#
E S C A P E
FOT.
SZYMON
B R O D Z I AK
LOUNGE #113
|
LIPIEC-SIERPIEŃ’ 2019
|
ZŁ
|
B E Z C E N N Y
ISSN: 1899-1262
WWW.LOUNGEMAGAZYN.PL
Znajdź nas na www.bonarkacitycenter.pl
Bonarka ul. Kamieńskiego 11, Kraków
#
esca p e
WILLE M DAFOE
SZ Y MO N B ROD Z I A K
HA R E L
Gwiazda kina opowiada nam, dlaczego aktorstwo ma w sobie wiele z poezji.
Wybitny fotograf o poszukiwaniu miejsc, w których powstają niezwykłe zdjęcia.
Zanim coś kupicie, sprawdźcie, co macie w swojej szafie.
S T R .
S T R .
S T R .
1 8
5 0
9 6
REDAKCJA :
redaktor naczelny
zastępca redaktora naczelnego
red. działu Uroda
M A R CI N L E W I C K I marcin@loungemagazyn.pl
RAF AŁ STA NOWSKI rafal.stanowski@loungemagazyn.pl
A DRIA NA GOŁ ĘB IOWSKA adriana@loungemagazyn.pl
WSPÓŁPRACA:
Kuba Armata, Oskar Bachoń, Elena Ciuprina, Luiza Dorosz, Paweł Gzyl, Anna Górska-Micorek, Harel, Natalia Jeziorek, Alicja Kubów, Katarzyna Kwiecień, Michał Massa Mąsior, MPT, Julka Michalczyk, Daria Rogowska, Judyta Rozbicka, Rafał Urbanowicz, Artur Wabik, Malwa Wawrzynek, Katsiaryna Zhurauchanka
OKŁADKA: Ballerina - Plakat #11, fot. SzymonBrodziak.com
Skład graficzny: Filip Łyszczek
4
Wydawca: MADMEN Sp. z o. o. Redakcja Lounge Magazyn ul. Lipowa 7, 30-702 Kraków tel. (12) 633 77 33 info@loungemagazyn.p Drogi Czytelniku, jeśli zdecydujesz się na kontakt z redakcją Lounge, Administratorem Twoich danych będzie wydawca: spółka MADMEN sp. z o.o. z siedzibą w Krakowie przy ul. Lipowej 7, 30-704 Kraków, wpisana do rejestru przedsiębiorców pod numerem KRS 0000567296, posiadająca numer NIP: 6793113681, REGON: 3620577320, z którym możesz skontaktować się pod podanymi wyżej adresami, mailem i numerem telefonu. Twoje dane będą przetwarzane wyłącznie w celu komunikacji, a podstawą prawną będzie prawnie uzasadniony interes Administratora (art. 6 ust. 1 lit. f RODO).
Poglądy zawarte w artykułach i felietonach są osobistymi przekonaniami ich autorów i nie zawsze pokrywają się z przekonaniami redakcji Lounge. Redakcja nie odpowiada za treść reklam i ogłoszeń. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych i zastrzega sobie prawo do skracania i przeredagowywania tekstów. Publikowanie zamieszczonych tekstów i zdjęć bez zgody redakcji jest niezgodne z prawem.
Dane, które nam podasz mogą zostać przekazane jedynie podmiotom, za pośrednictwem których odbywa się komunikacja jak np. Poczta Polska lub podmiotom, które obsługują nasz system informatyczne lub pocztowy, a przechowywać będziemy je tylko na czas korespondencji z Tobą. Przetwarzanie danych osobowych ma charakter dobrowolny, ale jest nam niezbędne do udzielnie Ci odpowiedzi. Masz prawo do żądania dostępu do nich, ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia ich przetwarzania, do wniesienia sprzeciwu, przenoszenia ich. Możesz także wnieść skargę do organu nadzorczego.
Całostronicowe reklamy na stronach: 1, 2, 3, 5, 6, 7, 9, 11, 29, 41, 45, 62, 75, 77, 78, 83, 85, 87, 93, 95, okł. II, III, IV
www.Luena.pl - Hiszpańska biżuteria, sklep online Kim jest Luena? -------------------Luena to silna, odważna, kreatywna i inteligentna kobieta. Jest ambitna, ma jasne cele i zawsze doprowadza do końca to co zaczyna. Luena to kobieta, która jest liderem, ma silne poczucie własnej wartości, kieruje się wysokimi zasadami moralnymi i intuicją. Luena to kobieta, która chce podkreślać siebie, chce wyrażać swoją osobowość, pasje i marzenia. Luena to piękno.
Nasza Historia -------------------„Nasza historia zaczęła się 40 lat temu w Madrycie, kiedy to mój ojciec zaczął tworzyć unikalną, wysokiej jakości biżuterię. Jego wielkim marzeniem było umieszczenie kobiety w centrum uwagi, sprawienie, aby się wyróżniała, była uwodzicielska. To był czas wyzwolenia, wolności myśli i sztuki, który przyniósł nam wiele możliwości do wykreowania doskonałych kształtów.” - Carlos De Pablo Fernandez
email: hello@luena.pl
|
instagram @luena.jewelllery
imprezy i otwarcia zdj. mat. organizatora
PIKNIK RODZINNY Możliwość wypoczynku na świeżym powietrzu, degustacji pysznych przekąsek, a także udziału w darmowych zajęciach fitness. To tylko kilka spośród atrakcji, w jakich wzięli udział goście PIKNIKU RODZINNEGO, który odbył się 23 czerwca przy al. Jana Pawła II w Krakowie.
PIKNIK RODZINNY przyciągnął zarówno dzieci i młodzież, jak i osoby dorosłe zainteresowane aktywnym wypoczynkiem na świeżym powietrzu. Tuż obok budynku głównego AWF w Krakowie pojawiły się leżaki, koce i pufy, na których część osób zażywała kąpieli słonecznych, a pozostali chętni wypoczywali po udziale w licznych atrakcjach przygotowanych przez sieć siłowni My Fitness Place. Najmłodsi chętnie korzystali z dmuchanych zjeżdżalni, a także uczestniczyli w grach i zabawach rucho-
6
wych prowadzonych przez doświadczonych animatorów. Z kolei dorośli wzięli udział w zajęciach fitness, takich jak zumba i summer workout, a także treningach OCR (bieg z przeszkodami). Dużą atrakcją wydarzenia była obecność food trucków z szeroką ofertą pysznych przekąsek. Wśród nich znalazły się klasyczne burgery przygotowane przez Son Of A Beef, a także lody od Mr Piaggio i ziemniaki na patyku oferowane przez Ziemniaczar-
nię. Zainteresowani mogli również wziąć udział w mini konkursach z nagrodami lub wykonać pamiątkowe zdjęcie przy użyciu specjalnie przygotowanej na tę okazję instagramowej ramki. W wydarzeniu, które trwało aż do godz. 20.00 wzięło udział blisko 1 000 osób. Organizatorem PIKNIKU RODZINNEGO była sieć siłowni My Fitness Place. www.myfitnessplace.pl
foto felieton
A GDYBY TAK ZACZĄĆ OD SIEBIE?
MICHAŁ MASSA MĄSIOR Fotograf mody i reklamy. Technikę szlifował w International Center of Photography w Nowym Jorku, a także pod okiem Bruce’a Gildena i Wojciecha Plewińskiego. Na co dzień pracuje w Krakowie. Specjalizuje się w nietypowych portretach i koncepcyjnych sesjach. Nie rozstaje się z aparatem fotograficznym, co można obserwować na jego stronach madmassa.com krakowtumieszkam.pl
8
Jednocześnie, kiedy idę do sklepu odzieżowego i mam wątpliwość, a sprzedawca próbuje przekonać mnie do wydania pieniędzy, najczęstszą jego podpowiedzią jest - ludzie to biorą. Popularny towar pan wybrał. To zwykle mnie ostatecznie zniechęca do zakupu. Wychodzę więc w starych butach i t-shircie, wsiadam na rower, którym podróżuję kontrapasem i na pierwszym zakręcie walczę o życie, bo jadący z naprzeciwka kierowca samochodu postanowił delikatnie ściąć zakręt i nawet nie wie, że zaraz we mnie wjedzie. Zainteresowany jest przeglądaniem telefonu albo rozmową przez niego. I nie ma znaczenia, że jego samochód wyposażony został w zestaw pozwalający bez użycia rąk korzystać ze smartfona, ten osobnik lepiej czuje się mając wepchnięty telefon między swoje zaciśnięte ramię i ucho. Staramy się więc być wygodni w chwilach, kiedy należy pomyśleć o innych, ścigamy się, kiedy warto odpuścić, a nie próbujemy być oryginalni, gdy taka oryginalność jest ceniona. Nadszedł czas wakacji. Wyjedziemy w wymarzone miejsca, wykonamy w nich tysiące zdjęć. Jak zwykle staniemy z aparatem lub urządzeniem wyposażonym w aparat w miejscach, które każdy chciałby mieć uwiecznione. I niczym japońscy turyści wepchniemy swoje łokcie, żeby tam, gdzie wszyscy już fotografują, być pierwszymi. Dostaniemy dziesiątki kadrów, o których zapomnimy, nim cały samolot rozepnie pasy zaraz po zetknięciu z ojczystą ziemią i nim wszyscy wstaną i zaczną sobie wzajemnie zrzucać bagaż podręczny na głowy w nadziei, że pozycja stojąca z walizką w dłoniach przyspieszy montaż schodków i otwarcie drzwi. Po co nam kiepskie zdjęcie Mona Lisy zza czterdziestu innych ajfo-
fot. Michał Massa Mąsior
Gdy próbuję włączyć się samochodem do ruchu na suwak, zawsze znajdzie się indywidualista, któremu nie odpowiada, że w dobrym guście byłoby mnie wpuścić. Mogę wjechać, ale on lub (wiem, że narażam się na hejt) znacznie częściej ona, koniecznie musi być przede mną. Kiedy próbujemy się jednoczyć jako społeczność, kolektyw czy choćby duet, często dochodzi do sytuacji, w której ktoś próbuje załatwić tylko swoje własne interesy, nie będąc zainteresowanym niczym innym.
nów, skoro można je sobie kupić na widokówce lub w albumie. Na co setna fota piramid egipskich wykonana w samym środku dnia, kiedy krótkie cienie utrudniają pozytywny odbiór kadru. W tym samym czasie można się rozejrzeć i odszukać inny kontekst, poobcować z zapachami i odszukać siebie w zastanym świecie. Aparat wówczas może być użyty do zobrazowania tego, co widzimy i czujemy, a nie do pogoni za czymkolwiek, do czego już pozostałe 300 osób podnosi swojego iPada... Fotograficznie nie ma sensu uczestniczyć w tym tłumie. Nazwiska typu Martin Parr naśmiewają się w swojej twórczości z fotografów wakacyjnych. Bo z jednej strony każdy chce podeprzeć krzywą wieżę w Pizie albo chwycić piramidę między palce wzorem wszystkich, którzy w tych miejscach fotografują. Oryginalność tego pomysłu jest mniej więcej równa oryginalności Adidasów Marathonów, noszonych przez 99 procent dresiarzy. Miesiąc temu namawiałem do skierowania aparatu fotograficznego w innym kierunku, niż wszyscy. Drążę ten temat, bo świat staje się dużo bardziej konsumencki, niż możemy sobie wyobrazić. Gonimy za nowinkami technicznymi, nowymi komputerami, telefonami, zegarkami i modnymi ciuchami. Podobnie jak producenci sprzętu, spece od turystyki także czują klienta. Być może w tym roku nie będą już modne zdję-
cia z różowym, dmuchanym flamingiem czy jego jednorogim kolegą, a w zamian w dobrym tonie będzie pokazać się z tłem zgliszcz czarnobylskich. I nie odmawiam nikomu prawa do odwiedzenia Ukrainy. Zadbajmy jednak, by to, co fotografujemy, nie stało się naszą animowaną kocią buźką z facebookowo-instagramowych aplikacji do fotografowania. Trudno zmienić mentalność całego społeczeństwa, można jednak zacząć od siebie. Oryginalność, niepowtarzalność albo zabawa formą to cechy cenione w sztuce. Warto się inspirować, fascynować albo nawet naśladować. Nie ma sensu jednak ślepo powtarzać wszystkiego, co już powstało milion razy. Ścigajmy się więc na pomysłowość, oryginalność kadru, a nie na to, kto pierwszy wepchnie łapy przed drugiego. Skończyły się czasy, kiedy zapraszało się na zdjęcia sąsiada, który przy tysięcznej fotografii usypiał na siedząco i przestawał udawać, że go to interesuje. Żyjemy w świecie facebooka, instagrama i szybkich ocen. Trudno jest zachęcić oglądającego do przejrzenia więcej niż dziesięciu zdjęć na raz. Postarajmy się zatem, by został na naszym profilu na 2030 klatek, po których powie WOW. Inaczej zostaniemy potraktowani jak wakacje all inclusive. Niby fajnie, tylko dlaczego nie wyszedłeś przez dwa tygodnie z hotelu?
nowe media
Jennifer Lawrence + Steve Buscemi deepfake: zamiana twarz y aktorów, mimo iż dla zabawy, pok azuje do czego zdolna jest technologia wideo: http://tinyurl.com/y2w9bbks a u t o r : V i l l a i n G u y ( Yo uTu b e )
ERA DEEP FAKE NASTAŁY CZASY, GDY DZIECIAK Z DOBRYM KOMPUTEREM SFINGUJE ORĘDZIE PREZYDENTA Prawdopodobnie w najbliższych miesiącach nastąpi wysyp filmów, na których kandydaci do fotela amerykańskiego prezydenta nas obrażają, zaliczają głupie wpadki i ordynarnie kłamią. Wszystkie będą fałszywe. I wszystkie będą niemal nieodróżnialne od autentycznych wypowiedzi. Kilka miesięcy temu Youtube obiegł film, na którym Barack Obama nazywa obecnego Prezydenta USA „wielkim dupkiem” oraz wygłasza kilka innych równie mocnych tez, by pożegnać się z widzami, mówiąc: Bądźcie czujne, dziwki! Obama mówi swoim głosem, całkiem normalnie i robi miny... Cóż, jeżeli ktoś się przyjrzy, to faktycznie dostrzeże nieco nienaturalną mimikę. Lecz dla kogoś, kto tego nie zrobi, naprawdę trudno będzie uwierzyć, że to wideo jest od początku do końca spreparowane.
KŁAMSTWA W WERSJI TURBO O ile w klasycznych fake newsach mamy do czynienia z ordynarnymi kłamstwami, względnie łatwymi do sprostowania, to technologia stojąca za deep fake pozwala stworzyć absolutnie wiarygodny materiał wideo. Obecne programy komputerowe są w stanie wygenerować, na podstawie prawdziwych fragmentów nagrań i zdjęć dowolnej osoby, jej całkowicie realistyczny model, który będzie mówił jak oryginał i jak oryginał się zachowywał.
10
Co więcej, technologia ta jest w zasięgu nie tylko wyposażonych w potężne komputery ośrodków wojskowych. Już za 10-15 tysięcy złotych można kupić gamingowy komputer, za pomocą którego posiadająca trochę wprawy osoba w kilka godzin stworzy fałszywkę. Trochę tańsze maszyny też sobie poradzą, ale wtedy czas konwersji zajmie kilka dni. NIE TRZEBA KELNERÓW BY NAGRAĆ POLITYKÓW Gwałtowny rozwój technologii pozwalającej produkować deep fake póki co służy głównie do mniej lub bardziej zabawnych żartów i tworzenia filmów pornograficznych, gdzie twarze autentycznych aktorów podmieniane są na oblicza celebrytów. Łatwo sobie można jednak wyobrazić jak radykalne konsekwencje będzie miało upowszechnienie tej technologii, z miesiąca na miesiąc coraz bardziej doskonałej. Żadni kelnerzy nie będą już potrzebni do stworzenia „autentycznego nagrania” polityków czy biznesmenów. Co najwyżej doniosą, że ten a ten był o tej godzinie w danym miejscu, tak, by ofiara miała jeszcze większy
problem ze sprostowaniem bzdur. Resztę roboty wykona komputer.
KONIEC PRAWDZIWYCH SENSACJI? Równie niebezpieczne jak tworzenie wiarygodnych kłamstw jest deprecjacja znaczenia autentycznych śledztw dziennikarskich. Gdy technologia deep fake upowszechni się, podstawową linią obrony przed niewygodnymi nagraniami będzie określanie ich jako fałszywych. Co gorsza, może być to obrona skuteczna, bo jeżeli będziemy codziennie słyszeć nagranie z premierem biorącym łapówkę, po jakimś czasie wszyscy uodpornią się na takie sensacje. Może się okazać, że tak jak dziś na nikim nie robią wrażenia kolejne „prawdziwe” zdjęcia UFO, tak za 10 lat wszyscy wzruszą ramionami na wieść o wojnie światowej. Albo o czymkolwiek innym, bo w świecie, gdzie wszystko wydaje się wiarygodne, tak naprawdę nie jest wiarygodne nic.
R A FA Ł U R B A N O W I C Z
imprezy i otwarcia
GALA URODZINOWA Kasyno Dwór Kościuszko Kraków
zdj. Natalia Słowik
07.06.2019
12
fo
z Łys
cze k
NIE ZNASZ ORWELLA, NIE IDĘ Z TOBĄ DO ŁÓŻKA
felieton
t
ili p .F
RAFAŁ STANOWSKI Z-CA REDAKTORA
Rozmawiałem niedawno z młodymi ludźmi, takimi którzy już zdali maturę i poszli na studia, a więc zaczynają dość poważnie zabierać się za temat zwany dorosłością. Przypadkiem zeszło na Rok 1984, George’a Orwella, książkę profetyczną, która przewidziała dokąd zmierzaliśmy i dokąd zmierzamy. Okazało się, że nikt o niej nie słyszał. A Wielkiego Brata to, owszem, znają, ale tylko z telewizji.
NACZELNEGO Kultura jest czymś, co nierozerwalnie wiąże społeczeństwo. Dlatego nie można jej rozcinać na wysoką i niską, na sacrum i profanum, na art i pop. Wszystko łączy się w jeden kanał komunikacyjny, w którym przenikają się dźwięki Madonny i Karlheinza Stockhausena, malarstwo Leonarda Da Vinci i szablony Banksy’ego, kino Murnaua i wizualne eposy Petera Jacksona. Moda, design, grafika dopełniają przekaz nadawany przez dźwięk, obraz czy ruch. Wszystko płynie, a my jesteśmy głęboko zanurzeni w kulturalnym nurcie.
Nie potrafię wyobrazić sobie inteligentnego człowieka, który nie znałby Roku 1984, Orwella. Ok, jestem w stanie odpuścić, nie musicie nawet czytać tej książki, ale na gromy Zeusa, musicie wiedzieć, o co w niej kaman. A przede wszystkim, odróżniać Wielkiego Brata, rządzącego Partią od tego, który rządzi grupką desperatów, próbujących zrobić karierę w mediach, wbrew zdrowemu rozsądkowi, mówiącemu, że uczestnicy tego rodzaju reality shows lądowali co najwyżej w telezakupach Mango (oczywiście z małymi wyjątkami, ale o Dodzie już i tak mało kto pamięta). Nie mam złudzeń, że po mojej reprymendzie wszyscy zabrali się za lekturę antyutopii Orwella, a jeśli ktoś się faktycznie zabrał, to jest duża szansa, że wymiękł po pierwszych stronach, bo tempo książki napisanej w 1949 roku niespecjalnie przystaje do współczesności rozedrganej między sprawdzaniem lajków na Facebooku i Instagramie. Jeśli ktoś jednak dobrnął szczęśliwie do końca, zdał sobie sprawę z tego, że Orwell nie tylko doskonale opisał działanie komunistycznej propagandy, ale również przewidział to, jak funkcjonuje współczesny świat, w którym – co pokazała choćby historia ujawniona przez Edwarda Snowdena - inwigilacja użytkownika została dopracowana do perfekcji. Pytanie, jak daleko sięga wolność współczesnego internauty, śledzonego
14
przez rozmaite skrypty, ciasteczka i boty? Sytuacja zbulwersowała mnie do tego stopnia, że poświęciłem jej wpis na Facebooku, dowiadując się z zaskoczeniem, że Roku 1984 nie ma wśród lektur szkolnych. Postanowiłem to sprawdzić. Eureka! Słynna powieść nie wypadła na szczęście z listy lektur dla liceum i technikum. Ale pozostaje oczywiście pytanie, czy znalazło się dla niej miejsce w czasie lekcyjnych zajęć, czy nie trafiła na listę „przeczytajcie sobie kiedyś, jak będziecie mieć ochotę” (czyli nie przeczytamy, bo nie mamy czasu, wszak jesteśmy bardzo zajętymi influencerami). Pamiętacie pewnie, jak panie i panowie poloniści lubowali się w utworach Kochanowskiego, jak zaczytywali w Panu Tadeuszu, który wcale nie jest najbardziej wybitnym dziełem Adama Mickiewicza, jak długo omawiano pozytywistyczne nowele, a potem okazywało się jakimś dziwnym trafem, że na to co najciekawsze, a przede wszystkim na to, co pomaga nam w ogarnięciu rzeczywistości, czyli literaturę współczesną, nie zostawało już czasu. I taki biedny licealista zdawał maturę z przekonaniem, że po drugiej wojnie światowej mieliśmy wybitnych poetów, czyli Wisławę Szymborską i Czesława Miłosza, reportaże Ryszarda Kapuścińskiego, no i jeszcze był ten dziwaczny Stanisław Lem, który pisał bajki dla robotów.
Przepraszam, jeśli kogoś uraziłem, jest przecież wiele świetnych polonistek i polonistów, sam z nimi miałem do czynienia (i czasami na pieńku), ale z drugiej strony skądś się ta intelektualna indolencja moich rozmówców pojawiła. A rozmawiałem z ludźmi inteligentnymi, kreatywnymi, aspirującymi do miana trendsetterów. Pamiętacie akcję „Nie czytasz, nie idę z Tobą do łóżka”? Chyba niewiele dała, bo przyrost naturalny nadal jest u nas taki sobie i trzeba go stymulować finansową viagrą. Trzeba by coś zmienić, bo czytanie wypadło z mody, nie licząc oczywiście lektury komentarzy w social mediach. Proponuję nie straszyć ludzi brakiem seksu tylko przejść do konkretów, skoro żyjemy w konsumpcyjnym społeczeństwie, mierzącym wartość egzystencji liczbą posiadanych dóbr. A gdyby tak czytanie stało się obowiązkowe i w rozliczeniu PITa trzeba było napisać, jakie lektury pochłonęliśmy? I jeśli przekroczyliśmy jakiś próg, dajmy na to 12 lektur w czasie roku, otrzymamy większy zwrot podatku, który będziemy mogli przeznaczyć na literackie zakupy? Wiem, wiem, zaraz trzeba będzie powołać Policję Literacką, która zacznie tropić czytelniczych wywrotowców i skończy się to powtórką z Orwella. Z drugiej strony w pewnym sensie i tak żyjemy w świecie, który on wymyślił.
Netflix pokazał pierwsze zdjęcia z serialu „Wiedźmin”, na który czekają fani książek i gier na całym świecie. Zobaczyliśmy też oficjalne logo i plakat produkcji. Oparty na bestsellerowej serii Andrzeja Sapkowskiego, serial Wiedźmin ma być opowieścią o przeznaczeniu i rodzinie. Geralt z Rivii, samotny łowca potworów, stara się odnaleźć swoje miejsce w świecie, w którym ludzie często okazują się gorsi niż najstraszniejsze monstra. Na swojej drodze spotyka potężną czarodziejkę i skrywającą niebezpieczny sekret młodą księżniczkę.
