MAGAZYN ŻET NR 17. (MARZEC/KWIECIEŃ 2021)

Page 1

1


KOCHANI ŻMICHOCZYTELNICY! Jesteśmy bardzo uradowane, że razem z najnowszym numerem Magazynu Żet, już niedługo przywitamy wiosnę z nadzieją, że przed końcem tej cudownej pory roku spotkamy się razem w szkolnych ławkach. Zmianom nie będzie końca, dlatego na łamach tej gazetki, przeczytacie o tym, jak powinniśmy się uśmiechać, aby miało to dla nas zbawienny wpływ oraz przyjrzymy się barwnym wspomnieniom jednego z naszych absolwentów - wioślarza Filipa Fulary. Jakby tego było mało, czeka nas krótki przewodnik po francuskich serach, dzięki, któremu nie zgubicie się między sklepowymi półkami oraz recenzja koreańskiego filmu, który wbije Was w fotel po wykańczających wiosennych porządkach. Pozostało nam tylko życzyć Wam wszystkim Wesołych Świąt Wielkanocnych i mokrego dyngusa. Redakcja Zuzia, Ala i Marta

Spis treści 3 Lena Babled Serowe rewolucje 4 Natalia Kwolek Uśmiechnij się 6 Marta Najda Ciekawe dzieła sztuki do zobaczenia w stolicy - czyli krótki przegląd zasobów Muzeum Narodowego i Zachęty 9 Oliwia Biaduń Stop granicom wytrzymałości, czyli opowieść o twórczości Mariny Abramović 11 Amelia Czerczer Aleksandr Piczuszkin - szachownicowy morderca 14 Ala Kontkiewicz Służąca 16 Weronika Przygoda Zaburzenia odżywiania - czym tak naprawdę są? 17 wywiad z absolwentem: Zuzia Hutna Z każdego można czerpać dobre wzorce, czyli wywiad z Filipem Fularą 20 sekcja gastronomiczna: Liśka Żołek Food Art, czyli dosłownie sztuka kulinarna 21 BUNT W SZTUCE

2


Serowe rewolucje Lena Babled Dla większości nie będzie to zaskoczeniem, że przeciętny Martin lub Dupont spożywają w ciągu roku 25 kg sera. Dla przeciętnego Kowalskiego byłoby to nudne, codziennie na kolacje jeść żółty ser, ale w ojczyźnie Michela Moran to wręcz obowiązek. Trudno się od niego uchylić, gdy supermarkety i fromagerie kuszą poetyckimi nazwami ponad pięciuset rodzajów tego dla nas jakże banalnego produktu. W Polsce to proste, idziesz do sklepu i wybierasz: biały czy żółty, krowi czy kozi. We Francji to prawdziwy maraton. Ciągnące się kilometrami alejki z serami przyprawiają o zawrót głowy. Tutaj te przysmaki nie dzielą się kolorami, lecz regionami. Pod każdym szyldem jest kilkanaście różnych serów o nazwach mniej lub bardziej zagadkowych. Pan Kowalski zapewne będzie preferował region Normandii, gdyż tam znajdzie kilka rodzajów znanego mu camemberta. Troszkę się zawaha, gdy przeczyta culomiet, ale ponieważ opakowanie jest takie samo jak przy pierwszym wyborze, również wsadzi go do koszyka. Kupując, nie pomyśli, że może to zrobić dzięki Marie Harel, prostej dziewczynie z farmy, która w XVIII wieku wpadła na cudowny pomysł dorzucenia bakterii pleśni do sera typu Brie, co zaowocowało powstaniem pierwszego camemberta.

camembert

comté

Nasz pan Kowalski zapewne zainteresuje się również serem pleśniowym Roquefort nazywanym we Francji “królem serów”. Jest to jeden z najbardziej znanych niebieskich serów na świecie. Niech nazwa was nie zmyli, gdyż jest on raczej koloru zielonego. Wielu szefów kuchni używa go właśnie do sosów lub farszu, aby urozmaicić swoje potrawy. Jest to ser pochodzący z Oksytanii, a konkretnie z miejscowości Roquefort-sur-Soulzon.

Roquefort Kończąc swoje zakupy Pan Kowalski może się też pokusić na zerknięcie na sery kozie, które charakteryzują się walcowatym

3


kształtem. Zastanowi się też przez chwilę, czy nie włożyć do koszyka znanego mu tak dobrze sera żółtego. Tu skusi się na Cantal, półtwardy ser produkowany w środkowej Francji w regionie Owernii, używany do zup, sałatek i aligot, czyli ciągnącego się purée serowo-ziemniaczanego. Może też się pokusić na zakup Comté, który kolorem i teksturą tak bardzo mu przypomina ukochaną Goudę, choć jego smak to zupełnie inna bajka. To tak jakby porównać Malucha do Ferrari, ale cóż, nasz Pan Kowalski jeszcze nie wie jak wspaniały los wygrał na loterii i już po pierwszym kęsie Comté porzuci swoją miłość do Goudy.

Niemniej jednak miano króla serówśmierdziuszków zdecydowanie wygrywa Munster. Ser pochodzący z Alzacji przyćmi każdy inny zapach w lodówce. W odróżnieniu do wielu innych francuskich serów, ser Munster bardzo szybko nadaje się do konsumpcji. Wystarczy niecały miesiąc i już można się nim zajadać. Listę zamyka charakterystyczny ser Morbier, tym razem bez zapachu, ale z popiołem. Ten jedyny w swoim rodzaju ser ma cienką warstwę popiołu przechodzącą przez środek: jest ona pozostałością po zabezpieczeniu sera przed niechcianymi amatorami, głównie muchami i larwami.

A co do swojego koszyka wkładają Pan Martin i Pan Dupont? Zapewne to samo co Pan Kowalski, ale ich wybór nie kończy się na klasykach. Do listy zakupów dopiszą również Époisses pochodzący z Burgundii. Po jego ostrym zapachu przypominającym odór tygodniowych skarpetek, aż trudno uwierzyć, że jest on rzeczywiście jadalny.

Tak oto serowe zakupy Pana Kowalskiego dobiegły końca. Z koszykiem wypełnionym różnorodnymi zapachami może teraz się udać do sklepu z winami, aby skompletować swoje stereotypowe wyobrażenie francuskiego stylu jedzenia lub życia. Dla Francuzów to i tak jedno i to samo.

Uśmiechnij się Natalia Kwolek “Uśmiechnij się” - jestem pewna, że każdy z nas przynajmniej raz w życiu słyszał tę jakże banalną radę na wszystkie smutki. I doskonale wiemy, że nie jest ona zbyt skuteczna - przynajmniej na dłuższą metę. Dlaczego w takim razie jesteśmy wiecznie nakłaniani do zakładania maski ze sztucznego uśmiechu od ucha do ucha? Jaką rolę gra w naszych życiach ten wyraz twarzy i jak jest postrzegany przez nasze otoczenie? Czy przybieranie dobrej miny do złej gry faktycznie pomaga rozwiązać problemy, czy może wręcz przeciwnie szkodzi naszemu zdrowiu psychicznemu? Na przestrzeni lat prowadzonych było wiele badań na temat wpływu uśmiechu na nasze

samopoczucie i zachowanie. Jedno z nich polegało na sprawdzeniu, czy sztuczne jego wywołanie poprzez trzymanie w ustach długopisu sprawia, że oglądana bajka

4


wydaje się śmieszniejsza. Okazało się, że reakcja grupy poddanej doświadczeniu nie różniła się znacząco od grupy kontrolnej. Czy w takim razie jednak wywoływanie uśmiechu nie przynosi żadnych rezultatów? Nie do końca. Otóż trzeba zaznaczyć, że nie każdy uśmiech jest taki sam. Istnieje bowiem ogromna różnica między tym wywołanym przez przyklejenie taśmy w kącikach ust lub trzymanie w nich długopisu, a uśmiechem prawdziwym, angażującym też mięśnie wokół oczu. Potwierdzone badaniami zostało, że to ten drugi - uśmiech Duchenne'a - ma na nas pozytywny wpływ. A najlepsze jest to, że można się nauczyć wykonywać go na zawołanie. Wystarczy ćwiczyć przed lustrem, tak żeby “śmiały się oczy”, a różnica będzie ogromna. Wygląda on dużo bardziej naturalnie i przekonująco. a do tego przynosi pozytywne efekty!

wpływ uśmiechu na nasze życie. “Matka zawsze mówiła mi - uśmiechaj się. Noś zawsze uśmiech na swojej twarzy” - to cytat z filmu Joker. Ja pewnie wiecie, opowiada historię człowieka chorego psychicznie, u którego często widzimy nagłe niekontrolowane napady śmiechu. W rzeczywistości nie ma jednak żadnych badań potwierdzających zależność między udawanym uśmiechem a ryzykiem chorób psychicznych. Możemy więc trzymać się tego, że film ten jest tylko fikcją i nie jest oparty na faktach. Trzeba tylko pamiętać, że negatywny wpływ ma na nas wstrzymywanie swoich emocji. Tak więc w sytuacjach, gdy nasz nastrój jest neutralny, możemy faktycznie przybrać uśmiech na twarzy - ale pamiętajmy, że jeśli liczymy na pozytywne efekty, powinien to być ten duchennowski. Jeśli jednak nie czujemy się dobrze, lepiej wyrzucić z siebie negatywne emocje zamiast kryć je pod maską udawanego szczęścia.

