2 minute read
MARIA KRZEŚLAK-KANDZIORA Bookowski przewodnik
Styczeń i luty bywają trudne. Dlatego balansując na krawędzi melancholii, zapraszam do lektury książek wchłaniających – jak serialowa „Olive Kitteridge” oraz podpowiadam lekturę kontemplacyjną. Komiks nie każdy lubi, nie każdy umie czytać. Jednak Jirō Taniguchiego po prostu dobrze znać. Bo to kompres, medytacja, przyjemność, tabletka na poprawę wewnętrznej równowagi. Oraz ćwiczenie dla umysłu, takie dosłowne, bo „Idący człowiek” jest mangą, japońskim komiksem, a więc czytamy go „od tyłu”. To dobrze robi naszym synapsom. Przyjemności!
Elizabeth Strout Olive Kitteridge
Advertisement
przekład: Ewa Horodyska wyd. Wielka Litera
Na melancholię, na ból egzystencji, na braki słońca. „Olive Kitteridge” w przekładzie Ewy Horodyski. Był Pulitzer i serial, ale nawet jeśli widzieliście – sięgnijcie po książkę. W serialowych rozdziałach, obyczajowo, z dreszczem, z katalogiem ludzi z małego miasteczka w stanie Maine-Strout opowiada zwyczajne historie codzienności. Tulipany, kawa po irlandzku, zawiedzione nadzieje, zmarnowane życie, powolne życie, rozwody, zdrady, alkohol, matki tyranki, ojcowie cisi. Z widokiem na drzewa i zatokę. Z szumem przypływów i odpływów nadchodzi starość, dzieci dorastają i popełniają już tylko swoje błędy. To wszystko jest otulone spokojem, jak śmietanką, ale nagle coś tężeje, łamie się w każdym rozdziale inaczej. Kiedyś pomyślałam, że jeśli przeczytam coś Elizabeth Strout to niech to będzie „Olive…”. Olive Kitteridge zjawiająca się niemal jak deus ex machina w każdym opowiadaniu. Olive wyczuwająca emocje i katastrofy, a przy tym obcesowa, trudna, nigdy nie mówiąca przepraszam.
Książka trafiła do mnie i do mojej mamy. Krąży po sąsiadkach w małym miasteczku. Jak bardzo odnajdujemy się w mozaice charakterów stworzonych przez Elizabeth Strout?
tekst i zdjęcia: Maria Krześlak-Kandziora / czytelniczka, właścicielka księgarni Bookowski w poznańskim Centrum Kultury Zamek; w Agencji Autorskiej Opowieści zajmuje się koordynacją spotkań autorskich z ciekawymi pisarzami.
Jirō Taniguchi Idący człowiek
przekład: Radosław Bolałek wyd. Hanami
Wlutym mija kolejny rok od śmierci Jirō Taniguchiego, wydawanego w Polsce przez Hanami. Obok historii Guy Delisle’a (m.in. „Kroniki Jerozolimskie”) to jeden z moich ulubionych komiksów. Jest zupełnie inny, a dla mnie wręcz terapeutyczny. Cykl cichych, uważnych historii, spacerów po mieście, powrotów z pracy. Bohater moknie w deszczu, pływa w basenie po zapadnięciu zmroku, po zamknięciu; wchodzi w ulotne kontakty z przechodniami, spotyka birdwatchera i podgląda z nim ptaki. Obserwuje spadające płatki kwiatów wiśni, rzekę, drobne gesty ludzi zatrzymywanych na siatkówce oka dosłownie na sekundę – idący człowiek. Komiks, który czyta się i ogląda dla uspokojenia, dostrzeżenia zwyczajności, dla wspólnego, kojącego spaceru z Taniguchim, dla gorącej kąpieli rozgrzewającej zmarznięte ciało, dla wspinania się na drzewo, czerpania przyjemności ze spoglądania na codzienność.