Jedyny taki lifestylowy magazyn na Podbeskidziu
ale numer! 2[11] 2014 czasopismo bezpłatne ISSN 2084-4867 kwiecien - maj 2014 www.2bstyle.pl
KRZYSZTOF HANKUS ROGATA DUSZA
ADAM GRZĄDZIEL SAMOCHÓD KIEPURY
BOŻYDAR IWANOW W BESKIDACH JAK U SIEBIE
ŁUKASZ KITLIŃSKI FOTO GALERY
Tajemnice serca dwumiasta
NIE ZZA FIRANKI
ugotowani w artystycznym sosie
Teatr Polski odkryty!
FARO
polski biznes w regionie nasza premiera
ONLY BLACK CZARNY JEST KOBIETĄ
Dzienniki z Podróży
KRZYSZTOFA CIEŚLAWSKIEGO
po Ameryce Południowej
1
2
3
Teraz soki i nektary Hortex w nowym poręcznym opakowaniu: • Atrakcyjny kształt butelki i grafika przyciągające wzrok • Najbardziej popularne smaki
4
Silne wsparcie: • Kampania w TV • Liczne materiały POS • Programy handlowe
5
Zdjęcie na okładce: Autor: Łukasz Kitliński Modelka: Anne
czasopismo bezpłatne ISSN 2084-48 Wydawca: MEDIANI Anita Szymańska, www.mediani.pl ul. Janowicka 111a, 43-344 Bielsko-Biała e-mail: mediani@mediani.pl 2B STYLE ul. Janowicka 111a, 43-344 Bielsko-Biała przedstawicielstwo: ul. Mostowa 1, 43-300 Bielsko-Biała ul. Cieszyńska 2, 43-300 Bielsko-Biała e-mail: redakcja@2bstyle.pl www.2bstyle.pl Redaktor Naczelny: Agnieszka Ściera Reklama: reklama@2bstyle.pl Zespół redakcyjny: Agnieszka Ściera (tekst) Monika Gaj (foto & tekst) Natasha Pavluchenko (fashion) Roman Kolano (tekst) Katarzyna Górna-Oremus (tekst) Adrian Lach (foto) Krzysztof Handzlik (foto) Bartłomiej Nowicki (tekst) Ewa Krokosińska-Surowiec (kultura) Gaba Kliś (architektura & design) Magdalena Zbyrowska (architektura & design) Marcin Nikiel (sport) Anna Popis-Witkowska (korekta) Marcin Urbaniak (IT) Grafika i skład: Mediani | www.mediani.pl Druk: Drukarnia Printimus, ul. Bernardyńska 1, 41-902 Bytom www.printimus.pl Wydawnictwo bezpłatne, nie do sprzedaży. Copyright © MEDIANI Anita Szymańska Przedruki po uzyskaniu zgody Wydawcy. Listy: e-mail: redakcja@2bstyle.pl Redakcja nie zwraca tekstów niezamówionych i nie odpowiada za treść umieszczonych reklam. Redakcja ma prawo do skrótu tekstów. Wydawca ma prawo odmówić umieszczania reklamy lub ogłoszenia, jeśli ich treść lub forma są sprzeczne z obowiązującym prawem lub linią programową lub charakterem pisma. Produkty na zdjęciach mogą się różnić od ich rzeczywistego wizerunku. Ostateczną ofertę podaje sprzedawca. Niniejsza publikacja nie jest ofertą w rozumieniu prawa. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za opinie osób, zamieszczone w wypowiedziach i wywiadach. 2B STYLE jest czasopismem zarejestrowanym w Sądzie Okręgowym w Bielsku-Białej Materiały promocyjne na stronach: 9,11, 44, 45, 56 Reklamy na stronach: 2, 3, 4, 5, 7, 13, 55, 57, 79, 80 Artykuły sponsorowane na stronach: 46-47, 50-51, 52-53, 61, 71
6
Najważniejsze jest móc się realizować Kiedy opuszczałam gościnne progi Karczmy Rogatej po zakończeniu rozmowy z jej właścicielem Krzysztofem Hankusem, zdałam sobie sprawę z tego, że większość osób, z którymi przeprowadzałam wywiady, podkreślała, jak ważna dla nich jest możliwość realizowania się, spełniania marzeń i pielęgnowania pasji. Można by nawet pokusić się o wykonanie ankiety wśród ludzi, którzy osiągnęli w życiu sukces, i pewnie ta właśnie wartość byłaby oceniana najwyżej. Sukces zazwyczaj idzie w parze z pieniądzem, więc niejeden powie, że łatwo jest się realizować, gdy kogoś na to stać. Na to ja przytoczę kolejną świetną myśl mojego rozmówcy z rogatą duszą: „Warto realizować swoje plany i marzenia i broń Boże nie zmieniać w trakcie działania marzeń, lecz środki, jakimi te marzenia osiągniemy”. Nie zawsze przeszkodą w realizacji planów są ograniczone zasoby. CZAS. Tak, tego może nawet bardziej brakować. Beata Mitas dopiero niedawno znalazła CZAS na to, aby zmaterializować swoje marzenie – zrealizować autorską kolekcję bielizny. Cieszę się podwójnie, bo o kolekcji słyszałam dawno temu i nareszcie się doczekałam, a dodatkowo jestem dumna, że projektantka wybrała nasze czasopismo jako pierwsze do tego, aby pochwalić się swoim najnowszym dziełem, autorską kolekcją bielizny ONLY BLACK. Mam cichą nadzieję, że za sprawą podjętej z portalem Sportowe Beskidy współpracy częściej będą do nas zaglądać kibice. Na początek redaktor naczelny Sportowych Beskidów Marcin Nykiel przepytał na okoliczność związków z naszym regionem znanego telewizyjnego komentatora sportowego Bożydara Iwanowa. Niedawno miałam przyjemność zostać zaproszoną na wernisaż wystawy połączony z prelekcją o podróży, jaką odbył Krzysztof Cieślawski po Ameryce Południowej. Mały fragment sporej dokumentacji zdjęciowej oraz „Dzienników z podróży” znalazł się w tym numerze. Sporo miejsca poświęcamy tym razem kulinarnemu obliczu stolicy Podbeskidzia. Po liczbie i jakości restauracji, które w ostatnich latach powstały, wydawać by się mogło wręcz, że Bielsko-Biała gastronomią stoi. I chyba sporo w tym prawdy. Być może powoli tradycja świątecznego domowego stołu przenosi się do wnętrz wysmakowanych restauracji? Tą refleksją życzę Wam, Drodzy Czytelnicy, Wesołych Świąt, gdziekolwiek i jakkolwiek zamierzacie je spędzić. Redaktor Naczelna Agnieszka Ściera
QR CODE
Wygenerowano na www.qr-online.pl
JESTEŚMY NA
I TU
FOTO: Anita Szymańska, makijaż Beata Bojda, sukienka Jacpot/Cottonfield
na wstępie
7
24-27 | Tajemnice serca dwumiasta
34-37 | Senses S/S 2014 Natasha Pavluchenko
28-33 | Foto: Łukasz Kitliński
58-60 | Bożydar Iwanow: W Beskidach jak u siebie
Okoliczności
10-11 Wydarzyło się 12 Polecamy 78 Pomagamy: oddaj swój 1%
Ludzie 14-17 20-21
Krzysztof Hankus. Rogata dusza Samochód Kiepury Rozmowa z Adamem Grzędzielem, kolekcjonerem zabytkowych samochodów, właścicielem OLD TIMERS GARAGE.
Polski Biznes w Regionie 18-19
FARO – Biznes z ludzką twarzą
Felieton na kolanie 22-23
Reportaż 24-27
Foto
28-33
38-43 | ONLY BLACK czarny jest kobietą
Roman Kolano. Wejście smoka
Tajemnice serca dwumiasta Zaglądamy za kulisy Teatru Polskiego w Bielsku-Białej
Łukasz Kitliński
Fashion 34-37 38-43
46-47 | Naturanga. Salon masażu tajskiego.
Sport Senses S/S 2014 Natasha Pavluchenko ONLY BLACK Czarny jest kobietą Premiera wymarzonej kolekcji bielskiej projektantki bielizny
Uroda i Zdrowie 44 45 46-47 48-49
Kulinaria
66-69 | Nie zza firanki
Testujemy zabiegi kosmetyczne – Instytut Ideallist. Zachować twarz Zbadaj słuch u dentysty lub ortodonty Naturanga. Salon masażu tajskiego Akademia Piękna Glazel. Uczyń krok w stronę piękna
50-51 Nasz test. Uczta dla zmysłów w Dworek New Restaurant Testujemy samego szefa kuchni Mirka Drewniaka 52-53 Klub 86 & Naleśnikarnia Suzette Przepisy na wyśmienite naleśniki 54 Polecamy. Gdzie dobrze zjeść 55 Przepis na żurek 56 Kawa i nie tylko 57 Przepis na mazurek świąteczny pomarańczowo-migdałowy
58-60 W Beskidach jak u siebie. Redaktor Naczelny Sportowych Beskidów pyta komentatora sportowego Bożydara Iwanowa o jego związki z naszym regionem 61 Moda na badminton
Podróże 62-63 64-65
Lęk przed lataniem Dzienniki z podróży Krzysztofa Cieślawskiego po Ameryce Południowej
Nie zza firanki 66-69
Ugotowani w artystycznym sosie Tym razem podglądamy mieszkanie fotografa Łukasza Kitlińskiego, autora zdjęcia na naszej okładce
Architektura & Design 70 71 72-73
Architekci wnętrz dla Marbetu Spełniając marzenia Praca agenta nieruchomości Diabeł tkwi w szczegółach
Inicjatywy 74 76-77
8
foto: Adrian Lach, Ula Kóska, Iwona Wolak, Łukasz Kitliński, Krzysztof Dubiel, 2B STYLE
SPIS TRESCI
na wstępie
Głos Młodzieży Plac zabaw czy... nudy?
REKLAMA
9
okoliczności
foto: Jaro
WYDARZYŁO SIĘ
Mamy nową Miss Polonia Podbeskidzia 2014
foto: Krzysztof Handzlik
29 marca podczas Gali Miss Polonia Podbeskidzia 2014, która miała miejsce w Kameliowym Zakątku, spośród 12 kandydatek wybrano najpiękniejsze. Miss Polonia Podbeskidzia, Miss Publiczności oraz Miss Paco Lorente została Anita Sikorska, I wicemiss została Daria Mikołajek, II wicemiss Urszula Auguścik, Miss Foto Anna Piela. Imprezę poprowadził prezenter ESKA TV Krzysztof „Jankes” Jankowski. Gwiazdą wieczoru był Bartosz Kuśmierczyk, uczestnik programu The Voice of Poland.
Kolejna Zadymka za nami
foto: Paweł Sikora
Zadymiło w tym roku solidnie. Ponad 50 gości zagranicznych, podobna liczba artystów z Polski. Wystawy, jamm sessions, spotkania, koncerty. A wszystko w ramach XVI Lotos Jazz Festival Bielska Zadymka Jazzowa. Publiczność doczekała się występów światowych gwiazd jazzu takich jak: Diane Reeves, Lize Wright, Abdullah Ibrahim, Pat Martino, Omar Hakim, Billy Cobham. Przysłowiową wisienką na torcie okazało się spotkanie z genialnym plakacistą Rafałem Olbińskim. www.zadymka.pl
„Oczarowani Beskidami” Uroczyście świętowali miłośnicy twórczości Urszuli Miącz-Sobieraj i Wacława Sobieraja ich 40-lecie pracy twórczej. 3 kwietnia Regionalny Ośrodek Kultury w Bielsku-Białej pękał w szwach. Nie zabrakło przedstawicieli władz miasta i kultury. Dzięki mecenasowi sztuki firmie MOKATE z okazji jubileuszu powstał piękny katalog ze zdjęciami prac artystów. www.sobieraj.bielsko.opoka.org.pl
10
Ustrońskie SZAFOBRANIE Moda na wymianę dotarła do Ustronia. W tamtejszym hotelu Muflon 8 lutego odbyła się pierwsza edycja „Szafobrania” czyli wielkiej wymiany ubrań, akcesoriów oraz przedmiotów. W trakcie imprezy odbyło się spotkanie z wizażystkami firmy Mary Kay, prezentacja oferty aromaterapii Hurtowni Orientalnej SAHERA, wystawa szkła użytkowego i oczywiście tytułowe szafobranie. Czekamy na kolejne edycje imprezy. www.orw-muflon.com.pl
WYDARZYŁO SIĘ
foto: 2B STYLE
Spotkanie autorskie z Renatą Piątkowską
Spotkanie autorskie z Dorotą Stasikowską-Woźniak School of Art Visage słynie z organizacji wysmakowanych imprez i spotkań. Spotkanie z autorką „Mandragory” Dorotą Stasikowską-Woźniak okazało się wieczorem magii i czarów. Szefowa polskiej filii Fundacji „Dress For Success” pomagającej kobietom w aktywizacji zawodowej z wdziękiem zachęcała uczestniczki spotkania do lektury swojej najnowszej książki, która już pojawiła się w księgarniach. www.s-artvisage.pl
Renata Piątkowska to znana bielska pisarka książek dla dzieci. Jest autorką m.in. „Opowiadań dla przedszkolaków”, „Opowiadań z piaskownicy”, „Nie ma nudnych dni”, „Z przysłowiami za pan brat”, „Przygoda ma kolor niebieski”. W trakcie spotkania z pisarką młodzi czytelnicy usłyszeli fragmenty najnowszej książki „Wszystkie moje mamy”, dzięki której poznali życie i czyny Ireny Sendlerowej. Wydarzenie odbyło się w Szwedzkiej Kawiarni i Restauracji Delicato.
REKLAMA
FABRYKA FORMY EUFORIA UL. JUTRZENKI 20 (PARTER)
TEL.
693-098-595
FF.EUFORIA-FITNESS.PL 11
okoliczności
POLECAMY
Nowy inspirujący portal School of Art Visage Pierwsza i jedyna na Śląsku i Podbeskidziu szkoła oferująca praktyczną naukę zawodu, poszerzoną o elementy historii sztuki, filmu, stylizacji. Jej misją jest edukacja artystyczna w dziedzinie stylizacji, wizażu, makijażu, charakteryzacji poprzez kształcenie nowej generacji profesjonalistów. Wysoki poziom nauczania zapewnia doświadczona kadra, odnosząca sukcesy na arenie międzynarodowej. Oprócz wiedzy teoretycznej szkoła oferuje praktyki na prestiżowych imprezach o zasięgu ogólnopolskim i międzynarodowym. www.s-artvisage.pl
Big-beat – Marek Karewicz, Marcin Jacobson 2 kwietnia 2014 r. miała miejsce premiera „Big-beatu” – książki, obok której nie będzie można przejść obojętnie! Marek Karewicz – człowiek legenda – dzieli się z Marcinem Jacobsonem swoimi wspomnieniami, które ujmują szczerością, bawią humorem i zaskakują bezpośredniością. Udostępnia też bogatą kolekcję fotografii upamiętniających polską estradę lat 60. i 70. „Big-beat” pozwoli przenieść się w czasie i poczuć na nowo specyficzną atmosferę tamtego szalonego okresu. Nieprawdopodobne historie zza kulis polskiego big-beatu. Z jakiego powodu Niemen nie dotarł na przyjęcie u Roda Stewarta? Dlaczego Budka Suflera występowała na scenie wśród sedesów? Jak przebiegało zakrapiane spotkanie u Karola Wojtyły? Dlaczego jeden ze Skaldów trafił do radzieckiej „psychuszki”? Odpowiedzi szukajcie w książce!
Kupa faktów To kolejna po Kupie wiedzy książka do czytania w toalecie! Pozwól sobie na odbycie edukacyjnej podróży. Niczym król nie wstając z „tronu” czytaj w świątyni dumania. Okupuj terytoria wiedzy. Bądź jak papier toaletowy: chłoń i rozwijaj się. Ta książka zastąpi stosy czasopism i książek w Twojej ubikacji. Podobno wystarczy aż na kilkadziesiąt długich posiedzeń!
12
Nowy portal twórców najpoczytniejszego portalu informacyjnego w regionie bielsko.biala.pl. To prawdziwa kopalnia pomysłów na spędzenie wolnego czasu, zrobienie komuś niespodzianki, na poznanie historii naszego miasta czy poznanie ciekawych ludzi. Twórcy portalu chcą namówić bielszczan do aktywności i dzielenia się swoimi inspiracjami z innymi. www.inspiracje.bielsko.biala.pl
Porada da radę. Tanie latanie Urlop możesz mieć co tydzień, a Europa jest tańsza, niż ci się wydaje. Nadchodzi weekend i nie wiesz, dokąd pojechać? Boisz się korków na polskich drogach, kolejek po gofra nad morzem, lub przepychanek po oscypka w górach? Uwolnij wyobraźnię, obudź marzenia i ruszaj! Wybierz się w sobotę do magicznego Budapesztu, którym zjesz lokalne smakołyki za 15 złotych! W niedzielę leć do majestatycznego Rzymu za jedyne kilkadziesiąt złotych! Znudzony zwiedzaniem? Śmiało udaj się na zakupy do Mediolanu w cenie połączenia PKP do Radomia. Z tą książką zwiedzicie cały świat za naprawdę niewielkie pieniądze!
Life Festival Oświęcim 2014. 25-28 czerwca Pomysłodawcą i dyrektorem artystycznym Life Festival Oświęcim jest Darek Maciborek. Urodzony i mieszkający do dziś w Oświęcimiu dziennikarz muzyczny radia RMF FM postanowił „odczarować” 40-tysięczne miasto, funkcjonujące w świadomości wielu ludzi jedynie w powiązaniu z muzeum Auschwitz-Birkenau. Istotnym elementem Life Festival Oświęcim jest Budowanie pokojowych relacji ponad granicami kulturowymi i państwowymi oraz walka z rasizmem i antysemityzmem To przesłanie ma potężną moc, bo wypływa z miasta kojarzonego powszechnie z największym nazistowskim obozem zagłady. Podczas V już edycji LFO zagrają gwiazdy muzyczne polskiego i światowego formatu. M.in. Zespół Soundgarden, izraelsko-amerykań ska grupa Balkan Beat Box oraz polski zespół Luxtorpeda. Gwiazdą tego rocznego LFO będzie Eric Clapton. www.lifefestival.pl
Największa na Żywiecczyźnie galeria handlowa
Wszystkiego co najlepsze na Święta Wielkiej Nocy, wiosennych nastrojów, ciepłej, radosnej atmosfery, miłych spotkań z Najbliższymi oraz smacznego jajka i mokrego Lanego Poniedziałku życzy
Zeskanuj kod i kliknij lubię to
Chcesz wiedzieć więcej o organizowanych
Dołącz do nas na Facebook-u
przez nas wydarzeniach? Zobacz:
www.