Gdy wiemy już czym się różni prawdziwy uśmiech od tego sztucznego, jak również to, że można wyuczyć się tego pierwszego, przyszła pora na powody, dla których jednak warto się uśmiechać. Po pierwsze redukuje to stres i polepsza pamięć. Pamiętajmy więc o tym, szczególnie przed sprawdzianami, ponieważ metody szybkiego zapamiętywania polegające na zabawnych skojarzeniach faktycznie przynoszą efekty. Oprócz tego uśmiech przyspiesza regenerację organizmu i wzmacnia odporność. A więc nie ma co się biczować po spędzeniu całego weekendu, oglądając seriale i komedie - w końcu dbamy tylko o własną odporność, której szczególnie w czasie pandemii nigdy za wiele (oczywiście to tak z przymrużeniem oka - co za dużo, to niezdrowo). I nie zapominajmy też, że uśmiech podnosi naszą atrakcyjność i wpływa pozytywnie na postrzeganie nas przez innych ludzi.

Mimo że uśmiech nie zniweluje magicznie wszystkich naszych problemów, to definitywnie można powiedzieć, że ma pozytywny wpływ na nasze zdrowie i postrzeganie nas przez otoczenie. Oczywiście wiadomo, że każdy ma gorsze momenty i wtedy nie powinniśmy przez długi czas dusić w sobie emocji. Ale pamiętajmy, że uśmiech jest zaraźliwy, więc nośmy go na twarzy jak najczęściej. Kto wie - może dzięki nam czyjś dzień stanie się lepszy?

Jednak w popkulturze znajdziemy czasami przykłady, które pokazują wręcz odwrotny

5


Ciekawe dzieła sztuki do zobaczenia w stolicy - czyli krótki przegląd zasobów Muzeum Narodowego i Zachęty. Marta Najda Odkąd zaczęła się pandemia, nasze życia uległy bardzo dużej zmianie. Większość czasu spędzamy w swoich domach, bardzo często pracujemy lub uczymy się w tym samym pomieszczeniu, w którym odpoczywamy i śpimy, co może nie wpływać na nas dobrze - zaczyna doskwierać nam rutyna. Jeśli ty też czujesz, że przeszkadza ci powtarzalna codzienność, to mam dla Ciebie idealny sposób na przełamanie jej! Idź do muzeum lub galerii sztuki! Niestety sytuacja z pandemią dynamicznie się zmienia i w momencie, gdy pisałam ten artykuł muzea i galerie były otwarte, natomiast od 15 marca zostały one ponownie zamknięte. Nie zmienia to faktu, że dzieła te warto jest zobaczyć i polecam się wybrać i do muzeum i do galerii, tylko jak będą one ponownie otwarte. Gdyż jednak obcowanie ze sztuką jest bardzo rozwijające. W tym artykule postaram się przedstawić Ci, drogi Czytelniku, kilka ciekawych dzieł i wystaw, które możesz obejrzeć w Warszawie! Mam nadzieję, że ten artykuł zachęci Cię do eksplorowania artystycznej strony stolicy.

która zdecydowanie jest warta zobaczenia! Znajdują się tam obiekty, które przetrwały kilka tysięcy lat. Możemy oglądać między innymi: zabytki kultury egipskiej, greckiej, etruskiej czy rzymskiej. Tak więc, nawet jeśli nie możecie wyjechać za granicę, to na tej wystawie możecie się poczuć, jakbyście zwiedzali piramidy, świątynie czy inne zakamarki Egiptu czy Grecji. Oczywiście, kolekcja Muzeum Narodowego nie kończy się na sztuce starożytnej. W tym momencie jest otwartych sześć galerii stałych: Galeria Sztuki Starożytnej (o której wspomniałam, moim zdaniem must see), Galeria Faras (sztuka nubijska z okresu chrześcijańskiego), Galeria Sztuki Średniowiecznej, Galeria Sztuki Dawnej (znajdziecie tutaj sztukę z XV, XVI, XVII i XVIII wieku), Galeria Sztuki XIX Wieku oraz Galeria Wzornictwa Polskiego. Także każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. Jeszcze do 21 lutego w Muzeum Narodowym była dostępna wystawa czasowa pt. Polska. Siła obrazu. Miałam przyjemność zobaczyć ją na własne oczy i byłam pod dużym wrażeniem ukazanych dzieł. Podobało mi się zestawienie artystów, zwłaszcza obecność wybitnych i znanych twórców, takich jak Matejko czy Malczewski. Obrazy, które najbardziej zapadły mi w pamięci i które koniecznie polecam zobaczyć na żywo to: Strajk (1910) Stanisł awa Lentza. To chyba mój ulubiony obraz z tej wystawy. Zakochałam się w plamie Lentza i tym, ile emocji artysta oddał na twarzach robotników. Obraz znajduje się w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie. Autoportret (1900) Wojciecha Weissa. Niestety, nie obejrzycie go już w Warszawie, gdyż obraz znajduje się w zbiorach Muzeum Narodowego w Krakowie. Natomiast, w dalszym ciągu

Muzeum Narodowe w Warszawie

Jest to chyba najpopularniejsze muzeum sztuki w Warszawie. Jeśli już kiedyś odwiedziłeś to miejsce, nie oznacza to, że kolejna wizyta nie będzie miała sensu – wystawy ulegają ciągłym zmianom. W tym momencie nie trwa akurat żadna wystawa czasowa, ale w grudniu ubiegłego roku zakończyła się, trwająca prawie 10 lat, rearanżacja Galerii Sztuki Starożytnej, 6


bardzo polecam go zobaczyć. Przekazuje bardzo dużo emocji, jest po prostu NIESAMOWITY. Zygmunt August i Barbara (1867) Jana Matejki. Znajduje się w kolekcji Muzeum Narodowego w Warszawie. Szczególnie mocno spodobało mi się przedstawienie na obrazie królowej Bony, patrzącej z lewej strony na Zygmunta i Barbarę, której na początku nie zauważyłam, musiały mi ją pokazać koleżanki. Dzieło jest bogate w symbolikę. Rok 1905 Witolda Wojtkiewicza. To cykl prac, który stanowi niesamowicie ekspresyjny i emocjonalny odbiór przez autora wydarzeń z roku rewolucji, która głównie odbiła się w Rosji, natomiast jej skutki były także widoczne na ziemiach polskich.

