#
D Z I K O Ś Ć
1
LOUNGE #108
|
LUTY’ 2019
|
ZŁ
|
B E Z C E N N Y
ISSN: 1899-1262
WWW.LOUNGEMAGAZYN.PL
#
dz i koś ć
JEFF GO LD BL U M
EW A K ĘP Y S
R Y S Z A R D W A R N K E
Wybitny aktor amerykański opowiada nam m.in. o tym, dlaczego aktorstwo przypomina jazzową improwizację.
Fotografka pojechała do Afryki nie po to, by ją podglądać, ale by pomagać jej mieszkańcom wyjść na prostą.
Szef kuchni restauracji Baroque przypomina o tym, jak smakuje prawdziwa kuchnia krakowska.
S T R . 1 6
S T R .
S T R . 8 6
4 3
REDAKCJA :
redaktor naczelny
zastępca redaktora naczelnego
red. działu Uroda
M A R CI N L EWIC K I marcin@loungemagazyn.pl
RAF A Ł STA NOWSKI rafal.stanowski@loungemagazyn.pl
A DRIA NA GOŁĘB IOWSKA adriana@loungemagazyn.pl
WSP ÓŁPRA C A :
Kuba Armata, Szymon Bira Antonina Dębogórska, Luiza Dorosz, Paweł Gzyl, Harel, Natalia Jeziorek Krzysztof Król, Marta Kudelska, Katarzyna Kwiecień, Baśka Madej, Michał Massa Mąsior, Anna Mikosz, Julka Michalczyk, Mikołaj Typa, Anna Sztych, Malwa Wawrzynek, Agnieszka WitońskaPakulska, Agnieszka Żelazko
OKŁAD K A : fot: Maros Belavy Skład graficzny: Filip Łyszczek
Wydawca: MADMEN Sp. z o. o. Redakcja Lounge Magazyn ul. Lipowa 7, 30-702 Kraków tel. (12) 633 77 33 info@loungemagazyn.p
Drogi Czytelniku, jeśli zdecydujesz się na kontakt z redakcją Lounge, Administratorem Twoich danych będzie wydawca: spółka MADMEN sp. z o.o. z siedzibą w Krakowie przy ul. Lipowej 7, 30-704 Kraków, wpisana do rejestru przedsiębiorców pod numerem KRS 0000567296, posiadająca numer NIP: 6793113681, REGON: 3620577320, z którym możesz skontaktować się pod podanymi wyżej adresami, mailem i numerem telefonu. Twoje dane będą przetwarzane wyłącznie w celu komunikacji, a podstawą prawną będzie prawnie uzasadniony interes Administratora (art. 6 ust. 1 lit. f RODO).
Poglądy zawarte w artykułach i felietonach są osobistymi przekonaniami ich autorów i nie zawsze pokrywają się z przekonaniami redakcji Lounge. Redakcja nie odpowiada za treść reklam i ogłoszeń. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych i zastrzega sobie prawo do skracania i przeredagowywania tekstów. Publikowanie zamieszczonych tekstów i zdjęć bez zgody redakcji jest niezgodne z prawem.
Dane, które nam podasz mogą zostać przekazane jedynie podmiotom, za pośrednictwem których odbywa się komunikacja jak np. Poczta Polska lub podmiotom, które obsługują nasz system informatyczne lub pocztowy, a przechowywać będziemy je tylko na czas korespondencji z Tobą. Przetwarzanie danych osobowych ma charakter dobrowolny, ale jest nam niezbędne do udzielnie Ci odpowiedzi. Masz prawo do żądania dostępu do nich, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia ich przetwarzania, do wniesienia sprzeciwu, przenoszenia ich. Możesz także wnieść skargę do organu nadzorczego.
1
imprezy i otwarcia fot. mat. organizatora
SPOTKANIE PRASOWE 10. EDYCJI FASHION DESIGNER AWARDS W hotelu Polonia Palace w Warszawie odbyło się spotkanie prasowe 10. edycji najważniejszego konkursu dla młodych projektantów, Fashion Designer Awards. Temat tegorocznej edycji to: Be Italian Be Glamour. W tym roku w zacnym gronie jurorów zasiądą: duet MMC Studio, czyli Rafał Michalak i Ilona Majer, Dawid Woliński, Gosia Baczyńska, duet Bizuu, czyli Zuzanna Wachowiak i Blanka Jordan, Izabela Łapińska, Agnieszka Maciejak, Agnieszka Więdłocha, Marieta Żukowska, Agnieszka Dygant, Macademian Girl, Dorota Williams, Joanna Horodyńska, Mikołaj Komar, Kasia Wosiek, Weronika Płocha, Andrzej Foder, Marta Kulczycka.
2
Atmosfera spotkania była bardzo gorąca, goście podróżowali z jurorami poprzez ich włoskie fascynacje od Wenecji, Mediolanu przez Florencję do Rzymu, od opery włoskiej filmów z udziałem ikon włoskiego kina Sofii Loren, Claudii Cardinale, Monici Bellucci, kina Paolo Sorrentino, Frederico Felliniego i mody Gianniego Versace i Mucci Prady. - Nie znam nikogo kto nie lubiłby Włoch, nie zachwycał się dziedzictwem kulturowym tego kraju, genialną sztuka, włoskim stylem i modą „made in Italy”, ten temat jest idealny na jubileuszową 10 edycję – powiedziała Joanna Sokołowska-Pronobis, organizatorka wydarzenia. W tegorocznej puli nagród są m.in. wyjazd na Premier Vision do Paryża z Cisowianką
Perlage, wyjazd na prestiżowe targi mody White Milan we Włoszech z Batonikiem Duplo, czek na 20.000 zł, staż w atelier Gosi Baczyńskiej, staż w atelier Bizuu, specjalna nagroda Showroom Talents oraz wyjazd do Kijowa, gdzie zwycięzca 10 edycji FDA zaprezentuje swoją kolekcję na 2nd International Young Designers Contest. Główną nagrodą edukacyjną jest pełne 3,5-letnie stypendium w Via Moda, zakończone uzyskaniem dyplomu uczelni wyższej.
Zgłoszenia do konkursu można przesyłać do 15.02.19 roku Półfinał w Galerii Mokotów: 13.04.19 r. Wielki finał: 27.05.19 r. www.fashiondesignerawards.com.pl
psychologia
DOBRY DZIK! — „Czytam Twój tekst z Lounge. Ten grudniowy. Mocny wstęp!” — dostaję wiadomość na Fejsie od nowopoznanego znajomego znajomej. Typ: macho, w okularach przeciwsłonecznych, trener z siłki. Jego muskulatura i seks-podboje są tematem artykułów w magazynie plotkarskim Krakówka, przekazywanym z ust do ust. Nie to żebym lubiła plotkować (Ja? Pfff! W życiu!), po prostu ucieszyłam się, że moje związkowe artykuły przyciągają uwagę mężczyzn. — „Ooo! Miło się dowiedzieć, że ktoś czyta papierową wersję! A reszta tekstu, spoko?”— Już się podekscytowałam. Zbyt szybko. — „Nie czytałem reszty, może później skończę, ale po wstępie widać, kto w Twoim związku dominuje”. — „U nas chyba nikt nie dominuje. Oboje jesteśmy uparci jak osły”. — „Na papierze wygląda to inaczej”— zawyrokował kolega koleżanki. Ta rozmowa mnie zainspirowała. Idealnie zgrała się z tematem lutowego Lounge, którym jest #dzikość. Pomyślałam, że w świetle ostatnich dyskusji o męskości i dzikach, i ich młodych, i do tego o myśliwych i polowaniach, porozmawiamy o mężczyznach.
ANTONINA DĘBOGÓRSKA Psycholog, absolwentka psychologii ogólnej UJ. Jest autorką warsztatów i wykładów poświęconych dynamice związków romantycznych. Więcej informacji można znaleźć na fejsbukowej stronie: Inteligencja Erotyczna
Furorę w tej dyskusji robi nowa reklama Gillette, która przeciwstawia się kulturze macho. Kulturze, która ma dużo dalej idące negatywne konsekwencje, niż nam się może wydawać. To ta kultura, która dyktuje mężczyznom, aby byli twardzi, pozbawieni emocji, aby rozwijali w sobie drapieżność, waleczność i bezwzględność. Polowania uchodzą za męską rozrywkę, chociaż kobiety podobno również lubią sobie postrzelać do dzikich zwierząt. Czerpanie przez ludzi satysfakcji z tego rodzaju krwawych aktywności napawa mnie obrzydzeniem, złością i smutkiem. Jednocześnie staram się zrozumieć jakiemu procesowi krwawej, brutalnej socjalizacji zostały poddane osoby, które tego wstrętu i obrzydzenia nie czują. Osoby, których nie przeszywa empatyczny dreszcz własnego cierpienia, gdy obserwują cierpienie innej, żywej istoty. Cierpienie, które oni sami tej istocie zadali. Większość badań nad rozwojem człowieka skłania się ku teorii, że ludzie rodzą się dobrzy. Niemowlęta i małe dzieci wykazują oznaki empatii, opiekuńczości i wrażliwości na krzywdę. Potrafią nawet oceniać moralnie zachowania i unikać postaci które wyrządzają krzywdę innym. Jednak mózg człowieka, szczególnie dziecka, chłonie wzorce z otoczenia jak gąbkę. Na krzywdę można się uniewrażliwić bardzo łatwo. Niestety. Aby temu przeciwdziałać, a działać
4
na rzecz pomniejszania cierpienia na świecie, trzeba działać od podstaw. I wracamy do wczesnej socjalizacji, czyli potocznie - wychowania. Kobiety mają społeczne przyzwolenie na to, aby być zarówno „twardymi laskami”, „chłopczycami”, jak i delikatnymi księżniczkami. Mężczyznom (szczególnie heteroseksualnym) natomiast nadal się narzuca pełnienie roli dominatora, rycerza i super bohatera. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że jest to wzorzec strasznie jednowymiarowy, a przez to ograniczający. Wręcz szkodliwy. Wychowanie w duchu kultury „maczyzmu” zaczyna się wcześnie - na przykład, gdy rodzic mówi do dwulatka: Nie becz! To tylko kot!, gdy dziecku umrze ukochane zwierzątko, albo: Nie płacz, nic się nie stało. Nie płacz, to nie boli! No już przecież nie boli. Ta unieważniająca uczucia atmosfera może prowadzić to wykształcenia w sobie braku kontaktu ze sobą i z innymi. A w konsekwencji do braku empatii lub nie rozumienia swoich empatycznych reakcji. Do agresji i często też autoagresji. Prawdziwa siła charakteru rodzi się w umiejętności akceptowania i przeżywania emocji. Zamiast: Nie płacz! Nic się nie stało! Czemu płaczesz?, po prostu przytul i powiedz: Widzę, że płaczesz. Pewnie jesteś wściekły/ smutny? Nie? Ok. To czujesz coś innego. Nadawaj wagę emocjom. Nie zaprzeczaj im NIGDY. Taka komunikacja rozwija umiejętność przeżywania i nazywania uczuć, sprawia, że możemy żyć naprawdę, mieć prawdziwe, głębokie relacje. Związki, które nie opierają się na spolaryzowanych rolach, cichej umowie, brzmiącej w praktyce tak: To ja będę teraz macho-facetem, a ty delikatną, słabą panienką, ok? Tak nas wychowali, lepiej nie wychodźmy z tych ról. To nasza tożsamość. Ja jestem macho i nigdy nie położę ci głowy
na ramieniu, mówiąc, że czuję się słabo i potrzebuje wsparcia. Sam się tego pozbawię, bo jestem męskim mężczyzną i zamiast tego wolę sobie podominować i postrzelać do dzików, joł! Możemy starać się uświadamiać mężczyznom, że ich emocje są ważne. Tworzyć związki, w których obie strony mają równą przyzwolenie na słabszy dzień, tydzień czy miesiąc. I to na każdym polu - finansowym, emocjonalnym, rodzicielskim, seksualnym. Na tym polega idea partnerstwa. W związku nie musi dominować żadna ze stron. Bo czym właściwie jest dominacja? To panowanie, władza, przewaga siły. Zarówno bycie podwładnym, jak i władcą, przez cały czas - musi być dość męczące. Do dziś nie dowiedziałam się, kto zdaniem kolegi koleżanki dominuje w moim związku. Ba!, do dziś nie dowiedziałam się, kto dominuje w moim związku MOIM zdaniem. Natomiast zaczęłam zastanawiać się, czy wyszukiwanie oznak dominacji, to taka macho-męska tendencja? I w sumie czy kolega chciał w ten sposób zaczepić mnie, czy może uszczypnąć mojego chłopaka? Jakie założenie - to, że dominuje on nade mną, czy ja nad nim - miało być tutaj zaczepką? Mogłabym wyciągnąć odpowiedzi na te pytania od kolegi, ale - jak widać- zbytnio wciągnęła mnie rozmowa z samą sobą. I mam jeden wniosek: jeśli nie zaczniemy uczyć chłopców, że nie muszą nad nikim „dominować”, aby być wartościowymi ludźmi, a wszyscy ludzie nie zrozumieją, że muszą przestać „dominować” na przykład nad naturą i środowiskiem, jeśli nie zmienimy naszego podejścia do „dominacji” z gloryfikującego na ostrożne - nie ustrzeżemy nie tylko dzika. Nie ustrzeżemy żadnego gatunku, również naszego.
foto felieton
NIKOGO NIE OBCHODZĄ TWOJE ZDJĘCIA BYĆ O WŁAŚCIWYM CZASIE, WE WŁAŚCIWYM MIEJSCU - TO MAKSYMA WIĘKSZOŚCI FOTOGRAFÓW. CZY NIE W TEN SAM SPOSÓB SPOTYKAMY MIŁOŚĆ SWOJEGO ŻYCIA I POZNAJEMY LUDZI, KTÓRZY ZMIENIAJĄ JE NA LEPSZE? CZY PODOBNY ŁUT SZCZĘŚCIA NIE JEST POTRZEBNY DO ZROBIENIA KARIERY ALBO CHOĆBY DO POZYTYWNEGO PRZEJŚCIA ROZMOWY KWALIFIKACYJNEJ DO UPRAGNIONEJ PRACY? Zdjęcia towarzyszą społeczeństwom XX i XXI wieku przez całe życie. Jesteśmy nimi zalewani codziennie, a mimo to tylko pojedyncze klatki z masy fotografii pozostają nam w pamięci. Jeszcze trudniej jest samemu wykonać zdjęcie, które inni zapamietają na dłużej. Właściwie, dlaczego tak jest?
MICHAŁ MASSA MĄSIOR Fotograf mody i reklamy. Technikę szlifował w International Center of Photography w Nowym Jorku, a także pod okiem Bruce’a Gildena i Wojciecha Plewińskiego. Na co dzień pracuje w Krakowie. Specjalizuje się w nietypowych portretach i koncepcyjnych sesjach. Nie rozstaje się z aparatem fotograficznym, co można obserwować na jego stronach madmassa.com krakowtumieszkam.pl
Podszedłbym do tej sprawy trochę od innej strony - odbiorcy fotografii. Obserwuję dwa dość częste typy zachowań oglądających zdjęcia. Pierwsze: - Ależ miał szczęście, że taka sytuacja mu się przytrafiła. Zaraz po tym pada stwierdzenie, że przecież gdybym tam był, to zrobiłbym równie dobrą fotografię albo nawet lepszą. Tak, owszem, pewnie gdybyś był Robertem Lewandowskim, to strzeliłbyś więcej goli w reprezentacji, a jako John Lennon nie dałbyś się zabić. To pewne, tylko ani nie jesteś Lewym, ani Lennonem, nie było Cię też w miejscu, gdzie powstało oglądane przez Ciebie zdjęcie. Możesz jednak nie marnować swoich szczęśliwych sytuacji, które przytrafiają Ci się każdego dnia. Ale żeby nie tracić okazji, musisz je najpierw zacząć zauważać. Drugi typ zachowań to: Co oni w tym widzą? Facet zrobił zdjęcie jak każde inne, a ktoś za nie zapłacił dużo pieniędzy. Albo, co gorsza, jeszcze inne stwierdzenie: Takie to i ja bym zrobił. Problem polega jednak na tym, że nie zrobiłeś. Mogę Ci nawet odpowiedzieć, dlaczego, a prawdopodobieństwo trafności tej odpowiedzi graniczy z pewnością. Nie zrobiłeś, bo nie wpadłeś na ten pomysł. Idea zdjęcia wydała Ci się może banalna, ale to autorowi przyszła ona do głowy. Na serio lepiej odkryłbyś Amerykę? ZACZĄĆ WIDZIEĆ By Twoje zdjęcia mogły wyłaniać się z miliardów fotografii wykonywanych codziennie, muszą się czymś wyróż-
6
niać. Przyciągać, wywoływać emocje, zachęcać do refleksji, zapadać w pamięć, szokować. Niekoniecznie pozytywem ani pięknem. Zadaniem sztuki nie jest pokazywanie wyłącznie tego, co miłe i przyjemne dla oka. Jednym ze sposobów jej uprawiania jest powodowanie w odbiorcach refleksji, wzbudzanie kontrowersji, wskazywanie na istotne problemy społeczne lub po prostu szokowanie. Jak mantrę będę powtarzał, że pierwsza polska okładka Vogue’a jest majstersztykiem fotograficznym. Zdjęcie Juergena Tellera zmusiło większość Polaków (i nie tylko Polaków) do dyskusji, a wydawnictwo musiało zwiększyć nakład. BYĆ O WŁAŚCIWYM CZASIE WE WŁAŚCIWYM MIEJSCU To brzmi pięknie, dopóki nie zaczniemy zastanawiać się, gdzie właściwie jest to miejsce, w którym należy pojawić się o konkretnej godzinie pewnego dnia. Nagle okazuje się, że właściwie już chyba „mamy to”, spotkało nas szczęście, bo zauważyliśmy interesującą sytuację lub postać i zrobiliśmy zdjęcie. Tyle że na gotowej fotografii w tle znajduje się wielki czerwony pojazd, który całkowicie absorbuje wzrok, ktoś niepotrzebny wszedł w kadr lub jeszcze inne zdarzenie spowodowało, że cała idea wzięła w łeb. Wtedy na myśl przychodzą same wulgaryzmy, a po nich pytania, jak to jest, że mistrzom wychodzi, a mnie jak zwykle się nie udało. I żadnym pocieszeniem nie jest fakt, że wielcy borykają się z dokładnie identycznymi problemami. Co zatem sprawia, że radzą sobie lepiej? Doświadczenie, wiedza i umiejętność odpowiedniego przygotowania się do zdjęcia. Cały czas jesteśmy zalewani romantycznymi wizjami filmowymi o życiu fotografów. Rano kawa i śniadanie ze znajomymi, w południe przypadkowa miłość od pierwszego wejrzenia, wieczorem wernisaż wystawy, na którą przychodzi pół miasta. Gdzieś w międzyczasie, równie
przypadkowo, fotograf wykonuje kilka zdjęć, bo w końcu przez cały film nosi ze sobą na szyi aparat. I te zdjęcia niebawem stają się sławne. W gruncie rzeczy jednak praca artysty jest dużo bardziej poukładana. Wszystkie zdjęcia są dokładnie zaplanowane jeszcze przed ich wykonaniem. Większość pracy fotograf wykonuje bez trzymania aparatu fotograficznego w rękach. Przemyślana jest nie tylko idea, ale także ograniczenia, wzięte pod uwagę wszystko, co może przeszkodzić w dojściu do upragnionego celu. Wiliam Klein twierdzi, że mimo dość jasnego pomysłu na zdjęcia, najciekawsze efekty uzyskiwał zwykle przypadkowo. Przypadkowi też trzeba pomóc. Bo prawda jest taka, że nikogo nie obchodzą Twoje zdjęcia, nikt się nimi nie interesuje. Świat jest pełen fotografów i jeszcze pełniejszy ludzi, którzy się za nich uważają. Wielu jest przekonanych o swojej wybitności, ale w większości są osamotnieni w tej wierze. Można to jednak zmienić, podobnie jak Steve Jobs zmienił świat swoimi komputerami. Nie wystarczy podać odbiorcy zdjęcia, którego się spodziewa, należy mu pokazać zdjęcia, których się nie spodziewa i sprawić, by zaczął je kochać. Innymi słowy, warto robić zdjęcia, które coś za sobą niosą, które coś znaczą, za którymi stoi myśl. Fotografie, od których trudno uwolnić głowę. Mówi się coraz częściej, że Google będzie w stanie wybrać z Twoich zdjęć te, które mogą się spodobać, czyli najbardziej podobne do uzyskujących najwięcej polubień. To mi trochę zaczyna przypominać szał na ostrzykiwanie sobie twarzy, żeby wyglądać identycznie jak pozostali, którzy już sobie ją wypełnili obcymi substancjami. Część pań wygląda nawet, jakby wzięła udział w zawodach, która twarz przyjmie więcej. Czy przypadkiem nie dążymy do świata, od którego będzie nam niedobrze na samą myśl o nim?
imprezy i otwarcia fot. mat. organizatora
ELŻBIETA DZIKOWSKA W BAROQUE To był wieczór pełen fascynujących historii podróżniczych, egzotycznych smaków i niezwykłej życiowej pasji! Elżbieta Dzikowska, wybitna podróżniczka i osobowość telewizyjna, odwiedziła krakowską restaurację Baroque, by dzielić się z publicznością swoimi wspomnieniami, także tymi dotyczącymi kulinariów. W ten sposób restauracja przy ul. św. Jana 16 celebrowała otrzymanie przez Kraków
8
tytułu Europejskiej Stolicy Kultury Gastronomicznej. Partnerem wydarzenia była Izba Gospodarcza RH plus. Menu nawiązywało do latynoamerykańskich podróży Elżbiety Dzikowskiej i zostało przygotowane we współpracy z podróżniczką przez Ryszarda Warnke - szefa kuchni Baroque. Licznie zgromadzeni goście w odnowionych wnętrzach restauracji Baroque mogli spróbować takich przysmaków, jak
peruwiański koktajl Pisco Sauer, Ceviche czy indyk w czekoladowym sosie Mole Poblano. Gośćmi wieczoru były również inne osobowości kulinarne: red. Leszek Mazan - znakomity znawca historii Krakowa i kuchni czeskiej oraz Mikołaj Rey, kucharz znany z programów telewizji TVN. Wkrótce restauracja Baroque i Izba Gospodarcza RH plus planują kolejne wydarzenia kulinarne, prezentujące międzynarodową i lokalną kuchnię.
fo
felieton
t
ili p .F
z Łys
cze k
RAFAŁ STANOWSKI Z-CA REDAKTORA NACZELNEGO Kultura jest czymś, co nierozerwalnie wiąże społeczeństwo. Dlatego nie można jej rozcinać na wysoką i niską, na sacrum i profanum, na art i pop. Wszystko łączy się w jeden kanał komunikacyjny, w którym przenikają się dźwięki Madonny i Karlheinza Stockhausena, malarstwo Leonarda Da Vinci i szablony Banksy’ego, kino Murnaua i wizualne eposy Petera Jacksona. Moda, design, grafika dopełniają przekaz nadawany przez dźwięk, obraz czy ruch. Wszystko płynie, a my jesteśmy głęboko zanurzeni w kulturalnym nurcie.
