2B STYLE No#19

Page 1

Jedyny taki magazyn lifestylowy

ale numer! 5[19] 2015 czasopismo bezpłatne ISSN 2084-4867 grudzien 2015 – styczen 2016 www.2bstyle.pl

Bronisław Krzysztof RZEŹBA, WINO I ŚPIEW

ŁUCJA WOJTALA Anna Godlewska

MIŁOŚĆ OD PIERWSZEGO DOTYKU

GALERIA

PARADISE KITSCH Justyna

STECZKOWSKA Damian

BYDLIŃSKI Krzysztof Marek

BĄK

Zapomniany Śląsk

Projekt fotograficzny

Jest pani moim prezentem

Spotkanie z Agnieszką Holland

NIEPOWTARZALNI

Ośrodek w Ustroniu

CAŁY ŚWIAT POD WIEŻĄ EIFFLA Paulina Matuszewska

KULINARIA

Apetyt na więcej

EKOLOGIA

Zbigniew Michniowski: Trzeba współpracować

Nie zza firanki

Król dostał koronę


2


3


na wstępie czasopismo bezpłatne ISSN 2084-48 photo: ULA KÓSKA fashion: WALERIA TOKARZEWSKA-KARASZEWICZ make-up: EWELINA ZYCH hair: MARTYNA TEŚLAK model: MARYSIA/UNITEDFORMODELS

napisz do nas: redakcja@2bstyle.pl Wydawca: MEDIANI Anita Szymańska, www.mediani.pl ul. Janowicka 111a, 43-344 Bielsko-Biała e-mail: mediani@mediani.pl tel. 504 98 93 97 2B STYLE ul. Janowicka 111a, 43-344 Bielsko-Biała ul. Cieszyńska 2, 43-300 Bielsko-Biała e-mail: redakcja@2bstyle.pl www.2bstyle.pl Redaktor Naczelny: Agnieszka Ściera Reklama: reklama@2bstyle.pl, tel. 609 63 73 83 Zespół redakcyjny: Agnieszka Ściera (tekst), Anita Szymańska (tekst & foto), Katarzyna Górna-Oremus (tekst), Ewa Krokosińska-Surowiec (tekst) Roman Kolano (tekst), Beata Bojda (uroda) Łukasz Kitliński (foto), Adrian Lach (foto), Bastek Czernek (foto), Gaba Kliś (architektura & design), Basia Puchala (tekst), Anna Popis-Witkowska (korekta), Marcin Urbaniak (IT). Grafika i skład: Mediani | www.mediani.pl Druk: Drukarnia RABARBAR Wydawnictwo bezpłatne, nie do sprzedaży. Copyright © MEDIANI Anita Szymańska Przedruki po uzyskaniu zgody Wydawcy. Listy: e-mail: redakcja@2bstyle.pl Redakcja nie zwraca tekstów niezamówionych i nie odpowiada za treść umieszczonych reklam. Redakcja ma prawo do skrótu tekstów. Wydawca ma prawo odmówić umieszczania reklamy lub ogłoszenia, jeśli ich treść lub forma są sprzeczne z obowiązującym prawem lub linią programową lub charakterem pisma. Produkty na zdjęciach mogą się różnić od ich rzeczywistego wizerunku. Ostateczną ofertę podaje sprzedawca. Niniejsza publikacja nie jest ofertą w rozumieniu prawa. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za opinie osób, zamieszczone w wypowiedziach i wywiadach.

Nareszcie Bielsko-Biała doczekało się kryminału! Krzysztof Marek Bąk vel K.M.Bakow oddał w ręce czytelników dwie pierwsze części z serii o Komisarz Orłowskiej. Pasjonująca lektura dzieje się w znanych bielszczanom miejscach. Ale wartka fabuła i uniwersalne treści – rozwikłanie zagadki zabójstwa – zaciekawią też czytelników spoza miasta. Spotkanie w bielskim mieszkaniu z autorem książek o Komisarz Orłowskiej zaowocowało ciekawym wywiadem. Niezwykłym doświadczeniem okazała się rozmowa z Damianem Bydlińskim, liderem zespołu LIZARD, szerzej znanym za granicą. Ale nas nie dziwi, że utalentowani bielszczanie robią kariery i są bardzo znani poza Bielskiem-Białą, a nawet granicami kraju. Podobnie, jak w przypadku mieszkanki Kęt, projektantki Łucji Wojtali, która znana jest bardziej na warszawskich salonach. Galerię jej projektów w obiektywie Bastka Czernka, zobaczycie na dalszych stronach Magazynu. Częstujemy Was także naszym ulubionym tematem, kulinarnym – w Restauracji Festiwale Smaków – mając nadzieję, że zachęcimy Was do spróbowania czegoś nowego. Kolejny rok mija, rok intensywny na wielu polach, rok pełen zmian. Życzymy Wam i sobie, aby ten nadchodzący był pełen miłości i zrozumienia. Aby poglądy nie dzieliły, lecz pozytywnie różniły nas, zwykłych ludzi, sąsiadów, przyjaciół, rodzinę. Redaktor Naczelna Agnieszka Ściera

ZESPÓŁ REDAKCYJNY

Agnieszka Ściera | Redaktor Naczelna 2B STYLE. Miłośniczka zwierząt, górskich wypraw, dobrej kuchni w wykonaniu innych. Podobno zołza, podobno fajna babka.

Anita Szymańska | Wydawca 2B STYLE. Współwłaścicielka Agencji Kreatywnej MEDIANI. Pasjonatka projektowania graficznego i wszystkiego, co kreatywne. Autorka tekstów.

Katarzyna Górna-Oremus | Dziennikarka, reporterka. Doktorantka teologii na Uniwersytecie Papieskim im. Jana Pawła II. Nauczycielka etyki. Niepoprawna marzycielka, która lubi ludzi i kocha podróże.

Beata Bojda | Makijażystka z 17-letnią praktyką. Autorka tekstów o tajnikach makijażu. Jurorka w konkursach makijażu w Polsce i za granicą.

Gaba Kliś | Zwolenniczka twórczego myślenia i kreatywnej pracy, zaangażowana projektantka i stylistka wnętrz z pasją do aranżacji przestrzeni, szczęśliwa autorka stylizacji wnętrz publikowanych w magazynach wnętrzarskich.

Bastek Czernek | Fotograf mody. Bardzo ambitny optymista, wszystkie marzenia przekłada na kolejne cele do zrealizowania. Kolekcjoner Vogue’a, dla którego chce pracować w przyszłości.

Łukasz Kitliński | The optimist understands why the world’s gone down the drain as I paint this picture gray and taste the pain I’ll play the optimist – again.

Basia Puchala | Była stewardessa, weteran wojenny, obieżyświat, narzeczona Tutanchamona. Obecnie mieszka w Waszyngtonie.

2B STYLE jest czasopismem zarejestrowanym w Sądzie Okręgowym w Bielsku-Białej.

Nasz adres: 1PznzUrzpn3W4imdUtkJgdLWnVGEYMQCCC

reklamy: 2-3, 5, 9, 11, 13, 15,16, 17, 19, 21, 25, 69, 70, 71, 81, 95 promocja: 7, 45, 47, 74-75, 78-79, 92 artykuły sponsorowane: 76-77, 82-83, 84-85, 86-87, 94

PARTNER MEDIALNY: QR CODE

Wygenerowano na www.qr-online.pl

JESTEŚMY NA

I TU

Chcesz wesprzeć magazyn 2B STYLE? Możesz wpłacić BITCOINY! Zeskanuj kod, zainstaluj portfel i przelewaj :)

4


WEKTOR salon i serwis www.wektor.pl BIELSKO-BIAŁA, ul. Warszawska 295, tel. (33) 829 56 00, (33) 829 56 10 OŚWIĘCIM-BABICE, ul. Krakowska 19 (wylot na chrzanów), tel. (33) 841 18 41

5


na wstępie

Okoliczności: 8-12 14-26

Wydarzyło się Polecamy

Inicjatywy: 18 19 42-43 52-57

W obronie i na rzecz słabszych Ze sztuką i szlachetną ideą w Nowy Rok Niepowtarzalni, czyli... O! Środek świata Zapomniany Śląsk

Historia: 20-21

Aleksander Sułkowski rządził Polską?

Ludzie: 22-24 30-35 36-41

Kobieta z pazurem – Justyna Steczkowska W swoim śpiewaniu zapatrzony jestem w lata 60. i 70. – Damian Bydliński Z wizytą u Komisarz Orłowskiej - Krzysztof Marek Bąk

Sztuka: 26-29

Rzeźba, wino i śpiew

Felieton: 44 46-47

Pasje: 48-51

Jest pani moim prezentem urodzinowym Spięty Mikołaj

Miłość od pierwszego dotyku – Anna Godlewska

Galeria: 58-61 62-67

Paradise Kitsch – Ula Kóska Łucja Wojtala

Uroda & Zdrowie: 68-69 72-73 78-79

Cały świat pod wieżą Eiffla Depilacja laserowa się opłaca Co z tą dentofobią? Czy można pokonać strach przed dentystą?

Podróże: 80

Zimowe świętowanie w Kraju Kwitnącej Wiśni.

Kulinaria: 82-83 84-85

Apetyt na więcej Jeden dzień ze „Śląskimi Smakami”

Ekologia: 86-87

Trzeba współpracować – Zbigniew Michniowski

Nie zza firanki: 88-91

Król dostał koronę

Czytamy: 92

Polecamy na zimowe wieczory

Motoryzacja: 94

Gdy kobieta kupuje samochód

6


7


okoliczności

WYDARZYŁO SIĘ

Sukces „Jarzębinek” Fundacja Braci Golec w Warszawie 27 listopada w Muzeum Etnograficznym w Warszawie odbył się szczególny koncert podopiecznych fundacji – finał projektu „Etnika symfonicznie – dofinansowanego ze środków Narodowego Centrum Kultury w ramach programu Kultura – Interwencje. W projekcie wzięło udział 30 podopiecznych fundacji z ognisk w Milówce, Jeleśni, Koszarawie i Łodygowicach. Od lipca fundacja realizuje cykl warsztatów w 4 miejscowościach Żywiecczyzny, m. in.: indywidualne zajęcia gry na skrzypcach i basach, zajęcia w kapelach (kwartetach), orkiestrze i grupach śpiewaczych, spotkania z Mistrzem oraz wyjazdowe warsztaty dla dzieci i instruktorów fundacji. Koncert w Warszawie odbył się w ramach „Przeglądu Tańca i Piosenki Ludowej Przedszkolaków”, organizowanego przez Przedszkole nr 17 i Muzeum Etnograficzne.

Ogromnym sukcesem zakończył się pierwszy w tym sezonie konkursowy występ grup działającego przy Bielskim Centrum Kultury Zespołu Tańca i Piosenki „Jarzębinki”. 24 października w Pyskowicach Śląskich odbyły się 3. Ogólnopolskie Spotkania Zespołów Tanecznych „Pląsy Dramy”. W skład turniejowego jury weszli m. in. współzałożyciel i wicedyrektor Kieleckiego Teatru Tańca Grzegorz Pańtak oraz Michaił Zubkov – zasłużony pedagog tańca klasycznego, założyciel i kierownik artystyczny Międzynarodowej Letniej Szkoły Tańca Współczesnego w Koszęcinie. Występ młodszej grupy, która zaprezentowała układ „Spełni się”, został nagrodzony II miejscem w kategorii etiuda taneczna 12-15 lat. Starsze Jarzębinki – Grupa J – układem „Moje kroki” wytańczyły Grand Prix w kategorii wiekowej powyżej 15 lat! Jury postanowiło również przyznać nagrodę dla „indywidualności scenicznej” w grupie wiekowej powyżej 15 lat Bartłomiejowi Malarzowi – tancerzowi Grupy J, natomiast Aleksandra Komarnicka-Drużbicz, autorka choreografii dla obu grup, otrzymała Nagrodę Specjalną „dla najlepszego choreografa konkursu”. „Bardzo motywuje nas wszystkich do działania to, że każdy konkursowy występ zespołu kończy się sukcesem. Cieszę się, że praca grupy i Oli została doceniona, nie ukrywam, że jestem bardzo dumna, że to właśnie moja córka została uznana najlepszym choreografem konkursu” – mówi Barbara Komarnicka-Drużbicz, założycielka, kierownik artystyczny i choreograf „Jarzębinek”.

25-lecie Wiewióra & Golczyk Architekci 2 października w Dworek New Restaurant w Bielsku-Białej miały miejsce obchody jubileuszu 25-lecia działalności firmy Wiewióra & Golczyk Architekci. Pracownia, która ma swoją siedzibę w Żywcu, Pracownia poszczycić się może właśnie znakomitym projektem aranżacji Dworku New Restaurant. Podczas jubileuszu zaprezenowano przekrojowo 25 projektów, które zostały zrealizowane w ciągu 25 lat. Znalazły się wśród nich zarówno obiekty użyteczności publicznej, domy prywatne, obszerne hale, a nawet mniejsze obiekty, jak bacówka. Niespodzianką tego pamiętnego wieczoru był występ artysty kabaretowego, Artura Andrusa. | www.wiewioragolczyk.pl

8

IT Loft Park otwarty 3 listopada odbyło się niecierpliwie oczekiwane otwarcie niezwykłego miejsca na śląskiej mapie nowych technologii. IT Loft Park powstał w dawnej słodowni Browaru Obywatelskiego w Tychach. Uroczystego przecięcia wstęgi dokonał właściciel obiektu, Viktor Mokwa. Oprócz stworzenia specjalistycznych pracowni oraz laboratoriów, inwestor przygotował nowoczesną powierzchnię biurową z myślą o firmach chcących skorzystać z potencjału, jaki oferuje Park. | www. itloftpark.pl


REKLAMA

RESTAURACJA & BROWAR

QR CODE

Wygenerowano na www.qr-online.pl

ul. Piwowarska 2 (Starówka), Bielsko-Biała, tel: 33 815 02 70, www.browarmiejski.pl

9


okoliczności

WYDARZYŁO SIĘ

Bielszczanka z Werony Sylwia Boroniec urodziła się w Bielsku-Białej, mieszka w Weronie. Z pomocą pasteli tworzy historię. W ramach projektu MY FACE_S powstały prace, które można podziwiać od 28 listopada w przestrzeni Muzeum Historycznego w Bielsku-Białej. Wernisaż wystawy zgromadził tak liczną publiczność, jakiej jeszcze nie było na żadnej prywatnej wystawie w Muzeum Historycznym! Goście przybyli nie tylko z całej Polski, ale także z Włoch i Stanów Zjednoczonych. Na wystawie można było podziwiać obrazy, które na co dzień są częścią wielu prywatnych zbiorów. Artystka ukończyła Wydział Architektury i Urbanistyki Politechniki Krakowskiej. Pierwsze eksperymenty z pastelami rozpoczęła już w trakcie studiów, wykorzystując je do artystycznego przekazu swoich projektów architektonicznych. Sama malarka podkreśla często, że to nie ona wybrała pastele, lecz one wybrały ją. Są przedłużeniem jej palców i nadają życie tworzonym pracom. Droga od prostych form geometrycznych zatoczyła krąg aż do prac przedstawiających twarze. Jak mówi autorka, portrety skonstruowane są jak rysunek architektoniczny, powstają z brył, plam, cieni, aż po detal, który daje prawdziwy charakter. Projekt MY FACE_S to nie tylko obrazy, ale przede wszystkim idea ukazywania prawdziwych emocji, które wykraczają poza wszelakie stereotypy i ograniczenia. To portrety pokazujące kronikę chwil. Każdy człowiek to odrębna historia, która stanowi wyzwanie i cel tworzenia. Każda twarz, to kolaż przeżyć i ludzi, którzy wyznaczają naszą drogę. Prace Sylwii Boroniec są eksperymentem, łączącym wiele części w całość. Wyrażają szacunek dla wszystkich form miłości oraz przyjaźni, określają wspólny mianownik różnic i podobieństw.

Targi EKOstyl 2015 zakończone sukcesem! Ponad sześć tysięcy gości odwiedziło w ubiegły weekend targi EKOstyl 2015 Zdrowa Żywność, Styl Życia, Ekorodzina. Przez dwa targowe dni ogromna Hala pod Dębowcem wypełniona była po brzegi, jako że na targi zjechało prawie 200 firm z całej Polski, goście z Czech, Słowacji i Węgier, odbywały się pokazy kulinarne specjałów z kilku europejskich regionów, wykłady i prelekcje. Dla osób dbających o swoje zdrowie, kondycję i ekologiczny styl życia była to nie lada gratka, aby w jednym miejscu zobaczyć wszystko to, co najnowsze, aktualnie dostępne, zdobyć u źródła wiedzę o nowych, zdrowych produktach i naturalnych terapiach. | www.targibielskie.pl

Najprzystojniejsi w Szczyrku 3 Bieg Mikołajkowy

Na początku października poznaliśmy czternastu finalistów konkursu Mister Polski 2015. Panowie zostali wyłonieni w trakcie półfinału, który odbył się w Hotelu Klimczok w Szczyrku. Organizatorem wydarzenia była agencja Grabowska Models. 2B STYLE objął patronat medialny nad wyborami najprzystojniejszego Polaka. Na scenie pojawiło się dwudziestu półfinalistów, którzy zaprezentowali swoje umiejętności. Ostatecznie jury wybrało czternastu finalistów. Wśród nich znalazł się także obecny Mister Beskidów – Szymon Rus. Gościem specjalnym wydarzenia był Rafał Maślak, aktualny Mister Polski, który – jak sam twierdzi – wciąż pozostaje tym samym człowiekiem, co przed konkursem. – Mam nadzieję, że w ciągu ostatnich kilku miesięcy udało mi się zmienić nieco obraz Mistera, który jest zakorzeniony w umysłach Polaków. Liczy się nie tylko piękne ciało, ale również umysł – mówił Rafał Maślak, mister Polski 2014.

5 grudnia płyta aeroklubowego lotniska w Aleksandrowicach zamieniła się w bieżnię dla Mikołajów. Niemal 300 biegaczy w strojach mikołajowych pobiegło na dystansach 3 i 6 kilometrów. Zwycięskim Mikołajom gratulujemy!

10


BESKDY ULTRA TRAIL SPORT DLA TWARDZIELI

Beskidy Ultra Trail (BUT) to niezwykła impreza biegowa. To ultramaraton górski prowadzony w najpiękniejszych zakątkach Beskidów. Już po raz trzeci początkiem października uczestnicy zmierzyli się z bez wątpienia z jednymi z najtrudniejszych tras w Polsce i Europie. W tym roku BUT ma aż 5 różnych dystansów w obejmujących w sumie ponad 550 kilometrów górskich szlaków i ścieżek: BUT 20 TREK – propozycja dla początkujących oraz rodzin biegaczy – trasa rekreacyjna o długości ok 20 kilometrów bez limitu czasu, bez stresu ale z medalem dla każdego, kto ją pokona. BUT 60 (60 km) – to propozycja na pierwszy bieg ultra. Przepiękna ale pełna wyzwań trasa w sam raz na debiut. 60 kilometrów to jak na tego typu imprezę niewiele, ale udało się na niej zaplanować ponad 3 kilometry podejść, w tym na najwyższy szczyt Beskidu Ślaskiego – Skrzyczne. BUT 90 (90 km) – coś dla wytrawnych biegaczy, którzy chcą doświadczyć i zobaczyć nieco więcej. Trasa ponad to, co zawiera BUT60 dokłada m.in. Baranią Górę, Magurkę Radziechowską czy Ostre. BUT 120 (128km) – najprawdopodobniej najtrudniejsza impreza na tym dystansie w Polsce. Poprowadzona przez 12 ważniejszych szczytów Beskidu Śląskiego a po drodze zawodnicy zawitali do Bielska-Białej, Brennej, Ustronia, Wisły i Węgierskiej Górki. BUT 260 Challenge – wyzwanie dla absolutnie najtwardszych, wyjątkowe na skalę światową. W Polsce nie ma drugiej takiej imprezy. Uczestnicy wyposażeni w nadajnik GPS za pomocą którego można ich na bieżąco śledzić na ekranie w bazie zawodów oraz online mają za zadanie pokonać 260 km trasę po górach bez żadnego wsparcia z zewnątrz. W zeszłym roku jedynie 20 osób zdecydowało się na start, z czego tylko jedna ukończyła – Orsi Ballint z Węgier. REKLAMA

11


okoliczności

WYDARZYŁO SIĘ

O depresji inaczej

Foto Art Festival W Bielsku-Białej miała miejsce się szósta edycja FotoArtFestival – wydarzenia, które promuje najlepszych fotografów z całego świata. Do 30 października można było podziwiać prace kilkunastu z nich. Wszystko w ramach jednego festiwalu, piętnastu wystaw. 2B STYLE objęło patronat medialny nad imprezą. Wśród zaproszonych gości odnaleźliśmy fotografików światowej klasy (Ernesto Bazan, David Burdeny (Kanada), Petrut Calinescu (Rumunia), Enri Canaj (Albania), Ruud Van Empel (Holandia), Andreas Horvath (Austria), Aaron Huey (USA), Maciek Nabrdalik (Polska), Rafael Navarro (Hiszpania), Zed Nelson (Wielka Brytania), Chris Rain (Niemcy), Martin Wágner (Czechy), Irina Popova (Rosja), Klavdij Sluban (Francja) i Franco Zecchin (Włochy). Wszystkie wystawy, na które łącznie składa się 1500 najlepszych fotografii, były po raz pierwszy prezentowane polskiej publiczności. Festiwalowi towarzyszyły ponadto dwie dodatkowe wystawy – FotoOpen – będąca efektem konkursu dla fotografów, dająca możliwość zaprezentowania się w profesjonalnych warunkach oraz „Digigraphie by Epson”, prezentująca osiemnaście prac autorstwa sześciu znanych polskich fotografików – wystawa wysokiej jakości wydruków o cechach kolekcjonerskich. Tak, jak w poprzednich edycjach wystawom towarzyszyły spotkania z zaproszonymi artystami – dla niektórych był to pierwszy pobyt w Polsce. W trakcie tradycyjnie odbywającego się Maratonu Autorskiego, wydarzenia wyróżniającego festiwal, artyści opowiedzieli o swojej twórczości, poprowadzili wykłady, prelekcje, pokazy slajdów związane z fotografią, wzięli udział w dyskusjach. Dla zainteresowanych fotografią i fotografujących organizatorzy przygotowali ponadto bezpłatne warsztaty fotograficzne. Wystawy festiwalowe prezentowane były w Galerii Bielskiej BWA, Muzeum Historycznym w Bielsku-Białej, Starej Fabryce, Książnicy Beskidzkiej, Regionalnym Ośrodku Kultury, Galerii „PPP” Związku Polskich Artystów Plastyków – Okręg Bielsko-Biała, Galerii Fotografii B&B, Galerii Sfera I, Domu Kultury im. W. Kubisz, Galerii Akademickiej ATH. Organizatorami wydarzenia są bielska Fundacja Centrum Fotografii oraz Gmina Bielsko-Biała.

12

Nowe Władze Bielskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Lekarskiego, dr Agnieszka Gorgoń-Komor i doktor Claudius Becker przy współudziale Beskidzkiej Izby lekarskiej wskrzesili tradycję spotkań lekarzy, ludzi sztuki i zaproszonych gości. Przy dźwiękach fortepianu, w otoczeniu malarstwa, odbył się jesienny zjazd Bielskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Lekarskiego. Wielofunkcyjne wnętrza polikliniki stomatologicznej „Pod Szyndzielnią” zamieniły się w piątkowy wieczór w galerię sztuki, salę koncertową i oczywiście audytoryjną. Frekwencja zaskoczyła samych organizatorów. Sala mogąca pomieścić 180 osób wypełniła się po brzegi licznie przybyłymi lekarzami, ludźmi kultury i sztuki oraz zaproszonymi gośćmi nie tylko z Bielska-Białej. Wernisaż prac bielskiej artystki Poli Minster został przygotowany przez kuratora wystawy, Piotra Naliwajko. Ekspozycja prac pierwszego szefa Bielskiego oddziału PTE dr. Kossowskiego stanowiła ciekawy kontrapunkt dla prac Poli Minster. Oprawa muzyczna w wykonaniu bielskiego doktora Rafała Krausa wraz z synem Grzegorzem, dostarczyła nie tylko wrażeń artystycznych, ale również autentycznych wzruszeń i to zarówno po stronie wykonawcy, jak i publiczności. Brawuwurowe wykonanie utworu Jana Sebastiana Bacha spotkało się z autentycznym aplauzem wśród zebranych gości. Najważniejszą częścią zjazdu był wykład naukowy. Tym razem władze bielskiego oddziału zaproponowały ciekawy i niezwykle aktualny temat depresji. Dr hab n.med Robert Pudlo, Konsultant Wojeówdzki ds. Psychiatrii, szef katedry psychiatrii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego, w ciekawy i sugestywny sposób, zapoznał słuchaczy z podstawowymi aspektami tej choroby, jak również sposobami jej leczenia.

Nominowana do Orderu Uśmiechu! Pani Renata Piątkowska, autorka popularnych książek dla dzieci, bielszczanka, została nominowana do nagrody Orderu Uśmiechu! Kawalerem Orderu Uśmiechu zostaje dorosły, którego działalność jest wyjątkowa, nietuzinkowa i przynosi dzieciom najwięcej radości, często ratując ich życie. Ceremonii wręczania Orderu towarzyszy rytuał wypicia soku z cytryny, koniecznie z uśmiechem, oraz pasowania różą. Każdy nowo pasowany Kawaler Orderu Uśmiechu przyrzeka przed dziećmi i członkami Kapituły „być zawsze pogodnym i radość dzieciom przynosić”.


ZOSTAŃ KRÓLOWĄ ŚWIĄTECZNYCH ZAKUPÓW

Zeskanuj kod i kliknij Chcesz wiedzieć więcej o organizowanych

Dołącz do nas na Facebook-u www.facebook.com/ GALERIALIDER

przez nas wydarzeniach? Zobacz:

13

www.

.pl


okoliczności

POLECAMY

Naukowy zawrót głowy w Bielsku-Białej! 30 listopada nastąpiło otwarcie Centrum Nauki i Zabawy „EUGENIUSZ”. Park edukacyjny można zwiedzać do końca stycznia w Galerii Sfera w Bielsku-Białej. Eksperymentowanie, odkrywanie i doświadczanie – taka przygoda spotyka wszystkich, którzy odwiedzają to miejsce. Po raz pierwszy w naszym regionie! Na rodziny przez dwa miesiące czeka kilkadziesiąt interaktywnych eksponatów, które poprzez zabawę przybliżą dzieciom świat nauki. Czy umiesz pisać jak Leonardo da Vinci? W jaki sposób powstaje animacja filmowa? Dlaczego piłka lewituje? Czy wiesz, jak brzmią planety? Jak wygląda oko od środka? To tylko niektóre pytania, na które znajdziemy odpowiedź na wystawie. Co ważne każdy eksponat pozwala na samodzielne eksperymentowanie tak, by znaleźć prawidłową odpowiedź. Wystawa jest podzielona na kilka stref, takich jak Świat Iluzji, Eko-Dom, Oddech Kosmosu, Tajniki Fizyki czy Ciało Człowieka. Organizatorzy przygotowali także Naukową Strefę Maluszka, a w niej mnóstwo ciekawych, edukacyjnych zabawek. Ponadto w weekendy działa Strefa Warsztatowa, w której najmłodsi wykonują naukowe wynalazki, zimowe zabawki czy przygotują świąteczne prezenty i dekoracje w Fabryce Elfów. Jest twórczo, edukacyjnie i rodzinnie!

Słodownia zaprasza ponownie! Klimatyczny, bielski lokal przeszedł lifting i trafił pod nowe skrzydła. Od teraz nosi nazwę Słodownia Food & Beer & Rock’n’roll! Nazwa mocno obiecująca :) Zmieniony wystrój, nowa karta menu z przepysznym jedzeniem, doskonałe piwo z Browaru Miejskiego, mnóstwo piw z małych browarów, profesjonalna i miła obsługa – to tylko krótki opis tego co spotka nas w całkiem nowym pubie-restauracji. Adres bez zmian: Rynek 1 w Bielsku-Białej.

Młode mamy z Bielska-Białej powracają do formy na oczach całej Polski!

Spektakl nie tylko o tęsknocie Najnowszy spektakl Teatru Polskiego w Bielsku-Białej nie pozostawi odbiorcy obojętnym. Po jego obejrzeniu jeszcze przez dłuższy czas będziemy zadawać sobie szereg pytań, podobnych do tych, które zadają bohaterowie sztuki. Kurczowo szukają oni jakichś punktów odniesienia, trwałych wartości – innych dla każdego z nich – ale ten głód w żadnym wypadku nie zostaje zaspokojony. Spektakl składa się z szeregu znanych obrazów, tych, które tkwią w prawie każdej wyobraźni, choć może niekoniecznie wiemy, skąd się tam wzięły i jaki jest ich znaczeniowy kontekst. Ten zabieg ma ujawnić mechanizm, jaki przebiega w myśleniu bohaterów spektaklu, ale także nas samych: to uwodzące obrazy, a nie jakakolwiek prawda podporządkowują sobie procesy myślowe i pamięć, układają rzeczywistość w taką czy inną historię. „Nocami i dniami będę tęsknić za Tobą”, reż. Julia Mark.

