W KTÓRYM POWIEDZIAŁY, ŻE SĄ DOKTORANTKAMI PSYCHOLOGII SPOŁECZNEJ, A ICH MUZYCZNE WYBRYKI BYŁY JEDNYM WIELKIM EKSPERYMENTEM SOCJOLOGICZNYM.

RAFAŁ STANOWSKI Z-CA REDAKTORA NACZELNEGO Kultura jest czymś, co nierozerwalnie wiąże społeczeństwo. Dlatego nie można jej rozcinać na wysoką i niską, na sacrum i profanum, na art i pop. Wszystko łączy się w jeden kanał komunikacyjny, w którym przenikają się dźwięki Madonny i Karlheinza Stockhausena, malarstwo Leonarda Da Vinci i szablony Banksy’ego, kino Murnaua i wizualne eposy Petera Jacksona. Moda, design, grafika dopełniają przekaz nadawany przez dźwięk, obraz czy ruch. Wszystko płynie, a my jesteśmy głęboko zanurzeni w kulturalnym nurcie.

Wiem, to oczywiście nigdy się nie wydarzy, ale warto czasem puścić wodze fantazji, zwłaszcza pod koniec roku. Gdyby przyszło nam podsumować, z czego składała się talia ostatnich dwunastu miesięcy, można by złapać niezły koklusz. Siostry Godlewskie uraczyły nasze zmysły niejednym wybrykiem, podnosząc poziom doznań oralnych do parteru, nieznanego dotąd ani Mandarynie, ani Enrique Iglesiasowi. I, co paradoksalne, nasz głęboki śmiech nie odbił się tutaj żadnym echem – w dobie internetowej popularności ejakulacje kolejnych królów dowcipu nikogo już nie poruszają, a głosy krytyki można szybko zakrzyczeć przy pomocy fanbotów, tudzież fandurniów. Zostawmy już nie-piękne istoty, bo wcale to nie one rozpalały emocje masowej publiczności. W Sylwestra ubiegłego roku nabrała bowiem powietrza zaskakująca kariera – tak, mówię o Sławomirze. Mister Zapała w Zakopanem odśpiewał coś na kształt pieśni miłości do Polski B i C, w discopolowe rytmy wpisując dużą dawkę częstochowskich rymów. Nie wiem doprawdy, czy tak podziałało na niego podhalańskie powietrze, naznaczone przecież mocną dawką smogu, czy też może zapatrzył się w eklektyczne piękno Krupówek, ale myślę, że gdyby jeszcze żyli Przerwa Tetmajer, Kasprowicz, Witkacy czy Chałubiński, przegoniliby go spod Tatr z ciupagą w dłoni.

16

Próbuję to sobie jakoś wytłumaczyć, że gość, który skończył PWST w Krakowie (teraz pod nazwą AST) - tę uczelnię, w której wykładali Anna Polony, Jerzy Stuhr czy Krzysztof Globisz, że ten gość, który zagrał w filmach: 33 sceny z życia, Małgorzaty Szumowskiej i Pod Mocnym Aniołem, Wojtka Smarzowskiego, nie mógł aż tak odlecieć. Że to pewnie jakiś turbo żart, jeden wielki skecz, albo jeszcze lepiej żart społeczny, który niedługo zakończy się coming outem, podobnie jak to zrobił kiedyś Joaquin Phoenix, udając szaleńca na potrzeby realizacji filmu dokumentalnego. Ale to pewnie moje naiwne urojenia. Sławomir to nie Joaquin Phoenix, a siostrom Godlewskim jego nazwisko jest pewnie równie obce, co prawidłowe wykonanie Pieśni Legionów Polskich we Włoszech. Będą nadal z radością uprawiać soprano-polo, a Sławomir zbijać kasę na rozkręcaniu imprezek na dożynkach (i na antenie TVP), korzystając z faktu, że byle co sprzedaje się lepiej niż byle poezja. Wydajemy ten numer Lounge pod hasłem #love, dlatego w nowym roku życzę nam wszystkim wiele miłości w znoszeniu kolejnych ekscesów cywilizacji złożonej z, podobno, homo sapiens.


RECENZJE

MUZYKA

RAJ, THE DUMPLINGS „Pierogi” mają wyjątkowy dar do pisania piosenek wpadających w jedno ucho, które nie wypadają przez drugie i nie znikają w fotograficznym planktonie. Ich trzecia płyta nosi tytuł „Raj” i orbituje wokół planety electropopu, błyszcząc na niebie jasnym światłem. Tytułowy utwór już zyskał miano przeboju, a mimo to wcale się nie znudził. I tak jest

z całą płytą, która eksploruje eskapistyczne klimaty w rytm pulsującego bitu. The Dumplings potrafią nadal czarować, zarówno inteligentnymi tekstami, jak i nastrojową muzyką, która mogłaby napędzić nowy film Nicolasa Windinga Refna. Jeśli lubicie takie odloty, poczujecie się jak w raju. /R a f a ł S t a n o w s k i /

KSIĄŻKA

TATUAŻYSTA Z AUSCHWITZ, HEATHER MORRIS Tatuażysta z Auschwitz, to wstrząsająca relacja Lale Sokołowa – mężczyzny, który mimo przeciwności losu i okrucieństwa, zakochał się w dziewczynie z obozu koncentracyjnego. W opuszczonym przez świat Auschwitz dochodzi do masakry i ludobójstwa, a ludzie zdani są tylko na siebie. Tam, wśród całego bólu, rozpaczy pojawia się Lale i dokonuje rzeczy niemożliwych.

Ludzie, którzy przeżyli Auschwitz, będą już na zawsze naznaczeni tym, co widzieli i przez co przeszli. Czytelnik na długo zapamięta motto: Jeśli budzisz się rano, to znaczy, że jest dobry dzień. Warto zapoznać się z lekturą i wyobrazić sobie niewyobrażalne. /A n n a S z t y c h /

Salony SunLoox oferują Państwu nie tylko doskonałej jakości szkła korekcyjne, ale również szeroki wybór markowych opraw okularów przeciwsłonecznych takich jak: Carolina Herrera, Celine, Chloe, Dior, Dita, Fendi, Furla, Guess, Guess by Marciano, Harley Davidson, ic!Berlin, Hugo, Hugo Boss, Jimmy Choo, Linda Farrow, Liu Jo, Max Mara, Max&Co, Massada, Moncler, Polaroid, Salvatore Ferragamo, Sover, Tom Brown, Tom Ford, Tommy Hilfinger, Tous, Trussardi, Victoria Beckham. Nasze salony kompletnie zajmują się wizerunkiem naszych klientów. Współpracujemy ze stylistami, którzy wiedzą jak odpowiednio dobrać kształt kolor okularów do typów urody naszych klientów. Optometryści zadbają profesjonalny dobór szkieł opraw tak, abyście Państwo cieszyli się nie tylko perfekcyjną jakością widzenia, ale komfortem noszenia okularów.

Od listopada 2018 roku jesteśmy dla Państwa w Galerii Libero Katowicach. Do 15 grudnia 2018 salonie SunLoox Katowicach dostępna jest promocja: „-20% na dobry początek”. Specjalne dla czytelników magazynu Lounge, promocję przedłużamy do 15 lutego 2019.


WYDARZENIA

o p r a c o w a n i e : R A FA Ł S TA N O W S K I

RADAR KULTURALNY 6-9.12

KRAKÓW

ŚLADAMI POLI NEGRI Z MÚM Fundacja dla Kina oraz Kino Pod Baranami organizują 19. Festiwal Filmu Niemego pod hasłem: Pola, Polonia, Polonica. Projekcjom znakomitych produkcji sprzed epoki dźwięku towarzyszyć będzie muzyka na żywo. Hasło Pola, Polonia, Polonica nawiązuje do setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. Tegoroczna edycja Festiwalu podąża śladem polskiej historii w kinie niemym, wybitnych twórców filmowych, którzy urodzili się na ziemiach polskich

oraz pierwszej polskiej gwiazdy filmowej, niezrównanej Poli Negri. Do współpracy zaproszono znakomitych muzyków, zagrają: kultowa grupa islandzka MÚM, a także m.in. Kroke, Semi-Invented Trio, Daniel Drumz czy Salk. Wszystkie filmy prezentowane będą z polskimi i angielskimi napisami.

Kino Pod Baranami, Kraków

od 6.12

WARSZAWA

ARCHITEKTURA NA PŁÓTNACH Ania Kołodziejczyk, młoda i ceniona wrocławska malarka, za temat swojej sztuki wybrała architekturę. To wątek obecny w sztuce od kilkuset lat; fascynujący i rozwiązywany na wiele różnych sposobów. Sposób, który znalazła Kołodziejczyk jest wyjątkowo indywidualny i malarsko niezwykle intrygujący. Wystawę artystki można oglądać w Henschke Art & Design. Poprzednio artystka malowała szersze spojrzenia na całe kwartały domów, pawilonów handlowych albo mniejszych budowli, które przedstawiała za pomocą płasko kładzionych pasów farby w bogatej i zmiennej kolorystyce. Od pewnego czasu

Wnętrze praktyczne i nudne, 120x90cm

18

do tego wachlarza formalnych rozwiązań i tematów przybyły nowe pomysły. Pojawiły się architektoniczne wnętrza, kolorystyka zaczęła się ograniczać do dwóch „niekolorów”, czyli czerni i bieli. Kompozycje zyskały na monumentalności i dyscyplinie. W tych obrazach Kołodziejczyk zdaje się bardziej ulegać urodzie podpatrzonych pustych wnętrz ze śladami dawnej świetności niż potędze własnej wyobraźni. Wnętrza mieszkań pałaców czy kamienic, z Wrocławia, Budapesztu czy Krakowa, zjawiają się na jej płótnach z niezwykłą malarską mocą. Wernisaż odbędzie się 6 grudnia o godz. 19. Henschke Art & Design, Warszawa


WARSZAWA

HOLY-HOP-DOG MUSICAL Agnieszka Smoczyńska – autorka głośnego filmu Córki Dancingu oraz Komuna/Warszawa – jeden z najważniejszych teatrów offowych łączą siły w ramach pierwszego na świecie holy-hop-dog musicalu, Święta Kluska. Tytułowa Kluska to bulterierka, ciągle bardzo głodna, spędzająca radosne szczenięctwo w domu bezdzietnej pary kreatywnych pracowników korporacji. Pani Stara wypatruje życia, które według niej jest zawsze gdzie indziej, a jej dużo starszy konkubent, Stary, jest bardzo nieśmiały. Z czasem Kluska sprawia im coraz więcej kłopotów. Samotność kieruje ją w stronę Bogapsy.

WYDARZENIA

od 11.12

dziwej historii. Tylko z lekką domieszką fantazji. Autorzy zapowiadają, że udało im się stworzyć zupełnie nowy gatunek teatralny – holy-hop-dog musical. Muzyka to wynik współpracy Zuzanny Wrońskiej i Marcina Macuka. Para spotkała się już podczas tworzenia ścieżki dźwiękowej do Córek Dancingu, Smoczyńskiej. Wrońska na co dzień jest związana z projektem Ballady i Romanse; Macuk to postać znana z twórczości o dużym spektrum gatunkowym – produkuje (m.in. albumy projektu Nosowska), komponuje, gra (zespoły HEY i Pogodno). Premierowe spektakle 11 i 12 grudnia.

Ten tragikomiczny i minimalistyczny musical na trójkę aktorów oparty jest na praw-

HOGARTH W STARYM MANEŻU

Nowy Teatr, Warszawa

15.12

GDAŃSK

Steve Hogarth, wokalista legendarnego zespołu Marillion, wystąpi w Starym Maneżu w Gdańsku. Jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych wokalistów muzyki progrockowej na świecie. Posiadacz niesłychanej skali głosu od prawie 30 lat stoi na czele zespołu Marillion, z którym nieustannie święci sukcesy artystyczne. W 1997 roku wydał swój pierwszy solowy album pod pseudonimem „h” zatytułowany Ice Cream Genius. Jego solową dyskografię zamyka wydany w 2017 roku album Colours Not Found In Nature, nagrany ze szwedzkim zespołem Isildurs Bane. Steve Hogarth to nie tylko niezwykły talent, ale też wyjątkowa osobowość, co potwierdzi każdy, kto choć raz miał szansę być na jego koncercie. Podczas występu 15 grudnia w Starym Maneżu w Gdańsku wokali-

sta zaprezentuje specjalnie przygotowany repertuar, w którym obok jego solowych dokonań i utworów z repertuaru zespołu Marillion nie zabraknie również piosenek

wykonawców, których darzy szczególnym sentymentem. Stary Maneż, Gdańsk

19


L I T E R AT U R A

CO NA TO PAN SAINT-EXUPÉRY Czyli o tym, jak rozdzielono Różę i Małego Księcia ZASTANAWIALIŚCIE SIĘ KIEDYŚ NAD TYM, KTÓRA Z OPISANYCH W LITERATURZE MIŁOŚCI JEST TĄ NAJWSPANIALSZĄ? BO O TYM, ŻE PRAWIE KAŻDA KSIĄŻKA JAKA POWSTAŁA JEST O MIŁOŚCI WŁAŚNIE, CHYBA NIE MUSZĘ NIKOGO PRZEKONYWAĆ.

Naprawdę, nawet wszelkiej maści poradniki uczą nas, żeby kochać – siebie, roślinki, przedmioty… Kultowa już dziś Marie Kondo przekonuje nas nawet, żeby sprzątając mieszkanie i „oczyszczając” je ze zbędnych rzeczy, każdej z nich podziękować z czułością, ponieważ dobrze nam służyła. W praktyce sprowadza się to do: Skarpetki, jestem Wam wdzięczna za amortyzację nastąpnięcia na klocek LEGO. Służyłyście mi dzielnie, ale teraz muszę Was pożegnać. Tyle miłości, gdzie się nie obejrzeć. To jak, macie swoją ulubioną literacką parę? Ja się zastanawiam, ponieważ gdy tylko przychodzą mi do głowy konkretne postaci, do których mam sentyment, zaczynam dostrzegać skazy. Piękna i Bestia? Syndrom sztokholmski. Romeo i Julia? Para rozhisteryzowanych nastolatków – w dzisiejszych czasach dostaliby po prostu szlaban (pragnę tu zaznaczyć, że naprawdę uwielbiam Szekspira). Severus Snape i Lilly Potter? Miłość niespełniona i zupełnie nieszczęśliwa. Sonia i Raskolnikov? Już jest nieźle, chociaż zsyłka Raskolnikova na Syberię mogła im poważnie utrudnić randkowanie. Ania i Gilbert, Aragorn i Arwena, Mistrz i Małgorzata – wszyscy mieli pod górkę. Nie chcę już nawet wspominać o bohaterach książek autorów, pokroju Nicolasa Sparksa – tam miłość to zawsze brzemię, a jeśli ktoś „pod górkę nie ma”, to tylko dlatego, że z tej górki zjechał, przywalony lawiną błotną. Jest jednak para w historii literatury, która wyjątkowo głęboko wryła się w moją pamięć. Małego Księcia położyli mi pod choinką rodzice, gdy miałam trzy lata. „Tę najpiękniejszą książkę świata” (tak w dedykacji napisała moja mama, której to ukochana literacka pozycja), czytałam wielokrotnie. Najpierw było mi bardzo żal Małego Księcia, którego jego ukochana, piękna i wyniosła Róża, nie traktowała dobrze. Narzekała na przeciągi, a potem kaszlała, żeby miał wyrzuty sumienia (jako zapalona chórzystka, mogę Wam powiedzieć, że Róża z całą pewnością była sopranem). Domagała się opieki i uwagi, nie okazując uczuć. A jed-

20

nak, kiedy Mały Książę postanowił odejść, Róża zrozumiała swój błąd i wyznała mu swoją miłość. Nawet więcej – kazała mu odejść wiedząc, że gdzie indziej może być szczęśliwszy. Jako dziecko, podróż głównego bohatera widziałam jako pełną przygód historię międzyplanetarną. Dziś myślę, że podróż ta była tak naprawdę długą drogą z powrotem do Róży. - Powinienem odnaleźć w niej czułość pod pokrywką małych przebiegłostek. (…) Lecz byłem za młody, aby umieć ją kochać - zwierzy się Mały Książe Pilotowi. Powieść Saint-Exupéry’ego to dla mnie historia o tym, że kochać też trzeba się nauczyć. To także jeden z tych pięknych przypadków w literaturze, gdy nie do zapomnienia jest nie tylko treść, ale również wyjątkowe ilustracje, jak się wydaje – nierozerwalnie związane z opowieścią. Wyobraźcie sobie, że oglądacie film przyrodniczy na BBC i David Attenborough opowiada Wam o boa, który połyka w całości słonia. Umiecie to sobie wyobrazić inaczej, niż ilustracją Saint-Exupéry’ego? Doprawdy, tylko zwykła przyzwoitość każe mi w Wielką Sobotę do koszyczka włożyć zezowatego baranka z ciasta, zamiast małego, kartonowego pudełka. Tak bardzo obrazki Autora zapisały się w mojej pamięci. „Duet” Saint-Exupéry - Saint-Exupéry, jest w mojej świadomości tak nierozerwalny jak Goscinny i Sempé czy A.A. Milne i E.H. Shepard. A jednak, najnowsze, uwspółcześnione wydanie powieści „raczy” czytelnika wizerunkiem Małego Księcia po liftingu. Zastanawiam się, co powiedziałby na to sam autor. W większości krajów Europy powieść od prawie czterech lat znajduje się w domenie publicznej, co oznacza, że wydawcy mają swobodę w drukowaniu jej. Warto w tym miejscu zastanowić się nad tym, czy wznawianie Małego Księcia z nowymi ilustracjami nie godzi w integralność utworu, będącą jednym z praw autorskich przysługujących twórcy, niezależnie od wygaśnięcia jego praw majątkowych.

Integralność obejmuje nienaruszalność zarówno treści jak i formy dzieła. Nad jej kwestią pochylały się już różne sądy. Utrechcki sąd okręgowy orzekł nawet, iż w sytuacji, gdy ilustracje do książki nie korespondują z jej treścią, ich zamieszczenie może naruszyć prawa autora do integralności utworu. O ile, na przykład, w przypadku komiksów nie ma wątpliwości co do nierozerwalności grafiki z tekstem, tak jeśli chodzi o literaturę, taką jak Mały Książę, czy Chatka Puchatka, należałoby się zastanowić, czy traktować ją jako zestawienie dwóch utworów – tekstu i rysunków, czy też jako jedno, literacko-graficzne dzieło. Co ciekawe, spadkobiercy Saint-Exupéry’ego szczególną ochroną postanowili objąć właśnie ilustracje – zostały one zastrzeżone jako znaki towarowe. O ile więc drukować można do woli, o tyle na umieszczenie wizerunku bohatera na podstawkach pod kubki, magnesach i wszelkiej maści pamiątkach trzeba mieć licencję. W przypadku Małego Księcia skłaniałabym się ku traktowaniu go jako jednej, graficzno-słownej całości, szczególnie, że sam autor ilustracje umieszcza nie jako ozdobę, ale jako część opowieści (zwróćcie uwagę na początkowe fragmenty – rysunek wyglądał następująco – i tu pojawia się autorska wizja słonia uwięzionego w wężu boa lub, w zależności od tego jak starzy jesteście – kapelusza). Nowa wersja powieści to w moim odczuciu swoista adaptacja utworu, mniej lub bardziej udana - to już pozostawiam ocenie czytelników. Ponieważ prawa majątkowe do utworu wygasły, nie jest już wymagana zgoda twórcy na rozporządzanie opracowaniem. Kwestia naruszenia integralności stanowi odrębne zagadnienie. Wydaje się, że spadkobiercy pisarza mogliby znaleźć tu argumenty poważniejsze niż cztery nic niewarte kolce dla obrony przed całym światem.

ANNA GÓRSKA-MICOREK



FILM

W KRAINIE TOTORO

fot. mat. prasowe

FILMOWO TOKIO KOJARZYŁO MI SIĘ DO TEJ PORY W DUŻEJ MIERZE Z JEDNYM. CHODZI OCZYWIŚCIE O ŚWIETNY FILM SOFII COPPOLI, MIĘDZY SŁOWAMI. WIECZNIE ZBLAZOWANA MINA BILLA MURRAYA, MŁODZIUTKA SCARLETT JOHANSSON, BAR NA PIĘĆDZIESIĄTYMKTÓRYMŚ PIĘTRZE EKSKLUZYWNEGO HOTELU, WRESZCIE JAPOŃSKI REŻYSER REKLAMÓWKI Z ADHD, CO RUSZ KRZYCZĄCY: CUT!. TRUDNO NIE ZAKOCHAĆ SIĘ W TYM FILMIE, ALE TEŻ I MIEJSCU, KTÓRE DLA EUROPEJCZYKA OZNACZA NI MNIEJ, NI WIĘCEJ: INNY ŚWIAT, INNĄ KULTURĘ, A PRZEDE WSZYSTKIM INNĄ MENTALNOŚĆ. NADESZŁA PORA, BY SPRAWDZIĆ TO NA WŁASNEJ SKÓRZE.

Wszystko za sprawą Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Tokio, który na przełomie października oraz listopada odbył się w tej gigantycznej metropolii już po raz 31. Niełatwo przebić się do świadomości mieszkańców, skoro jest ich w stolicy Kraju Kwitnącej Wiśni blisko 14 milionów, ale wydaje się, że dla organizatorów, co zresztą wpisane jest chyba w japońską naturę, nie ma rzeczy niemożliwych. A że wzięli mnie za swojego, doświadczyłem już kilka chwil po tym jak po długiej podróży, stanąłem wreszcie w hali przylotów jednego z dwóch tokijskich lotnisk - Haneda. Odnalezienie przedstawicielki festiwalu nie stanowiło żadnego problemu, ale już zrozumienie tego, co próbuje mi zakomunikować - zdecydowanie większy. Wszystko za sprawą faktu, o którym dowiedziałem się nieco później, z lektury znakomitego cyklu reportaży o Japonii, Ganbare! Warsztaty umierania, autorstwa Katarzyny Boni. Otóż nauka angielskiego w szkołach skoncentrowana jest tu niemal wyłącznie na gramatyce, rozumieniu i doskonaleniu słownictwa. Tyle, że nie w praktyce, stąd sztuka konwersacji w tym języku, to na pewno nie najmocniejsza strona Japończyków. Łamaną angielszczyzną, choć bardziej na migi ustaliliśmy, że z uwagi na późną porę, autobus, który dostarczyć mnie miał do hotelu już odjechał. W zamian dostałem pokreśloną mapkę tokijskich pociągów oraz metra, z sugestią gdzie powinienem się przesia-

22

dać, pieniądze na bilet i wdzięczne słowo: Sayōnara. Ahoj przygodo! Nie ma przypadku, że o tym kraju mówi się, iż wszystko musi być zapięte na ostatni guzik, a odstępstwo od planu po prostu nie może mieć miejsca. Świetnym tego przykładem był uroczysty bankiet otwarcia festiwalu, który odbył się w gościnnych progach hotelu Hyatt, na Roppongi Hills, gdzie zresztą odbywał się cały festiwal. Przewidziano go na trzy godziny, zatem kiedy na zegarze wybiła punkt 22, przyjemny półmrok wypełniło światło, a ja stałem się świadkiem sceny, która w polskich realiach nie mogłaby mieć pewnie miejsca. Elegancko ubrani goście w jednej chwili odłożyli wszelkie kulinarne specjały i trunki jakie mieli w rękach, zaczęli się sobie kłaniać na pożegnanie, by zaraz gromadnie ruszyć w kierunku wyjścia. Kiedy kilka dni później umówiony zostałem na wywiad z tegorocznym gościem honorowym festiwalu, którym był brytyjski aktor i reżyser Ralph Fiennes, też odbiegało to daleko od europejskich standardów. Tam gdzie zazwyczaj jest miejsce na luz i spontaniczność, tutaj wszystko odbyć się musiało w określonym porządku. Kilkanaście minut przed rozmową, koordynatorka przedstawiła mi wszelkie obowiązujące zasady, włącznie ze zobrazowaniem na zdjęciu tego jak wygląda sala i wręczeniem kartki z rysunkiem, gdzie dokładnie powinienem usiąść. Z kolei w trakcie samego

wywiadu, jedna z jej asystentek, niczym wytrawna ring girl, co rusz przechodziła po sali, demonstrując zapisaną na kartce papieru informację ile jeszcze zostało czasu do końca. Czym w zakłopotanie wprowadziła nawet nie tyle mnie, co raczej mojego rozmówcę. A skoro mowa o Fiennesie, promował on w Tokio swój nowy film, Biały kruk, będący opowieścią o rosyjskim tancerzy Rudolfie Nuriejewie. I odbył zapewne jedno z najbardziej osobliwych spotkań z publicznością, w trakcie którego widzowie mieli czas na zadanie… jednego pytania. Wiele mówi się o różnicach w zawodowej i prywatnej relacji z Japończykami, czego najlepszym przykładem - kontakt z dyrektorem festiwalu filmowego w Tokio Takeo Hisamatsu. Jednym z obowiązków zaproszonych na festiwal dziennikarzy było przeprowadzenie z nim wywiadu, który przebiegł w bardzo oficjalnej atmosferze. Ale już kilka godzin później poprowadził on zorganizowaną dla gości festiwalu specjalną noc karaoke, na powitanie w świetnym stylu odśpiewując What a Wonderful World, Louis Armstronga. - Odwiedziłem pewnie większość światowych festiwali, ale chciałbym w Tokio stworzyć coś wyjątkowego, unikalnego - przekonywał mnie w rozmowie Hisamatsu. To zarówno jemu, jak i wspomnianej na początku Sofii Coppoli bez wątpienia się udało.

K U B A A R M ATA , To k i o



R O Z M O WA

KARANIE ARTYSTÓW JEST OZNAKĄ SŁABOŚCI RALPH FIENNES, TO JEDEN Z BARDZIEJ ROZPOZNAWALNYCH EUROPEJSKICH AKTORÓW. POCHODZI Z ARYSTOKRATYCZNEJ, ALE I ARTYSTYCZNEJ BRYTYJSKIEJ RODZINY. GŁOŚNO BYŁO O JEGO TEATRALNYCH ROLACH W ROYAL SHAKESPEARE COMPANY. NA KONCIE MA BLISKO PIĘĆDZIESIĄT FILMOWYCH KREACJI, WŚRÓD NICH AMONA GOETHA W LIŚCIE SCHINDLERA CZY LORDA VOLDEMORTA W KOLEJNYCH ODSŁONACH PRZYGÓD HARRY’EGO POTTERA. SPOTKALIŚMY SIĘ NA MIĘDZYNARODOWYM FESTIWALU FILMOWYM W TOKIO, GDZIE FIENNES BYŁ GOŚCIEM HONOROWYM I PREZENTOWAŁ SWÓJ NOWY FILM, BIAŁY KRUK. BO TO NIE TYLKO AKTOR, ALE I REŻYSER. O KRYZYSIE DEMOKRACJI, KARANIU ARTYSTÓW I INDYWIDUALNOŚCIACH, Z RALPHEM FIENNESEM ROZMAWIA K U B A A R M A T A .

Ralph Fiennes, M i ę d z y n a r o d o w y Fe s t i w a l Fi l m o w y w To k i fot. mat. prasowe

24


Ma to pewnie związek z Brexitem?

to jedyna forma, która umożliwia rozwój. Anglia najwyraźniej nie chce brać udziału w tej rozmowie, sama się z niej wyklucza. To dla mnie smutne, gdyż wiem, że mój kraj był ważnym głosem przy stole. Sam w równej mierze co Brytyjczykiem, czuję się Europejczykiem. W tym roku mija 25 lat od powstania Listy Schindlera, Stevena Spielberga, bardzo ważnego filmu dla Polaków. Jak to doświadczenie odmieniło Pana życie? - To była dla mnie naprawdę duża rzecz. Projekt, w stosunku do którego Spielberg miał ogromne pokłady pasji. Oczywiście wcześniej nakręcił wiele świetnych filmów, ale miałem wrażenie, że ten był dla niego

Angażuje się Pan również w działalność charytatywną. Przez jakiś czas był Pan ambasadorem UNICEF. Pomaganie innym to ważna część Pana życia? - To było dla mnie bardzo ważne, choć w pewnym momencie musiałem powiedzieć „pas”, gdyż miałem zbyt dużo zawodowych zobowiązań. Zdałem sobie sprawę, że nie jestem tak efektywny, jak bym chciał i jak by tego ode mnie oczekiwano jako od ambasadora. Nie mogłem temu poświęcić aż tak wiele uwagi, a to naprawdę odpowiedzialna i wymagająca praca. Choć oczywiście wciąż mocno wspieram UNICEF i trzymam za nich kciuki.