W postać Geralta z Rivii wciela się Henry Cavill (Mission Impossible – Fallout, Liga Sprawiedliwości), a w pozostałych głównych rolach wystąpią Anya Chalotra jako Yennefer i Freya Allan jako Ciri. Pierwszą oficjalną zapowiedź serialu zobaczą 19 lipca uczestnicy San Diego Comic Con. Więcej informacji: netflix.com/wiedzmin
zapowiedzi
ZOBACZCIE WIEDŹMINA
zapowiedzi
do 29.08 KRAKÓW
Letnie Tanie Kinobranie KLASYKI I NAJLEPSZE FILMY SEZONU
Chcecie zobacz yć najlepsze filmy ostatniego sezonu oraz niezapomniane klasyki? Warto odwiedzić Kino Pod Baranami w Krakowie i wziąć udział w przeglądzie Letnie Tanie Kinobranie. W programie niemal 130 tytułów ujętych w 9 cykli tematycznych, których motywem przewodnim są emocje, wywoływane przez kino. Bilety na seanse są w cenie 8 zł.
z ulubionymi filmami. Wśród klasycznych propozycji znalazły się m.in. Rzymskie wakacje, Śniadanie u Tiffany’ego, Mechaniczna pomarańcza, Tramwaj zwany pożądaniem czy La Strada. Tymczasem na długiej liście nowości zmieściło się wielu zdobywców prestiżowych nagród (w tym mitycznych Oscarów), m.in. Green Book, Vice, Roma, Faworyta oraz Czarne bractwo. BlackKklansman.
W programie Kinobrania znalazły się zarówno prawdziwe klasyki, jak i nowości - filmy z minionego sezonu. Nadrabianie zaległości przeplata się tu z pełnymi kinofilskich uniesień, ponownymi spotkaniami
Jak co roku, ważną częścią programu jest polska kinematografia, którą reprezentować będą filmy takie jak: Córka trenera, Ciemno prawie noc, Kler, Monument, „Słodki koniec dnia, Zimna wojna oraz Fuga.
25.07-4.08 WROCŁAW
dokumentalnych, które licznie pojawią się na ekranach Kina Pod Baranami (Czyściciele internetu, McQueen, Mr Gaga, W rytmie Kuby, Whitney).
Nowe horyzonty kina
Festiwal Nowe Hor yzont y w e Wrocławiu, to niezwykła szansa na przeżycie niepowtarzalnych emocji filmowych. Wydarzenie prezentuje najważniejsze nurty współczesnego kina oraz daje szansę spotkania z międzynarodowymi osobowościami. Widzów z pewnością interesować będzie rywalizacja w Międzynarodowym Konkursie Nowe Horyzonty, w ramach którego artyści współczesnego kina rywalizować będą o Grand Prix oraz 15 tysięcy Euro. Zoba-
16
Miłośników popularnych serii filmowych z pewnością zainteresuje pokaz trylogii Matrix, która obchodzi w tym roku swoje 20. urodziny! Coś dla siebie znajdą także fani filmów
czymy filmy pretendujące do miana sztuki, z którymi spotkanie będzie dla widzów niezwykłym przeżyciem. Nowe Horyzonty zawsze orbitowały blisko festiwalu w Cannes, w tym roku również będziemy mogli zobaczyć filmy, które prezentowano na tym najważniejszym festiwalu filmowym na świecie. Niezwykle interesująco zapowiadają się trzy retrospektywy wybitnych twórców. Festiwal zaprezentuje filmy Alberta Sery – jednego z najbardziej wyrazistych autorów slow cinema,
awangardowego Japończyka Terayamy Shūji oraz Oliviera Assayasa, jednego z najważniejszych filmowców francuskich, określanego mianem kontynuatora francuskiej Nowej Fali. Jednym z wydarzeń festiwalu będzie pokaz nowego filmu Mowa ptaków, Xawerego Żuławskiego, przygotowanego na podstawie scenariusza jego ojca, Andrzeja. Tym filmem „młody” Żuławski oddaje hołd swojemu wybitnemu, zmarłemu już ojcu. To z pewnością jedna z najbardziej oczekiwanych premier tego roku.
KRAKÓW
Artyści przeciw uprzedzeniom W Muzeum Sztuki Współczesnej MOCAK w Krakowie możemy oglądać dwie niezwykle ciekawe wystawy dotykające tematu kultury żydowskiej – Beata Stankiewicz, Dziesięciu Żydów, którzy rozsławili Polskę oraz Dana Arieli, Polski fantom. Seria obrazów Beaty Stankiewicz pod tytułem Dziesięciu Żydów, którzy rozsławili Polskę otwarcie nawiązuje do pracy Andy’ego Warhola, Dziesięć portretów Żydów XX wieku. Oba cykle prezentują postaci, których sława i wielkość były silniejsze niż pochodzenie. Artyści sugerują – i jest w tym pewna gorycz – że uprzedzenia wobec Żydów może stłumić jedynie ich genialność. Beata Stankiewicz przedstawia bohaterów polskiej kultury i nauki.
Beata Stankiewicz, Jonasz Stern, z cyklu 10 Żydów, którz y rozsławili Polskę, 2018, olej, flamaster wodny / płótno, 100 × 70 cm, Kolekcja MOCAK-u, fot. R. Sosin
zapowiedzi
do 22.09
Dana Arieli, to izraelska artystka, profesor historii. W swoich projektach bada relacje między sztuką a polityką, zarówno w systemach totalitarnych, jak i demokracjach. W projekcie Fantomy. Podróż śladami szczątków dyktatury, który realizuje od 2009 roku, dokumentuje pozostałości po upadłych reżimach. W Bibliotece MOCAK-u możemy zobaczyć wybór jej fotografii z cyklu Polski fantom. Wystawa składa się z pięciu części (Warszawa, Nowa Huta, Kraków, Auschwitz, Kielce). Współcześnie wykonane zdjęcia dotyczą obiektów, przestrzeni i miejsc związanych z okresem II wojny światowej i Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Artystka dokumentowała także miejsca w 14 innych krajach, między innymi w Niemczech, Rosji, we Włoszech i państwach wschodniej Azji.
17.07
POLSKA
Kosmos na wyciągnięcie ręki Dlaczego Elon Musk chce zbombardować Marsa i co wstydliwego zostawili astronauci na Księżycu? Czy kiedyś złapiemy deszcz diamentów, który pada na Saturnie każdego dnia? Kiedy zamieszkamy w hotelach na orbicie Ziemi? Czy podróże w kosmos mogą wydłużyć życie człowieka? Na te pytania odpowiada książka, Człowiek istota kosmiczna, będąca zapisem rozmowy Grzegorza Brony z Eweliną Zambrzycką. Mimo spadku medialnego zainteresowania podbojem kosmosu oraz kryzysu literatury science fiction, jeste-
śmy bardzo blisko tego, by znowu zrobić wielki krok w dziejach ludzkości. Misja na Marsa staje się coraz bardziej realna i być może już wkrótce zawładnie masową wyobraźnią, przypominając o kosmicznym wyścigu między USA i ZSRR, który przykuwał uwagę globalnego społeczeństwa w XX wieku. Warto więc zastanowić się, co kosmos może nam zaproponować i czy jego podbój jest realny, czy też należy go odłożyć dla przyszłych pokoleń? Grzegorz Brona - doktor habilitowany nauk fizycznych i biznesmen. Pra-
cował na Wydziale Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego. Były szef Polskiej Agencji Kosmicznej, miłośnik science fiction. Pracę zawodową rozpoczynał w słynnej Europejskiej Organizacji Badań Jądrowych CERN, po powrocie do Polski został współzałożycielem spółki Creotech Instruments. Buduje satelity, wie wszystko o kosmosie, chciałby podróżować w czasie i poznawać ludzi, którzy zmieniali świat. Ewelina Zambrzycka – dziennikarka i redaktorka, pasjonatka tematyki popularnonaukowej.
17
rozmowa
WILLEM DAFOE:
KINO MA W SOBIE WIELE Z POEZJI Willem Dafoe uznawany jest za jednego z najbardziej charyzmatycznych współczesnych aktorów. Niezależnie od tego, jak bardzo byłby ucharakteryzowany do roli, zawsze zdradzi go wyjątkowy głos. Ukształtowany przez teatr, od lat związany też z kinem. Na swoim koncie ma współpracę z takimi sławami, jak Oliver Stone, Lars von Trier, David Lynch, Martin Scorsese, Wes Anderson. Spotkaliśmy się na festiwalu w Cannes, gdzie przyjechał z dwoma, bardzo różnymi filmami – The Lighthouse, wschodzącej gwiazdy amerykańskiego kina, Roberta Eggersa oraz Tommaso, kultowego reżysera Abla Ferrary. Dobrze oddaje to jego artystyczną filozofię, opartą przede wszystkim na różnorodności. Rozmawia Kuba Armata.
18
stości i po prostu staraliśmy się ją nakręcić. On cały czas był jednak za kamerą, a nie po drugiej stronie. Ta granica była ważna. Nie pamiętam wszystkich naszych dyskusji o tym, co jest prawdziwe, a co wyimaginowane. Ale to tylko film, sztuka zmyślania.
- Chyba do końca tak tego nie postrzegałem. Były oczywiście w tym filmie rzeczy, które bliskie są naszej relacji. Były też takie, o których Abel mi opowiedział, a dotyczyły jego życia. Przegadaliśmy całą historię, umiejscowiliśmy ją w konkretnej rzeczywi-
- Myślę, że nie. Po co miałbym to robić? To ja lubię być reżyserowany, prowadzić na ten temat dyskusje, nawet jeśli ktoś kompletnie nie rozumie, o co mi chodzi (śmiech). Lubię powierzyć siebie osobie mającej jakąś wizję i pomysł na to, co chce w danym momencie eksplorować. Taka osoba potrzebuje aktora, który będzie się starał zrozumieć i dzielić jego ideę. Jako aktor uwielbiam ten proces. Zagłębiania się i podążania za pomysłem, który wcale nie jest mój. Kiedy o tym myślę, za każdym razem czuję ekscytację. Wchodzę w to zawsze z otwartą głową i sercem. Mam wrażenie, że czasem mogę pomóc, bo skoro to nie moja idea, łatwiej mi o dystans, obiektywizm. Jako aktor staję się tworem w rękach reżysera, który modeluje mnie na swój sposób. Ferrara jest reżyserem podchodzącym do tego procesu bardzo intuicyjnie, z dużymi emocjami. Co więcej, to człowiek, który język kina zna na wylot. Wie, czego chce, a czego nie. To dla mnie istotne.
Willem Dafoe, American Psycho (2000), reż. Mary Harron
Cz y dla Pana interesujące byłoby reżyserowanie siebie?
Lubi Pan mieć jasne wsk azówki od reżysera? - Często jest tak, że sami do końca nie wiemy, w która stronę to pójdzie. Lubię akt kreacji. Czasami reżyser mówi mi o czymś, a ja staram się ubrać to we własne słowa. Opowiedzieć to, co usłyszałem, w taki sposób, jakby to była moja własna historia. Muszę wcześniej uwierzyć, że ona wydarzyła się właśnie mnie. To chyba taka definicja występowania, udawania, a ja właśnie tym się zajmuję. À propos, w jednej ze scen w Tommaso p row a d z i Pa n warsztaty aktorskie i przekonuje, że aktorstwo bazuje na dwóch rzeczach - kontroli i porzucaniu. Podpisałby się Pan jako Willem Dafoe pod tymi słowami? - Myślę, że tak, choć zawsze powtarzam, że nie jestem nauczycielem. Zajmuję się aktorstwem jednak na tyle długo, by
pewne sprawy się we mnie uformowały i bym mógł powiedzieć o nich z pewnością i wiarygodnością. Zdarza mi się prowadzić zajęcia dla młodych ludzi, np. w duńskiej szkole filmowej, bądź czasem przy okazji festiwali, jak chociażby ostatnio w Wenecji. Robimy wtedy jakieś teatralne ćwiczenia, ale staram się też opowiedzieć studentom o swoich przemyśleniach odnośnie do tego, co jest dla mnie ważne w byciu na scenie. To, o czym wspomniałeś, jest pewnie jednym z nich.
rozmowa
W f i l m i e To m m a s o wc i e l a s i ę Pan niemalże w rolę swojego prz yjaciela, Abla Ferrar y. Gra Pan u boku jego żony i córeczki, zdjęcia kręcone są w jego mieszk aniu. Trudno się gra Ferrarę, któr y należ y do panteonu kultowych twórców kina niezależnego?
Pana filmografia jest szale nie różnorodna. Od skromnych, niezależnych tytułów po block buster y, realizowane przez największe hollywoodzkie studia. Czym kieruje się Pan, decydując się na konkretną propozycję? - Może cię zaskoczę, ale prawie nigdy nie chodzi o scenariusz. Dobry tekst to oczywiście wielka wartość dodana, lecz mam wrażenie, że nie o to chodzi w kinie. Na pewno ważna jest osoba reżysera, warunki, w jakich będziemy kręcili, jaki to ma być w założeniu film i jak to wszystko razem się spina. Nie chodzi wbrew pozorom też
Byłbym hipokrytą, gdybym powiedział, że nie cenię dobrego tekstu, ale dla mnie najlepszą rzeczą w kinie jest to, że ma w sobie wiele z poezji, ma umiejętność zaginania czasu, proces „stawania się” jest tu absolutnie wyjątkowy
19
rozmowa
Willem Dafoe, Grand Budapest Hotel (2014), reż. Wes Anderson
o postać, jaką ma się do odtworzenia, choć wielu aktorów o tym mówi jako o kryterium. Mnie bardzo interesuje proces, który przecież często obejmuje zmiany w pierwotnym scenariuszu. Byłbym hipokrytą, gdybym powiedział, że nie cenię dobrego tekstu, ale dla mnie najlepszą rzeczą w kinie jest to, że ma w sobie wiele z poezji, ma umiejętność zaginania czasu, proces „stawania się” jest tu absolutnie wyjątkowy. W tym wszystkim chodzi o dwie rzeczy – miejsca i ludzi. O co jeszcze? - O przygodę, uczenie się czegoś i wynoszenie tego dalej. Te kryteria są dla mnie istotne. Oczywiście dochodzą do tego bardziej praktyczne sprawy. Świadome połączenie tego wszystkiego to moim zdaniem zdrowa droga do podejmowania dobrych decyzji. Nie warto trzymać się kurczowo jednej drogi, bo bardzo szybko możemy uwierzyć, że jest ona jedyną właściwą. A to niebezpieczne. Z mojej perspektywy każda propozycja jest postrzegana indywidualnie. Nie zakładam z góry jakichś określonych wytycznych. Pa-
20
trzę na projekt i zastanawiam się, jak z tym wszystkim się czuję. Z perspektywy własnego doświadczenia uważa Pan, że każdy aktor przynajmniej raz powinien stanąć na teatralnej scenie i spróbować się z tym zmierzyć? - Wszystkie moje myśli, refleksje związane z aktorstwem wychodzą właśnie z teatru. Choć nie był to konwencjonalny teatr. Nie mam jednak przekonania, czy do stworzenia wybitnych kreacji potrzebna jest edukacja czy wcześniejsze doświadczenie teatralne. Znam wielu znakomitych aktorów filmowych, którzy prawdopodobnie byliby straszni na scenie, gdyż nie mają określonych zdolności, talentu akurat potrzebnego do bycia na scenie. Posiadają jednak coś zupełnie innego, co być może ciężko zdefiniować czy opisać słowami, ale jest to doskonale widoczne w każdym kolejnym ich filmie. Być może są po prostu stworzeni do występowania przed kamerą. Nie powiedziałbym
Lubię być reżyserowany, prowadzić na ten temat dyskusje, nawet jeśli ktoś kompletnie nie rozumie, o co mi chodzi
Czy zatem przyzwyczajenie się do pracy przed kamerą wymagało czasu i doświadczenia? - Niekoniecznie, bo te dwie drogi były mi bliskie niemalże od początku i nie czułem wielkiej różnicy. Z teatrem zresztą współpracuję cały czas. Czuję, że to on mnie uformował. Chociażby w kwestii podejścia. Wydaje mi się, że przypominało ono bardziej podejście tancerza czy sportowca aniżeli wgłębianie się w scenariusz od strony literackiej czy psychologicznej. Chodziło o wykonywanie jakiejś czynności. Ważna też była elastyczność i otwartość na nowe rzeczy, które sprawiały, że to podejście trochę się zmieniało. Dla przykładu, kiedy prowadzę jakieś zajęcia aktorskie, są
dwie rzeczy, na które zwracam uwagę w kontekście ewentualnej współpracy z młodym aktorem. Pierwszą byłoby przyprowadzenie do pokoju małego dziecka, powiedzmy czteroletniego, usadzenie go i powiedzenie aktorowi, żeby spędził z tym dzieckiem trochę czasu. Ja z kolei uważnie bym ten proces obserwował. Druga rzecz – wykonałbym jakąś czynność, powiedzmy przeszedł przez pokój. Poprosiłbym, żeby studenci się temu przyjrzeli, a następnie by starali się to skopiować. Jestem przekonany, że te dwie rzeczy powiedziałyby mi o nich bardzo wiele (śmiech).
- Od razu mówię, że nigdy nie myślałem o tym, by zająć się reżyserią.
- Chyba próba utrzymania balansu pomiędzy posiadaniem jakiegoś planu na realizację a byciem otwartym na to, co się dzieje w danej chwili i w którą stronę to wszystko zmierza. Umiejętność dostosowania się jest niezwykle ważna. Naprawdę. Pracowałem z wieloma reżyserami i mogę powiedzieć, że wielu z nich to miało. Chodzi o wsłuchanie się w impulsy i pokonanie swojego ego. To prawdopodobnie jeden z powodów, dla których nigdy nie będę reżyserem. On ma na sobie bardzo dużą odpowiedzialność. Czuję ją także oczywiście jako aktor, ale finalnie nie muszę wiedzieć, do czego to wszystko zaprowadzi. Nie muszę rozprawiać nad znaczeniami filmu albo ich brakiem. A reżyser musi... (śmieje się, po czym dyskretnie wskazuje na siedzącego obok Abla Ferrarę – przyp. red.).
Dlaczego? Jakie największe wyz wania widzi Pan w pracy reżysera?
R o z m a w i a ł K U B A A R M ATA , Cannes
To t r o c h ę j a k r e ż y s e r…
rozmowa
zatem, że jest to niezbędne. Przecież wielu znakomitych aktorów teatralnych w ogóle nie trafia do kina.
Willem Dafoe, To m m a s o ( 2 0 1 9 ) , reż. Abel Ferrara
21
film
FILMOWE STRZAŁY KUBY ARMATY PEWNEGO RAZU… W HOLLYWOOD r e ż . Q u e n t i n Ta r a n t i n o USA/Wielka Brytania 2019 165’
PAVAROTTI
zdj. mat. prasowe
reż. Ron Howard USA/Wielka Brytania 2019, 114’
Ostatnimi czasy za naczelnego filmowego biografa uchodził brytyjski reżyser, Asif Kapadia. Jego pełne dramaturgii, ale i świetnie skonstruowane opowieści o Ayrtonie Sennie, Amy Winehouse czy teraz - Diego Maradonie, wznosiły ten gatunek na inny poziom. Jego drogą postanowił najwyraźniej podążyć Ron Howard. Ten doświadczony amerykański filmowiec, mający na koncie dwa Oscary i takie filmy jak Apollo 13 czy Piękny umysł, porzucił na chwilę fabułę na rzecz dokumentu, by opowiedzieć o legendzie. Patrząc na barwne życie i wielką karierę Luciano Pavarottiego, nie ma wątpliwości, że było warto. Jego niesamowitą, pełną zwrotów biografią obdzielić można by pewnie kilku bohaterów. Legendarnego tenora Howard przedstawia przede wszystkim jako… typowego Włocha – uwielbiającego biesiady króla życia, człowieka z sercem na dłoni, dla którego nie ma ważniejszej wartości niż rodzina. Pavarottiemu przez całe życie towarzyszył blask. Nie tylko z uwagi na skalę jego talentu, ale też poczucie humoru czy zwykłą ludzką empatię. O słabościach maestro Howard mówi w sposób dyskretny, podobnie zresztą jak o kulisach niezbyt moralnej branży muzycznej. Nie ma co ukrywać, że film w dużej mierze ma charakter pośmiertnego pomnika, hołdu oddanego niezwykłemu człowiekowi. W przypadku wielu biografii mogło to irytować, ale Pavarotti na pewno nie jest jedną z nich.
Premiera: 2 sierpnia Ocena: ����� 22
O tym filmie głośno było w zasadzie od chwili, gdy Quentin Tarantino przyznał się, że pracuje nad nowym projektem. Kiedy w dodatku okazało się, że jednym z tematów ma być tragiczna historia Romana Polańskiego (w tej roli polski aktor, Rafał Zawierucha) i Sharon Tate, spekulacjom nie było końca. Tarantino, jak to ma w zwyczaju, zrobił oczywiście wszystko po swojemu. Obok wspomnianych bohaterów jest tu bowiem miejsce dla przeżywającego twórczy kryzys aktora, jego kaskadera i gosposi w jednym, bandy Mansona, Steve’a McQueena, a nawet dostającego solidny łomot… Bruce’a Lee. Ilekroć ogląda się filmy Tarantino, nie można oprzeć się wrażeniu, że to reżyser, który na planie po prostu świetnie się bawi. Popada w kolejne dygresje, tworzy mogące być odrębną całością sceny - perełki, wreszcie daje do zrozumienia, że po drugiej stronie kamery mamy do czynienia z prawdziwym kinofilem. Tyle, że w tym filmie jest chyba tego trochę za dużo. Zbudowana z dwóch wątków główna oś fabularna momentami się dłuży, o co chyba nigdy nie podejrzewalibyśmy dzieła podpisanego przez Tarantino. Jak to jednak często bywa, tak i tym razem okazuje się, że cierpliwość popłaca. Finał Pewnego razu… w Hollywood z nawiązką rekompensuje wszelkie wcześniejsze obiekcje.
Premiera: 9 sierpnia Ocena: �����
Kupon rabatowy na dowolne dania Fot. Manolo Pavón | GutekFilm
BÓL I BLASK reż. Pedro Almodóvar Hiszpania 2019 113’
Dobra wiadomość jest taka, że Pedro Almodóvar zrobił najlepszy film od lat. Gorsza, że z wiekiem staje się on coraz bardziej bezpieczny i przewidywalny, porzucając gdzieś buntowniczą naturę, z której przecież był znany. Jeżeli o tym zapomnieć, Ból i blask okaże się dziełem co najmniej dobrym. Mówi się, że to jeden z bardziej osobistych filmów hiszpańskiego reżysera, choć ten dość przekornie twierdzi, żeby nie traktować fabularnych wydarzeń zbyt literalnie. Bohaterem, a jakże, jest reżyser Salvador Mallo, w którego rolę znakomicie wciela się Antonio Banderas. Ucharakteryzowany tak, że wygląda niemal jak wierna kopia Almodóvara, za tę kreację nagrodzony został na festiwalu w Cannes, gdzie film miał swoją światową premierę. Ból i blask jawi się jak pełen retrospekcji przewodnik po świecie Almodóvara. Pojawiają się tu bowiem wątki i motywy doskonale znane z jego poprzednich produkcji – od surowego katolickiego wychowania po pierwsze miłosne uniesienia, od relacji z matką po uczucie, jakim obdarzył kino. Jest też tytułowy ból, w znacznie większym stopniu niż blask, refleksja nad upływającym czasem i nostalgia. Choć chwilami zachowawcze, to kino pełne emocji oraz szczerości, której często tak bardzo brakuje.
Premiera: 21 czerwca Ocena: �����
10%
Nowe Menu! Produkty regionalne Ryby i owoce morza
www.vanilla-sky.pl Kraków-Salwator ul.Flisacka 3
wydarzenia zdjęcia: Filip Łyszczek
|
lounge
Open'er 2019
Festiwalowe szaleństwo w pełni, ale za nami już (niestety!) jeden z największych rodzimych festiwali - Open'er 2019. W tym roku na Babich Dołach zameldowało się ponad 80 wykonawców, którzy w przeciągu czterech dni wystąpili na pięciu festiwalowych scenach. Wśród gwiazd światowej muzyki, mogliśmy zobaczyć m.in. The Smashing Pumpkins, Lanę del Rey, Kylie Minogue, G-easy, Swedish House Mafia, J Balvin, Perry Farrell's Kind Heaven Orchestra i wielu innych. Więcej zdjęć na loungemagazyn.pl/mpc/
G-easy
24
Lana del Rey
wydarzenia The Smashing Pumpkins
Pe r r y Fa r re l l
J Balvin
25
muzyka
fot. pexels.com
LATO PIĘKNIE GRA NASZ PRZEWODNIK PO NAJLEPSZYCH IMPREZACH, KTÓRE W NAJBLIŻSZYM CZASIE ODBĘDĄ SIĘ W POLSCE I SĄSIEDNICH KRAJACH.