DZIK NIE JEST DZIKI DZIK JEST DZIKI, DZIK JEST ZŁY… NO WŁAŚNIE, MOŻNA BY SIĘ ZASTANOWIĆ, ILE KRZYWDY WYRZĄDZIŁA TA NIEWINNA PIOSENKA Z AKADEMII PANA KLEKSA, JANA BRZECHWY, Z MUZYKĄ ANDRZEJA KORZYŃSKIEGO. SŁYSZELI JĄ PEWNIE I OBROŃCY PRZYRODY, I MYŚLIWI, TAKŻE CI Z NADWAGĄ, SIEDZĄCY NA STOŁECZKU, Z PODPARTĄ KIJKIEM LUFĄ, MIERZĄC DO PRZEBIEGAJĄCYCH ZWIERZĄT. Kultura ma to do siebie, że lubi przetwarzać. Bierze motywy, mieli je i wypluwa, nie zawsze zastanawiając się nad efektem. Bywa też, że efekt jest trudny do przewidzenia, oczywiście. Czy Quentin Tarantino mógł przewidzieć, że fani jego kultowego filmu, Pulp Fiction, mogą chcieć potem sięgać po narkotyki, by zaliczyć odlot niczym Vincent Vega i Mia Wallace? Możecie się w tym momencie uśmiechnąć pod nosem, ale uwierzcie, znam taki przypadek. Albo czy Amy Winehouse, śpiewając genialną piosenkę, Rehab, w której odmawia pójścia na odwyk, nie zostawiła nam przypadkiem samobójczego manifestu? Świat należy do interpretatorów - mówiła znakomita krytyk filmowa, Maria Malatyńska. Twórcy wiele razy przecierali oczy ze zdumienia, słysząc co z ich dzieł wydobyli wnikliwi odbiorcy. Bywają interpretacje zabawne, bywają dziwaczne, bywają straszne. Paradoks polega na tym, że w gruncie rzeczy trudno przewidzieć efekty. Paweł Pawlikowski, realizując pamiętną Idę, nie przypuszczał, że film zostanie uznany przez część publiczności za antypolski. Stąd pewnie w Zimnej wojnie nie zakodował już tak silnej politycznej nuty, skupiając się raczej na dramacie nadwrażliwej jednostki. Nawet artyści mody narażeni są na interpretacyjne lost in translation, czego przykładem może być najnowsza kolekcja Viktor & Rolf, w której ubrania zamieniły się w memowy manifest – na tka-
10
ninach umieszczono hasła celnie komentujące współczesność, jak no photos please czy f* this I’m going to Paris. U jednych wzbudziła zachwyt, inni krytykowali, zastanawiając się: what the f**k. W tym numerze Lounge postanowiliśmy pójść za dzikiem, czyniąc go motywem przewodnim magazynu. Przyglądamy mu się z uwagą, zastanawiając się, jak mocno wpływa nas nas, ludzi zawieszonych między kulturą i naturą, między tym co społeczne, a tym co atawistyczne, między intelektem a instynktem. Mam wrażenie, że o ile staramy się coraz mocniej porządkować świat, wylewać kolejne litry betonu i wycinać wszystko, co przypomina chwasty (a przecież chwasty to też rośliny, tyle że samosiejki), natura przewrotnie daje nam do zrozumienia, że podcinamy własną gałąź. Oczywiście można zamykać oczy i utrzymywać, że niczego nie ma, ani smogu, ani globalnego ocieplenia, a węgiel jest najbardziej ekologicznym źródłem energii. Tylko dokąd nas to wszystko zaprowadzi? Musimy zaakceptować, że jesteśmy zwierzętami, zamiast wypierać się tego, udając że człowiek ma inne korzenie niż małpa, słoń i dzik. Przestańmy udawać, że nie wyrośliśmy z naturalnego procesu ewolucji, lecz przylecieliśmy z kosmosu, najlepiej razem z faraonami, kąpiąc się od zarania w kozim mleku. Warto pokazać światu, że jesteśmy istotami rozumnymi, które potrafią myśleć o czymś więcej, niż tylko o końcu własnego nosa.
recenzje
KSIĄŻKA
RZECZY, KTÓRYCH NIE WYRZUCIŁEM, MARCIN WICHA Zbiór esejsów Marcina Wichy nagrodzony Nike 2018. Intymna, wzruszająca relacja między synem a matką. Narrator, porządkując mieszkanie po śmierci matki, wraca pamięcią do trudnych czasów PRL, ukazując przy tym mocny charakter matki, a zarazem zastanawia się nad życiem, z którym przyszło się jej zmierzyć. Lubiła mawiać, że: Kupię ci każdą książkę, przynajmniej nie jesteś kretynem. To właśnie książki, bardzo dużo książek, stały się najcenniejszym wspomnieniem. Lektura okazała się mi niezmiernie bliska, tak bardzo, że szybko uświadomiłam sobie, że utożsamiam się z narratorem. Szybko wróciły moje własne wspomnienia, ja też miałam matkę o silnym
charakterze. Wróciły jej bukieciki z liści, tarki, miksery i sitka. Przyjaźnie z różnymi, zawsze bardzo dla mnie miłymi ludźmi. I emocje, które choć przykryte patyną przez upływ czasu, nie zamierzają zniknąć z mojej pamięci. Nie znikniemy bez śladu. A nawet jak znikniemy, to zostaną nasze rzeczy, zakurzone barykady, pisze Marcin Wicha. Stare gazety, kulinarne zeszyty i karteczki… Znam to, i mam po dziś dzień po swojej mamie. Moje wspomnienia. ANNA SZT YCH Marcin Wicha, Rzeczy, których nie wyrzuciłem, wyd. Karakter
KINOWE PRZEŻYCIE ALL INCLUSIVE
UNIKALNA ATMOSFERA
Rozkładane, wygodne fotele, kameralne lobby
DANIA GORĄCE I ZIMNE
Jedzenie przygotowywane na miejscu
POMYSŁ NA WYJĄTKOWY WIECZÓR W KINIE
NIELIMITOWANY BAR
Napoje i przekąski popcorn, nachosy
NOWA ODSŁONA VIP BONARKA
zapowiedzi
od 8.02 KRAKÓW
Raporty z Pasa Kuipera Na wystawę pt. Raporty z Pasa Kuipera składa się seria obrazów Simeona Genewa, zrealizowanych w latach 2015-2018, których wspólnym motywem są maszyny lub ich szczątki, ukazane w bliżej nieokreślonej przyszłości. Głównymi, łatwo wychwytywanymi inspiracjami, od lat pozostają dla artysty: komiks frankofoński i kino science fiction. Obrazy zebrane na wystawie zdradzają zainteresowanie autora robotyką, sztuczną inteligencją i szeroko rozumianym post-humanizmem. Malarstwo Simeona Genewa cechuje ponadto wrażliwość architekta, stąd na płótnach pojawiają się także fragmenty pejzażu miejskiego, z jego nieodłącznymi elementa-
Praca Simeona Genewa
mi – graffiti, reklamą, odpadami. Przyszłość nie będzie sterylna, lśniąca, w opływowym kształcie; będzie brudna, kanciasta i pokryta napisami sprayem – mówi nam Genew. Autor, choć pozostaje wierny technice akrylowej, w ostatnim czasie odchodzi od płaskiej plamy barwnej i czystej linii konturowej, na rzecz bardziej ekspresyjnych środków wyrazu. Najnowsza seria wpisuje się w dotychczasowe poszukiwania artysty i bez wątpienia przypadnie do gustu miłośnikom sci-fi. /Artur Wabik, kurator wystawy/ Arteteka Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej, Kraków
Mapy pod niebem Rio de Janeiro W Zachęcie można oglądać niezwykle interesującą wystawę Anny Belli Geige, Mapy pod niebem Rio de Janeiro. Ta jedna z najważniejszych artystek pochodzących z Rio de Janeiro podejmuje temat tożsamości współczesnych Brazylijczyków, o którym jest teraz głośno w związku z wydarzeniami politycznymi w tym kraju. - To tożsamość głęboko złamana przez historię kolonialną
i postkolonialną, mocno naznaczona przez juntę wojskową, która rządziła krajem od połowy lat 60. do lat 80., czyli w okresie powstania większości pokazywanych tu prac. „Brasilidade” (brazylijskość – przypis red.) jest zakorzeniona w świadomości i wyobraźni zarówno Brazylijczyków, jak i cudzoziemców, co owocuje fantastycznymi wyobrażeniami i mitami. Geiger porusza ten temat w swoich
Pasaże, 1975, fotomontaż, dzięk i uprzejmości ar tystk i
12
do 24.02
WARSZAWA
pracach, które często przypominają mapy Ziemi oraz mapy nieba. Pokazuje w nich Brazylię jako kraj, państwo, miejsce, <pustkę> mit, gdzie okrutna rzeczywistość spotyka wzniosłe marzenia pisze kurator Marek Bartelik. Anna Bella Geiger (ur. 1933) to brazylijska artystka multidyscyplinarna o polsko-żydowskich korzeniach. Reprezentowała Brazylię na 39. Biennale Sztuki w Wenecji. Jej prace znajdują się w wielu kolekcjach na całym świecie, w tym m.in. w Museum of Modern Art w Nowym Jorku, Centre Georges Pompidou w Paryżu, Museo Nacional Centro de Arte Reina Sofía w Madrycie. Zachęta – Narodowa Galeria Sztuki, Warszawa
POLSKA
Nosowska mówi Basta Katarzyna Nosowska rusza w trasę Na tłusto i basta, promującą najnowszy album, pt. Basta. Artystka odwiedzi największe miasta Polski, w Gdańsku zagra w klubie Stary Maneż, a w Krakowie - w Klubie Studio. Na albumie Basta za stronę muzyczną i produkcję odpowiada Michał FOX Król. Najnowsza płyta Nosowskiej, to zbiór jedenastu bardzo osobistych w warstwie tekstowej utworów. Jak sama autorka mówi - to najważniejsza płyta. Nosowska eksploruje też sfery spoza świata muzycznego. Od roku bardzo aktywnie działa na Instagramie, gdzie prowadzi
Muzyczna inwazja
treningi fatness i przybierając śmieszną gębę, mówi o życiu, show-biznesie, celebrytach, współczesnych snobizmach, fobiach i modach. Cykl filmików A ja żem jej powiedziała… stał się inspiracją do książki o tym samym tytule, która od maja stała się już bestsellerem.
zapowiedzi
luty
Koncerty: 8 lutego – Wrocław, 9 lutego – Katowice, 10 lutego – Kraków, 16 lutego – Gdańsk, 17 lutego – Poznań, 27 lutego – Warszawa, 2 marca – Łódź.
WARSZAWA
Znamy pierwszych artystów tegorocznej edycji Orange Warsaw Festivalu, który odbędzie się od 31 maja do 1 czerwca. Zagrają i zaśpiewają Cardi B, Solange, Troye Sivan i Marshmello. Jestem konkurencją dla samej siebie, rapuje Cardi B w kawałku Best Life. Trudno się z nią nie zgodzić. Ubiegły rok w kobiecym hip-hopie należał niemal w całości do tej szalonej dziewczyny z Bronxu, która zawładnęła światową publicznością, zarówno swoją twórczością, jak i charakterem. Jej debiutancka płyta, Invasion of Privacy, natychmiast wskoczyła na szczyt sprzedaży w USA, magazyn Pitchfork umieścił album w sekcji Best New Music, a amerykańskie media z miejsca okrzyknęły ją jednym z najmocniejszych debiutów XXI wieku. Solange, czyli siostra Beyonce, zadebiutowała w 2002 roku, a od ponad dekady jej imię nie schodzi z ust wielbicieli R’n’B. Albumem Sol-Angel and the Hadley St. Dreams, zwróciła uwagę krytyków i publiczności na jej ambitne podejście do muzyki – świadomie uciekała od prostych rozwiązań, mieszając jazz, funk, elektronikę i R’n’B. O Marshmello zrobiło się głośno w 2015 roku, za sprawą remiksów między innymi dla Jack Ü (wspólny projekt Skrillexa i Diplo) oraz Zedda. W 2016 roku ukazał się jego
debiutancki album Joytime, który potwierdził, że mamy do czynienia z nową gwiazdą muzyki elektronicznej. W 2018 roku wydał album Joytime II, a latem tego roku zapowiada trzecią część serii albumów. Troye Sivan to jeden z najbardziej interesujących młodych artystów popowych. Śpiewać zaczął już w dzieciństwie, a jako
nastolatek został zauważony przez producentów muzycznych oraz filmowych. W wieku 20 lat, jeszcze zanim wydał debiutancki album, Blue Neighbourhood, Troye Sivan miał już na koncie rolę młodego Logana w filmie X-Men Geneza: Wolverine, a magazyn Time umieścił go wśród 25. najbardziej wpływowych nastolatków na świecie.
13
film
FILMOWE STRZAŁY KUBY ARMATY GREEN BOOK
zdj. mat. prasowe
re ż . Pe te r Fa r re l l y USA 2018, 130 minut
FAWORYTA
Na dobrą sprawę, za rekomendację tego filmu starczyłoby jedynie wspomnieć, że główne role grają w nim Viggo Mortensen oraz Mahershala Ali. Dwóch znakomitych amerykańskich aktorów, mających jednocześnie ogromną łatwość w zmienianiu swojego ekranowego wizerunku. W filmie Petera Farrelly’ego jest on znacznie bardziej delikatny niż chociażby we Wschodnich obietnicach w przypadku Mortensena, czy Detektywie - Ali. Choć, co ciekawe, ten pierwszy i tym razem wciela się w postać silnorękiego. Farrelly oparł swój film na prawdziwej historii, jaka rozegrała się w pierwszej połowie lat 60. w Stanach Zjednoczonych, kiedy w trasę po amerykańskim Południu wyruszył charyzmatyczny czarnoskóry pianista Don Shirley. Towarzyszy mu niejaki Tony Lip, będący kimś w rodzaju ochroniarza i managera w jednym. Różni ich wszystko, od koloru skóry, przez wykształcenie i obycie, po życiowe perspektywy. Łączy jedno - odwaga. Film Farrelly’ego, będący największym zwycięzcą tegorocznych Złotych Globów, to ujęta w formułę kina drogi wzruszająca opowieść o niemożliwej przyjaźni oraz tolerancji. Uniwersalne i jak się okazuje wciąż bardzo potrzebne kino.
r e ż . Yo r g o s L a n t h i m o s Irlandia/USA/Wielka Brytania 2018, 119 minut
Premiera: 8 lutego Ocena: �����
Wielu reżyserów powtarza, że jednym z większych zawodowych wyzwań jakie przed nimi stoją, jest zrobienie filmu w języku innym niż ojczysty. Nie miałem okazji zapytać o to Yorgosa Lanthimosa, ale jestem przekonany, że akurat on niekoniecznie zgodziłby się z tą tezą. Świetnie bowiem radził sobie w Grecji, stając się twarzą tamtejszej Nowej Fali, ale równie dobrze idzie mu poza jej granicami. Czego kolejnym dowodem znakomita Faworyta, film który wywraca do góry nogami wyobrażenie o tym, czym jest klasyczne kino kostiumowe. Lanthimos nie byłby sobą, gdyby nie przemycił do fabuły charakterystycznego, opartego na absurdzie poczucia humoru. W dużej mierze staje się ono udziałem trzech głównych bohaterek, w których role wcielają się Emma Stone, Rachel Weisz oraz Olivia Colman (nagroda aktorska w Wenecji). Bo to właśnie opowieść o dynamicznych, pełnych intryg relacjach pomiędzy trzema kobietami w realiach XVIII-wiecznego dworu królewskiego. Bardzo oryginalnie sfotografowana, pełna scen-perełek, jak chociażby wyścig… kaczek. Film Lanthimosa to jeden z tegorocznych oscarowych, nomen omen, faworytów. Premiera: 8 lutego Ocena: �����
14
KAFARNAUM reż. Nadine Labaki USA/Liban 2018, 120 minut Libanka Nadine Labaki dała się poznać polskim widzom jedenaście lat temu, za sprawą świetnego Karmelu. I choć od tego czasu nakręciła kilka filmów, wydaje się, że to właśnie za sprawą Kafarnaum ponownie będzie o niej głośno. A w zasadzie już jest, gdyż uhonorowany on został Nagrodą Jury podczas ostatniego festiwalu w Cannes i uchodzi za jednego z głównych oscarowych faworytów w kategorii „najlepszy film nieanglojęzyczny”. Trudno się dziwić, gdyż nowy obraz Labaki idealnie skrojony jest pod festiwalowe i nie tylko, laury. Co ma swoje dobre, ale i trochę gorsze strony. Głównym bohaterem nowego filmu Libanki jest ledwie 12-letni Zain (świetny Zaina Al Rafeey), który zmuszony jest do tego, by dorosnąć znacznie szybciej niż jego rówieśnicy. Poznajemy go na sali sądowej, w chwili gdy występuje przeciw swoim rodzicom za to, że wydali go na świat. A o tym, że ów świat nie był kolorowy, przekonujemy się z retrospekcji skupionych wokół dzieciństwa Zaina, spędzonego w slumsach Beirutu. Dłuższymi chwilami Kafarnaum nie pozwala złapać nam oddechu. Film Labaki jest wstrząsający, w efekcie nawet ci najtwardsi widzowie uronią pewnie niejedną łezkę, choć z tyłu głowy pojawia się myśl, czy nie ma to w sobie trochę z emocjonalnego szantażu. Premiera: 22 lutego Ocena: �����
rozmowa
JEFF GOLDBLUM:
AKTORSTWO JEST JAK JAZZOWA IMPROWIZACJA Jeff Goldblum i Tye Sheridan The Mountain (2018) reż. Lorenzo Hagerman
16
rozmowa
JEFF GOLDBLUM UCHODZI NIE TYLKO ZA UTALENTOWANEGO AKTORA, ALE I JEDNEGO Z NAJLEPIEJ UBRANYCH LUDZI W BRANŻY. SAM PRZYZNAJE, ŻE IDEALNIE SKROJONY GARNITUR I DOPASOWANE BUTY, TO JEGO MAŁA OBSESJA. ZNAMY GO DOSKONALE Z ROLI DOKTORA IANA MALCOLMA W KULTOWYM JURASSIC PARK, STEVENA SPIELBERGA. DO REŻYSERÓW ZAWSZE MIAŁ SZCZĘŚCIE, WSPÓŁPRACUJĄC M.IN. Z ROBERTEM ALTMANEM, WOODYM ALLENEM, DAVIDEM CRONENBERGIEM CZY WESEM ANDERSONEM. NASZA ROZMOWA ZACZĘŁA SIĘ DOŚĆ NIETYPOWO...
Jeff Goldblum: - To moja żona Emily. Nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli siądzie obok i będzie się przysłuchiwała naszej rozmowie? Kuba Armata: Nie ma problemu, pewnie zresztą zada najlepsze pytanie. - O tak, ona zadaje naprawdę dobre pytania. Tylko nie rozmawiajcie przypadkiem po francusku. Choć nie znam tego języka, kusi mnie, żeby zapytać - dlaczego? - Mamy dwie małe córeczki i Emily mówi do nich wyłącznie po francusku. Choć kręciłem kiedyś film w Paryżu, moja znajomość tego języka jest fatalna. Zawsze, kiedy rozmawiają, kompletnie nie wiem, o co chodzi. Pewnie rozmawiają o tobie. - Wiem (śmiech). Wspomniałeś o języku francuskim, no to przejdźmy do tego tematu, sam masz europejskie korzenie. - To prawda, ale niestety nie wiem o nich zbyt wiele. Jeden mój dziadek pochodził z Austrii, choć były to czasy monarchii austro-węgierskiej, więc równie dobrze mógł być z tej drugiej części. Z kolei dziadek ze strony mojego ojca wywodzi się z Rosji. Moja rodzina nazwisko Goldblum przyjęła dopiero po przeprowadzce do Stanów Zjednoczonych. Biorę teraz udział w popularnym w Ameryce formacie telewizyjnym, Finding Your Roots i mam szczerą nadzieję, że dowiem się więcej o mojej rodzinie. Najwyższy czas. Myślisz, że masz w sobie wiele z europejskiej wrażliwości? - Coś w tym może być. Uwielbiam Europę, byłem tam wiele razy, kręcąc filmy. Pracowałem w Anglii, Hiszpanii, we Francji, w Rumunii czy Izraelu. Wszystkie te miejsca robiły na mnie duże wrażenie. Mam teraz taki moment, kiedy oglądam sporo filmów, a w zasadzie powinienem powiedzieć: nadrabiam zaległości. Stopniowo znika poczucie wstydu, że wcześniej niektórych z nich nie znałem. Trafiłem ostatnio na aplikację,
gdzie znajduje się pełny zbiór znakomitej Criterion Collection i oglądamy to razem z żoną. Niedawno widzieliśmy Amarcord, Federico Felliniego, który Emily oglądała po raz pierwszy. Ja zaś uwielbiam Felliniego. Oglądaliśmy też 400 batów, François Truffauta. Jeden z ostatnich filmów, przy których pracowałem, czyli The Mountain, Ricka Alversona, choć kręcony w Stanach Zjednoczonych, pod względem wrażliwości jest bardzo europejski. Rick zresztą jest prawdziwym kinofilem. Powiedział mi chociażby o francuskiej reżyserce Claire Denis. Wcześniej jej nie znałem, a teraz jestem zakochany w jej filmach i bardzo chciałbym kiedyś z nią pracować. Nawet gdy kręciłem filmy w Stanach Zjednoczonych, miałem często okazję współpracować z reżyserami, którzy bardzo lubili i cenili kino europejskie, jak chociażby Robert Altman czy Woody Allen. A na jakich filmach sam się wychowałeś? - W zasadzie na wszystkich rodzajach kina. Pochodzę z Pittsburgha, gdzie wraz z siostrą chodziliśmy do lokalnego kina, które przypominało prawdziwy filmowy pałac. Byliśmy tam częstymi gośćmi i pamiętam, że trafiliśmy chociażby na wiele filmów Rogera Cormana czy japońskich monsters movies, z Godzillą na czele. Z drugiej strony cały czas w głowie mam seans wojennego klasyka, Most na rzece Kwai, Davida Leana. Moi rodzice byli osobami o dość wyrafinowanym guście, interesowali się światem sztuki, sami zresztą trochę malowali i bardzo lubili współczesne im kino. A były to lata 60., czyli świetny czas dla kinematografii, tak amerykańskiej, jak i europejskiej. W Pittsburghu były również kina studyjne, gdzie grano ambitniejszy repertuar. Na mnie ogromne wrażenie zrobił film Mike’a Nicholsa, Kto się boi Virginii Wolf? Co prawda byliśmy z siostrą na ten seans trochę za młodzi, ale rodzice jakoś nas przemycili, za co jestem im bardzo wdzięczny. Podczas tych wizyt zapoznawali nas z bardzo różnym kinem. Zobaczyłem tam na przykład jeden z pierwszych filmów, w których grał Donald Sutherland, Joanna, a później miałem okazję pracować z nim
Jazzowa improwizacja przypomina trochę aktorstwo. Wsłuchuję się w nich i gram coś, czego wcześniej nie planowałem, otwieram się, komunikujemy się za pomocą muzyki i dzielimy się tym z publicznością. To wyzwala i daje mi bardzo dużą przyjemność
17
rozmowa Park Jurajski (1993) reż. Steven Spielberg
kilka razy. Oczywiście starałem się być na bieżąco z tym, co pojawiało się w kinie amerykańskim. To był wspaniały czas – Bonnie i Clyde, Arthura Penna; Absolwent, wspomnianego Nicholsa czy Swobodny jeździec, Dennisa Hoopera. Budowało to moją wyobraźnię. Dzisiaj chyba nieco trudniej znaleźć w kinie prawdziwą alternatywę, kontestację, zwłaszcza dla widza multipleksów. - Nie jestem ekspertem w tym temacie, choć lubię czytać o przemyśle filmowym, kulturze, tym w którą stronę to wszystko idzie. Rzecz jasna nie oglądam każdego filmu, jaki dziś powstaje, bo jest ich najzwyczajniej za dużo. Poza tym na pewno są i takie, których wcale nie chciałbym oglądnąć. Cieszy mnie, że dużo łatwiej dotrzeć do filmów niż kiedyś. Niezależnie od tego, że może faktycznie trudniej dziś robić odważne, alternatywne kino. Osobiście bardzo cenię oryginalność, lubię, gdy ktoś mnie zaskakuje, chcę oglądać coś, czego wcześniej nie widziałem. Gdyby to ode mnie zależało i ja pociągałbym za sznurki, inwestowałbym właśnie w takie rzeczy. Filmy, które zrobią ci lobotomię (śmiech). Dlaczego? - Trzeba zaangażować widza, zaskoczyć go, pogmatwać coś w jego oczekiwaniach. Dobrymi przykładami takich twórców są P.T. Anderson czy Robert Altman, którzy w poetycki sposób krytykują amerykańską osobowość, toczące ją choroby, ukryte se-
18
krety. Uważam, że to zdrowsze podejście. Oglądałem ostatnio dokument o wojnie w Wietnamie, a to wstydliwa karta naszej historii. Jako Amerykanie powinniśmy jednak o niej pamiętać, nie możemy zamiatać tego pod dywan. Musimy to zrozumieć, żeby nie popełnić takiego samego błędu w przyszłości. W ubiegłym roku minęło 25 lat od premiery Jurassic Park, Stevena Spielberga, a jednocześnie do kin trafił „Jurassic World, J.A. Bayony, w którym grasz. Historia zatoczyła koło? - Uwielbiam obu tych reżyserów. Ze Stevenem zrobiłem dwie pierwsze części Jurassic
Park. To urodzony filmowiec. Z nim jest trochę tak jak z Jimim Hendrixem i jego gitarami. Takim „narzędziem” dla Spielberga jest kamera. Choć on ich nie rozbija (śmiech). Ma niesamowitą umiejętność opowiadania historii. Jest zawsze świetnie przygotowany, ale i otwarty na improwizację. Mówił często: Zapomnijmy o tym, co zaplanowałem, teraz widzę to inaczej i spróbujmy tak to zrobić. Jest przy tym bardzo pewny siebie i doskonale wie, czego chce. Bayona ma wiele ze Spielberga. Jest oryginalnym i odważnym wizjonerem. Choć jest malutki (ma 1,57 cm wzrostu – przyp. red.), to człowiek ogromnej pasji. W ogóle muszę przyznać, że lubię być reżyserowany. Staram się zgadywać,
Jeff Goldblum i Geena Davis Mucha (1986) reż. David Cronenberg
rozmowa Will Smith, Jeff Goldblum Dzień Niepodległości (1999) reż. Roland Emmerich
czego dany twórca chce, i mu to dać, ale oczywiście nie zawsze się to udaje. Widzę wtedy niezbyt przekonaną minę reżysera i mówię: Dobra, rozumiem, o co chodzi. Robimy po twojemu. Wspomniałeś o jednym z ostatnich projektów, The Mountain, Ricka Alversona. Wcielasz się tam w dość kontrowersyjną postać, wzorowaną na amerykańskim pionierze lobotomii, Walterze Freemanie. Był człowiekiem przekonanym, że to, co robi, jest dobre. - Nie da się ukryć, że to kontrowersyjne, ale równie dobrze ktoś za pięćdziesiąt czy sto lat może mieć poważne obiekcje co do tego, co robimy dzisiaj. Rzeczywiście wygląda to na akt barbarzyństwa w medycynie i było to złe, ale pamiętajmy też, że doktor Antonio Moniz z Portugalii, który dostał Nagrodę Nobla za pierwsze lobotomie, był poważany, a Walter Freeman pojawiał się na okładkach wielu magazynów. Kiedy zastanawiałem się nad tą postacią, czułem, że on mógł myśleć, iż daje społeczeństwu coś dobrego. W końcu po II wojnie światowej w Ameryce było mnóstwo ludzi dotkniętych traumą przemocy. Nie było lekarstw, nie było terapii, nikt tak naprawdę nie wiedział, co robić. Prymitywizm tamtejszej kultury polegał na tym, że uznawano, iż w ten sposób wyleczyć można homoseksualizm. Było to zresztą bezpośrednią przyczyną wielu lobotomii. Wierzył w to też Freeman. Poza tym chciał być bardzo amerykański, czyli dorównać w osiągnięciach dziadkowi i ojcu, którzy byli sławnymi
chirurgami. Myślę jednak, że w pewnym momencie zaczął tego żałować. Może to zabrzmi dość przerażająco, ale czy masz w sobie coś z niego? - Chyba to, że jak patrzę na niektóre swoje pomysły sprzed lat, to mówię: Co? Ja naprawdę na to wpadłem? Cokolwiek bym robił, mam w głowie taki niebezpieczny mechanizm, który podpowiada mi, że zawsze chcę mieć rację. Gdybym jechał teraz samochodem i ktoś nagle by się pojawił na drodze, stwarzając niebezpieczeństwo, a tak przecież często się zdarza, to za wszelką cenę chciałbym go zatrzymać, zrobić moją najgroźniejszą minę i na niego nakrzyczeć. Tyle że kiedy ja zrobiłbym dokładnie tak samo, to jeszcze bym się dziwił, że ktoś w ogóle może mieć to mnie pretensje i na mnie trąbi. Zatem cokolwiek robię, a to dotyczy znacznie większej ilości spraw niż tylko jazda samochodem, czuję, że mam rację. To pewnie jest zapisane w naszym mózgu, że zawsze chcemy robić tak, jak się nam wydaje, że jest okej. Ale to wcale nie znaczy, że jest okej. Jesteś nie tylko aktorem, ale i internetową osobowością. Śledzisz to, co się dzieje wokół twojej osoby w sieci? - To dość wstydliwa kwestia. Na pewno staram się tego nie robić przy dzieciach, bo szanuję nasz wspólny czas. Co innego, kiedy idę ulicą, narażając się przez to na wypadek. Natomiast najgorzej jest, gdy budzę się w nocy, żeby zrobić siku. Zawsze biorę ze sobą telefon i sprawdzam wiadomości, Instagram, wpisując #jeffgoldblum. Lubię
patrzeć na to, co robią z tym ludzie, i zastanawiam się, co nimi powoduje. Pamiętam, jak byliśmy na weneckiej premierze The Mountain, na czerwonym dywanie. Następnego dnia chciałem zobaczyć nasze zdjęcia. Wszedłem na Instagram i nic. - Gdzie są nasze zdjęcia?! – zacząłem krzyczeć (śmiech). Twoją drugą wielką pasją jest ponoć muzyka. Masz nawet swój zespół jazzowy. - Zgadza się, gram na pianinie w grupie jazzowej, która nazywa się Jeff Goldblum and the Mildred Snitzer Orchestra. Niedługo wyjdzie nasza płyta. Będziemy mieli też trasę koncertową po Europie, zagramy w klubach jazzowych m.in. w Londynie, Berlinie czy Paryżu. Mamy też stałą cotygodniową rezydencję w Los Angeles, w klubie Rockwell. Jak Sam Rockwell (śmiech). Gramy tam w każdy środowy wieczór. Jak tylko będziesz w mieście, wpadaj, to pogadamy! Muzyka jest dla Ciebie odprężeniem? - Bardzo lubię to robić i jestem w tej materii niezwykle zdyscyplinowany. Gram każdego dnia. Podoba mi się dynamika, jaka się z tym wiąże; to, jak zmienia się moja gra, chociażby z uwagi na muzyków, z którymi współpracuję. Jazzowa improwizacja przypomina trochę aktorstwo. Wsłuchuję się w nich i gram coś, czego wcześniej nie planowałem, otwieram się, komunikujemy się za pomocą muzyki i dzielimy się tym z publicznością. To wyzwala i daje mi bardzo dużą przyjemność. Rozmawiał K U B A A R M A T A
19
muzyka
KALEJDOSKOP MUZYCZNYCH NOWOŚCI
zdj. mat. promocyjne
CO NA NAJBLIŻSZE MIESIĄCE PRZYGOTOWAŁY GWIAZDY POPU I NIE TYLKO KAŻDY KOLEJNY SEZON MUZYCZNY ROZPOCZYNA SIĘ Z POCZĄTKIEM NOWEGO ROKU. TAK JEST OCZYWIŚCIE I TYM RAZEM. DOWIEDZIELIŚMY SIĘ DLA WAS, JAKICH NOWYCH PŁYT NAJWIĘKSZYCH GWIAZD POPU MOŻECIE SIĘ SPODZIEWAĆ W NAJBLIŻSZYCH MIESIĄCACH. Ostatni album Madonny ukazał się cztery lata temu – i nie był jakimś oszałamiającym sukcesem, choć na Rebel Heart gwiazda współpracowała z takimi producentami, jak Diplo czy Avicii. Być może dlatego artystka poinformowała niedawno na Twitterze, że materiał na swój kolejny album przygotuje z Mirwaisem. Ten francuski producent sprawdził się już na medal: to właśnie spod jego ręki wyszły takie hity Madonny, jak Music, Die Another Day czy American Life. Co ciekawe – Madonna ostatnimi czasy pomieszkiwała w Lizbonie i nie pozostanie to bez wpływu na jej kolejny album. - Poznałam wielu wspaniałych artystów i z wieloma z nich podjęłam współpracę nad nową płytą, więc Lizbona mocno wpłynęła na moją muzykę i pracę. Jak mogłoby stać się inaczej? – napisała na Facebooku. Coraz śmielej w stronę tronu królowej popu, na którym nadal zasiada Madonna, zerka Rihanna. Jej mocną pozycję buduje nie tylko kilkanaście milionów sprzedanych płyt, ale również inne przedsięwzięcia – choćby niedawny występ w filmie Ocean’s 8 czy uruchomienie linii własnych kosmetyków, Fenty Beauty. Fani pięknej i zadziornej Barbadoski najbardziej czekają na jej nowe
20
Madonna
muzyka
piosenki. Poprzedni album gwiazdy, Anti, zaskakiwał śmiałymi brzmieniami, rodem z nowoczesnej elektroniki. Czy taki będzie ten następny? Nie – na ten rok Rihanna zapowiada płytę z muzyką dancehall. Będzie to jej hołd dla jamajskich rytmów, przy których spędziła dzieciństwo. Wśród gości mają się pojawić sami mało u nas znani raperzy i producenci - Di Genius, TJ Records, Ricky Blaze i Supa Dups. Zaskoczeni?
