M I E S I Ę C Z N I K B E Z P Ł AT N Y
Nr 7 (23) LIPIEC 2018
ZAWÓD
Black Diamond Tattoo
Obrazy na ciele
Jerzy
Niemieckie mola
PORĘBSKI
pełne gracji
Szczęśliwy człowiek
PO SĄSIEDZKU
Pomosty
ZAINWESTUJ W LUKSUSOWE APARTAMENTY I ZARABIAJ
W PIERWSZEJ LINII BRZEGOWEJ
ODLICZENIE 23% VAT nawet dla osoby fizycznej
PRZEDSTAWICIEL DEWELOPERA
MICHAŁ JANKOWSKI
T: 511 22 33 17
www.apartamenty-apartpark.pl sprzedaz@apartamenty-apartpark.pl
Zazdrość i śpiew
Kiedyś śpiewałem. Nie, nie tak, że pod prysznicem czy przy ognisku. Tak naprawdę. Na prawdziwej scenie, z prawdziwymi muzykami. Gdzieś tak od połowy liceum do połowy studiów. Był zespół wokalny, był maestro, były koncerty. Jako jeden z lepszych głosów zawsze miałem tzw. solówki. Śpiewałem Raya Charlesa, Jeremiego Przyborę, Bułata Okudżawę... Uwielbiałem to. I uwielbiać przestałem. Kilka lat przerwy i eksperyment - warsztaty jazzowe w Chodzieży, dziewięć lat temu. Klasa wokalna, nauczyciel – sam Janusz Szrom. W klasie kilkanaście młodziutkich, doskonałych, wokalnie i scenicznie perfekcyjnych osób i ja - zestresowany, zblokowany trzydziestolatek z drżącym głosem i My Funny Valentine na ustach, przyklejony do statywu z mikrofonem, co by pion zachować lub zwyczajnie nie uciec. Za chwilę konkurs na interpretację piosenek Grechuty. Młodym zazdroszczę dziś przeogromnie. Odwagi, samoświadomości, braku kompleksów i zahamowań. Życzę powodzenia i dalszych sukcesów. A śpiew niezmiennie uważam za najpiękniejszą rzecz wychodzącą od człowieka.
Michał Taciak Redaktor naczelny
MAGAZYN BEZPŁATNY Wydawnictwo Wyspy redakcja@magazynwyspy.pl www.magazynwyspy.pl +48 500 446 273 Redaktor naczelny Michał Taciak Skład Blauge - Robert Monkosa
Dział foto Karolina Gajcy, Agnieszka Żychska, Katarzyna Nadworna, Aleksandra Szymczak vel Szymaniak
Wydawca Wydawnictwo Wyspy Kamil Pyclik ul. Małopolska 24, 72-600 Świnoujście
Felietoniści Maja Piórska, Agnieszka Merchelska, Marek Kolenda
Reklama Kamil Pyclik +48 721 451 721 reklama@magazynwyspy.pl
Współpraca Magdalena Monkosa, Karolina Leszczyńska, Renata Kasica, Józef Pluciński, Katarzyna Baranowska, Karolina Markiewicz, Tomasz Sudoł, Artur Kubasik, Bartek Wutke
Druk Drukarnia KAdruk S.C.
Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do dokonywania skrótów w nadesłanych artykułach. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam.
4
MAGAZYN
6
FELIETON
Marek Kolenda. Zadrukowana strona wakacji 24 Agnieszka Merchelska. Zawsze trafisz do domu 74 Maja Piórska. Szanujmy nasze wydmy 8 16 18 25
26 28 30
NASZA OKŁADKA
Jerzy Porębski. Szczęśliwy człowiek URODA
35
36
37
38
39
40 41
42
43
44
46 52 60 62 66 68 76 80 82 86
2018
Perłowe piękno MODA
Walizka małego podróżnika MOTORYZACJA
Jedziemy dalej z marką Toyota Kozłowski Debiut: Lexus ES NIERUCHOMOŚCI
Sun & Snow. Debiut na niemieckim rynku WYDARZENIA
Cynowy Sail 31 Historia Sail Świnoujście 32 Poczuć bluesa, poczuć szanty!
34
Lipiec
8
GRECHUTA FESTIVAL
Korowód sztuk Szranki grechutowe Musicalowe the best of / Mistrzyni nucenia Trzy bratanki / Laureaci i Dąbrowska Prawie koralowe gody / Wieczór zachwytów Osiecka jazzowo / O miłości różnorako Pamiętać / Gawędy polsko-czeskie Chmurki i gwiazdy Wirtualna rzeczywistość i ciało sztuki Wcale nie mniej Program Grechuta Festival Świnoujście
52
KULTURA
Sierpniowe wieczory z muzyką NASZ ARTYSTA
Bogumiła Kociołek. W sztuce bez reszty MIASTO
Fort Anioła: Nie tylko dla turysty! ZAWÓD
Black Diamond Tattoo. Obrazy na ciele MIEJSCA
62
KAAI. Wakacyjne smaki lodów KULINARIA
Zamknij lato w słoiku PO SĄSIEDZKU
Pomosty pełne gracji! NATURA
Żubr. Król lasu HISTORIA
Tylko dla chwatów STARE ŚWINOUJŚCIE
Najstarszy w mieście
76 MAGAZYN
5
Zadrukowana
strona wakacji Magazyn WYSPY wspomniał niedawno na swoim fanpage’u o moich literackich, fantastycznych próbach, które z różnym powodzeniem (i pewnymi sukcesami) ukazują się głównie na portalu czasopisma Nowa Fantastyka (www.fantastyka.pl). Korzystając z okazji, gorąco zachęcam do zapoznania się z nimi wszystkich czytelników naszego magazynu. Jednakże zdaję sobie sprawę, że trudno będzie z czytaniem owych tekstów na plaży, w pociągu (nie wszędzie jest WiFi, na szczęście) czy podczas wakacyjnych wypadów pod namiot lub żagle. W deszczowe wieczory możecie za to z powodzeniem poczytać pozycje innych wyspiarskich autorów, wydane na papierze, dostępne w księgarniach lub bibliotekach. TEKST MAREK KOLENDA ILUSTRACJA KATARZYNA BARANOWSKA
K
siążka na wakacje to zazwyczaj literatura lekka i gatunkowa, a typowy letni repertuar to kryminały, romanse, powieści sensacyjne i przygodowe. Interesujące są także pozycje podróżnicze, które mogą okazać się inspiracją dla czytelników szukających nowych celów dla swoich letnich wojaży. Kiedy myślę o kryminale na wskroś wyspiarskim, natychmiast przychodzą mi na myśl dwie powieści świnoujskiego autora Bartosza Łapińskiego, których akcja dzieje się w naszych stronach. „Beczka soli” (Prószyński i S-ka 2005) oraz „Kebab z kota” (Prószyński i S-ka 2007) to zabawne i przystępnie napisane kryminały z ciekawą intrygą i budzącymi sympatię bohaterami. Dodatkową atrakcją i przyjemnością podczas lektury będzie dla czytelników z wysp odkrywanie znanych im miejsc i zakamuflowanych postaci z naszego miasta. Zupełnie innym kryminałem jest powieść „Bezdech” Grzegorza Kapli,
6
MAGAZYN
człowieka silnie powiązanego ze Świnoujściem i zarazem postaci z okładki styczniowo-lutowego wydania WYSP. Sporo odniesień historycznych, szczypta polityki, ciężka i przygnębiająca atmosfera, mocny język i brudny świat w wielu odcieniach szarości – oto recepta Grzegorza na wciągającą, niemal sensacyjną lekturę. Kolejną pozycją w dorobku byłego świnoujskiego dziennikarza, a obecnie podróżnika i reportera, po którą śmiało możemy sięgnąć podczas wakacji, jest wydana pod patronatem National Geographic „W końcu i ty zapłaczesz. Z Baku do stóp Araratu” (Burda Książki 2018). Książka o południowym Kaukazie nie jest typowym przewodnikiem, a jeśli już, to raczej przewodnikiem dla koneserów życia i kolekcjonerów pięknych wspomnień, głębokich wrażeń i złotych myśli. Niewątpliwie najpłodniejszym literacko pisarzem związanym z naszym miastem jest bohater innej okładki (i wywiadu) naszego magazynu (lipiec 2016), czyli
Jarosław Molenda. Spośród licznych pozycji historycznych, podróżniczych i popularnonaukowych, na letnie wieczory wybrałem dla Was dwie książki z zacięciem sensacyjnym, aczkolwiek przedstawiające autentyczne i udokumentowane przez autora historie. Pierwsza z nich to „Ucieczki z PRL” (Bellona 2015) opisująca dramatyczne i często nieznane losy uciekinierów, którzy z narażeniem życia przedzierali się za żelazną kurtynę w poszukiwaniu wolności. Druga to „Polskie odkrywanie świata”, czyli niezwykła galeria naszych rodaków, podróżników, zdobywców i odkrywców, sięgająca XIII wieku i Benedykta Polaka. Każdy z przedstawionych w książce życiorysów to fascynująca i awanturnicza biografia pełna przygód i heroicznych czynów. Na koniec lektura, którą poleciłbym głównie paniom, gdybym uważał, że romans to typowa literatura kobieca. A skoro tak nie uważam, polecam ją wszystkim miłośnikom dobrej, klasycznej beletrystyki. Theodor Fontane to niemiecki pisarz
WYSPY SZCZĘŚLIWE
żyjący w XIX wieku, z czego przez kilka lat w niemieckim wówczas Swinemünde. Jego dzieła zaliczane są do kanonu literatury naszych zachodnich sąsiadów, a wśród nich najważniejszą wydaje się powieść „Effi Briest” (m.in. Prószyński i S-ka 1997), nazywana czasem niemiecką „Anną Kareniną” lub „Panią Bovary”. Tragiczne losy tytułowej bohaterki wzruszały czytelników przez dwieście lat, jednak dla nas interesujące będą także realia przedstawione w powieści. Akcja „Effi Briest” dzieje się w małym miasteczku o nazwie Kessin, które w rzeczywistości jest nieco zniekształconym obrazem XIXwiecznego Świnoujścia z młodzieńczych wspomnień niemieckiego klasyka. Miłej lektury!
felieton
Szczęśliwy
człowiek Nikt nie rozsławił słowa „keja” tak, jak zrobił to w swojej piosence Jerzy Porębski. Nic więc dziwnego, że spotykamy się w barze Keja, w hotelu Trzy Wyspy. Jest tu lubiany i ceniony, o czym świadczą ściany pełne jego dyplomów i odznaczeń. A już za dwie godziny Jerzy zagra tu koncert. ROZMAWIA MICHAŁ TACIAK ZDJĘCIA AGNIESZKA ŻYCHSKA
8
MAGAZYN
JERZY PORĘBSKI
nasza okładka
MAGAZYN
9
Wszyscy znają ciebie jako szantymana, podczas gdy na początku twojej drogi muzycznej był jazz. Tak. Jazz i Kraków, bo tam się wszystko zaczęło. Pamiętam, że na drugim roku studiów chodziłem na bale studenckie w słynnej Rotundzie. A tam, zamiast tańczyć i podrywać dziewczyny, siedziałem jak zaczarowany, z otwartymi ustami, i słuchałem jazzowych zespołów, które wówczas grały dixieland, swing… Był znakomity zespół Jana Boby. Był świetny bułgarski trębacz, „Czani” Stanczew, który grał przepiękne frazy. Byłem zafascynowany tą trąbką…
Pomyślałeś: „Ja też tak chcę”… Zgadza się. Postanowiłem się nauczyć. Dostawałem wówczas 500 złotych stypendium za dobre wyniki w nauce, a podstawowa, prosta trąbka kosztowała 600. Kupiłem (śmiech). Uczyłem się, coś tam nawet już potrafiłem wygry-
10
MAGAZYN
wać, grałem z kilkoma zespołami. Po roku czy dwóch poszedłem do Stanczewa i spytałem: „Słuchaj, co trzeba zrobić, żeby ta moja muzyka miała w sobie takiego ducha jak twoja?”. Zależało mi szczególnie na bluesie. On zacytował wtedy Louisa Armstronga czy innego z wielkich jazzmanów: „Należy wybierać tylko te dobre tony i starać się wykorzystywać bardzo dużo ciszy” (tu następuje nieoczekiwana improwizacja Jerzego ukazująca, na czym to wykorzystywanie ciszy polega).
Cisza w muzyce. Dla laika zabrzmi to dziwnie. Są różne szkoły. Jedni wypełniają ciszę milionami dźwięków, mnie powiedziano zupełnie odwrotnie. Moglibyśmy długo na ten temat mówić. Tak w każdym razie rozpoczęła się moja fascynacja jazzem. Od trąbki Stanczewa (śmiech). Przez kilka lat grałem w różnych jazzowych
składach, między innymi z Adamem Makowiczem, który dziś jest jednym z najlepszych pianistów na świecie.
Średnią szkołę muzyczną robiłeś będąc już studentem. To prawda, a moim nauczycielem gry na trąbce był profesor Ludwik Lutak, wielki autorytet, wybitny pedagog, autor podręczników do nauki gry. Uczył na przykład Tomasza Stańkę. Po roku – a zaliczyłem w tym czasie dwa lata – powiedział mi: „Jurek, albo będziesz się dalej uczył grać na trąbce, a widzę przed tobą przyszłość w tej dziedzinie, albo będziesz studiował tę swoją biologię”…
Trudny wybór? Poprosiłem o dwa dni do namysłu, sięgnąłem „wgłąb Porębskiego” i pomyślałem sobie, że przecież chcę zobaczyć świat, sprawdzić, czy naprawdę jest okrągły (śmiech). Chciałem pływać, nurkować, pod wodą
JERZY PORĘBSKI
zresztą robiłem swoją pracę magisterską. Zdecydowałem się kończyć biologię, konkretnie – oceanografię biologiczną.
Z której zresztą masz doktorat. Tak, ale wrócę jeszcze do kwestii wyboru. Jakieś trzy dekady później grałem koncert w Nowym Jorku i był na nim Adaś Makowicz. Spytał mnie później, jak mi się żyje z tą moją niespełnioną miłością do jazzu, z pływaniem. Odpowiedziałem bez wahania, że to był doskonały wybór; że to, co zobaczyłem i przeżyłem na morzu to moje największe bogactwo.
A nie pojawił się nigdy żal, że może trzeba było zostać w tym jazzie, pójść za Makowiczem, robić wielką karierę jazzmana? Nie… Gdy przestudiowałem sobie niedawno życiorysy największych muzyków jazzowych, uświadomiłem sobie, że na muzyka, a w szczególności na muzyka jazzowego czyha mnóstwo niebezpieczeństw. Alkohol, narkotyki, niezrównoważone życie, brak stabilności rodzinnej i tak dalej.
Dotyczy to artystów w ogóle. Dokładnie. A ja, niestety, byłem na te niebezpieczeństwa podatny…
Piękny komplement. Te słowa miały na mnie bardzo duży wpływ. Być może nawet zaważyły na moich losach. Kilkanaście lat później – przepraszam za ten przeskok czasowy – miałem okazję niespodziewanie zagrać dla dwustu rybaków, w bazie na Falklandach. Śpiewałem swoje piosenki, a pamiętaj, że oni znają życie morskie od podszewki. Ich nie mogłem ściemnić, bo człowiek morza wyłapie każdy fałsz. Śpiewałem prawdę o dobrych i złych stronach życia i pracy na morzu. I to właśnie sprawiało, że ludziom robiło się dobrze.
I każdy z tej dwusetki pod twoimi szantami mógł się podpisać. „O nas śpiewasz!” – krzyczeli (śmiech). Ale jedną kwestię załatwmy od razu. Szanta jest to typowa pieśń pracy. Taka, jaką wykonywali ciemnoskórzy na plantacji, śpiewając bluesa przy zbiorach bawełny. Ona pomagała w pracy na statkach, szczególnie w czasie sztormu. Chodziło o rytm – szanta pozwalała rytmicznie wybierać żagle czy kręcić kabestanem. A dobry szantyman był w hierarchii wyżej od bosmana. Natomiast pieśni morskie opowiadają o życiu i pracy na morzu. Dzielą
nasza okładka
się na wiele gatunków, na przykład mazurska pieśń szuwarowo-bagienna, ale dziś w Polsce ten podział już zanikł.
I wszystkie wkładamy do jednego worka z napisem „szanty”. To prawda. Każda piosenka dotycząca morza, statków, żagli i tak dalej, jest nazywana szantą.
Gdy grałem muzykę, bardzo brakowało mi oceanu, wielkich przygód. Z kolei na morzu tęskniłem za muzyką Na moment odejdę od muzyki. Urodzony w Sosnowcu, wychowany w Bytomiu, potem Kraków. Żadnego morza w pobliżu, skąd więc ta morska pasja? Ludzie się rodzą z różnymi marzeniami. Jeden chce być lekarzem, drugi inżynierem, a trzeci aktorem…
Na szczęście nie musiałeś rezygnować z muzyki, spełniając swoją morską pasję. Co więcej, okazało się to w twoim przypadku nierozerwalnie powiązane. Zgadza się. Widzisz, tak było, że gdy grałem muzykę, bardzo brakowało mi oceanu, wielkich przygód. Z kolei na morzu tęskniłem za muzyką. Wiadomo, pianina na statek nie zabiorę (śmiech), trąbka mało morska, więc pogrywałem sobie na gitarze. Pamiętam, że podczas swojego pierwszego rejsu siedziałem w kabinie i coś tak brzdąkałem na gitarze. Wychodząc, zobaczyłem, że pod kabiną siedzą czterej koledzy i popijają kawę. Zapytałem, czemu nie weszli do środka. Powiedzieli, że nie chcieli mi przeszkadzać, ale gdy słuchali tej muzyki, to im się dobrze robiło.
MAGAZYN
11
12
MAGAZYN
ZDJĘCIE W TLE: BEATA SZWABOWICZ
JERZY PORĘBSKI
O czym marzył mały Porębski? We mnie od zawsze było ogromne zainteresowanie biologią, uwielbiałem eksperymentować, na przykład z traszkami. W dziesiątej klasie pani od biologii powiedziała: „Napisz o tym”. Więc napisałem i mogę się pochwalić pierwszą publikacją w dziesiątej klasie (śmiech). W domu, w akwariach, miałem ponad tonę wody. Chodziłem po wszystkich zbiornikach, łowiłem fleję – to po śląsku pokarm dla ryb – i tak dalej. Ciągnęło mnie po prostu w stronę przyrodniczą.
Przyrodniczą, ale z bardzo sprecyzowaną, wodną specjalizacją. Dokładnie tak. A że w domu było pianino, to równolegle z pasją biologiczną kształtowała się ta muzyczna.
Nie trąbka, nie gitara, ale pianino było twoim pierwszym instrumentem. Przychodził nawet profesor do domu, żeby dawać mi lekcje. Ja oczywiście udawałem, że ćwiczę, ale i tak grałem po swojemu. Po pięciu czy sześciu lekcjach uznał, że nic ze mnie nie będzie. To był mój pierwszy kontakt z muzyką, a drugi już znasz, bo od tego zaczęliśmy.
Właśnie. Dość swawolnie skaczemy po czasie i tematach, ale ma to swój wielki urok, bo opowiadasz niezwykle zajmująco. Zostańmy przy instrumentach. Na czym jeszcze grasz?
muzyce mnóstwo, mnóstwo czasu, to na słowa, że jestem najlepszym szantymanem mogę się co najwyżej uśmiechnąć pod nosem.
Nie ma co was zestawiać. To inne muzyczne światy. Mój wujek, Marian Porębski, był nauczycielem śpiewu operowego w Paryżu. Śpiewał w Operze Paryskiej i na scenach całego świata. Był kiedyś na moim koncercie i po nim powiedział mi: „Jurek, ty w ogóle nie umiesz śpiewać” (śmiech). I miał rację. Ja naprawdę mam świadomość, jak daleko mi do kunsztu wokalnego.
Śpiewałem prawdę o dobrych i złych stronach życia i pracy na morzu. I to właśnie sprawiało, że ludziom robiło się dobrze Kunszt kunsztem, technika techniką, ale ty masz emocje i prawdę, a w swoim gatunku uchodzisz za najlepszego. Kropka.
Jak się czujesz z tym, że uważa się ciebie za najlepszego szantymana w kraju? Sodówka może uderzyć do głowy…
Cóż mogę powiedzieć… Toutes proportions gardées [z zachowaniem wszelkich proporcji – przyp. MT], jak mawiają Francuzi.] Tak jak artyści wielkiej miary mają swoje wielkie sukcesy, tak również ja – artysta małej miary – mam pewne osiągnięcia. To szalenie miłe na przykład, gdy ktoś mówi mi, lub pisze, że to, co śpiewam, jest dla niego ważne. A ja śpiewam, a właściwie raczej opowiadam, historie. Nie ma u mnie utworów o niczym.