Modeselector
AUDIORIVER 26 – 28 lipca, Płock Jeśliby brać pod uwagę gatunki muzyczne, którym poświęcone są polskie festiwale, to na pewno najwięcej jest tych zorientowanych na nową elektronikę. Jednym z najbardziej zasłużonych na tej scenie jest płocki Audioriver. To wielki rave w plenerze pięknego zakola Wisły z różnymi odmianami klubowych brzmień – od techno do drum’n’bassu. W tym roku największym wydarzeniem festiwalu będzie koncert niemieckiego duetu Modeselektor. Właśnie wydał on nową płytę – i wypełniająca ją bass music zabrzmi w Płocku na żywo z wielką mocą. Więcej nastrojowej elektroniki usłyszymy podczas występu Jona Hopkinsa, który specjalizuje się w przestrzennym techno. Najtwardszą odmianę gatunku zaserwują
26
British Murder Boys – czyli Regis i Surgeon w duecie.
OFF FESTIVAL 2-4 sierpnia, Katowice Festiwal organizowany przez Artura Rojka ma długą tradycję. Ostatnimi laty przeżywał poważne problemy – ze sponsorami i lineupem – ale całe szczęście wyszedł już na prostą. W tym roku zapowiada się wyjątkowo atrakcyjnie. Przede wszystkim zobaczymy szeroką panoramę brytyjskiej alternatywy – zagrają bowiem zespoły Suede, Foals, Stereolab oraz Jarvis Cocker z dawnego Pulp. Kobiecą nutę do tego męskiego zestawu wniosą Neneh Cherry czy Aldous Harding. Na wyjazd do Katowic szykują się już fani najcięższych brzmień – to dla nich wystąpią tam grupy Daughters czy Electric Wizard. Oczywiście na OFF-ie nie zabraknie również nocnych imprez z nowoczesną elektroniką i przedstawicieli alternatywnego hip-hopu.
Suede
KRAKÓW LIVE FESTIVAL 16-17 sierpnia, Kraków To już czwarta edycja następcy pamiętnego Coke Live Music Festivalu – i ta nowa impreza Alter Artu z powodzeniem kontynuuje chlubną tradycję wyznaczoną przez swego poprzednika. Pomysł na lineup jest prosty: zaprosić największe gwiazdy popu, rapu i elektroniki i oddać im scenę na terenach zielonych Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie na dwa dni. Tym razem orga-
Calvin Harris
nizatorzy postawili na zdecydowanie taneczną muzykę. Główną gwiazdą festiwalu będzie bowiem Calvin Harris – spec od klubowej wersji popu. Podobnie zabrzmi na pewno set jego francuskiego kolegi – DJ-a Snake’a. Bardziej piosenkowe brzmienia wprowadzi do programu imprezy grupa Years & Years. A dla miłośników hip-hopu rymować będą goście ze Stanów: Macklemore i Post Malone.
FEST FESTIVAL 23-24 sierpnia, Chorzów Myśleliście, że nie da się już w Polsce wymyślić nowego festiwalu? To byliście w błędzie. Oto pod koniec sierpnia w Chorzowie startuje pierwsza edycja Fest Festivalu. Jak na razie trudno wywnioskować W u -Ta n g C l a n w y s t ą p i n a Fe s t Fe s t i v a l 27
muzyka
zie zagrają Florence + The Machine, The Foo Fighters, The National, Twenty One Pilots czy Franz Ferdinand. Największy tłum ściągnie jednak pod scenę nie kto inny jak sam Ed Sheeran, który nie tak dawno wyprzedał w Polsce dwa koncerty na Stadionie Narodowym. Będzie więc też miejsce na popową piosenkę. A cała impreza potrwa prawie tydzień.
ATONAL FESTIVAL 28 sierpnia – 1 września, Berlin
The Cure
z lineupu, do kogo miałby on być adresowany, bo w programie jest prawdziwy groch z kapustą. Oto obok weteranów hip-hopu z Wu Tang Clan, zagra indie rockowy Metronomy, a obok uwodzicielskiej diwy popu Roisin Murphy, wystąpi spec od atmosferycznego tech-house’u – Christian Loefler. Do tego będzie spora reprezentacja polskiej piosenki w rodzaju Pawła Domagały czy Arka Kłusowskiego. Trochę przypomina to dawny Coke Live Festival w Krakowie. Zobaczymy czy chorzowskiej imprezie uda się powtórzyć jego sukces.
THE COLOURS OF OSTRAVA 17-20 lipca, Dolne Witkowice Kiedy festiwal ten wystartował w 2002 roku, był równie wielką atrakcją dla czeskich, jak i polskich fanów muzyki. Z czasem wyrosła mu nad Wisłą spora konkurencja, ale Czesi do dzisiaj potrafią zaskoczyć niekonwencjonalnym lineupem. Tak będzie i w tym roku, bo oto w Ostrawie zobaczymy na żywo legendarną grupę The Cure. Młodsze pokolenie będzie reprezentowała Florence + The Machine, Years & Years i Rag’n’Bone Man. Do tego jak zwykle sporo muzyki folkowej w wykonaniu takich artystów, jak Mariza, Manu Delago czy Jungle By Night. A najwyższej klasy techno usłyszymy w wykonaniu mistrza nurtu – Richiego Hawtina.
28
SZIGET FESTIVAL 7-13 sierpnia, Budapeszt Zanim Polska rozkwitła kolejnymi festiwalami, nasi fani rocka najczęściej jeździli na Sziget Festival. Impreza pod Budapesztem ma więc długą tradycję – i dzielnie broni się przed konkurencją mocnym lineupem. Organizatorzy Szigetu stawiają przede wszystkim na rocka. Tak też będzie w tym roku, bo na impre-
Foo Fighters
Pozornie wydawałoby się, że lato sprzyja celebrowaniu radosnej i ciepłej muzyki na plenerowych festiwalach. Pewnie i tak – ale wielbiciele najmroczniejszych brzmień nowej elektroniki też mają swoje święto. Jak co roku będą mogli spędzić pięć dni w postindustrialnym budynku dawnej elektrowni Kraftwerk Halle w Berlinie i zobaczyć cały zestaw specjalnych projektów przygotowanych na tę imprezę. Jak na razie wiadomo, że swoją premierową muzykę zaprezentują na Atonal Festivalu klawiszowiec Nine Inch Nails – Alessandrto Cortini, brytyjski spec od abstrakcyjnych rytmów Shackleton czy gwiazda ciężkiego techno – Function. Do tego całe noce tanecznych rytmów w trzech klubach mieszczących się w Kraftwerk Halle – Tresor, Ohm i Globus. PA W E Ł G Z Y L
Lato na Tarasie Widokowym
Odwiedź letni Taras Widokowy & Lounge Bar i delektuj się orzeźwiającymi koktajlami oraz menu stworzonym z myślą o upalnych popołudniach. Obserwuj tętniący życiem Kraków, a wieczorem celebruj romantyczne zachody słońca z najlepszym widokiem na miasto. W każdy piątek spróbuj też doskonałego sushi serwowanego przez utalentowanych sushi masterów! Codziennie od 12:00 do 24:00 sheraton.grand.krakow
Zarezerwuj stolik M gsc.krakow@sheraton.com T +48 12 622 1000
Sheraton Grand Krakow Powiśle 7, 31-101 Kraków T +48 12 622 1000
sheratongrandkrakow
©2019 Marriott International, Inc. All Rights Reserved. All names, marks and logos are the trademarks of Marriott International, Inc., or its affiliates.
podróże
KIRGIZ NADAL PATRZY W GWIAZDY tekst i zdjęcia: A R T U R WA B I K
Marszrutka stanowi najpopularniejszy i najtańszy środek transportu w państwach byłego bloku radzieckiego – od Lwowa po Sahalin, od Murmańska po Erywań. Od trzech godzin siedzę więc w małym, wypchanym po brzegi busiku pasażerskim, jadącym z Ałmaty do Biszkeku, stolicy Kirgistanu. Miejsca, w którym współczesność spotyka się z przeszłością, a realność przenika się z iluzją.
Dzieci grają w gry na komórkach, rodzice dzwonią, kierowca jedną ręką prowadzi, a drugą wysyła esemesy. Komórki są kluczowym narzędziem w tej podróży. Oczywiście, ja też mam ze sobą swoją. Cóż jednak z tego, skoro nigdzie nie mogę z niej zadzwonić, o internecie już nawet nie wspominając... Tuż po tym, kiedy za oknem zniknęły ostatnie równiny Kazachstanu, a przed nami pojawiły się się pierwsze, niskie jeszcze pasma gór Tien-szan, tuzin pozostałych pasażerów – jak na komendę – wyjął ze swoich telefonów baterie i wymienił kazachskie karty sim na kirgiskie. Jesteśmy jeszcze spory kawałek od granicy, ale na tyle blisko stolicy Kirgistanu, aby kirgiski sygnał wypierał kazachski. Zresztą, po co przepłacać?
30
CHUDOŻNIK Z POLSZY Przejście graniczne na rzece Chu wygląda, jakby oba kraje znajdowały się w stanie wojny. Wąski most otaczają zasieki z drutu kolczastego, a pogranicznicy w kapeluszach z szerokimi rondami i z automatami przewieszonymi na szyjach nie mają w zwyczaju się uśmiechać. Wszyscy musimy wysiąść z marszrutki i przejść przez obie kontrole pieszo. Kierowca nakazuje zabrać wszystkie rzeczy osobiste ze sobą. Stojąc z paszportem w kolejce do kazachskiego okienka, nie po raz pierwszy w trakcie tej wyprawy myślę, że mam dużo szczęścia mieszkając w Europie. Pamiętam, naturalnie, kontynent sprzed otwarcia granic, ale wspomnienie to zdążyło już wyblaknąć. Przedłużające się oczekiwanie na jasnozielony stempelek wy-
daje mi się dosyć absurdalne. Szczególnie, że kiedy przychodzi moja kolej, Kazachowie niespecjalnie się mną interesują. Po kilku kwadransach mogę przejść do kirgiskiego okienka – tutaj pada parę dodatkowych pytań po rosyjsku. Rozumiem piąte przez dziesiąte, więc powtarzam tylko „chudożnik z Polszy” ( „artysta z Polski" - dop. red.), bo to zazwyczaj budzi ogólną sympatię. Po prześwietleniu bagaży i sprawdzeniu w bazie Interpolu dostaję kolejny stempelek, tym razem niebieski. Ja i kilka innych osób, które nie wzbudziły podejrzeń celników, jesteśmy już po drugiej stronie, ale na marszrutkę przyjdzie nam jeszcze poczekać. Utknęła w długim sznurze aut po kazachskiej stronie rzeki. W drewnianej budce przy drodze kupuję
SPOTKANIE Z LENINEM
Kino w Biszkeku
Położony w Kotlinie Czujskiej Biszkek, znany z map ZSRR jako Frunze, liczy niecały milion mieszkańców. Do połowy lat 90. XX wieku dominowali wśród nich etniczni Rosjanie i Europejczycy. Dopiero po upadku Związku Radzieckiego nastąpił masowy napływ etnicznych Kirgizów, którzy stanowią dziś 2/3 populacji stolicy. Pomimo to, głównym językiem używanym na ulicach Biszkeku, popularnym szczególnie wśród młodzieży, jest nadal rosyjski. Miasto jest przy tym bardzo kosmopolityczne. Niemal 20 procent mieszkańców stanowią obcokrajowcy,
podróże
trochę somów, czyli lokalnej waluty – akurat tyle, ile potrzeba na taksówkę do stolicy. Biszkek leży jakieś 30 kilometrów od granicy, więc pobocze roi się od samochodów, którymi przedsiębiorczy Kirgizi podwożą podróżnych do centrum. Ściskając w ręce plik banknotów z wizerunkiem mężczyzny w futrzanej czapie, rozpoczynam negocjacje. Pierwsze propozycje są z zasady bandyckie, więc przy odrobinie szczęścia można je mocno zbić. W sukurs przychodzi mi jeden z pasażerów mojej marszrutki, z którym zdążyłem się zapoznać po drodze. Słysząc zaproponowaną przez kierowcę cenę, wybucha śmiechem i od razu mówi, że mogę zapłacić najwyżej połowę. Taksówkarz nie jest specjalnie szczęśliwy, ale otwiera bagażnik i wrzuca do niego mój plecak. Całą drogę wypytuje mnie o Polskę, zarobki, żonę, dzieci, kochanki i tym podobne sprawy. Odpowiadam przy użyciu wszystkich dostępnych mi środków – czyli głównie na migi – pamiętając przy tym, że Kirgizi są w większości muzułmanami.
Pomnik Lenina w Biszkeku
z których duża część należy do korpusu dyplomatycznego. Biszkek jest bowiem główną w Azji Centralnej siedzibą organizacji międzynarodowych takich, jak ONZ czy OBWE. Stało się tak, ponieważ Kirgistan przez lata uchodził za najspokojniejszy i najbardziej stabilny kraj w regionie. Wizerunkiem tym wstrząsnęła nieco Tulipanowa Rewolucja w 2005 roku i kolejna w 2010 roku, ale od tego czasu w kraju panuje względny spokój. Głównym problemem miasta jest obecnie smog i błyskawicznie postępująca zabudowa wysokościowa. Jedno i drugie z dnia na dzień coraz bardziej zasłania widok na nieodległe szczyty Tien-szanu. Przed wyjazdem z Ałmaty zarezerwowałem przez Airbnb mieszkanie w centrum Biszkeku, w pobliżu głównej ulicy Chuy. A w każdym razie taką miałem nadzieję. Próba odgadnięcia, gdzie tak właściwie znajduje się centrum miasta, w oparciu jedynie o Google Maps, jest zawsze nieco karkołomna. W Azji Centralnej, gdzie miasta nie posiadają znanego nam w Europie ukła-
du – ulic rozchodzących się promieniście od centralnego placu – jest to jeszcze trudniejsze. Tym razem jednak trafiłem całkiem nieźle. Moim gospodarzem w Biszkeku jest Suhrob, kirgiski student American University of Central Asia, który całkiem nieźle mówi po angielsku. Jego ojciec pochodzi z Tadżykistanu, zaś matka jest częściowo Uzbeczką, ale Suhrob czuje się Kirgizem. Chętnie opowiada o rodzicach i starszym rodzeństwie, które zdążyło już wyemigrować. Siostra Suhroba pracuje na uniwersytecie w Moskwie, a brat zahaczył się w USA. Sohrob też chciałby wyjechać – raczej do brata, niż do siostry. Póki co uczy się i zarządza z rodzicami majątkiem brata. Między innymi tym, nie do końca jeszcze umeblowanym mieszkaniem, na 15. piętrze świeżo oddanego do użytku wieżowca, w którym się zatrzymuję. Ulica Chuy ma 10 kilometrów długości i łączy ze sobą większość atrakcji turystycznych Biszkeku: siedzibę parlamentu, pomnik przyjaźni kirgisko-radzieckiej, gmach muzeum historycznego i pomnik bohaterów rewolucji. W Biszkeku na każdym kroku dziedzictwo kulturowe Związku Radzieckiego zmaga się z nową, kirgiską tożsamością. Najbardziej jaskrawym przykładem jest monumentalny plac Ala Too, nad którym od niedawna góruje postać Manasa – bohatera kirgiskiego eposu narodowego. Wystarczy jednak obejść budynek muzeum historycznego, aby z parkowej zieleni wyłonił się pomnik starego, dobrego Włodzimierza Iljicza Lenina z sierpem i młotem na cokole. Dodatkowo, na tym samym placu stoi maszt z gigantyczną kirgiską flagą, pod którą przez całą dobę pełni wartę honorową dwóch żołnierzy w pełnym rynsztunku. Brakuje już tylko meczetu. Choć i ten znajdziemy w odległości kilku przecznic od placu. Oficjalnie Kirgistan jest państwem muzułmańskim, ale islam przybiera tutaj bardzo umiarkowane formy. Zło-
31
podróże
w stadach jest dużo młodych; niektóre dopiero przyszły na świat.
Miasto Umarłych
żyły się na to długie lata radzieckiej ateizacji i dawne tradycje koczownicze, w których główną rolę odgrywał szamanizm.
HONDĄ CIVIC W NIEBIAŃSKIE GÓRY Drugiego dnia pobytu Suhrob dzwoni do mnie (kupiłem kirgiski starter) aby spytać, czy niczego mi nie brakuje. Przy okazji mówi, że jutro może mnie zabrać swoim samochodem w góry. Oczekuje, że zwrócę mu za paliwo, ale zaznacza przy tym, że nie chce na mnie zarobić – chciałby po prostu poćwiczyć swój angielski. Chętnie na to przystaję. Następnego dnia rano wyruszamy na południe, w kierunku unoszących się nad miastem ośnieżonych szczytów. Spodziewałem się terenówki, a tymczasem Suhrob przyjechał po mnie nisko zawieszoną Hondą Civic. Kolejną niespodziankę zastałem na tylnym siedzeniu – ma na imię Altynai i jest początkującą ilustratorką. Obecność dwóch mężczyzn i kobiety w samochodzie jadącym w miejscami bezludne góry jest kolejnym dowodem na umiarkowany wpływ islamu na życie codzienne w Kirgistanie. To nie przeszłoby w krajach arabskich. Altynai jest ubrana w sportowe buty, jeansy i koszulę z długim rękawem. W niczym nie różni się od swoich koleżanek z Europy – oprócz tego, że ma ewidentnie azjatyckie rysy. Jej angielski jest trochę słabszy, niż naszego kierowcy, ale szybko znajdujemy wspólny temat, w postaci ostatniego sezonu Gry o tron. Tien-szan, czyli „Niebiańskie Góry”, rozciągają się na przestrzeni 2500 kilometrów, przecinając terytorium aż czterech krajów.
32
Na południowym zachodzie przechodzą w Pamir, tworząc nieprzekraczalną barierę pomiędzy Azją Centralną a Chinami Zachodnimi. Ich niewzruszona obecność jest naturalna jak pory roku. Z Biszkeku nie ma zbyt wielu dróg prowadzących na południe. Kierując się wprost na liczący niemal 5000 metrów wysokości szczyt Siemionowa Tien-Szańskiego, można dojechać do rezerwatu Ala Archa lub do resortu Chunkurchak, który swoją wdzięczną nazwę wziął o spływającej tędy z gór strugi. Wybieramy ten drugi cel. Po 30 kilometrach kończy się asfalt, ustępując bitej, kamienistej nawierzchni. Wjeżdżamy między pagórki, na których pasą się niezliczone ilości koni, krów, kóz i jaków. Pastwiska nie są ogrodzone, a zwierzęta nie są spętane. Nie schodzą też na noc do gospodarstw. Zastanawiam się, jak w tej sytuacji gospodarze rozpoznają swoją trzodę, która swobodnie miesza się ze zwierzętami sąsiadów. Jest wiosna, więc
Kirgiz na koniu
Na szczytach niektórych wzniesień dostrzegam coś w rodzaju miniaturowych domków. Niektóre są nakryte kopułkami, inne wieńczą wieżyczki, jeszcze inne zaś przypominają odarte z płótna namioty cyrkowe lub ogromne klatki dla ptaków. To słynne „miasta umarłych” – górskie cmentarze, na których spoczywają mieszkańcy okolicznych wiosek. Z trudem namawiam Suhroba i Altynai na podjechanie do jednego z nich. Moi towarzysze wprawdzie wysiadają ze mną z samochodu, ale nie bardzo mają ochotę wchodzić pomiędzy fantazyjnie ukształtowane nagrobki. Ja tymczasem nie mogę się odkleić od aparatu; z czubków budowli sterczą pręty z przyspawanymi półksiężycami lub gwiazdami, na niektórych zatknięte są rogate czaszki lub pęki piór. Niektóre domki są pomalowane, inne obłożone ceramicznymi kaflami, na kilku, pamiętających jeszcze sowieckie czasy, można zobaczyć wyblakłe wizerunki zmarłych. Suhrob zaczyna wreszcie mnie ponaglać, więc wracam do auta. Wypytuję o obrządki pogrzebowe i odwiedzanie zmarłych, ale niewiele się dowiaduję. Najwyraźniej europejska koncepcja pamięci o zmarłych jest im zupełnie obca.
JURTY Z HYDROMASAŻEM Droga jest kręta i kamienista, ale nasza Honda daje sobie radę. Po drodze mijamy zaledwie kilka aut jadących w przeciwnym kierunku. Co jakiś czas zatrzymujemy się w celu przepuszczenia stada koni lub bydła, którego szlak akurat krzyżuje się z naszym.
podróże Tien-Szan
W pewnym momencie doganiamy grupę jeźdźców prowadzących kilka koni luzem. Chłopcy na koniach są pewnie w wieku Suhroba, ale raczej nie mają szans na studia. Kirgiz być może zszedł z konia – jak pisał Ryszard Kapuściński – pod koniec lat 60. XX wieku, ale tylko w dużych miastach. W Niebiańskich Górach wciąż jeździ w najlepsze na oklep, jedną ręką trzymając wodze, drugą zaś wystukując esemesy. Po godzinie dojeżdżamy do końca drogi. Parkujemy w ośrodku „Supara”, przed kolonią domków stylizowanych na tradycyjne kirgiskie jurty. Ładnie komponują się z otoczeniem, ale pozory mylą, gdyż w każdym takim domku kryje się nowoczesne wyposażenie: telewizor, internet i wanna z hydromasażem. Na nocleg tutaj, w cenie około 500 zł za dobę, mogą pozwolić sobie tylko biznesmeni z Biszkeku lub turyści z Europy. Zostawiamy samochód i ruszamy dalej na południe pieszo. Ścieżkę, którą się wspinamy, trudno nazwać szlakiem. Turystyka nie jest tu jeszcze zbyt dobrze rozwinięta. To raczej trakt wydeptany przez zwierzęta. W mieszanym lesie, przez który idziemy, dominują drzewa iglaste. Pachnie żywicą i ostrężynami – zupełnie jak w Tatrach. Po godzinie dochodzimy do granicy śniegu, który zamiast pojawiać się po trochu, powoli, małymi połaciami,
zaskakuje nas znienacka białym całunem. Przed momentem go nie było, a teraz już jest. I jest go dużo. To oznacza koniec naszej wyprawy. Nie jesteśmy przygotowani do wspinaczki po śniegu, który będzie leżał tu jeszcze co najmniej do lipca. Robimy sobie pamiątkowe zdjęcie z ciągle odległym szczytem Siemionowa Tien-Szańskiego i wracamy do samochodu. Po drodze trafiamy jeszcze na autentyczną kirgiską jurtę, stojącą samotnie w lesie – chyba z myślą o turystach. Zdejmujemy buty i siadamy
na ozdobnych matach trzcinowych, którymi wyłożona jest podłoga i ściany od wewnątrz jurty. Sufit nad nami wieńczy tündük – służący do odprowadzania dymu okrągły otwór w dachu jurty, który widnieje na fladze Kirgistanu. Nocą widać przez niego gwiazdy. Do zmroku jeszcze trochę czasu, ale obiecuję sobie, że nawet jeśli teraz ich nie zobaczę, to z pewnością następnym razem. Tekst i zdjęcia: A R T U R W A B I K
Altynai i Suhrob
33
artysta
PORTRETY, KTÓRE PATRZĄ OLIWIA JANKOWSKA
Malarstwo Oliwii Jankowskiej pokazuje, jak wielka siła kryje się w portrecie. Przeniesione na płótno postacie wcale nie tracą swojego życia, wprost przeciwnie, zyskują nową energię, którą dostrzeżemy w spojrzeniu muśniętych pędzlem oczu.
Malarka nie ucieka od pewnego realizmu, a jednocześnie unika banalności, zawieszając swoje prace pośrodku, między dosłownością i metaforą. Ten kontrast sprawia, że obraz zdaje się skrywać pewną tajemnicę, zapraszając naszą wyobraźnię do podą-
34
żania ścieżkami indywidualnej interpretacji. Fani komiksu dostrzeżą w obrazach coś, co każe im pomyśleć o powieściach graficznych, w których literatura spotyka się z ilustracją, wydobywając na powierzchnię nowy walor artystyczny.
