2B STYLE No# 16

Page 1

Jedyny taki magazyn lifestylowy

ale numer! 2[16] 2015 czasopismo bezpłatne ISSN 2084-4867 kwiecien – maj 2015 www.2bstyle.pl

MADAME DARBY Niezwykła historia ALFRED ZNAMIEROWSKI Tak się tworzy herby COLOUR WEAR Fashion KAWIARNIA DELICATO Szwedzka jakość polska dusza

DOROTA KOPERSKA Fotogaleria WIO SENNE PORZĄDKI Felieton

ANTHYMOS Paulina HOLTZ Gaba KLIŚ Jan NOWICKI Hanna ŚLESZYŃSKA Marta WALICZEK Apostolis

JADĘ PO SARNĘ Ekologia EGIPT ŚLADAMI PRUSA Podróże Z WIZYTĄ U EDYTY I ŁUKASZA GOLEC Nie zza firanki


2


3


na wstępie czasopismo bezpłatne ISSN 2084-48

ZESPÓŁ REDAKCYJNY

foto: Anita Szymańska model: Kasia Worek make-up & dress: Beata Bojda koncept: Agencja Mediani

napisz do nas: redakcja@2bstyle.pl Wydawca: MEDIANI Anita Szymańska, www.mediani.pl ul. Janowicka 111a, 43-344 Bielsko-Biała e-mail: mediani@mediani.pl tel. 504 98 93 97 2B STYLE ul. Janowicka 111a, 43-344 Bielsko-Biała ul. Cieszyńska 2, 43-300 Bielsko-Biała e-mail: redakcja@2bstyle.pl www.2bstyle.pl Redaktor Naczelny: Agnieszka Ściera Reklama: reklama@2bstyle.pl, tel. 609 63 73 83 Zespół redakcyjny: Agnieszka Ściera (tekst), Anita Szymańska (tekst & foto), Katarzyna Górna-Oremus (tekst), Ewa Krokosińska-Surowiec (tekst) Roman Kolano (tekst), Beata Bojda (uroda) Łukasz Kitliński (foto), Adrian Lach (foto), Bastek Czernek (foto), Gaba Kliś (architektura & design), Adam Kliś (sport), Basia Puchala (tekst), Anna Popis-Witkowska (korekta), Marcin Urbaniak (IT), Bartłomiej Nowicki (tekst), dr Maciej Kalarus (tekst) Grafika i skład: Mediani | www.mediani.pl Druk: Drukarnia Printimus, ul. Bernardyńska 1, 41-902 Bytom www.printimus.pl Wydawnictwo bezpłatne, nie do sprzedaży. Copyright © MEDIANI Anita Szymańska Przedruki po uzyskaniu zgody Wydawcy. Listy: e-mail: redakcja@2bstyle.pl Redakcja nie zwraca tekstów niezamówionych i nie odpowiada za treść umieszczonych reklam. Redakcja ma prawo do skrótu tekstów. Wydawca ma prawo odmówić umieszczania reklamy lub ogłoszenia, jeśli ich treść lub forma są sprzeczne z obowiązującym prawem lub linią programową lub charakterem pisma. Produkty na zdjęciach mogą się różnić od ich rzeczywistego wizerunku. Ostateczną ofertę podaje sprzedawca. Niniejsza publikacja nie jest ofertą w rozumieniu prawa. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za opinie osób, zamieszczone w wypowiedziach i wywiadach.

Nasz adres: 1PznzUrzpn3W4imdUtkJgdLWnVGEYMQCCC

2B STYLE jest czasopismem zarejestrowanym w Sądzie Okręgowym w Bielsku-Białej.

Agnieszka Ściera | Redaktor Naczelna 2B STYLE. Miłośniczka zwierząt, górskich wypraw, dobrej kuchni w wykonaniu innych. Podobno zołza, podobno fajna babka.

Anita Szymańska | Wydawca 2B STYLE. Współwłaścicielka Agencji Kreatywnej MEDIANI. Pasjonatka projektowania graficznego i wszystkiego, co kreatywne. Projektantka licznych identyfikacji wizualnych i layoutów czasopism. Autorka tekstów. Lubi łączyć kuchnię z fotografią.

Katarzyna Górna-Oremus | Dziennikarka, reporterka. Doktorantka teologii na Uniwersytecie Papieskim im. Jana Pawła II. Nauczycielka etyki. Miłośniczka skandynawskich sag i bollywoodzkiego kina. Niepoprawna marzycielka, która lubi ludzi i kocha podróże.

Beata Bojda | Makijażystka z 17-letnią praktyką. Autorka tekstów o tajnikach makijażu. Jurorka w konkursach makijażu w Polsce i za granicą. Współpracuje z wieloma agencjami i projektantami mody tworząc dla nich makijaże sesyjne i wybiegowe.

Gaba Kliś | Zwolenniczka twórczego myślenia i kreatywnej pracy, zaangażowana projektantka i stylistka wnętrz z pasją do aranżacji przestrzeni, szczęśliwa autorka stylizacji wnętrz publikowanych w ogólnopolskich renomowanych magazynach wnętrzarskich.

Ewa Krokosińska-Surowiec | Prawnik, publicystka, wykładowca, trener, autorka licznych artykułów prasowych z zakresu publicystyki kulturalnej i prawa. Ma na swoim koncie realizację filmów dokumentalnych oraz felietonów filmowych i telewizyjnych.

Łukasz Kitliński | The optimist understands why the world’s gone down the drain as I paint this picture gray and taste the pain I’ll play the optimist – again.

Bastek Czernek | Fotograf mody. Bardzo ambitny optymista, wszystkie marzenia przekłada na kolejne cele do zrealizowania. Kolekcjoner Vogue’a, dla którego chce pracować w przyszłości. Zaraża pozytywną energią.

Bartłomiej Nowicki | Z wykształcenia filolog-anglista, z zamiłowania Homo Sapiens. Miłośnik i kolekcjoner książek oraz dorodnych okazów czarnego humoru. Górołaz beskidofil. Poprawny pesymista. Łowca absurdów spod znaku paranormalnej parapsychologii.

Basia Puchala | Była stewardessa, weteran wojenny, obieżyświat, narzeczona Tutanchamona. Obecnie mieszka w Waszyngtonie.

Reklamy na stronach: 2, 3, 5, 7, 9, 11, 13, 31, 49, 61, 73, 76, 77, 82, 83, 84 Promocja na stronach: 17, 23, 27, 35, 56-57, 58-59, 75 Artykuły sponsorowane na stronach: 50-51, 52-53, 54, 55, 60, 62-63, 64-65, 66-67, 70-71

PARTNER MEDIALNY: QR CODE

Wygenerowano na www.qr-online.pl

JESTEŚMY NA

I TU

Chcesz wesprzeć magazyn 2B STYLE? Możesz już wpłacić BITCOINY! Zeskanuj kod, zainstaluj portfel i przelewaj :)

4


RADOŚĆ WIOSENNYCH ZAKUPÓW! ŻYWIEC

Zeskanuj kod i kliknij lubię to

Dołącz do nas na Facebook-u www.facebook.com/ GALERIALIDER

Chcesz wiedzieć więcej o organizowanych przez nas wydarzeniach? Zobacz:

www.

5

.pl


na wstępie Moje piękne miasto Kiedy dowiedziałam się, kim jest sympatyczny pan, którego idącego z pieskiem na spacer często mijałam na swojej ulicy, oniemiałam z wrażenia i dumy, że jestem sąsiadką tak niezwykłej osoby. Apostolis Anthymos, multiinstrumentalista, kompozytor, gitarzysta w legendarnej grupie SBB. Grywał z Niemenem, Skrzekiem, Stańko,Vangelisem! I teraz można go spotkać tak po prostu, na ulicy. Uśmiecha się! Wielka postać. I co najważniejsze, zgodził się ze mną porozmawiać. Bielsko-Biała jest miastem goszczącym wiele ciekawych osób, chociaż niewielkie i niby wszyscy wszystkich znają, to jednak daje prowincjonalny spokój, którego nie znajdzie się w dużych metropoliach. Pewnie dlatego zagląda tu wielu znanych i lubianych z pierwszych stron gazet, dla których to miasto jest wytchnieniem od stołecznego blichtru i pędu za zdobywaniem popularności. Niektórzy zatrzymują się tu na dłużej, jak mój rozmówca. Inni na chwilę, jak Hanna Śleszyńska, która rozśmieszyła nas do łez, goszcząc w Teatrze Komedii Kuby Abrahamowicza. Czy jak piękna Paulina Holtz, która bywa tu na tyle często, że kto wie, czy nie wrośnie w to miasto na dłużej? Dlatego jeszcze trochę tu pobędę. Z ogromną ciekawością będę się przyglądać i oczekiwać kolejnych niezwykłych przybyszów. Redaktor Naczelna Agnieszka Ściera

18

Hanna Śleszyńska: To uśmiech jest kluczem do szczęścia

28

Alfred Znamierowski : Tak się tworzy herby

62

Szwedzka jakość, polska dusza

20

Apostolis Anthimos: Szukam, burzę, buduję

36

32

Jan Nowicki: Bez teatralnej maski

Colour Wear

24

Paulina Holtz: Świat bez miłości byłby pozbawiony sensu

42

Dorota Koperska: Fotografie

74 66

Jura Krakowsko-Częstochowska

6

Gaba Kliś: Projektantka – wariatka

78

Chata z bali, spokój w duszy


REKLAMA

7


okoliczności

WYDARZYŁO SIĘ

Poznaliśmy Miss Podbeskidzia 2015 W klimatycznych wnętrzach dworku Eureka, który mieści się w Czechowicach-Dziedzicach, odbyły się wybory najpiękniejszej reprezentantki Podbeskidzia, zorganizowane przez bielską agencję AMPrestige Edyty Dwornik. Wybory wygrała Angelika Bąk z Wadowic. Konkurs odbył się w marcu i zgromadził wielu entuzjastów prawdziwego piękna. Finalistki Miss Polonia Podbeskidzia 2015 zaprezentowały się w kilku odsłonach. Nie tylko w sukniach, które zaprojektował Szymon Mrózek, ale również w ubraniach sygnowanych przez markę By o lala! Szczególnie duże zainteresowanie wzbudził pokaz mody salonu Aren, który oferuje swoim klientom największy wybór bielizny na południu Polski. W trakcie wyborów zaśpiewała Katarzyna Zaręba, finalistka „Must be the Music” oraz Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu. Galę poprowadził aktor Kuba Abrahamowicz. Jury zadecydowało, że tytuł najpiękniejszej przypadnie w udziale Angelice Bąk z Wadowic, która otrzymała także szarfę Miss Foto. Miejsce drugie zajęła ulubienica publiczności zebranej na gali, Angela Prudło z Katowic, trzecie zaś – Julia Lasskowa z Bańskiej Bystrzycy.

Dzień Piękna w Dotyku Urody Bardzo ciekawe warsztaty odbyły się 11 marca w Dotyku Urody Centrum Kosmetyki Estetycznej w Jaworzu. Uczestniczki, dzięki Agnieszce Kuśnierz z Centrum „AleJa piękna”, która przybyła na zaproszenie Marty Wawrzyczek, właścicielki salonu, poznały tajemnice makijażu na dzień oraz poprawnej pielęgnacji cery. Było bardzo kreatywnie i wszechstronnie. Zainteresowane panie mogły w ramach zajęć skorzystać także z bezpłatnego, profesjonalnego badania skóry. To pierwsze tego typu wydarzenie w Dotyku Urody. Na pewno nie ostatnie. Już wkrótce, z uwagi na duże zainteresowanie, odbędzie się kolejne spotkanie z cyklu.

Dzień, który rozwiał wątpliwości

Klisz trzeci! Tomasz Klisz, ultramaratończyk, tower runner, w niedawnym The North Face Transgrancanaria zajął trzecie miejsce w biegu na 32 kilometry. Szlak mający swój początek w Tunte i kończący się w Faro de Maspalomas pokonał w czasie 2 godzin 32 minut i 27 sekund. Zawodnicy musieli zmagać się z niezwykle trudnymi warunkami atmosferycznymi – silnie wiejącym wiatrem znad Sahary, zwanym calima, a także dużymi różnicami temperatur. PROMOCJA

8

26 marca w bielskim Gimnazjum nr 15 im. Jana III Sobieskiego odbył się dzień otwarty. Każdy zainteresowany mógł przyjść i zobaczyć dorobek intelektualny i sportowy placówki. Młodzież, która na co dzień pobiera naukę w Gimnazjum nr 15 przy ul. Cieszyńskiej 385, stanęła na wysokości zadania. Przygotowała ciekawy program, który zainspirował gości do działania. Stanowiska, każde z odrębnej dziedziny, możliwość zakupienia zdrowego posiłku w sklepiku szkolnym, a także prezentacja artystycznych i sportowych umiejętności uczniów, sprawiły, że rodzice szóstoklasistów, którzy stoją dziś przed wyborem dla nich szkoły, zyskali pewność. Przypomnijmy, że siedziba Gimnazjum nr 15 znajduje się przy ulicy Cieszyńskiej 385. To nowy budynek, o który od lat zabiegali mieszkańcy Wapienicy. Jego budowa rozpoczęła się w lipcu 2010 r., prace zakończyły się w październiku 2011 r.


WYDARZYŁO SIĘ

Wszystko pod żelaznym dachem

Dla tych, którzy lubią rozmawiać i pisać

W Bielsku-Białej miało miejsce wydarzenie o intrygującej nazwie. Ladies Pro Festival odbył się po raz pierwszy, a samą akcję wymyśliła Monika Kastelik, która promuje zdrowy tryb życia, twierdzi, że „Piękna jest Bestią” i prowadzi zajęcia w klubie „IRONia”. Festiwal odbył się na początku lutego 2015 roku. – Kilkanaście lat pracy zawodowej. Pracy zarówno indywidualnej, jak i w grupach. Pracy nad sobą, swoim ciałem i słabościami. Obserwacje otoczenia. Nauka o społeczeństwach, psychologii, socjologii, fitness mózgu, dietetyce. Sport, rekreacja, zdrowie i uroda. Aktywność w wielu wymiarach, o wielu twarzach. Wszystko to zamknęłam pod jednym dachem, w siedzibie klubu. Dzięki Ladies Pro Festival – mówi Monika Kastelik. Pierwszy LPF obfitował w wiedzę merytoryczną z zakresu: kobieta, zdrowie, uroda, podejście holistyczne do ciała, joga, wszechstronność sportowa, zdrowe zasady. Zajęcia poprowadzili specjaliści w określonych dziedzinach. Gościem specjalnym wydarzenia była aktorka Paulina Holtz.

21 marca w bielskiej Klubokawiarni Aquarium odbyło się spotkanie z Grzegorzem Miecugowem i Jakubem Dymkiem. Było ono skierowane do młodych ludzi zainteresowanych dziennikarstwem, którzy planują karierę w tym zawodzie. Było to kolejne spotkanie z dziennikarzami organizowane przez zespół redakcjaBB – inicjatywę skupiającą młodych ludzi z Bielska-Białej i okolic zainteresowanych dziennikarstwem i tworzeniem treści (www.redakcjaBB.pl). W zeszłym roku w ramach projektu do Bielska-Białej przyjechali Jacek Żakowski i Grzegorz Markowski. Tym razem swoimi doświadczeniami i spostrzeżeniami podzielili się Grzegorz Miecugow (TVP1, TVN, Program 3 PR) i Jakub Dymek (Krytyka Polityczna). W wydarzeniu wzięli udział młodzi uczestnicy projektu redakcjaBB oraz uczniowie uczniów szkół gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych.

REKLAMA

Pomysł na prezent! Podarunek Pi´knoÊci Kosmetyczny Instytut Dr Irena Eris Galeria Sfera, ul. Mostowa 5, tel. (33) 483 31 44

9

DrIrenaEris.com


okoliczności

POLECAMY

Nie wypada nie pomagać

Ta Ania skradnie wasze serca 25 kwietnia w Domu Kultury im. W. Kubisz w Bielsku-Białej odbędzie się premiera „Ani z Zielonego Wzgórza”. Tego wydarzenia nie wolno przegapić. Jak zapowiadają organizatorzy – będzie kreatywnie, sentymentalnie, z poczuciem humoru. Wielu chwytało się za głowę. To niemożliwe, aby w ciągu kilku miesięcy powstał spektakl, w którym zagrają amatorzy wyłonieni na drodze castingu. Na dodatek – klasyka. Powieść, która na całym świecie skradła serca kilku pokoleniom młodych ludzi. Czy to nie jest aby brak wyobraźni? Paradoksalnie. Główna bohaterka „Ani z Zielonego Wzgórza” jest bowiem osóbką, której nie można odmówić charyzmy, a przede wszystkim samego polotu. Agnieszka Szulakowska-Bednarczyk, pedagog, wychowawca, inicjatorka powstania Bielskiej Piwnicy Artystycznej im. Marii Koterbskiej, Bielskiej Autorskiej Szkoły Aktorskiej im. Agnieszki Osieckiej, udowodniła, że wszystko jest możliwe. Sam pomysł narodził się w ubiegłoroczne wakacje. Powieść L.M. Montgomery jest jedną z tych, których się nie zapomina i wciąż do nich powraca. Nawet w bardzo dojrzałym wieku. Nic zatem dziwnego, że Agnieszka Szulakowska-Bednarczyk postanowiła udźwignąć legendę rudowłosej marzycielki i zaprezentować szerszej publiczności jej nowe wcielenia. Dokładnie trzy odsłony – Ani w sierocińcu, tuż po tym, gdy zostaje na Zielonym Wzgórzu, i gdy opuszcza Avonlea, aby rozpocząć naukę na uniwersytecie. W spektaklu biorą udział osoby, które zostały wyłonione w castingach. Spośród 200 kandydatów, którzy się na nie zgłosili, zostało wybranych 65, i to właśnie oni wcielają się w postacie znane wszystkim z książek o Ani. Same przygotowania rozpoczęły się w październiku. Odbywały się w ramach zajęć Bielskiej Autorskiej Szkoły Aktorskiej im. Agnieszki Osieckiej. Zostało przy tym powołanych do życia pięć grup: dzieci młodsze, starsze, gimnazjum, liceum oraz dorośli. Efekt ich ciężkiej pracy przeszedł najśmielsze oczekiwania.. Patronat artystyczny nad wydarzeniem objęła ikona polskiej sceny muzycznej Maria Koterbska. Swojego wsparcia udzieliła także Agata Passent, córka Agnieszki Osieckiej, założycielka Fundacji „Okularnicy”, oraz Fundacja im. Ireny Kwiatkowskiej. Premiera spektaklu odbędzie się 25 kwietnia o godzinie 17.00 w DK im. W. Kubisz. Bilety w cenie 25 i 20 złotych. Więcej informacji: 880 444 963. 2B STYLE objęło patronat medialny nad wydarzeniem.

10

24 kwietnia w Hotelu na Błoniach odbędzie się bal charytatywny, z którego dochód zostanie przeznaczony na zakup łóżek turystycznych dla rodziców, którzy czuwają przy swoich chorych dzieciach, przebywających w bielskim Szpitalu Pediatrycznym. – Sytuacja na oddziałach dziecięcych nie jest ciekawa. Rodzice, doglądając dzieci, spędzają noc, siedząc na starych krzesłach. Już sam pobyt w szpitalu z chorym dzieckiem jest stresujący i wymaga od nich sił, wytrwałości, dlatego postanowiliśmy zorganizować akcję charytatywną. Mamy nadzieję, że dzięki niej uda nam się zakupić wygodne łóżka, które nie zajmują wiele miejsca w sali szpitalnej, a które można zamknąć jednym ruchem ręki – mówi Monika Jaskólska, organizatorka akcji. Jedno łóżko to koszt tysiąca złotych. Potrzebne jest minimum 60 sztuk. Koszt podwójnego zaproszenia na bal charytatywny, który odbędzie się 24 kwietnia, wynosi 500 zł. Aby je otrzymać należy: 1. Dokonać wpłaty w wysokości 300 zł na rzecz fundacji, która działa przy Szpitalu Pediatrycznym. Numer konta Fundacji „Razem dla Dzieci” (koniecznie należy wpisać hasło „NIE WYPADA NIE POMAGAĆ – BAL”) 86 1930 1770 2130 0119 9125 0001 2. Dokonać wpłaty w wysokości 200 zł na konto„Hotelu na Błoniach”, gdzie odbywa się bal (to koszt organizacji wydarzenia), koniecznie z dopiskiem „NIE WYPADA NIE POMAGAĆ – BAL”. Numer konta „Hotelu na Błoniach” 67105014031000002347150795 3. Wydrukować potwierdzenia wpłat. 4. Bilety można odebrać, za okazaniem potwierdzenia, w salonie mody męskiej J. Fryderyk w Gemini Park lub salonie mody męskiej J. Fryderyk na Sarnim Stoku w Bielsku-Białej.

Tkalnia Rozwoju W czasach, kiedy zachowanie równowagi pomiędzy życiem zawodowym i osobistym staje się spacerem po linie, a potrzeba rozwoju w obu obszarach wydaje się nigdy nie zaspokojona, Tkalnia Rozwoju przyjdzie nam z pomocą. – Naszą misją jest wsparcie w poszukiwaniach własnej drogi do spełnienia. Chcemy dzielić się wiedzą, doświadczeniem i skutecznymi narzędziami, aby prowokować do refleksji, inspirować do działania i motywować do zmian na rzecz faktycznej poprawy jakości życia – tłumaczą osoby skupione wokół Fundacji. – Dlatego serdecznie zapraszamy do udziału w organizowanych przez nas spotkaniach, warsztatach i przeróżnego rodzaju innych aktywnościach – dodają. | www.tkalniarozwoju.pl


POLECAMY

Czarny humor Maxa Bilskiego Już pod koniec maja w księgarniach ukaże się nakładem wydawnictwa Videograf pierwsza powieść nowego cyklu kryminalnego Maxa Bilskiego „Podróże ze śmiercią” – „Hotel w Lizbonie”. Czarny humor, zwariowane sytuacje, zabawne dialogi i oczywiście intryga, którą stara się rozwiązać para sympatycznych bohaterów, powinny zadowolić zwolenników historii osadzonych w konwencji tradycyjnego kryminału.

