1
2
3
COOLtura 9 11 14 16 18
Spadaj felieton Nie.. zwykła babka i robi to co lubi wywiad z Kingą Paruzel Bardzo gorący temat felieton Dobrze zjeść? Burak z masłem! Wywiad z Grzegorzem Łapanowskim “Królewski kucharz” czyli gotowanie na planszy
COOLmag na jesień 22 26 31 37 43 48 51 57 61
Zupy w kolorach jesieni Leśne skarby Jej wysokość dynia Jedz jabłka! Potato Bar Chleb bez pszenicy Słodka strona warzyw Ni z gruszki Jesień w obiektywie blogerów
COOLmag na weekend 63
Wśród ośnieżonych szczytów Tatr
COOLmag tworzą członkowie Stowarzyszenia Opolska Blogosfera Kulinarna
redaktor naczelna Marta Wolna
Aurora www.blogczekolady.pl
Ewa Krawczyk www.szaloanamarchewka. blogspot.com
Ania Grochlska www.bee-sweet.blogspot.com
Małgorzata Adamska www.delimamma.pl
Amelia Olszewska w.pierszeprimo.blogspot.com
Hania Siuta www.chcejesc.blogspot.com
Justyna Osiecka-Sułek www.bistromama.pl
Patryk Szymański www.fandago.xpedia.pl
Krystyna Gerc www.conaobiad.wordpress.com
Małgorzata Kwiatkowska www.bonappetitmalgorzaty. blogspot.com
Katarzyna Czapran www.kuchniawopałach.pl
8
9
tekst: Aurora Czekoladowa / www.blogczekolady.pl ilustracja: Aga Urbanek
Na jesień spadają liście. Temperatura. I nasz dobry humor. Trudno się dziwić - z sklepów znikają arbuzy, z nieba słońce, z naszej skóry opalenizna. Po wakacyjnym szaleństwie zostaje świecący pustkami portfel i przemożne poczucie, że najlepsze za nami… Wobec takich okoliczności można zareagować na kilka różnych sposobów. Można wejść do szafy i przeczekać tam do kolejnej wiosny. Można też założyć Klub Wyjątkowo Pesymistycznych Pesymistów. Albo stać się pretendentem do wygranej w konkursie na najbardziej narzekającego mieszkańca miasta. Tyle, jeśli chodzi o bycie spadkobiercą po Grinchu. Na szczęście można zareagować inaczej na spadający na nas deszcz i inne jesienne nieszczęścia. Mianowicie powiedzieć, a nawet wykrzyczeć im - spadaj!!! Być może deszcz będzie nadal za oknem padać, ale łzy smutku z pewnością zaprzestaną. Oczywiście samo magiczne słowo nie wystarczy. Trzeba jeszcze się nieco wysilić. Konkretnie odwrócić wzrok od tego, co nas martwi i skierować go na nieco radośniejszą stronę życia. Na jedzenie, na przykład. Jesień to wspaniała wymówka do dodatkowej porcji szarlotki z cynamonem albo wypicia nieco większego, niż zwykle kubka gorącej czekolady. Z bitą śmietaną, ma się rozumieć. To czas wyjadania robionych latem słoiczków z konfiturami. Jeśli po miesiącu spostrzeżemy, że waga poszła w górę i zaczynają nam ciążyć wyrzuty sumienia, należy im powtórzyć owo magiczne słowo - spadaj! Śmiało! To samo tyczy się również poczucia dyskomfortu, które może pojawić się po zbyt wielu popołudniach spędzonych pod kocykiem z ulubioną książką. I za sprawą produktywnego chodzenia po lesie. Zbierania kasztanów, żołędzi. Noszenia wyciągniętych swetrów i dresu. Wszystkim natrętnie wracającym myślom należy mówić prosto w twarz: spadaj! Kiedy mówimy niewłaściwym ludziom, sprawom, wydarzeniom “spadaj” to wyraz nie naszej wredoty i braku kultury, ale rozsądku i szacunku do samych siebie. W mówieniu “spadaj” należy być zimnym, bezwględnym i uporczywym. Należy mieć coś z Magdy Gessler. I Kuby Wojewódzkiego. I Dalajlamy też. W innym wypadku, już wkrótce unieszczęśliwimy siebie i wszystkich wokół, oddając władzę nad naszym życiem komuś lub - co gorsza - czemuś, co będzie wpędzać nas w coraz głębszy i głębszy dół. A to chyba perspektywa gorsza, niż jedzenie na śniadanie kanapki z pasztetem przez cały kolejny rok... Dobrze, że nadchodzi jesień. Spadające liście uczą, że wszystko kiedyś się kończy. I dobrze, że jedną z tych rzeczy jest nasz dobry humor. Ten spadek uczy nas, że dobry nastrój nie tylko jest wypadkową ładnej pogody, grubego portfela, nienagannej figury, ale naszą decyzją. Decyzją na to czy wolimy płakać czy się śmiać. Ja wolę to drugie, dlatego zamiast patrzeć za okno, spadam zajrzeć do nowego numeru COOLmaga. A nuż spadnie na mnie deszcz pomysłów, co tu robić by było weselej.
10
Nie… zwykła babka ;) i robi to co lubi
tekst: Hania Siuta / www.chcejesc.blogspot.com zdjęcia: Dzięki uprzejmośi Kingi Paruzel
H.S.: Dwa lata temu widzowie stacji TVN mieli okazję poznać Kingę – sympatyczną dziewczynę z Tarnowskich Gór, której wypieki zapierały dech w piersiach. Nie chcę pytać o program MasterChef, ale chciałabym żebyś opowiedziała o Kindze ;) Kim była Kinga przed castingiem do MasterChefa? Czym się zajmowałaś?
H.S.: nie wierzę!
K.P.: Myślę, że Kinga przed i po MasterChefie to ta sama Kinga. Może wcześniej byłam bardziej nieśmiała… Zajmuję się dalej tym samym, pracuję w rodzinnej firmie fotograficznej, bloguję, jeżdżę konno czyli dalej robię to samo ;) Na pewno przed programem byłam mniej odważna, a teraz wiem, że wszystko mogę osiągnąć ;)
H.S.: pamiętasz pierwszą potrawę zaserwowaną mężowi?
H.S.: Miałam nie pytać o MasterChefa, ale teraz chyba muszę… jak to się stało, że nieśmiała dziewczyna trafiła do programu telewizyjnego?
K.P.: tak ;) ale w uchu miałam telefon do mamy ;) Od tego też zaczyna się wstęp do mojej książki [Nie… zwykła kuchnia – bo każdy jest inny – przyp. H.S.]
K.P.: Dostałam zaproszenie na skrzynkę mailową bloga i początkowo nie chciałam jechać na casting, ale moja rodzina i przyjaciele przekonali mnie, że warto spróbować i być może przeżyć przygodę życia i…. tak się właśnie stało ;)
H.S.: Zdarzyła Ci się jakaś spektakularna wpadka w kuchni? Coś w stylu mojego pierwszego biszkoptu – twardego jak skała? ;)
H.S.: Jak zaczęła się Twoja przygoda z blogowaniem? K.P.: Zaczęłam blogować, bo chciałam nauczyć się obsługi html – zobacz moje zdjęcia z pierwszych postów ;) to dokument mojego rozwoju ;) Mój blog to pasmo samych cudownych chwil. Dzięki niemu dostałam swój pierwszy program, ponieważ producenci Z.U.P.Y nie wiedzieli kim jestem, nie wiedzieli o moim udziale w MasterChefie, to video z mojego bloga przekonało ich do zaproponowania mi udziału w programie. Dzięki blogowi poznałam fantastycznych ludzi, przeżyłam niespotykaną przygodę. Powoli zakochiwałam się w tym świecie ;) Wiesz co było najwspanialsze? Pamiętam pierwszy komentarz na moim blogu – jaka to była radość, gdy zobaczyłam że ktoś czyta mój blog ;) a wiesz kto był autorem tego pierwszego komentarza? Aurora ;) czyli Natalia z Bloga Czekolady ;) H.S.: Czyli kontakty z Opolską Blogosferą Kulinarną mają długą historię ;) K.P.: To był mój pierwszy raz z Wami ;) tak szczerze to Was uwielbiam i zawsze będę głosić, że jesteście wyjątkowi, bo jesteście grupą ludzi, którzy tworzą, mają pasję i niesamowite serducha. Obserwuję wiele grup blogerskich, ale opolska jest wyjątkowo silna przez porozumienie i przyjaźń, która jest między Wami ;) Podziwiam Was i gratuluję ;) H.S.: dzięki ;) trzeba będzie lobbować w sprawie włączenia Tarnowskich Gór w granice Opolszczyzny ;) Wróćmy jednak tam, gdzie blogerzy kulinarni czują się najlepiej – do kuchni ;) do garów ;) Zanim założyłaś bloga, zanim trafiłaś do telewizji musiałaś gotować ;) opowiedz nam kiedy mała Kinga trafiła do kuchni ? Trafiła do kuchni Mamy czy Babci? K.P.: Oj… nie gotowałam wcale gdy byłam mała ;) nie musiałam – w domu gotowała Mama, Babcia, Tata… Nie chciałam gotować, ale oczywiście siłą rzeczy podglądałam co się dzieje w kuchni, czasem Babcia zmuszała nas do tarcia jabłka i marchewki – zawsze na deser po obiedzie ;) Oj, jak ja tego nie lubiłam ;)
K.P.: Dopiero gdy zostałam mężatką zostałam zmuszona do gotowania – musieliśmy przeżyć ;) Tak mi się spodobało kulinarne rozpieszczanie męża, że stopniowo zakochiwałam się w tym świecie ;)
K.P.: Pierwsza potrawa to tradycyjny śląski obiad czyli rosół i rolada z kluskami ;) H.S.: Udało się?