Każda z przedstawianych postaci kryje w sobie pewien twist. Żadna nie pretenduje do miana piękna idealnego, lecz dotyka go dzięki drobnym mankamentom urody, które zostały zakodowane w pociągnięciach farby. Tu dostrzeżemy o je-
artysta den pieprzyk za dużo, tam zbyt szeroko rozstawione siekacze czy przymrużone, jakby kocie oczy. Zaskakują nas, wprawiają w lekkie zakłopotanie (bo jakże to można skupiać się na mankamentach?), a zarazem sprawiają, że obrazy posiadają wyjątkowy magnetyzm, zapadając głęboko w podświadomość. Artystka traktuje sztukę jako medium, które służy eksplorowaniu niezmierzonych pól
wyobraźni. Posługuje się nim w sposób swobodny, nie ograniczając się jedynie do pędzla i płótna, wykorzystuje również tkaninę, tworząc efektowne kolekcje ubrań i akcesoriów. Jej kolekcja In The Mind, którą obroniła dyplom w Szkole Artystycznego Projektowania Ubioru w Krakowie, była z sukcesem pokazywana na dużych wydarzeniach mody, takich jak Cracow Fashion Week, Off Fashion czy Jazz Art Fashion Festival. Ubrania stały się czymś
więcej niż okryciem dla ciała, przyjęły rolę płótna, na które Oliwia przelała to, co grało w jej umyśle. W oko wpada zwłaszcza multiplikowane odbicie źrenicy, która patrzy na nas z torebki czy bluzy, przypominając o tym, że żyjemy w świecie, w którym nieustannie ktoś nas podgląda, niczym w wizji George’a Orwella.
/RS/
35
design
CZŁOWIEK W CENTRUM ZAINTERESOWANIA PROJEKTANTA, CZYLI 11. EDYCJA NOCY Z DESIGN_EM ZA NAMI
Niezwykłe prace, światowej klasy wzornictwo, niecodzienne projekty, kreatywne wystawy i warsztaty, a także wiele inspirujących rozmów i spotkań – tak w skrócie można opisać tegoroczną Noc z Design_ em, której GW DOMAR była organizatorem. Wystarczy powiedzieć, że 13. czerwca mogliśmy podziwiać zachwycające prace m.in. Tomasza Augustyniaka, instalację Cristals Oskara Zięty, szkło Eli i Sebastiana Pietkiewiczów, ceramikę Bartka Mejora i Bogdana Kosaka, nową odsłonę marki TRE Tomka Rygalika, dokonania Duetu Pawlak&Stawarski, kolekcję kryształów Agnieszki Leśniak-Banasiak, jak i zabawne projekty Bartosza Muchy, choć to tylko wybrani spośród wielu znakomitych designerów, którzy tej nocy zaprezentowali swoją twórczość.
Wykład organmistrza Phillippa Klaisa
zdjęcia: mat. organizatora
13 czerwca oczy wszystkich miłośników dobrego designu zwrócone były ku wrocławskiej Galerii Wnętrz DOMAR, w której odbyła się już 11. edycja wyjątkowego eventu – Nocy z Design_em. Jak co roku wydarzenie to przyciągnęło uwagę nie tylko mieszkańców Wrocławia czy okolic, ale również mediów, designerów oraz przedstawicieli uczelni artystycznych. Swoje prace zaprezentowali czołowi projektanci, których twórczość na co dzień można podziwiać w najlepszych galeriach oraz muzeach na całym świecie, ale także kupić w salonach meblowych.
Wystawa Uż yteczność ASP Wrocław. Projekt Katarz yny Mazurek
Wydarzenie rozpoczęło krótkie przemówienie organizatorów, czyli Jakuba Wallnera, Dyrektora GW Domar, prof. Krzysztofa Skarbka, którego obrazy mogliśmy podziwiać podczas NzD, oraz Aldony Mioduszewskiej, Dyrektor ds. Marketingu, która wraz z Sylwią Gulwiecz – Wysocką, była odpowiedzialna za program eventu. A ten pełen był atrakcji czekających na uczestników wydarzenia, a każda z nich doskonale wpisywała się w tegoroczny motyw przewodni imprezy, czyli POJEKT:CZŁOWIEK.
36
- Tegoroczna edycja była dla nas szczególna, bowiem w wyjątkowy sposób dotykała człowieka i jego potrzeb oraz tego, jak odpowiada na nie współczesne wzornictwo – zaznacza Sylwia Gulewicz - Wysocka, Dyrektor Artystyczna Nocy z Design_em. – Tym samym każdy z prezentowanych podczas NzD przedmiotów, każda z odbywających się wystaw czy pokazów odnosiły się właśnie do pojęcia ludzkiego dobrostanu oraz wpływu, jaki mają na niego otaczające przedmioty – dodaje.
NOC NIEPOWTARZALNYCH WRAŻEŃ Bez wątpienia jednym z niezwykłych momentów Nocy z Design_em były Wariancje Organowe, czyli koncert organowy w wykonaniu dr. Tomasza Głuchowskiego, który zagrał na specjalnie sprowadzonym pozytywie organowym. Tę muzyczną ucztę połączono z interesującym wykładem Phillipa Klaisa, światowej klasy organmistrza. Dla miłośników wysublimowanych dźwięków interesującym wydarzeniem był
z pewnością także koncert Tomasza Maruta, utalentowanego stypendysty fundacji im. Piotra Klera, który NzD uświetnił utworami m.in. Claude'a Debussy'ego oraz Fryderyka Chopina. Uczestnicy eventu mogli jednak doświadczyć piękna muzyki nie tylko w tradycyjnej postaci - zabawnym połączeniem dźwięków oraz przemyślanego wzornictwa był również muzyczny plac zabaw projektu Husarska Design Studio, którego możliwości goście mogli przetestować samodzielnie. Grający plac KBT, bo to o nim mowa, to urzeczywistnienie idei edukacji przez zabawę, które udowodniło, że współczesny design odpowiada na szereg ludzkich potrzeb, nie tylko tych użytkowych czy estetycznych. Wydarzeniem bez precedensu, na które bez wątpienia czekali wszyscy uczestnicy tegorocznej Nocy z Desin_em, był niezwykły pokaz Niki Danielskiej, awangardowej projektantki i zdobywczyni głównych nagród w międzynarodowym konkursie World of Wearable Art 2018. 13 czerwca mogliśmy bowiem zobaczyć przegląd jej fascynujących egzoszekieletów, inspiro-
design
PRAKTYCZNY WYMIAR DESIGNU Noc z Design_em nie mogłaby się odbyć bez szeregu warsztatów dedykowanych uczestnikom w każdym wieku. Z myślą o tych najmłodszych odbyły się m.in. te dotyczące szycia własnych pluszowych maskotek oraz tworzenia obrazów wyklejanych ziarnami. Na tych nieco starszych czekały natomiast m.in. warsztaty pt. Sztuka sztukaterii oraz te, podczas których Sylwia Wrona pokazała, jak zamknąć las w przeszklonym słoju.
Egzoszkielet projeku Niki Danielskiej
WYJĄTKOWE PROJEKTY W JEDNYM MIEJSCU Noc z Design_em to także niezliczona liczba fascynujących wystaw, prezentujących dorobek znakomitych designerów oraz firm projektowych. Warto w tym miejscu wspomnieć m.in. linię mebli dziecięcych Up!, które rosną i zmieniają swoją funkcję wraz z naszymi najmłodszymi, a za którą odpowiedzialne jest Husarska Design Studio oraz kolekcję Santiago 02 zaprojektowaną przez René Šulca dla marki TON. Kolekcja ta w centrum zainteresowania stawia komfort i jakość życia, bowiem powstała z myślą o osobach z niepełnosprawnościami ruchowymi. W efekcie z jednej strony przypomina klasyczne meble wypoczynkowe, z drugiej jednak posiada szereg ergonomicznych i funkcjonalnych rozwiązań, tak istotnych w przypadku osób z ograniczoną ruchowością. Doskonałym uzupełnieniem tej wystawy był robot Luna EMG także projektu Husarska Design Studio, dedykowany
leczeniu osób cierpiących na schorzenia nerwowo – mięśniowe. Zgoła odmiennych wrażeń dostarczyła uczestnikom NzD nostalgiczna wystawa Tribute to Violetta, autorstwa Agnieszki Leśniak Banasiak, która pokazała gościom niezwykły wymiar kryształu. Natomiast piękno ceramiki przybliżyły projekty m.in. Bogdana Kosaka oraz Bartka Mejora, których twórczość wyróżnia zachwycający wręcz minimalizm, a w przypadku Mejora i jego kolekcji Nexus także charakterystyczna, geometryczna forma. Ukrytą magię przedmiotów codziennego użytku pokazano dzięki ekspozycji On the table, będącej odbiciem momentów uchwyconych w czasie wspólnego biesiadowania. Z kolei klasyki wzornictwa użytkowego, w tym kultowe projekty z kolekcji Vitra, Flos, Artemide, Kartell oraz Ligne Roset, mogliśmy podziwiać w ramach wystawy #LoveOriginal Galerii Wnętrza. Bardzo ciekawie prezentowała się także wystawa zbiorowa Plemienność-Uważność-Żywotność pod wspólną opieką kuratorską Sylwii Gulewicz-Wysockiej, Magdaleny Gazur i Katarzyny Świętek. Warto w tym miejscu wspomnieć o innych, równie zachwycających wystawach, w tym m.in. ekspozycji Użyteczność, prezentującej prace studentów i pracowników wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych, Recycling Story vol.2, czyli przeglądzie nietuzinkowych przedmiotów, którym nadano drugie życie, ale też o imponującej wielkości dmuchanym żyrandolu marki PUFF-BUFF czy kolekcji mebli Shark oraz Orka projektu Tomasza Augustyniaka.
Co więcej, przez całe wydarzenie uczestnicy mogli również podziwiać najnowsze modele samochodów marki Marcedes, które zaprezentowano w środku, jak i na zewnątrz GW DOMAR, zaś zwieńczeniem tego niezwykłego wieczoru był koncert charyzmatycznej wrocławskiej wokalistki Adrianny Styrcz, która razem ze swoim zespołem zagrała dla uczestników NzD swoje najnowsze utwory. W czasie tegorocznej edycji po raz pierwszy odbył się także konkurs Gwiazda Nocy z Designem, w którym o zwycięstwie decydują głosy uczestników. Udział w nim wzięły największe uczelnie artystyczne z Polski, a jego wyniki poznamy już 25 czerwca. – Tym, co cieszy nas szczególnie, jest fakt, że zainteresowanie Nocą z Design_em z roku na rok jest coraz większe – jednogłośnie podkreślają Sylwia Gulewicz - Wysocka oraz Aldona Mioduszewska. – Dzięki temu wiemy, że systematycznie przybywa miłośników dobrego designu i cały czas jest wśród nich niezaspokojona potrzeba obcowania z pięknymi, funkcjonalnymi przedmiotami – zaznacza Mioduszewska. W praktyce oznacza to tylko jedno. Na kolejnej edycji Nocy z Design_em zobaczymy się już za rok i z pewnością nie zabraknie tematów, o których warto opowiedzieć z pomocą zachwycającego wzornictwa.
Kolekcja mebli Santiago 02 dla marki TON, projekt Rene Sulc
wanych kształtami, które spotkać możemy w naturze. Zarówno maski, jak i kostiumy projektu Danielskiej zachwyciły swoją delikatną, awangardową formą oraz pozorną kruchością materiału, z jakiego zostały wykonane. – Ich niepowtarzalne formy i kształty trudno porównać do jakichkolwiek innych projektów, które prezentowane były podczas dotychczasowych edycji eventu – komentuje Aldona Mioduszewska, Dyrektor ds. Marketingu GW Domar. – Dlatego jesteśmy bardzo dumni, że mieliśmy przyjemność pokazać naszym gościom twórczość tak niezwykłego projektanta, jak Nika Danielska – dodaje.
37
moto
RENAULT TREZOR
Czarująca ucieczka od codzienności
Dwumiejscowe elektryczne coupé posiada klasyczne proporcje samochodów GT, nakreślone długim przodem i zwartym, zaokrąglonym tyłem. Proste, płynne linie i zmysłowe kształty otwierają się charakterystycznym przodem ze światłami w kształcie rozciągniętej litery „C”. Nowatorstwo stylizacji Renault Trezor przejawia się szczególnie dobitnie w pozbyciu się klasycznych drzwi.
38
moto Dostęp do wnętrza umożliwia unoszona niemal w całości górna część nadwozia obejmująca przednią maskę, dach i szyby kabiny. Takie rozwiązanie stanowi swoisty powrót do przeszłości i reinterpretację odległych projektów z przełomu lat 60. i 70. ubiegłego wieku w postaci ówczesnych konceptów Fiat Abarth 2000 Scorpione i Ferrari Modulo. Oba one były zresztą
dziełem jednego studia nadwoziowego – słynnej Pininfariny. Oczywiście karoseria Renault Trezor prezentuje oryginalną odmienność i jest nie tylko nowoczesna i atrakcyjna, ale także bardzo aerodynamiczna. Współczynnik oporu powietrza wynosi w przypadku prezentowanego auta doskonałe – 0,22. Smukła i długa linia samochodu nosząca cechy agresywności
wzmaga tym samym wyobrażenie jego nadzwyczajnej dynamiki. W podobnie atrakcyjnej stylistyce zaprojektowano wnętrze. W futurystycznym kokpicie uwagę przykuwają panoramiczne, zakrzywione ekrany Corning Gorilla Glass wyświetlające informacje w technologii OLED. Mają do prezentacji sporo danych, ponieważ Renault Trezor to samochód, który może poruszać się w pełni autonomicznie. Robi to w inteligentny sposób – użytkownik w odpowiednim miejscu „dokuje” swój smartfon, aby samochód mógł „dostosować się” się do aktualnego kierowcy (być może w nieodległej przyszłości już tylko „obserwatora procesu jazdy”). Podkreśleniem wewnętrznego stylu i klasycznego luksusu auta są szlachetne materiały: skóra w czerwonym kolorze oraz jesionowe drewno. O dopełnienie tego wrażenia starają się zaokrąglone kształty foteli zainspirowane luksusowymi meblami. A siedzi się nisko, co sprzyja właściwemu położeniu środka ciężkości samochodu i dobrze koresponduje z idealnym rozkładem jego mas.
39
moto
Niestety jest co dzielić, bowiem Renault Trezor pomimo nadwozia z włókna węglowego i szerokiego zastosowania aluminium waży około 1600 kilogramów. Winę za to w większości ponoszą wciąż ciężkie akumulatory kondensujące energię elektryczną, która jako jedyna porusza ten koncept. Trezor został wyposażony w dwa pakiety baterii oraz system odzyskiwania energii pochodzący wprost z wyścigowych bolidów Formuły E. Korzystający z ich
zasobów silnik elektryczny jest w stanie wytworzyć moc 350 koni mechanicznych i 380 niutonometrów momentu. Przenosi je efektywnie na tylne koła i pozwala osiągać prędkość sto kilometrów na godzinę w mniej niż 4 sekundy. Tę ostatnią informację będą w stanie potwierdzić jedynie nieliczni kierowcy – koncept bowiem jak zwykle w takich przypadkach żyje „życiem” odmiennym od innych samochodów. Jest trochę jak słynny celebryta otoczony tłumem, spędzający swoje dni i noce wśród blasku świateł oraz fleszy z aparatów i telefonów, z dala od „prawdziwego życia” drogowego. A propos świateł – te zainstalowane w Renault Trezor korzystają z laserów, a szczególnie spektakularnie wygląda tylna wiązka czerwonego światła laserowego imitującego splot liny. W wyobraźni można wręcz poczuć jak samochód pociąga nas ku sobie. LUIZA DOROSZ heelsonwheels.pl
Zdjęcia: Patr yk Patynowsk i M UA : K a m i l a Ta d r i y a n Włosy: iwona Kaim Styl: Anna Nawrocka
40
Pierwszy hotel MGallery by Sofitel w Polsce już otwarty!
Zapraszamy do nowo otwartego, 5-gwiazdkowego Bachleda Luxury Hotel MGallery by Sofitel w Krakowie. Odwiedź Restaurację Gavi, w której króluje wyrafinowany smak, MGallery by Sofitel
a kameralna atmosfera oraz wystrój zachęcają do kulinarnej podróży w stylu fine dining.
Art of the elegance in the royal city Plac Kossaka 6 31-106 Kraków
+48 12 424 11 00 HB4U7@accor.com
Po
długim
dniu
pracy
lub
zwiedzania,
zrelaksuj
się
w hotelowym Spa & Wellnes, a wieczorem wstąp do Opus Lounge Bar i zasmakuj szlachetnych alkoholi z różnych zakątków świata.
W W W. BA C H L E DA L U X U R Y H O T E L . P L
imprezy i otwarcia
CYKL EVENTÓW W RAMACH EUROPEJSKIEJ STOLICY KULTURY GASTRONOMICZNEJ KRAKÓW 2019
zdj. mat. organizatora
BAROQUE food & style KRAKÓW
42
felieton
M IĘD ZY MODĄ A S Z T UK Ą Błądzę ostatnio wokół sztuki. Albo ja napotykam ją, albo ona mnie. Tak to jest z tymi kreatywnymi dziedzinami — przeplatają się i trudno mówić o jednej w oderwaniu od drugiej czy trzeciej. Tym razem jednak moda i sztuka przeplatają się mocniej, są wręcz ze sobą spojone, dzięki jednemu wspólnemu mianownikowi. Jest nim sam Cristóbal Balenciaga.
MALWA WAWRZYNEK
Ostatnio znajoma wrzuciła na Facebooka zdjęcie nastolatka w nowych sneakersach Balenciagi. Wszystko dlatego, że dzisiaj to buty, zaraz obok perfum, są najczęściej kupowanym produktem największych domów mody. Balenciaga pod wodzą Demny Gvasalii kojarzona jest obecnie właśnie z tymi brzydkimi butami, łamaniem konwenansów i epatowaniem brzydotą na każdym wybiegu i w każdym sezonie. Warto pamiętać (albo usłyszeć po raz pierwszy), że ta brzydota nie zawsze tkwiła w DNA tego domu mody. Zamiast niej było tam specjalne miejsce dla największej inspiracji Cristóbala Balenciagi: dziedzictwa hiszpańskiego malarstwa. Zurbarán, Velázquez, Goia, Zuloaga i Picasso — oto bohaterowie wystawy, która tego lata podbija Madryt. Wbrew pozorom nie we wspaniałym i majestatycznym Prado, ale w równie pociągającym Muzeum Thyssen. Wielcy twórcy hiszpańskiego malarstwa, których twórczość przypada na okres od XVI-XX wieku zawitali do madryckiego muzeum w naprawdę doborowym towarzystwie. Połączył ich jeden twórca, kreator nad kreatorami jak mawiała o nim konkurencja w postaci Christiana Diora i Huberta de Givenchy. Cristóbal Balenciaga w końcu doczekał się wystawy, która opowiada o jego wielkiej pasji i inspiracji. Wystawa Balenciaga and Spanish Painting, to wspaniały rozdział opowieści o dwóch dziedzinach, których losy nieustannie się przeplatają.
Z jednej strony o korelacji mody ze sztuką mówi się niemal co sezon, z drugiej zaś brakuje porządnej literatury tego tematu. Sporo za to dywagacji na temat tego, czy moda już sztuką jest, czy jeszcze bardziej powinna się postarać, aby zasłużyć na ten zacny tytuł. Czy odpowiedź na to pytanie jest konieczna? Osobiście potrafię bez niej żyć i radzić sobie z rozgraniczeniem mody od sztuki, a sztuki od designu, jak również i w drugą stronę. Kiedy jednak natrafia się okazja do przyjrzenia się z bliska temu, jak sztuka stawała się namacalną inspiracją jednego z największych projektantów XX wieku, aż szkoda nie byłoby pociągnąć tematu o jeden akapit dłużej. A przecież jest o czym pisać, bo sztuka po prostu stała się modna. Kiedyś maglowaliśmy w kółko Elsę Schiaparelli i jej homara, a potem Yves’a Saint Laurenta i Mondriana. Dzisiaj możemy też maglować Pradę i całą fundację boskiej Miucci, Louis Vuitton i okropnie tandetne torebki nawiązujące do twórczości Rubensa, Da Vinci czy Van Gogha, a także szereg innych współczesnych twórców mody, którzy co sezon prezentują nam inspiracje klasyczną lub współczesną sztuką. Stella McCartney, Gucci, Valentino, Comme des Garcons, Oscar de la Renta, Coach i Calvin Klein. To tylko garstka tych najbardziej rozpoznawalnych, którzy w ostatnich latach sięgali do sztuki w poszukiwaniu inspiracji i natchnienia do stworzenia kolejnych kolekcji. W Polsce wbrew pozorom też nie brakuje ani mody, ani sztuki.
44
Jest też coś z mody inspirowanej sztuką. Pan Tu Nie Stał tworzy kolekcje we współpracy z Muzeum Sztuki w Łodzi i nawiązuje do prac Kazimierza Malewicza, Brunona Jasieńskiego czy Karola Hillera. Reserved regularnie współpracuje z młodymi artystkami — ilustratorkami, które swoje projekty umieszczają na limitowanej kolekcji podkoszulków. Jest też polska marka Cacofonia Milano, która z zamiłowania do sztuki (nie tylko tej włoskiej) postanowiła uczynić swoje credo i tworzy ubrania inspirowane twórczością wielkich malarzy. Na koncie mają kurtkę bomberkę zaprojektowaną we współpracy z twórcami filmu Twój Vincent, która oczywiście jest ukłonem w stronę słynnego impresjonisty. Nie zapominajmy też o małych lokalnych markach, które już nie tylko inspirują, ale po prostu „pożyczają” takie motywy jak Stworzenie Adama, Michała Anioła. Słynny gest został ostatnio wyeksponowany na T-shircie jednego z krakowskich sklepów vintage. Pomimo łamania pewnych granic inspiracji, moda to dobry sposób na promowanie sztuki. Czy przez to sama się nią staje? Nie sądzę. Ale z pewnością się z nią przenika, tak jak na madryckiej wystawie o wielkich hiszpańskich kreatorach, którzy na obrazach uwieczniali modę, a ta potem w cudowny sposób inspirowała samego Balenciagę. Wystawę Balenciaga and Spanish Painting można oglądać w Muzeum Thyssen-Bornemisza do 22 września
newsy zdjęcia: Rafał Zajdel
WIELKI BŁĘKIT MILENIJNYCH SIÓSTR BLUEW to nowa polska marka, założona przez siostry Klaudię i Sylwię Wolską. Dziewczyny projektują przede wszystkim dla swojego pokolenia, czyli Millenialsów – ludzi nie bojących się wyzwań, a zarazem spoglądających z nostalgią w stronę przełomu lat 90. i początku nowego wieku. Pierwsza kolekcja zatytułowana została Exotic Flower i składa się głównie z kostiumów kąpielowych, a także z t-shirtów z nadrukami i krótkich topów inspirowanych latami 90/00. Zostały zaprojektowane dla kobiet, które nie zamierzając się ukrywać w wielkim tłumie, lecz poprzez modę chcą
46
wyrazić swoją osobowość i indywidualność. Projekty łączą w sobie dwie charakterystyczne dla Millenialsów cechy – upodobanie do prowokacji oraz zamiłowanie do noszenia wygodnych rzeczy. Mocno wycięte fasony, odważne detale oraz neonowa zieleń i róż to cechy charakterystyczne BLUEW. Marka odchodzi od tradycyjnych krojów i przedstawia nowoczesne modele wysmuklające sylwetkę w wielu kolorach i wzorach. W ofercie znajdziemy minimalistyczne i komfortowe kostiumy jednoczęściowe, a także bikini, gdzie można łączyć ze sobą dowolnie
wybrany dół i górę. Wszystkie modele zostały zaprojektowane tak, aby jak najlepiej podkreślić kobiecą figurę. Niektóre mają odpinane ramiączka, co pozwala je nosić na różne sposoby, a inne są regulowane, dzięki czemu z łatwością można je dostosować do swoich wymiarów. Warto zwrócić również uwagę na to, że kolekcja została stworzona w Polsce z dbałością o detal i staranność wykończenia.
newsy zdjęcia: Jarosław Ewert
PIĘKNO Z PRZESZŁOŚCI Najnowsza kolekcja Jarosława Ewerta przenosi nas w czasy z powieści Przeminęło z wiatrem. Długie, bogato zdobione suknie, koronkowe rękawiczki i pastelowe kolory sprawiają, że czujemy się jak uczestnicy letniej podróży w czasie. Suknie przykuwają wzrok od pierwszego spojrzenia. - Większość z nich powstała z minimum 15 metrów różnego rodzaju tkanin, łączonych ze sobą różnymi technikami. Wszystkie falbany w kolekcji są ręcznie marszczone, każda kreacja to minimum 32 godziny pracy krawcowej - mówi Jarosław Ewert, który swoją przygodę z modą roz-
począł na Politechnice Łódzkiej na kierunku Wzornictwo – Wydział Technologii Materiałowych i Wzornictwa Tekstyliów. Uwagę zwracają florystyczne motywy, bogate zdobienia tkanin są zresztą charakterystyczne dla ostatnich kolekcji Ewerta. Projektant podąża na przekór modzie na streen i minimalizm, kieruje swoje zainteresowanie na gorące trendy boho i vintage. Modelki ubrane w jego najnowsze projekty mogłyby wystąpić w nowej serii Mad Men, rozgrywającego się w latach 60., kiedy ciało pozostawało zakryte pod war-
stwami materiału i społecznych konwenansów. W kolekcji wykorzystano wieko rodzajów tkanin, zwiewne drukowane jedwabie, piękne delikatne koronki, bawełniane żakardy i cienkie subtelnie szyfony. Całość jest niezwykle romantyczna i lekka, wydobywając prawdziwe piękno z każdej kobiety.
