No_23

Page 1

B E Z P L AT N Y M A G A Z Y N L IF E S T Y L O W Y

Darek MARSZAŁEK

Eko Park W DECHE

Milena BEKALARSKA

GRODA

Nowy wymiar organizacji imprez

Marian Cholerek

Kultowa MARGERITA w nowej odsłonie

MAMO, TATO BAWCIE SIĘ ZE MNĄ

GRAFIKA MALARSTWO PERFORMANCE stylistka, blogerka modowa

TRYUMF I UPADEK NAJBARDZIEJ DOCHODOWYCH KRESKÓWEK

Ewa Jasiczek

Browar Obywatelski

Okulary skrojone na miarę

STYL ŻYCIA W INDUSTRIALNEJ OPRAWIE

ZDROWIE I URODA

ISSN 2084-4867 www.2bstyle.pl

NASI TU BYLI nowy cykl o Polakach za granicą

subiektywny KALENDARZ WYDARZEN

NIE ZZA FIRANKI Pastelowe Love

ANNA GUZIK-TYLKA exclusive

TOMASZ MIKOŁAJKO JAK ZOSTAJE SIĘ PREZESEM KLUBU PIŁKARSKIEGO PIOTR SZOT TATUOWANIE JEST NAJLEPSZĄ PRACĄ NA ŚWIECIE Nr 4(

2 3 ) 2 016

wrzesien


REKLAMA

2


PIELĘGNACJA TWARZY PIELĘGNACJA CIAŁA TKALNIA FIGURY Najnowocześniejszy sprzęt na Podbeskidziu

QR CODE Wygenerowano na www.qr-online.pl

3

REKLAMA

ul. Legionów 26-28 budynek H kompleks Nowe Miasto, 43-300 Bielsko-Biała, tel. 33 810 69 89, 533 463 443 www.tkalniaurody.pl


NA WSTĘPIE czasopismo bezpłatne ISSN 2084-48 Na okładce: Dariusz Marszałek „Bogini” grafika cyfrowa

napisz do nas: redakcja@2bstyle.pl Wydawca: MEDIANI Anita Szymańska, www.mediani.pl ul. Janowicka 111a, 43-344 Bielsko-Biała e-mail: mediani@mediani.pl tel. 504 98 93 97 2B STYLE ul. Janowicka 111a, 43-344 Bielsko-Biała e-mail: redakcja@2bstyle.pl www.2bstyle.pl Redaktor Naczelna: Agnieszka Ściera Reklama: reklama@2bstyle.pl, tel. 609 63 73 83 Zespół redakcyjny: Agnieszka Ściera (tekst), Anita Szymańska (tekst & foto), Katarzyna Górna-Oremus (tekst), Ewa Krokosińska-Surowiec (tekst) Roman Kolano (tekst), Michalina Sierny (foto), Jacek Kućka (tekst), Łukasz Kitliński (foto), Bastek Czernek (foto), Gaba Kliś (architektura & design), Basia Puchala (tekst), Anna Popis-Witkowska (korekta), Marcin Urbaniak (IT). Grafika i skład: Mediani | www.mediani.pl Druk: Drukarnia RABARBAR Wydawnictwo bezpłatne, nie do sprzedaży. Copyright © MEDIANI Anita Szymańska Przedruki po uzyskaniu zgody Wydawcy. Listy: e-mail: redakcja@2bstyle.pl Redakcja nie zwraca tekstów niezamówionych i nie odpowiada za treść umieszczonych reklam. Redakcja ma prawo do skrótu tekstów. Wydawca ma prawo odmówić umieszczania reklamy lub ogłoszenia, jeśli ich treść lub forma są sprzeczne z obowiązującym prawem lub linią programową lub charakterem pisma. Produkty na zdjęciach mogą się różnić od ich rzeczywistego wizerunku. Ostateczną ofertę podaje sprzedawca. Niniejsza publikacja nie jest ofertą w rozumieniu prawa. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za opinie osób, zamieszczone w wypowiedziach i wywiadach.

Super Rodzice Super 30- i 40-latkowie mają niemal nieograniczony dostęp do wszelkich dóbr, na wyciągnięcie ręki różnorakie produkty pochodzące z odległych zakątków świata. Za darmo rozmawiają ze znajomym na Antypodach, nie tracą chwili na oglądanie co dzieje się za oknem autobusu, bo oglądają filmy na swoim smartfonie. Są modni, wygodni i ładnie uczesani. Wszystko zaczyna się komplikować, gdy pojawiają się im, tym Super 30- i 40-latkom, Dzieciaki, które systematycznie i z uporem maniaka odrywają ich od laptopów, nie pozwalają na wypady do fitnessu albo na skałki, a co gorsze, nie chcą słyszeć o vege! Jak znaleźć złoty środek, aby nie tracić nic z życia, a jeszcze latorośl wyprowadzić na ludzi? To przecież Super Proste. Super Rodzice zapisują roczniaka na angielski, jogę, narty, basen etc. etc., bo ich Dzieciak to Super Dzieciak. Ale kiedy Super Dzieciak kończy sześć lat okazuje się, że ni z tego, ni z owego, nie umie trzymać w ręku długopisu, nie umie liczyć do pięciu, nie potrafi wskazać literki „A”, jest niedojrzały do nauki i jeśli pójdzie do szkoły, to skończy się jego dzieciństwo. Czyżby trudy Super Rodziców były chybione? A może jednak nie? Bo kto lepiej od nich radzi sobie ze smartfonem, kto śmiga szybciej na nartach, kto utrzymuje dłużej oddech pod wodą, kto pomalował kredkami ściany w przedpokoju, kto stojąc w korkach składa literki na billboardach? No kto? Życzę wszystkim Super Rodzicomi ich Super Dzieciom fantastycznego roku szkolnego i niemodnych wyborów!

Agnieszka Ściera Redaktor Naczelna

Okoliczności

QR CODE PARTNER MEDIALNY: Wygenerowano na www.qr-online.pl

Nasz adres: 1PznzUrzpn3W4imdUtkJgdLWnVGEYMQCCC

50-55 Milena Bekalarska

Ludzie

56-57 Margerita Restaurant & Pizza

12-14 Anna Guzik-Tylka 18-21 Tomasz Mikołajko 22-25 Piotr Szot

2B STYLE jest czasopismem zarejestrowanym w Sądzie Okręgowym w Bielsku-Białej.

Historia

JESTEŚMY NA

Wygenerowano na www.qr-online.pl

I NA: www.issuu.com/mediani/

Nasi tu byli

58-59 In vino veritas!

Region

60 Mokate międzynarodowo

Biznes w Regionie

Uroda & Zdrowie

Miejsca

30-33 Styl życia w industrialnej oprawie 34-35 Sala Weselna „Biała Róża” 38-39 Mamo, tato bawcie się ze mną. Ekopark W DECHE

Chcesz wesprzeć magazyn 2B STYLE? Możesz wpłacić BITCOINY! Zeskanuj kod, zainstaluj portfel i przelewaj :)

Kulinaria

16-17 SFR w Anegdocie. Odcinek 4

26-29 Groda. Nowy wymiar organizacji imprez

QR CODE

Moda

6 Wydarzyło się 8-11 Polecamy

62-63 Ciało a psychika 64-65 Okulary skrojone na miarę 66-67 Co powinni wiedzieć rodzice o zębach swoich dzieci 68 Nieskazitelna skóra – mój sposób 70 Plexr – leczenie opadających powiek 71 Piękne, proste, zdrowe zęby 73 Paski do wybielania zębów

40-41 Województwo śląskie na co dzień

36 Bikini z cukinii

72-73 Bielsko-Biała polubiło architektów wnętrz

Galeria

Nie zza firanki

42-47 Dariusz Marszałek

74-77 Pastelowe love

Inicjatywy

78 Do poczytania

48-49 Radość działania

4

Architektura

Felieton na Kolanie


5


OKOLICZNOŚCI

WYDARZYŁO SIĘ

Szarża w powietrzu Tekst i zdjęcia: Piotr Bieniecki, www.bielsko.biala.pl

XIII Międzynarodowy Piknik Lotniczy w Bielsku-Białej przeszedł do historii. Największymi atrakcjami tegorocznych pokazów na lotnisku w bielskich Aleksandrowicach były występy powietrznych akrobatów w mundurach. Panowie oficerowie, dziękujemy! Portal bielsko.biala.pl, jako patron medialny XIII Międzynarodowego Pikniku Lotniczego, na bieżąco relacjonował przebieg imprezy. W sobotę i niedzielę szczególnie atrakcyjny dla widzów zgromadzonych na lotnisku w Aleksandrowicach był pokaz akrobacji samolotu naddźwiękowego MiG-29 pilotowanego przez kpt. pil. Marcina Zołotucho. W niedzielę bielska publiczność była pod wrażeniem pokazu w wykonaniu Zespołu Akrobacyjnego Sił Powietrznych RP na samolotach turbośmigłowych PZL-130 „Orlik”. Przedstawiamy powietrzne ewolucje wojskowych pilotów w obiektywie fotoreportera Piotra Bienieckiego.

6


Zdjęcie Panny Młodej: Katarzyna Pyrchała fotografia, dekoracje i organizacja: BeMyWife, kwiaty i dekoracje: Targ Kwiatowy, modelka: Magdalena Niewęgłowska, sukienka: Karolina Twardowska Atelier, makijaż: Natalia Bożek Make Up. Zdjęcia z lotu ptaka i sali weselnej: Tomasz Walczak.

Wesele w górach

Dla Młodej Pary wybór odpowiedniej oprawy i miejsca na wesele ma bardzo duże znaczenie. Nierzadko młodzi ludzie na wiele miesięcy, a nawet lat wcześniej poszukują lokalu z niepowtarzalną atmosferą, położonego w niebanalnym miejscu. Wszystko ma znaczenie

W przypadku wesela, które jest zwieńczeniem ślubu, wszystko ma znaczenie. Coraz mniej uwagi przywiązujemy do odległości miejsca wesela od kościoła czy urzędu, a na pierwszy plan wysuwa się jakość obsługi i atmosfera przyjęcia. Wiele par zabiera swoich gości w „podróż poślubną” do odległej o kilka, kilkanaście kilometrów sali. Wszystko po to, aby wrażenia tego dnia na zawsze pozostały w ich pamięci.

A może wesele w górach?

...w dodatku z widokiem na Jezioro Międzybrodzkie? Takim miejscem jest właśnie Dom Restauracyjny Verdi, położony zaledwie 15 minut od Bielska-Białej i Żywca, nad samym jeziorem Międzybrodzkim, z widokiem na malowniczą górę Żar. Piękny o każdej porze roku, zachwyca wiosną, oczarowuje latem, jesienią zatopiony w feerii barw, zimą otula się w mroźną szatę. Wielu nowożeńców przy wyborze miejsca zwraca uwagę na to, aby można było wyjść podczas trwania przyjęcia na zewnątrz,

w przypadku Verdi otoczenie jest dodatkową ozdobą pięknej uroczystości. A może ślub w plenerze?! Tak, Verdi organizuje śluby plenerowe na malowniczym, kaskadowym tarasie lub w jednej z sal weselnych! Jeden z tarasów położony jest nad samym jeziorem, co daje dodatkowe możliwości organizacji romantycznego wydarzenia.

Jedna z trzech

W przypadku wesela, zwłaszcza dla Panny Młodej ważna jest oprawa sali, w której odbywa się uroczystość. Starannie wybrana suknia, fryzura i makijaż wymagają wyjątkowego tła. Odpowiedni wystrój, pięknie przybrane żywymi kwiatami stoły, elegancka zastawa, a do tego mnóstwo światła i pozytywnej energii – czego chcieć więcej? Wybór spośród trzech sal z odpowiednim nagłośnieniem pozwala na zorganizowanie zarówno kameral-

7

nego, jak i dużego przyjęcia. Co ważne, w danym dniu organizowana jest wyłącznie jedna uroczystość weselna.

Nie tylko chlebem i solą...

Polskie wesele nie może odbyć się bez odpowiedniego poczęstunku, który pozwoli na zabawę w pełni sił do białego rana. Menu ,,Tradycja Polska” lub wykwintne menu ,,Cztery Pory Roku” to propozycje, dzięki którym weselny wieczór upłynie w przyjemnej dla podniebienia atmosferze. Co jeszcze może nas spotkać podczas wesela? Recital jazzowy, pokaz iluzjonisty, spektakl teatralny, szanty dla żeglarzy, pokaz laserów, animacje dla dzieci, tematyczny bufet i wiele innych atrakcji to tylko opcjonalne propozycje na urozmaicenie wieczoru. Piękne położenie, dopracowana architektura najbliższego krajobrazu, wyśmienite menu, elegancja... To po prostu VERDI. | Więcej: www.verdi.pl


NA JESIEŃ

POLECAMY O wybór wydarzeń zadbali: Michalina Sierny, Jacek Kućka, Agnieszka Ściera, Anita Szymańska

Urodziny Miasta Kocham Katowice 2016 9-11 września | Katowice Po raz pierwszy będzie to święto Katowic jako Miasta Muzyki UNESCO. Dlatego program tegorocznych Urodzin Miasta będzie bardzo międzynarodowy. 10 września na scenie plenerowej w Strefie Kultury wystąpią artyści z Konga (Les Tambours de Brazza), Kolumbii (La Chiva Gantiva) i Izraela (Yemen Blues). Punktem kulminacyjnym będzie koncert zespołu KROKE i Anny Marii Jopek. Dwie gwiazdy na jednej scenie w projekcie balansującym na granicy muzyki klezmerskiej, jazzu, klasyki, a nawet elektroniki. Muzyka, która popłynie ze sceny plenerowej, będzie zachęcała do tańca. Dlatego też pod sceną powstanie specjalna strefa tańca. Więcej: www.miasto-ogrodow.eu

Drugie urodziny Dotyku Urody 10 września | Jaworze

Zlot Mercedesowiczów 16-18 września | Żywiec-Rychwałd To Ogólnopolski Zlot Fascynatów marki Mercedes-Benz. Podczas zlotu zobaczyć będzie można zarówno najnowsze, jak i bardzo stare mercedesy. Organizatorzy przewidują rajd samochodowy i biesiadę, konkurs elegancji, Bal Mercedesowiczów, a nawet mszę świętą!

historie frontowe

Kasia Zaręba wystąpi 10 września w willi Barbara w Jaworzu. Jej repertuar oscyluje wokół polskich utworów ludowych w aranżacjach jazzowo-popowych. Warto podkreślić, że artystka urodziła się w Bielsku-Białej i jest laureatką wielu festiwali piosenki. Uczestniczki spotkania poznają ponadto zasady działania, jednego z najbardziej nowoczesnych urządzeń na rynku kosmetycznym, które znane jest pod nazwą Xlase Plus oraz Intraject. Organizatorem wydarzenia jest – obchodzący drugie urodziny – Dotyk Urody Centrum Kosmetyki Estetycznej.

Zawody Enduro Trails 10 września | Bielsko-Biała

Gratka dla entuzjastów kolarstwa górskiego. Przybywajcie licznie! Zawody składają się z 2-6 różnych odcinków specjalnych, na których mierzony jest czas, i z odpowiedniej liczby odcinków dojazdowych. Długość całej trasy to zwykle ok. 25-35 km. Dokładny harmonogram zawodów wraz z ustalonymi czasami otwarcia kolejnych odcinków specjalnych i czasami startu kolejnych zawodników podawany będzie na Facebookowym fanpage’u oraz na stronie www.endurotrails.pl

porąbka 2016 17-18.09.2016

Historie Frontowe są żywą lekcją historii organizowaną przez Gminę Porąbka, GRH Breda przy Beskidzkim Stowarzyszeniu Maczkowców, GRH SNAFU oraz Fundację Militarny Instytut Historyczny. Naszym celem jest przeniesienie was w okres Drugiej Wojny Światowej tak, by każdy mógł dotknąć historii z bliska. Dysponujemy pojazdami, wyposażeniem i umundurowaniem zgodnym z historycznymi realiami. Planujemy wykła wykłady i prezentacje związane z historią Drugiej Wojny Światowej, a także inscenizacje i wystawy tematyczne. Posiadamy wiedzę , a także niezbędne doświadczenie przy organizacji imprez militarnych. Historie Frontowe Porąbka 2016 będą imprezą niepowtarzalną na skalę krajową.

Historie Frontowe Porąbka 2016 17-18 września | Porąbka

Historie frontowe są żywą lekcją historii. Naszym celem jest przeniesienie uczestników w okres drugiej wojny światowej, tak by każdy mógł dotknąć historii, zobaczyć ją z bliska. Dysponujemy pojazdami, wyposażeniem i umundurowaniem zgodnym z historycznymi realiami. Planujemy wykłady i prezentacje związane z historią drugiej wojny światowej, a także inscenizacje i wystawy tematyczne. Na m ich AAdlaj ovOrgaterenie pikniku znajdą się dioramy, stoiska handlowe, catering. nizatorami wydarzenia są Grupa Rekonstrukcji Historycznej „SNAFU”, Grupa Rekonstrukcji Historycznej „Breda” oraz Militarny Instytut Historyczny. Piknik swoim patronatem objął Wójt Gminy Porąbka.

VI Regionalny Kongres Kobiet Podbeskidzia 15 września – 1 października Bielsko-Biała Zabawa w miasto 16 września | Bielsko-Biała

Zabawa w miasto to kolejne warsztaty rodzinne organizowane w Klubokawiarni Aquarium (Galeria Bielska BWA, I piętro). Tym razem dzieci wraz z rodzicami zostaną zaproszeni do wspólnego zbudowania miasta. Sznurek, karton, folia i inne materiały pomogą stworzyć idealne miasto, w którym nie zabraknie domów, ulic, parków, placów zabaw, sklepów i fabryk. Tak, by każdy odnalazł w nim coś dla siebie!

8

To kolejna edycja w ramach spotkań kobiet na Podbeskidziu. Spotkania potrwają od 15 września do 1 października i podzielone będą na regiony oraz wydarzenia, między innymi: 15 września – „Piękna i zdrowa” w Bielskiej Wyższej Szkole im. J. Tyszkiewicza. 16 września – „Tradycje kulinarne i nowoczesne trendy w żywieniu” w Żywcu. 17 września – „Miasto kobiet” na terenie kompleksu Nowe Miasto i Tkalni Urody w Bielsku-Białej. 24 września – „Book & Cook” – kobiety Śląska Cieszyńskiego dla kobiet Podbeskidzia. Więcej: www.kobiety-podbeskidzia.pl


POLECAMY 41 Bielski Rodzinny Rajd Rowerowy 18 września | Bielsko-Biała

Operacja Południe 16-18 września | Bielsko-Biała

Kolejna edycja cieszących się ogromną popularnością Rodzinnych Rajdów Rowerowych w Bielsku-Białej zapewne zgromadzi licznych miłośników dwóch kółek, którzy w miłej atmosferze przemierzać będą miasto. Start rajdu przewidziany jest na godzinę 9.30. Ruszamy spod bielskiego ratusza, a całość podzielona jest na dwa etapy – dłuższy i krótszy. Finał w bielskim Parku Rosta w atmosferze pikniku przewidziany jest w godzinach 14.30-17.00. Węcej: www.btcbb.pl

Międzynarodowy Turniej Badmintona Varcolor Polish Youth International 2016. 22-25 września | Bieruń

Impreza plenerowa, zlotowa, o charakterze historyczno-kolekcjonerskim, skupiająca miłośników i kolekcjonerów pojazdów militarnych i starej techniki wojskowej. Impreza ma na celu wyłonienie eksponatów najcenniejszych z historyczno-restauratorskiego punktu widzenia, szerzenie i promocję zainteresowań militarno-kolekcjonerskich w atmosferze pokojowego wykorzystania starej techniki wojskowej, prezentację pojazdów w ruchu, wymianę doświadczeń, swobodny dostęp osób zwiedzających do eksponatów.

Polish International 2016 w badmintonie jest najważniejszą imprezą mistrzowską Elity organizowaną w naszym kraju, przyznawaną przez władze Europejskiej Federacji Badmintona. W wydarzeniu tym uczestniczą setki zawodników, trenerów, sędziów oraz kibiców z całej Polski. Corocznie w tej imprezie biorą udział zawodnicy Polskiej Kadry Narodowej oraz reprezentanci z wielu krajów Europy i Świata.

Międzynarodowe Targi Budownictwa i Wyposażenia Wnętrz JESIEŃ 2016 23-25 września | Bielsko-Biała Silesia Bazaar 18 września | Katowice

Czasy oversizowych T-shirtów jednej z sieciówek, której ogromne logo zasłaniają elewacje galerii handlowych, mamy już za sobą. Nie tylko chcemy czegoś bardziej niestandardowego, chcemy także czuć, że kupując ubrania, oddajemy głos poparcia dla zdolnych, niezależnych dizajnerów. 18 września za sprawą Silesia Bazaar katowicki Spodek stanie się mekką polskiego dizajnu, byś mógł niczym w galerii handlowej przechadzać się między niezależnymi projektantami i podziwiać ich kreatywny dorobek. Przekonaj się, jaki poziom reprezentują ich prace i w którym kierunku rozwijają oni swój styl. Wybierz coś dla siebie lub bliskich, wspierając zarówno samych artystów, jak i nas, organizatorów tych wyjątkowych targów. Więcej: www.silesiabazaar.pl

To jubileuszowe, już 50 Międzynarodowe Targi Budownictwa i Wyposażenia Wnętrz JESIEŃ 2016. Jak co roku będą największymi targami budowlanymi w południowej Polsce, miejscem spotkań z firmami z Czech i Słowacji, licznie odwiedzającymi tę imprezę. Równocześnie z nimi organizowane są 18 Targi Technik Grzewczych i Zielonych Energii. Targi odbędą się w Hali Pod Dębowcem w Bielsku-Białej.

XXV FESTIWAL MUZYKI WOKALNEJ „VIVA IL CANTO” 23 września – 1 października | Cieszyn

Międzynarodowy Festiwal Muzyki Wokalnej „Viva il canto” narodził się spontanicznie, z chęci i potrzeby zorganizowania imprezy muzycznej oraz głębokiego przekonania, że Cieszyn jest właśnie tym miejscem, w którym festiwalowa idea ma szanse być realizowana teraz i w przyszłości. Formuła festiwalu jest dość szeroka. Prezentowane są tu różne formy muzyki wokalnej: wielkie dzieła oratoryjno-symfoniczne, spektakle operowe i operetkowe, recitale wokalne, koncerty galowe z orkiestrą i koncerty kameralne.

9


NA JESIEŃ

POLECAMY Koncert zespołu Stare Dobre Małżeństwo 24 września | Bielsko-Biała

Mapp Fest 24 września | Bielsko-Biała

Szósta edycja międzynarodowego festiwalu mappingu 3D odbędzie się 24 września w Bielsku-Białej. Dotychczas pięć edycji festiwalu miało miejsce w Tychach, jednak od 2016 roku Mapp Fest przenoszony jest do Bielska-Białej, miasta o zabytkowej architekturze, z długoletnimi tradycjami związanymi ze sztuką animacji. Głównym punktem programu festiwalu będzie projekcja kilku mappingów – wielkoformatowych animacji (ok. 30 min) wyświetlanych w kilku pętlach, specjalnie przygotowanych przez artystów na fasadę Teatru Polskiego. Na bielskim Rynku odbędzie się konkurs dla VJ-ów, którzy będą tworzyć na żywo wizualizacje do przygotowanej muzyki – rzucane one będą na specjalnie przygotowaną scenografię. Na podsumowanie tej uczty dźwiękowo-wizualnej odbędzie się koncert. Ponadto w Galerii PPP – Związku Polskich Artystów Plastyków przy Rynku 27 odbędzie się pokaz interaktywnych systemów – ekranów, stołów i innych ciekawych, technologicznych nowinek. Ważną częścią Mapp Festu będzie również wystawa interaktywnych prac oraz projekcji artystów polskich i zagranicznych – Mapping: illuminati w Galerii Bielskiej BWA.

Katowice Tattoo Konwent 24-25 września | Katowice

Śląskie święto tatuażu z prawdziwego zdarzenia! Ponad 150 artystów tatuażu spotka się w jednym miejscu, aby wykonać 300 tatuaży w trakcie trwania wydarzenia. To wyjątkowe święto zdobienia ciała urozmaicą świetne pokazy, koncerty, a także multum innych atrakcji. Międzynarodowe Centrum Kongresowe

10

Legendarna grupa Stare Dobre Małżeństwo wciąż przemierza koncertowe szlaki. Zespół niezmiennie złożony jest z wyśmienitych muzyków towarzyszących założycielowi oraz liderowi SDM Krzysztofowi Myszkowskiemu, śpiewającemu swoje kultowe piosenki – od najstarszych (np. „Blues o czwartej nad ranem”, „Jak”, „Sanctus”, „Bieszczadzkie anioły”) po najnowsze, które ukazały się na płycie „Kompresja ciszy”. Bielskie Centrum Kultury.

Fermenty 30 września – 1 października Bielsko-Biała

Tradycyjnie w pierwszej części wieczoru wystąpi laureat zeszłorocznego Konkursu Kabaretowego – Antoni Gorgoń-Grucha. Kabaretową gwiazdą gali otwarcia będzie natomiast formacja Hrabi. Zgodnie z tradycją podczas otwarcia festiwalu wręczona zostanie statuetka honorowego Złotego Fermentu dla osoby zasłużonej na niwie kultury.

