lounge | No. 112 | June '19 | Fast Fashion

Page 1

#

F A S T

F A S H I O N

LOUNGE #112

|

CZERWIEC’ 2019

|

B E Z C E N N Y

ISSN: 1899-1262

|

WWW.LOUNGEMAGAZYN.PL



www.Luena.pl - Hiszpańska biżuteria, sklep online Kim jest Luena? -------------------Luena to silna, odważna, kreatywna i inteligentna kobieta. Jest ambitna, ma jasne cele i zawsze doprowadza do końca to co zaczyna. Luena to kobieta, która jest liderem, ma silne poczucie własnej wartości, kieruje się wysokimi zasadami moralnymi i intuicją. Luena to kobieta, która chce podkreślać siebie, chce wyrażać swoją osobowość, pasje i marzenia. Luena to piękno.

Nasza Historia -------------------„Nasza historia zaczęła się 40 lat temu w Madrycie, kiedy to mój ojciec zaczął tworzyć unikalną, wysokiej jakości biżuterię. Jego wielkim marzeniem było umieszczenie kobiety w centrum uwagi, sprawienie, aby się wyróżniała, była uwodzicielska. To był czas wyzwolenia, wolności myśli i sztuki, który przyniósł nam wiele możliwości do wykreowania doskonałych kształtów.” - Carlos De Pablo Fernandez

email: hello@luena.pl

|

instagram @luena.jewelllery




#

fas t

f a s hion

GUILLAUM E C AN E T

V A SI N A

M A Ł GO R Z A T A F O R E M N I A K

Popularny francuski aktor, partner Marion Cotillard, opowiada nam o tym, dlaczego stara się nie zostać zjedzonym przez technologię i paparazzi

Projektantka mody i stylistka o tworzeniu unik alnych zdjęć z gwiazdami i poszukiwaniu miejsca na odpoczynek z daleka od plaż, palm oraz Islandii

Aktorka wspomina fascynację Barbarą Streisand oraz tłumaczy, dlaczego stara się nie zastanawiać, co będzie w przyszłości.

S T R .

S T R .

S T R .

1 8

4 2

7 8

REDAKCJA :

redaktor naczelny

zastępca redaktora naczelnego

red. działu Uroda

M A R CI N L E W I C K I marcin@loungemagazyn.pl

RAF AŁ STA NOWSKI rafal.stanowski@loungemagazyn.pl

A DRIA NA GOŁ ĘB IOWSKA adriana@loungemagazyn.pl

WSPÓŁPRACA:

Kuba Armata, Szymon Bira, Elena Ciuprina, Antonina Dębogórska, Luiza Dorosz, Paweł Gzyl, Anna Górska-Micorek, Harel, Natalia Jeziorek, Katarzyna Kwiecień, Michał Massa Mąsior, Julka Michalczyk, Daria Rogowska, Mikołaj Typa, Malwa Wawrzynek, Katsiaryna Zhurauchanka, Agnieszka Żelazko

OKŁADKA: zdjęcia: Robert Purwin | MR. FACELESS modelka: Darya Chuyko Skład graficzny: Filip Łyszczek

Wydawca: MADMEN Sp. z o. o. Redakcja Lounge Magazyn ul. Lipowa 7, 30-702 Kraków tel. (12) 633 77 33 info@loungemagazyn.p Drogi Czytelniku, jeśli zdecydujesz się na kontakt z redakcją Lounge, Administratorem Twoich danych będzie wydawca: spółka MADMEN sp. z o.o. z siedzibą w Krakowie przy ul. Lipowej 7, 30-704 Kraków, wpisana do rejestru przedsiębiorców pod numerem KRS 0000567296, posiadająca numer NIP: 6793113681, REGON: 3620577320, z którym możesz skontaktować się pod podanymi wyżej adresami, mailem i numerem telefonu. Twoje dane będą przetwarzane wyłącznie w celu komunikacji, a podstawą prawną będzie prawnie uzasadniony interes Administratora (art. 6 ust. 1 lit. f RODO).

Poglądy zawarte w artykułach i felietonach są osobistymi przekonaniami ich autorów i nie zawsze pokrywają się z przekonaniami redakcji Lounge. Redakcja nie odpowiada za treść reklam i ogłoszeń. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych i zastrzega sobie prawo do skracania i przeredagowywania tekstów. Publikowanie zamieszczonych tekstów i zdjęć bez zgody redakcji jest niezgodne z prawem.

Dane, które nam podasz mogą zostać przekazane jedynie podmiotom, za pośrednictwem których odbywa się komunikacja jak np. Poczta Polska lub podmiotom, które obsługują nasz system informatyczne lub pocztowy, a przechowywać będziemy je tylko na czas korespondencji z Tobą. Przetwarzanie danych osobowych ma charakter dobrowolny, ale jest nam niezbędne do udzielnie Ci odpowiedzi. Masz prawo do żądania dostępu do nich, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia ich przetwarzania, do wniesienia sprzeciwu, przenoszenia ich. Możesz także wnieść skargę do organu nadzorczego.

Całostronicowe reklamy na stronach: 1, 2, 3, 5, 7, 9, 10, 25, 33, 37, 41, 55, 61, 62, 63, 64, 65, 66, 67, 68, 69, 70, 71, 80, 83, 85, 91, 93, okł. 2, okł. 4

6


wydarzenia fot. Natalia Słowik / lounge

Spotkanie z ambasadorką marki BIELENDA - Małgorzatą Foremniak 11 maja 2019 r. w krakowskim Instytucie Piękna BIELENDA odbyło się spotkanie z ambasadorką marki - doskonałą aktorką - Małgorzatą Foremniak. Spotkanie było okazją do przybliżenia oferty zabiegowej Instytutu, a także do opowiedzenia o nowościach i pokazania showroomu marki Bielenda.

Rozmowy toczyły się w przyjacielskiej atmosferze, dotyczyły pielęgnacji skóry – zarówno tej domowej, jak i profesjonalnej, gabinetowej oraz dbałości o równowagę wewnętrzną. Ambasadorka marki opowiedziała o pielęgnacji, którą stosuje na co dzień, urzekła wszystkich swoim podejściem do życia i do drugiego człowieka, a także ogromnym poczuciem humoru.

W spotkaniu udział wzięły klientki i osoby zaprzyjaźnione z Instytutem Piękna BIELENDA oraz Katarzyna Butrymowicz-Knap – dyrektor marketingu firmy Bielenda Kosmetyki Naturalne, Monika Hudyka – manager Instytutu Piękna BIELENDA i Edyta Sotowska–Śmiłek z agencjai Great Story Community

7


imprezy i otwarcia

OTWARCIE TERENU REKREACYJNEGO GALERII KAZIMIERZ

zdj. mat. organizatora

1.06.2019 Plac przed Galeriฤ Kazimierz, Krakรณw

8



foto felieton

SKIERUJCIE APARAT TAM, GDZIE NIE PRÓBOWALIŚCIE PATRZEĆ Aparat fotograficzny służy dzisiaj jako skaner, ksero, notatnik, pamiętnik, kamera wideo, lornetka, element garderoby. W połączeniu z telefonem, kiedy nazwa aparatu zmienia się na „smartfon”, automatycznie dokładane są kolejne funkcje jak fotobudka, natychmiastowy publikator zdjęć czy cyfrowe lusterko do makijażu.

MICHAŁ MASSA MĄSIOR Fotograf mody i reklamy. Technikę szlifował w International Center of Photography w Nowym Jorku, a także pod okiem Bruce’a Gildena i Wojciecha Plewińskiego. Na co dzień pracuje w Krakowie. Specjalizuje się w nietypowych portretach i koncepcyjnych sesjach. Nie rozstaje się z aparatem fotograficznym, co można obserwować na jego stronach madmassa.com krakowtumieszkam.pl

10

Funkcje, jakie dzisiaj przyjmuje fotografia, są tak szerokie, że nowoczesne życie bez kamery staje się trudne. Umiejętne korzystanie ze wszystkich nowinek technologicznych, razem z urządzeniami rejestrującymi obraz, może wzbogacać świat. Nie wszyscy umieją zachować umiar i w tym chyba jest największy kłopot. Czasy nie sprzyjają. Permanentne bombardowanie informacjami, cyfrowa walka o nasze względy, niekończące zabieganie o publikę, lajki, followowanie, mają spory wpływ na zawartość fotograficzną większości telefonów. Dzióbki, fotografowane lekko z góry, tak, by odrobinę wyszczuplić twarz. Obiektyw w większości telefonów ma, w przeliczeniu długość, około 28 mm. Ta ogniskowa pozwala z wyprostowanej ręki objąć dwie, trzy osoby, wpychające swoje ponętne twarze w kadr. Pozytywem są smuklejsze kształty, skutkiem ubocznym wyolbrzymione nosy i schowane uszy. W drugim popularnym typie zdjęć możemy oglądać wyszukane hotele, wnętrza samolotów, łodzi żaglowych, motorowych, baseny, szczyty gór z obowiązkową koleją linową, złote piaski plaż, dmuchane flamingi w hotelowych basenach czy kolorowe drinki, pite w skwarze południowego słońca, w otoczeniu ludzi w modnych okularach słonecznych. W każdym smartfonie można się też doszukać potraw kuchni gourmet, zdjęć dzieci i ich wiekopomnych osiągnięć. Pieski i kotki, postępy w tężyźnie fizycznej oraz kadry dokumentujące sukcesy, trochę widoczków, dokumentów fotografowanych na potrzeby banków, ubezpieczalni lub biur po-

dróży, zdjęć służących zapamiętywaniu nazw ulic, miejsc, w których zostawiliśmy samochody. Czasem jakieś zdjęcie z urodzin lub imprezy rodzinnej i to chyba tyle... Mamy więc XXI wiek, technologia galopuje w takim tempie, że zanim dotrze do nas zakupiony w internecie nowy gadżet, to jego producent jest już dwie linie technologiczne dalej. Z drugiej strony bombardowani jesteśmy bodźcami ze wszystkich stron. Przede wszystkim złymi informacjami politycznymi i ekologicznymi. No, ale do rzeczy - postęp technologiczny, mnóstwo informacji, cały internet inspiracji, a w telefonach flamingi, dzióbki i muskuły? Zawęziliśmy się do bezgranicznego podążania za modami mainstreamowymi. Przestajemy widzieć świat, irytują nas nieprzemyślane daty remontów ulic, zupełnie idiotyczne pomysły na ograniczanie ruchu samochodów. Jednocześnie nie zauważamy małych, subtelnych zmian. Nowych miejsc, ciekawych inicjatyw obywatelskich, zmieniającej się oferty kulturalnej. Nie widzimy coraz ciekawiej ubierających się ludzi na ulicach. Nie zauważamy, że ludzie starsi też czynnie uczestniczą w codziennym życiu miast. Co więcej, że ci starsi bardziej o siebie dbają, nie wyglądają na swoje lata. Nie zauważamy prawdziwego piękna, corocznej soczystej zieleni wiosennej, rytmu miasta, zapachu ciepłych i chłodnych dni. Kosmopolityzującego się społeczeństwa miejskiego. Zmieniających się dzięki temu rysów twarzy części osób na ulicy. Być może mógłby iść za tym także i nasz aparat fotograficzny, celując w mniej oczywiste

miejsca. Podążając za naszym sercem, namiętnościami, upodobaniami, za naszymi jasnymi i ciemnymi stronami osobowości. Nikt nigdy nie odbierze nam naszych uczuć, a wszystko inne może się zmienić w kilka sekund. Przypomina mi się co jakiś czas bardzo dawne wydarzenie „Fotoporuszenie”, które wiele lat temu odbyło się na Placu Nowym w Krakowie. Wówczas jedną z aktywności były spacery fotograficzne z dziećmi. Szczególnie zapadły mi w pamięć zdjęcia pewnego kilkuletniego chłopca, który z racji swojego dziecięcego wzrostu nie widział ogródków kawiarnianych tak jak dorośli. Postanowił więc sfotografować je na swój sposób. Uwiecznił na zdjęciach owoce z drinków, które wypadły w ferworze mieszania. Jedne całe, soczyste, na brudnym trotuarze. Inne rozdeptane i rozniesione na butach. Zdjęcia malucha zrobiły takie wrażenie, że przez kilkadziesiąt minut dorośli przekazywali je z rąk do rąk, by komentować. Pomyślałem wówczas, że zadzieram nosa, by szukać piękna wyższego, a prawdziwe piękno pokazał mi mały chłopiec. Wystarczyło kucnąć i skierować aparat tam, gdzie nie pomyślałbym spojrzeć. Być może więc warto na chwilę stanąć, zaciągnąć się zapachem drzew, przechodzących ludzi, piekarni na rogu. Odpuścić na kilka momentów pogoń za kolejną fakturą czy realizacją polecenia szefa. Wejść do muzeum, kina, żeby zaczerpnąć kilku inspiracji, a potem skierować obiektyw naszego aparatu tam, gdzie do tej pory nie próbowaliśmy patrzeć?



psychologia

VIRTUAL KONTRA 7D - Hej Anto. Jak tam? Biz się kręci? - Taaa. Mam sporo młodych klientów, zamkniętych w wirtualnej rzeczywistości. Szczególnie uzależnienie od porno to ostatnio żyła złota.

ANTONINA DĘBOGÓRSKA Psycholog, absolwentka psychologii ogólnej UJ. Jest autorką warsztatów i wykładów poświęconych dynamice związków romantycznych. Więcej informacji można znaleźć na fejsbukowej stronie: Inteligencja Erotyczna

12

- Uzależnienie? - Ok, uzależnienie to kiepskie słowo. Powinnam powiedzieć nadużywanie. Zgłaszają się z tym coraz młodsi klienci. Dwudziestokilkulatkowie, całkowicie zamknięci w wirtualu. Jestem przeszczęśliwa, że znajdują czas na real i przychodzą do mnie. Wyobrażam sobie, że to musi ich wiele kosztować. Wiesz, że zgodnie z raportem Pornhuba z roku 2018, jedną z popularniejszych kategorii była pornografia z gry komputerowej Fortnite? - Komentowałaś ten raport dla brytyjskiego The Telegraph. - Komentowałam. - Fejm. - No, fejm. Ale pamiętasz co powiedziałam? Dzisiejsi dwudziestolatkowie, to pokolenie wychowane w sieci. Do internetu przenosimy całą naszą energię, relacje, wizerunek. Zapominamy, że w ten sposób stajemy się zombie, przed ekranem komputera. Nasze ciało tak to właśnie odbiera. W momencie gdy spędzasz większość wolnego czasu grając w grę komputerową, wciągasz się na tyle, że nic dziwnego, że na Pornhubie też cię kusi, żeby wpisać zamiast Sexy Girls… Fortnite. Wciągasz się w ten świat i inwestujesz całą swoją kreatywność w grę. A kreatywna energia ma to do siebie, że zasila tę erotyczną. - Ale przecież żyjemy w epoce nie tylko gier komputerowych, ale też Tindera. Czy nie lepiej byłoby im poszukać szybkiego, łatwego seksu w sieci? To dzisiaj tez żaden wyczyn. - I tutaj zaczyna się dyskusja o tym, co daje mężczyznom masturbacja, pornografia, czego nie jest w stanie dać seks z kobietą. I jakie ma to konsekwencje. Pornografia odpowiada na trzy najczęstsze męskie lęki. Pierwszy i najważniejszy to lęk przed odrzuceniem - Sexy Girls czy postać z Fortnite’a raczej nie mają tej możliwości. Drugi, to lęk przed brakiem „wykazania się” w łóżku, związany ze znienawidzoną przeze mnie kultu-

rą maczyzmu. Zmora seksuologów. Przyczyna rozpadu związków, zdrad, męskiej depresji, nerwicy - czyste zło. To niepokój, który oddziela mężczyzn od ciała i emocji, wwiercając im się w mózgi, z katastroficznymi myślami o tym, że „nie będą w stanie zaspokoić partnerki”. No i mamy kolejną potrzebę, na którą odpowiada porno - brak potrzeb. Masturbując się, nie musisz się przejmować niczyim szczęściem, bezpieczeństwem czy przyjemnością. Dlatego uważam, że masturbacje należy traktować jako osobną potrzebę, którą czasem realizujemy, choć mamy fajne życie seksualne. Jesteś ty i twoje genitalia - kontra reszta świata. I odwrotnie - masturbacja nie jest w stanie zastąpić życia seksualnego. To brzmi jakby było oczywiste, ale przestaje być… Seks, nawet przygodny, w porównaniu do masturbacji - to wyzwanie. Szczególnie dla mężczyzn w naszej kulturze, która nie sprzyja rozwojowi zdrowej seksualności. - Jaka to jest ta zdrowa seksualność? - Taka, którą realizujemy w zgodzie ze sobą, bez lęku, bez obciążającego poczucia winy i wstydu. Jest takie zadanie domowe, które daję WSZYSTKIM moim klientom - mężczyznom i większości kobiet. To próba bycia tu i teraz, i odbierania bodźców zmysłowych. Uzmysłowienia sobie jaką temperaturę lubimy, jaki dotyk, gdzie pod prysznicem wolimy, żeby lała się woda. Drugie to ucieleśnienie emocji. Gdzie czujesz emocje, jaka część ciała je najlepiej odbiera? - U mnie gardło. - U mnie żebra. No właśnie. I o to chodzi. Przyjmuję intelektualistów i karierowiczów, którzy dużo myślą, dużo działają, ale mało czują i odbierają. Są zaskoczeni tym odkryciem : Ma Pani rację! Odkryłem jak ubogi jest mój świat zmysłów! - A jeszcze taki mężczyzna przyzwyczajony jest do przeżywania swojej seksualności w świecie 2D. A tu nagle dostaje świat 7D. - Dokładnie! Nawet więcej tych D! Bo wszystkie 5 zmysłów, emocje, my-

śli… A zapominamy o hormonach! Obecność drugiego człowieka, dotyk, wpływają na nas niesamowicie. I dlatego przechodząc z wieloletniego wirtualu do realu układ nerwowy i hormonalny zaczyna świrować. Nasz autonomiczny układ nerwowy składa się z z dwóch części. Układu sympatycznego i para-sympatycznego. Układ sympatyczny decyduje za mobilizację organizmu, za reakcje „walcz lub uciekaj”. I jest tak skonstruowany, że odcina dopływ krwi do męskiego prącia. Taka natura. Pewnie dlatego, że ciężko uciekać i walczyć z erekcją. Gdy mężczyzna do sypialni wybiera się jak na misję (zaspokoić partnerkę! Być facetem! Wykazać się!), gdy nie przechodzi w świat zmysłów i uczuć, dopuszczając do głosu układ parasympatyczny - jego ciało odmawia mu współpracy. I zaczyna się anty-seksualna i pro-pornograficzna spirala. „Misja” nie powiodła się, więc wraca przed ekran, do 2D, bo tam jest bezpiecznie. - Ej, a tak co do porno, to ja jestem chyba jakiś dziwny. Nie lubię oglądać jak facet bzyka laskę. Wolę kamerki solo. - O proszę, to idealne podsumowanie tego tematu. Masturbująca się kobieta, to bardzo częsta męska fantazja. Właśnie dlatego, że odpowiada na patriarchalną seksualność, w której kobiety spychają odpowiedzialność za swoją przyjemność (i nie tylko) na barki mężczyzny. Kobieta masturbująca się do kamerki przeżywa swoje ciało SAMA, sama ogarnia swoje orgazmy, robi to bez wstydu i zażenowania. - A to ciekawe… - Dłuższy temat. Ciekawy, ale to nie dzisiaj. Chodźmy już spać! Jest trzecia, a my dalej molestujemy Messengera. - Hej! To może znajdziemy czas na real? - Masz dalej ten kokosowy żel do włosów? - Oficjalnie to jest zapach Vanilla Cola. Tak jest napisane na opakowaniu. - Ale nie w moim 7D!



imprezy i otwarcia

JAZZ ART FASHION FESTIVAL

zdj. Dawid Fik // mat. organizatora

Centrum Praskie Koneser, Warszawa 11-12.05.2019

14



fo

z Łys

cze k

POLSKA JAZDA BEZ TRZYMANKI

felieton

t

ili p .F

Zastanawiacie się, jacy jesteśmy? Spójrzcie w lustro, a raczej w lusterko swojego samochodu.

RAFAŁ STANOWSKI Z-CA REDAKTORA NACZELNEGO Kultura jest czymś, co nierozerwalnie wiąże społeczeństwo. Dlatego nie można jej rozcinać na wysoką i niską, na sacrum i profanum, na art i pop. Wszystko łączy się w jeden kanał komunikacyjny, w którym przenikają się dźwięki Madonny i Karlheinza Stockhausena, malarstwo Leonarda Da Vinci i szablony Banksy’ego, kino Murnaua i wizualne eposy Petera Jacksona. Moda, design, grafika dopełniają przekaz nadawany przez dźwięk, obraz czy ruch. Wszystko płynie, a my jesteśmy głęboko zanurzeni w kulturalnym nurcie.