47
newsy fot. materiały prasowe
MENTORZY O MŁODYCH TALENTACH Wśród zieleni, w otoczeniu starych warszawskich Fortów Mokotów, na dziedzińcu restauracji Żywa Kuchnia w Warszawie odbyła się kolacja ekspertów mody i przedstawicieli mediów Millennial Dinner, w ramach przygotowań do 3. edycji KTW Fashion Week. Wieczór zgromadził gwiazdy oraz ekspertów mody, którzy dyskutowali o katowickim tygodniu mody oraz projektantach, którzy mają się tam pojawić. Przy stole zasiedli m.in. Ada Fijał, Kasia Sokołowska, Malwina Wędzikowska, Marcin Świderek, Karolina Limbach, Maja Naskrętska, Filip Niedenthal, Hanna Rydlewska oraz Rafał Wyszyński, pomysłodawca KTW Fashion 48
Week, Arek Vaz – Dyrektor Artystyczny oraz Anna Puślecka – Dyrektor Kreatywna KTW FW. W czasie wieczoru zaproszeni goście głosowali nad wyborem młodego artysty, dopiero wchodzącego na rynek mody, który swoją kolekcję pokaże w części wieczornej, w punkcie kulminacyjnym tuż przed pokazem uznanego projektanta. Trzecia edycja KTW Fashion Week tym razem odbędzie się w dniach 10-13 października w katowickiej Fabryce Porcelany i będzie kontynuacją koncepcji przyjętej w ubiegłym roku – doświadczeni przedstawiciele branży polskiej mody będą wspierać wschodzące talenty, tym samym KTW FW będzie platformą łączącą dwa świa-
ty – mentorów i millennialsów, szukając dialogu i wspólnego mianownika. Rafał Wyszyński, pomysłodawca KTW Fashion Week, od początku zakładał, że każdego roku, jesienią, w Fabryce Porcelany projektanci będą pokazywać premiery swoich kolekcji i konsekwentnie realizuje tę ideę. Anna Puślecka, Dyrektor Kreatywna KTW Fashion Week odpowiedzialna za koncepcję jest przekonana, że nieoczekiwane zderzenia artystyczne i estetyczne zawsze są ciekawym doświadczeniem dla odbiorców, a moda w dzisiejszym świecie to coś więcej niż tylko prezentacja ubrań na wybiegu.
essentials góra od kostiumu -169 zł. | dół od kostiumu - 129 zł. | kostium jednoczęściowy - 259 zł. | bransoletka z naturalnymi kamieniami - 40 zł. | wakacyjna bransoletka z muszelką lub perłą - 50 zł. | Kubki "papierowe" - 49 -89 zł. | zestaw kosmetyków naturalnych do oczyszczania twarzy - 59 zł. | USTA magazyn - 25PLN | brelok - 30 zł. | pierścionki porcelanowe - 35 zł.| PINsy - 25-30 zł. WSZYSTKIE PRODUKTY DOSTĘPNĘ W IDEA FIX KONCEPT SKLEPIE W KRAKOWIE - UL.STRADOMSKA 16 49
Loop #01, fot. Sz ymonBrodziak .com
rozmowa
WOLĘ ROZPALAĆ WYOBRAŹNIĘ, NIŻ SZOKOWAĆ Szymon Brodziak zajął niedawno pierwsze miejsce w prestiżowym konkursie fotograficznym, One Eyeland World’s Top 10 Black & White Photographers. O kobiecym pięknie, odrzuceniu koloru i tworzeniu swoich światów - z fotografem rozmawia Rafał Stanowski
"J e s t e ś t y m , c o w i d z i s z " – powiedział Pan kiedyś. Co Pan widzi?
Mówi się, trochę żartem, że świat sztuki należy do interpretatorów, którz y potrafią z dzieł wydobyć konteksty, o jak ich ar tyści nawet nie pomyśleli. Jak Pan reaguje na takich odbiorców? - Jestem otwarty na różne interpretacje, fascynuje mnie to, że ktoś patrząc na moje zdjęcia może dostrzec coś, czego nie podpowiedziała mi wcześniej moja wyobraźnia. Często spotkam się z takimi opiniami wśród gości moich autorskich galerii w Poznaniu i Warszawie. Nierzadko jest to też temat rozmów z podczas moich wernisaży i spotkań autorskich. Jednak na co dzień staram się nie zajmować tym, na co nie mam wpływu. Skupiam się raczej na pracy, a nie odbiorze - na tworzeniu swoich światów. Wychodzę z założenia, że sztuka musi bronić się sama. Słynie Pan na fotografii czarno-białej. Kolor nigdy Pana nie fascynował? - Przez wiele lat zrobiłem mnóstwo projektów, niektóre z nich były kolorowe. Nigdy ich jednak nie pokazywałem, nie dodawałem ich do swojego portfolio. Budowanie portfolio wymaga świadomego i krytycznego wobec siebie działania. Trzeba umieć wysyłać w świat jednoznaczny komunikat.
Szymon Brodziak, fot. Grzegorz Zdrojkowski
- Te słowa oddają moje artystyczne credo, które jest zaproszeniem do mojego monochromatycznego świata. Każdy patrzy na świat inaczej, a ja mam swoją wizję, która orbituje wokół dwóch kolorów – czerni oraz bieli. Staram się tworzyć obrazy skłaniające do refleksji i interpretacji. Nie mam jednak wpływu na to, jak zostaną odebrane. I to jest piękne w fotografii, która potrafi otwierać w wyobraźni różne drzwi, prowadzące do naszych własnych emocji i opowieści.
Mój brzmi: „Brodziak to najlepszy specjalista od fotografii czarno-białej”. Miałem kilka prób z kolorem, ale doszedłem do wniosku, że nie potrafię robić na tyle dobrych, kolorowych zdjęć, że chciałbym je pokazywać. Gdy pojawia się kolor, znika magia fotografii. Wyznacz ył Pan sobie granicę, której nie przekroczy w swojej sztuce? - Bardzo lubię zaskakiwać, wzbudzać emocje, skłaniać do refleksji. Jest tylko jedna
linia, której nie przekroczę: to granica dobrego smaku. Cz yli jest Pan otwar ty na prowokację? - Słowo „prowokacja” zamieniłbym na „zaskoczenie”. Lubię zaskakiwać, balansować na granicy konwenansu, wpisywać w kadry pewien twist. Prowokacja działa zbyt dosłownie, wprost, nie zależy mi na wzbudzeniu sensacji, lecz na tym, by otwierać coś w głowie. Fotografia ma być iskrą, która rozpali wyobraźnię odbiorcy.
51
52
Ballerina - Plakat #13, fot. SzymonBrodziak.com
53
rozmowa
W jak i sposób zbiera Pan inspiracje? Ma Pan notatnik, w którym je zapisuje, a może robi zdjęcia telefonem i potem je przegląda? - Mam notatnik, który zawsze noszę przy sobie, wykorzystuję również telefon. Początkiem jest zwykle miejsce, gdy trafiam na inspirującą lokalizację, zaczynam sobie wyobrażać pewną historię, która mogłaby się tu wydarzyć. Przypomina to trochę pisanie scenariusza filmowego, widzę konkretne kadry, modelkę, światło. Lubię tworzyć zdjęcia, które mają w sobie ładunek narracyjny. Takie podejście do fotografii mnie fascynuje od lat – kocham tworzyć własne światy, które są często odległe od tego, co dzieje się w rzeczywistości. Nie mam duszy reportera.
- Kusiło, tym bardziej że w fotografii myślę bardzo reżysersko, ale jeszcze nie nastąpił ten moment, by zająć się produkcją filmową. Tworzenie zdjęć ma inny charakter, tu musi nastąpić skumulowanie ładunku emocjonalnego w jednym kadrze, podczas gdy w filmie należy go rozłożyć w czasie. Nie wiem, jak poradziłbym sobie z tym wyzwaniem, dlatego do tego pomysłu podchodzę na razie z pokorą i dystansem. Wydaje mi się, że ma Pan cechę, którą posiadają również wielc y reż yserz y – potrafi Pan doskonale zaplanować swoją sztukę. - Tworzenie wiąże się z odpowiedzialnością. Niezależnie od tego czy robisz wielką kampanię, czy własny autorski projekt, to zawsze ty jako fotograf odpowiadasz za efekt finalny. Dlatego zawsze zależy mi na stworzeniu czegoś wyjątkowego, czyli chociaż jednego zdjęcia, które chciałbym powiesić na ścianie. A to wymaga precyzyjnego zaplanowania i przemyślenia tematu. Takie podejście daje mi niezwykły komfort pracy, wiem co chcę osiągnąć, pomaga potem we wprowadzeniu w moją wizję ekipy oraz modelki. Przygotowania do jednej sesji mogą trwać tygodniami,
54
Crash-test - Plakat#16, fot. SzymonBrodziak.com
Nie kusiło Pana, by przenieść swoje fascynacje na taśmę filmową? Myślę, że wiele osób, w ty ja, chciałoby zobaczyć fabularny debiut Szymona Brodziaka.
a nawet miesiącami. Działam w oparciu o stworzony wcześniej scenariusz, jednak pozwalam sobie na spontaniczność. Często najpiękniejsze kadry powstają między planem a improwizacją. Prz ypomina Pan sobie tak ą sesję, którą planował długo, a następnie osiągnął spektakularny efekt?
- Najdłużej planowałem zdjęcia z Leonorą Jimenez na złomowisku – przez sześć miesięcy rozmawialiśmy, szukaliśmy lokalizacji i odpowiednio rozbitych samochodów, zastanawialiśmy się nad stylizacją razem z moją ekipą. Ona ma zawsze ogromny wpływ na końcowy efekt, dzięki pomocy innych osób mogę się spełniać artystycznie. W przypadku tej sesji, precyzyjny plan pozwolił na bardzo szybkie tempo pracy,
w ciągu jednego dnia stworzyliśmy projekt składający się z trzynastu ujęć. Mówił Pan o inspiracjach płynących z miejsc, która Pan odwiedził, co mnie zaskakuje, bo sądziłem, że impulsem artystycznym są raczej kobiety, które Pan spotyk a.
- Zdjęć przedstawiających piękne kobiety mamy mnóstwo. Natomiast dla mnie najważniejsza jest historia. Dlatego planowanie sesji zaczynam zawsze od miejsca. W nim wyobrażam sobie konkretne sceny, odgrywane przez kobiety, które budują opowieść i nadają moim zdjęciom określony ładunek emocjonalny. To jest esencja mojego procesu twórczego.
Pewnie ma Pan zapisane wiele niezwykłych lokalizacji, które chciałby odwiedzić z aparatem. Proszę zdradzić, gdzie mogą powstać Pana zdjęcia? - Jest ich wiele, na przykład pewna modernistyczna winnica w Toskanii. Inspiruje mnie architektura, ale nie tylko, jestem także wrażliwy na piękno przyrody, co poka-
55
rozmowa Rolls-Royce Wraith, , fot. Sz ymonBrodziak.com
zuje zdjęcie nagrodzone Złotym Medalem w konkursie One Eyeland. Marzę również o sesji zrealizowanej w bazie wojskowej lub obserwatorium astronomicznym, gdzie dałbym upust swojej fascynacji do scenerii postindustrialnej. Jest Pan laureatem wielu nagród, czy kolejne wyróżnienia mają dla Pana jeszcze znacze nie, cz y traktuje je Pan jako miły dodatek do twórczości?
Labirynt #01, fot. SzymonBrodziak.com
- Nie robię zdjęć dla nagród, zdjęcia mają sprawiać mi przyjemność, poprzez możliwość wyrażenia własnych wizji. Z drugiej strony, jeśli otrzymuję potwierdzenie wartości mojej pracy z niezależnego źródła, czuję przypływ dobrej energii. Cz y jest Pan kompulsywnym pochłaniaczem social mediów? Przenoszą one mnóstwo obrazów, które dla fotografa mogą być źródłem inspiracji, czasami wręcz obsesyjnej, patrząc na to, jak wiele osób próbuje powielać zdjęcia stworzone przez innych. - Media traktuję jednostronnie – wykorzystuję je do przekazu, ale odcinam się od ich wpływu, oczywiście na tyle, na ile
mogę. Nie czerpię z nich inspiracji, wpływają na mnie raczej podróże i spotkania z ludźmi. Instagramowy, niekończący się strumień obrazów płynie obok mnie. Mam oczywiście swoje profile na Instagamie i Facebooku, ale nie jestem ich intensywnym użytkownikiem. Fotografuję, mam dwie autorskie galerie, po prostu nie wystarcza mi czasu, by jeszcze surfować po mediach społecznościowych. I nie czuję, że coś ważnego mnie omija. A śledzi Pan trendy we współczesnej fotografii? - O jakich trendach mówimy? Jestem totalnie zaangażowany w moją twórczość, więc nie mam chyba wielkiej wiedzy na temat tego, co jest teraz modne w fotografii, a co nie. I to jest najlepsza droga. Powiedziałem kiedyś, że fotografia mnie nie interesuje – i nadal to podtrzymuję. Nie inspiruję się twórczością innych, nie śledzę ich, nie powielam. Staram się, aby mój mózg pozostał jak najbardziej czysty, wtedy mam szansę stworzyć coś unikatowego. Obok projektów artystycznych realizował Pan też sesje komercyjne. Ciekaw jestem, jak Pan do nich podchodzi – ile jest w nich tego prawdziwego Brodziaka?
- W tego rodzaju fotografii czyha wiele niebezpieczeństw i kompromisów. Przez lata udało mi się wypracować rozpoznawalny styl, głównie dzięki swojemu uporowi i konsekwencji, posiadam rozpoznawalne portfolio. Jeśli zgłaszają się do mnie firmy z prośbą o zdjęcia, chcą zwykle osiągnąć taki efekt, jak w mojej czarno-białej fotografii. Nigdy nie dzieliłem zdjęć na artystyczne i komercyjne, zawsze była to moja, autorska fotografia. Każde zdjęcie, które tworzę, robię przede wszystkim dla siebie. Pokazuję to, co porusza moją wrażliwość. Fotografia jest coraz bardziej uzależniona od sprzętu. Czy należ y Pan do tych fotografów, którz y pędzą za nowo ściami? - Dla mnie wyścig zbrojeń zakończył się wiele lat temu. Sprzęt, który mam, całkowicie mi wystarcza. Ani aparat, ani optyka, ani oświetlenie nie wykonają za mnie pracy. Jako młody fotograf myślałem, że mając najlepszy sprzęt będę robił niesamowite zdjęcia. Kiedy udało mi się go zdobyć, efekty były odwrotne do oczekiwań. Magia kryje się nie w technice, lecz w tym, co chcemy i potrafimy pokazać.
Rozmawiał: R A F A Ł S T A N O W S K I
57
moda
KUPUJ LOKALNIE! JAK WYBIERAĆ I GDZIE SZUKAĆ POLSKICH PROJEKTANTÓW? Czytasz o tym, ile szkody wyrządza środowisku fast fashion, zastanawiasz się, gdzie kupić lepszej jakości t-shirt, który nie będzie do wyrzucenia po kilku praniach, chcesz wyglądać bardziej wyjątkowo... Powodów do sięgnięcia po modę od polskich projektantów jest znacznie więcej. Od czego więc zacząć?
ZWRACAJ UWAGĘ NA JAKOŚĆ Tak jak w sklepach sieciowych, projektant projektantowi nie jest równy. I tutaj możesz trafić na coś, co się zupełnie nie sprawdzi. Czytaj metki i opisy produktów, a jeśli nie znajdziesz informacji - pytaj. Bardziej profesjonalne sesje zdjęciowe również są wyznacznikiem pewności. Pamiętaj, że oprócz już znanych od wielu lat twórców, np. Ani Kuczyńskiej czy Risk Made in Warsaw, możesz wybrać bardziej niszowe marki m.in. wygodne ciuchy CUB czy torebki Przywara-Strzałka. A jeśli chcesz wystylizować swojego pupila, warto zwrócić uwagę na polskie marki HEY DOG Co. czy Warsaw Dog.
RÓB ZAKUPY ONLINE Zapoznaj się z tym światem. Aby przejrzeć ofertę polskich projektantów mody skieruj swoje kroki na Showroom.pl. Do poszukiwania designu odpowiednim miejscem będzie Pakamera.pl, fanom minimalizmu spodoba się na pewno Cloudmine.pl.
Choć wielu z nich zajmuje się rękodziełem, to możesz znaleźć najprawdziwsze perły! I to tuż "pod swoimi oknami". W Polsce od kilku lat organizowane są też duże targi mody m.in. Jestem Slow i Slow Weekend, Och Bazar, Kiermash i Bakalie. Są już nawet targi dedyktowane psiemu designowi, takie jak Łapa Targ czy Psoty. Wybierając się do większych miast, poszukuj lokalnych concept store'ów, czyli multibrandowych butików z wyselekcjonowanymi projektantami. W Warszawie wpad-
58
elementy, lara dress white
ODWIEDZAJ LOKALNYCH TWÓRCÓW I TARGI
moda
nij na Mysią 3 i do Slou, w Krakowie odwiedź Rzeczy Same, w Łodzi Bloom, a we Wrocławiu piece of k8.
OBSERWUJ ZNAWCÓW W TEMACIE ministerstwo dobrego mydła
W jednym z poprzednich wydań Lounge polecałam Wam osoby, które warto obserwować w kwestii odpowiedzialnego podejścia do mody. Jeśli chodzi o polecanie sprawdzonych marek i nowych kolekcji polskich twórców, bezkonkurencyjna jest Harel! Zachęcam też do śledzenia Horkuks i Jestem Kasia. Do tego możesz sprawdzać tematyczne hasztagi, np. #polscyprojektanci. Jeśli, nie wiesz, je także można obserwować na Instagramie!
KUP COŚ NA PREZENT
aoomi studio
Od co najmniej kilku lat staram się wybierać prezenty dla bliskich na różne okazje wcześniej niż na ostatnią chwilę. Mam wtedy czas, żeby znaleźć wyjątkowe rzeczy u polskich twórców! Czasem są to świece sojowe, innym razem stylowa grafika, jedwabna apaszka, herbatki ziołowe z Podlasia czy naturalny peeling z kawy. Zapoznaję się z ruchem slow nie tylko w kontekście ubrań.
Tutaj nie będę obiektywna - zawsze szukam czegoś, co jest wyjątkowe, inne. "Tuninguję" meble z Ikei, gromadzę polską porcelanę z poprzednich epok i zachwycam się projektantami, dzięki którym dom nabiera indywidualnego charakteru. To może być makrama, asymetryczna filiżanka, bambusowa szczoteczka do zębów, drewniany zegar ścienny, nowoczesny stolik czy tapeta. Otaczając się twórczością lokalnych artystów na co dzień, z czasem zobaczycie, że oprócz przyjemności z ich posiadania i lepszej trwałości, już dziś dołączycie do grona osób zachowujących balans - wybierających odpowiedzialnie - dbających nie tylko, o to co tu i teraz, ale i o przyszłe pokolenia. K ATA R Z Y N A K W I E C I E Ń www.fashionbranding.pl
przywara-strzalka
LUB DO DOMU
59
wydarzenia
GORĄCE TRENDY MĘSKIEJ MODY
zdjęcia: Enrico Labriola
Jak co roku, w czerwcu do florenckiej Fotrezza da Basso zjechali buyerzy, dziennikarze i influencerzy z całego świata. Wszyscy w jednym celu – aby poznać najgorętsze trendy w modzie męskiej na nadchodzący sezon. Na florenckich targach pokazało się ponad 1200 światowych marek. Co panowie będą nosić wiosną 2020? Mamy dla was garść inspiracji na przyszły sezon prosto z targów Pitti Immagine Uomo!
60
OD STÓP DO GŁÓW Jednym z najczęściej powtarzających się trendów, który można było zaobserwować podczas czerwcowej edycji Pitti Immagine Uomo, był total look. Na targach królowały nie tylko uszyte z tego samego materiału stylizacje formalne, lecz także sportowe, takie jak lniana koszula i spodnie, połączone z utrzymanymi w podobnej stylistyce sneakersami. Obok stonowanych kolorów pojawiły się zestawy w printy, ale zasada zawsze była taka sama – żelazna konsekwencja od stóp do głów. Taki look to świetna propozycja dla panów, którzy nie lubią
zbytnio kombinować, lecz chcą wyglądać klasycznie i elegancko, nawet na co dzień.
ŻELAZNA KLASYKA Tak w damskiej, jak w męskiej garderobie są elementy, które prawie nigdy nie wychodzą z mody. Odpowiednikiem klasycznej koktajlowej sukienki w męskiej szafie może być koszulka polo. W tym sezonie we Florencji miało ją w ofercie wiele marek – nie tylko weterani, tacy jak U.S. POLO ASSN czy Brooksfield. Obok prostych, białych i błękitnych polówek, na targach można
było znaleźć także te w paski w modnych w tym sezonie kolorach ziemi. Koszulka polo to element garderoby, który warto mieć w szafie, bo sprawdzi się w wielu stylizacjach. Szczególnie tych, które wymagają looku utrzymanego w estetyce sportowej elegancji.
NA ZIELONEJ ŁĄCE Koszulki polo są modne i wygodne, ale w szafie prawdziwego mężczyzny nie może zabraknąć też koszul. W tym sezonie warto postawić na te w kwiaty. Bardziej odważni
wydarzenia
panowie mogą pokusić się o modele bardziej rzucające się w oczy, w intensywnych, a nawet fluorescencyjnych kolorach. Zwolennicy skromniejszych stylizacji też znajdą coś dla siebie, bo wystawiające się podczas Pitti Immagine marki miały w swej ofercie także bardziej stonowane, kwiatowe wzory. Takie jak klasyczna łączka w pastelowych barwach, która doskonale sprawdzi się tak w pracy, jak podczas weekendowych imprez. Niezależnie od kolorystyki, koszula w kwiatowy wzór to prawdziwy must have tego sezonu!
POWRÓT DO NATURY Czas porzucić wszelkie złudzenia – Ziemia stoi u progu zagłady. To już niestety nie apokaliptyczne wizje, a bardzo prawdopodobna rzeczywistość. Nic więc dziwnego, że ekologia i powrót do natury to od kilku sezonów najgorętsze trendy w modzie. Bo o ile w idealnym świecie nie kupowalibyśmy nic, o tyle dla branży modowej oznaczałoby to rychły koniec. Dlatego marki próbują się wpisać w eko trendy, nawiązując do nich pochodzącymi z recyclingu materiałami, naturalnymi barwinkami, czy choćby roślinno-zwierzęcymi printami. Jeśli więc naprawdę potrzebujemy dodać coś nowego do swojej garderoby, dobrze, aby było to coś, co wyrządzi jak najmniejszą szkodę naszej planecie.
