Magazyn Wyspy 6 (22) czerwiec 2018

Page 1

M I E S I Ę C Z N I K B E Z P Ł AT N Y

Nr 6 (22) CZERWIEC 2018


DOM WESELNY PŁOCIN k/Wolina WWW.NORTIL.PL

tel.: 513 031 370



8

czerwca

Zjazd Absolwentów mojego liceum, zacnego 160-latka. Wieść o tym zdarzeniu zelektryzowała mnie nieprawdopodobnie, gdyż ten fragment swojej biografii kocham szczególnie. Z rocznika maturalnego ‘98 (sześć klas) pojawiły się dwie osoby. Dwie… Do dziś zastanawiam się, dlaczego? Sam zjazd – cudna podróż w czasie. Urodziny Kory. Idolki z dzieciństwa, z dorosłości także, choć może już bez tej szczeniackiej, czołobitnej, niczym niezmąconej ekscytacji. Różne zewsząd głosy słychać, ale ponoć Kora znów nagrywa. Wiadomość wspaniała, bo to znaczy, że wokalistka czuje się dobrze. Z chęcią sięgnę po Jej nową muzykę. Z sentymentu. „Wyspy” również obchodzą urodziny. Drugie. Kawał czasu. Ponad dwadzieścia numerów, ponad dwieście spotkań i rozmów, ze trzy miliony znaków (oczywiście ze spacjami) układających się w interesujące – mam nadzieję – treści, tysiące obrazów, a na sam koniec: niedająca się zmierzyć, przeliczyć, oszacować satysfakcja. Zapraszam do lektury.

Michał Taciak Redaktor naczelny

MAGAZYN BEZPŁATNY Wydawnictwo Wyspy redakcja@magazynwyspy.pl www.magazynwyspy.pl +48 500 446 273 Redaktor naczelny Michał Taciak Skład Blauge - Robert Monkosa

Dział foto Karolina Gajcy, Agnieszka Żychska, Katarzyna Nadworna Felietoniści Maja Piórska, Agnieszka Merchelska, Marek Kolenda, Współpraca Magdalena Monkosa, Karolina Leszczyńska, Renata Kasica, Józef Pluciński, Katarzyna Baranowska, Karolina Markiewicz, Agata Butkiewicz-Shafik, Tomasz Sudoł, Artur Kubasik, Bartek Wutke

Wydawca Wydawnictwo Wyspy Kamil Pyclik ul. Małopolska 24, 72-600 Świnoujście Reklama Kamil Pyclik +48 721 451 721 reklama@magazynwyspy.pl Druk Drukarnia KAdruk S.C.

Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do dokonywania skrótów w nadesłanych artykułach. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść reklam.

4

MAGAZYN


6

FELIETON

Marek Kolenda. Sezon nad morzem: jak przeżyć? 28 Agnieszka Merchelska. Opalaj się z godnością! 6 14 20 24

26 30 72

34 38 40

NASZA OKŁADKA

Kasia Bukowiec. Nie tracić czasu MODA

Witamy lato!

Czerwiec

2018

PSYCHOLOGIA

W związku ze związkami MOTORYZACJA

Para idealna Salon Seat Krotoski-Cichy. Oferta szyta na miarę NOWE W MIEŚCIE

Koncepty Jagny Tango Passion. Tańcz... LUDZIE

6

Julian Parzyszek. Drugi SEZON

Radisson Blu Resort. Wakacje przez duże W MIASTO

Gwiazdy na morzu Gwiazdy na korcie 41 Gwiazdy na plaży 41 Uff, jak gorąco... 41

44 48

PO SĄSIEDZKU

Mariusz Lokaj. Budowniczy mostów

34

KULTURA

Artystów inwazja na fort 50 Kantor na plaży 50 Sztuka w wieży 52 Organowy lipiec 56 58 62

64 70 74 76 78

REGION

Kontrapunkt. Małe, a waży ZAWÓD

Jola i połowa miasta SZLAK KULINARNY

Nareszcie jest Molo!

44

KULINARIA

Słodki kompromis DIETA

Wody! TURYSTYKA

Bornholm. Jednośladem w raju NATURA

Polska, Litwa i przyroda STARE ŚWINOUJŚCIE

Wymazane z mapy cz. 2

58 MAGAZYN

5


felieton

WYSPY SZCZĘŚLIWE

Sezon na morzem:

jak przeżyć? Być może wielu z Was, drodzy turyści, wczasowicze i koloniści, zastanawia się, jak poradzić sobie latem w nadmorskim kurorcie. Miejscu pełnym zdradliwych zasadzek i nieprzyjemnych niespodzianek, podstępnych tubylców i perfidnych pułapek (nazywanych dla niepoznaki atrakcjami), które czyhają na Wasze zdrowie, rodziny, portfele i czas, jaki obiecaliście sobie spędzić na dobrym i zasłużonym wypoczynku. TEKST MAREK KOLENDA

C

óż, szczerze współczuję, ale mówiąc otwarcie, nie mam pojęcia, jak mógłbym Wam pomóc, dlatego kieruję swój krótki poradnik do wspomnianych wyżej i bliższych memu sercu podstępnych tubylców. Poniżej zamieściłem kilka podpowiedzi, które pomogą wyspiarzom przetrwać letnie oblężenie i dotrwać do końca wakacyjnego sezonu bez szwanku i uszczerbku na zdrowiu. Głównie zdrowiu psychicznym. Jak wiadomo, wczasowicz też człowiek, tylko ma dalej do morza. Naród nasz słynie z gościnności, dlatego pierwszą zasadą, jaka obowiązuje w kontaktach z przybyszami spoza wysp, jest umiejętnie okazywana, ale umiarkowana uprzejmość. I chociaż u nas, w rybackim mieście, w którym przez lata funkcjonował „Gryf”, doskonale wiemy, że stare powiedzonko „Gość i ryba trzeciego dnia cuchnie” dalekie jest od prawdy, to jednak z życzliwością nie należy przesadzać. Wszak hasła typu „Gość w dom, Bóg w dom”, „Zastaw się, a postaw się” oraz „Czym chata bogata tym rada” tracą swoją moc, gdy do niespełna czterdziestotysięcznego miasteczka przyjeżdża na weekend sto pięćdziesiąt tysięcy spragnionych

6

MAGAZYN

słońca i wody gości. W tych okolicznościach Pan Bóg daje nam dyspensę, zastaw bierzemy z góry w kwocie czterech dniówek, a wszelkie bogactwa na ten czas najlepiej po prostu z chaty wywieźć. W kontaktach z odwiedzającymi nasze miasto turystami wskazana jest również cierpliwość i wyrozumiałość. Należy jednak wziąć pod uwagę fakt, że w omawianych przez nas okolicznościach, także inne popularne powiedzenia jak np. „Nie ma głupich pytań, są tylko głupie odpowiedzi”, a także „Kto pyta nie błądzi”, lekko się dewaluują. I tak, wobec wczasowicza, który dopytuje się o bilety na przeprawę promową, wolne pokoje w połowie lipca lub czy wolno sikać do morza, stosujemy odpowiedź znaną z popularnej gry „Pomidor”. Z kolei kolonistom zagadującym nas na plaży o to, gdzie znajduje się molo, albo pod budynkiem poczty pytającym o centrum miasta, zwyczajnie i bez wyrzutów sumienia pozwalamy trochę pobłądzić. Warto również wiedzieć, jak zachować się wobec przybyszów, którzy okazują jawne niezadowolenie z zastanych warunków, kolejek,

repertuaru w amfiteatrze, widoków, pogody, cen i lokalnych atrakcji, przy okazji obwiniając o temperaturę wody w Bałtyku, burze i komary nas, Bogu ducha winnych autochtonów. Po pierwsze, jak powszechnie wiadomo, narzekanie jest naszą cechą narodową, a po drugie powinniśmy pamiętać, że w życiu należy się kierować zasadą „Wszystkim nie dogodzisz” i „Jeszcze się taki nie urodził, co by każdemu dogodził”. Dlatego napływowych delikwentów, którzy, mówiąc kolokwialnie, za bardzo marudzą i smędza, spokojnym głosem informujemy, że „Komu w drogę, temu czas”, bo przecież „Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma”, a „U sąsiada trawa zawsze zieleńsza”. Jednocześnie wskazujemy drogę na dworzec PKP, terminal promowy, przejście graniczne lub, gdy mamy do czynienia ze skrajną jęczypałą, trasę na lotnisko w Goleniowie. A gdy już nadejdą jesienne dni, opustoszeje plaża i wyludni się promenada oraz alejki w parku, gdy zrobi się całkiem pusto, cicho i tak jakoś... smutno, wtedy nam, stałym mieszkańcom Świnoujścia, pozostanie westchnąć i zawołać w duchu „Oby do lata!”


ZAINWESTUJ W LUKSUSOWE APARTAMENTY I ZARABIAJ

W PIERWSZEJ LINII BRZEGOWEJ

ODLICZENIE 23% VAT nawet dla osoby fizycznej

PRZEDSTAWICIEL DEWELOPERA

MICHAŁ JANKOWSKI

T: 511 22 33 17

www.apartamenty-apartpark.pl sprzedaz@apartamenty-apartpark.pl


8

MAGAZYN


KASIA BUKOWIEC

nasza okładka

Nie tracić

czasu Nie marzyła o zostaniu miss, a od korony i pięknej sukni bliższy był jej… mundur i karabin. Rozmawiamy z Kasią Bukowiec, świeżo koronowaną Miss Polski Ziemi Zachodniopomorskiej.

ROZMAWIA MICHAŁ TACIAK ZDJĘCIA KAROLINA GAJCY MAKIJAŻ Babska Strefa Sylwia Baran & Olga Michalska

MAGAZYN

9


Długo musiała namawiać? Trochę… Stwierdziła: „Wiesz, widziałam wiele pięknych dziewczyn, ale ty nie masz konkurencji. Jesteś najpiękniejsza” (śmiech). Początkowo w ogóle jej nie słuchałam, nie brałam tego pod uwagę.

Co cię przekonało? Kluczowy był chyba jej argument: „Nie masz nic do stracenia”. Pomyślałam, że to prawda.

Mogłaś jedynie zyskać i zyskałaś, ale cofnijmy się nieco w czasie. Nie marzyłaś o konkursach piękności, ale pewnie jakieś marzenia czy plany snułaś. Kim chciałaś zostać, gdy dorośniesz? Nie wiem, od czego zacząć…

Tyle tych planów było? Było i wciąż jest. Moja mama zawsze powtarza, że nie może za mną nadążyć (śmiech). Na początku była… straż graniczna. Po gimnazjum poszłam do liceum o takim profilu i chciałam pracować w „mundurówce”, chodzić w mundurze, mieć karabin i tak dalej (śmiech).

Rzeczywiście bardzo daleko od Małej miss…

Przyznam, że miałem z tobą mały kłopot… Tak? Dlaczego?

Przed rozmową próbowałem znaleźć w sieci coś na twój temat, jakieś punkty zaczepienia, a tu nic. Rzeczywiście, nie udostępniam niczego ani na Facebooku, ani w ogóle w sieci. Jedynie przy okazji konkursu to się trochę zmieniło.

Znalazłem więc inny punkt zaczepienia. Znasz film Mała miss? Tak, oczywiście! Niedawno go widzia-

10

MAGAZYN

łam, ale muszę przyznać, że byłam tak zmęczona, że nie zobaczyłam go do końca…

Wielki błąd! Finał jest naprawdę mocny, a i cały film – moim zdaniem – znakomity. Pytam o to, bo ciekawi mnie, czy też byłaś taką „małą miss” jak Olive, która od dziecka marzyła o koronie i szarfie najpiękniejszej. Nie, nie. To zupełnie nie ja (śmiech). Nigdy nie widziałam się w takiej roli. Myślę, że gdyby nie koleżanka Sylwia, która mnie do tego namówiła, nie wzięłabym udziału w konkursie.

Prawda? To nie była żadna kokieteria. Zresztą wychowywałam się z trzema starszymi braćmi, więc zawsze byłam bardziej chłopczycą niż księżniczką (śmiech). Szkołę ukończyłam, dobrze ją wspominam, ale stwierdziłam, że jednak to nie to. Poszłam na Akademię Morską w Szczecinie.

Znów mundur. Zgadza się, chodziłam w mundurze, byłam w kompanii honorowej, ale znów skończyłam tę szkołę i uznałam, że to nie moja droga.

Zazwyczaj przerywa się studia, gdy okazuje się, że to jednak nietrafiony wybór. Ty, ambitnie, doprowadziłaś rzecz do końca. Stwierdziłam po prostu, że tytuł inżyniera tak czy inaczej mi się przyda.


KASIA BUKOWIEC

nasza okładka

Nie straż graniczna, nie marynarka. Wiesz już, co byłoby „tym czymś”? Tak już mam, że lubię próbować wielu rzeczy, żeby samodzielnie przekonać się, czy to jest dla mnie. Cały czas szukam, nie stoję w miejscu.

Co cię pasjonuje? Od zawsze byłam związana ze sportem, trenowałam mnóstwo rzeczy.

Wychowywałam się z trzema starszymi braćmi, więc zawsze byłam bardziej chłopczycą niż księżniczką Nie mogłaś się zdecydować, co cię najbardziej pociąga? Wszystko mnie pociągało (śmiech). Grałam w hokeja, jeździłam na łyżwach wcześniej niż na rowerze. Później pokochałam motory. Trenowałam taekwondo, wioślarstwo, ale również koszykówkę, siatkówkę i lekkoatletykę. Teraz trenuję kick-boxing. Uwielbiam też jeździć na crossie i pływać.

Sporo tych dyscyplin. Może powinnaś pójść na AWF? Nie. Chciałam to robić dodatkowo, dla przyjemności, zdrowia i kondycji, a nie dla ocen czy dyplomu. Do zdrowego trybu życia przykładam dużą wagę, również na poziomie odżywiania. To zasługa mojej wspaniałej mamy, która przeczytała na ten temat wszystko i zaraziła mnie tym. Podobnie jak zainteresowaniem medycyną niekonwencjonalną.

Obecnie jednak jesteś w trakcie kolejnych studiów. Zgadza się. Studiuję doradztwo rolnicze na Zachodniopomorskim Uniwersytecie Technologicznym.

MAGAZYN

11


Zachodniego Pomorza. Choć dla niektórych to, że się tutaj nie urodziłam, stanowi pewien kłopot…

A to ma w ogóle jakieś znaczenie? Tu mieszkasz, reprezentowałaś w konkursie nasze Świnoujście. Dla samego konkursu znaczenia to nie miało i nie ma.

I niech tak zostanie. Jakie wrażenia po konkursie?

Lubię próbować wielu rzeczy, żeby samodzielnie przekonać się, czy to jest dla mnie. Cały czas szukam, nie stoję w miejscu

Byłam w lekkim szoku, gdyż chyba spodziewałam się czegoś innego. Myślałam, że to tylko regionalny konkurs, a rozmach była naprawdę duży. Poważna impreza (śmiech). O samym castingu dowiedziałam się jakieś dwa dni przed, więc czasu na przygotowania nie miałam. Poszłam na żywioł raczej. Zobaczyłam mnóstwo pięknych dziewczyn i pomyślałam: „Co ja tutaj w ogóle robię?”…

Jak widać, niesłusznie. Było kilka etapów, kilka ważnych momentów tego konkursu. Tak. Były castingi, potem zgrupowanie dziewczyn, które przeszły dalej, w Międzywodziu. Trwało pięć dni i było bardzo intensywnie – sesje, próby, prezentacje… Chodziłyśmy ciągle niewyspane, wycieńczone.

Kolejna ciekawa rzecz w twoim CV…

Bądź tu świeża i piękna…

W planie mam jeszcze zdobycie uprawnień rzeczoznawcy majątkowego (śmiech).

Dokładnie (śmiech).

Jestem pod wrażeniem. Wychodzę z założenia, że to wszystko może mi się kiedyś przydać.

Łączy nas fakt, że dopiero od kilku lat mieszkamy w Świnoujściu. Co cię skłoniło do przyjazdu tutaj? Morze (śmiech). Zawsze chciałam mieszkać nad morzem. A Świnoujście od dawna bardzo lubię. Podoba mi się jego skala, kameralność, przyroda. Jest piękne.

Miasto z pewnością jest dumne z tego, że jego mieszkanka została wybrana najpiękniejszą mieszkanką 12

MAGAZYN

Krążą mity o nieznośnej rywalizacji pomiędzy dziewczynami. Potwierdzasz? Przeciwnie. Na zgrupowaniu było pod tym względem świetnie, wspierałyśmy się, pomagałyśmy sobie, nie było między nami żadnych złych emocji. Trochę gorzej było po gali.

Rozczarowanie pozostałych dziewczyn? Nie ukrywajmy, każda z nas, decydując się na wzięcie udziału w konkursie, liczyła na wygraną. Niektóre mniej, niektóre bardziej, ale po to startuje się w konkursach, nie tylko zresztą piękności, żeby wygrać. Sama pewnie byłabym rozczarowana… Od

samego początku jednak zaprzyjaźniłam się z Olgą Buławą i do końca się mocno wspierałyśmy.

I obie stanęłyście na „podium”. Tak, Olga została II wicemiss, choć dla mnie była od początku numer jeden.

A ty dla niej. Tak, tak było (śmiech). Obie też przeszłyśmy do półfinału.

Do półfinału dostało się 40 dziewczyn z całej Polski. Przed wami wszystkimi kolejne wyzwania. Kolejne zgrupowanie, kolejna gala, kolejna selekcja.

Kiedy półfinał? Już wkrótce, 29 czerwca.

Czyli mniej więcej w momencie, kiedy numer ukaże się w mieście. Mocno trzymam kciuki! Dziękuję.

Jakie obowiązki spoczywają na Miss Polski Ziemi Zachodniopomorskiej? Na pewno szereg działań i akcji charytatywnych. Pierwszy bal już za nami. To bardzo ważny i piękny aspekt tego rodzaju konkursów. Fakt, że można przyczynić się w jakiś sposób do wsparcia innych. Tak się złożyło, że jestem blisko ludzkich dramatów. Mąż mojej przyjaciółki, Michał, ciężko zachorował. Ta pierwsza impreza była dla niego właśnie. Cztery lata temu poważnie zachorował również mój brat Szymon. Od tego czasu patrzę na jego zmagania z chorobą i z podziwem obserwuję, jak silnym jest człowiekiem. Nauczyło mnie to jednego – nie ma co tracić czasu…

Ty go z pewnością nie tracisz… Trzeba próbować i iść do przodu. Nieważne, ile masz dni w życiu, ważne, ile życia w tych dniach.

Pięknie powiedziane. Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia. Dziękuję.


MAGAZYN

13


KOLEKCJA

Wybrzeże Władysława IV 33 ŚWINOUJŚCIE

14

MAGAZYN


DLA DZIECKA

moda

Witamy

lato! W tym roku lato przyszło do nas wcześniej niż zwykle i rozpieściło słonecznymi dniami. To najprzyjemniejsza pora roku pod względem ubioru, gdyż nie musimy zakładać na siebie kilku warstw odzieży. W przypadku dzieci jest szczególnie ważne, żeby ubiór nie krępował ich ruchów podczas zabawy, pozwalał na wygodę. W Coccodrillo dbamy o to, by dzieci czuły się komfortowo. Istotny jest zatem dobór tkanin przy produkcji. Używamy tkanin lekkich, miękkich, oddychających i jak najbardziej naturalnych w składzie.

Różnobarwnie Lato to przede wszystkim kolory. U nas również jest kolorowo. Ten sezon ucieszy wszystkich wielbicieli delikatnych pasteli, które po kilku sezonach wracają do łask. Z drugiej strony nie zapominamy o intensywnych barwach – żółtym, turkusie i fiolecie, który jest najmodniejszym kolorem 2018 roku. W ofercie Coccodrillo nie mogło również zabraknąć klasyki, czyli granatu i bieli, które w połączeniu z morskimi motywami tworzą idealną stylizację na letnie dni.

Deseń na pierwszym planie Musimy koniecznie wspomnieć o wzorach, które wybijają się na

pierwszy plan. Lato należy do dobrze znanych i lubianych printów. W ofercie mamy ponadczasowe paski, stylowe grochy i pompony oraz deskorolki. Dla miłośników miejskich klimatów oferujemy ciekawe matowe i błyszczące nadruki. Hitem tegorocznego lata jest motyw palm oraz flamingów, które również zagościły w kolekcjach Coccodrillo, a których nie może zabraknąć w szafie najmłodszych miłośników letnich podróży.

Na plaży Lato to czas wyjazdów nad wody – morze czy jezioro. Znajdziecie więc u nas modne stroje plażowe. W ofercie dla dziewczynek mamy zarówno bikini, jak i stroje jednoczęściowe. W kolekcji nie zabrakło falban oraz motywu kwiatów. Dla chłopców zaprojektowano atrakcyjne wzory kąpielówek. Dla dopełnienia letnich stylizacji Coccodrillo oferuje kapelusze oraz okulary przeciwsłoneczne.

Podstawą każdej letniej przygody są odpowiednie buty. W salonach Coccodrillo znajdują się zarówno sandały, jak i trampki. Wszystkie modele przystosowane do stóp małych podróżników.

Spójność W naszej ofercie znajdziecie Państwo wszystko co potrzebne dzieciom – od urodzenia do 164 cm wzrostu. Tym, co wyróżnia nasze kolekcje, jest ich kompleksowość. Nasi projektanci na etapie tworzenia kolekcji dbają o to, by poszczególne jej elementy można było ze sobą rozmaicie łączyć, a jednocześnie tworzyć spójne i modne zestawienia kolorów i wzorów. To duże ułatwienie dla klientów, kiedy do tych samych spódnic czy spodni możemy dobrać kilka idealnie pasujących koszulek i wybrać tę, która najbardziej odpowiada gustom naszych dzieci. Zapraszamy do salonów Coccodrillo!

MAGAZYN

15


moda

16

DLA DZIECKA

MAGAZYN


MAGAZYN

17


18

MAGAZYN


DLA DZIECKA

moda

REKLAMA


20

FOT. MADALINCALITA / PIXABAY

MAGAZYN


W związku

TERAPIE PAR

psychologia

ze związkami Kryzysy w związku nie są czymś ani nienaturalnym, ani wyjątkowym. Zdarzają się w każdym, w różnej formie, w różnym natężeniu. Z Janiną Zborowską rozmawiamy o terapiach par. ROZMAWIA MICHAŁ TACIAK

W życiu każdej pary bywają lepsze i gorsze chwile, ale to nie oznacza, że przy każdej gorszej trzeba od razu biec do terapeuty. Kiedy jednak przychodzi ten moment, gdy bez tego ani rusz? Jak go rozpoznać? Masz rację. Kryzysy są czymś normalnym. Jeśli jednak utrzymują się zbyt długo, jeśli sytuacja konfliktowa czy złe emocje – w jednej lub w obu osobach – nie znikają po kilku tygodniach, powinniśmy się zaniepokoić. Bo oczywiście pojawiają się nieporozumienia, ale ważne jest, żeby para potrafiła, a przede wszystkim chciała, je rozwiązać samodzielnie. To dobry punkt wyjścia. Pamiętajmy, że kryzysy mają niekiedy również moc sprawczą, służą naszemu rozwojowi…

Mówimy jednak o sytuacjach nierozwojowych, zbyt niepokojących, żeby je zignorować, takich, w których pomóc może już tylko terapeuta. Przychodzi moment, w którym partner czy partnerzy zaczynają się źle czuć.

W konflikcie każdy się źle czuje… Nie musi wcale chodzić o konflikt. Czasami czuję się nieszczęśliwy, czuję, że utknąłem, że stoję w miejscu. Niby wszystko jest w porządku, ale pojawia się na przykład narastające znużenie. Chcę podkreślić, że nie zawsze chodzi o jakieś zderzenie silnych emocji. Czasami kryzys przychodzi po cichutku, trudno go nawet dostrzec.

Lepiej, gdy dochodzi do otwartego starcia? Bezpieczniej. Następuje wyładowanie tych złych emocji, złej energii, a wybuchy są oczyszczające. Cisza, obojętność czy znudzenie są dużo bardziej dla związku groźne.

W wielu związkach rutyna jest chlebem powszednim. I powszednią trucizną, prawda?

Podstawą dobrego związku jest to minimum zdrowia psychicznego u obojga partnerów, jakiś poziom dojrzałości wewnętrznej Prawda, jednak tak się w tej rutynie potrafimy rozgościć, że nawet nam do głowy nie przyjdzie, że to jakieś zagrożenie. Jest jak jest, czyli jest dobrze. Po co zmieniać. Rzeczywiście, w wielu przypadkach to się sprawdza. Rzadko jednak dzieje się tak, że obie strony odczuwają to w ten sam sposób. Zazwyczaj jednej ze stron jest trochę lepiej, a drugiej trochę gorzej; jedna bar-

dziej godzi się na tę rutynę, druga mniej. Ta druga też najczęściej zaczyna szukać rozwiązań, często zupełnie niekonstruktywnych – ucieczki w uzależnienia, pracę, znajomych, ale i w romanse, cyberseks. Wachlarz możliwości jest niezwykle szeroki.

Takie ucieczki stwarzają pozory, że wszystko jest dobrze. Tak i – co gorsza – można w takim błędnym poczuciu tkwić całkiem długo, gdy tak te swoje osobiste korytarze ucieczkowe drążymy i drążymy… Prędzej czy później jednak ta konstrukcja się zawali. Zawsze.

I wtedy zazwyczaj, niestety zbyt późno, para trafia do terapeuty. Czytałam niedawno raport z badań dotyczących terapii par, dość dla nich krytyczny. Powód? To o czym mówisz. Ludzie sięgają po pomoc w chwili, gdy wszystko już się zawaliło, gdy zostają tylko zgliszcza. Są już tak poranieni, zmęczeni, bezsilni, bez możliwości porozumienia. Terapeuta nie ma w takiej sytuacji zbyt wielu szans na to, żeby coś zrobić, naprawić, pomóc…

Mówisz o porozumieniu, a to właśnie komunikacja wydaje mi się tutaj kluczowa. Ludzie nie potrafią ze sobą rozmawiać. To plaga niedotycząca zresztą jedynie związków. Myślę, że niekiedy komunikacji przypisuje się zbyt wielką wagę, zapominając, że na związek wpływa cały

MAGAZYN

21


psychologia

TERAPIE PAR

szereg elementów. Kontekst rodzinny, społeczny, systemowy, zawodowy i tak dalej. To wszystko, co wnosimy – jako dary, ale i obciążenia – do związku. Często nie uświadamiamy sobie tego. Rozmawialiśmy już o terapii systemowej, a wiele zagadnień z niej pochodzących przydaje się i w terapii par.

Żeby porozumieć się z drugą osobą, trzeba najpierw dogadać się ze sobą, uporać się z tym własnym zapleczem. Jest w tym dużo racji. Podstawą dobrego związku jest to minimum zdrowia psychicznego u obojga partnerów (śmiech), jakiś poziom dojrzałości wewnętrznej. Często dobieramy się na zasadzie podobieństwa. Człowiek z pewnymi deficytami wybiera człowieka z podobnymi deficytami. Dlatego zawsze, rozpoczynając terapię par, przyglądam się najpierw osobistej kondycji partnerów, na jakim są etapie – w parze i oddzielnie. Czasami dzieje się tak, że każdy z partnerów w pierwszej kolejności powinien zająć się sobą.

Wróćmy jednak do komunikacji. Upieram się, przy całym szacunku dla innych składowych, o których mówisz, że to sprawa pierwszorzędna. Oczywiście. Mówiąc, że czasami jest przeceniana, miałam na myśli to, że niekiedy nie zauważa się tych innych aspektów, skupiając się wyłącznie na niej. Co do jej ważności się z tobą zgadzam (śmiech). To narzędzie niezbędne w każdej relacji. A z doświadczenia terapeutycznego mogę powiedzieć, że usprawnienie komunikacji między partnerami jest jednym z łatwiejszych zadań.

Zastanawia mnie jedno. Jeśli partnerzy mają problem z tym, żeby otworzyć się przed sobą nawzajem, przed osobami przecież najbliższymi, to jak tu pójść do kogoś obcego, do terapeuty i otworzyć się przed nim? W praktyce obserwuję, że jeśli para już podejmie ten krok, odważy się

22

MAGAZYN

przyjść na terapię, o to otworzenie się jest dużo łatwiej. Oboje wiedzą, że jestem od tego, żeby im pomóc, pozwolić każdemu z nich się wypowiedzieć, wysłuchać. Z informacji zwrotnych, które do mnie docierają, wynika, że ze mną czują się bezpieczniej i, jak powiedziałam, łatwiej im mówić o własnych bolączkach. Chyba że mowa o parach w naprawdę ogromnym kryzysie, w tych zgliszczach. Wtedy nawet ja sama muszę się w jakiś sposób chronić, tak wiele agresji jest pomiędzy nimi.

W praktyce obserwuję, że jeśli para już podejmie ten krok, odważy się przyjść na terapię, o to otworzenie się jest dużo łatwiej Żeby terapia była skuteczna, muszą chcieć jej obie strony. To prawda. Gdy pary dzwonią i chcą się umawiać na spotkanie, zawsze pytam, czy oboje tego chcą w takim samym czy porównywalnym stopniu. Czasami dzieje się tak, że jeden z partnerów jest do niej przymuszany, sam tego nie chce, nie widzi potrzeby. To zazwyczaj źle wróży i zawsze w takiej sytuacji sugeruję, żeby przyszła jedynie osoba, która widzi w takiej terapii sens. Bywa również tak, że osoba przymuszana w końcu się łamie, przychodzi, otwiera i zauważa, że to nie taki zły pomysł (śmiech).

W terapii związków jest miejsce na spotkania oddzielne, czy zawsze są to spotkania z dwojgiem partnerów? Najpierw zawsze spotykam się z parą. Bardzo ważnym komuni-

katem jest dla mnie to, jak druga osoba reaguje na to, co mówi pierwsza, jak słucha, jakie robi miny i tak dalej. Taka obserwacja już na wstępie daje mi sporo materiału na ich temat. Dopiero później proponuję osobne spotkania. Na tym etapie zazwyczaj wiem już, czy potrzebna jest jedynie zwykła „kosmetyka”, czy to poważniejszy problem. Jeśli okazuje się, że obie strony potrzebują najpierw indywidualnych terapii, muszą uporządkować jakieś własne sprawy, proszę jedną z nich o udanie się do innego psychologa. Nie prowadzę jednocześnie obojga partnerów, a na czas tych indywidualnych „napraw” rezygnujemy z terapii wspólnej. Inaczej powstałby pewien niezdrowy trójkąt, bardzo niewygodny dla wszystkich, łącznie z psychologiem.

Oboje więc „załatwiają” swoje sprawy i „naprawieni” wracają do ciebie, na terapię wspólną. Tak. Mówiliśmy zresztą o tym, ale powtórzę – terapia związku na nic się zda, jeśli partnerzy mają jakieś własne, nieprzepracowane problemy.

Dużo par zwraca się do ciebie o pomoc? Gdybyśmy mieli to rozłożyć na osi czasu, jest ich więcej niż kiedyś, mniej? Być może wywołaliśmy to samym pomysłem na naszą dzisiejszą rozmowę (śmiech), ale w ostatnim czasie mam znacznie więcej par niż wcześniej. Bardzo cieszy mnie fakt, że są to przeważnie pary w „lekkim” kryzysie, na takim etapie, gdzie z pewnością można im pomóc. Gdzie bardziej niż terapia potrzebna jest jedynie konsultacja, rozmowa.

Świadomość rośnie… Tak i to niezwykle pozytywna wiadomość. Nie ma sensu zwlekać, czekać na całkowity rozkład związku. Przeważnie okazuje się to być dużo za późno. Nie ma czego zbierać, a psycholog cudotwórcą nie jest…



Para idealna Ona zgrabna i piękna, wspaniale malowana, otwarta na ludzi. On, jak przystało na prawdziwego mężczyznę, przystojny, pewny siebie i w idealnie skrojonym garniturze. Mógłbym w ten sposób zacząć historię niejednej pary z naszego miasta. Poznajcie Charlotte i Fernando.

24

MAGAZYN

Na co dzień mijamy ich na ulicach Świnoujścia. Patrzymy jak na atrakcję turystyczną i niejako z automatu wrzucamy ich do szuflady z napisem „turysta”. Ten duet to jednak coś więcej i wcale nie tylko dla turysty. To absolutnie zgrana para, która – choć na co dzień często osobno spędza czas – to razem również doskonale się realizują.


CHARLOTTE I FERNANDO

Pomysł jaki stworzyła firma La Eko Tour dla tej pary, jest absolutnie wyjątkowy. Mamy do dyspozycji dwa ekologiczne, elektryczne pojazdy, które zabiorą na każdą wycieczkę pięć osób. Objazd po mieście odbywa się z lektorem w języku polskim lub niemieckim. Staranne wykonanie, indywidualna stylizacja, dbałość o szczegóły to bez wątpienia ele-

motoryzacja

menty wyróżniające tę parę. Dodać trzeba, że na imprezy okolicznościowe odpowiednio się stroją! Tak, tak, Charlotte i Fernando to nie tylko dzienne wycieczki po mieście. Razem z nimi pojedziesz zwiedza

wa się w specjalny welon z koroną, a Fernando z dumą zakłada wysoki cylinder oraz zapina pod szyją wielką, piękną muchę. Wszystko po to, by dostojnie i z honorami zawieźć na ślub swoich gości.

miasto nocą, urozmaicisz wieczór panieński lub kawalerski, zaskoczysz z pewnością gości na przyjęciu urodzinowym, zrobisz gratkę dla gości wakacyjnych, którzy do Ciebie przyjechali, o małych milusińskich nie wspominając! Brzmi dobrze, prawda?

Jeżeli zatem planujecie drodzy czytelnicy ślub, urodziny, imieniny, spotkanie rodzinne, z przyjaciółmi bądź inne, pamiętajcie o Charlotte i Fernando. Są naprawdę bardzo towarzyscy, spędzicie wspólnie wspaniałe chwile, a tych dwoje zostawi Wam w pamięci piękne wspomnienia.

Absolutnie musimy wspomnieć, że Charlotte i Fernando uwielbiają śluby. Oni wręcz za tym szaleją. Na tę okoliczność Charlotte przyodzie-

La Eko Tour

Telefon +48 578 895 478

facebook.com/zwiedzanieSwinoujscia Instagram: La Eko Tour

MAGAZYN

25


Oferta szyta na miarę

Systematycznie powiększająca się świadomość klientów, rosnąca sprzedaż, dynamicznie rozwijająca się marka, szeroka gama modeli… O czym mowa? Oczywiście o samochodach marki SEAT, która od niedawna szczecinian i gości zaprasza do swojego nowego salonu. 26

MAGAZYN


SALON SEAT KROTOSKI-CICHY

motoryzacja

Jest to kolejny salon Grupy Krotoski-Cichy, lidera notowań TOP 50 w branży salonów samochodowych. Marka SEAT od lat jest obecna w Szczecinie, teraz jednak wita gości w pełnym komforcie. Serwis, który został zbudowany od podstaw, wyposażony w najnowocześniejsze zestawy narzędzi i urządzeń diagnostycznych, co pozwala na kompleksową obsługę klientów w najwyższych standardach. Powstał bowiem również serwis blacharskolakierniczy, dzięki czemu wszystko możemy załatwić bez problemu w jednym miejscu.

siębiorcy znajdą ofertę uszytą na miarę. Szeroki wachlarz rabatowy oraz możliwości finansowania zadowolą nawet najbardziej wymagających klientów.

W salonie SEAT Krotoski-Cichy zarówno osoby prywatne, jak i przed-

Profesjonalnie przygotowani sprzedawcy, serwis mechaniczny oraz do-

radcy finansowi czekają na Państwa od poniedziałku do piątku w godzinach od 8:00 do 18:00, a w soboty od 8:00 do 16:00. Zapraszamy!

SEAT Krotoski-Cichy

Szczecin, ul. Południowa 6 Telefon: +48 91 831 12 00

MAGAZYN

27


felieton

WYSPIARSKI TRYB ŻYCIA

Opalaj się

z godnością! Opalać można się na różne sposoby, jak się okazuje. Myślałam, że wiem o opalaniu wszystko, dopóki nie poznałam ludzi „różnych i różniejszych”. Wtedy zaczęło się robić ciekawie. Od tamtej pory jestem Orędownikiem Poparzonych, Patronką Racjonalnego Opalania Mordek (w skrócie, wiadomo, hasło-klucz: PROM), Opiekunką Skóry Złażącej. TEKST AGNIESZKA MERCHELSKA ILUSTRACJA TOMASZ SUDOŁ

M

yślałam, że wiem o opalaniu wszystko, dopóki nie uświadomiono mi, że jestem znad morza i wiedzieć wszystko jest bardzo prosto. Ale że w tym „wszystko” nie ma wiedzy o tym, że ci „spoza nad morza” nie wiedzą nic. I tak zbieram doświadczenia moich znajomych, których to esencja jest jedna i doskonale znana, ale o niej na końcu.

Opalanie na nieświadomce Specyficzny typ opalania. Wtedy, kiedy świeci słońce, a my spędzamy na tym słońcu cały dzień i dziwimy się, że „złapało”. No ciekawe, rzeczywiście. Pół biedy, gdy nie boli.

Opalanie na „jakoś to będzie”. Otwierasz torbę do plażowania, plecak, sakiewkę, a tam… kremu z filtrem brak. No, to raz kozie śmierć! Spontan, ryzyk-fizyk. To raczej zawsze boli.

28

MAGAZYN

Opalanie na turbo-dopalaczu Po co filtry w czasach przyspieszaczy opalania? Fakt faktem, że ten rodzaj rekreacji plażowej dotyczy już spieczonych ciał, którym zima niestraszna, bo mają solarium pod blokiem. Nie boli fizycznie. Ewentualnie kole w oczy osoby postronne.

Opalanie rozsądne Kiedy masz cerę jak królewna śnieżka, a za krem z filtrem dajesz ponad 70 zł, bo mniej niż SPF 50 to nie ma sensu. W ogóle nie boli. Od drugiego razu.

Opalanie na prawdziwego mężczyznę Ja jestem gruboskórny, nie maziaj mi tu po plecach żadnego krema!. Jasne, że nie boli. Takiego macho nic nie boli. Esencja? I tak będziesz opalać się z godnością dopiero od momentu, kiedy pierwszy raz jogurtem ulżysz

cierpieniom. Więc nie żałuj – opalanie z godnością to również umiejętność. Jakże drogocenna podczas zbliżających się wakacji!


MAGAZYN

29


Wierzy w wenę i wsłuchuje się w podszepty staroci. Klientom zadaje dziesiątki często pozornie dziwnych pytań. W taki właśnie sposób powstają wnętrza, wykreowane przez Jagnę Cichowicz. ROZMAWIA MICHAŁ TACIAK ZDJĘCIA KAROLINA GAJCY, ARCHIWUM PRYWATNE

Powiedziałaś mi niedawno, że bardziej niż projektujesz wnętrza, kreujesz je. W czym upatrujesz różnicy między tymi pojęciami? Może w tym, że jestem człowiekiem czynu… W początkowej fazie wizualizacji, ustalania funkcyjności, tworzenia przyłączy czy instalacji, sporo czasu spędzam przy komputerze. Potem jednak, kiedy wszystko trzeba wdrożyć w czyn i być w ruchu, jestem w swoim żywiole. Wolę wejść, zobaczyć, pokręcić się, dotknąć, poczuć przestrzeń. Nie lubię pracować z wnętrzami, które znam jedynie z podesłanych zdjęć. Robię to czasami, ale mam świadomość, że to praca po części bezużyteczna. Rozmowa z klientem i rozpoznanie przestrzeni te pierwotne założenia zazwyczaj weryfikuje, całkowicie zmienia.

Mówisz, że musisz poczuć przestrzeń, żeby coś z nią zrobić. Zdarza się, że jednak nie poczujesz? Co wtedy? Czasami, żeby scalić oczekiwania klientów z twórczym podejściem, potrzebuję czasu. Nauczyłam się to akceptować i nie robię nic na siłę.

Czekasz na wenę. Tak. Jeśli ma mi to zająć więcej

30

MAGAZYN

czasu, zajmuje, ale z korzyścią dla wnętrza, dla klienta, dla mnie samej. Mogłabym oczywiście skorzystać z gotowej, sprawdzonej matrycy, pokazać klientowi coś, co sprawdziło się już gdzie indziej i wszystkim się podoba, ale nie o to chodzi. Nie chciałabym tego praktykować, w taki automatyczny sposób. Wnętrze nie ma podobać się wszystkim, ma się

podobać ludziom, którzy będą w nim funkcjonować. Ma ich określać, odzwierciedlać ich osobowość, styl życia.

Każda przestrzeń to zupełnie inna historia. Co z nich wyciągasz, a co dajesz im z siebie? Rzeczywiście, co wnętrze, to inna historia i za każdym razem czegoś się


CONCEPT

nowe w mieście

uczę. Klient często ma swoją wizję, którą długo nosi w sobie i czasami ciężko mu wybiec poza nią. Rolą projektanta, pracującego co chwilę z inną osobą, a co za tym idzie – z inną wizją, powinna być płynna umiejętność dostosowywania się. Gdy ze stylistyki glamour, z kryształowym żyrandolem trafiam prosto do klientki, która kocha minimalizm, a za lampę służy jej żarówka na kablu, wtedy muszę się szybko przestawić i w każdej z tych, zupełnie przecież różnych, przestrzeni zostawić coś własnego. Dzięki temu zresztą wciąż odkrywam siebie. Współpraca z ludźmi to zawsze jest wymiana – cały czas uczę się od moich klientów, przekazując zdobyte doświadczenia kolejnym.

Co w sytuacji, gdy – jako profesjonalistka – masz świadomość, że wizja wytyczona przez klienta jest nietrafiona? Pertraktujesz, czy idziesz za nim? Właściwie powinnam pójść za nim i zrealizować jego wyobrażenie. Jestem jednak dość przekorna (śmiech), próbuję podsuwać inne rozwiązania. Po to, by klient sam się przekonał, czy jego koncepcja jest rzeczywiście tą najlepszą, najbardziej pasującą i do wnętrza, i do niego. Dyskutujemy, analizujemy i zazwyczaj wspólnie wypracowujemy wariant optymalny. Mam taką właściwość, że bardzo dużo rozmawiam z klientem, zadaję mu mnóstwo, czasem nawet dość osobistych i dziwnych, pytań.

kwestii rzeczach (śmiech). Myślę również o dzieciach, które w takiej przestrzeni będą rosły. Dopytuję o rzeczy ważne, sentymentalne dla klientów, które będą kluczem do otworzenia nowego dla nich rozdziału. Wnętrzarstwo to nie tylko estetyka.

bardzie i śmieję się, że on dosłownie podłożył mi nogę (śmiech). Szeptał: „Zabierz mnie, opowiem ci piękną historię…” i opowiedział (śmiech).

Który styl jest tobie szczególnie bliski, w czym najbardziej lubisz pracować?

Od momentu, kiedy zaczęłam nadawać mu kolor niebieski, wyobrażałam sobie ten stół jako miejsce spotkań grupy przyjaciół. Przyszedł czas naszych urodzin, a mam swoje ukochane miejsce w Świnoujściu – boczna plażyczka za Prochownią, więc „atramentowy” stanął właśnie tam. Pod samotnym drzewem i z fastrygą świateł portowych w tle, stanowił główny element wystroju, skupiając wokół ludzi celebrujących przyjaźń.

Nie operuję stylami, bardziej cenię eklektyzm. Kocham starocie. Uwielbiam łączyć nowoczesne ze starym, a staremu dawać drugie życie, nowe barwy.

Co ciebie interesuje?

Jak ten przepiękny stół obok którego siedzimy, stanowiący twoje biurko.

Wszystko (śmiech). Wszystko, co pomoże wprowadzić życie w tę przestrzeń, nadać jej indywidualnych rysów. Ważna jest też wygoda, więc pytania o to, jak klient żyje, jak funkcjonuje, co jest dla niego istotne, pozwalają mi wybrać najbardziej praktyczne rozwiązania. Na przykład bardzo dobrze wychodzi mi projektowanie kuchni, bo jako gospodyni domowa z doświadczenia wiem o istotnych w tej

Jedno z moich ważnych znalezisk. Może to dziwnie zabrzmi, ale ja czuję emocje związane z takimi starymi „gratami”, słyszę, jak do mnie mówią. Tak było z tym stołem, który nazwałam „atramentowy”. Mam taką tendencję, że zawsze wybieram coś najbrzydszego (śmiech). Upiększam, maluję, próbuję odzyskać dawny blask, albo też nadać zupełnie nowy. To jest właśnie przykład, a znalazłam ten stół w jakimś lom-

Ten mebel fantastycznie zagrał – w niecodziennym anturażu – na imprezie urodzinowej, twojej i twojego partnera.

Imprezie, nie licząc faktu spotkania i świetnej zabawy, przyświecał też wspaniały cel. Tak… Zamiast prezentów i kwiatów poprosiliśmy o wsparcie dla bliskiego nam członka rodziny i przyjaciela. Michał od roku boryka się z postępującą chorobą i bardzo potrzebuje wsparcia w ten trudny dla niego i jego rodziny czas.

MAGAZYN

31


nowe w mieście

CONCEPT

stare, odrestaurowane perełki. To one przykuwały największą uwagę, zatrzymywały i otwierały szuflady wspomnień… Coraz więcej osób odważa się wstawić coś starego do domu, bez obawy o komentarze w rodzaju: „Jaka stara, niedokończona komoda”… Nie do przecenienia jest tutaj także internet – zarówno sklepy czy aukcje, ale i fora branżowe, grupy na Facebooku. To bardzo ułatwia poszukiwania.

Obserwujesz dziś we wnętrzarstwie jakieś trendy? Coś ma szczególne wzięcie, a inne idzie do lamusa?

Piękny gest, na który wszyscy ochoczo zareagowaliśmy. To prawda. Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa i chciałabym, aby takie spotkanie stało się corocznym rytuałem, zawsze z dobrym przesłaniem (śmiech). Zauważ też, że była to jedna z kreacji przestrzeni (śmiech). Zresztą w następnym tygodniu uczestniczyłam w akcji sprzątania tej bocznej plażyczki. Wraz z panami z firmy oczyszczającej miasto zebraliśmy dziesięć worków śmieci i szkła, wyrzuconych przez tych, którzy nie liczą się z zostawionym po sobie bałaganem. Chciałabym, żebyśmy nie pozostawali nieczuli na takie zachowania i zwracali uwagę współbiesiadnikom. Miejmy radość do końca spotkania, bez niesmaku w postaci śmieci. Niech to stanie się modne (śmiech).

Twoja praca to po części takie fascynujące szperactwo, poszukiwanie rozmaitych perełek sztuki meblarskiej, pięknych dodatków… Uwielbiam to, jestem stałą bywalczynią pchlich targów i zdarza mi się odkrywać naprawdę cuda. Wcześniej prowadziłam sklepy, gdzie wystawiałam zarówno nowe, fabryczne rzeczy, jak i te właśnie

32

MAGAZYN

Jeśli mody docierają do nas z pewnym opóźnieniem, to dlatego, że potrzebujemy czasu do wprowadzenia zmian, nowych kolorów. W pierwszym momencie, nazywamy je odważnymi. Mamy potrzebę zobaczyć to u innych, żeby bezpiecznie wdrożyć to u siebie. Chętnie przemycam do swoich aranżacji twórców z naszej wyspy, ich rzeźby, obrazy, ich wyspiarską wrażliwość. Dla nas, ludzi z branży, niezwykle inspirujące są również rozmaite targi designu, skąd przywozimy wszelkie nowinki. Zauważyłam też, że takim zjawiskiem „gustotwórczym” są obecnie… seriale. Często ktoś przychodzi i życzy sobie, mieć taką lampę, jaką mają bohaterowie serialu takiego czy innego.

Ty wtedy siadasz przed telewizorem… Oczywiście. Muszę zobaczyć, o jakiej lampie mowa (śmiech) lub pytam na forum branżowym, czy któryś z kolegów wie (śmiech).

Od zawsze chciałaś kreować wnętrza? Właściwie tak. Zawsze byłam estetką, zwracałam uwagę na piękne rzeczy, wnętrza, architekturę. Do dziś wspominamy z koleżankami, nasze młodzieńcze spacery, podczas których nieustająco chodziłam z głową w chmurach. Zachwycałam się naszymi nadmorskimi willami, podziwiałam kunszt, ornamentykę

i na przykład to, jak pięknie jest dach zrobiony (śmiech). Zastanawiałam się, jak można stworzyć coś tak nieprawdopodobnego, żałowałam, że nie mogłam być częścią tego procesu… Uwrażliwiłam się na to jeszcze bardziej, mieszkając przez kilka lat w Paryżu. Tam byłam w swoim żywiole – muzea, styczność z pięknem architektury, historią. To właśnie tam rozpoczęła się moja przygoda z kreowaniem przestrzeni wokół mnie i dla innych. Zaczęło się to 21 lat temu. Pamiętam dokładnie, bo właśnie wtedy urodziła się moja córka Eliza, moja muza (śmiech).

Ostatecznie „z dachu” zwiało cię do środka i nim się zajmujesz. Tak (śmiech), jednak poniosło mnie w tym kierunku i jest jak w piosence: już nie chcę iść pod wiatr, gdy wieje w dobrą stronę (śmiech).

Największe wyzwanie w twojej pracy? Praca z rzemieślnikami… Niedotrzymywanie terminów, problemy z fachowością, pomyłki… Ogromny stres dla każdego – dla klienta, dla mnie, ponieważ żyję tym, nie potrafię zostawić klienta samego z tym wszystkim. Ale więcej jest plusów i na tym się skupiam (śmiech).

Właśnie otworzyłaś swoją pracownię projektową. Jak widzisz, jest to faktycznie bardziej pracownia niż biuro. Oczywiście siedzimy z klientami przy biurku i komputerze, ale też – w ferworze tworzenia wizji i ustaleń – siadamy na podłodze, wyciągając z kufra wzorniki, szukamy światła, prześwietlając pod słońce strukturę materiału. Wszystkich, którzy potrzebują pomocy, porady, zapraszam do mojej pracowni na piętrze i do wspólnego tworzenia ponadczasowych wnętrz z duszą.

„Concept” Jagna Cichowicz

Projektowanie i wyposażanie wnętrz Świnoujście, ul. Armii Krajowej 12/109 A



ludzie

JULIAN PARZYSZEK

Drugi

Jak skomplikowana była przeszłość miasta, wszyscy wiemy. O tym, że polskie stało się stosunkowo niedawno – również. Julian Parzyszek, rocznik 1947, to drugi Polak urodzony w naszym, polskim Świnoujściu. Człowiek niezwykle skromny, ale kilka wspomnień udało się od niego wydobyć. TEKST MICHAŁ TACIAK ZDJĘCIA KAROLINA GAJCY

34

MAGAZYN


MAGAZYN

35


Na początku było lewobrzeże i ulica Pomorska. To tutaj przyszedł na świat, w domu, „przyjęty” przez niemieckiego lekarza. Jeszcze jako dziecko wraz z rodziną trafił na Warszów, któremu wierny, choć z przerwami, jest do dziś. W tych pierwszych, warszowskich latach musi coś być, gdyż pan Julian opowiada o nich z błyskiem w oku, typowym dla opowieści o „dziecięcej krainie szczęśliwości”.

Z Warszowa do Warszawy – Zapamiętałem ówczesny Warszów jako taką dzielnicę, osadę rybacką.

36

MAGAZYN

Mieszkało tu wielu ludzi związanych z powstającą właśnie Odrą – wspomina. Jednak najważniejsze z tych wczesnych wspomnień to poniemiecka szkoła podstawowa i pasowanie „pierwszaków” na uczniów. Wydarzenie istotne dla każdego młodego człowieka – symbol pierwszej przynależności do jakiejś grupy. Pan Julian pamięta też, że na religię musiał się przeprawiać na drugą stronę, na ulicę Piastowską, ponieważ warszowski kościół został rozebrany. Cegły z niego „powędrowały” na ratunek odbudowującej się po wojnie Warszawie, a ławki znalazły

miejsce w ówczesnym radzieckim kinie… Sam kościół, bardzo piękny, jest do dziś w pamięci mieszkańców nie tylko z Warszowa.

Dziecięce zabawy – W tamtych na Warszowie nie było nic. Ulice wysypane szlaką, więc rysowaliśmy kółko czy klipę i się grało… – opowiada pan Julian. Pamięta też rozgrywki w dwa ognie pomiędzy ulicami i podchody oraz oczywiście popularną zabawę w policjantów i złodziei. – Bardzo dużo czasu spędzało się wtedy na bunkrach, których była tutaj cała masa. Rodzice natu-


JULIAN PARZYSZEK

ralnie kategorycznie tego zabraniali, tym bardziej że zdarzały się sytuacje tragiczne, ale nie zawsze byliśmy im posłuszni. Jak to dzieciaki… – dodaje. Zabawa mocno ryzykowna, ale i przez to tak bardzo kusząca. Podobnie jak bieganie po wydmach. „Ukrainki”, popularne wówczas rowery, były dużo bezpieczniejsze. Najwspanialsze były jednak wieczory. Dzieciaki tłumnie schodziły się z domów i całą grupą siadały na… schodach. Dzieci kapitana z dziećmi rybaka. Wszyscy razem. To były te czasy, dawno już zapomniane, gdy słówko „razem” miało naprawdę istotne znaczenie, a słówko „nuda” było właściwie nieznane.

Buty i „Solidarność” Zapytany o to, czy tęskni za „tam-

tym” Warszowem, za tym beztroskim czasem dzieciństwa, pan Julian odpowiada – I tak, i nie… To był rzeczywiście wspaniały okres, ale sam Warszów… Niewiele tu było… A udało mi się zwiedzić niemal cały świat, czterdzieści lat spędziłem na morzu, więc widziałem, jak mogą żyć ludzie… Stan wojenny to był czas, gdy wielu z moich kolegów nie wracało już z rejsów do kraju. Ja zawsze wracałem, bo tu miałem dom, żonę, dzieci. Ale łatwo nie było. Żona prosiła mnie o buty, bo w Polsce tego po prostu nie było. Mówiłem wtedy: „jak ci kupię buty, to odejdziesz” – śmieje się. Buty musiały okazywać się całkiem gustowne. Małżonka nie odeszła. Z tych zagranicznych wypraw przywoził zresztą dużo więcej niż para butów – dumę z faktu, że w świecie szanuje

ludzie

się Polaków, podziwia Lecha Wałęsę. – Cały świat był wtedy za Polakami. Tak to wówczas odczuwałem – mówi pan Julian i wspomina pewną stewardessę z Brazylii, która wybłagała u niego znaczek „Solidarność”, który wtedy nosił. Czy kiedykolwiek czerpał jakieś korzyści z faktu, że był jednym z pierwszych polskich dzieci w Świnoujściu, pan Julian śmieje się – A gdzie tam! Wiedzieli o tym nieliczni. Ja sam dowiedziałem się o tym dość późno, a odkryła to… pracowniczka Urzędu Stanu Cywilnego, która udzielała nam ślubu… Ciekawe skądinąd, jak się miewa owo „pierwsze dziecko”, ale i do niego mamy nadzieję dotrzeć… REKLAMA


Wakacje przez duże

Krajobraz Świnoujścia zmienia się ostatnio niezwykle dynamicznie. Sercem miasta bijącym dla mieszkańców oraz turystów jest przestrzeń wokół kompleksu Baltic Park Molo. Restauracje, kawiarnie, lodziarnie, sklepy, aquapark oraz jedyny 5-gwiazdkowy hotel w Świnoujściu – przyciągają jak magnes. form spędzania czasu. Przyciąga zarówno rodziny spragnione niezapomnianych wrażeń, jak i zakochanych, poszukujących stolika na romantyczną kolację. Wzdłuż tego pasażu zlokalizowane są liczne lokale handlowo-usługowe. Aleja kusi zapachem kawy unoszącym się w kawiarniach oraz bogactwem smaków – tych słodkich, deserowych, ale nie tylko. Mnogość kawiarni i barów przyprawić może o zawrót głowy. Ich lokalizacja pozwala cieszyć się bliskością plaży i dobroczynnym działaniem morskiego mikroklimatu. Oprócz tego przy promenadzie znajduje się ogólnodostępna przestrzeń rekreacyjna z aquaparkiem.