Jestem daleki od uznania tego za fakt. Jak patrzę na przykład na naszą Agnieszkę Hekiert, wybitną wokalistkę jazzową, która poświęca
I dlatego twoje piosenki – Rozmowa z Dziadkiem i Ciałko – śpiewa jedna z największych polskich wokalistek,
W czasach studenckich dorabiałem tu i ówdzie, grając na imprezach studenckich czy zabawach. Bywało, że gdy zabrakło jakiegoś muzyka, trzeba było grywać na przykład na saksofonie altowym, akordeonie czy organach.
nasza okładka
absolutnie unikatowa Edyta Geppert. Słynie z tego, że zawsze śpiewa o czymś. To dla mnie olbrzymi komplement, a wiąże się z tym ciekawa historia. Edyta znalazła gdzieś te piosenki i włączyła je do swojego repertuaru. Nie wiedziała jednak, kto to jest ten Porębski i gdzie on mieszka, pytała o niego na każdym koncercie (śmiech). Ktoś jej powiedział, że w Świnoujściu. Gdy przyjechała tutaj na koncert, zaczęła od pytania: „Czy jest tutaj Jerzy Porębski? Bo śpiewam jego piosenki, a nie mam na to zgody” (śmiech). Po koncercie się spotkaliśmy. Wspaniała osoba.
Powiedziałeś wcześniej, że chciałeś zobaczyć z bliska świat. Zobaczyłeś chyba wszystko. Ciekawi mnie, dlaczego wybraliście Zachodnie Pomorze? Moglibyście żyć w każdym zakątku świata. Kiedyś zastanawiałem się, czy są takie miejsca, w których mógłbym żyć w sposób prosty i naturalny. Wymyśliłem sobie wtedy: okolicę Cape Town; pewne miejsce w Kanadzie, z ogromnymi łąkami i przepięknymi jeziorami; zawsze zachwycała mnie Argentyna, zwłaszcza ich wspaniała, rytmiczna muzyka i wreszcie miejsce najpiękniejsze na świecie – klif w Lubinie. Od pierwszej chwili wiedziałem, że właśnie tutaj chcę żyć. I tak też się stało. Mamy tu dom, z którego widać jezioro, jest ogród, a w nim rośliny, którymi się opiekuję, większość rzadkich, trudno w Polsce dostępnych. Praca w ogrodzie plus leżenie na leżaku i oglądanie bezkresu… To mnie ostatnio najbardziej zajmuje. (W tym momencie Jerzy wyszedł na chwilę, a ja wykorzystałem ten moment na rozmowę z żoną Heleną)
Jesteś nie tylko ukochaną żoną Jurka, ale i jego menedżerką. Taką niepisaną (śmiech). Może i niepisaną, ale aktywną, operatywną i zaangażowaną.
MAGAZYN
13
nasza okładka
JERZY PORĘBSKI
ci odbiegłem od tego menedżera, ale wrócę (śmiech).
Naprawdę mam świadomość, jak daleko mi do kunsztu wokalnego Liczę na to.
Powiem ci, z czego to wynika. Otóż przed wiele lat byłam dyrektorem Domu Kultury „Słowianin”, tak więc organizacja imprez różnego rodzaju, w tym także koncertów, nie jest dla mnie czymś nieznanym. Zawsze więc byłam blisko kultury.
Zrobiło na mnie wrażenie, gdy podczas próby dźwięku Jurek spytał cię, czy wszystko dobrze brzmi. Odpowiedziałaś ze znawstwem, że za dużo basów. Nie jestem z wykształcenia muzykiem, ale od najmłodszych lat jestem z muzyką związana. Poza tym lata spędzone z Jurkiem i jego twórczością również wykształciły we mnie pewną wrażliwość na dźwięki.
Jak się współpracuje z mężem? Trzeba się tego nauczyć (śmiech). I ja się nauczyłam, w końcu żyjemy razem już 40 lat. Oczywiście nie jest to łatwe. Jurek artystą, a ja czasami chciałabym mu coś podpowiedzieć, niekiedy nawet zwrócić uwagę – a przecież nie mam ku temu żadnych predyspozycji. Muszę więc
14
MAGAZYN
wówczas lawirować, powiedzieć to okrężną drogą, tak żeby nie urazić. Bo przecież nie taka jest moja intencja. A wracając do tego niepisanego menedżerowania – dzisiaj wcale nie jest łatwo zorganizować koncert. Czasami są to dziesiątki telefonów, do tego cała biurokracja – Jurek nie ma do tego cierpliwości, a mnie to sprawia przyjemność.
Pełna symbioza, dzięki której Jurek może zająć się muzyką. Otóż to.
Ostatnie pytanie do Jurka. Znam wersję Heleny, ciekawi mnie twoja. Jak się współpracuje z małżonką? Ja przez całe życie miałem dość specyficzny stosunek do małżeństwa i rodziny. Helenka o tym wie, więc mogę mówić przy niej. Uważałem i w zasadzie uważam nadal, że człowiek, który weźmie ślub, doczeka się dzieci, kupi lodówkę, pralkę, telewizor i wyjedzie na wakacje i tak dalej – to jest człowiek stracony. Wydawało mi się, że w moim przypadku to się nie może udać. Trochę
Dziś małżeństwo jako instytucja jest w głębokim kryzysie, o czym świadczą tysiące rozwodów. Ja się tego właśnie bałem całe życie. Na szczęście, gdyby nie specyficzne cechy charakteru Helenki byłbym pewnie jak spora część małżonków płci obojga stracony… Bo gdy się już wychowa dzieci, wypuści je z gniazda i zostaje w domu we dwoje, musi – koniecznie – istnieć pomiędzy parą wyjątkowa więź. Dzięki Helence wiem, jak ta więź powinna wyglądać. Kiedyś napisano o mnie artykuł Wyznania człowieka szczęśliwego. Do dziś uważam, że jestem człowiekiem szczęśliwym.
Na pytanie mi nie odpowiedziałeś, ale za to mamy piękną puentę. Rzeczywiście nie odpowiedziałem (śmiech), ale jeszcze mogę odpowiedzieć.
Bardzo proszę. Gdy śpiewam, jestem bardzo skoncentrowany na tym, co robię, ale też na reakcjach publiczności, czy światło działa odpowiednio, czy pamiętam tekst i tak dalej. 90 procent tego wszystkiego wzięła na siebie Helenka. Nawiązuje kontakty, mówi mi, kogo powinienem poznać, a kogo niekoniecznie (śmiech). Organizuje mi cały świat związany z koncertami.
Sytuacja idealna. Dziękuję wam bardzo. Dziękujemy.
Perłowe piękno Perła… Skojarzenia biegną wprost w kierunku piękna, harmonii, elegancji, szyku. Nie inaczej jest z LA PERLA Centrum Kosmetologii & SPA. Nazwa jest nieprzypadkowa i zupełnie adekwatna, a sam gabinet świętuje w tym roku piąte urodziny.
Jakość, styl i profesjonalizm, takie cele postawiła przed sobą Anna Bellazzi – absolwentka Wydziału Farmaceutycznego Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego oraz Wyższej Szkoły Zdrowia, Urody i Edukacji w Poznaniu – otwierając swój gabinet. Po tych kilku latach śmiało można uznać, że cele zostały osiągnięte. Nawet z nawiązką, gdyż LA PERLA nie przestaje się rozwijać, poszerzać ofertę, doskonalić stosowane metody. Potwierdzają to nie tylko uśmiechy zadowolonych klientów, ale i trzykrotnie zdobyty, prestiżowy Laur Piękna.
16
MAGAZYN
Pasja – Od początku studiów wykazywałam duże zainteresowanie dermatologią, recepturą kosmetyczną, farmako-
logią, jak i medycyną estetyczną – mówi Anna Bellazzi. To szerokie spektrum widać w tym, co La Perla proponuje swoim klientom.
LA PERLA
uroda
Jedną z największych pasji twórczyni LA PERLA jest makijaż permanentny. Potwierdzeniem są tu liczne warsztaty i kongresy w kraju i za granicą oraz wiedza i umiejętności czerpane od najlepszych w tej dziedzinie mistrzów.
Twarz Wizyta w LA PERLA to doskonała rzecz dla skóry naszej twarzy. Mamy tu zarówno szereg zabiegów podstawowych typu oczyszczanie, nawilżanie, lifting, złuszczanie naskórka, jak i kuracje znacznie bardziej specjalistyczne, na przykład mezoterapia igłowa i mikroigłowa frakcyjna. W bogatej ofercie znajdują się także zindywidualizowane terapie amerykańskiej marki Dermalogica – prawdziwy top w swojej branży, powiększanie i modelowanie ust kwasem hialuronowym oraz wykonywana przez panią Kamilę stylizacja rzęs.
Ciało Nie tylko twarz otrzyma w LA PERLA wszystko, czego potrzebuje. Zyska również i całe ciało, dzięki zabiegom i zbawiennym masażom. Liposukcja ultradźwiękowa wymodeluje i wyszczupli sylwetkę, na cellulit fantastycznie podziałają fale radiowe, mezoterapia mikroigłowa zwiększy napięcie i ujędrnienie skóry a gładkie ciało zapewni laser do trwałego usuwania owłosienia Light Sheer Desire. Z kolei źródłem niczym niezmąconej przyjemności staną się na pewno masaże – klasyczny, relaksacyjny, przy użyciu aromatycznej świecy oraz masaż chińską bańką. Odprężenie gwarantowane.
Mężczyźni Czasy, gdy z dobrodziejstw salonów kosmetycznych korzystały głównie panie, dawno i zasłużenie już odeszły do lamusa. Panowie śmiało i bez oporów dbają o siebie, a LA PERLA ma w ofercie całe mnóstwo propozycji dla nich – od zabiegów nawilżających, multiwitaminowych, regenerujących i oczyszczających, po terapie Age Smart czy kuracje
przeciwtrądzikowe MediBac. Skóra mężczyzny różni się nieco od kobiecej – jest grubsza, wydziela więcej potu i sebum oraz ulega ciągłym podrażnieniom podczas golenia – co sprawia, że jest ona bardzo wymagająca i naprawdę warto się o nią zatroszczyć. Dotyczy to zresztą każdego. Zadbajmy o siebie z LA PERLA!
LA PERLA
Centrum Kosmetologii & SPA Świnoujście, Woj. Polskiego 2a-e/3b Telefon +48 502 914 041 e-mail: info@centrumlaperla.pl
MAGAZYN
17
KOLEKCJA
Wybrzeże Władysława IV 33 ŚWINOUJŚCIE
18
MAGAZYN
DLA DZIECKA
Walizka
moda
małego
podróżnika
Wakacje dobiegają półmetka, ale wielu z nas jeszcze wyczekuje swojego urlopu. Jest to przede wszystkim bardzo intensywnie spędzany czas przez naszych młodych klientów. Pociechy wyjeżdżają do dziadków, na obozy czy kolonie… W zależności od kierunku podróży – czy będzie to wyjazd nad morze lub w góry, wakacje w mieście czy w ciepłych krajach – spakowanie walizki dla małego podróżnika jest nie lada wyzwaniem. Trzeba być przygotowanym na każdą pogodę oraz kreatywność naszych małych turystów. Zamiast wyposażać dziecko w górę ciuchów, przygotuj ubrania tak, by spełniały oczekiwania w każdej okoliczności pogodowej.
Flamingi, ananasy i morskie motywy Po pierwsze, w walizce nie może zabraknąć ubrań z topowych letnich kolekcji. W ofercie Coccodrillo znajdują się najgorętsze w tym sezonie nadruki. Bestsellerem wśród wszystkich małych dam jest motyw flamingów oraz letnich owoców. Koszulka z ananasem to istny must have, który pasuje do każdej stylizacji. W asortymencie chłopięcym znajdziemy również kolekcje z motywem tropikalnych liści oraz morskimi klimatami.
Dobra podstawa Na małych podróżników czekają różne przygody, jednak nie trzeba upychać w walizce całej szafy ubrań. Poza mięciutką bielizną, kolorowymi skarpetkami czy ulubioną piżamką wystarczy dobra podstawa. Najlepiej, gdy rzeczy, które ją tworzą, współgrają ze sobą kolorystycznie, są uniwersalne i odpowiednie dla
każdej sytuacji. W tym miejscu z pomocą rodzicom wychodzi Coccodrillo. W swojej ofercie produktowej posiadamy zarówno niezbędne akcesoria i bieliznę, a wszystkie kolekcje ubrań zaprojektowane są w taki sposób, żeby poszczególne produkty można ze sobą łączyć, tworząc modne i wygodne stylizacje.
Na spacer
Klucz to uniwersalność
Nad wodę
Każda mała dama powinna w walizce znaleźć lekką sukienkę, która zajmuje mało miejsca, a nada się zarówno na dzienne zwiedzanie miasta, deser w kawiarni czy na spacer po plaży. Młody dżentelmen musi w tym miejscu pamiętać o stylowej koszuli, odpowiedniej do każdej sytuacji. Strój kąpielowy – bez niego nie ma wakacji. Każde dziecko uwielbia spędzać czas w wodzie. Idealna będzie również ciepła bluza na chłodniejsze wieczory oraz modne spodnie. Dopełnieniem walizki powinny być kolorowe koszulki, krótkie spodenki czy spódniczka. Dobrze skompletowany bagaż powinien zawierać wygodne buty. W ofercie Coccodrillo dostępne są sandały, baleriny, a także trampki.
Poza strojem kąpielowym zadbaj o nakrycie głowy. Niezbędne mogą okazać się też okulary przeciwsłoneczne.
Niezbędnik Przygotowaliśmy dla Was krótki „Niezbędnik Podróżnika” uwzględniający rozmaite aktywności, które prawie na pewno będą miały miejsce podczas wakacji.
Na spacer w upalny dzień spakuj koszulkę i szorty bądź spódniczkę. Przyda się też torba i sandały.
Na rower Idealny będzie zestaw składający się z trampek, koszulki i wygodnych spodni.
Do kawiarni Obowiązkowo dla dam elegancka, ale wygodna sukienka. Dla gentlemanów modna koszula i jeansy. A na deszczową aurę w ofercie Coccodrillo znajdują się również kalosze z migoczącą podeszwą! W takich butach żadna pogodna nie przeszkodzi w atrakcyjnym spędzaniu czasu. Dobierz do nich kolorowy parasol lub pelerynę i nie martw się deszczem. Znając rangę wyzwania, jakim jest spakowanie walizki naszych najmłodszych klientów, otworzyliśmy nasze salony również w miejscowościach nadmorskich. Cała kolekcja dostępna jest również w salonie Coccodrillo w Świnoujściu.
MAGAZYN
19
moda
20
DLA DZIECKA
MAGAZYN
MAGAZYN
21
DLA DZIECKA
moda
REKLAMA
felieton
WYSPIARSKI TRYB ŻYCIA
Zawsze
trafisz do domu
Latarnie morskie. Relikty przeszłości, których rola jest niezmienna od lat. Nawigacja. Począwszy od najstarszej latarni w Polsce, uruchomionej w 1822 roku i od tamtego czasu działającej, do najmłodszej z roku 1984, której start możemy już pamiętać. TEKST AGNIESZKA MERCHELSKA
D
zięki latarniom nawigatorzy prowadzą bezpieczną żeglugę i określają pozycję statku. A co najciekawsze i co przeczytamy, zgłębiając się w temat: W nocy latarnie morskie są identyfikowane na podstawie charakterystyki światła, która jest dokładnie opisana w locjach i spisach świateł, w dzień natomiast, na podstawie wyglądu, tj. kształtu, konstrukcji, koloru wieży. Wyobrażam to sobie jako jedną z lekcji marynarza, z obowiązkową oceną CELUjącą, tak by zawsze do tego CELU mógł trafić. Ciekawi tutaj również słowo „locja”. Oczywiście sprawdziłam dla nas, zawodowo niezwiązanych z mo-
24
MAGAZYN
rzem, cóż ono oznacza: dział wiedzy opisujący wody żeglowne oraz wybrzeża z punktu widzenia bezpiecznej i sprawnej żeglugi. No ładnie, miało być o trafianiu do domu, a skończyło się na morskich korepetycjach… Od zawsze chciałam wejść na wszystkie latarnie na polskim wybrzeżu. Uwielbiałam również te zagraniczne, które zazwyczaj nie są udostępnione do zwiedzania, tak jak powszechnie w Polsce. Bo oprócz nawigacji, dla nas są to także cenne źródła nadmorskich widoków. W tym roku swój cel zaczęłam realizować jako Miłośnik Latarń Morskich, zbierając do specjalnie wydanego paszportu pieczątki. Zarówno paszport, jak
i pieczątki można znaleźć w kasach polskich latarni morskich. I niech mnie latarnie przeświecą, jeśli od tego czasu jeszcze mocniej nie doceniam świnoujskiej BLIZY. Cóż to BLIZA? Ano pewnie, że latarnia. Po kaszubsku. Tak też nazywa się mój paszport Miłośnika Latarni. Mieszkając w mieście, w którym latarnia morska to chluba i duma – bo przecież najwyższa w Polsce i prawie najwyższa w Europie, bo tyle schodów, bo od pięciu lat jest powodem do dumy w Święto Flagi… No więc mieszkając w takim mieście, to wstyd na takiej latarni nigdy nie być. Wiesz?!
TOYOTA KOZŁOWSKI
motoryzacja
Jedziemy dalej z marką
Toyota Kozłowski W ubiegłym roku szczecińska firma Toyota Kozłowski otrzymała tytuł Lidera Roku, uzyskując największy udział sprzedaży nowych samochodów w naszym regionie. Auta tej marki były najczęściej wybieranymi pośród licznej konkurencji, a salony Toyoty najchętniej odwiedzanymi. Złożyło się na to wiele czynników, przede wszystkim jednak kluczowe było doświadczenie, technologia hybrydowa, niezawodność, a także zaufanie, na które decydenci firmy sumiennie pracują od 1974 roku. Ma to odzwierciedlenie nie tylko na płaszczyźnie sprzedaży. Firma jest postrzegana jako wiarygodny partner również w dziedzinie sportowej. Ucieszy to zapewne sympatyków piłki nożnej, bowiem na mocy wzajemnych ustaleń klub piłkarski Pogoń Szczecin i Toyota Kozłowski podpisały umowę o współpracy.
Dwie dumy Pomorza – Szukamy partnerów, którzy zarówno są ściśle związani, jak i kojarzą się ze Szczecinem i województwem. Zależy nam na wspólnym budowaniu wizerunku naszego regionu. Od samego początku naszych rozmów z Pogonią Szczecin byliśmy bardzo pozytywnie nastawieni do możliwości tej kooperacji. Duma Pomorza to marka znana w całej Polsce, ciesząca się dobrą opinią i kojarząca wiele środowisk, nie tylko piłkarskich. W tym wszystkim jest też dla nas istotne, że to partner z naszego regionu, więc bliski sercom naszych klientów. Pogoń spełnia wszystkie te kryteria. Już nie możemy doczekać się kolejnych owoców tej współpracy! – poinformował Michał Kozłowski, wiceprezes zarządu Toyota Kozłowski.
12 aut W ramach porozumienia Pogoń Szczecin m.in. otrzymała m.in. 12 samochodów, które zostaną przeznaczone na użytek klubu.
– To ważny dzień dla Pogoni Szczecin. Nawiązaliśmy współpracę z silnym, znamienitym partnerem, który z równą radością co my, przystał na rozmowy o wzajemnej kooperacji. Osobiście mocno cieszę się, że dynamizujemy rozwój klubu, otwierając się na współtworzenie nowej jakości. Wierzę, że to dopiero początek, a przed nami jeszcze wiele udanych dni, a także moc cennych inicjatyw – dodał Jarosław Mroczek, Prezes Zarządu Pogoni Szczecin. – Współpraca będzie polegać na łączeniu biznesu sportowego z mo-
toryzacyjnym. Obie strony posiadają wiele kontaktów, którymi możemy się dzielić, więc traktuję to jako kolejny element całości naszych działań. Z całą pewnością będziemy łączyć nasze wspólne interesy, aby tworzyć interesujące, cenne inicjatywy i projekty – zakończył Michał Kozłowski.
Toyota Kozłowski
Autoryzowany Salon i Serwis Struga 17, Szczecin Mieszka I 25b, Szczecin 3 Maja 27b, Nowogard
www.toyotaszczecin.pl
MAGAZYN
25
Debiut:
LEXUS ES
Model ES to kolejna nowość w gamie marki Lexus w Europie. Mieliśmy niewątpliwą przyjemność być na premierze tego samochodu w Lexus Szczecin Kozłowski. To już siódme wcielenie tej najpopularniejszej limuzyny Lexusa na świecie. Przestronność wnętrza i komfort łączy najnowocześniejsze rozwiązania z dziedziny bezpieczeństwa z niepowtarzalną jakością wykonania.
26
MAGAZYN
Nowy ES zbudowany jest na całkowicie nowej platformie Global Architecture–K (GA-K). Nowy luksusowy sedan średniej wielkości wyróżnia się sylwetką wyraźnie nachyloną do dołu, o dynamicznym, a zarazem opływowym kształcie. Tył nadwozia
jest zaprojektowany minimalistycznie i ostro ścięty, a lampy LED zachodzą na boki pojazdu, zapewniając stylistyczną ciągłość niezależnie od kąta, pod jakim patrzymy na samochód. Paleta kolorów obejmuje 12 pozycji, w tym nowe odcienie beżu
LEXUS ES
i zieleni. Tworząc projekt wizualny i kreując wrażenia, jakich dostarcza samochód swoim użytkownikom, Yasuo Kajino, naczelny projektant modelu ES, wraz ze swoim zespołem, za punkt wyjścia przyjął koncepcję stylistyki wnętrza znaną jako Lexus Future Interior. Jej istotą jest połączenie kokpitu zwróconego do kierowcy z dużą, wygodną przestrzenią dla pasażera siedzącego z przodu. Nawigacja ma wyświetlacz multimedialny o przekątnej 12,3 cala oraz interfejs dotykowy Remote Touch drugiej generacji. ES 300h – który po-
motoryzacja
jawi się salonach w grudniu 2018 – jest wyposażony w nowy, samoładujący się napęd hybrydowy czwartej generacji, który charakteryzuje się wyjątkowo niskim zużyciem paliwa, błyskawiczną reakcją na naciśnięcie pedału przyspieszenia i minimalnym poziomem emisji, zwłaszcza jak na tej wielkości luksusowego sedana.
