Maluchy 3 miasta nr 8/2014

Page 1

egzemplarz bezpłatny

MAGAZYN RODZINNY

3

www.maluchy3miasta.pl numer

8

(30)

Ozdoby choinkowe

Redakcyjne

przygotowania do Świąt Noworoczne postanowienia Rodzina – drużyna, z wizytą u Ani i Marcina Kamińskich

2014

GRUDZIEŃ


Drogie Gdańszczanki, Drodzy Gdańszczanie! Święta Bożego Narodzenia to czas radości, miłości i spokoju. To również czas refleksji nad tym, co w naszym życiu ważne. Za chwilę zasiądziemy do wigilijnych stołów, podzielimy się opłatkiem w gronie najbliższych i wspólnie zaśpiewamy kolędy. Życzymy, aby ten czas upłynął Państwu w ciepłej, rodzinnej i pełnej harmonii atmosferze, a Nowy Rok niechaj przyniesie nam wszystkim, Gdańszczanom – dużo zdrowia, pomyślności, optymizmu, radości w oczach i nieustannego zaangażowania w tworzenie Miasta, szytego na miarę naszych wspólnych potrzeb.

Bogdan Oleszek

PRZEWODNICZĄCY RADY MIASTA GDAŃSKA

Paweł Adamowicz

PREZYDENT MIASTA GDAŃSKA

Prawdziwie radosnych Świąt Bożego Narodzenia oraz uśmiechu i życzliwości na każdy dzień Nowego Roku, życzy Jarosław Wałęsa Poseł do Parlamentu Europejskiego


Od redakcji

Już za parę dni święta i świąteczny okres, który skłania do refleksji nad własnym życiem. W tym roku wydarzyło się naprawdę dużo. Część z nas przeżyła najważniejsze chwile w swoim życiu, swoje wzloty i upadki, które nas zmieniają. Stajemy się lepsi, bardziej doświadczeni. Dla mnie osobiście ten rok był naprawdę przełomowy. Na świecie pojawił się mój syn, który narobił niezłego – pozytywnego – zamieszania w naszym rodzinnym domu. Ale on właśnie otworzył mi oczy na nowe doświadczenia, ponownie wróciłam do zapomnianych już pieluch i dylematów młodej matki. On też w pewnym sensie przyczynił się do zmian, jakie w 2014 roku zaszły w magazynie „Maluchy3miasta”, i dał mi siłę, aby stawiać czoła przeciwnościom i nie zbaczać z obranej drogi. Miniony rok nie należał do łatwych, gdyż łączenie roli matki i pełnoetatowej pracy nastręcza trudności, ale czego się nie robi dla pasji. Za chwilę wkroczymy w nowy rok, który – taką mamy nadzieję – nie będzie gorszy od poprzedniego. Myślę, że będzie nawet lepszy! Przynajmniej my w redakcji tak uważamy. Pomysłów na kolejne dwanaście miesięcy mamy wiele, pracy także. Dzięki Wam „Maluchy3miasta” kwitną, a my nabieramy wiatru w żagle. Cieszy nas liczba fanów na FB, radość sprawiają nam serdeczne i ciepłe listy, które przysyłacie do redakcji, miły jest każdy gest sympatii, z jakim się spotykamy na co dzień. Zgodnie z tradycją prosimy też Was o wyrozumiałość i życzliwość. Czytajcie i – jeśli tylko macie ochotę – dołączcie do nas. Piszemy i tworzymy M3M dla Was – rodzin w Trójmieście i okolicach. Do usłyszenia w nowym roku!

Wszystkim Wam życzymy wesołych, rodzinnych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia.Niech te Święta i wigilijny wieczór, a także cały nadchodzący Nowy Rok upłyną Wam w szczęściu i radości. w imieniu całego zespołu redakcyjnego Małgorzata Tysarczyk-Darska redaktor naczelna M3M

W numerze 4 • Małe łapki lepią pierogi – czyli

redakcyjne przygotowania do świąt

6 • Jestem z Trójmiasta – czyli

rodzina‑drużyna, z wizytą u Państwa Kamińskich,

9 • Robimy samodzielnie ozdoby choinkowe

10 • Kolabusy – strony dla dzieci 11 • Zwierzęta w betlejemskiej szopce i w gdańskim ZOO

14 • Postanowienia noworoczne 15 • Mieszkanie kontra lokata – porady specjalisty

16 • Kolorowanka dla dzieci 17 • Kultura 18 • Redakcja poleca – przed i na Święta Bożego Narodzenia

MEGA PAKA DLA SŁODZIAKA

do wygrania: ATRAKCYJNE PACZKI

zasady konkursu:  pobierz ze strony www.maluchy3miasta.pl szablon rysunku „2015”  udekoruj go według własnego pomysłu i prześlij skan gotowej pracy na adres: konkurs@maluchy3miasta.pl  udostępnij plakat konkursowy na swojej tablicy FB na prace czekamy do 19.01.2015 r. informacje i regulamin konkursu dostępny na stronie

3 ZESKANUJ KOD, DOWIESZ SIĘ WIĘCEJ

www.maluchy3miasta.pl Bezpłatny Magazyn Rodzinny Wydawca: DASKO MEDIA Gdańsk Redakcja: DASKO MEDIA ul. Do Studzienki 34 b 80-227 Gdańsk redakcja@maluchy3miasta.pl www.maluchy3miasta.pl

Szukaj nas na:

Redaktor naczelna: Małgorzata Tysarczyk-Darska malgorzata@maluchy3miasta.pl tel. 506 104 536 REKLAMA: Katarzyna Panc Szef działu reklamy, z-ca redaktor naczelnej katarzyna@maluchy3miasta.pl tel. 506 036 170 Redaktor prowadzący i opieka dziennikarska Magda Bukowska-Popek magda@maluchy3miasta.pl

Wydarzenia i Redakcja Kinga Jatkowska Sekretarz redakcji kinga@maluchy3miasta.pl kontakt@maluchy3miasta.pl tel. 504 236 250 Skład GRAFIKO, Krzysztof Pałubicki grafiko@grafiko.gda.pl Fotografia na okładce © Imcsike – Fotolia.com Redakcja nie zwraca niezamówionych tekstów i materiałów redakcyjnych oraz nie ponosi odpowiedzialności za treść nadesłanych materiałów reklamowych.


Temat z okładki

Małe łapki lepią pierogi, czyli redakcyjne przygotowania do świąt

tekst: Magda Bukowska, zdjęcia: Agnieszka Dróżdż

Pierogi, makowiec, bombki na choinkę, prezenty – to wszystko można kupić w sklepie, nawet 24 grudnia. Jednak, jak mówi mądre przysłowie, najpiękniejsze są chwile przed spełnieniem. Nie zapominajmy więc, że Boże Narodzenie bez względu na jego wymiar religijny jest też świętem rodzinnym – magiczną chwilą, kiedy spotykamy się całymi rodzinami przy wspólnym stole. Razem cieszymy się z narodzin Jezusa, razem śpiewamy kolędy, jemy, chodzimy na spacery i obdarowujemy się prezentami, żeby choć trochę odciążyć Mikołaja. Co tak naprawdę pozostanie z atmosfery świąt, jeśli w biegu w ostatniej chwili dostarczymy do domu niezbędne wiktuały i zdyszani siądziemy do stołu, „bo tak trzeba”? Co to za święta, które nie pachną pomarańczami, domowym piernikiem i płynem do mycia okien? Przygotowania do świąt są równie ważne, jak sama wigilijna kolacja. To one tworzą podniosłą atmosferę wielkiego oczekiwania. My, redakcja M3M, postanowiliśmy o tym nie zapominać. Zaprosiliśmy więc wszystkie nasze redakcyjne pociechy na wspólne lepienie pierogów i rozmowy o świętach, prezentach i najbardziej oczekiwanym przez nich gościu – Mikołaju. Nie będziemy oszukiwać – siedmioro dzieci i mąka oznacza spory bałagan. Ale ile radości!