Polska da radę – Jakub Porada Tanie podróże po Polsce! Dziesięć weekendowych wypadów w ciekawe zakątki naszego kraju widzianych okiem specjalisty od niskobudżetowych wypraw. To osobisty przewodnik po typowych turystycznych szlakach i nieodkrytych zakątkach kraju. Cudze chwalicie, swego nie znacie! Przekonacie się o tym podróżując z Jakubem Poradą. REKLAMA

11


okoliczności

Chianti Luxury & Harmony, który ma swoją siedzibę w Bielsku-Białej przy ul. Andrzeja Frycza Modrzewskiego 20, przygotowało dla pań miłą niespodziankę. Z okazji Dnia Kobiet zorganizowało specjalne warsztaty o stylu i filozofii ubioru. Marzec jest miesiącem wyjątkowym. Świat budzi się na nowo do życia. Na każdym kroku czuć wiosnę. Nic zatem dziwnego, że panie tłumnie przybyły na warsztaty sygnowane przez Marię Lachowicz-Bogunię, która jest założycielką Studia Chianti Luxury & Harmony. Uczestniczki spotkania, które odbyło się 6 marca, wysłuchały nie tylko prelekcji na temat odnalezienia własnego stylu, ale również zasięgnęły porad brafitterki, dobrały od-

12

powiedni kolor szminki czy na własnej skórze zakosztowały przyjemności masażu tajskiego. Wszystko dzięki specjalistkom, które na co dzień można spotkać w przyjaznym miejscu, jakim jest bez wątpienia Chianti. – Trzeba mieć swój własny styl. Kobiety mają być piękne – przekonywała w trakcie wykładu Maria Lachowicz-Bogunia. 7 marca upłynął pod znakiem pokazu modu. Goście zebrani w ustrońskiej rezydencji Dolce Vita wzięli udział w wyjątkowym pokazie. Odważne panie wcieliły się w rolę modelek prezentujących kolekcję, którą można nabyć w siedzibie Chianti Luxury & Harmony.


herOK hair design

Herok Hair Design ul. Broniewskiego 34, 43-300 Bielsko-Biała tel. (33) 815 92 82, 509 844 413

REKLAMA

RESTAURANT & BREWERY

QR CODE

Wygenerowano na www.qr-online.pl

ul. Piwowarska 2 (Starówka), Bielsko-Biała, tel: 1333 815 02 70, www.browarmiejski.pl


inspiracje

14


NIEZWYKŁA HISTORIA 2B STYLE zupełnie przypadkiem dotarło do oryginalnych rysunków żurnalowych Madame Darby, asystentki Coco Chanel. Niezwykła historia niezwykłych rysunków. Bo skąd te małe dzieła sztuki znalazły się w jednej z podbielskich miejscowości? Macocha obecnego właściciela rysunków pracowała przez wiele lat w Paryżu u znanej rysowniczki Madame Darby. Z czasem stała się jej powiernicą i przyjaciółką. Skromna, polska dziewczyna trafiła w samo centrum światowego imperium mody do słynnego Domu Mody Coco Chanel przy Rue Cambon w Paryżu. Rysunki pochodzą z przełomu lat 50. i 60., kiedy Coco Chanel wróciła do Paryża tworząc charakterystyczny dla tego okresu minimalistyczny styl „skromnej panienki”. Utalentowana Madame Darby potrafiła z niezwykłą

umiejętnością przelewać na papier pomysły Coco. Nieprawdopodobna umiejętność posługiwania się piórkiem zadziwia w dobie komputerów. Kiedy rysunki trafiły do nas, przyglądaliśmy się im długo, czy aby na pewno są oryginalne. Przecież tak dokładne kreski nie mogły wyjść spod ręki człowieka! U schyłku swojego życia, w podzięce za wieloletnią przyjaźń, Madame Darby podarowała naszej polskiej emigrantce wiele prac ze swoich zbiorów. My prezentujemy kilka, które stały się dla nas inspiracją do stworzenia stylizacji znajdującej się na okładce wiosennego numeru 2B STYLE. Rekonstrukcji jednej z sukienek podjęła się współpracująca z nami Beata Bojda – makijażystka, obecnie studentka Wyższej Szkoły Sztuki i Projektowania w Łodzi.

15


Zdjęcie: fotopolska.eu

historia

FLORIAN NIKIFOR MARUSZECZKO BYŁ JEDNYM Z NAJGROŹNIEJSZYCH POLSKICH PRZESTĘPCÓW OKRESU MIĘDZYWOJENNEGO, PODEJRZANYM O LICZNE RABUNKI I ZABÓJSTWO KILKU OSÓB, W TYM DWÓCH POLICJANTÓW. BEZWZGLĘDNY BANDYTA, KTÓRY UMYKAŁ POLICYJNYM POŚCIGOM, ZOSTAŁ ZATRZYMANY W HOTELU POD ORŁEM W BIAŁEJ. HISTORIĘ ARESZTOWANIA PIJANEGO AWANTURNIKA OPISAŁA GAZETA „SIEDEM GROSZY”, ÓWCZESNY ODPOWIEDNIK DZISIEJSZEGO „FAKTU”.

Tekst: Agnieszka Pollak-Olszowska, www.bielsko.biala.pl

Była styczniowa noc 1938 roku. W sali hotelu Pod Orłem trwała właśnie huczna zabawa karnawałowa zorganizowana przez cech krawiecki. W okolicach godz. 23.00 w holu budynku jeden z balowiczów wszczął pijacką awanturę. Na miejsce wezwano policję, która przez długi czas nie miała pojęcia, kim tak naprawdę jest nietrzeźwy mężczyzna. Obywatelskie zatrzymanie Skierowany do hotelu Pod Orłem posterunkowy Miciński został w czasie próby zatrzymania awanturnika postrzelony w twarz. Mało brakowało, żeby złoczyńca uciekł, lecz przed hotelem został schwytany przez szoferów oraz bialskiego restauratora Franciszka Rączkę, którzy byli świadkami postrzelenia policjanta. Na posterunku okazało się, że zatrzymany awanturnik to poszukiwany w całym kraju bandyta, Florian Nikifor Maruszeczko. Świadkowie rozpoznali go dzięki portretom pamięciom drukowanym w gazetach, ale policja miała kłopoty z identyfikacją, gdyż nie zgadzały się wszystkie dane osobowe. Do tego pijany, poszarpany jegomość w żaden

sposób nie przypominał poszukiwanego przystojnego młodzieńca ze zdjęcia. Po jakimś czasie potwierdzono jednak tożsamość mężczyzny. Zatrzymany przyznał, że od kilku dni przebywa w Bielsku i Białej, by dokonywać napadów rabunkowych. Maruszeczko wychował się w Krakowie, gdzie od lat był znany tamtejszej policji, która ścigała go m.in. za morderstwa dokonane na terenie Śląska. Żeby go przesłuchać, do Białej specjalnie sprowadzono krakowskiego specjalistę ze służby śledczej, niejakiego Krzywdę. Skazany na karę śmierci Maruszeczko zapytany przez policję, dlaczego dał się ująć, i to w dodatku przez szoferów, odpowiedział: – To tylko przez przypadek! Moim nieszczęściem jest bowiem, że lubię sobie popić. Wódka mnie zgubiła. Inaczej byście mnie nigdy nie złapali! Świadkowie zajścia opisują, że bandyta udał się na zabawę w hotelu z nowo poznanym bialskim znajomym, żydowskim fryzjerem Jakubem Iglem. Kiedy podchmieleni przyjaciele wchodzili do budynku hotelu, potrącił ich przypadko-

16

wy przechodzień. To tak zdenerwowało Maruszeczkę, że sterroryzował pozostałych gości. W ciągu swojego pięciodniowego pobytu w Bielsku i Białej bandyta nieustannie imprezował, z czego można wywnioskować, że wcześniej ukradł sporą kwotę. Podejrzewano go m.in. o napad na składnicę polskiego Monopolu Tytoniowego w Katowicach, gdzie zrabował 36 tys. ówczesnych złotych. Wiadomo, że zanim zawitał do Białej, bandyta przebywał we wsi pod Garwolinem, skąd uciekł przed policyjnym pościgiem. Wiadomość o ujęciu Floriana Nikifora Maruszeczki w Białej rozeszła się lotem błyskawicy po całym kraju. Groźnego bandytę umieszczono w areszcie w Bielsku, skąd najprawdopodobniej przeniesiono go do więzienia przy Sądzie Okręgowym w Wadowicach. Z innych źródeł wiadomo, że został skazany na karę śmierci, a wyrok wykonano w sierpniu 1938 roku. Redakcja portalu dziękuje panu Jackowi Kachelowi za pomoc w przygotowaniu tego artykułu.


PROMOCJA

17


sztuka

To uśmiech jest kluczem

do szczęścia

18


HANNA ŚLESZYŃSKA TO AKTORKA, KTÓRA ZDOBYWA SYMPATIĘ KAŻDEGO, KTO TYLKO NA NIĄ SPOJRZY CZY ZAMIENI Z NIĄ CHOĆBY JEDNO SŁOWO. PO SPEKTAKLU, KTÓRY ZAGRAŁA 17 MARCA W TEATRZE KOMEDII KUBY ABRAHAMOWICZA, DLA KAŻDEGO ZNALAZŁA CZAS. NIE UCIEKAŁA. NIE UKRYŁA SIĘ W GARDEROBIE. CHĘTNIE POZOWAŁA DO ZDJĘĆ, ROZDAWAŁA AUTOGRAFY. POMIMO SUKCESU, KTÓRY OSIĄGNĘŁA, POZOSTAŁA SOBĄ. WIDAĆ, ŻE LUBI I SZANUJE LUDZI. TAKŻE I NAM UDAŁO SIĘ Z NIĄ POROZMAWIAĆ O ŻYCIU I UDANYCH ZWIĄZKACH. Tekst: Katarzyna Górna-Oremus, zdjęcia: Makroconcert

Męska sztuka o kobiecej psychice

– Jestem oczarowana bielską publicznością. Czasami widzowie potrzebują czasu, aby się oswoić ze sztuką. Tutaj od razu pojawił się na ich ustach uśmiech. To fantastyczne. Bardzo podoba mi się formuła teatru Kuby Abrahamowicza. Gdy stałam na scenie, czułam bardzo dobrą atmosferę – mówiła Hanna Śleszyńska tuż po zakończeniu spektaklu „Kobieta pierwotna”. Co ciekawe, sztukę tę, w której odnajdziemy pytania o istotę kobiecej duszy, a także poszukiwania rozwiązań odwiecznych problemów ludzkich, włącznie z zagadnieniem – kim jest współczesna kobieta, napisał znakomity litewski pisarz Sigitas Parulskis. Adaptacji dokonał zaś Cezary Harasimowicz, a wyreżyserował Arkadiusz Jakubik. Sami mężczyźni. Można zadać pytanie: co panowie mogą wiedzieć o kobiecej naturze? Jak się okazuje, całkiem sporo. Główna bohaterka, w którą w brawurowy sposób wciela się Hanna Śleszyńska, a której towarzyszy tajemniczy Pan X, wprowadza nas w meandry kobiecej psychiki. Sztuka jest zatem męskim spojrzeniem na kobiecą duszę, z którego wynika także jeszcze jedna prawda: kobieta jest jak wino. Im starsza, tym lepsza i bardziej szlachetna w swojej oprawie. – Ewa jest kobietą dojrzałą, doświadczoną, silną i świadomą. Nie ma dla niej tematów zakazanych. Mimo że dawno już przekroczyła trzecią dekadę życia, nie rezygnuje z uciech życia. Werwy może pozazdrościć jej niejedna nastolatka. Myślę, że panie w większości się ze mną zgodzą. Taka właśnie jest kobieta współczesna: samowystarczalna, otwarta, a z drugiej strony marząca o poważnym związku z odpowiednim mężczyzną – podkreśla aktorka. Kobieta pierwotna, choć krytykuje dawnych partnerów i nieudane związki, nie neguje płci przeciwnej. Z przymrużeniem oka dokonuje charakterystyki związków damsko-męskich, które pełne są upadków, ale również i wzlotów. Jaki jest zatem przepis na udany związek?

Terapia śmiechem

dobra para to taka, która potrafi się rozśmieszyć, gdzie nie ma zawziętości i zbytniej powagi. Żaden kryzys nie jest wtedy straszny. Taka terapia śmiechem jest zatem ważna i konieczna – przekonuje nasza rozmówczyni. Być może dlatego „Kobieta pierwotna” z Hanną Śleszyńską w roli głównej cieszy się niesłabnącą popularnością. Od pięciu lat znajduje rzesze odbiorców, którzy śmieją się z własnych wad w dyskretny sposób ukazanych w sztuce. – Na spektakl przychodzą także panowie. I tu ciekawostka. Gdy towarzyszą im panie, potrafią się śmiać, nie boją się okazywać emocji. Kobiety sprawiają, że stają się łagodniejsi. To jest piękne. Polacy zresztą kochają kabarety. Nie akceptują jedynie zbytniej wulgarności – podkreśla aktorka, która do Bielska-Białej zawita 20 maja, aby po raz kolejny zaprezentować „Kobietę pierwotną”. – W ubiegłym roku nosiłam się z zamiarem, aby z niej zrezygnować, odłożyć na jakiś czas do szuflady. Jednak okazało się, że jest nią wciąż duże zainteresowanie. To sztuka ponadczasowa. Ma swoje ramy. Czasami dodaję od siebie anegdoty. Wiele zależy także od samego widza. Jednak treść jest niezmienna. Cieszę się na kolejną wizytę w stolicy Podbeskidzia. Znam Bielsko-Białą. Miałam przyjemność występowania w trakcie benefisu Marii Koterbskiej, ale nie tylko. Stąd także pochodzi Paulina Tworzyańska, z którą spotkałam się na planie „Awantury o Basię”.

Bilety na spektakl „Kobieta pierwotna” można nabyć na stronie www.teatrkomedii.pl. 2B STYLE objął patronat medialny nad wydarzeniem.

– Jestem przekonana, że w życiu najważniejszy jest uśmiech. Do wszystkiego należy podchodzić z dystansem. Tam, gdzie jest poczucie humoru, tam w końcu zagości szczęście. Myślę, że byłoby znacznie więcej udanych związków, gdyby ludzie się śmiali. Nawet z samych siebie. Tak też sądził Adam Hanuszkiewicz. Był przekonany, że

19


ludzie

SZUKAM BURZĘ, BUDUJĘ... APOSTOLIS ANTHIMOS. KOMPOZYTOR, MULTIINSTRUMENTALISTA, GITARZYSTA ROCKOWY I JAZZOWY, GITARZYSTA GRUPY SBB.

Z Apostolisem Anthimosem rozmawia Agnieszka Ściera, zdjęcia: Tomasz Koperwas

20


Urodził się pan na Śląsku, mieszkał w Grecji, jak znalazł się pan w Bielsku-Białej? Apostolis Anthimos: Życie mnie tak poprowadziło. Był czas, że tam, w Grecji, miałem sporo pracy, żyłem z muzyki, a z czasem tej pracy więcej pojawiało się tutaj. Koledzy zapraszali mnie do realizacji projektów. Jeszcze w latach 80. bardzo często bywałem w Polsce, nagrywając i koncertując m.in. z Tomkiem Stańko. Tomek z kolei na moje zaproszenia przyjeżdżał do Grecji, co zaowocowało m.in. płytą „Cameleon”, nagraną w ateńskiej wytwórni Utopia. Wielokrotnie przejeżdżałem przez Bielsko-Białą wieczorami, mijając teatr, zamek. Miejscowość położona blisko gór. Bardzo mi się podobało. Spotkałem w Bielsku-Białej dwóch świetnych muzyków – Roberta Szewczugę i Krzysztofa Dziedzica, z którymi gram od lat. I zdarzyło się, że ktoś pokazał mi mieszkanie, bardzo jasne, przestronne, w samym centrum, powiedziałem – dlaczego nie? Ma pan greckie korzenie, czy grecka tradycja jest w pana domu obecna? Apostolis Anthimos: Moi rodzice oboje są Grekami, pochodzą z różnych regionów Grecji, ale poznali się w Polsce. Ja urodziłem się w Polsce i mój dom rodzinny, mimo że rodzice są Grekami, był już mocno spolszczony. Sąsiedzi byli Polakami. Mieszkaliśmy w Katowicach, a nie w żadnym greckim skupisku, jak Wrocław czy Szczecin, tylko wśród Polaków. Owszem, mieszkały w Katowicach trzy inne rodziny greckie, z którymi spotykaliśmy się raz w tygodniu, jednak otaczali nas polscy sąsiedzi. Ja uczęszczałem normalnie do polskiej szkoły. Ale mówi pan po grecku. Apostolis Anthimos: Tak, oczywiście. W domu mówiło się u nas po grecku, ale kiedy zaczął się żłobek, przedszkole, a małe dziecko wszystko niezwykle chłonie, języka polskiego nauczyłem się błyskawicznie. Co lubi pan najbardziej jadać? Apostolis Anthimos: W latach 70., kiedy była ciemna komuna, kiedy sporo podróżowaliśmy z Niemenem na koncerty, graliśmy duże festiwale, mieszkaliśmy w eleganckich hotelach, jedliśmy w wykwintnych restauracjach. Potem graliśmy w różnych klubach, a każdy miał swoją kuchnię. Była to głównie wegetariańska kuchnia, która ogromnie mi zasmakowała. Jest pan wegetarianinem? Apostolis Anthimos: Teraz jestem już weganinem. Chociaż zjem jakąś rybę od święta. Raczej odrzuciłem wszystkie produkty zwierzęce. Chyba że się rzucę na jakąś czekoladę od czasu do czasu. Mam zamiar zdrowiej umrzeć (śmiech). Nie piję też kawy i herbaty, nie spożywam glutenu, soi. Zacząłem jeść dużo zielonych rzeczy. I czuję się świetnie. Czy często pan koncertuje? Apostolis Anthimos: Tak, obecnie sporo się dzieje. Powrót mody na muzykę progresywną, na SBB? Apostolis Anthimos: Wrócił do zespołu po 20 latach Jerzy Piotrowski, co stało się niejako pretekstem do przypomnienia

Staram się szukać swojego wyrazu, przenieść to na barwę dźwięku. tego, co robiliśmy 40 lat temu. Jak widać, nasza muzyka się nie starzeje, przetrwała, daje sobie radę. Nikt nie odebrał SBB do tej pory tytułu najlepszego zespołu progresywnego w Polsce. Apostolis Anthimos: Tak się mówi. Ludzie chcą szufladek, chcą wsadzać innych do tych szufladek. Dla mnie muzyka jest albo dobra, albo zła, a jak ktoś chce szufladek, to proszę bardzo. Ale pan to nie tylko SBB sprzed 40 lat… Apostolis Anthimos: Oczywiście, że nie. Mam swoje projekty. W Stanach nagrałem 20 lat temu autorską płytę w doborowym towarzystwie – Gil Goldstein, Jim Beard, Paul Werico. Mam cztery swoje projekty, swoje trio, kwartet. Jest pan rozpoznawalny w Bielsku-Białej? Apostolis Anthimos: Zauważyłem, że gdy wchodzę do pustego sklepu, to ten po moim wejściu nagle zaczyna się robić pełen (śmiech). Widzę, że czasem pan biega. Apostolis Anthimos: Biorę pieska, lecę na Błonia, potem do lasu, jak już się nie da inaczej, to biegam po parku, to blisko. Nie tęskni pan za Śląskiem? Apostolis Anthimos: Często jestem na Śląsku. Bywam w Bytomiu, Siemianowicach, przejeżdżam przez Koszutkę, gdzie mieszkałem. Odbywam takie podróże sentymentalne. Przejeżdżam kolo domu, w którym się urodziłem, i wspominam dawne czasy, ale nie chciałbym tam mieszkać. A w Bielsku-Białej gdzie można pana spotkać? Apostolis Anthimos: Chodzę do Fundacji Rozwoju Miasta Bielska-Białej, mam rozstawioną perkusję w biurze u pana Leszka Wasiaka, który jest supersympatycznym moim fanem. Po zamknięciu biura przychodzę ja i tłukę się (śmiech). I generalnie rzadko bywam, wolę w spokoju posiedzieć w domu, pograć trochę. Czy grywa pan w domu? Apostolis Anthimos: Cały czas gram.

21


ludzie

Kto w pana domu jest szefem? Apostolis Anthimos: Jak to kto? (śmiech) Wiadomo – Basia. Ona rządzi. Związek z muzykiem chyba do łatwych nie należy. Apostolis Anthimos: A to trzeba Basię zapytać (śmiech). Jestem pokojowo nastawionym człowiekiem i staram się rozładowywać wszelkie napięcia, nie tylko w domu, także poza nim. Na pewno żona nie może ze mnie zrobić modela (śmiech). Może chciałaby, abym był nieco bardziej elegancki. Ale zginam się, 35 lat pracy nade mną jakieś tam efekty przynosi (śmiech). A jak się poznaliście? Apostolis Anthimos: Mieszkaliśmy blisko siebie. Znamy się w sumie od małego. Zawsze się widywaliśmy. I kiedyś nastąpił splot dogodny wydarzeń, to chyba na koncercie było, dzięki znajomym, fajnie się zrobiło i tak już zostało. Czy po tylu latach sprawia panu nadal radość koncertowanie? Czy pana to nie nudzi? Apostolis Anthimos: Nie no, nie ma o tym mowy. Ja cały czas myślę o graniu, to jest całe moje życie. Bez tego człowiek czuje się niepotrzebny. Nie wiedziałbym, co poza tym robić. Czyli umrze pan z gitarą w ręku? Apostolis Anthimos: Raczej się postaram (śmiech). Cały czas mam jakiś niedosyt. To jest dziwne uczucie, to jest taka kąpiel w dźwiękach, które dają ci satysfakcję, spełnienie. Parę dźwięków, które możesz wydać z siebie. Nie ma nic lepszego. Nad czym pan pracuje teraz? Apostolis Anthimos: Jest kilka projektów, które muzycznie już istnieją, ale żeby stworzyć coś nowego, trzeba czasu, trzeba TEJ chwili, ale jak już TA chwila nadejdzie, staram się szukać

22

swojego wyrazu, przenieść to na barwę dźwięku. Jak w malowaniu, te barwy są kolorowe, bardziej lub mniej jaskrawe, czasem agresywne. Szukam swojego ruchu pędzla. Żeby ktoś mógł powiedzieć: „O, to jest on”. Poniekąd to mi się udaje po tylu latach – mieć swój zarys, być odróżnianym w jakiś tam sposób, taki jest cichy cel. Fenomenem jest, że na wasze koncerty przychodzą nie tylko ci, którzy pamiętają koncerty w latach 70., ale młodsi, 30-, 40-latkowie. Pan i pana koledzy z zespołu potrafią ściągnąć taką rzeszę ludzi, którzy was chcą posłuchać na żywo. Apostolis Anthimos: I to właśnie nas motywuje do dalszej pracy, bo jak by tego nie było, to co? To jest swego rodzaju współpraca – ja gram, a ktoś tego słucha. Inaczej się nie da. Jak nie przychodzi nikt, to zbieram manatki, kładę się do trumny i do widzenia. Byleby buty były czyste (śmiech). Myśli pan o wydaniu autobiografii? Apostolis Anthimos: Nie wiem, czy to kogoś będzie interesowało. Jestem takim „lokalnym” gitarzystą (śmiech). Zespół jest oczywiście znany na całym świecie. Czy Bielsko-Biała to ostatni przystanek? Apostolis Anthimos: Nie wiem tego. Życie samo pokazuje, gdzie trzeba skręcić. Tak do Grecji wykręciłem tuż przed stanem wojennym, nie planując tego. Chciałem zostać w Stanach, gdzie bardzo mi się podobało, ale na Stany mam za słaby charakter. Siedziałem przez rok w Nowym Jorku, lecz to miasto powoduje, że człowiek wpada w różne historie, z których może nie wyjść. Całe szczęście, że wyszło tak, jak wyszło. I cieszę się, że jestem tu, gdzie jestem, i mogę robić to, co robię. Dziękuję za rozmowę.


luksusowy i nowoczesny magazyn lifestylowy

www.2bstyle.pl

23

AUTOPROMOCJA

dział reklamy: reklama@2bstyle.pl, tel. 609 637 383


ludzie

Paulina HOLTZ

Świat bez miłości byłby pozbawiony sensu Tekst: Katarzyna Górna-Oremus, Zdjęcia: studio-foto.com, Mateusz Motyczyński / LouSaints, sportografia.pl

24


PRZYJACIELSKA I SERDECZNA. OSIĄGNĘŁA SUKCES. ZARÓWNO W ŻYCIU PRYWATNYM, JAK I ZAWODOWYM. MACIERZYŃSTWO JEST DLA NIEJ SPEŁNIENIEM KOBIECOŚCI. UWAŻA, ŻE BEZ PASJI I SPEŁNIENIA MARZEŃ KOBIETA NIE MOGŁABY W PEŁNI CIESZYĆ SIĘ Z PIĘKNA BYCIA MATKĄ. WIERZY W MIŁOŚĆ OD PIERWSZEGO WEJRZENIA. STAN ZAKOCHANIA ZAŚ PORÓWNUJE DO SZALEŃSTWA, KTÓRE MOŻE SIĘ PRZYDARZYĆ W KAŻDYM WIEKU. NIE TAK DAWNO TEMU GOŚCIŁA W BIELSKU-BIAŁEJ, GDZIE PROWADZIŁA WARSZTATY W RAMACH LADIES PRO FESTIVAL. PAULINA HOLTZ STAWIA NA SPORT I ZDROWE ODŻYWIANIE ORAZ PRZYGOTOWUJE KSIĄŻKĘ POŚWIĘCONĄ JODZE. NIE UDZIELA WYWIADÓW. DLA 2B STYLE ZROBIŁA WYJĄTEK. Pani Paulino, odwiedziła Pani Bielsko-Białą i wzięła udział w ciekawym wydarzeniu. Ladies Pro Festival, który sygnuje między innymi Monika Kastelik, jest skierowany do kobiet. Skąd wzięła się decyzja o wsparciu inicjatywy bielszczanki? Jak wspomina Pani wizytę w stolicy Podbeskidzia? Czy istnieje szansa na to, że poprowadzi Pani kolejne warsztaty w Bielsku-Białej? Paulina Holtz: Przyjechałam do Bielska-Białej na zaproszenie Moniki, którą poznałam niemal rok temu na multisportowym obozie, przy okazji zawodów biegowych Hunt Run. Jakiś czas potem zaprzyjaźniłam się wirtualnie, ponieważ mieszkam w Warszawie, z bielskim klubem fitness IRONia i jego instruktorami: Moniką i Sebastianem. Rozmiłowałam się też w treningu siłowym z kettlami. Monika doskonale wie, że chętnie uprawiam także i inne dyscypliny, dlatego zaprosiła mnie do udziału w swoim Ladies Pro Festival. Chciała, żebym opowiedziała trochę o wartościach płynących z uprawiania sportu. A że jestem także mamą dwóch superdziewczynek i kobietą aktywną zawodowo, uznała, że mogę być dla dziewczyn inspiracją do aktywnego zmagania się z codziennością. Początkowo nie byłam co do tego w pełni przekonana. Zaproszenie przyjęłam jednak z radością. Uwielbiam takie osoby jak Monika. Aktywne, pozytywne, multizadaniowe i kreatywne, a przy tym idące własną drogą, a nie cudzymi, wydeptanymi ścieżkami. Warsztaty były świetne, poznałam mnóstwo fantastycznych dziewczyn. Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy o zdrowiu i urodzie i jeśli Monika ponowi zaproszenie, z radością przyjadę jeszcze raz.