VII Gala Dress for Success Poland 1 października | Katowice

VII Gala będzie okazją do spotkania i wymiany doświadczeń kobiet sukcesu, dla których istotne jest społeczne wspieranie potrzebujących i wolontariackie dzielenie się swoimi osiągnięciami. Zaprezentowana będzie też największa na świecie organizacja non profit, pomagająca kobietom defaworyzowanym na rynku pracy. W konferencji weźmie udział ponad 600 najbardziej aktywnych kobiet województwa śląskiego i innych regionów kraju. Międzynarodowe Centrum Kongresowe dressforsuccess.org


Koncert grupy Hey „Błysk” 8 października | Cieszyn

POLECAMY

Już 8 października zespół Hey zaprezentuje na scenie cieszyńskiego teatru swoją najnowszą płytę. Studyjny album miał swoją premierę 22 kwietnia br. Jego tytuł to „Błysk”, a promują go single „Prędko, prędzej” oraz „Historie” – obydwa utwory dotarły do 1 miejsca legendarnej LP3. Jeszcze przed ukazaniem się nowego krążka zespół pokusił się o niezwykły eksperyment, a mianowicie zagrał serię klubowych koncertów „przedBŁYSK”, podczas których publiczność mogła zapoznać się z całym materiałem z nadchodzącej płyty.

Silesia Wedding Day 16 października | Katowice To pierwsze tego typu alternatywne targi ślubne na Śląsku. Wszystkie firmy, które pojawią się na targach, będą starannie wybrane, a całość przestrzeni będzie podzielona na kilka stref (boho, rustic, gold, industrial). Będzie też specjalna strefa przeznaczona dla panów! Imprezę poprowadzi DJ Jegomość, a za organizację odpowiadają fotografka Katarzyna Pyrchała (Dziewczyny od ślubów) oraz konsultantka ślubna Gabriela Nikiel (ByMyWife). Wstęp na targi: 5 PLN (będzie też możliwość płatności kartą), a na wejściu – mały upominek dla każdej pary! Miejsce: Fabryka Porcelany w Katowicach. REKLAMA

Biegniemy z Mają dla Hani Szymborskiej 9 października | Bielsko-Biała Start Biegu Głównego (dystans ok. 10 km) przewidziany jest na godzinę 11.00, kilkanaście minut później odbędzie się również Bieg Rodzinny na dystansie ok. 2,5 km. Po biegu na najmłodszych uczestników czekają liczne atrakcje i niespodzianki. Impreza ta ma na celu wsparcie chorej Hani. Hania Szymborska to pełna energii i ogromnej ciekawości trzylatka. W sierpniu 2015 roku stan zdrowia dziewczynki uległ nagłemu pogorszeniu, Hania trafiła do szpitala – padła diagnoza: ostra białaczka szpikowa. Start: Karczma pod Zaporą w Wapienicy.

Festiwal Kompozytorów Polskich 13-15 października| Bielsko-Biała

Festiwal, którego renoma przeszła już do kanonu imprez muzycznych w Bielsku-Białej. Obecność obowiązkowa dla wszystkich miłośników polskiej muzyki w najlepszym wydaniu. Bielskie Centrum Kultury

Śląski Festiwal Nauki 13-15 października | Katowice

Wydarzenie zostało zainicjowane przez śląskie uczelnie oraz miasto Katowice i skierowane jest do społeczności całego regionu. Międzynarodowe Centrum Kongresowe i teren wokół niego staną się ważnym miejscem popularyzacji różnorodnych obszarów nauki. Istotną częścią składową wydarzenia jest 12 Śląski Studencki Festiwal Nauki, który odbędzie się 13 października na katowickim Rynku.

Kameralne przyjęcie, czy duża impreza? * wesela, komunie, mikołajki, wigilie firmowe, spotkania integracyjne, Dzień Dziecka, grille, jubileusze, bale, koncerty, biesiady i szkolenia * Obiekt położony bezpośrednio nad Jeziorem Międzybrodzkim

Verdi Dom Restauracyjny ul. Żywiecka 130, 34-312 Międzybrodzie Bialskie Rezerwacje: + 48 512 366 458, + 48 515 293 021, verdi@verdi.pl, www.verdi.pl 11


LUDZIE

Anna G U Z I K-T Y L K A

NajwaĹźniejsza jest intuicja 12


aktorskiego. Mijałam je przez klika dni, aż w końcu…

O nowe j ro l i , poto k u B ar b ara i ro l i p r z y p a dk u w ż yc i u – roz m ow a z A nną G u z i k-Ty l k ą

Wywiad publikujemy dzięki uprzejmości portalu www.bb365.info Zdjęcie: Rafał Zgud BF Media

bb365: Jakie zdarzenie ze swojego życia uważasz z perspektywy czasu za najważniejsze, takie, które sprawiło, że jesteś obecnie w tym właśnie miejscu? Anna Guzik-Tylka: Rozumiem, że rozmawiamy o sferze zawodowej? Przez wiele lat trenowałam piłkę ręczną, najpierw w szkolnym SKS-ie, potem w klubie Słowian, w końcu w AZS-ie Katowice, więc naturalnym wyborem był katowicki AWF. Ja jednak intuicyjnie czułam, że to nie jest moja droga, tak samo zresztą jak germanistyka, na którą miałam już złożone papiery. Chyba wszystkie ważne decyzje w moim życiu poprzedzone były jakimś przypadkiem. Musiałam oczywiście sama rozegrać daną partię, ale karty rozdawał ktoś zupełnie inny… Okres maturalny był bardzo trudnym momentem w moim życiu – kończyło się wszystko, co znajome i dziecinne, a zaczynało nieznane. Najgorsze było to, że czując się jeszcze zupełną smarkulą, musiałam podjąć decyzję, która miała zadecydować o dalszym moim życiu. Dzisiaj, z perspektywy czasu, uważam, że miałam ogromne szczęście. Wybór zawodu aktorki nie był wyborem ani oczywistym, ani logicznym, a jednak okazał się strzałem w dziesiątkę. Jestem dumna z tego, że w przełomowym momencie swojego życia wykazałam się odwagą i podjęłam wyzwanie. bb365: Na czym polegało to wyzwanie? AGT: Przy wejściu do mojej szkoły, czyli do VIII LO w Katowicach, zobaczyłam ogłoszenie o naborze do studium

bb365: …pomyślałaś, że to chyba do ciebie to ogłoszenie? AGT: Tak – i postanowiłam spróbować. Na egzamin dotarłam po meczu, jako jedna z ostatnich, jeszcze w dresie, z napisem AZS AWF Katowice na plecach… Można powiedzieć, że poszłam na całość! (śmiech) Dostałam się do studia i tam otworzył się przede mną zupełnie inny świat. Świat emocji i poszukiwania prawdy o sobie. Zajęcia w studio były dla mnie absolutnie odkrywcze i niezwykle trudne. Okazało się, że pomimo swojej radosnej natury jestem bardzo pozamykaną w sobie introwertyczką, że wiele zadań stanowi dla mnie problem i ogromne wyzwanie. Z perspektywy czasu widzę, jak ważny był to moment i ważne decyzje, bo dzięki nim dostałam się do wymarzonej szkoły teatralnej i uprawiam zawód aktorki. Bez nich nie byłabym w tym miejscu, w którym jestem dzisiaj. bb365: A co było przełomem w twojej karierze aktorskiej? Był taki moment? AGT: Myślę, że przełomem był mój, epizodyczny na początku, udział w serialu „Na Wspólnej”. Miałam się pojawić w jednym odcinku, a zostałam dwanaście lat... Od tego wszystko się zaczęło. Dzięki serialowi stałam się rozpoznawalna i zaczęłam otrzymywać kolejne propozycje. bb365: A z której roli jak do tej pory jesteś najbardziej zadowolona? AGT: Jest kilka ról, z których jestem naprawdę dumna. Jedna z nich to Maureen Folan w „Królowej piękności z Leenane” Martina McDonagha. To jedna z tych ról, na które się czeka, gdzie możesz pokazać pełen wachlarz umiejętności i całkowicie stopić się z postacią. To był absolutnie magiczny spektakl, w trakcie którego przeżywałam prawdziwe katharsis. Ta rola prócz satysfakcji przyniosła mi również nagrody – Złotą Maskę i Ikara. Jeśli chodzi o serial, to jestem bardzo zadowolona z tytułowej „Heli w opałach”. To był ogromny materiał, mnóstwo zadań, zabawy i ciężkiej pracy równocześnie. Wracam do tej postaci i tego czasu w swoim życiu z ogromnym sentymentem. bb365: A masz jeszcze jakieś marzenie jako aktorka? AGT: Oczywiście: żeby grać! Wkraczam w niebezpieczny dla aktorek wiek – już nie młoda, jeszcze nie stara… (śmiech) Marzę, aby trafiać na tak świetne role jak moja Klitajmestra w „Ifigenii” – skomplikowane, obarczone doświadczeniami, niejednoznaczne. bb365: A był jakiś krytyczny moment, że chciałaś zostawić aktorstwo i powiedzieć: „Nie, już dość, nie daję rady…”? AGT: Raczej nie, jestem jak koń, który ma klapki na oczach… (śmiech) A tak na serio – to nigdy nie miałam takich myśli, bo naprawdę lubię ten zawód i w dodatku uważam, że pełni on w moim życiu ważną rolę terapeutyczną. Jak już wspomniałam, należę raczej do introwertyczek, a dzięki swojej pracy mogę zaszaleć na scenie, pokazać to, co kłębi się w mojej głowie i duszy. Oczywiście zdarzały się momenty, kiedy nie byłam do końca zadowolona z tego, co mi się przytrafia, ale muszę równocześnie stwierdzić, że nigdy nie narzekałam na brak pracy.

13


LUDZIE bb365: No to teraz porozmawiajmy o nowej roli, o roli mamy. Jakie to uczucie – być mamą? AGT: Wspaniałe, choć oczywiście nie mogę obecnie narzekać na nadmiar wolnego czasu i snu…(śmiech) bb365: Urodziłaś córki w Bielsku-Białej. Mogłaś wybrać zupełnie inaczej. Dlaczego nie w Warszawie? AGT: Tutaj mieszkam, mam dom, czuję się bezpiecznie, więc nie widziałam powodu, dla którego miałabym rodzić gdzie indziej. W bielskim szpitalu wojewódzkim miałam bardzo dobrą opiekę i byłam z daleka od osób, którym mogłoby wpaść do głowy, aby sprzedać moją prywatność. bb365: Powiedz mi, skąd imiona dla dziewczynek? AGT: Imiona są skrajnie różne, bo takie miały być. Nie chciałam, aby ktoś niechcący mylił dziewczynki. Są siostrami, ale każda jest innym człowiekiem, więc chciałam jak najdalej uciec od traktowania ich jak jednej osoby – „bliźniaczki”. A wybór imion był intuicyjny. Myślałam o nich przez całą ciążę i przyszły do mnie te dwa – Barbara i Nina. Być może miała w tym udział trasa, którą często pokonywałam, będąc w ciąży, i potok Barbara? Kto wie? (śmiech) bb365: A co zmieniło się w oglądzie świata po urodzeniu dzieci? Jak bycie mamą zmienia perspektywę? AGT: Myślę, że macierzyństwo uczy cierpliwości i odporności na pewne niewygody. No i oczywiście zmienia cały świat wkoło… bb365: Czy sądzisz, że macierzyństwo to doświadczenie, które może też zmienić twoje aktorstwo? AGT: My, aktorzy, czerpiemy z siebie i swoich doświadczeń. Wykorzystujemy swoje lęki, zahamowania, dobre i złe chwile – to wszystko nas buduje i pogłębia nasze aktorstwo. Ostatnio miałam w serialu „Na Wspólnej” scenę z Wojtkiem Błachem, mieliśmy zagrać kłótnię i on mówi: „Ty to po urodzeniu tych dzieci już się nawet kłócić nie umiesz, przestałaś być agresywna”. Widocznie nie mam powodu albo siły… (śmiech) bb365: Inaczej na miasto patrzy stereotypowa singielka w szpilkach, a inaczej młoda mama z wózkiem – i to jeszcze podwójnym. Czy Bielsko-Biała to dobre miasto dla rodzin z małymi dziećmi? AGT: Z dziećmi chodzącymi jak najbardziej. Gorzej jest w centrum z wózkiem, bo ulica 11 listopada jest wybrukowana. Ale ja niezbyt się nadaję do takiej oceny, bo spaceruję głównie po swojej okolicy. bb365: Dosyć szybko wróciłaś do pracy, taka decyzja wymaga pomocy, wsparcia ze strony rodziny, jak to wygląda u ciebie? AGT: Mój powrót do pracy byłby niemożliwy, gdyby nie pomoc męża i naszych mam. Tak naprawdę jest to zupełnie nowa dla mnie sytuacja, którą próbuję oswoić i ułożyć na nowo. Mam nadzieję, że uda nam się opanować chaos i wypracować jakiś system, ale pewne rzeczy wymagają czasu i nie ma ich co przyśpieszać. Na szczęście mój powrót do pracy jest na razie połowiczny, więc nie mam wyrzutów sumienia, że coś mnie omija. Spędzam z dziećmi sporo czasu i cieszę się chwilą.

14

bb365: Jak z tą sytuacją radzi sobie mąż? Do tej pory miał w domu jedną gwiazdę, a teraz ma już trzy. AGT: No właśnie, jestem trochę zazdrosna, spadłam na drugi plan! (śmiech) Myślę, że radzi sobie bardzo dobrze. Jest szczęśliwy, choć równie niewyspany co ja… bb365: A śpiewasz już swoim córkom? AGT: Śpiewam. Sporo zresztą śpiewałam, będąc w ciąży. bb365: A co śpiewasz? AGT: Repertuar jest szeroki: od ćwiczeń głosowych, przez piosenki z mojego recitalu, z „Singielki”, klasykę polskiej piosenki, aż do… hitów disco… (śmiech) bb365: Aniu, wyobraź sobie, że możesz polecić swoim dzieciom tylko jedną książkę, taką najważniejszą, do zapamiętania na całe życie, i jeden film do obejrzenia. Co by to była za książka i co to byłby za film? Musimy się zastanowić lekko, nie? AGT: Tylko jedna?! Kurczę, to bardzo trudny wybór – jest tyle interesujących i ważnych książek… bb365: No, taka, która Tobie zapadła w pamięć i na przykład chciałabyś, żeby córki ją też przeczytały… AGT: Jeśli miałaby to być tylko jedna książka, to musiałaby to być Biblia! Ma w sobie dosłownie wszystko – kodeks, jak powinniśmy w życiu postępować, co jest naprawdę ważne, jakim być człowiekiem, historie mrożące krew w żyłach. No i będą miały lekturę na długo… (śmiech) Przyznaję bez bicia, że nie przeczytałam jej w całości, może im się uda. bb365: A film ci przychodzi na myśl? AGT: Jest wiele pięknych filmów, które zrobiły na mnie wrażenie, ale chyba moim numerem jeden jest „Potop” Jerzego Hoffmana z Danielem Olbrychskim w roli głównej. Wspaniały film, ma ponad czterdzieści lat, a ja oglądałam go już kilkadziesiąt razy i jeszcze mi się nie znudził. Pewnie jeszcze kilka razy go obejrzę. bb365: Prowadziłaś program „Zdrowie na widelcu”, teraz prowadzisz „Grzeszki…” – czy po urodzeniu córek ta wiedza się przydaje? AGT: Ta wiedza przydaje mi się już od dawna. Program otworzył mi oczy na wiele kwestii związanych z żywieniem. W najnowszym sezonie „Grzeszków na widelcu” będziemy rozbierać na części pierwsze wszystkie diety. Myślę, że powinny go obejrzeć osoby, które zmagają się ze zbędnymi kilogramami. Ta wiedza może im się przydać. bb365: A kiedy zobaczymy cię znowu w teatrze? AGT: Do teatru zapraszam od września. Na afisz wracają spektakle „Singielka” i „Ifigenia” z moim udziałem. bb365: A szykuje się coś nowego? AGT: Myślę, że w nadchodzącym sezonie wejdę w próby do nowego spektaklu, ale jeszcze nie znam szczegółów. Jak tylko się dowiem, dam ci znać! (śmiech) bb365: Dziękuję za rozmowę. AGT: Ja również. I oczywiście zapraszam do naszego teatru.


15


HISTORIA

STUDIO FILMÓW RYSUNKOWYCH w anegdocie odcinek

4

Reksio, Bolek, Lolek i inni – triumf i upadek najbardziej dochodowych kreskówek Opowiada: Marian Cholerek

Lechosław Marszałek W dzieciństwie niezły rozrabiaka (wspomnienia), podobnie jak ja, bardzo towarzyski i cierpliwy gawędziarz, nadawaliśmy na tych samych falach, świetnie rozumieliśmy się, jakbyśmy mieli jedną duszę i pewnie dlatego, jako jedyny w Studio mogłem przejść z nim na „ty”, z czego nie była zadowolona jego przyszła żona. Leszek zobaczył we mnie młodszego kumpla, a dzieliło nas dwadzieścia albo i więcej lat. Przyjaźniliśmy się do tego fatalnego dnia, kiedy Leszek odebrał sobie życie. Zrobił to na terenie Studia, jakby chciał coś komuś zamanifestować. On zawsze mówił, że nie chce umierać cierpiąc. Okazało się, że był ciężko chory. Przeżyłem mocno śmierć Leszka i to w jaki sposób ją sobie zadał. A stało się to akurat w dniu, gdy przyjechałem do Studia z wypowiedzeniem. Po latach próbowałem nawiązać z wdową kontakt mimo wiedzy, że ona mnie nie lubi, ale przecież nie każda kobieta musi mnie lubić. Założyła Fundację. I wydawało mi się, że coś drgnie, że coś ruszy, tym bardziej, że ludzie czekali na jakiś zwrot, na robotę. Przecież „Reksio” to gotowy produkt. Ja, żeby dodać temu skrzydeł, opowiedziałem o sprawie pewnemu człowiekowi z internetowej gazety i stwierdziłem w wywiadzie m.in., że byłem współrealizatorem, a pani Helena Marszałek napisała mi dość niemiłego maila, że wchodzę na jej tereny. Nie nazwałem się tam twórcą, ani pomysłodawcą, a współtwórcą, a to bardzo duża różnica. Przecież zrealizowałem cztery odcinki Reksia i pisałem scenariusze, współtwórców tej animowanej serii było wielu. Dodam, że nagrody jakie otrzymałem za te cztery odcinki są, powiem nieskromnie, dużej wagi!

16

„Reksiowcy” i „Ci co robią Bolka i Lolka” Studio podzieliło się na „Bolka i Lolka” i „Reksia”. To były jakby dwa czołowe ogiery, ciągnące całe Studio. Dzięki nim mogły powstawać inne produkcje, takie jak moje ambitniejsze oraz inne, mniej dochodowe animacje. Byli tzw. Reksiowcy: pani Zofia Malicka, Marian Wantoła, Józef Ćwiertnia, Stefan Simka, Krystyna Lasoń czy Edward Knopek, wyspecjalizowani w specyficznej technice rysowania dla tej bajki, drżącej kresce imitującej sierść pieska. To można zauważyć dopiero na


stopklatce na zbliżeniu. Trudna robota. Druga grupa to byli „Ci, co „robią” Bolka i Lolka”. Tę serię zwykle reżyserował pan Władysław Nehrebecki albo kto był pod ręką. Jeden kończył, a drugi brał scenariusz i rozpoczynał kolejny. Ja robiłem wówczas filmy dla dorosłych. I kiedy miałem okres ciszy to brał mnie dyrektor na bok i mówił – zrobisz „Bolka i Lolka” – niechętnie, więc, ale robiłem. Scenariusze do tych kreskówek były oględnie rzecz ujmując cienkie. Często, żyjący wtedy, Leszek Mech, etatowy scenarzysta i literat, ciągle potrzebujący pieniędzy, który je szybko zarabiał i szybko wydawał, strasznie rubaszny i fajny gościu, mówił – stary chcę żebyś zrobił „Bolka i Lolka”, nie mam nic napisane, ale mam tytuł i mniej więcej co tam powinno się dziać, poradzisz sobie – i od razu leciał do kasy po tygodniówkę. Więc on napisał ten scenariusz, na pół strony, a ja na podstawie tego robiłem scenopis, storyboard jak się to teraz mówi. Z perspektywy czasu oceniając, jakbym wówczas przeczuwał, że nie powinienem robić tych filmów, że będzie to kiedyś przedmiotem sporu. Szybko mi to przychodziło, więc szybko robiłem scenopis, ale po prostu nie lubiłem robić „Bolka i Lolka”. Natomiast historyjki Reksia były zupełnie inne. One nosiły taką nutkę przesłania. Były miłe i czułe, czasem sentymentalne, uczyły dzieci i ich rodziców za co do dziś pamiętają Reksia. Natomiast „Bolek i Lolek” byli do bólu ugrzecznieni, nie mogli na siebie splunąć, krzyknąć, a w pierwszym odcinku nawet do siebie strzelali z kuszy.

Lolek ma jednego, a Bolek wielu ojców Któregoś dnia, Leszek Lorek, świetny rysownik, który wymyślił Lolka, był przy kasie, co u niego było niezwykłe. W tamtych czasach wszyscy pili, a przy tym byli mocno schorowani, pewnie to efekt powojennej biedy i embarga dla komunistycznego kraju na towary i leki z Zachodu. Leszek był bardzo trunkowy i zaprosił mnie tego dnia do Panoramy (na basen). Pochwalił mi się, że Ledwig kupił od niego postać. Ja mówię – czyś ty zdurniał? Takich rzeczy się nie sprzedaje, bo możesz w przyszłości dzieciom podarować – Ale stało się i tak urodził się Lolek. Natomiast Bolek jako taki miał kilku ojców. Nehrebecki grzebał przy nim, Alfred Ledwig i jeszcze kilku innych zanim mógł pojawić się na ekranie w postaci, jakiej go znamy. Pierwszy scenariusz do bajki z udziałem dwóch chłopców napisał Nehrebecki. I pewnie niewielu o tym wie, że inspiracją do tego scenariusza był przedwojenny film „Paweł i Gaweł” z Eugeniuszem Bodo i Adolfem Dymszą, w którym aktorzy grali dwa przeciwstawne charaktery, dwa spojrzenia na świat.

Tola Kiedy Nehrebecki ożenił się po raz drugi, urodziła się mu córeczka i wpadł na pomysł, żeby do serii wprowadzić jeszcze dziewczynkę. Narysował taką bolkopodobną twarz, nałożył kucyki, spódniczkę i dołożył piegi. Jej pierwowzorem jest Marzena, która do dzisiaj toczy boje o to żeby uszczknąć coś z tego tortu, który się już kończy.

„Kusza” Ten pierwszy odcinek wypadł wyśmienicie. Żeby pokazać jakie były kierunki w tworzeniu kreskówek wspomnę o „Przy-

godach Filutka” narysowanego przez Lendgrena, których powstało zaledwie siedem króciutkich odcinków. A dlatego tylko kilka, bo twórcom brak było do niego serca, scenariusze kazały zbyt dużo myśleć, natomiast „Bolek i Lolek” miały scenariusze bardzo proste. Profesor Filutek był po prostu zbyt inteligentny. Po pierwszym sukcesie odcinka „Kusza” z Bolkiem i Lolkiem do pisania scenariuszy dołączył Leszek Mech. To też niezwykle ciekawa postać. Zakręcony niesamowicie gość, cały czas się śmiał, taki rubaszny, zaraźliwy miał śmiech. Super gościu. Kiedy wyjechał do Kanady i ślad po nim zaginął, przyszedł na jego miejsce Mieczysław Woźniak, zmarły w zeszłym roku. On pisał też scenariusze do Pampaliniego i Kangurka Hip Hop. Ten ostatni skończył się to tylko na jednej serii nad czym ogromnie ubolewam, a można to było ciągnąć w nieskończoność.

Wielki sukces i szybki upadek Największym sukcesem „Bolka i Lolka” i uwieńczeniem naszej pracy nad nim był pełny metraż. Do Bielska przyjechali oficjele z Warszawy, ze Śląska, była cała, prócz Jaroszewicza i Gierka, wierchuszka. Zrobili nam bankiet, wszyscy zalali trupa i poszli do domu. To było w roku 1975, a w 1976 Nehrebecki zachorował na mocznicę i zmarł. Wtedy nie było tak, żeby go dializować i odszedł w wieku pięćdziesięciu sześciu lat. Dziadek mi mówił – jak chcesz długo żyć, to unikaj lekarzy. Wcześniej, jakiś kapuś doniósł na Alfreda Ledwiga, że ten narysował na serwetce w knajpie po pijanemu komuś z Solidarności albo z KOR-u orła w koronie. Od razu zwinęli go ze Studia. Pamiętam, robił wtedy taką wycinankę, przyszli w czarnych garniturach i go zabrali. Już się nie pojawił. Skazali go na półtora roku. Nehrebecki się ujął za nim, puścili go ale pod warunkiem, że wyjedzie do Niemiec. I po jakimś czasie, właśnie on, nie wiem, czy z jakiejś zemsty, czy z tego, że nie lubił iluś tam ludzi, napisał pismo do ministerstwa kultury i sztuki, że on jako on jako autor chce te wszystkie dokumenty związane z „Bolkiem i Lolkiem” wziąć ze sobą, i że jako autor zakazuje realizowania dalszych odcinków. Nasze władze, chyba ze strachu przed Niemcami przystały na to. Ostatnim rzutem zrobiliśmy serię górniczą. Tam występowała typowa Ślązaczka w charakterystycznym stroju ludowym i dziadek w czapce górniczej. I jeszcze seria olimpijska i na tym się skończyło. I zamiast się ułożyć, to poszli do sądu. Wlekło się to do niedawna, do momentu gdy sąd wyznaczył kuratora z urzędu nad prawami autorskimi. Teraz można sobie samemu wykupić na rok prawo do wizerunku i zrobić sobie film z „Bolkiem i Lolkiem” i to całkiem legalnie. Więc ze śmiercią Nehrebeckiego i odlotem do Niemiec Ledwiga sprawa się zakończyła. W sumie powstało sto osiemdziesiąt pięć odcinków, w ostatnim roku prosperity zrobiliśmy pięćdziesiąt dwa tytuły. Ideałem byłoby, gdybyśmy robili trzydzieści odcinków „Bolka i Lolka” i dwadzieścia „Reksiów”. Studio mogło nadal funkcjonować i tworzyć. Niestety jest jak jest, Studio popada w ruinę totalną, siedzą tam ludzie, którzy nie znajdują pomysłu na to miejsce. Szkoda, bo niedługo nikt już nie będzie pamiętał o „Bolku i Lolku”, za co z góry przepraszam wszystkich żyjących pracowników, kiedyś dumnie brzmiącego, Studia Filmów Rysunkowych.

