Kontakt nr 25: Niemoc pomocy (zajawka)

Page 1


MAGAZYN NIEUZIEMIONY magazynkontakt.pl redakcja@kik.waw.pl

redaktor naczelny Misza Tomaszewski misza.tomaszewski@gmail.com

Od redakcji

zastępca redaktora naczelnego Cyryl Skibiński cyrski@wp.pl

Uratuj. Ginący gatunek, upadającą placówkę, człowieka w depresji. Podziel się. Z bezdomnym,Afryką, szpitalem.Wzrusz się. Chorym dzieckiem, schroniskowym burkiem, niedołężnym staruszkiem.

sekretarz redakcji Tomek Kaczor t_kaczor@poczta.onet.pl

Pomóż.

ZESPÓŁ REDAKCYJNY: redaktor prowadzący numer Ignacy Dudkiewicz

projekt graficzny Urszula Woźniak urszul.wozniak@gmail.com

Katolew Misza Tomaszewski

skład i łamanie Rafał Kucharczuk Zosia Mironiuk

Kultura Katarzyna Kucharska-Hornung Obywatel Kamil Lipiński Poza Europą Paweł Cywiński Krajoznawczy Tomek Kaczor Wiara Ignacy Dudkiewicz Zmienna/Zmiennik: Mateusz Luft Jan Mencwel, Maciek Onyszkiewicz, Joanna Sawicka, Ignacy Święcicki, Konstancja Święcicka, Stanisław Zakroczymski, Jarosław Ziółkowski STALE WSPÓŁPRACUJĄ: Ala Budzyńska, Rafał Bakalarczyk, Bohdan Cywiński, Jędrzej Dudkiewicz, Maciej Folta, ks. Andrzej Gałka, Monika Grubizna, Arek Gruszczyński, Klara Jankiewicz, Wanda Kaczor, Ewa Kiedio, Karol Kleczka, Rafał Kucharczuk, Łukasz Kuśmierz, Anna Libera, Jan Libera, Piotr Maciejewski, Hanka Mazurkiewicz, Kuba Mazurkiewicz, Olga Micińska, ks. Wacław Oszajca, Andrzej Paszewski, Antek Sieczkowski, Ewa Smyk, Krzysztof Śliwiński, Joanna Święcicka, ks. Sławek Szczepaniak, Ewa Teleżyńska, Agnieszka Wiśniewska, Jan Wiśniewski, Krzysztof Wołodźko, Martyna Wójcik-Śmierska, Bartosz Wróblewski, Paweł Zerka

fotoedycja Tomek Kaczor ilustracja na pierwszej stronie okładki Monika Grubizna longmuzzle.com komiks na str. 2–3 Kuba Mazurkiewicz zespolwespol.org korekta zespół redakcyjny nakład 1000 egzemplarzy wydawca KIK Warszawa prenumerata magazynkontakt.pl/prenumerata złożono krojami Range Serif, Bree, Tabac Sans Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Otaczają nas ludzie i sprawy, które wymagają naszej uwagi i zaangażowania. Tylko, że – zakrzyknie każdy – kogo wybrać?; dlaczego nie zajmie się tym państwo?; co się stanie z pieniędzmi?; czemu mam pomagać, skoro mi nikt nie chce pomóc? Pytania można mnożyć doprawdy w nieskończoność. A odpowiedź na nie jest karkołomnie trudna. Jedni, pod ich wpływem, rezygnują z jakiegokolwiek angażowania się w pomoc innym. Drudzy, zapierając się siebie, poświęcają temu życie, nigdy nie znajdując satysfakcjonującej odpowiedzi na swoje wątpliwości: czy na pewno zrobili wystarczająco dużo? Inni całkowitą odpowiedzialność za okazywanie komukolwiek jakiegokolwiek wsparcia cedują na państwo. Sporo osób zaś w ogóle sobie tych pytań nie zadaje. Jak różnorodna i skomplikowana jest rzeczywistość, tak rozmaite formy i cele obiera sobie społeczna aktywność. Nie chodzi jednak tylko o to, by działać, aktywizować się, włączać. Narracja ograniczająca się do podobnych postulatów ani nie trafia do przekonania, ani nie promuje rzeczywiście dobrych wzorców. Pomagając (lub nie) bez zastanowienia, wspierając (lub nie) bez refleksji, bardzo często zaczynamy szkodzić – zarówno działaniem, jak i zaniechaniem. To kolejne pole niezbędnego namysłu. Nie odnajdujemy w tym numerze Świętego Graala społecznej solidarności. Nie proponujemy modelu, który rozwiązywałby bolączki dotychczas próbowanych. Nie uchylamy się jednak od przytoczonych wyżej – i wielu innych – pytań. Bo uważamy, że solidarność społeczna – realizowana na najróżniejsze sposoby – jest czymś, czego niezmiennie potrzebujemy. Nie naprawimy świata. Jeśli ktoś miał takie plany, szybko przekona się, że „niemoc pomocy” jest znacznie silniejsza, niż się może wydawać na początku. A jednak wierzymy, że pomoc może mieć także moc. Poddajemy ją w wątpliwość, krytykujemy pozbawione jej przejawy aktywności państwa i obywateli, analizujemy strukturalne i społeczne źródła takiego stanu rzeczy. Ale koniec końców po prostu jej szukamy. Zapraszając do lektury kolejnego numeru „Kontaktu”, zapraszamy do podjęcia tych poszukiwań razem z nami. IGNACY DUDKIEWICZ