Apetyt na sport

Centralną częścią nadmorskiej dzielnicy stał się kompleks hotelowo-rekreacyjny Baltic Park Molo, który odmienił jej architektoniczny krajobraz, wprowadzając śmiałość i rozmach. Położony jest pomiędzy nadbałtycką plażą a główną promenadą kurortu. Składa się na niego nie tylko infrastruktura hotelowa, ale także strefa usługowa, rekreacyjna i sportowa. Z atrakcji korzystają tu mieszkańcy Świnoujścia, wczasowicze z Polski oraz – jak nie trudno się domyślić – zza naszej zachodniej granicy. Ci ostatni z zazdrością patrzą na rozwój tego miejsca oraz możliwości jakie oferuje.

38

MAGAZYN

Kusząca aleja Tętniąca życiem, nadmorska część miasta interesuje wszystkich, bez względu na preferencje dotyczące

Znajdujący się przy deptaku Radisson Blu Resort, Świnoujście jest już ikoną nadmorskiego kurortu. Z okien oraz tarasów hotelu rozciągają się wspaniałe widoki na morze. Rozkoszą dla zmysłów jest


LATO W RADISSON BLU

sezon

także pobyt w BluSPAce – pierwszym takim koncepcie wellness w Polsce. O samopoczucie i dobrą formę można zadbać także w siłowni oraz sali fitness. Dużą popularnością cieszą się również aktywne weekendy z Agnieszką Rylik, wypełnione zajęciami sportowymi dla dzieci i dorosłych. Wysiłek fizyczny i morskie powietrze wyostrzają apetyty, o czym wie doskonale szef kuchni Restauracji Oyster. Dania przygotowane są tutaj na bazie starannie selekcjonowanych, sezonowych i lokalnych produktów. Posiłek doskonale uzupełni lampka wina z lokalnej winnicy Turnau. Na deser warto się wybrać do mieszczącej się na 13. piętrze kawiarni Horizon, gdzie smakosze aromatycznej kawy podziwiają muskane promieniami słońca, lśniące, bałtyckie fale.

Rwąca rzeka i lampka szampana Kolejnym ogólnodostępnym miejscem jest Baltic Park Molo Aquapark z jedyną w Polsce sztuczną falą do surfingu. Na miłośników wodnego szaleństwa czekają także cztery zewnętrzne zjeżdżalnie, rwąca rzeka, jacuzzi oraz dedykowana najmłodszym wyspa piratów i brodzik z ośmiornicą. A oprócz tego oczywiście baseny: pływacki oraz rekreacyjny. Na tych, którym ciepły piasek na plaży nie wystarczy czeka strefa saun z tężnią solankową. Plaża jest dumą Świnoujścia, ale nie samym słońcem plażowicze żyją. Po-

trzebują również ugasić pragnienie zimnym napojem, a gdy zgłodnieją – posilić się czymś pysznym i łatwym do zjedzenia. I tutaj odpowiedzią jest Baltic Park Molo Beach Bar mający w swoim menu szybkie dania, jak pizze czy burgery. A potem w cieniu

parasoli, na leżaku, można delektować się powiewem morskiej bryzy, popijając szampana. Świnoujski kompleks rozrasta się niezwykle prężnie i już teraz jest największym tego typu projektem nad Bałtykiem. Zważywszy na olbrzymi wachlarz oferowanych rozrywek i form wypoczynku oraz bogatą i znakomicie wyposażoną bazę noclegową, popularność tego wyjątkowego miejsca z pewnością będzie rosła.

Radisson Blu Resort, Świnoujście al. Baltic Park Molo 2 Telefon +48 91 40 40 700

e-mail: info.swinoujscie@radissonblu.com www.radissonblu.com/swinoujscie-resort

MAGAZYN

39


Gwiazdy

na morzu

Na horyzoncie z wolna zaczyna migotać nam Sail Świnoujście 2018. Oto gwiazdy tego wyjątkowego wydarzenia. Rokrocznie wyczekiwana, jubileuszowa – dziesiąta! – parada wspaniałych żaglowców rozpocznie się za półtora miesiąca. Na szczegóły przyjdzie jeszcze czas, dziś przedstawiamy głównych bohaterów tego wydarzenia.

Baltic Beauty Victoria Mercedes Najmłodsza, a zarazem największa jednostka na tegorocznym Sail Świnoujście, z imponującą powierzchnią ożaglowania – 900 m², może pomieścić 140 osób! Mercedes jest także jedną z najmłodszych jednostek wśród żaglowców w Europie. Na co dzień stacjonuje w Amsterdamie.

Powstała w 1949 roku. Niegdyś kuter w spółdzielni pod nazwą „Merseburg”, potem wieloletni eksponat Muzeum Portowego w Rostocku. W 1999 roku została odrestaurowana jako kecz gaflowy. Obecnie pływa po Morzu Bałtyckim jako tradycyjny kuter żaglowy.

Zbudowana w 1926 roku jednostka, na przestrzeni lat, czterokrotnie zmieniała nazwę. Poprzednie to: Hans 11, Sven Wilhelm oraz Dominique Fredian. Kiedyś przewoził węgorze, dziś przewozi ludzi. I trzeba przyznać, że nazwa obecna jest wyjątkowo adekwatna.

Albert Johannes

Santa Barbara Anna Ernestine Dla odmiany – jednostka najstarsza. Zbudowana w 1899 roku i podobnie jak inne łodzie tego typu służyła jako kuter. W latach 60. Ernestine zrekonstruowano i zmodernizowano, czego wspaniałe efekty widzimy dzisiaj.

40

MAGAZYN

Początkowo jednostka do połowu ryb. Dopiero w 1984 roku po sprzedaży do Kornwalii stał się trzymasztowym żaglowcem. W 1993 roku trafił do słynnej rodziny muzyków The Kelly Family, którzy go odnowili i przystosowali do potrzeb dużej rodziny. Na cześć zmarłej matki statek został nazwany Santa Barbara Anna.

Dziarski dziewięćdziesięciolatek. Kolejna jednostka z kilkoma imionami w swojej biografii – była już Magdą, Ms Horn, Ms Amalie Stüven oraz Ms Eilen. Albertem Johannesem statek stał się dopiero 35 lat temu.

X Sail Świnoujście 17-19 sierpnia

Bilety: www.bilety.fm (lipiec, do 10 sierpnia) Promenada (6-16 sierpnia) Na terenie imprezy (17-19 sierpnia)


ZAPOWIEDZI

Gwiazdy

miasto

na korcie

Tradycją stało się, że inauguracja sezonu w Amfiteatrze im. Marka Grechuty zbiega się z wyjątkową imprezą sportową. W tym roku przypada już XV Morski Turniej Tenisowy Gwiazd. Przez dwa dni, 30 czerwca i 1 lipca, na kortach OSiR Wyspiarz (lub hali tenisowej w przypadku niepogody) przy ul. Matejki rywalizować będą artyści wszelkich dziedzin. Nie zabraknie aktorów małych i dużych ekranów, muzyków i sportowców. Swój udział zapowiedzieli między innymi Tomasz Stockinger, wspomniany już wcześniej Robert Janowski, Piotr Gąsowski, Tomasz Gęsikowski czy Henryk Sawka. Wstęp na korty jest dla publiczności darmowy. Nie ma co ukrywać, że otwarty charakter sprzyja spotkaniom z gwiazdami i co roku stanowi gratkę dla łowców autografów. Zwycięzców poznamy w niedzielny wieczór, tuż przed koncertem Roberta Janowskiego.

30 czerwca-1 lipca, XV Morski Turniej Tenisowy Gwiazd, Korty OSiR

Gwiazdy

na plaży

29 czerwca ogólnopolska stacja telewizyjna TVN rozpoczyna swój „Projekt Plaża”. Ponownie na pierwszy ogień idzie Świnoujście i chyba trzeba się cieszyć, że Warszawa dostrzegła, iż na naszych wyspach Polska się zaczyna, a nie kończy. Ów projekt to przede wszystkim plażowe Miasteczko TVN, które zagości nad morzem, na wysokości Alei Interferie. Od 9 do 17 będą tu trwały konkursy z nagrodami, rozgrywki sportowe, w tym morze atrakcji w Bałtyku, animacje i wspólne zajęcia z zumby. Przez cały czas działać też będzie Kids Club, czyli strefa dla najmłodszych. Od południa będzie można spotkać się z gwiazdami TVN. Fani mogą liczyć nie tylko na udział w panelach dyskusyjnych ale również na wspólne zdjęcie czy autograf. Nie zabraknie oczywiście wejść na żywo ze świnoujskiej plaży podczas porannego programu „Dzień Dobry TVN Wakacje”. Impreza potrwa do 1 lipca. 29 czerwca-1 lipca, Projekt Plaża 2018 – Miasteczko TVN, plaża, na wysokości Alei Interferie

MAGAZYN

41


Uff, jak gorąco… Świnoujskie Lato Kultury to cykl imprez przygotowywany przez Miejski Dom Kultury. Od maja do końca września na terenie całego miasta odbywają się koncerty, wystawy, spektakle, happeningi oraz wiele wydarzeń towarzyszących. Apogeum przypada oczywiście na miesiące letnie. Spójrzmy zatem, co czeka nas w lipcu.

W tym roku koncertowe otwarcie na dużej scenie przypadło w udziale Robertowi Janowskiemu oraz zaproszonym przez popularnego prezentera (i oczywiście muzyka) gościom. Nie trudno się domyślić, że widzowie usłyszą i zobaczą wariację na temat teleturnieju „Jaka to melodia?”, przy okazji sami zostaną wciągnięci do wspólnej zabawy. Warto dodać, że koncert jest darmowy! Wystarczy zaopatrzyć się w wejściówkę, którą można odebrać w MDK. 1 lipca, godz. 20.00, Amfiteatr im. Marka Grechuty Najważniejsze wydarzenia będą miały miejsce oczywiście na scenie

42

MAGAZYN

Amfiteatru. Nie oznacza to jednak, że organizatorzy zapomnieli o zawsze otwartej dla publiczności Muszli Koncertowej przy Promenadzie. W tym roku MDK postawił na różnorodność. Jeszcze w lipcu usłyszymy trzy koncerty pod wspólną nazwą Słuchaj więcej. W ramach mini-cyklu

wystąpią Tymon Tymański, Limboski oraz Damian Ukeje. Każdy z artystów zmierzy się z repertuarem legend muzyki, odpowiednio: The Beatles, David Bowie i Johnny Cash. Tymon Tymański, 3 lipca, godz. 18.00 Libomski, 16 lipca, godz. 19.00 Damian Ukeje, 24 lipca, godz. 19.00


WYDARZENIA

miasto

FOT. Paweł Smoliński

edycji „Metamorfoza”. Również w tej kwestii organizatorzy zapowiedzieli rozbudowanie formuły. Wszystkie wydarzenia festiwalu są darmowe! Szczegóły na: www.wakacyjnemiastokobiet.pl

przy okazji kolejną atrakcję festiwalu. Wieczory należały będą do sceny festiwalu. Oprócz przedstawień i koncertów, zwieńczeniem całości będzie występ Kabaretu Hrabi, z Joanną Kołaczkowską właśnie. Jednak spotkania z celebrytami to tylko część składowa wydarzenia. Dedykowany płci pięknej festiwal to przede wszystkim panele dyskusyjne i tak popularna w czasie poprzedniej

To tylko część z lipcowych propozycji kulturalnych. Jeżeli dodamy do tego, że jeszcze w lipcu, rozpocznie się czwarta edycja Grechuta Festival Świnoujście, to letni miesiąc zapowiada się naprawdę gorąco…

FOT. Ewelina Kowal-Nesterowicz

W zupełnie innych klimatach zapowiada się koncert jazzowego kwintetu Tomasza Kudyka – New Bone. Krakowscy muzycy mają w repertuarze – oprócz własnych, często improwizowanych utworów – autorskie aranżacje klasycznych piosenek z repertuaru Henryka Warsa czy Bronisława Kapera. Ogromną popularnością cieszą się również „promenadowe” koncerty w wykonaniu Orkiestry Wojskowej Marynarki Wojennej ze Świnoujścia. Trudno się temu dziwić, skoro wśród wykonywanych utworów marynarze mają na przykład Miłość w Zakopanem Sławomira… Szczegółowy program koncertów na stronie www.mdk.swinoujscie.pl.

Nie inaczej jest w przypadku Letniego Festiwalu Operowego. W kooperacji z Operą na Zamku w Szczecinie Miejski Dom Kultury zaprasza na dwa wyjątkowe koncerty. Pierwszy z nich, 6 lipca, to benefis z okazji 20lecia Wielkiego Turnieju Tenorów. Znakomite operowe głosy zabrzmią w najbardziej znanych i lubianych utworach. Druga propozycja to spektakl muzyczny Tajemnice kuchni mistrza Rossiniego, 14 lipca. Tytuł nie jest przypadkowy, bo pasją kompozytora było właśnie gotowanie. Dlatego do twórczości Mistrza podejdziemy od strony kuchni. Amfiteatr im. Marka Grechuty, godz. 20.30

Osobną propozycją jest plenerowy festiwal Wakacyjne Miasto Kobiet. Przez cztery dni, od 9 do 12 lipca, na terenie Muszli Koncertowej oraz w namiocie przy Promenadzie, jak zapowiadają organizatorzy, pojawi się „jeszcze więcej gwiazd”. Swój udział potwierdzili między innymi Urszula Dudziak, Katarzyna Skrzynecka czy Joanna Kołaczkowska. Obecność tej ostatniej zapowiada

MAGAZYN

43


Budowniczy mostów Mariusz Lokaj mieszka w Bansinie, pracuje dla samorządu gminy Heringsdorf i regularnie

pokonuje rowerem kilkukilometrową trasę do Świnoujścia. Licznych przyjaciół ma po obu stronach granicy, dlatego dąży do tego, aby te granice zupełnie się zatarły, a polsko-niemiecka wyspa Uznam dobrze wykorzystywała efekt synergiczny. ROZMAWIA MAGDA MONKOSA ZDJĘCIA KAROLINA GAJCY

44

MAGAZYN


WSPÓŁPRACA POLSKO-NIEMIECKA

w Niemczech) festiwalu kultury norweskiej Nordischer Klang. Wtedy pojawił się pomysł polskich dni kultury. Nie wiedzieliśmy, jak go nazwać, dlatego zastanowiliśmy się, co wiedzą Niemcy o Polsce. Wówczas pierwszym skojarzeniem był często polski bazar, dlatego festiwal zyskał miano polenmARkT, z akcentem na „ART” właśnie (śmiech).

Festiwal przetrwał do dziś. Od lat przez dwa tygodnie listopada Greifswald celebruje polską kulturę. Zgadza się, choć wtedy myśleliśmy jedynie o tym, żeby taki festiwal w ogóle powstał. Nie wiedzieliśmy, że stanie się jednym z najważniejszych festiwali kultury polskiej w Niemczech. Zaczynaliśmy spontanicznie, od zapraszania zaprzyjaźnionych artystów z Polski. Festiwal z czasem świetnie się umocnił i dziś jest solidną rozgłośnią polskiej kultury zagranicą.

po sąsiedzku

Andrzeja Stasiuka czy Stefana Chwina. A przed festiwalem jest jeszcze szerokie spektrum rozwoju.

Skoro rozpoczęliśmy od festiwalu, który współtworzyłeś już na studiach, powspominajmy nieco. Skąd wzięło się twoje zamiłowanie do Niemiec? Moja droga życiowa związana jest z polsko-niemieckim korzeniami, ze strony mamy z Kolonii, ze strony taty z Lwowa. Kiedy przy jednym stole zasiadają członkowie rodziny z dwóch krajów, zastanawiasz się nad tą sytuacją i próbujesz połączyć ją w jedno. Rozważasz z perspektywy czasu, jak oni żyli wcześniej, myślisz o historii Polski i Niemiec. Moi przodkowie, mimo że byli przeciwko nazistom, przeżyli drugą wojnę światową. Zastanawiałem się nad ich cierpieniem oraz nad tym, co mogę zrobić, aby ta historia się nie powtórzyła.

Czyli już za młodu miałeś mocne ciągoty naprawcze.

Wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za europejską historię. Nie mamy granic, a przecież czekaliśmy na to bardzo długo Od wielu lat funkcjonujesz między Polską a Niemcami i robisz, co możesz, żeby budować mosty pomiędzy naszymi państwami i miastami. Moje pierwsze duże doświadczenie życiowe w tym, jak to powiedziałeś, budowaniu mostów, miało miejsce jeszcze podczas studiów. W 1997 roku rozpoczęłam studia prawnicze w Greifswaldzie. Rok później siedząc na rynku z moimi przyjaciółmi, dyskutowaliśmy o odbywającym się właśnie w mieście (największym

A nasi zachodni sąsiedzi goszczą największe gwiazdy polskiej kultury. Moimi kultowymi zespołami z lat 80. były Armia, Siekiera, Dezerter, Izrael. Te zespoły zapraszaliśmy na koncerty i przedstawialiśmy publiczności z Greifswaldu. Odbiór był świetny. Podobnie jak potem Leszka Możdżera czy Wojtka Waglewskiego z VOO VOO. Staraliśmy się o urozmaicony program. Przez lata gościliśmy wielu wybitnych polskich literatów, między innymi Olgę Tokarczuk,

Na to wychodzi (śmiech). Gdy mieszkałem w Polsce, byłem jeszcze mały. Mój ojciec działał w Solidarności, a ja zaczytywałem się podziemną prasą. Dzięki niej wiedziałem między innymi o tragedii w Katyniu. Byłem dociekliwy, a mój interesujący się historią tato otwierał mi drogę do prawdy, co nie było wówczas mile widziane w szkole. A potem zacząłem poszukiwać, próbować zrozumieć, zrobić coś dla kolejnych pokoleń.