Lexus Szczecin
Szczecin, Mieszka I 25 Telefon +48 91 433 35 88
MAGAZYN
27
Debiut
na niemieckim rynku Spółka Sun & Snow działająca na polskim rynku wynajmu oraz sprzedaży apartamentów wypoczynkowych otwiera pierwsze zagraniczne biuro. Klienci z Niemiec będą mogli skorzystać zarówno z oferty wynajmu apartamentów w Polsce, jak i ich inwestycyjnego zakupu. 28
MAGAZYN
SUN & SNOW
Niemiecki oddział Sun & Snow powstaje zaledwie 10 km od Świnoujścia, w miejscowości Bansin. Wraz z Ahlbeckiem oraz Heringsdorfem tworzy nadmorską aglomerację miejską, słynącą z ekskluzywnych kurortów oraz uzdrowisk. W pobliżu miasta znajduje się lotnisko, które niebawem będzie obsługiwać loty do Polski.
Naturalny krok – Niemieccy turyści od lat korzystają z usług Sun & Snow, dlatego wejście na ten rynek jest dla nas naturalnym krokiem – mówi Marcin Dumania,
prezes zarządu spółki. – Stworzymy klientom nie tylko możliwości wypoczywania, ale również inwestowania w nieruchomości w Polsce – dodaje. Docelowo Sun & Snow zbuduje także bazę najlepszych niemieckich apartamentów do wynajęcia, w których będą mogli wypoczywać goście z Polski i zagranicy.
W czołówce – Wejście na rynek niemiecki zbiega się w czasie z 10. rocznicą działalności Sun & Snow. Jest to przełomowy dla nas rok oraz kluczowy moment w rozwoju firmy – mówi Marcin Dumania. Spółka w niedalekiej przyszłości planuje ekspansję na kolejne zagraniczne rynki. Polska jest atrakcyjnym celem turystycznym dla gości z całego świata. W 2014 roku znaleźliśmy się na 10. miejscu w rankingu Magazynu PAP
nieruchomości
najchętniej odwiedzanych miejsc w Europie, wyprzedzając Czechy, Węgry, a nawet Słowację. Według statystyk „Gazety Wyborczej” z 2016 roku nasz kraj odwiedzany jest najczęściej właśnie przez Niemców. Wyspa Uznam, na której znajduje się miasto Bansin, słynie z najlepszych kurortów, hoteli, uzdrowisk oraz szerokiej gamy rodzinnych atrakcji. Sun & Snow będzie pierwszą firmą w tej części Niemiec oferującą wynajmem apartamentów wypoczynkowych w Polsce.
SUN & SNOW Seestr. 16 17429 Bansin
anna.rogowska@sunandsnow.pl
MAGAZYN
29
wydarzenia
SAIL ŚWINOUJŚCIE 2018
Cynowy Sail
FOTO KRZYSZTOF SZYMAŃSKI
Sail Świnoujście jest już z nami od dekady i rokrocznie zabiera nas do wspaniałego świata morskiej przygody. Jak na żywotnego dziesięciolatka przystało, jest pełen energii i ciekawości świata, czym podzieli się z nami już wkrótce.
To będzie wyjątkowa edycja, w końcu dziesiąty – czyli cynowy w rocznicowej nomenklaturze – jubileusz zobowiązuje.
sobie w ogóle wyobrazić, prawda? Nie inaczej będzie tutaj. Na gości imprezy czekać będzie wspaniały, imponującego formatu tort urodzinowy.
Rozpocznie ją parada uliczna, w której udział wezmą żeglarze, członkowie załóg poszczególnych żaglowców, a także mieszkańcy miasta i turyści. Jednym słowem, to parada dla każdego. Wiemy skądinąd, że Sail ma wielu entuzjastów, spodziewać się więc można prawdziwie gwarnej parady.
Ponadto wszystko to, do czego zdążyliśmy się już przyzwyczaić – wszak każda odsłona Sail Świnoujście pełna była wydarzeń i atrakcji. Kulinaria, muzyka, rękodzieło, wesołe miasteczko, program animacyjny dla dzieci: między innymi Morskie Centrum Nauki im. prof. Jerzego Stelmacha, Sail Street ART, Splash of Colors czy aktywności – Bieg Pirata i Morski Turniej Nordic Walking. To tylko mała
Czy ktoś był na urodzinach, na których nie podano tortu?! Trudno to 30
MAGAZYN
garść, po więcej zapraszamy na jubileuszową edycję Sail Świnoujście, w dniach 17 – 19 sierpnia 2018 r.!
Bilety na rejsy do nabycia na stronie: www.sail-swinoujscie.pl (zakładka: KUP BILET)
2011
Historia Sail Świnoujście FOTO B. WUTKE
FOTO B. WUTKE
FOTO M. KUBAS
FOTO A. DWULATEK
FOTO P. WOTA
FOTO P. PORĘBIAK
FOTO A. SKROBOWSKA
FOTO A. SKROBOWSKA
FOTO A. SKROBOWSKA
FOTO A. SKROBOWSKA
FOTO A. SKROBOWSKA
FOTO A. SKROBOWSKA
FOTO A. SKROBOWSKA
FOTO A. SKROBOWSKA
FOTO R. IGNACIUK
FOTO R. IGNACIUK
FOTO R. IGNACIUK
FOTO K. KURZĄTKOWSKA
FOTO K. KURZĄTKOWSKA
FOTO K. KURZĄTKOWSKA
2017
2016
2015
2014
2013
2012
FOTO B. WUTKE
MAGAZYN
31
Poczuć bluesa,
poczuć szanty!
W krótkim okresie między festiwalami, w Muszli Koncertowej proponujemy kilka ciekawych koncertów. Będzie blues, będzie muzyka świata, będzie też skoczny groove i funky. Muzycznie 9 sierpnia usłyszymy zespół Chilli Crew, po którym możemy spodziewać się wszystkiego. Muzykom, którzy wcześniej współpracowali z Bednarkiem, Percivalem czy Gagą Zielonymi Żabkami, nie obce są muzyczne wolty i przekładańce. Mogą sobie na to pozwolić, jeżeli w ich gronie jest Martyna Baranowska, której głos bliższy jest afroamerykańskim chórom niż dziewczynie ze Świdnicy. Hipnotyzujący wokal w połączeniu ze skoczną muzyką. Kiedy Two Timer wydali swoją pierwszą płytę, krytycy nie mieli wątpliwo32
MAGAZYN
ści - blues na grungowych sterydach to nowa jakość na polskiej scenie. Mocne brzmienia gitary i przesterowanej harmonijki ustnej. Do tego przejmujący wokal. Mieszanka, która doskonale sprawdza się nie tylko w granicach Polski. Zespół dwukrotnie reprezentował nasz kraj na międzynarodowym festiwalu bluesowym w Memphis, kolebce tego gatunku. Obecnie promują trzeci studyjny album. W Świnoujściu wystąpią 11 sierpnia. Kapela Timingeriu
W jeszcze innych klimatach, 13 sierpnia, zaprezentuje się nam Kapela Timingeriu z Wrocławia. To rodzinny zespół powstały z potrzeby doświadczania muzyki, jako sytuacji w konkretnym miejscu, czasie i kontekście. Muzykowanie jest dla zespołu pretekstem do spotkania, sytuacją żywą i otwartą. Grają i śpiewają żywiołową, prowokującą do tańca interpretację muzyki cygańskiej, bałkańskiej i żydowskiej, tworząc nieskrępowaną atmosferę spotkania i zabawy. Wszystkie koncerty w Muszli Koncertowej o godz. 19.00. FOTO PIOTR SPIGIEL
Chilli Crew
FOTO PAWEŁ SKARBEK
Kulturalny sierpień to przede wszystkim Grechuta Festival Świnoujście, o którym możecie przeczytać na stronach 34–45, ponadto czekają nas jeszcze inne festiwale i wydarzenia. Sail Świnoujście, Pływający Festiwal Piosenki Morskiej „Wiatrak” oraz FAMA. Oprócz tego pojedyncze koncerty i spektakle w Muszli Koncertowej i Amfiteatrze. Przejdźmy do szczegółów.
LATO W MIEŚCIE
wydarzenia
XXXIV Pływający Festiwal Piosenki Morskiej „Wiatrak 2018” PIĄTEK 17.08
Kabaret K2
Wesoły Amfiteatr 10 sierpnia III Bałtycka Noc Kabaretowa z udziałem Kabaretu Skeczów Męczących, Kabaretu Moralnego Niepokoju, Kabaretu Nowaki, Kabaretu K2 i Igora Kwiatkowskiego w solowym wydaniu. Początek o godz. 20.00. Bilety w cenie 60, 70, 80 i 90 zł do nabycia w kasach MDK oraz na stronach kupbilecik.pl oraz kulturairozrywka.pl. Trudno opisać galimatias, jaki panuje w pewnej francuskiej rodzinie. Stosy tajemnic, byłe żony, byli mężowie, adoratorzy. Ciężko się w tym połapać, ale jednego można być pewnym – będzie śmiesznie. Komedia Kochanie, wróciłem w gwiazdorskiej obsadzie: Maria Pakulnis, Marta Wierzbicka, Katarzyna Ankudowicz, Jan Jankowski, Grzegorz Pawlak, Marcin Troński, Wojciech Wysocki, Bartosz Obuchowicz. 12 sierpnia, godz. 20.30. Bilety – 30 zł – do nabycia w kasach MDK oraz na stronach kupbilecik.pl i kulturairozrywka.pl
godz. 14.00 Prezentacje w ramach Ogólnopolskiego Konkursu Piosenki Morskiej dla dzieci do lat 16 „Wiatraczek 2018” godz. 17.00 Ogłoszenie wyników „Wiatraczka” i koncert Laureatów godz. 18.00 Koncert zespołu MY Z PORTU godz. 19.00 Koncert Orkiestry Wojskowej Świnoujście godz. 20.00 Koncert WIATRAK! Ludzie kochane! – Jurek Porębski i Przyjaciele: Stare Dzwony, Klang, Mirek Kowalewski, The Nierobbers, Formacja, Ringabulina
SOBOTA 18.08
godz. 17.30 Koncert zespołu MY Z PORTU godz. 18.30 Koncert zespołu Flash Creep godz. 19.30 Koncert zespołu Formacja godz. 20.30 Koncert zespołu Klang godz. 22.00 Koncert zespołu Stary Szmugler
NIEDZIELA 19.08
godz. 16.00 Koncert zespołów Malwy i Fale godz. 17.00 Koncert zespołu Keja godz. 18.00 Koncert zespołu Chwaty Pływająco 17 sierpnia rozpoczyna się największa morska impreza na wyspach. Sail Świnoujście (o którym na poprzedniej stronie) oraz Pływający Festiwal Piosenki Morskiej „Wiatrak” (o którym poniżej).
zapowiedzi programowe wyglądają obiecująco. Warto dodać, że jednym z jurorów jest w tym roku nasz redaktor naczelny, Michał Taciak. Wydarzenie rozpoczyna się 16 sierpnia, a na koncert finałowy zapraszamy 26 sierpnia.
Żeby nie przedłużać – scena na Wybrzeżu Władysława IV gościć będzie najlepsze zespoły szantowe z całej Polski. Nie zabraknie też konkursu dla młodych talentów. Już w tej chwili MDK otrzymał kilkanaście zgłoszeń z całego kraju. Organizatorzy spodziewają się, że do końca terminu zgłoszeń (początek sierpnia) będzie rekordowa liczba chętnych! Sponsorem Głównym Festiwalu jest Zarząd Morskich Portów Szczecin i Świnoujście. To jeszcze nie koniec festiwali, bowiem swój czas ma także brać studencka. W tym roku już po raz 48. FAMA zawładnie ulicami Świnoujścia i potrwa tylko 10 dni, zamiast tradycyjnych dwóch tygodni. Wstępne
MAGAZYN
33
Korowód sztuk
Grechuta Festival Świnoujście to na mapie polskich festiwali jeszcze osesek. Odbywa się dopiero od 2015 ROKU. Szybko zyskał uznanie środowiska artystycznego i przede wszystkim – publiczności. Ci pierwsi zgłaszają się już do udziału sami, a ci drudzy z wielomiesięcznym wyprzedzeniem pytają o program i rezerwują wolny czas oraz noclegi na okres festiwalu. Marek Grechuta był artystą wszechstronnym. Był nie tylko wokalistą, autorem tekstów, kompozytorem, ale także aktorem, poetą, malarzem, a z wykształcenia architektem. Zatem festiwal Jego imienia musi mieć charakter interdyscyplinarny, a przy tym stanowi wyjątkowy znak pamięci o Nim. W programie sześciodniowej imprezy, obok wystaw, projekcji filmowych, animacji dla najmłodszych oraz spotkań, królować będzie muzyka. W oryginalnym repertuarze przedsięwzięcia odnaleźć można najświeższe projekty artystyczne, przeplatane ze swoistym kalejdoskopem przeszłości, nawiązującym formą, charakterem czy atmosferą do poetyki twórczości Marka Grechuty. Do naszego miasta już po raz czwarty zjedzie czołówka polskich artystów.
Znani dziś
Lista tych, którzy dotychczas zaprezentowali się w Świnoujściu, jest imponująca. To czołówka polskiej sceny muzycznej i nie tylko. By poznać skalę i charakter przedsięwzięcia wystarczy podać te nazwiska i nazwy: Maryla Rodowicz, Edyta Geppert, Halina Kunicka, Krystyna Janda, Grażyna Szapołowska, Alicja Majewska, Marek Piekarczyk, Kuba Badach, Kroke, Morion Trio, Anawa, Jan Kanty Pawluśkiewicz, Włodzimierz Korcz, Piotr Machalica, Stanisław Sojka, Beata Rybotycka, Piwnica pod Baranami, Olga Bończyk, Joanna Kulig, Krzysztof Jasiński, Teatr Stu, Teatr KTO, Teatr Woskresinnia, Grzegorz Turnau, „Czarny Kot Rudy”, Hanna Śleszyńska i wielu innych. W tym roku do tego imponującego zestawienia dołączą kolejni wielcy estrady, między innymi Magda Umer, Jaromir Nohavica, Artur Andrus, Maciej i Mateusz Damięccy, Ania Dąbrowska, Stare Dobre Małżeństwo, Skaldowie, Dorota Miśkiewicz, Edyta Jungowska, Jackpot, Andrzej Sikorowski, Nula Stankiewicz, Janusz Strobel oraz zespół artystyczny Teatru Muzycznego Roma w Warszawie.
Znani jutro
Jest tu też miejsce dla tych, którzy swoją karierę dopiero rozpoczynają. Po kilku latach przerwy do Świnoujścia wraca, organizowany wcześniej w Krakowie, prestiżowy Konkurs na interpretację piosenki Marka Grechuty. To kolejne nawiązanie do kariery patrona festiwalu, który debiutował w 1968 roku właśnie w Świnoujściu, na Festiwalu Artystycznym Młodzieży Akademickiej FAMA. Serdecznie Państwa zapraszam Dyrektor Festiwalu Leon Ryszard Kowalski
34
MAGAZYN
Szranki grechutowe Konkurs na interpretację utworów Grechuty po raz pierwszy odbył się w 2008 roku w Krakowie. Towarzyszył tamtejszemu festiwalowi Jego imienia. Od pierwszej edycji uznawany był za niezwykle prestiżowy, a z uwagi na charakter twórczości także jako arcywymagający. Przedsięwzięcie było kontynuowane przez kolejne lata, aż do 2014 roku. W jury, obok Danuty Grechuty – największej znawczyni twórczości artysty, zasiadali między innymi: Jan Kanty Pawluśkiewicz, Renata Przemyk, Leszek Aleksander Moczulski, Grzegorz Turnau, Andrzej Zieliński z zespołu Skaldowie, Zygmunt Konieczny, Zygmunt Konieczny. Laureatami byli artyści, którzy dziś świetnie radzą sobie na muzycznym rynku, co potwierdza także obecność znakomitej większości na poprzednich wydaniach świnoujskiego Festiwalu – Łukasz Jemioła, Zespół Black Jack, Ada Bujak oraz zespół Aire Andaluz, Tomasz Steńczyk, Karolina Leszko czy zespół Dzień Dobry. Ósma edycja reaktywowanego Konkursu to wyjątkowy sprawdzian dla zdolnych wokalistów. Regulamin konkursu zakłada udział wyłącznie solistów, z towarzyszeniem akompaniatora lub z podkładem muzycznym. Otwarte dla publiczności przesłuchania konkurso-
FOTO BARTEK WUTKE
Świnoujski epizod w twórczości Marka Grechuty, czyli sukcesy na FAMIE, zobowiązuje organizatorów do powrotu do konkursowego charakteru festiwalu. Imprezie ponownie towarzyszyć będzie konkurs na interpretację piosenek Marka Grechuty. Do pierwszego etapu Konkursu zgłosiło się blisko 50 osób. Najlepsi z nich wystąpią podczas Festiwalu. Organizatorem Konkursu jest Miasto Świnoujście we współpracy z Fundacją „Korowód” im. Marka Grechuty w Krakowie.
we odbędą się 31 lipca 2018 roku w Sali Teatralnej Miejskiego Domu Kultury w Świnoujściu. Komisja spośród 46 otrzymanych zgłoszeń, wyłoniła szczęśliwą trzynastkę, którą usłyszymy w Świnoujściu: Marika Bocewicz, Beata Buszta, Jakub Cwill, Katarzyna Dominiak, Piotr Domiński, Krzysztof Drynda, Kamil Franczak, Agata Gałach, Emma Herdzik, Daria Korowajczyk, Anna Potyrała-Listwon, Agata Świętoń, Julita Zielińska.
Najlepsi wystąpią podczas „Markowej Gali”. Pula nagród wynosi 15 000 złotych. Najlepszych oceni profesjonale jury, w którym zasiądą: Danuta Grechuta, dziennikarze muzyczni Teresa Drozda i Paweł Sztompke, aktorka i piosenkarka Marta Honzatko, kompozytor, członek zespołu ANAWA Paweł Piątek, oraz animator kultury, prezes Fundacji Korowód im. Marka Grechuty Jakub Baran. W drugiej części koncertu, w charakterze gościa specjalnego, wystąpi Ania Dąbrowska.
MAGAZYN
35
FOTO MACIEJ KŁOŚ
Gdzie Rzym (!), a gdzie Krym? Gdzie Grechuta, a gdzie musical? Okazuje się, że to ostatnie zestawienie zgrzytać może jedynie z pozoru. Otóż nikt inny jak właśnie Marek Grechuta współtworzył muzykę do uchodzącej za pierwszy polski musical Szalonej lokomotywy, na podstawie tekstów Witkacego. Tam mieliśmy Marylę Rodowicz, Jerzego Stuhra czy Halinę Wyrodek. Tutaj – w niczym im nie ustępujących artystów z Teatru Muzycznego Roma. Koty, Miss Saigon, Mamma mia!, Deszczowa piosenka, Chicago, Król Lew, Jesus Christ Superstar… Któż z nas nie zna tych tytułów? Pewnie nie ma takiego. A jeśli się znajdzie, będzie miał niebywałą okazję tę nieznajomość nadrobić. Crème de la crème światowego musicalu u nas!
FOTO RAFAEL DOMINIK
Musicalowe the best of
Mistrzyni nucenia
Na hasła „piosenka literacka” czy „piosenka poetycka” w mig przychodzi do głowy kilka nazwisk. Umer to jedno z tych najznamienitszych. Pieśniarka, aktorka, reżyserka, scenarzystka. A do tego podwójna laureatka świnoujskiej FAMY. Powiedziała kiedyś: Chyba wszyscy piosenkarze i piosenkarki śpiewają lepiej ode mnie, w sensie technicznym. I to, że ludzie chcą słuchać tego, co mam im do zanucenia, bo nawet nie zaśpiewania, jest czymś niezwykłym. Każdy wielbiciel dobrej i mądrej piosenki przyzna jednak, że owo „nucenie” samo w sobie jest niezwykłe. Zwłaszcza że zawsze jest to nucenie o czymś. Jedna z jej płyt nosi tytuł Wciąż się na coś czeka. To prawda. A my już czekamy na jej koncert.
bratanki
FOTO MARTIN HOMOLA
Trzy
FOTO MARCIN KEMPSKI
FOTO ADAM GOLEC
„Bard” – poeta, piewca, wieszcz; celtycki nadworny pieśniarz. Tyle słownikowa definicja. Ci trzej panowie to wybitni kontynuatorzy tej pięknej tradycji. Jaromir Nohavica, Andrzej Sikorowski, Artur Andrus na jednej scenie i to w tym samym czasie! Gdyby piosenek słuchał świat brzmi tytuł koncertu. Aż wierzyć się nie chce, że nie słucha… Tym bardziej że wokół tyle potwierdzeń. Ot, choćby Nohavica tygodniami utrzymujący się na szczycie LP3. Lub ogromna popularność śpiewającego Andrusa. Czy niesłabnący status kultowości Sikorowskiego i jego zespołu Pod Budą. I jedno jest pewne. Świnoujście ich piosenek posłucha z przyjemnością.
