DOTYK HISTORII
Muzeum w Pszczynie
Tomek SZULAKOWSKI
Strzały w mieście
Bernadeta Milewski ANIA NAUCZYŁA JĄ MARZYĆ
Rozmowy przy kawie ZASADY stawiania kresek
BButik w nowej odsłonie
CIOCIA TUNIA
Psychologia jesienny spadek nastroju
ISSN 2084-4867 www.2bstyle.pl
ALWERO Z NATURY MODNE Szuflandia w duchu eko
Margerita łączy pokolenia
Sylwia BORONIEC N r 4 ( 3 4 ) 2 01 8 pazdziernik – listopad
REKLAMA
2
Odwiedź salon Rosiewicz Optyka ul. Partyzantów 15, Bielsko-Biała, budynek Przędzalni tel. 737 747 007
i KUP 2 PARY SZKIEŁ PROGRESYWNYCH
w cenie jednej PARY
3
REKLAMA
+ BEZPŁATNE BADANIE WZORKU
NA WSTĘPIE czasopismo bezpłatne ISSN 2084-48 Na okładce: obraz Sylwii Boroniec
napisz do nas: redakcja@2bstyle.pl Wydawca: MEDIANI Anita Szymańska, www.mediani.pl ul. Janowicka 111a, 43-344 Bielsko-Biała e-mail: mediani@mediani.pl tel. 504 98 93 97 2B STYLE ul. Janowicka 111a, 43-344 Bielsko-Biała e-mail: redakcja@2bstyle.pl www.2bstyle.pl Redaktor Naczelna: Agnieszka Ściera-Pytel Reklama: tel. 504 98 93 97 Zespół redakcyjny: Agnieszka Ściera-Pytel (tekst), Anita Szymańska (tekst & foto), Roman Kolano (tekst), Katarzyna Górna-Oremus (tekst), Ewa Krokosińska-Surowiec (tekst), Jacek Kućka (tekst), Magdalena Jeż (tekst), Aleksandra Idzik-Hola (tekst), Agnieszka Korbel (tekst), Anna Popis-Witkowska (korekta), ESCO (IT). Grafika i skład: Anita Szymańska, Mediani | www.mediani.pl Druk: Drukarnia RABARBAR Wydawnictwo bezpłatne, nie do sprzedaży. Copyright © MEDIANI Anita Szymańska Przedruki po uzyskaniu zgody Wydawcy. Listy: e-mail: redakcja@2bstyle.pl Redakcja nie zwraca tekstów niezamówionych i nie odpowiada za treść umieszczonych reklam. Redakcja ma prawo do skrótu tekstów. Wydawca ma prawo odmówić umieszczania reklamy lub ogłoszenia, jeśli ich treść lub forma są sprzeczne z obowiązującym prawem lub linią programową lub charakterem pisma. Produkty na zdjęciach mogą się różnić od ich rzeczywistego wizerunku. Ostateczną ofertę podaje sprzedawca. Niniejsza publikacja nie jest ofertą w rozumieniu prawa. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za opinie osób, zamieszczone w wypowiedziach i wywiadach. 2B STYLE jest czasopismem zarejestrowanym w Sądzie Okręgowym w Bielsku-Białej.
PARTNER MEDIALNY:
JESTEŚMY TU: WERSJA DRUKOWANA ON-LINE: www.issuu.com/mediani/ PORTAL: www.2bstyle.pl
Jesienny optymizm Jesienne wydanie 2B STYLE ukazuje się w szczególnym dla wszystkich czasie. Jesień tym razem to nie czas przemijania, a czas nadziei i nowych wyborów. I miejmy nadzieję, że w Nowy Rok wejdziemy z takim samym optymizmem, z jakim rozpoczęła się tegoroczna jesień. Kilka lat temu pokazywaliśmy prace Sylwii Boroniec, sprawdziliśmy jak rozwinęła się jej kariera i talent. Na naszej okładce jedna z prac Sylwii. Na co raz dłuższe wieczory mamy dla Was kilka ciekawych artykułów, które najlepiej czyta się w towarzystwie gorącej czekolady. Może dzięki nam łatwiej będzie przetrwać jesienne przesilenie, bo jak zwykle przygotowaliśmy coś dla ducha. Dla ciała także i to całkiem smacznego. Życzę Wam miłej, jesiennej lektury i dobrych wyborów.
Agnieszka Ściera-Pytel Redaktor Naczelna
SPIS TREŚCI 6
Subiektywny Kalendarz Wydarzeń
10
Historia. Piękne miasto z tramwajem elektrycznym
12
Zatrzymać młodych na Śląsku
14
Fashion. Francuski klimat, polski design. BButik
16
Fashion. FBI, czyli rewolucja na rynku mody
18
Fashion. Fashion Week w Paryżu
20
Dotyk historii. Muzeum Zamkowe w Pszczynie
24
Rozmowy przy kawie. Zasady stawiania kresek
28
Ludzie. Tomek Szulakowski
34
Ludzie. Ciocia Tunia
38
Sztuka. Sylwia Boroniec
44
Ludzie. Ania nauczyła ją marzyć
48
Fashion. Wool We – Alwero. Z natury modne
52
Pod latarnią najciemniej. Strzały w mieście
56
Kulinaria. Margerita łączy pokolenia od 25 lat
58
Psychologia. Jesienny spadek nastroju
60
Prawo. Jak nie dać sobie ukraść logo?
62
Śląskie i jego przyrodnicze ciekawostki
64
Cztery pory roku z filiżanką. Snajper w korpo i melisa
66
Zdrowie i uroda. Nietrzymanie moczu
68
Zdrowie i uroda. Gładka skóra przez cały rok
70
Architektura & Dizajn. Szuflandia w duchu eko
4
REKLAMA
5
SUBIEKTY WNY KALENDARZ WYDARZEŃ
Prześlij do nas informację o wydarzeniach redakcja@2bstyle.pl
17-19 października Katowice, MCK 8. Europejski Kongres Małych i Średnich Przedsiębiorstw 12-13 października Bielsko-Biała, BCK, Klub Klimat
Festiwal Kabaretowy Fermenty to cykliczna impreza organizowana w Bielsku-Białej przez grupę zapaleńców i miłośników różnych form kabaretowych: Grupę Twórczą Ferment oraz Miejski Dom Kultury – Dom Kultury w Starym Bielsku. W tym roku Fermenty obchodzą 18 urodziny! Z tej okazji mnóstwo atrakcji.
O możliwościach rozwoju i wyzwaniach, jakie stoją przed przedsiębiorcami, dyskutować będą najważniejsze osoby w państwie, osobistości ze świata nauki, polityki i gospodarki oraz delegacje zagraniczne z kilkudziesięciu państw. Ich dialog z przedstawicielami MŚP przebiega pod hasłem „Nauka–Biznes–Samorząd. RAZEM DLA GOSPODARKI”.
20 października Katowice, MCK Koncert Ani Dąbrowskiej „The Best Of”
Każdy z sześciu dotychczasowych albumów studyjnych Anny Dąbrowskiej pokrył się platyną, potwierdzając jej niezwykłe wyczucie uniwersalnie przebojowych melodii trafiających do wymagających słuchaczy, które w tak niepodrabialny sposób ze szczyptą melancholii śpiewa swoim ciepłym, pastelowym głosem. „The Best Of” to kolejne, wyjątkowe wydawnictwo Ani Dąbrowskiej. Kompilacja największych przebojów zawiera 15 utworów pokazujących pełen przekrój i ewolucję muzycznego stylu artystki.
12-14 października Katowice, MCK 4. Śląskie Targi Książki
Świetni autorzy, bogata oferta wydawnictw przygotowana przez blisko 180 wystawców, warsztaty, spotkania literackie, dyskusje i atrakcje dla dzieci – tak zapowiada się tegoroczna edycja targów. Ich współgospodarzem jest Miasto Katowice.
13 października Cieszyn, Teatr im. Adama Mickiewicza Koncert Ewy Farnej
Wyjątkowy polsko-czeski koncert Ewy Farnej odbędzie się w ramach pierwszej edycji Ewa Fest, który jest kontynuacją dotychczasowych zlotów fanów na Dolnym Śląsku. Ewa zaprezentuje utwory w innych aranżacjach niż podczas klasycznych występów z zespołem. Gościem będzie David Stypka. Przychód z koncertu zasili konto fundacji Borůvka w Pradze.
6
23 października Bielsko-Biała, Teatr Polski Bielska Scena Kabaretowa – Jakubiec i Szpak
„Pioscenki” to połączenie niezwykłych wrażliwości Czesła-
wa Jakubca, znanego komika operowego, który raz po raz udowodnia, że muzyka poważna to żart, oraz Ścibora Szpaka, doktora absurdu, odkrywcy niezwykłych związków Chopina z Alienem i Moniuszki z Kościuszką. Konsekwencją tego jest spektakl traktujący na równi piosenkę i zapowiedź do niej. Autorzy „Józefa Wklęsłorękiego”, ulubieńcy bielskiej widowni – w szczytowej formie, czyli dośpiewanie, dowyglądanie, dopowiedzenie…
26 października Bielsko-Biała, Teatr Polski Premiera sztuki „Szaleństwo nocy letniej”
W dużym skrócie: komedia romantyczna z wątkiem sensacyjnym. Zabawny, ale i wzruszający romans, a zarazem trzymający w napięciu kryminał, z lirycznymi piosenkami wykonywanymi na żywo przez aktorów. Więcej na www. teatr.bielsko.pl.
27 października Bielsko-Biała, BCK Krzesimir Dębski i zespół Carrantuohill
Zespół Carrantuohill, znany z muzyki irlandzkiej (30 lat na scenie), swoją muzyczną przygodę od kilku już lat łączy m.in. z brzmieniem orkiestry symfonicznej. Obok tradycyjnych dźwięków zielonej muzyki celtyckiej zabrzmi więc Młodzieżowa Orkiestra Symfoniczna pod batutą Krzesimira Dębskiego, którego zadaniem będzie przeniesienie ciężaru koncertu odrobinę w stronę muzyki filmowej.
6 listopada Cieszyn, Teatr im. Adama Mickiewicza Varius Manx i Kasia Stankiewicz
PROMOCJA
Kilka dni po premierze płyty „Ent” oraz pięknej, lirycznej ballady zatytułowanej „Mgła nad Warszawą” ogłasza również trasę koncertową! Koncerty grupy to nie lada
7
SUBIEKTY WNY KALENDARZ WYDARZEŃ gratka dla fanów – będą to jedyne w swoim rodzaju muzyczno-multimedialne wydarzenia, których nie możecie przegapić! Kasia Stankiewicz zaśpiewa premierowy materiał stworzony wraz z zespołem Varius Manx w ramach nowego albumu „Ent”.
8 listopada Katowice, Pałac Młodzieży Zenon Laskowik „Spotkanie Kolesiów”
Najnowszy program Zenona Laskowika. W programie sprawy aktualne, skecze, monologi, piosenki i scenki. Zenon Laskowik – jeden z najsłynniejszych polskich satyryków i artystów kabaretowych – gra, szanując intelekt widza. Na początku lat 90. wycofał się z życia estradowego, aby po 10 latach powrócić z nowym programem spektaklu kabaretowego przygotowanego przez Platformę Artystyczną O.B.O.R.A. pt. „Niespodziewane powroty, czyli twórzmy klimacik”.
10 listopada Katowice, Spodek Mayday Poland 2018: Katowice
Przed nami 19-sta edycja kultowej imprezy MAYDAY Poland w katowickim Spodku! Na dwóch scenach ponownie zagości prawdziwe, soczyste i ponadczasowe Techno a instalacje świetlne, laserowe i ledowe wyzwolą prawdziwą eksplozję w waszych umysłach! Od 19-stu lat MAYDAY Poland pozostaje inne ale w centrum uwagi jest zawsze muzyka, pasja i niezwykły duch łączący kilkanaście tysięcy osób w Spodku.
15-18 listopada Bielsko-Biała Jazzowa Jesień
Jeden z najważniejszych festiwali jazzowych, znacznie wykraczający poza rangę krajową. Opiekę programową nad JJ objęła jedna z najważniejszych wytwórni jazzowych – ECM. Widzowie festiwalu mogą się spodziewać muzyki na najwyższym światowym poziomie, zaskakujących konfiguracji artystycznych i światowych gwiazd.
8-23 listopada Województwo Śląskie Festiwal Ars Cameralis
Festiwal, którego kolejne edycje odbywają się co roku w listopadzie, stał się na przestrzeni ponad dwudziestu lat istnienia kulturalną wizytówką regionu. Dzięki swej nowatorskiej formule, nośnej formie przekazu i znakomitemu programowi odnotowywany jest powszechnie jako jedno z najistotniejszych wydarzeń artystycznych w Polsce.
9 listopada Katowice, Filharmonia Śląska Fado w Katowicach – koncert Any Laíns
Opisywana jako jedna z najważniejszych interpretatorek portugalskiej muzyki ostatnich lat. Należy do nowego pokolenia strażników fado, które jest nieodłącznym elementem jej twórczości. Jej wokalny styl i głos są niepodważalnie wspaniałe, zachwycają lekkością i dotykiem wraz z pierwszym dźwiękiem. To wirtuozka sceny, za co kochają ją słuchacze na całym świecie.
8
17 listopada Bielsko-Biała, Teatr Polski Premiera sztuki „Gałązka rozmarynu”
Jeden z hitów scenicznych przedwojennego teatru. Tekst Zygmunta Nowakowskiego, sławiący Legiony Polskie i postać marszałka Piłsudskiego, z oczywistych względów nieobecny na scenach po 1945 roku, doczekał się kolejnych wystawień dopiero pod koniec lat 80.
17 listopada Ustroń Piekło Czantorii 2018
Ekstremalny bieg górski rozgrywany wokół masywu Małej i Wielkiej Czantorii na pętli w Ustroniu. Zawodnicy mają do wyboru jedną z trzech tras 1/2 maraton, maraton oraz ultra z przewyższeniami rzędu +/- 1700 m na pętli. Wisienką na torcie jest końcowe podejście do mety pod wyciągiem KL Czantoria.
18 listopada Katowice, Bio Bazar Psim Targiem – PSOTY
Informacja dla niewtajemniczonych: Psim Targiem to targi (dotychczas) psiego dizajnu. Ale tym razem czas na PSOTY! To istne szaleństwo zakupów dla czworonożnych przyjaciół. Ale nie tylko! Psim Targiem to także wartościowa wiedza przekazywana przez ekspertów podczas rozmaitych warsztatów i prelekcji. Legowiska, drapaki, smycze, szelki, zabawki, łakocie, ubrania, kosmetyki, wycieczkowy ekwipunek i wszelkiej maści rzeczy mniej lub bardziej potrzebne kudłatym rodzinom.
7 grudnia Cieszyn, Teatr im. Adama Mickiewicza Spektakl „Serce na odwyku”
Jest to historia pary z długim stażem małżeńskim, w której życie wkradła się rutyna i nuda. Druga para to sąsiedzi, tzw. kobieta po przejściach i mężczyzna z przeszłością, którzy niczego już od życia nie oczekują. Bohaterowie jednak w przezabawny sposób udowadniają, że na miłość nigdy nie jest za późno, że zawsze warto dać szansę szczęściu! Wystarczy pokonać stereotypy lub spróbować niekonwencjonalnych metod…
3-14 grudnia Katowice Konferencja w sprawie zmian klimatu COP 24
W grudniu 2018 r. w Katowicach odbędzie się najważniejsze globalne forum poświęcone światowej polityce klimatycznej: 24. sesja Konferencji Stron Ramowej Konwencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu (COP 24) wraz z 14. sesją Spotkania Stron Protokołu z Kioto (CMP 14). Więcej na www.mos.gov.pl.
Zdjęcie wykonano z okazji wystawy „O Znakach Na Niebie i Ziemi” prezentowanej w ramach Industriady 2015, fot. Barbara Kubska / © Ars Cameralis
1 grudnia Wystawa jednodniowa: Sówka / Raspazjan Kamienica przy ul. 3 maja w Katowicach Dla wtajemniczonych zestawienie tych dwóch artystów w pierwszej chwili może wydawać się dziwne. Dwa zupełnie różne języki wypowiedzi, dwa inne sposoby patrzenia na Śląsk. Sówka to ostatni żyjący przedstawiciel przesyconej okultyzmem Grupy Janowskiej, który maluje przemysł, pokazuje życie na kopalni i wokół niej. Raspazjan patrzy na to wszystko z nieukrywanym zachwytem. Tworzy murale na pokopalnianych budynkach, delikatnie nawiązując do tego, co było. Ezoteryka, magia i alchemia to właśnie to, co ich łączy. Jednodniowa wystawa w jednej z katowickich kamienic to manifest będący hołdem dla Śląska i kobiet, hołdem dla guru i ucznia, którzy prywatnie znaleźli wspólny język pomimo dzielącej ich różnicy wieku. Obaj artyści podjęli próbę wymiany doświadczeń, która zaowocowała metaforyczną zamianą ról: Sówka wychodzi na ulicę, zabierając ze sobą nagie kobiety, a Raspazjan zmniejsza format swoich prac, zamieniając otynkowane ściany na arkusze papieru. Dwa światy przenikają się nawzajem. Powstają kolaże. Wystawa „Sówka/Raspazjan” stanowi próbę podsumowania i opowiedzenia, czym kiedyś była sztuka naiwna, jak wygląda obecnie oraz jak będzie rozwijać się na przestrzeni kolejnych lat.