zdj. mat. promocyjne
Problem zdrowotne (musiała przejść przeszczep nerki) Seleny Gomez sprawiły, że fani wyczekują jej nowych nagrań już od czterech lat. Wszystko jednak wskazuje na to, że ich cierpliwość wreszcie w tym roku będzie wynagrodzona. Prace nad następcą Revivalu rozpoczęły się ponoć już w 2017 roku – i trwały do teraz. Na płycie znajdą się piosenki poruszające prywatne problemy młodziutkiej gwiazdy. Krążek przyniesie również jedną kolaborację z inną gwiazdą popu oraz kilka nagrań po hiszpańsku, specjalnie stworzonych dla latynoskich fanów piosenkarki. Norman Fucking Rockwell – taki tytuł ma nosić kolejny album Lany Del Rey. Znamy już dwie piosenki, które się na nim znajdą: Venice Bitch i Mariners Apartment Complex. Zapowiadają one mocno refleksyjny i melancholijny materiał – choć nie pozbawiony hip-hopowych inspiracji. Czy to oznacza powtórkę ze słynnego debiutu wokalistki – Born To Die – który był utrzymany w podobnym tonie? Przekonamy się ponoć jeszcze tej wiosny. Kilka dni temu w internecie zapowiedziała wydaniea swoich nowych piosenek Charlie XCX. Do tej pory brytyjska piosenkarka przyzwyczaiła nas, że łączy w swych nagraniach punkową zadziorność z popową przebojowością – bo tak właśnie brzmiał jej ostatni album, Sucker. Od tamtej pory wokalistka zaserwowała swym fanom kilka mikstejpów, na których zwróciła się w stronę elektronicznych eksperymentów. Nowe piosenki Charlie XCX mogą więc być sporym zaskoczeniem – ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Rock jeszcze nie umarł – choć niektórzy odtrąbili jego zgon w ostatnich latach. To, że ta estetyka jest nadal żywotna udowodni nam nowy album projektu Fisz Emade Tworzywo. Tym razem bracia Waglewscy sięgną po inspirację do lat 80. To oznacza, że na płycie Radar usłyszmy zarówno taneczne rytmy rodem z disco, jak
22
Rihanna
również hipnotyczne granie wywiedzione z kraut rocka i akustyczne dźwięki rodem z Americany. - Ta interpretacja dźwięków lat 80. zabierze nas w sentymentalną podróż – bo to „muzyka drogi”: z jednej strony daje wytchnienie, z drugiej zmusza do wyostrzenia zmysłów. Nastawienia swojego własnego „radaru” – zapowiada Fisz. To nie ja – tak brzmi tytuł piosenki, która przyniosła Edycie Górniak wielką popularność. Od jej wykonania minęło jednak już ponad ćwierć wieku. I jak na razie nic nie wskazuje, aby diwa nagrała godnego następcę tamtego hitu. Jej ostatni album ukazał się siedem lat temu, nic więc dziwnego, że fani dopytują o nowy. - Słuchanie muzyki nie jest za karę i czekanie na ulubionego wykonawcę nie jest przymusowe. Jest co najmniej kilku wspaniałych artystów na scenie polskiej, więc macie wybór przecież – odpisała im gwiazda na Instagramie. Wszystko wskazuje więc, że również w tym roku nie usłyszymy nowych piosenek gwiazdy. Poznamy za to nowe piosenk i Justyny Steczkowskiej. Jej poprzedni krążek nosił tytuł: I na co mi to było – i ukazał się już cztery lata temu. Na płycie były piosenki utrzymane w stylu cygańskiego folkloru,
dlatego wielbiciele czarnowłosej wokalistki nie mogą się już doczekać takiego albumu swej idolki, na którym będą jej nowe autorskie nagrania. I takie wydawnictwo ma się ukazać w lutym. - „Maria Magdalena” to rzadkie połączenie muzyki klubowej z wielką orkiestrą smyczkową” – napisała Justyna na Instagramie. Fani pomogli już gwieździe wybrać okładkę na krążek – wszystko jest więc dopięte na ostatni guzik. W styczniu światło dzienne ujrzał pierwszy wspólny album rodzinnego duetu – Patrycji Markowskiej i Grzegorza Markowskiego. Trafiło nań trzynaście melodyjnych piosenek wywiedzionych z bluesa i rocka. - Za każdym razem, kiedy stawaliśmy z tatą razem na scenie, działo się coś magicznego i niepowtarzalnego. Ciągle jednak nie czułam się gotowa do nagrania całego albumu. Przełomem był nasz wyjazd do Hiszpanii. Tata zabrał gitarę, ja ukulele. Piliśmy wino i jamowaliśmy razem – opowiada o genezie płyty Droga, Patrycja Markowska. - Brak ciśnienia i oczekiwań wobec siebie i tej płyty spowodował, że powstawał materiał prawdziwy i bardzo nam bliski – podsumowuje piosenkarka. PA W E Ł G Z Y L
fotografia
ABSTRAKCYJNE PIĘKNO:
ISLANDIA
MACIEJ MALINOWSKI PRZEZ KILKA OSTATNICH LAT FOTOGRAFOWAŁ ISLANDZKIE KRAJOBRAZY PRZY POMOCY DRONA. NA POCZĄTKU LUTEGO WYSTAWA TYCH NIEZWYKŁYCH ZDJĘĆ ZOSTANIE OTWARTA W LONDYNIE. MA NAM PRZYPOMNIEĆ, ŻE NADSZEDŁ CZAS, BY ZAOPIEKOWAĆ SIĘ NATURĄ. Jak to się stało, że wylądowałeś na mało uczęszczanym południu Islandii, by fotografować tamtejsze rzeki przy pomocy drona? - Zawsze szukam miejsc poza utartymi szlakami. Kiedyś natkąłem się na album Planet Iceland i tam po raz pierwszy zobaczyłem zdjęcie Islandii z lotu ptaka. Kilka lat później mój ulubiony fotograf Chris Burkard zrobił podobne zdjęcie islandzkiej rzeki z lotu ptaka. Wtedy postanowiłem odwiedzić Islandię i odnaleźć te miejsca. Seria zdjęć, która tam powstała, nosi tytuł Watercolor River. Gdy patrzę na Twoje prace, urzeka mnie ich abstrakcyjny charakter. To było zamierzone działanie czy efekt, który wyszedł spontanicznie podczas pracy?
24
- Przez ponad 20 lat współtworzyłem wizualizacje jako duet Temporary Space Design, uzupełniając muzykę abstrakcyjnym obrazem, współpracowałem z tak wybitnymi twórcami, jak Krzysztof Penderecki, Steve Reich czy Philip Glass. Z taką formą sztuki jest mi po drodze, najlepiej ją czuję. Podczas oglądania rzek z lotu ptaka, a następnie wywoływania zdjęć na komputerze, uderzyły mnie abstrakcyjne kształty, które przebiera płynąca woda. Kryje się w tym pewnie jakiś geologiczny sekret? - Krystaliczna woda wypływająca z największego lodowca w Europie zamienia się w rzeki, by następnie dotrzeć do oceanu. Po drodze napotyka źródła termalne bogate w różne minerały i w zależności od
rodzaju osadu, jaki ze sobą niesie, zmienia kolory, tworząc różnorodną paletę barw. Czy Islandczycy też są oszołomieni tym pięknem, czy może stało się powszedniością? - Gdy pokazałem im moje zdjęcia, byli zaskoczeni. Mieszkają nad rzeką całe życie - ale nigdy nie wiedzieli jej z takiej perspektywy. Patrzenie na przyrodę ze 120 metrów wysokości pozwala odkryć jej niesamowite piękno. Tekstura, kolor, kompozycja tworzą obrazy malowane przez samą naturę. Rozumiem, że szybko znalazłeś wspólny język z Islandczykami? - Ludzie tam są bardzo empatyczni, pewnie dlatego, że często panuje ciemność i czują potrzebę kontaktu. Zadomowiłem się tam, odwiedzałem Islandię już cztery razy,
w czerwcu wyruszam na kolejną wyprawę. Tym razem chcę dotrzeć do serca wyspy. Drogi po długiej zimie otwierają się dopiero w połowie czerwca. Czyli polecasz, by odwiedzić Islandię? Nie została jeszcze zadeptana przez turystów? - Jeśli ktoś jest wrażliwy na piękno natury - Islandia to raj. Może się jednak okazać przytłaczająca. Tam ciągle coś wspaniałego nas atakuje, to wodospady, to lodowiec, to znowu gejzery, ptaki czy wieloryby. Dlatego najlepiej jechać tam z jakąś intencją, mieć plan na Islandię, dzięki czemu ominiemy tłumy turystów oblegających drogę numer 1, okrążającą wyspę. Ja lubię wykorzystywać dni polarne i odkrywać popularne miejsca po północy, kiedy wszyscy śpią. Wtedy mam pewność, że czuję klimat Is-
landii. Można tam robić tysiące rzeczy - są ludzie, którzy przyjeżdzają oglądać ptaki, wieloryby, są też tacy, którzy zwiedzają wyspę trasą serialu Gra o Tron. Ostatnim razem na jednym z campingów spotkałem amerykańską rodzinkę, która miała ze sobą wielkie księgi, a na kartkach wklejała znalezione endemiczne zioła.
sposób eksploatować naszą planetę, za 30 lat tych wspaniałych widoków może już nie być. Ludzie, patrząc na moje zdjęcia, pytają mnie często, czy to, co na nich widzą, zostało namalowane, są oszołomieni pięknem przyrody. Musimy ocalić naturę dla przyszłych pokoleń. Rozmawiał R A F A Ł S T A N O W S K I
Swoje zdjęcia postanowiłeś pokazać publicznie, oczywiście poza publikacją ich na Instagramie. 1 lutego w londyńskiej Jeannie Avent Gallery rozpocznie się wystawa twoich zdjęć. Co chcesz nam powiedzieć? - Zaprosiłem do współtworzenia wystawy moją przyjaciółkę Joannę Szwej-Hawkin, która przygotuje ceramikę inspirowaną moimi zdjęciami. Chcemy uświadomić odbiorcom, że jeśli będziemy nadal w taki
Wystawa „Watercolor Rivers” 1 - 13 lutego Jeannie Avent Gallery 14 North Cross Road, Dulwich, Londyn Zdjęcia Macieja Malinowskiego Instagram: @ m a j k i m a l i n o w y
25
biznes
MŁODE MIASTO – TU RODZI SIĘ PRZYSZŁOŚĆ GDAŃSKA
zdjęcia: mat. promocyjne 100cznia
O MŁODYM MIEŚCIE, JAKO DZIELNICY PRZYSZŁOŚCI GDAŃSKA, SŁYSZY SIĘ OD LAT. NA DAWNYCH TERENACH STOCZNIOWYCH POWSTANĄ NOWE BUDYNKI MIESZKALNE, HOTELE, NADWODNE PROMENADY, WYJĄTKOWE BIUROWCE. STOCZNIOWE BUDYNKI CZEKA REWITALIZACJA, DZIĘKI KTÓREJ STARE CEGLANE HALE WRESZCIE ZYSKAJĄ NALEŻNY IM BLASK. WSZYSTKO ZDAJE SIĘ BYĆ GOTOWE. MIJAJĄ JEDNAK LATA I NA TYCH TERENACH NIE ZA WIELE SIĘ WYDARZYŁO. JAK TO CZĘSTO W TAKICH PRZYPADKACH BYWA, MŁODZI GDAŃSZCZANIE NIE CZEKALI NA DEWELOPERÓW I SAMI ROZGOŚCILI SIĘ W STOCZNIOWYCH MURACH, TWORZĄC NOWY PRZYCZÓŁEK DLA SUBKULTURY HIPSTERSKIEJ.
26
Hipsterzy to jedno z najmodniejszych w ostatnich latach słów. Aż dziw bierze, że – podobnie jak „dzban”, „XD”, „sztos” czy „masny”, nie wygrywa rankingów w częstości wyszukiwań polskich stron Googla. Jednak z definicją hipstera nie jest łatwo. Nie oznacza ono każdego, kto nosi wesołe, kolorowe skarpetki, wąsy czy jeździ na starym rowerze. To jedna z kolejnych - po punkach czy bikiniarzach - kontrkultura, którą połączył sprzeciw wobec tego, co modne, mainstreamowe, czy masowe. Dla nich ważny jest przede wszystkim styl, który nie lubi ograniczeń. Wolność to jedna z kluczowych wartości hipsterów. Wolność noszenia tego, co nieszablonowe, wolność od monotonii korporacyjnego, zamkniętego w społecznych konwenansach życia. To na tej grupie opierają swoją działalność projekty car sharingowe, niezależni producenci odzieży, akcesoriów czy rowerów. Hipsterzy sami odnajdują to, co dla nich dobre. Nie lubią ram, lubią wolność i chcą sami de-
cydować. Społeczność ta – jak pokazują przykłady londyńskiej dzielnicy Notting Hill, łódzkiej Off Piotrkowskiej czy krakowskich Dolnych Młynów – doskonale odnajduje się w postindustrialnych, surowych przestrzeniach. Hipsterzy szukają tego, co unikalne, wartościowe, alternatywne, nowych miejsc, które odbiegają od wszechobecnych standardów, a tym lepiej, jeżeli mogą się pochwalić niepowtarzalnym klimatem. Tego na Młodym Mieście nie brakuje, więc na długo zanim dzielnicę wypełnią nowe budynki, hipsterzy całkiem nieźle zagospodarowali te przestrzenie. Dawne hale U-botów, w których budowano podwodne maszyny wojenne, a w powojennych czasach miejsca nierozerwalnie związane z ruchem Solidarności, już od lat goszczą w swych murach koncerty, wystawy czy na stałe działającą szkołę Solidarity of Salsa. Kultura jest bowiem nieodłącznym elementem środowiska hipsterów. Targi winyli,
koncerty młodych niezależnych artystów czy całonocne targi gastronomiczne, z wegetariańską i wegańską kuchnią autorską, są tym, z czym młodzi ludzie kojarzą Młode Miasto. Nie brakuje tam bowiem nowych, coraz bardziej popularnych miejsc, w których spędzić można niejeden dzień i niejedną noc, i gdzie można poczuć się jak u siebie pomimo, że przestrzenie te nie należą do najbardziej prestiżowych przestrzeni Gdańska. Prekursorami wydarzeń kulturalnych na Młodym Mieście były obiekty wystawiennicze, w ramach Kolonii Artystów czy Instytutu Sztuki Wyspa, które rozpoczęły swoją działalność na początku lat dwutysięcznych. Równocześnie działał klub Bufet, w którym odbywały się koncerty. Jednak rozkwit wydarzeń artystycznych i koncertów pojawił się w 2013, wraz z powstaniem klubu B90, w którym rocznie odbywa się nawet 100 koncertów. Klub już od pierw-
biznes zdjęcia: mat. promocyjne 100cznia
szych lat działalności przyciągał wydarzenia o bardzo zróżnicowanym charakterze, co zresztą nie zmieniło się do dziś. – Nie chcemy zamykać się na żaden format wydarzeń – mówi Arkadiusz Hronowski, właściciel klubu. W B90 można wysłuchać muzyki genialnych muzyków jazzowych, jak Miroslav Vitous czy Nils Petter Molvaer, a jednocześnie koncertów gwiazd Hip-Hopu i ciężkiego rocka. W B90 gościł zarówno Primal Scream, Skunk Anansie i Uriah Heep, jak i Trentemøller, Dawid Podsiadło i Kortez, O.S.T.R., IMAX i Black Label Society. O dziwo, olbrzymią frekwencją cieszył się występ Krzysztofa Krawczyka, podczas imprezy zamknięcia sezonu Ulicy Elektryków. W klubie wystąpiła też panująca od 5 dekad Maryla Rodowicz. Klub stał się bardzo rozpoznawalny na mapie Trójmiasta i z roku na rok przyciąga coraz więcej uczestników, także w czasie Festiwali, które klub B90 współorganizuje. Soundrive Festival w 2018 roku miał swoją 7 edycję. Klub B90 ma zagorzałą rzeszę uczestników, jednak nie inaczej jest z letnimi wydarzeniami na Ulicy Elektryków, które z roku na rok roznoszą się coraz szerszym echem po całym Trójmieście i kraju. – To nasz projekt, który prowadzimy od 2014 roku, jednak od dwóch lat przy współpracy z agencją Crane nasze letnie wydarzenia plenerowe stały się naprawdę rozpoznawalne i cieszą się olbrzymim zainteresowaniem – mówi Arkadiusz Hronowski. – Na Elektryków poza ofertą gastronomiczną, w postaci targów śniadaniowych czy całonocnych imprez kulinarnych, odbywają się również koncerty i co roku również tam pojawiają się większe nazwiska. Dotychczas na ul. Elektryków gościliśmy m.in. Goldiego z jego setem dj-skim, ale także rockowe i mainstreamowe gwiazdy jak Night Lovell, Mall Grab, Kamp!, Daniel Spaleniak czy Nosowska. Pojawił się również Leszek Możdzer na plenerowej scenie Ulicy Elektryków, który przyciągnął komplet widzów. W dawnych obiektach stoczniowych, nad klubem B90, od ubiegłego roku rozwija się jeszcze kolejny projekt, o nazwie PLENUM, jako przestrzeń eventowo-wystawiennicza, w której goszczą też wernisaże i pokazy mody. Nie inaczej jest w istniejącej od 2 lat 100czni, która w miasteczku kontenerowym stworzyła miejsce wypełnione jedzeniem, muzyką i punktami sprzedaży autorskiej odzieży, pochodzącej z niezależnych, rzemieślniczych pracowni. Latem każde z tych miejsc tętni życiem i przyciąga amatorów plenerowych wydarzeń z całego Trójmiasta.
