Jedyny taki magazyn lifestylowy
ale numer! 1[15] 2015 czasopismo bezpłatne ISSN 2084-4867 luty – marzec 2015 www.2bstyle.pl
17 ZADYMKA JAZZOWA AKURAT ma 20 lat TEATR KOMEDII Kuby Abrahamowicza 2B STYLE OŚWIĘCIM 70 LAT PÓŹNIEJ ANNA DRABCZYŃSKA VIVID
PAWEŁ WARCHOŁ galeria BYŁEM W PIEKLE Dakar 2015 Nie okradajmy Matki Ziemi Nie ma firanek... MDM Jakość i styl Tomasz KOT, Jarek PALUCH, Pascal BRODNICKI w Chianti,
Rafał MAŚLAK, Natalia JANOSZEK, Tomasz SZULAKOWSKI
1
2
3
na wstępie czasopismo bezpłatne ISSN 2084-48
ZESPÓŁ REDAKCYJNY
dress: Anna Drabczyńska photo: Ivon Wolak make-up: Beata Bojda model: Maga Krauze production: agencja Mediani
napisz do nas: redakcja@2bstyle.pl Wydawca: MEDIANI Anita Szymańska, www.mediani.pl ul. Janowicka 111a, 43-344 Bielsko-Biała e-mail: mediani@mediani.pl tel. 504 98 93 97 2B STYLE ul. Janowicka 111a, 43-344 Bielsko-Biała ul. Cieszyńska 2, 43-300 Bielsko-Biała e-mail: redakcja@2bstyle.pl www.2bstyle.pl Redaktor Naczelny: Agnieszka Ściera Reklama: reklama@2bstyle.pl, tel. 609 63 73 83 Zespół redakcyjny: Agnieszka Ściera (tekst), Anita Szymańska (tekst & foto), Katarzyna Górna-Oremus (tekst), Ewa Krokosińska-Surowiec (tekst) Roman Kolano (tekst), Beata Bojda (uroda) Łukasz Kitliński (foto), Adrian Lach (foto), Bastek Czernek (foto), Gaba Kliś (architektura & design), Adam Kliś (sport), Anna Popis-Witkowska (korekta), Marcin Urbaniak (IT), Bartłomiej Nowicki (tekst), dr Maciej Kalarus (tekst) Grafika i skład: Mediani | www.mediani.pl Druk: Drukarnia Printimus, ul. Bernardyńska 1, 41-902 Bytom www.printimus.pl Wydawnictwo bezpłatne, nie do sprzedaży. Copyright © MEDIANI Anita Szymańska Przedruki po uzyskaniu zgody Wydawcy. Listy: e-mail: redakcja@2bstyle.pl Redakcja nie zwraca tekstów niezamówionych i nie odpowiada za treść umieszczonych reklam. Redakcja ma prawo do skrótu tekstów. Wydawca ma prawo odmówić umieszczania reklamy lub ogłoszenia, jeśli ich treść lub forma są sprzeczne z obowiązującym prawem lub linią programową lub charakterem pisma. Produkty na zdjęciach mogą się różnić od ich rzeczywistego wizerunku. Ostateczną ofertę podaje sprzedawca. Niniejsza publikacja nie jest ofertą w rozumieniu prawa. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za opinie osób, zamieszczone w wypowiedziach i wywiadach.
Nasz adres: 1PznzUrzpn3W4imdUtkJgdLWnVGEYMQCCC
2B STYLE jest czasopismem zarejestrowanym w Sądzie Okręgowym w Bielsku-Białej.
Agnieszka Ściera | Redaktor Naczelna 2B STYLE. Miłośniczka zwierząt, górskich wypraw, dobrej kuchni w wykonaniu innych. Podobno zołza, podobno fajna babka.
Anita Szymańska | Wydawca 2B STYLE. Współwłaścicielka Agencji Kreatywnej MEDIANI. Pasjonatka projektowania graficznego i wszystkiego, co kreatywne. Projektantka licznych identyfikacji wizualnych i layoutów czasopism. Autorka tekstów. Lubi łączyć kuchnię z fotografią.
Katarzyna Górna-Oremus | Dziennikarka, reporterka. Doktorantka teologii na Uniwersytecie Papieskim im. Jana Pawła II. Nauczycielka etyki. Miłośniczka skandynawskich sag i bollywoodzkiego kina. Niepoprawna marzycielka, która lubi ludzi i kocha podróże.
Beata Bojda | Makijażystka z 17-letnią praktyką. Autorka tekstów o tajnikach makijażu. Jurorka w konkursach makijażu w Polsce i za granicą. Współpracuje z wieloma agencjami i projektantami mody tworząc dla nich makijaże sesyjne i wybiegowe.
Gaba Kliś | Zwolenniczka twórczego myślenia i kreatywnej pracy, zaangażowana projektantka i stylistka wnętrz z pasją do aranżacji przestrzeni, szczęśliwa autorka stylizacji wnętrz publikowanych w ogólnopolskich renomowanych magazynach wnętrzarskich.
Ewa Krokosińska-Surowiec | Prawnik, publicystka, wykładowca, trener, autorka licznych artykułów prasowych z zakresu publicystyki kulturalnej i prawa. Ma na swoim koncie realizację filmów dokumentalnych oraz felietonów filmowych i telewizyjnych.
Łukasz Kitliński | The optimist understands why the world’s gone down the drain as I paint this picture gray and taste the pain I’ll play the optimist – again.
Bastek Czernek | Fotograf mody. Bardzo ambitny optymista, wszystkie marzenia przekłada na kolejne cele do zrealizowania. Kolekcjoner Vogue’a, dla którego chce pracować w przyszłości. Zaraża pozytywną energią.
Bartłomiej Nowicki | Z wykształcenia filolog-anglista, z zamiłowania Homo Sapiens. Miłośnik i kolekcjoner książek oraz dorodnych okazów czarnego humoru. Górołaz beskidofil. Poprawny pesymista. Łowca absurdów spod znaku paranormalnej parapsychologii.
dr Maciej Kalarus | Literaturoznawca, kulturoznawca, podróżnik. Odwiedził 120 krajów w 25 lat. Kiedyś kierowca rajdowy, dziś wykładowca akademicki. Obieżyświat. Włóczykij. Wędrowiec.
Reklamy na stronach: 2, 3, 9, 31, 49, 51, 64-65, 86, 87, 88 Materiały promocyjne na stronach: 7, 13, 78, 79 Artykuły sponsorowane na stronach: 16-19, 54-57, 66-67, 68-69, 70-71, 72-73, 74-75, 80-81
PARTNER MEDIALNY: QR CODE
Wygenerowano na www.qr-online.pl
JESTEŚMY NA
I TU
Chcesz wesprzeć magazyn 2B STYLE? Możesz już wpłacić BITCOINY! Zeskanuj kod, zainstaluj portfel i przelewaj :)
4
Zaczytajmy się w mężczyznach Przystojni, mądrzy, odważni, zdolni... Kot, Abrahamowicz, Brodnicki, Maślak, Szulakowski, Warchoł, Paluch, Hołowczyc, Sonik – prawdziwe „ciacha”. To nie przypadek, że panowie w tak zacnym gronie spotykają się tutaj. Jeszcze zima i aura, już nieśmiało pachnąca zapowiedzią wiosny, sprzyja długim, przyjemnym posiedzeniom w wygodnych fotelach, z filiżanką małej czarnej i totalnemu zaczytaniu się. A jest w kim (i w czym) się zaczytać. Piaski pustyni, deski teatru, blat kuchenny, to tylko kilka miejsc, do których zapraszają Was bohaterowie naszych artykułów. Zaczytujemy się w Was Panowie... W tym gronie, jak wisienki na torcie, znalazły się zdolne kobiety: Natalia Janoszek i Anna Drabczyńska. Redaktor Naczelna Agnieszka Ściera
35
20
Tomasz Kot: Teatr jest dla mnie bardzo ważny
16
Pascal Brodnicki: Posmakować świata
14
Akurat
24
Anna Drabczyńska: VIVID
40
Rafał Maślak: Stawiam sobie cele
82
58
2B STYLE Oświęcim 70 lat później
28
Natalia Janoszek
Paweł Warchoł: galeria
76
Byłem w piekle: Dakar
Nie ma firanek
5
54
Jakośc i styl: MDM
okoliczności
foto: Bastek Czernek
WYDARZYŁO SIĘ
Zagrali dla hospicjum Już po raz siódmy odbyła się akcja charytatywna „Kopciuszek” – 7 grudnia 2014 roku na scenie Teatru Polskiego pojawiły się gwiazdy światowej sławy. Wystąpili między innymi: Tom Jones, John Travolta, Marlena Dietrich, Elton John i Rita Hayworth. Takie rzeczy możliwe są tylko w Bielsku-Białej. Dochód ze sprzedaży biletów w wysokości 23 060 zł, został przekazany na wyposażenie stacjonarnego hospicjum im. Jana Pawła II. Pomysłodawcą akcji jest Małgorzata Handzlik, była poseł do europarlamentu. Pierwsze przedstawienie odbyło się w 2008 roku. W 2014 tradycji stało się zadość. W przedsięwzięciu wzięły udział osoby ze świata polityki, biznesu, kultury i sztuki. Galę muzyczną, w czasie której można było podziwiać doktora Piotra Zdunka w roli Eltona Johna, wójta Jaworza Radosława Ostałkiewicza jako Johna Travoltę czy posła Stanisława Szweda, który brawurowo wcielił się w postać Toma Jonesa, poprzedziły wielotygodniowe próby. Nad wszystkim czuwał Tomasz Szulakowski. Choreografię przygotowała Katarzyna Zielonka. 2B STYLE objął patronat medialny nad akcją.
Pokaz Ludzi Wielkiego Serca Odbywający się na deskach Bielskiego Centrum Kultury 8 lutego Pokaz Ludzi Wielkiego Serca już po raz dwunasty zgromadził osoby wrażliwe na los innych. Dochód z pokazu mody, który od samego początku sygnuje agencja Grabowska Models, przeznaczany jest na rzecz Domu Dziecka przy ul. Pocztowej w Bielsku-Białej. Każda nowa edycja to nowe twarze i nazwiska. Każdy z występujących, aby wziąć udział w pokazie, wpłaca pieniądze na rzecz najmłodszych. Dzięki temu wychowankowie wyjadą na wakacje marzeń. Wyjątkowi modele i modelki, wśród których znajdują się osoby związane ze światem polityki, biznesu, sportu, kultury i sztuki, a także mediów, zaprezentowali kolekcje: MDM Moda Damska Moda Męska – Gabriela Kowalewska, Modern Classic Mieczysław i Barbara Slopek, a także Chianti Luxury & Harmony. W rolę małych modeli wcielili się wychowankowie Domu Dziecka, którzy zaprezentowali kolekcję Wójcik, a modelki agencji Grabowska Models zaprezentowały suknie ślubne z salonu GRACJA. W gali wystąpiły również młode wokalistki: Kamila Krzempek oraz wychowanki Szkoły Muzycznej YAMAHA: Aleksandra, Paulina i Kamila. Honorowy patronat nad wydarzeniem objął Prezydent Bielska-Białej Jacek Krywult. 2B STYLE patronuje akcji medialnie a na stronie www.2bstyle.pl będzie można zobaczyć fotograficzną relację z tego wydarzenia.
Puchar Reksia Artur Pałyga wyróżniony w konkursie TVP Artur Pałyga został doceniony w konkursie zorganizowanym przez Telewizję Polską oraz Stowarzyszenie Autorów ZAiKS z okazji 250-lecia Teatru Narodowego i Teatru Publicznego w Polsce. Bielszczanin został wyróżniony za sztukę „Auschwitz kotki”. Zwycięzcą konkursu, który został ogłoszony pół roku temu, a do którego zaproszono 20 znakomitych autorów, reprezentujących różne pokolenia dramatopisarzy, został Marek Pruchniewski ze swoją sztuką „Ciało moje”. Uczestnikom pozostawiono swobodę wyboru tematu sztuki oraz jej formy, choć jednocześnie zasugerowano, aby konkursowym pracom przyświecało motto zaczerpnięte ze „Studium o Hamlecie” Stanisława Wyspiańskiego: „Zagadką Hamleta w Polsce jest to, co w Polsce jest do myślenia”. Redakcja Teatru TV ustala obecnie z antenami TVP możliwości realizacji przedstawień na podstawie nagrodzonych dramatów.
6
IV zawody najmłodszych alpejczyków odbyły się zgodnie z planem na stoku Dębowca. Dopisała pogoda oraz widownia. Gościem honorowym zawodów była Martyna Wojciechowska. Najmłodsza uczestniczka zawodów liczyła sobie zaledwie 2 latka 7 miesięcy i 7 dni! Do nieba pofrunęło 500 kolorowych balonów, a organizatorzy zadbali o dobrą zabawę, ciepłe napoje i smaczne bułeczki. | Wyniki końcowe i galeria zdjęć na: www.klubsportowylive.pl
foto: Tomasz Pielesz
WYDARZYŁO SIĘ
„Nigdy więcej” W 70 rocznicę wyzwolenia Oświęcimia, pod Bramą Śmierci Obozu w Brzezince spotkali się byli więźniowie, przedstawiciele wielu państw, m.in. Francji, Wielkiej Brytanii, Rosji, Ukrainy, Izraela. Polskę reprezentował Prezydent Bolesław Komorowski. Najważniejszym i najbardziej wstrząsającym punktem uroczystości były obozowe wspomnienia byłych więźniów, opowiadane przez nich samych. | Więcej na: www.auschwitz.org
Ikary 2014 przyznane
REKLAMA
10 stycznia poznaliśmy laureatów Ikarów, które są nagrodami Prezydenta Miasta Bielska-Białej w dziedzinie kultury i sztuki. W tym roku przyznano je po raz 22. Triumfowali Magdalena Legendź oraz Krzysztof Maciejowski. Wydarzenie odbyło się w Bielskim Centrum Kultury. Za szczególnie osiągnięcie artystyczne ubiegłego roku statuetkę Ikara otrzymała Magdalena Legendź – teatrolog, dziennikarz, redaktor książek, krytyk teatralny, stale współpracująca z miesięcznikiem „Teatr” oraz kwartalnikami „Teatr Lalek” i „Relacje-Interpretacje”. Jest także autorką książki „Z notatek po ciemku. Teatry w Bielsku-Białej po 1989 roku” i laureatką Złotego Pióra – nagrody bielskiego środowiska teatralnego, a także nagrody Zarządu Głównego Towarzystwa Krzewienia Kultury Teatralnej „Bliżej Teatru”. Ikara 2014 za wybitną dotychczasową działalność otrzymał Krzysztof Maciejowski – muzyk, kompozytor i aranżer, absolwent Wydziału Jazzu i Muzyki Rozrywkowej Akademii Muzycznej w Katowicach. Laureat Złotej Maski 2007 za muzykę do spektaklu „Testament Teodora Sixta”. Związany z zespołem Tricolor, który zwyciężył w 38 Studenckim Festiwalu Piosenki w Krakowie. Współtwórca zespołu Dzień Dobry, związany także z grupami: Lizard i Golec uOrkiestra. W trakcie uroczystości dyplomy honorowe otrzymali: Grupa Literacka „Apostrofa” oraz Piotr Witkowski – animator Klubu Inteligencji Katolickiej. Dyplomy specjalne przypadły w udziale: Iwonie Purzyckiej, dyrektor Muzeum Historycznego w Bielsku-Białej oraz Piotrowi Majchrzakowi, muzykowi i kompozytorowi. Tytuł Dobrodzieja Kultury 2014 otrzymały ENERSYS spółka z o.o. w Bielsku-Białej oraz KLINGSPOR spółka z o.o. w Bielsku-Białej. Za szczególne osiągnięcia w dziedzinie kultury i sztuki w roku 2014 nominowani byli Jan Borowski (prowadzący Chór ATH), Marta Gzowska-Sawicka (aktorka Teatru Polskiego w Bielsku-Białej) oraz Radosław Sadowski (aktor bielskiej Banialuki). Za wybitną dotychczasową działalność nominowano Romana Poloka (pedagog, choreograf i kierownik artystyczny Zespołu Pieśni i Tańca „Beskid”), Piotr Skucha (artysta kabaretowy), Bożena Bieńczyk (kierownik i choreograf Zespołu Pieśni i Tańca „Bielsko”), Tomasz Sylwestrzak (aktor Teatru Lalek „Banialuka”) i Krzysztof Przemyk (organista, dyrygent, prezes Bielskiego Oddziału Polskiego Związku Chórów i Orkiestr).
7
okoliczności
WYDARZYŁO SIĘ Papież, który kochał Beskidy Galeria Sfera oraz Wydawnictwo Anima Media zapraszają na niecodzienną wystawę, na którą składają się niepublikowane dotąd zdjęcia Karola Wojtyły. Każdy, kto zdecyduje się zakupić bilet wstępu, przyczyni się do dalszych prac archiwizacyjnych. Wystawa potrwa do 22 lutego. Ekspozycja (I piętro Galerii Sfera I) zatytułowana jest „Był wśród nas…” i odnosi się do wizyt Karola Wojtyły na Podbeskidziu. Do przygotowania wystawy wykorzystano m.in. zdjęcia z Archiwum Multimedialnego Jana Pawła II w Bielsku-Białej oraz ze zbiorów osób prywatnych (Stanisława Rybickiego, Jerzego Ciesielskiego, Grzegorza Gałązki). Ekspozycję wzbogacają archiwalne materiały filmowe i animacje. Bilety na wystawę można kupić w punkcie informacyjnym w Galerii Sfera w cenie 3 zł – bilety ulgowe i rodzinne oraz 5 zł – bilety bez zniżki. Dochody z ich sprzedaży zostaną przeznaczone na dalsze prace archiwizacyjne. Dodatkowo każdy zwiedzający otrzyma prezent – specjalne wydawnictwo o Janie Pawle II.
Kalendarz z przystojniakami Sam pomysł narodził się dwa lata temu. Jednak dopiero teraz ujrzał światło dzienne. Bielska fotograf postanowiła uchwycić w kadrze najprzystojniejszych Polaków. Każdy, kto wejdzie w posiadanie wyjątkowego kalendarza na rok 2015, stwierdzi, że Magdalena Ostrowicka stanęła na wysokości zadania. Zdjęcia powstały w ciągu kilku miesięcy. Modelami zostali laureaci Mister Polski 2014. Konkursu, który sygnuje agencja Grabowska Models. Zgrupowanie odbyło się w Szczyrku. Tam też właśnie, w hotelu Klimczok, w pięknych okolicznościach beskidzkiej przyrody, powstały zdjęcia. Oficjalna premiera kalendarza odbyła się 22 grudnia 2014 roku w szczyrkowskim hotelu Klimczok. Przybyli nań Krzysztof Majdak – Mister Beskidów 2014 oraz Klaudiusz Czauderna – finalista Mister Polski 2014. Projekt graficzny kalendarza wykonała Barbara Gąsowska, o wizaż panów zadbała Anna Rosińska, a donatorami wydawnictwa, poza Hotelem Klimczok, byli: agencja Grabowska Models oraz firmy CobraOstra-Fotografia, Modern & Clasic Collection, New Men Style. Kalendarz, który został wydrukowany w nakładzie 500 sztuk, można otrzymać, kontaktując się z agencją Grabowska Models.
Po drugiej stronie lustra W Bielsku-Białej powstał niezwykły butik, w którym każdy milusiński znajdzie coś dla siebie. To sklep z oryginalnymi ubrankami oraz dziecięcymi zabawkami pochodzącymi od lokalnych projektantów. Alicja w Krainie Czarów to miejsce, do którego dzieci będą zabierać swoich rodziców, żeby choć na chwilę poczuć się jak po drugiej stronie lustra. Od kilku tygodniu w tym niezwykłym i klimatycznym butiku można kupić piękne rzeczy z dziecięcej kolekcji Studio Mody Anna Drabczyńska. Butik mieści się w Bielsku-Białej przy ul. Kościelnej. W sklepie odnajdziemy nową odsłonę ubrań dla dzieci opakowaną w niepowtarzalny design, przenoszącą w inny wymiar doznań w samym centrum miasta. Znajdziemy w nim esencję tego, co jest ładne, gustowne i – co istotne – wygodne. Kolejne atuty to ciekawy i oryginalny wystrój, nadający pomieszczeniom jedyny w swoim rodzaju charakter, oraz miła i profesjonalna obsługa w osobie samej Alicji.
8
Noworoczny pokaz dla szpitala pediatrycznego 16 stycznia w bielskim Klubie Klimat odbył się charytatywny pokaz mody, w którym wzięli udział siatkarze BBTS z Piotrem Gruszką na czele. Wyjątkowi modele zaprezentowali między innymi kolekcję marki J. Fryderyk. Organizatorem wydarzenia była Agencja Mody Prestige Edyta Dwornik. Na scenie – obok sportowców – pojawili się przedsiębiorcy, a także radni. Każdy występujący wpłacił pieniądze na rzecz Szpitala Pediatrycznego w Bielsku-Białej. Goście, którzy wykupili bilety-cegiełki, podziwiali kolekcje marek: J. Fryderyk, a także By o la la. Dodatkową atrakcją był występ wokalistki Katarzyny Zaręby i pokaz taneczny grupy Diamonds. Całkowity dochód z akcji został przeznaczony na cele charytatywne. 2B STYLE objął patronat medialny nad wydarzeniem.
RADOŚĆ ZAKUPÓW! ŻYWIEC
Zeskanuj kod i kliknij lubię to
Dołącz do nas na Facebook-u www.facebook.com/ GALERIALIDER
Chcesz wiedzieć więcej o organizowanych przez nas wydarzeniach? Zobacz:
www.
9
.pl
okoliczności
POLECAMY
Nowa lokalizacja Beauty Projekt Polskie Orły z radzieckich zegarków Marian Cholerek od wielu już lat tworzy niezwykłe obrazy używając do ich wykonania nie pędzla, czy aparatu fotograficznego, a części ze starych rosyjskich zegarków. Swoje prace wręcza znanym osobom. Wśród obdarowanych są m.in. Krystyna Janda, Jacek Cygan, Marcin Daniec. Zapowiadane spotkanie uświetni znakomity aktor Jan Nowicki. Wernisaż wystawy odbędzie się 12 lutego o godzinie 17.00. w Galerii „Tyle Światów”, w Oświęcimiu przy ul. Śniadeckiego 24. Wystawę będzie można oglądać do 5 marca.
„Niedzielne bajeczki” w CH Sarni Stok Niedzielne bajeczki to cykl bezpłatnych przedstawień teatralnych i powiązanych tematycznie animacji ruchowo – warsztatowych dla dzieci. Podczas 11 spotkań w CH Sarni Stok w Bielsku-Białej, zaplanowanych na pierwsze półrocze, dzieci będą mogły zapoznać się z wartościowymi bajkami o ludziach, sytuacjach codziennych i najważniejszych kwestiach takich jak przyjaźń, rodzina, czy dbanie o dobro innych. Wśród spektakli znajdą się autorskie przedstawienia oraz doskonale znane, klasyczne bajki, takie jak „Trzy Świnki” czy „Tomcio Paluch”. Odtwórcami ról są m.in. prawdziwi aktorzy. Najbliższy spektakl odbędzie się w niedzielę, 15 lutego o godz. 16.00. Przedstawienie pod tytułem „Karnawałowa zabawa w Rio”. 1 marca odbędzie się przedstawienie pt. „Tomcio Paluch”. Niedzielne bajeczki to dwie godziny doskonałej zabawy, podczas których dzieci uczyć się będą o takich wartościach jak przyjaźń, pomaganie innym, zaufanie czy bezpieczeństwo. To także czas, który rodzice mogą spędzić tylko z dzieckiem. Czas dla rodziny na wzmacnianie więzi z dzieckiem, na wspólne przeżywanie emocji i zdobywanie nowych doświadczeń. Dzieci, które zostaną po spektaklu wezmą udział w ciekawych animacjach i będą miały możliwość wygrania atrakcyjnych nagród. Każde zajęcia warsztaty poświęcone będą innej tematyce. Uczestnicy warsztatów będą mieli możliwość zrobienia zdjęć z aktorami. W I półroczu 2015 roku odbędzie się jedenaście spektakli. Dla wiernych i aktywnych widzów organizator przewidział dodatkową atrakcję, w której do wygrania będzie wycieczka dla całej rodziny o wartości 2500 zł. Za minimum 7 pieczątek dokumentujących uczestnictwo w teatrzykach, będzie przysługiwało prawo wzięcia udziału w konkursie. Wystarczy dokończyć zdanie: „Niedzielne bajeczki z Sarnim Stokiem to…” Spośród zgłoszeń jury wyłoni najciekawszą odpowiedź. Nagroda zostanie wręczona w finale akcji 28 czerwca. | Więcej informacji na stronie www.sarnistok.pl oraz facebook.com/sarnistok
10
Salon firmowy Beauty Projekt, znany z wykonywania najwyższej jakości makijażu permanentnego, zmienił swoją lokalizację. Chociaż przeprowadzka miała miejsce w połowie ubiegłego roku, to w grudniu nastąpiło jego uroczyste otwarcie. W nowej siedzibie, która znajduje się przy ulicy Jaworzańskiej 40 w Bielsku-Białej, znajduje się biuro handlowe oraz sala szkoleniowa Swiss Color. – Dla Państwa wygody wybraliśmy przestronne, jasne pomieszczenia, bliskie kobietom, które widzą więcej. Przyjazne miejsca wpływają na komfort pracy i miłe wrażenia związane z zabiegiem. Klient jest u nas zawsze mile widzianym gościem – tłumaczy Agnieszka Mikołajczyk, właścicielka salonu. – Filozofia mojej firmy Beauty Projekt opiera się na założeniu, że wszystko to, co się robi powinno być jak najwyższej jakości. Taką postawę reprezentuję w kontaktach z Państwem, a także na szkoleniach, gdzie jestem poddawana surowej ocenie kursantów. Bardzo ważny jest człowiek i jego potrzeby – dodaje.