4


Małe łapki znacznie chętniej rzucają w siebie mąką i rozsypują ją na stole, by w „śniegu” umieszczać świąteczne napisy, niż lepią pierogi. Bo one dobrze wiedzą, że choć pierogi są ważne, to jednak nie najważniejsze. Mimo wszystko jakoś się udało. Przy wydatnej pomocy szóstki urwisów (siódmy ma pół roczku i błogo przespał większość zabawy) przygotowaliśmy całkiem foremne i bardzo smaczne pierogi, których jednak nikt z nas nie poda w Wigilię swoim gościom. Dlaczego? To chyba oczywiste. Gotowanie okazało się bardzo męczące, a pierogi bardzo smaczne... zostały więc pochłonięte na miejscu. Wyręczanie dzieci we wszystkim i niewłączanie ich do prac domowych to duży błąd. Wprawdzie bez ich pomocy zapewne zrobimy wszystko lepiej i szybciej i z całą pewnością będziemy mieli mniej sprzątania, ale równocześnie odbierzemy im ogromną frajdę z uczestniczenia w tym ważnym wydarzeniu. A dzieci chcą w nim uczestniczyć. Z radością podchodzą do robienia pierników i babeczek (na nasze spotkanie 11-letnia Julka przyniosła babeczki własnej produkcji). Mniej chętnie sprzątają – do czego śmiało się przyznają. Jest jednak coś, co uwielbiają robić chyba wszystkie. To ubieranie choinki. – Bez niej nie wyobrażam sobie świąt – przyznaje 12-letni Alex. Także 9-letnia Agata zapytana o ulubione świąteczne obowiązki wymienia strojenie drzewka. – Nie mogę się już tego doczekać – mówi. Julka i Nadia (6 lat) zgodnie jej wtórują. – Ja lubię też dekorować stół do kolacji – dodaje Nadia. Dziewczyny ochoczo, z zapałem podejmują się także innych świątecznych zadań. Jakich? A choćby przygotowywania prezentów. Wszystkie trzy uważają wprawdzie, że to głównie zadanie Świętego Mikołaja (na którego niecierpliwie czekają), ale twierdzą, że starszemu panu należy trochę pomóc. Czy mają już jakieś pomysły? Julka dla wszystkich kobiet w rodzinie szykuje kolczyki. Panowie dostaną obrazki. Nadia stawia na laurki. Agata nie chce zdradzać konkretów, żeby się nie wydało. – Już w listopadzie wypytuję wszystkich, co chcieliby dostać, żeby umieścić ich prośby w liście do Mikołaja. Pomagam też mamie wybierać, robić i pakować prezenty. A z tatą gotuję, bo mama nie umie – dodaje otwarcie. 6-letni Bartek jest zbyt zajęty zabawą, by włączyć się do rozmowy o świątecznych obowiązkach. A Sebastian, który nie ma jeszcze trzech lat, też nie wydaje się specjalnie zainteresowany tematem. Obaj panowie jednak natychmiast się ożywiają, gdy podejmujemy wątek prezentów. My pytamy o to z pewną obawą, mając na względzie zasobność sakiewki Mikołaja, ale przede wszystkim niepokojąc się, czym też dzieci nas zaskoczą. Czy ich lista życzeń pokryje się z blokiem reklam w popularnych stacjach telewizyjnych? Czy dzieci dostarczą nam wywww.maluchy3miasta.pl

cięte z gazet obrazki wraz z ceną i informacją o promocji? Na szczęście nie jest tak źle. Sebastian, choć tak młody, ma bardzo konkretne marzenie. – Poprosiłem Mikołaja o statek. Statek piratów – mówi z dumą. – Coś jeszcze – pytam? – Statek. Statek jest najważniejszy – pada zdecydowana odpowiedź. Bartek jest w trudniejszej sytuacji. Ciągle zmienia zdanie, dopisuje, skreśla, poprawia. – Zrobiłem już bardzo dużo listów i jeszcze napiszę – mówi. – Dlaczego tak dużo? – No bo jeden pisałem w Fabryce Świętego Mikołaja i kilka w domu, żeby Mikołaj na pewno jakiś dostał – tłumaczy 6-latek. – Ale nie wiem, czy coś z tego będzie, bo mama mówi, że pewnie dostanę tylko rózgę – zdradza smutnym głosem. – A zasłużyłeś? – pytam poważnie. – Trochę tak... – przyznaje Bartek. – Ale może Mikołaj myśli inaczej... Jeśli faktycznie tak jest, to może wybierze coś z listy Bartka, np. samolot Lego Technic albo katapultę ogniową. Najstarszy Alex listów nie pisze. Co nie znaczy, że nie wie, czego chce. Przeciwnie – wie i to bardzo dokładnie. – Kontroler do komputera i grafikę 14 – mówi jednym tchem. – I małego kota – dodaje szybko, choć jak sam przyznaje, tata na taki prezent na pewno się nie zgodzi. Widać jednak, że kot to nie chwilowa fanaberia. Przez całe kilkugodzinne spotkanie Alex właściwie bez przerwy trzyma na kolanach jednego z trzech towarzyszących nam dzisiaj kotów. Bratu wtóruje Nadia. Choć na jej liście do Mikołaja jest też wiele innych rzeczy, natychmiast dołącza się do prośby Alexa. – O tak, kotka. Niech Mikołaj przyniesie nam kotka – wzdycha, głaszcząc zwierzaka. A o czym marzą dziewczynki? Nadia poza kotem marzy też o lalce Venus z serii Monster High, dwóch Zelfach do dekoracji i torebce z jej idolami One Direction. – I jeszcze lalka biała i fioletowa, no i kotek – dodaje szybko. Julka też wie, czego chce. – Książkę przygodową Igrzyska śmierci, samojezdną deskę, sprzęt do robienia kolczyków i... węża – wymienia. – Węża? – upewniam się. – Tak, choć może to jednak nie najlepszy pomysł... – dodaje po zastanowieniu. Agata ma nadzieję na niespodzianki, dlatego jej lista zawiera tylko to, co jest jej absolutnie niezbędne. – Trzy słoniki... mówić kolory? – pyta. – Nie, nie trzeba – odpowiadam szybko. – Dobra, Mikołaj wie, bo to muszą być konkretne słoniki, do słoniowych rodzin... – Coś jeszcze? – podpytuję. – Tak, łóżeczka dla moich przytulanek, bo w moim jest już nam za ciasno i one wolą mieć własne... i klocki. – Jakieś konkretne? – Tak, takie duże plastikowe, takie, jakie mam, ale potrzebuję więcej, żeby móc tworzyć większe miasta. I to wszystko, ale mam nadzieję, że Mikołaj przyniesie też coś, czego się nie spodziewam – dodaje. Sześciomiesięczny Kuba na temat prezentów się nie wypowiada. Mikołaj będzie musiał wysilić wyobraźnię i sam coś wymyślić.

Moment wręczania prezentów jest – co zrozumiałe – najbardziej lubianą przez dzieci częścią świąt. Ale młodzi ludzie cenią też inne chwile. – Uwielbiam Wigilię u dziadków i święta w domu, kiedy gramy z rodzicami w różne gry – mówi Agata. Nadia czeka najbardziej na ubieranie choinki i... ciasta. To jej ulubione potrawy świąteczne. – A ja się cieszę, że nie ma szkoły i że pół nocy siedzimy u rodziny i nikt nas nie goni do łóżek – przyznaje Julka. Przerwę w szkole docenia też Alex. – Mam tylko nadzieję, że będzie śnieg, bo już się nie mogę doczekać, kiedy pojadę na snowboard – zdradza. Co lubią najmłodsi? Sebastian czeka na Mikołaja i „całe święta”. Bartek podobnie. Jako niezbędne elementy świąt dorzuca jeszcze choinkę i lampki. O potrawach, które tak dzielnie przygotowujemy, dzieci nie wspominają. – Nie przepadam za świątecznym jedzeniem. Czekam na ciasta – wyznaje Alex (zupełnie jak jego młodsza siostra). Agata, która nie lubi ciast, ma jeszcze większy problem z wybraniem ulubionego świątecznego dania. – Opłatek – mówi w końcu. – I jeszcze jem rybkę w panierce. Niczego więcej nie lubię. Julia dla odmiany czeka na pierogi. Prawie tradycyjne. – My dostajemy w święta pierogi z jagodami, bo innych nie jemy – mówi w imieniu swoim i młodszego brata Bartka. – I jeszcze lubię uszka z barszczu, a właściwie nie całe uszka, tylko samo ciasto – przyznaje. Jak widać, to co postawimy na świątecznym stole, ma znaczenie tylko dla dorosłych. Dzieci cieszą się na myśl o czasie spędzonym z rodziną, o wspólnych grach i zabawach. Z utęsknieniem wypatrują też choinki, dwóch tygodni wolnego i oczywiście Mikołaja. Trzymamy kciuki, by i tym razem nie zawiódł i przygotował dla nich dokładnie to, o czym marzą. Wesołych Świąt!

5


Jestem z Trójmiasta

Rodzina – drużyna! Pasja. To słowo, które najlepiej opisuje wszystkich członków rodziny Kamińskich. Choć różnią się cechami charakteru i zainteresowaniami, wszyscy mają niepohamowany apetyt na życie. A spoiwem łączącym całą trójkę jest... sport. Zacznijmy jednak od początku...