17


LUDZIE

Jak zostaje się prezesem klubu piłkarskiego w wieku 35 lat? Tomasz Mikołajko: Myślę, że trudniej jest odpowiedzieć na to pytanie, niż zostać prezesem (śmiech). Wszystko zaczęło się pod koniec grudnia ubiegłego roku. Otrzymałem od właściciela klubu telefon z propozycją objęcia tego stanowiska. Chwila na przemyślenie była krótka… Jak odebrał pan tę propozycję? TM: Bardzo ciepło. Po pierwsze, propozycja niesamowita, bo to klub, któremu zawsze kibicuję i z którym praktycznie od zawsze byłem związany, a po drugie – trudna, bo zdawałem sobie sprawę z wyzwań, jakie na mnie czekają, w jakim momencie będę klub przejmował. Miałem też świadomość tego, co tracę. Bo pracowałem w Gliwicach, w klubie, który skończył na drugim miejscu w tabeli. Ale takim propozycjom się nie odmawia i tak się to stało. To ogromna satysfakcja, że dostrzeżono moją pracę. Cieszy mnie, że ktoś to zauważył i docenił. Wiadomo, że z moją decyzją wiąże się duże ryzyko, jednak takich propozycji nie ma się zbyt często, takich klubów jak Podbeskidzie, na takim poziomie, także nie jest wiele. Poza tym jest to klub mojego miasta, w którym się urodziłem, to idealne połączenie. Ale oprócz sentymentu do klubu trzeba mieć także przygotowanie. TM: Ukończyłem Akademię Ekonomiczną w Krakowie na kierunku zarządzanie i marketing, specjalizacja marketing sportowy. To był praktycznie jeden z pierwszych roczników z tą specjalizacją. Niestety tylko jeden przedmiot związany był ze sportem, reszta to ogólny marketing. Ale ja już jako student aktywnie włączyłem się w działalność AZS-u uczelnianego i krakowskiego, potem działałem w ogólnopolskim, zdobywając wiedzę w praktyce.

Takiemu klubowi się nie odmawia

Z Tomaszem Mikołajko, prezesem TS Podbeskidzie Czyli aktywista od samego początku. rozmawia Agnieszka Ściera. TM: Właśnie. Na drugim roku zostałem preZdjęcia: TS Podbeskidzie zesem AZS-u Akademii Ekonomicznej, a na trzecim wiceprezesem AZS-u Kraków, co dało mi możliwość doświadczenia na własnej skórze tego, czego chciałem się nauczyć. Próbowałem już od początku sztuki zarządzania klubem sportowy nie był jeszcze modny. Dlatego pracowało w zawodzie sportowym, jeszcze wtedy akademickim. Zarządzałem budżewiele osób przypadkowych. Często dyrektor klubu był marketami, organizowałem wyjazdy, obozy. Nawiązywałem kontakty tingowcem, co było fikcją, bo nie da się tych funkcji połączyć. ze sponsorami. Od razu praktyka i możliwość poznania ludzi, Bywało i tak, że duża firma – udziałowiec lub sponsor – wproz którymi do dziś utrzymuję kontakty. Także staż w Wiśle Kraków dał mi sporo doświadczenia i ostatecznie napisałem wadzała swojego marketingowca, wywodzącego się zazwyczaj z branży informatycznej lub budowlanej, który miał trochę pracę magisterską ukierunkowaną na sport, o temacie „Poinne podejście do sportu. Generalnie moja praca magisterska tencjał kwalifikacyjny pracownika działu marketingu w klubie sportowym”. Sprawdzałem, jakie atuty trzeba mieć, jakie cechy, pokazała braki w klubach piłkarskich. Przez to kilka klubów mnie nie lubiło (uśmiech), a kilka zaoferowało pracę. Dostrzegły żeby być marketingowcem w klubie piłkarskim. korzyści z takiego podejścia do marketingu sportowego. Sprawdza się to w praktyce? Można spokojnie sceptykom wytrącić z ręki argument pana młodego TM: Oceniam nowych pracowników pod tym kątem. Sprawdza wieku. Jest pan świetnie przygotowany i doświadczony. się to różnie, ale coś w tym jest. Kiedy studiowałem, marketing

18


TM: Jak wspomniałem, już od drugiego roku studiów zarządzałem akademickim klubem sportowym. W tym czasie uprawiałem także czynnie sport, bieganie. Jednak piłka była dla mnie najważniejsza i w którymś momencie oceniłem, że lepiej sprawdzę się po drugiej stronie. Swój potencjał wykorzystam lepiej, właśnie pracując w sporcie, a nie będąc zawodnikiem.

bu skłoniła mnie do powrotu do Bielska-Białej i podjęcia pracy w hotelarstwie. To trwało przez pięć lat. Otwierałem SPA Jawor Hotel w Jaworzu. Byłem wtedy kierownikiem działu marketingu. Równocześnie w weekendy pracowałem dla Podbeskidzia, ale po jakimś czasie już nie dało się tego łączyć i na stałe zatrudniłem się w Podbeskidziu, zacząłem budować dział marketingu.

Ale nie zawsze działał pan w branży sportowej. TM: Po studiach podjąłem pracę w Podbeskidziu najpierw jako steward. Zajmowałem się sprzedażą biletów, organizacją meczów, wieszaniem reklam na stadionie. Potem trafiłem do Ruchu Chorzów. Jednak trudna sytuacja finansowa klu-

Spadek drużyny Podbeskidzia z Ekstraklasy to trudny czas dla zawodników i dla klubu. Kiedy obejmował pan stanowisko prezesa, klub był jeszcze w Ekstraklasie. Teraz więcej energii trzeba będzie zużyć na pozyskanie sponsorów. TM: Ja sobie nieraz powtarzam, że trzeba zrobić dwa kroki

19


LUDZIE

w tył, żeby jeden był do przodu. Tak jak w przypadku Piasta. Spadek z Ekstraklasy nawet w pewnym sensie mu pomógł, bo można było pewne sprawy unormować, wyczyścić, wypracować nową formułę pracy, dzięki czemu udało się do Ekstraklasy wrócić. Oczywiście to nie reguła, bo nie zawsze się wraca. Wchodząc do Podbeskidzia, zdawałem sobie sprawę z sytuacji. Drużyna była na końcu tabeli, narastał problem ze sponsorami, do tego napięte stosunki z mediami i brak strategii marketingowej. Wiedziałem, że będzie ciężko. Fajnie, że w ciągu kilku ostatnich spotkań udało się dać kibicom trochę nadziei. Trzeba zakasać rękawy i walczyć. Ja się nie poddaję. Teraz faktycznie trudniej jest z finansowaniem, bo nie będąc w Ekstraklasie, nie mamy choćby transmisji w Canal+. Trzeba tę lukę wypełnić. Ale Bielsko-Biała jest miastem ciekawym, kibice chcą wspierać nas, chcą sponsorować. Tak że sponsorów przybywa, nawet po spadku podpisaliśmy kolejne umowy sponsoringowe z kolejnymi partnerami. Są sponsorzy, którzy angażują się na dobre i na złe. Ma pan jeszcze czas dla siebie? TM: Niewiele (śmiech). Wracam do domu, telefon za telefonem, skrzynka elektroniczna zapełniona. Bywam też na treningach i meczach. Muszę być na bieżąco. Staram się monitorować sytuację na boisku takim zarządczym okiem gospodarza. Wygląda to trochę na ręczne sterowanie. Nie ma pan zaufania do trenera? TM: Oczywiście mam do niego zaufanie. Ale też chcę mieć swój ogląd. Często rozmawiamy, dyskutujemy o wydarzeniach, on ma swój pogląd, ja mam swój. Potrafi mnie przekonać do swojego zdania. Trener widzi wszystko z punktu widzenia murawy, a ja widzę z pozycji zarządzania. Staram się być otwarty na sugestie nie tylko trenera, ale także osób ze mną pracujących. Po drugie, ja też tym żyję, lubię zobaczyć, jak to wygląda, jak chłopaki trenują, czy wszystko jest w porządku, czy mają dobre boisko. To może są detale, ale dla mnie ważne. Prezes powinien chyba umieć kopać piłkę? TM: To oczywiste. Od czasu do czasu grywam, oczywiście amatorsko, przyjacielsko. Rzecz jasna w domu piłka jest obecna, w ogrodzie zawsze jest kilka piłek (śmiech). Na szczęście mam bardzo wyrozumiałą żonę i fajnych synów, którzy tym ze mną żyją i wspierają mnie. Jeśli ma pan już trochę tego wolnego czasu, to jak go pan spędza? TM: Z rodziną, z przyjaciółmi – i raczej staramy się wtedy choć przez chwilę pobyć z dala od piłki. Na przykład nie oglądam meczów transmitowanych w telewizji. Telewizja nie pokazuje całości. Z perspektywy trybuny widać, jak ustawiona jest drużyna, jaka jest strategia. W telewizji nie widać całościowego schematu działań, widać w zasadzie jedynie efekty. Brakuje też emocji, których doświadczają kibice na trybunach. Jeśli chcę obejrzeć jakiś mecz, to po prostu na niego jadę. Tak że w domu poza meczami kadry narodowej nie oglądamy nic innego. Jeśli mam trochę czasu tylko dla siebie, staram się zapomnieć o piłce, nieco odpocząć od niej. Z synami gram w tenisa, siatkówkę. Nie zmusza ich pan do grania w piłkę nożną. TM: Absolutnie. Jeśli będą chcieli sprawdzić się w tej dyscyplinie, to oczywiście im w tym pomogę, ale nic na siłę. Jeszcze nie są do tego przekonani, próbują innych dyscyplin i to jest fajne.

20

Można pana spotkać w Bielsku-Białej gdzieś w ogródku letnim na rynku? TM: Można, można. Jestem normalnym człowiekiem i chętnie spędzam czas z rodziną i przyjaciółmi w bielskich kawiarniach i restauracjach. Przemieszczamy się też po Bielsku-Białej, oglądamy je sobie, bo to wspaniałe miasto. Chętnie też odwiedzamy okolice Jaworza, Brennej, Szczyrku, Wisły. Takie miejsca w miarę blisko, ale z dala od zgiełku centrum miasta. Ulubione miejsce w Bielsku-Białej? TM: Ostatnio Nowy Świat, gdzie serwują dobrą kuchnię, ale lubimy miejsca zmieniać, poznawać nowe. Sporo zresztą nowych ciekawych powstało. Podbeskidzie ma swoich na dobre i na złe kibiców, ale żeby zapełnić trybuny nowego stadionu, trzeba czegoś więcej niż lojalność grupy zapaleńców. Jak zachęcić mieszkańców Bielska-Białej do tego, aby przychodzili na mecze? TM: Od momentu, kiedy objąłem klub, od lutego, udało się nam na czterech meczach mieć komplet na trybunach, co pokazało, że nie tyle sam wynik sportowy jest tak istotny, ile dobra opinia o klubie i kilka fajnych akcji, które stworzyliśmy wspólnie dla naszych partnerów i kibiców. Ale nie ma co ukrywać, że jednak najważniejszym czynnikiem, który zachęci do kibicowania, jest wynik sportowy. Jeżeli więc będziemy walczyli o wyższe cele i lepszą pozycję, to będzie nam łatwiej kibiców pozyskać. Ważny element to działania skierowane do dzieciaków – głównie w przedszkolach – które dają impuls rodzicom, żeby iść na mecz. To sprawdziło się w Piaście i widać, że sprawdza się u nas. Otwieramy programy pod kątem szkolenia dzieciaków. Na zajęcia mogą przyjść już trzylatki i bawić się piłką. Do tego prowadzimy ciekawe programy dla szkół, w których szkoły rywalizują poprzez intensywność chodzenia na mecze. Dzięki temu szkoły promują Podbeskidzie u siebie, a do tego walczą też o elementy, których wycenić się nie da, np. przyjazd zawodników do szkoły albo wspólną sesję zdjęciową z zawodnikami plus akcje typu: autokar dla dzieciaków na wycieczkę szkolną czy sprzęt sportowy do sali gimnastycznej. Staramy się angażować w to przedsięwzięcie dyrektorów szkół i nauczycieli, żeby widzieli w tym także swoje korzyści. To fajna promocja, tym bardziej że Podbeskidzie to klub bardzo medialny i szkoły dzięki temu także siebie promują. Bywało, że na mecze przychodziło po dwa, dwa i pół tysiąca dzieciaków – i to pokazało potencjał, jaki drzemie w tej grupie. Dalej działa to na zasadzie domina. Dzieci wracają do domu zaaferowane i same ciągną rodziców na kolejne mecze. Ja to też po sobie zauważyłem, że kiedy sam chciałem iść na mecz, zwykle był kłopot w rodzinie. Kolejny mecz, kolejny weekend osobno. Dzieciaki i żonę zabieram więc ze sobą i jest to nasze rodzinne, miłe spędzanie wspólne czasu. Mecze w Polsce kojarzą się bardziej z burdami kiboli niż rodzinną zabawą. Jak zmienić ten niekorzystny obraz, zachęcić rodziny, aby przychodziły na mecze, przekonać, że to fun, zabawa, miłe spędzenie czasu z bliskimi i przyjaciółmi? TM: Bezpieczeństwo na stadionach bardzo się poprawiło dzięki temu, że stadiony są nowoczesne. Są bardziej dopasowane do współczesnych realiów, są bezpieczne, świadczą wiele usług. Bo to nie jest tylko sam mecz, ale i cała otoczka. Każdy coś tu dla siebie znajdzie. VIP ma miejsca ciekawsze, wygodniejsze, lepszy podjazd, parking i catering, spotyka tu partnerów


biznesowych. Kibice „ultrasi” mają swoje miejsca, sektory szkolne także są wydzielone, rodziny z dziećmi są w innym miejscu. Przygotowywane są dodatkowe eventy. Dla dzieci m.in. malowanie buziek, prezenty, gadżety piłkarskie. Do tego są też punkty cateringowe. Można z rodziną i przyjaciółmi przyjść nawet dwie godziny wcześniej, spędzić trochę czasu na świeżym powietrzu w piknikowej atmosferze, po meczu także nie trzeba się spieszyć. Praktycznie pół dnia można spędzić na stadionie w miłej atmosferze. Ważne jest też, że kultura kibicowania się zmienia. Z roku na rok kibice stają się bardziej żywiołowi, ale mniej agresywni, traktują piłkę nożną jako sport narodowy, rodzinny. Przykład idzie z góry, teraz, w przeciwieństwie do lat poprzednich, kadrowicze pokazują swoje żony, dzieci. Rodziny towarzyszą im na zgrupowaniach i meczach. Wszyscy razem kibicują. A w Podbeskidziu mamy jeszcze o tyle fajnie, że ten klub zawsze był bezpiecznym klubem, nigdy nie było kłopotów z kibicami. Dalej tego kłopotu nie ma i mam nadzieję, że to się nie zmieni. Szkoda, że niektóre media żyją tylko tematami o awanturach kiboli, gdy na co dzień nic się nie dzieje. Mamy kilka tysięcy spotkań rocznie, a rozdmuchiwane są dwa, trzy incydenty. Wspomniał pan o trzylatkach, a co dla starszych dzieci, młodzieży, będących potencjalnymi przyszłymi zawodnikami? TM: Prowadzimy swoją Akademię Piłkarską i współpracujemy z klubem partnerskim BBTS Bielsko-Biała, który od kilku lat szkoli młodzież. To jest tak poukładane, że dzieciaki mogą łączyć szkołę ze szkoleniem piłkarskim albo chodzą do naszej szkoły sportowej. Przedszkolaki to jest nowy pomysł, który rusza zaraz po wakacjach. Dzieciaki, zarówno chłopcy, jak i dziewczęta, będą bawić się piłką pod okiem trenera. Nie będzie to jeszcze stricte gra na punkty, tylko dobra zabawa piłką na świeżym powietrzu. Dzięki temu podczas treningów dzieci zetkną się już z barwami Podbeskidzia. W ten sposób budujemy grupę przyszłych kibiców, którzy z klubem będą się utożsamiać. Rodzice tych dzieci także mimowolnie zostają „wkręceni” w atmosferę klubową i tak rodzą się wieloletnie więzi z naszymi kibicami. Te szkoły może nie „produkują”

wielu piłkarzy, ale za to wzbogacają nasz klub o to, co najważniejsze – kibiców. Pamięta pan swój pierwszy mecz? TM: Oczywiście. I pamiętam, jakie wrażenie na mnie wywarł. Na mecz do Katowic zabrał mnie mój tata. I do dziś pamiętam emocje z tym związane. Tego się nie zapomina. Podbeskidzie to nie jest tylko drużyna zawodników i trenerzy ale także ogromny sztab ludzi, którymi pan zarządza. TM: To jest kilkadziesiąt osób, które pracują na sukces naszych zawodników. To jest sztab medyczny, administracja, zespół przygotowania obiektu, trenerzy młodzieży. To jest wiele osób, które muszą ze sobą współpracować, aby te małe trybiki, jakimi są, bez problemu zgrały się w całą, doskonale naoliwioną, wielką machinę. Gdzie będzie pan za dziesięć lat? TM: Sport jest na tyle ciekawy, że każdy dzień jest inny i nie można go przewidzieć. Mam nadzieję, że w ciągu roku, a nie za dziesięć lat, wrócimy do Ekstraklasy. Większość naszych działań jest skupione właśnie na tym. Potem celem będzie walka w pucharach europejskich. Mam nadzieję długo uczestniczyć w życiu Podbeskidzia. Trzy najważniejsze sprawy w pana życiu? TM: Na pewno rodzina – mimo że nie zawsze mam dla niej czas, to ona stoi na pierwszym miejscu. Druga to satysfakcja z dobrze wykonanej roboty. Lubię, kiedy ludzie mówią mi: „Tomek, to fajnie wyglądało, fajnie wyszło”. Trzecie, co leży mi na sercu, to aby Podbeskidzie wróciło do Ekstraklasy, bo to jest klub, któremu zawsze kibicowałem i kibicuję. Niezależnie od tego, jaką będę pełnił funkcję w przyszłości, będę kibicem tego klubu i chciałbym, żeby ten klub zawsze dążył do tego, żeby być najlepszym w Polsce. Tego życzę i dziękuję za rozmowę. TM: Dziękuję bardzo.

21


LUDZIE

Tatuowanie jest najlepszą pracą na świecie

Bielsko-Biała, Barometr Coffee & Bar, słoneczne przedpołudnie. Świetny czas na dobrą kawę. Dzień niezwykły, bo urodzinowy mojego rozmówcy.

Jak rozpoczęła się twoja przygoda z tatuażem? Piotr Szot: Sztukami wizualnymi zajmuję niemal połowę swojego życia. Skończyłem Państwowe Liceum Plastyczne w Olsztynie, potem studia – projektowanie graficzne na ASP w Gdańsku. Moment pierwszego dzwonka w liceum plastycznym to taki zwrot w moim życiu i ukierunkowanie go na sztukę. Ale to w bardzo różnych jej dziedzinach. Z początku sądziłem, że będę rzeźbił, potem – że będę grafikiem, malarzem, filmowcem czy ilustratorem. Różnych rzeczy po trochu próbowałem. A przygoda z tatuażem rozpoczęła się stosunkowo niedawno, bo jakieś pięć lat temu. Przyszedł do mnie znajomy z mojej wioski i mówi: „Hej, stary, robisz takie ładne obrazki, kupię ci maszynę i będziesz mnie tatuował”. Niestety nic z tego nie wyszło, on nie miał pieniędzy, ja nie miałem czasu, bo

22

studiowałem. Ale pomysł zakiełkował. Po studiach pracowałem trochę w Hiszpanii jako mim, co dało mi możliwość kupienia maszyny – i tak zrobiłem swój pierwszy tatuaż. Od razu zrozumiałem, że to jest właśnie to, że to chcę w życiu robić. Robię to, co kocham, i zdaje się, że mnóstwo ludzi to docenia. Czy to jest twój sposób na życie, czy można z tego wyżyć? PS: To jest moje jedyne źródło utrzymania, moja praca i pasja. Mam ogromnie dużo szczęścia, że zarabiam na życie tym, co kocham. Jeździsz po świecie i tatuujesz ludzi. PS: Miałem taki wielki plan, żeby połączyć swoje dwie pasje – podróżowanie i tatuowanie, ale nie bardzo miałem pomysł, jak to zrobić. Los mi pomógł,


Z Piotrem Szotem rozmawia Agnieszka Ściera. Zdjęcia: Sylwia Szendzielarz

samo wszystko się potoczyło bez mojej pomocy. I tak mam okazję podróżować i tatuować, bo tatuowanie jest z założenia taką mobilną pracą. Znam ludzi, którzy przez trzy, cztery lata bez przerwy jeżdżą po świecie i tatuują. Jak to jest w twoim przypadku, ktoś zaprasza cię do siebie czy wybierasz sobie jakiś kierunek świata i szukasz studiów tatuażu? PS: Owszem, często bywam zapraszany, ale jako że mam małe dziecko, z którym chcę spędzać jak najwięcej czasu, to muszę rozważnie wybierać to, w jaki sposób będę wykorzystywał czas poza domem. Dlatego nie jeżdżę do pierwszego lepszego studia. Poszukuję studia z artystami, którzy mnie inspirują, gdzie możemy wymienić się doświadczeniami i możemy się czegoś nauczyć od siebie. Praca w studiach, które się specjalizu-

23

ją w etnice, blackworku i dotworku, dają mi zdecydowanie więcej niż praca w tradycyjnym komercyjnym studiu. Ale nawet kiedy wybieram się na wakacje czy w podróż niezwiązaną z pracą, zabieram ze sobą maszynę, bo wiem, że może jakaś fajna sytuacja wyniknąć. Kiedy niedawno podróżowałem przez miesiąc po Meksyku, zdarzyło mi się wykonać trzy tatuaże w ruinach świątyni Majów. To niezwykłe miejsce. PS: Tak, ale na ziemi jest mnóstwo miejsc, gdzie atmosfera jest niesamowita, mistyczna, całkowicie odmienna od zacisza typowego studia. Praca w takich warunkach to zupełnie inna jakość. Czy tatuaże, które wykonujesz, są twoimi autorskimi wzorami? Czy klienci przy-


LUDZIE

chodzą do ciebie z gotowymi wzorami? PS: Bardzo rzadko się tak zdarza, praktycznie zawsze są to moje prywatne projekty. Zanim stworzę coś odpowiedniego dla danej osoby, dużo z nią rozmawiam, staram się poznać i zrozumieć, tak aby wzór pasował do osobowości i oczywiście oczekiwań. Nawet gdy tatuuję w tak egzotycznych miejscach jak Tajlandia czy Meksyk, jedynie czerpię inspirację z tamtejszego wzornictwa, ale projekty są moje własne.

dży. Wytatuowałem tu człowieka, który ze swoją dziewczyną przemierzał Kambodżę boso, na rowerach. Zaprzyjaźnionego tatuażystę tatuowałem w kamiennym kręgu w kaszubskiej wsi Węsiory. Urokliwe miejsce w środku lasu, przy jeziorku, takie bardzo słowiańskie. Trafiłem tam po kilku miesiącach podróżowania po Azji i byłem tym miejscem zachwycony, bo nie ustępowało niczym tym, które zobaczyłem za granicą.

Klienci do ciebie wracają? PS: Tak. Zdarza się, że w czasie podróży nie jestem w stanie ze względu na czas zrobić czegoś dużego, bo kilkugodzinna sesja odbywa się na przykład w środku dżungli, więc potem spotykamy się ponownie. Niesamowite jest to, że mogę dzięki swojej pasji spotkać tylu interesujących ludzi. Tak zdarza się także ze znajomymi z dawnych lat. Dzięki temu odnawiam szkolne znajomości (śmiech). Podobnie jest z tymi ludźmi spotkanymi w drodze.

Jak to się stało, że trafiłeś do Bielska-Białej? PS: Pochodzę z Mazur, z małej wioski Waplewo położonej około 20 km od Grunwaldu. Jestem szczęściarzem, że mogłem na tych pięknych terenach dorastać. Ciężko było mi się na początku przestawić na śląską ciasną zabudowę. Ale przyjechałem za dziewczyną. Kobiety są najlepszym towarem eksportowym Bielska-Białej (śmiech). Zabawnym zbiegiem okoliczności trzy miesiące przed tym, jak ja sprowadziłem się do Bielska-Białej, przenieśli się tutaj dwaj świetni tatuażyści, także z powodu dziewczyn.