Cóż z tego, że nie wygrała „Idola”, skoro klasy, kariery i konsekwencji z pewnością zazdrości jej niejeden zwycięzca programów typu talent show? Ania Dąbrowska to jedna z najważniejszych rodzimych wokalistek. Od piętnastu lat nagrywa świetne płyty, a ostatnia to The Best Of, kompilacja jej największych przebojów. Posłuchamy ich i my, w drugiej części Markowej Gali. Wcześniej – wielkie i wyczekiwane zamknięcie konkursu na interpretację piosenek Marka Grechuty. Trudno rzecz jasna zapowiedzieć tutaj wykonawców, gdyż konkurs, a tym samym laureaci, dopiero przed nami. Z całą pewnością możemy jednak stwierdzić, że będzie to wspaniały koncert. Wszak takie są właśnie piosenki Grechuty.
MAGAZYN
37
Prawie koralowe gody Historia tego małżeństwa sięga roku 1984, a więc już niebawem koralowy jubileusz. Wierzyć się nie chce, ale Stare Dobre Małżeństwo z wiekiem jest jeszcze lepsze! To prawdziwa legenda polskiej ballady, przybywający do nas wprost Krainy Łagodności, w której korzenie zapuścili już ponad trzy dekady temu i ani myślą jej opuszczać. Krzysztof Myszkowski, Roman Ziobro i Maciej Knap wydali chwilę temu płytę Blizny czasu, kolejną poruszającą i intymną opowieść Myszkowskiego, lidera grupy. Kolejną, gdyż od zawsze SDM raczy nas takim „sercopisaniem” – a ów neologizm stanowi tytuł albumu zespołu z początku lat dziewięćdziesiątych.
„Cały w skowronkach”, czyli zachwycony, promienny, beztroski, słoneczny, rozweselony i tak dalej, i tak dalej. Synonimy można mnożyć bez końca. Tacy właśnie będziemy tego wieczoru, podczas koncertu finałowego Cała jesteś w skowronkach. Wszyscy pamiętamy tę piosenkę z tekstem Leszka Andrzeja Moczulskiego, głównego bohatera tego wydarzenia. Zmarły kilka miesięcy temu, wybitny autor pisał dla Niemena, Zauchy, Grechuty czy Skaldów. Dziś zaśpiewają je między innymi Dorota Miśkiewicz, Edyta Jungowska, Marek Bałata czy Krzysztof Tyniec. A o oprawę muzyczną zadba nie byle kto, bo Skaldowie, Anawa czy Dżamble. To będzie wieczór pełen zachwytów, nie ma co do tego żadnych wątpliwości.
38
MAGAZYN
FOTO MAREK LASYK
Wieczór zachwytów
Tu dla odmiany przekaz jest bardzo jasny: Nie dokazuj, Miły, nie dokazuj, czyli historie miłosne Honzatko. Marty Honzatko. Marek Grechuta, Agnieszka Osiecka, Grzegorz Turnau, Wojciech Młynarski, Marian Hemar, Jan Wołek czy nawet… Kazik Staszewski. Co ich łączy? Poza niekwestionowanym talentem – osoba wokalistki, która nowatorsko zinterpretuje dla nas nieśmiertelne songi wyżej wymienionych. Będzie energetycznie, melancholijnie, lirycznie, zabawnie, sentymentalnie. Będzie różnorako, bo taka właśnie jest Marta Honzatko. Wraz z nią na scenie zobaczymy Michała Rorata, Agatę Półtorak i Macieja Półtoraka.
Jak na koncert z piosenkami Agnieszki Osieckiej, to wyjątkowo przewrotny tytuł: Byle nie o miłości. A przecież poetka pisała głównie o miłości… Osiecka to jedna z najważniejszych postaci dla polskiej piosenki. Piosenki przez największe „P”, jakie można sobie wyobrazić. Takie słowa to już wyświechtany banał. Za to na pewno niebanalnie będzie podczas koncertu Nuli Stankiewicz, której towarzyszyć będą tuzy naszego jazzu – Strobel, Konrad, Pańta, Mielczarek. I choć Osieckiej nie ma już wśród nas od ponad dwóch dekad, będzie tego wieczoru wyjątkowo silnie obecna. Nie tylko w swoich piosenkach. Ale nic więcej na ten temat nie dodamy, niech pozostanie to niespodzianką… Pewne jest natomiast, że tak zupełnie bez miłości się nie obędzie…
FOTO EWA PŁONKA
FOTO KATARZYNA WARNO
Osiecka jazzowa
MAGAZYN
39
FOTO JAROSŁAW GASZYŃSKI FOTO MAREK RYCKO
Jackpot, czyli Katarzyna Buja i Maciej Kazuba – tandem w życiu i muzyce – występuje z rozmaitymi składami. U nas zaprezentuje się z orkiestrą oraz jako kwintet. Jackpot ma na koncie finał Must Be The Music i dwie płyty. Historie wielkiej wagi ukazały się w 2015 roku i zawierały piosenki wybitnych „tekściarzy”, między innymi Agnieszki Osieckiej, Jeremiego Przybory i Jonasza Kofty. Rok później artyści opowiedzieli słuchaczom Historie lekkiej wagi, na które teksty napisała Kasia. Sam tytuł skromny niepotrzebnie. Jackpot & Floating Orchestra imponuje instrumentarium – gitara, piano, puzony, klarnet, saksofony, trąbki, kontrabas, perkusja. I naturalnie głos. Koncert nazywa się Już nie zapomnisz mnie. Zapewne, gdyż to nieśmiertelne utwory z cudownych lat 20., przeplatane naszym patronem, Markiem Grechutą.
40
MAGAZYN
Jackpot Kwintet – na wokal, gitarę, piano lub akordeon, kontrabas i perkusję – spróbuje Ocalić od zapomnienia wspaniałe utwory Hanny Banaszak, Ewy Bem, Krystyny Prońko, Andrzeja
Zauchy czy Seweryna Krajewskiego. Jak powszechnie wiadomo, są to utwory doskonałe i niejako ocalają się same. Ale w wykonaniu tego kwintetu zapamiętamy je jeszcze bardziej.
Teresa Drozda. Głos pewnie bardziej znany niż samo nazwisko, od ponad ćwierćwiecza snujący swoje fantastyczne, radiowe opowieści o polskiej piosence. Nie tylko polska muzyka jest wielką miłością dziennikarki. Gdy tylko usłyszała Jaromira Nohavicę, zakochała się w muzyce naszych południowych sąsiadów. Fascynacją tą podzieli się z nami w gawędzie pod tytułem Polskie ślady w czeskiej piosence. Będzie między innymi o Karelu Krylu śpiewającym
w naszym języku czy o czeskim zespole Tara Fulki, który od blisko dwóch dekad śpiewa… wyłącznie polskie piosenki. Bohaterem innej gawędy Teresy Drozdy będzie jeden z najwybitniejszych poetów piosenki, Jonasz Kofta. Jej portret, Pamiętajcie o ogrodach, Truskawki w Milanówku czy Samba przed rozstaniem – każdy szanujący się entuzjasta kultury popularnej zna te utwory. Ale czy w powszechnej świadomości znajduje się także ich autor?
Nie ma złych okoliczności do obcowania z dobrym kinem. Rzecz w tym, że niektóre są po prostu lepsze. Na przykład – plener. Kino pod chmurką, do tego widziane z arcywygodnej pozycji, jaką zapewnia leżak. Plus trzy świetne filmy, znakomici reżyserzy, wybitni aktorzy, nieważkie historie. Ostatnia rodzina to najświeższy z prezentowanych tutaj obrazów, a jednocześnie najbardziej nagradzany. Filmowa opowieść o losach rodziny Beksińskich – malarza Zdzisława, jego żony Zofii oraz syna Tomasza, dziennikarza muzycznego – przeraża swym tragicznym rysem, ale i zachwyca aktorstwem (Andrzej Seweryn, Aleksandra Konieczna i Dawid Ogrodnik). Powidoki Andrzeja Wajdy to kolejny portret wielkiego malarza, Władysława Strzemińskiego (wspaniały Bogusław Linda), ikony polskiej awangardy. Mając do wyboru wierność sobie i wierność ówczesnemu systemowi, wybrał siebie. Czy tym samym wygrał siebie? Trzeci film spod chmurki to Ekscentrycy Janusza Majewskiego. Historia miłosna z jazzem i swingiem w tle i plejadą gwiazd w obsadzie – obok Macieja Stuhra zobaczymy między innymi Annę Dymną, Wojciecha Pszoniaka, Natalię Rybicką, Sonię Bohosiewicz czy Mariana Dziędziela.
MAGAZYN
41
Zdzisław Beksiński i Jacek Sroka. Te dwa nazwiska mają przypomnieć, że Marek Grechuta był nie tylko muzykiem, a sztuki plastyczne były mu nieobce. „Beksiński inaczej”, można stwierdzić, gdyż nie będzie to zwyczajna wystawa jego prac. To będzie przez owe prace niezwyczajna podróż. Doświadczenie immersyjne, pozwalające bez reszty zatopić się w świecie obrazów artysty. A że obrazy są mocne, to i takiego doświadczenia należy się spodziewać. De Profundis – Beksiński VR to osiem minut z pogranicza jawy i snu, towarzyszące wystawie obrazów z kolekcji szczecińskiego Muzeum Narodowego. Znajdą się tu dzieła między innymi Zdzisława Beksińskiego, Andrzeja Rocławskiego, Ryszarda Kiełtyki, Mariana Kępińskiego, Zenona Bindaka, Wojciecha Zielińskiego oraz Henryka Wańka. Kuratorem ekspozycji jest Lech
42
MAGAZYN
Karwowski, dyrektor Muzeum Narodowego w Szczecinie. Andrzej Pawełczyk z Galerii ms44 pisze: Narracja Sroki to przenicowana rzeczywistość, ukazująca, że złożoność współczesnego świata składa się z losów i dramatów zwykłych ludzi. Taka sztuka
nie przemija (…), ponieważ niesie w sobie uniwersalną opowieść o człowieku. Co wyczytamy z tej opowieści? Jak się w niej rozpoznamy i czy spodoba się nam to, co zobaczymy? Wystawa Ciało sztuki Jacka Sroki na te pytania odpowie lub przynajmniej odpowiedzieć spróbuje.
Wcale nie mniej
FOTO KRZYSZTOF SERAFIN
A gdzie w tym wszystkim najmłodsi? – można byłoby spytać po lekturze poprzednich stron. Otóż, proponujemy oczywiście także coś dla nich. W najlepszym wydaniu! Poezja dla dzieci… Niby mniej poważna, mniej znacząca, mniej wymagająca, a jednak parali się nią najwięksi, by wymienić Jana Brzechwę, Juliana Tuwima, Wandę Chotomską czy Jerzego Kerna. Z twórczością tychże zetkną się najmłodsi, a i ci starsi zapewne z chęcią, w cyklu spotkań Wiersze na wyspach. Czytać je będą znakomitości scen polskich – Edyta Jungowska, Zofia Zborowska, Maciej i Mateusz Damięccy oraz Krzysztof Tyniec. Będzie o zwierzętach, podróżach, zabawie i dobrych manierach, a warsztaty tematyczne poprowadzi ceniona animatorka Anna Musialik.
MAGAZYN
43
29.07 (niedziela) 17.00 Wernisaż De profundis – Beksiński VR oraz oraz otwarcie wystawy „Magia Światów. Pejzaże fantastyczne” z kolekcji Muzeum Narodowego w Szczecinie. Galeria ART | wstęp wolny 18.00 Już nie zapomnisz mnie | koncert Jackpot & Floating Orchestra. Kasia Buja-Kazuba – wokal, Maciej Kazuba – gitara, Krzysztof Baranowski – piano, Paulina Wysocka-Świeboda – puzon, Piotr Rutkowski – puzon, Dawid Głogowski – trąbka, Tomasz Dąbrowski – trąbka, Maciej Marcinkowski – saksofon / klarnet, Maciej Strycharczyk – saksofon / klarnet, Janusz Kanapa Jędrzejewski – kontrabas, Jakub Fiszer – perkusja. Prowadzenie koncertu: Paweł Sztompke. Muszla Koncertowa | wstęp wolny 22.00 Kino na leżakach | Ostatnia rodzina Reż. Jan P. Matuszyński. Muszla Koncertowa | wstęp wolny
30.07 (poniedziałek) 12.00 Wiersze na Wyspach, czyli Kraina Poezji dla małych i dużych | Zwierzyniec z całego świata | Czyta: Mateusz Damięcki | Animacje: Ania Musialik. Muszla Koncertowa (w razie deszczu: Sala hotelu Radisson Blu Resort) | wstęp wolny 18.00 Wernisaż Ciało sztuki | Malarstwo Jacka Sroki. Galeria ms44 | wstęp wolny 19.00 Ocalić od zapomnienia | koncert Jackpot Quintet Kasia Buja-Kazuba – wokal, Maciej Kazuba – gitara, wokal oraz zespół: Krzysztof Baranowski – fortepian, akordeon, Ireneusz Budny – perkusja, Janusz Kanapa-Jędrzejewski – kontrabas. Muszla Koncertowa | wstęp wolny 20.30 Ale musicale! | Spektakl Teatru Muzycznego ROMA w Warszawie. Reż. Sebastian Gonciarz, kier. muz., dyrygent: Jakub Lubowicz, Orkiestra Teatru Muzycznego Roma, kier. prod. Alina Różankiewicz, opieka artystyczna: Wojciech Kępczyński. Wykonawcy: Malwina Kusior, Zofia Nowakowska, Marta Wiejak, Edyta Krzemień, Paulina Janczak, Janusz Kruciński, Jan Bzdawka, Paweł Podgórski, Paweł Kubat, Karol Osentowski, Przemek Zubowicz. Tancerze: Anna Andrzejewska, Pola Gonciarz, Zyta Bujacz, Anna Sasiadek, Klaudia Janicka, Agnieszka Zalas, Maciek Kuchta, Paweł Irmiński, Patryk Rybarski, Szymon Hawryszko, Jakub Jóźwiak, Jakub – Mefisto Pursa. Prowadzenie koncertu: Maria Szabłowska, Paweł Sztompke. Amfiteatr im. Marka Grechuty | bilety: 30 zł
44
MAGAZYN
22.00 Kino na leżakach | Powidoki | Reż. Andrzej Wajda. Muszla Koncertowa | wstęp wolny
31.07 (wtorek) 12.00 Wiersze na Wyspach, czyli Kraina Poezji dla małych i dużych | Literacki Łasuch | Czyta: Zofia Zborowska | Animacje: Ania Musialik. Muszla Koncertowa (w razie deszczu: Sala hotelu Radisson Blu Resort) | wstęp wolny 16.00 Polskie ślady w czeskiej piosence | Gawęda Teresy Drozdy. Sala Pomerania hotelu Radisson Blu Resort | wstęp wolny 18.00 Ogólnopolski Konkurs na interpretację piosenek Marka Grechuty: przesłuchania Finalistów. Sala teatralna Miejskiego Domu Kultury w Świnoujściu | wstęp wolny 20.30 Wciąż się na coś czeka | Koncert Magdy Umer Zespół w składzie: Wojciech Borkowski – fortepian, Paweł Stankiewicz – gitara, Bartłomiej Krauz – akordeon, Maciej Szczyciński – kontrabas, Piotr Maślanka – perkusja. Prowadzenie koncertu: Maria Szabłowska. Amfiteatr im. Marka Grechuty | bilety: 30 zł 22.00 Kino na leżakach | Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy | Reż. Janusz Majewski. Muszla Koncertowa | wstęp wolny
1.08 (środa) 12.00 Wiersze na Wyspach, czyli Kraina Poezji dla małych i dużych | W świecie dobrej zabawy i dobrych manier | Czyta: Maciej Damięcki | Animacje: Ania Musialik. Muszla Koncertowa (w razie deszczu: Sala hotelu Radisson Blu Resort) | wstęp wolny 16.00 Spotkanie autorskie z Magdą Umer Sala Pomerania hotelu Radisson Blu Resort | wstęp wolny 18.00 Więcej niż koncert | Byle nie o miłości Wykonawcy: Nula Stankiewicz – wokal oraz zespół: Janusz Strobel – gitara klasyczna, aranżacje, Paweł Pańta – kontrabas, Cezary Konrad – perkusja, Mariusz „Fazi” Mielczarek – saksofony, flet. Prowadzenie koncertu: Paweł Sztompke. Sala Teatralna Miejskiego Domu Kultury | wstęp wolny 20.30 Gdyby piosenek słuchał świat... | Koncert w wykonaniu Jaromira Nohavicy, Andrzeja Sikorowskiego i Artura Andrusa. Zespół w składzie: Robert Kuśmierski– akordeon, fortepian,
Jacek Królik – gitara, Wojciech Stec – fortepian, gitara, Łukasz Borowiecki – kontrabas, akordeon. Amfiteatr im. Marka Grechuty | bilety: 30 zł
2.08 (czwartek) 12.00 Wiersze na Wyspach, czyli Kraina Poezji dla małych i dużych | Podróż do Krainy Fantazji | Czyta: Edyta Jungowska | Animacje: Ania Musialik. Muszla Koncertowa (w razie deszczu: Sala hotelu Radisson Blu Resort) | wstęp wolny 16.00 Poeci Piosenki – Jonasz Kofta | Gawęda Teresy Drozdy z udziałem Nuli Stankiewicz i Janusza Strobla. Sala Pomerania hotelu Radisson Blu Resort | wstęp wolny 18.00 Nie dokazuj, miły nie dokazuj, czyli historie miłosne Honzatko. Wykonawcy: Marta Honzatko – wokal, Michał Rorat – fortepian, Agata Półtorak – skrzypce, Maciej Półtorak – instrumenty perkusyjne. Prowadzenie koncertu: Maria Szabłowska. Sala Teatralna Miejskiego Domu Kultury w Świnoujściu | wstęp wolny 20.30 MARKOWA GALA I część | Koncert Laureatów Ogólnopolskiego Konkursu na interpretację piosenek Marka Grechuty II część | The Best Of | Koncert Ani Dąbrowskiej Zespół w składzie: Ola Nowak, Dagmara Melosik, Martyna Melosik – chórek, Jacek Szafraniec – bas, Robert Cichy – gitary, Marcin Ułanowski – perkusja, Marcin Cichowski – klawisze, Marcin Gańko – saksofon, flet, Łukasz Korybalski – trąbka.
Prowadzenie konkursu: Paweł Sztompke. Amfiteatr im. Marka Grechuty | bilety: 30 zł
3.08 (piątek) 12.00 Wiersze na Wyspach, czyli Kraina Poezji dla małych i dużych | Podróże małe i duże | Czyta: Krzysztof Tyniec | Animacje: Ania Musialik. Muszla Koncertowa (w razie deszczu: Sala hotelu Radisson Blu Resort) | wstęp wolny 18.00 Koncert | Stare Dobre Małżeństwo Wykonawcy: Krzysztof Myszkowski - wokal, gitara, Roman Ziobro – bas, Maciej Knop – gitary, wokal. Prowadzenie koncertu: Maria Szabłowska. Sala Teatralna Miejskiego Domu Kultury | bilety: 20 zł 20.30 Koncert Finałowy | Cała jesteś w Skowronkach i inne przeboje Leszka Aleksandra Moczulskiego. Wykonawcy: Skaldowie wraz z Bella Cracovia Orchestra i chórkiem: Dorota Miśkiewicz, Stanisław Wenglorz, Edyta Jungowska, Marta Honzatko, Krzysztof Tyniec, Maciej Lipina. Dżamble: Marian Pawlik – gitara, Benedykt Radecki – perkusja, Kuba Płużek – fortepian, Marek Bałata – wokal. Chłopcy kontra Basia: Barbara Derlak – wokal, drumla, Marcin Nenko – kontrabas, Tomasz Waldowski – gitara, Mateusz Modrzejewski – perkusja. Anawa: Paweł Piątek – instrumenty klawiszowe, Tomasz Góra – skrzypce, Leszek Szczerba – saksofony, Józef Michalik – bas, Marek Olma – perkusja. Prowadzenie koncertu: Maria Szabłowska, Paweł Sztompke. Amfiteatr im. Marka Grechuty | bilety: 30 zł
Bilety: Kasa MDK, ul. Wojska Polskiego 1/1, pon.-pt. 8.00-15.00 | Galeria Art, ul. Wojska Polskiego 1/1 wt.-sob., 12.00-18.00 Kasa przy Muszli koncertowej – codziennie, 14.00-20.00 | Kasa przy Amfiteatrze, ul. Chopina 30, codziennie, 14.30-20.30 Internet: www.mdkswinoujscie.kupbilecik.pl | www.kulturairozrywka.pl
DRUKARNIA ON-LINE
OS-W „Delfin - Rybitwa”
MAGAZYN
45
Jak ten czas leci… Przed nami ostatni festiwalowy miesiąc. Co przyniesie nam sierpień? W programie koncertu kompozycje Ch.J. Stanleya, T. Dubois, L. Boellmanna, A. Korotkiny, E.Tr. Sarka i Anonimo.
