7 minute read

Podlasie na weekend… i na dłużej

Przepisy i zdjęcia: Julianna Bednarczuk

Tu życie płynie inaczej, bez pośpiechu, w cieniu Puszczy Knyszyńskiej i pośród rozlewisk Narwi. Kraina żubrów, bocianów, a od strony kulinarnej pachnąca rumianą babką ziemniaczaną, kiszką i kartaczami. To prowincja pisana przez duże P, gdzie w każdym zakątku panuje spokój, a cisza jest wręcz namacalna. Choć ową ciszę przerywa czasem ryk żubra czy jeleni w puszczy, a śpiew ptaków budzi rano niczym najpiękniejsza melodia. Nie znajdziemy tu gonitwy i zgiełku dużych miast, chyba że pojedziemy do Białegostoku, by zobaczyć pałac Branickich, gotycka katedrę, przejść się przez Rynek albo wspiąć się na zielony dach filharmonii Podlaskiej.

Advertisement

Naszą wycieczkę zaczynamy od zwiedzania cerkwi w Grabarce.

„Święta Góra Grabarka to miejsce, gdzie od stuleci podążają prawosławni pielgrzymi. Jej najstarsze dzieje nie są znane. Góra zasłynęła w 1710 r., kiedy epidemia cholery szalała na terenach Podlasia. W tym czasie pewnemu starcowi we śnie zostało objawione, że ratunek można znaleźć na pobliskim wzgórzu. Wierni poszli za głosem Bożym, przynosząc ze sobą krzyże. Z modlitwą obmywali się i pili wodę ze źródełka. Według kroniki siemiatyckiej parafii ratunek od choroby znalazło wówczas ok. 10 tys. ludzi. W podzięce Bogu za cud zbudowano na tym miejscu drewnianą kapliczkę Przemienienia Pańskiego. Cerkiew przebudowywana, remontowana, upiększana dotrwała do 1990 r., kiedy to podpalona spłonęła doszczętnie. Nowa cerkiew została wyświęcona w 1998 r.” 1 – czytamy na stronie sanktuarium.

Na Świętą Górę Grabarkę co roku w sierpniu przychodzą tysiące prawosławnych pielgrzymów, niosąc krzyże wotywne z modlitwą o uzdrowienie i opiekę i zostawiając je na wzgórzu. Na Górze Grabarce bije również źródło, słynące z uzdrowień, choć jak mówi posługujący tu batiuszka „to wiara uzdrawia, nie woda”. Z Grabarki jedziemy do Koterki. Naszym celem jest urocza niebieska cerkiew Ikony Matki Bożej „Wszystkich Strapionych Radość”, zbudowana wśród drzew na leśnych grzęzawiskach tuż przy białoruskiej granicy. Powstała w miejscu nieuznawanego objawienia, cerkiew ta jest wspaniałym przykładem wiary i pobożności tutejszych mieszkańców, a nabożeństwa w niej odbywają się kilka razy w roku.

Stąd ruszamy do Odrynek, by zobaczyć skit, czyli pustelnię prawosławną świętych Antoniego i Teodozego Pieczerskich. Tradycja życia na pustelni wśród rozlewisk Narwi odbudowana została przez ojca Gabriela. „Na obszarze, na którym książę Iwan Michałowicz Wiśniowiecki w 1518 r. spotkał cudowną ikonę Antoniego Pieczerskiego, jako ówczesny przełożony monasteru supraskiego, wybudował kaplicę, która stała się początkiem nowej pustelniczej wspólnoty zakonnej” 2 – możemy przeczytać na stronie Skitu. Do pustelni od strony wsi Odrynki prowadzi kładka przez bagna, nazywana przez archimandrytę „kładką życia”. Na terenie skitu znajdują się dwie cerkwie – pw. Św. Antoniego i Teodozego Pieczerskich oraz pw. Opieki Matki Bożej, dom biskupi, świątynie, kaplice. Od śmierci ojca Gabriela w 2018 roku tradycję skitu kontynuują mnisi, a ilość wiernych szukających wsparcia duchowego, odpoczynku, ciszy i refleksji rośnie z roku na rok.

Kraina Otwartych Okiennic to kolejny punkt na naszym podlaskim szlaku. Zatrzymujemy się we wsi Trześcianka przy drewnianej cerkwi pw. Św. Michała Archanioła. Obecny budynek cerkwi pochodzi z 1867 roku i został wzniesiony w miejscu spalonej świątyni. W Trześciance przesiadamy się na rowery, trasa w sam raz na dwa kółka – 12 km przez wsie Soce oraz Puchły. Kraina Otwartych Okiennic słynie z uroczych drewnianych chat z pięknie zdobionymi okiennicami. W przydomowych ogródkach pełno kolorowych kwiatów, a jabłonie w sadach uginają się pod ciężarem owoców. Złote renety, papierówki, malinówki, kronselki – takich jabłek próżno szukać na sklepowych półkach, rosną jedynie w sadach ze starodrzewem. Jadąc podziwiamy zdobienia snycerskie na domach, malowane pod i nad okienniki, narożniki z motywami przy-

rodniczymi, ich ornamentyka zawiązuje do rosyjskiego zdobnictwa ludowego. We wsi Puchły nasz wzrok przyciąga niezwykły chabrowy kolor XVI-wiecznej Cerkwi pod wezwaniem Opieki Matki Bożej. Droga przez wioskę to „kocie łby”, jedynie na końcu zamienia się w asfalt. Z gniazd na słupach wzdłuż drogi słychać klekot bocianów, co rusz któryś z nich przelatuje nad naszymi głowami w kierunku pobliskich łąk.