28
Na terenie Stoczni Cesarskiej w minionym sezonie powstała pierwsza na tych terenach przystań żeglarska. To tutaj przeniósł swoją siedzibę projekt Gdańsk z Kajaka, stąd wypływają repliki dawnych gdańskich galarów, które prezentują turystom uroki miasta z perspektywy wody. To tutaj wreszcie swoją siedzibę znaleźli artyści skupieni od lat wokół projektu WL4. W miejscu dawnej kawiarni Mleczny Piotr, w dawnym budynku stoczniowym mają swoje pracownie, ale organizują tu również wernisaże i wystawy. Dzięki nim Młode Miasto zyskało swój prawdziwie awangardowy akcent. Jak mówi Mariusz Waras, jeden z najbardziej znanych polskich twórców murali, związany z WL4: – Gdańskie tereny postin-
dustrialne zawsze były otwarte na artystów. Młode Miasto od lat było kojarzone na mapie Polski jako przestrzeń wydarzeń kulturalnych w ramach Instytutu Sztuki Wyspa czy Modelarni. Nasza działalność w Mlecznym Piotrze jest kontynuatorem tej idei na terenach, które wkrótce poddane zostaną rewitalizacji. Z naszych obserwacji wynika, że teren ten cieszy się dużą popularnością. Dawna Stocznia Cesarska została w tym roku otwarta dla mieszkańców Gdańska i turystów, którzy chcą zobaczyć kawałek historii Europy i przy okazji mieć kontakt ze sztuką. Wielu odwiedzjących podgląda nasze wystawy czy też obserwuje nasze prace. KRZYSZTOF KRÓL
moto
DZIKA FRAJDA
FORD MUSTANG GT
Zadziorne spojrzenie rzucane spod zmrużonych „oczu” w pełni diodowych reflektorów nowego Forda Mustanga GT uświadamia mi z kim mam do czynienia. Znam dobrze długą historię tej amerykańskiej ikony motoryzacji (jeśli chcecie ją sobie przybliżyć zapraszam na heelsonwheels.pl) i z tym większą ciekawością postanowiłam „ujeździć” jej najnowsze wcielenie. Spotykamy się w siedzie hamowni, którą udostępnił mi radomski producent instalacji autogaz marki Zenit, by sprawdzić przed jazdą czy obietnice zwiększonych parametrów silnika są rzeczywiste. W panującej obecnie dobie turbodoładowanych silników zwiększenie mocy czy momentu okazuje się dosyć proste. W Fordzie Mustangu GT zainstalowano jednak silnik wolnossą-
30
cy, w przypadku którego nie wystarczy zwiększenie ciśnienia doładowania. Aby osiągnąć poprawę parametrów zmieniono m.in. rodzaj wtrysku paliwa i podwyższono obroty wału korbowego. Nie wnikając dalej w zawiłości technicznych rozwiązań wystarczy odnotować, że ilość 450 koni mechanicznych wydaje się jak najbardziej oczywista. I są to prawdziwie wolne (nie-
uturbione), ale za to bardzo dzikie konie godne firmowej nazwy Mustang. Uważny obserwator naliczy ich zresztą więcej niż pokaże monitor hamowni. Oprócz logo, pędzące konie znajdują się również na atrapie chłodnicy, kierownicy, progach wejściowych, desce rozdzielczej, rozświetlającym się monitorze, oświetla-
REZYDENCJA GUBAŁÓWKA Rezydencja Gubałówka położona jest na samym szczycie Gubałówki, z którego można podziwiać Panoramę Tatr. Obiekt oferuje 64 pokoje i apartamenty, 3 sale konferencyjne, Strefę Wellness, salę kominkową z lobby barem oraz Restaurację Kiyrnicka by Saguła. Nasze menu jest wizytówką autorskiej kuchni Sławomira Saguły, a górale wiedzą, jak dobrze zjeść, dlatego w restauracji można spróbować tradycyjnych, lokalnych smaków w nowej, często zaskakującej odsłonie. Rezydencja Gubałówka to również idealne miejsce na firmowy weekend albo kilkudniowe spotkanie biznesowe. Można tu znaleźć miejsce do pracy a także przestrzeń do relaksu w naszym basenie, jacuzzi czy strefie saun. To również idealne baza na wszelkiego rodzaju wycieczki rowerowe, narty a także outdoor w górach. To magiczne miejsce gdzie oderwiesz się od problemów i miejskiego zgiełku. MAG IC Z N E M IEJ SCE NA SZCZYCIE GU BAŁÓWKI
Kościelisko, ul. Butorów 6 | +48 18 532 5000 recepcja@rezydencjagubalowka.pl | www.rezydencjagubalowka.pl
moto ją podłoże z wmontowanych w lusterka boczne projektorów... Zabawa w odnajdowanie kolejnych koników nie powinna uśpić naszej czujności - Ford Mustang GT V8 to prawdziwie dzikie i narowiste zwierzę. Wystarczy tylko ustawić tryb sportowy lub wyścigowy. Robię to chwilę po tym, gdy uruchomiony przyciskiem silnik budzi się z basowym bulgotem. Huk jaki towarzyszy odpalaniu nierozgrzanej widlastej ósemki, jest wręcz uzależniający. Gwoli ścisłości dodam, że start silnika może odbywać się również we względnej ciszy. Wystarczy tylko wybrać przed jego uruchomieniem tryb cichego układu wydechowego. Co więcej, można go przypisać w konfiguratorze do odpowiednich godzin doby, by nie budzić niepotrzebnie sąsiadów. Dzikus potrafi być cywilizowany. W menu Forda Mustanga GT jest więcej takich smaczków. Należy do nich wspomaganie rozgrzewania tylnych opon, czyli kolokwialnie mówiąc umożliwienie „palenia gumy” poprzez zablokowanie przednich hamulców. Pokażcie mi drugi taki samochód dostępny legalnie na polskim rynku motoryzacyjnym! Jest oczywiście czym te opony rozgrzać. Wspomniane 450 KM i 529 Nm czerpiące swe wartości z 5 litrów pojemności radzą sobie wyśmienicie. Jak to porównać z 1 litrem i 3 cylindrami EcoBoost występującymi w europejskich modelach koncernu Forda? Prawdziwie amerykańska dzikość serca. Myśląc o tym dodaję gazu - motor Mustanga przyjemnie buja nadwoziem. Jest już odpowiednio rozgrzany, co można stwierdzić
32
spoglądając na wyświetlane informacje obejmujące, poza danymi cieczy i oleju, także temperaturę głowicy cylindra i powietrza dolotowego oraz skład mieszanki paliwowej i podciśnienie w kolektorach. To kolejny przykład rozwydrzenia Mustanga GT. Ruszam w sportowym trybie automatycznej 10-biegowej skrzyni i wyścigowej konfiguracji - pierwotna drapieżność Mustanga szarpie tylnymi kołami, a samochód delikatnie myszkuje po drodze. Zabawy niestety nie można kontynuować - zaczyna padać śnieg i resztka przyczepności do zimnego asfaltu gwałtownie się kurczy. Przechodzę w tryb Drive i skrzynia tym razem łagodnie, a zarazem błyskawicznie niczym westernowy 10-strzałowy rewolwer Smith & Wesson dobiera kolejne przełożenia. Prawdziwa magia - jednoczesna dzikość i dostępność Mustanga GT. Wy-
chodzę z wnętrza, by jeszcze raz spojrzeć na klasyczne, ponadczasowe proporcje, które pozwoliły Fordowi stać się najpopularniejszym sportowcem świata. Mimo panującego chłodu odczuwam wewnętrzne ciepło. To skutek emocji i pięknego futra z alpaki, w które ubrała mnie Magdalena Czamara, przedstawicielka nowego pokolenia polskich projektantów. LUIZA DOROSZ heelsonwheels.pl ***
Foto: Dominik Morgas Mua: Anna Maria Okonska Włosy: Iwona Kaim Styl: Magdalena Czamara
felieton
C I O CIA KRYSIA O D C HANE L DLA MODOWEGO LAIKA INFORMACJA O TYM, ŻE CHANEL REZYGNUJE Z FUTER ORAZ SKÓR EGZOTYCZNYCH MOŻE NIE MIEĆ WIELKIEGO ZNACZENIA. OT, KOLEJNA MARKA, KTÓRA PRÓBUJE PODKRĘCIĆ SWÓJ PR ZMIANAMI NA RZECZ OCHRONY ŚRODOWISKA.
Do ochrony środowiska jeszcze tu co prawda daleko, ale Chanel to dom mody z ponad stuletnią tradycją. A w tej tradycji futer, skór i ekstrawagancji bez odpowiedzialności nigdy nie brakowało.
MALWA WAWRZYNEK
Tym bardziej cieszy, ale też zaskakuje, ostatnie ogłoszenie płynące od zarządu domu mody Chanel. Dodatkowym czynnikiem jest tu Karl Lagerfeld, który stał się popularniejszy od samego logo w kształcie dwóch liter „C”. Karl kocha futra, ekstrawagancję i swego rodzaju modowy brak odpowiedzialności. Nie lubi kompromisów i na pewno nie ma miejsca w jego tak bardzo zajętej głowie na to, aby pozbyć się naturalnego futra z kieszeni żakietu tylko dlatego, że gdzieś „tam” istnieje grupa ludzi, która się temu sprzeciwia. Wizja Lagerfelda samowolnie rezygnującego z futer, nie pasuje mi ani do nowej polityki Fendi, ani do wielkiej zmiany w domu Chanel. Coś się jednak wydarzyło w obu tych domach i, jakkolwiek abstrakcyjnie to nie zabrzmi w kontekście tego projektanta, Lagerfeld po prostu musi się temu podporządkować. Ta zmiana ma ogromne znaczenie dla całej branży i przemysłu mody. Chociaż Calvin Klein nie używa futer od lat 90., a Stella McCartney nigdy nie miała zamiaru ich nawet dotknąć, i choć w zeszłym roku posypała się lawina kolejnych domów mody, które stają się fur-free, to jednak Chanel jest tym odważnikiem, który przechyla wagę mocno na korzyść obrońców zwierząt. Dlaczego? Bo markę Chanel zna niemal każdy.
34
Od francuskiej damy przechadzającej się po Rue Cambon w Paryżu, aż po ciocię Krysię wypatrującą na sobotnim targu kolejnego odzieżowego koszmarku z charakterystycznym logo stworzonym za pomocą odpadających plastikowych diamencików. Chanel jest jednym z przodujących influencerów wśród topowych marek modowych. Nie bez znaczenia pozostaje oczywiście Alessandro Michele u steru Gucci, jednak to o żakiecie, perłach, czerni i wybijającym się logo Chanel ciocia Krysia może powiedzieć więcej, niż o „jakimś tam Gucci”, który lansuje brzydkie trendy rodem z czasu PRL-u. Kiedy więc ciocia Krysia usłyszy o tym, że TO Chanel, ten synonim luksusu, synonim zapachu, którego podróbki sprzedają się od dekad i synonim elegancji z długim akcentem na „a”, rezygnuje z futer, bo to już nie jest ani modne, ani etyczne, ani niezbędne do życia, to wtedy istnieje szansa, że również i ciocia Krysia zastanowi się nad założeniem swojego futra z norek na kolejne Święto Zmarłych. Być może nawet poplotkuje o tym ze swoją sąsiadką, która akurat miała w planie zakup pięknego lisa, bo uważa, że noszenie martwego zwierzaka przy twarzy i pokazywanie ludziom jego dyndających łapek działa na otoczenie tak samo, jak rozpylenie Chanel No. 5. Może któregoś dnia również ona zauważy, że noszenie lisa przy szyi nie oznacza nic innego, jak tylko noszenie martwego lisa przy szyi i ani już nie oznacza bogactwa, ani luksusu, ani wybornych manier, ani też lodówki pełnej kawioru i wykwintnych zagranicznych potraw.
Czas szpanowania kosztem zwierząt po prostu dobiegł końca i jeśli Chanel o tym wie, to pozostaje mieć nadzieję, że wkrótce dowiedzą się też o tym ludzie nadal funkcjonujący w najciemniejszych zakamarkach społecznej i ekologicznej świadomości.
Czas szpanowania kosztem zwierząt po prostu dobiegł końca i jeśli Chanel o tym wie, to pozostaje mieć nadzieję, że wkrótce dowiedzą się też o tym ludzie nadal funkcjonujący w najciemniejszych zakamarkach społecznej i ekologicznej świadomości.
www.bola.com.pl
www.bola.com.pl
newsy
19
SS AW
we are all dif ferent clones foto: Michał Polak assist: Krzysztof Powierża hair: Jaga Hupało Stanisław Misalski (Jaga Hupało born to create) makeup: Kamila Jankowska stylist: Mateusz Kołtunowicz models: Roksana Chrząstowska (More Models) Maya (AS Management) Weronika (dk models) Daniel (Rebel Models) Krzysztof, Marcin (Embassy Models) graphic design: Piotr Wojtaszek (myrepublic.pl)
www.bola.com.pl
19
fot. Michał Polak
SS AW
we are all dif ferent clones we are all dif ferent clones
foto: Michał Polak assist: Krzysztof Powierża hair: Jaga Hupało Stanisław Misalski (Jaga Hupało born to create) makeup: Kamila Jankowska stylist: Mateusz Kołtunowicz models: Roksana Chrząstowska (More Models) Maya (AS Management) Weronika (dk models) Daniel (Rebel Models) Krzysztof, Marcin (Embassy Models) graphic design: Piotr Wojtaszek (myrepublic.pl)
foto: Michał Polak assist: Krzysztof Powierża hair: Jaga Hupało Stanisław Misalski (Jaga Hupało born to create) makeup: Kamila Jankowska stylist: Mateusz Kołtunowicz models: Roksana Chrząstowska (More Models) Maya (AS Management) Weronika (dk models) Daniel (Rebel Models) Krzysztof, Marcin (Embassy Models) graphic design: Piotr Wojtaszek (myrepublic.pl)
BOLA KLONUJE MOŻLIWOŚCI Piętnaście z pozoru niejednorodnych fotografii łączy hasło: We are all different clones. Brzmi przewrotnie, ale trafia w sedno. Ostatnia kolekcja Boli nie została skierowana do wyznawców powszechnej i dość nijakiej unifikacji, a do tych, którzy wręcz ostentacyjnie pragną się wyróżnić. Projektantka postawiła na klonowanie stylu, którego wizytówką jest absolutna swoboda wyrażania siebie. Stąd zaproszenie do udziału w sesji modeli i modelek o skrajnie różnym typie urody,
36
różnych osobowościach, emanujących różną energią. Ta odmienność podkreślona dodatkowo światłem, kolorystyką, scenografią, czy po prostu pozą, znajduje jednak wspólny mianownik. Choć absolutnie niepowtarzalni, wszyscy cenimy stylowe i wygodne ubrania… Podsumowująca 10 lat istnienia marki Bola kolekcja . c l o n e r . miała premierę w listopadzie podczas KTW Fashion Week. Teraz powstała niezwykła kampania, której współautorem jest fotograf, Michał Polak.
Stylizacją sesji zajął się Mateusz Kołtunowicz, a za włosy modeli odpowiedzialna była Jaga Hupało wraz ze swoim zespołem, b o r n t o c r e a t e . Stronę typograficzną dopełnił Piotr Wojtaszek.
ZGŁOŚ SIĘ DO 15 LUTEGO 2019 www.fashiondesignerawards.com.pl
PARTNER GŁÓWNY
PARTNER EDUKACYJNY
PARTNERZY
enterair PARTNERZY MEDIALNI
C-10, M-100, Y-70, K-0
organizator: Fashion Boulevard Sp. z o.o.
newsy fot. Żyłka & Wesołowska
EST BY S ZATACZA KOŁO Marka EST by S, Gosi Sobiczewskiej zatacza koło i wraca metaforycznie do początku. Symbolizuje to nowe logo oraz kolekcja R O U E , którą tworzą dwie linie: Try Me moc smakowitych nowości oraz Always in Love, czyli kochane i znane już wcześniej modele sukienek oraz koszul. - ROUE to siła linii zaokrąglonej, uległej, czar roztaczającej. Mocno wypiera proste cięcia, wślizguje się miękko do konstrukcji sukienek, rysując od cyrkla koła fragmenty zamaszyście. Jest w nowej obfitości rękawów puszczonych wolno lub zdyscyplinowanych marszczeniem
38
i sukienek do kołowania (kto pamięta marzenia z dzieciństwa, że spódnica współpracować musi mocno w czasie obracania?). Mięsiste dzianiny, oprócz klasycznej czerni, tym razem spotykają się w z połyskującym we wzorze żurawia Luksorem. Nowością jest poliamid łączony z wełną w spódnicy łączonej jednym tylko, ale za to wyjątkowym cięciem ukośnym” - mówi założycielka marki i projektantka Gosia Sobiczewska. Nazwa EST by S narodziła się w Paryżu, wtedy jeszcze jako est by eS. - pisana dokładnie w ten sposób. EST, czyli wschód
po francusku, oraz eS. charakterystyczny skrót od pierwszej litery nazwiska Gosi Sobiczewskiej. W tym mieście odbyła się pierwsza, profesjonalna sesja zdjęciowa. - A kilka lat wcześniej, siedząc w garderobie Théâtre Silvia Monfor, przygotowując kostiumy do francuskiej wersji dramatu Janusza Głowackiego, „Czwarta Siostra”, nie pomyślałabym nigdy, że do Paryża powrócę tam z nową historią - dodaje Gosia Sobiczewska.
newsy fot. Maciej Józwicki, modelka Masia Czerniak / GAGAMODELS
KOBIETA W ŚWIETLE KSIĘŻYCA Shadowshow, to nowa kolekcja utalentowanego duetu RAD, który tworzą Juliusz Rusin i Maciej Jóźwicki. Główną inspiracją do stworzenia kolekcji było światło księżyca i jego wpływ na naturę. Przemieszaliśmy to z detalami gotyckich katedr, witrażami Józefa Mehoffera, mitami słowiańskimi. Jak zwykle, nasze romantyczne wyobrażenie ubrane zostało w nowe technologie, lateks, topione szkło akrylowe. Sylwetki ukazują kobietę od brzasku do pełni księżyca - mówią projektanci.
40
RAD powstał w 2017 roku. Duet ukończył poznańskie uczelnie artystyczne (Juliusz – projektowanie ubioru w Wyższej Szkole Umiejętności Społecznych, Maciej – wzornictwo na Uniwersytecie Artystycznym). Są dwukrotnymi zdobywcami 3. miejsca w konkursie OFF FASHION Kielce w 2017 i 2018, finalistami Art&Fashion Forum 2017 i Fashion Designer Awards 2018. Marka wyróżnia się wykorzystywaniem nietypowych materiałów i nowoczesnych technologii, takich jak druk 3D, haft cyfrowy
w połączeniu z tradycyjnym krawiectwem i rzemiosłem - ręcznym tkaniem, farbowaniem, aplikacją. Nazwa marki pochodzi od pierwiastka, odkrytego przez Marię Skłodowską-Curie - kobietę, która jako jedyna dwukrotnie otrzymała Nagrodę Nobla.
Wiosenna edycja największych targów polskiej mody autorskiej w Polsce odbędzie się 9 i 10 marca po raz kolejny Centrum Praskim Koneser. Postindustrialne wnętrza są idealnym tłem do poznania polskich projektantów oraz idei Slow Fashion. Targom towarzyszą hasła #ProjektantSlowFashion i #KupujLepszeUbrania. W ramach zainaugurowanego podczas 11. edycji targów Slow Fashion projektu Projektant Slow Fashion, do współpracy zapraszani są twórcy odzieży, akcesoriów i designu, powstających zgodnie z filozofią „slow”. Twarzami 13. edycji Slow Fashion zostali: biżuteria z talerzy – unikatowa biżuteria tworzona z porcelany z recyklingu, Alicja Getka LAB – autorskie akcesoria skórzane (portfele, torby, etui), Mokosh Cosmetics
– naturalne kosmetyki ekologiczne, Loli-Pop – unikatowa odzież będąca polską odpowiedzią na światowe trendy, COLORAT – marka odzieżowa łącząca piękno, funkcjonalność i wygodę. Święto niezależnej polskiej mody i designu skupi 250 twórców z całej Polski, tworzących w zgodzie z nurtem „slow”. Na odwiedzających targi Slow Fashion będą czekać starannie dobrane lokalne marki, a zgodne z zasadą #KupujLepszeUbrania klienci będą tu mogli nabyć autorską odzież, oryginalną biżuterię i nietypowe akcesoria. Targom towarzyszyć będą prelekcje o lepszej modzie, odpowiedzialnych wyborach i świadomej konsumpcji oraz warsztaty w rytmie #slow, a przestrzeń podzielona będzie na Strefy:
Premium, Casual, Street, Elegance, Kids, Moda Męska, Ciało, Slow Food. Osoby chcące dać upust swojej kreatywności powinny odwiedzić Warsztatownię. Wystawione będą tam maszyny do szycia Juki, na których chętni będą mogli uszyć bluzkę - nietoperz, wykorzystując do tego niepotrzebne już tekstylia. Florystyki z Amarantu poprowadzą zajęcia z wicia wiosennych wianków. Odbędą się też warsztaty z projektowania nadruków na torby i t-shirty z Bazgrołakami.
Centrum Praskie Koneser 9-10 marca 11.00 – 19.00 (sobota i niedziela) Wstęp 10 zł/2 dni
wydarzenia
ŚWIĘTO NIEZALEŻNEJ POLSKIEJ MODY I DESIGNU TARGI SLOW FASHION W WARSZAWIE
42
rozmowa
rozmowa
PODRÓŻ, KTÓRA ZMIENIŁA MOJE ŻYCIE FOTOGRAFKA EWA KĘPYS NIEDAWNO WRÓCIŁA Z KENII, GDZIE NIE TYLKO ROBIŁA ZDJĘCIA NAPOTKANYM LUDZIOM W TOWARZYSTWIE SYLWESTRA WARDĘGI, ALE TAKŻE PRÓBOWAŁA IM POMÓC W NIEŁATWEJ CODZIENNOŚCI. OPOWIADA NAM O TYM, JAK WYGLĄDAŁO SPOTKANIE Z DZIKĄ AFRYKĄ, NIE TAKĄ KTÓRĄ ZNAMY Z KATALOGÓW BIUR PODRÓŻY, LECZ TAKĄ KTÓRA POTRAFI BOLEŚNIE UKĄSIĆ – ROZMAWIA RAFAŁ STANOWSKI Gdybyś miała jednym zdaniem opisać Kenię, to... - Piękno krajobrazu, porażająca bieda i najszczersze uśmiechy świata. Jak to się stało, że trafiłaś tam ze swoim aparatem i dużą dawką dobrego serca? - Nie mogłam znieść stagnacji, potrzebowałam jakiejś zmiany w życiu, chciałam zrobić coś dla siebie. Zwierzyłam się z tego youtuberowi Sylwestrowi Wardędze, z którym znam się od kilku lat. Zaproponował wyjazd, który pomógł zrobić także coś dla innych. Coś dobrego. Oprócz Sylwka, zmotywowała mnie moja przyjaciółka, absolutnie wyjątkowa Marika Koasidis. Bez niej nie zdecydowałabym się na podróż. Kenia jest krajem kontrastów, z jednej strony zachodnia turystyka i rozwijający się biznes, z drugiej bieda i ubóstwo. Co Cię najbardziej w niej uderzyło? - To, o czym wspomniałam przed chwilą mimo, że większość Kenijczyków to ludzie niezwykle ubodzy, są do życia nastawieni bardzo pozytywnie. A kiedy wyjmowałaś aparat, by zrobić im zdjęcia, jak reagowali? - Zazwyczaj lokalsom podobało się, że robię im zdjęcia. Czasami podchodzili i pytali, czy mogą zrobić sobie ze mną selfie. Kiedy poszłyśmy razem z Moniką Kołakowską, dziewczyną Sylwka, zapleść sobie afrykańskie warkoczyki u lokalnej fryzjerki, przed drewnianą budką, w której dziewczyna pracowała, stało chyba z 30 osób, robiąc nam sesję telefonami. Jesteś fotografką posiadającą nie tylko bagaż wiedzy zdobyty w Szkole Kreatywnej Fotografii w Krakowie, ale też osobą pełną ambicji. Twoje kadry zawsze uciekają od banału czy kliszy. Czy pomysł na sesję, którą stworzyłaś był spontaniczny? Kogo pokazujesz na zdjęciach?
- Zdjęcia powstały w malowniczej wiosce Samburu. Stworzyłam je na potrzeby fundacji Boże Atelier, która umożliwia adopcję na odległość. Sportretowani rodzice z dziećmi okazali się tak majestatyczni, że powstał cykl, który chcę pokazać jak najszerszemu gronu odbiorców. Znalazłaś się tam z różnymi osobami, które działają w sieci - w jaki sposób wasze osobowości i charaktery ze sobą współgrały, co poczuliście będąc tam razem? - To była istna galeria osobowości. Sylwek, uparty, bezkompromisowy, z którym zawsze miałam świetny kontakt, bo lubię mocne charaktery, ludzi z własnym zdaniem. Monia, jedna z najukochańszych i najbardziej pomocnych osób jakie znam. Hubert, który w wieku 24 lat zwiedził prawie pół świata... i jestem pewna, że wkrótce zobaczy cały, tego mu życzę. Młoda i zdolna operatorka, Magdalena Wawrzonek i całkowicie oddany dzieciakom były bramkarz Polonii Warszawa, Michał Dudek. Jednak najbardziej niezwykłym dopełnieniem tego teamu była kobieta-anioł, siostra Alicja Kaszczuk, która w Kenii mieszka od 12 lat. My, w większości ateiści lub wierzący, ale zdecydowanie nie katolicy, rozmawialiśmy z nią na każdy temat. To jedna z najbardziej światłych osób jakie poznałam, i chyba najbardziej... dobra. Pełna poświęcenia, zaangażowana, troskliwa. Absolutnie wyjątkowa. Wieczorami graliśmy wszyscy w karty, sącząc lokalne piwo. Byliśmy mieszanką wybuchową. W filmie podsumowującym wyjazd mówisz, że był przełomem. Powiedz, w jakim sensie, co się zmieniło w Twoim życiu? - Był przełomem dla mnie. Zmienił moją perspektywę patrzenia na świat. Zdecydowałam, że każdą ekstra kasę, którą zarobię, poświęcę na podróże i fotografowanie. Adoptowałam na odległość dwunastoletnią
Elizabeth. Chcę pomagać, w każdy możliwy sposób. Zamiast wydać 70 zł na dwa drinki w warszawskiej knajpie, mogę zapewnić dzieciakowi miesiąc nauki, posiłki, opiekę medyczną. Byłam, widziałam ludzi w potrzebie, widziałam siostry, które pomagały, widziałam katolicyzm w tej pierwotnej postaci. I było to piękne przeżycie. Czego najbardziej potrzeba mieszkającym tam ludziom? Jak im możemy pomóc? - Ludzie w Afryce potrzebują edukacji. Młodzież musi chodzić do szkoły, nie do pracy w polu. Dzięki temu skończy się wiara w zabobony, które rujnują życia. Skończy się np. wiara w to, że seks z dziewicą wyleczy z AIDS. Skończą się gwałty i choroby. Dzięki edukacji. Kiedy tam wracasz? - Jak najszybciej, mam tam bliskich! R oz m aw i a ł : R A FA Ł S TA N O W S K I Zdjęcia: Ewa Kępys
Gdybyście chcieli w jakikolwiek sposób wesprzeć misję w Kenii, wejdźcie na stronę fundacji bozeatelier.pl - znajdziecie tutaj wszelkie niezbędne informacje!l
43
44
45
46
47
48
49
moda
CO ŁĄCZY BIAŁOSKÓRE MODELKI Z DREDAMI NA POKAZIE MARCA JACOBSA, TURBANY STYLIZOWANE NA TRADYCYJNY ELEMENT STROJU SIKHÓW W KOLEKCJI GUCCI I JENNIFER LAWRENCE W KAMPANII DIORA? POSĄDZENIE O PRZYWŁASZCZENIE KULTUROWE, CZYLI NIEWŁAŚCIWE WYKORZYSTANIE SYMBOLI DANEJ KULTURY. DLACZEGO MODA NADAL MA Z TYM PROBLEM?
