Magazyn Wyspy 3 (20) marzec 2018

Page 1

M I E S I Ę C Z N I K B E Z P Ł AT N Y

Nr 3 (20) MARZEC 2018

LUDZIE

Beata Kastrau

Zwierzę jest uczciwe

Agnieszka

Młodzi i historia

HEKIERT

z przeszłością

Muzyka w ciele

EDUKACJA

Walizka




„Zielono mi i spokojnie, zielono mi...” – pisała Osiecka. My czerpiemy z tych słów i życzymy Państwu, żeby było zawsze zielono i spokojnie. Przynajmniej w głowach. Pięknych Świąt.

MIESIĘCZNIK BEZPŁATNY Wydawnictwo Wyspy redakcja@magazynwyspy.pl www.magazynwyspy.pl +48 500 446 273 Redaktor naczelny Michał Taciak Skład Blauge - Robert Monkosa

Dział foto Karolina Gajcy, Agnieszka Żychska, Katarzyna Nadworna Felietoniści Maja Piórska, Agnieszka Merchelska, Marek Kolenda, Współpraca Magdalena Monkosa, Karolina Leszczyńska, Renata Kasica, Józef Pluciński, Katarzyna Baranowska, Karolina Markiewicz, Agata Butkiewicz-Shafik, Tomasz Sudoł, Artur Kubasik, Bartek Wutke

Wydawca Wydawnictwo Wyspy S.C. ul. Markiewicza 24/5, 72-600 Świnoujście Reklama Kamil Pyclik +48 721 451 721 reklama@magazynwyspy.pl Druk Drukarnia KAdruk S.C.

Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do dokonywania skrótów w nadesłanych artykułach. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam.

4

MAGAZYN

ZDJĘCIE NA OKŁADCE Paweł Korab Kowalski

Redakcja Magazynu „Wyspy”


Marzec 6

FELIETON

Marek Kolenda. Wiosna, to na pewno Ty? 38 Agnieszka Merchelska. Rozkwitaj nam, wyspo! 8 16 20 22

24 26 32 34 40 46

NASZA OKŁADKA

Agnieszka Hekiert. Muzyka w ciele NIERUCHOMOŚCI

Apartamenty Świnoujście. Biznes oparty na zaufaniu UBEZPIECZENIA

Marzanna Nowak Ubezpieczenia. Święty spokój MOTORYZACJA

Toyota Kozłowski. Po prostu najlepsi Romet 6E. Małe wymiary, duże możliwości

58

8

MODA

Stylowa wiosna TRENDY

Powiedz: YES ZAWÓD

Jeden z sześciu LUDZIE

Beata Kastrau. Zwierzę jest uczciwe MIASTO

Młodzi rządzą 48 Masa rowerów 49 Moc mobilnej gastronomii 50 Ludzie, pomysły i chęci 54

2018

34

EDUKACJA

Walizka z przeszłością KULTURA

Rekomendacje Marcowe rozmaitości 61 Kwiecień w mieście

60

62 68 72 74 76 78

KULINARIA

Jedzmy grykę

40

MIEJSCA

Vege Bar Zielony Gaj. Kreatywna kuchnia DIETA

Piramida sukcesu TURYSTYKA

Bornholm. Przepis na udane wakacje NATURA

Wydra. Lodowy piechur STARE ŚWINOUJŚCIE

Firany i homeopatia

54 MAGAZYN

5


Wiosna, to na pewno Ty?

Wiosna zwodzi nas i wodzi za nos. Chowa się, kluczy wśród deszczowych chmur kluczem ptaków wracających z ciepłych krajów, wyściubia nos przebiśniegiem i znów znika, oddając pole zimie. A potem ukradkiem wraca z porannym słońcem lub mżawką. Jakby niezdecydowana i nieśmiała. Zasypiamy z nadzieją na cieplejsze dni, budzimy się w świecie pokrytym bielą. I chociaż wszystkie marzanny już dawno utopione, nadal nie mamy pewności, czy to aby na pewno już po zimie.

TEKST MAREK KOLENDA ILUSTRACJA TOMASZ SUDOŁ

T

egoroczna wiosna astronomiczna zaczęła się na dobre dwudziestego marca. Ta kalendarzowa przyszła dzień później. W naszych sercach zagościła już zapewne znacznie wcześniej, ale gdy piszę ten felieton za oknem nadal widzę pole bitwy, na którym wiosenne słońce toczy wojnę z zimowym śniegiem. W efekcie tego meteorologicznego miszmaszu czeka nas sporo deszczowych dni. I nie tylko deszczowych – według długoterminowej prognozy będzie to prawdziwie zimna wojna – mniej więcej w granicach zera stopni. W takich chwilach człowiek docenia mądrość naszych przodków, którą zawarli w zawsze adekwatnych i aktualnych przysłowiach. Bo przecież gołym okiem widać, że „w marcu jak w garncu”, a „kwiecień plecień, bo przeplata, trochę zimy, trochę lata”. I może właśnie dlatego wszyscy wypatrujemy na horyzoncie tego upragnionego lata. A jeśli nie lata, to przynajmniej jakiejś dzikiej gęsi, bo

6

MAGAZYN

nasi mądrzy dziadowie powiadali „gdy dzika gęś w marcu przybywa, ciepła wiosna bywa”. Szukajmy więc tych gęsi na pochmurnym niebie lub chociaż stada jaskółek, bo jak wiadomo „jedna jaskółka wiosny nie czyni”. Zaletą naszego wyspiarskiego mikroklimatu są wyższe średnie temperatury i raczej nie dopada nas mróz podobny temu na wschodzie i południu kraju. Oczywiście i zimny wiatr znad morza potrafi dać się we znaki, ale jednak na wyspach zawsze cieplej. I chociaż nie dla nas wędkowanie w przerębli, nie dla nas szalone kuligi i białe szaleństwo, to jednak mamy swoje powody do zadowolenia. Szukając plusów, które zniwelowałyby minusy „wiosennej” temperatury wystarczy bowiem rozejrzeć się po wyspach, by stwierdzić, że jeśli już znosić takie szarobure, mokro-zimne uroki wiosny, to tylko u nas. Bo powietrze po zimie rześkie i zdrowe, a i smogu nie uświadczysz,

i śnieg wciąż biały, a nie szary. Błocka też jakby mniej na ulicach w porównaniu do Szczecina czy Wrocławia. I nawet spacer w deszczu nie taki straszny, jeśli tylko spacerujemy brzegiem wiosennego morza. A potem parkiem, cichą i spokojną dzielnicą nadmorską, obok amfiteatru im. Marka Grechuty. Najlepiej nucąc sobie pod parasolem:

Dzisiaj rano niespodzianie zapukała do mych drzwi Wcześniej niż oczekiwałem przyszły te cieplejsze dni Zdjąłem z niej zmoknięte palto, posadziłem vis a vis Zapachniało, zajaśniało, wiosna, ach to ty Wiosna, wiosna, wiosna, ach to ty... A wtedy wszystko wygląda inaczej. I nawet ten zimny, morski wiatr potrafi być sprzymierzeńcem i cieszyć wyspiarzy. Bo jak wiosna to i zaraz sezon żeglarski, i sezon na kite’a. Gdzie tam na Suwalszczyźnie ktoś doceni takie solidne dmucha-


WYSPY SZCZĘŚLIWE

felieton

nie od północy. A u nas? Dziesiątki uśmiechniętych gęb na plaży i w marinach. Przecież taka wietrzna wiosna to dla nich jak marzenie. A jeśli już o marzeniach mowa, to warto zabrać nad morze nasze dzieci i popuszczać z nimi latawce. Ponoć wiosną latają najwyżej. A wszystkim tym, którym mimo wszystko wiosna się przykrzy przypominam, że lato już całkiem blisko. Zatem byle do czerwca.

MAGAZYN

7


nasza okładka

AGNIESZKA HEKIERT

Muzyka

w ciele

8

MAGAZYN


FOT. Paweł Korab Kowalski

Jest dowodem na to, że czasami można nie posłuchać nauczycielki i znakomicie na tym wyjść. Rozmawiamy z Agnieszką Hekiert, wybitną wokalistką jazzową, której twarz brzmi nam znajomo. ROZMAWIA MICHAŁ TACIAK

MAGAZYN

9


Nie ma czego. Chodzi o panią, która dawno, dawno temu powiedziała ci: „Dziecko, ty lepiej nie śpiewaj”. Tak, tak! Tak było (śmiech). A dokładniej: „Wiesz, wszyscy mogą śpiewać, ale ty to lepiej nie” (śmiech).

Co z tym twoim śpiewaniem było nie tak? Nie mam pojęcia. Byłam dzieckiem. Najprawdopodobniej nie pasowałam do pewnego schematu – dzieci śpiewających piosenki radzieckie. Pamiętam, że ja już wtedy miałam jakiś swój pomysł na śpiewanie, interesowały mnie zupełnie inne piosenki. Pociągały mnie inne rzeczy, co akurat tej pani musiało się nie spodobać. Ale nie obraziłam się wtedy na nią. Stwierdziłam, że skoro nie umiem śpiewać, zacznę grać w koszykówkę (śmiech).

Muzyka ostatecznie i tak wygrała.

FOT. Robert Bartaky

Nie da się od niej uciec. Mocno mnie przyciągała.

Nieczęsto można cię spotkać w Świnoujściu. To prawda. Płyta, koncerty, a do tego równolegle program Twoja Twarz Brzmi Znajomo… Odkąd to wszystko się zaczęło, po prostu nie mam czasu na domowe wakacje. Znacznie łatwiej jest mi zapraszać mamę do siebie. Sam program zajmuje mi 13-15 godzin dziennie.

Sypiasz? Odpoczywasz? Zdarza mi się (śmiech).

Jak wobec tego, przy rzadkich wizytach, odbierasz miasto? Grzesiek Kapla powiedział mi niedawno, że go nie poznaje. A ty? Rzeczywiście, miasto się bardzo zmienia. Z jednej strony jest tu pięknie, europejsko. W centrum jest oddech, nie przeszkadza tak ruch samochodowy,

10

MAGAZYN

bo jest objazd. Z drugiej jednak strony trochę mnie boli serce, gdy patrzę na nasze wydmy, wycięte drzewa. Nam jako dzieciom nie było wolno tam nawet wejść. Wydmy były „świętym terenem”, który ma nas strzec. Dziś, jak widać, wszystko wolno, a to małe dziecko wewnątrz mnie…

Buntuje się? Nawet nie buntuje, ale po prostu tego nie rozumie. Jednocześnie doceniam fakt, że Świnoujście się tak mocno rozwija. Dla naszej turystyki jest to cudowne. Jestem więc mocno rozdarta (śmiech).

To tutaj rozpoczęła się twoja muzyczna historia. Poszperałem trochę i znalazłem wypowiedź, która mnie mocno rozbawiła. Aż się boję…

Na nasze szczęście. Miło, że tak mówisz.

Wracając na moment do tej pani – miała okazję zrewidować swój pogląd, przyznać się do pomyłki? Z tego co pamiętam, ta pani była na zastępstwie i może nawet swojej wypowiedzi już nie pamięta. Ja od szóstego roku życia miałam świetnego nauczyciela, który uczył mnie grać na fortepianie i – co najważniejsze – pozwalał mi być sobą. To nieżyjący już pan Rosik. Dzisiaj bardzo cenię fakt, że nie ograniczał nas, ale pozwalał nam się rozwijać, uwzględniając to, co nam w duszy gra.

Już wtedy grał ci w duszy jazz? Nie. Byłam na jazz za mała. Wtedy koncentrowałam się absolutnie na muzyce klasycznej, ona mnie w tamtym czasie bardzo poruszała i pamiętam, że wciąż chodziłam po Świnoujściu z walkmanem i słuchałam klasyki, totalnie wyłączona ze świata, wzruszona, zamyślona. Przy okazji dziękuję wszystkim kierow-


AGNIESZKA HEKIERT

com za to, że mnie nie przejechali, a okazji mieli niemało (śmiech). W każdym razie to było moje pierwsze ważne doświadczenie z muzyką.

two było się tam dostać – zdawało 60 osób, a dostały się dwie.

Miałaś również muzyczny dom.

Tak, to prawda! Przyjechałam do Katowic o kilka godzin za późno, gdyż miałam jeszcze po drodze egzaminy do szkoły aktorskiej. Na dodatek zapomniałam nut. Weszłam na egzamin spóźniona, miałam zaśpiewać utwór Elli Fitzgerald Too Darn Hot, a akompaniator znał ten standard

Tak. Mama grała na fortepianie, a ojciec grał właściwie na wszystkim – na puzonie, akordeonie, pianinie… Bliskie mu były klimaty dixielandowe, więc stąd wziął się ten jazz. W czasach licealnych była też poezja śpiewana i duet z moją koleżanką Anią Zimowską, nie był to jednak do końca mój gatunek. Niemniej, jeździłyśmy na różne festiwale i przeglądy.… Tu ukłon w stronę pana Ryszarda Kowalskiego, który bardzo mnie wspierał i udostępniał salę kinową w Klubie Garnizonowym, gdzie mogłam codziennie godzinami ćwiczyć, a wiedziałam już, że chcę zdawać do uczelni muzycznej.

Była to Akademia Muzyczna w Katowicach.

Jeśli kochasz to, co robisz, nie ma znaczenia, czy występujesz na wielkiej scenie czy w malutkim klubie

w swojej ulubionej tonacji. Nie mojej (śmiech). Zagrał mi dużo wyżej, a ja w tej adrenalinie niewiele myślałam, tylko po prostu zaśpiewałam, bardzo wysoko. Nie czułam granic, bo nie byłam świadoma tej zmiany tonacji. Stres i adrenalina bardzo mi wtedy pomogły.

Musiało zrobić wrażenie, skoro się dostałaś. Musiało (śmiech).

Pewnie pomyśleli, że ta Hekiert ze Świnoujścia to wszystko zaśpiewa. Być może. W każdym razie udało się, przyjęto mnie. I muszę przyznać, że na początku było mi ciężko. To jednak uczelnia jazzowa, zupełnie inne myślenie o śpiewaniu, miałam wiele do nadrobienia. Zresztą na początku trochę ten jazz sabotowałam. Bardzo cenię tekst, a w standardach ma on czasem mniejsze znaczenie. Nie chciałam też ograniczać się do jednego gatunku, ciągnęło mnie w różne strony, co nie do końca było mile widziane na uczelni. To się zmieniło,

FOT. Robert Bartaky

Zgadza się, Wydział Jazzu i Muzyki Rozrywkowej. Przyznam, że nieła-

Wyczytałem gdzieś o nietrafionej tonacji podczas egzaminu…

nasza okładka

MAGAZYN

11


gdy razem z zespołem Take 5 zdobyliśmy główną nagrodę na Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie. Wówczas zaakceptowano ten mój sabotaż i nawet egzaminu semestralnego nie musiałam zdawać, za – jak to nazwano – „wybitne zasługi dla uczelni” (śmiech). W międzyczasie kompletnie pochłonął mnie jazz.

I trwa to do dziś. To prawda. Jazz to moja wielka, wielka miłość. Tak już mam, że albo na zabój, albo wcale. Choć kto wie, może to się jeszcze kiedyś zmieni…

Wiem, wiem, masz rację. Był singiel z Take 5 Życie to walka wilka. Miała ukazać się płyta, ale z różnych względów nie została wydana, jest jedynie w archiwach domowych. Później, w 2004 roku, nagraliśmy z Krzysiem Herdzinem i jego trio płytę Night And Day Swing. Obecnie jest Stories. Teraz zabieramy się za nowy materiał. Muzyka właściwie już jest, muszę napisać teksty, ale wciąż brakuje czasu na to, żeby spokojnie się tym zająć. Mam nadzieję, że jesienią zaczniemy nagrywać, a potem to już pójdzie… Życzę sobie tego straszliwie (śmiech).

My sobie i tobie też, czekamy więc na następczynię Stories, fantastycznej zresztą. Dziękuję bardzo. To dla mnie bardzo ważna płyta. Wszystkie tytułowe historie wydarzyły się naprawdę, są wzięte z życia. Zaczęło się niestety od ogromnie smutnej historii – w wypadku samochodowym zginął nasz przyjaciel. Napisałam piosenkę dla jego żony, a mojej przyjaciółki. Ballad For M. to zalążek całego albumu, pierwsza opowieść. Płytę nagrałam z cudownymi muzykami – Robertem Kubiszynem, Czarkiem Konradem, bułgarskim pianistą Konstantinem Kostovem, Kubą

12

MAGAZYN

FOT. Marcin Wawruk

Jako entuzjasta jazzu odradzam. A propos entuzjastów jazzu, nie rozpieszczasz nas płytami, nie nagrywasz zbyt często. Chcemy więcej!

Inni podchodzili do pracy dość frywolnie, a my mocno przeżywaliśmy fakt, że śpiewamy z McFerrinem, stąd nasza determinacja

Skoro już przy muzykach jesteśmy. Nie mogę nie spytać o Bobby’ego McFerrina, wokalnego mistrza świata. Zachwycił się tobą i zaprosił do współpracy. Oj tak, Bobby… Niesamowita postać, uwielbiam go. Ta współpraca wzięła się stąd, że olsztyński zespół ProForma zaprosił mnie do muzycznego przedsięwzięcia, w którym jako gwiazda udział brał także Bobby. Przygotowywaliśmy jego projekt Vocabularies.

Genialna płyta. Badachem, Atom String Quartetem i Krzysiem Herdzinem na flecie. Z Konstantinem cały czas tworzymy nowy materiał na kolejne opowieści.

Zdecydowanie tak. Wyobraź sobie, że powstawała siedem lat, z ogromnym nakładem pracy, energii, talentów, głosów. Cudo.


AGNIESZKA HEKIERT

Przed naszym spotkaniem zajrzałem do książeczki z tej płyty w poszukiwaniu twojego nazwiska. Nie ma go tam tylko dlatego, że wówczas jeszcze się nie znaliście. Poznaliśmy się już po wydaniu Vocabularies. Jak wspominałam, ProForma potrzebowała wsparcia głosu bardziej jazzowego, stąd moja obecność w tym projekcie. Później był Chamber Choir of Europe, w którym wbrew nazwie spotkały się głosy z całego świata. Koncertowaliśmy wspólnie jakieś trzy, cztery lata. Cudowne muzyczne i międzyludzkie przeżycia, nie do opisania…

Staram się.

Powiedział o tobie, że nie potrzebujesz metronomu, bo muzykę masz w ciele. Taki komplement z ust mistrza…

Między siódmym a dziesiątym kryzys?

Nie, ostatnio nie. Bobby miał problemy zdrowotne, więc nie koncertował, ale już wraca. Niech wraca. Tęsknimy za nim.

Dokładnie. Wszyscy są już tak zmęczeni, pojawiają się momentami jakieś napięcia, bo tego się nie da uniknąć. Ale wreszcie jest finał i znów wszyscy się znakomicie bawimy. Uwielbiam pracę przy tej produkcji i zawsze staram się przemycić to, czego sama się nauczyłam – radość z muzykowania.

Czyli niewykluczone, że jeszcze się spotkacie – na scenie albo w studiu. Byłoby wspaniale.

Bobby McFerrin wiele cię nauczył, a teraz uczysz ty. Mam na myśli program Twoja Twarz Brzmi Znajomo. Tak jak nie lubię tego rodzaju programów, tak ten oglądam z przyjemnością. W innych programach chodzi głównie o wypromowanie jurora, u was jest radość i zabawa. Zgadza się. Nie ma spięcia, jurorzy nie wciskają uczestników w glebę,

Uwielbiam pracę przy tej produkcji i zawsze staram się przemycić to, czego sama się nauczyłam – radość z muzykowania

FOT. Mariola Matukiewicz

Tak było. Ty za to jesteś dobrze przygotowany (śmiech).

a sami uczestnicy mają wielką frajdę, przebierają się, śpiewają. Dużą wartością tego show jest też kontekst charytatywny. I rzeczywiście, jest wesoło, choć to też ciężka i wielogodzinna praca. Z doświadczenia już wiem, że do siódmego odcinka i przy ostatnim – to czysta zabawa.

Wciąż wspólnie koncertujecie?

Przed każdą turą koncertów mieliśmy tygodniowe warsztaty, bo to bardzo wymagający materiał. Śpiewało się po osiem godzin dziennie, a wszyscy i tak chcieli więcej i więcej. My Polacy zawsze byliśmy najlepiej przygotowani, co pewnie wynika z naszych kompleksów… Inni podchodzili do pracy dość frywolnie, a my mocno przeżywaliśmy fakt, że śpiewamy z McFerrinem, stąd nasza determinacja. Pamiętam, że przygotowywałam się do tego mnóstwo czasu, a i tak wciąż się czułam nieprzygotowana (śmiech).

Powiedziałaś gdzieś, że to spotkanie spowodowało, że… przestałaś się aż tak mocno przygotowywać. Otworzyłaś się na nieznane.

nie byłam w stanie podejść do niego. Patrzyłam w dół i sprawdzałam, czy mam buty czyste (śmiech). Już na drugim koncercie (na Festiwalu Jazz nad Dunajem w Niemczech) się ośmieliłam i razem improwizowaliśmy. To było piękne. A uścisk po występie, niezapomniany…

To prawda. Coś niesamowitego.

Może jednak spróbuj.

nasza okładka

Świetnie. W każdym razie Bobby sprawia, że dajesz z siebie wszystko, co najlepsze. Nawet to, o istnieniu czego nie miałeś pojęcia. Pozwala odkrywać w sobie zupełnie nieznane pokłady. Bobby miał podczas koncertów zwyczaj „wywoływania do odpowiedzi”, do improwizowania, tak znienacka. Nigdy nie było wiadomo, kogo wywoła. Pamiętam, że na pierwszym koncercie machając mikrofonem, odwrócił się w moją stronę. Byłam sparaliżowana, zbyt dużo emocji,

MAGAZYN

13


nasza okładka

AGNIESZKA HEKIERT

Nie zazdrościsz czasem uczestnikom? Że są na scenie, a ja pod sceną?

Dokładnie. Że oni śpiewają, przebierają się, a ty nie. Na początku pytano mnie, czy nie chciałabym wystąpić w programie jako uczestniczka. Odmówiłam.

Dlaczego? Mi w duszy gra jazz, tylko jazz. Nie chciałam go zdradzać z innymi gatunkami (śmiech), a tutaj musiałabym to robić. Radość sprawia mi właśnie bycie pod tą sceną i pomaganie występującym. Poza tym, nie zazdroszczę im, bo widzę, jak wystraszeni i zestresowani są przed pierwszym odcinkiem (śmiech).

Chcesz być, i jesteś, wierna jazzowi. Raczej niełatwo się żyje muzykowi jazzowemu w Polsce. To jednak wciąż nisza. Szczególnie trudno chyba wokalistom, instrumentalista sobie zawsze jakoś poradzi. Rzeczywiście. Muzyk ma więcej możliwości – sesyjny gra z wieloma zespołami. Wokalista, żeby funkcjonować, koncertować, powinien być nieco bardziej „znańszy”, jak ja to nazywam. Nazwisko może wiele ułatwić. Myślę jednak, że jeśli ktoś naprawdę chce, to znajdzie sobie własne miejsce. Jeśli kochasz to, co robisz, nie ma znaczenia, czy występujesz na wielkiej scenie czy w malutkim klubie.

FOT. Paweł Korab Kowalski

Grażyna Auguścik w USA jest hołubiona, a w Polsce znana nielicznym. Urszula Dudziak ostatnio mniej jest wokalistką, a bardziej coachem od dobrego życia. Annie Marii Jopek w rozpoznawalności pomogły z pewnością romanse z muzyką popularną. O Marku Bałacie pewnie mało kto słyszał. Dobrze, że masz ten program, jesteś „znańsza”.

14

MAGAZYN

Pewnie tak, ale jak ktoś mi kiedyś powiedział: „Jeżeli kochasz ten zawód, to kochasz i jego blaski i cienie”. Podpisuję się pod tym.

Piękna puenta. Dziękuję za rozmowę. Dziękuję.



BIZNES oparty na zaufaniu Ponad czterdzieści lokalizacji, ponad dwieście apartamentów, blisko dziesięć tysięcy metrów kwadratowych – oto Apartamenty Świnoujście w liczbach. Więcej powie nam Maciej Maciejewski.

ROZMAWIA MICHAŁ TACIAK ZDJĘCIA KAROLINA GAJCY

Jak opisałbyś dzisiejszy rynek nieruchomości w Świnoujściu? Każdy, kto ma wystarczającą ilość pieniędzy lub zdolność kredytową, kupuje nieruchomości (śmiech). Dziś to najprostsza i najlepsza inwestycja. W rezultacie mamy kwitnący, rosnący w szalonym tempie rynek nieruchomości. Miasto stwarza ku temu sprzyjające warunki, choćby w postaci planu zagospodarowania przestrzennego, który zresztą moim zdaniem jest nieco przesadzony.

16

MAGAZYN

Dlaczego? Myślę, że w mieście takim jak Świnoujście powinniśmy zadbać o to, żeby było cicho, kameralnie, zielono i ekskluzywnie, a nie iść w „masówkę”, powielać to, co zrobiło na przykład Zakopane czy hiszpańskie wybrzeże Costa del Sol.

Na tym kwitnącym dziś rynku wy – Apartamenty Świnoujście – byliście pierwsi. Tak, było to dawno temu, gdzieś w okolicy roku 2000. Moi rodzice wybrali się tutaj – moja rodzina nie pochodzi ze Świnoujścia – na weekend. Spacerując po dzielnicy

nadmorskiej, zobaczyli ogłoszenie Urzędu Miasta o domu wczasowym na sprzedaż. A że mieli już pewne doświadczenie w branży budowlano-remontowej, postanowili go kupić. Obiekt był w koszmarnym stanie.

Doświadczenie rodziców przydało się. Zdecydowanie tak. Tym bardziej że trzeba było zrobić w zasadzie generalny remont. Budynek został odrestaurowany i powstały w nim mieszkania – apartamenty, jak je później nazwaliśmy. Kupcy przeważnie pochodzili spoza miasta i bywali w tych apartamentach rzadko, więc


APARTAMENTY ŚWINOUJŚCIE

nieruchomosci

postanowiliśmy zająć się ich wynajmowaniem, pomóc właścicielom zarabiać na nich.

Od tego się zaczęło, mowa o apartamentach przy ulicy Sienkiewicza 17. Po nich były kolejne. To prawda. Rodzice kupowali kolejne nieruchomości, a ja – za namową mamy – zająłem się wynajmem. Do dziś nic się nie zmieniło. W tej chwili zarządzamy ponad 200 apartamentami w ponad 40 różnych lokalizacjach, głównie w dzielnicy nadmorskiej a co najważniejsze właściciele, którzy zaczęli z nami współpracę ponad 15 lat temu, dalej z nami współpracują.

Dzielnica nadmorska z pewnością jest najbardziej atrakcyjna, ale gdzie jeszcze można spotkać Apartamenty Świnoujście? W międzyczasie otworzyliśmy drugie biuro na Osiedlu Platan, które skupia się – nazwijmy to – na obsłudze nieruchomości miejskich. Nie są rzeczywiście tak atrakcyjne jak te blisko morza, jednak ze względu na to, że są tańsze, również znajdują chętnych.

Taka skala przedsięwzięcia to ogromne wyzwanie logistyczne. Zgadza się, to logistyczny koszmar (śmiech). Każdy apartament jest inny, ponieważ ma innego właściciela – jest inaczej wyposażony, co powoduje, że do każdego z nich trzeba podejść indywidualnie. Nie tak jak w przypadku standardowego hotelu. Ogarnięcie tego wszystkiego nie jest łatwe. Na szczęście przez te lata udało się stworzyć tak prężnie działającą organizację, że zadania są podzielone i każdy z nas wie, co do niego należy. Dzięki temu potrafimy stanąć na wysokości zadania, co jest bardzo ważne, ponieważ ten biznes w ogromnej mierze opiera się na zaufaniu. Właściciel apartamentu najczęściej jest gdzieś daleko, nie ma nad nim kontroli. Musi nam więc zaufać, a my nie możemy go zawieść.

No tak. Człowiek oddaje swój majątek w ręce obcych ludzi. Dlatego musi mieć stuprocentową pewność, że tym majątkiem należycie się opiekujemy – nie tylko tym, żeby się dobrze wynajmował i generował pieniądze, ale też żeby był czysty, zadbany, żeby wszystko w nim działało, jak trzeba i tak dalej.

To wielka odpowiedzialność, tym bardziej że właściwie nigdy nie wiesz, kto apartament wynajmuje. To prawda. Nie wiesz też, co się w nim dzieje w trakcie wynajmu. Czasami po wyjeździe gości wycho-

dzą na wierzch różne rzeczy, gdyż nie zawsze da się wszystko zauważyć w dniu wyjazdu. To spore wyzwanie, ale udaje się nam mu sprostać. Oczywiście najtrudniejsze są kwestie techniczne – usterki, sprzątanie i tak dalej. Cała reszta – rezerwacje, wynajem – to przy tym bułka z masłem (śmiech).

Macie fantastyczne, wielkie i przestronne biuro. Ilu was tutaj pracuje? W biurze około dziesięciu osób. Plus pracownicy techniczni i ekipa sprzątająca. Stanowimy fantastyczny, w zasadzie najlepszy w historii

MAGAZYN

17


firmy zespół, który pracuje w bardzo dobrej atmosferze i komfortowych warunkach. Widzimy tu potencjał do obsługi 500 apartamentów, choć niekoniecznie do tej liczby zmierzamy. Na pewno jednak zwiększymy naszą ofertę, gdyż w obecnej sytuacji na świnoujskim rynku nie można stać w miejscu, trzeba się rozwijać, uciekać do przodu. Inaczej nas nie ma…

W sezonie chyba nie wychodzicie z pracy. Paradoksalnie sezon jest dla nas najlżejszy. Goście przyjeżdżają na dłużej – tydzień lub dwa. Znacznie więcej pracy mamy poza sezonem, gdy ludzie wynajmują apartamenty na krócej, na przykład na przedłużone weekendy. Bywa, że jednego dnia przyjeżdżają do wszystkich apartamentów i jednego dnia wyjeżdżają. W sezonie to się rozkłada, przyjazdy i wyjazdy zdarzają się rzadziej.

Ludzie stają się zamożniejsi, na więcej ich stać. Częściej wyjeżdżają, ale i wymagania rosną. O tak. Na ten temat można by książkę napisać. To fakt, wymagania ro-

18

MAGAZYN

sną, ale idzie to w kierunku troszkę absurdalnym…

Co to znaczy? Na przykład to, że ludzie idą przez całe miasto, żeby zrobić nam awanturę, ponieważ nie mogą zjeść śniadania.

A nie mogą zjeść śniadania, bo? Bo nie mają podstawek do jajek.

Żartujesz. Niestety nie (śmiech). Takie historie się zdarzają i w tym kierunku to zmierza. Oczywiście podstawki do jajek powinny w apartamencie być, bo wszyscy je w domach mamy, jednak nie dajmy się zwariować. Brak śniadania i awantura z tego powodu… Przesada.

Plany na przyszłość? Tak, jak powiedziałem wcześniej, rozwój, tak zwana ucieczka do przodu. Choć patrząc na to, co się dzieje wokół, ile nowych obiektów się buduje, mam trochę wątpliwości co do przyszłości. Zawsze mieliśmy i mamy duże obłożenie, więc mam nadzieję, że uda nam się ten poziom utrzymać. Znamy się na rzeczy i wiemy, jak to robić, więc powinno być dobrze (śmiech).

Tego życzymy. Dziękuję.

APARTAMENTY ŚWINOUJŚCIE

Lutycka 2A/4, Świnoujście +48 91 322 47 49 www.apartamenty.swinoujscie.pl



Święty spokój Dlaczego warto się ubezpieczyć? O jakie obszary życia dbamy najchętniej? Rozmawiamy z Marzanną Nowak, agentką ubezpieczeniową z multiagencji Unilink. ROZMAWIA MICHAŁ TACIAK ZDJĘCIE KAROLINA GAJCY

Stare przysłowie mówi, że mądry Polak po szkodzie. Jednocześnie wciąż podkreślamy, jak ważne jest dla nas bezpieczeństwo. Przynajmniej na poziomie deklaracji. Jak to więc jest? Myślę, że przede wszystkim każdy różnie to bezpieczeństwo pojmuje. Zabezpieczenie finansowe, bezpieczny dom, sprawny samochód, dobre zdrowie. Są jednak zdarzenia, których przewidzieć nie sposób. Choroby, nieszczęśliwe wypadki, śmierć…

Rzeczywiście nie na wszystko jesteśmy w stanie się przygotować, jednak są takie obszary, gdzie nie jesteśmy bezradni. Możemy się zabezpieczyć. Ubezpieczenie nie daje nam gwarancji ochrony przed zdarzeniami, ale

20

MAGAZYN

pomaga je przezwyciężyć, przetrwać trudny czas – zapewniając środki na pokonanie przeciwności. Czasami narażamy się – świadomie, czy też nie – na duże finansowe konsekwencje. Na przykład nie wszyscy zdają sobie sprawę z faktu, że gdy mają zarejestrowany pojazd w Wydziale Komunikacji, to powinni go ubezpieczyć. W momencie nabycia „czterech kółek” ten obowiązek automatycznie przechodzi na nich. Zawsze trzeba sprawdzić, kupując auto, motocykl czy przyczepę, czy jest ubezpieczone. Jeśli nie, należy to szybko zrobić. Sama rejestracja to za mało. Nieświadomość nie zwalnia z odpowiedzialności, a Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny ma prawo sprawdzić,

czy obowiązek ubezpieczeniowy został spełniony. Jego brak jest finansowo bolesny. Taki dodatkowy wydatek „za karę” jest zupełnie zbyteczny.

Ubezpieczenie samochodu wydaje się dość oczywiste. Jest obowiązek, trzeba płacić. Jak to wygląda w innych obszarach życia? Moi klienci są światowi, bywają wszędzie, więc dobrym przykładem mogą być podróże zagraniczne – a wyjeżdżamy coraz częściej, zarówno na urlopy, jak i do pracy. Czasem przypadek sprawia, że nagle potrzebna jest pomoc lekarza, zabieg chirurgiczny, ściągnięcie ze stoku czy komora dekompresyjna. To wszystko generuje ogromne koszty. Po co narażać się na utratę mieszkania, żeby


Marzanna NowaK

zapłacić rachunek za pomoc medyczną za granicą. To ważne, ponieważ te koszty są dużo wyższe niż u nas w kraju. Skoro o wyjazdach mowa, warto przed urlopem zabezpieczyć miejsce zamieszkania. Wspaniała ochrona to dobry sąsiad, ale on również przecież może wyjechać. Za niewielkie pieniądze można wykupić sobie „święty spokój”.

Pojęcie-klucz, święty spokój. Zgadza się. Dlatego właśnie polecam ubezpieczenie podróżne, żeby się wyluzować. Klienta upoważnia do tego sytuacja w jakiej jest – urlop, wypoczynek. Nie musi się martwić. I wtedy najczęściej wraca wypoczęty i bardzo zadowolony z wyjazdu.

Częściej niż na urlopie jednak jesteśmy „na miejscu”. Jak zapewnić sobie ten święty spokój na co dzień? Polacy są bardzo kreatywni, wielu z nas prowadzi działalność gospodarczą. Zabezpieczajmy majątek firmowy, tak jak swój prywatny – na wypadek rozmaitych zdarzeń.

Pożar pochłania wszystko, zalanie niszczy, a złodziej bierze, co chce. Pamiętajmy także, że wykupując ubezpieczenia na życie, posagowe dla naszych pociech, na wypadek ciężkiej choroby czy śmierci, odkładamy środki finansowe, nie wiedząc, kiedy mogą być potrzebne. Bywa, że po krótkim okresie opłacania składek następuje zdarzenie, na wypadek którego się ubezpieczyliśmy i choć wpłacone przez ubezpieczonego kwoty stanowią niewielki procent sumy ubezpieczenia, to cała kwota zawarta w polisie jest wypłacana, gdyż takie zdarzenie nastąpiło.

Ubezpieczone samochody, mieszkania, podróże, zdrowie, życie… Co jeszcze cieszy się dziś popularnością? Popularne są polisy pod cesje, czyli na pokrycie kredytu, z wysoką sumą ubezpieczenia oraz wspomniane już posagowe dla dziecka. Ta ostatnia znakomicie się sprawdza i jest niesamowitym prezentem z okazji osiem-

nastki lub też dużym „zastrzykiem finansowym”, gdy nasze dziecko chce iść na studia. Odkładamy – mamy. To naturalne, że boimy się o przyszłość naszych dzieci, a ciężko jest odłożyć do przysłowiowej skarpety… W ofercie mam również polisy zapewniające szybki dostęp do lekarzy. I choć wszyscy narzekają na długie, kilkuletnie nawet kolejki do specjalistów, to polisy te nie są jeszcze popularne.

Ważną rzeczą w zawodzie agenta ubezpieczeniowego jest zaufanie. Klient musi pani ufać, gdyż powierza wiedzę o sobie, o swoich potrzebach, wydarzeniach z życia. To prawda, jest ono wręcz najważniejsze. Klient musi wiedzieć, że może mi zaufać, do mnie przyjść, na mnie liczyć, że jestem gotowa mu pomóc, doradzić. Sytuacje są różne, zdarzają się nawet telefony późno w nocy, oczywiście w sprawach służbowych.

Często? Na szczęście nieczęsto, czasami. To trudne, gdyż o tej porze to najpierw muszę się przebudzić, dopiero po chwili zaczynam myśleć (śmiech). I działać, jeśli to pilna sytuacja.

Trzyma pani pieczę nad ubezpieczeniami swoich klientów. Przypomina im pani istotne rzeczy, na przykład, że zbliża się termin opłacenia składki? Oczywiście, to moje zadanie. Dbam o to, jestem z moimi klientami w kontakcie. Nie chcą zaprzątać sobie głowy kolejnym terminem w swoim kalendarzu. Przychodzą do mnie i wiedzą, że ja tego dopilnuję. Powierzają mi swoje dane, bo wiedzą, że nikomu ich nie sprzedam.

Z tymi danymi dzisiaj bywa różnie. Trudno nad tym zapanować. Wystarczy, że robimy zakupy przez internet, wpisujemy swój adres e-mail, numer telefonu, bo inaczej nie zrealizuje się zamówienia, a od razu zainteresuje się nami cała grupa partnerów danego sklepu. Bywało,

ubezpieczenia

że klient miał pretensje do agenta, że to od niego wyszły jakieś informacje. A to nie tak. Nie jest w moim interesie utracić zaufanie klientów.

Jakie cechy powinien posiadać dobry agent ubezpieczeniowy? Przede wszystkim, powinien lubić ludzi (śmiech). Podstawą mojej pracy jest kontakt z drugim człowiekiem, rozmowa, zadawanie pytań i umiejętność słuchania. Oczywiście odbyłam wiele szkoleń. Niełatwo jest zdobyć się na odwagę i zadać osobiste pytanie. Nie każdy rodzi się z takimi umiejętnościami.