Krzysztof Oremus: Przekleństwo mgły W książce „Wataha – Przekleństwo mgły” bohater Eryk Jarvi, to Polak, daleki potomek pierwszych osadników surowych terenów dzisiejszej Finlandii, który na stałe mieszka na ziemi swoich ojców. Jest reporterem prasowym, tzw. wolnym strzelcem. Któregoś dnia ze snu wyrywa go telefon – dzwoni jego informator z policji i zachęca, aby wybrał się do małej wioski Manamasalo otoczonej jeziorami i bagnami, gdzie w otaczających wieś lasach znaleziono ludzką kość. Jarvi decyduje się na wyjazd. Dojeżdżając do wioski bohater trafia do motelu, w którym postanawia zatrzymać się na dłużej. Ma pecha, bo przyjeżdża w momencie, w którym od kilku dni wioska spowita jest gęstą mgłą. Kolejne dni okazują się dla Eryka Jarvi nadzwyczaj bogate w doznania – zakochuje się w córce właściciela motelu, dociera do osoby, która znalazła w lesie kość. W miarę rozwoju wydarzeń, na jaw wychodzi dramatyczna historia, która w Manamasalo zdarzyła się przed 20 laty, kiedy to zaginęła 10-letnia córka miejscowego pastora. Bohater powieści usiłuje zrozumieć, jaki związek ze znalezioną częścią szkieletu ma owo tajemnicze zniknięcie dziewczynki. W rozwiązaniu zagadki bohaterowi raz pomaga, raz szkodzi, tajemnicza mgła, która spowija wioskę od momentu, gdy w lesie znaleziono ludzkie kości. Mgła wyzwala też w bohaterze wizje, przez które traci on poczucie rzeczywistości. Już nie wie, co jest snem, a co jawą…
POLECAMY
Modowy naleśnik Wszyscy lubimy naleśniki: z owocami, bitą śmietaną i gęstym kremem karmelowym. Tym razem w roli naleśnika występuje moda – niezwykle przyjemna, dziewczęca, doprawiona do smaku dojrzałymi przemyśleniami autorki bloga FASHIONPANCAKE. Patrycja Bogunia jest młodą blogerką z Bielska-Białej, która od niedawna zadebiutowała na blogowej mapie Polski. Trzeba przyznać, debiut to udany – blog prowadzony jest z dużym smakiem, a sama Patrycja podchodzi do mody z wyczuciem. Trzymamy kciuki! | Więcej: wwwfashionpancake.com
Dermika w nowym miejscu Znany i bardzo lubiany salon Dermika Spa&Wellness zmienił swoją lokalizację. Jego nowa siedziba znajduje się przy ulicy Legionów 26-28 (budynek H) w Bielsku-Białej. Przeprowadzka zakończyła się 23 stycznia. Od tego dnia klientki i goście Dermiki Salon&Spa są przyjmowani w nowych, pięknych wnętrzach. Wszystko z myślą o wygodzie i komforcie odwiedzających. – Z wielką satysfakcją i dumą zapraszamy do nowego, autoryzowanego salonu DERMIKA Salon&Spa, gdzie każdy może skorzystać z wyjątkowej pielęgnacji – mówi właścicielka salonu, Izabella Otto. – Naszym celem było harmonijne połączenie wyjątkowej oferty firmy DERMIKA z wysokiej jakości obsługą, tak aby stworzyć atmosferę sprzyjającą realizacji potrzeb ciała i ducha. Mamy świadomość, że prawdziwe piękno idzie w parze z radością życia – dodaje.
Magia uczuć Zapraszamy w sobotę 14 lutego w godzinach od 9.00–15.00 na WALENTYNKOWY dzień w Galerii Lider w Żywcu, która przygotowała dla zakochanych liczne atrakcje. Studio Walentynkowej Fotografii – zdjęcia dla par i singli robione przez fotografa w walentynkowej scenografii. Zdjęcia będą przesyłane drogą elektroniczną osobom zainteresowanym lub do odebrania w Sklepie Foto (W dniu Walentynek). Karykatury Dla Zakochanych – Wyjątkowy krakowski artysta Andrzej Żewecki będzie tworzył miłosną karykaturę dla odwiedzających par ( 10.00–15.00). Prawdziwe Czary – doświadczona i bardzo popularna Wróżka Wiktoria, powróży klientom kartami tarota ( 10.00–15.00). Klientom Galerii Lider tego dnia wręczane będą przez hostessy miłosne wróżby oraz walentynkowe baloniki (9.00–16.00). Całą akcję będzie prowadził i wspierał romantyczną muzyką DJ Gibon.
11
wydarzenie
23 lutego rozpocznie się LOTOS Jazz Festiwal 17. Zadymka Jazzowa. Większość koncertów odbędzie się w Bielsku-Białej. Po raz pierwszy w historii festiwalu sobotnia gala zagości w Sali Koncertowej NOSPR w Katowicach. Nie oznacza to jednak, że wydarzenie, które narodziło się w stolicy Podbeskidzia, zmienia swoją formułę. Ono ewoluuje. Wychodzi poza wskazane na samym początku granice. Wszystko dla dobra odbiorcy. Czy zabieg okaże się strzałem w dziesiątkę? Czas pokaże. Istotne jest to, że Zadymka na zawsze pozostanie wielkim świętem jazzu u podnóża Beskidów. Wydarzenie rozpocznie się 23 lutego, a zakończy 1 marca. Koncertz odbędą się w Klubie Klimat w Galerii Sfera, Sali Koncertowej Zespołu Państwowych Szkół Muzycznych w Bielsku-Białej, Teatrze Polskim w Bielsku-Białej, Festiwalowej Scenie Promocji Galerii Sfera, Sali Koncertowej NOSPR w Katowicach, Schronisku na Szyndzielni. Gospodarzem Gali Polskiego Jazzu, która odbędzie się 24 lutego w bielskim Teatrze Polskim, będzie laureat nagrody Grammy – Włodek Pawlik, który do udziału w specjalnie przygotowanym dla zadymkowej publiczności programie zaprosił członków swojego trio: Pawła Pańtę (kontrabas, gitara basowa) i Cezarego Konrada (perkusja), wokalistów: Lorę Szafran i Marka Bałatę oraz amerykańskiego trębacza Gary’ego Guthmana. Bielsko-Białą w dniach 25 i 26 lutego, czeka prawdziwa inwazja gwiazd, z dwoma wybitnymi trębaczami na czele. Na jedynych koncertach w Polsce wystąpią: laureat dziesięciu nagród Grammy – Arturo Sandoval ze swoim sekstetem oraz Nicholas Payton z formacją Miles Electric Band. W skład tej gwiazdorskiej grupy wchodzą: pianiści – John Beasley i Robert Irving III, Badal Roy grający na tabli, gitarzysta Blackbyrd McKnight, perkusjonista Munyungo Jackson, perkusista Vince Wilburn Jr. (bratanek Milesa Davisa), basista Darryl, perkusjonista Mino Cinelu, saksofonista Antoine Rone i turntablista DJ Logic. Muzycy powracają do „elektrycznego” okresu twórczości Milesa Davisa, czerpiąc z niego inspiracje do nowoczesnych jazzowych innowacji. 28 lutego gospodarzem wieczoru w Sali Koncertowej NOSPR w Katowicach będzie Wayne Shorter. Ten wirtuoz saksofonu i lider kwartetu jest znakomitym kompozytorem. Napisał muzykę dla Milesa Davisa i Weather Report. W Polsce nieco mniej znane są jego kompozycje symfo-
12
niczne. To właśnie w trakcie gali usłyszymy niektóre z tych utworów. Tego wieczoru wystąpią między innymi: Wayne Shorter Quartet, Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia w Katowicach pod dyrekcją Clarka Rundella oraz Esperanza Spalding (kontrabas, wokal). Współorganizatorem koncertu jest Radiowa Dwójka, a impreza włączona została w cykl wydarzeń związanych z przypadającym na 2015 rok jubileuszem 90-lecia Polskiego Radia. Podczas Zadymki nie zabraknie również prezentacji nowego jazzu z Europy. W środę (25 lutego) wystąpi Soweto Kinch – saksofonista altowy i raper, jeden z najbardziej żywiołowych reprezentantów młodej brytyjskiej sceny jazzowej, a w czwartek (26 lutego) międzynarodowe, szwedzko-niemiecko-kubańskie Tingvall Trio – z Hamburga. Na niedzielny (1 marca) Koncert Otwarty do Klubu Klimat zaprasza, obchodzący w przyszłym roku jubileusz 30-lecia, zespół Walk Away. Na Zadymce nie mogło zabraknąć muzycznych okolic jazzu! O rozrywkową część festiwalu zadbają zatem: Red Baraat – indyjsko-amerykański band, grający tak zwany dhol’n’brass – wyjątkowe połączenie północno-indyjskich rytmów, jazzu, go-go, brass funku i hip-hopu (określani są mianem hinduskiej odpowiedzi na bałkańskie orkiestry dęte) oraz Mydy Rabycat – pierwszy czeski electroswing band, rodem z Pragi, porównywany do francuskiego Caravan Palace. Sprzedaż biletów na Festiwalową Galę LOTOS Jazz Festival 17. Bielskiej Zadymki Jazzowej w Katowicach prowadzona jest w kasach NOSPR i na stronie http://www.nospr.org. pl/pl/koncerty/204/lotos-jazz-festival-17-zadymka-jazzowawayne-shorter-quartet. Bilety i karnety na pozostałe koncerty można zarezerwować pod adresem mailowym: bilety@zadymka.pl oraz osobiście w biurze festiwalowym: Bielsko-Biała, ul. Mostowa 5, Galeria SFERA, galeria 1, klatka D, piętro 2, w godzinach od 10.00 do 18.00 (od poniedziałku do piątku). Odbiór wykupionych drogą elektroniczną biletów i sprzedaż bezpośrednia w biurze festiwalowym. Szczegółowa informacja pod numerem telefonu + 48 539 195 378 w godzinach od 10.00 do 18.00 (poniedziałek – piątek). Program dostępny jest na stronie www.zadymka.pl
13
muzyka
AKURAT
SĄ ZJAWISKIEM NA POLSKIM RYNKU MUZYCZNYM. ZESPÓŁ ZAŁOŻONY W BIELSKU-BIAŁEJ ZAGRAŁ PONAD TYSIĄC KONCERTÓW W DZIEWIĘCIU KRAJACH, ALE NAJWIĘKSZĄ SŁAWĘ PRZYNIOSŁA IM PIOSENKA ŚPIEWANA OBECNIE PRZEZ KAPELE W. . . KOREI POŁUDNIOWEJ. NA SZERSZE WODY POZWOLIŁA IM WYPŁYNĄĆ PŁYTA „POMARAŃCZA” WYDANA W 2001 ROKU, A NAJWIĘKSZĄ SŁAWĘ PRZYNIOSŁA PIOSENKA ŚPIEWANA DZIŚ PRZEZ KAPELE W. . . KOREI POŁUDNIOWEJ. MIMO, ŻE RZADKO TRAFIAJĄ DO WIELKICH STACJI RADIOWYCH CZY TELEWIZYJNYCH, NIE NARZEKAJĄ NA BRAK ZAINTERESOWANIA ZE STRONY FANÓW.
14
Z Piotrem Wróblem, współzałożycielem zespołu Akurat rozmawia Bartłomiej Kawalec, www.bielsko.biala.pl, zdjęcie: Akurat
| Zagraliście ponad tysiąc koncertów w dziewięciu krajach. Był jakiś jeden szczególny? Choć zabrzmi to jak truizm, to każdy koncert jest inny. Nawet, jeśli gramy te same utwory, to za każdym razem jest inaczej, bo koncert to nie tylko odegranie piosenek, ale też nasze samopoczucie, relacje między nami na scenie, kondycja publiczności, otoczenie. Te składowe, a jest ich znacznie więcej niż wymieniłem, tworzą ogólne wrażenie. Mimo tego, a może właśnie dlatego, tak trudno porównać koncerty i wybrać spośród nich ten jeden wyjątkowy. Może taki dopiero przed nami? | Przygodę z muzyką zaczynaliście od Przystanku Woodstock. Brakuje Wam przystankowej atmosfery? Występy na Woodstock były niesamowitym przeżyciem – takich tłumów nie widziałem nigdzie indziej. Ale nadal gramy na innych, wielkich festiwalach nie tylko w Polsce. Często na zaproszenie gościmy w Czechach, gdzie jest mnóstwo mniej znanych, ale dużych i świetnie zorganizowanych festiwali. Gramy też bardzo często na dniach miast, juwenaliach, a te potrafią być naprawdę wielkie. Jeśli chodzi o Woodstock, to kto wie, może kiedyś jeszcze tam wrócimy. Na pewno byłaby to fajna podróż sentymentalna. | Fani kochają Was za singiel „Lubię mówić z Tobą”. Pamiętasz okoliczności tworzenia tego numeru? Utwór przyniósł Wojtek Żółty, tak naprawdę to jego trzeba byłoby pytać o szczegóły. To znany i lubiany numer, choć chyba ciekawsza historia dotyczy utworu „Hahahaczyk”, czyli dyskoteka gra. | Podobno zyskał sporą popularność w... Korei Południowej. Tak, mamy nawet nagrania koreańskich kapel śpiewających ten utwór po polsku. Był sporym hitem już w momencie naszego debiutu, czyli pojawienia się płyty „Pomarańcza”, ale dopiero jakieś trzy lata temu jego przeróbka stała się dyskotekowym numerem jeden. Była grana po remizach strażackich, na wielkich dyskotekach i weszła do repertuaru zespołów weselnych.
| Rozgłos przyniosły Wam również single z kolejnych płyt. Występujemy już dwadzieścia lat, nagraliśmy sześć albumów. Młodzi ludzie, którzy dopiero nas odkrywają, mówią, że poznali nas dzięki takim utworom, jak „Żółty Wróbel” czy „Przed Snem – Słoiczek Tiananmen”. Do tego ostatniego kawałka piękny teledysk zrobił Olaf Malinowski. Zdjęcia kręcił przez kilka dni w Bielsku-Białej i okolicach. | Wciąż nie możecie liczyć na przychylność dużych koncernów medialnych. Dlaczego? Pytanie brzmi: gdzie nas mają puszczać? Jesteśmy zbyt lajtowi dla „Antyradia”, nie ma dla nas miejsca w Radiu Zet. Niby nas chwalą za ciekawe połączenie różnych stylów muzycznych, ale przez to trudno nas zaklasyfikować, co dla wielu dziennikarzy jest problemem. Czasem puszcza nas Radiowa Trójka, lubiano nas także w Eska Rock. Lokalne rozgłośnie może nie szaleją na naszym punkcie, ale też coś od czasu do czasu puszczą. | Ostatnio pojawialiście się w ogólnopolskich stacjach TV. Otrzymaliśmy zaproszenie do TVN oraz Telewizji Polskiej, gdzie pozwolono nam nawet zagrać „na żywo”. W telewizji nie jest tak łatwo. Ale jeszcze dwadzieścia lat i zaczną się o nas bić (śmiech). | Ostatni album wydaliście w 2012 roku. Powoli zbliża się czas debiutu nowego krążka. Lubimy, zwłaszcza ostatnio, dłużej dopieszczać nagrania. Pomysłów jest mnóstwo, melodie kłębią się w głowie, teksty wypełniają kolejne zeszyty (w tej kwestii wciąż jestem analogowy), więc nie jest to sprawa braku pomysłów, a raczej chęć pokazania światu materiału, co do którego w stu procentach jesteśmy przekonani, że brzmi tak, jak to sobie wymarzyliśmy. Trochę tak, jak w piosence Balet. | Czym nas tym razem zaskoczycie? Zawartość albumu jest strzeżona pilniej od receptury Coca-Coli (śmiech). Mogę zdradzić jedynie, że pojawi się najprawdopodobniej na przełomie przyszłego roku. | Dziękuję za rozmowę.
Akurat powstał w 1994 roku w Bielsku-Białej. Muzyka formacji oparta jest na połączeniu ska, rocka, reggae, a nawet disco. Z okazji dwudziestolecia pracy artystycznej Akurat na początku roku rozpoczął trasę koncertową po Polsce. W piątek, 23 stycznia wystąpił w rodzinnym mieście, gdzie podczas koncertu z muzykami wystąpił m.in. Kuba Kawalec (Happysad). W lutym Akurat trzykrotnie zagra na Wyspach Brytyjskich. Obecny skład: Piotr Wróbel (wokal, gitara), Wojciech Żółty (gitara, wokal), Eugeniusz Kubat (gitara basowa), Michał Sosna (saksofon, klarnet), Mikołaj Stachura (perkusja).
15
ludzie
16
Posmakować świata PASCAL BRODNICKI – ZNANY I LUBIANY W POLSCE KUCHARZ, BOHATER PROGRAMÓW KULINARNYCH I AUTOR KSIĄŻEK. SPOTYKAMY SIĘ Z NIM PODCZAS GOTOWANIA NA ŻYWO W BIELSKIEJ FIRMIE CHIANTI LUXURY & HARMONY, DO KTÓREJ PRZYJECHAŁ NA ZAPROSZENIE WŁAŚCICIELKI, MARII BOGUNI. CHIANTI LUXURY & HARMONY TO WYJĄTKOWE MIEJSCE W BIELSKU-BIAŁEJ, W KTÓRYM POD OKIEM STYLISTEK I W CZASIE SZKOLEŃ MOŻNA PRZEJŚĆ TOTALNĄ METAMORFOZĘ CIAŁA I DUCHA. TO MIEJSCE Z NIEPOWTARZALNĄ, DOBRĄ ATMOSFERĄ. JUŻ OD WEJŚCIA OTACZA NAS ZAPACH EGZOTYCZNYCH PRZYPRAW I GWAR ROZMÓW. WPADAMY WPROST W FANTASTYCZNĄ ATMOSFERĘ, JAKA TOWARZYSZY GOTOWANIU Z PASCALEM. W PRZERWIE MIĘDZY PIKANTNĄ KOKOSOWĄ ZUPĄ A KURCZAKIEM PO TAJSKU PORYWAMY GO NA CHWILĘ, ABY POROZMAWIAĆ. Z Pascalem Brodnickim rozmawia Anita Szymańska Zdjęcia: Bastek Czernek
| Jakie są Twoje korzenie? Mój tata urodził się w Warszawie. Dziadek naraził się Ruskim produkcją bimbru w piwnicy i został przez nich aresztowany. Babcia, która była Francuzką, stwierdziła, że dłużej tego nie wytrzyma, nie zna języka, została sama z dzieckiem – i chce wrócić do Francji. Ale nie było to takie proste, bo dziecko – mój tata – było Polakiem i nie dostało zgody na wyjazd. Później ojciec pojechał na wakacje do Francji i tam został. Poznał moją mamę, która jest pół-Włoszką, pół-Francuzką. Tata prowadził we Francji skład celny, ale kiedy nastała Unia Europejska i zniesiono kontrole graniczne między Francją a Belgią, stwierdził, że nie ma już pracy i że chce wrócić do Polski. Miałem wtedy 14 lat. Już po roku zacząłem jeździć po świecie – Hiszpania, Anglia, Stany Zjednoczone. Te podróże były oczywiście związane z moimi zainteresowaniami kulinarnymi.
| Czyli już od dziecka wiedziałeś, że to Cię kręci? Tak, kiedy miałem siedem lat, mówiłem rodzicom, że chcę być cukiernikiem. | Skąd się to wzięło? Od mojej babci. Mama po urodzeniu mnie bardzo szybko poszła do pracy, a babcia gotowała i piekła różne pyszne słodkości. Kiedy miałem dwanaście lat, tata znalazł dla mnie wakacyjny staż we francuskiej cukierni. Po dwóch miesiącach stwierdziłem, że to jednak nie jest dla mnie i wolę być kucharzem (śmiech). I tak to się zaczęło. | Gdzie byłeś w czasie swoich podróży w poszukiwaniu kulinarnej wiedzy? Pracowałeś w restauracjach z gwiazdkami Michelin…
17
ludzie To jest taki zawód, że mogłem iść na studia, a po studiach musiałbym nauczyć się gotować. Poszedłem więc do pracy – trzy tygodnie gotowałem, a jeden tydzień miałem szkołę. Stwierdziłem, że muszę nauczyć się różnych technik gotowania związanych z kuchnią francuską. Uczyłem się na przykład od naszego „papieża kulinarnego”, Paula Bocuse. To jest taka kuchnia, że sos robisz przez tydzień. Zacząłem pracować w różnych częściach Francji. Stwierdziłem, że chcę dalej podróżować. Posmakować świata. Z rodzicami też sporo podróżowałem. Aż w końcu, po dwóch latach we Francji, przyjechałem do Polski. | Ciągle jesteś w drodze. Tak, w sumie przeprowadzałem się już chyba 27 razy. Chciałem też zobaczyć, na czym polega kuchnia hotelowa. Akurat trwał remont hotelu Bristol, gdzie przebywali kucharze z całego świata i szkolili polskich kucharzy. Tak więc uczyłem się kuchni włoskiej od Włocha. Tam właśnie szefem kuchni był Szwajcar, genialny Kurt Scheller, który dał mi możliwość zobaczenia, czym jest kuchnia hotelowa, całkiem inna od kuchni restauracyjnej. Tam i robiłem śniadania, i byłem nocnym kucharzem. Kompletnie inne wyzwania. Ale ja nienawidzę rutyny, lubię, kiedy coś się zmienia. To było dla mnie idealne! No i przypomniało sobie o mnie wojsko. A że chciałem robić w życiu coś innego, to po co iść do wojska? W związku z tym wysłałem faksy (maili wtedy jeszcze nie było) do najlepszych restauracji we Francji i dostałem kilka odpowiedzi za zaproszeniami na rozmowy o pracę. Wystartowałem na północy Francji i przeszedłem te wszystkie rozmowy. Dotarłem na południe, do kraju Basków. I tam zostałem prawie dwa lata. To była kuchnia baskijska z akcentami francuskimi i hiszpańskimi, w restauracji z dwoma gwiazdkami Michelin i dziewiętnastoma punktami w przewodniku Gault et Millau, który dopiero od grudnia jest w Polsce. To była bardzo dobra restauracja prowadzona przez czwarte czy piąte pokolenie właścicieli. | Stresująca praca? Bardzo, hierarchia, wymagania. Kucharze bili się ze sobą. Ciężka atmosfera. Mimo to bardzo dobrze wspominam te czasy, bo dużo się nauczyłem… | A kuchnia azjatycka? Potem stwierdziłem: „No dobrze, znam kuchnię europejską” – i pojechałem z powrotem do Polski. Akurat otwarto pierwszy w Polsce hotel sieci Sheraton, gdzie była prawdziwa restauracja azjatycka. Przez dwa lata pracowałem tam z ludźmi z Azji i Indonezji, było to totalnie inne wyzwanie. Nawet gotowanie na woku jest inne niż znane nam w Europie na patelniach. No i tak – jestem człowiekiem, który uwielbia uczyć się nowych rzeczy, więc znów po pewnym czasie się zwolniłem. Znów pojechałem do Francji i pracowałem w restauracji z dwoma czy trzema gwiazdkami Michelin. Nawet nigdzie tego nie mówiłem, ale kiedy widziałem, że już niczego nowego się nie uczę, że się nudzę, wtedy się zwalniałem i szedłem do innej pracy. | Ciągle wracasz jednak do Polski. Do Polski przyjeżdżałem na wakacje. I wtedy Kurt Scheller otworzył nowy hotel w Warszawie, Rialto – pierwszy butikowy
18
hotel w Polsce. I swoją akademię gotowania. Zwróciłem się do niego z pytaniem o pracę. Dwa tygodnie później dostałem telegram, w którym Kurt napisał tylko: „I need you now”. I zacząłem wykładać w jego akademii. Na dobrą sprawę Kurt miał tyle pracy w hotelu Rialto, że praktycznie ja zajmowałem się całą akademią. Ustaliłem kurs, przychodził Kurt w czasie gotowania, pokręcił wąsem i wychodził. Tam byłem dwa lata i wówczas zwrócili się do mnie producenci telewizyjni z propozycją udziału w programie kulinarnym, podobnym do tego, w którym występuje Jamie Olivier. Od dłuższego czasu robili castingi i nie znaleźli kucharza, który by im odpowiadał. I trafili na mnie. Na początku nie widziałem się w telewizji, nie biegałem po castingach, powiedziałem: „Jak chcecie, możemy spróbować”. I chłopcy z telewizji przyjechali o pierwszej w nocy, nagraliśmy pilota, którego puszczono w TVN, no i tak poszło. | Kuchnia jest Twoją prawdziwą pasją! Tak. I to polecam każdemu: żeby mieć pasję w tym, co się robi. Bo wtedy zrobisz to naprawdę dobrze. | A co Ciebie najbardziej interesuje w gotowaniu? Poznawanie nowych rzeczy. Teraz nie gotuję tak jak kiedyś, monotematycznie, kiedy przez 3-4 miesiące gotowałem te same rzeczy, które były w restauracyjnej karcie. Jestem głodny świata, chcę poznawać ludzi, lubię podróżować, iść do jakiegoś plemienia i zobaczyć, co oni tam jedzą. Lubię takie spotkania kulinarne, jak tutaj w Chianti, kiedy mam kontakt z ludźmi i mogę im przekazać trochę wiedzy i zaszczepić zainteresowanie gotowaniem. | Myślisz, że Polacy dobrze gotują? Coraz lepiej jedzą. Ale to jest tak, że nie można powiedzieć, że wszyscy Francuzi dobrze jedzą. Nie można wkładać wszystkich do tego samego worka. Uważam jednak, że Polacy od kilku lat zmieniają swoje przyzwyczajenia kulinarne. To jest tylko kwestia portfela. Jeśli masz pieniądze, masz dostępne produkty. | Kilka tygodni temu ukazała się książka „Dobre życie”, której jesteś współautorem. To jest nowość, została wydana przez wydawnictwo z Bielska-Białej. Pascal. | Pascal w Pascalu. No właśnie (śmiech). | Co to jest według Ciebie to dobre życie? Nie jest to książka stricte kulinarna. Mój wkład to przepisy. Ale całość napisała moja żona Agnieszka, która jest coachem zdrowia. Jest to książka o dobrym życiu, dobrym samopoczuciu, o dobrym patrzeniu na świat. Aga jest coachem zdrowia, czyli do niej nie przychodzi pacjent, ale klient. Ona nie patrzy wstecz, co się działo, ale co jest teraz – i pomaga ludziom, wskazując im nowy sposób myślenia o życiu. I ta książka jest naszym poglądem na życie. Nie znajdziesz tam jednak dużo naszej prywatności czy zdjęć. Oczywiście trochę tego jest, ale my bardzo cenimy swoją prywatność. To jest dla nas bardzo ważne. Ta książka jest po to, żeby ułatwić komuś życie.