2

NUMER:

25

LATO 2014

nIEMOC pOMOCY

5

Ignacy Dudkiewicz: Niemoc, pomoc, przemoc

12

Rozmowa z Ryszardem Malarskim: Po pierwsze, nie szkodzić

19

Rafał Bakalarczyk: Pan płaci, państwo płaci

24

Rozmowa z ks. Mieczysławem Puzewiczem: Wolontariat znaczy obecność

32

Infografika: Polacy mało pomagają

34

Rozmowa z Mariuszem Andrukiewiczem: Ekonomia na służbie

40

Magdalena Dudkiewicz: Sprawa dla reportera

47

Katarzyna Górniak: Pułapki szlachetnej paczki

53

Jarosław Ziółkowski: Ideały, obowiązki, fanaberie

W radykalnym ujęciu prawdziwie moralni są tylko najbiedniejsi mieszkańcy najbiedniejszych krajów świata. Wielość etycznych dylematów związanych z dobroczynnością skutecznie chroni przed dobrym samopoczuciem.


3

f O T O R E P O RTA Ż

k U LT U R A

58

90

Tomek Kaczor: Mrówcza robota

Rozmowa z Michałem Liberą: Świadomość słuchania

p O Z A E U R O PĄ wIARA

96 66

Rozmowa z ks. Henrykiem Paprockim:

Rozmowa z prof. Piotrem Balcerowiczem: To jeszcze nie koniec wojny

Tak kazał Bóg

104 70

Miejsce, które daje życie

Chrześcijanin zmieniający wyznanie zawsze decyduje się na karkołomny krok. Przez jednych postrzegany bywa jako odszczepieniec, w nowym środowisku jest zaś nuworyszem. Przedstawiamy historię kilku konwertytów.

76

Ignacy Dudkiewicz: Człowiek jak książka

k AT O L E W

78

Rozmowa z o. Stanisławem Grodziem

kRAJ0ZNAWCZY

109

Jan Mencwel: Chleba i nieba

113

Bartosz Oszczepalski: Spółdzielczy duch Liskowa

o BY WAT E L

116

Stanisław Grodź:

Rozmowa z Ianem Thompsonem: Wynegocjujmy sobie las

120

Wymyślanie Afryki

84

Anna Minkiewicz Co im obca przemoc wzięła...