14

Active Family to pierwszy bielski tematyczny kanał satelitarny. Kanał odbierany jest w całej Polsce dzięki Platformie NC+ na poz. 126 oraz Orange na poz. 137. Kanał jest obecny również w 100 sieciach kablowych w całej Polsce. Specjalizujemy się w tematyce aktywnego spędzania czasu, fitness’u, podróży, sportów motorowych, nowych technologii sportowych, surfingu, nart, snowboardu itd. ReForma z Active Mamą to program opowiadający o czterech młodych mamach z Bielska-Białej, które postanowiły pozbyć się zbędnych kilogramów powstałych w wyniku ciąży. Wszystko pod bacznym okiem Anny Różyckiej, zwanej Active Mamą, która od dawna specjalizuje się w pomaganiu młodym mamom w powrocie do sylwetki sprzed ciąży. Do programu zgłosiło się zadziwiająco dużo dziewczyn. Niestety formuła Reformy z Acitve Mamą dopuszczała udział tylko czterech mam. Na szczęście nadawca planuje kilka serii formatu. W produkcję programu zaangażowali się również bielscy kucharze, bielski fitness club oraz Monika Kamińska, bielska dietetyczka. Z pierwszych wyników oglądalności wynika, że program spotkał się z uznaniem widowni w całej Polsce. Reforma z Active Mamą! Telewizja Active Family g. 21.00


MOBILNY INFORMATOR MIEJSKI

Pobierz z

15

GET2GO.CO


okoliczności

POLECAMY Klocki, które uczą

Pomóżmy im przetrwać zimę

Klocki to jedna z najbardziej kreatywnych i rozwijających zabawek. Uczą szeregu umiejętności, angażują i bawią. Dziecko może z nich wyczarować niezwykłą konstrukcję. Drewniane klocki Pilch w tubie zapewnią najmłodszym doskonałą rozrywkę i wprowadzą je w świat nieskrępowanej wyobraźni. Dlaczego Twoje dziecko pokocha te klocki i jakie zdolności rozwinie w trakcie zabawy? Rozwinie wyobraźnię i kreatywność, usprawni koordynację wzrokowo-ruchową, nauczy się rozpoznawania kształtów, rozwinie umiejętności społeczne, poprawi koncentrację i precyzję, rozwinie słownictwo, zapozna się z nauką liczenia, wyćwiczy orientację przestrzenną, zapozna się z klasyfikowaniem i planowaniem, rozwinie zdolności manualne. Klocki można wykorzystać w licznych grach i zabawach. Propozycje zabaw znajdują się w dołączonej książecce edukacyjnej. Dzięki temu nauka będzie połączona z beztroską zabawą. Klocki zapakowane są w estetyczną tubę, którą można wykorzystać do ćwiczeń z dzieckiem. Zestaw ćwiczeń znajduje się w dołączonej książeczce. Dostępne są Klocki Naturalne i Kolorowe. | www.klockipilch.pl

Psia Ekipa prosi: „W imieniu wolontariuszy, pracowników, ale przede wszystkim w imieniu psiaków i kociaków z bielskiego schroniska dla bezdomnych zwierząt Reksio prosimy... Przeszukajcie Wasze szafy, półki, strychy i piwnice. Zróbcie zimowe porządki i pozbądźcie się starych koców, narzut, pledów, ręczników, zalegających rzeczy i przywieźcie je do schroniska. Pozwólcie swoim pociechom zorganizować w szkołach i przedszkolach akcję zbierania „ciepła dla zwierzaków”, zapytajcie sąsiadów i znajomych w pracy czy nie mają niepotrzebnych rzeczy, którymi otulą się reksiowi pensjonariusze. Razem pomożemy przetrwać im zimę. I nie martwcie się jeżeli mieszkacie daleko od Bielska... bo w Żywcu, Cieszynie, Pszczynie też potrzebują Waszej pomocy. Wiemy, że nas nie zawiedziecie i wiemy że pomożecie nam pomóc tym, co mają gorszy świat. Szukaj nas na Facebooku – Psia Ekipa”.

REKLAMA

Ze sztuką i szlachetną ideą w nowy rok! Niebawem odbędą się dwa kolejne wydarzenia promujące budowę Teatru Integracyjnego – Teatru dla Osób Niepełnosprawnych i Lokalnej Społeczności. Recital Mariana Opani – Moje fascynacje. Popularne piosenki i zabawne monologi w wykonaniu niezwykłego artysty. Recital odbędzie się 11 stycznia 2016 roku, o godz. 19,00 w Teatrze Polskim przy ulicy 1 Maja 1. Bilety w cenie 95 zł można kupić: w kasie Teatru Polskiego przy ul. 1 Maja 1 w Bielsku-Białej w biurze Teatru Grodzkiego, przy ulicy Sempołowskiej 13, I p., pok. 124 poprzez wpłatę na konto: 70 1560 0013 2354 2123 4000 0007 (GETIN BANK SA) w tytule przelewu wpisując swoje imię i nazwisko i dopisek RECITAL. Kolacja Degustacyjna z Beksien – Sztuka Dla Sztuki. Spotkanie z dwunastoma szefami kuchni z całej Polski. Kolacja odbędzie się 4 lutego 2016 roku, w Sali Redutowej w Kamienicy Pod Orłem, przy ulicy 11 Listopada 60-62. Bilety w cenie 135 zł można kupić: w Restauracji Beksien ul. Piwowarska 4 w Bielsku-Białej w biurze Teatru Grodzkiego przy ulicy Sempołowskiej 13, Ip., pok. 124 poprzez wpłatę na konto: 70 1560 0013 2354 2123 4000 0007 (GETIN BANK SA) w tytule przelewu wpisując swoje imię i nazwisko i dopisek KOLACJA. Dochód z obydwu wydarzeń zostanie przeznaczony w całości na budowę Teatru Integracyjnego. | www.teatrgrodzki.pl

16


Aleja Armii Krajowej 193, 43-309 Bielsko-Biała tel. (33) 815 15 15 , kom. 697 15 15 15 www.polmedico.com, mail: info@polmedico.com www.ortodoncjabecker.pl, mail: info@ortodoncjabecker.pl

17

PROMOCJA

Uśmiechu na co dzień i od święta życzy


inicjatywy

W obronie i na rzecz najsłabszych Fundacja Zwierzęca Arkadia prowadzona jest przez dwie niezwykle empatyczne, wyczulone na krzywdę innych, osoby – Klaudię Stypułę i Olę Gruszczyńską. Marzą o stworzeniu ośrodka-azylu dla zwierząt pokrzywdzonych przez los, aby te mogły w normalnych, domowych warunkach czekać na nowe domy lub dożyć spokojnej starości. Pomagają psom, kotom, koniom, wszystkim zwierzętom, które tej pomocy potrzebują. Fundacja jest organizacją non-profit. Warto wesprzeć jej działania, szczególnie w trudnym dla zwierząt okresie zimowym. O planach, swojej pracy i pasji opowiadają same założycielki Fundacji:

Rok 2012 był rokiem ważnych decyzji. To właśnie wtedy doszłyśmy do wniosku, że lata pomagania jako prywatne osoby powinny minąć – dlatego powstała Fundacja „Zwierzęca Arkadia”! Od początku wiedziałyśmy, że nie będzie lekko. Jednak wiedziałyśmy też, że los nie bez powodu postawił nas na swojej drodze, widocznie było to gdzieś nam pisane – bo razem jesteśmy silniejsze. Nawet wtedy kiedy wszystko dookoła wali się nam na głowy. Nasz każdy dzień jest dla nas dniem ciężkiej pracy. Otaczający nas świat nie oszczędza zwierząt. Każdego dnia walczymy z przeciwnościami i okrucieństwem. Brakiem zrozumienia i empatii. Każdego dnia patrzymy na ból i cierpienie tych najbardziej bezbronnych. Dlatego staramy się nie tylko pomagać potrzebującym i edukować społeczeństwo, ale również uwrażliwiać, z nadzieją, że chociaż jedna osoba na tysiąc zmieni swoje myślenie i postępowanie. Każdego dnia widzimy

zbyt wiele. Nie faworyzujemy żadnego gatunku. W miarę naszych sił i możliwości pomagamy tym, którzy naszej pomocy potrzebują. Pod skrzydłami Zwierzęcej Arkadii znajduje się cała masa psów i kotów, są również jeże, gołębie i konie. A także... świnka getyńska – o imieniu Bekon. Dokarmiamy, sterylizujemy i monitorujemy koty dzikie – wolno żyjące. Interweniujemy w miejscach, które wymagają interwencji. Diagnozujemy i leczymy zwierzęta powypadkowe, lub skrzywdzone przez człowieka... Chipujemy, sterylizujemy i kastrujemy psy. Chciałybyśmy, żebyście mieli świadomość, że to dzięki Waszej pomocy możemy istnieć i każdego dnia pomagać kolejnym zwierzakom. My poświęcamy swój czas, swoje życie, zdrowie i nerwy. Jednak to Wasze dobre serca, ciepłe myśli, słowa wsparcia dodają nam sił. A Wasze wsparcie finansowe podsyłane dla zwierzaków (czy w formie pieniążków czy też prezentów rzeczowych)

18

pozwala opłacać faktury za leczenie i napełniać głodne zwierzęce brzuszki. Dziękujemy, że poświęciliście chwilę na przeczytanie tych kilku słów. Pamiętajcie! Każda najdrobniejsza złotówka wysłana na nasze konto: 95 1750 0009 0000 0000 3027 0339 jest dla nas niebywale cenna. A każda paczka wysłana z karmą, żwirkiem, zabawkami czy smakołykami pomaga rozjaśnić świat tych najuboższych. | www.zwierzeca-arkadia.org


Wydaj własną książkę! teraz to takie proste! Podążasz własną drogą, każdego dnia stawiając nowy krok. Twoje życie inspiruje innych, twój biznes daje Ci satysfakcję, Twoja rodzina tworzy własną historię. Pomożemy Ci stworzyć biografię, rodzinną historię, poradnik biznesowy! Napiszemy książkę Twoimi słowami! A może prowadzisz restaurację i realizujesz autorskie pomysły kulinarne? Przepisy na dania, piękne zdjęcia, barwne kuchenne historie mogą znaleźć się w Twojej własnej książce! Pomożemy Ci ją napisać i zrobimy wspaniałe, smakowite zdjęcia. Zapewniamy ciagłość procesu wydawniczego: od pomysłu, poprzez napisanie tekstu przez profesjonalnych autorów, redakcję, korektę, realizację sesji zdjęciowej, projekt graficzny okładki, skład, druk i promocję książki.

e-mail: mediani@mediani.pl, tel. 504 98 93 97, www.mediani.pl AU TO P R O M O C J A REKLAMA

19


historia

Aleksander Sułkowski rządził Polską? Mało kto wie, że bielski książę Sułkowski to bohater jednej z najważniejszych powieści historycznych Józefa Ignacego Kraszewskiego. Czy Sułkowski rzeczywiście sprawował realną władzę nad Polską i Saksonią? O tę m.in. sprawę zapytaliśmy historyka Grzegorza Madeja, który doktoryzuje się z historii rodu Sułkowskich. *** Drezno, pierwsza połowa XVIII wieku. August II Mocny, elektor Saksonii i król Polski prowadzi życie pełne przepychu i rozpusty. Powszednie dni na jego dworze zaczynają się polowaniami, a wieczory wypełniają alkoholowe libacje przy muzyce i szaleństwach błaznów. Król tu jedynie panuje – realną politykę prowadzą jego ministrowie, przy dworze obecna jest też obca agentura. W tym czasie polski szlachcic Aleksander Józef Sułkowski od dziecka towarzyszy królewiczowi Fryderykowi. Jako jego najwierniejszy paź i przyjaciel, przygotowuje się do objęcia rządów. August II umiera, rządy przejmuje syn, a zaufany królewicza, Sułkowski zostaje pierwszym ministrem. To on podsuwa dekrety, przyjmuje u siebie dyplomatów innych mocarstw. W planie ma zacieśnienie unii polskosaksońskiej i wojenne wyprawy na Śląsk. Po pięciu latach rządów plany pokrzyżuje mu jednak Henryk Brühl, przyszły pierwszy „premier-minister” Saksonii. Przy pomocy intryg dworskich i przekupstwa wkupi się w łaskę Augusta III, a Sułkowskiego skaże na wygnanie. Oto fabuła wydanego w 1874 roku „Brühla”. Z bielskim historykiem Grzegorzem Madejem rozmawia Piotr Skarewicz, bielsko.biala.pl

W jakich okolicznościach Aleksander Józef Sułkowski znalazł się na dworze Sasów?

Według najnowszych ustaleń, Sułkowski prawdopodobnie pojawił się w otoczeniu królewicza za pośrednictwem jezuitów. Swego czasu twierdzono, jakoby Sułkowski miał być nieślubnym synem Augusta II. Doktor Adam Perłakowski jako pierwszy zupełnie odrzucił tę hipotezę. Wiemy, że Aleksander Sułkowski urodził się w Krakowie, a jego matka nie była osobą, która mogłaby znaleźć się w otoczeniu dworu saskiego. Zresztą, Fryderyk II August w tym czasie nie był jeszcze królem Polski.

Kraszewski w swojej powieści skupia się na odmalowaniu obyczajów epoki

i kulisach dochodzenia do władzy niż na samej polityce. Z kolei Aleksander Sułkowski jest przedstawiony jako polityk bardzo ambitny. Czy wykorzystał politycznie swoje pięć lat jako pierwszy minister Augusta III?

Dla króla najistotniejszym doradcą był Sułkowski. Wiązało się to z ówczesną sytuacją polityczną, w której celem było stworzenie unii polsko-saskiej. To właśnie Aleksander Sułkowski miał być gwarantem tej koncepcji politycznej. W Saksonii był on „głową” tzw. opcji polskiej. Trzeba jednak pamiętać, że Saksonia była krajem protestanckim. Sułkowski, jako katolik i obcokrajowiec, pomimo funkcji ministerialnych nie mógł pełnić samodzielnej władzy. Wszystkie jego decyzje przechodziły

20

przez Henryka Brühla. Od początku objęcia władzy przez Augusta III panowała swoista dwuwładza. Koncepcja państwa polsko-saskiego nie była po myśli samych Saksończyków, a ich stronnikiem na dworze był właśnie Henryk Brühl.

Postaci, którymi Kraszewski w „Brühlu” zapełnił dwór saski, wspominają o „wstępowaniu na tron” przez Sułkowskiego, okres bez dominacji któregoś z ministrów nazywają „bezkrólewiem”, a sami królowie są zupełnie obojętni wobec polityki. Henryka Brühla historia wprost nazywa człowiekiem, który rządził Saksonią i Królestwem Polskim. Czy o Sułkowskim w latach 1733-1738 możemy powiedzieć to samo?

Rządy Aleksandra Sułkowskiego były


bardziej pozorne niż Henryka Brühla. Sułkowski był cały czas kontrolowany przez swojego następcę. Obydwóch cechowała ambicja i ani jeden, ani drugi nie wyobrażali sobie stałej współpracy na równych prawach. Brühl był bardziej bezwzględny w dążeniu do realizacji swoich celów i dlatego wygrał nieoficjalny, pięcioletni bój o samodzielną, autokratyczną władzę. Ambicje Sułkowskiego skończyły się tak naprawdę na etapie planowania. Trzeba też pamiętać, że Sułkowski przez swoją gwałtowną karierę miał przeciwników również w Polsce. W tym przypadku zadziałał odwieczny problem ze zjednoczeniem się polskiej szlachty, aby zrealizować jakiś cel, co nie pomagało staraniom Sułkowskiego.

Po opuszczeniu dworu, Sułkowski jeszcze jakiś czas przebywa w Saksonii. Lata 40. spędził już w zachwycającej rezydencji w Rydzynie. W 1752 roku zakupił państwo bielskie od Fryderyka Wilhelma von Haugwitza. Czym właściwie było takie ówczesne państwo stanowe? Czy posiadało autonomię względem Cesarstwa Austriackiego?

Zakupione przez Sułkowskich wolne państwo stanowe Bielsko nie posiadało autonomii względem cesarstwa, a jedynie względem urzędów lokalnych księstw. Podniesione przez Habsburgów najpierw do rangi księstwa niższego, a następnie wyższego zorganizowane zostało na prawach fideikomisu – wieczystego powiernictwa rodowego (Fideicommissum familiae perpetum) dziedziczonego przez najstarszego męskiego przedstawiciela rodu. Będąc powiernikami, nie mogli oni np. zaniżać wartości tutejszych gruntów czy dzielić ich bez pozwolenia władzy cesarskiej. Sułkowscy sprawowali władzę m.in. sądowniczą w swych dominiach i mieście. Jednak ich historia wskazuje, że władza sprawowana nad miastem była pozorna i z czasem coraz bardziej ograniczana.

W 1752 cesarzowa Maria Teresa nadaje Aleksandrowi Sułkowskiemu tytuł książęcy, Bielsko automatycznie staje się księstwem. Miesiąc później Sułkowski zostaje już księciem Rzeszy. Czy za tymi zmianami szły konsekwencje polityczne, czy charakter tego awansu był zupełnie symboliczny? Dla ówczesnych bielszczan to było coś więcej niż tylko abstrakcyjne tytuły lokatorów zamku?

Dla Sułkowskich był to przede wszystkim tytuł. Jeśli chodzi o mieszkańców, odpowiem w ten sposób: ta różnica jest porównywalna do sytuacji, w której zastanawiamy się, czy lepszym rozwiązaniem jest województwo bielskie, czy Bielsko w większej strukturze województwa śląskiego. Wiadomo, że dla nas lepiej jest, gdy możemy pewne sprawy załatwić na miejscu, u siebie, zamiast jechać do Katowic. Więcej spraw rozstrzyga się w Bielsku i tutaj zostaje więcej pieniędzy. Podobnie dla ówczesnych mieszczan zmiana stanowiła ułatwienie przede wszystkim w kwestiach administracyjnych. Pewne rzeczy mogli załatwić na miejscu i nie musieli podróżować np. do Cieszyna. Biorąc pod uwagę, czym była taka podróż w XVIII wieku, być może było to ułatwienie jeszcze większe. Inną kwestią pozostaje pytanie, czy łatwiej było im załatwić swe sprawy w urzędach Sułkowskich, czy w Cieszynie lub wyższych urzędach? Relacje między bielskimi mieszczanami a Sułkowskimi nie zawsze były wzorcowe, ale to już odrębny temat.

Dziękuję za rozmowę. REKLAMA

21


ludzie

KOBIETA Z PAZUREM Justyna STECZKOWSKA Piosenkarka, kompozytorka, autorka tekstów, aktorka. Mama trójki dzieci. Ambasadorka marki BMW.

Z artystką rozmawia Katarzyna Kliś

22


23


ludzie Jakie są Pani najbliższe plany artystyczne?

9 października wyszła moja najnowsza płyta, która jest niezwykle wesoła i energetyczna, nagrana ze słynnym serbskim muzykiem Bobanem Markovicem i jego wielkim zespołem. Następnie trasa z Cyganami. Pierwszy koncert mieliśmy 8 listopada w Krakowie. Potem Szczecin, Poznań, Toruń itd. Szczerze mówiąc, nie mogłam się już doczekać pierwszych spotkań z publicznością. To jest wielkie show, w którym publiczność razem z nami bierze udział w cygańskim weselu – dużo zabawy, śmiechu i tańca, ale też zdrada, krew i łzy.

Czy zobaczymy Panią na scenie z dziećmi? Czy one idą w Pani ślady?

Dzieci nie są moją własnością, żebym mogła decydować o ich losach. Muszą same znaleźć swoją drogę rozwoju i satysfakcję z tego, czym będą się w przyszłości zajmowały. Moim zadaniem jako rodzica jest wspierać je, kochać i szanować ich decyzje nawet wtedy, gdy są sprzeczne z tym, co uważam za słuszne. Na razie jeden z moich synów uczy się gry na fortepianie, ale czy będzie muzykiem tak jak ja... Czas pokaże.

Jest Pani piękną kobietą, czy stosuje Pani szczególne zabiegi, ćwiczenia i diety? W końcu jest Pani matką.

Piękno jest pojęciem względnym, ale dziękuję za dobre słowo. Staram się zdrowo odżywiać, co udaje mi się w większości przypadków, ale oczywiście nie zawsze, bo wszystkie święta, urodziny, rodzinne spotkania, jak również weekendowe biesiadowanie nie zawsze są przykładem superzdrowego podejścia do życia (śmiech). Uważam, że najlepszy dla zachowania dobrej, zdrowej sylwetki jest przede wszystkim ruch, a tego na moich koncertach mi nigdy nie brakuje.

Jak lubi Pani spędzać wolny czas?

Wolny czas mam zawsze wtedy, kiedy mają go moje dzieci w szkole. Wtedy wyjeżdżamy gdzieś razem, bo szalenie lubimy swoje towarzystwo. Mamy też swoją paczkę przyjaciół, którzy często podróżują z nami.

Trzy najważniejsze w Pani życiu rzeczy.

Moja rodzina, muzyka i koncerty.

Od niedawna jest Pani ambasadorką salonu BMW Sikora, jeździ Pani jednym z najnowszych modeli BMW. Jak Pani się w nim czuje?

Muszę przyznać, że fantastycznie. To świetny samochód, uwielbiam nim jeździć.

Czy Pani gust odnośnie do samochodów ewoluował w czasie? Czy może zawsze lubiła Pani samochody sportowe albo SUV-y?

To mój pierwszy SUV. Jeździłam już samochodami sportowymi, ale najbardziej lubię klasyczne limuzyny z jasną tapicerką, szerokie i wygodne w środku. Dla mnie to szczyt elegancji. Nowe BMW serii 7 to moje marzenie!

Które funkcje samochodu najbardziej odpowiadają Pani potrzebom?

Bezpieczeństwo, szybkość, dobry sprzęt nagłaśniający, cichy, ale mocny silnik, bezawaryjność i oczywiście podgrzewane fotele, bo samochód to mój drugi dom, musi być komfortowy.

Jest Pani kobietą z tzw. pazurem, a Pani BMW jest wyposażone w sportowy pakiet M, jego wygląd jest bardzo drapieżny, a zara-

24

zem klasyczny. Jako artystka i estetka – jak ocenia Pani stylistykę samochodu BMW X3?

Ma piękną sylwetkę, nie tylko robi wrażenie bezpiecznego, ale taki jest. Gdyby to ode mnie zależało, zaszalałabym trochę z deską rozdzielczą (śmiech).

Czy ma Pani jakąś szczególną „samochodową” przygodę, którą chciałaby się Pani z nami podzielić?

Ostatnio wracając z koncertu, poczułam się zmęczona i dla bezpieczeństwa własnego oraz innych kierowców na drodze postanowiłam się zatrzymać i odpocząć chwilę. Miałam zamiar zdrzemnąć się pół godzinki, a potem pojechać dalej, ale kiedy włączyłam podgrzewanie fotela oraz swoją ukochaną muzykę, poczułam się tak cudownie i błogo, że czas przestał istnieć, a ja obudziłam się dopiero nad ranem. I jak tu nie kochać swojego samochodu (śmiech).

Była Pani gościem specjalnym przedpremierowego pokazu nowego BMW serii 7 oraz BMW X1 który odbył się w salonie BMW Sikora w Bielsku Białej. Jak Pani wspomina ten czas?

Cudownie. Prezentowane samochody są przepiękne i bardzo nowoczesne, sam salon jest bardzo ładny, a zaangażowanie i profesjonalizm ekipy imponujące. Właściciel nie tylko przystojny, elegancki i miły, ale też z wielką pasją do tego, co robi. Byłam też pod wrażeniem, kiedy dowiedziałam się, jakie sukcesy odnosi na torze. Jest biznesmenem a jednocześnie wielokrotnym Mistrzem Polski w wyścigach motocyklowych!

Jak podoba się Pani Bielsko-Biała? Pani zdjęcie z bielskiej kawiarni wywołało duże poruszenie na Facebooku.

Dzięki uprzejmości osób z salonu BMW Sikora miałam okazję zobaczyć to miasto i jego najpiękniejsze zakątki. Jestem pod jego wielkim urokiem. A ciasto w kawiarni było pycha (śmiech).

Kobiety mają wiele twarzy, a BMW ma wiele odsłon – gama modeli tej marki nieustannie się poszerza, aby sprostać wymaganiom jak największej liczbie klientów w Polsce i na świecie. Do tej marki przekonuje się obecnie coraz więcej kobiet – czy jest coś, co chciałaby Pani im przekazać?

Chciałam im powiedzieć, że warto należeć do grupy tych, którzy postanowili związać swoje losy z tą właśnie marką. W dzisiejszych czasach dla większości z nas samochód to drugi dom. Warto zadbać o to, aby był przede wszystkim bezpieczny, komfortowy, ale też cieszył nasze oko i był naszą chlubą.


PROMOCJA

25


sztuka

26


Rzeźba, wino i śpiew BRONISŁAW KRZYSZTOF W LATACH 1971–1976 UCZYŁ SIĘ W PLSP IM. ANTONIEGO KENARA W ZAKOPANEM. W OD 1976 DO 1981 STUDIOWAŁ NA WYDZIALE RZEŹBY WARSZAWSKIEJ ASP. DYPLOM Z WYRÓŻNIENIEM UZYSKAŁ W PRACOWNI PROF. JERZEGO JARNUSZKIEWICZA W 1981. ZAPROJEKTOWANA PRZEZ NIEGO TABLICA, POŚWIĘCONA ROCZNICY POWSTANIA ALMA MATER, ZAWISŁA NA JEJ MURACH. ARTYSTA WYGRAŁ KONKURS I ZREALIZOWAŁ RZEŹBĘ POMNIKOWĄ, KTÓREJ OBECNY TYTUŁ BRZMI „POLEGŁYM ZA POLSKĘ”. ZA RZEŹBĘ PRZEDSTAWIAJĄCĄ DANTEGO UHONOROWANY ZŁOTYM MEDALEM VII BIENNALE DANTESCO W RAWENNIE (1985). ZREALIZOWAŁ KILKA RZEŹB PLENEROWYCH. JEGO PRACE ZNAJDUJĄ SIĘ W ŚWIATOWYCH KOLEKCJACH PRYWATNYCH I MUZEALNYCH. W 2005 OTRZYMAŁ PLATYNOWY LAUR „AMBASADORA SPRAW POLSKICH”.

Z Bronisławem Krzysztofem rozmawia Ewa Krokosińska-Surowiec Zdjęcia rzeźb: Anna Krzysztof, zdjęcie artysty: Anita Szymańska

Ewa Krokosińska-Surowiec: Od kiedy wiedział pan, że zostanie artystą rzeźbiarzem? Czy rzeźbiarzem trzeba się urodzić?

Bronisław Krzysztof: Nie wiem. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Po prostu tak wyszło. Proza życia.

Czy sztuka jest potrzebna?

Mnie tak, ale nie mam złudzeń, że znacznej części społeczeństwa jest to niepotrzebne.

Czy sztuka powinna dotrzeć „pod strzechy”? Do „zwykłych zjadaczy chleba”?

Powinna, ponieważ uczy poczucia piękna i estetyki, a także organizuje przestrzeń. Poza tym ktoś powinien uświadomić

społeczeństwu, że bogactwo kraju i kultury narodu bierze się w znacznej mierze z dzieł sztuki, a nie z konta w banku. W przypadku kryzysu gospodarczego taki przedmiot ma walor bezpieczeństwa finansowego, lokaty pewniejszej niż w banku. Stąd w czasach zawieruch wojennych grabieże dzieł sztuki.

Czy ostre są granice między sztuką a kiczem? Skąd przeciętny odbiorca ma wiedzieć, że coś jest sztuką, a coś nią nie jest, że coś jest dobre, a coś jest złe ?

Od czasów secesji ta granica się zaciera. Dzisiaj naprawdę trzeba fachowca, a przede wszystkim znacznej wiedzy, żeby móc to rozgraniczyć. Ponieważ edukacja jest dosyć kosztow-

27


pasje

Bronisław Krzysztof „JAKI PIĘKNY”

Bronisław Krzysztof „FAN TANGO”

na w każdym kraju, nigdy nie dojdzie do takiej sytuacji, aby w tym temacie nie było rozterek. Zwłaszcza że dzisiaj każdy po wypowiedzeniu słów „jestem artystą” może nim być i nie potrzeba w tym celu żadnej edukacji, co można potwierdzić wieloma przykładami. Problem kiczu jest w tym momencie najmniej istotny, ponieważ nie ma odnośników, co faktycznie jest wartościowe.