Na przykład osoby, które chcą schudnąć, znajdą tam proste domowe przepisy ułatwiające to. Ogólnie jest to książka, żeby mieć dobre życie, a umówmy się, że dobre życie to być szczęśliwym, zdrowym, nie zamartwiać się za mocno, umieć powiedzieć „mam wystarczająco dużo”, nie biegać cały czas, aby mieć więcej. Zostać takim, jakim się jest. Dla mnie jako osoby medialnej jest to bardzo ważne, żebym się nie zmieniał, nie wywyższał, bo po co? Przecież jestem normalnym człowiekiem. Dobre życie to jest rodzina, być blisko siebie, wspierać się. Może to brzmi naiwnie, ale to jest ważne w życiu. I kuchnia jest elementem tego dobrego życia. Tłumaczymy, że nie można podchodzić fanatycznie do tematu jedzenia. Musisz nauczyć się słuchać siebie, swojego ciała. Nie możesz myśleć, że „nie wolno, nie wolno”. Nasza żywność też się zmieniała w perspektywie ostatnich lat. | Jemy coraz zdrowiej. Tak, ten sposób jedzenia znacznie się zmienił w ostatnim czasie, po zachłyśnięciu się wysoko przetworzoną żywnością ludzie wracają do tego, co naturalne. Duże miasta są trochę matrixowe. Siłą małych miejscowości i wsi jest to, że można iść do osoby, która uprawia albo hoduje to, co pojawi się na stole, albo ludzie mogą sami sobie zrobić żywność. Oczywiście nikt nie jest idealny – próbuję dbać o ekologię, ale jeżdżę samochodem. | Książka to program osiągnięcia dobrego samopoczucia, zdrowia i pięknej figury, rozpisany na 12 miesięcy. Cała książka jest napisana przez Agnieszkę, ja tylko dałem do niej swoje przepisy. Jestem z niej dumny, że napisała taką książkę. Widzę odzew ludzi, którzy już ją przeczytali. Nawet dostajemy maile, w których piszą, że przeczytali publikację na raz i wrócą do niej. Bo są w niej takie narzędzia, które mogą poukładać pewne sprawy. Nie tylko kulinarne. | Na zakończenie powiedz, jakie są trzy najważniejsze rzeczy w Twoim życiu? Zdrowie, szczęście i rodzina, w dowolnej kolejności. Numer jeden dla wszystkich.
19
ludzie
Tomasz Kot
20
TEATR JEST DLA MNIE BARDZO WAŻNY Tekst: Katarzyna Górna-Oremus, Zdjęcia: Agnieszka Kot, 2B STYLE
SCENA TO MOJE ŻYCIE Góruje nad innymi. Jest bardzo wysoki. Trudno dziś wypatrzeć w nim prof. Zbigniewa Religę czy Ryśka Riedla. Postacie, którym nadał nowy rys, a które za jego sprawą zagościły w umysłach Polaków. Przygotowuje się do innej roli. Skromny, uśmiechnięty, dla każdego znajdzie czas. Teraz, gdy piszą o nim wszystkie gazety, a portale plotkarskie starają się na bieżąco zdawać relację z jego życia zawodowego, nie ucieka przed swoimi wielbicielami. – Jak ma na imię pani mama? – Uśmiecha się rozbrajająco do kobiety w średnim wieku, która jakimś cudem zdobyła bilety na monodram „Jak zostać sex guru”, spektakl otwierający Teatr Komedii Kuby Abrahamowicza w Bielsku-Białej, i postanowiła zdobyć autograf idola całej rodziny. Bułka z Kotem, czyli leczenie śmiechem rozpoczęte! Tak w skrócie można opisać otwarcie Teatru Komedii Kuby Abrahamowicza. Siedziba mieści się w odnowionych wnętrzach Klubu Klimat w Galerii Sfera. Bez zbędnych słów, za to w wielkim stylu i z klasą. Bilety na przedstawienie, w którym główną i jedyną rolę gra Tomasz Kot, rozeszły się w kilka dni. Być może jest
to kwestia doboru repertuaru, a może aktora, który w ubiegłym roku podbił serca wszystkich Polaków przejmującą rolą prof. Zbigniewa Religi w filmie „Bogowie”. A może jednak znaczną rolę odgrywa tu ciekawość bielszczan? Co to za teatr? O co w ogóle chodzi? Nam udało się porozmawiać z jednym z najlepszych aktorów w Polsce.
Tu wiele zależy od widza
Jest skromny. Ubiegły rok był dla niego pasmem sukcesów. Aktor wspiął się na wyżyny talentu i zdobył szczyty. Na pierwszy rzut oka wydaje się nieśmiały. To jednak tylko pozory. Chętnie podejmuje rozmowę. Jest elokwentny, świadomy tego, co chce powiedzieć. Rozmowa z nim to prawdziwa przyjemność. Także dlatego, że szanuje rozmówcę. To nie potok słów. Tomasz Kot jest aktorem świadomym swojego kunsztu i tego, w jaki sposób jego role wpływają na życie innych. – Kilka dni temu podeszła do mnie pewna pani i podziękowała. Jej córka obejrzała film „Bogowie”. Nie jeden raz, nie dwa. Postanowiła zostać lekarzem. Życie i zmagania prof. Religi tak bardzo na nią wpłynęły, że zadecydowała
21
o własnym losie. Będzie pomagać innym. Przyznam, to bardzo wzruszające momenty. Sytuacje, w których człowiek zdaje sobie sprawę, że w pewien pośredni sposób wpływa na ludzi, sposób ich postępowania – wspomina Tomasz Kot. – To dla mnie zaszczyt, że mogę wcielać się w postacie, które wpłynęły na bieg historii. Tak było zapewne w 2005 roku, kiedy to wcielił się w Ryśka Riedla, wokalistę Dżemu. Rola, która przyniosła mu sukces, kosztowała go wiele pracy i wyrzeczeń. Nawet najbardziej zagorzali fani legendarnego zespołu przyznają, że dał radę. Podołał wyzwaniu. Gdy odwiedza sklepy muzyczne, słyszy utwory Dżemu. Sprzedawcy, gdy tylko go widzą, pragną zrobić mu przyjemność. Pytają o jego ulubioną piosenkę zespołu i czy jest to „Whisky”. To swoiste podziękowanie za wcielenie się w postać idola. Bodaj każdy, kto zobaczy obraz Jana Kidawy-Błońskiego, jest poruszony, a nawet gotów zmieniać własne życie. Na lepsze. Tak jest w przypadku młodych, zagubionych osób, które po projekcji w ramach szkolnych zajęć filmu „Skazany na bluesa” decydują się na zerwanie z nałogami.
ludzie
– Zdaję sobie z tego sprawę. Początkowo nie wiedziałem, jak wielką siłę przekazu ma ten film. To wielka odpowiedzialność – przyznaje nasz rozmówca. Możemy się tylko domyślać, że tutaj tkwi sedno bycia aktorem. Sprawiać, aby ludzie czuli się lepiej. Wzruszać, poruszać, popychać do zmian, zmuszać do refleksji. To, w przypadku aktora, który urodził się w Legnicy, a który początkowo marzył o sztukach plastycznych, udaje się w stu procentach.
Scena to moje życie
Tomasz Kot zadebiutował w 1996 roku na deskach Teatru Dramatycznego w Legnicy w sztuce „Panna Tutli-Putli”. W 2001 ukończył PWST w Krakowie. Od 2001 był aktorem Teatru Bagatela w Krakowie. Można go zobaczyć na deskach Teatru Praga w Fabryce Trzciny. Obecnie współpracuje z teatrem im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu. Na srebrnym ekranie zaistniał za sprawą serialu „Camera Cafe”. W 2005 roku na planie „Niani” partnerował Agnieszce Dygant, wcielając się w rolę Maksymiliana Skalskiego. Na jego koncie
odnajdziemy takie role, jak wspomniana wcześniej postać Ryszarda Riedla, którą zagrał tak wiarygodnie, że do dziś jest utożsamiany z wokalistą. Podobnie sprawa wygląda z filmem „Bogowie” w reżyserii Łukasza Palkowskiego. W ubiegłym roku w mistrzowski sposób wykreował postać prof. Zbigniewa Religi. Zdobył uznanie widzów i krytyki. Pomimo sukcesów na dużym ekranie nie stroni od teatru. – Teatr jest dla mnie bardzo ważny. Uczucie, gdy stoi się na scenie, ma się kontakt z publicznością, jest nie do opisania. W przypadku spektaklu „Jak zostać sex guru” nigdy nie wiadomo, co się może zdarzyć. Jak zareagują widzowie? Czy uda się nawiązać z nimi właściwy dialog? Tu wszystko jest możliwe. Jestem bardzo ciekawy, jak wypadnie to na scenie Teatru Komedii w Bielsku-Białej. Czy bielszczanie są na tyle otwarci, aby wziąć udział w zabawie? – zastanawia się aktor. – Jestem aktorem dramatycznym. Dlatego, nie ukrywam, komedia jest dla mnie sporym wyzwaniem. Zwykle trudniej jest rozśmieszyć widzów, aniżeli sprawić, aby płakali ze wzruszenia. Przyznam także, że po
22
dłuższym czasie zaczyna mi brakować tempa pracy przy filmie. Uwielbiam przebywać na planie filmowym.
„Sex guru” razy dwa
Bielszczanie bardzo żywiołowo przyjęli spektakl. Byli spontaniczni, doskonale się bawili. Tomasz Kot nie miał problemów z nawiązaniem interakcji z publicznością. Widzowie chętnie wzięli udział w dyskusji. Wspólnie z aktorem tworzyli na żywo spektakl. Być może właśnie dlatego, biorąc pod uwagę wielkie zainteresowanie, Kuba Abrahamowicz namówił aktora na dwa kolejne przedstawienia, które odbędą się 18 lutego o godzinie 17.00 i 20.00. Bilety można nabyć na stronie www.teatrkomedii.pl. – Bardzo się na to cieszę. Uważam, że otwarcie Teatru Komedii jest ciekawym pomysłem. Trzymam kciuki za jego sukces. Cieszę się, że bielszczanie zyskali nowe miejsce, w którym mogą się bawić poprzez sztukę – ocenia Tomasz Kot. – Lubię Bielsko-Białą. Widzę, jak się rozwija. Tutaj jako dziecko byłem na zimowisku. Mam z tego okresu miłe wspomnienia.
Kuba Abrahamowicz
STAWIAM NA CZYSTY ŚMIECH Grażyna Bułka w monodramie „Poczekalnia” – drugiej po „Sex Guru” sztuce wystawionej przez Teatr Komedii.
Jest wiele źródeł śmiechu. Można śmiać się z sytuacji, które mają miejsce, ze spektaklu, który możemy oglądać, z komedii. To może być także śmiech poprzez łzy. Nie należy przy tym zapominać o tym, jak ważne w tym wszystkim jest poczucie humoru i dystans do samego siebie i świata. Z takiego założenia wyszedł znany bielski aktor Kuba Abrahamowicz i postanowił ofiarować ludziom trochę czystej, niczym nieskażonej radości. Założył Teatr Komedii. – Pragnę pokazać ludziom, jak ważny jest śmiech. Z pomysłem założenia teatru nosiłem się już od dwóch lat. W końcu postawiłem wszystko na jedną kartę. Wspierają mnie bliscy, rodzina i przyjaciele. Robimy coś razem. To nasza wspólna pasja. Moją misją jest zaś
praca z ludźmi. To potrafię robić. Co więcej, rozumiem ich potrzeby. Pragnę współpracować z młodymi, ale również z seniorami. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość – zastanawia się Kuba Abrahamowicz. Teatr Komedii Kuby Abrahamowicza ogniskuje w sobie wiele inicjatyw. Opiera się na działalności społecznej, charytatywnej, eventowej. To spektakle i otwarcie się na inicjatywy oddolne, czyli akcje charytatywne. – Wielu pyta o miejsce, w którym swoją siedzibę znalazł Teatr Komedii. Niektórych dziwi ta lokalizacja. Słyszę: „Dlaczego akurat centrum handlowe?”. Odpowiadam: „A dlaczego nie?”. Czy wszystko musi być takie grzeczne, ugładzone, do bólu poprawne? W na-
23
szym teatrze nie ma specjalnej obsługi widza, można wyjść na przerwę, napić się kawy w trakcie spektaklu. Wszystko jest prawdziwe. Nie ma oszustwa. To nie miejsce na kłamstwo. Widzowie od razu wyczuwają fałsz. Chcę, aby mój teatr był najprawdziwszy na świecie. Oczywiście zdaję sobie sprawę z ryzyka, jakie podejmuję, ale gra jest warta świeczki – podkreśla Kuba Abrahamowicz. – „Terapia śmiechem” to motto 2015 roku. Przygotowaliśmy nie tylko wyjątkowy repertuar, ale też, bardziej od technicznej strony, wspaniałe miejsce, w którym każdy będzie mógł wygodnie usiąść i delektować się teatrem. Serdecznie zapraszamy. | Więcej: www.teatrkomedii.pl
24
Rafał Maślak
STAWIAM SOBIE CELE RAFAŁ MAŚLAK, MISTER POLSKI 2014 W KONKURSIE ZORGANIZOWANYM PRZEZ BIELSZCZANKĘ, LUCYNĘ GRABOWSKĄ. POCHODZI ZE WSI GORZYCA POD MIĘDZYRZECZEM W WIELKOPOLSCE. UCZESTNIK „TAŃCA Z GWIAZDAMI”, OBECNIE ZAJMUJE SIĘ MODELINGIEM. NIE ZAPOMINA JEDNAK O SWOICH KORZENIACH: BYCIU STRAŻAKIEM OCHOTNIKIEM CZY ŻYCIU NA WSI. W SZCZEREJ ROZMOWIE DLA 2B STYLE OPOWIADA O SWOIM NOWYM ŻYCIU NA WARSZAWSKICH SALONACH.
Z Rafałem Maślakiem rozmawia Anita Szymańska Zdjęcia: Magdalena Ostrowicka „CobraOstra” zdjęcia z autorskiego kalendarza na 2015 rok
25
ludzie
| Skąd pomysł, aby wziąć udział w konkursie Mister Polski? Wysłałem zgłoszenie do kalendarza jednego z zielonogórskich klubów, gdzie zobaczyli mnie organizatorzy konkursu Mister Polski w Wielkopolsce i zachęcili do wzięcia w nim udziału. Na początku byłem nastawiony sceptycznie, bo na wsi jest taka mentalność, że facet powinien wziąć się za robotę, a nie startować w konkursach piękności. Ale jednak pomyślałem, że to będzie fajna przygoda, i kiedy wygrałem w Wielkopolsce, automatycznie zostałem zakwalifikowany do finału, który odbywał się w Bielsku-Białej. | Jak wygląda udział w konkursie widziany od drugiej strony? Było super, nie odczuwałem żadnej rywalizacji, atmosfera jak na obozie. Facet jest prostą konstrukcją i nie robi żadnych kontrowersji, nie podkłada innym kłód pod nogi. Nawet sobie pomagaliśmy. Super to wspominam i mam kontakt z chłopakami do dzisiaj. | Z dziewczynami jest gorzej? Czasami gorzej. Byłem teraz na konkursach miss i widziałem, jak to wygląda. | Jak przyjąłeś wygraną, kiedy usłyszałeś, że to właśnie Ty? Bardzo się ucieszyłem, prawdę mówiąc, nie dowierzałem. Próbowałem to sobie przyswoić przez parę dni. Otrzymałem mnóstwo telefonów, zaczęły się wywiady, wszystko ruszyło jak lawina. Znalazłem się w telewizji, później przeprowadziłem się z liczącej 300 mieszkańców wsi do Warszawy. Dostałem się do „Tańca z gwiazdami”... To szło takim tempem, że nawet nie miałem czasu zastanawiać się nad wszystkim. | Twoje życie zmieniło się o 180 stopni. Dokładnie, z chłopaka ze wsi, który żył dość skromnie, nagle stałem się bywalcem warszawskich salonów. Był to dla mnie niewyobrażalny przeskok. Bardzo to doceniam i staram się, jak wiele osób mi mówi, żeby tego nie zepsuć. Bo wiem, że mogę szybko wrócić, i to tak naprawdę jest bardzo niepewna sytuacja, cały czas trzeba pracować, starać się, być ambitnym, stawiać sobie cele.
26
Kariera i pieniądze bywają, raz są, raz nie, a rodzina powinna być najtrwalszym fundamentem.
| Jak radzisz sobie z popularnością? Stałeś się człowiekiem mocno rozpoznawalnym. Już troszkę do tego przywykłem, że ludzie na ulicy podchodzą, zaczepiają. To jest miłe, lubię rozmawiać z ludźmi. Często ktoś do mnie pisze, że mnie widział, ale bał się podejść. Cały czas mówię, że nie gryzę i bardzo się cieszę, jeśli ktoś chce porozmawiać. Podoba mi się to! | Cała Twoja rodzina stała się znana i popularna. Dają radę jakoś temu podołać? Dają radę, są bardzo dumni. Ludzie z wielu telewizji zainteresowali się, kiedy zobaczyli, że u mnie jest bardzo rodzinnie, że rodzina jest moim priorytetem. Uważam, że w Polsce brakuje takich wzorców. Nie wstydzę się rodziny, więc pokazuję, że mam kochających rodziców, dobry kontakt z braćmi. Bardzo wspieramy się nawzajem. Kariera i pieniądze bywają, raz są, raz nie, a rodzina powinna być najtrwalszym fundamentem. Sporo osób odcina się od tego fundamentu, zrywa więzy, stając się kimś innym. | Co najbardziej zaskakuje Cię w tym Twoim nowym życiu? Zawsze widziałem świat show-biznesu i salonów, siedząc przed ekranem. Kiedy zobaczyłem go z drugiej strony, stwierdziłem, że jest to bardzo mały świat, określona liczba ludzi, którzy pokazują się w telewizji. To bardzo płytkie i próżne, na przykład chodzenie na ścianki... Ludzie promują się, zakładając na siebie niewyobrażalne sumy w ciuchach. Kobiety rywalizują, która jest drożej ubrana. To jest strasznie próżne. Wiadomo, że moja praca też na tym polega, aby być rozpoznawalnym, bo jestem modelem i prowadzę bloga (www.rmlifestyle.com). Ale nie można się zatracić w takim świecie. Nie rozumiem, jak można zakładać na oficjalne wyjście ubrania za kilka tysięcy, wypożyczone jedynie po to, żeby udawać nie swoimi ciuchami, jakim jest się ekskluzywnym i modnym. Życie na pokaz, pełne luksusu, przepychu, jest przeciwieństwem rzeczywistości, w której żyje 95% Polaków. | Na swoim blogu sporo miejsca poświęcasz diecie, którą stosujesz. Rygorystycznie trzymam się swojej diety. Jest to dieta OXY – pomysł dietetyczki z Poznania. To sposób żywienia, z którego wyeliminowano wszelkie skutki uboczne, jakie odczuwały osoby na tradycyjnej diecie białkowej: bóle głowy, problemy z nerkami, osłabienie itd. Jem posiłki systematycznie co 3 godziny, jest to bar-
dzo trudne, tym bardziej że mam czas zapełniony pracą i zajęciami, muszę pakować i zabierać ze sobą posiłki, zjeść o odpowiedniej porze, żeby iść na trening. Ale ja to lubię. Trzeba po prostu chcieć, mieć motywację – i wtedy wszystko idzie dobrze. | Nie masz czasami ochoty zaszaleć? Oczywiście, że mam, i czasami tak bywa, że jest jakaś fajna restauracja, która kusi, żeby w niej zjeść. I idę. Trzeba być też człowiekiem, raz na jakiś czas można, to nie jest zakazane. Potem zrobię podwójny trening, spalam to i jest OK. | Jak dbasz o siebie? W Twoim przypadku ciało jest narzędziem pracy, jak dbasz o kondycję i sylwetkę? Przede wszystkim dieta, to jest 70% sukcesu, a reszta to ćwiczenia i wypoczynek. Z kilkuletnim doświadczaniem stosuję swoje treningi, które są naprawdę skuteczne i mój organizm je akceptuje. Mam ciało takie, jakie sobie wypracowałem. | Codziennie jesteś na siłowni? Prawie, około 5-6 razy w tygodniu. Wiadomo, trzeba czasami odpocząć, bo mięśnie muszą się zregenerować. | Czym zajmujesz się aktualnie? Teraz pracuję jako model, w tym tygodniu mam cały czas sesje fotograficzne. Występuję w różnych programach. Mam kilka działań, które rozpocząłem, a które, myślę, że szeroko pójdą, ale na razie nie mogę o nich mówić (śmiech). Będzie głośno! | A jakieś plany, o których możesz powiedzieć i które mógłbyś trochę zdradzić naszym czytelnikom i… czytelniczkom? (Śmiech) Planuję teraz mocno ruszyć z blogiem modowym – czas się za to wziąć profesjonalnie, aby pokazać troszkę więcej męskiej mody. Myślę, że wielu zainspiruję, bo mam naprawdę dobre stylizacje i zdjęcia, które zaciekawią każdego, także osoby z mniej zasobnym portfelem. | Trochę tych inspiracji przyda się panom. Tak, myślę, że w Polsce na pewno. Mam nadzieję, że będzie się fajnie czytało i oglądało. | Dziękuję za rozmowę.
27
ludzie
TEN ROK UPŁYNIE DLA MNIE POD ZNAKIEM POKOJU
28
Tekst: Katarzyna Górna-Oremus, Zdjęcia: archiwum Natalii Janoszek
Uśmiechnięta i życzliwa. Ma marzenia, które konsekwentnie realizuje. Nie boi się krytyki. Uważa, że jest ona wpisana w zawód, który wykonuje. Czasami tylko pragnie, aby ktoś oceniał ją nie tylko poprzez pryzmat ładnej modelki, czy liczby szarf, które zdobyła na międzynarodowych konkursach piękności, ale również brał pod uwagę przymioty ducha. Bielszczanka Natalia Janoszek zdradziła nam plany na najbliższe miesiące. Trzeba przyznać, że jej kreatywność i konsekwencja w dążeniu do celu robią wrażenie.
Amerykański sen
Już nie tylko modelka, czy miss, ale również aktorka, studentka prestiżowego kierunku. Jakie jest prawdziwe oblicze Natalii Janoszek? Dziewczyny, która po każdej pracy na planie filmowym wraca do domu.
Bielszczanki, która jest bardziej znana i doceniona poza granicami kraju aniżeli we własnej ojczyźnie, a która ładuje akumulatory, chodząc po beskidzkich szlakach. Szyndzielnia, Klimczok – to były pierwsze szczyty, które zdobyła jako dziecko. Dziś stawia sobie znacznie większe wymagania. W ubiegłym roku zagrała w filmie The Green Fairy, który swoją prapremierę miał niespełna kilka tygodni temu. Projekcja podczas Sundace Film Festival, to tylko fragment tego, co czeka Natalię w ciągu najbliższych miesięcy. Jej amerykański sen właśnie się ziszcza. Po sukcesie, który osiągnęła w Bollywood przyszedł czas na kolejne wyzwania. Przygodę z kinem bollywoodzkim rozpoczęła kilka lat temu. O wszystkim zadecydował przypadek. Jej talent – od dziecka śpiewa i tańczy – został dostrzeżony
29
przez hinduskich producentów, który zaproponowali jej pracę na planie filmowym. Po „Dreamz” zagrała w filmie „Flame – An untold love story” w reżyserii Rajiva Ruia. Za rolę w tym obrazie otrzymała prestiżową nagrodę Golden Camera Award na festiwalu Golden Achivers Award Ceremony w Mombaju. Została doceniona w kategorii „Dla najlepszej aktorki młodego pokolenia Bollywood 2014”. W trakcie festiwalu w Cannes, na którym były prezentowane hinduskie produkcje, została z kolei przychylnie oceniona przez środowisko związane ze światem Hollywood. Brzmi jak bajka? Być może. To właśnie jednak spotkało dziewczynę, która ukończyła bielskie Liceum im. Mikołaja Kopernika, zdobyła licencjat na kierunku zarządzanie na Uniwersytecie Warszawskim i dostała się na studia International
ludzie
Business Program, gdzie właśnie zamknęła zimowy semestr z wyróżnieniem. Być może w tym właśnie tkwi tajemnica sukcesu Natalii? Odrobina szczęścia, talent oraz konsekwencja w dążeniu do celu.
Miss nie musi być głupia
– Nie ukrywam, że krytyka mnie martwi. Choć głównie mobilizuje do działania. Zdaję sobie sprawę, że ludzie często oceniają mnie przez pryzmat konkursów piękności. Od nich zaczęłam swoją karierę. Trafiłam do agencji Grabowska Models. Jako siedemnastoletnia dziewczyna wzięłam udział w konkursie Miss Południa Nastolatek. Zdobyłam tytuł Miss Talent. Od tamtej pory uczestniczyłam w wielu konkursach. Zwiedziłam cały świat i zawarłam przyjaźnie. Do dziś utrzymuję kontakt z dziewczynami, które mają na swoim koncie liczne sukcesy. Bardzo lubię ubiegłoroczne Miss Czech, Słowacji, Hiszpanii, Niemiec. Od czasu do czasu spotykamy
się we wspólnym gronie. W świadomości ludzi istnieje stereotyp, że miss musi być głupia. Skoro jest ładna, to rozum nie jest jej do niczego potrzebny. Znajdą się i tacy, którzy są przekonani, że rywalizujemy ze sobą, że chcemy wygrać za wszelką cenę. To nie jest prawda. Mam nadzieję, że uda mi się udowodnić, że jest inaczej. Dlatego właśnie namówiłam producentów w Hollywood do realizacji projektu. Mojego własnego, autorskiego filmu dokumentalnego. Zdjęcia do „Beauty Queen: Follow Your Dreams” rozpoczną się już jesienią tego roku. Materiał zostanie nagrany, przy współpracy z ITV, w trakcie konkursu piękności „Swimsuit USA” w Meksyku. Być może ekipa filmowa przyjedzie także do Bielska-Białej? Pragnę pokazać, że dziewczyna z samego serca Europy, choć z małego miasta, może osiągnąć to, czego zapragnie. Nie wstydzę się swoich marzeń. Wiem na co mnie stać – mówi Natalia Janoszek, która nie posiada managera ani
30
agenta. Sama siebie reprezentuje w mieście gwiazd. Podkreśla, że w trakcie przesłuchań do filmów, w trakcie castingów, liczy się naturalność. – Nie trzeba robić z siebie wielkiej gwiazdy. Wystarczy być sobą. Naturalny image, uśmiech na twarzy, to najlepsze środki, które pozwolą nam zrealizować marzenia – przekonuje.
