Obraz a słowo
Literacki opis dzieła malarskiego
Laureaci XVI edycji konkursu Maurycy Gottlieb Jałmużna
Obraz a słowo
Literacki opis dzieła malarskiego
Laureaci XVI edycji konkursu Maurycy Gottlieb Jałmużna
Muzeum Górnośląskie w Bytomiu pl. Jana III Sobieskiego 2 | 41-902 Bytom www.muzeumgornoslaskie.pl Dyrektor i Redaktor Naczelna Wydawnictw Iwona Mohl Organizacja i prowadzenie konkursu Anna Rak i Marek Ryś Opracowanie redakcyjne i korekta Anna Matuszewska-Zator Projekt graficzny i skład Adrian Hajda Druk Mazowieckie Centrum Poligrafii Złożono krojem GT Sectra Wydawca Muzeum Górnośląskie w Bytomiu © Muzeum Górnośląskie w Bytomiu, 2020 ISBN 978-83-65786-38-8
Mecenat
Organizator
Muzeum Górnośląskie w Bytomiu jest instytucją kultury Samorządu Województwa Śląskiego.
Partner
Prezydent Miasta Bytomia Mariusz Wołosz
Patronat honorowy
Iwona Mohl Dyrektor Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu
Słowo od wydawcy Oddajemy do Państwa rąk kolejną publikację prezentującą prace laureatów konkursu „Obraz a słowo. Literacki opis dzieła malarskiego”. W tegorocznej, szesnastej edycji wzięło udział 121 uczniów z całej Polski. Tym razem opisywali obraz Maurycego Gottlieba Jałmużna z 1878 roku. Prace ocenione zostały w dwóch kategoriach: formalnej, gdzie główny nacisk kładziony jest na sprawną analizę wszystkich malarskich elementów dzieła, oraz literackiej, w której to forma stylistyczna, sposób ujęcia tematu i treść wypowiedzi inspirowanej obrazem grają główną rolę. Podział ten, wprowadzony kilka lat temu zamiast kategorii wiekowych, bardzo dobrze się sprawdza. Świadczy o tym chociażby fakt, że wśród laureatów tegorocznej edycji mamy aż trzech trzynastolatków, a młodzież ma większą możliwość wyboru sposobu wypowiedzi. Każda edycja konkursu przynosi nam, jurorom, duże zaskoczenie. Tym razem, co nie zdarzało się w latach ubiegłych, przeważającą liczbę prac stanowiły opowiadania. Wszystkie prezentowały równy wysoki poziom – stąd nasz problem z wytypowaniem tych najlepszych. O kolejności prac w kategorii literackiej musiały zadecydować detale, takie jak drobiazgowa znajomość realiów życia XIX-wiecznych bohaterów
5
opowiadań i wynikająca z niej umiejętność uniknięcia pułapek kulturowych. Pomocna okazała się również, choć sam obraz nie narzucał takiej tematyki, wiedza z zakresu funkcjonowania społeczności żydowskich tamtego okresu. Jeśli bowiem fabuła ma być prawdopodobna, piszący podejmujący takie wątki zmuszony jest wnikliwie przestudiować tło historyczne w celu uniknięcia drobnych potknięć kulturowych. Zdajemy sobie sprawę, że konkurs „Obraz a słowo…” stawia przed młodymi ludźmi bardzo wysokie wymagania. Tym bardziej cieszy nas fakt, że już szesnasty rok z rzędu odkrywamy tylu utalentowanych humanistów, którzy gotowi są poświęcić swój czas na drobiazgowe badanie obrazów z naszej Galerii Malarstwa Polskiego. Życzymy powodzenia w dalszym doskonaleniu się w tej trudnej sztuce.
Kategoria literacka – I nagroda – Gęsie Pióro
Sebastian Wujcik Szkoła Podstawowa nr 3 im. Łączniczek Armii Krajowej w Józefowie Nauczyciel prowadzący: Monika Szuba
Godność W moim rodzinnym mieście – Otwocku – przed wojną 55% mieszkańców stanowili Żydzi. Mój blok znajduje się na terenie, gdzie w latach 1940–1942 było getto. Idąc do szkoły, codziennie mijam dwie szare kamienice, gdzie mieszkali starozakonni. Czasami wydaje mi się, że słyszę śmiech dzieci w jidysz albo przeraźliwy płacz… Nie wiem czemu, przecież tego świata już CHYBA nie ma. Podobnie jak Zofijówki, zakładu psychiatrycznego dla Żydów, gdzie hitlerowcy zabili 140 chorych psychicznie. Chodzę tam, ale nie jak moi koledzy pograć w paintball i szukać wrażeń (podobno nocą słychać duchy zamordowanych). Wielu nie pogrzebano, palę im znicz… Po synagodze zostały tylko kamienne fundamenty. Niedługo zbudują tu pewnie biedronkę lub lidla. Zanim to się stanie, pójdę tam i posłucham, o czym rozmawiali wychodzący ze świątyni i co mówili żebracy. Tak, Drohobycz przypomina mi Otwock. W ukraińskim mieście w 1880 r. Żydzi stanowili 50% mieszkańców, powierzchnia małej ojczyzny Maurycego Gottlieba to 47 km, Otwocka – 45 km.
7
Obraz a słowo
Mama obiecała mi, że kiedyś pojedziemy do miasteczka jej ukochanego pisarza – Schulza, póki co będę miał pod oknem dawną żydowską pompę, nawiązującą do tej przedwojennej. Pójdę na skwer Pamięci Żydów Otwockich i ją naszkicuję, bo pani od plastyki mówi, że „mam talent”. Rodzice przeczuwają, że pompa może długo nie postoi, bo „prawica kłóci się w naszym mieście z opozycją i jest nieprzyjemna atmosfera”. Muszę więc namalować ją szybko, jak malował Maurycy Gottlieb, który uchwycił w ciągu swojego dwudziestotrzyletniego życia skrawki rzeczywistości, której już nie ma… Dość niedaleko znajdują się fundamenty starej synagogi, ale tam nie pójdę, by szukać różnych odpowiedzi na niejednoznaczną scenę obrazu Jałmużna, który mnie intryguje. Malarz traktuje bowiem w swoich dziełach architekturę dość swobodnie. Zwykle ma ona charakter wyobrażony. Artysta uwzględnia realia tylko do pewnego stopnia. W tym wypadku elementy architektury wskazywałyby raczej na kościół (może gdzieś we Włoszech – Gottlieb do Włoch podróżował), ale nie można mieć pewności. Płótno przedstawia wyjście z kościoła, lecz nie ma na nim Żydów. Po pierwsze ozdobienia kolumny przy schodach mają przedstawienia figuratywne (zakazane w kulturze żydowskiej). Po drugie do sali modlitewnych w synagogach nie wchodziło się do góry, ale raczej schodziło w dół. Po trzecie rzadko zdarzało się, żeby kobiety i mężczyźni wychodzili z budynku synagogi razem. Wreszcie po czwarte żebrak przed kościołem jest ubrany w strój chłopski (biała koszula, białe spodnie i kamizelka). Idę zatem pod moją parafialną świątynię, szczególnie że co niedziela widzę tam żebraków, o jałmużnę proszących… Mój i Gottliebowski kościół jest biały, choć poszarzały. Widać maleńkie, czerwone przebłyski cegieł i złote plamy odbitego słońca na jego murach. Dzień jest słoneczny, bo złocisty blask tańczy wesoło na ziemi. Wychodzący po nabożeństwie dwaj mężczyźni cicho rozmawiają. Brodaty starszy pan ręką wskazuje na świątynię, mówi drugiemu, że przydałby się jej remont, a przynajmniej odmalowanie. Kobieta w bieli patrzy w dal, mój wzrok przykuwa jednak inna – bogato ubrana ciężarna, która daje jałmużnę. Jest ujęta dość szkicowo, ale przypomina typem urody
8
Kategoria literacka – I nagroda – Gęsie Pióro
żydowskie dziewczyny malowane przez Gottlieba (np. Shylock i Jessika). Szkarłat sukni, biżuteria i misterna delikatność koronki wskazują, że niewieście w stanie błogosławionym pieniędzy nie brakuje. Musiał zauważyć to żebrak. Staruszek klęknął przed damą i prosi o jałmużnę. Jego chłopski, ubogi strój i „wiejski” zapach drażnią damę. Widzę wzgardę w jej oczach i zaciśniętych nerwowo ustach. Pieniądze wrzuca do czapki wieśniaka wielkopańskim ruchem dłoni, który specjaliści od mowy ciała nazwaliby „gestem na śniętą rybę”, oznaczającym niezainteresowanie dalszym kontaktem. Jednak jałmużna została dana. Dlaczego? Czy powodem jest obecność innych ludzi, wychodzących z kościoła, którzy – choć kątem oka, ale uważnie – obserwowali całą scenę? Czy może kazanie, na którym była mowa o ofierze – koniecznym warunku zbawienia? Rozwodzenie się kapłana o „poście, ofierze i jałmużnie”? A może lęk o dziecko w łonie? Chęć „świętego spokoju”? A może ta – już przecież – matka zobaczyła drugą MATKĘ, siedzącą pod schodami żebraczkę z dzieciątkiem przy piersi? Tak, patrzy na tamtą! Nędzarka ma prawie zakrytą twarz, jakby skrepowaną i zawstydzoną. Myślę, że czuje upokorzenie swoją sytuacją. Dlaczego musi tu być? Czemu nie może tulić swojego dziecka w ciepłym, przytulnym domu? Przy ubogiej stoi miska z owocami. Dla mnie jedzenie z ziemi dodatkowo jest poniżające w kontekście karmiącej matki. Jednak malarz nie nazwał swego dzieła Macierzyństwo, lecz Jałmużna… Ozdobna balustrada z kamienia podkreśla izolację dwóch obcych sobie światów, tworzy napięcie między bogatą a biedną. Przypomina mur, granicę nie do przekroczenia. W moim eseju mogę być artystą, czyli słyszeć niesłyszalne… Wyobrażam sobie więc, że słyszę rozmowę obu kobiet: – Pani nigdy mnie nie zrozumie – mówi biedna. – Nie wie, jak czuje się matka, gdy nie ma co jeść przez cały dzień! – Musiałaś sama zasłużyć sobie na ten los! Nie szanowałaś się! – Łatwo Pani mówić… Urodzona w bogatej rodzinie, z zamożnym mężem… A ja wychowałam się w biednej chacie chłopskiej, z sześciorgiem rodzeństwa, od małego pamiętam, jak matka nie miała czego do garnka włożyć!
9
Obraz a słowo
A teraz widzę oburzoną twarz elegantki, która pewnie myśli: „Jak to dobrze, że nie jestem w jej sytuacji”, i szybko odchodzi. Najbardziej zadziwia mnie, że dziś również wychodzący z otwockiego kościoła ludzie mówią, że biedni sami sobie są winni. Rzucają monety, bo inni sąsiedzi, znajomi z pracy, patrzą… Tak trzeba… Tutaj nie mogę pominąć żydowskiego pochodzenia Gottlieba. W judaizmie obowiązek cedaki polegał na opiece nad ubogimi, wdowami i sierotami, zapewnianiu opieki lekarskiej chorym itd. Oznacza sprawiedliwość połączoną ze współczuciem. Jałmużna jest dobrowolna, odmówienie natomiast cedaki jest równoznaczne z odmówieniem biednym sprawiedliwości. Jałmużna pochodzi od słowa litość, datek ten więc bardziej kojarzy się z porywem serca. Czemu zatem autor nie nazwał obrazu Cedaka? Właśnie dlatego, że nie mamy tu oddania żebrakowi sprawiedliwości. Wyraz twarzy kobiety, która ofiaruje, wzbudza moją niechęć. Moja mama mówi, że dziś jałmużna to rzucanie ryby biednym, a powinno się im dać wędkę, pokazać sposoby wyjścia z ich beznadziejnej sytuacji. Domy pomocy? Szkolenia, jak znaleźć pracę? Warsztaty z psychologiem? Dziś jeszcze nie wiem, jaka byłaby dla nich najlepsza wędka. Żydzi znakomicie organizowali tę pomoc. W Otwocku np. przed wojną działały m.in. Żydowskie Towarzystwo Przeciwgruźlicze „Brijus – Zdrowie” (z sanatorium), szpital psychiatryczny Towarzystwa Opieki nad Umysłowo i Nerwowo Chorymi Żydami. Gdy będę dorosły, znajdę tę wędkę, by jałmużna przestała być poniżeniem, a stała się GODNĄ I SPRAWIEDLIWĄ pomocą.
10
Opinia jurora Obraz Maurycego Gottlieba Jałmużna jest dla Autora eseju pretekstem, by – bardziej niż o dziele malarskim w jego wymiarze formalnym – pisać o sprawach ważnych, które sztuka przywołuje lub uwypukla. Sprawy te należą do kilku porządków. Pierwszy z nich, nazwę go porządkiem wartości, ujawniony jest w tytule pracy i w zamykającym ją ostatnim zdaniu. Piszący zastanawia się nad prymarnymi kategoriami kulturowymi, takimi jak godność, a potem także i sprawiedliwość, ważnymi dla jednostek, ale i dla ludzkich zbiorowości; próbuje – w porządku emocjonalnym – rozpoznać uczucia tych, których widzi na obrazie. Zastanawia się, ale nie udziela jednoznacznych odpowiedzi, nie wskazuje szybkich rozwiązań. W ten sposób budowany jest porządek poznawczy: Autor wie, że może się mylić, stąd też w eseju wiele pytań, przypuszczenia, wahania. To nie bezradność, chociaż tak mogłoby się wydawać, ale świadectwo dojrzałości piszącego. dr hab. Anna Gomóła, prof. UŚ
11
Kategoria literacka – II nagroda ex aequo
Paulina Salawa II Liceum Ogólnokształcące im. Stanisława Wyspiańskiego w Legnicy Nauczyciel prowadzący: Joanna Biskup
Fragment Szarości stopniowo pochłaniają ciepło nałożonych na nie brązów, a chłód czerni wyżera wciąż jeszcze nie tak wyraźne kształty w podobraziu, z widoczną łatwością dominując barwne przedstawienie. Temperatura wzrasta, jednak ze znaczącą nieśmiałością kontrolując każdy swój najmniejszy ruch, jakoby bojąc się dać z siebie za dużo, wciąż odczuwając pewną słabość względem chłodu. Wtem budzi się dźwięk dzwonów jednego z licznych krakowskich kościołów i wspólnie z akompaniamentem zbliżającego się gwaru siłą przywołuje mnie do obrzydłej mi już rzeczywistości, a moje wciąż ociężałe powieki gwałtownie się podnoszą. Mrugam wielokrotnie, usilnie próbując odzyskać wyrazistość obrazu; za którymś razem jestem wreszcie w stanie odróżnić od siebie poszczególne kształty, kontur jednak jest jeszcze z lekka rozmyty. Powoli podnoszę się, świadom, że gdybym tego nie zrobił, zapewne wylęgająca się z sakralnego budynku gromada tak przecież niewiarygodnie cnotliwych przechodniów bez głębszego zastanowienia skłonna byłaby mnie podeptać. Burczący brzuch skłania mnie do ściągnięcia kapelusza i wyżebrania od rzekomo bojaźliwych wiernych choć paru groszy. Dzierżąc
13
Obraz a słowo
go więc z całą swoją siłą w kościstych i bladych dłoniach i wyraźnie się trzęsąc, wyciągam wychudzone ręce przed siebie. Mija mnie wiele różnych historii zamkniętych w równie różnorodnych postaciach – od mężczyzn zapełniających każdy pokój gorzkim zapachem alkoholu, przez bogobojne małżeństwa niezerkające nawet na siebie nawzajem, aż do wypachnionych kobiet w obszernych sukniach, zakochanych w swoich wypudrowanych do białości czubkach nosów i darzących uczuciem jedynie owe uczucie bycia adorowanymi, a nigdy samych adoratorów. Ci pierwsi zazwyczaj żałują wrzucenia grosza komukolwiek, co by nie zabrakło im choćby i złotówki na zaspokojenie swojej jedynej potrzeby w pierwszym lepszym z rozpadających się barów, drudzy natomiast cały swój majątek przeznaczają Bogu pod postacią, oczywiście, podstarzałego mężczyzny w sutannie, który nieustannie ich do tego zachęca. Ostatnia grupa wysoko zadziera malutkie noski, nawet nie dostrzegając nędznych żebraków, których tak licznie mijają, z gracją drepcząc ulicami jeszcze do niedawna stołecznego miasta. Nie czuję już nóg od stałego klękania, jednak nie decyduję się na usadowienie się; brudne schody istotnie do tego nie zachęcają, a mój wizerunek wystarczająco zohydzają tłuste włosy, których i tak nie pozostało wiele, odgrywając swoją rolę wspólnie z kośćmi wystającymi spod posiniaczonej i poranionej skóry. Nie mówiąc już o samym fakcie żebrania o choćby i najmniejszą jałmużnę – odwagę na tak żałosną rzecz mają jedynie ludzie o zerowym poczuciu godności. Czuję jednak, że przywarłem do dna na tyle mocno, że to ostatnie, co mi pozostało. Jestem niemalże pewien, że już nawet i sam Bóg nie słucha żałosnych modlitw od takich jak ja. Jestem skłonny poddać się, zakryć wyłysiałą głowę poszarpanym okryciem głowy i pójść szukać łaskawości gdzie indziej, gdy pojawia się prawdziwy w moim odczuciu anioł, wyciąga dłoń przed siebie, nieśmiało upuszczając miedzianą monetę prosto do mojego kapelusza, a im bliżej grosz jest wylądowania, tym drastyczniej czas zwalnia, aż w końcu zatrzymuje się całkowicie. Dostrzegam jej przyrumienioną, prawdopodobnie gładką skórę i przycięte na krótko paznokcie. Na
14
Kategoria literacka – II nagroda ex aequo
palcu wskazującym brakuje pierścionka, który jednak pozostawił po sobie widoczny blady ślad, istotnie wyróżniający się pośród opalenizny. Ciemnobordowa suknia ciężko opada, niezdarnie włócząc po ziemi, jak gdyby ciążąc szczupłemu ciału mojej wybawicielki. Duży dekolt zdobi niezwykle kosztowny naszyjnik, w który wplątane są czarne włosy okryte równie ciemnym, koronkowym nakryciem głowy. Wszystko wokół powoli się rozmazuje, przeobrażając się w statyczny malunek, a jedyną rzucającą się w oczy postacią pośród tak wielkiego tłumu staje się właśnie ona. Ciepłe poranne światło, wciąż tak miękkie, delikatnie nadaje kształtu jej porcelanowej twarzy, choć równie wypudrowanej co każdej kobiety ze sfer wyższych, to jednak wciąż tak bardzo wyróżniającej się – jej wyraz bowiem nie jest odziany w dumę, a w bliżej nieokreślony i, zdaje się, niewytłumaczalny dla mnie smutek, z ustami pociągniętymi w dół i przymrużonymi oczami, zerkającymi litościwie ku ziemi, prosto w moje, prawdopodobnie wzruszone i tak obrzydliwie zmizerniałe, ślepia. W tym momencie, w którym czuję się niemalże zamknięty, nie myślę nawet o swoim głodzie czy chłodzie otulającym mnie poprzez podziurawioną, zszarzałą od brudu szatę. Widzę przed sobą tylko tę piękną kobietę i dociera do mnie jedynie różany zapach jej, jak mniemam, dużej ilości perfum. I choć doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że Bóg mnie nie wysłucha – modlę się z całego serca, pierwszy raz już od tak długiego czasu, aby ten moment trwał nieskończenie i wiecznie. I nawet gdy kobieta rusza przed siebie, momentalnie zapominając o mizernym mężczyźnie, zalegającym całe dnie pod przykościelnym filarem, któremu chwilę temu podarowała niewymownie ogromne szczęście, przed jego – to jest moimi – oczami już na zawsze widnieć będzie ta krótka chwila. Ten tak nieperfekcyjnie doskonały obraz, choć na pierwszy rzut oka beznamiętny i iście niewielki, mało znaczący i zapewne stanowiący jedynie fragment wyrwany ze znacznie większego płótna, to wciąż malowany zgodnie z rytmem przyspieszonego bicia schorowanego serca i przepełniony wizją nieznacznie podniesionych w najszczerszym uśmiechu wdzięczności kącików ust owego nędznika.