Wracamy do Trześcianki, skąd ruszamy dalej i wieczorem docieramy do Supraśla. To miasteczko położone jest kilkanaście kilometrów od Białegostoku, na polanie Puszczy Knyszyńskiej, której zawdzięcza swój unikalny klimat uzdrowiskowy. Jak to na prowincji bywa, próżno szukać tu wielkomiejskiego zgiełku. Historia miasta sięga XV wieku, gdy to prawosławni mnisi założyli klasztor oraz wybudowali cerkiew pod wezwaniem Św. Jana Ewangelisty. W wyniku pożaru drewniany budynek świątyni spłonął, dlatego też powstała murowana cerkiew Zwiastowania Najświętszej Marii Panny. Obecny budynek cerkwi jest dokładną rekonstrukcją wyburzonego przez Niemców w czasie II Wojny światowej. Fragmenty fresków oraz ikon, wydobyte spod gruzów, można oglądać dziś w Muzeum Ikon. Muzeum mieści się w zabudowaniach klasztornych i posiada jedną z największych kolekcji ikon w Polsce.

W tym samym budynku (wejście z drugiej strony) zwiedzić możemy Muzeum Sztuki Drukarskiej i Papiernictwa, nawiązujące do tradycji ośrodka drukarskiego, który działał w Supraślu. Oglądając eksponaty zarówno dzieci jak i dorośli mogą odbyć podróż w czasie, oglądając jak kiedyś się czerpało i prasowało papier, jak działały maszyny drukarskie, a także zapoznać się z przykładami czcionek, dotknąć form, narzędzi.

Obok murów klasztoru stoi drewniany dom z charakterystycznym łamanym dachem. Kiedyś mieszkał tu klasztorny ogrodnik, w czasie zaborów i po odzyskaniu niepodległości budynek służył za placówkę pocztową, a obecnie funkcjonuje jako dom mieszkalny.

Głowna ulica Supraśla prowadzi nas od kościoła Świętej Trójcy w stronę pałacu Buchholtzów, gdzie obecnie mieści się liceum plastyczne. Gdy Adolf Buchholtz, syn jednego z założycieli fabryki włókienniczej, postanowił się ożenić z córką łódzkich fabrykantów, przyszli teściowe zażądali dla swojej córki pałacu. Dlatego młody Adolf przebudował odkupiony od Zacherta dom na pałac w kształcie litery L w stylu włoskiego renesansu z elementami secesji, z pięknie ozdobioną fasadą. Kilka lat po ślubie Adolf zginął tragicznie, został pochowany na cmentarzu ewange

lickim, owdowiała Adela wybudowała okazały rodzinny grobowiec.

Od pałacu kierujemy się w stronę bulwarów nad rzeką Supraśl. Spacerując niespiesznie od zapory do mostu podziwiamy zachód słońca nad klasztorem. W sezonie organizowane są tu spływy kajakowe, zimą kuligi, można umówić się też na wędrówki z przewodnikiem, tzw. szwędaczki supraskie, posłuchać legend i podań, dowiedzieć się ciekawostek o historii miasta. Rowerem możemy się wybrać na przejażdżkę po Puszczy Knyszyńskiej, do pobliskiego arboretum, czyli botanicznego ogrodu leśnego w Kopnej Górze, a następnie do sivarium w Poczopku.

Będąc na Podlasiu nie sposób ominąć Kruszynian, a tam odwiedzić tatarski cmentarz, wybudowany w XVII wieku drewniany meczet, skosztować specjałów tatarskiej

kuchni, jak pieriekaczewnik, czebureki czy manty. Jadąc do lub z Kruszynian mijamy Krynki z najbardziej znanym rondem w Polsce, z którego odchodzi 12 ulic (jeszcze większe jest tylko w Paryżu). Stąd już tylko 4 km do granicy w Białorusią.

Ostatniego dnia wyruszamy do położonego na zachód od Białegostoku Tykocina. Nazywany podlaską perłą, ponieważ znajdziemy tu liczne zabytki, jak chociażby barokowy kościół pw. Trójcy Świętej z najcenniejszymi w regionie organami, XV wieczny królewski zamek. Niegdyś Tykocin był drugą co do wielkości gminą żydowską w kraju, znajduje się tu piękna synagoga oraz dom talmudyczny. Drewniane domy przy rynku podkreślają niezwykły

prowincjonalny urok tego miasteczka. Nad rynkiem góruje pomnik Stefana Czarneckiego – hetmana, starosty tykocińskiego, znanego z hymnu Polski, jest to drugi po kolumnie Zygmunta najstarszy zachowany pomnik świecki w Polsce.

Dalej czeka nas spacer kładką przez rozlewiska Narwi pomiędzy wsiami Waniewo

i Śliwno. Kładka w kilku miejscach ma przeprawę na przeciąganych tratwach, jest to niezwykła przygoda nie tylko dla dzieci. W tym roku z powodu suszy poziom wody w rzece jest bardzo niski, dlatego przeprawa na pierwszej tratwie od strony Waniewa była nieczynna, ten odcinek można było pokonać przechodząc przez rzekę i łąkę. Natomiast pozostałe przeprawy działały, choć na tratwę trzeba było zeskoczyć z pomostu z wysokości ok 1m. Podczas spaceru widok na rozlewiska i okolicę można podziwiać również z wieży widokowej.

Podlasie można zwiedzać, ale też trzeba zasmakować, bowiem dbałość o tradycję kulinarną jest tu niezwykle silna. W restauracjach w karcie dominują regionalne potrawy i napoje, jak chociażby kartacze, kiszka i babka ziemniaczana, bliny. Latem w kucharz chętnie przygotuje też chłodnik litewski z młodymi ziemniakami albo chłodnik biały, zupę szczawiową. Do picia zaś proponowany jest kwas chlebowy lub podpiwek, lemoniada, napary ziołowe.

This article is from: