1
MORDA NA PIÄ„TEK
1
MORDA NA PIĄTEK
SŁOWEM WSTĘPU: O CIELE Podróż pociągiem skłoniła mnie do napisania kilku słów, gdyż godzina i dziewięć minut to sporo czasu, aby zastanowić się nad wszystkim, co nas otacza, ale też nad tym, w czym się znajdujemy. Mowa tu o ciele. A zatem czym właściwie jest to ciało? Możemy myśleć, że jest to zbiór materii… ale jakiej? Nasze ciało jest wspaniałe - a ową wspaniałość tworzy odmienność. Materią wypełniającą ciało może być nawet zbiór tych odmienności. Wtedy sprawia ono wrażenie niemal nieskoordynowania całości, przez co organizm staje się niesamowity. I ten właśnie organizm można wycisnąć do granic nieludzkich wręcz możliwości. Jednak coś sprawia, że nasze ciało potrafi wykonać narzucony przez umysł wysiłek. To coś to akceptacja, która pozwala osiągnąć najwyższe stadium poznania i zrozumienia swojej cielesności. W życiu szukamy przestrzeni, w której będziemy czuć się dobrze. Pogrążamy się w marzeniach i dążymy do realizacji celów. Czasem nawet na siłę szukamy idealnego miejsca, które może znajdować się dalej niż nasza własna intuicja. A co gdyby tak poszukać trochę bliżej i poczuć się dobrze we własnym ciele? Marcelina Cymańska
SPIS TREŚCI: CIAŁO – PODRÓŻ ZNUŻONEJ, czyli Ciało – podróż artysty ............................. 3 TYLKO KOCHANKOWIE PRZEŻYJĄ, czyli Między gwiazdami a ziemią .............. 3 SIEKIERA, MOTYKA, TWOJA STARA – FLAMENCO BEZ CENZURY, czyli Tango według Mrożka ................................................................................... 4 OCH, HANIU…, czyli Hania........................................................................... 5 ROSÓŁ NA KOKOSZYCH SERCACH, czyli Serenada........................................ 6 SŁUCHAJ LISIE WITALISIE, czyli Szelmostwa .............................................. 8 I PERUKA W SIEDEM DIABŁÓW, czyli Corpus Movens. Rzecz w dwóch aktach . 8 2
2
3
MORDA NA PIĄTEK
tak wcale nie miało wyjść, może na próbach kartki nie leciały z rąk, ruchy były pełne gracji, aktorzy mniej zestresowani, a całość brzmiała lepiej.
CIAŁO – PODRÓŻ ZNUŻONEJ „Ciało – podróż artysty” Teatr BEZSCENy
Mimo wszystko, doceniam użycie rzutnika, gdyż był to pierwszy raz podczas tego festiwalu, kiedy ktoś kreatywnie wykorzystał tę metodę. Chciałabym tu też wspomnieć o grze jednej z aktorek, która miała w sobie ,,to coś” i przy odpowiedniej pracy ma szansę stać się lepsza. Oby tak trzymać.
Alicja Szadura Ciało. Każdy z nas z nim jakiś problem. A to jesteśmy zbyt puszyści, a to zaraz za chudzi. Być może mamy jakieś obrzydliwe znamię albo innego typu skazę. Jednak mimo wszelkich wątpliwości ciągle powtarza się nam, że ,,każde ciało jest piękne”. Ale czy jest tak naprawdę? Kwestię odpowiedzi na to pytanie pozostawiam otwartą. Spektakl ,,Ciało - podróż artysty” próbowało podjąć ten temat, przekazując tak dobrze znany nam morał o perfekcji każdego człowieka. Czy im się to udało?
Niestety, ale recenzencka szczerość każe mi to podsumować tymi oto trzema słowami: Ciało. Stres. Rozczarowanie.
TYLKO KOCHANKOWIE PRZEŻYJĄ
Powiem tak: intencje były dobre i szczere, ale to nieco za mało, aby nazwać to, co obejrzałam, naprawdę dobrym spektaklem. Gra aktorów była trochę sztywna, a oni sami czuli się nie do końca pewnie na scenie. Wybrane do spektaklu cytaty nie były zbyt dobrymi wyborami, a mała ilość tekstu wypowiadanego w przerysowany sposób i długie przerwy między nimi sprawiły, że w pewnym momencie poczułam się znużona.