16

Auto jest nie tylko genialnym środkiem lokomocji, który zrewolucjonizował życie i sprawił, że możemy dotrzeć tam, gdzie poniesie nad fantazja. Auto stało się czymś więcej – jest wyznacznikiem statusu społecznego i ewokuje zachowania, które skrywamy głęboko w podświadomości. To, w jaki sposób poruszamy się po drodze, mówi o nas więcej niż setki zapisków u psychoanalityka. No dobrze, do czego piję? Ok, wyjeżdżamy na polskie drogi, przeorane bruzdami dziejów, zwanymi koleinami. Wokół nas jak w ulu, Polak nieustannie gdzieś spieszy (często też spieszy się), załatwia sprawy kręcąc kołami lub po prostu postanowił przepuścić wolny czas przez rurę wydechową. Jechaliście kiedyś przez Czechy lub Słowację? I co – pusto, jak w horrorze z serii postapo, brakuje tylko żeby zombie wylegli zza znaku z napisem: „pozor vlak”. Z kolei Włosi na asfalcie prężą swój temperament. Pamiętam jak kiedyś przemierzałem góry Toskanii. Patrzę w lusterko, za mną autobus komunikacji podmiejskiej, pomyślałem: „super, mogę jechać wolno i podziwiać widoki”. Dwa zakręty później autobus siedział mi na ogonie, a kierowca miał taką minę, jakby chciał mnie mijać manewrem godnym Michaela Schumachera z Ferrari (tak, to było dawno temu). A jak wygląda polska jazda? Nasi kierowcy dzielą się na grupy, które mogłyby stanąć do gry w dwa ognie, albo jeszcze lepiej - zapisać się do PiS i KE i naparzać przy każdej możliwej okazji. Pierwsi jeżdżą bez trzymanki, wydaje im się chyba, że są spadkobiercami husarii, która stoczyła się z Kahlenbergu

na turecką armię, rozjeżdżając wrogów niczym kula śniegowa. To ci, którzy przy każdej okazji wiszą za naszym tylnym zderzakiem, nieważne czy blokuje ich ciągła linia, czy za chwilę będą z piskiem hamować przed czerwonym światłem. Spieszą się zawsze i wszędzie, innych kierowców obrzucając błotem i łaciną dla początkujących. Druga grupa to Janusze motoryzacji, zawieszeni poza czasem i przestrzenią. Lubią okopać się na lewym pasie, z obsesją numerologa nie przekraczają magicznej liczby pięćdziesięciu kilometrów na godzinę. Manewr skrętu wykonują na kilka kilometrów przed skrzyżowaniem, zajmując miejsce na pasie niczym babcia w kolejce po mleko. W tej grupie mieszczą się również kierowcy tirów, którzy wyjeżdżają na zewnętrzny pas, by przez kilka następnych minut prowadzić ze sobą wyścig o trofeum najszybszego ślimaka. Ci ludzie wysiadają z samochodu i co – no właśnie, znacie ich z biur, chodników, ze sklepów i knajp. Wpychają się przed wszystkich, udając że nie zauważyli reszty świata stojącej grzecznie w ogonku kolejki. Podczas bankietu tanecznym krokiem wkręcają się przed stół zastawiony bankietem, by jako pierwsi dorwać się do darmowych rarytasów. A na koncercie na pewno zaliczycie kuksańca od ich plecaka, który radośnie podskakuje, gdy przebijają się przez tłum publiczności zgromadzonej przed sceną. A ci drudzy? Ile to razy chcieliście coś szybko kupić w sklepie, ale pani/pan w kasie działał na zwolnionych obrotach, jakby nie włączył rano przycisku z napisem „turbo”. Albo gdy czekaliście na jedzenie w restauracji,

a ono nie nadchodziło, aż chwycił Was za gardło ból istnienia, zwany również głodem? Czy wtedy, gdy staliście w kolejce do toalety, przestępując z nogi na nogę, a ta jedna osoba przed wami wcale się nie spieszyła, celebrując każą chwilę spędzoną sam na sam z pisuarem? Zastanawialiście się, co łączy te dwie grupy? Powiecie, że nic – i tu się mylicie! Łączy je nasza narodowa cecha, która wiele razy ratowała nam skórę, ale też dawała nam popalić, gdy wokół nie czaiło się wielkie zagrożenie. Polska fantazja, którą zdefiniowałbym raczej jako daleko posunięty indywidualizm. To, co kryje się w słowach: „Na zagrodzie szlachcic równy wojewodzie”. Jesteśmy narodem indywidualistów, którzy potrafią wspinać się na najwyższe szczyty – dosłownie i w przenośni, toczą bitwę z serii „sam przeciw wszystkim”, próbują wygrać wyścig w najgorszym samochodzie. Gdyby w piłce nożnej liczyła się gra tylko jednego zawodnika, co chwilę bylibyśmy mistrzem świata. Ale tu niestety punkty daje współpraca, czyli coś, co idzie nam opornie, i to od dawna, od kiedy wynaleźliśmy rozbicie dzielnicowe. Wtedy odkryliśmy Amerykę, że po co trzymać się kupy, skoro można samemu sobie być królem. Takich królów po naszych drogach jeździ więcej, niż mamy koni w bolidzie Roberta Kubicy. Zresztą wyniki jego zespołu świadczą o tym, że mustangi Williamsa gdzieś sobie pouciekały, a Polak zamiast ścigać się z kierowcami, musi walczyć z własnymi nerwami. Jedzie w wyścigu sam przeciw wszystkim, nawet przeciw swoim inżynierom. I skąd my to znamy?


wydarzenia 17 maja br., w teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, miała miejsce premiera adaptacji Lalki, Bolesława Prusa, w reżyserii Wojtka Klemma. Na scenie można zobaczyć m.in. Karolinę Kazoń, Natalię Strzelecką, Dominikę Bed-

narczyk, Hannę Bieluszko, Wojciecha Skibińskiego, Krzysztofa Piątkowskiego, Marcina Kailisza. Rolą Wokulskiego rozpoczyna swoją współpracę z krakowskim teatrem Mateusz Janicki.

Współczesna wizja reżysera, dynamika scen, ciekawa przestrzeń i świetne aktorstwo sprawiają, że jest to spektakl, który chce się oglądać. Powieść Prusa dostaje od Klemma nowe życie. Tym razem na deskach krakowskiego Teatru im. J. Słowackiego. /mat. pras./


zapowiedzi

21.06

NETFLIX

Powrót do mroku

Serial Dark, pierwsza oryginalna niemiecka produkcja Netfliksa, zdobył sporo fanów. Nawet jeśli nie wszystkich usatysfakcjonował ostatni odcinek pierwszego sezonu, z pewnością zasiądą przed ekranem podczas premiery Dark 2. Jeśli lubicie prozę (nie filmy!) Stephena Kinga, to poczujecie się tutaj jak kret w ciemnościach. W drugim sezonie zobaczymy dalsze losy czterech rodzin, które próbują odmienić przeznaczenie swojej małej społeczności. Jonas trafił do przyszłości i desperacko próbuje wrócić do 2020 r. W międzyczasie

jego przyjaciele - Martha, Magnus i Franziska - próbują odkryć w jaki sposób Bartosz jest związany z tajemniczymi zjawiskami, które dzieją się w miasteczku Winden. Coraz więcej osób jest wciągniętych w wydarzenia sterowane przez tajemniczą postać, która zdaje się być połączona ze wszystkimi strefami czasowymi. W ośmiu odcinkach bohaterowie przekonają się, że każda podjęta przez nich decyzja bezpowrotnie wpływa na ich teraźniejszość, przeszłość i przyszłość.

22.06

Muse zagra muzę Najlepsze show na świecie - tak o trasie koncertowej zespołu Muse pisano w „Q Magazine”. Czy dziennikarze mieli rację, będziemy mogli się przekonać już 22 czerwca w Tauron Arenie w Krakowie. Najnowszy album angielskiej ekipy, Simulation Theory, został wydany w listopadzie ubiegłego roku. Otrzymał niezłe recenzje, a utwór The Dark Side stał się międzynarodowym przebojem. Od roku 1994, kiedy powstał zespół, Muse wydał siedem albumów studyjnych, które sprzedały się w ponad 20 milionach kopii. Ci, którzy uczestniczyli w koncer-

18

KRAKÓW

tach Muse, choćby w czasie Live Festivalu w Krakowie, pamiętają z pewnością, że band doskonale czuje się na scenie i potrafi porawać wielotysięczną publiczność. Koncerty organizowane w ramach globalnej trasy mają ekscytujący bonus. Enhanced Experience Package umożliwia wstęp na oficjalne Pre-Show Party, w czasie którego widzów czekają wirtualne atrakcje wspierane przez Microsoft.


zapowiedzi

3-6.07

KATOWICE

Odlot na Open’erze Do udziału w festiwalu Open’er w Gdyni nie trzeba chyba nikogo namawiać. Wielkie święto muzyki upłynie ponownie pod znakiem wielkich gwiazd i świeżej bryzy przynoszącej powiew nowych trendów. Dzięki staraniom agencji Alter Art na lotnisku Babie Doły wystąpią wielkie nazwiska, wśród których uwagę przykuwają zwłaszcza Lana Del Rey, The Smashing Pumpkins, The Strokes, Travis Scott czy najnowszy projekt wokalisty Jane’s Addiction i Porno for Pyros - Perry Farrell’s Kind Heaven Orchestra.

Lineup uzupełniają m.in. Swedish House Mafia, Anna Calvi, Kamasi Washington, Kodaline, Jorja Smith czy Robyn. Jeśli lubicie polskie brzmienia, to musicie się wybrać na koncerty m.in. Bitaminy, Darii Zawiałow czy Cool Kids of Death. To będzie prawdziwa uczta dla uszu! Ale nie tylko, bowiem Alter Art od kilku lat otworzył się również na inne formy artystycznych doznań. Możecie więc liczyć na dawkę emocji związanych z modą czy spotkania z aktywistami społecznymi.

wkrótce POLSKA

Skandaliczna zabawa Graczy czeka niedługo nowe wyzwanie – w trzecim kwartale tego roku ma się ukazać Wanking Simulator, co można przetłumaczyć jako Symulator masturbacji. Twórcą gry jest 18-letni artysta z Polski, ukrywający się pod pseudonimem Mr Ciastku. Wanking Simulator pozwoli graczom wcielić się w rolę Winstona Gaya, człowieka, którego dom został przejęty przez skorumpowany rząd. Winston rozpoczyna misję, która sprawi, że mieszkańcy miasteczka zapłacą wysoką cenę za odebranie mu dachu nad głową. Głównym celem gracza jest zniszczenie jak największej liczby przedmiotów i miejsc oraz uniknięcie

zatrzymania przez policję. Gracze mogą poruszać się w otwartym świecie i przyjmować różne strategie na wykonanie misji. Gracz w miarę rozgrywki może odblokować również supermoce, takie jak osłabienie grawitacji, zrobienie karabinu w majtkach czy teleportacja. „Wanking Simulator” jest przede wszystkim grą humorystyczną z jednym elementem erotycznym – masturbacją, która jest ocenzurowana w całej grze. Liczymy, że dostarczy graczom sporo zabawy, a przede wszystkim dużej dawki śmiechu – z uśmiechem mówi Mateusz Zawadzki, CEO Ultimate Games.

19


rozmowa

NIE POZWOLĘ ODRZEĆ Z PRYWATNOŚCI

SIĘ

Guillaume Canet, Podwójne Życie, fot. Gutek Film

Guillaume Canet, to jeden z najbardziej wziętych francuskich aktorów, ceniony reżyser, ale i nerwus, jakich mało. Na koncie ma kilku pobitych paparazzich i sądowe procesy, które ciągną się za nim od lat. O stawianiu granicy pomiędzy życiem prywatnym a zawodowym, zbieraniu lajków w mediach społecznościowych oraz próbie kontrolowania swojego wizerunku - z Guillaume’em Canetem rozmawia Kuba Armata.

Widzieliśmy Pana właśnie na kinowym ekranie w nowym filmie Oliviera Assayasa „ P o d w ó j n e ż y c i e ”, z a b a w n e j opowieści o ingerencji technologii w świat sztuki. Co to oznacza dla pana przede

20

wszystkim jako aktora oraz reżysera? - Czuję ambiwalencję. Z jednej strony jestem podekscytowany, widząc, jak technologia, a co za tym idzie świat pędzą do przodu. Z drugiej strony, z perspektywy

reżysera może wydać się to nieco przerażające. Praca nad filmem pochłania przecież mnóstwo czasu i wymaga zaangażowania oraz pasji sporej grupy ludzi. Gdy kończy się to tak, że widzisz kogoś oglądającego twój film na takim ekranie jak ten (pokazuje na swój smartfon - przy. aut.), gdzie obraz


Zdarzyła się panu taka sytuacja?

Niedawno byłem w Rzymie i przed Koloseum ludzie robili masowo zdjęcia, głównie selfie. No i super, tylko kiedy przechodziłem obok nich, widziałem, że 90% kadru zajmują oni, a ten wspaniały zabytek ledwie widać. Za bardzo skupiamy się dziś na sobie.

- Mam pewną anegdotę z tym związaną. Leciałem kiedyś samolotem i zauważyłem, że facet, który zajmował miejsce obok mnie, ogląda na iPadzie jeden z moich filmów. Pomijam już to, że w tym czasie jadł, ale w chwili, gdy historia się wyjaśnia i okazuje się, kto zabił, gość zdjął słuchawki i zaczął rozmawiać ze stewardesą, domagając się dolewki wina. Wdał się z nią w burzliwą dyskusję, po czym jak gdyby nigdy nic założył słuchawki i wrócił do oglądania. Alkohol co prawda dostał, tyle że nawet nie cofnął się do pominiętych, a kluczowych dla fabuły scen. Czyli de facto nie wiedział, o co chodzi. Zamurowało mnie. Siedziałem obok i myślałem: Naprawdę to się wydarzyło? Co ty człowieku, k…, robisz?! Powiedział mu Pan coś? - Nie, chyba za bardzo byłem zaskoczony całą sytuacją. Jednocześnie pogrążałem się w depresji (śmiech). Czułem, że kompletnie nie obchodzi go mój film. Dlatego uważam, że filmy powinny być oglądane w cichych

miejscach, gdzie można się na tym w pełni skoncentrować. I nie chodzi mi nawet o kina. To w ogóle problem dzisiejszego społeczeństwa, że robimy wszystko w tym samym czasie – jemy, oglądamy, rozmawiamy, dzwonimy. Zamiast zrobić jedną rzecz porządnie, rozmieniamy się na drobne, a efekt najczęściej jest mizerny.

rozmowa

jest zły, a dźwięk maksymalnie skompresowany, przyznam, że nie jest to najlepsze uczucie.

Ekspansja Netfliksa to zagrożenie czy szansa dla twórców? - Samemu zdarza mi się oglądać Netfliksa, zwłaszcza świetne dokumenty, które mają w swoich zbiorach. Nie mogę zatem powiedzieć, że jako artysta jestem przeciwko Netfliksowi w takim stopniu jak chociażby globalnemu ociepleniu. Sam dostałem kilkukrotnie od nich ofertę współpracy, ale na ten moment mnie to nie interesuje. Podoba mi się idea pokazywania moich filmów kinach, na wielkim ekranie, gdzie ludzie się gromadzą i jest okazja do tego, by ich posłuchać, pośmiać się wspólnie czy popłakać. Uważam, że wyzwanie, z którym mierzy się dzisiaj kino, jest trudne. Większość z nas ma w domu prywatne sale projekcyjne – duży telewizor, dostęp do internetu. Co gorsza nie mamy czasu ani ochoty, żeby wyjść z domu i zobaczyć film w kinie. Cały wysiłek sprowadza się

Marion Cotillard i Guillaume Canet, Facet do wymiany, fot. Jean-Claude Lother

21


rozmowa

do jednego kliknięcia, często – mówię to z przykrością – ikony „pobierz”. Dla produkcji filmowej to prawdziwa katastrofa. Kolejne przykre doświadczenie? - Zagrałem kiedyś w pewnym filmie, który tuż po premierze kinowej miał 400 tysięcy ściągnięć. W efekcie kina gromadzą coraz mniej widzów, mniejsze są wpływy, a co za tym idzie coraz większe ryzyko dla potencjalnego inwestora. Spirala się nakręca. Każdy boi się zainwestować w film i trudno się temu dziwić. Jako reżyser wiem najlepiej, jak trudno dziś skompletować budżet. Trudno przewidzieć, jak będzie wyglądała przyszłość kina. Dla mnie w tym całym doświadczeniu ważne jest to, że mogę dzielić je z innymi ludźmi. Tymczasem wielu z nas dobrowolnie zaczyna z tego rezygnować i nie potrafię zrozumieć dlaczego. Myśli Pan, że akt chodzenia do kina może wkrótce zaniknąć? - Mam nadzieję, że tak się nie stanie. Chciałbym, żeby ludzie wciąż mieli w sobie tę ciekawość, ale to rzeczywiście problem. Kiedyś George Lucas powiedział, że przyjdzie taki dzień, że będzie mógł zrobić film w swoim salonie, a następnie ludzie będą mogli go zobaczyć w swoich domach. Pewnie ma rację, ale skoro tak, to kiedy w ogóle będziemy się spotykać? Być może takie wywiady jak ten będziemy robili nie osobiście, a przez FaceTime’a. Myślę, że to duży problem ludzkości, znacznie wykraczający poza samo kino. Mówiąc o technologiach, jak wygląda Pana „ż ycie” w me diach społecznościowych? Czuje się pan „influencer e m” ? To b a r d z o m o d n e s ł o wo ostatnio. - Nie wiem, czy na kogokolwiek mam jakiś wpływ, ale chyba nie jestem w tym zbyt dobry. Niejednokrotnie miałem nawet plan, żeby zarejestrować coś podczas konferencji prasowej któregoś ze swoich filmów i wrzucić relację do mediów społecznościowych, ale najzwyczajniej w świecie zapominałem (śmiech). Czasami jestem bardziej aktywny, bo z założenia podoba mi się idea dzielenia się czymś z ludźmi, ale musi mieć to swoje granice. Nie mam nic przeciwko, żeby wrzucać treści związane z pracą – trochę kuchni

22

filmowej, jakieś żarty z planu. Nie spędza mi to jednak snu z powiek i nie jest tak, że źle się czuję, kiedy tego nie zrobię. Z drugiej strony to dość przerażające obserwować, jak ludzie zaczynają tracić tę granicę. Zapominają zupełnie o swoich prawdziwych potrzebach i skupiają się jedynie na tym, by odpowiednio zaprezentować się w internecie. W „Podwójnym ż yciu” wciela się Pan w rolę wydawcy książek, który poddaje się rewolucji technologicznej. Ma pan Kindle’a cz y jest raczej tradycyjnym czytelnikiem? - Przepraszam, czy co mam? Kindla, cz ytnik e -booków. - A, już wiem, o co chodzi. Chyba zatem masz odpowiedź (śmiech). Jestem wielkim fanem papierowych książek. Choć czasami, głównie przy okazji czytania czy pracy nad scenariuszem, korzystam ze specjalnej aplikacji, która pozwala umieszczać tam notatki, krótkie materiały wideo. Jednym słowem ułatwia pracę. Zatem jak widzisz, jestem częścią systemu (śmiech). Prowadzi Pan zatem podwójne życie? - Zdecydowanie. Staram się nie być całkowicie zjedzony przez technologię, ale muszę uczciwie przyznać, że zachowanie tego balansu jest coraz trudniejsze. Choć nie jestem jakimś specjalistą od nowych rozwiązań. Czasem czuję się bardzo głupi, kiedy mam przed sobą moją facebookową stronę albo instagramowe konto i nie do końca wiem, jak z niego powinno się korzystać. To jeden z tych momentów, kiedy czuję się bardzo stary (śmiech). Trudno opr zeć się wrażeniu, że to dziś dla aktorów część ich zawodu. - Oczywiście, choć to bardzo dziwne i zatrważające widzieć czasami, jak ludzie tracą swoją tożsamość, by być częścią tego systemu. Zwłaszcza w kontekście osób, które do tej pory były dyskretne i mocno chroniły swoją prywatność. Nagle coś się w nich zmieniło i zaczęli o wszystkim opowiadać właśnie za pomocą Instagrama czy Facebooka. Poznajemy ich dom, dzieci, zwierzęta,

widzimy, gdzie byli i co robili na wakacjach. Instagram potrafi być bardzo uzależniający. Podobnie jak zdobywanie lajków. - Możesz mieć mnóstwo lajków, ale i tak nie będzie ich wystarczająco dużo w chwili, gdy nie lubisz samego siebie. To jedna z najważniejszych spraw w życiu każdego z nas. Polubmy najpierw siebie, a dopiero potem zabiegajmy o atencję innych. Tym, co mnie martwi w kontekście mediów społecznościowych, jest fakt, że ludzie przestają mieć szacunek do samych siebie. Dotyczy to tego, jakie sobie robią zdjęcia, kręcą materiały wideo, jak o sobie mówią. To niestety bardzo reprezentatywne dla rzeczywistości, w której przyszło nam obecnie funkcjonować. Zupełnie jakby każdy chciał zostać aktorem. - Totalnie. Niedawno byłem w Rzymie i przed Koloseum ludzie robili masowo zdjęcia, głównie selfie. No i super, tylko kiedy przechodziłem obok nich, widziałem, że 90 procent kadru zajmują oni, a ten wspaniały zabytek ledwie widać. Za bardzo skupiamy się dziś na sobie. Czasem ktoś pyta mnie, czy może zrobić sobie ze mną zdjęcie. Najczęściej wychodzę ucięty, bo oni muszą na nim być w pełnej krasie (śmiech). Idea tego jest zatem zupełnie odwrotna. To ja robię zdjęcie z nimi, a nie oni ze mną. Mam wrażenie, że w mediach społecznościowych bardzo mocno staramy się też ukryć wiek, zupełnie jakby siwy włos czy zmarszczka na twarzy były czymś złym. Dlaczego? - Nikt nie chce być stary. Widać to dobrze zwłaszcza wśród aktorek. Poprawiają swoją urodę do tego stopnia, że niektóre nie mają już żadnej mimiki twarzy. Przerażające. Widziałem aktorskie kontrakty zawierające klauzulę związaną z cyfrowym obrabianiem materiałów, tak żeby tylko nie było widać jakichkolwiek oznaki starości. Wszyscy chcemy obecnie wyglądać tak samo, wpisywać się w pewien stereotyp. Pamiętam, że kiedy jako reżyser kręciłem film w Stanach Zjednoczonych, szperałem po internecie, chcąc odświeżyć sobie dostępnych aktorów i aktorki. Wpisywałem do wyszukiwarki kolejne nazwiska i byłem zszokowany, jak wielu


rozmowa

Marion Cotillard i Guillaume Canet, Facet do wymiany, fot. Jean-Claude Lother

z nich ma półnagie zdjęcia, prężąc swoje mięśnie i opalone ciała. Dawniej tak nie było, no może poza Sylvestrem Stallone i Arnoldem Schwarzeneggerem (śmiech). Dzisiaj aktorzy odzierają się z prywatności, którą mieli kiedyś. Czy zatem łatwo kontrolować swój publiczny wizerunek? - Staram się to robić, choć nie jest łatwo. Natrętni paparazzi to jedno, ale zwróć uwagę, ile osób bez pytania o zgodę zrobiło zdjęcie podczas naszej rozmowy. Wystarczy, że będę miał jakiś dziwny wyraz twarzy, a o to nietrudno, wyląduje to w internecie i nie będę mógł nic z tym zrobić. Z przykrością to mówię, ale trzeba to zaakceptować. Staram się kontrolować swój wizerunek, na ile jest to możliwe. Często nie mam jednak ani siły, ani energii, by wdawać się w słowne przepychanki z kimś, kto wbrew mojej woli chce zrobić mi zdjęcie. Poza tym miałem już sporo spraw sądowych z paparazzi, których zdarzyło mi się uderzyć. Nie jestem z tego dumy, choć od tego czasu na szczęście trochę się uspokoiło (śmiech). Teraz mam na przykład jeden taki proces.

Wychodzi na to, że trzymanie nerwów na wodzy nie jest Pana specjalnością. - Daję z siebie bardzo wiele, kiedy pracuję, a uważam się za naprawdę zajętego człowieka. Zatem kiedy mam już odrobinę czasu na to, by spędzić go z rodziną, jest to moje i nikt nieproszony nie ma prawa wstępu. Uważam, że to trzeba maksymalnie chronić, bo te momenty pomagają mi się zregenerować. Nie potrafię zaakceptować faktu, że ktoś niczym intruz może próbować w to ingerować. Zwłaszcza kiedy jesteś rodzicem, nie powinieneś dawać na takie zachowanie żadnego przyzwolenia. Aktualnie mam duży proces z pewnym paparazzim. W dniu, kiedy urodził się mój syn, wróciliśmy z żoną i z nim ze szpitala do naszego domu w środku lasu. To był nasz moment. Nie powinno być tam nikogo. Jakiś facet tego nie uszanował, przeskoczył przez płot i wtargnął z aparatem do naszego ogrodu. Ciągnie się to za mną od siedmiu lat. By uniknąć takich sytuacji niektórzy celebryci umawiają się z paparazzi na ustawki, czyli dogadują się z nimi, żeby zyskać trochę spokoju.

- To powszechne wśród aktorów zjawisko, ale ja nie chcę być częścią tej gry. Czułbym, że musiałbym im dać coś, czego nie zamierzam. Nie wiem, dlaczego miałbym w ogóle to robić. Jestem wielkim fanem niektórych aktorów, lecz nie mam potrzeby obserwowania ich prywatnego życia. Myślę, że w ten sposób sami wpadają w pułapkę. Odzieranie się z prywatności to dla mnie zdecydowanie zbyt wiele. Na to się nie godzę.

