bezcenny
#GREENERY 1
#GREENERY GOŚCIE SPECJALNI
MIKE NEWELL Brytyjski reżyser, autor “Czterech wesel i pogrzebu”, o związkach z Polską i żartach Johnny’ego Deppa
JUDYTA FIBIGER Publikujemy fragment książki “Barbara Hulanicki. Ważne jest tylko jutro” autorstwa Judyty Fibiger, reżyserki, producentki filmowej i pisarki
KARINA KRÓLAK Uznana projektantka artystycznej biżuterii pisze w felietonie o modzie na ekologię i ekologii w modzie
REDAKCJA
zastępca redaktora naczelnego
grafika / skład
Rafał Stanowski
Karolina Bruzda
rafal.stanowski@loungemagazyn.pl
karolina.bruzda@loungemagazyn.pl
redaktor naczelny
Marcin Lewicki
WSPÓŁPRACA: Kuba Armata, Oskar Bachoń, Monika Bielka-Vescovi, Dominika Czartoryska-Dubel, Antonina Dębogórska, Zuza Gąsiorek, Harel, Maria Huma, Tobiasz Kujawa, Barbara Madej, Michał Massa Mąsior, Monika Ochędowska, Aleksandra Oleszek, Ada Palka, Katarzyna Salus, Michał Sztorc, Agnieszka Witońska-Pakulska, Aleksandra Zawadzka, Bartosz Ziembaczewski, Kamila Żyźniewska OKŁADKA: Grzegorz Mikrut ILUSTRACJE: Anna Ostapowicz | annaostapowicz.com
Wydawca: MADMEN Sp. z o. o. Redakcja Lounge Magazyn ul. Lipowa 7, 30-704Kraków info@loungemagazyn.pl | tel. 12 633 77 33 Poglądy zawarte w artykułach i felietonach są osobistymi przekonaniami ich autorów i nie zawsze pokrywają się z przekonaniami redakcji Lounge. Redakcja nie odpowiada za treść reklam i ogłoszeń. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych i zastrzega sobie prawo do skracania i przeredagowywania tekstów. Publikowanie zamieszczonych tekstów i zdjęć bez zgody redakcji jest niezgodne z prawem.
OSOCZE BOGATOPŁYTKOWE REWOLUCYJNA METODA ODMŁADZAJĄCA SKÓRĘ Osocze bogatopłytkowe zyskało miano „eliksiru młodości” i bardzo szybko wskoczyło do palety najbardziej pożądanych zabiegów z zakresu medycyny estetycznej. Trudno wyobrazić sobie bardziej naturalny i bezpieczny preparat pozwalający uzyskać piękny wygląd. Osocze bogatopłytkowe to zabieg regeneracyjny, który polega na wstrzykiwaniu pacjentowi własnej krwi, a konkretnie osocza bogatopłytkowego, w celu wypełnienia zmarszczek i odmłodzenia skóry. Jest to alternatywa dla kobiet, które obawiają się operacji plastycznej. Z zabiegu usuwania zmarszczek bez użycia skalpela skorzystała już m.in. Kim Kardashian. Niezwykłe właściwości rewitalizujące skórę uzyskujemy za pomocą preparatu krwiopochodnego, który uzyskujemy w procesie odwirowania krwi pobranej od pacjenta. W medycynie estetycznej najczęstsze zastosowanie osocza bogatopłytkowego występuje w przypadku osób, które chcą poprawić stan i jakość skóry. Zabieg składa się z dwóch etapów. Pierwszy polega na pobraniu niewielkiej ilości krwi obwodowej od pacjenta, którą poddaje się wirowaniu w specjalnym urządzeniu. Skóra poddana zostaje znieczuleniu i jest gotowa na przyjęcie osocza bogatopłytkowego. TERAPIA PRZEZNACZONA JEST DLA OSÓB, KTÓRE ZMAGAJĄ SIĘ Z OZNAKAMI STARZENIA SIĘ SKÓRY, GŁĘBOKIMI ZMARSZCZKAMI, BLIZNAMI POTRĄDZIKOWYMI, A TAKŻE ŁYSIENIEM. OSOCZE BOGATOPŁYTKOWE TO RÓWNIEŻ DOSKONAŁA ALTERNATYWA DLA OSÓB POSIADAJĄCYCH SKÓRĘ WIOTKĄ, PRZESUSZONĄ I POZBAWIONĄ BLASKU.
Efekty uzyskane po zabiegu • elastyczna i jędrna skóra • poprawa ukrwienia skóry • wygładzenie zmarszczek i fałdów • przyspieszenie procesów gojenia po zabiegach medycyny estetycznej OSOCZE BOGATOPŁYTKOWE to także zabieg stworzony dla alergików, którzy są uczuleni na składniki preparatów wypełniających zmarszczki, ponieważ preparat powstały z własnej krwi jest biologicznie obojętny i nie niesie ze sobą ryzyka wystąpienia reakcji alergicznej.
Serdecznie zapraszamy do świata Aspalii Centrum Medycyny Estetycznej
Kontakt Kraków-Bronowice ul. Wł. Żeleńskiego 86 www.aspalia.pl tel. 12 346 11 61 tel. kom. +48 882 11 88 90
FREE STYLE MENU w krakowskim Radisson Blu
Restauracja Milk&Co w Radisson Blu Hotel Kraków wprowadza nowe, dynamiczne Free Style Menu. Imprezę inauguracyjną poprowadził Irek Jakubek z RMF MAXXX, oprawę muzyczną zapewnił DJ Michał Stochalski, a na saksofonie zagrał Marek Krupa. Gwiazdą wieczoru był jednak Szef Kuchni Stanisław Bobowski oraz jego zespół kucharzy, którzy na oczach gości przygotowywali między innymi plastry wędzonego roastbefu z grzybami shimaji, krem ze szczawiu i wasabi z chipsami z chrzanu, królika z buraczanym gniocchi i puree z groszku oraz domowe, wyrabiane w hotelu lody i sorbety.
Fot. Robert Bednarczyk
WIĘCEJ NA WWW.LOUNGEMAGAZYN.PL
#FoodTruckFestival Rozkład jazdy:
www.galeriakazimierz.pl
Fuzja inspiracji od Black Bow! Wygoda, kobiecość i jakość tkanin to hasła przewodnie przy tworzeniu Blackbow. Nasz styl to fuzja inspiracji. Projekty tworzymy tak, by cieszyły wzrok, ciało, duszę oraz podkreślały kobiecy styl. Szyjemy dla kobiet, które cenią sobie ciekawe, niebanalne kroje, wysoką jakość wykonania a jednocześnie traktują modę z lekkim przymrużeniem oka. Butik marki z ogromnym wyborem sukienek, znajduje się w Krakowie przy ul. Madalińskiego 7. Serdecznie zapraszamy!
Galeria Kazimierz partnerem „Zaczytanych” Galeria Kazimierz po raz kolejny aktywnie włącza się w wydarzenie, które nie tylko promuje kulturę, ale również wspiera osoby potrzebujące. Mowa o akcji „Zaczytani”, której organizatorem jest fundacja Zaczytani.org Przedstawiciele Fundacji Zaczytani.org w ciągu ostatnich lat zebrali prawie ćwierć miliona książek, które trafiły między innymi do czterystu pięćdziesięciu szpitali na terenie całego kraju. Utworzono ponad czterysta zaczytanych bibliotek dla każdego spragnionego kontaktu z literaturą. Jednak jednym z najciekawszych przedsięwzięć jest stworzenie siedemnastu zaczytanych ławek w 3 miastach Polski. W tym roku jedna z nich zagościła także w Krakowie – w Galerii Kazimierz. Jest to jedyne takie miejsce na mapie Krakowa. Ławki swym kształtem nawiązują do otwartej książki, jednak każda jest specjalnie ozdobiona przez jednego z wybitnych, współczesnych artystów. Wszystkie mają swoich wyjątkowych ambasadorów. Są to zarówno osobowości telewizyjne, jak i aktorzy czy ludzie kultury. Tej, która stanęła w Galerii Kazimierz patronuje aktor telewizyjny i teatralny Andrzej Młynarczyk. www.galeriakazimierz.pl
Juz wkrótce wielkie otwarcie nowego salonu fryzjerskiego prowadzących program TV "Ostre cięcie" ul. Bocheńska 5, Kraków
Niech romans kwitnie
„Czułem się jakbym w środku był martwy. Od lat. Jestem teraz mężem i ojcem - tłumaczyłem sobie. Muszę być odpowiedzialny, a rutyna, pewien marazm to naturalna konsekwencja bycia udomowionym mężczyzną. Kochałem moją żonę. Była piękna, dobra i mądra, ale coś między nami wygasło. Obciążeni domowymi obowiązkami, nie potrafiliśmy się już tak dobrze Psycholog, absolwentka razem bawić jak kiedyś. Wtedy popsychologii ogólnej UJ. Jest autorką warsztatów i wykła- jawiła się w moim życiu ta dziewczydów poświęconych dynamice na. Była dużo młodsza i kompletnie związków romantycznych. niepoważna. Miała w sobie wolność Więcej informacji można znaleźć na fejsbukowej i beztroskę, której jej zazdrościłem. stronie Inteligencja Erotyczna W tej wolności mnie rozkochała. I w sobie. Tak przynajmniej wtedy myślałem. To potoczyło się bardzo szybko. W lutym byłem facetem z brzuszkiem, trochę zrezygnowanym, ale zadowolonym z siebie, który wiedział, że nigdy nie zdradzi żony i postępuje właściwie. W marcu nagle odżyłem, zwariowałem. Na jej punkcie i tego szału, który z nią przyszedł. Zacząłem biegać, chodzić na siłownię, więcej się śmiać, głośniej i więcej mówić. Moje zmysły się obudziły. Wyostrzył się smak i zapach. Wszystko było bardziej intensywne. Nie miałem wielkich wyrzutów sumienia, ale czasem się za to nienawidziłem. Mimo to, pierwszy raz od wielu lat czułem, że żyję. I nie chciałem znowu umierać”. Tak swoją historię o gorącym romansie zaczyna Adam - trzydziestosześcioletni były mąż i ojciec. W opowieściach o zdradach często przewija się motyw ponownego rozkwitu i przebudzenia, który serwuje romans wraz z erotyczno-destrukcyjnym koktajlem. Dalsza opowieść o losach romansów też wygląda podobnie i już niestety nie tak obiecująco. Ktoś w końcu się dowiaduje, informacja rozlewa się na karty historii i zostaje tam już na zawsze. Dwa pokolenia wstecz i niestety - także te dwa do przodu. Cierpienie, łzy i żal wygrywają z euforycznym stanem zakochania. „Nie wytrzymałem i odszedłem. Uznałem, że mam szansę na nowe, lepsze życie. Nie myślałem o niej ani o dzieciach. Czułem że tonę i to moja ostatnia deska ratunku. Ostatni moment, żeby wycisnąć coś z życia na tym padole łez. Dzieci po odejściu widywałem rzadko, tęskniłem za nimi, coraz bardziej. Mój nowy związek się rozpadł. Żona znalazła nowego mężczyznę. Nienawidziłem go, a do niej znowu zacząłem coś czuć, na jej widok serce waliło mi jak młot. Wyjechali za granicę, zabrali dzieci. Zostałem z niczym. Wtedy chciałem się zabić. Nie zrobiłem tego, ale jestem wrakiem. Lecę na prochach. Czy żałuję?
ANTONINA DĘBOGÓRSKA
10
Nie wiem”. Historia Adama to klasyka gatunku w dziedzinie zdrad - ich przyczyn i konsekwencji. Dla wielu osób romans działa jak zastrzyk z eliksirem nieśmiertelności. Problem w tym, że zazwyczaj działanie jest bardzo krótkotrwałe, a skutki uboczne to kompletne wypalenie. Z tego co w nas kwitło i zasilało energią zostaje popiół. Ryzyko okazuje się nieopłacalne. Jak uniknąć takiego przykrego scenariusza w swoim życiu? Erotyzm to emocje, które karmią naszą seksualność. Budując związek jako bezpieczną, przewidywalną twierdzę, w której jedynie odpoczywamy i spełniamy swoje obowiązki, pracujemy na rzecz jej niestabilności. Fundamenty związku to zaufanie, miłość i wzajemne wsparcie. Partnerzy powinni mieć wspólne wartości, lubić się, wspierać, szanować i podziwiać. W trosce o potrzeby partnera powinna pojawiać się empatia, chęć wysłuchania i zrozumienia. Aby prawdziwie słuchać, trzeba umieć wyjść poza granice swojego ego. Gdy w związku wydaje nam się, że każda „poważna rozmowa” musi się wiązać z poczuciem winy, oznacza, to że reagujemy jak dzieci na burę od rodziców, zamiast wziąć odpowiedzialność za swoje relacje z ludźmi. Dojrzała postawa zakłada chęć poznania stanowiska partnera, zajrzenie do jego wnętrza i zrozumienie uczuć, jakie nim kierują. Gdy do tego druga strona rozumie swoje uczucia i potrzeby, potrafi je nazwać i opisać bez agresji - związek jest harmonijny. Gdy na tym poziomie komunikacja między partnerami jest słaba, a w rozmowach dominuje wrogość, złość i agresja (aktywna, czy też bierna, czyli sławetny foch), pojawia się brak zaufania. Wzajemna ciekawość, ryzyko konfrontacji, przegrywa z kapryśnym ego. W konsekwencji partnerzy zaczynają czuć, że konwersacje nie przynoszą rezultatów i przestają rozmawiać. Izolują się. Wydaje im się, że wszystko już zostało powiedziane i ustalone. Zamiast zadawać sobie pytania, zakładają, że znają odpowiedzi drugiej strony. Gdy na tym poziomie związek szwankuje, terapia partnerska potrafi czynić cuda. Bywa, że partnerzy pojawiają się u terapeuty po zdradzie, a osoba zdradzona po raz pierwszy z roli osądzającej ofiary może wejść w rolę silnego partnera, który zamiast pytać „Jak mogłeś mi to zrobić?” (w domyślę, ty podły draniu) pyta „Co to dla Ciebie znaczyło? Co ta sytuacja ci dała? Czego ci brakowało? Kiedy przestałeś być szczęśliwy”. Sęk w tym, że nie przez wszystkie problemy w związku da się przejść tylko o nich rozmawiając, a po zdradzie na to, aby uzyskać tę wiedzę o sobie i partnerze, może być już za późno. Podstawą każdej relacji musi być głęboki szacunek. Na to czy to się udaje, ma wpływ nasz ogólny stosunek do ludzi i płci, z którą chcemy się wiązać. Przekonania i schematy wyniesione z domu potrafią rządzić historią naszego życia. I naszej seksualności. Aby je zmienić, muszą zostać uświadomione. Kto nauczył nas kochać? Na czym nauczyliśmy się budować nasze związki? Na re-
lacji zależności czy partnerstwa? Byliśmy chowani w strachu czy w szacunku? A może nigdy nie nauczyliśmy się odróżniać jednego od drugiego? Szacunek to także trzymanie na wodzy swoich zachłannych impulsów - chęci kontroli, zazdrości i zaborczości. Nie ma miejsca na zaborczość w związku. Związek to nie jest sfera, którą powinno się kojarzyć z poświęceniem. Chcąc mieć władzę nad partnerem, przegrywamy związek. Wygrywamy, gdy dzięki nam partner lepiej radzi sobie w życiu, jest szczęśliwy i pełen energii. Mówiąc o zaufaniu, komunikacji, otwartości i szacunku dotykamy fundamentów. To jednak nie wszystko. Związek, w którym partnerzy kwitną, to nie tylko dobrze działająca instytucja. Czynniki, które popychają ludzi do drastycznych zmian i nieodpowiedzialnych decyzji, to często sfera erotyzmu i zabawy. Zapominamy jednak, że tak samo nieodpowiedzialne jest porzucenie swojej radości życia dla pociągu do bezpieczeństwa i przewidywalności. Związek oparty wyłącznie o erotyzm i zabawę jest powierzchowny. Ale instytucja oparta wyłącznie na statecznym szacunku i przyjaźni, też nie jest odpowiedzią. Jeśli zależy nam na dojrzałej, erotycznej miłości, związek powinien być przestrzenią, w której świadomie rozwijamy swoją seksualność, dobrze się bawimy, a także mamy kontakt ze swoją ciemną stroną. Dekadencja, masochizm, sadyzm, autodestrukcja, agresja - chcemy czy nie, ale często ekspresja właśnie tych składników naszej natury sprawia, że czujemy się wolni. Warto się im przyglądnąć i zaakceptować, aby świadomie je posiadać i nie pozwolić, aby przejęły kontrolę nad całym naszym życiem. W przeciwnym razie jest ryzyko, że ciemna strona i tak nas znajdzie, dorwie i rozszarpie - poza związkiem. Gdy sfera seksualna sz wankuje, w my rozmawiamy o „stresie, zmęczeniu i braku czasu”, zwykle pod tym kryje się cała encyklopedia prawdziwych, głębokich przyczyn związanych z brakiem ochoty na seks w intymnej relacji. Gdy mamy romans, nigdy nie jesteśmy za bardzo zestresowani, zmęczeni i znajdujemy czas. Erotyzm i radość życia mają ze sobą wiele wspólnego. Jeśli partnerzy przestają wspólnie się bawić, zatracają wzajemną ciekawość. Ich stateczna „instytucjonalność” przygniata chęć wspólnego, radosnego przeżywania świata i swojej seksualności, a związek usycha. Dlatego niech romans kwitnie! Najlepiej w stałym związku.
Antonina Dębogórska źródło: „Inteligencja Erotyczna” Esther Perel tłum. Magdalena Zielińska
Po pierwsze rzemiosło Chyba każdy z nas marzy o uznaniu, zwycięstwach i trofeach. Nie wszyscy jednak wyjdą na szczyt. W świecie sztuki nagrody są wyrazem uznania, promocją talentu i bardzo miłym akcentem. Nim artysta sięgnie po poważne laury, musi jednak w pełni opanować warsztat.
MICHAŁ MASSA MĄSIOR Fotograf mody i reklamy. Technikę szlifował w International Center of Photography w Nowym Jorku, a także pod okiem Bruce’a Gildena i Wojciecha Plewińskiego. Na co dzień pracuje w Krakowie. Specjalizuje się w nietypowych portretach i koncepcyjnych sesjach. Nie rozstaje się z aparatem fotograficznym, co można obserwować na jego stronach madmassa.com krakowtumieszkam.pl
Rzemieślnik wciąż kojarzy się odrobinę z komunistycznym „prywaciarzem”, który za pieniądze wykonywał chałturę. Nazwa tej czynności nie ma swojego odpowiednika w wielu obcych językach. Trzeba mieć jednak świadomość, że prawie wszyscy uznani fotografowie, zanim spijali śmietankę, zajmowali się właśnie szeroko pojętym rzemiosłem fotograficznym. To Nadar jako jeden z pierwszych portretował znane postaci XIX-wiecznej Francji na zamówienie. Robert Capa na wojnie pracował na zlecenie, a wiele słynnych zdjęć Helmuta Newtona powstało przy okazji sesji komercyjnych. Myślę, że u fotografa bez dobrego warsztatu nie może się wydarzyć nic wielkiego. Oczywiście, fotografia jest taką dziedziną sztuki, że mogą dziać się przypadki. Podobnie jak teoretycznie można wygrać w lotto, ba nawet jest spora grupa takich, którym się to udało. Zakładając jednak, że niewielu ma szczęście do gier losowych, mimo wszystko lepiej wierzyć w ciężką pracę, w imię przysłowia „bez pracy nie ma kołaczy”. Zatem, nim będziesz miał szansę wspiąć się na wyżyny umiejętności cukierniczych, najpierw musisz umieć upiec klasyczną drożdżówkę.
Po pierwsze Rzemiosło to opanowanie techniki i warsztatu. Fotografia cyfrowa bardzo to uprościła. Efekt widzimy natychmiast, błędy łatwiej wyeliminować. Jednak z tego powodu stworzył się jednak błędny stereotyp, że fotografia nie jest już tajemnicą. Wielu młodych chciałoby być jak Thomas z kultowego„Powiększenia” Antonioniego czy Fin ze „Spotkania w Palermo” Wendersa. Warto pamiętać, że tytułowa postać pierwszego ze wspomnianych filmów wzorowana jest na prawdziwym mistrzu. David Bailey, brytyjski fotograf mody już wówczas był bardzo uznanym artystą, jednak jego droga na szczyty naznaczona była mozolną pracą i systematyczną nauką rzemiosła. Romantyczny mit fotografa Jakże mylny jest romantyczny obraz fotografa, który chodzi z aparatem, tu podniesie do oka, tam pstryknie spod ramienia i potem pręży klatę na wernisażu, a pół miasta go oklaskuje, kiedy marszandzi wykupują jego prace za kulisami. Choć właśnie często to przyciąga młodych do uprawiania tego zawodu, to w rzeczywistości nie wygląda to tak. Na często zadawane pytanie „Jak zacząć zarabiać na zdjęciach?”, odpowiedź nie jest ani prosta, ani jednoznaczna. Żeby móc swobodnie obracać się w fachu fotograficznym, trzeba przejść dość mozolną drogę. Od pierwszej fascynacji, fotografowania wszystkiego napotkanego na drodze, przez szkołę, kursy, zajęcia mentorskie i krytykę, aż po doświadczenie. Odwieczny
12
problem młodych poszukujących pierwszej pracy. Zatrudniają doświadczonych, a doświadczenia teoretycznie nie ma gdzie nabyć. Młody fotograf najpierw tuła się jako student z głową pełną pytań, na które niewielu zna odpowiedź, potem asystuje u bardziej zaawansowanego artysty, wreszcie dostaje pierwsze swoje zlecenia. Wtedy właśnie do głosu dochodzi doświadczenie. Czym innym jest zrobić coś według swojej wizji, a inaczej pracuje się, kiedy trzeba się nagiąć do upodobań klienta. Zapotrzebowanie zamawiającego może też wychodzić poza strefę komfortu artysty, tzn. niekoniecznie będzie mógł pracować wedle swoich przyzwyczajeń, z opanowanymi przez siebie warunkami oświetleniowymi. Przyjdzie się mierzyć z nowym spojrzeniem i niespotykanymi do tej pory sytuacjami i typami zdjęć. Kuszącym będzie podejmowanie się wszystkich możliwych zleceń. Szybko nadejdzie jednak moment na wybór specjalizacji. I znowu do głosu dochodzi doświadczenie. W czym jestem najlepszy, co sprawia mi najwięcej przyjemności, no i niestety najważniejsze, czy mogę na tym zarobić? Nie ma drogi na skróty Nie każdy patrzący przez wizjer lustrzanki i wciskający spust migawki jest fotografem. Dobre zdjęcie to znacznie więcej niż drogi sprzęt. To też więcej niż atrakcyjnie dobrane do niego modne ciuchy, podkreślające image artysty. To proces, który zaczyna się od inspiracji, przez pomysł, ułożenie kadru, aż po wciśnięcie spustu migawki. Na całość wielki wpływ ma wyczucie estetyki, doświadczenie i umiejętności opanowania światła. Jeanloup Sieff w latach osiemdziesiątych był pytany o ówczesnych młodych fotografów. Odpowiadał, że większość z nich chciałaby zostać mistrzami w bardzo krótkim czasie, porzucając rzemiosło. Warto zwrócić uwagę, że od tamtego czasu świat bardzo przyspieszył, a żądza sukcesu stała się jeszcze silniejsza. Podsumowując Podczas gdy wielu Polaków zasiada regularnie przed telewizorami, by oglądać wspaniałe bramki Roberta Lewandowskiego, mistrzowskie wyniki drużyny skoczków narciarskich, lekkoatletów czy kolarzy, zapominamy, jak ciężką pracę musi wykonać sportowiec, by dotrzeć na szczyt. Nie inaczej jest z artystami. Talent jest bardzo ważny, ale znacznie ważniejsza jest praca. Kiedy przyjrzeć się życiorysom geniuszy i wielkich artystów, w zdecydowanej większości zobaczyć można tytaniczną pracę oraz mistrzowskie opanowanie rzemiosła. Dopiero na nim budowany jest sukces.
P e r f e k c y jn ie z a c z y n a m s w ó j d z ie ń d z ię k i M o s s
Znajdź nas na Facebooku i Instagramie ul. Prochowa 9 31-532 Kraków t. +48 12 446 90 09 moss.krakow.pl cammy.com.pl
SILESIA FASHION DAY Jedenasta edycja za nami. W ciągu dwóch dni: 7 i 8 kwietnia, w katowickim Międzynarodowym Centrum Kongresowym można było obejrzeć 18 pokazów zarówno młodych projektantów, jak i znanych marek modowych. Pierwszego dnia, podczas konkursu „Młoda Fala”, zaprezentowało się 11 młodych projektantów. Zostali wybrani do konkursu spośród ponad 50 zgłoszeń. Swoje kreacje zaprezentowali: Magdalena Fyda, Daria Grabowska, Tadeusz Gwóźdź, Kinga Kasińska, Mido, Sylwia Morawska, Piotr Popiołek, Aleksandra Skolimowska, Artur Stec, Dominika Syczyńska i Stefania Świtkowska. Komisja konkursowa w składzie: Natasha Pavluchenko, Aleksandra Halemba, Mariusz Duda, Milena Bekalarska, Julia Oleś-Miła, Marcin Lewicki, Agnieszka Broda, Marcin Stańczyk, Karo Ekert, Ernest Zawada i Anastasia Zakarlyuka zwróciła uwagę, że poziom prac był bardzo wysoki. Ale nie miała wątpliwości, że najciekawsze kreacje zaprezentował Piotr Popiołek. Otrzymał nagrodę główną – staż w marce MUSES, której prezesem jest Natasza Urbańska. Podczas gali finałowej 8 kwietnia, którą prowadził znany prezenter telewizji Polsat Krzysztof Ibisz, zaprezentowały się marki: Patrizia Pepe, Joop, Bryloownia, Natasha Pavluchenko, GLAM a w finale premierowa kolekcja MUSES Nataszy Urbańskiej. Muzyczną atrakcją był występ „Ptakowej”, która śpiewała wśród modelek podczas pokazu nowej marki Natashy Pavluchenko GLAM. Współgospodarzem wydarzenia było Miasto Katowice, partnerami: Silesion, Duda Clinic, Volvo Euro-Kas, Patrizia Pepe, Joop, Bryloownia, Glam, Natasha Pavluchenko, Muses oraz Be Magazyn i Lounge Magazyn. Partnerami wspierającymi byli: Berendowicz i Kublin oraz szkoła wizażu Agnieszki Brody Biar Beauty Group. Jedenasta edycja Silesia Fashion Day wspierała Fundację Walki z Chorobami Nowotworowymi im. Weroniki Pawlickiej. Dziękujemy wszystkim którzy przyczynili się do realizacji tego wielkiego projektu i zapraszamy już jesienią na dwunastą edycję Silesia Fashion Day.
14
sp
BYĆ ALBO NIE BYĆ DLA DAVIDA LYNCHA
ac
ta e2
s te
.t u m
blr.com
RAFAŁ STANOWSKI REDAKTOR DZIAŁU KULTURA
Kultura jest czymś, co nierozerwalnie wiąże społeczeństwo. Dlatego nie można jej rozcinać na wysoką i niską, na sacrum i profanum, na art i pop. Wszystko łączy się w jeden kanał komunikacyjny, w którym przenikają się dźwięki Madonny i Karlheinza Stockhausena, malarstwo Leonarda da Vinci i szablony Banksy’ego, kino Murnaua i wizualne eposy Petera Jacksona. Moda, design, grafika dopełniają przekaz nadawany przez dźwięk, obraz czy ruch.