15
Opinia jurora Opowiadanie Pauliny Salawy jest przykładem krótkiej, zwartej formy, na tyle esencjonalnej, że świat w nim przedstawiony przykuwa naszą uwagę. Autorka od pierwszego zdania mami nas mnogością malarskich epitetów do tego stopnia, że błądzimy w tym onirycznym świecie, nie do końca pewni, czy w naszym umyśle pobudzonym słowem Autorki powstaje właśnie obraz Maurycego Gottlieba, czy to wizja malarza, czy też wkradliśmy się właśnie w psychikę skrzywdzonej osoby, której emocje na moment nami zawładnęły. Nie od razu orientujemy się bowiem, że patrzymy na świat oczami żebraka. Ta dwuznaczność sytuacji jest najmocniejszą stroną opowiadania. Anna Rak
Kategoria literacka – II nagroda ex aequo
Natalia Pędziwiatr I Liceum Ogólnokształcące im. Tadeusza Kościuszki w Turku
Artystyczny cud Kiedy Maurycy Gottlieb przybył do miasteczka, wszyscy jeszcze spali. Skierował swe kroki do najbliższej gospody, próbując udźwignąć walizkę ze skromnym dobytkiem, składającym się głównie z jego narzędzi malarskich i małej sztalugi z płótnem. Jego mistrz, Jan Matejko, słusznie mu podpowiedział, żeby zabrał ze sobą wszystkie potrzebne rzeczy do pracy. Tu, w małym miasteczku pod Krakowem, nie dostałby nawet pędzla, a co tu mówić o tak podstawowych rzeczach jak farby czy płótno. Po dotarciu do gospody powitał gospodarza i udał się do swojego pokoju. Planował po śniadaniu przejść się trochę po mieście i znaleźć jakiś zaciszny zakątek, w którym mógłby zacząć pracę nad swoim obrazem. – Wygląda pan na dosyć głodnego – rzekł nagle gospodarz, patrząc z uwagą na swojego gościa. – Owszem, przebyłem długą drogę. Chętnie coś zjem, a potem zabieram się do pracy! Entuzjazm malarza nie udzielił się jednak gospodarzowi. – Zauważyłem, że przyniósł pan pędzle, sztalugę i inne dziwactwa. Zapewniam pana, tu w okolicy nie ma czego malować. Chyba że jakąś bogatą damę! – zaśmiał się ze swojego żartu, patrząc żartobliwie na Maurycego.
17
Obraz a słowo
Maurycy westchnął i zakasłał. Gardło coraz bardziej go bolało, miał jednak nadzieję, że chwilowa infekcja minie. Szybko zamówił śniadanie i równie szybko je spożył. Gdy szedł po miasteczku, najedzony i wypoczęty po podróży, z bólem zauważył, że gospodarz miał rację. Miasteczko przedstawiało się fatalnie. Byle jak, na szybko budowane domki kontrastowały z małymi, ale zadbanymi willami bogaczy. Porządne drogi prowadziły jedynie do ważniejszych budynków, inne zbudowane zostały z gliny i piasku, co nastręczało trudności koniom ciągnącym bryczki. Maurycy w końcu znalazł dogodne dla siebie miejsce naprzeciwko nieznanego mu budynku. Postawił swoją sztalugę na poboczu i wyjął narzędzia malarskie. Kiedy spojrzał przed siebie, westchnął. Nadal nie rozumiał, w jakim celu Matejko wysłał go akurat w to miejsce. Od pewnego czasu fascynowały go krajobrazy. Był zmęczony ciągłym portretowaniem, choć osiągnął na tym polu niemal mistrzostwo. Ponieważ jednak nie był biegły w sztuce malowania krajobrazów, aby nie marnować swojego jedynego płótna, zdecydował, że na początku naszkicuje rysunek w swoim zeszycie. Pamiętał kilka pejzaży z muzeów, jednak wtedy przechodził obok nich obojętnie. Wolał patrzeć na piękne oblicza arystokratów, na fantastyczne pociągnięcia pędzlem każdej zmarszczki i bruzdy. Skupiony na swojej pracy, będący myślami w swoim rodzinnym domu na Ukrainie, nie zauważył pochylającego się i przyglądającego się jego pracy żebraka. – Przepraszam najjaśniejszego pana! – Na niespodziewany dźwięk słów Maurycy podskoczył ze strachu. Widząc, że to tylko jeden z ubogich, uspokoił się i sięgnął do kieszeni płaszcza, chcąc dać mu monetę. Nieznajomy jednak pokręcił głową i wskazał na zeszyt, który malarz trzymał w ręce. – Co przedstawia ten szkic? – zapytał. Maurycy popatrzył na swój rysunek, a następnie odparł: – To… to jest Drohobycz. – Obawiając się jednak, że ubogi nie zrozumiał, dodał: – Moje rodzinne strony.
18
Kategoria literacka – II nagroda ex aequo
– Ach, tak! Każdy kocha malować to, co znane i kochane! – Zamyślił się nieznajomy, uważnie patrząc na szkic. – Jednak przypatrz się temu, co dzieje się tutaj, na twoich oczach! Co widzisz? Malarz, zgodnie z poleceniem starca, podniósł głowę. Przed wejściem do budynku zauważył wychodzącą panią w białej sukni oraz mężczyzn w brązowych i zielonych szatach z kapturem, którzy żywo o czymś dyskutowali. Przed nimi po schodach wolno schodziła kobieta. Ubrana była w długą, czerwoną suknię, a z jej czarnych włosów zwisała kremowa chusta. Na szyi zaś połyskiwał piękny złoty naszyjnik. Widoczna zaawansowana ciąża kobiety tłumaczyła jej powolne kroki. Nagle u stóp schodów zaczepił ją wychudzony staruszek, ubrany w białą, płócienną koszulę, przepasaną zieloną kamizelką, i spodnie. Na nogach biedaka znajdowały się białe buty, jednak Maurycy wątpił, czy dają mu należne ciepło. – Pani, wspomóż biednego staruszka! – zawołał, wyciągając swój czarny kapelusz w stronę damy. Ta uśmiechnęła się dobrotliwie, wyciągnęła monetę i wrzuciła do melonika. Maurycy uśmiechnął się, jednak zaraz zamarł. Za kolumną wieńczącą schody siedziała kobieta karmiąca niemowlaka piersią. Jej twarz ukryta była w cieniu białej chusty, którą okryła sobie głowę i dziecko. Pod chustą nosiła długą, poszarzałą, czerwoną suknię. Ten widok wstrząsnął Maurycym. Nie mógł uwierzyć, że nikt z bogatych ludzi, wychodzących z budynku, nie zainteresował się kobietą, zwłaszcza karmiącą. Podejrzewał, że resztki żywności i warzyw, jakie prawdopodobnie znajdowały się w koszu u jej stóp, nie wystarczają ani jej, ani reszcie tych biedaków. Koło kosza Maurycy zauważył także grudki ziemi. Nie dane mu było jednak uważniej przypatrzeć się, co to było dokładnie , gdyż w tej chwili dostał okropnego ataku kaszlu. – To… to okropne! Ci wszyscy, ci biedni ludzie… Czy… czy można im jakoś pomóc? – drżącym głosem zapytał malarz, poruszony widokiem i bardzo zawstydzony.
19
Obraz a słowo
Jak mógł nie zauważyć tak poruszających scen? Jak mógł spokojnie rysować krajobrazy i myśleć o ojczyźnie, gdy wokół niego rozgrywała się ludzka tragedia? Musi to uwiecznić! Tak! Namaluje tę scenę i postara się otworzyć dzięki sztuce te zatwardziałe serca bogaczy! Staruszek, który cały czas uważnie przypatrywał się twarzy Maurycego, jakby wyczuwając, co się dzieje w jego duszy, uśmiechnął się i podał mu pędzel, który leżał w walizce malarza. – W takim razie życzę ci owocnej pracy! Namaluj tak, jak ci serce podpowiada! – Z tymi słowami ostatni raz uśmiechnął się i odwrócił, idąc w nieznanym kierunku. Jednak Maurycy już go nie słyszał. Zapatrzył się nieobecnym wzrokiem w dal, próbując zapamiętać w głowie widok, którego był świadkiem. Malował aż do zmierzchu. Poczuł ogromny głód dopiero przy śniadaniu, jednak zjadł je pośpiesznie i wrócił ze swoimi narzędziami w to samo miejsce, które zajmował poprzedniego dnia. Bardzo pragnął ukończyć obraz dzisiaj, choć wiedział, że to będzie trudne zadanie. Zawzięcie i z wielką pasją malował jednak dalej, jakby chciał ukryć wstyd swoją poprzednią postawą. Czuł już, że to, co robi, jest właściwe. Zniknęły wszelkie wątpliwości, a pojawiło się powołanie i ekscytacja pracą. Dopiero teraz zrozumiał, w jakim celu jego polski mistrz polecił mu udać się w to miejsce. Miał to być dla niego sprawdzian charakteru, a zarazem trening jego kunsztu artystycznego. Nagle podeszły do niego dwie damy, obserwując z zachwytem jego pracę, która powoli miała się ku końcowi. – Jakie piękne, ciepłe kolory! Rozmyte, ale równocześnie wyeksponowane tam, gdzie powinny! – zawołała pierwsza dama. – Ależ, Mario, spójrz lepiej na te detale! Kolumna przy końcu schodów wygląda dokładnie tak jak na żywo! Ponadto okno i cienie ukazują ogromną głębię i realizm obrazu! – odrzekła druga. Jednak po chwili zmarszczyła czoło i intensywniej przyjrzała się dziełu. Maurycy spojrzał na nią i uśmiechnął się. – Co pani czuje, patrząc na ten obraz? – zapytał, szczerze zaciekawiony jej odpowiedzią.
20
Kategoria literacka – II nagroda ex aequo
– Ja… czy… skąd pan znalazł pomysł na namalowanie dokładnie czegoś takiego? – odpowiedziała mu dama. – Patrzę i widzę… nieszczęście, biedę… i do tego jeszcze matki! Jak mogłam czegoś takiego nie zauważyć? Kobieta wyglądała na autentycznie zmartwioną. Widząc jej pobladłą twarz, jej towarzyszka wzięła ją pod rękę i zaproponowała, żeby powróciły do domu. Ta nieobecnym ruchem głowy zgodziła się na odprowadzenie jej, nagle jednak zawołała do malarza: – Jak pan zatytułował ten obraz? Maurycy zastanowił się przez chwilę, po czym odrzekł: – Nazwę go Jałmużna. – Po chwili dodał: – Jeśli skończę, chętnie go pani podaruję! Dama jednak odmówiła stanowczym ruchem głowy, po czym szybko oddaliła się w stronę ratusza razem z przyjaciółką. Tymczasem artysta robił już ostatnie poprawki nad swoim dziełem. Gdy w końcu zakończył pracę, dumny i nieco zmęczony, spojrzał na nią. Zamierzał pokazać ją Matejce i opowiedzieć kryjącą się za nią historię. Przez głowę przeszła mu myśl, że mistrz może nie być zadowolony z jego opowieści, szybko jednak ją odrzucił. Wiedział, że artysta doceniał naukę na błędach, mawiał nawet, że wychodzi z tego lepszy rodzaj malarstwa. Pocieszony tą myślą, sprzątnął swoje rzeczy i wyruszył w stronę gospody na ostatnią noc w miasteczku. Jutro przed południem planował wyruszyć z powrotem do Krakowa. Rankiem przed podróżą zapragnął powoli delektować się herbatą – pęd ostatnich dni nieco zmęczył jego gardło, które i tak było delikatne. Niespodziewanie do jego uszu dobiegł głos jednego z klientów gospody: – To była dosyć szybka decyzja, ja osobiście jej nie rozumiem. Dlaczego mamy wspierać tych obdartusów? Dostali to, na co zasłużyli od losu. – Nie mów tak, Janie! Burmistrzowa postąpiła słusznie, ogłaszając powstanie przytułku dla ubogich! Nadchodzi zima, to z pewnością poprawi ich losy! Zastanawia mnie jedynie, skąd u niej ta nagła decyzja? Zwykle bardziej interesowała się swoimi sukniami niż losem biednych – odparł drugi bywalec. Maurycy uśmiechnął się z zadowoleniem i dumą. On jeden wiedział.
21
Opinia jurora Tematem opowiadania Natalii Pędziwiatr jest przemiana zarówno artystyczna (przeistoczenie się sprawnego portrecisty w twórcę scen rodzajowych), jak i wewnętrzna, związana z narodzeniem się w bohaterach społecznej wrażliwości. Gdy w taki sposób stawia się priorytety, nie ma znaczenia fakt, że obraz Gottlieba nie mógł powstać na podkrakowskiej prowincji. Takie dzieło może narodzić się wszędzie, bo jak pokazuje Autorka, obraz jest tak naprawdę sumą doświadczeń i przemyśleń malarza, ma w sobie cień znajomych mu krajobrazów i trawiących go emocji. Do narodzenia dzieła potrzebna jest jednak przemiana, ciągły niepokój artystyczny, wieczne poszukiwanie pytań i odpowiedzi. Anna Rak
Kategoria literacka – III nagroda
Wiktoria Pętal Liceum Ogólnokształcące nr VIII im. Bogusława Krzywoustego we Wrocławiu Nauczyciel prowadzący: Edyta Jarzębowska
Wena Przychodziła do Maurycego, odkąd skończył siedemnaście lat, kiedy to wyrzucono go ze szkoły za obelżywe, jak to nazwano, rysunki nauczycieli. Była wtedy z nim i właściwie nigdy go nie opuszczała, trudno jednak było powiedzieć, że była z nim cały czas. Przychodziła jak grom z jasnego nieba, niczym ciężka chmura gradowa opadała na niego. Czasem łapała znienacka i wtedy nie mógł jeść, pić, spać. Siadał i tworzył, bo to był jedyny sposób na pozbycie się tego przepełnienia, jakim go napawała. Nowy obraz nie był wyjątkiem. Siedział na stołku w swojej włoskiej pracowni, pocąc się i tęskniąc za marmurami Wiednia. A ona siedziała za nim, rozparta w wielkim, wiklinowym fotelu. – Czasami… – zaczął, kończąc cieniowanie marmurowej poręczy schodów. – Czasami czuję się jak on. – Jednym mocniejszym pociągnięciem ukrył część biedaka w cieniu, by choć na chwilę dać mu odpocząć od skwaru. Biedny, starszy człowiek, z łysą głową niczym aureolą. – Też tak przed tobą klęczę, wyciągam ręce jak on. – Uniósł paletę tak jak jego żebrak ciemną miskę.