9
HISTORIA
Piękne miasto z tramwajem elektrycznym. Czas rozkwitu Wiek XIX to pasmo wielu niezwykłych odkryć technologicznych. Pierwszy statek parowy, telegraf, telefon czy żarówka. Bielitz, chcąc dorównywać poziomem największym miastom Europy, nie mogło pozostać w tyle. Najpierw, tak jak w Londynie, na ulicach pojawiły się latarnie gazowe, a później elektryczne. Zbudowano trzecią na obecnych ziemiach polskich elektrownię, dzięki której mógł ruszyć tramwaj. Tekst: Alan Jakman, www.bielsko.biala.pl
Po raz pierwszy miejska latarnia gazowa pojawiła się w 1809 roku w Londynie. Również w Bielsku, blisko 40 lat później, zastanawiano się nad tym zastosowaniem tego typu oświetlenia miejskiego. Jednak dopiero na początku 1861 roku za sprawą ówczesnego burmistrza Karola Sennewalda na ulicach, placach i budynkach komunalnych wprowadzono oświetlenie gazowe. Blisko 300 latarń publicznych Aby było to możliwe, bogatsi mieszkańcy Bielska, Białej oraz Lipnika zawiązali spółkę akcyjną Bielsko-Bialskie Towarzystwo Gazowe. Zawarto wówczas z miastem umowę na kolejne 60 lat. W Bielitz docelowo planowano 120 latarń publicznych, Biała miała ich o połowę mniej. Już pod koniec 1861 nieopodal stacji kolejowej, na parceli numer 232 postawiono budynek miejskiej gazowni. Lokalizacja ze względu na bliskość torów wydawała się idealna, gdyż bez przeszkód można było dowozić węgiel kamienny niezbędny do produkcji gazu. Z czasem coraz więcej budynków użyteczności publicznej, ale także prywatnych przedsiębiorców uzależniło się od bielskiej gazowni. W 1875 roku wyprodukowała ona blisko 390 tys. m3 gazu, z czego tylko nieco ponad 10 proc. było potrzebne dla miejskiego oświetlenia. Dziesięć lat później gazownia zaopatrywała już blisko 300 latarń, które oświetlały prawie wszystkie ulicy i place. W 1902 roku miasto wykupiło gazownię i spółkę akcyjną. Jednocześnie powstała Städtisches Gaswerk, czyli Gazownia Miejska. W latach 1911-1916 rozbudowano ją o wieżę węglową i piecownię. Eksperymenty z prądem Pod koniec XIX wieku równie cenna dla Bielitz stała się energia elektryczna. Pierwsze próby zastosowania prądu elektrycznego w lampach łukowych odbyły się w mieście w 1883 roku. Po drugiej stronie rzeki, w Białej, ten sam eksperyment przeprowadzono dwa lata później. W październiku 1891 włodarze Bielitz podpisali umowę z Internationalen Elektricitätsgesellschaft, w której firma zobowiązała się do produkcji i dostaw energii na potrzeby miasta przez kolejne 50 lat. Na jej podstawie w 1893 roku zbudowano trzecią na te-
10
rytorium dzisiejszej Polski elektrownię, która mieściła się przy ul. Blichowej (ob. Partyzantów). Nazywano ją „Centralą Elektryczną”. Elektrownia wyposażona w trzy maszyny parowe zaczęła produkować prąd 13 września 1893. W ciągu trzech miesięcy oświetlenie elektryczne dotarło do budynków prywatnych i instytucji publicznych. Fabryki używały elektryczności głównie do oświetlenia, lecz ten rodzaj energii stał się ważny także dla miejskiej komunikacji. W 1895 uruchomiono w Bielitz tramwaj elektryczny. Milion pasażerów rocznie W pierwszej połowie XX wieku Centrala Elektryczna nie była w stanie zapewnić tyle energii, ile potrzebowało miasto. Dlatego w 1924 roku Bielsko było dodatkowo zasilane przez czechowicką elektrownię „Silesia”. W późniejszych latach miasto całkowicie uzależniło się od tego dostawcy, a miejska elektrownia traktowana była jako rezerwowa. Koniec XIX wieku to także rewolucja w komunikacji miejskiej. Szybki rozwój przemysłowy, a więc także napływ lokalnych robotników do bielskich fabryk stanowił nie lada problem dla miasta. Już w 1884 roku myślano nad wybudowaniem tramwaju elektrycznego, którego trasa zaczynałaby się przy dworcu kolejowym, a kończyła w Cygańskim Lesie. Do realizacji tych planów doszło dopiero dziesięć lat później. Przewodniczącym komitetu akcyjnego, którego zadaniem było przygotowanie gruntu pod tę inwestycję został Alojzy Bernaczik. Pierwszą linię tramwajową uroczyście otwarto 11 grudnia 1895. Tej rodzaj komunikacji szybko zyskał sympatię bielszczan. W 1916 łączna liczba pasażerów przekroczyła milion. Jednocześnie też, szczególnie w okresie międzywojennym, rozwijała się komunikacja autobusowa. Na podstawie m.in. „Bielsko-Biała prekursorem technologii komunalnych” UM Bielsko-Biała oraz M. Ćwikowska-Broda, W. Ćwikowski „Bielsko-Biała i okolice – historia pocztówką pisana”. Na zdjęciu tytułowym: w połowie drogi między dworcem kolejowym a Cygańskim Lasem, niedaleko Centrali Elektycznej znajdowała się zajezdnia tramwajowa. M. Ćwikowska-Broda, W. Ćwikowski „Bielsko-Biała i okolice – historia pocztówką pisana”
REKLAMA
11
REGION
Zatrzymać młodych na Śląsku Województwo śląskie słynie z wydobycia węgla i rozwiniętego przemysłu ciężkiego. To drugie po Warszawie centrum gospodarcze Polski, z najlepszą infrastrukturą w kraju. Od pewnego czasu wiele się w nim robi, aby zachęcić młodych i dynamicznych ludzi do budowania swojej przyszłości właśnie tutaj.
Na temat przyszłości Śląska rozmawiano na ostatnie Śląskiej Gali Business Centre Club, która odbyła się we wrześniu w ogrodach zameczku myśliwskiego w Promnicach. Eugeniusz Budniok, kanclerz Katowickiej Loży BCC, organizatora Gali, powiedział m.in.: „Zatrzymanie młodych, dynamicznych ludzi, z wykształceniem i pomysłami to warunek przetrwania regionu. Trzeba tworzyć inkubatory i parki technologiczne, wspierać innowacyjność, nowoczesne kreatywne myślenie. (...) Potrzeba dopływu świeżych idei, nowych pomysłów opartych o o nowoczesne technologie. Bez nich nie będzie metropolii, która powinna stworzyć warunki do zbudowania nowej, silnej ekonomicznie przyszłości Śląska. Połączenie potencjału śląskich miast to szansa na wzmocnienie gospodarki regionu. W Promnicach spotkało się wielu przedstawicieli biznesu ze Śląska, wśród nich właściciele Grupy Mokate Państwo Teresa i Kazimierz Mokryszowie oraz dr Adam Mokrysz prezes Grupy. Mokate jako firma rodzinna znane jest od lat z tworzenia właściwych warunków pracy dla wielu pokoleń pracowników. W jednym z wywiadów prezes Grupy Mokate dr Adam Mokrysz stwierdził: „Zwłaszcza dzisiaj na tak trudnym i skomplikowanym rynku praca z dobrym zespołem jest bezcenna. Zespół ten musi być świadom tego, jaka perspektywa napędza i tworzy przyszłość firmy. Perspektywę w Mokate zdefiniowaliśmy w zupełnie inny sposób niż rynek. Nie jesteśmy zainteresowani grą na wynik w jednym roku. Nie szukamy skrótów, mówiąc: Firma będzie miała sukces, jeśli w ciągu roku pokona konkurenta, będzie numerem jeden, będzie miała najlepszy produkt. W historii rodzinnej firmy byliśmy już numerem jeden, pokonywaliśmy naszych konkurentów, mieliśmy naj-
12
lepsze produkty. I czasami jest tak, że kierując się tak zdefiniowanymi kryteriami, jest się wygranym, a czasami niestety nie. Rynek zdominowany jest przez paradygmat, który teoria gier nazywa grą skończoną. W określonym czasie, przy określonych warunkach trzeba uzyskać określony wynik, ale my w Mokate zrozumieliśmy, że w przypadku firmy rodzinnej nie jest to najwłaściwsze podejście. Dlatego zmieniliśmy perspektywę i to, co jest dla nas ważne, to jest sama gra. Ciągła, nieprzerwana obecność firmy rodzinnej na rynku. Firmy spokojnie i cierpliwie budowanej z pokolenia na pokolenie.” Działalność Mokate na rzecz lokalnej społeczności wielokrotnie była doceniana. Również w trakcie Gali BCC właścicielom Grupy Mokate Państwu Teresie i Kazimierzowi Mokryszom wręczono złotą statuetkę Menedżera 25-lecia – w uznaniu wieloletnich zasług w rozwoju gospodarczym i społecznym Śląska. Z kolei dr Adam Mokrysz otrzymał wysokie odznaczenie państwowe – Srebrny Krzyż Zasługi – za działalność społeczną i charytatywną oraz za wkład w rozwój przedsiębiorczości. Wręczył go minister infrastruktury i rozwoju Jerzy Kwieciński. Odznaczenie zostało przyznane Prezesowi Mokate przez Prezydenta RP Andrzeja Dudę na wniosek wojewody śląskiego. Krzyż Zasługi to wysokie polskie cywilne odznaczenie państwowe nadawane za zasługi dla Państwa lub obywateli, ustanowione na mocy ustawy z dnia 23 czerwca 1923 roku. Biznesmeni tradycyjnie wsparli lokalne i regionalne inicjatywy społeczne i gospodarcze. Wśród darczyńców nie zabrakło również Mokate – dr Adam Mokrysz przekazał czek w wysokości 20 tys. zł Radzie Rodziców przy Szkole Podstawowej im. Orła Białego w Kiczycach.
REKLAMA
13
FASHION
Francuski klimat, polski design
BButik w nowej, pluszowej odsłonie. Pamiętacie to uczucie, kiedy jako podlotki z koleżankami przechadzałyście się handlową ulicą, a Wasz wzrok błądził po witrynach butików? Piękne stroje, atrakcyjne sprzedawczynie – marzyłyście o tym, aby tam wejść i poczuć się jak w wielkim świecie mody. Tak znowu się poczujecie, spacerując po Pasażu Pod Orłem. I nie tylko za sprawą stylowych wnętrz!
Barbara Baran, właścicielka BButik
14
artykuł sponsorowany
T
rzy lata po okresie zbierania doświadczenia w firmach topowych marek modowych Barbara Baran postanowiła dać bielszczankom jakość i klimat prosto z paryskich ulic. Teraz marzenia nastolatki spełniają się. Kilka tygodni temu BButik przeszedł gruntowny lifting za sprawą studia Projekt Kolektyw z Bielska-Białej. Teraz lokal zachwyca pluszowym, ciepłym i przytulnym wnętrzem, którego nie daje się zbyt szybko pożegnać. Niewielkie, a pojemne. Mieści w sobie wiele cudownych dzieł utalentowanych projektantów. Zacznijmy od Cocho, marki niszowej, której projektantem jest Olga Idzik, wypuszczanej na rynek w limitowanych seriach. To, co wychodzi spod igły projektantki, to subtelna i wygodna kobiecość. Co ważne, wszystkie etapy produkcji realizowane są w polskich szwalniach. Bunny the Star, kolejna z Wielkiej Trójki tworzącej to niepowtarzalne miejsce, narodziła się z wielkiej miłości do mody i piękna. Dzięki rozwijaniu pasji, upodobań i zamiłowania do mody powstała niszowa marka, która łączy w sobie elegancję, wygodę i funkcjonalność. Bunny the Star nie jest jedynie marką odzieżową – to styl życia. Trio dopełnia Manifiq&Co. – marka stworzona przez panią Kasię, której celem jest zadowolenie gustów tych z nas, które chcą tak jak ona mieć w szafie coś nietuzinkowego, a zarazem pięknego. To, co nosimy, ma być prawdziwą przyjemnością. Szpilki do pracy, trampki po pracy, a sukienka jest obecna zawsze. Główne marki polskich projektantów dopełniają nasze, miejscowe. Natasha Pavluchenko, tworząca w Bielsku-Białej, proponuje wysoką ponadczasową jakość. Tundra, również z Bielska-Białej, to nowoczesny look w casualowym wydaniu. Poczułyście się jak w wielkim świecie? Zapraszamy do BButiku.
Pasaż pod Orłem, 11 Listopada 60-62, 43-300 Bielsko-Biała, tel. 505 276 774
15
FASHION
FBI, czyli rewolucja na rynku mody Na polskim rynku pojawiła się nowa inicjatywa. Jej pomysłodawczynią jest między innymi Diana Łapin, bielszczanka, która odniosła sukces we Włoszech. Jest uznaną fotografką, która postanowiła promować dobrą jakość w całej Europie.
To zaledwie początek, a już widać pierwsze efekty działań Fashion Boom International, bo tak nazywa się produkt zaproponowany przez Dianę Łapin oraz Enzo Scidę z Mr Taylor Fashion Group. Fuzja ta powstała w ramach projektu Rubboli & Partners, którego współzałożycielem jest Roberto Casalone. Jego głównym celem jest promowanie produktów włoskich mających najwyższą jakość, a mogących zainteresować kraje Europy Środkowo-Wschodniej. Luksusowe marki, które mają rzesze fanów w Italii, otwierają się teraz na Polskę. Właśnie za sprawą Fashion Boom International. – Zaufały nam młode, choć rozpoznawalne już na rynku, marki. Takie, które w najlepszy sposób urzeczywistniają włoską modę, jakość, idee. Wierzymy, że spotkają się z ciepłym przyjęciem w Polsce. Mamy tę pewność, że oferujemy naszym klientom świetną jakość w bardzo atrakcyjnej cenie – mówi Diana Łapin. – Już teraz widzimy, że przyszłorocznaekolekcje marek takich jak: Salsedine, Gio Damare, 2Bkini czy Alef cieszą się ogromnym wzięciem. Zapewne lato 2019 w Polsce będzie jeszcze piękniejsze, bo kobiety zaprezentują się na plażach w luksusowych strojach kąpielowych z naszej „stajni” – uśmiecha się Diana. Co istotne wśród włoskich produktów, które poleca Fashion Boom International, znajdziemy nie tylko linie ubrań, ale również kosmetyki pielęgnacyjne – LR Wonder Company czy artystyczną biżuterię, na przykład Eleonory Ghilardi. – Pozyskujemy wiele uznanych brandów. To nas cieszy i daje siłę do dalszych działań. Wciąż poszerzamy ofertę o produkty dla kobiet, mężczyzn, a także dla najmłodszych. Staramy się uzyskać jak najlepsze warunki dla naszych klientów – podkreśla Enzo Scida, partner w projekcie Rubboli & Partners.
16
Co istotne, działania w ramach włosko-polskiej inicjatywy nie są jednokierunkowe. – Polska może poszczycić się znakomitymi produktami, które cieszą się uznaniem na całym świecie. Pomysłowość, świetna jakość i dobra cena to nasze atuty. Chcemy tę jakość zaproponować odbiorcom na włoskim rynku, ale nie tylko. Otwieramy bowiem ośrodki w Bułgarii, a także w Grecji. Rośniemy zatem w siłę i poszerzamy zakres swoich możliwości – podkreśla Katarzyna Górna-Oremus, przedstawicielka Fashion Boom International na Polskę. Bardzo ciekawą inicjatywą jest wymiar edukacyjny Fashion Boom International. – Jesteśmy na etapie przygotowań szkoleń i warsztatów, które będą skierowane do wszystkich tych, którzy chcą poznać tajniki związane z modą, urodą, sztuką. Chcemy szkolić blogerów, youtuberów. Nie tylko tych początkujących. Dysponujemy świetnymi fachowcami, którzy od wielu lat działają we Włoszech i mają spore doświadczenie. Tam influencerzy pojawili się znacznie wcześniej niż w Polsce. Zależy nam na wymianie myśli. Nie ulega wątpliwości, że Mediolan jest centrum modowego świata. Dlaczego by nie wykorzystać tego potencjału? – zastanawia się Diana Łapin. Więcej informacji na temat działalności Fashion Boom International można uzyskać na stronie https://web.facebook.com/FashionBoomInternational/?ref=br_rs, a także http://www.rubbolipartners.com/ W Bielsku-Białej zostanie wkrótce otwarty showroom, gdzie każdy będzie mógł przyjść na aromatyczną kawę i przy okazji zapoznać się z ofertą.
Auto Salon Sp. z o.o. ul. Wiejska 5, 10-200 Warszawa WEKTOR – salon, jazdy próbne, ubezpieczenia WEKTOR – salon, jazdy próbne,finansowanie, finansowanie, ubezpieczenia tel. 22 542 44 56, faks 22 542 44 56
Bielsko-Biała ul. Warszawska 295, tel. 33 829 56 10 lub 33 829 56 00
Bielsko-Biała ul. Warszawska 295, tel. 33 829 56 10 Prasa partnerska-ZOE-199,2x240,4.indd 1 kontakt Oświęcim-Babice ul. Krakowska 19, tel. 33 841 18 41 www.wektor.pl e-mail: klient@wektor.pl
Numer 3 (13)
medyk Beskidzki
17
3 REKLAMA
www.wektor.pl kontakt e-mail: klient@wektor.pl
24/07/2018 14:26
FASHION
Fashion Week w Paryżu Między 25 września a 3 października 2018 roku w Paryżu odbywał się fashion week. BYŁO to naprawdę niezapomniane przeżycie! To, jak bardzo jedno miasto potrafi zmienić się podczas takiego wydarzenia, jest nie do opisania. Tekst i foto: Julia Ilewicz
Paryż odwiedziłam już wcześniej, trzy lata temu na przełomie maja i czerwca. Wówczas nie zrobił na mnie aż takiego wrażenia, jak tym razem. Jesienią niemal każda ulica zamienia się w prywatny wybieg mody, na każdym rogu spotyka się modelki, blogerki modowe czy projektantów… Sama miałam możliwość uczestniczenia w spotkaniu z jedną z najbardziej znanych, a przy okazji moją ulubioną blogerką – Negin Mirsalehi. Spotkanie to odbyło się w kultowej paryskiej kawiarni „Angelina”, do której kolejka zawsze zajmuje połowę ulicy, a podczas tego wydarzenia na miejscu trzeba było znaleźć się około dwie godziny wcześniej, aby w ogóle mieć szansę zobaczyć Negin! Event był jedynym w swoim rodzaju wydarzeniem, w jednym miejscu zgromadzone były najpopularniejsze i najbardziej cenione obecnie blogerki modowe. Wszystkie szczegóły dopracowane były w nawet najmniejszym stopniu, od dekoracji czy opakowań sprzedawanych tam produktów, po limitowane ciastko przygotowane specjalnie na tę okazję przez cukiernię. Nawet bez konkretnego planu czy wejściówek na wydarzenia takie, jak pokazy, jesteśmy w stanie poczuć się jakbyśmy byli częścią tygodnia mody. Idąc z moją przyjaciółką ulicą zdarzyło się kilka sytuacji, gdy paparazzi zaczęli robić nam zdjęcia lub na chodniku obok nas szły niezwykle sławne osoby jak np. Cindy Crawford. Oprócz tego w sklepach można dostać jedyne w swoim rodzaju rzeczy przygotowane specjalnie na ten czas. Miejscem, które każdy obowiązkowo, niezależnie od zainteresowania modą musi odwiedzić, jest Fondation Lous Vuitton. Jego architektura i magiczny klimat spodoba się każdemu! Budynek ten znajduje się w jednym z paryskich parków, przechadzając się jego uliczkami możemy podziwiać cudowne kwiaty oraz pawie na wolności przechadzające się między ludźmi. Podsumowując, jeżeli miałabym komukolwiek polecić najlepszy czas na wybranie się do Paryża, to byłby to właśnie okres tygodnia mody, ponieważ ilość inspiracji, okazji, eventów i poznanych ludzi ze świata mody jest ogromna, nawet jeżeli nie jest się bezpośrednio związanym z tym światem!
18
REKLAMA
19
REGION
DOTYK HISTORII Muzeum Zamkowe w Pszczynie zaprasza
W wozowni oraz w młynie Stajni Książęcych przy Muzeum Zamkowym w Pszczynie można zobaczyć niezwykle interesującą wystawę „Orzeł czarny, orzeł biały. Ziemia pszczyńska 1914-1922. W stulecie odzyskania przez Polskę niepodległości”. rozmowa z Sylwią Smolarek-Grzegorczyk, Marcinem Nygą i Agnieszką Modrzejewską – kuratorami wystawy „Orzeł czarny, orzeł biały. Ziemia pszczyńska 1914-1922. W stulecie odzyskania przez Polskę niepodległości”, oraz Dominiką Sulińską – kuratorem wystawy „Dialogi w wyobraźni”. Rozmawia: Ewa Krokosińska-Surowiec
20
archiwalnych udostępnianych na pulpitach do samodzielnego studiowania. Do dyspozycji zwiedzających są też audioprzewodniki, a także aplikacja na smartfony, co również ułatwia zwiedzanie. EKS: Skąd tytuł wystawy? Marcin Nyga: Tytuł nawiązuje do historii Górnego Śląska, a ściślej – ziemi pszczyńskiej. Wystawa obejmuje okres od 1914 do 1922 roku, czyli od wybuchu I wojny światowej do włączenia Górnego Śląska do Polski. W momencie wybuchu wojny ziemia pszczyńska należała do Cesarstwa Niemieckiego, którego godłem był orzeł czarny. Orzeł biały to nawiązanie do odrodzonej Polski. EKS: To dlaczego na wystawie i w materiałach reklamowych orły są złote? Marcin Nyga: To celowy zabieg. Motyw złotych orłów na niebieskim tle pojawia się wielokrotnie w obrębie wystawy i w materiałach jej towarzyszących, a jest nawiązaniem do barw Górnego Śląska.