Pan jest artystą. Cenionym artystą. Szczególnie za granicą. Pana prace były wielokrotnie nagradzane, znalazły swoje miejsce w szacownych muzeach: Muzeum Śląskim w Katowicach, British Muzeum w Londynie, Muzeum Watykańskim, a także w prywatnych zbiorach znanych zachodnich kolekcjonerów, m.in. Anne Gordon Getty, Alfreda Taubmana. Wypowiada się pan w różnorodnych formach i realizuje pan różnorodne projekty. Tworzy pan m.in. unikatowe meble-rzeźby wykonane z brązu i lanego kryształu. Czy to nie jest ujma dla artysty – tworzyć pod konkretne zamówienia?

W Polsce jest jeszcze znaczący podział na artystów pracujących w poszczególnych obszarach sztuki. Na Zachodzie to się już praktycznie zaciera. Miałem szczęście realizować zamówienia dla takich osób, jak: projektant mody Valentino, kolekcjoner baron de Rede, designer Peter Marino oraz Hubert i Izabela d’Ornano. Każdy z zamawiających pozwalał mi na zrealizowanie mojej wizji artystycznej i otrzymywał w zamian dzieło sztuki.

28

Właśnie, Hubert i Izabela d’Ornano to założyciele fabryki ekskluzywnych kosmetyków Sisley. Projektował pan korek do flakonu ich słynnych perfum Eau du Soir.

Tak, współpracuję z firmą Sisley, sporo dla nich projektuję. Nie tylko flakony perfum. Na Zachodzie nauczono mnie, że na zamówienie nie można się obrażać. Ja, wykształcony w warunkach polskich, miałem dosyć duże braki w ocenie funkcjonowania rynku sztuki. Dlatego też podjąłem się realizacji wielu zamówień, a z tego często rodziły się kolejne projekty, o których w radosnym okresie socjalizmu nigdy bym nie pomyślał. Ponieważ projektuję dla Sisleya, na Zachodzie uznają mnie też za designera. Oczywiście wykonuję również medale, pomniki, płaskorzeźby itp., a nawet unikatową biżuterię.

Czy tworzy pan tylko dla bogatych?

Każdego, kto chce obcować z moją sztuką, może być stać na kupno mojego dzieła.

Sprzedaje pan swoje dzieła głównie w Polsce czy za granicą?

Sprzedaję swoje prace tam, gdzie ktoś odczuwa potrzebę, aby moja sztuka towarzyszyła mu na co dzień. Nigdy nie robiłem statystyk, gdzie sprzedałem więcej. Zdarza się, że jedna praca sprzedana w tzw. dobre miejsce może być ważniejszym wydarzeniem niż sprzedanie stu prac w naszym ulubionym kraju.


Ma pan na swoim koncie niezliczoną ilość dzieł prezentowanych na licznych wystawach indywidualnych i zbiorowych, to świadczy, że jest pan tytanem pracy. Jak wygląda pana dzień?

Pracuję non stop, jeżeli tylko mam ku temu możliwości. Nigdy nie korzystałem z tzw. wczasów, urlopów, wakacji. Co najwyżej zdarzały mi się niezależne ode mnie przerwy lub od niedawna tzw. weekendy, ukierunkowane zresztą na moją pracę i zamiłowanie. Rozkład dnia jest precyzowany w stosunku do artystycznego celu, nad którym pracuję w danym momencie.

Czy rozważał pan kiedyś zamieszkanie poza granicami kraju?

Oczywiście – i trzeba było to w odpowiednim momencie zrobić.

Mieszka pan i tworzy dzieła rangi światowej w Bielsku-Białej?

Bielsko-Biała jest dobrze skomunikowanym miastem i ma bardzo dobre warunki do pracy, ale też nie odegrałem w tym mieście specjalnej roli. Nie zrealizowałem w Bielsku-Białej żadnej swojej propozycji artystycznej.

Czy chciałby pan być popularny popularnością celebrytów?

Gdyby mnie bardziej doceniono, choćby przez przysłowiowe 5 minut, tak jak celebrytów w tym kraju, to może by się to opłacało, ale ja myślę pokoleniami. W związku z tym bycie celebrytą, co jest wzorem dla znacznej części społeczeństwa i motorem jej działań, nie jest dla mnie wartością samą w sobie.

Jaka jest rola państwa, jaka powinna być, jako mecenasa sztuki?

Państwo powinno dać szansę wszystkim, którzy chcą tworzyć taką wartość jak dobro kultury, ponieważ należy sobie uświadomić, że sztuka jest jednym z pięciu najbardziej dochodowych interesów na świecie. Wypadałoby zająć się promocją polskiej sztuki na poważnie, ponieważ tylko politycy mogą powiedzieć, że jesteśmy Europą Środkową i snuć jakieś tam europejskie wizje. Polityków w każdym państwie jest kilkuset, na szczęście odbiorców sztuki jest o wiele więcej i dla nich jesteśmy Dalekim Wschodem w ocenie tworzonych przez nas dzieł. I nieprędko się to zmieni, jeśli państwo (polityk) nie przekona odbiorców sztuki do zmiany zdania na temat wartości przez nas wytwarzanych. Państwo mogłoby na przykład znieść w stosunku do artystów realizujących rzeźby monumentalne (pomniki itp.) absurdalny zapis dotyczący prawa budowlanego. Jeżeli jakaś rzeźba ma mniej niż 3 metry wysokości z cokołem, to można liczyć, w moim przypadku po paru latach, na realizację projektu. Gdyby artyście wpadła do głowy realizacja o większych wymiarach, to automatycznie jego problemy rosną, ale czego wymagać od państwa, które na początku tego roku nie dofinansowało kwotą 5 tysięcy złotych na kwartał jedynego pisma wydawanego przez Związek Artystów Polskich na terenie całego kraju, przez co pismo musiało upaść? Moja opinia na temat roli państwa kończy się w tym momencie, bo szkoda na to czasu. Ja od państwa przez 35 lat zawodowej pracy nie otrzymałem żadnej pomocy, którą bym chciał otrzymać.

Czym różni się akt tworzenia w rzeźbie, rysunku i malarstwie?

Szkic jest dokumentem chwili, natomiast rzeźba musi mieć wystarczający ładunek emocjonalny, aby wystarczyło go na cały proces tworzenia. A mam rzeźby, które powstawały nawet dwa lata. To samo odnosi się do malarstwa.

Jaka jest pana misja jako artysty?

Lubię inteligentne towarzystwo, świetne wina, jedzenie i moją pracę. Chciałbym, żeby moja praca mojemu towarzystwu przynosiła radość ze spotkania z nią.

Krótko mówiąc: rzeźba, wino i śpiew. Czy ma pan poczucie spełnienia w sztuce i w życiu?

Nie wiem, dopiero zaczynam, a kiedyś się okaże, czy mi się udało.

W mijającym roku zrealizował pan również kilka pomników...

Tak się składa, że ostatni rok kalendarzowy był wypełniony trzema realizacjami pomnikowymi, w tym pomnikiem Marii Skłodowskiej-Curie odsłoniętym przez prezydentów Rzeczpospolitej i Francji, rzeźbą zatytułowaną „Szermierz” ustawioną przy Komitecie Olimpijskim w Warszawie oraz, co mnie bardzo cieszy, trzymetrową realizacją w granicie poświęconą symbolowi DNA, która stanęła we Wrocławiu.

Jakie są pana plany twórcze na przyszły rok?

Po pierwsze, nie mam na nic czasu, ale postaram się zrealizować te oficjalne plany. Wystawy indywidualne w Muzeum Zamkowym w Pszczynie oraz w Muzeum Miejskim Pałac Królewski we Wrocławiu. Jestem komisarzem bardzo ważnego pleneru rzeźby kamiennej w Strzegomiu i po jego zakończeniu muszę zorganizować wystawy prac poplenerowych we Wrocławiu i Strzegomiu. Pozostałe plany uzależnione są od tego, o czym wspominałem na początku: prozy życia.

Co chciałby pan przekazać przez swoją sztukę współczesnym i potomnym?

Jeszcze nie wiem. Dochodzę do tego. Moje idee są znane grupie moich „wielbicieli”, a ja kontynuuję realizację swoich pomysłów.

Bronisław Krzysztof, projekt korka do flakonu perfum Eau du Soir.

29


ludzie

W swoim śpiewaniu zapatrzony jestem w lata 60. i 70. Damian Bydliński, kompozytor, autor tekstów, wokalista i zarazem lider zespołu Lizard. Z muzykiem rozmawia Agnieszka Ściera

30


Ludzie rozpoznają cię na ulicy?

Nie. No proszę cię, nie.

Muzyka progresywna jest specyficznym rodzajem muzyki, dlatego jestem ciekawa, czy w Bielsku-Białej Lizard jest znany.

Właśnie, bardziej Lizard niż ja. Pewnie dlatego, że zespół na przestrzeni czasu obrósł już taką legendą wśród grających zespołów, że wstyd powiedzieć, że się go nie zna – 25 lat to kawał czasu. Byliśmy pierwszym zespołem z Bielska-Białej, któremu udało się wydać płytę. Przed nami, o ile dobrze pamiętam, działający w latach 80. wspaniały zespół Salvator, w którym grał mój przyjaciel Krzysiek Maciejowski – grający także w Lizardzie – nagrał singiel dla Tonpressu, to było wydarzenie, o którym wszyscy tutaj w muzycznym świecie mówiliśmy. Ale tak naprawdę to Lizard był pierwszym bielskim zespołem, któremu udało się nagrać płytę długogrającą, i to płytę, która rozeszła się na całym świecie.

Jak spróbowałbyś wytłumaczyć Kowalskiemu, czym jest muzyka progresywna?

Tak naprawdę to jest bardzo trudne do określenia. Myślę, że ta pokrętna nazwa została niejako stworzona na potrzeby ogarnięcia pewnego rodzaju muzyki, która wiązała się z trudnymi schematami muzycznymi, nawiązaniami czy to do jazzu, czy do muzyki klasycznej. Zespoły poszukiwały nowych form wyrazu – i było to bardzo twórcze. Ale to było w latach 70. Później – paradoksalnie – nazwa „rock progresywny” zaczęła określać muzykę, która jest w zasadzie regresywna. Zespoły, które uważa się za grające pod szyldem muzyki progresywnej, z reguły są zespołami grającymi muzykę bardzo eklektyczną. Tak więc do tej definicji nie przywiązywałbym zbyt wielkiej wagi. Przekornie powiem, że według mnie Organek, którego uwielbiam, gra muzykę progresywną, Wojciech Waglewski, który jest dla mnie guru muzycznym, także gra muzykę progresywną – bo obaj poszukują, a nie naśladują. Podobnie w Lizardzie: zawsze chodzi o to, aby robić muzykę ciekawą – zaskakiwać i nie nudzić – i to jest chyba dobrze rozumiana progresywność. Ale oczywiście i tak, niezależnie od tego, co powiedziałem, „muzyka progresywna” przez większość ludzi postrzegana będzie jako dziwaczne wielominutowe nudziarstwo, w którym z reguły trudno zrozumieć zarówno tekst, jak i samą muzykę.

Może jest to komplement dla was, bo słuchają ci, którzy was rozumieją?

Oczywiście – takie tłumaczenie jest bardzo miłe. Pozwala wytłumaczyć niszowość i brak sukcesu komercyjnego. Ale prawda jest taka, że każdy autor muzyki w każdej niszy, progresywnej, heavymetalowej czy alternatywnej, dąży do stworzenia pewnego ponadczasowego utworu, który będzie się ludziom zwyczajnie podobał i do którego będą chcieli wra-

cać. I każdy chce, żeby grono odbiorców było jak największe. Co do rozumienia naszej muzyki – myślę, że nie jest ona jakoś specjalnie trudna w odbiorze. Jeżeli już, to zaryzykowałbym twierdzenie, że niektórych potencjalnych słuchaczy odstrasza właśnie ta nieszczęsna etykieta „progresywności”. A potem przez przypadek trafiają na nasz występ i doznają nieoczekiwanych przyjemnych wrażeń.

Jak znajdujecie się w takim razie na współczesnym rynku internetu pełnego gwiazdek pop, z milionem polubień na FB czy YouTube?

Internet to jest nowa formuła komunikacji międzyludzkiej, w tej przestrzeni musi umieć znaleźć się każdy, kto chce robić cokolwiek artystycznego. Dziś ludzie przestali kupować płyty, przestali chodzić na koncerty (te biletowane), bo mają wszystko podane na muzycznych kanałach internetowych. I będąc muzykiem, trzeba się pogodzić z tym, że zostanie się „utopionym” z własną twórczością w morzu innych różnorakich wykonań. Ale wracając do twojego pytania – z naszą muzyką, która jest kompletnie niekomercyjna, nie mamy aż tak dużego problemu z dotarciem do odbiorcy, pomimo że nasza muzyka nie jest grana w mediach. Na ile potrafimy, dajemy sobie radę – dobrym przykładem jest „Mistrz i Małgorzata”, czyli nasza ostatnia studyjna płyta. Tysiąc sztuk płyt sprzedanych w ciągu półtora miesiąca, nie rozdanych, ale faktycznie sprzedanych, to – wydaje mi się – całkiem niezły wynik. Tak więc Lizard do swojej niszy, do swoich odbiorców dociera dość dobrze. Bardzo bym chciał, aby to grono odbiorców się poszerzało, niemniej to trudna sprawa. Lata tryumfu rocka progresywnego już są dawno za nami. W latach 70. ludzie byli głodni muzyki poszukującej, artystycznej, dlatego np. SBB mogło wejść na rynek i być odczytane w sposób genialny. Przecież muzyka SBB używana była do podkładów filmowych, do czołówek programów. To był i jest jeden z największych naszych polskich zespołów, nasza narodowa chluba. Ale mieli swój moment właśnie w latach 70., kiedy tę muzykę łatwiej było uprawiać. Ludzie słuchali jej nie ze snobistycznych pobudek, ale autentycznie byli jej złaknieni.

Lizarda usłyszałam w Antyradiu.

Jestem przyjemnie zdziwiony, naprawdę. Jeśli tak faktycznie było, to fantastycznie. Lizard w przeszłości był puszczany na antenie np. RMF-u. Ale wtedy, ponad 20 lat temu, to było zupełnie inne radio. Pojawiliśmy się tam dzięki Piotrowi Kosińskiemu, ówczesnemu redaktorowi RMF-u, który później przez wiele lat pracował w Trójce i w swoich audycjach puszczał również nasze nagrania. Płyta „W galerii czasu” między innymi dzięki temu zapewne odniosła sukces, sprzedała się w bardzo dużym nakładzie. To był czas, kiedy ludzie znali Lizarda właśnie z anten dużych rozgłośni.

Może trzeba by nagrać jakiś bardziej komercyjny kawałek, żeby znaleźć nowego odbiorcę?

Może nie komercyjny, tylko czasowo trwający tak, aby nas chciano puszczać na antenie (śmiech). Nie mówię nie, zastanawiamy się nad formułą tego, jak zaistnieć, czy to na YouTube, czy w innych mediach, które puszczają muzykę. Bo to faktycznie problem. Nasze utwory są tak długie, że nie mają dużej szansy na wyraźne zaistnienie np. na listach przebojów. Aczkolwiek to też nie jest do końca prawda, bo spójrzmy na utwory znajdujące się w czołówce Listy Przebojów Trójki – to

31

fot. Marek Łękawa

Mieszkasz w Bielsku-Białej?

Damian Bydliński: Tak. Jestem emocjonalnie bardzo związany z Bielskiem-Białą. Urodziłem się co prawda w Żywcu i do Bielska-Białej sprowadziłem z rodzicami, gdy miałem trzy lata, ale tak naprawdę mentalnie jestem właśnie stąd. Nie lubię stąd wyjeżdżać, lubię po prostu tu być. Zanim tutaj do ciebie przyszedłem, zrobiłem sobie kilka rundek po rynku – bezcelowe wałęsanie się po ulicach naszego miasta sprawia mi zawsze dużą przyjemność.


ludzie wcale nie są 3-minutówki. To, czy zespół będzie lansowany, będzie nagłaśniany, zależy od czynników zupełnie pozamuzycznych. Cóż, jesteśmy zespołem z Bielska-Białej, przepięknego miasta, ale…

…ale prowincjonalnego…

No właśnie, nie da się ukryć. Traktowani jesteśmy jako „ten zespół z południa Polski, gdzieś tam koło Krakowa”. To trochę smutne, ale z tym trzeba się pogodzić.

Albo się mieszka w fajnym miejscu, albo jedzie się do dużego miasta i robi się niesamowitą karierę.

Myślę, że jeśli chodzi o nasze polskie realia, i to dotyczy wszystkich, zarówno tych, którzy zajmują się muzyką trudniejszą, jak i muzyką łatwiejszą lub zupełnie łatwą, warunek jest jeden: trzeba być w Warszawie, nie wystarczy być w Gdańsku, Łodzi, Wrocławiu, trzeba być w stolicy. Trzeba być tam, na miejscu, i pilnować swoich spraw, bo tam się gotuje albo raczej kisi cały polski show-biznes.

Czy da się utrzymać z koncertowania, sprzedaży płyt, będąc tym zespołem z południa Polski?

Utrzymać – nie. Absolutnie nie.

Co robisz, gdy nie śpiewasz? Jak zarabiasz na życie?

Jestem grafikiem komputerowym. Prowadzę z żoną firmę projektową i z tego się utrzymujemy. Natomiast muzyka to pasja, która raczej pochłania pieniądze, niż je przynosi. Mógłbym wymienić kilkunastu artystów w Polsce, którzy z muzyki są w stanie się utrzymać. Oczywiście nie mówimy tu o muzykach grających na weselach. Raczej o takich, których można usłyszeć w radiu i zobaczyć w telewizji. To jest naprawdę garstka osób, cała reszta, mimo że również nagrywa płyty, jest znana, słuchana – musi dorabiać. Trzeba mieć jakieś inne źródło dochodów, bo nie ma czegoś takiego jak mecenat państwa nad artystą muzykiem. Jak już wcześniej powiedziałem – przestano chodzić na koncerty, zmalała drastycznie sprzedaż płyt, więc tak naprawdę nie ma się z czego utrzymać. I paradoksalnie najgorzej jest wtedy, kiedy artysta wyda nową płytę i aby ją sprzedać, powinien zagrać przynajmniej kilkadziesiąt koncertów. Trzeba je zagrać w dużych miastach, tam gdzie jest największa liczba potencjalnych odbiorców. I tu zaczyna się proza życia: trzeba wynająć samochody, które przewiozą ludzi i sprzęt, trzeba zapłacić za benzynę, wynająć salę, realizatora, sprzęt nagłaśniający itp.

Chcesz powiedzieć, że nie koncertujecie teraz?

Koncertujemy, tylko nie ma co ukrywać, że do tych koncertów dopłacamy – jak większość artystów w Polsce. Żeby zorganizować dwa duże koncerty w Krakowie i Bielsku-Białej z okazji 25-lecia, musieliśmy wyłożyć sporą sumę pieniędzy. Takich rzeczy nie da się sfinansować ze sprzedaży płyt. Między innymi dlatego zrezygnowaliśmy z pełnej trasy 25-lecia (która pierwotnie obejmowała Wrocław, Poznań i Warszawę) i ograniczyliśmy się tylko do Krakowa i Bielska-Białej.

To, o czym mówisz, burzy mocno wyobrażenie o artystach opływających w luksusy, wymieniających co chwila samochody, domy itd. I do tego jeszcze, mimo posiadania takich zasobów, jeszcze gdzieś chałturzących po weselach czy imprezach firmowych.

32

Ten pierwszy obraz, który nakreśliłaś, to mit. Realia są takie, jak powiedziałem wcześniej. Artystów, którzy mogą utrzymać się z muzyki, jest naprawdę niewielu. Jak to długo będzie trwało? Nie wiem. Ludzie nie są złaknieni kultury tak jak kiedyś. Od pójścia do teatru wolą galę biesiadną, i to najlepiej za darmo. Na te wielkie darmowe koncerty są sprowadzane największe gwiazdy – i to właśnie między innymi rozwala rynek muzyczny. A można przecież inaczej, przykładem jest choćby Męskie Granie. Wielka firma tworzy mecenat, są zapraszani najlepsi wykonawcy, ale imprezy są biletowane. Co się okazuje? Ludzie przy odpowiednim nastawieniu, odpowiedniej reklamie, chcą w tym uczestniczyć, chcą za udział w imprezie zapłacić. Biletów brakuje i wszyscy są zadowoleni. Dlaczego nie może tak być wszędzie?

Musi następne dwadzieścia lat minąć i trzeba ludziom uświadamiać, że nie wszystko może być za darmo.

Dawniej tak było. Obojętne, czy był mały koncert, czy duży. W 1995 roku Lizard zagrał koncert w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej. Ówczesny dyrektor był takim wydarzeniom bardzo przychylny. Powtórzyliśmy to w 1997 roku, już po wydaniu płyty „W galerii czasu”. Dwa razy była pełna sala – jak na jakimś głośnym spektaklu teatralnym.


fot. Łukasz Bułka

Biletowanym?

Oczywiście, że biletowanym. Do tego zmierzam, że na nasze koncerty przychodziło wtedy naprawdę mnóstwo ludzi. Przyjeżdżali z odległych miejsc. Ale to było i minęło. Teraz – jak już powiedziałem – jest zupełnie inaczej.

Wracając do początków, jak to było te 25 lat temu? Zebraliście się, chłopaki, i zagraliście rocka progresywnego?

Wcześniej każdy z nas już gdzieś grał, czy to w liceum, czy w czasie studiów. I jakoś tak Lizard urodził się z niczego. To realizacja moich fascynacji muzyką lat 70., kiedy na topie były takie zespoły i tacy wykonawcy, jak King Crimson, Frank Zappa, SBB, Yes, Genesis. Ja też tak chciałem grać. Dobrałem sobie czterech kolegów, którzy także chcieli spróbować zagrać coś innego niż wszyscy dookoła. Nikt oczywiście nie wróżył długiej kariery takiemu zespołowi. Ale na szczęście wszystko potoczyło się inaczej. Na koncert w bielskim Domu Żołnierza przyszło ponad trzysta osób (tam zresztą przez prawie dziesięć lat graliśmy próby). No i zaczęła się Lizardowa przygoda. Ale tak naprawdę przełomowym momentem było puszczenie naszych utworów w RMF-ie przez Piotra Kosińskiego. Nagle ludzie zaczęli pytać, o co chodzi, dlaczego oni nie mają wydanej płyty?

Dzięki temu zostaliśmy zaproszeni na pierwszy festiwal progresywny zorganizowany w warszawskiej Stodole. Gwiazdą wieczoru był zespół Collage. Tam poznaliśmy producenta, który zaprosił nas do nagrania płyty. I tak się zaczęło. Równo rok po tym festiwalu ukazała się nasza płyta, która nieźle namieszała na rynku. Była bardzo eklektyczna, znalazły się na niej utwory od nostalgicznej ballady po energetyczne, poszukujące kompozycje, brnące nawet w rejony jazz-rocka. Płyta trafiła wówczas na bardzo podatny grunt. Zaczęto o niej mówić. Uzyskała wiele recenzji, nie tylko w Polsce. Dzięki temu zagraliśmy w Holandii bardzo udany koncert. Graliśmy również we Francji. Wtedy mieliśmy szansę stać się gwiazdą pierwszej ligi – niestety nie wykorzystaliśmy tej szansy.

Co się takiego wydarzyło?

Zespół nie wytrzymał ciśnienia. Działo się dużo, ale niewystarczająco na nasze oczekiwania. Nie byliśmy wystarczająco cierpliwi, żeby jeszcze trochę poczekać, aż będziemy mogli robić to, co lubimy, i jednocześnie się z tego utrzymać.

Zespół zniknął ze scen, ale nie zamilkł.

Z zespołu odeszło dwóch kolegów. Już po prostu nie czuli

33


ludzie potrzeby takiego grania. Ale Lizard mimo to działał nadal. Pojawiła się wtedy możliwość podpisania kontraktu z olbrzymim koncernem muzycznym Metal Mind Production. Tym samym weszliśmy do stajni największych zespołów, nie tylko heavymetalowych. Nagraliśmy dla nich trzy, bardzo dobrze ocenione, płyty w ciągu trzech lat z rzędu. Ale ten zespół nie grał koncertów. I dlatego o Lizardzie nie było słychać.

Ilu członków zespołu pozostało z pierwotnego składu?

Odeszli gitarzysta Mirek Worek i pianista Andrzej Jancza. W ich miejsce wszedł na całe dziesięć lat skrzypek Krzysiek Maciejowski i to było bardzo ciekawe, a przede wszystkim niesamowicie owocne spotkanie muzyczne. Nagraliśmy trzy cudowne płyty, ale z racji tej, że Krzysztof jest rozchwytywanym muzykiem, nie mieliśmy czasu, żeby się zorganizować. Przygotowanie koncertu wymagało żmudnych prób, spotykania się, ćwiczenia po kilka godzin. Na to nie było czasu. Od początku cały czas grają ze mną w Lizardzie Janusz Tanistra na gitarze basowej i Mariusz Szulakowski na perkusji. Obaj są fenomenalnymi muzykami – to jedna z najlepszych sekcji rytmicznych, jakie znam. Cztery lata temu dołączył do nas niezwykle zdolny, rewelacyjny gitarzysta Daniel Kurtyka, a w chwilę później znakomity pianista Paweł Fabrowicz, który według mnie jest objawieniem, jeśli chodzi o instrumenty klawiszowe. Reasumując: zawsze starałem się tak kompletować zespół, żeby każdy, kto w nim gra, czuł w stu procentach spełnienie muzyczne – bo tylko to w moim rozumieniu gwarantuje sukces artystyczny. Mariusz Szulakowski nie wziął udziału w pracy przy ostatniej studyjnej płycie – stąd też w składzie pojawił się perkusista Alek Szałajko. I to też było bardzo twórcze i świetne spotkanie, dzięki któremu mogliśmy nagrać taką ciekawą płytę jak „Master & M”. Właściwie dopiero od „Mistrza i Małgorzaty”, czyli od roku 2013, byliśmy w stanie zorganizować się, spotykać na próbach i ruszyć w trasę. Zagraliśmy przez cały zeszły rok ponad dziesięć koncertów. To jest bardzo dużo jak na Lizarda. Jestem bardzo zadowolony z takiego obrotu spraw.

Co dalej? Będzie was można częściej zobaczyć, posłuchać na koncertach?

Tak, myślę, że dla zespołu zaczął się bardzo sprzyjający okres. Świetnie się rozumiemy, mało tego – bardzo się lubimy. Próba jest powodem do spotkania pięciu przyjaciół i dobrze się nam ze sobą muzykuje, dzięki czemu możemy grać koncerty bez żadnego „zacisku”, bez żadnych nerwów. To bardzo ważne, bo pozwala planować koncerty bez stresu – a przygotowanie się do nich jest przyjemną pracą. W przyszłym roku planujemy wstępnie trasę, która obejmowałaby północna i środkową Polskę – chcemy dotrzeć do ludzi, którzy z obiektywnych przyczyn nie mogą przyjechać na koncerty do Bielska-Białej czy Krakowa.

fot. Przemysław Jakubowski

Drugi raz błędu niewykorzystania szansy nie popełnicie.

Mam taką nadzieję. Obecny stabilny, mocny skład daje możliwość planowania na wielu płaszczyznach. W przeszłości odmówiliśmy naprawdę bardzo wielu ważnych występów, a mogliśmy wtedy zagrać z największymi

34


gwiazdami, co by nas naprawdę bardzo wypromowało. I to się niestety nie stało. Ale ufam, że ten czas bezpowrotnie minął.

Jesteś kompozytorem. Utwory na płytach Lizarda są twojego autorstwa?

Większość muzyki jest mojego autorstwa. Oczywiście na pierwszej płycie współkomponowałem pewne utwory razem z pianistą z Andrzejem Janczą. Jeden utwór skomponował gitarzysta Mirek Worek – i to, można powiedzieć, było wspólne dzieło. Natomiast na każdej następnej płycie muzyka i teksty są mojego autorstwa.

Nie dopuszczasz nikogo do współtworzenia?

To nie jest tak, że jestem szefem wszystkich szefów i nikt nie ma nic do powiedzenia – mówiłem o tym wcześniej. Po prostu miałem pomysły zarówno na „Karczochy”, jak i na „Spam” czy „Psychopuls” – a cała reszta zespołu przyjęła to, że ja jestem pomysłodawcą całości, jako pewną formułę tworzenia materiału. Ale też nie będę ukrywał, że po prostu lubię taką formę pracy. Wytyczam kierunek, w którym podążamy, ale jednocześnie daję możliwość stuprocentowego realizowania się muzykom podczas wspólnego aranżowania moich pomysłów.

Potrafisz czytać nuty?

Jestem stuprocentowym prawdziwkiem, Jankiem Muzykantem, który po prostu coś tam sobie nuci pod nosem. Na szczęście znajomość nut w muzyce rockowej, którą gra Lizard, nie jest rzeczą obowiązkową. Nuty byłyby potrzebne, gdybyśmy tworzyli muzykę związaną z muzyką klasyczną, jazzem itd. Tworzenie Lizardowej muzyki wypływa gdzieś tam z wnętrza i jest niejako radosną twórczością, która przybiera taką, a nie inną formę.