Zniknięcie Laury Palmer było jednym z najpiękniejszych momentów lat 90. Pamiętam, jak cała rodzina zasiadała przed wypukłym kineskopem telewizora, by podążać za śledztwem agenta Coopera w „Twin Peaks”. David Lynch wraz z kanałem HBO odkopują właśnie temat, a ja czuję emocje i niepokój, niemal tak duży jak w scenie z czerwonymi kotarami. 22 maja w HBO dowiemy się prawdy - czy Davidowi Lynchowi uda się tchnąć drugie życie „Twin Peaks”, i w swoją twórczość przy okazji. Dobra, pewnie już chcecie mnie
poszatkować za to powątpienie, bo serial ma wielu ultrasów, do których sam zresztą należę. Lynch otworzył nim nowy rozdział wśród produkcji telewizyjnych i prawdę mówiąc niewielu twórców miało równie wiele odwagi, by podążyć tym śladem, kręcąc wysokobudżetowy serial-nie serial kryminalny-nie kryminalny; pamiętam te zdziwione miny po ostatnim odcinku, który postawił więcej pytań niż dał odpowiedzi. Ok, dlaczego nie dowierzam jak Tomasz? David Lynch należy do najlepszych twórców filmowych lat 80. i 90., jego surrealny styl eksplodował, a „Dzikość serca” rozpoczęła postmodernistyczny nurt w kinie, ostatnią wielką rewolucję w historii X Muzy. Dobrze, ale to wszystko było dawno temu. Po roku 2000 amerykański mistrz zaczął tracić wątek, duplikował pomysły
(ile jest „Zagubionej autostrady” w „Mulholland Drive”?), a sublimacją tego wyautowania było nieudane „Inland Empire”. Przez ostatnią dekadę reżyser częściej milczał, a jego głos był coraz słabiej słyszalny w potoku kina. Kiedy dowiedziałem się, że Lynch wraca do „Twin Peaks”, pomyślałem że chwyta się ostatniej deski ratunku przed artystyczną emeryturą. Chwila, ale to Lynch, jeden z najbardziej bezkompromisowych twórców filmowych ostatnich dekad! Do tego zebrał dream team sprzed lat, zaczynając od współtwórcy oryginalnej serii Marka Frosta i mistrza aktorskiego niuansu Kyle MacLachlana. Mam nadzieję, że oprą się komercyjnemu poboczu i pozostaną na surrealnej autostradzie. Jeśli nie uda się im teraz, to pewnie nigdy.
Wszystko płynie, a my jesteśmy głęboko zanurzeni w kulturalnym nurcie.
Joanna Karpowicz, „Autumn in coming” 16
Vanilla Spa
BOVSKA
slow spa
“Pysk”
Już chciałem przypyskować do Bovskiej, że wydaje drugą płytę zaraz po pierwszej. Ale otwarłem opakowanie płyty CD i moim oczom ukazał się piękny, wycinany pysk, potem wysypały się urocze karteczki ze zdjęciami oraz ilustracjami autorstwa wokalistki, a następnie z głośników popłynęły dźwięki tak ciekawe, że nie zdążyłem otworzyć ust.
Bovska utrzymuje swoją twórczość w harmonii między melodyjną popularnością i skłonnością do podążania w stronę alternatywy. Piosenki napisane wraz z Janem Smoczyńskim wpadają w ucho, ale nigdy nie pozostają na poziomie banału. Wiele się tu dzieje, muzycy mieszają style, czasami je ze sobą kontrastują, jak w „Kosmodromie”. Nigdy jednak nie słychać zgrzytu. Dźwięki uzupełnią inteligentne teksty, które oddają emocje współczesnego człowieka, rozdartego między technologią i naturą, empatią i egoizmem, my i ja. Z tej racji Bovską można by zgłosić na konkurs poezji śpiewanej, gdzie pewnie by przepadła, bo nie jest smutnym chłopcem z gitarą lub zawodzącym dziewczęciem w długiej szacie. W spojrzeniu artystki na nie czuć jednak depresji, wręcz przeciwnie, jest tu mnóstwo energii, optymizmu, choć nierzadko podszytego zabawną ironią. Wiem, że jeszcze nie dotarliśmy do połowy roku, ale jestem przekonany, że „Pysk” będzie jedną z najlepszych polskich płyt wydanych w 2017. A na pewno wydaną najpiękniej! Rafał Stanowski
W Vanilla Spa dbamy o wszystkie kobiety, nawet w tak szczególnym czasie jakim jest ciąża i okres poporodowy. Zapraszamy na specjalnie skomponowane zabiegi bazujące na naturalnych, bezpiecznych produktach. Poznaj naszą ofertę skierowaną do Kobiet w ciąży i pozwól sobie na odprężenie.
Niebieski Art Hotel Kraków - Salwator ul.Flisacka 3 tel. 12 297 40 04 www.vanillaspa.pl biurospa@vanillaspa.pl jesteśmy też na :
opracowanie: RAFAŁ STANOWSKI, fot. mat. promocyjne
RADAR KULTURALNY Otwarte mieszkania DO 20.05 WROCŁAW
Więcej niż ilustracja „MORE THAN ILLUSTRATION” - TAK NAZYWA SIĘ WYSTAWA PRAC UZNANEJ ILUSTRATORKI MODY ANNY HALAREWICZ, KTÓREJ TWÓRCZOŚĆ PREZENTOWALIŚMY NIEDAWNO W „LOUNGE”. EKSPOZYCJĘ MOŻNA OGLĄDAĆ W FU-KU CONCEPT STORE WE WROCŁAWIU.
W MAJU ODBĘDZIE SIĘ PIERWSZA EDYCJA FESTIWALU OT WARTE MIESZKANIA W KRAKOWIE. NOWA PROPOZYCJA WŚRÓD LOKALNYCH WYDARZEŃ 13-14.05 KULTURALNYCH SKIEROWANA JEST KRAKÓW SZCZEGÓLNIE DO MIŁOŚNIKÓW ARCHITEKTURY, DESIGNU, A NADE WSZYSTKO KRAKOWA.
Artystka pokaże swoje prace, zarówno niewielkie formy akwarelowe, jak i wielkoformatowe obrazy akrylowe. Anna Halarewicz udowadnia, jak szerokim pojęciem jest ilustracja mody. Jej obrazy wykraczają daleko poza granice rysunku żurnalowego i pokazują, że współczesna moda może być inspiracją dla tworzenia metaforycznych, wielowymiarowych prac malarskich.
Fu-ku Concept Store, Galeria Sky Tower I piętro, ul. Powstańców Śląskich 95, Wrocław
Festiwal „Otwarte Mieszkania” to unikalna możliwość zobaczenia w rzeczywistości niezwykłych, oryginalnych i często niedostępnych na co dzień wnętrz, a także okazja do poznania ich właścicieli czy projektantów. Podczas dwóch dni trwania Festiwalu można będzie zobaczyć wnętrza o wysokich walorach architektonicznych, estetycznych czy historycznych (także w kontekście historii osobistych). Wstęp do wszystkich lokalizacji jest bezpłatny, na tydzień przed Festiwalem zostanie uruchomiona internetowa rejestracja do udostępnianych wnętrz.
fomkrakow.pl
18
23.05 KRAKÓW
Kayah jak Amy PIERWSZYM WYDARZENIEM Z CYKLU „RE: STARS” JEST KONCERT W FILHARMONII KRAKOWSKIEJ POŚWIĘCONY PAMIĘCI AMY WINEHOUSE, JEDNEJ Z NAJWYBITNIEJSZYCH WOKALISTEK XXI WIEKU. Gwiazdą koncertu będzie Kayah, jedna z najbardziej docenianych artystek na polskiej scenie muzycznej. Piosenki Amy Winehouse zaśpiewają również: Ewelina Przybyła, Joanna Azzja Mądry, Sandra Mika, Aicha Słoniec, Małgorzata Chruściel. Aranżacje muzyczne przygotował Michał Salamon, pianista, dyrygent, lider zespołu FOURS collective.
Filharmonia Krakowska, ul. Zwierzyniecka 1, Kraków
fot. materiały prasowe
Zdjęcia z szuflady DO 26.05 TARNÓW
VIVIAN MAIER - EKSCENTRYCZKA, SILNA, ZAWZIĘTA OSOBA, INTELEKTUALISTKA BARDZO CENIĄCA SWOJĄ PRYWATNOŚĆ. WRĘCZ OBSESYJNIE ROBIŁA ZDJĘCIA, CHOĆ NIGDY ICH NIKOMU NIE POKAZYWAŁA. DZIĘKI SWOJEJ PRACY STWORZYŁA JEDNO Z NAJBARDZIEJ FASCYNUJĄCYCH OBRAZÓW ŻYCIA AMERYKI DRUGIEJ POŁOWY XX WIEKU. NIEPOSKROMIONY I NIEPOKORNY ORYGINAŁ. NIEZWYKŁĄ EKSPOZYCJĘ ZDJĘĆ POKAZUJE CENTRUM SZTUKI MOŚCICE W TARNOWIE. Vivian Maier (1926-2009) przez ponad cztery dekady, od początku lat 50. XX wieku, pracowała jako niania. Całe jej życie minęło nieuchronnie niezauważone, aż ostatnio (w 2007 r.) odkryto jej fotograficzny dorobek: kolosalne dzieło liczące ponad 120 tys. negatywów, taśmy filmowe 8 mm i 16 mm, różne nagrania, rozmaite zdjęcia i multum niewywołanych klisz.
Centrum Sztuki Mościce, ul. Traugutta 1, Tarnów
19
fot. materiały prasowe
Ciągnie mnie do Polski MIKE NEWELL TO JEDEN Z NAJWAŻNIEJSZYCH BRYTYJSKICH REŻYSERÓW. TO ON W POŁOWIE LAT 90. ZREALIZOWAŁ SŁYNNĄ KOMEDIĘ „CZTERY WESELA I POGRZEB”, STOI ZA AKTORSKIM POJEDYNKIEM ALA PACINO Z JOHNNYM DEPPEM W „DONNIE BRASCO” ORAZ FILMEM "HARRY POTTER I CZARA OGNIA". O POLSKICH INSPIRACJACH, WYMARZONYCH PROJEKTACH I TYM, JAK W NIEWYBREDNY SPOSÓB DEPP ZAŻARTOWAŁ SOBIE Z PACINO. Z Mike Newellem rozmawia Kuba Armata 20
Ponoć jednym z największych filmowych mistrzów jest dla Pana Andrzej Wajda? Chcąc o tym opowiedzieć, muszę się cofnąć do początku lat 60., kiedy studiowałem literaturę angielską na Uniwersytecie Cambridge. Kochałem też teatr i film, choć nie myślałem wtedy, że kiedyś może stać się to moją pracą. Miasteczko uniwersyteckie dawało możliwość zobaczenia wielu filmów, na które normalnie trudno było trafić. Znałem wtedy kino angielskie, a nie było ono najlepsze. Poza tym mój ojciec zafascynowany był wszystkim co francuskie i gdy byłem dzieckiem, od czasu do czasu zabierał mnie do kina na francuski film. Na studiach otworzyły się przede mną zupełnie nowe możliwości. Każdego wieczoru mogłem zobaczyć znakomity film, najczęściej w języku, którego w ogóle nie znałem. Podczas tych projekcji zobaczyłem m.in. trylogię Wajdy – „Pokolenie”, „Kanał” oraz „Popiół i diament”. Pamiętam, że zastanawiałem się, skąd są te filmy, gdzie zrodziły się takie pomysły. Jak chociażby słynna scena z „Popiołu i diamentu”, gdzie Maciek Chełmicki podpala kieliszki w barze.
Wie Pan, że tę scenę wymyślił nie Wajda, a drugi reżyser Janusz Morgenstern? Naprawdę?! Widzisz zatem, jaką filmy są wspaniałą sprawą. Wszyscy zawsze mówią tylko o reżyserze, a bez dobrego zespołu sam nic by nie zrobił. Scena, o której rozmawiamy, jest tylko tego potwierdzeniem.
Czym zafascynował Pana „Popiół i diament”? To było dla mnie coś zupełnie nowego. Takiego kina nie robiło się ani w Anglii, ani w Hollywood. Nagle zobaczyłem coś, czego do końca nie rozumiałem. To sprawia, że po projekcji zagłębiasz się w to. Patrzysz na daną rzecz z innej perspektywy, zastanawiasz się, jak coś zostało zrobione. Jest wielu znakomitych reżyserów, którzy wpłynęli na to, kim jestem. Ale Wajda był pierwszy.
Początkowo bardziej niż kinem był Pan jednak zainteresowany teatrem. Tak, miało to związek z moją rodziną, która była zwariowana na punkcie tej formy sztuki. Wraz z przyjaciółmi założyli grupę teatralną i występowali w latach 40. w teatrze, który zbudowali własnymi rękami. Mieli bardzo ciekawy repertuar. Z jednej strony „Czekając na Godota” Samuela Becketta, i to w roku, kiedy ten utwór został napisany, z drugiej „Król Lear” Williama Szekspira czy wielkie komedie. Byłem wtedy dzieckiem, więc niejako dorastałem w teatrze. To wszystko na mnie wpłynęło, choć moi rodzice sugerowali, żebym znalazł jakąś stałą pracę z bezpiecznymi zarobkami, a teatrem „bawił się” w weekendy. Ale że byłem typowym
JEST WIELU ZNAKOMITYCH REŻYSERÓW, KTÓRZY WPŁYNĘLI NA TO, KIM JESTEM. ALE WAJDA BYŁ PIERWSZY
młodym człowiekiem, machnąłem na to ręką i poszedłem w swoją stronę. Dostałem pracę w telewizji i tam zaczęła się moja przygoda z reżyserią.
Pana rodak i znakomity reżyser Alan Parker powiedział mi kiedyś, że telewizja, zwłaszcza BBC, była świetną szkołą filmową i odpowiedzią na nie najlepszą kondycję brytyjskiego kina w tamtym czasie. O tak, to była prawdziwa szkoła. Miejsce, gdzie nie można było powiedzieć, że się czegoś nie zrobi. Uczono nas wszechstronności, bo jednego dnia pracowało się przy thrillerze, drugiego przy filmie o duchach, a trzeciego przy produkcji dla dzieci. Nie było odwrotu. W wyznaczonym czasie trzeba było wywiązać się z powierzonego zadania. Nie zawsze było to łatwe.
Być może to sprawiło, że jest pan tak wszechstronnym reżyserem, który próbuje sił w różnych gatunkach. Bo i „Cztery wesela i pogrzeb”, i „Donnie Brasco”, i „Harry Potter i Czara Ognia”. Choć to filmy reprezentujące różne gatunki, mają wiele wspólnego. Zawsze chodzi o znalezienie jakiegoś mianownika, punktu zaczepienia. Dla mnie jest nim bohater, czy jest nim zabawny i czarujący Hugh Grant, czy działający pod przykrywką Johnny Depp. Wszystko u mnie zaczyna się od intrygujących postaci. Porównałbym je do cebuli. Widzisz ją i może wydawać się, że nie ma w tym nic ekscytującego, ale jednocześnie chcesz się przekonać, co kryje się pod każdą z warstw.
Mówiąc o bohaterach, nie mogę nie zapytać o niezwykle interesującą konfrontację, nie tylko filmowych postaci, ale i dwóch znakomitych aktorów, czyli Ala Pacino i Johnny’ego Deppa w „Donnie Brasco”. W tym filmie bardzo wiele dzieje się na przednich siedzeniach samochodu. To bardzo trudny i frustrujący obiekt do kręcenia zarówno dla ekipy, jak i aktorów. Zwłaszcza że kręciliśmy w Nowym Jorku i chcieliśmy mieć miasto w tle. Kręciliśmy zatem w plenerze, na prawdziwej nowojorskiej ulicy. Samochód ze wszystkich stron otoczony był światłami, a kamera zaglądała przez szybę. Tylko ja miałem słuchawki na uszach, więc byłem jedyną osobą, która słyszała, co dzieje się w środku między aktorami.
Szykuje się niezła historia... Dokładnie (śmiech). Z uwagi na przygotowanie planu, pracę techników aktorzy mogą siedzieć w samochodzie godzinami i umierać z nudów. Pierwszego dnia wspólnych zdjęć Ala i Johnny’ego wydarzyło się coś dziwnego. Siedzą w samochodzie, światła ustawione, wszystko przygotowane do włączenia kamery i nagle w słuchawkach słyszę dziwny dźwięk.
21
Mówiąc brzydko, takie porządne pierdnięcie. Johnny się poderwał i zaczął strasznie przepraszać. Nie można było opuścić szyby, bo jeszcze raz trzeba by ustawiać światło. Zapanowała niezręczna cisza, którą przerwał Al., mówiąc, że nic się nie stało. Minęło kilka minut, chcemy spróbować jeszcze raz. I… znowu to samo. Johnny znowu zaczął przepraszać, przekonując, że nie wie, jak to się stało i pewnie coś mu zaszkodziło podczas śniadania. Al i tym razem powiedział, że jest ok, choć zdecydowanie mniej przyjaźnie (śmiech). I oczywiście stało się to po raz trzeci. Kłótnia wisiała na włosku, kiedy nagle ku zdziwieniu wszystkich Johnny wyciągnął spod tyłka poduchę-pierdziuchę. Al, gdy to zobaczył, dostał takiego ataku śmiechu, że nie mógł się powstrzymać. Uznał, że była to najzabawniejsza rzecz, jaka spotkała go kiedykolwiek na planie. To był moment, kiedy pękły wszelkie bariery, a oni bardzo się do siebie zbliżyli. Johnny to mądry gość. Wiedział, że trzeba jakiegoś żartu, by przełamać lody.
Panu jako reżyserowi, paradoksalnie, też pewnie ulżyło? Wielu reżyserów boi się dwóch rzeczy. Pierwszą są aktorzy. W ich towarzystwie są spięci, zdenerwowani, nie wiedzą, jak mają z nimi rozmawiać. Nie są w stanie wydusić z siebie słowa.
PRZEŁOŻYĆ MARQUEZA NA JĘZYK KINA NIE JEST ŁATWO Aktorzy są dużo bardziej inteligentni, niż wielu się wydaje, choć wcale nie są trudni w obejściu. Drugim lękiem niektórych twórców jest scenariusz. W szkole filmowej dowiadujesz się wielu rzeczy związanych z techniką, ale nie uczą cię, jak powinno się czytać. A to ważna umiejętność. Musisz rozumieć, co czytasz, wiedzieć, co jest w scenariuszu, ale i czego brakuje, tak by móc uzupełnić te luki. Tak było w „Donnie Brasco”, który wymagał sporej scenariuszowej pracy, zwłaszcza w kontekście postaci granej przez Ala Pacino.
22
Ma Pan też doświadczenie z ciekawą i niełatwą adaptacją. Myślę tutaj o „Miłości w czasach zarazy” Gabriela Garcii Marqueza.
Wyzwaniem była też pewnie ekranizacja jednej z części młodzieżowego hitu, czyli film „Harry Potter i Czara Ognia”
O Boże, zgadzam się (śmiech). Przełożyć Marqueza na język kina nie jest łatwo. A w ogóle uwielbiam tę książkę. Pamiętam, że miałem takie weekendy, kiedy powinienem pracować nad scenariuszem na kolejny tydzień, ale mówiłem sobie, że zrobię przerwę i przeczytam tylko kilka stron Marqueza. Żeby sobie przypomnieć, i tyle. Kończyło się po trzech godzinach, kiedy zmuszałem się, żeby przestać. Ta książka jest znakomita, zresztą on w ogóle był niesamowicie utalentowany. Przy tym bardzo wszechstronny, nie miał jednego stylu. Był świetnym reporterem, dziennikarzem, a jednocześnie stworzył największy klasyk magicznego realizmu, czyli „Sto lat samotności”.
Pamiętam rozmowę z odtwarzającym tytułową rolę Danielem Radcliffe’em tuż przed zdjęciami. Zapytał mnie, jak sobie to wszystko wyobrażam i w ogóle jakie filmy oglądam na co dzień. Powiedziałem mu wtedy o thrillerach szpiegowskich, jak „Trzy dni kondora” Sydneya Pollacka, ale przede wszystkim „Północ – północny zachód” Alfreda Hitchcocka. Trochę zdezorientowany zapytał mnie, jaki ma to związek z naszą produkcją. A przecież bohater grany przez Cary’ego Granta też początkowo jest nieświadomy i kiedy zostaje porwany, zaczyna się zastanawiać nad tym, co dzieje się wokół niego. Powiedziałem Danielowi, że w taki właśnie sposób opowiemy ten film.
Ma Pan jakiś wymarzony projekt, którego jeszcze nie udało się zrealizować? Kilka lat temu pracowałem nad scenariuszem, który opowiadał o konfrontacji Reagana i Gorbaczowa, która miała doprowadzić do końca zimnej wojny. Miałem świetnych aktorów – Michaela Douglasa, Christopha Waltza, a w roli dowódcy Armii Czerwonej Daniela Olbrychskiego. Niestety, nie udało nam się zebrać budżetu, a zabrakło niewiele. Kolejnym projektem, którego chyba już nie zrobię, była inna historia z polskim akcentem. Mam na myśli znakomite, krótkie, bo ledwie kilkunastostronicowe, opowiadanie Josepha Conrada – „Tajfun”. Jak widać, ciągnie mnie do Polski (śmiech). Rozmawiał Kuba Armata Zdjęcia archiwum festiwalu Netia Off Camera
NOWOŚĆ w Studio Synergy Trening EMS CARDIO w 20 minut
Zintensyfikuj swój trening aerobowy korzystając z elektrostymulacji mięśni w Studio Synergy poprawa kondycji
szybszy metabolizm
redukcja tkanki tłuszczowej
Tylko u nas!
Barbara Hulanicki Ważne jest tylko jutro Fragment książki autorstwa Judyty Fibiger, pierwszej w Polsce biografii założycielki legendarnej Biby - Barbary Hulanicki Premiera 10 maja Williamsem. Barbara twierdzi, że gdy przyjechała do South Beach po raz pierwszy, ulice wyglądały dokładnie tak, jakby przed chwilą przejeżdżał nimi Al Pacino, w Człowieku z blizną.
Miami Beach, Floryda. Pełnia lata. Upał nie do wytrzymania. Tropikalny klimat prawie przekracza moje europejskie możliwości. Po raz trzeci jestem gościem w domu Barbary. To mieszkanie – loft czy też może studio – znajduje się zaledwie ulicę od plaży. Na zewnątrz tłumy turystów, co rusz przejeżdża lamborghini. Barbara śmieje się, że wypożyczają je tu na godziny. Nieopodal gejowskie kluby i willa, przed którą zamordowano Gianniego Versace. Sklepy z pamiątkami, małe hotele w stylu art déco, które to właśnie Barbarze zawdzięczają powrót do świetności, teraz przejmowane są przez hotelowe korporacje. Mimo wszystko w powietrzu czuje się coś z atmosfery filmu Klatka dla ptaków Mike’a Nicholsa z Robinem
24
Pod jej nieobecność rozglądam się po pełnym pamiątek mieszkaniu. W znajdujących się tam przedmiotach zebrane jest całe jej życie. W każdym prawie kącie ołówki, notesy, flamastry. Wszystko, co tylko może służyć rysowaniu. Delikatnie otwieram pudełko z Orderem Imperium Brytyjskiego, który Barbara otrzymała od królowej za wybitne osiągnięcia w dziedzinie mody. Obok wiele innych nagród, pocztówki od Twiggy i od Ronniego Wooda. Na korkowej tablicy zdjęcia, wycinki z Biby i pocztówka od Kate Moss: „Dear Barbara, You are an inspiration. Thank you. With love. Yours, Kate” („Droga Barbaro, jesteś inspiracją. Dziękuję Ci. Z miłością, Twoja Kate”). Za każdym razem coraz bardziej zafascynowana jestem każdym ze zbieranych przez nią przez lata przedmiotów. Pomarańczowa miseczka w kształcie połówki ananasa należała do Pabla Escobara. Kupiła ją na aukcji, gdy licytowano dom słynnego „Króla Kokainy”. Mnóstwo zdobionych krzyży o różnych kształtach, dziesiątki albumów, także polskich, indyjskie
poduchy, dużo zdjęć – ojca, męża i syna. Na lodówce przyczepiona magnesem mała polska flaga z napisem na środku: „I love Poland”. (…) Pytam, czy nie przeszkadza jej, że znów będziemy rozmawiać o Bibie. – Nie przejmuj się, mogę o tym mówić w nieskończoność. To nigdy tak zwyczajnie nie zniknie z mojego życia.
Możemy zacząć od końca Biby? Dobrze. W pewnym momencie zaczęliśmy ogromnie dużo produkować i bardzo się rozrastać… Pamiętaj, że zaczynaliśmy bez żadnych funduszy. Naszym kapitałem początkowym było zaledwie 50 funtów. Nadszedł więc taki czas, kiedy potrzebowaliśmy inwestorów. Spotk aliśmy t ych dwóch wspaniałych mężczyzn, ojca i syna, Alana i Iana Farmerów, którzy byli wtedy właścicielami Dorothy Perkins. Była to bardzo znana firma odzieżowa, miała długą tradycję oraz trzysta sklepów w całej Anglii. W 1969 roku podpisaliśmy z nimi umowę, która spowodowała, że z małego butiku staliśmy się marką znaną na całym świecie. Dzięki ich inwestycji mogliśmy sprzedawać nasze rzeczy w trzydziestu krajach.
Czułam też, że pod względem marketingowym to my pomogliśmy im, bo wizerunkowo zupełnie schodzili na dno. Dzięki ich pomocy nasz sklep przy Kensington High Street, czyli trzecia Biba, był momentem największego rozwoju naszej marki. To był totalny strzał w górę. W tamtym czasie zarobiliśmy dla Dorothy Perkins strasznie dużo pieniędzy. Dzięki ogromnemu sukcesowi Biby podnieśliśmy ich już na etapie otwarcia trzeciego sklepu. Dlatego czułam, że wszystko genialnie się układa. I wtedy właśnie znalazłam ten obłędny, ogromny budynek przy Kensington High Street, który stał się później Dużą Bibą. Znajdował się w bardzo nędznej lokalizacji zupełnie tak samo opustoszałej i niechętnie odwiedzanej przez ludzi jak Miami Beach, gdy zobaczyłam je po raz pierwszy. Był to przepiękny, monumentalny gmach z 1932 roku, w którym pierwotnie mieścił się dom towarowy Derry & Toms. Jego wnętrza utrzymane były w klasycznym stylu art déco, w jego najlepszym wydaniu. I właśnie planowano go zburzyć. Pamiętaj, że Anglicy kompletnie nie rozumieją art déco. Pojechaliśmy tam z Fitzem. Pamiętam, że powiedziałam: – Tam na górze jest ogród z płynącą przez niego rzeką. Chodźmy go zobaczyć! Weszliśmy więc na górę z naszym małym synem Witoldem. Gdy zobaczyłam ogród, pomyślałam, że muszę go uratować. – Jezu Chryste, musimy go mieć! – zawołałam do Fitza. – OK – odpowiedział – zdobędę go dla ciebie. Zaczęłam szaleńczo kolekcjonować wszystko to, co w przyszłości miało mi pomóc przemienić zakurzony budynek w mój wymarzony sklep. Skupowałam meble, stare dywany, zasłony i dziesiątki książek opowiadających o historii domu towarowego Derry & Toms. Zaczęłam też gromadzić wokół siebie ludzi, którzy w przyszłości mieli tworzyć z nami Dużą Bibę. Sama projektowałam wszystkie stroje dla Biby, ale potrzebowałam ludzi, którzy zaprojektują potrzebne mi dodatki, aplikacje na ubrania, a także tapety, dywany i niektóre meble.