Ewa Krokosińska-Surowiec: Jesteście współautorami wystawy „Orzeł czarny, orzeł biały. Ziemia pszczyńska 1914-1922. W stulecie odzyskania przez Polskę niepodległości”. Wystawę można oglądać w dwóch przestrzeniach: w wozowni i w młynie w Stajniach Książęcych. Jest ona ogromnym przedsięwzięciem. Zgromadziliście bardzo dużo unikalnych eksponatów. Zwiedzający mogą zapoznać się również z dużą ilością materiału tekstowego w formie opisów, dokumentów, listów. Nie jest to wystawa łatwa w odbiorze… Marcin Nyga: Wystawa w wozowni ma charakter historyczno-edukacyjny, ale nie zgodziłbym się z twierdzeniem, że nie jest łatwa w odbiorze. Świadczy o tym fakt, że cieszy się dużym zainteresowaniem, także wśród młodszych widzów. Aby ułatwić odbiór, została tak pomyślana, że ma trzy poziomy narracji. Pierwszy poziom to poziom wizualny. Czyli główną rolę odgrywają same eksponaty. Drugi poziom to opisy historyczne poszczególnych wątków, zdarzeń i opisy eksponatów. Trzeci poziom, najbardziej złożony, to prezentacja kopii dokumentów
EKS: Wystawa jest bardzo dużym przedsięwzięciem. Jak długo trwały przygotowania do niej? Ile osób pracowało przy tym projekcie? Sylwia Smolarek-Grzegorczyk: Prace nad wystawą trwały rok. Jest czterech autorów wystawy, ale tak naprawdę jest ona efektem końcowym pracy wielu osób. Poprzedziły ją wielomiesięczne prace badawcze, następnie prace nad selekcją zbiorów. Potem musiały być przeprowadzone prace konserwatorskie. Aby uzyskać to, co widzimy, należało opracować projekt, wykonać aranżację wnętrz, w których znajduje się wystawa, i wreszcie sam montaż wystawy. EKS: Wystawa w wozowni obejmuje wiele eksponatów. Czy wszystkie pochodzą ze zbiorów Muzeum Zamkowego w Pszczynie? Sylwia Smolarek-Grzegorczyk: Oprócz zabytków z Muzeum Zamkowego w Pszczynie na wystawie zgromadzono artefakty wypożyczone z blisko trzydziestu różnych instytucji – w tym muzeów czy archiwów – jak i z kolekcji prywatnych w Polsce i zagranicą. W sumie kilkaset obiektów. Wśród nich można wymienić przedmioty m.in. z pszczyń-
21
REGION
skiego oddziału Archiwum Państwowego w Katowicach, Muzeum Prasy Śląskiej w Pszczynie, Muzeum Czynu Powstańczego w Górze św. Anny będącego oddziałem Muzeum Śląska Opolskiego w Opolu, Deutsches Historisches Museum w Berlinie, Imperial War Museums w Londynie czy Museum Huis Doorn w Holandii. EKS: Na wystawie można obejrzeć cztery interesujące filmy dokumentalne. Sylwia Smolarek-Grzegorczyk: Dzięki zainstalowanym monitorom na wystawie można obejrzeć 4 krótkie filmy archiwalne. Pierwszy ukazuje wizytę cesarza Austro-Węgier Karola I Habsburga w Kwaterze Głównej wojsk niemieckich w zamku pszczyńskim w 1917 roku, drugi, również z 1917, urodziny cesarza Wilhelma II w Pszczynie. Kolejny stanowi połączenie kilku krótkich ujęć archiwalnych przedstawiających dzień plebiscytu w Katowicach w 1920 roku, generała Henri Le Ronda z pułkownikiem Haroldem Percivalem i generałem Armando de Marinisem w Opolu – gdzie mieściła się siedziba Międzysojuszniczej Komisji Rządzącej i Plebiscytowej – a także widok kompleksów przemysłowych na Górnym Śląsku i mapę ilustrującą obszar plebiscytowy. Na ostatnim z filmów uwieczniono uroczystość przyłączenia Górnego Śląska do Polski, mającą miejsce 22 czerwca 1922 roku w Katowicach. EKS: Wystawa opowiada nie tylko o wielkich wydarzeniach historycznych, ale pokazuje również losy zwykłych ludzi. Marcin Nyga: W setną rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości postanowiliśmy przybliżyć lokalną historię przez pryzmat losów żyjących tu Górnoślązaków. Ich zmagania z okropnościami wojny, jak i dramatyczne przeżycia z okresu powstań śląskich. Wielka historia jest przecież tak naprawdę tworzona przez pojedynczych ludzi, dlatego uznaliśmy, że w tym wyjątkowym jubileuszowym roku należy wyciągnąć z cienia opowieści o ich losach. EKS: Wystawa w Młynie przemawia do widza przede wszystkim obrazem. Z podświetlanych gigantycznych fotografii spoglądają ludzie wyrwani z codziennego życia, w oczekiwaniu na to, co nieuchronne. Agnieszka Modrzejewska: Piętro w młynie poświęciliśmy fotografiom autorstwa księdza Mateusza Bieloka. Ksiądz Bielok z zamiłowania był fotografem i na szklanych negatywach utrwalał życie swoich parafian. Prezentowane zdjęcia przedstawiają Bieruń w przededniu wybu-
22
chu Wielkiej Wojny. Pochodzą ze zbiorów fotograficznych Parafii Wszystkich Świętych w Pszczynie, cała kolekcja to ponad 100 sztuk. EKS: Na parterze młyna można zobaczyć w stereoskopach oryginalne, trójwymiarowe zdjęcia z frontu, które robią ogromne wrażenie. Agnieszka Modrzejewska: Fotografie dokumentują życie żołnierzy francuskich w okopach I wojny światowej. Zostały wykonane na froncie zachodnim – głównie na północy Francji, w latach 19161917. Są to obrazy uwiecznione na szklanych płytkach. Kolekcja jest własnością Muzeum Zamkowego. Dzięki tej unikatowej kolekcji, która do tej pory nie była pokazywana publicznie, możemy zobaczyć, jak wyglądało codzienne życie na froncie. Na fotografiach widać żołnierzy w okopach, żołnierzy służb medycznych w trakcie szkolenia z zakresu pierwszej pomocy lub noszowych transportujących rannych, ukazano także ruiny miast czy życie za linią frontu. Nie zabrakło także scen drastycznych, ukazujących śmierć na polu bitwy. Zdjęcia wykonane zostały przez nieznanego fotografa techniką stereoskopową i można je oglądać właśnie za pomocą stereoskopów specjalnie do tego celu wykonanych. Dopełnieniem jest stanowisko multimedialne z fotografiami z okresu I wojny światowej. W jednym z pomieszczeń młyna powstała rekonstrukcja wojskowego szpitala polowego. W Stajniach Książęcych Muzeum Zamkowego można również otrzeć się o wielki świat mody. Na wystawie pt. „Dialogi w wyobraźni” prezentowane są unikalne ubiory wielkich kreatorów mody. Ewa Krokosińska-Surowiec: Co cię zainspirowało, aby stworzyć w muzeum wystawę o modzie? Dominika Sulińska: Przeczytałam wywiad z panem drem Piotrem Szaradowskim, prywatnym kolekcjonerem mody, wykładowcą i znawcą tematu, który wydał książkę o modzie pt. „Francja elegancja. Z historii haute couture”. W wywiadzie mówił m.in. o balowej sukni z roku 1909, z domu mody Worth, a przecież księżna Daisy von Pless mogła się ubierać właśnie u tego projektanta. Pszczyńska księżna znana była nie tylko ze swej urody, ale też elegancji i wspaniałych toalet. W zbiorach naszego muzeum znajduje się piękny portret Daisy wykonany przez Bolesława Szańkowskiego, na którym księżna, siedząc na tronie, pozuje ubrana w jedwabną plisowaną suknię powstałą w weneckiej pracowni modnego projektanta Mariano Fortuny’ego. Pomyślałam, że mógłby to być punkt wyjścia dla wystawy w Muzeum Zamkowym. Jako instytucja cały czas się rozwijamy, szukamy nowych
pomysłów. W polskich muzeach rzadko prezentuje się modę, dlatego taka wystawa wydała mi się szczególnie interesująca jako pewnego rodzaju eksperyment. EKS: Czy moda, poszukiwanie, tworzenie własnego stylu stanowi dla ciebie ważną część życia? Dominika Sulińska: Moda, a właściwie ubiór może być pomocny w pokazaniu swojej osobowości, może być też „tarczą” chroniącą przed światem, dlatego jest ważny. Gdy jesteśmy odpowiednio do sytuacji ubrani, możemy zająć się innymi, ważniejszymi sprawami. Dla arystokracji natomiast, bo stroje haute couture należy pojmować jako ubiory często przeznaczone dla arystokracji właśnie, ubieranie się u wielkich krawców stanowiło element prestiżu czy wręcz część kultury zamożnej i wpływowej warstwy społecznej. EKS: Tytuł wystawy jest intrygujący. Dlaczego „Dialogi w wyobraźni”? Dominika Sulińska: Nie chcieliśmy robić typowej wystawy prezentującej modę chronologicznie. Tytułowe dialogi to „konwersacje” między różnymi przedmiotami: strojami z wielkich domów mody i obiektami ze zbiorów naszego muzeum. Wystawa ma za zadanie pokazanie świata inspiracji w procesie projektowania, czasami nieoczywistych związków między przedmiotami czy zjawiskami. Podzielona na kilka części wystawa zwraca uwagę na postrzeganie i znaczenie kolorów, form, wzorów czy inspiracji naturą i innymi kulturami, co można dostrzec niezależnie od rodzaju przedmiotów. Istotne było dla mnie jako kuratora pokazanie naszych obiektów w nieoczywistym kontekście. Równie ważne było, by zwiedzający wystawę w oparciu o prezentowane obiekty mogli stworzyć własne dialogi w wyobraźni i samodzielnie odkryć nieopisane połączenia między przedmiotami. EKS: Jakie wielkie nazwiska kreatorów mody pojawiły na tej wystawie? Dominika Sulińska: Zobaczyć można kreacje domów mody Dior, Yves Saint Laurent, Pierre Balmain, Givenchy, Chloé. Nie zabrakło też ważnych nazwisk z początków haute couture, jak Jean Patou, a także najbardziej liczących się azjatyckich projektantów, jak Issey Miyake i Yohji Yamamoto. EKS: Miejsce ekspozycji tych ekskluzywnych toalet jest specyficzne – dawne stajnie książęce… Dominika Sulińska: Tak, jest to budynek pełniący w swojej historii
głównie funkcje użytkowe, ale jako część rezydencji magnackiej może też posłużyć za miejsce ekspozycji, nazwijmy to: towarów luksusowych. Stroje haute couture to wszak przedmioty luksusowe, a luksus był dostępny dla nielicznych – to właśnie arystokratki były najczęstszymi klientkami paryskich domów mody. Księżna Daisy von Pless często jeździła do Paryża, gdzie odwiedzała najbardziej prestiżowe domy mody i wytwornych jubilerów, by wspomnieć chociażby sławnego Cartiera. Wystawa „Dialogi w wyobraźni” jest czynna do 30 listopada 2018 roku, a wystawę „Orzeł czarny, orzeł biały. Ziemia pszczyńska 1914-1922. W stulecie odzyskania przez Polskę niepodległości” można oglądać do 31 marca 2019 roku.
23
ROZMOWY PRZY KAWIE
ZASADY STAWIANIA KRESEK
fot: Marta Bąk / Pytlik&Bąk Fotografia
Gdybym chciała określić Adama tylko jednym słowem – mianem architekta, byłoby to zdecydowanie za mało. Adam jest bowiem również nauczycielem, wychowawcą oraz liderem – i wszystkie te role związane są z architekturą. O sobie i o kursach rysunku odręcznego, które prowadzi głównie dla młodzieży przygotowującej się do egzaminów wstępnych na studia, opowiada mi w kolejnej odsłonie „Rozmów przy kawie”.
Rozmowy przy kawie
R ozmawia : M a g d a l e na J e ż Założycielka Klubokawiarni Aquarium, mieszczącej się na I piętrze Galerii Bielskiej BWA (ul. 3 Maja 11) www.facebook.pl/klubokawiarnia.aquarium
24
fot: Aquarium
Doprecyzuję: Adam JEST architektem. Ale na co dzień nie pracuje w biurze architektonicznym ani firmie deweloperskiej. Jego uwaga bardziej skupiona jest na czymś innym. W założonej przez siebie w 2014 roku pracowni prowadzi kursy dla młodzieży. Na zajęciach z rysunku odręcznego uczy zasad stawiania kresek, właściwej głębi i perspektywy. Przygotowuje kursantów do egzaminów na wydziały architektury i na uczelnie artystyczne. I co roku ma w tym wyjątkową skuteczność! Podchodzący do próby zdają ją znakomicie, osiągają najwyższe wyniki i dostają się na swoje wymarzone studia. Pytam, czy to magia,
25
fot: Aquarium
ROZMOWY PRZY KAWIE
czy ma na to jakiś tajny sposób, ale odpowiedź jest dość przyziemna – to rezultat ciężkiej pracy. Adam ukończył studia na Wydziale Architektury Politechniki Krakowskiej. Choć mogłoby się zdawać, że większe miasto zapewni mu szersze perspektywy, nie wahał się ani chwili i zaraz po studiach wrócił do Bielska-Białej. I od razu skoczył na głęboką wodę, zakładając własną działalność gospodarczą. Ten okres swojego życia wspomina jako wymagający, ale bardzo wartościowy. Początkowo trudnił się czymś innym – projektowaniem graficznym i marketingiem. Dopiero później postanowił zająć się tym, co od dawna wydawało mu się jego sposobem na życie. Jeszcze będąc na studiach, pomagał wykładowcom w prowadzeniu zajęć, asystował przy nich. Stawiał wtedy pierwsze kroki jako nauczyciel, a dawało mu to tyle radości, że pomysł na własną działalność związaną z prowadzeniem kursów zaczął wnet kiełkować. W rezultacie Adam prowadzi pracownię, w której kursanci kompleksowo są przygotowywani do studiów na wydziałach architektury lub na akademiach sztuk pięknych. Kursy to nie tylko rysowanie, ale także zajęcia z historii sztuki oraz obsługi programów graficznych. W zasadzie to jesteśmy sąsiadami. Pracownia Adama znajduje się rzut beretem od BWA – na Pigalu, w budynku dawnego banku (Plac Bolesława Chrobrego 1).
26
Tam odbywają się kursy, choć czasem zdarza się, że pewne działania wychodzą poza mury pracowni. We wrześniu mieliśmy przyjemność gościć Adama u nas w Klubokawiarni Aquarium, gdzie poprowadził dwa spotkania: warsztaty z rysunku odręcznego, a także wykład dotyczący architektury miasta. Ten drugi temat jest bliski jego sercu, ponieważ uwielbia Bielsko-Białą. Choć urodził się w Poznaniu, to tutaj mieszka większość swojego życia. Podkreśla, że nigdy nie miał aspiracji, które kierowałyby go w miejsca, gdzie są wielkie pieniądze, a gwar dużych miast nie zawsze mu odpowiada. Bielsko-Biała z wielu względów jest dla niego wymarzonym miastem, gdzie odnajduje przyjazne środowisko, w którym może się realizować i spełniać. Można pokusić się o teorię, że to dzięki przeprowadzce do Bielska-Białej zaczął rysować. Gdy zmienił szkołę, w nowej klasie poznał kolegów, którzy interesowali się graffiti. Jego też to oczarowało, więc zaczął rysować, na początku głównie te swoje „krzywe literki”. Dopytuję z pewną obawą, biorąc pod uwagę jego ówczesny wiek, czy ma na koncie jakąś ścianę. Odpowiada ze śmiechem, że na szczęście niczego nie zdewastował, a projekty z tamtych lat pozostały jedynie na papierze. Teraz na tak zadane pytanie mógłby odpowiedzieć inaczej, ponieważ jest autorem kolejnego muralu kredo-
fot: Kursy Pencil
wego, który we wrześniu można było oglądać na jednej ze ścian Aquarium. Adam narysował pracę zgodną ze swoimi zainteresowani: kolaż najciekawszych budynków naszego miasta, prezentujący różne style architektoniczne, od baroku po modernizm. Praca go pochłania. Nie jest jednak przekleństwem, lecz wielką radością. W końcu Adam jest jednym z tych szczęśliwców, którzy robią to, co naprawdę kochają. Granica między pracą a tak zwaną resztą życia jest więc bardzo płynna i trudno byłoby ją sztywno wyznaczyć. Wiele rzeczy, które robi poza godzinami pracy, tak naprawdę ściśle się z nią łączą – szuka nowych inspiracji, doskonali umiejętność rysowania, wciąż chce się rozwijać w tym zakresie. W wolnym czasie ceni sobie aktywność fizyczną na świeżym powietrzu. Niedawno wrócił do jazdy na BMX-ie i czasem można zobaczyć, jak szaleje w skate parku na Błoniach. Niekiedy wybiera się też na rowerowe wyprawy po okolicy, ciesząc się ciszą, spokojem i widokami wokół. Ale tak naprawdę to woli być wśród ludzi i chętnie spędza czas z przyjaciółmi. fot: Aquarium
Co jeszcze lubi? Dobrze zastrugane ołówki i fajne strugaczki. A także czarną kawę bez mleka i cukru, bo – jak mówi – niechętnie zmienia rzeczy, które są dobre same w sobie.
27
LUDZIE
To m e k S z u l a k o w s k i
J estem zobowi ą za n y tem u miast u Z Tomkiem Szulakowskim rozmawia Anita Szymańska. Foto: Roman Hryciów
Bielski satyryk, muzyk i autor tekstów, książek, scenariuszy filmowych, sztuk teatralnych, reżyser, producent, dziennikarz, felietonista, współorganizator Bielskiej Zadymki Jazzowej – pomysłodawca i organizator Koncertu na Szyndzielni. Członek jury „Złotych Masek” Urzędu Marszałkowskiego w Katowicach w sezonach teatralnych 2004/2005, 2005/2006, 2006/2007. Laureat Nagrody Specjalnej Prezydenta Miasta Bielska-Białej w dziedzinie Kultury i Sztuki „IKAR” – za dotychczasową działalność ze szczególnym uwzględnieniem wkładu w przygotowanie przedstawień sześciu edycji Akcji Charytatywnej „Kopciuszek”.