Twój głos jest dodatkowym znakiem rozpoznawczym Lizarda.

Myślę, że tak. Mam przynajmniej taką nadzieję, że jest to taka wartość dodana. To, w jaki sposób śpiewam, to jedna sprawa, drugą jest samo brzmienie mojego głosu – jednym się podoba, innym nie. Cóż, jesteśmy przyzwyczajeni do pewnych formatów, które dzisiaj narzucają chociażby telewizyjne programy, ja pewnie się w nich nie mieszczę.

Ćwiczyłeś w jakiś sposób swój głos, aby otrzymać takie właśnie brzmienie?

Nie. Nigdy nie chodziłem na żadne lekcje śpiewu, jeśli o to pytasz – taki głos po prostu mam.

Dbasz o niego jakoś specjalnie?

Też nie. W zeszłym roku miałem bardzo poważne wirusowe zapalenie krtani. Zupełnie straciłem głos i jeden z koncertów praktycznie przeszeptałem. Nie powinienem był tego robić, bo to groziło poważnym uszkodzeniem strun głosowych – ale to był dopiero trzeci koncert po reaktywowaniu i widziałem, że wszystkim bardzo zależało na tym występie. Ludzie przyjęli to z dużym zrozumieniem – szepczący wokalista nie zepsuł całości. Jestem tylko jedną ze składowych Lizarda, a cała przyjemność z oglądania zespołu to właśnie słuchanie i oglądanie chłopaków, jak grają. Lubię sobie czasem stanąć z boku i obserwować ich. To są naprawdę fantastyczni muzycy, reprezentujący światowy poziom. Ja nie kadzę im, jestem o tym przekonany i mówię to na podstawie bardzo

krytycznego nastawienia do własnej twórczości. Uważam, że prezentują naprawdę światową ligę, mam nadzieję, że razem z nimi zagram jeszcze bardzo dużo ciekawej muzyki.

Śpiewasz w domu? Dla Kasi?

Właśnie, że nie. Jestem zdecydowanie kimś takim, kto nie lubi śpiewać na imprezach, nie lubi robić „muzycznie” nic ponadto, co trzeba zrobić przy realizacji muzyki. Jakoś tak mam, że jeżeli coś robię, komponuję, to wolę to robić w samotności i „wsobnie” to przeżywać.

Wyciągasz górne C?

Jeśli nawet, to nic o tym nie wiem. Ale poważnie mówiąc – myślę, że skalę głosu mam dość dużą, przez lata technikę śpiewania opanowałem, wydaje mi się, dość dobrze. Na szczęście udało mi się nie zniszczyć głosu i chyba to, co robię, robię dobrze. Któryś z moich kolegów śmiał się, że to i tak nie ma znaczenia, bo gdybym poszedł do jakiegoś programu muzycznego, toby mnie nie wpuszczono nawet do przedpokoju przesłuchań. Ale to przecież nie o to chodzi.

Śpiewasz swoją muzykę tak jak chcesz, jak ją czujesz.

Tak. Nieskromnie powiem, że czuję się w tym pewnie, z wiekiem coraz pewniej. Nie czuję – jak dawniej lęku – że może coś mi nie wyjdzie. Na przestrzeni lat wszedłem w takie zdrowe zawodowe podejście do tego, co robię.

Jesteś dość charakterystyczny i gdyby ktoś chciał zaśpiewać Lizarda, miałby z tym kłopot.

Tak sądzisz? Jestem w swoim śpiewaniu bardzo zapatrzony w lata 60. i 70. Dziś wokaliści raczej rzewnie zawodzą, nie śpiewają pełną piersią, jak kiedyś to robili Czesław Niemen, Stan Borys czy Andrzej Zaucha. Jestem wpatrzony właśnie w takich artystów, którzy mieli zupełnie inne podejście do frazowania. Może to jest niemodne, ale ja jestem zasłuchany w tamte głosy i mam nadzieję, że to słychać również w moim śpiewaniu.

I do tego najlepiej słuchać Lizarda na żywo, ale w samochodzie też świetnie brzmi.

Zapewne, choć ja nigdy swojej muzyki w samochodzie nie słuchałem, a jeśli ktoś próbuje puścić, to proszę o niepuszczanie w mojej obecności (śmiech).

Na koniec naszej rozmowy zapytam cię o trzy najważniejsze rzeczy w twoim życiu.

Chciałbym znać odpowiedź, jak żyć bez denerwowania się (śmiech). Poważnie mówiąc, wybranie tylko trzech najważniejszych rzeczy jest dość trudne – bo oczywiste, że najważniejsza dla mnie jest moja żona, ale po niej trudno byłoby mi wskazać coś naprawdę istotnego. Chyba spokój wewnętrzny, którego cały czas mi brakuje, i może trochę więcej zdrowia, które też trochę przez całe życie szwankuje. Po głębszym zastanowieniu – myślę, że bardzo ważną dla mnie rzeczą jest niezatracenie wiary w ludzki rozum, ludzką empatię. Mówię zupełnie poważnie: boję się zgorzknienia i cynizmu – nie chciałbym być opanowany przez niechęć do ludzi. Tak, to również ważna dla mnie rzecz.

Tego Ci życzę. Bardzo dziękuję!

35


literatura

36


Z WIZYTĄ U KOMISARZ ORŁOWSKIEJ KRZYSZTOF MAREK BĄK. BIELSZCZANIN OD TRZECH POKOLEŃ, GRAFIK, AUTOR KSIĄŻEK KRYMINALNYCH. WŁAŚNIE UKAZAŁA SIĘ PIERWSZA Z SERII O KOMISARZ ORŁOWSKIEJ: „ALBATROS I HIENA”.

Z autorem rozmawia Agnieszka Ściera. Zdjęcia Anita Szymańska

Dlaczego powieść jest osadzona w Bielsku-Białej, a nie w Krakowie, Warszawie, Wrocławiu?

Krzysztof Marek Bąk: Przyczyna jest bardzo prosta. Pomijając kwestie czysto sentymentalne, które wiążą mnie z Bielskiem, dawno już nosiłem się z zamiarem napisania powieści o mieście rodzinnym. Poza tym gdybym pisał o Krakowie, Wrocławiu czy o Warszawie, musiałbym tam jeździć co chwilę, żeby sprawdzać każdą rzecz, topografię, układ miasta, budynków. Tutaj mam to pod ręką. Większość potrzebnych informacji mam w głowie, więc nawet nie muszę się ruszać z domu, a jeśli mam jakiekolwiek wątpliwości, to w ciągu dziesięciu minut jestem w stanie znaleźć się we właściwym miejscu i to wszystko po prostu sprawdzić.

Za pseudonimem artystycznym, którym się posługujesz, w zasadzie się nie ukrywasz, więc po co pseudonim?

To był dawno temu żartobliwy pomysł, w zasadzie nazwa na potrzeby projektu pod tytułem „napiszemy książkę”. Nie służył ukryciu. W swoim środowisku zawodowym kojarzony jestem z imienia i nazwiska, w tym przypadku chciałem tak trochę odrębnie, podkreślając nowy początek, ale tak

półserio. Nie ma to już dzisiaj w zasadzie znaczenia. Ale tak zostało i tego nie zmieniam.

Dbasz o szczegóły, ale wspominałeś, że nigdy nie byłeś w komendzie policji.

To prawda, bo to jest miejsce, które może zostać poddane imaginacji. Dla mnie są istotne miejsca „własne”. Na przykład Dolina Gościnna, którą znam z dzieciństwa, a już jako dorosły człowiek chodziłem tam na spacery z psem. Wówczas nie było tam jeszcze przedłużonej ulicy Kolistej, właściwie oprócz pól i lasu niczego nie było. Intensywna zabudowa zaczęła się raptem kilka lat temu. W moich książkach są miejsca, które mi się podobają. Jestem strasznie sentymentalny i patrząc na zachód słońca w danym miejscu, na określone światło, zapamiętuję je gdzieś głęboko w sobie i o tym potem staram się napisać. Siłą rzeczy te miejsca muszą być wiernie odtworzone, natomiast komenda już nie. Mniemam, że zdecydowana większość bielszczan nigdy w środku nie była. Zresztą często do zobrazowania opowieści wykorzystuję wnętrza mieszkań swoich znajomych albo rodziny, w sensie układu pokojów. Jeden z moich bohaterów

37


literatura

zajmuje mieszkanie mojej koleżanki z liceum, a u mojego znajomego z pracy mieszka inny bohater. Jest mi po prostu łatwiej opisać coś, co znam, niż wymyślać to zupełnie od zera. U mnie mieszka komisarz Orłowska (śmiech).

Co z postaciami, czy te są wymyślone, czy mają realne pierwowzory?

Generalnie bohaterowie są fikcyjni. Czasami w drobnych epizodzikach występują osoby realne, taką postacią jest telereporter, wzorowany na konkretnym reporterze telewizji bielskiej, ale nie w sensie fizycznym, po prostu istnieje taka osoba. Jeżeli mówimy o rzeczniku policji, to mimowolnie na myśl przychodzi pani Elwira Jurasz, faktyczny rzecznik. Ale to nie jest tak naprawdę ta osoba, ja przecież nie znam pani Elwiry. I właściwie chyba na tym koniec, jeśli chodzi o inspiracje żywymi postaciami. Oczywiście każdy bohater jest zlepkiem różnych osób i osobowości i to są osoby, które skądś znamy, niekoniecznie nawet ich płeć musi być zgodna.

Interesuje mnie wątek związku polityki z biznesem, występujący na początku „Albatrosa i hieny”. To także fikcja literacka?

O ile bardzo interesuje mnie historia mojego miasta i jestem w nim zakochany jako w miejscu, o tyle o jakichkolwiek rozgrywkach politycznych – jeśli takowe w ogóle istnie-

38

ją – kompletnie nie mam pojęcia. Owszem, czasem czytuję „Magazyn Ratuszowy”, ale tylko po to, żeby się dowiedzieć, gdzie jest remont jakiejś drogi. Ogólnie w kryminałach źle się pisze o polityce, ponieważ tak jak potrzebujemy postaci psychopatycznego mordercy, potrzebujemy złodzieja i polityka. A ten najczęściej jest archetypiczną postacią o określonych cechach. Nieważne, czy on będzie politykiem polskim, szwedzkim, amerykańskim, czy jakimkolwiek innym, polityk to jest generalnie ktoś, kto robi coś złego. Mówię tutaj o archetypie książkowym, nie o rzeczywistości. Tak samo jak dziennikarze są często postaciami negatywnymi. I bazując na takich stereotypach, po prostu: jeśli piszemy o kimś, kto jest bardzo bogaty, ustosunkowany, to mimowolnie pojawia się wątek polityczny. Ale w mojej książce nie ma on żadnego związku z realiami.

Główną bohaterką twoich powieści jest kobieta. Kto jest pierwowzorem komisarz Orłowskiej?

Fizycznie – w pewnej mierze – oczywiście żona. Jest jedyną kobietą, która tu mieszka, a ponieważ książkowa komisarz Orłowska tutaj właśnie mieszka, to siłą rzeczy musi wyglądać tak jak moja żona. Orłowska z założenia miała być kobietą, która mi się podoba, więc naturalne było to, kto jest pierwowzorem. Psychicznie, paradoksalnie, chyba ja sam. Ona ma dużo takich wątpliwości, które mam ja. Ma wiele problemów,


rozdarć, zastanowień. Oczywiście ja nie jestem psychologiem ani tym bardziej policjantem. Zresztą płeć pani komisarz nie gra tutaj jakiejś szczególnej roli. Wydaje mi się, że pewne przemyślenia, pewne refleksje są na tyle uniwersalne, że są zupełnie od płci niezależne.

Zawód policjanta, a tym bardziej kryminologa, kojarzy się bardziej z męskimi cechami.

Policjanta tak, ale już profilera niekoniecznie. Myślę, że kobiety z pewną wrodzoną empatią – generalizuję tu oczywiście – z taką umiejętnością bardziej detalicznego oglądu sytuacji, z intuicją, na pewno w tej roli spełniają się doskonale, a już na pewno nie sprawdzają się gorzej od mężczyzn. Być może mężczyźni profilerzy zwracają uwagę na coś innego niż ich żeńscy odpowiednicy. Ale przede wszystkimi pamiętajmy, że profilowanie psychologiczne, jak każda inna dyscyplina w kryminalistyce, jest nauką i doza własnej interpretacji, choć oczywiście istnieje, to myślę, że nie w zakresie kluczowym.

„Albatros i hiena” ma swoje pierwsze wydanie, które pewnie teraz jest już białym krukiem dla kolekcjonerów. Jeden z naszych dziennikarzy otrzymał zadanie odnalezienia tej książki, przeczytania i zrecenzowania, ale się nie udało.

I lepiej, żeby tego nie czytał, ponieważ tamta książka była próbą wydania trochę na wariata, na chybcika, nazwijmy

to, domowymi metodami. Niechętnie wracam do wspomnień o tamtej książce, ponieważ ta nowa jest wielokrotnie lepsza. Została napisana de facto od nowa, oczywiście nie w stu procentach, ale w dużej mierze. Pewne wątki, które w tamtym wydaniu uznałem za zbyt naiwne, zbyt proste czy oczywiste, może nawet w niektórych momentach infantylne, zostały zmienione.

Ale trup jest ten sam?

Tego nie będę zdradzał (śmiech). A poważnie mówiąc, idea książki jest ta sama, tylko że przebieg akcji, sylwetki bohaterów są nieco inaczej nakreślone. Tamta książka była pierwszą próbą, zabawą, trochę na zasadzie: o, zrobię coś, co mi sprawi frajdę. Dopiero pisząc drugi, trzeci tom, czułem coraz większy niedosyt względem tego, jak została napisana część pierwsza. No i z wielką radością, kiedy pojawiła się taka możliwość, zrobiłem ją nowa.

Czyli tak naprawdę to obecny „Albatros i hiena” powstał na końcu.

Niemalże. Ta mocno zmieniona pierwsza część powstała już po napisaniu trzeciej. Kiedy dzięki Wydziałowi Promocji Urzędu Miasta pojawiła się szansa na ponowne wydanie. Ale żeby myśleć o tym poważnie, trzeba było przygotować powieść od nowa.

39


literatura „Albatros i hiena” to pierwsza rzecz, jaką napisałeś?

Może nie pierwsza, którą napisałem, ale pierwsza, którą pokazałem na szerszym forum. We wczesnych latach 90. wydałem dwa tomiki wierszy, po drodze pisałem sztuki teatralne, bardziej na własny użytek. Napisałem sobie później własnego „Pana Samochodzika”.

Jak to?

Bo zirytowało mnie, że nie ma „Pana Samochodzika” o Bielsku-Białej i sam sobie to po prostu napisałem (śmiech). Oczywiście nie był nigdzie wydany. Dwa egzemplarze raptem powstały, choć do dzisiaj twierdzę, że to jest paradoksalnie chyba najlepsza moja książka (śmiech). No i na bazie tych pierwszych doświadczeń pisarskich zrodził się pomysł, żeby samemu napisać powieść. Stąd pojawił się „Albatros i hiena” i kolejne.

Jak wygląda proces pisania takiej książki? Układasz sobie to w głowie, robisz szkice?

Pierwsze części pisało mi się o tyle łatwo, że miałem na nie dużo czasu. Kolejne części pisałem gdzieś pomiędzy bajkami, pieluchami i różnymi zjawiskami, które każdego rodzica dotykają. Ale mówiąc już o samym procesie: pierwsze i chyba najtrudniejsze jest chyba skonstruowanie sobie wewnętrznie bohatera. Stworzenie takich jakby awatarów, postaci, które w nas samych zaczną swoje własne życie. I w momencie, kiedy już taką postać mam, pojawia się zarys akcji. Rozpiska samej książki jest dosyć krótka, to są dwie, trzy strony timingu, który potem pozwala mi orientować się, w którym dniu co się działo. Oczywiście pozostaje w dalszej kolejności kwestia redakcji.

Chodzisz po Bielsku-Białej, widzisz różne miejsca i przychodzą ci do głowy różne sceny, które potem opisujesz w swoich książkach?

Ależ oczywiście. Regularnie. Zwłaszcza gdy zobaczę jakieś ustronne miejsce czy jakąś szopkę, czy budynek, to bardzo często mówimy z żoną, że fajnie byłoby kogoś tutaj ukatrupić (śmiech). Tworzy mi się w pamięci baza takich miejsc, w których akcja może się rozegrać. Czasem myślę sobie: napisałem o Beskidzkim, o Karpackimi, o Centrum, ale nic się nie działo w Białej. No to fajnie byłoby też może, żeby i tu się coś zadziało. Czasem mam jakiś pomysł, do którego dopasowuję miejsce. Nie ma reguły.

Sienkiewicz pisał swoje powieści, które publikowane były w odcinkach, i czytelnicy podpowiadali zakończenie, może poprosić bielszczan, żeby pomogli?

Parę osób pytało mnie, czy mógłbym je zabić na przykład (śmiech), o teściową też prosili. Albo czy jakiś kolega mógłby zostać ofiarą. Staram się takiego czegoś unikać. Wracając do miejsca, to miałbym taką ochotę, aby osoby, które czytają, a nie są z Bielska-Białej poczuły chęć zobaczenia z bliska miasta. Bo nie należy demonizować faktu, że rzecz dzieje się w Bielsku-Białej. Nie jest moją intencją, aby była to historia, która dzieje się na prowincji i nikt spoza Bielska-Białej nie powinien jej czytać, bo właściwie nie zrozumie. Czytamy przecież mnóstwo książek, które dzieją się w przeróżnych miejscach, i właściwie w którymś momencie przestaje się nawet zauważać, co to za miejsce. Na pewno dla bielszczanina to jest atrakcja. Sam, jak tylko mam okazję przeczytać o miejscu, w którym się znajduję, to czynię to z przyjemnością.

40

Wystarczy popatrzeć na powieści Artura Conan Doyle’a, które też są osadzone w realiach elżbietańskiej Anglii, a jednak czyta się je z przyjemnością.

Oczywiście. Podobnie kryminały skandynawskie, które teraz są popularne. W Szwecji nigdy nie byłem, nigdy nie byłem w Ystad, ale czytam to z ciekawością, jednak jakby się to działo w Mozambiku, to też nie robiłoby mi to właściwie różnicy. Jeśli psychologia postaci mnie nie drażni, nie drażnią mnie bohaterowie i mam ochotę tę książkę przeczytać, to czy dzieje się to w Montanie, czy w Warszawie, to tak naprawdę nie robi mi szczególnej różnicy.

Przyjemnie, łatwo się czyta twoją książkę. Mam nadzieję, że jest to komplement.

Tak, jak najbardziej. Tym, co lubię czytać, jest zapomniany dzisiaj Jacek Joachim (Zbigniew Kubikowski), który pisał książki osadzone w realiach lat 60. we Wrocławiu, między innymi. Dla mnie jest to mistrzostwo świata. Czyta się stosunkowo lekko. To nie są rzeczy obarczone wielkim ciężarem gatunkowym, zresztą podobnie jak liczne serie powieści milicyjnych. Świetna intryga, wątek romansowy, wątek, który czytelnicy po prostu lubią. Ja sam także. Czytam także sporo literatury amerykańskiej, tzw. kobiecej. Ona może nie jest zbyt intelektualnie rozwinięta, ale w funkcji rozrywkowej spełnia się doskonale. I właściwie na bazie tych czytelniczych doświadczeń powstał w mojej głowie pomysł, aby napisać książkę, jaką sam chciałbym przeczytać. Nie chcę pisać rzeczy, po które sam bym nie sięgnął. To ma być odskocznia, to ma być relaks, to, co sam lubię. Oczywiście fajnie, gdy pojawia się dreszczyk emocji.

Zdarza ci się oglądać seriale kryminalne. Czerpiesz z nich pomysły do swoich książek?

O ile te starsze – „07 zgłoś się” itp., tak, to obecnie jest ich taka liczba, że nawet jakbym chciał, to nie znalazłbym na nie czasu. Teraz głównie oglądam Teletubisie i tym podobne bajki dla dzieci.

Twój ulubiony autor powieści kryminalnych?

Jest ich bardzo wielu, w zależności od aspektu przez nas poruszanego. Wielką atencją darzę wspomnianego Jacka Joachima, właściwie jego jeden kryminał: „Sztylet wenecki”. Uważam, że to jest niedoceniony zupełnie autor. Bardzo wysoko cenię sobie Henninga Mankela, ale to jest zupełnie inna liga, to jest pisarz z krwi i kości, poważnych kryminałów, psychologicznych. Lubiłem swego czasu kryminały Diany Leon, których akcja działa się w Wenecji.

Agatha Christie?

Mniej. Nigdy w życiu nie potrafiłbym napisać czegoś, gdzie byłby taki suspens, gdzie tak by się rozgrywała cała akcja. Może też dlatego, że chyba Agatha Christie trochę się zestarzała w moim odczuciu. To jest taki piękny urok archaiczności. Podobnie z Chandlerem. Może też nie za bardzo przepadam za jego kryminałami, ale bardzo go cenię. Bardzo lubię część tzw. kobiecej literatury, choć nie bardzo wiem, dlaczego się ją tak zaklasyfikowało. Taką literaturę popularną.

Czyli nie wstydzisz się usiąść wieczorem z romansem typowym dla kobiet?

Nie wstydzę się nawet usiąść i przeczytać opakowanie pasty


do zębów (śmiech). Czytanie nigdy nie jest wstydem, czegokolwiek by ono dotyczyło. Troszkę mnie drażni taki podział na literaturę dla kobiet i… dla mężczyzn? Rozumiem podział na literaturę popularną i wielką, jak np. „Jądro ciemności” czy „Lalka”. Nawiasem mówiąc, na boga, ilu z nas przeczytało „Lalkę”? Przyznaję bez bicia, że mnie przez nią nie udało się przebrnąć. Ale sam bym tak pisać nie potrafił. A wracając do „wstydzenia się”, mamy morze literatury, która jest zwyczajnie przyjemna. Nie ukrywajmy, każdy z nas ma ograniczoną percepcję rzeczy trudnych, ciężkich w swoim życiu. Ja, zajmując się zawodowo sztuką, niejako muszę myśleć o poważnych sprawach, o estetyce, o pięknie, o filozoficznych rozważaniach. Z tego powodu czasem człowiek ma ochotę zwyczajnie odreagować, dlatego nie wstydzę się również tego, że oglądam filmy popularne, o ile czas mi pozwala. Do dzisiaj uważam, że wiele takich archetypicznych prawd znajduje się w filmach klasy B, C, zresztą dzisiaj reżyserzy odkrywają to ponownie, wracają do tych produkcji. Dochodzę zresztą do wniosku, że nadmierna elitaryzacja sztuki zaczyna ją zabijać. Świetnie widać to na wernisażach, gdzie spotykają się grona tych samych ludzi, którzy się doskonale znają i nikogo poza nimi to nie interesuje, nikt tego nie zrozumie. I co najgorsze, to my się jeszcze szczycimy tym, że nikt nas nie zrozumie, że jesteśmy awangardą. Gdzieś zatraciliśmy umiejętność, którą mieli artyści od zarania dziejów. Przecież Bach, geniusz muzyki, nie pisał po to, żeby nikt go nie słuchał, ale żeby się podobało. Pisał oczywiście dla Boga, dla króla, dla elit, ale pisał na zamówienie. Zawsze przytaczam studentom, którzy z pogardą odnoszą się do sprzedawania prac plastycznych, taki przykład: najgenialniejszy cykl graficzny w historii, „Apokalipsa świętego Jana” autorstwa Albrechta Dürera, nie powstałby, gdyby autor nie miał zamówienia. A gdyby zrobił „Apokalipsę” nie tak jak trzeba, czyli nie spodobałaby się, to nikt więcej u niego by niczego nie zamówił. Nie wstydzę się tego, że robię rzeczy, które chcę, aby się ludziom podobały. Nie jest to kryterium podstawowe, ale jeśli bozia dała talent i umiejętności na tyle, żeby robić coś, co może kogoś cieszyć, sprawiać komuś frajdę, to nie widzę powodu, żeby tego nie robić. Do mówienia o wielkich problemach świata jest wielka literatura, a do sprawiania rozrywki, przyjemności i od tego, żeby nam się chciało sięgnąć po książkę, jest ta literatura innego rodzaju.

Czym się zajmujesz zawodowo?

Jestem artystą grafikiem. Zajmuję się głównie ekslibrisem, to jest moja domena twórcza. Zajmuję się ekslibrisem artystycznym. Jeżdżę na kongresy po całym świecie i wszyscy mnie tam znają, więc chyba jestem popularny (śmiech). Dlatego to nie robi już na mnie specjalnego wrażenia. Też nie przesadzałbym z tą popularnością. Człowiek uświadamia sobie z wiekiem, że to, co było dla nas niesamowite w wieku lat dwudziestu, to dwie dekady później bardziej nas już męczy, niż cieszy. Oczywiście, że sam fakt wydania książki jest przyjemny.

Ile kolejnych gotowych części przygód komisarz Orłowskiej czeka na czytelników?

Są cztery książki i dwa opowiadania. Już czekają w wydawnictwie. Nie powiem, dlaczego cztery, bo to w tej ostatniej wszystko stanie się jasne. Mam pewien pomysł na sequel z bohaterami. Ostatnie dwa lata poświęciłem na pisanie dla dzieci. Książki jeszcze nie są wydane. Może zamieszanie z Orłowską spowoduje, że się to uda.

Ale nie są to kryminały dla dzieci?

Nie, nikt tam nikogo nie morduje (śmiech). To są książki edukacyjne, przygodowe, mówiące o takich ważnych sprawach, które chcę przekazać swojej córce.

Już w grudniu premiera drugiego tomu przygód komisarz Orłowskiej i jej współpracowników. Dziękując za rozmowę, życzę wielkiej rzeszy czytelników.

Dziękuję bardzo.

Jesteś domatorem, prowadzisz spokojny tryb życia. Jesteś gotowy na popularność?

Gdy miałem dwadzieścia lat i rozmawiałem pierwszy raz z dziennikarzem, to przez cztery noce nie spałem, a potem myślałem, że umrę ze szczęścia. Dzisiaj, szczerze mówiąc, mając lat czterdzieści, priorytety mam już tak ustawione, że nie robi to na mnie szczególnego wrażenia. Bo co to jest popularność tak naprawdę?

Bycie na świeczniku, ale też i wyciąganie różnych, niewygodnych faktów z życia.

Mam głębokie przekonanie, że losy prowincjalnego pisarza hobbysty nie są zbyt interesujące. A poza tym sprawa jest prosta. Ja się nie mam czego wstydzić. Mam jedną żonę od dwudziestu jeden lat, mam dziecko, dom, jedno rozbite auto. Szczytem dla plotkarskiego portalu będzie złapanie mnie na tym, jak wychodzę do sklepu po bułki w dresie (śmiech). Mam także to szczęście, że udało mi się w mojej branży, niezwiązanej z pisarstwem, zaistnieć.

41


inicjatywy

Niepowtarzalni, czyli... O! Środek świata! NA JEDNEJ ZE ŚCIAN MIGOCZĄCA GALAKTYKA, W INNYM POKOJU – NIEBO USIANE LEDOWYMI GWIAZDKAMI. W ŁAZIENCE CHYBA GOŚCIŁ SAM MISTRZ HUNDERTWASSER, A KAŻDA Z MIJANYCH MNIE OSÓB ODPOWIADA UŚMIECHEM. JESTEM W NIEBIE?