Adidas
Choć z jednej strony nie znosi nudy i wydaje się, że nie ma w niej miejsca na powtarzalność, to z chęcią wracamy do poprzednich epok i rozwijamy się dzięki podróżom. Jednocześnie częściej pytamy projektantów, czym się
50
inspirują? Jak łączą przeszłość z teraźniejszością? Oczekujemy, że reinterpretacja mody lat 60. będzie zaskakująca, a modowa wędrówka w głąb Azji czy szlakiem safari doprowadzi do zupełnie nowego spojrzenia na to, co już dobrze znamy. Dokłada-
jąc do tego pędzący kalendarz i machinę konsumpcji, uzyskujemy przepis na prostą drogę do potknięcia. Czy wynika to z ignorancji, nieświadomości, a może jest celowym działaniem?
RELIGIA W 1994 roku oskarżenie o przywłaszczenie kulturowe dotknęło nawet dom mody Chanel. Karl Lagerfeld odpowiadał za sukienkę z wyszytymi wersetami z Koranu, którą
Mimo, że minęło ponad 20 lat od tej sytuacji, w międzyczasie pojawiły się poważne publikacje na temat przywłaszczenia kulturowego (np. „Cultural Appropriation and the Arts” Jamesa O. Younga), a świat i ludzie stali się bardziej świadomi w tym obszarze, to nadal spotykamy się z oskarżeniami o brak szacunku dla obyczajów i historii.
promuje pozytywne zmiany ludzi.
Pharrell Williams sygnuje swoim nazwiskiem specjalne kolekcje marki Adidas, a jedna z nich wywołała szczególne poruszenie nie tak dawno - niespełna rok temu. Mowa o Connected by Hue, która w zamyśle miała zachęcać klientów do wspólnej podróży w tętniące kolorami indyjskie święto Holi celebrujące barwy jako siłę jednoczącą ludzi. Odniesienia do człowieczeństwa, radości i równości spotkały się z zarzutem trywializacji tradycyjnych symboli kultury hinduizmu. Adidas mimo głosów organizacji i odbiorców marki podtrzymywał, że inspiracja lubianym i świętowanym na całym świecie Holi podkreśla różnorodność i otwartość oraz
ASYMILACJA A ZAWŁASZCZENIE Z kolei kiedy w pokazie najseksowniejszej marki bielizny (przynajmniej według niektórych) jasnej karnacji młoda Amerykanka przechadza się frywolnie w morzu biżuterii i ogromnym pióropuszu na głowie, pewnym jest, że to wydarzenie nie przejdzie bez echa. Rzecznicy plemiennych zgromadzeń potępili to wystąpienie, co poskutkowało usunięciem zdjęć z wydarzenia. A głównym argumentem było to, że wiele symboli kulturowych ma konkretne, często bardzo ceremonialne znaczenie i zastosowanie, natomiast każde inne użycie traktowane jest
jako hańba i zniewaga. Dlatego tak istotnym jest zrozumienie innej kultury i jej historii. Przyglądając się powyższym przypadkom zadajemy sobie pytanie, czy można kogoś okraść z kultury? Granica między wykorzystaniem unikalnych dóbr kultury mniejszości w celach komercyjnych, a artystycznym podejściem i czerpaniem inspiracji okazuje się być bardzo cienka. A świat mody to dzika dżungla, w której reguły tworzą się same. Jednego dnia są oczekiwaniem sięgnięcia do obyczajowości i lokalnych, wyjątkowych wartości, a drugiego marzeniem standaryzacji i oskarżeniem o powtórną kolonizację. KASIA KWIECIEŃ w w w. f a s h i o n b ra n d i n g . p l
moda
POWTÓRNA KOLONIZACJA
zdj. Dior, Adidas
dumnie prezentowała na wybiegu Claudia Schiffer. Kreacja z fragmentem tekstu „Ten, którego Bóg prowadzi, jest dobrze prowadzony, a ten, który jest opuszczony przez Boga, nie znajdzie nikogo, kto by go umieścił na właściwej drodze” wywołała interwencję społeczności muzułmańskiej, przez co zdecydowano się zniszczyć stroje Chanel.
NIGHT SALE STRADOMSKA 16 KRAKÓW POLISH FASHION DESIGN ART ONLY
DATA: 15.02.2019 GODZ: 20:00-24:00
wydarzenia Z d j / T H E S T Y L E S TA L K E R / P i t t i U o m o
MODA W ZGODZIE Z ZIEMIĄ
KOLEBKA RENESANSU, MEKKA TURYSTÓW Z CAŁEGO ŚWIATA, STOLICA TOSKANII – FLORENCJA, DWA RAZY DO ROKU ZAMIENIA SIĘ W MIASTO MODY. MIASTO, KTÓRE PRZYCIĄGA PRZERÓŻNEJ MAŚCI FASHIONISTÓW, STAJĄC SIĘ ZARAZEM IDEALNYM MIEJSCEM, ABY PRZEKONAĆ SIĘ, CO W MODOWEJ TRAWIE PISZCZY.
Wszystko za sprawą odbywających się już po raz 95-ty najbardziej prestiżowych targów mody męskiej na świecie – Pitti Immagine Uomo. Oto garść trendów na nadchodzący sezon prosto z Florencji!
52
MNIEJ ZNACZY WIĘCEJ Przestrzeń Fortezza da Basso, gdzie odbywają się targi, staje się na kilka dni jednym wielkim wybiegiem. Najnowsze trendy można śledzić nie tylko na stoiskach uzna-
nych marek, ale też na przechadzających się przed Padiglione Centrale fashionistach. Ale o ile w ubiegłych latach od mieniących się wszystkimi kolorami tęczy, futrzanych kołnierzy ich płaszczy i neonowych piór przy kapeluszach można było dostać oczo-
wydarzenia Z d j / T H E S T Y L E S TA L K E R / P i t t i U o m o Rys. Basia Rochowczyk
pląsu, o tyle podczas styczniowej edycji dał się zauważyć zwrot ku spokojniejszej stronie mocy. Nie znaczy to wcale, że było nudno. Po prostu zamiast na szokujące dodatki, wielu trendsetterów zdecydowało się na prostotę, z jednym, rzucającym się w oczy akcentem. Czasem był to mankiet spodni o perfekcyjnych proporcjach, innym razem zwracające uwagę guziki. Mężczyzna 2019 wie, że mniej znaczy więcej.
SILNE PODSTAWY Żadna stylizacja nie może się obejść bez odpowiednich butów. Podczas Pitti zdecydowanie królował model Chelsea – ciężkie, czarne skórzane sztyblety. Znakomicie wyglądają z ultramodnymi, sztruksowymi spodniami o wywiniętych mankietach, sprawdzają się też w połączeniu z garniturem w mniej formalnym wydaniu. To też idealne towarzystwo dla spodni o długości 7/8 czy obcisłych, czarnych rurek, które wracają da łask. Obok klasycznych, czarnych, we Florencji pojawiały się też sztyblety ze skóry imitującej węża czy krokodyla oraz takie w bardziej odważnych kolorach. Wspólny mianownik to mocna, ciężka podeszwa.
W KRATKĘ Jeśli tej zimy nie zdążyliście się przekonać do kraty, pora to zrobić, bo za rok ten wzór
54
powróci ze zdwojoną siłą. Kraciaste garnitury i płaszcze zdominowały przestrzeń Pitti. Ten klasyczny wzór wcale ni musi być nudny – wystarczy zestawić go z ciekawym obuwiem, czy postawić na rzucające się w oczy dodatki. Warto zainwestować w płaszcz czy kurtkę dobrej jakości, bo krata to wzór, który tak naprawdę nigdy nie wychodzi z mody!
MOCNE PLECY Plecaki wróciły do łask już kilka sezonów temu i wszystko wskazuje na to, że jeszcze trochę z nami zostaną. Na przyszłą
zimę projektanci proponują takie, które z powodzeniem sprawdziłyby się nie tylko w miejskiej dżungli, ale też podczas wysokogórskich eskapad. Wspólnym mianownikiem najmodniejszych plecaków FW2019 są intensywne kolory, takie jak żółć, pomarańcz i turkus, i materiały nowej generacji. A także niezliczona ilość kieszonek. Z takim dodatkiem droga na szczyt, niekoniecznie górski, staje się łatwiejsza.
KIESZONKOWIEC Mówi się, że w damskiej torebce można znaleźć wszystko. Cóż, to samo można
PATRZ W PRZYSZŁOŚĆ Moda lubi czerpać z minionych lat, ale projektanci często wybiegają też swoimi propozycjami w przyszłość. Futurystyczny trend można zaobserwować min. w przypadku okularów. Najmodniejsze będą wyglądały jak z filmu Odyseja Kosmiczna. Wspólnym mianownikiem będą lustrzane szkła w intensywnych kolorach, jak pomarańcz, połączony z czernią czy
wydarzenia
byłoby powiedzieć o kieszeniach niektórych mężczyzn. Tych, którzy lubią mieć przy sobie przeróżne skarby, z pewnością ucieszy fakt, że do łask wracają kamizelki z wieloma kieszeniami. Bez obaw, te najmodniejsze wcale nie przypominają stroju rybaka. Są lekkie, mają modny, sportowy krój i stanowią ciekawy dodatek do miejskich stylizacji. Kto chce być supermodny, może postawić na kamizelkę w odcieniu intensywnego pomarańczu – kolor przywodzący na myśl strój drogowców powraca w nowym wydaniu!
chromowanymi elementami. Kto chce modnie wkroczyć w przyszłość, powinien zaopatrzyć się w parę futurystycznych okularów.
RÓWNOWAGA PRZEDE WSZYSTKIM Przemysł modowy jest jednym z największych trucicieli na świecie. Czy znaczy to, że powinniśmy przestać kupować nowe ubrania? Dobrze by było, ale ponieważ nie jest to realne, starajmy się przynajmniej kupować świadomie. Na szczęście ekologia jest w modzie i coraz więcej marek proponuje w swoich kolekcjach ubrania i akcesoria m.in. z materiałów pochodzących z recyclingu czy takich, które powstały bez użycia szkodliwych chemikaliów. Zrównoważona moda to jeden z najgorętszych trendów nadchodzącego sezonu. Można więc być trendy i jednocześnie zrobić coś dla Ziemi. N ATA L I A J E Z I O R E K Florencja
Salony SunLoox oferują Państwu nie tylko doskonałej jakości szkła korekcyjne, ale również szeroki wybór markowych opraw okularów przeciwsłonecznych takich jak: Carolina Herrera, Celine, Chloe, Dior, Dita, Fendi, Furla, Guess, Guess by Marciano, Harley Davidson, ic!Berlin, Hugo, Hugo Boss, Jimmy Choo, Linda Farrow, Liu Jo, Max Mara, Max&Co, Massada, Moncler, Polaroid, Salvatore Ferragamo, Sover, Tom Brown, Tom Ford, Tommy Hilfinger, Tous, Trussardi, Victoria Beckham. Nasze salony kompletnie zajmują się wizerunkiem naszych klientów. Współpracujemy ze stylistami, którzy wiedzą jak odpowiednio dobrać kształt kolor okularów do typów urody naszych klientów. Optometryści zadbają profesjonalny dobór szkieł opraw tak, abyście Państwo cieszyli się nie tylko perfekcyjną jakością widzenia, ale komfortem noszenia okularów.
Od listopada 2018 roku jesteśmy dla Państwa w Galerii Libero Katowicach. www.sunloox.com Instagram: @sunlooxliberokatowice
sylwetka
CZERWONA PIGUŁKA ILUSTRACJE ELENY CIUPRINY PRZYCIĄGAJĄ UWAGĘ, NICZYM NAJLEPSZY POKAZ HAUTE COUTURE. W JEJ WIELOBARWNYCH OBRAZACH ODBIJA SIĘ MAGIA WSPÓŁCZESNEJ MODY, JEJ ETERYCZNY I EMFATYCZNY UROK, KTÓRY OCZAROWUJE NAS KOLOREM, PORUSZENIEM TKANINY, WZOREM NADRUKU, URODĄ MODELEK I MODELI.
Absolwentka Szkoły Artystycznego Projektowania Ubioru oraz Akademii Sztuk Pięknych pokazuje, jak wielkie piękno drzemie w ilustracji portretującej kolejne proste świata fashion. Spotyka się tutaj niezwykła wyobraźnia dwójki artystów, z jednej strony projektanta, którego dotyczą obrazy, z drugiej percepcja zostaje przefiltrowana przez wyobraźnię malującego, a następnie pociągnięciami pędzla lub flamastra, w geście pełnym energii, przeniesiona na papier. W ciągu roku Elena odbywa tournée po wielu krajach świata, gdzie pracuje na zaproszenie międzynarodowych projektantów oraz ich marek. Jej kreską zachwyciły się już tak uznane brandy, jak Fendi, BVLGARI, Chanel, Red Valentino, L’Oreal Paris, Pandora, Ray Ban czy MISBHV. Ilustracje Eleny obiegły światową prasę, po-
56
kazując się w Elle, Glamour, Harper’s Bazaar, L’Officiel Italy, a także trafiły już na naszą okładkę. Z radością prezentujemy nowe prace artystki pokazujące wybiegi mody z ostatnich miesięcy, a także mamy dla Was prezent – Elena namalowała działówki, które będą się ukazywać w Lounge przez cały rok! Patrząc na te prace poczujecie pewnie, tak jak my, ekstatyczne mrowienie. Feeria barw, poprzecinana czarnymi liniami konturów, otworzy przed Wami nowy, wspaniały świat. Świat pociągający swoim nieopisanym pięknem, które wsysa naszą percepcję i sprawia, że czujemy się, jak bohater „Matrixa” połykający czerwoną pigułkę. R A FA Ł S TA N O W S K I
57
sylwetka
58
sylwetka
59
sylwetka
B R O T H E R S ZDIĘCIA, RETUSZ: M A R O Š B E L A V Ý MODELE: M Á R I O O N D R Í K , B E N J A M Í N O N D R Í K PROJEKTANT, STYLIZACJE: P A V O L D E N D I S - KOLEKCJA MUTANT / FW 2018
60
61
62
63
64
65
66
67
68
Wszystkie skarby świata… spójrz
beauty rocks nowa paleta 12 cieni inspirowanych kamieniami szlachetnymi • • • •
metaliczny, błyszczący, foliowy efekt intensywne, wyraziste, głębokie kolory łatwa aplikacja dzięki innowacyjnej formule działanie przeciwzmarszczkowe dzięki Cerafluidowi*
www.paese.com * właścicielem znaku jest firma ROELMI HPC
prawo w modzie
CZY ŚWIAT MODY ZDZICZAŁ? CHOĆ WIEM, ŻE DZIKI WYWOŁUJĄ OSTATNIO WIELE EMOCJI, TO NIC NIE PORADZĘ, ŻE TEMAT PRZEWODNI AKTUALNEGO NUMERU OD RAZU PRZYWOŁAŁ U MNIE NA MYŚL WIERSZ Z AKADEMII PANA KLEKSA: DZIK JEST DZIKI, DZIK JEST ZŁY, DZIK MA BARDZO OSTRE KŁY. KTO SPOTYKA W LESIE DZIKA, TEN NA DRZEWO SZYBKO ZMYKA. ZARAZ POTEM POJAWIŁO SIĘ PYTANIE: CZY ŚWIAT MODY ZDZICZAŁ?
Możecie się zastanawiać skąd ta myśli. No cóż… Dużo wskazuje na to, że do zdziczenia światu mody brakuje już niewiele. I tak np. w lutowym numerze Elle, w artykule Iny Lekiewicz czytam, że według badań przeprowadzonych przez brytyjski dziennik The Independent, około 20% kobiet kupuje ubrania jedynie po to, aby zrobić sobie z nimi zdjęcie na Instagrama, a następnie zwraca je do sklepu. Serio?! W tym miejscu, jak na prawdziwego prawnika przystało, pojawia się u mnie pytanie, a właściwie spostrzeżenie, że te kobiety muszą robić zakupy głównie przez Internet, bo tylko w takim wypadku można zwrócić je bez problemu w terminie 14 dni, a w przypadku niektórych sklepów nawet 100 dni. Niestety przy zakupach w sklepach stacjonarnych możliwość zwrotu jest zazwyczaj bardzo ograniczona a najczęściej w ogóle wyłączona. Wracając jednak do badań The Independent, to dziennikarze przeprowadzający te badania, wskazywali dalej, że dla tych około 20% kobiet, które kupują ubrania tylko na potrzeby zdjęć z hasztagiem #ootd (outfit of the day, czyli: dzisiejszy strój - przyp. red.), który nota bene ma już podobno ponad 222 miliony pozycji, pokazanie się drugi raz w tym samym stroju byłoby poniżające. I w tym wypadku również nie umiem lepiej wyrazić zdziwienia, niż zapytać znów: Serio?! Całe szczęście, że moja prawie czteroletnia córka, jak dostanie sukienkę, która bardzo się jej podoba, to potrafi w niej przechodzić wszystkie wieczory podczas tygodniowego wyjazdu na wakacje. Podczas tegorocznego wyjazdu na ferie, każdego wieczoru chodziła w sukience z konikami Pony, które zrobione są z cekinów i zmieniają się z jednego konika na drugi. Niestety dla mnie, dzieci podobno z tego wyrastają i co ciekawe, dotyczy to zarówno chłopców jak i dziewczynek. Jak bowiem poinformowała mnie ostatnio Pani, siedząca obok mnie u kosmetyczki, jej kilkunastoletnia córka stwierdziła, że to „mega obciach” chodzić więcej niż raz w miesiącu w takim samym ciuchu (zwracam uwagę, że chodzi o ten
70
sam ciuch, a nie tę samą stylizację!) i dlatego znów muszą iść na zakupy, bo ona nie ma się w co ubrać, a jak pójdzie w tym samym ciuchu, to rówieśnicy będą się z niej naśmiewali. Z drugiej strony wszędzie słyszymy, że branża odzieżowa ma bardzo negatywny wpływ na środowisko. Że produkcja odzieży zanieczyszcza środowisko i pochłania za dużo wody. Oczywiście to sprowadza się do tego, że to głównie wina klientów, którzy cały czas pożądają nowych rzeczy i oczekują, że będą one w bardzo przystępnych cenach, co wpływa na jakość materiałów i warunków produkcji odzieży. Ci sami klienci oczekują jednocześnie, że te tanie ubrania będą świetnej jakości i starczą im na lata. No, istna schizofrenia. I jak w świetle tych okoliczności nie mieć wrażenia, że zachowania konsumentów rynku modowego dziczeją? Jeśli chodzi o prawne aspekty to wcale nie jest lepiej. Z ostatnich doniesień wynika np., że Rihanna pozwała spółkę swojego ojca i jego partnera biznesowego, w związku wykorzystywaniem przez tę spółkę znaku Fenty (który stanowi jednocześnie nazwisko jej ojca), w sposób, który może wywoływać wrażenie, że spółka Fenty Entertainment, LLC. (czyli spółka jej ojca), jest z nią powiązana i jest upoważniona do działania w jej imieniu. Nawet na polskim rynku modowym zawrzało ostatnio w związku ze sprawą pomiędzy właścicielkami bloga picapica. pl i W.Kruk, który jest właścicielem marki Picky Pica. Co zadziwiające i w mojej ocenie trochę dzikie, to fakt, że ostatnio sprawy takie jak ta między Pica Pica i W.Kruk, mają swój początek w mediach społecznościowych. A media społecznościowe mają moc. Widać to było świetnie właśnie na przykładzie tej sprawy. Fala hejtu, która spłynęła na W.Kruk i tempo, w jakim to nastąpiło, była niewiarygodna. To było jak efekt kuli śnieżnej. Każdy post Instastory, napędzał kolejne. Wypowiadał się w zasadzie każdy. I nie miało przy tym znaczenia to, czy
doszło do naruszenia jakichś przepisów, tylko subiektywne odczucie osób wypowiadających się i generalne podejście i przekonanie, że tak jak postąpił W.Kruk po prostu nie wypada. W związku z tym, pytam: czy nie lepiej było najpierw wysłać np. wezwanie do zaniechania naruszeń? Zadzwonić, porozmawiać? Tym bardziej, że jak wynika z oświadczenia zamieszczonego przez W.Kruk, ani właścicielki bloga picapica.pl ani ich pełnomocnicy nie zdecydowali się na sformułowanie roszczeń na piśmie. A na napisanie posta właścicielki się zdecydowały. A przecież logicznym następstwem takiego wpisu i wywołanego nim zamieszania jest konieczność sformułowania roszczeń właśnie na piśmie wraz z uzasadnieniem ich podstaw faktycznych i prawnych. Oczywiście zgadzam się, że własnych praw i racji trzeba bronić i absolutnie nikomu tego nie zabraniam. Tylko jak się mówi A, to trzeba chociaż wiedzieć, że po A jest B i posiadać plan dalszego działania, jakąś strategię. Dlatego tak istotne, w szczególności w branży modowej, jest zastrzeganie znaków towarowych, a w drugiej kolejności - wzorów przemysłowych. Strategię ochrony własnej marki najlepiej przygotować na samy początku. Niestety młodzi projektanci, założyciele marek, nadal uważają, że aspekty prawne można załatwić później, a na starcie najważniejsze są działania marketingowe. Działanie na dziko w aspektach prawnych, na dłuższą metę się nie opłaca i tak naprawdę generuje większe koszty i znacznie więcej nerwów. Przykładów dzikich, niezrozumiałych zachowań, zarówno konsumentów jak i właścicieli marek modowych jest mnóstwo. Tylko czy to wszystko dzieje się od wczoraj? Czy świat mody zdziczał dopiero teraz, czy może zawsze taki był?
A G N I E S Z K A W I TO Ń S K A - PA K U L S K A K ancelaria Pakulski K ilarski i Wspólnic y
uroda
KOSMETYCZNE TRENDY Dzikość nie jedno ma imię i może kryć się pod wieloma postaciami, a dla każdego z nas oznacza coś zupełnie innego. Kiedy ja dowiedziałam się o temacie przewodnim tego numeru, od razu pomyślałam o seksownej czerwieni na ustach i czarnej, tajemniczej kresce na oku. Bardzo klasyczna ta moja dzikość! Jednak w pielęgnacji kojarzy mi się zdecydowanie mroczniej. Z wyciągami roślinnymi, ziołami, olejami, tajemniczymi miksturami i ciężkimi, orientalnymi zapachami. Dzika pielęgnacja, to taka, która z natury czerpie pełnymi garściami!
DŁUGOTRWAŁA PŁYNNA POMADKA FENTY BEAUTY BY RIHANNA Wokalistka zrewolucjonizowała branżę kosmetyczną, a zgodnie z hasłem reklamowym: Piękno dla wszystkich, kosmetyki projektowane są tak, by pasować wszystkim typom urody. Czerwone usta to nieprzemijająca klasyka, świetna na romantyczną randkę i karnawałowe szaleństwo, a seksowny odcień Uncensored od Fenty Beauty przetrwa bez poprawek 12h. D os tęp ne w yłą cz ni e w S ep hor ze, p ojemnoś ć: 4 ml, cena : 99 z ł.
METALICZNY CIEŃ DO POWIEK KAT VON D Zielony kolor na powiekach to jeden z najgorętszych trendów sezonu wiosna/lato 2019, od razu przywodzi na myśl dżunglę i jej dziką roślinność. Cieniem możemy malować zarówno całą powiekę lub zrobić kreskę, traktując go jako eyeliner. Do tego zielony przepięknie podbija kolor wszystkich odcieni tęczówek! Ce na: 4 5 zł. EYELINER NÉO MAKE UP To polska marka, która ma coraz większe grono wiernych fanów, a ich ultracienki eyeliner pozwoli wyczarować piękną kreskę na oku. Jego innowacyjna formuła zapewnia krycie już za pierwszym pociągnięciem, ma głęboki, czarny kolor i zapobiega rozmazywaniu się! Po j emno ść : 5 m l, ce n a : 4 5 z ł.
72
uroda
SERIA KOSMETYKÓW BIELENDA Botanic Spa Rituals od Bielendy, to nowa seria botanicznych kosmetyków do pielęgnacji ciała, twarzy i włosów. Inspiracją do stworzenia serii była natura i drzemiący w niej potencjał, dlatego kosmetyki nie zawierają silikonów, parabenów, sztucznych barwników, czy oleju parafinowego, a czerpią z wód roślinnych, olei, hydrolatów i ekstraktów, pochodzących w dużej mierze z polskich łąk. W skład serii wchodzi linia z opuncją figową i aloesem, z olejem z pestek malin i melisą, olejem z granatu i amarantusem czy olejem z konopii i szafranem. Pojemnoś ci od 15 d o 200 ml, ceny od ok 20 d o 35 z ł.