Wakacje na planie
Najbliższe plany zawodowe Natalii są związane z Hollywood. – Na czas studiów muszę odłożyć na bok moją pracę w Bollywood. Jestem jednak w ciągłym kontakcie z tamtejszymi producentami. Mam przed sobą premierę filmu w Mumbaju i Dubaju. Na pewno wrócę do Indii – podkreśla aktorka. Tymczasem w wakacje planuje powrót na plan filmowy. Gra główną rolę w produkcji Dana Franka. „Coachella Massacre” jest kręcony w San Francisco. Tuż po tym zagra w kolejnym przedsięwzięciu „Two
Flew Over The Chicken Ranch”. Na tym jeszcze nie koniec planów. Natalia ma pojawić się u boku popularnych gwiazd. Na razie jednak nie chce zdradzać szczegółów. Nie wyklucza także udziału w Miss World Peace, który odbędzie się w maju. Już otrzymała zaproszenie z Chin, gdzie ma odbyć się konkurs.
Działania na rzecz kobiet
REKLAMA
Natalia powoli wycofuje się z modelingu. Pragnie działać na rzecz praw człowieka. Od trzech lat współpracuje z UNICEF India oraz All Leadies League. W ramach działalności obu organizacji zwraca uwagę na problem kobiet we współczesnym świecie, a raczej wyzwań, z którymi muszą się borykać. – Sytuacja kobiet w Indiach jest trudna. Znajdują się w gorszej sytuacji niż mężczyźni. W wielu miasteczkach nie ma dostępu do równej edukacji. Wydaje się, że czas zatrzymał się tam w miejscu. Wierzę, że dzięki pracy pań, które coś osiągnęły, można to zmienić. Kropla drąży skałę – podkreśla Natalia. W listopadzie 2014 roku wzięła udział w międzynarodowej konferencji, która odbyła się w Libanie i traktowała o konflikcie na Bliskim Wschodzie. Już w maju wylatuje z kolei na międzynarodowe spotkanie w ramach All Leadies League, które odbędzie się na Goa. – Będziemy zastanawiać się nad bezpieczeństwem kobiet na świecie – zapowiada bielszczanka, która pragnie także zostać ambasadorką pokoju także w Polsce. – Pragnę działać w kraju, w którym się urodziłam. Cieszyłam się bardzo z bielskiej akcji na rzecz bielskiego domu dziecka, która odbyła się przy okazji świąt Bożego Narodzenia i została zorganizowana przez młodych bielszczan. To było bardzo mocne doświadczenie, które dało mi pewność, że warto pomagać.
31
ludzie
CZARODZIEJ ukryty za kulisami Wysoki, szczupły i wciąż w ruchu. Ma intuicję, która wskazuje mu drogę i ukryte talenty. W ciągu kilku chwil potrafi zauważyć w człowieku i wydobyć z niego to, co dobre i piękne. Kreuje rzeczywistość w sobie tylko znany sposób. Niektórym przeszkadza jego styl bycia. Jednak nikt nie odmówi mu charyzmy. Ci, którzy znają go lepiej, wiedzą, że jest szlachetnym artystą. O akcjach charytatywnych i istocie samej pomocy rozmawiamy z Tomaszem Szulakowskim – zdobywcą nagrody specjalnej Ikar 2013, reżyserem przedstawień w ramach akcji „Kopciuszek”.
Tekst: Katarzyna Górna-Oremus Zdjęcia: Bastek Czernek
32
Apel do ludzkiej natury
– Jeżeli ktoś pragnie pomagać, to nie rozumiem, dlaczego mu się to wypomina. Krytycy krzyczą, że pomoc jest niema, że nie trzeba robić z tego wielkiej rzeczy. Nie mogę się z tym zgodzić. Od 2008 roku jestem związany z akcją „Kopciuszkowcy” i wiem jedno. Ci, którzy decydują się na udział w przedsięwzięciu, poświęcają swój czas, pieniądze, aby wesprzeć konkretną organizację pozarządową. Działają i wiem, że robią to z miłości do drugiego człowieka i chęci pomocy. Takiej autentycznej. Dodatkowo zwracają uwagę na dany problem. Media, pisząc o akcji, informują także o organizacji, na którą zbierane są pieniądze – mówi Tomek Szulakowski. – Czy jest w tym coś złego? Przecież tak było od zawsze. Historia spektakli charytatywnych jest wpisana w naszą kulturę. Wystarczy sięgnąć po „Ziemię Obiecaną” Władysława Reymonta, aby się o tym przekonać. Ci, którzy mają wiele, wspierają innych i organizują zbiórki – podkreśla reżyser, scenarzysta, pisarz, człowiek, który wykreował kilka spektakli oraz wielkich gal związanych z akcją charytatywną „Kopciuszek”.
Jedność w różnorodności
Po raz pierwszy ujrzała światło dzienne w 2008 roku. Wszystko za sprawą pani poseł do europarlamentu, która postanowiła wesprzeć chore dzieci. Małgorzata Handzlik postanowiła zorganizować w Bielsku-Białej przedstawienie charytatywne. Do akcji zaprosiła osoby znane wszystkim z gazet: polityków, ludzi ze świata kultury i biznesu. Każdy wyraził wolę udziału w przedsięwzięciu. Tylko kto pogodzi tak wiele osobowości, tak różne charaktery, a dodatkowo napisze spektakl, który przypadnie do gustu publiczności? Wybór padł na dziennikarza radiowego, pisarza, a także muzyka – Tomka Szulakowskiego, znanego z ciętego języka i wyjątkowego poczucia humoru. Człowieka, który w latach 90. ubiegłego wieku prowadził z powodzeniem Teatr Ekspresji Dziecięcej, a jeszcze wcześniej zaistniał jako członek, obok kompozytora Krzysztofa Maciejowskiego, grupy Salwator. – Już wcześniej miałem okazję tworzyć tego typu przedstawienia. Robiłem to na antenie. Pracowałem w radiu Bielsko, gdzie zorganizowaliśmy w sumie pięć edycji słuchowisk, z których dochód został przeznaczony na cele charytatywne. Do udziału w pierwszej z nich, a były to jasełka, udało mi się namówić znakomitych bielszczan i nie tylko: Stanisława Janickiego, Marię Koterbską, Zbigniewa Patrzykowskiego, a także braci Golec. To było ciekawe doświadczenie. Tym bardziej byłem ciekaw, jak to będzie, gdy osoby niezwiązane przecież z teatrem staną na scenie i wcielą się w napisane specjalnie z myślą o nich postacie. Nieco wcześniej dokonała tego Krystyna Bochenek. Jej pomysł spotkał się z bardzo ciepłym przyjęciem. Pomyślałem sobie, że to może być wielkie wyzwanie. Znaleźć klucz do tak wielu osobowości. Dlatego podjąłem się tego zadania – wspomina Tomek.
Zabawa i ciężka praca
Od pomysłu do jego realizacji jest daleka droga. Jaka powinna być formuła spektaklu? W jaki sposób sprawić, aby ludzie, którzy nie są aktorami, zaprezentowali profesjonalne widowisko, najlepiej bajkę? – Wpadłem na pomysł, aby tych ludzi nagrać, podobnie jak miało to miejsce w słuchowisku radiowym. Pozostała tylko praca na scenie, a raczej oswojenie z teatrem. Formuła okazała się strzałem w dziesiątkę. Sprawdziła się w praktyce – wspomina Szulakowski.
Później przyszedł czas na napisanie scenariusza, wykreowanie wyrazistych postaci. Takie były początki akcji, która trwa do dzisiaj. Pomysł Małgorzaty Handzlik w połączeniu z wiedzą i doświadczeniem Lucyny Grabowskiej, właścicielki agencji Grabowska Models, doskonałej organizatorki, sprawiły, że pierwszy spektakl „Kopciuszek i krasnoludki” był skazany na sukces. Warto przy tym nadmienić, że w rolę krasnali wcieliły się postacie znane ze świata polityki. Czerwoną czapkę, równie czerwone buty i tym śmieszniejsze ubranie wdział między innymi Ryszard Batycki, bielski radny, a zarazem dyrektor Szpitala Wojewódzkiego. – Najważniejszy jest materiał ludzki. To ważne, aby dobrze obsadzić role. Należy przy tym pamiętać, że jest to także dobra zabawa. Poczucie humoru i dystans względem samego siebie są tu mile widziane. Byłem zaskoczony, jak wiele osób, które na co dzień z racji pełnionych urzędów zachowują się dostojnie, wykazuje tyle pogody ducha. Potrafią śmiać się z samych siebie. I na tym to polega. To jest zabawa. Ubrać siedmiu chłopa w kolorowe rajstopy to wielkie wyzwanie. A jednak udało się tego dokonać. Gdy ktoś wstydzi się przełamać bariery, mówię: „Zrób to dla hospicjum”. Albo: „Pamiętaj, na co gramy”. Wtedy puszczają wszystkie hamulce – uśmiecha się Tomek. – Poza tym tytuły w trakcie prób nie są ważne. W ciągu kilku tygodni pracujemy nad przedstawieniem. Tutaj burmistrz staje się służącym swojego podwładnego. Nie można zapomnieć o dobru najwyższym i samym celu spotkań, czyli aspekcie charytatywnym. Najlepiej swoje aspiracje schować głęboko do szuflady lub odwiesić na kołek i mieć na względzie organizację, która w danym roku uzyska pomoc finansową. Naszym celem jest także sama widownia. Publiczność, która kupuje bilety, a w ten sposób wspiera akcję. Ona ma się dobrze bawić. Na jej twarzy ma zagościć uśmiech. – To fantastyczne doświadczenie. Tomek ma niesamowitą intuicję. Potrafi idealnie dobrać rolę. Zazwyczaj jego wybory są bardzo celne. Dodatkowo jak nikt inny potrafi zapanować nad
33
ludzie
wszystkim. Przygotowuje scenariusz, zajmuje się reżyserią, spina w jedną całość. Ludzie go słuchają – twierdzi Grażyna Grabowska, od początku związana z akcją „Kopciuszek”.
Nie idzie na skróty
W akcji „Kopciuszek” do tej pory wzięło udział 300 osób. Widzowie ujrzeli pięć bajek i dwie gale w samym tylko Bielsku-Białej. Do przedsięwzięcia przyłączyły się inne miasta: Tychy, Myszków, Koziegłowy, Będzin, Żarki, Żywiec, Zabrze, Chorzów. Efekt: 50 przedstawień, przeszło 600 tysięcy złotych, które zostały przekazane na cele dobroczynne. Wśród tytułów, obok wspomnianego wcześniej „Kopciuszka i krasnoludków”, odnajdziemy: „Aniołki Śpiącej Królewny”, „Zakochaną Syrenkę”, „Lady Robin Hood”, „Królewnę Śnieżkę na Dzikim Zachodzie” oraz gale, w trakcie których można było usłyszeć najbardziej znane piosenki światowej estrady. – To nie jest nic nowego. Gdy piszę bajki, to korzystam z wielu źródeł. Uważny obserwator zauważy zapewne wiele zapożyczeń od Barei, Woody’ego Allena czy nawet Kabaretu Starszych Panów – przyznaje reżyser. – Nie idę jednak na skróty. Spektakl ma wyglądać profesjonalnie. Odpowiednie kreacje, oświetlenie, scena, to wszystko daje spójny efekt. W ciągu siedmiu edycji nawiązały się przyjaźnie i pozytywne relacje międzyludzkie. Zdarzały się również zabawne sytuacje. Takie, gdy aktor, mimo że było go słychać, nie był obecny na scenie. Przegapił swoje wyjście. Tak było także, gdy Antoni Szlagor, burmistrz Żywca, ćwiczył sumiennie rolę ojca księżniczki z Ryszardem Batyckim, dyrektorem Szpitala Wojewódzkiego, a następnego dnia usłyszeli reprymendę, że zbyt głośno zachowują
34
się w miejscu pracy. Podobnie sytuacja wyglądała, gdy postać, w którą wcieliła się Teresa Zejma, naczelnik I Urzędu Skarbowego w Bielsku-Białej, w swoich wywodach odnosiła się do sytuacji w Unii Europejskiej. Przy czym sama scena została napisana na kilka miesięcy przed zaistnieniem takiego, a nie innego stanu rzeczy. – Przedstawienia w ramach akcji „Kopciuszek” to dobra zabawa, ale nie tylko. To przede wszystkim pomoc i zwrócenie uwagi na problem. Jeden z prezesów stowarzyszenia powiedział kiedyś, że nieważne, ile pieniędzy zostanie zebrane. Istotne jest to, że opinia publiczna usłyszy o naszej organizacji pozarządowej, która potrzebuje wsparcia – podkreślają uczestnicy akcji.
Najgorsza jest bierność
Tak było w przypadku stacjonarnego hospicjum im. Jana Pawła II w Bielsku-Białej. Całkowity dochód z „Zakochanej syrenki” został przekazany na rzecz jego budowy. Grażyna Chorąży, prezes stowarzyszenia, w ubiegłym roku – przy okazji gali muzycznej w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej – ponownie otrzymała czek na przeszło 20 tysięcy złotych. To wiele. Każda złotówka się liczy. – Hospicjum zostało już zbudowane. Teraz należy je wyposażyć. Kolejną sprawą pozostaje kwestia jego utrzymania. Dlatego zależy mi, podobne akcje charytatywne były kontynuowane, i mam nadzieję, że tak się stanie. Takie mam marzenie. Dziękuję wszystkim, z którymi ramię w ramię od wielu lat pomagamy potrzebującym. Zachęcam jednocześnie do odpisania 1% na rzecz hospicjum – kończy Tomek Szulakowski. 2B STYLE patronuje akcji charytatywnej „Kopciuszek”. KRS (SSH) KRS0000213720
OŚWIĘCIM
70 lat pózniej Tekst: Agnieszka Ściera
S
iedemdziesiąta rocznica wyzwolenia obozu koncentracyjnego jest pretekstem do napisania osobistego materiału i pewnie nie wszyscy moi znajomi pochodzący z Oświęcimia lub nadal tam mieszkający zgodzą się ze mną. Podejmuję jednak to ryzyko, bo Oświęcim to miasto, do którego zawsze będę wracać, choćby ciepłymi myślami. I zawsze będzie mnie boleć, gdy będzie się o nim mówić jedynie w kontekście obozu koncentracyjnego. Oświęcim to miasto żywych, normalnych ludzi, z tą straszną historią po prostu koegzystujących, tak jak ja. Tu żyją i tworzą wspaniali ludzie. Stąd pochodzą ludzie znani poza granicami kraju. Współczesny Oświęcim byłby zupełnie inny, gdyby nie wydarzenia II wojny światowej. Choć tli się gdzieś żal, że są tacy, którzy być może nigdy nawet tu nie będąc, ingerują w wygląd i funkcje tego miasta tak, aby od oświęcimian nie zależało, co tutaj się dzieje i jak upamiętnia się wydarzenia sprzed lat. Oświęcim to moje miasto rodzinne, tu się urodziłam i spędziłam szczęśliwe dzieciństwo, tu dorastałam. Pamiętam, jak z rodzicami jeździliśmy naszą zieloną syrenką do Brzezinki zbierać ostrężyny, dorodne i słodkie. To miejsce zawsze kojarzyć już będzie mi się ze świeżością lasu, zieloną trawą, porzuconym przez ptaszka gniazdkiem, beztroską. Bo choć to miejsce, gdzie kilkadziesiąt lat wcześniej wydarzyła się ludzka gehenna i mój tato pamiętał tamte czasy – cegły z jego rodzinnego domu zostały wykorzystane do budowy obozu – to koegzystowaliśmy przyjaźnie z duchami tego miejsca. Cały Oświęcim usiany jest zresztą miejscami, które mogłyby opowiedzieć o ludzkiej tragedii. Zanim wybudowano kolejne bloki na moim osiedlu, bawiliśmy się z podwórkowymi kolegami na łąkach usianych ruinami bunkrów, a działająca tam obecnie apteka wybudowana jest na solidnym schronie, do którego ciekawie zaglądałam z koleżankami. Mieliśmy nawet pomysł, aby urządzić tam klub podwórkowy. Po latach dowiedziałam się, że tam, gdzie teraz w kilku blokach mieszka kilkaset osób, funkcjonował podobóz jeńców francuskich. Mieliśmy też działkę, na której rodzice hodowali warzywa i owoce, kury i króliki, tam mieszkały nasze psy… i któregoś dnia, kiedy tato kopał na działce, do dołu wpadła mu łopata. Okazało się, że pod nami znajduje się bunkier będący częścią całej sieci podziemnych chodników, którymi poprzecinane jest miasto. Bunkier przez lata służył nam za solidną piwnicę.
Gdy jeździłam na wakacyjne kolonie, zwykle wzbudzałam konsternację i niezdrową ciekawość, mówiąc, skąd pochodzę. Dla mnie Oświęcim nie jest niczym nadzwyczajnym, jest Krakowem, Pcimiem, Wisłą… Z perspektywy wydaje mi się, że ten żyjący po wojnie Oświęcim został odizolowany od swojej wojennej historii, jakby to było coś przyklejonego, doczepionego. Nie mówiło się o tym w rodzinie, nie opowiadało w szkole ponad to, co można było wyczytać w podręczniku. To samo mówili przewodnicy w muzeum. Tato z kolegami po wojnie chodził po opuszczonym przez nazistów i Armię Czerwoną obozie i znajdował drobiazgi pozostawione w Kanadzie. Nie opowiadał o tamtych czasach, może wtedy był zbyt mały, może rodzice chronili go przed okropnościami wojny, wspominał jedynie zapach dymu unoszący się nad okolicą. A przecież mój dziadek, jego ojciec, także był więźniem Auschwitz. Czerwonoarmiści nie mają już swojego pomnika przy placu Kościuszki, ale mogiła na Starym Cmentarzu zawsze 1 listopada jest oświetlona setkami zniczy. Mieszkańcy potrafią uszanować dobre czyny. Gdy uczęszczałam do liceum ogólnokształcącego – słynnego Konara, niedaleko funkcjonował Dom Spotkań Młodzieży, do którego przyjeżdżały wycieczki zagraniczne. I nawet dzisiaj tak naprawdę nie wiem, co to za miejsce. Nie integrowaliśmy się z zagraniczną młodzieżą, nie byliśmy zapraszani na wspólne imprezy, nie organizowaliśmy też niczego dla nich. Nie pracowaliśmy społecznie w byłym obozie, za to można było spotkać tam sprzątającą niemiecką młodzież. Może robili to „za karę” albo jako „pokutę”. Ale wtedy nie zastanawiało mnie to wcale. „Żywy” Oświęcim był odgrodzony od przeszłości jakąś dziwną, niewidzialną barierą. Zapewne dlatego ze wzruszeniem i ciekawością słucham teraz opowieści o przedwojennym życiu w Oświęcimiu. Do niedawna nie miałam pojęcia o tym, że nieopodal zamku stała synagoga, a obok niej dom ostatniego oświęcimskiego Żyda. Ogromne wrażenie robią dziś na mnie utrwalone na fotografiach postaci, które przechadzają się znanymi mi ulicami. To wszystko, co było tu kiedyś, już nie wróci. Cieszy mnie ogromnie, że są osoby, które nie pozwalają tej historii zniknąć całkowicie w niepamięci, m.in. Jarek Paluch, Artur Szyndler, Aleksandra Buchaniec-Bartczak...
35
OŚWIĘCIM Muzeum Auschwitz odwiedziłam niezliczoną ilość razy. Pierwszy raz w szkole podstawowej, gdy składałam harcerską przysięgę na placu apelowym. W liceum umawialiśmy się z panią Barbarą, nauczycielką historii, do muzealnego kina: „Wejdziecie od strony krematorium, miniecie szubienicę Hößa… Spotkamy się pod budynkiem administracji”. Zdarzało się, że ze znajomymi „podpinaliśmy się” do wycieczek i słuchaliśmy opowieści przewodników. Zwiedzałam, oprowadzałam znajomych z Polski, Francji, Stanów Zjednoczonych, a nawet z Turcji. Wydawało mi się, że znam to miejsce dobrze. Ale po kilku godzinach zwiedzania i opowieści z Jarkiem Paluchem, przewodnikiem muzealnym, przyjacielem mojej siostry z dawnych lat, musiałam zweryfikować to przekonanie. Wiedząc, że czeka nas sporo rozmowy i spaceru, umówiłyśmy się z Jarkiem jeszcze latem, w ciepły, słoneczny dzień. Gdy świeci słońce, groza tego miejsca jest mniej przejmująca. Poza tym zimą w budynkach i barakach bywa chłodniej niż na zewnątrz. Przed wejściem do Muzeum jak zwykle tłumy, mieszają się języki. W przyszłości planuje się przeniesienie budynku wejściowego na drugą stronę, ten zaczyna być niewystarczający. Przed wejściem czeka na nas już nasz przewodnik, z daleka można by go wziąć za Hołowczyca, przystojny, opalony, uśmiechnięty białym uśmiechem, nie przypomina w niczym mola książkowego ani osoby zgłębiającej archiwa. Już za chwilę pokaże nam miejsca, do których rzadko docierają turyści. Z Jarkiem Paluchem, przewodnikiem w Muzeum Auschwitz rozmawia Agnieszka Ściera, zdjęcia: 2B STYLE
| Dwa słowa o tobie. Skąd się tu wziąłeś? Moi rodzice przyjechali ze wschodu znad Buga. Nie mieliśmy tu grobów swoich bliskich, więc 1 listopada przychodziliśmy z ojcem tu lub na Brzezinkę i paliliśmy znicze. Zwykle Muzeum było też miejscem, które chcieli zobaczyć odwiedzający nas członkowie rodziny i znajomi. Jako 12-letni gówniarz pochłonąłem pierwszą poważną książkę związaną z obozem – „Dymy nad Birkenau” – i tak połknąłem bakcyla.
pracować. Stało się to możliwe, kiedy w trakcie studiów podyplomowych organizowanych przez Muzeum i Uniwersytet Pedagogiczny w Krakowie, odbył się nabór na przewodników. Złożyłem dokumenty i przeszedłem z sukcesem egzamin. Od 2010 roku jestem przewodnikiem.
| Ale nie od razu tu pracowałeś? Nie, ale zawsze gdzieś tam w tyle głowy siedziało, że jest to miejsce, z którym jestem jakoś związany, gdzie chciałbym
| To nie jest zwyczajne miejsce pracy. Czy to miejsce nie przygnębia cię w jakiś sposób? Kiedy ludzie pytają mnie, jak sobie radzę z tym miejscem,
36
| I lubisz to? Lubię to, żyję tym i spełniam się w tej pracy.
Tym żyję zawsze odpowiadam, że to jest tak jak z lekarzem. Część studentów po zajęciach w prosektorium rezygnuje, ci, którzy zostają, przywykają. I tak samo jest z tym miejscem. Na początku bywało różnie. Trudno było czytać wspomnienia byłych więźniów. Miewam stale takie momenty, kiedy w trakcie oprowadzania bardzo mocno przeżywam, bo trudno tego nie przeżywać. Trzymam się zasady, że pracę zostawiam w pracy. W domu jedynie czytam jakieś wspomnienia i literaturę związaną z tematem obozu, ale to też ze sporym dystansem.
chodzi. Trzy bloki, które jako pierwsze zaczęły funkcjonować jako obóz Auschwitz. Tu bardzo rzadko zaglądają ludzie, a warto, bo są tu pozostałości po pierwszej łaźni, która funkcjonowała w obozie. Pomiędzy dwoma budynkami murowanymi znajdował się zadaszony drewniany obiekt. I to była pierwsza łaźnia, przez którą przechodzili więźniowie, a bardzo rzadko później byli przyprowadzani do kąpieli. Tu stał piec ze zbiornikiem na ciepłą wodę. Później zostało to wszystko zlikwidowane i przyjmowanie więźniów przeniesiono w inne miejsce.
| Gdzie nas zaprowadzisz? Zaczniemy od takiego miejsca, gdzie bardzo rzadko ktoś przy-
| A co jest w tych budynkach? W jednym z nich mieści się archiwum państwowe, a Archi-
37
OŚWIĘCIM były z materiałów z odzysku, z tego, co zostało po rozebranych zabudowaniach wsi Brzezinka. Budowane były byle jak, na niestabilnym gruncie, z materiału rozbiórkowego. I to, że nic się tam nie dzieje oprócz odwiedzania przez grupy, powoduje, że szybko niszczeją. Dlatego dzięki staraniom profesora Bartoszewskiego powstała Fundacja, której założeniem jest zebranie stu dwudziestu milionów euro, żeby tylko z samych odsetek od tej kwoty przeprowadzić konserwację kilku obiektów. Zebranych jest już pięćdziesiąt milionów. W deklaracjach mamy kolejne tyle. | Co sądzisz o przyszłości Birkenau? Może lepiej ten teren zalesić? Były po wojnie takie projekty, aby teren Birkenau zrównać z ziemią, zaorać i postawić tam pomnik. Ale pozostawiono to miejsce, ponieważ robi na ludziach, nawet po tylu latach, ogromne wrażenie. | Ktoś mieszka w dawnej willi Hößa? Tuż po wojnie wrócili tam dawni właściciele, którym dom został zwrócony. Nadal robi na ludziach wrażenie fakt, że komendant obozu wraz z dziećmi wiódł „normalne” życie w bezpośrednim sąsiedztwie obozu. Zresztą same dzieci widziały obóz, widziały więźniów, którzy pracowali w ich domu. wum Muzeum mieści się w bloku 24. Obok za ogrodzeniem z drutu kolczastego była Komendantura, tu był gabinet komendanta i jego pomocników. | Tutaj, w byłej Komendanturze, mieszkają ludzie? To jest takie niesamowite, nawet dla mnie wychowanej w Oświęcimiu, że teraz ludzie mieszkają w miejscu, gdzie inni ginęli. Tak, mieszka tu między innymi znany polski artysta Paweł Warchoł. Trochę dalej w tym ostatnim budynku na piętrze mieścił się szpital dla esesmanów, ponieważ mieli niezależną służbę zdrowia, która bardzo o nich dbała, a na parterze mieściło się kasyno esesmańskie. Obóz został zorganizowany w budynkach, w których przed wojną były koszary Armii Polskiej. W trakcie funkcjonowania obozu w centralnej części, tam gdzie był koszarowy plac apelowy, więźniowie dobudowali osiem nowych budynków. A wszystkie budynki parterowe zostały podniesione do wysokości pierwszego piętra. By ujednolicić wygląd całego obozu, polecono więźniom skuć tynk ze wszystkich przedwojennych budynków, tak aby wszystkie bloki wyglądały tak samo. Jak łatwo rozpoznać, które budynki były parterowe? Mają okna poziome na parterze a pionowe u góry. Pokażę wam miejsce, które bardzo dobrze w swoich opowiadaniach opisał Tadeusz Borowski, były więzień Auschwitz. To Birkenallee, czyli Aleja Brzozowa. W tym miejscu czasem więźniowie się spotykali i rozmawiali, wymieniali różnego rodzaju przedmioty. Tutaj też na niektórych budynkach zachowały się napisy. Jest duże prawdopodobieństwo, że są to oryginalne napisy pozostawione przez więźniów. | Budynki są stale remontowane i poddawane konserwacji. Zachowane są dosyć dobrze, w środku są ogrzewane. Po prostu żyją. Problemem jest Birkenau. Tam budynki budowane
38
| A co stało po wojnie z dziećmi Hößa? Wiadomo, że córki i dwóch synów zmienili nazwiska, jeden je sobie pozostawił i właśnie jego syn Reinhard Höß odwiedził nas niedawno, przywiózł trochę zdjęć z tamtego okresu, zobaczył to miejsce, dowiedział się więcej o działalności swojego dziadka. Trudno powiedzieć, na ile Reinhard zdawał sobie sprawę z tego, co tu się wydarzyło. Zobaczył dom, gdzie mieszkał dziadek, zobaczył miejsce, gdzie jego ojciec się wychowywał, obóz Birkenau. Spotkał się z młodymi Żydami. Na pewno była to traumatyczna podróż życia. Zresztą dzieci Hößa na pewno nie znały całej prawdy. Podobno w ich domu od strony obozu były matowe szyby. | Czy to jest basen? I owszem, to był zbiornik przeciwpożarowy, przebudowany na obiekt sportowy. Tu więźniowie nie mieli ani możliwości,
rozebrane na polecenie komendanta obozu w 1944 roku. Zostały odbudowane do obecnego stanu już po wojnie. | A nigdy nie spotkałeś czyjegoś ducha? Mój kolega, który tu pracuje, na to samo pytanie odpowiedział: „Jak ktoś wierzy w ducha, to go spotka, a kto nie wierzy, to nic nie zobaczy” (śmiech).