– Chciałabym przedstawić Was Czytelnikom. Pomożecie mi? – Nasza rodzina – najbliższa rodzina – jest trzyosobowa. Ania, czyli ja, mój mąż Marcin i nasza córka Natalia. Mam 36 lat, z wykształcenia jestem magistrem zarządzania i marketingu na UG. Do niedawna pracowałam w instytucji finansowej, ale po 12 latach postanowiłam się z nią pożegnać, by poświęcić się rodzinie, pasjom, a w niedalekiej przyszłości pomyśleć o własnym biznesie. Obecnie jestem Matką Polką i zdecydowanie nie narzekam. Jestem totalną ekstrawertyczką i optymistką, nerwusem i gadułą. Działam impulsywnie, nie lubię stagnacji. Jestem wielką miłośniczką kotów. Pasjonuję się sportem, podróżami, fotografią, lotnictwem i himalaizmem – niestety biernie.

6

Marcin, 37 lat, z wykształcenia matematyk, pracuje jako kierownik działu informatycznego w jednej z gdańskich spółek giełdowych. Dla odmiany jest absolutnym introwertykiem, co nie przeszkadza mu być jednocześnie optymistą. Jest niesamowicie opanowany – nic nie jest w stanie wyprowadzić go z równowagi. Choć działa racjonalnie, jednocześnie jest nadaktywny – zawsze gotowy rozegrać mecz koszykówki. Przy okazji pochłania słodycze w ilościach hurtowych (śmiech). Największe pasje Marcina to oczywiście sport i podróże. No i najmłodszy członek rodziny, czyli nasza niespełna 7-letnia córka Natalka, która w tym roku została uczennicą. Natalia jest wielką miłośniczką zwierząt, szczególnie kotów. Uwielbia też sport w każdej postaci – trenuje koszykówkę – oraz wszelkie prace plastyczne.

Od najmłodszych lat zarażona jest także wirusem podróżniczym. – Nie trzeba być specjalnie spostrzegawczym, by zauważyć, że sport kochacie wszyscy. – To prawda. Każdy z nas jest inny, ale mamy wiele wspólnych pasji. Sport jest chyba największą. Mamy to zakodowane. Oboje z mężem trenowaliśmy lekkoatletykę w Sopockim Klubie Lekkoatletycznym. Marcin – skok w dal i trójskok, ja – rzut oszczepem i siedmiobój. Poznaliśmy się w klubie i choć nasze „karierki” już się skończyły, pozostaliśmy aktywni. Szczególnie Marcin, który regularnie gra w koszykówkę, ostatnio m.in. w sopockiej lidze oldboyów. Nic więc dziwnego, że od początku staramy się – z dobrym skutkiem – zaszczepić miłość do ruchu Natalii. Nasza


www.maluchy3miasta.pl

– Jesteśmy miłośnikami wielu, a właściwie wszystkich dyscyplin sportowych. Dlatego z wielką radością przyjęliśmy pojawienie się w Trójmieście męskiej oraz żeńskiej drużyny siatkówki na ekstraklasowym poziomie. Natalka, która na meczach była (i w tej chwili wciąż jeszcze jest) bardziej zainteresowana zabawą niż śledzeniem wyniku, fakt ten powitała z entuzjazmem – ot, jeszcze więcej możliwości wychodzenia na mecze (śmiech). Obecnie jesteśmy stałymi bywalcami meczów koszykarzy Trefla Sopot, siatkarzy Lotosu Trefla Gdańsk oraz siatkarek Atomu Trefla Sopot. Trochę szkoda, że na regularne bywanie na meczach innych trójmiejskich drużyn brakuje już czasu, ale śledzimy wyniki piłkarek ręcznych Vistalu Gdynia, żużlowców Wybrzeża czy trójmiejskich drużyn rugby. Staramy się też bywać na imprezach niezwiązanych z drużynami z Trójmiasta. Całą rodziną doskonale bawiliśmy się na siatkarskich mistrzostwach świata (w tym na meczu otwarcia na Stadionie Narodowym), piłkarskich meczach Euro 2012, a także na lekkoatletycznych Halowych Mistrzostwach Świata w Ergo Arenie. Wydarzeń sportowych, których nasza córka była naocznym świadkiem, było tak dużo, że nie umiałabym ich wymienić. Po prostu zabieramy Natalię na wszystkie imprezy, które nam wydają się ciekawe i dostarczają emocji sportowych. Dzięki przyzwyczajaniu malucha od najmłodszych lat do tego, że hala sportowa, stadion mogą być świetnym miejscem na spędzenie wolnego czasu, osiągnęliśmy tak ważny dla nas kompromis – my, jako dorośli i rodzice, mamy możliwość obejrzenia meczu, zawodów na żywo, córka świetnie się wówczas bawi, a przy tym wszyscy spędzamy wspólnie czas i dzielimy nasze zainteresowania. Czy może być większa frajda dla rodziny? – Kiedy mówiłaś o pasjach Waszej rodziny, przy każdym imieniu poza sportem pojawiły się też podróże. – To nasza druga ogromna pasja, która – co zabrzmi pewnie trochę banalnie i górnolotnie – stanowi w pewien sposób sens naszego życia. Mówiąc wprost, mamy totalnego hopla na punkcie wyjazdów. Praktycznie każdy dzień zaczynamy od śledzenia promocji lotniczych i gdy tylko trafi się jakaś perełka, ruszamy. Czasem na kilka dni, czasem są to wyjazdy jedno– lub dwudniowe. Wszystko zależy od tego, na ile pozwalają czas i finanse. Jeśliby zrobić bilans takich wyjazdów, to okazuje się, że wypadają nam one co kilka, kilkanaście tygodni. Zdarza się nam wyskoczyć zarówno do ciepłych krajów basenu Morza Śródziemnego, jak i na weekend do chłodnej Skandynawii, żeby za chwilę odwiedzić Park Dinozaurów koło Opola. Nasza ulubiona forma podróżowania wygląda następująco: po przylocie wynajmujemy samochód i ruszamy w drogę z przygotowaną wcześniej mapą najciekawszych punktów. Nie ma dla nas lepszego sposobu zwiedzania niż bycie sobie sterem, żeglarzem, okrętem. Bakcyla podróży zaszczepiliśmy Natalce równie

REKLAMA

córka uwielbia startować w różnych zawodach (gdański triathlon, bieg Verve Run, dziecięce zawody koszykarskie itp.) i bylibyśmy szczęśliwi, gdyby w przyszłości zdecydowała się na uprawianie którejś z dyscyplin sportowych – wybór oczywiście pozostawimy jej. – Wiem, że nie tylko lubicie sami się ruszać. Podobno jesteście najwierniejszymi kibicami, o jakich może marzyć drużyna... Komu tak kibicujecie? – Jako miłośnicy sportu jesteśmy szczęściarzami, że mieszkamy w Trójmieście, gdzie wybór drużyn sportowych, którym można kibicować, jest naprawdę spory. Jesteśmy rodowitymi sopocianami, więc naturalnym wyborem było dla nas kibicowanie koszykarzom Trefla Sopot. Miłość do Trefla swego czasu stanowiła niemałą część naszego życia, zarówno narzeczeńskiego, jak i później małżeńskiego. Oprócz regularnych wizyt na meczach w Sopocie (wcześniej również w Gdańsku) zaczęliśmy za naszą drużyną jeździć po całej Polsce, a następnie Europie. Wyjazdy autokarowe do Grecji, Włoch, na Litwę, lotnicze do Hiszpanii czy samochodowo-kolejowe do Rosji na długo zostaną w naszej pamięci. Do dziś wspominamy sytuacje, gdy wracaliśmy np. o szóstej rano z meczu wyjazdowego, po drodze świętując zdobycie tytułu mistrza Polski, i na godzinę 8 szliśmy do pracy. Współpracownicy już wiedzieli, kiedy można było spodziewać się naszych wniosków urlopowych – wystarczyło, że zerknęli do terminarza gier Trefla… (śmiech). – Natalia podziela Waszą radość z kibicowania? – Gdy urodziła się córka, siłą rzeczy ograniczyliśmy kibicowanie drużynie na wyjazdach. Nie zmienia to faktu, że kibicami „stacjonarnymi” byliśmy i jesteśmy w dalszym ciągu. Od małego pokazywaliśmy Natalce, że Trefl, hala sportowa to naturalne elementy naszego życia. Można więc powiedzieć, że córka nie miała innego wyboru niż zostać kibicem Trefla (śmiech). Powiedziałabym, że była nim od urodzenia, ale byłoby to pewne przekłamanie. W meczach „uczestniczyła” już, będąc w brzuchu mamy. Ostatni mecz „po tamtej stronie” (z Polpharmą w Starogardzie Gdańskim) „zaliczyła” trzy tygodnie przed porodem, a jako 3-miesięczny niemowlak pojawiła się na otwartym treningu koszykarzy, oczywiście obowiązkowo w koszulce Trefla oraz z mikroskopijnym szaliczkiem z logo klubu. W późniejszym czasie, w miarę dorastania córki, staraliśmy się zabierać ją na mecze. Myślę, że mieliśmy dużo szczęścia – gwar meczowy, atmosferę hali Natalka polubiła od początku. Gdybyśmy widzieli u niej opór, musielibyśmy wstrzymać się z pokazaniem córce uroków widowisk sportowych, na szczęście nie było takiej potrzeby. Cieszyło nas to niezmiernie, bo mieliśmy możliwość pogodzenia naszej pasji kibicowania ze wspólnym spędzaniem chwil w gronie rodzinnym. – Rozumiem, że drużyna koszykarzy Trefla Sopot to Wasza największa miłość. Jedyna?