WODA PERFUMOWANA GUCCI GUILTY POUR FEMME EAU DE PERFUME A sam zapach choć czerpie sporo z podstawowej wersji Guilty, to nabrał charakteru, dzięki naturalnym olejkom z mandory i paczuli, a różowy pieprz nadał mu bardziej orientalnego wymiaru. Alberto Morillas twórca zapachu twierdzi, że tak pachnie współczesna kobieta. Jest wyzwolona, silna i pewna siebie. zdj. materiały promocyjne
To najnowszy zapach dla kobiet linii Guilty, którego ambasadorami zostali Lana del Rey, oraz Jared Leto. Piękna kampania, której hasło przewodnie to celebrowanie wyzwolenia, stworzona została przez Glena Luchforda, a oprócz wspomnianych już gwiazd zobaczyć możemy w niej również Courtney Love. Teledysk promujący nowy zapach zatopiony jest w klimacie retro i ukazuje ikoniczne miejsca w Hollywood.
Po j e m n oś ć 30 ml, cena ok 275 z ł.
SKIN RITUAL KIRÉ SKIN To pięciostopniowy rytuał oczyszczający i rozpieszczający twarz, który opiera się na koreańskiej oraz japońskiej pielęgnacji. Kirei Heda po japońsku, to piękna cera, a założycielki marki właśnie w oczyszczaniu i przywróceniu równowagi pH widzą klucz do sukcesu w pielęgnacji skóry twarzy. Każdy z produktów może być stosowany osobno, ale to cały rytuał przyniesie najlepsze rezultaty. Pierwszym krokiem jest oczyszczanie twarzy olejkiem, następnym złuszczenie i wygładzenie jej peelingiem, trzecim krokiem jest tonizacja, przywracająca odpowiednie pH skóry, następnie
odżywienie i zregenerowanie jej za sprawą serum, a ostatnim - piątym krokiem - masaż twarzy kamiennym rollerem. Te polskie kosmetyki wypełnione są naturalnymi, niebanalnymi składnikami z całego świata, np: sfermentowanym korzeniem żeń - szenia, olejami z nasion papai, z nasion meadowfoam, z kwiatu Ylang Ylang, ekstraktami z zielonej herbaty, jabłka, oraz wyciągami z rozmarynu, szałwii i bazylii.
Pojemnoś ci od 30 ml d o 200 ml, ceny od ok . 54 - 74 z ł. Ceny kamiennych rollerów : 81 - 98 zł. 73
uroda fot. pexels.com
NATURALNE? CZY ABY NA PEWNO? ŚWIADOMOŚĆ KONSUMENTA STALE ROŚNIE. CORAZ TRUDNIEJ NAS OSZUKAĆ PRZY WYBORZE PREPARATÓW, KTÓRE MAJĄ BEZPOŚREDNI WPŁYW NA NASZ WYGLĄD I BEZPIECZEŃSTWO. CHOĆ CORAZ CZĘŚCIEJ PODDAJEMY SIĘ ZABIEGOM MEDYCYNY ESTETYCZNEJ, TYM DOKŁADNIEJ I BACZNIEJ PRZYGLĄDAMY SIĘ ETYKIETOM NA PÓKACH SKLEPOWYCH. NIE WSZYSTKIE NATURALNE KOSMETYKI BĘDĄ DO KOŃCA NATURALNE. No dobrze, ale jak się w tym wszystkim połapać? Jak nie dać się omamić kolejnym dystrybutorom firm kosmetycznych i wybrać naturę w aplikowanym produkcie? Kosmetologia jest dziedziną rozwijającą się w zawrotnym tempie. Niesie to za sobą jednak pewne ryzyko. Jakie składniki powinny nas powstrzymać przed kupieniem danego produktu, a jaki zapis da nam gwarancję, że mamy do czynienia z bezpiecznym, przebadanym, ekologicznym kosmetykiem? Zgodnie z prawodawstwem Unii Europejskiej, każdy producent kosmetyków musi podać na opakowaniu bądź dołączonej ulotce dokładny skład danego produktu – INCI (czyli International Nomencla-ture of Cosmetic Ingredients). W pierwszej kolejności wpisywane są te składniki, których w danym kosmetyku jest najwięcej. Zazwyczaj więc na pierwszej pozycji będą się znajdowały woda, oleje oraz alkohol.
74
To, co niezwykle istotne, to fakt, że czym mniej składników, tym lepiej. Niestety nierzadko w praktyce wygląda to tak, że już na drugiej czy trzeciej pozycji znajdują się substancje zapachowe czy konserwanty. Te składniki, o ile już są konieczne, powinny pojawiać się na samym końcu listy. Tym bardziej, że nowoczesne opakowania są dowodem na to, że można wyprodukować kosmetyk o przedłużonej żywotności bez ich użycia. Najlepiej wybierać kosmetyki bez parabenów, czyli sztucznych konserwantów. Kolejne na liście niewskazanych komponentów są SLS – Sodium Lauryl Sulfate, SLES – Sodium Laureth Sulfate. Producenci używają ich z uwagi na ich dobre właściwości pieniące. Tymczasem substancje te przesuszają, podrażniają skórę, zaburzają wydzielanie sebum, a nawet powodują stany zapalne skóry. Jeśli chodzi o oleje, to lepiej unikać kosmetyków z parafiną, ponieważ tworzy ona na skórze nieprzepusz-
czalną barierę, uniemożliwiając komórkom oddychanie i powodując namnażanie się bakterii beztlenowych. Warto także zwrócić uwagę na barwniki (to szczególnie istotne w przypadku osób ze skłonnościami do alergii). Naturalne barwniki mieszczą się w przedziale CI 75100 – CI 77947. Jeśli sięgamy po ekologiczny produkt, sprawdźmy na etykiecie, czy jest on bez GMO (czy składniki nie pochodzą z modyfikowanych genetycznie upraw) oraz czy nie był testowany na zwierzętach. Kosmetyki naturalne są droższe niż zwykłe i często nie wyglądają i nie pachną tak ładnie, jak drogeryjne. Ale zawierają naturalne składniki, certyfikaty i nie wpływają bezpośrednio na krzywdę małych istot, a to jest najważniejsze!
ANNA MIKOSZ
zdrowie
TRENING POD NAPIĘCIEM czyli czym jest elektrostymulacja mięśni
DO TRZECH RAZY SZYBSZA UTRATA WAGI, WZMOCNIENIE MIĘŚNI I UJĘDRNIENIE SKÓRY. INTENSYWNY TRENING CAŁEGO CIAŁA, KTÓRY NIE OBCIĄŻA STAWÓW I ZASTĘPUJE NAWET TRZY WIZYTY W TRADYCYJNEJ SIŁOWNI. BRZMI NIEREALNIE? WCALE NIE! DZIĘKI INNOWACYJNEJ METODZIE WYKORZYSTUJĄCEJ TECHNOLOGIĘ ELEKTROSTYMULACJI MIĘŚNI OSIĄGNIĘCIE CELÓW TRENINGOWYCH I WYMARZONEJ SYLWETKI JEST TERAZ DUŻO ŁATWIEJSZE.
- EMS to obecnie najbardziej skuteczna metoda, pozwalająca poprawić sylwetkę i wydolność organizmu w krótkim czasie. Bez konieczności spędzania kilku godzin na siłowni. Jeden trening to tylko 20 minut raz w tygodniu. Tyle wystarczy, by zadbać o swoje zdrowie i wygląd. Najnowsze badania przeprowadzone przez niemieckich naukowców pokazują, że trening EMS jest o 40 proc. bardziej efektywny niż trening siłowy - mówi Katarzyna Żbik, właścicielka studiów NEWBODY w Krakowie, Krzeszowicach i Jaworznie. Nowoczesna metoda treningowa oprócz coraz większej dostępności i osiągania szybkich rezultatów w krótkim czasie ma także wiele innych zalet. PO PIERWSZE: CZAS = INTENSYWNOŚĆ! Najważniejszą z zalet treningu EMS jest czas. Każdy, kto zechce rozpocząć przygodę z elektrostymulacją, nie musi poświęcać na trening kilku godzin. Pojedyncza sesja treningowa odpowiada trzem godzinom
spędzonym na siłowni. Ponadto EMS to trening całego ciała, podczas którego zaangażowane jest ponad 90 proc. mięśni - nawet te, które w trakcie tradycyjnych ćwiczeń ciężko zmusić do pracy. W trakcie 20 minut mięśnie kurczą się nawet 150 razy więcej niż podczas treningu tradycyjnego, co znacznie potęguje efekty. PO DRUGIE: REDUKCJA TKANKI TŁUSZCZOWEJ - Trening EMS przede wszystkim zalecany jest osobom, które od dłuższego czasu borykają się z nadwagą. Podczas cotygodniowych sesji ćwiczący jest w stanie spalić nawet do 1200 kcal. Dzięki temu redukcja tkanki tłuszczowej jest nawet trzy razy szybsza - tłumaczy Kamil Kłosowski, certyfikowany trener EMS i dodaje, że utracie tkanki tłuszczowej towarzyszy też, tak ważna dla kobiet, redukcja cellulitu. Dzięki wykorzystaniu bezpiecznych impulsów o niskich częstotliwościach ciało się ujędrnia, a „pomarańczowa skórka” staje się bardziej elastyczna, a z czasem i niewidoczna. Treningi doskonale podkręcą też metabolizm, dzięki czemu łatwiej będzie kontrolować wagę. PO TRZECIE: BUDOWA I WZMOCNIENIE MIĘŚNI Trening EMS jest doskonałym treningiem do wzmacniania i budowania mięśni. Intensywność ćwiczeń dobierana jest zawsze do celów i możliwości klienta. Dzięki impulsom docierającym do wszystkich partii mięśniowych jednocześnie, pierwsze efekty
można zauważyć już po 10-12 treningach. Oprócz budowy mięśni, elektrostymulacja wzmacnia całe ciało i pomaga zbudować kondycję. Doskonałym dowodem na to są regularnie korzystający z metody EMS sportowcy m.in. Usain Bolt czy piłkarze Bayernu Monachium i Realu Madryt. PO CZWARTE: REDUKCJA BÓLU PLECÓW - Trening personalny EMS ma swoje korzenie w rehabilitacji i jest treningiem zdrowotnym, zalecanym osobom, którym doskwiera ból pleców. Już po pierwszych treningach wzmacniają się mięśnie przykręgosłupowe, dzięki czemu znacznie zmniejszają się bóle pleców - mówi Bartosz Kłosowski, współzałożyciel NEWBODY. Wykonywane pod okiem certyfikowanego trenera EMS ćwiczenia nie obciążają stawów. Trening przybiera formę naturalnego treningu funkcjonalnego, w którym nie są wykorzystywane żadne obciążenia zewnętrzne, dlatego trening ten cieszy się ogromną popularnością również wśród seniorów. W świecie, w którym czas ma coraz większą wartość dla wszystkich, 20-minutowy trening EMS jest doskonałym sposobem na utrzymanie swojego ciała w dobrej formie. Dla trenerów NEWBODY, oprócz komfortu oraz bezpieczeństwa odwiedzających ich podopiecznych, liczy się także uśmiech i pozytywne nastawienie. Dlatego treningiem EMS można nie tylko zadbać o swoje zdrowie, ale także o dobre samopoczucie.
materiał promocyjny
Elektrostymulacja mięśni, to innowacyjna metoda treningowa, która staje się coraz bardziej popularna na rynku polskiego fitnessu. Korzystają z niej aktorzy, sportowcy, celebryci, ale także wszyscy ci, którzy marzą o wymarzonej sylwetce. EMS jest dostępny dla każdego - od młodzieży, po seniorów zarówno dla tych, którzy pierwsze wizyty na siłowni mają już za sobą, jak i tych, którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę ze sportem. Trening metodą EMS polega na wykorzystaniu rehabilitacyjnej elektrostymulacji mięśni w treningu personalnym.
75
testujemy kosmetyki
Peeling do twarzy d’Alchémy Rozświetlający róż Semilac TYM RAZEM MIAŁAM NIEZWYKŁĄ PRZYJEMNOŚĆ WZIĄĆ POD LUPĘ KOSMETYKI DWÓCH POLSKICH MAREK. JUŻ TAK MAM, ŻE ZAWSZE MOCNO KIBICUJĘ RODZIMYM PRODUCENTOM I NA ZAKUPACH ZAWSZE W PIERWSZEJ KOLEJNOŚCI KIERUJĘ SIĘ W STRONĘ POLSKICH PÓŁEK, ŻEBY ZOBACZYĆ CO NOWEGO. A DZIEJE SIĘ DUŻO I TO DUŻO DOBREGO!
zdjęcia: mat. producentów
Pierwszym testowanym przeze mnie kosmetykiem jest PEELING DO TWARZY MARKI D’ALCHÉMY. Ta młoda polska marka produkująca wyłącznie naturalne kosmetyki szturmem wdarła się do branży beauty osiągając olbrzymi sukces i co rusz wygrywając kolejne nagrody, co absolutnie mnie nie dziwi.
76
WYGLĄD I APLIKACJA ����� Pierwszą rzeczą jaką zauważamy sięgając po kosmetyki d’alchémy to dbałość o detale. Kosmetyki zamknięte są w kartonowych pudełkach a grafiki, które je zdobią są niezwykle eleganckie i minimalistyczne, utrzymane w białej i czarnej kolorystyce. Natural Micro - Dermabrasion Peel mieści się w metalowej 50 ml. tubce. Aplikacja jest bardzo prosta, sporą dozę kosmetyku nakładamy na oczyszczoną uprzednio skórę, wykonując następnie przez kilka minut masaż, omijając delikatną okolicę oczu, a na koniec spłukujemy ciepłą wodą. Producent zaleca stosowanie go raz lub dwa razy w tygodniu. Ja po krótkim masażu dodatkowo zostawiałam produkt na 2 - 3 minuty i dopiero po tym czasie go spłukiwałam.
dzieć, że d’alchemy genialnie komponuje zapachy swoich produktów! Nie ma tu kszty sztucznośći, ale aromaty są też niezwykle intensywne i dlatego zalecam sprawdzić, a raczej powąchać kosmetyki przed zakupem! Wracamy do naszego peelingu, co tu mamy? Cudowny cynamon, goździki, imbir, rozmaryn i lawendę. Pachnie obłędnie!
KONSYSTENCJA, ZAPACH I KOLOR �����
SKŁAD �����
Peeling jest bardzo gęsty, ma biały kolor i skrywa sporą ilość, naprawdę ostrych złuszczających cząsteczek. O zapachu tego zdzieraka do buzi mogłabym pisać godzinami i zupełnie szczerze wszystkie moje kosmetyki mogłyby tak pachnieć. Odchodząc nieco od tematu, chcę Wam powie-
W środku znajdziemy aż 98,6 % składników pochodzenia naturalnego! Bazę stanowi biała glinka, a oprócz niej są tu: hydrolaty z oczaru, cytryny, werbeny i lawendy, olej z pestek winogron, wyciąg z owoców granatu, puder ryżowy oraz olejki eteryczne, o których wspominałam wyżej.
DZIAŁANIE ����� Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że jest to najbardziej efektywny peeling z jakim miałam do czynienia. Producent wprawdzie zaleca go dla skóry dojrzałej i tu nie do końca się zgodzę, natomiast nie poleca go twarzom ze zmianami zapalnymi i tu absolutnie się zgodzę. Dlaczego? Dlatego, że ten zdzierak to nie jest amator, a mocny profesjonalista, i moglibyśmy zmiany poroznosić po całej buzi. Moja skóra jest niezwykle uwrażliwiona, naczynkowa i kapryśna, a do tego lubi się świecić w strefie T. Trochę się bałam przy pierwszym użyciu, bo puder ryżowy jest tu dość ostry i na początku nakładania piekło! Jednak efekty zwalają z nóg! Już po pierwszym użyciu buzia jest niesamo-
EFFI Orthopedic Clinic
Otwarcie wkrรณtce!
testujemy kosmetyki
wicie delikatna, świecenie znika, tak jak i suche skórki, a po kilku użyciach pory są oczyszczone i bardzo wyraźnie zwężone! Zaraz po zabiegu twarz z pewnością będzie zaczerwieniona, ale absolutnie nie podrażniona i genialnie przygotowana na dalsze zabiegi pielęgnacyjne. Będzie wręcz piła wszelkie sera, olejki czy kremy podkręcając ich działanie.
STOSUNEK CENY DO JAKOŚCI ����� Cena opakowania to ok 109 zł za 50 ml, a produkt wystarcza na kilkakrotne użycie. Biorąc pod uwagę wyselekcjonowane, naturalne składniki i rewelacyjne rezultaty to szczerze świetna okazja. Jestem pewna, że peeling skradnie serce amatorek naturalnej pielęgnacji, ale może też mocno poszerzyć horyzonty tym, którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę z naturalnymi kosmetykami.
OCENA KOŃCOWA ����� Kosmetykiem zachwyceni będą wszyscy, którzy potrzebują dokładnego i mocnego oczyszczenia twarzy, a także wygładzenia. Swietnie sprawdzi się wśród tłustych cer z rozszerzonymi porami, ale i te delikatne, a w szczególności alergiczne skóry również będą zadowolone. To także bardzo udana alternatywa zbliżona efektami do zabiegu mikrodermabrazji, którą możemy wykonywać w zaciszu własnego domu. A dzięki świetnie wyselekcjonowanym, naturalnym składnikom mamy pewność, że zabieg jest bezpieczny, a do tego niesamowicie relaksujący dzięki występującym w nim olejkom eterycznym.
Drugim kosmetykiem który wpadł pod moją lupę, jest rozświetlający RÓŻ MARKI SEMILAC. Tak, tej samej, która do niedawna znana była jedynie z lakierów hybrydowych i akcesoriów do paznokci, a teraz produkującej również bardzo udane kosmetyki do makijażu.
nie są świetne zarówno dla bladych cer jak i tych bardziej opalonych, a kolor mocha to niezwykle piękny i rzadki odcień ciemnego, brudnego różu, absolutnie niezwykły!
WYGLĄD I APLIKACJA ����
Jak to bywa ze składami kosmetyków kolorowych na próżno tu szukać składników pielęgnacyjnych. Producent jednak obiecuje, że kosmetyk nie będzie wysuszał naszej skóry i faktycznie róż posiada w składzie substancje, które mają zawiązywać wodę w skórze, przez co używanie go jest komfortowe i nie czujemy ściągnięcia.
Róż zamknięty został w bardzo eleganckim, plastikowym opakowaniu, w którym znajduje się również lusterko. Co więcej puzderko jest niezwykle poręczne i nie duże dzięki czemu możemy je zabrać ze sobą nawet do najmniejszej torebki. Róż aplikuje się za pomocą pędzla, bardzo ładnie się blenduje, nie pozostawia plam i możemy osiągnąć nim zarówno bardzo delikatny jak i wyrazisty efekt. Nie jestem fanką tych małych pędzelków nierzadko dodawanych do różu, bo często zwyczajnie mają słabą jakość, ale tutaj mi takiego brakuje. Widać, że ktoś przemyślał design produktu, ale taki mały ukryty pędzel do poprawek w ciągu dnia byłby tutaj strzałem w dziesiątkę. No bo co z tego, że mamy kompaktowe opakowanie skoro i tak musimy nosić ze sobą pędzel żeby nałożyć kosmetyk.
SKŁAD �����
DZIAŁANIE ���� Jak sama nazwa mówi mamy tu do czynienia trochę z produktem 2w1, bo ów róż posiada drobne roziskrzone drobinki, mające za zadanie dać efekt lekkiego rozświetlenia. Na skroniach wygląda to bardzo elegancko i naturalnie, z pewnością spodoba się wielbicielkom romantycznych, delikatnych makeupów, ale miłośniczki efektu glow mogą być nieco zawiedzione. Warto też zwrócić uwagę na to, że róż bardzo ładnie utrzymuje się na buzi i nie ściera się szybko.
KONSYSTENCJA, ZAPACH I KOLOR ����� Konsystencja jest typowa dla tego rodzaju produktów, zapach jest dla mnie niewyczuwalny, ale kolor, cóż tu mam sporo do powiedzenia. Róż występuje w czterech kolorach: 01 fresh pink, 02 candy rose, 03 healthy rose i 04 mocha. Trzy pierwsze kolory w opakowaniu są wręcz fluorescencyjne! Na buzi dają przepiękny efekt bardzo zdrowego, dziewczęcego rumieńca, możemy go jednak pogłębić i stworzyć wręcz teatralny look, jeśli tylko zechcemy! Odcie-
STOSUNEK CENY DO JAKOŚCI ����� Za 5,5g zapłacimy ok 36 zł, co jest średnią ceną za taki kosmetyk. Na pewno na korzyść przemawiają trwałość i ciekawe odcienie, a także dbałość o detale puderniczki.
OCENA KOŃCOWA ���� Odcienie są naprawdę piękne i nietypowe, a do tego skryte w bardzo udanym opakowaniu. Mnie bardzo odpowiada pigmentacja i efekt który możemy osiągnąć, ale obawiam się że nazwa rozświetlający róż może sugerować inny rezultat niż ten który możemy osiągnąć tym kosmetykiem. Niemniej uważam, że warto śledzić makijażowe nowinki od Semilaca, a ich debiut w “kolorówce” zaliczam do bardzo udanych!
78
sylwetka
LEPSZA SYLWETKA W NOWYM ROKU – TEŻ TO PLANOWALIŚCIE? JESZCZE NIEDAWNO BYŁO TAK CUDOWNIE! SIEDZĄC PRZY SUTO ZASTAWIONYCH ŚWIĄTECZNYCH STOŁACH MOGLIŚMY BEZ LIMITÓW ROZKOSZOWAĆ SIĘ WSZYSTKIMI SMAKOŁYKAMI, BO PRZECIEŻ JUŻ MYŚLELIŚMY O NOWYM ROKU, Z ZAPAŁEM OBMYŚLAJĄC NOWE CELE – PRZEDE WSZYSTKIM POPRAWĘ SYLWETKI. TERAZ MAMY JUŻ LUTY I KONSEKWENTNIE REALIZUJEMY SWOJE POSTANOWIENIA!
Musimy pamiętać, że jeśli realizacja naszego postanowienia o lepszej sylwetce będzie miała tylko karmić nasze ego, a trenować zaczniemy jedynie na podstawie naszej niepełnej, subiektywnej wiedzy, może to nieść za sobą groźne konsekwencje. Dlatego musimy mieć świadomość, że pewne rzeczy należy robić nawet wbrew sobie, aby dłużej cieszyć się możliwością robienia tych, na które mamy ochotę.
Tym szczęśliwcom, którzy podpisują się pod powyższym wstępem – gratuluję! Całą resztę zapraszam do przeczytania artykułu… chyba trochę nas tu jest ;-) POSTANOWIENIA NOWOROCZNE – CZY TO MA SENS? Nie da się zmienić całego życia z dnia na dzień. Oczywiście czasem zdarza się, że udaje nam się wprowadzić w życie radykalne zmiany i utrzymać je na stałe, jednak praktyka pokazuje, że większość z nas znacznie lepiej wychodzi na konsekwentnej polityce małych kroków. Poprawa sylwetki jest jednym z częstszych postanowień noworocznych, ale może należy się zastanowić czy zmiany, które chcemy wprowadzić, mają naprawdę racjonalne uzasadnienie, czy może są kierowane tylko modą i presją otoczenia? EMOCJE CZY ROZSĄDEK? Idąc dalej, dochodzimy do sporu pomiędzy „chcę” a „powinienem”. Wszyscy wiedzą, co powinni: zdrowo się odżywiać, regularnie ćwiczyć, pozbyć się nałogów, lepiej organizować czas wolny… Jeśli chcemy realizo-
Kształtowanie sylwetki wiąże się najczęściej ze zmianami żywieniowymi i wprowadzeniem odpowiedniej rutyny treningowej. Każdy chce wykonywać ćwiczenia mające dać konkretny efekt – potężną klatę, pełne pośladki, redukcję tkanki tłuszczowej. Przeważnie każdy może je wykonywać, ale powinniśmy mieć pewność, że mamy odpowiednie zakresy ruchu w stawach oraz znamy podstawowe wzorce ruchowe i potrafimy je wykonać, a także wiemy, jak odpowiednio stabilizować kręgosłup, aby zminimalizować ryzyko kontuzji. Pamiętajmy, że ciało to złożony mechanizm, który działa, jak system naczyń połączonych. Nie możemy traktować go fragmentarycznie, bo nadmierna praca nad jednym obszarem może doprowadzić do problemów w innych. Popularne i nieco według mnie ostatnio nadużywane w branży fitness słowo „holistycznie”, ma akurat tutaj mocne uzasadnienie i właśnie w taki sposób powinniśmy traktować nasze ciało. KONKRETY, NIE ABSTRAKCJE! Nie liczmy na to, że plan: poprawię sylwetkę - uda nam się zrealizować jedynie na podstawie ogólnych założeń. Mózg potrzebuje klarownych instrukcji, aby je zapamiętać i wykonać. Musimy planować konkretne działania, które jesteśmy w stanie realnie zrealizować. Np.: w poniedziałek, środę i piątek wstanę o godzinie 8 rano i pojadę na siłownię, na trening poświęcę godzinę, ćwicząc zgodnie z rozpiską. Co, jeśli nie wiemy, czy nasze ćwiczenia mają sens i czy nie wyrządzają nam krzywdy? Dopytujmy! Na siłowniach można spotkać instruktorów zmianowych i trenerów
personalnych. Instruktor jest dostępny dla wszystkich klubowiczów. Natomiast trener personalny, jeśli w danym momencie pracuje ze swoim podopiecznym, nie będzie mógł go zostawić. Można go jednak zapytać o bezpłatną konsultację. Większość trenerów ma ją w swojej standardowej ofercie. Czasami samo to już wystarcza, aby rozwiać wątpliwości. Jeśli będziemy bardziej przekonani do słuszności swojego planu, to chętniej go wykonamy. KLUCZOWE RADY • Proces kształtowania sylwetki rozpoczynamy od testów i badań, które w wymierny sposób pokażą nam, jak wygląda nasze zdrowie, kondycja i ogólna sprawność. Po takiej analizie często okazuje się, że najpierw trzeba zająć się poprawą zdrowia i sprawności ogólnej, a kształtowanie sylwetki powinno być tylko celem pobocznym. Ale nie przejmujcie się! Ci, którzy zaczynają treningi aby poprawić zdrowie, zwykle są bardziej skupieni na tym co robią i łatwiej wypracowują odpowiednie nawyki, co później procentuje przy realizacji innych celów. • Wypiszcie swoje cele w sposób konkretny i szczegółowy. Każdy cel powinien mieć plan działania i termin realizacji. • Bądźcie realistami, gdy ustalacie swoje cele i terminy! Jeśli ktoś waży 120 kg i ma 50% tłuszczu, to raczej mało prawdopodobne, że za kwartał będzie ważyć 80 kg przy 15% tłuszczu. Ale 100-105 kg jest już osiągalne. Powinno jest tracić na wadze między pół kilograma a kilogramem tygodniowo. Czyli, jeśli celem jest waga 80 kg, to osiągnięcie go zajmie ok. 40-60 tyg. • Sprawdzajcie postępy! Najlepiej zaplanować ważenie raz w tygodniu i za każdym razem zapisywać wyniki, a następnie, w miarę postępów (lub ich braku), modyfikować swój plan działania. PA W E Ł ŁY D E K , M A R C I N H A J E K Inżynieria Fitnessu Trener z y M y Fitness Place
materiał promocyjny
wać to, co powinniśmy, to mamy szczęście. To, że chcemy oznacza, iż wiążemy z tym silne emocje i czujemy motywację do realizacji tych celów. Problem w tym, że „chcę” i „powinienem”, jak na złość, zwykle nie chcą iść ze sobą w parze.