Bo historia lubi się powtarzać. Wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za europejską historię. Nie mamy granic, a przecież czekaliśmy na to bardzo długo. Dlatego warto wejść na drogę partnerską. Polsko-niemiecka współpraca jest szczególnie istotna. Ważny jest dialog, wzajemne zrozumienie. Nie chodzi o kompromisy, ale zwyczajne bycie sobą. Bo wydaje mi się, że czasami tego zrozumienia brakuje, przede wszystkim tego historycznego, bo przecież wielu

MAGAZYN

45


Niemców nie zna historii Polski, nie wie, z jakimi problemami borykała się Polska.

Widzisz szansę na zmiany? Tak, w młodych ludziach. Oni na świat już nie patrzą stereotypami, częściej szukają wspólnych interesów. Wspieramy ich przez liczne międzynarodowe projekty. Dobrym przykładem jest współpraca świnoujskich licealistów z „Mieszka” z uczniami z Niemiec i Belgii, dotycząca pierwszej i drugiej wojny światowej. Młodzież spotyka się w miejscach historycznych, zastanawia się nad wydarzeniami, które miały tu miejsce. W Polsce zajęcia edukacyjne prowadzone są między innymi w Warszawie, w Muzeum Powstania Warszawskiego i Muzeum Żydów Polskich Polin. Po takich spotkaniach serce się raduje, bo te relacje przekładają się na inne przestrzenie, głównie osobiste. Naszym obowiązkiem jest pomaganie młodym ludziom w zdobywaniu takich doświadczeń. Każdy z nas może taką cegiełkę do budowania mostów na polsko-niemieckiej wyspie Uznam dołożyć.

46

MAGAZYN

Ty takich cegiełek dołożyłeś wyjątkowo dużo… Jak wygląda współpraca między naszymi miastami? Mieszamy w specyficznym miejscu. W 2009 roku, kiedy rozpoczynałem pracę na wyspie Uznam, działaliśmy przy projekcie promenady europejskiej, która była wówczas budowana, a oddana do użytku w 2011. Jest to najdłuższa w Europie wspólna promenada między dwoma państwami. Przyglądałem się współpracy miasta Świnoujścia i gminy Heringsdorf i oceniam ją bardzo dobrze. Potem nasze miasta zostały wyróżnione w Warszawie i w Berlinie – przedstawiane je jako przykład wzorowej współpracy przygranicznej. Niestety, wielu ludzi mówi źle o tej współpracy. Wydaje mi się, że takie opinie nie opierają się na faktach, raczej mają charakter nawykowy. A przecież to nikt inny jak mieszkańcy tworzą jakość tej współpracy.

Na przykład już na poziomie języka… Oczywiście. 15 czerwca na dawnym pasie granicznym odbyła się impreza „Nuty nie znają granic”. Poznałem tam młodego człowieka z Ahlbecku, który świetnie mówił po polsku. Znam wielu Niemców, którzy

uczą się języka polskiego. Ciekawa jest zmiana nastawienia do tego języka, który, powiedzmy otwarcie, nie jest łatwy do opanowania. Wielu rodziców chce, aby ich dzieci uczyły się polskiego w szkole. To nie było do pomyślenia w latach 90. Coraz częściej siedzimy przy jednym stole, ludzie rozmawiają po polsku i po niemiecku. To jest normalne.

To jest moja droga życiowa. Wstaję rano i życie mnie cieszy. Trzeba robić swoje, robić to dobrze, w zgodzie z innymi Nie ma granic, pojawiają się perspektywy rozwoju. Tak, i warto dążyć do tego, aby młodzi nie musieli wyjeżdżać stąd za pracą. Wielu Niemców ceni tak dynamiczny rozwój Świnoujścia.


WSPÓŁPRACA POLSKO-NIEMIECKA

Wielokrotnie słyszę po niemieckiej stronie, jak świetnie rozwija się polska część wyspy. To duży komplement dla mieszkańców, dla ludzi, którzy pracują na rozwój tego miasta.

Jesteś prawnikiem, mocno angażującym się w sprawy prospołeczne. Postrzegam siebie jako rzemieślnika, działalność oddolna jest niezbędna. Przecież sensem życia jest praca dla innych, cieszmy się z naszych aktywności. Wiedza prawnicza pomaga, pozwala pewniej poruszać się przy realizacji rozmaitych przedsięwzięć. Tyle tylko, że czasami tę wiedzę wykorzystuję w innym kierunku, dla ludzi. To jest moja droga życiowa. Wstaję rano i życie mnie cieszy. Trzeba robić swoje, robić to dobrze, w zgodzie z innymi.

Podejrzewam, że z taką postawą życiową musisz mieć głowę pełną

Wielokrotnie słyszę po niemieckiej stronie, jak świetnie rozwija się polska część wyspy pomysłów, idei do zrealizowania. Uchylisz rąbka i powiesz, czego możemy się w przyszłości spodziewać? Trochę na to za wcześnie (śmiech). Jednak patrząc na ten rok, muszę stwierdzić, że udało się nam zrobić dwie fantastyczne rzeczy. Mam na myśli dwa czerwcowe przedsięwzięcia we współpracy z miastem Świnoujście – Jazz na Dworcu UBB w Heringsdorfie oraz festiwal

po sąsiedzku

„Nuty nie znają granic”. Zorganizowaliśmy warsztaty dla uczniów szkół muzycznych i ten pomysł chcemy rozbudowywać w kolejnych edycjach. Mamy świetne kontakty z jedynym w Niemczech Instytutem Jazzu. Najlepsi pracownicy naukowi, wybitnie artyści są zainteresowani szkoleniem polskich i niemieckich uczniów. Z polskiej strony wspierał nas Lech Szprot z Warszawskiej Akademii Jazzu, muzyk wybitny. Chcę, aby jazz na stałe zagościł na wyspie Uznam, niech koncerty w obu częściach wyspy łączą mieszkańców. Dobrze, aby Uznam szeroko kojarzył się właśnie z jazzem, bo ta muzyka ma zawsze jakość. Tyle na razie o planach (śmiech).

Innym razem pociągniemy za język. Dzięki za rozmowę. Dziękuję.

REKLAMA


Artystów inwazja na fort

Idea stworzenia tego międzynarodowego wydarzenia artystycznego powstała już wiele lat temu. Bunkier w Fortach Zachodnich sam w sobie jest już niepowtarzalnym dziełem sztuki. Wybór lokalizacji był więc oczywisty. TEKST ANETA KRUK, JANUARY KORFF ZDJĘCIA KAROLINA GAJCY

Surowość ścian, ich uroda, dramatyczna historia tego miejsca, a także liczba pomieszczeń na kilku piętrach – to idealna oprawa dla naszego projektu. Usytuowanie tego budynku również jest spektakularne. Kilka miesięcy temu, korzystając z kontaktów z artystami tworzącymi w Berlinie, postanowiliśmy zaprosić ich do tego przedsięwzięcia. Twórcy ci rutynowo już organizują tego typu akcje artystyczne w wielu miastach Europy. Większość instalacji została zrealizowana na terenie bunkru (site-specific). Obok świnoujskich i berlińskich twórców swoje prace prezentują również artyści z Japonii i Anglii. Wspaniałą przestrzeń Fortu Zachodniego dzielą z nami: Katarzyna Baranowska, Miłosz Brzeziński, Markus Bukereit, Bhima Griem, Jana Jedermann, Paweł Rawdanowicz, Godai Sahara, Tomasz Sudoł oraz Topsy Quer et. Bardzo im za to dziękujemy. Wystawę można oglądać codziennie, w godzinach 10:00-18:00, w Forcie Zachodnim


NIECODZIENNA WYSTAWA

kultura

MAGAZYN

49


kultura

ZAPOWIEDZI

Kantor na plaży Pamiętacie wystawę w ms44 sprzed kilku miesięcy, poświęconą Tadeuszowi Kantorowi? Pewnie tak, a jeśli nie – zostanie Wam ona przypomniana… i Krasińskiego jednocześnie wcieli się Łukasz Kowalski, aktor poznańskiego Teatru Biuro Podróży. Towarzyszyć mu będzie aktorka i animatorka Maria Sztark. Uwaga! Każdy chętny będzie mógł pokierować „Orkiestrą Morza” i otrzymać oryginalną pamiątkę – fotografię natychmiastową (Instax). Akcja odbywa się ramach kampanii „Może Muzeum”, podczas której pracownicy szczecińskiego Muzeum Narodowego będą namawiać wczasowiczów, by w razie deszczu lub w drodze powrotnej z wypoczynku odwiedzili stolicę Pomorza Zachodniego i oczywiście muzealne wystawy, a także gryficki oddział z plenerową ekspozycją Zachodniopomorskich Kolei Dojazdowych. Panoramiczny happening morski to legendarne już przedsięwzięcie Kantora, uchwycone w niezwykły sposób w fotograficznych kadrach przez Eustachego Kossakowskiego. Owe zdjęcia widzieliśmy już

na wspomnianej wystawie. Teraz swoiste post scriptum – artystyczna akcja przywołująca najsłynniejszą scenę z Kantorowskiego happeningu, w której malarz Edward Krasiński dyryguje falami. W postaci Kantora

Panoramiczny happening morski – impresja 2 lipca, godz. 20:00, plaża (wejście od ul. Powstańców Śląskich, Galeria Promenada)

Sztuka w wieży Wszyscy, nawet zatwardziali malkontenci, zauważamy, że wokół nas jest mnóstwo piękna, ale chyba nikt nie ukaże tego w pełniejszy sposób, jak artysta.… Malarstwo Mirosława Karapyty rozumiem jako odnajdywanie piękna w otoczeniu. Solidny, akademicki warsztat wzbogacony impresjonistyczną wrażliwością na kolor i światło czyni jego obrazy ucieczką w świat subtelnych odczuć uwypuklających osobiste relacje z rzeczywistością – pisze historyk sztuki, Tomasz Kisiel.

50

MAGAZYN

Już wkrótce sami, na własne oczy, przekonamy się, że świat jest naprawdę wspaniały. I to nie tylko w twórczości Mirosława Karapaty. A po wyjściu z Cafe Wieża z pewnością dostrzeżemy nieco więcej…

Wystawa prac Mirosława Karapyty 1-31 lipca, Cafe Wieża



Organowy lipiec Za nami pierwsze, czerwcowe festiwalowe koncerty, a przed nami kolejne. Wspaniałe dźwiękowe uczty, z których nasz festiwal słynie… je wybitni muzycy – akordeonista Zbigniew Ignaczewski, skrzypek Tomasz Król oraz gitarzysta Paweł Stępień. Panowie, oprócz fantastycznej współpracy w tym projekcie, z powodzeniem realizują się także w działalnościach indywidualnych, zarówno muzycznych, jak i pedagogicznych.

Katarzyna Olszewska

6 lipca Pierwszy raz na świnoujskim festiwalu zagra Katarzyna Olszewska – absolwentka gdańskiej Akademii Muzycznej im. Stanisława Moniuszki. Uczestniczyła w licznych mistrzowskich kursach muzyki organowej. Od 1992 roku jest organistką Bazyliki Archikatedralnej w Gdańsku-Oliwie. Jako solistka oraz kameralistka koncertuje na terenie całego kraju i za granicą. Współpracuje z muzykami Polskiej Filharmonii Bałtyckiej, gdańskiej Akademii Muzycznej oraz Opery Bałtyckiej. Prowadzi pracę dydaktyczno-pedagogiczną w szkołach muzycznych na Pomorzu. W 2012 roku dyrektor Centrum Edukacji Artystycznej przyznał jej nagrodę indywidualną „Za szczególny wkład w rozwój edukacji artystycznej w Polsce”, a w 2017 roku otrzymała odznakę honorową „Zasłużony dla Kultury Polskiej” od Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Rzeczypospolitej Polskiej. Od 2007 roku jest kierownikiem artystycznym Kartuskiego Festiwalu Muzyki Organowej i Kameralnej. Oprócz muzyki organowej usłyszymy, znane już naszej publiczności, łódzkie Trio, Solo, Duo. Tworzą

52

MAGAZYN

W koncercie usłyszymy wyśmienite interpretacje utworów E. Gigouta, A. Freyera, G. Bacewicz, L. J. A. Lefébure-Wély, J. Callaertsa oraz A. Piazzolli.

13 lipca Tego wieczoru zagra dla nas małżeństwo znakomitych muzyków z Włoch. Na organach grać będzie Michele Croese. Znakomicie i wszechstronnie wykształcony, jest laureatem Konkursu OrgaZbigniew Ignaczewski

nistowskiego „Goffredo Giarda”. W kwietniu 2002 r. został uznany honorowym organistą Bazyliki św. Praksedy w Rzymie. Od lat występuje jako solista i akompaniator we Włoszech i poza ich granicami. Dyrektor artystyczny międzynarodowego festiwalu organowego „Agati in concerto” oraz festiwalu muzyki klasycznej „Al lume delle stelle”. Organizuje i prowadzi kursy mistrzowskiej interpretacji włoskiej muzyki organowej. Łączy działalność muzyczną z pracą badawczą z zakresu literatury i muzyki. Izabela Szlachetko-Croese jest laureatką Ogólnopolskiego Konkursu Instrumentów Dętych Blaszanych w Olsztynie. Ukończyła studia w Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie w klasie trąbki. Uczyła się również pod kie-


ŚWINOUJSKIE WIECZORY ORGANOWE

kultura

Tomasz Król

Kameralnym Wyższej Szkoły Muzycznej w Detmold oraz z Akademią Chóralną w Dortmund.

Paweł Stępnik

runkiem Anatolija Sielianina i Sandro Verzariego. W 1996 uzyskała również dyplom w Konserwatorium im Niccolò Paganiniego w Genui. Od lat występuje jako solistka lub członek zespołów kameralnych i orkiestr w całej Europie. Obecnie gra przede wszystkim w duecie z Michele Croese lub w trio (z sopranem), proponując repertuar na trąbkę barokową lub trąbkę piccolo i organy. W repertuarze ma także muzykę XX wieku. W programie tego koncertu poznamy kompozycje J. B. Arbana i G. Rossiniego.

20 lipca To będzie koncert młodych i wybitnie utalentowanych muzyków. Na organach Steinmeyera zagra Simon Brüggeshemke z Niemiec, który w roku 2013 rozpoczął organowe studia przedmaturalne w Instytucie Młodzieżowym przy Wyższej Szkole Muzycznej w Detmold. Od 2014 jest studentem Wydziału Organów i Muzyki Kościelnej Wyższej Szkoły Muzycznej w Detmold. Laureat międzynarodowych konkursów organowych. Umiejętności gry organowej pogłębiał na wielu kursach mistrzowskich. Współpracuje z Chórem

Posłuchamy również młodziutkiej Michaliny Olender, klarnecistki ze Szczecina. W roku 2017 ukończyła z wyróżnieniem klasę klarnetu dr Piotra Piechockiego w Zespole Szkół Muzycznych II stopnia im. F. Nowowiejskiego w Szczecinie. Jest studentką Akademii Muzycznej im. Stanisława Moniuszki w Gdańsku. Wielokrotnie uczestniczyła w kursach muzycznych i w licznych projektach orkiestrowych. Umiejętności gry doskonaliła na międzynarodowych kursach mistrzowskich. Uzyskała liczne nagrody w konkursach makroregionalnych, organizowanych przez Akademię Sztuki w Szczecinie. Uczestniczyła w Międzynarodowym Konkursie Instrumentów Dętych we Wrocławiu oraz dwukrotnie w Zachodniopomorskim Festiwalu Klarnetowym w Szczecinie. Podczas swojej nauki czynnie uczestniczyła w życiu koncertowym szkoły oraz miasta, wykonując partie solowe, kameralne oraz orkiestrowe. Jako najlepsza dyplomantka wystąpiła z Orkiestrą Symfoniczną ZSM II st. w Szczecinie.

MAGAZYN

53


kultura

ŚWINOUJSKIE WIECZORY ORGANOWE

Duo Szlachetko-Croese

Młodzi muzycy przedstawią utwory H. Scheidemanna, C. M. von Webera, B. Kovacsa, J. Langlaisa oraz A. B. Denneriana.

27 lipca Tym razem na organach zagra Łukasz Romanek, absolwent wrocławskiej Akademii Muzycznej im. Karola Lipińskiego. Doskonalił się na kursach interpretacji i improwizacji organowej prowadzonych przez najwybitniejsze osobistości świata muzyki organowej. Koncertuje jako solista i kameralista, w wielu kościołach i salach koncertowych w Polsce, a także w Holandii i Niemczech. Pracuje jako organista i dyrygent chóru w parafii p.w. św. Maurycego we Wrocławiu. Pedagog w Ogólnokształcącej Szkole Muzycznej II stopnia im. Henryka Melcera w Kaliszu, gdzie prowadzi klasę organów oraz zajęcia

54

MAGAZYN

z improwizacji organowej. W latach 2011-2017 pełnił funkcję wicedyrektora Metropolitalnego Studium Organistowskiego we Wrocławiu. Oprócz gry solowej będzie także akompaniował Joannie Zawartko-Kołodziej, sopranistce, która ukończyła Akademię Muzyczną im. Karola Lipińskiego we Wrocławiu. Zadebiutowała w 2013 roku partią tytułową w Rusałce Antonina Dvořáka. Rok później, rolą Desdemony w Otello Verdiego, rozpoczęła współpracę z Operą Wrocławską. Laureatka międzynarodowych i ogólnopolskich konkursów. Była stypendystką Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Prezydenta Wrocławia. Bierze udział w międzynarodowych festiwalach muzycznych. Jej śpiewu można także posłuchać w Badisches Staatstheater Karlsruhe, Teatrze Wielkim – Operze Narodowej, Ope-

rze Wrocławskiej, Teatrze Wielkim w Łodzi oraz w wielu innych salach koncertowych i filharmoniach. W świnoujskim Festiwalu zaśpiewa po raz pierwszy. Program koncertu obejmuje utwory J. S. Bacha, G. B. Pergolesiego, G. Faure, Ł. Romanka, M. J. Żebrowskiego, W. Gomeza i A. Guilmanta.

Towarzystwo Przyjaciół Świnoujścia, organizator festiwalu, serdecznie zaprasza na koncerty w lipcowe piątki o godz. 19.00, w kościele pw. Chrystusa Króla. Bilety (w przedsprzedaży) w kawiarni Sonata (vis-àvis kościoła) lub w kościele, przed koncertem.



Małe, a waży

Może i małe jest małe, ze względu na skalę i rozmach, ale wszystko i tak zależy od tego, co sobą reprezentuje. Szczeciński Przegląd Teatrów Małych Form KONTRAPUNKT to kawał wielkiego teatru. Przesiedlonych z Ukrainy. Na scenie Alik Sardarian – reżyser, aktor, a zarazem autor autobiograficznego tekstu – opowiada o śmierci na wojnie, śmierci widzianej z bardzo bliska, oczami ratownika medycznego. Akcentuję tu słowo „opowiada”. Naturalnie, spokojnie, beznamiętnie, bez egzaltacji, o którą nietrudno, gdy się mówi o dramatach. To nie była rola do odegrania, raczej żywe wspomnienia i w tym tkwiła największa moc tego Towaru.