„Między gwiazdami a ziemią” Zuzanna Tymczenko Hanna Bąk Między gwiazdami a ziemią jest dom. Dom ciepły, dom znajomy. Dom, w którym czujemy się po prostu dobrze. Jednocześnie coś jest w nim nie tak, bo między gwiazdami a ziemią stoi sprzeczność. Bo gwiazdy i ziemia to dwójka ludzi tak od siebie różnych, a jednocześnie idealnie do siebie pasujących. Ona gwiazdy - pełna nadziei i naiwności, zakochana w świecie. On, dla niej ziemia, patrzący na ten świat pragmatycznie i prostolinijnie. Razem uczą się miłości
Niestety najgorszym aspektem przedstawienia był ten techniczny. Było w nim od początku trochę niedopracowanych punktów, co podkreśliły na niekorzyść spektaklu potknięcia ze strony organizacyjnej. Momentami było mi niezwykle smutno: być może to 3
MORDA NA PIĄTEK
i zrozumienia w zmieniającej się rzeczywistości.
dami a ziemią mamy tylko siebie nawzajem.
W spektaklu Zuzanny Tymczenko uderza przede wszystkim atmosfera – zaciera się granica między widownią a sceną. Autorka sztuki wyzbyła się wszelkich barier, tworząc w ten sposób dzieło kameralne, czarujące i naturalne. Na pozór zwyczajnej scenie z życia zwyczajnej pary nadała ona zupełnie niezwyczajne znaczenie. Zamknięcie widza w ciasnej przestrzeni z aktorami nadaje występowi intymności. Wizualnie całość prezentuje niezwykle przyjemnie i estetycznie – od pasujących do siebie kostiumów zakochanych po minimalistyczną scenografię. Kontrast między bohaterami jest odpowiednio wyważony, a ich relacja świetnie zarysowana. Wypada zaskakująco wręcz płynnie, pomimo znacznych niezręczności scenariuszowych. Zwłaszcza kreacja dziewczyny jest cudownie szczera. Błysk w jej oczach rekompensuje aktorskie braki chłopaka, który niestety czasami nie radzi sobie na scenie najlepiej.
SIEKIERA, MOTYKA, TWOJA STARA – FLAMENCO BEZ CENZURY „Tango według Mrożka” Samodzierżawie Łukasz Al-Darawsheh Najgorsze co może spotkać autora, to wcielenie jego tekstu do kanonu lektur szkolnych. Banał. A wiedzieliście, że wszyscy jesteśmy hipokrytami? Też banał. Za to jaki mądry! Jak w szkole użyję kilku mądrych (koniecznie wcześniej wyuczonych) formułek, napiszę znośną recenzję i dołączę do grona nie-idiotów będąc niewiele mądrzejszym niż ten pies, co wącha własną kupę, Jako nie-idiota czuje się w pełni upoważniony do kompletnego niezrozumienia i nietrafionej interpretacji "Tanga według Mrożka" Samodzierżawia. Tango (nie to według Mrożka, tylko Mrożka po prostu) się zestarzało, i to bardzo. Wbrew sprzeciwom polonistów i miłośników teatru całego świata. Trudno, żeby pozostało w pełni aktualne sześćdziesiąt lat po premierze. Co się w ogóle dzieje z dramatem nieustannie na nowo odczytywanym? Czy te same słowa znaczą to samo co w chwili napisania? Bohaterowie zamknięci w nieskończonej pętli wyścigu na argumenty i złośliwości już dawno pogubili siebie. Wszystko co robią
Gdybym miała opisać jednym słowem spektakl, wybrałabym słowo „urzekający”. Urzeka on swoją prostotą i przyziemnością, choć opowiada o rzeczach niełatwych – o zmianach i życiowych wyborach, o postrzeganiu świata na swój własny sposób, ale przede wszystkim o tym co tak naprawdę znaczy kogoś kochać i akceptować. Przyszło nam żyć bowiem na przełomie czasów, i razem leżymy gdzieś pośrodku wszystkiego. A pomiędzy gwiaz-
4
4
5
MORDA NA PIĄTEK
jest wypaczone, a oni sami zatracili się w swoich charakterach, stali się parodiami parodii. Tylko babcia dalej stawia domki z asów, pików i całej reszty; pewnym można być tylko gry w karty ( tym razem morderczej; nawet karty się zmieniają).
gnoza społeczna. Poruszane jest wszystko: nasze zakłamanie, internetowy neofaszyzm, skala rozwoju chorób psychicznych wprost proporcjonalna do rozwoju cywilizacyjnego, zagubienie młodych, elitaryzm, fetyszyzacja przemocy, seksualizacja życia i późniejsze próby jego cenzurowania.
Tango bez muzyki zatańczysz, ale bardzo kulawo. Najlepiej tańczy się na psychodelicznej dyskotece, gdzie klasyka, nostalgiczne space disco i techno idą ramię w ramię. Jest w niej jakiś element transu, wszystko płynie: od Bruce'a Willisa, przez symulacje syndromu sztokholmskiego aż do gazu w komorze. Wyjść chcesz dopiero rano albo nigdy. Mrożek trafił na idealnych następców (w sumie to bardziej idealni następcy trafili na Mrożka), gdyż z tekstu bije olbrzymia inteligencja językowa, obeznanie kulturowe, świadomość siebie, aktorów i społeczeństwa w którym żyjemy. Reżyserka wiedziała jak pokierować aktorami, aktorzy wiedzieli jak oddać swoich bohaterów. Obserwowaliśmy jeden cudowny organizm sceniczny; w pełni zdrowy: żaden organ nie był wadliwy. Scenariusz przypomina tu skomplikowany mechanizm. Mimo tego, że brak mu fabuły, każda scena jest potrzebna, każdy dialog jest dokładnie przemyślany i znajduje się dokładnie tam gdzie powinien być. Niezależnie czy mowa o filozoficznych pogaduszkach, sesji coachingowej, internetowej dyskusji czy wojnie PIT-em doprawionej - wszystko jest po coś. Wracając do szkolnych banałów - spektakl Samodzierżawia to udana dia-
"Tango według Mrożka" nie musi udawać wielkiego teatru; najzwyczajniej na świecie nim jest. Zdaje sobie zresztą świetnie z tego sprawę, nie ucieka się do wydumanego patosu czy mentalnej onanizacji nad swoją świetnością, pozwala sobie na humor i zabawę z formą. Wystarczy, że jest i w swoim byciu zawiera to, co w teatrze najważniejsze i najlepsze.
OCH, HANIU… „Hania” Marysia Gojło Julia Ukielska Co się stanie, jeśli opowiemy historię dziewczyny z zespołem Downa czytając tekst zza sceny, a samą główną bohaterkę postawimy na niej w blasku przewijających się kolejno filmów? Wyjdzie dzieło sztuki czy katastrofa? No cóż, coś pomiędzy… Spektakl ,,Hania” oscylował właśnie wokół wyżej opisanego konceptu. Miał bardzo duży potencjał i został ciekawie zrealizowany, jednak brakowało mi w nim ikry, która poderwałaby mnie z fotela i przeniosła w inny świat. 5
MORDA NA PIĄTEK
Gra aktorska nie była zła, a bardziej niż jakiekolwiek jej mankamenty irytowała mnogość postaci. Kilka z nich było na siłę wepchniętych i nie miało szansy czegokolwiek wnieść do tak krótkiego przedstawienia. Kolejnym defektem był sam tekst, w którym często pojawiały się powtórzenia czy też niezręczności, co mogłaby wyeliminować porządna korekta. Sposób jego czytania był nierówny – aktorzy wahali się od całkiem mądrej interpretacji do melodramatycznej recytacji. Dykcja nie powalała, a nosowość czy zjadanie końcówek przeszkadzały w odbiorze.
ROSÓŁ NA KOKOSZYCH SERCACH „Serenada” LO Batalionu „Zośka” Jadwiga Mik & Zuzanna Skinder & Natasza Zalesińska O “Serenadzie” Zośki można powiedzieć z pewnością jedno: pobito rekord tfażowego natężenia decybeli podczas jednego przedstawienia. Czy to plus, czy już minus? Tym razem przyznajemy się, że nie wiemy. Bo sztuka ta sama w sobie nie jest ani dobra, ani zła. Zresztą do rzeczy.
Na pochwałę zasługują z pewnością filmy wyświetlane przez całą sztukę. Bohaterka stała w ich świetle, co nie dość, że wyglądało niezwykle teatralnie, to nadawało cudownego klimatu. Kreacja głównej postaci też była poprowadzona całkiem umiejętnie, a nie było to łatwe zadanie. Nie stała na scenie jak kołek, ale też nie wykonywała pustych ruchów – trafiła w złoty środek, co jest niezwykle trudną sztuką.