K.P.: Wpadka? Hmmm…., takiej totalnej katastrofy nie miałam ;) jakoś mi się zawsze upiecze ;) H.S.: Wróćmy do bloga i Twoich cudownych zdjęć, które można tam oglądać. Fotografia to zawód czy pasja? A może 2 w 1? K.P.: Nigdy nie chciałam być fotografem, a brało się to z tego, że pochodzę z rodziny z tradycjami fotograficznymi sięgającymi roku 1929. Jak to w życiu bywa – pozmieniało mi się trochę, poplątało i teraz kocham fotografię, ale tylko jedzenia! Jestem amatorem a nie zawodowcem, choć śmiejemy się z rodzeństwem, że „gena nie wydziobiesz” i wszyscy, po Mamie, która jest wielokrotną Mistrzynią Polski fotografów, dziedziczymy zdolności w dziedzinie fotografii ;) Fotografia stała się z czasem moją pasją ;) H.S.: Wszystko kręci się wokół miłości – zaczęłaś gotować z miłości do męża, z miłości do gotowania i blogowania pokochałaś fotografię ;) K.P.: Dokładnie tak! H.S.: Ustaliłyśmy, że „foto-gen” odziedziczyłaś po Mamie, w takim razie powiedz po kim masz gen „kulinarny” ;) K.P.: Po przodkach ;) Tata fantastycznie gotował! Dzięki niemu już jako dziewczynka odkrywałam orientalne smaki, ponieważ Tata dużo podróżował po całym świecie i przywoził rozmaite produkty, przepisy, naczynia… Pamiętam nasz pierwszy wok – miałam chyba 6 lat gdy pojawił się w naszym domu. Tata nauczył nas jeść pałeczkami. Babcia natomiast gotowała cudowne zupy – oczywiście w książce znajdują się przepisy mojej kochanej Babci Ani ;) Mama z kolei jest mistrzynią ciast i w ogóle mistrzynią kuchni ;) zawsze pięknie dekoruje stoły ;)
11
12
H.S.: Widzę, że nie miałaś szans, żeby być przeciętną ;) Masz jakąś ulubioną potrawę przygotowywaną przez Tatę? K.P.: Bigos!!! Bigos i fasolka to kultowe dania mojego Taty ;) aaa… i siekany tatar w jego wykonaniu – nie jadłam nigdy lepszego! H.S.: ;) w MasterChefie był „bigosowy” odcinek ;) potrafisz zrobić TAKI bigos jak Tata? K.P.: Nie potrafię zrobić takiego bigosu jak mój Tata…Myślę, że jedzenie to coś w rodzaju pamiętnika, którego nigdy się nie zapomina. Ja często dzięki potrawom przywołuję wspomnienia o ludziach, miejscach, chwilach… Wszystkie podróże zagraniczne mają dla mnie smak – wszystko kojarzę z jedzeniem ;) nie pamiętam mojego numeru PESEL, numeru telefonu, ale pamiętam co jadłam na wakacjach kiedy byłam dzieckiem ;) H.S.: Pewnie dlatego jesteś kim jesteś i jesteś tu gdzie jesteś ;) Wiem, że masz też pasje nie związane z gotowaniem – to konie i góry ;) choć pewnie zaraz mi opowiesz o potrawach związanych z górami ;) K.P.: Tak, konie mam od dziecka i to one nauczyły mnie organizacji czasu, porządku, odpowiedzialności… każdy dzień zaczynam od stajni. Kocham moje zwierzęta i czasem wolę być w ich towarzystwie niż z ludźmi. Góry…. Mój Tata pochodzi z rejonów Nowego Sącza i tam się wychowałam. Beskid Sądecki to mój drugi dom i znowu… cudowne naleśniki, pierogi z jagodami, jabłka, śliwki… Moje imię pochodzi właśnie z tych terenów – jest tam klasztor Klarysek – tam ukrywała się Święta Kinga. Tata powiedział Mamie, że jak urodzi się córka, to musi być Kinga ;) i sobie jestem córeczka Tatusia ;) H.S.: Mocno udana córeczka ;) Kinga, nie mogę o to nie zapytać… Jak godzisz to wszystko? Mąż, praca w zakładzie fotograficznym, konie, blog, gotowanie, wszystkie sprawy związane z telewizją – programy, wyjazdy, nagrania… pisanie i teraz promocja książki… Twoja doba na więcej niż 24 godziny? K.P.: Daję radę ;) wstaję o 5 rano…, stajnia, śniadanie z mężem, praca, fitness od 19:00 do 20:00, a po 20:00 blog, facebook i praca – ta bardziej przyjemna, bo związana z gotowaniem. Czasem jestem zmęczona jak każdy, ale nie umiałabym inaczej żyć ;) Lubię mieć wszystko zrobione na bieżąco – nic nie zostawiam na potem, bo wtedy mam zaległości i stresuję się, że ktoś na coś czeka więc wolę działać od razu ;) H.S.: Żyjesz bardzo intensywnie – teraz promujesz swoją książkę – jak doszło do jej powstania? K.P.: Od mojego udziału w programie MC dostałam wiele propozycji napisania ksiązki, jednak to nie był ten czasu. Wiedziałam, że muszę dobrze się to tego projektu przygotować i w tym pomogły mi bardzo moje e-booki. Czekałam też na wydawnictwo, które odpowiednio zajmie się promocją książki i pozwoli mi na stworzenie jej w 100% przeze mnie. Książka powstała dzięki wydawnictwu Burda Publishing Polska, które dało mi tę szansę.
H.S.: Do kogo jest adresowana? Dla kogo ją bardziej pisałaś – dla totalnych amatorów, młodych mężatek czy dla osób gotujących, ale poszukujących nowych inspiracji? K.P.: Książka jest stworzona dla osób, które zarówno chcą zacząć swoją przygodę w kuchni, jak i dla osób, które szukają czegoś więcej. Chciałam pokazać, że można gotować prosto i z fantazją. H.S.: Co sądzisz o szturmie tematyki kulinarnej? Polacy zostali „zaatakowani” przez programy kulinarne, blogerów, książki o tematyce kulinarnej… K.P.: Jestem „za”. Dla mnie - kulinarnej pasjonatki wzrost zainteresowania kuchnią daje mi możliwość próbowania nowych składników, które jeszcze kilka lat temu były trudno dostępne w małych miejscowościach. Cieszę się, że coraz więcej ludzi odżywia się świadomie, że cenimy polskie produkty. Szczerze wolę programy o tematyce kulinarnej aniżeli głupie reality show, także niech ta moda trwa :) H.S.: Podasz czytelnikom CoolMaga jakiś przepis na szczęście? Oczywiście taki Nie… zwykły ;) K.P.: Moim przepisem na szczęście jest zwykły „uśmiech” wędruje daleko i otwiera wszystkie drzwi. Życzę Wam wiele radości i wiary we własne marzenia. H.S.: Dziękujemy ;)
13
14
Jako wzorowa czekoladoholiczka, uważam, że czekolada smakuje tak samo dobrze jedzona o każdej porze roku. Bez względu na pogodę, dzień tygodnia i nastrój. A jednak, gdy tylko kartka z kalendarza pokazała, że naprawdę jest już jesień, uświadomiłam sobie, że raczę się moim ulubionym smakołykiem jeszcze częściej! Czyżbym uległa wpływowi kwadratowych obrazków z Instagrama, na których co chwilę widnieje kubek z gęstą brązową esencją i koroną puszystej bitej śmietany? A może istnieje inny powód? Tak jak latem chętnie topimy się na słońcu jak czekolada, tak jesienią topimy czekoladę. Musi być tego głębszy powód! Postanowiłam zanurzyć się w historii czekolady jak łyżeczka w słoiku Nutelli i sprawdzić jak długo trwa tradycja picia czekolady. Jak się okazuje słowo “długo” jest dość nieadekwatne wobec tego, że od picia czekolady jej historia się zaczyna! I to już 4000 lat przed naszą erą! Po raz pierwszy raczyły się nią ludy Mezoameryki - Olmekowie, Aztekowie i Majowie. Nie był to jednak gęsty esencjonalny napój jaki znamy choćby z pijalni belgijskiej czekolady Mont Blanc. Pewnie wielu czytelników zadziwi fakt, że było to… wino! Powstałe z fermentacji miąższu otaczającego ziarna kakaowca do dziś stanowi jeden z podstawowych trunków alkoholowych Meksyku. Minęło sporo czasu, by człowiek zaczął doceniać i samo ziarno. Zanim zostało ono przerobione na tabliczki, przez wieki było mielone na proszek i zalewane wodą. Co ciekawe, zimną. By napój nie trącił goryczą ziarna kakaowca, dodawano do niego mnóstwo przypraw, takich jak anyż, wanilia, chili, suszone płatki kwiatów oraz miód. To właśnie od tego napoju, bardziej przypominającego kakao, powstało słowo czekolada - xocoatl to w języku majów dosłownie “gorzka woda”. Majowie mieli specjalne sposoby przelewania napoju, by go spienić oraz specjalne naczynia do jego picia. Również był on spożywant tylko przy szczególnych okazjach, zwłaszcza, gdy wojownicy przygotowywali się do walki. Niewiele miało się zmienić, gdy przepis i samo ziarno dotarły do Europy. Tu czekoladowe dzieje również zaczynają się od postaci płynnej. W zgodzie z europejskimi gustami, odjęto przypraw i dodano gorącej wody. W takiej formie była znana prawie przez trzy stulecia aż do XIX wieku, kiedy to za sprawą rewolucji maszynowej zaczęto na wielką skalę produkować tabliczki czekolady. Czekolada gościła na królewskich salonach, traktowana jako napój elit albo… lekarstwo! Miała pomagać przede wszystkim na ból brzucha. Częściej jednak okazywała się lekarstwem na obolałą duszę, bo stanowiła ulubiony napój biskupów i papieży. Nic dziwnego, że czekolada do picia doczekała się nawet własnej zastawy. Była podawana w porcelanowych filiżankach na bardzo szerokich spodkach, by nie ubrudzić sukien. Co więcej, doczekała się też zobrazowania przez wielkich mistrzów pędzla, najbardziej znane dzieła z tamtego czasu to: “Dziewczyna z czekoladą” Jean-Etienne Liotarda oraz słynna “Martwa natura z serwisem do picia czekolady” Louisa Egidio Melendesa. Z czasem czekolada stawała się coraz bardziej dostępna. Powstawały pierwsze miejskie czekoladziarnie (w Polsce Wedel). To właśnie przy czekoladzie - nie przy herbacie lub kawie dyskutowano chętnie problemy filozoficzne lub omawiano sytuację polityczną w kraju. W Anglii każda partia polityczna miała nawet własną czekoladziarnię!