7


REKLAMA

8

wcześnie jak sportowego i jesteśmy niezmiernie szczęśliwi, że oba w dalszym ciągu działają. Największą radością jest dla mnie pytanie córki: „kiedy znowu gdzieś się wybierzemy?”. W najbliższych dniach planujemy wizytę w Stambule, a na półce czekają już trzy bilety na marcowy koncert Stinga w Krakowie – będzie to też dobry pretekst do powłóczenia się chwilkę po górach. A co dalej? Czas (i promocje biletów lotniczych) pokaże. Najciekawsze w posiadaniu dwóch takich pasji jest to, że w dużej mierze da się je połączyć. Niemal każdy nasz wyjazd zawiera jakiś pierwiastek sportowy– a to uda się pogodzić wizytę w Amsterdamie ze zwiedzaniem stadionu Ajaxu, a to wpaść na mecz piłkarski w stolicy Macedonii, innym razem wdrapać się na szczyt skoczni narciarskiej w Trondheim, a jeszcze kiedy indziej zaliczyć lekkoatletyczne zawody prestiżowej Diamentowej Ligi w Sztokholmie. Nie ma większej frajdy niż połączenie przyjemnego z poży…, z też przyjemnym! (śmiech). – Liczycie państwa, w których byliście, lub mecze, które razem obejrzeliście? – Ostatnio z czystej ciekawości pokusiliśmy się o zaznaczenie na mapie odwiedzonych przez nas krajów. Wynik nas zaskoczył, bo okazało się, że Natalka ma już na koncie wizyty w ponad 20 państwach, my dobijamy do czterdziestki… Absolutnie jednak nie o liczby czy rekordy tutaj chodzi – to po prostu nasz styl życia. Można powiedzieć, że jesteśmy kolekcjonerami wrażeń, emocji i przeżyć. Wychodzimy z założenia, że tego, co zobaczymy, co uda nam się przeżyć, czego doświadczyć, nikt nam już nie odbierze – no chyba że amnezja, ale od czego są tysiące fotek…? (śmiech). Mamy wielki apetyt na życie i to olbrzymie szczęście, że możemy i chcemy wspólnie przeżywać takie chwile. A że udało nam się również zaszczepić w dziecku taki pomysł na życie, tym większa satysfakcja. Czy w przyszłości Natalka będzie zainteresowana uczestniczeniem w wydarzeniach sportowych (zarówno czynnym, jak i z pozycji krzesełka kibica), czy będzie głodna nowych podróży? Tego nie wiemy. Bardzo chcielibyśmy, aby tak się stało, ale wybór będzie należał tylko do niej. My zrobiliśmy wszystko, aby pogodzić nasze zainteresowania z możliwościami i chęciami poznawczymi dziecka, i jak na razie nam się to udaje. Dzięki temu spędzamy ze sobą sporo czasu, nie możemy narzekać na brak zainteresowań, mamy wspólny bagaż wspomnień i doświadczeń. A to uważamy za wyjątkowo cenne i bardzo wiążące rodzinę. Od najmłodszych lat pokazujemy też córce, jak ważny jest w życiu kompromis i szanowanie potrzeb każdego z członków rodziny (nawet jeśli ten członek ma 6 lat i próbuje pyskowaniem przeforsować swoje zdanie (śmiech)). „Najpierw pójdziemy na bazar pooglądać starocie, choć wiem, że to dla Ciebie średnio pasjonująca rozrywka, ale za to potem jedziemy poszukać przytulnej zatoczki, gdzie będziesz mogła potaplać się w wodzie, dmuchaj już swoje kółko pływackie!”– i wszyscy zadowoleni. – Czy po tylu podróżach i odwiedzeniu tak wielu niezwykłych miejsc udaje Wam się jeszcze znaleźć coś interesującego w Trójmieście? – Oczywiście. Mimo że chęć smakowania świata jest w nas wielka, nie wyobrażamy sobie życia i mieszkania poza Trójmiastem. Tu czujemy się u siebie, w domu, tu mamy swoje miejsca, które regularnie odwiedzamy. Dla fanów różnorakich wydarzeń wybudowanie w naszym rodzinnym mieście takiego obiektu jak Ergo Arena było niemalże gwiazdką z nieba. Nie chcę, żeby to zabrzmiało jak kryptoreklama, ale wyobraźcie sobie: imprezy sportowe, wydarzenia kulturalne, koncerty, i to pod nosem. I disnejowska rewia na lodzie, i pokazy monster trucków, o meczach oczywiście już nie wspomnę. I na te wszystkie imprezy można zabrać brzdąca! No a PGE Arena? Plakaty z meczu Lechii z Barceloną czy koszulka, którą Natalka miała na sobie podczas meczu Euro 2012, są przechowywane w domowych pudełkach ze skarbami. Dla dzieciaków, dla rodzin, które kochają sport, ale także lubią uczestniczyć w wydarzeniach kulturalnych, Trójmiasto ma coraz szerszą ofertę – i na co dzień, i od święta. Trzeba z niej tylko korzystać! Rozmawiała: Magda Popek


Kiedy pada śnieg

Ozdoba choinkowa Choć sklepy uginają się pod ciężarem gotowych bombek i ozdób świątecznych, własnoręcznie wykonane dekoracje sprawią, że nasza choinka będzie wyjątkowa. Wiele ozdób wymaga jednak nie lada zręczności lub posiadania specjalnych sprzętów (np. pistoletów na klej). Są jednak i takie, które bez trudu zdołają wykonać nawet dziecięce ręce – a przecież to właśnie dla nich przygotowywanie zabawek na choinkę jest największą frajdą. Do najłatwiejszych dekoracji z pewnością należą łańcuchy, ale nie tylko. Poniżej prezentujemy jak zrobić bardzo prostą i efektowną ozdobę z kolorowego papieru – poradzi z nią sobie nawet kilkulatek.

1.

1

Przed rozpoczęciem pracy należ przygotować niezbędne materiały. Potrzebny będzie kolorowy papier (jednolity lub mozaikowy jak na obrazku), klej, linijka, ołówek, nożyczki i zszywacz. Na kartce rysujemy linie wyznaczające paski (równej szerokości – najlepiej ok. 2 cm). Od długości pasków zależy jak duża będzie ozdoba. Jeśli chcemy zrobić malutką bombkę wystarczy ok. 12 cm. Z 20 cm. pasków zrobimy sporą gwiazdkę. Potrzebujemy ok. 15 takich pasków.

2

2.

Wycięte paski składamy równo ze sobą. Wyznaczamy środek długości i w tym miejscu zszywamy je ze sobą.

3. 3

Bierzemy do ręki końcówkę pierwsze paska, smarujemy ją klejem i zaginamy do środka, tak by koniec paska dokleić do jego środka – przy samej zszywce. Jeśli mamy papier samoprzylepny, możemy zrezygnować z kleju. Wystarczy odciąć kilkumilimetrowy odcinek papieru zabezpieczającego i klejącą końcówkę przyłożyć do tego samego paska, jak najbliżej zszycia.

4

4. 5

W ten sam sposób postępujemy z kolejnymi paskami. Każdy z nich zginamy w tym samym kierunku. Pamiętajmy by sklejone części były podobnej szerokości, dzięki temu płatki będą do siebie bardziej podobne.

5.

Gdy wszystkie paski są już przyklejone – ozdoba gotowa. Wystarczy przymocować do jednego z płatków zawieszkę i już możemy powiesić ją na choince.

6.