R O Z M O WA

W tym roku zostanie Pan uhonorowany specjalnym wyróżnieniem podczas rozdania Europejskich Nagród Filmowych. To rodzaj potwierdzenie słuszności obranej drogi artystycznej, miłe połechtanie ego? - Czuję się zaszczycony tym wyróżnieniem. Nie sądzę jednak, by dostawanie nagród w jakiś specjalny sposób wpływało na kreatywność. To raczej uznanie tego, co do tej pory zrobiłeś. Oczywiście należy być za to wdzięcznym, ale też trzeba ruszyć dalej z kolejnym projektem. Ta nagroda jest jednak istotna, gdyż bardzo ważne dla mnie jest samo pojęcie Europy.

Na temat swojego nowego filmu wybrał

Ralph Fiennes na planie Białego Kruka, fot. HanWay Films

- Mój kraj przeżywa aktualnie poważny kryzys tożsamościowy z tym związany, co dla mnie osobiście jest dość wstydliwym faktem. Jestem Anglikiem, ale czuję ogromną więź z europejską wrażliwością. Unia Europejska wydobywa z nas to, co najlepsze. Nie jestem ekonomistą ani prawnikiem, ale wierzę w sens bycia razem, wspierania się nawzajem. Nawet jeżeli chwilami nie jest to łatwe. Demokracja jest kluczowa dla naszego funkcjonowania, a dialog

wyjątkowy. Każdy, kto pracował przy tym filmie, włączając w to aktorów, czuł wspomnianą pasję na każdym kroku. Dostałem za rolę Amona Goetha pierwszą w karierze nominację do Oscara, ale to nie było aż tak ważne. Praca przy tym filmie była doświadczeniem, które zmieniało życie. Choć nie ma co ukrywać, że nagle zaczęły skupiać się na tobie światła reflektorów. Dostawanie takich propozycji to wspaniała sprawa dla każdego aktora.

Pan historię rosyjskiego baletmistrza, Rudolfa Nuriejewa. Skąd ten pomysł? - Tym tematem byłem zainteresowany już od dłuższego czasu. Chyba jeszcze nawet przed tym, zanim cokolwiek wyreżyserowałem. To historia młodego mężczyzny, który ma ogromną ambicję i wolę, by wykorzystać w pełni swój potencjał, ale dochodzi w swoim życiu do momentu, w którym jest na rozstaju dróg. Musi podjąć decyzję mającą wpłynąć na całe jego dalsze życie.

25


R O Z M O WA M i ę d z y n a r o d o w y Fe s t i w a l Fi l m o w y w To k i o f o t . m a t . p r a s o w e

Mocna osobowość Nuriejewa często prowokowała sowieckich decydentów. Pomyślałem, że spojrzenie na ten młodzieńczy charakter, głód bycia artystą, prowadzący do konfrontacji, może być ciekawe. Także dlatego, że to wybór pomiędzy dwiema ideologiami – sowiecką i zachodnią. Z reżyserskiego punktu widzenia to naprawdę mocna historia. Jego biografia zrobiła na Panu wrażenie? - Byłem bardzo poruszony tym, co ten chłopak robił, by zaspokoić swoją artystyczną ambicję, do jakich poświęceń był zdolny. Podobał mi się jego mocny charakter. Co odzwierciedlało się w tym, że nie zawsze był przyjemny dla otoczenia, ale to tylko dopełniało jego skomplikowaną naturę. Zrobiłem już dwa filmy z moją producentką, która, co ważne, ma też zaplecze baletowe. Kiedy rozmawiałem z nią o tym, zrozumiała, dlaczego zależy mi na tym temacie, zwłaszcza że miałem go z tyłu głowy pewnie ze dwadzieścia lat. U Pana również widać wspomniany głód i nie myślę tylko o aktorskich rolach, ale

26

i o filmach, które Pan wyreżyserował. Ciekawa jest w tym kontekście myśl, jaką kiedyś Pan sformułował, że przyszło nam żyć w czasach, gdy zapominamy o tym, jak ważne mogą być filmy. - Kino to świetne i potężne narzędzie komunikacji, mogące nieść za sobą naprawdę mocne przesłanie. Nie ma przypadku w tym, że nie raz w niecny sposób wykorzystywane było do celów propagandowych. Warto jednak tę sytuację odwrócić, niech przekazuje pozytywne wartości, ideę humanitaryzmu. Myślę, że zwłaszcza teraz jest to potrzebne, patrząc, w którą stronę zmierza świat. W kolejnych krajach do władzy dochodzą prawicowe, nierzadko mocno nacjonalistyczne rządy. To może i powinno niepokoić. Z pewnością mamy do czynienia z potężnym kryzysem demokratycznej tożsamości. Powinniśmy uwolnić potencjał, jaki drzemie w medium, jakim jest kino, i wykorzystać go w dobry sposób.

kręconych przez siebie produkcjach. Trudno pogodzić te role? - Nie wiem, czy to się udaje, trzymam kciuki i mam nadzieję, że tak jest (śmiech). Początkowo nie chciałem grać w Białym kruku. Mam już na swoim koncie dwa takie doświadczenia i to rzeczywiście było trudne do pogodzenia. Za każdym razem powodowało wiele stresu. Kiedy jednak staramy się zebrać pieniądze na film, mam świadomość, że to może pomóc. Czułem „delikatną” presję ze strony producentów i agentów sprzedaży, żebym w tym filmie się pojawił. Początkowo trochę się opierałem, zwłaszcza że miałem mówić po rosyjsku, ale w końcu rozsądek przeważył. Dla aktora to bardzo trudne grać nie w swoim języku. W tej materii przede mną było bardzo dużo pracy. Trzeba mieć wokół siebie dobrych ludzi, takich, którym ufasz i wiesz, że możesz na nich polegać, żeby to się udało. Ja na szczęście miałem.

Niektórzy aktorzy-reżyserzy mają problem z tym, żeby zagrać w swoich filmach. Panu się to jednak udaje, gdyż wystąpił Pan we wszystkich trzech na-

W filmie padają słowa, że w balecie wszystko sprowadza się do reguł, zasad. A jak jest w przypadku kina? - Osobiście nie zgodziłbym się z tymi słowami. Każda zasada w filmie łamana


Trudno dzisiaj w kinie znaleźć ten balans pomiędzy przesłaniem a rozrywką? - Sam lubię oglądać filmy, które dają mi różne możliwości interpretacyjne. Kiedy pracuję, staram się nie podawać widzom rozwiązań na tacy, choć mam świadomość, że wielu reżyserów tak robi. To droga na skróty. Bardzo cenię twórców, którzy nie robią takich filmów jak ja. Uwielbiam chociażby kino Federico Felliniego. Jego

kolejne filmy stanowią prawdziwą celebrację życia, wypełnione są anarchistyczną zabawą. To czyste szaleństwo.

że departament kultury w Rosji monitoruje wszystko, co powstaje na temat ery sowieckiej.

Biorąc pod uwagę napięte relacje z Rosją, zastanawia Pana, jak film zostanie tam przyjęty? - Na pewno możemy teraz obserwować spore napięcia pomiędzy Anglią a Rosją, ale i Unią Europejską a Rosją. To jednak nie to samo co kiedyś, gdyż sowiecka ideologia była zupełnie inna. Myślę jednak, że jest coś dziwnego w tym, co jest akceptowalne w Rosji, jeśli chodzi o kulturę. Od jakiegoś czasu wszystko się tam obraca wokół narodowej tożsamości. Widać to coraz mocniej. Kiedy pokazywałem Białego kruka na Londyńskim Festiwalu Filmowym, odniosłem się do osoby rosyjskiego reżysera, Kirilla Serebrennikowa, który obecnie przebywa w areszcie domowym. Niby wciąż może pracować, ma dostęp do internetu, ale na pewno nie można powiedzieć o nim, że jest wolnym człowiekiem. To niepokojące, kiedy artysta podlega jakiejś karze za swoją działalność. Jest to rodzaj pewnej wiadomości, ostrzeżenia. Słyszałem,

To Pana niepokoi? - Trzeba pamiętać, że Nuriejew postrzegany jest jako bardzo rosyjski artysta. Choć jego seksualność jest czymś, z czym obecnej władzy zdecydowanie nie jest po drodze. Co ciekawe, to temat, który powracał w rozmowach, jakie prowadziliśmy z rosyjskimi inwestorami. Pytano nas za każdym razem, czy to będzie film o jego życiu prywatnym. Odpowiadaliśmy, że niekoniecznie, ale dla pełnego obrazu musimy pokazać, kim on jest. Biały kruk opowiada o tym, jak to jest być indywidualistą. Nuriejew taki był i nie szedł na żadne kompromisy. Uważam, że to coś nienormalnego, by nakładać represje na artystów, którzy są posłańcami ludzkiej duszy. Pokazuje to tylko strach reżimów przed ludźmi, którzy mogą dawać nam nadzieję, ale i prowokować do reakcji. To po prostu oznaka słabości.

R O Z M O WA

była przez któregoś ze wspaniałych reżyserów. Nie sądzę, żeby jakakolwiek sztuka była uzależniona od reguł. To jakaś forma komunikacji i chodzi o znalezienie odpowiedniego języka, by opowiedzieć daną historię, przekazać określoną wiadomość czy dostarczyć widzowi rozrywki. Narzędzi, jakich do swojej dyspozycji ma reżyser, jest coraz więcej. W kinie zasady powinny się odnosić wyłącznie do kwestii technicznych, takich jak odpowiednie ustawienie światła czy dźwięk. Ludzie, którzy za to odpowiadają, posługują się pewną dyscypliną, bo tego wymaga ich praca. Jako reżyser mogę im być bardzo wdzięczny, bo dzięki nim sam czuję się nieskrępowany.

R o z m a w i a ł K U B A A R M ATA

M i ę d z y n a r o d o w y Fe s t i w a l Fi l m o w y w To k i f o t . m a t . p r a s o w e

27


FILM

SEKS, KŁAMSTWA I ZAKAZANE CIĄŻE OD 23 LISTOPADA NA EKRANACH POLSKICH KIN OGLĄDAĆ MOŻNA SOFIĘ, MERYEM BENM’BAREK-ALOÏSI, NAGRODZONĄ ZA SCENARIUSZ NA TEGOROCZNYM FESTIWALU W CANNES. TO GORZKA OPOWIEŚĆ O BOLĄCZKACH, KULTUROWYCH TRAUMACH I SPOŁECZNYCH ROZŁAMACH WSPÓŁCZESNEGO MAROKA. Z OPISU BRZMI HERMETYCZNIE, ALE W RZECZYWISTOŚCI JEST TO JEDEN Z NAJMOCNIEJSZYCH I NAJBARDZIEJ WARTOŚCIOWYCH DEBIUTÓW ROKU.

Sofia, fot. Wiame Haddad

Casablanca, czasy współczesne, miasto nie ma nic wspólnego z romantycznym hollywoodzkim klasykiem z Bogartem i Bergman. Tytułowa Sofia jest wchodzącą w dorosłość dziewczyną, która zaszła w niechcianą ciążę, ale to dopiero początek jej gehenny. Nie tylko bowiem wychowana w wyznającej tradycyjne wartości rodzinie dziewczyna przyniosła tą chwilą słabości hańbę ojcu i matce, ale stała się również potencjalną kryminalistką. Otóż artykuł 490. marokańskiego kodeksu karnego głosi, że pozamałżeńskie kontakty seksualne są karane więzieniem na okres od jednego miesiąca do roku. Sofię po-

28

znajemy tuż przed porodem, dokonanym w tajemnicy, zarówno przed rodziną, jak i władzami, ponieważ ojciec dziecka nie jest znany. A przynajmniej przerażona sytuacją młoda matka nie chce ujawnić jego tożsamości. Wspiera ją kuzynka Lena, która pochodzi z bardziej liberalnego dla kobiet świata, lecz w trakcie filmu obie bohaterki przekonują się, że walka z utrwalaną przez setki lat kulturą i tradycją religijną jest walką z wiatrakami. - Postać Sofii powstała w oparciu o zlepek różnych historii kobiet, które znam albo o których słyszałam z wiarygodnych źródeł - mówi

nam reżyserka Meryem Benm’Barek-Aloïsi. - Nie jest to jednak tylko film o trudnej sytuacji kobiet w patriarchalnym świecie wypaczeń, lecz także opowieść o współczesnym Maroku, o rosnącym w kraju rozdźwięku społecznym. Urodziłam się tam, ale wychowałam i ukształtowałam w Belgii, gdzie skończyłam szkołę filmową, dlatego czuję się tak, jakbym stała w rozkroku między Marokiem a Europą. I chcę o tym mówić za pomocą kina - dodaje reżyserka i scenarzystka Sofii. - Wychodząc od archaicznego zapisu w marokańskim prawie, który narusza wolność osobistą i godność ludzką, chciałam ukazać mechanizmy funkcjonowania całego społeczeństwa, naświetlić


Sofia, fot. Wiame Haddad

relacje oparte na sile oraz władzy, i w jednostkach rodzinnych, i w instytucjach państwowych. Prawda jest taka, że refleksji na temat statusu kobiety w Maroku nie można snuć poza kontekstem materialnym i społecznym. Zresztą nie tylko w Maroku.

FILM

Sofia jest przede wszystkim przejmującym dramatem społecznym, jednak chwilami ogląda się ją jak najlepszy dreszczowiec, wybijany rytmem kulturowych, religijnych i społecznych starć, które nie są mimo tysięcy kilometrów dzielących Maroko od Polski tak dalekie od tego, co znamy z autopsji. Oto osadzona w konkretnych realiach, lecz jednocześnie gorzko uniwersalna opowieść o ludziach, pięknych w swych słabościach i ohydnych w swym moralnym relatywizmie, którzy nie potrafią wyjść poza własne ograniczenia, żeby dostrzec człowieka w człowieku.

Mer yem Benm’Barek-Aloïsi, fo t . Lu i s Fa b re g a

Autorka Sofii wyjaśnia, że posłużyła się tym zapisem, by stworzyć kontekst emocjonalny i poznawczy dla zachodniego widza. - Marokańczycy są w pełni świadomi artykułu 490, lecz nie przeszkadza to nikomu w prowadzeniu życia seksualnego. Jest raczej hamulcem dla spełnionej i spokojnej seksualności, a także katalizatorem wielu problemów - mówi reżyserka. - Rodzą się pytania o status samotnych matek, napiętnowanych prawnie i społecznie, także o aborcję, nadal w Maroku zakazaną, mimo że ustawa została przegłosowana w zeszłym roku. No i pytanie o przyszłość dzieci, których ojcowie są nieznani. Jakie mają perspektywy? W samej Casablance, codziennie rodzi się 150 nieślubnych dzieci. Gniew tej odsuniętej na margines młodzieży zaczyna być zauważalny - dodaje Benm’Barek-Aloïsi. - Z drugiej strony ludzie zamożni mają pełną seksualną swobodę. Wystarczy, że wyjadą za granicę albo przekupią w Maroku stróża nocnego. Nie uda się znaleźć żadnego rozwiązania, dopóki nie zostanie stworzona równowaga. Dość dodać, że w pewnym momencie tożsamość ojca dziecka zostaje ujawniona, a on sam, Omar, odnaleziony i postawiony pod murem wyboru. Jednak dopiero wtedy problemy zaczynają się nawarstwiać, a wszystkie postaci pierwszo- i drugoplanowe ukazywać swe prawdziwe oblicza. - Poczynania moich bohaterek i bohaterów mogą szokować, ale widzowie zaczynają w pewnym momencie rozumieć, że ci ludzie żyją w świecie, który działa jak gigantyczny walec, zmuszając ludzi do podejmowania

dyskusyjnych decyzji moralnych - kontynuuje Benm’Barek-Aloïsi. - Tu każdy sprawuje władzę nad tym, kto stoi niżej w hierarchii. Abstrahując od dramatu zmaltretowanej przez system dziewczyny, dramat rodziców Sofii polega nie na tym, że ich córka ma nieślubne dziecko, lecz na tym, z kim ma to dziecko. Konflikt dotyczy trzech familii – rodziców Sofii z klasy średniej, zamożnej rodziny Leny oraz rodziny Omara pochodzącej z nizin społecznych. To współczesne Maroko w pigułce – kraj kilku prędkości.

Oto zaangażowane kino o świecie arabskim zrealizowane przez osobę, która się z niego wywodzi i nie powiela stereotypów, które zachodnia publiczność uwielbia oglądać. Oto nakręcony przez kobietę film o kobietach i dla kobiet, ale również cenne kinowe doświadczenie dla mężczyzn. Wartościowa lekcja empatii i zaproszenie do dyskusji. Zarówno o Maroku, jak i ogólnie o świecie, na którym wszyscy wspólnie żyjemy, choć często tego nie dostrzegamy. DARIUSZ KUŹMA

29


FILM

FILMOWE STRZAŁY KUBY ARMATY FUGA reż. Agnieszka Smoczyńska Polska 2018, 100 minut

fot. Kino Świat

KURSK

zdj. mat. prasowe

reż. Thomas Vinterberg Belgia/Francja/Luksemburg 2018, 117 minut

Premiera: 7 grudnia Ocena: �����

Szwed Thomas Vinterberg to reżyser jednego z moich ulubionych filmów, jakim jest wstrząsające Polowanie, z 2012 roku. Dał wtedy dowód na to, że ekranowe napięcie potrafi kreować jak mało kto. Tragiczna historia rosyjskiego okrętu podwodnego Kursk, jaka rozegrała się w 2000 roku, stanowiła w tej materii kolejne wyzwanie. W dodatku w więcej niż jednym wymiarze. W końcu to nie tylko dramat uwięzionej pod wodą załogi, ale i międzynarodowa polityczna rozgrywka, której losy obserwował cały świat. Vinterbergowi umiejętnie udało się podzielić zainteresowanie widza pomiędzy te dwie płaszczyzny. Nie ma co ukrywać, że wydatnie pomogła mu w tym znakomita obsada aktorska, którą udało mu się zebrać na planie. Od Colina Firtha przez Matthiasa Schoenaertsa i Léę Seydoux, po wcielającego się w rolę Borysa Jelcyna – Maxa von Sydowa. Klaustrofobiczna atmosfera, jaką wykreował Vinterberg i autor zdjęć Anthony Dod Mantle, sprawiają, że zaczynamy się w pewnym momencie nerwowo wiercić w kinowym fotelu. Mocne, poruszające kino. Premiera: 14 grudnia Ocena: �����

30

Debiutanckimi Córkami Dancingu, Agnieszka Smoczyńska narobiła nie lada apetytu na odważne, bezkompromisowe polskie kino. I choć rodzima widownia na jej filmie poznała się nieco mniej niż ta amerykańska, Polka przekonała, że jest reżyserką, której dalszą karierę warto śledzić. Do kin wchodzi właśnie jej drugi film, Fuga. Choć w tym przypadku to owoc bardzo bliskiej współpracy z Gabrielą Muskałą, która nie tylko wciela się tu w główną rolę (zresztą znakomicie), ale jest też autorką scenariusza. Historia cierpiącej na fugę dysocjacyjną Alicji opowiedziana jest niezwykle klimatycznie, do czego przysłużył się chociażby wybór lokacji (bliskie sąsiedztwo góry Sobótki). Pamięć, tożsamość to tematy szczególnie interesujące Smoczyńską, dla których w Fudze znalazła bardzo ciekawą formę. Składa się na nią warstwa dźwiękowa, gdzie uwagę zwraca najmniejszy szelest, ale i świetne zdjęcia Kuby Kijowskiego. Wszystko to sprawia, że film Agnieszki Smoczyńskiej to jedna z najlepszym rodzimych produkcji kończącego się właśnie roku. Takie kino chce się oglądać!

fot. Jakub Kijowski /mat. dystrybutora


ONI reż. Paolo Sorrentino Francja/Włochy 2018 151’ Pięć lat temu, Paolo Sorrentino za sprawą Wielkiego piękna rozkręcił jedną z najlepszych imprez w historii kina, a postać Jepa Gambardellego uosabiała życie, jakie każdy z nas chciałby prowadzić. Od tamtego czasu włoski reżyser stał się gwiazdą kina europejskiego, przyjmowaną z honorami na największych festiwalach. Zatem kiedy gruchnęła wieść, że w jednym z kolejnych filmów sportretuje on kontrowersyjnego włoskiego polityka Silvio Berlusconiego, nic dziwnego, że widzowie nie mogli się wręcz doczekać. Niestety, jak to często bywa w takich sytuacjach, okazało się, że owo zamieszanie to po prostu wiele hałasu o nic. Owszem, impreza, i to z gatunku tych bunga-bunga, trwa w najlepsze, ale poza pięknymi, roznegliżowanymi kobietami, niewiele w tym jest treści. Coś, co w założeniu miało być zjadliwą polityczną satyrą, zamienia się w rozwleczoną telenowelę. Nie pomaga nawet wcielający się w rolę Berlusconiego Toni Servillo, ani zjawiskowa Katarzyna Smutniak. Plotki, które głoszą, że film Sorrentino odrzucony został zarówno przez selekcjonerów festiwalu w Cannes, jak i w Wenecji, nagle zaczynają nabierać realnych kształtów.

Premiera: 28 grudnia Ocena: �����

Kupon rabatowy na dowolne dania

10%

Nowe Menu! Produkty regionalne Ryby i owoce morza

www.vanilla-sky.pl Kraków-Salwator ul.Flisacka 3


DESIGN

ZERO WASTE

W ŚWIECIE DESIGNU IDEOLOGIA ZERO WASTE KTÓRA ZAKŁADA MAKSYMALNE ZMNIEJSZENIE „PRODUKCJI” ODPADÓW TO JUŻ NIE TYLKO EKOLOGICZNE, MODNE HASŁO. TO FILOZOFIA ŻYCIA KTÓRA ZAKŁADA ODPOWIEDZIALNOŚĆ POJEDYNCZYCH OSÓB, ZA ICH WŁASNE DECYZJE ZAKUPOWE. POWOLI UŚWIADAMIAMY SOBIE, ŻE WPROWADZENIE ZASAD ZERO WASTE DO CODZIENNEGO ŻYCIA STAJE SIĘ NIEZBĘDNE DLA NASZEGO DALSZEGO FUNKCJONOWANIA, ALTERNATYWĄ JEST ZATOPIENIE W GÓRACH ŚMIECI. NASZE NAWYKI POWOLI SIĘ ZMIENIAJĄ, A ŚWIADOMOŚĆ WZRASTA.

Forma Natura

Wynalazcy, inżynierowie i designerzy poszukują nowych materiałów, które będą mogły zastąpić te, które od lat zaśmiecają Ziemię. Nie jest to jednak łatwe, bo materiały takie jak plastik i szkło są po prostu technologicznie szeroko dostępne, a przez to tańsze. Na uniwersytecie w Hallam University w Sheffield, Roger Bateman, starszy wykładowca przez rok prowadził projekt Biofurniture - jego ideą było stworzenie w 100% biodegradowalnych mebli, które po użyciu można po prostu wrzucić do kompostownika.

32

Reishidesign

W tym roku Na London Design Festiwal projektowanie w duchu idei Zero Waste było najbardziej czytelnym trendem. Wyznacza go hasło Life After Plastic, pod nim zrzeszają się młodzi projektanci szukający rozwiązań niosących ulgę naszej planecie. Projektanci szukają nowych rozwiązań - odpady stają się zasobem, który sam w sobie ma potencjał do powtórnego wykorzystania.

- czyli projektowanie z naturalnych, biologicznych materiałów.

Na festiwalu można było zobaczyć sposoby wykorzystania np. fusów z kawy: z nich zrobione były filiżanki i brykiety do kominków. Kolejnym ważnym trendem jest Biodesign

W Polsce biodesign jeszcze raczkuje, ale mamy bardzo ciekawych projektantów którzy przedstawią swoje prace i podejście do projektowania w czasie prelekcji

Wodorosty zamiast plastiku? Tak, to możliwe. Zamiast recyklować platikowe butelki, dzięki nowoczesnemu materiałowi z wodorostów nazywanego Ohoo - można je zjeść! Podobno nie są zbyt smaczne, ale zamiast 2000 lat rozkładają się w tym samym czasie co skórka od grejpfruta.



DESIGN Manilove 8 grudnia w Domu Towarowym Braci Jabłkowskich w Warszawie, na Targach Designu WZORY. Michał Bachowski, ekonomista i design manager, z zamiłowania uzależniony od Internetu obserwator wszelkich nowych tendencji w obszarach wzornictwa, technologii, mediów oraz marketingu doradzi, jak pozbyć się plastiku ze swojego życia. Studio UAU Opowie o swojej pracy projektowej w kontekście uszanowania środowiska i wykor-zystania idei Zero Waste. Chcą pokazać, że druk 3D to najlepszy sposób na to aby dobry design był dostępny dla każdego. Do druku wykorzystują wyłącznie bioplastik PLA, który jest biodegradowalny i recyklingowalny. Kami - pochówek nomadyczny - to projekt marki NURN design for death. Markę

34

Ende3 tę zajmującą się designem funeralnym tworzą Joanna Jurga i Martyna Ochojska. Jednym z ich flagowych projektów jest linia biodegradowalnych urn Kami, które odpowiadają na narastającą potrzebę pochówku nie związanego z żadną istniejącą ceremonią pogrzebową, a zgodnego z polskim prawem. Marek Głogowski tworzy meble z grzybów! Stworzył projekt, w którym można swój własny mebel… wyhodować. Grzybnia tworzy twarde i funkcjonalne siedzisko, z niezwykle oryginalną fak-turą. Marek prowadzi również warsztaty, na których można nauczyć się jak wyhodować z grzybów własną lampę - brzmi to niesamowicie, ale to jest właśnie przyszłość projektowania! Roza Janusz - wymyśliła materiał do pakowania żywności który powstaje w wyniku fermentacji bak-teryjnej. Wygląda jak cienka bibuła, jest całkiem wytrzymały i można

go zjeść! Roza na Wzorach pokaże, w jaki sposób jej materiał rośnie i jak się go robi. Na Wzorach w strefie Zero Waste odbędzie się również wiele warsztatów dla dorosłych i dzieci, które pokażą, w jaki sposób możemy zmniejszyć ilość odpadów w naszym otoczeniu. Nauczymy się ekologicznie pakować prezenty, robić kwietniki ze starych t-shirtów, przerabiać zużyte słomki. W strefie Zero Waste znajdą się również wystawcy z produktami ułatwiającymi ekologiczne życie, gwarantujemy mnóstwo ekologicznych inspiracji.

Targi Designu WZORY, 8-9 grudnia, Dom Braci Jabłkowskich


POZIOM 511 DESIGN HOTEL & SPA TO HOTEL STWORZONY Z MYŚLĄ O TYM, BY – Z DALA OD WIELKOMIEJSKIEGO ZGIEŁKU – MÓC NIE TYLKO ZRELAKSOWAĆ CIAŁO I UMYSŁ, ALE TAKŻE NACIESZYĆ ZMYSŁY I ZASPOKOIĆ GŁÓD KULTURY. POZIOM 511 to miejsce dla wszystkich, którzy poszukują piękna w detalach. Dla tych, którzy żyją w biegu i pragną zatrzymać się na moment, aby odetchnąć pełną piersią. Dla wszystkich, którzy potrzebują relaksu lub przyjemnych warunków do pracy. Dla tych, którzy mają oczy i uszy

szeroko otwarte. Dla wszystkich, którzy podzielają zamiłowanie do designu i kultury. Dla życzliwych ludzi, artystycznych dusz i kreatywnych umysłów. Hotel propaguje różne formy artystycznego wyrazu, począwszy od muzyki, ma-

larstwa, grafiki, przez sztukę użytkową, na projektowaniu mody kończąc.