Tym bardziej że często są to niełatwe rozmowy, podejrzewam. Czasem klient chce ubezpieczyć się od nieszczęśliwego wypadku, a w trakcie rozmowy okazuje się, że potrzeba jest inna, chodzi o ubezpieczenie dzięki któremu nie będzie musiał płacić sąsiadowi za zalanie go. Nie wymagam od klienta, żeby znał się na wszystkim. Jestem tutaj po to, żeby mu to wytłumaczyć. Zawsze proszę jednak, żeby opowiedział, czego się obawia, przed czym chce się zabezpieczyć. Kontakt słowny jest bardzo ważny. Wiem to, gdyż pracuję jako agent ubezpieczeniowy już dwanaście lat.

Zaczęliśmy od przysłowiowego Polaka, co to mądry jest dopiero po szkodzie, więc na koniec do niego wróćmy. Coś drgnęło? Świadomość Polaków rośnie. Mnożymy swoje posiadanie, więc zabezpieczajmy siebie i majątek przed niechcianymi zdarzeniami. Mamy rodziny, więc dbajmy o komfort własny i najbliższych. Zaufajmy specjalistom.

Zdecydowanie tak. Dziękuję za rozmowę. Dziękuję za mile spędzony czas.

Marzanna Nowak Ubezpieczenia Konstytucji 3 Maja 59, Świnoujście Telefon +48 506 133 777

MAGAZYN

21


22

MAGAZYN


SUKCES TOYOTA KOZŁOWSKI

motoryzacja

Po prostu najlepsi Pomorze Zachodnie jest bez wątpienia liderem branży motoryzacyjnej. To właśnie w naszym regionie znajduje się najlepszy salon sprzedający samochody marki Toyota! Szczecińska firma Toyota Kozłowski otrzymała prestiżowy tytuł Lidera Roku. Oznacza to, że w roku 2017 uzyskała największy udział sprzedaży nowych samochodów na naszym rynku, co plasuje ją na pierwszym miejscu w regionie.

Jakość i niezawodność Toyota to marka, której nie trzeba nikomu przedstawiać. Ceniona za wysoką jakość i niezawodność zajmuje wysokie pozycje w rankingach branży motoryzacyjnej. To właśnie te samochody z salonów Toyota Kozłowski były najczęściej wybieranymi spośród „innych” marek, a dzięki wyborom dokonywanym przez klientów firma została doceniona i wyróżniona. Złożyło się na to wiele czynników: doświadczenie, profesjonalizm, niezawodność oraz technologia hybrydowa stosowana w samochodach Toyoty.

Symbol – Dziękujemy za obdarzenie nas zaufaniem – mówią właściciele firmy Toyota Kozłowski. – Mamy wielką nadzieję, że nasze dotychczasowe osiągnięcia zaowocują dalszą udaną współpracą i będą stanowić bodziec do kolejnych przedsięwzięć – dodają. Toyota Kozłowski to prawdziwy symbol rynku motoryzacyjnego w Szczecinie i na Pomorzu Zachodnim. Na swój sukces ciężko pracuje od ponad czterech dekad. Firma Jana Kozłowskiego powstała w 1974 roku. Na początku działalności zajmowała się warsztatowymi usługami motoryzacyjnymi, z biegiem lat rozszerzając swoją działalność także o import i sprzedaż samochodów.

Obecnie salony Firmy Toyota Kozłowski są jednymi z najbardziej nowoczesnych pod względem wewnętrznej organizacji, wyposażenia oraz funkcjonalności i zaliczają się do ścisłej czołówki w skali kraju, otrzymując liczne nagrody i wyróżnienia. Najnowszym, ale z pewnością nie ostatnim jest statuetka Lider Roku 2017.

Aktywni w regionie Nie sposób też nie wspomnieć o „pozabranżowej” aktywności firmy. Wspiera lokalne oraz regionalne przedsięwzięcia zarówno charytatywne, jak i biznesowe. Organizuje własne imprezy w salonach dla róż-

nych grup zawodowych. Właśnie takie inicjatywy, wydarzenia z pozoru niewielkie, zbudowały sukces firmy. Dowodem tego, jak jest postrzegana, niech będzie umowa o współpracy Toyota Kozłowski z organizatorami Miss Polski Ziemi Zachodniopomorskiej. Firma została partnerem tego wydarzenia oraz, uwaga!, ufundowała koronę dla najpiękniejszej kobiety z naszego województwa!

Toyota Kozłowski

Autoryzowany Salon i Serwis Struga 17, Szczecin Mieszka I 25b, Szczecin 3 Maja 27b, Nowogard

www.toyotaszczecin.pl

MAGAZYN

23


Małe wymiary,

duże możliwości Gdziekolwiek nie spojrzymy, ekologia. To już nie moda. To nowa technologia, nowa era. Moda przemija, a technologia może się jedynie rozwijać, jak robi to do tej pory. Koszty produkcji zmalały do tego stopnia, że ekologię można produkować masowo. I właśnie pojawia się on. Pojazd elektryczny ROMET 6E. Nie samochód, nie quad, nie skuter. Ale wielozadaniowy pojazd. Tak, nazywam go pojazdem wielozadaniowym, gdyż funkcji jego użytkowania jest mnóstwo! Zapraszam do poznania modelu 6E.

Do miasta Romet 6E to miejski, elektryczny pojazd, który jest alternatywą dla

skuterów i motocykli. Ten czterokołowiec daje możliwość zupełnie swobodnego i komfortowego transportu. To dwuosobowy minipojazd do poruszania się po drogach miast. Dzięki nowoczesnemu napędowi elektrycznemu jest bardzo ekonomiczny w użytkowaniu. A także łatwy do parkowania, idealny na niepogodę, z miejscem na zakupy lub

mniejsze towary. Łatwo dotrzeć do celu i cieszyć się swobodą poruszania, uwzględniając własny styl życia. Wystarczy prawo jazdy kategorii AM i minimum 14 lat, by cieszyć się jazdą i dać się mu… porwać.

Dla biznesu Wybierając do obsługi Twojego biznesu elektryczny pojazd ROMET 6E, otrzymujesz w pełni przyjazny dla środowiska naturalnego środek transportu, a dodatkowo zyskujesz pakiet korzyści dostępny

24

MAGAZYN


ROMET 6E

jedynie dla tego typu pojazdów. Całkowity brak emisji spalin, powiązany bezpośrednio z brakiem zużycia benzyny, daje poczucie dbałości o środowisko naturalne oraz ogranicza wpływ transportu na jakość powietrza w bliskim sąsiedztwie.

Bez stresu Model ROMET 6E stworzono dla osób poszukujących zręcznego środka transportu. Kompaktowe wymiary oraz mały promień skrętu pozwalają na sprawne poruszanie się po zatłoczonych centrach miast. Wybierając ROMET 6E, w ekspresowym tempie załatwisz wszystkie sprawy w mieście, a przy tym unik-

motoryzacja

niesz stresu i z pewnością dojedziesz do pracy na czas.

Ergonomicznie ROMET 6E wyróżnia się użyteczną przestrzenią bagażową oraz zewnętrznym schowkiem zamykanym na kluczyk. Miejsce to możesz wykorzystać do transportowania wszystkiego, czego potrzebujesz w codziennym i zawodowym życiu. Niskopodłogowa konstrukcja pozwala w sposób komfortowy zająć miejsce za kierownicą również seniorom oraz osobom z problemami ruchowymi.

100% elektryczny ROMET 6E został wyposażony w dynamiczny 100% elektryczny silnik,

który sprawia że pojazd jest nie tylko przyjemny w prowadzeniu, ale również cichy i przyjazny dla środowiska naturalnego. Posiada również system baterii żelowych, które z łatwością naładujesz z tradycyjnego gniazdka w swoim garażu. Tak łatwo, zwinnie, a jednocześnie ekonomicznie i ekologicznie dotąd nie było. Nie wiem więc, jak dla Was, ale dla mnie wybór zaczyna się od modelu ROMET 6E.

Centrumcars24 Kamil Pyclik Dealer Romet Telefon +48 721 451 721

kamil@centrumcars24.pl

MAGAZYN

25


moda

COCCODRILLO DLA NAJMŁODSZYCH

KOLEKCJA

Wybrzeże Władysława IV 33 ŚWINOUJŚCIE

26

MAGAZYN


Stylowa

wiosna Wiosna to czas, kiedy możemy wreszcie cieszyć się pierwszymi promieniami słońca, choć ciągle jeszcze musimy pamiętać o ochronie przed wiatrem czy deszczem. I to daje mamom fantastyczne okazje do zabawy dziecięcymi stylizacjami. W co ubrać dziecko wiosną, tak żeby było mu wygodnie, nie za ciepło i nie za zimno? A do tego, żeby podobało się Wam obojgu? Poznaj kilka wiosennych inspiracji od Coccodrillo. Tu każda kolekcja ubrań wyróżnia się niepowtarzalną stylistyką. Motywy graficzne tworzą spójną i atrakcyjną całość. Linia ubranek dla niemowląt utrzymana jest w jasnych i pastelowych kolorach. Dla nieco starszych chłopców i dziewczynek przygotowano bardziej intensywne kolory, niekiedy idące w czerń, a także mieniące się materiały. Kolekcję uzupełniają dodatki, takie jak chustki, czapki, kominy, rajstopy, obuwie oraz skarpetki.

Dla dziewczynek W kolekcji Coccodrillo znajdują się efektowne tiulowe spódnice, sukienki, sweterki oraz błyszczące kurtki. Bluzki dla dziewczynek utrzymane są w pastelowych kolorach bieli, różu oraz żółci. Zawierają także urocze motywy konika, pudla, kota, motyla, łabędzia czy… słodyczy. Wśród stylizacji nie zabraknie też połączenia klasycznego granatu z bielą. Dziewczęcy charakter stroju podkreślają ozdobne guziki, kokardy i szyfonowe guziki. Na kapryśną wiosenną pogodę idealne będą dwustronne kurtki – każda dziewczynka będzie zachwycona możliwością noszenia dwóch kolorów!

Dla chłopców W kolekcjach chłopięcych dominuje styl miejski oraz jasne i wesołe kolory. Aplikacje nawiązują do chłopięcych zainteresowań – deskorolki, kosmos, samoloty, auta, komiksy lub gry drużynowe. Wiosną sprawdzają się także bezrękawniki w połączeniu z bluzą. W tej kolekcji znajdziesz szeroki wybór impregnowanych kurtek. Dwustronna kurtka z wypinaną bluzą będzie idealna na zmieniające się warunki pogodowe. Dodatkowo, bluza może stanowić osobną cześć garderoby. W takim wydaniu każdy chłopiec będzie wyglądał schludnie i elegancko.

Eleganckie święta Wielkanoc zbliża się wielkimi kro-

kami. W tym czasie często wybieramy się w odwiedziny do najbliższych i chcemy, żeby nasze dzieci dobrze wyglądały. Jeżeli szukasz modowych inspiracji dla swojego malucha, wybierz ubrania z linii Elegant. Ta kolekcja Coccodrillo przeznaczona jest na specjalne okazje, takie jak właśnie święta, przyjęcia czy komunie. Linię tworzą kolekcje Elegant Girl i Elegant Boy. Sukienki dla dziewczynek są utrzymane w jasnych kolorach bieli oraz szarości. Propozycje dla chłopców utrzymane są w kolorach klasycznej bieli oraz granatu uzupełnionego jasnym popielem. Koszulki polo oraz koszule uzupełniają delikatne aplikacje oraz dyskretne wykończenie.

MAGAZYN

27


moda

28

COCCODRILLO DLA NAJMŁODSZYCH

MAGAZYN


MAGAZYN

29


30

MAGAZYN


COCCODRILLO DLA NAJMŁODSZYCH

moda

REKLAMA


To jeden z tych dni, kiedy kobieta lśni jeszcze bardziej i pełniej niż zwykle. Emanuje pięknem, radością, szczęściem. Kropką nad i będzie tu z pewnością biżuteria YES.

32

MAGAZYN

205x280_slub_corso.indd 1

22.03.2018 12:42


BIŻUTERIA ŚLUBNA

Już od wieków biżuteria jest symbolem najważniejszych chwil w życiu. Sprawia, że stają się one wyjątkowe i niezapomniane. Jak nic innego podkreśla blask płomiennego uczucia. Pierścionki zaręczynowe, obrączki i biżuteria ślubna YES łączą szlachetną klasykę ze współczesnymi trendami. Ponadczasowa stylistyka odpowiada każdej okazji i wielu wymagającym gustom, ceniącym sobie piękno zaklęte w precyzyjnie wykonanych wyrobach jubilerskich.

Forever Valentine został starannie zaprojektowany tak, aby jego profil idealnie łączył się z obrączką Forever oraz Éternel. Specjalna, płaska konstrukcja podstawy korony sprawia, że idealnie przylega do profilu obrączki, tworząc harmonijną całość. Kolekcja obrączek Forever z białego i żółtego złota to pełne spektrum klasycznej elegancji. Minimalistyczna forma tworzy własny, wyjątkowy symbol miłości. – Każdy z pierścionków zaręczynowych YES zaprojektowano tak,

trendy

żeby współgrał z dedykowaną obrączką, tworząc tym samym wyjątkowe, spersonalizowane zestawy. Są one tak przemyślane i nieprzypadkowe jak wydarzenia, którym towarzyszą – dodaje Dagmara Nowak. Patrzymy na te absolutne dzieła sztuki biżuteryjnej i bez cienia wątpliwości przyznajemy jej rację.

Salon YES - Świnoujście Galeria Handlowa CORSO Dąbrowskiego 5, Świnoujście

Valentine Valentine to pierścionek idealny, stworzony z myślą o wyjątkowych okazjach i rocznicach. Delikatność formy i precyzja wykonania Valentine prezentują się w pełni, dzięki jego subtelnej konstrukcji. Uniesiony na stabilnych ramionach kamień, wykonując pełen obrót, ukazuje cały swój urok i blask. Skrzący się ogniem diament, niczym najcenniejszy skarb, spoczywa w objęciach miłości. – Sama jestem już mężatką, ale przyznam, że gdybym miała cofnąć czas i jeszcze raz stanąć na ślubnym kobiercu, na pewno włożyłam coś z naszych kolekcji. Ta biżuteria jest po prostu piękna – mówi z uśmiechem Dagmara Nowak, szefowa świnoujskiego salonu YES.

MAGAZYN

33


Jeden z sześciu

Marian, Bronisław, Tadeusz, Józef, Kazimierz, Bernard… Co łączy tych panów? Poza więzami krwi fakt, że o każdym z nich można powiedzieć: krawiec Piotrowski. Rozmawiamy z Bernardem z pracowni przy Piłsudskiego. ROZMAWIA MICHAŁ TACIAK ZDJĘCIA KAROLINA GAJCY

34

MAGAZYN


KRAWIEC

zawód

Nie było konkurencji pomiędzy braćmi? Żadnej. Wtedy było takie zapotrzebowanie na usługi krawieckie, że i oni, i inni krawcy mieli ręce pełne roboty. Wszyscy zresztą się znali, byli zaprzyjaźnieni ze sobą.

Ojciec miał swoją specjalizację. To prawda, krawiectwo ciężkie. Po wojnie, w 1946 roku, dostał powołanie do wojska, trafił najpierw do Ustki, potem do Świnoujścia. Odbywał „służbę krawiecką” – szył i przerabiał mundury. W 1949 roku pracował w zakładzie krawieckim świnoujskiej PPS „Społem”, a później w Spółdzielni „Solidarność”, której nazwę sam wymyślił (śmiech).

Potem, w 1956 roku, był wspomniany już zakład przy Świerczewskiego. Prowadzi pan najstarszy zakład krawiecki w mieście. Ponad 60 lat historii i rodzinnej tradycji. Zgadza się. Zakład stworzył mój ojciec Marian, razem ze swoimi braćmi Bronisławem i Tadeuszem. Krawcem był jeszcze jeden ich brat, Józef. Ten pierwszy zakład mieścił się na ówczesnej ulicy Świerczewskiego – dzisiejszych Bohaterów Września. Bronisław w pewnym momencie otworzył własną pracownię, na tej samej ulicy (śmiech).

Tak. Funkcjonował tam ponad 30 lat, a w roku 1988 przeniósł się tutaj, gdzie właśnie jesteśmy, na ulicę Piłsudskiego, która wtedy nazywała się Bohaterów Stalingradu.

Okrągła trzydziesta rocznica. Rzeczywiście, wypada w tym roku.

Pan i pana brat Kazimierz kontynuujecie tradycję rozpoczętą przez ojca i jego braci. Chyba nie mogło być inaczej. To prawda. Ta pasja została w nas zaszczepiona dość wcześnie, bo już

Zakład stworzył mój ojciec Marian, razem ze swoimi braćmi Bronisławem i Tadeuszem. Krawcem był jeszcze jeden ich brat, Józef w szkole podstawowej. Pamiętam, że na zajęciach technicznych, z prac ręcznych, miałem nawet pewne osiągnięcia w tej dziedzinie (śmiech). Ojciec wprowadzał nas powoli w tajniki zawodu, a ja się coraz bardziej w to wciągałem.

Dylematów typowych dla młodego człowieka, czyli „kim będę w przyszłości”, pan nie miał. Nie miałem, to fakt. Wiedziałem, że będę krawcem. Szkoliłem się w tym kierunku. Praktyki oczywiście u ojca, kursy gdzieś w głębi kraju. Robiłem jakieś przeróbki do kolegów i koleżanek, wreszcie zacząłem szyć „na poważnie”. To były czasy, gdy znacznie popularniejsze było krawiectwo miarowe, szyło się garnitury…

MAGAZYN

35


36

MAGAZYN


KRAWIEC

zawód

Dziś już się nie szyje? Znacznie mniej, a na miarę szyją u mnie głównie Niemcy, Polacy dużo rzadziej. Mam klientów z Berlina, w tym pewną bardzo znaną osobę.

Zdradzi pan kto to? Lepiej nie. Nie wiem, czy by sobie tego życzył (śmiech). Szyję też dla zespołów artystycznych z Ahlbecku czy Heringsdorfu i to zawsze cieszy oko, gdy widzę na scenie stroje, które wyszły spod mojej ręki.

Szyje pan od 45 lat, od roku 1991 samodzielnie prowadzi pan zakład. Przez te wszystkie lata obserwuje pan, jak zmienia się moda, co chcą nosić ludzie. Tak. To się oczywiście zmienia. Pewne trendy odchodzą i wracają. Dziś bardzo widoczna jest moda uliczna, jak to się mówi. Jest interesująca, momentami bardzo, czerpią z niej wielcy kreatorzy mody.

Klasyka jednak zawsze będzie się mocno trzymać. Długo się szyje garnitur? Sumując, to jakieś pięćdziesiąt parę godzin, czyli kilka dni. Przede wszystkim najpierw go trzeba skroić i to jest najbardziej skomplikowana część całego procesu. Już w szkole było to dla mnie najbardziej uciążliwe (śmiech). Potem to załapałem, wszedłem na właściwe tory i było łatwiej. Krojenie to taka architektura odzieży, powiedziałbym.

Czuję się spełniony, gdy uszyję dobrze skrojony garnitur Garnitur to – ze względu na swoją złożoność – największe wyzwanie dla krawca, największa satysfakcja? Zdecydowanie tak. Czuję się spełniony, gdy uszyję dobrze skrojony garnitur (śmiech). Ale tak naprawdę cieszy każde dobrze wykonane zadanie. Czy to będzie coś dużego, czy przeróbka.

Bardzo wcześnie wybrał pan swoją drogę zawodową. Czy przez te lata zdarzały się panu momenty kryzysu, chęć zmiany, ucieczki od krawiectwa? Jak w każdym zawodzie, czasami pojawia się zmęczenie. Szczególnie, jeśli wykonuje się go tyle lat. Na szczęście takie kryzysy szybko mijają (śmiech).