79
świat perfum
JEJ WYSOKOŚĆ LAWENDA JEDEN KWIAT, WIELE CHARAKTERÓW. LAWENDA JEST JAK OCEAN - UWIĘZIONA I DZIKA. WRASTA W ŻYZNE ZIEMIE ORAZ SKALISTE ZBOCZA. JEST NIEUSTĘPLIWA W SWOJEJ SILE. TYM RÓWNIEŻ PRZYPOMINA OCEAN, KTÓRY Z KAŻDYM UDERZENIEM FALI PRZYPOMINA WIĘŹNIA,GRABIĄCEGO ZIEMIĘ Z MIEJSCA NIEWOLI.
fot. mat. promocyjne
ZAPACHY DLA KOBIET, KTÓRE PODZIWIAMY Na przestrzeni blisko dwóch wieków, Guerlain wykrada z natury to, co najpiękniejsze, by oddać hołd czasom i kobietom, które przez lata były inspiracją dla dynastii perfumiarzy Maisone Guerlain. Jicky jako wspomnienie młodzieńczej miłości, łączące tradycyjne perfumiarstwo z nowatorskim zastosowaniem syntetycznych składników. L’heure Bleue i Mitsouko, zamknięte we flakony w stylu „art nouveau”, inspirowane kształtem kobiecych ramion a zwieńczone korkiem w kształcie odwróconego serca, w sposób symboliczny stały się zapowiedzią i oznajmieniem końca I Wojny Światowej. W hołdzie dla tradycji i uwielbieniu niezwykłych kobiet, główny perfumiarz Guerlain, Thierry Wasser stworzył Mon Guerlain.
M I K O Ł A J T Y PA Kierując się słowami Jacques’a Guerlain: - Zapachy tworzymy z myślą o kobietach, które podziwiamy, Thierry Wasser zbudował olfaktoryczny portret współczesnej kobiety, która w niezwykły sposób łączy ze sobą siłę, wolność i wrażliwość. Mon Guerlain jest tak charakterystyczny jak odręczny podpis każdej kobiety, która go nosi. To niewidzialny tatuaż, narysowany na skórze za pomocą, bogactwa akordów, łączących się w kwiatowo-orientalny obraz. By on powstał, Thierry Wasser połączył ze sobą najszlachetniejsze składniki, tak jak artysta łączący róże kolory tuszów, dla stworzenia jedynego w swoim rodzaju tatuażu. Mon Guerlain to olfaktoryczny tatuaż, który łączy świetlistą Lawendę Carla ze szlachetnym Jaśminem Sambac i Wanilią Tahitensis, by zapadać w pamięci, tak jak Angelina Jolie, która jest jego ucieleśnieniem. NOWA TWARZ KOBIETY Serge Lutens. To nie kreator. To nie perfumiarz. To artysta, który swoją przygodę ze światem efemerycznego piękna rozpoczął w wieku 14 lat, by mając 21 - zostać zatrudnionym we francuskim wydaniu Vogue. To właśnie jemu w roku 1967 dom mody Christian Dior zleca stworzenie pierwszej kolekcji makijażu. Tak jak Dior nadał kobiecie nową sylwetkę, tak Serge Lutens nada jej nową twarz. Ukoronowaniem wybitnych zdolności zawodowych, ponadprzeciętnego talentu i poczucia estetyki jest współpraca z Shiseido, gdzie przez kolejne dekady stworzy wizerunek kobiety łączącej zachodnią nowoczesność z dalekowschodnim poczuciem estetyki. Sercem Gris Clair jest lawenda z Atlasu, o której mówi się, że nie jest piękna, ale zniesie wszystko, rosnąc na kamiennych, nieurodzajnych zboczach marokańskiego masywu. Dzięki temu lawenda w Gris Clair jest o wiele bardziej dominująca i intensywna w porównaniu do znanych zapachów z akordem tej rośliny.
80
Efekt ten został osiągnięty dzięki połączeniu jej z majestatyczną i szlachetną ambrą, która nadaje jej ciepłego, wręcz cielesnego charakteru. Dopełnieniem ody do lawendy jest fasola tonka, przywodząca na myśl Daleki Wschód oraz akcent irysa, który rozświetla kompozycję, dodając jej drapieżnego sznytu, by z czasem przejść w intensywne skórzane nuty. Do stworzenia Gris Clair, Serge Lutens szukał inspiracji w górach Maroka oraz w starej arabskiej tradycji tworzenia perfum wyrafinowanych i niezwykle esencjonalnych, które nie pozostawiają nikogo obojętnym. Gris Clair warto potraktować jako bramę do zapachów Serge’a Lutensa, by móc się w niej zagłębić i pewnego dnia odnaleźć „własnego Serge’a”.
mysł z y m za pobud
y
Galeria Krakowska, I piętro ul. Pawia 5, 31-154 Kraków tel. 12 628 72 52 restauracja@miyakosushi.pl www.miyakosushi.pl dołącz do nas
newsy zdjęcia: mat. promocyjne
POJEMNIK, KTÓRY WALCZY ZE ZBYTKIEM Moda na Zero Waste jest większa z tygodnia na tydzień. Nie dość, że możemy dzięki niej zmienić przerażające statystyki marnowanej żywności, to jeszcze stale obserwujemy pomysły projektantów, którzy przechodzą samych siebie w kreatywnych propozycjach rozwiązania problemu.
Marka Ovie stworzyła serię Smarterware. To inteligentne pojemniki na żywność, które pokażą nam, kiedy jest ona jeszcze zdatna do spożycia. Zapomniane marchewki i przeterminowane jogurty to w końcu problem każdej lodówki. Plastikowy pojemnik z nakładką, na której znajdziemy specjalny czujnik - proste, a skuteczne. W zestawie znajduje się również klips, który można
DZIECI RÓWNIEŻ MOGĄ BYĆ WEGE! Inna moda, która rośnie w siłę szybciej niż możnaby przypuszczać, to trend wegetarianizmu. Bezmięsne propozycje wprowadzają do swoich menu wszystkie popularne lokale gastronomiczne, w tym również fast foody. Kanapki tego typu są już dostępne w sieci McDonald’s. Ostatnio brytyjscy przedstawiciele wyszli z inicjatywą wprowadzenia wegetariańskiej wersji Happy Meal’a. Kanapka,
82
powstała we współpracy z The Vegetarian Society, będzie zawierać specjalnie przygotowaną tortillę. Zestaw ma kosztować 2.49 funta i póki co nie wiadomo nic o ewentualnym pojawieniu się go w Polsce. Jednak biorąc pod uwagę fakt, że wegetariańskie opcje dla dorosłych nie są jeszcze u nas dostępne, dzieciaki tym bardziej będą musiały trochę poczekać.
przypiąć, przykładowo, do kłącza rzodkiewek. Dzięki temu, być może, zminimalizujemy straty żywności w naszym domu. Cena najtańszego zestawu - 130 dolarów. Mało to nie jest, ale czego się nie robi dla dobra świata. ovie.life/store
newsy
SZTUKA GOTOWA DO SPOŻYCIA Jeśli lubicie małe przekąski, ale bardziej lubicie zdrową żywność, macie zapewne spory problem. Jedyne lekkie, łatwo dostępne przegryzki to owocowe chipsy i ryżowe wafle, a przecież wszystko kiedyś się nudzi. Problem ten zauważyła także Claire Olshan, założycielka marki Dada Daily. Stworzyła ona serię gotowych, pakowanych, zdrowych przekąsek, które zaskakują nie tylko smakiem i wymyślnością, ale także wyglądem. Możemy więc skosztować wegań-
skich czekoladek w kształcie oka z matchą, chrupiących brukselek na maśle migdałowym, czy pikantno-słodkich liści kapusty z kurkumą. Brzmi fantastycznie, tak samo wygląda. W swojej pracy Clarie nawiązuje do dadaizmu i surrealizmu tak, by jedzenie było nie tylko przyjemnością, ale też świetną zabawą. To nowy głos w dyskusji na temat zdrowego stylu życia. Brawo dla Pani! www.dadadaily.com
Restauracja Taco Mexicano Kraków , ul. Poselska 20 tel.: 12 421 54 41 www.tacomexicano.pl
MEKSYKAŃSKA LEGENDA W CENTRUM KRAKOWA.... ZAPRASZAMY DO SPRÓBOWANIA NOWYCH DAŃ IDEALNYCH NA CHŁODNE DNI... Choriqueso z salsą blanca o dowolnej ostrości Ognisty Fajitas Monterrey z kurczakiem i grillowaną papryczką jalapeńo A na deser oryginalny meksykański sernik z polewą truskawkowo-pomarańczową
OD PONIEDZIAŁKU DO PIĄTKU W GODZINACH OD 12 DO 18 ZAPRASZAMY NA HAPPY HOURS!
ciekawe miejsca zdj. Filip Łyszczek | lounge | Filipa 18
MIEJSCE, W KTÓRYM SPOTYKA SIĘ KUCHNIA, WINO I SZTUKA Restauracja Filipa 18 w Krakowie to dobry adres dla wszystkich smakoszy KRAKÓW TO CIEKAWY PRZYPADEK NA MAPIE POLSKIEJ TURYSTKI. Z JEDNEJ STRONY POZOSTAJE WCIĄŻ BARDZO ZAKORZENIONY W SWOJEJ HISTORYCZNEJ TKANCE, Z DRUGIEJ STRONY CORAZ WYRAŹNIEJ POSTĘPUJĄ TU ZMIANY: KULTUROWE, SPOŁECZNE, ALE TAKŻE GASTRONOMICZNE. PRZEZ WIELE LAT MIASTO KRAKA PRZYCIĄGAŁO LUDZI Z NAJRÓŻNIEJSZYCH ZAKĄTKÓW ZABYTKAMI, SZTUKĄ, KULTURĄ, ALE W 2019 ROKU MA ZAMIAR PRZYCIĄGAĆ TAKŻE KUCHNIĄ. W 2019 roku Kraków został Europejską Stolicą Kultury Gastronomicznej – możemy się więc spodziewać napływu niezliczonych ilości gastronomicznych specjalistów, foodiesów, czy lwów Instagrama, spragnionych wykwintnych, ale także zwyczajnie chwytających za podniebienie dań. Oczywiście większość z przybyłych będzie musiała się gdzieś zakwaterować i pewnie niejedne kroki skierują się w stronę krakowskich hoteli. Skoro z miejscami noclegowymi problem da się łatwo rozwiązać, to tytuł Europejskiej Stolicy Kultury Gastronomicznej zobowiązuje do postawienia wysoko poprzeczki. Można przypuszczać, że znamienici goście z nosami w przewodnikach będą przemierzać miasto w poszukiwaniu kolejnych gastronomicznych podniet, tak pozostaje pytanie, co z hotelami, w których się zatrzymają? Czy będą to tylko przysłowiowe noclegownie, gdzie poranny bufet wygląda smutno i żałośnie z samowarem z kawą rozpuszczalną i śmietanką w pojemniczkach, obok której smutno leżą stare parówki?
84
Otóż drodzy czytelnicy tak wcale nie musi być! Wizja obskurnej i niesmacznej restauracji hotelowej mogłaby stać się idealną z wielu miejskich legend, bo rzeczywistość wygląda coraz lepiej i smaczniej! W Krakowie coraz więcej pojawia się hoteli, które posiadają restauracje na bardzo dobrym poziomie i nie chodzi tu tylko o jakość jedzenia, ale także ceny, które nie odstraszają przeciętnego zjadacza chleba.
Zanim opowiem Wam o takim miejscu, opiszę Wam, jak tam trafić – bo trasa, choć zwyczajna, jak to zwykle w Krakowie bywa, zwyczajna do końca nie jest. Wiele lat temu nieopodal tego miejsca przebiegała Via Regina, inaczej „Wysoka Droga”, która była historycznym szlakiem handlowym dawnej Europy – łączącym gorącą Hiszpanię z zimną Rosją. Obok znajduje się jedno z ulubionych miejsc handlowych Krakowian – Stary Kleparz, który przez wiele stuleci stanowił centrum rozwijającego się miasta Kleparz. Z biegiem lat miejsce uległo przemianom, jednak pozostał po nich współcześnie plac targowy, cieszący się niesłabnącą popularnością wśród mieszkańców. W sąsiedztwie Kleparza znajduje się krakowska Akademia Sztuk Pięknych, która wychowała wielu wybitnych artystów dla sztuki polskiej, jednych bardziej konserwatywnych, innych bardziej awangardowych – bądź co bądź w szacownych murach uczelni sztuk pięknych „działo się” zawsze. Oczywiście nie możemy tu zapomnieć o okolicznych ulicach typu Pędzichów, Kurniki, Pawia i Krowoderska, których nazwy bez wątpienia czytelnicy rozwikłają za pomocą wyobraźni.
Mimo tych znaczących w gastronomicznym świecie nagród, Marcin Sołtys przyznaje, że jego ulubionym daniem z dzieciństwa pozostają zrazy wieprzowe z kiszonym ogórkiem, zasmażanymi buraczkami i ziemniakami purée. I tę domową prostotę widać doskonale w daniach, które serwuje. W przemyślany sposób łączą one tradycję i nowoczesność, zachowując przy tym swój indywidualny, a przede wszystkim pyszny i rozpoznawalny smak. Co ciekawe, samo menu stworzone przez Marcina Sołtysa osadzone jest bardzo w „krakowskości” bazuje głównie na produktach dostępnych na sąsiednim Starym Kleparzu, a także opiera się na sezonowości niektórych produktów i bardzo często Szef tworzy coś ekstra specjalnie na różne imprezy kulinarne. Tu puszczam oczko do wszystkich czytelników wybierających się na najbliższy Fine Dining Week, a także do wszystkich, którzy kuchnię Marcina Sołtysa mogą kojarzyć z takich imprez jak Najedzeni Fest.
ciekawe miejsca
Stąd już kilka kroków do naszego miejsca, czyli R e s t a u r a c j i F i l i p a 1 8 F o o d W i n e A r t , mieszczącej się przewrotnie przy ulicy… Filipa 18, gdzie swoją siedzibę ma także czterogwiazdkowy Hotel Indigo Krakow Old Town. Dużym, ale przyjemnym dla mnie zaskoczeniem był fakt, że nie musiałam błądzić po zakamarkach hotelu, by dotrzeć na umówione spotkanie, wejście do restauracji znajdowało się zaledwie kilka kroków od drzwi prowadzących do hotelu. W przyjemnym wnętrzu restauracyjnym, ku mojej wielkiej radości, znajdowały się także plakaty młodych współczesnych artystów, a samo wnętrze zachęcało do spędzenia w nim kilku dłuższych chwil. Siadając wygodnie w niebieskim fotelu i przeglądając menu, pomyślałam, że koncept „Food”, „Wine” i „Art”, znajdujący się w pełnej nazwie restauracji, ładnie przekłada się na rzeczywistość. Mamy więc kuszące menu, wymyślone przez Szefa Kuchni Marcina Sołtysa, mamy świetną kartę win i mamy trochę
Szef Kuchni Filipa 18, Marcin Sołtys
Specjalna Karta Wód Mineralnych. I warto tu wspomnieć, że Filipa 18 była pierwszą restauracją, która zaoferowała ten pomysł swoim gościom! Nie ukrywam, że lubię miejsca, które wychodzą swoją aktywnością poza tradycyjnie przypisane im funkcje. Pełnią rolę miejsc spotkań, wymiany doświadczeń, ale także otwierają się na współpracę z innymi. Pod adresem Filipa 18 odbywają się regularnie kolacje degustacyjne, wydarzenia promujące paring potraw wraz z różnego rodzaju alkoholami. Ciekawym projektem jest bez wątpienia cykl Między Ustami, zainicjowany przez krakowski bar z Ust do Ust, który polega na tworzeniu koktajli zainspirowanych kuchnią różnych restauracji. W czasie jednej z edycji goście wspomnianego baru, znajdującego się na Kazimierzu, mieli możliwość spróbowania koktajli nawiązujących do kuchni polskiej w wydaniu Marcina Sołtysa. Przyznam szczerze, że bardzo podoba mi się pomysł tej inicjatywy, która z jednej strony łączy różne osoby działające w świecie gastronomii, z drugiej pozwala na odkrywanie nowych miejsc, inspiracji i przede wszystkim smaków. Kolejnym takim działaniem ma być tajemniczo brzmiący Unity bar – wszystkim miłośnikom dobrego jedzenia i wytrawnych alkoholi radzę śledzić Filipa 18 w mediach społecznościowych!
sztuki – a im więcej jej w takich miejscach, tym lepiej dla artystów. Dlatego jako osobę działającą w tym środowisku tym bardziej cieszą mnie takie gesty – i małe, i duże. W takim miejscu pierwsze skrzypce gra oczywiście jedzenie i tu Filipa 18 ma się czym pochwalić. Wspomniany już Marcin Sołtys w niektórych kręgach nazywany jest tym, który doskonale wie, jak odczarować polską kuchnię. Świadczą o tym bez wątpienia nagrody i nominację dla tego młodego szefa kuchni – w 2019 przypadła mu nominacja do tytułu Szefa Kuchni Tradycyjnej Gault&Millau 2019 Polska, był także laureatem Złotego Ślimaka Slow Food Polska. Patrząc na te wyróżnienia, nie dziwią więc tytuły przyznawane samej restauracji – chociażby czapka w ramach Gault&Millau oraz nagroda Grand Award Poland 100 Best Restaurants.
Ciekawostką w restauracji Filipa 18 Food Wine Art może być dostępna od lipca 2018 oferta pairingu małopolskich wód mineralnych! Bardzo mnie to cieszy, gdyż o ich zaletach wszyscy doskonale wiemy, a małopolskie wody należą do tych najbardziej unikatowych, o czym świadczy
Już od dłuższego czasu w Krakowie można usłyszeć opinię, że Filipa 18 to dobry adres. I tak też w rzeczywistości jest. Dobra, szczera i prawdziwa kuchnia, Szef Kuchni, który wyraźnie interesuje się odbiorem jego dań i przede wszystkim miejsce, które pozwala spędzić przyjemnie czas, zanim wyruszymy dalej w kręte uliczki Krakowa, pełne najróżniejszych opowieści. MARTA KUDELSKA
85
rozmowa Zdjęcia: Michał Ziębowicz
KRAKÓW SKŁANIA DO INNOWACYJNOŚCI
86
BYWALCY OKOLIC KRAKOWSKIEGO RYNKU Z PEWNOŚCIĄ ZNAJĄ BAROQUE PRZY ULICY ŚW. JANA 16. KIEDYŚ KLUB MUZYCZNY, DZIŚ RESTAURACJA SERWUJĄCA DANIA KUCHNI POLSKIEJ, A OKAZYJNIE TAKŻE MIĘDZYNARODOWE PRZYSMAKI. WKRÓTCE CZEKA NAS TEŻ NOWOŚĆ – KARTA Z POTRAWAMI, KTÓRE GOŚCIŁY PRZED LATY NA STOŁACH KRAKOWSKICH MIESZCZAN. PODCZAS WYPADU NA KOLACJĘ LUB DRINKA MOŻNA SPOTKAĆ TU UZNANE OSOBOWOŚCI, TAKIE JAK ROBERT MAKŁOWICZ, MIKOŁAJ REY CZY ELŻBIETA DZIKOWSKA. WARTO ZAJRZEĆ DO MENU I SPRÓBOWAĆ TUTEJSZEJ KUCHNI, KTÓRĄ SWOIM NAZWISKIEM I WIELOLETNIM DOŚWIADCZENIEM SYGNUJE SZEF RYSZARD WARNKE - ROZMAWIA Z NIM BAŚKA MADEJ. Kraków otrzymał niedawno tytuł Europejskiej Stolicy Kultury Gastronomicznej. Zamierzacie włączyć się w jego celebrację? - Mamy mnóstwo pomysłów na to, co robić w ramach obchodów Stolicy. Zorganizowaliśmy już kilka wydarzeń wraz z Izbą Gospodarczą RH plus, m.in. wieczór z kuchnią francuską z Mikołajem Reyem, wieczór czeski z Leszkiem Mazanem i Mieczysławem Czumą, a niedawno spotkanie z Elżbietą Dzikowską. Już 9 lutego odbędzie się wieczór z kuchnią węgierską, którą zaprezentują restauratorzy z górskiego regionu Matra, a o lokalnej kuchni i winach opowie sam Robert Makłowicz. Natomiast 16 lutego odbędzie się kulinarne spotkanie z Jakubem
Reszką, uczestnikiem programu Top Chef, który przygotuje menu, nawiązujące do 100-lecia odzyskania niepodległości. Planujecie również specjalne menu w Baroque? - Tak, nowością, którą przygotowaliśmy, jest menu z potrawami stricte krakowskimi. Zauważyliśmy, że ten temat jest słabo reprezentowany w mieście, a mamy niezwykle ciekawe tradycje, o których warto przypominać. Na przykład słynna maczanka krakowska, którą jedli choćby tutejsi dorożkarze, jest uznawana za przodka hamburgera – jej także spróbujecie niedługo w Baroque. Chcemy wrócić do lokalnych smaków, dlatego w nowym menu pojawią
się dania serwowane kiedyś na stołach krakowskich mieszczan i królewskim dworze. Nie mogę zdradzić zbyt wiele, to ma być niespodzianka, ale warto do nas przyjść, aby spróbować dań przygotowanych w konsultacji ze znawcami tradycji Krakowa, jak Leszek Mazan czy Robert Makłowicz. Pomysłów mamy wiele, Kraków skłania do innowacyjności. Jesteśmy za konkurowaniem na jakość, a nie na ceny i porcje. Niedawno Baroque gościł Elżbietę Dzikowską, podróżniczkę znaną z programu Pieprz i wanilia, podczas kulinarno-podróżniczego spotkania poświęconego Peru i Meksykowi. Czego
mogli spróbować goście podczas tego wydarzenia? - Potraw, które Pani Elżbieta poznała w trakcie wspólnych podróży z Tonym Halikiem po Ameryce Południowej. Wspólnie ustalaliśmy kształt menu i po konsultacjach z Panią Elżbietą podaliśmy uczestnikom spotkania Ceviche z tuńczyka oraz Indyka w czekoladzie, który w Meksyku jest bardzo popularny. Deser był już moją inwencją, wybrałem Ucierane ciasto z mlekiem – prosty i dobry meksykański deser. Jak ważne są podróże w zawodzie szefa kuchni? - Kucharze powinni często podróżować, ale w Polsce dopiero od niedawna mogą sobie pozwolić na zagraniczne wyjazdy. To ze względu na zarobki, które kiedyś w tym zawodzie były dużo niższe. Teraz są większe możliwości, szefowie kuchni mogą zatrudnić większy personel i scedować część pracy na młodszych. Jednak jest to zawód niezwykle angażujący, na 365 dni aż 265 spędzam w pracy. Każde dwa dni wolnego staram się przeznaczać dla rodziny. Fascynują mnie podróże, zwłaszcza kierunek: Chiny i Wietnam. Na pewno chciałbym tam kiedyś pojechać. Ostatnio byłem w Neapolu – piękne miasto, świet-
na kuchnia. Proste jedzenie, znakomite składniki, zero nadęcia. My w Polsce wciąż jeszcze zbyt sztywno traktujemy wyjście do restauracji. W Neapolu spotkała nas taka sytuacja, że do lokalu przybyliśmy w grupie 6-osobowej, a stolik mieliśmy dla czterech. Kelner grzecznie poprosił gości przy stoliku obok, aby się przesiedli i połączył dla nas miejsca. Wszystko odbyło się bez najmniejszego problemu. Mam wątpliwości, jak zareagowałaby większość gości w polskich lokalach. Bądźmy mniej nadęci, bardziej na luzie. W Baroque też serwujecie kuchnię włoską? - Tak, wśród dań kuchni włoskiej mamy na przykład pizzę, którą tworzymy na bazie topowych, certyfikowanych włoskich produktów. Sami robimy również makarony. Da się kupić świeże makarony bardzo dobrej jakości, jednak dla mnie bardzo ważne jest, aby móc się całkowicie zidentyfikować z daniem i stać za jego powstaniem od początku do końca. Dlatego w naszej kuchni wszystko przygotowujemy sami. A które danie wymaga najwięcej pracy i jest najbardziej satysfakcjonujące?