Wspomniałeś o świątyni Majów, w jakich innych jeszcze dziwnych miejscach udało ci się kogoś wytatuować? PS: Było kilka takich miejsc. Jedna ze świątyń kompleksu Angkor w Kambo-

Powiedz, jak rozpoznać dobrego tatuażystę? Jak nie dać się „naciąć”? PS: W doborze wykonawcy trzeba być po prostu mądrym. Sprawdzać portfolio. Najlepiej jest zapytać jakiegoś znajome-

24

go, który się zna na temacie, i spędzić kilka dobrych godzin w internecie, szukając tego, co się nam naprawdę podoba. Jeżeli wchodzisz do salonu, to w zasadzie od razu widać. Na najlepszych trzeba czekać kilka miesięcy albo nawet lat. Jak długo trzeba czekać w kolejce do ciebie? PS: Kiedyś zapisywałem wszystkich, teraz zapisuję ludzi dwa razy do roku. Otwieram zapisy pierwszego czerwca i pierwszego grudnia. Przez kilka dni zbieram e-maile i potem dokonuję selekcji, kogo chcę tatuować, a kogo nie. To bardzo wygodny system, bo daje tak naprawdę wolność. Ten sześciomiesięczny timing daje mi możliwość wybierania sobie klientów i swobodę. Bo kiedy bukuje się zabiegi na dwa lata do przodu, to brzmi super, ale tak naprawdę człowiek staje się niewolnikiem swojego sukcesu. Zawsze cieszyłem się ze swojej wolności i chciałbym cieszyć się nią jak najdłużej. Czy próbujesz różnych technik tatuażu? PS: Oczywiście. To jest inny klimat, inna jakość. Ręcznie trwa to znacznie dłużej, wzory są prostsze. Na sobie mam ręcznie wykonane tatuaże. Sam, jeśli tylko mam okazję, to chętnie w ten sposób pracuję. Maszyna daje jednak znacznie więcej możli-


wości, dlatego wolę z niej korzystać. Z tym narzędziem czuję się znacznie pewniej. Ćwiczysz tatuowanie na swojej dziewczynie? PS: Na początku faktycznie na niej ćwiczyłem (śmiech). Teraz muszę to trochę poprawiać, na szczęście nie było tak źle. Nie będziesz zabraniał swojemu synkowi zrobienia sobie tatuażu? PS: Chciałbym, żeby poczekał choćby do osiemnastki i żeby dał mi ten przywilej, abym zrobił mu go jako pierwszy. Plany… PS: Sam jestem zdziwiony, jak szybko osiągnąłem to, co mam teraz, i w jak dobrym kierunku to wszystko zmierza. Nie chcę jakoś zapeszać, ale mam dużo dużych pomysłów. Planuję budowę domu gdzieś w pobliskich górach. Jakieś małe gospodarstwo agroturystyczne. Obok domu zbuduję sobie studio. I będę przyjmował klientów w miejscu, gdzie będą mogli przy okazji odpocząć od cywilizacji, codziennej gonitwy. Chciałbym, aby moja praca nie była wyłącznie aktem tatuowania, tylko tym, czym w społeczeństwach pierwotnych była przez tysiące lat – rytuałem przejścia, sposobem na przezwyciężenie siebie samego i stanie się lepszym, silniejszym człowiekiem. Dziękuję za rozmowę.

25


BIZNES W REGIONIE

Aranżacja Realizacja Światła

nowy wymiar organizacji imprez Firma GRODA to jedna z największych w kraju wypożyczalnia sprzętu oświetleniowego, scenografii oraz designerskich mebli SLIDE i KARTELL. Koordynator eventów. Swoje oddziały posiada w Ostrołęce, Warszawie i Łodzi. Od niedawna także w Bielsku-Białej.

26


[2]

[1] [3] [1] Hala Expo, Warszawa, bankiet, [2] Hotel Narvil, Serock, bankiet [3] Filharmonia Szczecińska, bankiet.

Współpraca z gwiazdami

Pokaz mody ślubnej

Przez kilkanaście lat funkcjonowania na rynku eventów GRODA zrealizowała ponad 10 000 tysięcy różnych projektów, począwszy od bankietów, poprzez konferencje, pokazy mody, premiery samochodów, oświetlenia architektury i krajobrazu, po duże wydarzenia muzyczne, sportowe i kulturalne – koncerty i festiwale. GRODA od lat zajmuje się oprawą koncertów i tras koncertowych znanych gwiazd estrady. W portfolio firmy znajdziecie m.in. Kayah, Edytę Bartosiewicz, Annę Marię Jopek, Edytę Górniak, Hey, Maanam, Natalię Kukulską czy Justynę Steczkowską. Dzięki profesjonalizmowi realizatorów GRODA i współpracy nagłośnieniowców fantastycznie wybrzmiewały liczne imprezy największego formatu, jak choćby: Męskie Granie, Jarocin, OFF, Opener czy Węgorzewo.

Muzea, telewizja, moda

Aula Główna Politechniki Warszawskiej, bankiet

Wymagający wieloletni klienci są wizytówką firmy. Format wydarzeń czy zakres świadczonych usług, rozmach i światowa jakość charakteryzują GRODĘ. Dlatego może pochwalić się współpracą z muzeami – m.in. Mu-

27

zeum Powstania Warszawskiego, Muzeum Browarnictwa Tyskiego, Muzeum Uniwersytetu Warszawskiego. Chętnie po usługi GRODY sięga telewizja. Od lat do grona klientów GRODY należą najwięksi polscy projektanci i scenografowie, a wśród nich jedna z bardziej rozpoznawalnych projektantek – Gosia Baczyńska, której pokazy w Polsce i Europie wielokrotnie były aranżowane światłem przez GRODĘ.

Ograniczeniem jest jedynie wyobraźnia

Zakres usług i możliwości techniczne GRODY dają niemal nieograniczone pole dla wyobraźni. Dzięki dostępnej współcześnie technice oraz posiadanemu zapleczu GRODA kreuje wzory, kształty, kolory, zestawia je i bawi nimi na wszystkich dostępnych powierzchniach. Choćby na budynkach takich jak innowacyjny biurowiec Warsaw Spire, będący najwyższym obiektem biurowym w stolicy i jednym z najwyższych w Europie. GRODA nie ogranicza się wyłącznie do dużych imprez. Ale wszystkie projektuje i realizuje tak samo profesjonalnie. Zawsze pozostają niezapomniane. Tak dzieje się w przy-


BIZNES W REGIONIE

Politechnika Warszawska, prezentacja nowego modelu samochodu.

www.groda.pl www.facebook.pl/arsgroda.

padku dealerów samochodów podczas wielu kameralnych prezentacji nowych modeli aut (Lexus, Opel, Nissan) czy otwarcia nowych salonów sprzedaży. Tak jest też przy okazji znaczących wydarzeń sportowych. Współczesny kibic jest inny niż dekady temu, bardziej wymagający. Już nie wystarczą mu sportowe zmagania. Potrzebuje doznań z różnych stron – dźwięku, muzyki, światła, obrazu, teatru. Żadne światowej rangi wydarzenia nie odbywają się bez specjalnej oprawy muzyczno-wizualnej – czy to boks, czy turnieje tańca towarzyskiego, pojedynki florecistów, skoki narciarskie, łyżwiarstwo.

kurencyjni w kategorii CENA kontra JAKOŚĆ.

Klient jest najważniejszy

Wszystkie nasze oddziały to magazyny i biura, ale różnią je szczegóły. Podobnie wyróżnia się nasza nowo otwarta filia w Bielsku-Białej, gdzie obecnie trwają prace nad uruchomieniem show roomu, w którym klient będzie mógł na żywo nas przetestować, wypróbować, sprawdzić, zanim podejmie ostateczną decyzję. W przyszłości będą tu powstawać nowe rozwiązania scenograficzne oraz

Dla nas klient jest najważniejszy, dajemy mu to, co mamy najlepsze, czego oczekuje i jeszcze więcej, bo radość na jego twarzy i jego zadowolenie są dla nas cenną nagrodą. Nie eksperymentujemy na swoich klientach, zapewniamy zawsze przetestowane rozwiązania i sprawdzone, najlepsze i najnowsze światowe technologie. Jesteśmy bezkon-

28

Ludzie dla ludzi

Technika gra w naszej branży ogromną rolę, ale kluczowy dla powodzenia przedsięwzięcia i sprawdzony od lat jest duży zespół techników, realizatorów – prawdziwych profesjonalistów, potrafiących skutecznie działać w każdych warunkach, niebojących się presji czasu i wysokich oczekiwań klientów, rozumiejących się wzajemnie i traktujących swoją pracę jak pasję.

Nowy oddział – nowe wyzwania


 [1]



[2] [1] Filharmonia Podlaska, koncert Kayah [2] Plac Krasińskich, 72 rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego

odbywać się szkolenia kadr light designerów, techników. Mamy nadzieję, że w regionie zarazimy pasją wiele młodych kreatywnych osób, które chciałyby pracować przy realizacji takich projektów. Magazyn i showroom to także świetna pomoc, zaplecze i wypożyczalnia dla agencji eventowych i muzycznych. Z roku na rok w naszym malowniczym regionie klienci coraz chętniej organizują bankiety i konferencje, a dzięki świetnie wyposażonemu magazynowi tu, na miejscu, optymalizujemy koszty, dzięki czemu jesteśmy konkurencyjni w stosunku do innych usługodawców. Od teraz w naszym regionie imprezy typu targi, pokazy, bankiety, konferencje firmowe mogą otrzymać należną im oprawę świetlną i scenograficzną, dostępną do tej pory w dużych aglomeracjach. Restauracje, hotele, ośrodki konferencyjne czy sale weselne przy naszym wsparciu przeniosą swoich klientów w inny wymiar rzeczywistości.

Nowy wymiar usług dla każdego

Doświadczenie i zaplecze techniczne, które posiadamy, chcielibyśmy spożytkować tak, aby mógł korzystać z niego każdy z mieszkańców Bielska-Białej i okolic, nie tylko jako widz koncertów i festiwali, lecz także delektując się piękną scenerią jako uczestnik wesel czy prywatnych imprez rodzinnych. Tu możecie oglądać pierwsze nasze realizacje z Bielska-Białej i okolic: www.groda.pl, www.facebook.pl/arsgroda.

PROMOCJA

ARTYKUŁ SPONSOROWANY

29


MIEJSCA

30


Styl życia w industrialnej oprawie

Tekst: Agnieszka Ściera, zdjęcia: Browar Obywatelski w Tychach

31


Jest sierpień 2016 roku. IT Loft Park, znajdujący się na terenie zabytkowego Browaru Obywatelskiego w Tychach, zyskuje coraz więcej nowych najemców. Równo dwa lata temu miałam przyjemność poznać właściciela tego niezwykłego miejsca. Wówczas Viktor Mokwa, oprowadzając mnie po surowych wnętrzach dawnej słodowni, odkrywał przede mną potencjał jaki kryje w sobie styl industrialny wpisany w tyski Browar Obywatelski. Miejsce, w którym kilkadziesiąt lat temu składowano i suszono słód do produkcji piwa, dziś stało się przestronnym i nowoczesnym parkiem IT. Zlokalizowany jest w jednym z 15 budynków Browaru Obywatelskiego, który wpisany jest do Rejestru Zabytków. Jego eleganckie wnętrza i duża powierzchnia użytkowa stanowią atrakcyjną ofertę dla rozwoju firm z dziedziny oprogramowania, telekomunikacji, marketingu i multimediów.

1650

To nie data historycznej bitwy, lecz powierzchnia (w metrach kwadratowych) tylko jednej z czterech kondygnacji typu open space budynku słodowni. Każdy z poziomów ma swój indywidualny styl, nawiązujący do pierwotnego charakteru. Otwartą przestrzeń budują ceglane ściany, połączone z drewnianą konstrukcją słupów. Prostota i minimalizm w połączeniu z nowoczesnym designem szkła, stali i eleganckich mebli biurowych tworzą unikatowy klimat. Na pierwszym piętrze budynku znajduje się kilka firm, które z powodzeniem zaadaptowały wielką powierzchnię. Nową kulturę pracy wyznacza idea „open

space”. Wszyscy pracownicy jednej firmy zlokalizowani są w jednym dużym pomieszczeniu. Każdy z każdym się widzi, ale nikt sobie nie przeszkadza. Wszyscy pracownicy mają przez cały dzień kontakt ze sobą, co znacznie ułatwia komunikację i sprzyja realizacji wymagających projektów. Nowa formuła pracy sprzyja również integracji zespołu. Dla prowadzenia rozmów indywidualnych przeznaczona jest sala konferencyjna. Poszczególne firmy oddzielone są od siebie szklanymi ścianami. Spacerując pomiędzy biurami odczuwa się loftowy charakter budynku. Dlatego wszyscy użytkownicy rozumieją, że miejsce i wygląd otoczenia odgrywają znaczącą rolę tak dla pracowników, jak i dla kontrahentów. To właśnie w IT Loft Parku swoją siedzibę ma prestiżowa agencja wydawnicza Time4, która wraz z firmą BDB otrzymała Złotą Perłę na Gali Branżowej Renowned Pearl Awards w Nowym Jorku. Kolejne piętra i przestrzenie połączone są historycznymi, drewnianymi schodami. Tymi samymi, które przez ponad sto lat użytkowali browarnicy pracujący w słodowni. Ceglana klatka schodowa przypomina bardziej galerię sztuki, niż miejsce, gdzie tworzy się nową technologię. Do dyspozycji pracowników są także nowoczesne windy. Podłoga w korytarzach wyłożona jest wykładziną, nadającą wnętrzu przytulności. Ostatnia kondygnacja jest przestronną i oszczędną w stylu powierzchnią. Jej wysokość sięga prawie sześciu metrów. To miejsce czeka na nowego najemcę – call center lub dużą firmę programistyczną.

32

Architekci i inżynierowie dostosowali budynek do współczesnych standardów. Obiekt wyposażony jest w system wentylacyjny i klimatyzację. Dostępna jest infrastruktura telekomunikacyjna i pomieszczenia techniczne dla serwerowni. Możliwe jest poprowadzenie okablowania w rynnach w suficie a także aranżacja biura w dowolny sposób, w myśl idei „open space”. Budynek zapewnia wysoki poziom bezpieczeństwa poprzez aktywną instalację przeciwpożarową stosowaną między innymi w zabytkowych kościołach i monitoring antywłamaniowy. Kompleks zabudowań położony jest wśród zieleni i historycznego drzewostanu. Wokół wodnego oczka ustawione są ławeczki, dające możliwość odpoczynku lub spokojnej twórczej pracy poza pomieszczeniami biurowymi.

Pociągiem wygodniej Dla pracowników IT Loft Parku przygotowany jest parking na 270 samochodów. Ogromnym atutem Browaru Obywatelskiego jest sąsiedztwo z Głównym Dworcem PKP w Tychach. Szybkie składy Pendolino i Inter City pozwalają dojechać do Tychów bezpośrednio z Warszawy czy Wiednia, a Koleje Śląskie oferują dogodny dojazd z Katowic i wszystkich ościennych miast. Siedziba parku posiada komunikację z sąsiadującymi aglomeracjami, węzłami drogowymi E75/ S1/44 oraz autostradami A1 i A4. Wszystko to sprzyja sprawnemu dojazdowi do pracy.

Szczypta kultury Styl industrialny jest efektem recesji, która trwała w latach 50. w Stanach Zjednoczonych. W Europie początek loftów zwią-


zany jest z rewitalizacją londyńskich magazynów portowych. Dziś na terenie Docklands utworzona jest strefa ekonomiczna, a mieszkania w starych magazynach cieszą się dużym prestiżem. W Nowym Jorku na terenie loftów powstała słynna nowojorska dzielnica SOHO, która jest synonimem awangardy i luksusu. I choć początkowo stare i duże industrialne powierzchnie były zajmowane głównie przez artystów, którzy w pofabrycznej przestrzeni odczuwali swobodę tworzenia, z czasem inicjatywa adaptacyjna powiększyła się o działalność usługową i handlową. Dlatego też na terenie Browaru Obywatelskiego w Tychach zachowana jest przestrzeń kulturalno-artystyczna. W budynku słodowni znajduje się druga co do wielkości sala eventowa na Śląsku. Posiada cztery wyjścia ewakuacyjne, duże okna wychodzące na dziedziniec i nowoczesną infrastrukturę, dzięki temu predestynuje do organizowania interesujących wydarzeń. Żeliwne filary i podłoga z polerowanego betonu sprawdzają się nie tylko w tańcu, ale także podczas prezentacji, na gali czy konferencji. Moda na imprezy w postindustrialnej scenerii przyszła z Zachodu i jak na razie utrzymuje się w tendencji zwyżkowej. Już nie klasyczne sale konferencyjne, zameczki, domy kultury czy centra handlowe, ale pofabryczne, odrestaurowane, industrialne, oferujące nową jakość miejsca. Alternatywą dla dużej powierzchni sali eventowej jest nieco mniejsza sala industrialna, sąsiadująca z restauracją. Przewidziana dla firmowych i rodzinnych imprez kameralnych, spełni oczekiwania osób, które poszukują oryginalnej oprawy wydarzeń.

Coś dla ciała Restauracja, do której chętnie zaglądamy przy okazji wizyt w Tychach, zapewnia zaplecze gastronomiczne dla parku IT. Codziennie przygotowywana jest specjalna oferta dań obiadowych, z której chętnie korzystają pracownicy i stali klienci restauracji. W recepcji budynku znajduje się punkt pocztowy. Na terenie obiektu planowane jest otwarcie kolejnych punktów usługowych, które podniosą komfort pracy, między innymi otwarcie przedszkola i żłobka czy instalacja bankomatów.

Tichauer – dla rozrywki Efektem powrotu do piwowarskich tradycji Browaru Obywatelskiego jest zmiana nazwy restauracji z Con Amore na Tichauer. To szyld, który spaja restaurację i industrialne sale eventowe. Viktor Mokwa ma nadzieję, że młode pokolenie dostrzeże w tym miejscu coś więcej niż tylko restaurację. Pod jedną marką znalazło się zarówno dobre jedzenie, jak i wydarzenia kulturalne. Dlatego z myślą o młodych powstał projekt Tichauer – dla rozrywki, który jest cyklem imprez o różnym charakterze: klubowym, eventowym, na wolnym powietrzu. Wszystko już niebawem rozpocznie October Fest w wydaniu zarówno dla koneserów wysmakowanych piw niszowych, jak i miłośników dobrej muzyki i sztuki. Tichauer – dla rozrywki to nowy projekt, o którym już wkrótce zrobi się głośno nie tylko w naszym regionie – zapewnia Viktor Mokwa. – Wszystko za sprawą niebanalnego miejsca i ludzi, którzy je tworzą z wizją, wyobraźnią i nieprawdopodobną energią.

Wynajem powierzchni: 602 239 921 Organizacja eventów: 795 436 128

33

ARTYKUŁ SPONSOROWANY

IT Loft Park ul. Browarowa 21 43-100 Tychy www.itloftpark.pl

Na koniec spaceru siadamy w restauracji i tak jak dwa lata temu kelnerzy w trosce o swoich klientów zakładają nam zabawne, ale praktyczne śliniaki i serwują swoje popisowe danie – stek podany na gorącym kamieniu. Niezmiennie dobry! Na deser kosztujemy wyśmienitego tortu agrestowego. Tak! Browar Obywatelski wiele lat temu otrzymał nowe życie i wciąż na nowo zapisuje karty swojej niezwykłej historii…


MIEJSCA

UCZYŃ TEN DZIEŃ WYJĄTKOWYM W SAMYM SERCU UROKLIWYCH BESKIDÓW, W PRZEPIĘKNIE POŁOŻONYM SZCZYRKU, DOSKONALE ZNANYM MIŁOŚNIKOM GÓRSKICH WYCIECZEK ORAZ MIŁOŚNIKOM SPORTÓW ZIMOWYCH ZNAJDUJE SIĘ SALA WESELNA „BIAŁA RÓŻA”.

W

esele... każda Pa r a M ł o d a pragnie przeżyć Ten Dzień w otoczeniu najbliższych, pozostawiając w pamięci niezapomniane chwile, które wspominać będzie się latami. Aby bez trosk cieszyć się obecnością rodziny i przyjaciół, warto organizację wesela powierzyć profesjonalistom, na barkach których spocznie odpowiedzialność za elegancką oprawę, stworzenie nastroju, dobór odpowiednich potraw i uświetnienie uroczystości. Młodej Parze pozostaje już wtedy tylko cieszyć się sobą i przybyłymi gości, do białego rana... „Biała Róża” to nowa sala, która z pewnością zadowoli i spełni oczekiwania nawet najbardziej wymagającej Młodej Pary. Sala Bankietowo-Weselna pomieści do 180 osób, jest w pełni klimatyzowana, a z jej tarasu roztacza się piękny widok na Skrzyczne – najwyższy szczyt w Beskidzie Śląskim. Goście weselni docenią zarówno taką możliwość, jak i sposobność odkrywania uroków Beskidów, roztaczających się od strony głównego wejścia do sali, pod które Państwo Młodzi mogą podjechać niemal bezpośrednio.

34

Wytworne i eleganckie wnętrza oraz niezwykła dbałość o każdy szczegół, profesjonalna obsługa, a także różnorodne menu zadowolą gości ceniących sobie dobrą kuchnię i wyjątkową atmosferę. Zarówno Sala Bankietowo-Weselna, jak i jej otoczenie, urządzone są w bieli, co pozwala na swobodny dobór dodatków zgodny z gustem i oczekiwaniami Nowożeńców. Uroku dodaje sali podwieszany sufit, na którym oświetlenie zmienia swoją kolorystykę, co jest szczególnie atrakcyjne podczas wieczornej zabawy. Pięknie przystrojone stoły, elegancka i wyrafinowana zastawa, wygodne krzesła dopełniają wizerunku całości. Oferujemy wykwalifikowaną i doświadczoną obsługę kelnerską oraz doskonałych kucharzy, którzy od kilku lat zajmując się obsługą wesel i imprez okolicznościowych w Dworze Świętoszówka, zyskali świetną renomę i bardzo duże zaufanie wśród klientów. Dla gości weselnych mamy do dyspozycji apartamenty oraz pokoje znajdujące się w Hotelu „Maria”, a obszerny parking wygodnie pomieści nawet kilkadziesiąt samochodów.


Aby uświetnić uroczystość weselną, na specjalne życzenie Młodej Pary mamy do dyspozycji liczne atrakcje, które zachwycą gości – sztuczne ognie, deszcz z płatków róż, czy animacje dla dzieci to zaledwie fragment naszych możliwości. Aby Nowożeńcy mogli poczuć się naprawdę wyjątkowo, przygotowany jest dla Państwa specjalny, luksusowy apartament z łóżkiem z baldachimem i przeszkloną wanną oraz widokiem roztaczającym się z okien na panoramę gór. W tak romantycznym otoczeniu warto rozpocząć wspólną drogę życia i pamiętać wszystkie chwile spędzone w „Białej Róży”. Zdajemy sobie sprawę z ogromnej odpowiedzialności, jaka na nas spoczywa, dlatego dokładamy wszelkich starań by zadbać o wszystkich gości i otoczyć ich należytą opieką tak, by czuli się komfortowo, a bankietu czy wesela nie zapomnieli do końca życia. Wszystkim klientom oraz ich gościom gwarantujemy profesjonalizm na najwyższym poziomie.

ul. Beskidzka 19, 43-370 Szczyrk telefon: 510 606 888 e-mail: info@bialaroza.com.pl

35

ARTYKUŁ SPONSOROWANY

Sala weselna Biała Róża


NA KOLANIE

BIKINI Z CUKINII Tekst: Roman Kolano

Wiosną ziarenka przykryłem kołderką próchniczej ziemi i otoczyłem troskliwą opieką. Pochylałem się, doglądając co dnia, co tam słychać u moich roślinek. Pieczołowicie wystawiałem na słońce i podlewałem. Czujnym okiem śledziłem każdy kiełek. Później nadszedł czas sadzenia. Bez ogródek powiem, że ogródek był zadbany, było tylko kilka grudek. Mijał dzień za dniem. Nadszedł sierpień. Kształtna, zgrabna, szczupła taka, wylegiwała się, wyciągała. W letnie dni leżała w ogródku, opalając się wyzywająco. Spod liściastego parasola wyzierała zachęcająco gładka skórka. Pożerałem ją wzrokiem. Wieczorem podglądałem ją przez liście, podziwiałem jak rośnie. Delektowałem się zbiorami i smakiem delikatnego miąższu cukinii. Ja obserwowałem cukinię, a żona mnie. Szybko dostrzegła moją fascynację. Początkowo była troszkę zazdrosna, że tak dużo czasu spędzam z cukinią. Domyślała się także, że nie chodzi o jedną. Za każdym razem była inna. Małżonka mnie przejrzała. „Cukinia do wszystkiego. Wszystko z cukinii. Tylko cukinia. Chcesz cukinii – to będziesz ją miał!” – wymyśliła hasło i zaczęła je realizować. Lubię cukinię, no co? Miałem taki okres w życiu, że nie nadużywałem warzyw. Teraz nie mogłem się nią nacieszyć. Cukinii nie znałem wtedy wcale. Odurzałem się czymś innym. Poczułem, że w tym roku muszę to wszystko nadrobić, wypełnić treścią ten czas nieobecności, wszystkie te lata, kiedy jej nie znałem i nie pragnąłem. Taka chyba kumulacja we mnie nastąpiła albo kryzys wieku średniego. „Obrodziły. Patrz, jakie dorodne” – powiedziałem z dumą do żony. Miałem przy tym nieodparte wrażenie, że dolałem oliwy do ognia. Na dodatek ta po-

dłużna forma życia miała równocześnie mało kalorii i dużo cukru, a mimo to była smukła i jędrna. Tego moja ślubna wybaczyć jej nie mogła. Mnożyły się insynuacje i posądzenia, a to że zapraszam ją na kolację, a to że tylko przy jednej piętnastowatowej lampce i przy kilku lampkach wina. Szukała nawet w moim kalendarzu, czy mam zaznaczone imieniny Cukinii. Małżonka coraz częściej wtrącała niby mimochodem uwagi typu, że „za młoda”, „za wcześnie wyrywam” itp. Rozwój nieprzypadkowych wypadków był nieunikniony. Wakacyjna przygoda przerodziła się w koszmar. Żona nie pozwalała, żeby cukinia odstępowała mnie choćby na krok. Śniadanie – cukinia poćwiartowana, drugie śniadanie – cukinia podsmażana, wcześniej posiekana, obiad – grillowana, drążona, duszona, krojona w kostkę, siekana, obdzierana ze skórki, patroszona… Podwieczorek – ciasto z cukinii. Kolacja – pasta z wielokrotnie zmielonej cukinii do smarowania grillowanej cukinii. Jak tylko coś urosło na grzędzie – ciach, pod nóż na plasterki albo nad ogień. Kiedy dzieci mówiły przy posiłku: „Mamo, my nie chcemy cukinii” – dostawały przypiekane, podrumienione ziemniaczki z kminkiem, okraszone szpyrkami, ja natomiast podwójną porcję cukinii, której nie mogły już przełknąć. Moja żona znienawidziła cukinię w wersji sauté. Kiedyś przyniosła mi starą, pomarszczoną, skurczoną, chropowatą, zbutwiałą cukinię, coś jakby kawałek opony z kamaza. „Patrz, co czas zrobił z tym pięknym owocem” – poinstruowała prawdopodobnie ostrzegawczo. Pewnego razu zamiast schabowego podała mi kotlet z cukinii. Profanacja! Już wiedziałem, że coś jest na rzeczy. Posunęła się za daleko.