28
Cześć, Tomku. W związku z czym się spotykamy? W związku z tym, że jesteś tak barwną osobą i robisz od wielu lat tak dużo różnych rzeczy, że to jest jakiś grzech zaniedbania z naszej strony, że jeszcze cię u nas w gazecie nie było. Są gorsze grzechy zaniedbania (śmiech). Powiedz, nad czym ostatnio pracowałeś? W Myszkowie – jak co roku – robiłem charytatywną bajkę, jednocześnie współpracowałem z kanadyjskim teatrem Open Heart Surgery. Bardzo ciekawy projekt, Szymborska w trzech językach: polskim, francuskim i angielskim. Międzynarodowa obsada. Dwie aktorki – jedna z Meksyku, druga z Kanady – i reżyserka z Londynu zafascynowana poezją Szymborskiej. Muzycznie ilustruje ten spektakl na wiolonczeli Dobrochna Zubek, córka znanego bielskiego muzyka, Andrzeja Zubka. Wystawialiśmy to w Teatrze Nowym w Krakowie i w Bibliotece Śląskiej w Katowicach. Jaka była twoja rola? Koordynacja ze strony polskiej. Próby, światła, scenografia. To bardzo kameralny, osobisty wręcz spektakl. Ruch, dźwięk, słowo. W zasadzie bardziej projekt niż spektakl. W hołdzie Wisławie Szymborskiej. Sporo w nim elementów baletu. Z baletem nie miałeś dotąd do czynienia? (Śmiech) Oczywiście, że miałem. Kiedyś robiłem galę dla fun-
29
dacji Dress for Succes i fundacji Jolanty Kwaśniewskiej w Teatrze Rozrywki w Chorzowie. Potrzebowałem tańczących mężczyzn do układów chorograficznych. Zadzwoniłem do dyrektora zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk”, który przysłał swoich uczniów i tancerzy. Piękny balet (śmiech). To czego jeszcze nie robiłeś? Nie malowałem. No właśnie, bo poruszasz się raczej w rejestrach teatralnych, muzycznych. Muzycznych to już nie bardzo, chociaż wypłynąłem jako muzyk – perkusista. Prawdą jest, że oczywiście Maria Koterbska była pierwszą divą z Bielska-Białej i zespół Andrzeja Zubka pierwszym zespołem jazzowym z naszego miasta – w 1957 czy 1958 roku. Potem długo nic się nie działo i następnie Krysia Fuczik wyśpiewała w latach 70. coś w opolskich Debiutach. Potem znów nic i wtedy pojawiliśmy się my, czyli zespół Salvator w składzie: Krzysiek Maciejowski, Janek Stachura, Janusz Zalewski i ja. Takie były początki. Do tego Piątawka
LUDZIE
z Jurkiem Rocławskim. W zasadzie podobno był jakiś zespół przed nami, ale my jako pierwsi po 1957 roku graliśmy jazz w bielskich lokalach. Była to połowa lat 80. Czy ty masz wykształcenie muzyczne? Nie. Wybębniłem sobie życie ciężką pracą, słuchaniem muzyki. Słuchało się bardzo dużo. Wszystkiego. Jazzu, rocka, bluesa, muzyki poważnej. Nie funkcjonowało kiedyś słowo „pirat”, więc garściami nagrywało się muzykę z Trójki i puszczało dalej w obieg. Były takie programy jak „Trzy Kwadranse Jazzu”… Willis Conover, ale też masa audycji – Manna, Kaczkowskiego, Beksińskiego, Tłuczkiewicza… Muzyki było od groma! Było czego słuchać. I graliśmy. A nie ma bardziej rozwojowego dla muzyka gatunku niż jazz. Moim pierwszym jazzowym zespołem z prawdziwego zdarzenia był Military Jazz Combo z Bogdanem Hołownią i Yurkiem Rodziewiczem w składzie, we wczesnych latach 80. Jednocześnie byłem pierwszym perkusistą – o tym chyba nikt nie wie – Nocnej Zmiany Bluesa, którą zakładaliśmy w Toruniu, gdzie stacjonowałem jako żołnierz w orkiestrze wojskowej. W wojsku grałeś w orkiestrze? Tak, byłem doboszem (śmiech). Ale tak normalnie, powołanie i te sprawy, wzięli Cię do wojska? Tak. I tam pam param pam pam. W stanie wojennym grałem przysięgi, pochody pierwszomajowe, pogrzeby. Postrzelałem sobie też z haubic. Zabawa po pachy. To sarkazm oczywiście, ale faktycznie w toruńskim – kultowym już – klubie Odnowa bardzo się wtedy muzycznie rozwinąłem. Za ścianą miała próby Republika… A potem? Po wojsku wróciłem tutaj… Pierwsze Rockosze. Dom Muzyki był wówczas jeszcze w kamienicy hotelu Pod Orłem. Pamiętam te garderoby z dykty, co za czasy! Było to bardzo intensywne kilka lat. Graliśmy i na opolskich Debiutach, Premierach, i na FAMA-ch, na Piosence Studenckiej i na Jazz Juniors… Grałem też w krakowskim zespole La Men, z którym wystąpiłem jeszcze w Sopocie w 1992 i… skończyłem grać. W zespołach, bo bębny elektroniczne mam w domu i ciągle do nich wracam. Ciężko się tak rozstać (śmiech). Taka gra dla zabawy. Cichutko. Nikomu nie przeszkadzam. Słuchaj, gram z najlepszymi: z Patem (Methenym – przyp. red.), z Prince’em, ze Stingiem – z kim chcę. Słuchawki, YouTube i lecimy. Znam anegdotę o takim jednym (śmiech) muzyku
30
W tamtych czasach uchodziłem za niezłego bębniarza, a nagrody dostawałem za teksty. Nie jako muzyk. Tak więc piszę. perkusiście, który wyruszył w trasę po kościołach, z płytą „Beyond the Missouri Sky” Pata Metheny’ego i Charliego Hadena. Jak wiadomo, jest to duet. A on bez ceregieli emitował tę płytę z głośników, a sam „akompaniował” im akustycznie. Co za odpał! Ludzie mają pomysły… Może sobie teraz wpisać w CV, że grał koncerty z Patem i Hadenem (śmiech). Przecież ty piszesz. Ja?! A, tak. Piszę wszystko, jak leci. Głównie donosy (śmiech). Słuchaj. Życie jest piękne, bo nieprzewidywalne. W tamtych czasach uchodziłem za niezłego bębniarza, a nagrody dostawałem za teksty. Nie jako muzyk. Tak więc piszę. Jeszcze powieści nie napisałem, ale się przymierzam. Wszystko przed tobą. Oczywiście. Pomysł już mam. Ale nie mam tytułu. Pamiętam, kiedy miałem premierę… O właśnie, wiesz, że jestem pierwszym bielszczaninem, który wystawił sztukę na deskach bielskiego Teatru Polskiego? Fakt. Mała Scena, ale zawsze. Był to „Wiśniowy czad” w reżyserii Zdzisława Wardejna. Rok 2000… Dla kogo piszesz? Głównie dla siebie. W sztuce obowiązuje taka zasada, przynajmniej ja ją stosuję: nie twórz czegoś, czego sam byś nie chciał przeczytać, obejrzeć, posłuchać… Mogę dołożyć jeszcze: i dobrze się przy tym baw. Ale życie życiem, więc piszę też dla chleba. Małgorzata Handzlik wciągnęła mnie w swoje akcje charytatywne, więc pomagając innym, dobrze się przy tym bawię. Parafrazowanie i przetwarzanie różnych materiałów na bajki daje mi dużo funu, ale też zabiera dużo czasu i energii, przez co zaniedbuję własne potrzeby twórcze. Na razie.
Po drodze przecież jeszcze współpracowałeś z radiem. Tak, wszystko się zaczęło w Radiu Katowice, dla którego pisałem rymowane felietony komentujące rzeczywistość. A potem dostałem propozycję codziennej audycji w Radiu Bielsko, dla którego napisałem ponad 1000 felietonów. Oprócz tego pisałem i nagrywałem scenki, skecze, jasełka… Z osobami znanymi w Bielsku-Białej. Kto tam nie grał! Od siatkarek BBTS, przez braci Golców, po Stanisława Janickiego, Iwonę Loranc, Maćka Orłosia, Jacka Lecha, Marię Koterbską, która twierdziła, że w życiu się tak nie denerwowała. Nagrywała rolę zwiastującego anioła i po wyjściu ze studia stwierdziła, że ona wszystko w życiu przeszła, ale nagranie anioła w jasełkach było jednym z jej największych przeżyć. Wszyscy się świetnie bawili. Potem jasełka przeniosły się do Piwnicy Zamkowej. Nie. To było jeszcze przed radiem. Dwie edycje jasełek w Piwnicy Zamkowej zrobiliśmy na żywo. Były to bardzo alternatywne (śmiech) jasełka. Chociaż oparte na klasycznym tekście, ale oczywiście stuningowanym na współczesną wtedy modłę. Ale formuła podobna – znani i lubiani bielszczanie na tej małej scence. Reżyserował Jurek Batycki. Piwnica to było zupełnie odjechane miejsce. Wszyscy staliśmy za barem. Muzycy, aktorzy, tancerze. Nawet obecna pani dyrektor Zamku robiła kawę i herbatę. Nic dziwnego, że w tym miejscu przesiąkniętym
31
LUDZIE dymem papierosów, alkoholem, ale i muzyką i teatrem powstała koncepcja Zadymki Jazzowej, z której Jurek Batycki zrobił jeden za najlepszych festiwali jazzowych w Europie. Skąd u ciebie to zamiłowanie do pisania? Z czytania! Promujmy czytanie! Kiedyś chłonąłem książki, teraz mniej. Marzy mi się powrót do tego, ale praca, którą wykonuję, tak mnie wypompowuje, że wieczorem padam i nie mam już na nic siły. Mam trzy książki przy łóżku, otwarte w połowie i nie mogę ich skończyć. Czytam stronę i zasypiam. Nawet nie zdążę wejść w ten książkowy świat. Ale wracając do pytania o pisanie, to właśnie czytanie i chyba też to, że pochodzę z rodziny nauczycielskiej. Wychowałem się na polskiej klasyce. Czytała mi babcia. „Ballady i romanse”, „Pana Tadeusza” i „W pustyni i w puszczy”. Inwokację znalem już jako 5-latek. A że dużo chorowałem, to i dużo czytałem. Opowiem ci ciekawą historię. Kiedyś skończyłem któregoś „Pana Samochodzika” albo jakąś Ożogowską i nie miałem niczego dziecięcego pod ręką. Rodzice mieli taką biblioteczkę, były tam przeróżne książki. Na chybił trafił wziąłem opowiadania amerykańskiego autora. Jakiegoś Fitzgeralda (śmiech). Pomyślałem, że przez opowiadania jakoś przebrnę. I wziąłem się za pierwsze z brzegu. Traktowało o człowieku, który urodził się jako stary i młodniał. Dla mnie jako dziecka było to jak bajka. Zapomniałem o tym na lata, dopóki nie poszedłem do kina na „Ciekawy przypadek Benjamina Buttona” i podczas projekcji, podczas tego niesamowicie opisanego wypadku Daisy, poczułem zapach rodzinnego domu! Wręcz smak domowych potraw, zapach tej biblioteki rodziców. Ten zapach, który przeniósł mnie w czasie ponad smrodem popcornu i innych wynalazków. Nieziemskie przeżycie… Fajnie, że dane mi było żyć w czasach, w których pokazanie się z książką było jak dzisiejsze obnoszenie się z „ajfonem”. W tamtych siermiężnych czasach właśnie to była prawdziwa walka
Piwnica to było zupełnie odjechane miejsce. Wszyscy staliśmy za barem. Muzycy, aktorzy, tancerze. z PRL-em. Kultura! Wszystkie wagary spędziłem w kinie Rialto. Obejrzałem większość najważniejszych filmów świata. Filmy, które nie trafiały do kin i miały tylko jedną kopię, prezentował w swoim DKF-ie „Kogucik” Andrzej Dudka. Mieliśmy niepowtarzalny Teatr Telewizji, Jazz Jamboree i każdy z książką! Kupowało się je na targu, w antykwariatach… Gdy się miało znajomości w księgarniach, to dostawało się spod lady siatkę książek, nie mając pojęcia, co w niej jest. Książki były towarem wymiennym. I najważniejsze: na książki się wtedy rwało laski. A gdy byłeś jeszcze muzykiem… Ech… Wróćmy do twojej aktualnej działalności pisarskiej Bez przesady. Wydałem raptem trzy książki. Jedną z felietonami o Bielsku-Białej, kolejną z cudownym Olgierdem Kossowskim i jego karykaturami, a moimi limerykami i jedną dla dzieci o naszym Zamku. Teraz próbuję wydać czwartą, też dla dzieci, ale nie mam jeszcze koncepcji graficznej, a wszystko, co robię, musi być wyjątkowe (śmiech). Teraz robię kolejny dokument na prywatne zlecenie. Film? Tak. Zrobiłem już kilka. Ale to taka nisza, do której rzadko wskakuję. Zdarzało mi się też grywać. No, statystować. Podoba mi się plan filmowy. Jestem typem producenta. Potrafię ogarnąć ten zamęt. Jednak wolę pisać. Scenariusze na przykład. Wymyśliłabyś taki scenariusz? Jaki? Filmowy. (śmiech) Za moich czasów można było iść do tzw. Mechanika, gdzie była wypożyczalnia filmów oświatowych, takich na taśmie w blaszanej kasecie, które były emitowane w szkołach. O grawitacji, o płazach i gadach i inne, których i tak nie rozumiałem. Ale można było składać zapotrzebowanie na filmy polskie,
32
wypożyczało się „Potop” czy „Krzyżaków”. Nawet odcinki Klossa. Moja mama prowadziła taki klub osiedlowy Widok, w którym odbywały się też projekcje dla szkół. Często chodziłem dla niej po filmy do tej wypożyczalni. Zresztą w tym klubie wiele się działo. Mieliśmy tam próby, przesiadywaliśmy całymi dniami. Tak się zdarzyło, że pewnego razu wypożyczyłem właśnie „Potop”, w którym jest scena z Małgorzatą Braunek, gdzie widać kawałek jej piersi. Razem z Krzyśkiem (Maciejowskim – przyp. red.)zrobiliśmy sobie prywatną projekcję tego filmu i chcieliśmy zrobić stop klatkę, aby przyjrzeć się dokładnie tej piersi. Zatrzymaliśmy w tym miejscu i spaliliśmy kilka klatek z pięknym biustem Małgorzaty Braunek. Tak było! Najlepsze scenariusze pisze samo życie. Jesteś strasznie niespokojny duch. Ciągle coś robisz. Tak, ciągle coś się dzieje. Ludzie dzwonią. Jakimiś dziwnymi kanałami rozchodzi się to, co robię. Tak jak te Kanadyjki. Nie odmawia się takich rzeczy. Nauczyłem się, że jedna rzecz generuje kolejną, nieznaną, nieprzewidywalną. Spójrz. Jako muzyk pisałem teksty, nagrywałem teledyski, przyglądałem się, jak to się robi, poznałem filmowców, ci przedstawili mnie w teatrze, tam namówiono mnie na sztukę, po sztuce zaproponowano mi pracę w radiu, dzięki pracy w radiu miałem tyle felietonów, że postanowiłem je wydać. Gdy je wydałem, wieczór autorski zrobiłem w Piwnicy Zamkowej, gdzie wymyśliliśmy Zadymkę, której 20-lecie opisaliśmy w jubileuszowym wydawnictwie, nad którym ty też pracowałaś. To tak w dużym skrócie, bo przecież poznaliśmy się w momencie, to był 1996 rok, gdy robiłem plakat i folder do mojej sztuki „Amati”, który wystawiała moja siostra ze swoim ówczesnym Teatrem Ekspresji Dziecięcej. Jesteś bielszczaninem? Tak. Nie wiem skąd, ale mam takie… nie chcę żeby to zabrzmiało górnolotnie, ale mam co do Bielska-Białej takie poczucie misji.
33
Jestem z tym miastem mocno związany. Albo zobowiązany temu miastu. Nie wiem. Dlatego tyle mojej twórczości jest poświęconej Bielsku-Białej i bielszczanom. To było piękne miasto. Było? Tak. Nie jest? Odkąd zniknęły tramwaje, wysoki trotuar, latarnie gazowe albo kiedy zniknęło dzieciństwo… Może dzisiejsi młodzi ludzie będą zachwyceni mostem na Białce, którego ja nie znoszę. Strasznie mi żal tych wszystkich rzeczy, które odchodzą w niebyt. Gdy niedawno odkryto Niwkę, znów wróciłem do dzieciństwa. Albo cała infrastruktura Błoni, z torem saneczkowym, skocznią, z całym klimatem drewnianej zajezdni tramwajowej. Przecież tam były narciarskie trasy biegowe. Wiesz, gdzie była ślizgawka miejska? Za pośredniakiem po lewej stronie. Na kortach. Muzyka z głośników. Jeździłem tam na łyżwach przykręcanych do butów. Jeździłem tam z babcią. Tramwajem. Komu to przeszkadzało? Dziękuję ci za rozmowę. Dziękuję.
LUDZIE
Ciocia Tunia Ciocia Tunia (Marta Świątek-Stanienda) – pochodząca ze stolicy Podbeskidzia wokalistka, muzyk, aktorka scen muzycznych, autorka tekstów, animatorka zabaw dla dzieci, a przede wszystkim szczęśliwa mama – czyli niezwykła kreacja muzyczna dla dzieci szyta na miarę.
34
Na czym polega fenomen Cioci Tuni ? Dzięki swojej charyzmatycznej i otwartej postawie na scenie oraz nietuzinkowemu wokalowi Ciocia Tunia zabiera dzieci w bajkowy, roztańczony i rozśpiewany świat, gdzie dobrej i mądrej zabawie nie ma końca. Jak zaczęła się twoja przygoda z muzyką? Odkąd pamiętam, zawsze uwielbiałam muzykę, śpiew i taniec. Już będąc w przedszkolu, przejawiałam ku temu zainteresowanie. Najbardziej jednak kształtowaniu mojej duszy artystycznej w latach szkolnych pomogło bycie członkiem Zespołu Pieśni i Tańca „Bielsko” w moim kochanym rodzinnym mieście – Bielsku-Białej. W tym samym czasie chodziłam tu również do szkoły muzycznej I II stopnia, gdzie także rozwijałam swoją pasję. Tam właśnie poczułam swoje powołanie sceniczne i zrozumiałam, że na scenie czuję się jak ryba w wodzie. Trwało to kilkanaście lat, dzięki czemu mogłam rozwinąć swój warsztat zarówno wokalny, jak i taneczny. To były cudowne czasy, które teraz procentują w mojej obecnej działalności scenicznej. Jesteś również aktorką scen muzycznych, czy to było naturalnym rozwinięciem twojej kariery scenicznej? Tak, teatr był, jest i będzie moim drugim domem. W wyniku nauki i zdobycia dyplomu aktora scen muzycznych i zawodowego wokalisty oraz dzięki współpracy z teatrami w Polsce udało mi się połączyć trzy pasje mojego życia: śpiew, taniec, aktorstwo.