- Mamy kilka takich dań. Na przykład Gicz jagnięca wymaga około 2-3 dni maceracji. Albo pastrami, którego produkcja trwa około 8 dni. To są dania, które wymagają cierpliwości. Ale to znów specyfika naszego zawodu - jeśli ktoś nie jest cierpliwy, nie
87
rozmowa nadaje się do kuchni. Czasami ciekawość kusi, żeby skrócić dany proces, spróbować wcześniej jak wyszło, ale wiem, że pewnych rzeczy nie da się przyspieszyć. A jaka jest najbardziej egzotyczna, najbardziej dzika kuchnia, której chciałby szef spróbować? - Chiński i wietnamski streetfood. Chiny są ogromnie zróżnicowane kulinarnie. Ciekaw jestem samej kuchni, ale także podejścia do gotowania – tam niczego się nie marnuje, wszystko jest do zjedzenia, do wykorzystania. Wynika to z szacunku do produktu. W Europie wiele jedzenia się marnuje, wyrzuca, kupuje na zapas. Ludzie nabywają kilogram szynki tylko dlatego że jest tania, a i tak jej nie zjadają. Brakuje u nas takich zawodów jak rzeźnik, który - jak to jest we Włoszech - zna się doskonale na mięsie, potrafi wykroić i przygotować dowolny żądany element. U nas w sklepach mięsnych sprzedawcy nie mają pojęcia o produktach, którymi handlują, to tylko pośrednicy. A wracając do Azji, ciągnie mnie jeszcze do Japonii. Tam też się nic nie marnuje, nawet rybie oczy się zjada. Tylko długość lotu mnie przeraża. Ale właśnie uświadomiłem sobie, że ostatnich 25 sylwestrów spędziłem w pracy, więc może czas zrobić sobie wolne i polecieć gdzieś zimą, oddać pałeczkę w kuchni młodszym.
88
Masz wieloletnie doświadczenie. Opowiedz proszę, gdzie wcześniej gotowałeś. - Jestem kucharzem już prawie od 30 lat. W Krakowie pracuję od dwóch lat. Pochodzę ze Śląska, zacząłem w 1993 roku i miałem do wyboru albo uczyć się dalej w szkole, albo podjąć pracę z Francuzami. Rzuciłem szkołę i dobrze zrobiłem, bo w latach 90. nauczyłem się pracować z owocami morza, co w tym czasie było jeszcze w Polsce totalną egzotyką. Po wojsku pracowałem w dość prestiżowej restauracji Chopin na Śląsku. Później pomagałem otwierać nowy lokal, a następnie wylądowałem w restauracji Państwa Likusów w hotelu Monopol i tam przepracowałem dziesięć lat, w tym sześć jako szef kuchni. A później pojechałem na 3 lata do hotelu w Byczynie, a następnie rozpocząłem przygodę w Baroque – zrobiliśmy tu restrukturyzację, remont, nowe menu. Praktycznie przekształciliśmy to miejsce z klubu w lokal gastronomiczny. Restauracji w Krakowie nie brakuje, ale takie naprawdę dobre można wymienić na palcach obu rąk. Trzeba być świadomym, że nie wszędzie, gdzie dają tanio i dużo, zjemy coś dobrego. Marco Pierre White powiedział, że aby dobrze zjeść, trzeba nauczyć się czekać. A tu ludzie są koszmarnie niecierpliwi. W naszym lokalu nie podajemy nic gotowego, wszystko robimy na miejscu, więc ugotowanie potrawy
chwilę trwa. Ale w dobrej restauracji nie zamówimy nic „na szybko”.
Rozmawiała BAŚKA MADEJ
PROSECCO
IS ALWAYS THE ANSWER AND WE HAVE GOT PROSECCO!
ZAPRASZAMY CIĘ DO WYPRÓBOWANIA NASZEJ NOWEJ LINII PIW I WIN
alkohole
POLACY ZNOWU NA KSIĘŻYCU
fot. Glenmorangie Company
ZASKOCZENI? JEŚLI UZNAĆ TO ZA METAFORĘ ZDOBYWANIA NOWYCH OBSZARÓW I PRZECIERANIA NIEDOSTĘPNYCH SZLAKÓW, TO WSZYSTKO SIĘ ZGADZA. ARTUR BRZYCHCY, POLSKI SELEKCJONER WHISKY ORAZ TOMASZ RAZIK, ZNANY KOLEKCJONER Z TANDEMU WHISKY TEAM, NIEDAWNO ODWIEDZILI KULTOWĄ SZKOCKĄ GORZELNIĘ GLENMORANGIE.
I pewnie nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że dzięki tej wizycie Loża Dżentelmenów, klub prowadzony przez Brzychcego, jako pierwsza na świecie weszła w posiadanie beczki tej destylarni. Mało tego, mowa o najstarszej edycji whisky z pojedynczej beczki (tzw. single cask) w historii marki. 27-letni alkohol, który trafił w ręce Polaków, dojrzewający w beczce po hiszpańskim winie Sherry Oloroso, nie będzie stał jednak w muzeum. Przelany do butelek, powędruje do sprzedaży, a właściwie przedsprzedaży, czyli do tych, którzy uzupełniając specjalnie przygotowaną dla tego precedensu umowę, zdecydują się na ich zakup. Glenmorangie, w języku gaelickim, znaczy: Dolina Wielkiego Spokoju. Ta destylarnia znajdująca się nieopodal miejscowości Tain, nad zatoką Dornoch Firth, w północnej Szkocji - regionie określanym jako Highland. Jest jedną z najlepiej sprzedających się marek whisky typu single malt na świecie. Licencję na swoją produkcję otrzymała w 1843 roku. Co ciekawe, Glenmorangie, jako jedna z pierwszych w branży, poświęciła tak wiele uwagi leżakowaniu alkoholu w dębowych beczkach, które przecież wymagane jest od każdego trunku chcącego dumnie tytułować się mianem „whisky”. Trudno dziwić się zatem, że starania Loży Dżentelmenów o zdobycie nowych trunków w końcu skierowane zostały w ten zakątek Szkocji. Inicjatywa powołana przez Artura Brzychcego, honorowego ambasadora marki Johnnie Walker, ucznia Iana Williamsa, edukatora, szkoleniowca, vlogera, zajmując się sprzedażą wyselekcjonowanych alkoholi, organizuje również ich degustacje i szkolenia. Pasjonaci whisky w Polsce sporo im zawdzięczają. Często niełatwe nawiązanie kontaktu z gorzelnią, wybór odpowiedniej (Artur nad wszystkim czuwa osobiście) beczki, transakcję, butelkowanie, w końcu oznaczenie każdej butli indywidualnym numerem beczki, z jakiej pochodzi. Finalnie – zwyczajną radość picia. A radość jest spora, ponieważ whisky sprzedawane przez LD znacznie różnią się od
90
tych dostępnych w sklepach. Nie zostają rozcieńczone przed zabutelkowaniem, nie przechodzą filtracji na zimno, która osłabiałaby ich walory smakowe, nie są też barwione karmelem spożywczym jak znaczna część popularnych whisky. – Zostaliśmy wspaniale przyjęci – wspomina Tomek. Wyjazdowi towarzyszyła niezwykła atmosfera i naturalna gościnność. Ale chyba przede wszystkim obecność Billa Lumsdena. Umówmy się, o takim spotkaniu każdy miłośnik whisky może tylko pomarzyć. Dr Bill Lumsden kieruje produkcją Glenmorangie i Ardbeg, które od 2004 roku należą do francuskiego koncernu Louis Vuitton Moët Hennessy. W tej, jeśli chodzi o metody produkcji, jednak tradycyjnej branży, to – jak się o nim mówi – prawdziwa gwiazda rocka. Ten szalony naukowiec większość swojej kariery spędził na poszukiwaniu drewna doskonałego. A jeśli uświadomimy sobie, że finalny smak whisky nawet w 70% zawdzięcza beczce, w której dojrzewała (wood makes whisky), czyli drewnu, proces rozwoju jego podopiecznych marek wydaje się nie tyle naturalny, co bardzo konkurencyjny i wybiegający w przyszłość. Bill Lumsden jako jedyna osoba w historii konkursu otrzymał dwukrotnie laur Distiller of the Year wręczany przez prestiżową International Spirits Challenge (ISC) za zasługi w dążeniu do innowacji w swojej pracy. Wydaje się, że jego kadencja w Glenmorangie – podobno napędzana pasją do wina, a to po nim w końcu tak często whisky
dziedziczą beczki – zostanie zapamiętana jako pasmo nieustannych eksperymentów, w większości zwieńczonych sukcesem. Być może dzięki temu twórca perfum, Christian St Roche, w podstawowej wersji Glenmorangie był w stanie wyróżnić dwadzieścia sześć odmiennych aromatów. Ładnie to wszystko brzmi, ale przecież można to łatwo sprawdzić. Wystarczy spróbować większości serii Glenmorangie Private Edition czy Ardbeg Day, żeby na własnej skórze poczuć i zrozumieć fenomen maturacji alkoholu w drewnie. Ciekawostką pozostaje ponoć fanatyczne podejście Lumsdena do swojej pracy. Podobno jest w stanie anulować całą linię butelkowania i produkcji, jeśli tylko uzna, że nie w pełni spełnia wymagania i whisky z niej nie jest wystarczająco dobra. Po dokonanym wyborze beczki przez Polaków nie mogło zabraknąć wspólnego zdjęcia z szesnastoma facetami z Tain. To tradycja i zarazem już legenda destylarni. Każda butla Glenmorangie sygnowana jest jako wyrób szesnastu mężczyzn, lokalsów z Tain, którzy czuwali nad procesem jej tworzenia i powstawania. Teraz na pamiątkowym zdjęciu, które pewnie trafi nie tylko do polskiej prasy i archiwum fanów, mamy szesnastu z Tain, pracowników gorzelni i trzy nowe twarze... Nad doborem beczki przez Artura Brzychcego czuwała w końcu również jego żona. SZYMON BIRA
eco life
JADALNE CHWASTY
DZIKOŚĆ W KUCHNI WIELE ROŚLIN I ZIÓŁ, KTÓRE MOŻEMY SAMODZIELNIE ZEBRAĆ, NADAJE SIĘ DO JEDZENIA. TO DOBRE UROZMAICENIE ZNANYCH POTRAW, A CZĘSTO - ODKRYWANIE NOWYCH MOŻLIWOŚCI W KUCHNI. PRZED NADEJŚCIEM WIOSNY MOŻNA WYKORZYSTAĆ CZAS NA ZAPOZNANIE SIĘ Z ICH DZIAŁANIEM I ZAPLANOWAĆ DZIKIE WYPRAWY PO POLNE ZIOŁA!
DARIA ROGOWSKA EKOCENTRYCZKA.PL
Zacznij od 2- 3 ziół, nie będziesz w stanie od razu rozpoznawać wszystkich roślin, ale z czasem będzie coraz łatwiej. Wybierz dobrze znane zioła jak np. pokrzywa. Możesz śmiało dodawać ją do potraw ze szpinakiem, z którym bardzo dobrze się komponuje. Robisz sałatkę? Dorzuć wiesiołka, którego znajdziesz na łące. Mięta pasuje do deserów i lemoniad. Orzeźwia i dodaje świeżości także w wyglądzie. Notuj się i twórz własne przepisy, które przydadzą się w kolejnym sezonie. Niekoniecznie smak będzie ci odpowiadał, ale warto próbować. Nie bój się eksperymentować w kuchni, każdy nowy smak jest nauką i cennym doświadczeniem. Nie zniechęcaj się, a do eksperymentów możesz przeznaczyć mniejsze porcje jedzenia, żeby nie wyrzucać całego obiadu, jeśli coś pójdzie nie tak.
JAK SIĘ PRZYGOTOWAĆ? Czytaj o roślinach i ich właściwościach. Może uda znaleźć się lokalne forum, gdzie inni będą dzielić się miejscem zbiorów. Istnieje wiele blogów czy kont na Instagramie, które możesz traktować jak inspiracje i wskazówki. Ważne jest znalezienie dobrego miejsca, które pozwoli zebrać bezpieczne zioła, z dala od drogi i zanieczyszczeń.
KWIATY JADALNE To prawdziwy hit na stole, kwiaty jadalne są wdzięcznym dodatkiem do potraw i deserów. Do takich dekoracji nie trzeba namawiać
92
dzieci, które lubią takie dodatki. Kwiaty mają łagodny smak, to jedna z najpiękniejszych dekoracji kulinarnych. Kwiaty jadalne to m. in. begonia, bergamotka, bratek, brzoskwinia, chaber, chryzantema, cukinia, dynia, fiołek, frezja, fuksja, goździk, hibiskus, jaśmin, jeżyna, kabaczek, karczoch, koniczyna, lawenda, liliowiec, lipa, lucerna, magnolia, mak, malwa, mieczyk, mniszek, nagietek, nasturcja, niecierpek, ogórecznik, pelargonia, pierwiosnek, pigwa, piwonia, podbiał, róża, rumianek, słonecznik, stokrotka, storczyk, szałwia, tulipan, wiesiołek, wiśnia, wrzos. A co powiesz na samodzielnie przygotowaną herbatkę ziołową? Mięta, rumianek, werbena, melisa, czeremcha, oregano - możliwości jest wiele. Zaparzać można świeże liście, a gotowy napar pić na ciepło lub na zimno. Jeśli znajdziesz większą ilość dobrych ziół, część warto ususzyć i przechowywać w szczelnie zamkniętych słoikach czy puszkach. Jedzenie chwastów i dzikich roślin będzie coraz bardziej popularne. Więcej radości czerpiemy z przygotowania tego, co sami znajdziemy i przegotujemy. Nowe smaki i połączenia uwalniają kulinarną wyobraźnię. Na wiosnę zaplanuj sobie wycieczki i spacery, już teraz pomyśl jakie zioła chcesz zebrać. Jeśli nie masz takiej wyobraźni kulinarnej nic straconego, w internecie znajdziesz mnóstwo inspiracji i pomysłów na dania z wykorzystaniem polnych ziół. Zielony bukiet zebranych ziół może okazać się rewolucją w wiosenno-letniej kuchni. Powodzenia!
żelazko w kuchni
BOBRY, BORSUKI I MIŁOŚĆ WIECIE, ŻE JEDNYMI Z NAJBARDZIEJ WIERNYCH ZWIERZĄT SĄ BOBRY? DOBIERAJĄ SIĘ W PARY NA CAŁE ŻYCIE I NIE PUSZCZAJĄ MAŁŻONKÓW KANTEM. ŻYJĄ RODZINNIE, DBAJĄ O SWÓJ „DOM” RAZEM Z DZIEĆMI, A GDY JEDNO POKOLENIE „WYROŚNIE” POJAWIA SIĘ KOLEJNE. BOBRY SZUKAJĄ NOWEGO PARTNERA TYLKO WTEDY, GDY DOTYCHCZASOWY UMRZE.
Fajne są też wydry, które – unosząc się na wodzie – trzymają się za łapki. Kolejne rodzinne zwierzaki to borsuki. Nie wiem, czy akurat wierne, ale pożyteczne i pocieszne. Urządzając swoje nory często chodzą tyłem, zagarniając do środka liście, gałązki i inne elementy wystroju wnętrz. Jak się zrobi kubek dobrej herbaty z cytryną, założy kalosze, pójdzie w las, to można je obserwować bez końca, zwłaszcza jesienią, gdy zaczynają się mościć. Ach, ta miłość! Wisi w powietrzu, migoce w słońcu, w ciepłych pocałunkach. Nawet spacer po lesie smakuje inaczej, gdy mała dłoń schowa się w du-
94
żej dłoni. Gdy można razem iść i paplać bez końca, albo milczeć, po prostu. W lutym wszyscy trąbią o Walentynkach. Fajnie dostać kwiatka, buziaka i powiedzieć kocham, ale prawdziwa miłość jest cicha. Czasem objawia się w grzaniu lodowatych stópek (pozdrawiam wszystkich panów, słyszałam, że tego nie cierpicie!), czasem we wspólnym chorowaniu, a czasem w przegadywaniu problemów, które pojawiają się znikąd. Co zrobić na Walentynki? Zamiast wrzucania zdjęcia na Instagrama – po prostu
być. Ugotować coś pysznego. Szczególnie polecam Wam karmelizowaną gruszkę. Brzmi, że fiu fiuuu, a jej zrobienie zajmuje pięć minut. Na patelnię wystarczy wsypać 2 łyżki cukru i dodać 2 łyżki miodu. Rozpuścić, a później wycisnąć sok z połowy pomarańczy. Do tego jeszcze kieliszeczek brandy i obraną, przekrojoną, wydrążoną gruszkę. Wtedy zaczynamy redukcję. Powoli, na małym ogniu, aż sos zacznie gęstnieć. Gruszkę obracamy raz na jedną, raz na drugą stronę, aż zmięknie. Na talerzu robimy esy floresy z naszego karmelu, najlepiej w kształcie serducha, a później podajemy gruszkę i siebie ;-) Smacznego!
żelazko w kuchni
MIŁOSNA SAŁATKA ZE WSZYSTKIM
TO JEST SAŁATKA, W KTÓREJ JEST WSZYSTKO: SZPINAK, POMIDORKI PIECZONE Z CZOSNKIEM, KURCZAK Z LUBCZYKIEM I DYNIA OBTOCZONA W BUŁCE TARTEJ I PARMEZANIE. DO TEGO CZERWONA CEBULA, CUKINIA, KAPARY I JAJKO NA MIĘKKO. AJ, TAKA SAŁATKA NIE POTRZEBUJE NAWET SOSU, WYSTARCZY OLIWA! SKŁADNIKI:
P R Z YG OTO WA N I E :
• • • • • • •
Czosnek przepuszczamy przez praskę. Cukinię kroimy w kostkę, pomidorki koktajlowe w połówki, a cebulę w półksiężyce. Wszystkie warzywa układamy na blasze, skrapiamy oliwą, smarujemy czosnkiem, posypujemy solą i lubczykiem, a następnie wstawiamy do piekarnika na 15-20 minut (temp. ok. 160 st.). Kurczaka przyprawiamy pieprzem i lubczykiem, a następnie podsmażamy na patelni. Dopiero pod koniec solimy, zdejmujemy z patelni i dajemy „odpocząć”. Na końcu kroimy mięso w plastry. Dynię obieramy, kroimy w podłużne słupki.
• • • •
Garść świeżego szpinaku 10 dag pomidorków koktajlowych ¼ cukinii ¼ małej dyni ½ piersi z kurczaka ½ czerwonej cebuli Jajko (i dodatkowo białko do obtoczenia dyni) Łyżka startego parmezanu Łyżka bułki tartej Trochę kaparów 2 ząbki czosnku, lubczyk, sól, pieprz, oliwa
Zanurzamy ją w roztrzepanym białku, a później w mieszance bułki tartej i parmezanu. Wstawiamy do piekarnika na 15-20 minut lub dłużej (aż się przyrumieni). Tutaj temperatura musi być wyższa, ok. 180 st. W misce układamy świeży szpinak, pomidorki, cukinię, cebulę oraz kurczaka i dynię. Całość posypujemy kaparami i skrapiamy oliwą. Na górze układamy jajko w koszulce, przecinamy i pozwalamy, by żółtko wylało się do miski. Dodajemy sól i pieprz do smaku.
95
na koniec
CIERPIENIA MŁODEGO HEJTERA KILKANAŚCIE LAT W SIECI NAUCZYŁO MNIE JEDNEJ RZECZY PRZEDE WSZYSTKIM. NIE DA SIĘ TAK PISAĆ, ŻEBY KAŻDEGO USZCZĘŚLIWIĆ. JEST TO NIEMOŻLIWE, A KAŻDY, KTO PRÓBUJE, POLEGNIE NA CAŁEJ LINII.
HAREL Krytyk mody, autorka bloga HARELBLOG.PL
Nie miałam pojęcia, że tak jest, wiadomo. Przez pierwsze miesiące, a nawet lata blogowania, dość często pojawiała się myśl, że chyba robię coś nie tak, skoro tylu osobom się to nie podoba i skoro tyle z nich ma czas i ochotę się tymi wrażeniami ze mną podzielić. Bywało świetnie, bo mogłam się czegoś nauczyć albo zwrócić uwagę na coś, co przegapiłam. Ale bywało masakrycznie, bo nagle dowiadywałam się, że tak naprawdę uprawiam najstarszy zawód świata, a każdą wydaną z siebie literą ten fakt przypieczętowuję. Albo że piszę o szmatach, gdy świat cierpi. Albo że powinnam zrobić torebkę z własnego psa, a dopiero potem pisać o wyrobach skórzanych. I tak miałam szczęście, bo jakimś dziwnym trafem zwykle omijano w komentarzach moją fizyczność, skupiając się na ułomnościach warsztatowych czy tematycznych. Wow! Nie dość, że chętni do pisania, to jeszcze wiedzą, gdzie najmocniej zaboli! Gdy zaczynałam, słowo „hejt” nie istniało. Owszem, zdarzały się internetowe trolle (niektóre naprawdę elokwentne, tu pozdrowienia dla Czułego Wojtka), ale nawet one miały dość jasne zasady moralne. Im więcej czasu spędzaliśmy w internecie, tym zaczynało się robić gorzej. W pewnym momencie każda co bardziej znana blogerka, wystawiając się na światło dzienne, da-
96
wała tym samym pretekst do słów najgorszych i najbardziej obraźliwych. Bo przecież skoro się publicznie pokazuje, to musi być przygotowana na „konstruktywną krytykę”. Bywało zdziwienie, bywały łzy, wątpliwości, blokowanie komentarzy. Obserwowałam z niemałym współczuciem te działania, zastanawiając, jak bardzo trzeba się nudzić, żeby siedzieć praktycznie non stop na stronach czy profilach tych dziewczyn i stukać w klawiaturę bez opamiętania. Wiemy już, że takie działania prowadzą do ostateczności. Kto sprytniejszy, ten się usprawiedliwia, że on przecież tylko wyraża swoje zdanie. I w porządku, można mieć zdanie odmienne, jeśli wyrazi się je na poziomie, może to nawet prowadzić do interesującej dyskusji. Czy jeśli prowadzi do łez, to znaczy, że adresat jest przewrażliwiony? A może jednak słowa nie zostały dobrane z odpowiednią starannością i kłują jak szpilki? Sporo się obecnie mówi o krytyce i „hejcie”, gdzie kończy jedno, a zaczyna drugie. Obawiam się, że tych granic nie da się do końca ustalić. Może dlatego tak wielu „hejterów” potrafi fantastycznie uzasadnić swoje działania. A teraz dzielnie walczy przeciwko „językowi nienawiści”, choć jeszcze parę tygodni temu biegle nim władało.
Co sezon znajduję w sieci swoje „guilty pleasure”, czyli, rozwijając to zgrabne angielskie określenie, rzecz, która sprawia mi przyjemność, chociaż troszkę też wpędza w poczucie winy. Od kilku miesięcy to instagramowy profil @ diet_prada. Jedni mówią, że to „hejt” w najczystszej postaci. Inni są pod wrażeniem wiedzy i elokwencji prowadzących, którzy wciąż pozostają anonimowi. Właśnie stuknął im milion obserwujących, magnetyzują demaskującymi i poddającymi w wątpliwość kreatywność nowych projektantów porównaniami z ikonicznymi momentami w modzie, grożą palcem tym, którzy przeginają w dążeniu do celu. Najsłynniejsza ostatnio sprawa to reklama chińskiego pokazu Dolce & Gabbana, który w rezultacie afery się nie odbył. Państwo z @diet_prada jako jedni z pierwszych wytknęli niczym niedający się usprawiedliwić rasizm produkcji. Nawet jeśli „hejt” zwalczają „hejtem”, czasem udaje im się osiągnąć coś dobrego. Nie chciałabym wyciągać wniosków, że to jedyny sposób działania. Chociaż gdy widzę, co się dzieje, czasem też mam ochotę z niego skorzystać. Dlaczego ten język tak się rozpanoszył? Może wszyscy nauczyliśmy się go rozumieć lepiej niż inne? Dziś nie chcę mieć racji.
STAĆ CIĘ NA WYJĄTKOWE BRZMIENIE
RABAT NA HASŁO „LOUNGE MAGAZYN” W SALONIE I NA STRONIE WWW - 5% NA INSTRUMENTY - 10% NA AKCESORIA
SALON DOBRYCH INSTRUMENTÓW
T RY TON MUS IC K RAKÓW, AL . FOC HA 1 WW.T RY TON MUS I C .CO M FB. COM/T RY TON MUSI C /