Pozwolimy sobie tutaj na dość banalny skrót sztuki pana Mrożka, którego dzieło wytyka za pomocą iście lafontaine’owskich zagrywek wady miłosnych gier, w których niewinność, dwulicowość, ciekawość, zazdrość, pożądanie, naiwność, manipulacja, zdrada i śmierć przeplatają się ze sobą w… kurniku. To tam w nocny sen zapadają trzy kokoszki - po kolei przedstawiające postawy naiwnej, pseudointelektualnej oraz do bólu trzymającej się zasad kobiety nad którymi panuje despotyczny i nieco prostacki kogut. Jednak tego wieczoru ma on stracić władzę nad swoimi “żonami”, a wszystko przez lisa z fletem (tu: czerwonym ukulele) wygrywającym serenadę miłości i zwodniczości, która kradnie serce dwóm pierwszym kurom. To wrzaski tej trzeciej budzą koguta, który wypełniony zazdrością przekracza postawioną przez siebie samego granicę: wychodzi
Mimo wszelkich niedociągnięć uważam, że ,,Hania” zasługuje na uwagę ze względu na temat, jakiego dotyka. Zespół Downa wzbudza wiele kontrowersji i jest owiany pewnym tabu społecznym. Na osoby na niego cierpiące patrzymy z góry, z politowaniem, jako ci ,,lepsi, piękniejsi i mądrzejsi”. Spektakl pokazuje nam, że chory nie znaczy gorszy, a potrzeby i emocje takich ludzi są takie same jak nasze. Oni też pragną miłości, boją się przyszłości i mają nadzieję na lepsze jutro. Nie zapominajmy o tym. 6
6
7
MORDA NA PIĄTEK
do lisa, który z kochanka definitywnie przemienia się w mordercę. Spektakl kończy tak zwana scena “kurki tańczą, jak lis im zagra” (skądinąd u Zośki świetnie zrealizowana), kulminacja Mrożkowej ironiczności i ostateczne podkreślenie zgubnego końca, do jakiego prowadzi mistrzowska i okrutna zarazem manipulacja.
chem scenicznym. Pan kogut poradził sobie nieco gorzej, ale wciąż nieźle, ujawniając swój atut w postaci tubalnego głosu. Dodać do tego gulaszu jeszcze możemy pochwałę za zrozumienie tekstu i małe serduszko od redakcji za czerwone ukulele. Ale na tym plusy się kończą. Rozpocznijmy może od fatalnej gry świateł, bo tutaj najmniej winy leży po stronie artystów. Pomysły ewidentnie były dobre, ale ostateczny efekt popsuł atmosferę kurnikowej nocy. Największym mankamentem sztuki jest jednak wybór aktorski “pani lis”. Nieco zbyt wysoki głos i powolne rozkręcanie się w roli sprawiło, że ten “męski seksapil” potrzebny do kreacji dwulicowości erotycznego uwodziciela i drapieżnika żądnego krwi gdzieś uleciał, pozostawiając tekst w rękach aktorki nie do końca umiejącej odczytać ironię tej roli, w której to sama postać jest doskonale świadoma swoich dwóch twarzy, jednej kryjącej się za drugą. Tutaj potrzeba było niestety mężczyzny, a w ostateczności i bardziej “męskiej” w zachowaniu kobiety z dobrą dykcją, wyrazistym głosem i charyzmą, magnetyzmem i czarem, który zwiódłby nie tylko zmuszone do tego rolą aktorki, ale i publiczność.
Ale fabuły koniec, teraz pora na wykonanie. Czy aktorzy z Zośki wygrali walkę z tym niezwykłym tekstem? Ciężko jest nam to powiedzieć, ale nie do końca. Na początek trochę jednak o dobrych stronach, których na nasze recenzenckie nieszczęście też jest sporo. Po pierwsze: dobre wykorzystanie miejsca do grania. Ławka z boku, trzy krzesła i podest za nimi doskonale odgrywają rolę kurnika. Scena pełni rolę zamkniętego obszaru, do którego nie może wejść lis, krążący wokół jak najprawdziwszy drapieżnik. Uwagę zwracają też stroje, dosyć ciekawe - czapeczka z kręciołkiem podkreślająca błazeństwo postaci koguta, skórzana kurtka lisa i zróżnicowane kolorystycznie kury z piórami z boa i długimi, “grzecznymi” spódnicami. To one, trzy kumoszki, świetnie obsadzone, pokazują światu swój intrygujący (może nie do końca zsynchronizowany, ale nadal ciekawy) układ taneczno-wokalny do uwodzicielskiej serenady lisa, a także swój charakter, gdyż w tym miejscu należy pochwalić te trzy panie za charakterystyczność roli. Szczególnie wyróżnia się tutaj kumoszka “naiwna” ze świetną emocjonalnością, mimiką i ru-
Kończąc już tę recenzję długą jak dialogi w tym spektaklu: “Serenadę” należy jeszcze dopracować. Potrzebne do tego są niewielkie roszady w obsadzie, większa pewność części grających w tekście i naprawienie małej nielogiczności: bo skąd smyczek w futerale do ukulele? Wystarczy tylko trochę pracy, a dzieło 7
MORDA NA PIĄTEK
Mrożka w zośkowej wersji warte będzie obejrzenia i krytycznego zachwytu.