36

Zaczęło jej przeszkadzać moje mlaskanie i ślina przy spożyciu. Sprawa stanęła na ostrzu noża. Cukinii było coraz więcej. Otaczała mnie tylko cukinia. Nie mogłem już liczyć nawet na kompot z porzeczek, tylko z cukinii. Gdyby ten owoc miał jeszcze twardszą skórkę, musiałbym strugać z niego chodaki, a gdyby miał sierść, musiałbym go wyprawić i nosić w zimie. „Śmiało, popieprz sobie na talerzu. Śmiało! Ty popieprzony degustatorze, ty…” – mówiła z wyrzutem. Wyrzut był przeze mnie mocno odczuwany. Pieprzniczkę trzeba było kupić nową. Solą w oku było dla niej to niewinne warzywko. Mój delikatny przysmaczek podawała z maltretowanymi pomidorami albo z rozszarpaną na strzępy ostrą czerwoną papryką. Wyglądało to ostrzegawczo, jakby cukinia miała układ krwionośny z premedytacją uszkodzony przy pomocy ostrych narzędzi, tłuczka, tarki, siekaczki, pięści i damskich paznokci. „A może chcesz na ostro?”. Nie odpowiedziałem. Nie miałem odwagi odmówić, ale wyczułem w propozycji nutkę ironii. Podczas kolacji sporządzonej w afekcie przez moją żonę poczułem palącą potrzebę zaalarmowania straży pożarnej w celu ugaszenia pragnienia. Przydałaby się także karetka pogotowia do przywrócenia oddechu i byłbym zadzwonił, ale papryka była tak ostra, że sparaliżowało mi również dłonie. Wytrzymałem – kamienna twarz. Znieruchomienie mięśni twarzy ustąpiło po dwóch dniach. Oddech wrócił wcześniej, przed zejściem sinizny. Cukinia to takie niepozorne, delikatne, niewinne, zgrabne warzywko. Właśnie dlatego jest tak niebezpieczne. Trzeba uważać, co bierze się do ust. Jak skończyła się ta historia? Ano skończyła. Zaczął się sezon ogórkowy. Żona będzie kisić.


NAPRAWDĘ LUBIMY TO, CO ROBIMY!

· każde zlecenie traktujemy indywidualnie · doradzamy wybór technologii i materiałów · proponujemy najkorzystniejsze rozwiązania cenowe · gwarantujemy zachowanie Twoich tajemnic handlowych · no i możesz nadzorować swój druk... ...pijąc z nami pyszną kawę!

RABARBAR s.c. 41-710 Ruda Śląska, Polna 44 +48 32 411 49 41 rabarbar@rabarbar.net.pl www.rabarbar.net.pl

37


MIEJSCA

Mamo, tato, bawcie się ze mną Tekst: Agnieszka Ściera, zdjęcia: Eko Park W DECHE

Od kilku miesięcy przyglądałam się budowie prowadzonej przy Gemini Parku. Moja córeczka z żalem w głosie dopytywała o pontony, na których zjeżdżała w poprzednim sezonie z konstrukcji umiejscowionej tuż obok ogólnodostępnej plaży. Lecz kiedy zaczynały wyłaniać się powoli zarysy nowych urządzeń, ciekawość małego człowieka przyćmiła żal. I, podejrzewam, że kiedy już przekroczyłyśmy bramkę Eko Parku, tylko ja pamiętałam, co znajdowało się tu wcześniej.

Znowu poczuć się dzieckiem

Dzieci są niezwykle ciekawe świata, ale też aby zrobić krok ku nowemu, lubią mieć pewność, że są bezpieczne. Czują się pewniej, gdy jest z nimi ktoś bliski, komu ufają, z kim mogą dzielić się radością poznawania. Martynka pociągnęła mnie za sobą w paszczę krokodyla. Co za zdziwienie! Może i nieco ciasno w jego brzuchu, ale przepycham się przez zakamarki jego wnętrza. „Mamo, nie bój się, krokodyl nie jest prawdziwy” – słyszę. Przeciskam się przez przeszkody, dzieci pokazują mi, jak łatwiej i którędy. Przez chwilę lata odfruwają jak motyle. I tak przez kolejne urządzenia dostępne w Eko Parku: małpi

38

gaj z przeszkodami, klatkę z suchym basenem, labirynt, piaskownicę. To tak jest czuć się dzieckiem – przypominam sobie.

Najlepsza zabawa z rodzicami

Bielsko-Biała jest miastem ludzi aktywnych. Na ulicach widać wielu ludzi uprawiających jogging. W okolicznych górach roi się od miłośników pieszych wędrówek. Bielszczanie całymi rodzinami przemieszczają się na rowerach po okolicy. Eko Park świetnie wpisuje się w ten trend, nie rozdziela zabawy dla „małych” i „dużych”, wspiera promocję aktywnego, rodzinnego spędzania czasu. Zamysłem twórców Eko Parku było pokazanie


rodzicom, jak można fajnie spędzić czas razem z dzieckiem. Na klasycznym placu zabaw rodzic nie wchodzi na konstrukcję. Statystyczna mamusia zwykle przesiaduje na ławeczkach, plotkując z innymi mamusiami, a dzieci samopas latają po placu zabaw. Tutaj wszystkie urządzenia dostępne są dla każdego – „dużego” i „małego”, są tak skonstruowane, aby wytrzymały ciężar osoby dorosłej. Wkrótce mają pojawić się opisy i tabliczki zachęcające do korzystania z konstrukcji przez nieśmiałych dorosłych, ale wielu z nich nie trzeba wcale namawiać. Obserwuję rozbawionego tatusia skaczącego z synkiem na dmuchanej poduszce i widzę, że inni też zbierają się na odwagę, żeby dołączyć do nich. Zresztą, według Rregulaminu Eko Parku dziecko do 12 roku życia

klubów czy domówek. Przygotowując urodziny, można przynieść własny prowiant (przekąski, żelki, paluszki, napoje itp.), a dzieci mogą liczyć na rozrywki prowadzone przez animatorów. Park niedawno został otwarty, a już stał się popularnym miejscem organizowania urodzin, które tutaj odbywają się niemal codziennie. Miało tu miejsce także kilka wieczornych imprez z DJ-em. Kto wie, może stanie się jednym z tych miejsc, do których w sobotnie wieczory i noce trafiają miłośnicy clubbingu?

Pa, pa, krokodylu – jeszcze tu wrócę

Dzieci potrzebują nowych wrażeń. Wiedzą o tym twórcy parku Jacek Kula i Krzysztof Żukiewicz. Już pracują nad kolejną

powinno pozostawać pod opieką dorosłego, więc po co siedzieć bezczynnie, skoro można bawić się z nim? Druga część parku jest niejako automatycznie przypisana wspólnej zabawie. Tutaj już nie sprawność fizyczna, lecz bardziej umiejętności intelektualne i manualne się przydają. Rodzic z chęcią przyjmuje postawę mentora i wspólnie krok po kroku eksploruje miejsce od najłatwiejszych gier zręcznościowych (łapanie rybki na wędkę) do znacznie trudniejszych (waga czy labirynty). Najwięcej radości sprawia strzelanie z procy i łuku, tutaj wszyscy świetnie sobie radzą.

Czas na wytchnienie – MATAJA

atrakcją, która powinna jeszcze tego lata bawić dzieci – trzynastometrowym gorylem, z którego dzieci ze swoimi rodzicami będą mogły zjeżdżać na topoganach. Jesienna i zimowa aura nie będzie przeszkodą w korzystaniu z Eko Parku. Centrum miasta ubogie jest w miejsca, gdzie dzieci bezpiecznie mogą bawić się na powietrzu, więc z przyjemnością będę tu zaglądać ze swoją pociechą, gdy tylko pogoda na to pozwoli. Tymczasem musimy zakończyć dzień pełen wrażeń. „Pa, pa, krokodylu – żegna się ze swoim ulubieńcem Martynka – jeszcze tu wrócę”.

Polub nas na: Facebook/EkoParkBielsko www.parkwdeche.pl ul. Leszczyńska 20 43-300 Bielsko-Biała tel. 661 22 00 55

Impreza w Eko Parku?

Dlaczego nie? Ruch i samo przebywanie na świeżym powietrzu fantastycznie pobudzają wydzielanie endorfin. Kiedy dodamy do tego jeszcze letnią aurę, to mamy gotowy przepis na udane wakacje bez konieczności wyjeżdżania z domu. Eko Park, a szczególnie Strefa MATAJA, jest doskonałą alternatywą dla zamkniętych

39

ARTYKUŁ SPONSOROWANY

Nawet najlepsza zabawa ma swoje ograniczenia. Wyczerpują się siły. Trzeba trochę naładować akumulatory, napełnić brzuszki i uzupełnić elektrolity zgubione w Parku. Strefa MATAJA, do której można wejść bez konieczności nabycia wejściówki, łączy obie części tematyczne parku. Tę z urządzeniami sprawnościowymi i tę z urządzeniami ćwiczącymi nasz refleks, spostrzegawczość oraz sprawność manualną. Tutaj można także odetchnąć w trakcie przejażdżki rowerem lub pokonując trasę biegową (tuż obok Eko Parku poprowadzone są ścieżki piesze i rowerowe). Przygotowywane ze świeżych produktów dania, przekąski i napoje wzmocnią przed dalszą trasą. Świetnym poprawiaczem nastroju i sił jest pizza francuska, tzw. podpłomyk alzacki – na słodko, na słono, jak kto lubi, ale serwowany tylko tutaj.


Województwo śląskie na co dzień

NAD WODĄ I NA SKAŁKACH Czy w województwie śląskim, rozciągającym się od Beskidów po Jurę Krakowsko-Częstochowską można spędzić aktywnie czas nad wodą albo na skałkach? Można! Region pełen jest atrakcji skierowanych do osób poszukujących wyzwań i ceniących przy tym kontakt z naturą. Jeśli jesienna aura pozwoli, korzystajmy zatem z bogactwa regionu i odkrywajmy jego urokliwe zakątki, kosztując potraw w restauracjach znajdujących się na Szlaku Kulinarnym „Śląskie Smaki”.

Jezioro Żywieckie jest największym tego typu zbiornikiem wodnym wysuniętym najdalej na południe województwa śląskiego. Położone niezwykle malowniczo pośród beskidzkich wzgórz, jest w rzeczywistości sztucznym akwenem, który powstał w latach 60. ubiegłego wieku, po budowie zapory w Tresnej, wzniesionej z potrzeby okiełznania żywiołu rzeki Soły. Od północy zapora w Tresnej oddziela go od Jeziora Międzybrodzkiego. Jezioro Żywieckie jest mekką miłośników sportów wodnych, wędkarzy, wioślarzy oraz ulubionym miejscem wypoczynku mieszkańców i przyjezdnych. Jezioro to ma siedem kilometrów długości, w najszerszym miejscu mierzy półtora kilometra, jego powierzchnia to około tysiąca hektarów, a obwód – prawie trzydzieści cztery kilometry. Maksymalna głębokość wynosi tu aż 26 metrów. W otoczeniu gór można popływać stateczkiem, wsiąść na deskę z żaglem albo wypożyczyć kajak lub rower wodny. Nad brzegami znajdują się liczne stanice żeglarskie, gdzieniegdzie znajdziemy łagodne zejścia do wody, z których korzystają miłośnicy kąpieli słonecznych albo rodziny z dziećmi. Dopełnieniem atrakcji jest dosyć rozbudowana oferta gastronomiczna. Zobaczyć tu można osoby uprawiające sporty wodne, nierzadki jest również widok biegaczy czy rowerzystów, a także kolarzy górskich. Preferujący spacery i piesze górskie wędrówki mają zagwarantowane piękne widoki. Jesień w górach potrafi zachwycić tysiącem barw, może więc warto wrześniowy lub październikowy wypoczynek zaplanować aktywnie właśnie nad brzegami Jeziora Żywieckiego? Odwiedzając tę część województwa śląskiego, spotkać możemy się z żywą kulturą beskidzkich górali. Obecna w strojach, muzyce czy zwyczajach, przyciąga autentycznym urokiem i bezpretensjonalnością. Smakowita kuchnia tego regionu zachęca do odkrywania jej w licznych karczmach, z których na wyróżnienie zasługuje Karczma w Jeleśni. Położona jest przy drodze do

40

Korbielowa w kierunku granicy ze Słowacją. Posmakować tu można licznych regionalnych potraw – na przykład oryginalnej prażuchy – a oryginalne otoczenie i wystrój karczmy wprowadzą nas w góralski klimat.

Karczma w Jeleśni

Spływ rzeką Rudą Kierując się ku środkowej części województwa śląskiego, koniecznie udajmy się nad brzegi rzeki o nazwie Ruda, której spokojny nurt jest wymarzony dla miłośników kajakarstwa. Ruda jest niewielką rzeczką, o długości około 50 km, płynącą w całości na terenie województwa śląskiego. Jej źródła znajdują się w okolicach Żor, dalej utrzymuje kierunek zachodni, by zasilić swoimi wodami Odrę. Rzeka wzięła swą nazwę od licznie tutaj występujących rud darniowych, z których w przeszłości pozyskiwano żelazo. Działalność tę rozpoczęli już w czasach średniowiecznych mnisi z zakonu cystersów, którzy przez całą swoją obecność w miejscowości Rudy intensywnie wykorzystywali zarówno wody rzeczki, jak i lasy porastające jej brzegi. Zdaniem doświadczonych kajakarzy spływ przy sprzyjających okolicznościach można rozpocząć już w Paruszowcu – dzielnicy


Rezerwat Góra Zborów W północno-zachodniej części województwa śląskiego, na krańcach Jury Krakowsko-Częstochowskiej, znajduje się malowniczy Rezerwat Góra Zborów. Poprzerastany wapiennymi ostańcami, jest idealnym miejscem dla miłośników wspinaczek. Obszar ten to liczne ostańce skał wapiennych, nierzadko kilkudziesięciometrowej wysokości, z jaskiniami, w tym znajdującą się na zboczach Góry Zborów, udostępnioną do ruchu turystycznego Jaskinią Głęboką, oraz wydmy śródlądowe. Na zboczach Góry Zborów znajdują się skałki o wysokości do 30 metrów, ściany, które pokryte są gęstą siatką dróg wspinaczkowych. Ze szczytu Góry Zborów roztacza się piękny widok na okolicę. Szczyt wieńczy wieżyczka triangulacyjna wmurowana jeszcze przez Niemców podczas okupacji.

Restauracja Ośrodka „Stodoły” W pobliżu miejsca startu spływów na rzece Ruda, 10 km od centrum Rybnika a nad Zalewem Rybnickim, znajduje się Ośrodek Szkoleniowo-Wypoczynkowy „Stodoły”. Położony na terenie Cysterskich Kompozycji Rud Wielkich sprzyja wypoczynkowi i aktywnemu spędzeniu czasu, a w tutejszej restauracji skosztować można zarówno dań międzynarodowej kuchni fusion, jak i tradycyjnych, lokalnych potraw.

Na obrzeżach miasta Zawiercie położony jest Hotel Villa Verde, z restauracją bankietową zlokalizowaną w północnym jego skrzydle. Menu uwzględnia sezonowość produktów, akcentuje europejską kuchnię z wykorzystaniem nowoczesnych technik przygotowywania potraw. Nie brakuje tu również regionalnych smaków, jakimi są potrawy kuchni śląskiej oraz kuchni jurajskiej. Oprócz kultowych pozycji, takich jak śląska rolada, na gości czekają dania sezonowe przygotowywane na bazie lokalnych produktów.

Restauracja Ośrodka „Stodoły” – gęś z kluskami

Restauracja Villa Verde – żur z grzybami.

WOJEWÓDZTWO ŚLĄSKIE W INTERNECIE: Portal informacji turystycznej województwa śląskiego: www.slaskie.travel Szlak Kulinarny Śląskie Smaki: www.slaskiesmaki.pl Szlak Orlich Gniazd: www.orlegniazda.pl Szlak Zabytków Techniki: www.zabytkitechniki.pl Artykuł powstał we współpracy ze Śląską Organizacją Turystyczną

41

ARTYKUŁ SPONSOROWANY | Zdjęcia: materiały prasowe, serwisy www i Facebook firm.

Rybnika. Najczęściej jednak za punkt startu obiera się bardziej na zachód położoną dzielnicę miasta – Stodoły. Kajaki opuszcza się na wodę poniżej zapory tworzącej również użytkowany przez wielbicieli sportów wodnych Zalew Rybnicki. Stąd płynie się bardzo ciekawym odcinkiem rzeki, nieujętej w betonowe koryto, często meandrującej i podmywającej skarpy. Po ponad 4 km dopływa się do miejscowości Rudy. Stąd płynie się dalej do Kuźni Raciborskiej, gdzie większość spływów ma swoją metę. Na rzece znajdują się odcinki przeznaczone zarówno dla doświadczonych kajakarzy, jak i rodzin z dziećmi. W pobliżu rzeki znajduje się zabytkowa stacja kolejki wąskotorowej a także Pocysterski Zespół Klasztorno-Pałacowy w Rudach, nie tak dawno będący również siedzibą książęcą, będący jednym z najcenniejszych architektonicznych zabytków Górnego Śląska


GALERIA

dar i us z MA R S ZA Ł E K

42

Dotykaj gwiazd, stąpając po ziemi Niech twoje myśli, jak kolorowe motyle Piją magiczną rosę z kwiatów codzienności...

Sesja SOULWEAR, foto: Katarzyna Dańko

Zajmuję się sztuką wizyjną: malarstwem, grafiką cyfrową, nowymi mediami oraz poezją, performance, body art, projektowaniem graficznym i konfekcją. Inspirują mnie podróże, baśnie, surrealizm, tajemnice Kwiatu Życia & Świętej Geometrii oraz odmienne stany świadomości i nieograniczona wyobraźnia, która jest kluczem do wyższej wizji. Od kilku lat fascynuję się szamanizmem, postrzeganym jako pierwotne i uniwersalne, ludzkie doświadczenie duchowe. Alex Grey (alexgrey.com) uważa, że celem szamańskiej sztuki w dzisiejszych czasach jest rozwijanie i budzenie świadomości naszej kultury na nieznane rzeczywistości, na święte tajemnice, które zostały stłumione i odrzucone przez instytucje naukowe, kościelne i administracyjno-kulturalne. Zadaniem artysty-wizjonera jest doświadczanie wyższych stanów duchowych i przenoszenie ich – w postaci energii lub obrazów – do tworzonej przez siebie sztuki. Głównym medium artysty jest świadomość, ożywiająca siła, która ukierunkowuje i przenika wszystkie pozostałe środki wyrazu. W sztukach wizualnych, najbliższej mi formie ekspresji, staram się m.in. ukazywać niezgłębione aspekty ludzkiego ducha. W niektórych obrazach i grafikach pojawiają się motywy wielu par oczu, które są oknami duszy. Źrenice rozszerza wpływ endogennego halucynogenu. Wszystko to, istnieje zarówno w moim umyśle oraz percepcji, jak i daleko poza nimi. Interesuje mnie sztuka oraz wszelka działalność, która utrwalając się w nurcie historii i ludzkiej świadomości, zmienia nasz świat na lepszy i piękniejszy. Mieszkam w malowniczo usytuowanym w sercu Beskidów - Bielsku-Białej. Kocham to miasto i kocham otaczające je góry.. www.valcari-art.com


43


GALERIA

44


45


GALERIA

46


47


INICJATY WY

Radość z działania Radość z działania jest prosta, wystarczy, że projekt „Legenda szyta na miarę” koordynowany przez Barbarę Dejko oraz „Pudełko Czasu – kobiecy projekt międzypokoleniowy”, przy którym Katarzyna Heród działa z Urszulą Kuś, zostały określone jako jedne z najciekawszych inicjatyw realizowanych w ramach tegorocznej edycji konkursu grantowego FIO Małopolska Lokalnie, operator: Stowarzyszenie Forum Oświatowe Klucze. Tekst i zdjęcia: Barbara Dejko, Katarzyna Heród i Barbara Mendyk,

Czy historia miasta może być punktem wyjścia do treningu kreatywności? Na to pytanie młodzież uczestnicząca w warsztatach filmowych „Uwaga! Akcja!” projektu „Legenda szyta na miarę – oświęcimska legenda XXI wieku” w Oświęcimiu już zna odpowiedź, a brzmi ona „tak”. Anna Pankiewicz i Marcin Kaproń z Fundacji Nowych Ujęć w Krakowie zaprezentowali swoje autorskie ćwiczenia z kreatywności i dzięki temu dowiedzieliśmy się, jak własna ekspresja i możliwość wypowiedzenia się w swój indywidualny sposób mogą pomóc w pracy filmowca. Krótko mówiąc, droga do wyobraźni wiedzie przez sztukę X muzy.

Projekt na miarę Projekt „Legenda szyta na miarę – oświęcimska legenda XXI wieku” prowadzony przez Grupę Nieformalną RoF – Rozmowy o Filmie przy współpracy z Miejska Biblioteką Publiczną GALERIA KSIĄŻKI skierowany jest do oświęcimskiej młodzieży. Pomysł zaiskrzył w trzech głowach: Barbary Dejko, Katarzyny Heród i Barbary Mendyk, a realizowany jest dzięki dofinansowaniu ze środków Programu Fundusz Inicjatyw Obywatelskich oraz

Województwa Małopolskiego. Inspiracją były „Legendy polskie” Allegro, a efektem – fantastyczny projekt, w którym pokażemy Oświęcim z zupełnie innej perspektywy: jako wyjątkowe miasto o ponadosiemsetletniej historii, z bogatą tradycją, osiągnięciami, od wieków tętniące życiem. Oświęcim, kiedyś stolica Księstwa Oświęcimskiego, swą mocną średniowieczną pozycję osiągnął dzięki przywilejom, procederowi zbójeckiemu i bałwanom oświęcimskim. W ramach projektu przygotowaliśmy cykl warsztatów o tematyce historycznej i filmowej ujętych w dwa bloki tematyczne: „Historia na start” oraz „Uwaga! Akcja!”. W majowych warsztatach „Moja ojczyzna, moje miasto, moje ulice, czyli spacer z historią w tle” uczestnicy wzięli udział w spacerze po Starym Mieście Oświęcimia, by poznać bogate dziedzictwo miejscowości oraz atrakcje historyczne, które mijają właściwie codziennie. Poznali więc Wzgórze Zamkowe, najstarszą ulicę W. Jagiełły, Rynek Główny i Mały Rynek – osadę targową, plac ks. Skarbka oraz synagogę. Podczas spaceru uczestnicy bazowali na przewodnikach z serii „Oświęcim – ponad 800 lat historii: Zabytki miasta”

48

oraz uzupełniali mapy otrzymane od Urzędu Miasta Oświęcim. Wycieczka ta stanowiła przygotowanie do zajęć literacko-medialnych, których osnową było podanie pt. Przekleństwo Cyganki. Przewodnikiem po średniowiecznej historii naszego miasta była Maria Nitka. Kolejne warsztaty, „Legendarna ścieżka”, rozpoczęły się od projekcji amatorskiego filmu Mirosława Ganobisa „Oświęcim – Auschwitz. Na styku dwóch światów” oraz fotografii Sebastiana Smelkowskiego. Po projekcji grupa pod kierunkiem Tomasza Klimczaka przeanalizowała teksty różnych legend oświęcimskich – m.in.: Okrutny kasztelan, Tajemnicze jezioro, Legenda o wieży zamkowej, Przekleństwo Cyganki – pod kątem wspólnych cech gatunkowych.