Czym dla Pani jest sport? Czy jest to sposób na życie? Kiedy odkryła Pani w sobie pasję do świadomego ruchu? Paulina Holtz: Odkąd pamiętam, byłam w ruchu. Stanowił dla mnie najlepsze antidotum na nudę i smutek. Jako dziecko uprawiałam wiele dyscyplin. Jeździłam, bardziej wyczynowo, na rolkach czy deskorolce. Właściwie jedyne sporty, z którymi nie miałam nic do czynienia, to były sporty wodne. Nadal za nimi nie przepadam, a od kilku lat usystematyzowałam te swoje „sportowe romanse” i biegam, uprawiam jogę. Od pół roku robię treningi z kettlami. Ale co chwilę uczę się czegoś nowego i zakochuję w tym. Ostatnio są to wrotki. Jaki jest Pani sposób na dobre samopoczucie? Paulina Holtz: Ruch z pewnością. Spotkania z przyjaciółką. Książki. I długie kąpiele w wannie. Czy może Pani podzielić się z Czytelnikami sposobami, które pozwolą im w pełni przywitać wiosnę? Paulina Holtz: Łap słońce, podnieś głowę, rozejrzyj się po świecie i odpowiedz sobie na pytanie, czego ci brakuje w życiu. A potem po to sięgnij. Joga czy bieganie? Paulina Holtz: Jak bieganie, to joga koniecznie. Jak kettle, to joga tym bardziej. Każdy rodzaj ruchu daje co innego, dlatego warto, jeśli nie jest się wyczynowcem, imać się różnych rodzajów aktywności fizycznej, żeby ciało pracowało harmonijnie.

25


ludzie Na swoim profilu społecznościowym przybliża Pani książkę Marcina Szczygielskiego „Poczet królowych polskich”. Odnajdziemy w niej kilka interesujących i być może dla wielu intrygujących tez. Czytamy w niej między innymi: „(…) Ale wierzę w chemiczne powinowactwo. W końcu jesteśmy tylko grudami wodnistej galarety napędzanej procesami chemicznymi. (…) Jeśli jednak jesteśmy gromadą poruszających się i oddychających chemicznych mikrofabryk, procesy zachodzące w niektórych z nas muszą być bardziej do siebie zbliżone, a w przypadku innych – zupełnie różne. Jeśli więc spotkamy kogoś, kogo organizm (w tym oczywiście i mózg) na poziomie życiowych reakcji chemicznych jest zbliżony do naszego, lgniemy do niego. A jeśli szczęście nam dopisuje, i on lgnie do nas”. Czy miłość to tylko chemia, czy coś więcej? Czy wierzy Pani w miłość od pierwszego wejrzenia? Paulina Holtz: Wierzę, że całe nasze życie to chemia. I nie „tylko chemia”, ale „aż chemia”! Jesteśmy na łasce i niełasce reakcji chemicznych, które zachodzą w naszym organizmie. Stan zakochania przypomina szaleństwo, jeśli sprawdzi się chemię mózgu. Jestem zatem pewna, że można nagle oszaleć na punkcie drugiej osoby, zwariować niezależnie od tego, czy tego chcemy, czy nie, czy to bezpieczne, czy nie. I, co najwspanialsze, może się to zdarzyć w każdym wieku! A świat bez tej szalonej miłości byłby zupełnie bez sensu. Nad czym Pani obecnie pracuje? Czy w najbliższym czasie będziemy mogli Panią podziwiać na scenie? Paulina Holtz: Właśnie zaczynam próby do spektaklu „Fantazy” w reżyserii Michała Zadary w moim macierzystym warszawskim Teatrze Powszechnym. Premiera w czerwcu. Można mnie także oglądać w Teatrze Polonia czy Och Teatrze. Jeżdżę też po Polsce razem z mamą, Joanną Żółkowską, ze spektaklem „Po co są matki”. To słodko-gorzka, zabawna opowieść o dwóch kobietach, które nagle wyjawiają sobie prawdę. Wiele kobiet twierdzi po spektaklu, że to opowieść o ich relacji matka-córka. Lubimy to grać. W maju będziemy gościć w kilku miastach Polski, między innymi 23 w Oświęcimiu. Zapraszam!

Jaka jest kobieta XXI wieku? Czy można pogodzić bycie dobrą mamą, a zarazem realizować się w życiu zawodowym? Paulina Holtz: Można. Ale to zawsze są jakieś koszty. Jednak jestem zdania, że szczęśliwa, spełniona mama zawsze będzie lepszym rodzicem niż sfrustrowana, niespełniona i nieszczęśliwa. Oczywiście samo macierzyństwo może dawać cudowne spełnienie. Ja jednak potrzebuję pracy zawodowej i dbania o siebie, żeby czuć się dobrze. Jest Pani ambasadorką akcji Świadoma Mama. Co oznacza świadome macierzyństwo? Paulina Holtz: Świadoma Mama to cykl bezpłatnych spotkań dla rodziców w całej Polsce. Mamy warsztaty dla kobiet w ciąży i oddzielnie dla rodziców dzieci do lat 3 oraz warsztaty praktyczne, np. pierwszą pomoc czy chustonoszenie. Na takie spotkania przychodzi 50-100, a nawet więcej osób, zależnie od miasta. Uwielbiam prowadzić te warsztaty, z przyjemnością słucham prelekcji specjalistów i sama staję się coraz bardziej świadoma.

26


wysmakowane wysmakowane pomysły pomysły reklamowe reklamowe

e-mail: mediani@mediani.pl, tel. 504 98 93 97, www.mediani.pl

AUTOPROMOCJA

Wydaj własną książkę! teraz to takie proste! Podążasz własną drogą, każdego dnia stawiając nowy krok. Twoje życie inspiruje innych, twój biznes daje Ci satysfakcję, Twoja rodzina tworzy własną historię. Pomożemy Ci stworzyć biografię, rodzinną historię, poradnik biznesowy! Napiszemy książkę Twoimi słowami! A może prowadzisz restaurację i realizujesz autorskie pomysły kulinarne? Przepisy na dania, piękne zdjęcia, barwne kuchenne historie mogą znaleźć się w Twojej własnej książce! Pomożemy Ci ją napisać i zrobimy wspaniałe, smakowite zdjęcia. Zapewniamy ciagłość procesu wydawniczego: od pomysłu, poprzez napisanie tekstu przez profesjonalnych autorów, redakcję, korektę, realizację sesji zdjęciowej, projekt graficzny okładki, skład, druk i promocję książki.

e-mail: mediani@mediani.pl, tel. 504 98 93 97, www.mediani.pl

27


ludzie

28


Tak się tworzy HERBY Tekst: Katarzyna Górna-Oremus, zdjęcia: Anita Szymańska

SETKI WOLUMINÓW, RYCINY, RĘKOPISY. FOTOGRAFIE Z RONALDEM REAGANEM, PREZYDENTAMI PAŃSTW I MIAST. UŚCISKI DŁONI, UŚMIECHY. A NADE WSZYSTKO WIEDZA. ZDOBYWANA KROK PO KROKU. Z SOLIDNYMI FILARAMI. SIĘGAJĄCA KORZENIAMI MINIONYCH LAT.

Jesteśmy w niewielkim pomieszczeniu. Promienie słońca leniwie opierają się o półki skrzypiące pod ciężarem woluminów. Szpakowaty, dystyngowany mężczyzna nachyla się nad stołem i w skupieniu przygląda się rycinie. Cisza trwająca od dobrych kilku minut. – Bielsko-Biała nie ma własnego herbu – obwieszcza nagle. Jesteśmy zaskoczone. Stanowczo zaprzeczamy jego słowom. On zaś spokojnie tłumaczy, że nie mamy racji. – Proszę tylko spojrzeć – mówi i wskazuje na książkę swojego autorstwa dotyczącą herbów miast w Polsce. – Gmina Bielsko-Biała posiada dwa herby. Dwóch miast. To dziwne, że jeszcze nikt tego nie zauważył i nic z tym nie zrobił – zastanawia się nasz rozmówca. Jest tym wyraźnie poruszony. Nic dziwnego. Heraldyka to miłość jego życia. Alfred Znamierowski, heraldyk i weksylolog, założyciel Instytutu Heraldyczno-Weksylologicznego, jest jednym z nielicznych, o ile nie jedynym człowiekiem w Polsce, który posiada encyklopedyczną, a zarazem praktyczną wiedzę na temat herbów, ale nie tylko. To do niego dzwonią z różnych instytucji, którym jego telefon podał protokół dyplomatyczny MSZ, z zapytaniem o protokół flagowy. – Zasada jest taka, że najważniejsza flaga powin-

na być umieszczona w samym środku pocztu sztandarowego. Nie ma jednak specjalnych przepisów dotyczących tej problematyki. Za prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego przygotowywaliśmy taką ustawę. Została schowana do lamusa. Telefony z zapytaniami o poprawność jednak nie ustały – mówi nasz rozmówca. Już jako 10-latek wiedział, co chce robić w życiu. Z chwilą, gdy przekroczył próg Biblioteki Narodowej, dał się porwać meandrom historii. – Nigdy nie zapomnę tego uczucia, które towarzyszyło mi, gdy po raz pierwszy dotknąłem oryginalnej mapy z XVII wieku. Poczułem tchnienie historii. Nie było dnia, abym nie odwiedził biblioteki. A gdy już wszystko zobaczyłem i przeczytałem z dziedzin, które mnie interesowały, poszedłem jeszcze dalej. Już jako dorosły człowiek wędrowałem ścieżkami wspaniałych czytelni. Przez przypadek odnalazłem książkę z XVI wieku, a w niej manuskrypt, o którym wcześniej nikt nie pisał. Poczułem drżenie serca. To było w Escorialu. Wiedziałem, że to jest to. W zasadzie na tym polega heraldyka. Na dociekaniu, poszukiwaniu, obserwowaniu. Trzeba mieć w sobie wielkie pokłady cierpliwości, należy wiele czytać, dążyć do

29


ludzie W pracy i życiu codziennym Alfreda Znamierowskiego wspiera żona Beata.

poznania. Wtedy być może odkryje się coś nowego, coś, co dotąd pozostało ukryte przed wzrokiem ludzkim albo ktoś tego wcześniej nie zauważył. Heraldyka jest miłością jego życia. Alfred Znamierowski nie tylko posiada teoretyczną wiedzę na temat herbów, ale również wykorzystuje ją w praktyce. Samodzielnie wykonał rysunki wszystkich znanych symboli państw i miast. Zakupiło je kilka encyklopedii w USA, Szwecji i Polsce. Każdy rozdział okrasił szczegółowym opisem. – Tu każdy szczegół jest ważny. Każdy symbol ma określone znaczenie. W zasadzie ich źródeł można doszukać się w Babilonii – mówi. – Czy wiecie, że pierwszy polski orzeł, ten piastowski, był czarny? Wiele osób się dziwi. Są przekonani, że symbolem Polski od początku był ten biały. Czy wiecie, co oznacza symbol Galicji? Kawka? Co oznacza lew z dwoma ogonami? – zapytuje nasz rozmówca. Po czym odsyła do swoich książek. – Kiedyś przygotowywaliśmy opracowanie graficzne historycznego herbu gminy Strumień. Tam, w oryginale, jak odnaleźliśmy w tekstach źródłowych, jest właśnie czarny orzeł. Wykonaliśmy projekt, został pozytywnie zaopiniowany przez ministra, lecz nie wprowadzony, gdyż nie podobał się czarny orzeł śląski. Ludziom się źle kojarzył. Z zaborcą. Tymczasem wieżę kościelną zdobi właśnie ten prawidłowy. Nikt tego już nie dostrzega. Pokrył się patyną czasu. Ostatecznie została wcześniejsza wersja. W 1997 roku Alfred Znamierowski wraz z żoną założył Instytut Heraldyczno-Weksylologiczny, który za główny cel działalności obrał badanie herbów i flag oraz projektowanie znaków dla polskich jednostek samorządowych. Jak wygląda sam proces tworzenia herbu? – To żmudna praca. Należy znać historię, dotrzeć do wszystkich źródeł, które mogą coś nam powiedzieć o poprzednich symbolach danej miejscowości. Przy projektowaniu bierze się także pod uwagę położenie geograficzne,

30

topografię, tradycję, kulturę, a także wyszukuje elementy charakterystyczne dla danego regionu – tłumaczy heraldyk. – Później wystarczy zdobytą wiedzę przelać na papier, a w zasadzie wpisać do specjalnego programu komputerowego i zaprojektować herb. Jedną z gmin na południu Polski, która jeszcze się na to nie zdecydowała, jest na przykład Brenna. A szkoda. To byłoby ciekawe wyzwanie. Tu czas się zatrzymał. Otwarte książki, szkice rozsypane na stole, kawa, która ostygła, i pusta papierośnica. – Zapalą panie? – Znamierowski uśmiecha się, po czym wskazuje na pudełko z papierosami, na którym widnieje Wielka Pieczęć Stanów Zjednoczonych. – To pamiątka po pracy w Waszyngtonie – mówi. – Dziękujemy. Nie palimy – odpowiadamy, zarzekając się, że nadrobimy szkolne zaległości.


Alfred Znamierowski urodził się w 1940 roku w Warszawie. Jest wnukiem znakomitego filozofa, etyka i prawnika – Czesława Znamierowskiego, a także heraldykiem i weksylologiem. Studiował geografię na Uniwersytecie Warszawskim. W pierwszej połowie lat 60. XX wieku publikował artykuły o flagach i banderach m.in. w „Dookoła Świata”, „Skrzydlatej Polsce”, „Morzu”, „Kontynentach”. W latach 1966-1978 pracował w monachijskim Radiu Wolna Europa. W 1985-1994 w sekcji polskiej Głosu Ameryki, m.in. jako jej korespondent w Rzymie. Współpracował z paryską „Kulturą” i innymi pismami emigracyjnymi. Był członkiem najwyższych władz Ruchu Społeczno-Politycznego POMOST i jego przedstawicielem w Waszyngtonie, członkiem Solidarności Walczącej. W 2007 został odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi za utrwalanie pamięci historycznej narodu polskiego. W Niemczech współpracował z niemieckim heraldykiem Ottfriedem Neubeckerem, będąc wykonawcą ilustracji – rysunków herbów – do jego książki „Großes Wappen Bilder–Lexikon der bürgerlichen Geschlechter Deutschlands, Österreichs und der Schweiz” oraz do encyklopedii grupy wydawniczej Brockhaus. W 1978 założył w San Diego ośrodek The Flag Design Center, zajmujący się projektowaniem flag dla miast, hrabstw oraz osób prywatnych, a także badaniami weksylologicznymi. W ramach prac ośrodka Znamierowski zaprojektował flagi dla kilku instytucji i miast oraz wiele osobistych. Wydał plakat z polskimi orłami historycznymi, a w 1982 otrzymał pierwszą nagrodę w konkursie na znaczek Fundacji Światowej Wspólnoty Polonijnej. Przez wiele lat wydawał specyfikacje flag 50 stanów USA oraz kilkuset flag używanych w XX wieku przez państwa i terytoria zależne. Następnie został dyrektorem artystycznym w Annin & Co w New Jersey, przedsiębiorstwie zajmującym się produkcją flag. Równocześnie był też głównym ilustratorem amerykańskiego pisma „The Flag Bulletin”. Po przemianach roku 1989 w Polsce powrócił do kraju. W 1992 był współzałożycielem Polskiego Towarzystwa Weksylologicznego. Wykonuje ilustracje przedstawiające flagi i herby dla czasopism oraz wydawnictw, w tym dla PWN. W 1997 założył Instytut Heraldyczno-Weksylologiczny, zajmujący się badaniami herbów i flag oraz projektujący znaki dla polskich jednostek samorządowych. Członek Polskiego Towarzystwa Heraldycznego i Komisji Heraldycznej przy Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji, w latach 1998-2000 prezes, następnie wiceprezes Polskiego Towarzystwa Weksylologicznego. Dziś mieszka i pracuje w Górkach Wielkich. W pracy i życiu codziennym wspiera go żona Beata. Publikacje: „Zaciskanie pięści, rzecz o Solidarności Walczącej”, Editions Spotkania, Paryż 1988. „Stworzony do chwały”, Editions Spotkania, Warszawa 1995. „The World Encyclopedia of Flags”, Anness Publishing Ltd, London 1999. „Flags Through the Ages, a Guide to the World of Flags, Banners, Standards and Ensigns”, Southwater, London 2000. „Flags of the World, an Illustrated Guide to Contemporary Flags”, Southwater London, 2000. „World Flags Identifier”, Lorenz Books London 2001. „Flagi świata”, Horyzont, Warszawa 2002. „Insygnia, symbole i herby polskie”, Świat Książki 2003. „Herbarz rodowy”, Świat Książki 2004. „Wielka księga heraldyki”, Świat Książki 2008. „Pieczęcie i herby Śląska Cieszyńskiego”, Górki Wielkie-Cieszyn 2011. REKLAMA

31


ludzie

Jan NOWICKI Bez teatralnej maski czyli krótka rozmowa z mistrzem Tekst: Ewa Krokosińska-Surowiec Zdjęcia: archiwum Jana Nowickiego, Henryk Polak

32


Ewa Krokosińska-Surowiec: Od pewnego czasu zajmuje się pan również pisaniem. Pisze pan książki. Przyznam, że po przeczytaniu pana trzech książek byłam zaskoczona, zachwycona i poruszona... Jan Nowicki: ? Ewa Krokosińska-Surowiec: ...lekkością pióra, zabawną fabułą, pełną ciepła mądrą treścią, jak w książce „Białe walce”, wzruszającą historią przyjaźni z „Między niebem a ziemią” zawierającą pana listy do Piotra Skrzyneckiego i od niego do pana. Także pouczającą treścią książki pod przewrotnym tytułem „Mężczyzna i one”. Prawdą pokazaną w tej książce w sposób dowcipny, czasem prosto z mostu, żeby nie powiedzieć – prosto w twarz kobietom, ale jednak ze smakiem, z dużą wrażliwością. Choć, co jest oczywiste, prawdą pokazaną z męskiego punktu widzenia. Muszę się przyznać, że te książki przeczytałam jednym tchem. Zresztą książkę „Mężczyzna i one” poleciłabym jako obowiązkową lekturę wszystkim paniom w każdym wieku. Czym jest pisanie w porównaniu z aktorstwem? Jan Nowicki: To ciekawe pytanie. Aktorstwo, tak jak pisanie, wymaga dialogu. Wyczucia dialogu. Poprzez dialog, rozmowę, zarówno pisarz, jak i aktor opisuje świat i wyraża swój stosunek do niego. Toteż pisanie jest aktorskie, jest podobne do aktorstwa. Mój kolega poseł powiedział mi kiedyś: „Piszesz takie tam listy. To nie jest pisarstwo. Książkę napisz”. „A co to jest książka dla ciebie?”. „No, żeby były dialogi, opisy przyrody”. To napisałem „Białe walce”. Pokazałem, że książkę też potrafię napisać. Tak pisanie, jak i aktorstwo wymagają obserwacji, umiejętnego podpatrywania ludzi i wykorzystania tych obserwacji na scenie i w książce. Ja mówię oczywiście o prawdziwym aktorstwie, o prawdziwym aktorze tej rangi co Gustaw Holoubek, Władysław Kowalski. Nie o takim co to nauczył się tekstu na pamięć i mówi, że aktor.

Jan Nowicki: Jest to oczywiste. Widz ma prawo do oceny po kupieniu biletu. To jest jego święte prawo. Artysta jest skazany na wyrok publiczności. Zresztą gwizdy wcale nie są gorsze od ciszy na widowni, bo cisza może oznaczać, że publiczność śpi. Dlatego tworząc, trzeba być wiernym samemu sobie. Bo jak sobie wyobrażę, że taki artysta, który wydobył na światło dzienne to, co robił, tworzył gdzieś w ukryciu i jeszcze nie był w tej swojej twórczości wierny sobie, nie był ze sobą szczery, a na dodatek to się nie spodobało, bo mogło się nie spodobać, to nie chciałbym być w jego skórze. Ja zawsze starałem się być szczery w tym, co robię. Moja zwyczajna uczciwość nakazywała mi być przyzwoitym artystą. Dobrze jest, kiedy artysta jest też człowiekiem. Ewa Krokosińska-Surowiec: Pan nie tylko pisze. Jeździ też pan dużo po Polsce i spotyka się ze swoimi czytelnikami, a także przedstawia swój spektakl „Co może jeden człowiek” („Co może jeden człowiek” – spektakl teatralny, poetycko-muzyczny, poświęcony Janowi Pawłowi II, opracowany i wyreżyserowany przez Jana Nowickiego, z muzyką Cezarego Chmiela, Marka Stryszowskiego, Jacka Kaczmarskiego oraz poezją Jana Pawła II, ks. Jana Twardowskiego, Bolesława Leśmiana, Jana Nowickiego, Jacka Kaczmarskiego, Czesława Miłosza – przyp. red.). Czy nie powinien pan już tylko „elegancko odcinać kupony”? Jan Nowicki: Nie odcinam kuponów. Konduktor odcina kupony. Oczywiście kiedyś tak żartobliwie mówiłem, myślałem, że teraz pozostało mi tylko eleganckie odcinanie kuponów. Nie, jakie kupony? Pani raczy żartować. Staram się po prostu normalnie żyć i uczciwie pracować. Uważam, że to jest mój obowiązek. Jeżdżę z zespołem znakomitych muzyków i prezentujemy ten spektakl. Zresztą nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Teraz stało się to, co jest normalne w normalnej rzeczywistości. Teraz widza się szuka. Trzeba do niego dojechać. Tylko w komunizmie władza rozpieszczała artystów, bo byli jej potrzebni. Pamiętam, jak w latach 70., kiedy przebywałem u mojego przyjaciela we Włoszech, spotkałem znakomitego włoskiego aktora Vittorio Gassmana, który jeździł po Italii i występował na włoskiej wsi, przedstawiając sonety Petrarki. W normalnej rzeczywistości taka działalność jest czymś naturalnym. Jest to tak naprawdę idea teatru wędrownego, mającego swoje korzenie w teatrze elżbietańskim. Obowiązkiem artystów, ludzi kultury jest, żeby dotrzeć do odbiorcy. Choć widownia teraz nie jest łatwa. Jest zepsuta tą papką telewizyjnych seriali.