ani nawet chęci korzystania z niego. Jeżeli już, to korzystali z niego więźniowie funkcyjni, którzy pomagali esesmanom utrzymać porządek w obozie. Podobno odbyły się tu nawet jakieś zawody. | Czy są tu takie miejsca, jeszcze absolutnie nietknięte po wojnie? Są bloki zachowane w takim stanie, powiedzmy, nienaruszonym, np. bloki 2 i 3. Były w nich prowadzone prace konserwatorskie, ale bardzo rygorystycznie. Aby mogły zostać dopuszczone do zwiedzania przez grupy studyjne, musiały zostać wykonane w nich odpowiednie instalacje, kanały wentylacyjne. Jeżeli ściągano warstwę farby, robiono to tak, aby ją z powrotem nałożyć, by nie było widać żadnej ingerencji. Zrobiono też ogrzewanie. Była to ingerencja, ale taka minimalistyczna.
| Ten budynek wygląda na pusty. Tutaj mieścił się szpital. Budynek nie jest udostępniany zwiedzającym. Bardzo dobrze ten szpital opisał w swojej książce „Anus Mundi” Wiesław Kielar, który nosił tu zwłoki do kostnicy znajdującej się w piwnicy. W bloku 10 Carl Clauberg przeprowadzał eksperymenty sterylizacyjne na kobietach, aby znaleźć prosty i skuteczny sposób na pozbycie się nie tylko Żydów, ale całej rasy słowiańskiej. Naziści eliminowali każdą inność. Np. do obozu trafiali też homoseksualiści, którzy byli oznaczeni takim różowym trójkątem nazywanym „winklem”. | To miejsce znają pewnie wszyscy z podręczników (stoimy pod szubienicą Hößa). Czy jest oryginalna? To jest replika szubienicy, na której Rudolf Höß został powieszony w 1947 roku. Przed egzekucją odwiedził go ksiądz, Höß wyspowiadał się, dostał rozgrzeszenie. Wyraził skruchę. | A gdzie są jego zwłoki? Tego nie wiadomo. Prokurator po wykonaniu wyroku zabrał zwłoki. Ale to miejsce, gdzie stoi szubienica, jest miejscem szczególnym. Tu znajdują się pozostałości po spalonym baraku Gestapo, w którym też wiele osób straciło życie. A obok pierwsze krematorium uruchomione w 1940 roku. | I tu, obok tego symbolicznego miejsca, kończy się opowieść naszego przewodnika, choć mógłby opowiadać pewnie jeszcze długo. A ja udaję się jeszcze do Archiwum, aby sprawdzić, czy zachowała się informacja o moim dziadku.
| A tutaj był teatr? Potocznie mówi się o tym budynku „stary teatr”. W czasie istnienia obozu znajdował się tu magazyn Cyklonu B. A teraz wejdziemy do bloku jedenastego, który pełnił kilka różnych funkcji. Między innymi tu spotykał się sąd doraźny Gestapo, skazujący więźniów policyjnych na śmierć. Dalej sale, w których więźniowie oczekiwali na wyrok. Po wyzwoleniu obozu i otwarciu tego budynku była tu jedna wielka kostnica – wszędzie leżały zwłoki pomordowanych. Tu były też umywalnie, skąd więźniów wyprowadzano na egzekucje. | Zastanawia mnie, jak ludzie, którzy przeżyli ten koszmar, mogli potem żyć. Żyli różnie. Niektórzy, wychodząc stąd już po wyzwoleniu, chcieli o tym zapomnieć. Byli też tacy, którzy bardzo aktywnie włączyli się w organizację muzeum, i oni byli w zasadzie pomysłodawcami tego, aby to muzeum powstało. Jeden z byłych więźniów, Kazimierz Smoleń, był dyrektorem Muzeum. | Co to za miejsce? (Wchodzimy do piwnicy). To pomieszczenie aresztu obozowego. Te wymurowane klitki nazywano „bunkrami”. Mieściły po czterech ludzi – na stojąco. Dostęp powietrza był bardzo ograniczony. Więźniowie stali całą noc. Wypuszczano ich rano, musieli udać się do pracy na cały dzień, a wieczorem powrót do „bunkra”, aby odbyć kolejną część kary. I tak przez kilkanaście kolejnych nocy. Mało kto przeżywał całą karę. Te pomieszczenia zostały
39
OŚWIĘCIM
paweł
WARCHOŁ Paweł Warchoł, artysta grafik, ur. 1958 w Krakowie. W 1984 ukończył Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie. W 2011 r. uzyskał tytuł doktora na Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach. Jest twórcą wielu obrazów i cykli rysunkowych m.in.: „Holzmachiny”, „Oratio”, „Warchoły”, „Pancerniki”, „Walce”, „Bunkry”, „Obiekty”. Prace prezentował na ponad 500 wystawach w kraju i za granicą. Jego twórczość ponad pięćdziesiąt razy była nagradzana i wyróżniana na wystawach w kraju i za granicą, w tym trzykrotnie nagrodami Ministra Kultury. Jest laureatem m. in.: Grand Prix VI Międzynarodowego Triennale Sztuki Majdanek 2000 w Lublinie; dwukrotnie Grand Prix na międzynarodowych konkursach rysunku w Barcelonie; Grand Prix na Międzynarodowych Biennale Rysunku w Pilźnie i Melbourne, III Nagrody na wystawie Kunst’91 w Monachium, I nagrody i dwóch wyróżnień na Triennale Polskiego Rysunku Współczesnego w Lubaczowie. III nagrody na Międzynarodowym Konkursie Rysunku we Wrocławiu oraz dwukrotnie Grand Prix i trzykrotnie nagród równorzędnych na Konkursie ZPAP w Katowicach. Jego prace znajdują się w licznych kolekcjach prywatnych oraz w wielu zbiorach muzealnych m. in.: Muzeum Narodowego w Krakowie, Kolekcji Znaki Czasu Ministerstwa Kultury, Muzeum Śląskiego w Katowicach, Muzeum Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych w Barcelonie oraz Państwowych Muzeum na Majdanku w Lublinie i Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu. Dwukrotnie był stypendystą Ministerstwa Kultury i Sztuki. Odznaczony przez MKiDN - Zasłużony dla Kultury Polskiej.
40
Vratna
41
OŚWIĘCIM
U Eli
42
PamiÄ…tka spod Grunwaldu
43
OŚWIĘCIM
Polak – Węgier dwa bratanki
44
Taternicy
45
OŚWIĘCIM
WIELKA PUSTKA Tekst: Aleksandra Buchaniec-Bartczak Zdjęcia: Piotr Bartczak
Aleksandra Buchaniec-Bartczak Rocznik 1973. Recenzentka, blogerka, poetka haiku. Absolwentka psychologii i podyplomowych studiów w Instytucie Judaistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Współpracuje z portalem Forum Żydów Polskich. Mieszka w Krakowie.
Powinnam się przyzwyczaić. Do żydowskiej pustki mojego rodzinnego miasteczka. Pustki po tych, którzy zginęli lub wyjechali po wojnie, pustki po spalonej przez Niemców Wielkiej Synagodze. Cieszy odrestaurowana i godnie użytkowana Chewra Lomdei Misznajot, a także dobrze zachowany kirkut. Jest jednak coś, co tę radość mąci. Na początku XXI wieku z ocalałego żydowskiego pejzażu Oświęcimia zniknęły ważne i piękne obiekty. Z uwagi na zły stan techniczny wyburzono kamienicę i fabrykę rodziny Haberfeldów, oraz dom modlitwy chasydów z Bobowej. Przycichła i opustoszała przyrynkowa uliczka Berka Joselewicza – dawniej Żydowska. Po unikalnej, przedwojennej zabudowie zostały zarośnięte trawą place. Nieprzesłonięty niczym widok nadrzecznego bulwaru tylko wzmaga poczucie nieodwracalnej straty. Z czasem wyro-
sną tu pewnie hotele, lub apartamentowce i już nikt nie będzie pamiętał o żydowskich domach, nikt nie odczuje dotkliwej pustki. ••• Podczas prowadzonych w 2004 roku wykopalisk archeologicznych odkryto przedmioty liturgiczne pochodzące z Wielkiej Synagogi. Eksponowane w Centrum Żydowskim w Oświęcimiu. ••• Hebrajski napis: mazal tamuz sartan. Znak zodiaku (mazal) Rak (sartan), który przypada na przełom czerwca i lipca (miesiąc tamuz w kalendarzu żydowskim). ••• Mam swoje ulubione zdjęcie kamienicy Haberfeldów. Wietrząca się w oknie i na balkonie pościel, uliczny tłum... Za chwilę ktoś wejdzie do firmowego sklepu, lub restauracji
46
„Monopol”... Przybytek kulinarny w dawnym domu Haberfelda istniał jeszcze w czasach mojego dzieciństwa. Nazwy lokalu nie pamiętam, ale – kto wie – może i ona nie uległa zmianie? Wszak komuniści mieli monopol na wszystko. Bardzo miło wspominam zjedzony tam kiedyś obiad. Nie chodzi o smak potraw, ani wystrój lokalu, raczej spędzony wspólnie z rodzicami czas, a może... a może to było coś zupełnie innego? Przeczucie tego, czym zajmuję się dzisiaj, tego, co dzisiaj jest dla mnie tak ważne, nawet jeśli już nie istnieje? ••• Przez jakiś czas w budynku nieistniejącego domu modlitewnego bobowskich chasydów mieściła się siedziba Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Izraelskiej, którego założycielem był kolekcjoner związanych z Oświęcimiem pamiątek i właściciel prywatnego muzeum – Mirosław Ganobis. Niestety, władze miasta cofnęły zgodę na użytkowanie lokalu. Obietnica remontu okazała się niewystarczająca. ••• Nie istnieje... Nie istnieje... Pustka... Pustka... Powinnam się przyzwyczaić?
Ostatni Tekst: Aleksandra Buchaniec-Bartczak Zdjęcia: Piotr Bartczak
Urodził się w 1925 roku w biednej, wielodzietnej rodzinie. W czasie wojny był więźniem obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Po wyzwoleniu na krótko wrócił do miasta, skąd niebawem wyjechał do Szwecji. Z licznej rodziny, oprócz Szymona, wojnę przeżyli tylko brat Mojżesz i siostra Bronia. Swe powojenne losy związali ze Stanami Zjednoczonymi. Wydawałoby się... typowa historia. Nieoczekiwanie dla wszystkich, na początku lat 60. Szymon Kluger wrócił do Oświęcimia i zamieszkał w rodzinnym domu. Zaniedbanym, bez wygód. Wodę nosił z pobliskiej rzeki. Żył w bardzo trudnych warunkach, wspomagany przez opiekę społeczną, bielską i krakowską Gminę Żydowską, rodzeństwo. Niejeden raz Mojżesz i Bronia namawiali Szymona do opuszczenia Polski, on jednak obstawał przy swoim. Dom rodziny Klugerów sąsiadował z synagogą Chewra Lomdei Misznajot (Bractwa Studiujących Misznę), która po wojnie krótko służyła ocalałym Żydom jako modlitewnia, potem przez lata stała opuszczona, w końcu zaadaptowano ją na hurtownię dywanów. Oba budynki prawie stykają się ścianami. W każdy Szabat – za sprawą Szymona „Strażnika Pamięci” – mury synagogi oświetlały nikłe płomyki świec. Ostatniemu żydowskiemu mieszkańcowi Oświęcimia marzyło się przywrócenie temu miejscu pierwotnej funkcji. Odnowioną synagogę uroczyście otwarto we wrześniu 2000 roku, Szymon Kluger zmarł kilka miesięcy wcześniej. Spokojny, że oto powoli spełnia się jego życzenie. Za życia był ostatnim żydowskim mieszkańcem miasta, po śmierci – ostatnim Żydem pochowanym na lokalnym kirkucie. Szymonowi Klugerowi – niczym wy-
Dom rodzinny Szymona Klugera, stan z 2010 roku. Obok – drzwi wejściowe
bitnemu rabinowi, czy cadykowi – postawiono ohel. A oto, jaką historię z pierwszej ręki usłyszałam od Mirka Ganobisa – miłośnika Ziemi Oświęcimskiej i kolekcjonera związanych z nią pamiątek: Mirek próbował nawiązać kontakt z Szymonem Klugerem. Ten często nie wpuszczał go do domu, albo otwierał drzwi, uśmiechał się i po chwili bez słowa je zamykał. W końcu Mirek stwierdził, że nie będzie go więcej nachodzić, że może sobie nie życzy. Zostawił tylko swoją wizytówkę ze słowami: „Słuchaj Szymon, tu masz moje dane. Jeśli będziesz czegoś potrzebować – daj znać.” Sporo wody upłynęło w Sole, aż pewnej niedzieli, ok. siódmej rano matka obudziła Mirka słowami: „Masz gościa.” Mirek oniemiał, bowiem w drzwiach stał nikt inny, tylko... Szymon Kluger. Przyszedł z kawą i czekoladą. Wiele wizyt wyglądało podobnie: Mirek mówił, Szymon milczał, czasami wypowiadał pojedyncze, urywane zdania. Nigdy słowem nie wspomniał o wojennych przeżyciach. Przez wiele lat mieszkałam w Oświęcimiu „razem” z Szymonem Klugerem, nawet nie wiedząc o Jego istnieniu...
47
Synagoga Chewra Lomdei Misznajot.
Na budynku obok zachowana „reklama” mieszczącej się niegdyś w synagodze hurtowni dywanów.
Ohel Szymona Klugera na oświęcimskim kirkucie.
OŚWIĘCIM
Muzeum, Synagoga, Cafe Bergson W 1995 r. w Nowym Jorku powstała Auschwitz Jewish Center Foundation, której celem było stworzenie żydowskiego centrum kulturalno-edukacyjnego w Oświęcimiu. Dla realizacji tego zadania powołano rok później w Polsce siostrzaną organizację – Fundację Edukacyjne Centrum Żydowskie w Oświęcimiu. We wrześniu 2000 roku Centrum Żydowskie w Oświęcimiu zostało oficjalnie otwarte. Centrum jest instytucją pozarządową, której celem jest kultywowanie pamięci o Żydach – mieszkańcach miasta – jak również edukacja przyszłych pokoleń na temat świata, który zniknął bezpowrotnie w czasie Holokaustu i nauczanie o zagrożeniach płynących z uprzedzeń i nietolerancji. Staraniem Fundacji w Oświęcimiu odnowiono i przywrócono pierwotne funkcje Synagogi, przy której znajduje się Muzeum Żydów Oświęcimskich, a także Cafe Bergson. Kawiarnia to miejsce wyjątkowe. Dom ostatniego oświęcimskiego Żyda Szymona Klugera (1925-2000), dzięki Cafe Bergson, która się w nim mieści, stał się łącznikiem między światem minionym a teraźniejszością. Odbywają się tu wystawy czasowe, spotkania, koncerty. Warto zajrzeć do tego niezwykłego miejsca choćby na kawę i wdać się w ciekawą rozmowę z dr. Arturem Szyndlerem (na zdjęciu) badaczem i kustoszem historii oświęcimskich Żydów. | Więcej: www.ajcf.pl
48
Uczą się zawodu na modelach
REKLAMA
Praktyczna nauka zawodu to podstawa. Mikrodermabrazja, mezoterapia bezigłowa, presoterapia czy manicure hybrydowy to tylko niektóre z szerokiej oferty usług kosmetycznych, które dzięki pozyskanym środkom unijnym, wykonane zostały w styczniu i lutym bezpłatnie przez studentki Kosmetologii Bielskiej Wyższej Szkoły im. J. Tyszkiewicza. Bielska uczelnia jest prekursorem zupełnie nowego trendu. Zabiegi na modelach zewnętrznych to stworzenie przyszłym kosmetologom warunków pracy z klientem już od pierwszego roku studiów. Wszystko pod ścisłym nadzorem ekspertów – kosmetologów. Dzięki wizytom studyjnym w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Austrii i Niemczech w prestiżowych szkołach kosmetycznych, a także najnowocześniejszych ośrodkach SPA, mogliśmy poznać walory tej metody kształcenia i postanowiliśmy wprowadzić ją na naszej Uczelni. – wyjaśnia Ewa Madoń – Założyciel i Prorektor BWS. Pozyskane środki unijne umożliwiły pójście o krok dalej. Zakupiony został najnowocześniejszy sprzęt, w tym m.in. aparat do diagnozy skóry Soft Plus 7, urządzenie Aqua Touch do mikrodermabrazji diamentowo-wodnej, mezoterapii bezigłowej i elektrofrezy oraz urządzenie Mini Face Lifting do zabiegów pielęgnacyjnych na twarz, szyję i dekolt. A co o zabiegach wykonywanych przez studentki Kosmetologii sądzą same klientki? – Jestem mile zaskoczona. Zabieg pielęgnacyjny na twarz wykonany został bardzo profesjonalnie i z pełną dbałością o szczegóły. Nie zabrakło wywiadu z klientem, markowych kosmetyków, nowoczesnego sprzętu, kojącej muzyki oraz relaksacyjnego masażu, czyli tego wszystkiego co oferuje profesjonalny gabinet kosmetologiczny. Na pewno skorzystam ponownie – zapewnia Anna Koczur – testerka zabiegów. Już wkrótce pojawią się informacje o kolejnej edycji projektu. Zabiegi rozpoczną się w kwietniu i będą w cenie o 30% niższej od ceny rynkowej. Szczegóły na stronie: www.modele.tyszkiewicz.edu.pl
49
na kolanie
GORĄCO MI
Tekst: Roman Kolano Nałogowy palacz drewna w kominku. Odważny do 70 kg.
Już luty. Kto nie zapomniał i rzucił palenie? Kto zrzucił dziesięć kilo? Zauważyłem, że postanowienia noworoczne zasadniczo dzielą się na dwie grupy. Na takie, które zrobimy i na takie, których nie zrobimy. I wcale nie jest łatwiej czegoś nie robić, niż zrobić. Rzucenie palenia polega na ciągłym niepaleniu, czyli na nie robieniu palenia. Myśląc w ten sposób można dojść do błędnego przekonania, że całkowite nic nie robienie może być najlepszym i najdoskonalszym postanowieniem. Nie spotkałem nikogo, kto chciałby zacząć palić papierosy od nowego roku, kto podjąłby się ogromnego trudu zmuszania organizmu do codziennego wchłaniania rakotwórczych substancji smolistych. Postanowienie, że w ogóle nic nie będziemy robić jest w zasadzie niemożliwe do zrealizowania w ziemskich warunkach. Nie można przecież nic nie robić, na przykład siedząc. Siedzenie jest czynnością. „Siedzieć” – jak mówi czasownik. Ba! Czynność ta pochłania kalorie, których z taką nienawiścią chcemy się pozbyć. Siedzenie spala 50 kalorii na godzinę. Pączek dostarcza 340 kalorii, czyli żeby pozbyć się zjedzonego pączka, którego już pozbyliśmy się z lodówki, przy takiej prędkości spalania musimy siedzieć bezczynnie przez około 7 godzin. Proces palenia kalorii możemy przyspieszyć. Spanie pochłania 62 kalorie. Łatwo policzyć, co się bardziej opłaca. To jeszcze nie koniec. Nie musimy spać skoro za oknem jeszcze jasno. Siedząc już na tej kanapie możemy głośno czytać. Uwaga! Ta czynność spala 150 kalorii na godzinę! Jazda na nartach biegowych – 574 kalorie. Więc po przeczytaniu (nie jest powiedziane czego), można założyć narty biegowe i po drodze do
50
kuchni jeszcze zetrzeć kurze (utrata 240 kalorii). Trudno w mieszkaniu o żywą kurę, ale ścieranie zamrożonej nie przyniesie takiego efektu. W kuchni czeka już pączek. Jeżeli nie ściągniemy nart w drodze powrotnej na kanapę i na trasie wykonamy dodatkowo podwójnego tulupa spalimy tyle kalorii, że będziemy mogli zabrać jeszcze jednego z marmoladą na drogę. Cennik kalorii podaje, że krykiet pozbawi nas 370 kalorii. Uwaga, jeżeli pomylimy krykieta z krokietem, który u nas jest zdecydowanie bardziej popularny, efekt utraty wagi może być zaskakująco odwrotny. Golf – spala 250 kalorii (oczywiście na godzinę). Możemy jeszcze bardziej udoskonalić nasze postanowienie i przyspieszyć efekt końcowy. Przyznam, że siedzenie w golfie przez godzinę, z nartami przed telewizorem to duże wyrzeczenie, ale czego się nie robi dla wizerunku. No właśnie oglądanie TV – 25 kalorii – no to chyba telewizor spala więcej. Może pojawić się również spalanie szarych komórek. Musielibyśmy oglądać 14 godzin na przykład „M jak miłość” żeby spalić jednego, nieszczęsnego pączka! To już lepiej spalić telewizor. Spalanie w golfie czuć fizycznie, człowiek się cały poci. Wynikiem spalania w takiej sytuacji jest woda. Pocenie się w wełnianej otulinie może być irytujące, ale co powiedzieć o kobietach, które owijają się workami foliowymi? Pół biedy, jak worek jest przeźroczysty, a nie czarny matowy z zamkiem błyskawicznym na środku. Zdesperowany człowiek zdolny jest do wszystkiego, a kobieta (90/120/90 cm) zwłaszcza. Z nartami przed telewizorem trzeba uważać, sięgając po chleb ze smalcem (200 kalorii/50 g), można zahaczyć czubkiem o dywan. Nieszczęście gotowe – leżenie
REKLAMA
w szpitalu 77 kalorii na godzinę. NFZ niechętnie funduje takie kuracje, a już na pewno bez pączków w menu. Jeżeli chodzi o spalanie kalorii to unieruchomienie w szpitalu daje podobne efekty jak intensywny ruch na wolności, może nawet bardziej spektakularne. Dlatego w szpitalach nie ma siłowni. Najczęściej na ostatnim piętrze w podziemiach znajduje się sala dla najmniej wytrwałych. O ironio, proces biernego odchudzania odbywa się w lodówce. 100% skuteczności – skóra i kości. Całkowicie naturalny proces wykorzystuje zdolności naszego ciała. O efekcie jojo możemy zapomnieć. Proces utraty wagi jest gwarantowany, ale niestety nieodwracalny. Pozostając w medycznym klimacie ostrzegam, żeby nie zaczynać nagle intensywnych ćwiczeń na mrozie. Od spalanych kalorii mogą zapalić się też płuca. Może okazać się, że dbanie o zdrowie może być bardzo niebezpieczne dla zdrowia. Radosna profilaktyka zamieni się w bolesną hospitalizację. Paradoksalnie na zapalenie płuc mogą zapaść niepalący. Nie igraj z ogniem! Spalanie kalorii to zawsze gorący temat. Jak je można jeszcze spalić? Na przykład biegnąc. Strażak dajmy na to, jak biegnie do pożaru tzn. gasić pożar to równocześnie spala kalorie, a roznegliżowany strażak to trudno ocenić czy on gasi czy raczej roznieca. A można być zapalonym strażakiem? Można, tak się mówi jak komuś robota pali się w rękach. Można nawet być zapalonym filatelistą. Jednak w najgorszej sytuacji nie są ci zapaleni, ale ci którzy są napaleni. Taki napalony facet jest zdolny nawet do seksu z kobietą (sex – 200 kalorii – godzina, 3,3 kalorii – 1 minuta). W większości to faceci są napaleni na opalone kobiety. Jak dojdzie do konfrontacji napalony – napalona, robi się gorąco. Pojawia się pragnienie. Pragnienie trzeba ugasić i kółko się zamyka, uuuu napalona Blanka – mówią słowa romantycznej pieśni. Bywa, że opalona kobieta z zewnątrz, jest wewnątrz zimna jak lód. I odwrotnie, czyli od tyłu. W świecie zwierząt kura na przykład nie znosi opalania, znosi jajka. Kalorie spala się na siłowni, wcale nie w kaloryferze. Trzeba przyznać jednak, że niektórzy ćwiczący na siłowni wyglądają tak jakby nieustannie kaloryfer przed sobą nosili. Na siłowni trzeba mieć dużo silnej woli. Co to właściwie jest ta kaloria? Widział kto kalorię? A grubą babę każdy zauważy, zaraz się w oczy rzuci, a nieraz to by i wydrapała. Takie są gruboskórne. Kaloria musi być bardzo malutka. Żeby przestraszyć taką drobinkę, trzeba się na nią nieproporcjonalnie cięższą sztangą zamachnąć... i to nie jeden raz... aj, aj... albo biegać – to znaczy uciekać przed nią jak najszybciej, jakby nas goniła z nożem. (sprint 2016 kalorii – obiecujące, ale trudno biegać sprintem przez 60 minut). Gotowanie pochłonie 105 kalorii, ale jeżeli obiad przekroczy 105 kalorii (o co nietrudno, zjadając więcej niż dwa listki sałaty) to lepiej nie gotować. Lepiej posiedzieć. Jedzenie jedzenia kosztuje nas 62 kalorie (można udawać, że się je). Poprawianie makijażu 360 kalorii na godzinę. Kuszące, ale nie mam co poprawiać. Pisanie długopisem 90 kalorii, pisanie na klawiaturze 80, czyli im dłużej będę pisał tym więcej spalę. Czytajcie i spalajcie, ale nie palcie.