Ewa Karabin:

Monika Schnell: Pożeranie świata: szaman o białych kanibalach

zMIENNIK

Harmonia oparta na sprawiedliwości

124 86

Józef Majewski: Ocean w szklance

Rozmowa z Jakubem Wesołowskim: Superbohater dnia codziennego


5

Niemoc, pomoc, przemoc Pytanie o to, jak organizować system pomocy, nie dotyczy jedynie ekonomicznego rachunku zysków i strat, ale także ludzkiej kondycji: zarówno tego, który pomaga, jak i tego, który pomoc przyjmuje. Jest pytaniem o człowieka, jego obowiązki i zależności, w które jest uwikłany.

IGNACY DUDKIEWICZ MONIKA GRUBIZNA

C

o roku obserwujemy ten sam festiwal. Organizacje pozarządowe, w tym charytatywne, którym podatnicy mogą przekazać 1 procent swojego podatku na realizowaną przez nie działalność pożytku publicznego, prześcigają się w zabieganiu o względy obywateli. Mało kto pamięta zresztą, że dokonanie owego odpisu nie jest aktem dobroczynności, a partycypacji, gdyż dotyczy on sposobu wydatkowania pieniędzy, które i tak oddajemy – od nas zależy, czy państwu, czy też organizacji. Mniejsza jednak o wypaczenia idei „jednego procenta”, których zidentyfikować można znacznie więcej. W samym centrum owego festiwalu, Wojciech Orliński, wpływowy dziennikarz „Gazety Wyborczej”, bloger i felietonista, zadeklarował na swoim Facebooku, że kolejny rok z rzędu swój „jeden procent” pozostawi państwu. Pisząc: „Wolę, żeby tymi pieniędzmi dysponowali

państwowi urzędnicy niż branża reklamowa, thank you very much”, nie tylko odniósł się krytycznie do faktu przeznaczania przynajmniej przez część organizacji pozarządowych – także dobroczynnych – niemałej części budżetu na działania promocyjne. Wykazał również niepopularne zaufanie do „urzędniczej machiny”. W jego ocenie to jej działania w większym stopniu przyczyniają się do osiągnięcia społecznie pożądanych celów niż te podejmowane przez NGO-sy. Biorąc pod uwagę całokształt twórczości publicystycznej Orlińskiego, można podejrzewać, że chodziło również o danie wyrazu ogólnemu przekonaniu o istotnej roli państwa w rozwiązywaniu problemów społecznych. W dużym skrócie: także o potrzebie redystrybucji, będącej przejawem – niekiedy ułomnym, niezamierzonym czy wręcz niechcianym – społecznej solidarności realizowanej w sposób strukturalny. Zupełnie inaczej sprawę postrzegają liczni konserwatyści, którzy ponad działania państwa, redystrybucję czy system publicznej pomocy społecznej,

jednoznacznie – w ramach publicystycznego skrótu upraszczam oczywiście ich argumentację – przedkładają akty indywidualnej dobroczynności. Przekonują ponadto, że jedno niweluje drugie, gdyż – jak głosi utarty slogan – „nikt nie chce płacić dwa razy”. Skoro więc państwo pobrało od obywatela odpowiednio wysoki podatek z przeznaczeniem na zadania realizowane przez pomoc społeczną, nie będzie on chciał ponownie dokładać się na ten sam cel – czy to wspierając, czy podejmując samodzielną działalność dobroczynną. Wyrażają oni również przekonanie, że „przymusowy” charakter wspierania celów społecznych w postaci podatków przeznaczanych na redystrybucję ujmuje coś istotnie ważnego z wartości owego wsparcia – jego dobrowolność i związaną z nią szczytną intencję. Co więcej, pozbawia podatnika możliwości zbudowania osobistej relacji z potrzebującym, oddzielając jednego od drugiego wspomnianą już „urzędniczą machiną”. W istocie oba graniczne stanowiska w kwestii modelu organizacji systemu pomocy –stawiające na wyłączność →