Tekst: Anita Szymańska, zdjęcia: archiwum Ośrodka

O tym ośrodku, położonym na obrzeżach Ustronia, słyszałam od kilku osób już od dawna. Że nie jest typowy, że ciekawie zarządzany, że znakomite miejsce dla dzieci. Ciągle jednak coś stało na przeszkodzie, aby powstał ten materiał. Kiedy jednak w końcu umówiłam się na rozmowę i w paskudny, deszczowy listopadowy dzień przekroczyłam próg Ośrodka Edukacyjno-Rehabilitacyjno-Wychowawczego, prowadzonego przez lokalne stowarzyszenie – Towarzystwo Opieki nad Niepełnosprawnymi, poczułam się, jakbym weszła w całkiem inną rzeczywistość. Wita mnie pani dyrektor, która wygląda tak, jakby miała 20 lat – a pracuje tu już od lat 15. Ciepła, gościnna i profesjonalna, oprowadza mnie po obiekcie, opowiadając przy tym o historii, teraźniejszości i planach miejsca, w którym się znajdujemy. Zaglądamy do wielu sal, w których nauczyciele, rehabilitanci i ich asystenci pracują z dziećmi z niepełnosprawnością fizyczną lub intelektualną. Ośrodek umożliwia realizację obowiązku szkolnego tym dzieciom, których stopień niepełnosprawności nie pozwala na

naukę w innych placówkach. Tu korzystają z rehabilitacji i innych zajęć. – Cieszymy się z każdego, najmniejszego sukcesu naszych dzieci – mówi Dorota Kohut, otwierając przede mną kolejne drzwi. Przechodzimy wąskimi korytarzami, po schodach w górę i w dół. Winda. Podjazd, korytarz. Ja już się gubię i na pewno nie wyszłabym stąd sama. – Musimy mieć świadomość, że kiedy rodzi się takie dziecko, wtedy świat rodziców, którzy na nie czekali, wywraca się do góry nogami. Opiekujemy się też maluszkami, więc ich rodzice trafiają do nas. Staramy się z nimi rozmawiać, ale tak naprawdę każdy musi to przepracować w sobie sam. I dojrzeć do tego, że każde z tych dzieci jest niepowtarzalne – opowiada dyrektor ośrodka. Moją uwagę przykuwają dziesiątki zdjęć dzieci, rozmieszczone na ścianach. Duże, kolorowe zdjęcia, na których dzieci wcielają się w rozmaite postacie, obok widnieją różne sentencje. Niejeden z nas powinien mieć w domu taką ścianę ze zdjęciami i hasłami – być może wtedy codziennie przypominalibyśmy sobie, jaki powinien być sens tego wszystkiego, co robimy. Proszę

42

o kilka zdjęć do artykułu, chcę się nimi podzielić z czytelnikami. Przybliżyć chociaż w ten sposób to, czego tu doświadczam. – Obecnie mamy w ośrodku około 260 osób, od kilkumiesięcznych maluszków do osób dorosłych, które też mają tu swoją grupę. W naszym kraju opieka nad osobami z niepełnosprawnością jest dość dobrze zorganizowana, dopóki dziecko realizuje obowiązek szkolny. Problem pojawia się, kiedy osoby te wkraczają w dorosłość, która często oznacza stopniową izolację. Niedostępność zajęć, brak funduszy na rehabilitację, a przede wszystkim wciąż zbyt mała liczba miejsc pracy dla osób z niepełnosprawnością wykluczają społecznie. Te osoby znikają z pola naszego widzenia, co nie jest dobre też dla nas jako społeczeństwa. Kiedy odchodzą ich rodzice, ludzie ci trafiają najczęściej do zamkniętych ośrodków całodobowego pobytu. I wówczas nie widzimy ich już wcale. A przecież oni są, czują, cieszą się i mają inne swoje emocje – opowiada Dorota Kohut. – W tej chwili przyjmujemy dzieci z całego powiatu cieszyńskiego, a nawet z Bielska-Białej. Ale widzi pani, jakie mamy tu warunki – jest po prostu


już dla nas za ciasno i z obawą myślę o chwili, kiedy będziemy zmuszeni odmówić komuś, kto będzie potrzebować pomocy – dodaje dyrektorka ośrodka. W każdej z otwieranych przede mną salek znajduje się kilkoro podopiecznych wraz z opiekunami. Jedne dzieci kończą posiłek, inne bawią się makaronem zatopionym w wodzie z mydłem (integracja sensoryczna), niektóre ćwiczą na specjalistycznych przyrządach. Inne leżą na podłodze i przyklejają kartki… pod blatem stołu. Wystrój pomieszczeń w niczym nie przypomina standardowych ośrodków tego typu. Jest przytulnie, ciepło, sale są świetnie wyposażone, ale ciasne, zbyt małe na taką liczbę osób. Za oknem rozciąga się rozległe pole otoczone ogrodzeniem. Pani Dorota odgaduje moje myśli. – Tak, mamy tu za ciasno i myślimy o budowie nowego obiektu. O ile mamy wystarczające fundusze na bieżące funkcjonowanie ośrodka, o tyle nie ma możliwości jakiegokolwiek inwestowania z tych środków. Mieliśmy ogromne szczęście, bo znaleźli się darczyńcy, którzy kupili dla nas to pole i dali połowę środków na wybudowa-

nie nowego ośrodka. Są to firmy TiM z Bielska-Białej i Grupa ZETKAMA. Rok temu mieliśmy okazję gościć ich na zaproszenie naszych dzieci, które specjalnie dla nich przygotowały przedstawienie. Podzieliliśmy się wówczas z nimi naszymi problemami i planami, które oni zdecydowali się wesprzeć. Jesteśmy z tego powodu bardzo szczęśliwi, bo w końcu pojawiło się światełko nadziei, że będziemy mieć ośrodek z prawdziwego zdarzenia, na miarę naszych potrzeb. Otrzymane od darczyńców fundusze pozwoliły na zakup ziemi, zrobienie projektu budowlanego. Wystarczą też na połowę kosztów postawienia nowego budynku. Co z drugą połową? Towarzystwo wystąpiło do PFRON z projektem o sfinansowanie pozostałych kosztów budowy nowoczesnego obiektu, spełniającego wszystkie potrzeby podopiecznych. W dotychczasowych pomieszczeniach planowane jest natomiast stworzenie miejsca dziennego pobytu dla osób dorosłych. Rozstrzygnięcie nastąpić ma w marcu. – Wszyscy mamy nadzieję, że PFRON zdecyduje się dofinansować nasz projekt. Mamy ogromne wsparcie ze strony prywatnych darczyńców, któ-

43

rzy nie chcą się nazywać sponsorami, ale ludźmi doceniającymi to, co tutaj się dzieje. Bez tej pomocy nie mielibyśmy nadziei na rozwój, który ma dać więcej możliwości lepszego wsparcia dzieci w nauce i rehabilitacji. Wbrew pozorom dzisiaj, kiedy do drzwi każdej firmy pukają podobne organizacje jak nasza, nie jest łatwo o pomoc ze strony prywatnych firm. Przecież każdy wyciąga rękę, bo potrzeb jest mnóstwo – mówi Dorota Kohut. – Pragnienie to tkwiło w nas od wielu lat. Teraz wierzymy, że ten szczytny cel uda się zrealizować. Walczymy o dotację PFRON, aby stworzyć dla ośrodka jeszcze lepsze warunki do niesienia pomocy tak bardzo potrzebującym. Liczymy na to, iż wspólna inicjatywa tak wielu osób przyniesie zamierzone efekty, wywołując uśmiech na twarzach podopiecznych pani Doroty – dodaje Tomasz Jurczyk, Prezes Zarządu TiM S.A. Obiecuję, że wraz z naszymi czytelnikami będę trzymać kciuki za powodzenie. Wtedy prace ruszą od razu w czerwcu 2016 roku i za dwa lata dzieci otworzą drzwi nowego ośrodka. Drzwi do jeszcze lepszego świata.


felieton

JEST PANI MOIM PREZENTEM URODZINOWYM 14 LISTOPADA W WASZYNGTONIE ODBYŁA SIĘ UROCZYSTA GALA NA CZEŚĆ AGNIESZKI HOLLAND. NASZA AMERYKAŃSKA KORESPONDENTKA, NA STAŁE MIESZKAJĄCA W DC, UCZESTNICZYŁA W PRZYGOTOWANIACH UROCZYSTOŚCI ZORGANIZOWANEJ POD PATRONATEM FUNDACJI KOŚCIUSZKI. Tekst: Basia Puchala

„Jest pani moim prezentem urodzinowym…” – w taki oto niebanalny sposób przywitałam się z Agnieszką Holland! Tak się złożyło, że uroczysta gala na jej cześć odbyła się 14 listopada, czyli dokładnie w moje urodziny. Usytuowany w sercu Waszyngtonu historyczny hotel Mayflower przez jedną noc gościł międzynarodowego giganta filmowego. Zabrzmiały polskie głosy i polska muzyka. Przepiękna impreza zorganizowana przez dyrektora waszyngtońskiego oddziału Fundacji Kościuszki, Basię Bernhard, przygotowana została z wielką pieczołowitością. Sala balowa hotelu otrzymała niezwykle stylową oprawę dla tego jednego momentu, w którym pani Agnieszka odebrała przyznaną jej przez Fundację Nagrodę Pioniera. Klasycznie i po europejsku nakryte stoły, a między nimi panie w eleganckich wieczorowych kreacjach, panowie w garniturach i smokingach. Wszyscy przyjaźnie rozgadani. Znajome twarze – pracownicy ambasady i polskiego konsulatu, znany aktor, dziennikarze, prezes Fundacji, przyjaciele polskiej biblioteki… i każdy z nich tutaj tylko z jednego powodu: aby uczcić Agnieszkę Holland. Zaczynam się zastanawiać, czy w tym dwustuosobowym tłumie uda mi się znaleźć moment, aby powiedzieć jej: „Dobry wieczór, jest pani wspaniała”… albo coś w tym stylu. Nie, to musi być coś oryginalnego i inteligentnego, ale co, do cholery, można powiedzieć sławnej kobiecie, która już zapewne słyszała wszystko! Myślenie mi za bardzo nie wychodzi, ponieważ trzeba odpowiedzieć na uśmiechy, powitania

i życzenia urodzinowe. Nagle w ciemnym rogu za kolumną widzę tak znajomą twarz z charakterystycznymi okularami i fryzurą „na grzybka”. Ech, raz kozie śmierć! Idę! Najwyżej mnie zbędzie i tyle. Dyskretnie rozglądam się dookoła, czy aby przypadkiem nie zostanę złapana za kołnierz przez jakiegoś gorylich rozmiarów ochroniarza i odstawiona do stołu. Ale ku mojej radości nie ma ochrony i pani Agnieszka, zupełnie sama, podpisuje plakaty i filmy. Nie wierząc własnemu szczęściu, wbiegam na schody, zaplątuję w rozpędzie szpilki w ogon sukni i rozpaczliwym przeskokiem ląduję tuż przed obiektem swojej adoracji. Powitało mnie zaskoczone i rozbawione spojrzenie znad okularów, a ja mogłam tylko genialnie powiedzieć: „Jest pani moim prezentem urodzinowym”… Rozbawiony filmowy gigant, czyli drobiazg sięgający mi do ramienia, uścisnął mi rękę i złożył życzenia urodzinowe. Potem krótka rozmowa, której tak naprawdę nie pamiętam! Coś o filmach, pracy w Hollywood, powrotach do Polski… Zostałam zaczarowana, tak jak każdy chyba uczestnik kolacji. Przy akompaniamencie swojskich nut Fryderyka Chopina popłynęły z ekranu na środku sali życzenia od tych, którzy znają, kochają i podziwiają reżyserkę. Andrzej Wajda, Krzysztof Zanussi, Michał Bajor, Agnieszka Grochowska, Magdalena Łazarkiewicz, Michał Żebrowski, Andrzej Seweryn… Nie zabrakło też wielkich z Hollywood. Julie Delpy, Ed Harris, Christopher Lambert, Diane Kruger – to tylko kilku z wielu, którzy z pracowali w filmach takich jak „W ciemności”, „Go-

44

rejący krzew”, „Kopia mistrza”, „Zabić księdza” czy też w bardzo popularnych w Stanach serialach „The Killing” i „House of Card”. Wspomnienia z domu rodzinnego, wesołe opowieści mamy i siostry, córka Kasia i mąż Laco. Słuchając ich historii, można zrozumieć, dlaczego ta drobna i zupełnie niepozorna kobieta ma w sobie tyle siły i ognia, że potrafi zawładnąć fanami dobrego filmu na całym świecie. Niezwykle skromna, taka prawdziwa w swoich wypowiedziach. Człowiek, kobieta z krwi i kości, a przecież już legenda. Chętnie odpowiada na pytania zebranych. Oczywiście wykorzystuję znajomości i dostaję mikrofon, aby również zadać pytanie, pytanie o inną Polkę, Krystynę Skarbek vel Christine Grenville, czyli ulubionego szpiega Churchilla i inspirację Fleminga, który dzięki niej stworzył słynną „bondowską” postać – Vesper. Ogromny uśmiech na twarzy pani Holland jest oznaką, że i ona lubi tę postać. Czy film się wydarzy? Kto wie, są plany i przemyślenia… Kto wie… A potem już pożegnania, wszyscy chcą jej dotknąć: „Pani Agnieszko! Pani Agnieszko!” – maleńka postać ginie niemalże w morzu wyciągniętych rąk! Ja za to mogę wrócić do stołu i spokojnie wznieść toast ze swoimi przyjaciółmi. Toast swój, urodzinowy, i toast za Agnieszkę Holland. Nie tylko artystkę, reżysera, scenografa i ambasadora polskiej kultury, ale przede wszystkim kobietę: cudowną wróżkę srebrnego ekranu. No taaak, szczęściara ze mnie! Miałam swój własny prywatny moment z Agnieszką Holland…


45

PROMOCJA

Z okazji 6. urodzin naszego Instytutu, do każdego zabiegu laserem frakcyjnym - zabieg antiaging z włoską spiruliną. Od nas.


kulinaria felieton

SPIĘTY MIKOŁAJ Tekst: Roman Kolano

Coca-Cola jedzie, a to znaczy, że z nią Mikołaj. Zastanawiam się, skąd kiedyś ludzie wiedzieli, kiedy nie było jeszcze telewizji, że coraz bliżej święta. Nie było oświetlonych LED-ami czerwonych tirów, ba, nie było nawet supermarketów, sprzętu AGD i RTV, CCC, UPS itp., itd. Dzisiaj Mikołaje zachęcają do okazji przy każdej okazji. Najczęściej w przerwach filmów. Gdyby Mikołaj pobierał opłaty za wykorzystanie wizerunku, to byłby bogatszy od Anji Rubik, Rubika i kostki Rubika razem wziętych. Mikołaj to dobry człowiek był, ponoć rozdał ubogim wszystko, co miał, i teraz nawet za wizerunek nie pobiera opłat, nawet od sklepów wielkopowierzchniowych, które nie płacą podatków. Trzeba powiedzieć sobie i innym jasno – ten biało-czerwony staruszek nie jest Polakiem. Owszem, nosi ze sobą worek, ale Polakiem nie jest. Dodajmy do tego fakt, że Mikołaj może być każdej narodowości, z każdego innego państwa niż nasze. Jakby tak dobrze pogrzebać, to okaże się, że pierwowzór Mikołaja

był Turkiem – sprawa się komplikuje. Nie ma co udawać Greka. Właściwie nawet gdybyśmy chcieli, to się nam nie uda. Grek ma ciągle większy dochód niż Polak. Mimo to u nas jest lepiej. Ciekawe, jak Grek udaje Polaka. Może się zatacza? Zimna Coca-Cola z gorącą zupą rybną? Oj tam, oj tam, skoro można robić lody ze styropianu, to i zupę rybną można popić nagazowanym stabilizatorem E150d. Mówią, że można nią śruby rozpuszczać, to może i na ość zadziała, jakby się tam gdzieś zawieruszyła w przełyku. Może na stole wigilijnym ktoś ma mocno zakręconą butelkę i żeby otworzyć, trzeba trochę zakropić. W Kalifornii przy hamburgerze ma to jakiś sens, ale przy kaloryferze, kalafiorze i kolędach? Szwagier jest mechanikiem, jak wytrzeźwieje. Jak wypije, ciągle insynuuje o śrubie z Angeliką. Taki jest zakręcony. Jasny gwint. No niby to nie ma związku z Mikołajem, ale tylko pozornie. Mikołaj to był jej pierwszy chłopak, któremu podnośnik przygniótł rękę podczas snu.

46

Dawniej to niegrzecznym dzieciom Mikołaj przynosił rózgę albo węgiel. Z perspektywy czasu oceniam, że za grzeczny byłem. Co tam drewniany samochodzik, już dawno go nie mam, albo rajtuzy… Węgiel by się teraz przydał, ale mądry Polak po szkodzie. A jakbym tak od dzieciństwa był niegrzeczny, to przez te kilkadziesiąt lat uzbierałoby się kilka ton. Na zimę jak znalazł. No tak, węgiel to mógłby Mikołaj rozdawać za darmo, bo przecież z ziemi węgiel pochodzi, stamtąd się go wydobywa, ale ci, co go tam wydobywają, to za darmo tego robić nie chcą. Zamiast Mikołajowi to sami sobie mogą dać, omijając pośredników. Tu zaczynają się schody. W dzieciństwie jak się było niegrzecznym, to dostawało się węgiel. W wieku produkcyjnym jest odwrotnie – jak się węgla nie dostanie, to się rozrabia. Ponoć ziemię człowiek otrzymał od Stwórcy za darmo. Matka Ziemia nas żywi, a my jej dziurę w brzuchu wiercimy. Mnie pozostało tylko rozrabianie w kuchni. Tam sobie mogę pozwolić, jak żona mi każe. Ale co to za rozróba, po której samemu trzeba posprzątać.


Za ten katastrofalny stan rzeczy odpowiedzialni są nieodpowiedzialni rodzice. Ponoszą odpowiedzialność materialną i moralną za utrzymanie mikołajowej fikcji. Kiedyś ta bańka pęknie. Utrzymywanie jakiejś grupy społecznej w błędnym przeświadczeniu zawsze dużo kosztuje. Święty Mikołaj musi odejść! To mistyfikacja, zbiorowa ściema, w której wszyscy chcą brać udział. Utrzymujemy rzesze nieuświadomionych niepełnoletnich przyszłych obywateli w błogiej nieświadomości, że do wora można sięgnąć za darmo… a dług publiczny rośnie. Każdy Polak ma 80 000 zł długu, wliczając oczywiście dzieci, które dostają jeszcze prezenty. A jak Mikołaj w końcu wystawi rachunek? Ile kadencji wytrzyma taki Mikołaj? Jak Mikołaj chce coś rozdawać, to musimy zapytać, skąd on na to weźmie albo komu. Dzieci są przekonane, że Mikołaj za darmo daje. Podświadomie stosujemy ten mechanizm w dorosłym życiu. Sięgamy do wora i mamy pretensje, że nikt tam nic nie włożył. Ale jak wytłumaczyć dziecku, co to jest PKB i że to nie jest na baterie? Osobiście miałem w dzieciństwie kilka kontaktów ze świętym Mikołajem i zawsze mi coś nie pasowało. Zawsze pojawiał się na zakładowej imprezie. Wydało mi się podejrzane, że w wieku kilku lat otrzymałem w przeźroczystym worku foliowym oprócz czekoladopodobnej masy w celofanie, która oblepiła mi podniebienie i zepsuła zęby na długie lata, książkę pod tytułem „Rzecz o studiach w Krakowie dwóch generacji Sobieskich”. Marzyłem o lakierowanym resoraku, a tu taka niespodzianka… To mi dało do myślenia. Książeczka niewielkiego formatu, na pożółkłym papierze, zupełnie bez obrazków. Muszę dodać, że na tym etapie edukacji elementarz mnie przerażał. Tytuł tego utworu przeczytałem w drugiej klasie, ze zrozumieniem w piątej, treść tytułu zrozumiałem przed maturą, a po studiach książki jeszcze nie przeczytałem. Stałem się nieufny. Drugi raz zaświeciła mi się czerwona lampka blisko Mikołaja. No czym powinien pachnieć Święty Mikołaj? Może lasem? Na pewno nie wodą brzozową, a jak już, to raczej nacieraną zewnętrznie, a nie wlewaną wewnętrznie. Od tego momentu był u mnie na cenzurowanym, do chwili kiedy zakład upadł. Mamę zwolniono i zniknął też Mikołaj. Co to za oszust, który znika razem z zakładem pracy. Szwagier raz zaczepił na ulicy Mikołaja. Ręką. Wykręcał się, oj, wykręcał, że to nie on, że inni mu kazali, że tylko się przebrał… że to nie on obiecywał… Szwagier wiary nie dał. Wykręcił mu worek ręką. Przyznał się do wszystkiego. Sam się zaprzysiągł, że w przyszłym roku dostarczy prezenty, które przepadały przez tyle lat dzieciństwa. E tam, jak szwagier wytrzeźwieje, to już mu te resoraki nie będą potrzebne, a na flachę to sobie sam może komuś ukraść. Niektórzy nie uznają przedawnienia w kwestii niedotrzymanych obietnic z dzieciństwa. Takie nachalne osoby pobudzone emocjonalnie wykazują roszczeniowy stosunek, domagają się w agresywny sposób spełnienia wszystkich postulatów z dzieciństwa. Gdybym chciał coś dostać od Mikołaja, to byłoby to na przykład… 500 zł, najlepiej co miesiąc, niby że na dziecko. Prowadzę jednoosobową działalność gospodarczą. No cóż, nie przelewa się, jak mówią hydraulicy. Byłoby na ZUS, a przynajmniej na część, która przepadnie. Wlał – wylał. Ja robię co miesiąc (taka moja prywatna miesięcznica) przelewy do ZUS-u – przelewy, bo to są utopione pieniądze. Ponoć składka ma być większa. Bul, bul, bul…

Magdalena Ostrowicka

513 740 783

Szymon Rus /Mister Beskidów 2015 Finalista Mister Polski 2015

FOTOGRAFIA STUDYJNA

PROMOCJA

47

www.cobraostra.blogspot.com www.facebook.com/cobraostra www.cobraostra.pl


MIŁOŚĆ od pierwszego dotyku Tekst: Katarzyna Górna-Oremus Zdjęcia: archiwum Anny Godlewskiej

48


DOBRE RZECZY SIĘ PRZYDARZAJĄ. SPADAJĄ JAK GROM Z JASNEGO NIEBA. PODOBNIE JAK MIŁOŚĆ – WTEDY, KIEDY SIĘ JEJ NIKT NIE

Jej prace spodobały się Lidii Sztwiertni, która jest jedną z najlepszych rzeźbiarek w Polsce. Zrobiły także wrażenie na gościach, którzy odwiedzili wystawę w krakowskiej Piwnicy pod Baranami. Tymczasem Anna Godlewska twierdzi, że nie osiada na laurach i wciąż szuka nowych wyzwań. Mogłaby powiedzieć, że osiągnęła sukces. Jej dzieła mają wielu fanów, a wykorzystywana przez nią technika, którą odkopała z zamierzchłej przeszłości, budzi zachwyt wśród zawodowych plastyków. Ona zaś twierdzi, że jeszcze nie powiedziała wszystkiego. Jest przekonana, że przed nią jeszcze wiele wspaniałych rzeczy do odkrycia. Także w granicach sztuki.

SPODZIEWA. TRUDNO SIĘ WYZWOLIĆ Z PASJI, KTÓRA TOWARZYSZY OD URODZENIA. ANNA GODLEWSKA JEST AMATOREM, PRZEDSTAWICIELEM NURTU ART BRUT – SZTUKI SUROWEJ, NIEPROFESJONALNEJ. BIELSZCZANKA URODZIŁA SIĘ Z POKOLENIOWĄ PREDYSPOZYCJĄ, KTÓRA DAŁA O SOBIE ZNAĆ KILKA LAT TEMU. EFEKT? WYSTAWA „SKRZYDLATE INACZEJ”.

Dziewczyny nie płaczą

Na pozór eteryczna i delikatna blondynka, za którą obejrzy się każdy, kto ceni piękno. Ma klasę i w wielu sytuacjach wykazuje spokój i pogodę ducha. Anna Godlewska twierdzi, że to zasługa męża i synów. – Jestem jedyną kobietą w domu, więc muszę być silna. Mam dwóch dorosłych synów i dobrego męża. Przez wiele lat opiekowałam się moim chorym tatą. To sprawiło, że wyrobiłam w sobie siłę do działania. Nie ukrywam, że to było trudne. Nie dać sobie wejść na głowę – mówi Anna Godlewska, która do stolicy Podbeskidzia przybyła z Sosnowca. – Kocham to miasto. Tam mam przyjaciół, na których mogę zawsze liczyć. Ania nie płacze. Zawsze walczy, nie poddaje się przeciwnościom losu. Uważa, że nie może pozwolić sobie na luksus pokazywania emocji. Pokorę i skromność wyniosła z domu. – Nie chcę sprawiać kłopotów. Towarzyszy mi dziwne poczucie winy, gdy czuję, że absorbuję czyjąś uwagę. Nie czuję się wtedy komfortowo – podkreśla nasza rozmówczyni. – Życie jest emocjonalną sinusoidą. Smutek i żal potrafią płynnie przejść w radość, namiętność i pasję – przyznaje Anna Godlewska. Choroba bliskiej osoby wyzwoliła w niej niezwykłe pokłady

49


pasje

energii, a praca stała się antidotum na obezwładniającą ją bezsilność.

TERAPEUTYCZNY BIGOS

Siła Anny tkwi w jej spojrzeniu na świat i ludzi. Złe momenty w życiu potrafi odczarować z pomocą przepisu, który znalazła w sekretnym zeszycie babci. Gdy tylko czuje, że spotka ją przykra sytuacja, albo chce się czymś zająć, robi zakupy i przygotowuje staropolski bigos. – To zaskakująca, jak dla mnie, terapia. Nie lubię bowiem gotować. Zauważyłam jednak, że ciąg monotonnych czynności, jak krojenie, szatkowanie, mieszanie oczyszcza mój umysł z jakichkolwiek myśli i wyobrażeń, co pomaga w sytuacjach kryzysowych. Dzięki temu mogę spojrzeć na problem z dystansem. Rzucam się w taki wir jak czuję, że się rozpadam. Podobnie działa na mnie moje twórcze działanie, repusowanie, z tą jednak ogromną różnicą, że nie mogę usiąść do pracy zmęczona i niespokojna, bo od razu kaleczę, rozrywam materiał jakim jest delikatna, cieniuteńka blacha, zupełnie jakbym przenosiła na metal złe emocje. Sam proces przebiega podobnie. Odrywam myśli, dyscyplinuję się wewnętrznie i, mimo wielogodzinnej fizycznej pracy, odprężam – przyznaje nasza rozmówczyni. – Nie wiem, kiedy po raz pierwszy poczułam pragnienia malowania. Myślę, że to odczucie było we mnie od zawsze. Od kiedy pamiętam lubiłam szkicować, rzeźbić.

DŁONIE PO DZIADKU

Talent odziedziczyła po „dziadziusiu”. Piotr Kowalski był

50

znakomitym rzeźbiarzem, medaliarem i współzałożycielem Grupy Zagłębie. Przyjaźnił się nie tylko z Zegadłowiczem, ale też Lachurem, założycielem Studia Filmów Rysunkowych w Bielsku-Białej, a także Chorembalskim, Szpineterem. Był miłośnikiem sztuki i literatury, wielkim patriotą. Hołdował starej dziedzinie sztuki zdobniczej – snycerstwu. – W moim rodzinnym domu panował kult dziadka. To był wspaniały człowiek, który nie bał się ciężkiej pracy. To on zwracał uwagę na to, że należy szanować ludzi. Myślę, że to po nim odziedziczyłam miłość do sztuki i dłonie. Mam takie męskie, mocne dłonie. Jakby zostały stworzone po to, aby rzeźbić – przyznaje Anna, która marzyła o szkole plastycznej lub aktorskiej. – Gdzieś we mnie tkwi konsekwencja i wierność młodzieńczym pasjom. Nie mogąc zostać artystą profesjonalnym, zostałam amatorem, nie zostając aktorką, ukończyłam szkołę charakteryzacji, aby choć trochę poczuć smak sceny – dodaje. Anna nie wierzy w przypadek. Jest przekonana, że coś wynika z czegoś. – Coś jest po coś. Myślę, że musiałam do tego dojrzeć. Obowiązki domowe i zawodowe godziłam z pasją. Przyszedł moment, kiedy postanowiłam, że sama odnajdę swój styl i technikę w sztuce. Próbowałam odlewać w gipsie. Jednak dopiero, gdy zobaczyłam film o hiszpańskiej artystce, która ręcznie robiła stylizowane okucia do kufra, zobaczyłam kierunek działań. Zaczęłam poszukiwać narzędzi, materiału. I tak narodziły się przestrzenne obrazy, które pieszczotliwie nazywam poetyckimi instalacjami. Dopiero później dowiedziałam się, że to, co robię nazywa się repusowanie, czyli dawna technika


formowania blachy na zimno. Polega na ręcznym tłoczeniu wgłębień, którymi kształtuje się kuty metal, nadając płaszczyźnie trzeci wymiar – tłumaczy artystka.