Pisanie jest boskie. Daje nieograniczoną możność tworzenia. Dziś mogę być liściem, psem, kobietą. Kim zechcę.

Ewa Krokosińska-Surowiec: Ale wróćmy do pisania. Czym jest dla pana pisanie? Jan Nowicki: Pisanie jest boskie. Daje nieograniczoną możność tworzenia. Dziś mogę być liściem, psem, kobietą. Kim zechcę. Ewa Krokosińska-Surowiec: Mistrzem Serafinem... Jan Nowicki: Tak, oczywiście. Pisanie jest bardzo, ale to bardzo trudnym zajęciem. Pisanie jest też zabijaniem samotności. Jeżeli miałem takiego posła Piętę, panią Stasię, to nie potrzebowałem innego towarzystwa. Wspaniale czułem się w ich obecności. Doskonale się razem bawiliśmy. Pisanie jest szukaniem partnera do rozmowy. Przez rok spotykałem się z moimi bohaterami i rozmawiałem z nimi. Trzeba też powiedzieć, że literatura jest pierwszą ze sztuk. Apeluje do naszej wyobraźni, uczy myślenia. Ludzie przez to, że nie czytają, przestali się sposobić do myślenia. Teraz czytanie męczy, dlatego też myślenie męczy. Ewa Krokosińska-Surowiec: Pisanie, aktorstwo, wszelka twórczość narażona jest na presję, krytykę odbiorcy, widza, czytelnika...

Ewa Krokosińska-Surowiec: Pana życie wystarczyłoby, żeby obdzielić nim kilku ludzi. Zagrał pan setki dobrych ról. Czy coś jeszcze pozostało do zrobienia? Jan Nowicki: Nie zgadzam się. Ja tak nie patrzę. Nic, co zrobiłem, nie spotkało się z moją akceptacją. Zresztą to wyniosłem ze starej szkoły Starego Teatru. Z czasów Swinarskiego, Wajdy, Jarockiego. My zawsze analizowaliśmy, co by należało zrobić lepiej, co należy poprawić. Nigdy też nie zrobiłem nic, żeby przypodobać się widzom. Zresztą tak jak kobietom. Sam się dziwię, że zostałem aktorem. Poczucie niespełnienia leży u podstaw inteligentnego człowieka.

33


ludzie

Ewa Krokosińska-Surowiec: O co tak naprawdę chodzi w życiu? Jan Nowicki: Żeby nie być podłym człowiekiem, żeby zostawić świat odrobinę lepszym. Żeby wejść do jeziora... O proste rzeczy. Ewa Krokosińska-Surowiec: Czym jest starość? Jan Nowicki: Starość jest normalną koleją życia. Jest to tak samo ważny i wartościowy okres w życiu jak każdy inny, pod warunkiem że to życie miało sens. Nie jest ważne – młody czy stary. Jesteśmy korowodem ludzi. I nie ma to najmniejszego znaczenia, jakich ludzi. Starych, młodych... Każdy jest książką. Chodzi jednak o to, żeby być bardziej Dostojewskim. Oczywiście jeżeli młody uważa, że ma całe życie przed sobą, to jego zbójeckie prawo młodości. Ale może być wypadek, choroba. I koniec. Jeżeli zaś stary gra rolę autorytetu, mędrca, to jest idiotą. Bo wszystko już i tak zostało właściwie powiedziane. Każdy jest tylko cząstką zasadniczej części. Trzeba być samokrytycznym. Nie żeby pogardzać sobą, ale żeby być samokrytycznym. Każda inteligentna jednostka jest samokrytyczna. Nie może być wyższości starych nad młodymi. I odwrotnie. A nie, żeby było tak, że idę do sklepu i chcę kupić marynarkę, a tu jakiś palant mi mówi, że nie ma dla mnie marynarki, że mam się odchudzić. Co go to obchodzi. Jego psim obowiązkiem, jako handlowca, jest załatwić marynarkę dla mnie. Ewa Krokosińska-Surowiec: Boi się pan śmierci? Jan Nowicki: Śmierć jest szczytem życia, jest jego nieodłączną częścią. Jest początkiem życia. Powiem tak jak Budionny – jeżeli mężczyzna boi się śmierci, to jest trupem za życia. Nie, nie boję się. Ewa Krokosińska-Surowiec: Wielki Szu musi być samotny? Jan Nowicki: Samotność jest fotogeniczna. Pasowała do tego bohatera filmowego. Taki bohater, taka rola. Chociaż czasem robienie wielkich rzeczy może wymagać samotności. Nie, nie uważam, że trzeba być samotnym w życiu. Ewa Krokosińska-Surowiec: Czy mężczyźnie jest potrzebna kobieta? Jan Nowicki: Absolutnie niezbędna. Kobieta jest tajemnicą nieodgadnioną. Ma czar siły, urok tajemnicy. Czar siły, że

34

w każdej chwili może odejść do lepszego, który będzie lepszym ojcem dla jej dzieci. To odejście jest nieuniknione. To jest w niej. To jest walka o dom, o dzieci. A mężczyzna jest skazany na tęsknotę za kobietą. Nawet Ewa zerwała jabłko, ale Adam nie musiał go zeżreć. Można też zadać pytanie: czy kobiecie jest potrzebny mężczyzna? Oczywiście jest. Mężczyzna i kobieta to wdech i wydech. Są sobie potrzebni jak powietrze. Tylko bardzo trudno dziś o mężczyznę. Mężczyzna dziś składa się głównie ze strachu. Ze strachu, że straci robotę. I ona ten strach zabiera pod kołdrę. Jest trudne bycie razem w takich warunkach. Ewa Krokosińska-Surowiec: Co pan teraz pisze? Jan Nowicki: Dwie rzeczy. Listy do Piotra Skrzyneckiego, które ukażą się w kwietniu w jednym tomie. Część tekstów ukazała się już jako „Między niebem a ziemią”. Część nie była jeszcze wydana. Najpierw usiadłem i zacząłem te teksty poprawiać, uzupełniać. Bo przecież inaczej, lepiej, mądrzej bym powiedział to, co powiedziałem 15 lat temu. Ale w końcu zostawiłem. Zostawiłem te teksty z ich naiwnością, z moim obecnym dystansem i nawet obrzydzeniem do siebie. Przecież to nie miałoby najmniejszego sensu. Dopisałem tylko kilka nowych tekstów. A druga rzecz powstaje dzięki mojemu wnukowi Piotrusiowi. Powiedziałem mojemu wnukowi: „Napisz dla dziadka książkę”. No i Piotruś, jak to dzieci, coś tam popisał, narysował, jacyś Marsjanie, kosmici, zombi, takie głupoty, które dzieci oglądają. „A jaki tytuł będzie miała ta książka?”. I on powiedział: „Moje psie myśli”. Noo! I się okazało, że ja już właściwie mam połowę książki napisaną. Mam już moje „Psie myśli”. W moich „Psich myślach” znajdą się moje rozmowy, moje myśli na przestrzeni ostatnich 10 lat, niewydane, nieopublikowane. Na razie piszę, zbieram te swoje różne rozmowy z różnymi ludźmi, ze sobą, z liściem, psem. Z tego materiału mogłyby powstać trzy książki. Na razie zbieram. Tak jak kręci się film. Kręci się, kręci, a potem się wybiera. Na razie piszę i spędzam ze swoją książką czas. Chcę spędzać czas ze swoją książką. Ze swoimi myślami. Ewa Krokosińska-Surowiec: Bardzo dziękuję za rozmowę i mam nadzieję, że wkrótce będzie pan gościł u nas w Bielsku-Białej.


31-018 KRAKÓW, ul. św. Jana 14, tel: (12) 421 71 04 00-061 WARSZAWA, ul. Marszałkowska 140, tel: 795 029 829 e-mail: galeria@mleczko.pl

35

sklep.mleczko.pl

PROMOCJA

www.mleczko.pl


fashion

Colour Wear to szwedzka marka odzieżowa, która czerpiąc garściami z najlepszych tradycji skandynawskiego wzornictwa, tworzy wyjątkowe ubrania łączące w sobie funkcjonalność odzieży technicznej, miejski styl i niewymuszony luz. To właśnie te cechy sprawiły, że marka w przeciągu zaledwie 5 lat istnienia stała się popularna na całym świecie, a produkty z logo CLWR są chętnie wybierane przez sportowców, fotografów, muzyków, artystów i indywidualistów pragnących w nienachalny sposób podkreślić własny styl. W samym centrum Bielska-Białej znajduje się siedziba polskiego dystrybutora marki oraz showroom. Po telefonicznym ustaleniu terminu wizyty (tel: 72881328), w kameralnej atmosferze, przy filiżance dobrej kawy można w nim pooglądać i przymierzyć ubrania Colour Wear. Wszystkie produkty dostępne są również w sklepie internetowym www.colourstore.pl Colour Wear SS 2015 photo: Marek „Ogień” Michalski model: Paulina Baszczyńska

36

No i cóż, że ze Szwecji

Minimalizm formy, ponadprzeciętna funkcjonalność, dbałość o szczegóły wykonania, wysokiej jakości materiały i przeświadczenie, że produkt ma być narzędziem podnoszącym jakość życia, to cechy charakterystyczne skandynawskiego designu.


37


38


39


40


41


galeria

Kadry światłem malowane – – fotografie Doroty Koperskiej Tekst: Janusz Różański malarz, grafik, fotograf

Koperska Style – Koperska Design to w rzeczy samej brzmi jak marka, bowiem styl kreacji Doroty Koperskiej, znakomitej bielskiej fotografki, jest znakiem rozpoznawczym niezwykle utalentowanej i dynamicznej artystki. Fotografia jest jedną z dziedzin sztuki, w których z powodzeniem realizuje się Dorota. Malarstwo, grafika, projektowanie akcesoriów mody czy art deco, różnorodność materii, szeroki wachlarz środków wyrazu, wielość technik i technologii i wszystko, co w procesie kreacji osiąga postać dzieła sztuki, ogniskuje się w niezwykłej intuicji estetycznej artystki. Fotografia Doroty jest niezwykle intuicyjna, w triadzie: dusza – – szkiełko – oko, kiedy szkiełko staje się przedłużeniem oka, w opanowaniu wszelkich cech optyki i z wielką wrażliwością cechy zostają zamienione w środki wyrazu, kiedy oko postrzega szybciej, bardziej wnikliwie, głębiej, a przetworzenie w wyobraźni jest symultaniczne, wtedy powstają obrazy o wielkiej sile wibracji światła i ujmującej kolorystyce. Lekkość, zwiewność fotografii Doroty, niezależnie od modela, sytuacji czy obiektu, które stają się bohaterami subtelnych opowieści, prowadzi nas przez świat doznań estetycznych i niemal sennych obrazów, których powidok na długo zostaje pod powiekami. Zwykle w narracji o dziele szukamy wsparcia merytorycznego w źródłach inspiracji. I tak w fotografii Doroty wyraźnie można dostrzec asocjacje z bressonowską teorią decydującego momentu, co w bezpośrednim kontekście oznacza, iż artystka postrzega w szczególny sposób rzeczywistość rejestrowaną czy opisywaną z wrażliwością i wyczuleniem na uchwycenie decydującego czy kluczowego momentu. Swoista narracja, opowieść to jedna z głównych cech fotografii Doroty. Niezależnie od tego, czy mamy przed sobą jedną fotografię, czy zestaw reporterski, czy jest to czyste ujęcie, czy też rodzaj stylizacji warsztatowej, w każdej z nich fragment rzeczywistości uchwycony przestaje być notatką czy rejestracją, a staje się opowieścią. Dorota swoimi fotografiami opowiada całe historie, wręcz tworzy je, ożywia zaklęte w pozornie martwej naturze czy niemal zwykłej sytuacji. Opowiada o świetle, o barwach, o tajemniczych rozmyciach planów, o dziwnych przestrzeniach, wibracjach, których nie dostrzega oko, o świecie barw i kształtów. Fotografie oczarowują impresją, malarskością, niezwykłą dynamiką, napięciami struktur obrazu drżących w miękkim przepływie małej i dużej głębi ostrości. Głębia ostrości jest jedną z cech optyki, a umiejętnie wykorzystana w obrazie daje niesamowite

42

Dorota Koperska – malarka, projektantka, fotografka. Absolwentka Instytutu Sztuki, specjalizacji malarstwo Filii Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie. Autorka czterech wystaw indywidualnych. Uczestniczka sześciu wystaw zbiorowych w kraju i za granicą (Holandia, Dania), projektantka marki KOPERSKA – www.koperska.pl. Fotografia: www.koperskaphotography.com

bogactwo nieprzewidywalnych zniekształceń, aberracji swoistego tańca sylwet barwnych i świetlnych. Długo można by opowiadać o fotografiach Doroty Koperskiej, o jej wielkiej wrażliwości i „tym czymś”, czymś szczególnym, aurą, którą emanuje autorka i którą zaklina w swoich fotografiach, w ujęciach radosnego dzieciństwa, w fotografowaniu zakochanych par, tańczących kieliszków w martwych naturach, gdzie wszystko jest rozwibrowane w świetlikach szklanych odbić płomieni świec czy promieni słońca, wreszcie urokliwych cichych uliczek czy wręcz dudnienia form w ruchliwym street. To oczywiście nie wszystkie motywy, które cieszą i zajmują artystkę, osobliwie szczególne miejsce w jej twórczości zajmuje fotografia koncertowa, a z, nazwijmy to – rodzajów fotografii, jakie bezpośrednio spotykają się z uznaniem odbiorców, to fotografia ślubna, eventowa, fotografia produktowa, fotografia rodzinna, portretowa. W każdym z gatunków fotografii Doroty można odnaleźć coś szczególnego, bowiem artyzm i emocje autorki, uczucie i zaangażowanie czynią to dzieło jasnym w przekazie, dają radość estetycznej przygody i często stają się wyjątkową pamiątką na zawsze. Można się zauroczyć fotografią Doroty Koperskiej, a nawet w niej zakochać... Ja się zakochałem.


43


44


45


46


47


na kolanie

WIO SENNE PORZĄDKI Tekst: Roman Kolano Lubi porządnie się wyspać. Właściciel nieuporządkowanych myśli. Wielokrotny użytkownik alfabetycznego porządku.

Kto wie, jak zachować się w czasie wybuchu? Podpowiadam – należy położyć się np. w wannie i przykryć kocem. Ja niestety nie zdążyłem. Eksplozja zastała mnie w pokoju. Odruchowo próbowałem szukać schronienia jeszcze pod parapetem. Daremnie. Na ewakuację było już za późno. Na środku pokoju błyskawicznie powstała barykada, jak podczas rewolucji. Już po chwili o pokoju nie było mowy. Pojawił się konflikt. Nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności zostałem po przeciwnej stronie barykady niż moja żona uzbrojona po zęby w bezwarunkową determinację i niewzruszoną wolę zwycięstwa. Szybko skonstruowałem minę zaczepno-obronną i rzuciłem w stronę uzbrojonej małżonki. Trzeba uważać, żeby nie stanąć na minie, bo to bardzo boli, szczególnie kiedy jest to mina męża. Może wybuchnąć. Mina często kojarzona jest z twarzą, w tym przypadku jest to uzasadnione. Moja mina była bardzo groźna. Przypuszczam, że w każdym domu jest takie ognisko zapalne, zarzewie konfliktu – pawlacz, schowek, strych, graciarnia, gdzie przechowujemy „szpeje”, które mogą posłużyć do eskalacji konfliktu. Podczas porządków dochodzi do wielu spięć. Niepozorne

segregowanie przydatnych śmieci może przerodzić się w różnicę zdań, zdania w argumenty, argumenty w inwektywy, inwektywy w groźby, groźby w obrażenia, obrażenia w uszkodzenia… Ostatecznie niewinna segregacja drobiazgów może zamienić się w podział majątku. Gdy kurz i emocje już opadły, zabraliśmy się do rozbierania barykady, która nas dzieliła. Szybko okazało się, że kwestią nie do rozstrzygnięcia jest wyrzucenie pozostałości oryginalnego fajansu z PRL-u albo niby to posrebrzanej łyżeczki do cukru z prawdziwymi kryształkami cukru – pamiątki po babci. Kontrowersje wzbudziła też gustowna waza z dynastii Wang z certyfikatem oryginalności „Społem” z 1981 roku, która już dawno powinna zrobić „bang”. Natomiast sensację wzbudziła stara pojedyncza filiżanka z niezdrapaną ceną 250 000 zł! Straszne pieniądze za taką skorupę. Teraz się trochę postarzała, to będzie warta o wiele mniej. Zakrapiany kamionkowy szorstki talerzyk (naczynie doskonałe do szurania paznokciami), szkliwiony wazon (świetny do polerowania mokrym styropianem) zgodnie uznaliśmy za zbędne. Znalazły się jeszcze prawdopodobnie kawałki prawdopo-

48

dobnie meteorytu albo szczątki zapomnianego satelity, wykorzystywane w domowych pracach, lub kawałek czekoladki przyklejony do pożółkłej koperty, przeznaczonej przez babcię do przechowywania przed wojną akcji spółki Wedel, po których ani śladu. Znalazły się bombki na choinkę z 1964 roku. Na szczęście były zabezpieczone i nie wybuchły, ale strzał było słychać. Korek strzelił. Znaleziona butelka była podejrzana, więc skosztowałem. Jak się później okazało w smaku, nie był to koktajl Mołotowa, tylko niegroźna substancja chemiczna skomponowana ze sfermentowanych winogron, powodująca po zażyciu niewielkie uszkodzenia ciała i lekkie zawroty głowy. Kołowrotek, wrzeciono, szpulę ORWO oddamy do muzeum, chyba techniki. Podczas wybuchu porządków nie ma czasu ani miejsca na dyskusję. Całe miejsce zajmują dziwne urządzenia siłą wyszarpane na środek pomieszczenia ze schowków, pawlaczy, zakamarków, zapomnianych kątów. Później zaczynają się przesłuchania i niewygodne pytania. „A to co!?”, „Na co ci to?!”, „Co to?”, „A to?”, „Z kim?”, „Za ile?”, „Coś ty? Z nim?”. Robienie wiosennych porządków w domu wiąże się nierozerwalnie


z robieniem bałaganu w garażu, żeby bowiem bałagan był mniejszy, należy go równomiernie podzielić na pomieszczenia. Mężczyzna lubi mieć wszystko pod ręką. Kiedy tylko z zamkniętymi oczami sięgnie po kołek rozporowy, to chwyci albo kołek rozporowy, albo młotek, albo szlajzbach, albo kołek rozporowy, czyli wszystko to, co mu jest właśnie potrzebne. Nie należy mylić kołka rozporowego z rozporkowym. Każdy służy do czego innego. Kobieta nie zrozumie, że ręczny obrotowy zakołkownik rotacyjny służy do zawijania dwubiegunowej raszki obrotowej i musi być zawsze pod ręką, bo w każdej chwili może braknąć prądu. Porządki w garażu grożą totalnym bałaganem, na dodatek są niebezpieczne. Wyciągając papier ścierny, który akurat jest nam może niezbędnie potrzebny do starcia, musimy przesunąć trzy letnie opony, dwa kantowniki, profilowane reszle, dwa kolanka, kawałek rynny bez deszczu, pompkę bez powietrza i rozmontowaną sprężynę oraz sanki, które w lipcu lub sierpniu nie będą nam koniecznie potrzebne. Cała misternie złożona konstrukcja może runąć przez jeden nierozważny, bezmyślny ruch i doprowadzić do katastrofy. Jeżeli chodzi o porządki, to z zasady nie ma reguły, kto jest porządniejszy – kobieta czy mężczyzna, mąż czy żona, żona czy żona, mąż czy mąż, babcia czy dziadek. Występują przypadki kobiet, które po zrobieniu porządków nie potrafią niczego znaleźć. Mężczyźni raczej znajdują to, czego szukają. Potrafią znaleźć drugą połówkę, choćby nie wiem gdzie i jak była schowana. Potem trzecią i czwartą, a po piątą to już może skoczyć najtrzeźwiejszy. Trochę gorzej jest ze znalezieniem tej drugiej do pary. Jest to możliwe, żeby jedna skarpetka wykonana z tego samego materiału rozpuściła się w praniu, a druga nie? Porządki nie wzbudzają pożądania. Co prawda występują skąpo ubrane pokojówki, ale tylko w filmach bez fabuły. Taka kobieta, która sprząta naprawdę, ma ubranie jak budowlaniec i jeszcze gumowe rękawiczki. Ohyda albo perwersja. Nie wszystko da się zamieść pod dywan. À propos, czytałem niedawno, że przeciętny Polak wydaje na kochankę niecałe 800 zł miesięcznie. No więc jak komuś się tam zapodział rachunek za szampana… Bywają takie przypadki bałaganu, że konieczne są tzw. porządki gruntowne, czyli takie, podczas których przy pomocy kilofa przebijamy się przez warstwę przedmiotów codziennego użytku, poprzez panele i fundamenty docieramy do gruntu. Gruntowne porządki przybierają nieraz formę remontu na kredyt. Po zrobieniu porządków należy posprzątać. Pamiętajmy o tym, żeby znowu nie zostawić bałaganu. O żonę jestem spokojny, za kilka dni ochłonie. Porządek niestety pozostanie na dłużej. Trudno, trzeba będzie z tym jakoś żyć. Muszę tylko zapamiętać, żeby nie szukać noży tam, gdzie teraz są łyżki, a butów tam, gdzie były wcześniej. Jakoś się poukłada. Za rok, na wiosnę, wszystko wróci na swoje miejsce.

Zyskaj

500

rabatu przy zapisie na 2 semestry kursu

REKLAMA

49

**


uroda & zdrowie

PRZYWRÓCIĆ MŁODOŚĆ Medycyna estetyczna w trosce o młody wygląd

dr Ewa Trzepizur-Dżoga

Starzeć należy się z godnością – jakże często słyszę to zdanie. Albo od osób, które chciałyby poddać się jakiemuś zabiegowi, ale mają swoje obawy i są bardzo ostrożne, albo też od osób przeciwnych w ogóle medycynie estetycznej. Skóra jest największym narządem. Chroni to, co jest wewnątrz. Jest bardzo czułym wskaźnikiem tego, co się w nas dzieje. Czy to jest godne, żeby ją niegodnie, po macoszemu traktować? Na szczęście już także w Polsce kobiety i mężczyźni stopniowo oswajają się z medycyną estetyczną. Wzrasta świadomość, że poddając się zabiegom, dbamy o siebie. Twarz pacjenta po zabiegach to nadal ta sama twarz, tylko młodsza. Pacjenci oczekują naturalnych efektów oraz mniej inwazyjnych, ale bardziej efektywnych i przede wszystkim bezpiecznych terapii.