I zostaje czysta pasja. Właśnie. Nie zamieniłbym krawiectwa na żaden inny zawód.

Co w nim pana pociąga? Wolność, jaką daje własna pracownia. Kreatywność, którą muszę się często wykazać. Różnorodność zadań do zrealizowania.

Wspomniał mi pan o tym, że szyje również pana syn. To prawda, potrafi, ale studiuje na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu. Niewykluczone jednak, że kiedyś będzie tę naszą tradycję kontynuował. Bardzo bym się z tego cieszył. Zobaczymy…

Na pewno byłoby wspaniale, gdyby tradycja krawców Piotrowskich wciąż trwała. Dziękuję za rozmowę. Również dziękuję.

MAGAZYN

37


felieton

WYSPIARSKI TRYB ŻYCIA

Rozkwitaj nam,

wyspo! Przed nami taki czas w roku, kiedy po długiej przerwie na ulicach pojawią się kwietne sukienki, okrywające już tylko cieniutką warstwę rajstop. To czas, w którym wyspa budzi się z zimowego letargu i poleruje lady ogrodowych mebli w oczekiwaniu na pierwszego pełnoprawnego, idącego na plażę – nie tylko po to, żeby zmarznąć – turystę. TEKST AGNIESZKA MERCHELSKA ILUSTRACJA KAROLINA MARKIEWICZ

R

osnące w siłę diety pudełkowe, siłownie i fit bary już od kilku tygodni zachęcają sylwetki do przybrania wyglądu „pod strój i kąpielówki”. Po ulicach pomykają przedszkolaki wypatrujące pierwszych oznak wiosny. Oni jeszcze wierzą w jaskółki, w przebiśniegi, pierwszego turystę traktując z totalną obojętnością. Jeszcze nie wiedzą, że to teraz najlepsza pora na sadzenie kwietników. Na zadbanie o to, żeby na majówkę nasza wyspa przybrała najbardziej urokliwą wersję samej siebie. Że jaskółki i przebiśniegi to nie wszystko… „Rozkwitaj nam, wyspo!” – tego Ci mówić nie trzeba. Nie bez kozery w zeszłym roku w plebiscycie na najpiękniej ukwiecone miasto w Polsce zajęłaś zaszczytne trzecie miejsce. Czym zaskoczą nas w tym roku Wyspiarscy Ogrodnicy?

38

MAGAZYN

A tam, gdzie Ogrodnicy nie dotrą, tam, gdzie wyspa zamienia się w wyspy, tam poczwarki przeobrażają się w motyle, ptaki wiją gniazda, a pracowite pszczoły dbają o to, by rozkwit przyniósł najlepsze owoce. Ostatnie kry obijają się o brzeg falochronu na Kanale Piastowskim, dając znak czaplom siwym i łabędziom do zakładania rodzin. Tu wyspy rozkwitają bez ingerencji Ogrodników, ale tak właśnie ma być. Yin i yang – pierwotne, uzupełniające się siły i tutaj zaprezentują swój wiosenny rytuał. Drzewa, którym już poleżeć trzeba, zetną bobry. A nowe sadzonki zakopią dziki, które o tej porze roku okażą się nad wyraz pożyteczne. Wyspiarskie domy z oknami umytymi z zimowej szarugi, balkonowymi rabatkami i odebranym prosto z drukarni szyldem „pokoje do wynajęcia”

też już nie mogą doczekać się pierwszego turysty. W kawiarence pod blokiem ceny wzrosły jak szybkość bicia serca na widok tych kwietnych sukienek, tych rajstop, tych mknących przedszkolaków. Już czas! A Ty? Jak rozkwitniesz tej wiosny, Wyspiarzu?


MAGAZYN

39


40

MAGAZYN


BEATA KASTRAU

ludzie

ZWIERZĘ

jest uczciwe Jako dziecko znosiła do domu każde możliwe stworzenie potrzebujące pomocy. Dzisiaj robi właściwie to samo. Rozmawiamy z Beatą Kastrau z Fundacji Animals Przystań Świnoujście. ROZMAWIA MICHAŁ TACIAK ZDJĘCIA KAROLINA GAJCY

Pomysł na początek tej rozmowy był inny, ale wiem, że miała pani dziś bardzo intensywny dzień… Tak, ale takich dni mam sporo, niestety.

Opowie pani o nim? Najpierw była wizyta u burmistrza Wolina. Pojechałam tam w sprawie zgłoszenia, które otrzymałam z jednej z podległej mu gmin, jakiś czas temu. Chodziło o kilkanaście źle traktowanych, wygłodzonych psów. Były rzeczywiście w fatalnym stanie, a rozmowa z właścicielem na początku niczego nie dała. Nie chciał z nami rozmawiać.

Trzeba go było postraszyć. Niestety dla niektórych ludzi pies jest tylko psem, niczym więcej. Cokolwiek się dzieje, poradzi sobie. I nieważne, czy jest ich pięć, dziesięć, czy dwadzieścia. Trudno do takiego kogoś dotrzeć. Dopiero gdy usłyszał, że przyjdę tu z policją, zaczął rozmawiać, współpracować. Musiałam mu wytłumaczyć, że jeżeli nie da sobie – a przede wszystkim tym zwierzakom – pomóc, to za chwilę będzie ich nie kilkanaście, a kilkadziesiąt…

Dotarło? W pewnym momencie tak. Zaproponowaliśmy, jako fundacja, że zajmiemy się psami, będziemy przywozić im karmę, poszukamy dla nich domu. Wzięliśmy kilka z nich do Świnoujścia. Żałuję, że nie mogliśmy wziąć ich wszystkich, ale niestety borykamy się z brakiem fundacyjnego lokum, gdzie można byłoby trzymać zwierzęta z interwencji, w oczekiwaniu na nowe domy.

Tak już po prostu mam, że gdy jestem potrzebna, potrafię rzucić wszystko. Zwierzę samo sobie nie pomoże Gdzie wobec tego trafiają takie zwierzęta? Różnie. Czasami do domów tymczasowych, częściej zamieszkują

z nami lub w domku w przydomowym ogródku. Niektóre trzymam u siebie w pracy. Nie jest łatwo, ale musimy sobie jakoś z tym radzić. Tak się szczęśliwie złożyło, że wszystkie psiaki, o których mówiłam wcześniej, znalazły swoje domy. To dla mnie wielka radość.

Wróćmy do dzisiejszego dnia. Był Wolin i sprawa zaniedbanych zwierząt… Wiem, rozgadałam się (śmiech). Mogę tak godzinami, bo to są naprawdę przykre, a czasem przerażające historie… W każdym razie jestem zadowolona ze spotkania z panem burmistrzem i wierzę w to, że tę sprawę uda się pozytywnie załatwić, że zwierzęta otrzymają należyte wsparcie.

W drodze powrotnej kilka nieoczekiwanych telefonów i kilka kolejnych interwencji. Tak. Zadzwoniła pani z Międzyzdrojów, która opiekuje się bezdomnymi kotami, ale ma ich już tyle, że sobie nie radzi. Prosi więc o pomoc, żebym przygarnęła kilka… Pojechałam i wracałam z dwoma kotkami.

MAGAZYN

41


W międzyczasie musiałam jeszcze pojechać w sprawie zgłoszenia z Warszowa. Kolejna wstrząsająca historia o zaniedbywanym psie, który od roku nie wychodzi ponoć z domu, swoje potrzeby załatwia w mieszkaniu.

A gdzie w tej historii człowiek? Mieszka tam i nie przeszkadza mu to.

Niesłychane. I straszne. Interwencja nie była łatwa, właścicielka psa nie otwierała drzwi. Gdy już wreszcie weszliśmy tam w asyście policji, pani okazała się agresywna, straszyła psem. Mnie też zaczęły puszczać nerwy. W pokoju, w którym był pies, odchody, mocz, czyste, nieużywane miski dla kotów bardziej niż dla takiego dużego psa…

Pies w jakim stanie? Potwornym. Same kości obleczone skórą. Dramat. Machina ruszyła, zdecydowałam, że trzeba jej tego psa odebrać. Poprosiłam o pomoc policję, zadzwoniłam do schroniska, żeby ktoś przyjechał po niego. W międzyczasie robiłam zdjęcia, żeby mieć

jak najwięcej dowodów na to, że właścicielka źle traktuje to zwierzę, znęca się nad nim; że jest ono dla niej problemem. Oczywiście pojechaliśmy do weterynarza, żeby psiaka zbadał, ocenił jego stan zdrowia.

I to wszystko jednego, pełnego emocji i przygnębiających historii dnia. Tak, mówię cały czas o dzisiejszym dniu. Miała być tylko wizyta w Wolinie i odpoczynek. Nie udało się.

Dlaczego ludzie tak postępują? Dlaczego nie szanują, mało tego – znęcają się nad swoimi zwierzakami? Widziałam już wiele, ale odpowiedzi na to pytanie nie znam. Są zresztą rozmaite sytuacje. Nie zawsze jest tak, że to ktoś zwyczajnie zły. Czasami nie sprzyjają okoliczności i taki właściciel potrzebuje pomocy. Na przykład widać, że człowiek bardzo kocha tego zwierzaka, ale po prostu nie ma pieniędzy na to, żeby zapewnić mu wszystko, czego potrzebuje.

To chyba najtrudniejsze i najsmutniejsze sytuacje. To prawda, ale znacznie trudniejsza jest ludzka nieświadomość…

Można mieć psa i jednocześnie być nieświadomym faktu, że on musi coś zjeść, wybiegać się, załatwić swoje potrzeby fizjologiczne? Czasem tak się niestety dzieje, że psa – czy inne zwierzę – traktuje się jak rzecz.

A rzeczy przecież nie mają potrzeb. Właśnie. Ale mam też na myśli kwestie szczepień, chipowania czy odrobaczania. Dla niektórych to zupełnie zbędne sprawy, wręcz fanaberie. Tak czy inaczej, fundacja jest również od tego, żeby uświadamiać ludzi, a przede wszystkim jednak – pomagać zwierzętom. Zarówno bezdomnym, błąkającym się po ulicach, jak i takim, które mają swoich właścicieli, ale z różnych powodów tej pomocy potrzebują.

Idea piękna, ale przecież jako fundacja nie opływacie w bogactwa. Żeby wspierać, sami potrzebujecie wsparcia. Zgadza się. Nasze fundusze są skromne, a wszystkie pieniądze, którymi dysponujemy, pochodzą z darowizn. Czasami organizujemy „bazarki”, zbiórki, z których dochody przeznaczamy na realizację naszych zadań. Łatwo więc nie jest, ale jakoś sobie radzimy.

Skąd w pani ta wyjątkowa wrażliwość na los zwierząt? Tak było zawsze, odkąd pamiętam. Dziś myślę, że dla rodziców moja miłość do zwierząt była sporym problemem, ponieważ znosiłam do domu każde możliwe stworzenie (śmiech). Zawsze powtarzałam, że jest biedne, nie ma mamy ani taty, więc trzeba mu pomóc. Był taki okres, że w naszym domu była kurka wodna, mewa ze złamanym skrzydłem, suczka Psotka, która wykarmiła ślepego kociaka, kolejny kot oraz żółw.

Interesująca gromadka. Prawda? Ratowałam wszystkie zwierzaki z okolicy. Znosiłam je do weterynarza w takiej ilości, że kiedyś pomyślałam sobie, że już więcej mnie

42

MAGAZYN


BEATA KASTRAU

nie przyjmie (śmiech). Zostawiałam więc kotki w kartoniku przed jego drzwiami przekonana, że skoro to jest pan doktor, to na pewno się nimi zajmie (śmiech).

Co takiego według pani mają w sobie zwierzęta, czego nie mają ludzie? Co sprawia, że tak pani do nich lgnie? Zwierzę jest uczciwe, czyste, pozbawione typowych dla nas przywar – zazdrości, zawiści, złośliwości… Najprawdziwsza miłość, co tu dużo mówić.

Jakie zwierzaki ma pani dziś? Dwa koty, dachowce – Fionkę i Batmana. Oba wzięte „z ulicy”. Jest też pies Duszka, „pamiątka” po jednej z interwencji. Długa i przygnębiająca

Pomaganie zwierzakom to nie tylko praca fizyczna, moja i kilku zaprzyjaźnionych osób, ale i codzienne wydatki historia, nigdy nie widziałam tak przerażonego psa… Zamysł był taki, że pojadę, uratuję, wyleczę, zaszczepię, zachipuję, znajdę dom. Nie mogłabym jednak oddać Duszki. Jest

ludzie

już moja (śmiech). Okazała się psem z wielkimi problemami, wymaga wiele pracy i uwagi, ale robi postępy. Na szczęście mój mąż też kocha zwierzęta, więc w tej kwestii nie ma sporów. Martwi go jedynie fakt, że często zbyt emocjonalnie podchodzę do zwierząt, które trafiają do fundacji, że wzięłabym je wszystkie, gdyż trudno się później z nimi rozstać…

Myślę sobie, że to chyba nie jest najwłaściwsze zajęcie dla kogoś tak wrażliwego. Z jednej strony – cierpienie zwierząt, które pani ogląda. Z drugiej – ciągłe rozstania ze zwierzakami, do których przecież tak łatwo się przywiązać. Rzeczywiście, bardzo to przeżywam, szczególnie zwierzęta, które są

MAGAZYN

43


ludzie

BEATA KASTRAU

najbardziej pokrzywdzone. Do takich ma się najwięcej serca. Jednak ostatecznie przekuwa się to w ogromny sukces – jeśli uda się je wyleczyć, znaleźć dom. Warto próbować, jeśli trzeba – walczyć. Po to jesteśmy.

Ponoć na wieść o potrzebującym pomocy zwierzęciu potrafi pani ruszyć z odsieczą w środku nocy. Takie sytuacje faktycznie się zdarzają. Tak już po prostu mam, że gdy jestem potrzebna, potrafię rzucić wszystko. Zwierzę samo sobie nie pomoże.

Zajęcie na cały etat, bez urlopu. Trochę tak… Mój mąż często zauważa, że chociaż jestem z nim, siedzimy i rozmawiamy, jestem myślami gdzieś indziej; zastanawiam się, co z tym kotem, albo z tamtym psem. Nie mam takiego umysłu, który potrafiłby się w pewnych momentach wyłączyć. Przecież zawsze się coś może zadziać. Muszę w tym miejscu mocno jednak podkreślić, że fundacja to ludzie, a nie ja sama. W pojedynkę bardzo wielu rzeczy nie udałoby mi się zrobić. Paulina, Ewa, Marcin czy nasi przyjaciele – ludzie, którzy nas wspierają. Mamy dużo pracy, gdyż zgłoszeń jest mnóstwo, a takie dni jak dzisiejszy nie należą do wyjątkowych.

Nieszczęśliwych, skrzywdzonych zwierząt nie brakuje. I tych bezpańskich, i tych niestety „pańskich”. Tak. Chciałabym pomóc jak największej ich liczbie, ale to nie jest możliwe. Pomaganie zwierzakom to nie tylko praca fizyczna, moja i kilku zaprzyjaźnionych osób, ale i codzienne wydatki – koszty leczenia, szczepień, sterylizacji, wyżywienia. Gdy nagłaśniam sprawę, pokazuję historię, to po emocjach następuje codzienność. Fundacja zostaje sama z fakturami i to jest najtrudniejszy element tej całej łamigłówki.

O czym pani marzy? Nieustannie o tym, żeby tych nieszczęśliwych zwierzaków było jak

44

MAGAZYN

Gdy pomagamy zwierzętom, nasze życie staje się piękniejsze. Mocno w to wierzę najmniej. O tym, żeby część ludzi zrozumiała, że zwierzę to jest istota, która czuje tak samo jak my. Byłoby wspaniale, gdyby przyjaciele zwierząt ufając i kibicując naszej działalności, zechcieli wspierać nas nie-

wielką choćby kwotą. Jeśli uczyni tak kilkadziesiąt osób, to wtedy widmo nieopłaconych faktur nam nie grozi. Marzy mi się również, by w każdej trudnej sytuacji, z jaką przychodzi nam się mierzyć, wszystkie możliwe strony – służby, urzędy i sami ludzie – łączyły siły i odważnie działały dla dobra zwierząt. To pozwoli na zmienianie świata na lepsze – i dla istot słabszych, zależnych od nas, i dla nas samych. Gdy pomagamy zwierzętom, nasze życie staje się piękniejsze. Mocno w to wierzę.

Ja również. Dziękuję za rozmowę i życzę spełnienia tych marzeń. Dziękuję.



Młodzi rządzą

W programie imprez kulturalnych na najbliższe tygodnie widać już powoli wyczekiwanie na sezon letni i wyprowadzenie wydarzeń w plener. Kwiecień jednak spędzimy jeszcze w czterech ścianach.

Koncerty Nadchodzące miesiące to czas wzmożonej aktywności braci szkolnej. Państwowa Szkoła Muzyczna I stopnia w Świnoujściu zaprasza na dwa koncerty. Pierwszy już 6 kwietnia o godz. 17.00. Mimo że koncert nosi nazwę Nie-poważny, to uczniowie PSM grać będą całkiem serio. Kilka tygodni później, 21 kwietnia o godz. 16.00, również z inicjatywy PSM, w Sali Teatralnej będziemy gościć polsko-niemiecką orkiestrę akordeonową. Wiemy, że uczniowie szykują na kwiecień jeszcze jeden koncert, ale w momencie zamykania tego wydania „Wysp” trwały prace nad scenariuszem imprezy (tworzą go sami uczniowie!) i nie możemy jeszcze podać terminu. Śledźcie media społecznościowe! 46

MAGAZYN

Debiuty

Na koniec jeszcze jedno zaproszenie, ale bardzo wyjątkowe. Koncert, który będzie od Was wymagał specjalnej uwagi. Pierwsze kroki na estradzie to debiut sceniczny wokalistek i wokalistów z Pracowni Wokalno-Artystycznej Mariny Nikoriuk. To będzie naprawdę pierwszy publiczny występ młodych artystów, więc i publiczność musi być wyjątkowa. Wiemy, że możemy na Was w tej materii liczyć. Wpadnijcie do Sali Teatralnej MDK 7 kwietnia o 18.00. Wstęp wolny!


KULTURALNY KWIECIEŃ

wydarzenia

Czarownice Niemal przez połowę kwietnia trwało będzie drugie Spotkanie Artystów Bezkonfliktowych Aczkolwiek Twórczych, w skrócie SABAT. Malarze z całego kraju – ba, nawet z zagranicy – będą korzystać z malowniczych plenerów naszych wysp. Efekty ich pracy można będzie obejrzeć podczas wystawy w Galerii ART, która odbędzie się 14 kwietnia o godz. 18.00. Wernisaż będzie także okazją do spotkania się z uczestnikami SABAT-u. Oczywiście wstęp na wystawę jest darmowy.

Szekspir 20 kwietnia czeka nas kolejny spektakl w wykonaniu uczniów liceum na 44 wyspach. Aktorzy na co dzień uczęszczający do popularnego Mieszka, pod okiem niezawodnej Iwony Dominiak, wystawiają Poskromienie złośnicy. Czy młodzież poradzi sobie z tekstem Willa Szekspira? Chociaż my jesteśmy w 100% pewni, że tak, to na wszelki wypadek sprawdźcie to sami, przychodząc do Sali Teatralnej MDK na godz. 18.00. Wstęp wolny.