NOWATORSKIE POŁĄCZENIE

Anna Godlewska w swoich pracach nakłada ornamenty na różne realizacje artystyczne: autorskie szkice, reprodukcje dzieł wielkich mistrzów, współczesne zdjęcia i fotografie retro. To nowatorskie połączenie różnych technik, faktur i materiałów stworzyło pełny obraz poetyckich instalacji. Zaletą prac jest ich unikatowość, także pod względem warsztatu, bo to technika własna. Jest najprawdopodobniej pierwszą na świecie artystką, która w ten sposób prezentuje swoje dzieła. Efekt jej działań można podziwiać w Dworek New Restaurant w Bielsku-Białej. – Sama wystawa łączy dwie kolekcje: „Skrzydlate-istoty ziemskie”, gdzie dotykam cząstki duszy każdej kobiety, dlatego jest tu: Wrażliwość, Samotność, Wyrozumiałość, Bezradność, Subtelność, Łagodność i wiele innych bohaterek. Oraz „Gdzie jest turkuć, czyli bezruch robaczkowy”, seria owadów w industrialnej otoczce. Do tej kolekcji stworzyłam sztuczną rdzę, która doskonale podkreśla loftowy charakter tych prac. – podkreśla artystka. Cała ekspozycja „Skrzydlate inaczej” – dwutorowo przedstawia narząd lotu i jego siłę nośną. www.metalovestory.pl

51


inicjatywy

ZAPOMNIANY SLĄSK „Wartość dokumentu poznajemy po tym, czy jest proporcjonalny do czasu w którym powstał” Jerzy Lewczyński

Projekt jest poszukiwaniem zjawisk – nie miejsc – chociaż wszystkie zjawiska mają swoje miejsce i czas. Pomysł zrodził się w 2014 roku podczas pierwszego wyjazdu do Katowic na zdjęcia z młodzieżą naszej szkoły. To wielkie miasto zaskoczyło nas swoją dwoistością. Obok pięknych i nowoczesnych części, tkwią nadal zapomniane i niechciane pozostałości dawnej górniczej metropolii. Dzisiaj już krańcowo zdegradowane, przebłyskują gdzie nie gdzie resztkami secesyjnej świetności. Mieszkańcy tego miasta także zostali podzieleni i przypisani, niejako z rozpędu, do swoich dzielnic. Tak dokonało się dzieło zapomnienia. Wykluczeni mieszkańcy w swoich niechcianych siedzibach, oczekujący na jakiś akt ostateczny. To antropologiczna wyprawa w „inny świat”. Dlatego też nie można oczekiwać, że zgromadzony materiał zdjęciowy traktujemy jak dokumentację śląskich miast. Te obrazy są przede wszystkim odzwierciedleniem indywidualnych emocji autorów. To co dokumentujemy można chyba nazwać wykluczeniem. W miastach Śląska przybiera ono formę wykluczenia całych dzielnic i jest wynikiem gwałtownych przemian ustrojowych i gospodarczych wywołujących zmianę statusu społecznego dużej części mieszkańców, zwłaszcza dużych miast. Nakłada się na to specyficzny, lokalny koloryt śląskich zwyczajów wywodzących się jeszcze z poprzedniej epoki oraz szeroko rozumiany „pejzaż kibicowski”. Efekt takiej mieszanki jest jedyny w swoim rodzaju. Powstałe subkultury społeczne zawładnęły znacznymi częściami śląskich miast. Piotr Borowicz Uczestnikami trwającego od września 2014 projektu są uczniowie klas fotograficznych Technikum nr 7 Zespołu Szkół Technicznych i Handlowych w Bielsku-Białej pracujący pod kierownictwem Piotra Borowicza.

52

fot. Piotr Borowicz W pracach nad projektem udział biorą: Piotr Borowicz, Grzegorz Duda, Dagmara Dudajek, Justyna Gluza, Angelika Góra, Oskar Karpf, Agnieszka Laszczak, Daria Melanik, Dagmara Mętel, Sabina Olma, Kornelia Pacura, Kamila Pietraszko, Sylwia Pietraszko, Dominik Skowroński, Daria Szczuka, Sandra Szuta.


fot. Sabina Olma

fot. Justyna Gluza

fot. Dominik Skowroński

53


fot. Agnieszka Laszczak

fot. Sandra Szuta

fot. Kornelia Pacura

54


fot. Kamila Pietraszko

fot. Angelika G贸ra

fot. Oskar Karpf

55


fot. Dagmara Mętel

fot. Grzegorz Duda

fot. Daria Szczuka

56


fot. Daria Melanik

fot. Sylwia Pietraszko

fot. Dagmara Dudajek

57


galeria

58


59


60


61


fashion

ŁUCJA

WOJTALA

ŁUCJA WOJTALA: Od lat projektuję dzianiny, dlatego każda moja kolekcja jest wykonana z tego materiału. Przez to że wyspecjalizowałam się w tak wąskiej dziedzinie staram się w każdej kolejnej kolekcji podejść do tego tematu w zupełnie nowy świeży sposób. Tym razem zainspirowana efektem opalizacji, który umożliwia nieograniczoną możliwość kombinacji barw i kształtów, chciałam przenieść choć częśc tego niezwykłego efektu na dzianinę. Umożliwiła mi to specjalna przędza z efektem połysku w pastelowych barwach. Niektóre grafiki powodują złudzenie optyczne poprzez kontrast czy użycie odpowiedniego koloru.

modelka: Vera Suprunenko foto: Bastek Czernek make-up: Emilia Lipińska włosy: Anna Łazowska stylistka: Paulina Gałuszka

62


63


64


65


66


67


uroda & zdrowie

Cały świat pod wieżą Eiffla Paulina Matuszewska, właścicielka Studio Paula body & soul w październiku, jako jedna z zaledwie trzech Polek uczestniczyła w prestiżowym szkoleniu marki Bologique Recherche w Paryżu. W specjalnej relacji dla 2B STYLE opowiada o swoich wrażeniach ze szkolenia i zabiegach, jakie przywiozła do Polski. Z Pauliną Matuszewską rozmawia Anita Szymańska Studio Paula body & soul, ul. Zielona 6, 43-300 Bielsko-Biała, tel. kom. 604 355 641 e-mail:kosmetyka@studiopaula.pl Emilli Smart by studio paula (pielęgnacja dłoni i stóp) ul. Milusińskich 2 43-300 Bielsko-Biała, tel. kom. 519 371 717 ,604 355 641 e-mail:kosmetyka@studiopaula.ig.pl

Kto brał udział w szkoleniu?

W szkoleniu brali udział właściciele i terapeuci najlepszych salonów współpracujących z marką Biologique Recherche z ponad 50 krajów z całego świata. Szkolenie z jednej strony miało na celu podniesienie umiejętności i pogłębienie wiedzy dotyczącej zabiegów i kosmetyków Biologique Recherche – ta część była adresowana do terapeutów. Osobno odbywały się również wykłady poświęcone tematom: w jaki sposób stworzyć luksusowy salon na przykładzie Ambasady Urody w Paryżu, z jakiego typu pracownikami spotykamy się w naszych salonach i jak z nimi postępować, rola jaką odgrywają szkolenia dla pracowników salonów – ta część była adresowana do właścicieli.

Kto był organizatorem konferencji?

Spotkanie zostało zorganizowane przez producenta luksusowych kosmetyków francuskich Biologique Recherche w Paryżu. Konferencja była podzielona na część teoretyczną czyli wykłady oraz część praktyczną czyli warsztaty. Wykłady prowadzone były przez samego założyciela firmy dr Philippe’a Allouche’a, natomiast wiedzę praktyczną przekazywali nam międzynarodowi szkoleniowcy. Zakres szkolenia obejmował poszczególne problemy skóry np: trądzik różowaty, reaktywność, starzenie. Co więcej, omówiona została bardzo dokładnie pielęgnacja skóry głowy.

Czego dowiedziała się Pani podczas szkolenia?

Bardzo duży nacisk położony był na przeprowadzenie prawidło-

68

Na zdjęciu: Anna Lohmann i Paulina Matuszewska

wej diagnozy stanu skóry. Z doświadczenia wiemy, że jest to najtrudniejsza cześć nie tylko dla kosmetologa. Mogę powiedzieć, że przekazana została nam niemal „tajemna” wiedza, jak trafnie zdiagnozować problem skórny i jak sobie z nim poradzić.

Jakie zabiegi i kosmetyki – nowości – trafią dzięki szkoleniu do Pani studia?

Jedną z nowości jest Vernix Treatment Intensywny Zabieg Regenerujący. Jest on kremową maską, która pomaga przywrócić odpowiednią kondycję skóry. Formuła tej maski-kremu odtwarza oryginalny skład mazi płodowej. Dzięki składnikom aktywnym bogatym w lipidy, proteiny i antyoksydanty efekty już po pierwszym zabiegu porównywane są z ponownymi narodzinami. Zabieg rekomendowany jest dla skóry zestresowanej, osłabionej, skóra osób przebywających przez długi czas w niekorzystnych warunkach atmosferycznych takich jak zimny i suchy klimat. Vernix Treatment to intensywny zabieg regenerujący, zainspirowany warstwą ochronną naskórka, którą ma każdy noworodek tuż po urodzeniu. Rewitalizuje i działa naprawczo. Odbudowuje ochronny film hydrolipidowy, przywracając odpowiedni poziom lipidów i nawilżenia. Zabiegowi towarzyszy przyjemny masaż. Już dzisiaj mogę powiedzieć ze znalazł swoich zwolenników w Bielsku-Białej, moi klienci są oczarowani efektami. Kolejnym produktem jest Serum 3R – bogate w przetestowane składniki aktywne dla przedwcześnie starzejącej lub dojrzałej skóry. Pomaga przywrócić skórze promienność oraz gładkość, sprawia, że cera wygląda młodo i świeżo. Jest to kompletna kuracja ujędrniająca i przywracająca równowagę zrewitalizowanej skórze. Świetny sojusznik w zwalczaniu skutków czasu. Skóra jest widocznie piękniejsza, wygładzona, koloryt jest ujednolicony i rozświetlony. 3R oznacza skrót: Rewitalizacja + Regeneracja + Reperacja. Serum stymuluje ochronę skóry w walce z wolnymi rodnikami. Ujędrnia, pomagając wzmocnić strukturę skóry. Wycisza podrażnienia i stany zapalne dzięki składnikom przeciwzapalnym. Przywraca funkcje bariery hydrolipidowej. Naprawia DNA. Przywraca optymalny poziom nawilżenia skóry. Jest to idealne serum pod krem do samodzielnego stosowania. Przywiozłam również produkt dla najbardziej wymagających klientów, szyty na miarę prawdziwą złotą nitką! Le Grand Serum


to eliksir piękna, którego działanie jest coraz bardziej intensywne z każdą kolejną aplikacją. Wyjątkowe połączenie aż 27 składników aktywnych o działaniu poprawiającym napięcie i jędrność skóry, przeciwrodnikowym oraz nawilżającym, daje spektakularne rezultaty wypełnienia zmarszczek, wzmocnienia struktury skóry. Nadaje piękny koloryt i sprawia, że cera promienieje młodzieńczym blaskiem. Le Grand Serum to idealny produkt dla skóry w każdym wieku, który skutecznie zapobiega jej starzeniu.

Wspominała Pani także o pielęgnacji skóry głowy.

Tak, nowością w Studio Paula body & soul jest pielęgnacja skóry głowy, dzięki której mamy rozwiązanie dla osób borykających się z nadmiernym łojotokiem, suchością skóry, wypadaniem włosów i nadwrażliwością. W naszym Studio dostępne są zabiegi i preparaty dedykowane do pielęgnacji skóry głowy. Jednym z niezwykle skutecznych zabiegów są mikronakłucia skóry głowy. Mezoterapia mikroigłowa to metoda mikronakłuwania skóry, która przynosi znakomite efekty. Badania przeprowadzone w ośrodkach naukowych dowodzą, że wzrost poziomu kolagenu w skórze po zastosowaniu serii zabiegów sięga aż 390% i jest wyższy niż w wypadku metod laserowych czy głębokich inwazyjnych peelingów. Jednocześnie zabieg mezoterapii mikroigłowej, powodując powstanie tysięcy mikrokanalików w skórze, podnosi absorpcję substancji aktywnych zawartych w specjalnym koktajlu do mezoterapii aż tysiąckrotnie. To doskonała metoda, dająca spektakularne efekty w walce z wypadaniem włosów oraz w poprawie ich wyglądu. Mikronakłucia stymulują cebulki włosowe, a składniki zawarte w Aktywnym Koktajlu do mezoterapii dostarczają niezbędnych składników odżywczych. Aktywny Koktajl do mezoterapii Biologique Recherche jest bogaty w składniki aktywne pochodzące z najbardziej zaawansowanych badań biotechnologicznych oraz w witaminy, daje głębokie i wielokierunkowe rezultaty nawet w przypadku skór bardzo mocno zdewitalizowanych.

Z kim miała Pani okazję spotkać się w Paryżu?

Wyjazd do Paryża był przede wszystkim szkoleniowy, bardzo się cieszę, że osobiście miałam okazję poznać dr Philippe’a Allouche’a i porozmawiać z nim o metodologii Biologiqure Recherche, poruszyłam tematy z którymi miałam problem i zostały rozwiązanie – oczywiście dotyczyły one problemów skórnych moich Klientów.

Co było dla Pani największym zaskoczeniem?

Nie było nic co mogło mnie zaskoczyć, program szkolenia został perfekcyjnie przygotowany od początku do końca.

Jak podobało się Pani miasto i Akademia?

Paryż to niekwestionowane miasto mody szyku i elegancji. Akademia urody w Paryżu to wyjątkowe miejsce. Wielkim moim marzeniem jest stworzyć namiastkę tego klimatu w Bielsku-Białej. Mam nadzieję, że Klienci odwiedzający Studio Paula body & soul mogą to odczuć osobiście. Korzystając z okazji, chciałam złożyć Czytelnikom 2B STYLE najserdeczniejsze życzenia wszelkiej pomyślności z okazji świąt Bożego Narodzenia oraz Nowego Roku.

69

REKLAMA


70


Podaruj Zaproszenie Upominkowe na luksusowy zabieg pielęgnacyjny i odbierz wyjątkowy prezent* – kosmetyk marki:

*oferta ważna od 01.12.2015 do wyczerpania zapasów przy zakupie zaproszenia o wartości 200zł, 300zł lub 350zł.

QR CODE

Wygenerowano na www.qr-online.pl

ul. Legionów 26-28 budynek H kompleks Nowe Miasto, 43-300 Bielsko-Biała, tel. 33 810 69 89, 533 463 443 www.tkalniaurody.pl

71


uroda & zdrowie

Depilacja laserowa – to się opłaca Właściwie nie zdajemy sobie sprawy, że kult gładkiego i wypielęgnowanego ciała miał swój początek już 5 tys. lat p.n.e. w kulturze starożytnego Bliskiego Wschodu. Przez wieki moda na usuwanie zbędnych włosków zaliczała zarówno wzloty, jak i upadki. Ostatecznie powróciła do łask wraz z małą czarną od Coco Chanel, która zmusiła kobiety do ukazania gładkich łydek. Trend podtrzymywany był przez kolejne pokolenia za sprawą coraz śmielszych strojów, jak i krótszych spódniczek. Obecna technologia oferuje szereg metod depilacji, pozwalając nam wybrać dla siebie tę najodpowiedniejszą: począwszy od maszynki do golenia używanej w domowym zaciszu, a kończąc na zabiegach w gabinecie, z użyciem nowoczesnych urządzeń pozwalających na trwałe pozbycie się niechcianego owłosienia. Epilacja czy depilacja? Dwa różne pojęcia. Depilacja polega na usunięciu tej części włosa, która znajduje się ponad powierzchnią skóry, pozostawiając jego cebulkę w stanie nienaruszonym. Epilacja natomiast polega na usunięciu włosa wraz z jego cebulką. Metody różnią się od siebie szybkością i sposobem wykonania, ceną oraz przede wszystkim trwałością efektów. Obecnie stosuje się prawie wyłącznie termin „depilacja” jako określenie wszystkich metod usunięcia niechcianego owłosienia. Gładkie ciało ma swoją cenę. Niezależnie od wybranej metody depilacji wymaga poświęcenia czasu albo pieniędzy.

Aldona Ciwis-Lepiarczyk, mgr farmacji, kosmetolog z 20-letnim doświadczeniem estetikLaser ul. Cechowa 27, 43-300 Bielsko-Biała tel. 730 077 006 e-mail: biuro@estetiklaser.com www.estetiklaser.com

Zalety: niska cena, nawilżenie skóry, chwilowo osłabiają odrastające włosy, można stosować do każdej części ciała inny rodzaj kremu, depilacja bez bólu. Wady: nieskuteczne działanie, czasochłonne, włosy szybko odrastają. Cena: od 5 do 80 zł.

DEPILATORY ELEKTRYCZNE

MASZYNKI DO GOLENIA

Golenie maszynkami to najszybszy sposób depilacji, który jednak daje krótkotrwałe efekty. Depilację maszynkami możesz wykonać w każdej sytuacji. Najlepiej wybierać maszynki z trzema ostrzami i paskiem nawilżającym. Do depilacji bikini warto wybrać maszynkę z ruchomą głowicą. Zalety: szybka depilacja, brak skutków ubocznych. Wady: włoski szybko odrastają, są ciemniejsze i twardsze. Cena: od 2 do 40 zł.

KREMY DO DEPILACJI

W założeniu kremy do depilacji mają rozpuszczać strukturę włosa, nawilżać skórę i zmiękczać ją. Jednak w praktyce bardzo często są nieskuteczne lub w celu uzyskania oczekiwanego efektu trzeba powtarzać taką depilację kilkakrotnie. Na rynku dostępnych jest mnóstwo wariantów kremów do depilacji, z różnymi składnikami: aloesem, ekstraktem z jedwabiu czy olejkiem migdałowym.

72

Depilatory to kosztowna metoda depilacji, która ma gwarantować gładką skórę na min. 2 tygodnie. Im więcej pęset w depilatorze, tym zabieg powinien być skuteczniejszy. Depilator powoduje wrastanie włosków pod skórę, dlatego konieczne jest częste wykonywanie peelingów, masowanie szorstką gąbką lub codzienne mycie nóg szorstką rękawicą. W praktyce często depilacja wystarcza na tydzień. Zalety: gładka skóra przez min. 2 tygodnie. Wady: bolesna depilacja, wrastanie włosków, nierówna depilacja, nie wyrywają zbyt krótkich włosków, głośne działanie, zaczerwienione nogi po depilacji, wysoka cena. Cena: od 60 do 400 zł.

PLASTRY DO DEPILACJI Aby zabieg przyniósł oczekiwane rezultaty, włoski muszą mieć długość od 6 do 8 mm. Plastry najlepiej rozgrzać suszarką


i nakleić na ciało. Rozgrzany wosk wnika w cebulki włosów. Plastry należy zrywać pod włos. Plastry dostępne są w różnych wersjach: dla skóry normalnej, suchej czy wrażliwej, a także plastry do depilacji twarzy Po depilacji trzeba zmyć olejkiem resztki wosku. To metoda depilacji dla ludzi o mocnych nerwach. Zalety: cena, skuteczność, gładkość przynajmniej na tydzień lub więcej, dokładna depilacja, chwilowe osłabienie struktury włosa. Wady: zabieg umiarkowanie bolesny, czasochłonny, mozolne oczyszczanie skóry z resztek wosku. Cena: od 5 do 80 zł.

Wysoki jednorazowy wydatek wiele osób powstrzymuje przed zabiegami laserowymi, ale przecież sumaryczny koszt golarek, depilatorów i wosków w ciągu naszego życia to dopiero majątek.

DEPILACJA IPL

Czym różni się od depilacji laserowej? Laser ma skupioną wiązkę światła, a IPL rozproszoną. Efekty mogą utrzymywać się do roku. Zalecana seria zabiegów to 7-14, z wielokrotnymi powtórzeniami. Zalety: można już kupić tego typu urządzenie do użytku domowego, w gabinetach zabieg tańszy od depilacji laserowej . Wady: należy wykonać mnóstwo zabiegów i nie ma gwarancji efektu, czasochłonne zabiegi w stosunkowo krótkich odstępach, ograniczona żywotność lampy. Cena: urządzenie do użytku domowego kosztuje 1-1,7 tys. zł.

USUWANIE WŁOSKÓW LASEREM

Światło lasera skutecznie niszczy mieszki włosowe, choć sam zabieg może wywoływać u niektórych dyskomfort. Przed depilacją konieczne jest usunięcie włosków za pomocą maszynki. W przypadku niektórych – niepolecanych – laserów, zwłaszcza tych starszej generacji, na skórę aplikuje się krem znieczulający, by złagodzić doznania wywoływane przez światło lasera. W trakcie zabiegu wiązka promieni laserowych jest kierowana na skórę i pochłaniana przez znajdujący się w mieszkach włosowych barwnik, czyli melaninę. Tym samym mieszki i wyrastające z nich włoski ulegają sukcesywnie zniszczeniu. Zalety: Główną korzyścią płynącą z laserowego usuwania zbędnego owłosienia jest uzyskanie gładkiej skóry na stałe. Trwały efekt depilacji wiąże się z oszczędnością czasu poświęcanego dotąd na golenie czy wyrywanie włosów lub nakładanie kremów do depilacji. Zabieg depilacji laserowej pozwala również uniknąć problemów związanych ze źle dobraną metodą usuwania zbędnego owłosienia, czyli podrażnień skóry, reakcji alergicznych i wrastających włosków. Depilacja najnowszym technicznie sprzętem, takim jak laser diodowy Pallomar Vectus, daje dodatkowo szansę przeżycia zabiegu bardzo komfortowo, bez środków znieczulających. Skóra nie jest poparzona, a sam zabieg skuteczny, bezpieczny i szybki. Taką depilację ze względu na pomiar melaniny

w obszarze zabiegowym Skintelem możemy robić przez cały rok. Zabiegowi poddają się zarówno jasne, jak i ciemne włoski. Wady: Podstawowym minusem depilacji laserowej jest niewątpliwie wysoka cena zabiegu. Jedna wizyta w gabinecie to wydatek rzędu 100-450 złotych, w zależności od partii ciała poddawanej depilacji. Warto przy tym podkreślić, że jeden zabieg laserowy to za mało, by efekt depilacji był trwały. Zwykle potrzeba 4-8 sesji do uzyskania optymalnych rezultatów. Cena: 100-450 złotych Każda z metod depilacji ma swoje plusy i minusy. Usuwanie zbędnego owłosienia za pomocą wosku przynosi chwilowe dobre rezultaty, ale wiąże się z silnym bólem. Golenie lub stosowanie kremów depilujących jest bezbolesne, ale niechciane włoski zaczynają odrastać niemal od razu. Ciekawą alternatywą wydaje się więc depilacja laserowa. Jej efekty są trwałe, a sam zabieg jest znacznie mniej bolesny niż odrywanie od skóry plastrów z woskiem. Wysoki jednorazowy wydatek wiele osób powstrzymuje przed takimi zabiegami, ale przecież sumaryczny koszt golarek, depilatorów i wosków w ciągu naszego życia to dopiero majątek.

bolesność szybkość zabiegu

maszynka do golenia

brak

trwałość

ilość zabiegów

cena za zabieg

szybko

nietrwały

codziennie

2-40 zł

krem do depilacji

brak

średnio

nietrwały

codziennie

5-80 zł

depilator elektryczny

mocna

średnio

2-4 tyg.

dużo

60-400 zł

plastry do depilacji

mocna

średnio

2-4 tyg.

dużo

5-80 zł

depilacja IPL

niska

długo

ok. 12 m-cy

dużo

50-350 zł

usuwanie włosów laserem

niska

długo

trwale

4-8

100-450 zł

73


Jacek Małecki - fizjoterapeuta, zwolennik ujęcia holistycznego w rehabilitacji, łączącego fizyczne, emocjonalne, duchowe i społeczne aspekty choroby, z uwzględnieniem funkcji wszystkich układów ciała. W swojej pracy opiera się przede wszystkim na metodach i koncepcjach wykorzystujących ruch, jako środek leczniczy.

DBAMY O FORMĘ

SIEDZĄCY TRYB ŻYCIA, UNIKANIE RUCHU LUB NADMIAR AKTYWNOŚCI NIEDOSTOSOWANYCH DO MOŻLIWOŚCI ORGANIZMU SKUTKUJE BÓLAMI KRĘGOSŁUPA, Z KTÓRYMI CORAZ WIĘCEJ Z NAS SIĘ MIERZY. O TYM, JAK DBAĆ O FORMĘ KAŻDEGO DNIA, UNIKAĆ PRZECIĄŻEŃ I PRZYGOTOWAĆ SIĘ DO WYJŚCIA NA STOK ROZMAWIAMY Obecnie bardziej niż na przeciążenia narażeni jesteśmy na Z JACKIEM MAŁECKIM, niedostatek ruchu. Często praca, którą wykonujemy wiąże się z dłuFIZJOTERAPEUTĄ gotrwałym utrzymywaniem jednej pozycji – siedzącej, czasem stojąCENTRUM REHABILITACJI cej.Warto zadbać o zbilansowanie swojej aktywności ruchowej. MEDICO W BIELSKUBIAŁEJ. Natalia Grabda, Marzena Kocurek

Dolegliwości związane z kręgosłupem dotykają dużej części społeczeństwa, w tym osób coraz młodszych. Boli – i co dalej? To prawda. Według danych statystycznych, niemal każdy doświadczy bólu kręgosłupa choć raz w ciągu swojego życia, a do gabinetów trafiają coraz młodsi pacjenci, skarżący się na ból pleców. Samo stwierdzenie bólu kręgosłupa nie jest jeszcze diagnozą – to sprawa złożona. Na tyle, że zaledwie u niewielkiego odsetka wszystkich pacjentów z bólem kręgosłupa możemy stwierdzić konkretną przyczynę ich dolegliwości. Sytuacje te dotyczą tzw. radikulopatii,

74

PROMOCJA, FOT.: SHUTTERSTOCK, MATERIAŁY PRASOWE MEDICO PROMOCJA, FOT.: SHUTTERSTOCK, MATERIAŁY PRASOWE MEDICO

NIE TYLKO PRZED WYJŚCIEM NA STOK


które potocznie nazywamy rwą kulszową. Obejmują również poważne patologie kręgosłupa, takie jak infekcje, zmiany nowotworowe, złamania kręgów czy zespół ogona końskiego. To jednak nie więcej niż kilkanaście procent wszystkich przypadków. Zostaje cała reszta, którą określamy mianem „niespecyficznych dolegliwości bólowych kręgosłupa”, co oznacza, że w świetle obecnej wiedzy medycznej nie można mieć pewności co do szczegółowej przyczyny tych bólów. Co możemy zrobić, żeby nie narażać się na przeciążenia i uniknąć problemów? Obecnie bardziej niż na przeciążenia jesteśmy niestety narażeni na niedostatek ruchu. Często praca, którą wykonujemy wiąże się z długotrwałym utrzymywaniem jednej pozycji – siedzącej czasem stojącej. Warto zadbać o zbilansowanie swojej aktywności ruchowej. Na co dzień dbamy o higienę osobistą i tak samo powinniśmy dbać o higienę narządu ruchu. To mogą być regularne zajęcia fizyczne – zumba, spacery, nordic walking, który jest teraz bardzo popularny lub sport na poziomie rekreacyjnym. Dobrym pomysłem mogą być też coraz częściej spotykane siłownie na świeżym powietrzu. W grę wchodzą również ćwiczenia w warunkach domowych. Są dwie zasady – ruch ma nam sprawiać

przyjemność i powinien być podejmowany systematycznie. Jeśli uprawiamy sporty zimowe, zwykła rozgrzewka przed wyjściem na stok może nie wystarczyć. Warto podczas przygotowywania się do nowego sezonu wziąć pod uwagę konkretne ruchy, które mogą być nam potrzebne podczas jazdy na nartach bądź desce snowboardowej. Trzeba także przeanalizować historię zdarzeń, którą każdy z nas ma już na swoim koncie: przebyte urazy, zabiegi operacyjne i ingerencje chirurgiczne, zabiegi stomatologiczne, oparzenia i odmrożenia, traumy emocjonalne itp. Mogą one mieć istotne znaczenie dla obecności nieprawidłowych strategii ruchu, czasem pomimo upływu wielu lat od zdarzenia. Te wszystkie czynniki jest w stanie prawidłowo przeanalizować wyłącznie fachowiec. Jeśli jednak nie przygotowaliśmy się odpowiednio do sezonu i przytrafi się nam kontuzja, jakie kroki musimy podjąć, aby wrócić do dobrej formy? Jeśli już do tego dojdzie, trzeba od razu udać się do specjalisty, który po zakończeniu pierwszej fazy leczenia mającej na celu zmniejszenie obrzęku, opuchlizny i złagodzenie bólu sprawdzi, czy ze strony układu nerwowego wszystko jest już w porządku. Nawet po upływie wielu lat od urazu, w naszym układzie nerwowym może

krążyć nieprawidłowa informacja na temat obszaru, w którym doszło do uszkodzenia. Mogą się także tworzyć nieprawidłowe wzorce ruchu – tak zwane kompensacje, np. do urazu doszło w lewym stawie kolanowym, a prawa noga zaczyna być bardziej obciążana. Z czasem będzie to prowadziło do kolejnych problemów, niekiedy odległych od miejsca stanowiącego rzeczywistą przyczynę zaistniałych zmian. Dlatego tak skuteczna jest praktykowana przeze mnie metoda rehabilitacji: P-DTR (Proprioceptive-Deep Tendon Reflex), która umożliwia zidentyfikowanie obszarów ciała odpowiedzialnych za powstawanie nieprawidłowości w działaniu organizmu i leczenie ich. To nieinwazyjna metoda, która polega na bodźcowaniu różnych obszarów ciała i sprawdzaniu reakcji receptorów za pomocą testów mięśniowych. Pozwala na leczenie przyczyn dolegliwości pacjenta, a nie wyłącznie zmniejszanie objawów. Na zakończenie chciałbym zachęcić do wizyt na stoku i regularnej aktywności fizycznej. To właśnie ona pomoże nam zachować sprawność na długie lata. Jak dbać o formę? Zapraszamy na:

DBAMY O FORMĘ

PNF

Neurodynamika

Plastrowanie lecznicze

P-DTR

Neurac

Terapia manualna

(Terapia Master)

Dbamy o formę on-line:

medico-bielsko.pl

(wg Plaatsmana )

@Dbamy o formę

75

FIZJOTERAPIA PACJENTÓW Z DOLEGLIWOŚCIAMI NATURY: » ortopedycznej » reumatologicznej » neurologicznej » urologicznej » ginekologicznej » oraz po przebytych zabiegach chirurgicznych

MEDICO Centrum Rehabilitacji ul. Komorowicka 23 43-300 Bielsko-Biała tel. (33) 816-40-25 kom. 883-519-119 Godz. otwarcia: pon. - pt.: 7:00 - 19:00


O jej pasji i codziennej pracy nie zdecydował przypadek. Jako nastolatka uległa ciężkiemu wypadkowi, w wyniku którego doznała poważnych obrażeń twarzy. Trudna rekonwalescencja i niekończące się zabiegi mające przywrócić dawny wygląd, skłoniły Monikę Rydz do zainteresowania się kosmetyką i dermatologią. Obecnie właścicielka salonu Mistera w Dankowicach k. Bielska-Białej posiada kilkunastoletnie doświadczenie w pielęgnacji ciała i nadal rozwija swoje umiejętności, poszukuje nowoczesnych rozwiązań, śledzi postępy w branży i szczerze wierzy, że im wcześniej zadbamy o młodzieńczy wygląd, tym dłużej będziemy mogli się nim cieszyć.