POZIOM 511 Design Hotel & SPA posiada własny bookstore, organizuje cykliczne wystawy oraz inne wydarzenia kulturalne.

AKTUALNY KALENDARZ WYDARZEŃ NA STRONIE INTERNETOWEJ HOTELU ORAZ HOTELOWYM FACEBOOKU. Poziom 511 Design Hotel&SPA, Bonerów 33, 42-440 Podzamcze k. Ogrodzieńca +48 32 746 28 10 | recepcja@poziom511.com | w w w . p o z i o m 5 1 1 . p l


DESIGN

VISUAL

S P A CE

PROSTOTA I NATURA

PRACOWANIA VISUAL SPACE POWSTAŁA Z ZAMIŁOWANIA DO PROSTOTY FORMY ORAZ INSPIRACJI NATURĄ. PROJEKTANTEM JEST KRZYSZTOF ZBIŻEK, FOTOGRAF, ABSOLWENT SZKOŁY FILMOWEJ OD ZAWSZE ZWIĄZANY ZE SZTUKĄ, RZEŹBĄ, DESIGNEM.

zdęcia: Visual Space

36


DESIGN Twórca dzięki wykorzystaniu unikatowej techniki, zastosowaniu koloru oraz obróbce szlifowania i polerowania, tworzy niepowtarzalne projekty. Wzory barwione są w masie betonu lub nadawana jest im wyjątkowa struktura. W projektach dostrzegamy inspirację kosmosem, naturą , czy muzyką, a ułamek jej

części zamykany jest w prostych bryłach tak powstały kolekcje MIRAGE, TimeWind, GENESIS czy seQuenced. Rzeźby / betonowe głowy z kolekcji KONTINUUM wykonane są ręcznie, poprzez wielogodzinny proces łączenia kilkunastu warstw betonu.

Misy, wazony jak również rzeźby z pracowni z VISUAL SPACE, są niebanalne i unikatowe, wykonane z dbałością o każdy szczegół. Posiadają nie tylko walory dekoracyjne, ale również użytkowe. kzbizek-visualspace.pl showroom:FORUM DESIGNU Kraków 37


Kameralny kompleks dla Najemców oraz

budynków posiadających olbrzymi parking na ponad

Położony bezpośrednio przy Saska, dawna ulica Krzywda)

ogrody i tarasy 200 samochodów.

głównej trasie dojazdowej (Kuklińskiego-Lipskaoraz przy przystanku tramwajowym i autobusowym.

Na terenie Factory Park Kuklińskiego znajduje się stacja ładowania samochodów elektrycznych oraz rowerów elektrycznych. Dla rowerzystów przewidzieliśmy stojaki rowerowe, stację naprawczą oraz szatnie z prysznicami i szafkami.


Do wynajęcia klimacie, na

od zaraz lokale terenie dawnej

usługowe i Spółdzielni

biurowe w industrialnym Tr a n s p o r t o w e j “Zespół”.

W p e ł n i w y k o ń c z o n e i w y p o s a ż o n e ł a z i e n k i . We n t y l a c j a p o s i a d a j ą c a f i l t r y a n t y s m o g o w e , a we wspólnym ogrodzie zasadzone zielone ekrany pochłaniające zanieczyszczenia.

tel. 792-959-316 factorypark.pl facebook.com/factoryparkkuklinskiego instagram.com/factoryparkkuklinskiego


MOTO

SZCZĘŚLIWA MIŁOŚĆ ALFA ROMEO GIULIA QUADRIFOGLIO

Namiętności, jakie wywołują samochody, potrafią być wyjątkowo silne. Niemalże bezkonkurencyjne wobec innych, fizycznych wytworów człowieka. Alfa Romeo przez ponad 100 lat swojej historii osiągnęła niezrównany poziom ekscytacji, porównywalny wręcz z żywymi istotami. Mistrzowskie stylizacje nadwozi, mocne silniki, zaawansowana technologia i skutecznie zestrojone układy jezdne stworzyły swoisty pomnik. I chociaż zawirowania finansowe ostatnich dziesięcioleci poczyniły liczne na nim pęknięcia, to nowa rodzina modeli zdaje się ugruntowywać dawną pozycję marki. Na jej szczycie staje obecnie Alfa Romeo Giulia Quadrifoglio, tylnonapędowe auto, na które od dawna czekali miłośnicy włoskiej fabryki.

40


MOTO Alfą Romeo jeździł jako kierowca firmowy i często zwyciężał twórca sportowej marki wszech czasów - Enzo Ferrari. Inny wielki człowiek motoryzacji - założyciel marki i potentat przemysłowy Henry Ford, kiedy mijała go Alfa Romeo, zdejmował z głowy kapelusz. I jeśli nawet byłoby to w tym przypadku jedynie ziarno prawdy, to warto uzmysłowić sobie poziom szacunku i miłości okazywanej turyńskiej firmie.

Nazywanie pasjonatów Alfy Romeo „miłośnikami” jest jak najbardziej uzasadnione. Klimat takiej postawy stworzono dawno temu, jeszcze w czasach Imperium Rzymskiego. Wtedy właśnie zaczęto kochać zwycięzców igrzysk i wojen. Gdy prędkość stała się nieodłączną towarzyszką samochodów, ten kto był szybszy, zostawał zwycięzcą. Laurowy wieniec często towarzyszył sportowym występom Alfy Romeo. Samochody

z charakterystycznym „scudetto” walczyły i wygrywały z Bugatti, Bentleyem, Mercedesem - w Le Mans i Grand Prix - i były prawdopodobnie największymi sportowcami w złotej erze wyścigów. W ostatnich dekadach, pomijając wyjątki (jak zwycięstwa w mistrzostwach DTM - niemieckiej serii wyścigów samochodów turystycznych) turyńska firma już tak nie brylowała.

A propos miłości. Największa miłosna tragedia rozegrała się również w północnych Włoszech. Tam właśnie, w Weronie, poznajemy losy słynnych kochanków stworzonych piórem Szekspira. Romeo, Alfa Romeo oraz Julia, Giulia (z języka włoskiego Julia). Już samo to zestawienie potrafi poruszyć serce. Echo tej odwiecznej historii dociera też do nowej Giulii Quadrifoglio. Jej podwójnie turbodoładowany V6, pochodzący z zaplecza Ferrari, grzmi mocą 510 KM. Wyrafinowane zawieszenie adaptacyjne, dające dużo precyzyjnej przyczepności oraz hamulce węglowo-ceramiczne pozwalają dość swobodnie traktować moc i moment przenoszone przez ośmiobiegową skrzynię na sterowany elektronicznie tylny dyferencjał z blokadą mechanizmu różnicowego.

41


MOTO A to wszystko okryte z pozoru zbyt ciasnym, „przyozdobionym” lekkim włóknem węglowym, garniturem nadwozia tworzącego swym kształtem właściwy docisk aerodynamiczny. Muskularna, wyrzeźbiona jak u antycznych sportowców sylwetka Alfy Romeo Giulii Quadrifoglio pokryta w tym egzemplarzu nieskazitelnie perłowym lakierem pozwala zakochać się w tym aucie od pierwszego wejrzenia. Wciskając czerwony przycisk „start” na kierownicy czujemy zarazem ucisk serca, który przytrafia się tylko prawdziwym kochankom. Miłość do samochodów Alfa Romeo tworzy aurę życzliwości. Z taką też atmosferą spotkałam się właśnie w salonie warszawskiej firmy Carserwis, wieloletniego dealera włoskich marek. W rolę Romea w naszym romantycznym spotkaniu z Giulią wcielił się utalentowany aktor młodego pokolenia Michał Dudziński. LUIZA DOROSZ heelsonwheels.pl *** Foto: Dominik Morgaś Mua: Anna-Maria Okońska Hair: Iwona Kaim Stylist: Butik „UNIQUE” Warszawa Shoes: Carinii Edit: Karolina Zaborska

42



I M P R E Z Y I OT WA R C I A

KONSTELACJA GWIAZD BAROQUE Koncert Natalii Kukulskiej

zdjฤ cia: Baroque

17 listopada 2018 Baroque, Krakรณw

44


45


FELIETON

ROK POD

Z N A K I EM

MODY

NIGDY NIE MYŚLAŁAM, ŻE TO NAPISZĘ, ALE TEN ROK ZAPAMIĘTAM GŁÓWNIE POD ZNAKIEM POLSKIEJ MODY. UDANA PREMIERA MAGAZYNU VOGUE POLSKA I RÓWNIE UDANA KONTYNUACJA SPRAWIA, ŻE WŁAŚNIE OD NIEGO ROZPOCZYNAM SUBIEKTYWNE PODSUMOWANIE MIJAJĄCEGO ROKU.

MALWA WAWRZYNEK

Zaczęło się od wielce kontrowersyjnej okładki, która skradła moje serce i duszę. Każdy kolejny krok Vogue Polska był przejawem dużej odwagi, ale też bardzo przemyślanego podejścia do tematu. Podoba mi się to, jak redakcja bawi się ze swoimi czytelnikami, jak momentami gra na nosie tym, którzy odczuwają i postrzegają modę inaczej niż oni. Tu nie ma dobrego i złego podejścia albo się to czuje, albo krytykuje się każde niesztampowe zagranie ze strony tego magazynu. Szanuję obie grupy, tych, którzy wyją z zachwytu i tych, którzy wyją z ubolewania nad „polską estetyką”. Ja tę estetykę kupuję (dosłownie i w przenośni) całkowicie: z rażąco nieperfekcyjnymi okładkami, z tekstami, które mają puentę i niekonwencjonalne podejście do tematu, z Anją Rubik na stercie ziemniaków oraz z zapierającą dech w piersiach grudniową okładką. Vogue Polska wyniósł dyskusję o modzie w Polsce na inny, lepszy, bardziej dojrzały i intertekstualny poziom. I za to szanuję go najbardziej. Patrząc globalnie na rok 2018 pod znakiem mody, w pamięci przechowam też kilka innych momentów, niesamowitych kolekcji i mocnych obrazów. Na pierwszy plan wysuwa się Met Gala, która w tym roku przekroczyła wiele granic, głównie tych, które wynoszą modę w inną, niebiańską przestrzeń. Kreacja Maison Margiela dla Rihanny pokazała, że moda może czerpać inspirację ze wszystkiego. Ten projekt speł-

46

niał wszelkie warunki do tego, aby stać się karykaturalną, śmieszną, przerysowaną wersją całego zamysłu, a mimo to Maison Margiela i Rihanna stworzyli duet, którego nie sposób powtórzyć. Dla mnie było to najlepsze, co kiedykolwiek ujrzałam na czerwonym dywanie, a ten raczej nigdy specjalnie mnie nie urzekł. Pokaz i wybieg, który najbardziej utkwił w mojej głowie, to Alta Moda w wykonaniu Dolce&Gabbana. Parada kolorów, dodatków, satyny, aksamitów i jedwabi w bajkowym otoczeniu włoskiego jeziora Como. Pokaz całkowicie zachwycający, porywający, przenoszący nas do innego, rajskiego wymiaru. Obłędne suknie i przytłaczająco piękne akcesoria, które od lat są wyznacznikiem stylu tego włoskiego duetu. To show, ten piękny moment włoskiej mody, na długo pozostanie w mojej pamięci. Tak samo z resztą, jak i to, co kolejny już rok kreuje Alessandro Michele u steru marki Gucci. Nieograniczony świat Michele to wybieg, na którym pojawiają się głowy modeli, kolejne kreacje, które zniewalają od stóp do głów, maksymalizm i miszmasz, w którym paradoksalnie wszystko znajduje się na swoim miejscu. Moja fascynacja tym, co robi człowiek „znikąd”, tajna broń domu mody Gucci, z pewnością nie skończy się w tym roku i będzie trwać tak długo, jak trwać będzie sam Michele. Cieszę się również, że w tym roku powstał w końcu dokument o największym kreatorze, jakie-

go widziała współczesna moda. I cieszę się, że ten dokument jest dokładnie taki, jaki być powinien: bez patetyzmu, momentami trudny, niewygodny i z pewnością wywołujący skrajne emocje. Taki przecież być McQueen i w pełni zasłużył sobie na szczery portret, który doskonale pokazuje sprzeczności targające jego naturą. Ten dokument jest jednym z lepszych, jakie pojawiły się w dziedzinie mody i dzięki takim obrazom wierzę, że jednak ktoś potrafi oddać geniusz jednego człowieka w bardzo określonym czasie i formie. Było w tym roku też wiele rozczarowujących momentów, jak choćby to, co stało się z domem mody Celine. Niby zabrakło tylko małego akcentu, a jednak ten akcent tak wiele znaczył dla tożsamości tej marki, że dzisiaj, kiedy go nie ma, nic już nie jest takie samo. Szczerze lubię Hediego Slimane i podobało mi się to, w którym kierunku pokierował Saint Laurent, ale niestety nie mogło się to udać po raz drugi. Nie tutaj i nie z taką historią. Jak dla mnie smutne rozczarowanie i bardzo gwałtowne pożegnanie z tym, za co kochałam Celine i jej ponadczasową estetykę. Ale tak to chyba bywa w miłości — raz sprawia, że latamy pod sufitem, innym razem brutalnie sprowadza nas na ziemię. Nie pamiętam, kiedy i właściwie, dlaczego pokochałam modę, ale dziś uwielbiam ją za to, że zawsze wzbudza we mnie emocje i sprawia, że ciągle czekam na więcej. A jeszcze więcej będzie jej na szczęście w kolejnym roku.



NEWSY fot. Kasia Bielska

ŚWIATY MAGICZNE TOVA Polska marka TOVA rusza na poszukiwanie bliskich światów magicznych. Tematem sezonu FW18 jest pierwotny, towarzyszący ludzkości od zawsze zachwyt nad otaczającym nas pięknem. Nowa kolekcja zawiera stałe, charakterystyczne dla TOVY elementy, jak długie sukienki, oversize’owe swetry, taliowane marynarki czy zestawienie kontrastów, np. cienkich, zwiewnych tkanin i ciężkich okryć. Mocnym elementem kolekcji jest kolor – bordo, fiolet, kobalt, róż czy emerald

48

występujące również w ręcznie robionych akcesoriach – kapeluszach fedora, skórzanych botkach i paskach. W nostalgicznej i romantycznej kolekcji TOVY znalazły się również duże, kolorowe futra oraz bluzki z nadrukiem zaprojektowanym przez młodą polską artystkę Aleksandrę Morawiak. Punktem wyjścia kampanii FW18 jest tolkienowska historia o elfach, którzy zostali ulepieni, a następnie obudzeni niedługo po stworzeniu gwiazd, a zobaczywszy je, na zawsze pozostali wierni zachwytowi nad

nimi. Dla TOVY jest to moment symboliczny – wyjścia na świat, pokazania nowego oblicza dojrzałej marki, która od 2011 r. przeciera sobie szlaki w polskiej branży mody. Nowa kampania w całości powstała na krakowskim Zakrzówku, który w ujęciach fotografki Kasi Bielskiej przypomina dziewiczą, nietkniętą ludzką ręką krainę.


NEWSY fot. Wiktor Franko

Z MIŁOŚCI DO JAPONII I SKANDYNAWII Na tle innych ubrań od razu rzucają się w oczy. Kimonowa sukienka, płaszcz oversize z materiału od Max Mara, albo ręcznie dziergany sweter z wełny z merynosa. Bardzo prosty krój, zwykle czarny gładki materiał, proste cięcia. Ubrania tego typu muszą być idealnie zaprojektowane i dokładnie uszyte, ponieważ nawet małe niedociągnięcie byłoby od razu widoczne. Dbałość o detale jest charakterystyczna dla projektów Anna Gregory, czerpiących inspiracje z subtelnych wzorców Japonii i Skandynawii.

Materiał zawsze naturalny - jedwab, len, albo wełna. Trzeba dużo doświadczenia i często cierpliwości żeby wybrać te najlepsze. W miejscach takich jak Prato poszukiwania trwają czasem kilka dni. Anna wszystko produkuje lokalnie, w niewielkich nakładach, zawsze zero waste i z troską o środowisko, wśród projektów nie ma też miejsca na wyroby z futer i skóry. Przychodząc na zakupy do butiku na krakowskim Kazimierzu warto być zdecydowanym, bo na wieszakach wiszą często

pojedyncze egzemplarze. W podjęciu decyzji pomaga sama projektantka. Anna Gregory wykształciła się w Londynie, zadebiutowała na London Fashion Week, a następnie wróciła do Krakowa, żeby otworzyć przy ul. Józefa własny butik, który od razu zyskał stałą klientelę. /Bartek Zarycki/

49


NEWSY Fot. materiały Lofju

NOCNA ENERGIA WARSZAWY Nowa kampania marki Lofju nosi tytuł Warsaw Night Fever i jest inspirowana energią, blaskiem, nowoczesnością miasta. Została stworzona z miłości do miejsca, w którym wszystko się zaczęło. To najbardziej osobista kolekcja projektantki, która równo 20 lat temu zamieszkała w Polsce.

50

Lofju założyły w 2011 roku w Warszawie projektantka Inga Sosna i jej wspólniczka Dominika Krzewińska. Ubrania marki wyróżniają bogate zdobienia, wysoka jakość tkanin i dbałość o detal. Dostrzec to można zwłaszcza w ręcznie wykończonym koronkowym body, z którego zasłynęło Lofju. Pokaz najnowszej kolekcji zobaczyliśmy w czasie KTW Fashion Week w Katowicach.



NEWSY fo t . Fi l i p O k o p ny / Fa s h i o n I m a g e s

EKLEKTYCZNY MISZMASZ VASINY Letnia kolekcja marki Vasina, założonej przez projektantkę i stylistkę Vasinę Maćkowiak, nosi tyatuł Personage, czyli „Persona”. - Obserwowanie ludzi oraz tego, jak ich styl przekłada się na osobowość, sprawia mi przyjemność - mówi Vasina. Kolekcja idealnie oddaje, to jak wyglądają współczesne ulice wielkich miast pełne eklektycznego miszmaszu. Mamy japońskie kimona zdobione origami, srebrne i złote plisy w total looku, świetnie skrojone garnitury z wełny - błękitne albo łososiowe, przystrojone sznurami, naramiennikami,

52

wycięciami. Dla romantyczek - tiulowe spódnice i bluzki z kryształowymi aplikacjami. Wspólny mianownik projektów? Wyrazista forma! - Jest dla mnie zawsze punktem wyjścia - podkreśla Vasina. Widoczna w drapowaniach, asymetriach, pomysłach typu spodnie połączone ze spódnicą czy żakiet z motylkowym, geometrycznym rękawem. Na szczególną uwagę zasługują oryginalne desenie zaprojektowane przez Vasinę: drobne geometryczne printy na koszulach, nadruki dłoni na bluzkach oraz obrazy autorstwa Sebastiana Pawlaka naniesione na bluzy i T-shirty.

„Personage” oszałamia kolorami! Czerwień, błękit, fiolet, łososiowy, a dla uspokojenia popiel i biel, nie brakuje odważnych połączeń barw pochodnych: czerwień, róż, łososiowy i kontrastujących: żółty i magenta. Stylizacje uzupełniają fryzury Jagi Hupało - naturalne i dyskretne podkreślają osobowość modelek, nie zabrakło zaskakujących pomysłów, jak kolorowe kropki na włosach. Uzupełnieniem pokazu i kolekcji będzie album przygotowywany we współpracy z fotografkami: Magdą Wunsche i Agnieszką Samsel.


POLISH FASHION DESIGN ART ONLY

OPEN EVERYDAY KRAKÓW UL. STRADOMSKA 16


R O Z M O WA

TWORZĘ RZECZY, KTÓRE MI SIĘ PODOBAJĄ NATALIA SIEBUŁA Z SUKCESEM PROWADZI SWOJĄ MARKĘ. W CZASIE DZIEWIĘCIU LAT ZDOBYŁA LICZNE GRONO WIERNYCH KLIENTEK. ALE MODY NIE TRAKTUJE WCALE KOMERCYJNIE, PATRZY NA NIĄ JAKO NA DZIAŁANIE SPOŁECZNE, CZEGO PRZYKŁADEM SĄ SESJE ZDJĘCIOWE REALIZOWANE W MODERNISTYCZNYCH BUDYNKACH. O PIĘKNIE ARCHITEKTURY, CIERPLIWOŚCI MUZYCZNEJ I ESTETYCE POLSKIEJ ULICY Z NATALIĄ SIEBUŁĄ ROZMAWIA R A F A Ł S T A N O W S K I

54


Traktujesz modę jako działanie społeczne, które może przekazywać głębsze przesłanie? - Tak, cieszę się, jeśli możemy pokazać coś więcej, uszanować pewne sprawy, skłonić ludzi do refleksji. Jestem i zawsze będę pewnie niszową marką, ale takie podejście pokazuje, że mam wierną grupę odbiorców. Jeśli mogę ją zainteresować i czymś zainspirować, chcę to robić.

Z

aczynałaś naukę mody u duetu Paprocki Brzozowski. Pamiętasz jedną ważną radę, którą od nich usłyszałaś? - Marcin Paprocki uczył mnie, żeby cały czas szukać inspiracji wokół siebie, bardzo blisko, bardzo blisko. By przekładać to, co przeżywamy, na ubrania. Dlatego to, jak wyglądają teraz kolekcje mojej marki, wynika z tego, czym się interesuję. Jak blisko szukasz? - Bardzo, szczególnie teraz, od dwóch i pół roku, kiedy orbituję wokół tematu modernizmu i niezwykłych budynków, które albo zaraz znikną, bo zostaną zburzone, albo podlegają przebudowie, która nie szanuje historycznej tkanki.

Inspirujesz się mocno architekturą – co Cię w niej najbardziej pociąga? - Wprowadzam do moich kolekcji elementy charakterystyczne dla wybranych przez nas modernistycznych budynków, a następnie tworzymy w ich wnętrzach sesje zdjęciowe. Teraz poszłam jeszcze dalej i skupiam się tylko na detalach architektonicznych - w tej chwili fascynują mnie wspaniałe mozaiki, które się tam kryją. Cieszę się, że dzięki temu udało mi się ocalić od zapomnienia piękne budynki, które za chwilę znikną. Modernistyczna architektura to trudny temat, przez wiele osób bywa niezrozumiały. Doświadczyliśmy tego jakiś

Mówisz, że jesteś niszowa. To Twój pomysł na biznes czy konieczność? Prowadzisz firmę od dziewięciu lat i masz wiele klientek. Pewnie mogłabyś się rozwinąć w większy brand odzieżowy. - Zależy, co dla ciebie oznacza słowo rozwój. Dla mnie to tworzenie dobrych kolekcji, używanie wysokiej jakości tkanin, spójność wizerunkowa – to jest ważne. Dla kogoś może to być sto sklepów i zatrudnianie dziesięciu asystentek. Mnie na tym nie zależy. Oczywiście jakieś kroki trzeba podjąć, chciałabym mieć na przykład własny butik. Ale najważniejsze jest to, co się tworzy i to, żeby to miało jakiś głębszy sens. Rozwój nie polega tylko na rozprzestrzenianiu się po Polsce dla samej sprzedaży. Zdaję sobie sprawę, że moja marka nie jest dla wszystkich.

R O Z M O WA zdjęcia: Piotr Cz yż, stylizacje Mateusz Kołtunowicz

czas temu w Krakowie, gdy walczono o zachowanie bryły hotelu Cracovia. - Dla pokolenia moich rodziców i dziadków to „okropny PRL”, który powinien jak najszybciej zniknąć. Ludzie starszej daty odbierają modernistyczną architekturę negatywnie poprzez panujący wówczas ustrój. Na szczęście młode pokolenie podchodzi do tematu inaczej, często ludzie inspirują nas do działania, pokazują obiekty, które powinniśmy odwiedzić a potem dziękują, że to zrobiliśmy. Mnóstwo osób dzwoni, pisze, mamy świetną interakcję. To pokazuje, że wybraliśmy dobry koncept.

Często wykorzystujesz fach, który został prawie zapomniany, czyli ręczne krawiectwo i szycie na miarę. Robisz to, bo lubisz? - Oczywiście, to bardzo wymagające podejście. Jeśli ktoś kupuje rozmiar stworzony w szwalni, to po prostu odsyła rzecz i wymienia na inną. W przypadku szycia na miarę tworzenie wymaga wielu spotkań, ustalenia koncepcji, poświęcenia swojego czasu. To jest trudne. Ale z drugiej strony, kiedy oglądam finalny efekt, mam ogromną satysfakcję. Poza tym tworzę te rzeczy

55


R O Z M O WA

zwykle na specjalne okazje – ślub, obronę profesury, uroczystości rodzinne. To pokazuje, że ktoś ma do mnie duże zaufanie. A to mnie bardzo cieszy. Takie podejście wymaga wiele cierpliwości. Czy to efekt nauki w szkole muzycznej? - Na pewno. Precyzja, cierpliwość, dokładne zgłębianie jednego tematu wyniosłam ze szkoły muzycznej, gdzie grałam na wiolonczeli. Jestem przyzwyczajona do systematycznej pracy, do wielu godzin robienia tego samego, aby osiągnąć coś doskonałego. Pomaga mi też moja ogólna cierpliwość. A nigdy nie straciłaś wiary w modę, nie miałaś ochoty rzucić tego wszystkiego? Wielu młodych polskich projektantów przeżywało takie chwile zwątpienia, wielu się im poddało. Nie przeraża Cię nieustanna konieczność bycia ocenianym przez krytyków, blogerów, klientki? - Oczywiście moje kolekcje pojawiają się w prasie, są recenzowane, ale nie ma takiej interakcji między mną a krytykami, jak między mną a klientkami. Z czego to wynika, nie wiem, może z mojego charakteru, może z tego, że nie przeprowadzę się do Warszawy, tylko mieszkam w Radomiu. To daje Ci dystans do modowego światka, który lubi głaskać swoje gwiazdy, a potem przyglądać się ich potknięciom? - Są tacy projektanci, którzy mają swoje pięć minut, trafiają na usta wszystkich, a potem szybko znikają. Mnie na tym nie zależy. Moja marka funkcjonuje od dziewięciu lat i to uważam za największy sukces. Mnóstwo znajomych, którzy ze mną zaczynali, gdzieś zniknęło, nie zajmują się już wcale modą. W Warszawie bywam trzy razy w tygodniu, ale ja potrzebuję bardzo wiele skupienia. Mieszkanie tam, nie oszukujmy się, trochę by mi to utrudniło, bo tam ciągle ktoś coś chce. A ja potrzebuję skupienia, bo narzuciłam sobie szybkie tempo, co dwa miesiące wypuszczam nowe rzeczy i robię kampanię zdjęciową, które wymagają wiele pracy. Jak sobie radzisz z taką szybką modą, którą narzuciły wielkie koncerny produkujące co kilka tygodni nowe kolekcje? - Czasami nagromadzę w głowie tak wiele pomysłów, że chcę je szybko przelać na tkaninę. Kolekcję na pokaz na KTW

56

Fashion Week zaprojektowałam praktycznie w jeden wieczór. Wybrałam muzykę, wymyśliłam choreografię, nie mam problemu z tworzeniem czegoś. Oczywiście potem przychodzi trudny proces produkcji. Ubrania na sesje nie są często sprzedażowe, więc czesto tworzone są tylko by doskonalić się i rozwijać. Rzadko uczestniczysz w pokazach mody. Jak oceniasz swój show na KTW Fashion Week w Katowicach? - To prawda, nie często decyduje się na pokazy mody. Ludzie piszą, że było wspaniale, to miłe. Nie jestem super pewna siebie, ale nie boję się pokazywać moich rzeczy. Oczywiście krytyka może się poja wić, ale

po szkole muzycznej jest to dla mnie coś naturalnego. A skoro jesteśmy przy tym temacie, pokaz jest o wiele bardziej stresujący od koncertów. Dlaczego? - Stresująca jest świadomość, że nie wszystko zależy tylko od ciebie. Nie widzisz, co dokładnie dzieje się na wybiegu, patrzysz tylko na podgląd na monitorze, a na końcu musisz wyjść do publiczności. Kiedy grałam na scenie, znacznie mniej się denerwowałam. Twoje ubrania są doskonale skrojone pod klientki. Obserwuję rozwój Twojej marki od dawna i widzę, jak świetnie wyczuwasz potrzeby odbiorców. Nie


R O Z M O WA

biodrówki, rurki, z wysokim i niskim stanem. Każdemu jest łatwo ubrać, i to wcale nie za wielkie pieniądze. Boli mnie, że na naszych ulicach mimo to widać ogromne braki w estetyce. Nie tylko w modzie, wystarczy popatrzeć, jak wygląda nasza przestrzeń publiczna. Często jest zaprojektowana w taki sposób, że można mówić o jej dewastacji estetycznej. Bardzo żałuję, że w sferze wizualnej nie potrafimy odwoływać się do naszej pięknej tradycji. Często zamiast wymyślać coś z niczego, wystarczyłoby popatrzeć, jak ubierano się i budowano kiedyś. - Ten problem mamy z obiektami, które wykorzystujemy w sesjach zdjęciowych. Często musimy pokonać wiele trudności, właściciele patrzą na nas jak na totalnych wariatów, że interesujemy się jakimś starym budynkiem. Albo że chcemy uwiecznić mozaikę i klamki, które zostały zaprojektowane przez architekta w duchu całej bryły. A potem słyszymy: Wie Pani, ja tu pracuję od 40 lat, tego syfu to ja bym nie fotografował. Widać brak wrażliwości na estetykę i poszanowania dla dziedzictwa, które posiadamy. Masz pomysł, jak to zmienić? - Wydaje mi się, że to duży problem, którego szybko nie rozwiążemy. Trudno, by ludzie, którzy nie mają zakorzenionego poszanowania dla dziedzictwa, nagle zaczęli doceniać pewne sprawy. Nauka powinna odbywać się w szkole. Pokazywanie dzieciom ładnych rzeczy na pewno ukształtowałoby ich estetykę lub chociaż świadomość, że to co nas otacza tworzą/ tworzyli często naprawdę wybitni ludzie.

miałaś kiedyś ochoty, by się od tego oderwać i trochę zaszaleć? - Przez te dziewięć lat podejmowałam różne próby. Ale to nie jestem ja, a nie ma co na siłę siebie zmieniać i udawać, że zrobiło się coś szalonego, jeśli nie jest się do tego przekonanym. W czasie pokazu w Katowicach było kilka małych prób pójścia pod prąd, ale to nie jest moja bajka. Nie można odmówić Twoim projektom dobrego gustu. Tak sobie myślę, że fajnie by było, gdyby co druga Polka nosiła rzeczy od Natalii Siebuły. Nasze ulice byłby znacznie bardziej stylowe. - W Polsce brakuje mi elegancji. Lubię czytać starą prasę, oglądać dawne filmy,

kiedyś elegancja i schludność były w modzie, wiele się o nich pisało, nawet w tak popularnych magazynach, jak Burda. Teraz jest trochę zbyt dresowo. Oczywiście niech każdy chodzi ubrany, tak jak chce. Tworzę rzeczy, które mi się podobają. Moje ubrania są takie, jak je czuję. Niczego nie udaję.