6

nIEMOC pOMOCY

strukturalnej pomocy państwowej, jak również te jednoznacznie zorientowane na promowanie filantropii – cierpią na tę samą wadę wybiórczości. Dotyczy to zarówno ich skuteczności, jak i antropologicznych założeń leżących u ich podstaw. „Odpowiednie” pomaganie drugiemu – a więc jednocześnie skuteczne, upodmiotawiające, świadome, etyczne, oparte o relację, szanujące jego godność, oczekiwania, aspiracje i poglądy (a przecież z żadnej z tych cech pomagania nie chcielibyśmy zbyt pochopnie rezygnować) – jest zadaniem karkołomnym. Tak naprawdę: w praktyce niemożliwym do wykonania – to klasyczne mission impossible. Misja ta staje się jednak jeszcze bardziej niemożliwa, gdy odrzucimy jedną z dróg jej realizowania. Ostatecznie dyskusja bardzo często odbywa się ponad głowami tych, których naprawdę dotyczy. Tych, którzy czekają na konkretne działania i wsparcie.

* W dzielnicy żebraków, pod murem klasztoru, Za zamkiem, gdzie miejskiej nie ujrzysz już straży Aż huczy od gorzkich oskarżeń i sporów Przeciwko Królowi Nędzarzy. Pracownia Badań i Innowacji Społecznych „Stocznia” przeprowadziła parę lat temu badania dotyczące wolontariatu. Wolontariuszy pytano między innymi o ważne dla nich wartości

związane z ich działalnością. Na stworzony na tej podstawie „Kodeks podstawowych wartości wolontariatu” złożyły się: życzliwość, bycie z innymi, samorealizacja, energia, kariera, dowartościowanie, odpowiedzialność, wartościowy czas, dobrowolność, poczucie bycia kimś wyjątkowym. Warto dodać, że – analizując wypowiedzi związane z danymi wartościami oraz znaczenie, jakie było im nadawane – życzliwość w tym rozumieniu sprawia przede wszystkim, że to wolontariusz „czuje się dobrze”, a bycie z innymi daje mu „możliwość poznania nowych ludzi”. Na pierwszy rzut oka widać, że zdecydowana większość owych wartości dotyczy w pierwszej kolejności tego, który się angażuje, nie zaś tego, na rzecz kogo lub czego podejmuje aktywność. Słowem: w centrum działania stawiam swoje własne „ja”. Częściej patrzę z zadowoleniem w lustro po wykonaniu „dobrego uczynku”, niż w twarz drugiego człowieka. Częściej zastanawiam się nad tym, co sam zyskałem, niż nad tym, co dzieje się z tym, którego wspierałem. To jedno z podstawowych zagrożeń związanych z indywidualną dobroczynnością. Motywacje do działania mogą przecież być – i są w rzeczywistości – niezwykle różnorodne. Najlepiej widać to właśnie przy badaniach dotyczących wolontariatu. Według raportu z badań „Zaangażowanie społeczne Polek

i Polaków”, przeprowadzonych przez Stowarzyszenie Klon/Jawor, ponad połowa badanych angażuje się w działalność na rzecz innych osób, ponieważ chcą czuć się przydatnymi oraz potrzebnymi, a prawie co druga osoba spośród tych, którzy się angażują, uważa po prostu, że innym trzeba pomagać. Dla również niemałej części badanych (44 procent) powodem zaangażowania społecznego jest możliwość czerpania z niego bezpośrednich, osobistych korzyści różnego rodzaju. Sama różnorodność nie stanowi jeszcze zasadniczego problemu. Oczywiste jest, że powyższe motywacje się przenikają, a prawdopodobnie każdy, kto pracował jako wolontariusz, wie, jak wiele podobna działalność daje człowiekowi – radości, satysfakcji, poczucia sensu. Ponieważ jednak motywacje dość dobrze odzwierciedlają nasze przekonania antropologiczne, nie należy lekceważyć tak istotnego znaczenia tych spośród motywacji popychających nas do zaangażowania społecznego, które tak naprawdę nastawione są w pierwszej kolejności na zysk własny. Nie należy z wielu względów. Jednym z podstawowych kłopotów, jakie wywołuje zdanie się na indywidualną filantropię, jest skazywanie potrzebujących na łaskę i niełaskę dobroczyńców. Miast jasnych procedur i kryteriów – równych, przynajmniej w teorii, dla wszystkich – decyzją o tym, kto otrzyma pomoc,