Jeśli nie mamy jeszcze choinki, w oczekiwaniu na drzewko, spokojnie możemy ozdobić nim domową roślinę.

www.maluchy3miasta.pl

9


Kolabusy

Świąteczna krzyżówka 1. Kiedyś paliła się na choince - dziś na torcie 2. Dżentelmen ze śniegu 3. Wkładamy je pod obrus 4. „Piosenka” o narodzinach Jezusa 5. Dzielimy się nim przy wigilijnym stole 6. W niej urodził się Chrystus 7. Ozdoba choinkowa 8. Cicha..., święta... 9. Wymarzony prezent świąteczny (szczególnie jeśli w pobliżu jest ślizgawka) 10. Mali pomocnicy Mikołaja 11. Świąteczny miesiąc 12. Stroimy ją w grudniu 13. Pojazd Mikołaja 14. Pierwsza... to sygnał do rozpoczęcia wigilijnej kolacji 15. Mama Jezusa 16. Niegrzecznym dzieciom przynosi rózgi 17. Czerwononosy renifer 18. ... śpiewają, bydlęta klękają 19. Miasto, w którym narodził się Jezus 20. Mikołaj ma ich pełny worek 21. Jeden z darów, które przynieśli Trzej Królowie 22. Przeddzień Bożego Narodzenia

Rozwiąż krzyżówkę, hasło podeślij na adres: konkurs@maluchy3miasta.pl do dnia 9.01.2015r. Pierwsze 10 osób, które prześlą prawidłowe hasło otrzyma od nas „maluchowy” kubek. 10


Zwierzyniec

Zwierzęta

w betlejemskiej szopce i w gdańskim ZOO Wysłuchała Magda

Michał Targowski fot. Magdalena Bukowska

Bukowska, zdjęcia udostępnione przez Dyrektora Gdańskiego ZOO

Wielbłądy, woły, osiołki, baranki, kozy, domowe i egzotyczne ptactwo, a nawet słonie i lamy – rozmaitość zwierząt, jakie ustawia się w szopkach tworzonych z okazji narodzin Chrystusa, jest ogromna. Czy wszystkie te stworzenia faktycznie mogły być w tym szczególnym dniu w lichej stajence w Betlejem? Dlaczego w ogóle zwierzęta towarzyszyły Świętej Rodzinie po narodzinach Jezusa? I skąd wzięło się przekonanie, że zwierzęta w noc poprzedzającą Boże Narodzenie rozmawiają z ludźmi? Odpowiedzi na wszystkie te pytania zna Michał Targowski, dyrektor gdańskiego ogrodu zoologicznego. Jego opowieść jest tym bardziej niezwykła, że zarówno pan dyrektor, jak i zwierzęta z jego ZOO mają na koncie udział w rozmaitych świątecznych wydarzeniach. W jakiej roli? Przeczytajcie. www.maluchy3miasta.pl

11


Zwierzyniec Silny wół i pracowity osioł Tradycja tworzenia żywych szopek sięga średniowiecza. Na początku XIII wieku pierwszą taką szopkę stworzył we Włoszech św. Franciszek z Asyżu – wielki przyjaciel zwierząt. Od tego czasu zwyczaj ten jest podtrzymywany, a nawet można powiedzieć, że się rozwija – nie zawsze jednak w zgodzie z tym, co wiemy na temat miejsca, w którym urodził się Chrystus. W niektórych

środek transportu, są też źródłem ciepłej wełny. Ludzie od stuleci zbierają zimowe runo, które wielbłądy zrzucają na lato, i wykorzystują je do produkcji ciepłej pościeli. Mówiąc o wielbłądziej wełnie, przypomniałem sobie zabawną historię z naszego ZOO. Gdy robi się ciepło, nasi pracownicy, aby ulżyć zwierzętom, biorą specjalne grabki i wyczesują naszym podopiecznym pozostałości zimowej sierści. Nie jest ona jednak do niczego wykorzystywana. Kiedyś jednak było inaczej. W PRL-u, gdy jak wiadomo wszystko miało inną wartość, jeden z naszych pracowników dostał zgodę, by zebrać wielbłądzią wełnę i ją wykorzystać. Udało mu się wypełnić kilkanaście worków i znalazł kogoś, kto wiedział co z tym zrobić. Wykonano mu z tej wełny parę wielkich, szalenie ciepłych skarpet. Był tylko jeden problem – skarpety okropnie gryzły (śmiech).

Pod jednym dachem

szopkach pojawiają się naprawdę fantastyczne zwierzęta, które nie miały prawa znaleźć się przeszło dwa tysiące lat temu w Betlejem. Zacznijmy jednak od tych, które jak najbardziej mogły odwiedzić Dzieciątko i złożyć mu pokłon. W pierwszej kolejności wymieniłbym dwa: woła i osła. Nieprzypadkowo te zwierzęta stały się niejako symbolem szopki. Dlaczego? Wół symbolizuje siłę, nie tylko fizyczną, ale także siłę charakteru, niezłomność. Z kolei osioł to wzór pracowitości, wierności i oddania człowiekowi. Dość niesprawiedliwie do osiołka przylgnęła łatka uparciucha i z tym najczęściej kojarzymy to wspaniałe zwierzę. Jeśli jednak chwilę się zastanowimy, to szybko dojdziemy do wniosku, że chyba żadne inne zwierzę nie pracuje tak ciężko i wiernie dla człowieka. Osła – różnej maści i wielkości, zależnie od szerokości geograficznej – spotkamy na całym świecie. Pracuje w kopalniach, dźwiga ciężkie juki po pustyniach i w górach, wozi na swym grzbiecie ludzi. Od wieków zarówno osioł, jak i wół były zwierzętami udomowionymi, a zatem miały prawo iść pokłonić się Chrystusowi.

Skarpety z wielbłąda Poza przedstawicielami tych dwóch gatunków w betlejemskiej szopce z pewnością były też inne zwierzęta. Przede wszystkim dwugarbne wielbłądy, które również towarzyszą człowiekowi od bardzo dawna i mogą funkcjonować w ekstremalnych warunkach atmosferycznych. Najczęściej to właśnie na nich (lub na koniach) do Betlejem przybywają Trzej Królowie. Wielbłądy służą ludziom jako

12

Wracając do zwierząt w stajence, zupełnie zrozumiała jest też obecność innych od dawna udomowionych gatunków: owiec i kóz. Wszystkie te zwierzęta żyją na terenie Azji Mniejszej i doskonale sobie radzą w tych trudnych warunkach. Szczególnie koza, która, jak wiadomo, zje wszystko. W naszym kraju to powiedzenie ma jednak inny wydźwięk. U nas oznacza, że koza wejdzie w szkodę, zje kwiaty z grządki, może pożuje jakiś niejadalny kawałek garderoby (śmiech). Na terenach, gdzie jest mało roślinności, gdzie brakuje wody i żyznej gleby, powiedzenie to oznacza, że sprytna koza jest w stanie wyżywić się dzięki suchym gałązkom i zdrewniałym pędom, które znajdzie. Dlatego należy bardzo uważać i nie zostawiać w zasięgu kozy miotły sorgo (czyli takiej z cieniutkich gałązek), bo koza może bardzo szybko wykorzystać ją niezgodnie z jej przeznaczeniem (śmiech). Równie „żarłoczne” są wielbłądy, o czym przekonaliśmy się na własnej skórze. Na wybiegu tych zwierząt stoi domek, w którym nocują i spędzają zimę. Kiedyś domek ten pokryty był słomą. Niestety, to rozwiązanie okazało się bardzo nietrwałe. Dach domku schodzi nisko i po krótkim czasie zwierzęta spałaszowały całą słomę, jaką udało im się sięgnąć (śmiech). A że słoma dachowa jest dość kosztowna, musieliśmy postawić na inny materiał. Teraz domek pokryty jest blachodachówką i wielbłądy nie starają się jej zjeść (śmiech). Wróćmy jednak do Betlejem. Mamy więc woły, osły, kozy, owce, wielbłądy, czyli te zwierzęta, które żyły w ludzkich obejściach. Nie zapominajmy też o domowym ptactwie, czyli kaczkach, kurach, gęsiach itd. Nasuwa się jednak pytanie, dlaczego te wszystkie zwierzęta, choć udomowione, miały w ogóle udać się do stajenki. Odpowiedź jest oczywista, jeśli tylko uświadomimy sobie, że w owym czasie i miejscu pozycja zwierząt była bardzo wysoka. Najczęściej żyły one z ludźmi pod

jednym dachem. Wydzielano im osobną izbę w domu gospodarzy. Były niemal członkami rodziny. Ludzie zazwyczaj bardzo dobrze je traktowali, szanowali, byli z nimi blisko związani, bo rozumieli, jak bardzo zwierzęta poprawiają ich byt. Pracują dla nich, stanowią źródło pożywienia, dają wełnę. Nic więc dziwnego, że ludzie, którzy szli pokłonić się nowo narodzonemu Jezusowi, zabierali ze sobą zwierzęta, by i one mogły oddać cześć królowi. Także współcześnie ustawianie tych zwierząt w szopkach (czy to żywych, czy wykonanych z figurek, czy na obrazkach ukazujących scenę narodzin Chrystusa) ma podkreślać silną, pozytywną więź łączącą zwierzęta i ludzi.