10 sierpnia
Kseniya Pogorelaya
3 sierpnia Tego wieczoru zagra dla nas Kseniya Pogorelaya, absolwentka Konserwatorium Moskiewskiego w klasie fortepianu prof. Fyodorovej i organów prof. L.I. Roismana. Grę doskonaliła na kursach mistrzowskich prowadzonych przez wybitnych organistów. W latach 1983-88 była profesorem na wydziale fortepianu na Uniwersytecie Dalekowschodnim we Władywostoku. Od 1988 solistka w soborze Św. Zofii w Polotsku. W 1993 została laureatką Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Sakralnej „Magutny Bozha”. W 1996 zainicjowała i zorganizowała pierwszy na Białorusi Międzynarodowy Festiwal Organowy w Soborze Św. Zofii w Polotsku. W swym dorobku ma wiele nagrań dla białoruskiego radia i telewizji. Jest profesorem klasy fortepianu i organów w Białoruskiej Akademii Muzycznej. Wiele koncertuje, a w swoim repertuarze ma dawną muzykę francuską, barok francuski, angielski i niemiecki, romantyzm francuski i rosyjski oraz białoruską muzykę organową, zarówno dawną, jak i współczesną. W 2012 została odznaczona orderem Franciszka Skaryny.
46
MAGAZYN
W kolejny piątek, w Galerii Mistrzów, usłyszymy znanego już festiwalowej publiczności włoskiego organisty, kompozytora i dyrygenta - Ennio Cominettiego. Na koncie ma ponad tysiąc koncertów w najważniejszych katedrach i teatrach Europy, obu Ameryk, krajów wschodnich i Afryki. Nagrał wiele płyt, pisał artykuły dla włoskich i europejskich magazynów muzycznych, prowadził wykłady, klasy mistrzowskie, przewodniczył jury konkursów organowych. Kieruje orkiestrą kameralną Lombardo, zespołem instrumentalnym La Scala, zespołem wokalnym Soli Deo Gloria oraz chórem Lombardo, których repertuar jest niebywale szeroki: od opery, operetki, muzyki kameralnej i symfonicznej po madrygały, motety, oratoria po muzykę nowoczesną. Laureat Międzynarodowego Konkursu Kompozycji na organy w Magadino, w Szwajcarii. Komponuje również Ursula Grahm
Tomasz Adam Nowak
muzykę instrumentalną i chóralną. Jego kompozycje nagrywało wiele rozgłośni radiowych. Prowadzi klasę organów i chorału gregoriańskiego w Konserwatorium w Trapani. Jest też artystycznym kierownikiem w wydawnictwie EurArte. Cominetti zagra dla nas utwory J.S. Bacha, F. Mendelssohna-Bartholdyego, Ch.H. Rincka, M. Surzyńskiego oraz C. Francka.
17 sierpnia Na ten sierpniowy koncertowy piątek wielu miłośników muzyki organowej czeka z utęsknieniem, bo grać będzie organista wirtuoz i wybitny improwizator, opisywany już
ŚWINOUJSKIE WIECZORY ORGANOWE
Andrzej Chorosiński
kultura
kowie grupy prowadzą na co dzień ożywioną działalność duszpasterską, ewangelizacyjną, naukowo-dydaktyczną i artystyczną. Współpracują z wybitnymi pianistami, organistami i dyrygentami, prezentując muzyczne sacrum i profanum na festiwalach i koncertach w kraju i poza jego granicami. W programie koncertu finałowego usłyszymy kompozycje G.F. Haendla, F. Schuberta, L. Luzzci, M. Lorenca, G. Donizettiego, C.P.E. Bacha, A. Stradelli, A. Guilmanta, E. Moricone, G. Verdiego, H. Muleta i Ch. Gounoda.
na łamach „Wysp”, Tomasz Adam Nowak. W koncercie zatytułowanym Pięć wieków tańców organowych usłyszymy utwory Ch. Piroye’a, G.F. Haendla, J.S. Bacha, J. Haydna, L. Boëllmanna, S. Karg-Elerta, M. Dupré oraz improwizację samego Nowaka – Suita taneczna na podane tematy.
24 sierpnia W przedostatnim koncercie posłuchamy gry również doskonale nam znanej Ursuli Grahm ze Szwecji, której artystyczną biografię już prezentowaliśmy. Koncert zapowiada się wybornie, a wypełnią go utwory F. Zellbela, J. Pieterszoona Swellincka, C.P.E. Bacha, J.S. Bacha, O. Lindberga, T. Paciorkiewicza i Ch.M. Widora.
31 sierpnia
Servi Domini Cantores
I to niestety już finał, ale za to jaki! Na organach zagra „duchowy ojciec festiwalu”, prof. Andrzej Chorosiński, którego znają już wszyscy bywalcy Świnoujskich Wieczorów Organowych. Podczas koncertu, oprócz gry solowej, prof. Chorosiński będzie akompaniował trzem tenorom Servi Domini Cantores (Śpiewający Słudzy Pańscy). To grupa księży wokalistów, absolwentów wydziałów wokalno-aktorskich polskich akademii muzycznych. Należą do niej: jezuita Rafał Kobyliński, ksiądz Zdzisław Madej oraz ksiądz Paweł Sobierajski. Założona w roku 2004 grupa wokalna wykonuje szeroki repertuar: pieśni sakralne i arie oratoryjno-kantatowe różnych kompozytorów oraz arie operowe i pieśni ze światowego repertuaru. Człon-
Bilety dostępne w przedsprzedaży w kawiarni Sonata (vis-àvis kościoła) lub przy kościele przed koncertem. Towarzystwo Przyjaciół Świnoujścia – organizator festiwalu – serdecznie zaprasza w sierpniowe piątki o godz. 19.00, do kościoła pw. Chrystusa Króla. REKLAMA
kultura
TACIAK POLECA
Wielki spokój Są muzycy, o których mówi się (nie bez złośliwości zresztą), że nagrywają wciąż jedną i tę samą płytę. Może i racja, ale jakie to ma znaczenie, gdy jest to niezmiennie piękna płyta? Morcheeba zadebiutowała w cudownych dla muzyki latach 90. Momentalnie trafiła do szufladki z etykietą „trip hop”, choć dużo więcej w niej światła niż u reszty mrocznej, trip hopowej elity. Dwa lata po rewelacyjnym debiucie (Who Can You Trust? z 1996 roku) ówczesny tercet wydał nie mniej rewelacyjny Big Calm, a tytuł ten doskonale opisuje ich muzykę. Wielki spokój. Leniwa (co nie znaczy nudna), delikatna, rozmarzona, kołysząca, odprężająca, nawet – kojąca. Tak było ponad dwie dekady temu, tak jest i dziś, na Blaze Away. Niech więc zjadają ten swój ogon (jak to widzą niektórzy) bez końca. Byle z klasą, jak dotąd. Morcheeba, Blaze Away, Universal Music Polska
Marple z Krakowa Wybitnie wścibska, a przez to niezwykle skuteczna. Profesorowa Szczupaczyńska powraca, by stawić czoło zbrodni. A konkretnie, ją wyjaśnić, bo na to pierwsze już mocno za późno. Brytyjczycy mają Agathę Christie, my – Marylę Szymiczkową. Oni pannę Marple, my – profesorową Szczupaczyńską. Na tym zbieżności się kończą, gdyż Brytyjka od Polki dużo sympatyczniejsza, a Szymiczkowa… nie istnieje i nigdy nie istniała. Ów szczegół nie przeszkadza jej jednak w pisaniu wybornych i misternych kryminałów w stylu retro, osadzonych w gruntownie odtworzonym Krakowie z końca XIX wieku. Nieistniejącej autorce swoje pisarskie talenty ofiarowali Jacek Dehnel i Piotr Tarczyński. Dzięki temu, po Tajemnicy domu Helclów (2015) i Rozdartej zasłonie (2016), dziś cieszy nas – i intryguje – Seans w Domu Egipskim. Maryla Szymiczkowa, Seans w Domu Egipskim, Wydawnictwo Znak
Wcale nie film Nieoczekiwanie, i z niezrozumiałych dla zdrowo myślącego człowieka powodów, tracisz wszystko, co najbardziej kochasz. Co dalej? Fatih Akin pokazuje jedną z możliwości. Katja miała męża i synka. Miała – obaj zginęli w zamachu bombowym. Mąż był Turkiem. To i wszystko tłumaczy, i nie tłumaczy niczego, bo trudno jest pojąć nietolerancję, ksenofobię, nacjonalizm. Tak czy inaczej, Nuri i Rocco nie żyją, a Katja żyć z tym musi. W ułamku sekundy to 146 minut nerwowego skurczu żołądka, wściekłości i bezradności. Także u widza. Najwyższy stopień emocjonalnego zaangażowania uzyskany bardzo prostymi środkami. Plus wybitna Diane Kruger w nagrodzonej przez canneńskie jury roli. Film zostaje w głowie na długo, a nagłówki prasowe i słynne paski w TV pokazują, że może to jednak wcale nie film. W ułamku sekundy, Fatih Akin, Dasan (DVD)
48
MAGAZYN
kultura
WUTKE POLECA
Far Cry w świecie VHS Od wydania podstawowej wersji Far Cry 5 minęło już trochę czasu, ale właśnie na rynku pokazał się kolejny z trzech dodatków do tej gry. Season Pass to gratka dla tych, którzy jak ja wychowywali się na filmach wideo klasy B, oglądanych na trzydziestej kopii kasety, często z niemieckim dubbingiem, szwedzkimi napisami i w końcu polskim lektorem. Hours of Darkness przenosi nas żywcem do realiów znanych z Rambo 2 czy Zaginionego w akcji. Ponure, duszne i wilgotne klimaty dżungli z czasów Wojny Wietnamskiej. Z kolei Lost on Mars to nic innego jak Obcy 2 z radosną masakrą wszelakich kosmicznych paskudztw. Trzecia odsłona to klasyczny zombie-shooter, gdzie mniej lub bardziej żwawi nieumarli wylewają się z każdego zakamarku. Zabawa gwarantowana, a przecież o to w tym chodzi. Far Cry 5. Season Pass, Ubisoft
Tulia poszła w świat Pomorze Zachodnie to jedyna dzielnica Polski praktycznie pozbawiona własnego folkloru. Z drugiej strony, w powojennej historii wymieszały się tutaj wszystkie kultury II Rzeczpospolitej. Paradoksalnie to właśnie w Szczecinie rozpoczęła działalność grupa Tulia, która od kilku miesięcy elektryzuje scenę, nie tylko polską. Wszystko za sprawą coveru Enjoy The Silence Depeche Mode. Po osiągnięciu dwóch milionów odsłon na Youtube wydawało się, że to dobry wynik. I tak było do czasu wypuszczenia kolejnego singla – Nieznajomy Dawida Podsiadło (sześć milionów!). Na albumie Tulia znalazły się głównie przeróbki polskich wykonawców – Maanamu, T-Love czy Wilków. Są też Depesze i… Metallica. Całość może nie jest idealna, ale od dawna nikt nie zrobił tak dobrej rzeczy promującej folklor. Tulia, Tulia, Universal Music Polska
Kontrowersje czy fikcja? Mało jest we współczesnej historii Polski postaci tak wyrazistych i budzących sprzeczne emocje jak Antoni Macierewicz. Z jednej strony nazywany grabarzem polskiego wywiadu, z drugiej kreowany na reformatora służb wszelakich. Ilość jego przeciwników równoważy ilość zwolenników. Sam na każdym kroku podkreśla, że jest patriotą, który za Polskę odda wszystko. Swego czasu, jako fotoreporter ogólnopolskiej agencji, często spotykałem pana Antoniego. Przystojny, schludny, o nienagannych manierach. Taki obraz kłóci się jednak z nieprzewidywalnymi wręcz zachowaniami i snuciem kolejnych teorii spiskowych. Biografia nieautoryzowana to rzetelna próba nakreślenia obrazu kontrowersyjnego polityka, oparta na relacjach kilkudziesięciu osób, które na przestrzeni lat współpracowały z Macierewiczem. Pozycja obowiązkowa dla każdego, kto chce zabierać głos w dyskusjach o bieżących sprawach. Anna Gilewska, Marcin Dzierżanowski, Antoni Macierewicz. Biografia nieautoryzowana, Wydawnictwo Znak
50
MAGAZYN
C<OLJ EO
;PE8D@:QEP JLM N C<8J@E>L ;C8 =@ID ('(
C\olj EO Å qlŀpZ`\ gXc`nX ` \d`jaX :F) n Zpbcl d`\jqXepd f[gfn`\[e`f1 ,#' [f /#( c&('' bd fiXq ((- [f (/. ^&bd q^f[e`\ q npdX^Xe`Xd` fbi\ķcfepd` n Ifqgfiqğ[q\e`l L< .(,&)''. q g Ŀe% qd% ` XbkXd` npbfeXnZqpd` # n qXc\ŀefķZ` f[ if[qXal eXgħ[l ` n\ija` npgfjXŀ\e`X% QlŀpZ`\ gXc`nX ` \d`jaX jgXc`e :F) n bfebi\kepd gfa\Ŀ[q`\ n nXilebXZ_ [if^fnpZ_ dfŀ\ i ŀe`Ġ j`ħ f[ gf[XepZ_ npe`b n gfd`Xi n% EX qlŀpZ`\ gXc`nX ` \d`jaħ :F) ng pnX jgfj Y gifnX[q\e`X gfaXq[l fiXq `ee\ Zqpee`b` kXb`\ aXb nXileb` [if^fn\# eXkħŀ\e`\ ilZ_l# jkXe gfaXq[l# Z`ķe`\e`\ n fgfeXZ_# qX`ejkXcfnXe\ npgfjXŀ\e`\# fYZ`ğŀ\e`\# c`ZqYX gXjXŀ\i n `kg% % @e]fidXZa\ f [q`X Xe`XZ_ [fkpZqğZpZ_ f[q f[qpjbl ` i\Zpbc`e^l jXdfZ_f[ n npZf]XepZ_ q \bjgcfXkXZa`1 nnn%c\olj$gfcjbX%gc% JqZq\^ p l 8lkfipqfnXepZ_ ;`c\i n C\oljX%
52
MAGAZYN
BOGUMIŁA KOCIOŁEK
nasz artysta
sztuce
bez reszty Jedna z barwniejszych postaci w naszym mieście, co nie dziwi, gdyż to artystka. Sztuką zajęła się przez przypadek, ale za to od razu z wielką, niesłabnącą ani na moment pasją. Bogumiła Kociołek z Galerii ART. ROZMAWIA MICHAŁ TACIAK ZDJĘCIA Aleksandra SzymczaK vel Szymaniak
Od dziecka wiedziała pani, że swoje życie zwiąże ze sztuką, czy to przyszło nieco później? Najczęściej rządzi nami przypadek, ze mną też tak było. Przeprowadziliśmy się z rodzicami z ulicy Toruńskiej na Niedziałkowskiego, vis-à-vis szkoły, a tam okazało się, że wszyscy nowi koledzy i nowe koleżanki chodzą na lekcje rysunku, do pracowni plastycznej Zofii Kuglin. No więc poszłam i ja (śmiech).
Sztuka wciągnęła od razu? Przepadłam. Nie istniało już nic innego. Chodziłam na te zajęcia codziennie i spędzałam tam czas od 15.00 do 18.00. Uczyła nas pani Zofia, później zetknęłam się z jej mężem Stanisławem. Oboje byli nie tylko wspaniałymi artystami, ale i niesłychanie ciekawymi ludźmi. Ich opowieści o artystach czy historii sztuki chłonęliśmy wszystkimi zmysłami. Pamiętam, że pani Zofia powiedziała kiedyś: „Zobaczysz, będziesz robiła to, co ja”…
Wywróżyła. Rzeczywiście tak się stało i przez wiele lat prowadziłam w domu kultury zajęcia plastyczne. Jest to właśnie zasługą państwa Kuglinów, gdyż nauczyłam się od nich bardzo, bardzo dużo. Ubolewam nawet, że nie więcej (śmiech), na przykład tkactwa…
Cudowne i różnorodne pejzaże, wielokulturowość, otwartość, mieszanina ludzkich osobowości, nasza „wyspowość”… To wszystko bardzo mi odpowiada, jest wyjątkowe Nic straconego. Może… W każdym razie wówczas nie byłam nim zainteresowana, czego dziś trochę żałuję. Niemniej
dzięki państwu Kuglinom poznawaliśmy wszystkie możliwe techniki, pracowaliśmy na doskonałych materiałach, o co w tamtych czasach nie było wcale tak łatwo. To było naprawdę fascynujące i, jak powiedziałam, wsiąkłam w to bez reszty.
Nie było odwrotu, planu B. Wiedziała pani, że sztuka to jest to. Jednocześnie mocno pasjonowała mnie literatura, a moja polonistka uważała, że powinnam iść w tym kierunku. Jednak plastyka zdecydowanie wygrała. Życie nieco to zweryfikowało, nie udało mi się dostać na wymarzoną ASP. Pojawiła się alternatywa – Studium Reklamy w Ciechanowie, pierwsze w Polsce, świetne prowadzone przez młodych artystów po gdańskiej akademii. Bardzo interesująca i inspirująca szkoła. Poza tym, pierwsza wyprawa poza dom, w dorosłe życie… Miło to wspominam.
Później wróciła pani do Świnoujścia. Zawsze wiedziałam, że to jest miejsce, w którym chcę żyć. Cudowne i różnorodne pejzaże, wielokulturowość, otwartość, mieszanina ludzkich osobowości, nasza „wyspowość”… To wszystko bardzo mi odpowiada, jest wyjątkowe.
MAGAZYN
53
nasz artysta
BOGUMIŁA KOCIOŁEK
mieliśmy okazję zobaczyć, cóż porabiają nasi artyści. Tak, a w planie jest również katalog z tej wystawy, co mnie bardzo cieszy, gdyż dawno takiego wspólnego katalogu nie mieliśmy. Co prawda nie wszystkich twórców udało się zaprosić, nad czym ubolewam, niemniej jesteśmy chyba na dobrej drodze (śmiech).
Pracę w galerii godzi pani z własną twórczością.
Zgodnie z prognozą Zofii Kuglin po powrocie zaczęła pani prowadzić zajęcia plastyczne.
Kolejny punkt pani biografii zawodowej to Galeria ART, w której jesteśmy.
Tak. Podjęłam pracę w domu kultury jako instruktor do spraw plastycznych. Pracowałam z dziećmi i młodzieżą, robiłam rozmaite dekoracje, scenografię i reklamy dla domu kultury. Byłam przez jakiś czas taką jednoosobową załogą w tym zakresie (śmiech). Najbardziej jednak lubiłam pracę z młodymi, robiłam to z ogromną pasją, a młodzież to czuła, mam wrażenie.
„Przejęłam” ją po Janie Bociądze, znakomitym świnoujskim artyście. Staram się proponować rozmaite formy – także sztukę użytkową – i rozmaitych artystów, w tym duży nacisk kładę na twórców lokalnych.
Wychowała pani niejednego artystę… To prawda. Moi podopieczni szli potem do średnich i wyższych szkół plastycznych, na architekturę. Oczywiście nie takie było założenie pracowni. Moim celem było wykształcenie w młodych i bardzo młodych ludziach wrażliwości na sztukę i piękno, ale jeśli udawało mi się to na tyle, że niektórzy postanowili iść dalej tą drogą, to dla mnie wielka radość i satysfakcja. Z paroma osobami z dawnych lat mam kontakt do dziś, często są to wzruszające spotkania.
54
MAGAZYN
Tradycją już stała się coroczna, zbiorowa wystawa świnoujskich artystów. Łatwo jest zebrać tylu twórców w jednym miejscu? Nie jest tajemnicą, że każdy artysta woli wystawy indywidualne. One w pełniejszy sposób pokazują odbiorcy jego talent, zainteresowania… Na podstawie jednego czy dwóch obrazów trudno mieć ogląd całego potencjału malarza. Inna trudność w wystawach zbiorowych to samo ułożenie ekspozycji – prace są różnorodne, nie ma spójności i nie zawsze jedna rzecz pasuje do innej. Optymalny układ prac, z poszanowaniem dla każdej z nich, to niekiedy spora gimnastyka (śmiech).
Niemniej udaje się. Niedawno znów
Naturalnie, nie mogłabym inaczej. Żałuję jedynie, że nie mam na nią tyle czasu, ile bym chciała. Ale tak to już jest… Mało który artysta żyje tylko i wyłącznie ze sztuki. Ja i tak mam ten komfort, że właściwie nieustająco mam kontakt ze sztuką, pracuję z nią. A co do malowania… Tutaj trzeba wykazać się samodyscypliną, której – muszę przyznać – czasami mi brakuje (śmiech). Staram się jednak, jeśli chcę malować, wcześnie wstać, gdyż nie potrafię robić tego przy sztucznym świetle. Wstaję więc na przykład o piątej, latem to nawet całkiem przyjemne, i jeszcze przed pracą maluję.
W pani pracach uwagę zwraca kolor… Rzeczywiście. Przez lata zmieniały się fascynacje, ale zabawa kolorem pozostała. Bardzo rzadko używam farb prosto z tuby, lubię łamać barwy, szukać nowych, bawić się w niuanse kolorystyczne.
To widać nie tylko w tym, co pani tworzy, ale i w pani ubiorze. Jest pani jedną z barwniejszych postaci w mieście. (śmiech) Tak już chyba jest, że ludzie sztuki noszą się nieco inaczej, choć nam z kolei wydaje się, że jesteśmy zupełnie zwyczajni pod tym względem.