7

rządzi bądź widzimisię donatorów, bądź – w przypadku nieco bardziej świadomych spośród nich – przemyślana, ale wciąż arbitralna, strategia działania. Osobista dobroczynność jest bowiem co do zasady oparta na innej filozofii niż pomoc strukturalna. Akcentuje nie wspólnotowe obowiązki i zależności, ale indywidualną szczodrość, postrzeganą jako cnotę godną podziwu i naśladowania. Wspieranie tych, którzy się źle mają, staje się w myśl podobnych założeń – niezależnie od stopnia osobistego zaangażowania w sprawę – nie tyle realizacją obowiązku wobec drugiego człowieka, ile powodem do chluby. Możliwych wypaczeń i zagrożeń związanych z dobroczynnością jest oczywiście znacznie więcej – o niektórych piszemy i rozmawiamy w artykułach i wywiadach zamieszczonych w tym numerze „Kontaktu”. Bardzo wiele z nich ma jednak swoje praźródło

właśnie w nadmiernym akcentowaniu „ja” kosztem „my” oraz „mojej korzyści” kosztem „społecznej potrzeby”. Już samo to czyni indywidualną dobroczynność trwale niezdolną do wypełniania całej gamy zadań w choćby zadowalającym stopniu.

* Ma nędza swą godność, lecz nią się nie najesz, I więcej coś w ustach mieć chcesz, prócz nadziei, Wybrano więc króla, a on – powiadają – Okazał się królem złodziei. Oczywiście, także system strukturalnej pomocy organizowanej w ramach instytucji państwa może przybrać zdeformowane czy wręcz karykaturalne wymiary. Dobrze widać to w reportażach opisujących szwedzką rzeczywistość autorstwa Macieja Zaremby-Bielawskiego, opublikowanych w tomie „Polski hydraulik”. Państwowa pomoc może być także zupełnie

nieskuteczna, czym jednak nie różni się co do zasady od tej udzielanej przez jednostki czy organizacje. Może, co stanowi znacznie istotniejsze zagrożenie, przyjmować wręcz formę, owszem: strukturalnej, ale nie pomocy, a przemocy. I tego należy bać się szczególnie. Podstawową płaszczyzną tej trudności jest napięcie pomiędzy skomplikowaniem i ogromem machiny, jaką stanowi system pomocy społecznej, a potrzebą dostrzeżenia w człowieku potrzebującym konkretnej osoby. Mimo wszystko wydaje się to – przy choćby odrobinie dobrej woli – łatwiejsze do osiągnięcia w przypadku indywidualnej filantropii. Dysponując ograniczonymi środkami, przy jednoczesnym zamiarze działania sprawiedliwego i opartego o równość, zarządzający państwową dystrybucją stają przed trudnymi do rozstrzygnięcia dylematami. Nie omijają one zresztą nikogo chcącego komukolwiek pomagać. →


8

nIEMOC pOMOCY

A skoro tak, to problem przekształcania się pomocy społecznej w strukturalną przemoc dotyczyć może wszystkich krajów, niezależnie od działającego w nich systemu. Owa przemoc objawia się w socjaldemokratycznych państwach skandynawskich. Objawia się także, choć ze zmienionym obliczem, w krajach, których władze reagują na słowo zaczynające się od przedrostka „socjal” nagłym napadem alergii. Paul Farmer, amerykański antropolog i lekarz, w jednym ze swoich tekstów odwołuje się do przykładu „Aktu odpowiedzialności osobistej” uchwalonego w Stanach Zjednoczonych w latach 90-tych. Już sam tytuł dokumentu wydaje się znamienny. W myśl jego