50

Lekarz medycyny estetycznej nie jest rzemieślnikiem. Pacjent często przychodzi z konkretnym problemem, który dotyczy niewielkiego fragmentu skóry. Rolą lekarza oprócz rozwiązania tego jednego problemu jest ocena pacjenta całościowo. Każdy pacjent ma swoje własne unikalne cechy anatomiczne i wymaga indywidualnego podejścia. Jeśli problem dotyczy na przykład nawet tylko jednej zmarszczki na twarzy, to i tak zawsze oceniam całą twarz, proporcje, objętości bądź ich brak, gdzie uwidaczniają się cienie, jak wygląda twarz w spoczynku, a jak przy pracy mięśni mimicznych, jaka jest kondycja skóry i stopień zaawansowania fotostarzenia. Skupiam także uwagę na tych częściach twarzy, które mają znaczenie przy ocenie jej atrakcyjności, to jest na oczach wraz z oprawą, nosie i ustach.


we. Preparat ten ma też zastosowanie po urazach tkanek oraz przy zabiegach pobudzających wzrost i hamujących wypadanie włosów. Jeśli problemem są poszerzone naczynka lub przebarwienia, to efektywne jest działanie energii IPL i fal radiowych. Przy zwiotczeniu i opadaniu tkanek zastosowanie mają nici rozpuszczalne. Pamiętajmy też o ustach – atrybucie kobiecości. Nie namawiam tu do tego, żeby każda kobieta miała bardzo duże usta, tę cechę trzeba lubić, a częściej spotykam się z opinią, że usta nie powinny być zbyt duże. Ale każda twarz zyska na atrakcyjności, jeśli usta będą pełne, o prawidłowych proporcjach, nawilżone. Często efekty zabiegów widoczne są od razu – na przykład po zabiegu odbudowy objętości lub modelowania ust. Czasem dopiero po kilku dniach, jak po zabiegu fotoodmładzania lub nawilżania skóry. Czasem trzeba się uzbroić w cierpliwość i poddać serii zabiegów, żeby rezultaty były w pełni satysfakcjonujące. Bardzo istotną rolę przed wykonaniem jakiegokolwiek zabiegu pełni konsultacja. Ważne jest, jak dotąd dana osoba dbała o skórę, czy wcześniej poddała się już jakimś zabiegom. Zdarza się, że wykonane wcześniej zabiegi wykluczają inne, dlatego pacjent powinien być szczery wobec lekarza. Dobrze jest, jeśli pacjent rozumie, że zmiany związane ze starzeniem się nie powstały w ciągu jednej nocy, dlatego

51

nie da się też ich skorygować podczas jednego czy dwóch zabiegów, ale z reguły jeden medyczny zabieg już przynosi wymierne rezultaty. Pamiętajmy, jak ważna jest profilaktyka i wczesna interwencja, żeby zapobiec powstaniu zmian nieodwracalnych. Często słyszę, jak kobieta mówi o sobie, że nie wygląda źle, nie odbiło się na niej jeszcze piętno upływającego czasu i nie ma potrzeby poddawać się żadnym zabiegom. Niestety, gdy już pewnego dnia pacjentka dostrzeże u siebie wyraźne cechy starzenia, to będzie wymagała więcej pracy i rezultaty nie będą tak naturalne, jak przy systematycznych profilaktycznych zabiegach. Zakończę trochę przewrotnie. Według Deepaka Chopry – jednej z najwybitniejszych osobowości w dziedzinie medycyny łączącej zachodnie osiągnięcia z tradycyjnymi wschodnimi praktykami uzdrawiającymi – starość to tylko stan umysłu i starzenie się jest procesem odwracalnym.

Doktor Ewa Gabinet Medycyny Estetycznej Ewa Trzepizur-Dżoga ul. Stojałowskiego 14 43-300 Bielsko-Biała e-mail: doktorewa@doktorewa.com tel.: 660 926 982, 606 111 032

ARTYKUŁ SPONSOROWANY

Co w ogóle możemy osiągnąć dzięki zdobyczom medycyny estetycznej? Wraz z upływającym czasem starzeją się nam i zanikają tkanki. Jeśli chodzi o twarz, to chociaż zazwyczaj skupiamy się na skórze, znaczenie ma tu również zanik mięśni i kości. Z kolei utrata i przemieszczanie się ku dołowi głęboko położonej tkanki tłuszczowej prowadzi do zmian w kształcie i konturze twarzy. Twarz zwęża się, zapadają się skronie, mamy wrażenie, że oczy są coraz głębiej położone. Można przywrócić objętość w miejscach strategicznych – w okolicach jarzmowych, podoczodołowych, na skroniach, w okolicach brwi, bródki, kątach żuchwy. Odbudowujemy tę objętość i wspomagamy tkanki poprzez iniekcje kwasu hialuronowego, hydroksyapatytu wapnia, kwasu polimlekowego bądź własnej tkanki tłuszczowej. Z wiekiem zwiększa się również napięcie mięśni mimicznych, przeważa praca tych mięśni, które ciągną tkanki ku dołowi, zgodnie z siłą grawitacji. Możemy obniżyć napięcie tych mięśni dzięki iniekcji toksyny botulinowej. Bardzo istotną rolę wśród zabiegów medycyny estetycznej odgrywają zabiegi poprawiające strukturę skóry. Na poprawę gęstości skóry możemy liczyć po zabiegach laserem frakcjonującym CO2, po silnych pilingach, po zabiegach z zastosowaniem fal radiowych i podczerwieni, po hydroliftingu. Silnie regenerują skórę zabiegi wykorzystujące osocze bogatopłytko-


uroda & zdrowie

DERMIA SOLUTION W SALONIE SO-GREEN Alternatywa dla botoksu i mezoterapii. Nieinwazyjna metoda biorewitalizacji skóry 4 marca w zielonych progach So-Green miała swoją bielską premierę marka Dermia Solution. W gościnnych wnętrzach So-Green spotkało się kilkadziesiąt pań. Spotkanie poprowadziły siostry i jednocześnie właścicielki salonu – Agnieszka Goliasz i Gabriela Botwina. Emilia Kossakowska, importer i międzynarodowy trener marki Dermia Solution w Polsce, jako gość specjalny wieczoru wprowadziła uczestniczki spotkania w tajniki skutecznej pielęgnacji skóry. Szczęśliwa zwyciężczyni loterii wizytówkowej została jeszcze tego samego wieczoru, na oczach zgromadzonych, poddana temu niezwykłemu zabiegowi. Wszystkie panie mogły naocznie przekonać się, jak wygląda biorewitalizacja krok po kroku, wysłuchać na bieżąco opisu odczuć poddawanej zabiegom klientki i przekonać się, że jest przede wszystkim zabieg bezbolesny. Ten za-

bieg jest technologicznie i biochemicznie zaawansowany, mogą go wykonywać osoby z wykształceniem medycznym i kosmetologicznym. Mimo iż

jest niezwykle intensywny i stymulujący skórę, nie powoduje przerwania ciągłości tkanki, dzięki czemu zabieg nie jest zarezerwowany wyłącznie dla lekarzy. Pani Patrycja została najpierw poddana zabiegowi poliabrazji twarzy, którego celem jest usunięcie zrogowaciałego naskórka, co poprawia przepuszczalność skóry. Naskórek usuwany jest dzięki rotacyjnym ruchom głowicy zaopatrzonej w korony ścierne wykonane ze specjalnego polimeru medycznego. Podczas zabiegu skóra jest stymulowana i pobudzana do lepszej pracy. Ten zabieg przygotowuje skórę do zabiegu właściwego, czyli stymulacji linii zmarszczek. Zabieg może być stosowany dwojako, albo jako kompletna procedura złuszczająca i oczyszczająca

52

Emilia Kossakowska, Dermia Solution: „Ten zabieg jest świetną alternatywą dla inwazyjnych zabiegów dzięki temu, że unika się w nim bólu, zasinień i krwiaków. Co ciekawe, każdy, kto się mu poddaje, osiąga inny, indywidualny efekt. Chodzi w nim o niwelowanie poszczególnych problemów – spłycenie zmarszczek, odżywienie odwodnionej cery, poprawienie owalu, usunięcie przebarwień itd. Mogą się mu poddawać nawet bardzo młode osoby ze zniszczoną nadmiernym opalaniem skórą, po chorobach itp. Uzupełnieniem zabiegu jest linia kosmetyków selektywnych Dermia Solution, dostępnych wyłącznie w salonie So-Green, dobieranych indywidualnie do potrzeb klientki”.


naskórek, albo jako przygotowanie skóry do zabiegu biorewitalizacji, czyli mikronakłuciu 20 sterylnymi igłami, które znoszą barierę naskórkową i pozwalają na niezwykle skuteczną suplementację kwasem hyaluronowym. Kolejny etap to praca precyzyjną głowicą (6 mikroigieł), dokładnie w dnie zmarszczki, z jednoczesną stymulacją i suplementacją preparatem z argireliną, która „relaksuje” mięśnie zagniatające bruzdę. Procedura jest niezwykle skuteczna, a jednocześnie komfortowa (brak wysięku krwi, natychmiastowa regeneracja skóry). Podczas tego zabiegu skóra suplementowana jest innowacyjnymi i ekskluzywnymi dermaceutykami. Uzupełnieniem zabiegu jest selektywna linia dermaceutyków Dermia Solution dostępna wyłącznie w salonach patronackich takich jak salon So-Green i dobieranych indywidualnie do potrzeb skóry klientów.

Patrycja Wojtak: „Jestem bardzo zadowolona, że mogłam wziąć udział w evencie organizowanym przez firmę So Green. Podczas zabiegu nie czułam żadnego dyskomfortu. Miałam za to wrażenie, że jestem poddawana przyjemnemu masażowi, który pobudzał pracę mięśni mojej twarzy. Towarzyszyło temu delikatne mrowienie, zwłaszcza w okolicach oczu. Zabieg został przeprowadzony profesjonalnie, a kosmetyczka, która go wykonywała, objaśniała jego kolejne etapy. Skóra po zabiegu jest gładsza, świeższa i delikatniejsza! Moja cera jest bardzo ładnie rozświetlona, zniknęły zanieczyszczenia i pojawił się zdrowy blask. Moim zdaniem to zabieg wart każdej ceny”.

ul. Gen.St.Maczka 41, Bielsko-Biała tel. 502 858 058 e-mail: so_green@onet.pl

53

ARTYKUŁ SPONSOROWANY

so-green


uroda & zdrowie

SANTE VITA Salon Odnowy Biologicznej, Plac Lutra 14, Bielsko-Biała, e-mail: gabinet@santevita-masaze.pl godziny otwarcia: 10.00–22.00, rezerwacja tel.: 698-539-815

54

kto korzysta z jego dobroczynnego działania zapobiegawczo. A masaż jest wspaniałym lekarstwem zarówno dla ciała, jak i dla duszy. Koi zmysły, odpręża, relaksuje, znosi napięcie mięśniowe, redukuje szkodliwy wpływ stresu, poprawia metabolizm. Masaże są różne (relaksacyjny, lomi lomi, bańką chińską, aromatycznymi stemplami, ciepłymi kamieniami), więc każdy może wybrać coś dla siebie. To wspaniałe doznanie, więc warto poznać jego uroki. Jednym ze skutecznych sposobów profilaktyki i hartowania ciała jest systematyczne korzystanie z sauny. Jej zalety cenią sobie Skandynawowie, którzy uczęszczają do niej niemal codziennie. W Finlandii posiada ją co trzecie gospodarstwo domowe. Doskonale niweluje zmęczenie, poprawia ukrwienie, dzięki czemu odnawia się zasoby energii, hartuje organizm. Najnowszym osiągnięciem techniki jest sauna na podczerwień (infrared). Efekt kliniczny wywołują promienie podczerwone, które dają efekt przypominający wygrzewanie się na słońcu. Sprzyja to produkcji endorfin, przyśpiesza metabolizm, wspomaga odchudzanie, regeneruje i pozwala poczuć się zrelaksowanym. By życie było szczęśliwe, warto do niego dodać czasami trochę przyjemności... Daniel Brzazgoń – fizjoterapeuta, asystent osoby niepełnosprawnej, ukończył specjalistyczny kurs zintegrowanych form masażu „Biomasaż”, ukończył kurs „Podstawy chirurgii fantomowej”, posiada świadectwo kwalifikowanego tłumacza języka migowego I stopnia.

ARTYKUŁ SPONSOROWANY

Czy słynna maksyma ojca medycyny Hipokratesa – lepiej zapobiegać niż leczyć – ma jeszcze miejsce w dzisiejszym świecie? W świecie, w którym czas ucieka nam nieubłaganie, gdzie pęd za pieniądzem i sukcesem przesłania nam prawdziwe wartości życia, coraz trudniej jest się zatrzymać. Brakuje nam czasu, żeby pobyć samemu Daniel Brzazgoń ze sobą, posłuchać swojego Fizjoterapeuta wewnętrznego głosu, kierować się wrodzoną intuicją. Czy zatem warto znaleźć trochę czasu dla siebie i wybrać się do kina, teatru, uprawiać sport, przeczytać książkę, skorzystać z masażu lub po prostu wyciszyć się i posiedzieć w fotelu, z kubkiem gorącej czekolady i wsłuchać się w siebie? Moim zdaniem warto! Życie jest również po to, aby korzystać z jego uroków. Aby jednak życie było w pełni szczęśliwe, warto je przeżyć w dobrym zdrowiu. Pytanie: jak to zrobić? Nie ma lepszego sposobu niż profilaktyka, zdrowe odżywianie i bycie aktywnym. Już starożytni Rzymianie, a jeszcze wcześniej Chińczycy i Hindusi docenili niezwykle korzystny wpływ masażu na organizm. W kulturze Dalekiego Wschodu jest praktykowany niezwykle często i systematycznie. W Polsce korzystamy z niego, gdy mamy jakąś dysfunkcję narządu ruchu (najczęściej kręgosłupa) lub gdy pojawia się ból. Mało


Taping Medyczny Medical Taping Concept (MTC) jako innowacyjna metoda wspierająca naturalny proces regeneracji organizmu

W późnych latach 70 japoński chiropraktyk / kinezjolog dr Kenzo Kase opracował technologię tapingu (plastrowania). Stworzone przez niego taśmy/plastry, charakteryzują się rozciągliwością zbliżoną do elastyczności tkanki skórnej osoby zdrowej. Bezpośrednia aplikacja taśmy na skórę pobudza znajdujące się w niej receptory co powoduje stymulowanie naturalnego procesu regeneracji organizmu i przywrócenie stanu homeostazy. Zastosowanie tapingu wywiera pozytywny wpływ na układ nerwowy, układ krążenia (krwi i limfy), stawy, ścięgna, mięśnie a także organy wewnętrzne. Tak więc dobierając odpowiednią technikę oklejania można działać przeciwbólowo, przeprowadzać drenaż limfatyczny, korygować nieprawidłowe ustawienia stawów, regulować napięcie mięśniowe, aktywizować i odciążać uszkodzone struktury. Szerokie spektrum działania tej metody zostało docenione nie tylko w medycynie sportowej (jako prolaktyka kontuzji i wspomagająco w leczeniu urazów) ale i w ortopedii, neurologii czy pediatrii.

Nalepiony plaster jest źródłem bodźców wyłącznie mechanicznych, nie zawiera leków ani środków przeciwbólowych jest hipoalergiczny i wodoodporny. Specjalne właściwości taśm pozwalają na komfort ich użytkowania gdyż nie ograniczają one zakresu ruchu! Ponadto taśmy mogą być noszone 24 godziny na dobę przez kilka dni co sprawia, że jest to bardzo intensywna forma terapii. Najbardziej popularnymi schorzeniami, w których stosowany jest taping medyczny są:

bóle kręgosłupa (również u kobiet w ciąży), łokieć tenisisty, uszkodzenia struktur w obrębie stawów kończyn (bez ograniczania ich mobilności), ostroga piętowa, zespół cieśni kanału nadgarstka, świeże blizny, obrzęki, korekcja wad postawy i wiele innych zastosowań. Zapraszam na terapię mgr zjoterapii Edyta Jaromin

55

Instytut Medycyny Estetycznej i Przeciwstarzeniowej tel. 792 713 002, kom. 514 799 083 ul. Pięciu Stawów 4/1, 43-300 Bielsko-Biała kontakt@ideallist.pl www.ideallist.pl


uroda & zdrowie

Nie wstydzę się być kobietą Pani Zofia, 40-letnia mama dwójki dzieci, właścicielka salonu fryzjersko-kosmetycznego. Aktywna sportowo, jak mówi o sobie, ma nadmiar sił witalnych. Zdecydowała się na zabieg laserowej korekcji choroby nietrzymania moczu. Czy to jest kwestia odwagi, charakteru, że przed 300 osobami podczas Kina Kobiet potrafiła Pani mówić o problemach intymnych? Dlaczego o tym pani mówi? Zofia: Bo pracuję z ludźmi, pracuję głównie z kobietami, co wynika z charakteru mojej pracy, poświęcam im czas i rozmawiam z nimi o problemach, o których nie rozmawiają czasem ze swoimi przyjaciółkami. Byłam po pierwszym zabiegu, kiedy miałam okazję opowiedzieć o swoim przypadku kobietom właśnie podczas Kina Kobiet i nie miałam z tym problemu, bo robię to na co dzień. Jak to się stało, że poddała się Pani temu zabiegowi? Zofia: Od zawsze uprawiam sporty. Lubię biegać. Lecz po drugiej ciąży stało się to bardzo trudne, niemal niemożliwe. Przy jakimś kichnięciu, podskoczeniu popuszczałam mocz. Musiałam się mocno pilnować, trzy godziny przed bieganiem niczego nie piłam. Dopadła mnie dolegliwość nietrzymania moczu. Normalnie, gdy napełnia się pęcherz moczowy, to odczuwa się ucisk, a ja tego nie odczuwałam, więc nie mogłam kontrolować. Moja przyjaciółka, która znała mój problem, namówiła mnie do zbadania tematu lasera. A ponieważ od lat leczę się u Pana Doktora Szymali, opowiedziałam mu o problemie i zdecydowaliśmy po wykonaniu badania urodynamicznego i konsultacji urologa, że użycie lasera jest dla mnie najlepszym rozwiązaniem. Czy jest różnica przed i po? Czy coś się w Pani życiu po tej decyzji zmieniło? Zofia: Ja męczyłam się i irytowałam przez 12 lat. Kiedyś urolog, u którego byłam z tą dolegliwością, stwierdził, że w sklepach jest duży wybór podpasek, wkładek i pieluch dla dorosłych, więc sobie poradzę (!). Czyli jak mam sobie pobiegać, to mogę założyć pampersa (śmiech). Już pierwszy zabieg sprawił, że poczułam różnicę. Zaczęłam odczuwać, że chce mi się oddać mocz, o czym przez lata zapomniałam. Wcześniej odwiedzałam toaletę dwa razy dziennie mimo że piję dużo płynów, a po tym pierwszym zabiegu laserem MonaLisa, biegałam do toalety co godzinę. Po drugim zabiegu jest już na tyle dobrze, że mogę podczas aerobiku bez obawy popuszczania moczu napić się wody, czego wcześniej nie robiłam. Czy ten zabieg boli? Jak długo dochodzi się po nim do siebie? Zofia: Nie, nie jest bolesny. Powiedziałabym, że poddajemy się dużej ilości innych zabiegów, które są faktycznie bolesne. Podczas tego zabiegu odczuwa się jakby swędzenie, może coś zapiec na ułamek sekundy. Po zabiegu nie ma żadnych dolegliwości. Są delikatne upławy przez dzień, dwa, ale to absolutnie wszystko.

56

Co na to mąż? Zofia: Mąż opisał to w taki sposób, że się jakby obkurczyłam, że ma wrażenie jakbym była węższa, opuchnięta. Dla mnie nie jest to absolutnie żadnym dyskomfortem. Co do odczuć podczas zbliżenia, to dla mnie nie zmieniło się nic, nie pogorszyło się, ale dla męża się polepszyło. Jest więc dobrze. Dlaczego Pani zdaniem kobiety powinny o tym wiedzieć i mówić? Zofia: Uważam, że powinno się o tym mówić, nie powinien to być temat tabu. To niestety zakorzenione jest w naszej tradycji, że potrzeby kobiety są spychane na dalszy plan potrzebami rodziny. Powszechne jest przekonanie, że po porodzie jest normą nie trzymanie moczu. A przecież szczęśliwa kobieta, to szczęśliwa rodzina. Jaki jest pani zdaniem poziom świadomości współczesnych kobiet w kwestii możliwości wykorzystania laseroterapii? Zofia: Kobiety, z którymi rozmawiam dzielą się na dwie grupy. Jedna, to świetnie obeznane z tematem, posługujące się biegle internetem, ale potrzebujące, aby im ktoś powiedział, że to nie boli, że jest to bezpieczne i skuteczne. Druga grupa, to przeważnie panie trochę starsze ode mnie, które w zasadzie nie korzystają z dobrodziejstw internetu, nawet nie interesują się broszurami, czy prasą kobiecą. Zwykle kwitują „A, przecież tyle lat żyłam bez tego, nie potrzebuję tego”. Czy trudno jest pani rozmawiać o swoich problemach z lekarzem? Zofia: Trafiłam do doktora Szymali, który zdiagnozował u mnie guza wielkości pomarańczy. Wcześniej przez wiele lat leczona byłam po nie trafionej diagnozie, brałam leki, które w niczym mi nie pomogły. Od tego czasu obdarzyłam doktora Szymalę zaufaniem, które trwa niezmiennie od kilkunastu już lat. Opowiadam mu o swoich dolegliwościach, bo wiem, że przyczynę trzeba zdiagnozować. Ja potrafię opowiedzieć mu o najintymniejszych problemach mojego związku. Mam do niego wysoki pułap zaufania. Umiem i nie wstydzę się opisać problem. Kobiety często nie potrafią opowiadać, opisywać, właśnie wstydzą się. A przecież lekarz jest w tym wypadku mężczyzną i on nie będzie miał nigdy podobnego zabiegu, więc nie domyśli się niczego, jeśli mu o tym nie opowiemy. Po prostu pacjentki powinny mówić, opisywać, nie wstydzić się. Czy koszty związane z zabiegiem są wysokie? Zofia: Jak się zastanowić nad tym, jak długo się męczyłam, ile użyłam materiałów higienicznych, leków itp., to cena jest bardzo niska. Mężczyźni potrafią wydać więcej pieniędzy na felgi do swoich samochodów. Jest to jedna z moich najlepszych inwestycji.


dr Bogdan Szymala – lekarz medycyny, specjalizacja: ginekolog-położnik, ginekolog-onkolog

Laser SmartXide-2/MonalisaTouch do ginekologii operacyjnej i estetycznej. Został stworzony specjalnie z myślą o pięknie i zdrowiu intymnym kobiety. Służy między innymi do regeneracji i odmładzania miejsc intymnych kobiet.