.pl
www.facebook.com/GALERIALIDER
13
ludzie Z Krzysztofem Hankusem, właścicielem Karczmy Rogata w Bielsku-Białej, rozmawia Agnieszka Ściera Zdjęcia: Artur Strąk
ROGATA DUSZA 14
Agnieszka Ściera: Zacznijmy od początku. Miejsce, w którym jest obecnie Karczma Rogata, było kiedyś rodzinnym domem Twoich dziadków. Jak stary jest ten dom? Krzysztof Hankus: Pierwsze plany budynku pochodzą z roku 1896. Na tych planach jest zarówno dolna, jak i górna kondygnacja, z mieszkaniem na górze, które niestety w okresie międzywojennym spłonęło. Ówcześnie wynajmujący to mieszkanie lokator zostawił coś włączone i przez to cały dach się spalił. W efekcie to mieszkanie zostało zlikwidowane. No i tak tutaj sobie moja rodzina mieszkała, mieszkała, mieszkała. Budynek przetrwał dwie wojny światowe.
AŚ: Gdzie są Twoje korzenie? KH: Budynek wybudował mój prapradziadek. Nazywał się Bułka. Ze strony mamy rodzina wywodzi się z Bielska, choć jest rozsiana po Węgierskiej Górce, Porąbce i okolicach. Od strony ojca z kolei rodzina pochodzi z Kóz i Bujakowa. Ale myliłby się ktoś, myśląc, że jesteśmy góralami, raczej daleko nam do góralskiej tradycji. Mój prapradziadek na ten przykład był cieślą-stolarzem. Od zawsze parał się usługami dla innych. Zresztą część mebli, które są obecnie w Rogatej, jest sygnowana jego nazwiskiem, więc najprawdopodobniej on je wykonał. Na przykład ten kredens, który służy teraz za bar.
AŚ: Nacjonalizacja nie objęła? KH: Na całe szczęście nie. Jednak część gruntów należących do mojej rodziny, przyległych do działki, na której stoi dom, została przejęta.
AŚ: Czyli to jest kredens z duszą. Czy duch prapradziadka nie zakrada się tu nocą i nie raczy się trunkami? KH: Nie, nic nie ubyło. (śmiech) Aczkolwiek jakiś czas temu załoga bała się sama wchodzić wieczorem do kuchni, bo
coś podobno straszyło. Ale ja twierdzę, że straszy tylko tych, którzy mają coś na sumieniu. (śmiech) AŚ: Może to ta pani z portretu, który tu nad barem wisi? KH: Tak, to o nią chodzi. To moja ciotka. A przekazy o tym, czy ją ktoś widział, czy nie, są różne. Moja mama ją widziała. AŚ: Czyli ciotka jest takim dobrym duchem tego miejsca? I tu włączyła się do rozmowy mama Krzysztofa: Ona mi się dzisiaj nawet śniła. Zobaczyłam ją przy barze i pytam: „A co ty tu robisz?”. Ona na to: „A robię sobie herbatę”. AŚ: Gdy umarli Twoi dziadkowie, dostałeś ten dom w spadku. Czy nie chciałeś tu zamieszkać? KH: Spadek dostałem po śmierci kuzynki mojej babci, bo do niej należała część domu. Drugą część babcia przekazała mi jeszcze za życia. Oczywiście gdzieś tam kiedyś przeszło mi przez myśl, aby tu zamieszkać. Natomiast, ponieważ wychowywałem się tu jako dziecko, raczej ciągnęło mnie do czegoś innego aniżeli do powrotu do korzeni. Tym bardziej że to było zaraz po studiach, kiedy trochę inaczej myślałem. Podświadomie ciągnęło mnie do tego, aby jednak coś z tym miejscem zrobić. Bo wiadomo, że jeżeli drewniany dom stoi nieogrzewany, to po prostu niszczeje. W 1999 rozpocząłem remont, a w 2000 otworzyłem Karczmę. AŚ: Jak wyglądał ten dzień? KH: To był 1 kwietnia – prima aprilis. (śmiech) Zrobiłem wszystkim kawał, największy chyba sobie, otwarłem. Nie spodziewałem się, że tak naprawdę od pierwszego dnia to chwyci. Na otwarciu, pamiętam, w tej jednej salce, przy nieco innym niż obecnie układzie, zmieściło się sto osób i sześciu grajków góralskich. Tak że była gruba impreza „otwarciowa”. Zresztą imprezy to tutaj były! Pamiętam, że jak o pierwszej w nocy ludzie nie tańczyli jeszcze na stołach, to znaczyło, że o siódmej rano stąd nie wyjdziemy. Ku „uciesze” wszystkich sąsiadów. AŚ: No właśnie, ta fajna tradycja tańczenia gdzieś już odeszła do lamusa… KH: Tak, teraz jest zupełnie inaczej. Patrzę jakby z innej perspektywy, bo nie mam już 20 lat, w związku z tym nie bywam na wszystkich imprezach, może dalej się gdzieś tak tańczy? Ale wydaje mi się, że nie. To był taki okres, że ludzie w bielskich knajpach lubili się bawić. Teraz jest już bardziej statycznie, restauracyjnie.
AŚ: Skąd wzięła się nazwa Karczma Rogata? KH: Nazwa Rogata wzięła się od rogatej duszy. Chciałem, żeby to miejsce było trochę inne niż wszystkie naokoło. Od początku starałem się, aby mimo tego, że jest to budynek drewniany i sugerowałby, że może to być karczma góralska, tak od tej góralszczyzny uciec. W efekcie niewiele z góralami zrobiliśmy tu imprez, po to, żeby stworzyć wizerunek miejsca innego, niekoniecznie typowo regionalnego. To chyba był dobry kierunek, bo w niedługim czasie ta góralszczyzna w postaci karczm góralskich zaczęła rosnąć jak grzyby po deszczu. Poza tym, że zaczynałem razem z Golcami (kiedy oni zaczynali swoją karierę), czyli było ich tutaj dużo słychać, to trudno tu znaleźć jakieś góralskie akcenty, poza oscypkiem. AŚ: Faktycznie, menu też jest rogate. To nie są typowo regionalne potrawy. KH: Na kuchnię staram się patrzeć inaczej. Na warsztacie są potrawy kuchni polskiej szeroko rozumianej, trochę przepisy dopasowujemy do obecnych czasów, starając się wyszukać w nich te najciekawsze składowe i dodając odrobinę czegoś nowego. A to nowy sposób serwowania, a to inne dodatki niż standardowe – jakoś to się wpisuje w naszą wizję miejsca i widzę, że klienci to doceniają. AŚ: Skoro już jesteśmy przy kuchni… Potrawy typu wędliny, mięsa i chleby robicie tu sami? KH: Od samego początku postawiliśmy na swojskie wyroby. Mamy dwa piece chlebowe opalane drewnem, letni w ogródku, zimowy w piwnicy. Początki nie były łatwe. Zanim upiekliśmy pierwszy chleb, zmarnowaliśmy tonę mąki. Ze względów ekonomicznych na jakiś czas zarzuciliśmy ten projekt. Teraz wróciliśmy do tematu i pieczemy chleb, troszeczkę inny niż ten pierwotny. Najprawdopodobniej wprowadzimy go też do sprzedaży na wynos. W dalszym ciągu jednak sprzedaż chleba w naszym przypadku będzie tylko dodatkiem do biznesu. AŚ: To specjalny chleb, którego wyrób oparty jest na starych recepturach? KH: Korzystamy ze starych receptur i robimy ten chleb z różnymi dodatkami – z kminkiem, słonecznikiem i innymi, używamy do tego różnych mąk. W efekcie chleb jest oryginalny. W karcie pokażą się także pieczone przez nas bułki. Będziemy je wykorzystywać do rzeczy, które u nas w kraju są teoretycznie popularne, ale zastosowanie będzie odmienne, jednak to na razie tajemnica, wkrótce będzie można tego skosztować. W każdym razie będą to bułeczki wykorzystywane do przekąsek letnich, do przekąsek piwnych. Takich na ząb, może na dwa. (śmiech) AŚ: Kto jest autorem menu? KH: Wybór menu jest złożonym procesem. Czasem jest tak, że to ja zauważam, że czegoś brakuje albo coś powinno zostać odświeżone. Czasem robi to nasza menadżerka Sabina. I tak naprawdę rzucamy pomysł i dajemy wolną rękę kucharzom. A oni przygotowują jakieś dwie, trzy propozycje, czasem więcej – i z tego wybieramy kierunek, w którym idziemy. Potem dopracowujemy, aby to wszystkim smakowało. Staramy się, aby ta nasza kuchnia była raczej wyrazista, czyli
15
ludzie doprawiona, i żeby potrawy miały charakter. I tak też staramy się je dopracować. AŚ: Restauratorzy zwykle mają swoich zaufanych dostawców produktów, a jak jest w Twoim przypadku? KH: Ja także mam stałych, sprawdzonych dostawców. Warzywa bierzemy z niedalekiej hurtowni, co jest bardzo wygodne, bo nie trzeba robić wielkich zapasów. Podobnie w przypadku mięsa, także mamy lokalnego dostawcę – Zakłady Mięsne Wolas. A jeżeli chodzi o jakieś dodatki gastronomiczne, to firma Dorado albo Makro. AŚ: Czyli w menu nie ma miejsca na dania, których Ty nie lubisz? KH: Nie, nie ma. (śmiech) Ja się tutaj żywię na co dzień. Dlatego też kucharze muszą być zawsze czujni, bo sam testuję, sprawdzam jakość. Oczywiście poszerzam także kulinarne horyzonty, podróżuję i smakuję różne potrawy, także w konkurencyjnych restauracjach. AŚ: Przyznasz, że znacznie poprawiła się jakość bielskiej gastronomii i coraz trudniej sprostać wymaganiom klientów. Jak Ty to robisz? KH: W Bielsku jest kilka takich miejsc, które mają swój styl. Nas wyróżnia to, że skupiamy się na potrawach kuchni polskiej. Jedyne, co jest zapożyczone z zagranicznej kuchni, to sałatka grecka i jedna z naszych zakąsek, rogaccio, której pierwowzorem jest carpaccio, ale nie lubię tego porównania, bo to są płatki polędwicy po naszemu. To wszystkie obce naleciałości, poza tym w menu znajdują się wyłącznie dania kuchni polskiej, naszej słowiańskiej. Nie nawiązujemy do góralszczyzny. Poza tym do procesu powstawania potraw włączona jest cała załoga, a wszystko po to, aby ludzie tu pracujący czuli się współtwórcami tego miejsca. To także związuje pracowników z miejscem i chyba dobrze się tu czują, bo pracujemy w niezmiennej obsadzie od dawna. I kelnerzy, i kucharze są z nami od lat. AŚ: Można Cię czasami jeszcze spotkać za barem? KH: Czasem się zdarza. (śmiech) Ale to głównie dla siebie, gdy jest zbyt duży ruch i nie chce mi się czekać. Gdy otwierałem Karczmę, sam pracowałem za barem. AŚ: Może warto by było wrócić do tej dawnej tradycji? KH: Hm, pomyślę… AŚ: Wiem, że pracujesz nad zmianą wizerunku Rogatej. KH: W końcu zdałem sobie sprawę z tego, że nie wszyscy są moimi klientami. Ktoś może się ze mną nie zgodzić, ale uważam, że każdy biznes, nieważne, czy jest to gastronomia, czy cokolwiek innego, ma jakąś swoją grupę odbiorców i nie można się skupiać na zadowalaniu wszystkich. Trzeba się specjalizować i docierać do tej grupy, w którą się celuje i której się chce. Trzeba sobie zdać sprawę z tego, w którym miejscu się jest, jakie ma się mocne, jakie słabe strony. Trzeba zastanowić się nad sposobem rozwiązania problemów. W związku z tym ja także sobie odpowiedziałem – może późno, ale odpowiedziałem – na pytanie, kto jest moją grupą docelową, i staram się teraz dopasować do tego przekaz marketingowy właśnie tak, żeby wyspecjalizować się i dostosować do tej wybranej grupy.
16
AŚ: Czy to także zapowiedź zmiany wyglądu samej Karczmy? KH: Nie, jeżeli chodzi o wizerunek zewnętrzny, to tak naprawdę niewiele się zmieni. Jedynie odrobinę go dopasujemy do tego, co wymyśliłem. AŚ: Rogata to jednak zaledwie część tego, czym się zajmujesz. KH: To prawda. Specjalizujemy się w obsłudze dużych i bardzo dużych imprez plenerowych. AŚ: Dla jakiej największej liczby osób zorganizowaliście imprezę? KH: Taka największa, zamknięta impreza dla jednej firmy to trochę ponad 3000 osób. Natomiast największym naszym projektem otwartym dla mieszkańców Bielska był festiwal Władcy Ognia, przez który przewinęło się około 50 tysięcy ludzi jednego dnia. To był naprawdę ogrom i potężne przedsięwzięcie. Z perspektywy oceniając, zastanawiam się, co mnie podkusiło, żeby to zrobić. AŚ: A może podkusi Cię znowu? W końcu to była jedna z ciekawszych imprez w Bielsku. KH: Niestety pogoda w pierwszym i drugim roku dała się we znaki. Jednak największym problemem w przypadku organizacji tak dużej imprezy jest zgromadzenie kapitału na jej sfinansowanie. Można oczywiście robić imprezę z nie dopiętym budżetem, ale to do niczego dobrego nie prowadzi. AŚ: Masz głowę pełną pomysłów, to pewnie udało Ci się zrealizować coś nietypowego. KH: Mieliśmy nietypowe zamówienie na imprezę zaręczynową. Zaręczyny miały się odbyć podczas kuligu w Istebnej. Wszystko było już przygotowane. W środku lasu miał czekać kelner przy pięknie oświetlonym i przybranym stoliku, z deserami, świecami. Dla przyszłej narzeczonej miała to być niespodzianka. Wszystko było pięknie, ładnie, ale śniegu nie było. (śmiech) Za to przygotowaliśmy pięknie salę tutaj u nas na górze. Była tylko dla tych dwojga. Z tego, co wiem, dziewczyna się zgodziła, więc chyba było OK. (śmiech) AŚ: A jakieś specjalne zamówienie w Rogatej? KH: Jedną z największych tutaj imprez organizowaliśmy dla firmy T&T. Rok 2004. Impreza przewidziana dla 500 osób. Było to wówczas nie lada wyzwanie. Poprosili o nieco inne menu niż standardowe, jeszcze bardziej wyszukane. Pamiętam, że peklowaliśmy wtedy trzynaście całych udźców, a ponieważ robiliśmy wszystko swojskie, musiało to zostać wykonane w tradycyjny sposób. Udźce miały się peklować przez dwa tygodnie. Zakłady mięsne, z którymi wtedy współpracowaliśmy, użyczyły nam swojej chłodni. Ich główny szef produkcji nie wierzył, że nam z tego cokolwiek wyjdzie, uważał, że nam się to na pewno zepsuje, dlatego proponował nam „szybsze peklowanie”. My jednak się uparliśmy się przy swoim i był mocno zdziwiony, gdy po tych dwóch tygodniach upiekliśmy te udźce i okazały się naprawdę pyszne. I co najważniejsze, nie było w nich żadnej chemii. Tak że było to duże wyzwanie kulinarne, któremu podołaliśmy. Innym wyzwaniem okazało się przygotowanie kolacji dla jednej ze spółek Fiata pod Turynem.
Zostało to o tyle fajnie zorganizowane, że były dwie kuchnie, polska i włoska, i wydawaliśmy posiłki na przemian. My jedną przystawkę, oni drugą, my zupę, oni zupę itd. No i strasznie nas cieszyło, jak te włoskie dania wracały na talerzach, a nasze talerze wracały puste. Serwowaliśmy wtedy Włochom żurek. W innych krajach europejskich nie jada się potraw z zakwasu, bo uważa się, że jest to zepsute. Podobnie było z kiszonymi ogórkami. Na tej imprezie wszystkie tego typu potrawy znikały w mgnieniu oka. Ale hitem były nasze pierogi. Tym zajadali się wszyscy. AŚ: Firma to nie jest całe Twoje życie. KH: Ja już w pewnym momencie dojrzałem do tego, że to nie ja jestem dla „roboty”, lecz ona dla mnie. I tak staram się to wszystko sobie poukładać, żeby móc korzystać jeszcze z czasu wolnego. AŚ: Co w takim razie robisz, gdy nie pracujesz? KH: Jedną z moich pasji jest żeglowanie. Może wilkiem morskim z prawdziwego zdarzenia nie jestem, ale mam kilka takich doświadczeń, których nie powstydziłby się żaden żeglarz. Na przykład rejs dookoła Danii po Morzu Północnym. Płynęliśmy 9 dni non stop w warunkach średnich, jeżeli chodzi o pogodę. Przynajmniej wiatr wiał z dobrej strony. (śmiech) To było naprawdę superwyzwanie. Wszyscy sprawdzili się w tym miejscu. Pływamy stałą, wypróbowaną ekipą. Na jesień planujemy kolejną wyprawę. AŚ: Kochasz też stare samochody. KH: Tak. Miłością odwzajemnioną. Mam już małą kolekcję starych samochodów, która sprawia mi ogromną frajdę. Nie jestem typem faceta, który godzinami siedzi w garażu i grzebie przy aucie, mnie radość sprawia jeżdżenie tymi samochodami.
AŚ: Jak siebie widzisz za 10 lat? KH: Na emeryturze. Będę rentierem. Taki jest plan. AŚ: Fajny plan. Co będzie robił niespełna pięćdziesięcioletni emeryt? KH: Jeszcze mam czas, aby sobie to zaplanować. Chciałbym jednak posiadać własny katamaran i zarządzać firmą z jego pokładu. I generalnie – nic nie musieć. Robię wszystko w tym kierunku, aby w pewnym momencie moja firma mogła działać niekoniecznie przy moim stuprocentowym nadzorze. AŚ: Na koniec naszej rozmowy zapytam Cię o trzy najważniejsze rzeczy w Twoim życiu. KH: Trudne pytanie, to mnie zaskoczyłaś. Całe swoje życie działam tak, aby każdemu móc spojrzeć w oczy. To jest dla mnie ważne. I to jest coś, na co mam wpływ i wydaje mi się, że to mi się udaje. Wiele się podziało w moim w życiu i dlatego ważne dla mnie też jest zdrowie. Staram się o nie dbać. Nie do końca mam oczywiście na to wpływ, ale staram się, na ile to możliwe. Ważne jest dla mnie także to, aby móc się realizować. Staram się też pewne swoje życiowe przemyślenia i doświadczenia przekazywać innym, bo zauważyłem, że wszystko, do czego doszedłem, zawdzięczam przede wszystkim sobie, ale też ludziom, którzy są mi bliscy, których spotkałem na swojej drodze. Dlatego chcę się tym dzielić, aby pomóc innym. Uważam, że każdy jest kowalem swojego losu. Bo każdy ma wpływ na to, co się z nim dzieje, co robi w swoim życiu. Warto realizować swoje plany i marzenia i broń Boże nie zmieniać w trakcie działania marzeń, lecz środki, jakimi te marzenia osiągniemy. AŚ: Dziękuję za rozmowę.