23
Obraz a słowo
Odwrócił się do niej. Wydęła pełne wargi, a w nim serce zamarło. – Jestem piękniejsza – powiedziała, patrząc na kobietę w bordowej sukni, która ulitowała się nad biedakiem. Miała delikatne rysy, skórę jasną jak marmur, na tle którego nikł ptaszek. Spojrzał na nią. Jej twarz zmieniała się przy każdym mrugnięciu okiem. Była wszystkimi tymi kobietami, które ukochał. Z wzajemnością lub bez. Najczęściej jednak przypominała mu siostrę, Annę, która została w Polsce. Jego ukochaną Aneczkę. – To prawda – zgodził się z nią, wracając do malowania jasnobrunatnej ziemi. Słońce nie miało litości i nie rosło tam nawet źdźbło trawy. – Ale… – Jej suknia zaszeleściła, gdy podeszła do niego, nachyliła się, niemal stykając nieistniejącym czołem z obrazem. – Ona… – Wskazała kobietę siedzącą po prawej stronie. – To mogłabym być ja. – Uśmiechnęła się pełnymi, a jednocześnie wąskimi wargami. – Jest biedna – zauważył nieśmiało, obserwując ślady swojego pędzla, jak zmieniły jej początkowo białą chustę na głowie w coś brudnego i ciężkiego. – Lubię cytrusy. Mogłabym je podjadać. – Okrążyła go tanecznym krokiem. Maurycy spojrzał na ziemię u stóp kobiety, gdzie leżały figi, cytryny pokrojone na ćwiartki. – Są słodkie, a nie… – Wykrzywiła usta, stanęła na palcach, wyciągając się w łuk. – Mdłe tak jak ty. Wzruszył tylko ramionami, dalej kończąc doryckie zdobienia kolumny na samym środku. Może i miała rację. Zwykle, a dokładniej: zawsze, ją miała. Ale on lubił tę ,,mdłość”. Zachodzące słońce rozpalało kamienie i wprawiało powietrze w drżenie, zamazywało wszystko drobinkami kurzu, który stawał się namacalny, gdy lepił się do spoconej skóry. Słońce zachodziło za czerwonym morzem dachów, jakby nie mogąc zajść. Cień jednak kładł się coraz dłuższy, ciężko było mu malować, więc odłożył pędzel. Chciał na nią spojrzeć, coś powiedzieć, ale jego pani już nie było.
* Do pracowni wrócił w kilka dni później, z sercem drżącym, nogami ciężkimi. Usiadł na łóżku, niezdolny do jakiegokolwiek ruchu. Taka
24
Kategoria literacka – III nagroda
stagnacja dopadała go coraz częściej. Jakby siły życiowe wyparowywały z niego wraz z potem. – Spotkałem się dzisiaj z mistrzem. Nazwał mnie polskim Żydem. – Rzucił w przestrzeń, ale nikt mu nie odpowiedział. Może się obraziła? Była bardzo kapryśna. – Jesteś? Cisza. Poszła sobie. Poszła do innego. Maurycy wiedział, że nie może mieć jej na własność i że choćby nie wiadomo, jak by się nie starał, nie utrzyma jej przy sobie. Bo ona bardzo szybko się nudziła. To była światowa dama. Obyta z najważniejszymi mistrzami dziejów i świata. Westchnął, usiadł na stołku i chwilę patrzył na obraz. Na starszego mnicha z długą, siwą brodą. Wskazywał na coś kciukiem za sobą. Pochylał się w stronę rozmówcy, by mieć pewność, że kobieta w bieli idąca za nimi nie usłyszy rozmowy. Ona mówiła, że śnią nam się tylko twarze osób, które już widzieliśmy. Maurycy widział go we śnie już kilka razy. Teraz, siedząc w zaciszu swojej pracowni, próbował sobie przypomnieć, gdzie go widział. Może w Drohobyczu? Może w Wiedniu? Próbował malować dalej, ale nie umiał. Palce nie chciały złapać drzewca pędzla, więc ostatecznie skończył tylko osłaniać nogi kobiety z cytrusami cieniem. Jej niegdyś czerwona suknia stała się rdzawa, jej twarz pożółkła jeszcze bardziej, ale dziecko, które trzymała w ramionach, zachowało swoją niewinną różowość. Patrzył na wyłaniające się z cienia twarze, na ich cienie i blaski. Jego zakazany owoc. Maurycy był Żydem, a Żydom nie wolno było tworzyć sztuki figuratywnej. Na wszystko jednak przychodziła pora. Teraz był czas na zmiany i asymilację. W końcu wszyscy mieli jednego ojca, jakkolwiek by go nie nazywać. I tyle. Potrafił tylko siedzieć i czekać, zgadując, gdzie dzisiaj bawiła. Kto przeżywał słodką katuszę jej obecności? Zasnął, śniąc sny niespokojne, zwinięty na prostym żelaznym łóżku na trzecim piętrze. Nikt do niego nie zaglądał i on do nikogo nie schodził.
*
25
Obraz a słowo
– Spotkałem się wczoraj z mistrzem. Nazwał mnie polskim Żydem. – Spróbował bez większych nadziei kilka dni później. Te słowa, wypowiedziane przez mistrza, który ucałował go w policzki, były jak namaszczenie świętymi olejkami. Jej to oczywiście nie obchodziło. A on…, a on po raz pierwszy, odkąd przyjechał do Rzymu, przestał się czuć jak człowiek siedzący na dnie ogromnego rowu. Na moment cały smutek, który za dnia odbierał mu siły, a w nocy sen, to wszystko na moment zniknęło. Ale jej to oczywiście nie obchodziło. – Jakie ona ma oczy? – spytała, zupełnie go ignorując. Stała przed jego obrazem, nisko pochylona, kciukiem i palcem wskazującym pocierając brodę. – Nie wiem. Jakie to ma znaczenie? – Podszedł do niej, ostrożnie stawiając kroki, by jej nie spłoszyć. – Oczywiście, że ma! – Wyprostowała się gwałtownie, unosząc ręce. – Ma i to bardzo duże. To przez ten twój styl nic nie widać. Nie ma konturów, żadnych linii ostrych. Nie lubię tego. – A… ale czemu? – Podsunął jej fotel. Usiadła, skrzyżowała ramiona na piersi, po czym znowu wstała, gniewnie marszcząc brwi. – Bo… bo to wszystko wydaje się takie zakurzone, brudne. O, nawet ona. – Postukała smukłym palcem w twarz kobiety, która szła za człowiekiem z jego snów. – Niby patrzy na mnie, ale przez to, że nie ma szczegółów, nawet nie wiem, czy rzeczywiście patrzy na mnie czy tylko na słońce. Drażni mnie to. – Innym się podoba. Mi się podoba – powiedział, zabierając się do pracy. – Na wystawie mówili, że staję się mistrzem. – Mistrz jest tylko jeden. I nie jesteś nim ty – wytknęła mu. Maurycy oczywiście to wiedział. Nie umywał się do geniuszu Matejki. – Ja nie tworzę dla ludzi – powiedział chłodno, nadając malutkiej jaskółce lekkości, której jemu zawsze brakowało. – Tylko dla Boga. Jaskółki były pięknymi królewnami nieba, ale wśród ludzi i budynków stawały się tylko małymi szarymi smugami na tle jasności. – Nie bądź taki mądry – fuknęła. Położyła mu dłonie na ramionach, a Maurycy aż się wyprężył. – Tylko skończ malować tego człowieka
26
Kategoria literacka – III nagroda
przed kobietą w bieli. Bo na razie wygląda, jakby dziadek gadał do ducha. – Zachichotała. Jej głos brzmiał jasno i czysto jak tysiące małych dzwoneczków, a jednocześnie był niski, aksamitny i cieniutki, jeszcze dziecięcy. – Za chwilę. Jeszcze nie wiem, jak go ubiorę. – To może nie ubieraj wcale. – Zaśmiała się i w końcu odsunęła, a Maurycy zdał sobie sprawę, że przez cały czas wstrzymywał oddech. – Może – zgodził się, choć w głowie już widział brązowe szaty i nakrycie głowy w tym samym kolorze. Powinny się ładnie komponować z zielenią szaty człowieka, który wyłaniał się z tyłu z ciemnego wnętrza.
* Maurycy miał dwadzieścia dwa lata, ale swoje życie miłosne już właściwie zakończył. Żadna kobieta nie dorównywała urodą Laurze. Jej wdziękom i intelektowi. Jej portrety, które malował z utęsknieniem, dalej zalegały w jego pracowni. Nikt nie chciał ich kupić, a i on nie kwapił się ze sprzedawaniem. Kiedy dziewczyna zerwała zaręczyny, jego świat właściwie się zawalił. Bo jak, jak znaleźć kogoś, kto przewyższy ideał? Ona, która spędzała z nim godziny w pracowni i znała go lepiej niż matka, nigdy nie pozwoliłaby się choćby dotknąć. A on był zbyt biedny, by móc rozglądać się wśród piękniejszych kwiatów Rzymu. Jakież więc było jego zdumienie, gdy pewnego razu przykuł uwagę pięknej, młodziutkiej dziewczyny, którą spotkał koło fontanny. Rozmawiali, śmiali się, aż nie wiedzieć kiedy, doszli w okolice jego domu. Maurycy żył w okolicy, której damie wolałby nie pokazywać. Nie teraz, w każdym razie. Bał się też, że ona…, że ona mogłaby go zobaczyć. Listy ojca boleśnie ściągały go na kocie łby rzeczywistości i tylko te krótkie chwile z Włoszką o sześciu palcach dawały mu wytchnienie. Ale do czasu.
* Zdarzyło mu się wrócić pewnego dnia bardzo późno, już właściwie świtało, kiedy zdejmował buty, zapalał lampę. A ona już na niego czekała.
27
Obraz a słowo
– Masz inną. – Zerwała się z fotela, jej suknia zawirowała, wypełniając sobą całą pracownię. – Jak śmiesz! Ja jestem najważniejsza! Ja! – Chwyciła go za koszulę, szarpiąc w złości. Lampa zadrżała mu w dłoni, o mało jej nie upuścił. – Skąd ty… kto ci powiedział o niej? – Widziałam cię! Ty myślisz, że ja ślepa jestem!? I jeszcze to! – Oskarżycielsko wskazała palcem kobietę w białej sukni. – Na moich oczach, tak po prostu ją malujesz! – Co? Nie, nie. Ja nie… – Złapał ją za nadgarstki, próbując odciągnąć od siebie. – Nie kłam! – krzyknęła, a szyby w oknach zadrżały. – Ma taki sam kształt nosa, takie same włosy… – W końcu go puściła, by schować twarz w dłoniach. – To nie ona, zapewniam cię – powiedział twardo. Teraz, gdy zajęła się płakaniem, bez przeszkód dała się poprowadzić do fotela. Maurycy ukląkł przy jej kolanach. – To czysty przypadek, moim zdaniem one w ogóle nie są podobne. – Są, są… – powiedziała już zupełnie spokojnie, uśmiechnęła się nawet leciutko. – Nigdy nie zapomniałeś o Laurze, co? – Położyła mu jedną dłoń na głowie. Drugą zwinęła w pięść, oparła na niej policzek. – Wiem, że nie. – Nie – przyznał cicho.
* Skończył malować. Skończył pękate jak gruszki żebra poręczy. Tchnął życie w ludzi. Puścił w lot ptaka i na moment zatrzymał słońce. Zatrzymał swoje własne serce. Ona była już wtedy z nim. Przyszła dość późno, zdążył już umyć pędzle, kiedy wsunęła się zgrabnie w jego przestrzeń. W pierwszej chwili nie tyle ją zobaczył, co poczuł. Słodki powiew świeżości. – I co teraz zrobisz? – spytała. – Dzisiaj rano chciałem rzucić się pod jadący powóz – powiedział, patrząc w zamyśleniu na obraz. Na malutkie, czarne okienko z kratami
28
u góry. Na ciemność za ludźmi. Ona też drżała, cofając się w popłochu przed słońcem, chowając się za wychodzącym. Imitowała ich ruchy, wyciągając się nienaturalnie. On czuł się właśnie tak rozciągnięty. – Źle mi tu. – Stanęła obok niego. Koronkowa suknia łaskotała jego bose stopy. – Wróćmy do Krakowa. – Do Krakowa? – spytał, ale nie oponował. – Mhm. Czuję… czuję, że Kraków będzie dla nas dobry. – I zostaniesz ze mną? – spytał bez większej nadziei. – Wiesz, że nie. – Ale w jej głosie było coś dziwnego, jakiś… smutek, nie umiał tego określić, bo to było zupełnie nowe. – Ale wiesz… byłeś moim ulubionym. Jeśli ma to jakieś znaczenie.
Opinia jurora Wena, pierwotnie nietożsama z muzą (którą od starożytności imaginowano sobie jako kobietę), nieprędko przybrała żeńską postać. Inspiracja, natchnienie, olśnienie to wyobrażenia, które przydano pierwotnemu, odległemu od przenośnego, znaczeniu „żyła, naczynie krwionośne”. W eseju Wiktorii Pętal Wena – towarzyszka Artysty – jest kapryśna i płochliwa (takie muzy, boginie fantazji znamy dobrze – odwiedzały przecież poetów i malarzy), jest także złośliwa i momentami okrutna, zwłaszcza gdy odczuwa ludzką, a nie boską zazdrość. Pomysł nienadużyty i realizacja całkiem udana. Możemy nie zgadzać się z wizją Autorki, pytać o źródła biograficzne, tropić anachronizmy, ale obecność postaci fantastycznej ostrzega, byśmy na ten szkic nie spoglądali jak na rekonstrukcję wycinka życiorysu malarza, lecz raczej jak na etiudę imaginacją. dr hab. Anna Gomóła, prof. UŚ
29
Wyróżnienie
Kategoria literacka – wyróżnienie
Maria Kucharska Szkoła Podstawowa nr 1 im. Królowej Jadwigi w Konstantynowie Łódzkim Nauczyciel prowadzący: Wiesława Przybyło-Cieślik
Ona jest Kolory ciemne i niewyraźne Nikomu na myśl nie przynoszą szczęścia Nie skrywają żadnej mrocznej tajemnicy Nie wzbudzają silnych emocji Nie skłaniają do refleksji Ni to czerń, ni biel Wiecznie rozmyta szarość Głupotą jest nazywać to złotym środkiem Są jak aparat nigdy niełapiący ostrości Skrzypiąca huśtawka z dzieciństwa Zakurzone fotografie I filiżanka słabej herbaty Nostalgia Świat podzielony na dwie połowy Kolumna tworząca metaforyczną granicę Podziały, grupy i selekcja Jaka życiowa ta kompozycja
31
Obraz a słowo
U dołu schodów stoi kobieta Z czarną woalką na głowie Jej myśli toczą batalię Lecz ona trwa milcząca niczym Alkestis Ku jej stopom chyli się nędzarz Prosząc o drobny datek Choć pod sercem tej niewiasty bije drugie serce I niebawem narodzi się jej syn albo córka Na twarzy nie ma nawet cienia uśmiechu Widoczny natomiast jest żal i gorycz do Wszechświata Za niesprawiedliwość, jaką się cechuje Nie chce, by jej dziecko żyło w takim świecie Podobne rozmyślania mogą nachodzić drugą kobietę W ramionach trzymającą swe bezbronne dziecię Nie pragnie, by wyrosło na takiego żebraka Jakim jest mężczyzna czekający na bratnią dłoń Zapewne wkrótce umrze z głodu Są jeszcze ludzie Zresztą oni są zawsze I niczym sępy wypatrujące padliny Sycą się cudzym nieszczęściem Choć sytuacja usilnie błaga ich o absencje Wszechświat nie jest łaskawy Nie słucha próśb I nie rozdaje – Jałmużny.
32
Opinia jurora Kim jest tytułowa Ona z pracy Marii Kucharskiej? W wierszu odnajdujemy dwie kobiety, które pojawiły się na obrazie Maurycego Gottlieba. Poświęcone są im druga i trzecia zwrotka, ale obie postacie są tu jedynie przedstawicielkami „świata podzielonego na dwie połowy”, elementami „życiowej” kompozycji. Tytułową bohaterką wydaje się zamykająca utwór, ale przecież nieobecna w niełaskawym dla ludzi Wszechświecie – Jałmużna. Duża litera nie jest przypadkowa, nie o tytuł obrazu ani też o gest na nim uchwycony przecież chodzi, a o (nie)porządek, niesprawiedliwość, nieszczęście ludzkie, które Jest. dr hab. Anna Gomóła, prof. UŚ
33
Kategoria formalna – I nagroda – Gęsie Pióro
Julia Ćwiąkała I Liceum Ogólnokształcące im. Stefana Żeromskiego w Jeleniej Górze Nauczyciel prowadzący: Katarzyna Dobrzańska
Szczere współczucie czy egoizm? Alegoryczne dzieło Jałmużna namalowane przez Maurycego Gottlieba w 1878 roku ma zamkniętą, wertykalną kompozycję. Pole obrazu jest prostokątne i pionowe. Układ przedstawionych elementów jest asymetryczny, a także skontrastowany kolorystycznie. Większość z nich skupiona została po prawej stronie pola obrazu. Dominantę kompozycyjną przedstawienia stanowi ciężarna kobieta oraz klęczący przy niej starszy człowiek, przesunięci względem centrum obrazu ku jego lewej krawędzi. Obok pionowego kierunku, zaznaczonego zarysami budynku, wyraźnie odznacza się przełamująca statyczny układ dzieła, diagonalna kamienna balustrada z rytmicznie powtarzającymi się ozdobnymi tralkami. W wieloplanowym obrazie artysta tworzy perspektywiczną, kulisową (stłoczeni na szczycie schodów ludzie są przysłonięci poręczą balustrady) iluzję przestrzeni. Malarska kompozycja zdradza, iż Gottlieba fascynuje i inspiruje technika Rembrandta. Autor obrazu operuje plamą barwną, budującą wrażenie głębi najciemniejszych zakamarków scenerii malowidła.