I mówisz, że Tobie ciągle się chce? - Tak. Dlaczego? - Sama nie wiem. To jakaś wewnętrzna siła. Nie miałam wielu chwil zwątpień. W głowie ciągle mam wiele pomysłów i dlatego moja marka ciągle idzie do przodu.

Czekasz trochę na odwrócenie trendu? - Fajnie by było, gdyby to nadeszło. Ale nie wiem, czy to nastąpi. Może ty wiesz?

Twoja miłość do mody nie wygasa? - Nie wiem nawet, czy do mody. To raczej miłość do robienia czegoś ciekawego.

Ja też jestem tym znudzony, choć siedzę teraz w t-shircie i czapce baseballówce. - Teraz w sklepach jest wszystko. Kiedyś, gdy panowała moda na dzwony, był tylko ten model spodni. Teraz mamy dzwony,

R o z m a w i a ł R A FA Ł S TA N O W S K I

57


RODZINNA MAGIA ŚWIĄT W GALERII KRAKOWSKIEJ LOOKBOOK GK ŚWIĘTA TO CZAS, NA KTÓRY CZEKAMY CAŁY ROK. CZAS, W KTÓRYM SZALEŃSTWO CODZIENNOŚCI PRZEKUWA SIĘ W RADOŚĆ Z BYCIA RAZEM. RODZINA - TO WŁAŚNIE ONA JEST FUNDAMENTEM MAGICZNEGO KLIMATU, KTÓREGO UZUPEŁNIENIE STANOWIĄ ZAKUPY, PREZENTY I GORĄCZKA PRZYGOTOWAŃ DO KOLACJI WIGILIJNEJ. NAJNOWSZY LOOKBOOK GALERII KRAKOWSKIEJ PREZENTUJE RODZINNĄ MAGIĘ ŚWIĄT – Z CAŁĄ JEJ POWAGĄ, A CZASEM Z PRZYMRUŻENIEM OKA. A TO WSZYSTKO W OTOCZENIU ŚWIĄTECZNYCH AKCENTÓW – MIGOCZĄCYCH ŚWIATEŁEK, ODŚWIĘTNIE NAKRYTEGO STOŁU I SZYKOWNIE PRZYSTROJONEJ CHOINKI. BO TE DETALE TO MAGIA WŁAŚNIE.

Grudzień to jeden z najbardziej wyjątkowych miesięcy w roku. Wszystkich ogarnia szaleństwo świątecznych przygotowań, a dzieci z niecierpliwością wypatrują wizyty Świętego Mikołaja. Co zrobić, by nie zwariować? Do tegorocznych Świąt można przygotować się w radosnej atmosferze. Podczas gdy rodzice robią zakupy w największej Galerii w Centrum Krakowa, najmłodsi mogą oddać się zabawie w Kulkowie lub na interaktywnym placu zabaw. Szaleństwo zakupów dopełnia gorączka świątecznych przygotowań. Zdjęcia: Asystent foto.: Stylizacja i opis najnowszych trendów: Włosy: Makeup: Świąteczne prezenty: Modele:

58

Kiedy na niebie pojawi się pierwsza gwiazda, wszyscy spotkamy się przy wigilijnym stole. Niech ten Lookbook GK będzie inspiracją do rodzinnego spędzenia najpiękniejszych Świąt w roku. W sesji udział wzięła krakowska rodzina: Oliwia i Janusz wraz z dziećmi: Oliverem i Nelą. O fryzury modeli zadbał salon Strefa Fryzur, o makijaż – MAC Galeria Krakowska, natomiast prezenty świąteczne dostarczyła firma Pakowanie Prezentów – MGM.

ANA ZBOROWSKA & GRZEGORZ LISZKA DANILEVSKY MX GOSHA TEAM S T R E FA F R Y Z U R | G A L E R I A K R A K O W S K A M·A·C | GALERIA KRAKOWSKA PA K O W A N I E P R E Z E N T Ó W - M G M OLIWIA I JANUSZ WRAZ Z DZIEĆMI: OLIVEREM I NELĄ


NIEZOBOWIĄZUJĄCY SZYK Najlepszy świąteczny duet to eleganckie stylizacje w połączeniu z dziecięcą radością. Oliver Koszula: Smyk Mucha: Smyk Spodnie: H&M Nel Sukienka: Smyk Miejsce: Kulkowo

59


RAZEM PRZY STOLE WIGILIJNYM To najważniejszy wieczór w roku i okazja, by czuć się i wyglądać wyjątkowo. Uroczystą atmosferę tworzą pięknie udekorowany stół, porcelanowa zastawa i eleganckie stylizacje. Mama Sukienka granatowa: YOSHE Pierścionek: Dziubeka Tata Koszula: Peek&Cloppenburg /Jake’s Marynarka: H&M Nel Sukienka: Smyk Miejsce: Mensa Home Premium


M A ŁY E L E G A N T Strój na Wigilię powinien być odpowiedni do sytuacji. Przepis jest prosty: biała koszula, granatowe garniturowe spodnie, czerwona muszka i szelki w groszki, a chłopięcego luzu dodadzą Conversy. Dryń, dryń... pierwsza gwiazdka już zabłysła. Oliver Koszula, szelki, mucha: H&M Spodnie: Smyk Buty: Converse Miejsce: Mensa Home Premium

61


M O D E LO V E Ś W I Ę TA Wszystko co ma czerwoną kratę i kolory piernika pasuje do świątecznych stylizacji. Korzystajmy z tego! Tata Koszula: Peek&Cloppenburg/Levis Sweter: Peek&Cloppenburg/Tommy Hilfiger Spodnie: H&M Oliver Koszula: Smyk Mucha: Smyk Sweter: H&M Spodnie: H&M Miejsce: DUKA

62


63


Ś W I ĄT E C Z N Y L U Z Oto przepis na kratę w świątecznym wydaniu. Do tego lekkie swetry w kremowo-beżowych odcieniach, które nadadzą świeżości. Warto też dodać nutę ekstrawagancji i uzupełnić look o kolorowe skarpety, a tych o świątecznych wzorach nie brakuje! Tata Koszula: Peek&Cloppenburg/Levis Spodnie: H&M Skarpety: Mozz Buty: Gino Rossi

Nel Sukienka: Smyk Buty: Smyk

Mama Sweter: White House Spódnica : Peek&Cloppenburg/ Tommy Hilfiger Bransoletka: Dziubeka Szalik: Peek&Cloppenburg/ Fraas Rajstopy i skarpety: Mozz Buty: Gino Rossi

64

Oliver Koszula: Smyk Mucha: Smyk Sweter: H&M Spodnie: H&M Buty: Converse


TYLKO DLA SIEBIE Nic tak nie podkreśli uroczystych chwil jak aksamit połączony z finezyjną koronką i z koszulą w orientalny deseń. Do tego małe akcenty w kolorze ciemnej śliwki. Głęboki granat marynarki oraz klasyczna muszka podkreślają wyjątkową chwilę. Mama Sukienka granatowa: YOSHE Kolczyki: Dziubeka Pierścionek: Dziubeka Rajstopy: MOZZ Tata Koszula: Peek&Cloppenburg /Jake’s Mucha i Pin: H&M Poszetka: Peek&Cloppenburg Marynarka i spodnie: H&M

65


John Yuyi, #TFW Gucci

MODA

LOVEMARKI

JEDEN Z WPISÓW W NOTATNIKU BRAND MANAGERA MÓGŁBY BRZMIEĆ: PAMIĘTNIKU, JAK DOWIEDZIEĆ SIĘ, CZY ON MNIE KOCHA? NA SZCZĘŚCIE W PRZYPADKU MAREK SPRAWA MA SIĘ PROŚCIEJ NIŻ W ŻYCIU. WYSTARCZY SPRAWDZIĆ, CZY TO, CO NAPISAŁ KEVIN ROBERTS W LOVEMARKS, POKRYWA SIĘ Z RZECZYWISTOŚCIĄ! Wieloletni dyrektor zarządzający agencji Saatchi & Saatchi opracował teorię bazującą na tym, że miłości i szacunku nie można kupić. Dzięki temu odbiorcy z bezgraniczną lojalnością i marki budują ze sobą silne, głębokie relacje. Zatem, jakie elementy

66

tworzą Lovemarki? Zaufanie i reputacja, trwała i autentyczna relacja, brak sztywnej definicji, do tego tajemnica, zmysłowość i intymność oraz współtworzenie marki. Wreszcie, po prostu, miłość.

DOWÓD MIŁOŚCI Kojarzysz ten motyw? Zakochani pieczętują swoje płonące uczucie tatuażami. Wspólnym motto, datą poznania czy imieniem. Wszystko pięknie się rozwija, ale czasem


MODA Sézane

Chylak, Saddle Bag Black przychodzi moment rozstania. Na szczęście, tak jak relokujemy miłość, tak zmieniamy lub usuwamy tatuaż. Wilhelm Booyse silnie związał się z Gucci i podkreślił tę fascynację tatuażem z nazwą marki, który dumnie nosił przez 5 lat! Podziwiał, czuł się w jej butikach jak w domu, a przez otoczenie był traktowany wyjątkowo! Co więcej, inni mu zazdrościli i sprawiali, że mógł odnieść wrażenie znalezienia się w centrum wszechświata. Chłopak opowiedział swoją historię znanemu specjaliście od neurobrandingu, Martinowi Lindstromowi i stąd właśnie dochodzimy do punktu, w którym spotyka się miłość i marka. Na podstawie rozmów z ludźmi takimi jak Wilhelm Booyse, ekspert wyodrębnił elementy, które wpływają na to, że budujemy silne relacje z markami. Po pierwsze, tak jak w miłości, marka musi oddziaływać na zmysły. Po drugie, posiadać wiernych wielbicieli, którzy zachowują się zgodnie z mechanizmami funkcjonującymi np. wśród kibiców drużyn sportowych. Po trzecie, powinna być holistyczna, tzn.

mieć tożsamość. I na końcu - w tym cały tkwi ambaras, aby dwoje chciało naraz! Ciekawostka: w ubiegłym roku Gucci wystartowała z kampanią #TFWGucci (czyli that feel when Gucci), skupioną na transmisji języka i kultury w internecie. Wśród wielu artystycznych interpretacji zjawiska memów znalazł się John Yuyi i jego „wytatuowany” projekt. MIŁOŚĆ OD PIERWSZEGO WEJRZENIA Nieduży, skórzany worek z wężowej skórki z drobnymi, złotymi, tłoczonymi literami. Klasyczna czarna listonoszka z szerokim paskiem. Wreszcie półksiężyc. Wielbicielki torebek Zofii Chylak z pewnością nie rozstają się z jednym (a może trzema?) z tych modeli. Miłość do marki pojawiła się nagle i trwa nieprzerwanie od 2014 r. do dziś. Jej ekspresją niech będą listy kolejkowe po najpopularniejsze modele. A projektantka w swój wysmakowany sposób rozkochuje w sobie nowe rzesze kobiet na całym świecie.

MIŁOŚĆ CIERPLIWA JEST Lista oczekujących na torebkę Birkin domu mody Hermès jest bardzo długa. Okazuje się, że z miłości jesteśmy w stanie czekać także na rzeczy, które luksusowe nie są. Warty 95 euro kardigan z moheru i wełny alpaki marki Sézane pokazuje, że klucz do serca tkwi w prostocie. Model Barry został wprowadzony do sprzedaży jesienią zeszłego roku, a mimo, że jest nadal produkowany, to lista kolejkowa liczy sobie już 30000 osób! Francuski szyk i jakość sprawiły, że marka ma grono wielbicielek, które staje się potęgą na miarę fanklubu Beyonce w Ameryce Południowej (sprawdźcie konieczne film Czekając na B.). Miłość między ludźmi ma wiele odcieni i tak samo jest z markami. W wielu z nich łatwo się zakochać, ale niewiele takich związków przetrwa próbę czasu. Szczególnie, jeśli do tego “ukochanego” trzeba się ustawić w długiej kolejce. To prawdziwy test miłości! KASIA KWIECIEŃ www.fashionbranding.pl

67


PRAW O W MODZIE fot. dior.com

J’ADORE CHRISTMAS ŚWIĘTA BOŻEGO NARODZENIA ZBLIŻAJĄ SIĘ WIELKIMI KROKAMI. ZANIM SIĘ OBEJRZYMY, WEJDZIEMY W NOWY ROK. WIELE OSÓB NARZEKA, ŻE JUŻ W LISTOPADZIE W SKLEPACH POJAWIŁY SIĘ OZDOBY ŚWIĄTECZNE, A JA ZUPEŁNIE SZCZERZE ROZWAŻAM ROZPOCZĘCIE SŁUCHANIA SWOJEJ ŚWIĄTECZNEJ PLAYLISTY W SPOTIFY. ZE ŚWIĘTAMI BOŻEGO NARODZENIA JEST JAK Z OPERĄ, ALBO SIĘ JE KOCHA, ALBO NIENAWIDZI. JA ZDECYDOWANIE NALEŻĘ DO TEJ PIERWSZEJ GRUPY.

Uwielbiam wszystko co jest związane ze świętami. Zapach ciasteczek, świec, smak gorącej herbaty z pomarańczą i przyprawami, grzane wino, zapach choinki, radość dzieci czekających na Mikołaja, świąteczne potrawy i wreszcie świąteczne lenistwo. W okresie świątecznym jestem również w stanie wziąć głębokie uspokajające oddechy i przetrzymać tłumy i kolejki w sklepach. Dla mnie okres świąteczny jest pełen ciepłych uczuć i radosnej atmosfery. A skoro już jesteśmy przy uczuciach… to czy uczucie można zastrzec? Otóż, przykład marki Dior wskazuje, że można. Parfums Christian Dior ma zastrzeżony znak towarowy słowny: J’adore. Zastrzeżenie obejmuje klasę 3, która związana jest między innymi z perfumami i klasę 25 dotyczącą przede wszystkim odzieży. Co daje rejestracja znaku towarowego? Podmiot uprawniony z rejestracji może używać znaku w sposób zarobkowy na danym obszarze. Prawo to stwarza pewną sferę monopolu, która w określonych ustawowo wypadkach może zostać ograniczona. Właściciele tego prawa są legitymowani do dochodzenia roszczeń, zarówno cywilnych jak i karnych, w razie naruszenia przysługujących im praw wyłącznych.

68

Rejestracja zapewnia uprawnionemu wyłączne prawo używania znaku towarowego oraz ochronę przed kopiowaniem, imitowaniem, bezprawnym wykorzystaniem lub fałszowaniem oraz posługiwaniem się jego renomą. Posiadacz zarejestrowanego znaku towarowego, przy dochodzeniu swoich praw, musi jedynie okazać świadectwo rejestracji, nie musi natomiast wykazywać już przesłanek uzyskania ochrony, jak to ma miejsce np. w przypadku praw autorskich, gdzie nie ma żadnego rejestru utworów, a zatem w każdym przypadku, w którym uprawniony chce dochodzić praw z tytułu naruszenia praw autorskich, konieczne jest w pierwszej kolejności wykazanie, że dane dzieło spełnia cechy utworu. Właściciel marki Dior na rejestracji znaku słownego j’adore nie poprzestał. Prowadził bowiem długoletni spór z chińskim organem ds. znaków towarowych co do możliwości zastrzeżenia butelki słynnych perfum J’adore Dior. W kwietniu tego roku Chiński Sąd Najwyższy uznał, że organ niesłusznie odrzucił zgłoszenie Diora z 2015 r. o rejestrację znaku towarowego butelki perfum J’adore w kształcie łzy. W związku z tym orzeczeniem chiński organ ds. rejestracji znaków towarowych będzie musiał

rozpatrzeć złożony przez firmę wniosek jeszcze raz. Co ciekawe, orzeczenie Chińskiego Sądu Najwyższego zapadło w tej sprawie w Światowy Dzień własności intelektualnej. Ma to znaczenie o tyle, że Chinom zarzuca się niewystarczającą ochronę własności intelektualnej i szereg państw, w tym Stany Zjednoczone, postulują konieczności zmiany chińskich przepisów dotyczących własności intelektualnej. W związku z powyższym orzeczenie to ma ogromne znaczenie i, jak podkreśla prof. Cui Guobin z Tsinghua University, pokazuje ono, że Chiny przyznają równą ochronę prawom własności intelektualnej niezależnie od tego, skąd pochodzą. Mnie akurat te perfumy Dior nie przypadły do gustu, ale uwielbiam ich reklamy z udziałem Charlize Theron i absolutnie uważam, że butelka ma cechy odróżniające. Z niecierpliwością będę czekała na decyzję chińskiego organu w sprawie jej rejestracji. A tymczasem pozostaję w klimacie świątecznym i jednak już „odpalam” świąteczną playlistę. Co poradzę. J’adore Christmas! AG NIES ZK A W ITO ŃS K A –PA K UL SK A K ancelaria Pakulsk i, Kilarsk i i Wspólnicy


ALWAYS 30-70% OFF FACTORY KRAKÓW OUTLET CENTER: Prof. A. Rożańskiego 32, Modlniczka 5-MINUTE DRIVE FROM KRAKÓW AIRPORT


WYDARZENIA

MENTORZY KONTRA MŁODE WILKI MODY KTW FASHION WEEK WPUŚCIŁ DO KATOWIC ŚWIEŻE POWIETRZE, WYPEŁNIONE ZAPACHEM KREATYWNEJ MODY. W FABRYCE PORCELANY POJAWILI SIĘ UZNANI PROJEKTANCI I MŁODZI GNIEWNI, BY RYWALIZOWAĆ ZE SOBĄ W POJEDYNKU MENTORS VS. MILLENNIALS.

MMC

zd j ę c i a : Fi l i p O k o p ny | Fa s h i o n I m a g e s

Natasha Pavluchenko

70

Skoro impreza została ustawiona w rytm walki bokserskiej, wypada zastanowić się, kto został zwycięzcą. Był to kontest długi, rozpisany na wiele rund i wymian ciosów, w czasie którego można było dostać porządnie po głowie, nie tylko od buntowniczych milenialsów. Mistrzowie, na czele z duetem MMC, Natashą Pavluchenko i Lidią Kalitą pokazali, że trzymają się mocno i pretendenci będą musieli się mocno nagimnastykować, by wygrać przez nokaut. Pokaz MMC niemal położył wszystkich na łopatki, Ilona Majer i Rafał Michalak zaskoczyli, zatapiając nową kolekcję w osza-

Lidia Kalita

łamiającej czerni, która skrywała wiele intrygujących rozwiązań konstrukcyjnych. Podobnie Natasha Pavluchenko, od dawna zakochana w monochromie i wysokim krawiectwie – tu każdy wysublimowany detal potrafił sprowadzić naszą świadomość do parteru. Nasi dostali mocne wsparcie z zagranicy. Z Litwy przyjechała Sandra Straukaite, buntowniczka mody spod znaku Vivienne Westwood, by zamienić wybieg w para teatralny przekaz, którego motto brzmiało: Less talking, more working. Młodzi postawili na oszołomienie – zaatakowali zmysły feerią barw i szaleństwem

wzorów, w czym przewodziła Ola Bajer ze swoją techno marką Bola, która zachwyciłaby pewnie muzyków spad znaku Daft Punk czy Justice. Lawiną mo(c)dnych ciosów zasypali nas także Piotr Popiołek, Natalia Siebuła, Klaudia Markiewicz, duet RAD, Załucka Kuczera czy Sandra Stachura, której wyjątkowe, futurystyczne projekty pokazano na wybiegu w ramach performensu z udziałem… wózków dla dzieci Cybex. Finałowy cios młodych miał wyprowadzić Tomasz Armada – enfant terrible polskiego światka, którego pokazy wzbudzają


WYDARZENIA Bizuu

Bola

Sandra Stachura x Cybex

Natalia Siebuła

Piotr Popiołek

Sandra Dąbrowska

RAD

To m a s z A r m a d a

zawsze poruszenie. Cios jednak chybił, zaprezentowana w rytm disco polo kolekcja broniła się jako przewrotny wybryk, ale zabrakło jej cukru w cukrze, czyli projektów mody. Konstrukcja, materiały, detale – zabrakło im gracji Muhammada Alego. Armada pokazał, że doskonale czuje teatralny puls pokazu mody, ale nie zawsze trafia z zaprojektowaniem kolekcji, która porusza zmysły. W ten sposób pojedynek stoczony na KTW Fashion Week pozostał bez rozstrzygnię-

cia. I to chyba dobrze, bo nikt do nikogo nie będzie mieć żalu, nie będzie protestów na werdykt sędziów ani złośliwych komentarzy w social mediach. Tym bardziej, że dzięki staraniom organizatorów, a zwłaszcza Anny Puśleckiej i Rafała Wyszyńskiego, wszyscy świetnie się bawili.

Partnerzy: FIJI Water, 4Dent Dorota Stania, PodarujDrzewko.pl, Carinii, NCLA, Maniewski, MAC, GPoland, ViaModa, Prodiż NERO, Kinley, On Lemon, Ballantines, Winnica Gródek, Hotel Diament, Fabryka Porcelany

R A FA Ł S TA N O W S K I

Patroni medialni: Lounge Magazyn, ELLE Man, Dziennik Zachodni, Nasze Miasto, Strefa Biznesu, La Mode, Fashion Magazine, Fashion Post, DYKF by Anna Puślecka, Fashion Biznes, Gala, K MAG, Plejada, Onet.

**** Partnerzy główni: Miasto Katowice, Cybex Partner logistyczny:DPD

zd j ę c i a : Fi l i p O k o p ny | Fa s h i o n I m a g e s

Sandra Straukaite

Główny patron medialny: ELLE

71


WYDARZENIA 72

BACKSTAGE

KTW FASHION WEEK

zd j Ä™ c i a : Fi l i p O k o p ny | Fa s h i o n I m a g e s


KTW FASHION WEEK

zd j Ä™ c i a : Fi l i p O k o p ny | Fa s h i o n I m a g e s

WYDARZENIA

STREET STYLE

73


MODA

TEKST: JAGA HUPAŁO

WŁOSY - MOJE MEDIUM SZTUKI Technologia i ekologia w performansie

MÓJ LONDYN, TO KOLEBKA DWÓCH PORZĄDKÓW: WYSOKIEJ SZTUKI WYSTAW I MUZEÓW, ZE ZBIORAMI Z CAŁEGO ŚWIATA ORAZ ALTERNATYWNEJ MODY - PUNKU, WOLNOŚCI, BUNTU I SWINGU. W NIM NARODZIŁA SIĘ MOJA ŚWIADOMOŚĆ PROFESJONALISTKI I ARTYSTKI. TO WŁAŚNIE W TEJ ŁĄCZĄCEJ SKRAJNOŚCI METROPOLII ZAPREZENTOWAŁAM SWÓJ PERFORMANS PODCZAS FESTIWALU NOISE. JEGO ZAŁOŻENIEM: TWÓRCZOŚĆ BEZ GRANIC - JEDNYM WARUNKIEM JEST UŻYCIE WŁOSÓW W POKAZIE.

fot. Saeho Kim

Od zawsze udowadniam, że włosy to coś więcej, niż tylko codzienna fryzura. To medium sztuki, performansu i manifestu. Mój zawód w swoich podstawach łączy 4 gatunki artystyczne: performans, grafikę, malarstwo i rzeźbę. Uważam, że prezentacja włosów wymaga oprawy muzycznej, światła, strojów, a przede wszystkim człowieka - za pomocą tych środków kreuję moją wizję świata. Noise jest dla mnie kontynuacją idei fryzjerstwa, jako mulitdyscypilnarnego

74

gatunku sztuki. Do tegorocznego performensu zaprosiłam kilku niezależnych artystów: Andrzeja Dragana - twórcę wideo, pisarza Marcina Nowackiego, który napisał libretto oraz Zuzu electro, odpowiedzialną za oprawę muzyczną, makijażystę Harrego Jeffersona oraz projektantkę Halinę Mrożek. Pokaz współtworzyły ze mną aktorka Aleksandra Linda, modelka Kamila Kubus i baletnica Joanna Drabik. Performans składał się z recytacji wiersza, wideoart, tańca

współczesnego i pokazu mody. W ten sposób powstało wyjątkowe widowisko, które zaangażowało widzów zarówno formą jak i treścią. Moim zdaniem sztuka współczesna ma wielką rolę w odzyskaniu właściwych proporcji w zaspokajaniu naszych potrzeb. Tematy, które poruszyłam swoim performensem, to ekologia i technologia. To właśnie w nich upatruję w nich nadzieje


Uroczysta Gala Sylwestrowa 31 grudnia 2018 Powitaj nowy rok w malowniczym otoczeniu Wawelu i Wisły. Wznieś toast z najbliższymi i zamień sylwestrową noc w wyjątkowe wspomnienie. GALA SYLWESTROWA z muzyką na żywo w Atrium 685 PLN z VAT / os KOLACJA SYLWESTROWA z DJ-em w Sali Balowej Wisła 425 PLN z VAT / os. INFORMACJE I REZERWACJE T: +48 12 662 1000, 12 662 1616, GSC.KRAKOW@SHERATON.COM, CONCIERGE.KRAKOW@SHERATON.COM Sheraton Grand Krakow, Powiśle 7, Kraków


MODA

fot. Benas Bar

fot. Saeho Kim

na nowy, lepszy świat. W Face your mask celowo użyłam kreacji z plastiku, geometrycznych form oraz neonowych kolorów, by w ten sposób zwrócić uwagę na problem nadmiernej eksploatacji surowców ziemi i jej zanieczyszczenia. Maski symbolizowały różne persony, które mamy w sobie, a ich zdjęcie - najlepszą wersją siebie. Welcome to the Antropocen. Technology is the new nature. Future is the new nature. Future is the new now. Art is the new science. The look is the new manifesto. The calm is the new noise.