zapisów, beneficjenci (a przede wszystkim beneficjentki – samotne matki) programu pomocy dla rodzin z dziećmi, zobowiązani byliby do pracy przez minimum trzydzieści pięć godzin tygodniowo w specjalnym „punkcie pracy”. Farmer pisał: „Ponieważ kobiety te, w przeciwieństwie do autorów ustawy, znają matematykę bardziej niż pobieżnie, wiedzą, że ze średnią wypłatą 366 dolarów miesięcznie i stawką za godzinę pracy w takich «punktach» znacznie poniżej trzech dolarów, nie byłyby w stanie zgromadzić środków niezbędnych, by zapewnić dzieciom przedszkole lub żłobek, a co dopiero opiekę zdrowotną i bezpieczne mieszkanie. Nawet w miastach, w których koszty życia są niskie, samotna matka

z dwójką dzieci potrzebuje dziesięciu dolarów za godzinę pracy, by wykroczyć poza granicę ubóstwa”. Wobec podobnych działań – wcale nierzadkich – nieuwzględniających rzeczywistych uwarunkowań, a w konsekwencji po prostu lekceważących ich adresatów, powstaje naturalne pytanie: „po co?”. Dlaczego potrzebującym proponuje się pomoc, która nie tylko nie ma szans okazać się skuteczną, ale dodatkowo ograniczy ich możliwość samodzielnego zapewnienia sobie niezbędnych środków do życia? Wszak trzydzieści pięć godzin tygodniowo to już prawie pełen etat. Sensowne wytłumaczenia dla podobnych, absurdalnych pomysłów łatwo znaleźć dwa. Pierwszym z nich


9

jest wspomniana już potrzeba czy też chęć ograniczania budżetu przeznaczanego na pomoc społeczną. Nie należy jednak zapominać, że zawsze jest to decyzja polityczna, a więc podlegająca społecznej kontroli i wyborczej korekcie. Nie brakuje ponadto empirycznych dowodów na to, że podobne cięcia wyjątkowo często dokonywane są bez uwzględniania kosztów generowanych przez zaniedbywanie polityki społecznej przez państwo. Niezależnie od tego, w obecnej rzeczywistości (a pewnie i w każdej innej) budżet przeznaczany na pomoc społeczną zawsze będzie ograniczony. Można i należy dyskutować o niezbędnych przesunięciach środków w ramach dochodów państwa. Konieczność wspierania jego roli tam, gdzie nie całkiem daje sobie radę, pozostanie jednak faktem. Można się zżymać, a można zacząć działać. Warto byłoby jednak w tym kontekście stawiać akcent nie tylko na słabość państwa, będącą niekiedy smutną rzeczywistością, ale także na to, że owo uzupełnianie jego braków jest kolejnym sposobem na wcielanie w życie tak potrzebnych nam postaw solidarności.

Drugi powód powstawania podobnych rozwiązań mógłby mieć podłoże kulturowe, dotyczące narracji obecnej w przestrzeni publicznej. Zwykliśmy – jako społeczeństwo – traktować osoby ubogie czy potrzebujące ze schizofreniczną protekcjonalnością. Z jednej strony uznajemy ich bezsilność, niezdolność do samodzielnej zmiany życiowej sytuacji. Z drugiej zaś, z łatwością wierzymy w to, że za tę bezsilność to właśnie oni ponoszą winę. W konsekwencji: skoro sami odpowiadają za swoje położenie, to sami też powinni poradzić sobie z jego zmianą. Proste? A jednak, podobny tok myślenia wikła się w oczywiste sprzeczności. Wymagamy bowiem wyjątkowej (nie tak wcale prosto wydostać się z biedy, jak się niektórym może wydawać) zaradności od osób, które uznajemy za całkowicie bezradne. Jak pisze Valerie Polakow, „umacnia się zgubne przekonanie, że bieda jest prywatną sprawą, że ubóstwo i bezdomność są po prostu wynikiem złych wyborów”. To tylko przykład. Podobna diagnoza dotyczy także innych społecznych problemów. Niedostrzeganie, że niektórych spośród tych „złych wyborów” dokonują nie jednostki, ale że dokonujemy ich jako

społeczeństwo; przekonanie, że problem zasadniczo (poza sytuacjami absolutnie ekstremalnymi) tkwi w potrzebujących, a nie w systemie, który tak często ich w tę potrzebę strukturalnie wpycha, kończyć musi się protekcjonalnie i paternalistycznie realizowaną pomocą. Niezależnie od tego, czy będzie to protekcjonalna pomoc państwowa, czy protekcjonalna dobroczynność, po raz kolejny ten, którego ona dotyczy, zaczyna stanowić jedynie tło.