35
Obraz a słowo
Trójwymiarowość przedstawionej na obrazie sceny podkreślona jest za pomocą światłocienia, szczególnie uwidocznionego na wieńczącym balustradę elemencie architektonicznym, o który opiera się uboga, młoda kobieta z małym dzieckiem. Na podstawie cieni chustki przysłaniającej twarz dziewczyny można ocenić, że źródło światła oświetlającego przedstawioną scenę pochodzi z prawej strony – młoda matka jest bardziej oświetlona niż postacie na dole schodów. Dzień jest gorący, pogodny. Światło łagodnie modeluje sylwetki i buduje przestrzenność postaci. U zwieńczenia schodów, a także na tralkach balustrady modelunek światłocieniowy jest mocny – zdobne rzeźbiarskie elementy są wyraźnie zarysowane. Kompozycja przede wszystkim kształtowana jest za pomocą luminizmu monochromatycznego, uwypuklającego światło przy dominującej tonacji jednobarwnej, w przypadku Jałmużny – odcienia beżu. Na płótnie przeważają barwy ciepłe. Postacie wydają się skąpane w słońcu. Dominantę kolorystyczną stanowi brąz – Gottlieb posłużył się rozbudowaną gamą odcieni tego koloru. Zastosowane przez artystę barwy są ze sobą zestawione w sposób kontrastowy. Duże, walorowe kontrasty barwne są szczególnie widoczne pomiędzy jasnobrązowymi, beżowymi elementami architektonicznymi i twarzami postaci a stanowiącymi akcent kolorystyczny bordową suknią ciężarnej kobiety i ciemnym tłem, mrocznym wnętrzem budynku, prawdopodobnie kościoła, z którego wychodzą ludzie. Swoją barwą wyróżnia się także fragment stroju młodej matki karmiącej dziecko oraz szata zakonnika schodzącego po schodach. Malarz zastosował realne, lokalne kolory, uwydatnione ze szczególną maestrią w przedstawieniu spódnicy kobiety opierającej się o balustradę – widoczne są cienie powstałe w zagięciach materiału. Obraz namalowany na płótnie techniką olejną ma gładką, emalierską fakturę. Subtelne kontury wypełnione kolorem zostały zaznaczone miękką, płynną linią. Kompozycja sprawia wrażenie statycznej, co podkreśla zrównoważony kierunek pionowy dzieła. Najważniejszy środek ekspresji stanowi plama barwna. Konwencja przedstawienia postaci i architektury ma charakter realistyczny, ale i symboliczny. Pozy postaci są naturalne. Gesty
36
Kategoria formalna – I nagroda – Gęsie Pióro
kobiety w ciąży są powściągliwe, natomiast jednego ze schodzących za nią po schodach mężczyzn – dość ekspresyjne, jak gdyby był czymś żywo poruszony. Sposób przedstawienia jest syntetyczny, cechy fizyczne postaci oddane są sumarycznie. Wzrok oglądającego obraz Maurycego Gottlieba przykuwa młoda ciężarna kobieta w bordowej sukni. Kolor ten symbolizuje władzę, luksus, prestiż. Zeszła właśnie ze schodów – ze swojego niezwykłego (zdobna balustrada wskazuje na bogactwo i rozmach architektury) poziomu, zstąpiła do poziomu przeciętnej, powszechnej biedoty. U jej stóp klęczy starszy, ubogi człowiek. Ona – wyniosła – łaskawie kładzie na wyciągniętej dłoni żebrzącego jałmużnę. Jest obserwowana przez grupę ludzi stojących na schodach. Doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Podążająca za nią gromada, widząc ten gest, utwierdza się w przekonaniu o jej miłosierdziu i dobrym sercu. Ciepłe kolory dzieła dodatkowo podkreślają pozorną sielankowość sceny oraz dobroć, jaką obdarza miłosierna pani żebrzącego. Uśmiechnięty, brodaty starzec dzieli się swoim spostrzeżeniem i uwagą o dobrotliwej damie z towarzyszem. Obaj obdarzają dobrodziejkę czułym spojrzeniem. Ani oni, ani wyłaniające się zza rogu postaci nie widzą jednak wyrazu twarzy kobiety. Niechętnego, wykrzywionego obrzydzeniem, odrazą. Nie żałuje ubogiego. Nie zauważa, a może nie chce zauważyć siedzącej nieopodal kobiety z niemowlęciem. Kobiety-matki, której miłość i chęć jak najlepszego życia dla swojego dziecka powinna przecież zrozumieć. Dama czuje na plecach napierające na nią spojrzenia, słyszy za sobą kroki. Nie może obojętnie minąć żebrzącego starca. Nie może popsuć swojego wizerunku na oczach innych. „Gdyby wszystkie jałmużny dawane były wyłącznie z litości, wszyscy żebracy poumieraliby z głodu” – Fryderyk Nietzsche. Jedyną postacią w tłoczącej się na schodach grupie, która nie patrzy w kierunku ciężarnej, jest kobieta w białym, symbolizującym niewinność i dobroć stroju. Na jej twarzy nie maluje się uśmiech, ze smutkiem wpatruje się w jeden punkt. Widzi coś, czego nie dostrzegają mężczyźni przed nią – kobietę z niemowlęciem. W przeciwieństwie do podziwianej, uwielbianej damy darzy ubogą matkę współczuciem, którego nie musi
37
Obraz a słowo
usilnie prezentować przed publiką. Pomoc innym, wywołana chęcią pomocy samemu sobie, poprawienia własnego samopoczucia, nie jest prawdziwym miłosierdziem. Prawdziwa dobroczynność nie jest egoistyczna, lecz bezinteresowna. Maurycy Gottlieb, artysta o żydowskim pochodzeniu, w swoim malarstwie często skupiał się na ukazywaniu nierówności społecznych. Poruszał m.in. tematy problematyki dyskryminacji mniejszości żydowskiej. Jego wielkim, utopijnym marzeniem było zniwelowanie konfliktów, nieporozumień na tle wszelkich rodzajów nierówności (w tym tych wynikających z różnic etnicznych i ekonomicznych) poprzez utworzenie uniwersalnego, zrozumiałego dla wszystkich języka sztuki.
Bibliografia J. Malinowski, Katalog wystawy pamiątkowej dzieł Maurycego Gottlieba, Kraków 1932. E. Mendelsohn, M. Czekanowska-Gutman, R. Żebrowski, M. Milanowska, Maurycy Gottlieb. W poszukiwaniu tożsamości, Łódź 2014. M. Rzepińska, Siedem wieków malarstwa europejskiego, Wrocław 1988. Netografia https://culture.pl/pl/tworca/maurycy-gottlieb https://niezlasztuka.net/o-sztuce/maurycy-gottlieb-zycie-i-tworczosc/?fbclid=IwAR0cTaad2QDGkpS2KsZAHZ9MHhctLGhF5ptmxj6O2t0q6WxMhTdwdLPC2Vw
38
Opinia jurora Atutem pracy jest wnikliwie przeprowadzona, wielopłaszczyznowa analiza formalna obrazu, odnosząca się do wszystkich elementów tkanki malarskiej. Szkoda jednak, że autorka nie ukazała dzieła w szerszym kontekście artystycznym. Iwona Mohl
39
Kategoria formalna – II nagroda
Jan Tytus Sawicki Polsko-Francuska Niepubliczna Szkoła Podstawowa La Fontaine w Warszawie Nauczyciel prowadzący: Kinga Pawelec
Gdyby wszystkie jałmużny były dawane z litości…, czyli jedna jaskółka wiosny nie czyni Gdyby wszystkie jałmużny były dawane wyłącznie z litości, wszyscy żebracy poumieraliby z głodu. Fryderyk Nietzsche
O Maurycym Gottliebie wcześniej nie słyszałem. Pomyślałem: czy to nie wstyd? Czy wiedza wyniesiona ze szkoły, a „jak widomo, jest to tobół rzeczy słusznych, ale też apodyktycznych idiotyzmów” (jak pisze Zbigniew Herbert w Martwej naturze z wędzidłem), czegoś mi nie dała w podarunku? Czy nie dała mi jakiejś wiedzy? Słyszałem przecież o Jacku Malczewskim (mama ciągle zachwyca się jego obrazem Melancholia)… Słyszałem przecież o Janie Matejce – od dziecka zabierany przez mamę i babcię do Muzeum Narodowego w Warszawie, sam jeszcze jako czterolatek potrafiłem natychmiast wyznaczyć trasę do sali, w której wisi
41
Obraz a słowo
jego Bitwa pod Grunwaldem. Słyszałem w domu o Siemiradzkim, Fangorze, Sasnalu. Gottlieb… Pustka… Ale zacząłem szukać, czytać, badać… Okazało się, że Maurycy Gottlieb nie należy jednak do tych najbardziej rozpoznawalnych malarzy polskich XIX w., mimo iż był uczniem wielkiego Jana Matejki, znał Jacka Malczewskiego i wielu innych znanych artystów tamtych czasów w Polsce i w Europie. Zmarł bardzo młodo, nie rozwinąwszy w pełni swojego wielkiego talentu, mając zaledwie dwadzieścia trzy lata i pozostając jedynie nadzieją polskiego malarstwa. Obraz Jałmużna… Kiedy po raz pierwszy go zobaczyłem na stronach Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu, pomyślałem, że to jakiś Rembrandt. Mieszkałem kiedyś z rodzicami w Holandii, więc malarstwo holenderskie nie było mi raczej obce, a już na pewno dokładnie wiedziałem, kim był właśnie Rembrandt. Przypomniały mi się liczne zimowe, niedzielne spacery z rodzicami w deszczowym, amsterdamskim klimacie do Rijksmuseum na Museumplein w Amsterdamie i patrzące na mnie postaci ze wspaniałych obrazów holenderskich mistrzów. No i specjalna sala dedykowana tylko Rembrandtowi, a tam perła kolekcji Straż nocna ze wszystkimi drobnymi szczegółami, którym tak lubiłem się przyglądać. Szefowie Rijksmuseum mają ambicję, by każde holenderskie dziecko przed ukończeniem trzynastego roku życia zobaczyło Straż nocną. To dla nich nasza Bitwa pod Grunwaldem Matejki. Ale to nie wyrafinowana Straż nocna, ale raczej ciemne, malowane grubą kreską, realistyczne autoportrety Rembrandta – geniusza, który umarł w nędzy – dały mi skojarzenie z Jałmużną. Przygotowując się do napisania tej pracy, przejrzałem albumy z reprodukcjami dzieł Maurycego Gottlieba, przeczytałem kilka artykułów napisanych przez historyków i krytyków sztuki oraz prześledziłem historię jego życia. Pozwoliło mi to dostrzec w Maurycym człowieka-artystę, odkryć go nie na nowo, ale w ogóle i chyba dostrzec przesłanie w jego obrazach. Zaskakujące, że żaden z autorów nie odniósł się w najmniejszym stopniu do obrazu Jałmużna. Mnie również nie udało się znaleźć takiego opisu. Nie będzie możliwa zaproponowana przeze mnie interpretacja dzieła bez odniesienia się krótko do życiorysu malarza,
42
Kategoria formalna – II nagroda
miejsca urodzenia, przyjaciół czy ludzi mu niechętnych. Wszystko to miało wpływ na jego decyzje dotyczące wyboru tematów, konstrukcji kompozycji, a nawet sposobu malowania. Maurycy przyszedł na świat w Drohobyczu (obecnie Ukraina). Badacze dziejów Drohobycza, według „Nowej Trybuny Opolskiej” z 24 września 2015 r., w artykule Moje Kresy. Drohobycz, zagłębie artystów, wymieniają ponad czterdzieści nazwisk wybitnych ludzi, w tym malarzy, urodzonych w Drohobyczu i jego okolicy. Oprócz braci Gottliebów (Maurycy, Leopold, Marcin i Filip) należał do tego grona m.in. Artur Grottger – malarz, oraz Bruno Schulz – malarz i pisarz, autor m.in. Sklepów cynamonowych. Są takie miasta, które mają tzw. genius loci (jak mawia moja mama), czyli ducha lub demona opiekującego się danym miejscem, i takim miastem był chyba właśnie Drohobycz. Gottliebowie byli rodziną dość zamożną, wychowującą dzieci w liberalnym judaizmie. Dołożyli wszelkich starań, aby ich dzieci zdobyły wykształcenie i były jak najlepiej dostosowane do życia w kulturze chrześcijańskiej. Szkoły, do których uczęszczał Maurycy, zapewniały dość wysoki poziom nauki. Niestety, Maurycy cierpiał z powodu braku porozumienia z kolegami. Poza zajęciami z historii i rysunków nauka sprawiała mu wiele trudności. W swoich dziennikach pisał m.in.: „Prócz historii żaden ze szkolnych przedmiotów mnie nie interesował. Wnet więc siedziałem jako najgorszy uczeń w ostatniej ławce. Nic sobie jednak z tego nie robiłem. (…) Wszak wiedziałem, że najlepiej rysuję i to nie tylko w swej klasie, ale w całej szkole. (…) Przypominam sobie, jaką walkę musiała stoczyć moja pasja do rysunków z moimi religijnymi uczuciami. Było to w Sądny Dzień (w sobotę Dnia Pojednania). Każda praca jest zabroniona, a tu w szkole właśnie w ten dzień wypadły rysunki. Dopuściłem się strasznego grzechu, ale to był mój pierwszy grzech. Miłość do sztuki zwyciężyła nad religijnością. (…) Wszedłem do rysunkowej Sali ku zdumieniu nauczyciela i innych chrześcijańskich kolegów. Wciąż jeszcze z sobą walczyłem, czy zgrzeszyć, czy… Ale leżała przede mną piękna wyrazista głowa, brakowało jeszcze paru kresek. Pokusa była zbyt wielka, zacząłem rysować” (Życie i twórczość Maurycego Gottlieba, „Miesięcznik Żydowski” 1932, t. 1). Maurycy
43
Obraz a słowo
studiował następnie w Wiedniu, gdzie został przyjęty do grona studentów wiedeńskiej Akademii Sztuk Pięknych, oraz w Krakowie, w Szkole Sztuk Pięknych. Jego nauczycielem był tu Jan Matejko. W Monachium, w Pinakotece, odkrył starych mistrzów holenderskich, a przede wszystkim Rembrandta oraz mistrzów włoskich. Zachwyciło go operowanie światłem przez Rembrandta i w swoich dziełach próbował wprowadzić podobne efekty. Rembrandt, także mieszkając przez jakiś czas w Amsterdamie, na terenie getta, chętnie wprowadzał do swoich obrazów sceny z Żydami, które przypominały Maurycemu o jego korzeniach. Tytułowe słowo jałmużna, oznaczające datek, wsparcie, pomoc, opiekę, funkcjonuje we wszystkich wielkich religiach świata: w chrześcijaństwie, judaizmie i islamie. Rytuał dawania jałmużny pochodzi bezpośrednio z Koranu, jest jednym z pięciu filarów islamu. W Koranie pojawia się stwierdzenie, że nędzarz i żebrak mają udział w majątku tych, którzy mają się lepiej. Fragment ten sugeruje, że jałmużna nie jest dobrowolną ofiarą darczyńcy, ale prawem należnym ubogiemu (Islamista.pl). Według Słownika Biblii w świecie grecko-rzymskim dobroczynność jako wsparcie materialne dla biednych i ubogich była prawie nieznana. Bogaci przekazywali dary, jedzenie i pieniądze tym, którzy mogli im dać coś w zamian (np. poparcie polityczne). Według Biblii u Hebrajczyków istniał nakaz wzywający do litości wobec potrzebujących pomocy, szczególnie wobec wdów i sierot. Synagogi miały zorganizowany system pomocy dla ubogich, a w świątyni było sześć skarbonek do zbierania jałmużny, które miały kształt trąby (tak piszą w Ewangeliach św. Marek i św. Mateusz). Jezus potępiał ostentacyjne dawanie jałmużny, jak to czynili niektórzy. W Ewangelii św. Mateusza jest napisane: „Strzeżcie się, żebyście uczynków pobożnych nie wykonywali przed ludźmi po to, aby was widzieli; inaczej nie będziecie mieli nagrody u Ojca waszego, który jest w niebie. Kiedy więc dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę powiadam wam: ci otrzymali już swoją nagrodę. Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój,
44
Kategoria formalna – II nagroda
który widzi w ukryciu, odda tobie”. W innych księgach Biblii napisano: „Nie odwracaj twarzy od żadnego biednego, a nie odwróci się od ciebie oblicze Boga”. Jałmużna gwarantować miała zatem życie wieczne, nagrodę od Boga, powodzenie w życiu. Ale nadal w moim odczuciu to jest „coś za coś” – dobry uczynek za życie wieczne i nagrodę u Boga albo i w zamian za nagrodę doczesną, tu i teraz. Choćby w zamian za dobrą opinię w społeczeństwie. W tym kontekście rację ma filozof niemiecki Fryderyk Nietsche, gdy mówi, że „Gdyby wszystkie jałmużny były dawane wyłącznie z litości, wszyscy żebracy poumieraliby z głodu”. Jałmużna więc nie dokonuje się wyłącznie między tym, który ją daje, a tym, który ją otrzymuje, lecz obejmuje również jakiegoś „Trzeciego”, to jest tego, który ją widzi i nagradza okazywaną łaskawość. Jałmużna może dotyczyć także sfery psychicznej. Rodzajem jałmużny, wsparcia duchowego przy trudnościach, np. wynikających z wyobcowania, nieodnalezienia się, odtrącenia, jest akceptacja w formie pochwały, wyróżnienia. Może takiej jałmużny doświadczał młody, nieodnaleziony wśród kolegów Maurycy, np. od swojego nauczyciela rysunków, a potem, jako kształtujący się twórca, od samego Matejki? Czy to było inspiracją powstania obrazu Jałmużna? Obraz Jałmużna sprawia wrażenie monumentalnego, wielkiego płótna Rembrandta. Jest obrazem dość późnym, powstał ok. 1878 r. w Wiedniu. Wykonany został farbami olejnymi na płótnie o wymiarach 49 × 36 cm. Obraz jest monochromatyczny, w zasadzie biało-czarno-brązowy. Gdzieś pojawia się czerwień. Kolorystyka zatem też jak u Rembrandta. Jak pisze Zbigniew Herbert w Martwej naturze z wędzidłem: „Holendrzy nie wymyślili metody malowania jednym kolorem obrazu, przydali jej natomiast wydźwięk i naturalność, bowiem monochromatyzm jest trafnym skrótem widzialnej rzeczywistości, uchwycenia blasku i atmosfery”. Wrażenie monumentalności obrazu potęgują też detale, które artysta na nim umieścił, oraz sposób malowania szerokimi pociągnięciami pędzla i zastosowania grubo nałożonej farby, a przede wszystkim bieli. I, podobnie jak u Rembrandta, odnajduję tu realizm przedstawienia tytułowej sceny.