Siedemdziesiąt procent wszystkich przedmiotów w Dużej Bibie zostało wyprodukowane przez nas samych. Resztę stanowiły rzeczy znalezione na targach staroci albo u przedziwnych producentów, którzy gdy tylko dowiedzieli się o otwarciu sklepu, przywozili nam wszystko, co się dało: ceramikę, biżuterię, meble i całą masę innych, często kompletnie cudacznych przedmiotów. Największym naszym zadaniem było przekonanie właścicieli budynku do sprzedaży. Odbyliśmy kilka spotkań z sir Hugh Fraserem, aż w końcu zdecydował się go sprzedać. Pewnego dnia Fitz usłyszał plotkę, że budynek ma zostać sprzedany komuś innemu. Natychmiast zadzwonił do Frasera i – ten po krótkiej wymianie zdań zapytał, czy możemy do wieczora przywieźć mu czterysta tysięcy funtów. John Ritblat, który był właścicielem British Land, firmy doradzającej Dorothy Perkins w sprawach nieruchomości, widząc w tym bardzo dobry deal, przelał pieniądze w ciągu godziny. Budynek był nasz. Renowacja trwała osiemnaście miesięcy. Zanim zaczęły się prace, musieliśmy usunąć wszystkie śmieci i pozostałości dawnego sklepu. Już od pierwszych dni pracowało dla nas ponad sześćset osób. Z tego podupadłego domu towarowego zrobiliśmy prawdziwe cudo, zmieniając przy tym całą okolicę. Odnowiliśmy fasadę, zaaranżowaliśmy przepiękne wnętrza na każdym z sześciu pięter, łącznie z monumentalną, mogącą pomieścić pół tysiąca osób restauracją Rainbow Room. Nagle cała Kensington High Street zrobiła się fantastyczna. Sama zaprojektowałam wnętrza i zapełniłam towarami prawie dziesięć tysięcy metrów kwadratowych sklepu. Pierwszym gotowym działem był znajdujący się na pierwszym piętrze Casbah. Zawierał wszystko, co powinno się znaleźć na arabskim bazarze, rzeczy, które przywoziliśmy z naszych podróży od Turcji przez Bejrut aż po Maroko. Stworzyliśmy prawdziwy klejnot.
Barbara Hulanicki W latach 60. zawładnęła swingującym Londynem. Stworzyła kultową markę Biba. Wylansowała tanią modę i rozpoznawalny styl Biba look, który wciąż inspiruje. W jej butiku pierwsze kroki w świecie mody stawiała m.in. młodziutka Anna Wintour, przyszła redaktorka amerykańskiego „Vogue’a”. W londyńskiej Bibie bywali i ubierali się Twiggy, Rolling Stonesi, David Bowie, Freddie Mercury czy Brigitte Bardot. Nic dziwnego, przecież był to najpiękniejszy sklep świata. Jak to się stało, że córka polskiego dyplomaty, chrześniaczka Rydza-Śmigłego, dziewczyna z dobrego domu stała się wielką buntowniczką w świecie mody? W rozmowie z Judytą Fibiger Barbara odsłania kulisy swojej kariery i fascynującej podróży przez życie. Wyd. Znak literanova, 2017
Judyta Fibiger Scenarzystka, pisarka, producentka. Producent wykonawczy filmu Beats of freedom – Zew Wolności (2010) o historii polskiego rocka. Reżyser filmów Political Dress (2011) o historii mody w PRL oraz Tomasz Ossoliński. Before The Show (2014) – pierwszego w Polsce filmu o projektancie mody. Autorka książek Świat według Smirnoffa oraz Swego nie znacie, czyli Polska oczami obcokrajowców. Wykłada przedmiot „Moda jako język komunikacji międzynarodowej” w warszawskim Collegium Civitas.
Abstrakt Forum Co się stanie, kiedy graffiti porzuci swoją klasyczną formę, zapomni o przyjętych założeniach i przestanie spoglądać w stronę utartych kanonów? ABSTRAKT FORUM to zbiorowa wystawa prac niekonwencjonalnych artystów, których twórczość wymyka się powszechnym definicjom klasycznego nurtu graffiti. Kuratorzy wystawy – Łukasz Habiera Nawer i Maciej Malinowski – dokonali selekcji wybitnych, współczesnych malarzy, których korzenie są mocno osadzone w street arcie, jednak to, co aktualnie tworzą, zmierza
26
w stronę niczym nieskrępowanej abstrakcji, pozbawionej zasad, kluczowych motywów i określonych form graficznych. Decydującym aspektem przy wyborze artystów była idea „Graffuturismu” – nowatorskiego pojęcia, które choć w namiastce pomaga zaklasyfikować prezentowane, trudne do zdefiniowania obrazy. Nowe, ekscytujące możliwości, nieograniczona wyobraźnia oraz kreatywność zaproszonych twórców to komponenty decydujące o wyjątkowości wystawy ABSTRAKT FORUM, która jako pierwsza w Polsce eksploruje i przybliża odbiorcy temat abstrakcji w wykonaniu streetartowych artystów.
NAWER FAR NEARER 120X100
Swoje prace prezentują: James Reka, Jan Kalab, Nelio, Moneyless oraz Nawer. 22.07 nastąpi zmiana ekspozycji i zobaczymy kolejnych artystów.
Wystawę obrazów można oglądać w Letnim Pawilonie Forum Przestrzenie ul. Konopnickiej 28 w Krakowie od 22.04 do 23.09
NELIO INBETWEEN 2017 80X80CM
JAN KALAB 90 X 113 CM GRAUIE DIPTICH
Mobile Photo Trip
@ wkrzem1en
@ squarepoet
@ yarekb
@ astrocube 28
ZAMIEŚCILI MOBILNI FOTOGRAFOWIE W SERIWISIE SPOŁECZNOŚCIOWYM INSTAGRAM PO WIZYCIE W KRAKOWIE. PRZESZLI TRASĘ WYNOSZĄCĄ PONAD 30 KILOMETRÓW. FOTOGRAFIE WYKONANE W CIĄGU DWÓCH DNI DOKUMENTUJĄ CODZIENNY TRYB ŻYCIA MIESZKAŃCÓW, ARCHITEKTURĘ I LOKALNY KOLORYT. PREZENTUJEMY WAM WYBRANE ZDJĘCIA NOZBE MOBILE PHOTO TRIP Z KRAKOWA.
@ shi_sha14
1025 zdjęć
Nozbe Mobile Photo Trip to cykl spotkań fotografów mobilnych, którzy odwiedzają raz w miesiącu wybrane miasta. Po wizycie w Krakowie powstało ponad tysiąc zdjęć i można je zobaczyć w serwisie społecznościowym Instagram (wpisując słowo kluczowe #MobilePhotoTrip_Krakow).
@ baczyn
– Zobaczyliśmy kilka świetnych architektonicznie budynków współczesnych, zajrzeliśmy do dzielnic otaczających ścisłe centrum, zrobiliśmy wypad za Wisłę do Podgórza i zagłębiliśmy się w zaułkach Kazimierza – mówi Jacek Szlak, krakowianin, jeden z gospodarzy spotkania. – Wszystko po to, aby spróbować pokazać ten niespieszny klimat prowincjonalnego miasta monarchii austro-węgierskiej, w którym wiele dzieje się między ludźmi i czasem z tego powstaje coś wspaniałego.
Chcemy promować fotografię mobilną, a przede wszystkim utalentowanych autorów zdjęć, którzy nieustannie poprawiają swój warsztat, odwiedzając z nami miasta w całej Polsce i poszukując ciekawych kadrów – mówi Damian Kostka, pomysłodawca Mobile Photo Trip. – Fotografia mobilna daje wiele możliwości, a często efekty nie ustępują tym osiąganym profesjonalnym sprzętem. Ważne, że telefon mamy zawsze przy sobie i możemy uchwycić ulotne chwile.
mobilephototrip.com
@ nessunka
@ perfect_excuse
@ miuosh
@perfect_excuse 30
DETOX ZERO idealny zestaw na wiosne oczyszczający i wyszczuplający
100% EKO
ZAMÓW ONLINE
contact@detox-zero.com
ZERO KALORII
www.detox-zero.com
Czy warto było to zmyślać? Dead drop z „Jetlagiem”
Drażni mnie nowa proza polska, która za temat obiera sobie lemingi, hipsterię, prekariat, popkulturę, fejsbunia, starbunia, Mordor i Wilanów, a potem podbija to nieudolnie bitem Taco Hamingwaya, lepiąc krzywy obraz nowego strasznego mieszczaństwa.
w mieście – „Czy udałoby mi się spotkać Magę?” Zejście pod skórę miasta zaraz na pierwszych stronach książki Wiśniewskiego wydobyło mi nagle z tyłu głowy „Grę w klasy” Julio Cortázara i to skojarzenie otworzyło mnie na „Jetlag”. To tekst niezwykle gęsty, pełen odniesień – jakbyśmy trafili do kulturowej serwerowni.
„Jetlag” to może być książka o miłości. O takich miejscach w Twoim mieście, o których nie masz pojęcia. To może być też książka o innych książkach. Nie tylko tych z nurtu cyberpunkowego. To może być wreszcie książka o Tobie, tak. Jeśli poczujesz, że Wiśniewski wtłacza Ci swoją narrację w sposób podobny do tego, w jaki próbują robić to korporacje, na zasadzie „teraz ty jesteś sprite”.
Drażnią mnie łatwe chwyty krytyczne. Wystarczy podsłuchać dysforyczny bełkot korpoludków albo posiedzieć na Placu Zbawiciela, a następnie publicznie zatęsknić za czasami sprzed Snapa, gdy zdjęcia wywoływało się w zakładzie fotograficznym, relacje były głębokie i autentyczne a życie pełne sensu wypowiadanego polszczyzną Doroszewskiego. Nasza „nowa proza magnetofonowa” gęsta jest od postaci skleconych z podsłuchanego, zepsutego języka. Z alfabetu Roberta Mazurka. Mają nas programowo rozśmieszyć swoją śmiesznością i odstręczyć swoją karykaturalnością. Płaskie to wszystko jak naleśnik i do bólu zgrane jak dwójkowy kabareton. Wszystko, co przeczytałam o„Jetlagu” Michała R. Wiśniewskiego zaraz przed i długo po premierze książki ciążyło raczej ku takiej właśnie interpretacji, okraszonej gdzieniegdzie odniesieniem do Williama Gibsona i jego „Rozpoznania wzorca”. Hashtag cyberpunk unosił odrobinę Wiśniewskiego ponad poziom zwykłej burczymuchy. Recenzje książki rozłożyły się po równo (in plus) pomiędzy miłośnikami sitcomu i kabaretu, którzy na prozie magnetofonowej lubią prawdopodobnie podbudować poczucie własnej analogowej wartości oraz (in minus) malkontentami, których tego typu pisanina najzwyczajniej nuży. No to jak to z tym „Jetlagiem” jest? Sprawdzamy! Początek ambiwalentny, jak lubię. Bo z jednej strovny oczywiście śmierdzi zewsząd miastem-kalafiorem, ale już za chwilę schodzimy do podziemnego przejścia, gdzie czekają na nas inne wonie. Zejście w głąb – brzuch miasta – brzuch – pożądanie – stara kloszardka i jej opozycja – Maga / Dziewczyna z Dredami – poszukiwania Magi / Dziewczyny
32
Cartier. A może innym uniseksem. Czas obszedł się z nimi różnie. Ale wbrew temu, co pisano o tej książce, „Jetlag” nie jest żadnym „utyskiwaniem na świat bez konturów i ludzi bez charakteru”. Ten świat ma kontury tak mocne, że aż oczy bolą. I ten świat na ludziach Wiśniewskiego z całą mocą odcisnął właśnie swoje piętno / piękno (niepotrzebne skreślić).
Jak mi ktoś poleca jakąś powieść, to pytam „Przepraszam, a warto było to zmyślać?”. I jak mój rozmówca mnie przekona, że warto, to ja wtedy jestem gotowy to przeczytać – powiedział w jednym z wywiadów Mariusz Szczygieł. To ja, gdyby mnie tak Szczygieł zagadnął przypadkiem o „Jetlag”, odpowiedziałabym, że warto. Warto było zmyślić „Jetlag”.
Ale nie tylko, bo na tym – przynajmniej dla mnie – zabawa się nie kończy. Można pójść tropem (pop)kultury, inspiracji, cytatów. Ale z tego przejścia podziemnego wychodzi się na powierzchnię miasta i lektury jednym z kilkunastu możliwych wyjść niczym spod stacji metra Nepliget w Budapeszcie. Można podążyć za wspomnianym Gibsonem, czy Cortázarem, który przecież szukał w Paryżu znaków ukrytych w murze, dead dropów, które wyznaczają rytm opowieści, ale można pójść śladem „Człowieka, który śpi” Pereca i też będzie git. „Jetlag” na pierwszych stronach rozkłada swoje bebechy i każe coś z nich dla siebie wygrzebać, czegoś się chwycić. Potem jest już z górki. Postaci, z pozoru tylko papierowe i płaskie, w cudowny sposób w trakcie lektury ożywają, wyłażą z tła, są mięsne jak chińskie cukierki przywiezione przez jednego z bohaterów z podróży służbowej do Chin. Mają smak. I pachną CK One. Albo Eau de
W tym wywiadzie, poprzedzającym premierę „Projektu: prawda”, Szczygieł wyznał coś jeszcze. Otóż powiedział, że życie nie ma według niego żadnego sensu: Widzę tylko jeden wielki absurd, wielką niewiadomą. Co zatem zrobić z tym fantem, Mistrzu? – rodzi się pytanie. Każdy rozsądny człowiek powinien po prostu dążyć do jakiejś prawdy, starać się odkryć w swoim życiu jedną, bodaj najmniejszą. W przeciwnym razie życie jego wydawać się może zmarnowane. Do takiej prawdy dążą właśnie, z towarzyszącym poczuciem bezsensu, bohaterowie Wiśniewskiego. Ich (nasze?) życie składa się po prostu z serii przypadków i wiele (wszystko?) zależy od tego, którego dead dropa (prawdę) sobie skopiujemy. Jego zawartość nada bowiem wydarzeniom formę, a forma, jak wiadomo, „jest ratunkiem dla mózgu, biednego, opuszczonego mózgu.” Bez niej smutek byłby bezwstydny. Monika Ochędowska I Miszong.pl "Jetlag", Michał R. WIśniewski, Wydawnictwo Krytyki Politycznej
Catering Fit by Focha stworzony z myślą o Tobie Zbilansowana dieta zamknięta w
posiłkach
Z najwyższą dbałością o detale Zadbaj o siebie już dziś. Nam pozostaw resztę!
FITBYFOCHA.PL
736 443 443
HEY DOG
Z MIŁOŚCI DO PSÓW I DESIGNU HEY DOG TO NOWA POLSKA MARKA, KTÓRA ŁĄCZY MIŁOŚĆ DO PSÓW ORAZ PIĘKNYCH RZECZY, DESIGNU I RZEMIOSŁA. LOKALNA FIRMA Z KRAKOWA, CHOĆ WYSTARTOWAŁA NIEDAWNO, ODNOSI JUŻ PIERWSZE MIĘDZYNARODOWE SUKCESY.
@ r5er_marley
@ two.puggles
HEY DOG wprowadza do psiego świata nowoczesny design zgodny z aktualnymi trendami oraz powiew niezobowiązującego luksusu. Marka produkuje w Krakowie autorskie obroże i smycze tworzone w myśl zasady "nowoczesny design dla nowoczesnych psów". Założyciele HEY DOG cenią społeczną odpowiedzialność biznesu, tradycyjną pracę ręczną, stosują najwyższej klasy materiały i dbają o wysoką jakość. Firma nie stosuje sztucznych tworzyw i tkanin, plastiku ani kleju. Materiały pochodzą w dużej mierze z recyklingu, HEY DOG używa materiałów z końcówek serii lub przerabia stare ubrania, poddając je upcyklingowi. „Sami mamy psa i chcemy dla niego jak najlepiej” mówi Anna Pirowska, współzałożycielka i projektantka marki. „Zajmujemy się artystycznymi dziedzinami, design i moda są nam bliskie, cenimy stylowe rzeczy i doceniamy unikatowość. Chcieliśmy, aby nasz pies również posiadał coś niebanalnego, co go ozdobi, podkreśli charakter i wyjątkowość. Na rynku takich rzeczy było niewiele, dlatego postanowiliśmy je stworzyć".
czymś więcej - by stały się dowodem przyjaźni między człowiekiem a zwierzęciem. Dlatego w pracę wkładamy całą energię i staranność, by tworzyć przedmioty piękne, funkcjonalne, a zarazem niepowtarzalne i zgodne z trendami. Chcemy, aby Wasz ukochany pies poczuł, że dajecie mu coś wyjątkowego. Coś, co jest dowodem Waszej najgłębszej miłości" - mówi Anna Pirowska, absolwentka Szkoły Artystycznego Projektowania Ubioru w Krakowie i projektantka z wieloletnim doświadczeniem w branży mody. HEY DOG to trzy różne linie stworzone po to, aby każdy znalazł dla siebie coś odpowiedniego. Kolekcja Classic & Style to eleganckie, miejskie obroże i smycze, Modern & Art to autorskie ręcznie malowane obroże dla tych, którzy cenią wyjątkowe i oryginalne rzeczy, natomiast kolekcja Natural jest skierowana do miłośników tradycji i przyrody.
Marka otrzymała już wiele entuzjastycznych recenzji z całego świata. Rzeczy HEY DOG noszą psy gwiazdy Instagrama, takie jak Mojo (IG @verpinscht) czy Sammy & Yuna (IG @fairytrails). Rzeczy sprzedawane są nie tylko w Polsce poprzez sklep heydog.co, lecz trafiają już do sklepów w Danii, Niemczech, Rosji czy Hongkongu. "HEY DOG jest lokalną firmą, w której tworzymy rzeczy dla niezwykłych odbiorców. Pragniemy, aby były
HEYDOG.CO 35
Hygge
jest w nas
Można powiedzieć, te 30 lat temu to były czasy! Postęp technologiczny i umysłowy zrobił krok milowy i gdy mojej córce pokazałam walkman podczas porządków, z wielkim zaciekawieniem oglądała to niebywałe urządzenie. Mając dużego fiata lub najnowsze cinquecento można było zwiedzać świat. Na wakacje do Bułgarii jeździło się samochodem bez klimatyzacji, a telefonia komórkowa dopiero powstawała w naszym kraju. Zdjęcia robiło się aparatem na kliszę a zdjęcia wywoływało i trzymało w albumach. Wspomnienia... Jednak wiecie czego brakuje mi najbardziej z tamtych lat?
fot. archiwum autorki
Czasu...i tego hygge o którym mówi się coraz więcej, którego powinniśmy się uczyć od Duńczyków, o którym pisze się książki i opowiada na blogach.
Możliwe, że moja perspektywa jako nastolatki była wtedy inna, jednak rozmawiając z rodzicami, dziadkami, znajomymi, wszyscy mamy takie same odczucia. Technologia, choć przyniosła wiele dobrego, zabrała nam czas. Zajmujemy się życiem innych osób, nie dbając o swoje. Odpowiedzcie sobie, ile czasu dziennie spędzacie na internecie, Facebooku, Instagramie... sama się na tym łapię. Dzieciom kupujemy tablety i komórki po to, by mieć czas. Czas na pracę, na załatwienie ważnych spraw, na wszystko inne, ale nie na to, co ważne w naszym życiu, bo wszystko przekładamy na pieniądze, karierę, obowiązki, złudzenia. Widzieliście? Mamy wiosnę - czas na zmiany. Spróbujcie zatem przystosować Wasze tarasy i balkony do tego, by więcej czasu spędzić w miejscach, które naprawdę lubicie.
36
Na koniec dnia rozłóżcie się na hamaku na balkonie, odetchnjcie, cieszcie się chwilą i patrzecie w gwiazdy nocą. Dajcie sobie czas, bo hygge się nie nauczysz – hygge jest w nas.
Monika Pietras GDEL & GRIN House Design
S P E L/ N I J M A R Z E N I E O DOCHODOWYM BIZNESIE
gliwice 44-100 Gliwice ul. Raciborska 2 tel. 733 25 37 30 /zdrowakrowa
katowice 40-014 Katowice ul. Mariacka 33 tel. 730 10 15 20 /zdrowakrowakatowice
franczyza Zadz woń do nas i zapytaj o warunk i francz yz y. O t wór z swoją Zdrową K rowę!
katowice
katowice
40-615 Katowice ul. Jankego 51 tel. 539 64 64 64 /zdrowakrowajankego
MUCHOWIEC wkrótce wielkie otwarcie!
Zdrowa Krowa zdrowa_krowa zdrowakrowa www.zdrowakrowa.com
ZIELONEGO SAMOCHODU Każdego roku najbardziej „zielone” samochody – te wyjątkowo przyjazne dla środowiska – nagradzane są prestiżowym tytułem „World Green Car”. Sprawdźmy, czym zwycięskie pojazdy zasłużyły sobie na miano najbardziej ekologicznych na świecie.
BMW i 8 ŁĄCZY DWA BIEGUNY MOTORYZACJI – TEN EKOLOGICZNY I SPORTOWY. OSIĄGI SUPERSAMOCHODU I ZUŻYCIE PALIWA NA POZIOMIE.
38
Po dwóch latach dominacji BMW, w 2016 i 2017 roku do głosu doszła Toyota. W 2016 tytuł otrzymała Toyota Mirai, czyli pierwszy masowo produkowany samochód na wodór. Dla uściślenia, nie chodzi o samochód napędzany wodorem – notabene BMW proponowało kiedyś takie rozwiązanie – ale o samochód elektryczny,
TOYOTA MIRAI - PIERWSZY MASOWO PRODUKOWANY SAMOCHÓD NA WODÓR. WYDZIELA JEDYNIE PARĘ WODNĄ.
C
ofnijmy się w czasie o 5 lat, do roku 2012. Wówczas tytuł „World Green Car” otrzymał Mercedes… z dieslem. Na dodatek, triumfującym modelem wcale nie był lekki, mały model miejski, ale flagowa limuzyna – potężna klasa S250 BlueEfficiency. Był to zapewne ostatni w historii nagrody „World Green Car” zwycięski samochód z konwencjonalnym napędem. Mercedes zapracował na tytuł „najbardziej zielonego” montując w klasie S najczystszego diesla na świecie. Dzięki zaawansowanym technologiom klasa S zużywała raptem 5,7 l/100 km, a jednocześnie potrafiła rozpędzić się do 100 km/h w niecałe 9 s. Rok później za najbardziej „zieloną” uznano Teslę Model S. Samochód elektryczny o osiągach samochodu sportowego. Tesla Model S oferowana jest w kilku wersjach, a najmocniejsza P100D osiąga 100 km/h w 2,5 s! To tyle, co Bugatti Chiron z 8-litrowym silnikiem W16 (dwa razy V8) z poczwórnym turbo. Tesla pokazała, że „zielony” wcale nie znaczy nudny, i że samochody elektryczne również potrafią ekscytować. W dodatku Tesla model S na jednym ładowaniu potrafi pokonać niemal 600 km, czyli mniej więcej tyle, co wspomniany Chiron na jednym tankowaniu. W 2014 rok jury konkursu „World Car Awards” za „World Green Car” uznało BMW i3. Pojazd niezwykle awangardowy i ciekawy, oferowany jako samochód elektryczny lub hybryda typu plug-in z niewielkim silnikiem spalinowym służącym za generator prądu.
„Zielona” koncepcja BMW okazała się strzałem w dziesiątkę. Potwierdził to kolejny tytuł „World Green Car” zdobyty rok później przez sportowe BMW i8 zbudowane według podobnej filozofii.
BMW-I3 - JEDEN Z NAJLEPSZYCH SAMOCHODÓW ELEKTRYCZNYCH (HYBRYDOWYCH) NA RYNKU. UZNANY ZA NAJBARDZIEJ „ZIELONY” SAMOCHÓD ŚWIATA W 2014 ROKU.
W tytule „World Green Car” nie chodzi jedynie o to, na ile ekologiczny jest sam samochód, ale o jego oddziaływanie na środowisko w całym cyklu życia – od produkcji do utylizacji. Niezwykle ważne są więc takie aspekty jak ten, że BMW przy produkcji samochodów i3 oraz i8 wykorzystuje komponenty z aluminium, które nie jest pozyskiwane z rudy, lecz ze stopionych odpadów produkcyjnych lub materiału pochodzącego z recyklingu. Produkcja takiego aluminium jest nie tylko bardziej ekologiczna, ale odbywa się przy oszczędności energii sięgającej nawet 95 proc. w porównaniu z tradycyjną metodą. Mało tego, sama energia elektryczna wykorzystywana do produkcji samochodów BMW pochodzi wyłącznie ze źródeł odnawialnych. Dlatego na terenie fabryki BMW postawiło turbiny wiatrowe wytwarzające energię elektryczną. Kiedy dodamy do tego, że 95 proc. materiałów wykorzystywanych przy produkcji BMW i3 podlega recyklingowi, a energia potrzebna do produkcji włókna węglowego pozyskiwana jest w 100 proc. z dostępnej lokalnie energii wodnej, to dopiero zrozumiemy, co tak naprawdę oznacza pojęcie „zielony samochód”.
którego silniki zasilane są prądem powstałym w wyniku hydrolizy wodoru. Tankujemy wodór, jeździmy na prąd, a z rury wydobywa się jedynie para wodna. Bardziej eko się nie da. Jako jeden z pierwszych dziennikarzy w Polsce rok temu miałem okazję jeździć Toyotą Mirą i muszę przyznać, że wizja takiej przyszłości motoryzacji – mimo pewnych problemów technologicznych na obecnym etapie – jest całkiem obiecująca. W tym roku za najbardziej zielony samochód uznano Toyotę Prius. Ale nie tę, którą najczęściej widzicie na naszych ulicach, ale Prius w wersji Prime (w Polsce Plug-in) – czyli taką ładowaną z gniazdka elektrycznego. Model ten dopiero pojawia się w polskich salonach. Prius Plug-in posiada dużo więcej baterii niż „standardowa” odmiana. Pozwalają one pokonać do 35 km na samym tylko prądzie. Średnie zużycie paliwa wg producenta ma wynosić 1,4 l/100 km, przynajmniej dopóki nie zabraknie prądu…
Michał Sztorc | PremiumMoto.pl Zdjęcia: Producenci
39
Wiosna
tekst: PAWEŁ WARZECHA
w smartfonach!
Jakie smartfony będą kupować w najbliższym czasie Polacy? Wybór będzie naprawdę duży, zaczęła się prawdziwa technologiczna wiosna!
Największe smartfonowe marki prezentują swoje nowości zawsze na początku roku (wyjątkiem jest koncern Apple, pokazujący nowe iPhone’y jesienią i celujący w szeroką dostępność przed Świętami). Świetną okazją do pochwalenia się tym, co udało się wymyślić projektantom i inżynierom są największe technologiczne targi - Mobile World Congress w Barcelonie. Tegoroczne, na przełomie lutego i marca, przyniosły kilka wielkich niespodzianek.