Moja wiedza i zawodowe doświadczenie sprawiły, że potrafię odnaleźć się w wielu sytuacjach scenicznych. Niezależnie od tego, czy występuję w roli aktora, wokalisty, czy prowadzącego przeróżne imprezy dla dzieci i dorosłych. Dodać do tego chyba jeszcze trzeba talent? (uśmiech) (uśmiech) R.: Jak to się stało, że zaczęłaś śpiewać dla dzieci? Projekt muzyczny dla dzieci Ciocia Tunia powstał jako naturalna kontynuacja naszej działalności, którą założyłam razem z mężem 8 lat temu pod szyldem Tralalandia. Wtedy właśnie rozpoczęliśmy swoją przygodę z pracą z dziećmi i dla dzieci. Jako muzycy i pedagodzy prowadziliśmy w przedszkolach zajęcia muzyczno-ruchowe, interaktywne animacje mikołajkowe, bale karnawałowe, pikniki rodzinne etc. Zresztą robimy to do dziś. Wracając jednak do Cioci Tuni: w pewnym momencie swojej działalności zadaliśmy sobie pytanie, co można by jeszcze wprowadzić do naszego programu dla dzieci? I wtedy właśnie wpadliśmy na pomysł, że skoro uwielbiam śpiewać, to dlaczego
35
LUDZIE nie zrobiliśmy jeszcze piosenek dla dzieci? I tak to wszystko się zaczęło, tak powstała Ciocia Tunia, która jest kwintesencją naszej pracy zawodowej, a jednocześnie pasji życiowej. Skąd pseudonim Ciocia Tunia? (uśmiech) To bardzo proste. Tunia od Martunia. Przyjaciółki w szkole wymyśliły mi taki pseudonim i tak do niego przywykłam, że postanowiłam go wykorzystać przy okazji pracy artystycznej. A Ciocia – to wiadomo. Fajnie jest być muzyczną i rozśpiewaną ciocią dla wszystkich dzieci. Czy praca z dziećmi i dla dzieci jest łatwa? Skłamałby ten, kto by powiedział, że jest łatwa. Dzieci są bardzo wymagającym odbiorcą i trzeba mocno się postarać, aby od samego początku przyciągnąć ich uwagę. Trzeba również odpowiednio dobrać repertuar, który dotrze do młodego odbiorcy i jego rodziców. Od początku swojej pracy z dziećmi stawiam na mądrą zabawę i edukację. W dzisiejszych czasach jest tyle atakujących nasze dzieci bodźców zewnętrznych, które w moim i nie tylko moim mniemaniu nie mają korzystnego wpływu na ich rozwój. Świat pędzi coraz szybciej, a co za tym idzie – tracą na tym najmłodsi. Pozwólmy im zostać jak najdłużej dziećmi. To na pewno zaprocentuje w ich dorosłym życiu. Uwielbiam dzielić się z dziećmi swoją pasją, przekazywać im pozytywne emocje, a kiedy na końcu widzę, że to, co zrobiłam, bardzo się spodobało, dzieciaki dają mi swój uśmiech. Pytają: „Kiedy znów przyjdziesz, Ciociu?” – to jest chyba dla mnie największa nagroda. Uwielbiam to… (łezka w oku) À propos twojej twórczości. Wydałaś niedawno swoją pierwszą płytę z autorskimi piosenkami dla dzieci, jej premiera miała miejsce w sierpniu tego roku. Opowiedz, co to za wydawnictwo? Tak, to prawda. (uśmiech) Dokładnie 5.08.2018 miała miejsce premiera mojej pierwszej autorskiej płyty z piosenkami dla dzieci pt. „Ciocia Tunia. Piosenki dla dzieci”. Na rynku w Bielsku-Białej w ramach Lata z Kulturą odbył się wielki koncert pt. „Ciocia Tunia. Muzyczne show dla dzieci” połączony z promocją płyty. Na scenie towarzyszyły mi wspaniałe i uzdolnione dzieciaki z zespołu Włóczykije oraz fantastyczni muzycy. Płyta ta powstała dzięki zaangażowaniu moich przyjaciół: kompozytora utworów Jarosława Grzybowskiego oraz producenta muzycznego Piotra Kominka. Nad całością projektu czuwał mój niezastąpiony mąż Grzegorz Stanienda, który jest również twórcą moich teledysków. Płyta nie powstałaby bez wsparcia mojego ukochanego miasta, Bielska-Białej, które obrało rolę głównego patrona i mecenasa. Na płycie znajduje się 10 autorskich piosenek oraz 10 podkładów muzycznych, aby można było sobie pośpiewać przy różnych okazjach. Starałam się tworzyć teksty, które opisują otaczający nas świat i pomagają go lepiej zrozumieć. Mamy tam np. piosenkę „Wynalazki” – o udogodnieniach, które pomagają nam w codziennym życiu. W piosence pt. „Ucz się ucz” przypominam dzieciom, jak ważne jest zdobywanie wiedzy. Znaleźć tam również możemy piosenkę dla naszych ukochanych mam. Możemy również poznać skutki zdrowego odżywiania czy zasnąć przy kołysance Cioci Tuni. Płyta jest różnorodna w swoim charakterze i myślę, że każdy znajdzie na niej coś dla siebie. Jestem bardzo szczęśliwa, że udało mi się osiągnąć cel, jakim było wydanie płyty. Było to moje marzenie, które udało się zrealizować. Gdzie można kupić twoją płytę? Płytę można nabyć podczas moich koncertów lub za pośrednictwem mojego fanpage’a na Facebooku. Wystarczy kliknąć i do mnie napisać. W wiadomości zwrotnej przekazuję wszystkie szczegóły dotyczące zakupu, po czym wysyłamy płytę.
36
Jakie w związku z powyższym masz plany zawodowe na przyszłość? Obecnie usilnie pracujemy nad promocją mojego krążka. Staramy się, aby wypłynął on na szerokie ogólnopolskie wody. Jeszcze w tym roku mamy plany, by nakręcić co najmniej jeden teledysk do pastorałki, którą przygotowujemy na święta, oraz kolejną bajkę dla dzieci w mojej interpretacji. Wszystkie moje dotychczasowe teledyski i bajki można zobaczyć na moim kanale na YouTube pt. „Tunia Tv”, do którego obejrzenia bardzo serdecznie zapraszam całe rodziny. Oprócz tego już pracujemy nad przyszłym sezonem koncertowym. Na czas mikołajkowy przygotowujemy także interaktywny muzyczny show, gdzie Ciocia Tunia będzie przygotowywać dzieci na przyjście Mikołaja. Jednocześnie biorę udział w wielu innych koncertach oraz projektach muzycznych skierowanych również do widzów dorosłych. Od dwóch lat współpracuję z Romualdem Lipko (liderem grupy Budka Suflera) przy okazji jego najnowszego projektu muzycznego Romuald Lipko Band. Dużo się muzycznie dzieje wokół mnie i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa. Mogę chyba spokojnie stwierdzić, że udało mi się połączyć pracę zawodową z pasją mojego życia. Dziękujemy za rozmowę, życzymy powodzenia i wielu sukcesów, Ciociu Tuniu. Bardzo dziękuję za zaproszenie i miłą rozmowę. Pozdrawiam cieplutko wszystkich czytelników. Do zobaczenia na koncertach.
37
SZTUKA
sylwia BORONIEC
MY FACES Tekst: Karolina Laurentowska
Bielszczanka z urodzenia, mieszkanka Werony z wyboru, malarka z zamiłowania i powołania. Studiowała na Wydziale Architektury i Urbanistyki Politechniki Krakowskiej, gdzie w 2005 roku uzyskała tytuł magistra inżyniera oraz dyplom RIBA (Royal Intitute of British Architects). Pierwsze eksperymenty z pastelami rozpoczęła już w trakcie studiów, wykorzystując je do artystycznego przekazu swoich projektów architektonicznych. Od 2007 roku mieszka we Włoszech, gdzie zajmuje się projektowaniem oraz disignem w biurze architektonicznym z ponad 40 letnią tradycją. Sama malarka podkreśla często, że to nie ona wybrała pastele, lecz one wybrały ją. Są przedłużeniem jej palców i nadają życie tworzonym pracom. Droga od prostych form geometrycznych zatoczyła krąg aż do prac przedstawiających twarze. Jak mówi sama autorka, portrety skonstruowane są jak rysunek architektoniczny, powstają z brył, plam, cieni, aż po detal, który daje prawdziwy charakter. Projekt MY FACES to nie tylko obrazy, ale przed wszystkim idea ukazywania prawdziwych emocji, które wykraczają poza wszelakie stereotypy i ograniczenia. To portrety pokazujące kronikę chwil, związków, uczuć i jedności. Każdy człowiek to odrębna historia, która stanowi wyzwanie i cel tworzenia. Każda twarz to kolaż przeżyć i ludzi, którzy wyznaczają naszą drogę. Kochając, szanując, tworząc relację zapraszamy innych do
38
naszego życia, dając im jednocześnie możliwość kreślenia odrębnych linii, które zapisują się w naszych oczach i rysach. Prace Sylwii Boroniec są pewnego rodzaju eksperymentem, łączącym wiele części w całość. Wyrażają szacunek dla wszystkich form miłości oraz przyjaźni, określają wspólny mianownik różnic i podobieństw. Krytycy włoscy wielokrotnie podkreślali, iż jej obrazy mają duszę i obserwują widza. To właśnie stanowi o wyjątkowości portretów sygnowanych SYLWIA BORONIEC | MY FACES . W 2012 roku pod Weroną w Villa Corte Spino odbyła sie wystawa jej prac, zorganizowana pod patronatem Urzędu Miasta i Gminy Nogarole Rocca z okazji wieczorów literackich w trakcie których prezentowali swoje książki między innymi: słynna śpiewaczka operowa Katia Ricciarelli, wizażysta i makeup-artist Diego dalla Palma oraz dziennikarz Corierre della Serra Sergio Rizza. W tym samym roku 2012 odbyła się duża wystawa prac autorskich Sylwii Boroniec w Weronie w Galerii Sztuki Użytkowej Spazio Loft Arredamenti Compri, w kontekście włoskiego design’u i nowoczesnych form sztuki użytkowej, zorganizowana przez Stowarzyszenie Kulturalne 107 CentSept Arte e Trerritorio. W listopadzie 2015 roku odbyła się inauguracja wystawy „Pastelowe Portrety Sylwii Boroniec” w Muzeum Historycznym, Zamku Książąt Sulkowskich w Bielsku-Białej, która trwała do końca marca 2016 roku.
39
40
41
42
43
LUDZIE
Ania nauczyła ją marzyć Pamiętaj, że wszystko można zacząć od nowa. Jutro jest zawsze świeże i wolne od błędu. „Ania z Zielonego Wzgórza”, Lucy Maud Montgomery
44
Tekst: Katarzyna Górna-Oremus
Z
nalazła swoje miejsce na ziemi i jest szczęśliwa. Uważa, że wszystko dzieje się w konkretnym celu, ale jest zaskoczona zainteresowaniem jej Anią. Przeszło ono największe oczekiwania. I nic dziwnego. Bernadeta Milewski zrealizowała marzenie większości dziewcząt na całym świecie – zamieszkała na Wyspie Księcia Edwarda, w wymarzonym domku, i jest wielką skarbnicą wiedzy na temat życia Lucy Maud Montgomery. Co więcej, pomaga krewnym pisarki w promocji i krzewieniu spuścizny po ich sławnej przodkini. Skromna Bernadeta znalazła w sobie odwagę do działań, a teraz inspiruje tysiące fanów twórczości autorki Ani z Zielonego Wzgórza. Piasek w butelce Na blog Bernadety trafiłam przypadkowo kilka lat temu. Ania z Zielonego Wzgórza towarzyszyła mi od najmłodszych lat i jestem w dalszym ciągu jej wierną fanką. Zaczytywałam się niemal we wszystkich powieściach Lucy Maud Montgomery, działały na wyobraźnię i odnalazłam w niej bohaterki, które stały się dla mnie pokrewnymi duszami. Nic dziwnego, że wciąż do nich wracałam i poszukiwałam w sieci informacji o kanadyjskiej pisarce. Nie było roku, abym nie obejrzała filmu z Megan Follows oraz Jonathanem Crombie, którzy wcielili się w postacie Ani i Gilberta Blythe’a.
I też marzyłam, aby pojechać na Wyspę Księcia Edwarda, poczuć wiatr przygody i zobaczyć miejsca, które stały się inspiracją dla Lucy Maud Montgomery. Zabrakło mi odwagi, a może zawsze było coś ważniejszego do zrobienia. Dlatego tak chętnie kliknęłam w link, który zaprowadził mnie prosto do bloga Bernadety. Wybrałam kierunek Avonlea. Byłam pod wrażeniem tego, co tam przeczytałam. Solidna wiedza, wielka pasja i skromność autorki. Napisałam do niej, wzięłam udział w konkursie, który ogłosiła na blogu, a miesiąc później trzymałam w ręku najnowszą biografię Lucy Maud Montgomery pióra Mary Henley Rubio. Co więcej, w środku odnalazłam autograf autorki biografii. A szczytem szczęścia był… piasek zamknięty w szklanej butelce. Mieniący się wieloma odcieniami czerwieni. Prosto z Wyspy Księcia Edwarda. Do dziś noszę go przy sobie. I tak rozpoczęła się moja znajomość z największą na świecie miłośniczką Ani z Zielonego Wzgórza. Odważyła się sięgnąć po marzenie Historia Bernadety mogłaby posłużyć za kanwę filmu. Młoda kobieta, która przyszła na świat w małym śląskim miasteczku, pozwala sobie na marzenia. „Moja mama dorabiała się od przysłowiowego noża i widelca”. Bez grosza przy duszy wyjeżdża do Stanów, znajduje tam miłość, a na samym końcu zaprzyjaźnia się
45
LUDZIE
„Może dlatego mój blog inspiruje innych do działania. Dostaję wiadomości, że zmieniłam czyjeś życie. Dzięki temu, że sama odważyłam się powrócić do swojego marzenia.”
46
z rodziną Lucy Maud Montgomery i staje się mieszkanką Wyspy Księcia Edwarda. – Przyznam, że nawet nie lubiłam portali społecznościowych. Nie kojarzyły mi się zbyt dobrze. Uważałam, że odcinają one ludzi od tego, co jest realne. Chciałam się jednak podzielić swoją pasją i wiedzą. Dlatego założyłam bloga i konta na portalach społecznościowych – tłumaczy. Zdaniem Bernadety każdy powinien powrócić do swoich niezrealizowanych marzeń z lat młodości. Codzienność nas przytłacza i nie mamy czasu na to, co jest ważne. Gubimy samych siebie i nie pozwalamy sobie na odrobinę radości. – Może dlatego mój blog inspiruje innych do działania. Dostaję wiadomości, że zmieniłam czyjeś życie. Dzięki temu, że sama odważyłam się powrócić do swojego marzenia. To jest naprawdę niesamowite uczucie. Warto pamiętać, że samo się nie zrobi. Trzeba planować i ciężko pracować, a wtedy wszystko się powiedzie. Nie należy przejmować się drobnymi klęskami. Sama, zanim dotarłam na Wyspę Księcia Edwarda i zdobyłam zaufanie jej mieszkańców, musiałam pokonać wiele trudności. Dzisiaj mam swój wymarzony dom, który leży nieopodal Jeziora Lśniących Wód, naprzeciwko Złotego Brzegu. Wymarzony dom Bernadety Na Wyspę Księcia Edwarda przyjechała kilka lat temu. Na co dzień mieszka i pracuje w Connecticut, więc przybycie do małego miasteczka, gdzie do najbliższego sklepu jedzie się godzinę, jest sporą zmianą. W samym miejscu zakochała się od pierwszego wejrzenia. Ta miłość udzieliła się jej mężowi i córce Nadii, która dziś oprowadza gości, jako Ania, po muzeum bohaterki powieści Lucy Maud Montgomery i robi to tak w subtelny sposób, że nie ma w tym sobie równych. – Powrót był trudny. Cały czas myśla-
łam o tym, co zobaczyłam. Miejsca znane z książek Montgomery i piękno przyrody. Wiedziałam, że tam wrócę. I tak też się stało. Bywałam tam tak często, jak tylko mogłam. Zaprzyjaźniłam się z krewnymi Lucy Maud Montgomery. Zdobyłam ich zaufanie. A to wielka sztuka, bo wyspiarze są bardzo nieufni i nie akceptują obcych. Pewnego dnia Robert Montgomery, który prowadził niegdyś muzeum w Złotym Brzegu, poinformował mnie, że jest w okolicy dom na sprzedaż. Po wielu dniach zastanawiania się nad tym, czy sobie poradzimy finansowo ze wszystkim, podjęliśmy decyzję o jego kupnie. Teraz na Wyspie Księcia Edwarda mieszkają Montgomerowie, Campbellowie i Milewscy. Dom nazwaliśmy Blue Moon, leży tuż koło Jeziora Lśniących Wód. Z jego okien widzę ten sam krajobraz, na który spoglądała Lucy Maud Montgomery. Blue Moon i ścieżka Sylwii Bernadeta bardzo dba o blog. Poszukuje informacji na temat kanadyjskiej pisarki, zamieszcza ciekawostki, zdjęcia, a przede wszystkim utrzymuje kontakt z jego czytelnikami. – Otrzymuję wiele wiadomości. Ostatnio sporo osób cieszyło się z pamiątek z Wyspy i wysyłało mi zdjęcia z kubkami, książkami, piaskiem i niezapominajkami, które przekazałam im w listach. Są także historie, które są bliskie mojemu sercu. Trzy lata temu, w lecie, pojawiła się Sylwia, która znalazła mój blog, wstukując w wyszukiwarkę „pamiątki z Wyspy Księcia Edwarda”. Szybko nawiązała ze mną kontakt i zamówiła lalkę. Ta lalka zapoczątkowała cudowny kącik Ani, który z miesiąca na miesiąc stawał się bogatszy. Kiedy kupiliśmy dom na Wyspie, Sylwia namalowała mi Anię, upiększając obrazek cytatem z „Ani z Szumiących Topoli”: „Nikt nie jest za stary na marzenia, tak, jak marzenia się nigdy nie starzeją”. Rysunek pojechał z nami na Wyspę w sierpniu 2016 roku i był jedną z pierwszych ozdób Błękitnego Księżyca. Rok później dostałam wiadomość, że Sylwia zmarła. Bardzo chciała mnie odwiedzić. Niestety, nie spełniła tego marzenia. Każdy, kto teraz odwiedza Blue Moon, poznaje jej historię. Pamiętam o niej, oglądając każdy zachód słońca i podczas każdego spaceru. A od teraz Sylwia będzie miała swoją własną ścieżkę na Wyspie Księcia Edwarda – Ścieżkę Sylwii. Więcej informacji: www.kierunekavonlea.blogspot.com
„Teraz na Wyspie Księcia Edwarda mieszkają Montgomerowie, Campbellowie i Milewscy.”
47
WOOL WE NATURE FINEST THE FINEST DESIGNER
48
49
Foto popreklama
Z NATURY MODNE Zamknięci w murach, otoczeni poliestrem, z tęsknotą Natura to motyw przewodni naszej pracy. Jest dla nas wyglądamy przez okno, wyczekując kontaktu z inspiracją, nadaje rytm, zapewnia materiały. Naturalne przyrodą. Szukamy wyjścia... surowce, pozwalają na powrót do lat ubiegłych, gdy nie byliśmy ubierani w akryl i poliester. Dlatego nasze kolekcje tworzą wełna, len i bawełna. Natura dała im duszę, my formę. Z tego połączenia mocy powstał modowy evergreen. Nie jesteśmy sieciówką. Jesteśmy ludźmi, którzy żyją blisko natury. Od 1999 roku, pokazujemy, że w świecie mody jest miejsce na tradycję tworzenia z wełny i innych naturalnych surowców. Zaskakujemy formą, rzucamy wyzwania sztucznym tkaninom i wychodzimy naprzeciw oczekiwaniom świadomych klientów.
www.alwero.eu
50
artykuł sponsorowany
51
POD LATARNIĄ NAJCIEMNIEJ
Strzały w mieście Z Grzegorzem Babiczem, właścicielem strzelnicy Gun Club znajdującej się w centrum Bielska-Białej rozmawia Ewa Krokosińska-Surowiec
52
Strzelanie to męska gra czy zdarza się, że panie również odwiedzają Gun Club, aby postrzelać? Tak, i to bardzo często, w mojej opinii to około 40% wszystkich osób strzelających. Panie przychodzą same, w grupkach (wieczory panieńskie), a także w towarzystwie swoich mężczyzn – mam na myśli partnerów życiowych lub synów. Najlepsze jest to, że nie widzę ograniczeń wiekowych kobiet, które korzystają ze strzelnicy. Ostatnio miałem parę dojrzałych ludzi w wieku około 70 lat, którzy dostali od dzieci prezent w postaci vouchera na strzelnicę. Pani strzelała pierwszy raz w życiu i świetnie dawała sobie radę, a emocji było co niemiara. Miły był później komentarz, w którym usłyszałem, że było profesjonalnie, bezpiecznie i z subtelnym nadzorem instruktora. Inna sytuacja to np. dzień zakochanych – miałem wtedy same pary, które przyszły na randkę. Jak się domyślasz, były to młodsze osoby, które bawiły się doskonale. Tak prawdę powiedziawszy, byłem zaskoczony tym faktem, że walentynki pary chciały spędzić na strzelaniu. Oczywiście wszyscy deklarowali, że później idą na romantyczna kolację. To było naprawdę fajne przeżycie. I tu muszę stwierdzić, że panie przy pierwszym strzelaniu z broni krótkiej lepiej sobie radzą niż panowie. Z czego to wynika? Panie są bardziej skoncentrowane na szkoleniu, które się odbywa przed każdym strzelaniem, i później wykonują wszystkie zadania podczas strzelania, a panowie czasami za szybko strzelają (śmiech). Z jakich rodzajów broni można strzelać w Gun Clubie? Z broni krótkiej i długiej (śmiech). Do wyboru mamy broń krótką w postaci pistoletów i rewolwerów, np. austriackie glocki 17, 17L, 19, 21, pistolety bardzo dobrej czeskiej firmy Czeska Zbrojovka, popularnie zwane cezetami, a także coś polskiego, np. P-83 produkowane przez zakłady Łucznik w Radomiu. To nie wszystko, z czego można strzelać, są jeszcze walthery P99, amerykańskie diamondbacki… Z długiej broni do wyboru kultowy kałach, który jest znany na całym świecie, a także jego „przeciwnik” – karabin oparty na konstrukcji AR-15, który został wynaleziony przez amerykańskich inżynierów. Karabiny te różnią się między sobą kalibrem i budową – trzeba spróbować, aby wiedzieć, o czym mówię. Są też strzelby gładkolufowe popularnie zwane pompkami lub shotgunami, a także pistolety maszynowe w różnych kalibrach. Tu muszę powiedzieć, że broń, z której w Polsce strzela się na takich obiektach jak mój, jest bronią strzelającą pojedynczo, tzn. nie można strzelać serią, czyli naciskam na spust, a tu magazynek jest opróżniony w kilka sekund! Broń do dyspozycji kursantów/ klientów to broń, która przy naciśnięciu spustu wyzwala pojedynczy strzał.