Przyzwoitość i medycyna

Gęstość zaludnienia. Historia wybuchu

TEKST MICHAŁ TACIAK

Nasz człowiek

To jeden z najstarszych polskich festiwali teatralnych, z historią dłuższą niż półwiecze. Dokładniej – w tym roku odbyła się 53. edycja tej zacnej imprezy. Siedem dni, 70 wydarzeń, 10 spektakli w konkursie głównym i 12 – w offowej odnodze festiwalu. Teatralny zawrót głowy gwarantowany, a silne emocje i przyczynki do głębszych refleksji w pakiecie.

Jednym z mocniejszych punktów KONTRAPUNKTU [sic!] była dla mnie szczecińska Gęstość zaludnienia. Historia wybuchu Teatru Kana. Piszę tak nie dlatego, że wyreżyserował ją świnoujścianin Krzysztof Popiołek, ale dlatego, że te 80 minut z opowieściami ludzi, którzy pamiętają Czarnobyl, i wciąż muszą się z tą pamięcią zmagać, także na poziomie ciała, były naprawdę wstrząsające. Historia, która nie powinna się wydarzyć, niewygodna dla uszu, choć dla oczu, scenicznie, atrakcyjna.

Stan ważkości

Wspomnienia

Małe nie znaczy lekkie, więc tematyka poruszana przez prezentowanych twórców często łatwa i przyjemna nie była, ale przecież nie tego oczekuje bywalec KONTRAPUNKTU. Wojny, nowotwory, Czarnobyl, niepełnosprawność, katastrofy ekologiczne, szaleństwo, społeczne nieprzystosowanie… Bywało też oczywiście zabawnie, nie był to wyłącznie przegląd traum współczesnego świata, i nieco lżej. Ale nigdy nijako, pusto, na nieistotny temat.

Inny niezwykle poruszający spektakl, Towar, przedstawił Teatr

56

MAGAZYN

Towar

Henrietta Lacks żyła naprawdę i naprawdę umarła. W naukowym świecie znana jako HeLa – tak zwą się jej nieśmiertelne komórki, pobrane tuż przed śmiercią, stanowiące prawdziwy przełom w światowej medycynie. Czwórka znakomitych aktorów Nowego Teatru z Warszawy, prowadzona przez reżyserkę Annę Smolar, bazując na faktach biograficznych i wiedzy naukowej, stawia ze sceny szereg ważkich pytań. Między innymi o to, czy w medycynie jest miejsce na przyzwoitość… Wspaniałe.

Wycinek Rzecz jasna to zaledwie wycinek tego, czym uraczył widzów KONTRAPUNKT. Bo był jeszcze Birdie z Hiszpanii – multimedialny spektakl, spojrzenie z lotu ptaka na


KONTRAPUNKT

Henrietta Lacks

region

Taniec butoh

Raport Panika

Birdie

rozedrganą współczesność z jej problemami, lękami, nierównościami. Był przeważnie zabawny dowcipny Raport Panika Artiego Grabowskiego z Krakowa, swoista pochwała szaleństwa. Był cudowny taniec butoh Japończyka Atsushi Takenouchi. Była Orkiestra Klezmerska Teatru Sejneńskiego. Była Magdalena Cielecka (ta Cielecka) w Milczeniu Syren niefortunnie nazwanym recitalem. I wiele, wiele, wiele innych rzeczy, na opisanie których nie mam tu niestety miejsca.

Może choć monodram? Świnoujście przy swoich niezliczo-

nych zaletach ma i niedoskonałości. Na przykład brak interesujących propozycji teatralnych. Owszem, bywają spektakle, ale służą one głównie rozrywce, a nie refleksji, a i sama ta rozrywka często umiarkowanie wysokich lotów. Ech, gdyby tak do tych kilku muzycznych festiwali dodać jeszcze jeden, teatralny. Ot, choćby przegląd monodramów, form jeszcze mniejszych niż małe…

Orkiestra Klezmerska Teatru Sejneńskiego

Póki co, kolejny KONTRAPUNKT już za rok, a Szczecin przecież nie jest wcale daleko. Wygłodniali teatru świnoujścianie, zachęcam! Milczenie Syren

MAGAZYN

57


Jola

i połowa miasta Chciała być prawniczką, została położną, choć pozostaje w ciągłym kontakcie z prawniczymi nowinkami. Z pewnością jedna z najbardziej znanych kobiet w mieście. O swoim zawodzie opowiada z nieustającym uśmiechem na twarzy, który znika jedynie pod koniec… Rozmawiamy z Jolantą Ławińską. ROZMAWIAJĄ AGNIESZKA NATORSKA I MICHAŁ TACIAK ZDJĘCIA KAROLINA GAJCY

58

MAGAZYN


POŁOŻNA

Możesz spokojnie przejść ulicą, nie odpowiadając co pięć sekund „dzień dobry”? Ta połowa miasta plus rodzina… Pracuję w tym zawodzie już 24 lata, sama zresztą się tu urodziłam, więc rzeczywiście – moja rozpoznawalność wzrasta z prędkością światła, głównie na promenadzie i placach zabaw (śmiech).

Położna to taki „przyjaciel” matki, rodziny, dziecka. Dodatkowo, oczekiwania społeczne dotyczące naszej profesji są ogromne, więc musimy robić wszystko, żeby im sprostać Położnictwo było twoim pierwszym wyborem, czy były jakieś alternatywne koncepcje?

Wieść niesie, że przyjęłaś na świat połowę tego miasta. To musi być niesamowite uczucie, podejrzewam. (śmiech) Rzeczywiście, to jest niesamowite i bardzo przyjemne uczucie, ale również ogromna satysfakcja. W końcu mowa o pojawianiu się nowego życiu, w czym uczestniczę… Oczywiście bywa trudno, bo sam poród bywa trudny, moim zadaniem jest pomóc pacjentce przez to przejść, ale na końcu – zazwyczaj – jest ta wielka radość, wręcz euforia, z narodzin dziecka. Cieszą się całe rodziny, cieszę się i ja (śmiech).

Może nie powinnam o tym mówić (śmiech), ale chciałam zostać prawnikiem. Taki był mój plan na życie. Nie powiódł się, więc zostałam położną (śmiech). Mogłam być jeszcze pielęgniarką, ale uznałam, że bycie położną jest mi bliższe.

Jakiś żal z powodu prawa pozostał? Udało mi się tak „rozgościć” w zawodzie położnej, że nie, nie żałuję. Praca daje mi mnóstwo radości, a i z tematami prawnymi mam niekiedy dużo do czynienia.

To więcej niż praca. To misja, prawda? Zdecydowanie tak. Położna to taki „przyjaciel” matki, rodziny, dziecka. Dodatkowo, oczekiwania społeczne

zawód

dotyczące naszej profesji są ogromne, więc musimy robić wszystko, żeby im sprostać.

Udaje się? Mam nadzieję, że tak. Zresztą przez lata bardzo dużo się w położnictwie zmieniło. Trzeba pamiętać o tym, że często to pierwsze zetknięcie się kobiety ze szpitalem. Trzeba więc to oswoić. Dziś kładzie się ogromny nacisk na to, żeby udomowić poród, żeby nie był on taki zmedykalizowany, tylko bardziej ludzki, przyjazny. Dawniej było dużo bardziej rygorystycznie – zakaz odwiedzin, nawet ojca dziecka; zakaz wstawania z łóżka i tak dalej. Na szczęście udało się to przeorganizować. Między innymi za sprawą „Gazety Wyborczej” i akcji w rodzaju Rodzić po ludzku z lat 90. Pamiętajmy, że kiedyś tuż po porodzie matki leżały osobno, a dzieci osobno…

Poród to dla wielu kobiet magiczne wręcz przeżycie, ale bywa jednak, że to nie bajka… Oczywiście. To ból, wysiłek, nie zawsze niestety zakończony pozytywnie, choć każdy oczekuje, że wszystko zawsze skończy się dobrze. I trudno się temu dziwić. Niestety czasami dzieje się inaczej. Statystyki są nieubłagane – kilka razy w roku mamy do czynienia z ludzkim dramatem, z nieszczęśliwym finałem ciąży.

Pokusiłaś się kiedyś o podsumowanie, ilu tych młodych świnoujścian przyjęłaś na świat? Choćby tak plus minus. Nie liczę i nigdy nie liczyłam (śmiech). Zresztą obecnie ja już bardzo rzadko odbieram porody. Od dłuższego czasu pełnię funkcję oddziałowej na naszym oddziale.

A dokładnie od kiedy? Myślę, że będzie z 15 lat, zostałam wybrana na to stanowisko w dość młodym wieku. Porodami zajmują się więc moje położne, a muszę w tym miejscu powiedzieć, że mam

MAGAZYN

59


wspaniały zespół, do którego mam pełne zaufanie. Co więcej, od wielu lat ten zespół jest niemal niezmienny, więc oprócz zawodowych relacji, jest też mocno ze sobą zżyty i zaprzyjaźniony. To bardzo ważne. Wszyscy wciąż mamy wiele pasji.

Ile osób liczy twój zespół? Na położnictwie jest to siedem dziewczyn – Emilia, Alicja, Dorota, Danuta, Anna, Beata i Elżbieta – świetna i oddana sprawie grupa. Z kolei na ginekologii pracuję z Grażyną, Danutą, Dorotą, Wiesławą, Bożeną, Dominiką, Urszulą, Ewą i Katarzyną. Wspaniałe dziewczyny, które opiekują się ciężarnymi pacjentkami na każdym etapie ciąży. One potrzebują dużego wsparcia i profesjonalizmu i to właśnie od naszych pracowniczek otrzymują.

Mocno je tutaj pozdrawiamy. Oczywiście!

Oddziałową Oddziału PołożniczoGinekologicznego zostałaś, jak 60

MAGAZYN

Dziś kładzie się ogromny nacisk na to, żeby udomowić poród, żeby nie był on taki zmedykalizowany, tylko bardziej ludzki, przyjazny powiedziałaś, w młodym wieku. To duże wyróżnienie i zazwyczaj trzeba na nie trochę poczekać. Jak sądzisz, dlaczego akurat ciebie wybrano? Byłam już po studiach, więc to na pewno pomogło. Myślę nawet, że wiek mógł być tu atutem. Poza tym, zawsze byłam bardzo zaangażowana w to, co robię. Może to też miało wpływ?

Mówi się o „dotyku położnej”. Bywa, że nowo narodzone dzieci przy matkach płaczą. A tu przychodzi położna, dotknie, pogłaszcze, dzieje się jakaś magia i cisza. O co chodzi? W czym tkwi wyjątkowość tego dotyku? Może to nasze ciepło? Położna musi być ciepłą, dobrą, troskliwą osobą. Dzieci to pewnie wyczuwają. Ważne jest też naturalnie doświadczenie. Trzeba pamiętać o tym, że czasem kobiety tuż po porodzie są jeszcze zbyt zmęczone, czasami nieco nieporadne, więc nasze doświadczenie z pewnością jest tutaj pomocne.

Jesteś w zawodzie prawie ćwierć wieku, obserwujesz przemiany, jakim podlega, a jakie widzisz przed nim perspektywy, możliwości rozwoju, idee do zrealizowania? Na pewno ideą naczelną jest rodzenie bez bólu, a medycyna idzie w tym kierunku, żeby taki komfort pacjentkom zapewnić.

Prowadzisz też zajęcia w „Bocianku”,


POŁOŻNA

przygotowujące do zbliżającego się porodu.

Prawie codziennie ktoś nowy, na to wychodzi.

To bezpłatna szkoła rodzenia dla ciężarnych kobiet i ich partnerów. Przygotowujemy ich nie tylko do porodu, ale też do samego macierzyństwa, do opieki nad noworodkiem, laktacji i tak dalej. Mogę tutaj także wykorzystać swoje zainteresowanie prawem (śmiech) – wskazuję, co im się należy, na co mogą liczyć, dokąd mogą się udać…

Średnio tak (śmiech). Oczywiście w praktyce rozmaicie to wygląda. Jednego dnia czworo dzieci, potem trzy dni przerwy.

Czyli rzeczywiście, nie w pełnym wymiarze, ale to prawo gdzieś zostało i się przydaje. To prawda. Poza tym, ono bardzo często się zmienia, więc dobrze jest się w tym orientować.

Dużo dzieci rodzi się w Świnoujściu? Poziom narodzin jest mniej więcej stały od lat. To około 360 dzieci rocznie.

zawód

Mówisz o wielkiej satysfakcji i radości. Co czujesz w tych kilku nieszczęśliwych przypadkach, gdy się jednak nie udaje? To wielka tragedia przede wszystkim dla rodziny, ale przyznam, że również bardzo mocno takie sytuacje przeżywam, podobnie jak cały personel. Jednocześnie naszym zadaniem jest wsparcie – musimy postępować taktownie i z wyczuciem, wiedzieć, kiedy pomagać, a kiedy się wycofać.

Oby takich sytuacji było jak najmniej, a najlepiej by się w ogóle nie działy. Wszystkim tego życzymy. Podpisuję się pod tymi życzeniami.

REKLAMA


Nareszcie jest Molo! Pobliskie miasteczka – Ahlbeck, Herrinsdorf, Bansin czy Międzyzdroje – już je mają. My wciąż czekamy, ale okazuje się, że to oczekiwanie można obejść sposobem i to bardzo przyjemnym sposobem. Zapraszamy do restauracji… Molo.

62

MAGAZYN


RESTAURACJA MOLO

szlak kulinarny

Podłoga imitująca drewniane deski, ławki przypominające te na tradycyjnym molo, fototapeta z widokiem na morze – aranżacja wnętrza nie pozostawia miejsca na wątpliwości. Jesteśmy na molo i możemy cieszyć się wspaniałym, nadmorskim klimatem, także w przytulnym, ukwieconym ogródku, z wygodnymi fotelami i lożami. Ale nie tylko… Wszak to restauracja, więc klimat – choć niezwykle istotny – to nieco za mało. Cóż więc zjemy w tym Molo? Karta dań jest różnorodna, a zawiera wszystko, co najlepsze w kuchni polskiej i europejskiej, przygotowywane ze świeżych, sezonowych i często lokalnych produktów. Zadowoli „mięsożercę”, rybnego smakosza, jak i wegetarianina. Dla tego ostatniego na przykład danie wyjątkowe – tatar z kaszy jaglanej i suszonych pomidorów. Brzmi wybornie, smakuje jeszcze lepiej. Takich wyjątkowych potraw jest w menu Molo dużo więcej. Choćby taka zupa z gruszki i pietruszki (rym niezamierzony…). Gdzie indziej znajdziemy podobny rarytas? Albo smalec z gruszki i pora? Tylko w Molo! Potraw serwowanych w tym lokalu nie da się pomylić z innymi także i z powodu nazw. Szef kuchni wyraźnie stawia swój autorski stempel,

nazywając je na przykład: Złowiony na MOLO Błękitek – czyli błękitek w tempurze podawany z pieczonymi ziemniakami i surówką – czy też Karkówka na MOLO.

Kolejna zaleta Molo (czy one się w ogóle kończą?!) to lokalizacja – przy Alei Baltic Park Molo, prowadzącej na plażę. Można więc zabrać ze sobą pyszną, autorską lemoniadę czy inny napój i skosztować go na samej plaży, w asyście szumu fal i powiewającego wiatru. Wreszcie – to miejsce na każdą porę dnia i każdą okoliczność. Można śmiało wpaść na śniadanie, obiad czy kolację. Na drinka czy po odrobinę słodyczy – naturalne, tradycyjne lody. Wszystko w jednym niezwykłym miejscu – w Molo…

Restauracja MOLO Świnoujście, al. Baltic Park Molo 1/D2

Telefon +48 696 436 015

e-mail: info@restauracjamolo.pl

MAGAZYN

63


64

MAGAZYN


FIT SŁODYCZE

kulinaria

Słodki

kompromis TEKST, ZDJĘCIA I PRZEPISY KAROLINA LESZCZYŃSKA

L

ato, lato! Lato, echże Ty… śpiewał Marek Grechuta. Drodzy czytelnicy, sezon bikini w pełni i dodatkowe kilogramy raczej nie są mile widzia-

ne. Co zatem zrobić, kiedy żyć bez słodkości nie potrafimy, a wyrzeczenie to słowo w naszym słowniku obce? Można znaleźć złoty środek: FIT SŁODYCZE – dobre kalorie, pełne wartości odżywczych, nie zagrażające smukłym sylwetkom. Zatem i wilk syty, i owca cała. Spróbujcie, a na pewno je pokochacie.

MAGAZYN

65


kulinaria

FIT SŁODYCZE

Energy Balls

z kakao

i orzechami laskowymi Składniki (na 2 porcje) 200 g miękkich suszonych daktyli 100 g orzechów laskowych bez łupin 2 łyżki oleju kokosowego 2 łyżki kakao 2 łyżki nasion chia Do misy robota z ostrzem w kształcie litery „S” wrzucić orzechy, miksować chwilę w trybie pulsacyjnym, następnie dodać pozostałe składniki: daktyle, masło, kakao i chia. Miksować, aż wszystko się połączy i utworzy plastyczną masę. Lekko zwilżonymi dłońmi formować małe kuleczki i układać na desce. Schładzać przez 30 minut w lodówce, następnie przełożyć do szczelnego pojemnika lub słoika. Przechowywać w lodówce.

66

MAGAZYN


Ciasto

z białej

fasoli

Składniki (na formę 20 x 20 cm): 1 puszka białej fasoli opłukanej i osączonej 2 łyżki oleju kokosowego ziarenka z 1/2 laski wanilii 1/2 szklanki ksylitolu 2 bardzo duże jajka 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia szczypta soli 1/2 szklanki płatków owsianych 1/2 szklanki posiekanych orzechów włoskich

Piekarnik nagrzać do 180 stopni. Formę o wymiarach 20 x 20 cm wyłożyć papierem do pieczenia. Do blendera z ostrzem w kształcie litery „S” przełożyć fasolę, dodać wanilię i olej kokosowy, miksować do uzyskania gładkiego kremu. Następnie dodać ksylitol, jajka, proszek do pieczenia i sól, miksować do połączenia się składników. Na sam koniec wmieszać płatki owsiane i orzechy. Masę przelać do przygotowanej formy (będzie płynna). Piec 30 minut, aż ciasto urośnie, a patyczek wbity w środek będzie suchy. Przed podaniem ostudzić.