45
Obraz a słowo
Schemat obrazu jest dość prosty. Centralną część kompozycji stanowi kamienny słup o przekroju kwadratu, ustawiony na kwadratowej bazie, zwieńczony ogromnym kapitelem i innymi trudnymi do rozszyfrowania ozdobnymi detalami. Na kapitelu umieścił artysta drugi słup o mniejszym od dolnego przekroju i mniejszej wysokości. Ściany obydwu słupów zdobione są płaskorzeźbionymi postaciami, słabo czytelnymi, umieszczonymi we wnękach. Analogiczny słup do opisanego przylega po przeciwnej stronie do ściany częściowo widocznej świątyni, bo scena prawdopodobnie rozgrywa się na schodach świątyni, może po nabożeństwie. Jaki to kraj? Jakie to miasto? Co się wydarzyło wcześniej? Jakie to było nabożeństwo? Wielkanocne? Żydowskie Pesach? A może to była msza żałobna? Z lewej strony obrazu, nieco w głębi, artysta umieścił tytułową scenę: wytwornie ubrana kobieta – dama, która właśnie zeszła ze schodów świątyni – lewą, odsłoniętą do nadgarstka dłoń wyciąga w kierunku kosza/czapki klęczącego u jej stóp żebraka. Dama ubrana jest w czarną suknię z elementami czerwieni, zakrywającą jej stopy. Jest brzemienna. Przez prawe ramię ma przerzucony szal w tym samym kolorze, który oplata i zakrywa jej prawą dłoń. Czy Gottlieb znalazł natchnienie w św. Mateuszu, który w swojej Ewangelii pisze: „Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu”? Twarz kobiety jest lekko opuszczona, wydaje się smutna i współczująca. A może jest smutna z powodu straty, którą sama poniosła? Na jej głowie znajduje się ozdobne nakrycie i ukazany jest fragment ciemnych włosów. Z tyłu, na plecy i prawe ramię, opada czarny welon. Szyja jest odsłonięta i ozdobiona kolią – sznurem korali. Wydaje mi się, że ta kobieta jest bardzo smutna i przeżywa swój dramat. Czarny welon symbolizuje stratę. Być może ojca dziecka, które nosi pod sercem. Jej męża. U stóp kobiety klęczy żebrak. Odwrócony jest do nas plecami, widzimy jego łysą głowę, porośniętą w dolnej partii siwymi włosami. W lewej, uniesionej do góry ręce trzyma prawdopodobnie kosz albo czapkę, dokąd zbiera datki. Żebrak ubrany jest w białe koszulę i spodnie
46
Kategoria formalna – II nagroda
sięgające do połowy łydek. W pierwszej chwili wydawało mi się, że na stopach ma kamasze w tym samym kolorze co spodnie. Ale po przyjrzeniu się doszedłem do wniosku, że to po prostu onuce, stopy owinięte tkaniną, może jakimś suknem. Przecież na porządne buty, kamasze, mogli sobie wtedy pozwolić nieliczni. A ten tutaj to „tylko” żebrak… Plecy okrywa mu brązowa kamizelka. Na pierwszym planie z prawej strony artysta przedstawił młodą kobietę siedzącą na gzymsie balustrady i opartą o słup. To pewnie towarzyszka niedoli żebraka. Kobieta na rękach trzyma niemowlę owinięte białą, spływającą z ramion chustą opadającą na przednią część ciemnoczerwonej spódnicy. Dekolt białej koszuli odsłania częściowo jej piersi, do których przywiera goła główka niemowlęcia. Kobieta czule obejmuje dziecko. Być może to dla niej oraz niemowlęcia żebrak prosi o datki, które zapewnią im dalszy byt. U stóp kobiety znajduje się misa wypełniona prawdopodobnie wyżebranymi owocami, z lewej strony misy, na ziemi leżą również owoce lub warzywa, może dynie, a może po prostu stare ziemniaki. Z tym wszystkim łączą się liczne znaki zapytania. Czy to ich dzisiejsze zdobycze? Czy resztki jedzenia, jakie zostały po całym dniu? Kim są ci wszyscy ludzie? Jakie mają imiona? Jakie burze przeszły przez ich życie? Opisane wyżej postaci umieszczone zostały na tle fragmentu ściany monumentalnej budowli. Z wejścia na podest wieńczący schody wyłania się pięć kolejnych, częściowo widocznych postaci, czterech mężczyzn i jedna kobieta w białym nakryciu głowy, spod którego na dekolt opada biały szal. Kobieta w białym szalu prawdopodobnie jest osobą zamożną. Patrycjuszką. Mężczyźni z jej lewej strony są w cieniu i raczej słabo widoczni. Wyglądają jak rzemieślnicy. Mężczyzna stojący tuż obok ma na sobie jednak być może mnisi habit z kapturem. Natomiast dwaj stojący na pierwszym planie tej grupy to ewidentnie ludzie ważni, wysoko postawieni. Schodzą zwróceni do siebie, zajęci żywo toczącą się rozmową, na co wskazuje symboliczny gest prawej ręki jednego z nich. Czy może to ta prawa ręka, jak u św. Mateusza, symbolicznie „widzi”, co robi lewa ręka dającej jałmużnę ciężarnej kobiety-damy? Mężczyzna ten ma głowę pokrytą przerzedzonymi już siwymi włosami i długą siwą brodę. Czy to
47
Obraz a słowo
mędrzec, czy kapłan? Czy ma siłę sprawczą, aby „nagrodzić” dającą jałmużnę damę? Czy w jakiś sposób od niego zależy jej los? Opinia o niej? Jej pozycja w społeczeństwie? Jego towarzysz, którego twarz widoczna jest z profilu, z ciemnymi włosami i ciemnym zarostem, ubrany jest w ciemnobrązowy habit z kapturem. Głowę pokrywa brązowy beret, może żydowska jarmułka, a może rodzaj biretu noszonego od późnego średniowiecza przez profesorów wyższych uczelni. To także nakrycie głowy sędziów i prokuratorów. Zapewne są to osoby sprawcze… Szczególnie interesującym elementem tej kompozycji malarskiej jest widoczna na tle ściany świątyni jaskółka. Nie bez przyczyny artysta umieścił na obrazie właśnie jaskółkę. Musiał wiedzieć, że ptak ten jest symbolem wolności oraz tęsknoty za wolnością. Jest również zwiastunem wiosny i odnowy życia. Ponadto jest symbolem lekkości, szczęścia domowego, nadziei i pomyślności. Jaskółka u starożytnych Żydów to atrybut domu rodzinnego, dziedzictwa ojcowskiego (Władysław Kopaliński, Słownik symboli). Według staropolskich wierzeń tam, gdzie gniazduje jaskółka, jest dobrobyt i szczęście. Wraz z nadejściem wiosny w wielu rejonach Polski wypatrywano jaskółek na niebie. Jeśli było się w grupie osób i pierwszym ujrzało owego ptaka na niebie, to można było liczyć na szczęście i pomyślność przez cały rok: „Kto jaskółkę, z pomiędzy wielu razem zebranych ludzi, najpierwej zobaczy, skoro do nas na wiosnę gnieździć się powraca, ten zazwyczaj wróży sobie na cały rok szczęśliwość i dobre powodzenie”. Widząc pierwszą wiosenną jaskółkę na niebie, należało też schylić głowę i spojrzeć, co się ma pod stopami. Kiedy na ziemi leżał włos, sierść lub szczecina, to należało je podnieść i nosić przy sobie, aby zapewnić dla siebie pomyślność losu. W chrześcijaństwie natomiast jaskółka została uznana za symbol pracowitości, dobrej nowiny i nowego życia, dlatego stała się atrybutem Matki Boskiej. Jaskółka jest ptakiem niosącym dobrą nowinę, wieszczką. Niestety w języku polskim znany jest i inny związek frazeologiczny – „jedna jaskółka wiosny nie czyni”. Ptaki te przylatują w okolicach święta Zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie, czyli ok. 25 marca. Na okres ten przypadają brzydkie wiosenne roztopy, ale nie należy się spodziewać już długich,
48
Kategoria formalna – II nagroda
ciepłych, wiosennych dni, bo zima (bieda) może jeszcze zaskoczyć. Jaskółka także budzi o świcie ludzi śpiących, uśpionych. Z drugiej strony jeden z ojców Kościoła, mnich z Aleksandrii przyjęty w poczet świętych katolickich i prawosławnych, Klemens Aleksandryjski dostrzega w nieustannym świergocie jaskółki obraz ludzi gadatliwych, plotkarzy. Czy takimi plotkarzami są kroczący za dającą datek żebrakowi damą? Czy może się jej przysłużą? Czy dzięki ich gadaninie spotka ją nagroda doczesna? Czy jałmużna jest jednorazowa i tylko na pokaz, niedana z prawdziwej litości? Dostrzegam tu zatem wielowymiarowość symbolu jaskółki na obrazie Jałmużna. Obawiam się jednak, że w przedstawionej sytuacji najprawdziwsze może okazać się ludowe powiedzenie, że „jedna jaskółka wiosny nie czyni”. Że biedak jedną jałmużną, jak sądzę – daną na pokaz, dla oczu innych, nie wykarmi swojej rodziny i nie zapewni jej odpowiedniego bytu. Gottlieb świetnie uchwycił naznaczoną fatalizmem bezbronność człowieka wobec losu i świata, uderzający na obrazie jest smutek i melancholia. W tym kontekście jaskółka z obrazu wzbudziła we mnie jeszcze jedno skojarzenie. W domu mojej babki ze strony matki często słyszałem bardzo smutną pieśń o jaskółce. Zapytałem o tę pieśń babcię, a potem odnalazłem jej słowa, które napisał Czesław Niemen, a zaśpiewał Stan Borys. Chcę te słowa tutaj przywołać, bo kojarzą mi się z tragicznym losem żebraka i jego rodziny: Jaskółka czarny sztylet, wydarty z piersi wiatru Nagła smutku kotwica, z niewidzialnego jachtu Katedra ją złowiła w sklepienia sieć wysoką Jak śmierć kamienna bryła Jak wyrok na prostokąt. Jaskółka błyskawica w kościele obumarłym Tnie jak czarne nożyce lęk który ją ogarnia. Szczególnie ten fragment pasuje do przedstawienia troski na obrazie Gottlieba: Jaskółka siostra burzy, szałowa fruwająca Ponad głowami ludzi w których się troska błąka
49
Obraz a słowo
Jaskółka znak podniebny jak symbol nieuchwytna Zwabiona w chłód katedry przestroga i modlitwa. I wreszcie finał pieśni o beznadziejnym losie jaskółki wrzuconej do katedry przez diabła, tak jak beznadziejny jest los biedaka-żebraka i jego rodziny: Na wieczne wirowanie na bezszelestną mękę Na gniazda nie zaznanie na przeklinanie piękna. Dramat żebrzącego mężczyzny i jego rodziny jest jednak ukryty. Trud codziennego życia i tragicznej prawdopodobnie egzystencji usunięty został poza dekoracje obrazu. A może los kobiety, która jałmużny udziela, jest równie beznadziejny? Może ona również cierpi? Może ona również pozbawiona jest wolności i żyje w okowach oczekiwań społecznych, musi się podobać, innych zadowalać, żyć na pokaz w „wiecznym wirowaniu”, w „bezszelestnej męce”? Analizując obraz, doszedłem także do wniosku, że przedstawiona na nim scena damy dającej jałmużnę żebrakowi może być aluzją do gorzkich doświadczeń życiowych Maurycego Gottlieba, a żebrak – jego alter ego. Ostatnie lata jego życia były czasem sukcesów i niepowodzeń. To był okres wypełniony twórczą pracą, ale też wielkim uczuciem do Laury Rosenfeld. Podczas pobytu w Wiedniu opiekę nad nim sprawował prezes tamtejszej gminy żydowskiej Ignacy Kuranda, miłośnik sztuki. Obraz Maurycego Shylock i Jessika pokazywano w Wiedniu na wystawach, a także chętnie go reprodukowano. Dzięki wstawiennictwu Kurandy, który napisał list do członka parlamentu węgierskiego, artysta wyjechał do Pesztu w celu wykonania dużego obrazu Przyjęcie posłów w sejmie węgierskim. Nie doszło jednak do realizacji tego zlecenia. W czerwcu wrócił do Monachium, gdzie od niemieckiego wydawcy Bruckmana otrzymał ofertę wykonania ilustracji do wydania Gottholda Lessinga Natana Mędrca i Karla Gutzkowa Uriela d’Acosty. Jesienią monachijski wydawca zerwał jednak kontrakt z malarzem i nawet nie podał przyczyny tej decyzji. Dla Maurycego były to bardzo trudne doświadczenia zarówno
50
Kategoria formalna – II nagroda
ze względów ambicjonalnych, jak i z powodu utraty źródła dochodów. Koniec roku przyniósł, ku rozpaczy Maurycego, zerwanie zaręczyn z Laurą Rosenfeld. Bardzo zmartwiony tą sytuacją wrócił do Wiednia i mimo wszystko intensywnie pracował. Dokończył wówczas rozpoczęte wcześniej obrazy, głównie portrety, m.in dwa Laury: Damę z wachlarzem oraz Tułacza, a także Jałmużnę. Bardzo zaabsorbowała go praca nad dziełem Żydzi modlący się w synagodze podczas Jom Kippur (żydowskie święto Dnia Pojednania). Tłem do sceny było wnętrze synagogi w Drohobyczu, w której umieścił swoich nieżyjących już krewnych. Wkrótce, pragnąc odzyskać psychiczną równowagę, zdecydował się na wyjazd do Lwowa, gdzie przebywali jego ojciec i siostra. Los uśmiechnął się do niego, znalazł swoją drugą miłość – Żydówkę Karolinę (Lolę) Rosengardeni. W czasie wakacji wykonał jej portret. Wziął także udział w wystawie w warszawskim Towarzystwie Zachęty Sztuk Pięknych. Jesienią tego samego roku postanowił kontynuować swą edukację, ale w miejscu oddalonym od przykrych wspomnień, udał się więc do Rzymu. Teraz również nie mógł się zwrócić o pomoc do ojca. Pożar rafinerii sprawił, że Gottliebowie znaleźli się w szczególnie trudnej sytuacji finansowej. Pomocy Maurycemu odmówiła także gmina drohobycka. Do wyjazdu doszło również na skutek interwencji Ignacego Kurandy, dzięki któremu akademia wiedeńska ufundowała Maurycemu skromne stypendium oraz bilet do Rzymu. W Rzymie poznał malarza Henryka Siemiradzkiego. To on pomógł mu wynająć studio w kamienicy, w której sam mieszkał. Malarz odwiedzał często rzymskie getto żydowskie, dzięki któremu częściej myślał o swojej rodzinie, o tradycjach i kulturze własnego narodu. Brał pod uwagę pozostanie w Rzymie na dłużej, a może nawet na zawsze. W grudniu 1878 r. przybył do Rzymu z małżonką Jan Matejko. Polskie środowisko postanowiło uczcić to zdarzenie i zorganizować przyjęcie sylwestrowe na cześć Matejki. Zaproszono również Maurycego, którego Matejko i inni artyści w końcu życzliwie przyjęli oraz docenili w swoich przemówieniach. Malarz B. Łaszczyński podkreślał, iż prace Maurycego przynoszą chlubę narodowi polskiemu i żydowskiemu, a Henryk Siemiradzki miał powiedzieć: „jesteś pan naszym przyjacielem”.