Powrót króla
Nokia kilka lat temu, po chudych latach i kiepskim radzeniu sobie z tworzeniem smartfonów, została przejęta przez Microsoft . Wydawało się że marka będzie kwitnąć pod czujnym okiem giganta, jednak nowa linia produktów o nazwie Lumia została przyjęta przez rynek chłodno. Nowy właściciel starał się zachęcić do mobilnej wersji systemu Windows na różne sposoby, ale, jak się okazało, nie miał szans z wszechobecnym Androidem i uwielbianym (przez niektórych) iOS. Z biegiem czasu logo Nokia zostało zastąpione okienkami Microsoftu a sama nazwa została sprzedana nowopowstałej firmie - HMD Global. Warunkiem było jednak, że nowy właściciel praw do marki (który zresztą zatrudnia wiele osób zwolnionych z Nokii po jej przejęciu) nie będzie mógł wykorzystywać brandu przez kilka lat. Ten okres właśnie dobiegł końca.
fot. mat. producentów
38
Największą gwiazdą targów MWC, w związku z tym, były nie supernowoczesne smartfony ale odświeżona wersja kultowej Nokii 3310. Stoisko producenta było oblegane od rana do wieczora, szturmowane przez dziennikarzy technologicznych z całego świata, ciekawych powracającej legendy. Telefon przypomina poprzedniczkę przede wszystkim designem, stylistyczne nawiązania są zupełnie oczywiste, także ograniczona funkcjonalność kojarzy się z 3310. Na pokładzie jest tylko bardzo prosty aparat, niewielki ekran - no i oczywiście gra “Snake” ;-) Nową 3310 wyróżniać mają jednak kolorowe obudowy - wymienne, choć, inaczej niż w pierwowzorze, tylko z tyłu. Cena powinna się zamknąć w 60€.
#szeroko
Najciekawszy smartfon całych targów MWC zaprezentowało z kolei LG. Flagowy model marki, G6, to zdecydowana ucieczka od kontrowersyjnego (żeby nie powiedzieć: brzydkiego) poprzednika. Telefon wykonano z dwóch tafli szkła przedzielonych metalowym korpusem - i wprowadzono na rynek w trzech kolorach, w tym, w bardzo oryginalnym - platynowym. Zdecydowanie największe wrażenie robi jednak wyświetlacz urządzenia, wypełniający niemal 80% frontu, w rozmiarze 5,7 cala i o proporcjach 18:9. LG nazywa go FullVision i zapewnia, że taki kształt i wielkość są idealne do oglądania filmów, czy przeglądania treści w Internecie.
Ważne jednak, że naprawdę duży wyświetlacz nie musi oznaczać nieporęcznego, wielgachnego telefonu. Dzięki radykalnemu zmniejszeniu ramek ekranu, G6 jest po prostu wygodny w obsłudze - używając go, nie ma się wrażenia że może wysunąć się z dłoni. Pozostałe atuty urządzenia to wodoodporność, zwiększona wytrzymałość na upadki i dwa świetne 13-megapikselowe aparaty. Pierwszy ma jasny obiektyw, co pozwala robić dobrze wyglądające zdjęcia nawet w nocy - drugi z kolei jest szerokokątny (pole widzenia to 125 stopni). Przy jego pomocy łatwe jest uchwycenie zabytku czy ładnego krajobrazu np. na wycieczce – bez konieczności oddalania się od fotografowanego obiektu. Szeroki kąt zastosowano również w aparacie z przodu. Dzięki temu w kadrze podczas robienia selfie zmieści się łatwo nawet większa grupa ludzi. LG G6 startuje w Polsce w cenie 3299zł.
Chińska ofensywa… w odwrocie
W międzyczasie również Huawei pochwalił się nowym topowym modelem – trudno jednak nie odnieść wrażenia, że P10 przy swoich konkurentach z wielkimi ekranami wygląda po prostu… przestarzale. Chiński gigant ma jednak w zanadrzu coś, czego nie mają inni – Roberta Lewandowskiego w reklamach, a on potrafi sprzedać i szampon, i garnitury, i maszynki do golenia. I to jednocześnie. Tech-światek przyjął te nowości z pewną dozą entuzjazmu – nowe smartfony wyglądają inaczej, ciekawie i świeżo. Pytanie jak na nie zareaguje jeden z największych graczy na rynku, Apple? Firma zapowiada jubileuszową wersję najlepiej sprzedającego się technologicznego gadżetu w historii. Wiosna w smartfonach się udała – jak będzie z jesienią?
Kosmiczne możliwości
Już po targach, podczas specjalnego eventu prowadzonego jednocześnie w Nowym Jorku i Londynie, Samsung przeprowadził kontratak i zaprezentował swój topowy model - a w zasadzie nawet dwa. Galaxy S8 i Galaxy S8+ również mają gigantyczne ekrany (odpowiednio 5,8 cala i 6,2 cala, o jeszcze “dziwniejszych” proporcjach 18.5:9), wypełniające niemal całe fronty smartfonów, ale koreańska marka nadal stawia na zaginanie ich krawędzi. Zaoblenie jest jednak wyraźnie mniejsze niż w S7-kach, co ma służyć ergonomii i eliminowaniu przypadkowych dotknięć spodem dłoni. Samsung postawił także na innowacje w zabezpieczaniu dostępu do swoich flagowców. Telefony można zablokować na trzy sposoby: odciskiem palca (przy okazji wypada wspomnieć, że czytnik linii papilarnych jest położony w baaaardzo niefortunnym miejscu), skanem tęczówki i wizerunkiem twarzy właściciela. Jeśli ktoś sądzi, że przy tym zaniedbano podstawowe parametry, to jest w błędzie. Nowe galaktyki wyposażono w najmocniejsze obecnie dostępne procesory Exynos, rewelacyjne aparaty fotograficzne (żadne inne telefony nie robią tak świetnych zdjęć w ciemnościach!) i kilka ciekawych pomysłów, np. przycisk domowy imitujący fizyczny klik. Ceny nowych Galaktyk to odpowiednio 3499zł i 3999zł.
41
Anna Kamińska, Agnieszka Kurczych, Agnieszka Więdłocha, Karina Grygierek, Marcin Grygierek Ada Fijał
Jarosław Szymczak i Dorota Wróblewska
FASHION SQUARE Kraków, 24.04.2017 Dzięki Fashion Square Kraków stał się najważniejszym punktem na modowej mapie Polski. Na placu przed Galerią Krakowską odbyło się wielkie wydarzenie modowe otwarte dla wszystkich. Ogromny, przeszklony namiot, kilkadziesiąt pokazów prestiżowych marek i znanych polskich projektantów takich jak: Łukasz Jemioł, Waleria Tokarzewska-Karaszewicz, duet MMC, Claudius Scissor, Forget-me-Not Pecunia, Street Fashion by New Nissan Micra,a także tysiące gości w samym sercu stolicy Małopolski.
Gosia Boy
Ewa Wojciechowska
Ilona Majer i Rafał Michalak
W ciągu dnia przybyli goście obejrzeli wyjątkowe pokazy marek, których butiki znajdują się w Galerii Krakowskiej. Big Star, C&A, Próchnik, FEMESTAGE Eva Minge czy Guess to tylko kilka brandów z całej plejady sobotniego harmonogramu. Nie zabrakło również pokazów biżuterii, gdzie na wybiegu królowały kolekcje od marki Lewanowicz, Kacpra Schiffersa czy Venezia. Dzienne pokazy zakończyły prezentacje topowych, polskich projektantów: Moniki Ptaszek, Andrzeja Fodera czy Ewy Szabatin
Rafał Czapul
Karina Kunkiewicz
Piotr Czak
Wielkie modowe wydarzenie nie może odbyć się bez udziału gwiazd i najważniejszych osób z branży. Fashion Square zaszczycili swoją obecnością takie osobistości jak Michał Zaczyński, Agnieszka Więdłocha, Karina Kunkiewicz, Tobiasz Kujawa, Ewa Wojciechowska, Mirosław Zbrojewicz, Katarzyna Zwolińska, Agnieszka Chrzanowska, Agnieszka Korzeniowska, Andrzej Młynarczyk, Gosia Boy, Ada Fijał i Kinga Litwińczuk. Wielkie zainteresowanie i tysiące przybyłych gości potwierdziły, że moda musi wychodzić do ludzi, przestając być zamkniętą branżą. Sobotnie Fashion Square było miejscem, które wszystkim pozwoliło poczuć się częścią świata mody. Kraków potrzebował takiego wydarzenia i dzięki Fashion Square stał się ważnym ośrodkiem na modowej mapie Polski.
Michał Zbrojewicz
Agnieszka Więdłocha Andrzej Młynarczyk
fot. akpa.pl - materiały prasowe 42
Green HAREL Krytyk mody, autorka bloga HARELBLOG.PL
WYBÓR KOLORU ROKU PRZEZ INSTYTUT PANTONE PRAKTYCZNIE NIGDY NIE ODNOSIŁ SIĘ TYLKO I WYŁĄCZNIE DO MODY. NA PODJĘCIE DECYZJI MAJĄ WPŁYW NAJRÓŻNIEJSZE CZYNNIKI, OD SZTUKI PRZEZ EKONOMIĘ, PO NASTROJE SPOŁECZNE. BŁĘDNIE INTERPRETOWANY JAKO TEN, KTÓRY POWINNIŚMY NOSIĆ PRZEZ NAJBLIŻSZE DWANAŚCIE MIESIĘCY, STAWIA PIERWSZĄ LITERĘ I OSTATNIĄ KROPKĘ, POZOSTAWIAJĄC W ŚRODKU SPORO MIEJSCA NA SWOBODNĄ INTERPRETACJĘ. CZY DZIWI ZATEM, ŻE 2017 ZOSTAŁ POMALOWANY NA NIEZBYT TWARZOWY, ACZ UROCZY ODCIEŃ ZIELONEGO? OTO KILKA POWODÓW, KTÓRE MOCNO UZASADNIAJĄ JEGO OBECNOŚĆ.
1. Świadomość
Odnosi się zarówno do poszczególnych wyborów, jak i ogólnego stylu życia. Bezmyślność i automatyczne powtarzanie schematów odchodzą hen daleko, ustępując miejsca refleksji, a co za tym idzie, samodzielnemu poszukiwaniu szczęścia. Już nie jest tak łatwo nam wmówić, że potrzebujemy tej czy innej rzeczy. Popularność poradników o życiowym minimalizmie nie wzięła się znikąd.
2. Troska o środowisko
Bo dzieje się źle, a będzie jeszcze gorzej. Nie znaczy to jednak, że mamy przybrać bierną postawę i sobie ten upadek oglądać z wygodnej pozycji. Zatem sortujemy, oddzielamy, naprawiamy i w ostateczności dopiero wyrzucamy. Niedawno świat obiegła niezwykle optymistyczna wiadomość o otwarciu pierwszego domu towarowego wypełnionego samymi zreperowanymi lub zrecyklingowanymi rzeczami, ReTuna Recycling Galleria. W Szwecji, rzecz jasna. Wewnątrz znajduje się czternaście sklepów: z meblami, komputerami, ubraniami, rowerami, a nawet materiałami budowlanymi. To dopiero pomysł na przyszłość!
3. Jedzenie
Ach, ten słynny hipsterski jarmuż, przed obecnością którego ustrzegł się chyba tylko kompot… I soki, wyciskane na zimno i tak powoli, że można zasnąć, zanim się zrobią. I pesto z liści
44
rzodkiewki. I neonowa wręcz matcha. Trochę się z nich podśmiewamy, ale tak naprawdę lubimy bardzo. Te rzeczy za dobrze wpływają na zdrowie i samopoczucie, żeby z nich okrutnie żartować.
4. Podróże
Po fascynacji wielkomiejskim życiem nadszedł czas na powrót do natury. Trend ten otrzymał nawet swoją oryginalną nazwę: „eskapizm”. Uciekamy w zielone, niekoniecznie pierwotne, bo po zabawie do białego rana przy osobiście rozpalonym na plaży ognisku miło jest dostać gotowe śniadanie, a potem wrócić do pachnącego świeżą pościelą pokoju. Ale balans zielonego na Instagramie zostaje osiągnięty.
5. Moda
Sporo mówi się o zjawisku zwanym „green washing”, czyli w wolnym tłumaczeniu, praniu mózgów klientów na zielono. Marki, które mają najwięcej na sumieniu, od zanieczyszczania świata po wyzysk pracowników, chętnie włączają się w działania proekologiczne, nierzadko całkiem sensowne. Pozytywne przykłady odnaleźć można nawet na samym szczycie. Taka Stella McCartney przestała używać w swoich kolekcjach skór czy futer zanim było to… modne. Torebka sygnowana jej nazwiskiem, wykonana ze sztucznego tworzywa, nie różni się ceną (ani jakością) od tej ze skóry naturalnej. Co każe przewartościować swoje opinie o „inwestowaniu w ponadczasowe i trwałe skórzane akcesoria”.
6. Architektura
Odnoszę wrażenie, że ostatni raz planowanie zieleni było tak istotne w osiemnastym wieku. Miejsce na zielone znajduje się nie tylko pomiędzy budynkami, ale w nich przede wszystkim. Coraz silniej realizowana jest idea zrównoważonego budownictwa, w dużym skrócie takiego, które ma pomagać, a nie szkodzić. Zarówno człowiekowi, jak i naturalnemu otoczeniu. Podziwiając projekty światowych mistrzów można sobie stworzyć miniaturowy odpowiednik na balkonie czy parapecie. Wyhodować, zmiksować, a przed wypiciem pstryknąć zdjęcie na „fejsa”. Pantone znów nas przejrzał…
fot. Aleksandra Zaborowska
na Bali Wyrazistość, surowość form oraz szorstkość faktur stoi za każdą kolekcją Anny Orskiej. Swoją pierwszą orientalną biżuterię zaprojektowała podróżując do Nepalu. Dziś, zainspirowana Indonezyjskim rzemiosłem, roślinnością i kulturą tamtejszej ludności prezentuje kolekcję zatytułowaną Bali. Miniaturowe czarne i białe rzeźby przybrały formy dziobów
i szponów, rybich płetw, kłów rekinów, czaszek ptaków i bawołów. Biżuteria przypomina talizmany, amulety i małe współczesne totemy. Przy współpracy z fotograf Aleksandrą Zaborowską oraz graficzką Barrakuz, mistyczny klimat skradł wizerunkową sesję ręcznie wykonanej biżuterii.
z Red Dot Award
Fot. Filip Żołyński
Polska marka, znana z trwałych toreb, plecaków i akcesoriów wykonanych z cordury stała się must have’em wśród miejskiej społeczności. Swój sukces zawdzięcza prostemu, ponadczasowemu designowi, ogromnej wytrzymałości oraz jakości wykonania. Marka została doceniona nie tylko przez entuzjastów mody streetowej, ale także przez międzynarodowe jury Red Dot Award.
46
Ta nagroda stanowi jedno z najważniejszych na świecie wyróżnień dla dobrego designu oraz znak jakości potwierdzający doskonałość wzornictwa i projektów. Nagrodzone modele to najnowsza kolekcja marki CARGO by OWEE. Linia REFLECTIVE została wykonana z cordury oraz przepleciona odblaskową nitką. CARGO by OWEE to doskonały balans pomiędzy jakością, funkcjonalnością oraz designem.
fot. Marcin Kempski
x Reebok Local Heroes. Festiwal Coachella stał się inspiracją dla kampanii wizerunkowej kolaboracji. Metaliczno-różowy Cadillac perfekcyjnie współgra z modelkami Local Heroes – młodymi i pewnymi siebie.
Fot. Monika Wiktor
Oops, they did it again! Marka Reebok po raz drugi łączy siły z dziewczynami z Local Heroes. Klasyczny model Reebok przeszedł rewolucję – dominuje girl power, róż, fiolet i tęczowy tie-dye print w środku obuwia. Nieoczywistym dodatkiem są futrzane zdobienia oraz zawieszka w kształcie serca z logotypem
x Jay Freestyle Każda kolejna kolekcja Mr. GUGU & Miss GO to nowy kierunek. Tym razem inspiracja dla nowych motywów przyszła z Holandii, a dokładniej z Amsterdamu. Mr. GUGU nawiązało współpracę
z cenionym tatuażystą Jayem Freestyle. Wielobarwne prace artysty dostępne są zarówno na kultowych bluzach, t-shirtach oraz koszulkach. Motto Jaya: Give me a piece of your skin & I’ll give you a piece of
my soul idealne koresponduje z filozofią Mr. GUGU & Miss GO. Dzięki oryginalnym motywom wypełniającym markę każdy z pewnością wyróżnicie się z tłumu.
47
fot. Kasia Bielska
robi róznicę
48
PAT GUZIK WYGRAŁA ECOCHIC DESIGN W HONGKONGU, NAJWIĘKSZY KONKURS DLA PROJEKTANTÓW STOSUJĄCYCH ZASADY ZRÓWNOWAŻONEJ MODY. DLATEGO W NUMERZE POŚWIĘCONYM HASŁU #GREENERY PYTAMY JĄ, CZYM JEST MODA SPOŁECZNIE ODPOWIEDZIALNA I JAK WYGLĄDA W POLSCE - ROZMAWIA RAFAŁ STANOWSKI
fot. Kasia Bielska
Dlaczego moda nie jest eko? - Przemysł modowy jest jednym z najbardziej zanieczyszczających globalne środowisko. Nie chodzi jednak tylko o kwestię wpływu na naturę, lecz również o relacje społeczne. Chodzi o warunki pracy w fabrykach odzieżowych. Dlatego coraz głośniej jest o modzie społecznie odpowiedzialnej, która łączy troskę o środowisko i człowieka. Z drugiej strony „moda ekologiczna” może okazać się pewną pułapką. Co zrobić, by nie zamknąć tego pojęcia w niszy skierowanej dla grupki szaleńców i aktywistów? Moda eko powinna być przecież globalna i masowa - tylko wtedy ma sens. - Moda zrównoważona to szerokie pojęcie, w którym kryje się wiele tematów. Można ją rozumieć jako aktywizację lokalnych społeczności, rzemieślników, restytucję dawnych zawodów. Może być produkcją tkanin, przy tworzeniu których nie zanieczyszczano środowiska. Są to działania zarówno w procesie produkcyjnym, jak i wzbudzanie świadomości wśród odbiorców, czyli klientów. Może to być temat no waste, czyli takie projektowanie i konstruowanie ubrań, by powstawało jak najmniej ścinek. Możemy być eko, bo używamy takich tkanin, które zostały spisane na straty lub np. walczymy o prawa zwierząt. Projektant mody zrównoważonej nie musi działać we wszystkich tych obszarach jednocześnie. Wielkie koncerny odzieżowe coraz częściej organizują akcje proekologiczne, pokazując „my też popieramy zarównoważoną modę”. Myślisz, że to autentyczne podejście czy raczej zabieg piarowy?
- Na pewno jest to zabieg piarowy, w trendbookach takie terminy jak ekologia, recykling czy upcykling są prezentowane jako modne. Ale nawet jeśli kryją się w tym intencje piarowe, jest tu również pozytywny przekaz - takie akcje uczą konsumentów, wzbudzają świadomość, że istnieje realny problem i klient ma wpływ na poprawę tej sytuacji. Poza tym nie ma nic piękniejszego niż wyprodukowanie np. 100 tysięcy kurtek, przy konstrukcji w których powstała na przykład minimalna ilość ścinków. To już robi dużą różnicę. Czy tworzenie mody ekologicznej jest droższe, czy to mit? - Gdyby było tańsze, robiłyby to wszystkie firmy. Produkcja jest nie tyle droższa, co bardziej skomplikowana. Wymaga więcej czasu, umiejętności, zaangażowania. W dobie fast fashion czas jest niezwykle ograniczony, więc firmy wolną zrobić coś taniej i szybciej. Kiedy jest się świadomym projektantem, niezwykle ważna jest satysfakcja z faktu, że robimy coś dla innych, działamy prospołecznie. Świadomość, że nasz głos robi różnicę. To napędza do działania. Wygrałaś konkurs EcoChic Design w Hongkongu, potem pracowałaś tam dla dużej firmy modowej. Jak ten temat postrzega się w Azji, która z jednej strony jest globalnym trendsetterem, a z drugiej szwalnią napędzającą fast fashion, czyli mody projektowanej i szytej w niezwykle szybkim tempie? - Godzinę drogi od Hongkongu znajduje się wiele zakładów produkujących modę. To często wioski fabryczne, które zasiedlają pracownicy, z własnymi sklepami, zakładami
49
usługowymi. Z drugiej strony Azjaci są coraz bardziej świadomi tematów ekologicznych. Podobnie jest wśród studentów projektowania, coraz więcej z nich zajmuje się tym, by poprawić wizerunek Chin. Tamtejsze uniwersytety są nastawione na rozwój technologiczny, skupiają się na tworzeniu nowych tkanin, których produkcja jest na przykład bardziej przyjazna dla środowiska. Badania są mocno wspierane przez organizacje państwowe, co stwarza ogromne warunki do rozwoju. A jak jest w Polsce? W Szkole Artystycznego Projektowania Ubioru w Krakowie, gdzie wykładasz, prowadzisz kursy no waste, uczysz młodych projektantów, jak ważne jest myślenie ekologiczne. Jak oni reagują na ten temat? - Różnica między nami, starszą grupą wykładowców, a młodszymi studentami jest taka, że my wynieśliśmy z domu ogromny szacunek do przedmiotów. Pamiętamy czasy, kiedy nic nie było, nasi dziadkowie i rodzice nauczyli nas, że jeśli coś się zepsuje, nie trzeba tego od razu wyrzucać. Młodsze pokolenia dorastały w nadmiarze rzeczy, więc mają inną perspektywę. Staramy się ich przekonać, że w stare, niechciane rzeczy można tchnąć nową energię.
materiałów. Wszystko jest na wyciągnięcie ręki. Mamy długą tradycję włókienniczą i zakłady posiadające wysoką jakość, dlatego coraz więcej osób z zagranicy przenosi produkcję do nas. A polskie szwaczki, które wyjeżdżają z Polski, pracują potem często w najlepszych londyńskich szwalniach tworzących dla wielkich projektantów. - No właśnie, mamy świetne warunki do tworzenia mody. To był jeden z powodów, dla których nie zostałam w Hongkongu i wróciłam do Polski. Dziwię się tylko, dlaczego branża odzieżowa nie jest postrzegana przez polskich polityków jako istotna gałąź gospodarki, w której rozwój warto inwestować. Nie mamy aktywnie działającego Polish Fashion Council, czyli instytucji dbającej o rozwój mody danego kraju, w przeciwieństwie do większości zachodnich państw. - Trwamy w błędnym kole. Z jednej strony moda nie jest postrzegana w Polsce jako dziedzina sztuki, nie obejmują nas stypendia artystyczne czy programy wsparcia przeznaczone dla kultury. Z drugiej strony nie widzę wsparcia biznesowego, jest to sektor, który…
Moda zrównoważona rośnie siłę w kontrze do fast fashion, która zamieniła Jest zostawiony sam sobie? branże w wyścig. Jak są- Dokładnie. dzisz, co będzie dalej moda jeszcze przyspieszy, Nie brzmi to optymistyczbędziemy mieć nowe konie. Co mówisz studentom lekcje nie co miesiąc, ale co na zajęciach? tydzień, czy zacznie zwal- Mówię, że bardzo wiele zaleniać? ży od samego projektanta, od - Tendencje się zmieniły, lujego pomysłu i wytrwałości. dzie są zmęczeni fast fashion, Nie można oczekiwać wielkolekcji powstaje coraz więkiego wsparcia finansowego. cej, nie zdążymy kupić nowej, Inwestorzy wolą finansować a do sklepów wchodzi jeszcze duże nazwiska, nie chcą ryzyPat Guzik i zwycięska kolekcja w Hongkongu fot. Redress nowsza. Klienci coraz częściej kować we wsparcie młodych patrzą na jakość, zdają sobie talentów... sprawę, że można kupić coś za 29 zł, ponosić przez miesiąc i kupić następną rzecz, ale tak I chcą, by wszędzie pojawiali się celebryci, którzy mają być naprawdę lepiej zapłacić trzy razy więcej i mieć rzecz na dłużej, magicznym magnesem przyciągającym klientów. a tym samym kupować mniej. Żyjemy w czasach poszukiwania - Zapominamy trochę, o co w tym wszystkim chodzi. Cała piaunikalnej tożsamości, bycia innymi niż reszta. Fast fashion nie rowa otoczka jest ważna, ale ważny jest też produkt. Mamy jest tego w stanie zapewnić, dlatego wiele firm produkujących mnóstwo zdolnych, młodych ludzi, którzy kończą szkołę, nie masową odzież wprowadza krótkie, limitowane linie, sygno- mają pieniędzy, bo wydali je na kolekcję dyplomową. Warto wane często terminem eko. pomyśleć o większym wsparciu dla nich, nie tylko finansowym, ale też medialnym. Potrzeba im zaufania i cierpliwości, a wtedy W grudniowym numerze rozmawiałem z Zuzą Skalską, na pewno będą tworzyć dalej dobre i ciekawe kolekcje. która widzi przed Polską, która jest krajem silnie związanym z naturą, ogromną szansę: możemy stać się kuźnią Tak sobie myślę, że mimo wszystko nam, Polakom, ciągle produktów określanych pojęciem slow, a więc slow food, się chce tworzyć, nie tylko modę. slow design, może też slow fashion? - Mamy ogromny potencjał twórczy, począwszy od artystów - Sami sobie nie zdajemy sprawy z tego, jakie mamy znako- malarzy czy rzeźbiarzy, przez projektantów, po stylistów i fomite warunki w Polsce. Produkcja w Hongkongu czy Chinach, tografów. Widzę w nas ogromną potrzebę działania i robienia o czym się sama przekonałam, byłaby o wiele trudniejsza dla własnych rzeczy. Gdybyśmy myśleli wyłącznie zdroworozsądmnie, młodego projektanta, który nie dysponuje wysokim bu- kowo, podliczali zyski i straty, to wszystko byłoby pozbawione dżetem. Tam myśli się przede wszystkim skalą, dla nich mała logiki. A my ciągle inwestujemy, wierzymy w sukces. Jest w nas, produkcja to taka, która zaczyna się od 1000 sztuk. W Polsce w środku, coś, co każe nam działać. I to jest piękne. nie ma problemu uszyciem 50 kurtek wykonanych z lokalnych
50
wydarzenia
MAŁO ATRAKCYJNA TWARZ BRANŻY MODOWEJ
fot: Michaela Metesova
JESZCZE DO NIEDAWNA UWAŻANO, ŻE BRANŻA ODZIEŻOWA JEST DRUGIM NA ŚWIECIE PRZEMYSŁEM CO DO WIELKOŚCI I SKALI WYTWARZANYCH ZANIECZYSZCZEŃ. OMYŁKOWE WYKORZYSTANIE TEGO STWIERDZENIA W MATERIAŁACH PRASOWYCH DUŃSKIEGO INSTYTUTU MODY DOPROWADZIŁO DO BŁĘDNYCH PRZEKONAŃ CYTOWANYCH I PRZYWOŁYWANYCH PRZY OKAZJI WIELU INNYCH PUBLIKACJI. A MOŻE NIE TYLE NAWET BŁĘDNYCH, CO NIGDY NIEPOTWIERDZONYCH. BRANŻA MODOWA JEST JEDNYM Z NAJBARDZIEJ WYMAGAJĄCYCH ZASOBÓW PRZEMYSŁÓW, ZARÓWNO POD WZGLĘDEM ZASOBÓW NATURALNYCH, JAK I LUDZKICH. JEDNAK ZE WZGLĘDU NA MNOGOŚĆ ASPEKTÓW, KTÓRE NALEŻAŁOBY WZIĄĆ POD UWAGĘ, NIKOMU NIE UDAŁO SIĘ JESZCZE OBLICZYĆ CAŁKOWITEJ SUMY KOSZTÓW SPOŁECZNYCH, KTÓRE GENERUJE. Koszty społeczne obejmują wszystkie bezpośrednie oraz pośrednie straty poniesione przez społeczeństwo w rezultacie działalności ekonomicznej poszczególnych producentów. W przypadku branży modowej straty te mogą być wyrażone w uszczerbku na zdrowiu, wyczerpywaniu się zasobów naturalnych lub naruszaniu wartości mniej uchwytnych. Model przemysłu modowego opartego o kapitalistyczną konsumpcję w ujęciu gospodarczym działa więc prawidłowo. Marki fast
52
fashion stale dążą do maksymalizacji zysku, minimalizacji kosztów, wzrostu produkcji i sprzedaży oraz totalnej ignorancji kosztów społecznych. Co więcej, przy okazji sieciówek możemy mówić o zmierzeniu się z problemami wygenerowanymi nie przez dwie kolekcje sezonowe, a pięćdziesiąt dwie wprowadzane do sprzedaży co tydzień. Problemami, które w przypadku braku zrównoważonych praktyk zaczynają się już na etapie wyhodowania rośliny i pozyskania materiału, a nie kończą nigdy jeśli mowa o materiale nie podlegającym biodegradacji. Na przestrzeni ostatnich kilku dekad nastąpiła istotna deflacja cen odzieży oraz gwałtowny wzrost kosztów produkcji. Elementem łańcucha dostaw, który ucierpiał na tej kombinacji najdotkliwiej, jest tania siła robocza. Wyzyskiwana, poniżana, często pozostawiona bez prawa do głosu i zmuszona do pracy w niegodziwych warunkach. Z braku alternatyw oraz z naturalnej potrzeby zarabiania mieszkańcy krajów rozwijających się z własnej nieprzymuszonej woli godzą się na pracę w zakładach, które ich eksploatują, a nie sprawiedliwie wynagradzają. Natomiast rządy krajów rozwijających się nie godzą się na podwyższanie płac minimalnych, obawiając się o odpływ kapitału. Kombinacja czynników dysfunkcyjnego systemu doprowadziła do sytuacji, w której wyzysk i ignorancja stały się normą.