Co powie zwierzę? Dwa tysiące lat temu w Jerozolimie dzień człowieka wypełniony był pracą, mimo to ludzie znajdowali czas dla swoich zwierząt, opiekowali się nimi, rozmawiali z nimi. Najwięcej czasu na takie rozmowy mieli oczywiście w święta, stąd pewnie wywodzi się przekonanie, że w tym dniu zwierzęta mówią ludzkim głosem i dziękują swoim opiekunom za całoroczną troskę. Przyznam szczerze, że choć pracuję ze zwierzętami od bardzo dawna, nigdy nie słyszałem, żeby posługiwały się naszą mową. A bywałem w ZOO w Wigilię o północy, np. gdy trzeba było podać tapirowi antybiotyk. Szliśmy w kilka osób z jego wybiegu i nawet nasłuchiwaliśmy, czy aby słonie czegoś nie szepną, a może pingwiny... Nic. Była cisza. W takich momentach człowiek ulega jednak nastrojowi. Czuje się, że to inny wieczór, inna noc. I szczerze mówiąc, chyba nawet bym się nie zdziwił, gdyby któryś zwierzak coś jednak powiedział. Zresztą one mówią, i to bardzo dużo, tylko my nie zawsze potrafimy to zrozumieć. Wiele zwierząt posługuje się głosem, ale znacznie bogatsza jest ich mowa ciała, mimika, sposób ustawiania uszu, a nawet oddychania. Niemal wszystkie gatunki bez najmniejszych problemów pokazują nam swój strach, złość, niezadowolenie, ulgę, radość i wiele więcej. Trzeba tylko poznać ich język. Dlatego żaden właściciel psa czy kota, który dobrze zna swojego pupila, nie powinien mieć trudności w odbyciu z nim wigilijnej rozmowy.

Od słonia do lamy Właściwie wszystkie zwierzęta, które mogły trafić do betlejemskiej szopki, już omówiliśmy. Czasem jednak na rycinach czy w kościelnych żłóbkach spotykamy inne gatunki. Czy powinny tam być? Zdarza się, że w towarzystwie Świętej Rodziny widzimy słonie. To zupełnie możliwe. Zwierzęta te były w owym czasie symbolem bogactwa, wysokiej pozycji społecznej. Na słoniach mogli więc przybyć do Betlejem ludzie znaczący. To tak, jakby w dzisiejszych czasach podjechali gdzieś super autem (śmiech). Jeśli już jesteśmy


przy luksusie i przepychu, to puśćmy na chwilę wodze fantazji... Biorąc pod uwagę warunki geograficzne, do szopki mogłyby też trafić lwy azjatyckie. Dziś na wolności bardzo trudno spotkać te zwierzęta, jednak dwa tysiące lat temu występowały one znacznie liczniej. Dawniej lew także był oznaką bogactwa i siły. W starożytności lwy walczyły z wojownikami na arenach, w średniowieczu, nawet do odrodzenia, były hodowane i oswajane przez zamożnych ekscentryków. Takie hodowle popularne były zwłaszcza we Włoszech, we Florencji. Co jednak lew miałby robić w stajence? Może pełniłby funkcję strażnika – wytresowany i oddany swojemu opiekunowi, ale śmiertelnie niebezpieczny dla wroga. Zaproszenie lwa do szopki jest jednak tylko taką dość ekstremalną fantazją. Równie dobrze możemy wyobrazić sobie, że w stajence był też wąż czy jakaś jaszczurka. Z geograficznego punktu widzenia jest to jak najbardziej możliwe, a nawet prawdopodobne, ale ze względu na symbolikę tych zwierząt, z całą pewnością mało kto chciałby umieścić węża w żłóbku, w którym właśnie narodził się Chrystus. Znacznie lepiej pasują tu egzotyczne, wielobarwne ptaki – również bardzo często hodowane wówczas przez bogaczy, którzy chcieli pochwalić się swoją pozycją. Wszelkiego rodzaju bażanty, kuraki, pawie, a nawet papugi czy imponujące ptaki drapieżne z powodzeniem mogły towarzyszyć zamożnym gościom, którzy przybyli pokłonić się Jezusowi. Są jednak zwierzęta, które często spotykamy w rozmaitych szopkach, a ja nie jestem w stanie zrozumieć, co one tam robią. To lamy. Zwierzęta bardzo przyjazne, też już dawno udomowione, ale pochodzące z Ameryki Południowej. Co więc robiły w Jerozolimie dwa tysiące lat temu?

Mieszkańcy ZOO i żywe szopki Jak mówiłem na początku, tradycja tworzenia żywych szopek jest bardzo stara, choć do Polski dotarła stosunkowo niedawno. Wiele parafii i różnych organizacji stara się sprawić przyjemność przede wszystkim dzieciom i zabiega o zaproszenie zwierząt do swoich żłóbków. Zwierzęta z naszego ZOO także jakiś czas temu brały udział w podobnych przedsięwzięciach, ale od lat unikamy takich sytuacji. Dlaczego? Głównie z obawy o same zwierzęta, dla których jest to ogromny stres. Trzeba je najpierw załadować, przewieźć, wyładować na miejscu. Potem powtórzyć tę operację w drodze powrotnej. Już sama zmiana miejsca to dla nich ogromne przeżycie. Nie zawsze też warunki dla zwierząt są odpowiednie. Teoretycznie reguluje to ustawa i powiatowy lekarz weterynarii, zanim wyda zgodę, musi sprawdzić, czy spełnione są wszystkie normy, jednak nie zawsze wygląda to tak, jak powinno. Z jednej strony wiele osób nie ma nawet pojęcia o tych przepisach, z drugiej w tym niezwykłym czasie trudno jest wybrać między tradycją a wymogami prawnymi. Dlatego, poza jednym wyjątkiem, postanowiliśmy nie brać udziału w takich wydarzeniach i nie udostępniać na nie zwierząt. Jaki to wyjątek? O tym za chwilę. Obecnie zatem nasze zwierzęta nie odwiedzają szopek, ale kiedyś to się zdarzało. Pamiętam, jak kózki, osiołek i baranek zostały zaproszone do Katedry Oliwskiej. Droga króciutka, zwierzęta przewieźliśmy bez problemu. Warunki zapewniono im znakomite. Żeby nie wozić ich w tę i z powrotem i narażać na stres, postanowiliśmy, że będą nocowały na miejscu. Oczywiście wszystkim nam www.maluchy3miasta.pl

zależało, by nie zmarzły w nocy, więc przygotowano dla nich nocleg w salce katechetycznej. Zawieźliśmy baloty z sianem, wszystko było doskonale zorganizowane... Aż tu odbieram telefon: „Zabierajcie te zwierzęta, wszystko zdemolowały!” – słyszę w słuchawce. Jedziemy na miejsce i co widzimy? Wszystko porozwalane, krzesła pogryzione... Narozrabiały tak, jakby bawiły się tam w berka (śmiech). I tak się skończyła nasza przygoda z udostęp-

Szczególnie taki obrazek: Pracownik wchodzi rano do pawilonu, by posprzątać, i widzi zwiniętego w kłębek kota wciśniętego między dwa wielkie cielska, które go ogrzewają. A robią to tak skutecznie, że po nocy w ich pomieszczeniu – nawet bez żadnego dodatkowego ogrzewania – jest naprawdę gorąco. Woły na tyle akceptują kota, że potrafią go nawet wylizać. Zwyczajnie mu matkują. Latem naszego kota można za to zobaczyć, jak

nianiem zwierzaków do szopek. One same pokazały, co o tym myślą, choć zapewniono im doskonałe warunki. A teraz ten jeden, jedyny wyjątek. Kilka lat temu Adam Hlebowicz namówił mnie do udziału w Orszaku Trzech Króli, organizowanym w Gdańsku przez Stowarzyszenie SUM. Razem z Adamem i Larrym Okey Ugwu jako Trzej Królowie jedziemy konno na czele pochodu, w którym uczestniczą tysiące gdańszczan. Larry jest Baltazarem, Adam Kacprem, a ja Melchiorem i przynoszę w darze złoto. Niedawno odebrałem telefon i usłyszałem, że mam czesać brodę i ćwiczyć rolę (śmiech). Bardzo się z tego cieszę, bo jest to naprawdę piękna uroczystość. Ruszamy spod Bazyliki Mariackiej, idziemy wzdłuż Zbrojowni, potem ulicą Długą i dochodzimy do Zielonej Bramy, gdzie usytuowana jest szopka i tam właśnie przez te dwie–trzy godzinki można spotkać nasze kózki i baranki. Dla mnie jednak najpiękniejszy jest moment, gdy ten wielotysięczny tłum zgromadzony na Długim Targu śpiewa razem kolędy. To naprawdę wyjątkowe przeżycie i wszystkich serdecznie zapraszam, by dołączyli do orszaku w tym roku.

beztrosko śpi na wygrzewającym się w słońcu wole. To też wspaniały widok. W grudniu w ZOO jest też bardzo świątecznie. W pawilonach stoją choinki – raczej poza zasięgiem pysków, bo bywają zjadane (śmiech), a nasi podopieczni dostają od swoich opiekunów prezenty. Wiele osób pewnie myśli, że zwariowaliśmy, ale to działanie ma bardzo konkretny cel. Zwierzę dostaje paczkę. Taka nowość budzi jego zaciekawienie, zaczyna więc ją badać. Wyczuwa, że w środku jest coś bardzo atrakcyjnego, ulubiony smakołyk, chce się do niego dostać i musi jakoś poradzić sobie z opakowaniem. W ten sposób wykorzystujemy święta (jako jedną z wielu okazji w roku), żeby aktywizować zwierzęta, sprawiać, żeby się nie nudziły. W ZOO opiekunowie kultywują też zwyczaj dzielenia się opłatkiem ze zwierzętami. Mamy specjalne, przeznaczone właśnie dla nich kolorowe opłatki i większość zwierząt traktuje je jako kolejny smakołyk i przyjmuje z dużą wdzięcznością. Choć nasze zwierzęta nie mówią w Wigilię ludzkim głosem, lecz pokazują mową ciała, że doceniają starania swoich opiekunów i że więź między nimi a ludźmi nie osłabła przez te dwa tysiące lat.