Narodowa Galeria Sztuki Zachęta

Jest to galeria sztuki współczesnej, czyli prac z XX i XXI wieku, której misją jest popularyzacja sztuki współczesnej jako istotnego elementu życia kulturalnego i społecznego, jak to jest napisane na stronie internetowej instytucji (www.zacheta.art.pl). Galeria ta, w przeciwieństwie do Muzeum Narodowego, ma głównie wystawy czasowe. W tym momencie możemy oglądać pięć z nich:

W Muzeum Narodowym możecie oglądać dzieła artystów takich jak: • • • • • • • • • • • •

ŻYWE MAGAZYNY: AUTOPORTRET RZEŹBA W POSZUKIWANIU MIEJSCA PRACE DOMOWE - Maciej Salomon RHIZOPOLIS - Joanna Rajkowska PROSTA TĘCZA - Marek Sobczyk

Jan Matejko (Zygmunt August i Barbara; Stańczyk) Jacek Malczewski (Hamlet Polski. Portret Aleksandra Wielopolskiego) Józef Chełmoński (Babie lato) Aleksander Gierymski (Żydówka z pomarańczami) Maksymilian Gierymski (Patrol powstańczy) Olga Boznańska (W oranżerii) Józef Mehoffer (Dziwny ogród) Julian Fałat (Pejzaż zimowy z rzeką i ptakiem) Witold Wojtkiewicz (Na wiec; Orka) Konrad Krzyżanowski (Przy świecy) Tamara Łempicka (Lasstitude) Wojciech Weiss (Manifest)

Moim zdaniem, najciekawsze z nich to poniższe trzy: ŻYWE MAGAZYNY: AUTOPORTRET Jest to wystawa zbiorowa, na której możemy oglądać prace dziewięciu różnych artystów (ich nazwiska znajdziecie na stronie galerii). Wystawa ta pokazuje bardzo różne podejścia do przedstawienia autoportretów, co pokazuje rozbieżne interpretacje tematu i sprawia, że jest ona ciekawsza. Każdy autoportret jest w innym stylu. RZEŹBA W POSZUKIWANIU MIEJSCA Mamy tu również do czynienia z wystawą zbiorową, lecz w przeciwieństwie do poprzedniej, bierze w niej udział zdecydowanie więcej artystów, dlatego pozwolę sobie wymienić tylko tych, którzy najbardziej mnie zaintrygowali. Jeśli jesteście ciekawi, kogo innego prace można

i wielu, wielu innych... Dla uczniów wstęp na ekspozycje stałe kosztuje 1 zł, a we wtorki jest darmowy. Godziny otwarcia i ceny innych biletów są rozpisane na stronie www.mnw.art.pl w zakładce Wizyta. 7


tutaj zobaczyć, polecam zajrzeć na stronę Zachęty. Bardzo spodobała mi się na tej wystawie różnorodność form - przeróżne techniki rzeźbiarskie, filmowe czy graficzne. Obiekty, które wzbudziły moje szczególne zainteresowanie to: Telewizor Powiatowy- Władysław Hasior Monolit - Robert Kuśmirowski Mowa jest srebrem - Oskar Dawicki Obóz koncentracyjny - Zbigniew Libra Kanapa i piwo - Paweł Althamer Agresja z cyklu Krystalizacja przestrzeni Ludwika Ogorzelec

więcej, a opisanie wszystkich w jednym artykule jest niewykonalne. Na koniec chciałabym jeszcze wspomnieć o jednym wydarzeniu, które moim zdaniem jest warte uwagi. I które JEST DOSTĘPNE DO OGLĄDANIA, NAWET TERAZ! wystawy Buntu w sztuce Bunt w sztuce to projekt ,,Zwolnionych z teorii”, który zajmuje się promowaniem sztuki młodych artystów (to możesz też być ty, jeśli tworzysz i chcesz pokazać ludziom swoją twórczość). Jeśli chcecie się dowiedzieć więcej o samym projekcie, to możecie przeczytać osobny artykuł w tym numerze Magazynu Żet (20 strona). Organizują oni wystawy, w tym momencie cztery które już teraz możecie oglądać: 1) Coffee Karma na Placu Zbawiciela ul.Mokotowska 17 2) Klubokawiarnia Jaś & Małgosia al.Jana Pawła II (wystawa trwa do końca kwietnia) 3) Restauracja OCHO ul.Mikołaja Reja 9 4) W orbicie słońca ul. Marszałkowska 45/49

RHIZOPOLIS - Joanna Rajkowska Jest to oryginalna i wyjątkowa wystawa, ułożona jako scenografia do futurystycznego filmu. Wchodzimy na wystawę poprzez czarne kotary i wkraczamy do pewnego rodzaju wnętrza lasu z bardzo intensywnym zapachem drzew lub drewna. Z każdej strony otaczają nas korzenie, a my poruszamy się po bardzo słabo oświetlonym pomieszczeniu. Nie chcę Wam więcej zdradzać, bo uważam, że powinniście to zobaczyć na własne oczy. Na stronie galerii jest dokładny opis tego, co ta scenografia ma symbolizować. Artystka odnosi się do wyniszczającej planetę działalności człowieka.

Na każdej z powyższych wystaw znajdziecie ok. 5 prac. Jeśli chcecie je zobaczyć zanim się tam wybierzecie, to też jest taka możliwość, możecie wejść na stronę internetową buntwsztuce.pl i tam znajdziecie mapę z obiektami gdzie obecnie trwają wystawy i jakie prace są na nich eksponowane.

Bilet wstępu na wszystkie wystawy dla uczniów kosztuje 2 zł. Więcej informacji dotyczących godzin otwarcia galerii i cen biletów znajdziecie na www.zacheta.art.pl w zakładce Wizyta.

To już wszystko co chciałam Wam przedstawić. Nie zapominajmy, że nawet spacerując ulicami Warszawy i obserwując różnorodność, lub przeciwnie, podobieństwo budynków, obcujemy ze sztuką. Jest ona stworzona dla każdego. Trzeba tylko znaleźć coś, co nam się w niej podoba, a także indywidulany sposób jej odbioru.

INNE: Postanowiłam przybliżyć Wam tylko dwa obiekty, w których możecie obejrzeć łącznie 12 wystaw za jedyne 3 zł lecz na tym się nie kończą instytucje związane ze sztuką w Warszawie, jest ich o wiele, wiele

8


Stop granicom wytrzymałości, czyli opowieść o twórczości Mariny Abramović Oliwia Biaduń jak i materią sztuki. Elementem performance-u może być właściwie każdy przedmiot, a nawet ciało artysty. Wykonując ten pokaz dostrzegła, że w tworzeniu tego rodzaju sztuki czuje się, jak ryba w wodzie. W trakcie swojego życia Marina Abramović pracowała nad wieloma wspaniałymi i inspirującymi performance’ami.

Podobno w internecie można znaleźć wszystko. Zaczynając od wiadomości politycznych, a kończąc na muzyce nieznanych nam autorów. Tak też zaczęła się moja przygoda z bohaterką tego artykułu. Pewnego wieczoru, przeglądając wiadomości na jednym z portali społecznościowych natknęłam się na krótki tekst dotyczący Mariny Abramović, który tak mnie zafascynował, że zaczęłam czytać o niej coraz więcej. Niedługo po tym, gdy głód wiedzy nadal pozostał niezaspokojony, zdecydowałam się sięgnąć po książkę pt. „Pokonać mur – wspomnienia” opowiadającą o życiorysie tej postaci. A ponieważ nadal jestem zaintrygowana działalnością Mariny, pragnę podzielić się z Tobą Drogi Czytelniku, moją wiedzą i podziwem dla Abramović.

W 1973 roku, artystka przedstawiła swój pierwszy oficjalny performance „Rytm 10”, który nawiązywał do pijackiej zabawy często spotykanej na Bałkanach. Tak, jak widzimy na zdjęciu obok, Marina ułożyła dłoń na białym materiale. Przygotowanych miała 10 ostrych noży. Po wzięciu jednego z nich próbowała jak najszybciej wbijać go pomiędzy palce, gdy tylko się skaleczyła, zmieniała nóż i kontynuowała widowisko. Po wykorzystaniu wszystkich sztyletów włączała taśmę, która została nakręcona w trakcie pokazu. Tym razem próbowała odwzorować pierwsze wystąpienie wbijając konkretny nóż w określone miejsce. Do dziś twierdzi, że nie trafiła jedynie dwa razy.