MAGAZYN

67


Brownie

z batata Składniki (na formę 20 x 20 cm lub nieco mniejszą): 600 g batatów 14 świeżych daktyli medjool lub zwykłych suszonych namoczonych w gorącej wodzie 3 łyżki syropu klonowego 80 g mielonych migdałów 100 g mąki gryczanej 4 łyżki kakao szczypta soli Piekarnik nagrzać do 180 stopni. Blachę do pieczenia wyłożyć pergaminem. Bataty obrać, pokroić w kostkę i piec na blasze około 15 minut, aż będą bardzo miękkie. Przełożyć je do malaksera razem z daktylami i syropem klonowym, zmiksować na gładką masę. W misce wymieszać migdały z mąką, kakao i solą. Sypkie składniki dodać do malaksera i zmiksować do połączenia się składników. Formę wyłożyć papierem do pieczenia. Przełożyć do niej masę, wyrównując wierzch. Będzie ona dość gęsta i lepka. Brownie piec 20-30 minut. Przed krojeniem ostudzić. Przechowywać w lodówce do tygodnia.

68

MAGAZYN


FIT SŁODYCZE

kulinaria

Batoniki

z daktyli z nerkowcami

i kokosem Składniki (na około 12 batoników): 200 g suszonych daktyli 200 g orzechów nerkowca 130 g wiórków kokosowych 1 łyżeczka mielonego cynamonu

1 łyżeczka wody różanej (opcjonalnie) 1 pełna łyżka oleju kokosowego

Daktyle zalać gorącą wodą, odstawić na 15 minut. W międzyczasie uprażyć orzechy na suchej patelni. Przełożyć je do blendera z ostrzem w kształcie litery „S”. Następnie uprażyć również wiórki kokosa, pilnując, by się nie przypaliły. Dodać do orzechów. Zmiksować do uzyskania małych kawałeczków. Daktyle odsączyć na sicie, zachowując wodę, w której się moczyły. Dodać je do misy blendera wraz z 1/4 szklanki wody, cynamonem, wodą różaną i olejem kokosowym. Miksować do uzyskania zwartej masy. Foremkę o wymiarach 20 x 20 cm wyłożyć folią spożywczą. Przełożyć do niej masę i równomiernie rozprowadzić dociskając ręką do dna. Formę owinąć folią i włożyć do lodówki na kilka godzin. Kiedy masa będzie dość twarda, wyjąć ją z foremki na deskę, pokroić w batoniki dowolnej wielkości i przełożyć do szczelnego pojemnika. Przechowywać w lodówce.

MAGAZYN

69


Wody! Na dworze skwar i słońce, a wszystkie rady w mediach, jak sobie radzić sobie w tej sytuacji mają wspólny mianownik – pamiętaj o piciu wody.

70

MAGAZYN


O SPOŻYWANIU H2O

Trzymanie się tej zasady na pewno pozwoli nam przetrwać dzień w lepszej kondycji. Dla wnikliwych jednak – doprecyzowanie kilku kwestii związanych z piciem.

1

Dlaczego ciągle mowa o wodzie a nie o płynach?

Poza tym, że woda nawadnia nasz organizm, dostarcza nam wielu cennych minerałów, które również tracimy razem z potem w gorący dzień, a które mają ogromny wpływ na to, co z wodą w organizmie się dzieje (patrz punkt 2). Szczególnie, jeśli zamiast wody źródlanej kupimy wodę mineralną. Podczas gotowania wody na kawę czy herbatę, już w temperaturze powyżej 60°C, z wody wytrąca się wiele cennych minerałów (które co jakiś czas trzeba potem usunąć z czajnika odkamieniając go). Oczywiście woda zawarta w owocach, zupach czy innych produktach również ma duże znaczenie w codziennych dostawach H2O, ale że z wodą zawsze dostarczane są również inne składniki, niezbędne jest po prostu jej picie, aby proporcje pomiędzy jednym a drugim były zdrowe. Tak więc drodzy wielbiciele pizzy, nic to, że zawiera ona 40% wody, poza nią trzeba jeszcze wodę spożywać!

2

Skoro trzeba się tak nawadniać, to skąd tyle reklam środków, które mają nam pomóc pozbyć się wody z organizmu? Składamy się głównie z wody i jej obecność jest nie tylko wskazana do życia, ale i niezbędna. W organizmie znajduje się zarówno w komórkach, ale i w przestrzeni międzykomórkowej. Kiedy w przestrzeni międzykomórkowej jest jej więcej niż powinno, zaczynamy to widzieć po opuchniętych nogach i dłoniach. I nie jest to nadmiar wody w organizmie, tylko nadmiar wody

w przestrzeni międzykomórkowej, na które może pomóc: dodatkowe spożycie wody mineralnej, wyrównanie proporcji pomiędzy potasem a sodem w organizmie oraz sen. A jak dbać o właściwe proporcje pomiędzy sodem i potasem? Zapewnić im „ruch w interesie”. To jest: systematycznie dostarczać potas (banany, pomidory) oraz sód (nie rezygnować zupełnie z soli) i zużywać je systematycznie, wykonując wysiłek fizyczny na tyle intensywny, aby się spocić. Gotowe środki apteczne na „pozbycie się wody” nie zawierają żadnych innych środków niż minerały, a jeśli zawierają, to tylko po to, żeby się wyróżnić na tle innych, a nie dlatego, że są niezbędne.

3

Nie ma to jak zaspokoić pragnienie piwem?

Jest w tym wiele prawdy. Piwo ma i świetną przyswajalność, i – jeśli nie jest wyprodukowane na sztucznych enzymach – dostarcza wielu cennych mikroelementów. Należy jednak pamiętać, że zawiera alkohol i co innego małe piwko raz na jakiś czas, a co innego trzy codziennie. Każdy alkohol w naszym organizmie zamienia się aldehyd octowy, bardzo silną truciznę, która systematycznie, kroczek po kroczku, wyrządza zmiany nie tylko w organach trzewnych, ale przede wszystkim w mózgu. Skąd to wiadomo? Bo zmiany są na tyle duże, że aż gołym okiem widoczne podczas podstawowego badania tomografem komputerowym. Jeśli więc chcesz uzyskać napój o podobnych właściwościach nawadniających, ale nie wiążący się ze skutkami ubocznymi, mieszaj pół na pół wodę mineralną z sokiem jabłkowym i dodaj do napoju szczyptę soli.

4

dieta

Bóle głowy – wiele osób, które miewa, migreny potwierdzi, że częściej się pojawiają w sytuacjach lekkiego odwodnienia i przebiegają łagodniej, kiedy wypije się 2-3 szklanki wody. Najlepiej z dużą zawartością magnezu. Objawy towarzyszące niskiemu ciśnieniu – kiedy czujesz, że zamykają Ci się oczy, bo masz ciśnienie 90/60, a barometr Ci nie sprzyja, wypij nawet do 0,5 litra. Powinno postawić Cię to na nogi. Wysiłek fizyczny – spadek nawodnienia o 2-3% podczas wysiłku może spowodować spadek wydolności nawet o 30%! Zrzucanie zbędnych kilogramów – woda pomaga tu w wielu wymiarach. Zarówno pomagając oszukać umysł – wypijając szklankę czy dwie na krótko przed posiłkiem, najzwyczajniej w świecie zajmujemy sobie miejsce w żołądku i możemy potem wrzucić tam mniej jedzenia – ale i w bardziej wysublimowany sposób, biorąc udział w procesach metabolicznych. Jednym z ważniejszych zadań wody jest zapewnienie właściwej gęstości krwi. Gdy do krwiobiegu trafia cukier ze spożytego posiłku, jest (w dużym uproszczeniu) zamieniany w tkankę tłuszczową (o ile jest go procentowo w krwi za dużo). Jeśli zjemy kawał czekolady, cukier z niej będzie stanowił inny procent krwi, jeśli będzie gęstsza, bo jesteśmy odwodnieni, niż jeśli będzie w niej więcej wody. Tak więc, Moi Drodzy, przed wyjściem na plażę czy promenadę nie zapominamy o butelce wody!

Woda w misji specjalnej

Poza podtrzymywaniem nas przy życiu woda ma zastosowanie w wielu specyficznych sytuacjach.

Renata Kasica, Dietetyk,

autorka bloga rownowaznia.pl

MAGAZYN

71


Tańcz…

Jest taka mała ulica, w zasadzie uliczka, a tam – urocze miejsce, które słynie z niezwykłego klimatu… Tak, miejmy nadzieję, już niedługo będą opisywać to miejsce mieszkańcy naszego miasta, bowiem na kulturalnej mapie Świnoujścia pojawił się zupełnie nowy lokal. Zbudowany od podstaw z pasji do tańca oraz muzyki.


TANGO PASSION

Kawa i muzyka Całkiem nowa. Oryginalna, klimatyczna, jedyna w swoim rodzaju. Jej właściciele – nie trudno się domyślić, miłośnicy tańca i to od kilkunastu lat – stworzyli miejsce, które z tańcem i muzyką będzie kojarzyło się zawsze. Spędzimy tu fantastyczny czas, popijając wyśmienitą kawę czy drinka, smakując wyśmienite wina, słuchając tematycznej muzyki, oglądając występy par trenujących taniec… Oczywiście można również tańczyć samemu! Nie umiesz? Nie masz partnera? To nie problem. W Tango Passion nauczysz się tańca od podstaw, a partnera znajdziesz wśród gości.

nowe w mieście

oraz tańca latynoamerykańskiego odbędą się 21 i 22 lipca, w dwóch modułach po 1,5 godziny.

Koncerty na żywo Właściciele zadbali o każdy szczegół, w tym również o możliwość posłuchania muzyki na żywo. Co drugi dzień w kawiarni, w godzinach wieczornych, usłyszymy muzykę na żywo z ponadstuletniego, odrestaurowanego pianina. Grafik koncertowy ma tu wypełniony również wirtuoz akordeonu Krzysztof Naklicki, który regularnie koncertuje w Tango Passion, prezentując akordeonowe tango, ale nie tylko.

Lekcje i warsztaty

Planowane są również koncerty zespołów – program pojawi się niebawem na stronie kawiarni.

W tej uroczej klubokawiarni regularnie – raz w miesiącu – odbywają się lekcje prowadzone przez profesjonalnych nauczycieli tańca z Akademii Tanga Adriana i Doroty Grygier ze Szczecina. W pozostałe dni uczestnicy lekcji mogą samodzielnie trenować poznane figury i układy. Najbliższe lekcje tanga

A wszystko to po to, by w codziennym zabieganiu i obowiązkach znaleźć chwilę dla siebie. By ta codzienna kawa, choć przez moment smakowała inaczej. By spotkać się z przyjaciółmi i potańczyć. Powodów jest mnóstwo. Jednym z nich jest Tango Passion.

Tango Passion Cafe Club

Świnoujście, ul. 11 Listopada 10 Telefon +48 721 451 721 facebook.com/tangopassioncafeclub

MAGAZYN

73


Jednośladem w raju Kiedy pogoda nas rozpieszcza, wsiadamy na rower i zwiedzamy. Rowerzyści, którzy objeżdżają wyspy Świnoujścia i pobliskie niemieckie miejscowości, znają już wiele uroczych zakątków naszych wysp. A skoro zobaczyliśmy to, co u nas najpiękniejsze, warto wybrać się na pobliską bałtycką wyspę Bornholm. Tym bardziej że od 30 czerwca do 25 sierpnia w każdą sobotę kursuje prom ze Świnoujścia! TEKST MAJA PIÓRSKA ZDJĘCIA Z ARCHIWUM AUTORKI

Ta duńska wyspa jest idealna na rowerowe wakacje dla wszystkich – rodzin z dziećmi, wytrawnych cyklistów i tych początkujących. Rozbudowana sieć ścieżek rowerowych położonych w malowniczym, urozmaiconym krajobrazie, rozciąga się na terenie całej wyspy. Trasy długości od 10 do 48 km. Ścieżki o łącznej długości 235 km, w tym część dla rowerów górskich. Prowadzą przez niezwykłą bornholmską przyrodę i urocze miasteczka. Od Dueodde na południu do Hammeren na północy. Trasa objazdowa wybrzeżem ma 105 km.

Historia Jona Część ścieżek zbudowano w miejscach zlikwidowanych torów kolejowych, z dala od samochodowego ruchu. Inne usytuowane są wzdłuż drugorzędnych dróg o małym ruchu. Większość pokryta asfaltem, z wyjątkiem tych, które prowadzą przez las. Część turystów wyrusza na krótkie wypady, wprawni miłośnicy dwóch kółek pokonują trasy dłuższe, na przykład wzdłuż zachodniego wybrzeża. Kto wie, być może trafią do skał Jons Kapel? Kiedyś, wprawdzie nie na rowerze, wybrałam się na wycieczkę do tych skał. Chciałam zrobić zdjęcia sztormu. Wysokość pionowych skał robi wrażenie! Schodkami można zejść na brzeg. Zaciekawiła mnie historia nazwy tego skalistego wybrzeża. Otóż dowiedziałam się, że Jon był

74

MAGAZYN

bogobojnym mnichem z Irlandii, wysłanym w średniowieczu na Bornholm, żeby krzewić religię chrześcijańską wśród wikingów czczących Odina i Thora. Nie wszyscy miesz-

kańcy Bornholmu chcieli słuchać Słowa Bożego i grozili duchownemu śmiercią. Zmuszony do ucieczki, mnich Jon ukrył się w małej grocie wśród skalistych klifów zachodniego


UROKI BORNHOLMU

wybrzeża. Stamtąd głosił kazania, których słuchali mieszkańcy wyspy z małych łodzi, którymi podpływali do jego samotni. Zainspirowana historią o mnichu Jonie artystka Marianne Klithammer, w warsztacie ceramicznym przy Borrelyngvej 3, na północ od Hasle, tworzy unikatowe figurki mnicha bez twarzy. To piękna pamiątka z takiej wycieczki.

Z umiarem Innym razem można wybrać trasę południową, zobaczyć piaszczyste plaże Dueodde, a później w pobliżu Pedersker, niewielkiej miejscowości w południowej części wyspy, wstąpić i odpocząć w działającej od 2000 roku największej w Danii – 39 tys. m²! –winnicy Vingården Lille Gadegård. Produkuje się tutaj rozmaite rodzaje wina i brandy, a hitem jest musujące wino z czerwonych

turystyka

i czarnych porzeczek, truskawek i agrestu oraz calvados i whisky. W środy i w soboty po winnicy oprowadza właściciel Jesper Paulsen. Wycieczka kończy się degustacją w „sklepo-restauracji”. Oczywiście z umiarem, wszak pamiętajmy o naszym jednośladzie. W letnie czwartki, aż do października, można w winnicy posłuchać muzyki na żywo, a podczas wieczorów grillowych zjeść mięso z własnego chowu – wołowinę, jagnięcinę lub wieprzowinę. Dzieci mogą się pobawić w ogrodzie i popatrzeć na różne zwierzęta domowe. Czy może być lepszy sposób poznania przyrody i atmosfery wyspy? Krótkie dystanse i różnorodność tras są gwarantem udanych wakacji. Bardzo zmęczeni mogą powrócić do bazy autobusem liniowym BAT, który – co ważne – zabiera rowery. Do zobaczenia na trasie!

SCHODY NA BRZEG PRZY JONS KAPEL

REKLAMA


Polska, Litwa

i przyroda

Na początku lipca w Lubinie, położonym w sąsiedztwie Wolińskiego Parku Narodowego, odbędzie się międzynarodowa wymiana młodzieży polskiej litewskiej. Uczestnicy wydarzenia dyskutując na temat ekologii i środowiska, spróbują budować dialog międzynarodowy. TEKST MATEUSZ SIKORA ZDJĘCIA ARTUR KUBASIK

Za realizację przedsięwzięcia odpowiedzialne jest Centrum Inicjatyw Regionalnych i Międzynarodowych. Członkowie organizacji od wielu lat

76

MAGAZYN

działają na rzecz budowy dialogu między młodzieżą mieszkającą na Litwie i w Polsce. Efektami dotychczasowych wymian młodzieżowych są między innymi książki i gry planszowe. Jak jednak podkreślają organizatorzy, zasadnicza wartość tych wydarzeń to przede wszystkim rezultaty jakościowe polegające

na integracji i zbliżeniu młodzieży pochodzącej z dwóch, sąsiadujących ze sobą krajów.

Teoria i praktyka Jednym z celów tegorocznego projektu jest opracowanie publikacji, w której zostaną zebrane materiały przygotowane w trakcie spotkania.


MŁODZI DLA EKOLOGII

Współpracując w zespołach, młodzi ludzie zastanowią się między innymi nad zagrożeniami środowiska spotykanymi powszechnie w regionie Pomorza Zachodniego. Działania uczestników projektu będą miały również wymiar praktyczny. Na wyspie Wolin zostanie zrealizowana akcja zbierania śmieci, do której udziału zaproszona będzie lokalna społeczność. Odbędzie się również cykl warsztatów. W ich trakcie uczestnicy zastanowią się nad konsekwencjami, do których może prowadzić brak troski o środowisko naturalne.

Znaczenie parków narodowych Wypracowane w ramach projektu rezultaty zostaną zaprezentowane w przygotowanych przez uczestników artykułach. Będą one dotyczyły między innymi roli, jaką odpady odgrywają w przyrodzie, a także sposobów, w które na co dzień każdy z nas może dbać o środowisko. Uczestnicy postarają się również opisać znaczenie, które dla ochrony przyrody odgrywają parki narodowe. Do każdego tekstu dołączony zostanie QR kod. Będzie on odsyłał czytelnika do treści multimedialnych udostępnionych w internecie. Będą

natura

to przygotowane przez uczestników filmy nawiązujące swoją treścią do tekstów.

Codziennie z przyrodą Wyspa Wolin jest doskonałym miejscem do realizacji tego rodzaju inicjatyw. Podjęcie refleksji na temat środowiska w miejscu położonym w bezpośrednim sąsiedztwie parku narodowego przyniesie świetne rezultaty. Uczestnicy projektu każdego dnia będą obcować z przyrodą. Dzięki temu przekonają się, jak istotną rolę w życiu każdego z nas odgrywa środowisko naturalne. Piesze wędrówki po szlakach Wolińskiego Parku Narodowego, rejsy łodzią po Zalewie Szczecińskim czy spacery po plaży to atrakcje umożliwiającymi integrację młodzieży z dwóch krajów. Bez wątpienia realizacja tego projektu przyczyni się do zbliżenia młodych obywateli Litwy i Polski.