Spotkanie z historią Ostatnie spotkanie z historią – „Legenda XXI wieku. Warsztat kreatywnego pisania” – poprowadziła znana oświęcimska pisarka Iwona Mejza. Uczestnicy wyposażeni w wiedzę z poprzednich warsztatów wybrali wraz z pisarką, po burzliwej dyskusji, jedną z legend – Przekleństwo Cyganki. Wspólnie ustalono wątki, które zostaną


wykorzystane przy napisaniu współczesnej legendy i jej adaptacji na potrzeby scenariusza. W rezultacie powstał zalążek oświęcimskiej legendy XXI wieku. Efektem końcowym tych warsztatów jest opowiadanie pióra Iwony Mejzy Zdarzyło się dzisiaj. Powstała legenda XXI wieku Zdarzyło się dzisiaj stała się punktem wyjścia do realizacji warsztatów filmowych „Uwaga! Akcja! Się kręci:”. Młody filmowiec ciągle poszukuje technik i możliwości realizacji swojej wizji. Jednak w pewnej chwili teoretyczna wiedza zawarta w wielu publikacjach przestaje mu wystarczać. Pojawia się wtedy naturalna potrzeba poszukiwania praktycznych rozwiązań, które można skonsultować z doświadczonymi filmowcami. Warsztaty filmowe dla młodzieży „Uwaga! Akcja!” to właśnie szansa na prawdziwie praktyczne zajęcia z operowania językiem filmu. Młodzi filmowcy, korzystając z profesjonalnych narzędzi, posiądą wiedzę, która będzie miała bezpośrednie przełożenie na jakość realizowanych filmów.

Siła warsztatów Przez pierwszy weekend warsztatów „Magia Filmu, czyli co, jak i po co” Anna Pankiewicz i Marcin Kaproń z Fundacji Nowych Ujęć w Krakowie zapoznali uczestników z zagadnieniami teoretycznymi dotyczącymi filmu, czyli odpowiedzieli na pytania: jak stworzyć prosty scenariusz filmu krótkometrażowego? Jakie wyróżniamy plany filmowe i czym one się różnią oraz do czego służą? Uczestnicy poznają najważniejsze zasady montażu filmowego, język filmu i telewizji. Ponadto grupa podzielona na reżyserów, operatorów kamery, dźwiękowców, aktorów, statystów

i kierowników planu kręciła pierwsze krótkie ujęcia, ćwiczyła realizację ujęć i nagrywanie dialogów. Wspólnymi siłami zespół filmowy będzie na kolejnych spotkaniach tworzyć surowy (niezmontowany) materiał, z którego później powstanie film. Uczestnicy pracowali na sprzęcie wykorzystywanym na co dzień do profesjonalnej produkcji filmowej (kamery, mikrofony, statywy, udźwiękowienie, oświetlenie). – Jesienią przed nami kolejne warsztaty filmowe, a w ich trakcie zapadnie decyzja, czy film, który ma powstać w ramach projektu „Legenda szyta na miarę”, realizowany będzie metodą fabularną, czy poklatkową. Efekty pracy młodzieży z ekspertami z Fundacji Nowych Ujęć z Krakowa zaprezentujemy szerszej publiczności, na zakończenie projektu zorganizujemy bowiem event „Oscarowa Premiera”, na który zaprosimy mieszkańców oraz władze miasta – podsumowała Barbara Dejko. „Pudełko Czasu” to międzypokoleniowy projekt kobiecy, który na terenie Oświęcimia realizuje Fundacja Machina Fotografika. W projekcie biorą udział kobiety, które łączy więź rodzinna – matki z córkami, babcie z wnuczkami, siostry, a nawet szwagierka i bratowa. Głównym celem projektu jest stworzenie międzypokoleniowej przestrzeni do wymiany wiedzy i doświadczeń. Jednak najciekawszym elementem projektu jest jego rezultat końcowy. Kobiety stworzą bowiem swoje pudełka czasu. To, co się w nich znajdzie, wypracowywane jest na bieżąco podczas warsztatów – artystycznych i rozwojowych. Cały projekt rozpoczął się od warsztatów integracyjnych, podczas których uczestniczki stworzyły swoje mapy marzeń. Na warsztacie z decoupa-

49

ge’u panie zaprojektowały i wykonały swoje pudełka czasu. Ostatnim przedwakacyjnym warsztatem było spotkanie umożliwiające im napisanie swojej historii – listu do potomnych, który umieszczą w pudełku. Warsztaty opowiadania historii to pomysł innowacyjny, ale refleksje uczestniczek po warsztacie wskazują, że niezwykle potrzebny. – Wracamy do wspomnień, możemy coś po sobie zostawić. Wspaniała rzecz – podsumowała jedna z uczestniczek.

Co przed nami? Co czeka kobiety, które zdecydowały się na udział w projekcie, i co jeszcze włożą do swojego pudełka czasu? Podczas wakacji uczestniczki sfotografują ważne dla nich miejsca, a wydrukowane zdjęcia umieszczą w pudełku. Stworzą też papeterię, na której spiszą swoją historię, list do potomnych. Zaprosimy je również na warsztaty genealogiczne, podczas których stworzą swoje rodzinne drzewo genealogiczne w specjalnym programie komputerowym, jak również na warsztat rozwojowy o obliczach kobiecości, którego efektem będzie zrobienie im zdjęcia przez profesjonalną fotografkę. Takie zdjęcia muszą mieć też niezwykłe ramki, więc uczestniczki stworzą je na warsztacie artystycznym. Zakończeniem projektu będą wystawa oraz wręczenie uczestniczkom pudełek czasu. Co stanie się z pudełkami dalej? To już zależy od uczestniczek. Mamy nadzieję, że stworzone pudełka czasu z historiami, zdjęciami i innymi wspaniałymi rzeczami będą przekazywane z pokolenia na pokolenie. A dokładanie do nich coraz to nowych rzeczy sprawi, że pudełko stanie się żywym elementem życia rodzinnego.


MODA

mi l e n a BEKALARSKA

Dyplomowana stylistka, inżynier Politechniki Śląskiej oraz absolwentka krakowskiej szkoły „Artystyczna Alternatywa. Szkoła Wizażu i Stylizacji”. Szkoliła się pod okiem najlepszych stylistów w Polsce, kończąc dodatkowo wiele kursów związanych z modą. Na co dzień zajmuje się stylizacją sesji zdjęciowych, pokazów mody oraz innych produkcji. Prowadzi szkolenia z zakresu wizerunku i zasad dress code. Pracuje również z klientem indywidualnym, jako personal shopper. Pracowała między dla firmy Apart, TVN, magazynu Glamour, Galerii Katowickiej. www.milenabekalarska.com

Fotograf: Marlena Faerber Modelki: Wiktoria Gorgoń, Olivia Lesiak Stylizacja/ Produkcja: Milena Bekalarska Make-up: Beata Kowalska Włosy: Akademia Szkoleniowa Berendowicz-Kublin Projektantka: Joanna Moskal

50


51


52


53


54


55


KULINARIA

Margerita. Restaurant & Pizza.

Tekst i zdjęcia: Anita Szymańska, Agnieszka Ściera

Odwiedzając lokale gastronomiczne w Bielsku-Białej i okolicy, zwykle przygotowane jesteśmy na niespodzianki wizualne i kulinarne. Zaproszenie do testowania często wiąże się z nutką niepewności. Czy jednak można zaskoczyć czymś w najstarszej pizzerii w Bielsku? Okazuje się, że tak i że wciąż zbyt mało znamy swoje miasto. Zapraszamy w podróż po smakach Europy, zapraszamy do Margerity! Pizzeria Margerita przeszła w ostatnim czasie potężny lifting. Było to dla nas sporą zachętą, aby dowiedzieć się, co nowego znajduje się w ofercie tego popularnego lokalu przy ulicy Cechowej. Okazuje się, że teraz pod jednym szyldem Restaurant & Pizza Margerita funkcjonuje pizzeria oraz dawna restauracja Lawenda. Już od wejścia do części pizzerii dostrzegamy imponujące zmiany – włoski charakter parteru ustąpił miejsca wystrojowi bardziej klubowemu, czujemy się tu trochę jak w nowoczesnym bistro. Zmianom uległo też logo lokalu – pożegnano dotychczasowy znak, a w jego miejsce pojawił się nowoczesny, lekki logotyp. Lubimy takie zmiany! Klimacik jest teraz zdecydowanie przyjemniejszy i niezobowiązujący, w sam raz na pogawędkę, smaczny lunch albo spotkanie w większym gronie. Obecne połączenie tradycji z nowoczesnością przypada nam do gustu. Część restauracyjna przeznaczona jest dla osób, które lubią delektować się daniami w bardziej za-

cisznym miejscu, z obsługą kelnerską, ale i tutaj czuć ducha zmian. Duże, przeszklone drzwi łączące restaurację z pizzerią dodają wnętrzu przestrzeni i uroku. Na szczęście dziś wyjście do restauracji jest ciekawą alternatywą na spędzenie wolnego czasu, a moda na gotowanie wcale nie uwięziła ludzi w domach, wręcz przeciwnie, mamy ochotę kosztować kolejnych potraw i delektować się wspólnymi posiłkami w gronie znajomych. Krótka pogawędka z przemiłymi właścicielkami lokalu – paniami Renatą i Edytą Jurczyk – oraz kucharzem Jackiem Rugałą – i dowiadujemy się, że niektóre potrawy pozostały niezmienione od 23 lat, bo przywiązani do nich klienci przychodzą specjalnie dla lubianych przez nich smaków. Poza tym lokal ma dwie karty – białą dla pizzerii i czarną dla części restauracyjnej. W obydwu mnóstwo nowości, postanawiamy skosztować kilku „must have”, aby zaspokoić apetyt i ciekawość. Rozglądamy się po trzykondygnacyjnym

56

wnętrzu, a w końcu zasiadamy w ogródku, który – ukryty od strony podwórka pomiędzy kamienicami – jest jak urocza enklawa oddzielona od zgiełku miasta.


lą czy deser deser twarogowo-owocowy z malinami? Najlepiej spróbować każdego, bo każdy z nich kryje w sobie odrobinę tajemnicy, słodycz i naturalne składniki. Po deserze – oczywiście kawa! Jej aromat oczarowuje nas od pierwszych chwil – nie ma to jak świeżo mielona kawa z ekspresu ciśnieniowego. Klimat tego miejsca zmieniał się na przestrzeni 23 lat, a mimo to w MargeriMargerita Restaurant & Pizza cie udało się wygrać z upływem czasu i teCechowa 8, 43-300 Bielsko-Biała raz prezentuje ona odmienione i nowoczetel. 33 812 51 61 | www.nastroje.com.pl sne oblicze.

57

ARTYKUŁ SPONSOROWANY

Zastanawiamy się nad makaronami, z których każdy przygotowywany może być w wersji bezglutenowej. Jednak na pierwszy ogień idzie przystawka, która od razu budzi nasz zachwyt. Wystarczy przeczytać nazwę: tatar z avocado z kaszą pęczak, podawany z czarnym sezamem i chlebkiem z pieca… Czysta poezja! Danie proste, bezpretensjonalne, a jednocześnie oryginalne i po prostu smaczne! Czujemy się zaskoczone tym ciekawym połączeniem, ale już wkrótce po tatarze nie pozostaje żaden ślad. Polecamy zdecydowanie! Ale czym byłaby Margerita bez pizzy? Nie ma takiej możliwości, dlatego postanawiamy skosztować jednej z ciekawszych propozycji – pizzy na ultracienkim cieście, która z powodzeniem może nosić miano odchudzającej. To kilkuskładnikowe danie fascynuje prostotą i genialnym połączeniem dodatków – selera naciowego, cukinii, suszonych pomidorów i kiełków. Dosłownie palce lizać! W Margericie zresztą można znaleźć i inne perełki, jak np. pizzę na cieście orkiszowym. Są tu pizze do wyboru na grubszym i cienkim cieście, wegetariańskie, albo na słodko dla dzieci… Szaleństwo, któremu warto dać się ponieść – popróbować każdej z nich, żeby znaleźć swoją ulubioną. W dodatku pizze pieczone są w oryginalnym, prawdziwym piecu opalanym drewnem. Nie trzeba skomplikowanych procedur, wystarczą wysokiej jakości świeże składniki i pasja kucharza, żeby delektować się smacznym daniem. Prostota i jakość wkroczyły na miejsce wykwintnych, długotrwale przygotowywanych dań – i dobrze! Przecież o to chodzi, żeby ze sobą być i rozmawiać przy stole, na którym pojawiają się takie pyszności. Po pizzy przychodzi nam ochota na coś jeszcze i tym razem pozwalamy się zaskoczyć gospodarzom. Lubimy być zaskakiwane! To takie ekscytujące! A tu pojawia się aromatyczna dorada w towarzystwie grillowanych warzyw. Ich aromat doskonale współgra z idealnie wypieczonym mięsem ryby, wszystko jest takie, jak być powinno. Świetnie podana na kamieniu długo utrzymującym ciepło, co pozwala na rozmowę, której oddajemy się z paniami Edytą i Renatą. Interesuje nas, co jeszcze można zamówić w Margericie, a nasza ciekawość zostaje zaspokojona: różnorodne sałatki, także fit, owocowe i warzywne koktajle oraz desery sporządzane w lokalu na bazie sezonowych produktów. Na słowo „deser” rozjaśniamy się, bo oczywiście mamy ochotę spróbować tutejszych specjałów. Ale na co się zdecydować? Mus z mango z kremem z czekolady, jogurt ze świeżymi owocami i grano-


NASI TU BYLI

IN VINO VERITAS! Tekst i zdjęcia: Basia Puchala

Pracuję w samym sercu Ameryki, spotykam na co dzień wyłącznie autochtonów, więc tym chętniej zaglądam do miejsc, gdzie mogę spotkać rodaków i usłyszeć ojczysty język. Zapraszam do magicznej winnicy prowadzonej przez małżeństwo Polaków. Magicznej, bo prowadzonej z sercem.

58


Zaraz, zaraz, to gdzie my jedziemy? W natłoku codziennych spraw i obowiązków wyjazd za miasto potraktowałam całkiem automatycznie i niemal po godzinie jazdy samochodem z Waszyngtonu dotarło do mnie, dokąd jedziemy. Jakoś tak bezwiednie przystałam na propozycję przyjaciół, aby zrobić wypad na wino. Dlaczego nie, kto nie lubi wina? Sądząc, że to kolejna restauracja gdzieś nieopodal, nawet nie dociekałam, gdzie to będzie. Wkrótce miało się okazać, że krótki wypad zamienił się w wyprawę! Miasto już dawno schowało się za wzgórzami, a autostrada zamieniła się w podmiejską drogę. Nagle zrobiło się zielono i tak jakoś swojsko… Ja to już gdzieś widziałam! Déjà vu uderzyło mnie z wielką mocą! Te porośnięte zielonym lasem góry, stylowe domki porozrzucane malowniczo na zboczach… Zapachniało Polską, zapachniało Beskidami i Bielskiem-Białą, ale przecież jesteśmy na drugiej półkuli, daleko od domu i daleko od moich ulubionych gór. Iluzja jest tak niezwykle silna, że moje myśli składają się w słowa wypowiadane po polsku i dopiero szturchnięciem znajoma przywraca mnie do rzeczywistości. Catoctin Mountains, czyli góry Catoctin, niezwykle malownicze, niezwykle swojsko wyglądające, kryją niejedną tajemnicę z czasów amerykańskiej wojny secesyjnej. To właśnie tutaj rozegrała się najsłynniejsza bitwa tej wojny, bitwa o Gettysburg. A teraz są domem niezwykłej pary Polaków. Alicja i Wojtek Fizytowie przyjechali do Stanów z Warszawy, Wojtek to inżynier, a Alicja jest lekarzem internistą. Po odchowaniu i wyprawieniu dzieci na studia zaczęli się zastanawiać, co zrobić z rozsadzającą ich energią i potrzebą odnalezienia się na nowo. Jak więc przystało na kogoś wychowanego w zgiełku wielkiego miasta, gdzie mleko jest ze sklepu, warzywa i owoce prosto z półek warzywniaka, a wieś kojarzy się głównie z rodzinnymi wypadami za miasto, postanowili odkryć się na nowo na łonie natury! W czasie jednej z podróży do winnicy

Alicja i Wojtek Fizytowie.

w Maryland, delektując się wyśmienitym winem, dowiedzieli się od właścicielki, że zaczęła swą przygodę z produkcją wina, kiedy miała 70 lat! Alicji i Wojtkowi do 70 jeszcze daleko, a że koneserami wina byli od dawna, zrodził się w ich głowach szalony plan: winnica! Dlaczego pić cudze, kiedy mogą produkować swoje własne, tak samo dobre, a może nawet lepsze?! I tak właśnie powstał Catoctin Breeze Vineyard, który gościł mnie i moich znajomych na winnym wypadzie. Miejsce jak z bajki! Kręta, wąska droga prowadzi do rozległej posiadłości, gdzie jak okiem sięgnąć widać miękko równające się z doliną pagórki, a na nich całe rzędy winorośli. Każdy winny krzaczek delikatnie poruszający się w ciepłych

Gospodarze winnicy wraz z autorką.

podmuchach wiatru z gór i każde winne grono niczym złoto całowane i dopieszczane przez promienie słońca. Nic więc w tym dziwnego, że szlachetne szczepy winogron czują się tutaj tak dobrze i odpłacają właścicielom winnicy czarownymi trunkami. Czas więc na degustację! Ale od czego zacząć? Joe, pracownik winnicy, który jest nie tylko przystojny, ale również posiada ogromną wiedzę o winach, a przy tym jest niezwykle komunikatywny, podpowiada i odpowiada cierpliwie na pytanie za pytaniem… A ja mam w głowie zamęt! Posmak ananasa i gruszki, czarne wiśnie ze szczyptą pieprzu czy też prosto z dębowych beczek nuta tropikalnych owoców i cytrusów? Wreszcie mój wzrok przykuwa coś znajomego. Mead… miód pitny! Zaczynam więc po polsku od miodu… PYCHA! Nie mam już absolutnie żadnych wątpliwości, że ambrozja pita przez bogów na Olimpie była miodem! Z lampką wina w dłoni przechadzam się między zielonymi winoroślami, rozkoszuję się niebiańskim trunkiem, widokami i towarzystwem tak bardzo serdecznych Alicji i Wojtka, którzy osobiście doglądają każdego gościa i sprawiają, że wszyscy czują się w ich winnicy jak w domu. Wizyta u Fizytów powoli dobiega końca. Zachodzące słońce złoci szczyty zielonych gór, jest tak cicho i daleko od zabieganej cywilizacji. Kto wie, być może sam Lincoln stał gdzieś tutaj po wygłoszeniu słynnej mowy po bitwie o Gettysburg, stał i podziwiał spokojny majestat gór Catoctin… Kto wie? Ja wiem na pewno to, że jeszcze tutaj wrócę!

59


REGION

Mokate międzynarodowo PIELGRZYMI CHWALILI PRODUKTY MOKATE Pielgrzymi, którzy pod koniec lipca przybyli na Światowe Dni Młodzieży do Krakowa – spotkanie młodych katolików – stołowali się w specjalnych punktach gastronomicznych. Znajdowały się tam wybrane przez Caritas produkty spożywcze – wśród nich kawy i owsianki Caffetteria Mokate, ciasteczka Hi Alpino od Mokate oraz herbaty LOYD. Także w Brzegach w punktach gastronomicznych serwowane były produkty Mokate dla tysięcy młodych ludzi. Wszyscy je chwalili, bo były smaczne i pożywne. Firma Mokate, producent kaw, herbat i przekąsek, miała wyłączność na serwowanie tego rodzaju produktów w 7 oficjalnych strefach gastronomicznych w Krakowie i 4 w Brzegach. Dlaczego Mokate zależało na pojawieniu się na ŚDM? Sylwia Mokrysz z zarządu Mokate wyjaśniła: – Z chęcią wsparliśmy organizatorów Światowych Dni Młodzieży i związaną z nimi wizytę papieża Franciszka. Jako polska, rodzinna firma, czuliśmy się zobowiązani do uczestnictwa w tym wielkim wydarzeniu. Caritas Archidiecezji

Krakowskiej, wybierając Mokate na wyłącznego dostawcę gorących napojów i słodkich przekąsek do stref pielgrzyma, brała pod uwagę właśnie to, że firma jest w całości polska. Nie bez znaczenia na pewno było również to, że Mokate od pokoleń jest firmą rodzinną i że jej produkty spełniają wyśrubowane normy jakościowe.

CO POCHODZI Z DOBREJ – MUSI BYĆ DOBRE! Jak wiadomo, przodkowie właścicieli polskiej rodzinnej firmy Mokate, mieli w Dobrej w Północnych Morawach sklep kolonialny. Nie każdy jednak wie, że Josef Mokryš, właściciel sklepu, był wieloletnim komendantem tamtejszej straży pożarnej. Ludmila Baranová, obecna komendantka straży pożarnej w Dobrej, na informację o rodzinie Mokryszów natknęła się w czeskiej prasie: – W ciekawej rozmowie z panią Teresą Mokrysz, założycielką imperium herbacianego i kawowego Mokate, przeczytaliśmy, że jeden z przodków jej rodziny był w naszej gminie komendantem strażaków. Zaintrygowało nas to, ponieważ Josef Mokryš faktycznie był znaczącą postacią w Dobrej. Komendantem straży był niewiarygodnie długo, przez pełne czterdzieści trzy lata. Dlatego postanowiliśmy rodzinę Mokryszów zaprosić do nas – wyjaśnia starościna jednostki OSP. Państwo Mokryszowie chętnie przyjęli zaproszenie do gminy, skąd wywodzi się ich rodzina. Nie ukrywają faktu, że wizyta była dla nich mocnym przeżyciem: – Naprawdę nie spodziewałam się tak ciepłego przyjęcia. Trudno było powstrzymać łzy wzruszenia. Nasi przodkowie zajmowali się w Dobrej również handlem, mieli

Zdjęcie strażaków w Dobrej lata 30. ubiegłego wieku, drugi od lewej – Josef Mokryš, siedzą wnuczki Josefa.

60

Sylwia Mokrysz, Teresa Mokrysz, komendantka OSP Ludmila Baranova i wójt Dobrej Jiří Carbol.

sklep z towarami kolonialnymi. Jeden z braci przeniósł się na polską stronę Beskidu Cieszyńskiego. Później urzędnicy spolszczyli mu nazwisko – wyjaśnia Teresa Mokrysz. Do Dobrej pani Teresa Mokrysz przybyła z mężem Kazimierzem, wnukiem Aloisa Mokryša, młodszego brata Josefa, oraz córką Sylwią. Wszyscy z wielkim zainteresowaniem oglądali stare kroniki i fotografie. Wizyta państwa Mokryszów w Dobrej zbiegła się w czasie ze 120-leciem powstania remizy strażackiej, w której budowie brał udział jeden z czeskich przodków polskiej gałęzi tej rodziny. Pokłosiem wizyty było odsłonięcie w Dobrej pod koniec czerwca tablicy upamiętniającej Josefa Mokryša. Na tablicy znalazł się napis: „Swą filantropią oraz wspieraniem towarzystwa sportowego Sokół przyczynił się do powstania i rozwoju ruchu pożarniczego w gminie, edukacji młodzieży i rozwoju wspólnoty obywatelskiej.” Pamiątkową płytę ufundowali właściciele firmy Mokate – Teresa i Kazimierz Mokryszowie. – Dla nas z mężem to zaszczyt, że przez wykonanie tej pamiątki mogliśmy przyczynić się do trwałego i godnego upamiętnienia jego nazwiska, życia i tego, co zrobił – powiedziała Teresa Mokrysz dodając, że stryjeczny dziadek, który dowodził tutejszymi strażakami przez długich 43 lat, służył swoim współobywatelom całą duszą i całym ciałem, zawsze w swej postawie wierny przykazaniom Dekalogu Strażaka.