Rozmawiał K U B A A R M ATA , C a n n e s

GUILLAUME CANET Francuski aktor, scenarzysta i reżyser, wystąpił w filmach: Niebiańska plaża, Niewierni czy Facet do wymiany. Prywatnie związany z Marion Cotillard. W kinach możemy go zobaczyć w nowym filmie Podwójne życie, Oliviera Assayasa.

23


film

FILMOWE STRZAŁY KUBY ARMATY KOBIETA IDZIE NA WOJNĘ reż. Benedikt Erlignsson Islandia/Francja/Uk raina 2018 101’

Królowa kier

Ostatnimi czasy kino islandzkie ma się znakomicie, czego dowodem są kolejne laury na prestiżowych europejskich festiwalach. Jest w tych filmach coś wyjątkowego, odrębnego, organicznego, a jednocześnie uniwersalnego. Dotyczy to także nowej produkcji Benedikta Erlingssona, znanego w Polsce za sprawą świetnego O koniach i ludziach. Kobieta idzie na wojnę, to przebojowa eko-komedia, która zdobyła aż dziesięć islandzkich Oscarów. Główną bohaterką jest kobieta, imieniem Halla (w tej roli znakomita Halldóra Geirharðsdóttir). Mieszka w małym miasteczku, gdzie na co dzień pracuje jako dyrygentka lokalnego chóru, a po godzinach prowadzi drugie życie. Ukrywając się pod pseudonimem „kobieta z gór”, wypowiada walkę potężnemu koncernowi, który stanowi poważne zagrożenie dla islandzkiego środowiska. W swojej drugiej fabule, Erlingsson powraca do tematów zasygnalizowanych w debiucie. Opowiada o nierozerwalnej więzi człowieka z naturą, ale i przekonuje, że kobieta może całkowicie wywrócić do góry nogami świat rządzony przez mężczyzn.

KRÓLOWA KIER

zdj. mat. prasowe

r e ż . M a y e l -To u k h y Dania/Szwecja 2019 127’ Drugi film w dorobku duńskiej reżyserki, May el-Toukhy, okazał się jednym z największych odkryć ostatniego Sundance Film Festival, gdzie otrzymał nagrodę publiczności. Trudno się dziwić, bo to produkcja, która trzyma w napięciu widzów od pierwszej do ostatniej sceny. W dużej mierze za sprawą świetnego, precyzyjnego scenariusza, ale też fenomenalnej Trine Dyrholm w roli głównej. Prowadzi ona w filmie ustabilizowane życie kobiety w średnim wieku. Dwie córki, przykładny mąż, praca w cenionej kancelarii prawnej oraz położony w malowniczym zakątku, na skraju lasu dom. Doświadcza jednak pewnego braku, którego sama nie może do końca pojąć ani zdefiniować. „Pomoże” jej w tym Gustav, nastoletni syn męża bohaterki z poprzedniego związku. el-Toukhy koncentruje się na niepokojącej, momentami bulwersującej relacji pomiędzy tą dwójką, w intrygujący sposób odwracając powszechnie znaną perspektywę przedstawiania takich historii. W efekcie Królowa kier to świeże, przełamujące tabu i niezwykle odważne kino.

Premiera: 7 czerwca Ocena: ����� 24

Premiera: 21 czerwca Ocena: �����

Kobieta idzie na wojnę


Rocketman

ROCKETMAN reż. Dexter Fletcher USA/Wielka Brytania 2019 121’ Światowa premiera filmu Dextera Fletchera odbyła się na zakończonym niedawno festiwalu filmowym w Cannes. To przewrotne, że na imprezie skupiającej się przede wszystkim na kinie autorskim, to właśnie Rocketman okazał się jednym z największych przebojów, a przybyłego na Lazurowe Wybrzeże Eltona Johna witano z honorami, godnymi Almodóvara, Tarantino czy Kena Loacha. Rocketman, to opowieść o pełnym blasku i cieni życiu muzyka, co ważne, przedstawiona bez znieczulenia. Można było mieć wątpliwości, że oto powstaje kolejny cukierkowy biopic, zwłaszcza że pieczę nad produkcją sprawował sam Elton John. Nic bardziej mylnego. Rocketman to jego szczera filmowa spowiedź, w której nie ucieka od wielu trudnych i kontrowersyjnych tematów ze swojego życia. Nie popełniono tym samym błędów niedawnego Bohemian Rhapsody. Dotyczy to nie tylko tonu i wymowy filmu, ale też głównego bohatera. Dexter Fletcher, na szczęście, zrozumiał, że w tego typu rolach chodzi o coś znacznie więcej niż jedynie fizyczne podobieństwo. Taron Egerton bije zatem laureata Oscara Ramiego Maleka na głowę, a wykonane przez niego w filmie piosenki brzmią dokładnie tak, jakbyśmy słuchali samego Eltona Johna. Trudno o większy komplement.

Premiera: 7 czerwca Ocena: �����

Ślimakowy Rabat nasze bestsellerowe regenerujące zabiegi bazujące na wyciągu ze śluzu ślimaka tańsze o

10% Niebieski Art Hotel Krakow-Salwator ul.Flisacka 3 tel.12 297 40 04 www.vanillaspa.pl biurospa@vanillaspa.pl


film Brad Pitt, Pewnego razu... w Hollywood, r e ż . Q u e n t i n Ta r a n t i n o 26

CANNEŃSKA DOBRA ZMIANA Cannes to taki festiwal, o którym mówi się wszędzie. Dobrze, źle, nieważne jak, ale się mówi. Z tych wszystkich głosów wyłania się pewien paradoks. Z jednej strony jak mantra powraca zarzut o tym, że to impreza snobistyczna, zamknięta w kręgu tych samych nazwisk mistrzów kina, głównie europejskiego. Z drugiej - podnosi się larum, że organizatorom zbyt mocno zależy na tym, by na czerwonym dywanie liczba gwiazd, również tych amerykańskich, się zgadzała.

Trudno dogodzić wszystkim, choć mam wrażenie, że organizatorzy w tym roku postawili sobie to za punkt honoru. Byli zatem Pedro Almodóvar, Ken Loach czy bracia Dardenne, był Quentin Tarantino, u boku z Leonardo DiCaprio i Bradem Pittem, był wreszcie Sylvester Stallone, który przyjechał na Lazurowe Wybrzeże promować kolejną część przygód Johna Rambo. Było kino społecznie zaangażowane, ale i to gatunkowe. Były niespodzianki, zawody, były też nieodłączne dla Cannes skandale. Bohaterem tego ostatniego, nie po raz pierwszy zresztą, okazał się francuski reżyser tunezyjskiego pochodzenia, Abdellatif Kechiche. Laureat Złotej Palmy sprzed sześciu lat pokazał czterogodzinny film, którego zdecydowana większość koncentruje się na zbliżeniach wibrujących w tańcu damskich pośladków. Przyznać trzeba, że w dobie #metoo, to jednak dość niesamowite. Kechiche, co rusz atakowany na konferencji prasowej przez dziennikarzy, bronił się, że Mektoub My Love: Intermezzo, to rodzaj „celebracji ciała”. Nikt jednak nie dał temu wiary, do tego stopnia, że film pobił niechlubny rekord na popularnej witrynie Rotten Tomatoes, skupiającej recenzje, gdzie nie udało mu się uzyskać ani jednej pozytywnej opinii.

niem ramion, o tyle od samego początku ostrzono sobie zęby na Pewnego razu… w Hollywood, Quentina Tarantino. Nowa produkcja kultowego amerykańskiego reżysera, to zawsze święto dla miłośników kina. Podniosłą atmosferę można było wyczuć także i tym razem. Nie było bowiem takiej drugiej projekcji podczas całego canneńskiego festiwalu, gdzie na kilka godzin przed seansem ustawiałaby się już kolejka chętnych. Nas ten film interesował z oczywistych powodów. Tarantino jednym z wątków rozgrywającej się pod koniec lat 60. akcji, postanowił uczynić historię Romana Polańskiego i Sharon Tate, a w postać polskiego reżysera wcielił się Rafał Zawierucha. Jeszcze przed festiwalem plotkowano, że Tarantino w montażu mógł wyciąć sceny z Polańskim. Tak jednak się nie stało i choć to raczej niewielka rola, Zawierucha już pełnoprawnie może zapisać tę imponującą pozycję w swoim aktorskim cv. Film jest niezły, choć zdecydowanie za długi (w wersji festiwalowej - 2 godziny i 45 minut). Nie przypominam sobie bowiem, bym kiedykolwiek wcześniej na produkcji Tarantino spoglądał na zegarek. A tak było tym razem, choć uczciwie muszę przyznać, że koniec Pewnego razu… w Hollywood wiele wynagradza.

zano film jego przyjaciela, reżysera z Korei Południowej, Bonga Joon-ho. Parasite rozbił bank. Tuż po projekcji, choć odbyła się ona mniej więcej w połowie festiwalu, jasne było, że będzie to laureat Złotej Palmy. Coś, co nie udało się Bongowi przed dwoma laty, gdy pokazał w konkursie świetną Okję i mimowolnie znalazł się w epicentrum gorącej dyskusji o obecności produkcji Netfliksa w Cannes, powiodło się tym razem. – Podjęliśmy decyzję jednogłośnie – przekonywał przewodniczący składu jurorskiego Meksykanin, Alejandro González Iñárritu, a w kuluarach żartowano, że Parasite to film, o którym zawsze marzył, by go zrobić, ale nie starczyło talentu. To świetna zabawa z gatunkiem, od trzymającego w napięciu thrillera, przez rodzinny dramat, po komedię. A wszystko to w formule celnej i ciętej społecznej satyry. Bong Joon-ho na stałe zapisał się w historii, będąc pierwszym koreańskim reżyserem uhonorowanym Złotą Palmą. Podobnie jak laureatka Grand Prix za film Atlantic, Francuzka z senegalskimi korzeniami, Mati Diop, która była pierwszą czarnoskórą kobietą zaproszoną do udziału w konkursie głównym w całej historii nobliwego festiwalu. Być może w stetryczałym w opinii wielu Cannes coś właśnie się zmienia. Oby.

O ile film Kechiche’a w najlepszym wypadku przyjęto z pełnym rezygnacji wzrusze-

Problemem amerykańskiego twórcy był fakt, że tego samego dnia w Cannes poka-

K U B A A R M ATA , C a n n e s


Lato na Tarasie Widokowym Odwiedź zlokalizowany na 5. piętrze hotelu Sheraton Grand Krakow Taras Widokowy & Lounge Bar. Delektuj się orzeźwiającymi koktajlami oraz menu stworzonym z myślą o upalnych, letnich popołudniach. Obserwuj tętniący życiem Kraków, a wieczorem celebruj romantyczne zachody słońca z najlepszym widokiem na miasto! CODZIENNIE OD 12:00 DO 24:00 ZAREZERWUJ STOLIK T +48 12 662 1000, GSC.KRAKOW@SHERATON.COM


muzyka

MADONNA

KOLOROWY PTAK POPKULTURY

14 czerwca ukazuje się nowy album Madonny, Madame X. W ramach jego promocji gwiazda wyruszy w kolejne światowe tournee po USA i Europie. Czy wydarzenia te potwierdzą, że amerykańska piosenkarka jest nadal królową popu? OD TAŃCA DO PIOSENKI Na ulicy, przy której mieścił się w Detroit dom rodzinny Madonny, mieszkali zarówno biali, jak i czarnoskórzy i Latynosi. Rodzice dziewczynki i jej pięciorga rodzeństwa byli bardzo tolerancyjni: to sprawiło, że ich córka czerpała wzorce zachowań z różnych kultur. Matka była gorliwą katoliczką – i podobnie starała się wychować swe dzieci. Zasady wypływające z Dekalogu wypełniała autentyczną miłością, co sprawiało, że nie

28

były one jedynie surowymi restrykcjami. Niestety: kiedy Madonna miała pięć lat, jej matka zmarła na nowotwór. To wydarzenie miało ogromny wpływ na dziewczynkę. Nigdy się nie pogodziła z odejściem matki – i kiedy tylko trochę podrosła, zaczęła swój ból wyrażać poprzez bunt wobec dorosłych. Pierwszą wielką pasją w życiu Madonny okazał się taniec. Gdy zaczęła go studiować na Uniwersytecie Michigan, poznała Chri-

stophera Flynna, który prowadził zajęcia z baletu. Starszy od niej o 30 lat gej stał się szybko mentorem młodej dziewczyny i wprowadził ją w świat nocnych klubów Detroit. Za namową swego nauczyciela Madonna postanowiła przeprowadzić się w 1978 roku do Nowego Jorku. Choć chciała tam studiować taniec współczesny, tak naprawdę szybko wpadła na pomysł, aby stanąć przy mikrofonie. Gdy dokonała pierwszych


W EROTYCZNYM ZAPAMIĘTANIU Wydany w 1983 roku debiutancki album Madonny wyróżniał się nie tylko zawartością muzyczną, ale również towarzyszącym mu wizerunkiem wokalistki. Stawiała ona na nowoczesny pop – lecz o zdecydowanie tanecznym charakterze. Proponowała przy tym efektowny i świeży wizerunek: blond włosy, biżuteria w kształcie krzyża, mnóstwo bransoletek, kabaretki i bermudy. Wszystko to sprawiło, że w młodej piosenkarce zakochały się tysiące jej rówieśniczek z całych Stanów. Potwierdziły to koncerty, na które przychodziły tłumy dziewczyn, wystrojonych dokładnie jak ich idolka. Rok później Madonna pojawiła się na gali MTV Video Music Awards w sukni ślubnej i tarzając się na scenie w erotycznym zapamiętaniu, zapowiedziała swój kolejny album. Like A Virgin okazał się brzmieniowym majstersztykiem, wymodelowanym przez Nile’a Rodgersa z grupy Chic, który miał na swym koncie wielki sukces płyty Let’s Dance, Davida Bowie. Większość mediów zwracała jednak wtedy uwagę nie na muzykę, ale na towarzyszące jej prowokacyjne teledyski. Tytułowa piosenka z krążka trafiła na pierwsze miejsce amerykańskiej listy przebojów, doprowadzając jednocześnie konserwatywną część opinii publicznej do stanu przedzawałowego swą mocno erotyczną wymową.

CAŁUJĄC SIĘ ZE ŚWIĘTYM Nosząc koszulkę z napisem Boy Toy i śpiewając, że jest Material Girl, Madonna naraziła się również feministkom. W ich oczach młoda gwiazda prezentowała się jako „zabawka” dla facetów – a potwierdzały to jej nagie sesje dla Playboya i Penthouse’a. Dopiero chwilę później bojowniczki o prawa kobiet zauważyły, że tak naprawdę Madonna wykorzystuje seks jako narzędzie do kontrolowania mężczyzn. W tym celu zamieniała się w ucieleśnienie ich skrytych pragnień – choćby tak, jak na okładce swego kolejnego krążka, True Blue, która przyniosła takie hity, jak La Isla Bonita czy Papa Don’t Preach, czyniąc z albumu najchętniej kupowaną przez kobiety w USA płytę lat 80. Mając za sobą katolickie wychowanie, Madonna wiedziała jak mocne emocje

MASTURBACJA NA SCENIE Lata 90. Madonna przywitała trasą koncertową Blond Ambition Tour. Składające się nań występy były szalenie widowiskowe, łącząc taneczne popisy z efektowną scenografią i dynamicznymi wizualizacjami. Najbardziej kontrowersyjnym momentem koncertu była scena symulacji masturbacji w wykonaniu piosenkarki. Seks stał się bowiem wtedy naczelnym tematem kolejnych produktów firmowanych przez Madonnę – płyty Erotica i albumu ze zdjęciami, Sex. Wokalistka penetrowała na nich swoje seksualne fantazje, stylizując się na diwę w stylu sado-maso. Media nie przyjęły jednak tego dobrze. Gwiazda została więc zmuszona do ocieplenia swego wizerunku, co nastąpiło na kolejnej płycie – Bedtime Stories, która zawierała niemal same ballady.

Life. Zawartą na nich muzykę można było usłyszeć podczas wielkiej trasy koncertowej Re-Invention World Tour. Madonna promieniała wówczas radością: za sprawą odnalezienia rodzinnego szczęścia u boku reżysera Guya Ritchie i duchowego spełnienia w kabale. Tak rozpoczął się „dojrzały” okres w twórczości piosenkarki, w którym nie było już miejsca na erotyczne czy religijne skandale. Całe szczęście nie wykastrowało to muzyki wokalistki z tanecznej energii – czego efektem była płyta Confessions On A Dancefloor, w której przygotowaniu pomógł jej brytyjski producent Stuart Price. Tak naprawdę płyta ta okazała się ostatnim udanym wydawnictwem Madonny. Od tamtej pory piosenkarka nagrała jeszcze trzy kolejne albumy, ale żaden z nich nie przyniósł jej przeboju na miarę tych z minionych dekad. Mediom nie umknęło uwadze, że wokalistka skończyła w zeszłym roku 60 lat i bardziej przystoi jej dzisiaj wychowywanie dzieci na angielskiej prowincji niż wywijanie szpagatów w dyskotece. Wszystko jednak wskazuje, że artystka nie zamierza się poddać bez walki. Jej najnowszy singiel – Medellin, śmiało flirtuje z rytmami lubianymi przez najmłodszą publiczność. Piosenka zapowiada kolejny album gwiazdy – Madame X, który ukaże się w połowie czerwca. Krytycy już ostrzą pióra, by dopiec gwieździe. Czy Madonnie uda się ich zaskoczyć?

PA W E Ł G Z Y L

muzyka

wywołuje religijna symbolika. Dlatego postanowiła ją wykorzystać do własnych celów – i tak narodził się utwór Like A Prayer, do którego zrealizowano śmiały wideoklip, w którym piosenkarka całuje się ze świętą postacią, schodzącą do niej z ołtarza. Wrzawa, jaka podniosła się w Stanach po jego premierze, tylko przysporzyła piosenkarce rozgłosu. Album o tym samym tytule, co wspomniana piosenka, okazał się popowym arcydziełem – i do dziś stanowi najwybitniejsze osiągnięcie gwiazdy. Jego światowy sukces wynagrodził jej nieudane małżeństwo z aktorem Seanem Pennem i fiasko filmowej kariery.

zdjęcia: mat. promocyjne

solowych nagrań, podrzuciła je didżejowi z modnego klubu Danceteria, a ten przekazał je szefowi wytwórni Sire.

W 1994 roku spełniło się wielkie marzenie Madonny – wokalistka zagrała główną rolę w musicalu Evita, a jej występ został zgodnie pochwalony przez widzów i krytykę. Pozytywna energia, którą dzięki temu zyskała, sprawiła że nowy album piosenkarki przyniósł wyjątkowo optymistyczną i energetyczną muzykę. Za takie a nie inne brzmienie Ray Of Light odpowiadał brytyjski didżej, William Orbit. Powrót do tanecznych rytmów okazał się dla Madonny udanym posunięciem: jej premierowe piosenki trafiły nie tylko na listy przebojów, ale stały się również klubowymi hymnami. To sprawiło, że do pracy nad każdą kolejną płytą gwiazda zaczęła zapraszać modnych producentów z elektronicznego undergrondu.

NA ANGIELSKIEJ PROWINCJI Kolejnym współpracownikiem Madonny został francuski didżej, Mirwais – i to z nim powstał materiał na krążki Music i American 29


design

CZŁOWIEK W CENTRUM ZAINTERESOWANIA 11. EDYCJA NOCY Z DESIGN_EM

Noc z Design_em, której organizatorem jest wrocławska Galeria Wnętrz DOMAR, to wyjątkowe wydarzenie poświęcone współczesnemu wzornictwu. 13 czerwca odbędzie się już 11.edycja tego eventu, a udział w nim wezmą czołowi projektanci, ale też przedstawiciele najważniejszych instytucji kultury oraz uczelni artystycznych.

Duet Pawlak&Stawarsk i, Krzesła Arch

Charles Eames, słynny nowojorski projektant, stwierdził kiedyś, że rolą projektanta, podobnie jak dobrego gospodarza, jest wyprzedzać potrzeby swoich gości. Podejście to, ukazujące design jako narzędzie realnie wpływające na komfort i jakość codziennego życia, doskonale się wpisuje w ideę tegorocznej edycji Nocy z Design_em, której motywem jest PROJEKT: CZŁOWIEK. – W tym roku skupiamy się na tym, by pokazać, że dobre przemyślane wzornictwo to tak naprawdę pochylenie się designera nad każdym aspektem ludzkiej codzienności –

30

podkreśla Sylwia Gulewicz-Wysocka, Dyrektor Artystyczna tegorocznej NzD. – Właśnie z tego powodu zależy nam przede wszystkim na stworzeniu przestrzeni, w której uczestnicy będą mogli doświadczyć designu. Dotknąć, wypróbować, a także zobaczyć funkcjonowanie prezentowanych przedmiotów – podkreśla. Noc z Design_em, to jednak nie tylko wystawy czy prelekcje. Każdej edycji towarzyszą też liczne pokazy, warsztaty oraz występy artystyczne. Nie inaczej będzie w tym roku, jednak tym razem w centrum zaintereso-

wania znajdą się wszelkie aspekty ludzkiego życia, w tym tak istotny dobrostan psychiczny oraz fizyczny. – Tak holistyczne podejście do człowieka, zrozumienie nie tylko jego potrzeb funkcjonalnych, ale też emocji czy marzeń, stawia wzornictwo przed ogromnym wyzwaniem – zaznacza Aldona Mioduszewska, Dyrektor ds. Marketingu GW DOMAR. Postrzegając bowiem design w tej perspektywie dostrzegamy, że przestał on być tworzeniem przedmiotów tylko estetyczno-użytkowych. Stał się natomiast ważnym


design

sposobem przeżywania codzienności, ale co istotne – również budowania własnej tożsamości oraz poczucia przynależności. DESIGN ŚWIATOWEGO FORMATU 13 czerwca swoje projekty zaprezentuje liczne grono znakomitych projektantów, których prace cieszą się uznaniem w Polsce oraz poza jej granicami i nierzadko prezentowane są w najważniejszych światowych muzeach i galeriach. Zobaczymy kolekcję m.in. Bartosza Muchy, wszechstronnie utalentowanego designera, który w swojej pracy nieustannie operuje na pograniczu designu i sztuki, co udowodnią m.in. niepokojący Klepak jego autorstwa, Kostka Ludzika, czyli minimalistyczny kubikowy fotel z ukrytą funkcją siedziska, a także Ażurowy gwiazdół, będący pozornie filigranowym stolikiem, ale o wytrzymałości solidnego, drewnianego mebla. Odbędzie się również wystawa prac Agnieszki Leśniak-Banasiak, która dzięki swojej ekspozycji Kryształ/ Tribute to Violetta, zabierze uczestników w delikatny i subtelny świat szkła, pokazując przedmioty zachwycające grą światła oraz przezroczystością kryształu. Swoje najnowsze dokonania zaprezentuje też duet Pawlak&Stawarski, który udowodni, że poprzez połączenie minimalistycznych form, eleganckich faktur i wysokiej jakości materiałów powstają produkty zachwycające ponadczasową prostotą. A dzięki ekspozycji mebli Tomka Augustyniaka, które na myśl przywodzą tradycję Bauhausu, przekonamy się, że tym, co wyróżnia niezwykłe przedmioty, jest z kolei połączenie dbałości o detal z przemyślanym rozwiązaniem konstrukcyjnym i estetyką.