76

Zarówno podczas kreowania fryzur w salonie, jak i w trakcie pokazu, najważniejszy jest dla mnie człowiek. Noise przyciąga zarówno po stronie odbiorców jak i twórców ludzi, którzy w swoim spektrum działania mają wizję, pasję, sztukę, a przede wszystkim zdolność dzielenia się. Brak mediów, wyjątkowa publika oraz wybrani przez zespół Noise artyści budują intymną atmosferę wydarzenia. Dodatkowej magii dodaje tajemnica - co roku miejsce pokazu jest tajne i ujawniane dopiero 24 godziny przed rozpoczęciem. Ta wyjątkowa oprawa sprawia, że wszyscy stajemy się w czasie pokazu jednością. Zacierają się granice geograficz-

ne i kulturowe - sztuka i to czym, chcemy się podzielić łączy wszystkich obecnych. Podczas wywiadu dla koreańskiego magazynu, zostałam zapytana dlaczego biorę udział w pokazie mimo, że jest to bezzwrotna inwestycja mojego czasu i pieniędzy. Odpowiedziałam, że jest to cena bycia mną. W życiu kieruję się impulsem do ciągłego tworzenia. A co najważniejsze – do dzielenia się swoją sztuką. Wierzę, że urodziłam się do tego, żeby tworzyć. I to właśnie włosy są moim płótnem.

J A G A H U PA Ł O


1 2

ESSENTIALS

4 5 3 6

7 8

9 10

13 12

11

18

14

15

17

16

1. Mufka 420 zł. | 2. Futerko 349 zł. | 3. Biustonosz 150 zł. | 4. Torebka 89 zł. | 5. Portfel 120-240 zł. 6. Spinki do mankietów 99 zł. | 7. Skarpetki 26 zł./para | 8. Płyty 30 zł. | 9. Nerka 239 zł. 10. Nerka 189 zł. | 11. Narzutka 320 zł. | 12. Brelok 35 zł. | 13. Tunika 520 zł. | 14. Sukienka 189 zł. 15. Muszka 89 zł. | 16. Czapka 89 zł. | 17. Czapka 100 zł. | 18. Geometryczne ozdoby 130 zł./3 szt

WSZYSTKIE PRODUKTY MOŻNA KUPIĆ W KONCEPT SKLEPIE IDEA FIX W KRAKOWIE PRZY UL. STRADOMSKIEJ 16 77


BIŻUTERIA

NA ZAWSZE TIFFANY

Kolaż Alex Degórska

HOLLY GOLIGHTLY, BOHATERKA SŁYNNEJ POWIEŚCI TRUMANA CAPOTE MÓWIŁA, ŻE NOWOJORSKI SALON TIFFANY&CO. TO NAJLEPSZE MIEJSCE NA ŚWIECIE. KLIENTAMI MARKI BYLI PRZEDSTAWICIELE ELITY SPOŁECZNEJ I POLITYCZNEJ, JAK RODZINA VANDERBILDTÓW, ABRAHAM LINCLON CZY JOHN KENNEDY ORAZ GWIAZDY, TAKIE JAK ELIZABETH TAYLOR CZY GRETA GARBO. DZIŚ NAZWĘ TIFFANY&CO. ZNA CHYBA KAŻDY, ALE NIE KAŻDY WIE, ŻE TO WŁAŚNIE ZAŁOŻYCIELOWI MARKI ZAWDZIĘCZAMY PROJEKT NAJBARDZIEJ KLASYCZNEGO PIERŚCIONKA ZARĘCZYNOWEGO.

78


Choć Tiffany&Co. to dziś jedna z najbardziej rozpoznawalnych marek na świecie, początkowo nosiła inną nazwę. Pierwszy sklep otworzyli w 1837 dwaj przyjaciele – Charles Tiffany i John B. Young. Spółkę nazwali Tiffany&Young. Początkowo dysponowała ona zaledwie tysiącem dolarów kapitału, bo właśnie taką kwotę ojciec Charlesa zgodził się dać synowi na rozkręcenie własnego biznesu. Szybko stało się jasne, że były to świetnie zainwestowane pieniądze. Charles miał żyłkę do biznesu i wiedział, że Amerykanki mają inny gust niż europejskie damy. Dlatego zamiast pełnego przesadnego zdobnictwa, wiktoriańskiego stylu, postawił na prostotę i nowoczesny design inspirowany naturą. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę i butik szybko stał się modnym miejscem, gdzie w biżuterię zaopatrywały się przedstawicielki nowojorskiej śmietanki towarzyskiej. Po kilkunastu latach działalności, firmę przejął Charles. Mężczyzna zmienił jej nazwę na tę, którą znamy dziś – Tiffany&Co. Pod nowym szyldem marka odnosiła kolejne sukcesy, nie tylko w USA, ale również w Europie. Zachęcony sukcesem Charles postanowił zainwestować fundusze w wykupienie części skarbca monarchii francuskiej. W 1847 wszedł w posiadanie min. klejnotów koronnych i bogato zdobionego gorsetu, który ponoć należał niegdyś do Marii Antoniny. Był to świetny ruch PR-owy, bo od tamtej pory Tiffany’ego zaczęto nazywać Królem Diamentów. Pasmo sukcesów zdawało się nie mieć końca – w 1897 podczas wystawy światowej w Paryżu srebra sygnowane przez Tiffany & Co. wyróżniono nagrodą za mistrzostwo rzemiosła.

POWIEDZ „TAK” Chociaż już w czasach starożytnych mężczyźni obdarowywali pierścionkami kobiety, które prosili o rękę, formę, jaką znamy dziś, ten element biżuterii zyskał dopiero pod koniec XIX wieku. Kultowy mo-

del składający się z prostej obrączki z okrągłym diamentem osadzonym w tzw. „gnieździe”, składającym się z sześciu zębów, Charles Tiffany wymyślił w 1886 i nazwał: The ring of rings. Diament był w nim oszlifowany w taki sposób, że dostawał wiele światła, przez co ukazywał w pełni piękny blask kamienia. Projekt szybko stał się hitem i do dziś cieszy się niesłabnącą popularnością. W USA jest postrzegany jako symbol pierścionka zaręczynowego, a w Japonii sprzedaż takiej biżuterii stanowi 41% obrotów marki w tym państwie. Czyni to projekt Charlesa najbardziej popularną biżuterią, jaką kupują mężczyźni, chcąc poprosić ukochaną o rękę. O ogromnym talencie marketingowym Charlesa Tiffany’ego świadczy też fakt, że nawet z opakowań swoich produktów uczynił przedmioty pożądania. O słynnym „blue box” założyciel marki mówił: W moim sklepie jest jedna rzecz, której nie możesz kupić, niezależnie od tego, ile masz pieniędzy. Możesz ją jedynie ode mnie otrzymać. Pudełeczka w jasnoniebieskim odcieniu mają kolor zaczerpnięty z natury, od jaj drozda. Kolor nazwany „Tiffany Blue” szybko stał się synonimem elegancji, stylu i luksusu. Firma uznała ten kolor za przynoszący szczęście i opatentowała. Dziś jego pochodne są często wybierane przy dekoracji sal weselnych, ale ten jeden konkretny odcień jest zastrzeżony i może go używać jedynie firma Tiffany.

NAJLEPSZE MIEJSCE NA ŚWIECIE Salon Tiffany’ego przy Piątej Alei szybko stał się miejscem lubianym przez przedstawicieli nowojorskiej socjety. Wśród klientów firmy byli członkowie tak znamienitych rodzin jak Vanderbiltowie czy Astorowie. Prezenty dla żony kupowali tu też prezydentowie Abraham Lincoln i John Kennedy, a także pisarz Francis Scott Fitzgerald, autor Wielkiego Gatsby’ego. Niemal 90 lat po premierze jego powieści, biżuteria Tiffany’ego zagrała w jej ekranizacji. Ale pisarzem, który najbardziej przysłu-

żył się marce, był Truman Capote. Napisane przez niego opowiadanie, Śniadanie u Tiffany’ego, sprzedawało się jak świeże bułeczki, a po jego ekranizacji nowojorski butik stał się miejscem pielgrzymek. Nawet ci, którzy nie byli sobie w stanie pozwolić na kupienie chociażby drobiazgu, chcieli, tak jak Holly Golightly, stanąć przed witryną i z kawą na wynos w ręce pomarzyć o znajdujących się wewnątrz klejnotach. Bo, jak mówiła Holly, Tiffany to najlepsze miejsce na świecie.

BIŻUTERIA

KRÓL DIAMENTÓW

Na zdjęciach promujących Śniadanie u Tiffany’ego, Audrey Hepburn nosi najdroższy klejnot w kolekcji Tiffany’ego, perłę w koronie jubilerskiego imperium. Żółty diament o wadze 287,42 karata, bo o nim mowa, został wydobyty w Afryce Południowej. Charles jego surowemu kryształowi kazał nadać kształt poduszeczki o 82 fasetkach, które miały podkreślać przejrzystość oraz barwę kamienia. W efekcie powstał 128-karatowy brylant o słonecznym odcieniu żółci. Ze względu na ogromną wartość, klejnot rzadko był wystawiany publicznie. Na przestrzeni dziejów tylko dwie kobiety dostąpiły zaszczytu noszenia go. Pierwszą była Mary Whitehouse, która wystąpiła w naszyjniku ozdobionym kamieniem podczas Balu Tiffany’ego w Newport w 1957. Drugą, Audrey Hepburn, filmowa Holly Golightly. Dziś kamień można podziwiać we flagowym salonie Tiffany’ego przy nowojorskiej Piątej Alei. Klejnoty od Tiffany’ego zagrały w wielu filmach, stale goszczą na czerwonych dywanach. Są nie tylko piękne, ale też stoi za nimi wieloletnia historia marki, zbudowanej od podstaw przez pasjonata. Salony marki to miejsca, gdzie każdy klient może się poczuć jak ktoś wyjątkowy. Wszystko to sprawia, że brylanty od Tiffany’ego są obiektem westchnień kobiet na całym świecie, a niemal każda przyszła panna młoda marzy o pierścionku ukrytym w charakterystycznym, błękitnym pudełeczku.

NATALIA JEZIOREK

79


BIŻUTERIA

WŁASNORĘCZNY SYMBOL MIŁOŚCI

Zdjęcia: Linda Par ys

FILOZOFIĄ KASI ZIĘBY JEST RZEMIEŚLNICZE PODEJŚCIE W ARTYSTYCZNYM DUCHU. DLATEGO BIŻUTERIĘ TWORZY GŁÓWNIE WŁASNORĘCZNIE, NIE ODLEWA JEJ Z GOTOWYCH FORM. A TERAZ, MAJĄC W ORĘŻU KILKUNASTOLETNIE DOŚWIADCZENIE JAKO PROJEKTANTKA, TOWARZYSZY MŁODYM PAROM W REALIZACJI JEDNEGO Z NAJWSPANIALSZYCH PROJEKTÓW – OBRĄCZEK ŚLUBNYCH!

Zaczyna się od rozmowy telefonicznej, maila lub spotkania. Po ustaleniu oczekiwań i wizji następuje działanie - Kasia szkicuje projekt (choć można też przyjść z własnym)

80

i umawia się w profesjonalnej pracowni, gdzie czekają palniki i inne niezbędne urządzenia. Można też wygrawerować swoje imiona czy datę, a nawet linie papilarne.

- Obecnie większość oferowanych obrączek jest masowo odlewana, trudno jest znaleźć ciekawy wzór. Warsztaty dają możliwość stworzenia obrączek całkowicie unikatowych


BIŻUTERIA pod kątem projektu, jednak ich prawdziwa moc tkwi w autorach. Czy może być coś bardziej romantycznego od podarowania własnoręcznie wykonanego symbolu miłości i wierności? - podkreśla Kasia Zięba, której

biżuteria jest dostępna przez stronę: u n i katoweobraczki.pl.

KASIA KWIECIEŃ


Zima, to zdecydowanie najmniej lubiana przez naszą skórę pora roku. Z jednej strony narażamy ją na wiatr i mróz, a z drugiej na suche powietrze, spowodowane sezonem grzewczym. Odpłaca nam się za to przesuszoną, spękaną i czerwoną skórą, a włosy, niemiłosiernie się elektryzują i łamią. Również w tym sezonie w pielęgnacji prym wiodą naturalne kosmetyki oraz oleje, które stosujemy niemal od stóp do głów! Ten magiczny okres ma też jedną, niewątpliwą zaletę… obfituje w wiele imprez i spotkań na których możemy absolutnie poszaleć z makijażem! Bo na sylwestra i w karnawale możemy puścić wodze makijażowej fantazji! OLEJEK DO MYCIA TWARZY D’ALCHEMY Demakijaż w okresie zimowym powinien być niezwykle delikatny, ale również być na tyle solidny, by zmywać znacznie cięższe kremy, czy fluidy niż te, których używamy w cieplejsze pory roku. D’alchemy to polska marka, która w swoich produktach ma tylko naturalne i organiczne składniki. Żel oparty na wyciągach z roślin, o działaniu złuszczającym i kojącym, usuwa wszelkie zanieczyszczenia, w tym martwe komórki naskórka i nadmiar sebum, odblokowuje pory, łagodzi zapalne zmiany trądzikowe i doskonale przygotowuje skórę do dalszych zabiegów pielęgnacyjnych. Skład żelu zaspokoi nawet najbardziej wymagającą skórę twarzy. Pojemność: 125 ml, cena: 89 zł.

BALSAM DO TWARZY THE INKEY LIST Każdy wie, że rozmowy przy świątecznym stole potrafią być niezwykle stresujące, na szczęście na pomoc naszej zestresowanej skórze przyszła firma The Inkey List i ich balsam do twarzy z olejem konopnym. Bogata i lekka pielęgnacja omega-3 i omega-6 skutecznie odżywia skórę suchą i odwodnioną, a także łagodzi tę podrażnioną i odczuwające skutki stresu. Pomimo występującego wysoko w składzie oleju, krem jest niezwykle lekki i będzie odpowiedni również dla tłustej skóry. Pojemność: 30 ml, cena: 39 zł.

WODA PERFUMOWANA GIVENCHY L’INTERDIT W 1957 r. Hubert de Givenchy stworzył niepowtarzalny i bardzo odważny zapach dla swojej przyjaciółki Audrey Hepburn. W tym roku dom perfumeryjny Givenchy postanowił oddać hołd temu klasykowi i wprowadził nową wariację na jego temat. Nowy

82

ADRIANA GOŁĘBIOWSKA l’interdit zachęca by przekraczać ustalone normy, a jego ambasadorką została niepokorna Rooney Mara. Elegancki i zmysłowy, ale przede wszystkim odważny zapach powstał z połączenia kontrastu białych kwiatów: pomarańczy, jaśminu i tuberozy z niepokojącymi nutami wetiwerii i paczuli. Tak pachnie romantyczna ryzykantka! Pojemność: 35 ml, cena: ok 290 zł.

PALETA CIENI ANASTASIA BEVERLY HILLS Pojawienie się marki Anastasia Beverly Hills w Polsce tej jesieni, to jedno z najważniejszych wydarzeń w branży beauty! Do bestsellerów tej marki należą genialne rozświetlacze, matowe pomadki, paleta Anastasia Beverly Hills - Modern Renaissance, no i oczywiście produkty do brwi. Do sklepów trafiła właśnie nowa paleta Sultry, zawierająca 14 przepięknych i świetnie napigmentowanych cieni do oczu. W palecie znajdziemy zarówno matowe jak i opalizujące cienie, idealne do wyczarowania klasycznego smokey eyes, oraz niezliczonych wariacji na jego temat. Dostępne wyłącznie w Sephorze. Cena: 219 zł.

ZESTAW BŁYSZCZYKÓW TOO FACED Firma Too Faced rozpieściła nas w te święta przesłodkimi zestawami kosmetyków, ale te błyszczyki skradną serca wszystkich miłośników zimowych deserów. W skład wchodzą cztery matowe błyszczyki, o pięknych odcieniach i jeszcze wspanialszych zapachach: Cinnamon Bear, dyniowy Pumpkin Spice, rumowy Hot Buttered Rum oraz maślany Sugar Cookie. Błyszczyki nie wysuszają ust i są bardzo trwałe. Mogą być świetnym pomysłem na gwiazdkowy prezent, również dla siebie samej! :) Pojemność: 17,6 ml; cena: 115 zł.

zdj. materiały promocyjne

URODA

KOSMETYCZNE TRENDY


WŁOSY

NIE JESTEŚ SKAZANY NA ŁYSIENIE! Nie musisz już borykać się z nadmiernym wypadaniem włosów!

NIE ODKRYJĘ NICZEGO NOWEGO MÓWIĄC, ŻE DBANIE O SIEBIE JEST ABSOLUTNĄ KONIECZNOŚCIĄ. W TYM ZDRADLIWYM JESIENNO-ZIMOWYM OKRESIE TROSKA O SWOJE ZDROWIE JEST WYJĄTKOWO PROPAGOWANA. PILNUJEMY ZDROWEJ DIETY I WZMACNIAMY ODPORNOŚĆ, UPRAWIAMY SPORT. REGULARNIE CHODZIMY DO LEKARZA. BO O ZDROWIE TRZEBA DBAĆ. DLACZEGO ZATEM TRAKTUJEMY NASZĄ SKÓRĘ GŁOWY A NIEJEDNOKROTNIE TEŻ WŁOSY Z POBŁAŻLIWOŚCIĄ?

Centrum Zdrowego Włosa to miejsce na krakowskich grzegórzkach, gdzie możecie przyjść, by dowiedzieć się, że wyżej wymienione dolegliwości to choroby skóry głowy i włosów. A choroby można leczyć. Tym właśnie zajmuje się trychologia, a specjalistów w tej dziedzinie znajdziemy w klinice. Do Centrum Zdrowego Włosa można zgłosić się o pomoc z problemem nadmiernego wypadania włosów, łysienia oraz wszelakich dolegliwości ze strony skóry głowy. Są na rynku już od 7 lat, a powstali jako jedno pierwszych miejsc w Krakowie skupiających się tylko i wyłącznie na problemach włosów i skóry głowy. To zespół młodych, ale doświadczonych ludzi. Są wśród nich dermatolodzy, kosme-

tolodzy, chirurg, dietetyk oraz endokrynolog- wszystko po to, aby jak najdokładniej zdiagnozować i jak najskuteczniej wyleczyć problem. Proces rozpoczyna się dokładną diagnostyką problemu. Używa się do tego specjalistycznego sprzętu, dokonuje analizy pierwiastkowej włosów, wykonuje badania biochemiczne oraz hormonalne, precyzyjnie diagnozuję się problem. Kolejnym krokiem jest leczenie. W zależności od rodzaju dolegliwości stosuje się leczenie farmakologiczne jak również zabiegowe. Zabiegi polegają głównie na wstrzykiwaniu do skóry głowy substancji aktywnych takich jak komórki macierzyste, czynniki wzrostu, witaminy, minerały, aminokwasy dostosowanych do problemu pacjenta. Stosuje się również zabiegi bezigłowe, takie jak infuzja tlenowa oraz działanie na skórę głowy i włosy specjalistycznymi kosmetykami, światłem LED, laserem czy ultradźwiękami.

A co w przypadku, gdy jest już za późno, by wyleczyć problem w taki sposób. Tutaj ujawnia się rola chirurga, który przeprowadza zabiegi przeszczepów włosów albo uzupełniania ubytków włosów specjalnymi implantami. Drodzy panowie, właśnie to jest ratunek na łysienie. Diagnostyka, leczenie, zagęszczanie włosów. Wszystko w jednym miejscu, pod opieką lekarzy i specjalistów. Czasami nie wystarczy szampon “przeciw wypadaniu”, czasem trzeba czegoś więcej. Centrum Zdrowego Włosa to pierwszy krok w stronę “czegoś więcej” . Dbamy o twarz, dbamy o zęby, dbajmy też o włosy. Skóra głowy też jest częścią ciała

Chodkiewicza 8, Kraków 511 335 828 | centrumzdrowegowlosa.pl

art. sponsorowany

Przyjęło się twierdzić, że wypadanie włosów to po prostu przykra przypadłość niektórych ludzi, a łysienie jest oznaką starzenia się. Łupież? Wystarczy kupić szampon przeciwłupieżowy. Mocne włosy? To kwestia tylko genetyki. Nieprawda!

83


TESTUJEMY KOSMETYKI

POD LUPĄ: W TYM NUMERZE POD LUPĘ WZIĘŁAM DWA PRODUKTY, JEDNYM Z NICH BĘDZIE ODNAWIAJĄCE I REGENERUJĄCE SERUM DOUBLE R RENEW & REPAIR ABEILLE ROYALE MARKI GUERLAIN, ORAZ PŁYNNY ROZŚWIETLACZ OD GIVENCHY W DWÓCH OBŁĘDNYCH ODCIENIACH. ZARÓWNO JEDEN JAK I DRUGI KOSMETYK ZDAJE SIĘ BYĆ IDEALNIE SKROJONY NA TĘ PORĘ ROKU, A JA SPRAWDZIŁAM, CZY OBIETNICE PRODUCENTÓW ZOSTAŁY SPEŁNIONE.

Serum Double R Renew & Repair Abeille Royale WYGLĄD I APLIKACJA �����

SKŁAD �����

Serum Double R Renew & Repair Abeille Royale zostało zamknięte w dwukomorowym, grubym plastikowym opakowaniu, które jednocześnie jest solidne, ale nie ciężkie; duży plus za to, że w pełni podlega recyklingowi! Aplikacja serum jest niezwykle higieniczna, po naciśnięciu pompka uwalnia odpowiednią dawkę kosmetyku, aby zapewnić optymalną skuteczność działania produktu. W praktyce jednak, czasem zdarza się, że owa pompka aplikuje produkt w tak wystrzałowy sposób, że najlepiej aby dłoń znajdowała się tuż przy wylocie, w innym wypadku drogocenne serum może wylądować gdzie indziej. Stosujemy je rano i wieczorem na oczyszczoną, suchą skórę, a następnie aplikujemy krem. Oczywiście idealnie byłoby zastosować po nim krem pochodzący z tej samej serii, jeśli jednak mamy inny ulubiony krem, warto zwrócić uwagę na jego skład.

Skład tego produktu stanowią trzy główne kwasy (mlekowy, cytrynowy i glikolowy), oraz niezwykle rzadka i cenna substancja: galaretka Królewska od czarnych pszczół z wyspy Ouessant, której ekosystem jest pozbawiony zanieczyszczeń i wolny od intensywnych upraw.

KONSYSTENCJA, ZAPACH I KOLOR ����� Konsystencja tego serum jest absolutnie niezwykła! Po naciśnięciu pompki miksują się dwie formuły, które pomimo bogatego składu, okazują się być niezwykle lekkie, niemal błyskawicznie się wchłaniają. To bardzo istotne, szczególnie dla cer tłustych i mieszanych, a także gdy stosowane jest tuż przed nałożeniem makijażu. Zapach jest bardzo elegancki, z wyczuwalną nutą miodową, ale szybko ulatniający się, przez co nie jest inwazyjny. Kolor jednej części serum przywodzi na myśl miód, a drugiej propolis. Zarówno konsystencja, zapach jak i kolor są niezwykle przemyślane, a razem tworzą nierozerwalną całość.

84

DZIAŁANIE ����� Producent Serum Double R Renew & Repair Abeille Royale obiecuje nam, podwójne działanie tego kosmetyku, polegające zarówno na odnowie, jak i na regeneracji skóry. Pierwsze R w nazwie (Renew), polega na ultra delikatnym peelingu skóry, za pomocą kwasów znajdujących się w składzie. Po około tygodniu stosowania, zarówno rano jak i wieczorem, zauważyłam bardzo delikatne złuszczanie się naskórka, który podczas mycia i masażu twarzy znikał i nie był zauważalny pod makijażem. Ten rodzaj delikatnego peelingu jest genialny, zwłaszcza dla bardzo wrażliwych cer i może być z powodzeniem stosowany nawet podczas zimy. Jednak delikatny nie znaczy słaby! Serum zdecydowanie zmniejszyło u mnie błyszczenie w tak zwanej strefie T, pory zostały zmniejszone, a drobne zmarszczki mimiczne z kolejnymi aplikacjami zaczęły się spłycać. Teraz pora na drugie R, czyli Repair. Serum ma dwojakie działanie regeneracyjne - to zauważalne natychmiast po nałożeniu i to, które możemy zauważyć po dłuższym stosowaniu. Zaraz po nałożeniu skóra jest pięknie napięta, wygładzona i wypoczęta! Uwielbiam to działanie, bo nawet po nieprzespanej nocy powoduje, że twarz wygląda znacznie lepiej. Po dłuższym stosowaniu skóra staje się bardziej elastyczna, jędrniejsza a delikatne właściwości peelingujące dodają jej blasku.

STOSUNEK CENY DO JAKOŚCI ����� Cena tego serum (780 zł. za 50 ml produktu) może wydawać się zaporowa i zdaję sobie sprawę, że dla wielu jest zdecydowanie za wysoka. Jednak to właściwie dwa produkty w jednym, i to produkty luksusowe, których komfort stosowania oraz efekty są spektakularne i można z powodzeniem porównać je do tych, które uzyskamy w gabinetach kosmetycznych.

OCENA KOŃCOWA ����� Ja jestem zachwycona tym serum i wiem, że zostanie ze mną na długo. Teraz będę je stosować raz w tygodniu, dla podtrzymania efektu. Bardzo polecam je dla osób ze zmęczoną, poszarzałą skórą, która potrzebuje przebudzenia, a także tej z oznakami starzenia. Będzie idealne dla osób żyjących szybko, w dużych zanieczyszczonych miastach a także dla tych, którzy korzystają z używek, mających zły wpływ na wygląd naszej skóry. Jest to z pewnością kosmetyk rozpieszczający, który zadowoli nawet najbardziej wymagających!


ROZMOWA Z LEKARZEM DERMATOLOGIEM, EKSPERTEM MEDYCYNY ESTETYCZNEJ I ANTI-AGING W KLINICE NEONIA, EWĄ KOPYCIŃSKĄ.