17
foto: arch. FARO
Bożena i Paweł Woźniak
Biznes z ludzką twarzą – Może to zabrzmi jak slogan, ale my tu, w firmie, traktujemy się jak rodzina. Żyjemy swoimi sprawami, lubimy się. Dla mnie to normalne, że pracownika się szanuje, wtedy on też z szacunkiem podchodzi do swojej pracy. A dobra atmosfera przekłada się na jakość firmy – mówi Bożena Woźniak, wspólnie z mężem prowadząca hurtownie fryzjerskie FARO w Bielsku-Białej i Opolu. Tekst: Monika Gaj
Kiedy ponad 23 lat temu, jeszcze jako studenci, za namową teścia (fryzjera – przyp. red.) założyli w Opolu pierwszy sklepik z zaopatrzeniem fryzjerskim, rzeczywistość była zupełnie inna niż obecnie. Fryzjerzy niemal bili się o produkty, które schodziły z półek w mgnieniu oka, ponieważ takie było zapotrzebowanie na
18
rynku. Wówczas sklepy z zaopatrzeniem salonów fryzjerskich istniały wyłącznie w kilku większych miastach. – Nasz pierwszy sklep był bardzo malutki i zaraz po otwarciu sprzedały się wszystkie produkty – wspomina pani Bożena. – Dlaczego Opole? Ja pochodzę z Żywiecczyzny, a tam studiowa-
łam i poznałam mojego męża. Dopiero po jakimś czasie zdecydowaliśmy się przenieść do Bielska-Białej i teraz tutaj mieszkamy i mamy swój drugi sklep. W międzyczasie w Opolu powiększyliśmy oddział i tak wraz z mężem kursujemy między tymi dwoma miastami – kontynuuje Bożena Woźniak.
dzenie zaopatrzenia dla salonów nie kończy się na dostarczeniu im produktów, a wręcz przeciwnie, naszym zadaniem jest ciągłe poszukiwanie lepszych rozwiązań, zdrowszych kosmetyków, szkolenia dla fryzjerów, organizowanie konferencji tematycznych. Osoby pracujące u nas są tu po 15-17 lat i o fryzjerstwie wiedzą już chyba wszystko, dzięki temu mogą naprawdę fachowo służyć wsparciem. Niestety w Polsce jest dość słaby system kształcenia fryzjerów i często klientki na własnej głowie przekonują się, czy dany fryzjer jest dobry, czy po prostu marny – mówi Bożena Woźniak. – Z drugiej strony polscy fryzjerzy są świetni, mają niezwykłe wyczucie stylu, we Włoszech czy w Niemczech robią zawrotne kariery, a na konkursach fryzjerskich zajmują wysokie pozycje. A my chcemy otaczać się ludźmi kreatywnymi, bo to daje niesamowitą energię do działania – dodaje współwłaścicielka FARO. Właściciele firmy stawiają na biznes o ludzkim obliczu i cenią relacje rodzinne. Jako mąż i żona pracują ze sobą od ponad 23 lat i przez ten czas wykształcili sposób na przebywanie razem 24 godziny na dobę. Ona z głową pełną pomysłów, jak sama mówi, „w gorącej wodzie kąpana”, i on, spokojny, wyważony, realnie patrzący na pomysły żony. – W wolnych chwilach podróżujemy, to jest nasza pasja i sposób na
W wolnych chwilach podróżujemy, to jest nasza pasja i sposób na spędzanie czasu razem poza firmą. Uwielbiamy poznawać inne kultury, ludzi, delektować się smakami egzotycznych potraw i cieszyć oczy widokiem nieznanych nam krajobrazów. Nie gonimy za wszelką cenę za luksusem, potrafimy docenić to, co nam życie dało, i cieszyć się swoją obecnością – podsumowuje pani Bożena.
spędzanie czasu razem poza firmą. Uwielbiamy poznawać inne kultury, ludzi, delektować się smakami egzotycznych potraw i cieszyć oczy widokiem nieznanych nam krajobrazów. Nie gonimy za wszelką cenę za luksusem, potrafimy docenić to, co nam życie dało, i cieszyć się swoją obecnością – podsumowuje pani Bożena. – Plany na przyszłość? Te zawodowe to na pewno większe otwarcie się na klientów detalicznych. Chcemy też otworzyć centrum szkoleniowe i skupić się na edukacji fryzjerów pod kątem psychologii. Na pewno będziemy kłaść nacisk na jeszcze lepszą obsługę salonów fryzjerskich, a na spokojnie myślimy nad kolejnym oddziałem. Jeśli wystarczy czasu – śmieje się pani Bożena. Pracownicy FARO
foto: arch. FARO
Skąd wzięła się nazwa firmy? Początkowa nazwa „Hairstyle” była podobna do wielu innych. – Spędzaliśmy wówczas urlop na Gran Canarii i wszędzie na kierunkowskazach pojawiało się jedno słowo: „faro”, czyli latarnia morska. Gdy rozważaliśmy symbolikę nazwy, czyli miejsce wskazujące kierunek innym, tak bardzo spodobało się nam to słowo, że tak właśnie postanowiliśmy nazwać naszą działalność – mówi Paweł Woźniak, współwłaściciel firmy. Hurtownia w Bielsku-Białej zaopatruje wiele salonów fryzjerskich, których właściciele ceną sobie jakość obsługi, jaką daje im FARO. Właścicielom firmy obcy jest agresywny marketing za wszelką cenę. Ich motto: „Zdrowe i piękne włosy”, realizowane jest poprzez wysokiej jakości produkty i silne wsparcie dla salonów, mające postać ciągłych szkoleń dla fryzjerów. Dzięki temu podnoszą poziom fryzjerstwa, zapraszając ekspertów w koloryzacji i pielęgnacji włosów. To, co wyróżnia FARO na tle podobnych firm, to ogromna wiedza, doświadczenie, znakomicie wykształcony personel i serce oddane temu, co się robi. – Usługa w salonie fryzjerskim nie może być dziełem przypadku. Ile razy zdarza się tak, że klientki wychodzą od fryzjera niezadowolone z efektu, ponieważ oczekiwały czegoś innego, ale fryzjer nie był w stanie sprostać ich wyobrażeniom? My uważamy, że prowa-
19
ludzie
Samochód Kiepury Adam Grządziel, psycholog, projektant, scenograf, scenarzysta, kolekcjoner zabytkowych samochodów, właściciel OLD TIMERS GARAGE, podróżnik. Rozmawia Ewa Krokosińska-Surowiec.
fot. arch. Adam Grządziel
nia. Zaraz po urodzeniu poczułem, że lubię tu być. A potem było tyle atrakcji, które trwają do dziś.
Ewa Krokosińska-Surowiec: Adam Grządziel – psycholog, projektant, scenograf, scenarzysta, kolekcjoner zabytkowych samochodów, właściciel OLD TIMERS GARAGE, podróżnik. To wszystko pasje, alternatywne sposoby na życie czy ciągłe wędrówki, poszukiwania? Wszak jesteś też podróżnikiem. Czy któraś z tych pasji jest nadrzędna w stosunku do pozostałych? Adam Grządziel: A czy można kochać własne dzieci w większym czy mniejszym stopniu? Miłość jest zero-jedynkowa. Albo jest, albo jej nie ma. Miłość może się różnie spełniać, realizować, w różnych chwilach może być inna. Tak samo jest ze wszystkim, co robimy. Z pasją. EKS: Która była najpierw? AG: Pierwsza na pewno była pasja życia. Już pierwszego dnia, czyli nomen omen 22 lipca… Wtedy to było święto odrodze-
20
EKS: Bakcyl zamiłowania do zabytkowych samochodów zaszczepił Ci, zdaje się, Twój ojciec? Połknąłeś go od razu? AG: Samochody w naszej rodzinie są ważne przynajmniej od paru pokoleń. Były zawsze gdzieś obok i oczywiste było, że zawsze na jakiejś płaszczyźnie ktoś się nimi zajmuje. Jedni członkowie rodziny brali udział w wyścigach, inni naprawiali i ulepszali pierwsze pojazdy, inni malowali i fotografowali. A wszystkich łączyło to, że lubili lub musieli podróżować. Przemieszczać się. A wtedy docenia się samochód jako często namiastkę domu. Do dziś jestem bardziej związany z samochodami niż miejscami. Tak więc w żyłach członków naszej rodziny płynie benzyna, oczywiście z wieloma innymi frakcjami, ale to już inna opowieść. EKS: Najcenniejsze okazy w Twojej stajni? AG: Moje samochody nie mają cen. Koszmarem byłoby budzenie się i sprawdzanie, jak na aukcji stoją poszczególne modele. Cenne są tylko wspomnienia i sentymenty, bo tych nie można kupić. Na pewno więc cenniejszy jest dla mnie pojazd, w którym wydarzyły się jakieś fajne przygody, niż faktycznie wysoko notowany, limitowany model, tylko że bez historii. EKS: Właśnie – każda zabytkowa rzecz, zabytkowy samochód ma swoją historię. Czy znasz historie swoich starych samochodów? AG: Szukanie kontekstu historycznego jest najciekawsze w tej, jak i każdej innej dziedzinie. Wydarcie jakiegoś artefaktu z otoczenia powoduje obniżenie jego wartości. Samochody,
zresztą tak jak inne przedmioty, cieszą się tym większym zainteresowaniem, im więcej wiemy – kto był właścicielem, jaką rolę spełniały i gdzie. Poszukiwanie tych informacji jest niezwykłym doświadczeniem, okazją do poznawania ciekawych ludzi. I jest w tym coś z rozwiązywania zagadek, łamigłówek. Satysfakcja przychodzi, gdy zna się już finał. EKS: W takim razie które samochody z Twojej kolekcji są najciekawsze? AG: Do najciekawszych mogę zaliczyć forda T1 z 1923 – czarny klasyk, Forda T speedster z 1914, kolekcję cadillaców z lat pięćdziesiątych, unikat – rządowy ZIL111 kabriolet, jeden z pięciu, które zachowały się z serii wyprodukowanych jedenastu sztuk. Jest też kultowy DeLorean znany z filmu „Powrót do przyszłości”. Unikatowy pontiac silver streak z 1938, należący kiedyś do Jana Kiepury. Lubię też marki, które już nie istnieją, jak Mash i Hudson, z lat 30., prawdziwe perełki z czasów Ala Capone. EKS: Czy samochody mają duszę? AG: Z pewnością… NIE. Usiłujemy samochody spersonifikować. Dajemy im imiona. Ale one zawsze pozostaną tylko samochodami. Niemniej zostawiamy w nich naszą energię, złą i dobrą… Zostaje w metalu pamięć kłótni i miłosnych uniesień. Nośnikiem jednak jest tylko pamięć. Nasza i innych, którzy po latach będą szukać okruchów i wspomnień z naszego życia. Oczywiście jest coś, co stanowi o tym, że w jednym pojeździe czujemy się lepiej, a drugi wydaje się feralny. To samo jest z domami. Nie ma w tym magii, jedynie fizyka, chemia i inne opisywalne naukowo zjawiska, o których jeszcze może nie wiemy. Na wszelki wypadek zalecam, żeby w każdych okolicznościach zachowywać się przyzwoicie, co wcale nie wyklucza szaleństwa.
się dowiedział i ma o czym pogadać ze znajomymi. Tak więc jesteśmy wszędzie tam, gdzie nas zaproszą, choć najlepiej wpaść do nas, bo skomplikowana dekoracja i, jak powiedziałaś, specyficzna atmosfera miejsca, czyli OLD TIMERS GARAGE, jest nie do przeniesienia. EKS: Które miejsca na świecie najchętniej odwiedzasz? AG: Jerozolimę i Nowy Jork. Cudownie jest wracać do miejsc, gdzie zna się każdy kamień, ale równie cudownie odkrywać nowe. I często trudno dokonać wyboru. Z wiekiem faktycznie się to zmienia i mając już poczucie, że wszystkich dróg i tak się nie przejedzie, wraca się do tych, po których się jeździło za młodu. Ot, życie. EKS: Twoja córka również kocha to co Ty? Stare samochody, teatr, podróże? AG: Samo się zrobiło. Widać zadziałały geny. A muszę powiedzieć, że nic na to nie wskazywało. Ostatnie lata jednak pokazały, że nie ginie ziarno rzucone w ziemię. Zawsze jakoś zakiełkuje i teraz faktycznie przeżywam okres cudownego kontaktu z córką i z radością obserwuję jak się rozwija, jak szuka własnej drogi w oparciu jednak o to doświadczenie, które nazywamy TRADYCJĄ. Bo najważniejsza jest właśnie tradycja. A u nas to właśnie tradycja motoryzacyjna i tradycja chęci poznawania ludzi, czyli psychologia. EKS:Dziękuję za rozmowę i mam nadzieję, że OLD TIMERS GARAGE będzie gościł w Bielsku ze swoimi spektaklami. AG: Welcome.
EKS: Stworzyłeś klub OLD TIMERS GARAGE, który znajduje się w Katowicach Piotrowicach, po drodze z Bielska-Białej do Katowic. Miejsce, gdzie w unikalnej scenerii, wśród akcesoriów samochodowych, fragmentów zabytkowych samochodów, można posłuchać dobrej muzyki i nie tylko. W OLD TIMERS GARAGE można obejrzeć również spektakle teatralne. Tu można zdrowo się uśmiać, wzruszyć i pomyśleć. Czy OLD TIMERS GARAGE planuje występy gościnne swojego teatru, na przykład w Bielsku-Białej? Wiele teatrów tak działa. AG: Nasze spektakle często wędrują po różnych scenach. Są chętnie zapraszane, bo to teatr dla ludzi. Spektakle są mądre, ale maksymalnie zabawne. Pozwalają dostrzec magię teatru, jego inność. I najbardziej mnie cieszy, kiedy ktoś wychodzi zadowolony i przekonany, nieraz po raz pierwszy w życiu, że w teatrze się nie nudził, że śmiał się do łez. Ale też czegoś
fot. arch. Adam Grządziel
EKS: Jesteś psychologiem. Czy tworzysz portrety charakterologiczne osób na podstawie tego, jakimi autami jeżdżą? AG: Intuicyjnie robimy to wszyscy. Oceniamy siebie po wyglądzie, ubiorze, stylu życia, gadgetach, w tym również po samochodach. Jedni robią to lepiej, inni gorzej. Dla jednych to obiektywna standaryzowana wiedza, na przykład właśnie dla psychologów czy złodziei, dla innych jest to rodzaj talentu, który pomaga w pracy. Przydaje się to, ale proszę nie wpadać w pułapki myślenia, że każdy właściciel upodabnia się do własnego psa, bo bywa i odwrotnie.
21
felieton na kolanie
Roman Kolano. Zdjęcie nieznanego autora ze szczęśliwego dzieciństwa bez smoka.
Co można kupić za 200 000 złotych? Większość zapewne odpowie – dobre auto. Można też kupić wycieczkę dookoła świata, małe mieszkanko, 13 ton parówek, zegarek itd. Urząd Komisji Nadzoru Finansowego podał, że tyle właśnie wynosi utrzymanie dziecka do 18 roku życia. Ktoś przezorny może szybko skalkulować, że za taką kwotę można też kupić 20 000 prezerwatyw. W tym kontekście prążkowana guma może nas uchronić przed o wiele większym wydatkiem. Oczywiście są to dane szacunkowe, zarówno dla bogaczy, jak i biedaków, niemające nic wspólnego z rzeczywistością. Niezorientowa-
22
rys. dziecko
rys. ojciec
Wejscie smoka
nych informuję, a przerażonych uspokajam. Kwotę można, a nawet trzeba podzielić na raty. Trudno wciskać niemowlakowi do becika taką bułę kasy na akademik, gdy jeszcze nie odróżnia czapki od pieluchy. Najczęściej na taki interes, z góry skazany na bankructwo, decydują się ludzie niezamożni. Jeżeli posiadamy jakieś zaskórniaki, zanim wydamy je na wypasiony samochód, zastanówmy się, on przecież nie będzie płakał w nocy, że boi się sam spać w ciemnym garażu, nie podrapie ściany, nie pogryzie pilota, nie zdewastuje kanapy, nie potarga firanki. Jednak auto nie zmieści się pod pierzyną, nie ma gilgotek i na pewno się nie uśmiechnie. Taki słodki maluch to nie tylko wydatki i utrapienia. Dziecko dostarcza również chyba najtańszej rozrywki, na dodatek zupełnie legalnej. Odurzanie tymi oparami, które zamraczają umysł, nie wzbudza tylu sejmowych dyskusji, co dewastujące zdrowie używki. Wystarczy zmienić pieluchę. Bywają odloty. „Dzieci i ryby głosu nie mają”. Z tym stwierdzeniem zgodzić się nie mogę, przynajmniej w połowie. Dzieci mają głos bardzo donośny i niczym nieskrępowany. Drą się, gdzie chcą i ile chcą. Skąd takie decybele w takim małym ciałku? Niektóre dzieci, choć nie czytały jeszcze o jerychońskich trąbach, to jednak w naturalny sposób usiłują skruszyć mury falami dźwiękowymi. Do neutralizacji tych podrażniających układ nerwowy drgań służy kawałek miękkiej gumy przytwierdzony do uchwytu, zwany potocznie smoczkiem. Zawsze się gdzieś potoczy. Dlaczego ten cudowny wynalazek nazywany jest smoczkiem? Może w prehistorycznych czasach, żeby uspo-
koić dziecko, straszono je schwytanym małym smokiem? Nie wiadomo, kto był bardziej przerażony, smoczek czy ryczący maluch. Taki niewinny niemowlak musiał być dla małego smoka prawdziwym, strasznym wielkoludem. Sflaczałym nieszczęśnikiem korkowano fale dźwiękowe o bardzo nieprzyjemnej częstotliwości. Dzisiejszy smoczek to musi mieć odwagę, żeby stawić czoła takiej ryczącej otchłani. Dziecko emituje także fale o irytującym natężeniu i nieprzyjemnej wibracji, kiedy wychodzą mu zęby. Pierwsze zęby, które wypadną, zabiera dobra wróżka Zębuszka, wkładająca rankiem dziecku pod poduszkę pieniążek wyciągnięty wieczorem z naszego portfela. Nikt nikogo za rękę nie złapał, ale proszę uważać, ja nie dopilnowałem. W przyrodzie jednak nic nie ginie, i tak trzeba będzie przeznaczyć tę kasę na borowanie. Dziecko kładzie się czasem niepostrzeżenie na podłodze i liże. Jakaż wspaniała perspektywa! Kładziesz się na talerzu wielkim jak świat i degustujesz egzotyczne przyprawy z czterech jego stron. Zapomnij o kelnerze z rachunkiem. W kurzu nie ma konserwantów, polepszaczy, ulepszaczy. No, może się w kuchni na podłodze trafić trujący E-220, który wypadł z lodówki w postaci pasztetówki, i czasem trochę sierści z kota w kącie. Nasze dziecko dużo kosztuje. Nawet bardzo dużo. Widać nawet, że mu smakuje. Kurz przecież nic nie kosztuje, tym bardziej 200 000 zł. Oprócz tego wzbogacamy dietę marchewką, kalafiorem, ziemniakami i ryżem. Przeczytałem niedawno, że w USA babcia urodziła własnego wnuczka. Był to już drugi przypadek. Jedna kobieta będzie obchodzić Dzień Babci i Dzień Matki i otrzyma laurkę od swojego dziecka, które jest równocześnie jej wnuczkiem. Nie dziwię się, że dzieci tak ryczą, gdy na świat przychodzą. Nie nadążam za tą technologią. Niedługo mężczyźni po menopauzie też będą mogli rodzić dzieci. Ponoć jest wyznaczona nawet jakaś duża nagroda finansowa dla pierwszego mężczyzny, który urodzi dziecko. Na miejscu tych dowcipnych sponsorów chwyciłbym się za kieszeń. „In vitro” – żeby po łacinie takie rzeczy robić?! Sodomia i Gomoria! „In vitro” znaczy „w szkle”, no jak jest coś w szkle, to łatwiej o zbliżenie i nie musi to być nawet w laboratorium, chyba że to jest jakaś młoda farmaceutka na stażu. To całkiem miłe doświadczenie można przeprowadzić po pracy, w naturalnych warunkach, jeżeli laborantka skończyła pracę. Ponoć można nawet wybrać cechy dziecka, jakie chcemy, żeby miało. Coraz łatwiej wyobrazić sobie przepis na człowieka, jak na szarlotkę albo zupę cebulową. Muszę sprawdzić, bo może w internecie można już coś takiego zamówić. Staroświecki podział na dziewczynki i chłopców odchodzi powoli do lamusa. Fraszka Sztaudyngera „Płeć”: „Ta mała różnica/ Właśnie nas zachwyca” – traci nieodżałowanie na aktualności. Mam nadzieję, że te słowa staną się manifą ostatnich degeneratów – heteroseksualnych mężczyzn i seksownych kobiet, w ostatnim siedlisku dekadencji. Nie mam pojęcia, jakie dzieciństwo mieli twórcy nowych ideologii. Ja miałem szczęśliwe, może dlatego, że bawiłem się patykiem, piaskiem, kamieniami i błotem. Dzisiaj bawiłbym się barwionym chińskim polipropylenem, wytapianym przez biedne dzieci dla bogatych. Z trwogą spoglądam na lalkę Barbie, z której reklamami w telewizji i prasie toczę nierówną walkę. Jeszcze trochę i sam sobie kupię taką dmuchaną, do dmuchania.