Agnieszka Banasiak, kolekcja ETHNIC

NIEZWYKŁY WYMIAR WZORNICTWA Na szczególną uwagę zasługuje z pewnością także wystawa Jadwigi Husarskiej, w ramach której pokazane zostaną jej prace dedykowane dzieciom. Mowa między innymi o grającym placu zabaw KBT, będącym urzeczywistnieniem idei nauki przez zabawę. Z kolei niezwykłym przykładem mebli, które powstały z myślą o ludzkiej potrzebie i to do niej zostały dopasowane, będzie kolekcja Santiago, autorstwa czeskiego projektanta, René Šulca, powstała z myślą o osobach z ograniczeniami ruchowymi. Szczególnym doświadczeniem będzie również wystawa: ZASOBY. Od materiałów do produktów, której kuratorem jest Agata Nowotny. Ekspozycja ta to doskonała okazja, by zadać sobie pytanie o historię przedmiotów pozwalającym nam żyć wygodnie, ich początek czy materiał, z jakiego powstały.

World of Wearable Art, który odbędzie się w trakcie nadchodzącej NzD. Tegoroczny event uświetnią także wystawy pt. Plemienność, Uważność i Żywotność, których kuratorkami będą Katarzyna Świętek oraz Sylwia Gulewicz-Wysocka. W przestrzeni jadalni, kuchni oraz łazienki pokazane zostaną wzornicze rozwiązania - pozornie proste i oczywiste, ale jednocześnie efektowne i poprawiające komfort użytkowania. Zwieńczeniem wieczoru będzie natomiast koncert utalentowanej wrocławskiej wokalistki, Adrianny Styrcz, która wszystkim uczestnikom zaprezentuje swój najnowszy repertuar. Program Nocy z Design_em: d o m a r . p l

Nika Danielska

Wydarzenie bez precedensu, to z kolei bez wątpienia pokaz twórczości niebanalnej artystki, Niki Danielskiej, laureatki konkursu

Bar tosz Mucha, Fotel Kostka Ludzika

31


moto

DUCHOWY SPADKOBIERCA LEGENDY Przeglądając dane techniczne i fotografie, można by uznać, że Porsche 911 R to pozbawiony tylnego spoilera model GT3 z manualną skrzynią biegów i 500-konnym silnikiem z GT3 RS. Jednak filozofia stojąca za 911 R wskazuje na czystość emocji związanych z zaangażowaniem kierowcy na drodze, a nie na torze.

32


moto Sięga tez swoimi korzeniami do czasów, gdy najsłynniejsze zawody rozgrywano jeszcze na prawdziwych, służących powszechnie do codziennych podróży drogach i ulicach miast, czasem nie wyłączanych nawet na czas wyścigu z regularnego ruchu drogowego. Samochodem, który startował jeszcze m.in. w słynnej tego typu imprezie „Targa Florio” było Porsche 911R z 1967 roku. Współczesny model stuttgarckiego producenta, przedstawiony ku zadowoleniu prawdziwych fanów motoryzacji w 2016 roku, można wręcz nazwać jego „duchowym” spadkobiercą. Jest kilka ku temu powodów. Po pierwsze, cudowny wysokoobrotowy 4-litrowy, wolnossący sześciocylindrowy silnik typu bokser nawiązujący swym ostrym charakterem, a poniekąd także dźwiękiem, do najsłynniejszych sportowych jednostek poprzedników, także tych chłodzonych powietrzem. Po drugie: sześciostopniowa manualna skrzynia biegów współpracująca (na życzenie) z jednomasowym (charakterystycznym dla samochodów wyczynowych) lekkim kołem zamachowym i przenosząca mo-

ment obrotowy przez mechaniczną szperę uzupełnioną o system kontroli stabilności Porsche Stability Management, która dba o trakcję przenoszoną na tylną, skrętną oś. Aby zaawansowany napęd 911 R odznaczał się optymalną skutecznością, zawieszenie auta w całości przejęto z modelu GT3 RS. Mamy więc w prezentowanym modelu swoisty miks klasycznej mechaniki i nowoczesnych rozwiązań współczesnej inżynierii motoryzacyjnej. Tym co wpływa na wyjątkowe doznania pochodzące z prowadzenia Porsche 911R, jest znaczna redukcja masy samochodu - około 50 kg mniej niż w uznawanym wcześniej za ekstremalne pod tym względem GT3 RS. Kryterium wyjątkowego złączenia z autem zapewniają też elementy wnętrza – ergonomiczne, wprost intuicyjnie rozmieszczone elementy sterowania – niemal pionowa kierownica, krótki, wpadający w rękę drążek zmiany biegów, doskonale umieszczone i precyzyjnie w użyciu pedały. Co prawda dostać się do tego wnętrza nie jest łatwo – wymagana jest zwinność i… znajomość z właścicielem limitowanej do 991 sztuk i wyprzedanej w ciągu zaledwie 12 minut współczesnej edycji 911R należącej do "rodziny" 991.

Gdy zasiadamy w karbonowych, dopasowanych fotelach bliźniaczych z tymi, które montowano w super hybrydzie Porsche 918 Spyder, łatwiej rozumiemy formułę przemijania i wzajemnego przenikania elementów świata: środkową ich część wykończono tkaniną w pepitkę, nawiązując tym samym do pierwszej serii modelu 911 z lat 60. W całości to naprawdę wyjątkowy samochód, w którym można cieszyć się ogromną siłą połączoną z subtelnymi reakcjami niezależnymi od prędkości z jaką się poruszamy. Potrafi żyć w symbiozie z współczesnym miastem: bywa wyjątkowo szybki lub relaksująco kojący. Starając się przekazać wrażenia z jazdy przypomniałam sobie slogan reklamujący niegdyś Porsche 911 w Stanach Zjednoczonych. W wolnym tłumaczeniu brzmiał on: W języku angielskim jest ponad milion słów, ale żadne nie oddaje tego uczucia. LUIZA DOROSZ heelsonwheels.pl fot. Patr yk Patynowsk i

33


moto

HULAJ… NOGA, PIEKŁA NIE MA

fot. pexels.com

O jakim piekle mowa? Czytaliście Boską Komedię, Dantego? Opisane tam inferno ma kształt odwróconego stożka, na którego samym dnie jest sam Lucyfer. Dante jednak nie przewidział Krakowa w korkach – gdyby to bowiem zrobił, diabeł z pewnością by awansował. Rozwiązaniem może być elektryczna hulajnoga, ale na razie budzi komplikacje prawne i językowe.

To, że Kraków jest miastem paraliżowanym przez deszcz, wiadomo nie od dziś. Kiedy tylko zdarzy się załamanie pogody, na ulice wylewają się sznury samochodów, stojące w niekończących się korkach. Codzienne dotarcie do pracy staje się trudne jak wyjście na Everest bez aklimatyzacji (w upalne dni też bywa ciężko, ale wtedy z kolei bywa, że brakuje klimatyzacji). W takich sytuacjach przydają się umiejętności specjalne. Na przykład warto trenować podzielność uwagi – jeśli bowiem w tramwajach i autobusach czytacie, bądź bawicie się telefonem, powinniście równocześnie, niczym Szalonooki Moody trzecim okiem, kontrolować rozkład jazdy. Remonty w kilku strategicznych miejscach powodują bowiem zmiany trasy, przez które, wciągnięci rozdziałem książki, możecie się nagle znaleźć na zupełnie innym przystanku niż planowaliście (przy naprawdę dobrej książce może Wam się to zdarzyć nawet bez zmiany trasy). Jak się ostatnio okazało, w komunikacji miejskiej przydaje się także tężyzna fizyczna – miejską legendą staną się zapewne pasażerowie, którzy tramwaj zatrzymany na izolatorze dosłownie przepchnęli na tory. W takiej sytuacji rozwiązaniem naturalnym wydaje się zmiana środka transportu. Nurt eko to ostatnio najmodniejszy trend – dlatego też zauważalne jest, iż osoby przemieszczające się rowerem komunikują to reszcie społeczeństwa z dumą. W jednym prostym zdaniu: „Przyjechałem/am rowerem” wyczuwalna jest prawie taka sama jej doza jak w sformułowaniach: „Moje dziecko zaczęło chodzić”, „Polak wygrał Oscara” czy „Codziennie piję koktajl z jarmużu”. Przyjechać na rowerze oznacza tyle, co być fit i eko, czyli spełniać podstawowe wymogi drugiej dekady XXI wieku. Załóżmy jednak, że chociaż nie chcecie się do tego przyznać, jesteście troszkę leniuszkami, a perspektywa dojazdu do pracy z wykorzystaniem pracy własnych nóg ogranicza się u Was raczej do przytupywania w rytm piosenki słuchanej w tramwaju. Mimo to, macie palącą potrzebę przemknięcia przez zakorkowane ulice (a kto jej nie ma?).

34

W takiej sytuacji rozwiązaniem idealnym mogłaby być hulajnoga elektryczna, którą powoli można coraz częściej w Krakowie zobaczyć. Mogłaby, ale nie jest, ponieważ status hulajnóg elektrycznych to czarna dziura polskiego prawa. Użytkownik może rozpędzić się nawet do plus minus 30 kilometrów na godzinę – co prawda to w dalszym ciągu mniej, niż potrafi osiągnąć Usain Bolt, ale jednak zdecydowanie szybciej niż porusza się pieszy, niebędący wielokrotnym mistrzem świata. Ponadto, hulajnogi elektryczne są wyposażone w silnik. A jednak w dalszym ciągu w świetle obecnych interpretacji, „hulajnogiści” (Miron Białoszewski byłby dumny z tego słowa) traktowani są jak piesi. Pokazuje to chociażby ostatni przykład mandatu, który dostała piesza po kolizji z hulajnogą na Krakowskim Przedmieściu. Jak uznała policja, to ukarana nagle „zmieniła pozycję”, co uniemożliwiło „hulajnożyście” reakcję. W myśl przepisów Prawa o ruchu drogowym, hulajnoga elektryczna jak i zwykła, a także rolki i wrotki, klasyfikowane są w tej samej kategorii, co piesi. Obiecanych regulacji ustalających tę kwestię jak nie było tak nie ma, a to znacznie utrudnia życie uczestnikom ruchu. Mimo że słowo hulajnoga wywodzi się od wyrazu hulać, co jak podaje słownik PWN oznacza poruszać

się bezładnie we wszystkich kierunkach, na hulajnodze nie można się jak na razie poruszać prawie nigdzie - ani po jezdni, ani nawet po ścieżce rowerowej. Mknięcie po zatłoczonym chodniku z prędkością 25km/h również nie wydaje się rozwiązaniem rozsądnym, ani wykonalnym. Co ciekawe jednak, na hulajnodze elektrycznej można jeździć w stanie nietrzeźwości – pieszych nie obowiązują bowiem tego rodzaju ograniczenia. O ile jednak, przemieszczanie się po Krakowie zygzakiem może świetnie sprawdzić się w czasie remontów, tak „hulajnożysta” w stanie upojenia alkoholowego stanowi całkiem poważne zagrożenie dla innych osób. Z hulajnogami nie może sobie poradzić na razie ani polskie prawo, ani nawet poloniści (może to brak odpowiedniego słowa wciąż jeszcze hamuje ustawodawcę?). Warto też dodać, że w przeliczeniu na kilometry, jazda tym środkiem transportu będzie nas kosztować więcej niż Uber. Nie da się jednak ukryć, że hulajnogi elektryczne cieszą się coraz większą popularnością i powoli opanowują kolejne duże miasta, co w końcu wymusi dostosowanie prawa do rzeczywistości. A wtedy? Hulaj… noga!

ANNA GÓRSKA-MICOREK



imprezy i otwarcia

X EDYCJA FASHION DESIGNER AWARDS Gala finałowa

zdj. mat. organizatora

27.05.2019 Global Expo Warszawa

36



felieton

KTÓRĘDY W B IE SZC ZADY? Rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady. Zawsze myślałam, że to ulubione motto ludzi z korporacji. Byłam pewna, że mnie, jako przedstawicielce wolnego zawodu to nie dotyczy, już nie. Tymczasem rozglądam się dookoła w poszukiwaniu czegoś, co utwierdzi mnie w przekonaniu, że wszystko ze mną w porządku, że to nie tylko ja szukam czegoś więcej, że to nie tylko dla mnie wymarzony zawód okazuje się niewystarczający. I co widzę?

MALWA WAWRZYNEK

Widzę kolegów i koleżanki, którzy powoli wychodzą ze skorupy i ze zbroi, które na siebie włożyli. Widzę bliskie mi osoby, które robią w modzie to, o czym marzyły, ale nie są szczęśliwe; widzę w końcu też osoby, które w branży obserwuję od dawna i po których nie spodziewałabym się chęci wycofania. A jednak otwarcie zaczynają się do niej przyznawać. Przyznanie się do tego, że przez długi czas wierzyło się w coś, co w rzeczywistości okazało się dalekie od naszych prawdziwych pragnień, nigdy nie jest proste. To trochę jak przyznanie się do porażki lub przerwanie biegu, do którego przygotowywaliśmy się przez długie miesiące, może nawet lata. Żyjemy w czasach, w których cel jest wyznacznikiem naszego życia. Nie masz celu? Jesteś looserem, ewidentnym przegranym w walce o podium dla ludzi sukcesu. Dobrze jest dzisiaj mieć konkretny plan na życie, rozrysowany na kartce, flipcharcie, czy gdzie kto lubi, rozkładać swoją przyszłość na czynniki pierwsze. O tym, jak żyć napisano już tyle książek i podręczników, że głupio jest przyznać się do tego, że są chwile, czasem naprawdę bardzo długie chwile, w których wyłączają nam się wszystkie „dobre” pomysły na życie. Życie bez patrzenia w konkretny punkt wydaje się wielu osobom puste, naiwne i dziecinne, dlatego mile widziana jest informacja o tym, co i kiedy chce się w tym życiu robić. Wszelkie odstępstwa od tego planu traktowane są jako fanaberia, która jest

38

pierwszą oznaką braku dorosłego myślenia o sobie i najbliższych. Czasem jednak te wszystkie plany, marzenia i nadzieje zaczynają stawać się niewyraźne i przyjmują postać, której nie spodziewaliśmy się, kiedy obieraliśmy je sobie za nasz nadrzędny cel. Czasem okazuje się, że przy bliższym poznaniu nie są już tak kuszące, perfekcyjne i bajeczne, jak wydawały się z odległego dystansu. Tracą swoje zdobne szaty i pozostają ogołocone ze wszystkich dodatków, które działają jak najlepszy wabik. Tak jest z branżą mody i z pewnością podobnie dzieje się z każdą inną dziedziną, z którą łączy nas coś więcej, niż tylko przelotny romans. Z modą jednak rozczarowanie może być szczególnie szokujące, bo przecież to praca, o której marzy tysiące młodych dziewczyn i niewielu mniej młodych chłopców. Zanim jednak zdecydujemy się na poświęcenie wszystkiego i wszystkich dookoła w zamian za chwilowy powiew luksusu, perfum Chanel i wielkiego świata, warto uświadomić sobie, że Instagram, Vogue i Diabeł ubiera się u Prady, to jedno, a rzeczywistość to całkiem coś innego. Jak ona wygląda i dlaczego nie jest taka, jak pokazują w filmach, pisać nie będę. Po pierwsze dlatego, że nadal jestem zamieszana w ten światek, po drugie dlatego, że lepiej przeczytać to, co piszą inni ludzie z branży. Robią to z sensem i z darem do układania zdań tak, aby nikogo i niczego nie napiętnować, a jednocześnie prze-

kazać dokładnie to, co najistotniejsze. Jedną z takich osób jest Olka Kaźmierczak, niegdyś pani od PR-u mody, później naczelny strateg polskiej branży fashion. Dzisiaj balansuje pomiędzy modą a szukaniem równowagi, z której łatwo się wytrącić, gdy wokół ciągle przychodzą powiadomienia, maile z kolejnymi zleceniami i nie zawsze przyjemne komentarze od osób, które na zawołanie mają dużo do powiedzenia. Olka jako jedna z pierwszych zrobiła swego rodzaju coming out, o którym w branży mówi się mało. Jasno pisze o tym, że „rozpoznawalność i pieniądze” już jej nie interesują, bo istnieją dużo bardziej wartościowe rzeczy. Dodaje do tego dawkę osobistych zwierzeń i przemyśleń, które nie zawsze przyklaskują branży, w której pracuje. Trzeba mieć odwagę, aby pisać takie rzeczy jako osoba publiczna, która w dodatku prowadzi własny biznes. Czytają to nie tylko anonimowe osoby, które kibicują Olce swoimi komentarzami, ale także współpracownicy oraz potencjalni zleceniodawcy, którzy przecież spokojnie mogą uznać, że w takim razie nie będą pani Oli przeszkadzać w poszukiwaniu nowych wartości w życiu. Część z nich zapewne tak właśnie robi. Inni jednak w tych nowych wartościach znajdują swoje własne pragnienia, bo okazuje się, że po latach działania w wymarzonej profesji marzą tylko o tym, aby kupić sobie chatkę w Bieszczadach, wyłączyć Instagram i zająć się odnową starych drewnianych mebli.



newsy zdjęcia: Mateusz Stankiewicz /Af Photo

POŁĄCZENIE DWÓCH ŚWIATÓW Dwie polskie marki modowe – Vistula i Prosto, nawiązały współpracę, której efektem jest wiosenno-letnia kolekcja kapsułowa, łącząca światy steetwearu i klasycznego krawiectwa. Kolekcja podważa dotychczasowe ramy mody męskiej i zmienia postrzeganie obu marek. Jej ambasadorem jest Wojtek Sokół, muzyk i dyrektor kreatywny marki Prosto. Obie marki to ikony w swoich dziedzinach, głęboko zakorzenione w świadomości odbiorców. Prosto od 20 lat kształtuje styl mody ulicznej, zdobywając popularność w mainstreamowym świecie popkultury. Vistula, z wieloletnią tradycją i serią licz-

40

nych kolekcji ambasadorskich, to dla wielu synonim elegancji. - Reprezentujemy różne style, ale jesteśmy liderami w swoich dziedzinach, łączy nas wysoka jakość i staranność produkcji, która widoczna jest też w tej kolekcji – mówi Wojtek Sokół, ambasador kolekcji. - Kolekcja powstała na styku dwóch różnych estetyk i tradycji. Nie kojarzy się jednoznacznie ze stylem Vistuli i jest też odmienna od tego, co do tej pory robiło Prosto. Skupiliśmy się na kluczowych dla marek produktach. Dla nas to garnitur, który pojawił się w kompletnie nowej sylwetce, przełamany elementami charakterystycznymi dla Prosto, nie tylko z wy-

glądu, ale też w charakterze – mówi Wojtek Bednarz, główny projektant Vistuli, a także wykładowca SAPU. W kolekcji znajdują się ubrania, które wpisują się w formalny dress code, ale ich fasony są swobodniejsze, a charakter przełamany jest grą detali – ranty guzików w garniturach i dwustronnym płaszczu mają neonowo-zielony kolor, tak samo jak podszewki marynarek. Garnitury zyskały całkiem nowy krój. Są luźniejsze, o szerszych spodniach. W części mniej formalnej znajdują się bluzy, kurtka, polówki, T-shirty, jeansy oraz szorty w charakterystycznych dla kolekcji kolorach: zieleni, granacie, błękicie i beżu.


newsy zdjęcia: materiały prasowe

WIOSENNA KAPSUŁA PILAWSKIEGO Bartosz Pilawski, projektant młodego pokolenia, którego znamy z pokazów KTW Fashion Week, pokazuje, że wczesną wiosną rodzą się ciekawe pomysły. Nowa kolekcja nosi tytuł Early Spring, a ponieważ pogoda w Polsce lubi płatać figla, może okazać się dobrą propozycją na cały rok. W kapsułowej kolekcji na sezon wiosna-lato Bartek stawia na modele unisex i z pozoru klasyczne części garderoby: bombery, koszule, bluzy czy bojówki. Z pozoru, bo swoje projekty przesycił mocnymi akcentami, które definiują całą kolekcję, takie jak aksamitne dresy w neonowy monogram,

sportowe parki z gniecionej bawełny czy gorsety. Absolwent Szkoły Artystycznego Projektowania Ubioru ma niespełna 24 lata, więc nieobca jest mu fascynacja streetwearem, nieograniczoną swobodą i przekraczaniem granic – wszak dla pokolenia milenialsów, którego jest częścią, nie ma rzeczy niemożliwych. Monogram w kolorze czarnym miesza się w kolekcji z neonem, aksamitne bombery, koszule, spodnie dresowe wraz z gorsetami tworzą nietuzinkowe zestawy. Zwraca uwagę ograniczona liczba użytych kolorów, która może nasuwać skojarzenie

z filmem Matrix, zwłaszcza jeśli spojrzymy na zielony logotyp umieszczony na ciemnej tkaninie. Jeśli jednak nie chcemy wyglądać zbyt futurystycznie, nie ma problemu, ubrania skomponują się bez problemu z zawartością naszej garderoby. A szaro-biała bluza, z nadrukiem przypominającym uderzenie pioruna, sprawi na pewno, że nie będziemy wyglądać jak klony Agenta Smitha.

41


newsy fot. materiały prasowe

WYDOBYĆ KOBIECE PIĘKNO Wojtek Rostowski, twórca nowej marki biżuteryjnej, Biżuferia, ze światem mody jest związany od ponad 20 lat. Początkowo pracował przez 17 lat jako oficjalny makijażysta dla wielkich marek, tworzył makijaże podczas pokazów mody w Paryżu i Mediolanie. Kilka lat temu stworzył pierwszy w Polsce barber shop i był jednym z pionierów trendu na dbanie o brodę. Teraz przyszedł ponownie czas na ukłon w stronę kobiet. Premiera nowej marki Biżuferia odbyła się w maju w warszawskich Koszykach. Na prezentację kolekcji biżuterii przyszli nie tylko

42

przyjaciele Wojtka Rostowskiego, ale także wiele uznanych osób z branży, m.in.: Kasia Warnke, Sylwia Gliwa, Renata Dancewicz, Iza Kuna, Lidia Popiel, Ewa Wajnert, Tomasz Jacyków, Marta Kuligowska, Mateusz Hładki, Ania Kuczyńska, Tomasz Ossoliński czy Joanna Horodyńska. Rostowski przez wiele lat pracy jako wizażysta miał styczność przede wszystkim z kobietami. Dobrze poznał ich wrażliwość, estetykę i potrzeby. Towarzyszył im podczas licznych sesji zdjęciowych, programów telewizyjnych i zdjęć reklamowych. Zna

narzędzia, dzięki którym potrafi wydobyć kobiece piękno. Biżuferia to zupełnie nowy koncept. Znajdziemy tutaj autorską selekcją Rostowskiego, który kierując się swoim zmysłem kobiecego piękna dobiera cenne przedmioty. Kieruje się zasadą, że odpowiednio dobrana biżuteria jest dopełnieniem wizerunku kobiety. Pragnie również podpowiadać innym mężczyznom, co mają wybrać dla swoich partnerek. Chce działać jak niewidoczny pośrednik między gustem kobiety, a chęcią sprawienia jej przyjemności.