REKLAMA

61


URODA I ZDROWIE

CIAŁO a psychika Ciało bywa lustrem naszych przeżyć Tekst: Agnieszka Korbel Psychoterapeutka. Pracuje w Poradni Zdrowia Psychicznego „Medyk” w Żorach oraz Krakowskim Gabinecie Terapii, oddział w Bielsku-Białej www.krakowskigabinetterapii.pl Foto: Giulia Bertelli

W świetle dzisiejszej wiedzy jest oczywiste, że nasze ciało i psychika stanowią jedność. Współczesna medycyna uznaje, że część chorób może mieć źródła w sferze psychicznej. Nie przekłada się to jeszcze zbyt widocznie na praktykę konwencjonalnej medycyny, ciągle nasze ciało i przeżycia bywają traktowane jak dwie różne rzeczywistości, jednak żaden szanujący się lekarz tej jedności i współzależnościom nie zaprzeczy. Dziedzina badająca związki psychiki i ciała to medycyna psychosomatyczna. Wyodrębniła się ona ok. 1950 r., a do jej powstania przyczynił się kierunek filozoficzny zwany holizmem (z gr. holos – całość), zapoczątkowany przez biologa i filozofa J.C. Smutsa. Główną ideą holizmu jest założenie, że całość to coś więcej niż tylko suma poszczególnych części. Mówi się, iż wschodnia medycyna, np. tradycyjna medycyna chińska lub ajurweda, jest holistyczna, gdyż zakłada, że człowiek jest jednością. W medycynie holistycznej nacisk położony jest na przywrócenie harmonii organizmu, a nie leczenie chorego organu. W naszej zachodniej cywilizacji już starożytnym znane były związki między ciałem a psychiką. Jednocześnie już u zarania zachodniej medycyny problemem było traktowanie ich osobno:

62

„Obecnie powszechny błąd polega na tym, że chcemy osobno uzdrawiać ciało i umysł” – pisał Platon. Można uznać, że gwoździem do trumny w tej sprawie był głoszony przez Kartezjusza dualizm ducha i materii. Co prawda popularności tej filozofii zawdzięczamy możliwość wykonywania sekcji zwłok, co wcześniej uznawano za bezczeszczenie zmarłych, jednak od czasów Kartezjusza nasiliło się traktowanie ciała jak elementu odrębnego od ducha i psychiki, również jako gorszego, bo przynależnego do świata materii. Do dziś mamy tendencję do traktowania naszych ciał jak maszyn, od których wymagamy, by sprawnie działały (niezależnie od sposobu ich traktowania). Często nie czujemy dla ciała szacunku, za to mamy wobec niego wygórowane wymagania. Jesteśmy źli, gdy coś boli, gdy ciało jest nie w formie, za grube, za chude,


nie takie… Niejednokrotnie dopiero poważna fizyczna choroba sprawia, że doceniamy zdrowe ciało, które posiadaliśmy wcześniej. Fraszka J. Kochanowskiego o szlachetnym zdrowiu jest wiecznie aktualna. Bo ilu z nas myśli o swoim ciele z wdzięcznością? Nie wsłuchujemy się często w drobne sygnały płynące z ciała, a ignorując je, nie tylko zapadamy na poważne choroby, ale też tracimy kontakt sami z sobą. W psychoterapii istnieją nawet kierunki, gdzie nacisk położony jest na pracę z ciałem, np. opracowana przez A. Lowena bioenergetyka, w której poprzez odblokowanie ekspresji ciała leczy się wyparte emocje i traumy. Bo ciało potrafi nam coś komunikować, informuje nas nie tylko o dolegliwościach fizycznych, ale często poprzez objawy fizyczne wyraża świat naszych przeżyć (gdy ciało poprzez ból czy chorobę sygnalizuje

jakieś nieuświadomione emocje, mówimy o tzw. somatyzacji). W momencie, gdy świadomy lekarz skieruje somatyzującego pacjenta na psychoterapię, objawy mijają lub wyraźnie słabną dzięki odkryciu i przepracowaniu trudnych emocji. Niestety często bywa, że zanim niektórzy z tych pacjentów trafią na terapię, mijają lata spędzane na poszukiwaniu przyczyn dolegliwości u innych specjalistów od ciała. Najgorzej, kiedy ci specjaliści kończą swą diagnozę stwierdzeniem: „Nic pani/panu nie jest”, zaprzeczając odczuciom pacjenta. Na szczęście jednak wiedza lekarska na temat wzajemnych zależności między psychiką a ciałem jest coraz większa. Dzięki wynikom różnorodnych badań naukowych (m.in. nad stresem) stwierdzono ścisły związek między systemem nerwowym, immunologicznym i hormonalnym. Stres

63

bardzo wyraźnie obniża naszą odporność. W przypadku nowotworów obniża on liczbę tzw. komórek NK (komórek niszczących komórki nowotworowe). Okazuje się, że osoby chorujące, które ćwiczą umiejętność relaksu, pozytywne nastawienie, które mają wsparcie w bliskich lub wsparcie psychologiczne, statystycznie żyją dłużej. A zatem pracując nad emocjami, wpływamy na swój stan fizyczny, a dobra forma fizyczna poprawia nasze samopoczucie psychiczne. Dobrze jest nie ignorować żadnej sfery – dbać o sferę emocjonalną, duchową i cielesną. Ciało bywa lustrem naszych przeżyć: krótka chwila wstydu skutkuje rumieńcem, ale lęk i nieśmiałość hodowane latami potrafią utworzyć garb na plecach. Pamiętajmy, że nasz organizm to cudowna jedność, całość, w której wszystko jest połączone.


URODA I ZDROWIE

Okulary skrojone na miarę W przyszłym roku Państwa firma będzie obchodzić 30-lecie istnienia. Wszystko zaczęło się jeszcze u schyłku PRL-u, jakie były zatem początki w tamtej rzeczywistości? Ewa Jasiczek: Na początku brakowało wielu rzeczy, zwłaszcza dla nas młodych, którzy dopiero zaczynaliśmy naszą przygodę z optyką. Aby dostać szkła korekcyjne, trzeba było jechać do hurtowni i stać w kolejce. Oczywiście nie obyło się bez kawy dla pani, od której zależała sprzedaż. Jeśli chodzi o oprawki, były tylko polskich producentów, o zachodnich można było pomarzyć. Kiedy pojechaliśmy na pierwsze targi optyczne, z oprawami wystawiała się tam tylko jedna zachodnia firma, do której musieliśmy szukać specjalnego dojścia. Niestety, odmówiono nam, ponieważ już był w Bielsku wówczas optyk, który sprzedawał ich oprawy. Później to się zmieniło, zaczęły otwierać się nowe możliwości. Mąż jeździł za granicę po towar, mieliśmy przedstawicielstwo firmy Grant z Włoch. Na tamte czasy były to nowoczesne oprawy i do dzisiaj klienci przynoszą te okulary mówiąc, że jeszcze z nich korzystają. Dzięki temu, że staraliśmy się zawsze mieć duży wybór towaru i polecaliśmy szkła najnowszej generacji, okulary naszych klientów nie były już dla nich ciężkim koszmarem, a zaczęły być modnym i lekkim dodatkiem, dlatego zaczęło nas cenić coraz więcej klientów. Pierwsza siedziba firmy mieściła się... Ewa Jasiczek: Przy ulicy 11 Listopada 7a w podwórzu, „w bramie” – do dziś jest tam część naszego zakładu i pracownia. Kiedy obejmowaliśmy tamten lokal, była to kompletna rudera. Na remont sklepu i zakup pierwszych używanych maszyn przeznaczyliśmy pieniądze z prezentów ślubnych. Wówczas na 11 Listopada nie było wolnych lokali, nam udało się wynająć tylko lokal w bramie. Ile macie Państwo obecnie punktów? Ewa Jasiczek: Mamy pięć punktów – trzy w Bielsku-Białej, w Żywcu i w Milówce. Ale najbardziej znany jest ten przy ulicy 11 Listopada 7 – od wielu lat już nie w bramie, ale przy głównym deptaku. W tamtych czasach początków nie było tak wielu optyków w Bielsku, jak teraz. Ewa Jasiczek: Było trzech starszych optyków z tradycjami i państwowa foto-optyka. A my wówczas byliśmy zupełnie młodymi ludźmi, zaraz po policealnej szkole optycznej. Dwóch z tych optyków, gdy otworzyliśmy nasz sklep, przyszło popatrzeć na naszą wystawę... Stare dzieje... Konieczne były jakieś inwestycje? Ewa Jasiczek: Kiedy zmieniły się czasy, mogliśmy zainwestować w nowy sprzęt optyczny i kupić maszyny, o których marzyłam z mężem. On był motorem tej zmiany. Na targach nawiązaliśmy współpracę z francuską firmą Essilor, która wystawiała sprzęt okulistyczno-optyczny, na przykład automat szlifierski nowej generacji. Było to takie futurystyczne cacko, które zdecydowanie różniło się od urządzeń starego typu. Zamówiliśmy też wówczas sprzęt do gabinetu okulistycznego – fotel z elektronicznym foropterem (który jest w naszym gabinecie do dzisiaj) oraz autorefraktometr (komputer do badania wady wzroku). Jako pierwsi w Bielsku wykonywaliśmy tzw. „komputerowe badanie wzroku”. Byliśmy jednym z trzech optyków w Polsce, którzy kupili wówczas te nowoczesne urządzenia.

64

Makijaż i stylizacja: Paulina Matuszewska, foto: Anita Szymańska

Z Ewą Jasiczek, właścicielką firmy Optyk Jasiczek rozmawia Anita Szymańska

Mając taki sprzęt chciałam go w pełni wykorzystać, dlatego zaczęłam się szkolić w tym kierunku. Jednym z pierwszych kursów było półtoraroczne szkolenie u profesora Bolesława Kędzi w Poznaniu. Na ten kurs jeździłyśmy w trójkę, z moją siostrą i jedną z pracownic, Beatą. Było to trudne szkolenie, zakończone ważnym dla nas egzaminem. Podczas nauki do wielu rzeczy musiałyśmy dochodzić same, bo literatura dostępna dla nas była uboga. Dodatkowo profesor podawał wiedzę w taki sposób, żeby zmusić wszystkich do nauki. Na kursie zdobyłyśmy dużą porcję wiedzy optometrycznej, a sam profesor zachęcił nas do dalszej nauki na studiach. I tak rozpoczęłam z siostrą studia na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu na wydziale fizyki, specjalność optometria. Był to dla mnie i całej rodziny trudny okres przez połączenie pracy z nauką, ale zakończony sukcesem. Widać, że z pasją opowiada Pani o swojej pracy. Ewa Jasiczek: Tak, to jest moja prawdziwa pasja. Lubię pomagać ludziom, zwłaszcza, kiedy wydaje się, że trudno znaleźć dobre rozwiązanie. Niestety jest dużo osób, które słabo widzą i myślą, że tak już musi być, a czasem wystarczy poprawić korekcję i świat staje się wyraźniejszy i piękniejszy. Miałam pacjentkę, której ktoś powiedział, że tak będzie widzieć już do końca życia, a widziała naprawdę słabo. Okazało się, że wystarczyło tylko odpowiednio dobrać korekcję i dosłownie „przejrzała na oczy”. Ludzie starsi przyzwyczajają się do słabszego widzenia dlatego, że nasza ostrość wzroku nie spada z dnia na dzień. Proces ten postępuje powoli, a my się do tego przyzwyczajamy. Dlatego większość badanych mówi tylko o potrzebie okularów do bliży. A po badaniu okazuje się, że potrzebne są także okulary do dali, co jest szokiem dla wielu pacjentów. Czasami przeraża mnie myśl o tym, ilu kierowców na naszych drogach jest nie skorygowanych lub nie dokorygowanych... Obecnie długa praca przy komputerze i innych urządzeniach elektronicznych „uaktywnia” niektóre wady wzroku. Nie zdajemy sobie sprawy, że ból głowy, pieczenie oczu, piasek w oczach, rozdrażnienie i zmęczenie na koniec pracy spowodowane są brakiem odpowiedniej korekcji. Dlatego zalecam każdemu kontrolę wzroku przynajmniej raz na dwa lata. Problem z korekcją dotyczy także dzieci, które nie zawsze powiedzą nam, że źle widzą, bo nie zdają sobie sprawy z tego, że można lepiej widzieć. Im się wydaje, że tak musi być, a świat tak wygląda. Dzieci szybko adaptują się do istniejącej rzeczywistości. Dlatego bardzo ważna jest kontrola wzroku każdego dziecka przynajmniej raz w roku.


Czym różni się okulista od optometrysty? Ewa Jasiczek: Okulista praktykuje głównie w zakresie diagnostyki czyli rozpoznania i leczenia schorzeń oka, aplikacji odpowiednich leków, kontroli dna oka, monitorowaniu fizjologii narządu wzroku, doboru korekcji okularowej oraz doboru soczewek kontaktowych. Optometria to dziedzina, której przedmiotem zainteresowania jest dobre widzenie, ochrona wzroku oraz zachowanie i usprawnienie tego procesu. Optometrysta stosując odpowiednie procedury, dobiera korekcję okularową, aplikuje soczewki kontaktowe, wprowadza i nadzoruje ćwiczenia usprawniające widzenie obuoczne. Nie przepisuje leków. Jeżeli optometrysta stwierdzi odstępstwo od normy fizjologicznie zdrowego oka, wówczas zaleca wizytę u okulisty. Obie z tych specjalizacji ściśle są ze sobą powiązane i współpracują razem. W naszym gabinecie przyjmuje także lekarz okulista z wieloletnim doświadczeniem, dlatego nasi pacjenci kompleksowo są objęci opieką najcenniejszego zmysłu, jakim jest wzrok. Jakie badania można zrobić w Państwa gabinecie? Ewa Jasiczek: Wykonujemy szeroki zakres badań. Specjalizujemy się w doborze korekcji okularowej i soczewek kontaktowych. Wykonujemy diagnostykę przedniego odcinka oka oraz dna oka. Badamy ciśnienie oka, oceniamy przymglenie soczewek tzw. zaćmę oraz komputerowo badamy pole widzenia. Dokładne badanie tylnego odcinka oka umożliwia nam tomograf komputerowy OCT. Przez precyzyjną penetrację warstw siatkówki, plamki żółtej i nerwu wzrokowego pozwala zdiagnozować wszelkie patologie siatkówki, AMD (zwyrodnienie plamki związane z wiekiem) oraz wczesną postać jaskry. Co najbardziej psuje wzrok? Ewa Jasiczek: W sposób ciągły jesteśmy narażeni na promieniowanie, na zewnątrz UV, a w pomieszczeniach światło niebieskofioletowe, emitowane przez żarówki LED, tablety, smartfony, telewizory i monitory. Przez to mięśnie naszych oczu zostają obciążone, ponieważ dużo pracują w bliskich odległościach. Dlatego stosowanie odpowiednich powłok filtrujących światło jest możliwe do zastosowania w odpowiednich soczewkach okularowych. Czasami również możemy być obciążeni genetycznie różnymi chorobami i o tym też należy pamiętać Coraz częściej można kupić okulary w sklepie, bez badania... Ewa Jasiczek: Tak. Ale to nie są soczewki dobrane indywidualnie do wady pacjenta i zgodne z jego rozstawem źrenic i innymi parametrami. Szkła w tych okularach nie są najwyższej jakości i nie wiemy, dlaczego stosując takie okulary, boli nas głowa czy mamy inne dolegliwości. Myślę, że na początku nie taki był zamiar powstania tego typu okularów. Miały służyć chwilowemu zastąpieniu naszych okularów, na przykład w sytuacji, kiedy jesteśmy w podróży, a nasze okulary uległy zniszczeniu albo zgubieniu. Dlatego my nie prowadzimy w naszym salonie gotowych okularów. Wszystkie okulary są wykonywane na zamówienie i indywidualne parametry klienta.

Macie Państwo swoich stałych klientów. Ewa Jasiczek: Oczywiście, to nasi najwierniejsi klienci, którzy przychodzą do nas od lat, bo doceniają jakość obsługi, indywidualne podejście do każdego i profesjonalizm w wyborze opraw korekcyjnych okularów przeciwsłonecznych, co gwarantuje udane zakupy i satysfakcję z nowych okularów. Mamy też nowych klientów, którzy zwykle trafiają do nas z polecenia innych. Czy poleca Pani szkła progresywne? Ewa Jasiczek: Szkła progresywne polecamy naszym klientom od wielu lat, lecz w ostatnim czasie coraz więcej osób zwraca się do nas o pomoc w doborze szkieł progresywnych. Takie okulary też trzeba nauczyć się używać. Jeśli poświęci się temu trochę czasu, efekt jest świetny – nazywam to powrotem do czasów młodości, kiedy widzieliśmy dobrze zarówno daleko, jak i blisko. Okulary progresywne pozwalają na używanie jednych okularów, bez ciągłego zmieniania. Nie są to najtańsze szkła, ale jest to dobra inwestycja we własny komfort. Czy wszyscy są w stanie nauczyć się noszenia soczewek kontaktowych? Ewa Jasiczek: Są czasami takie osoby, które na początku mają z tym większy problem. Wiem coś o tym, bo sama miałam trudności z założeniem pierwszych soczewek. Już po tygodniu ten problem znika. Zdarzają się osoby, które rezygnują z aplikacji soczewek. W naszym życiu jest wiele sytuacji, kiedy trzeba założyć soczewki kontaktowe np. sport, dlatego jest dobrze mieć wybór, a mamy coraz większy zakres soczewek, które w równym stopniu korygują naszą wadę wzroku np. soczewki jednodniowe, soczewki toryczne, soczewki multifocalne. Jednak każdy powinien mieć okulary i soczewki. Proszę powiedzieć, jakie oprawki są teraz modne? Ewa Jasiczek: Moda na oprawki zmienia się cały czas, powraca i ewoluuje. Obecnie modne są okulary większe, o kocim kształcie, oraz bardziej okrągłe, ale i prostokątne. Jest trend na oprawki z tworzyw sztucznych i naturalnych, jak drewno i kość. Choć trend na okulary metalowe i bez obwódkowe tzw. patenty nie mija. Co ciekawe, wszystko jest kwestią przyzwyczajenia. Najważniejsze, aby okulary były dobrze dobrane. Mają one z kształtem twarzy, karnacją, ulubioną kolorystyką, sposobem bycia tworzyć jedną całość. My Polacy idziemy zgodnie z trendami mody. Chcemy i lubimy nowości. Ważne jest to, żeby nie mieć jednej pary okularów – nie tylko ze względu na modę, ale i konieczność – jeśli coś się stanie, mamy te zapasowe. Wiem, że macie Państwo nowe „dziecko” związane właśnie z oprawkami. Ewa Jasiczek: Rozpoczęliśmy produkcję opraw okularowych, ciągle się jeszcze uczymy. Firma produkcyjna ma siedzibę w Bielsku-Białej. Wykonujemy oprawy z włoskiego tworzywa. Zajmuję się wraz z moimi współpracownikami projektowaniem tych opraw. Sprawia mi to dużą przyjemność, kiedy dobieramy do danego modelu odpowiednią kolorystykę i materiał. Są teraz takie piękne płyty tworzywa z oryginalnymi wzorami. Już teraz okulary te dostępne są w naszym salonie, ale też wykonujemy je na zamówienia zewnętrzne. Sprzedajemy do Anglii, Niemiec i Stanów Zjednoczonych. Jest to praca ręczna. Kiedyś nie miałam świadomości, ile pracy wymaga zrobienie dobrej jakości opraw. Teraz znam ten proces od podstaw, co pozwala na jeszcze lepsze połączenie estetyki wyglądu, ze zdrowiem i komfortem użytkowania. Dziękuję za rozmowę.

OPTYK JASICZEK ul 11 Listopada 7, Bielsko-Biała tel. (0-33) 816-43-23

65

PROMOCJA

Pomaga pani ludziom poprzez bardzo indywidualne podejście. Ewa Jasiczek: Często dopiero w gabinecie pacjenci się otwierają, mówią o sobie – a rzadko ktoś myśli o tym, że nawet tryb życia i rodzaj pracy jest ważny w doborze szkieł jednoogniskowych, szkieł do pracy przy komputerze czy szkieł progresywnych. Kiedyś przyszedł klient z reklamacją, że źle widzi w swoich nowych okularach. Był u kilku specjalistów, którzy go badali i dawali podobne recepty, a on nadal miał problemy z korekcją. Dlatego kolejne okulary też nie spełniały jego oczekiwań. Dopiero kiedy porozmawialiśmy, zrobiliśmy odpowiednie badania i testy, okazało się, że powodem jest zez ukryty, z którym tak trudno było sobie poradzić. Na szczęście udało się nam dobrać dla niego odpowiednią korekcję. To cieszy i utwierdza człowieka w tym, co robi.


URODA I ZDROWIE

CO POWINNI WIEDZIEĆ RODZICE O ZĘBACH SWOICH DZIECI?

Iwona Cieplińska Lekarz stomatolog, specjalista stomatologii ogólnej Właścicielka Gabinetów Stomatologicznych Primadent

ZACZNIJMY OD CIĄŻY

KIEDY ZACZĄĆ CZYŚCIĆ ZĘBY?

Zdrowa jama ustna kobiety ciężarnej ma znaczenie zarówno dla niej samej, jak i przyszłego dziecka. Bardzo często kobiety odwlekają leczenie zębów z powodu obawy przed niemożnością podania znieczulenia, tymczasem dysponujemy zarówno środkami, jak i technikami znieczulania, które zupełnie bezpieczne można stosować w czasie ciąży. Ubytki próchnicowe są siedliskiem bakterii próchnicotwórczych, które przekazujemy za pośrednictwem śliny, narażając malucha na wczesną próchnicę zębów mlecznych i stałych. Absolutnie niedopuszczalne jest oblizywanie smoczków oraz sztućców podczas karmienia dziecka.

Od pierwszego wyrzniętego zęba, czyli około 5-6 miesiąca życia. Używamy do tego gazika zwilżonego przegotowaną wodą. Jest to też odpowiedni moment na zakup silikonowej szczoteczki-gryzaka, która równocześnie masuje swędzące dziąsła. Pierwsza szczoteczka z miękkiego włosia może być stosowana bez użycia pasty. Od momentu, kiedy wprowadzamy posiłki stałe, można wprowadzić pastę do zębów. Stosujemy pastę bez fluoru do chwili, kiedy dziecko nauczy się efektywnie płukać jamę ustną i wypluwać jej zawartość. Osobiście nie polecam past smakowych, które zachęcają dzieci do ich zjadania.

66

Rodzice powinni nauczyć dzieci dokładnego szczotkowania zębów i nadzorować je przy myciu do czasu, kiedy mają pewność, że dzieci opanowały tę czynność. Warto poprosić swojego stomatologa o dokładny instruktaż szczotkowania. WYMIANA UZĘBIENIA – KIEDY WYRZYNAJĄ SIĘ ZĘBY STAŁE? Uzębienie mleczne obejmuje 20 zębów, a stałe 28-32. Około 5 roku życia rozpoczyna się okres przygotowania do wymiany uzębienia. Na skutek wzrostu szczeki i żuchwy pojawiają się szpary między zębami, co zapewnia miejsce dla dużo większych zębów stałych. Jako pierw-


sze pojawiają się stałe siekacze lub zęby szóste, które wyrzynają się za zębami mlecznymi. Dość często rodzice są przekonani, że są to zęby mleczne i zaniedbują ich leczenie. Tymczasem „szóstki” są najważniejszymi dla zgryzu zębami. W ciągu miesiąca od całkowitego wyrznięcia powinny być zabezpieczone lakierem, aby uniknąć próchnicy. Między 10 a 12 rokiem życia dochodzi do całkowitej wymiany zębów mlecznych na stałe. KIEDY PIERWSZA WIZYTA U STOMATOLOGA?

JAKI WPŁYW MA ODŻYWIANIE NA ZĘBY DZIECKA? Oczywista jest konieczność stosowania zbilansowanej i pełnowartościowej diety oraz posiłków wymagających intensywnego gryzienia. Jak najdłużej się da należy unikać podawania cukru w jakiejkolwiek postaci. Nie słodzić płynów, w szczególności tych podawanych nocą. Jeśli już nasza pociecha zasmakowała słodyczy i się ich domaga,

korzystniej jest podawać więcej jednorazowo, po czym wyszczotkować zęby, niż pozwalać na podjadanie często w ciągu dnia. Dobrze jest starać się zastępować cukier np. ksylitolem lub stewią. PROFESJONALNA PROFILAKTYKA – KIEDY I JAK CZĘSTO? Podstawową zasadą jest systematyczna kontrola uzębienia. W uzębieniu mlecznym i mieszanym co 4 miesiące, w uzębieniu stałym co 6 miesięcy. Leczenie próchnicy na etapie niewielkich ubytków zapobiega niechcianym powikłaniom w postaci stanów zapalnych i przedwczesnej utraty mleczaków, która może prowadzić do zaburzeń w wyrzynaniu zębów stałych. Pierwsze wyrznięte zęby stałe pokrywamy preparatami wzmacniającymi szkliwo, a ich bruzdy uszczelniamy bioaktywnymi lakierami. W swoich

gabinetach stosujemy także regularną dezynfekcję jamy ustnej ozonem. U dzieci, podobnie jak u dorosłych, na skutek niewystarczającej higieny tworzy się kamień nazębny, który należy regularnie usuwać i przeprowadzać instruktaże szczotkowania zębów. Doskonałą inwestycją w zdrowe uzębienie całej rodziny jest zakup szczoteczki elektrycznej i irygatora. Warto okazać swoim zębom choć trochę zainteresowania i dbałości, wszak mają nam służyć do końca życia.

Primadent Gabinety Stomatologiczne Iwona Cieplińska ul. Cechowa 27, Bielsko-Biała tel. +33 812 35 18, +48 502 391 913 www.primadent.eu e-mail: primadent@primadent.eu

Zapraszamy we wrześniu na bezpłatny przegląd stanu uzębienia u dzieci

67

PROMOCJA

Pierwsza wizyta w gabinecie dentystycznym powinna być wizytą adaptacyjną, najlepiej w roli osoby towarzyszącej rodzicom podczas leczenia. Dziecko zapoznaje się z nowym miejscem, specyficznymi dźwiękami i zapachami, nabiera zaufania, obserwując leczenie rodzica, i najczęściej bez sprzeciwu godzi się na badanie uzębienia. Takie wycieczki można rozpocząć około 2 roku życia. Zęby mleczne powinny być kontrolowane częściej niż stałe, co 3-4 miesiące. Okresem wzmożonej czujności powinien być czas wymiany uzębienia – od 5 do 12 roku życia.