Zyskaj
500
rabatu przy zapisie na 2 semestry kursu
51
**
felieton
WIEM, ŻE nic NIE WIEM Tekst: Bartłomiej Nowicki
PEWNEGO DNIA PEWNEGO MIESIĄCA, W ROKU, W KTÓRYM NA ŚWIAT PRZYSZLI RICHARD NIXON, JESSE OWENS I ALBERT CAMUS, PEWIEN MĘŻCZYZNA ZATRZYMAŁ SIĘ W POŁOWIE DROGI NA SKRZYŻOWANIU ULIC WZGÓRZE I ZAMKOWEJ. PODPARŁ SIĘ NA LASCE, ZAMYŚLIŁ. UNIÓSŁ DŁOŃ I OPARŁ NA NIEJ BRODĘ. POMIMO IŻ SŁOŃCE STAŁO JESZCZE CAŁKIEM WYSOKO, A CHŁODNY WCZESNOJESIENNY WIATR ZDĄŻYŁ JUŻ USTAĆ, MIAŁ NA SOBIE WEŁNIANY PŁASZCZ I FILCOWY KAPELUSZ – UBRANY BYŁ CIEPŁO, STOSOWNIE DO PORY ROKU.
Czy był Niemcem? Prawie na pewno tak. Na rok przed wybuchem „Wielkiej Wojny” około 80 procent mieszkańców Bielska stanowili właśnie Niemcy, za takich się przynajmniej podawali. Jak się nazywał? Co robił w tym miejscu? Dlaczego zatrzymał się, na co bądź też na kogo zapatrzył, nad czym zadumał? Czy poszedł do nieistniejącego już we współczesnych nam czasach domu Tobiasa, gdzie mieściły się redakcje dwóch lokalnych gazet – subwencjonowanego przez przedsiębiorców Śląska Cieszyńskiego Bielitz-Bialaer Anzeiger oraz reprezentującego interesy mieszczaństwa Ostschlesische Deutsche Zeitung – czy może skręcił w lewo i udał się w kierunku rzeki Białej? Nie wiem. NIKT tego nie wie. Pocztówka z 1913 roku, na której został uwieczniony nasz bohater też milczy w tych kwestiach. Wciąż pochylony nad wyblakłym zdjęciem w sepii, ale już mniej bujający w obłokach, zadaję sobie kolejne pytania, brutalne i nieco retoryczne: Kogo obchodzi jakiś gość z pocztówki sprzed ponad stu lat?! Kto pochyli się
52
nad jego dylematami, przemyśleniami, dziurą w kieszeni i kamieniem w bucie? Czy zdaję sobie sprawę, iż znalezienie odpowiedzi na powyższe pytania nie przyniesie mi Nobla, nie wzbogaci znacząco naszej wiedzy o świecie, o szeroko rozumianej rzeczywistości? Oczywiście, że TAK! Oczywiście, że jestem tego świadom. Ba, powiedzmy sobie szczerze, mnie samemu brak tych akurat odpowiedzi nie spędza snu z powiek, ale – i tu pojawia się bardzo ważne „ale” – moja zabawa własną wyobraźnią to pretekst jedynie do szerszej dygresji. Odnoszę wrażenie, iż ostatnimi czasy temat naszej niewiedzy stał się popularniejszy niż to drzewiej bywało. W księgarniach mnóstwo mamy obecnie książek, które albo odmitologizowują różne wyobrażenia o świecie, obnażając nasze przywiązanie do łatwych i pozornie bezpiecznych, a najczęściej zwyczajnie złych, odpowiedzi, którymi karmimy się w obliczu nieznanego, albo mniej lub bardziej delikatnie wskazują na równie krępujący fakt, iż – trawestując słowa amerykańskiego polityka Donalda
Rumsfelda – wiemy bardzo dużo o tym czego nie wiemy, nie wspominając już o tym czego nawet nie wiemy, że nie wiemy. „Zła historia” R. Shenkmana, „Leksykon niewiedzy” K. Passig i A. Scholza, czy „10 pytań na które nauka nie znalazła (jeszcze) odpowiedzi” M. Hanlona to przykłady takich właśnie książek, a zarazem wierzchołek góry lodowej wszystkich dostępnych tytułów w tym temacie. Dlaczego tylu rzeczy nie wiemy? To proste. Jest tak dlatego, iż rzeczywistość znacznie bogatsza jest niż nam się wydaje i bardziej skomplikowana niż byśmy sobie tego życzyli. Co więcej, pewne rzeczy funkcjonują i służą nam niezawodnie nawet wtedy gdy nie rozumiemy do końca procesów jakie w nich zachodzą i sposobu w jaki działają – teoretycznie więc po co zadręczać się detalem? Doskonałym przykładem jest anestezja. Każdy kto miał nie/ przyjemność znaleźć się na stole operacyjnym pamięta – zanim przestał pamiętać cokolwiek – jak narkoza działa. Wiemy, że działa na rdzeń kręgowy, pień mózgu i korę mózgową, ale dlaczego działa i jak się ma do świadomości, o której też niewiele powiedzieć potrafimy, tego dokładnie nie wie nikt. Czy jesteś tą samą osobą co minutę temu? Czy żywność modyfikowana genetycznie stanowi dla nas zagrożenie? Jaki kształt ma wszechświat i co było przed Wielkim Wybuchem? Przy jakiej pogodzie Szekspir wpadł na pomysł „Hamleta”? Co zjadł Van Gogh na śniadanie w dniu, w którym uciął sobie ucho? Who Let The Dogs Out? Quo Vadis? Ciężar gatunkowy pytań, jak widać, może być różny, ważne natomiast abyśmy zrozumieli, iż – bez względu na stopień rozwoju dzisiejszej nauki, czy raczej właśnie dzięki niemu! – poruszamy się po baaaardzo wąskiej kładce wiedzy (niemalże) pewnej, przerzuconej nad otchłanią naszej ignorancji. Pomińmy może kwestię ciemnej materii, cząstek elementarnych i tego typu drobiazgów, które na pewno w kuchni nam się nie przydadzą, i przyjrzyjmy się kilku „lżejszym” przypadkom naszej niewiedzy; skonfrontujmy je z tym co nam się wydaje, że... nam się wydaje. Jak i czym mruczą koty? Teoretycznie sprawa jest prosta, w końcu z udomowioną wersją tych puszystych stworzeń zadajemy się od tysięcy lat i każdy przecież wie, że mruczenie kota umiejscowione jest gdzieś w gardle. Lekarz weterynarii, Walter R. McCuistion, ujął rzecz całą tak (cytuję za Leksykonem niewiedzy): „Nie powinniśmy zakładać, iż mruczenie pochodzi z kociego gardła z tych samych względów, z których nie wierzymy, że aktorzy naszego ukochanego serialu mieszkają w telewizorze”. Co ciekawe, do powyższych wniosków doszedł on nie na drodze czystej spekulacji, ale miał możliwość przekonać się empirycznie, iż jego wątpliwości są jak najbardziej podstawne. Otóż leczył on kota z podgryzionym przez psa gardłem, który oddychał przez rurkę, nie miauczał, ale bez problemu mruczał. Nie mógł tego robić wykorzystując część ciała, której nie posiadał, więc... czym koty mruczą? Jeszcze (chyba) nie wiemy. Dlaczego ziewamy? To chyba proste – ziewamy ponieważ jesteśmy znudzeni albo zmęczeni. Niekoniecznie. Na ziewaniu „przyłapano” między innymi lekkoatletów tuż przed startem. Czy występ przed kilkutysięczną publicz-
nością, do którego trzeba przygotowywać się nierzadko latami można uznać za coś nudnego? Śmiem wątpić. Poza tym, co z zaraźliwością ziewania? Przyznać się muszę, iż ziewnąłem na samą myśl o ziewaniu, na sam widok słowa ziewać! Dlaczego tak się dzieje? Nie dajmy się zwieść różnym teoriom. Tego (znów) na pewno nie wie nikt. Pozostają domysły i mniej lub bardziej ciekawe hipotezy. Sen. Wiemy, że śpimy. Wiemy także, że śpią inne zwierzęta – robią to ssaki, ptaki, gady, a nawet owady (ciekawe kiedy śpią komary?!). Są zwierzęta, które śpią 20 godzin na dobę, podczas gdy żyrafie wystarczą tylko 2 godziny. Dlaczego? Tego nie wie nawet żyrafa. Ponadto jak to się dzieje, że zapotrzebowanie na sen u wszystkich ssaków lądowych z wiekiem maleje? Skąd się biorą marzenia senne i co dokładnie dzieje się w fazie REM? To wciąż zagadka. Następnym więc razem, gdy przyśni nam się, powiedzmy, nocnik, a nasz podręczny sennik egipski zawyrokuje, iż z całą pewnością możemy się spodziewać odwiedzin cioci, wykażmy daleko idący sceptycyzm. Ot, taka mi się dygresja o niewiedzy i ignorancji naszej nasunęła podczas niewinnego przeglądania starych pocztówek. Wiem, że nic nie wiem. Dobre. Dobre i ciekawe zarazem, gdyż i tak za chwil kilka wrócę do mojego starego dobrego poczucia, iż wszystko jest wiadome, a jeżeli niewiadome dziś, to stanie się takim jutro i w ogóle pewność funkcjonalna przejmie całą kontrolę nade mną. Wyłączając za chwilę laptop, nie mając zielonego – ani żadnego w innym kolorze! – pojęcia jak to działa, najadę kursorem na ikonkę w lewym dolnym rogu, kliknę myszką „zamknij”. Klik. Zadziała jak zawsze. PROMOCJA
MISTRZOSTWA ŚWIATA FREESTYLE MOTOCROSS
21 MARCA 2015 | KRAKÓW ARENA
B I L E T Y N A e v e n t i m . p l
PROMOTOR
53
PARTNERZY
PATRONAT OGÓLNOPOLSKI
Bielsko-Biała: ul. Kustronia 47 A, tel.: 514 178 331 ul. Mostowa 5 (Galeria Sfera) tel. 33 498 70 79
fashion
TRENDY WIOSNA / LATO 2015 WIĘCEJ MAREK W NOWYM MIEJSCU 54
PIU & PIU
Jakość&styl
Tym, co w modzie najpiękniejsze jest jej zmienność, a tym, co najbardziej szlachetne, jest konsekwencja stylu, mimo zmieniających się trendów. Zapraszamy do świata mody
w nowym salonie MDM Moda Damska Moda Męska przy ulicy Kustronia 47 A w Bielsku-Białej (naprzeciwko C.H. Gemini) Jest to rozszerzona o nowe kolekcje oferta dobrze znanego wymagającym klientom sklepu MDM Moda Damska Moda Męska znajdującego się w Galerii Sfera. W MDM styl oznacza odważną, europejską modę, a jakość jest efektem pracy z najlepszymi markami. Oto trendy na wiosnę i lato 2015, którymi oczarują nas takie damskie marki jak Piu & Piu, Sem Per Lei, Herzfashion, Minx, MAC, 7 Seasons czy Milestone. Męski styl kreują Bugatti, Digel, Alberto, Tziacco i Claudio Campione.
PIU & PIU
Bielsko-Biała: ul. Kustronia 47 A, tel.: 514 178 331 ul. Mostowa 5 (Galeria Sfera) tel. 33 498 70 79
Salon MDM przy ulicy Kustronia 47 A w Bielsku-Białej – Kolekcje sprowadzamy bezpośrednio z Niemiec, gdzie dla najlepszych marek pracują włoscy projektanci. To połączenie klasy designerów prosto z Italii z niemiecką precyzją wykonania i najwyższą jakością materiałów składa się na ubrania, które wybierają osoby świadome tego, co dzieje się w europejskiej modzie – mówi właścicielka nowego Salonu MDM, Gabriela Kowalewska. W tym otwartym przed dwoma miesiącami w Bielsku-Białej showroomie, na 500 metrach kwadratowych powierzchni, znaleźć można precyzyjnie wybrane kolekcje dla Pań, w rozmiarach 34 – 54 (najczęściej poszukiwane są rozmiary od 44) oraz Panów, w rozmiarach 48 – 66. Sklep MDM dysponuje wygodnym parkingiem naziemnym i podziemnym, a dogodne usytuowanie przy ulicy Kustronia zapewnia łatwy i szybki dojazd z różnych kierunków.
PROFIL MARKI
SEM PER LEI – marka założona przez Piotra i Sabine Lohèl ponad 20 lat temu. Charakteryzuje ją sportowy styl, nowoczesność, elegancja. Na szczególną uwagę zasługują swetry o nienagannym splocie i t-shirty damskie epatujące stylowymi detalami. Zaletą jest długość rękawa, bardzo komfortowa dla pań, które nie lubią odsłaniać ramion. Wysoka jakość materiałów i wykończenia (produkcja we Włoszech) są do dziś podstawą sukcesu marki, która obecnie jest sprzedawana na całym świecie.
7 SEASONS
MDM przy ulicy Kustronia 47 A w Bielsku-Białej jest jedynym na południu Polski miejscem, w którym znaleźć można takie marki jak Piu & Piu, Sem Per Lei, Herzfashion, Minx, MAC czy Milestone, Bugatti, Digel, Alberto i Claudio Campione. Nie trzeba już jechać do Warszawy, Gdańska czy Monachium, żeby przy filiżance dobrej kawy w spokoju wybrać i przymierzyć propozycje na nadchodzący sezon. Filmy z pokazów kolekcji można zobaczyć na stronie: www.2bstyle.pl.
55
BUGATTI
Bielsko-Biała: ul. Kustronia 47 A, tel.: 514 178 331 ul. Mostowa 5 (Galeria Sfera) tel. 33 498 70 79
PRZEDE WSZYSTKIM
wysoka jakość
Dostępna w MDM odzież wykonana jest z bardzo dobrych tkanin i zakontraktowana z ponad rocznym wyprzedzeniem w oparciu o nowoczesne technologie produkcji. Daje to gwarancję, że fason nie deformuje się, kolory są niezmienne, a skóra oddycha. Rzeczy są niezniszczalne a powodem, aby wybrać coś nowego jest chęć uzupełnienia garderoby, potrzeba chwili czy kaprys. Trzeba przyznać, że są to niezwykle przyjemne powody!
BUSINESS, PARTY & CASUAL
W MDM znaleźć można ubrania na różne okazje i w różnych stylach. Do wymagającego stylu biznesowego w ostatnim czasie wkradły się casualowe cięcia i dodatki, które dodają mu lekkości i podkreślają indywidualny charakter ubrań. Klasa sama w sobie! Na usługach mody występują nowoczesne tkaniny i technologie wykończeń. Obecnie w oficjalnej modzie damskiej nie istnieje temat garsonki. Sukienka będzie lepszym wyborem! Z utęsknieniem oczekujemy wiosny, zaglądamy do szafy w poszukiwaniu lżejszych sukienek czy bluzek. Ubiegłoroczne modele możemy świetnie uzupełnić nowymi. Uniwersalność oferty MDM pozwala na świadome komponowanie szafy. Ubrania świetnie się uzupełniają, a rzecz kupiona dzisiaj, będzie na czasie także za rok. Wyjątkowe wydarzenia wymagają niebanalnej oprawy. Długie suknie na nowo zdobywają serca pań, uzupełniając modele koktajlowe. Aby wybrać coś dla siebie, wystarczy odwiedzić sklepy MDM.
SEM PER LEI PIU & PIU
MNIEJ
znaczy więcej
MINX
PROFIL MARKI
ZACZAROWANY
ogród
PIU & PIU
Obok ubrań o jednolitej gamie kolorystycznej mamy feerię barw, form i wzorów. Do lamusa odchodzi monokolor, nawet intensywny, i ustępuje miejsca tkaninom z nadrukiem w motywy roślinne i zwierzęce.
HERZFASHION
56
Minimalizm zadomowił się w modzie na dobre. Proste sylwetki, znakomicie skrojone, nowatorskie cięcia. Propozycja dla Pań, lubiących nieco luźniejszy krój, nawet w wydaniu oversize.
HERZFASHION. Potrzeba indywidualizmu, komfortu i jakości zanspirowały twórców marki Herzfasion do stworzenia pierwszej kolekcji w 2008 roku. Od tego czasu firma dostarcza swoje produkty do wybranych butików w Niemczech, Austrii i w Polsce. Markę wyróżniają zaawansowane cięcia, soczyste kolory, ekskluzywne wykończenia oraz wykorzystanie najlepszych włókien, takich jak kaszmir, wełna merynosów czy jedwab.
PIU & PIU
Bielsko-Biała: ul. Kustronia 47 A, tel.: 514 178 331 ul. Mostowa 5 (Galeria Sfera) tel. 33 498 70 79
(NIE) TYLKO DLA MĘŻCZYZN
KLASYKA z nutą fantazji
PIU & PIU
W sklepach MDM znajdziemy odzież adresowaną do wymagających pań i panów. Mężczyzna 2015 może pozwolić sobie na więcej! Nawet, jeśli wybiera garnitur czy koszulę. Na co dzień nie jest już konieczne ubieranie się w jednokolorowy look. Zestawienie jaśniejszej marynarki z ciemniejszymi spodniami i koszulą z niepokornymi dodatkami wyróżni panów na tle miłośników zawsze ciemnych garniturów.
TZIACCO
CASUAL niepokorny Po pracy nie trzeba, a nawet nie można rezygnować z ubrań najwyższej jakości tylko dlatego, że mają one mniej zobowiązujący charakter. Przeciwnie, dynamiczne spędzanie czasu wymusza na mężczyźnie dobór odzieży funkcjonalnej ale i niebanalnej, odzieży z nowoczesnych tkanin, pozwalającej na swobodę w najlepszym stylu.
BUGATTI
ALBERTO ul.
Pa
rty
za
ntó
ALBERTO
w G ul.
a
or
.B
en
m Ko
ow
or
o
ieg
sk
ALBERTO. Niemiecka firma, która tworzy wyjątkowe spodnie. Perfekcja i miłość do detali sprawia, że każda para jest wyjątkowa i idealnie dopasowana. Dzięki bogatej ofercie firma jest w stanie sprostać wymaganiom każdego klienta – od zwolenników spokojnych kolorów i klasycznych wzorów po fanów kolorowych i odważnych zestawień. Marka Alberto „Pants We Love”, sama przyznaje, że kocha swoje produkty, a co najważniejsze – tworzy je z pasją.
MDM, ul. Kustronia 47 A, Bielsko-Biała
C.H. GEMINI
a
ul.
rs de An W. n. e G ul.
.J
w ntó
en
za
.G
rty Pa
ul
.K
us tro
ni
a
57
asrtykuł sponsorowany
PROFIL MARKI
fashion
anna
DRABCZYŃSKA
VIVID V I V I D to soczyste jaskrawe kolory i wyraziste kształty. To poszukiwanie doskonałości w strukturze materiału, cięciach i wykończeniu, detalach. V I V I D to różnorodność tkanin – szlachetne tiule, jedwabie, koronki i powszedni jeans. Klasyka zostaje zdefiniowana od nowa. V I V I D przykrywa ciało przeźroczystościami, bawi się z ciekawskimi spojrzeniami mówiąc: popatrz, ale tylko przez chwilkę i powoduje chwilowe zapomnienie, ucieczkę od rzeczywistości. ......... Łączenie klasyki i sportu, to znak rozpoznawczy projektantki Anny Drabczyńskiej. Od wielu lat prowadzi swoją pracownię – Fabrykę Jakości – proponując oryginalny styl, rozpoznawalny na ulicach Bielska-Białej, Katowic, Łodzi czy Warszawy. Przewodzi jej dewiza: „prostota kroju, bardzo dobra jakość tkanin i zabawa dodatkami, które sprawiają że mając jedną rzecz i odpowiednio ją zestawiając, możemy wykorzystać ją na wiele okazji”. Kolekcje wychodzące spod ręki projektantki to także oryginalne torebki i dodatki. W 2014 powstała kolekcja Drabczyńska Young dla najmłodszych, równie oryginalna i rozpoznawalna jak pozostałe.. Fabryka Jakości, Rynek 19, Bielsko-Biała. www.drabczynska.pl VIVID
. . . . . . . . . S|S 2015 photo: Ivon Wolak make-up: Beata Bojda model: Maga Krauze production: agencja Mediani
58
59
60
61
62
63
64
65
kulinaria
BIELSKA ODSŁONA Od niemal roku bielszczanie smakują słodyczy z rodzinnej . Wyroby te znalazły swoje uznanie wśród koneserów sztuki cukierniczej i wybitnych przywódców państw. to nie tylko doskonałe torty, pieczywo, desery, lecz również praliny, kawa, czekolada i lody. Początki naszej tradycji sięgają roku 1946, kiedy to Feliks Sowa, wraz z ż onąStanisławą, otworzyli pierwszy zakład piekarniczy w Bydgoszczy. Ówczesny ustrój polityczny nie sprzyjał prywatnym przedsiębiorcom, ale determinacja i odwaga sprawiły, że piekarnia, a później także cukiernia funkcjonuje z powodzeniem po dziś dzień. Obecnie to około 700 doświadczonych i wyspecjalizowanych pracowników w bydgoskiej centrali oraz ponad 150 punktów w największych polskich miastach, a także w Londynie i w Berlinie. Z r adością informujemy, że od kwietnia 2014 r. jesteśmy również obecni w urokliwym Bielsku-Białej – w Centrum Handlowym Gemini Park. Wierzymy, że kto raz spróbuje wyrobów naszej cukierni, będzie chciał ich więcej... Niebanalny smak wypieków łączy
Tort Kajmakowy
specjalne zamówienie także torty z wyszukanymi dekoracjami, przewidziane dla większej liczby gości. Największą popularnością nieustannie cieszą się Tort Królewski i Dakłas. Ten drugi to absolutny rarytas, niemal wizytówka firmy. Swój cudowny smak zawdzięcza połączeniu serka mascarpone z bitą śmietaną, daktylami i orzechami włoskimi. W kawiarni ulubione smaki znajdą nie tylko miłośnicy okazałych tortów, ale także amatorzy delikatnych słodyczy. Ręcznie robione praliny i trufle to gratka dla podniebienia. Uzupełnieniem słodkiejstronycukierni jest wyjątkowa kawa stworzona z własnej mieszanki – Sowa Caffè 100% Arabica, którą można wypić na miejscu lub jako „kawę w locie” – zabrać ze sobą. Najmłodsi klienci także będą za-
Desery lodowe sztukę cukierniczą i jakość. Tę ostatnią zawdzięczamy przede wszystkim ręcznemu wykonaniu i pracownikom firmy, którzy wzorując się na starych recepturach i tradycji tworzą nowe smaki. Ważny jest dobór i selekcja składników pochodzących od sprawdzonych dostawców. W naszych produktach nie znajdziecie Państwo jajek w proszku, sztucznych barwników czy substancji smakowych. Wykorzystujemy owoce sezonowe, dlatego nasze słodkości zmieniają się wraz z porą roku, a używane składniki są zawsze świeże, w pełni naturalne i najwyższej jakości. Każdy znajdzie tutaj coś dla siebie– od pieczywa poprzez ciastka i ciasteczka, do ciast i tortów bardziej wyrafinowanych a na galanterii czekoladowej kończąc. Wgamie naszych produktówznajdą Państwo także pięknetorty weselne, a na
66
Praliny
dowoleni – punkt oferuje lody marki Sowa. Ich wyjątkowość potwierdza zajęcie I miejsca w Mistrzostwach Polski Lodziarzy. Jesteśmy dumni z efektów swojej pracy; nasze mistrzowskie smakołyki były przygotowywane między innymi na obchody 25-lecia Wolności w Polsce, w których oprócz Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej brały udział głowy państw z całego świata, w tym także Barack Obama. Warto wspomnieć, że również przed świętami Bożego Narodzenia nasze gwiazdkowe pierniki dotarły do Pałacu Prezydenckiego. Bronisław Komorowski z żoną i zaproszonymi gośćmi: dziećmi, ich opiekunami dekorowali różnego rodzaju łakocie. W spotkaniu wzięli udział znakomici polscy cukiernicy, szefowie kuchni oraz wielu znanych artystów. Bielska cukiernia to najdalej położony punkt handlowy w Polsce. Trudno jej nie rozpoznać. Charakterystyczna postać Sowy patrzy na Klientów z szyldu, filiżanki, talerzyka. Mamy nadzieję, że uda się Państwu przegnać każdą pogodową chandrę, a nade wszystko – zatrzymać na chwilę czas delektując się wspaniałym smakiem naszych produktów.
Tort Dakłas
Zapraszamy Państwa do naszych dwóch punktów w Centrum Handlowym Gemini Park. Zarówno wyspa na poziomie O, jak i kawiarnia, zlokalizowana na I piętrze, czynne są od poniedziałku do piątku w godzinach od 9.00 do 21.00 oraz w niedzielę od godziny 10.00 do 20.00.
Bielsko-Biała, ul Leszczyńska 20 tel. 33 484 08 88 leszczynska20@cukierniasowa.pl WWW.CUKIERNIASOWA.PL
67
asrtykuł sponsorowany
Torcik Joli
kulinaria
APETYT ROŚNIE Z KAŻDYM KĘSEM czyli JAK ZASKOCZONO NAS W RESTAURACJI WRÓBLÓWKA Tekst: Agnieszka Ściera, zdjęcia: 2B STYLE
Nowe i eleganckie restauracje przyzwyczaiły nas do przekombinowanego menu i słabego jego wykonania. I tego po cichu spodziewam się, odpowiadając na zaproszenie pani Anety, menadżerki Wróblówki. Lecz po pierwszym kęsie zamówionego risotto z szafranem i sandaczem, zaniemówiłam. Tak doskonale wyważonej w smakach potrawy dawno nie próbowałam. Bób z ryżem i rybą? Wszystko doskonale ze sobą pasuje, a sandacz przyrządzony na grillu w idealnym czasie to przysłowiowa kropka nad „i”.