Pierwsze zęby, które wypadną, zabiera dobra wróżka Zębuszka, wkładająca rankiem dziecku pod poduszkę pieniążek wyciągnięty wieczorem z naszego portfela. Ja tam mogę się przyznać – mamy dziecko – ja z żoną, tzn. mąż z żoną, tzn. mężczyzna z kobietą. Niedługo będą nas palcami wytykać w dużym mieście. U nas w małej wsi to wszyscy się znają. Po co się robi dziecko – po ciemku. Zwyczaj robienia dzieci po ciemku znany jest od bardzo dawna. Powstał, kiedy jeszcze było ciemno. Kiedyś nie było elektryczności, ale między kobietą a mężczyzną zawsze iskrzyło. Bywało nawet, że najpierw go popieściła, a jak już zaczęło dochodzić do spięć, zaczęła kopać. Wszystkie dzieci nasze są – oczywiście, ale już wydatki na te dzieci to osobista sprawa każdego z nas. W naszym państwie prawa państwo nie ma prawa się do nich wtrącać. To zadanie do rozwiązania dla każdego obywatela ze średnią krajową: jak to zrobić, żeby na dziecko wydać więcej, niż się zarobiło: na żłobek, przedszkole, podręczniki, kredki i często na lekarza. Ewentualnie państwo może wspomóc nas kontrolą z urzędu, czy aby bieda nie zagraża dziecku. Dziecko może być w różnym wieku, na przykład w XII dzieci traktowano jak małych dorosłych, tak też ich przedstawiano na obrazach lub rzeźbach. W literaturze nie, bo wszystkie literki były tej samej wielkości. Dziecko to był taki pomniejszony dorosły, coś jakby miniaturka. Dopiero dzisiaj takie ujęcie dziecka ma pewne uzasadnienie. Ubranka, butki, czapeczki, skarpeteczki kosztują tyle co ubrania, buty, czapki, skarpety – w cenie jak dla dorosłego. To cudowne patrzeć, jak dziecko się rozwija. Najczęściej zwija się w kołdrę lub koc, rzadziej w dywan. Po kilku minutach, kiedy zrobi mu się ciepło i braknie tchu, rozwija się. Miło patrzeć z niekłamaną ulgą. Zresztą kto z nas nie ma czasem ochoty wytarzać się w błocie, najeść piachu albo przywalić beztrosko w nos silniejszemu i głupszemu koledze? Zastanawiam się, dlaczego ludzie mają dzieci. Jest w tym jakaś tajemnica. Może niektórzy nad tym się nie zastanawiają, po prostu mają i już. Inni nie chcą mieć i nie mają. Jeszcze inni są niezadowoleni, że mają, lub inni są niezadowoleni, że nie mają, a chcieliby mieć. Nigdy nie wiadomo, co nam los przyniesie i co dziecko zmieni w naszym życiu. Nie wiemy też, jak zmienia nas to, że nie mamy pociech. Nie mamy żadnej wiedzy, czego nam braknie, czego będzie za dużo, o co trzeba będzie walczyć, co umrze śmiercią naturalną, co pojawi się nowego. Nie wiadomo, z czego trzeba będzie zrezygnować, a co nas nieprzyzwoicie wzbogaci. Może los obdarzy nas uśmiechniętym szczęściem, którego nie da się kupić za żadne pieniądze.
23
reportaż
Tajemnice serca dwumiasta
Próba generalna do spektaklu „Latający Cyrk Monty Pythona”.
24
Kostiumy pokryte patyną czasu. Bajkowe trzewiczki wiekiem sięgające początku wszystkiego. Budzik, który wyznacza rytm dnia od kilkudziesięciu lat. Monotonny dźwięk maszyn do szycia. Cisza, skupienie, pewna nabożność, która towarzyszy wysokiej kulturze. Przeszłość, która przenika teraźniejszość i nie boi się nowoczesności. Talent i charyzma. Tu nie ma miejsca na bylejakość. Tu czuje się prawdziwy powiew historii i szacunek do sztuki. Teatr Polski w Bielsku-Białej. Kurtyna w górę… tekst: Katarzyna Górna-Oremus, zdjęcia: Adrian Lach – Tu łączą się dwa światy. Współczesność, która przenika to, co w teorii odeszło do lamusa. Teatr jest otwarty na nowego widza. To, co dzieje się na scenie, idzie z duchem czasu. Na zapleczu wszystko zaś pozostało bez zmian. To chyba tajemnica sukcesu – mówi Maria Dyczek, charakteryzatorka, pierwsza uczennica mistrza Ryszarda Palucha, a także najdłużej pracująca (od 1963 roku) pracownica Teatru Polskiego w Bielsku-Białej. Teatr Polski w Bielsku-Białej jest miejscem, w którym przenika się wiele zawodów i pasji. Efekt współpracy kilkudziesięciu ludzi olśniewa każdego, kto zasiądzie w zabytkowym miejscu, które nie bez kozery bywa nazywane przez wielu sercem miasta. Spektakl to wypadkowa pracy wielu osób. Nie tylko aktorów, ale także tych, którzy dla widza pozostają niewidzialni. Choć mają realny wpływ na spektakl. Można jednak przekroczyć tę cienką granicę, która dzieli końcowy efekt od tworzącej go ekipy, i dotrzeć do samego źródła. To tutaj rozpoczyna się magia teatru… Pracownie krawiecka, malarska, charakteryzacji, rekwizytornia, magazyn kostiumów. Garderobiane, inspicjentki, oświetleniowcy, dźwiękowcy, bileterki, portierzy. Biuro obsługi widza, marketing, dział administracji. Aktorzy, kostiumolog, choreograf, scenograf, reżyser. Bezkompromisowy dyrektor, który odpowiada za logistykę, czuwający nad tym, aby machina działała bez zarzutu. Jak wygląda teatr z nieco innej perspektywy? Widziany oczami nie tylko widza, ale także obserwatora tego, co dzieje się za kurtyną? Jak wygląda miejsce, które niegdyś uważane było za najlepszą scenę prowincjonalnych Austro-Węgier, a w okresie międzywojennym było jedyną w Polsce zawodową sceną niemiecką, zachowując niezmiennie wysoki poziom, i do dziś cieszy się szacunkiem wśród publiczności? Czasami nie da się uchwycić wartości teatru. Opisać słowami. Tkwi ona w samych ludziach. Ich zdolnościach. Talencie, który przenika całe ich jestestwo. Czarodziejki bielskiej sceny Budzik, który wyznacza rytm dnia. Wycisza, mobilizuje do działania, przywołuje do porządku. Jest synonimem lat, które przeminęły, a także nadziei na lepsze jutro. Skromny, ni-
czym niewyróżniający się mały zegar, jakich pełno niegdyś było w naszych domach i które wciąż zapewne można odnaleźć na strychach, skrzętnie ukryte przed światem i zastąpione przez najnowsze technologie mierzenia czasu. Zegar, który dla wielu jest spoiwem łączącym to, co przeminęło i wciąż trwa, z tym, co nowe i zrozumiałe dla współczesnego człowieka. Proste urządzenie, które łączy dwa światy stanowiące w konsekwencji jeden – krainę magii, gdzie wszystko jest możliwe. Gdzie spełniają się marzenia, a piękna kobieta może stać się wiekową wieszczką. Pracownia na piętrze jest miejscem, w którym się odpoczywa. Ostateczny kształt nadał jej nieżyjący już Ryszard Paluch, który dla wielu pozostanie niedoścignionym mistrzem. Pracownia charakteryzatorska jest obecnie świątynią Marii Dyczek oraz Alicji Kocoń. To właśnie do nich w pierwszej kolej-
25
reportaż
Na straży Teatru Polskiego w Bielsku-Białej stoją portierzy, którzy dbają o bezpieczeństwo pracowników.
Aktorka Anna Guzik oraz charakteryzatorka Maria Dyczek trakcie przygotowań do kolejnej sceny w „Balladynie”.
ności trafiają aktorzy przed spektaklem. Panie zaś zmieniają ich wygląd w zależności od roli, w którą się wcielają. Młodzi za ich sprawą stają się starymi, a piękni odpychającymi. Potrafią wiele. Są przy tym bardzo skromne. Choć bardzo doświadczone. Pani Maria w teatrze pracuje ponad pół wieku, a pani Alicja od 1981 roku. Jak same twierdzą, fachu, który łączy w sobie fryzjerstwo, perukarstwo, wizaż i stylizację, uczyły się od samego mistrza Ryszarda. Jego duch wciąż unosi się w pracowni. To od niego nauczyły się techniki, którą wynalazł – przygotowania peruk na żyłce. Podkreślają, że to właśnie on wprowadził wiele zmian, które przetrwały po dzień dzisiejszy. Z nostalgią wspominają także koleżankę Alicję Żurek. – To miejsce rodzinne, gdzie każdy znajdzie spokój i wytchnienie. Tu można odetchnąć. Emocje dają za wygraną. Czasami siedzimy w ciszy. Słychać tylko tykający budzik, który przynależy do pracowni. To stały element – przyznają aktorzy.
szłość. Kreacje uszyte specjalnie do sztuk sprzed kilkudziesięciu lat są niemymi świadkami historii.
Skórzane pantofelki księżniczki
Setki przedmiotów. Każdy z innej bajki. Tylko jeden człowiek jest w stanie ogarnąć ten pozorny chaos. Andrzej Gilowski doskonale wie, gdzie można odnaleźć tarczę, kielichy, walizki przywodzące na myśl wariatów, którzy postanowili podbić Dziki Zachód. Pośród tych wszystkich rzeczy jest w stanie wypatrzeć dowolny przedmiot jak igłę w stogu siana. Rybki akwariowe, które hoduje,1 niemo przyglądają się jego wewnętrznemu spokojowi ducha.
Na pierwszy rzut oka niepozorne. Rozmiar 35. Wykonane z pietyzmem, dużą dbałością o szczegóły. To perełka magazynu, w którym można odnaleźć kilkanaście tysięcy kostiumów z różnych epok. Podzielone na męskie i damskie cieszą oczy każdego, kto przekroczył próg miejsca, którym od przeszło 20 lat opiekuje się Krystyna Pestyk. Wszystkie „grały” na scenie. Teraz pokrywają się patyną czasu, dopóki ktoś sobie o nich nie przypomni i nie przywróci im dawnego blasku. – Ludzie chętnie wypożyczają kostiumy. To koszt 36 złotych za trzy dni. Martwię się czasami, gdy ktoś zapomni je oddać. Każdy z nich ma wartość sentymentalną. Powinny wrócić na swoje miejsce – podkreśla Krystyna Pestyk. Magazyn kostiumów jest swoistą bramą, przez którą możemy dojrzeć prze-
26
W pracowni charakteryzatorskiej czas zatrzymał się w miejscu. Tu można wypocząć.
Tu szyje się fraki i suknie marzeń Pracownia krawiecka tętni życiem. Maszyny do szycia sprzed 30 lat. Tkaniny, kostiumy, którym przywraca się świetność, lub te, które dopiero nabierają kształtów. Tuż przed premierą wiele się dzieje. Przymiarki, zmiany, odpruwanie i doszywanie. Anna Wajda i Zdzisław Kajzer od kilkudziesięciu bez mała lat urzeczywistniają to, co powstało w umysłach reżysera i scenografa. Uszycie stroju szlacheckiego z XVIII wieku zajmuje dwa tygodnie, biorąc pod uwagę, że poświęca się na to osiem godzin dziennie. Suknie z XIX wieku podobnie. Takie kreacje wychodzą prosto spod igły mistrzów krawieckich. Rybki i inne tajemnice rekwizytorni
Ostoja spokoju Cisza, spokój, koncentracja. To cechy, którymi mogą poszczycić się Małgorzata Kwak oraz Grażyna Caputa. Garderobiane, które są obecne tuż za sceną, w spokoju oczekują na aktorów, aby pomóc im przy zmianie kostiumów.
Anna Wajda z pracowni krawieckiej to bardzo skromna, ale szalenie utalentowana osoba. Szyje od 30 lat i jest w tym naprawdę genialna. W ciągu jednego dnia potrafi uszyć suknię na bal.
Andrzej Gilowski dba o rekwizyty.
– Niekiedy jest to walka z czasem. Mamy zaledwie kilkadziesiąt sekund, aby przeobrazić aktora. Chyba najwięcej pracy miałyśmy przy spektaklu „Hotel Nowy Świat”, w którym bierze udział stu artystów. W ciągu kilkudziesięciu minut byłyśmy na najwyższych obrotach. Nikt nie wierzył, że uda nam się tego dokonać. Zdążyć na czas, aby aktor wyszedł na scenę we właściwym momencie – wspomina pani Grażyna.
ni guzik. Efekt finalny produkcji jest poddawany próbie. Krytykami są sami widzowie. To oni wystawiają ocenę. Często nieświadomi, że za kurtyną rozgrywa się prawdziwa walka o ich serca i samą sztukę, aby wszystko poszło zgodnie z planem. Nad wszystkim czuwają inspicjentki, które łagodnym głosem przypominają aktorom, że nadchodzi ich moment wyjścia na scenę.
Proces kreacji
Godzina próby
Idea powstaje w umyśle reżysera. To on dzieli się pomysłem z innymi. W spotkaniu biorą udział choreograf, scenarzysta, kostiumolog, charakteryzatorzy, aktorzy. Następuje swoista burza mózgów. – Koncepcja jest jasna. Pozostaje ją tylko przenieść na scenę. Przekazuję swoją wizję dalej. Tym, którzy potrafią tego dokonać. W przypadku „Zorby” udało nam się to w stu procentach – przyznaje Witold Mazurkiewicz, dyrektor Teatru Polskiego w Bielsku-Białej, aktor i reżyser. Zanim spektakl ujrzy światło dzienne, powstają kostiumy, peruki, buduje się scenografia, charakteryzatorzy mają ręce pełne roboty. Podobnie jak oświetleniowcy, dźwiękowcy. Trwają próby. Dwa, trzy, cztery razy dziennie przez siedem dni w tygodniu. Dwa miesiące zajęć wokalnych, aktorskich i tanecznych, aby w końcu spiąć wszystko w jedną całość. – Pracujemy od rana do wieczora. Dążymy do doskonałości. Każdy układ ćwiczymy do utraty tchu – podkreśla Katarzyna Zielonka, choreograf. – W trakcie spektaklu nie ma mowy o pomyłce. Nasze ciało zapamiętuje każdy szczegół wyćwiczony na próbach. Pamiętamy o rekwizytach, słowach, gestach. Jesteśmy skoncentrowani – przyznaje aktorka Anna Guzik. Próby generalne są tymi, które powinny być zapięte na ostat-
Początek premiery ustalony na godzinę 19.00. Gości witają panie bileterki, które wskazują miejsca. Rozpoczyna się spektakl. Wszystko jest tak, jak być powinno. Po drugiej stronie skupienie i cisza. Jesteśmy w świątyni sztuki. Gdzie teraźniejszość doskonale współgra z tym, co tradycyjne. Gdzie wyjście do współczesnego odbiorcy nie oznacza rezygnacji z tego, co zostało ustalone przed kilkudziesięciu laty, a stanowi o samym teatrze. To swoiste połączenie jest skazane na sukces. Czy wiesz, że... Żyrandol w teatrze jest opatulony specjalna siatką. Przed II wojną światową jeden z kryształów spadł na damę, która od tamtej pory miała bliznę na twarzy. Grażyna Bułka w oczekiwaniu na wyjście na scenę dzierga na drutach. Ostatnio zrobiła czapkę na drutach dla Ani Guzik. Jedna z pań kasjerek przed kilku laty miała takie oto zdarzenie. Do teatru wszedł młody człowiek i zapytał: „Co gracie wieczorem?”. Ta zaś odpowiedziała: „Nie teraz, kochanie”. Młodzieniec się zarumienił i szybko uciekł. Taki tytuł nosiła sztuka wystawiana tego dnia w teatrze.