Na jakie czynniki zewnętrzne jest narażona nasza skóra i jak wpływają na jej wygląd? - Skóra to największy organ naszego organizmu. Narażona jest na działanie szkodliwych czynników atmosferycznych, takich jak niska temperatura, wiatr, mróz, słońce, a w Krakowie i okolicach dodatkowo na smog , który wpływa na nią bardzo negatywnie. Szkodliwe cząsteczki oddziałują na cały organizm w tym również na skórę i włosy. Związki chemiczne występujące w zanieczyszczonej atmosferze uszkadzają barierę skórno-naskórkową, nasilają wysuszenie skóry, wywołują jej stan zapalny. Powodują zaostrzenie atopowego zapalenia skóry czy egzemy. Ponadto wywołują stres oksydacyjny w komórkach skóry przyśpieszając jej starzenie się. Warunki atmosferyczne jesienią i zimą, takie jak mróz i wiatr, przyczyniają się do przesuszenia skóry i powstawania widocznych rozszerzonych naczyń krwionośnych, jak i trwałego rumienia. Latem słońce sprzyja powstawaniu przebarwień. Promieniowanie słoneczne uszkadza włókna kolagenowe i elastynę w skórze, przyśpieszając tworzenie się zmarszczek. Promieniowanie UV wywołuje ponadto mutacje w DNA komórkowym przyczyniając się do rozwoju nowotworów skóry. W takim razie jak możemy zapobiec tym wszystkim negatywnym czynnikom wpływającym na nasza skórę? - Na pewno łącząc pielęgnację domową z zabiegami gabinetowymi możemy znacząco obniżyć, a nawet wyeliminować szkodliwy wpływ czynników zewnętrznych na naszą skórę. W pielęgnacji domowej trze-

ba pamiętać o dokładnym, ale delikatnym oczyszczaniu, następnie nałożeniu serum z substancjami aktywnymi, takimi jak witamina C, ekstrakt z zielonej herbaty, resweratrol, koenzym Q10, retinol. Po wchłonięciu serum stosujemy krem ochronny, najlepiej o bogatej konsystencji. Na dzień warto stosować krem z filtrem przeciwsłonecznym. Z zabiegów gabinetowych polecam mezoterapię igłową w celu rewitalizacji i nawilżenia skóry oraz osocze bogatopłytkowe, w celu pobudzenia regeneracji, ujędrnienia i odmłodzenia skóry. Osocze bogatopłytkowe jest też bardzo skuteczne w leczeniu wypadania włosów o różnej etiologii. Czynniki wzrostu zawarte w płytkach krwi naturalnie stymulują i wzmacniają cebulki włosów, hamując łysienie. Ponieważ mamy już późną jesień, warto w tej chwili rozpocząć zabiegi laserowe, w celu pozbycia się rozszerzonych naczynek czy przebarwień. Zabiegi laserowe dodatkowo mają fantastyczne działanie odmładzające. Jaki wiek jest odpowiedni do rozpoczęcia pielęgnacji skóry i czy tylko kobiety powinny dbać o skórę czy mężczyźni również? - Niestety Polacy w dalszym ciągu mają niską świadomość potrzeby regularnego dbania o skórę i zazwyczaj „budzą się za późno”, chcąc odzyskać utraconą młodość skóry. Wtedy konieczne są długotrwałe łączone kuracje, aby przywrócić skórze dobrą kondycję. Zdecydowanie łatwiejszym zadaniem jest systematyczne zapobieganie starzeniu się skóry, poprzez regularne wykonywanie zabiegów pobudzających ją do regeneracji. Zdarzają mi się pacjentki, które przyszły na zabieg założenia nici liftingują-

PIELĘGNACJA

JAK DBAĆ O NASZĄ SKÓRĘ

cych i muszę im odmówić ze względu na bardzo słabą jakość ich skóry. W takiej sytuacji dopiero po przeprowadzeniu zabiegów ujędrniających i rewitalizujących można wykonać zabieg nićmi. Warto pamiętać, że nasza skóra, jak i cały organizm, zaczyna się starzeć już po 18 roku życia, ale to skóra twarzy, szyi, dekoltu i dłoni jest najbardziej narażona na wszystkie szkodliwe bodźce zewnętrzne. Ostatnie badania wskazały, że dobrym wiekiem, aby rozpocząć profesjonalne zabiegi biorewitalizujące to 20-25 rok życia dla kobiet i 25-30 rok życia dla mężczyzn. Skóra mężczyzn, mimo że jest grubsza i odporniejsza niż skóra kobiet, także wymaga nawilżenia, odżywienia i ochrony. Zmarszczki u mężczyzn pojawiają się nieco później, ale zazwyczaj są głębsze i trudniejsze do usunięcia. Zabiegi biorewitalizacyjne nie muszą być inwazyjne, ani bardzo częste. Warto jednak co jakiś czas pobudzić skórę, czy to zabiegami złuszczającymi, jak peelingi medyczne, zabiegami iniekcyjnymi, czy laserem frakcyjnym. W ten sposób dłużej utrzymamy młody wygląd. Zabiegi z zastosowaniem toksyny botulinowej można rozpocząć w młodszym wieku – nawet po 25 roku życia u osób z silną, żywą mimiką twarzy. Dzięki toksynie osłabiamy mięśnie mimiczne, odpowiedzialne za powstawanie poziomych zmarszczek na czole, lwiej zmarszczki, kurzych łapek i w ten sposób hamujemy ich tworzenie się. Iniekcje kwasu hialuronowego wykorzystywane są do nawilżenia skóry, modelowania ust lub policzków, a w przypadku starszych osób - do wypełnienia obecnych już bruzd i głębokich zmarszczek na twarzy. Więcej na loungemagazyn.pl

85


TESTUJEMY KOSMETYKI

POD LUPĄ:

Givenchy Teint Couture Radiant Drop DRUGIM TESTOWANYM PRZEZE MNIE PRODUKTEM BYŁ ROZŚWIETLACZ W PŁYNIE, GIVENCHY TEINT COUTURE RADIANT DROP. ZIMA PEŁNA JEST RÓŻNEGO RODZAJU IMPREZ, NA KTÓRYCH AŻ PROSI SIĘ O TO ŻEBY BŁYSZCZEĆ, A ŻADEN INNY KOSMETYK NIE WYDAJE SIĘ SPEŁNIAĆ TEJ ROLI LEPIEJ NIŻ ROZŚWIETLACZ! WYGLĄD I APLIKACJA �����

DZIAŁANIE �����

Produkt znajduje się w szklanej buteleczce, z niezwykłą pipetką. Opakowania są w kolorach odzwierciedlających kolor highlightera, który skrywa się w środku. Bardzo żałuję, że opakowanie nie jest przezroczyste, dzięki temu moglibyśmy widzieć ile produktu jeszcze nam zostało, ale przede wszystkim, wydaje mi się, że sam widok tego roziskrzonego płynu byłby wyjątkowo przyjemny dla oczu. Aplikator natomiast skradł moje serce! Jest to pipetka zakończona pędzelkiem, którą możemy produkt dozować na dwa sposoby. Pędzelek jest bardzo przydatny i ułatwia pracę rozświetlaczem, choć u mnie nie sprawdził się wszędzie, ale o tym później.

Blask nie błysk. Tak w absolutnym skrócie można opisać działanie tego kosmetyku. Jest to rozświetlacz, którym „nie można sobie zrobić krzywdy”; idealny w każdym wieku, ponieważ jego płynna i pielęgnacyjna formuła powoduje, że nie wchodzi w zmarszczki i nie podkreśla ich. Wręcz odwrotnie - rozpromienia skórę i nadaje jej młodzieńczy blask. Moc rozświetlenia można oczywiście intensyfikować, jednak nigdy nie będzie to kiczowaty błysk. Efekt, który nadaje on skórze, to taki wet look, bardzo naturalny, odpowiedni również w makijażu biznesowym. Ja zupełnie zakochałam się w tym produkcie dlatego, że potrafił zastąpić mi kilka innych. Pięknie prezentuje się jako cień na powiekach, jest genialną pomadką uwydatniającą usta, a kilka kropel wersji złotej, dodanej do kremu na dzień, wyczaruje nieziemski krem bb. Jak już wspominałam, pędzelek nie wszędzie zdał egzamin, a właściwie nie zdał egzaminu w swoim podstawowym zastosowaniu, czyli jako highlighter, stosowany na skroniach i policzkach. Tam nakładałam go palcami, dozując odpowiednią ilość pipetką, inaczej nie blendował się ładnie, a pędzelek tworzył smugi. Jednak na ustach, na powiekach i na dekolcie, gdzie chciałam uzyskać mocne rozświetlenie, spisywał się super.

KONSYSTENCJA, ZAPACH I KOLOR ����� Płynna konsystencja tego produktu jest z pewnością mniej popularna niż ta w kamieniu, ale właśnie dzięki niej możemy traktować go jako kosmetyk multifunkcyjny! Zapach jest wyjątkowo trwały jak na tego typu kosmetyk, jednak bardzo przyjemny. Rozświetlacz ma dwa odcienie: pierwszy to radiant pink, a drugi radiant gold. Pierwszy daje lekką różową poświatę, drugi natomiast, tak jak mówi nazwa, ma złote tony i jest on zdecydowanie mocniej napigmentowany, niż ten w kolorze pink. Obydwa odcienie pięknie prezentują się, zarówno na bardzo bladych, jak i na opalonych skórach. SKŁAD ����� W składzie znajdują się pigmenty i drobne cząsteczki masy perłowej, które rozpraszają i intensyfikują światło. To właśnie dzięki nim produkt ma tak eleganckie i świetliste wykończenie.

86

STOSUNEK CENY DO JAKOŚCI ����� Za 15 ml Teint Couture Radiant Drop zapłacimy około 215 zł, co wydaje się być bardzo korzystną ceną za mnogość zastosowań w porównaniu do innych kosmetyków tego typu.

OCENA KOŃCOWA ����� Myślę, że to produkt, którym możemy wykonać niemal cały makijaż; idealny do schowania do małej sylwestrowej kopertówki. Jest on też bardzo wygodny w podróży, ponieważ nie zajmuje wiele miejsca, a może zastąpić sporo innych upiększaczy. Jeśli lubisz właśnie taki rodzaj subtelnego i bardzo eleganckiego rozświetlenia gwarantuję, że skradnie i Twoje serce!


PIELĘGNACJA

NOWOŚĆ W MOSS: PEELINGI KWASOWE - SKUTECZNA WALKA Z TRĄDZIKIEM Terapia przeciwtrądzikowa to często niekończąca się opowieść: liczne wizyty w gabinecie kosmetycznym, leczenie u dermatologa, blizny, przebarwienia i niekiedy demotywujący brak efektów. Na szczęście rozwój technologii kosmetycznej umożliwia zastosowanie efektywnych terapii przeciwtrądzikowych jako alternatywy dla leczenia dermatologicznego. Badania kliniczne wykazały, że największą efektywność w walce z trądzikiem można uzyskać m.in. peelingami kwasowymi. W Moss postawiliśmy na markę Peel Mission®, oferującą gammę innowacyjnych peelingów chemicznych o farmaceutycznej czystości. NIE TAKI DIABEŁ STRASZNY, CZYLI PEELINGI KWASOWE NA TWARZ? Kwasy na skórę? Na samą myśl można dostać gęsiej skórki, ale… peelingi kwasowe pozwalają na kontrolowane złuszczanie naskórka, dodatkowo mają dobroczynne działanie przeciwrodnikowe, antybakteryjne, regulują wytwarzanie sebum, zmniejszają pory, koją stany zapalne. TERAPIA KWASAMI NAWILŻA I KOI Skóry z problemem trądzikowym mogą być również odwodnione, podrażnione i swędzące. Dodany do zabiegu preparat z kwasem laktobionowy, odbudowuje naturalny płaszcz hydro-lipidowy, nawilża skórę, dając jej pożądane ukojenie. Kolejnym krokiem terapii jest rewitalizacja skóry, wygładzenie, zmniejszenie blizn pozapalnych oraz niwelowanie powstałych przebarwień. PLAN DZIAŁANIA Zabiegi dadzą wymarzone rezultaty tylko wtedy, gdy będą wykonywane w serii, systematycznie i uzupełniane odpowiednią

domową pielęgnacją. W Moss pomożemy Ci dobrać odpowiednie kosmetyki. PO PIERWSZE: HIGIENA. Częste zmiany ręczników, pościeli, wycieranie twarzy papierowymi ręcznikami, dezynfekcja telefonu, okularów, częste mycie rąk, niedotykanie twarzy i zmian skórnych. PO DRUGIE: PIELĘGNACJA. Dokładny demakijaż. Zastosowanie preparatów delikatnie złuszczających i antybakteryjnych zmniejszy powstawanie nowych zaskórników oraz ukoi zmiany zapalne. Ważne jest odpowiednie nawilżenie i ochrona skóry, ponieważ przy podrażnionej i suchej cerze wydłuża się proces gojenia. PO TRZECIE: KOSMETYKI KOLOROWE, a w szczególności fluidy. Należy używać lekkich, półtłustych lub wodnistych produktów, aby nie zatykać porów i pozwalać skórze swobodnie „oddychać”. PO CZWARTE: OCHRONA PRZECIWSŁONECZNA. Promienie słoneczne mogą doprowadzić do przebarwień, wytwarzają się wolne rodniki i rozpoczyna się proces fotostarzenia. Po zastosowaniu peelingów kwasowych, filtry UVA i UVB są niezbędne!

Centrum Urody Moss Kraków, ul Prochowa 9 www.moss.krakow.pl

PO PIĄTE: STYL ŻYCIA I DIETA. Powinniśmy zrezygnować ze słodyczy, przetworzonej żywności, dużej ilości produktów mięsnych oraz napojów wysokoprocentowych i tytoniu. W przypadku walki z trądzikiem odpowiednia dieta to podstawa. Wiemy, że to brzmi strasznie, ale pierwsze efekty terapii kwasami pomogą Wam wytrzymać w postanowieniach.

N ATA L I A B R A Z I E W I C Z Mgr Kosmetologii, Moss Kraków

87


ZDROWIE

MEDYCYNA NA NAJWYŻSZYM POZIOMIE JUŻ WKRÓTCE W POLSCE DLACZEGO KAMIL GLIK I ROBERT KUBICA NIE LECZĄ SIĘ W POLSCE I CZY POWINNIŚMY SIĘ BAĆ PROFILAKTYCZNYCH WIZYT U ORTOPEDY – NA TE I INNE PYTANIA ODPOWIADA NAM ŁUKASZ BUDZIASZEK, AKTYWNY ZAWODOWO ORTOPEDA, ZAJMUJĄCY SIĘ SPRAWNOŚCIĄ LUDZI W ŻYCIU CODZIENNYM I SPORTOWYM.

Dlaczego w Polsce pacjenci, sportowcy, ludzie biznesu, gwiazdy, cały czas szukają profesjonalnej opieki medycznej poza Polską. Czy w końcu doczekamy się mechanizmów, które pozwolą nam się leczyć w Polsce? - Polska medycyna, zwłaszcza wysokospecjalistyczna, jest naprawdę na europejskim poziomie. Jednym z głównych powodów, dla których szukamy leczenia poza granicami kraju jest brak informacji o tym, że w Polsce również są takie ośrodki, które są w stanie w świadczyć usługi na równie wysokim, a wręcz niejednokrotnie wyższym poziomie. Polska służba zdrowia wymaga natomiast lepszej organizacji. Zagraniczne ośrodki medyczne są doskonale wypromowane, procedury obsługi pacjenta są tam na znacznie wyższym poziomie i stąd wrażenie u pacjentów, których stać na leczenie zagraniczne, że tam leczenie odbywa się łatwiej. W Polsce dopiero wprowadzamy medycynę spersonalizowaną, która powin-

88

na stanowić dużą przewagę konkurencyjną dla zagranicznych placówek i dać sygnał wymagającym klientom, że na leczenie nie muszą udawać się już do zagranicznych ośrodków w Lozannie, Turynie czy w Paryżu Zatem oznacza to, że polscy sportowcy, jak Kamil Glik, czy Robert Kubica mogliby leczyć się w Polsce? - Tak, jak najbardziej. Jeżeli chodzi o personel lekarski, to standard operacji w Polsce można uzyskać na takim samym, albo nawet wyższym poziomie. Natomiast w dalszym ciągu pozostajemy w tyle we właściwym zorganizowaniu procesu leczenia, zapewnieniu dostępności lekarzy, opieki pielęgniarskiej i profesjonalnej obsługi przedmedycznej Medycyna spersonalizowana w Polsce zakłada, że lekarz – traktując pacjenta po partnersku – wspólnie z nim ustala zindywidualizowany plan leczenia, w opar-

ciu o spersonalizowaną ścieżkę terapeutyczną, biorąc pod uwagę indywidualne uwarunkowania pacjenta: samodyscyplinę, poziom aktywności ruchowej i charakter pracy zawodowej. Współczesna medycyna pozwala na dialog i personalizację w podejściu do diagnostyki, leczenia zabiegowego czy też operacyjnego oraz planowania rekonwalescencji, tak aby była jak najmniej kłopotliwa dla pacjenta. Tak zindywidualizowane podejście do procesu leczenia wprowadziłem w EFFI Orthopedic Clinic, które powstaje w Krakowie. Dla pacjenta medycyna spersonalizowana oznacza przede wszystkim doprowadzenie do szybszego powrotu do zdrowia, a realizowana jest poprzez zapewnienie zindywidualizowanego podejścia i zapewnienia komfortowej rekonwalescencji, która odpowiada stylowi życia pacjenta, jego zobowiązaniom biznesowym, rodzinnym i sytuacji zdrowotnej. Przy dużej determinacji i dyscyplinie proces może być poprowadzony bardzo przyjaźnie



ZDROWIE dla pacjenta, a część leczenia, dzięki dobrej koordynacji, może być realizowana szybciej i sprawniej. W przypadku Roberta Kubicy leczenie operacyjne było jednym tylko wstępnym etapem. Bardzo dużą rolę w leczeniu odegrała rehabilitacja i zaplanowanie wszystkiego w czasie. Tego w Polsce najbardziej brakuje: personelu, który bezpośrednio funkcjonuje z pacjentem. To, z jaką skrupulatnością wdrażane są zalecenia lekarskie, decyduje o ich skuteczności. Przenoszenie odpowiedzialności za organizowanie pacjentowi leczenia na niego samego jest błędem i ja to właśnie będę chciał zmienić. Ponadto w Polsce dostępne są też badania diagnostyczne, które cały czas robią dosyć duże wrażenie, chociażby takie jak Total Body Scan, dzięki któremu lekarz może milimetr po milimetrze obejrzeć całe ciało człowieka, w kolorze, w rozdzielczości 4K. Czy jest to badanie, które warto zaplanować interwencyjnie, czy może warto raz na 10 lat zrobić sobie taki „ogólny przegląd” i dowiedzieć się jaki jest stan naszego zdrowia? - Total Body Scan jest nowością na polskim rynku. Ze względu na specyfikę metody, jest to badanie, które ma charakter przesiewowy, i każdy powinien pamiętać o możliwości jego wykonania. Badanie udziela informacji na temat stanu zdrowia, niejednokrotnie zanim pojawiają się pierwsze objawy choroby. Przykładem może być kolka żółciowa: każdemu z nas tworzą się kamienie w drogach żółciowych, w drogach moczowych, które do momentu wystąpienia niedrożności dróg żółciowych lub moczowych nie dają objawów klinicznych. Sam moment, w którym pojawiają się dolegliwości to jest czas, w którym ich nasilenie i ból, dezorganizuje nasze życie. Dzięki badaniu Total Body Scan możemy się dowiedzieć, że mamy kamicę pęcherzyka żółciowego i zaplanować efektywne

90

usunięcie, które ogranicza nasze cierpienie ponieważ mało inwazyjne metody spowodują, że kamienie same wypłyną. Kto powinien wykonać badanie Total Body Scan? W którym okresie życia jest ono zalecane? - Jest to badanie dla każdego. Jest to bardzo dobre pytanie ze względu na to, że w każdej grupie wiekowej będzie miało ono troszeczkę inny cel. Rodzice małych dzieci powinni je wziąć pod uwagę, jeśli rodzeństwo dziecka choruje na choroby - czy to o podłożu nowotworowym, czy ruchowym. Możemy je wykluczyć lub potwierdzić przed wystąpieniem objawów. Nastolatkowie powinni zrobić przegląd organizmu w obszarach związanych z nowotworowym ryzykiem rodzinnym. Total Body Scan pozwala określić ryzyka zmian przeciążeniowych w kręgosłupie lędźwiowym, pokazać ryzyko rozwoju przewlekłych zespołów bólowych, identyfikować przyczyny wad postawy, modyfikować programy treningowe i wskazać obszary do dalszej diagnostyki ortopedycznej, jeśli odczuwamy ból lub spadek sprawności. Po trzydziestym roku życia pojawiają się pierwsze objawy chorób zwyrodnieniowych, pierwsze ubytki chrząstki tak w sensie ortopedycznym. Zaczynają się pierwsze zmiany wytwórcze w zakresie kręgosłupa, czyli wynikające ze zmian zwyrodnieniowych. Na długo przed wystąpieniem objawów bólowych możemy podejrzewać, że przykładowo w kolanie mamy ubytek chrząstki. Jeśli odpowiednio wcześnie zaplanujemy diagnostykę obrazową, to możemy we właściwym momencie wkroczyć z leczeniem operacyjnym, skorygować oś kończyny, spowodować, że uzupełnimy chirurgicznie ubytek chrząstki, znacznie opóźniając moment, w którym pacjent będzie wymagał protezoplastyki. Krótko mówiąc - nie ma co się bać profilaktycznej wizyty u dobrego ortopedy.

Pakiet czterdziestolatka - jaki zestaw diagnostyki powinien obejmować? - Tutaj sytuacja staje się znacznie trudniejsza. W grupie dwudziesto-, trzydziestolatków najczęstszą przyczyną zgonów jest uraz. Czyli giniemy w wypadkach samochodowych, podczas sportów ryzykownych. Natomiast czterdziestolatkowie, to są osoby, które zaczynają umierać na skutek licznych chorób sercowo-naczyniowych bądź onkologicznych, przede wszystkim tych pierwszych. Tutaj badanie przesiewowe może pokazać rozwój i zaawansowanie miażdżycy całego ciała, naczyń w całym ciele, które automatycznie jest symetryczne do zaawansowania miażdżycy w naczyniach wieńcowych. W przypadku jej obecności, może to być wskazaniem do wykonania MRI serca, pokazaniu obrazu naczyń wieńcowych i określenia czy jest miażdżyca, czy jej nie ma. Jeśli jest miażdżyca, to automatycznie podąża za tym ryzyko wystąpienia ostrego zespołu wieńcowego, czyli jednej z najczęstszych przyczyn zgonu. A od strony ortopedycznej? - Szczególne znaczenie ma decyzja o podjęciu leczenia zmian zwyrodnieniowych bądź uszkodzeń łąkotek, też na podłożu zwyrodnieniowym. O ile wcześniej spotykaliśmy się z ubytkiem chrząstki, to w tym wieku zmiany są coraz większe i tutaj jest raczej coraz trudniej uniknąć protezoplastyki, natomiast chodzi o ograniczenie jej zakresu, jej charakteru. Częściowa endoprotoplastyka, osteotomia, określenie zaawansowania uszkodzeń entezopatycznych. W tym wszystkim trzeba też pamiętać o diagnostyce osteoporozy. Pamiętajmy, że jest to cicha choroba, gdzie maksymalny rozwój układu kostnego, w sensie masy mineralnej i biologicznej, osiągamy między 20-25 rokiem życia. W sytuacji kiedy jesteśmy około 40 spadek masy kostnej może być już istotny klinicznie i można wdrożyć już wtedy pierwotną prewencje osteoporozy. Rozmawiał MARCIN LEWICKI **** ŁUKASZ BUDZIASZEK. Od 2010 roku, jako aktywny zawodowo ortopeda, zajmuje się sprawnością ludzi w życiu codziennym i sportowym. Szuka też nowych rozwiązań umożliwiających optymalizację czasu niezbędnego do powrotu pacjenta do pełnej formy po urazie. W ramach swojej praktyki lekarskiej wykonuje 1500 zabiegów rocznie.



KOSMETYKI

GRANICE NIE ISTNIEJĄ

fot. mat. promocyjne

Zanim Gabrielle Chanel stała się Mademoiselle, była Coco „Coco” to przydomek, który nie należał do jej ulubionych, prawdopodobnie ze względu na okoliczności, w jakich go zyskała - czyli czasów, gdy jako młoda dziewczyna występowała w kabarecie, śpiewając piosenkę: Kto widział Coco? Opowiada ona historię kobiety, która na Troccadero zgubiła psa, imieniem Coco. W późniejszych latach sama Gabrielle powtarzała, że Coco to zdrobnienie nadane jej przez ojca. Tak czy inaczej, w ten sposób mogli zwracać się do niej tylko najbliżsi przyjaciele i kochankowie. Mężczyzną, który wyrwał ją z kabaretu i wprowadził w świat arystokracji oraz jej stylu życia, był Etienne Balsan. Dzięki Balsanowi, Gabrielle poznała Arthura Capela, którego w towarzystwie nazywano Boy. Arthur Capel, przemysłowiec, milioner, amator gry w polo. Boy, jak żaden inny z mężczyzn jej życia, ukształtował ją i nadał kierunek jej przyszłości. Był dla niej bratem, ojcem, przyjacielem i, jak sama Gabrielle wiele razy powtarzała, jedynym mężczyzną, którego kochała. Arthur był dla niej nauczycielem, a raczej przewodnikiem, który wprowadził w świat literatury, ezoteryki i orientu. Jego angielski styl ubierania się będzie dla Gabrielle punktem wyjścia dla upraszczania sylwetki kobiet i wyzwolenia ciała, które przez cały czas jest w ruchu, a typowe elementy garderoby angielskiego gentlemana znajdą znaczące miejsce w paryskim domu mody. Boy był impulsem i inspiracją dla stworzenia przez Gabrielle pierwszej pracowni przy rue Cambon oraz butików

92

w Deauville i Biarritz. Gdy bezgraniczne oddanie pracy przyniosło Chanel pierwsze sukcesy, Boy z melancholią przyznał: Myślałem, że daję ci zabawkę, a dałem ci wolność. BOY Jedna z legend powstania logo CHANEL głosi, że splecione czarne litery „C” na białym tle, to pierwsze litery nazwisk Chanel i Capel. Kontrast bieli i czerni, które według samej Mademoiselle nie mogą żyć bez siebie oraz połączenie tego co męskie i żeńskie znalazło odzwierciedlenie w zapachu BOY, jednego z linii Les Exclusifs de Chanel. Kolekcji inspirowanej, życiem, miejscami i osobami o szczególnym znaczeniu dla Gabrielle Chanel. Tworząc BOY Olivier Polge połączył ze sobą charakterystyczne dla męskich zapachów składniki, jak lawenda, geranium i drzewo sandałowe, z najbardziej cielesnymi akordami róży, kwiatu pomarańczy i białego piżma. W rezultacie powstał zapach, którego elementy uzupełniają się jak czerń i biel, by na zasadzie kontrastu ukazać charakterystyczne dla każdego z nich cechy. BOY to fuzja mężczyzny i kobiety. Fuzja przeciwieństw, które wzajemnie się uzupełniają przy jednoczesnym zacieraniu się granic tego, co męskie i żeńskie, bo jak powiedziała Gabrielle Chanel: Skóra to skóra. Kiedy zgaśnie światło.