15
ilustracja: Katarzyna Olbromska / www.facebook.com/Olbromskatarzyna?ref=tn_tnmn www.owlbrom.digart.pl/
Dziś jest pita przez znacznie szersze grono konsumentów w znacznie bardziej prozaicznych okolicznościach. Pomimo niezwykle szerokiego asortynentu czekoladowych wyrobów - od pralin, poprzez trufle, na lodach i ciastkach kończąc - czekolada do picia nadal zajmuje ważne miejsce w menu koneserów słodkości. Trzeba jednak uważać, by nie dać wmówić sobie, że odrobina kakao z skrobią ziemniaczaną i mnóstwem cukru to gorąca czekolada! Ta prawdziwa powinna być gęsta, ale nie budyniowata! Najlepsze czekoladziarnie serwują czekoladę rozpuszczoną w mleku lub śmietanie, zagęszczaną wyłącznie kakao. Można ją łączyć z przeróżnymi dodatkami - skórką pomarańczy, odrobiną rumu, gorącymi wiśniami lub gałką lodów. Od samego pisania o tym wszystkim cieknie ślinka! Czy może być lepsze zwieńczenie pisania artykułu na temat gorącej czekolady, niż wypicie kubka tej ambrozji? Przecież to nie żadna kolejna zachcianka! Ani moda. Ani grzeszek. Teraz już wiem, że to pielęgnowanie wielowiekowej tradycji! Pijąc kolejny kubek bliżej mi do wielkich wojowników i królów, dam dworu, a nawet wyżyn świata duchowego! Sama bym nie wymyśliła lepszych i wznioślejszych powodów do ulegania pokusie!
16
www.blogczekolady.pl ilustracja: Marta Wolna: / wwwmartawolna.pl
Z Grzegorzem Łapanowskim spotkałam się w modnej warszawskiej restauracji Bibenda, która szczyci się wykorzystaniem nieprzetworzonych, świeżych lokalnych polskich produktów. Aurora: Powstaje coraz więcej tego typu knajpek. Czyżby zdrowe, lokalne jedzenie stawało się modne? Może to skutek zwiększonej świadomości konsumentów? G.Ł.: Rzeczywiście, dziś to, co bio jest po prostu trendy. Jedzenie jarmużu jest wręcz hipsterskie! Można też mówić dużo o tym, że lokalne to zdrowe, ale gdyby to odrzeć z całej tej ideologii, z tej popkulturowej bio-papki to zostanie tylko… smak! Aurora: Jak uzyskać ten smak? G.Ł: Nie da się! (śmiech) Mam teraz na widelcu groszek, który był dziś na strąku na polu. Właściciel restauracji odwiedził dziś rolnika i kupił ten groszek. Przywiózł go tutaj i - uwaga! - szef kuchni z nim nic nie zrobił! Wydobył jedynie smak, polewając go dobrą oliwą, dodał odrobinę parmezanu i oto mamy go na talerzu! Tak samo jest z tymi szparagami, szalotką i sałatą. Aurora: Same rodzime polskiej kuchni?
produkty! Czyżbyś był fanem
G.Ł.: Jestem fanem lokalnych produktów! Kiedy sałata jest lokalna, to znaczy, że jest po prostu świeża. A to zaś oznacza dla sałaty, że jest chrupiąca! Jest ogromna różnica między taką, a taką która przeleżała gdzieś w markecie cały dzień. Albo kilka. Każdy dzień, a nawet godzina ma znaczenie dla jakości produktów. Jakość - to jest pierwszy i najważniejszy powód dla którego wybieram jedzenie od rolnika. Aurora: A dalsze powody? G.Ł.:Gdy ma się świadomość ile wysiłku kosztuje wyhodowanie rośliny, uprawianie grządek, rodzi się szacunek do produktu. To powstrzymuje ego człowieka
przed chęcią kombinowania z tym produktem blanszowaniem, siekaniem, duszeniem, pieczeniem itd. Aurora: Przecież z tego składa się gotowanie! Czyżbyś próbował odbierać pracę kucharzom? G.Ł.: Przeciwnie! Sztuką jest dopiero zrobić coś prostego! Ale to właśnie prostota rodzi precyzję, a o precyzję i dobór składników chodzi w dobrym jedzeniu. Tak pracują dziś najwięksi szefowie kuchni, zdobywcy gwiazdek Michellin, np. Thomas Keller, u którego gościłem, ma przy swojej restauracji ogród. Sam ten ogród to są pewnie już ze dwie gwiazdki Michellina! Kolejna gwiazdka należy się też jego kuchni! Pracuje na produktach, które sam uprawia - zbiera je prosto z grządki, prosto z drzewa. Aurora: Hmm… Oglądając popularne programy kulianarne często odnoszę wrażenie, że liczy się forma nowoczesne techniki, jak souvid lub gotowanie w ciekłym azocie. To chyba niewiele ma wspólnego z prostotą, o której mówisz. G.Ł.: Polska gastronomia przeszła wiele zmian w ciągu ostatnich kilku dekad. Lata 90. aż do 2006 roku to czas zachłyśnięcia się takimi nowoczesnymi technologiami. To odkrycie kuchni molekularnej oraz zabawy w małej gastronomi nowymi dodatkami funkcjonalnymi, które umożliwiły eksperymenty z teksturą, smakiem, kolorem… Nagle można było ze wszystkiego zrobić piane, kawior, galaretkę. Mam jednak wrażenie, że to ślepa uliczka w gastronomii. Aurora: Ale to wszystko tak ładnie wygląda… G.Ł.: Co z tego, że możemy podać marchewkę w kształcie kawioru i do tego groszek w pianie? To będzie cały czas groszek z marchewką tylko najważniejsze pytanie - czy to jest smaczne??? Moim zdaniem nie.
17
Aurora: A co smakuje w takim razie Grzegorzowi Łapanowskiemu?
przyprawami, suszone owoce, łyżka masła to również mało skomplikowany i nie czasochłonny przepis.
G.Ł. Wyobraźmy sobie zamarynowanego świeżego śledzia w trawie cytrynowej. Dodajmy do tego nieco oleju rzepakowego i będziemy mieli stu procentowy produkt lokalny, który przebija smakiem wszystkie wynalazki. Ręcznie robiony makaron, skropiony po ugotowaniu oliwą i doprawiony świeżo mielonymi przyprawmi. Ugotowany ziemniak z maślanką i koperkiem od Mariana Nowaka to dla mnie wręcz epokowe doznanie! To w prostocie jest esencja smaku! A piana? Piana to powietrze, czy ono ma smak? To efekciarstwo w kuchni. Szanuję te wynalazki. Ale dla mnie zawsze będzie liczyć się bardziej smak, a nie forma.
Aurora: To dlaczego wciąż dokonujemy złych wyborów żywieniowych?
Aurora: Dobre jedzenie to zatem smaczne jedzenie. Ale czy również zdrowe?
Aurora: Nie każdy jednak ma szansę prowadzić swój własny ogród wraz z restauracją. Ani też stołować się u Thomasa Kellera (śmiech).
G.Ł.: Jeść 3-5 posiłków dziennie. Z jak najmniejszą ilością cukru, jak najkrótszą datą do spożycia, jak najkrótszą listą ulepszaczy i dodatków. Dylemat, co jeść powinnien być zawsze roztrzygany przez to, co akurat owocuje - jeśli jest sezon na szparagi, grilluję szparagi. Jeśli jest sezon na buraka, na obiad piekę buraka z kozim serem. Jeśli tak spojrzymy, różnorodność w kuchni nigdy się nie skończy. Możliwości, które daje nam natura powodują, że mamy nieskończony wybór, co jeść.