POLISH FASHION DESIGN ART ONLY SINCE 2009

OPEN MON-SAT UL. STRADOMSKA 16 KRAKÓW


rozmowa

MODA PŁYNIE Z MOJEJ

PODŚWIADOMOŚCIZdjęcia: Wunsche & Samsel

Vasina przez wiele lat stylizowała artystów i sesje zdjęciowe oraz tworzyła unikalne, artystyczne kostiumy. Niedawno ruszyła mocno ze swoją marką, zorganizowała pierwszy indywidualny pokaz, a teraz premierę miał kolekcjonerski album ze zdjęciami duetu Wunsche & Samsel. Na jego kartach znajdziemy plejadę wyjątkowych osobowości ubranych przez Vasinę, wśrod których są m.in. Monika Brodka, Anka i Wilhelm Sasnalowie, Izabela Kuna, Kayah, Agata Buzek czy Dorota Masłowska. O idei albumu, natłoku pomysłów oraz ucieczce od natury z Vasiną rozmawia Rafał Stanowski

Najpierw byli bohaterowie sesji czy koncepcja zdjęć, do której wybrałaś galerię wyjątkowych osobowości? - Zaczęłam od bohaterów, potem spotkałam się z fotografkami: Magdą Wunsche

44

i Agą Samsel, na końcu wymyśliłyśmy historię. Motywem przewodnim były plastik i woda, które przeplatają się w kadrach. Od początku zakładałam, że na zdjęciach pojawi się Monika Brodka, którą uważam za swoją muzę.

Często ze sobą współpracujecie i chyba rozumiecie się b e z s ł ó w, d z i ę k i To b i e w i z e r u nek sceniczny Moniki Brodki nabrał unikalnego charakteru, podobnego do jej muzyki. Kto


rozmowa

ktoś z nich zdecydował się, by wziąć udział w moim projekcie, miał zaufanie, że nic złego mu się nie stanie. Stylizacje są jednak bardzo mocne, widać w nich Twoją rękę i oko, powiedziałbym wręcz, że potrafią zdominować k adr y, może z wyjątk iem ujęcia z Izą Kuną... - No tak (śmiech). Wymyśliłyśmy, by pokazać Izę z jakimś zwierzęciem. Wybrałyśmy serwala, a potem wszyscy się go bali, dlatego aktorkę przebrałam w dresy, nadając jej mocny look, trochę jak z blokowiska. Nie zawsze jednak szłyśmy tak daleko. Wilhelm Sasnal nosi na przykład mój t-shirt, ale założył swoje jeansy. Lubię, jeśli ktoś ma swój styl, obojętnie czy jest mi bliski, czy nie. Lubię, gdy moje rzeczy są anektowane przez bohatera do jego świata. Nie wiem, czy podobałoby mi się, gdybym na ulicy zobaczyła kogoś ubranego od stóp do głów w rzeczy od Vasiny. Bardziej mnie kręci, jeśli ktoś wpasowuje moje projekty w swoją garderobę. Mam takie marzenie, wychodzę z domu, widzę ekstra ubraną dziewczynę w moich rzeczach, ale ich nie rozpoznaję, bo patrzę na całość stylizacji, a nie na poszczególne elementy.

wybrał jej stylizację do sesji – Ty cz y Ona? - Znamy się z Moniką od dawna, wspólnie rozwijałyśmy się, jeśli chodzi o modę. Łączy nas również to, że obie jesteśmy bezkompromisowe. Albo musi być totalnie na jej, albo na moje. Nigdy nie spotykamy się w pół drogi. Przyjechałam na zdjęcia i powiedziałam, że ma założyć tę konkretną sukienkę. Uwielbiam to zdjęcie, ona również, ale samej sukienki nie znosi. Mam wrażenie, że jesteś typem człowieka bardzo zdecydowanego, nie tylko w modzie. Musiałaś się tego nauczyć czy przyszło to naturalnie? - No tak, zabrało mi to trochę czasu, pracuję w branży od dwudziestu lat. Ale charakter mi się nie zmienił, nadal jestem niedyplomatyczna, mówię co myślę.

Czyli innym bohaterom też powiedziałaś, co mają na siebie założyć? - Tak, czy chcieli tego, czy nie (śmiech). Dałam im jednak możliwość, jeśli nie będą chcieli czegoś mieć na sobie, ok, nie muszą, ale rzeczy mają znaleźć się w kadrze, na przykład w koszu na śmieci. Coś takiego się wydarzyło?! - Nie, na szczęście nikt nie protestował. Pewnie dlatego, że od wielu lat pracuję jako stylistka, więc na etapie planowania sesji mogłam przewidzieć komu coś będzie pasowało, a komu nie. Dobierałam rzeczy pasujące do ich wizerunku, nawet jeśli są kimś, kto ma w dupie to, co nosi. Chcieliśmy pokazać przede wszystkim człowieka. Traktuję ten album jako pewien eksperyment socjologiczny, byłam ciekawa, jak zachowają się moje projekty na wybranych osobach. Szukałam ludzi o silnej osobowości, o mocnym artystycznym flow, z historią, która ukaże się przez pryzmat ubrania. Jeśli

To j e s t d o ś ć l i b e r a l n e p o dejście jak na stylistkę, kostiumografkę i projektantkę! - Cenię ludzi, którzy mają właściwe podejście do ubrania, którzy noszą je, bo lubią, a nie kupują tylko dlatego, że coś stało się modne. Wolę, gdy kupują mniej, a dobrej jakości. Odpukać, na szczęście, gdy ktoś do mnie trafia, są to klientki, które czują podobnie. I chyba jest ich coraz więcej? Zmienia się mentalność ludzi, coraz częściej wolą wybrać coś, co będzie im bliskie i co będzie posiadać większą wartość. - Tak, jest coraz fajniej. Dlatego staram się rozwijać moją markę. Pierwszy rok to było badanie rynku, chciałam zobaczyć jak zostanie przyjęta, teraz dochodzę do wniosku, że było warto. Mówi się, że kluczowe są pierwsze trzy lata. Jeśli marka je przetrwa, pozostanie na dłużej. - Nie znam się na biznesie (śmiech).

45


rozmowa

Z drugiej strony jesteś osobą znaną, z wieloletnim doświadczeniem w branży jako stylistka, więc ta statystyka może być nieco mylna. Krótko mówiąc, te trzy lata masz już za sobą. - Wiesz, gdy ktoś do mnie przychodzi, z reguły zna moje podejście do mody. Nie odwiedzają mnie przypadkowe klientki, które chcą oglądać ubrania, lecz osoby, które wiedzą czego chcą, przychodzą, by dotknąć i kupić. A chciałabyś mieć w ogóle przypadkowe klientki, które nie znałyby Vasiny „ o d p o d s z e w k i ”, t y l k o p r z y szły skuszone ładną witryną lub reklamą? - Dlaczego nie? Ale w sumie… sama nie wiem. Gdybym miała klasyczny sklep, a nie atelier na czwartym piętrze w kamienicy w centrum Warszawy, pewnie musiałabym się rozglądać za takimi osobami. Ale na razie nie ma takiej konieczności. Cieszy mnie, gdy przychodzą dziewczyny, które czują podobnie do mnie, z którymi rozumiemy się w pół zdania. Współpraca z nimi jest samą przyjemnością. I może dlatego moment, w którym znajduje się teraz moja marka, jest taki fajny. Bo nie ma presji? - Tak, czerpię z projektowania strasznie dużo przyjemności i ta radość z tworzenia odbija się w rzeczach, które tworzę. Patrzę na światowych projektantów robiących 100 kolekcji w roku i zastanawiam się, czy to jest dobre dla głowy. Oczywiście wiem, że oni mają mnóstwo pomocników, nie tworzą wszystkiego sami, ale kurczę, to w sumie jakieś szaleństwo. Skąd czerpiesz pomysły – z podróż y, I nternetu, z ulic y? - Nie narzekam na brak pomysłów. Mój problem jest inny – zwykle mam ich natłok (śmiech). Siadam przed kartką i czuję, że chciałabym jeszcze to, jeszcze tamto, tu coś dodać, tam dołożyć. Gdybym nie tworzyła sobie ram, w które muszę włożyć koncepcje na ubrania, kolekcja nie miałaby pewnie ładu i składu. Największym wyzwaniem jest dla mnie przycinanie pomysłów i wyrzucanie tego, co niepotrzebne. Jak wiele wyrzucasz? - Ponad połowę. W swojej pierwszej kolekcji stworzyłam około stu projektów, w sumie

46

zostały czterdzieści trzy, a tak naprawdę powinno być około trzydzieści. Pamiętam, że miałam wtedy straszną potrzebę pokazania wielu wzorów i printów. Nowe rzeczy, które teraz zaczynam tworzyć, będą bardziej minimalistyczne.

umrzeć spokojnie, a potem pewnie odpuszczę. Ale po tym wszystkim dotarło do mnie, jaka to wielka przyjemność, wspaniałe przeżycie. Dlatego już planuję następny. Dzięki temu będę miała pracowite wakacje. Nigdzie nie będę musiała wyjeżdżać!

Kiedy je zobaczymy? - Jeśli wszystko się uda dograć z partnerami, pokaz odbędzie się na początku października. Udało mi się zbudować fajny team, więc jestem optymistką.

Nie lubisz?! - Nie znoszę! Lubię wakacje innego rodzaju niż te, które spędza reszta Polski. Morze, woda, piękne palmy – to nie dla mnie. Im większe miasto, głośniejszy hałas, tym lepiej odpoczywam. Jeśli wszystko się uda, po pokazie wyskoczę pewnie gdzieś na dwa tygodnie.

Jak w ogóle wspominasz swój debiut z zeszłego roku – pierwszy własny pokaz to był koszmar czy marzenie? - Było cudownie! Gdybym czuła inaczej, nie planowałabym drugiego. Miałam straszną potrzebę zrobienia czegoś własnego. Pomyślałam sobie, że muszę zrobić ten pokaz, wyrzucić go z siebie, bo nie będę mogła

Rozumiem, że do jakiegoś wielkiego miasta? - Marzy mi się Nowy Jork, do którego mogłabym wyjeżdżać co roku aż do śmierci, czuję się tam jak w drugim domu. Lubię jego energię, wracam potem do Warszawy,


rozmowa

biorę głęboki oddech i czuję, że wszystko stoi przede mną otworem. Myślę również o Tokio, nie uspokoję się, jeśli tam nie dotrę, nie dotknę jego natury, nie zbadam tamtejszego rynku. Intuicja podpowiada mi, że moje projekty mogą się tam spodobać. Sparzyłam się jednak kilka razy na swoich marzeniach, więc zobaczymy, jak będzie. Gdzie się najbardziej sparzyłaś? - Na Islandii… Marzyłam o niej, wszystko wydawało się piękne. Pojechałam na dwa tygodnie i dotarło do mnie, że ja ni hu, hu nie jestem kompatybilna z przyrodą. Jedziesz osiemdziesiąt kilometrów po żwirze, a na końcu drogi stoi opuszczony samolot, wszystko tam jest opuszczone i przygnębiające. Ludzie są smutni, wieje depresją, od natychmiastowej ucieczki ratują cię tylko ciepłe źródła. Trzeba posiadać specyficzny rodzaj charakteru, by czuć się tam dobrze. Wiesz, ja muszę mieć naokoło piękną architekturę, ciekawych ludzi. Mogę mieszkać przez całe wakacje w starej kamienicy i patrzeć na mury naprzeciwko. Palmy, czysta woda w ogóle mnie nie kręcą. Mój mąż za to idzie na plażę, spędza trzy godziny w wodzie, wychodzi, napije się drinka, zje coś, poczyta, znowu spędza trzy godziny w wodzie. Ja idę na plażę, gorąco, nie ma cienia; dobra, idę do wody, robię kółko, drugie, trzecie, po chwili mnie szlag trafia, a minęło dopiero pięć minut. Kończy się na tym, że w jeden dzień czytam sześć książek. W nocy nie mogę spać, denerwują mnie te wszystkie robaki, napieprzające cykady, wyjące małpy. Ja się do tego nie nadaję. Do szczęścia wystarczą mi muzeum sztuki współczesnej, zajebiste knajpy i piękne ulice z kamienicami. Czyli jednak Nowy Jork? - Jest niesamowicie otwarty, idziesz, tu jakiś wernisaż, tam koncert. Wchodzisz z przypadku, nikt cię nie wyrzuca. Ludzie cały czas coś robią, znajdujesz się w tyglu niekończącej się energii. Do odpoczynku potrzebuję nieustannych bodźców. A do pracy? - Ciszy. Zamykam się w pracowni, odcinam od świata, myślę i tworzę. Wszystko mam w głowie. Wystarczy, że położę się na kanapie i zaczynam sobie wyobrażać, jak będzie wyglądać kolekcji i wybieg, potem przenoszę to wszystko na papier. Moda płynie z mojej podświadomości. Rozmawiał: R A F A Ł S T A N O W S K I

47


Photo Retouch: Maroš Belavý Models: Aleksandra Bator (AS Management), Aleksandra Bukowiec M a k e U p & H a i r : K a ta r z y n a Ta r n o w i e c k a , K a ta r z y n a S a d o w s k a ( A RT D r e a m ) Styling: Łukasz Witek D e s i g n e r s : A n g e l i k a Wa r ot- G ł u c h , A l e k s a n d r a B i a ł k K o va l o w e , P i o t r P o p i o ł e k , A l i c j a B i e g u n K a r o l i n a B o c h n i a , Wa l e r i a T o k a r z e w s k a , K a r a s z e w i c z Bartm ańska

48


49


50


51


52


53


54


55


56



moda

MODA TO ZMIANA! Wartość mody to coś więcej niż ranking najbogatszych przedsiębiorców, najmocniejszych marek czy wolumen wyprodukowanych ubrań. O jej znaczeniu świadczą zmiany społeczno-polityczne, których jest ważną częścią, świadomość konsumpcyjna, odpowiedzialność za otaczający nas świat i, wreszcie, wyraz artystyczny. W natłoku codziennych informacji trudno znaleźć chwilę na głębszą refleksję, dlatego polecam 5 dokumentów o modzie, które pozwolą Wam na nią spojrzeć z innej perspektywy!

POLITICAL DRESS /NINATEKA.PL/

W ramach Programu Kulturalnego Polskiej Prezydencji w 2011 roku, Instytut Adama Mickiewicza zrealizował projekt: Guide to Poles, a wśród kilku przygotowanych filmów dokumentalnych znalazł się Political Dress, Judyty Fibiger. Wypowiadają się w nim osoby kształtujące modę i obserwujące ją w roli zmiany, m.in. Barbara Hoff, Barbara Hulanicki i Ania Kuczyńska, a także socjologowie i artyści. Dzięki nim tworzy się obraz mody podszytej społecznym i politycznym charakterem. Dokument, pokazując historię ubrań i stylu Polaków za czasów PRL, skłania do zastanowienia się, czy i jak ciuch staje się elementem buntu, wyrażeniem poglądów i nas samych.

58

MCQUEEN /VOD.PL/

Kiedy zwykły chłopak z East Endu wstrząsnął światem mody? Jak sam powiedział: - Nie chcę robić pokazu, po którym poczujesz się, jak po niedzielnym obiedzie. Alexander McQueen dążył do tego, by jego artystyczna wizja spowodowała zamęt w głowie i emocjach, zmusiła do reakcji i przeżywania sztuki. Z jednej strony tworzył 14 kolekcji rocznie, z drugiej walczył o artyzm. Jeżeli ktoś miał pokazać hologram Kate Moss lub malować suknię na żywo, na oczach publiczności - to właśnie on. Geniusz: wizjoner, buntownik, wrażliwy człowiek. Ian Bonhôte


moda

i Peter Ettedgui stworzyli artystyczny dokument McQueen, pokazujący tę niszczącą część mody, pozwalającą osiągnąć szczyt, spełnić marzenia, ale okupując to najwyższą ceną - życia.

JEAN PAUL GAULTIER. SZYK I KRZYK

/JPGFASHIONFREAKSHOW.COM/ W dokumencie Jean Paul Gaultier. Szyk i krzyk, obserwujemy przygotowania do ogromnego teatralno-kabaretowego show, przedstawiającego życie i twórczość tegoż francuskiego projektanta. Ale bohaterów jest w nim więcej. To artyści, którzy kształtowali charakter Gaultiera (m.in. Madonna, Josephine Baker), współpracownicy i wyjątkowe osobowości, występujące w widowisku, jakiego wcześniej żaden projektant mody nie przygotował. Wśród barwnych postaci, wzrok przykuwa skromna i niesamowita, ponad siedemdziesięcioletnia, krawcowa haute couture, osoba sprawiająca, że najbardziej szalony pomysł Gaultiera staje się rzeczywistością. Po obejrzeniu tego filmu zapragniesz kupić bilety na ten spektakl i poczuć na żywo ekstrawagancki i prowokacyjny zmysł Jeana Paula.

WESTWOOD: PUNKÓWA, IKONA, AKTYWISTKA

/VIVIENNEWESTWOODFILM.COM/ Punkówa, która otrzymała tytuł szlachecki i Order Imperium Brytyjskiego. Vivienne Westwood zbudowała ogromną markę (obecnie jej skala wydaje się jeszcze większa przez liczne licencje), pokazała, że bez-

z Greenpeace, edukuje na temat globalnego ocieplenia i bijąc się w pierś za poprzednie grzechy wobec środowiska, podejmuje się zmiany teraz. Bo nigdy nie jest za późno.

THE TRUE COST /NETFLIX.COM/

kompromisowść ma znaczenie. Nie tylko w projektowaniu ubrań, ale też w tworzeniu kultury, bycia częścią rewolucji społecznej i walki o lepszy świat. Film Westwood: punkówa, ikona, aktywistka, poza biograficznym aspektem i jej drogą zawodową, pokazuje ponadczasowe wartości, które do dziś są dla niej ważne. Eko-aktywistka współdziała

Po obejrzeniu tego dokumentu zupełnie inaczej spojrzycie na każdy t-shirt z sieciówki, swoją szafę i to, co dzieje się z ubraniami w galeriach handlowych. Twórcy filmu True Cost, z badawczą pieczołowitością przyglądają się przemysłowi, skutkom dla środowiska naturalnego, naszym wyborom i oczekiwaniom, interesom wielkich korporacji i pojedynczych osób, które gdzieś w odległej fabryce, za ułamek kwoty, w nieludzkich warunkach, szyją coś, co po kilku miesiącach wyrzucisz lub upchniesz w kąt szafy. Czas zrozumieć, że prawdziwa cena bluzki to znacznie więcej niż 29,99 na metce. KASIA KWIECIEŃ www.fashionbranding.pl

59


moda

The Apartment w Kopenhadze

|

theapartment.dk

NAJGORĘTSZE

CONCEPT STORE’Y NA ŚWIECIE Nie ulega kwestii, że era zakupów on line to niełatwe czasy dla właścicieli stacjonarnych butików. Rozsmakowaliśmy się w komforcie zaopatrywania się we wszystko z zacisza własnego domu, bez konieczności wstawania z kanapy. Dlatego coraz trudniej zwabić większość z nas tam, gdzie ryzykujemy stanie w kolejkach do kas i tłumy w przymierzalniach. Na szczęście są jeszcze miejsca, dla których warto nie tylko wyjść z zacisza własnego domu, ale i pojechać na drugi koniec świata. Nawet, jeśli nie zamierzamy tam nic kupić, wiele z nich warto odwiedzić choćby dla świetnego designu wnętrz i niepowtarzalnej atmosfery. Przedstawiamy listę najgorętszych concept store’ów – od Londynu aż po Tokio.

DOVER STREET MARKET LONDYN Multibrandowy butik Dover Street Market ma dziś swoje filie również w Singapurze, Nowym Jorku, Pekinie i Tokio. Ale to Londyn jest kolebką concept store’u, który wielu porównuje z nieistniejącym już paryskim Colette. Założony przez Rei Kawakubo i jej

60

męża, Adriana Joffa, Dover Street Market to już prawdziwa instytucja, która od 15 lat dyktuje trendy i przyciąga fanów nietuzinkowego podejścia do mody. Można tu znaleźć wyselekcjonowane ubrania i akcesoria od niszowych marek, a także podziwiać instalacje, do których stworzenia zapraszani są najwybitniejsi artyści.

THE APARTMENT KOPENHAGA Trafić do najgorętszego concept store’u w Kopenhadze nie jest łatwo. Aby do niego dotrzeć, trzeba odnaleźć ukrytą nad jednym z kanałów kamienicę, przejść przez porośnięte bluszczem podwórko i wreszcie wspiąć się po wąskiej, krętej klatce scho-


moda Witryna Rafa Simonsa w Dover Street Market

dowej. The Apartment w pełni zasługuje na swoją nazwę, bo przypomina wyglądem i klimatem dom. Ale taki, w którym mieszka osoba o znakomitym guście i doskonałym wyczuciu trendów. Można tu znaleźć piękne meble i dzieła sztuki użytkowej. A także ubrania i akcesoria od lokalnych młodych projektantów.

|

thespaces.com

na tam znaleźć – od ubrań, poprzez dzieła sztuki użytkowej, na książkach i albumach skończywszy, zostało wybrane z prawdziwym pietyzmem. 10 Corso Como ma niepowtarzalną atmosferę, której nie sposób znaleźć nigdzie indziej.

LUISA VIA ROMA, FLORENCJA STORE X BERLIN Zajmujący dwa piętra Soho House w berlińskiej dzielnicy Mitte, Store X to idealne miejsce dla tych, którzy na równi z modą kochają świetny design, dobrą muzykę i pięknie wydane książki. W postindustrialnych wnętrzach można trafić na modowe perełki, ale też posłuchać stawiających na innowację zespołów czy obejrzeć pracę młodych, zdolnych artystów i designerów. Store X to obowiązkowy punkt wizyty w Berlinie nie tylko dla tych, którzy kochają zakupy.