Dopiero tragedia, która nastąpiła 24 lipca 2013 roku rzuciła światło na rzeczywistą sytuację, z którą codziennie muszą się mierzyć setki tysięcy osób zatrudnionych w branży modowej. Kompleks fabryczny Rana Plaza w Bangladeszu w wyniku fatalnego stanu technicznego budynku zawalił się przyczyniając się do śmierci 1138 osób. To właśnie po tej katastrofie narodził się globalny ruch Fashion Revolution, założony w Wielkiej Brytanii. Przedstawiciele Fashion Revolution uważają, że utrata życia przez robotników Rana Plazy była zbyt wysoką ceną, którą Ci ludzie zapłacili za niską cenę produkowanych ubrań. Branża modowa z zasady powinna zadbać o bezpieczne warunki pracy, dlatego Fashion Revolution walczy o lepszą przyszłość i rewolucję globalnego przemysłu modowego. Fashion Revolution działa w 95 państwach na całym świecie i wspierana jest przez ekspertów branżowych, świadomych konsumentów, przedstawicieli rządowych, jednostki akademickie, inne organizacje pozarządowe oraz ludzi, którzy wierzą i oczekują pozytywnych zmian. Według danych raportu “The Behind the Barcode 2015” organizacji Baptist World Aid Australia tylko połowa spośród 219 największych marek odzieżowych potrafiła wskazać konkretne fabryki, w których powstały ich produkty. Jak więc możliwa jest z ich strony kontrola przestrzegania praw człowieka oraz praktyk, które mogą mieć istotny wpływ na środowisko? W sytuacji, kiedy większość marek modowych nie posiada fabryk, a korzysta z usług zewnętrznych podmiotów, jest to nie do zaakceptowania. Fashion Revolution nawołuje firmy do transparentnego łańcucha dostaw, co mogłoby być pierwszym krokiem ku rewolucji. W cztery lata po zainicjowaniu ruchu ok. 150 globalnych marek, w tym m.in. H&M, Adidas, Gap opublikowało listę wszystkich swoich dostawców, a z każdym miesiącem dołączają do tego grona nowi producenci. To umożliwi objęcie większej kontroli nad fabrykami i pozwoli stać się motorem rewolucji. Wychodząc naprzeciw konsumentom i markom modowym w rocznicę tragedii Rana Plaza organizowana jest globalna kampania Fashion Revolution Week, która oprócz uczczenia pamięci ofiar ma za zadanie uświadamiać i aktywizować do działania. To czas kiedy działania Fashion Revolution na całym świecie
intensyfikują się w postaci organizowanych spotkań branżowych, paneli dyskusyjnych czy projekcjach filmu “The True Cost”. Jednak Fashion Revolution Week (odbywający się w tym roku 2430 kwietnia) to przede wszystkim okazja do wzięcia udziału w otwartej kampanii #whomademyclothes organizowanej podczas tego wyjątkowego tygodnia. Organizacja zachęca konsumentów do podjęcia samodzielnego dialogu z markami. Wystarczy, że w trakcie trwania kampanii udostępnią oni zdjęcia swoich ubrań lub metek oraz zwrócą się z pytaniem #whomademyclothes do konkretnych marek. Kampania Fashion Revolution nie jest wymierzona przeciwko markom - jest to akcja edukacyjna, mająca uświadomić konsumentom, że ich oczekiwania często przekładają się na praktyki stosowane przez producentów odzieży. Dlatego wybierając ubrania z metkami dążących do odpowiedzialności marek są w stanie wpłynąć na poprawę warunków pracy wielu ludzi na całym świecie oraz nie przyczyniać się do dalszego zanieczyszczania naszej planety. Dzięki sumie i sile naszych wyborów, ta przez wielu wyczekiwanych zmiana staje się możliwa. ZUZA GĄSIOREK Fashion Revolution Poland
Catwalk Athinakorda fot. Studio Panoulis
53
Jaka jest moda, gdy nikt nie patrzy? Zazwyczaj ekscytująca, ale bywa też niewygodna i to wcale nie kwestia uwierającej metki. Aby w pełni ją zrozumieć, trzeba ją jednak poznać w każdym wydaniu: najlepszym i najgorszym. Oto filmy, które odzierają modę z błyskotek i wyjawiają jej sekrety, ale też pokazują możliwości zmiany i... zmuszają do myślenia. ALEKSANDRA ZAWADZKA
T H R E AD Wpływ lokalny i globalny wyprodukowania nowej kolekcji pierwszej lepszej sieciówki jest ogromny. Raz, że sami przykładowo nosimy na sobie rzeczy z genetycznie modyfikowanych roślin, dwa – etyka pracy w fabrykach odzieżowych pozostawia wiele do życzenia. Produkcja ubrań jest jednym z najbardziej szkodliwych dla środowiska biznesów. Zmiany są więc konieczne i o tym właśnie mówi „Thread”. Dokument jednak nie tylko pokazuje nam mroczne działania przemysłu odzieżowego, ale też przybliża jego jasną stronę – modę etyczną. To w dużej mierze dobre przykłady: wypowiedzi producentów bawełny organicznej, rozmowy o odpowiedzialności, jaką biorą marki, przykłady wykorzystywania upcyklingu i ekologii, które (ku
co chwilę wyrzucają ubrania i biegną po nowe, rzeki przybierają kolor toksyn, a czarne charaktery pilnują, aby było coraz gorzej. Pojawia się jednak grupka boha-
terów, którzy chcą zmienić obecną sytuację. W końcu „Toxic is so last season”.
THE MACHINISTS W dokumencie poznajemy historie trzech młodych kobiet, pracujących w fabrykach odzieżowych w Bangladeszu, a także szefa ich nowego związku zawodowego. Jedna z bohaterek, tak samo jak jej siostry, jest samotną matką, inna – do pracy została wysłana już jako dziewięciolatka. Wszystkie opowiadają o sobie i pokazują swoją codzienność: pełną ciężkiej pracy, obowiązkowych nadgodzin i niskich płac. Taka forma filmu daje bezpośredni głos młodym ludziom z Dhaki i pozwala z bliska zobaczyć, jaka jest rzeczywistość powstawania „naszych” ubrań.
zaskoczeniu wielu) doskonale prezentują się na wybiegach i nie oznaczają wcale spódniczek z liści i worków na śmieci.
D E T O X F AS H IO N Film tak naprawdę jest kampanią społeczną Greenpeace i ma formę trailera anime. Przedstawia świat, w którym bezmyślny konsumpcjonizm nierozerwalnie połączony jest z masową produkcją ubrań i... zanieczyszczeń. Trendy dyktowane są w zawrotnym tempie, tłumy
54
FAIR TRADE: THE FIRST STE P Za tym i paroma innymi filmami poświęconymi modzie odpowiedzialnej (np. „Organic Cotton – Grown in the USA”) stoi Patagonia, marka zajmująca się produkcją ekologicznej turystycznej odzieży. W „Fair Trade: The First Step” uchyla rąbka tajemnicy i pokazuje, jak fair trade wygląda w rzeczywistości – w końcu sama jest jej przykładem. To chociażby podniesienie płac, poprawa warunków życia pracowników oraz lepsza jakość ubrań. I pozostaje jej wierzyć, bo od 1996 roku Patagonia używa wyłącznie organicznej bawełny, a od ponad 30 lat przekazuje część przychodów na organizacje zajmujące się ochroną środowiska.
T R U E C OS T Czy przeszło Ci kiedyś przez myśl, ile osób pracuje, by udało Ci się kupić dwupak bluzek za grosze? Ceny ubrań maleją – zupełnie odwrotnie niż w przypadku kosztów ludzkich i środowiskowych. „True Cost” to dokument o modzie w pełnej jej krasie, który pokazuje też to, co nie zawsze chcemy widzieć i wiedzieć. Konsumpcjonizm ramię w ramię z ekscytującymi pokazami, zawalenie się wieżowca w Rana Plaza i blogerki chwalące się nowym haulem zakupowym, wyzysk pracowników, rodzinne manufaktury, rozmowy ze specjalistami i czołowymi projektantami… Refleksja nieunikniona.
F
Zielono mi ot
.
ch Mi
a ńs zc ał P
z yk
TOBIASZ KUJAWA freestylevoguing.com
WIOSNA WŁAŚNIE WCHODZI W ETAP CUDOWNEJ EKSPLOZJI. TRAWA CHCIWIE WYCIĄGA ŹDŹBŁA DO SŁOŃCA, DRZEWA DEKORUJĄ SIĘ LIŚĆMI, A WIZJA PARSZYWEJ ZIMY ODESZŁA W CHWILOWE ZAPOMNIENIE. OBY TA SZANTRAPA ZŁAMAŁA NOGĘ, KIEDY ZNÓW BĘDZIE ZMIERZAĆ W NASZYM KIERUNKU ZE SWOIMI WILGOTNYMI I LODOWATYMI UŚCISKAMI. Wiosna w sumie nie jest lepsza - to dla odmiany wariatka. Ma meteorologiczną dwubiegunówkę, ubłocone stopy i na dodatek uwielbia odsłaniać spod śniegu rozmaite, choć często mało porywające skarby. Jest jak kłopotliwy ale i serdeczny gość, którego wita się z ciężkim sercem, ale po jakimś czasie i sporej dawce cierpliwości nie chce się go wypuścić z domu - bo w końcu, po roztopach i kapryśnych temperaturach nadchodzi ten upragniony moment, kiedy dookoła robi się zielono. Wrażliwy człowiek, umęczony miesiącami szarzyzny, nareszcie ma lepszy humor. Uwielbiam tę chwilę. Niby nic się nie dzieje, coś tam sobie nieśmiało pączkuje na burym tle, a pewnego dnia, wyglądając za okno, odkrywa się cudowną niespodziankę - świat jest zielony! Skoro zieleń tak pozytywnie wpływa na nasz nastrój, to może by się nią nie wystroić i z tą nową energią ruszyć w świat? Dlaczego jednak nigdzie nie widzę uzielenionych ludzi? Ano dlatego, że zieleń bywa zdradziecka i jest trudna w noszeniu. To również jedna z najbardziej niejednoznacznych barw o wyjątkowo bogatej symbolice. W średniowieczu utożsamiano ją z siłami nieczystymi. Dziś z życiem i zdrowiem. Dzięki przyrodzie jej jaskrawsze odcienie kojarzymy z trucizną, a dzięki człowiekowi z toksycznymi odpadami. Zieleń to zarówno szczytna nadzieja, jak i przyziemna barwa pieniędzy. Zieleń to również naturalna, choć nielegalna (niestety) chwila euforycznego relaksu, którego ceną jest nieposkromiony apetyt. Można być zielonym na wiele sposobów - zarówno z braku doświadczenia, jak i żyjąc ekologicznie. Niektórzy zielenieją z zazdrości, a inni z choroby. Ale zieleń, przede wszystkim, koi zmysły. Pytanie tylko - którą zieleń wybrać? Tu z pomocą nadszedł Pantone, który na 2017 rok wybrał odcień 15-0343. Nie agresywny i wściekle jadowity, daleki od tajemniczości szmaragdowych leśnych odstępów czy przygnębiający niczym kliniczne niby-lamperie. Jest jasna, relaksująca, neutralna. To ważne, bo kolor roku to nie tylko modny „nakaz” przemalowania ścian w salonie, zrewolucjonizowania garderoby i wykupienia we wnę-
56
trzarskiej sieciówce każdego gadżetu wpisującego się w trend. To również pewnego rodzaju symbol i sugestia. Dla mnie ta zieleń jest przede wszystkim zaproszeniem do zmiany nastawienia - zatrzymaj się, stań. Skup się na tym co naprawdę ważne. Oddychaj i uspokój myśli. Neutralna propozycja Pantone to doskonały powód, żeby odkurzyć zielony i przywrócić go do łask. Przed eksperymentami warto jednak zapamiętać, że zieleń w wersji od stóp do głów, nadaje się wyłącznie dla rybaków, mundurowych i dziwaków, którzy zniosą ciężar spojrzeń lustrujących takiego miejskiego-gajowego czy inną królową elfów. Zieleń i czerwień? Zostawmy na święta. Zieleń i fiolet
PRZED EKSPERYMENTAMI WARTO JEDNAK ZAPAMIĘTAĆ, ŻE ZIELEŃ W WERSJI OD STÓP DO GŁÓW, NADAJE SIĘ WYŁĄCZNIE DLA RYBAKÓW, MUNDUROWYCH I DZIWAKÓW, KTÓRZY ZNIOSĄ CIĘŻAR SPOJRZEŃ LUSTRUJĄCYCH TAKIEGO MIEJSKIEGO-GAJOWEGO CZY INNĄ KRÓLOWĄ ELFÓW wydawałyby się klasycznym rozwiązaniem, ale trąci ono myszką i - uwaga - bywa bardzo tandetne. Zieleń w towarzystwie błękitu albo brązu to zestaw wymyślony przez samą naturę, ale trzeba pamiętać, że może postarzać. I nigdy razem - albo błękit, albo brąz, bo te kolory w ubiorze gryzą się okrutnie. Zieleń, szczególnie ta konkretna pantonowska, uwielbia cytrusy, a najbardziej miąższ grejpfruta. Zieleń nie pogardzi również odświeżającą kompanią bieli, najchętniej tej „złamanej”, ale jej największą przyjaciółką, jak każdego innego koloru, jest oczywiście czerń. Zarówno jako baza dla akcentu jak i tło dla deseni - od rozmaitych wariantów odważnego kamuflażu, przez geometrię, aż po bezpieczne łączki, różane ogrody i dżungle. Warto pamiętać, że zieleń, również w odcieniu 15-0343, lubi opaleniznę. W makijażu? Nigdy sama. To wygląda dobrze tylko na czarnoskórych, dlatego trzeba ją mieszać z innymi barwami, aby uniknąć wizażu godnego urzędniczki z budżetowki. I jeszcze jedno - zieleń 15-0343 to prawdziwa gratka dla pastelowych maniaczek. Dosłownie każda delikatna barwa będzie się z nią dobrze komponować. Z odrobiną złota i dotkniętą słońcem karnacją - bajka. To jak, gracie w zielone?
TR Y C H O L O G IA - i p ro b l e m z g ło w y !
ALLURE beauty boutique
Co to jest trychologia? Trychologia to dziedzina nauki, która zajmuje się diagnozowaniem i leczeniem skóry głowy oraz włosów. Zadaniem trychologa jest szczegółowa analiza kondycji skóry głowy, włosów oraz mieszków włosowych. Rolą specjalisty jest również dobranie odpowiedniej pielęgnacji oraz terapii, która wpłynie znacząco na eliminację problemów. Oprócz nadmiernego wypadania włosów, w gabinecie możemy uzyskać porady dotyczące różnych schorzeń związanych ze skórą głowy tj. łupieżu, łojotokowego zapalenia skóry czy łuszczycy.
ALLURE beauty boutique
Kiedy wybrać się do trychologa ? Poza dużą ilością wypadających włosów, to co powinno być dla nas alarmujące to na przykład pojawiające się suche płatki na skórze głowy, swędzenie, pieczenie, zaczerwienienie, stany zapalne. Nadmierne przetłuszczanie włosów, reakcja alergiczna po zabiegach stylizujących włosy to również problemy, z którymi trycholog pomoże nam sobie poradzić.
Jak wygląda badanie ? Za pomocą delikatnych ruchów pociągających kosmyki włosów trycholog sprawdza, czy wstępuje problem z wypadaniem włosów, następnie za pomocą elektronicznego mikroskopu obserwuje skórę oraz włosy. Połączenie mikrokamery z komputerem pozwala na wykonanie fotografii, co pozwala na dokładne objaśnienie problemu i zwrócenie uwagi na poszczególne dolegliwości. Skóra głowy w dniu zabiegu powinna być nieumyta, dla jak najlepszych wyników badania.
Paulina Buczek - kosmetolog, trycholog w Allure beauty boutique
Jakie są przyczyny wypadania włosów? Żyjemy w czasach w których ogromny problem stanowi zbilansowana dieta. Żywność, jest zmodyfikowana przez co nasze posiłki nie są pełnowartościowe. Wtedy zwykle sięgamy po suplementy w celu uzupełniania niedoboru witamin i minerałów, jednak czasem to za mało. Zaburzona praca układu hormonalnego spowodowana m.in. okresem dorastania, ciążą, zaburzeniem pracy gruczołu tarczycy oraz przyjmowanymi lekami są najczęstszą przyczyną łysienia a n d ro g e n owe g o ( h o r m o n a l n e g o ) . Pamiętajmy też, że to nie tylko dieta oraz zaburzona praca hormonów, to również „intensywność” życia. Łysienie plackowate jest jednym z wielu niepożądanych objawów długotrwałego stresu.
ALLURE
Jakie zabiegi poprawią kondycję skóry głowy oraz wzmocnią cebulkę włosów?
beauty boutique
Zabiegi, które oferują gabinety kosmetyczne przynoszą coraz bardziej zadowalające rezultaty. Najczęściej polecane zabiegi to mezoterapia oraz karboksyterapia skóry głowy. Świetne rezultaty przynoszą również zabiegi z wykorzystaniem prądów Darsonvala. Obustronnym kluczem do sukcesu jest szczera i wnikliwa konsultacja. Trzeba mieć również świadomość, że leczenie trychologiczne wymaga systematyczności zarówno w zabiegach , jak i pielęgnacji domowej dobranej przez specjalistę.
KONTAKT: T: +48 696 199 977 W: allurebeauty.pl A: ul. Ludmiły Korbutowej 4A Kraków
@allurebeautyboutiquekrakow allure.beautyboutique
foto: Grzegorz Mikrut @grzegorzmikrut modele: Dunayev / Gabriel Stęslowski stylizacja: Wojciech Szymański włosy: Christian Lange makijaż: Cofferdam studio: WSR 58
Tropical Chancer
60
62
64
Święto sportowego buta Od ludzi z pasją, dla ludzi z pasją. Sneakerslife będzie wydarzeniem bez precedensu i pierwszym z cyklu sneakersowych eventów, który zgromadzi nie tylko najlepszych sneakerheadów w Polsce, również przyciągnie wystawców zagranicznych oraz osoby ze świata streetwearu, których w Polsce jeszcze nie było. Zapraszamy 11 czerwca Prawdziwymi gwiazdami będą goście zagraniczni, którzy potwierdzili już swój udział w imprezie. Wśród nich są m.in. Hikmet Sugoer - założyciel najlepszego butiku w Europie Solebox, pojawią się także SneakerB0B i DeadStock Sneakerblog, jedni z najlepszych i najbardziej rozpoznawalnych blogerów sneakersowych w Europie. Swój udział potwierdził także Sasha Priem, znany europejski kolekcjoner butów i reseller posiadający w kolekcji limitowane buty Michaela Jordana. Podczas Sneakers life odbędzie się także wystawa oryginalnych i podpisanych przez Michaela Jordana butów. Te do Polski przywiezie znany, angielski sneakerhead GerardOG, a także pomysłodawca Sneakerslife Kamil Kaczyński.
Buty, z certyfikatem autentyczności, w których grał najlepszy koszykarz wszechczasów, Michael Jordan to prawdziwe rarytasy i są zwykle perełką każdego wydarzenia sneakersowego. Mam w kolekcji dwie takie pary, jedna to model Air Jordan 12 z 1997 z meczu z New York Knicks, druga to Air Jordan 14 z 1998. Obie pary są także podpisane przez Jordana - mówi Kamil, organizator Sneakerslife. Podczas Snekaerslife wystawią się m.in największe i doskonale znane sklepy w Polsce. Nie zabraknie także prywatnych wystawców z najgorętszym towarem na rynku. Wśród nich nie zabraknie pochodzącego z Polski, na co dzień mieszkającego w Berlinie Barta Pniewskiego, który ze swoją pokaźną kolekcją odwiedza wszystkie najważniejsze targi w Europie. Popularny J’s_On23 jest także dyrektorem kreatywnym projektu. Dodatkowo przewidziano także inne atrakcje, w tym koncerty muzyczne, jedzenie prosto z najlepszych foodtrucków i specjalne konkursy. Impreza odbędzie się 11 czerwca w godz. 11:00 – 19:00, w Babce Do Wynajęcia przy ul. Młocińskiej 5/7 w Warszawie sneakerslife.pl
Kiermash po raz 10.
- Jestem szczęśliwa, że udało nam się wprowadzić w życie ten fantastyczny pomysł, jakim było zorganizowanie Kiermashu. Frekwencja podczas każdej edycji tylko nas przekonuje jak ważna dla mieszkańców i dla Krakowa jest ta inicjatywa. Kiedy w 2014 r. organizowaliśmy pierwszą edycję, nie zakładaliśmy, czy będzie ich 5, 10, albo skończy się tylko na jednej... To nasi goście pokazali nam, że uwielbiają polskich projektantów, poszukują oryginalnych pomysłów na siebie i swój styl oraz zwyczajnie chcą nas odwiedzać. Dlatego Kiermash okazał się tak fajną imprezą - mówi Izabela Chyłek, miejska działaczka i współorganizatorka Kiermashu.
66
fot: Me Want Photo
Kiermash vol. X Urodziny w Forum będzie dużym modowym wydarzeniem Krakowa. Organizatorzy zapraszają 3-4 czerwca do uwielbianej przez krakowian i turystów przestrzeni dawnego Hotelu Forum. Przyjeżdża ponad 150 wystawców z modą, designem, akcesoriami.
fot. Mattwasik studio
JAK O SOBIE MÓWI, JEST RZEMIEŚLNIKIEM I KRAWCEM. TO RZADKOŚĆ W POLSKIEJ MODZIE. NATASHA PAVLUCHENKO CENI SOBIE SPOKÓJ I WYTRWALE REALIZUJE CELE, KTÓRE ZRODZIŁY SIĘ W JEJ WYOBRAŹNI. PRZEZ 10 LAT PRACY ARTYSTYCZNEJ TWORZYŁA POD WŁASNYM NAZWISKIEM, JEDNAK OD NIEDAWNA SWOJĄ DZIAŁALNOŚĆ ROZSZERZYŁA O NOWĄ MARKĘ GLAM BY NATASHA PAVLUCHENKO. Powstała ona z myślą o osobach kreatywnych, odważnych i pewnych siebie. Projektantka podejmuje grę z modnym dziś streetwearem - topy, t-shirty czy wygodne longsleevy to propozycja dla każdego. Motywem przewodnim kolekcji stały się trzy kolory – biel, czerń i czerwień. Projekty urozmaicone o logo GLAM oraz autorskie szkice tworzą spójną, streetową opowieść, do której zaprasza nas Natasha. I tutaj nie zabrakło rysunku żurnalowego, który kocha projektantka – do stworzenia nadruków na naturalnych tkaninach zostały wykorzystane autorskie szkice Natashy. Ręcznie malowane oraz zdobione białe koszule dają możliwość posiadania niepowtarzalnego egzemplarza. Aby podkreślić kobiecość, projektantka proponuje tuniki i sukienkie dostępne
w trzech długościach – mini, midi i maxi. Charakterystyczne dla kolekcji stały się również czapki full-cap oraz klasyczne bejsbolówki, które stanowią przełamanie dla eleganckich fasonów GLAM jak i uzupełnienie dla sportowych sylwetek. Biel, czerń i czerwień rozbudowana została o jeans scalający kolekcję w streetową całość. Funkcjonalnym, idealnym, by zestawić z każdym elementem kolekcji, stały się płaszcze - dostępne w trzech wiodących kolorach. Choć streetwear cechuje pozorna niedbałość oraz totalny brak kontroli nad panującymi regułami, w kolekcji GLAM na przekór doświadczamy dbałości o każdy szczegół i jakość wykonania. Podczas projektowania kolekcji wybrano najlepsze materiały – to bawełna, tencel czy tkaniny bambusowe, co więcej – Natasha zdecydowała się także na wykorzystanie materiałów z recyklingu. Pavluchenko to laureatka wielu cenionych nagród branży mody, jedyna polska projektantka, której kolekcja została zaprezentowana na włoskiej Alta Romie. GLAM, jak mówi Natasha Pavluchenko, to ubrania skrojone na miarę wolności... ALEKSANDRA OLESZEK
67
1.
BĄDŹ greenery! INSTYTUT PANTONE OGŁOSIŁ, ŻE KOLOREM TEGO ROKU JEST GREENERY. POD ZNAKIEM ZIELENI UPŁYWAJĄ TEGOROCZNE MIESIĄCE - ZARÓWNO W ARCHITEKTURZE, DESIGNIE, JAK I BRANŻY FASHION. DEDYKOWANY NA ROK 2017 ODCIEŃ NAWIĄZUJE DO ENERGETYCZNEJ I PEŁNEJ ŻYCIA WIOSNY. BUDZI DO ŻYCIA PO PASTELOWEJ NEUTRALNOŚCI SERENITY & ROSE QUARTZ. WPROWADZA W NURT EKO I POWROTU DO NATURY.
2.
Każdy z projektantów interpretuje trend w indywidualny sposób - zaczynając od tkaniny, kończąc na odcieniu – liczy się zieleń! Wybiegi high fashion odcień greenery prezentowały w total lookach, większych, przykuwających wzrok akcesoriach, a także w deseniach. Jak zatem podążać z nurtem greenery w codziennych stylizacjach?
4.