* I złodziej ma honor, choć głód cierpi rzadziej, Lecz inny to cech i się rządzi inaczej – Więc mówić się zwykło już głośno o zdradzie Idei godności żebraczej. Wszystko to należy zresztą – jak to zwykle bywa – umieścić w szerszym kontekście. Choć przedstawiciele świata idei zbyt często debatują sami ze sobą i dla swojej własnej satysfakcji, to nie można lekceważyć roli legendarnego „klimatu społecznego”, przynajmniej w części – choć coraz mniejszej – przez nich współkształtowanego. Słowo „neoliberalizm” zbyt często traktowane jest jako wygodna pałka do okładania ideowych przeciwników. Nie →


10

nIEMOC pOMOCY

jest to pałka jedyna, ale przez środowiska lewicowe stosowana wyjątkowo chętnie. Kiedy więc Stuart Hall, zmarły niedawno jamajski socjolog i teoretyk kultury, pisał, że w ostatnich kilkudziesięciu latach mieliśmy do czynienia z „przekształceniem socjaldemokracji w szczególną odmianę wolnorynkowego neoliberalizmu”, nie jest to stwierdzenie wystarczająco precyzyjne. Choć, niestety, prawdziwe. Zasadniczy problem, związany z debatą nad sposobem organizacji pomocy, dotyczy generalnej rezygnacji europejskiej lewicy z prób przedstawienia projektu alternatywnego wobec obecnego kształtu wspólnoty. Odbija się to na promowanych wzorcach dobroczynności. Odbija się także na sposobie działania i założeniach systemu pomocy społecznej. Chantal Mouffe, wnikliwa recenzentka poczynań lewicowych sił politycznych, pisze: „«Zmodernizowano» państwo opiekuńcze poprzez wprowadzenie wewnętrznych rynków i rozprzestrzenienie się technik zarządzania promujących takie kluczowe dla «przedsiębiorczości» wartości jak wydajność, wybór, selektywność”. Wśród takiego zestawu ideałów, nie sposób znaleźć miejsca na egalitaryzm czy solidarność. A szkoda. Biznesowe reguły działania wprowadzono w rzeczywistość zarówno

państwa, jak również organizacji pozarządowych. Jednocześnie, rzeczywiście obserwujemy absolutną dominację dyskursu akcentującego efektywność, zysk, wzrost i rozwój, co więcej rozumiejącego wszystkie te terminy w kategoriach przede wszystkim czysto ekonomicznych. Musiało to poskutkować podporządkowaniem rynkowi także mechanizmów pomocy. Być może – co wymagałoby osobnej analizy – pułapki tej unika jedynie wsparcie oparte o wyjątkowo silne więzy w małych społecznościach czy grupach samopomocowych. Lewica, dezerterując z dyskusji o podstawach społecznego ładu, uniemożliwiła sobie w praktyce wyraźne przeformułowanie również sposobów realizacji postulatów społecznej solidarności. Nawet osiągając określony poziom redystrybucji, jej przedstawiciele zwykli bowiem – jak choćby rząd Tony’ego Blaira w czasach New Labour – prowadzić politykę oszczędności, ograniczania kosztów i przekazywania odpowiedzialności za działalność dobroczynną na organizacje pozarządowe i religijne. Ani w Europie, ani tym bardziej w Polsce, nie zanosi się jednak na restaurację lewicy nie tylko nastawionej prospołecznie, ale również operującej innym językiem i kategoriami. Zmuszeni jesteśmy – także rozstrzygając dylematy dotyczące pomagania

– godzić się z rzeczywistością istniejącą. A w jej obecnym kształcie – by wspierać potrzebujących w możliwie skuteczny i upodmiotawiający ich sposób, a przy tym promować możliwie inkluzywny i egalitarny model wspólnoty – nie należy rezygnować ani z rozwiniętego systemu pomocy państwowej, ani z promowania postaw indywidualnej dobroczynności.