Czy medycyna i laser to szansa dla kobiet? dr Bogdan Szymala: Laseroterapię wykorzystywano od lat w medycynie z dużym sukcesem np. w okulistyce, laryngologii, neurochirurgii, rehabilitacji i innych specjalnościach. W ginekologii od wielu lat stosuję tę formę leczenia w schorzeniach szyjki macicy, sromu i pochwy. W związku z postępem technologicznym od niedawna możemy stosować tę metodę terapii w połączeniu z innymi technikami małoinwazyjnymi, mam na myśli laparoskopię i histeroskopię, a w związku z wprowadzeniem skanerów (przystawek służących do rozpraszania promienia lasera) powstały nowe możliwości leczenia chorób kobiecych. Co można wyleczyć laserem? dr Bogdan Szymala: W ginekologii od niedawna możemy leczyć za pomocą światła lasera schorzenia pochwy i sromu pojawiające się w okresie menopauzy, po porodzie lub w wyniku terapii onkologicznej (np. zanik śluzówki pochwy), a także niektóre postaci nietrzymania moczu. W połączeniu z technikami laparoskopii i histeroskopii możemy usuwać np.: ogniska endometriozy, mięśniaki, polipy, zrosty, przegrody pochwy, macicy i wiele innych patologii będących np. przyczyną niepłodności. Lasery mają również szerokie zastosowanie w ginekologii estetycznej – zabiegi takie, jak plastyka sromu czy rewitalizacja pochwy stają się coraz bardziej popularne wśród kobiet w różnym wieku. Zaletami tego typu zabiegów są mała inwazyjność, precyzja oraz szybka rekonwalescencja. Na co kobiety powinny zwracać uwagę decydując się na laseroterapię? dr Bogdan Szymala: Metoda leczenia każdego schorzenia musi być dobrana do pacjentki i jej dolegliwości, ważna jest więc kwalifikacja do takich zabiegów. Nie każdą dolegliwość da się wyleczyć laserem. W Klinice zwracamy szczególną uwagę na indywidualne podejście do każdego pacjenta i odpowiedni dobór metody leczenia. Czy na rynku laser jest równy laserowi? dr Bogdan Szymala: Laserów w medycynie jest wiele, gdyż każdy ma inne zastosowanie. Nie istnieje urządzenie laserowe, które może być pomocne w leczeniu wszystkich chorób. W ginekologii, w zakresie jakim pracuję, zastosowanie maja lasery CO2 i lasery diodowe . Są to urządzenia o odpowiedniej mocy i z odpowiednio przystosowanymi skanerami do leczenia chorób kobiecych. Osobiście pracuję na platformie laserowej SmartXide-2/MonalisaTouch, która wyposażona w odpowiednie skanery, daje szerokie możliwości lecznicze. Najczęstszą reakcją moich pacjentek po zakończeniu zabiegu jest zaskoczenie. Często kobiety które leczę miały już styczność

z zabiegami z zakresu laseroterapii estetycznej i wiedzą, że niektóre z niech nie są przyjemne. Decydując się na zabieg Mona Lisa Touch pacjentki spodziewają się kolejnych, nieprzyjemnych odczuć podczas leczenia, nastawiają się na ból. Tymczasem prawda jest inna, zabieg trwa krótko, jest mało inwazyjny, a po zabiegu pacjentki mogą szybko powrócić do normalnego funkcjonowania i aktywności zawodowej. Są najczęciej zadowolone i pozytywnie zaskoczone efektami leczenia. Czy zabiegi laserem są bezbolesne? Jak długo dochodzi się po zabiegu do siebie? dr Bogdan Szymala: Część zabiegów wykonujemy w trybie ambulatoryjnym, to znaczy w gabinecie zabiegowym ginekologicznym. Są one bezbolesne, pacjentka czuje drgania wywołane pracą maszyny i ciepło. Inne schorzenia, które wymagają zabiegu na sali operacyjnej, są znieczulane przy udziale lekarza anestezjologa. Czas rekonwalescencji po zabiegu zależy od schorzenia i rozległości zabiegu, waha się od kliku dni do kliku tygodni i najczęściej jest zdecydowanie krótszy i bardziej komfortowy w porównaniu z innymi metodami Czy te zabiegi są drogie? dr Bogdan Szymala: Zabiegi laserowe najczęściej nie są refundowane przez NFZ. Wymagają nakładu finansowego bezpośrednio od pacjentki, a ich cena jest zróżnicowana w zależności od rodzaju zabiegu. Warto jednak zainwestować w swoje zdrowie i komfort podczas zabiegu. Ich cena wynika z ceny urządzenia laserowego i wyszkolenia lekarza. W związku z krótkim okresem rekonwalescencji pozwala pacjentce na szybki powrót do pełnej aktywności, także zawodowej. Czy wszystkie kobiety mogą mieć zabieg wykonany laserem? Jak już wcześniej wspomniałem, najważniejsza jest odpowiednia klasyfikacja do zabiegu i oczywiście wcześniejsze prawidłowe rozpoznanie schorzenia.W Klinice Galena pacjentka przed zabiegiem ma możliwość przeprowadzenia pełnej diagnostyki łącznie z badaniem urodynamicznym (komputerowe badanie ciśnienia w pęcherzu moczowym i cewce moczowej), a w razie potrzeby konsultacją urologa. Umożliwia to skuteczne wyleczenie kobiety coraz częściej przy użyciu metod małoinwazyjnych i lasera.

PROMOCJA

57


uroda & zdrowie

Po co komu trzecie zęby?

Ruchy anti-ageing, niezwykle powszechne na zachodzie Europy, dotarły i do nas. O co w tym chodzi? W bardzo wielkim uproszczeniu: ludzie pracują już od młodości na to, aby się pięknie starzeć, być sprawnymi i zdrowymi także w podeszłym wieku – zdrowo się odżywiają, ćwiczą, prowadzą higieniczny tryb życia. Materiał przygotowany we współpracy z ekspertami z Kliniki Stomatologicznej Pod Szyndzielnią POLMEDICO

Jednym z ważnych elementów anti-ageing jest dbanie o higienę jamy ustnej. W rozwiniętych krajach Europy nie dziwią staruszkowie z pięknymi, lśniącymi, białymi zębami. Niestety w naszej części Europy regułą jest emeryt wkładający na noc sztuczną szczękę do szklanki. Niesłusznie utarł się stereotyp, że osoby starsze muszą tracić z wiekiem swoje uzębienie. W kategoriach rodzinnych anegdot krążą opowieści o staruszkach, którzy nigdy w życiu nie siedzieli na fotelu dentystycznym, a posiadają swoje naturalne zęby. Lekarze stomatolodzy nagminnie wysłuchują tłumaczeń starszych pacjentów: „A po co ja będę borować tego zęba, zrobię sobie nową szczękę na NFZ...”. Okazuje się, że ta oczywista oczywistość nie jest aż tak oczywista. Stwierdzenie, że zęby wypadają ze starości, nie ma żadnego medycznego uzasadnienia. Niestety takiemu stanowi rzeczy jesteśmy winni my sami. To wieloletnie zaniedbania higieny jamy ustnej, nieleczona próchnica, zapalenie dziąseł, paradontoza są przyczyną wypadania zębów. W starszym wieku warto walczyć o każdy ząb. Ważne są nie tylko te zęby, które widać, ale także te z tyłu, prawie albo całkiem niewidoczne. Nie

58

tylko ze względów estetycznych, ale przede wszystkim po to, by naturalnym uzębieniem cieszyć się do późnej starości, zapobiec zniekształceniu twarzy, cieszyć się smakiem potraw. Stan naszych zębów wpływa przecież na zdrowie całego organizmu, o czym zapominamy. Nieleczone zęby zatruwają krwiobieg, wywołują np. zapalenia stawów, choroby serca i szereg innych dolegliwości, o których spowodowanie nie podejrzewalibyśmy zniszczonych zębów. W nowoczesnych klinikach stomatologicznych nie usuwa się już, jak dawniej bywało, wszystkich zębów i nie robi protez. Teraz walczy się o każdy ząb. Natomiast jeśli już faktycznie nie można zęba uratować, to zastępuje się go bądź protezą, bądź implantem. Tak, tak. Starsi ludzie – 70-80-latkowie, także mogą korzystać z dobrodziejstw implantologii. To nie są zabiegi zarezerwowane wyłącznie dla młodych. Wrzućmy do kosza stare przyzwyczajenia! Swoje dzieci i swoich rodziców regularnie posyłajmy do lekarza stomatologa na badania kontrolne jamy ustnej. I nie zapominajmy również o sobie. Wystarczy tak niewiele, by cieszyć się zdrowymi i pięknymi zębami jak najdłużej.


Aleja Armii Krajowej 193 43-309 Bielsko-Biała tel. (33) 815 15 15 kom. 697 15 15 15 www.polmedico.com mail: info@polmedico.com

14 znakomitych lekarzy 11 klimatyzowanych gabinetów stomatologicznych super nowoczesna diagnostyka – tomograf 3D 7 stanowisk ortodontycznych łatwy dojazd i wygodny parking

Implanty: sposób na piękne zęby

By w każdym wieku mieć powód do uśmiechu!

PROMOCJA

59

Implanty zastępują korzenie własnych zębów. Takie rozwiązanie pozwala odbudować pojedyncze zęby lub umocować protezę, znacznie zwiększając komfort jej użytkowania. Rozwiązanie to dodatkowo eliminuje ból, który może wystąpić w przypadku dopasowywania protez, a ich wygląd i odczucia są takie same, jakbyśmy posiadali swoje naturalne zęby. W Poliklinice „Pod Szyndzielnią” stosujemy implanty firmy Nobel Biocare oraz AB, a także mikroimplanty firmy 3M Unitek. Systemy te są sprawdzone podczas wieloletnich badań i obserwacji klinicznych, co gwarantuje Państwu bezpieczeństwo oraz międzynarodową gwarancję. Wykorzystanie nowoczesnych technik planowania przedzabiegowego z wykorzystaniem tomografii komputerowej i zaawansowanych informatycznych programów chirurgicznej nawigacji oraz zastosowanie technik chirurgii ultradżwiękowej podczas zabiegu pozwala nam skrócić czas implantacji do miniumum.


uroda & zdrowie

(SPA)larnia kalorii i zbędnych kilogramów Tekst: Izabela Baruciak-Pietrasina, fizjoterapeutka – masażystka

Nadprogramowe kilogramy, odłożony tłuszczyk i pomarańczowa skórka powinny odejść w niepamięć. Reorganizujemy dietę, zapisujemy się na fitness i liczymy, liczymy, liczymy ... kalorie, zrzucone centymetry w obwodzie i kilogramy na wadze. W wyścigu do szczupłej i zgrabnej sylwetki pomogą nam tradycyjny masaż, nowoczesne technologie i sprawdzone kosmetyki.

naskórka, polepsza się ukrwienie skóry i co najważniejsze usuwane są szkodliwe produkty przemiany materii. Masaż wpływa doskonale na wygląd skóry – zwiększa się jej napięcie, staje się ona gładsza, bardziej napięta i sprężysta. Masaż stanowi element obowiązkowy każdej kuracji antycellulitowej (polecamy masaż autorski Body SynerGym oraz masaż bańkami chińskimi). Presoterapia to najlepszy wstęp do terapii antycellulitowej w przypadku występujących zastojów wodnych i obrzęków. To próżniowy masaż z sekwencyjnie napełniającymi się komorami. Dzięki naciskowi wywieranemu na tkanki umożliwia wykonanie skutecznego drenażu, który pomaga usunąć rozbitą tkankę tłuszczową i inne szkodliwe produkty przemiany materii a także nadmiar wody, poprawia krążenie krwi i odżywienie tkanek... Efekt – jędrna, elastyczna skóra nóg! Endermologia (LPG) to zabieg oparty na najnowocześniejszy technologii – urządzenie wykorzystuje elementy masażu i podciśnienia. Za pomocą specjalnych rolek w sposób mechaniczny tkanka tłuszczowa ulega zassaniu i rozbiciu, cellulit wygładzeniu, sylwetka wymodelowaniu. Co najważniejsze, zmiany zachodzą w miejscach, w których są one najbardziej pożądane, przy zachowaniu bez zmian takich miejsc, gdzie zmniejszenie objętości nie jest potrzebne. Elektryczna stymulacja mięśni inaczej elektrostymulacja (EMS) jest to technika polegająca na wysyłaniu impulsu prądu elektrycznego do mięśni i tkanki tłuszczowej, które sprawiają, że mięsień kurczy się i rozciąga. Gdy przez elektrody przepływa łagodny, przyjemny w odczuciu prąd, mięśnie pracują. Metoda ta w połączeniu z ultradźwiękami (które poprzez mikromasaż komórek tłuszczowych powodują ich rozbicie) sprzyja zmniejszeniu obwodu ciała i redukcji tkanki tłuszczowej. Pozostaje jeszcze absolutny kosmetycznych HIT – zwieńczenie wszystkich zabiegów kosmetycznych – Fala Ude-

60

rzeniowa – to niezwykle silne impulsy

niezogniskowanego dźwięku, które rozchodzą się po ciele jako drgania. Fale penetrują tkankę wpływając na opracowywane partie ciała. W medycynie estetycznej wykorzystuje się je do mechanicznego rozbijania złogów tłuszczowych, w terapii cellulitu. Zabieg działa jak intensywny masaż – pobudza miejscowo metabolizm w tkance podskórnej – silnie ujędrnia, działa napinająco i odmładzająco na skórę, silnie drenuje cały organizm, uwalnia od zastojów wodnych, detoksykuje. Doskonale sprawdza się w redukcji blizn, spłyceniu rozstępów, po zabiegach chirurgicznych. Powyższe metody należy wykonywać w indywidualnie zleconej serii (na ogół 8-12 zabiegów). Do przyśpieszenia i zwielokrotnienia efektów konieczny jest regularny peeling ciała (raz w tyg.) sięgamy po preparaty aktywne w postaci kosmetycznego serum na bazie alg, kofeiny czy L-karnityny preparat po nałożeniu miejscowo przyspiesza metabolizm i wspomaga proces spalania tłuszczu. Do wyboru pozostaje jeszcze najskuteczniejsza pielęgnacja bandażami nasączonymi aktywnymi składnikami kosmetycznymi. Aktywne bandaże AROSHA wskazane są szczególnie przy: utracie napięcia i elastyczności skóry, gdy pojawiają się rozstępy, cellulit i kiedy chcemy poprawić jakość skóry wyrównać koloryt i nawilżyć. Szeroka gama produktów na wszystkie typy cellulitu pozwala dokładnie ukierunkować terapię i zmaksymalizować efekty. Za terapią bandażami przemawia fakt, iż można je łączyć z dostępnymi technologiami: presoterapią, enderomologią, elektrostymulacją czy masażami. Podsumowując, walka z cellulitem i zbędnymi kaloriami czy modelowanie sylwetki to nierówna walka, ale w 100% skuteczna. Podejmij z nami wyzwanie – pozwól sobie na przewagę w tej walce. TKALNIA URODY – DERMIKA Salon & Spa Bezpłatne konsultacje – umów się już dziś 533 463 443 / 33 810 69 89

ARTYKUŁ SPONSOROWANY

Przed serią zabiegów warto skonsultować się ze specjalistką, która pomoże zaplanować serię i dopasuje odpowiednie zabiegi spośród wielu metod. Najskuteczniejsze obecnie na rynku metody to: • masaż wyszczuplająco-ujędrniający, • terapia podciśnieniem (masaż bańką) i ENDERMOLGIA (LPG), • PRESOTERAPIA, • gimnastyka mięśni – ELEKTROSTYMULACJA ciała i ULTRADŹWIĘKI, • terapia akustyczna – FALA UDERZENIOWA. Do zaprogramowania właściwych zabiegów konieczna jest właściwa diagnoza – dokładne pomiary (waga, obwody, BMI), ocena stylu życia (ewentualne toksyny z pokarmu, nikotyna, hormony), skład proporcji organizmu (woda, mięśnie, tłuszcz), a także stopień zaawansowania cellulitu. Istnieją cztery stopnie zaawansowania cellulitu i trzy jego rodzaje: 1. Cellulit obrzękowy – niemal niewidoczny, związany z nadmiernym gromadzeniem wody, obrzękami i bolesnością nóg – – ten typ cellulitu wymaga silnego drenażu i pielęgnacji ujędrniającej. 2. Cellulit włóknisty – objawy są widoczne gołym okiem, szczególnie przy napinaniu mięśni. W tym momencie zaczynają tworzyć się niewielkie grudki. Terapię należy ukierunkować na zabiegi elektrostymulacji i drenażu. Warto wykonać masaż manualny ujędrniający. 3. Cellulit tłuszczowy – jest to ostateczny wynik procesu niszczącego tkanki. W tym momencie grudki robią się twarde i bolesne – zwłaszcza podczas ucisku. Na skórze widać zapadnięcia i wybrzuszenia. Konieczne są zabiegi modelujące sylwetkę i terapia podciśnieniem. Po tak dokładnym rozpoznaniu, wywiadzie i pomiarach masażystka jest w stanie skomponować pakiet zabiegów spośród menu zabiegowego, który przyniesie efekt. Podstawowym elementem każdej pielęgnacji jest masaż. Podczas takiego zabiegu usuwane są obumarłe komórki


Największy na Podbeskidziu wybór modelujących urządzeń Hi-Tec. Masaże odchudzające i modelujące sylwetkę. Bogaty wybór zabiegów pomagających odzyskać smukłą sylwetkę i jędrną skórę.

w nowym miejscu! ul. Legionów 26-28 budynek H kompleks Nowe Miasto, 43-300 Bielsko-Biała, tel. 33 810 69 89 www.bielsko-biala.dermikasalony.pl 61


kulinaria

SZWEDZKA JAKOŚĆ, POLSKA DUSZA Tekst: Agnieszka Ściera, zdjęcia: Anita Szymańska

Szwedzka kawiarnia Delicato Tosca prowadzona przez Iwonę i Piotra Gierulów ma spore grono stałych bywalców i miłośników oryginalnej kuchni. Wejdziesz w gościnne progi Delicato raz, będziesz tu wracać. Kawiarnia Delicato Tosca, Bielsko-Biała, ul. Wzgórze 12, tel. 785 101 618

Tort bezowy Niektóre półprodukty, szczególnie te służące do wypieku ciast, sprowadzane są ze Szwecji. To właśnie tam, przez z górą 20 lat, prowadzili uznaną i lubianą kawiarnię w Malmö. Lecz kiedy obudził się w nich patriotyczny duch, a dorastające dzieci stały się „pretekstem” do tego, aby wrócić do kraju, zaczęli wszystko od nowa. Dzięki doświadczeniu, pasji do tego, co robią, i otwartości na ludzi powstało wyjątkowe miejsce, docenione przez klientów m.in. w ostatniej edycji Korony Smakosza. Trzykrotnym trofeum: za atmosferę, smaki potraw, obsługę może pochwalić się niewiele miejsc. Dostaniemy tu zestawy śniadaniowe dla dbających o linię: serek wiejski z truskawkami, awokado, łososiem, jak i zestawy śniadaniowe „dla drwala”:

62

ARTYKUŁ SPONSOROWANY

Specjalnością Delicato są ciasta, ciastka i torty wykonywane według oryginalnych przepisów inspirowanych szwedzkimi recepturami. Ale śniadania i lunche serwowane tutaj zadowolą wszystkich, którzy dbają o swoje zdrowie. Codziennie można dostać tu jaglankę z warzywami lub pieczonymi jabłkami. To specjalność piękniejszej połowy małżeństwa restauratorów – Iwony. Do dań, szczególnie sałatek, dodawany jest olej arganowy, zbawiennie wpływający na zdrowie. Bo zdrowie i samopoczucie gości jest dla właścicieli Delicato najważniejsze. Dania przygotowywane są ze świeżych składników pochodzących ze sprawdzonych źródeł, od lokalnych dostawców. Część z nich produkowana jest przez właścicieli samodzielnie.

z solidną jajecznicą na boczku oraz kanapki szwedzkie, serwowane tylko tutaj. Podawane mogą być w towarzystwie sałatek: szpinakowej z pieczoną papryką i suszonymi pomidorami lub z pieczonych buraków na rukoli z czosnkiem. Wszystkie zupy są wegańskie. Szpinakowa z rzodkiewką, kapuśniak na białym winie, ziemniaczana, chłodnik z awokado, zupa z soczewicy, ze świeżym imbirem, papryką czerwoną, cebulą czosnkową. Doskonała na chłodniejsze dni. Wykorzystywane są do jej wytworzenia sezonowe produkty. Tarty dostępne są codziennie w różnych wydaniach: szpinakowa, łososiowa, serowa (z fetą), brokułowa, szynkowa oraz z sezonowymi warzywami. A na słodko cudownie delikatne naleśniki, smażone na klarowanym maśle z serkiem Delicato. To, w czym mistrzem jest Piotr, a co najbardziej przyciąga do Delicato, to słodkości, wśród których króluje tort bezowy, przekładany serkiem Delicato i truskawkami. Do wyrobu ciast niezwykle rzadko używany jest tutaj proszek do pieczenia. Tego ostatniego nie znajdziecie w serniku na kruchym cieście. Dlatego osoby z wrażliwym żołądkiem mogą zjeść porządny kawałek ciasta bez obawy o niepożądany efekt w postaci zgagi. Tylko tutaj można skosztować ciastka Wiener – zdobywcy I Nagrody na Katowice Sweet 2014. Smakołyk powstaje z ciasta skandynawskiego, nadziewane jest kremem waniliowym i musem malinowym. Ciasta czekoladowe, dwukrotnie zalewane ciemną, szwedzką czekoladą, minikanapki, torty wytrawne, słodkie, ciasta, czyli catering, mogą być smaczną ozdobą każdego przyjęcia weselnego, komunijnego, urodzinowego czy też biznesowego spotkania.


Zupa z soczewiczy Sałatka z pieczonych buraków

Naleśniki z pomarańczą Tarta łososiowa, szpinakowa i serowa

Ciastko czekoladowe

Sałatka ze szpinaku, pieczonej papryki i suszonych pomidorów

Zestawy śniadaniowe

Ciastka Wiener

63

Ciastko czekoladowe z nutą pomarańczy


kulinaria

Wiosenne oczyszczenie

64


WIOSNA W PEŁNI. O TEJ PORZE ROKU SZCZEGÓLNIE WARTO ZADBAĆ O SWOJE CIAŁO I DUSZĘ. WSZYSTKO PO TO, BY LATEM CIESZYĆ SIĘ DOSKONAŁYM SAMOPOCZUCIEM. ZBILANSOWANA DIETA, RUCH I FILIŻANKA HERBATY LOYD POMOGĄ W TYM NAJLEPIEJ.

P

S

działanie przeciwzmarszczkowe, gdyż hamuje obecne w skórze enzymy, odpowiedzialne za rozkład kolagenu i elastyny. Ma również pozytywny wpływ na redukowanie cellulitu, głównie za sprawą zawartej w niej kofeinie i katechinach, które pomagają w spalaniu tłuszczu, a także oczyszczają organizm z toksyn. Badania naparów herbacianych wykazały, że najwięcej katechin uwalnia się w ciągu pierwszych dwóch minut parzenia – mówi Sylwia Mokrysz z zarządu Mokate, producenta takich marek jak LOYD, Minutka i Babcia Jagoda. tutem każdej kobiety, i to nie tylko wiosną i latem, jest oczywiście piękna cera. O nią również dbać możemy pijąc herbatę. Ale po kolei. Szkodliwy wpływ na cerę mają wolne rodniki, czyli cząsteczki powstałe w wyniku procesów metabolicznych. Są wszechobecne w naszym organizmie. Czynnikami wpływającymi na zwiększenie się ilości wolnych rodników są np. palenie papierosów, picie alkoholu i... opalanie się. Wolne rodniki neutralizowane są przez antyoksydanty czyli przeciwutleniacze. W większości przeciwutleniacze to naturalne substancje roślinne. – Bogatym źródłem antyoksydantów jest herbata i to zarówno biała, czarna, czerwona jak i zielona. Najwięcej zawiera ich jednak ta ostatnia – dodaje Mokrysz. obrze także wiedzieć, że również zwykłą, codzienną dietę warto wspomagać piciem odpowiedniego naparu. Idealną herba-

A

D

65

tą jest tutaj naturalnie bezkofeinowa i znana ze swoich dobroczynnych właściwości Rooibos. Rano pobudzi organizm do życia, w ciągu dnia skutecznie ugasi pragnienie, a wieczorem uspokoi i odpręży. Olejki eteryczne odgrywają dużą rolę w zwalczaniu złego nastroju, a flawonoidy obecne w Rooibosie są naturalnymi środkami antydepresyjnymi, które pobudzają hormon serotoninę – „hormon dobrego nastroju”. le filiżanek herbaty powinno się więc pić dziennie? – Przyjmuje się, że codziennie można wypić sześć filiżanek herbaty i to niezależnie od pory roku. Jest to jednak liczba orientacyjna – tłumaczy Sylwia Mokrysz. Badania nad wpływem herbaty trwają i uczeni nie są ostatecznie zgodni co do maksymalnej ilości herbaty, jaką można wypić codziennie, głównie ze względu na zawartą w niej kofeinę. Nie zmienia to jednak faktu, że odpowiednio podana i w odpowiednich ilościach, herbata doskonale wpływa na nasz organizm i pomaga mu lepiej radzić sobie z toksynami i złym samopoczuciem.