Marina Abramović urodziła się 30 listopada 1946 roku, w Belgradzie. Jako mała dziewczynka zamieszkała u babci, gdzie przebywała do szóstego roku życia. Później wróciła do rodzinnego domu, gdzie żyła w dostatku. Zarówno jej ojciec, jak i matka odgrywali istotna rolę w jugosłowiańskiej opozycji. Niestety, pomimo tego, iż podczas II wojny światowej jej rodzice przeżyli wspaniały romans, nie byli udanym małżeństwem. Zarówno brak zgodności w rodzinie, jak i surowe wychowanie przez matkę zapewniły Marinie oswojenie z bólem i przyszłość silnej kobiety. Abramović już jako młoda dziewczyna miała styczność ze sztuką. Początkowo zajmowała się malarstwem, a w 1971 roku wykonała swój pierwszy nieoficjalny performance, czyli sytuację artystyczną, w której artysta występujący przed publicznością jest zarówno twórcą,

W 1974 roku, w Neapolu, wystąpiła z jej jednym z najbardziej znanych pokazów, w 9


„Rytmie 0”. Na stole w sali, gdzie odbywał się performance, ułożyła 72 przedmioty, wśród których znaleźć można było różę, miód, perfumy, ptasie pióro, nożyczki, szal, aparat fotograficzny, młotek, a także pistolet z jednym nabojem. Obok znajdowała się karteczka, na której Abramović napisała, że jest przedmiotem, a publiczność może zrobić z nią, co tylko zachce. Występ zaczął się o godzinie 20:00, kiedy publiczność zastała ją w pozycji stojącej, patrzącą w dal oraz ubraną w czarne spodnie i bluzkę. Początkowo działo się niewiele (ktoś otulił ją szalem, pocałował), ale z czasem ludzie zrobili się bardziej śmiali (ktoś rozciął koszulkę Abramović i zdjął ją z niej; ktoś inny napisał jej na czole „END”; zmieniano pozycje jej ciała; sfotografowano ją, a zdjęcia włożono jej do rąk; pokłuto ją szpilkami; oblano wodą). Pewien mężczyzna złapał pistolet i przyłożył jej go do szyi, przez co wywiązała się bójka. O godzinie 2:00, artystka wstała i skierowała wzrok na ludzi, którzy po ujrzeniu jej zapłakanej, mokrej, nieszczęśliwej, pospiesznie opuścili galerię.

się w 1976 roku, w Wenecji. Z czasem wykonywali coraz więcej performance’ów, np. „Przeprawę przez morze nocy”, „Ekspansję w przestrzeni” oraz „Energię spoczynkową”. „Energia spoczynkowa” przedstawiona została w 1980 roku. Marina trzymała łuk, a Ulay napinał cięciwę ze strzałą wymierzoną w jej serce. Oboje mieli przyczepione małe mikrofoniki, które pozwalały publiczności usłyszeć przyspieszone bicie serc performerów. Według artystki, pokaz był najpełniejszym odzwierciedleniem zaufania do drugiej osoby.

Rok później, w Amsterdamie, Marina poznała niemieckiego fotografa i performera, Franka Laysiepena (nazywanego Ulayem). Młodzi artyści byli do siebie niezwykle podobni (mieli urodziny tego samego dnia i oboje wyrywali z kalendarzy kartki z tą datą; oboje eksperymentując z performance’ami przekraczali granicę bólu) i to m. in, dlatego stali się partnerami w życiu prywatnym.

P ewnego dnia wpadli na pomysł romantycznej podróży po Murze Chińskim. Każde z nich miało wyruszyć z przeciwnego końca konstrukcji, a po spotkaniu na środku mieli się pobrać. Performance nazwali zatem „Kochankowie”. Pomysł wcielili w życie dopiero po ośmiu latach. W Chinach oboje

N iedługo potem, wzięli udział w swoim pierwszym, wspólnym pokazie, który odbył

10


otrzymali obstawę w postaci tłumacza lub przewodnika i dwóch strażników. Po trzech miesiącach wędrówki, spotkali się 27 czerwca 1988 roku. Niestety ze względu na brak porozumienia, jaki panował od pewnego czasu, para zdecydowała się zakończyć związek oraz współpracę.

performance’y. Ma wielu naśladowców oraz następców, którzy idą jej śladami. Cała twórczość Abramović wywarła wielki wpływ na następne pokolenia artystów, którzy poszukują nowych horyzontów i tworzą nową niespotykaną sztukę, która może zmienić nasze myślenie, a co za tym idzie, świat.

W 2010 roku, w Nowym Jorku, Marina Abramović postanowiła wykonać trzymiesięczny performance nawiązujący do „Przeprawy przez morze nocy” (podczas którego Marina i Ulay siedzieli naprzeciwko siebie i patrzyli sobie głęboko w oczy), który nazwała „Artystka obecna”. Każdy chętny miał za zadanie usiąść naprzeciwko artystki i utrzymywać z nią kontakt wzrokowy tak długo, jak chciał. Nie mógł jednak rozmawiać z performerką, ani jej dotykać. Abramović zauważyła, że publiczność była bardzo poruszona, a duża jej część po chwili zaczynała płakać. W książce pt. „Pokonać mur – wspomnienia”, Marina opowiada, że w „Artystce obecnej” chodziło o konfrontację z tłumionymi na co dzień emocjami. Marina uznawana jest obecnie za najbardziej znaną postacią wykonującą

Aleksandr Piczuszkin – szachownicowy morderca Amelia Czerczer Udajemy się do parku by odetchnąć. Odpocząć od miejskiego zgiełku, spotkać się ze znajomymi, pospacerować. Jednak w zupełnie innym celu udawał się tam pewien mężczyzna, który na zawsze będzie znany jako jeden z największych zabójców Rosji.

- będzie mordercą, o którym mówić będzie cała Rosja. Piczuszkin, będąc jeszcze małym dzieckiem, był bardzo towarzyski. Jednak sytuacja uległa zmianie po incydencie, w którym spadł do tyłu z huśtawki, która cofając się, uderzyła go w czoło. Spekulowano, że to zdarzenie naruszyło przednią część mózgu Piczuszkina. Wiadomo, że takie uszkodzenia powodują słabą regulację impulsów i skłonność do agresji, ale ponieważ Piczuszkin był jeszcze dzieckiem, obrażenie było poważniejsze, ponieważ czoło u dzieci zapewnia tylko ułamek ochrony mózgu w porównaniu z czołem dorosłego. Po tym wypadku

Wiosną 1992 roku rosyjska telewizja rozpoczęła nadawanie na żywo rozprawy sądowej znanego Andrieja Czikatiło człowieka oskarżonego o bestialskie czyny, takie jak liczne zabójstwa oraz kanibalizm. Jednym z widzów siedzących przed telewizorem, był młody Aleksandr Piczuszkin, nazywany zdrobniale Saszą. W trakcie zrozumiał, że nie będzie jak Czikatiło, a będzie od swojego idola lepszy

11


Piczuszkin często stawał się wrogi i impulsywny.

licznych patroli policji w tamtej okolicy, nikt nigdy nie zgłosił popełnienia zbrodni. Aleksandra Krasnogoska - dziennikarka, która zajmowała się później zbrodniami mężczyzny, tłumaczy to tak:

Młody chłopak szybko znalazł swojego zaufanego wspólnika - Michaiła. Był jego kolegą z klasy, który podzielał jego zainteresowanie Czikatiłem. Wyobrażali sobie, że są groźnymi, seryjnymi mordercami, grasującymi w Parku Bitcewskim - niewielkim miejski lasem otoczonym licznymi blokami. Młodzi chłopcy nie tracili czasu. W zeszycie zapisywali najważniejsze informacje, takie jak plany ataków na ludzi oraz najlepsze sposoby na ukrycie ciała, za które najskuteczniejsze uznali studzienki kanalizacyjne, to właśnie je poszli sprawdzić pod koniec lipca 1982 roku. Jednak, gdy już dotarli na miejsce, Piczuszkin wiedział, że to właśnie tego dnia dokona swojego pierwszego mordu. Chciał do tego przekonać swojego kolegę, jednak chłopak nie dał się namówić. Wyznał Saszy, że nigdy nie chciał popełnić morderstwa i była to dla niego tylko zabawa. Te słowa słono kosztowały Michaiła. Rozzłoszczony Piczuszkin po powiedzeniu słów:

„Przez długi czas nie natrafiono na zwłoki jego ofiar. W celu pozbycia się ciał, Piczuszkin wykorzystywał liczne wystające z ziemi włazy betonowych studzienek, które są częścią wielkiego systemu kanalizacyjnego, biegnącego pod ziemią i oplatającego całą Moskwę. Wrzucone do nich zwłoki szybko ginęły w setkach kilometrów rur z wodą pod ogromnym ciśnieniem. Bez ciał nie było dowodów zbrodni.” Nawet gdy pracownicy podczas naprawy rur zgłaszali obecność szczątków ludzkich, władze bagatelizowały tę sprawę, będąc pewnymi, że prawdopodobnie jakiś pijak lub bezdomny wpadł do wody i się utopił. Sytuacja nie zmieniała się przez pięć lat, w tym czasie bezkarny Piczuszkin zabił co najmniej 30 osób. Jednak to mu nie wystarczało - chciał być sławny, chciał by o jego zbrodniach rozpisywały się gazety. Dlatego też postanowił wyjść z ukrycia i zaprezentować swoje dzieło całemu światu.