Kto wybiera się na zakupy do słonecznej Italii, nie może ominąć Florencji. Bo choć to Mediolan jest nazywany stolicą włoskiej mody, to właśnie w sercu Toskanii mieści się jeden z gorętszych adresów. Luisa Via Roma to concept store, który urzeka jeszcze zanim postawi się w nim stopę. Witryna sklepu cyklicznie się zmienia i gości prze-

KM20

|

eu.km20.ru

różne instalacje, tworzone przez artystów takich jak Damien Hirst. Wnętrze również spełnia rozbudzone oczekiwania – jest nie tylko pięknie zaprojektowane, ale też pełne modowych perełek. A po zakupach można zrelaksować się w barze na tarasie z lampką chłodnego Prosecco w ręce. Czego chcieć więcej? KM20 MOSKWA Moskiewski concept store to miejsce stworzone z iście królewskim rozmachem. Ale choć można w nim znaleźć najbardziej luksusowe marki, takie jak projekty Rafa Simonsa czy Helmuta Langa, w minimalistycznym wnętrzu nie brakuje też miejsca dla młodych zdolnych. Coś dla siebie znajdą

10 CORSO COMO MEDIOLAN Tego adresu nikomu chyba nie trzeba przedstawiać. Założony 27 lat temu przez Carlę Sozzani, siostrę nieżyjącej redaktor naczelnej włoskiego „Vogue’a” concept store to obowiązkowy punkt wizyty w Mediolanie dla wszystkich fanów mody i designu. Butik, który niemal trzy dekady temu był galerią, a następnie przecierał szlaki idei concept store’u dziś powiększył się o hotel, restaurację i ukryty taras. Wszystko, co moż-

StoreX w Berlinie

|

thestores.com

61


moda

Merci Boutique

10 Corso Como

|

10corsocomo.com

tu fani Vetements, Goshy Rubinsky’ego czy Off White. Butik nawiązuje też współpracę z najbardziej rozchwytywanymi markami, które tworzą specjalnie dla niego limitowane kolekcje. Na drugim piętrze KM20 mieści się też restauracja z tarasem, a w podziemiach odbywają się wystawy i imprezy do białego rana.

parisdesignguide.com

MERCI PARYŻ Choć paryski butik Colette po 20 latach bycia najgorętszym modowym miejscem na mapie stolicy Francji zamknął swe podwoje, w Mieście Świateł jest sporo innych wartych odwiedzenia concept store’ów. Jednym z nich jest znajdujący się w byłej, XIX -wiecznej fabryce tapet, ulokowany w Marais – obecnie najbardziej trendy dzielnicy Paryża butik Merci. Można tu znaleźć precyzyjną selekcję ubrań, akcesoriów i designu. Wszystko w niepodrabialnym, paryskim stylu. Na uwagę zasługuje też część barowa. Merci to miejsce o jedynej w swoim rodzaju atmosferze, która oczarowuje już od progu.

N ATA L I A J E Z I O R E K

THE POOL AOYAMA TOKIO Kto miał okazję odwiedzić Japonię ten wie doskonale, że po Kraju Kwitnącej Wiśni można się spodziewać wszystkiego, co najlepsze. Najwyższej klasy poziom reprezentuje też concept store The Pool Aoyama. Wystarczy wspomnieć, że za projekt butiku odpowiadają twórca The Fragment Design, Hiroshi Fujiwara, artysta Takashi Murakami i architekt Nobuo Araki. Butik w najgorętszej dzielnicy Tokio pierwotnie był basenem w prywatnym mieszkaniu – stąd jego nazwa. Dziś oferuje bezbłędny

62

wybór ubrań i akcesoriów, ze szczególnym uwzględnieniem najnowszych projektów Hiroshiego Fujiwary.

|


Pielęgnacja do potęgi trzeciej!

Projekt "Pielęgnacja³" to cztery tygodnie z TOPowymi markami, które za główny cel obierają spełnianie potrzeb skóry! Kupując Vucher³ za 199 zł otrzymujesz: 1. ekspercki dobór pielęgnacji 2. domową pielęgnację o wartości 199 zł 3. indywidualnie dobrany zabieg pielęgnacyjny o wartości 259 zł

Agentki FBI

Face and Body Institute

Więcej dowiesz się na naszej stronie www.medyczne-fbi.pl

Tydzień z Diego Dalla Palma Dermokosmetyki, w których ukryta jest lecznicza receptura i włoski kult piękna! start promocji: 29 kwietnia

Tydzień z Nanili Kompleksowe rozwiązania w walce z trądzikiem i problemami skórnymi! start promocji: 13 maja

Tydzień z Mokosh Polskie, superskuteczne i ecofriendly produkty do pielęgnacji skóry twarzy i ciała! start promocji: 27 maja

Tydzień z Dottore Polskie kosmeceutyki, wywodzące się z medycyny estetycznej! Znajdziesz nas na www.medyczne-fbi.pl

start promocji: 10 czerwca


GALERIA KRAKOWSKA PREZENTUJE:

trendy street style

Street fashion rządzi się swoimi prawami. Kolor, zoom na dodatki i wiosenno-letni luz – tak prezentują się uliczne trendy w aktualnym sezonie. Wiosną i latem ulice wielkich miast tętnią życiem, a serce Krakowa bije w tym czasie jeszcze bardziej w rytmie mody. Tak jak w centrum stolicy Małopolski słychać wielkomiejski szum, tak też w trendach widać zamieszanie. W najnowszym Lookbooku Galeria Krakowska prezentuje trendy street style. Królują w nich pełnia koloru, dodatki i nieoczywiste połączenia. Stylizacje, w których można wyjść na ulicę i nie wtopić się w tłum, ale wyróżnić się na jego tle. Zapraszamy na pełną inspiracji wycieczkę ulicą… mody. Dołączycie?

Modele: Fryzury: Makijaż: Stylizacje: Zdjęcia: Koncepcja:

Darya Chuyko i Łukasz Stanek Strefa Fryzur | Galeria Krakowska M•A•C | Galeria Krakowska Wero Wysoczyńska | Fashion Victim Industry Robert Purwin | MR. FACELESS PR Inspiration

OKŁADKA: sukienka: Michael Kors / Peek & Cloppenburg kurtka: White House torebka: Michael Kors / Peek & Cloppenburg kolczyki: By Dziubeka nasz yjnik: Picky Pica buty: Symbiosis okulary: własność stylisty

64


D A R YA kostium kąpielowy: Gigi Hadid x Reebok bluza: Reebok spódnica: White House torebka: Bershka buty: Gino Rossi

ŁUKASZ koszula: Christian Berg / Peek & Cloppenburg szorty: To m Ta i l o r / Pe e k & C l o p p e n b u r g nerka: Reebok buty: Gino Rossi b a n d a n a : N e w Yo r k e r

65


D A R YA top: White House spรณdnica: White House kurtka: Ralph Lauren / Peek & Cloppenburg naszyjniki: By Dziubeka spinka do wล osรณw: Motive and More torebka: White House buty: Gino Rossi

66


Ĺ UKASZ t-shirt: Bershka n e r k a : N e w Yo r k e r

67


D A R YA sukienka: Adidas / Peek & Cloppenburg torebka: Gino Rossi kolczyki: By Dziubeka pierścionek: Picky Pica

68


Ĺ UKASZ koszula: Review / Peek & Cloppenburg t-shirt: Montego / Peek & Cloppenburg spodnie: Review / Peek & Cloppenburg nerka: Reebok skarpety: Mozz buty: Gino Rossi 69


ŁUKASZ t - s h i r t : N e w Yo r k e r kamizelka: Montego / Peek & Cloppenburg spodnie: Review / Peek & Cloppenburg pasek: Medicine przypinki: H&M ł a ń c u c h y : N e w Yo r k e r okulary: H&M

70


D A R YA koszula: Montego / Peek & Cloppenburg spodnie ogrodniczki: Adidas / Peek & Cloppenburg kolcz yki: Picky Pica bransoletki: Picky Pica okulary: własność stylisty

71


essentials

1

2

3 4

5

6 7

8

9 10

IDEA FIX - ONLY POLISH DESIGNERS || 1. DŁUGI T-SHIRT, 89 zł || 2. METALICZNA KURTKA, 259 zł || 3. TOREBKA/SASZETKA/NERKA 3w1, 109 zł || 4. KOLCZYKI, 35-60 zł || 5. PIN, 25 zł || 6. SKARPETKI, 26 zł || 7. SZORTY Z MATERIAŁU VINTAGE, 120 zł || 8. POMIĘTE KUBKI CERAMICZNE 35-89PLN || 9.HOLOGRAFICZNY PLECACZEK 159PLN || WSZYSTKIE PRODUKTY DOSTĘPNĘ W IDEA FIX KONCEPT SKLEPIE W KRAKOWIE - UL.STRADOMSKA 16 72



wydarzenia

ADRIAN KRUPA ZWYCIĘZCĄ FASHION DESIGNER AWARDS

zd j. Fi l i p O k o p ny - Fa s h i o n I m a g e s i M a rc i n K m i e c i ń s k i - Fa s h i o n I m a g e s

Adrian Krupa wygrał finał 10. edycji prestiżowego konkursu Fashion Designer Awards w Warszawie. Prace Adriana, który studiuje w ASP Łódź, prezentowaliśmy już kilka razy na łamach naszego magazynu.

Jego autorska kolekcja wykracza daleko poza ramy współczesnego myślenia o modzie. Geometryczne konstrukcje, asymetria i oryginalne brokatowe dzianiny oraz oryginalne dodatki urzekły jurorów 10. edycji FDA. Zwycięzca otrzymał m.in. 20 tys. złotych, staż w atelier włoskiej projektantki,

74

Francesci Liberatore, pełne stypendium w Viamoda, wyjazd do Mediolanu na targi White Milano z batonikiem Duplo, wyjazd na targi Premier Vision do Paryża z Cisowianką Perlage, udział w 2. Edycji International Young Designers Contest w Kijowie, obsługę sesji zdjęciowej od MATRIX i AA

Wings of Colors, stanowisko w strefie mody podczas Green Festival Olsztynie. Wyróżniono również kolekcję Magdaleny Czamary, która otrzymała m.in. staż w atelier Bizuu oraz Manueli Koreckiej, która wygrała staż w atelier Gosi Baczyńskiej


wydarzenia i w dziale charakteryzacji TVN oraz nagrodę Showroom Talents.

– projektantka z Bejrutu, który był honorowym przewodniczącym jury 1. edycji FDA.

Organizatorka konkursu, Joanna Sokołowska-Pronobis, przygotowała jeszcze jedną nagrodę – staż w atelier Georgesa Chakry

W zacnym gronie jurorów znalazły się gwiazdy świata mody, m.in. Agnieszka Maciejak, Gosia Baczyńska, Dawid Woliński,

duet Bizuu, duet MMC, Joanna Horodyńska, Dorota Williams, Tamara Gonzalez Perea, Agnieszka Dygant czy Marieta Żukowska. Pokaz wyreżyserował Maciej Majzner, oprawę graficzna przygotowała Sonia Hensler.

75


wydarzenia

MMC: Cisza, której nie było

fot. Marek Makowski

Pokaz nowej kolekcji duetu MMC na 2019 i 2020 rok odbył się pod hasłem Silenzio (czyli: cisza). Projekty Ilony Majer i Rafała Michalaka skłaniają jednak do tego, by zabrać głos, przetwarzają bowiem wszystko to, co w modzie określa się mianem „hot”.

Puchowe kurtki, przeskalowane formy, zabawa logo i napisami – tym wszystkim żyją projekty MMC i światowe ulice, a wraz z nimi największe wybiegi mody. Projektanci wpisują w sylwetki dekonstrukcyjne pomysły, które z pewnością docenią koneserzy autorskiej mody. Propozycje duetu nie zapominają jednak od tym, że moda, nawet ta o artystycznych korzeniach, musi posiadać walor utylitarny. Każdy z elementów kolekcji można więc śmiało włożyć do szafy i wykorzystywać w codziennej stylizacji,

76

począwszy od stroju do biura, a skończywszy na wieczornej imprezie. Propozycje ubrań uzupełniły buty stworzone we współpracy z marką Ryłko oraz biżuteria Apart/Elixa. Makeup: MAC Cosmetics, fryzury: Małgorzata Babicz oraz team stylistów marki Sebastian Professional.

wocześnie myślący projektant mody powinien nie tylko myśleć o designie, ale również pamiętać o ekologii i odpowiedzialnej produkcji. W dobie globalnej nadprodukcji ubrań takie podejście świadczy o bardzo przemyślanym i nowoczesnym podejściu do mody.

Ilona Majer i Rafał Michalak nie zapominają o poszukiwaniu niebanalnych tkanin. Wykorzystali mohery, kaszmiry i jedwabie Sonia Textile, a także poliester i bawełnę pochodzącą z recyklingu. Pokazali, że no-

Ilona Majer i Rafał Michalak postawili znów na zderzenie autorskiej mody z niebanalnym wnętrzem – pokaz odbył się w halach Miejskich Zakładów Autobusowych w Warszawie. Postindustrialna estetyka nie

odwracała uwagi od wybiegu, stanowiąc intrygujący kontrast z ubraniami nawiązującymi do najlepszych światowych trendów. Nie przeszkadzało to w zgromadzeniu na imprezie towarzyskiej śmietanki, która obserwowała z wyjątkową atencją, modelki popijając Cisowiankę Perlage. Energię pokazu napędziła muzyka i głos Jacka White'a, nadając całości rockowego, buntowniczego charakteru. O ciszy nie było mowy!

/RS/



uroda

KOSMETYCZNE TRENDY Smog, szkodliwe promieniowanie UV, toksyny, metale ciężkie, kurz, zanieczyszczenia to niebezpieczeństwa czyhające nie tylko na mieszkańców miast! Przez lata lekceważyliśmy Matkę Naturę, chciałoby się rzec mamy to na co zasłużyliśmy i teraz obrywa się naszemu zdrowiu i urodzie. Producenci tworzą aktualnie superkosmetyki, których tajną mocą jest strzeżenie nas przed szkodliwymi czynnikami środowiska. Co je ze sobą łączy? Są ultra delikatne dla skóry i mają za zadanie tworzyć rodzaj tarczy, płaszcza ochronnego. Zdecydowana większość kosmetyków anty-pollution stosuje naturalne składniki, a ich opakowania nadają się do recyklingu, lub są biodegradowalne, a wszystko po to, by nie tworzyć błędnego koła i serwować ziemi kolejnych ton niestrawionego plastiku. Jeśli pokochamy naszą planetę, nie będziemy musieli się przed nią bronić!

@ADRIANAGOLEBIOWSKA

fot. materiały promocyjne

1. MOKOSH Regenerujący krem do twarzy anty-pollution, malina Krem ma za zadanie chronić skórę przed szkodliwym działaniem czynników zewnętrznych. Oleje roślinne zawarte w nim mają wspomóc odbudowę cementu międzykomórkowego, kompleks ekstraktów chroni przed działaniem metali ciężkich, naturalne soki owocowe z jabłek i brzoskwinii rozjaśniają skórę, nawilżają ją i działają przeciwrodnikowo, a wyciąg z korzenia żeń - szenia antyoksydacyjnie. W składzie znajdziemy też kwas hialuronowy i ekstrakty z nasion zbóż, wszystko by stworzyć barierę dla niepożądanych czynników środowiska. Do tego Mohosh to polska marka, wykorzystująca surowce organicznie!

1

2

Po j emno ść : 6 0 ml. Ce n a : 1 4 9 z ł.

2. BIELENDA, BLACK SUGAR DETOX Detoksykująco – nawilżająca pianka do mycia twarzy Kosmetyk zawiera cukier i węgiel, które skutecznie ale delikatnie oczyszczą skórę twarzy. Świetnie usunie zanieczyszczenia, nadmiar sebum, odblokuje pory i oczyści z toksyn! Pozostawia skórę matową, ukojoną, gotową na dalszą pielęgnację. Po j emno ść : 1 7 5 g. Ce n a : 2 0 z ł.

3. FRESH, ROSE DEEP HYDRATION FACIAL TONER Nawadniający tonik Ten tonik nie tylko przywróci odpowiednie pH skórze, ale również świetnie ją nawodni i wzmocni funkcję barierową skóry. W składzie nie znajdziemy alkoholu, jedynie nawilżające super składniki takie jak: olejek różany, ekstrakt z owoców róży, wodę różaną i ekstrakt z liści dzięgla. On nie tylko obłędnie wygląda ale też genialnie pachnie! Po j emno ść : 2 5 0 m l. Ce n a : 2 2 3 z ł.

78

3


uroda

4. DR ROEBUCK’S, ULURU PURIFYING MASK Maska oczyszczająca

4

Producenci zainspirowani australijską pustynią, stworzyli detoksykującą i leczniczą maskę zawierającą najczystsze minerały na Ziemi. Biała i czerwona glinka wspaniale oczyszczą i uspokoją skórę zarówno tę tłustą jak i bardzo wrażliwą! Pojemnoś ć: 50 ml. Cena : 109 zł.

7

5. ALBA 1913 Miejski osłonowy lotion Niech nie zwiedzie Was lekka konsystencja tego kremu, która świetnie sprawdzi się pod makijażem! Skład tego kosmetyku jest naprawdę bardzo bogaty i treściwy. Estry masła shea, kwas hialuronowy, ekstrakty korzenia rabarbaru, naci pietruszki i liści szczawiu stworzą na twojej twarzy prawdziwą zbroję przed smogiem i metalami ciężkimi. Pojemnoś ć: 30 ml. Cena : 200 zł.

6. FARSÁLI, ROSE GOLD ELIXIR Suchy olejek do twarzy Przy pomocy tego złotego olejku możemy zamienić nasze kolorowe kosmetyki w ekstra nawilżające i upiększające! Wystarczy, że do podkładu dodamy kilka kropel tego cudeńka, aby skóra była wyjątkowo promienna i nawilżona. Olejek świetnie sprawdza się również nałożony solo na twarz i na usta, a zawarte w nim 24 karatowe złoto poprawi teksturę skóry i wspomoże redukcję płytkich zmarszczek.

6

Pojemnoś ć: 30 ml. Cena : 219 zł.

7. PAESE Pielęgnacyjny krem koloryzujący DD Ochrona przeciwsmogowa to jedno, ale aby cera dłużej była promienna i jędrna, warto również zainwestować w filtry przed szkodliwym promieniowaniem UV. Krem DD od Paese zapewni tę podwójną ochronę, a dodatkowo ujednolici odcień skóry wyselekcjonowanymi pigmentami z certyfikatem Ecocert. Buzia będzie nie tylko bezpieczna, ale i piękna! Pojemnoś ć: 30 ml. Cena : 39,99 zł.

8. BECCA, ULTIMATE LIPSTICK LOVE Trwała, nawilżająca pomadka

5

8

Często trwałe pomadki mają tendencję do nadmiernego wysuszania delikatnej skóry warg. Becca wprowadziła ultra nawilżające pomadki, które nie znikną z ust do nawet 8 godzin! Mają wyjątkowo kremową konsystencję i zawierają kwas hialuronowy, olej z awokado, oraz oliwę z oliwek. W kolekcji znajdują się obłędne nudziaki i ciemne czerwienie odpowiednie zarówno dla zimnych, ciepłych i neutralnych odcieni skóry. Pojemnoś ć: 3,3 g. Cena : 99 zł.

79


rozmowa

MAŁGORZATA FOREMNIAK - KOBIETA TOTALNA O dziecięcych inspiracjach, byciu kobietą i dojrzałą aktorką, o samoakceptacji i tym gdzie ucieka by złapać dystans, podczas spotkania w Instytucie Piękna Bielenda, z Małgorzatą Foremniak rozmawia Adriana Gołębiowska.

fot. mat. promocyjne Bielenda

(...)kobietą poczułam się dopiero kiedy stałam się dojrzała. I stało to się (...) w czasie kiedy byłam naprawdę mała względem siebie, niepozorna, mało znacząca. Wtedy nastąpiło prawdziwe spotkanie i przyjęcie siebie takiej jaką jestem.

W czym tak naprawdę tkwi kobiece piękno? - We wrażliwości i mądrości. Całe piękno wychodzi ze środka. Zewnętrzność jest tylko oprawą. Owszem, jest ważna i potrzebna, zwłaszcza gdy jesteśmy młode. Każda chciałaby być piękna, ciekawa, uwodzicielska. Z czasem jednak zmieniamy do piękna stosunek, gdy tworzymy rodzinę, wychowujemy dzieci. Zaczynają być dla

80

nas inne wartości ważniejsze. Inaczej też podchodzimy do swojej zewnętrzności, do swojego ciała. Można by było powiedzieć, że z upływającym czasem nasze piękno też przemija. Nic bardziej mylnego. Ono się transformuje. Innym językiem do nas przemawia i czym innym z nas emanuje. Dochodzi do głosu mądrość, doświadczenie i dystans do otaczającego świata. A to najlepsze kosmetyki na zmarszczki. Stają się

mniej widoczne, bo po prostu nie zwraca się na nie uwagi. Pamiętasz k iedy po raz pier wszy pomyślałaś o sobie: jestem kobietą? - Pierwszy raz pomyślałam tak, a raczej odczułam, kiedy urodziłam moją córkę, Olę. Ale tak naprawdę, mówiąc szczerze, kobietą poczułam się dopiero kiedy stałam się


Która z kobiet inspirowała Cię w dzieciństwie? Myślałaś o którejś: "Właśnie taka będę kiedy dorosnę"? - Oczywiście! Barbara Streisand – słuchając jej przechodziłam jakieś bajkowe stany. Pamiętam, jak byłam dzieckiem, uwielbiałam leżeć w łóżku, wyobrażałam sobie, że wychodzę na scenę, zapala się snop światła i zaczynam śpiewać, oczywiście głosem Barbary Streisand. Mój magnetofon, marki Grundig, był z żelaza. Żaden sprzęt nie wytrzymałby takiej intensywności przesłuchań (śmiech). Barbara Streisand była dla mnie gwiazdą z jakiejś odległej galaktyki, była marzeniem, światem, który otworzył się dla małej dziewczynki z jakiegoś małego miasteczka Jedlinsk.

wiem czy to w ogóle jest możliwe. Czasami mamy fajne momenty w życiu zawodowym, jesteśmy na fali, to nas niesie i dobrze się wtedy gra, mamy sukcesy, rośnie nasze poczucie wartości. Ale przychodzi też i flauta, wszystko się zatrzymuje, idzie pod górę, są potknięcia, stres i zapadamy się w sobie. I niestety wtedy też podlegamy ocenie. Dobrze mieć, uprawiając ten zawód, inne pasje, inne zainteresowania. Wtedy można się im oddać, a przynajmniej nimi wesprzeć. Ty w ogóle masz pod górkę, bo bycie piękną aktorką trochę szufladkuje. - Trzeba udowadniać, że się jeszcze coś innego potrafi, niż dobrze wyglądać. Fajnie jest, gdy ma się warunki, kiedy jest się młodym. Wtedy ma się pulę ról, z której można wybierać. Gorzej jest w późniejszym wieku. Lepiej być charakterystyczną aktorką niż amantką, zdecydowanie tak. Dla dojrzałych pięknych kobiet chyba nie ma wielu ról…

Myślisz czasem gdzie mogłabyś być za 10 lat?

- To się zmienia. Zarówno w kinie europejskim, jak i za oceanem. Powstaję piękne filmy z ciekawymi, soczystymi rolami dla kobiet. Aktorki w każdym wieku, zwłaszcza dojrzałym, zachwycają swoim kunsztem i charyzmą.

- Obiecałam sobie, że nigdy nie będę sobie odpowiadała na to pytanie. W moim życiu co jakiś czas pojawiały się przełomy. Następował zwrot o 180 stopni. Jednak po każdym uskoku, byłam rzucana na głęboką wodę. Nie mam już tego w planach (śmiech). Dlatego nie chcę się zastanawiać co będzie. Biorę życie jakim jest.

Meryl Streep?

Lubisz siebie i akceptujesz taką jaką jesteś. Czy zawsze tak było? - Cały czas się tego uczę. Ale uprawiam specyficzny zawód, w którym ciągle podlega się ocenie. To czasem frustrujące. Nie łatwo wypracować sobie do tego dystans. Nie

Gdzie uciekasz żeby odpocząć, gdzie jest twoja oaza? - Uciekam na wieś. To jest moja oaza. Jak to się mówi, prostują mi się tam wszystkie zwoje. Uciekam do natury, miasto nigdy mnie nie kręciło, a już na pewno nie nowoczesne miasto. Lubię zakamarki, różne cudeńka architektoniczne, jakieś tajemnice, które są wokół mnie. Nowoczesna, szklano-metalowa architektura nigdy mnie nie pociągała. Lubię klimat ciepły, przyjazny, ale przyroda to jest mój żywioł.