51
Obraz a słowo
Szczęśliwy malarz podziękował zgromadzonym za słowa uznania. Czy to była tytułowa Jałmużna? Przy takich cechach charakteru Maurycego Gottlieba, jak wielka ambicja, niezwykła pracowitość, duma i pragnienie niezależności, życzliwość ludzi, którą otrzymywał w kryzysowych momentach swojego życia, mógł odbierać jako rodzaj upokorzenia, jałmużnę i z tego tytułu cierpieć. Chciałbym moją pracę zakończyć następującymi słowami-myślami, którymi obdarzyłem żebraka z obrazu: Mogą dać – dadzą? Mogą poratować – poratują? Życie darować – darują? Suknie ich strojne, bogate Przeklinam te wspaniałości I trwam w cichej męce Ja wiem, czym jest cierpienie Choć na twarzy mojej uśmiech wykrzywiony To umieram wciąż od środka Moje życie skończone Dlaczego oni na mnie patrzą? Mijają zimno biednego? Tłum idzie z marmuru Serce z szarego kamienia
52
Opinia jurora Do pracy Jana Tutusa Sawickiego, od pierwszego zdania, przekonała mnie szczerość wypowiedzi, która niczego nie nadbudowuje, nie przekonuje do swej nieomylności, ale jednocześnie, pod tą powłoczką naturalności, odsłania ogromną erudycję Autora. Poziom ten został osiągnięty dzięki imponującemu wysiłkowi włożonemu w badanie materiałów źródłowych, dotyczących życia i twórczości malarza. I co ważne, z jego biografii Autor wyciąga tylko te fakty, które są istotne dla przeprowadzanej analizy. J.T. Sawicki źródła Jałmużny szuka w nadwrażliwości Maurycego Gottlieba, z nieufnością patrzącego na okazywaną mu sympatię. Czy jest to słuszna interpretacja? Nie wiem. Wiem natomiast, że tak mogło być, a to już przesądza o wartości pracy. Autor prowadzi swoje prywatne poszukiwania, odkrywa dla siebie kompletnie nieznanego mu malarza i swoje odkrycia usiłuje skonfrontować z tym, co mu znane. W przewrotny sposób gust Jana Tytusa Sawickiego w wielu punktach pokrywa się z preferencjami zapomnianego malarza. Z tego powodu, choć brakuje tu kilku elementów analizy formalnej (czym popisała się bezbłędnie laureatka pierwszej nagrody), jest to moja ulubiona praca. Anna Rak
53
Kategoria formalna – III nagroda
Marlena Kwiatkowska I Liceum Ogólnokształcące im. Bolesława Chrobrego w Kłodzku Nauczyciel prowadzący: Anna Olbińska
Sztuka jako absolut i uniwersum Rola sztuki w XXI w. a dzieło Maurycego Gottlieba „Jałmużna” I tak ja widzę przyszłą w Polsce sztukę, Jako chorągiew na prac ludzkich wieży, Nie jak zabawkę ani jak naukę, Lecz jak najwyższe z rzemiosł apostoła I jak najniższą modlitwę anioła Cyprian Kamil Norwid, Promethidion
Siedem liter, sześć głosek i trzy sylaby – tak przedstawia się jedna z analiz słowa empatia, wywodzącego się z greki, i chociaż tłumaczone jest jako cierpienie, zdaje się nie oddawać ładunku emocjonalnego niesionego przez to wykraczające poza słownikowe objaśnienia zjawisko. Jednak kierując się czymś pozostającym poza sferą rozumowego pojmowania, możemy je wyrazić. Wystarczy spojrzeć na oblicze Matki Boskiej utrwalone na Piecie Michała Anioła czy też na oblicze greckiego tytana
55
Obraz a słowo
Prometeusza przedstawione na płótnie przez Rubensa. Ponadto, utkwiwszy wzrok w tych uosabiających ból postaciach, potrafimy w jakimś stopniu utożsamiać się z nimi, gdyż droga każdej istoty ludzkiej usłana jest różnorodnymi przykrymi i bolesnymi doświadczeniami. Empátheia bowiem to więcej niż cierpienie, to współcierpienie, a więc współodczuwanie nieuznające wyższości własnej osoby nad drugą, to stawianie się w podobnej sytuacji co jednostka cierpiąca. Szczególnym przykładem empatii jest jałmużna. Ten stanowiący jeden z pięciu filarów islamu obowiązek każdego z wyznawców tej religii, a także jeden z uczynków miłosierdzia w chrześcijaństwie to ulżenie bliźniemu w niedoli oraz niepozostanie obojętnym wobec jego cierpienia. Niezbędne zdaje się tutaj postawienie fundamentalnego pytania: co determinuje człowieka, który decyduje się na tak piękny w swej istocie czyn? Czy pozwala wieść nad sobą prymat uczuciom, takim jak współczucie, wrażliwość, czy robi to ze strachu przed dręczącymi go wyrzutami sumienia? Według niemieckiego filozofa, Arthura Schopenhauera, ważna jest nasza intencja, gdyż jak powiadał: „Jeśli ci nie chodziło o przyniesienie tej ulgi i jeśli w ogóle nic ci na tym nie zależało, to datek twój właściwie nie był jałmużną, ale ceną, za którą chciałeś coś kupić”. Co kierowało odzianą w purpurę, pełną dostojeństwa, godności i majestatyczności, spodziewającą się dziecięcia kobietą z Jałmużny Maurycego Gottlieba, litującą się nad klęczącym przed nią biedakiem? Wystarczy spojrzeć na pełne emocji lica niewiasty, aby poznać odpowiedź. Kobieta zdaje się wcielać w życie słowa św. Pawła: „Więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu”. Jednak oprócz niej można wyszczególnić postronnych obserwatorów – niektórzy z nich czekają, aż ktoś inny niż oni wykaże się empatią. Inni odwracają wzrok nie dlatego, iż nie mogą znieść cierpienia bliźniego, tylko dlatego, że ich obojętne na krzywdę ludzką serca pozostają zamknięte na jego nieszczęście i niedolę. Wszyscy oni stanowią grupę pięciu osób uwiecznioną na obrazie ucznia Jana Matejki – ich sylwetki wyznaczają linie wertykalne. Dwaj sędziwi już mężczyźni, stojący tuż przy balustradzie, aż do filara układającej się w linię diagonalną, pogrążeni są w dyskusji, o czym może świadczyć teatralny, wystudiowany wręcz gest jednego z nich. Kobieta
56
Kategoria formalna – III nagroda
nosząca białe nakrycie głowy, stojąca tuż za nimi, zdaje się nieobecna wzrokiem; jest jakby poza rozgrywającą się sceną, a na jej twarzy maluje się konsternacja. Możliwym jest, że wynika ona z poczucia niepewności. Być może opisywana postać toczy wewnętrzną batalię ze swoim sercem i zadaje sobie samej pytanie: czy na wzór postaci o nieostrych rysach twarzy znajdujących się za nią na dalszym planie nieco w cieniu przenieść wzrok na znajdującą się u podnóża schodów kobietę i starca proszącego o pomoc czy może pozostać niewzruszonym i obojętnym? Francuska filozofka i myślicielka, Simone Weil, tak mówiła o pokorze: „Pokora jest pewnym stosunkiem duszy do czasu. To zgoda na czekanie”. Postać kobiety trzymającej na rękach niemowlę, której oblicze zakrywa kaptur, utrwalona na obrazie polskiego realisty, zdaje się z nadzieją oczekiwać na lepsze jutro, na odnowę życia, na przebudzenie się z odrętwienia i na zrzucenie łańcuchów ubóstwa, które krępują ją i niemowlę, czego symbolem może być jaskółka – jej cień artysta „uchwycił” na ścianie w odcieniach żółci i szarości. Uniżenie się, świadomość swojej małości, a więc postawy tożsame z tą przyjętą przez bohaterkę dzieła i matkę jednocześnie, sprawiają, iż nie zabiegając o jałmużnę, gromadzi ona pełen obfitości koszyk, co można skonfrontować z tym, co udało się zebrać klęczącemu starcowi wyciągającemu ręce w proszącym geście. Postać śpiącego niemowlęcia utrwalona na wielofigurowej i wieloplanowej kompozycji otwartej Gottlieba (część przedstawionej sceny zdaje się rozgrywać także poza płótnem) jest ucieleśnieniem niewinności, cierpienia niezawinionego i czystości. Statyczność i niezwykły spokój kobiety autor Shylocka i Jessyki zestawia z dynamizmem klęczącego nędzarza. Kontrast ten dodatkowo uwypukla poprzez oddzielenie tych dwóch postaci elementem architektonicznym – filarem. Co więcej, zastosowanie przez Gottlieba dosyć ograniczonej gamy barwnej z akcentami szarości i walorami brązów, użycie kolorów stonowanych, zgaszonych i repetycja barwna połączona z subtelną grą refleksów rozproszonego światła, którego źródło jest trudne do zidentyfikowania, umożliwia odbiorcy skupienie się na wyrazie dzieła i na ekspresji wyrażonej ruchem postaci, potęguje wrażenia estetyczne i oddziałuje na emocje.
57
Obraz a słowo
Czułość, jak mówi polska noblistka Olga Tokarczuk, „(…) jest głębokim przejęciem się drugim bytem, jego kruchością, niepowtarzalnością, jego nieodpornością na cierpienie i działanie czasu”. To właśnie ona sprawiła, że św. Aleksy wszystko, co otrzymywał od innych, natychmiast rozdawał potrzebującym, a św. Franciszek z Asyżu, nie przejmując się trądem spotkanego na swojej drodze mężczyzny, hojnie obdarował go posiadanymi dobrami i dał mu pocałunek pokoju. To czułość kierowała Samarytaninem, który, jak kunsztownie ujął to na swoim płótnie barokowy malarz Johann Karl Loth, pomógł napadniętemu przez zbójców rannemu człowiekowi. Ona także decyduje o czynach kobiety utrwalonej na obrazie pędzla wybitnego ucznia Jana Matejki, Maurycego Gottlieba. „Literatura zbudowana jest na czułości” – mówi dalej mistrzyni słowa. Czy można to samo stwierdzić o malarstwie? Myślę, że pytanie to domaga się tylko jednej odpowiedzi i to tej twierdzącej. Sztuka na przestrzeni wieków udowadniała nam, że istnieje coś znacznie ważniejszego przy jej interpretacji niż percepcja, mianowicie przestrzeń, która poddaje się kreacyjnemu działaniu naszych emocji i uczuć. Sztuka to „część” duszy autora, którą z własnej i nieprzymuszonej woli dzieli się z odbiorcą, to jego zgoda na to, aby przemyślenia, przeżycia i doświadczenia „stojących po dwóch stronach obrazu” stały się tożsame. Potwierdzeniem tego mogą być słowa Stanisława Przybyszewskiego: „(…) [sztuka] jest absolutem, bo jest odbiciem absolutu – duszy”. Malarz jest więc „czułym narratorem”, gdyż zdaje się nie dostrzegać tych wszystkich istniejących w świadomości wielu murów i ograniczeń, które tak często nas dzielą, ukazując na swoich dziełach historie wszystkich godnych bycia uwiecznionymi i dostąpienia „nieśmiertelności”. Artysta jednocześnie udowadnia, że piękno jest czymś często wymykającym się spod konwencjonalnych wzorców i kanonów. Historia ukazuje wiele takich osobistości. Wystarczy chociażby spojrzeć na dzieło Józefa Chełmońskiego Babie lato, którego bohaterką uczynił bosonogą ukraińską chłopkę, na obraz Jana Vermeera Mleczarka (została na nim utrwalona dziewczyna nalewająca mleko), na Żydówkę z pomarańczami Aleksandra Gierymskiego, a także na te będące przejawem wrażliwości malarzy na cierpienie „drugiego
58
Kategoria formalna – III nagroda
bytu” – na Polskiego Prometeusza Horace’a Verneta, Biczowanie Chrystusa Caravaggia lub na Upadek Ikara Jacoba Petera Gowego. W tradycji przyjęło się określenie artysty jako człowieka dostrzegającego „więcej” – więcej niż odbierają zmysły, więcej człowieka w człowieku, więcej natury w naturze, w tym bowiem, co my często uznajemy za oczywiste i codzienne, oni upatrują niezwykłość i wspaniałość, źródła zachwytu. Myślę jednak, że refleksja ta powinna być uzupełniona o twierdzenie, że jednostka parająca się sztuką widzi też „mniej” – mniej podziałów w społeczeństwie, mniej różnic w posiadanych dobrach, mniej w znaczeniu tytułów, które stały się niemal wyznacznikiem wyższości jednostki nad pozostałymi. XIX-wieczny malarz, Maurycy Gottlieb, w swoim dziele zdaje się wznosić na piedestał zarówno kobietę odzianą w długą, purpurową suknię, ukazaną na wzór pozostałych postaci w perspektywie ukośnej, jak i tych, którzy potrafią uznać swoją małość i jawnie bądź mniej jawnie apelować o pomoc dla siebie i swoich bliskich – jest to wyższość uniżenia istoty ludzkiej. „Ars est philosophia vitae” (Sztuka jest filozofią życia) – powiedział kiedyś mówca rzymski Cyceron. Słowa te bez wątpienia można odnieść do autora Jałmużny, gdyż podczas swojego jakże krótkiego – dwudziestotrzyletniego – aczkolwiek owocnego życia, poprzez swoją twórczość udowadniał, że sztuka jest czymś wykraczającym poza utarte schematy, czymś, co je kwestionuje i poddaje przeobrażeniom, czymś, co prezentuje odmienną perspektywę wyobrażeń ludzkich na temat otaczającego świata, czymś polemizującym na przestrzeni wieków nad rolą człowieka i celem jego egzystencji. Autor Jankiela cymbalisty i Zosi był „filozofem malarstwa”, gdyż to właśnie poprzez sztukę chciał pojednać dwa narody – polski i żydowski, a więc zmienić rzeczywistość, której prawidłowości poddawał w wątpliwość. Czym zaś jest ona dla ludzi żyjących w świecie naznaczonym nieustannym rozwojem techniki, gdzie wszystko może być stworzone za pomocą najnowocześniejszych jej rodzajów, w rzeczywistości, w której preferujemy zobaczyć dane dzieło w internecie, niż obcować ze sztuką poprzez instytucję muzeum? Sztuka pozwala nam powrócić do korzeni, do tych wartości, na których został zbudowany świat, które stały się uniwersum, a więc czymś
59
pozostającym poza czasem i przestrzenią. Umożliwia także spojrzenie w głąb samego siebie i finalne odnalezienie własnej tożsamości, często zatracanej na skutek ukrywania się za kunsztownie zdobionymi maskami przywdziewanymi przez nas każdego dnia. Sztuka (z niem. Stück) to zaledwie sześć liter, pięć głosek i dwie sylaby, komponujące się w słowo oznaczające dla każdego coś innego, jednak każdą z tych interpretacji łączy „rdzeń” – coś nieuchwytnego, niedookreślonego i przez to pięknego oraz nietuzinkowego w swej istocie.
Opinia jurora Świetna wypowiedź literacka o przemyślanej, przejrzystej strukturze, która doskonale łączy precyzyjną analizę formalną obrazu, ujmującą całość budujących go elementów (najlepszą w tej edycji), z interpretacją jego warstwy treściowej. Budzi uznanie umiejętność spojrzenia na dzieło poprzez pryzmat nie tylko malarstwa europejskiego, lecz także literatury i filozofii. Czytanie tej pracy sprawiło mi wielką przyjemność! Iwona Mohl
Kategoria formalna – wyróżnienie
Aleksandra Fitas Europejskie Liceum Ogólnokształcące w Zgorzelcu Nauczyciel prowadzący: Dorota Bogdanowicz
Etapy i łącza I. WRAŻENIA, EMOCJE Łącze emocjonalne ze scenerią obrazu, miejscem, czasem, aurą. Gdy pierwszy raz „stykamy się” z danym dziełem architektonicznym lub plastycznym, np. w postaci obrazu, rzeźby czy nawet rzemiosła artystycznego, to nie ujawniają się nam od razu rozmaite fakty czy definicje. Dany temat może być znany przez nas powierzchownie, w szczególności gdy obraz nie przedstawia żadnych konkretnych postaci historycznych czy miejsc. W szczegóły wgłębiamy się powoli. Początkowe wrażenie dzieła, jego estetyka, impresja porusza nasze zmysły i serca, sprawia, że chcemy zaczerpnąć więcej informacji. Zetknięcie się z dziełem porusza nas emocjonalnie – nie jest istotne, czy pod kątem wykonania, czy tematu. Najważniejsze jest to, że najpierw analizy dokonuje nasze serce. Wyobraźnia, odczucie swoistej imaginacji przestrzeni, miejsca, czasu daje nam możliwość przejścia do świata niezwykłego – rzeczywistości wykreowanej przez artystę. Analiza obrazu tak samo jak jego tworzenie jest rzeczą dokładną, dlatego najpierw serce mówi nam, co należy ujrzeć
61
Obraz a słowo
na obrazie, a dopiero potem poruszamy się na płaszczyźnie szczegółów i faktów. Porównywanie własnych odczuć z wiedzą historyczną, kulturową jest bardzo ciekawe, gdyż pozwala na szereg rozmaitych interpretacji oraz wniosków, stwarzanych stopniowo, niczym dzieło malarskie. Najpierw jest „bodziec”, inspiracja, kompozycja, następnie pewność w tworzeniu i kreacji obrazu. Emocje pobudzają do działania. Gdybyśmy jednak zapomnieli o wszelkich faktach i na początek po prostu spojrzeli na Jałmużnę Maurycego Gottlieba – co dostrzeglibyśmy, a raczej: odczulibyśmy? Ja widzę mnóstwo rzeczy – w głowie nieustanny pęd mają różne myśli. Chcę zapomnieć na chwilę o wszelkich przemianach, zależnościach czy niezależnościach w sztuce XIX w. Pragnę przenieść się do tego momentu, tej chwili na obrazie. Co podpowiada mi serce? Jak określiłabym pierwszy impuls przy zetknięciu się z dziełem? Smutek. Swoiste cierpienie, obojętność. Ktoś błaga, ktoś odchodzi. Rozmyte twarze, ruch, niepewne spojrzenie. Gdzieś w tle pewna obmowa, a może niezwracanie uwagi na świat wokoło, tylko na własne sprawy. Lekceważenie kobiety przy schodach. Społeczeństwo, a raczej podział społeczeństwa. Różnice. Chwilowa pomoc. Wdzięczność starca. Starość. Pogoń za własnymi sprawami. Ekspresja miejsca i postaci. Poszczególne urywki zdań i jego równoważniki odpowiadają ciągle biegnącym myślom. A teraz moja ulubiona część analizy: poszukiwanie szczegółów w rozmaitych aspektach.