MODA NA WYGODĘ Buty to niezwykle istotny element każdej stylizacji. Ale modne obuwie wcale nie
musi być niewygodne. Wręcz przeciwnie – na florenckich targach królowały buty, w których z powodzeniem można i przetańczyć całą noc, i wybrać się na długi spacer. Wszystko wskazuje na to, że sneakersy, klapki i mokasyny, które gościły na wybiegach w tym sezonie, zostaną z nami na dłużej. Lansowana przez infuencerów moda na wygodę to trend, który szturmem zdobył światowe ulice. Obuwie, które kiedyś można było spotkać tylko na siłowni czy u uprawiających jogging, teraz wypada nosić również do garnituru. W dzisiejszych czasach modny wygląd i wygoda wcale nie muszą stać w opozycji.
61
wydarzenia
PRZESZŁOŚĆ I PRZYSZŁOŚĆ Czy inspiracje modą vintage mogą współistnieć z modą patrzącą w przyszłość? Trendy, które projektanci zaprezentowali we Florencji pokazują, że tak! Jednym z motywów przewijających się w wielu kolekcjach były męskie kurtki i marynarki, które z jednej strony odwoływały się do klasycznych filmów z lat 60., z drugiej wpisywały się w ideę dbałości o przyszłość nas wszystkich. Choć ich forma ewidentnie czerpie
62
z dość odległej przeszłości, są uszyte z materiałów hi-tech, mających przerwać lata, również w obliczu zmian klimatycznych. Takie połączenie – nostalgii za przeszłością i obawy o przyszłość to poniekąd znak naszych czasów.
CIEPŁO- ZIMNO Na wiosenne wieczory sezonu 2020 – tak te chłodne, jak te cieplejsze - projektanci proponują bluzy i swetry, które nie pozwolą
nikomu się nudzić. Królować będą wzory w stylu op-art, geometryczne, kontrastowe i 3D. Podobnie jak w tym sezonie, tak w przyszłym, modne będą inspiracje czerpane z lat 90. Wśród materiałów można będzie znaleźć zarówno szlachetne, naturalne tkaniny, takie jak kaszmir, po tworzywa hi-tech. Jedno jest pewne – projektanci szykują na przyszłoroczny sezon istny zawrót głowy! N ATA L I A J E Z I O R E K Florencja
Photographed by Weronika Kosińska / LAF AM Stylist: Kamila Picz Makeup Artist: Anna Słowińska Model: Mia / Como Models
u n d e r t h e skin
blouse PATRICIA PEPE trousers RINASCIMENTO
64
jumper LIVIANA CONTI dress ELISABETTA FRANCHI shoes TWINSET
65
dress MY TWINSET roll neck CALVIN KLEIN
66
cardigan STELLA MCCARTNEY jumper ELISABETTA FRANCHI
67
dress ALEXANDER MCQUEEN coat ARYTON
68
blouse CHLOE dress ALEXANDER MCQUEEN mules MANGO
69
turtleneck BALMAIN trousers ELISABETTA FRANCHI boots PINKO
70
dress SELF-PORTRAIT boots PINKO
71
moda zdj. pexels.com
TREND NA VINTAGE JAK WINO Odkąd byłam mała, uwielbiałam chodzić do second-handów i wybierać wyjątkowe perełki wśród stert używanych ubrań. Sprawiało mi to przyjemność i nie odrzucał fakt, że noszone były przez inne osoby przede mną. Wraz z koleżankami po szkole chodziłyśmy na cotygodniowe dni: 5 zł za kilogram i ogromną radość wywoływał w nas fakt znalezienia czegoś oryginalnego w niskiej cenie. Wtedy jednak nie zdawałam sobie sprawy z tego, że przekształci się to w coś więcej.
Moda na fast fashion przypadła na okres, kiedy byłam już nastolatką i studiowałam. Sklepy z drugiej ręki odwiedzałam rzadziej, a samo zainteresowanie ubraniami zeszło na dalszy plan. W tym czasie jednak zaszło wiele zmian w naszej mentalności i miłośnicy mody podzielili się na kilka obozów. Albo kupujemy w sieciówkach, albo butikach, albo w lumpeksach. Albo w każdym po trochu. Kupujemy też w internecie, co staje się coraz bardziej popularne, zwłaszcza wśród milenialsów i przedstawicieli pokolenia Z.
VINTAGE TO JAKOŚĆ, NIE ILOŚĆ Na przekór temu pędowi i trendowi rozwija się podkultura miłośników „lat dawnych”, czyli osób, które nie godzą się na życie uzależnione od mediów społecznościowych
72
i obsesji zakupów. Dokonują wyboru świadomie, powoli, zwracają uwagę na skład ubrań oraz ich pochodzenie. Coraz istotniejsze dla konsumenta jest „who made my clothes”. Ludzie łączą się w ruchy, grupy, społeczności skupione wokół spotkań datowania przedmiotów, wycinania magazynów sprzed wieku i wąchania starych książek. W tle puszczają muzykę z winyli. Chcą żyć jak dawniej. Z mediów społecznościowych korzystają, bo jest sposobem komunikacji z resztą świata. Jedną z takich osób jest Aleksandra, znana na instagramie jako @zonajohna, która prowadzi warsztaty z wyszywania opasek księżycowych, tak popularnych w latach 50. i 60. Podczas warsztatów każda z uczestniczek otrzymuje swój zestaw narzędzi i w swoim tempie i z wybranych materiałów może stworzyć co tylko chce. Innym
przykładem są warsztaty kolażu Pauliny (@ mimko), która do tworzenia takich obrazów wykorzystuje stare gazety i książki. Czy to przejściowy trend, czy filozofia ludzi ogarniętych nostalgią za czasami, których nigdy nie mieli okazji doświadczyć lub pamiętają je tylko z wczesnego dzieciństwa? Jedno jest pewne - vintage staje się coraz bardziej stylem życia i przenika przez jego wszystkie płaszczyzny. To już nie tylko styl ubierania się, czy uwielbienie starych przedmiotów. To stan umysłu, który jest pewnego rodzaju sprzeciwem w stosunku do kultury konsumpcjonizmu. Jak mówi Natalia, właścicielka wrocławskiego sklepu Cindy Vintage: – Dla wielu jest to podróż sentymentalna, pozwalająca przywołać wspomnienia; są też kolekcjonerzy i rekonstruktorzy. Najwięcej osób jednak
dostrzega w tych starych rzeczach ponadczasową wartość. Świetnie skrojony płaszcz Burberry z lat 80. to na przykład inwestycja na lata. Taki klasyczny trencz miał z założenia służyć wielu pokoleniom. Jeśli więc nasze ubrania przetrwały dekady, są wykonane z najwyższej jakości materiałów, wówczas częściej korzystamy z usług krawca i szewca. Nie są to rzeczy, które po jednym sezonie wyrzucamy do śmieci. Taka moda przywraca do łask dawne zawody rzemieślnicze, których wykonawcy mieli przede wszystkim „fach w ręku” i doświadczenie. Podobnie sądzą dziewczyny prowadzące vintage kawiarnię i sklep Von Schpargau: – Przedmioty przez nas zbierane cieszą ludzi przynajmniej trzy razy. Pewnie cieszyły pierwszego nabywcę. Gdzieś, kiedyś, być może zaraz po wypuszczeniu go z fabryki. Potem cieszyłyśmy się my (naprawdę lubimy rzeczy które kupujemy), a na koniec mamy zadowolonego klienta. Choć jest przecież szansa, że nie będzie on ostatnią osobą, z którą przedmiot zostanie na zawsze.
VINTAGE TO STAN UMYSŁU U podwalin takiego stylu życia może leżeć, oprócz wspomnianej już wcześniej nostalgii i pasji do kultury, troska o dobro planety
i proaktywne podejście do wprowadzania zmian w świadomości społeczeństwa. Chodzi o to, by działania człowieka zmierzały do poprawy naszego i innych ludzi życia. Bezmyślne i kompulsywne zakupy zastępuje się poszukiwaniami wyjątkowych, spersonalizowanych przedmiotów z duszą i historią. Często trafia się również na perełki od marek luksusowych. W kieszeniach zaś, na wyjątkowe liściki lub przedmioty, które stają się pretekstem do opowiedzenia ciekawych historii o ludziach sprzed lat: – Znalezione przedmioty bardzo mnie fascynują i dają pole do fantazji na temat historii poprzedniego właściciela i losów danej rzeczy. Kiedy znajduję jesienny płaszcz z biletem na prom z Norwegii do Danii z konkretną datą 16 marca 1984 roku - moja wyobraźnia szaleje - wyznaje Natalia. Istotna jest też jakość przedmiotów. Wiele z nich produkowanych jest z naturalnych materiałów w zupełnie innych warunkach, niż robi się to teraz. Najczęściej używane materiały to len, kaszmir, wełna, bawełna, wiskoza i inne. Wykorzystujemy coś, co powstało wiele lat temu - nie przyczyniamy się do kolejnych zanieczyszczeń planety, niewolniczych prac ludzi za niewielkie pieniądze, czy zabijania zwierząt.
moda
Vintage od wina Skąd wywodzi się to pojęcie? Słowo „vintage”, według Słownika Języka Polskiego PWN, pochodzi z francuskiego i znaczy tyle, co „sezonowy zbiór winogron” lub „wina z dobrego rocznika”. Odnosi się więc do wieku trunku, a jak dobrze wiemy - im wino starsze, tym ma lepszy, głębszy smak. Słowo zapożyczone zostało później do języka angielskiego i finalnie - polskiego. W wielkim słowniku wyrazów obcych PWN, znaczy, tak jak pierwotnie „wino z dobrego rocznika” oraz - „stare, używane, markowe rzeczy, np. suknie z dawnych kolekcji, kupowane na aukcjach lub w specjalnych sklepach; także moda na takie rzeczy”. CONCEPT STORE DO PODRÓŻY W CZASIE Gdzie można znaleźć takie perełki? Na pewno w vintage store’ach. Pomyłką jest jednak nazywanie ich lumpeksami i second-handami, ponieważ to, co różni te dwa miejsca to fakt, że w sklepach vintage nie znajdziemy „pierwszych-lepszych” ubrań. Są to zazwyczaj selekcje wybierane przez właścicieli takich butików, którzy są akurat zainteresowani tematem, wiedzą jak oceniać wartość i wiek takiego produktu. Wymaga to od nich nie tylko wyczucia stylu i znajomości aktualnych trendów, ale również wiedzy historyczno-kulturowej. Takie sklepy są również miejscami spotkań fanów przedmiotów i kultury dawnych lat. Wspólne oglądanie filmów z lat 80., słuchanie muzyki z gramofonu, czy tworzenie kolaży ze starych magazynów - wszystko to łączy osoby, które zgodnie z opozycyjnym duchem do ducha naszych czasów - chcą
73
moda
gdyś kochane, mogłyby odzyskiwać dawny blask. W którym królować będzie kobiecość i elegancja, nie ograniczająca się jedynie do konkretnej długości spódnicy czy rękawa - ta, której nie krępują żadne normy czy schematy. W którym coś dla siebie znajdzie dziewczyna w każdym rozmiarze.
cieszyć się z małych momentów, bo nie pochłania ich wszechobecny pęd. Znudziła ich też słaba jakość ubrań z sieciówek, których pochodzenie nie zawsze jest jasne i wiarygodne. Popularny jest również recykling, odnawianie mebli i tworzenie ubrań ze ścinek. To budowanie nowej jakości na źródłach przeszłości i nadawanie życia nowym przedmiotom w zgodzie z duchem zero waste. W jednym miejscu znaleźć można wszystko, czego dusza zapragnie. Jak twierdzą dziewczyny z Von Schpargau: – Poruszamy się między rokiem 1950, a 1999 łącząc znaleziska z okresu mid-century modern ze stylem vintage.Dlatego pojawiły się u nas również rzeczy nowe, pasujące do koncepcji m. in. ceramika oraz grafiki i fotografie. Jesteśmy otwarte na prezentację współczesnych artystów i projektantów... ciągle poszukujemy - klasyków i osobliwości”. Ich klientami są osoby lubiące otaczać się przedmiotami z historią, ceniące dobre projekty. Coraz bardziej istotna jest też świadoma konsumpcja i nadawanie przedmiotom „drugiego” życia.
NAPRZECIW POTRZEBOM WSPÓŁCZESNEGO KONSUMENTA A współczesny konsument, mający coraz większe wymagania - chciałby wejść do sklepu - posłuchać dobrej muzyki, wypić kawę, kupić ładne ubranie, przeczytać stary komiks, a to wszystko jeszcze w przestrzeni oddającej ducha konkretnej epoki. Przestrzeni spełniającej wielowymiarowe funkcje. Taka idea concept store miała swoje początki już w latach 90., jednak teraz staje się coraz bardziej popularna. Ponieważ my użytkownicy przestrzeni publicznej - poszu-
74
kujemy z jednej strony nowych bodźców. Bodźców odmiennych od doświadczania zakupów w galeriach handlowych, przy jednoczesnym zachowaniu kompleksowości usług - z drugiej. Chcemy przywiązać się do miejsca i do ludzi. I taką funkcję pełnią właśnie sklepy vintage na czele ze swoimi pełnymi pasji właścicielami. Bo tylko takie osoby skłonne są prowadzić tego typu miejsca. Dziewczyny prowadzące Von Schpargau same zamknęły sklep na jakiś czas, by po przerwie przekształcić go w kawiarnię: – Kiedy nasz sklep mieścił się jeszcze w Hali Targowej przychodzili do nas ludzie, by kupić żarówki, gwoździe lub proszek na mrówki. Teraz jest troszkę inaczej, jesteśmy w nowej lokalizacji, mamy sklep i przestrzeń z kawą i ciastem więc zaspokajamy więcej potrzeb klientów.
MODA VINTAGE NIE TYLKO DLA FREAKÓW Dla kogo jest taka moda? Nie tylko dla vintage freaków, którzy lubią ubierać od stóp do głów neony. To krzywdzący stereotyp, który nie służy edukacji kulturowej. W takich miejscach można kupić też proste białe t-shirty i standardowe mom’s jeans od Levis’a, ale w dużo niższej cenie. W stanie podobnym do tego z oryginalnego salonu. Sklepy vintage pełnią też funkcję edukacyjną, bo gdzie indziej, jak nie tam znajdziemy eksponaty rodem z muzeum i zaczerpniemy wiedzy od specjalistów w tym zakresie? Przykładem są właścicielki internetowego sklepu Breslauerin, które tworzą społeczność dziewczyn uwielbiających modę retro. Odnawiają stare ubrania i zachowują pamięć o kulturze sprzed lat. Jak same piszą: – To idea miejsca, w którym rzeczy, nie-
Innym przykładem skupiającym społeczność zainteresowaną tematem vintage może być Biblioteka Ubrań prowadzona przez Martę. Na stronie głównej wypożyczalni widnieje hasło: „Kolekcjonuj przyjaźnie, emocje, nie rzeczy”. Jak sama pisze: – Za cel postawiłam sobie przywrócenie zabawy w modzie w zgodzie ze środowiskiem i bez zbędnego gromadzenia ubrań w szafach. Czerpanie z mody garściami tego, co w niej najwspanialsze, ale bez wyrzutów sumienia i pogoni za trendami.
ŚWIADOMA VINTAGE SPOŁECZNOŚĆ Co ciekawe, modą vintage interesuje się coraz więcej osób niezwiązanych z branżą mody czy kultury. Ostatnio sklep Cindy Vintage odwiedziła asystentka stomatologiczna, która zakupiła buty i dwie sukienki, pod wrażeniem była ich jakości i wyszła ze sklepu szczęśliwa, że zdążyła przed zamknięciem. Mimo tego, że to nadal węższa nisza, a świadomość konsumentów wciąż pozostawia wiele do życzenia - sklepy rozwijają się stają się ośrodkami kulturalnymi i miejscami spotkań miłośników sztuki i kultury. Coraz częściej spotkamy sklepik vintage, w którym jest też kawiarnia i rośliny, niż butik, w którym klient zdoła zaspokoić wszystkie swoje potrzeby. To dlatego miłośnicy vintage są o krok przed projektantami jeśli chodzi o świadomość i rozumienie potrzeb konsumenta. Ze względu na to, że właścicieli i konsumentów łączy jedna pasja i wspólny cel - dużo łatwiej jest im dotrzeć do potencjalnych konsumentów i tworzyć społeczność. Wystarczy więc otworzyć umysł i pobawić się modą. Warto czasem odwiedzić takie wyjątkowe miejsca i zamiast zapytać: „czy te ubrania są używane?”, przejrzeć kolekcję, dotknąć materiałów i poczuć ducha epoki. O to w tym chodzi. O radość z małych momentów. I o kolekcjonowanie wspomnień, nie tylko swoich. ALICJA KUBÓW
prawo w modzie
UCIEKAJĄCA RENOMA fot. pexels.com
Co to znaczy, że coś ma renomę? W codziennym użyciu w tych kategoriach myślimy o produktach i usługach, które mają szczególne właściwości, są wybitnie dobre, sprawdzone. Słowo renoma ma dla nas wydźwięk jednoznacznie pozytywny.
Gdyby na przykład zerknąć na „dział mleczarski” supermarketu, od razu zauważymy, że bez „Kasi” to pewnie żadne ciasto się nie uda, a i radosne rzucanie mąką po kuchni nie będzie tak radosne, jak pokazuje nam to telewizja. Ale już margaryna marki X, która w naszej świadomości nie zdążyła zabłysnąć przy okazji świątecznych wypieków nie przyprawi nas o wypieki na twarzy (powodowane ekscytacją, że ta renomowana margaryna jest właśnie na promocji). Renomowany może być też dentysta – na przykład taki, który nie znieczula, ale ma obezwładniający uśmiech, więc ekstrakcja nie zaboli, czy fryzjer – jeśli z każdej Pani zrobi Ginger Rogers. Oczywiście przypięcie etykietki renomy nastąpi dzięki marketingowi szeptanemu - żaden renomowany punkt czy towar nie będzie sam oznaczał się w ten sposób. To zupełnie tak, jak gdyby Królewna Śnieżka spacerowała po mieście w szarfie z napisem „Najpiękniejsza w świecie”. Przecie lustereczko powiedziało, co myśli i to już wystarczy. W ten sposób powoli zbliżamy się do pojęcia renomy w świecie znaków towarowych. Tak jak o urodzie Śnieżki zaświadczyło magiczne lustro, tak o renomie znaku niejako zaświadczyć mogą konsumenci. Próżno szukać konkretnej definicji renomowanego znaku towarowego w zawiłościach prawnych zarówno krajowych jak i europejskich, ale temat ten wielokrotnie był przedmiotem rozważań doktryny i orzecznictwa. W jednym z wyroków TS UE stwierdzono, iż aby mówić o renomie, dany znak powinien być rozpoznawalny wśród znacznej grupy odbiorców, do której określony produkt jest
76
skierowany. Niebagatelne znaczenie mają również zasięg znaku, marketing związany z nim i intensywność jego używania. W dużym skrócie – renoma sprowadza się do rozpoznawalności przez konsumentów. Oznacza to także tyle, że o tę rozpoznawalność należy stale dbać. Staram się być na bieżąco z branżą fashion - w ostatnim czasie kilka kwestii szczególnie przykuło moją uwagę. Według najnowszego raportu EUIPO branże, które borykają się z podróbkami tracą około 10% sprzedaży – problem ten jest oczywiście niezwykle widoczny w przypadku mody (ale również kosmetyków czy elektroniki). „Rzeczpospolita” wyceniła na tej podstawie straty polskiej gospodarki na około 9,5 mld złotych, co stanowi zawrotną sumę i pokazuje skalę problemu. Z jednej strony widzimy więc walkę marek o to, aby z rynku zniknęły podmioty ewidentnie naruszające ich renomę, a więc w tym przypadku i walkę o podtrzymanie określonego wizerunku, z drugiej – Michael Kors sprzedaje swoje torebki w Lidlu (a myślałam, że nic mnie bardziej nie załamie niż Gosia Baczyńska w Rossmannie). Problem nie leży w samym sklepie, który w szerokiej świadomości konsumentów cieszy się dobrą opinią (wszyscy wiemy, że jak sobota, to tylko do Lidla). Natomiast marka z tej półki, na półce w supermarkecie (nawet jeśli mówimy tylko o sprzedaży online) wywołuje poczucie dysonansu. Dlaczego zestawiam to z kwestią podróbek? Ponieważ dało się słyszeć komentarze o uciekającej renomie Korsa, o pewnym
„zeświecczeniu” marki. Warto jednak wspomnieć, że w przypadku renomowanych znaków sprawdza się stara zasada: „nie ważne jak mówią, liczy się żeby mówili”. Cena towaru, jego ekskluzywność, luksusowość czy wizerunkowa nietykalność nie stanowią tu warunków sine qua non (koniecznych - dop. red.). Paradoksalnie renomą cieszyć się może nawet znak kojarzony przez odbiorców zupełnie negatywnie. I gdyby na to zagadnienie spojrzeć okiem zupełnie nieprawniczym, można by rzecz – a szkoda. Gdyby bowiem renoma musiała być skorelowana z pewną etyką, może w wielu kwestiach obudzilibyśmy już lata temu. Dopiero teraz jednak Chiny rezygnują z testów na zwierzętach, największe domy mody mówią futrom stanowcze nie i coraz więcej marek wpada w nurty eko i zero-waste. I chociaż na razie powody bywają zapewne stricte marketingowe, efekt jest odczuwalny. We Francji już za dwa lata zakazane będzie niszczenie produktów, które nie znalazły nabywców, co z jednej strony jest niezwykle korzystne dla gospodarki, z drugiej – ograniczy nadprodukcję, która przecież dla środowiska obojętna nie jest. Skoro więc o renomie znaków towarowych świadczy ich rozpoznawalność (czyli tak naprawdę rozpoznawalność samej marki), postarajmy się znaleźć w naszej świadomości miejsce dla tych podmiotów, dla których renoma wciąż jeszcze staromodnie, słownikowo znaczy tyle, co dobra reputacja.
ANNA GÓRSKA-MICOREK
OSKAR BACHOŃ TRUDNA KLIENTKA
Znaliśmy się wiele lat. Więc pewnie dlatego tyle jej wybaczałem. Ciągłe spóźnienia. Czterdzieści minut to była norma. Właściwie nie pamiętam terminu, którego nie zawaliła. Za każdym razem obiecywała, że to już ostatni raz. Za każdym razem okoliczności spóźnienia były dramatyczno-tragiczne. Ale ostatnim razem coś we mnie pękło. Pomyślałem, że z szacunku dla samego siebie nie będe już tego dłużej tolerował. Na ostatniej wizycie wyliczyłem jej, ile dokładnie czasu potrzebuje na umycie, nałożenie farby, obcięcie. Rozpisałem jej całą wizytę i uprzedziłem, że w zależności od tego, ile się spóźni, tyle mniej zrobimy. Przyszła czterdzieści minut po czasie. Więc przypomniałem wyliczenie i poinformowałem, że zdążymy zrobić wyłącznie strzyżenie. Bo na farbę zabrakło czasu. Wpadła w furię. Że jestem kłamcą. Bo ona nigdy się jeszcze nie spóźniła a dzisiaj to nie jej wina, tylko remontu na alejach. Że jestem najgorszym fryzjerem na świecie. Że każdy inny marzy o tym, by zająć się jej włosami. I że ona mnie zwalnia.