1. 1. Risotto z szafranem i sandaczem 2. Sałatka z gruszką winną 3. Grzybowa z przegrzebkiem 4. Królik ze słoniną, purée marchewkowym oraz wędzonymi ziemniakami 5. Razowy makaron własnej produkcji z pesto bazyliowym i suszonymi pomidorami 6. Deser Szefa – sorbet cytrynowo-pietruszkowy
2. Apetyt zaostrza się, smak szafranowego ryżu jeszcze utrzymuje się w ustach, a przede mną ląduje na talerzu sałatka z gruszką winną. Uwielbiam sery dojrzewające. To poezja smaku. Włosko-polski melanż udaje się wyśmienicie. Z niekłamaną ciekawością oczekuję na kolejne danie. W karcie opisane jest z prostotą: grzybowa z przegrzebkiem. Zup grzybowych kosztowałam wiele, a wybrałam tę z ciekawości, jak też nasza swojska zupa smakuje z dodatkiem kojarzącym się z kuchnią egzotyczną. Ale przecież ślimaczki lubią nasze polskie prawdziwki i podgrzybki,
68
3.
dlaczego nie miałyby zatem małże pasować do zupy grzybowej? I pasują doskonale. To już nie może być przypadek – kolejne tak udane danie! Ktoś, kto przyrządza takie cuda musi kochać to, co robi.
4.
Na zakończenie otrzymuję Deser Szefa. To niespodzianka zależna od kaprysu kucharza. W pucharku ląduje sorbet cytrynowo-pietruszkowy! Z musem z owoców leśnych. O tak, po tak sutym posiłku, ten lekki deser jest jego znakomitym uwieńczeniem.
5. Bożena i Zbigniew Panek kupili od poprzednich właścicieli z myślą o jego rozbudowie, a to, że znajduje się tam teraz także hotel, wynikło z potrzeby, jaką zgłaszali klienci. Szybko Wróblówka stała się, dzięki dogodnemu położeniu (przy ruchliwej drodze tranzytowej z Bielska-Białej na Kraków) oraz wygodnej architekturze i eleganckim wnętrzom, miejscem na organizację imprez: wesel, chrzcin, imprez biznesowych itp. Wystrój może nieco onieśmielać, ale przyjazna atmosfera miejsca szybko to uczucie zmienia. W części podziemnej znajduje się Pub, w którym co tydzień odbywają się spotkania miłośników Taroków, nieco zapomnianej gry karcianej, w której właściciel Wróblówki odnosi znaczące międzynarodowe sukcesy. Na ścianie Pubu pysznie i dumnie eksponowane są jego trofea. Miły kelner podaje kolejne danie – królika ze słoniną, purée marchewkowym oraz wędzonymi ziemniakami. Mięso przygotowane metodą sous-vide rozpływa się w ustach, świetnie uzupełnia go purée marchewkowe, a to, co najbardziej mnie ciekawiło w tym daniu, czyli wędzone ziemniaki, naprawdę smakują wędzonym sianem. Kuszę się też, choć jestem już najedzona, na razowy makaron własnej produkcji z pesto bazyliowym i suszonymi pomidorami. Danie syte, które może z powodzeniem być głównym dla osób nie jedzących mięsa. Smaczne i swojskie.
69
Dania wychodzące spod ręki wróblowskich kucharzy są przygotowywane z lekkością, jaką daje warsztat, otwartość na nowe techniki, doświadczenie i to „coś”. To świetne połączenie tradycyjnych polskich smaków i produktów z tymi, pochodzącymi z odległych zakątków Europy.
Wróblówka Hotel & Restauracja Ul. Krakowska 608, 43-300 Bielsko-Biała www.wroblowka.com.pl e-mail: recepcja@wroblowka.com.pl tel.: +48 33 816 90 72 fax: +48 33 810 05 94
6.
asrtykuł sponsorowany
Podpytuję w międzyczasie właścicielkę Wróblówki o rodowód miejsca. Okazuje się, że nazwa, niegdyś drewnianej karczmy z prostym, solidnym, regionalnym jedzeniem (w menu widniejące jako „Wspomnienie Wróblówki”), pochodzi od nazwy historycznej dzielnicy Bielska-Białej Lipnika – Wróblowice. Drewniany zajazd
kulinaria
Przepis na… ulubioną herbatę w nowej odsłonie
Każdy z nas ma swoją ulubioną herbatę. Taką, którą zawsze znajdziemy w kuchennej szafce i na którą niezależnie od pory dnia mamy ochotę. Warto jednak czasem pomyśleć, co zrobić, by poznać nowe twarze ulubionego naparu. A pomysłów na herbaciane wariacje nie brakuje.
70
Wracając jednak do urozmaicania ziołowych herbat – gęsty sok malinowy świetnie współgrać będzie z większością oferowanych na naszym rynku, także nowościami opisanymi powyżej. Choć wszystkie propozycje smakowe ziół LOYDA bez dodatków oferują wyjątkowe doznania smakowe i zapachowe, to jednak wspomniany sok malinowy może stanowić od czasu do czasu przyjemny dodatek. Napar możemy także posłodzić – tutaj ponownie dobrym rozwiązaniem będzie łyżka miodu. Z pewnością nie zaszkodzi także dodatek kilku kropel soku z cytryny.
Herbata nie musi być jednak smaczna tylko na gorąco. Wielu z nas wykorzystuje ją bowiem także jako wyśmienity napój chłodzący. Ciekawą propozycją w tym kontekście może być koktajl herbaciany. Do jego stworzenia potrzebować będziemy litr mleka, cztery saszetki czarnej herbaty LOYD Ceylon lub zielonej Chun Mee tej samej marki, pół litra lodów waniliowych, mleko z kokosa, skórkę z limonki i miód. Najpierw zaparzamy herbatę w 250 ml gorącej wody i odstawiamy do schłodzenia. Następnie miksujemy mleko z naparem herbacianym, lodami i mlekiem kokosowym. Dosładzamy miodem. Koktajl podajemy w wysokich szklankach ozdobiony skórką z limonek. Efektowny wygląd i oryginalny smak sprawiają, że będzie to doskonała propozycja na spotkanie z przyjaciółmi. Co ciekawe, smak napoju może przypominać nam popularne Bubble Tea, które do Polski trafiło z Wielkiej Brytanii. Równie smacznym, a nieco prostszym sposobem na herbaciane orzeźwienie może być wspomniana wcześniej zielona herbata z dodatkiem nektaru ananasowego i kostek lodu. Ozdobiona plastrem ananasa i podana ze słomką, stanowi prostą i wyśmienitą wariację herbacianą. Oczywiście propozycje na urozmaicanie herbacianych smaków – zarówno na ciepło jak i na zimno – można mnożyć. Warto jednak oprócz wyszukiwania ciekawych przepisów polegać też na własnej intuicji i kreatywności. Przy odrobinie szczęścia sami możemy stworzyć doskonałe herbaty, którymi oczarujemy nie tylko siebie, ale także naszych gości. Herbaty podane w ciekawy sposób mogą bowiem stanowić oryginalny element poczęstunku podczas rodzinnych przyjęć czy spotkań z przyjaciółmi. A innych okazji, na pewno też nie zabraknie.
71
asrtykuł sponsorowany
M
imo braku siarczystych mrozów, temperatura za oknami nas nie rozpieszcza. Warto więc w wolnej chwili przygotować herbatę nawiązującą smakiem i aromatem do zimowych, a może nawet świątecznych skojarzeń. Taką z pewnością jest herbatka jabłkowo-imbirowa z cytryną i miodem. Przygotowanie jej nie zajmie dużo czasu, a efekt będzie znakomity. Najpierw w filiżance zaparzamy swoją ulubioną czarną herbatę. Idealnie nadaje się do tego chociażby nowość marki LOYD – English Blend – zawierająca esencję herbacianą, świetnie wzmacniającą smak naparu. Następnie dodajemy mielony imbir i łyżeczkę soku z cytryny w ilości według uznania. Opcjonalnie można jeszcze dla smaku wrzucić po goździku. Następnie słodzimy – najlepiej i najzdrowiej miodem. Mieszamy. Napar podajemy ozdobiony plasterkiem jabłka i cytryny. Taka herbatka to idealna propozycja na chłodniejsze wieczory. Spożywana na ulubionym fotelu, w cieple kominka, stworzy niezapomnianą, magiczną atmosferę w otoczeniu imbirowo-jabłkowego aromatu. Uatrakcyjnić i zmienić można jednak nie tylko czarną herbatę, ale także np. ziołową. Właśnie ten rodzaj naparu staje się w Polsce z roku na rok coraz bardziej popularny. W trend ten wpisała się wspominana już wcześniej marka LOYD, która proponuje obecnie pięć wariantów smakowych herbat ziołowych. I tu ciekawostka, gdyż są one jedynymi przedstawicielami ziół segmentu premium. Dotychczas na rynku, produkty tego typu były dostępne głównie w formie jednokomorowych saszetek, pakowanych w ekonomiczne kartoniki o nieskomplikowanej grafice. Pozycjonowanie tej grupy herbat opiera się na komunikacji apteczno-zdrowotnej. Wprowadzając linię ziół w piramidkach marki LOYD, firma MOKATE stała się twórcą i pionierem nowego segmentu w kategorii piramidek.
kulinaria
Co? Kapusta?
Kuchnia regionalna województwa śląskiego pełna jest dań, w których pojawia się kiszona kapusta. Od zawsze podawana była przez gospodynie tego regionu jako osobna potrawa lub znakomite uzupełnienie mięs. Najlepiej smakuje zimową porą, kiedy potrzeba dań sycących i rozgrzewających. Kapusta kiszona jest niedroga i daje się długo przechowywać, dlatego tak chętnie używana jest w wielu tradycyjnych potrawach. To od niej właśnie rozpoczynamy cykl publikacji o daniach i restauracjach znajdujących się na Szlaku Kulinarnym „Śląskie Smaki”. Szlak ten tworzą restauracje i lokale gastronomiczne, znajdujące się w województwie śląskim, serwujące tradycyjne dania regionalne. Potrawy te są przygotowywane według tradycyjnych receptur i pokazują to, co w kuchni województwa śląskiego najlepsze. Podróżując Szlakiem można skosztować nie tylko typowej kuchni śląskiej, ale również jurajskiej, zagłębiowskiej, czy beskidzkiej i przekonać się jak bardzo różnorodne to smaki. Szlak utworzony został przez Śląską Organizację Turystyczną, a więcej informacji o nim znajduje się na stronie: www.slaskiesmaki.pl, na facebookowym profilu i w aplikacji mobilnej „Śląskie Smaki”.
GEsie udka pieczone w kapuScie kiszonej Zajazd Hetman, Lgota Murowana, www.zajazdhetman.pl 2 udka z gęsi, 1 kg kapusty kiszonej, 3 ząbki czosnku, 1 łyżeczka majeranku, 0,5 łyżeczki kminku, 2-3 liście laurowe, 3-4 ziarna ziela angielskiego, 100 ml wytrawnego białego wina, sól, pieprz – do smaku. Udka z gęsi wymyć, następnie natrzeć majerankiem, solą, pieprzem i wyciśniętym czosnkiem. Odstawić do lodówki na min. 2 godziny. Kapustę kiszoną odcisnąć z nadmiaru kwasu, pokroić i włożyć do naczynia żaroodpornego. Dodać sól, pieprz, ziele angielskie, liście laurowe i kminek. Na tak przygotowaną kapustę ułożyć zaprawione udka z gęsi i przykryć. Całość piec w 180oC. Do uzyskania miękkości mięsa. W trakcie pieczenia podlewać udka białym winem i powstałym sosem.
KwaSnica: ZUPA ROGATA Karczma Rogata, Bielsko-Biała, www.rogata.pl 300 g kapusty kiszonej, 300 g skwarek, 100 g marchwi, 100 g selera, 200 g żeberek, 200 g boczku, 100 g ziemniaków, czosnek, pieprz, sól, kminek, majeranek, ziele angielskie, liść laurowy Do garnka wrzucić seler, marchewkę, boczek, żeberka, czosnek, liście laurowe, zalać wodą. Doprowadzić do gotowania i trzymać na małym ogniu przez około 1,5 godziny, tworząc wywar, który następnie trzeba odcedzić. W osobnym garnku ugotować wcześniej pokrojoną kapustę kiszoną wraz z zielem angielskim i liściem laurowym. Gdy kapusta zmięknie zalać ją wywarem i dodać przysmażone wcześniej skwarki. Na koniec doprawić kminkiem, majerankiem, solą i pieprzem i gotować wszystko przez kilkanaście minut. W międzyczasie ziemniaki (wcześniej w całości ugotowane) drylować i włożyć do nich przesmażone paski boczku. Tak przygotowanego ziemniaka serwować na gorąco razem z zupą.
72
UKISIC -> Potrzebne: biała kapusta (dowolna ilość), sól kamienna, niejodowana (ważne!) ok. 1,5 łyżki na kg kapusty.
PANCZKRAUT albo CIAPKAPUSTA Ciapkapusta to danie znane głównie na Śląsku i jak sama nazwa wskazuje jest to kapusta, która przy nakładaniu robi charakterystyczne „ciap”. Warto przekonać się o tym samemu, przygotowując to danie według podanych przez nas przepisów.
Kapustę poszatkować, ułożyć w kamionkowym naczyniu i ugniatać (posypując kolejne warstwy solą), aby pozbyć się powietrza. Następnie należy docisnąć ją czymś ciężkim, aby puszczając sok, nie unosiła się ku górze. Przykryć naczynie i odczekać około 10 – 14 dni.
PROSTE!
grilowane krupnioki z panczkrautem Restauracja Valdi Plus, Mikołów, www.valdiplus.pl Na 10 porcji: 3,7 kg krupnioków, 400 g cebuli, 150 ml oleju, 2 kg kapusty kiszonej, 3 kg ziemniaków, 200 g masła, 20 g pieprzu, 20 g przyprawy do zup, 10 g soli Krupnioki i posiekaną cebulkę skropić olejem i grillować. Ugotować kapustę, osobno ziemniaki. Przygotowane z ziemniaków purée dodać do kapusty, wlać ok. 200 ml wywaru warzywnego lub rosołu, dołożyć masło. Dobrze wymieszać doprawić solą, pieprzem, wegetą, można dodać szczyptę cukru.
wedzone zeberka z panczkrautem
Restauracja Zacisze, Pszczyna, www.restauracjazacisze.eu
Panczkrałt 1 kg ziemniaków, 1,5 kg kiszonej kapusty, 300 g boczku wędzonego, 2 cebule średniej wielkości, pieprz, sól Ziemniaki ugotować i ugnieść (sztamfowane/żgane kartofle). Kapustę kiszoną wypłukać jeśli jest zbyt kwaśna, posiekać i ugotować z dodatkiem ziela angielskiego i liścia laurowego. Następnie wymieszać ziemniaki z kapustą, doprawić przesmażonym boczkiem z cebulą oraz pieprzem i solą do smaku.
73
asrtykuł sponsorowany
eberka wędzone Ż Żeberka wędzone surowe (3,5 kg) piec w piekarniku z dodatkiem warzyw: cebula, por, marchewka, seler oraz: ziele angielskie, liść laurowy w temp. 200oC przez 90 minut.
ekologia
Nie okradajmy Matki Ziemi Z Pawłem Gajowskim rozmawia Anita Szymańska Zdjęcia: 2B STYLE, fotolia.com
W GLIWICKIEJ DZIELNICY ŁABĘDY, PRZY FIRMIE PTH TECHNIKA, POWSTAŁO NIEDAWNO CENTRUM EDUKACJI EKOLOGICZNEJ ŁABĘDŹ. GŁÓWNYM JEGO CELEM JEST PRAKTYCZNA EDUKACJA DZIECI I MŁODZIEŻY SZKOLNEJ W ZAKRESIE RECYKLINGU ORAZ GOSPODARKI ODPADAMI, W SZCZEGÓLNOŚCI ZUŻYTYM SPRZĘTEM ELEKTRYCZNYM I ELEKTRONICZNYM. O IDEĘ POWSTANIA CENTRUM I CELE JEGO DZIAŁALNOŚCI ZAPYTALIŚMY PREZESA FIRMY PTH TECHNIKA, PANA PAWŁA GAJOWSKIEGO.
| Skąd wziął się pomysł założenia Centrum Edukacji Ekologicznej Łabędź? Założyliśmy je z potrzeby chwili i z powodu tego, co dzieje się w dzisiejszych czasach, jeśli chodzi o edukację ekologiczną. Jesteśmy społeczeństwem konsumpcyjnym, a nasza cywilizacja staje się coraz bardziej odpadowa. W XIX wieku człowiek żył krótko, a jego sprzęty – długo. Maszyna do szycia przechodziła z matki na córkę. A ile obecnie przerabiamy w swoim życiu lodówek, pralek, komputerów? W XIX czy XX wieku głównym trucicielem był przemysł, dymiące kominy świadczyły o postępie. Te obrazki są już nieaktualne, przemysł sobie już z odpadami poradził. Na Śląsku zniknęły hałdy, które zużyto do budowy dróg, a te przy kopalniach metali nieżelaznych były surowcem o wiele cenniejszym niż urobek wydobywany z dołu. | Kto dzisiaj jest największym trucicielem? My, ludzie, konsumenci, wytwarzamy bardzo duże ilości odpadów. Trzeba z nimi coś zrobić. Taką szczególną grupą odpadów jest zużyty sprzęt elektryczny i elektroniczny (ZSEiE). Do użytku w kraju wprowadza się rocznie około 500 tys ton takiego sprzętu, a według oficjalnych raportów GIOŚ zbiera się około 150 tys ton. Proszę zauważyć, jak jeszcze 30-40 lat temu sprzęty były długowieczne. Moja pierwsza duża lodówka marki Mińsk chodziła ponad 20 lat, nie mogłem już na nią patrzeć, bo przecież były już modne inne, kanciaste, a ona półokrągła, jak w starych filmach, nie chciała się zepsuć. To normalne, że chcemy mieć coraz nowsze i ładniejsze urządzenia. Nie opłaca się robić rzeczy trwałych, bo współczesny człowiek pragnie rzeczy nowych. Dotyczy to mebli, mody, designu. Często wyrzucamy zużyte elementy, które jeszcze działają, ale zmieniła się technologia. Na przykład już nikt nie produkuje telewizorów z kineskopami. Stary monitor jest urządzeniem niebezpiecznym, ponieważ luminoform zawiera niebezpieczne związki. Nie wolno wyrzucać go na śmietnik, nie można też dać byle komu.
Treści zawarte w publikacji nie stanowią oficjalnego stanowiska organów Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach
74
| Co należy zrobić? Oddać zbierającym, zbierający przetwarzającym, a oni z kolei recyklerom. Odbierających jest w Polsce około 13 tysięcy, a tak zwanych Edich – nazywamy ich tak, nawiązując do filmu o złomiarzu – czyli drobnych firm zajmujących się odpadami, jest kilka razy więcej. Przetwarzających jest obecnie tylko 178 zakładów w Polsce, w tym 25 w naszym województwie. | Co to jest przetwarzanie? Pod tą mądrą nazwą kryje się selektywny demontaż urządzeń na plastiki, metale żelazne i nieżelazne, szkło. Wszystko składowane jest w osobnych pojemnikach i przekazywane recyklerom, którzy z kolei przekazują materiał na przykład do hut. Czasem odzyskanie materiałów jest bardzo trudne i wymaga specjalistycznych urządzeń. W Polsce właściwie nie ma dużego zakładu przetwarzającego. Większość plastików trafia do Chin, w kontenerach, które wracają tam po przywiezieniu do nas towarów. A potem plastiki powracają w postaci tanich zabawek. | Na czym polega idea recyklingu? Na tym, że surowce mineralne wydobyte z ziemi powinny krążyć. Budujemy z nich użyteczne przedmioty, po zużyciu poddawane recyklingowi. Zapotrzebowanie powinno być jedynie uzupełniane przez kopalnie. A nasze społeczeństwo powinno być społeczeństwem recyklingowym, a nie śmieciowym. Ale tak niestety ciągle nie jest. Potrzebne są edukacja i czas.
Tak, ponieważ mamy doświadczenie w akcjach edukacyjnych na przykład w centrach handlowych czy podczas festynów kościelnych. Prowadzimy prelekcje w szkołach, żeby pokazać dzieciom, co dzieje się z elektrośmieciami. Na pytanie o elektrośmieci w ich domach pierwszą odpowiedzią jest „tablet”. Bierzemy nasze kilkudziesięcioletnie eksponaty – takie jak odkurzacz „ogórek”, monitor z kineskopem czy pralka Frania – i pokazujemy dzieciom, że coś takiego kiedyś funkcjonowało. | Czy pokazujecie też, co można zrobić z takich starych przedmiotów? Tak, mamy eksponaty, którymi się chwalimy, na przykład pufa czy grill zrobione z bębna pralki. Przedmioty, które mają drugie życie. Pokazujemy, jak zrobić coś z niczego. | Jakie mają Państwo plany dotyczące Centrum? Rozwijać, rozwijać, rozwijać. Szkolenia, warsztaty i dalsza edukacja, ale też modyfikacja warsztatów, udział dzieci i młodzieży w procesie recyklingu. Chcemy doprowadzić do tego, aby młodzi później powiedzieli: „Tato, dziadku, nie wyrzucaj tego na śmietnik, sprawdź w internecie, kto odbiera takie śmieci. W tym przedmiocie jest tyle fajnych rzeczy, które możemy wykorzystać”. Taki jest nasz cel. | Dziękuję za rozmowę.
| Stąd idea założenia Centrum Łabędź? Jesteśmy zarówno zbierającym, jak i zakładem przetwarzającym odpady. Centrum było naturalną koleją rzeczy w dzisiejszej rzeczywistości, kiedy recykling jest koniecznością, ale wiedza o nim jest jeszcze bardzo słaba. Centrum służy pomocą placówkom edukacyjnym, żeby uświadomić dzieciom, jak wygląda zakład przetwarzania i co dalej dzieje się z odpadami niebezpiecznymi, odbieranymi z naszych domów. | Kiedy zostało otwarte Centrum? Jest to inicjatywa bardzo młoda, bo istniejąca zaledwie od grudnia 2014 roku, a najintensywniejsze działania przewidujemy od kwietnia tego roku. Centrum dostosowane jest do prowadzenia warsztatów i prelekcji, a w jego ramach odbywają się wycieczki po zakładzie przetwarzającym odpady. Oczywiście w czasie wycieczek zakład jest specjalnie dostosowywany, ponieważ na co dzień, ze względu na surowce, jakie się tam znajdują, nie jest możliwe swobodne wejście kogoś z zewnątrz. Jest przygotowana specjalna ścieżka edukacji ekologicznej. Wchodzimy do zakładu, gdzie przyjeżdżają odpady. Pierwsza rzecz to ich ważenie, potem przetwarzanie, a w trzeciej hali jest sala frakcji, w której znajdują się duże pojemniki z surowcami, zwane Big Bagami. | Czy programy warsztatów, jakie mają być prowadzone w Centrum, są waszymi autorskimi programami?
Surowce mineralne wydobyte z ziemi powinny krążyć. Budujemy z nich użyteczne przedmioty, po zużyciu poddawane recyklingowi.
Treści zawarte w publikacji nie stanowią oficjalnego stanowiska organów Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach
75
sport
Tekst i zdjęcia: dr Maciej Kalarus
DAKAR 2015. TRUDNO TO SOBIE WYOBRAZIĆ. WALKA NA ŚMIERĆ I ŻYCIE, BO DAKAR TO NIE WERSAL. DWA TYGODNIE MORDERCZEGO ŚCIGANIA: POT, ŁZY, RADOŚCI I TRAGEDIE. WIELCY ZWYCIĘZCY I JESZCZE WIĘKSI PRZEGRANI. KOLOROWY ŚWIAT REKLAM I SPALONE WRAKI STALI – TAK TAM JEST I NIE MOŻNA BYĆ TYLKO KIBICEM.
76
BYŁEM Hołowczyc. Wysiada z samochodu. Mokry. Zakurzony. Siwy. Prostuje kości – strzelają aż miło. Gorliwi mechanicy zaraz dopadają bestię. W ruch idą klucze, śruby i podnośniki. Minuty po mecie i teraz koniec. Cierpliwie rozmawia z każdym – nie ma ważnych i ważniejszych. Czasem słania się na nogach. Prosi o wodę. W pierwszej wolnej chwili dzwoni do rodziny. Za szczupły. Za wysoki. Za przystojny. Za magiczny – ale chyba za to wszystko lubiany i szanowany. Opowiada o zakrętach, jakby czytał wiersze. Spalony słońcem. Pytam, czym dla niego są rajdy. – Rajdy? No całe moje życie. Wiesz, już tak długo się ścigam, że ciągle to coś innego. Kiedyś mnie to fascynowało, emocjonowało. Teraz więcej w tym dojrzałości i dystansu. Chyba stałem się bardziej ostrożny. Ileż już było tych skoków po iks metrów. Teraz, jak lecimy, to tylko czekam aż gruchnie, łupnie. Wiem już w powietrzu,
W PIEKLE jak będzie boleć. Spadamy, a ja już czuję łamanie kości, głowa w kask, kask w szyję. Powoli trzeba będzie odejść, przydać się do innych zadań. Dzisiaj mniej więcej już wiem, co wydarzy się na trasie, jak się przygotować, jak dobrać siły. Widzę kamień i wiem, co z nim zrobić. Znam zakręty, które widzę pierwszy raz. Powoli zaczynam czuć kres tej zabawy. Sonik. Ściąga rajdowe gogle, odrywa porysowaną szybkę i pisze: WRÓCIMY NA TOP. Dostaję na pamiątkę. Morderczy maraton za nim. Gehenna. Ból. Chile-Boliwia-Chile. Dwa dni w słonej beczce. Podjeżdża na metę i nie mogę go poznać. Zlepek błota. Sucha maź. Zgina przegub i odpadają plastry ziemi. Gdyby nie nowoczesne loga, byłby jak średniowieczny rycerz w zbroi. Niemiłosierny wysiłek. Ponadludzki. Niematerialny. Manetka gazu i do przodu. Rozmawiamy od dłuższego czasu. Zaczęliśmy kilka dni przed
Dakarem. Opiera się o wielką oponę swojej serwisówki. Wysoki. Brudny. Konkretny. – Jak się czuję? Fizycznie dobrze. Psychicznie gorzej. Dziś mogłem zostać na tym słonym morzu. Quad zgasł i nie chciał odpalić. Zsiadłem i myślę: to koniec. To koniec. Nie odpala. Nie pali. Nic. Prąd zżarła sól. Siedzę moment i widzę koniec. Wiesz, wszystko przelatuje ci przed oczyma – cała historia, wszyscy i wszystko. Coś mnie tchnęło, wziąłem resztkę wody i polałem przewody. Kręcę. Odpala. Jadę. Strat nie odrobiłem, ale nie zabrali mi wszystkiego. Najgorsza była ta bezsilność. Nic nie możesz zrobić. Bezradność. Potem tylko grzałem przed siebie. Na złamanie. Gdyby Dakar był kobietą, uległaby mu. Czy pojadę za rok? Nie wiem. Czy znów wygramy? Też nie wiem. Ale życie bez Dakaru jest jak piekło bez ognia: i dla nich, i dla mnie.