Jeśli total look jest zdecydowanie zbyt odważny, warto skusić się na pojedyncze dodatki, które staną się jokerem stylizacji. Minimalistyczny czarno-biały look w połączeniu z zielonymi szpilkami, sneakersami czy espadrylami nabierze wiosennej świeżości. Detale w postaci biżuterii - naszyjnik marki Linni Lavrova w złoto - szmaragdowym odcieniu doda szyku i elegancji. Onyks, z którego został wykonany, pomaga zwalczyć negatywne myśli, a także ma właściwości ochronne i ułatwia zasypianie! Warto zdecydować się także na zieleń w oryginalnej formie – wykonany z wiskozy kimono fason od Joanny Hawrot stanie się idealną alternatywą dla klasycznej marynarki. Projektantka wychodzi także z propozycją zieleni na wieczorne wyjście. Mieniące się cekiny dodadzą nieoczywistego charakteru i modowego looku. Greenery wykorzystujemy także w codziennych stylizacjach do pracy. Marka SOWL proponuje idealny, wiosenny case z oryginalnym detalem w postaci podszewki, oczywiście w odcieniu zieleni.
6.
5.
Z kolei bomber od MROVCA to idealna propozycja dla wiosennego looku. Wykonany z bawełnianego aksamitu perfekcyjnie wydobywa odcień butelkowej zieleni. Greenery w połączeniu z neutralną bielą, czernią, czy szarością może stać się energetycznym, wiosennym akcentem. ALEKSANDRA OLESZEK
68
3.
1. SOWL 2. JONNA HAWROT 3. JOANNA HAWROT 4. MROVCA 5. PLICH 6. LINNI LAVROVA
Pracownica fabryki odzieżowej na Mauritiusie. W fabryce szyte są ubrania dla firm i organizacji, które w praktyce wdrażają idee odpowiedzialnej społecznie i środowiskowo mody.
Pracownica plantacji bananów Fairtrade w Ghanie. Na plantacji Golden Exotics, gdzie rosną banany sprzedawane w Europie z coraz bardziej popularnym niebieskozielonym znaczkiem, wszyscy mają zapewnione umowy o pracę, pracownicy pracują maksymalnie po 8 godzin dziennie, w tym mają 1 godzinę przerwy na lunch. Nie spotyka się tu przypadków pracy dzieci, a 100% pracowników należy do związków zawodowych. Fot. James Robinson Photography
Codziennie kupujemy jedzenie, ubrania, kosmetyki, środki czystości, wodę, energię, usługi. Każdy z nas jest konsumentem. Nawet drobne codzienne zakupy produktów, takich jak np. gazeta, baton czy zupka instant, wpływają w sposób pośredni lub bezpośredni na środowisko, w którym powstały i ludzi, którzy je wyprodukowali. Odpowiedzialna (zrównoważona) konsumpcja to podejmowanie decyzji zakupowych z uwzględnieniem wszelkich konsekwencji, jakie niosą ze sobą wydobycie surowców oraz produkcja, dystrybucja, użytkowanie i utylizacja danego towaru. To zastanawianie się nad tym, z czego dany towar powstał, kto i w jakich warunkach go wyprodukował i jak jego użytkowanie i utylizacja wpływają na środowisko przyrodnicze i otoczenie społeczne.
Prawdziwy koszt naszych zakupów Ciesząc się niskimi cenami ubrań, żywności czy sprzętu elektronicznego, pamiętajmy, że i tak musimy ponieść ich prawdziwy koszt. Koszt ten nie musi być wyrażony w pieniądzu – może się objawić na przykład w postaci degradacji środowiska naturalnego. Sprzęt elektroniczny, który taniej wyrzucić niż naprawić, prowadzi do powstawania kolejnych wysypisk, za utrzymanie których musimy płacić.
Chłopczyk pracujący w garbarni w Bangladeszu. To właśnie w takich miejscach powstają skóry, z których później wykonywane są buty, które kupujemy w Polsce. Fot. GMB Akash
Czy kupując mądrze możesz zmienić świat? Tekst: Maria Huma, Katarzyna Salus
Czasami to inni ludzie płacą za osiągnięte przez nas oszczędności – niska cena ubrań z Azji czy Europy Wschodniej jest osiągana kosztem tych, którzy produkując te ubrania, zarabiają kwoty ledwie starczące na przeżycie. Z kolei prawdziwy koszt zakupów w supermarketach możemy dostrzec dopiero wtedy, gdy zauważymy, że lokalne sklepy znikają z naszych ulic czy osiedli.
- RÓB ZAKUPY BLISKO SWEGO MIEJSCA ZAMIESZKANIA
Co to znaczy, że produkt spełnia kryteria "odpowiedzialności"? To wyrób, którego wyprodukowanie nie wiązało się z łamaniem praw człowieka, praw pracowniczych czy z degradacją środowiska. Odpowiedzialną konsumpcją (i produkcją) nazywamy również takie działanie, kiedy producent aktywnie przyczynia się do polepszenia losu ludzi i do ochrony środowiska naturalnego.
Kupowany przez ciebie produkt nie musi być nowy. Kupując rzeczy przetworzone i „z drugiej ręki” zapobiegamy marnotrawstwu cennych zasobów i ograniczamy stosy śmieci zalegające na wysypiskach. Maria Huma, Katarzyna Salus
Odpowiedzialne zakupy – z czym to się je?
Często zastanawiamy się co zrobić, aby dokonując codziennych wyborów konsumenckich dbać o środowisko i otoczenie społeczne? Oto kilka prostych rad:
- OGRANICZAJ KONSUMPCJĘ
Możesz zmniejszyć liczbę rzeczy, które kupujesz, używasz i które wyrzucasz na śmietnik. Zanim wybierzesz się na zakupy, zadaj sobie kilka prostych pytań: Czy tego naprawdę potrzebujesz? Co się stanie z tym produktem po tym, jak przestanie być ci już potrzebny?
Lokalnym sklepom coraz trudniej utrzymać się na rynku, a główne ulice naszych miast są coraz bardziej zdominowane przez sklepy należące do dużych sieci handlowych oraz przez supermarkety. Lokalne zakupy to zmniejszenie ilości spalin w powietrzu i wsparcie dla lokalnej społeczności.
- KUPUJ PRODUKTY UŻYWANE ORAZ Z RECYCLINGU
Fundacja Kupuj Odpowiedzialnie jest organizacją pozarządową prowadzącą działalność na rzecz zrównoważonego roz woju i ochrony środowisk a, odpowiedzialnej konsumpcji oraz przestrzegania praw człowieka. Zastanawiamy się czy przy powstawaniu produktów, które codziennie kupujemy nie ucierpieli ludzie, zwierzęta i środowisko. Wspieramy organizacje na rzecz praw pracowniczych i walczymy o zmniejszenie użycia szkodzących pracownikom i naszemu zdrowiu substancji toksycznych, w produkcji ubrań, butów i zabawek i owoców.
Więcej informacji na: www.ekonsument.pl www.facebook.com/ kupujodpowiedzialnie
TO KOLOR NADZIEI I NASZEGO ZWIĄZKU Z NATURĄ. ZIELEŃ TO AFIRMACJA ŻYCIA, KTÓRA ZACHĘCA NAS DO TEGO, BY PATRZEĆ NAPRZÓD - OPISYWAŁA BARWĘ ROKU 2017 LEATRICE EISEMAN, DYREKTOR ZARZĄDZAJĄCA INSTYTUTU PANTONE. JUŻ W XIX WIEKU ZIELEŃ STAŁA SIĘ DOMINUJĄCYM KOLOREM W WYSTROJU WNĘTRZ I DAMSKIEJ GARDEROBIE. PROBLEM POLEGAŁ NA TYM, ŻE ZACHWYCONE TRENDEM KOBIETY PADAŁY DOSŁOWNIE OFIARĄ TEJ MODY. Muślinowe suknie, jedwabne pończochy, wzorzyste tapety, farby, zabawki dla dzieci, świeczki i efektowne wyroby cukiernicze z mnóstwem wymyślnych dekoracji wszystko w odcieniach zieleni i wszystko śmiertelnie trujące. Zachwycona nowym gorącym trendem Europa całkowicie poddała się zielonemu szaleństwu, zupełnie nie zdając sobie sprawy, jak bardzo tragiczne będą tego konsekwencje. Zaczęło się w 1775 roku, kiedy Carl Wilhelm Scheele, szwedzki aptekarz i chemik, uzyskał charakterystyczny odcień ciemnej zieleni, mieszając ze sobą siarczan miedzi, węglan potasu i tlenek arsenu. Nie trzeba było długo czekać aż nowa barwa, znana jako szwedzka zieleń lub Zieleń Scheelego, stanie się jednym
70
z najmodniejszych i najbardziej pożądanych kolorów. „Szczęśliwe” posiadaczki sukien i dodatków w tym odcieniu często budziły zazdrość wśród innych kobiet. Nawet jeśli wielkie wyjście w modnej kreacji kończyło się omdleniem czy atakiem duszności, nikt nie przypuszczał, że winny może być jej zielony barwnik, a nie za ciasny gorset. Bywało jednak gorzej, bo w wielu przypadkach noszenie zieleni kończyło się niespodziewanym zgonem. Jeśli eleganckiej damie rozkochanej w tym trendzie udało się jakimś cudem przeżyć, to znaczy, że przed śmiercią uchroniły ją bielizna i warstwy materiału, uniemożliwiające wierzchniej zielonej tkaninie bezpośredni kontakt z ciałem. Pułapek z arszenikiem było jednak znacznie więcej - ryzykiem mógł być zakup zawierających znacznie większą dawkę trucizny pończoch. „Zielona śmierć” czaiła się nie tylko w damskiej garderobie. Nawet jeśli modna dama zrezygnowała z sukni w tym odcieniu, trująca niespodzianka mogła na nią czekać chociażby na talerzu. Tak też się stało na jednym z londyńskich bankietów, kiedy na stole zaserwowano gościom zielone listki z cukru. Niestety, estetyczna dekoracja z barwnikiem Scheelego, dla części uczestników przyjęcia okazała się
ostatnim deserem w ich życiu. Ofiarami kolorowych słodkości padały zarówno dzieci, jak i dorośli - jeśli nie częstowano nimi na przyjęciach i w restauracjach, to prezentowano je na różnych witrynach sklepowych - cukrowe pieski na trawie zabarwionej arsenem można było dostać na Shepherd’s Market, a półki sklepowe po brzegi wypełniała żywność w zielonych pudełkach. Brak apetytu na słodkości czy całkowita modowa ignorancja wcale nie gwarantowały dłuższego życia, bo o skutkach toksycznego barwnika mógł przekonać się każdy - wystarczyły zielone zasłony czy tapeta w sypialni, a nawet zielona świeca, która po zapaleniu uwalniała szkodliwy dla zdrowia arsen. Już w połowie XIX wieku w prasie regularnie pojawiały się informacje o tragicznych w skutkach zatruciach. Magazyn „Punch” nazwał modną zieleń „odcieniem śmierci”, a na plakatach reklamowych coraz częściej polecano klientom produkty „bez arszeniku”. Musiało jednak upłynąć sporo czasu, zanim odkryto wszystkie zagrożenia związane z toksycznym pigmentem. No cóż, szczęśliwi ci, którzy mieli do zieleni ogromną awersję. KAMILA ŻYŹNIEWSKA
REWOLUCJA dr OBAGI w leczeniu skรณry Krakowska premiera nowej marki kosmetycznej prosto z Beverly Hills!
10 maja 2017, godzina 18:15
Młoda fala
fot. Grzegorz Mikrut
PIOTR POPIOŁEK, ID
PREZENTUJEMY LAUREATÓW SILESIA FASHION DAY, KTÓRY ODBYŁ SIĘ W KATOWICACH. GŁÓWNĄ NAGRODĘ W KONKURSIE MŁODA FALA ZDOBYŁ PIOTR POPIOŁEK, ABSOLWENT SZKOŁY ARTYSTYCZNEGO PROJEKTOWANIA UBIORU SAPU W KRAKOWIE ZA KOLEKCJĘ ID. WYRÓŻNIENIA OTRZYMALI: ARTUR STEC LESER, RÓWNIEŻ ABSOLWENT SAPU, ZA KOLEKCJĘ MIEJSKI KAMUFLAŻ ORAZ MIDO, ABSOLWENT VIAMODA, ZA KOLEKCJĘ GARI-A.
72
fot. Borys Borecki
ARTUR STEC LESER, MIEJSKI KAMUFLAÅ»
MIDO, GARI-A.
fot. Archiwum Mido 73
MODA
ZIELONY STAŁ SIĘ NIEZAPRZECZALNIE KOLOREM SEZONU. ODCIEŃ GREENERY, KTÓRY INSTYTUT PANTONE OGŁOSIŁ KOLOREM ROKU 2017 MA SYMBOLIZOWAĆ ZBLIŻENIE DO NATURY, ODŚWIEŻENIE, „WZIĘCIE GŁĘBOKIEGO ODDECHU”. CHODZI O TO, ABY ZIELEŃ, OZNACZAJĄCA NATURALNOŚĆ PRZENIKNĘŁA DO RÓŻNYCH STREF ŻYCIA – ARCHITEKTURY, MODY, RELACJI SPOŁECZNYCH. Jeszcze w latach 90. branża fashion nie angażowała się aż tak w różnego rodzaju akcje społeczne. Co prawda tworzono zachwycające projekty, designerzy prześcigali się w pomysłach, święcąc triumfy na wybiegach całego świata, ale modelki raczej nie stawały się twarzami działań proekologicznych, a cały przemysł modowy przyrównywany był do targowiska próżności. Nieliczne akcje, w których moda stawała się narzędziem uświadamiania społeczeństwu różnorodnych problemów spotykały się jednak z dosyć szerokim odzewem i nierzadko traktowane były jako kontrowersyjne. W taki sposób działał na przykład Benetton. Co ciekawe, przemysł modowy milczał na temat problemów związanych bezpośrednio z branżą fashion. Tak zwane kolekcje „conscious”, moda przyjazna środowisku czy społeczna odpowiedzialność biznesu to stosunkowo młode „wynalazki” (choć początków tej ostatniej upatruje się już w XIX wieku). Wraz z nastaniem ery blogerek, specjalistą od mody stał się każdy. Co więcej, typowi Kowalscy coraz częściej potrafią wybrać sobie w drogerii szampon bez silikonów i SLSów, a w supermarkecie zwrócą uwagę na naturalny olej kokosowy, który później wsmarują w dłonie, w międzyczasie smażąc na nim kurczaka. Idąc do sieciówki, wybiorą T-shirt z ekologicznej bawełny i z niechęcią powędrują do kasy z produktem, na którego metce zobaczą napis „Made in China”. Woleliby wspierać polskie marki. Pytanie brzmi, czy Kowalscy zdecydują się na takie a inne produkty dlatego, że doskonale wiedzą jaka jest ich przewaga na rynku, czy po prostu podążą za obowiązującymi trendami, nie zastanawiając się nad tym na ile wiarygodny jest napis na metce. Niewątpliwie w tym zakresie brakuje nam regulacji prawnych. Co prawda Unia Europejska zobowiązała producentów do umieszczania na wyrobach informacji
74
między innymi na temat składu, ewentualnego pochodzenia zwierzęcego elementów odzieży czy akcesoriów, a główną „doktryną” ekologiczną w XXI stała się idea zrównoważonego rozwoju, wnikająca w coraz więcej dziedzin życia. Moda „eko” będzie więc oparta na ekologicznych uprawach, nieużywaniu barwników, zminimalizowaniu skażenia wody. Do tego podkreśla się także próby eliminacji niemalże niewolniczej pracy za głodowe pensje, w krajach trzeciego świata. T-shirt stworzony przez pracownika fabryki w Bangladeszu w dalszym ciągu może kosztować więcej niż miesięczna pensja tego pracownika. Jednakże, nie ma obowiązku informowania klientów za pośrednictwem metek, o tym czy w procesie produkcyjnym została wykorzystana chemia, ani jakie konsekwencje poniosło środowisko. Co więcej, nie sprecyzowano jeszcze jasno kryteriów, które pozwalałyby uznać jakieś ubranie za „ekologiczne”. Firmy mogą ubiegać się o odpowiednie certyfikaty, które są pewną gwarancją jeśli chodzi o skład produktu czy przebieg procesu produkcji, jednak, żeby na metce umieścić słowa – environmentally friendly, odzieży nie trzeba szyć w stu procentach z bawełny ekologicznej. Różnica między koszulą powstałą z droższej, lepszej bawełny eko, a taką, która ma całkowicie „naturalny skład”, będzie mniej więcej taka jak różnica między kaszmirowym swetrem, a cardiganem z domieszką kaszmiru. Tyle, że dopóki nie nauczymy społeczeństwa co naprawdę znaczy „zrównoważona moda”, typowi Kowalscy zadowolą się domieszką ekologii, idąc do kasy z czystym sumieniem i poczuciem luksusu. A przecież chodzi o to, żeby „zielona” była moda, a nie konsument. ANNA GÓRSKA-MICOREK Kancelaria Pakulski, Kilarski i Wspólnicy www.flcatwalk.pl
KRAKÓW UL. MADALIŃSKIEGO 7
w w w .bl ackbow .pl
FAST BEAUTY w Moss, czyli intensywna pielęgnacja w krótkim czasie
Centrum Urody Moss w K rakowie st wor z yło specjalną ofer tę ekspresow ych zabiegów pielęgnac yjnych. Jest to p ro p oz yc j a d l a o só b, k tó re n i e m o gą pr zezn a cz yć s w o j e g o c z a s u n a d ł u g i e p r o ce d u r y p i e l ę g n a c y j n e lub chcą wykonać zabieg w przer wie na lunch. Ekspresowe zabiegi zostały opracowane w taki sposób, aby nie traciły na jakości i skuteczności, pomimo krótszego czasu ich wykonywania. Odpowiedni dobór preparatów ma na celu szybką i widoczną poprawę kondycji skóry, poprzez dostarczenie jej brakujących składników odżywczych. To intensywna pielęgnacja, która w krótkim czasie maksymalnie pobudzi skórę do regeneracji.
Pod nazwą Fast Beauty kryją się zabiegi: OXY NOW - dotleniający – dedykowany skórze szarej, zmęczonej i pozbawionej blasku. Idealny dla osób mieszkających w zanieczyszczonych miastach. Doda skórze energii i witalności. HYDRO NOW - nawadniający – przeznaczony przede wszystkim dla skóry suchej i odwodnionej, potrzebującej ukojenia i nawilżenia. Może być stosowany także przy innych rodzajach cery, ponieważ poprawi kondycję szczególnie po zimie. EXFO NOW - złuszczający – doskonale sprawdzi się u osób, których cera wymaga odświeżenia i rozjaśnienia. Oparty na bazie składników złuszczających i peelingu, który dobierany jest indywidualnie do kondycji i potrzeb danej skóry. LIFT NOW - liftingujący – dla osób dojrzałych, których skóra pozbawiona jest jędrności. Jest to zabieg zagęszczający skórę i poprawiający owal twarzy. Doda skórze elastyczności oraz wygładzi istniejące już zmarszczki. GLOW NOW - rozświetlający – polecany szczególnie przed „wielkim wyjściem”. Przywróci skórze naturalny blask i wyrówna koloryt. Sprawi, że makijaż utrzyma się przez cały bankiet.
Centrum Urody Moss ul. Prochowa 9 31-532 Kraków www.moss.krakow.pl
REVIVE NOW - odżywczy / przeciwzmarszczkowy – dedykowany skórze pozbawionej w znacznym stopniu bariery hydro - lipidowej, z widocznymi liniami mimicznymi i zmarszczkami. Odżywi skórę, nawilży, wygładzi istniejące już zmarszczki i będzie działał zapobiegawczo przed powstawaniem nowych. Zabiegi składają się z kilku kroków: demakijażu, złuszczania martwego naskórka, aplikacji odpowiedniego serum lub nałożenia maski aktywnej. Dopełnieniem zabiegu pielęgnacyjnego jest nałożenie kremu na dzień odpowiednio dobranego do kondycji skóry. Zaletą zabiegów jest także atrakcyjna cena. Każdy z nich kosztuje jedynie 99zł , a wykonanie trwa nieco mniej niż godzinę (50 min).
76
NATURA Delikatne fale, warkocze, sploty i pastelowe kolory połączone z naturalnymi odcieniami - czyli fryzury pasujące do nowoczesnego i szybkiego stylu życia. Są proste do wykonania, wygodne, funkcjonalne i lekko nonszalanckie. W nadchodzącym sezonie wiosna/lato w koloryzacji włosów najważniejsza jest wielowymiarowość barwy - głębokie, lśniące odcienie połączone ze sobą w taki sposób, żeby wyglądały jak najbardziej naturalnie. Ombre hair czyli metoda stopniowego rozjaśniania włosów (ciemniejsze u nasady, jaśniejsze na końcach) od kilku już lat jest jednym z ulubionych zabiegów fryzjerskich kobiet na całym świecie. O ile dobrze pamiętam, modę tę zapoczątkowała aktorka Sarah Jessica Parker, a właściwie grana przez nią postać Carrie Bradshaw, fanatyczka mody z serialu „Seks w wielkim mieście”. Dziś zagorzałe wielbicielki włosów ombre mogą wypróbować połączenie natury i kolorów pastelowych - oto jeden z najgorętszych trendów nadchodzącego lata.
na fali Róż, lawenda, turkus i miętowa zieleń
Jednym z największych plusów takiej koloryzacji jest różnorodność i łatwość wprowadzenia zmiany w wyglądzie - to idealna zabawa odcieniami. Osobiście bardzo podoba mi się nowa odsłona kultowego już trendu, bo w przeciwieństwie do zwariowanych, ostrych, tęczowych pasm lub brokatowych przedziałków wydaje się być zwyczajna, a jednocześnie bardzo kobieca i delikatna.
odrosty nie są czymś absolutnie nowym. Rok temu, podczas Tygodnia Mody w Paryżu zaproponował je projektant Maxime Simoens. Modelki wyszły na wybieg w odrostach dopasowanych kolorystycznie do prezentowanych strojów. Patrząc dalej wstecz warto przypomnieć prezentację kolekcji jesienno-zimowej Jeana-Paula Gaultiera sprzed trzech lat... A dziś moda z wybiegów wchodzi na ulice.
Róż, fiolet, turkus czy błękit - na pewno w tej decyzji pomoże twój fryzjer, dobierając kolor, który podkreśli twoją kobiecość. To, jak intensywny powinien być nakładany na włosy kolor, zależy wyłącznie od twoich upodobań.Jeśli zastanawiasz się i wahasz czy to dobry pomysł, i nie chcesz nosić pastelowego ombre na co dzień, możesz zrobić je na specjalną okazję, wybierając opcję „na jedno wyjście” czyli kolor, który z łatwością się wypłucze się po jednym myciu.
Zrobiło się kolorowo, a jednak wciąż naturalnie. Mieszanka surferskiej lekkości, hipisowskiego romantyzmu i NATURY rewelacja. DOMINIKA CZARTORYSKA-DUBEL Fryzjer stylista Fryzura: Dominika Czartoryska-Dubel dla L’Oréal Color Trophy Modelka: Klaudia Pyla Fotograf: MissMolly
A dla odważnych kolorowe odrosty! Na fali nowego trendu popularność zdobywają także kolorowe odrosty, farbowane na kontrastujące z resztą włosów odcienie. Wbrew pozorom kolorowe
77
Krótka Historia o Miłości
OLKA MIAŁA KOMPLETNĄ OBSESJE NA PUNKCIE SWOJEGO WYGLĄDU. PODPORZĄDKOWAŁA MU CAŁE SWOJE ŻYCIE: KOSMETYCZKA, FITNESS, DIETA. STRZAŁA MIŁOŚCI TRAFIŁA JĄ Z PÓŁ ROKU TEMU. MIMO METRYKALNEJ TRZYDZIESTKI, ZAKOCHAŁA SIĘ JAK DZIEWCZYNKA, CO OCZYWIŚCIE NASILIŁO JEJ WALKĘ O PERFEKCYJNY WYGLĄD. I WTEDY ZACZĘŁA ŁYSIEĆ. WŁOSY WYPADAŁY JEJ NA POTĘGĘ. WIELE LAT PRACUJE, ALE CZEGOŚ TAKIEGO NIGDY NIE WIDZIAŁEM. ROBILIŚMY ZABIEGI I TAK UKŁADAŁEM JEJ FRYZURY, ŻE KTOŚ Z ZEWNĄTRZ PEWNIE NIE ZAUWAŻYŁ, ALE PRZY BLIŻSZYM PRZYJRZENIU SIĘ, BYŁ AUTENTYCZNY DRAMAT. PRZYJECHAŁA W CZWARTEK JAKO OSTATNIA KLIENTKA. BARDZO PILNOWAŁA DYSKRECJI I ZAWSZE PROSIŁA, BYŚMY BYLI W SALONIE SAMI. PRZYJECHAŁA I MÓWI: - Oskar, ścinamy na krótko. - Ale tyle lat je zapuszczałaś, tyle o nie dbałaś. - O. - popatrzyła mi uważnie w oczy - one wypadają. Mam złe wyniki badań hormonalnych. Nic nie zrobię. Mogę tylko zaakceptować. Była jakaś inna. Wyciszona. Zdawała się bardziej kobieca. - Olu, opowiedz mi o tym - O czym?
78
Fot. Katarzyna Widmańska
OSKAR BACHOŃ - O tym, co cię tak zmieniło. Wydoroślałaś jakoś. Wypiękniałaś. - To on. Tyle udawałam przed nim, że jest ok. Wstawałam wcześniej niż on się budził, żeby wysuszyć włosy na szczotce, by wydawały się gęściejsze. Czesałam w jakieś koki, warkoczyki. A on nic nie mówił. Ale od pewnego czasu zaczął robić śniadania: ciągle jakieś pasty, ciemny chleb, prażony słonecznik. Robił taką pastę: blendował namoczone pestki słonecznika z pesto i suszonymi pomidorami. I robił mi kanapeczki. I zieloną herbatę zamiast kawy. Nic nie komentował, tylko robił. Pewnego poranka poprosił, bym usiadła między jego nogami i zaczął delikatnie masować mi skórę głowy. Zaczęłam łączyć fakty. Popatrzyłam na niego: “od kiedy wiesz?”. “Od samego początku” - odpowiedział - “widziałem wyniki badań”. Pociągnęłam dalej temat: “a ten słonecznik?”. Uśmiechnął się: “ma dużo cynku i selenu. Ale to nie ma znaczenia, czy wypadną. Ważne jest tylko to, byś wiedziała, że dla mnie to nie ma aż takiego znaczenia”. “Jeśli nie ma, to po co to zdrowe gotowanie?”. “Bo jak ci inaczej mogę pokazać, że chce się Tobą opiekować niż gotując coś, co Ci służy?”. - Olu, obetnę tyle, żeby je wzmocnić. I ani centymetra więcej. A potem zrobimy zabieg wzmacniający. Ja w ten sposób się o ciebie troszczę.
OSKAR BACHOŃ www.oskarbachon.pl/blog Studio Stylizacji i Wizażu ul Hieronima Wietora 3/2 lok. 1 tel. 602 635 037
Motywacja
da Wam siłę
JAK POKONAĆ WEWNĘTRZNĄ BLOKADĘ I UTRZYMYWAĆ ODPOWIEDNI POZIOM MOTYWACJI PRZEZ DŁUŻSZY CZAS? NAJWAŻNIEJSZA JEST ZMIANA NASTAWIENIA, TRZEBA PRZEANALIZOWAĆ, CO NAM DAJE AKTYWNOŚĆ RUCHOWA, JAKIE POZYTYWNE SKUTKI PRZYNOSI?