G.Ł.: W tym myśleniu o zdrowym żywieniu trzeba też być realistą. Dzisiejsza kultura wymaga od nas byśmy byli aktywni, non stop pracowali… Kto ma w tym wszystkim czas na uprawianie własnej grządki? Nawet nie mamy czas na podlewanie ziół na parapecie! Zdrowe jedzenie może być jednak szybkie, relatywnie tanie i przy tym absolutnie pyszne. Niech nikt mi nie mówi, że to problem zabrać do pracy jabłko albo orzechy do pracy zamiast snickersa. Owsianka z odrobiną soku jabłkowego, korzennymi
Dobre jedzenie - świeże, lokalne, ekologiczne, nieprzetworzone. Zbilansowana dieta 3-5 posiłków. Mało cukru. Bez ulepszaczy. Im krótsza lista składników danego produktu, tym lepsze. Im bliżej do rolnika, tym lepiej. Im mniej E tym lepiej. Proste! Zawsze wybieram to co sezonowe - teraz jest sezon na szparagi, grilluję szparagi. Jest sezon na buraka, jem na obiad buraka. Z kozim serem. Możliwości które nam daje natura to nieskończony wybór tego, co jeść.
G.Ł.: Wszystko, co świeże, lokalne, sezonowe jest zdrowe! Pamiętajmy jednak, że to nie kwestia certyfikatów...
G.Ł.: To przede wszystkim kwestia braku świadomości oraz edukacji w tym zakresie. No i pieniędzy. Niestety rzeczy najtańsze, nigdy nie będą najleszpe... Ja tą sytuację próbuję zmienić, bo wiem, że inwestycja w dobre nawyki żywieniowe dzieci, to inwestycja w przyszłość naszego kraju. Aurora: A więc co byś zalecał na dany moment w tej sprawie?
18
Nazywam się Inessa Kim, z wykształcenia jestem historykiem ale moją ogromną pasją jest gotowanie. Wraz z moim partnerem Mariuszem Szafrańskim prowadzimy niewielkie bistro na warszawskim Muranowie. Mamy dzieci i lubimy z nimi czasem pogotować, czasem zagrać w gry planszowe. Pewnego dnia przyjechał do nas z Wrocławia Marek - chrześniak Mariusza wraz ze swoją narzeczoną Kasią. Przynieśli kilka nowych gier. Zapytałam, czy znają jakąś planszówkę dzięki której dzieci mogłyby poznawać podstawy gotowania. Okazało się, że nie… I tak się narodził pomysł stworzenia gry „Królewski Kucharz”, która zachęcałaby dzieci do eksperymentów w kuchni. Uważam, że domowe jedzenie jest najlepsze a polska kuchnia obfituje w przepyszne potrawy. Trochę serce mi się kroi, kiedy widzę tłumy rodziców z dziećmi w lokalach z fastfoodami. Niestety, żyjemy w takich czasach, kiedy wszyscy jesteśmy zabiegani i w kwestii jedzenia często idziemy na łatwiznę. Należy jednak pamiętać o tym, że odpowiednie odżywianie jest podstawą i pewne nawyki trzeba zaszczepiać dzieciom jak najwcześniej.
Jako mama wiem, że ciężko jest przekonać dziecko do tego, że menu powinno być urozmaicone, że jedzenie w kółko samych frytek i parówek do niczego dobrego nie doprowadzi. Zmuszanie do jedzenia często nielubianych przez dzieci świeżych warzyw może przynieść skutek odwrotny od zamierzonego. Natomiast kiedy bawimy się razem z dzieckiem w gotowanie, możemy właśnie dzięki zabawie stopniowo zaszczepiać naszym pociechom odpowiednie nawyki żywieniowe. W czasie prac nad tworzeniem gry „Królewski Kucharz” staraliśmy się brać to wszystko pod uwagę. Kuchnia polska jest niesamowicie różnorodna. Nie było łatwo zdecydować, które potrawy wykorzystać w grze. Dlatego postanowiliśmy włączyć te dania, które z naszego doświadczenia dzieci najbardziej lubią. Kiedy 17 lat temu przyjechałam do Polski zakochałam się przede wszystkim w zupach! W żadnym z dotychczas odwiedzonym przez mnie kraju nie spotkałam się z tak dużą rozmaitością pysznych zup! Oczywiście, w grze też nie mogło ich zabraknąć.
Główna rozgrywka polega na tym, by jak najszybciej „przyrządzić” swoją potrawę. W grze tych potraw jest 20 (między innymi sznycelki z kurczaka, kotlet pożarski, pierogi leniwe czy naleśniki). W odpowiednich miejscach na planszy głównej układa się herbem do góry karty królewskich dań (potrawy z potrzebnymi do ich przyrządzania składnikami) oraz żetony o różnych kolorach: składniki główne, przyprawy i naczynia. Żetony układa się w stosy też herbem do góry. Uczestnicy losują potrawę, którą będą przygotowywać i nie mówią nikomu, którą potrawę wylosowali. Wszyscy „kucharze” po kolei zgodnie z ruchem wskazówek zegara losują (z góry dowolnego stosu żetonów) naczynia, składniki i przyprawy. Jeżeli wylosowany żeton pasuje do potrawy, uczestnik zatrzymuje go i układa przed sobą tak aby inni widzieli składnik jego potrawy. Jeżeli wylosowany żeton nie pasuje do potrawy, którą przygotowuje zawodnik, odkłada się go w osobne miejsce (na przykład do pudełka) herbem do góry. Uczestnik ma prawo zakryć jeden z kluczowych składników potrawy (odwraca żeton) tak aby przeciwnicy nie odgadli jaka to potrawa. Wśród składników, przypraw i naczyń znajdują się dodatkowe żetony, które ułatwiają lub utrudniają skomponowanie potrawy. Te dodatkowe żetony to: „Surówka”, „Magiczny składnik”, „Pomoc Wróżki”, „Przesoliłeś” i „Przypaliłeś / Rozgotowałeś”. Działania tych żetonów są dokładnie opisane w instrukcji. Rozgrywka kończy się, kiedy jeden z uczestników zgromadzi wszystkie składniki i przyprawy oraz wylosuje odpowiedni żeton z metodą przyrządzania swojej potrawy. Po zagraniu kilku rund można podnieść poprzeczkę uczestnikom i stopniowo wprowadzać dodatkowe opcje, które są dokładnie opisane w instrukcji. W procesie tworzenia gry zaczęły nam przychodzić do głowy pomysły, że poza nauką gotowania można by też wprowadzać inne wątki edukacyjne takie jak ćwiczenie pamięci i rozwijanie spostrzegawczości. Zabawę w gotowanie można
O mnie: Kim jestem? Reprezentuję tak zwaną mieszankę kulturową . Etniczna Koreanka urodzona i wychowana w Kazachstanie od 17 lat mieszkająca w Polsce. Z wykształcenia jestem historykiem. Studiowałam też stosunki międzynarodowe w Czechach, na Węgrzech oraz w Wielkiej Brytanii. Jednak moją największą pasją zawsze było gotowanie i według mnie poznawanie świata od kuchni jest niesamowitym doświadczeniem. Ostatnio brałam udział w programie kulinarnym TOP CHEF.
też połączyć z nauką języka angielskiego. Co prawda tutaj mieliśmy niezłą zagwozdkę przy tłumaczeniu niektórych nazw potraw. Dlatego po konsultacjach z anglistami i „native speakerami” postanowiliśmy zostawić nazwy własne dań i przetłumaczyć tylko nazwy składników, przypraw, oraz sposobów przyrządzania potraw. Przeprowadziliśmy wiele testów gry używając jej prototyp. Ku naszej radości dzieci chwyciły pomysł! Okazało się, że jednej rozgrywki im nie wystarcza i że chcą grać jeszcze i jeszcze. Po za tym zauważyliśmy, że podczas kolejnych rozgrywek niektórzy uczestnicy zaczęły też myśleć strategicznie co nas ucieszyło jeszcze bardziej. Z niewielką pomocą rodziców w grę mogą grać już nawet pięciolatkowie. Dla starszych dzieci zostały stworzone dodatkowe stopnie trudności. Podczas testów okazało się, że dorośli również łatwo wciągają się w zabawę a przy okazji też uczą się nowych słów po angielsku. Premierę gry przewidujemy w pierwszej połowie listopada, ale już teraz można ją zakupić na Allegro w przedsprzedaży z 25% zniżką! Zachęcamy do polubienia naszej strony na www.facebook.com/KrolewskiKucharz , gdzie informujemy o szczegółach
19
20
21
Na koniec chciałabym zachęcić czytelników do wypróbowania samodzielnego przyrządzenia w „realu” jednej z królewskich potraw. Dziś przedstawiam przepis na kotlet pożarski.
Kotlet pożarski (dla ok. 6 osób)
Składniki: 4 piersi kurczaka, 1 jajko, 1 bułka kajzerka, 1 mała cebula, 1 płaska łyżeczka soli, 1/3 łyżeczki pieprzu, 5-6 łyżek bułki tartej, olej do smażenia Przygotowanie: Piersi kurczaka pokroić na mniejsze kawałki, zmielić razem z cebulą, dodać jajko, namoczoną wcześniej w wodzie lub mleku bułkę kajzerkę, dodać sól i pieprz, dokładnie wymieszać. Z masy uformować kotlety, obtoczyć w bułce tartej, włożyć do lodówki na około pół godziny. Na patelni rozgrzać dobrze olej, smażyć kotlety na średnim ogniu po 3-4 minuty z każdej strony na złoty kolor. Podawać z ziemniakami i surówką. Smacznego!