27
foto
Łukasz
KITLIŃSKI
Z wykształcenia chemik, z zawodu, jak sam o sobie mówi, „prawdopodobnie” fotograf. Człowiek wielu pasji. Pierwszą, do muzyki, zaszczepił w nim ojciec, podarowując płytę TSA „Live”. Druga pasja to historia XX wieku i najbardziej zbrodniczych systemów, które w tym czasie zmieniły obraz świata. Pasja poznania ciemnej strony historii wynika z jego charakteru antypatrioty, który świetnie opisują słowa pewnego pisarza: „Tylko człowiek, który nie ma żadnej pasji ani zainteresowań, łapie się ostatniej deski ratunku, jaką jest wynajdywanie pozytywów czy negatywów danego kraju i uwielbiania się w tym”. Najwięcej jednak miejsca w jego życiu zajmuje sztuka w różnych postaciach: malarstwo, fotografia, film, teatr, muzyka, architektura, kolekcje... Uwielbia ciszę i spokój, w których znajduje natchnienie do swoich prac. Nie lubi życia tworzonego przez duże obiekty handlowe – miejsca, które usiłują zastąpić prawdziwą sztukę, teatr, kina, muzea, parki. Nie zgadza się na zastępowanie historycznej tkanki miejskiej tworami współczesnej komercji. Stara się nie zostać wchłonięty przez ten chory system. Marzy o tym, że pewnego dnia Bielsko będzie pełne życia. Parkingi w centrum miasta zamienią się w lokale, restauracje, reszta „ponurych parków” zamieni się w miejsca, w których będzie można poczytać książkę, posłuchać muzyki albo zwyczajnie odpocząć.
28
29
30
31
32
33
fashion
Natasha Pavluchenko
SENSES S/S 2014
34
Moda nie należy tylko do modelek i każda z nas może dobrze czuć się i wyglądać pięknie, kobieco i z klasą.
DLATEGO W sesji udział wzięły kobiety związane z projektantką Natashą Pavluchenko: klientki, przyjaciółki a nawet córka.
kolekcja SENSES S/S 2014 „Natasha Pavluchenko” global concept : Natasha Pavluchenko x Ula Kóska photographer: Ula Kóska photographer’s assistant: Katarzyna Hryciów mua: Katarzyna Danek, Katarzyna Pająk stylist: Agata Dominik place: Black Colour Studio jewelry: Melancholia models: Agnieszka Komor/ Katarzyna Woźniak/ Iwona Marek/ Aleksandra Kuligowska/ Masza Galocz/ Maja Woźniak
35
36
37
fashion
ONLY BLACK ONLY BLACK czarny jest kobieta Nareszcie doczekałyśmy się! Beata Mitas, właścicielka firmy produkującej bieliznę stworzyła autorską kolekcję, o której marzyła od wielu lat, ale nigdy nie znajdowała czasu na realizację tego marzenia. I nadszedł ten długo wyczekany moment. Przedstawiamy absolutną premierę w przepięknej sesji zdjęciowej. Kolekcja nie trafi na półki sklepowe. Ten wyjątkowy rarytas będzie można nabyć wyłącznie na zamówienie. A dlaczego , niech opowie sama autorka kolekcji, Beata Mitas: Dlaczego czarny? Bo to mój ukochany kolor, daje wiele możliwości, ale wymaga również więcej pracy i kreatywności. Kojarzy mi się z klasyką i elegancją. Inspiruje mnie. Praca z czernią przy pozornie skromnych środkach pozwala na wydobycie całej palety tonacji tego koloru, na wykorzystanie światła i cienia tak, aby uzyskać wrażenie tatuażu na skórze. Bogactwo struktur tkaniny: delikatność i połysk satyny, przezroczystość tiulu oraz różnorodność motywów haftu dają nieograniczone możliwości tworzenia. Odwołując się do konstrukcji form bielizny w stylu vintage, aby nadać im nowy i współczesny look, sięgnęłam nawet po krynolinę. Uwielbiam zabawę w odsłanianie i zakrywanie, dzięki temu mogę nie tylko modelować sylwetkę, ale również dodać jej subtelności i wyrafinowania. To moja wizja KOBIETY-TAJEMNICY. Kolekcję stworzyłam z myślą o kobiecie odważnej, która szukając własnego stylu, nie wybiera drogi na skróty, pragnąc bardziej WYRAZIĆ SIEBIE niż WYKRZYCZEĆ, bo „bogactwo smaków można uzyskać, niekoniecznie używając ostrych przypraw”. Kolekcja: by Mita’s Foto: Iwona Wolak Stylizacje: Beata Mitas, Iwona Wolak Modelka: Dagmara Świerczek Makijaże i fryzury: Beata Bojda www.beatamitas.pl
38
39
40
41
42
43
uroda & zdrowie
Zachować twarz
testujemy zabiegi kosmetyczne
44
Tatiana Pruhło-Motoszko: Po konsultacji medycznej zdecydowaliśmy najpierw zająć się górną częścią twarzy Barbary. Wykonaliśmy zabieg likwidacji zmarszczek mimicznych przy użyciu toksyny botulinowej w celu zniwelowania groźnego wyrazu twarzy (lwia zmarszczka), wygładzenia skóry na czole oraz likwidacji kurzych łapek. Ze względu na porę roku zdecydowaliśmy o przełożeniu zabiegów z użyciem lasera frakcyjno-ablacyjnego na jesień. Przy pomocy tego urządzenia chcemy uzyskać poprawę owalu twarzy i gęstości jej skóry.
przed zabiegiem
Barbara: Do niedawna uważałam, że po przekroczeniu pewnej granicy wieku można już tylko starzeć się z godnością. Jeść zdrowe sałatki i spokojnie się poruszać. To wystarczy. Z zainteresowaniem jednak śledziłam osiągnięcia medycyny estetycznej, a szczególnie ciekawił mnie tzw. botoks, chociaż byłam jego wielką przeciwniczką. Jestem klientką, a właściwie pacjentką pani doktor Tatiany Pruhło-Motoszko, właścicielki gabinetu medycyny estetycznej i przeciwstarzeniowej Ideallist w Bielsku-Białej. Korzystałam kilkukrotnie z zabiegów pielęgnacyjnych oferowanych przez ten gabinet, toteż mam duże zaufanie do pani doktor. Poprosiłam ją o wytłumaczenie, na czym właściwie polega botoks. O botoksie wiedziałam tylko to, że podczas tego zabiegu wstrzykuje się jad kiełbasiany, i to, że niektóre gwiazdy wyglądają po tym zabiegu nienaturalnie. Pani doktor w bardzo prosty sposób wyjaśniła mi, że botoks, zwany również toksyną botulinową, obecnie jest najpopularniejszą i najskuteczniejszą formą usuwania zmarszczek mimicznych z górnej części twarzy, czyli kurzych łapek, zmarszczek
na czole oraz bruzdy między brwiami, i że jest to zabieg prewencyjny. Dzięki botoksowi impulsy nerwowe przepływające z mózgu do wybranych tkanek mięśniowych zostają zablokowane, a w efekcie mięśnie mimiczne nie pracują oraz nie tworzą się zmarszczki. Z natury jestem ciekawa wszystkiego i postanowiłam sprawdzić działanie botoksu na sobie. Po konsultacji oraz wywiadzie medycznym pani doktor stwierdziła, że nie ma przeciwwskazań do poddania się przeze mnie temu zabiegowi, chociaż od razu zastrzegła, że jest przeciwna zabiegom odmładzającym za wszelką cenę i jej dewizą jest to, że na pierwszym miejscu stawia etykę lekarską. Dlatego zaleca stosowanie zabiegów odmładzających tylko u tych pacjentów, którym może to pomóc w budowaniu dobrego samopoczucia. Stosuje więc takie dawki leku, dzięki którym twarz zyskuje świeżość, lecz pozostaje naturalna. Jestem bardzo wrażliwa na kontakt ze strzykawką i na sam jej widok robi mi się słabo. Jednak pani doktor Tatiana Pruhło-Motoszko bardzo delikatnie, cieniuteńką
po zabiegu Zdjęcie bez korekty graficznej.
igiełką dokonała sprawnych, bezbolesnych nakłuć na moje, wcześniej posmarowane znieczulającym środkiem, czoło i okolice oczu. Po zabiegu mogłam od razu normalnie funkcjonować, bez potrzeby jakiejkolwiek rekonwalescencji. Po dwóch tygodniach musiałam zgłosić się do kontroli, aby pani doktor sprawdziła, czy wszystko jest w porządku. Było nie tylko w porządku, czułam się doskonale. Zmarszczki na czole i w okolicach oczu wygładziły się. Dzięki działaniu botoksu znikło moje „marsowe” czoło i nie mam już tak groźnej miny, co było szczególnie widoczne podczas każdej mojej operacji myślowej. Różnicę zauważyły także moje koleżanki i nawet mój mąż. Twarz jest młodsza i wygląda przyjaźnie. Okazało się, że botoks nie taki straszny, jak go malują. Nie tylko wygładził mi czoło, ale zapobiega również jego marszczeniu się. Mogę stwierdzić, że dzisiaj pojęcie „starzeć się z godnością” nabiera innego znaczenia. To nie tylko dbanie o zdrowie i o sprawną sylwetkę, to również dbanie o estetykę swojego wyglądu dzięki takim zabiegom jak botoks. Dbanie o to, aby zachować twarz.
foto: 2B STYLE, makijaż: Beata Bojda
tel. 33 497 27 14, tel. 792 713 002 ul. Pięciu Stawów 4/1, 43-300 Bielsko Biała kontakt@ideallist.pl
Zbadaj słuch u dentysty lub ortodonty Prawidłowa czynność narządu słuchu jest niezwykle ważna dla prawidłowego rozwoju społecznego, emocjonalnego oraz umysłowego dziecka. Odbiór dźwięków umożliwia pełne poznanie otaczającego świata. U dziecka z upośledzonym słuchem zbieranie informacji o otoczeniu jest ograniczone do zmysłu wzroku. Wiele dźwięków zawiera ładunek emocjonalny, dlatego w przypadku wyłączenia słuchu z procesów poznawczych istnieje ryzyko zaburzenia rozwoju reakcji emocjonalnych dziecka. Dobry słuch i mowa są niezbędne do wytworzenia więzi między dzieckiem a rodzicami, rówieśnikami czy innymi ludźmi. Obecność zaburzeń w obrębie tych funkcji może utrudnić rozwój społeczny, powodować kłopoty w szkole i frustrację dziecka w odpowiedzi na niezrozumienie jego potrzeb czy reakcji. Niedosłuch jest zaburzeniem częstym. Po urodzeniu występuje u 2-3 noworodków na 1000 urodzeń. Ta grupa pacjentów objęta jest programem badań przesiewowych, natomiast wiele przypadków niedosłuchu pojawia się pierwszy raz u kilkuletnich pacjentów, problem może się także nasilić w wieku wczesnoszkolnym. W literaturze naukowej mówi się nawet o 50-krotnym wzroście częstości zaburzeń słuchu w późniejszych latach życia. Ustalono, że w przypadku dzieci z rozpoznanym upośledzeniem słuchu jedynie około 17% rodziców podejrzewało chorobę u swojego potomstwa. Poliklinika Stomatologiczna „Pod Szyndzielnią” i Ortodoncja BECKER jako jedyna na Śląsku posiada unikatowy system działający w oparciu o Platformę Badania Zmysłów. Personel przeszkolony przez specjalistów z Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu, pod kierownictwem prof. dra hab. n. med. dra h.c. Henryka Skarżyńskiego, jest do dyspozycji Państwa i Państwa dzieci przy okazji wizyty u stomatologa i ortodonty. Badanie jest bezstresowe, trwa krótko, a jego cena jest atrakcyjna. Wystarczy zapytać w recepcji. Zapraszamy.
Aleja Armii Krajowej 193, 43-309 Bielsko-Biała tel. (33) 815 15 15, kom. 697 15 15 15 www.polmedico.com, mail: info@polmedico.com
Piekny usmiech zawdzieczamy SPECJALISTOM 14 znakomitych lekarzy
11 klimatyzowanych gabinetów stomatologicznych super nowoczesna diagnostyka – tomograf 3D 7 stanowisk ortodontycznych łatwy dojazd i wygodny parking
Aleja Armii Krajowej 193 43-309 Bielsko-Biała tel: (033) 815 15 15, kom: 0 697 15 15 15 www.polmedico.com, mail: info@polmedico.com PROMOCJA
45
uroda & zdrowie
Zatrzymujemy czas specjalnie dla Ciebie W salonie masażu tajskiego NATURANGA zamknęliśmy cząstkę tajlandzkiej tradycji masażu oraz piękno w naturalnych preparatach i zabiegach. W przepisie na młodość zawarta jest harmonia łącząca ciało i umysł. W stan głębokiego relaksu wprowadzą Państwa nasze certyfikowane tajlandzkie masażystki. Oferta zabiegów, którą przygotowały, łączy wszystkie najistotniejsze tradycyjne i sprawdzone masaże z całego świata. Nasz nowo otwarty salon SPA oferuje Państwu najwyższej jakości masaże. Dodatkowo ofertę poszerzyliśmy o kosmetyki naturalne polskiego producenta, o innowacyjnej formule kolagenowej. U nas spędzą Państwo chwile w spokoju, a odprężenie zagwarantuje szybką regenerację i doda energii na kolejne dni. Czym dokładnie jest masaż tajski? Masaż tajski jest typem masażu wykorzystującym wiele technik z dziedzin pochodnych od niego, jak refleksologia, joga, akupunktura, filozofia itp. Współ-
46
cześnie wyróżniamy ok. 80 rodzajów masażu tajskiego. Do najbardziej popularnych należą: klasyczny masaż tajski, masaż gorącymi kamieniami, stemplami ziołowymi czy też olejkami. Każdy rodzaj masażu stosowany jest do różnego rodzaju schorzeń, wykorzystuje inne techniki oraz produkty, rozwiązując różne problemy zdrowotne. Klasyczny masaż tajski jest typem intensywnego masażu. Osoba, która poddaje się masażowi, leży na specjalnym, przygotowanym do tego typu masażu materacu, w odpowiednim ubraniu, które dostaje na miejscu, w salonie. Masażysta wykorzystuje do masażu niemalże wszystkie części swojego ciała – dłonie, kciuki, przedramiona, łokcie, stopy itd. Osoba masowana ustawiana jest w różnych pozycjach, raz leży na plecach, raz na brzuchu, a także przyjmuje pozycje siedzące. Celem tej techniki jest „odblokowanie” energii w ciele, by stymulować jej przepływ w organizmie, pobudzając tym wszystkie układy.
ZALETY MASAŻU TAJSKIEGO: • uśmierza chroniczne bóle, • eliminuje stres, zmęczenie fizyczne oraz psychiczne, • uelastycznia skórę, stawy, mięśnie – tym samym likwiduje wszelkie napięcia, • stymuluje krążenie krwi, poprawia przemianę materii – niektóre masaże wspomagają walkę z otyłością oraz cellulitem, • poprawia i wzmacnia pracę organów wewnętrznych, • wspomaga układ • odpornościowy, • wspomaga sen – stymuluje układ • nerwowy, wprowadzając ciało w stan spokoju i wyciszenia, • spowalnia proces starzenia, gdyż usuwa z organizmu nadmiar wody, toksyn, • pogłębia oddech, • obniża / wyrównuje ciśnienie, • przywraca wewnętrzną harmonię i równowagę w organizmie.
DODATKOWO W OFERCIE NATURANGA: • masaż całego ciała, • masaż stóp, • masaż olejkiem, • masaż olejkiem i gorącym woskiem, • masaż stemplami ziołowymi, • masaż gorącymi kamieniami, • masaż lommi lommi, • aromaterapia, • peeling ciała, • złota maska, • opalanie natryskowe, • kosmetyka naturalna, • medytacje.
Masaż proponujemy wszystkim, którzy pragną w sposób nieinwazyjny poprawić wwygląd oraz kondycję swojego ciała, a także tym, którzy chcą uzupełnić terapię i leczenie, jak też w alternatywny sposób walczyć z problemami zdrowotnymi. Masaż tajski uwalnia od wszelkiego napięcia psychicznego i fizycznego. Wzmacnia cały organizm, ma dobroczynny wpływ na nasze samopoczucie i wygląd. Salon Naturanga współpracuje z polską firmą Colway, specjalizującą się w kosmetykach kolagenowych. Jako salon SPA, proponuje zabiegi odmładzające – jak Złota Maska czy Maseczka z Komórek Macierzystych. Stawia na ekologiczne rozwiązania, dlatego nawet w kwestii opalania podjęła współpracę z australijską firmą SUNFX, specjalizu-
Właścicielką NATURANGI jest Pinmaneerattana, wdzięcznie nazywana przez nas Czuła. Mieszka w Polsce od 2 lat. Specjalizuje się w medytacjach, chi gong i reiki. Lekcje pobierała w ośrodku buddyjskim w Chang–Mai Province i w Chang–Rai Province. W wolnych chwilach pogłębia swoją wiedzę na temat mejącą się w opalaniu natryskowym. dytacji, szczególnie medytację z chodzeniem Wizytówką Salonu Naturanga są zde- po bambusie, którą praktykuje oraz naucza cydowanie dziewczyny tam pracujące, w zaprzyjaźnionym Ośrodku Wczasów Zdrowotnych Rudawka. bowiem masażystki są Tajkami!
Su i Nan Dziewczyny są w Polsce od maja 2013 roku. Wykształcenie z dziedzinie masażu zdobywały w największych szkołach masażu w Tajlandii. Sunee Rattanawan, którą wszyscy wdzięcznie nazywamy Sala, pochodzi z prowincji Uthai Thani. Jej specjalnością oprócz masażu tajskiego jest aromaterapia. Swoje umiejętności masażu szlifowała w prestiżowej świątyni Wat Po w Bangkoku. Nazywana Świątynią Odpoczywającego Buddy, ma ponad 200-letnią historię i tradycję dotyczącą technik masażu. Oprócz tego umiejętności zdobywała w szkole masażu Chetawan Traditional Massage
School. Ulubionym zajęciem Sunee jest słuchanie muzyki akustycznej. Nitchanun Onsong pochodzi z malowniczego miasta Surin. Wszyscy wołamy ją Nan. Oprócz klasycznego tajskiego masażu, jej specjalnością jest masaż olejkami. Swoje doświadczenie i umiejętności zdobyła w prestiżowej szkole Thai Traditional Medical Services Society, która stawia na tradycje, podkreślając wartość klasycznego masażu tajskiego z jego aspektem leczniczym. Jej ulubionym zajęciem jest oglądanie filmów akcji oraz słuchanie muzyki pop.