A mama? - Mamy się słuchało, mamy się czasem bało, bo mama twardą ręką mnie wychowywała. Była farmaceutką, prowadziła aptekę, miała dużą wiedzę, poważanie i pomagała ludziom. Lubiłam przychodzić do niej do pracy. Dawała mi cukier puder, mąkę, wodę, mleko i ukręcałam jakieś swoje mikstury, podglądając ją w pracy. Miała zawsze perfekcyjnie uczesany kok, utrzymywany w delikatnej, prawie niewidocznej siateczce, blond włosy, które tleniła sobie sama, hennę na brwiach, paznokcie w kolorze waniliowej perły i klipsy w uszach. Zawsze w nienagannie białym fartuchu. Taką mamę pamiętam.

- Myślę, że to kobiety się zmieniły, zwłaszcza kobiety w Polsce. Zdejmują z siebie wreszcie zbroję bycia "matką Polką", która za wszelką cenę utrzyma i poprowadzi gniazdo rodzinne. Przez wiele pokoleń, to dzięki kobiecie, ten dom istniał, a tradycja przetrwała. Przez tyle lat naszej zawiłej historii Polski, kobieta była silna i niezłomna. Przyszedł czas, by docenić, respektować i szanować siłę kobiet.

- Słyszałam taką plotkę, że Maryl Streep wykupuje najlepsze scenariusze (śmiech). Mnie zawsze pociągało kino europejskie. Hiszpańskie aktorki to aktorzyce, na ich twarzach wypisana jest historia życia. U nas nie ma tradycji kina kobiecego. - U nas też się zmienia. Zabawa, zabawa, Kingi Dębskiej, Nina, Olgi Chajdas, Fuga, Agnieszki Smoczyńskiej, Zimna wojna, Pawła Pawlikowskiego czy Słodki koniec dnia, Jacka Borcucha z Krystyną Jandą w roli głównej, to filmy o kobietach. Chyba w ogóle jest coraz lepiej. Wychodzimy na ulice, by głośno mówić o swoich prawach, potrzebach. Czasy się zmieniły, cz y może kobiety?

rozmowa

dojrzała. Kiedy wreszcie zaczęłam robić porządek ze swoim wnętrzem, komunikować się ze sobą. I stało to się nie w momencie moich wzlotów życiowych, ale w czasie kiedy byłam naprawdę mała względem siebie, niepozorna, mało znacząca. Wtedy nastąpiło prawdziwe spotkanie i przyjęcie siebie takiej jaką jestem. Po prostu. Ze swoimi słabościami, ułomnościami, czymś czego nie lubię w sobie lub nad czym pracuję - ze wszystkim tym, co jest piękne, choć mniej barwne. Kiedy to zaakceptowałam, zaczęło rosnąć we mnie poczucie bycia kobietą.

Czerpiesz pełnymi garściami? - No nie do końca tak jest. Po prostu postanowiłam nie robić dalekosiężnych planów. Dla mnie świadomie przeżyć dobrze dzień jest osiągnięciem wystarczającym. Tempo, w jakim się żyje, ilość bodźców, która bombarduje nasz umysł, emocji, które przeżywamy, nie mówiąc już o ilości obowiązków do wykonania każdego dnia, jest tak ogromna, że nie starcza czasu na życie samo w sobie. A ono nieubłagalnie się skraca. Nie chcę już kłaść się spać sztywna od zmęczenia, nie pamiętająca, co się robiło, w ilu miejscach się było, bo nie było czasu, żeby zjeść, bo nie było czasu, żeby usiąść i pomyśleć o czymś innym, albo w ogóle myśleć. Wolę zrezygnować z kilku rzeczy, by przeżyć jedną, ale do końca. Wtedy mam szanse zaczerpnąć życie pełną garścią. Rozmawiała ADRIANA GOŁĘBIOWSKA

81


testujemy kosmetyki

Urban Glow Luminous Anti-pollution, dr Irena Eris Konturówka Neve Cosmetics Jak już wspomniałam w kosmetycznych trendach, warto wybierać kosmetyki pielęgnacyjne, które ochronią naszą skórę przed szkodliwym działaniem środowiska. Ale co z makijażem? No właśnie! Bo co z tego, że nałożymy nawilżające kosmetyki z filtrami i całą gamą ekstra substancji, jeśli potem wsmarujemy w siebie podkład, który zatka pory, a inne kolorowe mazidła wysuszą nam skórę na wiór? Ha! Producenci poszli o krok dalej i postarali się, by także kosmetyki kolorowe stały na straży piękna i zdorowia naszej cery.

Urban Glow Luminous Anti-pollution

z pompką. Kosmetyk przez to jest dość ciężki, ale oszronione, matowe opakowanie przykuwa wzrok i daje znać, że mamy tu do czynienia z produktem, w którym skupiono się również na detalach. Aplikujemy jak lubimy. Można gąbeczką, ale wtedy sporo produktu w nią wchodzi, można pędzlem, ale potrwa to dłużej, ponieważ produkt ze względu na swoje rozświetlające i nawilżające właściwości będzie się ślizgał po buzi. Można go też rozprowadzić za pomocą palców i ten sposób wydaje mi się być zdecydowanie najlepszy. Taka aplikacja jest najszybsza, a pod wpływem ciepła naszych dłoni kosmetyk pięknie się wtapia. Nałożony na skórę daje efekt satynowego wykończenia.

82

K

iedy podkład Urban Glow Luminous Anti - pollution od dr. Ireny Eris wpadł w moje ręce i przeczytałam obietnice producenta, trochę nie dowierzałam, że można przypisać jednemu produktowi tak wiele właściwości. Postanowiłam więc dać mu niezły wycisk i sprawdzić go w bardzo trudnych warunkach - otóż, w trakcie remontu. Bo człowiek wtedy się spoci, jak na niezłym treningu, dookoła kurzy się i pyli. Jest się na nogach od rana do nocy, niewyspanym, wnerwionym, a czasem trzeba natychmiast wyskoczyć na spotkanie, albo do sklepu - no nie ma szans, żeby człowiek jak człowiek wyglądał podczas remontu. I z takim, przyznam, nienajlepszym nastawieniem, zabrałam się do testów. WYGLĄD I APLIKACJA ����� Podkład zamknięto w bardzo eleganckim przezroczystym, szklanym opakowaniu

KONSYSTENCJA, ZAPACH I KOLOR � � � � � Konsystencja jest bardziej rzadka niż kremowa, ale mam wrażenie, że to i tak najgęstszy podkład rozświetlający z jakim miałam do czynienia. Jeśli mnie mój nos nie myli, to mamy tu lekko kwiatowy zapach, taki z serii bardzo przyjemnych, ale nie napastliwych podczas używania. Urban Glow Luminous występuje aż w 9 odcieniach i ma żółte oraz różowe podtony! Bladolice będą zachwycone, bo można tu znaleźć idealny odcień dla siebie. Myślę jednak, że w doborze koloru warto się zwrócić o pomoc do konsultantki, bo ku mojemu zdziwieniu, dla mnie wybrano odcien 20C Rose Beige i okazał się idealny ( ja wybrałabym dla siebie zupełnie inny i to byłby błąd). SKŁAD ����� Jest się tu czym pochwalić, bo jest to produkt nie tylko upiększający, ale zdecydowanie pielęgnujący! Kwas rozmarynowy i Tioprolina oraz wysoka ochrona przeciw-

słoneczna (aż 30SPF), nie tylko chroni nas przed szkodliwym działaniem środowiska, ale także spowalnia procesy starzenia, chroni skórę przed wolnymi rodnikami, detoksykuje oraz zmniejsza uszkodzenia w jej strukturze. Mamy tu też azjatycki kompleks wyciągów z bambusa, lotosa i lilii wodnej, odpowiedzialny za utrzymanie optymalnego nawilżenia. DZIAŁANIE ����� Kiedy czyta się, że produkt zarazem rozświetla, nawilża, kryje, trwa do 24 godzin, do tego jest wodoodporny i dba o skórę, to raczej traktuje się to jako chwyt marketingowy, niemający wiele wspólnego z rzeczywistością. W przypadku tego podkładu wszystko się zgadza, ale pod jednym warunkiem: że rzeczywiście szukamy mocno rozświetlającego kosmetyku o mocnych właściwościach nawilżających i średnim kryciu. W innym wypadku będziecie niezadowoleni! Jego działanie można porównać do luksusowego, kryjącego kremu bb. Nałożony solo na twarz tworzy na niej błyszczący wet look, dający wrażenie niezwykle wypoczętej, rozpromienionej skóry! To jest świetny make up, na szybkie poranne zakupy śniadaniowe, na trening, kiedy chcemy coś tam ukryć, ale wyglądać rześko. Wystarczy potem lekko przypudrować twarz i jesteśmy gotowe do wyjścia do pracy, czy na wieczorne spotkanie, nie tracąc przy tym efektu wypielęgnowanej i wypoczętej skóry. Podkład jest faktycznie niesamowicie trwały! Potrafił ze mną przetrwać długie i ciężkie dni na placu budowy. Usłyszałam o nim, że jest nie tylko wodoodporny, ale i wodooporny, co udowodnił podczas majowych ulew, kiedy ja byłam całkiem przemoczona, a on zupełnie nietknięty! Pokochają go osoby z suchą skó-



testujemy kosmetyki

rą, potrzebującą nawodnienia, a także tą z pierwszymi zmarszczkami, ponieważ nie wchodzi w załamania i nie podkreśla ich. Obawiam się, że dla tłustych cer może być zbyt bogaty, nie wiem też jak będzie się sprawował podczas wyższych temperatur, myślę, że wtedy będzie trzeba go mocniej zmatowić. Nie zapycha porów, nie ściera się i nie ciemnieje w ciągu dnia.

STOSUNEK CENY DO JAKOŚCI ����� Produkt występuje w pojemności 30 ml i kosztuje ok.135 zł. Po testach wiem, że ta cena jest absolutnie adekwatna do jakości, z którą mamy tu do czynienia. Jednak postanowiłam zapytać moje koleżanki, czy kupiły by go “w ciemno”. No i niestety wszystkie zgodnie stwierdziły, że raczej zaufałyby popularniejszym markom, najchętniej tym od znanych projektantów, skoro cena jest podobna, a w przypadku tamtych - wiedzą czego mogą się spodziewać. Szkoda, bo myślę, że to jeden z najlepszych podkładów z którymi miałam kiedykolwiek do czynienia, a fakt, że to polska marka, napawa jeszcze większą dumą.

OCENA KOŃCOWA �����

Konturówka

Laboratorium dr Ireny Eris bez wątpienia udowodniło, że zna się nie tylko na pielęgnacji, ale genialnie łączy tę wiedzę z kosmetykami kolorowymi. Ja jestem zachwycona podkładem i z największą przyjemnością i zaciekawieniem sięgnę po kolejne kosmetyki do makijażu tej marki. Skład, kolory, trwałość, dbałość o detale - to wszystko powoduje, że jest to bez wątpienia kosmetyk wyjątkowy, równie dobry, a może nawet i lepszy od tych z najwyższej półki!

84

C

hyba każdy z nas ma jakieś fobie. Zdarza się, że dotyczą one kosmetyków, np. tego czego nie nałożylibyśmy na skórę, co nas brzydzi, co przeraża. Moją małą fobią, jest to co nakładam na usta. Kiedyś, gdy byłam małą dziewczynką usłyszałam, że kobieta zjada ok. 30 kg szminki podczas swojego życia! Nieważne, że po latach zweryfikowałam tą wiedzę i okazało się że jest to przynajmniej 10 razy mniejsza

ilość. Ale jak to mówią - “niesmak pozostał” i z największą starannością sprawdzam co nakładam na usta, żeby wiedzieć, co potem znajdzie się w moim brzuchu. Dlatego też uwielbiam naturalne kosmetyki z prostym składem, czy mineralne kredki do ust takie jak ta włoskiej marki neve cosmetics. WYGLĄD I APLIKACJA ����� Jak wygląda konturówka do ust każdy wie, jednak producent zadał tu sobie trochę trudu i stworzył kolory opakowań odpowiadające temu, jaki odcień kredki znajduje się w środku. Aplikacja jest tradycyjna, jak w przypadku takich produktów, jednak twórcy zwracają uwagę, że z powodzeniem kosmetykiem można nie tylko obrysowywać kontur ust, ale także traktować go jako szminkę. Więc ja właśnie w taki sposób postanowiłam wypróbować i ocenić kredkę. KONSYSTENCJA, ZAPACH I KOLOR ����� Konsystencja jest dość zaskakująca, wyjątkowo miękka, dająca aksamitne wykończenie, właśnie z tego powodu warto zaopatrzyć się w przenośną strugaczkę, bo będzie potrzebna dość często! Produkt jest bezzapachowy i posiada 37(!) odcieni. Prawdziwa klęska urodzaju... Paleta zawiera bardzo jasne nudziaki, ciemne burgundy, oraz chyba wszystkie możliwe wariacje na temat różu, pomarańczy i czerwieni. SKŁAD ����� Mineralną kredkę od neve stworzono na bazie cennych olejów i wosków. Do jej produkcji nie użyto natomiast żadnych składników zwierzęcych, ani pochodzenia zwierzęcego, a także nie testowano ich na zwierzakach! Nie znajdziecie w niej również parabenów, silikonów czy pochodnych ropy naftowej. Skład na 5 z plusem! Można jeść ją śmiało! DZIAŁANIE ����� Powinnam chyba zacząć od tego, że moich ust niełatwo zadowolić. Przesuszają się bardzo szybko, mają rozmyty kontur, ze względu na powracające opryszczki i są z natury bardzo ciemne, przez co jasne pomadki wyglądają na mich fatalnie, a jak to w życiu bywa ja właśnie jasne odcienie lubię najbardziej. Forma kredki jest bardzo wygodna dlatego, że można nią precyzyjnie obrysować usta, a kremowa, maślana niemal konsystencja ułatwia wypełnienie

kolorem całych ust. Efekt który pozostawia na ustach, to satynowe, kryjące wykończenie, które lubi wchodzić w załamania. Ja lubię ten efekt! Nie jest to tafla, jak w przypadku błyszczyków czy pomadek, a jednak w jakiś magiczny sposób, daje wrażenie większych i ponętnych ust. Ilość odcieni powala! Mój kolor to Amore, połączenia brzoskwini z różem i wspaniale rozjaśnia moje usta, podbija biały odcień zębów, będąc takim żywym, dziennym nudziakiem. Niestety jestem rozczarowana trwałością tych kredek. Ścierają się dość szybko, na szczęście robią to w miarę równomiernie. Używane jako kosmetyk do pełnego makijażu ust nie są wydajne, nie wysuszają ust, ale też nie nawilżają ich. STOSUNEK CENY DO JAKOŚCI ����� Kredka ma gramaturę tradycyjnej konturówki, czyli 1,5 g i kosztuje ok 26 zł. Jest to średnia cena drogeryjnych konturówek do ust, a tu mamy dobry, skład i skarbnicę kolorów, dla poszukujących idealnego odcienia dla siebie.

OCENA KOŃCOWA ����� Kredka ma wiele zalet ale i kilka wad. Bardzo podoba mi się jaki efekt jaki tworzy na ustach, uwielbiam mnogość odcieni i rewelacyjny skład. Szkoda, że nie ma nieco większej gramatury, gdyby była w formie popularnych teraz sticków, a nie cienkiej konturówki zwiększyłaby swoją wydajność i nie trzeba by jej było ciągle strugać. Wykręcana też z pewnością była by bardziej poręczna. Jednak myślę, że znajdzie swoich wielkich fanów, bo ilość plusów zdecydowanie przewyższa małe niedociągnięcia. Jako konturówka jest bardzo dobra, jako szminka niezła co daje nam mocne 4.


#summeriscoming RANKING PRZEBOJÓW W MODELOWANIU SYLWETKI! DR N. MED. IZABELA ZAŁĘSKA

Spoglądasz w kalendarz i okazuje się, że pozostał tylko jeden miesiąc do wakacji? Temperatury do tej pory wskazywały, że ciągle jest marzec, więc na ostatnią chwilę odłożyłaś walkę o wakacyjną sylwetkę? Zapewniam Cię, że nie jesteś sama, bo wiele z nas boryka się z problemem motywacji. Znasz to - „Zacznę pracę nad sobą w przyszłym tygodniu”? UWAGA! Wspólnie zdążymy! Oto trzy zabiegi, dzięki którym w miesiąc osiągniesz wygląd plażowej bogini! Sprawdź ile centymetrów stracisz do końca czerwca!

Zabieg przywędrował do nas z USA. Tamtejsi naukowcy odkryli, że można skutecznie pozbyć się tkanki tłuszczowej poprzez jej zamrażanie! Tym właśnie jest kriolipoliza. Proces jest selektywny i kontrolowany co powoduje, że nie narusza otaczających tkanek. Zabieg jest bezbolesny, a jego pierwsze efekty widać już po trzech tygodniach. Jedno przyłożenie głowicy urządzenia to utrata nawet 1cm! Sesja trwa 45 min i jednorazowo można zastosować 4 przyłożenia! 3-6 sesji do sukcesu!

KARBOKSYTERAPIA - CO2 rozbijemy twoje zbędne centymetry! Po iniekcji medycznego CO2 naczynia krwionośne rozszerzają się, dzięki czemu poprawia się przepływ krwi w tkankach i wytwarzają się nowe naczynia włosowate. Tym samym skóra staje się lepiej odżywiona

i dotleniona, pobudza się również odnowa tkanek. Stymulowana jest odbudowa włókien kolagenowych. Jednocześnie dochodzi do uszkodzenia membrany adipocytów, a co za tym idzie, efektu lipolitycznego, czyli tracimy zbędne centymetry. Zalecamy zabieg co 2-3 dni. Efekty są zauważalne po 5 zabiegach, zaleca się serię co najmniej 10 zabiegów. W ciągu miesiąca utracicie 3 cm. Zabieg ma dodatkowy atut, skóra jest sprężysta i jędrna!

ENDERMOLOGIA – odmasujemy twoje zbędne centymetry! Już pierwszy zabieg endermologii intensywnie przyspiesza metabolizm tkanki tłuszczowej, poprawiając krążenie, a tym samym odżywienie i dotlenienie tkanek. Dzięki intensywności masażu dochodzi do zwiększonej produkcji włókien kolagenowych, co daje efekt wyszczuplenia. Zabieg oddziałuje na tkankę łączną i podskórną, co sprawia, że nie tylko niweluje zewnętrzne

efekty, ale intensywnie redukuje źródło problemu. Dla pełnego efektu należy przeprowadzić serię 10-15 zabiegów w odstępach 2-3 dni. Dzięki temu po 10 razie oczekiwane efekty to utrata 3 cm! Znam przypadki utraty nawet 5 cm!!! Pamiętajcie, że każdy zabieg wymaga wcześniejszej konsultacji. Ścisła dieta nie jest wymagana, ale musicie odłożyć na bok słodycze i gazowane napoje. Zalecamy również wdrożenie do Waszego życia ćwiczeń, tak dla samej frajdy z ruchu. Najlepsze efekty dają kuracje łączone. Zapraszam na bezpłatne konsultacje z naszymi kosmetologami.

Klinika Młodości Ul. Łąkowa 27 www.k linik amlodosci.pl Podgórki Dom Urody Ul. Limanowskiego 11 www.pduk rakow.pl

artykuł promocyjny

KRIOLIPOLIZA – Zamrozimy twoje zbędne centymetry!

85


trendy

AGE‑DELAYEYE CONCENTRATE, d'Achemy

fot. materiały prasowe

Bogaty w składzie koncentrat kremowy, przeznaczony do codziennej pielęgnacji skóry dojrzałej, wiotkiej i wrażliwej. Zawiera kompleks z alg morskich, stanowiący skuteczną barierę przed agresorami z otoczenia. Preparat działa przeciwstarzeniowo, wyraźnie spłycając zmarszczki i redukując ich widoczność. Relaksuje wrażliwą skórę wokół oczu, redukuje objawy zmęczenia i stresu, zmniejsza cienie i opuchliznę pod oczami. Skóra wokół oczu jest delikatnie rozświetlona, ukojona i wypoczęta, kontur oka zachowuje młodzieńczy wygląd.

Hydrolaty: z róży damasceńskiej i oczaru; wyciąg z mikro-algi chlorella vulgaris; wyciągi z krwawnika, nagietka, kasztanowca, oczaru, dziurawca, malwy, rumianku, mięty i lipy; oleje: z róży rdzawej, arganowy i lniany; masła roślinne: shea i shorea; olejki eteryczne: z róży damasceńskiej i lawendy

pojemność: 15 ml cena: 160 zł

Be Gentle and a Man Każdy dżentelmen, zgodnie ze źródłem tego słowa, musi być przede wszystkim gentle - Hubert de Givenchy W 1957 roku zaprezentowano damski zapach Interdit, czyli pierwszą olfaktoryczną kreację Huberta de Givenchy, inspirowaną Audrey Hepburn, która była muzą i wieloletnią przyjaciółką Maga Elegancji. Marka Givenchy to fuzja tradycji i nowoczesności, a zarazem buntownicza natura o arystokratycznym pochodzeniu. Tak też było w przypadku lansowania w 1974 roku zapachu Gentleman, drzewno-aromatycznej interpretacji charyzmatycznego mężczyzny, który zwraca naszą uwagę, przyciąga wzrok, zapada w pamięć, jednak jest zawsze o krok za kobietą. Gentleman Givenchy na zasadzie kontrastu łączył to, co możemy rozumieć jako „be gentle”, czyli delikatne, subtelne i czułe nuty reprezentowane przez akordy róży irysa, jaśminu podbitych esencją cynamonu, miodu i paczuli oraz to, co przywodzi na myśl „and a man”, czyli charyzmę, szorstkość i pasję, których inkarnacją są akordy skórzane, piżmo i mech dębowy. W roku 2017 Givenchy dokonało reinterpretacji zapachu Gentleman w myśl idei, jaki by był Gentleman Givenchy, gdyby powstał dzisiaj lub jaki powinien być, by oddać charakter współczesnego mężczyzny. Efekt jest śmiały, zadziorny, nieco zuchwały, ale nie

86

Wiodące składniki aktywne:

pozbawiony wrodzonego uroku, dominuje szlachetny irys będący akordem łączącym wszystkie oblicza zapachu, jednocześnie prezentując jego różnorodną naturę. Nieopisany urok Gentleman Givenchy Eau De Toilette został zamknięty w masywnym flakonie o złagodzonych liniach, by podkreślić swobodę męskiej natury, która za nic ma przyjęte normy i z charakterystycznym dla siebie wyrafinowaniem łamie przyjęte zasady. Jego natura o złożonym charakterze objawia się za pomocą ponadczasowego szorstkiego akordu lawendy oraz pudrowego irysa, których surowy charakter został złagodzony słodką gruszką, by nadać im krągłości i ukazać bogactwo majestatycz-

nych nut paczuli i skóry. Natomiast Gentleman Givenchy Cologne jest odą do życia, do wolności. To reinterpretacja tradycji wody kolońskiej w postaci przedawkowanej ilości cytrusów tradycyjnie złączonych z akordem rozmarynu dla nadania bardziej ożywczego czy wręcz wodnego charakteru, by ponownie połączyć ze sobą sprzeczności, czyli surowe akcenty wetiweru z miękkością piżma. Magnetyczny Gentleman jest jak powidok. Zjawisko optyczne polegające na tym, że po wpatrywaniu się w jeden punkt, gdy odwrócimy wzrok, w naszych oczach pojawi się ten sam zamazany obraz. Gentleman Givenchy Eau De Parfum to obraz, który jest efektem mocnej dawki aromatycznych składników.



z d j . A K PA | m a t . o r g a n i z a t o r a

III EDYCJA CRACOW FASHION SQUARE 11.05.2019 Galeria Krakowska

88

imprezy i otwarcia


mysł z y m za pobud

y

Galeria Krakowska, I piętro ul. Pawia 5, 31-154 Kraków tel. 12 628 72 52 restauracja@miyakosushi.pl www.miyakosushi.pl dołącz do nas


newsy zdjęcia: mat. promocyjne

"WSTRZĄŚNIETE, NIE MIESZANE" - W ZUPEŁNIE NOWEJ FORMIE W filmach o Jamesie Bondzie zawsze pojawia się kieliszek do whisky, agent 007 gustuje także we wstrząśniętym, nie mieszanym martini. Kultura daje nam wyraźnie do zrozumienia, że trudno wyobrazić sobie konkretny trunek bez rodzaju szkła, które pasuje dokładnie do niego.