COOLmag na jesień
22
zupy
w kolorach jesieni tekst i zdjęcia: Małgorzata Kwiatkowska / www.bon-appetit-malgorzaty.blogspot.com
Jak nie kochać jesieni... Jak nie kochać jesieni, jej babiego lata, Liści niesionych wiatrem, w rytm deszczu tańczących. Ptaków, co przed podróżą na drzewach usiadły, Czekając na swych braci, za morze lecących. Jak nie kochać jesieni, jej barw purpurowych, Szarych, żółtych, czerwonych, srebrnych, szczerozłotych. Gdy białą mgłą otuli zachodzący księżyc, Kojąc w twym słabym sercu, codzienne zgryzoty. Jak nie kochać jesieni, smutnej, zatroskanej, Pełnej tęsknoty za tym, co już nie powróci. Chryzantemy pobieli, dla tych, których nie ma. Szronem łąki maluje, ukoi, zasmuci. Jak nie kochać jesieni, siostry listopada, Tego, co królowanie blaskiem świec rozpocznie. I w swoim majestacie uczy nas pokory. Bez słowa na cmentarze wzywa nas corocznie. Tadeusz Wywrocki Za oknem pierwsze jesienne słoty i paleta jesiennych barw. A na moim stole rozgrzewające i pożywne zupy – kremy we wszystkich kolorach, smakach i aromatach jesieni z odrobiną fantazji! Zapraszam do wypróbowania przepisów na moje ulubione zupy.
na jesień
23
Składniki: 4 główki czosnku 3 cebule 1 por (biała część) 1 litr warzywnego bulionu 100 ml białego, wytrawnego wina 1 łyżeczka suszonego tymianku 1/2 łyżeczki kurkumy 1 plaster świeżego imbiru 100 ml słodkiej śmietanki 18 % 2 łyżki masła sól, pieprz
Przygotowanie: Główkom czosnku ścinamy wierzch i pieczemy w piekarniku nagrzanym do 200 stopni C. przez 15 minut (aż czosnek będzie miękki). W tym czasie cebulę i por kroimy w piórka. Podsmażamy je na maśle. Dolewamy wino. Dusimy aż cebule i por się zeszklą, a wino odparuje. Wlewamy bulion i zagotowujemy. Do zupy wyciskamy upieczony czosnek oraz dodajemy posiekany imbir. Nadal gotujemy. Zdejmujemy z ognia i miksujemy w blenderze. Doprawiamy solą, pieprzem, suszonym tymiankiem oraz kurkumą. Mieszamy. Podajemy z kleksami śmietanki.
24
Z pieczonych pomidorów i konfiturą śliwkową
na jesień
25
Portugalska zupa marchwiowa
COOLmag na jesień
26
tekst i zdjęcia: Katarzyna Czapran / ww.kuchniawopałach.pl ilustracja: Aga Urbanek / www.facebook.com/agailustracje?fref=ts Przełom września i października, to idealny czas na spacery po lesie. Można wtedy rozkoszować się pięknem natury, a przy okazji poszukać skarbów, które wzbogacą w aromaty naszą kuchnię. Przyznaję, że bardzo lubię takie wycieczki, choć muszę przy tym pokonać swoje słabości. Wizja napotkania pająka (z pewnością nie jednego), który utkał swoją sieć pomiędzy drzewami, jest przerażająca, tym bardziej, że nie żyję z nimi w zgodzie. Z orientacji w terenie, też zbyt dobra nie jestem, gdyż wystarczy mnie kilka razy zakręcić i już nie wiem, którędy do domu, dlatego nigdy nie wybieram się do lasu sama. Jeśli macie podobne odczucia, to nie poddawajcie się, przełamujcie lęki i wybierajcie się na grzybobranie. Pamiętajcie tylko o najważniejszej rzczy, zbierajcie tylko te grzyby, które znacie, aby móc się rozkoszować ich smakiem i aromatem, nie tylko jeden raz. Moimi leśnymi łupami zazwyczaj są prawdziwki, podgrzybki, kozaki, maślaki, opieńki, pozostałe są mi mniej znane i dlatego ich nie zbieram. Mam wtedy pewność, że z czystym sumieniem mogę przygotować je dla mojej rodziny. Marynuję, mrożę, suszę, co pozwala mi cieszyć się ich smakiem przez cały okrągły rok. Czy wiecie, że grzyby nazywane są "mięsem lasu" - a to za sprawą dużej zawartości białka oraz żelaza. Są bogatym źródłem witamin zwłaszcza z grupy B, a także E, K, D, C, H, prowitaminy A i minerałów takich jak żelazo, potas, fosfor, wapń, miedź, cynk, jod, mangan, molibden, fluor, selen, kobalt, tytan, sód. Pamiętajcie jednak, że grzyby są ciężko strawne, co za tym idzie, ich spożywanie jest niewskazane w przypadku małych dzieci oraz ludzi mających problemy z nerkami, wątrobą czy z przewodem pokarmowym. Poza tym zjedzone w nadmiarze mogą powodować niestrawność, a smażone lub duszone w tłuszczu, zaostrzają zapalenie trzustki lub pęcherzyka żółciowego. Zatem przysłowiowe „co za dużo to niezdrowo” jest tym przypadku w pełni uzasadnione.
27
OPIEŃKI MARYNOWANE Skladniki: 1 kg opieniek 2 łyżeczki soli 2 cebule liście laurowe pieprz czarny ziarnisty ziele angielskie gorczyca zalewa 500 ml wody 200 ml octu 10 % 2 łyżeczki cukru 3 łyżeczki soli 1 cebula
Wykonanie Grzyby oczyścić i umyć. Obgotować w osolonej wodzie przez 15-20 minut, odcedzić. Przygotować słoiczki, na dno każdego powkładać po listku laurowym, krążku cebuli, kilka ziarenek pieprzu, gorczycy i ziela angielskiego. Słoiczki uzupełnić grzybami. Zalewę gotować przez 10 minut, po czym jeszcze ciepłą zalać grzybki. Zakręcone słoiki pasteryzować 30 minut.
PAPPARDELLE Z BOROWIKAMI Składniki: 125 g makaronu Pappardelle ugotowanego al dente 30 g masła 1 ząbek czosnku pokrojony w plasterki 150 g pokrojonych borowików (świeżych) 2 łyżki drobno posiekanej dymki 100 ml białego wina sól pieprz tarty parmezan Wykonanie Połowę masła rozgrzać na patelni, dodać grzyby i smażyć 3-4 minuty, mieszając. W połowie smażenia dodać czosnek. Gdy grzyby się lekko zrumienią, doprawić je solą i pieprzem, wlać wino i dusić przez kilka minut. Na patelnię z grzybami włożyć makaron, wymieszać, następnie dodać drugą połowę masła i jeszcze raz wymieszać, podgrzewając całe danie. Posypać szczypiorkiem oraz parmezanem.
28
Składniki: ciasto: ½ szklanki wody (125 ml) 65 g. masła (prawdziwego, min. 82% tłuszczu) ½ szklanki mąki pszennej szczypta soli 2 jajka farsz 250 g kurek 2 szalotki 1 łyżka masła 1 łyżka gęstej śmietany 1 łyżka posiekanego szczypiorku sól czarny pieprz Wykonanie Mąkę wymieszać z solą. Do garnka wlać wodę i wrzucić masło.Podgrzewać aż masło się rozpuści a woda lekko zagotuje. Zdjąć z ognia, wsypać mąkę i wymieszać drewnianą łyżką na gładką i lśniącą masę. W czasie mieszania jeszcze chwilkę podgrzewać na małym ogniu. Masę pozostawić do całkowitego wystygnięcia.
Mikserem ze spiralnymi końcówkami ucieramy masę dodając jajko i miksując, do całkowitego połączenia składników, następnie dodajemy drugie jajko. Miksujemy kilka minut do otrzymania znów lśniącej i gładkiej masy odchodzącej od brzegów garnka. Otrzymaną masę przekładamy do rękawa cukierniczego. Na wyłożoną papierem do pieczenia blachę wyciskamy kształty jakie chcemy, zostawiając 2 cm. Odstępy. Pieczemy w nagrzanym piekarniku 200 stopni (piekarniki z termoobiegiem190 stopni) 15 minut. Po tym czasie zmniejszamy temperaturę do 170 stopni aby ptysie się dopiekły w środku.Zostawiamy na kolejne 15 minut. Po pól godzinie pieczenia wyłączamy grzanie i uchylamy drzwiczki piekarnika na 10 minut aby ptysie “odpoczęły”. Pozostawiamy je do całkowitego wystygnięcia. Na maśle podsmażamy pokrojoną w kostkę cebulę i dodajemy grzyby, smażymy do odparowania płynów jakieś 10 minut na dużym ogniu. Doprawiamy do smaku solą, pieprzem, łyżką bardzo gęstej śmietany, szczypiorku. Ptysie przekrajamy na pół i faszerujemy grzybami.Idealne na ciepło, ale równie smaczne jako zimna przystawka.
na jesień
29
na jesień
31
tekst i zdjęcia: Małgorzata Adamska // www.delimamma.pl
33
Dyniowe Triffle Składniki dla 2 osób: 250 ml śmietany kremówki (36%) 2 płaskie łyżki cukru pudru 3 łyżki puree z dyni (u mnie z dyni Hokkaido)* 1 łyżeczka cynamonu ¼ łyżeczki sypkiego imbiru 3 łyżki jogurtu naturalnego Około 1 szklanka pokruszonych ciastek imbirowych Przygotowanie: Śmietanę ubijamy na sztywno, dodajemy cukier puder i miksujemy przez kilka sekund. Do połowy śmietany dodajemy puree z dyni, cynamon oraz imbir. Całość miksujemy do uzyskania jednolitej konsystencji. Do drugiej połowy śmietany dodajemy jogurt i delikatnie mieszamy. Do szklanek wsypujemy warstwę pokruszonych ciasteczek, następnie mus dyniowy, znowu ciasteczka i mus z jogurtu. Kontynuujemy, aż do wypełnienia szklanki.