Głosy

Z kolei 15 kwietnia o godz. 17.00 koncert Powróćmy jak za dawnych lat, czyli wieczór starych melodii. Artyści poznańskich scen operowych przypomną nam największe przeboje czasów, kiedy młodzieżą byli nasi dziadkowie i rodzice. Zobaczymy między innymi znanego już naszej publiczności Bartosza Kuczyka. Kto był na koncercie Trzech Tenorów otwierającym ubiegłoroczny Grechuta Festival Świnoujście, ten wie, że to Głos, właśnie przez wielkie G. Bilety w cenie 30 zł do nabycia w kasie MDK przy Wojska Polskiego 1/1 (II piętro, pokój 317) oraz Galerii Art MDK. MAGAZYN

47


Masa rowerów

21 kwietnia odbędzie się wiosenna edycja imprezy „Świnoujście na rowery”, w trakcie której ruszy 13. Masa Krytyczna. Niemała grupa rowerzystów wspólnie przejedzie ulicami miasta, między innymi po to, aby zdecydowanie zaakcentować swoją obecność w ruchu drogowym. Uczestnicy spotkają się w Porcie Jachtowym przy ulicy Rogozińskiego, aby o 11.30 wyjechać w trasę: przejazd ulicami Mieszka I, Chrobrego, Uzdrowiskową, Trentowskiego, Słowackiego, Matejki, Konstytucji 3 Maja, Marynarzy i Wybrzeżem Władysława IV oraz powrót do świnoujskiej mariny. A za metą kolejne atrakcje. Miasteczko W rowerowym miasteczku stanie specjalny tor, tzw. pumptrack, na którym zostaną przeprowadzone zawody. Cykliści będą mogli skorzystać z bezpłatnego serwisu rowerowego. Do tego warsztaty z poprawnej jazdy i zasad bezpiecznego poruszania się w ruchu drogowym oraz konkursy z nagrodami dla najmłodszych. A ponieważ wydarzenie odbędzie się w porze obiadowej, wielu na pewno

skorzysta z festiwalowej oferty food trucków, które wielkie gotowanie na swoich pokładach rozpoczną właśnie 21 kwietnia. Prehistoria Pierwsza masa krytyczna odbyła się we wrześniu 1992 roku. Grupka zapaleńców z San Francisco zorganizowała wspólny przejazd rowerzystów. Na ulicach miasta peleton zaczął się rozrastać. Użytkownicy napędzanego siłą mięśni jednośladu widząc grupę, spontanicznie się do niej przyłączali. Pomysł tak bardzo się spodobał, że podobne akcje odbywają się w każdy ostatni piątek miesiąca. Tylko teraz na starcie pojawia się około 2 tysięcy ludzi. W Świnoujściu pierwsze przejazdy gromadziły spore grupy rowerzystów. W chwili obecnej w masie bierze udział ponad 250 pojazdów.

Masy stały się też częścią większych przedsięwzięć typu Świnoujście na rowery czy Bałtyk Bieszczady Tour. Nazwa Według Encyklopedii PWN masa krytyczna to „graniczna ilość materiału rozszczepialnego, w której w określonych warunkach może zajść i utrzymywać się jądrowa reakcja łańcuchowa”. Reakcja łańcuchowa ma tu podwójne znaczenie. Łańcuch zdecydowanie kojarzy się z rowerem, a sama reakcja z tym, co zaszło w San Francisco. Istota Twórcy pierwszych mas stworzyli hasło: „My nie blokujemy ruchu ulicznego, my jesteśmy ruchem ulicznym”. Jeden rowerzysta jest niewidoczny dla innych uczestników ruchu. Jego potrzebami nie zainteresują się też władze. Co innego, jeżeli na ulicach pojawi się wieloosobowy twór. I to właśnie jest istota sprawy. Taka demonstracja na kółkach. Bez przemocy, bez agresji. Cel Masa krytyczna ma zwracać uwagę na problemy rowerzystów. Brak wyznaczonych ścieżek rowerowych, infrastruktury, brak kultury na drodze czy ignorowanie przez kierowców samochodów. I co się z tym wiąże – brak poczucia bezpieczeństwa na trasie. No właśnie. Akurat Świnoujście część tych problemów ma z głowy. Wyjątkowo duża liczba ścieżek rowerowych, na dodatek w dość przemyślany sposób zbudowanych. Stojaki rowerowe w całym mieście – choć tych zawsze jest za mało. A fantastyczne trasy rowerowe wokół miasta to już prawie raj.

48

MAGAZYN


MOC mobilnej

gastronomii

WYDARZENIA

miasto

Gotowanie na widoku Mobilne, slow foodowe kuchnie przyjadą do Świnoujścia z całej Polski. Jak zapewniają organizatorzy festiwalu, wszystkie wyróżnia wysoka jakość i staranność serwowanych potraw, autorskie przepisy, pasja oraz oryginalne pomysły na menu. Dania będą przygotowywane na miejscu, w zasięgu wzroku klientów. A to stwarza dodatkową festiwalową atrakcję. Kto z nas nie zechciałby obserwować procesu powstawania dania, które za chwilę z apetytem spożyjemy? Dobrze się stało, że pierwsza edycja festiwalu zbiegnie się z wiosenną edycją imprezy „Świnoujście na rowery”. Kiedy food trucki odpalą swoje palniki, rowerzyści wyruszą w kilkukilometrową trasę po mieście. A potem, popołudnia i wieczory będzie można spędzić na terenie Portu Jachtowego, bawiąc się i jedząc w doborowym towarzystwie. I Festiwal Smaków Food Trucków

Na taki festiwal mieszkańcy Świnoujścia czekali, a i goście zapewne z nie mniejszą przyjemnością dołączą do grona wielbicieli podniebnych doznań. Tym bardziej że wydarzeniu przyświeca idea zdrowego jedzenia. Bo przecież do odpowiedzialnej względem ciała kuchni wcale nie potrzeba wielkich przestrzeni. Organizator I Festiwalu Smaków Food Trucków zaprosił do Świnoujścia ponad 20 pojazdów, które potrafią czynić na swoich pokładach kulinarne cuda. W krótkim czasie, mimo to zdrowo. W ofercie znajdą się dania z różnych stron świata, od kuchni śródziemnomorskiej po azjatyckie specjały. Wspólny mianownik? Wszystkie będą promować ideę slow foodu. Wolniej, przyjemniej Slow food oznacza sposób przyrządzania i spożywania jedzenia jedynie ze świeżych, bardzo starannie

Data: 21-22 kwietnia Godziny: sobota 11:00-21:00 niedziela 11:00-20:00 Miejsce: Port Jachtowy w Świnoujściu Wstęp bezpłatny

dobieranych produktów. Entuzjaści celują w ochronę kuchni tradycyjnej, wskazują na konieczność uprawy roślin i hodowli zwierząt przyjaznych środowisku naturalnemu. Nie mniej ważna jest kultura spożywania. Posiłkami należy się delektować, celebrować je, zamiast szybkiego napełniania żołądków, zgodnie z zasadą – jeść dla przyjemności, a nie jedynie odżywiać się. Idea wypowiedziała otwartą wojnę fast foodom. I wydaje się, że szala zwycięstwa coraz wyraźniej przechyla się w stronę odpowiedzialnych zachowań konsumenckich.

MAGAZYN

49


Być może nie byłoby Towarzystwa Przyjaciół Świnoujścia, gdyby nie pewne przypadkowe, późnojesienne spotkanie z Józefem Plucińskim. Powiedział mi wówczas o Wolińskim Towarzystwie Kulturalnym, które przed laty działało w naszym mieście. Po jego rozwiązaniu niczego takiego już nie było… TEKST MAJA PIÓRSKA ZDJĘCIA ARCHIWUM TPŚ

50

MAGAZYN


20 LAT TPŚ

– A warto byłoby coś podobnego stworzyć… – dodał Józef. Od słów do czynu minęło niewiele czasu. Już w listopadzie 1997 roku zorganizowaliśmy spotkanie założycielskie TPŚ, na którym stawiło się 37 osób. Dwa miesiące później, 21 stycznia 1998 roku, Towarzystwo postanowieniem Sądu Wojewódzkiego w Szczecinie zostało zarejestrowane.

Przyjaciele Świnoujścia W skład pierwszego Zarządu weszli Danuta Szydłowska – przewodnicząca, Tomasz Woźniak i ja jako zastępcy przewodniczącej, sekretarz – Krystyna Zimecka, skarbnik – Bożena Machelska oraz członkowie: Anna Wesołowska i Lechosław Goździk. Komisję Rewizyjną tworzyli Andrzej Pawełczyk, Lidia Kijak-Szumińska i Jadwiga Hołownia. Skład zarządu nieco się zmieniał, zmniejszył i od października 2013 roku funkcjonuje w składzie: przewodniczący – Tomasz Woźniak, zastępca – Maja Piórska, skarbnik – Mirosława Gabrysiak – sekretarz Katarzyna Woźniak. Trzeba dodać, że Tomek i ja, jako przewodniczący, sprawujemy swoje funkcje nieprzerwanie od samego początku. Przez te dwie dekady w Towarzystwie działało 27 osób. Część z nich zrezygnowała, pięć osób odeszło na zawsze. Inni wyjechali ze Świnoujścia. Dzisiaj TPŚ liczy 17 członków.

Rzeczy mniej lub bardziej dziwne W ciągu tych dwudziestu lat udało nam się zorganizować wiele ciekawych imprez kulturalnych czy też społecznych, do których nasi mieszkańcy zdążyli się już przyzwyczaić. Muszę tu wspomnieć o jednej, ważnej rzeczy – nasza działalność często kojarzona jest z działalnością Miejskiego Domu Kultury, być może dlatego, że współpracujemy z MDKiem od wielu lat. Jednak są to imprezy opracowane według pomysłów członków TPŚ, niektóre wspierane

dotacją z miasta, inne przez sponsorów i członków Towarzystwa. Od samego początku w przeddzień finału WOŚP włączamy się w tę wspaniałą akcję, urządzając Aukcję rzeczy dziwnych – dziś znaną bardziej jako Kram rzeczy dziwnych. Mieściła się ona już w wielu różnych, gościnnych miejscach – między innymi w kawiarni Galeria, w Jazz Clubie Teatralna, a później Centrala, w barze Neptun. Od 2014 roku zapraszamy wszystkich chętnych do kawiarni w hotelu Hampton by Hilton. Tam też prężnie działa tego dnia Spiżarnia Babuni, gdzie oferujemy przysmaki przygotowane przez mieszkanki naszego miasta, a także przez naszych duńskich przyjaciół. Licytacja przynosi zawsze słuszne kwoty i, jak w nazwie, nieraz były rzeczywiście dziwne rzeczy. Ot, choćby spory suporeks czy mewa, którą do życia przywrócił Darek Ryżczak, sam ją wylicytował i oczywiście wypuścił na wolność. Od 2014 roku, w dzień finału WOŚP, w Galerii ART MDK organizowane są także spotkania z ciekawymi mieszkańcami naszego miasta pod hasłem „Twarzą do Morza” czy, jak ostatnio, „Spotkanie po latach”.

Śledź świętuje Pomysł podrzucił swego czasu Jurek Porębski i pierwsze Święto Śledzia zorganizowano już w 1998 roku. W zamyśle było podkreślenie morskiego charakteru naszego miasta i ukłon w stronę ciężko pracujących na morzu rybaków, zwanych także „oraczami morza”. Impreza odbywała się do roku 2002, na Placu Rybaka. Rozpoczynała się rozdawanym z wiaderka marynowanym śledzikiem, były stoiska gastronomiczne. Niestety brakowało kutrów rybackich i ryb prosto z burty, bo ciągle jeszcze trwały śledziowe żniwa. Wszystko kręciło się wokół morza – tańce i śpiewy miejscowych zespołów – chociaż jedynym wyjątkiem był występ Haliny Frąckowiak.

miasto

W 2006 roku impreza została wznowiona, kiedy to do organizacji tego święta włączyła się Tawerna u Muzyka na Basenie Północnym. Zmiana miejsca przyczyniła się do wzbogacenia oferty gastronomicznej – ryb nie brakowało. Program poszerzono o współpracę z Uzdrowiskiem Świnoujście. Niestety, zmiana właściciela Tawerny była główną przyczyną zaniechania tej imprezy. Pozostaje nadzieja, że może kiedyś…

Więcej niż organy Międzynarodowy Festiwal Muzyczny – Świnoujskie Wieczory Organowe to flagowa impreza Towarzystwa, organizowana od dwudziestu lat. Trudno w kilku zdaniach opisać to przedsięwzięcie. Jedno trzeba jednak wspomnieć. W ciągu tych lat podczas festiwalu wystąpili najwięksi mistrzowie gry organowej z całego – no, prawie – świata. Brak Dalekiego Wschodu, ale jest za to Argentyna, Australia czy USA. Gościliśmy także wirtuozów innych instrumentów, między innymi skrzypka Konstantego A. Kulkę, flecistę Łukasza Długosza czy grającego na fletni Pana Georgija Agratinę. Występowali znakomici śpiewacy operowi, zespoły kameralne, laureaci konkursów organowych, nasz chór Logos i muzykujące rodziny. Udało nam się także wydać dwie płyty CD z muzyką organową w wykonaniu czołowych artystów Europy. Wydane zostały z funduszy Towarzystwa, przy wsparciu finansowym Urzędu Miasta i nielicznych sponsorów.

Przeżycia Koncerty wiosenne to coroczne podziękowanie darczyńcom wspierającym działania TPŚ. W pierwszych dniach kalendarzowej wiosny wybrzmiewa dla nich i dla nas znakomita świnoujska Orkiestra Wojskowa. Podczas koncertu wręczane są honorowe tytuły Mecenasa Kultury tym wszystkim, którzy – w rozmaitej formie – wspierają organizowane imprezy promujące nasze miasto.

MAGAZYN

51


W miarę naszych możliwości finansowych organizowaliśmy również koncerty specjalne czy benefisy, ale i tu odnotować można tak zwane wydarzenia, a do tych bez wątpienia należy koncerty Łucji Prus i Włodzimierza Nahornego czy Ireny Jarockiej. Przeżyciem był niewątpliwie koncert z okazji Pontyfikatu Jana Pawła II Dobrem zwyciężać z udziałem Jerzego Zelnika, Roberta Grudnia i Georgija Agratiny, a także trzy słowno-muzyczne Drogi krzyżowe w wykonaniu Tomasza A. Nowaka i Radosława Marca. Wciąż pamiętamy też znakomity występ Małgorzaty Walewskiej i Roberta z okazji 250-lecia naszego miasta czy kolędy morskie autorstwa Krysi Bakun i Barbary Okoń, wspaniale śpiewane przez nasz chór Logos. TPŚ docenia rodzimych artystów obchodzących swe twórcze jubileusze – zorganizowaliśmy benefisy Jurka Porębskiego i Jana Bociągi. Nie zapomnieliśmy także o ubiegłorocznym jubileuszu Tadeusza Zielińskiego.

Portowe spotkania Po zmianie terminu Festiwalu „Wiatrak”, zważywszy na położenie

52

MAGAZYN

i morski charakter Świnoujścia, TPŚ podjęło decyzję o zorganizowaniu imprezy wpisującej się w obchody Światowego Dnia Morza, inicjowane na świecie przez IMO, a obchodzone w ostatni weekend września. Było ich kilka, pod nazwą „Portowe spotkania – przez Świnę na morza i oceany”. Centrum tego wydarzenia znajdowało się na Basenie Północnym, a wspierali je Uzdrowisko Świnoujście, Seamen’s Club, Zespół Szkół Morskich czy świnoujscy krótkofalowcy. Gościliśmy zaprzyjaźnione kluby żeglarskie, motorowe, a nawet klub jeździecki z Niemiec. „Portowe spotkania” rozpoczynała parada świnoujskich jachtów. Były spotkania kapitanów, promocje książek o tematyce morskiej, oczywiście z uwzględnieniem świnoujskich ludzi pióra, a także występy szantymenów i laureatów Festiwalu Piosenki Żeglarskiej, organizowanego przez SP 9. Imprezę kończyło zrzucenie na wody Zatoki Pomorskiej wianków pamięci świnoujskich żeglarzy i ludzi związanych z morzem. Po raz pierwszy w historii miasta zorganizowano wtedy, kontynuowane przez OSiR, miejskie zakończenie sezonu żeglarskiego, gdzie połączyły się

wszystkie kluby żeglarskie w Świnoujściu. Niestety, z prozaicznych przyczyn – „brak kasy” – musieliśmy odstąpić od organizacji tej imprezy, w której każdego roku uczestniczyli nie tylko mieszkańcy, ale i goście naszego miasta. Cóż jeszcze… Oczywiście to, co opisałam powyżej, to nie wszystko. Realizowaliśmy jeszcze inne przedsięwzięcia, jak na przykład loterie fantowe w celach charytatywnych, dofinansowaliśmy obóz żeglarski dla młodzieży, wydaliśmy tomik poezji Klubu Literackiego „Na Wyspie” i śpiewnik Świnoujskie kolędy z Neptunem, zorganizowaliśmy okazjonalną wystawę Świnoujście w literaturze, spotkania w klubie Stella Maris czy pikniki integracyjne, wzięliśmy udział w Ińskim Lecie Filmowym… I pomyśleć, że organizują to wszystko członkowie Towarzystwa, absolutnie społecznie, często dokładając (nie licząc składek) z własnej, często niebogatej kieszeni. Za to z głowami pełnymi pomysłów i chęci, za które im dziękuję.



Walizka z przeszłością Kiedy prawie 40 młodych ludzi z trzech krajów i pięciu miejscowości spotyka się w jednym miejscu, pojawia się spore ryzyko, że cała para pójdzie w gwizdek. Tym bardziej, kiedy stawia się ich przed trudnym zadaniem. Bo rzetelna praca nad dokumentacją historyczną to nie bułka z masłem. TEKST MAGDA MONKOSA ZDJĘCIA MAGDA MONKOSA, JAKUB DUNAJKO

54

MAGAZYN


MŁODZI I HISTORIA

edukacja

12 marca 1945 roku to najtragiczniejsza data w historii Świnoujścia. Ponad 600 amerykańskich bombowców w niespełna godzinę zrzuciła na miasto ponad 1,6 tysięcy ton bomb. W tym czasie niewielkie Świnoujście po brzegi wypełnione było uchodźcami – głównie kobietami, ludźmi starymi i dziećmi. Cele militarne nie zostały osiągnięte, natomiast śmierć poniosło od 6 do 14 tysięcy cywili. Brak konkretnych danych to skutek szybkiego, najczęściej anonimowego pochówku w masowych grobach na wzgórzu Golm.

Ważne spotkanie Przez cały tydzień, od 11 do 18 marca, uczniowie z Mieszka, niemieckich szkół w Ahlbecku, Karlshagen i Wolgaście oraz z belgijskiej szkoły w Kelmis zajmowali się wydarzeniami z okresu drugiej wojny światowej w naszym mieście i regionie, w ramach projektu Obszary przygraniczne/historie przygraniczne jako miejsca nauki do pokonywania uprzedzeń wspieranego przez program Erasmus+. Pomocy merytorycznej udzieliła im kadra Muzeum Techniczno-Historycznego w Peenemünde oraz Ośrodka Edukacji i Spotkań Młodzieży Golm. W drugim etapie do projektu przystąpi także Muzeum Powstania Warszawskiego. Cel spotkania – nauka w miejscach pamięci dla budowania poczucia odpowiedzialności za przyszłość u młodych europejczyków.