53
POD LATARNIĄ NAJCIEMNIEJ
EKS: Na twojej strzelnicy strzela się ślepakami czy ostrą amunicją? (śmiech) –Tak, miewam takie pytania od osób, które przychodzą na strzelnicę, odpowiadam wtedy, że jest to broń i amunicja wykorzystywana na całym świecie we wszystkich konfliktach zbrojnych, przez wszystkie wojska i wszystkie formacje bojowe, a także policję, służby specjalne itd. Podkreślam to, aby ludzie mieli świadomość, że to nie zabawki, straszaki, tylko najprawdziwsza broń i amunicja, a nie ślepaki. Dlatego dużo mówimy o bezpieczeństwie na strzelnicy – każdy, kto przychodzi na strzelnicę, ZAWSZE przechodzi przeszkolenie z bezpieczeństwa, nawet posiadacze własnej broni. Po takim przeszkoleniu z bezpieczeństwa jest następna część, integralna z poprzednią, czyli szkolenie z postawy strzeleckiej, pracy na spuście, zgrywania przyrządów strzeleckich, obsługi pistoletu. Oczywiście osoby, które są u nas kolejny raz, oraz posiadacze broni nie są zobowiązani do słuchania drugiej części. Przeszkolenie trwa do 10 minut, więc nie za długo. Jakie warunki ostrożności realizujecie w Gun Clubie, aby broń nie dostała się w niepowołane ręce? Przechowywanie broni to jedna z najważniejszych rzeczy na strzelnicy. Realizujemy specjalne procedury, musimy je wdrażać – są one wymagane przez policję. Elementy procedur to specjalne szafy z atestami Instytutu Mechaniki Precyzyjnej, specjalne magazyny, alarmy, grupy interwencyjne ze specjalnymi uprawnieniami, procedury pobierania broni i jej zdawania. Proces jest wymagający, ale dający duże poczucie bezpieczeństwa. Inna sprawa to klienci, którzy przychodzą na obiekt – tu mamy konieczność wpisania się do mojego „pamiętnika”, czyli książki ewidencji pobytu na strzelnicy, i weryfikację osób przychodzących. Miałem dosłownie dwa lub trzy przypadki, gdy wyprosiłem z części bojowej osobę, od której poczułem alkohol, tu nie ma litości. To nie były osoby pijane, zataczające się, po prostu po jednym piwie. Miałem też raz pana, który nie umiał wpisać się czytelnie do książki rejestrów.– Powiedział, że się nie da, więc też musiałem
54
powiedzieć, że się nie da – strzelać. Osoba, co do której mam (lub instruktorzy mają) wątpliwości, nie wchodzi na obiekt. Poza tym my sami, tzn. instruktorzy, szkolimy się i jesteśmy w tak zwanym treningu strzeleckim, aby wszyscy czuli się lepiej i przede wszystkim bezpiecznie, by między innymi móc też chronić mienie, za które jesteśmy odpowiedzialni. Strzelając, można kogoś zabić. Czy nie masz oporów moralnych, ucząc strzelać? Strzelanie, broń, amunicja z definicji może służyć do tego, ale przede wszystkim do obrony czy prewencji. Można ten aspekt rozpatrywać różnorodnie, przecież są sportowe dyscypliny strzeleckie, olimpijskie, są zawody w strzelaniu dynamicznym, które cieszą się rosnącą popularnością w Polsce, więc to droga do sportu, takiego jak każdy inny. Ktoś powie, że to niebezpieczne, przecież to broń. A co z kierowcą F1, który pomyka 300 km/h w bolidzie? Tak, zaraz usłyszę, że są tam specjalne procedury – i o to właśnie chodzi. Specjalne procedury są też na strzelnicy i w sporcie strzeleckim. Osobiście uważam, że każdy obywatel naszego kraju powinien mieć przeszkolenie z zakresu obsługi broni, traktuję to jak naukę pływania: umiesz pływać, więc jeśli nie złamiesz procedur, zakazu pływania w jakimś akwenie, to się nie utopisz. Z bronią według mnie jest podobnie: masz wiedzę i umiejętności, które oby nigdy nie musiały być wykorzystane w sytuacji kryzysowej. Odpowiadając na zasadnicze pytanie: nie mam problemu, nie mam oporów przed nauką czy doskonaleniem strzelania wśród ludzi. Wyczerpując temat: czy aby zabić człowieka, trzeba mieć broń? A może ołówek… Twoja strzelnica cieszy się dużym powodzeniem. Dlaczego według ciebie ludzie poszukują takich miejsc? Dziękuję serdecznie, że tak mówisz. Rzeczywiście jest sporo pracy, przede wszystkim w weekendy. W tygodniu szkolimy firmy ochroniarskie, robimy szkolenia grup, które chcą dzia-
łać z własnym programem szkoleniowym, integracje firm. Dlaczego ludzie szukają takich miejsc? Mam wrażenie, że ludzie coraz więcej mogą, tzn. jest mniej ograniczeń prawnych, finansowych czy innych barier, które funkcjonowały lata temu, jeśli chodzi o strzelanie z broni palnej. Kiedyś obiekty takie jak strzelnica to były obiekty wojskowe lub policyjne. Dzisiaj jest inaczej, trochę łatwiej, bo tacy ludzie jak ja mogą inwestować swoje środki w otwieranie miejsc atrakcyjnych dla potencjalnych klientów. Dzisiaj chcesz lecieć balonem, skoczyć ze spadochronem, zaliczyć skok bungee czy zrobić coś, co kiedyś było normalnie niemożliwe, to przy odrobinie determinacji, fantazji i stosunkowo niewielkich środków możesz to zrealizować. Strzelanie w tym przypadku powinno się traktować jak inne atrakcje, których możemy doświadczyć tu i teraz. Jest też drugi aspekt: ludzie poszukują takich miejsc – coraz częściej moi kursanci mówią o potrzebie nabycia takich umiejętności, doświadczeń ze względu na sytuację na świecie. I ja ich doskonalę rozumiem. EKS: Dlaczego strzelasz? Strzelanie to aktualnie też sport, który daje możliwość rywalizacji, spotkań z kolegami, powód do trzymania formy strzeleckiej na jakimś poziomie. Osobiście preferuję strzelania dynamiczne, tzn. konkurencje polegające na strzelaniu do celów, do których trzeba dojść, dobiec, cele są ruchome, są nimi tarcze papierowe lub blachy, w które należy trafić, aby się przewróciły. Nie jestem fanem strzelań statycznych do tarcz olimpijskich, tzn. stania w miejscu i „łupania” w środek tarczy (śmiech), to gorzej mi idzie. Może dlatego, że przed otwarciem strzelnicy bardzo aktywnie trenowałem krav magę, a później defendo – to systemy samoobrony, którego jestem instruktorem. Moje zamiłowanie do pracy z ludźmi i dzielenia się wiedzą popychają mnie ku podjęciu decyzji w sprawie otwarcia klubu strzeleckiego. To następny etap w moim życiu, następne wyzwanie, nad którym się zastanawiam bardzo poważnie.
55
KULINARIA
Od 25 lat
Margerita łączy pokolenia Jedna z pierwszych pizzerii w Bielsku-Białej, działająca do dzisiaj Margerita, świętuje 25-lecie swojego istnienia. – To szmat czasu wypełnionego licznymi zmianami menu i wystroju, ale niektórzy pracownicy są z nami od początku – mówią właściciele Margerity. Pizzeria to ich pasja i wieloletnie doświadczenie. Pierwszy wystrój i wejście do Margerity – 1993 rok.
56
W
szystko zaczęło się od… podróży. To właśnie z odległych krajów, na początku zmian ustrojowych, zawędrowały do Bielska-Białej pyszne sałatki i znakomite pizze. Kulinarny świat jednak się zmienia i do dzisiaj właściciele inspirują się tym, co po prostu im w podróży zasmakowało. Dlatego choć pizze są nadal sztandarowym daniem Margerity, można zjeść tu świetne tortille, pasty, pyszne sałatki, a w nowej karcie zobaczymy też dania typu street food, w których królują burgery podane w towarzystwie aromatycznych sezonowych zup i dodatków. Do tego cieszą oko, ciekawie podane na drewnianych tacach. Opalany drewnem piec do wypieku pizzy gwarantuje niepowtarzalny smak i aromat tego popularnego dania. Subtelny zapach drewna unosi się w powietrzu, łącząc z aromatami dań, które pojawiają się na stole. To wystarczy, aby pobudzić zmysły i apetyt. W tym miejscu doskonale sprawdza się powiedzenie, że rośnie on w miarę jedzenia, bo po jednym daniu ma się ochotę na kolejne i kolejne. Współcześni klienci mają wysoką świadomość sztuki kulinarnej, dlatego właściciele Margerity starają się temu sprostać, wyprzedzając nieco oczekiwania gości i przestrzegając najwyższej jakośći produktów. – Poza inspiracjami z całego świata pamiętamy o tym, aby stosować polskie produkty regionalne, lokalne, których pochodzenie jest nam znane, ponieważ są dla nas najlepsze i najzdrowsze. Nie stosuje się u nas sztucznych składników ani polepszaczy smaku. Często wprowadzamy dania, starając się przekonać klientów do nowych smaków i połączeń. Od 25 lat wyznaczamy w Bielsku-Białej kulinarne trendy – słyszymy od szefa kuchni Margerity.
57
Margerita Restaurant & Pizza Bielsko-Biała Cechowa 8 Restaurant 33 815 08 97 Pizza 33 812 51 61 MARGERITABIELSKO
artykuł sponsorowany
Początki pizzerii sięgają czasów, kiedy na rynku brakowało wielu składników potrzebnych do serwowania pizzy, mąkę woziło się prosto z młyna, a pozostałe składniki od różnych dostawców. Najważniejsze dla właścicieli było i jest zaangażowanie pracowników i serce, które wkładają w swoją pracę. To zespół, na którym można polegać, gwarantuje, że goście odwiedzający Margeritę zawsze zostaną obsłużeni tak, jakby byli przyjaciółmi zaproszonymi do domu na kolację. Otrzymają najlepsze dania podane w miłej atmosferze. W skład zespołu wchodzą osoby, które są w Margericie od jej początków, a więc już od 25 lat. Poza nimi są tu także młodzi i kreatywni kucharze. Ćwierćwiecze to mnóstwo czasu, w którym rynek bielskiej gastronomii przeszedł ogromną metamorfozę i niewiele lokali może poszczycić się tak długą tradycją. Dziś Margerita to nie tylko pizzeria, ale także restauracja i kameralny catering. Kilkakrotnie zmieniała swój wystrój, ale jedno pozostało niezmienne: rodzinna atmosfera i zamiłowanie do smacznej kuchni. Patrzącym na stare zdjęcia łezka się w oku kręci: choć wystrój zdecydowanie
odbiegał od aktualnych trendów, każdy bielszczanin doskonale pamięta charakterystyczne czerwone logo i ladę wypełnioną sałatkami. To właśnie tutaj po raz pierwszy w Bielsku-Białej każdy mógł patrzeć, jak na jego oczach powstaje pizza – to popularny obecnie live cooking, którego przed 25 laty w innych lokalach nie było. To przecież do Margerity zabierało się po lekcjach dziewczynę na pizzę. To tutaj scementował się niejeden związek. Miejsce to odwiedzają dzisiaj wszystkie pokolenia: jest kącik dla dzieci, zagląda tu młodzież, rodziny na niedzielny obiad, częstymi gośćmi są całe grupy emerytów. Młodzież z lat 90. przychodzi tu teraz z własnymi dziećmi. Część restauracyjna służy celebrowaniu rodzinnych wydarzeń lub spotkań biznesowych. Oddzielona nieco od gwaru pizzerii gwarantuje kameralność spotkania, a w karcie znajdziemy trafiające w gust największych smakoszy dania: od klasyki po kulinarne nowinki. Restauracja ma własną kartę najlepszej jakości win z całego świata. Margerita to dzisiaj klasyka bielskiej gastronomii. Z wdziękiem oparła się modzie na kuchnię molekularną, konsekwentnie serwując dania smaczne, piękne i przyrządzone z najlepszych składników. Od 25 lat łączy pokolenia, zapraszając w swoje progi wszystkich tych, którzy lubią zjeść coś pysznego w przyjemnej atmosferze.
PSYCHOLOGIA
Jesienny spadek nastroju
Tekst: Agnieszka Korbel, foto Kat Love/Unsplash Psychoterapeutka, prezes Stowarzyszenia „Wzrastaj”. Certyfikowana trenerką rozwoju osobistego. Prowadzi Gabinet Psychoterapii w Bielsku-Białej, ul. Podcienie 2, tel. 507 432 337. Przyjmuje także w Jastrzębiu-Zdroju i Żorach. www.terapiabielsko.eu
P
o słonecznym lecie pozostało tylko wspomnienie. Na scenę wkroczyła jesień. Krótkie dni, zanikająca zieleń, deszcze i słota. Pani Jesień, nawet piękna i złota, może przynieść niektórym osobom okresowy spadek nastroju. Jaki jest powód? I czy oprócz zaciśnięcia zębów, narzekania i czekania do wiosny można coś zrobić, by temu zaradzić? Powodów tego stanu jest kilka.
umiarkowanych to oczywiście nie szkodzi i bywa sposobem rozładowania napięcia, natomiast jeśli staje się naszym mocnym przyzwyczajeniem, rzutuje na nasz sposób myślenia, percepcję, sprawia, że gnuśniejemy i zauważamy to, czego nie lubimy bądź nie posiadamy. Nie doceniamy natomiast piękna, dobroci i obfitości wokół siebie i w sobie samych. Jak brzmią słowa przypisywane Lao Tze:
Po pierwsze: podczas jesienno-zimowych miesięcy natężenie światła jest 2-3 razy mniejsze niż wiosną i 100 razy mniejsze, niż kiedy wygrzewamy się na plaży latem. Po drugie: ograniczamy różnorakie aktywności i ogólnie przebywanie na świeżym powietrzu. Wiem, że jesienne powietrze w Polsce trudno nazwać świeżym, jednak gdy tylko brak alarmów smogowych, warto wybrać się na spacer. Po trzecie: przyroda odpoczywa, drzewa wycofują soki z liści. Dlaczego i my nie mielibyśmy zatrzymać się, odpocząć i zaakceptować jesienną melancholię? Czy naprawdę ciągle musimy być w dobrej formie, w dobrym humorze, do tego fit? Oczywiście jeśli smutny nastrój bardzo nam doskwiera, istnieją i jesienne remedia: gorąca herbatka, książka, kocyk, dobry film, kąpiel z solą i olejkami, koncert, kino, wyjście z domu ze znajomymi lub przyjaciółmi, sprawdzenie ofert domów kultury pod kątem zajęć dla siebie. To może być całkiem miłą alternatywą dla letnich rozrywek, pod warunkiem że potrafimy się nimi delektować, doceniać je. Czasem na jesień narzekamy zwyczajowo, z automatu. Zresztą narzekanie na pogodę jest ponoć w porównaniu do innych nacji bardzo typowe dla Polaków. Szczegółowo analizujemy głównie negatywny wpływ pogody na samopoczucie, tłumaczymy nasze różne niemożności pogodą, porą roku, klimatem. W ilościach
58
„Uważaj na swoje myśli, stają się słowami. Uważaj na swoje słowa, stają się czynami. Uważaj na swoje czyny, stają się nawykami. Uważaj na swoje nawyki, stają się charakterem. Uważaj na swój charakter, staje się twoim przeznaczeniem”. Mądrości mądrościami, ale jak uważać na swoje myśli? Nie jest to łatwe, dość często można mieć wrażenie, że to nie my mamy myśli, ale one mają nas. Czasami zawracanie biegu swoich smutnych, dołujących myśli może przypominać próbę zawracania kijem biegu rzeki. Nie gaśmy jednak ducha. Połączona z dystansem zwykła obserwacja swego wnętrza sprawia, że potrafimy spojrzeć na przygnębiające myśli jak na chmury biegnące po niebie. Do tego potrzebna jest nam praca odwrotna do ciężkiego machania kijem – potrzebne jest zatrzymanie się i akceptacja. Zaakceptujmy bieg rzeki, zaakceptujmy bieg swoich myśli, zaakceptujmy smutek, jesień, przemijanie. Wbrew pozorom akceptacja często nie kończy się zapadnięciem w jeszcze większy dół, czego spora część osób się obawia. Akceptacja sprawia, że jesteśmy gotowi przyjrzeć się swoim myślom na spokojnie, z dystansem, powoduje, że możemy zrobić tzw. stop-klatkę. Wtedy pojawia się również możliwość przyjrzenia się uważnie temu, co myślimy, i odkrycia źródeł swojego złego samopoczucia.
W aż n e ! Jak odróżnić okresowy spadek nastroju od zaburzeń depresyjnych? Jeśli przez co najmniej 14 dni występuje 5 spośród niżej wymienionych symptomów wyszczególnionych przez Światową Organizację Zdrowia (WHO), oznacza to, że należy jak najszybciej zgłosić się do lekarza: Jesteś smutna/smutny przez większą część dnia, niemal codziennie. Często płaczesz. Nic Cię nie cieszy. Nie masz ochoty wykonywać codziennych czynności przez większą część dnia, prawie każdego dnia. Czujesz zmęczenie prawie każdego dnia. Twój apetyt się zmienił, straciłaś/straciłeś lub przybrałaś/przybrałeś na wadze. Źle sypiasz, cierpisz na bezsenność lub nadmierną senność. Czujesz się podniecona/podniecony lub niespokojna/niespokojny, inni też to zauważają. Masz trudności ze skupieniem uwagi i myśleniem niemal każdego dnia. Czujesz się bezużyteczny i masz poczucie winy prawie codziennie. Odczuwasz napięcie. Myślisz o śmierci, o samobójstwie.