*Przygotowanie puree z dyni. Obraną dynię kroimy na mniejsze kawałki, skrapiamy oliwą z oliwek, układamy w żaroodpornym naczyniu i wkładamy do piekarnika nagrzanego do temperatury 180 stopni. Dynię pieczemy do miękkości a następnie miksujemy przy pomocy blendera do uzyskania gładkiej konsystencji.
35
www.facebook.com/amanda.sala
tekst i zdjęcia: Ewa Krawczyk / www.szalonamarchewka.blogspot.com
na jesień
37 Gdzie się zaczęła historia jabłka? Oczywiście, że w raju powinnam napisać, ale słyszałam o mitologicznych wydarzeniach, w których jabłko zaczarowało symbolizmem. Jabłko Wenus w imperium rzymskim miało konotacje miłosne i erotyczne, a przyznane przez Parysa Afrodycie, w zamian za małżeństwo z Heleną było przyczyną wojny trojańskiej i okazało się „kością niezgody”. W rajskim świecie Adama i Ewy jabłko zmieniło bieg wydarzeń, a konkretnie doprowadziło do upadku ludzkości. Właściwie to Ewa skuszona przez węża zdecydowała się zerwać owoc z zakazanego drzewa. Rozpustna niewiasta skusiła owocem jedynego mężczyznę, który stąpał po ziemi. Jak to mężczyzna, nie był w stanie oprzeć się nagiemu ciału, jak i również tym czym go częstowała. Gdy Bóg dowiedział się o ich niecnym czynie, najpierw przeklną węża, a następnie uczynił życie dwojga ludzi niesamowicie skomplikowanym. Skutki tego odczuwa każdy z nas do dziś. Kobiety zostały skazane na trudy brzemienności, bóle porodowe, a pragnienia swe mogły kierować tylko do jednego mężczyzny, który w dodatku dostał dosyć przyjemny obowiązek panowania nad niewiastą. Co otrzymał w ramach pokuty mężczyzna? Od tej pory miał dbać o zdobywanie pożywienia. Kara niezbyt adekwatna do cierpień kobiety, ale w sumie to ona kusiła. Niepohamowana pokusa zakończyła ich rajskie życie i nałożyła na kobietę i mężczyznę grzech pierworodny. Czy wstrzemięźliwość Ewy sprawiłaby, że i my mielibyśmy szansę urodzić się w raju? W wielu przekazach, legendach, baśniach pojawia się różnorodny symbolizm jabłka. Królewna Śnieżka została otruta owocem i zapadła w sen, z którego mógł ją obudzić tylko Prince Charming. Pomimo niecnego planu macochy, historia ta zakończyła się szczęśliwie, a oni żyli długo i szczęśliwe, jak to w bajkach bywa. Tylko w bajkach można spotkać wspaniałego księcia i zatrute jabłko. Bo owoc ten jest znanym symbolem zdrowia o czy mówi znane przysłowie „Zdrowy jak jabłko, rumiany jak jabłko” , urodzaju, płodności, miłości, dostatku i długowieczności. A wiosna? Przecież kojarzy nam się z cudownie kwitnącymi jabłoniami,
które zwiastują nadejście płodnej pory roku. „Gdy jabłoń drugi raz w roku zakwitnie, zięć do domu zawita” również odwołuje się do brzemiennego stanu kobiety. Jabłka były również darowane młodym podczas obrządków weselnych, jako symbol płodności i dostatku. Owoce te są również synonimem piersi kobiecych i rodzicielstwa. Stąd też znane polskie przysłowia: „Niedaleko pada jabłko od jabłoni” oraz „Jakie jabłko, taka skórka, jaka matka, taka córka”. Złote jabłka były symbolem nieśmiertelności i najwyższego bogactwa, ale też wiecznego życia w zaświatach czyli pozagrobowego. Mogły więc jednocześnie przypominać o śmierci i o życiu. Jabłko odegrało również ważną rolę w historii nauki. Jabłko Demokryta przyczyniło się do sformułowania teorii atomowej, a Newton zawdzięcza zakazanemu owocowi odkrycie prawa powszechnego ciążenia. A współcześnie? Znane z PRL perfumy „Zielone Jabłuszko”, Big Apple czyli Nowy Jork i tysiące odmian wyśmienitych i dostępnych jabłek. Ostatnie wydarzenia pokazały, że jabłko to również symbol solidarności Polaków. Rosyjskie embargo nałożone na polskich sadowników zademonstrowało, że nie straszne nam zakazy i jak wymaga tego interes społeczny to ochoczo włączymy się do działania. Akcja „Jedź jabłka” uzyskała niesamowite poparcie, nie tylko w mediach społecznościowych. Cały naród ochoczo ruszył do spożywania polskich jabłek. Myślę, że nie zaczęliśmy jeść jabłek tylko po to by zdenerwować Putina, robić mu na złość czy pokazywać memy z ogryzkami, choć zapewne odczuwaliśmy z tego powodu ogromną przyjemność. W pewnym sensie mogła to być również chęć wzięcia udziału w ogólnopolskich wydarzeniu rozprzestrzeniającym się wirusowo. Jednak ja wiem, że nie tylko. Przecież my po prostu lubimy jabłka. Jemy je od zawsze. Dlaczego warto jeść jabłka? Jedno jabłko dziennie trzyma nas z dala od lekarza – Wasze babcie też tak mówiły? Okazuje się, że wspomina o tym również angielskie przysłowie „An apple a day keeps the doctor away”. Jabłka mają niski indeks glikemiczny, wspomagają trawienie, zmniejszają
obrzęki. Dietetycy zalecają zjedzenie dwóch jabłek dziennie: rano dla urody, wieczorem dla zdrowia. Najcenniejsze są gniazda nasienne i skórka, gdzie jest najwięcej pektyn: oczyszczają organizm, regulują florę bakteryjna jelit, zapobiegają zaparciu, zmniejszają wchłanianie cholesterolu, chroniąc przed miażdżycą i zawałem. Zawierają dobroczynną ilość witaminy C, dzięki której usuwamy z organizmu wolne rodniki i zapewniamy skórze młody wygląd. Zawierają dużo zasadowego potasu, dzięki czemu odkwaszają organizm, zapobiegają anemii, wzmacniają układ pokarmowy i nerwowy, mogą również zmniejszać reumatyczny ból stawów. Jabłka są bardzo sycące i równocześnie dostarczają niewielką ilość kalorii (10 g jabłka to 30-50 kcal). Luksus zjedzenia jabłka na orbicie okołoziemskiej to bagatela 25 tysięcy dolarów. Ale kto chciałby jeść jabłko w kosmosie, skoro doskonale smakują tutaj na ziemi? Są idealne na drugie śniadanie, deser, pyszne zdrowe ciasto czy wieczorną przekąskę. Korzystajmy więc z dobroci natury i cieszmy się polskimi, zdrowymi jabłkami. Można z nich wyczarować pyszne desery, które równocześnie będą zdrowe. Zjedz jabłko, wypij cydr (nie koniecznie na złość Putinowi) i spróbuj przygotować jeden z proponowanych zdrowych deserów.
JABŁECZNIK Z CIECIERZYCĄ, ORZECHAMI WŁOSKIMI I OWOCAMI GOJI Składniki na ciasto: 2 szklanki mąki z ciecierzycy 1/2 szklanki brązowego cukru 1 szklanka mleka 1/2 szklanki oleju roślinnego 2 jajka 2 łyżeczki sody oczyszczonej 1 łyżeczka cynamonu
Składniki na masę jabłkową: 1 kg jabłek 1 łyżeczka cynamonu 3 łyżki brązowego cukru 4 łyżki orzechów włoskich 2 łyżki owoców goji
Przygotowanie: Jabłka obieramy, oczyszczamy gniazda nasienne i kroimy na małe kawałeczki. Mieszamy z cynamonem, cukrem, orzechami oraz owocami goji i wrzucamy na patelnię. Pozostawiamy na patelni, ciągle mieszając aż do skameralizowania cukru tj. około 10 minut. Wszystkie składniki na ciasto mieszamy w misce i miksujemy. Wylewamy na formę wyłożoną papierem do pieczenia. Na górę wykładamy przygotowane jabłka. Pieczemy w rozgrzanym do 180 stopni piekarniku 50-55 minut. Sprawdzamy czy ciasto jest gotowe patyczkiem. Na ostudzone ciasto możemy wysypać dodatkowo garść owoców goji oraz lekko posypać je cukrem pudrem.