W szerszym kontekście Nieprzypadkowo młodzież z Polski, Niemiec i Belgii spotkała się właśnie 12 marca. Udział w obchodach rocznicowych w miejscu pamięci na najwyższym wzniesieniu w regionie pomógł im zrozumieć i ze współczuciem spojrzeć na bezmiar wojennego dramatu w niewielkim mieście. I chociaż ta tragedia należy do największych ze względu na liczbę ofiar – i nie bez powodu porównywana jest przez wielu historyków ze skalą bombardowań Hamburga czy Drezna – prawie nie istnieje w pamięci ludzi, którzy tutaj nie mieszkają. Dlatego zanim uczniowie stanęli przed

pomnikiem „Zmarzniętej”, symbolizującym cierpienie matek i żon podczas wojny, kadra pedagogiczna Ośrodka Spotkań i Edukacji Młodzieży Golm przeprowadziła warsztaty, które nie tylko zobrazowały wydarzenia sprzed lat, ale i przedstawiły przyczyny oraz konsekwencje działania zbrojnego w szerszym kontekście wydarzeń wojennych. Bo właśnie w ten sposób warto uczyć historii. Pokazywać tragedie małe w skali konfliktu światowego, ale ogromne dla małej społeczności.

Przekazać dalej Celem projektów nie jest jedynie poznanie suchych faktów. Niemniej istotna jest żywa konfrontacja z przekazem historycznym, która umożliwi uczestnikom głębokie przetwarzanie informacji i przekazanie ich dalej – w swoim mieście, regionie i kraju – tym, którzy nie mieli szansy odwiedzić naszej wyspy. Dlatego podczas tygodniowego spotkania młodzi ludzie opracowali materiały, które trafią na internetową platformę edukacyjną. Dzięki niej młodzież z belgijskiego Kelmis dowie się nie tylko o istnieniu pięknego kurortu nad Bałtykiem, na polsko-niemieckiej wyspie, ale i o jego dramatycznych

MAGAZYN

55


edukacja

MŁODZI I HISTORIA

dziejach. Tym bardziej, że zaproszenie do projektu przyjął dr Józef Pluciński, który zwięźle przedstawił uczniom historię stosunków polskoniemieckich od czasów pierwszego władcy Polski, płynnie przechodząc do małej, lokalnej historii Świnoujścia po zmianach europejskich granic. Świnoujski historyk w sposób niekonwencjonalny ugryzł temat. – Stosunki Polaków i Niemców można porównać do małżeństwa, które jest tuż przed rozwodem. Patrzymy na siebie i pamiętamy te najgorsze chwile. Ale przecież w międzyczasie były chwile dobre, pełne nawet swoistej przyjaźni. Wspominając je, wszystko oceniamy z innej, znacznie lepszej perspektywy – podsumował podczas spotkania dr Pluciński.

Niewiele wiemy… Młodzież pod lupę wzięła również historię ośrodka badań nad nowymi broniami III Rzeszy w Peenemünde. Nie bez przyczyny. Jednym z pomysłodawców i mocną siłą napędową projektu jest tamtejsze Muzeum Techniczno-Historyczne. To tutaj w latach 1936-45 przeprowadzano tajny program testowania rakiet balistycznych pionowego startu V1 i V2, które miały zagwarantować nazistowskim Niemcom przewagę w światowym konflikcie. Dzisiaj muzeum przede wszystkim edukuje w imię pokoju, ale i odkrywa przed światem to, co w okresie wojennym i długo po nim owiane było ścisłą tajemnicą. Są to fakty zaskakujące, nieznane nawet wyspiarzom. Bo nadal niewiele wiemy o obozach koncentracyjnych na wyspie, w których więziono obywateli wielu nacji, w tym setki Polaków, zmuszanych do pracy na rzecz programu badawczego nazistów. Niewiele wiemy o procesie przekształcenia małej wioski rybackiej w osadę dla naukowców, cechującą się nieporównywalną jak na tamte czasu wysoką jakością warunków do życia. Dlatego pracownicy muzeum chcą pokazywać dawne Peenemünde w szerokim spektrum. I edukować młodych ludzi tak, żeby

56

MAGAZYN


wojennych na terenach przygranicznych Belgii i Niemiec. W marcu 2019 roku, po wizycie w belgijskim Eupen, przygotowane przez młodzież karty pracy pozwolą przekazać dalej wiedzę o wydarzeniach wojennych w tej części Europy.

zrozumieli, że cel nie zawsze uświęca środki.

Mglista wiedza Przez dwa dni młodzież badała dokumenty historyczne muzeum. Z bogatych zbiorów uczniowie wybrali te, które poruszyły ich najbardziej, a następnie przystosowali je do celów dalszej edukacji. Okazało się, że najczęściej decydowali się na pracę ze wspomnieniami dawnych więźniów KZ, robotników przymusowych czy nawet żołnierzy. I chyba słusznie, bo nic nie przemawia lepiej

do wyobraźni niż osobiste odczucia. Kolejnym krokiem będzie wizyta uczestników projektu w Warszawie. Tu przez tydzień, w październiku 2018 roku, będą konfrontować się z tragicznymi wydarzeniami i ludzkimi dramatami podczas Powstania Warszawskiego. Uczniowie z Polski świetnie zachowują je w swojej pamięci, jednak dla młodych ludzi z innych europejskich krajów temat dziś wydaje się dość obcy. Podobnie jak mglistą wiedzą mają polscy licealiści o wojennych dramatach

Z materiałów przygotowanych przez uczniów w języku niemieckim, polskim i angielskim będą mogli skorzystać edukatorzy i uczący się ze wszystkich krajów na świecie za pośrednictwem ogólnodostępnej platformy internetowej. Dzięki niej szerokim echem rozniosą się również dramatyczne fakty o wojnie powietrznej u schyłku wojny światowej w Świnoujściu. Wszystko po to, aby nigdy więcej nie dopuścić do podobnej tragedii.

REKLAMA


kultura

REKOMENDACJE

Czeski Wiedźmin bez magii Tytuł mógłby sugerować, że poniższy produkt niekoniecznie godzien jest polecenia. Nic bardziej mylnego. Gra czeskiego studia Warhorse to rewelacyjna mieszanka otwartego świata, walk na miecze i RPG z najwyższej półki. Różnica między wspomnianym Wiedźminem polega na tym, że Czesi ściśle trzymają się historycznych realiów średniowiecznych Czech, tuż przed wojnami husyckimi. Grę wyróżnia też wyjątkowy system walki na miecze. Możecie więc zapomnieć o zręcznościowym machaniu na lewo i prawo. Tu każdy ruch musi być przemyślany, w innym przypadku zgon głównego bohatera jest więcej niż pewny. Ogólnie – wiele godzin dobrej zabawy, niepozbawionej specyficznego humoru. Kingdome Come: Deliverence, Warhorse Studios

Ochy i achy Pełną pychy istotą musi być ta Groniec. Nazwać płytę Ach!… Wszak to wyraz zachwytu. Tak się jednak składa, że ta płyta ze wszech miar zachwyca. Katarzyna Groniec wywodzi się z piosenki zwanej aktorską. Dziś to raczej alternatywny pop, a z „aktorskości” pozostała jedynie absolutnie doskonała dykcja, nieosiągalna dla zdecydowanej większości pieśniarek w tym kraju. Ach! jest dziesiątą płytą w dyskografii artystki, trzecią z materiałem autorskim, gdyż Groniec chętnie sięga także po cudzą twórczość (jak ZOO z piosenkami Agnieszki Osieckiej sprzed trzech lat). Na szczęście znowu udowadnia, że autorka z niej wyborna, wsparta przez takie nazwiska jak Wrońska czy Macuk. Na tej płycie śpiewa ciszej i piękniej niż dotąd. Jest dużo o deszczu. I choć nie lubimy, gdy pada, nie przeszkadza nam to. Katarzyna Groniec, Ach!, Warner Music Poland

Zbrodnia bardzo niedoskonała Czy George Clooney jest lepszym aktorem, czy reżyserem? Pytanie nienowe. Jednak gdy na liście jest Julianne Moore i bracia Coen, źle być nie może. Suburbicon określana jest przez Filmweb jako komedia kryminalna. Zupełnie niesłusznie, gdyż komedii tu jak na lekarstwo, a zagadkę kryminalną wprawny widz rozwiąże po dwóch kwadransach. Tytułowy Suburbicon to niewielkie amerykańskie miasteczko, prosto z pocztówki lub reklamowego folderu. Barwne, piękne, lukrowane, szeroko uśmiechnięte. Żyć nie umierać, choć trup ściele się gęsto. A i ta barwność ma pewne ograniczenia, przynajmniej w przypadku koloru skóry. W tymże idealnym miasteczku dochodzi do zbrodni, która chciała być doskonała, a nie była. Sam film również nie jest, ale ogląda się bez wstydu. Suburbicon, George Clooney, Monolith Films (DVD)

58

MAGAZYN


2,5 tysiąca minut z Kieślowskim Jeden z najwybitniejszych i jeden z niewielu rodzimych reżyserów liczących się na świecie. Krzysztof Kieślowski. Ten box to prawdziwe cudo. Gratka dla wielbicieli reżysera czy szerzej – kina przez naprawdę olbrzymie „K”. Data jego wydania jest nieprzypadkowa. 13 marca mijają 22 lata od śmierci Kieślowskiego. 47 filmów – dokumentalnych, telewizyjnych, krótko- i pełnometrażowych oraz serial – na 32 dwóch płytach DVD, a do tego cztery płyty z filmami o samym Kieślowskim. Łącznie blisko 2,5 tysiąca minut, co daje ponad 40 godzin ucztowania. Nie licząc czasu spędzonego na lekturze dołączonej do wydawnictwa autobiografii. Krzysztof Kieślowski, Antologia filmowa, Galapagos (36 DVD)

Nie czytać przed snem Bezkompromisowa dziennikarka publikuje kolejną po Polska odwraca oczy wstrząsającą książkę. I znów czyta się ją z trudem. Trudność obcowania z reportażami Justyny Kopińskiej nie opiera się na tym, że to literatura zła. Przeciwnie, jest znakomita. Niełatwo jednak jednym tchem przeczytać tylu szokujących historii o pokrzywdzonych ludziach, o nieudolnym systemie sprawiedliwości (sic!)… A są to ulubione tematy Kopińskiej – sądownictwo, więziennictwo, prawo karne. I za to ją cenimy. Za odwagę w obnażaniu patologii w tych obszarach, o czym być może nie usłyszelibyśmy, gdyby nie ona. Z nienawiści do kobiet to między innymi dramatyczna historia Violetty Villas czy opis piekła trzynastolatki gwałconej przez księdza. Lektura obowiązkowa, ale nieprzedsenna. Justyna Kopińska, Z nienawiści do kobiet, Świat Książki

Jaka to scena? Może i Oscar nie ma dziś wiele wspólnego ze sztuka inną niż sztuka biznesu, ale jedno jest pewne – to naprawdę piękne piosenki. Tomasz Raczek – w kinie to dwupłytowy zestaw utworów zdobiących filmy, które otrzymały nagrodę Amerykańskiej Akademii Filmowej. Podobno dobra ścieżka dźwiękowa to taka, której… nie pamięta się po wyjściu z kina. Podobno, bo jednak dobra muzyka obroni się sama. No i nazwiska, które się za nią ukrywają – a mamy tutaj Billie Holiday, Celine Dion, Whitney Houston, Boba Dylana, Duke’a Ellingtona, Johna Legenda czy Piotra Czajkowskiego. Jest też i polska reprezentacja – Jan A.P. Kaczmarek, Wojciech Kilar, Tadeusz Strugała. Rzecz idealna do ćwiczeń z pamięci, pod tytułem: Jaka to scena? Różni artyści, Tomasz Raczek – w kinie, Sony Music Entertainment

MAGAZYN

59


kultura

WYDARZENIA

Marcowe rozmaitości

Pomiędzy poetą piosenki a rockiem pubowym świetnie odnalazły się znakomita malarka i wybitna aktorka.

Wiadomo, że mamy świetnie śpiewającą młodzież, która – pod czujnym uchem Mariny Nikoriuk – podejmuje co raz to większe wyzwania. Tym razem młodzi sięgnęli po liryczną, melancholijną i jazzową odsłonę Wojciecha Młynarskiego. W centrum pieśni – kobiecość, a ów Przedostatni walc poprowadził Piotr Derlatka, spec od piosenki literackiej.

W mieście jest sporo sierot po Scenie i Centrali, ale na szczęście Prochownia coraz śmielej tę pustkę wypełnia. Dodna to przedstawiciele nurtu muzycznego, zwanego pub rockiem. I odnosi się to raczej do tematów ich piosenek, a nie do miejsc, w których grają, bo można ich posłuchać nawet na stadionach. Plus nasze Ciacho na saksofonie!

Obrazy Joanny Borkowskiej wprowadzają widza w wyciszony, spokojny na pierwszy rzut oka, świat pozbawiony figuracji, elementów narracji i literackich odniesień – czytamy w katalogu wystawy Niepokój w ms44. I rzeczywiście, wyciszenie jest tu pozorne, a narracje tworzymy sobie sami. A im dłużej patrzymy na obrazy, tym te narracje ciekawsze...

Ewa Dałkowska to aktorka wybitna. Była Marią Kaczyńską u Krauzego, pokazała się toples u Szumowskiej. Niby nie do pogodzenia, a jednak. Bo to czysty profesjonalizm. My zobaczyliśmy ją w wydaniu bardziej kameralnym, czytającą wspomnienia Kazimiery Iłłakowiczówny z czasów, gdy była osobistą sekretarką Piłsudskiego. Wzruszające.

9.03., Sala Teatralna MDK

17.03., Galeria Sztuki Współczesnej ms44

60

MAGAZYN

9.03., Restauracja Prochownia

21.03., Miejska Biblioteka Publiczna


KWIECIEŃ W MIEŚCIE

01.04. godz. 11.00-14.00 – Wyspy Wielkanocne. Animacje wielkanocne dla dzieci. Plac zabaw naprzeciwko Muszli Koncertowej, ul. Trentowskiego. Wstęp wolny. 03-06.04. godz. 9.00-12.00 – Wiosennie w Bibliotece. Zabawy, czytanie, warsztaty, konkursy dla dzieci najmłodszych. Miejska Biblioteka Publiczna im. Stefana Flukowskiego, ul. Piłsudskiego 15. Wstęp wolny. 06.04. godz. 17.00 – Otwarcie wystawy malarstwa Anny Nesteruk. Miejska Biblioteka Publiczna im. Stefana Flukowskiego, ul. Piłsudskiego 15. Wstęp wolny. 06.04. godz. 17.00 – Koncert Nie-poważny w wykonaniu uczniów Państwowej Szkoły Muzycznej I stopnia w Świnoujściu. Sala Teatralna, ul. Matejki 11. Wstęp wolny. 07.04. godz. 18.00 – Pierwsze kroki na estradzie. Koncert w wykonaniu debiutantów z Pracowni wokalno-artystycznej Mariny Nikoriuk. Sala Teatralna, ul. Matejki 11. Wstęp wolny.

ART MDK, ul. Wojska Polskiego 1/1. Wstęp wolny. 15.04. godz. 12.00-14.00 – Zakończenie Sezonu Morsowego 2018. Zimna kąpiel w Bałtyku. Plaża, na wysokości Centrum Koordynacji Ratownictwa. Wstęp wolny. 15.04. godz. 17.00 – Powróćmy jak za dawnych lat, czyli wieczór starych melodii. Koncert w wykonaniu: Anna Bajerska – Witczak, Agnieszka Wawrzyniak, Bartosz Kuczyk i Jarosław Patycki. Sala Teatralna, ul. Matejki 11 Bilety w cenie 30 zł do nabycia: w kasie MDK przy Wojska Polskiego 1/1 (II piętro, pokój 317) oraz Galerii Art MDK, Wojska Polskiego 1/1. 17.04. godz. 11.00 – Spotkanie autorskie z Arturem Burszta. Spotkanie poświęcone antologii pt.: „100 wierszy polskich stosownej długości” , do której wyboru dokonał Artur Burszta. Miejska Biblioteka Publiczna im. Stefana Flukowskiego, ul. Piłsudskiego 15. Wstęp wolny.

10.04. godz. 10.00 – Otwarcie wystawy pt.: Razem z Wami Niewytatuowani. Prace osób ze spektrum autyzmu. Miejska Biblioteka Publiczna im. Stefana Flukowskiego, ul. Piłsudskiego 15. Wstęp wolny.

18.04. godz. 17.00 – IX Półmaraton w Worku. Dystans 21, 1 km, bieg zaliczany do klasyfikacji MLB. Zbiórka: Góra Słowiańska, przedłużenie ulicy Rycerskiej, za pasem granicznym. Zapisy od godz. 16.00.

11.04. godz. 17.00 – Michał Juszczakiewicz twórca i odtwórca. Specjalny gość spotkania Jerzy Porębski. Miejska Biblioteka Publiczna im. Stefana Flukowskiego, ul. Piłsudskiego 15. Wstęp wolny.

18.04. godz. 17.00 – Spotkanie autorskie z ppłk. Krzysztofem Przepiórką. Prezentacja książki pt.: Szturman. Miejska Biblioteka Publiczna im. Stefana Flukowskiego, ul. Piłsudskiego 15. Wstęp wolny.

14.04. godz. 18.00 – Wystawa poplenerowa II Spotkania Artystów Bezkonfliktowych Aczkolwiek Twórczych. Galeria

19.04. godz. 19.15 – Salon literacko-muzyczny. Admirał I, ul. Żeromskiego 13. Wstęp wolny.

kalendarium

20.04. godz. 18.00 – Poskromienie złośnicy. Spektakl w wykonaniu uczniów Liceum Ogólnokształcącego z Oddziałami Integracyjnymi im. Mieszka I. Sala Teatralna, ul. Matejki 11. Wstęp wolny. 21.04. godz. 11.30-17.00 – Świnoujście na rowery. Masa Krytyczna – przejazd rowerzystów ulicami miasta, Miasteczko Rowerowe, Wyścigi na rowerkach biegowych dla dzieci w wieku 4-6 lat. Port Jachtowy, ul. Jachtowa/ Rogozińskiego. Wstęp wolny. Więcej informacji na stronie: www.ksuznam.pl 21-22.04. godz. 11.00-21.00 – Festiwal Smaków Food Trucków. M.in.: strefa dla dzieci, strefa chilloutu – muzyka, leżaczki, konkursy, zawody kulinarne z nagrodami, gra terenowa z nagrodami, oraz wiele więcej. Port Jachtowy w Świnoujściu, ul. Jachtowa/ ul. Rogozińskiego. Wstęp wolny. 21.04. godz. 16.00 – Koncert polsko-niemieckiej orkiestry akordeonowej. Sala Teatralna, ul. Matejki 11. Wstęp wolny. 25.04. godz. 16.00 – Spotkanie autorskie z Janiną Miecznik. Spotkanie połączone z premierą tomiku wierszy pt.: Znaleźć równowagę. Miejska Biblioteka Publiczna im. Stefana Flukowskiego, ul. Piłsudskiego 15. Wstęp wolny. 26.04. godz. 10.00 – Koncert w wykonaniu uczniów Państwowej Szkoły Muzycznej I stopnia ze Świnoujścia. MDK Warszów, ul. Sosnowa 18. Wstęp wolny. Pełny program imprez na stronach: www.mdk.swinoujscie.pl www.swinoujscie.pl REKLAMA


62

MAGAZYN


KASZA GRYCZANA

kulinaria

Jedzmy

grykę

TEKST, ZDJĘCIA I PRZEPISY KAROLINA LESZCZYŃSKA

R

ozmawiając z osobami z mojego otoczenia, odnoszę wrażenie, że kasze są przez nas w ogóle niedoceniane. Jemy ich mało i głównie

jako dodatek do dań mięsnych, obficie polanych sosem. Tymczasem mamy w czym wybierać, bo rodzajów kasz na sklepowych półkach bez liku. Na łamach „Wysp” przekonywałam Was już do zaprzyjaźnienia się z kaszą jaglaną. Dziś polecam grykę. Poznajcie kilka przepisów z wykorzystaniem surowej kaszy niepalonej, mąki gryczanej, a także najpopularniejszej kaszy prażonej. Warto wprowadzić grykę do swojego codziennego menu, gdyż jest cennym źródłem białka i błonnika. Ponadto nie zakwasza organizmu i zawiera całe mnóstwo cennych mikroelementów.