„Jeśli nie zabiję z tobą to zabiję ciebie” rzucił się na kolegę dusząc go. Jego martwe ciało wrzucił do studzienki kanalizacyjnej. Był z siebie zadowolony, ale wiedział, że to nie wystarczy, aby stać się najgroźniejszym mordercom jakiego widziała Rosja.

15 października 2006 roku, patrol policji natrafił na pierwsze zwłoki, po miesiącu znaleziono kolejne, a następne Piczuszkin zostawił kilka dni później. Żadne z ciał nie było ani ukryte, ani okradzione. Do Świąt Bożego Narodzenia liczba zabójstw wzrosła do siedmiu. Wszystkie zbrodnie łączył wspólny Modus operandi, którym było dokonywanie mordu przy użyciu tępego narzędzia, poprzez uderzenie w głowę i wpychanie w rany pustych butelek po wódce lub kija. Piczuszkin osiągnął swój cel, zdobył zainteresowanie policji i po chwili też i mediów, mimo to nie zaprzestał swoich działań, a wręcz przeciwnie jeszcze z większą chęcią zabijał. Mieszkańców Moskwy ogarnęło przerażenie. Ludzie bali się wychodzić do parku, który wcześniej był ich ulubionym

Kolejne lata swojego życia poświęcił na samodoskonaleniu się, m.in. zapisał się na siłownie, aby poprawić sprawność fizyczną oraz zaczął pracę w supermarkecie, aby zdobyć zaufanie u ludzi. Czekał na odpowiedni moment, by wprowadzić swój morderczy plan w życie. Wyczekiwał na tę chwilę dziewięć lat. Był to mai 2001 roku. Uzbrojony w młotek zaczął przemierzać Park Bitcewski, który w późniejszych latach został jego terenem polowań. Jego ofiarami w większości byli bezdomni mężczyźni, których Piczuszkin zwabiał darmowym alkoholem. Mimo

12


miejscem wypoczynku. Piczuszkin działał ostrożnie - nie zostawiał śladów, ani żadnych świadków. Wkrótce nadano mu pseudonim Maniaka z Bitccy. Policja działała pod coraz większą presją. Przebrani za cywilów funkcjonariusze przeczesywali park, bez większego powodzenia. Ofiar przybywało, a poszlak nadal nie było.

Podczas wizji lokalnych zachowywał się jak gwiazda, chwalił się swoimi dokonaniami, zaprowadzał policjantów do zakopanych ciał, a nawet podawał ich imiona. Pamiętał wszystkie swoje morderstwa, a gdy nie mógł sobie czegoś przypomnieć, denerwował się. Zapytany, dlaczego wbijał w rany butelkę lub kij, wzruszył ramionami i odparł, że denerwowało go syczenie wydobywających się gazów, a w telewizji dowiedział się, że „zamieszanie” płynów zatrzyma proces.

Przełom w śledztwie nastąpił, gdy Piczuszkin pierwszy raz zabił kobietę - 38letnią pracownicę pobliskiego supermarketu, a dwa miesiące później kolejną, o dwa lata młodszą Marine Moskaliowę. To właśnie jej zaginięcie doprowadziły do schwytania Maniaka z Bitccy. Kobieta pracowała w tym samym supermarkecie, co przedostania ofiara. Była samotną matką wychowującą nastoletniego syna. Dzięki znalezieniu w płaszczu denatki biletu z dworca “Park Bitcewski”, policjanci skupili swoje działania na tamtym obszarze. Do komisariatu został przyprowadzony również syn Mariny, którego zeznania okazały się przełomowe w całej sprawie. Pokazał śledczym kartkę, którą dostał od matki z informacją, że wychodzi na randkę ze swoim nowym chłopakiem Saszą, obok której zapisała nawet jego numer. Policja szybko namierzyła właściciela numeru, a na nagraniach monitoringu z dworca, było widać Marinę w towarzystwie młodego 32letniego mężczyzny Aleksandra Piczuszkina. Jeszcze tego samego dnia aresztowano go i postawiono mu zarzuty o zabójstwo kobiety. Jednak na pozostałe morderstwa nie posiadano dowodów.

Podczas przeszukania lokum mordercy, odkryto szachownicę, dzięki której poznano motywy Piczuszkina. Na polach planszy było przyklejonych sześćdziesiąt jeden karteczek z numerami, które oznaczały liczbę morderstw, ostatnie trzy były puste. Sasza postawił sobie za cel zabójstwa sześćdziesięciu czterech osób, czyli tylu, ile jest pól na szachownicy. W niektórych swoich wypowiedziach podkreślał jednak, że gdyby nie został ujęty, zabijałby dalej. Ta informacja błyskawicznie przedostała się do mediów i Piczuszkin dostał nowy przydomek: „Szachownicowego Mordercy”.

Początkowo Sasza nie przyznawał się do niczego, jednak po pokazaniu mu nagrań z dworca diametralnie się zmienił. Policja zarzucała mu 14 morderstw, tymczasem on przedstawił im przerażającą liczbę 61, z czego 60 dokonanych w parku, opowiedział o wszystkich, nawet najkrwawszych szczegółach zbrodni. Zabójstwa nazywał „leśnymi czystkami”. Uważał, że zabijał tylko ludzi, którzy nie chcieli żyć, a z którymi wcześniej rozmawiał i zdobywał ich zaufanie. 13


Skazany został 24 października 2007 r. za zabójstwo czterdziestu dziewięciu osób i usiłowanie trzech kolejnych. Zwrócił się do rosyjskiego sądu o dodanie kolejnych jedenastu ofiar do jego liczby zwłok, zwiększając liczbę do sześćdziesięciu. Podczas procesu, podobnie jak w przypadku Andrieja

Czikatilo, Pichushkin został umieszczony w szklanej klatce dla własnej ochrony. Sędzia Władimir Usov potrzebował trzech godzin, aby przeczytać werdykt: dożywocie w więzieniu, a pierwsze piętnaście lat spędzonych w izolatce, które do dziś odbywa w arktycznej kolonii karnej „Sowa polarna”.

Służąca Ala Kontkiewicz Zakładam, że większość z Was oglądała film Parasite, który w zeszłym roku podbił kina na całym świecie, zyskując przy tym ogromne uznanie krytyków oraz otrzymując liczne nagrody, w tym oczywiście Oscara. Jednak nie był to pierwszy koreański film, który zdobył sale kinowe na Zachodzie. Film Służąca z 2016 r. został niezwykle dobrze przyjęty przez publiczność i zdobył serca estetycznymi ujęciami i grą aktorską. Reżyseri - Park Chang Wooka jest jednym z czołowych twórców nowego kina koreańskiego.

hee - tytułową służącą, która tak jak on pochodzi z nizin społecznych. Zdobywa dla niej posadę u boku Hideko, by mogła stać się jej wierną powierniczką. Wszystko jednak zaczyna się zmieniać, gdy dwie kobiety zaczynają do siebie coś czuć. Jednym z najciekawszych elementów produkcji jest sposób przedstawienia narracji możemy go podzielić na trzy akty, każdy z nich rozpoczyna nam inny punkt widzenia całej historii. Z tego powodu scenariusz w wielu miejscach zaskakuje, osobiście z tej racji w pewnych momentach czułam się lekko wytrącona z całej historii, jednak reżyser wszystko szybko naprostował i przebieg wydarzeń stał się jasny klarowny.