I

ARTYKUŁ SPONSOROWANY

o zimie nasz organizm jest zmęczony. Ciało często rozleniwione i pozbawione energii. Dlatego zanim na dobre nadejdzie wiosna i lato, czyli czas wzmożonego ruchu i innych aktywności, warto o siebie zadbać. Tym bardziej, że zima to czas, gdy nasz organizm naturalnie gromadzący różnego rodzaju toksyny, pozbywa się ich mniej chętnie mimo że posiada naturalną zdolność do oczyszczania się. Zdolność tę hamuje jednak tryb życia, który prowadzimy. W efekcie, wszelkie formy toksyn gromadząc się w naszym ciele, najpierw odbierają radość życia, a potem prowadzą do wielu schorzeń. Na wiosnę warto więc wydać wojnę toksynom, by reszta roku, była dla nas udana. Jedynymi z najskuteczniejszych sposobów na dobry nastrój i piękną figurę są oczywiście warzywa, owoce i regularnie uprawiany sport. Jednak żeby wiosenne porządki w naszym organizmie były skuteczne, nie można zapominać o herbatach – zwłaszcza zielonych. Pijąc je, warto wybierać dobre i sprawdzone marki naparów, takie jak chociażby LOYD, który ma w ofercie m.in. herbaty czarne, zielone, owocowe, ziołowe i Yerba mate. zczególnie pomocne w oczyszczaniu organizmu są oczywiście wspomniane już herbaty zielone. Zawierają mnóstwo polifenoli, które unieszkodliwiają wolne rodniki. Pobudzają trawienie, zapobiegają powstawaniu kamieni w nerkach. – Co więcej, zielona herbata ma udowodnione


Jeden Dzień ze „Śląskimi Smakami” www.jura.slaskie.travel www.slaskiesmaki.pl

Jura Krakowsko-Częstochowska Wiosna i lato to najpiękniejsza pora na odwiedzienie Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Ten ciągnący się przez około 130 km od Częstochowy po Kraków obszar, to miejsce pełne atrakcji, unikalnego klimatu, niezwykłej fauny i flory, z charakterystycznymi wapiennymi ostańcami, na którym rozciąga się historyczny Szlak Orlich Gniazd. Mając do dyspozycji dzień wolny, warto zajrzeć do zamku w Bobolicach, jednej z nielicznych odbudowanych jurajskich warowni, we wnętrzach którego spotkać można Białą Damę – ducha ukochanej Boboli, zabitej przez jego brata Mira. Wyżyna Krakowsko-Częstochowska kusi pamiątkami prehistorycznych wydarzeń, sięgających pradawnych czasów jury, przez rycerskie średniowiecze, po czasy nam bliższe. Nieopodal zamku w Bobolicach znajdują się romantyczne ruiny bliźniaczego zamku w Mirowie, nota bene będącego niegdyś wspólną własnością braci bliźniaków Mira i Boboli. Łącząca je trasa spacerowa pozwala na podziwianie pięknych wapiennych ostańców, porozrzucanych wokół zamków i unikalnych na skalę Europy widoków.

Zamek w Bobolicach

Legenda:

Bracia bliźniacy Mir i Bobol wybudowali pomiędzy zamkami w Mirowie i Bobolicach tajemne przejście, gdzie ukryli skarby, których do dziś nikt nie znalazł... Chcąc poznać region nie można nie zajrzeć do Kryształowej Huty, czyli Huty Szkła w Zawierciu, która jest także częścią Szlaku Zabytków Techniki Województwa Śląskiego. Można tu „na żywo” przekonać się, jak wygląda tworzenie kryształowych cacek, a w muzeum cofnąć się do historii kryształowego kunsztu, podziwiając wzory z minionych lat.

Zamek ogrodzieniecki

Położony nieopodal zamek ogrodzieniecki znajduje się na najwyższym wzniesieniu Jury Krakowsko-Częstochowskiej – na Górze Zamkowej. Ruiny gotyckiego zamku należały niegdyś do rodu rycerskiego Włodków Sulimczyków. Jak w każdym zamku, tak i tutaj straszy duch kasztelana krakowskiego Stanisława Warszyckiego, a po zmroku można tu spotkać Czarnego Psa z Ogrodzieńca. W ruinach zamku kręcono sceny ze słynnych filmów „Janosik” oraz „Zemsta”. Dla miłośników historii dobrą propozycją spędzenia czasu będzie podążanie śladami Żydów w Żarkach.

Kirkut w Żarkach

Huta Szkła w Zawierciu

Dla szukających wytchnienia i relaksu świetnym rozwiązaniem będzie wizyta w Złotym Potoku, jednej z najbardziej malowniczych wsi polskich. Tu można zaczerpnąć świeżego powietrza spacerując lub jeżdżąc na rowerze po jednej z wielu tras otaczających pałac Raczyńskich, staw Irydion i kościół parafialny.

Złoty Potok

Szlak Kulinarny „Śląskie Smaki” tworzy 29 restauracji serwujących dania kuchni regionalnej przygotowane według tradycyjnych receptur. Więcej informacji na stronie www.slaskiesmaki.pl. Pobierz darmową aplikację Śląskie Smaki, dzięki której bez problemu trafisz do restauracji Szlaku Kulinarnego, otrzymasz informacje o promocjach i skorzystasz z ponad 500 przepisów na dania kuchni regionalnej województwa śląskiego.

66


Tego musisz spróbować! Aby móc powiedzieć, że się poznało Jurę, trzeba spróbować tradycyjnych smaków tego miejsca. Dzięki swojej różnorodności etnicznej i kulturowej regionalna kuchnia jest wyjątkowo ciekawa i kolorowa. To prawdziwa mieszanka smaków dawnej Galicji, Wielkopolski, Śląska, a także wpływów kultury żydowskiej. Zadowoleni będą tak miłośnicy dziczyzny i drobiu, jak jarosze i wielbiciele słodkości. Wybrane potrawy znajdujących się na Szlaku Kulinarnym „Śląskie Smaki” restauracji, są specjalnie oznaczone w kartach menu. Warto spróbować tych potraw, bo gwarantuje to ich oryginalność i jakość. Oto kilka przykładów.

Smażalnia Pod Lasem w Sygontce k. Złotego Potoku oprócz urokliwych widoków, serwuje pierogi z pstrągiem. Rzadko spotykana potrawa, która zaskoczy niejednego miłośnika dań rybnych. Pierogi nadziewane są świetnie przyprawionym pstrągiem z dodatkiem suszonych pomidorów. www.pstrag-sygontka.pl

tak, aby jej skórka pozostała chrupiąca. Delikatne purée koperkowe przełamuje słodko-kwaśne jabłko serwowane w sosie na bazie warzonego tu piwa. www.czenstochovia.pl

Królik duszony w śmietanie z białymi kluskami i modrą kapustą serwowany w Hotel Villa Verde w Zawierciu. Delikatne mięso królika podawane jest w znakomitym sosie śmietanowym powstałym w wyniku duszenia w warzywach z dodatkiem śmietany. Całość serwowana jest z charakterystycznymi dla Górnego Śląska dodatkami: kluskami śląskimi i modrą kapustą. www.villaverde.pl

Zajazd Hetman w Kroczycach poleca żurek z Jury. Przygotowywany jest na naturalnym zakwasie z kiełbasą i ziemniakami. Przyrządzany z dodatkiem maślanki, dzięki czemu zyskuje charakterystyczny kremowy smak. www.zajazdhetman.pl

Restauracja EM w Koziegłowach przypomina o dawnych, trudnych czasach, kiedy kuchnia, choć smaczna, była biedna. Daniem, które te czasy przybliża, jest zalewajka. Typowa dla północnych terenów województwa śląskiego zalewajka to rodzaj delikatnego żurku z ziemniakami, tu podawana z dodatkiem białego sera. www.restauracja-em.pl

Coś dla łasuchów słodkości polecamy w Restauracji pod Ratuszem w Częstochowie. Mleczko migdałowe, lekki, wyjątkowy deser przygotowany na bazie ucieranych migdałów podany z sosem owocowym. www.restauracjapodratuszem.eu

Artykuł powstał we współpracy ze Śląską Organizacją Turystyczną

67

ARTYKUŁ SPONSOROWANY

W Browarze Czestochovia należy zamówić kawior żydowski. To potrawa wywodząca się z tradycji żydowskiej. Ma postać pasty przyrządzonej z gęsich wątróbek z dodatkiem jajka, masła, cebuli i szczypiorku. Podawana z wypiekanym na miejscu chlebem smakuje wyśmienicie. Z kuchni żydowskiej wychodzi się także danie: marynowany filet z gęsi z purée koperkowym, flambirowanym jabłkiem w aromatycznym sosie piwnym. Gęsina była bardzo popularnym mięsem wśród mniejszości żydowskiej zamieszkujących kiedyś Częstochowę. Pierś z gęsi jest specjalnie marynowana, a następnie pieczona


podróże

Egipt śladami Prusa Tekst i zdjęcia: Basia Puchala

Wakacje w Egipcie. Dla większości Polaków to Hurghada lub Sharm el-Sheikh z wygodnymi hotelami, basenami i pięknymi plażami Morza Czerwonego. Dla mnie to słodko-gorzki zapach wiatru wiejącego znad pustyni. To Sahara, tak magnetycznie piękna w swej surowości. To Giza z piramidami i ciągle nieodkryta tajemnica Sfinksa. To Kair, gdzie nowoczesność pozwala nam dotrzeć tam, gdzie czas się zatrzymał w miejscu dwa tysiące lat temu. Egipt to niezwykle serdeczni ludzie, witający mnie z uśmiechem. To moje ulubione świeże daktyle i sok z hibiskusa. To dwaj niezwykli panowie – Omar Sharif i Zahi Hawas. To moja przygoda, przygoda z Egiptem, która zaczęła się wiele lat temu, kiedy to pewnego deszczowego dnia, siedząc przy kaflowym piecu, owinię-

ta w wielki dziadkowy sweter, dałam się zaczarować na zawsze „Faraonowi” Bolesława Prusa. Potem krótkie wizyty w Kairze i w Muzeum Egipskim. Pierwsze oczarowanie Gizą i marzenie, że kiedyś, któregoś dnia uda mi się dotknąć Sfinksa i pomedytować w sercu Wielkiej Piramidy. Dzisiaj, otrzepując z piasku Sahary swój kapelusz á la Indiana Jones, mogę powiedzieć, że marzenie nie tylko się spełniło, ale przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Mena House, kiedyś pałac królewski, teraz cudowny hotel i baza wypadowa moich dwóch tygodni w Egipcie. Co może być lepszego niż dzień rozpoczęty śniadaniem z widokiem na piramidy, a zakończony w ramionach legendarnego Omara Sharifa? Jeden z tych momentów, kiedy życie nie tylko naśladuje scenariusz filmowy, ale jest od niego lepsze! Piramidy z Gizy... Każdy z nas potrafi rozpoznać wizerunki tych niepowtarzalnych budowli. Mnie jednak zachwyciły inne piramidy, piramidy z Sahary. Z dala od turystycznego zgiełku i tabunów natrętnych handlarzy można pod rękę z ojcem Czasem przenieść się tysiące lat wstecz. Bent Pyramid, czyli Zgięta Piramida, zachowała prawie 80% pierwotnej obudowy. Niesamowita struktura tej budowli zapiera dech! Trudno jest się od niej oderwać, kiedy patrząc w dół wzgórza, wyobrazić sobie można procesję podążającą do kompleksu świątyń pogrzebowych. W oddali widać Czerwoną Piramidę. Ta z kolei urzeka nie tylko kolorem zużytych do jej budowli bloków kamien-

68

nych, ale przede wszystkim niezwykle trudnym do pokonania zejściem do komory grobowej – niezwykle głębokim, ciemnym i stromym. Sahara kryje wiele pięknych i wartych obejrzenia piramid i świątyń, przysypanych piaskiem i zapomnianych przez ludzi i bogów. Czas jednak dać się porwać rzece, która przez tysiące lat zapewniała Egiptowi dobrobyt i pozwoliła na przetrwanie w złych czasach. Nil i jego bóg Hapi. Z przepływającego statku oglądam soczystą zieleń, wśród której ubrani na biało fellachowie, tak jak ich poprzednicy przez tysiące lat, starannie uprawiają maleńkie poletka. Dostojne bawoły wodne, stoickie osiołki i – jak zawsze w Egipcie – gromady dzieciaków przyjaźnie machających na powitanie. Odnoszę wrażenie, że znów przekroczyłam barierę czasu i niecierpliwie wyczekuję, czy gdzieś na


horyzoncie nie pokaże się przypadkiem królewska łódź. Nie pokazała się, ale za to dopłynęliśmy do Edfu i Świątyni Horusa. Przecudowne miejsce poświęcone sokołogłowemu synowi Ozyrysa. Otoczona przepychem niewyblakłych barw, niemal słyszę echo głosów tych, którzy stworzyli to arcydzieło. Późnym popołudniem, tuż przed zachodem słońca, docieramy do Kom Ombo, jedynej w swoim rodzaju podwójnej świątyni poświęconej bogowi Sobkowi i bogini Hathor. Świątynia ta nie tylko mieści muzeum mumii krokodyli (odkryto ich tam ponad trzysta), ale również hieroglificzny kalendarz, który przedstawia trzynaście miesięcy. Każdy dzień to na nowo przeżywany zachwyt. Philae, Niedokończony Obelisk, Kolos Memnona, Świątynia Hatszepsut, Elephantine, Abu Simbel, Karnak i... Dolina Królów. Błądząc między grobowcami wykutymi w skale, zaczynam rozumieć, dlaczego wybrano to właśnie miejsce. Wszechogarniająca, gorąca cisza. Ludzkie glosy gubią się zupełnie w skalnej pustyni, gdzie nawet echo nie ma wstępu. Każdy grobowiec jest inny, a jednocześnie bardzo do pozostałych podobny, oprócz tego jednego – grobowca króla-chłopca. Tak, spojrzałam w twarz Tutenchamona i mimo że widziałam ją dziesiątki razy na zdjęciach i w filmach, to poczułam prawdziwe rozrzewnienie, patrząc na „króliczy zgryz” i wpółprzymknięte powieki. Trudno sobie wyobrazić, ile władzy i potęgi kryło się niegdyś za tą drobną, wysuszoną, prawie dziecięcą twarzą. Magia tego miejsca to nieśmiertelność wykuta w kamieniu, ale chyba niezupełnie taka, o jaką zabiegali starożytni władcy. Po dniu spędzonym w palącym słońcu Doliny Królów – niepowtarzalna noc, noc w świątyni w Luksorze. W grze cieni i świateł wszystko wydaje się większe i jakby wracające do życia. Wpatrzona

w masywny posag Ramzesa II, mogę niemalże przysiąc, że się poruszył. Jeszcze chwila, a wielki faraon odetchnie głęboko i wstanie, aby mnie powitać. Niestety to tylko pustynny wiatr i drżące światło księżyca. Niewielu osobom udało się zobaczyć ten niezwykły widok, ja, szczęściara, byłam w najlepszym towarzystwie, towarzystwie najsłynniejszego egiptologa dra Zahiego Hawasa, który nie tylko otworzył nocą wrota słynnej świątyni, ale był najcudowniejszym na świecie przewodnikiem w podróży przez magiczny świat starożytnego Egiptu. Dr Hawas, większy niż życie, kapryśny, wymagający, apodyktyczny, sławny, a jednak taki zwyczajnie ludzki. Na statku miałam okazję spędzić z nim parę chwil, kiedy z daleka od uwielbiającego go tłumu mógł być po prostu człowiekiem. Uśmiechnięty i zrelaksowany, na moje pytanie, czy gdyby mógł cofnąć czas i zmienić cokolwiek w swoim życiu, odpowiedział po prostu: „Sławę, nie przypuszczałem, jaką cenę płaci się za bycie sławnym”. Boli go niezwykle ludzka zazdrość i często nienawiść. Chyba ujęłam go porównaniem do mojego taty. Nie kłamałam – nie tylko fizycznie było w nim coś tak znajomego. I te oczy, tak przenikliwe, a jednak tak wrażliwe. Jeszcze kilkakrotnie miałam możliwość rozmawiać z nim, a to w czasie kolacji, a to po spotkaniu, ale ten jeden moment, kiedy tak zwyczajnie zaprosił mnie do rozmowy, pozostanie ze mną na zawsze. Kto wie, być może dane nam będzie następne

69

spotkanie, aby raz jeszcze podyskutować o Kleopatrze i Marku Antoniuszu. Kolejny przystanek w podróży po starożytności to piramida Cheopsa tuż przed wschodem słońca. Marzenie się spełniło – usłyszałam echo swoich kroków w Wielkiej Galerii i medytowałam w sercu piramidy. Mój głos zawibrował w ścianach, które słyszały śpiew kapłanów żegnających boga-króla. A potem już tylko ja, Sfinks i zagadka nieśmiertelności. Na koniec mojej przygody ze starożytnym Epitem – Kair i najbardziej fascynujące mnie muzeum, gdzie bogactwo skarbów faraonów i ich zagubione historie, które tak mozolnie i cierpliwie odczytujemy z zapomnianych hieroglifów, otwierają cudowny świat dla milionów ludzi na całym świecie.


ekologia

Jadę po sarnę To jedyny taki ośrodek w województwie śląskim? Jacek Wąsiński: Jedyny tak duży, który może przyjąć i wiewiórkę, i łosia. Łosia też? Jacek Wąsiński: Mamy łosie. Dla takich dużych zwierząt muszą być specjalne pomieszczenia, woliery. Jest jeszcze jeden, ale mały ośrodek, który nie prowadzi działalności na taką skalę jak nasz. Ilu rocznie przyjmuje pan leśnych pacjentów? Jacek Wąsiński: Średnio około 1500 zwierząt, bo obsługujemy całe województwo śląskie i ościenne, a zdarzają się też zwierzęta z centralnej Polski. W tej chwili mamy około 370 zwierząt. Jeździ pan sam po zwierzęta? Jacek Wąsiński: Jedne gminy mają swoich przewoźników, inne korzystają z mojego transportu. Ale takiego łosia sam pan nie da rady przetransportować. Jacek Wąsiński: To są łosie, które wychowałem od maleńkości, na smoczku, trafiły do mnie jako niemowlaczki.

Z Jackiem Wąsińskim rozmawia Anita Szymańska Zdjęcie: Mirosław Wąsiński

SPOTYKAMY SIĘ PÓŹNYM POPOŁUDNIEM W MIKOŁOWIE. TO TU JACEK WĄSIŃSKI PROWADZI LEŚNE POGOTOWIE, W KTÓRYM DO ZDROWIA WRACAJĄ RANNE DZIKIE ZWIERZĘTA. NASZĄ ROZMOWĘ KILKUKROTNIE PRZERYWA DŹWIĘK TELEFONU. – KAWKA? PROSZĘ JĄ DO MNIE PRZYWIEŹĆ – MÓWI SPOKOJNIE PAN JACEK. POMIMO PÓŹNEJ PORY POD BRAMĘ POGOTOWIA PODJEŻDŻA SAMOCHÓD SŁUŻBY WETERYNARYJNEJ, Z KTÓREGO OPIEKUN POGOTOWIA ZABIERA RANNEGO ZAJĄCA. – TAK JEST KAŻDEGO DNIA, BEZ WZGLĘDU NA PORĘ – WYJAŚNIA. – NA PRZYKŁAD JUTRO JADĘ PO SARNĘ ZA CZĘSTOCHOWĘ – DODAJE.

Jak długo prowadzi pan Leśne Pogotowie? Jacek Wąsiński: Ośrodek istnieje już 22 lata. Przede wszystkim nie jest ogrodem zoologicznym, choć tak może wyglądać na pierwszy rzut oka. Nie jest to miejsce publiczne. To jest ośrodek dla zwierząt, które tu mają mieć święty spokój. Głównym celem działalności Pogotowia jest to, żeby zwierzę wyleczyć, wychować i zwrócić naturalnemu środowisku. Ale w moim ośrodku znajdują się też kaleki, które mogą funkcjonować – takie zwierzęta już nie wracają do natury. Współpracujemy z ogrodami zoologicznymi i niektóre zwierzęta do nich trafiają – te, które nie są w stanie przeżyć same na wolności. W czasie naszej działalności do ośrodka trafiło około 150 gatunków zwierząt, to jest bardzo dużo. Zdarzają zwierzęta z polskiej Księgi Gatunków Zagrożonych, które już na wolność nie mogą wrócić. Ma pan tu sporo bocianów. Jacek Wąsiński: Około 50. Wiele z nich nie jest chorych, ale w zeszłym roku były zbyt słabe i nie zdołały odlecieć wraz ze swoim stadem. U nas dojdą do sił i w tym roku na pewno latem sobie polecą. Pan jest leśnikiem, nie weterynarzem? Jacek Wąsiński: Tak, pracuję w nadleśnictwie Katowice, ale to jest działalność pozastatutowa Lasów Państwowych. To była zawsze moja pasja, na początku robiłem to bez niczyjej pomocy.

Treści zawarte w publikacji nie stanowią oficjalnego stanowiska organów Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach

70


Początki były trudne, a dzisiaj moje Nadleśnictwo współfinansuje tę działalność i wspiera ją. Trochę pana działalność jest jednak pokrewna z weterynarią. Jacek Wąsiński: Korzystam z usług lekarzy weterynarii, kiedy są konieczne poważne zabiegi. Kto może prowadzić taki ośrodek? Jacek Wąsiński: Jedynie osoby czy firmy z uprawnieniami – ja na swoją działalność posiadam zezwolenie Ministra Środowiska. Tylko ośrodki posiadające zezwolenie Ministerstwa lub Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska mogą współpracować z gminami w zakresie odbioru i leczenia dzikich zwierząt. Zgodnie z prawem nie mogą się tym zajmować miejskie schroniska. Kto najczęściej zgłasza, że jest zwierzę, które potrzebuje pomocy? Jacek Wąsiński: Najczęściej mieszkańcy, ludzie, którzy znajdą potrącone zwierzę w mieście albo ranne w lesie. Serce ludzkie jest miękkie, ale z drugiej strony – brak wiedzy, które zwierzę potrzebuje pomocy, powoduje, że bardzo często zwierzęta są niepotrzebnie zabierane. Zajączki bez mamy... nie są opuszczone, ich mama na pewno poszła poszukać jedzenia. Ale skąd ludzie mają to wiedzieć, jeśli wiedza przyrodnicza w szkole dotyczy skomplikowanych zagadnień, a nie uczy się podstawowych zasad funkcjonowania środowiska? Często ludzie przynoszą zwierzęta w opłakanym stanie, niektórych niestety nie udaje się uratować. Średnio połowę zwierząt udaje się jednak zwrócić naturze. Mamy sporo małych zwierząt, które trzeba odchować do pewnego wieku, a potem zacząć przygotowywać do życia na wolności. I to jest drugi element naszej działalności. Jak się przygotowuje takie zwierzę do powrotu do naturalnego środowiska? Jacek Wąsiński: Ciągle się uczę, od zawsze zwierzęta były moją pasją i zamiłowaniem. Pomimo skończenia szkół trzeba samemu wielu rzeczy się nauczyć. Świat zwierząt to ciągle nieodkryte zachowania, zwyczaje behawioralne. Ale podstawą jest znajomość fauny i flory – choćby po to, żeby przygotować zwierzę do wyjścia na wolność, należy mu podawać jego naturalną karmę. Jak zwierzęta reagują na wszystkie te zabiegi? Jacek Wąsiński: Różnie – panicznie, ze złością, agresją. A małe zwierzęta kuszą, bo wyglądają jak pluszaczki, ale nie można ich oswajać. Ostatnio dostałem świnkę, która spała w łóżku. Nawet psa i kota nie powinno się w łóżku wychowywać, bo to nie jest zgodne z ich naturą. Jako społeczeństwo mamy niską świadomość? Jest ona coraz lepsza, ludzie są coraz bardziej wrażliwi, tylko brak wiedzy podstawowej, jak się zachowywać, żeby nie szkodzić. Te zwierzęta nie potrzebują naszej kołderki i poduszki, wręcz odwrotnie.