MAGAZYN

63


kulinaria

KASZA GRYCZANA

Surowy

budyń gryczany Składniki (na 2 porcje) 1/2 szklanki niepalonej kaszy gryczanej 1/2 szklanki dowolnego mleka 1 banan szczypta cynamonu garść miękkich daktyli miód do smaku dowolne owoce do podania Wieczorem kaszę zalać dwoma szklankami wody z dodatkiem 1 łyżki octu jabłkowego. Rano namoczoną grykę przepłukać na sicie. Zmiksować z resztą składników blenderem ręcznym na gładki krem. Budyń przełożyć do miseczek, udekorować dowolnymi owocami i podawać polany miodem.

64

MAGAZYN


Placki

gryczane Składniki (na 2 porcje) 1/2 szklanki niepalonej kaszy gryczanej 1/2 szklanki wody gazowanej 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia szczypta soli szczypta mielonego kminu rzymskiego skórka otarta z 1/2 cytryny 1 łyżka oleju do podania tzatziki, kapary, czarny pieprz

Tzatziki 1/2 ogórka szklarniowego 1 mały ząbek czosnku drobno posiekany 1/2 szklanki jogurtu naturalnego sok z 1/4 cytryny szczypta soli 1 łyżka posiekanego koperku

Kaszę zmielić na proszek w młynku do kawy. Powstałą mąkę gryczaną przesypać do miski, dodać pozostałe składniki i wymieszać. Na patelni rozgrzać niewielką ilość oleju, nakładać po jednej łyżce ciasta i smażyć placki z obu stron, aż urosną i się zrumienią. W międzyczasie przygotować tzatziki. Ogórka obrać i zetrzeć na tarce o grubych oczkach. Odcisnąć go z nadmiaru wody i przełożyć do miseczki. Dodać pozostałe składniki i wymieszać. Placki podawać z tzatzikami, kaparami, koperkiem i świeżo mielonym czarnym pieprzem.

MAGAZYN

65


kulinaria

KASZA GRYCZANA

Kasza

z pieczarkami

i szpinakiem

Składniki 1/2 szklanki prażonej kaszy gryczanej 1,5 cebuli 200 g pieczarek 100 g świeżego szpinaku gałka muszkatołowa sól pieprz sok z 1/2 cytryny Kaszę ugotować do miękkości. W międzyczasie posiekać drobno cebulę. Na dużej patelni rozgrzać trochę oleju. Smażyć cebulę ok. 10 minut, aż będzie bardzo miękka i lekko zrumieniona. Dodać pieczarki pokrojone na ćwiartki, smażyć kolejne 2 minuty. Na sam koniec dodać szpinak i smażyć, aż zwiędnie. Do warzyw wsypać ugotowaną kaszę. Doprawić solą, pieprzem, świeżo mieloną gałką muszkatołową i sokiem z cytryny. Wymieszać i podawać.

66

MAGAZYN


Gryczane

brownie Składniki 1/2 szklanki niepalonej kaszy gryczanej 1/2 szklanki dowolnego mleka 3 pełne łyżki masła orzechowego 1 dojrzały banan 1/3 szklanki cukru trzcinowego 3 łyżki kakao 2 duże jajka

Kaszę gryczaną ugotować do miękkości. Jeszcze ciepłą zblendować z mlekiem, masłem orzechowym, bananem, cukrem i kakao na krem. Wymieszać go dokładnie z jajkami. Masę przelać do foremki 20 x 20 cm wyłożonej papierem do pieczenia. Piec 25 minut w temperaturze 180 stopni. Przed krojeniem ostudzić. Przechowywać w lodówce.

MAGAZYN

67


Kreatywna kuchnia Dieta wegańska do łatwych nie należy, mimo że „to tylko roślinki”, jak twierdzą złośliwi. Rozmawiamy z Marcinem Chrząstkiem z Vege Baru Zielony Gaj. ROZMAWIA MICHAŁ TACIAK ZDJĘCIA KAROLINA GAJCY

68

MAGAZYN


VEGE BAR ZIELONY GAJ

miejsca

nie każdy potrafi wyjaśnić, dlaczego właściwie jest weganinem. Na szczęście w Świnoujściu mamy samych świadomych wegan (śmiech).

Podejrzewam, że znasz każdego w tym mieście, że wszyscy weganie tu jadają. Podoba mi się formuła tego lokalu. Jest mały, kameralny, a więc sprzyja nawiązywaniu znajomości, rozmowom, wymianie poglądów, spostrzeżeń, wrażeń.

Mówi się czasami – nie wiem, czy żartobliwie, czy złośliwie – że weganie to chyba tylko trawą się żywią… Obalmy ten mit.

Jesteś wegetarianinem, który prowadzi bar wegański. Wszyscy to pewnie wiedzą, ale przypomnijmy krótko, cóż to takiego wegetarianizm i weganizm. Najprościej mówiąc, weganie to ludzie, którzy nie spożywają żadnych produktów zwierzęcych, a z kolei wegetarianie rezygnują z mięsa, ryb czy owoców morza, choć sam wegetarianizm ma wiele odmian. Są tacy, którzy spożywają ryby, inni nie unikają nabiału, a ja na przykład jem jajka.

Ale jajek tutaj nie zjemy. To fakt, ale to w końcu bar wegański, a w tej diecie nie ma niczego, co pochodzi od zwierzęcia. Są tylko rośliny.

Weganizm można śmiało więc nazwać skrajną formą wegetarianizmu. Dokładnie.

Łatwo być weganinem? Rośliny nie do każdego trafią… Trzeba do tego mądrze podejść i wiedzieć, dlaczego właściwie się stajemy weganinem. Dieta oparta wyłącznie na roślinach wymaga większej świadomości tego, co się je. Weganie nie są biernymi konsumentami. Bo choć bogactwo kuchni wegańskiej

jest ogromne, niektóre składniki pokarmowe pochodzące z roślin są mniej przyswajalne, innych rośliny w ogóle nie posiadają, jak na przykład witamina B12. Musi więc być suplementowana.

Dlaczego bar wegański, a nie po twojej linii – wegetariański?

Różnorodność i bogactwo produktów czy smaków w kuchni wegańskiej są wbrew pozorom olbrzymie. Przede wszystkim – i to jest najbardziej interesujące – ma się od początku do końca wpływ na smak potraw, a wiadomo, że mięso ma już własny smak. Nie bardzo można go zmienić przyprawami. Z roślinami jest nieco inaczej.

Uważam, że kuchnia wegańska jest dużo ciekawsza i stanowi większe wyzwanie.

Wymaga sporej kreatywności. To prawda. Nie używam jajek, które często stanowią materiał wiążący, muszę więc pomyśleć, czym je zastąpić. Na przykład piekąc ciasto. Co zrobić, żeby wszystkie materiały się ze sobą połączyły?

I co robisz? Każdy kucharz ma swoje triki (śmiech).

Których nie zdradza. Właśnie. W każdym razie sposobów na to jest kilka.

Ludzie stają się weganami z rozmaitych powodów. Zdrowie, zwierzęta, eksperyment, również moda. Zgadza się, powody są różne. Moi znajomi z Berlina narzekają, że tam

MAGAZYN

69


Wśród mitów dotyczących weganizmu jest również ten, że to niezdrowe. To prawda, można różne rzeczy usłyszeć. Ja z kolei często spotykam się z opiniami, że dzięki diecie wegańskiej ktoś pozbył się wszelkich chorób i dolegliwości. Na pewno jest ona dużo lżejsza.

Ale nie dostarcza do organizmu wszystkich istotnych składników. Weganin nie tknie białka. Rośliny strączkowe są alternatywnymi źródłami białka – na przykład fasola, soczewica, soja czy ciecierzyca.

Rośliny strączkowe lekkostrawne nie są… Dlatego ważny jest odpowiedni dobór składników i przypraw – równoważą je, nadają lekkości.

Musi być trudno. Rzeczywiście, ale najważniejsza i najtrudniejsza jest oczywiście organizacja i samodyscyplina. To dla mnie wielkie wyzwanie (śmiech), ale i wielka satysfakcja, gdyż się udaje. Poza tym, poznaję tu mnóstwo ludzi i z przyjemnością dla nich gotuję.

Inspirują cię kulinarnie? Oczywiście. Dużo rozmawiamy, również o gotowaniu i jedzeniu.

Znajomość tych zasad plus przede wszystkim kulinarna pasja sprawiły, że dziś prowadzisz własny lokal, Vege Bar Zielony Gaj. Wszystko robisz tutaj sam.

Jesteś w tej dobrej sytuacji, że Zielony Gaj to jedyny wegański lokal w mieście. Wyobraźmy sobie jednak, że jest takich dziesięć, a ty musisz się jakoś na ich tle zaznaczyć, wyróżnić. Co to będzie? Dlaczego świnoujscy weganie mają przyjść akurat do ciebie?

Tak. Zakupy, gotowanie, obsługiwanie gości.

Trudne pytanie (śmiech). Myślę, że z wielką pasją i starannością przygoto-

70

MAGAZYN

wuję swoje potrawy, używając jedynie zdrowych, naturalnych składników, bez żadnych półproduktów. Chciałbym w niedalekiej przyszłości zaproponować gościom wegańską wersję kuchni staropolskiej, z flagowym daniem, roladą ziemniaczaną, która już jest w menu i ma duże wzięcie. Przede wszystkim jednak – wracając do twojego pytania – Vege Bar Zielony Gaj to nie tyle miejsce, ile ludzie, którzy tutaj przychodzą i je tworzą.

Współtworzą, nie bądź taki skromny. Gdybyś im nie gotował i gdyby im nie smakowało, nie przychodziliby. W sumie tak (śmiech). Więc cieszę się, że im smakuje.

Vege Bar Zielony Gaj

Boh. Września 50/4, Świnoujście facebook.com/wegekuchnia



PIRAMIDA sukcesu Zbliża się wiosna i czas wymiany oponki na letnią. Eksperci różnej wody (bez obrazy, w tym wybitni) dają różnej treści rady, co zrobić, aby za chwilę wyjść na plażę z kaloryferem, a nie z bojlerem. Jeśli nie możesz się połapać, czy ważniejsze jest odstawienie węglowodanów, czy spożywanie cudownych nasion, czy bieganie przed śniadaniem, poniżej krótka systematyzacja i piramida działań…

1 Najważniejsze i kluczowe dla efektu zmniejszenia masy jest spożywanie mniejszej ilości kalorii niż spalamy Czy można tyć, biegając 100 km tygodniowo? Można, jeśli będziesz przy takim wysiłku spalać tygodniowo 28 000 kcal, a spożywać 35 000 kcal… Czy można schudnąć jedząc codziennie w McDonaldzie? Można, jeśli normalnie utrzymywałeś stałą wagę, jedząc codziennie obiad i kolację o kaloryczności po 600 kcal, a teraz będziesz jeść podczas tych posiłków tylko hamburgera o kaloryczności 350 kcal (inna sprawa, jak się będziesz po kilku dniach czuć…). Powiesz, że schudłeś na diecie eliminacyjnej, białkowej czy wegetariańskiej – możliwe, ale nie dlatego, że miałeś tak czy inaczej dobrane składniki, ale dlatego, że widocznie w skutek zmiany jadłospisu dostarczałeś organizmowi mniej kalorii!

2 Właściwa aktywność fizyczna Drugie działanie w kolejności to zastanowienie się, jaki model kaloryfera się nam podoba, a następnie dobór odpowiedniej aktywności fizycznej do jego wyrzeźbienia. Zupełnie inne ćwiczenia musisz wykonywać, jeśli podoba Ci się

72

MAGAZYN

sylwetka Anji Rubik, inne jeśli Jennifer Lopez. Czy dla panów – inne, jeśli chcecie wyglądać jak Kacper Majchrzak, a inne, jeśli chcecie przypominać Mariusza Pudzianowskiego. Jeśli zdecydowałeś się na sporty siłowe, zbudować mięśnie pomoże Ci NIECO zwiększone spożycie białka. Ale jeśli tylko zaczniesz jeść więcej białka i czas będziesz spędzał głównie, leżąc na kanapie, żaden mięsień Ci nie drgnie. Jeśli zależy Ci na szczupłej, lekkiej sylwetce musisz wprowadzić więcej ćwiczeń aerobowych i NIECO więcej węglowodanów. Bez pomocy dietetyka bardzo trudno jest dobrać odpowiednie proporcje między nimi.

Polecam więc zainwestować w jedną wizytę, aby otrzymać dwutygodniowy jadłospis dający pogląd na nasze indywidualne potrzeby. Jeśli jednak nie jest to możliwe, wykonując właściwe ćwiczenia i trzymając się z grubsza piramidy żywieniowej – przede wszystkim warzywa, produkty pełnoziarniste, potem owoce, nabiał, ryby, sporadycznie mięso (raz w tygodniu), tłuszcze (1-2 łyżki dziennie, poza tłuszczem zawartym w nabiale, rybach i mięsie), słodycze (raz w tygodniu) – powinniśmy wcześniej czy później uzyskać oczekiwany efekt.

3 Witaminy i mikroelementy Są niezbędne do sprawnego funkcjonowania naszego ciała jako całości. Na szczęście mamy dziś w sklepach taką różnorodność produktów, że nie


WIOSENNO-LETNIE PRZYGOTOWANIA

powinniśmy mieć problemu, żeby trzymając się zasad podanych w punkcie drugim, pokryć zapotrzebowanie na większość z nich. Problem przy właściwej diecie może pojawić się właściwie tylko w dwóch przypadkach: U wegan powinna być suplementowana witamina B12, gdyż obecna jest jedynie w produktach pochodzenia zwierzęcego. U wszystkich powinna być od września do kwietnia suplementowana witamina D, gdyż z pożywieniem nie jesteśmy w stanie zaspokoić zapotrzebowania na nią. Z wszelkimi innymi brakami – w tym z najbardziej podnoszonym w reklamach magnezem – damy sobie ze spokojem radę, pilnując różnorodnej diety.

4 Suplementy diety Poza dwoma przypadkami opisanymi powyżej (witamina B12 u wegan i witamina D dla wszystkich w okresie jesienno-zimowym), korzystać z nich powinny jedynie osoby o szczególnych potrzebach – takie, u których zapotrzebowanie na wybrane składniki żywieniowe jest z różnych powodów szczególnie wysokie, ze względu na na przykład przewlekłą chorobę czy szczególnie ciężkie warunki pracy lub wyczynowo uprawiany sport. Mówimy tu o suplementach w formie witamin czy mikroelementów służących utrzymaniu organizmu w równowadze, tak aby mógł właściwie przetwarzać dostarczany pokarm lub regenerować się po wysiłku fizycznym. Suplementacja

dieta

taka powinna być przeprowadzana LEKAMI pod okiem lekarza. Nie mówimy o suplementach diety typu „na odchudzanie”. Pomijając fakt, że na rynku jest mnóstwo suplementów nieprzebadanych, gdyż nie wymaga tego polskie prawo, to nie ma ŻADNEGO, którego skuteczność byłaby naukowo udowodniona. Jeśli to Was nie przekonuje, zastanówcie się po prostu, czy znacie kogoś, kto by powiedział: „Jadłem jak do tej pory, ruszałem się jak do tej pory. Jadłem cudowne tabletki i schudłem”? Tak więc do dzieła i do zobaczenia już za miesiąc, dwa na plaży!

Renata Kasica, Dietetyk,

autorka bloga rownowaznia.pl

REKLAMA


Przepis na udane wakacje Duńska wyspa Bornholm od wielu lat cieszy się ogromną popularnością wśród polskich turystów. Położona zaledwie 120 km od polskiego wybrzeża, stanowi urozmaicenie wczasów nad naszym Bałtykiem. Przy dłuższych pobytach pozwala także nacieszyć się licznymi atrakcjami, jakie oferuje wyspa. Surfing, golf i… wiele więcej Bornholm, dzięki swej zróżnicowanej budowie, oferuje wiele sposobów na aktywny wypoczynek. Wakacje na koniu, szalone wspinaczki i zjazdy nad wodą, windsurfing i kajaki czy piesze wyprawy wzdłuż malowniczych wybrzeży – to wszystko możliwe jest na Bornholmie. Jeśli lubisz grać w golfa, masz do dyspozycji cztery osiemnastodołkowe pola, zaś na żeglarzy czeka 19 niewielkich uroczych marin. Wyspa ma niecałe 600 km² powierzchni, a więc do wybrzeża z dobrym wiatrem nigdy nie jest daleko. To dobra wiadomość dla wielbicieli windsurfingu – wietrzne plaże Balka i Dueodde zapewniają świetne warunki zarówno dla nowych amatorów tego sportu, jak i doświadczonych surferów.

Rodzinnie Spokojny Bornholm zdecydowanie różni się od reszty Danii. A to za sprawą ciepłego, iście śródziemnomorskiego klimatu, dzięki któremu na Bornholmie rosną… figi. Egzotykę wyspy poczujecie z chwilą, gdy postawicie stopę na jej gościnnym wybrzeżu. Idźcie na spacer plażą w Dueodde, cieszcie się słońcem – jest go tu więcej niż gdziekolwiek indziej w Danii. Ciepłe promienie znajdą Was zarówno na klifowym wybrzeżu ze wspania-

74

MAGAZYN

łym widokiem Hammershus – największych ruin zamku w północnej Europie, jak i w trakcie rowerowej przejażdżki przez Almindingen – trzeciego pod względem wielkości obszaru leśnego w Danii. Spacerując po wyspie, napotkacie kolorowe domki rybaków zanurzone w przepysznej zieleni winogron i drzewek figowych. Wszystko to sprawia, że Bornholm jest prawdziwym magnesem dla rodzin…

Wielbiciele sportów wodnych mają również do wybory nurkowanie. Bałtyk od strony Bornholmu pozytywnie zaskakuje ponad 15-metrową widocznością oraz pełną kolorów fauną i florą. Na wyspie w zasadzie można nurkować bez względu na pogodę, bo zawsze znajdzie się zawietrzna strona, bez fal i mocnych prądów, z dogodnym zejściem z brzegu.

Na dwóch kółkach Przede wszystkim jednak wyspa jest rajem dla rowerzystów! 235 km ścieżek rowerowych, wyznaczonych z dala od ulicznego ruchu, zadowoli nawet najbardziej wybrednych amatorów tego sportu. Sztucznie utworzone zbiorniki mają niezwykłe kolory, które oddają ich nazwy: Jezioro Rubinowe, Szafirowe, Opalowe… Zasłużoną popularnością cieszy się


ATRAKCJE BORNHOLMU

najdłuższy w Danii wyciąg linowy poprowadzony ponad wodami tego ostatniego. Podróż rozpoczyna się z brzegu na wysokości 50 m, by z maksymalną prędkością 55 km/ godz. pokonać trasę o długości 290 m. Jadąc wzdłuż zachodniego wybrzeża w kierunku północnym, widzimy, jak wyspa zmienia swój kształt na klifowe, strome wybrzeże. Jeden z najpiękniejszych bornholmskich widoków zapewnia nam przystań Hammer Havn u stóp ruin zamku Hammershus. Pod wieloma względami dawny port przeładunkowy granitu spełni oczekiwania zarówno miłośników przyrody, sztuki kamieniarskiej, jak i historii opowiedzianej przez ruiny zamku największego tego typu obiektu w Europie Północnej. To miejsce wprost wymarzone dla wielbicieli wspinaczki. Właśnie tutaj znajduje się najstarsza i największa szkoła wspinaczkowa w Danii.