Kiedyś pewnie zareagowałbym emocjonalnie, ale teraz wiedziałem, że ta relacja jest dla mnie toksyczna i chciałem tylko ją zakończyć w możliwe najbardziej dyplomatyczny sposób. Nie udało się. Klientka wyszła z salonu wykrzykując na pół ulicy. Ja spokojnie wykreśliłem wszystkie jej kolejne wizyty i zapaliłem papierosa. Za jakieś pietnaście minut wróciła z błaganiem, bym ją przyjął. Że mnie przeprasza. Że nie wie, co ją napadło. Jakaś część mnie czuła dla niej współczucie. Ale inna część podpowiadała mi, bym się zatroszczył o samego siebie. I właśnie z tej troski powiedziałem: – Słuchaj, ja nie chowam do ciebie jakiejś urazy. Ja po prostu nie chcę, byśmy dalej współpracowali, z szacunku dla samego siebie. Jestem dla siebie ważny i mój czas jest dla mnie ważny. Płakała. Ale ja wiedziałem, czego chce. Chcę w życiu komfortu w postaci stabilnych relacji. Życzę jej dobrze ale nam już nie po drodze jest. Wszedłem do salonu, by przygotować się na następną panią. I dotarło do mnie, jaki kawał roboty mu-
siałem sam ze sobą odwalić, by dojść do takiego miejsca, że pożegnanie długoletniej, ale jednak toksycznej relacji, wzmacnia mnie a nie osłabia. Jest mi przykro, ale mam poczucie, że to było jedyne wyjście. Jedynym wyjściem jest wybieranie siebie w relacjach i budowania relacji, w których sami jesteśmy szanowani nie tylko przez drugą osobę, ale też przez samego siebie. Dzięki Oskar.
OSKAR BACHOŃ www.oskarbachon.pl/blog Studio Stylizacji i Wizażu ul Hieronima Wietora 3/2 lok. 1 tel. 602 635 037
77
imprezy i otwarcia
BEATA BOJDA REAKTYWACJA Pokaz mody
zdj. mat. organizatora
08.06.2019 Claudius Hair Treser Academy Floriaล ska 18/3, Krakรณw
78
uroda
KOSMETYCZNE TRENDY Uff jak gorąco… Jest lato to musi być gorąco! A woda zaraz obok snu, to najlepszy kosmetyk pod słońcem! Oczywiście używanie kremów z filtrami, noszenie kapeluszy i unikanie ostrych promieni słonecznych to konieczność podczas upałów, ale oprócz nawadniania od środka, warto też nawilżyć skórę za pomocą kosmetyków stworzonych specjalnie na lato. No i chyba żaden kolor, bardziej niż niebieski, nie przywodzi na myśl wakacji! To kolor letniego nieba, wiatru, wolności i wody właśnie!
@ADRIANAGOLEBIOWSKA
fot. materiały promocyjne
1. VIS PLANTIS HERBAL VITAL CARE płyn micelarny do twarzy i oczu W składzie tego płynu znajduje się aż 95,6% składników pochodzenia naturalnego w tym sok z aloesu i pantenol. Skutecznie usuwa makijaż i zanieczyszczenia, a do tego nie ściąga skóry, dodaje jej witalności i blasku. Jest bezzapachowy, odpowiedni dla każdego rodzaju skóry i bezpieczny dla osób noszących soczewki.
1
Pojemność: 500 ml. Cena: ok 19zł.
2. CLARINS HYDRA ESSENTIEL Krem nawilżający dla skóry normalnej i suchej Nie ma nic lepszego dla odwodnionej skóry twarzy niż ten krem nawilżający z ekstraktem z żyworódki. Żyworódka nazywana jest “liściem życia” i wspaniale wpływa na utrzymanie optymalnego poziomu nawodnienia, bez względu na warunki termiczne.
3
Pojemność: 50 ml. Cena: ok 199zł.
3. L`OREAL PARIS, STYLISTA #BEACH WAVES, THE BEACH WAVE SPRAY Mgiełka do włosów Marzysz o efekcie delikatnie falowanych włosów? Fryzurze, która wygląda jakby ją wymodelowała morska bryza i woda? Ta mgiełka zapewni plażowy look przez 24 godziny, nie sklei włosów, dodatkowo przepięknie pachnie, a to wszystko bez pomocy gorących lokówek! Pojemność: 200 ml. Cena: ok 25zł.
80
2
uroda
4. LIRENE MINERAL COLLECTION Olejkowa mgiełka do ciała koral morski Jeśli Twoja skóra potrzebuje dodatkowego, szybkiego nawilżenia w ciągu dnia, to sięgnij po tą dwufazową olejkową mgiełkę. Koral morski, który jest jednym z jej składników aktywnych ma właściwości antyoksydacyjne oraz pozwala długotrwale nawilżyć skórę, przywracając jej gładkość i zdrowy koloryt, a minerały morskie ją regenerują i odbudowują, dając odpowiednie napięcie i elastyczność. Mgiełka wchłania się błyskawicznie i obłędnie pachnie! Przed użyciem nie zapomnij nią wstrząsnąć!
4
Pojemność: 195 ml. Cena: ok 20 zł
5. LOVE BEAUTY & PLANET Pobudzający żel pod prysznic Woda Kokosowa & Kwiat Mimozy
5
Podczas plażowania skóra jest nie tylko wysuszona przez słońce, ale często też dodatkowo podrapana piaskiem, a na koniec oblepiona kremami z filtrem. Ciało potrzebuje wtedy bardzo delikatnego ale skutecznego oczyszczenia, najlepiej naturalnymi żelami pod prysznic. Ten z wodą kokosową i kwiatem mimozy zrewitalizuje zmęczoną skórę, a boski zapach doda energii! Kosmetyki marki LOVE BEAUTY & PLANET są wegańskie i tworzone z troską o dobro naszejplanety!
Pojemność: 500 ml. Cena: ok 30 zł
6. GARNIER FRUCTIS ALOE HAIR FOOD Nawilżająca maska do włosów normalnych i suchych Latem także włosom daj pić, ba, daj im nawet jeść! Nowe maski od Garniera to bomby witaminowe, o świetnych składach, których aż 98% produktów jest pochodzenia naturalnego. Sprawdzą się nie tylko na bardzo przesuszonych i grubych włosach, ale także na tych cienkich ze skłonnością do przetłuszczania, ponieważ można ją nakładać na trzy sposoby. Na krótko jako lekką odżywkę do spłukiwania, na dłużej jako mocno nawilżającą maskę, a także pozostawić na włosach do wyschnięcia jako maskę bez spłukiwania. Wysoka zawartość aloesu spodoba się przesuszonym od słońca kosmykom!
6
Pojemność: 390 ml. Cena: ok 25 zł
7. SHISEIDO SUN CARE UV PROTECTIVE COMPACT FOUNDATION Wodoodporny podkład w kompakcie SPF 30
7
Kompaktowy podkład od Shiseido to zdecydowany lider w kwestii ochrony przed szkodliwym promieniowaniem słonecznym, posiada filtr 30 SPF! Do tego świetnie nawilża skórę stojąc na straży jej nawodnienia. Sam jest wodoodporny, pięknie kryje i matuje skórę twarzy. Nadaje się nie tylko do stosowania w upalne dni, ale również do ochrony skóry twarzy zimą na stokach narciarskich! Naprawdę wart uwagi! Pojemność: 15g. Cena: ok 150zł
81
uroda
8. COLLISTAR PORTOFINO paleta cieni do powiek Niebieski kolor na powiekach to był zdecydowanie jeden z największych trendów makijażu wiosna /lato 2019. Ta Paletka ma cztery piękne kolory, które sprawdzą się przy odważnych niebieskich makeupach i w delikatnym pokreśleniu oczu błękitem. Są bardzo dobrze napigmentowane, nie osypują się i utrzymują na powiekach przez cały dzień. Pojemność: 5,6g. Cena: ok 100zł.
8
9. NYX #THISISEVERYTHING LIP OIL, Błyszczyk do ust
10
To bardzo ważne, by pamiętać latem o regularnym natłuszczaniu delikatnej skóry ust. Z pomocą przychodzi ten błyszczyk, wzbogacony o unikalną mieszankę olejków - z awokado, migdałów, róż i jojoba. Nie lepi się, a usta pięknie błyszczą i zostają nawilżone. Produkt występuje w czterech transparentnych wariantach kolorystycznych. Ten w kolorze sheer blue tworzy efekt lustrzanych ust w zimnej tonacji.
fot. materiały promocyjne
Pojemność: 8 ml. Cena: ok 27 zł.
10. EVELINE COSMETICS HYBRID PROFESSIONAL Lakier hybrydowy do paznokci Nikt nie ma ochoty zaprzątać sobie głowy malowaniem paznokci podczas letniego wypoczynku. Hybrydowy manicure jest nie tylko odporny na działanie piasku i wody, ale również pięknie błyszczy! Lakier od Eveline o numerze 305, to absolutny must have tego lata. Przepięknie komponuje się z opalenizną! Pojemność 5ml, Cena ok 20 zł
9
11. BIELENDA BIKINI Nawilżająco-łagodząca maska po opalaniu S.O.S.
11
Chyba nic nie przyniesie większej ulgi zgrzanej i zmęczonej skórze twarzy niż chłodna maska w płachcie. Ta od Bielendy posiada aż 25% składników znanych z silnego działania nawilżająco-kojącego. Sok z liści aloesu, kwas hialuronowy, glicerol czy sorbitol, a także D-panthenol i allantoinę. Substancje te zadbają o gospodarkę wodną skóry twarzy, chłodzą, koją, przywracają odpowiednie nawilżenie i komfort po kąpieli słonecznej. Cena ok 8zł
12. DKNY Bay Breeze woda toaletowa Tym razem kultowe już jabłuszko od Donny Karan przenosi nas na letnią imprezę nad basenem. I niech nie zmyli Was wygląd flakonika, na próżno tu szukać morskich nut! Bay Breeze to zapach cytrusowego drinka z palemką. Oprócz mandarynki, jagody jałowca i moreli, można wyczuć tu nutę drzewa sandałowego, wanilii i maliny. Rajsko, słodko ale z charakterem, czyli tak jak smakują udane wakacje! Pojemność 50 ml, Cena ok 185 zł
82
12
uroda
PEWNOŚĆ PERFEKCYJNEGO MAKIJAŻU NA CO DZIEŃ Aktualne kanony piękna mówią, że makijaż musi być perfekcyjny i efektowny, tak, by podkreślał atuty twarzy – takie jak oczy i usta, kości policzkowe, a zarazem tuszował niedoskonałości. Coraz częściej alternatywą gwarantującą trwałość i jakość makijażu staje się makijaż permanentny. Rozważając go jako opcję, należy przede wszystkim określić czas w jakim powinniśmy poddać się zabiegowi, a co równie istotne - komu w tej materii zaufać.
KIEDY UDAĆ SIĘ NA MAKIJAŻ PERMANENTNY? Wybierając makijaż permanentny z myślą o konkretnej okazji, jak np. ślubie, zabawie sylwestrowej, urodzinach, należy pamiętać, że powinien on być zaplanowany i wykonany odpowiednio wcześniej. Obszary takie jak brwi, usta czy powieki potrzebują czasu na pełne wygojenie. Sama wizyta składa się z 2-ch części: zabiegu podstawowego i późniejszego dopigmentowania tzw. korekty, którą wykonuje się w czasie od 4-8 tygodni od pierwszego zabiegu. Korekta ma na celu skorygowanie kształtu i wzmoc-
i czy też umówić się na wcześniejszą konsultacje. Pozwoli to na rozwianie wszelkich wątpliwości i na dobranie odpowiedniej metody, koloru do urody.
PODKREŚL SWOJE NATURALNE PIĘKNO…
A GDYBY TAK ZOSTAĆ PROFESJONALISTĄ W TYM FACHU?
Osoby zgłaszające się na zabieg, zazwyczaj proszą o skorygowanie i poprawienie kształtu linii brwi - zwłaszcza jeśli posiadają je cienkie i nierówne. Makijaż permanentny ust umożliwia z kolei wyrównanie asymetrii i proporcji między dolną i górną wargą, optycznie je owiększyć, czy przywrócić naturalny odcień bladym ustom. Makijaż oczu zagwarantuje natomiast perfekcyjny i trwały efekt – mówi Krzysztof Majerski, z Majerski Academy - PMU Biotek & Cosmetology. Obecne metody pigmentacji pozwalają na uzyskanie bardzo naturalnego efektu pudrowych brwi czy błyszczyka na ustach bez efektu przerysowania. Ponadto istnieją rozwiązania umożliwiające malowanie cieni na powiekach czy konturowanie twarzy w szerokiej palecie kolorów.
MAKIJAŻ OD ZADAŃ SPECJALNYCH Makijaż permanentny wykorzystywany jest także w celu odtworzenia brwi osobom borykającym się z problemem utraty owłosienia, w konsekwencji podeszłego wieku lub chorób – np. łysienie, przebytej chemioterapii czy innych zaburzeń genetycznych. Jego wykonanie ma często wymiar nie tylko estetyczny, ale i terapeutyczny. PROFESJONALY LINGERISTA Makijaż permanentny to zabieg upiększający na którym nie warto oszczędzać. Podobnie jak planowanie samego zabiegu, należy z wielką uwagą wybierać gabinet kosmetyczny w którym zdecydujemy się mu poddać. Warto prześledzić opinie o danym specjaliście, oglądnąć galerie jego prac
Gwarantem profesjonalnie wykonanego makijażu permanentnego, jest lingerista. To jego zdolności artystyczne muszą iść w parze z doskonałą techniką oraz uwagą i dbałością o każdy detal. Wszystko to wymaga merytorycznego i praktycznego szkolenia oraz odbycia specjalistycznych kursów, które pozwolą mu nabyć wprawy w pracy i swobody w działaniu – mówi Krzysztof Majerski, z Majerski Academy - PMU Biotek & Cosmetology. Jeżeli ktoś chciałby spróbować swoich w tym zakresie, powinien poszukać profesjonalnych i rekomendowanych kursów. Na szczęście nie brakuje takich na rynku i można wybrać coś dla siebie. – dodaje. SPRAWDŹ, CZY MAKIJAŻ PERMANENTNY TO ROZWIĄZANIE DLA CIEBIE, BĄDŹ KOGOŚ DLA CIEBIE BLISKIEGO:
• Oszczędność czas na robieniu i poprawianiu codziennego makijażu jest dla Ciebie zaletą; • Masz problemy manualne z umiejętnym wykonywaniem makijażu; • Masz problem z widzeniem, przez co masz problemy z wykonywaniem makijażu; • Uprawiasz aktywnie sport, i jest to dla Ciebie istotne aby wyglądać dobrze, także podczas i po treningu; • Posiadasz tłustą cerę bądź przebywasz często w gorącym klimacie, przez co borykasz się z problemem rozmazywania się makijażu; • Cierpisz z powodu łysiania, bądź borykasz się ze skutami przebytej chemioterapii, etc.; • Jesteś uczulona na substancje kosmetyczne.
artykuł promocyjny
Obecnie wykonywane są nie tylko zabiegi makijażu permanentnego brwi czy ust, ale również powiek czy kości policzkowych. Taki makijaż pozwala zaoszczędzić czas na co dzień, ale też stanowi profesjonalną bazę pod makijaże okolicznościowe. Dobre rozplanowanie zabiegów w czasie, pozwala na uzyskanie efektu pełnego makijażu z kilkutygodniowym wyprzedzeniem – przed TYM ważnym dniem. Decydując się na makijaż permanentny, warto wziąć pod uwagę, że jest to zabieg mający na celu poprawienie naszej urody na dłuższą chwilę - dlatego decyzja o jego charakterze musi być przemyślana.
nienie pożądanego efektu. Dlatego, biorąc pod uwagę proces gojenia, powinna być wykonana najpóźniej 3-4 tygodnie przed ślubem, czy ważną imprezą.
83
testujemy kosmetyki
Bielenda, Camellia Oil O tym, że jestem fanką polskich kosmetyków trąbię na prawo i na lewo przy każdej możliwej okazji. Bielenda to zecydowanie jedna z najprężniej rozwijających się polskich marek kosmetycznych, nie tylko podąża za światowymi trendami, przenosząc je na nasz rynek, ale sama wyznacza nowe. Po rozmowie z ambasadorką marki, Małgosią Foremniak, postanowiłam sięgnąć po serię Camellia Oil i sprawdzić na własnej skórze jak spisze się ta zachwalana przez nią linia produktów. Nie umiałam zdecydować się na jeden kosmetyk, więc pod lupę trafił olejek do demakijażu, krem, serum i mleczko do ciała, a wszystko to w duchu koreańskiej pielęgnacji!
fot. mat. promocyjne
WYGLĄD I APLIKACJA
84
Olejek: ����� K r e m : � � � � � Luksusowy kremowy olejek, zwany dalej "serum": ����� Mleczko do ciała: ����� Cała kolekcja została zamknięta w bardzo wygodnych i niezwykle ładnych opakowaniach. Olejek dozujemy za pomocą pompki, z ciemnego plastikowego pojemnika, który posiada przydatną blokadę. Producent poleca, żeby najpierw zwilżyć twarz, lub dłonie, następnie wmasować w skórę olejek. Ja stosowałam go zupełnie odwrotnie, ponieważ w czasie zalecanej aplikacji, olejek zbyt szybko zamieniał się w śmietankę, którą nie umiałam się posługiwać. Krem zamknięto w szklanym ciemnym słoiczku. Jak wielokrotnie wspominałam, nie jest to mój ulubiony rodzaj aplikacji, ponieważ zdecydowanie skraca przydatność do zużycia. Ale wciąż to jedno z najpopularniejszych opakowań dla kremów, dlatego zdecydowanie polecam i sama stosuję szpatułkę podczas nakładania kremu z takiego słoiczka. Serum, jako jedyne z testowanych przeze mnie kosmetyków z tej kolekcji, znajduje się w przezroczystym, szklanym opakowaniu, dozowane za pomocą pompki, która odmierza idealną ilość produktu. Natomiast mleczko do ciała mieści się w dużej plastikowej butli, również z pompką, także z blokadą. Wszystkie plastikowe opakowania tych produktów nadają się do recyklingu
KONSYSTENCJA, ZAPACH I KOLOR Olejek: ����� Krem: ����� Serum: ����� Mleczko do ciała: ����� Konsystencja olejku jest dość rzadka. W połączeniu z wodą, zamienia się w białą ciecz, przypominającą śmietankę. Zapach jest bardzo delikatny, lekko kwiatowy, przyjemny i nie drażniący, zupełnie znika po zmyciu kosmetyku z twarzy. Kolor olejku jest raczej przezroczysty, może lekko słomkowy. Krem do twarzy ma bardzo bogatą konsystencję, obfitą w oleje, treściwą. Pachnie intensywniej niż olejek, ale miałam wrażenie, że wraz z czasem, zawartość słoiczka wietrzała i pod koniec opakowania właściwie go nie czułam. Posiada biały kolor, który pomimo swojej zwartej konsystencji, nie bieli twarzy. Serum jest zdecydowanie lżejsze od kremu. Pachnie delikatnie, dzięki czemu można stosować je pod oczy, bez obawy o łzawie-
nie tych nawet najwrażliwszych. Ma lekko różowy kolor. Mleczko natomiast, ma zdecydowanie najciekawszą konsystencję. Jest zarówno tłuste i lekkie, ma też najmocniejszy zapach z wszystkich używanych przeze mnie kosmetyków tej serii i utrzymuje się jeszcze przez jakiś czas po aplikacji. Biały kolor mleczka idealnie stapia się z kolorem skóry, nie powodując bladego nalotu.
SKŁAD Olejek: ����� Krem: ����� Serum: ����� Mleczko do ciała: ����� Seria Camellia Oil przeznaczona jest do dojrzałej i wrażliwej skóry. Wszystkie z produktów zawierają koreański olej kameliowy z wyspy Jeju, który nazywany jest również olejem tsubaki. Jest to prawdziwa bomba witaminowa, która genialnie rewitalizuje i wzmacnia skórę, zwiększa jej elastyczność,
V * RABAT NALICZANY JEST OD CENY REGULARNEJ ZABIEGU I NIE ŁĄCZY SIĘ Z INNYMI PROMOCJAMI
testujemy kosmetyki
stymuluje produkcję nowego kolagenu, działa przeciwzmarszczkowo i jest również naturalnym filtrem UV. Oprócz oleju kameliowego, w kosmetykach tej serii znajdziemy również sporo innych bardzo dobrych składników odżywczych. W serum znajdziemy też olej z opuncji figowej, z avocado, czy kwas hialuronowy. Skład kremu jest chyba moim największym faworytem, bo oprócz tych samych składników co w serum, wzbogacono go dodatkowo o masło shea i ceramidy. Do mleczka do ciała dodano olej babassu, wspaniale ujędrniający ciało, ale także parafinę z którą nie każda skóra się lubi. Skład olejku do twarzy może być natomiast mocno kontrowersyjny, ponieważ już na pierwszym miejscu w składzie znajduje się olej mineralny, więc skóry tłuste lub te z tendencją do zapychania mogą go nie polubić, jednak im dalej w las tym lepiej. Oprócz wspomnianych już olejów z opuncji i kamelii, znajdziemy tam też olej z soi, który reguluje nadmierne wydzielanie łoju oraz zmniejsza rozszerzone pory.
DZIAŁANIE Olejek: ����� K r e m : � � � � � Serum: ����� Mleczko do ciała: ����� Jak już wspominałam wcześniej, używałam olejku nieco inaczej niż w sposób polecany przez producenta. Suchymi dłońmi nakładałam go na suchą twarz i dopiero po wykonaniu masażu dodawałam odrobinę wody - wtedy zmieniał swoją konsystencję w delikatną piankę. Na koniec zmywałam wszystko ciepłą wodą. Olejek świetnie radził sobie z makijażem, nawet tym mocnym. Stosowałam go również do demakijażu oczu, choć nie było to polecane przez producenta. Dlaczego? A dlatego, że olejek tworzy na oczach rodzaj mgiełki; mnie jednak ona nie przeszkadzała na tyle, żeby zrezygnować z demakijażu oczu tym produktem. Ultradelikatnym produktem warto dodać! Olejek pozostawia twarz oczyszczoną, ale nie ściągniętą. Ja jednak najchętniej używałam go jako specjalisty w zmywaniu wszelkich maseczek z glinką, które lubią zasychać na kamień. Na tak wyschniętą maseczkę nakładałam dozę olejku, robiłam masaż i z łatwością, i bez bólu usuwałam glinkowe maseczki. W swojej kolekcji mam kilka kosmetyków, które mają ułatwić ścią-
86
ganie tych trudnych masek, ale ten olejek jest zdecydowanym liderem! Krem skradł moje serce od samego początku. Zresztą ja nazywałam go pieszczotliwie "masełkiem do twarzy", ze względu na bardzo bogatą i tłustą formułę - przedziwną i fantastyczną zarazem, ponieważ wchłaniała się niemal natychmiast, przez co świetnie sprawdzał się również w roli kremu na dzień. Traktowałam nim również skórę pod oczami i koncertowo zdawał tam egzamin, pozostawiając skórę napiętą, rozświetloną i bez cieni! Serum też mi się spodobało, choć nie było tak wszechstronne jak poprzednicy. Stosowane razem z kremem jeszcze wzbogacało jego skład i czuć było skoncentrowane działanie nawilżające i ujędrniające, ale stosowane solo nie dawało już tak dobrych rezultatów. Lubiłam je stosować rano, kiedy robiłam sobie dzień bez makijażu. Wyrównywało nieco koloryt skóry, wyciszało, nawilżało. Bardzo dobrze sprawdzało się jako baza do masażu rollerem jadeitowym, czy kwarcowym. Szybko się wchłania, nie pozostawia tłustej, czy lepkiej warstwy, dodaje młodzieńczego blasku. Last but not least: Mleczko do ciała! Kiedy zobaczyłam tę 400 ml butlę, pomyślałam: odważnie. Z balsamami do ciała mam wieczny problem. Bo ja muszę mieć ultranawilżający, tłusty balsam, ale delikatny, dla alergicznej skóry, szybko wchłaniający się, bo inaczej dostaję szału kiedy ubieram ubranie. Powinien też mieć nienachalny, ale miły zapach, ponieważ szybko się nudzę i do tej pory spotkałam może trzy balsamy, które choć w małej mierze spełniały te moje zachcianki. Tak więc 400 ml opakowania napawają mnie raczej obawą niż zachwytem, ale - jak to mówią - każda potwora znajdzie swojego amatora. Ten balsam ma wszystko czego potrzebuję. Nawilża! Nawilża tak, że czuć to przez cały dzień, a skóra jest aksamitna, nie tylko do kolejnej kąpieli. Wchłania się ekspresowo, co jest wspaniałe podczas upalnych dni, kiedy chcemy szybko się odświeżyć, użyć balsamu i szybko znów się ubrać. Pachnie bardzo przyjemnie, ale po jakimś czasie ucieka ten zapach, nie męcząc przez cały dzień. I co najważniejsze - robi to “coś” z ciałem, czego nazwać nie umiem. Skóra wygląda lepiej. Jest jakby gęstsza, bardziej jędrna, można powiedzieć, że jakby zdrowsza, aż chce się ją uszczypnąć!