* A król wszak szlachetną miał myśl, by pogodzić I jednych i drugich, choć w walkach zajadli; Lecz zanim spłodzoną ideę urodził – Złodzieje nędzarzy okradli. Skoro bowiem nie rozpalają nas spory o podstawy wspólnoty i społecznego ładu, to ostatecznie tu i teraz nie powinno nas w pierwszej kolejności interesować pytanie: „państwo czy filantropia?”. Pilniejsza kwestia dotyczy możliwości praktycznej realizacji określonych celów, w których centrum znajduje się po prostu potrzebujący człowiek. Mają rację jednak także ci, którzy nie chcą w tym obrazie pomijać tego, który mu pomaga. Potrzeba więc swoistej syntezy przekonań o nieuniknionej współzależności wszystkich członków społeczeństwa od siebie nawzajem z poglądem o szczególnej roli osobistej odpowiedzialności moralnej z tym związanej. W ramach obecnego ładu społecznego państwowa pomoc zawsze będzie


11

niewystarczająca. W jeszcze większym stopniu dotyczy to oczywiście indywidualnej dobroczynności, na którą jednak zawsze pozostanie przestrzeń. Z odpowiedzialności za jej zagospodarowanie nie należy się więc zbyt łatwo zwalniać argumentem o płaconych podatkach. Nie należy również zbyt szybko machać ręką na obowiązki państwa – a więc, ostatecznie, nasze jako wspólnoty obywateli. Proste przeciwstawienie sobie kategorii „obywateli” i „państwa” nie wytrzymuje przecież próby ani praktycznej, ani teoretycznej analizy. Przemiany oraz procesy zachodzące w państwie i jego strukturach powinny uzupełniać się ze zjawiskami występującymi w dobrowolnej aktywności obywateli, angażujących się indywidualnie czy poprzez różnego rodzaju zrzeszenia. Solidarności nie sposób zadekretować, nie da się jej jednak budować jedynie w oparciu o struktury „społeczeństwa obywatelskiego” czy trzeciego sektora. A skoro tak, to choć póki co musimy ograniczyć nasze oczekiwania dotyczące najbardziej pożądanego modelu wspólnoty, to jednak wciąż pozostaje wystarczająco dużo wyzwań, by nieustająco mieć ręce pełne roboty. Świat prawdziwych ludzi i ich problemów czeka. Czeka na co innego niż kolejne frazesy i publicystyczne bójki libertarian z socjalistami.

* Na burzach dziejowych w żebraczej dzielnicy Ni klasztor, ni zamek właściwie nie straci, Bo koszt szlachetności wyliczą skarbnicy A okradziony – zapłaci. Ewangeliczne stwierdzenie „Ubogich zawsze macie u siebie” to bowiem nie obietnica, mówiąca, że zawsze będziemy mogli – ich kosztem – praktykować własne cnoty. To realistyczna ocena kondycji ludzkiej – zarówno pojedynczego człowieka, jak i całych społeczeństw, trwale i nieusuwalnie niezdolnych do poradzenia sobie z problemami świata. To także przestroga, byśmy nie ustawali. Byśmy – pomimo „niemocy pomocy” – zarówno każdy z osobna, jak i jako wspólnota, ani nie poddawali się defetyzmowi, ani nie osiadali na laurach. Do przezwyciężania owej niemocy potrzeba i strukturalnych rozwiązań, i zmiany osobistych postaw. Potrzeba solidarności pisanej na wszelkie sposoby. W tekście wykorzystano fragmenty utworu „Dzielnica żebraków” Jacka Kaczmarskiego.

IGNACY DUDKIEWICZ MONIKA GRUBIZNA jest wychowawcą longmuzzle.com młodzieży w Sekcji Rodzin Klubu Inteligencji Katolickiej i członkiem redakcji portalu ngo.pl. Redaktor działu „Wiara”. Studiuje bioetykę na UW.



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.