80
Oto kilka rad i sposobów jak być zmotywowanym podczas treningu:
ĆWICZENIE I ZDROWA DIETA TO NIE KARA Wasz stan obecny, zależy w głównej mierze od tego, jak wcześniej wyglądało Wasze życie. Aktywność i zdrowe życie to zabawa i przyjemność. Jest tyle rzeczy do wyboru - na pewno znajdziecie coś dla siebie, tylko musicie poświęcić chwilę, by znaleźć to, co wam odpowiada i pomaga w zmianie nawyków oraz realizacji celów treningowych.
NIE MYŚLCIE O TYM, CO BYŁO Dawne niepowodzenia to rozdział zamknięty. Liczy się „tu i teraz”, to że kiedyś Wam się nie udało, nie oznacza, że znowu będzie tak samo. Dajcie sobie kolejną szansę!
NIE PATRZCIE NA INNYCH Najważniejsze jest Wasze ciało i Wasza dyspozycja. Nie jest istotne, że ktoś robi np. ćwiczenie lepiej czy gorzej od Was. Ćwiczcie i żyjcie jak najlepiej potraficie. Przecież robicie to dla siebie. Stawiajcie sobie realne cele treningowe, które Was nie przerosną Nie wymagajcie od siebie za wiele na początku, systematycznie zwiększajcie obciążenie oraz intensywność. Dostosujcie ćwiczenia do możliwości swojego organizmu. To, jak będzie wyglądał Wasz trening, zależy od postawionego celu. Cel powinien być możliwy do osiągnięcia, a jednocześnie ambitny i inspirujący do dalszego działania. To, jaki cel sobie wyznaczycie i jak zaplanujecie dążenia do jego realizacji, przełoży się na skuteczność i cały proces prowadzący do jego osiągnięcia.
WERYFIKUJCIE POSTĘPY Notujcie swoje poczynania, widząc jak rośnie Wasza kondycja i efektywność, zaczniecie czerpać ze sportu coraz więcej przyjemności. Samozadowolenie niesamowicie wpływa na poziom Waszej motywacji.
UŚMIECHAJCIE SIĘ I CZERPCIE ENERGIĘ Z TEGO CO ROBICIE Optymizm pomaga w motywowaniu do działania. Gdy macie więcej energii, efektywniej pracujecie, Wasze ciało nie jest tak zmęczone, przez co jest dłużej zmotywowane do działania.
NIKT Z NAS NIE JEST IDEALNY
Zastanówcie się, ruch jest bardzo ważny dla zdrowego funkcjonowania, ale często musimy zmuszać się do wysiłku, boimy się zmęczenia, jesteśmy mało aktywni.
Ważne, żeby znaleźć równowagę we wszystkim, co robicie. Bywają dni kiedy nie jesteście w stanie zrobić treningu czy przygotować sobie coś zdrowego do jedzenia. Nic straconego, nie załamujcie się i realizujcie dalej swój plan. Osiągniecie cel trochę później, ale uda Wam się, tylko nie traćcie motywacji i udowodnijcie sobie, że wszystko jest do zrobienia, tylko nie można się poddawać.
ADA PALKA Zdjecia: Mateusz Szelc
81
Na zdjęciu dyrektor handlowa Showroomu Anna Kulawik z projektantką Oliwia Drochlinską oraz Robert Dziedzic.
STREET FASHION NIGHT W SHOWROOMIE SOLNA 1 Street Fashion Night było niezwykłym świętem mody w Krakowskim Showroomie Solna 1 Mieliśmy okazję podziwiać kolekcję Projektanta Futer Gabriela Seweryn, Tomasza Jakowienko, Marki Gawor i Bukowski oraz Darię Grabowską. Pokazy, występy muzyczne oraz wystawa obrazów.. to był niesamowity wieczór. Wydarzenie nie mogłoby się odbyć bez wsparcia partnerów: Hotel **** Kossak, Krakow, Poland MAX-FLIZ Galerie wnętrz doskonałych Holistic Clinic Salon Fryzjerski Glamour Buma Squere Studio 1 Bacówka Radawa & SPA Catering dietetyczny Nutridieta Studio MAKE UP Monika Dubaniewicz Paweł Poręba Andrzej Krzak United for Models Marzena Mielczarek - działająca w segmencie marek luksusowych. Autorka Projektu Medycznego Genetyczne CV, za który otrzymała nagrodę Sukces Roku. Serdecznie dziękujemy za chęć pomocy, wsparcie oraz za to, że byliście z nami tego wieczoru. Zapraszamy i do zobaczenia w Showroomie przy Solnej 1
mysł z y m za pobud
y
Galeria Krakowska, I piętro ul. Pawia 5, 31-154 Kraków tel. 12 628 72 52 restauracja@miyakosushi.pl www.miyakosushi.pl dołącz do nas
Zielone wina WIOSNA TO CZAS, KIEDY PORZUCAMY CIĘŻKIE CZERWONE WINA RZECZ BIAŁYCH I RÓŻOWYCH, A CZĘSTO NAWET ZIELONYCH
MONIKA BIELKA -VESCOVI właściciel Szkoły Sommelierów i prezes stowarzyszenia Kobiety i Wino
Najsłynniejsze zielone wino to z całą pewnością Vinho Verde. Pochodzące z portugalskiego Minho często jest kupażem czyli połączeniem autochtonicznych szczepów (czyli takich, które pochodzą z danego miejsca). Vinho Verde to lekkie wino, które wypijamy w pierwszym roku po zabutelkowaniu, orzeźwiające o delikatnych nutach cytrusowych. Warto jednak wiedzieć że najlepsze Vinho Verde produkowane jest ze szczepu Alvarinho, który produkuje wina o dobrej strukturze nadające się do przechowywania nawet 4-5 lat. Tradycyjne Vinho Verde jest delikatnie perliste w ustach. Ten styl, który został spopularyzowany w najlżejszych odmianach z ekonomicznego przedziału cenowego, najlepsze zaś Vinho Verde to wysokiej klasy wino, często beczkowe z regionu Monção e Melgaço.
84
Innym słynnym winem a dokładniej, szczepem, który kojarzy nam się z zielonością to Grüner Veltliner. Ten najsłynniejszy i najczęściej sadzony szczep w Austriacki produkuje białe wina o aromacie białego pieprzu, a jego najlepsze egzemplarze z wiekiem mogą przypominać Burgundy. W Czechach znany jest jako Veltlínské zelené. Wino może nam się kojarzyć z zielenią zarówno przez nazwę, jak i przez aromat. Takim przykładem „zielonego” aromatu, który fachowo nazywamy „pirazynami” są aromaty liścia czarnej porzeczki, zielonej papryki czy też gałązki pomidora. Najczęściej znajdziecie je w winach, do produkcji których wykorzystano winogrona nie do końca dojrzałe. Klasyczne zielone aromaty wywąchacie w Sauvignon Blanc, Cabernet Sauvignon czy Carménère. Dziś mówimy dużo nie tylko o zielonych winach, ale i zielonych ruchach w świecie wina. Wina organiczne, biodynamiczne oraz wina naturalne to temat wielu debat i dyskusji pomiędzy zwolennikami konwencjonalnej produkcji wina, a tymi którzy preferują alternatywne, a tak naprawdę tradycyjne winiarstwo. Produkcja i sprzedaż odmian organicznych i biodynamicznych rośnie na całym świecie, a wina naturalne mają nawet swoje festiwale jak Raw w Londynie.
Jak je rozpoznać? Na kontretykietach win biodynamicznych znajdziecie m.in. takie oznaczenia jak Demeter, a na organicznych ABB czy też Euroliść. Wina naturalne to umowny termin, który nie jest prawnie zdefiniowany. W przeciwieństwie do dwóch poprzednich, nie istnieje instytucja certyfikująca wina naturalne. Warto wspomnieć, że biodynamika to filozofia zaaplikowana do uprawy roślin, tę wiedzę można jednak wykorzystać na własny użytek. Jeżeli zastanawiacie się, kiedy otworzyć butelkę wyjątkowego wina z Waszej piwniczki, warto włączyć na smartfonie aplikację „When Wine”, stworzoną na podstawie badań Marii Thun - uczennicy ojca założyciela biodynamiki Rudolfa Stainera. Według tego kalendarza w dniu liścia i korzenia nie powinniśmy pić wina, natomiast świetnie ono smakuje w dniu kwiatu i owocu. Z kalendarzem biodynamicznym pod pachą ruszajcie więc na wiosenną łąkę popijając wino - białe, różowe lub po prostu zielone. Fot. Agnieszka Wojtuń / Green Carrot
Restauracja Taco Mexicano Kraków , ul. Poselska 20 tel.: 12 421 54 41 www.tacomexicano.pl
MEKSYKAŃSKA LEGENDA W CENTRUM KRAKOWA.... ZAPRASZAMY DO SPRÓBOWANIA NOWYCH DAŃ IDEALNYCH NA CHŁODNE DNI... Choriqueso z salsą blanca o dowolnej ostrości Ognisty Fajitas Monterrey z kurczakiem i grillowaną papryczką jalapeńo A na deser oryginalny meksykański sernik z polewą truskawkowo-pomarańczową
OD PONIEDZIAŁKU DO PIĄTKU W GODZINACH OD 12 DO 18 ZAPRASZAMY NA HAPPY HOURS!
DO ŻYCIA JEST CI POTRZEBNE TYLE, ILE SAM SOBIE WYMYŚLISZ Zaangażowane społecznie, pracujące i gotujące razem - przedstawiamy Kasię i Zosię Pilitowskie, matkę i córkę, właścicielki Rannego Ptaszka, nowego baru śniadaniowego przy ulicy Augustiańskiej w Krakowie, serwującego śniadania od rana do popołudnia. Dla Zosi jest on spełnieniem marzeń, dla Kasi kolejną obok Hummusu Amamamusi, Najedzonych Fest!, Pikniku Krakowskiego i warsztatów inicjatywą kulinarną. 86
Zdjęcia: Mateusz Torbus
Czyim pomysłem był Ranny Ptaszek? Zosia Pilitowska: Moim! Kasia Pilitowska: Barta! (śmiech) Kasia: Ranny Ptaszek był faktycznie pomysłem Zofii o tyle, że zawsze mówiła, że chciałaby mieć własne miejsce kulinarne. Z kolei Bart, czyli mój partner, przechodził obok tego lokalu codziennie od lat i zawsze marzył o tym, aby to miejsce kiedyś tętniło życiem. I gdzieś po drodze te marzenia Zosi i Barta się spotkały, a ja byłam pośrodku.
Kto jest kim w Rannym Ptaszku, przedstawcie załogę. K: Właścicielkami są Zosia i ja, Zosia jest jednocześnie szefową kuchni, ale wspólnie tworzymy menu i gotujemy. Każda z nas lubi trochę inne smaki, ale w dużym stopniu się one pokrywają. Z: W zasadzie są nawet trzy kucharki, bo moja przyjaciółka (również Kasia), która piecze, jest też moją prawą ręką w kuchni. Fascynuje nas mocno kuchnia bliskowschodnia oraz indyjska, mnie bardziej od strony streetfoodowej, a mama skupia się na kuchni inspirowanej tymi tradycjami. I to jest fajny miks. W skład naszej ekipy Ptaszkowej wchodzą w ogóle same dziewczyny i chociaż mama mówi żebyśmy nie pisały, że szukamy dziewczyn, bo tak nie wolno, to tak jest! Nasza ekipa to dziewuchy!
Co jest charakterystycznego w waszym menu, na czym się ono opiera, skąd macie produkty? K: Ponieważ otwierałyśmy Ptaszka w lutym, wymagało to od nas przyjrzenia się temu, co jest w Polsce o tej porze dostępne. Zajęłyśmy się „brzydkimi warzywami” i dodałyśmy im bliskowschodniego twista. Postanowiłyśmy także skorzystać ze znajomości, które mam dzięki organizacji festiwali Najedzeni Fest! oraz Piknik Krakowski i zaprosić do współpracy producentów przeróżnych przysmaków. W menu pojawiła się więc kiełbaska węgierska od Węgierskich Specjałów, która ma już swoich
absolutnych wyznawców, tortille od Molino, ciabatty od Binkowskich, pity od Pana Grabowskiego, którego wypieki są niedostępne dla przeciętnego śmiertelnika, gdyż jest jedynym piekarzem koszernym, który piecze dla gminy żydowskiej. Staramy się od czasu do czasu prezentować specjały lokalnych producentów – ostatnio przez dwa dni serwowałyśmy pastę z Pstrągiem Ojcowskim Agnieszki Sandor i jej mamy Magdy – one też działają w duecie, jak my. Czasami pomysły na to, czym wzbogacić menu pojawiają się ad hoc – bo na przykład budzimy się rano z myślą, że chciałybyśmy zjeść określoną rzecz i idziemy ją przyrządzać. Ostatnio na przykład poszłam na Targ Pietruszkowy i zobaczyłam wielkie pęki czosnku niedźwiedziego. No i przez cały tydzień
STARAMY SIĘ WSPIERAĆ MAŁE MANUFAKTURY LOKALNE, BO WIEMY, ŻE DZIĘKI TEMU MOGĄ PROWADZIĆ SWÓJ BIZNES miałyśmy go w różnych potrawach - w zupie, szakszuce, omlecie. Obecne w menu królują jeszcze nasze polskie zimowe warzywa takie jak buraki lub marchewki, ale połączone np. z karmelizowaną cebulką lub z cieciorką w pomidorkach doprawioną na sposób bliskowschodni. Z: Teraz opracowuję w domu wiosenne menu, niedawno robiłam zupę miso i testowałam placuszki okonomiyaki - swoją fascynację kuchnią azjatycką również staram się przemycić do menu. Jego podstawą są na razie wszelkiego rodzaju kasze, bo chciałyśmy podawać gościom to, co sobie same robimy na szybko w domu. Do kaszy mamy mnóstwo dodatków, które razem tworzą pełne danie. Każdy może je sam skomponować, w zależności od tego co lubi lub jakie ma nawyki żywieniowe. Przychodzi do nas bardzo dużo wegan, wegetarian, bezglutenowców i każdy coś tu dla siebie znajduje. Do wyboru jest pęcak albo kasza gryczana.
W letnich daniach pojawią się kolorowy ryż i kasza jaglana. Marzymy o płaskurce, ale to niedostępne póki co ziarno na taką skalę, jak potrzebujemy. Jak tylko ktoś sygnalizuje swoją dietę lub przyzwyczajenie żywieniowe, to staramy się spełniać jego potrzeby i zachcianki. Wymyślamy też proste rzeczy, takie jak kompot z sezonowych owoców. Teraz mamy jabłkowy, ale dodajemy do niego prawdziwą miętę i różany syrop. Dostawcą syropów, które wykorzystujemy na różne sposoby jest Janek Sitek z malutkiej manufaktury Mount Caramel.
A jak to jest z wami - każda ma swoje przyzwyczajenia żywieniowe? Jesteście zdaje się wegetariankami? Z: Tak, ja od niedawna nie jem mięsa, a mama chyba już od 24 lat. W każdym razie, odkąd pamiętam. K: Nie chciałyśmy naszego menu ograniczać do tego, co my lubimy. W karcie pojawia się mięso, kiełbaska węgierska, która zyskała sobie od razu tylu fanów, że niezależnie od trendu wege jest daniem numer jeden. Produkuje się ją na Węgrzech z mangalicy, węgierskiej świni domowej hodowanej od XIX wieku, to duma narodowa Madziarów. Zwracamy uwagę na pochodzenie składników – nie ma u nas jajek dwójek ani trójek, tylko jedynki i zerówki. Przywiązujemy wagę do dobrostanu zwierząt i pochodzenia kupowanych przez nas produktów odzwierzęcych. Staramy się też wspierać małe manufaktury lokalne, bo wiemy, że dzięki temu mogą prowadzić swój biznes. Przy marketach wielkopowierzchniowych mali producenci mają po prostu mniejsze szanse. Wiemy, jakie to trudne, bo same prowadzimy mały biznes, dlatego są oni dla nas bardzo ważni, chcemy ich wspierać i ich produkty umieszczać w karcie.
87
Fot. Mateusz Torbus
Zosia, karta w Rannym Ptaszku jest zdrowa i promujecie tu zdrowe odżywianie. Ale znamy się skądinąd: zza baru – czy pracując w gastronomii da się zdrowo odżywiać? Jak najbardziej! Zaczęłam odkrywać, jak mimo pracowitego dnia można bardzo szybko i prosto przygotowywać zdrowe posiłki. Kiedy pracowałam ciężko za barem i miałam 18-godzinne zmiany, często jadłam byle co. Ale od jakiegoś czasu mimo zapracowania zaczęłam sobie w domu robić miski – mieszałam biały ser z kaszą i dodawałam zieleninę. Dopracowałyśmy z mamą to danie i nazwałyśmy „miską dobroci”, a nasi goście zaczęli je brać na wynos do pracy.
RANNY PTASZEK NIE JEST W CENTRUM KAZIMIERZA, TYLKO NA UBOCZU. MOŻE WŁAŚNIE TO JEST NASZYM ATUTEM
Jeśli potrzebujesz czegoś zdrowego na szybko, to pomyśl – kasza albo soczewica gotuje się przez ok. 15 minut. W tym czasie przygotowujesz składniki, które później dodasz do kaszy i posiłek gotowy - 300 gram (tyle mają nasze miski) bardzo zdrowego niskokalorycznego dania.
Dodajesz do tego jajo i masz super sycące danie. Ja dopiero do tego dorosłam – przestałam pracować po nocach i odkryłam, jakie to jest proste. Dlatego zapraszamy, wpadajcie po posiłki na wynos - prawie wszystko z menu możemy zapakować.
Jak się Wam układają relacje mama - córka w pracy? K: Oczywiście różnimy się w szczegółach - ja nie przepadam za sushi, bez którego nie może żyć Zosia, ale można powiedzieć, że mamy taki sam gust kulinarny. Śmiejemy się, że w kuchni ja jestem „zen”, a Zosia jest „furią”. Z: Ja jestem Gordonem Ramsayem, a mama Magnusem Nilssonem. K: Jak sobie wizualizuję nas w kuchni, to Zosia wygląda jak płonąca kula, która się odbija od ścian tej naszej małej kuchni, a ja z kolei jestem soplem lodu, którego nic nie rusza. Od czasu do czasu ta kula na mnie wpada, robi we mnie dziurkę i wtedy jest małe spięcie, po czym wszystko wraca do normy.
Fot. Mateusz Torbus
88
PROSECCO
IS ALWAYS THE ANSWER AND WE HAVE GOT PROSECCO!
ZAPRASZAMY CIĘ DO WYPRÓBOWANIA NASZEJ NOWEJ LINII PIW I WIN
K: Mamy inne temperamenty. Może to przychodzi z wiekiem, bo Zosia ma 30 lat, a ja 50, ale mnie w zasadzie mało rzeczy irytuje, Zosię znacznie więcej. Ale obie mamy fioła na punkcie czystości, dzięki czemu na tym tle nie generują się żadne niekomfortowe sytuacje. To by było dopiero!
A czy nie bałyście otwierać kolejnego lokalu na Kazimierzu? Czy krakowska gastronomia to wciąż rynek do zagospodarowania? Z: Gdy miałam dzień wolny od pracy, to zawsze pytałam: mamo gdzie ja mam pójść na śniadanie? I miałam problem, bo nie ma takich miejsc. Pomyślałyśmy, że koncept all day breakfast, czyli śniadaniownia serwująca posiłki przez cały dzień, to jest strzał w dziesiątkę. I może Kazimierz jest usłany knajpami, ale takiego pomysłu chyba jeszcze nie było. K: A ja sobie myślę, że siłą każdej metropolii takiej jak Berlin, Paryż czy Barcelona jest to, że na każdym rogu jest malutka knajpka, w której możesz siąść, coś zjeść i wypić. Jesteśmy przyzwyczajeni do centralizacji lokali na jednym obszarze, której już na próżno szukać np. w Warszawie. Nastał w końcu taki czas, i obserwuję to również jako organizatorka festiwali kulinarnych, że to się zaczyna rozwijać również w Krakowie. Ranny Ptaszek nie jest w centrum Kazimierza, tylko na uboczu. Może właśnie to jest naszym atutem, bo jest mnóstwo ludzi, którzy nie lubią jeść w hałasie, szczęku kufli i przypadkowym towarzystwie, ludzi szukających swojego miejsca, gdzie będą mogli kultywować rytuały i przyzwyczajenia, miejsca, które pozwoli im odetchnąć od ciągłego pośpiechu. Małe lokale właśnie to oferują. Wiesz kto jest jego właścicielem i możesz go tam spotkać, porozmawiać. I myślę, że Kraków docelowo powinien się stać
90
i stanie się taki jak Berlin. Z mnóstwem małych, wielkości chustek do nosa knajpek, do wyboru na każdej ulicy, nie tylko w centrum.
ALE ZANIM OTWORZYMY SIĘ NA HAWAJACH, TO PRÓBUJEMY POWALCZYĆ O ZIELEŃ MIEJSKĄ
gdzie jest dobra kuchnia i intymna atmosfera. To jest właśnie to skrócenie dystansu między ludźmi którzy robią jedzenie, a tymi, którzy je jedzą. To jest przyszłość, nowy trend, który już jest widoczny. Sama jak idę gdzieś jeść, to szukam raczej małych miejsc, podobnych do naszych lokali, a nie wielkich restauracji gdzie będę się czuła anonimowo i szczerze mówiąc z moim charakterem trochę źle. Bo to nie są miejsca stworzone z myślą o mnie, a w moich ulubionych lokalach tak się właśnie czuję.
Planujecie rozrost, przenosiny, ekspansję skoro koncept wypalił? Z: Tak, na Hawaje! Z tamtejszymi produktami całorocznymi byłabym szczęśliwa!
Kto do Was najczęściej zagląda? Stali goście, turyści, kto jest klientem? Z: Już od pierwszego dnia pojawili się goście, którzy mówili, że będą przychodzić codziennie. I to robią. Mamy takiego Pana, który zawsze przychodzi na racuchy, chociaż ostatnio zaczął testować po kolei inne rzeczy z menu. Codziennie wpadają też nasi znajomi, którzy nas po prostu odwiedzają. W recenzjach na Facebooku ludzie piszą, że cenią nas za to, że czują się u nas jak u dobrych znajomych w domu, mimo, że nas nie znają. Widziałaś, większość przechodniów do nas macha. A czasami same machamy do osób, które się do nas uśmiechają, nawet jeśli ich nie znamy. Dzięki temu, że to lokal jest narożny, jesteśmy widoczne z każdej strony. K: Nie będziemy ukrywać, że przychodzą tu na plotki głównie dziewczyny, żeby bezkarnie jeść słodkie rzeczy i pić kawę. Kiedy zrobi się cieplej i otworzymy okna oraz wystawimy stoliki, to zapewne będą przychodzić jeszcze inni goście. Ale obserwujemy, że ludzie garną się do takich miejsc,
K: Ale zanim otworzymy się na Hawajach, to próbujemy powalczyć o zieleń miejską. Przyglądaliśmy się ostatnio z Bartem temu kawałkami zieleni naprzeciwko przy kościele św. Katarzyny. Nie jest jej za wiele i w dodatku choć nie jest za murami klasztornymi, to odgradza ją od mieszkańców bardzo gruby i nieprzyjazny płot. A właśnie ten skwerek nie należy do klasztoru i jest to ziemia gminna. Więc napisaliśmy projekt obywatelski, że chcielibyśmy, aby ten skrawek zieleni, której mamy tak mało na Kazimierzu, został oddany mieszkańcom, aby zdemontowano kratę, a w jej miejsce postawiono ławeczkę, piaskownicę i zasadzono drzewo. Fot. Mateusz Torbus
Z: Ale obie nabyłyśmy umiejętność szybkiego godzenia się, od razu wyciągamy do siebie rękę. Nasze spięcia są krótkie i łatwo nam przechodzą. Opowiadałam ostatnio Agnieszce Sandor, która pracuje ze swoją mamą od lat, że mamy czasem zgrzyty, a ona na to, że to normalne. Więc po prostu pracujemy ramię w ramię.
www.ksr.net.pl Krakowska Szkoła Restauratorów to stale rozwijająca się firma szkoleniowo doradcza branży gastronomiczno - hotelarskiej oparta o profesjonalizm, wieloletnie doświadczenie, kreatywność i ciągły rozwój zawodowy. Każdy trener może pochwalić się osobistymi osiągnięciami z zakresu swojej specjalizacji: kuchnia, bar, profesjonalna obsługa Gości, sommelierstwo, baristika czy inne. Współpracujemy z restauracjami, klubami, hotelami, firmami cateringowymi działającymi w Krakowie i Polsce. Na rynku polskim działamy od 2006 r., w tym okresie przeszkoliliśmy blisko 15 000 osób. Jakość usług potwierdza m.in. Akredytacja Małopolskiego Kuratorium Oświaty. Drugą równorzędną działalnością organizacji jest szeroko rozumiany pre-oppening czyli projektowanie, tworzenie i otwieranie obiektów restauracyjno- hotelarskich.
Oferujemy kursy i szkolenia z zakresu: • • • • • • • • • •
Managera Gastronomii, Manager Baru, Szef Kuchni szkolenia dla kucharzy podstawowe i zaawansowane szkolenia barmańskie I i II stopnia szkolenia kelnerskie, ekstra serwis etc. szkolenia baristyczne oraz Latte Art szkolenia sommelierskie cukiernicze warsztaty carving i dekoracji stołu szkolenia Savoir-vivre inne kursy i szkolenia z zakresu gastronomii i hotelarstwa
Zapewniamy wszelkie potrzebne pomoce dydaktyczne, najlepszych licencjonowanych trenerów. Po ukończonym kursie uczestnicy mogą otrzymać zaświadczenie oraz dwa certyfikaty w języku polskim i angielskim.
Zapraszamy do współpracy :)
Zobacz więcej na naszej stronie:
31-323 Kraków, ul. Gdyńska 31 tel. +48 12 269 38 23, tel. kom. +48 660 934 709, e-mail: ksr@ksr.net.pl
www.ksr.net.pl
To pozwoliłoby przechodniom skorzystać z tego skrzyżowania, np. odpocząć patrząc na piękne kamienice i kościoły. Ono jest w naszej ocenie bardzo niedoceniane przez miasto – spójrz na stan chodników i zieleńców. A przecież jest to jedna z najbardziej uczęszczanych części Kazimierza, przez którą prowadzi trasa nad Wisłę, Skałkę i Wawel.
Kulinaria to jedna strona medalu, ale jesteście też zaangażowane społecznie - opowiedzcie o tej działalności. K: Ostatnio skontaktowali się z nami organizatorzy akcji „Tir Podpasek. Pomoc dla Kobiet w Aleppo” i zapytali czy chcemy się włączyć. Być może proszenie lokalu gastronomicznego, w którym się je, o zbieranie środków czystości jest trochę dziwne, ale trafili na dziewczyny.
92
A tymczasem skończyło się tak, że ja po roku zostawiłam swoją pracę, wsiąkłam w hummus i wymyśliłam Najedzeni Fest!, a potem Piknik Krakowski i warsztaty kulinarne… I patrząc na to jak Zosia ciężko pracuje, i że ma marzenia, które jej wydają się niemożliwe, bardzo zaczęło nam zaleFot. Mateusz Torbus żeć na tym, żeby jej pomóc w ich realizacji. Wiele osób nas pytało, czy nie Zosia, partycypujesz mamy obaw. Ale nie można zacząć realiw maminym zacji swoich marzeń od zastanawiania się biznesie hummusowym? nad ich sensem. Z: Po rezygnacji z poprzedniej pracy, zanim jeszcze otworzyłyśmy Rannego Ptaszka pracowałam u mamy i Barta w Hummusiji Amamamusi. Byliśmy też po raz pierwszy z hummusem na Off Festivalu. Mamy też hummus Barta w Rannym Ptaszku, bo to jest najlepszy hummus na świecie. Wiele osób tu przychodzi na przykład w niedzielę, kiedy Hummusija jest zamknięta i prosi, żeby im zapakować na wynos. K: Wytworzyła się też fajna współpraca między Hummusija Amamamusi i Rannym Ptaszkiem. Kiedyś klientce w Hummusiji nie odpowiadał smak zupy jaka była dostępna tego dnia, więc posłaliśmy po zupę do Rannego Ptaszka i wyszła bardzo zadowolona. Ostatnio dzieliliśmy się szakszuką.