STOSUNEK CENY DO JAKOŚCI Olejek: ����� Krem: ����� Serum: ����� Mleczko do ciała: ����� Kosmetyki Bielendy są tanie, ogólnodostępne i bardzo często można je spotkać w jakichś kosmicznych promocjach wszelakich drogerii. Olejek ma 140 ml i kosztuje średnio ok 20 zł, mieszcząc się w średnich drogeryjnych widełkach cenowych. 400 ml mleczka (wartego każde pieniądze) kosztuje ok 19 zł, podobnie wygląda cena 50 ml kremu do twarzy. Serum ma zaledwie 15 ml i zapłacimy za nie ok 25 zł.
OCENA KOŃCOWA Olejek: ����� Krem: ����� Serum: ����� Mleczko do ciała: ����� Jak to w życiu przewrotnie bywa produkty wobec których miałam najwięcej obaw okazały się fenomenalne, a te w których pokładałam największe nadzieje nie zawsze okazują się faworytami. W tej serii najlepiej poradziło sobie mleczko do ciała. To była miłość od pierwszego użycia i wiem, że pozostanie ze mną jeszcze na długo, nie tylko ze względu na swoją sporą pojemność! Bardzo lubię używać kameliowy krem do twarzy, bo to taki natychmiastowy zastrzyk nawilżenia, na który niemal natychmiast można nakładać makijaż. Olejek jest zbawicielem dla wszystkich maniaczek masek, którym zmywanie ich odbiera całą przyjemność i chęć używania ich. Serum najmniej przypadło mi do gustu, ale chyba tylko dlatego, że inni koledzy z tej serii postawili poprzeczkę bardzo wysoko, a ono nie miało tego faktoru wow, choć wciąż uważam je za bardzo udane. To że Bielenda zna się na kosmetykach, to żadna nowość, ale czuję, że jeszcze mocno nas może zaskoczyć i z niecierpliwością czekam na nowe!
PORADY AGENTEK FBI
#MEDYCZNEFBI
DEPILACJA PASTĄ C KR WĄ Jak przygotować ciało do zabiegu?
5 WSK A ZÓWEK 1. Włoski powinny mieć od 5-7 mm. 2. nawilżona skóra = mniej podrażniona skóra 3. Dzień przed zabiegiem wykonaj delikatny peeling - uchroni Cię to przed nieprzyjemnym wrastaniem włosków. 4. Na zabieg ubierz się wygodnie. 5. Zrezygnuj tego dnia z wysiłku fizycznego i opalania.
GENTKI FBI LIDERKI W DEPIL A CJI P A STĄ C KR WĄ W KR A K WIE ! A
WIĘCEJ O ZABIEGU: WWW.BIT.LY/WSZYSTKOODEPILACJI
SPRAWDŹ SZCZEGÓŁY: WWW.MEDYCZNE-FBI.PL
porady
Podróżuj piękniej! Zdecydowana większość z nas nie lubi się pakować na wakacyjne wyjazdy. Wynika to głównie z faktu, że zostawiamy to na ostatnią chwilę, boimy się o czymś zapomnieć, albo chcemy zabrać zbyt wiele rzeczy, a jak wiadomo - kosmetyczki nie są z gumy. Jak skutecznie temu zaradzić? Po pierwsze nie pakować się w ostatnim momencie, zabrać kosmetyki, które mają więcej niż jedno zastosowanie i - jeśli zdecydujemy się na produkty wielofunkcyjne - sprawdźmy je przed wyjazdem! A przede wszystkim zastanówmy się, czego tak naprawdę będziemy potrzebować i czy aż cztery rozświetlacze b ę d ą n i e z b ę d n e d o u d a n e g o w y p o c z y n k u .
OLEJ KOKOSOWY Ten olej z łatwością zastąpi kilka kosmetyków! Idealnie nadaje się do demakijażu, wystarczy nim nasączyć płatek kosmetyczny i przetrzeć oczy i twarz. Jest genialną maseczką, zarówno do twarzy jak i do włosów, sprawdzi się przy depilacji, ułatwiając pozbycie się nawet najkrótszych włosów. Wystarczy dodać do niego kilka łyżeczek cukru i mamy wspaniały peeling do ciała, a stosowany solo skutecznie zastąpi balsam! Nim jednak zdecydujemy się zastąpić nim większość wakacyjnych kosmetyków, warto wypróbować go jeszcze przed wyjazdem, żeby mieć pewność, że polubił się z naszą skórą i włosami. Nie lubisz zapachu kokosu? Nie szkodzi, znajdziesz również bezzapachową wersję oleju. ŻEL ALOESOWY Żel aloesowy, podobnie jak kokosowy olej, możemy stosować jako maski, kremy, a także balsamy i będzie świetną alternatywą, dla tych wszystkich, którym z owym olejem nie po drodze. Aloes dodatkowo wspaniale goi oparzenia słoneczne, działa przeciwzapalnie, przeciwobrzękowo, zmiękcza, łagodzi swędzenie po ugryzieniach, a wsadzony do lodówki przed użyciem - genialnie chłodzi. OPAKOWANIA WIELOKROTNEGO UŻYTKU Zabieranie ze sobą ulubionych i sprawdzonych kosmetyków to dobry pomysł, niestety czasem okazuje się, że ukochany
płyn micelarny, czy balsam mieści się w 400 ml opakowaniu, którego nie możemy ze sobą spakować. Oczywiście możemy kupić na wyjazd mniejsze opakowanie tego produktu, ale ja zdecydowanie rekomenduję zakup jednego podróżnego zestawu pojemników na kosmetyki, do których przez lata będziemy mogli przelewać swoje ulubione mazidła. Na rynku znajdziemy teraz bez problemu wszelkie rodzaje buteleczek, z dozownikiem, ze sprayem, z pompką, co umożliwia zabranie każdego rodzaju kosmetyku. Obawiasz się, że 100 ml żelu pod prysznic, to za mało na tygodniowy wyjazd? Zastanów się, na ile wystarcza Ci pełnowymiarowe opakowanie podczas codziennego stosowania. Taka perspektywa znacznie ułatwia zabranie odpowiedniej ilości produktów. PRÓBKI Pakowanie próbek na wyjazdy to dobry nawyk, a także pomysł na oszczędność miejsca w bagażu. Możemy przetestować nowe zapachy, kremy czy inne kosmetyki, bez konieczności kupowania pełnowymiarowych produktów. Zamiast pakować ulubione perfumy z obawą czy dotrą z Tobą na wakacje, weź kilka próbek zapachów, może znajdziesz swój nowy signature scent!
SKONCENTROWANE MYDŁO KASTYLIJSKIE Produkt ten pokochają amatorzy biwaków, wędrówek górsk ich i campingów. Z tego skoncentrowanego mydła można wyczarować kilkanaście kosmetyków, a także środków czystości. Wszystko zależy od stopnia rozcieńczenia. To w pełni naturalne mydło zastąpi aż 18 (!) produktów - m.in: szampon, żel pod prysznic, pastę do zębów, płyn do płukania jamy ustnej, piankę do golenia, proszek do prania, płyn do mycia naczyń itp. Mydło jest niezwykle delikatne, odpowiednie dla wrażliwej skóry dzieci i alergików. Na rynku znajdziemy wersję 100 ml, idealną na podróż, a samo mydło jest piekielnie wydajne, bo do każdej mikstury dodajemy zaledwie kilka kropel! PODRÓŻNA PALETA Coraz częściej w perfumeriach można znaleźć małe palety kosmetyków, które idealnie sprawdzą się podczas kilkudniowych wypadów. Są w nich malutkie cienie, błyszczyki, miniaturki tuszu do rzęs i pudru, mały róż i bronzer, a to wszystko zamknięte w jednym opakowaniu z lusterkiem. W takiej palecie jest niemal wszystko, czego będziemy potrzebować do codziennego makijażu, a podkład wystarczy przelać do małego podróżnego pojemniczka. Et voilà! Jesteśmy pięknie spakowani. ADRIANA GOŁĘBIOWSKA
88
mysł z y m za pobud
y
Galeria Krakowska, I piętro ul. Pawia 5, 31-154 Kraków tel. 12 628 72 52 restauracja@miyakosushi.pl www.miyakosushi.pl dołącz do nas
fot. Wydawnictwo Buchmann
newsy
OD JAJKA DO NAGRODY
Pozycja wydana przez oficynę Buchmann zdobyła 3. miejsce w kategorii „Śniadanie”, ex aequo ze szwedzką książką Frukost hela dagen (Śniadanie przez cały dzień).
Napisana została przez Kasię i Zosię Pilitowskie, mamę i córkę, a zarazem właścicielki kawiarni śniadaniowej Ranny Ptaszek w Krakowie. Kasia prowadzi również festiwal kulinarny Najedzeni Fest, który przyciąga tłumy osób spragnionych ciekawych smaków. Na kartach książki dzielą się wraz ze swoimi znajomymi i przyjaciółmi przepisami oraz
anegdotami na temat jajka – jednego z najstarszych składników kulinarnych. Gourmand World Cookbook Awards to konkurs stworzony w 1995 roku przez Edouarda Cointreau. Co roku nagradza najlepsze książki i programy o kulinariach i winie. Wydarzenie jest uznawane za odpowiednik filmowych Oscarów w dziedzinie kuchni.
fot. Biotrem
zdjęcia: mat. promocyjne
Książka Jajko, autorstwa Kasi i Zosi Pilitowskich, została nagrodzona w światowym konkursie Gourmand World Cookbook Awards.
NACZYNIA, KTÓRE MOŻNA UGRYŹĆ Polskie naczynia Biotrem podbijają świat! Są niezwykle ekologiczne, ulegają biodegradacji w zaledwie 30 dni. Jaki jest ich sekret? Nie zostały wykonane ani z plastiku, który przez kilkaset lat potrafi zalegać w środowisku, ani z papieru, który potrzebuje kilku miesięcy na to, by się rozłożyć. Są produkowane z otrębów pszennych i wody, czyli z przyjaznych naturze skład-
90
ników. Można ich używać w piekarniku i kuchence mikrofalowej, firma informuje, że jeśli ktoś ma ochotę, może je nawet ugryźć, a wyrzucone nie zaśmiecają świata. Wynalazcą tych naczyń jest Jerzy Wysocki, polski młynarz, którego rodzina zajmowała się tą dziedziną od pokoleń. Technologia jest chroniona licznymi patentami, stanowi genialną alternatywę dla plastikowych
sztućców. Jest też niezwykle wydajna, z 1 tony otrąb spożywczych można wytworzyć 10 tysięcy sztuk naczyń. Produkcja firmy Biotrem nie wymaga znacznych ilości wody, wydobycia surowców czy stosowania związków chemicznych.
newsy fot. Beyond Meat
MIĘSO IN VITRO Lubicie mięso? Przygotujcie się, że już niedługo będziecie jeść jego nową formę hodowaną w laboratorium. Przemysł hodowlany jest poddawany coraz większej krytyce, zarówno jeśli chodzi o warunki w jakich przetrzymuje się zwierzęta, niekorzystny wpływ na środowisko naturalne, jak i jakość tworzonych w ten
sposób produktów spożywczych. Globalna firma konsultingowa AT Kearney przygotowała raport, z którego wynika, że trend się zmienia. W 2040 roku mamy jeść wyłącznie mięso, które nie będzie pochodziło z uboju. Działają już prężnie firmy, które tworzą zamienniki mięsa i jajek wykorzystując składniki roślinne. Biznes rozwija się w
niesamowitym tempie, co pokazuje przykład Beyond Meat – firma zarobiła już 240 mln dolarów. Naukowcy pracują również intensywnie nad tym, by tworzyć mięso w laboratorium przy pomocy nowych technologii. Podobno takie mięso „in vitro” smakuje dużo lepiej niż jego odpowiedniki wytwarzane z roślinnych składników.
Restauracja Taco Mexicano Kraków , ul. Poselska 20 tel.: 12 421 54 41 www.tacomexicano.pl
MEKSYKAŃSKA LEGENDA W CENTRUM KRAKOWA.... ZAPRASZAMY DO SPRÓBOWANIA NOWYCH DAŃ IDEALNYCH NA CHŁODNE DNI... Choriqueso z salsą blanca o dowolnej ostrości Ognisty Fajitas Monterrey z kurczakiem i grillowaną papryczką jalapeńo A na deser oryginalny meksykański sernik z polewą truskawkowo-pomarańczową
OD PONIEDZIAŁKU DO PIĄTKU W GODZINACH OD 12 DO 18 ZAPRASZAMY NA HAPPY HOURS!
fot. Trang Doan | Pexels.com
kulinaria
WEGETARIANIZM
Chwilowa moda czy sposób na życie? Jeszcze 20 lat temu w Polsce wegetarianizm był tematem tabu, szczególnie w małych miastach. Od kiedy sięgam pamięcią, mięso nigdy jakoś specjalnie mi nie smakowało. Od dziecka unikałam zatem jedzenia kotlecika do obiadu ku dość dużemu niezadowoleniu moich rodziców. Bo przecież „mięsko” jest zdrowe, bo „mięsko” daje siłę.
Wtedy jeszcze, a miałam 15 lat, niechęć do konsumpcji mięsa wynikała bardziej z braku apetytu, a nie z moralnych pobudek. Świadomą oraz dojrzałą decyzję o całkowitym zaprzestaniu konsumpcji mięsa podjęłam mając 17 lat. Wpłynęło na to poszerzenie przeze mnie wiedzy na temat przemysłu hodowlanego oraz ogromnego cierpienia zwierząt, jakie się z tym wiąże, a także wpływem produkcji na środowisko. Uświadomienie sobie tego okrucieństwa było dla mnie nie lada przeżyciem na poziomie emocjonalnym, dlatego zaczęłam podejmować coraz więcej działań przyczyniających się do poprawy sytuacji zwierząt oraz ich praw. Zrozumiałam, że poprzez moje codzienne wybory, mam duży wpływ na kondycję naszej planety. Zdaję sobie sprawę, iż wegetarianie stanowią niewielki odsetek społeczeństwa, jednak perspektywy są obiecujące, gdyż z roku na rok roślinożerców przybywa. Cieszy mnie ten fakt ogromnie, gdyż uwa-
92
żam, że dobro zwierząt nie powinno być traktowane jednostkowo, lecz jako odpowiedzialność zbiorowa. Tylko dzięki poszerzaniu świadomości społeczeństwa mamy szansę przerwać destrukcyjne działania. Bo jakie jest uzasadnienie, aby w XXI wieku praktykować pozbawianie zwierząt futer, aby następnie je zakładać na siebie? Jak uzasadnić obecność zwierząt w cyrkach? Ta jakże trywialna „atrakcja” obrazuje naszą przemoc wobec zwierząt, które skazane są na bardzo smutne życie oraz pozbawienie ich własnego naturalnego środowiska. Wiele osób, chociaż nie są wegetarianami, deklarują, iż bardzo kochają zwierzęta. I o ile samych deklaracji nikomu zabronić nie można, o tyle w moim odczuciu istnieje tu swoista sprzeczność. Można by wręcz nazwać owo zjawisko pewnym rodzajem dualizmu czy tez schizofrenii moralnej: jedne „kochasz” - drugie zjadasz.
Dlatego robię, co mogę, by pomóc w zmienianiu świata. Wspieram wiele kampanii oraz inicjatyw, w tym Otwarte Klatki, Międzynarodowy Ruch Na Rzecz Zwierząt Viva czy Ratuj konie. To właśnie poprzez aktywizm chcę dawać przykład, że można żyć zdrowo, w zgodzie z naturą, nie przyczyniając się przy tym do cierpienia zwierząt oraz destrukcji naszej planety. Po latach dojrzałam do tego, aby nie starać się na silę przekonywać ludzi do moich poglądów czy też narzucać im mojego stylu życia - decyzja o zaprzestaniu jedzenia mięsa powinna mieć charakter indywidualny i być podjęta w oparciu o osobiste doświadczenia oraz własny kręgosłup moralny. Czy dzięki wege czuję się lepszym człowiekiem? Zdecydowanie tak, gdyż wegetarianizm daje mi poczucie szeroko rozumianej wolności, samorealizacji oraz wzmacnia we mnie empatię i pokorę. J U D Y TA R O Z B I C K A
PROSECCO
IS ALWAYS THE ANSWER AND WE HAVE GOT PROSECCO!
ZAPRASZAMY CIĘ DO WYPRÓBOWANIA NASZEJ NOWEJ LINII PIW I WIN
DARIA ROGOWSKA EKOCENTRYCZKA.PL
Leśne kąpiele były tematem wielu badań przeprowadzonych przez Japończyków w latach 2004-2012. Wyznaczyli dzięki nim 48 nowych ścieżek terapii w naturze. Amerykanie spędzają średnio 87% swojego czasu w budynkach, 6% w samochodach lub innych środkach transportu. Reszta to czas spędzony na zewnątrz, najczęściej na balkonie. Nie wiem jak to wygląda procentowo w Polsce, ale warto zastanowić się, ile czasu spędzasz codziennie na zewnątrz?
Ewolucja sprawiła, że więcej czasu zaczęliśmy spędzać w domu. Niestety trochę się z tym zapędziliśmy, dobrze mieć bezpieczną przestrzeń do której lubimy wracać, jednak kontakt z naturą także jest nam potrzebny. Uprawianie sportu w pomieszczeniach, bieganie na bieżni, rower stacjonarny, wspinaczka na betonowej ścianie. Potrzeba wygody i bezpieczeństwa sprawia, że unikamy terenów otwartych.
CZYM SĄ LEŚNE KĄPIELE? Chodzi o przebywanie wśród drzew. Zanurzenie ma być całkiem relaksacyjne – nie chodzi o wysiłek, o liczbę zrobionych kroków czy spalonych kalorii. Udowodniona naukowo, że wyprawa do lasu wzmacnia zdrowie, mierzono aktywność ludzkich komórek NK (natural killer), głównej grupy komórek układu odpornościowego – przed spacerem i po nim. Komórki te są pierwszą linią obrony przed wszystkim, co wydaje się organizmowi obce (wirusy, komórki nowotworowe). Badania pokazały, że już po tygodniu zażywania godzinnej leśnej kąpieli każdego ranka we krwi badanych zastępy limfocytów NK rosną, zapewniając im lepszą ochronę przed infek-
94
cjami i nowotworami. Japoński badacz Qing Li tłumaczy to działaniem fitoncydów, czyli uwalnianych przez rośliny olejków eterycznych o działaniu antybakteryjnym, pierwotniakobójczym i grzybobójczym. Powietrze w lesie jest świeższe i zdrowsze, pełne naturalnych olejków eterycznych. Zapach drzew, trawy, żywicy, ziół hamuje rozwój patogenów, a przy okazji wzmacnia siły obronne organizmu.
KOMU ZALECA SIĘ TERAPIĘ? Spacery po lesie to bezpłatny sposób na poprawę zdrowia i samopoczucia które zaleca się każdemu. Szczególnie pomaga chorym na depresję, poprawia przemianę materii i stan układu krążenia, obniża ciśnienie, redukuje stres, dodaje energii i podnosi próg bólu. Gdzie spacerować? Według zaleceń powierzchnia parku czy lasu powinna mieć nie mniej niż 0,3 ha, drzewa mieć wysokość przynajmniej 5 metrów, a drzewa zacieniać minimum 30% terenu. Kojący wpływ natury była znany od dawna, dzięki badaniom wiemy o tym na pewno.
fot. Johannes Plenio | Pexels.com
eco life
UCIECZKA DO LASU
na koniec
#MASZTOWSZAFIE Były to różne historie. O białych lnianych spodniach, które ktoś kupił, by znaleźć identyczne na górnej półce w szafie. Jeszcze z metką z zeszłorocznej przeceny. Albo o modnych sandałkach, które jakimś cudem już kiedyś były modne. W dodatku za naszego życia, więc mamy je w kartonie w piwnicy, okazuje się, w całkiem niezły, stanie. Albo o sukience Jacquemusa, której ekonomiczną wersję wstydliwie kupiliśmy w Zarze za wcale niemałe pieniądze, by chwilę później zorientować się, że prawie taką samą oddała nam kiedyś mama.
HAREL Kr ytyk mody, autorka bloga HARELBLOG.PL
To ostatnie to o mnie. O tak, przyznaję się niechętnie i to z więcej niż jednego powodu. Żyję w oku cyklonu, moda zjada mnie i mój portfel. I przecież nie po to tak wychwalam polskie marki, żeby sama cichcem przepaść w najbardziej krytykowanej przez siebie sieciówce. I to jeszcze po to, by kupić, eufemistycznie określając, pożyczony pomysł. Stało się. Za późno. Oryginał, o którym Jacquemusowi się nawet pewnie nie śniło, powstał w latach dziewięćdziesiątych. Wyprodukowała go marka Hexeline z jedwabiu. Miał poduszki, które ze starości się dosłownie wykruszyły. Ale poza nimi ząb czasu łaskawie ledwie musnął czarną kopertową sukienkę. Żeby było śmieszniej, parę lat temu wystąpiłam w niej podczas dyplomów SAPU, podkreślając nawet jej wiek i ponadczasowość. A potem sobie zawisła na szarym końcu, za jakimś mało używanym płaszczem, i wyfrunęła z mojej pamięci. Całkiem niedawno, przygotowując się do pewnego wykładu z moim przyjacielem nie tylko po fachu, redaktorem Michałem Zaczyńskim, zadaliśmy sobie proste pytanie. A mianowicie, czy wiemy, co znajduje się w naszych szafach. On, z pewnością godną pozazdroszczenia, odpowiedział, że oczywiście. Ja, jak łatwo się domyślić, zupełnie odwrotnie.
96
To pociągnęło za sobą pewne wspomnienia. Bo o ile nie byłam w stanie przywołać w pamięci nawet połowy własnych ubrań, o tyle wspaniale umiałam zrobić to z garderobą mojej mamy, którą pamiętam z dzieciństwa. Jakim cudem? Przede wszystkim kupowało się mniej. Ale też bardziej świadomie i na dłużej. Nosiło się nie sezon, nie dwa, ale dopóki dało radę. Zdjęcia w magazynach mody służyły za inspirację, nie za strony katalogu, z którego wszystko możemy zamówić w tej chwili i mieć pod drzwiami następnego ranka. Wyczekane numery ulubionych gazet miały za zadanie obudzić naszą kreatywność. Nie piszę nawet o krawieckich umiejętnościach, które też były znacznie bardziej popularne. Ale po prostu o wykorzystaniu zgromadzonych w szafie zasobów w nowy, modny sposób. To gdzieś się rozmyło, nie znaczy jednak, że na dobre. Postanowiłam działać. Przede wszystkim poznać swoją szafę. To było trochę tak, jakbym spotkała się z dawno niewidzianą znajomą. Niby się pamiętacie, niby sporo o sobie wiecie, a jednak pojawia się ten przyjemny element zaskoczenia. W związku z gruntownymi porządkami odnalazłam jeszcze m.in. kilkuletni płaszcz Michała Szulca, bardzo w stylu obecnych działań marki Ganni, bordową torebkę vintage (very Prada)
oraz kombinezon w stylu safari, z czasów podstawówki, dorwany w sklepie indyjskim. Aktualnie mamy wysyp podobnych, w związku z trendem na odzież roboczą. I tak dalej, i tak dalej. Podzieliłam się wrażeniami na Instagramie, tworząc przy okazji hashtag #masztowszafie. I nie wiem, czy większa jest satysfakcja z własnych znalezisk, czy reakcja obserwatorek, które powoli zaczynają tak oznaczać swoje zdjęcia w starych ciuchach. Nie chodzi mi o to, żeby nie reagować na modę i wyglądać ciągle tak samo, do znudzenia. Tak samo jak w ekologicznym życiu nie chodzi o wyrzucenie z domu całego plastiku. Korzystajmy z domowych zasobów, bądźmy ich świadomi, zanim udamy się po nowe. To wszystko. Bo #masztowszafie spokojnie może dotyczyć także szafek kuchennych. Albo garażowych półek. Pójść po nowe - to najłatwiejsze rozwiązanie. A może by tak zacząć chodzić po potrzebne?