Święta w ZOO Właściwie wszystkie zwierzęta, które mogłyby być przy narodzeniu Chrystusa, mieszkają w naszym ZOO i można je u nas obejrzeć. Zimą wprawdzie nie wszystkie wychodzą na wybiegi, ale wiele z nich możemy odwiedzić w pawilonach. O tej porze roku jest znacznie mniej zwiedzających, więc jest tu zupełnie inny, bardziej intymny nastrój. Można zaobserwować wiele szczegółów, które umykają nam latem, gdy ZOO pełne jest ludzi. Na wybiegu dla bawołów można np. spotkać kota. Choć zimą raczej niechętnie opuszcza on pawilon tych zwierząt, w którym mieszka już jakieś 10 lat. Ta niezwykła przyjaźń ciągle budzi uśmiech na twarzach wszystkich pracowników.

13


Między nami

Postanowienia noworoczne Tak naprawdę wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę, że każdy dzień jest równie dobry na wprowadzanie życiowych zmian. Jednak większość z nas przywiązuje dużą wagę do terminów. Dlatego na dietę przechodzimy prawie zawsze od poniedziałku, a poszukiwania nowej pracy planujemy rozpocząć 1 września. Największe rewolucje jednak wprowadzamy w życie w najbardziej magicznym dniu roku – 1 stycznia. Jeśli wierzyć statystykom, blisko połowa Polaków dokonuje pod koniec grudnia podsumowania i tworzy listę noworocznych postanowień. Jak wynika z raportu OBOP z 2012 roku, większość osób planuje bardziej o siebie zadbać (przejść na dietę, rzucić palenie, ograniczyć spożycie alkoholu itp.). Na drugim miejscu znalazły się postanowienia dotyczące życia zawodowego i finansów (np. zmiana pracy, podjęcie rozmowy o podwyżce, umieszczenie części środków na lokacie). Co jeszcze sobie obiecujemy? Wśród popularnych noworocznych postanowień nie brakuje tych związanych z życiem osobistym – będę spędzać więcej czasu z dziećmi, zdecyduję się na ciążę, będę umawiać się na randki... Bez względu na to, jak brzmią nasze postanowienia i jakich sfer dotyczą, najważniejszą kwestią jest to, czy ich dotrzymujemy. Z badań wynika, że nie – tylko około 5 proc. osób, które zrobiły postanowienia, może, spoglądając pod koniec roku na sporządzoną 12 miesięcy wcześniej listę, pochwalić się wykonaniem wszystkich lub prawie wszystkich punktów planu! Dlaczego tak się dzieje? Czy mamy za słabą wolę, czy też są inne przyczyny, które utrudniają nam realizację postanowień? Według specjalistów bardzo często sami utrudniamy sobie zadanie. I to na wiele sposobów. Przede wszystkim tworzymy zbyt długie listy.

14

„Rzucę palenie, schudnę 15 kilogramów, zacznę więcej czytać, nauczę się nowego języka, będę więcej zarabiać...ˮ Trudno to nawet spamiętać, a co dopiero zrealizować. Siłą rzeczy skoncentrujemy swoją uwagę na jednym, najważniejszym dla nas celu. Jeśli jego osiągnięcie faktycznie jest dla nas nie lada wyzwaniem, będziemy potrzebowali mnóstwa energii i siły woli, by wytrwać w tym postanowieniu. Nic więc dziwnego, że zabraknie sił na dotrzymanie pozostałych. A to rodzi frustrację. Co z tego, że nieźle nam idzie z utrzymaniem diety, skoro inne plany leżą odłogiem? W takiej sytuacji stajemy się rozgoryczeni, nasza samoocena spada i z każdym dniem mamy mniej motywacji, by kontynuować zdrowe odżywianie. Dlatego większość z nas już po kilku tygodniach macha ręką na noworoczne postanowienia i wraca do starych nawyków. Zaprezentowana wyżej lista ma też inną poważną wadę. To lista pobożnych życzeń, a nie konkretnych działań, które zamierzamy podjąć. – Moim przyjaciołom zawsze życzę, by ich marzenia stały się planami, a plany – działaniami. Konkretne, w kolejnych krokach starannie zaplanowane działania to skuteczna droga do spełniania marzeń. No chyba że liczymy na cuda, ale te

zdarzają się niezmiernie rzadko – mówi psycholog i specjalistka ds. HR prowadząca firmę szkoleniowo-doradczą Prospera Consulting, Renata Kaczyńska-Maciejowska. – Jeśli faktycznie chcemy zrealizować noworoczne postanowienia, potraktujmy je jako wyzwania – zadania do wykonania i określmy je możliwie precyzyjnie, pamiętając, że to my mamy wypełnić dane postanowienie. Co to oznacza? Jeśli postanowienie będzie brzmiało „chcę więcej zarabiać”, to tak, jakbyśmy czekali na mannę z nieba. Jeśli rzeczywiście chcemy mieć większe dochody, zaplanujmy działania, które mogą się na oczekiwany efekt przełożyć – radzi ekspertka. – Chcąc przejść ze sfery marzeń do planów i konkretnych działań, określmy nasze postanowienia w inteligentny sposób – zgodnie z zasadą SMART (w języku angielskim smart to sprytny). Zasada ta określa warunki niezbędne do stworzenia szansy na realizację stawianych sobie celów. Jakie to warunki? Nasze cele muszą być: skonkretyzowane (S), mierzalne (M), akceptowalne (A), realne (R), terminowe (T). Co to oznacza w praktyce? – Nie wpisujmy na naszą listę ogólników w stylu: poprawię swoją sytuację zawodową (marzenie). Zastanówmy się, co ją może poprawić. Na przykład podniesienie kwalifikacji zawodowych poprzez ukończenie wybranego szkolenia, studiów podyplomowych itp. (plan). A teraz ten plan rozpiszmy na konkretne, określone w czasie i możliwe do realizacji działania – np. przed wakacjami wezmę udział w dwóch kursach z dziedziny..., do marca zapiszę się na lekcje języka obcego, w tym roku rozpocznę studia podyplomowe itd. – radzi Renata Kaczyńska-Maciejowska. Niezależnie od tego, jakiej dziedziny życia dotyczą nasze postanowienia, postarajmy się wyjść poza ogólną wizję szczęścia i powodzenia i zaplanujmy konkretne działania, które faktycznie możemy wykonać. – Pamiętajmy też, by nie umieszczać na liście celów, których osiągnięcie nie jest w pełni zależne od nas samych. Możemy oczywiście zapisać postanowienie: „w tym roku zmienię pracę”, ale może się zdarzyć, że mimo naszych usilnych starań, nie dostaniemy lepszej oferty. Lepiej sformułować nasze postanowienie inaczej: „w styczniu stworzę bazę firm, w których chciałabym podjąć pracę; w każdym tygodniu wyślę przynajmniej trzy CV, napisane do konkretnej firmy / z aplikacją na konkretne preferowane przeze mnie stanowisko; co miesiąc spróbuję umówić się na spotkanie w co najmniej jednej firmie”. To są konkretne działania – jasno określone, możliwe do wykonania, mierzalne i ściśle określone w czasie. Jeśli nasze postanowienia noworoczne sformułujemy według tego schematu, zdecydowanie łatwiej będzie nam ich dotrzymać oraz przybliżyć się do naszych głównych celów – podkreśla psycholog. Układając listę noworocznych postanowień, pamiętajmy więc o tym, by nie była zbyt długa i zawierała realne, możliwe do spełnienia, konkretnie określone działania, a wtedy mamy szansę zakończyć 2015 rok z poczuciem własnej skuteczności, satysfakcji i zadowolenia z siebie. PM


REKLAMA

Mieszkanie kontra lokata Mieszkanie czy lokata? Takie pytanie zadaje sobie wielu potencjalnych inwestorów. W ostatnim czasie odpowiedź na nie ułatwia nam Rada Polityki Pieniężnej. Ciągłe obniżki stóp procentowych cieszą już tylko kredytobiorców, a na pewno nie satysfakcjonują zagorzałych zwolenników lokat bankowych. Oprocentowanie lokat bankowych wynosi obecnie średnio 3–4%, tymczasem zysk z inwestycji w mieszkanie jest znacznie wyższy.