39
ORZECHOWE CRUMBLE Z JABŁKAMI
40
na jesień
SZARLOTKA ŻYTNIA SYPANA Z TYMIANKIEM Składniki: 1 szklanka mąki żytniej razowej 3/4 szklanki mąki z ciecierzycy 3/4 szklanki cukru trzcinowego 150 g zimnego masła 2 łyżeczki proszku do pieczenia 2 łyżeczki cynamonu 2 łyżeczki tymianku 1,5 kg kwaśnych jabłek 2 łyżki cukru trzcinowego lub miodu (do jabłek)
Przygotowanie: Jabłka obieramy i ścieramy na tarce o grubych oczkach. Dodajemy 2 łyżki cukru (lub miodu) i mieszamy. Wszystkie suche składniki wrzucamy do miski i mieszamy, aby dobrze się połączyły. Dzielimy na trzy równe części. Przygotowujemy formę do ciasta (26 cm) i wykładamy ją papierem do pieczenia. Wysypujemy na dno pierwszą część suchych składników, ścieramy na tarce 1/3 masła i wykładamy 1/2 jabłek. Na jabłka znów wysypujemy drugą część suchych składników, ścieramy kolejną część masła i wykładamy jabłka, które pozostały. Na koniec wysypujemy ostatnią część suchych składników i ścieramy resztą masła. Pieczemy w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni około 50 minut, aż ciasto nabierze złotego koloru.
41
na jesień
43
POTATO BAR JESIENNY ZIEMNIAK Z WARZYWAMI tekst i zdjęcia: Ewa Krawczyk / www.szalonamarchewka.blogspot.com Ziemniaki kojarzą mi się z jesienią. Najlepiej smakują prosto z ogniska z masłem czosnkowym i odrobiną soli. Nie potrzeba żadnych innych dodatków. Mają cudowny smak i specyficzny zapach. Są przesiąknięte jesiennym dymem. Kojarzą się z coraz chłodniejszymi wieczorami, kiedy ciężko wysiedzieć na dworze bez ciepła płynącego prosto z ogniska. Kojarzą mi się z liśćmi, które coraz bardziej szeleszczą pod naszymi nogami i kałużami, które coraz trudniej jest omijać. Lubię wracać do tych zapachów, choć ciężko jest je odtworzyć w domu. Pomimo tego, że ziemniaki mają wysoki indeks glikemiczny są jednymi z moich ulubionych warzyw. Przygotowuję je na rożne sposoby i rzadko łączę z mięsem, jak to w prawdziwej polskiej kuchni przystało. Wegetariański ziemniak to prawdziwe niego w gębie. Takie jesienne niebo. Trochę zachmurzone, trochę deszczowe, ale mające swój wyjątkowy smak i klimat...
ZIEMNIAKI PIECZONE Z MARCHEWKAMI I ZIOŁAMI Składniki: 6 średniej wielkości ziemniaków 6 średniej wielości marchewek 2 główki czosnku gałązka świeżego tymianku gałązka świeżego rozmarynu 3 łyżki oliwy pieprz i sól Przygotowanie: Warzywa myjemy obieramy i kroimy: ziemniaki w plasterki, a marchewkę w słupki. Wrzucamy do naczynia, dodajemy ząbki czosnku delikatnie oczyszczone, lecz nie całkowicie obrane. Następnie dodajemy oliwę, przyprawy i zioła. Wszystkie składniki dokładnie mieszamy i wykładamy na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia. Pieczemy w piekarniku rozgrzanym do 200 stopni, około godziny, aż warzywa z wierzchu będą chrupiące, a w środku miękkie.
COOLmag na jesień
44
na jesień
45
46
ilustracje: Roksana Robok www.behance.net/maruda90
COOLmag na jesień
48
tekst i zdjęcia: Krstyna Gerc / www.conaobiad.wordpress.com Czy to tylko moda powoduje że coraz więcej osób rezygnuje z produktów które zawierają gluten? Czy naświetlenie sprawy poprzez media, książki, rozmowa z innymi osobami które interesują się zdrowszym odżywianiem miała wpływ na tą tendencję? A może tak jak w moim przypadku z prostej przyczyny czym było złe samopoczucie spowodowało że odstawienie glutenu poprawiło je. Dzisiaj czuję się świetnie! Sama piekę chleby, bardzo mi smakują. Nie zamykam się na jeden smak. Znajomi zainspirowali mnie również by oprócz wyśmienitych chlebków jajecznych spróbowała upiec chleb bez dodatku jajek. Udało się! W przepisach wykorzystałam mąki które aktualnie używałam w domu. Polecam również mąki: migdałowa, kasztanowa, jaglana. Ważne by w przepisach trzymać się proporcji. Zapraszam do testowania! Jeśli masz ciekawe spostrzeżenia zapraszam do kontaktu mailowego krystyna.gerc@gmail.com
49
Gryczany chleb na piwie (wegański) Prosty do wykonania, tani i syty! 1 szklanka mąki gryczanej 1 szklanka mąki ryżowej 3 łyżki lnu (mielone złociste siemię lniane) 1 szklanki piwa jasnego bezglutenowego 100 ml masła roztopionego (lub oliwy z oliwek) 1 płaska łyżeczka sody oczyszczonej ½ łyżeczki soli forma ceramiczna półokrągła - 10x20cm szklanka = 250ml pieczenie 195stopni/ 60-75 minut Nagrzej piekarnik. Natłuść formę i obsyp mąką np gryczaną. Składniki wymieszaj mikserem. Ciasto przełóż do formy i od razu wstaw do nagrzanego piekarnika. Po upieczeniu wyciągnij na kratkę i odstaw do ostudzenia.
COOLmag na jesień
50
na jesień
51
tekst i zdjęcia: Anna Grochalska / www.bee-sweet.blogspot.com
Ostatnio w naszym kraju wszyscy starają się zagospodarować nadwyżki owoców i warzyw. Powstają różnego rodzaju sałatki, surówki,koktajle, zupy czy też tak ostatnio popularny cydr z jabłek. Poszukując pomysłów na wykorzystanie warzyw postanowiłam użyć ich do przygotowania ciast i deserów, które często goszczą w moim domu. W ten sposób powstało ciasto cukiniowo- marchewkowe, które pewnie większość z Was już zna, ale ile osób jadło buraczane trufelki, ciasto z miąższem z bakłażana, babeczki z kiszona kapustą czy też sernik z awokado? Początkowo miałam opory, szczególnie jeśli chodzi o babeczki, bo zupełnie nie wyobrażałam sobie kiszonej kapusty w słodkiej wersji. Postanowiłam jednak przygotować ciasta i jak zwykle przetestować wypieki na rodzinie. Wszyscy byli zachwyceni i nikt nie chciał uwierzyć, co kryją w sobie serwowane słodkości! Tak sprawdzone przepisy mogę polecić i Wam drodzy czytelnicy. Myślę, że każdy z Was znajdzie tu przepis dla siebie, a mamy zachęcam do przygotowania takich warzywnych ciast dla swoich dzieci, założę się, że nie będzie marudzenia! Zdobędziecie się na odwagę!?
Ciasto cukiniowo-marchewkowe Składniki na tortownicę o średnicy 20 cm (wszystkie składniki powinny być w temperaturze pokojowej) 2 średnie jajka 220 g cukru 2/3 szklanki oleju (szklanka 250 ml) 210 g mąki 120 g startej marchewki 120 g startej cukinii 50 g posiekanych orzechów włoskich 1 łyżeczka sody 1łyżeczka proszku do pieczenia 1 łyżeczka cynamonu 1 łyżeczka przyprawy do piernika 1/2 łyżeczki soli Przygotowujemy dwie tortownice o średnicy 20 cm każda i wykładamy je papierem do pieczenia. Ubijamy jajka z cukrem na gładką masę. Ciągle ubijając dodajemy olej. Do osobnej miski przesiewamy mąkę, sodę, proszek do
pieczenia, cynamon, przyprawę do pierników i sól. Wymieszane, suche składniki dodajemy do ubitych jajek. Na koniec dodajemy marchewkę, cukinię oraz orzechy. Tak przygotowane ciasto dzielimy na pół i pieczemy w dwóch tortownicach przez około 35 minut w piekarniku nagrzanym do 175 stopni. Wyciągamy z piekarnika i studzimy. Krem: 300 g serka Philadelphia ( w temperaturze pokojowej) 6 łyżek miękkiego masła 1,5 szklanki cukru pudru (szklanka 250 ml) 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii Masło mieszamy w misce miksera na gładką masę, dodajemy pozostałe składniki i mieszamy do uzyskania gładkiego kremu. Na paterze układamy jedno z upieczonych ciast i smarujemy kremem. Na wierzch kładziemy drugie z ciast, boki i górę dekorujemy resztą kremu.