M I K O Ł A J T Y PA

BOY Les Exclusifs de CHANEL woda perfumowana 75ml 790zł


OSKAR

BACHOŃ SIŁOWNIANY LANS

Wiesz Oskar, ja to jestem prosta dziewczyna, której się wydaje czasem, że świat też jest prosty. Że pójście na siłownię oznacza wizytę w miejscu, w którym się ćwiczy. O moja naiwności! Ale zacznę od początku. Sylwester się zbliża. Dupa rośnie. Pomyślałam, że pójdę raz ze swym chłopem na siłownię. Tyle razy już mnie wyciągał. Ciągle mówił, żebym się w końcu wzięła za siebie. Spakowałam bety i zbieram się do wyjścia. P o d e j ś c i e n r 1 - Gdzie? - zagrzmiał Misio. - Chyba nie chcesz w tych łachach się na siłce pokazać? Chcesz ze mną chodzić, to se kup coś stylowego! Zgłupiałam. Ostatnia myśl, jaka mi do głowy przyszła, to styl na siłowni. Ale spoko - myślę - zawsze to pretekst do zakupów. Podjechałam do galerii, nabyłam nowe legginsy i podkoszulek. P o d e j ś c i e n r 2 - Ej, chyba nie chcesz w tym pójść? Mówię, że nowe, że dopiero kupiłam, że mi się podoba. - Podobać, to ci się może, ale kompletnie niestylowe jest. Wkurzyłam się z deczka. - A w dupę się pocałuj Misiu Patysiu, niejedna siłownia jest w Krakowie. Nie muszę iść z tobą - trzasnęłam drzwiami. W aucie sprawdziłam adres innej niż misiowej. Porąbało chłopa - z takim hasłem weszłam na salę. Hala ogromna. Już pierwsze, co mnie zadziwiło, to że baba, która wjechała na siłownię windą, teraz ćwiczy na przyrządzie imitującym chodzenie po schodach. To jakiś absurd. Ale spoko. Nie moja sprawa. Poszukałam pierwszej wolnej bieżni i zaczęłam truchtać. No i rozglądać się. Powiem ci, że świat z bieżniowej perspektywy jest co najmniej dziwny. Po pierwsze wszyscy kolesie z tymi bicepsami większymi od mojego pośladka, ubrani są w żonobijki, takie koszulki na ramiączkach. Natomiast laski - kurde, Misio miał rację - laski ubrane według zasady: „ściśnij cycki, odsłoń brzuch, podkreśl pupę”. Ja w skromnej koszulce z H&M wyglądam jak nie z tej bajki.

Fot. K atarz yna Widmańsk a

P o d e j ś c i e n r 3 Mam już ściskostanik, nie piję od kilku dni, żeby odwodnić brzuch, wydałam całą kasę na majty modelujące poślady. Jestem gotowa na randkę z Misiem na jego siłce. Myślę: „zrobię mu niespodziankę i na siłowni przed jego maszyną dumnie przejdę”. Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Już go namierzyłam przy miescu na martwy ciąg, już brzuch wciągnęłam, poślad rozchulałam. Idę. Misio z kolegami prężą muskuły. Przechodzę i słyszę, jak Misio na cały głos komentuje: - Ja pierdziele, jaki lachociąg, kijem bym takiej nie tknął. Dymplomatycznie nie odwracam głowy. W domu milczę jak grób. Ale wiesz Oskar, może biegać zacznę?

OSKAR BACHOŃ www.oskarbachon.pl/blog Studio Stylizacji i Wizażu ul Hieronima Wietora 3/2 lok. 1 tel. 602 635 037

93


I M P R E Z Y I OT WA R C I A

POKAZ MODY JOANNA NIEMIEC SHADOW OF BEAUT Y

zdjฤ cia: Jakub Gil

16 listopada 2018 Claudius Hair Treser Academy, Krakรณw

94


mysł z y m za pobud

y

Galeria Krakowska, I piętro ul. Pawia 5, 31-154 Kraków tel. 12 628 72 52 restauracja@miyakosushi.pl www.miyakosushi.pl dołącz do nas 95


NEWSY zdjęcia: mat. promocyjne

BĄDŹ JESZCZE FAJNIEJSZY NIŻ CZYSTEK! Dużo się ostatnio mówi o zbawiennej mocy ziół. A jednak wciąż wszyscy pijemy tylko miętę i czystek. Aneta Romanowska zauważyła tę monotematyczność i stworzyła Selę - markę, która specjalizuje się w odrobinę ciekawszych ziołowych mieszankach. Jak sama podkreśla, zioła stanowią super alternatywę dla herbaty, a nawet kawy. Są

smaczne, rozgrzewające, mają mnóstwo korzystnych właściwości. Nic tylko korzystać! Jej mieszanki odpowiadają na różne potrzeby (detoks, relaks, sen), a ich opakowania są śliczne. Aneta nie chciała, by produkt kojarzył się z wyrobem aptecznym, po który sięgamy, by się leczyć. Zachęca do picia ziół dla przyjemności.

Śliczne, zdrowe, miłe,…będą również zgrabnym pomysłem na prezent świąteczny. A samo tajemnicze słowo Sela..., to imię jej psa.

www.sela-herbals.pl

JAK LUBI JEŚĆ WSPÓŁCZESNY POLAK? Dosyć niedawno w całej Polsce odbywał się Restaurant Week. To całkiem wyjątkowy festiwal, w ramach którego przez dwa tygodnie można próbować pysznych dań w najlepszych restauracjach kraju. Cena trzydaniowego menu degustacyjnego to tylko 49 złotych. Analizując ostatnią edycję Tygodnia Restauracji możemy zaobserwować pewne tendencje w naszych wspólnych upodobaniach kulinarnych lub, mówiąc prościej

96

trendach. Co jest w takim razie najbardziej popularne? Po pierwsze, zdrowie. Czytamy składy, ograniczamy węglowodany, odrzucamy cukier, stosujemy detoksy. Jesteśmy coraz bardziej świadomi i nie sposób zaprzeczyć, że jest to jak najbardziej korzystne zjawisko. Po drugie, nowy fine dining. Bez białych obrusów i kelnerów we frakach, ale poza tym - wszystko na najwyższym poziomie. Kuchnia sezonowa i jakościowo świetna, wyszukana i zaskakująca, podana

za to w swobodnej atmosferze bistro. Ciężko zaprzeczyć - tacy są teraz ludzie i takiego gotowania pragną. W gastronomii polskiej panuje także moda na globalnie nieśmiertelny weganizm, a także kiszonki i, wciąż, potrawy jak najbardziej fotogeniczne. Świat się stały zmienia, kulinarne trendy także. Możliwe, że kolejna edycja festiwalu przyniesie nową falę ekscytacji.


NEWSY

SPEŁNIONE MARZENIE HOLLY GOLIGHTLY Jest coś takiego w ikonach popkultury, że zwyczajnie nie możemy ich oceniać. Jakie by nie były - są wspaniałe dlatego, że istnieją. Dokładnie tak jest ze Śniadaniem u Tiffany’ ego . Dlatego na uwagę bezsprzecznie zasługuje fakt, że dzisiaj naprawdę można zjeść tam śniadanie. Na czwartym piętrze legendarnego, nowojorskiego Tiffany & Co. otwarto Blue Box Cafe - błękitne ściany i błękitna porcelana, a na niej trzydaniowe śniadanie serwowane przez cały dzień. Jeśli ktoś ma ochotę poczuć się jak Audrey Hepburn, wystarczy, że kupi kawę na wynos i popatrzy na witrynę nowojorskiego jubilera. Jeżeli jednak pragniesz spełnić marzenia bohaterki.. rezerwuj stolik w Blue Box Cafe. Najlepiej z rocznym wyprzedzeniem.

Restauracja Taco Mexicano Kraków , ul. Poselska 20 tel.: 12 421 54 41 www.tacomexicano.pl

MEKSYKAŃSKA LEGENDA W CENTRUM KRAKOWA.... ZAPRASZAMY DO SPRÓBOWANIA NOWYCH DAŃ IDEALNYCH NA CHŁODNE DNI... Choriqueso z salsą blanca o dowolnej ostrości Ognisty Fajitas Monterrey z kurczakiem i grillowaną papryczką jalapeńo A na deser oryginalny meksykański sernik z polewą truskawkowo-pomarańczową

OD PONIEDZIAŁKU DO PIĄTKU W GODZINACH OD 12 DO 18 ZAPRASZAMY NA HAPPY HOURS!


R O Z M O WA

W ŻYCIU CHODZI O TO, ŻEBY JE SMAKOWAĆ SPĘDZIĆ LATA ŻYCIA NA PODRÓŻOWANIU, A NASTĘPNIE OSIĄŚĆ NA WSI I OTWORZYĆ WŁASNĄ RESTAURACJĘ – BRZMI JAK MARZENIE. SPEŁNILI JE PAŃSTWO REGINA I ANDRZEJ, KTÓRZY NIECAŁE 20 KM OD KRAKOWA, W WĘGRZCACH WIELKICH OTWORZYLI WERANDĘ. MIEJSCE JAK Z BAJKI – OTULONA LASEM DZIAŁKA Z PIĘKNYM DOMEM, UROCZĄ WERANDĄ I WIDOKIEM NA PRZYRODĘ. ZA STERAMI W KUCHNI ŁUKASZ KANIA, KTÓRY W TYM SIELSKIM MIEJSCU REALIZUJE SWOJE AMBITNE FANTAZJE KULINARNE. NA TALERZACH SMAK REGIONU, SAMA AUTENTYCZNOŚĆ I PIĘKNO. Z WŁAŚCICIELAMI I SZEFEM KUCHNI WERANDY ROZMAWIAŁA B A Ś K A M A D E J .

Dlaczego nazywają Cię Brylant? Łukasz Kania: - Pracowałem przez 7 lat w restauracji Pod Różą, gdzie pojawiało się gościnnie wielu ciekawych kucharzy. Kilka lat temu gotowaliśmy wspólnie z Robertem Makłowiczem i ja ubrałem tego dnia specjalny kitel z guzikami w kształcie brylantów. I to Robert Makłowicz z szefem kuchni

98

stworzyli ten pseudonim, który do mnie przylgnął na dobrych parę lat.

twory. Od małego otaczało mnie więc mięso i tradycje związane z tym produktem.

Masz też bagaż kulinarnych tradycji wyniesionych z domu. Opowiedz o nich. - Moi świętej pamięci dziadek i tata mieli masarnię, swoje bydło, robili wędliny i prze-

Nie chciałeś nigdy zostać przez to wegetarianinem? - Nie, zawsze byłem blisko związany z rodzinnym interesem, którym aktualnie zajmuje się mój wujek. Nie mam nic przeciwko



R O Z M O WA wegetarianizmowi, szanuję ten wybór, ale dla mnie mięso zawsze było ważne. Jakim rodzajem mięsa się zajmujecie? - Cielęcina, wieprzowina, wołowina. Hodowane przez nas, więc zawsze mieliśmy wpływ absolutnie na wszystko: od hodowli, przez karmienie, ubój, przetwórstwo. Patenty i przepisy, których się wtedy nauczyłem zostały mi w głowie. I jakoś nigdy nie miałem wątpliwości, co będę robić w życiu. Rodzinny interes ukierunkował Cię więc zawodowo. A kto nauczył Cię gotować? - Nauczyłem się gotować w szkole gastronomicznej. Nie widziałem się w innym zawodzie, więc wybór był prosty. Praktykowałem gotując na weselach w remizie w Wieliczce. Szybko wszedłem w tryb pracy. Kiedy miałem 18 lat, mój przyjaciel, który pracował jako cukiernik w restauracji Pod Różą, zaproponował mi pracę. Pojechałem tam na dzień próbny i szef Żurek dał mi szansę. Jak przebiegała Twoja kariera? - Pierwsze 2 lata były dość ciężkie. Byłem bardzo młody, a pracowałem ze starą gwardią doświadczonych kucharzy, więc

100

dostawałem mocny wycisk. Często pracowałem za nich. Ale wiedziałem, że się uczę. Zacząłem od przystawek, później sekcja makaronowa, cukiernia, dodatki do dań głównych, ciepła kuchnia i po 5 latach zostałem zastępcą szefa kuchni, a przez pewien okres byłem nawet w zastępstwie szefem kuchni. W Pod różą pracowałem z pięcioma różnymi szefami kuchni, jednym z gwiazdkowej restauracji. Od każdego z nich wiele się nauczyłem. Teraz sam jesteś szefem kuchni i masz swój zespół. Nie brakuje Ci mentora? - Często ludzie mnie pytają dlaczego odszedłem z tak prestiżowego miejsca, gdzie gotowałem dla głów państwa, hierarchów kościelnych, itd. I dlaczego na wieś. Po prostu po 7 latach stwierdziłem, że tempo pracy, nerwówka, ścisk i stres mnie wypalają. Mam 26 lat, ale mam już swoją wiedzę i doświadczenie. Doszedłem więc do wniosku, że muszę coś zmienić.

gości, pojawił się TVN, wywiady, blogerzy. Dotąd jako zastępca szefa kuchni pracowałem na czyjeś nazwisko. Teraz pracuję na własne. Pracowałem także w Warszawie, na stażu u Darka Barańskiego, w Łodzi i w Katowicach, ale uciekłem z miasta, z tego wyścigu szczurów, na wieś, na werandę i naglę okazuje się, że.. jest o mnie głośno. Jestem bardzo zadowolony z tego, że mogę kontynuować tradycje rodzinne, bo w mięso zaopatruje mnie wujek. Po zakupy jeżdżę na pobliski targ, gdzie sam wybieram warzywa i owoce. Zaprzyjaźniona gospodyni robi dla mnie twarogi. Cieszę się, że mogę wesprzeć lokalnych producentów - wszystkie produkty pochodzą z regionu – z okolic Wieliczki, Gdowa. W Krakowie większość restauracji sprowadza produkty zza granicy, zapominając o polskim wytwórcy. Tempo pracy wyklucza powolne planowanie, rzetelne poszukiwanie produktu. A tu mogę się wyłączyć, pobyć sam z myślami i działać.

Po pięciu miesiącach potrafisz już ocenić, czy była to dobra decyzja? - Weranda udowodniła mi, że warto zrobić krok do przodu. Po pierwszych miesiącach zobaczyłem, że mam restaurację pełną

Często wdrażasz te plany, zmieniasz kartę? Masz tę dowolność, elastyczność? - Jest to całkowicie uzależnione ode mnie i mojego zespołu: Michała Buckiego i Łukasza Szczurowskiego. Jesteśmy na tyle


całą Wieliczkę. Każdy element, który serwujemy gościom na talerzu jest robiony przez nas. Sami kręcimy masło, pieczemy chleby, mamy swój ogród ziołowy, a młoda owca z karty jeszcze niedawno pasła mi się na trawie w Ochojnie. To jest naprawę

dliny i pieczywo, i zaczęli pytać czy można je kupić. Więc zaczęliśmy je sprzedawać. Mamy już stałych klientów, którzy przyjeżdżają po bochenki chleba, szynki, kiełbasę. Byłem w szoku, że jest takie zainteresowanie, skoro piekarni w pobliżu nie brakuje.

R O Z M O WA

młodym zespołem, że nie lubimy nudy – pracujemy razem i zmieniamy kartę właściwie co miesiąc. Przez cały okres jej funkcjonowania doskonalimy dania, dochodzimy do perfekcji i po miesiącu zmieniamy menu.

Ale zdaje się, że piekarnie nie sprzedają chleba na fermentowanej aronii… - To prawda. Tuż po przyjeździe tutaj do Węgrzec zaszyliśmy się w lesie, żeby sprawdzić co można w nim znaleźć. Zerwałem liście dębu, opaliłem i zrobiłem na ich bazie chleb z pięknymi aromatami lasu i lekką goryczką. Z nadwyżek aronii od rodziny Pani Reginy zaczęliśmy robić słodki fioletowy chleb na otrębach, z rodzynkami. Ktoś powiedział kiedyś, że szefów kuchni się dzieli na 2 grupy: twórczych i odtwórczych. Fajnie, że należymy do tej pierwszej grupy. Tworzymy coś nowego, nawet jeśli wzorujemy się na starych recepturach, to nadajemy im swojego temperamentu. Poczułeś potencjał tego miejsca od razu po przyjeździe? - Ściągnął mnie tu syn właścicieli, z którym się przyjaźnię. Przyjechałem obejrzeć miejsce, zobaczyłem pokoje, poczułem atmosferę i powiedziałem: robimy to. Właściciele są cudowni, mają dużo ciepłej energii i myślę, że jeszcze niejedno tu razem pokażemy. Na początku chcieliśmy gości edukować, działać małymi etapami, żeby uświadomić im co chcemy robić w tym miejscu. I z czasem widzę, że spotkaliśmy się ze zrozumieniem, że goście wiedzą czego się spodziewać. Cały czas pytają o nowości. Mamy naprawdę otwartych klientów. Jakie plany na przyszły rok? - Na razie szykujemy się na sylwestra – chcemy zrobić 7-daniową kolację degustacyjną. A w przyszłym roku – czekamy na wiosnę, na pokazanie się pierwszych ziół, nowalijek. Na ich bazie stworzymy mocną kartę. Okoliczny las kryje dużo cudów, a ja mam już w głowie pomysły co z nimi zrobić.

Lokal należy do właścicieli, kupujecie regionalne produkty, sami wypiekacie chleby i macie wędzarnię, gdzie przygotowujecie wędliny z rodzinnej masarni. Można powiedzieć, że jesteście samowystarczalni? - Dokładnie tak. Jakby przyszło do wojny, to pracujemy dalej. I możemy wykarmić

piękna sprawa. Cieszę się, że mogę z dumą powiedzieć gościom skąd pochodzi każdy składnik dania i ręczyć za jego jakość. Produkty z wędzarni można u Was kupić? - Mamy już pierwsze zamówienia świąteczne. Ludziom przypadły go gustu nasze wę-

Skąd pomysł na taką restaurację w Węgrzcach Wielkich? Regina: - Podróżowaliśmy przez całe swoje życie i w każdym zakątku świata szukaliśmy klimatycznych restauracji, prowadzonych przez miejscowych, z autentycznym lokalnym jedzeniem. Od Krymu, przez Hiszpanię, po Turcję – jedzenie było dla nas esencją

101


R O Z M O WA

podróży. Zasiadaliśmy przy stole i czuliśmy się jak w siódmym niebie. Andrzej: - Nasze podróże były związane z moją pracą zawodową, ale wszędzie gdzie mieszkaliśmy, chcieliśmy jeść dania lokalne i próbować tego, co najlepsze w danym miejscu. Za granicą, głównie w krajach śródziemnomorskich, takich jak Grecja czy Hiszpania, prowadzenie restauracji nie jest tak wymagające jak w Polsce. Czasami podróżując mieliśmy wrażenie, że nasz sanepid pozamykałby większość tamtejszych lokali. Tymczasem mimo różnych warunków, odwiedzaliśmy małe rodzinne restauracje, do których na obiad przychodziła cała wieś. Za smaki i aromaty pokochaliśmy zwłaszcza Hiszpanię i Turcję. Kuchnia tej drugiej, szczególnie z regionu Osmanii, przy granicy z Syrią – gotowanie w piecach, na ogniu, placki, przyprawy, doskonała baranina, pachnąca ziołami ze stepów, na których pasą się zwierzęta – urzekła nas. Pomysł na Werandę został zainspirowany właśnie przez nasze podróże. Zrodził się

102

dość spontanicznie, bo jesteśmy ludźmi, który nie mogą usiedzieć w miejscu, ale po latach tułaczki chcieliśmy pomieszkać trochę w swoim domu. Mamy duży ogród, który kosiłem myśląc, że szkoda, że nikt z niego nie korzysta, bo dzieci praktycznie się już się wyprowadziły. A przecież jest tu tak cicho i pięknie, choć wcale niedaleko Krakowa. Nam samym brakowało w okolicy restauracji, która spełniałaby nasze oczekiwania, postanowiliśmy więc otworzyć własną. To na razie eksperyment, ale wrażenia gości są bardzo dobre, są zachwyceni, że można tak dobrze zjeść poza miastem. Naszą ideą jest promować region i ludzi którzy w nim żyją. Wino pochodzi z winnicy Wieliczka, mamy piwo z lokalnego browaru, naturalne produkty, zioła, zero chemii. Lubią Państwo jeść, ale także gotują, prawda? Regina: - Mój mąż ma pasję gotowania, piecze chleby, wędzi wędliny. Przyjaciele chętnie nas odwiedzają, bo znakomicie gotuje, odtwarzając dania z różnych stron świata. Żaden nasz znajomy nigdy nie wyszedł głodny. Gości Werandy podejmujemy

tak samo – chcemy się dzielić jedzeniem i dobrą atmosferą. Andrzej: - Gotowanie jest naszą wspólną pasją, a żona oprócz tego jest mistrzem florystyki, uczy tego zawodu w szkole policealnej. Architektura, design, wystrój – to zawsze było dla niej istotne, dlatego Weranda tworzy niepowtarzalną atmosferę. Regina: - Zależy nam, żeby ludzie poznawali nowe smaki i rozkoszowali się nimi w atmosferze piękna. W Polsce jedzenie poza domem nie jest jeszcze tak popularne, jak np. w Hiszpanii, gdzie całe wielopokoleniowe rodziny, od babci po prawnuki, zasiadają razem do stołu, rozmawiają i piją wino do późna w noc. Kultura stołu jest zupełnie inna. Jest to na pewno w dużej mierze spowodowane warunkami materialnymi, ale to się zmienia i u nas wkrótce ludzie będą więcej czasu spędzać wspólnie w restauracjach. A przecież w życiu chodzi o to, żeby je smakować. Rozmawiała BAŚKA MADEJ Zdjęcia: Monika Śląska


PROSECCO

IS ALWAYS THE ANSWER AND WE HAVE GOT PROSECCO!

ZAPRASZAMY CIĘ DO WYPRÓBOWANIA NASZEJ NOWEJ LINII PIW I WIN


R O Z M O WA

WOKÓŁ WHISKY JEST DUŻY FERMENT PODRÓŻNIK, BLOGER, KRYTYK, SĘDZIA KONKURSOWY, KIPER, AMBASADOR MAREK, OKAZJONALNIE BIRBANT – ŁUKASZ DYNOWIAK, OD LAT MIESZKAJĄCY W EDYNBURGU BYDGOSZCZANIN, KTÓREMU, JAK NIEWIELU POLAKOM, UDAŁO SIĘ ZAWOJOWAĆ MIĘDZYNARODOWĄ BRANŻĘ WHISKY. DLACZEGO TAK DŁUGO MUSIMY CZEKAĆ NA JEGO NOWĄ KSIĄŻKĘ, CZY WHISKY MOŻE PACHNIEĆ SKÓRKĄ OD BANANA ORAZ JAK PRACUJE SIĘ DLA NAJWIĘKSZYCH ALKOHOLOWYCH MAREK NA RYNKU? ŁUKASZA DYNOWIAKA UDAŁO MI SIĘ SPOTKAĆ NA TEGOROCZNEJ EDYCJI FESTIWALU WHISKY W JASTRZĘBIEJ GÓRZE, GDZIE NA SALI WYKŁADOWEJ, FIRMOWYM STOISKU I W KULUARACH, W POCIE CZOŁA PRZEKAZYWAŁ SWOJĄ WIEDZĘ I ZAMIŁOWANIE DO SZKOCKICH TRUNKÓW ODWIEDZAJĄCYM. ROZMAWIA S Z Y M O N B I R A

Łukasz Dynowiak

Globalny ambasador whisky - Łukaszu, czym ty się właściwie zajmujesz na co dzień w swojej pracy? - Kiedyś moja mama powiedziała mojej babci, że reklamą (śmiech). Zajmuję się whisky na różnych poziomach. Dziś rano pracowałem z koleżanką nad planem au-

104

dytu znanej marki, a po południu szkoliłem koleżanki i kolegów, którzy w przyszłym tygodniu jadą obsługiwać duży festiwal. Jutro powiszę na telefonie z moim ambasadorem w Azji Południowo-Wschodniej, muszę mu przedstawić nowe narzędzie edukacyjne, ale będziemy też planować mój wyjazd

w marcu do Chin, Hongkongu, Tajlandii, Malezji i Singapuru. Później mam zaplanowaną sesję w laboratorium, będę oceniał próbki ustawione w testy triangulacyjne, czyli pomagał zespołowi zajmującemu się kontrolą jakości. W czwartek wyjeżdżam na chwilę do Anglii, prowadzę degustację


dla prawie stu osób. Weekend z rodziną, szykujemy się właśnie do przeprowadzki, a w poniedziałek wyjeżdżam do Stanów Zjednoczonych i Kanady, gdzie przez dwa tygodnie będę robił codziennie coś innego. Od objazdów specjalistycznych sklepów monopolowych w Bostonie, przez wywiady radiowe, szkolenia, konferencję naszych amerykańskich ambasadorów w Chicago, spotkania z dystrybutorem w Montrealu aż po świetny skądinąd festiwal whisky we Fredericton. Jak wrócę, będę się przepakowywał do Indii. Zdarza Ci się nie wyjeżdżać służbowo i pracować na miejscu? - Zdarzają mi się też oczywiście długie dni w biurze, mam sporo spraw administracyjnych. Od niedawna kieruję zespołem, który wymaga uwagi i wsparcia, więc z czasem będę spędzał w kwaterze głównej coraz więcej czasu. Szukam właśnie prawej ręki, osoby, która przejmie większość moich dotychczasowych obowiązków w Europie. W pewnym momencie zdecydowałeś się wyjechać z Polski i na stałe zamieszkać w Szkocji – opowiedz o swoich początkach po podjęciu tej decyzji. - To były dużo prostsze czasy. Byłem po pierwszym roku, nudnych jak flaki z olejem, studiów zaocznych w Poznaniu i zastanawiałem się, czy tak powinno już być. Zdecydowałem się przyjechać do znajomych w Szkocji, żeby się rozejrzeć. Nie miałem planu. Już parę miesięcy później studiowałem w Edynburgu, wróciła energia, apetyt na życie. Whisky była wtedy na skraju pola widzenia. Piliśmy ją, pewnie, ale raczej bez większej świadomości. Tymczasem dzisiaj jesteś autorem not smakowych i opisów whisky m.in. do wydanej również w Polsce: 1001 whisky, których warto spróbować – to popularne i prestiżowe wydawnictwo, niewielu Polakom zaproponowano podobną współpracę. - Dominica Roskrowa, redaktora naczelnego tej monstrualnej pracy, poznałem krótko po tym, kiedy zaczęliśmy z kolegą pisać blog o whisky. To znany w środowisku pisarz i krytyk, kiedyś pisał o muzyce. Zaczęło się od okropnej kłótni, wolę nie wnikać w szczegóły, ale wszyscy okazali się dżentelmenami i skończyło się na wzajemnym szacunku i sympatii, a kilka lat później zaowocowało to oczywiście wspólną pracą nad książką. Wpadłem ostatnio na Dominica na festiwalu w Jastrzębiej Górze. Ciekawostka – nie przeczytałem jeszcze, jak moje teksty przetłumaczono do polskiej edycji książki! Trochę się boję, bo mam pedantyczne podejście do pisania, pewnie z lekką tendencją do grafomanii. Dlatego zajmuje mi to zawsze tyle czasu. W Polsce jest sporo ciekawej publicystyki, dotyczącej alkoholi. Twój cykl artykułów dla portalu naTemat był jednak dość wyjątkowy – publikowałeś tam teksty zadziorne, a zarazem lekkie i pogodne, z przymrużeniem oka, ale oparte na sporej wiedzy


R O Z M O WA i doświadczeniu – nie planujesz wrócić do polskiej prasy? - Dziękuję za miłe słowo. Zgodziłem się napisać parę rzeczy dla naTemat, ale popełniłem po drodze mnóstwo błędów. Miałem wtedy wyłącznie doświadczenie w pisaniu dla entuzjastów, hobbystów i specjalistów z branży i na polskim portalu głównego nurtu uderzyłem przez to w zły ton. Oprócz życzliwych wpisów spadło na mnie również dużo krytyki, w tym mocno osobistych komentarzy, a nie byłem na to przygotowany. Kompletnie nie rozumiałem, dlaczego artykuł o whisky ma oznaczać, że jestem taką, a nie inną osobą. Brałem wszystko do siebie, zgubiłem trochę snu. Po cichu zarzuciłem to pisanie, a w głowie winiłem czytelników. Z perspektywy czasu wiem, że wina nigdy nie leży po stronie czytelnika, a wyłącznie redaktora, który nie potrafi napisać dostosowanej do niego treści. Nie wykluczam powrotu do polskiej prasy, jestem teraz dużo bogatszy w doświadczenia. Jednak wystawianie się na ochotnika pod ostrzał komentarzy w polskiej sieci na pewno wymaga grubej skóry. Być może mi jej brakuje. Co to jest The Scotch Whisky Heritage Centre?