Dzięki swoim filmom, tj. Oldboy, Pani Zemsta czy Pan Zemsta przyczynił się do rozpowszechnienia koreańskiej kinematografii, która jest jednym z elementów koreańskiej fali, która w ostatnich latach podbija świat. Akcja filmu rozgrywa się w latach 30-tych dwudziestego wieku w okupowanej przez Japonię Korei. Oszust, podający się za hrabiego Fujiwarę, knuje intrygę polegającą na rozkochaniu w sobie japońskiej arystokratki - Hideko, ucieczce z nią, a następnie umieścić jej w szpitalu psychiatrycznym, by móc finalnie zagarnąć jej majątek. Do pomocy w rozkochaniu kobiety zatrudnia młodą dziewczynę Sooki14


To co jest dla mnie najistotniejsze to oczywiście historii miłość dwóch bohaterek. Nie jest to banalne ukazanie uczucia między dwoma kobietami. Aktorki świetnie przedstawiły tą rodzącą się miłość i towarzyszące im emocje. Charaktery ich stanowią też znakomity kontrast. Hideko, która jest zimną, arystokratką początkowo prawie, że nie okazuje uczuć lecz pod wpływem Sooki-hee widzimy emocje rodzące się na jej bladej twarzy. Służąc, natomiast jest niewykształconą, wybuchową dziewczyną, którą kierują emocje. Reżyser znakomicie przedstawia ich psychologię lęki, gniew i namiętności. Uczucie pomiędzy nimi rodzi się niemal błyskawicznie. Niewielki gesty, czy spojrzenie rozbudzają w nich namiętność. Znajdują w sobie lekarstwo na świat, który ranił je i dawał poczucie samotności. Miłości potrzebowała szczególnie Hideko, która została wychowana przez wuja, w zupełnym odizolowaniu i pracując dla niego, w obrzydzający mnie sposób. Ponad to film kończy zemsta, która zamyka całość i moim zdaniem ma również ukazać siłę kobiet, co jest dla mnie wielkim plusem.

Scenografia jest również elementem, który gra istotną rolę w kreacji całego świata przedstawionego. Akcja rozgrywa się w willi, która łączy ze sobą styl wiktoriańskiej Anglii z tradycyjną japońską architekturą.

To samo tyczy się kostiumów, raz widzimy japońskie kimona, a następnie suknię z minionego wieku. Jednak to co mnie w tej produkcji obrzydziło to niektóre sceny z lekka podszyte erotyzmem. Zdaję sobie sprawę, iż były potrzebne dla całej realizacji, by rozwinąć psychologię bohaterów oraz, aby budować kolejne elementy narracji. Zdaje sobię sprawę, że ten film nie trafi wszystkim do gustu. W pewnych momentach jest dość ekscentryczny, a poniektóre sceny mogą być degustujące. Wikipedia opisuje ten film jako erotyczny dreszczowiec, ja bym dodała do tego jeszcze drama. Możliwe że niektórych przymiotnik erotyczny zraża, lecz niech was on nie zniechęca, gdyż tego rodzaju scen jest bardzo niewiele. Film jest znakomity każdym możliwym względem scenariusza, aktorstwa czy scenografii,a jeśli ktoś zwraca uwagę na aspekty techniczne produkcja też go nie zawiedzie.

15


ZABURZENIA ODŻYWIANIA - CZYM TAK NAPRAWDĘ SĄ? Weronika Przygoda Słysząc zdanie „Mam zaburzenia odżywiania” znaczna część społeczeństwa myśli o anoreksji i bulimii. Panuje powszechne zawężenie terminu nieprawidłowego żywienia, ograniczanie go do wychudzenia. Czy rzeczywiście tak jest? Czy otyłość to też zaburzenia odżywiania? Czym w zasadzie są zaburzenia odżywiania?

doprowadzić do zaburzeń rytmu serca, zaburzenia płodności, utraty masy mięśniowej, osłabieniem układu kostnego, a w najgorszym wypadku prób samobójczych. Zaburzony, negatywny obraz własnego ciała, trudność w rozumieniu emocji, brak akceptacji samego siebie, a także potrzeba nadmiernej kontroli wszystkich aspektów życia - w tym odżywiania, to zarówno elementy, jak i jedne z przyczyn tych chorób. Promowanie nierealistycznych sylwetek w social mediach oraz porównywanie się do nich, to z kolei najczęstsza przyczyna występowania zaburzeń u młodzieży, która nie zdaje sobie sprawy, że publikowane zdjęcia w sieci nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością.

Zaburzenia odżywiania to bardzo zróżnicowane choroby charakteryzujące się zaburzeniem łaknienia. Łączy je natomiast to, że wszystkie rozwijają się na podłożu psychicznym. Wyróżniamy zaburzenia specyficzne - anoreksję, bulimioreksję, bulimię oraz zaburzenia niespecyficzne napady objadania się, kompulsywne jedzenie, zespół przeżuwania, zespół nocnego jedzenia.

Bulimia i anoreksja to najbardziej znane zaburzenia odżywiania, które nie są związane tylko z wychudzeniem, ale i z otyłością, np. bulimicy nie zawsze są chudzi. Nowe choroby, klasyfikowane do zaburzeń, to napady niekontrolowanego objadania, ograniczanie przyjmowania pokarmów, łaknienie spaczone oraz ortoreksja. Znaczna część społeczeństwa, kiedy widzi osobę otyłą, rzuca w nią obelgami, wyzywa od „grubych”, traktuje jak gorszą. Tymczasem, tak naprawdę nikt nie wie, jaki etap ktoś w życiu przechodzi i dlaczego ma nadwagę. Choroby zaliczane do zaburzeń odżywiania świadczą o tym, że nie należy traktować nikogo zbyt pochopnie, ale okazywać zrozumienie i szacunek bez względu na wszystko. Osoby chore często ukrywają fakt, że mają problem z prawidłowym odżywianiem się. Nakładają na siebie maski, wstydzą się tego, że nie potrafią sobie poradzić. Próbują wołać o pomoc dając sygnały, które mylone są często z zaburzeniami zachowania, buntem czy chorobami somatycznymi.

Statystyki mówią jasno - choroby związane z zaburzeniami odżywiania należą do najczęściej występującego zjawiska w XXI wieku. Cierpi na nie ponad 70 milionów ludzi na całym świecie, z czego większość należy do przedziału wiekowego 18-34 lata. Kobiety stanowią aż 90-95% chorujących osób. W Polsce do tej grupy należą najczęściej dzieci i nastolatkowie. W Ciągu pięciu lat zaobserwowano aż dwukrotny wzrost zachorowań. Badania wskazują także na coraz częstsze zaburzenia odżywiania wśród dzieci przed okresem dojrzewania. Według raportu Public Health England na rok 2017/18 wśród dziesięcioletnich dziewcząt częstość hospitalizacji z powodu zaburzeń odżywiania wzrosła w ciągu ostatniej dekady aż o 146%. Tendencję wzrostową widać także u chłopców, mimo iż dalej stanowią mniejszość. Dziesięć lat temu do szpitala przyjętoby jednego dziesięciolatka, a dzisiaj już dziewięciu. Problemy z nieprawidłowym odżywianiem mogą 16


Zaburzenia odżywiania to rzecz, z którą należy walczyć. Jeżeli obserwujemy u siebie symptomy wskazujące na nie, nie bójmy się o nich powiedzieć najbliższym. To nie jest absolutnie powód do wstydu. Terapia u psychologa zajmującego się tymi zaburzeniami, to najistotniejszy element leczenia. W zależności od choroby, w

proces leczenia może być zaangażowany dietetyk czy psychiatra. Jako osoba zmagająca się w przeszłości z ograniczeniem przyjmowania pokarmów mogę dodać, że powiedzenie o moim problemie bliskim dało mi niesamowite poczucie ulgi. Poczułam, że nie jestem sama.