COOLmag na jesień
52
Składniki na tortownicę o średnicy 22 cm: 400 g miąższu z bakłażana ( dwa mniejsze bakłażany) 300 g gorzkiej czekolady min 70 % kakao 50 g kakao 60 g migdałów 3 jajka 200 g miodu 2 łyżeczki proszku do pieczenia 1/4 łyżeczki soli
Tortownicę wykładamy papierem do pieczenia. Piekarnik ustawiamy na 180 st. C Bakłażany obieramy , kroimy na mniejsze kawałki, wkładamy do szklanej miski i przykrywamy przezroczystą folią spożywczą. Bakłażany podgrzewamy w mikrofalówce ustawionej na średnią moc przez około 8-10 min ( lub do czasu, gdy będą miękkie). Tak przygotowane warzywa miksujemy do uzyskania jednolitej masy i do jeszcze gorącej masy wkładamy pokruszoną gorzką czekoladę ( gdyby czekolada się nie rozpuściła to podgrzewamy krótko w mikrofalówce, ustawiając na niską moc). W drugiej misce mieszamy mikserem lub ręcznie pozostałe składniki i łączymy z mieszanką czekolady i bakłażana. Ciasto wlewamy do tortownicy i pieczemy około 30-40 minut.
na jesień
53
Składniki na około 20 trufli (składniki powinny być w temperaturze pokojowej): 200 g startych buraków ( około 3-4 niewielkie buraki) 30 g masła 330 g masy kajmakowej 1/2 łyżeczki soli 200 g gorzkiej czekolady min 70% kakao kakao do obtoczenia
Przygotowanie: Buraki gotujemy do miękkości, obieramy i trzemy na bardzo drobnej tarce, odcedzamy sok. Czekoladę rozpuszczamy w misce umieszczonej na garnku z gorącą wodą. Dodajemy pozostałe składnik, na końcu dodajemy buraczki , mieszamy i odstawiamy na około godzinę do lodówki. Z zastygłej masy formujemy kulki wielkości orzecha włoskiego i obtaczamy w kakao. Przechowujemy w lodówce.
na jesień
54
Spód na formę do tarty o średnicy 23 cm: 350 g ciastek typu markizy ‘’Blacky’’ lub oreo 70 g masła
Do dekoracji: 100 ml śmietany kremówki 30% tłuszczu kilka malin i listków melisy
Składniki umieszczamy w melakserze i miksujemy do otrzymania masy o konsystencji piasku. Formę smarujemy masłem i wysypujemy zmielone ciastka z masłem. Ugniatamy masę równomiernie i mocno na spodzie i bokach formy i wkładamy do lodówki na około pół godziny.
Żelatynę z wodą mieszamy w szklance i odstawiamy na kilka minut. Miąższ z awokado skrapiamy cytryną i miksujemy razem z jogurtem ( odkładamy 2 łyżki jogurtu i lekko podgrzewamy) w melakserze do otrzymania jednolitej masy. Dodajemy serek i mieszamy. Żelatynę podgrzewamy w mikrofalówce ( żelatynę podgrzewamy do rozpuszczenia, ale nie wolno jej zagotować) i mieszamy z podgrzanym jogurtem. Żelatynę dodajemy do musu z awokado i sera. Śmietanę ubijamy i dodajemy do masy, którą wylewamy na przygotowany spód. Odstawiamy do zastygnięcia. Dekorujemy bitą śmietaną , malinami i melisą.
Masa serowa: 250 g serka do serników 200 g miąższu z awokado 1 łyżka żelatyny 100 g jogurtu naturalnego 200 g śmietany kremówki 30% tłuszczu 1-2 łyżki soku z cytryny 50 ml zimnej wody
na jesień
55
Składniki na 10 babeczek ( wszystkie składniki powinny być w temperaturze pokojowe) 110 g cukru 150 g mąki 50 g kakao 2 jajka 100 g masła 100 g kiszonej kapusty pół łyżeczki sody pół łyżeczki proszku do pieczenia szczypta soli Przygotowanie: W formie do muffinek układamy papilotki. Piekarnik ustawiamy na 175 st.. Kapustę miksujemy w melakserze na jak najdrobniejsze kawałeczki. W misce mieszamy przesiane wcześniej suche składniki: mąkę, kakao, sodę, proszek i sól.
Masło miksujemy z cukrem na białą, puszystą masę, dodajemy jajka i nadal miksujemy ( masa może wyglądać na zważoną, nie należy się tym przejmować). Dodajemy powoli suche składniki ciągle mieszając, na końcu dodajemy kapustę. Gdyby ciasto było zbyt gęste to możemy dodać trochę soku z kiszonej kapusty. Masę umieszczamy w papilotkach i pieczemy około 20 min. Krem: 2 dojrzałe awokado 2-3 łyżki miodu ( w zależności od upodobań) 2 łyżeczki ekstraktu waniliowego 1/2 szklanki kakao ( szklanka 250 ml) Miąższ z awokado i pozostałe składniki miksujemy w melakserze do otrzymania jednolitego kremu. Dekodujemy zimne babeczki.
na jesień
56
Deser z gruszkami i syropem klonowym Składniki na 4 porcje: 2 gruszki 2 łyżki syropu klonowego (ew. miodu) 1 łyżka brązowego cukru 1 łyżka masła ½ łyżeczki cynamonu 60 g orzechów nerkowca ok. 350 ml jogurtu greckiego Przygotowanie: W rondelku topimy masło, dodajemy brązowy cukier, cynamon, syrop klonowy. Doprowadzamy do wrzenia. Gruszkę myjemy, obieramy i kroimy w kostkę. Dodajemy do syropu razem z orzechami nerkowca. Do szklanych literatek nakładamy jogurt grecki, a z wierzchu polewamy gorącym syropem z gruszkami i orzechami. Podajemy od razu.
Chutney z gruszkami Składniki: 2 twarde gruszki 1 ząbek czosnku 1 średnia cebula 2 łyżki wody 170 g brązowego cukru 100 ml octu winnego 2 płaskie łyżeczki startego imbiru 1 płaska łyżeczka soli 1 płaska łyżeczka grubo zmielonego pieprzu 1/2 łyżeczki kurkumy 100 g rodzynek Przygotowanie: Cebulę kroimy w drobną kostkę, przekładamy do rondelka, zalewamy dwoma łyżkami wody, dodajemy brązowy cukier i przeciśnięty czosnek. Dusimy razem ok. 10 minut. Gruszki myjemy, obieramy i kroimy w kostkę, dodajemy do podgotowanej cebuli. Dusimy, dodając w trakcie: starty imbir, sól, zmielony pieprz, kurkumę, rodzynki. Na końcu dodajemy ocet winny. Doprowadzamy do wrzenia, zmniejszamy ogień i przykrywam przykrywką. Dusimy ok. 60 minut na bardzo małym ogniu, tak aby czatney tylko lekko „pyrkał”. Od czasu do czasu mieszamy drewnianą łyżką. Gorący czatney przekładamy do wyparzonych słoików, szczelnie zakręcamy i odstawiam odwracając słoiki do góry dnem do wystygnięcia.
57
Zupa krem selerowo-gruszkowa Składniki na 3-4 porcje: 2 miękkie gruszki 1 średni seler (mniej więcej 150 - 180 g) 5 łyżek oliwy z oliwek 3 szklanki wywaru z jarzyn 200 ml gęstej śmietany sól, świeżo mielony pieprz oraz szynka hiszpańskiej (Serrano) lub innej suszonej dojrzewającej pestki dyni
Przygotowanie: Gruszki, myjemy, obieramy i kroimy w kostkę. Seler również myjemy, obieramy i kroimy na grubsze plastry. Do garnka wlewamy szklankę wody, dodajemy pokrojoną gruszkę oraz seler i gotujemy do miękkości. Ugotowane przekładamy do blendera, dodajemy oliwę z oliwek, wywar z jarzyn, śmietanę i miksujemy razem na najwyższych obrotach przez ok. 1,5 minuty. Przelewamy do garnka, doprowadzamy do wrzenia i gotujemy przez kilka minut. Doprawiamy do smaku solą i pieprzem. Szynkę rwiemy na mniejsze kawałki i chwilę podsmażamy na rozgrzanej patelni. Zupę podajemy z chrupiącą szynką i pestkami dyni.
58
na jesień
59
Piersi kurczaka w boczku i z gruszkami Składniki na 3 porcje: 3 pojedyncze piersi kurczaka 14-15 plastrów wędzonego boczku 200 ml śmietanki 30 % (1 kubek) ulubiona mieszanka przypraw do kurczaka 2 twarde gruszki Przygotowanie: Piersi z kurczaka myjemy pod zimną bieżącą wodą i osuszamy. Jeśli przy piersiach są polędwiczki, możemy je zostawić, ale możemy też odciąć i wszystkie polędwiczki, czyli w tym przypadku 3 szt, możemy ułożyć obok siebie i zawinąć razem w plastry boczku.
Osuszone piersi oprószamy mieszanką przypraw do kurczaka (lub solą i pieprzem). Każdą pierś zawijamy jak mumię w 4-5 plastry boczku. Spinamy wykałaczkami. Tak zawinięte piersi układamy w naczyniu żaroodpornym, powinny mieć wokół siebie trochę miejsca, żeby można je było swobodnie obracać. Całość zalewamy śmietanką. Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 st. w sumie na ok. 60 minut. W trakcie pieczenia obracamy piersi kilkukrotnie, tak aby boczek był zarumieniony z każdej strony. Gruszki myjemy (nie obieramy) i kroimy wzdłuż na osiem części. Mniej więcej po 40 minutach pieczenia dodajemy gruszki do mięsa i pieczemy jeszcze ok. 20 minut. W razie potrzeby zwiększamy temperaturę do 200 stopni. Śmietanka powinna zredukować swoją objętość mniej więcej o połowę.
COOLmag na jesień
60
na jesień
61
63
tekst i zdjęcia: Patryk Szymański / www.fandago.xpedia.pl
64
72