Z: Przegadałyśmy z mamą ten pomysł i stwierdziłyśmy, że dla miejskich dziewczyn, takich jak my, to niewyobrażalne, żeby nie mieć dostępu do czegoś tak podstawowego jak podpaski czy tampony. Stwierdziłyśmy, że wchodzimy w to na maksa. Odzew był obłędny.
Z: A dzisiaj Bartowi się skończyła zupa w Hummusiji, więc mu dałam jeden garnek, bo akurat ugotowałam dwa. Nawzajem się też promujemy. Rodzina, familia. Hummusija to nasza starsza siostra.
K: Do pewnych rzeczy jesteśmy tak przyzwyczajeni, że nie wyobrażamy sobie ich braku. Uświadomienie sobie tego faktu spowodowało niesamowity zryw. Jedna dziewczyna przyszła z plecakiem. Zebraliśmy w sumie 9 pudeł. Nie pojawił się ani jeden negatywny komentarz typu: my tu jemy, a wy zbieracie tampony.
K: Zresztą historia powstania Hummusiji i Rannego Ptaszka jest podobna. Bart też miał dość swojej pracy i wrócił z wyprawy do Afryki z pomysłem na robienie hummusu. I najśmieszniejsze w tej historii jest to, że Bart nie umiał gotować. Gdy zdecydował, że otwiera biznes kulinarny, to sobie pomyślałam, że ja jednak muszę mieć stała pracę, bo jego przygoda się może szybko skończyć.
Z: Ale mama się bała przed otwarciem Ptaszka. K: Tak, bo to jest trochę nietypowy pomysł - bar otwarty do 16. Ale zawzięłyśmy się, że koncept śniadaniowy to jest właśnie nasz pomysł na lokal, i że nie będzie tak, że po 17 gasimy światła, a na stół wjeżdżają shoty i zaczyna grać dj. Jesteśmy przekonane, że naszą kuchnią i panującą tu atmosferą możemy robić to samo co miejsca, które funkcjonują do godziny 21. Lubię powtarzać, że do życia jest Ci potrzebne tyle, ile sam sobie wymyślisz. Jeśli potrzebne Ci Ferrari Testarossa, to zrób sobie taki biznes, żeby Cię było na niego stać. A jeśli wystarczy Ci to, że wokół ciebie są uśmiechnięci ludzi, a ciebie stać na wakacje raz w roku, to zrób taki biznes, żeby tak było. Wszystko na miarę potrzeb i oczekiwań od życia. I to jest chyba właśnie ten zen który człowiek ma po jakimś czasie. To co mam, w zupełności mi wystarcza, nie planuję kolejnego baru w innym mieście. Z: A ja bym chciała mieć jeszcze jeden lokal, bo mama ma już dwa i ja też chcę mieć drugi. K: Na Hawajach. Rozmawiała Baśka Madej
Złota miseczka pełna szczęścia Było to jeszcze w zeszłym roku. Szłam pewnego dnia ulicą Starowiślną w Krakowie i przyglądałam się znajomym szyldom sklepowym. Nagle zatrzymałam się pełna szoku i niedowierzania. Jak to nie ma Yaka? Dlaczego mój ulubiony Tak Yak Tandoori jest zamknięty? Internet nie kłamał? Ale dlaczego? Gdzie ja teraz zjem te pyszne chlebki naan i seekh kebab pachnący ziołami i innymi dobrodziejstwami? Nie ukrywam, trochę mi było przykro, bo Yak był tym miejscem, które uwielbiałam polecać znajomym. Jednak pustka w serduszku po stracie Yaka zapełniła się szybko. I to nie dlatego, że szybko go odżałowałam (dalej brakuje mi tej pysznej baraninki i bakłażana), ale na jego miejscu pojawił się Namnan Noodle Bar. Ku mojej wielkiej radości mogłam spełnić dziecięce marzenia z Czarodziejki z Księżyca i anime ze Studia Ghibli i zjeść prawdziwy RAMEN! A gdy okazało się, że to ta sama ekipa, która tworzyła Yaka wiedziałam, że Namnan to obowiązkowy punkt do przetestowania. Przyznam szczerze, że uwielbiam zupy. Świat podobno dzieli się na tych, co je kochają i co nie cierpią. Ja należę do tych pierwszych. Nie wyobrażam sobie zimy i jesieni bez gęstych kremów albo bez zup tak pełnych warzyw, że można by je wyjadać widelcem. Na wiosnę uwielbiam zupy pachnące nowalijkami a w gorące lato chłodniki, chłodniki...No i uwielbiam miso i wszystkie inne azjatyckie zupy. Stąd chyba prosty wniosek, że uwielbiam ramen. Związek Krakowa z ramenem był trudny i skomplikowany. Dużo osób pamięta pewnie jedną knajpę z ramenem na Krupniczej. Mnie niestety ona nie przekonała, mimo kilku podejść. Dylemat został ostatecznie rozwiany, gdy poszłam tam z koleżanką, która miała to szczęście, że w Tokio jadła prawdziwy japoński ramen i powiedziała, że to, co akurat jadłyśmy, z tym daniem nie ma nic wspólnego.
Zaczęły się moje długie poszukiwania złotego bulionu w Krakowie. Zanim jednak podejmiemy się próby ogłoszenia werdyktu, kilka słów wyjaśnienia dla niewtajemniczonych. Ramen to zupa ideał. Jego charakterystyczny smak to skomplikowana i trudna sprawa. Istotne jest tu m.in. tare, czyli esencja umieszczona na dnie miseczki, która ma nadawać całemu bulionowi charakterystyczne umami. Tare może być shio (słone na bazie owoców morza i glonów), shoyu (tutaj bazą jest sos sojowy) i miso (jak łatwo się domyślić bazą jest pasta ze sfermentowanej soi). Oczywiście ramen to bulion assari lub kotteri, jeden jest delikatny, a drugi cięższy...więc dla każdego coś miłego. Ważny jest tu bulion dashi, który nadaje wszystkiemu lekko morski posmak. Po tym wszystkim następuje już sama esencja, czyli makaron (ramen to nie tylko nazwa zupy, ale i makaronu), który z lubością można wciągać pałeczkami. I oczywiście dodatki jajo (idealnie płynne żółtko), glony, mięso, tofu, grzyby, warzywa...co tylko dusza zapragnie! Ramen to taka zupa nie zupa. Bo zjedzenie pełnej porcji wystarcza za dwa posiłki. Po przekroczeniu drzwi Namnan mój nos zwariował od zapachów. W wielkim garze coś wesoło bulgotało. Obok leżały gotowe kuleczki z makaronem, które tylko czekały by wrzucić je do złotego wywaru. Bardzo dobrze to wszystko wyglądało, bo świadczy tylko o tym, że zupa jest świeża i każda porcja przygotowywana jest indywidualnie. Rameny na Starowiślnej dzielą się na dwa podstawowe: mięsne i wegetariańskie.
Szczegółowiej, mamy do wyboru miso, shoyu i spicy (czyli pikantny z szarpaną wieprzowiną). Kto chce może zamówić zestaw bez bulionu (halo, czy już był ktoś taki?!) i zamiast makaronu (jeszcze raz się pytam: był, ktoś taki?) można poprosić o ryż. No, ale teraz najważniejsze pytanie. Jaki jest ten ramen? No, coż... Nie będę się tu zbyt rozpisywać... Piękny złoty bulion, makaron super, lekko twardawy, nierozgotowany, taki jak lubię. Dodatków w sam raz, nie za dużo, nie za mało, ale po skończonej porcji mój wewnętrzny mały głodek był pokonany. Słowa uznania należą się tu za jajko. Bo, to proszę ja Was, nie jest zwykłe jajko z twardym białkiem i lejącym się żółtkiem. Zanim trafi ono do naszej miseczki, jest marynowane w sosie sojowym i sake. Więcej nie powiem, tego po prostu trzeba spróbować. Jak przystało na street food zupę dostajemy w plastikowej miseczce, ale mnie to akurat nie przeszkadza. Dzięki temu, że jest przeźroczysta mogłam przez kilka chwil rozkoszować się widokiem dryfujących w bulionie dodatków. Namnan Noodle Bar to proste i minimalistyczne miejsce, ale jeśli jesteście spragnieni dobrego jedzenia i fajnej, luźnej atmosfery to miejsce dla Was. Jeśli z kolei wolicie zaszyć się z Waszą porcją klusek w domu pod kocem (a na razie nie zanosi się, by przyszła wiosna), to biegnijcie na Starowiślną. Ja na pewno odwiedzę ich po raz kolejny. Marta Kudelska Namnan Noodle Bar ul. Starowiślna 10, Kraków
93
S z y m o n Ko hut Po mysł o dawc a, z ał o ż yc i e l i wł aśc i c i e l
K r akowskie j Szkoły R e staur ator ów W ramach zmiany myślenia i odbicia się od trendu globalizacji, praktycznie na całym europejskim kontynencie pojawiają się różne ruchy lokalne, nie mylmy z narodowościowymi. Ludzie jadąc gdzieś chcą czegoś lokalnego, regionalnego, czegoś czego gdzie indziej nie dostaniemy. Idealne hasło to Slow Food czyli regionalizm przez duże R. Spójrzmy co dzieje się w sklepach wielkopowierzchniowych. Znika trend niskich cen, pojawiają się produkty o wysokiej jakości, mnóstwo produktów regionalnych i lokalnych. Często podkreślane są produkty Polskie. Jest to kolejny trend w ramach Bio Eko czy lokalności. Śmiem twierdzić iż w najbliższym czasie za lepsze produkty będą uznawane te, które zostały wyprodukowane czy wyhodowane w naszym kraju. Spotkałem się również z określeniem w reklamie pewnej sieci sklepów spożywczych „tydzień polskich marek”. Nie tydzień hiszpański, grecki, włoski czy francuski lecz Polski. Moda. Skąd się bierze? Co to właściwie jest? Kto decyduje o tym co jest trendy, a co nie? Odpowiedź jest bardzo prosta. Moda zawsze przychodzi z większej miejscowości, zawsze pokazują ją znane osoby, ludzie zajmujący wyższe miejsce w hierarchii społecznej pomimo tego, iż wszyscy jesteśmy równi. Każdorazowo jest lider, a pozostałe osoby robią to co lider chce. Moda bierze się też z potrzeby społecznej. Ludzie potrzebują czegoś nowego a często zapomnianego. Obecnie trwa moda na BIO i EKO, lokalne produkty i szeroko rozumiany regionalizm. Oby ta moda przetrwała długo... Skąd wzięła się taka potrzeba w naszym kraju? Jesteśmy prawie 30 lat po przekształceniach politycznych. Pojawiło się nowe pokolenie, które nie chce jedzenia z supermarketów, które wychowało się na masowych produktach, pizzach i hamburgerach i stanowczo mówi nie. Zorientowaliśmy się iż produkt masowy nie jest wysokiej jakości, nie jest również zdrowy a wielkie produkcje wszelakich dóbr a w szczególności jedzenia są w większości przypadków powiązane z wprowadzeniem różnego rodzaju często niezdrowych ulepszaczy. Przełóżmy to na restauracje i branżę spożywczą. Jak grzyby po atomowym deszczu pojawiły się sklepy EKO. Znajdziemy w nich produkty, o których jeszcze jakiś czas temu nikt nie słyszał. Co drugi Szef kuchni chcąc być modnym i nowoczesnym wybierał się raz na jakiś czas na zakupy BIO i wprowadzał do swojej karty menu coś z asortymentu tych właśnie sklepów. Zachwyceni Goście restauracji dzięki takim zabiegom uczyli i uczą się nowych smaków i słów: amarantus, tapioka, kawa żołędziowa czy inne ciecierzyce. Dzięki temu wychodząc z restauracji mogą być modni i obyci wśród znajomych.
94
Co to oznacza? Pojawienie się coraz większej mody na nasz kraj, na nasze produkty. Tydzień polski to nic innego jak produkty lokalne i regionalne. Tematyka slow food od lat jest bardzo popularna i oby była jak najdłużej. Szefowie kuchni namiętnie łączą smaki lokalne i eko z nowoczesnością. Nie chodzi o to aby gotować tak jak babcia robiła to 50 i więcej lat temu choć jedzenie od babci zawsze będzie smaczne. Ogólnym trendem w restauracjach jest nowoczesność przygotowana na podstawie starych, lokalnych przepisów. Powrót do miejscowych korzeni. Używanie lokalnych produktów od często małych producentów. To jest droga, którą powinniście Państwo obrać w ramach trendów restauracyjnych. Dokładając do tego BIO i EKO na pewno będzie to niezapomniany koncert smaków i uniesienie dla zmysłów podczas wizyty w restauracji. Krakowska Szkoła Restauratorów w trakcie swoich szkoleń dla kucharzy, barmanów, miłośników kulinariów tę właśnie drogę obrała dawno dawno temu i konsekwentnie trzymamy się lokalności produktów i poszukiwaniu smaków właśnie od małych często rodzinnych producentów a produkty eko mają u nas swój własny regał z którego namiętnie korzystają kucharze, restauratorzy czy miłośnicy wszelakich kulinariów. Serdecznie zapraszamy do kontaktu z nami oraz na kursy i szkolenia cyklicznie organizowane przez nas. Więcej informacji znajdziecie Państwo na www.ksr.net.pl lub na FB. Pozdrawiam i zapraszam Szymon Kohut założyciel i właściciel Szkoły Restauratorów z Krakowa.
CHIŃSKA ZUPKA DO SKOMPONOWANIA DANIA: ¬ makaron ramen, udon albo soba coś zielonego: ¬ kolendra, szpinak, pak choi, podgotowane brokuły, natka pietruszki ¬ tofu naturalne ¬ sezam czarny lub zwykły ¬ pieczarki lub boczniaki pokrojone w kawałki Wszystkie składniki na bulion oprócz oleju sezamowego i miso wrzuć do garnka, chwilę przesmaż, a potem zalej 300 ml zimnej wody. Gotuj na małym ogniu pod przykryciem minimum godzinę, a później odkryj i zredukuj płyn. Dodaj miso i olej sezamowy i dokładnie rozmieszaj. Teraz masz dwie możliwości: przecedź bulion i wlej go do foremki na lód i zamroź albo zmiksuj wszystko na gładką pastę i przechowuj w szklanym pojemniku w lodówce. Jeśli go wcześniej wyparzysz, pasta utrzyma świeżość przez 7 dni. Aby przygotować zupę, którą możesz zabrać ze sobą w torbie, włóż do grubego słoika makaron (ugotowany lub taki, który wystarczy zalać wrzątkiem), warzywa, łyżkę pasty albo dwie zamrożone kostki, natkę kolendry, tofu i inne wybrane dodatki. Przed jedzeniem zalej wszystko wrzątkiem, zakręć, wstrząśnij, odczekaj kilka minut i zjedz. Zupka chińska instant wyparła wszechobecne kanapki, moim zdaniem zupełnie niesłusznie, ponieważ mając odpowiednie składniki możesz przygotować w domowych warunkach posiłek, który bije na głowę wszystkie gotowce.
Składniki na kostki/pastę: ¬ 1 cebula
¬ 2 ząbki czosnku ¬ 4-cm kawałek imbiru ¬ 1 łodyga selera naciowego ¬ 1 marchewka ¬ 1 anyż gwiazdkowy ¬ 1 laska cynamonu (albo pół łyżeczki sproszkowanego cynamonu)
¬ szczypta kurkumy ¬ 1 papryczka chilli
(wypestkowana lub nie, w zależnosci od twojej tolerancji ostrego smaku) ¬ łyżka oleju do smażenia ¬ łyżka soku z cytryny ¬ łyżeczka oleju sezamowego ¬ szczypta soli ¬ łyżka pasty miso
Iga Urbańska Roślinny sklep wegański Rynek Dębnicki 10, Kraków Fot. archiwum autorki
95
Bartosz Ziembaczewski Autor wielu publikacji oraz recenzji ukazujących się na łamach Magazynu Whisky oraz Aqua Vitae. Twórca witryny www.whiskyhome.com.pl pasjonat whisky. Współorganizator Whisky Day Cracow, który odbędzie się 20 maja w Fortach Kleparz w Krakowie. Prowadzi i organizuje degustacje, propaguje kulturę picia whisky, a przede wszystkim uwielbia spędzać czas z kieliszkiem w dłoni.
ZIELEŃ TO KOLOR NADZIEI Chyba ciężko znaleźć osobę której podróże nie byłyby bliskie. To przecież one właśnie sprawiają, że możemy oderwać się od monotonii dnia codziennego i przyjemnie spędzić czas z dala od problemów. Czasami jednak zdarzają się sytuacje, że aby wyruszyć w podróż, wcale nie musimy wychodzić nawet z domu. Tym bardziej jeśli mówimy o podróży wgłąb smaków i aromatów odległego Kentucky. Tym razem w moje ręce wpadła charakterystyczna butelka z zieloną etykietą. Bulleit Rye Whiskey - trunek leżakowany w dębowych beczkach, w którego składzie znajdziemy 95% udział żyta, oraz 5% słodowanego jęczmienia.
96
Dzięki tej recepturze whiskey ta nabiera wyjątkowego i intensywnego charakteru, który zdecydowanie odróżnia ją od klasycznego bourbona, którego podstawą produkcji jest kukurydza. W nosie intensywnie, lekko zbożowo. Do tego delikatny perfumowany aromat. Po chwili odnajdziemy również słodkie nuty toffee, kwiatów, czekolady, limonki, marynowanego imbiru oraz mięty w tle. W smaku lekko oleisty. Początkowa słodycz, przechodzi w końcu w pikantne akcenty. Delikatne nuty toffee, banan, landrynki, charakterystyczny posmak chleba żytniego, espresso i w końcu czekolada. W finiszu natomiast pojawia się coraz
więcej kwaśnych i wytrawnych smaków na podniebieniu. Podsumowując, jest to naprawdę dobra i charakterna whiskey, która na pewno przypadnie do gustu miłośnikom trunków ze Stanów Zjednoczonych. Przy okazji dzięki tej swojej intensywności równie dobrze sprawdzi się jako podstawa do serwowania koktajli, dlatego też nie pozostaje już nic więcej, jak tylko sięgnąć po butelkę i wybrać się w podróż do odległego Kentucky. P.S. Chcecie poznać bliżej Bulleit Rye Whiskey? Wybierzcie się koniecznie na Whisky Day Cracow, który odbędzie się 20 maja w Fortach Kleparz. Więcej informacji znajdziecie na www.whiskydaycracow.pl
"Koktajl z odpadków poproszę. Może być lekko nadpsuty." Brzmi dziwnie? Nie na długo. Polityka "no waste" i fermentacja to coraz bardziej popularne eko trendy koktajlowe. No waste polega na jak najlepszym wykorzystaniu surowców - obierków, nasion, łupin, a nawet przepalonej kawy. Kontrolowana fermentacja służy natomiast do naturalnej konserwacji barowych przetworów, jak dobrze znane kiszenie ogórków czy kapusty.Oto przepis na koktajl inspirowany tymi trendami: Bar tos z
nie Ko
Sposób przygotowania: Składniki koktajlu wlej kolejno do wypełnionej lodem, niskiej szklanki. Lekko zamieszaj
y | szef baru czn
• 40 ml wódka infuzowana gałązkami czarnej porzeczki • 20 ml kordiał z palonych łupin limonki • 80 ml kombucha z cascary WÓDKA PORZECZKOWA: KOMBUCHA Z CASCARY:
KORDIAŁ Z PALONYCH ŁUPIN LIMONKI: Łupiny z limonki opalamy nad ogniem do uzyskania czarnego koloru. Wrzucamy je do uprzednio wyciśniętego soku limonkowego i na małym ogniu redukujmy do 2/3 objętości. Następnie dodajemy 1/4 cukru muskovado oraz 1/4 cukru białego. Mieszamy do momentu rozpuszczenia się cukru. Tak gotowy kordial przecedzamy przez sitko by pozbyć się łupin z limonki.
Cascara to odpad powstający przy oddzielaniu miąższu od ziaren kawy. Wysuszone mogą służyć do przygotowania naparu będącym w smaku czymś pomiędzy kawą a herbatą. Jej nuty smakowe zależą od gatunku kawy z którego powstały. Nasza miała w sobie intensywną wiśnię. Kombucha natomiast to kolonia drożdży używana do przygotowywania lekko musującego napoju na bazie słodkiej herbaty - w naszym przypadku cascary. Ilość cukru i czas na jaki należy pozostawić napój zależą od wielu czynników, więc zostawimy Wam pole do samodzielnych eksperymentów :)
Do przygotowania tej wódki posłużyły gałązki pozostałe jako odpad z wiosennego przycinania krzewów. Zebrane w odpowiednim momencie mają w sobie mnóstwo aromatycznych soków. Zalej zebrane gałązki wódką w szczelnym naczyniu. Odstaw na tydzień.
www.bardziejbar.pl MARSZAŁKOWSKA 21/25 Warszawa
97
Dla Ciebie śmieci, dla mnie skarby A może zamiast śledzić trendy, stwórz własny styl? A może zamiast kupować biżuterię w sieciówkach, spróbuj zrobić ją własnoręcznie? Odejdź od ekranu monitora i wyjdź ze KARINA KRÓLAK sklepu online. Spoautorka artystycznej tkaj się z koleżankami, biżuterii recyklingowej kolegami. Wymień się karinakrolak.com tym, co w danej chwili nie jest Ci potrzebne. Przerabiaj ubrania. Wymień się książkami, muzyką. Pobądź z ludźmi, których lubisz. Sprzedaj to, czego nie używasz, kup bilet i leć w świat - na weekend, na tydzień, dwa… leć. Wyjdź ze sklepów, w których ludzie snują się jak duchy i kupują, potem oddają rzeczy, potem znów kupują i znów oddają, wymieniają. Żadna metka nie uczyni Cię lepszym człowiekiem. Ona może mieć tę moc, by sprawić, że na chwilę poczujesz się lepiej, ale jeśli dowiesz się, gdzie i jak powstało Twoje ubranie, może już nie być euforii. Wiesz, skąd pochodzą Twoje ubrania? Czy wiesz, jak powstały? Co jest dla Ciebie ważne, kiedy idziesz do sklepu? Marzę o takim momencie, by każdy z nas nie musiał zastanawiać się, czy może sobie pozwolić na jedzenie i modę ekologiczną. Marzę o tym, abyśmy nie stawiali w kącie swojego zdrowia i komfortu życia tylko dlatego, że to co nie jest ekologiczne, okazuje się często ogólnodostępne i o wiele tańsze. Nasze zdrowie nie ma ceny, nie ma na nie promocji. Kiedy myślę o ekologii, to widzę zieleń, harmonię, słońce, czuję wiatr i wodę. Słyszę zwierzęta, uśmiechy ludzi. Czuję zapachy, smaki, widzę kolory i życie.
98
Myślę o zdrowiu, pracy w zgodzie ze sobą i czasie na beztroskę. Wybieram tę stronę mocy jako projektantka i jako człowiek. W pracy nie stosuję dróg na skróty. Od ponad 15 lat większość moich projektów biżuterii powstaje z materiałów z recyklingu i z odzysku. To często długi ale i fascynujący proces. Jestem zwolenniczką pięknego i ciekawego przetwarzania nazwijmy to - odpadów. Wszystkie projekty wymyślam i wykonuję sama. Znam większość moich klientek. Nie mam sklepu online. Lubię bezpośredni kontakt z klientkami na targach lub w mojej pracowni. Uprawiam slow fashion, nie spieszę się. Wymyślam, testuję, wybieram materiały - bardzo często polskie, znam ich producentów. Wiele podróżuję. Przywożę z wakacji elementy do biżuterii i łączę je potem razem. Ogromną część materiałów robię sama, wymyślam, eksperymentuję i poza wielką satysfakcją widzę, że to się sprawdza. Im dziwniejsze na pozór materiały biorę na warsztat, tym lepszy efekt uzyskuję. I choć często zadaje się mi pytanie - po co recykling i odzysk? Czy nie ma łatwiejszej drogi? Odpowiadam - a dlaczego nie recykling i ozdysk? Jest milion łatwiejszych dróg, ale efekty są marne. Wolę przez tydzień nurkować i wyławiać śmieci z dna oceanu (co akurat zdarza mi się często na wakacjach) niż nawlekać koraliki na żyłkę i sprzedawać w tysiącach egzemplarzy jako Mount Everest moich możliwości. Mam wrażenie, że fakt, iż moje klientki wiedzą, jak powstaje moja biżuteria sprawia, że jeszcze bardziej ją doceniają. Coraz częściej pytają, które projekty są ekologiczne, które pochodzą z recyklingu, a które z odzysku i na czym w ogóle polega ta różnica. Pytają, ile czasu zajmuje mi wykonanie danego wzoru, gdzie powstał projekt, skąd wziął się pomysł? Ta chęć wiedzy i świadomość mnie za
chwyca - i napędza do dalszego działania. Czy kupując w sieciówce wiesz, kto i przez ile godzin szył, czym barwił Twoje ubranie? Przed moją lutową wystawą w Tokio zostałam zapytana, czy jest szansa na pokazanie moich złotych naszyjników wykonanych z… no właśnie - ze złotek po czekoladzie. Organizatorom bardzo zależało na nagradzanych wcześniej wzorach pochodzących z recyklingu i odzysku. Pomyślałam wtedy, że o to mi właśnie chodzi. Obecnie w innym miejscu na świecie - w Muzeum Sztuki Dekoracyjnej i Designu w Trondheim w Norwegii jest prezentowany mój naszyjnik, który w dużej mierze powstał z materiałów z odzysku. Przez to też nie czuję się sama i naprawdę widzę sens w swojej pracy oraz wszystkich projektantów i firm, które wybrały tę ekologiczną, fair i kreatywną drogę w pracy i w życiu. Jest to może kropla w morzu, ale kropla do kropli i będzie w nas moc. Ja już ją czuję. Nie wiem, czy to przypadkiem nie za sprawą obecnej mody na ekologię. Jeśli tak, niech ta moda nigdy nie przemija. Ekologia nie powinna być luksusem. To ,że jest dla nas dobra, powinno być bezdyskusyjne, niepodważalne i jaśniejsze niż słońce. Chciałabym, aby człowiek się opanował nie niszczył, nie zatruwał, nie wyzyskiwał słabszych, nie udawał, że to co się teraz dzieje wokół, jego nie dotyczy. Jeżdżę po świecie i widzę piękne niegdyś miejsca poddane destrukcji przez człowieka. Sami robimy sobie krzywdę, dlatego może właśnie istnieje ekologia jako budzik ze snu, w którym wszystko jest sztuczne i pomalowane w barwę greenery uznaną przez Instytut Pantone kolorem roku 2017. Piękny kolor. W przyrodzie niezastąpiony.
/
99
100
bezcenny
...bo jakość ma znaczenie
kultura | sztuka | wydarzenia | lifestyle | moda | uroda | zdrowie | gadżety | design
KRAKÓW - WARSZAWA - KATOWICE - TRÓJMIASTO - WROCŁAW - RZESZÓW
MAJ
101
91
#GREENERY