Zuzanna Hutna

“Z KAŻDEGO MOŻNA CZERPAĆ DOBRE WZORCE” wywiad z Filipem Fularą, absolwentem Żmichowskiej (matura 2009) szkoły, m.in. na piłkę wodną, aikido, dżudo i taniec towarzyski. Trzeba zaznaczyć, że były to po prostu zajęcia pozalekcyjnie, nie można było nazwać tego poważnymi treningami. Cały czas szukałem dla siebie idealnej dyscypliny. W końcu wpadłem na wioślarstwo. Co dla Ciebie znaczy “wioślarstwo”? Co Cię w nim zafascynowało? W wioślarstwie zafascynowało mnie to, że bardziej od siły mięśni i wagi liczy się tam wkład pracy i sposób, w jaki wykonujesz ruch wiosłem. Wioślarstwo jest jedną z tych dyscyplin, które można zacząć trenować w wieku piętnastu i szesnastu lat, nadal mając spore szanse na osiągnięcie poważnych sukcesów. Dużą wartością tego sportu jest możliwość rywalizowania z innymi zawodnikami jak równy z równym, nawet zaczynając swoją przygodę z tą dyscypliną na studiach - między innymi dlatego wioślarstwo jest nazywane sportem akademickim. W krajach anglosaskich ludzi stykają się z nim zwykle dopiero w szkole wyższej. Wioślarstwo jest dla mnie praktycznie całym życiem. Granica między nim jako dyscypliną sportową a moim otoczeniem jest bardzo zatarta, ponieważ uważam ten sport za mój styl życia. Dlatego super jest, że w klubie odbudowujemy naruszoną przez czasy komunizmu wielopokoleniowość.

Z każdego można czerpać dobre wzorce mówi Filip Fulara, absolwent Żmichowskiej i zawodnik na Mistrzostwach Świata w Brześciu, obecnie trener sekcji wioślarskiej w Warszawskim Towarzystwie Wioślarskim. Zuzanna Hutna: Jak długo uprawiasz wioślarstwo? Filip Fulara: Od 2006 r., właśnie w tym roku minie 15 lat. Zacząłem trenować w liceum, kiedy rozpocząłem naukę w zerówce w Żmichowskiej. Usamodzielniłem się wtedy od rodziców, którzy nie chcieli, żebym uprawiał sport. Woleli, żebym zajął się nauką, co nie do końca mi wtedy wychodziło. Gdy nabrałem trochę swobody, okazało się, że mam sporo wolnego czasu do zagospodarowania. Z początku chodziłem na zajęcia w okolicy 17


Co jest dla Ciebie trudniejsze przygotowanie siebie samego do zawodów czy przygotowywanie innych zawodników?

ponieważ startowałem wtedy sam w zupełnie nowym miejscu. Moskwę znalazłem w pewien sposób egzotyczną i niezwykłą.

Zdecydowanie trudniej jest przygotować kogoś do zawodów. Musimy brać pod uwagę jego preferencje czasowe, życie rodzinne czy cechy, które ciężko jest poznać. Przygotowując się samodzielnie do zawodów znam siebie i wiem, ile snu potrzebuję, jak muszę sobie zaplanować dzień - tego wszystkiego o sobie uczymy się przez lata i staje się to już naszym nawykiem. Potrafimy się sami zmotywować, bo wiemy, po co to robimy. A jako trener muszę uświadomić cel, zmotywować, czy nauczyć zdrowych nawyków, żeby nie kłóciły się ze sportem. Często ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że aby startować na zawodach trzeba rzucić palenie albo zmienić nawyki żywieniowe. Jest bardzo dużo ważnych kwestii, o których trzeba myśleć, przygotowując innych.

Czemu wioślarstwo sportem w Polsce?

Które zawody były dla najbardziej emocjonujące?

jest

niszowym

Z pewnością jest to spowodowane komunizmem w Polsce, który przez te lata cofnął praktycznie cały dorobek naszego kraju w wioślarstwie. Przed wojną w Warszawie funkcjonowało kilkanaście klubów wioślarskich. Na przedwojennych zdjęciach wybrzeża Wisły widać, jak brzegi są usiane klubami wioślarskimi, tak samo jak wokół Wioślarskiej 6. Były dziesiątki pomostów, każdy należący do jakiejś innej sekcji. Po wojnie zostały praktycznie trzy sekcje wioślarskie. W tym momencie dopiero odżywamy i po latach odbudowujemy tradycje, które zostały porzucone i zaprzepaszczone ze względu na rekomendacje arystokratyczne, które ówczesna władza starała się zatrzeć, sukcesywnie niszcząc kluby. Dopiero teraz powstają sekcje amatorskie, których nie było przez wiele, wiele lat. Dorośli, którzy trenowali w tym sporcie jako dzieci, mogą cały czas w nim pozostać i budować własne sekcje i kluby.

Ciebie

Mistrzostwa Świata, gdy startowałem w reprezentacji Polski. Do tego dążył cały mój rozwój jako zawodnika i tam rzeczywiście czułem, że jesteśmy wyselekcjonowani jako ścisła reprezentacja kraju. Zawody odbywały się w Brześciu, który planuję ponownie odwiedzić, aby zobaczyć to miasto na spokojnie. Wtedy, na mistrzostwach, musiałem być w limicie wagowym siedemdziesięciu kilogramów. Dlatego nie mogłem poznać ani białoruskich kwasów chlebowych, ani innych tradycyjnych przysmaków. Zawody odbywały się w lipcu, a miasto o tej porze roku wyglądało przepięknie, z widokiem na rozlewisko rzeki Bug. Nie mogłem się wtedy tym wszystkim nasycić, dlatego postanowiłem, że muszę tam wrócić. Pamiętam również Akademickie Mistrzostwa Europy w Moskwie w 2012 roku. Były dla mnie bardzo emocjonujące,

Czy patrząc na młodych ludzi, którzy obecnie trenują, widzisz w nich jakieś nadzieję na przyszłych mistrzów? Jak najbardziej. W klubie uważamy, że jeżeli ktoś dalej chce trenować na wysokim poziomie, to jak najbardziej powinien przygotowywać się z grupami młodszymi - juniorskimi i młodzieżowymi. Dlatego ja, mając trzydzieści lat, nadal czasami ćwiczę z zawodnikami, mającymi po osiemnaście. Przenikamy się i wychowujemy się wzajemnie, tworząc tę wielopokoleniowość. Oni czerpią z mojego doświadczenia, a ja z ich energii. Dzięki temu znajdujemy coraz więcej młodych talentów. Zawsze mamy jakiegoś wioślarza, który startuje na arenie międzynarodowej.

18


W tym momencie najlepszym zawodnikiem jest aktualny mistrz świata, którego czekają Igrzyska Olimpijskie w Tokio. Natomiast takim młodszym uczestnikiem jest chłopak, który dostał się do rezerwy reprezentacji olimpijskiej, a w kolejce czekają już kolejni przyszli mistrzowie.

było wejść na dach z klatki schodowej, którą wszyscy przechodzili, żeby zapalić. Którzy nauczyciele ze szkoły, najbardziej zapadli Ci w pamięć? Na pewno miło wspominam Panią Magdalenę Węgrzecką-Krawczyk od francuskiego, Panią Adamczyk od historii, Panią Jankowską, która była moją wychowawczynią oraz Pana Tadeusza Dutkiewicza - nauczyciela wychowania fizycznego. Pamiętam również Panią Głowacką, która miała wśród uczniów ksywę “Gołąb” ze względu na jej pokojowe uosobienie oraz Pana Słomczewskiego, który uczył naszą klasę podstaw przedsiębiorczości.

Czy umiejętność posługiwania się językiem francuskim przydała Ci się po maturze? Tak, język francuski niespodziewanie przydał się przy nauce języka włoskiego. Kiedyś z kolegami z klasy wystartowałem w konkursie z wiedzy o Włochach organizowanym przez liceum Batorego, w którym zajęliśmy pierwsze miejsce. Sama znajomość francuskiego jest niesamowitą umiejętnością, której nie da się nie docenić i nawet nie wiemy, kiedy się przydaje. Choćby pozwala zrozumieć kulturę innych krajów i poszerza horyzonty. Rzeczywiście, dzięki niemu mogłem pojechać, będąc już na uczelni, na Erasmusa do Francji, gdzie później przez rok byłem trenerem wioślarstwa. Czy możesz zdradzić naszym czytelnikom, jakieś zabawne anegdoty ze Żmichowskiej? Byłem raczej osobą, która unikała szkoły. Tak naprawdę myślałem wtedy głównie o wiosłach i “gwiazdą”, jaką zostanę w tym sporcie. Chodziłem z kolegami na treningi poranne, a potem zawsze przychodziłem spóźniony do szkoły. Tak się składa, że po drodze z Wioślarskiej mijaliśmy plac Konstytucji i Szwejka, w którym były wspaniałe promocyjne śniadania. Pamiętam również, że taką najbarwniejszą postacią ze szkoły był Pan Jasio techniczny, który pokazywał nam np. przejście podziemne do kanału burzowego z szatni. Dziewczyny żartowały sobie wtedy, że to z pewnością Pani Adamczyk - nauczycielka historii trzyma tam swoich uczniów. Moje lata szkolne to były również czasy, kiedy można