Austriacka firma Riedel zajmuje się właśnie produkcją szkła. Postanowiła podjąć wyzwanie i stworzyć zestaw idealny do różnych drinków. Konsultując się z Zanem Harrisem, znawcą koktajli, zaprojektowano kolekcję szkła uniwersalną i wyjątkową. Składa ona się z sześciu rodzajów kieliszków, będących ulepszoną wersją klasycznych szklaneczek do whisky czy martini.

Riedel trzymał się standardowych konturów, więc cała linia przypomina ścięte kostki lodu.

drogę z Meksyku do Teksasu, aby przekazać tamtejszej uczelni efekty swoich życiowych badań.

W wieku 96 lat autorka odważyła się na niebezpieczną podróż, ponieważ chciała osobiście przekazać materiały, nad którymi pracowała przez całe życie. Uniwersytet Texasu w San Antonio poprosił o notatki i zapiski Pani Kennedy, a także jej niewielką kolekcję meksykańskich książek kulinarnych z XIX wieku. - Moja praca, moje książki są częścią mojego życia. Chcielibyście wysłać pocztą coś, co jest sensem waszego istnienia? Nie. - mówi Diana. I ciężko się nie zgodzić.

Najciekawszy jest kieliszek do martini. Twórca zrezygnował z kształtu litery V i zaokrąglił brzegi. Wszystkie szklanki są bardzo wygodne do trzymania w ręce oraz do picia.

PODRÓŻ (KOŃCA) ŻYCIA Mówią, że "dla chcącego nic trudnego", że wszystkie ograniczenia są w głowie, a wiek to tylko liczba. Jednak mimo wszystko jesteśmy pod wrażeniem słysząc o 96-letniej kobiecie, która pokonała 2000 km tylko po to, by.. dostarczyć pewne dokumenty osobiście. Nie jest to jednak historia bez pokrycia. Mowa o Dianie Kennedy, podróżniczce i autorce książek kulinarnych. Pokonała

90

Gdy była młodsza, Diana często podróżowała na meksykańskie wsie, by uzupełnić swoją wiedzę. Jej wydana w 1972 roku książka, The Cuisines of Mexico, zapoczątkowała falę zainteresowania kulinarną różnorodnością tego kraju.


newsy

SŁODKIE, LODOWE BĄBELKI Wakacje coraz bliżej, słoneczne dni, miejmy nadzieję, również. A czego potrzebujemy podczas letnich dni? Ochłodzenia i orzeźwienia. Marzymy o spokojnych dniach, wypełnionych świeżymi lodami i lekkim, białym winem. Najlepiej dwa w jednym.

Jak się okazuje, producenci nie próżnują i dobrze wykorzystują pragnienia konsumenta, tworząc coraz to nowsze rozwiązania. Najnowszym jest urządzenie do robienia lodów o smaku prosecco. To sprytny, mały zestaw, nie tylko niezwykle pomysłowy i użyteczny, ale także bardzo estetyczny. Składa się z dwóch gumowych

foremek i jednej butelki prosecco. Do przygotowania lodów potrzebujemy jedynie odrobiny cukru. W ten sposób wszystkie letnie przyjęcia będą smaczne, przyjemne i zaskakujące

Restauracja Taco Mexicano Kraków , ul. Poselska 20 tel.: 12 421 54 41 www.tacomexicano.pl

MEKSYKAŃSKA LEGENDA W CENTRUM KRAKOWA.... ZAPRASZAMY DO SPRÓBOWANIA NOWYCH DAŃ IDEALNYCH NA CHŁODNE DNI... Choriqueso z salsą blanca o dowolnej ostrości Ognisty Fajitas Monterrey z kurczakiem i grillowaną papryczką jalapeńo A na deser oryginalny meksykański sernik z polewą truskawkowo-pomarańczową

OD PONIEDZIAŁKU DO PIĄTKU W GODZINACH OD 12 DO 18 ZAPRASZAMY NA HAPPY HOURS!


eco life

BIODEGRADOWALNE I KOMPOSTOWALNE. CO TO OZNACZA? DARIA ROGOWSKA EKOCENTRYCZKA.PL

Mimo większej świadomości codzienne wybory ciągle bywają trudne. Często na opakowaniach pojawia się napis kompostowalny lub biodegradowalny. Co to właściwie oznacza? Czy takie śmieci rozpuszczają się po jakimś czasie i nie szkodzą środowisku?

Niestety nic bardziej mylnego. Nie można mieć czystego sumienia kupując ciągle jednorazowe biodegradowalne reklamówki, opakowania czy kubki.

JAK JEST NAPRAWDĘ? Produkty biodegradowalne ze znaczkiem kompostowania/kompostowalne oznaczają to samo:

• są to produkty, które rozkładają się podczas kompostowania i nie uwalniają szkodliwych substancji. Składają się z polimerów naturalnie występujących w przyrodzie.

można je zakopać w przydomowym ogródku, wrzucić do kompostownika – po kilku tygodniach taki produkt powinien się rozłożyć – oczywiście wiele zależy też od sposobu kompostowania, czy robimy to poprawnie.

kluczowy jest symbol, który widzicie poniżej – takie opakowania powinny być właśnie w ten sposób oznakowane. Jeśli widzicie symbol poniżej i macie warunki do kompostowania, możecie mieć pewność, że produkt rozłoży się bez uwalniania szkodliwych substancji Produkty degradowalne czy oxy-biodegradowalne to zupełnie inna historia. W różnych sieciach sklepów można otrzymać torby degradowalne. Takie torby to chwyt marketingowy, bo potrzebują one specjalnych warunków do rozłożenia się (specjalnych pomieszczeń, lamp UV), a tworzywo, z którego wykonano torby oxydegradowalne, jest polimerem (plastikiem). Jego

92

rozkład to nawet kilka lat. Jeśli taki plastik zostanie wyrzucony do środowiska, być może rozłoży się, ale występuje wtedy ryzyko niepełnej degradacji. Jej efektem będzie powstawanie polimerowego pyły, czyli mikroplastiku. Uważajmy więc na takie produkty/opakowania i nie traktujmy ich w sposób równoważny do kompostowalnych. Jeśli mamy kompostownik i chcemy kupować produkty kompostowalne, to musimy wybierać takie, które są certyfikowane (kubki, torebki). Produkty kompostowalne

powinny mieć specjalny certyfikat, jeśli go nie mają ciężko stwierdzić, czy rzeczywiście są kompostowalne.

JAKI Z TEGO WNIOSEK? O wiele lepiej chodzić na zakupy z własną torbą, a na kawę z własnym kubkiem. Jeśli się da, kupuję bez dodatkowego opakowania, większość folii nie nadaje się do przetworzenia. Jedynie papier, szkło i metal to materiały, które można kupować bez wyrzutów sumienia.


PROSECCO

IS ALWAYS THE ANSWER AND WE HAVE GOT PROSECCO!

ZAPRASZAMY CIĘ DO WYPRÓBOWANIA NASZEJ NOWEJ LINII PIW I WIN


wydarzenia fot. mat. prasowe Rum Love Festival

RUM - POZNAJ GO WE WROCŁAWIU

Niedoceniany, ciągle bardzo niszowy, ale we Wrocławiu budują świadomość tego czym jest dobry rum. Podczas Rum Love Festiwal można będzie spróbować pochodzących z całego świata, genialnych alkoholi. Rum ma bardzo bogatą historię smaków. W zależności od potrzeb możemy przenieść się do pięknych winnic Francji i cieszyć się intensywnymi smakami owoców w gęstym trunku. Odwiedziny brytyjskich pubów z barwnym, ostrym i przesiąkniętych przyprawami smaków to niezwykła przyjemność, a słodkie, lekkie i nieco maślane, hiszpańskie smaki przywołują w głowie ogromny relaks i dobrą zabawę na plażach. O co w tym wszystkim chodzi? Rumy dzielimy na trzy style – wspomniane hiszpański, francuski i angielski. I wcale nie oznacza to, że napoje te produkowane są w którymś z wymienionych krajów. Każdy reprezentuje wyspy – byłe kolonie - na których językiem urzędowym jest któryś z języków. W skład angielskich wchodzi m.in. Jamajka, Bardabdos czy Antigua, francuskie to Martynika, Haiti, Marie Galante. Hiszpańskie smaki znajdziemy między innymi na Kubie, Dominikanie, Panamie. Co ciekawe, jest jedna wyspa, która produkuje rumy zarówno w stylu francuskim, jak i angielskim – jest to Martynika.

94

Ze wszystkimi tymi stylami będziemy mogli spotkać się podczas Rum Love Festiwal we Wrocławiu. Będzie to już trzecia edycja wydarzenia, które organizują i wymyślili wspólnie Tomasz Krzyk oraz Jacek Boniecki – właściciele salonu BlackBeard Barber&Barrel House. Rum Love Festiwal zapisał się już złotymi literami na mapie wydarzeń we Wrocławiu, a o Najbardziej Aromatycznym Festiwalu w Polsce usłyszeli miłośnicy rumu na całym świecie. Podczas drugiej edycji w Centrum Kongresowym Hali Stulecia (przypominamy, że jest to zabytek wpisany na listę UNESCO), Wrocław odwiedziło 35 wystawców z całego świata. Na stoiskach zobaczyć można było ponad 300 alkoholi, a cenne chwile z aromatycznymi, ale też niezwykle limitowanymi rumami przeżywało ponad 1300 uczestników. Wielu z nich korzystało także z master class, czyli warsztatów prowadzonych przez ambasadorów marek, ich miłośników czy też wysoko postawionych pracowników – np. masterblenderów. Bo we Wrocławiu organizują nie tylko Najbardziej Aromatyczny Festiwal w Polsce, oni na rumie doskonale

się znają, tłumacząc pochodzenie, smaki, parowanie z jedzeniem oraz cygarami czy też sposobność doboru rumu do sytuacji społecznej. Elementem edukacyjnym projektu był także Rum Love on Tour, czyli podróż przez trzydzieści specjalnie wyselekcjonowanych restauracji i koktajlbarów w całej Polsce, w których przedstawiano bogactwo alkoholu z Karaibów. Rum Love Festiwal, to genialnie spędzony czas na świeżym powietrzu, wraz z akompaniamentem grup muzycznych, z drinkiem z pysznego rumu i cygarem. Propozycja nie do odrzucenia. Trzecia edycja Rum Love Festiwal odbędzie się już w dniach 7-8 czerwca. rumlovefestiwal.com

SZYMON BIRA



fot. Agnieszka Żelazko

żelazko w kuchni

SZCZĘŚCIE ALBO NIE Nie uwierzycie, ale to trzynasty odcinek naszego cyklu Las na talerzu! Kiedy to zleciało? Od wydania książki „Jedzenie przyprawione lasem” minął ponad rok, miesiąc leci za miesiącem, pory roku zmieniają się (czasem cztery razy dziennie, haha), przyroda budzi się do życia, a później przysypia. Wciąż myślę o drugiej książce – nie tylko z przepisami, ale również z leśnymi historiami, miejscami, w których można wypocząć, wyciszyć się, zatrzymać myśli. Czy trzynastka będzie szczęśliwa? Realista odpowiedziałby: oby. A optymistka powiedziałaby: tak! Szczęśliwym się jest (lub bywa), niezależnie od miliona przeszkód, które spadają nam na głowę. Wystawiam twarz do słońca, liczę liście, mrużę jedno oko, później drugie, taplam nogami w jeziorze, rzucam kamykami i patrzę jak „plumkają”, sadzę zioła, zrywam, zanurzam palce w naczyniu wypełnionym grochem (pamiętacie ten kadr z filmu „Amelia”? uwielbiam to robić, podobnie jak bohaterka). To wszystko powoduje u mnie uczucie szczęścia. Przede wszystkim jednak gotuję, w wolnej chwili, przed pracą, po pracy. Najfajniejsza jest prostota: kolorowy talerz z cieniusieńko pokrojoną kalarepką, odro-

96

biną pieprzu, oliwą i parmezanem. Do tego inne warzywa (np. cukinia) i pokruszone żółtko jaja (może być wymieszane z solą). Jeżeli lubicie ostrzejsze smaki - do warzyw można dodać chimchichurri. To dość ostry argentyński „sos”, który często podaje się do mięsa. Ja robię swoją, trochę łagodniejszą, wersję i podaję również do warzyw. Kroję w maleńką kosteczkę paprykę (np. ramiro), szalotkę, czosnek, trochę papryczki chili, odrobinę natki pietruszki i kolendry, a następnie zalewam oliwą, solę, pieprzę. W tym przepisie nie może zabraknąć cukru, dodaję pół łyżeczki lub więcej. Zresztą cukier dodaję teraz do większości potraw - pomidorowej, bigosu i smażonej cebulki (pięknie

karmelizuje). „Warzywny talerz” serwuję do mięsa z grilla, albo ryby. W ubiegłym roku przygotowałam specjalny poradnik dotyczący marynat do mięs, dziś zapraszam Was na rybkę prosto z mazurskiego jeziora. Przed Wami leszcz, dość duży, przepyszny, mięsisty. Ma duże ości, które łatwo odchodzą, wystarczy wędka (lub przystojny wędkarz) i odrobina cierpliwości (do łowienia ryb oraz wędkarza). Przepis na leszcza z czosnkiem, rozmarynem, duuużą ilością masła i białym winem znajdziecie obok. A jak już zrobicie leszcza w maślano-winnym sosie, to usiądźcie z nim na pomoście, rozerwijcie kawałek bagietki na pół i maczajcie ją w tym sosie mrucząc z radości. Smacznego.


żelazko w kuchni fot. Adam Cisowski

RYBKA W MAŚLANO-WINNYM SOSIE Właściwie to może być każda ryba, którą sobie wymyślicie: kupiona w sklepie lub złowiona własnoręcznie. My złowiliśmy leszcza w mazurskim jeziorze, ale tak naprawdę żyje on w słodkich wodach niemalże w całej Europie. Lubię leszcza, bo – w przeciwieństwie np. do pstrąga albo mintaja – ma tłuste mięso. Jest też dość „łatwy w spożyciu”. Mam na myśli nie tylko to, że je się go w ekspresowym tempie (bo taki dobry), ale przede wszystkim to, że mięso pięknie i szybko odchodzi od ości. Z tego też powodu dobrze nie grillować lub nie piec go za długo. Lubi się rozpadać. Leszcz idealnie nadaje się do wędzenia (o tym postaramy się zrobić kolejny odcinek Stacji Las), bo nie wysycha. SKŁADNIKI NA CIASTO:

P R Z YG OTO WA N I E:

• 2 dorodne leszcze • ¼ kostki masła • ½ szklanki białego wina półsłodkiego (lub więcej, w zależności od wielkości ryb i brytfanki) • Kilka gałązek rozmarynu • 2 cytryny • 5 ząbków czosnku • Sól, pieprz

Sprawione i wypatroszone leszcze natrzyj czosnkiem (przepuszczonym przez praskę) i posyp obficie pieprzem. Do środka włóż kilka gałązek rozmarynu, kilka plasterków cytryny (tę cytrynę, którą daję do środka obieram ze skórki, żeby nie zostawiała goryczki) oraz masło. Nie sól. Najlepiej posolić rybę dopiero pod koniec pieczenia, by była bardziej soczysta. Tak przygotowaną rybkę przełóż do brytfanki, posyp ją rozmarynem i czosnkiem (ja go najpierw siekam na maleńkie kawałki, a później ucieram razem

z czosnkiem). Podlej białym winem, dodaj masło, które ci zostało. Resztę cytryn pokrój w półksiężyce. Część dodaj do sosu, częścią obłóż rybę. Piecz na grillu na małym ogniu aż mięso zmięknie i rozpadnie się. Możesz też upiec w piekarniku w temp. 150 st. C. Na początku pieczenia przykryj brytfankę folią aluminiową, a pod koniec pieczenia zdejmij ją, by góra mogła się przyrumienić. Czas pieczenia lub grillowania zależy od wielkości ryby, najlepiej sprawdzić czy mięso jest miękkie.

97


na koniec

MATKA POTRZEBA Jeszcze nie zdążyłam rozpakować walizki, ba, nawet nie dociągnęłam jej do tymczasowego berlińskiego domu, a już widziałam trzy dziewczyny z tym dziwnym czymś na ramieniu. To dziwne coś jest przeźroczystym etui na komórkę, przebitym u góry dwoma metalowymi kółkami, przyczepio-nymi do kolorowego sznurka. Niby nic nadzwyczajnego, a jednak - po dość szybkiej analizie w myślach - ma większy sens, niż mogłoby się wydawać. Potrzeba matką wynalazków? Wciąż i zdecydowanie.

HAREL Kr ytyk mody, autorka bloga HARELBLOG.PL

Ile razy dziennie spoglądamy w swój telefon? Choć niektóre marki wprowadziły licznik czasu spędzonego przed ekranem (w tym moja), ja po dwóch dniach wyłączyłam go zawstydzona. Bo wolę nie wiedzieć. Inna sprawa, że telefon to nie tylko rozrywka i marnowanie czasu. To gigantyczna część mojej pracy. Gdy nie mam go w zasięgu wzroku, robię się nerwowa. I wiem dobrze, że nie jestem osamotniona. Czy się załamywać? Chyba nie warto. Wiele funkcji po prostu się skondensowało. Na przykład na wakacjach, zamiast kłaść przed sobą gazetę, mapę, dwustustronicowy przewodnik, aparat fotograficzny z zapasem klisz, laptop i plik biletów kładziemy komórkę. Pozostaje kwestią otwartą, czy wyściubimy nos spoza niej, czy nawet się nie zorientujemy, gdzie wyjechaliśmy (znam i takich). Wracając jednak do gadżetu wspomnianego na początku, jeszcze dwadzieścia lat temu prawdopodobnie nie mielibyśmy pojęcia, do czego służy. Dziesięć lat temu wyśmialibyśmy noszącego. Dziś poważnie rozważamy jego kupno, mimo że wcale nie jest tani. A przecież to tylko sznurek i kawałek plastiku. To jest geniusz: wpaść na coś oczywistego, zanim wpadnie na to ktoś inny. I potem ten ktoś inny, z lekką zazdrością, pisze o „sznurku i kawałku plastiku”, choć tak naprawdę marzy, by

98

wreszcie go mieć i jako jeden z pierwszych zacząć rozprzestrzeniać ten trend w swoim środowisku. Ale przede wszystkim wprowadzić do swojej codzienności coś niesamowicie wygodnego. A zaczęło się rzeczywiście od sznurka. XOUXOU - marka, która produkuje tzw. „Smartfone Necklace”, pierwotnie oferowała ręcznie plecione makramy. Potem jej właścicielka, Yara Jentzsch Dib, urodziła dziecko i, choć starała się nie uzależniać swojej rzeczywistości od telefonu, prowadząc małą firmę i zajmując się noworodkiem, nie dała rady. Zamiast frustracji przyszedł pomysł na udogodnienie. Najpierw korzystała z niego sama, chwilę później wstawiła rzecz na próbę do swojego sklepu internetowego. Okazał się hitem. Obecnie nosi go, nie przesadzając, cały Berlin. Zwłaszcza te cudownie ubrane kobiety, łączące w swoim stylu skandynawską pomysłowość, z berlińską nonszalancją. Rzecz można traktować jak torebkę, przewiesić na ukos przez ramię, zawiązać w talii albo zawiesić na szyi. To ostanie przypomina nieco podobne rozwiązanie sprzed ery smartfonów, ale wówczas wstydliwie wspinało się na szczyt z tabliczką „obciach”. Kto pamięta smycze na telefon? No właśnie. Czyżby wystarczyła odrobina estetycznej wrażliwości, która uzupełni czystą funkcjonalność, by zupełnie zmienić ich kontekst? Sprawa

jest znacznie bardziej złożona, lecz z pewnością nasza krótka pamięć nie pozostaje bez znaczenia. Nie ma co ukrywać, ten kawał porządnej technologii zamknięty w prostokątnym kształcie, który towarzyszy nam od przebudzenia do zaśnięcia, stał się częścią naszego życia. Moda śmiało za zmianą podąża, nie dziwią już zatem specjalne kieszonki czy schowki w designerskich żakietach czy markowych torebkach. Wcale nie wewnętrzne, dyskretne, ale już zupełnie na widoku, czule okalające przedmiot naszego lekkiego obłędu. W czerwcu ma swoją premierę pierwszy pionowy telewizor. Na razie tylko w Korei Południowej, ale kto wie, czy za rok nie ustawimy się w kolejce po własny egzemplarz? Eksperymentalny model Sero, marki Samsung, jest odpowiedzią na potrzeby osób wpatrzonych w telefony tak mocno, że cały świat układa im się w pionowe kadry. Wciąż się łudzę, że sama do nich nie należę. Bo przecież wcale nie tak dawno temu spoglądałam przez wizjer aparatu analogowego i na palcach jednej ręki można policzyć zdjęcia w pionie mojego autorstwa… A potem szukam w swoim telefonie choć jednego horyzontalnego ujęcia. Chyba czas pewne fakty dzielnie przyjąć do wiadomości.


JEŚLI WIDZISZ TU TEN MALUTKI NAPIS, POMYŚL, ILE OSÓB ZOBACZY TU TWOJĄ WIELKĄ REKLAMĘ! SKONTAKTUJ SIĘ Z NAMI!


A p a r t a m e n t y w Ś ró d m i e ś ci u G d y n i

Spacerem nad morze Plac Unii to nowe apartamenty powstające w sercu Gdyni, które łączą w sobie nowoczesność, przestrzeń, styl życia i energię miasta. To prestiż podkreślony przez szlachetną, modernistyczną formę kamienic oraz najwyższą jakość rozwiązań, detali i materiałów. Plaża, morze, przystań jachtowa, obiekty kultury, restauracje - wszystko w zasięgu ręki! Zamieszkaj tu i ciesz się bliskością morza w tętniącym życiem Śródmieściu!

58 785 11 11 hossa.gda.pl


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.