II. TROCHĘ TECHNIKI Spojrzenie ze strony budowy i analizy dzieła sztuki, czyli trochę „ścisłego” umysłu w duszy humanisty. Rozpocznijmy więc od kilku technicznych szczegółów, które pomogą nam dokładnie zanalizować dzieło pod kątem jego warstwy estetycznej oraz technicznej, zanim przejdziemy do pozostałych łączy
62
Kategoria formalna – wyróżnienie
emocjonalnych. Co widzimy dokładnie, jak został „zaplanowany” obraz? Kompozycja obrazu pozostaje otwarta, dzieła nie można zamknąć w konkretnych ramach – w prawym górnym rogu można by bowiem dostrzec postacie, które mogłyby wychodzić z nieskończenie długiego korytarza. Nie znamy „końca”, granicy obrazu. Możemy się również zastanawiać, do jakiej dalszej części budynku mogą prowadzić schody. Centralną część stanowi zakończenie schodów niewielką kolumną w stylu najprawdopodobniej kompozytowym, gdyż widoczne są woluty porządku jońskiego oraz delikatnie zaznaczono liście akantu porządku korynckiego. Obraz jest malowany impastem, pełnym, szybkim pociągnięciem pędzla. Jeśli zaś chodzi o techniczne rozplanowanie obrazu – jest świetne. Kolumienka stanowi wyraźną linię podziału obrazu oraz jego centrum. Nie jest to jednak kompozycja symetryczna, w której to kolumienka stanowiłaby oś symetrii. Ciężko też powiedzieć, czy kompozycja jest dośrodkowa, owa kolumienka może być myląca, choć tajemnicze postacie, skupione w górnej części schodów, zdają się oddalać w pewien sposób od środka. Można byłoby zastanawiać się nawet nad pewnym rozproszeniem, główne sceny dzieła są skupione raczej w bocznych częściach obrazu. (Kolumienka nadaje nawet pewne wrażenie spiralnego ułożenia obrazu). Wgłębiając się dalej w kompozycję, należy dodać, że jest z pewnością złożona, wielofiguralna. Liczne postacie, które ukazano na płótnie, ożywiają obraz, sprawiają wrażenie nawet tłoku (szczególnie w lewym górnym rogu). Warto wspomnieć, że one oraz trelowana balustrada stanowią jedyną linię diagonalną obrazu. Dostrzegamy także wieloplanowość obrazu. Z pewnością pierwszy plan to rozgrywająca się scena, w której dama daje błagającemu ją mężczyźnie jakiś drobny datek, oraz nieopodal opierająca się o schody uboga kobieta. Drugi plan to tłoczący się ludzie (w dalszej części schodów), a także zarys wejścia do nieznanego korytarza. Mówiąc o Jałmużnie M. Gottlieba, nie można zapomnieć o dynamizmie całego dzieła, począwszy od wychodzących ludzi z korytarza, poprzez schodzących mężczyzn, energicznie rozmawiających ze sobą (co daje już duże uczucie ruchu), po gest kobiety wrzucającej „grosz”
63
Obraz a słowo
ubogiemu. Wychylający ręce żebrak także nadaje scenie wrażenie dynamizmu. Jego „błagalny pokłon” jest bardzo energiczny. Wygląda tak, jakby przed chwilą na naszych oczach osunął się na kolana. Bardziej statyczna wydaje się kobieta przy misie z owocami. Jednak została ujęta w bardzo ekspresyjny sposób. Zresztącałe dzieło jest bardzo ekspresyjne. Pewne ułożenie elementów obrazu, zaprezentowanie scen oraz scenerii wyrażają istotne napięcia, nadające całości cechę ekspresji. Jeśli chodzi o perspektywę, to mamy „do czynienia” z perspektywą geometryczną. Gdy przyjrzymy się już dokładnie kompozycji i perspektywie, możemy zagłębić się w świat koloru. Z pewnością dominującą barwą będzie beż, gdzieniegdzie złamany ciemną czerwienią czy zielenią. Ciężko mówić o monochromatyzmie, gdyż pod pozornymi brązami i beżami dostrzegamy wiele kolorów. Widzimy załamania bordowego koloru sukni kobiety, pomarańczowo-zielonych owoców w tacy przed siedzącą kobietą. Jej spódnica ma lekko rudawy, miedziany kolor, dzięki czemu także lekko wyłamuje się jednakowej tonacji. Jest także niewielki element zieleni: szata mężczyzny, który wychodzi jako osoba przedostatnia. Nie mamy tu odejścia od koloru lokalnego – postaciom i przedmiotom w scenerii nie zmieniono ich barw właściwych. Wszystko pozostaje w zgodzie z realnymi kolorami, jakie mogłyby towarzyszyć tej scenie w rzeczywistości. Kolejnymi dominantami kolorystycznymi pozostają szarość oraz brąz – od tych kolorów zależne są wszystkie inne barwy. Warto zauważyć, że barwy idealnie współgrają z rozmieszczeniem osób, impulsy kolorystyczne występują głównie na postaciach, gdy reszta scenerii pozostaje stonowana. Za pomocą koloru budowany jest światłocień. Swobodne „pociągnięcia pędzla” tworzą przestrzeń obrazu, postacie i ich gesty. Ludzie na obrazie oraz fragmenty architektury są wykreowane tak, że niewielka przestrzeń potrafi zmieścić wiele elementów w taki sposób, że nie odczuwamy chaosu. Mimo że twarze ludzi zostają zaznaczone umownie, a większość ich ekspresji i wyrazu jest budowana za pomocą koloru, to wszystko wydaje się być w ruchu, zachowując pełną harmonię. Uważam, że duży wpływ na tę harmonię ma właśnie dobór kolorów. To one oddają swoisty realizm
64
Kategoria formalna – wyróżnienie
sceny, wprowadzają nas w wydarzenie obrazu, które zostało uchwycone tak, jakby wszystko działo się przed chwilą. W jakimś jednak kierunku zmierzają wychodzący ludzie oraz kobieta dająca datek… Gdzieś z pewnością kończą się schody, gdzieś w górę pnie się reszta budynku, gdzie widać całe okienko… Ale ta rzeczywistość pozostaje nam nieznana – wszystko zamyka prostokątne pole o wymiarach 49 × 36 cm. Będziemy mogli ją ujrzeć tylko oczyma wyobraźni.
III. TROCHĘ HISTORII, KULTURY, ODNIESIEŃ… Łącze społeczne, kulturowe, biograficzne. Obraz a realia epoki Skupmy się jednak na dokładnym czasie datowania dzieła: 1878 r. Co takiego działo się na świecie? Jakie były dominacje stylowe? Jak możemy to powiązać z Jałmużną Gottlieba? Zacznijmy więc od stulecia: w drugiej połowie XIX w. (mówiąc kolokwialnie) dużo się dzieje. Następuje powrót do stylów dawnych, mianowicie tych z przedrostkiem neo-: neogotyk, neorenesans, neobarok, neoklasycyzm. Dominują także zupełnie nowe kierunki, takie jak: akademizm, impresjonizm, postimpresjonizm, secesja, modernizm (prawie wszystkie trwają jeszcze w wieku XX). W 1872 r., wraz z wystawieniem obrazu Claude’a Moneta Impresja, wschód słońca, dzięki złośliwemu stwierdzeniu krytyka Louisa Leroya rodzi się określenie impresjonizm, a wraz z nim także cały nurt w sztuce. Jałmużna, mimo czasowej bliskości impresjonizmowi, namalowana jest w zupełnie innym stylu. Maurycy Gottlieb był przedstawicielem malarstwa historycznego. „Rozluźnienie” zasad akademickich może przywodzić na myśl w pierwszej chwili inny nurt, jednak wszystkie pozostałe aspekty dzieła wskazują na historyzm. Porównajmy te dwa nurty pod kątem filozofii, aby móc wyodrębnić w jeszcze bardziej „widoczny sposób” i historyzm, i realizm w wydaniu Gottlieba.
65
Obraz a słowo
Impresjonizm łączy się z filozofią subiektywizmu poznania. Dlaczego? Przede wszystkim: wrażenie. Subiektywizm łączy się z relatywizmem, który zakładał, że każdy inaczej postrzega rzeczywistość, zgłębianie wiedzy na temat świata nigdy nie będzie prawdziwe, gdyż nikt nie może patrzeć na rzeczywistość obiektywnie. Nas też cechuje tutaj pewien subiektywizm, odczuwamy wrażenie, łapiemy chwilę zawartą w obrazie, lecz nasz sąd nie jest jednoznaczny. Każdy może odbierać sztukę w inny sposób. Może mieć różne opinie na jego temat. Biorąc pod uwagę tę odmienność zdań, możemy powiedzieć, że jakikolwiek sąd wyrażony na temat obrazu Jałmużna może nie być rzeczywisty, gdyż nie będzie w 100 procentach obiektywny. Analizując dalej, stwierdzić należy, że to sztuka nie jest wymierna, jest swoistym bytem wszelkich możliwości. Moglibyśmy jednak rzec, że „ograniczając pierwiastek liryczny, realiści domagali się, aby artysta był przede wszystkim obiektywny”1. Akademizm oraz realizm wszystko zmienia, subiektywizm w odniesieniu do tematu nie jest tak dosłowny. Poznajemy historię, rzeczywistość, realność. Historyzm Gottlieba łączy się także z nurtem realizmu, więc przypisywanie obrazowi namiastek filozofii powiązanej z impresjonizmem może mieć jednak znaczenie zbyt ogólne. Artysta poruszający się na płaszczyźnie historyzmu i realizmu nie chciał skupiać się na wrażeniu, grze zmysłów jak impresjoniści. Przy realizmie moglibyśmy przytoczyć lepiej przykład materializmu i pozytywizmu. „Pozytywiści wychodzili z założenia, że ludzka wiedza jest rzeczą nabytą, wywodzi się z doświadczeń, a zadaniem nauki jest je uogólniać, wysnuwać z nich wnioski”2. Co jest jeszcze istotne? Empiryzm stanowił podstawę pozytywizmu. Samo określenie materializm od razu nasuwa wnioski: zero metafizyki. Tylko tu i teraz, dzięki materii wszystko może istnieć. Jak jednak odnieślibyśmy powyższe wywody do obrazu Jałmużna? Możemy dostrzec w nim zagadnienia poruszane przez pozytywistów
1
M.W. Ałpatow, Historia sztuki, Warszawa 1968, s. 95.
2
B. Osińska, Sztuka i czas, Warszawa 2005, s. 66.
66
Kategoria formalna – wyróżnienie
oraz skupić się na dokładnej scenie obrazu, przedstawionej nie w sposób symboliczny, subiektywny, lecz realistyczny. Istotnym faktem jest także powszechność kapitalizmu. Podział społeczeństwa staje się wyraźny, kontrast między proletariatem, burżuazją i inteligencją jest widoczny. Powstaje nowa klasa: klasa robotnicza. Przy interpretacji obrazu niezbędne okażą się powyższe założenia pozytywizmu, pracy organicznej i pracy u podstaw. Praca u podstaw skupiała się na kreowaniu codzienności. Koncentrowanie się na najniższych warstwach społeczeństwa miało na celu współgranie wszystkich warstw, dzięki czemu naród stawał się „bogatszy”, silniejszy. Najniższe klasy miały stanowić swoisty „filar” u podstaw społeczeństwa. Uważam, że obraz porusza ten problem. Społeczeństwo jeszcze nie jest ze sobą zgrane. Występują silne różnice. Zostaje tu w dużym stopniu odzwierciedlony wspomniany kontrast wewnątrz społeczeństwa, panujący w XIX w. Widzimy ludzi pewnych siebie, zmierzających w określonym kierunku, śpieszących się. Możemy przyjrzeć się także okazałym strojom: w szczególności kobiecie w czarno-bordowej sukni. Ma ona na sobie wystawną kolię. Jej stan społeczny jest z pewnością wysoki. Kontrastem jest żebrak, któremu daje jałmużnę. Realia społeczne zostały oddane w sposób rzeczywisty, na obrazie widzimy wyraźny podział. Zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz: strój zamożnej kobiety. Czy to tak wysoko udrapowana suknia? Czy może spodziewa się ona dziecka? Jeśli byłaby to druga opcja, można byłoby szczerze powiedzieć, że nie doświadczyłoby ono żadnej biedy, a świat ludzi przy schodach byłby dla niego tylko dziwną ułudą. Istotne są też osiągnięcia naukowe. Ewolucja Darwina, tablica Mendelejewa… Ludzie żyjący w owej epoce z pewnością byli tymi dokonaniami zafascynowani, inspirowały one wielu filozofów oraz artystów. Zafascynowanie postępem świata mogło pochłaniać jednak tylko tych, którzy byli spokojni o swój byt. Realia te możemy „przenieść” na obraz. Spójrzmy na ubogiego, klęczącego przed wychodzącą damą. Nie widzimy jego twarzy, a sam czyn klękania świadczy o tym, jak bardzo potrzebuje najdrobniejszego datku. Wątpię, czy przy takim stanie rzeczy ludzie ci
67
Obraz a słowo
mogliby oddawać się nauce i sztuce, gdy nie mieli nawet warunków do życia. To być może nadinterpretacja, ale obraz może przedstawiać pewne zło systemowe XIX w. Przede wszystkim opisywany podział. Warto wspomnieć ponadto o dużych migracjach ludności do miast w poszukiwaniu pracy. Niestety nie zawsze było to łatwe, ludzie musieli wieść ciężki żywot. Nie znamy też narodowości postaci ukazanych na obrazie. Gottlieb był Żydem, a sporo dzielnic polskich miast było dzielnicami żydowskimi, gdzie żywot wiodło wiele ubogich ludzi. Może rzeczywistość to specyficzny manifest przeciwko podziałom materialnym, ale też narodowościowym? Niestety nie możemy poznać myśli artysty. Obraz a artysta Pierwszą sprawą artysty jest zająć miejsce rzeczywistości i przeciwstawić się jej. Jan Białostocki3
Nie można zapomnieć o samym artyście, jego życiu, twórczości. Postać malarza jest niezwykle ważna, gdy chcemy zagłębić się w jego „dorobek artystyczny”. Jak już wiemy, był Żydem, pochodził z zamożnego domu. Nie był on jedynym malarzem w rodzinie, sztuką parali się też jego trzej bracia. Warto zaznaczyć, że jeden z jego braci, o wiele starszy Leopold, przyjaźnił się z samą Olgą Boznańską i bywał u niej w pracowni na Boulevard Montparnasse w Paryżu. Sam Maurycy zmarł szybko i jakby wyczuwał swą bliską śmierć. „Maurycy Gottlieb pragnął, aby jego sztuka mówiła do ludzi i była wśród nich obecna”4. Z obrazu Jałmużna można wnioskować, że powyższe określenie idealnie pasuje do tego artysty. Twórca stwarza dzieło, które nawet obecnie przemawia do człowieka, porusza problem społeczny, urzeczywistnia szczery gest. Odwołując się także do innych dzieł Gottlieba, można potwierdzić, że jego sztuka miała na celu
3
J. Białostocki, Sztuka cenniejsza niż złoto, Warszawa 1969, s. 308.
4
https://culture.pl/pl/tworca/maurycy-gottlieb
68
Kategoria formalna – wyróżnienie
„przemówienie” do ludzi. Ważna dla niego była rodzima kultura. Jego obrazy to przedstawiają, możemy tu przywołać Ślub żydowski z 1876 r., Pisarza Tory z ok. 1876 r. czy Portret młodej Żydówki z 1879 r. Poruszał on także archetyp Żyda – Wiecznego Tułacza, tworząc autoportret Ahaswer. Warto w tej twórczości zauważyć ponadto swoistą tajemniczość i duchowość, jakże zbliżoną do tradycji rembrandtowskiej. Aura obrazów Rembrandta fascynowała Gottlieba. Tajemniczy styl, a nawet wykonanie niektórych obrazów łączy tych artystów. Łącze możemy odnaleźć także przy tematyce pewnych obrazów, a mianowicie przy motywie jałmużny. (Przywołanie tu postaci Rembrandta ma na celu bardziej przybliżanie życia, fascynacji Gottlieba niż porównywanie ich dzieł). Jak już wiemy, M. Gottlieb stworzył Jałmużnę w 1878 r., natomiast dzieło holenderskiego mistrza pochodzi z 1648 r. Ogromna różnica wieku, jednak tematyka taka sama. Świadczy to o ponadczasowości i dzieł, i ich tematu. Co prawda, możemy dostrzec różnice w ujęciu jałmużny czy technice – dzieło Rembrandta to grafika, stworzona w technice akwaforty i suchej igły na papierze żeberkowym, natomiast Gottlieba to olej na płótnie. Dzieło Rembrandta nosi tytuł Żebracy przyjmujący jałmużnę w drzwiach domu. Sceneria oraz przedstawienie otrzymywania i darowania jałmużny są zupełnie inne niż u Gottlieba. Ubodzy stoją u progu drzwi, zdają się być rodziną. Na obrazie XIX-wiecznego twórcy nie znamy zależności między biednymi. Darczyńcy także różnią się między sobą. Najważniejsza jednak jest ponadczasowość dzieł i inspiracja twórcą z minionej epoki. Istotna jest też pewna „łączność” kulturowa, ponieważ holenderski mistrz często poruszał w swych dziełach tematy kultury żydowskiej. Dla Gottlieba była to rodzima kultura. Młody twórca nie pozostawał jednak jedynie pod wpływem Rembrandta. Jego mistrzem był również Jan Matejko. Maurycy Gottlieb studiował w Wiedniu i Monachium, ale czas nauki w Krakowskiej Szkole Sztuk Pięknych miał znaczący wpływ na jego twórczość. Inspiracje obrazami Matejki były ogromne. Gottlieb poszukiwał w nich swoistej tożsamości, gdyż jak wiemy, był Żydem, ale odczuwał „łącze” z Polską. Wyrazem jego emocji był Autoportret w stroju polskiego szlachcica.