Naturanga, ul. 11 Listopada 86, 43-300 Bielsko-Biała, tel. 600 090 141, 33 821 03 00, www.naturanga.pl
47
uroda & zdrowie
Uczyn krok w
strone piekna
foto: arch. Glazel
powiek. Stawiamy na profesjonalną obsługę i indywidualne podejście do każdego klienta. Jesteśmy jedną z niewielu firm kosmetycznych, które umożliwiają samodzielne komponowanie palet spośród 300 kolorów do wyboru. Co więcej, na życzenie klienta każda paleta może zostać opatrzona spersonalizowanym grawerem. Poza wspaniałymi cieniami o intensywnych kolorach i wysokiej pigmentacji naszymi najlepszymi produktami są baza pod makijaż, konturówki, pudry mineralne, wypiekane pudry i róże w perełkach.
Z Robertem Gęsiorem, prezesem firmy kosmetycznej Glazel Visage, oraz Agnieszką Kuśnierz i Beatą Łysoń-Dobrocińską, dwiema artystycznymi duszami, założycielkami Akademii Piękna Glazel, rozmawia Ala Maniewska.
Kiedy powstała firma? Robert: Glazel Visage jest obecna na polskim rynku od 2004 roku, a do grona jej klientów należą najlepsze salony urody, studia fotograficzne, szkoły i profesjonalne studia wizażu z całego kraju. W czym się specjalizujecie? Robert: Produkujemy profesjonalne kosmetyki do wizażu. Korzystając z najnowszych osiągnięć kosmetologii, dostarczamy wysokiej jakości produkty najbardziej wymagającym klientom: wirtuozom piękna i pasjonatom sztuki wizażu. Naszymi ambasadorami są najlepsi polscy wizażyści. A czym się wyróżniacie? Robert: Unikatowość Glazel Visage tkwi w wyjątkowej jakości produktów i atrakcyjnej cenie. Naszą największą zaletą jest jedna z najszerszych dostępnych na rynku gam kolorystycznych cieni do
48
Czy firma Glazel Visage prowadzi również sprzedaż kosmetyków poza Polską? Robert: Nieustannie rozwijamy nasz eksport. Firma cały czas efektywnie i systematycznie zwiększa udziały zarówno w rynku europejskim, jak i światowym. Wiosnę rozpoczęliśmy serią szkoleń dla wizażystów z Rosji, którzy doskonalili swój warsztat pracy na produktach Glazel Visage pod okiem pani Wioletty Uzarowicz, twórczyni Warszawskiej Akademii Wizerunku, znanej i cenionej w branży wizażystki, która jest zapraszana do wielu programów telewizyjnych w charakterze eksperta. Było to wielkie wydarzenie w dwójnasób: po raz pierwszy w historii firmy mieliśmy przyjemność zapoznać znakomitych wizażystów z Rosji z naszymi produktami oraz po raz pierwszy szkolenie odbyło się w nowo powstałej Akademii Piękna Glazel. Czym jest Akademia Piękna Glazel? Beata: To córka Glazel Visage, to miejsce stworzone z myślą o kobietach i dla kobiet, gdzie wszelkie nasze działania są odpowiedzią na pytanie: „Co jeszcze
foto: arch. Glazel
Czyli każda kobieta może umówić się w Akademii na indywidualną lekcję makijażu? Agnieszka: Zgadza się. Wszystkie produkty wykorzystane podczas nauki makijażu można zakupić w naszej Akademii z atrakcyjnym rabatem. To wiele ułatwia, bo dobrze dobrany podkład i kolor cieni to połowa sukcesu. Oprócz indywidualnych spotkań nasza oferta skierowana jest także do konkretnych grup kobiet – nastolatek, studentek, kobiet biznesu, kobiet dojrzałych. Kursowi dla nastolatek przyświeca idea „Tapetę zostaw na ścianie”. Wiele nastolatek nie zawsze wie, jaki makijaż będzie dla nich najlepszy. Kurs ma na celu naukę naturalnego makijażu, obejmuje również podstawy pielęgnacji cery młodzieńczej i porady, jak radzić sobie z niedoskonałościami skóry. Kurs dla kobiet biznesu „Piękna z klasą” skierowany jest do osób chcących poznać techniki makijażu biznesowego, dzięki któremu można wyglądać pięknie, młodo i elegancko.
foto: arch. Glazel
możemy dla ciebie zrobić?”. Firma ma swoją siedzibę w Pasażu pod Orłem przy ulicy 11 Listopada 60-62 w Bielsku-Białej. Jej otwarcie miało miejsce 9.04.2014 r. i odbyło się wraz z finałem naszej wiosennej metamorfozy pod wiele mówiącym tytułem „Uczyń krok w stronę piękna”. Agnieszka: Spośród wszystkich zgłoszeń wyłoniłyśmy sześć Pań, które poddane zostały wiosennej metamorfozie. Dzięki współpracy z zaprzyjaźnionymi firmami panie zostały odmienione na wiosnę i na otwarciu naszej firmy mogły zaprezentować się w nowej stylizacji, z nową fryzurą i makijażem dobranym do danego typu urody. Panie mogły skorzystać z usług kosmetyczki, porad dietetyka oraz konsultacji gabinetu medycyny estetycznej. Beata: Każdej naszej inicjatywie towarzyszy myśl, by zrealizować kobiece pragnienia o byciu piękną i zmysłową. Akademia Piękna to również indywidualne porady, jak wyglądać i czuć się pięknie każdego dnia. Nazywamy to „malowaniem z filiżanką kawy”. Jesteśmy po to, by w kameralnym gronie, przy filiżance kawy, dobrać odpowiedni do danego typu urody makijaż i nauczyć go wykonać. Chcemy, by kobiety, które tego potrzebują, nabrały śmiałości i pewności siebie i poczuły się po prostu... pięknie. Czym wyróżnia się Akademia Piękna pośród bogatej oferty szkół wizażowych? Beata: Akademia Piękna Glazel otwiera drogę do świata nowoczesności i profesjonalizmu dzięki szerokiej ofercie szkoleń i kursów z zakresu wizażu, a wszystko to w kameralnej i przyjaznej atmosferze. Co więcej, dzięki holistycznemu podejściu i współpracy z naszymi partnerami oferujemy porady dotyczące nie tylko wizażu, ale również kreowania wizerunku. Zapraszamy zarówno tych, dla których wizaż stanowi już ważną część życia, jak i tych, którzy o tym jeszcze nie wiedzą. Kursy i szkolenia prowadzone będą przez współpracujących z Akademią Piękna makijażystów, charakteryzatorów, fotografików, mistrzów body paintingu i makijażu permanentnego. To ludzie utalentowani, pełni pasji i zaangażowania, dla których wykonywana praca jest sztuką tworzenia. Cyklicznie organizować będziemy również naukę makijażu ślub-
nego, wieczorowego i fotograficznego. Dodam jeszcze, że grupy warsztatowe są kameralne, dzięki czemu szkoleniowiec może poświęcić wystarczającą ilość czasu każdemu uczestnikowi kursu. Akademia Piękna Glazel pracuje na produktach marki Glazel Visage. Produkty jednej marki mają tę zaletę, że współgrają ze sobą pod względem składu, dając zamierzony efekt. Jest to dobre rozwiązanie zwłaszcza dla początkujących adeptów sztuki wizażu. Brzmi zachęcająco. Agnieszka: Zapraszamy do odwiedzenia Akademii Piękna Glazel podczas kwietniowych dni otwartych. Kobietom zabieganym pokażemy, jak być gotową do wyjścia w piętnaście minut, a dla wizażystów chcących doskonalić swój warsztat pracy przygotowaliśmy atrakcyjne oferty szkoleniowe. Dziękuję za rozmowę.
49
kulinaria
nasz test
Naleśnik Crêpe Suzette flambirowany likierem pomarańczowym
Uczta dla zmyslów Kiedy z przyjaciółką Agnieszką umówiłyśmy się na spotkanie w Dworek New Restaurant (ul. Żywiecka 193 w Bielsku-Białej), wiedziałam już, jakie wrażenie robią na mnie wnętrza odrestaurowanego z takim pietyzmem obiektu. Nie znałam tylko jeszcze smaków, które serwuje tamtejsza restauracja. Wszystko miało się objawić – dosłownie – podczas dwóch godzin niezwykłej przygody z kuchnią. Tekst: Monika Gaj, foto: 2B STYLE
Dworek New Restaurant w Bielsku-Białej przez lata przechodził z rąk do rąk, by obecnie cieszyć gości pięknymi wnętrzami i znakomitą kuchnią. Ten budowany w latach 1830-1863 obiekt należał początkowo do rodziny Zippersów. W czasie wojny mieściła się tam szkoła dla młodych niemców, a po wojnie między innymi przedszkole, magazyny PSS Społem i różne lokale gastronomiczne. Dopiero obecni właściciele zaprosili do współpracy architektów wnętrz z Żywca. Nadali oni pomieszczeniom światowy i oryginalny charakter. Nas szczególnie urzeka oszklony taras, gdzie postanawiamy zasiąść przy jednym ze stolików. Wita się z nami sam szef restauracji, Mirek Drewniak, osobowość barwna, prawdziwy
50
człowiek z pasją, którego dokonań w świecie kuchni nie trzeba chyba nikomu przybliżać. Rozmowa z nim to prawdziwa rzeka inspiracji oraz solidna porcja kulinarnej, ale też historycznej wiedzy. A także świat smaków odkrywany na nowo. Najpierw otrzymujemy drobną przystawkę: ja szynkę dojrzewającą, a Agnieszka łososia z ziołami. Mirek Drewniak przygotowuje dania przy naszym stoliku, wciąż opowiadając o tym, co za chwilę dostaniemy. Pierwsze będzie danie, które otrzyma Agnieszka. Precyzyjnie odmierzone składniki, aromat unoszący się znad patelni i efekt wow, czyli podpalenie dania pod koniec gotowania – uwalnia alkohol, pozostawiając jego aromat.
ku, pomarańczówki i pomarańczy skutecznie walczą z moją „silną wolą”. O ile danie główne było bardzo smaczne, o tyle deser jest po prostu genialny. Chyba mogłabym go jeść jako danie główne, a potem znowu na deser...
Agnieszka: Rzodkiew daikon duszona w mleku kokosowym à la strogonow z makaronem ryżowym to świetne danie dla osób niejadających mięsa, pożywne i egzotyczne. Składniki użyte do przygotowania tej potrawy nie pochodzą z Polski, poza marchewką. Dlatego nie od razu potrafię stwierdzić, czy mi smakuje, to absolutna zagadka na moim podniebieniu. Ale już po chwili wiem, że jest idealnie skomponowane. Lekkie, sycące, pachnące, rozpływające się w ustach. Teraz kolej na mnie, już nie mogę się doczekać, wybrałam Polędwiczki z kurczaka z włoskim aromatem flambirowane brandy. Wiedziona ciekawością, wstaję od stołu (być może savoir-vivre tego zabrania, ale ja nie mogę się oprzeć temu zapachowi) i zaglądam szefowi kuchni przez ramię. Dodam, że Mirek Drewniak wciąż mówi, ale ponieważ ja uwielbiam jeść, w jego wydaniu jest to miła melodia o czymś, co powoduje u człowieka wzrost endorfin, czyli hormonów szczęścia. Widać, że dla Mirka Drewniaka jest to prawdziwa pasja. Pytany o to, oczywiście potwierdza.
Błogostan i spokój. Na chwilę zapada cisza, w której każda z nas z delikatnym uśmiechem na ustach wspomina to, co przed chwilą gościło na talerzach. Przeciągamy tę chwilę i jednocześnie pytamy Mirka Drewniaka o tajemnice, jakie kryje jeszcze kuchnia Dworku. Zaczyna snuć opowieść o przygotowywanych na miejscu wędlinach dojrzewających, o kuchniach świata, które wywarły na niego największy wpływ. Obiecujemy sobie, że na pewno tu wrócimy, żeby dokończyć tak intrygująco rozpoczętą kulinarną przygodę.
Rzodkiew daikon duszona w mleku kokosowym à la strogonow z makaronem ryżowym
Tymczasem moje danie jest już gotowe i czeka na odkrycie. Delikatne polędwiczki z kurczaka z pomidorami i rozpływającymi się w ustach kluseczkami zalane sosem doprawione są idealnie! Delektuję się tym daniem, smakując każdy kęs jako perfekcyjne połączenie smaków, konsystencji i zapachów. W przeciwieństwie do mojej towarzyszki nie decyduję się na deser, chcąc pozostawić przyjemne wspomnienie tego dania na dłużej. Otrzymuję jednak niewielką tartinkę i ciekawie zaglądam Agnieszce do talerza, z którego coś niezwykle szybko znika. Agnieszka: Wytrawne smaki kuchni Wschodu jeszcze błąkają się po języku. Czas na słodką rozpustę. Naleśnik Crêpe Suzette flambirowany likierem pomarańczowym. Na chwilę zapominam o diecie. Zapach wanilii w smażonym naleśni-
Polędwiczki z kurczaka z włoskim aromatem flambirowane brandy
51
kulinaria
Jedyne takie miejsce w Bielsku-Białej Naleśnik, który waży pół kilograma i nie tuczy? Dania przygotowywane specjalnie dla dla diabetyków albo sportowców? Naleśniki jako główne danie obiadowe z setkami możliwości nadzienia? Niemożliwe? A jednak! Jedyna w Bielsku-Białej Naleśnikarnia Su-zette odkryła przed nami swoje tajemnice. Czynna od godziny 7.00 rano (dla tych, którzy nie mają czasu zjeść śniadania w domu), w południe oferuje dania obiadowe, a wieczorem... schodzimy pod poziom ulicy 11 Listopada do klubu 86. Specjalnie dla naszych czytelników wyjątkowe naleśniki i sałatki poleca kucharz Sylwester Nicko i cała załoga Naleśnikarni Su-zette. foto: 2B STYLE
Naleśnik orkiszowy ze szpinakiem Naleśnik zapiekany z sosem beszamelowopieczarkowym
52
Ciasto tradycyjne rozlewamy standardowo na naszej patelni i dodajemy farsz tzw. ruski (zmielone razem gotowane ziemniaki, smażona cebulka i twaróg). Następnie zamykamy naleśnik jak kopertę i wkładamy do naczynia glinianego. Polewamy naszym pysznym beszamelem, który posypujemy smażonymi pieczarkami i wiórkami sera. Wszystko zapiekamy w piekarniku.
Ciasto orkiszowe robimy z mąki orki orkiszowej, wody, soli i jajek . Rozlewamy na patelni. Szpinak mielimy razem z se rem feta i czosnkiem. Dodajemy suszone pomidor y w plastrach oraz mięso z udek z kurczaka prz yprawione międz y innymi ziołami prowansalskimi (a reszta to nasza tajemnic a). Wsz ystko zalewamy sosem.
Klub 86 & Naleśnikarnia Suzette Bielsko-Biała 43-300 Plac Wolności / ul.11 Listopada 58
Sałatka z grillowanym kurczakiem Przyprawiamy filet przyprawami i dajemy do smażenia na grilla. Następnie mieszamy miks sałat z rukolą i przyprawami oraz sosem vinaigrette. Dodajemy pomidory, ogórek, pieczarki, paprykę i czerwoną cebulę. Wszystko układamy na sałacie. Kurczaka kroimy w paski. Podajemy razem z tostami.
Naleśnik wyborowy z shoarmą z kurczaka Mąkę pszenną miksujemy z wodą gazowaną, solą, jajkami, mlekiem i olejem. Następnie rozlewamy na patelni i dodajemy shoarmę, czyli filet z kurczaka w przyprawach, które są naszą słodką tajemnicą. Dodajemy pokrojoną paprykę, pieczarki i ser żółty, składamy nasz naleśnik w kopertę i polewamy sosem.
53
kulinaria
POLECAMY
Słodownia Młodsza siostra Browaru Miejskiego. Obok doskonałego piwa podaje się tu wyśmienite pierogi, placki ziemniaczane, kanapki i sałatki. Miłe i zaciszne wnętrza są świetnym schronieniem dla zakochanych lub spokojnym miejscem spotkań biznesowych. Właściciele Słodowni to miłośnicy historii bielskiego browarnictwa, dlatego z każdego zakamarka wyglądają pamiątki, zdjęcia i dawne rekwizyty. Gdy brak wolnych miejsc w Browarze Miejskim najlepiej wstąpić właśnie do Słodowni. Bielsko-Biała, Rynek 1
Klub 86 Drink Bar & Music Club Nareszcie w Bielsku pojawiło się miejsce, w którym można potańczyć i dobrze zjeść. Klub 86 mieści się piętro niżej Naleśnikarni Su-zette. Właściciele tworzą klimat miejsca wzorem podobnych w Krakowie. Tu nie ma miejsca na tandetny szpan, tu liczą się: świetna muzyka, doskonałe towarzystwo, wyśmienite drinki, smaczne dania i zabawa do świtu. Bielsko-Biała, Plac Wolności 11 www.facebook.com/Klub86MusicClub
Hinata Sushi Hinata Sushi to w tłumaczeniu „Sushi opromienione słońcem”. To kameralna, wupoziomowa restauracja kuchni japońskiej, której wnętrza wypełnia niepowtarzalny klimat. Sala z pływającym barem, znajdująca się przy wejściu, idealnie nadaje się na szybki lunch. Pomieszczenie na górze zostało podzielone na dwie części. Pierwsza z nich została zaprojektowana z myślą o biznesowych spotkaniach lub kameralnych imprezach. Druga sala rozdzielona parawanami, jest wymarzonym miejscem na romantyczną kolację we dwoje. Bielsko-Biała, ul. Cechowa 12/3, www.hinatasushi.pl
Casa Di Fulvio Maria Włoska Restauracja od lat ciesząca dobrą sławą smacznej kuchni. Dzięki niedawnym Kuchennym Rewolucjom Magdy Gessler ma szansę na to, że trafi tutaj więcej nowych gości. Doskonałe włoskie kawy i wina, przystawki i dania typowe dla włoskiej kuchni skąd pochodzi właściciel Fulvio Viola – makarony, pizze, owoce morza itp. Wszystko wyśmienite, bo w kuchni także rządzi najprawdziwszy Włoch. Bielsko-Biała, ul. Młynówka 6, www.casadifulviomariaviola.pl
Beksien Bistro To interesujące, nowe miejsce na mapie bielskich restauracji. Właściciele bistro proponują dania kuchni naturalnej i zdrowej, wykonane z produktów świeżych, naturalnego pochodzenia – z własnej hodowli warzyw i owoców. Gospodarstwo korzysta z nasion i sadzonek pochodzących z upraw ekologicznych, stosuje tylko pożyteczne lub efektywne mikroorganizmy tzw. „EMy”, bez żadnych innych nawozów. Do kompozycji potraw używane są własne zioła, kwiaty jadalne, kiełki, jaja kur zielononóżek, miód z lokalnej pasieki, jagnięcina z wolnego wypasu oraz świeże ryby dostarczane codziennie od lokalnych hodowców. Bielsko-Biała, ul. Piwowarska 4, www.beksienbistro.pl
54
Restauracja Napoli Otwarta zaledwie kilka dni temu restauracja prowadzona jest przez młodego adepta sztuki kulinarnej, który swoją przygodę z gotowaniem rozpoczął pod okiem babci Włoszki, mając zaledwie 7 lat. Smakowite menu skomponowane w oparciu o dewizę, według której gotują Włosi – prostota i serce. Czy to przepis na sukces, warto się przekonać próbując bruschetta italiana, melanzane fritte czy tiramisu. Bielsko-Biała, ul. Mickiewicza 11, www.restauracjanapoli.pl
W świątecznym nastroju Zielona trawa, pąki kwiatów, młode listki, śpiew ptaków za oknem – to z pewnością oznaki nadchodzącej wiosny. W kwietniowe dni, coraz pełniejsze słońca, łatwiej przygotowuje się dom na nadchodzące Święta. W przedświątecznej krzątaninie, mało czasu zostaje nam na eksperymenty kulinarne. Dlatego po raz kolejny Polska Sieć Handlowa Lewiatan, przygotowała w swojej ofercie ciekawe propozycje. Tym razem także kulinarne – chcemy bowiem wspomóc Was, Drogie Klientki, zestawiając propozycje potraw najczęściej goszczących na naszych stołach. Do potraw polecamy sprawdzone produkty najwyższej jakości, które kupicie w każdym sklepie Lewiatan. Aby ułatwić wybór, polecamy produkty naszej marki własnej; idealne połączenie wysokiej jakości i atrakcyjnej ceny. Na dobry początek proponujemy przepis na tradycyjny żurek domowy. Resztę naszych przepisów znajdziecie na stronie www.lewiatan.pl. W wielkanocny poranek, gdy zasiądziecie do uroczystego śniadania, życzymy, aby radosny, wiosenny i świąteczny nastrój towarzyszył Wam i Waszym najbliższym każdego dnia. Polska Sieć Handlowa Lewiatan
Nasze sklepy zawsze blisko Ciebie www.lewiatan.pl
Przepis na żurek domowy SKŁADNIKI: opakowanie Żurku domowego instant Knorr marchew, pietruszka, cebula, ząbek czosnku 30 g słoniny przesmażonej na skwarki 2 białe kiełbasy parzone od DUDY 4 jajka na twardo majeranek Lewiatan liść laurowy Lewiatan ziele angielskie Lewiatan sól pieprz mielony Lewiatan wydrążone bochenki chleba do podania SPOSÓB PODANIA: Oczyść i obierz warzywa, gotuj z przyprawami przez 30 minut w 1,5 l wody. Odcedź wywar. Żurek instant Knorr dokładnie rozmieszaj w szklance zimnej wody, połącz z wywarem z warzyw i ponownie zagotuj. Dodaj czosnek przeciśnięty przez praskę i skwarki. Dopraw do smaku. Białą kiełbasę parzoną Duda pokrój na kawałki – do smaku albo na plastry, albo w kosteczkę. Dodaj do zupy i całość wymieszaj. Zupę podawaj w wydrążonym bochenku chleba, z jajkiem pokrojonym w ćwiartki.