Źródło finansowania projektu: Polsko-Litewski Fundusz Wymiany Młodzieży z dotacji Ministra Edukacji Narodowej

MAGAZYN

77


Jeden z typowych dla osady budynków, ok. 1935 roku

Wymazane z mapy cz. 2 Już coraz mniej osób pamięta, że na terenie, na którym obecnie położona jest Morska Stocznia Remontowa, znajdowała się niegdyś niewielka wioska nosząca do 1945 roku nazwę Klüss. TEKST JÓZEF PLUCIŃSKI ZDJĘCIA ARCHIWUM AUTORA

W dokumentach pojawiła się ona pierwszy raz w opisie powiatu z 1654 roku. Pisano w nim: W Klüss znajduje się 4 gospodarzy. Wcześniej, przez długie wieki rozciągające się nad Świną, łęgi były miejscem wypasu rogacizny należącej do rolników z pobliskiej osady Ostswine, dzisiejszego Warszowa. W jednym z opisów wymienia się konkretnie, że swoje bydełko wypasał na łąkach na południe od wsi Ostswine jej sołtys.

Ziemia obiecana

Tereny te w okresie wojny 30-letniej w XVII wieku były tak zniszczone, że ich mieszkańcy, pozbawieni wszelkiego dobytku, szukali po wojnie nowego miejsca do życia, tam gdzie było to możliwym. Dla nich to nawet pustkowia nad Świną okazały się być ziemią obiecaną. Dość szybko zajęli się oni tym, co robili w swych rodzinnych stronach – wypasem bydła mlecznego. Łąki nad Świną akurat do tego się nadawały. Po kilku latach stało tam już kilka krytych trzcinową strzechą domów.

Założyciele osady najprawdopodobniej przywędrowali z okolic miejscowości Güstrow. Znajduje się tam niewielka osada o tej samej nazwie (Klüss), z otaczającym ją łąkowym krajobrazem, który jako żywo przypomina ten znad Świny.

Wioska, a raczej osada, w ciągu kolejnych wieków rozwijała się powoli. Liczba mieszkańców nie przekroczyła kilkunastu rodzin. Nie powstał więc tam kościół, cmentarz czy szkoła. Wszystkie duchowe potrzeby

78

MAGAZYN

zaspokajano w pobliskim Warszowie. Od początku niemal w osadzie była natomiast karczma. Już w 1697 roku w opisie wsi odnajdujemy stwierdzenie: W Klüss karczmarze nie posiadają żadnego pola, jedynie wypasają 6 sztuk bydła i kilka owiec Osada Klüss, późniejsza Klicz (lub Kazimierzowo) na mapce z 1840 roku


KLICZ (KAZIMIERZOWO)

stare świnoujście

na swoich łąkach. Do 1945 roku najbardziej popularną była restauracja prowadzona przez rodzinę Sommerów w okazałym jak na tę osadę budynku, położonym bezpośrednio nad wodą.

Zmiany… Z racji położenia bezpośrednio przy brzegach Świny wioska oraz należące do niej łąki i pastwiska dość często doświadczały podtopień spowodowanych znaną nam „cofką”. Nie wpływało to w opinii mieszkańców na jakość traw z zalanych łąk i pastwisk, na których wypasano nie tylko bydło, ale też i dużą liczbę owiec. Zmiany w życiu leżącej na poboczu, spokojnej osady, liczącej niespełna 30 gospodarstw, przyszły w latach 30. ubiegłego wieku. W bezpośredniej bliskości osady powstały hale i place montażowe stoczni Burmester produkującej doskonałe kutry rybackie w wersji dostosowanej do celów wojskowych (KFK). W pobliżu też powstała montownia torped. W ten sposób cicha osada bardzo szybko stała się ważnym w tym rejonie ośrodkiem wojennych przygotowań III Rzeszy. Już pod koniec 1939 roku, także w sąsiedztwie wioski, wzniesione zostały baraki obozu pracy Ostswine-Klas dla robotników przymusowych – Polaków, Rosjan, później też Francuzów. Już od 1941 roku byli oni zatrudniani w gospodarstwach rolnych i przede wszystkim w stoczni i pobliskiej torpedowni.

Tysiące Nalot na Świnoujście, 12 marca 1945 roku, spowodował wstrzymanie produkcji w stoczni Burmastera, jak i w pobliskiej montowni torped. Zatrudnionych tam robotników przymusowych skierowano do innych prac, między innymi do porządkowania Świnoujścia po nalocie czy budowy umocnień. Bombardowanie nie dotknęło osady, ale dla miesz-

Budynki wioski Klüss, początek XX wieku

kańców był to sygnał alarmowy, że wojna – o której jedynie wiedzieli z gazet i oficjalnych, zwykle optymistycznych komunikatów – przyszła pod ich opłotki. Wyobrażenia o tym, czym ona jest, dawały tysięczne kolumny uciekinierów ze wschodnich rejonów III Rzeszy, opowiadane przez nich okropności. a potem już tysiące ofiar nalotu na Świnoujście… W tej sytuacji, jeszcze przed wkroczeniem Rosjan, osadę opuściła niemal połowa jej mieszkańców, udając się na zachód, byle dalej od Armii Czerwonej. Opuszczone domy zajmowali często uciekinierzy, traktując je jako czasowe miejsce postoju przed dalszą wędrówką.

W niezłym stanie W pierwszych dniach maja 1945 roku dotarły tu pierwsze, zwiadowcze oddziałki rosyjskie. Spenetrowały opustoszałe, częściowo zniszczone zakłady i niektóre domy. W ślad za nimi pojawiły się oddziały techniczne, przygotowujące demontaż urządzeń i materiałów przeznaczonych do wywozu jako zdobycz wojenna. W stoczni Burmestera pozostało kilka niedokończonych lub uszkodzonych kutrów KFK, a poza tym w zasadzie tylko puste hale. Przejęty też został, i po kilku miesiącach

uruchomiony, znajdujący się tam warsztat budujący pływające tarcze strzelnicze. Przejęcie wyspy jesienią 1945 roku przez władze polskie nic w zasadzie nie zmieniło. Zgodnie z zawartym rok później porozumieniem osada pozostawała nadal w zarządzie Armii Czerwonej. Zamieszkujący ją Niemcy zapewniali obsługę znajdujących się tam instalacji i urządzeń wojskowych. Na początku maja 1947 roku Rosjanie opuścili osiedle. W niezłym stanie pozostała po nich stoczniowa hala i kilka niewykończonych kutrów. Do stanu używalności doprowadzono je później w stoczni delegatury Morskiego Instytutu Rybackiego na Półwyspie Zieliny.

Od Kazimierza Po wyjściu Rosjan wysiedleni zostali zamieszkujący tu jeszcze Niemcy (około 15 rodzin), a w ostatnich miesiącach 1947 roku wprowadzili się pierwsi polscy osadnicy. Nazwę Klicz wprowadzono urzędowo w tym samym roku, zastępując poprzednią, niemiecką. Późniejsze, swojsko brzmiące Kazimierzowo było nazwą nieoficjalną, chociaż powszechnie stosowaną nawet w urzędowej

MAGAZYN

79


ścią typową dla ówczesnych Ziem Odzyskanych. Pochodzili z różnych regionów kraju i reprezentowali różne, regionalne tradycje, zwyczaje, różną kulturę pracy i życia. Z tej przypadkowej zbiorowości po kilku latach ukształtowała się zżyta ze sobą społeczność, szczególnie dzieciaków i młodzieży. A tych było wtedy sporo. Z upływem lat zacierały się różnorodne uprzedzenia i niechęci, rodziły się sympatie i sąsiedzkie przyjaźnie. Swego czasu istniała nawet wioskowa kapela. Restauracja Sommerów nad Świną w Klüss, ok. 1938 roku

korespondencji. Pochodziła ona bodajże od imienia jej kilkuletniego sołtysa, Kazimierza Hećko. Polscy osadnicy nie trudnili się w zasadzie rolnictwem. Terenów dla rolniczego wykorzystania – ze względu na podmokły lub piaszczysty grunt, zadrzewienie i podchodzące już pod osadę budowle przemysłowe – faktycznie tam nie było. Użytkowano pastwiska i łąki, również stosunkowo niewielkie obszarowo, konieczne dla wypasu nielicznego wówczas bydła. Natomiast niemal każda z 20 osiedlonych rodzin uprawiała niewielkie, przydomowe ogródki i sady, hodowała drób, króliki, rzadziej jakąś świnkę. Już wtedy wiadomym było, że powstanie tam baza rybołówstwa. Gdy po fazie planowania nadeszła realizacja zamierzeń, w bezpośredniej bliskości Klicza pojawiły się brygady budowniczych przyszłego kombinatu „Odra” ściąganych z całej niemal Polski. Na budowie bazy, niemal od początku, zatrudnienie znalazło też wielu mieszkańców Klicza. Nadto niemal w każdym domu znalazły się kwatery dla budowlańców, najczęściej na zasadzie przymusowego dokwaterowania.

Zżyta społeczność Drugim ważnym miejscem zatrud-

80

MAGAZYN

nienia mieszkańców Klicza była rozwijająca się także po sąsiedzku, w obiektach stoczni kutrowej Burmestera, państwowa Rybacka Baza Remontowa, która zatrudniała już sporą, jak na owe czasy, załogę – ponad 70 osób. Z czasem stała się ona częścią składową „Odry”. Kto nie znalazł tam zatrudnienia, ten pracował w pobliskim Warszowie. Rolnicza osada przekształciła się zatem w typowe osiedle robotnicze. Utrata rolniczego charakteru wiązała się też z tym, że już w latach 1948-50 część położonych nad Świną terenów użytkowanych przez mieszkańców Klicza została przejęta pod budowę bazy rybackiej. Rozwój przemysłowy w bezpośredniej bliskości osady wywarł istotny wpływ na losy jej mieszkańców. Tamtejsi osadnicy byli zbiorowo-

Przedziwna symbioza Plany rozwojowe tak „Odry”, jak i rybackiej stoczni nie dawały złudzeń – wioska w niedalekiej perspektywie była skazana na likwidację. O tym już dość wcześnie mówiono oficjalnie i podejmowano odpowiednie działania. Wiosną roku 1953 przejęte zostały łąki i pastwiska 24 osadników, by umożliwić rozbudowę bazy rybackiej, która już wtedy podchodziła w bezpośrednią bliskość wioski. Ponieważ część osadników już ją opuściła, pod topór i koparki szły pozostawione przez nich domy, ogródki, drzewa owocowe. Ci, którzy pozostali, wobec wizji wysiedlenia zaprzestali płacenia podatków, a w 1954 roku nie wybrano nawet sołtysa, gdyż – jak twierdzono – „nie opłaca się”. W rok potem w osadzie mieszkało już tylko 13 rodzin użytkujących łącznie niespełna osiem hektarów gruntu. Były to tylko przydomowe sadki i ogrody.

Szachowy dyplom z obozu polskich robotników przymusowych z Klüss


KLICZ (KAZIMIERZOWO)

stare świnoujście

W styczniu 1955 roku „Odra” po przejęciu istniejącej tam niewielkiej stoczni rybackiej stała się faktycznym gospodarzem terenu wioski Klicz. Pozostające jeszcze gospodarstwa i domostwa znalazły się na terenie PPDiUR „Odra”, które już w 1956 roku przeznaczyło je do szybkiej likwidacji. Zanim jednakowoż do tego doszło, przez ładnych jeszcze kilka lat trwała przedziwna symbioza ginącej z wolna wioski i otaczającego ją wielkiego zakładu.

Z map i z pamięci W 1958 roku w dzieje Klicza Kazimierzowa wpisał się na lat kilka epizod żeglarski. Otóż w tym roku z inicjatywy kierownictwa „Odry” powstał najstarszy w Świnoujściu jachtklub „Cztery Wiatry”, a jego siedzibę na lat pięć ulokowano w Kliczu. Klubowym pomieszczeniem stała się stojąca nad Starą Świną dawna restauracja Sommerów.

„Cofka” w Klüss, 1938 rok

Zarządzeniem nr 45 Ministra Żeglugi z dnia 4 sierpnia 1970 roku zostało powołane przedsiębiorstwo pod nazwą Morska Stocznia Remontowa w Świnoujściu. Oficjalnie rozpoczęło ono swą działalność z dniem 1 stycznia 1971 roku, po przejęciu od PPDiUR „Odra” części obiektów,

w tym należących kiedyś do wsi Klicz. Jej ostatni mieszkańcy zostali przesiedleni w większości na lewobrzeże miasta. W miarę jak rozbudowywano MSR, znikały ostatnie domostwa i ślady wsi, by ostatecznie zniknąć z map, a z wolna i z pamięci ludzi. REKLAMA


Gdzie leżą WYSPY? Urząd Miasta, Wojska Polskiego 1/5

Salon Mody „Unique”, G.H. Promenada, Żeromskiego 79

Miejski Dom Kultury, Wojska Polskiego 1/1

Salon Mody „Teofil”, Monte Cassino 1A

Centrum Informacji Turystycznej, Plac Słowiański 6/1

Salon Mody „My Poem”, G.H. Promenada, Żeromskiego 79

Miejska Biblioteka Publiczna, Piłsudskiego 15

Salon Mody dziecięcej „Happy Day”, G.H. Promenada, Żeromskiego 79

Biblioteka Pedagogiczna, Piłsudskiego 22

Siłownia i Fitness „Champions Academy”, Woj. Polskiego 1/19

G.H. Corso poziom -1, regał z książkami, Dąbrowskiego 5

Przewozy Pasażerskie „Emilbus”, Wybrzeże Władysława IV 18

Sklep papierniczy „ERGO”, Matejki 35

Księgarnia „Neptun”, Bohaterów Września 81

ASO Renault Nierzwicki, Lutycka 23

Restauracja „Neptun”, Bema 1

Uzdrowisko Świnoujście, E. Gierczak 1

Restauracja „Nebiollo”, Orzeszkowej 6

Hotel Interferie Medical SPA, Uzdrowiskowa 15

Restauracja „Qchnia”, Piłsudskiego 19

West Baltic Resort, Żeromskiego 22

Restauracja „Na Dziedzińcu”, Wybrzeże Władysława IV 33D

Radisson Blu Resort, Świnoujście, al. Baltic Park Molo 2

Restauracja „Pinocchio”, Promenada, Uzdrowiskowa 18

Hotel Hampton by Hilton, Wojska Polskiego 14

Restauracja „Mila“, Promenada, Uzdrowiskowa 18

Apartamenty „44wyspy.pl”, Orzeszkowej 5

Restauracja „Dune”, Promenada, Uzdrowiskowa 12-14

Visit Baltic, Wojska Polskiego 4b/5a

Restauracja „Osada”, Wybrzeże Władysława IV 30A

Nautilus Apartamenty, Orzeszkowej 3

Restauracja „Toscana”, Marynarzy 2

Villa „Dorota”, Nowowiejskiego 3

Restauracja „Karczma Pod Kogutem”, Żeromskiego 62

Biuro Podróży „Slonecznie.pl”, Grunwaldzka 21

Restauracja „Prochownia”, Jachtowa 4

Biuro Turystyczne „Wybrzeże”, Słowackiego 23

Restauracja „Magiczna Spiżarnia”, Chrobrego 1B

Biuro Turystyczne „Travel Partner”, Bohaterów Września 83/13

Restauracja „El Papa Pilar”, Bohaterów Września 83B

Biuro Zakwaterowań „Baltic Park Fregata”, Uzdrowiskowa 20

Pizzeria „Batista”, Os. Platan, Wojska Polskiego 16/6

Jubiler „Malwa”, Promenada, Uzdrowiskowa 16

Pizzeria „Grota”, Konstytucji 3 Maja 59

KiteFORT, Plaża, Uzdrowiskowa

Bar „Hamaki”, Piłsudskiego

Kitejunkies, Plaża, Uzdrowiskowa

Bar Kanapkowy „Bułki z bibułki”, Wybrzeże Władysława IV

Perfumeria „Douglas”, G.H. Corso, Dąbrowskiego 5

Meat & Fit - Slow Food, G.H. Promenada, Żeromskiego 79

Media Expert, C.H. Uznam, Grunwaldzka 21

Vege Bar „Zielony Gaj”, Bohaterów Września 50/4

PSB „Mrówka”, Karsiborska 6

El Papa Cafe Hemingway, Bohaterów Września 69

ARKADA Okna, Drzwi, Wybrzeże Władysława IV 19c

Kawiarnia „Tango Passion”, 11-tego Listopada 10

Hurtownia Wielobranżowa „Paulhurt”, Rycerska 76

Cafe „Wieża”, Paderewskiego 7

VEMME Day Spa, Wybrzeże Władysława IV 15C

Cafe „Rongo”, Os. Platan, Wojska Polskiego 16

Centrum Dietetyczne „Naturhouse”, Konstytucji 3 Maja 16

Cafe „Paris”, Plac Wolności 4

Przychodnia Lekarska T. Czajka, C.H. Uznam, Grunwaldzka 21

Cafe „Venezia”, Promenada, Uzdrowiskowa 16

Centrum Medyczne „Rezydent-Med”, Kościuszki 9/7

Cafe „Havana”, Promenada, Uzdrowiskowa 14

Gabinet Stomatologiczny Anna Pyclik, Chełmońskiego 15/1

Cafe „Kredens”, Promenada, Uzdrowiskowa 12

Klinika Stomatologiczna „Morze Uśmiechu”, Plac Słowiański 6

Kawiarnia „Sonata”, Marynarzy 7

Gabinet „Visage”, Staszica 2

Kawiarnia „Czuć Miętą”, Promenada, Uzdrowiskowa 20

Mydlarnia u Franciszka, Monte Cassino 38A

Eda-Glas, Piłsudskiego 16

Foto-Studio JDD Chmielewscy, Monte Cassino 43

EKO-WYSPA, Grunwaldzka 1A

Optyka, Bema 7/1

Apteka „Pod Kasztanami”, Warszawska 29

Perfekt-Optik, STOP SHOP, Kościuszki 15

Kwiaciarnia „Ewa”, Markiewicza 21

Perfekt-Optik, G.H. Corso, Dąbrowskiego 5

Zakład Fryzjerski „Kazik”, Konstytucji 3 Maja 14

Perfekt-Optik, Kaufland, Matejki 1d

Salon Fryzjerski „Piękne Włosy”, Konstytucji 3 Maja 5

GoDan - Strefa Uśmiechu, ul. Lutycka 2A/3

Salon Fryzjersko-Kosmetyczny „Wanessa”, Grunwaldzka 1

Salon Mody „Andre”, C.H. Uznam, Grunwaldzka 21

Salon Fryzjerski „Studio 5”, Konstytucji 3 Maja 16

Salon Mody „By o la la...!”, Piastowska 2

Salon Fryzjerski Beata Grygowska, Wojska Polskiego 1/19

Salon Mody „Coco”, Armii Krajowej 1

Zakład Fryzjerski „IRO”, Bema 11/1

REKLAMA




Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.