Od dawna jest pani wierna malarstwu, choć nie zawsze tak było. To prawda. Gdy byłam młoda, zdecydowanie bardziej lubiłam grafikę. Dzisiaj też się nią zajmuję, ale znacz-
nie rzadziej. Niestety, brakuje czasu na to, żeby robić wszystko, co by się chciało, więc wybór padł na malarstwo. Jednocześnie wciąż bardzo cenię grafikę i zdarza mi się zajrzeć do pracowni graficznej MDK-u, do Jacka Walczaka i podpatrzeć, co robią dzieci (śmiech). Czasami – choć rzadko, gdy mam okazję – zdarza mi się robić ceramikę. Jeżdżę niekiedy na warsztaty ceramiczne i wtedy bardzo chętnie się temu oddaję. Niesamowicie mnie to uspokaja… W ogóle interesuje mnie rzemiosło artystyczne, więc lubię porobić sobie czasem coś z filcu czy papieru czerpanego… A czy pan wie, że była kiedyś w Świnoujściu Szkoła Rzemiosł Artystycznych?
Nie jest tajemnicą, że każdy artysta woli wystawy indywidualne. One w pełniejszy sposób pokazują odbiorcy jego talent, zainteresowania Pojęcia nie miałem. Ciekawe! Prowadzili ją państwo Kuglinowie. Wymarzyli sobie taką placówkę na wzór zakopiańskiej „Szkoły Kenara” i stworzyli ją. Niestety działała krótko, wypuszczając chyba dwa roczniki absolwentów jedynie.
Dlaczego tak krótko?
cza jak dzisiejsza, nie potrafiłaby odnaleźć się na rynku pracy we własnych przedsięwzięciach. To były czasy, gdy się czekało na państwową posadę.
Władze zamknęły szkołę, twierdząc, że jej absolwenci nie znajdą później pracy.
Czyli dziś taka szkoła w Świnoujściu miałaby rację bytu?
Nieprzydatna… Tak uważano. Zresztą jest w tym pewna racja, gdyż w zawodzie pracy rzeczywiście nie było, a ówczesna młodzież nie była tak przedsiębior-
Myślę, że tak. Młodzi ludzie doskonale sobie radzą, mają zupełnie inną mentalność, potrafią o siebie zadbać. A rzemiosło artystyczne to bardzo piękna i ważna dziedzina sztuki, którą warto pielęgnować.
Ważna część pani artystycznego życia to plenery. Uwielbia je pani. To prawda. Spędzam na nich całe urlopy (śmiech). Po tym, gdy już zaczęłam malować tak „na poważnie”, przyszedł moment, że poczułam się gotowa na to, żeby wystawiać, pokazywać to, co robię, konfrontować z innymi. Jestem bowiem bardzo krytyczna wobec siebie. W każdym razie od tamtej pory staram się jeździć na plenery, kiedy tylko mogę. W całej Polsce, ale i za granicą. Za każdym razem to niezwykły czas.
MAGAZYN
55
Plenery to przecież nie tylko praca twórcza, ale i równie ważna sfera międzyludzka, kontakty, przyjaźnie, wzajemne inspiracje, wymiana doświadczeń. Naturalnie. Zjeżdżają ludzie z całego świata, poznajemy się. Nie może być inaczej, jeśli spędzamy ze sobą nawet dwa tygodnie. To jest bardzo cenne. Pamiętam taki plener „Czterech Zakątków” w Wisełce. Byli Szwedzi, Duńczycy, Rosjanie, Niemcy i Polacy. Któregoś razu ze zdumieniem odkryłam, że rozmawiają ze sobą Duńczyk i Rosjanin, każdy w swoim języku, i oni się rozumieją! To było fascynujące. Wytworzyło się tak zwane pleneranto, jak to nazywam (śmiech).
Język sztuki, uniwersalny… Niezależnie od nacji czy wieku robimy to samo. Łączy nas sztuka i to jest najważniejsze.
Bez współzawodnictwa? Żadnego: „ja lepiej, ty gorzej”? Bez. Czysta, wzajemna sympatia i przyjemność tworzenia.
56
MAGAZYN
Bardzo rzadko używam farb prosto z tuby, lubię łamać barwy, szukać nowych, bawić się w niuanse kolorystyczne Sztuka się dzisiaj sprzedaje? Kiedyś było lepiej, nawet w trudniejszych czasach poprzedniego ustroju… Coś się zmieniło na niekorzyść sztuki…
To dziwi, zważywszy, że podobno jesteśmy coraz bardziej majętni. Czym to tłumaczyć? Spadkiem zainteresowania sztuką? Przesunięciem go w inne rejony? Dziś dominuje kultura masowa, a ludzie chcą szybkiej i łatwej rozrywki, chcą dobrze zjeść, kupować rzeczy
materialne. Nie potrzebują sztuki… Oczywiście generalizuję teraz, bo wciąż są ludzie, których sztuka pasjonuje, którzy chcą ją posiadać. Ale to jednak wyjątki.
Pani plany i marzenia? I takie indywidualne, artystyczne, i te dotyczące galerii… Oczywiście życzyłabym sobie wielu wspaniałych, prestiżowych wystaw w galerii; żeby nadeszły lepsze czasy dla sztuki i artystów. Z moich indywidualnych marzeń? Dotąd miałam bolączkę z pracownią… Wcześniej korzystałam z pracowni MDK-u, później miałam użyczone mieszkanie siostry, a to mnie trochę rozleniwiło i nie starałam się o własną pracownię. Ale dobre się skończyło i musiałam się tym wreszcie zająć. Wynajęłam bardzo ładne pomieszczenie, remont ukończony, więc mogę zaczynać (śmiech).
Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć na koniec, żeby każde z tych marzeń się spełniło. Dziękuję bardzo.
Spotkania firmowe, biesiady, grille, imprezy okolicznościowe, wesela. ul. Jachtowa 158, Świnoujście tel. 91 321 35 71 www.fortaniola.pl
kultura
WYDARZENIA
Strategia poszukiwania Malarstwo, rzeźba, grafika, ceramika… Artystyczne zainteresowania torunianki Małgorzaty Wojnowskiej-Sobeckiej są szerokie. W Galerii ART zobaczyliśmy po trosze z każdego. – Najpierw jest myśl, a potem szukam dla niej właściwego języka – tłumaczy mnogość używanych środków wyrazu sama artystka. – Nie umiem zająć się jednym typem wyrażania siebie. Zawsze będę szukać, zawsze będę mieszać i łączyć techniki. Tak długo, aż znajdę odpowiedni wyraz dla odpowiedniego tematu – dodaje. Niekiedy ta sama myśl reprezentowana jest przez kilka technik, jak w przypadku wspaniałego cyklu Amen, zrealizowanego w kamieniu, na płótnie i w grafice. Co ciekawe, mimo wielu technik i tematów wystawa Małgorzaty WojnowskiejSobeckiej zdaje się być zaskakująco spójna. To znak, że „strategia poszukiwania” jest tą właściwą, a artystka jest już bardzo, bardzo blisko…
Ułuda i awokado Piszą, podróżują, są związani ze Świnoujściem, a na dodatek obaj gościli na okładce „Wysp”. Obaj też mniej więcej w tym samym czasie wydali swoje nowe książki. Artur Cieślar i Jarosław Molenda. Artur Cieślar dotychczas częściej oddawał głos innym, kobietom metafizycznym i metamuzycznym, na przykład Małgorzacie Braunek, Julii Hartwig, Jadwidze Staniszkis, Katarzynie Groniec, Krystynie Jandzie, Beacie Pawlikowskiej czy Małgorzacie Chmielewskiej. Dziś prezentuje nam swoją Ułudę, „powieść drogi, opowieść o iluzji doświadczanej w życiu, o przemijaniu i o śmierci, która nie jest końcem, ale przejściem prowadzącym do nowego” – jak czytamy na okładce. Dokąd, nie tylko w sensie geograficznie, dotrze Mati, spełniając prośbę umierającej przyjaciółki? Czym okaże się owo „nowe”? Co mówi o nas i naszym życiu sam tytuł książki? Słowa nie piśniemy. To trzeba przeczytać. Propozycja Jarka Molendy to rzecz lżejszego kalibru, co nie znaczy, że nie warta uwagi. Przeciwnie. Bo czyż nie jesteśmy ciekawi, cóż to takiego gruszka aligatora? Nie chcielibyśmy dowiedzieć się, jak to jest z tym ponoć całkiem ładnym zapachem pieniędzy? Dlaczego pigwa zawstydza jabłko? Nie intryguje nas nazwa „ogień Zeusa” w odniesieniu do… owocu? Jak powszechnie wiadomo, Jarek Molenda nie tyle pisze, co snuje swoje fascynujące gawędy, zatem możemy być pewni, że Historia roślin tropikalnych. Od awokado do zapote odpowie na te pytania ciekawie i z nawiązką. Artur Cieślar, Ułuda, Wydawnictwo Znak Jarosław Molenda, Historia roślin tropikalnych. Od awokado do zapote, Wydawnictwo Bellona
58
MAGAZYN
FORT ANIOŁA: Nie tylko dla turysty!
W naszym pięknym mieście jest sporo miejsc, które traktujemy tylko i wyłącznie jako atrakcję dla turysty. Niesłusznie. Ich odwiedzenie mogłoby dać wiele przyjemności również nam, mieszkańcom. Zwłaszcza że wielu z nas nie było nigdy na latarni czy znanej wieży. Podobnie jest z FORTEM ANIOŁA. Przedstawiamy Państwu drugą stronę tego pięknego miejsca. Stronę dla nas, tubylców. Kawałek Rzymu na brzegu Miasta Kto wie, skąd nazwa Fort Anioła, ręka do góry! W Rzymie znajduje się zamek Św. Anioła. Konstrukcja fortu jest bardzo podobna do zamkowej, stąd to porównanie. Fort został zbudowany w latach 1854-1858 i aż do 1992 roku pełnił rolę militarną, będąc wykorzystywanym kolejno przez wojska pruskie, niemieckie i radzieckie. Dzisiaj to miejsce dostępne jest dla każdego. Dzięki jego nowym
60
MAGAZYN
opiekunom, Elżbiecie i Piotrowi Kośmiderom, którzy realizując swoje pomysły, poświęcili setki godzin na renowację, mamy do dyspozycji w naszym mieście miejsce o indywidualnym charakterze. Miejsce, gdzie historia przeplata się z teraźniejszością. Gdzie na pięknym, historycznym tarasie widokowym zobaczymy panoramę z jachtami w Basenie Północnym, wypływające statki, promy. To miejsce, którego przeznaczenie
ogranicza tylko nasza wyobraźnia. Idealne na przyjęcie, oświadczyny, wesela.
Kawa z historią Wśród cegieł, które niejedno widziały (wielka szkoda, że nie potrafią mówić), jest chyba jedyna taka kawiarnia na wyspach. Zapach świeżo zmielonych ziaren, smak ciasta, w takim otoczeniu to zupełnie inne doznanie. Jest to świetne miejsce na
FORT ANIOŁA
odsapnięcie od codzienności. I pomyśleć, że mamy je na wyciągnięcie ręki.
Kultura przez duże K Miejsce to zaznaczyło bardzo wyraźnie swój ślad również na kulturalnej mapie Świnoujścia. W Forcie Anioła są stałe wystawy rzeźb, obrazów, ręcznie wykonanej biżuterii czy szkła artystycznego. Organizowane są liczne koncerty, spotkania autorskie. Imprezom w Forcie Anioła towarzyszą często grupy rekonstrukcyjne.
Fort bursztynem stoi W forcie obejrzymy specjalną salę dedykowaną bursztynowi. Ekspozycja na niejednej osobie zrobi wra-
miasto
żenie. Idealnym pomysłem okazała się budowa kopalni bursztynu. To pomysł, który natychmiast zyskał miano unikalnego. Uwierzycie Państwo, że nikt z „górników” nie wychodzi z kopalni z pustymi rękoma? Najlepiej sprawdzić to samemu. Drodzy Czytelnicy. Wokół nas jest wiele ciekawych miejsc, które – jeszcze raz powtórzymy – niesłusznie omijamy, traktując je trochę po macoszemu. Mamy nadzieję, że choć kilku z Was przekonaliśmy do tego, że nie warto.
Fort Anioła Świnoujście, Jachtowa 158 www.fortaniola.pl
MAGAZYN
61
Nie zamieniliby swojej pracy na żadną inną, bo uwielbiają to, co robią. Czy w takim przypadku można w ogóle mówić o pracy?! Rozmawiamy z Mikołajem Dzenisiukiem i Pawłem Lepiohinem z salonu Black Diamond Tattoo. Co takiego fascynującego jest w tatuażach i tatuowaniu, że postanowiliście uczynić z tego swój sposób na życie?
ROZMAWIA MICHAŁ TACIAK ZDJĘCIA AGNIESZKA ŻYCHSKA
62
MAGAZYN
Mikołaj: Tatuaże zawsze mi się podobały, miałem też wielu kolegów, którzy się tym zajmowali. Podziwiałem ich, podglądałem i w pewnym momencie stwierdziłem, że chcę
robić to samo. Wcześniej zajmowałem się areografią, ale problem z nią jest taki, że ona znika, na przykład w efekcie stłuczki auta.
Tatuaż zostaje…
M.: Dokładnie. Przypomina ludziom o ważnych wydarzeniach, ale też o tym, kto ten tatuaż robił. Zosta-
TATUATOR
również mogę tatuować (śmiech). M.: Ja próbowałem na swojej dziewczynie.
Z tą różnicą, że tatuażu nie zdejmiesz.
Długo już tatuujecie?
Najzabawniejsze doświadczenia zawodowe, najdziwniejsze tatuaże?
P.: Zaczynałem jakieś osiem lat temu. M.: Ja tatuuję trochę krócej, od pięciu lat.
Jak przez te lata zmieniały się trendy? Coś dziś jest na topie?
P.: To się wciąż zmienia. Każdy rok właściwie przynosi jakąś inną, nową modę. Kiedyś bardzo modne były tribale, skorpiony, raczej proste rzeczy. Obecnie ludzie szukają bardziej artystycznych form. Dawniej każdy tatuaż coś oznaczał, niósł ze sobą jakąś myśl, przesłanie. Dzisiaj stawia się raczej na przedstawienie czegoś efektownego, bez symbolicznej otoczki. Pies znaczy pies, a słoń znaczy słoń (śmiech).
Dawniej każdy tatuaż coś oznaczał, niósł ze sobą jakąś myśl, przesłanie. Dzisiaj stawia się raczej na przedstawienie czegoś efektownego, bez symbolicznej otoczki ję zapamiętany z dobrej strony (śmiech). My, tatuatorzy, mamy mnóstwo znajomych. Wynika to z tego, że w pracy wciąż poznajemy nowych ludzi, robimy im tatuaże, a w trakcie tego cały czas z nimi rozmawiamy.
Często się słyszy, że tatuator w swoich początkach w tym zawodzie, próbuje na sobie. Paweł: Zgadza się. Pierwsze tatuaże, na nogach, zrobiłem sobie sam. Udały się, więc uznałem, że innych
zawód
M.: Zgadza się.
M.: Chyba czterdziestolatek, któremu robiłem… Pokémona Pikachu (śmiech). P.: Albo chłopak, cały w tatuażach w dość agresywnym stylu – czaszki i tak dalej – który miał wolne miejsce tylko na łokciu i poprosił o… Hello Kity (śmiech).
Podobno od tatuaży można się uzależnić.
P.: To prawda. 90 procent ludzi, którzy przychodzą do nas po swój pierwszy tatuaż, wraca po następny. M.: I dotyczy to osób w każdym wieku. Na przykład moja mama, która zawsze była przeciwna tatuażom, zrobiła sobie u mnie jeden, ale już myśli o kolejnym (śmiech). P.: Z moją mamą jest podobnie. Po pierwszym już czeka na drugi tatuaż.
Patrząc na ulice, można odnieść wrażenie, że dzisiaj wszyscy mają tatuaże, bez żadnych ograniczeń, choćby ze względu na wiek. Potwierdzacie? M.: Zdecydowanie tak. Nie ma już tych podziałów na młodszych i starszych. Tatuują się wszyscy, a tatuaż już nie wywołuje wstydu czy zgorszenia jak kiedyś, gdy kojarzył się często ze światkiem przestępczym. Dzisiaj z tatuażem jest tak jak z biżuterią. Ma zdobić.
MAGAZYN
63
zawód
TATUATOR
Jak się dba o tatuaż?
M.: Przede wszystkim – zawsze musi być czysty, to podstawa. Trzeba przemywać go nawet kilka razy dziennie, smarować specjalnymi maściami, nawilżać i absolutnie nie można tatuażu wyparzać.
Nie ma podziałów na młodszych i starszych. Tatuują się wszyscy, a tatuaż już nie wywołuje wstydu czy zgorszenia P.: To właściwie działa tak samo jak w przypadku rany. Też trzeba o nią dbać.
Z tatuażami wiąże się pewne ryzyko. Mogą się znudzić lub zdezaktualizować. Wybór musi być bardzo przemyślany. Głupio potem zostać z imieniem ex-partnera na ramieniu… M.: Fakt. Jednak często, właściwie każdego dnia, tatuujemy imiona partnerów właśnie, dzieci, rodziców i tak dalej. Popularne są też daty istotnych wydarzeń.
Pozostaje mieć nadzieję, że one zawsze będą tak samo ważne, jak w momencie wykonywania tatuażu. Pytanie z innej beczki – czy to prawda, że można być uczulonym na tusz? M.: Można, ale to się zdarza bardzo, bardzo rzadko. U jednej osoby na sto.
Najlepiej tatuować się jesienią lub zimą.
P.: To prawda. Chodzi o kontakt tatuowanej skóry ze słońcem czy słoną wodą. To niedobrze na nią wpływa, więc trzeba to mocno ograniczyć.
64
MAGAZYN
Trzeba unikać wszystkiego, co w porze letniej jest najlepsze… M.: Dla bezpieczeństwa, niestety tak. Niektórzy ciężko to znoszą. Jeśli jednak decydujesz się na tatuaż latem, musisz bardzo o niego dbać.
Tatuaż to w zasadzie taka estetyczna rana. Przynajmniej na początku. M.: Można tak powiedzieć.
Jak to jest z bólem podczas tatuowania?
M.: Różnie, bo każdy odczuwa ból inaczej. Poza tym znaczenie ma
również miejsce – łokieć, szyja czy dłoń, gdzie skóra jest cienka, bolą bardziej.
Gdzie najczęściej ludzie się tatuują? Są miejsca szczególnie popularne? P.: Najpopularniejsze jest przedramię. Tam tatuaż jest dobrze widoczny i łatwiej samemu o niego zadbać. Jest też mniej bolesne w trakcie tatuowania.
Mówicie o widoczności tatuażu. Mam wrażenie, że są tu dwie szkoły – jedni robią go po to, żeby inni go widzieli, a drudzy chowają go tylko dla siebie jako coś bardzo intymnego. I nie mam tutaj na myśli bardziej ideę niż część ciała. M.: Masz rację, są dwa typy ludzi w tej kwestii, ale dzisiaj obserwujemy zdecydowaną przewagę tych pierwszych. Chcą, żeby ich tatuaże były widoczne, bo to małe dzieła sztuki.
P.: Zdarza się jednak, że ludzie chowają tatuaże na przykład w pracy, bo pracodawca nie toleruje tatuaży. Zresztą to zależy też od samego motywu – kwiaty są milej widziane niż czaszki czy krzyże (śmiech). M.: Człowiek z kwiatkiem wydaje się spokojniejszy, sympatyczniejszy (śmiech).
Z jednego z konkursów wróciliście niedawno z pierwszą nagrodą.
Tatuator to bardziej artysta czy rzemieślnik?
Poważna sprawa. Gratuluję nagrody i życzę kolejnych. Ostatnie pytanie – zamienilibyście zawód tatuatora na jakikolwiek inny?
M.: Wydaje mi się – i dostajemy coraz więcej sygnałów o tym świadczących – że jednak bardziej artysta… Tworzy piękne obrazy, tyle że na ciele.
Tworzycie swego rodzaju społeczność. Macie tatuatorskie spotkania, konwenty, warsztaty, konkursy. P.: To prawda. Obecnie jest tego mnóstwo i to jest fantastyczne, że możemy poznawać innych tatuatorów, inspirować się, uczyć, wymieniać doświadczeniami.
M.: Tak. To było na konwencie w Koszalinie, w kategorii najlepszy tatuaż czarno-biały.
Co przedstawiał?
M.: Rzeźbę Matki Boskiej w gotyckim stylu.
(W tym momencie obaj uśmiechnęli się znacząco, co oznacza, że nie, nie zamieniliby)
Black Diamond Tattoo Świnoujście, Monte Cassino 2 Telefon +48 601 526 223 facebook.com/swinoujscie.tattoo.beauty
MAGAZYN
65
Wakacyjne
smaki lodów
Czy jest coś, co bardziej może kojarzyć się z wakacjami, niż smak świeżych, pysznych lodów w upalny, letni dzień? 66
MAGAZYN
KAAI
Dzika róża, malina z mascarpone, słony karmel, czekolada i wanilia – to tylko niektóre ze smaków lodów, jakich można spróbować w lodziarni Kaai przy ulicy Konstytucji 3 Maja 27.
smaku sosny, miodu z orzechami, lawendy, marcepanu z malinami. Nowe smaki są zapowiadane na oficjalnym profilu lodziarni na Facebooku: www.facebook.com/lodyzwyspy.
Od świnoujścian dla świnoujścian
Na śniadanie, obiad i kolację
Lodziarnia oferuje lody z lokalnej, świnoujskiej wytwórni Kaai, prowadzonej przez Zbigniewa Siwę i jego syna Rafała. 25 lat temu postawili na naturalne lody własnego wyrobu, bez sztucznych dodatków. To był strzał w dziesiątkę. Dziś ich lody są rozchwytywane za smaki kojarzące się dzieciństwem, słodkim życiem i beztroskimi wakacjami.
