3 minute read
RADEK TOMASIK Jakie picie, takie życie. „Na rauszu”
tekst: Radek Tomasik / z wykształcenia filmoznawca, z wyboru przedsiębiorca, edukator filmowy, marketingowiec. Współwłaściciel Ferment Kolektiv – firmy specjalizującej się w działaniach na styku kultury filmowej, biznesu i edukacji oraz Kina Ferment. Autor wielu programów dotyczących wykorzystania filmu w komunikacji marketingowej realizowanych dla takich marek jak: Orange, Mastercard, Multikino, Renault, ING, Disney, Santander Bank, British Council i in.
JAKIE PICIE, TAKIE ŻYCIE
Advertisement
Czy za film dydaktyczny można dostać Oscara? Thomas Vinterberg, współtwórca manifestu duńskiej Dogmy, udowadnia, że tak.
Film Vinterberga jest w tym sensie nie tyle filmem o piciu, ile o życiu pozbawionym prądu. Bohaterowie funkcjonują w trybie awaryjnym, jak rozładowane smartfony, z włączonymi tylko tymi funkcjami, które pozwalają utrzymać najważniejsze procesy. Jednocześnie nie ma tu jednoznacznego piętnowania picia: alkohol stanowi serum prawdy, prowokuje do oczyszczenia, wytrąca z odrętwienia i poprzez wygenerowane emocje nie pozwala zachować dotychczasowej optyki.
materiały prasowe, archiwum prywatne autora : P oczucie własnej wartości: przedziwny konstrukt psychiczny, który powoduje, że kobiety tkwią u boku toksycznych partnerów, mężczyźni kupują sportowe samochody, a Dalajlama prosi o czas podczas wywiadu, bo w języku tybetańskim nie ma na to odpowiednika; trudno mu zatem objąć cokolwiek pojemnym rozumem, że można łączyć wartość człowieka z jego osiągnięciami, statusem, majątkiem, urodą, mądrością, dopisz cokolwiek. Człowiek to człowiek. Jednak w zachodnim świecie poczucie własnej wartości i samoocena to awatary tożsamości, które są zależne od rozmaitych kluczowych wskaźników. Gdy ich brak, pojawia się frustracja, agresja, nałogi, kompensujące nawyki, depresja.
Vinterberg przygląda się im z bliska i wybiera do tego formę filmowego eksperymentu, który można nazwać drapieżnym w stopniu umiarkowanym.
Film otwiera sekwencja dość dobrze znana z kampusowego kina amerykańskiego, w którym włączenie do grupy jest legitymizowane pijackimi, narkotykowymi czy seksualnymi wyczynami. Tutaj grupa duńskich maturzystów bierze udział w opętańczym wyścigu wokół jeziora z udziałem skrzynki piwa. Im szybciej się pije i obficiej wymiotuje po drodze – tym lepiej: jest to skrupulatnie odnotowywane i punktowane.
Młodzież świetnie się bawi, zaś nauczyciele robią za bezradną publiczność: wśród nich jest czterech facetów w kryzysie wieku średniego, z mniej lub bardziej widocznymi deficytami życia społecznego, rodzinnego i uczuciowego, którzy postanawiają iść o krok dalej.
Umawiają się na eksperyment: empiryczne zbadanie tezy mówiącej, że ludzkość rodzi się z zaniżonym o pół promila poziomem alkoholu we krwi. Chodzi o to, by cały czas utrzymywać się na stałym poziomie alkoholowego rauszu w celu polepszenia jakości życia. Panowie popijają i monitorują: poziom samooceny, samopoczucie, jakość relacji międzyludzkich, kreatywność, charyzmę, zdolność do podejmowania ryzyka i kilka innych parametrów. Oczywiście starając się przy tym wszystkim nie popaść w alkoholizm i utrzymać pozory naukowej staranności.
Skutki można sobie łatwo wyobrazić, choć przyznam, że to, jak Vinterberg w pierwszej części filmu przeprowadza widzów przez zdarzenia, przywodzi na myśl „Idiotów” von Triera i zapowiada wrzucanie kolejnych, wyższych biegów jazdy bez trzymanki. Tymczasem dalej robi się trochę doroślej i dojrzalej: zamiast oczekiwanego rollercoastera otrzymujemy emocjonującą wiwisekcję męskich lęków, obsesji i tęsknot.
Twórca „Polowania” stawia interesującą tezę, którą dobrze opisuje Grzegorz Brzozowski w „Kulturze Liberalnej”: „Jedna z najbardziej przenikliwych myśli w filmie Vinterberga dotyczy powiązania rauszu z tęsknotą za doświadczeniem młodości. (…) młodzieńczy wigor zdaje się wracać do nich i nasilać w miarę rozwijania eksperymentu: nie tylko zaczynają bardziej angażować się w „dorosłe” obowiązki zawodowe, ale też oddają coraz bardziej sztubackim rozrywkom.”
Rzeczywiście, alkohol staje się lekarstwem na poczucie straty, na melancholię codzienności, na odrętwienie i mulistą markotność, które stały się tak „naturalnym” doświadczeniem bohaterów (zwłaszcza Martina – fantastyczny Mads Mikkelsen), że nie zauważyli, jak bardzo, przez lata albo i dekady, oddalili się od swojego dawnego „ja”. – Nie jesteś człowiekiem, którego poślubiłam – wyznaje Martinowi żona, potwierdzając jego najgorsze przypuszczenia.
Film Vinterberga jest w tym sensie nie tyle filmem o piciu, ile o życiu pozbawionym prądu. Bohaterowie funkcjonują w trybie awaryjnym, jak rozładowane smartfony, z włączonymi tylko tymi funkcjami, które pozwalają utrzymać najważniejsze procesy. Jednocześnie nie ma tu jednoznacznego piętnowania picia: alkohol stanowi serum prawdy, prowokuje do oczyszczenia, wytrąca z odrętwienia i poprzez wygenerowane emocje nie pozwala zachować dotychczasowej optyki. Daje szansę na redukcję życiowej fikcji z wszystkimi konsekwencjami dla tych, którzy mają odwagę zmierzyć się z festiwalem hipokryzji. Czasem prowadzi to do nieszczęść, czasem do przebudzenia. Dydaktyczna teza: „Uważajcie z alkoholem” zostaje uzupełniona nie sloganem „bo szkodzi” tylko filozoficznym „bo nie wiecie dokąd was to zaprowadzi.”
Na rauszu
reż. Thomas Vinterberg