GIMNASTYKA SKÓRY CZYLI JAK ZACHOWAĆ MŁODOŚĆ

TAK JAK BALSAM NIE WYSTARCZY, ABY CIAŁO BYŁO JĘDRNE, TAK KREMY TO ZA MAŁO, BY NA TWARZY NIE POJAWIAŁY SIĘ KOLEJNE ZMARSZCZKI. JEDNAK MEDYCYNA ESTETYCZNA TO NIEJEDYNA OPCJA, ABY OPÓŹNIAĆ EFEKTY STARZENIA SKÓRY, A NA POPULARNOŚCI CORAZ BARDZIEJ ZYSKUJĄ NATURALNE METODY DBANIA O JEJ DOSKONAŁĄ KONDYCJĘ. WSPÓLNIE Z MONIKĄ PODPOWIEMY WAM, JAK SYSTEMATYCZNIE DBAĆ O SIEBIE I KTÓRE METODY STOSOWAĆ, BY CIESZYĆ SIĘ JAK NAJDŁUŻEJ MŁODYM WYGLĄDEM.

FITNESS TWARZY Młodzieńczy wygląd Azjatek, to nie tylko kwestia genów i stosowanych kosmetyków, ale również codzienny masaż twarzy, która podobnie jak reszta ciała, domaga się ćwiczeń. Wspólnie z Moniką proponujemy jej fitness - zabieg V-Contour wzmacniający mięśnie i poprawiający jędrność. Ten rodzaj gimnastyki jest jednym z najpopularniejszych zabiegów anti-aging w Azji, gdzie naturalne metody pielęgnacji i masaż twarzy stanowią podstawę codziennej higieny. To terapia kosmetyczna połączona z tzw. face contour gym, treningiem mięśni, który naturalnie stymuluje naszą skórę do wytwarzania kolagenu i elastyny. Gimnastykę twarzy warto również wykonywać w domu, stosując przy tym polecane przez Monikę organiczne kosmetyki węgierskiej marki ILCSI, których właściwości doceniły gwiazdy Hollywood, m.in. Nicole Kidman i Gwyneth Paltrow. Oddziałujące na skórę żywymi składnikami, a nie ich wyciągami, idealnie wzmocnią skuteczność ćwiczeń.

Zabieg Endermolift umożliwia uzyskanie natychmiastowych rezultatów, w tym zdrowego blasku oraz naturalnego, łągodzącego efektu liftingu.

76

REGENERACJA Z LPG Przede wszystkim nawilżaj, mówią w reklamach kremów do twarzy. Optymalna gospodarka hydrolipidowa jest kluczowa, ale niewystarczająca dla zachowania młodzieńczego wyglądu. Monika podpowiada, by równolegle wzmacniać skórę zabiegami endermoliftingującymi, które opierają się na mechanicznej stymulacji za pomocą mikroimpulsów pobudzają-

ARTYKUŁ SPONSOROWANY, FOT.: MATERIAŁY PRASOWE MISTERA, LPG, ILCSI

Anna Rzepka


ILCSI to organiczne kosmetyki oddziałujące na skórę żywymi składnikami, a nie ich wyciągami.

cych głębiej położone komórki do produkcji kolagenu. Co to oznacza? Przede wszystkim szybszą regenerację, rozświetlenie cery, spłycenie zmarszczek i uwydatnienie konturów twarzy. Kluczem do sukcesu jest zalecana regularność przeprowadzania serii zabiegów oraz właściwa pielęgnacja i dieta. Endermolift stosowany jest także w modelowaniu ciała i redukcji cellulitu. Jest całkowicie bezpieczny i bezbolesny, polecany kobietom w różnym wieku. W WERSJI LIGHT - Do mojego salonu zgłaszają się także osoby, które ze względów zdrowotnych nie mogą korzystać z typowych zabiegów medycyny estetycznej metodą iniekcji (wstrzykiwania przyp. red.). Branża kosmetyczna, podobnie zresztą jak inne, dynamicznie się rozwiaja i obecnie zabiegi na bazie kwasu hialuronowego i botuliny można wykonywać bez konieczności naruszania struktury skóry. Jednym z nich jest mezolifting CL-HA. Jak wyjaśnia Monika, nie jest to typowa mezoterapia, choć efekty są bardzo zbliżone. Zabieg bazuje na usieciowionym kwasie hialuronowym, który dociera w głąb skóry dzięki składnikom aktywnym. Alternatywą dla botoksu jest z kolei neobotulina, relaksująca mięśnie twarzy odpowiedzialne za powstawanie zmarszczek. Współczesna kosmetologia i medycyna estetyczna dają nam szeroki wachlarz zabiegów dostosowanych do różnych potrzeb oraz wieku. Co zrobisz dziś, jutro zaprocentuje - czas sprawdzić to na własnej skórze! Salon Mistera w Dankowicach koło Bielska-Białej zaprasza.

S A LO N KO S M E T YC Z N Y

Kompleksowa pielęgnacja twarzy i ciała, zabiegi anti-aging, LPG, masaż ciała i twarzy, manicure i pedicure. Profesjonalne kosmetyki przeznaczone do kuracji domowej.

KUPON:

RABAT 50 zł* *Od usługi za minimum 150 zł

77

mistera.pl

Salon Kosmetyczny Mistera ul. Oświęcimska 68 43-331 Dankowice tel.: /32/ 733 82 14 729 448 607 @Mistera Salon Kosmetyczny


uroda & zdrowie

CO Z TĄ DENTOFOBIĄ? CZY MOŻNA POKONAĆ LĘK PRZED DENTYSTĄ?

Iwona Cieplińska lekarz stomatolog , specjalista stomatologii ogólnej Właścicielka Gabinetów Stomatologicznych Primadent

Czy do Primadentu przychodzi wiele takich osób?

Co to jest dentofobia?

Iwona Cieplińska: Dentofobia to stan panicznego lęku przed zabiegami dentystycznymi. Podobnie, jak każda inna fobia, np. lęk przed zamkniętymi pomieszczeniami czy lęk wysokości, należy do zaburzeń psychicznych. Objawami są: bardzo silne pobudzenie, wzmożona potliwość, przyspieszenie akcji serca, wzmożona perystaltyka. Pacjenci z dentofobią unikają dentysty jak ognia, a gdy pojawia się ból zęba, wolą tygodniami zażywać środki przeciwbólowe, niż w ciągu jednej wizyty pozbyć się problemu. Doprowadzają swoje zęby do totalnego zniszczenia, a przewlekły stan zapalny w jamie ustnej ma wpływ na zdrowie całego organizmu. Pojawia się błędne koło, najpierw panicznego lęku, potem także wstydu z powodu stanu swojego uzębienia.

PROMOCJA

A co mówią statystyki?

Aż 46% Polaków boi się dentysty, a tylko 13% 6-latków ma zdrowe zęby!!! Dlatego też my, dentyści, stawiamy nie tylko na walkę z próchnicą, ale i na walkę ze strachem. Skutecznie możemy walczyć z chorobą tylko wtedy, gdy znamy jej przyczyny. U 60% pacjentów przyczyną strachu jest ból i przykre doświadczenia z dzieciństwa lub wcześniejszych wizyt, kolejne 36% jako główną przyczynę podaje nieodpowiednie podejście lekarza. Inne przyczyny dyskomfortu to słyszalne w poczekalni odgłosy wiertła, specyficzny zapach gabinetu, a nawet sam fakt oczekiwania na wizytę.

78

Mamy wielu pacjentów, którzy z nami pokonali swój lęk, zarówno dzieci, jak i dorosłych doprowadzanych wcześniej do gabinetu przez współmałżonków, aby nie uciekli spod drzwi. Od października br. zajmujemy nową siedzibę, wnętrza zaprojektowano ze szczególną starannością i dbałością o komfort pacjenta, zarówno w czasie oczekiwania na wizytę, jak i podczas samego zabiegu. Aby zagwarantować pacjentom maksymalne ograniczenie stresu, oprócz umawiania na określoną godzinę, należy zadbać o miłą atmosferę już na wejściu. Uśmiechnięta twarz recepcjonistki, odpowiednia muzyka, przyjemny zapach, wystrój poczekalni, komfortowe wyposażenie, całkowita izolacja od dźwięków gabinetu to czynniki, którymi próbujemy odwrócić uwagę od celu wizyty.

A jak radzicie sobie ze stresem u dzieci?

Dzieci strach przejmują niestety od rodziców, którzy przed swoją wizytą głośno komunikują: „Idę dzisiaj do dentysty, ale się boję…”. Naszych pacjentów, którzy są rodzicami, uczymy odpowiedniego podejścia już przed pierwszą wizytą, aby wyjście do gabinetu nie wzbudzało negatywnych emocji. Kojarzyło się podobnie, jak wyjście z mamą do sklepu. Zachęcamy, aby


dzieci przychodziły do gabinetu ze swoimi rodzicami jako osoby towarzyszące. Zostają wtedy naszymi małymi asystentami, podają wałeczki, odsysają ślinę, utwardzają wypełnienia, oglądają chore zęby rodzica za pomocą kamer wewnątrzustnych. Przyzwyczajają się do dźwięku urządzeń dentystycznych i zapachów w gabinecie, a przede wszystkim widzą rodzica, któremu nic złego się nie stało i nic go nie bolało. Po takim wstępie dziecko jest gotowe samo pokazać zęby, najczęściej już na następnej wizycie. Ponadto wprowadziliśmy program „Pierwsza wizyta”. Jest to gra stworzona z myślą o najmłodszych, która pozwala zapoznać dziecko z narzędziami dentystycznymi przy użyciu „dziecięcej terminologii”, a nam, dentystom, ułatwia komunikację z małym pacjentem. W poczekalni dzieci mają swój kącik z grami i zabawami edukacyjnymi.

A jak nowoczesna stomatologia radzi sobie z bólem podczas zabiegów?

Głównym przesłaniem nowoczesnej stomatologii jest „stomatologia bez stresu i bólu”. Z zastosowaniem nowoczesnych technologii już samo podawanie znieczulenia może być zupełnie bezbolesne. Sterowany komputerowo proces podawania znieczulenia, igiełki cienkie jak włos, smakowe żele aplikowane na dziąsła to już dzisiaj standardy dostępne w wielu nowoczesnych gabinetach.

Primadent Gabinety Stomatologiczne Iwona Cieplińska ul. Cechowa 27, 43-300 Bielsko-Biała tel 33-812-35-18, +48 502 391 913 www.primadent.eu email: primadent@primadent.eu

Czy są takie osoby, które decydują się na leczenie tylko w narkozie?

Obecnie częściej stosowana jest tzw. sedacja wziewna. Oddychanie mieszaniną tlenu i podtlenku azotu wprowadza pacjenta w stan uspokojenia i przyjemnego odprężenia z zachowaniem odruchów i świadomości. Po zakończonym zabiegu w ciągu kilku minut powraca normalne samopoczucie.

Wspomniała pani, że silnym czynnikiem stresogennym jest także obawa przed reakcją lekarza i jego podejście do leczenia.

W POGONI ZA NOWOCZESNOŚCIĄ ciągle najważniejszy jest jednak NASZ PACJENT. Wraz z całym zespołem budujemy zaufanie pacjentów już ponad 20 lat, staramy się tworzyć przede wszystkim szczere, przyjazne relacje, które przełamują bariery i lęk, skuteczniej od środków farmakologicznych. Nie oceniamy. Im większy jest problem, z którym się mierzymy i POMYŚLNE JEGO ZAKOŃCZENIE, tym większy wspólny sukces OSIĄGAMY.

Styczeń w PRIMADENT miesiącem walki z DENTOFOBIĄ. Cierpisz na dentofobię? A może Twoje dziecko boi się dentysty? Poznaj naszych lekarzy i zobacz, że u nas nie ma się czego bać! Czekamy na Ciebie :)

Na hasło 2B STYLE 30% zniżki na zabiegi sedacji wziewnej i znieczulenia.

79


podróże

ZIMOWE ŚWIĘTOWANIE W KRAJU KWITNĄCEJ WIŚNI Tekst: Monika Lipińska

Japonia jest jednym z najbardziej egzotycznych i budzących ciekawość krajów Dalekowschodniej Azji. Jest również jednym z miejsc najlepiej opisanych zarówno przez pasjonatów tamtejszej tradycji i kultury, jak również wielbicieli zaawansowanej technologii. Tę dwoistą naturę Kraju Kwitnącej Wiśni doskonale widać w okresie rozmaitych świąt. Boże Narodzenie – obok Walentynek – należy do najpopularniejszych. To wtedy ze szczególnym zaangażowaniem podejmowane są próby przeniesienia tradycji Zachodu na grunt japoński. Niekiedy próby te dają nieoczekiwane i nietrafne rezultaty. Jak wówczas, gdy w jednym z tokijskich sklepów w ramach ekspozycji świątecznej Świętego Mikołaja przybito do krzyża. Miało to jednak miejsce kilkadziesiąt lat temu i niepodobna wyobrazić sobie podobnego incydentu w dzisiejszych zglobalizowanych czasach. Japończycy świętują Boże Narodzenie w specyficzny, pozbawiony ceremoniału religijnego sposób. Świątecznie udekorowane sklepy, wszechobecne postacie Świętego Mikołaja i świętowanie w popularnej zachodniej sieci fast food – mają zapewnić „przeżywanie” i właściwą atmosferę Bożego Narodzenia. Dla gajdzinów – obcokrajowców nie do pomyślenia, jednak dla mieszkańców Nipponu wszelkie odwołania do zachodniej tradycji są mile widziane. W przeciwieństwie do Bożego Narodzenia, japoński Nowy Rok ma zupełnie inny wymiar i charakter. Przede wszystkim jest to święto religijne. Japończycy, w dużej mierze wyznawcy rodzimej religii shinto, w ten właśnie wieczór dbają

o zapewnienie sobie pomyślności bogów przez cały następny rok. Do specjalnych przygotowań należy dokładne sprzątnięcie domu, oczyszczenie ze wszelkich złych wspomnień oraz ustawienie po obu stronach wejścia do domu kado-matsu, ozdoby z trzech bambusów i gałązek sosny, mających zapewnić dobrobyt i urodzaj. Wieczór poprzedzający Nowy Rok spożywa się soba – makaron z mąki gryczanej, który ma zapewnić długowieczność i przychylność dobrego losu. Jednym z najważniejszych momentów Nocy Noworocznej jest wizyta w świątyni. Dzwony świątynne w całej Japonii biją dokładnie sto osiem razy, by wypędzić wszystkie grzechy i rozpocząć Nowy Rok bez jakichkolwiek obciążeń. Pierwszy dzień Nowego Roku to obowiązkowa wizyta w świątyni shintoistycznej poprzedzona modlitwą przed domowym ołtarzykiem. Dzieci otrzymują prezenty, a dorośli składają życzenia używając do tego darumy, tradycyjnej lalki pozbawionej oczu. Powierzając darumie swoje marzenie, należy pomalować jedno z jej oczu, a gdy życzenie się ziści – dorysować drugie. To piękna i działająca na wyobraźnię tradycja, chętnie wykorzystywana przez rodowitych mieszkańców, jak i przybyszów z zewnątrz. Ponieważ życie w Japonii determinują nie tylko pory roku, ale związane z nimi ceremoniały, okres zimowy przełomu roku to wyjątkowy czas zarówno dla miłośników tradycji, jak również zwolenników nowoczesnych form świętowania. Świat papierowych domów i powiewających na wietrze latarni współegzystuje z krainą najnowszych rozwiązań myśli technicznej.

80

Monika Lipińska (1979) Autorka szeregu książek dla dzieci i młodzieży – „Miasto Zaginionych Ojców” ( Printex, 2008), „Ćmy i motyle” (Telbit, 2008), „Gaja i Anioł” (Telbit, 2009), „Kokosowy Budda” (Telbit, 2010), „Maja z hoteliku Pod Wierzbami” (GonetaNet, 2012) oraz dorosłych – „Wszystkie smaki cappuccino” (Gajt, 2006), „PKN” (GonetaNet, 2011), „Brudne sekrety pokojówek” (GonetaNet, 2012). Autorka felietonów i reportaży m.in. „Bezdomność w Dublinie” o sytuacji Polaków w Irlandii, publikowanej w odcinkach na łamach czasopisma „Praca i Nauka za Granicą”. Pasjonatka kultury japońskiej i chińskiej oraz tamtejszej medycyny naturalnej, czemu daje wyraz w swoich tekstach. Amatorka zagranicznych wojaży i poznawania innych kultur niejako „od środka” m.in. Na rocznym pobycie we Włoszech, kilkumiesięcznej pracy na Cyprze i w Holandii oraz rozmaitych wojaży po Hiszpanii, Francji, Irlandii i Rumunii. Rezultatem tych wypraw są dwie książki oraz kilka artykułów podróżniczych. Od lat współpracuje z Mokate pisząc wysmakowane felietony.

To jeden z powodów, dla których od wielu lat niezmiennie zachwycam się każdym niemal aspektem tego kraju. Nie dane mi było, niestety, dotrzeć do Nipponu. Gdybym jednak miała okazję, z całą pewnością wybrałabym się tam w okolicy Bożego Narodzenia, aby podziwiać skośnookich Mikołajów i udekorowane choinki centrów handlowych. Potem zaś, porzuciwszy neonowe ulice, zagłębiłabym się w oddalone od centrum wąskie zaułki, do których zwykle nie docierają turyści. Sylwester spędziłabym w świątyni shinto, słuchając dźwięku dzwonów i życząc pomyślności na dobry początek Nowego Roku – sobie i innym.


81


kulinaria

APETYT NA WIĘCEJ OBSERWUJĄC, JAK NA BIELSKIEJ STARÓWCE, NIEDALEKO NASZEJ REDAKCJI POWSTAJE NOWA RESTAURACJA, ZASTANAWIAŁYŚMY SIĘ, JAKĄ KUCHNIĘ W NIEJ ZNAJDZIEMY. NASZA CIEKAWOŚĆ TYLKO CZĘŚCIOWO ZOSTAŁA ZASPOKOJONA W ZALEDWIE TRZY MIESIĄCE PO OTWARCIU FESTIWALI SMAKÓW. CZĘŚCIOWO, BO TO CO ZJADŁYŚMY SPRAWIŁO, ŻE MAMY OCHOTĘ NA WIĘCEJ! Tekst: Anita Szymańska

82


Poza daniami, które miałyśmy okazję skosztować, w karcie kuszą takie potrawy, jak carpaccio z wędzonej na miejscu wołowiny albo burgery. Mamy więc dostateczny powód, aby wrócić tu jeszcze nie jeden raz.

Tym, co wyróżnia restaurację spośród innych jest własna hodowla wołowiny. A że tutejszy szef kuchni znakomicie wie, co z niej zrobić, efekty zadowolą najbardziej wymagające podniebienia. Krowy rasy Aberdeen Angus są hodowane na farmie w Izbach koło Krynicy Zdroju. Specjalnie selekcjonowane, pasą się całymi dniami na podkarpackich łąkach. Do ich hodowli nie używa się sztucznych pasz a produkcja mięsa jest certyfikowana i w pełni ekologiczna. To dlatego dania z wołowiny, jakie znajdziemy w karcie Festiwali Smaków, są tak aromatyczne i rozpływające się w ustach. Karta restauracji jest krótka, co jest jej oczywistym atutem. Dzięki temu kucharze nie rozdrabniają się na dziesiątki potraw, a te, które przygotowują, mogą doprowadzić do perfekcji. Poza daniami mięsnymi, także osoby preferujące kuchnię bezmięsną znajda tu coś dla siebie. Trzeba jednak przyznać, że właśnie dania mięsne są tym, co wyróżnia Festiwale Smaków. Jako przystawkę zamawiamy Ravioli z łopatką oraz Risotto z borowikami. Obydwa dania pełne smaku, aromatu, odpowiednio doprawione, delikatnie rozpływające się w ustach. Kunszt i precyzja przygotowania. Ravioli podane z oliwą szczypiorkową i sosem maślanym z lekką nutą octu win-

nego to połączenie smaków, konsystencji i aromatów. Delikatne ciasto i znakomite nadzienie sprawiają, ze danie jest bardzo udane. W risotto z kolei smak podbity jest serem pleśniowym, w zaskakujący, ale trafny sposób kontrastującym z aromatycznymi borowikami. Czas na dania główne, w naszym przypadku wybór pada na gulasz w kociołku. Gulasz jest esencjonalny, idealnie doprawiony, lekko pikantny. Dostajemy do niego osobno dodatki: pietruszkę, pikantna paprykę i szczypiorek. Oznacza to, że szanuje się tutaj preferencje gości, którzy mogą sami doprawić potrawę zgodnie ze swoimi upodobaniami. Nie znajdziemy tu jedynie przypraw typu „jarzynka” czy magi, ponieważ cały aromat potraw jest wynikiem połączenia smaków i odpowiedniej obróbki. Ale nie zamówić steka w restauracji z własną hodowlą krów, to tak, jakby nie zjeść owoców morza w Hiszpanii. Zamawiamy więc steka o stopniu wysmażenia medium, do którego otrzymujemy trzy sosy: demi glas, sos serowy oraz z zielonego pieprzu. W przypadku tego dania sprawdza się informacja o tym, ze mięso krów Aberdeen Angus jest bardzo szybko miękkie, w przeciwieństwie do tradycyjnie sprzedawanej w naszych sklepach wołowiny. Rzeczywi-

83

ście, stek jest idealnie wysmażony, delikatny i soczysty. Dodatek sosów podkreśla jego smak i daje możliwość delektowania się różnorodnymi aromatami. Miłośnicy steków koniecznie powinni odwiedzić to miejsce! Ja poprzestaję na daniach mięsnych, ale Agnieszka zamawia jeszcze deser, jako zwieńczenie naszego spotkania z kuchnią Festiwali Smaków. Pojawia się przed nią... kogel-mogel ze śmietanką w skorupce z cukru manitol. Ma kształt gęsiego jaja, wszak spotykamy się tutaj w miesiącu gęsiny, listopadzie, stąd gęsie inspiracje przeniknęły nawet do dań słodkich. Festiwale Smaków przygotowują na każdy miesiąc specjalne, tematyczne propozycje, w oparciu o sezonowość. Po listopadowej gęsinie, w grudniu mamy okazję porozpieszczać podniebienia potrawami z ryb słodkowodnych, pochodzących z niedalekich Bielsku-Białej hodowli. Styczeń należeć będzie z kolei do dań kuchni węgierskiej.

Festiwale Smaków Rynek 30, 43-300 Bielsko-Biała 608 706 777 www.festiwalesmakow.pl


Jeden Dzień ze „Śląskimi Smakami”

TURYSTYCZNE I KULINARNE ATRAKCJE REGIONU

NA POŁUDNIU NIE MOŻNA SIĘ NUDZIĆ WOJEWÓDZTWO ŚLĄSKIE ROZCIĄGA SIĘ OD ZIEMI CZĘSTOCHOWSKIEJ PO BESKIDZKIE SZCZYTY. DZIĘKI TEJ ROZPIĘTOŚCI PEŁNE JEST RÓŻNORODNYCH LOKALNYCH ATRAKCJI. KIERUJĄC SIĘ KU POŁUDNIOWEJ JEGO CZĘŚCI, ZAHACZAMY O ŚLĄSK CIESZYŃSKI, BESKIDY I ZIEMIĘ ŻYWIECKĄ. TYLKO TUTAJ MIESZCZAŃSTWO MIESZA SIĘ Z GÓRALSKIM FOLKLOREM I PRZENIKA NAWZAJEM, TWORZĄC PEŁEN UNIKATOWYCH ELEMENTÓW KOLORYT.

Cieszyńska „Wenecja”.

Studnia Trzech Braci.

Romańska rotunda w Cieszynie.

W południowo-zachodniej części województwa śląskiego położony jest CIESZYN, stolica Śląska Cieszyńskiego. Popularna w całej Polsce legenda mówi o tym, że to właśnie tutaj spotkali się w 810 r. trzej bracia: Lech, Czech i Rus. Na pamiątkę radości z ich spotkania powstać miało miasto Cieszyn, a jako miejsce spotkania wskazuje się Studnię Trzech Braci zbudowaną nad źródłem, gdzie owo spotkanie nastąpiło. Na zamkowym wzgórzu, nieopodal zamku i baszty, znajduje się najstarszy zabytek Cieszyna. Romańska rotunda pw. św. Mikołaja wzniesiona w pierwszej ćwierci XI w. jest jedną z najstarszych zachowanych w Polsce budowli na planie koła. Jej wizerunek znajduje się na banknocie 20-złotowym. Schodząc ze wzgórza, warto zapuścić się w nieodległe uliczki i dotrzeć do Cieszyńskiej Wenecji, czyli budynków położonych nad kanałem Olzy – Młynówką. Ten urokliwy zakątek jest natchnieniem dla malarzy i fotografików. W Cieszynie zlokalizowany jest również Browar Zamkowy, w którym warzy się tradycyjne, znakomite rzemieślnicze piwo. Ciekawostką turystyczną Cieszyna są kanapki. Ich recepturę stanowi połączenie bułki z majonezem, śledziem, jajkiem i cebulką w odpowiednich proporcjach. Jest to smak nie do podrobienia! Zwieńczeniem spaceru po cieszyńskich uliczkach niech będzie wizyta w KORBASOWYM DWORZE. Restauracja powstała w miejscu XIX-wiecznej gospody U Korbasa. Widokowy taras z mapą Beskidów i lunetą do oglą-

84

Korbasowy Dwór: wiedeńska zupa ziemniaczana z borowikami.

dania szczytów górskich uprzyjemnią oczekiwanie na wybraną potrawę. Kucharzy szkoli znany szef kuchni – Kurt Scheller. Lokal jest członkiem Szlaku Kulinarnego „Śląskie Smaki”, a zjeść tu można między innymi oryginalną Wiedeńską zupę ziemniaczaną z borowikami, oscypek/gołkę z grilla z żurawiną czy gęś pieczoną z jabłkami, kluskami śląskimi i modrą kapustą. www.korbasowydwor.pl Z Cieszyna w zaledwie kilka chwil można dotrzeć do BIELSKA-BIAŁEJ, w którym czeka na nas mnóstwo atrakcji. To niemal 180-tysięczne obecnie miasto powstało z połączenia dwóch miejscowości: Bielska i Białej, a także dzięki włączeniu okolicznych wsi. Zwane Małym Wiedniem, niegdyś znane z przemysłu włókienniczego i handlu, dziś jest silnym ośrodkiem kultury i turystyki. Liczne festiwale, mnóstwo różnorodnych restauracji i atrakcje sportowo-turystyczne są atutem tego miasta otoczonego górami. Z pobliskiej góry Szyndzielnia, na którą dostać można się w kilka minut kolejką gondolową, roztacza się widok na panoramę miasta z jednej strony i Beskidu z drugiej. Stąd rozchodzą się liczne szlaki turystyczne, rowerowe, skiturowe i narciarskie. Góra wraz z pobliskim Dębowcem jest ulubionym miejscem wypoczynku rodzin z dziećmi. Jeśli o dzieciach mowa, nie sposób pominąć Studio Filmów Rysunkowych, w którym powstały najsławniejsze polskie kreskówki: „Bolek i Lolek” oraz „Reksio”. Na terenie miasta znajdują się pomniki tych uwielbianych przez dzieci postaci. Można nie tylko zwiedzić studio, ale i w działającym tu kinie zobaczyć zarów-


zerwalnie związany jest przemysł, którego ślady pieczołowicie zabezpieczone są w Muzeum „Stara Fabryka”, gdzie duch przeszłości zamknięty został w dawnych maszynach włókienniczych.

Muzeum Browaru w Żywcu. Wydarzenia na Starówce w Bielsku-Białej.