77
DR TATIANA PRUHŁO-MOTOSZKO Absolwentka medycznych DR TATIANA studiów PRUHŁO-MOTOSZKO na Uniwersytecie Wrocławskim, od 2003 roku Absolwentka studiów medycznych zajmująca się medycyną estetyczną. na Uniwersytecie Wrocławskim, od 2003 roku W 2003 roku ukończyła specjalizację zajmująca się medycyną estetyczną. z kosmetologii lekarskiej,specjalizację a od 2012 W 2003 roku ukończyła jest specjalistą medycyny zroku kosmetologii lekarskiej, a od 2012
przeciwstarzeniowej. roku jest specjalistą medycyny Właścicielka Instytutu Medycyny Estetycznej przeciwstarzeniowej. i Przeciwstarzeniowej Właścicielka Instytutu IDEALLIST. Medycyny Estetycznej i Przeciwstarzeniowej IDEALLIST.
Oczy Oczy zwierciadłem zwierciadłem duszy duszy Nieod oddziś dziświadomo, wiadomo,że żepiękne piękne oczy oczy dodają dodają blasku Nie blaskunaszej naszejurodzie. urodzie. NieCo od dziś wiadomo, że piękne oczy dodająpozwala blasku naszej urodzie. Coto toznaczy znaczy piękne? Czytylko tylko młodość cieszyć się piękne? Czy młodość pozwala cieszyć się jasnym i gładkim spojrzeniem? Co to znaczy piękne? Czy tylko młodość pozwala cieszyć się jasnym i gładkim spojrzeniem? jasnym i gładkim spojrzeniem?
Zdecydowanie NIE. Zmarszczki wokół Zdecydowanie NIE.oczu nie zawsze muszą ujmować nam uroku, czasami wręcz przeciwnie dodają glarności, świadcząnam o wesołym Zmarszczki wokół oczu nie zawsze muszą ujmować uroku, usposobieniu. co sprawia, że niewyglądamy tak jakbyśmy chciaczasami wręczTo przeciwnie dodają glarności, świadczą o wesołym ły, to przede wszystkim sińce, zaczerwienienia wokół oczu, obrzęki, usposobieniu. To co sprawia, że nie wyglądamy tak jakbyśmy chciaopadające powieki, podkrążone oczy. Czasem pojawiająca bruzły, to przede wszystkim sińce, zaczerwienienia wokół oczu,się obrzęki, da między brwiami sprawia wrażenie napięcia i nadaje twarzy groźopadające powieki, podkrążone oczy. Czasem pojawiająca się bruzny, nieprzyjazny wygląd. da między brwiami sprawia wrażenie napięcia i nadaje twarzy groźny, nieprzyjazny wygląd.
Czy tak już musi być? Czy tak musi być? tylkojuż chirurg plastyk nam może pomóc? Czy tylko chirurg plastyk nam może pomóc? Zdecydowanie NIE. Medycyna estetyczna Zdecydowanie NIE. wspaniale radzi sobie z większością problemów. Niektóre z zabiegów poprawiających kondycję skóry wokół oczu Medycyna estetyczna wspaniale radzi sobie z większością problesą niewiele droższe od dobrego kremu, czy zabiegu u kosmetyczki. mów. Niektóre z zabiegów poprawiających kondycję skóry wokół oczu Doświadczony lekarzod medycyny pewnością doradzi odsą niewiele droższe dobrego estetycznej kremu, czyz zabiegu u kosmetyczki. powiedni zabieg, w zależności odestetycznej istniejącegoz problemu zapewni Doświadczony lekarz medycyny pewnościąoraz doradzi odnaturalny efekt. Problem lwiej zmarszczki, czy sińców pod oczami, ciepowiedni zabieg, w zależności od istniejącego problemu oraz zapewni niutkiej skóry problemyczy z którymi borykają się cienie naturalnypergaminowej efekt. Problem lwiejto zmarszczki, sińców pod oczami, tylko dojrzałe kobiety. Zdarza się, że do gabinetów medycyny estetyczniutkiej pergaminowej skóry to problemy z którymi borykają się nie nej tra ają 20-latki i coZdarza wtedy?się, Proponujemy naszym pacjentom dziatylko dojrzałe kobiety. że do gabinetów medycyny estetyczłania pro laktyczne. Dzięki temu spowolnimy pogłębianie się oznak nej traają 20-latki i co wtedy? Proponujemy naszym pacjentom dziastarzenia oczu. Zabiegi sprawią, że pogłębianie skóra będziesię bardziej łania prookolicy laktyczne. Dzięki temutespowolnimy oznak jędrna, nawilżona a zmarszczki mniej widoczne. starzenia okolicy oczu. Zabiegi te sprawią, że skóra będzie bardziej
W przypadku cienkiej, wiotkiej skóry najlepszym zabiegiem będzie MEZOTERAPIA. Zabieg polegaskóry na płytkim ostrzykiwaniu W przypadku cienkiej, wiotkiej najlepszym zabiegiemokolicy będzie oczu preparatem z kwasem hialuronowym, peptydami biomimeMEZOTERAPIA. Zabieg polega na płytkim ostrzykiwaniu okolicy tycznymi, różnymizwitaminami. W zależnościpeptydami od jakości biomimeskóry, leoczu preparatem kwasem hialuronowym, karz wybiera odpowiedni preparat. Dodatek wit. C, czy heksapeptytycznymi, różnymi witaminami. W zależności od jakości skóry, ledów sprawi, że skóra pod preparat. oczami będzie jaśniejsza. Cena 1 zabiegu: karz wybiera odpowiedni Dodatek wit. C, czy heksapeptyok. 200 – 300 zł (3 4 zabiegi co 2 4 tygodnie) dów sprawi, że skóra pod oczami będzie jaśniejsza. Cena 1 zabiegu: ok. 200 – 300 zł (3 - 4 zabiegi co 2 - 4 tygodnie) ZABIEG LASEREM FRAKCYJNYM jest nieoceniony, gdy zależy nam naLASEREM ujędrnieniuFRAKCYJNYM i pogrubieniu skóry. Zabieg ten jest ZABIEG jest nieoceniony, gdy nieco zalebardziej inwazyjny dlatego najelpiej wykonać go przed weekendem. ży nam na ujędrnieniu i pogrubieniu skóry. Zabieg ten jest nieco Na czyminwazyjny polega zabieg? Laser „dziurkuje” skórę, dzięki procesowi bardziej dlatego najelpiej wykonać go przed weekendem. regeneracji „mikroranki” zabliźniają się i skóra staje się bardziej Na czym polega zabieg? Laser „dziurkuje” skórę, dzięki procesowi jędrna. Dzięki temu zabiegowi możnasię również regeneracji „mikroranki” zabliźniają i skórapoprawić staje siękondycję bardziej opadających wiotczejących użyciu odpowiedniego jędrna. Dziękii temu zabiegowipowiek. można Przy również poprawić kondycję lasera można iwykonać zabieg powiek. na całej Przy powierzchni powiek do linii opadających wiotczejących użyciu odpowiedniego rzęs bez użycia specjalistycznych, okulistycznych nakładek lasera można wykonać zabieg na całej powierzchni powiekchroniądo linii cych oczy. Cenaspecjalistycznych, 1 zabiegu: ok. 500okulistycznych – 600 zł. rzęs bez użycia nakładek chroniących oczy. Cena 1 zabiegu: ok. 500 – 600 zł. Lwia zmarszczka nadająca nam posępny wyraz twarzy może zniknąć z naszego oblicza nadająca jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki nie jest Lwia zmarszczka nam posępny wyraz twarzy możeizniknąć to magia tylko działanie TOKSYNY BOTULINOWEJ. Podawana z naszego oblicza jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i nie jest w rozsądnych skórę między brwiami nadając nam to magia tylkodawkach działanienapnie TOKSYNY BOTULINOWEJ. Podawana naturalny wygląd. Botoks zniweluje również kurze łapki. Ważne by w rozsądnych dawkach napnie skórę między brwiami nadając nam lekarz wykonujący zabieg odpowiednio dobrał dawki preparatu naturalny wygląd. Botoks zniweluje również kurze łapki. Ważne by by uzyskaćwykonujący jak najnaturalniejszy efekt. Cena jest zależna od ilości podanelekarz zabieg odpowiednio dobrał dawki preparatu by go preparatu. Kurze łapki: 250efekt. – 350Cena zł, lwia 350 –podane550 zł. uzyskać jak najnaturalniejszy jestzmarszczka: zależna od ilości
go preparatu. Kurze łapki: 250 – 350 zł, lwia zmarszczka: 350 – 550 zł. jędrna, nawilżona a zmarszczki mniej widoczne. Zadbana skóra to przede wszystkim zdrowa skóra, w przypadku okolicy oczu ważne jest, aby zapobiegać procesowi starzenia, szczególnie, że zabiegiskóra kondycjonujące skórę oczuzdrowa nie wymagają nas długiego okresu rekonwalescencji oraz dużychprocesowi nakładów starzenia, nansowych. Zadbana to przede wszystkim skóra, wod przypadku okolicy oczu ważne jest, aby zapobiegać szczególnie, że zabiegi kondycjonujące skórę oczu nie wymagają od nas długiego okresu rekonwalescencji oraz dużych nakładów nansowych.
Instytut Medycyny Estetycznej i Przeciwstarzeniowej
PROMOCJA
tel. 33 497Medycyny 27 14, tel. 792 713 002 i Przeciwstarzeniowej Instytut Estetycznej
78
ul. 43-300 tel.Pięciu 33 497Stawów 27 14, 4/1, tel. 792 713 Bielsko-Biała 002 kontakt@ideallist.pl ul. Pięciu Stawów 4/1,www.ideallist.pl 43-300 Bielsko-Biała kontakt@ideallist.pl www.ideallist.pl
Aleja Armii Krajowej 193 43-309 Bielsko-Biała tel. (33) 815 15 15 kom. 697 15 15 15 www.polmedico.com mail: info@polmedico.com
14 znakomitych lekarzy 11 klimatyzowanych gabinetów stomatologicznych super nowoczesna diagnostyka – tomograf 3D 7 stanowisk ortodontycznych łatwy dojazd i wygodny parking
Implanty: sposób na piękne zęby
79
PROMOCJA
By w każdym wieku mieć powód do uśmiechu!
Implanty zastępują korzenie własnych zębów. Takie rozwiązanie pozwala odbudować pojedyncze zęby lub umocować protezę, znacznie zwiększając komfort jej użytkowania. Rozwiązanie to dodatkowo eliminuje ból, który może wystąpić w przypadku dopasowywania protez, a ich wygląd i odczucia są takie same, jakbyśmy posiadali swoje naturalne zęby. W Poliklinice „Pod Szyndzielnią” stosujemy implanty niemieckiej fimy Friatec oraz amerykańskiej firmy 3i. Oba systemy są sprawdzone podczas wieloletnich badań i obserwacji klinicznych, co gwarantuje Państwu bezpieczeństwo oraz międzynarodową gwarancję. Wykorzystanie nowoczesnych technik planowania przedzabiegowego z wykorzystaniem tomografii komputerowej i zaawansowanych informatycznych programów chirurgicznej nawigacji oraz zastosowanie technik chirurgii ultradżwiękowej podczas zabiegu pozwala nam skrócić czas implantacji do miniumum.
architektura & design
DIZAJN NA LATA
To miejsce na mapie Bielska-Białej, które powinien znać każdy miłośnik piękna i praktycznych rozwiązań zarazem. Tam marzenia o przytulnym mieszkaniu stają się faktem. Wszystko za sprawą fachowców, którzy nie tylko doradzą, ale również wskażą nowe trendy. Dzięki nim poczujemy się bezpiecznie w świecie, który jest zarezerwowany dla nas i naszych najbliższych. Wszystko dla naszego domu.
Wykreuj drzwi marzeń Dom to miejsce, w którym każdy powinien czuć się bezpiecznie. We własnych czterech kątach odnajdziemy wytchnienie, nasze troski i zmartwienia odejdą w zapomnienie. Mieszkanie powinno być przytulne, miłe dla oka i duszy. Być może nosisz się z zamiarem realizacji marzeń i pragniesz wykończyć swój azyl zgodnie z trendami obowiązującymi w świecie dizajnu. Jeżeli zastanawiasz się, w jaki sposób tego dokonać, zwróć się o pomoc do fachowców i zapoznaj się z ofertą, jaką posiadają trzy studia w jednym miejscu. Nie musisz tracić czasu na szukanie wyjątkowych rozwiązań. Od teraz znajdziesz je pod jednym dachem – przy ulicy Kustronia 47A w Bielsku-Białej. Każdy może przyjść poczuć, dotknąć i wykreować własny, ciepły kąt. Wszystko zależy od wyobraźni... Od czego zacząć? Najlepiej pierwsze kroki skierować do pierwszego showroomu RK Aluminium, gdzie każdy może, wspólnie z doradcą, wykreować drzwi ze swoich marzeń. – Służymy pomocą, radą oraz naszym doświadczeniem. Pomożemy wykreować takie drzwi, aby spełniły wymagania każdego klienta. Podejmiemy się największych wyzwań. Nasze drzwi są dostępne w standardowych wzorach, ale można także wykonać zupełnie oryginalne i niepowtarzalne na indywidualne zamówienie – deklaru-
je Tomasz Protzner, właściciel salonu. Drzwi dizajnerskie to już nie fanaberia, a zdrowy rozsądek. Polacy zachłysnęli się jakiś czas temu ofertą atrakcyjnych wizualnie i tanich produktów w hipermarketach budowlanych. Firmy dwoiły się i troiły, aby pozyskać klienta. Na pierwszy ogień poszła w dół cena, a w ślad za nią jakość. – Po zaledwie kilku latach eksploatowania, tani, masowy produkt odkształca się, a przez szpary wpada do mieszkań zimne powietrze, zwiększając tym samym wydatki na ogrzewanie. I wielu z nas teraz się o tym przekonuje. Stare porzekadło mówi, że nas Polaków nie stać na tanie rzeczy – podkreśla Tomasz Protzner. Miło jest sobie wyobrazić sytuację: na zewnątrz mróz, gwar, huk, hałas przejeżdżających samochodów, ujadający pies sąsiada, leje. Zamykamy drzwi – cisza... chowamy się w zaciszu naszych czterech ścian. I tak niezmiennie przez lata. Jak to możliwe? Dzięki drzwiom RK Aluminium, wykonanym ze szczególną starannością, niepowtarzalnych i tylko dla nas. Drzwi nie do sforsowania, które nigdy się nie odkształcą i nie wypaczą. Takie drzwi zewnętrzne, dotychczas dostępne jedynie w wysokich cenach, są już na wyciągnięcie ręki. Powszechne w krajach zachodniej Europy, sprawdzone technologie, dostępne są już dziś i polskim konsumentom. Drzwi zewnętrzne RK Aluminium są znacznie grubsze od standardowych, dostępnych na rynku,
80
dzięki czemu producent osiągnął znacząco lepsze wskaźniki przepuszczalności temperatur i hałasu (UD 0,71 W/ m2k), w efekcie czego maleją rachunki za ogrzewanie. Podobnie jak najwyższej klasy samochody, tak drzwi RK Aluminium można zakodować tak, aby otwierały się i zamykały za pomocą czytnika linii papilarnych. Panie Domu lubiące otaczać się pięknymi przedmiotami mają możliwość zamówienia na drzwiach wejściowych ulubionego wzoru lub koloru. W dobie, gdy w zasadzie wszystkie dobra materialne są w zasięgu ręki, niezmiernie ważnym jest wyróżnienie się. Ten istotny element elewacji, który towarzyszy nam przez całe życie, może być naprawdę oryginalny, a przy tym spełniać wyśrubowane normy techniczne i termiczne.
Stylowe wnętrze FaFa Studio jest prowadzone przez młodych, ambitnych ludzi, którzy od dawna pragnęli dać bielszczanom coś od siebie. Karolina Pacak oraz Michał Błotko mają za sobą wieloletnie doświadczenie w branży. Od wielu lat poszukują nowych rozwiązań, są przy tym nieustępliwi. Dla nich ważna jest jakość. Swoim klientom oferują artykuły wyposażenia wnętrz, przede wszystkim ekskluzywne wykładziny. Miękkie, puszyste, antyalergiczne, odporne na plamy, takie, które posiadają dożywotnią gwarancję lub są całkowicie naturalne. W wielu kolorach, z czterech stron świata. – Współpracujemy z najlepszymi firmami na świecie. Między innymi z dwoma największymi producentami wykładzin ze Stanów Zjednoczonych. Naszymi partnerami są również firmy z Czech, Wielkiej Brytanii i Francji oferujące designerskie oświetlenie. W swojej ofercie mamy lampy, które zostały wykreowane w latach 20. ubiegłego wieku. Zachwycają swoją formą i praktycznym zastosowaniem – mówi Michał Błotko. – Ponadczasowe i nienachalne wzornictwo pozwala wpasować się w każdą
przestrzeń. Jesteśmy dumni z tego, że udaje nam się sprostać każdemu zamówieniu. Nawet najbardziej wymagającej klienteli. Staramy się być na czasie. Choć w świecie dizajnu wszystko się zmienia. Dlatego proponujemy także rozwiązania na lata. Stawiamy na nowoczesność, ale w naszych sercach jest miejsce na przytulne i tradycyjne wnętrza – to odróżnia nas od innych – podkreśla nasz rozmówca. FaFa Studio, to nie tylko wykładziny, oświetlenie, ale również dekoracje ścienne. Minimalistyczny i surowy beton architektoniczny w różnych odsłonach, miękkie panele ścienne, z których można stworzyć własną kompozycję, a także kamień dekoracyjny.
Firma z tradycjami
asrtykuł sponsorowany
W nowoczesnych wnętrzach budynku przy ulicy Kustronia 47A odnajdziemy także firmę, która może poszczycić się wieloletnią tradycją. Dewro została założona w 1991 roku. Swoje pierwsze kroki stawiała jako producent mebli według indywidualnych projektów dla banków, instytucji i klientów prywatnych. Dziś z produktami sygnowanymi przez tę markę można spotkać się w sieci hoteli Gołębiewski, Muzeum Żydów Polskich w Warszawie, Europejskim Centrum So-
lidarności w Grańsku i wyższych uczelniach na terenie całego kraju. Firma Dewro oferuje dziś drzwi wewnętrzne, które są indywidualnie dopasowywane do potrzeb klientów i charakteru wnętrz. – Zapraszamy do zapoznania się z szeroką gamą naszych możliwości, które zaspokoją potrzeby zarówno pod względem technicznym, jak i estetycznym. Staramy się by nasze produkty wyróżniały się innowacyjnością, wyszukanym wzornictwem oraz wysokim poziomem wykonania. Nasze starania i elastyczne podejście docenili zarówno klienci indywidualni, jak i instytucjonalni – podkreślają właściciele firmy. Z bogatą ofertą Dewro można zapoznać się na stronie www.dewro.pl. Czego zatem możemy się spodziewać? Produkowane przez firmę drzwi charakteryzują się bardzo wysoką jakością zastosowanych materiałów oraz podzespołów. Drzwi Dewro wykonywane są
na wewnętrznej konstrukcji drewnianej pokrytej okładzinami z twardej płyty wiórowej. Dzięki temu rozwiązaniu skrzydła drzwiowe otrzymują odpowiednią sztywność jednocześnie minimalizując ryzyko wypaczenia. W przeciwieństwie do wielu podobnych produktów krawędzie drzwi, sygnowane przez Dewro, oklejane są zawsze litym drewnem w gatunku odpowiadającym okleinie na płaszczyznach skrzydła. Dzięki temu skrzydła są dodatkowo zabezpieczone od uszkodzeń mechanicznych w miejscach najbardziej na to narażonych. Płaszczyzny skrzydeł wykańczane są najwyższej klasy fornirami naturalnymi w bardzo szerokiej gamie oraz lakierowane lakierami transparentnymi lub kryjącymi z palety RAL i NCS. W ofercie firmy znajdują się również drzwi techniczne. – Posiadamy aprobaty techniczne na produkcję drzwi przeciwpożarowych, dymoszczelnych oraz akustycznych. W naszej fabryce każdy produkt traktowany jest indywidualnie – ręcznie wykańczany i lakierowany, co pozwala nam na odpowiednie dopracowanie detali. Nieustannie dbamy o to by najnowsze akcesoria i rozwiązania techniczne znalazły się w naszej ofercie – podkreślają właściciele firmy. – Dzięki sieci wyspecjalizowanych salonów sprzedaży możemy zapewnić naszym klientom wysoki poziom obsługi oraz doradztwa technicznego, co w połączeniu z jakością naszej stolarki gwarantuje bezproblemowe zakończenie inwestycji oraz satysfakcje z efektu końcowego – dodają. W jednym, nowoczesnym budynku handlowym znajdziemy zatem trzy firmy. Każda z własną filozofią, ukierunkowaniem na piękno, jakość i wygodę.
RK ALUMINIUM, FaFa STUDIO ORAZ DEWRO ZAPRASZAJĄ DO SALONÓW FIRMOWYCH W BIELSKU-BIAŁEJ PRZY ULICY KUSTRONIA 47 A
81
nie zza firanki
82
NIE MA FIRANEK... Stylizacja wnętrza i tekst: Gaba Kliś | 601 555 743 | www.gabaklis.pl Zdjęcia: Dorota Koperska | 663 043 380 | www.koperskaphotography.com Projekt wnętrz: Dorota Proske | 502 619 454 | www.kotulinskiego6.pl
Nie ma firanek... Są za to długie, powłóczyste szare lniane zasłony, podkreślające wysokie, 4,5-metrowe wnętrza. Na Kotulińskiego 6 w Czechowicach-Dziedzicach wita nas przestronny, wysoki hol z białą falbaną lamp lekko kołyszących się na tle starych cegieł stropu Kleina. Na wprost wejścia stoi dumnie solidny, drewniany warsztat stolarski z imadłem, a na nim duży słój z puszczającymi już pąki gałęziami. W czasie organizowanych tu na zamówienie imprez warsztat świetnie pełni funkcję klimatycznego open baru. Na środku dwie kanapy w towarzystwie trzech drewnianych szpul, a nad nimi tworzący ciepły klimat biały klosz lampy Tolomeo na długim ramieniu. Pod ścianą na solidnych wojskowych skrzyniach piętrzą się stosy inspirujących magazynów, a w rogu stoi dumnie wysoka stara drabina – komponująca się świetnie z resztą przedmiotów z odzysku. Nigdy nie wiadomo, do czego się przyda: była już regałem, wieszakiem, ekologiczną choinką.
Właścicielką tego magicznego miejsca jest Dorota Proske, która zamieniła zapomnianą i zniszczoną gorzelnię w Przestrzeń Kreatywną Kotulińskiego 6, potocznie zwaną też K6. Główną zasadą, jaką Dorota kierowała się podczas rewitalizacji, było wydobycie piękna z niedoskonałości i autentyzmu. Stara cegła, zatarty tynk na ścianie, stalowe nadproża i słupy podporowe w rdzawym kolorze stały się znakiem rozpoznawczym tego miejsca. Podobnie zresztą dużo starych sprzętów z odzysku, które tworzą wyważony loftowo-oldschoolowy klimat. Charakterystyczne dla K6 są papierowe frywolne lampy, wiszące w sali, która jest udostępniana w celu organizacji szkoleń i warsztatów kreatywnych. Lampy to kolejna słabość Doroty – robi je sama, również na zamówienie, dzięki nim często zmienia klimat i charakter wnętrz. Wielkie, białe abażury delikatnie rozpraszają światło, tworząc przytulny nastrój.
83
Stary drewniany stół z imadłem to warsztat stolarski, został wyciągnięty od taty z garażu. W czasie szkoleń pięknie prezentują się na nim białe porcelanowe filiżanki, dzbanek z kawą i świeżo upieczone ciasto. Bo w takiej kuchni aż miło piec i gotować! Brak dziennego światła rekompensują białe cegły i trzy loftowe lampy wiszące nad blatem roboczym. Na białych regałach piętrzą się stosy białej porcelany i dużo, dużo szkła – słoje, słoiki, butle, butelki, karafki i miski. W czasie imprez wszystkie te naczynia wędrują na długi dębowy stół autorstwa Doroty. Razem z kwiatami i trawami z okolicy tworzą obłędny klimat i nastrój. Większość sprzętów jest mobilna – łatwa do przenoszenia, składania, przesuwania. Przestrzeń jest często dostosowywana do odbywających się tutaj imprez zamkniętych i innych wydarzeń.
Przestronne poddasze, które powstało po generalnym remoncie dachu, mimo że nie całkiem wykończone, służy za przestronną pracownię i przestrzeń do realizacji sesji fotograficznych. Zwykle nie trzeba używać tła – mamy tu ściany ze starej cegły, dużo drewna, betonu i światła, a także sporo autentycznych przedmiotów z odzysku (można wymieniać długo: deski z czasu remontu, skrzynki, industrialne lampy, stare świeczniki, klasyczne thonety, stare aparaty, maszyna do pisania). Z wielkiego okna w ścianie szczytowej rozpościera się kojący, miły widok na stare drzewa, budynki czworaków i staw. Marzeniem nowych właścicieli było stworzenie inspirującego miejsca wbrew stereotypom, dlatego też nie znajdziemy tu firanek... Za to znajdziemy pasję i autentyzm.
84
85
© Izabela Masłowska *Photography
© Izabela Masłowska *Photography
era drukarnia
Haus wspi
ienie w Bigel
Śl¹skie brzm
s.pl Śląski e brzmi @printimu drukarnia enie ·w BigelH .pl aus wspie .printimus ra druka rnia ! · www Printi
Printimus
mus!
·
www.p rintim
us.pl
·
druka rnia@
printi mus.p
l D R U K A R N I A
Śl¹skie brzmienie w BigelHaus wspiera drukarnia Printimus! · www.printimus.pl · drukarnia@printimus.pl
live with passion... if U want D R U K A R N I A
MKC Print Sp. z o.o. 41-902 Bytom | Bernardyńska 1 +48 32 243 50 35 | +48 607 378 585 drukarnia@printimus.pl | www.printimus.pl
86
2B Style
Brewery & Restaurant godziny otwarcia: Niedziela – Poniedziałek: 13.00 - 22.00 Wtorek – Czwartek: 11.00 - 22.00 Piątek – Sobota: 11.00 - 24.00
ul. Piwowarska 2 (Starówka), Bielsko-Biała, tel: 33 815 02 70 www.browarmiejski.pl 87
88