106

- Teraz przemianowane już na Scotch Whisky Experience, czyli whisky się tam doświadcza, a nie tylko podziwia. Ta zmiana nazwy, sama w sobie, jest dość śmieszna, ale i symptomatyczna. Scotch Whisky Experience to instytucja z ponad trzydziestoletnią tradycją. Nie wypełnia funkcji archiwum czy muzeum, jest jej bliżej do atrakcji turystycznej. W samym sercu Edynburga można się tam wybrać na oprowadzanie po ogromnej kolekcji whisky – degustacje, jedzenie, można zajrzeć do imponującego sklepu. To tam zaczęło się moje profesjonalne zaangażowanie w whisky, na studiach pracowałem tam jako przewodnik. Świetny okres w życiu, przyjaźnie na całe życie. Ale też ciągła nauka. Przez to branża whisky zatrudnia z chęcią byłych przewodników SWE. Podobno był okres w Twoim życiu, w którym większość zapachów whisky porównywałeś do aromatów różnych stadiów dojrzewających bananów. Powiedz, czy w ogóle istnieje coś takiego jak obiektywny opis smaku i zapachu wina, whisky, rumu czy piwa? Czy nie jest trochę tak, że to, co każdy odczuwa indywidualnie, pozostaje zarazem obiektywne?

- Zarówno subiektywny, romantyzowany obraz zapachu trunku, który kreujemy dla siebie samych, jak i twarda, rzeczywista i obiektywna analiza są dobrze znanymi w branży zagadnieniami. Oba spojrzenia na ten sam kieliszek mogą być równie prawdziwe. Kiedy analizujemy na potrzeby kontroli jakości, szukamy przede wszystkim błędów czy skaz. To dosyć negatywny proces, w którym upraszcza się, zawęża, eliminuje i zawsze należy znaleźć z innymi kiperami wspólny mianownik i wypracować precyzyjny język. To, co dla mnie jest przejrzałym bananem, dla ciebie może być bliżej goździków. Jeśli obaj wiemy, że chodzi nam po głowie octan izoamylu, to się dogadamy. A w subiektywnej ocenie chodzi już o coś innego. Myślę, że mój okres porównań do bananów albo do brzoskwiń w różnych stadiach rozkładu był wyrazem chęci zakomunikowania tonu, odcienia, jakiegoś nastroju, bardziej niż odniesienia się do konkretnego zapachu. Dziś wolę powiedzieć, że whisky jest jasna i żywa, skupiona, kompaktowa, klarowna, jednostronna. Albo, że jest rozlazła i leniwa, kusząca, stępiona, mroczna i obrażona. Można powiedzieć, że w opisach smaku na wewnętrzne potrzeby firmy upraszczam


Wesołych Świąt! Życzymy wszystkim naszym Gościom zdrowych i wesołych Świąt Bożego Narodzenia oraz samych sukcesów w nadchodzącym Nowym Roku 2019!

BOŻE NARODZENIE TO SZCZEGÓLNY CZAS PEŁEN SPOKOJU I WYTCHNIENIA. PRZY PIĘKNIE NAKRYTYM STOLE, PEŁNYM ŚWIĄTECZNYCH SMAKOŁYKÓW, DŹWIĘKACH KOLĘD I BLASKU ŚWIEC ZAPOMINAMY O CODZIENNOŚCI I DAJEMY PONIEŚĆ SIĘ MAGICZNEJ ATMOSFERZE. Z NAJWIĘKSZĄ PRZYJEMNOŚCIĄ ZADBAMY, ABY TE ŚWIĘTA BYŁY DLA PAŃSTWA PRAWDZIWĄ RADOŚCIĄ.

• Restauracja Loża znajduje się w samym sercu Krakowskiego Rynku, nr 41. Dysponujemy salami mieszczącymi w sumie 120 osób, które w komfortowych warunkach mogą spędzić miło czas. • Loża skupia życie kulturalne i towarzyskie Krakowa. Znane osobistości świata teatru, filmu, polityki i mediów upodobały sobie nasz klub, jako miejsce spotkań i wypoczynku. • Muzyka na żywo, doskonałe dania kuchni polskiej i międzynarodowej – szczególnie polecamy kaczkę z żurawiną i pieczonym jabłkiem - wyjątkowe wina i koktajle, zachęcają do spędzania czasu z nami. • Ogrzewany ogródek zimowy daje wyjątkową możliwość obserwowania Krakowskiego Rynku, Kościoła Mariackiego i Sukiennic przy lampce gorącego wina. • W noc sylwestrową szef kuchni przygotuje dla państwa uroczyste menu, które zadowoli najbardziej wymagające podniebienia.

Zapraszamy serdecznie! W OKRESIE ŚWIĄT RESTAURACJA LOŻA ZAPRASZA KAŻDEGO DNIA W GODZINACH 8:00-24:00

RYNEK GŁÓWNY 41, KRAKÓW | TEL. 12 429 29 62 | LOZA@LOZA.PL | WWW.LOZA.PL


R O Z M O WA jak tylko mogę, a na zewnątrz coraz bardziej unikam porównań, posiłkując się zamiast tego opisami. To trudniejsze, ale pomaga zbudować lepsze zrozumienie w trakcie degustacji, zwłaszcza z początkującymi smakoszami. To pytanie pewnie nie tylko ja chcę ci zadać. Ogłosiłeś na swojej stronie, że pracujesz nad książką dotyczącą whisky – „przewodnikiem dla polskich entuzjastów”, pisanym z perspektywy mieszkańca Edynburga. Ciekawe jest to, że pozwalasz czytelnikom dopisać się do swojej książki, a przynajmniej komentować jej powstające na bieżąco części. Skąd ten pomysł i kiedy wydawnictwo ujrzy w końcu światło dzienne w Polsce? - Czy wspomniałem już, że prace nad tekstami idą mi wolno (śmiech)? Pomysł jest, delikatnie mówiąc, nienowy i koncepcja tego, jak książka zostanie wydana, zmieniła się już kilka razy. Mogę jedynie na tym etapie poprosić o cierpliwość, zachęcić, żeby zapisać się do wieści na stronie d y n o w i a k . c o m i czekać na pierwszy rozdział, który wpadnie niedługo prosto do skrzynki. Myślę, że pomysł, aby czytelnicy uczestniczyli w procesie twórczym, jest dobry; sam jako czytelnik lubię w ten sposób wchodzić w interakcje z autorami. To satysfakcjonujące dla obu stron, a rezultatem będzie lepsza książka. Ostatnio sporo destylarni wymienia swoje rynkowe portfolio. Jedna z waszych flagowych marek, Old Pulteney, zrobiła to samo. Skąd taka zmiana i czego wraz z nią będziemy mogli teraz doświadczyć? - Old Pulteney wymagała odświeżenia już od jakiegoś czasu, mimo że to konserwa-

108

tywna, tradycyjna marka. Zresztą cała nasza firma taka jest. Więc poważna zmiana dotycząca kompozycji portfolio i pozycji na rynku, w którą będzie celować, wymagała badań, zastanowienia i precyzji. W nowej odsłonie marki pozostają rzeczy, które obecni miłośnicy cenią najbardziej – dwunastoletnia whisky nie zmienia receptury i produkty nadal będą prezentowane w charakterystycznej butelce. Musieliśmy rozstać się z wersją siedemnastoletnią i dwudziestojednoletnią, ale do rodziny dołączyła piętnastka, osiemnastka i dwudziestkapiątka, czyli jest więcej produktów z oznaczeniem wieku. Wszystkie trzy nowe pułapy wiekowe wypadają bardzo dobrze, są ściśle związane z nadmorskim charakterem marki. Z tym lekko wytrawnym, pełnym charyzmy smakiem. Osobiście najbardziej podoba mi się jednak Old Pulteney Huddart, nowa whisky bez oznaczenia wieku, za to starzona wtórnie w beczkach poprzednio napełnionych torfową whisky. To przykrywa klasyczny styl Pulteney cienkim welonem ciepłego dymu, jest bardzo zimowo i rozgrzewająco, a do tego produkt jest dostępny w świetnej cenie. Inspiracją dla Old Pulteney Huddart był słynny rocznik 1989... Gdyby tamta whisky była dziś dostępna, nie zmieściłyby się na niej medale. Myślę, że Huddart też będzie doceniony. Jak oceniasz z perspektywy obecnego miejsca zamieszkania swoistą rewolucję w Polsce związaną z zainteresowaniem alkoholami starzonymi? - Bardzo dobrze! Rozmawiałem prawie dziesięć lat temu o polskim rynku z Christianem Portą z Pernod Ricard i wyraził on wtedy opinię, że Polska będzie nową Hiszpanią, czyli ogromnym rynkiem, ale niemal zupeł-

nie ograniczonym do podstawowej whisky mieszanej, a powyżej niej pozostanie pustynią. Miał rację tylko co do tego, że Polska będzie wielkim rynkiem dla szkockiej whisky. Dekadę później widać jak na dłoni, że piramida produktów oferowanych w Polsce rośnie równo. Na wielkiej bazie Blended Scotch Whisky budowana jest skutecznie zdrowa kategoria Single Malt Scotch Whisky. Jeszcze kilka lat temu martwił mnie trochę brak fermentu wokół destylatów. Zdawało mi się, że whisky – ale też brandy czy stary rum – nadal są w Polsce przede wszystkim symbolem statusu, a nie obiektem autentycznego zainteresowania. Ale teraz każda kolejna wizyta w kraju udowadnia mi, że jest dokładnie odwrotnie; publikacje, blogi, książki, festiwale, kluby miłośników, specjalistyczne sklepy, bary na światowym poziomie. Za tym idą rzecz jasna inwestycje ze strony marek, dla nas Polska jest już jednym z rynków o najwyższym priorytecie. A najlepsze jest to, że ta sytuacja jeszcze długo się nie nasyci. Rynek będzie rósł, a wraz z nim cała otoczka, która tak nas wszystkich cieszy. Finalne pytanie pozostaje niezmienne – uzupełnij proszę maksymalnie dwoma wyrazami: Ostatnio miałem łzy w oczach, próbując… - ...starego Pulteney’a. Wiem, że to moja marka, więc trochę nieelegancko, ale kilka tygodni temu w Paryżu poczęstowano mnie dwudziestoletnią Old Pulteney od niezależnego włoskiego brokera z siedzibą w Parmie. Starzona od 1968 do 1988 roku w prawdopodobnie hiszpańskim hogsheadzie, ukulała mnóstwo jesiennej ściółki i pestkowych owoców fermentujących na ziemi. Byłem oczarowany. Szybko musiałem jednak wytknąć, że Old Pulteney to zastrzeżony znak towarowy i niezależna wersja powinna być pod nazwą Pulteney Distillery (śmiech). Z innych frykasów, pozostaję pod wrażeniem jakości destylatu z nowej gorzelni w Cotswolds, bardzo smakowała mi Whisky de Table ze stajni Compass Box i jeszcze jedna z naszych perełek – piętnastoletni Speyburn, który jest jednym z najlepszych przykładów składania złożonych single maltów według starej szkoły, delikatnie i bez wtórnego starzenia.

Rozmawiał SZYMON BIRA Zdjęcia: Ruben Paris


POMAGAMY

FINAŁ I EDYCJI AKCJI ZAMIAST AKCJA ZAMIAST, ORGANIZOWANA PRZEZ FUNDACJĘ AGENOR PRZY WSPARCIU KRAKOWSKIEJ SCENY BARMANÓW, CIESZY SIĘ CORAZ WIĘKSZYM POWODZENIEM. ZWŁASZCZA, ŻE KRAKOWSKIE COCKTAIL BARY WYKAZUJĄ WIELKĄ INWENCJĘ I KREATYWNOŚĆ W KOMPONOWANIU SWOICH AUTORSKICH PROPOZYCJI, KTÓRE POTEM OFERUJĄ JAKO KRISA, MIKE`A I FRANCO. Przedstawiamy dziś kompozycje autorskie, z Tram Baru, Le Scandale i Nadwislańska Resto&Vodka Bar - czyli lokali, które w kolejnych tygodniach zdobyły Puchar Pomocnych Dłoni Fundacji Agenor za największą sprzedaż w danym tygodniu. Gratulujemy i mamy nadzieję, że kolejne lokale też będą mogły cieszyć się tym pucharem w kolejnych tygodniach.

TRAM BAR PROPONUJE: KRIS: Wódka, cordial gruszkowy, sok z cytryny, wino musujące MIKE: Whisky, orange sour, syrop z redukcji coca-coli, białko z jajka kurzego, angostura, bitter pomarańczowy FRANCO: ciemny spice rum/syrop waniliowy/sok z cytryny/porter LE SCANDALE SERWUJE U SIEBIE: KRIS: Finlandia Lime, Kinley Ginger Ale, Angostura Bitters, sok z limonki MIKE: JackDaniel`s, Redberries Pure, sok zurawinowy, sok z cytryny FRANCO: Captain Morgan Black, Passion Fruit Puree, sok ananasowy, orange bitters, sok z limonki, syrop cukrowy W NADWIŚLAŃSKA RESTO & VODKA BAR MOŻECIE SPRÓBOWAĆ: KRIS: Swarog na Ostoya hibiskus, wino białe MIKE: whisky sour FRANCO: Havana Rum, sok z cytryny, syrop z bzu, świeży sok pomarańczowy

Ale w tej akcji, której celem jest zebranie pieniędzy na pomoc dla Krystianka, Michałka i Frania,(więcej na stronie w w w . f u n d a c j a a g e n o r . p l ) lokale rywalizują nie tylko pomysłami na drinki, ale też przede wszystkim wielkością sprzedaży. Puchar Pomocnych Dłoni Fundacji Agenor przekazywany jest co tydzień do cocktail baru, który sprzedał najwięcej drinków z naszej akcji. Co tydzień (od piątku do następnego czwartku) rywalizacja zaczyna się od nowa. W tej edycji puchar zdobyły: Nadwiślańska Resto&Vodka Bar, Le Scandale i Tram Bar.

Już teraz możemy poinformować, że impreza ta, połączona z licytacją atrakcyjnych przedmiotów, odbędzie się 24 stycznia (czwartek) 2019 roku w Fortach Kleparz. Dziękujemy Fortom za udostępnienie swoich gościnnych progów i pomoc w organizacji Wielkiego Finału Akcji Zamiast

Pierwsza w Polsce odsłona tego projektu zostanie zakończona Wielkim Finałem Akcji (Gastro) Zamiast.

Lokale, które chcą dołączyć się do Akcji Zamiast mogą kontaktować się z Maćkiem Jurusiem, pełnomocnikiem Fundacji Agenor (tel. 503 845 512, m a c i e j . j u r u s @ f u n d a c j a a g e n o r . p l )

Bilety - cegiełki i lista licytowanych przedmiotów będą dostępne na stronie Fundacji Agenor (w w w . f u n d a c j a a g e n o r . p l ) i jej facebookowym profilu od 3 stycznia 2019 roku. Już dziś rezerwujcie sobie wieczór 24 stycznia na niezapomnianą imprezę!

109


ŻELAZKO W KUCHNI

HEJ CHOINKA, CHOINKA! WIECIE, ŻE DRZEWA MAJĄ LISTWĘ MROZOWĄ? OCZYWIŚCIE NIE WSZYSTKIE. GDY PRZYCHODZI MRÓZ NIEKTÓRE Z NICH PĘKAJĄ, A PÓŹNIEJ ZRASTAJĄ SIĘ W TAKI SPOSÓB, ŻE POWSTAJE SWOISTEGO RODZAJU „BLIZNA” NA CAŁEJ DŁUGOŚCI. DOWIEDZIAŁAM SIĘ TEŻ OD ADAMA, ŻE KOLISTE USTAWIENIE GAŁĘZI, KTÓRE WYRASTAJĄ NA JEDNYM POZIOMIE I Z JEDNEGO MIEJSCA W DRZEWKU NOSI NAZWĘ „OKÓŁEK”. UWIELBIAM TAKIE NOWINKI! Byliśmy w lesie obejrzeć potencjalne choinki na święta. Najlepsze są te ze szkółki, najgorsze w donicach. Słyszeliśmy wiele opinii, że drzewka w donicach mają korzenie i można je później posadzić, ale to nie do końca prawda. Często sprzedawane są drzewa z korzeniem, ale uciętym… do rozmiaru donicy. Bez małych korzonków, bez naczyń włosowatych, dzięki którym drzewko pobiera soki i inne substancje odżywcze. To właśnie dlatego choinki w donicach rzadko przyjmują się w ogrodzie, choć zdarzają się i takie przypadki. Do lasu chodzimy ciągle, razem z psem Baronem. To największy pies świata, nazywany

110

pieszczotliwie koniem. Jak biegnie, to słychać nawet w Kambodży, a już na pewno w obrębie 100 km. Uwielbiam go. Jestem bardzo ciekawa czy przemówi w Wigilię i co powie. Zgaduję, że powie to, co my – że jest głodny. A propos świątecznego jedzenia, w tym roku postawię na ostrą zupę rybną, z warzywami, mlekiem kokosowym i dużymi kawałkami leszcza. Gotujemy ją jak rosół (z zielem angielskim i listkiem laurowym), z tą różnicą, że warzywa ścieramy na tarce (na grubych oczkach) dodając podwójną porcję selera i pora. Do tego krojona w kostkę cebula i czosnek (nie żałujcie), a na końcu

koncentrat pomidorowy, papryka w proszku (także ostra), duuużo pieprzu, trzy łyżki mleka kokosowego dla złagodzenia smaku i duże kawałki ryby, dodanej pod koniec gotowania, dosłownie na 10-15 minut, by się nie rozpadły. Na deser będą natomiast gruszki pieczone z miodem i koniakiem. Czasem wydrążam środek i nadziewam je kutią, a czasem kaszą jaglaną z rodzynkami. Przepis znajdziecie obok! Życzymy Wam wesołych, ale przede wszystkim spokojnych Świąt w gronie najbliższych. Miłość i bliskość jest najważniejsza, nawet gdyby przyszło człowiekowi siedzieć z pizzą przy choince. Jeśli we dwoje, to wszystko gra.


ŻELAZKO W KUCHNI

GORĄCE GRUSZKI Z KONIAKIEM, MIODEM I CYNAMONOWĄ KRUSZONKĄ PRZEPYSZNE, AROMATYCZNE GRUSZKI Z KONIAKIEM I KRUSZONKĄ TO MÓJ ULUBIONY DESER ŚWIĄTECZNY. WIEM, ŻE GRUSZKI, KTÓRE SĄ „DOSTĘPNE” CAŁY ROK (TAKŻE ZIMĄ), TO NIE SĄ PRAWDZIWE POLSKIE GRUSZKI, ALE NIC NA TO NIE PORADZĘ. PO PROSTU UWIELBIAM TEN DESER I ZAPACH Z PIEKARNIKA, KTÓRY ROZCHODZI SIĘ PO CAŁYM DOMU. SKŁADNIKI:

P R Z YG OTO WA N I E :

• • • • • • • •

Najpierw przygotowuję roztwór, którym będę „ostrzykiwać” gruszki. Tak! Przydadzą się też igła i strzykawka zakupione w aptece. Koniak delikatnie podgrzewam, ale tylko tyle, by rozpuścić w nim miód. Następnie wstrzykuję w kilkanaście miejsc mieszankę koniaku i miodu. Gruszki odstawiam na 30 min. W tym czasie przygotowuję kruszonkę.

Mieszam mąkę, cukier puder, zimne masło i cynamon aż powstaną grudki. Do naczynia żaroodpornego wkładam gruszki, zasypuję je kruszonką, a następnie smaruję skórkę masłem (a po chwili cienką warstwą miodu). Wstawiam do piekarnika na 30 minut i piekę w temperaturze 180 stopni.

INSPIRACJA

(najlepiej przed ostrzykiwaniem) lub mieszanką z kaszy jaglanej, miodu, cynamonu, orzechów i rodzynek. Pamiętajcie, by kaszę jaglaną (przed ugotowaniem) przepłukać najpierw zimną, a później wrzącą wodą. To zniweluje posmak goryczki. Rodzynki warto wcześniej namoczyć, a orzechy pokroić w drobną kostkę. W przypadku świątecznej rozpusty dorzućcie jeszcze kandyzowaną skórkę z pomarańczy. A co!

2 duże gruszki 2 łyżki miodu 10 łyżek koniaku 200 g mąki pszennej 100 g cukru pudru 100 g masła ½ łyżeczki cynamonu Borówki lub inne owoce do dekoracji

GRUSZKA Z NADZIENIEM Pamiętajcie, że jabłka i gruszki, które zamierzacie upiec, można wcześniej wydrążyć i nadziać pysznościami. Czasem wydrążam środek i nadziewam je kutią

111


K O K TA J L E

ŚWIĄTECZNY PORADNIK

KOKTAJLOWY

zdjęcia: Stixx Bar & Grill

JUŻ ZA CHWILĘ ŚWIĘTA I NOWY ROK, MOŻE WARTO TYM RAZEM ZAOPATRZYĆ SIĘ W LEPSZEJ JAKOŚCI TRUNKI I SKORZYSTAĆ Z NASZEGO PORADNIKA. SZCZEGÓLNIE KIEDY TO TY W TYM ROKU POSTANOWIŁEŚ ZOSTAĆ BARMANEM NA SYLWESTROWĄ NOC I ZASKOCZYĆ SWOICH GOŚCI WYJĄTKOWO SMACZNYMI DRINKAMI. W PRZYGOTOWANIACH POMOGĄ NAM PROFESJONALIŚCI Z JEDNEJ Z NAJLEPSZYCH WARSZAWSKICH RESTAURACJI - STIXX BAR & GRILL.

ESPRESSO DELUXE Mocny, pobudzający koktajl na bazie siedmiokrotnie destylowanej DeLuxe Original Vodka, w połączeniu z likierem kawowym oraz espresso. SKŁADNIKI: 40 ml wódki De Luxe, 20 ml Kahlua, espresso, 10 ml syropu waniliowego P R Z Y G O T O W A N I E : Do shakera wlej DeLuxe Original Vodka, likier kawowy, espresso i 10 ml syropu cukrowego. Dosyp lodu, a następnie wszystko energicznie wyszejkuj i przelej do kieliszka koktajlowego.

112


K O K TA J L E

COLLINS DELUXE Wariacja klasyki z nowym obliczem wódki w stylu DeLuxe Original Vodka. Dla koneserów wytrawnych smaków. SKŁADNIKI: 40 ml wódki De Luxe, 20 ml sour, 10 ml sweet, woda gazowana P R Z Y G O T O W A N I E : Do shakera wlej DeLuxe Original Vodka, sok z cytryny oraz syrop cukrowy. Dosyp lodu i wyszejkuj, a następnie przelej do wysokiej szklanki z lodem i uzupełnij wodą gazowaną.

SOUR DELUXE Klasyczny koktajl w odsłonie DeLuxe Original Vodka. Prosty w przygotowaniu, a jednocześnie niezwykle smaczny. SKŁADNIKI: 40 ml wódki De Luxe, 20 ml sour, 20 ml sweet, białko jajka kurzego, Angostura P R Z Y G O T O W A N I E : Do shakera wlej DeLuxe Original Vodka, sok z cytryny, syrop cukrowy, białko jajka oraz Angosturę, dosyp lodu, a następnie wszystko energicznie wyszejkuj i przelej do niskiej szklanki z lodem.

113


NA KONIEC

ZAPRASZAM

NA PRÓBNĄ WIGILIĘ! KTO KOCHA ŚWIĘTA? ALE TAK NAPRAWDĘ, Z GŁĘBI SERCA, BY NAWET WIDOCZNE ICH WADY ODRZUCIĆ NA RZECZ LAWINY ZALET? W MOJEJ RODZINIE JEST TAKI MAŁO ŚMIESZNY ŻART, KTÓRY PORUSZAMY JUŻ W STYCZNIU, A KTÓRY BRZMI MNIEJ WIĘCEJ: „TO JAK ZE ŚWIĘTAMI? TRZEBA ZACZĄĆ PLANOWAĆ…”

HAREL Krytyk mody, autorka bloga HARELBLOG.PL

Znajomi przewracają oczami, marzą o ucieczce z miasta albo nawet z kraju. My z mężem uprawiamy maraton od kilkunastu lat, czyli łapiemy dwie wigilie jednego wieczora. Musieliśmy wyrobić sobie naprawdę poważną strategię, by ta jazda nie kończyła się na pogotowiu (z przejedzenia oczywiście, ambicji na kroniki kryminalne nie mamy). Ale znamy niepokonanych rekordzistów, którzy 24 grudnia zaliczają cztery miejsca, przemierzając w sumie ponad dwieście kilometrów. Przyznaję, na refleksję nie starcza mi ani czasu, ani energii. Co innego próbna wigilia. Cóż to takiego? Bareja nazwałby to „nową świecką tradycją”. Próbną wigilię, czasem nawet w liczbie mnogiej, organizowali moi rodzice dowolnego dnia grudnia. Na czym polegała? Przyjeżdżali znajomi, siadaliśmy przy stole i próbowaliśmy dań teoretycznie zabronionych (czyli na przykład śledzi po norwesku, które powinny leżeć w kamiennym garnuszku przez co najmniej trzy tygodnie) albo wciąż kiszącego się barszczu. Dorabialiśmy próbnie uszka albo coś całkiem nieświątecznego, uruchamialiśmy instrumenty muzyczne i dawaliśmy czadu. Już dawno wyprowadziłam się z domu, lecz niepisane święto zabrałam ze sobą, a nawet podałam dalej!

114

Zasad nie ma, może właśnie dlatego jest tak miło. Przychodzi ten, kto może, nie obrażamy się na nieobecnych czy spóźnialskich. Czasem umawiamy się na prezenty, czasem wychodzi to spontanicznie. Stół zastawiamy składkowo, każdy przynosi jakąś potrawę, ewentualnie wino. Czas sobie płynie spokojnie, a ja czuję święta znacznie bardziej niż wtedy, kiedy rzeczywiście czuć powinnam. Próbna wigilia nie ma nic wspólnego ze „śledzikami” w pracy, które - jak się okazuje - niewiele się różnią od mocno przerysowanych imprez rodem z Bridget Jones. Albo od Kac Vegas, w zależności od zapewnionego kateringu. Bo siedzimy w gronie przyjaciół, wszyscy się lubimy i szanujemy, nawet gdy czasem ktoś palnie coś naprawdę idiotycznego (a czasy niestety temu sprzyjają…). Co roku zastanawiam się, dlaczego świętom towarzyszy aż tyle stresu i napięcia. I naprawdę nie wiem. Sama daję się w to wciągnąć, choć mam cudowną rodzinę. Nie pociesza mnie zbyt, że inni mają podobnie. Wracam myślami do czasów dzieciństwa (nawet tego licealnego) i widzę, dosłownie widzę swoją radość i czuję ówczesną magię. A przecież przy stole było dokładnie tak samo. No, może było nas trochę więcej, bo czas płynie i zabiera bliskie osoby, nie dając moż-

liwości negocjacji. Lubię doceniać teraźniejszość i cieszyć się ze wszystkiego dobrego, co mnie otacza. Tymczasem w okolicach 24 grudnia człowiek zaczyna się rozdrabniać i czepiać rzeczy całkiem niepotrzebnych. Próbna wigilia jest tak wspaniała z jeszcze jednego powodu. To straszne, ale co roku jest gorzej i co roku trudniej nam umówić się na jeden dzień i jedną godzinę z większą liczbą znajomych niż jedno, góra dwoje. Bo niby pozostajemy w ciągłym kontakcie internetowym i świetnie wiemy, co u kogo słychać. Zostawiamy „lajki”, piszemy smsy, a nawet z innymi sobie komentujemy, co tam u innych i kto co wrzucił na Instagram. Nie zdawałam sobie z tego sprawy, ale zaczęłam tęsknić za ludźmi, których widzę tylko na ekranie. Dodam, że mieszkamy w jednym mieście. Niektórzy całkiem blisko siebie. Choć pokazuję część swojego życia, nie znajdziecie na Instagramie zdjęć z próbnej wigilii. Dlaczego? Bo to wydarzenie prywatne, telefon zostawiam w torebce. Media społecznościowe nic tu nie mają do roboty, społeczność konsumuje pierogi z grzybami i kruche ciasteczka. Zera i jedynki czekają za drzwiami na inną okazję.





Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.