Załóżmy, że mieszkanie kosztuje 250 tys. zł (o powierzchni około 50 m2). Rata kredytu (zaciągniętego na 30 lat) zaczyna się już od 1000 zł, a za wynajem takiego mieszkania otrzymamy 1500 zł miesięcznie! Zarabiamy więc 500 zł miesięcznie. Zakup mieszkania pod tzw. wynajem dobowy to już prawdziwa żyła złota w okresie turystycznym. Poza sezonem jednak na duże przychody raczej nie ma co liczyć. Ale za to już od maja rentowność takiego mieszkania znacznie rośnie i lokum o powierzchni około 30 m2 może nam przynieść zysk wielkości 200–300 zł dziennie (warunkiem jest dobra lokalizacja). W skali miesiąca to nawet 9 tys. zł! Wnioski dotyczące rentowności takiego przedsięwzięcia wydają się oczywiste. Jednak jak każda inwestycja, także kupno mieszkania z zamiarem wynajęcia musi być dokładnie przeanalizowane. Takie mieszkanie powinno spełniać kilka kryteriów. Przede wszystkim trzeba dobrze wybrać lokalizację. Zastanówmy się, komu chcemy wynająć nasze mieszkanie. Czy ma to być wynajem dla studentów? Czy też dla turystów (wyżej wspomniany wynajem dobowy)? Weźmy też pod uwagę koszt eksploatacji i przede wszystkim cenę nieruchomości. Coraz więcej osób, szukając mieszkania pod wynajem, korzysta z pomocy specjalistów, czyli www.maluchy3miasta.pl

biur nieruchomości, zwłaszcza że taka usługa jest najczęściej dla Kupującego bezpłatna, a poszukiwanie odpowiedniej nieruchomości bywa czasochłonne. Często zanim samodzielnie rozpoznamy rynek i wyszukamy mieszkanie, mija kilka, kilkanaście miesięcy. To cenny czas, który tracimy. W tym okresie nasza inwestycja już mogłaby dla nas zarabiać. Najkorzystniejsze pod względem ceny nieruchomości często wymagają dokładnej weryfikacji prawnej. Również w tym wypadku bezcenna jest pomoc agencji nieruchomości, która oprócz wyszukania atrakcyjnego lokum, zweryfikuje daną ofertę pod kątem prawnym, będzie nadzorować przebieg umowy i ubezpieczać transakcję.

Barbara Łada dyrektor ds. rozwoju sieci Sensus finanse i nieruchomości

Dodatkowo należy też podkreślić, że istnieje pula nieruchomości na sprzedaż, które nie są powszechnie ogłaszane, do których dostęp mają tylko współpracujący ze sprzedającym pośrednicy. Podsumujmy sytuację na dwóch przykładach. Zakup mieszkania na obrzeżach GdańskaKoszt zakupu mieszkania to 147 tys. zł. Miesięczna rata kredytu wynosi 655 zł. Za wynajem możemy zażyczyć sobie ok. 900 zł miesięcznie. Zakup mieszkania w Sopocie (pod wynajem dobowy). Koszt zakupu mieszkania to 500 tys. zł. Rata miesięczna kredytu – 2,2 tys. zł. W sezonie (od maja do października) na wynajmie możemy zarobić do 9 tys. zł. Poza sezonem wpływy będą znacznie niższe. Mimo to sądzę, że powyższe przykłady w sposób oczywisty pokazują, iż zakup mieszkania pod wynajem w mieście turystycznym jest najlepszą formą inwestowania.

15


Dla dzieci

16


Kultura

ZAZDROŚĆ

I WYŚCIGI ŻÓŁWI

Niesforne aniołki

Spacer przez Biblię dla milusińskich

autor: Kołyszko

Wojciech, Tomaszewska Jovanka.

Niesforne aniołki to prawdziwa przygoda – spacer przez Biblię, od Księgi Rodzaju po Apokalipsę, w której Państwa dzieci będą mogły same odkryć, kim jest Bóg objawiony w Jezusie Chrystusie, poznać Jego dobroć i dowiedzieć się, co to oznacza dla nas dzisiaj. Każda stronica książeczki zawiera opowiadanie na kolejny dzień roku, krótkie rozważanie dostosowane do możliwości percepcyjnych dziecka oraz wesoły wierszyk wyrażający w zabawny sposób najważniejszą myśl.

Zazdrość i wyścigi żółwi opowiada o korzyściach, jakie możemy odnieść, gdy rozumiemy, co mówi nam odczuwana zazdrość, a także o tym, co się dzieje, gdy uczucie to zaczyna przysłaniać wszystko i wszystkich. Książka zawiera „Instrukcję obsługi zazdrości”, w przystępny sposób przedstawiającą praktyczne sposoby radzenia sobie z tym uczuciem, a także wiele zabaw i ćwiczeń pomagających lepiej je poznać, również w kontekście innych emocji. Ta ostatnia część będzie przydatna zarówno dla rodziców, jak i osób pracujących z dziećmi. Kolejne bajki z serii przedstawiają złość, smutek, strach, wstyd i radość. Warto zapoznać się również z nimi, gdyż wszystkie uczucia są ze sobą powiązane i tylko znajomość wszystkich pozwala nam korzystać w pełni z własnych możliwości.

Wydawnictwo: Vocatio

Wydawnictwo: GWP

autor: Carla

Barnhill

www.maluchy3miasta.pl

17


Pierogi

z kapustą i grzybami Składniki Ciasto 500 g (3 szklanki) mąki 250 ml (1 szklanka) ciepłej wody 1 jajko

Farsz 35 g suszonych grzybów 300 g kapusty kiszonej 1 cebula 1 łyżka oliwy sól i pieprz do smaku

Sposób przygotowania 1. Przygotować farsz: suszone grzyby gotować w niewielkiej ilości wody, aż zmiękną (ok. 1 szklanka wody). Odcedzić, zachowując wodę i posiekać drobno. 2. Cebulę zeszklić na oliwie. Kapustę odcisnąć, jeśli jest zbyt kwaśna to przepłukać i dobrze odcisnąć, a następnie posiekać. Dodać do zeszklonej cebulki wraz z grzybkami. Wymieszać. Doprawić solą i pieprzem, dodać wywar z grzybów i dusić pod przykryciem, aż woda wyparuje (ok. 15-20 min.). 3. Jeśli kapusta będzie już bardzo miękka, to można nie czekać, aż woda wyparuje, tylko po prostu ją odcisnąć przed nakładaniem farszu na ciasto. 4. Przygotować ciasto: do miski wsypać mąkę, zrobić w niej dołek i wbić w ten dołek jajko. Wlewać powoli wodę, mieszając ciasto ręką. Ciasto nie może być za mokre, więc być może nie trzeba będzie wlewać całej wody. Wyrobić ciasto porządnie na gładko. 5. Rozwałkować ciasto dość cienko na powierzchni posypanej mąką. Wykrawać szklanką kółka. Na środek każdego kółka nakładać po ok. łyżeczkę farszu i składać kółko na pół, zlepiając brzeg. Sklejone, surowe pierogi najlepiej przykryć ściereczką, żeby nie obeschły. 6. W dużym garnku zagotować lekko osoloną wodę. Gdy woda będzie wrzeć – wrzucać pierogi, ale tak, żeby nie było ich na raz za dużo, bo się posklejają. Bardzo delikatnie przemieszać od dna drewnianą łyżką, aby nie przywarły. 7. Gdy pierogi wypłyną (ok. 7-10 min.) wyjmować je łyżką cedzakową. Najlepiej wybrać je na cedzak i od razu polać stopionym masłem, żeby się nie posklejały.

18

REKLAMA

Rada Podajemy pierogi polane stopionym masłem, z zeszkloną cebulką lub ze skwarkami.


Przeczytaj na www.maluchy3miasta.pl • Czerwony barszcz na wiele sposobów. • Bezpieczna zima, czyli jak się zachować gdy pęka lód. • Trójmiejskie imprezy sylwestrowe pod gołym niebem. • Zdrowe żywienie. • Tekturowe, kreatywne zabawki. • Jak zaradzić mobbingowi w szkole i wiele innych tematów

www.maluchy3miasta.pl

19



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.