55
kulinaria
Odkryj to właśnie w Tchibo Doskonałej jakości kawa, szeroki wybór jedynych w swoim rodzaju produktów w przystępnej cenie oraz wysoki poziom obsługi klienta. Odkryj unikatowe zakupy w sklepie Tchibo w Galerii Sfera w Bielsku Białej. Sklep Tchibo jest wyjątkowy. Zaskakuje klientów oryginalnym asortymentem w przystępnej cenie. Klienci znajdą w nim najwyższej jakości kawę i szeroki wybór produktów ze zmieniających się co tydzień tematycznych kolekcji. Uzupełnieniem tej oferty jest bar kawowy z bogatą propozycją kaw ziarnistych i przekąsek. Sklep Tchibo w Bielsku-Białej znany jest z wysokiej jakości obsługi, która w połączeniu z oryginalnym konceptem biznesowym gwarantuje unikalne doświadczenie zakupów. Osoby preferujące zakupy internetowe zachęcamy do zakupów w e-sklepie Tchibo.pl, który jest jednym z dziesięciu największych sklepów internetowych w Polsce.
Tchibo ma unikalny model biznesowy, który łączy najwyższej jakości kawę paloną z szerokim asortymentem produktów ze zmieniających się co tydzień kolekcji. Jest liderem kawy palonej w Polsce oraz wiodącym producentem ekspresów i kawy w kapsułkach – Cafissimo. Ponad 50 sklepów stacjonarnych, znanych z unikatowego doświadczania zakupów, i e-sklep Tchibo.pl to podstawa wielokanałowego systemu dystrybucji produktów Tchibo. Częścią strategii biznesowej Tchibo jest społeczna odpowiedzialność biznesu. Firma Tchibo Warszawa sklasyfikowana jest na 2. miejscu w branży handlu detalicznego Rankingu Odpowiedzialnych Firm 2013. Więcej informacji na: www.tchibo.com/pl
PRODUKTÓW UŻYTKOWYCH W SKLEPIE TCHIBO W BIELSKU-BIAŁEJ, GALERIA SFERA
WAŻNY DO 31.05.2014 SKLEP TCHIBO Galeria Sfera ul. Mostowa 5, lok. 147 43-300 Bielsko-Biała tel. kom. +48 785 789 498
56
Kupon nie obejmuje nowej kolekcji i dotyczy produktów użytkowych o wartości powyżej 50 zł oraz nie łączy się z innymi kuponami i promocjami.
Sklep Tchibo, Galeria Sfera, ul. Mostowa 5, Bielsko-Biała. Godziny otwarcia: Pon-pt od 9.00 do 21.00. Sb od 9.00 do 21.00. Nd od 10.00 do 20.00.
57
sport
58
W Beskidach jak u siebie Bożydar Iwanow
Nie tylko w kontekście sportowym z regionem Podbeskidzia związany jest znany dziennikarz Bożydar Iwanow. Lubiany i popularny komentator sportowy specjalnie dla nas opowiada o swoich beskidzkich wspomnieniach, a także piłkarskich zamiłowaniach. Rozmawiał Marcin Nikiel, redaktor naczelny portalu www.sportowebeskidy.pl Foto: Krzysztof Dubiel
Marcin Nikiel: Jakie są Twoje związki z regionem Beskidów? Czy masz tu jakieś szczególne, ulubione miejsca? Bożydar Iwanow: Urodziłem i wychowałem się na Górnym Śląsku. Beskidy, także ze względu na niedużą odległość od Katowic, były więc regionem, w którym najczęściej spędzałem weekendy, zimowe ferie czy letnie wakacje. Góry kochałem od zawsze. Moi rodzice też, więc w 1982 roku sprawili sobie mały domek w Żabnicy, wiosce w Beskidzie Żywieckim. Znajdował się on już praktycznie przy szlaku zielonym – na Rysiankę i Lipowską, można też było dojść tą drogą na Romankę. Wiele razy odbyłem taką wędrówkę, najczęściej z moim dziadkiem. Zimą, także w Żabnicy, jeździłem na nartach, mimo że pewnie w Szczyrku czy Korbielowie trasy były dłuższe i lepsze. Ale tu mogłem praktycznie na nartach zjechać z domu pod sam wyciąg. Tylko z powrotem było
gorzej, bo jednak… pod górkę. Zwiedziłem nie tylko tamte okolice. Zaliczyłem prawie wszystkie najważniejsze szczyty całych Beskidów. Dziś, spędzając wolny czas już w Międzybrodziu Bialskim, z pięknym widokiem na Górę Żar i Jezioro Międzybrodzkie – niestety rzadziej decyduję się na tego typu wycieczki. „Karierę” narciarza też już zakończyłem. Zimą rzadko tu zaglądam. Co innego wiosną i latem. To właśnie tu głównie spędzam letnie wakacje. Po prostu dobrze się tutaj czuję. Jestem u siebie. Marcin Nikiel: Jako dziennikarza sportowego szczególnie interesuje Cię zapewne to, co dzieje się także w naszym regionie na niwie sportowej. Mamy tu kilka ekstraklasowych klubów, buduje się nowy stadion w Bielsku-Białej. Nastała moda na sport? Bożydar Iwanow: Kiedyś, podczas prezentacji siatkarzy BBTS-u Bielsko-Biała w Sarnim Stoku, zapraszając na scenę
prezydenta miasta Jacka Krywulta, wspomniałem, że Bielsko jest miastem sportu, bo ma w piłkarskiej ekstraklasie Podbeskidzie, w siatkówce nawet dwa zespoły w najwyższej klasie, bo przecież grają w niej też panie z Aluprofu. Prezydent poprawił mnie dodając, że jest jeszcze zespół futsalu Rekord, co umknęło mojej uwadze. A zatem – aż cztery zespoły. Oby zostało tak jak najdłużej. Ale czy w Bielsku jest moda na sport? Nie jestem pewien. Z wiadomych przyczyn najbardziej interesuje mnie piłka nożna i Podbeskidzie. Byłem niedawno na meczu z Cracovią. Podobno wszystkie bilety były sprzedane, a na trybunie było sporo wolnych miejsc. Na razie obiekt może przyjąć trzy tysiące widzów i jest problem, aby zasiadł na nim komplet. Zdaję sobie sprawę, że zza bramki – bo tylko tam na razie można siedzieć – komfort oglądania nie jest najwyższy,
59
sport
ale czy to jedyny powód? Obym się mylił, ale wydaje mi się, że stadion przy Rychlińskiego będzie za duży. Obiekt na dziesięć tysięcy w zupełności by wystarczył. Za zaoszczędzone na tym pieniądze można było zapewnić klubowi lepsze warunki treningowe, bo bez tego ciężko będzie myśleć o zbudowaniu solidnej drużyny. Nie chcę też myśleć, co wydarzyłoby się, gdyby Górale spadli do pierwszej ligi… Martwi mnie też niekończący się kibicowski spór z fanami BKS-u. Od lat nikt nie potrafi go rozwiązać. Mam jakiś pomysł, ale… jest dość odważny. Może kiedyś podzielę się nim z fanami obu bielskich drużyn? Oni powinni usłyszeć o nim jako pierwsi, więc proszę nie ciągnąć mnie za język. Marcin Nikiel: Twoje felietony pojawiają się na łamach portalu SportoweBeskidy.pl, gdzie
60
piszesz o występach piłkarzy Podbeskidzia. Ten klub jest jakoś szczególnie Ci bliski? Bożydar Iwanow: To była tak zwana miłość od pierwszego wejrzenia. Ale nie ze względu na jakiś wybitny i efektowny styl gry prezentowany przez Górali. Bardziej z powodu związanych z nimi ludzi. Na pierwszy mecz do Bielska-Białej w roli komentatora przyjechałem za czasów Roberta Kasperczyka. Od razu złapałem fajny kontakt z trenerem, jego sztabem i zawodnikami. Pewnego rodzaju tradycją stało się, że przyjeżdżałem zawsze dzień wcześniej do hotelu Jawor w Jaworzu, gdzie zespół miał przedmeczowe zgrupowanie. Rano w dniu meczu obowiązkowe było bieganie wraz z Kasprem i jego asystentami – Tomaszem Świderskim i Wojciechem Jaroszem. Tylko Robert Mioduszewski wyłamywał się z porannego joggingu. Cała czwórka już w klubie nie pracuje. Miałem też dobry kontakt z Marcinem
Sasalem, Dariuszem Kubickim i Czesławem Michniewiczem, który jest moim przyjacielem. Wiele ciekawych dyskusji odbyłem też z prezesami Markiem Glogazą i Wojciechem Boreckim. Nie zawsze się z nimi co prawda zgadzałem, ale przecież mamy demokrację i każdy ma prawo wyrażać swoje zdanie. Jestem też w bardzo dobrej komitywie z legendą klubu i skautem Grzegorzem Więzikiem. Nadajemy na tych samych falach. Z obecnych piłkarzy najlepszy kontakt mam z Dariuszem Pietrasiakiem, Bartłomiejem Koniecznym, Tomaszem Górkiewiczem, Markiem Sokołowskim i Mateuszem Stąporskim. Lubimy się z kierownikiem Markiem Mollem i fizjoterapeutami Markiem Ociepką, Pawłem Wisłą czy doktorem Robertem Gulewiczem. Przed mikrofonem jestem oczywiście obiektywny, ale wewnątrz zawsze dobrze im życzę.
Moda na badminton! Już w kwietniu zostanie otwarta w Mazańcowicach koło Bielska-Białej pierwsza na Podbeskidziu nowoczesna hala do gry w badmintona. W Polsce z roku na rok przybywa coraz więcej miłośników tej dyscypliny, ponieważ można ją uprawiać całą rodziną, bez względu na wiek lub poziom zaawansowania. Badminton znany jest głównie ze swojej rekreacyjnej formy – czyli kometki – w którą grywa się na podwórku, w przydomowych ogródkach czy na plaży. Mało kto wie, że badminton jest najszybszą rakietową dyscypliną na świecie, w dodatku dyscypliną olimpijską. Niedawno został pobity kolejny rekord prędkości lotki – w momencie uderzenia osiągnęła prędkość ponad 490 km/h! W Centrum Rakietowym Racketlon Club w Mazańcowicach na czterech profesjonalnych kortach można zapoznać się z grą w badmintona, rozpocząć naukę od początku, podszlifować umiejętności lub po prostu miło i aktywnie spędzić czas w gronie znajomych na uganianiu się za lotką. Poza dobrą zabawą gra w badmintona dostarcza również korzyści zdrowotnych – wszechstronnie kształtuje wszystkie partie mięśniowe, dobroczynnie wpływa na układ krwionośny i oddechowy, przyspiesza metabolizm i spalanie tkanki tłuszczowej. Bardzo dobrze rozwija zdolności motoryczne u dzieci – kształtuje wytrzymałość, szybkość, siłę, koordynację ruchową. Dzieci grające w badmintona są wszechstronnie usportowione, nie sprawia im trudności żadna inna dyscyplina. Racketlon Club oferuje indywidualny wynajem kortów, zajęcia zorganizowane dla dzieci i dorosłych (szkółki badminto-
w Bielsku-Białej
na) prowadzone pod okiem doświadczonych trenerów oraz indywidualne zajęcia z trenerem. Bardziej zaawansowanym Centrum proponuje udział w organizowanych turniejach amatorskich lub lidze badmintona. Specjalna oferta skierowana jest do Pań, dla których organizowane są osobne zajęcia będące doskonałą alternatywą dla monotonnej siłowni i zajęć fitness, a przy okazji są świetnym sposobem spędzenia czasu w kobiecym gronie. Serdecznie zapraszamy na całoroczne korty badmintonowe w Racketlon Club.Więcej szczegółów na: www.4rakiety.pl
Racketlon Club
Halentówka 884, 43-391 Mazańcowice k/ Bielska-Białej tel. 33 815 63 93, kom. 693 240 300 godziny otwarcia: pn-pt 07.00-23.00 so 07.00-20.00 nd 07.00-15.00
Tenis ziemny, Badminton, Tenis Stołowy
61
podróże
Lek przed Robert Kawecki Inżynier mechanik
Kpt. pil. Igor Augustyniak Kapitan pilot
Lęk. Niejedno ma imię. Zamknięcie, ograniczona przestrzeń, brak kontroli, konieczność stosowania się do określonych zasad i reguł, brak zaufania do samolotu (jako konstrukcji), brak wiary w umiejętności ludzi. To przyczyny. Najczęstsze. Wszystkich wypisać nie sposób. Są bardzo indywidualne, zależą od pasażera. Objawy? Przeróżne. Od bardzo łagodnych – jak poczucie dyskomfortu, do tych wymagających pomocy – jak atak paniki czy omdlenia. Czy można sobie z tym dać radę? Można i trzeba. Jak się pozbyć objawów psychosomatycznych – nad tym pochylają się psychoterapeuci. Wyrównanie oddechu, rozmowa, zajęcie głowy sprawami innymi. Mój cel jest inny. Tysiące części tworzące całość – to samolot. Osoby, które tym zarządzają – czyli załoga. Maszyna i człowiek. Celem moim jest budowa zaufania. Do jednego i drugich. Człowiek Podstaw opisywać nie będę. Żeby zacząć latać w linii lotniczej, należy mieć już doświadczenie za sterami samolotu. Sam proces selekcji jest wieloetapowy, włączając w to wywiad psychologa. Odpowiedzialność, umiejętność współpracy, szybkość i trafność podejmowanych decyzji – między innymi na te cechy zwraca się uwagę. Pozytywne zaliczenie wszystkich testów oznacza rozpoczęcie latania?
62
Marek Pyrzyna Kontroler przestrzeni powietrznej
Agnieszka Markiewicz Psycholog, psychoterapeutka poznawczo-behawioralna
Nie, to czas intensywnego szkolenia. Po kilku tygodniach teorii oraz serii ćwiczeń na symulatorach pilot zaczyna loty prawdziwe. W asyście instruktora. Stopniowo zostaje wdrożony do pracy. W pewnym momencie przychodzi czas na ostateczny egzamin. Zaliczenie oznacza podjęcie pracy w roli pełnoprawnego pilota. Okres nauki, od pierwszych zajęć w ławce do finału za sterami, to kilka miesięcy. Minimum. Na tym się kończy szkolenie wstępne. Oprócz tego każdego roku piloci przechodzą szkolenia okresowe. Teoretyczne – czyli znowu powrót do ławki, i praktyczne – loty na symulatorze. Urządzenie to umożliwia trening czynności, które normalnie się nie zdarzają: pożary, usterki silników itp. Maszyna Małe, duże. Ze śmigłami lub bez. Różne. Jeżeli służą do przewozu pasażerów – to muszą spełnić określone wymagania (znacznie bardziej rygorystyczne niż konstrukcje amatorskie). Producent samolotu musi udowodnić przed władzą lotniczą, że jego konstrukcja spełnia wszystkie przepisy. Proces ten trwa zwykle ponad rok. W różnych warunkach – lato, zima, na różnych wysokościach, lotniskach, pasach startowych wykonywane są próby. Konstrukcja samolotu jest „męczona”, obciążana, sprawdzana. Finałem jest certyfikat typu: coś, co było sumą
lataniem Kpt. pil. Igor Augustyniak
Dzieli się swoimi doświadczeniami zebranymi w ciągu 25 lat lotniczej kariery. Lata(ł) na samolotach małych i większych, napędzanych śmigłem i ciągiem silników odrzutowych. Od 10 lat związany z Eurolotem. Obecnie szef pilotów, kapitan – instruktor na samolocie DHC 8 Q400. W wolnych chwilach (takie się zdarzają) lubi wjechać w błoto, piach, lekki teren. Samochodem. Numer 400 ulubiony.