W nadmorskim mieście lodziarni nie brakuje, lecz taka, w której można zjeść naturalne lody z rodzinnej wytwórni z taką tradycją, jest tylko jedna. W Kaai obowiązuje podstawowa zasada – żadnych konserwantów, dodatków i barwników. 100% naturalności – tak jak robiło się lody przed laty. To dlatego wiele osób sięga po te lody nawet kilka razy w tygodniu. Dla tych, którzy lody Kaai zamierzają jeść na śniadanie, obiad i kolację, przygotowano specjalne karty. Aby skorzystać z promocji, trzeba zebrać 9 fioletowych pieczątek.
– Kaai to lody z wyspy Uznam, miejsca, gdzie czas płynie trochę jakby inaczej. Uznam to rezerwat 44 wysp, miejsce zakątkowe, magiczne, mające swój niepowtarzalny klimat. Takie są nasze lody – zachwala Zbigniew Siwa. W ofercie lodziarni znajdziemy stałe smaki, jak czekolada czy śmietanka, ale codziennie można będzie spróbować czegoś nowego, jak choćby
Ćwierć wieku Wytwórnia lodów powstała w 1993 roku. Zbigniew Siwa zaczął od kupna maszyny do kręcenia lodów, później zaczął eksperymentować ze smakami. Zawsze starał się zaskoczyć swoich gości w barze Keja,
miejsca
prowadzonym przy wejściu na plażę. Udawało się. Tak powstały lody dyniowo-pomarańczowe z goździkami, czekoladowe przełożone śliwkową konfiturą, czekoladowo-miętowe i setka innych smaków. Po barze kawowym nie ma już dziś śladu, jednak jego lody przetrwały. Na co dzień produkuje lody na zamówienie do miejsc, które swoich gości i klientów chcą poczęstować prawdziwymi rarytasami.
KAAI Świnoujście, Kostytucji 3 Maja 27 facebook.com/lodyzywyspy
MAGAZYN
67
68
MAGAZYN
PRZETWORY
kulinaria
Zamknij lato w słoiku TEKST, ZDJĘCIA I PRZEPISY KAROLINA LESZCZYŃSKA
S
ierpień za pasem. Lato mija zdecydowanie za szybko i nim się obejrzymy, przyjdzie jesień, a za nią zima. Póki co natura nas rozpieszcza
i na wyciągnięcie ręki mamy mnóstwo świeżych owoców i warzyw. Jednak wraz nadejściem chłodu dostęp do nich będzie mocno ograniczony. Warto więc się trochę natrudzić i spróbować zamknąć lato w słoikach. Możliwości mamy wiele i potrzebowałabym chyba cały numer „Wysp” na wyłączność, by pokazać Wam wszystkie swoje ulubione przetwory. Przedstawiam zatem kilka wybranych, które mam nadzieję, zainspirują Was do przetwarzania owoców lata. Na następnych stronach znajdziecie więc pyszny dżem, mus idealny do szarlotki, syrop, który pomaga leczyć zimowy kaszel i obłędny sos brzoskwiniowy pasujący zarówno do mięs, jak i serów.
MAGAZYN
69
kulinaria
PRZETWORY
Dżem
jagodowy Składniki (na 3 słoiczki o poj. ok. 150 ml): 900 g jagód 300 g cukru 3 łyżki wody Jagody umyć i umieścić w dużym garnku lub na dużej patelni razem z wodą. Gotować mieszając ok. 10 minut. Następnie dodać cukier, znów zagotować. Co jakiś czas zamieszać dżem i smażyć do uzyskania oczekiwanej gęstości. Można przeprowadzić próbę, rozsmarowując odrobinę dżemu na talerzyku wyjętym z zamrażalnika. Jeśli szybko zastygnie, jest gotowy. Gorący dżem przełożyć do wyparzonych słoiczków, szczelnie zakręcić i ustawić do góry dnem do ostygnięcia.
70
MAGAZYN
Mus
jabłkowy
Składniki (na nieco ponad 1,5 litra): 2 kg jabłek 60 ml soku z cytryny 60 g cukru 1/2 litra wody
Jabłka umyć, usunąć gniazda nasienne i pokroić na kawałki. Włożyć do garnka, wlać sok z cytryny i wodę, wsypać cukier. Garnek przykryć pokrywką i doprowadzić do wrzenia na dużym ogniu. Zmniejszyć płomień i gotować ok. 20 minut pod przykryciem, mieszając od czasu do czasu. Zdjąć pokrywkę i gotować jeszcze 5 minut. Mus partiami przetrzeć przez sito. Włożyć do czystego garnka i jeszcze raz zagotować. Gorący mus przełożyć do wyparzonych gorących słoików, zakręcić i zapasteryzować.
MAGAZYN
71
Syrop
z pędów
sosny Składniki
pędy sosny (ok. 1 słoika o poj. 1 l) / 350 g cukier trzcinowy (tyle samo, ile wynosi waga pędów) 200 ml alkoholu (spirytus, wódka, rum) Pędów nie myć i nie obierać z łusek. Przełożyć je do dużej miski, skropić ok. 150 ml alkoholu, wymieszać i odstawić na noc. Pędy ułożyć warstwowo w słoiku: cukier, pędy, cukier, pędy, mieszając zawartość. Górną warstwę powinien stanowić cukier nasączony resztą alkoholu. Słoik delikatnie zakręcić i odstawić w nasłonecznione miejsce na 3 tygodnie. Po tym czasie pędy powinny całkowicie puścić sok, a cukier się rozpuścić. Gotowy syrop przecedzić przez gazę, przelać do czystych słoiczków i trzymać w chłodnym miejscu do roku czasu.
72
MAGAZYN
PRZETWORY
kulinaria
Sok brzoskwiniowy Składniki (na 2 litry sosu): 2 kg brzoskwiń 60 ml soku z cytryny 125 ml oleju 1 duża cebula pokrojona w piórka 6 ząbków czosnku drobno posiekanych 330 g brązowego cukru 250 ml octu z białego wina 125 ml whiskey 250 ml sosu worcestershire 60 g przecieru pomidorowego 2 łyżki świeżo startego imbiru 1 łyżka chilli w proszku sól pieprz
Brzoskwinie zblanszować i obrać ze skórki, przekroić na pół, usunąć pestki i pokroić w plasterki. Owoce przełożyć do miski i wymieszać z sokiem z cytryny. W dużym garnku podgrzać olej, dodać cebulę i smażyć ok. 10 minut, aż zmięknie. Dodać czosnek i podgrzewać jeszcze minutę. Do garnka wrzucić brzoskwinie, wsypać cukier oraz wlać ocet i whiskey. Wszystko doprowadzić do wrzenia na dużym ogniu, następnie zmniejszyć płomień i gotować bez przykrycia ok. 30 minut. Po tym czasie sos zmiksować w blenderze, przełożyć do czystego garnka i wymieszać z imbirem, chilli, pastą pomidorową i sosem worcestershire. Sos doprawić solą i pieprzem, gotować jeszcze 10 minut. Gorący przełożyć do wyparzonych słoików i zapasteryzować. MAGAZYN
73
74
MAGAZYN
NIESTOSOWNE ZACHOWANIA
felieton
Szanujmy
nasze wydmy Niedzielne popołudnia zazwyczaj spędzam spacerując po warszowskiej plaży. Tu mogę spacerować w ciszy aż po Międzyzdroje, nie ma tłumów i słychać szum morza. Jednak tym razem wybrałam się na przechadzkę na wyspie Uznam. TEKST MAJA PIÓRSKA ILUSTRACJA TOMASZ SUDOŁ
N
a promenadzie tłumy, ławeczki pełne wypoczywających, dzieciaki biegają, gwarno i głośno, szumu morza nie słychać. Postanowiłam przejść kładką spacerową na wydmie, bo na plaży też tłumnie i głośno, a i tam morza nie słychać. Chyba spacer będzie udany, a gdy zwolniło się miejsce na ławeczce, przysiadłam i po chwili... – Nie, to niemożliwe – zdziwiłam się tym, co zobaczyłam… Kocyk, poduszeczka i pani wylegująca się z dala od tłumu – niestety na wydmie – w miejscu które jest przecież terenem chronionym i oddzielonym od plaży siatką. Ciekawa tego, czy to odosobniony przypadek, ruszyłam w stronę granicy. Nie uszłam daleko, gdy nagle dosłownie znieruchomiałam.
Dwaj młodzi mężczyźni przeskoczyli przez siatkę i co zrobili? Po kilku krokach na wydmę… załatwili się. Mało tego, wrócili do siatki, przygięli ją do ziemi i dwie pannice przeszły na wydmę, by po chwili zrobić to samo. Zeszłam na plażę. Spacerując w stronę wschodnią, chciałam sprawdzić, czy są jakieś tablice informujące o tym, że wydmy to teren chroniony i nie wolno na nie wchodzić. Tablicy informującej o tym nie znalazłam – siatka zabezpieczająca, jak się okazało, to za mało. Z głośników słychać wiele różnych informacji, ale o tym, że wydmy są pod ochroną, niestety nie usłyszałam.
korzystając z toalet – są przy każdym wejściu na plażę. Na wydmy nie wchodzimy! A fotkę na ich tle lub zachodzącego słońca można zrobić z plaży. Może w ten sposób nauczymy wypoczywających i ochronimy naszą przyrodę? Wróciłam do domu zniesmaczona tym, co zobaczyłam i z postanowieniem, że spacerować będę już tylko po warszowskiej plaży. Z nadzieją, że ta pozostanie nadal moją – i nie tylko zresztą moją – ulubioną.
Jeśli szkoda pieniędzy na tablice informacyjne (zresztą, czy ktokolwiek je czyta?), wystarczy komunikat co pół godziny lub co godzinę, że potrzeby fizjologiczne załatwiamy,
MAGAZYN
75
WEJŚCIE NA MOLO W AHLBECKU
Pomosty pełne gracji
Najstarsze jest w Ahlbecku, najdłuższe w Heringsdorfie, to w Bansinie – jest najbardziej kameralne. Mola w trzech Cesarskich Uzdrowiskach to nasz mały obiekt zazdrości, bo dawne świnoujskie pomosty nad Bałtykiem niestety skonsumował nieprzekupny ząb czasu.
TEKST i ZDJĘCIA MAGDA MONKOSA
Zanim więc w Świnoujściu powstanie długo zapowiadany i mocno wyczekiwany molo-giganotozaur, zapraszam na szybką wyprawę do sąsiadów.
Serca lokalnej turystyki Na uznamskim wybrzeżu jest ich pięć. Molo w oddalonym o ok. 30 km od Świnoujścia Zinnowitz powstało całkiem niedawno, w 1993 roku. Nie jest to obiekt wyjątkowy architektonicznie, natomiast największą atrakcją turystyczną jest tu zamontowana
76
MAGAZYN
u szczytu gondola zanurzeniowa. Za wyprawę na dno Bałtyku należy uiścić oczywiście opłatę. Molo w KoNAJSTARSZE MOLO NA NIEMIECKIM WYBRZEŻU
serow sięga 261 m i jest idealnym miejscem na wypad w poszukiwaniu nieco mniej zaludnionych plaż
NIEMIECKIE MOLA
po sąsiedzku
i spacerów w ustronnych miejscach. Niestety, na brak współtowarzyszy zupełnie nie można będzie liczyć na trzech cesarskich molach. I nie ma co się dziwić. Szczególnie pomosty w Ahlbecku i Heringsdorfie są tak pełne gracji i wytwornego stylu XIXwiecznej nadmorskiej architektury, cudownie współgrających z okolicznymi willami, że siłą rzeczy stały się sercem lokalnej turystyki.
Może nie wiedzą Prawie 120-letnie molo w Ahlbecku jest najstarszym tego typu obiektem nie tylko na wyspie Uznam, ale i na całym niemieckim wybrzeżu. Jego historia rozpoczęła się w 1892 roku od drewnianej konstrukcji nad plażą. Sześć lat później zastąpiono ją budowlą sięgającą w głąb morza na 250 m. Podczas remontu na początku lat 70. ubiegłego wieku elementy z drewna zastąpiono stalowymi, następnie w 1993 roku dobudowano do nich przystań dla statków pasażerskich, a cały obiekt przedłużono do 280 m. Historyczna konstrukcja dzielnie przetrwała liczne sztormy i złowrogie ataki zimowej i wiosennej kry. Cztery wieże nad drewnianym pawilonem, z restauracją oferującą regionalne potrawy, zostały wybudowane w latach 30. XX wieku. W lecie na pierwszym fragmencie molo, prowadzącym do restauracyjnego budynku, jest zazwyczaj dość tłoczno. O dziwo, na długim pomoście tuż za nim spaceruje znacznie mniej osób. Może po prostu turyści nie wiedzą, że za nie-
nowoczesna bryła restauracji na molo w heringsdorfie
zwykłą budowlą kryje się sędziwy pomost nad Bałtykiem, z dogodnymi miejscami do wypoczynku i widokiem na piękne uznamskie plaże. Charakterystyczny zegar przed molo sprezentował kąpielisku w 1911 roku pewien kuracjusz.
Molo wielkiego formatu Mieszkańcy Heringsdorfu mają prawdziwy powód do dumy. Otóż w niewielkim kąpielisku przed 23 laty powstało najdłuższe w kontynentalnej Europie molo. Ponad półkilometrowa trasa po konstrukcji z metalu i szkła sprawia jeszcze większą przyjemność dzięki przyjaznej infrastrukturze. Obiekt jest częściowo zadaszony, a specjalne szyby skutecznie chronią przed wiatrem. Wejście na molo prowadzi przez
pasaż handlowy przy wejściu na molo w heringsdorfie
niewielki pasaż handlowy z licznymi punktami gastronomicznymi. Wychodząc z niego, nadal znajdujemy się nad lądem, a w perspektywie mamy niekrótką wyprawę po nowoczesnym obiekcie, zupełnie innym niż sąsiednie mola czy te w Sopocie. Co kilkanaście metrów konstrukcję rozbudowano o miejsca do odpoczynku. W pawilonie o kształcie piramidy u szczytu obiektu znajduje się restauracja. Do przystani tuż za nią przybijają turystyczne stateczki, także ze Świnoujścia.
Po demontażu Molo zostało zlokalizowane prawie w tym samym miejscu, w którym w latach 1891-1893 wzniesiono jego poprzednika. Co ciekawe, dawny pomost, z licznymi charakterystycznymi dla lokalnej architektury wieżyczkami i suto zdobionymi kolumnadami, był niewiele krótszy od współczesnego i już przed dwoma wiekami okrzyknięto go najdłuższym w Europie. Drewniany pomost nie miał tyle szczęścia jak ten w Ahlbecku. Zaniedbywany w okresie powojennym, po dwóch pożarach w 1946 i 1953 roku, nie pozostawił innej alternatywy niż demontaż. W 2010 roku centralną część pomostu rozbudowano o kolejny pawilon
MAGAZYN
77
po sąsiedzku
NIEMIECKIE MOLA
kąpieliskami 12-kilometrowa trasa pieszo-rowerowa. I uwaga – jest to najdłuższa międzynarodowa promenada w Europie. W sezonie bywa tu nieco tłocznie, mimo to warunki do podróżowania są zupełnie dogodne.
Mała niedogodność, duża przyjemność
PRZYSTAŃ NA MOLO W BAnsinie
handlowy. Gmina ma w planach rozszerzenie obiektu o przystań dla jachtów, jednak dotychczas nie znalazła środków na kolejną inwestycję.
Urok dawnych lat Molo w Bansinie idealnie pasuje do klimatu trzeciego cesarskiego uzdrowiska. Jest to tradycyjna drewniana konstrukcja, długa na 285 m. Powstała dopiero na początku lat 90. XX wieku. Spacerujących gości jest tu znacznie mniej, bo i sam Bansin cieszy się mniejszą popularnością wśród turystów niż Ahlbeck i Heringsdorf. A szkoda, bo potencjał miejscowości jest niemały. Liczne grono niewielkich stylowych, pięknie odnowionych XIX-wiecznych willi łatwo przenosi nas w dawny świat dam spacerujących w długich sukniach z parasolkami chroniącymi przed słońcem i nienagannie odzianych dżentelmenów. Tuż przy molo znajduje się Café Asgard, najstarsza kawiarnia na wyspie Uznam. Właścicielom udało się utrzymać niezmieniony wystrój wewnętrzny od 1900 roku.
Najlepiej jednośladem W sąsiednich Cesarskich Uzdro-
78
MAGAZYN
wiskach nie jest łatwo o miejsca parkingowe, do tego trasy, szczególnie w sezonie letnim, bywają zakorkowane. Z tego powodu zalecamy pozostawienie samochodu na polskiej części wyspy, a na wycieczkę do pobliskich kąpielisk najłatwiej wybrać się rowerem lub piechotą. Na spacer wzdłuż wybrzeża, tam i z powrotem, należy zarezerwować sobie około trzech godzin. Znacznie szybciej można dotrzeć tam rowerem, tym bardziej, że Świnoujście łączy z popularnymi niemieckimi WIDOK Z PLAŻY NA MOLO W HERINGSDORFIE
Na koniec ważna informacja, szczególnie dla nowych gości na wyspie. Przekraczając granicę, należy w jednym z automatów wykupić bilet dzienny, który uprawnia do korzystania z atrakcji w trzech sąsiednich kąpieliskach. Koszt opłaty uzdrowiskowej wynosi 2,5 euro za osobę, bilet ulgowy dla młodzieży w wielu 11-16 lat to 1,25 euro, dzieci do lat 10 są zwolnione z opłaty. Bywa, że kontroler prosi o przedłożenie biletu, jeżeli go nie mamy, musimy uiścić opłatę u niego. Jeżeli jesteśmy w trakcie jazdy czy wędrówki, kontroli nie podlegamy. Mimo tej niewielkiej niedogodności polecamy wyprawę do kąpielisk tuż za polsko-niemiecką granicą. Chociażby dlatego, że świetnie można poczuć tu klimat XIX-wiecznego Świnoujścia. Bo nasz kurort miał niestety najmniej szczęścia z wszystkich niezwykle popularnych wówczas cesarskich uzdrowisk. Zbombardowany u schyłku drugiej wojny światowej bezpowrotnie utracił sporą część zabytkowych budowli.
KRÓL lasu
Niestety na wyspie Wolin żubrów żyjących w naturze nie spotkamy. Możemy oglądać te największe lądowe zwierzęta Europy jedynie w zagrodzie pokazowej Wolińskiego Parku Narodowego. TEKST i ZDJĘCIA ARTUR KUBASIK
Żubr żyje zasadniczo w stadzie, lecz jest to trochę bardziej skomplikowane. Stada się łączą, rozdzielają, a zwierzęta wędrują z jednego stada do drugiego. Natomiast stare samce, nazywamy je bykami, żyją zazwyczaj samotnie. Podczas rui przyłączają się do samic, często walcząc z innymi samcami, łamiąc stojące im na drodze drzewka o grubości pnia do 20 cm.
80
MAGAZYN
ŻUBR
natura
Żubr jest płochliwy, lecz przesadnie niepokojony, może zaatakować, choć zdarza się to raczej rzadko. Mimo że jest duży i ciężki, potrafi biegać z prędkością 40 kilometrów na godzinę i potrafi przeskoczyć przeszkodę o wysokości dwóch metrów! Żubr to symbol skutecznej ochrony przyrody. Po pierwszej wojnie światowej wyginął całkowicie. Jego populację udało się na szczęście odtworzyć. Dziś żubry na wolności żyją w puszczach Knyszyńskiej, Boreckiej i Białowieskiej oraz w Pilskich Lasach i Bieszczadach. Będąc przed dwoma laty w rejonie Puszczy Białowieskiej, udało mi się spotkać z żubrem oko w oko. Jest to przeżycie niezapomniane…
REKLAMA
Fotografia ze zbiorÓw rodziny Biszewskich
Tylko dla chwatów Gdyby amerykańską prerię zamienić na wody Zalewu, Świny i okolicznych rozlewisk, konie i powozy na łodzie, a kowboja na rybaka, to otrzymamy obraz prawdziwego polskiego Dzikiego Zachodu. W pierwszych latach po wojnie rybołówstwo umożliwiło przetrwanie osadnikom przybywającym na nasze wyspy. Stało się przy tym również dziedziną życia określającą zręby kultury i tożsamości regionu. TEKST PIOTR OLEKSY, MATEUSZ SIKORA
Podczas wojny na Zalewie nie łowiono. W tym czasie nagromadziła się tam ogromna ilość ryb. Osadnicy, którzy przybywali tu z odległych stron, mieli za to ogromny problem z dostępem do żywności. Pożywne, bogate w białko ryby zaspokajały te potrzeby. Pan Józef, rybak z Karsiboru, opowiadał nam: Węgorza było dużo… Jak ja rybaczyłem to 1 maja miałem 1360 kilo, 2 maja 900 kilo, 3 maja 700 kilo. Jednego miesiąca my zdali ponad 13 ton ryby! A jeden
82
MAGAZYN
handlarz przyjeżdżał wołgą i daliśmy mu 480 kilogramów ryby. To auto aż było krzywe! Tam gdzie kierowca siedział na przodzie to wór 180 kilo miał… A ten handlarz płacił nam 4 złote za kilogram. Wtedy inna ryba się nie liczyła tylko węgorz…
Bogaty jak rybak Nic dziwnego, że rybaczenie zaczęło być w tym okresie postrzegane nie tylko jako szansa na wyżywienie siebie i rodziny, ale również na
wzbogacenie się. Ludzie, którzy pamiętają tamte czasy, wspominają, że rybacy dość szybko zaczęli wyróżniać się statusem materialnym. Choć zawód ten do łatwych nigdy nie należał. Anatol Drywa, autor wspomnień zatytułowanych Na Zalewie Szczecińskim z 1975 roku pisał: (…) w sezonie zarabiałem trzykrotnie więcej aniżeli na wyspie w Gdańskim Urzędzie Morskim. Praca była ciężka i mozolna. Hartowała młodego człowieka podczas jesiennych sztormów
POWOJENNE RYBOŁÓWSTWO
historia
i mgieł. Wyrywane przez żywioł żaki stawiane były ponownie, łącznie z przestawami żakowymi. Nikt się nie zrażał dodatkowymi niezapłaconymi robotami i nocowaniem pod gołym niebem na wyspie pod latarniami, gdy nagły sztorm nie pozwalał wracać do portu macierzystego. Dopiero teraz naprawdę poznałem trudny i niebezpieczny zawód rybaka. (…) Zarobek uzyskany w sezonie wystarczał w zupełności do nowego sezonu wiosennego, a nawet dłużej!