Prowadzi pan jeszcze działalność edukacyjną. Jacek Wąsiński: Tak, jeżdżę do szkół na wykłady i przyjmujemy tu wycieczki, po wcześniejszym umówieniu się. Nie mam zbyt wiele czasu na działalność edukacyjną, bo opieka nad zwierzętami zajmuje go sporo, a jestem tu sam, pomaga mi jedynie żona. Ale w miarę możliwości staram się edukować dzieci i młodzież, jak należy postępować z rannym dzikim zwierzęciem. W Pogotowiu prowadzę zajęcia edukacyjne po to, żeby budować wrażliwość i świadomość ekologiczną, jak i poznawać przedstawicieli polskiej fauny. Dzieci uczą się szacunku dla zwierząt i właściwego stosunku wobec przyrody oraz poznają ideę jej ochrony. Prowadzę też program „Przyjaciele lasu” w telewizji ABC dla dzieci. Występuję w programach ekologicznych w TVP Katowice. Co pana najbardziej zdziwiło w pracy? Jacek Wąsiński: Czasem ludzie przynoszą egzotyczne zwierzęta. Na przykład ktoś dzwoni, bo chciałby sobie kupić zebrę i chciałby się poradzić. Dostaliśmy dwa lata temu jaszczurkę helodermę – jest to jedyna jadowita jaszczurka na świecie. Ktoś ją sprowadził, być może z przemytu, ponieważ handel tymi zwierzętami jest zabroniony. A potem pozbył się i jaszczurka sobie chodziła po Tychach. Warana nilowego ktoś wyrzucił. Albo dzwoni do mnie pani, która mieszka przy lesie i chciałaby, żebym zabrał sowę, która do niej przylatuje i burzy jej spokój. Najsmutniej jest wtedy, gdy ludzie przywożą zwierzęta w wakacje, bo ktoś nie miał co zrobić z chomikiem czy świnką morską i wyrzucił ją do śmietnika. Smutne to bardzo i pokazuje, jak nie potrafimy troszczyć się o zwierzęta. Niektórzy twierdzą, że ranne zwierzę powinno być pozostawione w swoim środowisku, na przykład w lesie. Jacek Wąsiński: Nie zgodzę się z tym, ponieważ jeśli tylko mamy możliwość pomocy takim zwierzętom, powinniśmy to robić. Człowiek mocno wszedł z cywilizacją w tereny dzikie, zabierając zwierzętom ich naturalne środowisko, w którym miały swoje tereny lęgowe, ścieżki, a nagle tam wyrosły bloki. Jesteśmy coś winni tym zwierzętom, nieludzkie byłoby pozostawienie ich bez pomocy. Niestety, 90% cierpienia zwierząt jest wynikiem działalności człowieka – wypadki, kłusownictwo, handel. Jakie są zatem procedury, kiedy napotkamy ranne zwierzę? Jacek Wąsiński: Należy zadzwonić do straży miejskiej lub na policję w swoim mieście i oni na pewno będą wiedzieć, co zrobić dalej. Trzeba zachować ostrożność, bo nie wiadomo, jak zareaguje zwierzę, czy nie jest chore, dlatego lepiej powiadomić odpowiednie służby, samemu zachowując dystans. Nie brać na ręce małych, samotnych zajączków, bo matka po powrocie może je odrzucić, czując ludzki zapach. Zachować rozsądek w korzystaniu z uroków natury, a ona z pewnością się nam odwdzięczy. Dziękuję za rozmowę.

Treści zawarte w publikacji nie stanowią oficjalnego stanowiska organów Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach

71


sport

Po pierwsze – nie zrobić krzywdy

FILIGRANOWA BLONDYNKA. W JEJ BŁĘKITNYM SPOJRZENIU ZAKOCHAŁO SIĘ JUŻ WIELU. TYLKO NIEKTÓRZY POZNALI JEJ WYTRZYMAŁOŚĆ I SIŁĘ, A TAKŻE HART DUCHA. MARTA WALICZEK, PRACUJE W POLICJI I TRZYKROTNIE ZDOBYŁA TYTUŁ MISTRZYNI ŚWIATA W KICKBOXINGU. Tekst: Katarzyna Górna-Oremus, zdjęcie: Dorora Wojcik

72


W służbach mundurowych pracuje dziewięć lat. Swoją karierę w policji rozpoczynała od izby dziecka. To była dla niej prawdziwa lekcja życia. Dziś, dzięki doświadczeniu i wsparciu kolegów, nie boi się podejmować wyzwania, jakim jest bez wątpienia praca w konwoju policyjnym. Cieszy się respektem. Na pierwszy rzut oka wydaje się słabą kobietą. To tylko pozory. Jest szybka, silna, zwinna i bardzo inteligentna. – Gdy podejmowałam decyzję, co chcę zrobić ze swoim życiem, pomyślałam, że pragnę czynić dobro i działać na rzecz drugiego człowieka. Dlatego pracuję w policji – mówi Marta Waliczek. Praca to nie jedyna pasja naszej bohaterki. – Kocham sport. Od pięciu lat trenuję kickboxing. Szlify zdobywam w klubie Beskid Dragon, gdzie ćwiczę pod czujnym okiem Agnieszki Turchan – mówi Marta. Dzięki wytrwałości, silnej woli – trenuje każdego dnia, tuż po zakończeniu pracy – udało się jej uzyskać najwyższe trofea w trakcie światowych zawodów w kickboxingu. – To sport, który zwykle kojarzy się z przemocą. To jednak tylko pozory. Nie chodzi o to, aby zrobić komuś krzywdę. Najważniejsza jest wiedza, która pomoże nam się obronić, gdy zostaniemy zaatakowani. Żyjemy w takich czasach. Jak należy zachować się w sytuacji, gdy ktoś nas zaczepia, chce nam zrobić krzywdę? Należy przede wszystkim myśleć, szybko rozeznać się w sytuacji, działać spokojnie i rozważnie. Można krzyczeć i wzywać policję. Można także się bronić, uderzając w newralgiczne punkty przeciwnika. Nie należy jednak zrobić mu krzywdy. Tutaj ważna jest samoobrona – podkreśla Waliczek, która w ubiegłym roku stanęła na światowym podium. – Mam w planach prowadzić zajęcia z samoobrony. Pragnę, aby ludzie zapoznali się bardziej szczegółowo z technikami obezwładniającymi – dodaje. Marta Waliczek zaznacza, że w sporcie, w którym zdobywa nagrody, liczy się silna psychika i inteligencja. Każdy, kto jest zainteresowany tą szczególną techniką walki, może zgłosić się do Klubu Fitness Dekatlon przy ulicy Piłsudskiego 27 w Bielsku-Białej, gdzie mistrzyni udziela porad jako trener personalny. – Zapraszam serdecznie wszystkich, którzy lubią wyzwania – zachęca Marta.

pon 8.30

wt

śr

czw

PŁASKI BRZUCH NOWOŚĆ! | OLA

pt PILATES | MICHAŁ

16.00

TANIEC NOWOCZESNY DLA DZIECI | MONIKA

17.00

DEEP WORK | MICHAŁ

18.00

STEP II ZAAWANSOWANY | EWA

PILATES + JOGA MICHAŁ

FIT BALL | NOWOŚĆ! MICHAŁ

ACTIVE WALK – ZAPISY TELEFONICZNE | EWA

ACTIVE WALK – ZAPISY TELEFONICZNE | MAGDA

19.00

PŁASKI BRZUCH | EWA NOWOŚĆ!

BODY STYLING ALA

DEEP WORK | MICHAŁ

BRZUCH, BIODRA, POŚLADKI | ALA

AEROBIK + TBC | EWA

20.00

ZUMBA | KASIA

LATINO FIT MONIKA

ZUMBA – BRZUCH, POŚLADKI, BIODRA OLA

ZUMBA | KASIA

PROMOCJA

73

TRENING TAE BO | NOWOŚĆ! MARTA WALICZEK


architektura & design

Gaba Kliś – projektantka wariatka Nie zawsze zajmowałaś się tworzeniem wnętrz. Gaba Kliś: Zawsze, odkąd pamiętam, projektowałam i rysowałam wnętrza, przerabiałam stare meble, jeździłam po całej Polsce i do Wiednia na targi staroci, malowałam sama ściany, wbijałam gwoździe, robiłam dekoracje. Tyle że na potrzeby własne lub moich znajomych. Moje mieszkanie co miesiąc zmieniało styl, kolor, meble dostawały nowe życie. Ale faktycznie, miałam inną pracę, podróżowałam po całym świecie, posługiwałam się wieloma obcymi językami i dzięki temu poznawałam historię miejsc, w których przebywałam, otarłam się również o architekturę. Jednak zawsze najbardziej interesowały mnie nie tyle bryły lub budynki, ile ich wnętrza. Jak to się stało, że mając tak świetną pracę, dzięki której mogłaś także podróżować, porzuciłaś dotychczasowe życie i zaczęłaś robić to, co robisz? Gaba Kliś: Założyłam sobie pewną, tylko mnie znaną strategię i obserwowałam przez długi czas, czy uda mi się

Z Gabą Kliś rozmawia Agnieszka Ściera Zdjęcia: archiwum Gaby Kliś

wywrócić wszystko do góry nogami i zacząć żyć po swojemu, a nie pod dyktando. Chciałam spełniać swoje marzenia. Brzmi to bardzo banalnie, ale tak było. Czułam się na tyle mocna w swoim wymarzonym świecie, że postawiłam wszystko na jedną kartę i udało się. W momencie założenia firmy moje pierwsze zaprojektowane od A do Z mieszkanie zostało opublikowane na łamach poczytnego magazynu wnętrzarskiego „Czas na wnętrze”. To niewątpliwie pomogło mi w moich początkach, ponieważ wkrótce posypały się kolejne publikacje, a nawet i „okładka”. Bo jak usłyszałam od jednego z klientów – fajnie, gdy projektuje mieszkanie „pani z gazety” (śmiech). Na rynku jest sporo osób zajmujących się wnętrzarstwem, jak się tu znajdujesz? Co Cię wyróżnia? Gaba Kliś: Kompletnie nie konkuruję i nie kalkuluję, nie przebijam ofert, jestem fatalnym marketingowcem, bo matematyka nigdy nie była moją mocną stroną. Mam swój styl i idę swoją drogą, nawet nie znam swojej konkurencji i oprócz jednego kolegi z branży nie mam kontaktu ze środowiskiem, nie uczestniczę w szkoleniach, w spotkaniach branżowych, choć cały czas dostaję zaproszenia. A to wszystko z bardzo prostego powodu, nie mam na to czasu, a jeśli już go mam, to pakuję manatki i wsiadam do samolotu. Jeśli chodzi o wyróżnik, to myślę, a nawet jestem pewna, bo słyszałam to wiele razy, że podoba się to, jak mieszam style. Ja nie potrafię zrobić mieszkania konsekwentnie w jednym stylu, zawsze gdzieś pojawi się coś nieoczywistego, z przymrużeniem oka. Myślę, że to przyciąga. Ludzie są bardzo asekuranccy, boją się zrobić odważny krok – a tylko taki krok coś zmienia, o zmiany przecież chodzi, jeśli zaproponuję czarną ścianę, to od razu pada pytanie: „A da się potem na jasno przemalować?”. Gdy proponuję stolik z europalety, to każdy się dziwi, a jak już pokażę zdjęcia, jak wygląda, to każdy go chce. Bawi mnie i daje wiele radości

74


takie żonglowanie stylami na granicy. Nie znoszę katalogowej sztampy, nie mam w pracowni żadnych katalogów, po prostu ich nie potrzebuję, by zaproponować coś ciekawego klientom, ponieważ nie pracuję na zasadzie „kopiuj–wklej”, każde mieszkanie to inne życie, inny charakter jego mieszkańców, inne szczęścia i nieszczęścia, całe takie „jestestwo”, o które nareszcie zaczynamy dbać. W „Twoich” wnętrzach widać zdecydowany styl – umiarkowany, oszczędny. Nie każdemu przypada do gustu. Czy czasem naginasz się do gustu klienta? Gaba Kliś: W mojej pracy trzeba być też psychologiem, bo najczęściej po projektanta sięgają ludzie, którzy nie wiedzą, w którym kierunku iść – za dużo im się podoba lub nie wiedzą, co im się podoba. Moje mieszkanie, gdzie mam pracownię, jest mieszkaniem właściwie pokazowym, co poniekąd było częścią mojej strategii, ponieważ zazwyczaj umawiam się na pierwsze spotkanie właśnie u siebie, więc jest okazja zobaczyć to, co zrobiłam sama. Klienci przychodzą z określoną wizją i deklaracją stylu, a wychodzą, mówiąc: „To reasumując, proszę zrobić tak, jak ma pani” – i wtedy bardzo mi miło, a to dodaje skrzydeł w pracy i pewności, że to, co zaproponuję, będzie się podobało. Co Cię inspiruje? Gaba Kliś: Ostatnio zainspirowała mnie rurka ochronna na kable w hurtowni elektrycznej (śmiech). I tak mnie zainspirowała, że zrobiłam z tą rurką piękną sesję reklamową dla dużej firmy z naszego regionu. Jak widać więc, inspirację można znaleźć w najmniej spodziewanych miejscach, trzeba tylko umieć ją zauważyć, a potem wykorzystać. Jeszcze mam w głowie kilka niewykorzystanych inspiracji. Uwielbiam stylizować sesje reklamowe, to jest pole do popisu dla stylistki – wymyślić historię, stworzyć scenografię dla ludzi i produktów, zaskoczyć, włączyć w to przekaz, a potem czekać na efekt. Cudowna praca, wymarzona! Podobnie jak sesje fotograficzne do magazynów wnętrzarskich. Kocham to robić i czekać na publikacje – zawsze radość i zawsze duma.

Jak wygląda wnętrze Twoich marzeń? Gaba Kliś: Hmm, powiem tak. Jestem taka wariatka w temacie swojej pracy i pasji, że każde mieszkanie, każdy dom, który zaprojektuję i wystylizuję, podoba mi się tak bardzo, że w każdym potem chciałabym mieszkać.

WA R S Z TAT Y STYLIZ AC JI WNĘTRZ Zapraszamy na weekendowe warsztaty stylizacji wnętrz z Gabą Kliś! 8-10 maja 2015 Trzydniowe zajęcia są wstępem do pasjonującej pracy w charakterze stylisty wnętrz i planów zdjęciowych do reklam. Uczestnicy warsztatów posiądą umiejętność tworzenia kompozycji stylistycznych, podstawy wiedzy o komponowaniu wnętrz i zastosowaniu wzornictwa, koloru, faktury i wykorzystywaniu ich na potrzeby własne, a także w pracy, jako stylista. zgłoszenia: redakcja@2bstyle.pl szczegóły na: www.2bstyle.pl

75


76


77


nie zza firanki

Chata z bali – spokój w duszy

78


Stylizacja wnętrza i tekst: Gaba Kliś Zdjęcia: Łukasz Kitliński

MIESZKAM W GÓRACH, A TAK MAŁO O NICH WIEM… ŚLEDZĘ ŚWIATOWY DESIGN, AKTUALIZUJĘ TRENDY, SIĘGAM REGULARNIE PO SKANDYNAWSKIE INSPIRACJE, A TYLE FAJNEGO MAM POD NOSEM I TEGO NIE WIDZĘ… OD MOMENTU WIZYTY W DOMU EDYTY I ŁUKASZA GOLCÓW MAM NIEDOSYT „GÓRALSKICH TRENDÓW”… MOŻE DLATEGO, ŻE TRAFIŁAM DO MIEJSCA, GDZIE WAŻNE JEST NIE TYLKO TO, CO SIĘ WIDZI, LECZ RÓWNIEŻ TO, CO SIĘ CZUJE? WŁAŚCICIELE DOMU UGOŚCILI WIOSENNIE „NIE ZZA FIRANKI”, ODKRYWAJĄC RĄBEK TAJEMNICY SWOJEGO MIEJSCA NA ZIEMI… BO TEN DOM NIM NIEWĄTPLIWIE JEST. TO SIĘ WIDZI… I CZUJE. DZIĘKUJEMY!

Dlaczego nie nowocześnie? Zimno? Minimalistycznie? Takie są przecież trendy…? Edyta Golec: Ponieważ trendy mijają, a klasyka jest nieśmiertelna. Lubimy niekonwencjonalne rozwiązania i – co najważniejsze – lubimy łączyć tradycję z nowoczesnością. Podobnie jak w naszej muzyce. Łukasz Golec: Góralszczyzna w szerokim tego słowa znaczeniu inspiruje nas nieustannie, co tyczy się również architektury góralskiej. Oboje wiedzieliśmy, jaki klimat panuje w takim domu, gdzie sufit jest drewniany, a ściany stwarzają wrażenie naturalnego ciepła, ponieważ jako dzieci przebywaliśmy w takich domach. Edyta Golec: Do dzisiaj dom moich dziadków jest użytkowany, ma około 75 lat i nadal panuje w nim ciepły i specyficzny klimat, jaki można znaleźć w domach wykonanych z tego budulca. Nowoczesność też jest inspirującą, ale gdzie jak gdzie, tutaj w górach taki dom jest na swoim miejscu. Czy sposób budowy domu taką metoda ma jakąś fachowa nazwę? Łukasz Golec: Nie spotkałem się z fachowym słownictwem tego typu budowy. Po prostu „chałpa z bali”. Kto go budował i jaka idea kierowała chęcią zamieszkania w takim stylu? Edyta Golec: Prace wykonywali cieśle z Zębu. Postawiliśmy na ludzi z doświadczeniem. Łukasz Golec: A idea była prosta. Dom w otoczeniu takiej panoramy musi być z drewna. Mieszkamy w samym sercu Kotliny Żywieckiej, z naszych okien rozpościera się widok na wszystkie główne szczyty Beskidów.

79


nie zza firanki Do czego wykorzystują Państwo kącik, gdzie zgromadzone są płyty i nagrody? Łukasz Golec: Planując dom, wiedzieliśmy, że musi znaleźć się miejsce na trofea, ale nie mieliśmy konkretnego pomysłu. Nagród było już wtedy dużo, a trzeba było przewidzieć, że będzie ich jeszcze więcej. Początkowo w tym miejscu stała ściana drewniana, która oddzielała kameralną (dzienną) część domu od sąsiadującego z nią pomieszczenia wspomnianej Izby Góralskiej. Czuliśmy też, że wnętrze z drewna szybko się nam znudzi i „opatrzy”, dlatego postanowiliśmy wytłumić i przy okazji urozmaicić strukturę wnętrza. Dlatego postawiliśmy na cegłę, która świetnie ożywiła wnętrze, doskonale połączyła się z beżami (a ich przewagę mieliśmy w domu) i co najważniejsze, złamała klasyczną formę wnętrza (nadała mu nowoczesny charakter). Edyta Golec: I jest miejsce na trofea oraz na prezent ślubny– starą sofę, stół i krzesła. W tym sercu domu najczęściej słuchamy minirecitali granych na fortepianie przez naszą córkę Antosię. Cegła, drewno i szklana balustrada to dość kontrowersyjne zestawienie. Kto je zaproponował? Edyta Golec: Chcieliśmy zróżnicować strukturę wnętrza. Ożywić. A z czym najlepiej zderzyć drewno? Z czymś kontrowersyjnym – czyli szkłem, cegłą, kamieniem... Czy lubi Pani aranżować swoje wnętrza? Tematycznie? Świątecznie? Edyta Golec: Uwielbiam, ale coraz częściej brakuje mi czasu na takie szaleństwa. Plusy otaczania się drewnem? Dla Państwa to… Łukasz Golec: Zdrowie, ekologia, spokój duszy, zgoda w rodzinie i wiele innych pośrednich pozytywów. Co się odbywa w Izbie? Łukasz Golec: Studio B – inaczej przez nas zwane Izbą Góralską, ma dwa zastosowania. Funkcjonuje jako studio nagrań, ponieważ panują w niej dobre warunki akustyczne, a że jest największym pomieszczeniem w domu, wszelkie uroczystości rodzinne celebrujemy właśnie tam. Poza tym gdzieś przecież musiały zmieścić się nasze instrumenty. A mamy ich sporo. Fortepian, pianino, trombity (długie pasterskie instrumenty ludowe), do tego jeszcze pamiątki rodzinne, gadżety itp.

80

Lubimy swoje miejsce na ziemi? Edyta Golec: Kochamy!!! W domu pracujemy, odpoczywamy i po prostu przeżywamy swoje życie. Weekendy spędzamy głównie w trasie koncertowej, więc tym bardziej powroty do swojego gniazda są miłe. Wracamy do domu, który nie jest z cegły jak większość budynków, ale właśnie z drewna, co potęguje jego wyjątkowość . Dlaczego to nie Milówka i dlaczego nie Warszawa? Łukasz Golec: Ze względów czysto praktycznych.. Dom stoi na ziemi przodków Edyty, więc poślubiając Edytę, dostałem ją z całym dobytkiem inwentarza (śmiech), co – nie ukrywam – było dla nas idealnym rozwiązaniem, ponieważ tutaj mieszkają teściowie, bez których byłoby mam trudno prowadzić taki rodzaj aktywności zawodowej, jaki prowadzimy, z równoczesnym kultywowaniem życia rodzinnego. Oni pomagają nam przy dzieciach, kiedy gramy koncerty. Edyta Golec: A w Warszawie jesteśmy w zależności od potrzeb raz na miesiąc. Bo chociaż cały show-biznes tam ma


swoją bazę, dzisiaj, w erze internetu, można tworzyć tam, gdzie się chce. I cenimy sobie tę wolność… O fundacji kilka słów... Kto, jak, dlaczego i komu pomaga? Łukasz Golec: W 2003 roku powołaliśmy do życia Fundację Braci Golec, która ma na celu promowanie i kultywowanie rodzimej kultury poprzez edukację muzyczną dzieci i młodzieży w czterech gminach Żywiecczyzny, czyli Milówce, Łodygowicach, Jeleśni i Koszarawie. Pomysł zrodził się, kiedy zauważyliśmy chęć i potrzebę edukacji regionalnej ze strony dzieci i młodzieży. W naszej fundacji około 160 dzieci uczy się gry na heligonkach, skrzypcach, basach oraz na dudach żywieckich i instrumentach pasterskich. Paweł Golec: Fundacja jest organizacją non profit, na którą można przekazać 1% podatku, i oprócz nauki gry zajmuje się działalnością wydawniczą. Do tej pory udało nam się wydać pięć albumów z serii „Stroje ludowe w Karpatach Polskich”. A są to „Strój mieszczan żywieckich”, „Strój górali śląskich”, „Strój górali żywieckich”, „Strój górali podhalańskich” i najnowszy „Strój cieszyński”. W 2012 r. Fundacja otrzymała Doroczną Nagrodę Ministra Kultury za swoją działalność.

Aranżacja wnętrz: Gaba Kliś | 601 555 743 | www.gabaklis.pl Zdjęcia: Łukasz Kitliński | 669 984 945 | www.imperfectgallery.eu Dekoracje i kwiaty: Eufloria | 515 121 888 | www. eufloria.bielsko.pl

81


82


WEKTOR

salon i serwis

www.wektor.pl

BIELSKO-BIAŁA, UL. WARSZAWSKA 295, TEL. (33) 829 56 00, (33) 829 56 10 OŚWIĘCIM-BABICE, UL. KRAKOWSKA 19 (WYLOT NA CHRZANÓW), TEL. (33) 841 18 41

83


84


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.