69
Obraz a słowo
Powyższe zależności pozwalają na swoistą nadinterpretację, w której możemy doszukiwać się tożsamości osób z omawianego obrazu. Dlatego dzieło w odniesieniu do życia artysty może stanowić wielowymiarowe pole do interpretacji, zwłaszcza że Jałmużna została namalowana rok przed śmiercią, gdy malarz miał dwadzieścia dwa lata. Nie wiemy, jak potoczyłaby się jego historia, gdyby żył i tworzył dalej… Może stworzyłby więcej wersji tego motywu? Jak postrzegamy Maurycego Gottlieba w odniesieniu do przeciwstawienia się rzeczywistości? Przecież nie stworzył on żadnych rozmaitych abstrakcji czy innych ekstrawaganckich, nowatorskich dzieł. Może czasem największym przeciwstawieniem się rzeczywistości jest paradoksalnie pokazać jej prawdę. Obraz a inne wątki kulturowe Wspomniane zostało, co prawda, dzieło Rembrandta, jednak obraz Jałmużna wiąże się także z innymi tekstami kultury. Dzieło zostało stworzone w czasie, gdy rodził się pozytywizm. Tematyka płótna niezwykle łączy się z literaturą tego okresu, mianowicie z Lalką Bolesława Prusa. Wydarzenie z obrazu, czyli ukazanie warstwy bogatej i biednej, idealnie zostaje przedstawione w powieści. Szczególną uwagę zwraca opis Powiśla – najuboższej dzielnicy – oraz wyjścia z kościoła podczas Wielkiego Piątku Stanisława Wokulskiego. Drugie wydarzenie idealnie wpisuje się w tytuł obrazu Jałmużna. „(…) widok obdartych mężczyzn, mizernych dzieci i kobiet niezwykle brudnych.” „Jedni giną z niedostatku, drudzy z rozpusty.” „(…) wiecznie głodnymi dziećmi, których największą zaletą jest wczesna śmierć.” Powyższe określania z powieści idealnie wpisują się w sytuację życiową namalowanych. Co prawda, na obrazie nie figuruje Powiśle, nie jesteśmy także w zupełności pewni, w jakim mieście rozgrywa się akcja obrazu, ale odwzorowanie ciężkiego życia przejawia się w obydwóch przypadkach. Warto zaznaczyć, że jesteśmy w tej samej epoce,
70
Kategoria formalna – wyróżnienie
a wszelkie zależności między ubogą dzielnicą a żebrakami są bardzo istotne. Obydwa dzieła poruszają ten sam problem. Kontrast pięknego miasta i miejsca w nim dla najbiedniejszych. Opis ubogich jak najbardziej się zgadza. Moglibyśmy określić postacie biedaków z obrazu Jałmużna jako mizernych, głodnych, bliskich śmierci. Czy obdartych? Artysta w kontrastowy sposób zestawia ubrania wychodzących z kościoła, a tych pozostających pod wejściem. Biedna kobieta jest owinięta jasną chustą, która może być jej jedynym ciepłym ubraniem. Starzec nie może pozwolić sobie na wytworny płaszcz jak jeden z rozmawiających mężczyzn. Z pewnością opis biedy odpowiada sytuacji ludzi z obrazu. Odejdźmy jednak na chwilę od miejsc oraz sytuacji bohaterów i skupmy się na słowie jałmużna, połączenie tytułu obrazu i treści powieści jest jak najbardziej widoczne. Wiemy, że jałmużnę ofiarowywano w czasie Wielkiego Postu i tu odnajdujemy kolejne powiązanie z Lalką. Stanisław Wokulski ofiarowuje pomoc Mariannie, odmieniając jej życie. Ze złej drogi i życia na ulicy wprowadza kobietę w sfery normalności. Warto dodać, że Wokulski wychodził z kwesty wielkopostnej, która miała na celu zebranie datków przez kwestarzy na cele charytatywne. Widzimy kolejne powiązanie. W każdym przypadku pojawia się cel dobroczynny. Tak naprawdę odnajdywanie rozmaitych powiązań w literaturze i kulturze, podobieństw i różnic między dziełami daje nam ogromne pole do rozważań. Moglibyśmy zagłębić się w historie innych bohaterów z drugiej połowy XIX w. Gdy np. spoglądamy na kobietę przy owocach, od razu przed oczyma pojawia się pewien obraz z XIX w. Żydówka z pomarańczami Aleksandra Gierymskiego idealnie wpisuje się w specyficzne połączenie z kobietą z dzieła Jałmużna. Postać z obrazu Gottlieba nie jest tak uwypuklona jak u Gierymskiego, gdyż postać „pomarańczarki” stanowi całość obrazu, jest to ujęcie portretowe. U Żydówki z pomarańczami widzimy istotne napięcie, zmęczenie, swoistą rozpacz i trud życia. Wydobyte zostają szczegóły. Natomiast kobieta przy schodach jest przedstawiona w sposób bardziej wrażeniowy, luźne kontury wydobywają kształt, który
71
Obraz a słowo
stwarza rzeczywistość obrazu. Powyższe bardzo krótkie porównanie stanowi o szerokich możliwościach łączenia obrazów i ich elementów. Najbardziej jednak dzieło Jałmużna chciałabym zestawić z innym przedstawieniem tego datku, a mianowicie z obrazem o takim samym tytule autorstwa Janosa Thorma. W każdym z przypadków to kobieta w wystawnym stroju obdarowuje biednego starca niewielkim datkiem. W każdym z dzieł na dalszym planie możemy dostrzec ludzi pochłoniętych innymi myślami niż pomoc ubogiemu. Każde z dzieł wyraża w bardzo wysokim stopniu emocje i przedstawia kontrast między bogatymi a biednymi. Ważne są też kolory, w dziele Thorma występuje pełna gama barw. Widoczny jest również dynamizm. Jednak sceneria oraz postacie, mimo że tematyka jest identyczna, są inne. Przede wszystkim ich gesty, zachowanie. Ubogi z dzieła Thorma dziękuje w skromny sposób, nie tak wylewnie jak na obrazie Gottlieba. Dama zatrzymuje się przy starcu, nie biegnie… Sceneria również jest odmienna. Najważniejsza jednak pozostaje treść, swoiste przesłanie każdego z dzieł: dobroć, pomoc.
IV. WYOBRAŹNIA Wyobraźnia może w dowolny sposób interpretować ukazany świat na obrazie, stworzyć historie wszystkich postaci, nadać im imiona, połączyć ze współczesnością. Wyobraźnia pozwala na dowolne interpretacje, wyjście poza ramy. Powiedziałabym, że na omawianym obrazie ludzie wychodzą z jakiejś instytucji, urzędu, ratusza, a może nawet świątyni. Z pewnością to miejsce publiczne, skoro zgromadza w swoim wnętrzu tak wiele różnych ludzi oraz ubogich przy wejściu. Ozdobna architektura świadczy o znaczącej roli tego miejsca. Sugerując się tytułem dzieła Jałmużna, można stwierdzić, że budowla będzie z pewnością kościołem. Najprawdopodobniej panuje Wielki Post, a ludzie dają drobny dar dla biednych, czyli jałmużnę. Dzięki wyobraźni możemy jednak stworzyć historię osób oraz to, jak potoczyły się ich losy w dniu, kiedy otrzymali życie na obrazie.
72
Kategoria formalna – wyróżnienie
Zaczęłabym najbardziej klasycznie: Historia ta miała miejsce dosyć dawno. Dwa stulecia wcześniej, podczas jednego dnia Wielkiego Postu zdarzyło się coś niezwykłego… Może wszystko działo się w Drohobyczu, gdzie urodził się bacznie obserwujący wydarzenie artysta, plotki głoszą różnie… Ludzie tłumnie i gwarnie wychodzili z kościoła. Wszyscy śpieszyli się, byli pochłonięci własnymi sprawami. Ich gesty i ruchy były tak szybkie, jakby ludzie zupełnie zapomnieli o otaczającym ich spokoju w świątyni. Ciężko je było uchwycić malarzowi, który chciał zapamiętać ten moment. Po jasnych stopniach schodów rozchodziły się na przedzie kroki niewielkich stóp. Schodziła szybko, ale jakże dostojnie. Wyróżniała się wśród tłumu. Wyszła nawet trochę wcześniej. Czarno-bordowe woalki szeleściły wokół tajemniczej damy. Nikt nie znał jej w tym mieście, niedawno przybyła. Można byłoby mnożyć przeróżne teorie na temat jej pochodzenia, a nawet nazwiska. Jedno było pewne: nie była to zwykła kobieta, lecz dama osnuta wielką tajemnicą. Spojrzenie jej było przelotne, szybkie, bystre niczym szkic wytrawnego artysty. Nie dało się go uchwycić „tak po prostu” na obrazie, trzeba było stworzyć fale kolorów, które oddałyby charakter postaci. Kościół był niezwykle wysoki, można było dostrzec, jak ptaki zataczają wokół niego kręgi. Stawał się najbardziej oczywistą i znaną częścią miasta, a jednocześnie dostojną. Nie miał zbyt wiele okien, dlatego wnętrze wydawało się jeszcze bardziej tajemnicze, a zarazem na swój sposób dostojne. Było popołudnie, dlatego wszystko zdawało się mieć jak najbardziej realne barwy. Wszystko zdawało się układać niczym barwy do stworzenia obrazu. Wszędzie brązy, beże, gdzieniegdzie wyraźniejszy kolor szat. Był to wspomniany czas Wielkiego Postu. Wychodząca kobieta dobrze zdawała sobie sprawę, że miłosierdzie powinno przejawiać się każdego dnia. Pochłonięta własnymi myślami, czuła jednak, że drobny gest znaczy wiele. Spojrzała na nieszczęsnego staruszka i wtedy zdarzyło się coś dziwnego, jakby zobaczyła całą historię życia wypisaną w oczach biednego człowieka. Może siła wyższa pozwoliła zrozumieć los tego starca… Mianowicie kobieta dostrzegła w nim drugiego ojca Goriot. Spojrzenie było tak przenikliwe i pełne rozpaczy, że nawet obserwujący wszystko bacznie artysta nie mógł
73
Obraz a słowo
namalować tej twarzy, a tylko uchwycił jego ogromną wdzięczność, jaka doprowadziła go do osunięcia się na kolana, gdy kobieta niespodziewanie wrzuciła dwie złote monety, jedną dla niego, a drugą dla siedzącej kobiety przy schodach. Zniknęła potem szybko za rogiem kościoła i nikt już jej nigdy nie widział. Reszta wychodzących nie zwróciła uwagi na żebraków, szybko udała się do swych domów, pochłonięta tysiącem innych spraw. Był to dzień, który w zaskakujący sposób odmienił bieg wydarzeń, jakby była to swoista nitka życia, przekierowująca ludzkie losy na zupełnie inne tory. Życie biednego starca zupełnie się odmieniło. Jakby ten niewielki datek potrafił odmienić wszystko, jakby z jednym szczerym gestem powróciła nadzieja. Tak też było, wyruszył on z miasta, szukając szczęścia na własną rękę, po to, by zagoić dawne rany i zabliźnić serce. Ponoć odnalazł radość i spokój, a daleką wędrówkę przeżył dzięki wielu cudom. Kobieta została zatrudniona w kuchni. Nikt by się tego nie spodziewał, gdyż żaden z wychodzących lub przechodniów nigdy nie chciał kupić od niej chociaż jednego owocu. Jej historia potoczyła się szczęśliwie. Spoglądający przez okno artysta nie mógł niestety uchwycić całej historii na obrazie. Skupił się jednak tylko na jednym: jałmużnie, która odmieniła życie ubogich. Naprawdę chciałabym, aby ta historia tak się potoczyła. Jednak akcja zamiera w szczytowym momencie otrzymania jałmużny, niczym zdjęcie „uchwycone” pociągnięciami pędzla. Nie znamy dalszej części. Może nawet lepiej, że tak się dzieje, pozostanie nadzieja na szczęśliwy koniec.
V. SUMBLIMACJA Pozwolę sobie na małą dygresję. Sztuka średniowieczna łączy się z XIX w. głównie poprzez neogotyk, lecz małe odniesienie do wieku XV będzie dotyczyć nie powyższego stylu, ale jednej z tapiserii Damy z jednorożcem,
74
Kategoria formalna – wyróżnienie
której repliki nie odnajdujemy później. Końcowy gobelin powyższego cyklu stanowi dzieło o tytule Sublimacja. Na finałowym przedstawieniu damy oraz jednorożca następuje połączenie wszystkich poprzednich tapiserii. Uważam, że każde dzieło jest swoistą sublimacją. Łączymy w nim emocje, historie, dawną epokę, środki artystyczne oraz wyobraźnię. Każde dzieło, jakkolwiek byśmy na nie spojrzeli, będzie zawierać cząstkę różnych interpretacji, opowieści, analiz. Będzie z pewnością sztuką pod kątem wykonania. Odbiorcy dzieła będą zachwycać się sposobem namalowania, uchwyceniem postaci, nadaniem ekspresji. Część osób spojrzy przez pryzmat realiów oraz filozofii epoki. Jeszcze ktoś stworzy „mapę” połączeń między innymi tekstami kultury. Można równie dobrze stworzyć opowieść, którą dzięki dziełu malarskiemu rodzi nasza wyobraźnia. Jedno jest jednak pewne: połączenie tych wszystkich elementów da szerokie możliwości postrzegania dzieła i pozwoli nam docenić jego wielowymiarowość. Dzięki takiemu spojrzeniu obraz Jałmużna Maurycego Gottlieba nie będzie już tylko „krzykiem” myśli, lecz barwną historią, opowiedzianą na wiele sposobów.
Bibliografia M.W. Ałpatow, Historia sztuki, Warszawa 1968. M. Backman, Historia malarstwa europejskiego, Poznań 2007. J. Białostocki, Sztuka cenniejsza niż złoto, Warszawa 1969. E. Lajta, Malarstwo francuskie, Budapeszt 1979. T. Mazur, Kamyk filozoficzny, Warszawa 2010. B. Osińska, Sztuka i czas, Warszawa 2005. B. Prus, Lalka, Warszawa 1982.
75
Netografia http://pauart.pl/app/artwork?id=BGR_004089 https://fbc.pionier.net.pl/details/nn5cfVX https://culture.pl/pl/tworca/maurycy-gottlieb http://www.pinakoteka.zascianek.pl/Gottlieb_M/Gottlieb_M_3.htm https://artinfo.pl/dzielo/autoportret-w-stroju-polskiego-szlachcica-1874 http://www.newartissimo.galeriakn.home.pl/newartissimo/maurycy-gottlieb-w-poszukiwaniu-tosamoci/ https://culture.pl/pl/dzielo/aleksander-gierymski-zydowka-z-pomaranczami
Opinia jurora Naszą uwagę zwrócił ogrom pracy, jaką Autorka włożyła w napisanie tekstu, i drobiazgowa, dogłębna analiza formalna, zawierająca wszystkie elementy budujące obraz. Niestety została ona zdominowana przez niezwykle rozbudowaną i wielowątkową interpretację treści pozamalarskich. Praca nie jest także wolna od błędów, zwłaszcza w warstwie stylu i spójności wypowiedzi, a rozwinięcie tematów cząstkowych oraz konstrukcja wielu poszczególnych zdań wymaga ponownego przemyślenia. Iwona Mohl
Obraz a słowo Literacki opis dzieła malarskiego Werdykt XVI Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego
Jury w składzie: Iwona Mohl – przewodnicząca jury, dyrektor Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu, dr hab. Anna Gomóła, prof. UŚ – Instytut Nauk o Kulturze i Studiów Interdyscyplinarnych Uniwersytetu Śląskiego, Anna Rak – kierownik Działu Edukacji Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu, po przeczytaniu 121 prac zdecydowało przyznać następujące nagrody i wyróżnienia.
Kategoria literacka: I nagroda – Gęsie Pióro – Sebastian Wujcik ze Szkoły Podstawowej nr 3 im. Łączniczek Armii Krajowej w Józefowie, II nagroda ex aequo – Paulina Salawa z II Liceum Ogólnokształcącego im. Stanisława Wyspiańskiego w Legnicy, II nagroda ex aequo – Natalia Pędziwiatr z I Liceum Ogólnokształcącego im. Tadeusza Kościuszki w Turku, III nagroda – Wiktoria Pętal z Liceum Ogólnokształcącego nr VIII im. Bogusława Krzywoustego we Wrocławiu, wyróżnienie – Maria Kucharska ze Szkoły Podstawowej nr 1 im. Królowej Jadwigi w Konstantynowie Łódzkim.
78
Kategoria formalna: I nagroda – Gęsie Pióro – Julia Ćwiąkała z I Liceum Ogólnokształcącego im. Stefana Żeromskiego w Jeleniej Górze, II nagroda – Jan Tytus Sawicki z Polsko-Francuskiej Szkoły Podstawowej La Fontaine w Warszawie, III nagroda – Marlena Kwiatkowska z I Liceum Ogólnokształcącego im. Bolesława Chrobrego w Kłodzku, wyróżnienie – Aleksandra Fitas z Europejskiego Liceum Ogólnokształcącego w Zgorzelcu.
Jurorzy i organizatorzy konkursu pragną w szczególny sposób podziękować wszystkim jego uczestnikom. Składamy również podziękowania nauczycielom, którzy zachęcili młodzież do odkrywania tajemnic ukrytych w obrazie.
79
ISBN 978-83-65786-38-8