Dla najwytrwalszych
Fotografia ze zbiorÓw rodziny Biszewskich
Taki zawód zaczął przyciągać na wyspy kolejnych śmiałków, którzy liczyli na dobry zarobek. Na dłużej byli w stanie pozostać przy nim jednak tylko ci najwytrwalsi i najdzielniejsi. Nic dziwnego, że z czasem ten rybacki świat zwrócił uwagę ówczesnych poszukiwaczy przygód oraz literatów. Stanisław Telega napisze później, że był to świat, w którym rybacy są jednocześnie rolnikami, myśliwymi, a przede wszystkim namiętnymi kłusownikami i piratami wodnymi, płynącymi na połowy nie tylko ze sprzętem rybackim, ale i z flintą czy wnykami na zające. (…) Była to dzika trochę, żywiołowa i niespokojna nowa społeczność, tkwiąca po uszy, po sam rdzeń swych namiętności w rybołówstwie pojętym bardzo osobliwie i bardzo powoli wytwarzająca nową tradycję i moralność rybacką (S. Telega, Odkrycie Bałtyku w literaturze, 1970).
Gdzie te chwaty? Najciekawiej nasz region przedstawili w swych opowiadaniach Czesław Schabowski oraz Jan Papuga. Pierwszy dużą część roku spędzał w Szczecinie, gdzie pracował jako urzędnik, latem przyjeżdżał jednak nad Zalew by łowić, a później opisywać swe przygody oraz życie tej „niespokojnej i żywiołowej społeczności”. Wydał kilka tomów opowiadań poświęconych regionowi ujścia od Odry. Były nie tylko ciekawym obrazem epoki, ale również świetnymi dziełami literackimi, z których
MAGAZYN
83
POWOJENNE RYBOŁÓWSTWO
Fotografia ze zbiorÓw rodziny Biszewskich
historia
najmocniej wyłania się obraz polskiego Dzikiego Zachodu: Jakiś zbójecki hyr tu władał, jakaś własna moralność. Co tu dużo gadać: mnie to brało. Wówczas odniosłem wrażenie, że to nie jest jakiś wrodzony zmysł do łajdactwa, lecz ciągłe upajanie się wolnością i akcentowanie prawa do rządzenia się na swój sposób (C. Schabowski, Pirat i Magdalenka, 1963).
Niepowodzenie pięknej idei Jan Papuga przybył nad Zalew po latach podróżowania po świecie, jako już całkiem doświadczony pisarz. Przez jakiś czas pracował w biurze Urzędu Morskiego w Karsiborzu, później kręcił się po przybrzeżnych miejscowościach, szukając swego miejsca w świecie, czy raczej kolejnych przygód. Kilka lat później, już w końcu lat pięćdziesiątych, wymyślił, że w Lubinie na wyspie Wolin założy falanster rybacki – wspólnotę wolnych ludzi, utrzymujących się wspólnie z połowów. Udało mu się
84
MAGAZYN
dla tego celu pozyskać stare gospodarstwo rybackie. Piękna idea niestety nie powiodła się. Papuga trafił na fatalny sezon – nie dość, że lało nieustannie, to bogactwo ryb w Zalewie było już przeszłością. Przede wszystkim zabrakło jednak chętnych, zabrakło chwatów, których pociągał ten lokalny, zbójecki hyr. Dziki Zachód odchodził, jednak Papuga nie tracił wiary: Tylko gdzie są te chwaty? Szukam ich tak długo. Różni mędrcy, z klubów, z prasy, z urzędów mówią mi, że takich dziś nie ma. Nie ma? Muszą być! Tak jak musi być powietrze, las, woda, morze. Muszą być, bo świat należy do orłów, do dzielnych, do chwatów, a nie do kameleonów, do ludzi z klubów, z urzędów (J. Papuga, Singsiarz, 1983). To tylko kilka wątków kulturowej roli jaką rybołówstwo odegrało w naszym regionie w pierwszych latach po wojnie. Szerzej zostały one przedstawione w ramach wystawy
W sieci relacji. Powojenne rybołówstwo nad Zalewem Szczecińskim, którą w sierpniu będzie można oglądać w Świnoujściu i Karsiborzu.
Wydarzenie jest organizowane przez Fundację Centrum Inicjatyw Regionalnych i Międzynarodowych. Projekt współfinansowany ze środków Europejskiego Funduszu Morskiego i Rybackiego Unii Europejskiej w ramach Programu Operacyjnego Rybactwo i Morze w ramach zadania „Rybackie więzi – znaczenie rybołówstwa dla tworzenia się nowej rzeczywistości społecznej po drugiej wojnie światowej w regionie Zalewu Szczecińskiego. Wystawa fotografii i album edukacyjny”.
DOM WESELNY PŁOCIN k/Wolina WWW.NORTIL.PL
tel.: 513 031 370
Początek XX w. Na pierwszym planie pomnik cesarza Wilhelma I. Widoczne dwa wejścia do budynku i całkiem jeszcze małe drzewa
Najstarszy w mieście Niezbyt okazały budynek z ażurową wieżyczką i zegarem leży na trasie codziennych wędrówek setek mieszkańców do promu i z promu. U wielu osób, szczególnie tych w dojrzalszym wieku, budzi on mniej lub więcej ciepłe wspomnienia, jako że przed laty znajdował się tam Urząd Stanu Cywilnego. A ci, którzy pamiętają jeszcze dawną Polskę powiatową wiedzą, że mieściło się tu niegdyś Prezydium Miejskiej Rady Narodowej. Dzisiaj to siedziba Muzeum Rybołówstwa Morskiego. TEKST JÓZEF PLUCIŃSKI ZDJĘCIA ARCHIWUM AUTORA
Nim coś więcej o budynku tym opowiemy, sięgnijmy do dziejów miasta. Świnoujście otrzymało miejski status w 1765 roku i stosunkowo szybko stworzyło instytucje samorządu miejskiego. W końcu XVIII wieku funkcjonowała już straż ogniowa, straż grodzka, sąd miejski, poborcy podatkowi i inne elementy
86
MAGAZYN
organizmu miejskiego. Przez wiele lat brakowało natomiast ratusza – siedziby władz miejskich i godnego miejsca na archiwum, kasę czy areszt miejski.
Trudne początki Szereg lat po nadaniu praw miejskich posiedzenia magistrackie
odbywały się w mieszkaniu burmistrza. Brak miejskiego archiwum spowodował, że najważniejsze akty prawne i dokumenty miasta, przenoszone w różne miejsca, ulegały już wtedy rozproszeniu i zniszczeniu. Paląca potrzeba budowy siedziby władzy miejskiej napotykała jednakże na podstawową przeszkodę – brak
RATUSZ MIEJSKI
pieniędzy. Własnych, miejskich nie starczało, a zabiegi o dotację z królewskiej szkatuły nie dawały rezultatu. Pierwszy projekt budowy ratusza opracowany został jeszcze przed nadaniem praw miejskich, w 1755 roku. Miał być zbudowany w okolicach obecnego Placu Słowiańskiego, a mieścić miał poza zarządem miejskim także wagę miejską, areszt, remizę dla sprzętu gaśniczego, mieszkanie burmistrza i nawet winiarnię w piwnicach. Ten piękny projekt powędrował jednakowoż z finansowych przyczyn do lamusa.
Solidna robota Dopiero w 1804 roku przyjęto do wykonania projekt mistrza budowlanego Meners’a. Ze względu na oszczędność miała to być jednopiętrowa budowla, bez wieży, piwnicy i mieszkania dla burmistrza. Niemal wszystkie prace wykonywali miejscowi rzemieślnicy, a budową kierował tutejszy majster Gottgetrau. Ratusz został oddany do użytku w lecie 1806 roku, a krzepki budynek do dzisiaj daje świadectwo ich rzemieślniczej rzetelności. Sprawdziła się też wspaniała jakość warnowskich modrzewi i dębów, z których wykonana była istniejąca do dzisiaj więźba dachu i stropy. Położone wówczas dachówki przetrwały ponad 160 lat, potem wymieniono je na miedzianą blachę.
stare świnoujście
Wszystko w jednym Budynek, do którego pierwotnie prowadziły dwa wejścia od strony Świny, z trudem zaspokajał najważniejsze potrzeby. Nie do wiary, ale zmieściła się tu sala obrad rady, siedziba burmistrza, waga miejska, magazyn strażacki, siedziba komisji morskiej, a nadto archiwum, sala rozpraw sądowych i nawet areszt miejski. Aby pomieścić sprzęt pożarowy i opał, budynek od strony północnej, jak i od południowej, otoczony został murem. Między budynkiem a murem od strony północnej stały czas jakiś szopy, służące jako prowizoryczny areszt miejski. Niemal do końca XIX w. na pięterku we wschodniej części znajdowała się siedziba miejscowego sądu. Wiodło do niej odrębne wejście. Mur od strony południowej z czasem był sukcesywnie rozbierany, tym bardziej że plac stał często pod wodą, która podczas „cofki” wdzierała się zwykle do środka. Ostatecznie murki i przybudówki zostały rozebrane w końcu XIX w. po wyprowadzeniu sądu do nowej, obecnej siedziby.
Pierwsza żarówka Ratusz był wielokrotnie przebudowywany. Pierwszy gruntowny remont został przeprowadzony już w 1839 roku. Wtedy to zmieniono więźbę dachową, dobudowano zgrabną ażurową wieżyczkę, a w niej zainstalowano mechanizm zegara wieżowego. To właśnie w tym
Budynek ratusza przed przebudową, około 1928 r.
Hitlerowska feta przed ratuszem. 1933 r.
budynku 5 grudnia 1885 roku zapaliła się pierwsza w mieście żarówka elektryczna, zapoczątkowując tym elektryfikację Świnoujścia.
Nowe zadania Władze miejskie rezydowały w budynku do 1930 roku. Wtedy to uznano, że jego mury są już za ciasne i konieczna była przeprowadzka do obszerniejszej siedziby. Ponownie budynek poddano przebudowie. Istniejące niegdyś dwa wejścia od strony Świny zostały zamurowane. W to miejsce budynek uzyskał szerokie odrzwia i schody wejściowe od strony ul. Armii Krajowej (wówczas Lindenstraße) oraz boczne, we wschodniej ścianie szczytowej. Zainstalowano centralne ogrzewanie, zbudowano też nową, wewnętrzną klatkę schodową, umożliwiającą niezależne użytkowanie parteru i pierwszego piętra. Na parterze znalazła miejsce komunalna kasa oszczędnościowa, jedna z najstarszych na Pomorzu, a na pierwszym piętrze, dzięki staraniom
MAGAZYN
87
stare świnoujście
RATUSZ MIEJSKI
wujące go do pełnienia nowej roli. Pierwszą wystawę muzealną otwarto już 26 października 1974 roku.
Hymn do Bałtyku Mariaż dawnego ratusza z muzeum wyszedł szacownej budowli na dobre. W ciągu kolejnych lat, równolegle z działalnością merytoryczną, wykonane zostały gruntowne prace rewaloryzacyjne. Wymienione zostały wszystkie instalacje wewnętrzne, system grzewczy, drzwi, okna, podłogi i układ pomieszczeń. Rozchodzące się i spękane ściany nośne ściągnięte zostały klamrami, dach zaś przykryty trwałą, lekką blachą miedzianą. Pomieszczenia strychu przebudowano na salę ekspozycyjną. W 1999 roku na wieżyczce ruszył też zegar, a kurant wydzwonił po raz pierwszy motyw muzyczny z „Hymnu do Bałtyku” Feliksa Nowowiejskiego. Jego historia to materiał na odrębną, całkiem ciekawą gawędę. Siedziba Prezydium MRN, 1945 r.
znanego historyka i kronikarza Roberta Burkhardta, latem 1931 roku ulokowano świnoujskie Muzeum Regionalne. Piętro podzielone zostało na obszerne sale w układzie amfiladowym, dogodnym dla rozmieszczenia ekspozycji muzealnej i swobodnego przechodzenia zwiedzających. Układ ten, odtworzony podczas przebudowy w 1975 roku, funkcjonuje także obecnie. Nadeszły lata wojennej zawieruchy. Na ratuszowym placu zbudowano prowizoryczny schron przeciwlotniczy a stojący tam pomnik cesarza Wilhelm I przetopiono na cele wojenne.
Po II wojnie światowej Po objęciu miasta przez Polaków jesienią 1945 roku w ratuszu znalazły siedzibę pierwsze polskie władze miejskie. Upamiętnia to wbudowana we frontową ścianę tablica projektu plastyka Stanisława Kuglina . Do jesieni 1946 r. znajdował się tam także polski urząd pocztowy.
88
MAGAZYN
Budynek pozostawał siedzibą władz miejskich do 1973 r., kiedy to w związku z kolejną reformą administracji przeniosły się do innego budynku. Dawny ratusz miejski przekazany został dla potrzeb powstającego muzeum. Z początkiem 1974 roku ruszyły prace budowlane przystoso-
Świnoujski ratusz, który nie był nigdy nadzwyczajnym dziełem architektury, po kilkakrotnych przebudowach utracił swój pierwotny wygląd. Co by tu jednak nie mówić, jest to najstarszy w mieście świecki budynek, świadek historii miasta. No i choćby z tego względu należy mu się wyjątkowy szacunek i opieka.
Autor opracowania, wówczas kierownik placówki na strychu remontowanego budynku, ok.1980 r. Wkrótce powstała tam piękna wystawowa sala
ma zaszczyt zaprosić Państwa na wydarzenia: 28 LIPCA 2018 GODZINA 20:00
LOS CAFÉ Tango Passion, 11-go Listopada 10, Świnoujście
3 SIERPNIA 2018 GODZINA 20:00
JACKPOT Tango Passion, 11-go Listopada 10, Świnoujście
11 I 12 SIERPNIA
TANGO I LATINO -LEKCJETango Passion, 11-go Listopada 10, Świnoujście
Gdzie leżą WYSPY? Urząd Miasta, Wojska Polskiego 1/5
Salon Mody „Unique”, G.H. Promenada, Żeromskiego 79
Miejski Dom Kultury, Wojska Polskiego 1/1
Salon Mody „Teofil”, Monte Cassino 1A
Centrum Informacji Turystycznej, Plac Słowiański 6/1
Salon Mody „My Poem”, G.H. Promenada, Żeromskiego 79
Miejska Biblioteka Publiczna, Piłsudskiego 15
Salon Mody dziecięcej „Happy Day”, G.H. Promenada, Żeromskiego 79
Biblioteka Pedagogiczna, Piłsudskiego 22
Siłownia i Fitness „Champions Academy”, Woj. Polskiego 1/19
G.H. Corso poziom -1, regał z książkami, Dąbrowskiego 5
Przewozy Pasażerskie „Emilbus”, Wybrzeże Władysława IV 18
Sklep papierniczy „ERGO”, Matejki 35
Księgarnia „Neptun”, Bohaterów Września 81
ASO Renault Nierzwicki, Lutycka 23
Restauracja „Neptun”, Bema 1
Uzdrowisko Świnoujście, E. Gierczak 1
Restauracja „Nebiollo”, Orzeszkowej 6
Hotel Interferie Medical SPA, Uzdrowiskowa 15
Restauracja „Qchnia”, Piłsudskiego 19
West Baltic Resort, Żeromskiego 22
Restauracja „Na Dziedzińcu”, Wybrzeże Władysława IV 33D
Radisson Blu Resort, Świnoujście, al. Baltic Park Molo 2
Restauracja „Pinocchio”, Promenada, Uzdrowiskowa 18
Hotel Hampton by Hilton, Wojska Polskiego 14
Restauracja „Mila“, Promenada, Uzdrowiskowa 18
Apartamenty „44wyspy.pl”, Orzeszkowej 5
Restauracja „Dune”, Promenada, Uzdrowiskowa 12-14
Visit Baltic, Wojska Polskiego 4b/5a
Restauracja „Osada”, Wybrzeże Władysława IV 30A
Nautilus Apartamenty, Orzeszkowej 3
Restauracja „Toscana”, Marynarzy 2
Villa „Dorota”, Nowowiejskiego 3
Restauracja „Karczma Pod Kogutem”, Żeromskiego 62
Biuro Podróży „Slonecznie.pl”, Grunwaldzka 21
Restauracja „Prochownia”, Jachtowa 4
Biuro Turystyczne „Wybrzeże”, Słowackiego 23
Restauracja „Magiczna Spiżarnia”, Chrobrego 1B
Biuro Turystyczne „Travel Partner”, Bohaterów Września 83/13
Restauracja „El Papa Pilar”, Bohaterów Września 83B
Biuro Zakwaterowań „Baltic Park Fregata”, Uzdrowiskowa 20
Pizzeria „Batista”, Os. Platan, Wojska Polskiego 16/6
Jubiler „Malwa”, Promenada, Uzdrowiskowa 16
Pizzeria „Grota”, Konstytucji 3 Maja 59
KiteFORT, Plaża, Uzdrowiskowa
Bar „Hamaki”, Piłsudskiego
Kitejunkies, Plaża, Uzdrowiskowa
Bar Kanapkowy „Bułki z bibułki”, Wybrzeże Władysława IV
Perfumeria „Douglas”, G.H. Corso, Dąbrowskiego 5
Meat & Fit - Slow Food, G.H. Promenada, Żeromskiego 79
Media Expert, C.H. Uznam, Grunwaldzka 21
Vege Bar „Zielony Gaj”, Bohaterów Września 50/4
PSB „Mrówka”, Karsiborska 6
El Papa Cafe Hemingway, Bohaterów Września 69
ARKADA Okna, Drzwi, Wybrzeże Władysława IV 19c
Kawiarnia „Tango Passion”, 11-tego Listopada 10
Hurtownia Wielobranżowa „Paulhurt”, Rycerska 76
Cafe „Wieża”, Paderewskiego 7
VEMME Day Spa, Wybrzeże Władysława IV 15C
Cafe „Rongo”, Os. Platan, Wojska Polskiego 16
Centrum Dietetyczne „Naturhouse”, Konstytucji 3 Maja 16
Cafe „Paris”, Plac Wolności 4
Przychodnia Lekarska T. Czajka, C.H. Uznam, Grunwaldzka 21
Cafe „Venezia”, Promenada, Uzdrowiskowa 16
Centrum Medyczne „Rezydent-Med”, Kościuszki 9/7
Cafe „Havana”, Promenada, Uzdrowiskowa 14
Gabinet Stomatologiczny Anna Pyclik, Chełmońskiego 15/1
Cafe „Kredens”, Promenada, Uzdrowiskowa 12
Klinika Stomatologiczna „Morze Uśmiechu”, Plac Słowiański 6
Kawiarnia „Sonata”, Marynarzy 7
Gabinet „Visage”, Staszica 2
Kawiarnia „Czuć Miętą”, Promenada, Uzdrowiskowa 20
Mydlarnia u Franciszka, Monte Cassino 38A
Eda-Glas, Piłsudskiego 16
Foto-Studio JDD Chmielewscy, Monte Cassino 43
EKO-WYSPA, Grunwaldzka 1A
Optyka, Bema 7/1
Apteka „Pod Kasztanami”, Warszawska 29
Perfekt-Optik, STOP SHOP, Kościuszki 15
Kwiaciarnia „Ewa”, Markiewicza 21
Perfekt-Optik, G.H. Corso, Dąbrowskiego 5
Zakład Fryzjerski „Kazik”, Konstytucji 3 Maja 14
Perfekt-Optik, Kaufland, Matejki 1d
Salon Fryzjerski „Piękne Włosy”, Konstytucji 3 Maja 5
GoDan - Strefa Uśmiechu, ul. Lutycka 2A/3
Salon Fryzjersko-Kosmetyczny „Wanessa”, Grunwaldzka 1
Salon Mody „Andre”, C.H. Uznam, Grunwaldzka 21
Salon Fryzjerski „Studio 5”, Konstytucji 3 Maja 16
Salon Mody „By o la la...!”, Piastowska 2
Salon Fryzjerski Beata Grygowska, Wojska Polskiego 1/19
Salon Mody „Coco”, Armii Krajowej 1
Zakład Fryzjerski „IRO”, Bema 11/1
REKLAMA