Karczma Rogata: pierogi z bryndzą.

Kolejka gondolowa na Szyndzielnię.

Zamek Sułkowskich.

Pomnik Bolka i Lolka w Bielsku-Białej.

no bajki, jak i filmy niszowe. Stąd niedaleko na bielską Starówkę, która kamienica po kamienicy odzyskuje swój blask. Ten średniowieczny rynek kryje skarby takie jak studnia czy waga miejska, udostępnione turystom. Znajduje się tu też posąg Neptuna, a urokliwe kamieniczki są znakomitym tłem dla odbywających się tu koncertów czy jarmarków. Stąd tylko krok na zamkowe wzgórze z zamkiem rodziny Sułkowskich, w którym obecnie mieści się muzeum. Z historią Bielska i Białej niero-

Podążając ku południowym granicom województwa, docieramy do ŻYWCA, niegdyś siedziby rodziny Habsburgów, obecnie znanego z jednego z największych browarów w Polsce. Na turystycznym szlaku nie może zabraknąć pobytu w Muzeum Browaru, gdzie poza zakosztowaniem znakomitego trunku poznamy burzliwą historię browaru i okolicznych ziem. Niewątpliwą atrakcją turystyczną jest Jezioro Żywieckie tworzone przez wody rzeki Soły. Upodobali je sobie szczególnie miłośnicy sportów wodnych, ale także wędkarze, jak i rodziny z dziećmi. Okoliczne szlaki turystyczne należą do jednych z najciekawszych widokowo. Na szczególną uwagę zasługuje góra Żar, z najwyżej w Polsce położoną elektrownią szczytowo-pompową i szkołą szybowcową. Na szczyt ulubionej przez szybowników i paralotniarzy góry można dostać się kolejką.

Stara Karczma w Jeleśni.

Z Żywca niedaleko do JELEŚNI, gdzie koniecznie należy wstąpić do STAREJ KARCZMY – zabytkowego budynku leżącego na szlaku architektury drewnianej. Jest to jedna z ostatnich w tej części Europy oryginalnych karczm o konstrukcji zrębowej. Jej niepowtarzalny klimat tworzą oryginalne góralskie wnętrza, jak również smak i zapach regionalnych potraw serwowanych przez kelnerki ubrane w tradycyjne stroje. Z menu Szlaku Kulinarnego „Śląskie Smaki” warto wybrać sycącą i typowo regionalną Kwaśnicę na świńskim ryju. Oprócz tego można skusić się na Żurek Jeleśniański, Prażuchę ze spyrkami i zsiadłym mlekiem albo Rarytas Bacy. www.starakarczma.eu

Stara Karczma: kwaśnica na świńskim ryju.

www.slaskie.travel

www.slaskiesmaki.pl

Szlak Kulinarny „Śląskie Smaki” tworzą 32 restauracje serwujące dania kuchni regionalnej przygotowane według tradycyjnych receptur. Więcej informacji na stronie www.slaskiesmaki.pl Pobierz darmową aplikację Śląskie Smaki, dzięki której bez problemu trafisz do restauracji Szlaku Kulinarnego, otrzymasz informacje o promocjach i skorzystasz z ponad 500 przepisów na dania kuchni regionalnej województwa śląskiego.

Artykuł powstał we współpracy ze Śląską Organizacją Turystyczną

85

ARTYKUŁ SPONSOROWANY

Po zwiedzaniu atrakcji dwumiasta warto zakosztować oryginalnych potraw w starej, drewnianej KARCZMIE ROGATEJ, znajdującej się na Szlaku Kulinarnym „Śląskie Smaki”. Pierwsze wzmianki dotyczące obiektu pochodzą z 1896 roku. Samo otwarcie wyremontowanej Karczmy Rogatej nastąpiło w 2000 roku. Można posilić się tu smakowitymi Pierogami z bryndzą. Warto też spróbować Zupy Rogatej, Chłodnika Rogatego, Golonka z pieca chlebowego pieczonego w warzywach czy Chrzanowej Babuni. www.rogata.pl


ekologia

Trzeba współpracować

Ze Zbigniewem Michniowskim rozmawia Anita Szymańska

Zbigniew Michniowski. Samorządowiec, były prezydent i wieloletni wiceprezydent Bielska-Białej. Pełnił funkcję dyrektora Galerii Bielskiej BWA oraz stał na czele Beskidzkiej Agencji Poszanowania Energii. Obecnie Pełnomocnik Prezydenta Miasta Bielska-Białej ds. Zrównoważonego Rozwoju. Zakres Jego obowiązków dotyczy obszarów kultury i sztuki, gospodarki energetycznej i szeroko rozumianej promocji miasta. Pełni funkcję Prezesa Zarządu w Stowarzyszeniu Gmin Polska Sieć Energie Cites oraz w Stowarzyszeniu Region Beskidy. W europejskim Stowarzyszeniu Energy Cities jest od wielu lat członkiem Zarządu.

Bielsko-Biała jest miastem, w którym temat poszanowania energii jest szczególnie żywy. Bielsko-Biała od 25 lat działa w zakresie racjonalnego wykorzystania energii i ochrony atmosfery. Na początku lat 90. poprzez kontakty z naszym partnerskim miastem Besançon mieliśmy okazję poznać francuskie rozwiązania w tym zakresie. W 1994 roku byliśmy współzałożycielami Stowarzyszenia Gmin Polska Sieć Energie Cites. W 1997 roku przystąpiliśmy do stowarzyszenia europejskiego Energy Cities, w którym jestem członkiem zarządu od wielu lat.

Często korzystamy z doświadczeń miast zrzeszonych w tej organizacji. Realizujemy wspólne projekty, inspirujemy się ich rozwiązaniami. Są to w znacznej części zadania nastawione na współpracę z młodzieżą i dziećmi, bo poprzez nich najłatwiej edukować dorosłych w tematyce racjonalnego wykorzystania energii i ochrony środowiska. Uczymy się, jak gospodarować energią, zarówno ze względów ekologicznych, jak i ekonomicznych. Problem efektywności energetycznej zaczął być bardzo ważny na przełomie wieków. Kiedy objąłem stanowisko zastępcy prezydenta, tematyka ta już wtedy wchodziła w zakres moich obowiązków. Wówczas, kilkanaście lat temu, w Urzędzie Miejskim działała komórka odpowiedzialna za poszanowanie energii, przede wszystkim jeśli chodzi o budynki komunalne, a w szczególności szkoły. Jednym z projektów, którymi objęte były również szkoły, był program Engage. Miał on na celu rozpowszechnienie idei racjonalnego wykorzystania energii, efektywności energetycznej i ochrony klimatu. Wówczas zaczęliśmy głośno o tym mówić. W ramach tego projektu powstały plakaty z mieszkańcami, którzy prezentowali swe idee, jak promować działania związane z ochroną klimatu. Wystąpiło na nich prawie 1000 mieszkańców naszego miasta. Każdy z nich coś deklarował: zakręcanie wody, wyłączanie światła, używanie odnawialnych źródeł energii itp. Z tych plakatów powstało kilka wystaw prezentowanych w różnych miejscach w Bielsku-Białej. W ramach tego projektu przeszkoliliśmy 150 nauczycieli, którzy byli przygotowani do promowania idei ochrony klimatu. W 2008 roku Bielsko-Biała zostało zaproszone na konsultacje dotyczące pomysłu zorganizowania wielkiej europejskiej akcji Porozumienia między burmistrzami. To właśnie w 2008 roku Komisja Europejska przyjęła program określany jako „3 × 20”, czyli: do roku 2020 będziemy dążyć do zmniejszenia o 20% emisji dwutlenku węgla, zwiększenie o 20% produkcji energii ze źródeł odnawialnych i zwiększenie o 20% efektywności energetycznej. Wówczas 40 miast, które były na pierwszej konferencji, uznało tę ideę za bardzo ważną. W rok później 365 burmistrzów z całej Europy zadeklarowało przystąpienie do tego programu. W ciągu roku należało opracować plan działania. Z Polski w tym pierwszym podejściu były tylko 4 miejscowości, w tym nasze miasto. W tej chwili w programie uczestniczy już około 6000 miast europejskich. Daje to nie tylko zobowiązania, ale też wiedzę, jak i z kim działać. W ramach realizowanych projektów Porozumienie ma możliwość pozyskiwania funduszy, aby szkolić i kształcić. Są organizowane warsztaty, głównie w miejscowościach mjących jakieś konkretne osiągnięcia. Problem nadmiernej emisji dwutlenku węgla skutkującej destabilizacją klimatu jest jednym z podstawowych tematów kongresu klimatycznego COP 2015 w Paryżu, gdzie gospodarcze mocarstwa światowe są zdeterminowane do redukcji emisji.

Treści zawarte w publikacji nie stanowią oficjalnego stanowiska organów Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach

86


Co zatem robić, aby ograniczać emisję dwutlenku węgla? Najważniejsze są te kilowatogodziny, które nie zostały użyte. W związku z tym należy nie używać energii wówczas, kiedy nie trzeba. Ponadto ograniczać wszelkie straty energetyczne – czyli realizować termomodernizację budynków, wymianę kotłów, ograniczać spalanie węgla lub spalać go w urządzeniach efektywnych energetycznie. Normalny, tradycyjny piec w domach miał sprawność ok. 30%. W tej chwili kotły, które promujemy w ramach programu ograniczania niskiej emisji, mają sprawność ok. 50-60%. W 2003 r. opracowaliśmy założenia, a następnie obowiązkowy dla gmin plan energetyczny. Jednym z najważniejszych jego elementów była modernizacja elektrociepłowni w Bielsku-Białej, której na początku okresu 2012-14 groziło zlikwidowanie za niespełnianie norm ekologicznych przewidzianych na te lata. Rozmowy z koncernem energetycznym zaowocowały decyzją o przebudowie. Obecnie mamy jedną z najbardziej efektywnych elektrociepłowni w Polsce. Co zostało zmienione? Głównie urządzenia – turbiny, kotły – które były z lat 50.60. ubiegłego stulecia. Teraz zastosowano jeszcze jeden bardzo istotni element – akumulacyjny zbiornik ciepła, dzięki któremu wszystkie urządzanie mogą pracować na swoich optymalnych parametrach. Dzięki tym zmianom zwiększenie efektywności energetycznej wyniosło ok. 30%, dając podobny efekt ograniczenia emisji CO2, a emisję pyłów i pozostałych gazów cieplarnianych ograniczono wielokrotnie. Co to oznacza w praktyce dla mieszkańców? Przede wszystkim nie ma takiej znaczącej emisji do atmosfery. Co prawda jest to wysoka emisja, czyli z wysokich kominów, ale sam fakt, że zużywa się ok. 30% mniej węgla, oznacza, że o tyle mniej trzeba go transportować do elektrociepłowni. Jakie jeszcze projekty były realizowane? Między innymi takie, gdzie szkoły rywalizowały z innymi w różnych miastach europejskich. Na przykład Książnica Beskidzka była laureatem takiego konkursu, w którym działaniami organizacyjnymi obniżono zużycie energii o mniej więcej 15%. Podobnie szkoły, które startowały w projekcie 50/50, uzyskały bardzo dobre wyniki, znalazły się w trójce najlepszych szkół w Europie. Młodzież miała szansę w rywalizacji szkół z 11 miast w całej Europie i w tej rywalizacji spisała się znakomicie. Projekt polegał na tym, że 50% zaoszczędzonych pieniędzy szkoła mogła wydać na dowolny cel. Wówczas uczestnicy kupili sprzęt sportowy i komputery oraz pojechali na wycieczkę. W jaki sposób były wprowadzane w szkołach te oszczędności? Uczniowie i kadra pilnowali np. wyłączania oświetlenia po godzinach pracy czy redukowania ogrzewania w dni wolne i w czasie nieobecności uczniów w szkole. Już dzięki samym takim działaniomi było możliwe zaoszczędzenie energii.

Nadal dużym problemem jest spalanie śmieci w przydomowych piecach lub używanie pieców i kotłów o niskiej efektywności. Jak nakłonić zwykłych użytkowników do zmian? Jest to duży problem, dlatego prowadzimy PONE, czyli Program Ograniczenia Niskiej Emisji. W ramach tego programu w domach jednorodzinnych w Bielsku-Białej wymienionych zostało ponad 1600 kotłów – z tych starych, nieefektywnych na nowe, które emitują o 30-40% mniej spalin, a przede wszystkim pyłów. Instalacje te uniemożliwiają jednocześnie spalanie śmieci. Dofinansowanie z gminy wynosi ok. 6000 zł, przy czym średnio wymiana kotła i instalacji kosztuje około 12 000 zł. Czyli połowę finansuje gmina. Rada Miejska podjęła obecnie decyzję o wymianie kolejnych 150 kotłów w przyszłym roku. Jako kontynuację dawnego projektu Engage wprowadziliśmy nowy, pod nazwą „Bielsko-Biała chroni klimat”. W ramach tego projektu organizujemy od pięciu lat Festiwale Dobrej Energii, gdzie na spotkaniach z mieszkańcami, od przedszkolaków po osoby dorosłe, pokazujemy, jak można zaoszczędzić energię. Dwa lata temu wystartowaliśmy do konkursu, który organizowany był przez Europejski Instytut Administracji Publicznej w Maastricht: „Kreatywne rozwiązania w dobie kryzysu”. Okazało się, że w gronie 230 projektów, z czego 130 było projektami lokalnymi, Bielsko-Biała okazało się najlepsze. Ogromne wrażenie na inspektorze, który przyjechał do nas z Maastricht, aby sprawdzić, jak projekt realizujemy, zrobiło to, że tak wiele osób jest w te działania zaangażowanych. Na spotkanie z nim przyszło wielu nauczycieli, przedstawiciele przedsiębiorstw i organizacji pozarządowych. Wręczenie nagród odbywało się dokładnie w tej sali, gdzie w 1993 roku podpisano słynny pakt z Maastricht. Usłyszeć tam: „The winner is Bielsko-Biała!” – było wspaniałym ukoronowaniem starań wielu mieszkańców naszego miasta. Bielsko-Biała otrzymuje liczne nagrody w działaniach na rzecz poszanowania energii. Konkursy pozwalają porównać się z innymi. Ostatnia nagroda została przyznana nam w konkursie na ekomiasto, organizowanym przez Ambasadę Francuską. Sukces jest pochodną kilku spraw, takich jak kwalifikacje, konsekwencja w działaniu i koordynacja z tymi, którzy wiedzą coś lepiej, gdyż każde miasto ma inne możliwości i inne doświadczenia. Czy Bielsko-Biała jest miastem eko? Chcemy być i do tego zmierzamy. Na przykład co roku sprawdzamy parametry emisji i udaje się nam utrzymać zakładane wskaźniki. Ciekawy problem ukazują badania, które były robione niedawno. Okazuje się, że zanieczyszczenia, które są w naszym mieście, tylko w połowie są zanieczyszczeniami miejskimi. Połowa to tzw. „tło” – czyli to, co przychodzi do nas z zewnątrz. Niestety Bielsko-Biała ma takie położenie, że jest zamknięte w kotlinie gór i przez np. tzw. Bramę Wilkowicką przychodzą do nas zanieczyszczenia z południa. Jeśli chcemy sobie z tym poradzić, trzeba współpracować z innymi miastami.

Treści zawarte w publikacji nie stanowią oficjalnego stanowiska organów Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach

87


nie zza firanki

88


Król dostał koronę… Stylizacja wnętrza i tekst: Gaba Kliś Zdjęcia: Łukasz Kitliński

KIEDY ZOSTAŁAM POPROSZONA O PRZYGOTOWANIE PROJEKTU KUCHNI JOASI, NIE SĄDZIŁAM, ŻE BĘDĘ MUSIAŁA ZMIERZYĆ SIĘ Z PAMIĄTKOWYM STOŁEM – KRÓLEM TEGO MIEJSCA. NIE WIEDZIAŁAM RÓWNIEŻ, ŻE WSZYSTKO, CO BĘDZIE ZAPLANOWANE I ZAPROJEKTOWANE, PODPORZĄDKOWAĆ MUSZĘ JEGO MAJESTATYCZNEJ SYLWETCE.

Joasia mieszka w okolicy Bielska-Białej, w części domu odziedziczonej po babci Róży i dziadku Pawle. To właśnie dziedzictwo spowodowało narzucenie klimatu mieszkania i kuchni, którą Joasia postanowiła urządzić na nowo z moją skromną pomocą. W ten oto sposób zostałam postawiona w obliczu zadania polegającego na sporządzeniu projektu kuchni, która miałaby łączyć w sobie nowoczesność i prostotę z duchem historii w postaci starego stołu i pamiątkowych szafek. Nic lepszego nie mogło mi się przydarzyć, ponieważ jestem zwolenniczką eklektycznych zestawień i „babcine” łączenie nowego ze starym sprawia mi dużą przyjemność podczas pracy. Tak więc wchodząc w mentalne porozumienie z przodkami Joasi, zaprojektowałam bardzo neutralną, białą zabudowę kuchenną, aby stanowiła tło dla tego, co w tej kuchni jest najważniejsze – pięknego drewnianego stołu. Mam wielki szacunek do starych, solidnych mebli i przedmiotów, naznaczonych historią i energią, której już dzisiaj nigdzie nie znajdziemy, dla-

tego postanowiłam wolę właścicielki potraktować z wielkim pietyzmem i zgrabnie połączyć w jej nowej kuchni nowoczesność z historią. Nic tak pięknie nie podkreśla urody drewnianego, masywnego stołu jak lekkość nowoczesnych form. Dlatego wybrałam do niego piękne, filigranowe krzesła według projektu duetu Eams, zaprojektowane w 1951 r. jako wariacja na temat organicznych kształtów w naturze. Krzesła ponadczasowe, praktyczne, w szalonych kolorach – komponuję je zawsze w zestawieniu ze starymi stołami, ponieważ nadają

89

tym meblom lekkość i nowoczesność, nie zacierając równocześnie ich szlachetności. Prostota form, chłodne kolory na ścianie i biała zabudowa kuchni to z kolei nawiązanie do stylu skandynawskiego – kolejnego nurtu, który jest mi bardzo bliski. Przepiękna tapeta we wzory przypominające synapsy jest żartobliwym akcentem, tak samo jak i czarny jeleń zdobiący kuchenny blat. Prostota i harmonia ocieplona historią… Czy może być piękniejsza symbioza? Na drewnianej, ciepłej podłodze przepiękny dywan z sukna wełnianego,


nie zza firanki

nadający tej kuchni troszkę salonowego tonu, aż chce się na nim położyć stopy. Takie cuda jak ten dywan powstają lokalnie, w pobliskiej Sztuce Beskidzkiej w Czechowicach-Dziedzicach, trzeba je tylko znaleźć i odpowiednio ze sobą zestawić. Oprócz starego stołu Joasia odziedziczyła również dwie spiżarniane szafki, które dzięki pomocy zaprzyjaźnionego miłośnika starych mebli dostały nowe życie i stanowią kolejne ważne meble w kuchni. Piękne w swojej prostocie, przykuwają wzrok. Ocynowane, delikatne okucia stanowiły niegdyś otwory wentylacyjne w szafce, gdzie przechowywano produkty spożywcze. Joasia chowa w niej naczynia i napoje wyskokowe na posiadówki przy stole w pięknej eklektycznej kuchni. Druga z szafek stanowi miejsce gromadzenia kolorowej ceramiki kuchennej, którą Joasia bardzo lubi i kolekcjonuje. Wszystko jednak pod kontrolą babci Róży i dziadka Pawła, którzy spoglądają ze starego zdjęcia w pięknej złotej neobarokowej ramie. Dlaczego pomijam do tej pory temat lamp? Przecież to one najmocniej rzucają się w oczy, jakby konkurowały z majestatycznym stołem. Piękne, graficzne, bardzo designerskie, nowoczesne. Zostały celowo zmultiplikowane, ponieważ jedna nie dałaby tak spektakularnego efektu jak trzy sztuki. Ale pytanie… Czy na pewno konkurują? Według mnie – nie! Królem kuchni jest nadal stół, który dostał piękną koronę w postaci lamp. Aranżacja wnętrz: Gaba Kliś | 601 555 743 | www.gabaklis.pl Zdjęcia: Łukasz Kitliński | 669 984 945 | www.imperfectgallery.eu

90


91


czytamy

POLECAMY Co z tym szczęściem? Psychologia pozytywna w praktyce Zastanawiasz się, jak zatrzymać szczęście na dłużej i z nadzieją patrzeć w przyszłość? Chcesz poczuć autentyczną radość i zarażać innych swoim optymizmem? Nie wiesz, dlaczego dotychczasowe zmiany w życiu nie przyniosły oczekiwanych rezultatów? Nie bój się szczęścia! Przeprowadź pozytywną rewolucję w swoim życiu i uwierz, że twoje życie może być spełnione! Odkryj i rozwijaj swoje mocne strony oraz umiejętności, które pomogą zbudować siłę wewnętrzną i lepiej znosić trudne sytuacje. Spełniaj się w relacjach z bliskimi osobami, naucz się wyznaczać sobie cele i je realizować. Zacznij pracę z własnymi przekonaniami i uwierz w swoje możliwości! Dzięki poradnikowi: – nauczysz się podejścia, które pozwala cieszyć się życiem, dążyć do poczucia spełnienia i zadowolenia oraz akceptacji tego, czego nie da się zmienić, – poznasz inspirujące historie innych ludzi oraz sprawdzone sposoby na to, jak poprawić swoje samopoczucie i nastawienie do świata dowiesz się, czym jest psychologia pozytywna i co ją różni od pozytywnego myślenia, – znajdziesz równowagę między własnymi pragnieniami a rzeczywistością i wprowadzisz pozytywne zmiany w życiu osobistym, rodzinnym i zawodowym.

Zezia i wszystkie problemy świata | Agnieszka Chylińska Po wielkim sukcesie książek Agnieszki Chylińskiej „Zezia i Giler” oraz „Zezia, Giler i Oczak” czas na dalsze losy bohaterki, którą pokochały setki tysięcy dzieci: Zezia czuje, że spadają jej na głowę wszystkie problemy świata, ale wierzy, że wszystko dobrze się skończy. Trudno być jednocześnie gwiazdą sportu, szkolną prymuską i jeszcze znaleźć czas, by zająć się rodziną, szczególnie dorosłymi już przecież rodzicami! Kto ma sobie z tym wszystkim poradzić, jeżeli nie jedenastoletnia Zezia? Przepraszam – Zuzanna? Ciepła opowieść o tym, że rzeczy dobre są czasem blisko nas, tylko trzeba się pilnie rozglądać. A poranki, szczególnie te świąteczne, to czas cudów.

Jaglany detoks | Marek Zaręba Skowyt | Marek Świerczek W chwili gdy Ludowa Ojczyzna kończy swój żywot, sama nie zdając sobie jeszcze z tego sprawy, kapitan Karski otrzymuje zadanie, by odnaleźć zbiegłego ze służby ważnego funkcjonariusza Służby Bezpieczeństwa. W toku śledztwa okazuje się, że rutynowa z pozoru sprawa mocno się komplikuje... Obrady Okrągłego Stołu wydają się być już tylko celebrowaną z dumą, w pełni poznaną historią. Okazuje się jednak, że pod powierzchnią oficjalnych komunikatów miały miejsce wydarzenia, których samo wspomnienie wywołuje gęsią skórkę. Mrok, samotność, krew, miłość... „Skowyt” to nowa jakość polskiego kryminału!

92

Odkryj, jaki wpływ na twoje zdrowie i życie może mieć kasza jaglana – niekwestionowana królowa zdrowia! Dowiedz się, jak przeprowadzić bezglutenowy detoks o każdej porze roku. Pragniesz schudnąć bez głodzenia się? Chcesz zwiększyć odporność organizmu? Męczą cię uporczywe infekcje albo odczuwasz znużenie? Nie wiesz, jak poradzić sobie z alergią? W książce znajdziesz sprawdzony sposób na pozbycie się trapiących cię problemów. Dzięki proponowanej diecie oczyścisz swój organizm, a przede wszystkim poprawisz jakość swojego życia. Już dziś możesz rozpocząć odkwaszanie i cieszyć się dobrym zdrowiem. Dowiesz się, jak w dzisiejszym, szybkim świecie odnaleźć spokój wewnętrzny. Program „Jaglany Detoks” jest inspiracją do odbycia podróży w głąb siebie – do poszukiwania tego, co dla nas najważniejsze. Nigdy nie jest za późno by zadbać o siebie i swoich bliskich!


PROMOCJA

93


motoryzacja

Kobieta w samochodzie przede wszystkim chce się dobrze czuć, a auto wizualnie musi wpaść jej wpaść w oko. Inaczej niż w przypadku mężczyzn, marka pojazdu nie jest tak istotna i zwykle schodzi na drugi plan. Kobiety wybierające samochody, zwłaszcza nowe, przede wszystkim stawiają na styl i praktyczność pojazdu. Z badań rynku motoryzacyjnego w Polsce wynika, że panie rzadko pozwalają sobie na komfort kupowania samochodu tylko dla siebie. Przeważnie wybierają pojazd dla siebie i dla dzieci. Co nie przeszkadza im znaleźć czegoś równie praktycznego, co zgrabnego. Rynek oferuje dziś wiele samochodów, ale najpopularniejszy jest tzw. segment B, którego reprezentantem jest np. Seat Ibiza. Sporo aut sprzedaje się także wśród najmniejszych, czyli grupy A (np. Seat Mii). Konkurencja na rynku jest bardzo duża, więc marki prześcigają się w nowoczesnych rozwiązaniach oraz niemal nieskończonych możliwościach doposażenia samochodów. Polacy bardzo lubią marki należące do grupy volkswagena, w tym Seata, który niedawno wprowadził na rynek nową wersję popularnej Ibizy. W nowej odsłonie, auto oferuje nie tylko jeden z największych bagażników w klasie oraz bezawaryjność, ale także ciekawy styl. Janusz Borkowski z magazynu „Auto Świat” o nowej Ibizie: – Umożliwia indywidualizację wielu elementów nadwozia poczynając od dwukolorowych felg, poprzez indywidualną stylizację atrapy chłodnicy, a kończąc na wnętrzu, gdzie znajdziemy kolorowe obwódki nawiewów i nowe kolory tapicerek. Nowa Ibiza rzeczywiście pozawala na daleko idącą indywidualizację. – Pakiet kolorów wnętrza pozwala dodać barw tablicy rozdzielczej, otworom wentylacji, tapicerce, kierownicy, lewarkowi zmiany biegów oraz klamkom. Szeroka jest też gama lakierów metalik, a do wyboru kupujących jest sporo rodzajów felg aluminiowych, które doskonale

94

podkreślają charakter samochodu. Ich rozmiary zaczynają się od 14 cali, a kończą na rasowych 17 calowych – tłumaczy Grzegorz Koch z salonu Komot, autoryzowanego dealera Seata z Czechowic-Dziedzic. Kto jednak powiedział, że kobieta sama, czy z dziećmi, chce jeździć samochodem stosunkowo niewielkim? – Największym zainteresowaniem wśród pań rzeczywiście cieszą się u nas Ibizy, ale nie brakuje też kobiet, które chętnie spoglądają w kierunku większych aut, takich jak np. Seat Leon – dodaje Koch. Leony, oprócz szerokiej możliwości indywidualizacji wnętrza, kuszą sportowym charakterem i wygodnym wnętrzem. Ciekawą propozycją jest sportowa wersja Leona, czyli cupra. Pod płaszczem rodzinnego auta, kryje się sportowa dusza w postaci bardzo dynamicznego silnika (280 KM!) oraz rasowych, podkreślających charakter dodatków, takich jak sportowe, kubełkowe fotele obszyte alcantarą i skórą. – Tańszą, a posiadającą wiele atrakcyjnych i sportowych elementów wizualnych, są wersje FR – dodaje Koch. Poza wygodą, atrakcyjną stylistyką i „tym czymś”, co decyduje o zakupie auta, niezwykle istotna jest oczywiście cena. Nowe auta segmentu B można kupić już za ok. 37 tys. zł. Większość sprzedawanych oscyluje jednak w przedziale 4552 tys. Pojazdy segmentu C, takie jak Seat Leon, zaczynają się od ok. 55 tys. wzwyż. – Ostateczna cena auta to wypadkowa wielu czynników, więc nie można kurczowo trzymać się wartości cennikowych. Dealerzy proponują ciekawe rabaty, gratisy, a ponadto przy dzisiejszych bardzo atrakcyjnych warunkach finansowania, jakie oferują, miesięczna rata za pojazd segmentu A może wynieść niewiele ponad 300 zł miesięcznie, a auto segmentu C ok. 500 zł – podsumowuje Grzegorz Koch z Komot, autoryzowanego dealera Seata z Czechowic-Dziedzic.

ARTYKUŁ SPONSOROWANY

Gdy kobieta kupuje samochód


95


www.mediani.pl

Pomagamy uwolnic Twój potencjał

Odwiedź naszą stronę:

www.mediani.pl

gdzie znajdziesz więcej przydatnych informacji.

AUTOPROMOCJA

Asystent Marki

96


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.