Zakończenie z lekka nieprzewidywalne, A zachowanie przyjaciół nieco niemoralne... Toteż życzymy powodzenia drogi lisie!
SŁUCHAJ LISIE WITALISIE
Niechaj dobrze oraz miło żyje ci się.
„Szelmostwa” Zamoyska Grupa Teatralna Hanna Bąk & Barbara Mazurek
I PERUKA W SIEDMIU DIABŁÓW
Słuchaj Lisie Witalisie, Spodobałeś dzisiaj mi się.
„Corpus Movens. Rzecz w dwóch aktach” Teatr Pelargonii
Występ twój był dynamiczny, momentami też komiczny.
Alicja Szadura
Twoi przyjaciele liczni byli wielce synchroniczni
Miłość, piękne uczucie łączące dwójkę ludzi, jak szlachetne, jak urocze, jak niewinne. Właśnie pod jej wpływem człowiek zdolny jest czynić cuda. Tylko co się stanie gdy miłość się wypali? Czy to w ogóle możliwe?
niczym jedno wspólne ciało. Aż się patrzeć na to chciało! Śledziliśmy wciąż ich wzrokiem, krzyk za krzykiem, krok za krokiem. Tekst, choć niezbyt był ambitny,
Spektakl ,,Corpus movens” zaczyna się kłótnią pary, po której osamotniony artysta poszukuje natchnienia w otaczającym go świecie. Niespodziewanie zostaje zaatakowany przez pluszowego węża, a po ugryzieniu robi to, co większośc ludzi w takiej sytuacji umiera. Jego zrozpaczona po stracie żona przystaje na propozycję diabłów i oddaje im swoje ciało w zamian za życie ukochanego. Tutaj objawia się wspomniany wcześniej motyw miłości. Mimo kłótni, mimo wrzasków, mimo nieporozumień tych dwoje bohaterów kocha siebie i jest gotowych zapłacić
W końcu efekt dał wybitny. Minimalizm drugim twym imieniem Urzekli nas aktorzy swym czarnym odzieniem! Twoja sceniczna ekspresja wywarła wrażenie I obudziła w nas na nowo dziecięce marzenie. Choreografia przyjemność oczom dała: zamoyska grupa krytyki się nie bała.
8
8
9
MORDA NA PIĄTEK
najwyższą cenę w zamian za spokój i bezpieczeństwo partnera. Ofelia zostaje pożarta przez czarty, jej dusza nawiedza Eryka próbując zwrócić na siebie uwagę - nadaremno. Mężczyzna nie zauważa ukochanej, jest zbyt zaślepiony po śmierci małżonki, a wciąż należy do świata żywych, który najzwyczajniej nie miesza się ze krainą zmarłych.
twarzach aktorów stworzyli małe dzieła sztuki. Łyżką dziegciu w beczce miodu jest zdecydowanie scenariusz. Doceniam, że był pisany wierszem. Nie zmienia to niestety faktu, że technicznie nie należał do tych dobrych. Pojawiające się zbyt często rymy częstochowskie, trochę za nachalna i nieudolna archaizacja oraz zaburzona rytmika tekstu zrodziły tekst stanowiący momentami grafomański koszmarek, w którym miało być poważnie i poruszająco, a wyszło nieco zbyt śmiesznie. Ale i najlepszym podwija się czasem kopytko, tak było i tutaj. Jedna scena kompletnie się rozpadła po przez małą ,,wpadkę”. Jednak w totalnym rozrachunku można na nią przymknąć oko.
Mocną stronę tego spektaklu była zdecydowanie gra aktorska. Każda rola została odegrana świetnie, ale największą uwagę należy poświęcić fenomenalnej Ofelii. Czułam jej ból, smutek i cierpienie, z trudem powstrzymując łzy. Mogę jedynie ponownie wstać i zacząć klaskać. Po raz pierwszy zwrócę uwagę na scenografię, która choć uboga idealnie działała na kameralnej scenie. Duży szacunek należy się też charakteryzatorom, którzy na
9
MORDA NA PIĄTEK
MORDA Magazyn o Rozmaitych Dramatach Amatorskich
Redaktorzy naczelni: Łukasz Al-Darawsheh, Jadwiga Mik Redaktorzy (alfabetycznie): Hanna Bąk, Marcelina Cymańska, Barbara Mazurek, Zuzanna Skinder, Alicja Szadura, Julia Ukielska, Natasza Zalesińska Okładka: Alicja Szadura Korekta: Jadwiga Mik Skład: Jadwiga Mik
numer drugi: piątek 29.03.2019
NASI SPONSORZY:
10
10