Dla małego i dla dużego Jednym z powodów ogromnej popularności Bornholmu jest jego zróżnicowane ukształtowanie. Podczas gdy na północy królują malownicze, klifowe skały, część południowa stanowi istną oazę dla rodzin z dziećmi. Przylądek Dueodde, najbardziej wysunięta na południe część wyspy, to popularne miejsce letniej rekreacji. Hotele, campingi, domy letniskowe położone w sosnowych lasach stanowią świetny punkt wypadowy na podróże po całej wyspie. Ale prawdziwym powodem ogromnej popularności tego miejsca są wspaniałe, szerokie plaże, uważane za najpiękniejsze w Europie. Ich nadzwyczaj drobny i biały piasek służył przed

wiekami do wypełniania klepsydr. Czysta woda o turkusowym odcieniu i nieznanej na naszym wybrzeży przejrzystości oraz łagodnie nachylone dno stwarzają idealne warunki do kąpieli. Na Bornholmie nasze dzieci na pewno nie będą się nudzić, a i dla dorosłych wyspa przygotowała wiele atrakcji. Odwiedźcie koniecznie park rozrywki Joboland lub muzeum NaturBornholm, gdzie poznacie historię Bornholmu, która miała swój początek w okolicach równika 400 milionów lat temu. Możecie także zabrać dzieci do Muzeum Motyli w Nexø lub do Centrum Kultury Średniowiecznej w Østerlars, gdzie w otoczeniu starych domów, warsztatów, rycerzy i dawnego uzbrojenia naprawdę poczujecie atmosferę średniowiecznych czasów.

Srebro na złoto

turystyka

zamiana srebra na złoto. Po zakończeniu wędzenia srebrna skóra śledzi przybiera charakterystyczny, złoty kolor. Również łososie i makrele są wędzone, zanim trafią w lecie na stoły turystów licznie odwiedzających w lecie tę wyspę. W wersji wędzonej późną jesienią na duńskich stołach pojawia się także sarnina. Tradycja wędzenia sięga kilku wieków wstecz, kiedy był to podstawowy sposób przechowywania łatwo psujących się produktów spożywczych. Obecnie o żywotności tej tradycji decyduje wspaniały aromat i smak, jakie nadaje ten proces. Wędzenia ryb po bornholmsku nie da się nauczyć. Zdaniem mieszkańców wyspy to bardzo wyrafinowana sztuka. Od 16 czerwca do 1 września, w każdą sobotę, będzie można bezpośrednio popłynąć ze Świnoujścia na wyspę Bornholm (Røenne) promem Nils Dacke operowanym przez TT-Line.

Dania słynie również ze swoich wędzonych produktów – od tradycyjnego śledzia, przez łososia do serów. Duńczycy mawiają, że wędzenie na Bornholmie bałtyckiego śledzia to

Rejsy w soboty:

16.06, 23.06, 30.06, 7.07, 14.07, 21.07, 28.07, 4.08, 11.08, 18.08, 25.08, 1.09

Rezerwacje:

Połączenia z Polski z telefonów stacjonarnych i komórkowych: 703 203 031 (1,29 PLN/min.) Połączenia z zagranicy: +48 91 326 35 15 e-mail: pax.pl@ttline.com

www.ttline.com

MAGAZYN

75


Lodowy piechur

Zima w tym roku przyszła późno. Z początkiem marca brzeg Zalewu Szczecińskiego był skuty lodem. Zza trzcin wyłoniła się wąsata głowa z małymi uszami, o mądrych oczach. Taflę lodu przemierzało duże zwierzę o opływowych liniach wsparte na krótkich nogach… TEKST I ZDJĘCIE ARTUR KUBASIK

Zainteresowana dźwiękiem migawki na chwilę przystaje, oglądając się w prawo i lewo. Próbuje mnie wypatrzeć. Skuty lodem brzeg Zalewu Szczecińskiego stwarza doskonałe warunki do obserwacji wydry.

76

MAGAZYN

Zwierzęta te często wychodzą na lód, chcąc wysuszyć futro. Lubią też sprawić sobie odrobinę przyjemności i… poślizgać się po oblodzonym brzegu. Poza zabawą muszą oczywiście polować, a przebywanie w wodzie wymaga dużo więcej energii, by zachować odpowiednią temperaturę. Wydra od dawna była obiektem intensywnych polowań ze względu na cenne futro. Miała również opinię

szkodnika w gospodarce rybackiej. W dalszym ciągu los tych zwierząt zależy od człowieka. Ustanowiony Dzień Świadomości Wydry – 27 maja – jest jednym ze sposobów pozytywnej postawy wobec tego sympatycznego zwierzęcia.

Więcej zdjęć: facebook.pl/obrazkizlasu


O WYDRACH

natura

REKLAMA


Firany i homeopatia

Przebudowa budynku na przełomie 1930/1931 r.

Dziś zabiorę czytelników „Wysp” na małą, wirtualną wędrówkę po mieście, a dokładniej – po historii pewnego budynku. To jeden z częściej odwiedzanych budynków publicznych w mieście, mającym sporą grupę stałych, nazwijmy to, klientów. Mowa o Miejskiej Bibliotece Publicznej przy ulicy Piłsudskiego. TEKST JÓZEF PLUCIŃSKI ZDJĘCIA ARCHIWUM AUTORA

Budynek ten, niegdyś jednorodzinna, prosta i stylowa willa, został wzniesiony w 1899 roku. Data ta widniała na metalowej chorągiewce znajdującej się na szczycie fasady budynku jeszcze do 1960 roku. Na tej samej chorągiewce umieszczone też było

78

MAGAZYN

nazwisko pierwszego właściciela: Jacoby.

Sklep z firanami Rodzina Jacoby była w Świnoujściu znana od początków XIX wieku, jako bardzo rozległa, żydowskiego pocho-

dzenia kupiecka familia, zajmująca się handlem w wielu dziedzinach. Jej przedstawiciele prowadzili sklepy i składy tekstylne oraz budowlane, działali też w bankowości. Jeden z nich posiadał nawet koncesję na skup i sprzedaż bursztynu. Wra-


DZIEJE PEWNEGO BUDYNKU

stare świnoujście

cajmy jednak do budowniczego dzisiejszej biblioteki, a budowę tego domu zlecił Gustaw Jacoby zamieszkujący wcześniej przy obecnej ulicy Bema nr 7. W kolejnych latach miał ten dom, stojący wówczas przy Bismarckstrasse nr 8, wielu właścicieli. W 1930 roku jednym z nich był adwokat Richard Kopp, który jednak tam, ani nawet w Świnoujściu, nie mieszkał. Jak wynika z książki adresowej z tego roku, w budynku wynajmowało lokale kilka osób. Między innymi kierowca ciężarówki, mistrz fryzjerski, emerytowany maszynista kolejowy i dwie wdowy. Jedna z nich, pani Hedwig Teβnow, prowadziła w tym budynku – na parterze tuż koło frontowego wejścia – pracownię i sklep z firanami.

Roztargniony homeopata W 1930 roku dom został za kwotę 100 tysięcy marek zakupiony przez doktora medycyny Ferdynanda Hannesa, który poprzednio, od 1909 roku, zamieszkiwał wraz z rodziną przy obecnej ulicy Bema 2. Tam też prowadził praktykę medyczną. Był on lekarzem na owe czasy rzadkiej specjalności – homeopatą. Leczył tylko środkami naturalnymi, co wówczas jedynie potwierdzało jego opinię dziwaka. Podziwianego Wnętrze domu, weranda na parterze, 1935 r.

Makieta budynku po przebudowie

i szanowanego, ale jednak dziwaka. Słynął między innymi z niebywałego roztargnienia, co sprawiło, że krążyło na ten temat wiele anegdot, opartych w większości na prawdziwych zdarzeniach. Otóż wielce szanowany pan doktor, zanim wraz z liczną rodziną (sześcioro dzieci) wprowadził się do zakupionego domu, zlecił najpierw jego przebudowę – willa była bowiem właściwie jednokondygnacyjnym, prostym w konstrukcji domem. Jedynie nad frontowym wejściem

znajdowała się mieszkalna facjata, do której wejście możliwe było schodami z bocznego, południowego wejścia. W tylnej części budynku stromy niegdyś dach został zastąpiony dachem płaskim, co umożliwiło zbudowanie pomieszczeń na poddaszu. Także we frontowej części dach niejako został podniesiony, przez co tam również powstały pomieszczenia mieszkalne. W ten sposób w trakcie prac zostało zbudowane całkowicie jedno piętro, które później było wynajmowane.

Kury i pszczoły W 1931 roku rodzina homeopaty wprowadziła się do odnowionego domu i zamieszkała na parterze budynku, mieszczącego wraz z łazienką i kuchnią dziesięć pomieszczeń. Dwa z nich przeznaczone były na praktykę lekarską głowy rodziny. Górną kondygnację, uzyskaną w wyniku przebudowy i równie obszerną jak parter, wynajmowali lokatorzy, w tym dentyści: początkowo dr Bahr, później dr Apfel. Dom miał niegdyś cztery wejścia. Główne znajdowało się na południowej, bocznej stronie budynku. Było to wejście dla gości i pacjentów, pozostałe były dla mieszkańców domu.

MAGAZYN

79


stare świnoujście

DZIEJE PEWNEGO BUDYNKU

budynkach. I tylko drobne detale mówiły o dawnej urodzie domu.

Zupełnie inaczej

Opuszczony i opustoszały budynek obecnej Biblioteki, 1956 r.

Po schodach wiodących od frontu wchodziło się na werandę i dalej do mieszkania. Wejście od tyłu po schodach wiodło do kuchni, a tuż obok było też wejście do piwnicy. Za domem, tam, gdzie obecnie znajduje się biblioteczna dobudówka, było podwórze z budynkiem garażowym (pięć garaży) oraz ogród warzywny i niewielki sad. Były tam też klatki z królikami, kilka kur i ule z pszczołami, będącymi wielką pasją doktora Hannesa. Budynek od ulicy oddzielał metalowy, odlewany z żeliwa płot, liczne krzewy i kwiatowy ogródek.

Schron Już w latach drugiej wojny światowej, w ramach działań zabezpieczenia przed nalotami, pod werandą od przodu budynku zbudowany został schron, a w domu z racji zawodu jego właściciela umieszczono siedzibę drużyny sanitarnej składającej się z 5-6 osób. Aż do czasu masowego

80

MAGAZYN

nalotu na miasto, czyli do 12 marca 1945 roku, praktycznie zamieszkiwali oni w budynku. Podczas wspomnianego nalotu w schronie znajdowali się mieszkańcy, członkowie drużyny sanitarnej oraz kilka osób, uciekinierów z Pomorza Gdańskiego. W dom trafiła bomba i to sporych rozmiarów, ale na szczęście dla ukrywających się w schronie nie eksplodowała. Przebiła ona dach, stropy i utkwiła w piwnicy, tuż koło pomieszczenia z chroniącymi się ludźmi. Kilka dni potem niewybuch został wydobyty przez niemieckich saperów. Po bombardowaniu budynek został opuszczony przez mieszkańców i długi czas pozostawał nieużytkowany, niszczejąc tak, jak wiele innych opuszczonych budynków w Świnoujściu. Powybijane zostały witrażowe okna na werandzie, praktycznie wszystkie okna i drzwi oraz drewniane podłogi znalazły drogę do pieców w sąsiadujących

W wyglądzie obecnej siedziby biblioteki niewiele zostało z dawnego domu rodziny Hannesów. Może tylko frontowa fasada przypomina go nieco. Po pierwszej wielkiej przebudowie i remoncie w 1970 roku usunięto półokrągły taras i ozdobne kunsztownie wykonane metalowe poręcze, tak przy frontowym, jak i bocznym wejściu. Usunięto także ozdobne kraty na okienkach piwnicznych. Zgodnie z ówczesną manierą budowlaną „wygładzone” zostały gzymsy i ornamenty. Przebudowano – i to zdecydowanie – wnętrza w takim stopniu, że w niczym nie przypominały one dawnego układu pomieszczeń. Wiązało się to z gruntowną zmianą jego użytkowania. Jeszcze bardziej zmienił się budynek po przebudowie prowadzonej w latach 90. ubiegłego stulecia. Na terenie dawnego podwórza i ogrodu stanęła bowiem wielka, kubaturowa dobudowa, przewyższająca swą wielkością dawny dom. Może tylko w jednym nawiązano do dawnej architektury. Ponownie zbudowano taras związany z głównym, frontowym wejściem. Jest on jednak i architektonicznie, i funkcjonalnie całkowicie odmienną budowlą. Opis budynku, szczególnie w części dotyczącej jego losów wojennych i mieszkańców, oparłem na wspomnieniach, którymi podzielił się ze mną pan doktor Hellmuth Hannes – syn wymienianego w tekście homeopaty. Będąc obecnie na emeryturze, pan Hannes zamieszkuje w małej wsi koło miasta Celle. Miastu swych młodych lat pozostaje do dzisiaj wierny i odwiedza je niemal każdego roku. Z życzliwością i szacunkiem patrzy na zachodzące zmiany w mieście, które niegdyś zwało się Swinemünde, a dziś Świnoujście. Rozumie to i akceptuje. Jest też autorem kilku wydanych drukiem opracowań dotyczących rodzinnego miasta.



Gdzie leżą WYSPY? Urząd Miasta, Wojska Polskiego 1/5

Salon Mody „Unique”, G.H. Promenada, Żeromskiego 79

Miejski Dom Kultury, Wojska Polskiego 1/1

Salon Mody „Teofil”, Monte Cassino 1A

Centrum Informacji Turystycznej, Plac Słowiański 6/1

Salon Mody „My Poem”, G.H. Promenada, Żeromskiego 79

Miejska Biblioteka Publiczna, Piłsudskiego 15

Salon Mody dziecięcej „Happy Day”, G.H. Promenada, Żeromskiego 79

Biblioteka Pedagogiczna, Piłsudskiego 22

Siłownia i Fitness „Champions Academy”, Woj. Polskiego 1/19

G.H. Corso poziom -1, regał z książkami, Dąbrowskiego 5

Przewozy Pasażerskie „Emilbus”, Wybrzeże Władysława IV 18

Sklep papierniczy „ERGO”, Matejki 35

Księgarnia „Neptun”, Bohaterów Września 81

ASO Renault Nierzwicki, Lutycka 23

Restauracja „Neptun”, Bema 1

Uzdrowisko Świnoujście, E. Gierczak 1

Restauracja „Nebiollo”, Orzeszkowej 6

Hotel Interferie Medical SPA, Uzdrowiskowa 15

Restauracja „Qchnia”, Piłsudskiego 19

West Baltic Resort, Żeromskiego 22

Restauracja „Na Dziedzińcu”, Wybrzeże Władysława IV 33D

Radisson Blu Resort, Świnoujście, al. Baltic Park Molo 2

Restauracja „Pinocchio”, Promenada, Uzdrowiskowa 18

Hotel Hampton by Hilton, Wojska Polskiego 14

Restauracja „Mila“, Promenada, Uzdrowiskowa 18

Apartamenty „44wyspy.pl”, Orzeszkowej 5

Restauracja „Dune”, Promenada, Uzdrowiskowa 12-14

Visit Baltic, Wojska Polskiego 4b/5a

Restauracja „Osada”, Wybrzeże Władysława IV 30A

Nautilus Apartamenty, Orzeszkowej 3

Restauracja „Toscana”, Marynarzy 2

Villa „Dorota”, Nowowiejskiego 3

Restauracja „Karczma Pod Kogutem”, Żeromskiego 62

Biuro Podróży „Slonecznie.pl”, Grunwaldzka 21

Restauracja „Prochownia”, Jachtowa 4

Biuro Turystyczne „Wybrzeże”, Słowackiego 23

Restauracja „Magiczna Spiżarnia”, Chrobrego 1B

Biuro Turystyczne „Travel Partner”, Bohaterów Września 83/13

Restauracja „El Papa Pilar”, Bohaterów Września 83B

Biuro Zakwaterowań „Baltic Park Fregata”, Uzdrowiskowa 20

Pizzeria „Batista”, Os. Platan, Wojska Polskiego 16/6

Pracownia Ceramiczna „Wyspa 1200 °C, Piłsudskiego 27-31

Pizzeria „Grota”, Konstytucji 3 Maja 59

Jubiler „Malwa”, Promenada, Uzdrowiskowa 16

Bar Kanapkowy „Bułki z bibułki”, Wybrzeże Władysława IV

Perfumeria „Douglas”, G.H. Corso, Dąbrowskiego 5

Meat & Fit - Slow Food, G.H. Promenada, Żeromskiego 79

Media Expert, C.H. Uznam, Grunwaldzka 21

Bar „American Chicken”, Monte Cassino 43/1

PSB „Mrówka”, Karsiborska 6

Vege Bar „Zielony Gaj”, Bohaterów Września 50/4

ARKADA Okna, Drzwi, Wybrzeże Władysława IV 19c

El Papa Cafe Hemingway, Bohaterów Września 69

Hurtownia Wielobranżowa „Paulhurt”, Rycerska 76

Cafe „Wieża”, Paderewskiego 7

VEMME Day Spa, Wybrzeże Władysława IV 15C

Cafe „Rongo”, Os. Platan, Wojska Polskiego 16

Centrum Dietetyczne „Naturhouse”, Konstytucji 3 Maja 16

Cafe „Paris”, Plac Wolności 4

Przychodnia Lekarska T. Czajka, C.H. Uznam, Grunwaldzka 21

Cafe „Venezia”, Promenada, Uzdrowiskowa 16

Centrum Medyczne „Rezydent-Med”, Kościuszki 9/7

Cafe „Havana”, Promenada, Uzdrowiskowa 14

Gabinet Stomatologiczny Anna Pyclik, Chełmońskiego 15/1

Cafe „Kredens”, Promenada, Uzdrowiskowa 12

Klinika Stomatologiczna „Morze Uśmiechu”, Plac Słowiański 6

Kawiarnia „Sonata”, Marynarzy 7

Gabinet „Visage”, Staszica 2

Kawiarnia „Czuć Miętą”, Promenada, Uzdrowiskowa 20

Mydlarnia u Franciszka, Monte Cassino 38A

Eda-Glas, Piłsudskiego 16

Foto-Studio JDD Chmielewscy, Monte Cassino 43

EKO-WYSPA, Grunwaldzka 1A

Optyka, Bema 7/1

Apteka „Pod Kasztanami”, Warszawska 29

Perfekt-Optik, STOP SHOP, Kościuszki 15

Kwiaciarnia „Ewa”, Markiewicza 21

Perfekt-Optik, G.H. Corso, Dąbrowskiego 5

Zakład Fryzjerski „Kazik”, Konstytucji 3 Maja 14

Perfekt-Optik, Kaufland, Matejki 1d

Salon Fryzjerski „Piękne Włosy”, Konstytucji 3 Maja 5

GoDan - Strefa Uśmiechu, ul. Lutycka 2A/3

Salon Fryzjersko-Kosmetyczny „Wanessa”, Grunwaldzka 1

Salon Mody „Andre”, C.H. Uznam, Grunwaldzka 21

Salon Fryzjerski „Studio 5”, Konstytucji 3 Maja 16

Salon Mody „By o la la...!”, Piastowska 2

Salon Fryzjerski Beata Grygowska, Wojska Polskiego 1/19

Salon Mody „Coco”, Armii Krajowej 1

Zakład Fryzjerski „IRO”, Bema 11/1

REKLAMA




Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.