Jak wyglądała Twoja studniówka? Co by nie mówić, studniówka była klimatyczna, bo w centrum olimpijskim. Jakoś tak się śmiesznie złożyło, że często mieliśmy tam zawody o Puchar Polski na ergometrze wioślarskim, więc byłem tam akurat częstym gościem. Kto jest Twoim idolem? Wydaje mi się, że z każdej osoby można czerpać przykład. Chociażby ostatnio w górach spotkałem się ze Staszkiem Karpielem-Bułecką, który śpiewa w zespole Future Folk. Wiadomo, jak połowa górali jest muzykiem, ale również i sportowcem. Spotkaliśmy się w czasie 19


nocnego wejścia na skiturach na Kasprowy Wierch, gdzie prowadził mnie z kolegami. Zaimponował mi tym, że naszej wspinaczki nie traktował jako wyczyn i nie był ślepo zapatrzony w zdobycie góry, ale przez cały czas naszego podchodzenia dbał o chłopaków, którzy wolniej szli, dotrzymywał im tempa i towarzystwa. Pokazuje to, że z każdego można czerpać dobre wzorce.

Jakie są Twoje plany na przyszłość? Na pewno chcę rozwijać idee wioślarstwa jako sportu amatorskiego w Warszawie oraz wielopokoleniowości. Ludzie powinni wiedzieć, że przez całe życie można uprawiać sport i trzymać się jednego klubu oraz wiązać z nim swoje życie.

Food Art, czyli dosłownie sztuka kulinarna Liśka Żołek Wszyscy widzieliśmy kiedyś piękne martwe natury lub obrazy przedstawiające przygotowywanie posiłków. Jedzenie jest bardzo popularnym tematem w sztuce, ale co by było gdybyśmy odwrócili strony i zamiast farb, płócien i ołówków stworzyć kompozycje używając jedynie jadalnych materiałów? Z pomocą przychodzi Food Art, który stwierdzenie “sztuka kulinarna” bierze bardzo dosłownie. Żeby zacząć tworzyć jadalne obrazy nie potrzeba w zasadzie zdolności plastycznych - liczy się pomysł i cierpliwość! Przedstawiam wam 3 moje prace, które powstały podczas przygotowywania tego artykułu! Na pierwszy ogień idzie owocowa tęcza. Idealny pomysł, żeby łatwo oczarować gości podczas przyjęcia lub imprezy (oczywiście z zachowaniem zasad bezpieczeństwa). Do przygotowania zostały użyte arbuz, melon kantalupa, ananas, mango, kiwi i jagody, ale oczywiście możecie zastąpić owoce, których nie lubicie i puścić wodze fantazji. Chmurki powstały z jogurtu naturalnego z dodatkiem miodu i skórki z limonki. Następna jest krówkowa owsianka. Bo przygotowania potrzebne będą: o 40 g płatków owsianych górskich o Szklanka mleka lub napoju roślinnego o 20 g odżywki białkowej (waniliowej lub karmelowej) o Cukierek krówka o Wybrany słodzik Płatki z odżywką gotujemy na mleku, dodajemy słodzik i pokruszoną krówkę. Teraz najciekawsza część, czyli dekoracja. Możemy do niej użyć owoców, jogurtu, kakao lub roztopionej czekolady. Ogranicza nas tylko wyobraźnia (no i zawartość lodówki).

20


Ostatnią propozycją jest tortilla z warzywami, przedstawiająca szalonego kapelusznika z Alicji w Krainie Czarów. Kapelusznik powstał z papryki, kiełków, buraka, marchwi, kremowego serka do smarowania, pomidora i ogórka. Możecie tworzyć wasze ulubione postacie z filmów na talerzu. Food art to bardzo ciekawy sposób na przełamanie rutyny przygotowywania posiłków. Warto czasem poeksperymentować i wbrew zakazom rodziców z dzieciństwa „pobawić się jedzeniem”.

BUNT W SZTUCE celem jest popularyzacja sztuki stworzonej przez osoby nastoletnie. Projekt bazuje na gromadzeniu i poszerzaniu bazy restauratorów, kawiarni, bibliotek i innych lokali użytkowych, które umożliwiają nam wystawienie prac artystycznych. Na dzień dzisiejszy jesteśmy w kontakcie z kilkunastoma lokalami, które zgodziły się z nami współpracować. Pierwsze wystawy są zaplanowane na marzec: w klubokawiarni „Jaś i Małgosia” od 5 marca, w kawiarni Cafe Kulturalna (wernisaż odbędzie się w weekend 6 i 7 marca) oraz w kawiarni Coffee Karma od 6 marca. O następnych wystawach będziemy na bieżąco

Pomysł na projekt społeczny „Bunt w sztuce” zrodził się w naszych głowach kilka miesięcy temu i mimo tego, że przez rozwój pandemii zmienił on kilkukrotnie swoją formę, postanowiliśmy działać teraz, w okresie, w którym zainteresowanie sztuką i rozwojem artystycznym zostało zastąpione przez Netflixowe seriale i jaskrawy ekran monitora. Zależy nam na promowaniu sztuki nastolatków, ponieważ uważamy, że nasze zdanie i gust artystyczny są ignorowane przy definiowaniu sztuki. Jako młodzi ambitni ludzie często spychamy działalność artystyczną na drugi plan, zapominając o jej licznych zaletach. Zauważając wyraźny deficyt wiedzy o sztuce oraz twórczości artystycznej wśród naszej lokalnej społeczności szkolnej postanowiliśmy pobudzić kreatywność oraz zainteresowania naszych rówieśników. „Bunt w sztuce” to inicjatywa o bardzo szerokim spektrum aktywności, której 21


informować na naszym Instagramie @buntwsztuce, gdzie możecie znaleźć również dzieła wysyłane do nas przez młodych ludzi. Jesteśmy w trakcie tworzenia „Warszawskiej mapy sztuki nastolatków”. Będzie to wirtualna mapa dostępna na naszej stronie Internetowej z oznaczeniami dotyczącymi konkretnych lokalizacji punktów usługowych, w których będziecie mieli możliwość obejrzenia prac na żywo. Przy każdym dziele sztuki będą również zamieszczone informacje o nim oraz imię i nazwisko jego autora.

ogólnowarszawską społeczność ludzi zainteresowanych sztuką, która będzie uczestniczyła w realizowanych przez nasz warsztatach artystycznych. Zależy nam na rozwoju talentu osób aktywnie działających w szerokim zakresie sztuki, ale też na docieraniu do osób, które na te tematy wiedzą mniej. Planujemy organizowanie wirtualnych wydarzeń na naszej stronie internetowej wywiadów i wykładów z interesującymi osobami, podcastów, szkoleń online z malarstwa lub innych technik, jak również kursów dotyczących historii sztuki. Oprócz tego chcemy organizować grupowe wydarzenia, takie jak wspólne malowanie „grupowych obrazów”, tworzenie murali, koordynowanie artystycznymi dniami tematycznymi w szkołach czy tworzenie innych akcji społecznych związanych ze sztuką.

W drugiej fazie projektu zamierzamy rozszerzyć nasze działania w zakresie promocji aktywności artystycznych wśród młodzieży. Chcemy stworzyć

Zachęcamy do wysyłania waszych prac na maila: buntwsztuce@gmail.com oraz dzielenia się pomysłami a propos rozwoju naszej inicjatywy.

22


MAGAZYN ŻET MARZEC/KWIECIEŃ2021 (numer 17) REDAKTORKI NACZELNE: ZUZANNA HUTNA, ALICJA KONTKIEWICZ, MARTA NAJDA REDAKTORKI: OLIWIA BIADUŃ, NATALIA KWOLEK, AMELIA CZERCZER, LENA BABLED, OLIWIA ŻOŁEK, KOREKTA: ZUZANNA HUTNA, JADWIGA MIK, MARIA WOLSKA SKŁAD: MARTA NAJDA OKŁADKA: ALICJA SZADURA

23


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.