URODA I ZDROWIE

Nieskazitelnie piękna skóra – mój sposób Jak wyrównać koloryt skóry i przywrócić jej jędrność i młody wygląd Wakacyjne promienie słońca już pożegnaliśmy. Teraz warto pomyśleć nad tym, jak wyrównać koloryt skóry i przywrócić jej jędrność oraz młody wygląd. Na problem blizn, rozstępów, kurzych łapek, bruzd, starzejących się dłoni czy też zmarszczek na szyi i dekolcie polecam zabieg laserem frakcyjnym nieablacyjnym Emerge amerykańskiej firmy Palomar. Jest to laser przeznaczony do odmładzania skóry oraz redukcji i usuwania powierzchownych niedoskonałości. Ma on certyfikat FDA potwierdzający skuteczną i bezpieczną redukcję zmarszczek wokół oczu, tzw. kurzych łapek. Skuteczność potwierdzona została również w takich przypadkach, jak porowatość i rozszerzone ujścia gruczołów łojowych oraz blizny potrądzikowe. Jednym słowem: o niektórych rzeczach warto przekonać się na własnej skórze. Działanie lasera Emerge powoduje głęboką przebudowę skóry. Jest przeznaczony do resurfacingu poprzez zastosowanie energii w postaci mikrowiązek światła, które w kontrolowany sposób uszkadzają wybrane obszary naskórka i skóry właściwej. Naturalne gojenie się skóry zapoczątkowuje proces, w którym uszkodzone komórki skóry zastępowane są przez nową, zdrową tkankę. Efektem tego jest zdrowsza i młodziej wyglądająca skóra pozbawiona głębokich bruzd i zmarszczek. Pierwsze efekty widać już na drugi dzień, natomiast najlepsze rezultaty zauważamy po upływie 3-6 tygodni. Wielokrotne powtarzanie zabiegów utrwala efekt. Jak działa frakcyjny nieablacyjny laser Emerge?

Frakcyjny, czyli „cząstkowy”, oznacza, że oddziaływanie wiązki laserowej nie obejmuje całej powierzchni miejsca poddawanego zabiegowi, lecz jedynie pewną jej część w postaci punktów, „kropek”. Pomiędzy tymi punktami znajduje się część zdrowej nienaświetlonej tkanki, co umożliwia uruchomienie naturalnych procesów odtwórczych i regeneracyjnych. Dzięki temu uzyskujemy ujędrnienie i napięcie skóry poprzez jej odbudowę i produkcję nowych włókien kolagenowych i elastynowych. Nieablacyjny – działa na zasadzie kontrolowanego uszkodzenia i pobudzenia do produkcji nowego kolagenu, bez naruszenia ciągłości naskórka i skóry właściwej. Dzięki temu zabiegi

68

ALDONA CIWIS-LEPIARCZYK mgr farmacji, kosmetolog z 20-letnim doświadczeniem Prowadzi firmę EstetikLaser ul. Cechowa 27, 43-300 Bielsko-Biała, tel. 730 077 006 e-mail: biuro@estetiklaser.com, www.estetiklaser.com

nie wymagają rekonwalescencji, jak się to dzieje w przypadku zabiegów ablacyjnych. Bezpośrednio po zabiegu skóra jest zaczerwieniona i możemy odczuwać ciepło. Następnego dnia jednak możemy spokojnie wrócić do swoich codziennych obowiązków. Laser frakcyjny przebudowuje skórę, a zniszczoną tkankę zastępuje nową i zdrową skórą. Po kilku zabiegach szpecące ślady na ciele zostaną zredukowane do minimum. Okres jesienno-zimowy to najlepszy czas do rozpoczęcia zabiegów laserowych Emerge, ponieważ skóra poddawana zabiegowi musi mieć swój naturalny odcień. Serdecznie zapraszam.


PROMOCJA

69


URODA I ZDROWIE

PLEXR – LECZENIE OPADAJĄCYCH POWIEK

DR TATIANA PRUHŁO-MOTOSZKO Absolwentka studiów medycznych na Uniwerystecie Wrocławskim, od 2003 roku zajmująca się medycyną estetyczną. W 2003 roku ukończyła specjalizację z kosmetologii lekarskiej, a od 2012 roku jest specjalistą medycyny przeciwstarzeniowej. Właścicielka Instytutu Medycyny Estetycznej i Przeciwstarzeniowej IDEALLIST. tel. 22 497 27 14, tel. 792 713 002 ul. Pięciu Stawów 4/1, 43-300 Bielsko-Biała kontakt@ideallist.pl www.ideallist.pl

PROBLEM OPADAJĄCYCH POWIEK Naturalne procesy starzenia powodują, że poprzez opadające powieki tracimy młodzieńczy wyraz twarzy. Dodatkowo wielu ludzi, którzy odczuwają dyskomfort z powodu nadmiaru skóry na powiekach unikają interwencji chirurgicznych z powodu strachu przed operacją lub obawami przed możliwymi komplikacjami oraz procesem gojenia. Z pomocą przychodzą nam najnowsze rozwiązania technologiczne stosowane w medycynie estetycznej. Są one znakomitym rozwiązaniem dla pacjentów, którzy z różnych powodów nie mogą zostać poddani zabiegowi chirurgicznemu lub na taki zabieg jest dla nich zbyt wcześnie. Na szczególną uwagę zasługuje generator mikrowiązki plazmy PLEXR, czyli nieablacyjna dynamiczna blefaroplastyka sublimacyjna, która jest znakomitą alternatywą dla tradycyjnych metod chirurgicznych głównie ze względu na znakomite efekty estetyczne ale również ze względu na komfort pacjenta podczas zabiegu i podczas procesu gojenia. PLEXR daje optymalne efekty kliniczne, procedura jest prosta i bezpieczna dla pacjentów i nie pozostawia śladów interwencji chirurgicznych. PLEXR – GENERATOR MIKRO WIĄZKI PLAZMY PLEXR jest generatorem plazmy, który wytwarza kontrolowaną i celowaną mikro wiązkę plazmy dzięki jonizacji gazów zawartych w powietrzu. Plazma

tworzy się między końcówką urządzenia i skórą pacjenta dzięki niewielkiemu łukowi elektrycznemu, który w kontrolowany sposób zdolny jest do sublimacji naskórka i obkurczania skóry w miejscu jego działania co skutkuje uniesieniem powiek i efektem „otwarcia oka”. CZYM JEST PLAZMA? Plazma to zjonizowany gaz zawierający w przybliżeniu takie same ilości ładunków dodatnich i ujemnych. Ze względu na specyficzne właściwości nazywany czwartym (obok gazu, cieczy i ciała stałego) stanem skupienia. BEZPIECZEŃSTWO TERAPII W przeciwieństwie do innych technik zastosowana w PLEXR plazma nie powoduje stanu zapalnego otaczających tkanek, ponieważ jej działanie ogranicza się do granicy warstwy podstawnej skóry właściwej. PLEXR nie powoduje krwawienia i nekrozy otaczających tkanek. Obserwacje te zostały potwierdzone w badaniach histologicznych tkanek poddanych leczeniu urządzeniem PLEXR. Dzięki temu PLEXR nie wyłącza pacjentów z codziennych aktywności – makijaż wystarczy aby w czasie 5-dniowego czasu gojenia zakryć miejsca poddane zabiegowi. JAK WYGLĄDA ZABIEG Z UŻYCIEM PLEXR? Chirurgia nieablacyjna, jak mówi sama nazwa tej techniki, nie wykorzystuje skalpela lub energii lasera aby

70

usunąć nadmiar skóry, co eliminuje wiele możliwych komplikacji takich interwencji. Procedura polega na wykonywaniu niewielkich punktów na powierzchni skóry poprzez plazmę generowaną z urządzenia PLEXR, każdy w odległości ok 0,5 mm jeden od drugiego, pozwalając zachować perfekcyjną plastyczność w ruchu powieki aż do zakończenia procedury. Każdy z tych uzyskanych punktów powoduje sublimację (odparowanie) powierzchownych korneocytów bez uszkadzania warstwy podstawnej skóry właściwej, bez krwawienia i co najważniejsze, bez powodowania uszkodzenia i nekrozy otaczających tkanek. PLEXR TO NIE TYLKO LECZENIE OPADAJĄCYCH POWIEK Głównym wskazaniem PLEXR jest lifting okolicy oka (nieinwazyjna bleferoplastyka), lifting dolnej części twarzy, leczenie utrwalonych, głębokich zmarszczek w okolicy oka i okolicy ust (tzw. zmarszczki palacza), usuwanie plam soczewicowatych i opornych przebarwień, usuwanie zmian skórnych, takich jak: angioma, brodawki płaskie, brodawki łojotokowe, włókniaki, rogowacenie słoneczne, kurzajki, oraz leczenie blizn i rozstępów.


PIĘKNE, PROSTE, ZDROWE ZĘBY

Zespół Ortodoncji Becker

Nakładanie aparatu jest proste, bez ryzyka starcia zębów i urazów Łatwe czyszczenie zębów – jest znacznie łatwiejsze niż przy aparatach stałych, po prostu ściągasz aparat i myjesz zęby jak dotąd. Zalety prostowania zębów: Zdrowe zęby – prawidłowo ustawione zęby są łatwiejsze w szczotkowaniu i nitkowaniu niż zęby stłoczone, zrotowane lub ze szparami. Zdrowe dziąsła – przy prostych zębach mniejsza jest tendencja do odkładania się płytki nazębnej. Lepsze gryzienie, wyraźniejsza wymowa – niektóre wady zgryzu utrudniają mowę i gryzienie. Wyleczenie wady zgryzu eliminuje te problemy. Mniejsze ryzyko starcia zębów i urazów. Piękny uśmiech – sprawia, że czujesz się pewniej i bardziej atrakcyjnie. Zapytaj nas o i zacznij się więcej uśmiechać! Co nas wyróżnia: Jesteśmy jedną z pierwszych certyfikowanych placówek w Polsce, co przekłada się na doświadczenie kliniczne. Nasz personel: 3 specjalistów* w dziedzinie ortodoncji oraz 3 lekarzy w trakcie specjalizacji. Natychmiastowe i bezpośrednie wsparcie specjalistów innych dziedzin stomatologicznych (implantologii, protetyki, periodontologii) – u osób dorosłych problemy stomatologiczne mogą być złożone i wymagać leczenia wielospecjalistycznego. * Dlaczego warto leczyć się u specjalisty ortodonty? Różnice w kwalifikacjach między ortodontą a lekarzem dentystą: ORTODONTA

LEKARZ DENTYSTA

4-letni staż specjalizacyjny pod okiem doświadczonego ortodonty specjalisty

:)

:(

Kwalifikacje potwierdzone egzaminem państwowym

:)

:(

Doświadczenie oparte na znacznej liczbie wyleczonych przypadków

:)

:(

Aleja Armii Krajowej 193, 43-309 Bielsko-Biała tel. 33 815 15 15, kom. 697 15 15 15 www.ortodoncjabecker.pl, info@ortodoncjabecker.pl

71

PROMOCJA

Dorośli pacjenci coraz częściej decydują się na leczenie ortodontyczne. Powody bywają różne – coraz większą wagę przykładamy do estetyki i pięknego uśmiechu, jednak nie tylko. Korekta wad zgryzu może pozytywnie wpływać na stan przyzębia, pomagać w zaprojektowaniu prac protetycznych, redukować nadmierne ścieranie się zębów, poprawiać komfort gryzienia oraz wspomagać leczenie wad wymowy. Dlaczego zatem odkładamy decyzję o leczeniu ortodontycznym? Większość dorosłych nie wyobraża sobie prowadzenia życia zawodowego i towarzyskiego ze stałym aparatem na zębach. Obawiamy się codziennego funkcjonowania z takim aparatem – niewyraźnej wymowy, utrudnionego czyszczenia zębów, trudności w jedzeniu, tego, czy zęby nie są „za słabe” na przyklejenie zamków. I oczywiście czasu, który trzeba poświęcić na comiesięczne wizyty u ortodonty. A gdyby uciążliwy aparat stały zastąpić aparatem niewidocznym, przezroczystym, zdejmowanym i łatwym w użytkowaniu? Metoda leczenia Invisalign (od angielskiego „invisible” – niewidoczny) jest odpowiedzią na potrzebę estetycznej i wygodnej alternatywy dla aparatów stałych. Od momentu wprowadzenia na rynek w 1999 roku liczba wyleczonych pacjentów stale się powiększa i przekroczyła już 3 miliony. Zgryz jest korygowany przy użyciu przezroczystych nakładek na zęby. Proces produkcji oparty jest na komputerowo wspomaganym projektowaniu i wytwarzaniu aparatu (system CAD-CAM). W połączeniu z planem leczenia ustalanym przez specjalistę ortodontę i zaawansowanymi technikami laboratoryjnymi produkuje się zestaw szyn (nakładek), które przesuwają zęby o niewielki zakres (ok. 0,25 mm na szynę). Poszczególne nakładki nosi się przez 2 tygodnie, 22 godziny na dobę, po czym wymienia się na kolejny zestaw. Wyjątkowy komfort i łatwość użytkowania powodują, że Invisalign perfekcyjnie sprawdza się w leczeniu niewielkich i średnich wad zgryzu. Zalety leczenia niewidocznymi aparatami Invisalign: Aparat jest zdejmowany – możesz bez problemu chronić swoje zęby przed próchnicą i chorobami dziąseł dzięki łatwym zabiegom higienicznym. Poprawa stanu dziąseł – uszeregowanie zębów poprawia stan dziąseł wokół nich. Nadal możesz jeść to, na co masz ochotę – szyny ściąga się do jedzenia, więc nie przejmujesz się tym, co jesz.


ARCHITEKTURA

Bielsko-Biała polubiło architektów wnętrz Tekst i zdjęcia: Anna Koczur

Niepostrzeżenie Bielsko-Biała stało się jednym z ważniejszych ośrodków kształcenia architektów wnętrz. Ten zawód, łączący zamiłowanie do artystycznej kreacji z technicznymi umiejętnościami, przyciąga wciąż nowych kandydatów na studia. O tym fakcie można było przekonać się w siedzibie Bielskiej Wyższej Szkoły im. J. Tyszkiewicza. To właśnie końcoworoczna wystawa prac studentów stała się niepowtarzalną okazją do przekonania się o efektywności kształcenia na tym kierunku. Dla zwiedzających interesujące okazało się zwłaszcza innowacyjne podejście autorów prac do szeregu praktycznych rozwiązań, takich jak np. projekt schroniska na Skrzycznem, architektoniczna wizja rynku pełnego zieleni czy ekologiczny konik na biegunach w ramach pracowni projektowania mebla. – Począwszy od roku 2012, kiedy to pierwsi absolwenci opuścili mury uczelni, dyplom licencjata architekta wnętrz zdobyło 100 osób –

72

mówi dr Jerzy Chrystowski, rektor Bielskiej Wyższej Szkoły im. Józefa Tyszkiewicza. – Za kilka tygodni bronić swoich prac dyplomowych będzie dwudziestu kilku kolejnych studiujących. Obrony mają charakter otwarty, podobnie jak wystawa końcoworoczna prac studenckich w siedzibie uczelni. To jedne z najbardziej interesujących wydarzeń w roku akademickim. Studenci wywodzą się w zdecydowanej większości z naszego regionu. Dominują bielszczanie, ale jak wynika z danych o absolwentach, pozostali to głównie mieszkańcy terenów dawnego województwa bielskiego, w tym takich miejscowości, jak Wadowice, Oświęcim czy Ujsoły i Maków Podhalański. Do wyjątków należą studiujący z adresem zagranicznym, jak na przykład ze Szwecji. Wśród setki dotychczasowych absolwentów zdecydowanie prym wiodą panie. Można już wyrobić sobie zdanie o dalszych losach absolwentów architektury wnętrz. Pomocne oka-


zuje się przeprowadzone przez uczelniane Biuro Karier badanie, oparte na ankietyzacji pierwszego rocznika absolwentów Tyszkiewicza. Wynika z niego, że większość pozostała w miejscu zamieszkania, pracując w swojej branży lub w pokrewnych rodzajach zatrudnienia. Blisko ⅓ podjęła studia magisterskie, niektórzy prowadzą własną działalność gospodarczą. Dwójka absolwentów z 2012 roku realizuje swe plany zawodowe poza granicami kraju: w Panama City (projektowanie wnętrz) i Edynburgu (branża hotelarska). Aby pomyślnie wystartować w zawodzie, należy dysponować przede wszystkim umiejętnościami praktycznymi, akceptowanymi na rynku pracy. Efektywność studiów jest oceniana właśnie pod tym kątem, tak przez absolwentów, jak i kandydatów poszukujących odpowiedniej dla siebie uczelni. – To dla nas wielkie wyzwanie – przekonuje rektor Jerzy Chrystowski. – Zawodowe, praktyczne umiejętności, które doceni przyszły pracodawca, muszą przeniknąć do całego programu nauczania. Wraz z prowadzącym kierunek architektury wnętrz, wybitnym znawcą tematu, panem profesorem Jerzym Swałtkiem, stawiamy na ścisły kontakt z rynkiem pracy. Wsłuchujemy się w podpowiedzi Rady Pracodawców przy Tyszkiewiczu i w głosy płynące od wielu innych uczestników rynku. W ten sposób udało się m.in. zrealizować postulat wprowadzenia grafiki komputerowej do nauczania w trzech podstawowych pracowniach projektowania: wnętrz, mebli i form użytkowych oraz wystaw. Ucząc się profesjonalnej obróbki zdjęć, grafiki wektorowej i obsługi użytkowych dla architekta programów komputerowych, studenci w praktyce zdobywają kolejny zawód. Jak wiadomo, grafik komputerowy to zawód z przyszłością. Uczelnia znana jest z innowacyjnych form współpracy z pracodawcami. Szczególnie wyróżniły się wielkie zakłady produkcyjne, takie jak Marbet i grupa firm Mokate. Organizując konkursy (z pieniężnymi nagrodami) dla studentów architektury wnętrz, stworzyły im możliwość wykazania się umiejętnościami i kreatywnością w warunkach autentycznej gry rynkowej, w konkurencyjnym otoczeniu. – Uczestnicy naszego konkursu zapoznali się z metodami pracy zakładu produkcyjnego – przypomina Sylwia Mokrysz, członek zarządu Mokate SA w Ustroniu. – Tworząc projekty firmowych filiżanek i nakrycia stołowego, musieli poddać się weryfikacji na takich samych warunkach, jak stali pracownicy firmy. To z pewnością było dla nich cennym doświadczeniem. Przyjazne i funkcjonalne wnętrze, estetyka otoczenia – to wyróżniki jakości życia zdobywające sobie coraz większe uznanie w społeczeństwach na dorobku. Dobrze, że w Bielsku-Białej wykorzystuje się szansę włączenia się w ten trend XXI wieku.

Nasz test: paski do wybielania zębów Testowała: Monika Gaj

Moda na hollywoodzki uśmiech przywędrowała do nas ze Stanów, a wraz z nią znacznie zwiększyła się dostępność środków wybielających do zębów. Możemy wybierać z szerokiej gamy produktów dostępnych w drogeriach i specjalistycznych preparatów, które można nabyć w gabinecie stomatologicznym. Do moich rąk trafił produkt z kategorii profesjonalnych, które powinno stosować się pod okiem dentysty – profesjonale paski do wybielania zębów marki Oral-B. W pudełku znajdują się poręczne saszetki, zawierające po dwa paski, na górną i dolną szczękę. Łatwo je przymocować do zębów, przyklejają się, ale równie łatwo po godzinie je odkleić. Po fakcie wystarczy usta przepłukać czystą wodą. Użycie pasków nie jest tak uciążliwe jak szyn z preparatem na noc, a niemal tak samo skuteczne. Po siedmiu dniach używania pasków i stosowania się do zaleceń producenta o nie spożywaniu koloryzujących potraw (tzw. czerwonych), efekt rozjaśnienia zębów o ton, a nawet dwa jest zauważalny. Po miesiącu efekt nadal się utrzymuje. Mankamentem tego produktu jest instrukcja napisana w kilku językach, małą czcionką, co powoduje, że trudno jest doczytać się właściwego opisu. Porównując ze stosowanym kiedyś preparatem na noc, paski Oral-B wygrywają wygodą i szybkością działania. W Bielsku-Białej paski dostępne są w gabinetach dentystycznych.

PRZED

PO

73


NIE ZZA FIRANKI

74


Pastelowe love Tekst i projekt wnętrz: Gaba Kliś, zdjęcia: Łukasz Kitliński

Joanna i Szymon, młodzi bielszczanie, mieszkają w części domu odziedziczonej po babci, taki urokliwy „bielski klocek” z przestrzennymi wnętrzami, wielkimi oknami i szerokimi drzwiami, otoczony gąszczem piwonii. Niestety, w środku nieodzowny relikt poprzedniej epoki – wszędobylska brązowa boazeria… Uwielbiam takie wyzwania, ale nie ukrywam, że czasami sama jestem przerażona i zastanawiam się, czy mój pomysł na nowe wnętrze nie przyprawi gospodarzy o zawrót głowy, ponieważ zazwyczaj proponuję całkowitą metamorfozę. „Byleby nie było różowo” – to usłyszałam od gospodarza. Od razu pomyślałam, że jednak trochę będzie – i w dodatku nie tylko różowo, ale i pastelowo, jednak nie przyznałam się do tego. Mój pomysł na wnętrze postanowiłam realizować powoli i delikatnie, unikając słowa „różowy” jak ognia.

75


NIE ZZA FIRANKI

„Zdajemy się na pani gust” – wymarzona sytuacja dla projektantki wnętrz, ale i wielka odpowiedzialność, bo co będzie, jeśli pomysł okaże się nietrafiony? Postanowiłam wydzielić nowe pomieszczenia, korzystając z tego, że wnętrza były dość przestrzenne, tzn. pozwalające na podziały. Tak więc troszkę podzieliłam, troszkę połączyłam i w efekcie wyszło bardzo funkcjonalnie. Zazwyczaj stawiam na neutralną bazę – białe ściany i białą podłogę, lubię bawić się kolorami w dodatkach, jednak w tym wnętrzu poszalałam z limonką, zielenią i pudrowym różem. Efekt zaskoczył mnie samą. Pastele nie tylko nie konkurują ze sobą na ścianie, lecz wzajemnie się podkreślają. Gospodyni, zmęczona przytłaczającą boazerią, nie chciała również brązowych drzwi, jednak namówiłam ją, żeby takie pozostały – odświeżone, piękne i majestatyczne.

Aby nie było zbyt sennie i pastelowo, wprowadziłam trochę „dzikości” – takiej ujarzmionej, w postaci panterkowej tapety na ścianie sypialni. Jest tam również rogacz – ulubiony motyw ze skandynawskich wnętrz. Przytulności dodają piękne, aksamitne wezgłowie i stary majestatyczny fotel w kolorze malinowym – i nawet gospodarz domu nie protestował, że wprowadziłam kolejny odcień różu. Dopracowaliśmy wszystkie szczegóły, łącznie z fikuśnymi gałeczkami w sypialnianej biblioteczce, ponieważ to właśnie takie małe, często bagatelizowane drobiazgi stanowią o wyglądzie wnętrza! Nie sposób również nie zauważyć kryształowej lampy, której efekt zmultiplikowałam, wieszając lustro w starej, srebrnej ramie. Graficzne dodatki w postaci loftowych lamp i czarnych kultowych krzeseł Panton wpisały się we wnętrze idealnie i nadają mu graficzny charakter potrzebny przy zastosowaniu pasteli. Mieszkając w takiej stylizacji, lato przywołujemy cały rok, a patrząc na śmieszne muffinkowe poduszki, nie możemy nie sięgnąć po smakowite ciasteczko! Radość mieszkania radością życia, wymarzeni klienci! Powodzenia.

projekt wnętrz: Gaba Kliś | 601 555 743 | www.gabaklis.pl zdjęcia: Łukasz Kitliński | 669 984 945 | www.imperfectgallery.eu

76


77


DO POCZYTANIA

BARCELONA NA ZAWSZE Anna B. Kann

TROCHĘ INNY DZIENNIK Moorea Seal

Życie Ewy zmienia się w momencie, gdy dowiaduje się, że straciła męża. Choć żyli w separacji, nie wie jak zacząć od nowa. Czy powinna wrócić do Paco – swojej hiszpańskiej miłości, który ją zranił? A może zaangażować się w związek z Januszem – przyjacielem z lat studenckich? Powieść o dojrzałej miłości z Barceloną, flamenco i tangiem w tle.

Listy robi niemal każdy. Od prozaicznych list zakupów czy zadań, poprzez osobiste rankingi ulubionych piosenek i filmów, aż do list życiowych celów i marzeń. „Trochę inny dziennik” to wyjątkowo inspirująca książka na cały rok. Uzupełnij ją własnoręcznie, tydzień po tygodniu. Uporządkuj swoje myśli, zapisz je i baw się dobrze, odkrywając swoją wewnętrzną mądrość. PROMOCJA

78


79


dla wszystkich

dla każdego

QR CODE Wygenerowano na www.qr-online.pl

Zeskanuj kod i kliknij Chcesz wiedzieć więcej o organizowanych

80

przez nas wydarzeniach? Zobacz:

www.

.pl REKLAMA

Dołącz do nas na Facebook-u www.facebook.com/ GALERIALIDER


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.