Uważne przyglądanie się własnym myślom może przynieść naprawdę nieocenione efekty. Wykorzystując założenia psychologii poznawczo-behawioralnej, możemy przyglądać się lub raczej przysłuchiwać swoim myślom, dzieląc je na te dotyczące nas samych, dotyczące innych ludzi oraz świata. W praktyce często okazuje się, że nasze automatyczne myśli zaskakują swoją treścią. Wydaje nam się przykładowo, że lubimy siebie, dobrze myślimy o innych ludziach, tylko po prostu „nastrój nam siadł” i „łapiemy doła” bez konkretnej przyczyny. Dzięki uważnemu badaniu własnych myśli możemy zauważyć, że całkiem błaha z pozoru sytuacja wywołała w nas lawinę automatycznych negatywnych przekonań dotyczących złego świata, naszej beznadziejności czy egoizmu bliźnich. Przekonania te często żywimy nieświadomie, dlatego
niełatwo jest je zidentyfikować, jednak najczęściej obniżenie nastroju ma swoją przyczynę. I również jesienią nie tylko ograniczenie ilości światła dziennego, ale również pogrążanie się w tych właśnie „niepogodnych” myślach sprawia, że jest nam trudno. Jesień może przykładowo wzbudzać niemiłe skojarzenia – kojarzy się z końcem, przemijaniem. Nie bez powodu o starości mówi się „jesień życia”. Listopadowe święto zmarłych przypomina nam o bólu po stracie bliskich, a także o naszej śmiertelności. Brak umiejętności świadomego mierzenia się z tym tematem powoduje spychanie go do podświadomości, w następstwie czujemy się źle, ale nie wiemy czemu. Żegnając się, życzę Państwu przeżycia „wrzodu na dwunastnicy roku”, jak nazywał J. Tuwim listopad, i całej jesieni tak jak Państwo będą mieli ochotę – czy to na kanapie, czy w klubie fitness. Życzę słuchania przyrody, swojego organizmu i swoich jesiennych myśli!
59
PRAWO
Jak nie dać sobie ukraść logo?
Foto: Adrian Pytlik
Tekst: adwokat Aleksandra Idzik-Hola Kancelaria Adwokacka w Bielsku-Białej Foto: © fotokitas /fotolia.com
Masz pomysł na biznes, zatem przystępujesz do dzieła. Zaczynasz od założenia firmy, wymyślasz jej nazwę. Chcesz, żeby Twoja firma była rozpoznawalna, więc zlecasz grafikowi, aby stworzył dla ciebie logo. Gdy już je dostajesz, drukujesz ulotki, wizytówki, logo pojawia się na Twojej stronie internetowej.
J
akiś czas później dziwisz się, widząc praktycznie identyczne logo u innego przedsiębiorcy. Udajesz się do grafika, który tworzył logo Twojej firmy, chcąc się dowiedzieć, jak to w ogóle możliwe. Grafik tłumaczy, że to jemu przysługują prawa autorskie (majątkowe i osobiste) do stworzonego przez niego utworu, jakim jest Twoje logo. Co to oznacza? Majątkowe prawa autorskie to prawo do korzystania z utworu i rozporządzania nim oraz do wynagrodzenia za korzystanie z utworu. Majątkowe prawa autorskie są zbywalne – można je przenieść na inną osobę. Umowę o przeniesienie majątkowych praw autorskich powinno się podpisać z twórcami utworów takich jak na przykład logo firmy, aby zabezpieczyć się przed korzystaniem z tego logo przez inne osoby, nawet bez naszej wiedzy. Z kolei osobiste prawa autorskie to
60
nieograniczona w czasie i niepodlegająca zrzeczeniu się więź twórcy z utworem, a w szczególności prawo do oznaczania utworu swoim nazwiskiem, pseudonimem albo do udostępniania go anonimowo, do decydowania o pierwszym udostępnieniu utworu czy też nadzoru nad sposobem korzystania z utworu. Inaczej mówiąc, osobiste prawa autorskie to prawo do bycia autorem danego dzieła. Praw tych nie można przenieść na inną osobę, przysługują one na zawsze rzeczywistemu twórcy. Jeśli przykładowo jesteś rzeźbiarzem i stworzyłeś rzeźbę, zawsze to Ty będziesz jej autorem. Każdy, kto w przyszłości będzie wykorzystywał rzeźbę w jakikolwiek sposób, powinien informować, że to Ty ją stworzyłeś (chyba że na przykład w drodze umowy zgodzisz się na niewykonywanie osobistych praw autorskich do rzeźby). Rzeźbę
61
możesz jednak sprzedać, co oznacza, że majątkowe prawa autorskie mogą przysługiwać komuś innemu, kto będzie decydował m.in. o sposobie korzystania z rzeźby i jej dalszych losach. Wracając do sprawy logo firmy: okazuje się, że nie podpisałeś z grafikiem umowy o przeniesienie majątkowych praw autorskich do utworu, który stanowi „Twoje” logo. Oznacza to, że cały czas to grafik może korzystać ze stworzonego przez siebie logo, może też nim rozporządzać. Zawarcie z grafikiem będącym twórcą logo umowy o przeniesienie praw autorskich majątkowych rozwiązałoby sytuację. Choć tego rodzaju umowy są obecnie normą, warto pamiętać, żeby sprawdzić, czy razem z otrzymaniem zleconego logo (w uzgodnionej formie) otrzymujemy także możliwość decydowania, co będzie się dziać z nim w przyszłości i kto z niego może korzystać.
Śląskie poza miastem
Śląskie i jego przyrodnicze ciekawostki Tekst: Agnieszka Łach – Śląska Organizacja Turystyczna
Chorzów, Park Śląski, fot. Ra2nski UMWSL
Zielone miasto – Katowice Najbardziej zielonym z największych miast w Polsce są Katowice. W stolicy Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii parki, zieleńce i tereny zieleni osiedlowej stanowią 6% powierzchni, a udział lasów w powierzchni miasta wynosi aż 40%. W południowej części znajduje się pozostałość Puszczy Śląskiej, czyli rezerwat Las Murckowski (106 ha). Inne Śląskie miasta są również jednymi z najbardziej zielonych w Polsce. Gdybyśmy wzięli pod uwagę wyłącznie zieleń miejską (bez lasów), pierwsze miejsce zająłby Chorzów, dzięki Parkowi Śląskiemu (650 ha). Miasto z dostępem do morza - Gliwice W Gliwicach warto zwrócić uwagę na znajdującą się na rynku, fontannę Neptuna siedzącego na delfinie, a przecież rzeźbę tego boga mórz zazwyczaj miały tylko te miasta, które posiadały... dostęp do morza. Gliwice uzyskały łączność z Bałtykiem dzięki Kanałowi Kłodnickiemu, który dziś zwany jest Kanałem Gliwickim i łączy Śląsk, poprzez Odrę, nie tylko z Morzem Bałtyckim, ale również drogą śródlądową z Amsterdamem, Marsylią czy Berlinem.
62
Marina Gliwice, Kanał Gliwicki, fot. fot. Natalia Wójcik, slaskie.travel
Dziko żyjące ptaki na Pojezierzu Palowickim - Palowice Nie brak na tym terenie takich „perełek” flory jak: kotewki orzecha wodnego i lilii. A z fauny znajdziemy: łabędzie, sowy, zimorodki, czaple i kaczki. Przy odrobinie szczęścia zobaczyć można orła bielika i bociana czarnego.
Relaks w pniu topoli Tekli – Chudów Nieopodal Zamku w Chudowie rośnie sobie wiekowa topola kanadyjska Tekla. I nie było by w tym nic dziwnego (jest przecież wiele „sławnych” drzew), gdyby nie fakt, że jej spróchniałe wnętrze należy do największych w Polsce. W środku ustawiono niewielkie stoliki, ławy i krzesła, gdzie można odpocząć po całodziennym spacerze po okolicy. Nie Sahara, lecz Pustynia Błędowska
Większy od Central Parku w Nowym Jorku – Park Śląski w Chorzowie To ponad 600-hektarowe „zielone płuca” metropolii. Park odwiedza rocznie ok. 3 milionów osób. Ogromna przestrzeń, mnóstwo zieleni i atrakcji. Ich nagromadzenie w parku zaskakuje, są tu m.in.: „Legendia” Śląskie Wesołe Miasteczko, Śląski Ogród Zoologiczny z Kotliną Dinozaurów, Muzeum „Górnośląski Park Etnograficzny”, Planetarium Śląskie, Stadion Śląski, Rosarium
Pustynia Błędowska, fot. M. Wróblewski, arch. UM w Dąbrowie Górniczej
(z największą w Polsce kolekcją róż), Kolejka Linowa „Elka” i wiele innych. W 2018 r. rozpoczęła się wielka rewitalizacja Parku. Odnowiona została już tzw. Łabędziarnia, a nad brzegiem pobliskiego stawu postawiono drewnianą czatownię umożliwiającą obserwowanie, filmowanie i fotografowanie ptaków bez ich płoszenia. Leśno Rajza na rowerze Taką nazwę nosi jeden ze szlaków rowerowych biegnący przez okolice m.in. Kalet, Świerklańca, Koszęcina i Miasteczka Śląskiego. Główna pętla liczy 90 km i wyznaczona została w większości na terenach zielonych, przez które prowadzi, czyli w lasach i rezerwatach przyrody. Podczas „leśnej rajzy” – w wolnym tłumaczeniu leśnej wycieczki – zatrzymać się można przy zbiorniku wodnym w Świerklańcu (nieopodal Parku) oraz zbiorniku Nakło– Chechło będącym popularnym miejscem wypoczynku nad wodą. Żabie Doły w Bytomiu Bytomskie Żabie Doły to zespół przyrodniczo-krajobrazowy położony w centrum Górnego Śląska o powierzchni ponad 225 ha. Przyrodnicy zaliczają go do miejsc najbogatszych w województwie śląskim pod względem ornitologicznym. Naliczono tutaj około 130 gatunków ptaków. W tym roku teren Żabich Dołów zmieni się nie do poznania. Powstają tam nowe ścieżki spacerowo-edukacyjne, miejsca do obserwacji ptaków oraz tablice informujące o historii miejsca oraz gatunkach ptaków, zwierząt i roślin tam występujących.
Bytom, Żabie Doły, fot. Natalia Wójcik
WOJEWÓDZTWO ŚLĄSKIE W INTERNECIE: Portal informacji turystycznej województwa śląskiego: www.slaskie.travel Szlak Kulinarny Śląskie Smaki: www.slaskiesmaki.pl Szlak Orlich Gniazd: www.orlegniazda.pl Szlak Zabytków Techniki: www.zabytkitechniki.pl Portal Jury Krakowsko-Częstochowskiej: www.jura.travel Portal Beskidów: www.beskidy.travel
63
Artykuł powstał we współpracy ze Śląską Organizacją Turystyczną i www.slaskie.travel
To jedna z większych ciekawostek przyrodniczych i krajobrazowych w Polsce, na pograniczu dwóch województw: śląskiego i małopolskiego, na terenie Parku Krajobrazowego Orlich Gniazd. Zwana jest „Polską Saharą”. Nazwa nie oznacza jednak pustyni w sensie typowo geograficznym, a służy podkreśleniu wyjątkowości terenu i krajobrazu, którego nie spotkamy w żadnym innym zakątku Polski. Jeszcze na początku XX wieku można było zaobserwować tam burze piaskowe oraz zjawisko fatamorgany. Na terenie pustyni zostały zrealizowane zdjęcia do ekranizacji filmu „Faraon” oraz „W pustyni i w puszczy”.
CZTERY PORY ROKU Z FILIŻANKĄ
Snajper w korpo i melisa Spoglądasz na zegarek, do końca pracy pozostało ci ostatnie kilka minut. Jesteś człowiekiem poważnym. Wiesz, że od tego, jak poradzisz sobie z tym zadaniem, będą zależały losy całej firmy. Jesteś świadomy odpowiedzialności, jaka spoczywa teraz na twoich ramionach. Czujesz się jak snajper rozbrajający bombę, jak strażak wskakujący w ogień. Pamiętasz, że szef liczy na ciebie. Widzisz ufny wzrok kolegów z działu i zaciśnięte kciuki przełożonego. Oczy całego świata zwrócone są na ciebie… Tekst: Angelika Wiciejowska
„Ej, młoda, jesteś tam? Mówimy coś do ciebie!” – to właśnie te słowa wybudziły mnie z pełnego napięcia snu na jawie, który dopadł mnie podczas konferencji w zeszły poniedziałek. Całe szczęście, że spotkanie dobiegało już końca. Jeszcze kilka minut tego fascynującego posiedzenia, a nawet trzecia kawa nie utrzymałaby mojej głowy na właściwym miejscu. To nie tak, że nie interesowały mnie plany marketingowe na nadchodzący tydzień, po prostu… No dobrze, nie interesowały. Ale nie że w ogóle. Chyba każdy wie, co to znaczy musieć iść do pracy po nieprzespanej nocy. Koszmar, dramat, katastrofa. Ostatnio gorzej sypiam. Może inaczej: sypiam lepiej, ale nie dosypiam. Brakuje mi doby. Postanowiłam, że znowu zacznę biegać. Latem wysokie temperatury odbierały mi ochotę na jakikolwiek sport pod chmurką. Teraz zrobiło się znacznie przyjemniej i gdy upał nie daje już w kość, wróciłam do kilku swoich sportowych zwyczajów. Niestety, do domu wracam wieczorem, a tam trzeba przecież trochę pomieszkać. Nie mogę tak wpaść i wypaść. Mój kot byłby niepocieszony. Zanim więc ogarnę wszystkie obowiązki, robi się noc. Wtedy mam czas dla siebie i idę biegać. Kiedy wrócę cała spocona, wpadam pod zimny prysznic. Czuję się rewelacyjnie… wybudzona. I tu jest pies pogrzebany. Bo bezsenność to taki cichy morderca dnia następnego. Nocą czujesz się jak ten młody bóg, ale rano masz ochotę umrzeć. Przyjaciółka poleciła mi dziś herbatę ziołową LOYDA, podobno ich melisa czyni cuda, nie tylko podczas stresującego zlecenia ASAP, czyli – jak mawia nasz szef – „na wczoraj”. Wolałabym uniknąć środków farmakologicznych i pomóc sobie w naturalny sposób. Właściwie o mocy ziół jakoś zapomniałam, a przecież kiedyś moja babcia potrafiła tym wypędzić każdą niemal dolegliwość. Chyba czas wrócić do korzeni i spróbować naturalnego uspokajacza. Wracając do tematu gorszych dni w pracy: każdy takie miewa i każdy musi sobie z nimi radzić. Umówmy się, nie
64
zawsze jest porywająco. Bywa tak, że nie dzieje się akurat nic, ale to naprawdę nic ciekawego i przez wiele godzin trzeba skupić uwagę na fantastycznym kopiuj-wklej. Nic fajnego, co? Albo konferencje jak ta moja poniedziałkowa, kiedy ze wszystkich sił próbujesz powstrzymać odruch ziewania. Najfajniejsza praca na świecie, wykonywana z pasją i zaangażowaniem, miewa takie nieciekawe momenty. Założę się, że każdy człowiek pracujący budzi się czasem z myślą: „Jak mi się strasznie nie chce tam iść…”. Fakty są takie, że w pracy spędzamy naprawdę dużo czasu i niezależnie od tego, czym się zajmujemy, miewamy chwile słabości. To nic przyjemnego, ale w łatwy sposób możemy sobie pomóc. Bo komu nie przydałaby się lepsza forma? Pomyślałam, że na początek warto by było zamienić zwykłą herbatę na jakieś wartościowe ziółka. Może właśnie z serii LOYDA, którą chwaliła Agata. Na przykład miętę, na lepsze trawienie obiadu. Brak uczucia senności po obfitym posiłku to duża pomoc w utrzymaniu koncentracji. Albo rumianek, poprawiający samopoczucie w deszczowy poniedziałek. Na logikę, skoro i tak podczas standardowych 8 godzin w pracy zdarza nam się kilka razy parzyć kawę czy herbatę, dlaczego choćby jednego takiego kubka nie zamienić na naturalny energetyk? Zwłaszcza że przy dłuższym i systematycznym stosowaniu może bardzo pozytywnie wpłynąć na nasze zdrowie. Reasumując, od dziś planuję zwracać większą uwagę na to, co piję. Markę LOYD znam od lat, mam więc pewność, że ich herbaty ziołowe również w smaku będą niczego sobie. Zdrowie zdrowiem, ale nikt nie chce się dobijać naparem smakującym jak gotowane siano, prawda? Jeżeli więc weźmiemy pod uwagę, że napary mogą być smaczne, a do tego poprawią funkcjonowanie całego organizmu, chyba warto się przełamać. W końcu zdrowy pracownik to szczęśliwy pracownik, a wtedy i do pracy przychodzi się jakoś lepiej.
Lider Love Autumn QR CODE Wygenerowano na www.qr-online.pl
Chcesz wiedzieć więcej
Dołącz do nas na Facebook-u www.facebook.com/ GALERIALIDER
o organizowanych przez nas wydarzeniach? Zobacz:
65
REKLAMA
Zeskanuj kod i kliknij
ZDROWIE I URODA
NIETRZYMANIE moczu Jeśli nie operacja, to co? Jaką terapię wybrać?
Tekst: mgr Grzegorz Gałuszka
Z
najnowszych doniesień wynika, że możemy być pewni, iż pośród terapii niechirurgicznych najbardziej zalecanym sposobem zmniejszenia ryzyka nietrzymania moczu są intensywne ćwiczenia prowadzone pod nadzorem wykwalifikowanego fizjoterapeuty. Dowody jasno wskazują, że takie podejście jest najbardziej efektywne jako terapia pierwszego wyboru. Wszystkie inne sposoby – wśród nich wymieniane są m.in. pilates, joga, tai chi, fitness – są traktowane jako dodatkowe (alternatywne), ponieważ nie mają wystarczająco potwierdzonej skuteczności, czyli u każdego mogą dać inny rezultat. Czasami mimo treningu mięśnie nie podejmują prawidłowej pracy. Wtedy fizjoterapeuta prowadzący musi rozważyć, w konsultacji z lekarzem, inne rozwiązania. Dlatego tak ważna jest obiektywna kontrola poprawy, by motywować się do dalszej pracy lub w przypadku braku poprawy nie ćwiczyć w nieskończoność. Dzisiaj fizjoterapeuta ma do dyspozycji nowoczesne technologie sprzężone z komputerem. Dzięki nim możemy obiektywnie kontrolować postępy terapii.
66
Jeśli ćwiczenia, to jak się do nich zabrać? Zrozumieć mechanizm. Poznać mięśnie miednicy. Znaleźć czas tylko dla siebie. I tak jak sportowcy trenować świadomie, by osiągnąć końcowy sukces. Gdzie są mięśnie miednicy? Mięśni miednicy jest bardzo dużo, ale wszystkie pracują razem jak jedno urządzenie. Niby wiemy, gdzie leżą, ale „odnalezienie” tych mięśni w swoim ciele nie jest łatwe. Pojawiają się wątpliwości co do poprawności wykonania ćwiczeń. Czy napinam te mięśnie, które powinnam, i czy napinam je prawidłowo? Dlatego napinanie mięśni miednicy wymaga dużego skupienia, koncentracji. Takie obawy są uzasadnione naukowo. Wszystkie części naszego ciała są zapisane na swego rodzaju mapie w mózgu, tak by mógł on w razie potrzeby znaleźć odpowiednie części ciała. Tułów,
artykuł sponsorowany
a miednica w szczególności, zajmują bardzo mały obszar, co niestety wpływa na nasze możliwości ruchowe – im mniejszy obszar, tym mniejsze możliwości kontroli ruchu odpowiedniej części ciała. Dlatego żeby nie nauczyć się złego, niechcianego ruchu, trening mięśni miednicy powinien być prowadzony pod kontrolą wyspecjalizowanego fizjoterapeuty. Ile razy mam wykonać zadane ćwiczenia? Jednym zdaniem można powiedzieć: im więcej, tym lepiej. Jednak mięśnie miednicy są wyjątkowe. Zbyt mała, jak i zbyt duża liczba napięć może zaburzyć prawidłowy schemat ich działania. Liczba powtórzeń jest szeroko dyskutowana w świecie naukowym. Nie znaleziono „złotej reguły”, dlatego w treningu są potrzebne wartości kontrolne, pozwalające ustalać na bieżąco aktualny stan, tak by osiągnąć założony cel i nie przetrenować naszych mięśni. Z mięśniami miednicy jest tak samo jak z każdym mięśniem. Przed rozpoczęciem treningu określmy ich siłę, wytrzymałość, co pozwala nam precyzyjnie zaplanować trening: liczbę powtórzeń, prędkość skurczu, długość trwania skurczów, czas przerw, częstotliwość treningów. Kiedy powinny pojawić się pierwsze efekty? Dlaczego mój problem nie mija? Zwykle pierwsze efekty widzimy już po 6 tygodniach treningu. Osiągnięta poprawa zwykle zachęca do kontynuowania treningu, co w sposób oczywisty pozwala osiągnąć jeszcze lepsze rezultaty. Wskaźniki uzyskane w trakcie pierwszej wizyty pozwalają monitorować osiągane rezultaty. Czasami nie obserwujemy jeszcze poprawy w życiu codziennym, jednak poprawia się kondycja mięśni, co dopinguje nas do dalszej pracy i pozwala nam ostatecznie spodziewać się poprawy.
DZISIAJ FIZJOTERAPEUTA MA DO DYSPOZYCJI NOWOCZESNE TECHNOLOGIE SPRZĘŻONE Z KOMPUTEREM. DZIĘKI NIM MOŻEMY OBIEKTYWNIE KONTROLOWAĆ POSTĘPY TERAPII.
Centrum rehabilitacji Gałuszka & Romanowski ul Komorowicka 68 43-300 Bielsko-Biała 33 810 16 14 www.centrumgr.pl
67
ZDROWIE I URODA
Gładka skóra przez cały rok
S
ezon wakacyjny dobiegł końca. Należałoby jednak zastanowić się czy warto jeszcze odkładać przygotowania do następnego urlopu na kiedyś tam. Potrzeba gładkiej skóry wymagana jest już właściwie przez cały rok. Można sobie z tym poradzić coraz lepiej i wygodniej, w bardzo bezpieczny sposób i to na trwale! Zliczając koszty zużytych golarek oraz setki przykrych doznań woskiem lub depilatorem elektrycznym, możemy dojść do wniosku, że depilacja laserowa w takiej kalkulacji nie wychodzi zbyt drogo. Do tego wszystkiego zaoszczędzimy również nasz cenny czas. Oczywiście na zamierzony efekt musimy cierpliwie poczekać, ponie-
ALDONA CIWIS-LEPIARCZYK mgr farmacji, kosmetolog z 20-letnim doświadczeniem Prowadzi firmę EstetikLaser ul. Cechowa 27, 43-300 Bielsko-Biała, tel. 730 077 006 e-mail: biuro@estetiklaser.com, www.estetiklaser.com
waż laser jest w stanie skutecznie uszkodzić macierz włosa, ale to wymaga powtórzenia z odpowiednią częstotliwością. Dobra wiadomość dlla osób o włosach jasnych i cienkich, lub o ciemnej karnacji. Jest wreszcie dla nich rozwiązanie. Depilacja laserem Motus Ax zadowoli również wszystkich wymagających, u których zabiegi innymi urządzeniami nie dawały porządanych efektów, lub niski próg bólowy nie pozwolił ich kontynuować. Jest to laser aleksandrytowy, który charakteryzuje się bardzo wysoką absorbcją energii przez chromofory melaniny (o 25%wiekszą niż lasera diodowego). Dlatego stanowi skuteczne rozwiązanie w problemie włosów jasnych i cienkich.
68
Do tej pory światło laserów aleksandrytowych nie cieszyło się pochlebnymi opiniami ze względu na wielki dyskomfort podczas zabiegu oraz częste ryzyko poparzenia. Praca lasera Motus Ax w trybie Moveo, polegająca na płynnych ruchach głowicy po skórze, powoduje stopniowe nagrzewanie i redukcję włosów za pomocą szybkiego impulsu dużą, silnie schładzaną głowicą, działając bezpiecznie i komfortowo. Te elementy sprawiają że Motus AX działa na dużo niższych parametrach, niż dotychczas stosowane lasery. W odczuciach korzystających pada stwierdzenie, że jest to zabieg bezbolesny.
69
PROMOCJA
NOWOŚĆ Laser aleksandrytowy MOTUS AX umożliwia usunięcie nawet jasnego, delikatnego owłosienia. 100% BEZ BÓLU!
ARCHITEKTURA & DESIGN
Szuflandia w duchu eko
Tekst: Justyna Weronika Łabądź, zdjęcia: Brand’ys Design Justyna Weronika Łabądź – pracownik Galerii Bielskiej BWA, miłośniczka dobrego wzornictwa, doktorantka Instytutu Nauk o Kulturze i Studiów Interdyscyplinarnych Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.
70
Nieco odwrotnie niż w filmowym „Kingsajzie” ludzie odwiedzający Szuflandię w Wiśle nieprędko będą chcieli powrócić do szybkiej, hałaśliwej rzeczywistości pełnej niezliczonych atrakcji i wydarzeń. Największą atrakcją w wyjątkowych apartamentach, które powstały pod tą nazwą, jest właśnie „nudzenie się”, obserwowanie przez ogromne okna natury oraz ucieczka myślami w dzikie, górskie otoczenie – a wszystko to połączone z przebywaniem w świetnym ekologicznym designie.
71
ARCHITEKTURA & DESIGN Szuflandia to dwa niezależne apartamenty, które powstały w 2015 roku na zboczu góry Kiczera w Wiśle-Jaworniku, cztery kilometry od centrum miasta. Za wykonanie projektu zarówno zewnętrznej bryły, jak i wnętrza apartamentów odpowiadało studio projektowe Brand’ys Design. Działającą od 2012 roku firmę tworzy obecnie czworo architektów – Łukasz Brandys, Estera Procner, Piotr Kocoń, Anna Majocha-Zacny, architekt wnętrz Ewelina Wróbel oraz designerka Joanna Brandys. Jak opowiadają, początkowo inwestor i właściciel apartamentów chciał zrobić zwykły hotel, ale projektanci przekonali go, że warto zainwestować w coś, co nie tylko będzie przyciągało górskim otoczeniem, pobliską kolejką krzesełkową, świetnymi stokami, ale również niebagatelną formą. Nie pomylili się, ponieważ dzisiaj do Szuflandii w Wiśle przyjeżdżają nie tylko mieszkańcy regionu, Czesi i Słowacy, ale także miłośnicy najlepszego designu. Jak mówią autorzy o powstaniu projektu: „Zawsze staramy się wymyślić coś nowego, zaskakującego dla przyszłego odbiorcy. Projektując, nie myślimy tylko o swoich klientach, ale także o wszystkich osobach, które będą korzystać z danego projektu. Tworząc pierwsze szkice hotelu, widzimy rodziny z dziećmi, pary przyjeżdżające na romantyczny weekend, to one są dla nas inspiracją. Szuflandia swoją architekturą nawiązuje do nurtu eko – przejawia się to zarówno w prostocie samego projektu, jak i użytych materiałach. Najistotniejszym elementem są wysunięte sypialnie, które wyglądają jak szuflady, stąd nazwa obiektu”. Projekt Szuflandii jest autorstwa Łukasza i Joanny Brandysów, Tomka Złoczowskiego i Sławomira Sobeczko. Tym, co urzeka w jego realizacji, jest wykorzystanie naturalnych elementów – całość wykonana została z drewna, które zostało połączone z niezwykłą, bajkową formą. To rzeczywiście Szuflandia: poszczególne apartamenty zostały stworzone za pomocą kubików – systemów, które poprzestawiane
72
zostały względem siebie niczym powysuwane szuflady. W każdym z nich zostały umieszczone duże okna, które niczym niezasłonięte, odkrywają przed nami widok na otaczający las i góry, prawie jakbyśmy spali pod gołym niebem. Towarzyszą im przestronne, słoneczne tarasy, które pozwalają na usunięcie szklanej granicy z naturą i przybliżenie się do niej. O swoim podejściu do procesu projektowania mówią właściciele Brand’ys Design: „Do każdego projektu podchodzimy indywidualnie – tutaj liczy się pomysł, stawiamy sobie wysoko poprzeczkę. Im projekt jest trudniejszy, tym dla nas ciekawszy. Wiąże się to z długimi godzinami spędzonymi ze szkicownikiem, a później przed ekranem komputera. Naszym zadaniem jest nie tylko projekt. Towarzyszymy swoim klientom podczas całego procesu, czuwamy nad realizacją, stajemy się menadżerami projektu. W razie potrzeby do naszego zespołu dochodzą graficy, konstruktorzy, marketingowcy. W efekcie przy jednym koncepcie pracuje bardzo wiele osób, a wszystko koordynowane jest przez nasze biuro”. Wnętrza apartamentów również zasługują na wyróżnienie. Zostały zaprojektowane w nurcie eko, a do ich stworzenia zostały wykorzystane naturalne materiały: „Projekt wnętrz jest autorstwa Joanny Brandys, wnętrze w zamyśle jest eko, dlatego wszystko zrobione jest ze sklejki – obicia ścian, szuflady sypialni i meble. Nie mogło być nudno, dlatego użyto dwóch kolorów, naturalnej sklejki liściastej w kolorze drewna oraz specjalnej, tzw. technicznej, która jest odporna na wodę i uszkodzenia, jako materiału na blat i szafy w kuchni. Prawie wszystkie meble są autorstwa naszego studia”.
Jak bardzo zależy samym właścicielom na właściwym, przytulnym klimacie, świadczy fakt, że kolorowe lampy zdobiące i ożywiające monochromatyzm wnętrz wykonała własnoręcznie sama właścicielka Szuflandii. Projekt Szuflandii został nie tylko doceniony poprzez pozytywne opinie odwiedzających to miejsce oraz dziennikarzy. Jako bryła architektoniczna Szuflandia otrzymała wiele nagród, w tym pierwszą nagrodę w plebiscycie publiczności „Polska architektura 2016”, nagrodę Stowarzyszenia Architektów Polskich, ogromny sukces przyniosła też sama publikacja na najważniejszej anglojęzycznej stronie poświęconej architekturze, czyli Archdaily.com. Choć wydaje się, że Szuflandia osiągnęła już wiele, projektanci i właściciele nadal nie finalizują rozwoju jej wizji: „Szuflandia cały czas jest na etapie projektowania, w tamtym roku powstał basen z niesamowitym widokiem, w tym roku kompleks saun z – mamy nadzieję – interesującym designem, a także miejsce do relaksu. Całość została stworzona z naturalnych materiałów, połączenia drewna oraz dwóch kolorów kamieni, otoczaków ułożonych w ciekawe mozaiki. Na kolejny rok wraz z inwestorem, który czynnie bierze udział we wszystkich etapach projektowania, mamy pewien pomysł, ale niech to na razie pozostanie niespodzianką…”. Pozostaje więc schować się w jednej z „szuflad” Szuflandii – przyjechać do miejsca, w którym czujemy się jak w bajce, odrywamy się od hałasu rzeczywistości, wyłączamy telewizory (których nie ma w apartamentach) i oddajemy się długim rozmowom z bliskimi nam osobami oraz kontemplacji olśniewającego piękna lasu i gór.
73
PARTNERZY 2B STYLE
TU OTRZYMASZ MAGAZYN BIELSKO-BIAŁA Apteka Pod Szyndzielnią Apteka Karpacka Apart Hotel Ventus Rosa Babski Raj Barometr Coffee & Bar Bar Pierożkowy Karolina BButik w Pasażu pod Orłem Beauty Project Beauty Room Beskid Burger Bar Mleczny Pierożek Beskidzie Centrum Medyczne Bistro Jarmużno Bistro Tofu Biuro podróży Atlantis Blekota Sweet Factory Borsa Walentini Browar Jedynka BMW Sikora Salon Samochodowy Browar Miejski Restauracja Buon Gusto Centro Butik by o la la …! Butik Lilou w Pasażu pod Orłem Butik Kaya by Karo Butik Miomodo Cafe Farma Cafe Oscar Celna 10 Centrum Informacji Turystycznej Centrum Medyczne Broniewskiego Centrum rehabilitacji Gałuszka & Romanowski Ciachomania Cięcie Salon Fryzjerski Cococabana Salon Fryzur Cremino Bakery Coffee House / PKP Danea Centrum Medyczne Delicato Delicje Dworek New Restaurant Eco Line Bistro Emili Smart by Studio Paula Estetik Laser Estelium Every Outlet Fahrenheit Barcafe Forever Life Clinic Galeria Bielska BWA Galeria Sfera – Info Punkt Galeria Wzgórze Gallo Nero Greencoffe Grępielnia H-Design Herbaciarnia Assam Herok design Honda Salon Samochodowy Hospoda w Białej Hotel Ibis Hotel Papuga Hotel Prezydent Hotel Qubus Hotel Sahara Hotel Vienna Instytut Ideallist Instytut AntiAging Itamae sushi Karczma Rogata Kawiarnia Mucha Kawiarnia Okno Kawiarnia Pub „Środek” Klinika dr Sirek Klinika Galena Klinika Łukasza Klubokawiarnia Aquarium
Kofeina cafe and bar Książnica Beskidzka Księgarnia Klimczok Lunita Restauracja Madmuazelle ubranka dziecięce Malachit Day Spa Marakesz SPA Marcela Salon Kosmetyczny Margerita Pizzeria MD Fashion Mega Sport Mitas design Modema Momo Grill Multicoolty Muzeum Historyczne Mydlarnia u Franciszka My Honey Home & Bistro Nailsroom salon stylizacji paznokci Natasha Pavluchenko Atelier Nowy Świat Restauracja Novamed Clinic Oky Doky Bielsko Okulus Old Mountain barber shop Optyk Studio Outlet Buława Pan Brzytwa Barber shop Parasol Caffe Pastamore Restauracja Perfumeria Sinatra Peron Piaf bistro Pizzeria Michola Pizzeria Picollo Poliklinika Stomatologiczna „Pod Szyndzielnią” Prestige Sklep Włoski Przychodnia X-Med Pub Dog’s Bollocks Pub Epoka Racketlon Korty Tenisowe Regionalny Ośrodek Kultury Restauracja Amici Renault Wektor Salon Samochodowy Rodental Plus Rosiewicz Optyka RoWinGood – sklep z winami Ryłko by Agnes&Paul Ryłko Fashion Salon Optyczny Ewa Jasiczek Salon VOX Skin Laser Lubelscy Sklep Biegacza Sklep Papierniczy na Podcieniach Stomatologia Bojda Stomatologia Primadent Stomatologia Tomasz Sypień Strzelnica Gun Club Studio Mody Anna Drabczyńska Studio Paula body & soul Studio Zdrowia „Santi” Styl Studio Vena SUZET music club Szpilka Szpilka Bakery Słodownia Teatr Polski Tkalnia Urody Tofu Bistro Toyota Salon Samochodowy Trendy Nails Fashion Trendy Hair Fashion Salony Twomark Sport We Coffee Palarnia Kawy Wirtuozeria
74
Wróblówka V&K Cosmetics Żółwik Bubble Tea CIESZYN Bistro Limonka Butik 14m2 Cafe Arkady Cafe Herbowa Cafe Muzeum Galeria 13 Herbaciarnia Laja Informacja Turystyczna Kawiarnia Herbowa Kawiarnia Kornel i Przyjaciele Klubokawiarnia Presso Kino Piast Kornel i Przyjaciele Limonka Burger&Sandwich Mokka Cafe Naleśnikarnia Pepperoni Oky Doky Cieszyn CISIEC Hotel Zacisze CZECHOWICE-DZIEDZICE Proper Palarnia Kawy JAWORZE Apetit Bistro Dotyk Urody Hotel Jawor KATOWICE Aleje Smaku Ambasada Śledzia Banque Franco-Polonaise Bar a boo Barocco Hair & Body Brasil Moka Cafe Espresso Berendowicz & Kublin Akademia Fryzjerska Bar Wegetariański Złoty Osioł Basiliana Italian Bistro Bobby Burger Bob Klub Cafe Byfyj Nikiszowiec Centrum Informacji Turystycznej Cafe Kattowitz Cukiernia Cafe Restaurant Monopol Chopin Cafe Costa Coffee Couture Milano Exclusive Hair Alfa Parf Duy Cong El Mexicano Fabryka Kurtosza Fabryka Porcelany Fanaberia Galeria Art Nova 2 Galeria Terra Goa Club Grill Pub Proscenium Gryfny Szynk Hostel Rynek 7 Hotel Monopol Hurry Curry Informacja Turystyczna Nikiszowiec Ingis Pub Pizzeria Kartofelnik Kawiarnia Słoneczna Kino Światowid Kluboczajownia Teoria Klubowa Kofeina Bistro Kłos Piekarnia-Ciastkarnia Little Hand and More
Long Man Bistro Len Ante Cuccina Italiana Lorneta z Meduzą Mad Mick Mały Kredens Ministerstwo Śledzia i Wódki Moodro MR. Fox Pub & Resto Nowy Roździeń Pizzeria Hotel 24 h Prosecco Quchnia Bistro & Grill Restauracja Patio Sakara Sushi Sceneria Sztukafe Szyb Wilson Śląska Organizacja Turystyczna Świeże Soki Teraz i Szklanka Węglokoks Vege Bar Zdrowa Krowa Zimbardo Nikiszowiec Złoty Osioł Złoty Róg KOBIERNICE Gospoda Krakowska KĘTY Ice Spot Lili Instytut Kosmetyki OŚWIĘCIM Cafe Bergson Miejska Biblioteka Publiczna Optyk Kołder PORĄBKA Ośrodki Zdrowia Polimed TriVita PSZCZYNA Kawiarnia w Stajniach Muzeum Zamek Restauracja Frykówka Kawiarnia Dolce Vita TYCHY Browar Obywatelski Tychy Hotel Piramida Restauracja Tichauer Restauracja Pod Prosiakiem USTROŃ Mokate Pizzeria Melissa Prestige SPA Uzdrowisko Ustroń Uzdrowisko Ustroń Piekarnia Jagódka SZCZYRK Apartamenty Parkowe Hotel Alpin Hotel Meta Wisła Rezydencja Pod Ochorowiczówką ŻYWIEC Bistro Rynek 19 Cukiernia Ania DeKaffe Kawiarnia Wiedeńska Galeria Lider Miętówka Cafe
NAPRAWDĘ LUBIMY TO, CO ROBIMY!
· każde zlecenie traktujemy indywidualnie · doradzamy wybór technologii i materiałów · proponujemy najkorzystniejsze rozwiązania cenowe · gwarantujemy zachowanie Twoich tajemnic handlowych · no i możesz nadzorować swój druk... ...pijąc z nami pyszną kawę!
RABARBAR s.c.
75
PROMOCJA
41-710 Ruda Śląska, Polna 44 +48 32 411 49 41 rabarbar@rabarbar.net.pl www.rabarbar.net.pl
REKLAMA
76