-30% na hasło „2B STYLE” poskręcanych, ponitowanych części, staje się samolotem. Po narodzinach czas na dostawy do odbiorców – linii lotniczych. Obsługa techniczna samolotów w linii lotniczej to temat rzeka. Począwszy od planowania, zarządzania częściami, logistyki, stałego kontaktu z producentem, a skończywszy na tym, co widać – mechanikach wykonujących swoją pracę przy samolocie. W całej obsłudze samolotu nie ma przypadkowości. Owszem, zdarzają się awarie, usterki. Nie są to rzeczy planowane. Ale sekwencja działań, która następuje w takim przypadku, jest już ściśle planowana i kontrolowana. Celem jej jest jak najszybsze przywrócenie samolotu do sprawności technicznej wymaganej do bezpiecznego latania. Człowiek i maszyna Dużo sprawdzeń, kontroli, weryfikacji, testów. Wszystko w jednym celu – bezpieczeństwa lotów.
„Pokochaj latanie” to 2-dniowe profesjonalne warsztaty zawierające autorski program pracy nad lękiem przed lataniem samolotem mające na celu zredukować natężenie stresu podczas przelotów samolotem lub/i wyzbycie się strachu przed podróżą. „Pokochaj latanie” to połączenie: • • •
autorskich zajęć psycho-terapeutycznych – pracy z lękiem przed lataniem, wykładów specjalistów z ośrodka szkolenia Eurolot – załogi samolotu i obsługi naziemnej, lotu rejsowym samolotem na trasie krajowej.
„Pokochaj latanie” to: • indywidualna praca z uczestnikami zajęć – grupy maks. 12 osobowe, • bezpośredni kontakt z załogą samolotu i obsługą naziemną – rozmowy, pytania, • przelot samolotem z opiekunami warsztatów – pełne omówienie lotu, ćwiczenia i zajęcia relaksacyjne. Szczegóły programu i terminy zajęć na stronie www.pokochajlatanie.pl
63
podróże
Krzysztofa Cieślawskiego po Ameryce Południowej
Przedstawiamy relację z zaledwie jednego dnia podróży po Patagonii, stanowiącą część „Dzienników z podróży”. Całą relację można przeczytać na www.2bstyle.pl. Rozpoczęliśmy naszą przygodę z Ameryką Południową. Przed nami blisko miesięczna nieobecność w domu i spotkanie z kontynentem, na którym jeszcze nigdy nie byłem. Nasz główny cel to Patagonia. Nasza wyprawa to jednak nie tylko trekking, ale i poznawanie Ameryki Południowej. Odwiedzimy 4 kraje: Chile, Urugwaj, Brazylię i Argentynę, gdzie spędzimy najwięcej czasu. Oby wszystko przebiegło bezpiecznie, zdrowo, sympatycznie i bezproblemowo. 13 listopada 2013 roku Po męczącym, czternastogodzinnym locie dotarliśmy do „boskiego Buenos”, albo jak kto woli – „Paryża Ameryki
64
Południowej”. Podczas lotu oglądałem na monitorze trasę przelotu i odczytywałem pojawiające się na mapie nazwy miejscowości: Manaus, Maceio, Rio de Janeiro, Parana i inne. Dotąd znałem je właściwie tylko z geografii albo z książek Arkadego Fiedlera i Alfreda Szklarskiego (kto z mojego pokolenia nie czytał „Tomka u źródeł Amazonki”?) i nie przypuszczałem, że i ja będę kiedyś w Ameryce Południowej, że wraz z przyjaciółmi zdecydujemy się na trwającą blisko miesiąc wyprawę przez kontynent południowoamerykański. Bezproblemowo przeszliśmy kontrolę paszportową i celną, pomimo „głęboko ukrytych” w bagażu 3 paczek kabanosów (do Argentyny nie wolno wwozić produktów żywnościowych). Nasz „przemyt” będzie jak znalazł na Ruta 40. No i już w Argentynie, a pokój w hotelu, tak aby było śmieszniej, przy ulicy Chile. Warunki znośne, kilka razy lepsze niż kiedyś w Katmandu. Najważniejsze, że w pokoju są łazienka i ubikacja oraz ciepła – naprawdę, a nie tylko z nazwy – woda. Częściowo rozpakowani, przebrani (bo tu temperatura letnia) ruszyliśmy na zwiedzanie przylegającej do naszej ulicy części Buenos Aires. Po drodze wymieniliśmy też pieniądze. Cała operacja trwała blisko 2 godziny, bo ze względu na zdecydowanie korzystniejszy kurs pieniądze wymieniliśmy u koników. Autobusem miejskim dojechaliśmy do robotniczej, portowej dzielnicy Boca, w której znajduje się m.in. stadion Boca Juniors, na którym swoją karierę rozpoczynał Diego Maradona. Nie przeoczyliśmy też pełnej sklepów i restauracji Avenida la Forida, miejsca, gdzie można na żywo zobaczyć tradycyjne tango i odwiedzić liczne sklepy i restauracje. Dzielnica ciekawa, ale zaniedbana. Widać, że jeszcze
Patagonia (dawna nazwa Patagonica) – kraina geograficzna w południowej części Ameryki Południowej położona na terenie Argentyny i Chile. Znajduje się między Oceanami Atlantyckim i Spokojnym. Sięga na północy po rzekę Rio Negro. Obejmuje około 900 000 km2, z czego większość należy do Argentyny. Na zachodzie wybrzeże posiada liczne fiordy i wyspy. Bezpośrednio nad Patagonią wznoszą się Andy – góry wulkaniczne i silnie zlodowacone, kulminujące się w Monte San Valentin (4058 m n.p.m.) i Fitz Roy (3370 m n.p.m.). Odkrywca tych obszarów Ferdynand Magellan nazwał ludy zamieszkujące ten obszar Patagão (lub Patagón), a samą krainę Patagonia. W latach 1878-1881 wojska argentyńskie włączyły do Argentyny wschodnią część tego rejonu. Zachodnią część regionu anektowało Chile w porozumieniu z Argentyną na mocy traktatu z Buenos Aires z 1881 roku.
do niedawna kraj borykał się z ogromnymi trudnościami. W czasie zwiedzania usiedliśmy w knajpce i zjedliśmy lekki posiłek, zapijając go piwem. W Polsce praktycznie piwa nie piję, a tu pewnie przekroczę kilkuletni limit. Dotyczy to nie tylko piwa, ale też odżywiania w ogóle, bo jemy tu zupełnie inaczej niż w domu. Wieczorem, mimo ogromnego zmęczenia, ubraliśmy się nieco bardziej odświętnie, starając wtopić się w elegancki tłum jednej z najbardziej kulturalnych stolic świata, i po-
stanowiliśmy spróbować steku z legendarnej argentyńskiej wołowiny. Stek – istna poezja! Grubości kilku centymetrów, średnio wysmażony, popijany czerwonym winem… Po prostu niebo w gębie. Może to sposób przyrządzania, może gatunku mięsa? Muszę przyznać, że nawet mojej żonie, która gotuje doskonale, takiego steku nigdy nie udało się przyrządzić. Knajpa zaś urządzona w sklepie, który kiedyś był sklepem mięsnym, takim „u rzeźnika”(...).
65
nie zza firanki
UGOTOWANI w artystycznym sosie
66
tekst: Gaba Kliś stylizacja wnętrza: Gaba Kliś www.gabaklis.pl foto: Łukasz Kitliński Gaba Kliś
Przeczucie mnie nie myliło… Idąc na pierwszą kolację w programie „Ugotowani”, nagrywanym późną jesienią w Bielsku-Białej, intuicyjnie czułam, że poznam kogoś ekscentrycznego...
Centrum Bielska-Białej, cicha uliczka ze starodrzewiem, widocznym pomimo jesiennej szarugi, odrestaurowana ze smakiem stara kamienica. Drzwi otwiera szarmancki młody mężczyzna. Sposobem bycia i stylem ubioru przywołuje na myśl bywalca salonów z Anglii czasów Oscara Wilde’a lub Sherlocka Holmesa, brakuje tylko cygara i melonika… Staranna dbałość o szczegóły, nienaganne maniery, zaczesane lekko długie włosy, koszula w kratkę, kamizelka i wszechobecne tatuaże w futurystycznych wzorach. Ale o nie zapytam później. Pomimo wszechobecnych kamer i stresu przed nieznanym czuję, że nasza znajomość nie zakończy się na programie. Gdy wchodzę do mieszkania Łukasza – bielszczanina, artysty fotografa, w jednym momencie uruchamiają się wszystkie zmysły wyczulone na odbiór pewnego rodzaju estetyki i przez pryzmat jego osoby patrzy się na wnętrze, w którym żyje, funkcjonuje i pracuje. Bodźców jest tak dużo, że nie sposób skupić się na jednym. Jako pierwszy przychodzi na myśl reżyser Tim Burton, jak okazuje się później – guru Łukasza. Nie pytam jednak jeszcze, wiedząc, że będziemy mieli wiele czasu na rozmowy przy kręceniu programu. Mieszkanie dość mroczne na pierwszy rzut oka. W końcu mamy do czynienia z fanem Anglii czasów Kuby Rozpruwacza. Na ścianach i podłodze dominuje kolor grafitowy. Korytarz prowadzi do dość
67
nie zza firanki
nowoczesnej kuchni. Jak dowiaduję się później od Łukasza, w takiej kuchni łatwiej utrzymać porządek, wszystko ma tu swoje miejsce i przeznaczenie. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie zwieńczenie tej kuchni – namiastka pięknego salonu w postaci starej, skórzanej kanapy Chippendale – crème de la crème tego mieszkania, usytuowanej na tle pomalowanej przez Łukasza ściany. Malowidło też nie jest przypadkowe, przedstawia wir – metaforę pędzącego czasu w kontrze do krótkodystansowego myślenia ludzi, którzy skupiając się na doczesności, zapominają, że „natura i tak ich zeżre” (to cytat z Łukasza). W mieszkaniu nie ma stołu ani krzeseł, to dość nieoczekiwany zabieg jak na uczestnika programu „Ugotowani”. Na agresywnej kolorystycznie ścianie wisi zegar, nieprzypadkowo przechylony. I on poddaje się biegowi zdarzeń, leci, pędzi i już nigdy w poprzedni czas nie wraca, jak nasze życie. Dom Łukasza jest pełen eksponatów – stare szachy, oldschoolowe kapelusze, kultowe buty starannie wyczyszczone i wyeksponowane, stare aparaty fotograficzne, stare winylowe płyty – 1000 tytułów. Wszystko ma swoje uzasadnienie i swoją rację bytu. To nie tylko eksponaty, z którymi Łukasz
68
jest związany i nawet się z nimi utożsamia, to również rekwizyty, których używa jako scenografii do swoich artystycznych zdjęć, bo przecież tym zajmuje się na co dzień. Mieszkanie pełni jednocześnie rolę studia fotograficznego, wszystko jest ergonomiczne, ulega ciągłej rotacji w zależności od tematyki i charakteru zdjęć. Słowo „rotacja” może być nawiązaniem do kolejnej fascynacji przewijającej się przez to mieszkanie, a także przez samą osobę Łukasza – biomechanika to ulubiony temat jego tatuaży. Znowu dowód na jego wrażliwość artystyczną i odbieranie świata jako przyczyny i skutku wielu biomechanicznych procesów, których nie musimy rozumieć, one mają nas fascynować i nie pozwalać zapomnieć o naszej „małości” wobec natury. Na ten temat przegadaliśmy z Łukaszem już parę nocy, pękło parę butelek wina, ale ciągle mamy o czym gadać (tzn. ja słucham, a Łukasz nawija, ha, ha, ha).
Łukasza inspiruje malarstwo Rembrandta – jego ciężkie, ciemne, mocarne portrety znajdują odzwierciedlenie w pracach artysty. No i nareszcie wspomniany wcześniej Tim Burton – reżyser wizjoner. Kto z nas nie fantazjuje, kto z nas nie chciałby na chwilę znaleźć się w świecie z „Alicji w Krainie Czarów” lub przespacerować się po lesie przeskalowanych, powykręcanych grzybów halucynogennych z rycin Tima Burtona? Każdy z nas by chciał, ale Łukasz namiastkę takiego świata sobie stworzył i bardzo się cieszę, że mnie do niego zaprosił.
69
architektura i design
Architekci wnetrz dla Marbetu Studenci bielskiego „Tyszkiewicza” po raz kolejny mieli okazję do zaprezentowania swoich umiejętności twórczych. Po ciekawych projektach dla Mokate oraz Polsportu przyszedł czas na firmę Marbet – właściciela marek: Marbet Style w obrębie której firma produkuje meble, oraz Marbet Design – sztukaterie. Konkurs architektoniczny zorganizowany przez firmę Marbet sp. z o.o., został przeprowadzony w dwóch kategoriach: projekt wnętrza komercyjnego oraz mieszkalnego, w oparciu o dostępne produkty Marbet Style i Marbet Design. Świeże spojrzenie na design jest dla nas ważne, dlatego bardzo chętnie podjęliśmy współpracę z Bielską Wyższą Szkołą im. J. Tyszkiewicza – mówi Włodzimierz Mysłowski – przewodniczący rady nadzorczej Marbetu. Jak podkreśla JM rektor Jerzy Chrystowski – Wysoko sobie cenię życzliwość i możliwości jakie otworzyła współpraca z Marbetem. Po kolejnych bardzo dobrych doświadczeniach z Polsportem czy Mokate studenci Architektury Wnętrz mogli doskonalić swe praktyczne umiejętności oraz rozwijać zdolności w szczególnie interesującym obszarze. Zwycięzców konkursu mieliśmy okazję poznać w ostatnim czasie. W siedzibie BWS im. J. Tyszkiewicza zebrało się 7-osobowe jury złożone z członków kadry akademickiej kierunku Architektura Wnętrz oraz przedstawicieli firmy Marbet w osobach: pana Andrzeja Zgierskiego – prezesa zarządu oraz dyrektora naczelnego, pani Lidii Kowalskiej Getler – manager działu rozwoju biznesu oraz pana Piotra Gielmuda – managera produktu. Jak przyznaje prezes zarządu Marbetu – Andrzej Zgierski: Bardzo ucieszyło nas ogromne zainteresowanie konkursem ze strony studentów. Wyłonienie zwycięzców nie było łatwe. Młodzi architekci wykazali się dużą inwencją twórczą oraz dbałością o każdy szczegół. To była przyjemność móc uczestniczyć w takim wydarzeniu.
I nagroda w kategorii Wnętrze mieszkalne – autorka Kamila Szemik
I nagroda w kategorii Wnętrze publiczne – autorka Daria Mikołajek
Drogą głosowania zwyciężyli: • W kategorii wnętrze mieszkalne: Kamila Szemik • W kategorii wnętrze użyteczności publicznej: Daria Mikołajek Przyznane zostały dwa wyróżnienia: • W kategorii wnętrze mieszkalne: Dariusz Jończy • W kategorii wnętrze użyteczności publicznej: Anna Romik Dodatkowo, na wniosek Organizatora, postanowiono wyróżnić: • W kategorii wnętrze mieszkalne: Agatę Tomczyk • W kategorii wnętrze użyteczności publicznej: Mateusza Jarco Jury w czasie obrad
70
Spełniając marzenia Sylwia Gajek-Zielińska Agent Nieruchomości Dziś, w czasach wielu ofert, propozycji współpracy oraz obietnic efektywności, trudno bezbłędnie wybrać osobę, która w 100% spełni nasze oczekiwania. Wielokrotnie możemy spotkać się z marketingiem mówiącym o niesamowitych rezultatach pracy „profesjonalisty”, jednak obietnice te okazują się tylko gruszkami na wierzbie. W całej otoczce sprzedażowej brakuje lojalności, szczerości oraz zaufania pomiędzy stronami jakiejkolwiek transakcji. Czy kupujemy samochód, nową parę butów, czy nieruchomość, mocno chcemy wierzyć, iż to, co za parę chwil stanie się naszą własnością, nie ma wad i będzie cieszyć. Czasem wiara nie wystarczy. Potrzebna jest fachowa informacja. O doradcach krążą dwie opinie. Pierwsza – że to naciągacze i dorobkiewicze, druga – że profesjonaliści z wiedzą i doświadczeniem. Jestem agentem nieruchomości dużej sieci. Doradzam w sprawach nieruchomości. Co dzień pracuję na tę drugą opinię, walcząc z tą pierwszą. Nie składam fałszywych obietnic, biorę odpowiedzialność za wypowiedziane słowa. Nabytą wiedzę popieram czterdziestoletnim doświadczeniem moich kolegów na całym świecie. Nie koloryzuję i szczerze odpowiadam na wątpliwości klientów. Dlaczego jestem agentem nieruchomości w sieci RE/MAX? Ważne jest, by znaleźć swoje miejsce na ziemi. Także to zawodowe. Kiedy wydawało się, że swoje już
miałam, los postanowił mnie „przeprowadzić”. Przez kolejne lata to, co robiłam, nie przynosiło żadnej satysfakcji. Wypalałam się. Nadszedł dzień decyzji o zmianach. Nadszedł czas tylko moich decyzji. I tak trafiłam na ogłoszenie Biura Nieruchomości RE/MAX. Pierwsze skojarzenie? Pieniądze i prestiż. Płytkie? Być może... Proste? Zdecydowanie nie. Wyzwanie? Zdecydowanie tak! Zawsze muszę spróbować tego, co wydaje mi się interesujące. Inaczej mogłabym żałować. Wysłałam aplikację. Odpowiedź była szybka, więc moja decyzja też taka była. Wiedziałam, że była to dobra decyzja. Prestiżowa firma, marka poparta wieloletnim doświadczeniem, rewelacyjny marketing. Wszystko to, za czym tęskniłam zawodowo. To właśnie tego miejsca dla siebie szukałam. Czy bałam się rynku nieruchomości? Nie! Świa-
domość trudnych zadań, możliwości nowych wyzwań, poszerzenia wiedzy i praca przynosząca satysfakcję i finansową stabilizację – to rozwiewało wszelkie moje wątpliwości. Z każdą rozmową telefoniczną i spotkaniem z klientem coraz bardziej utwierdzałam się, że to właśnie to! Zakochałam się w RE/MAX bez pamięci! Zatraciłam się bez końca! Odwrotu nie ma! Odniosę sukces, bo ta firma odwzajemnia uczucia! Zakotwiczyłam przy tej wyspie i pomimo gąszczu trudności tu zostanę i spełnię swoje wszystkie marzenia, spełniając marzenia innych! Czerpię satysfakcję z każdej udanej transakcji. Z każdym klientem jestem bogatsza o nowe emocje. Dlaczego wierzę w RE/MAX? Bo RE/MAX uwierzył we mnie! Czas, by Państwo także dołączyli do grona moich klientów i uwierzyli w to co ja! Zapraszam!
71
architektura i design
Diabel tkwi w szczególach Zadając pytanie właścicielowi ogrodu, czym jest ogród, otrzymamy najczęściej odpowiedzi, że ogród to cudowne rośliny, drzewa z owocami, kwiaty… Jeżeli zapytamy również: „Co lubisz robić w ogrodzie?” – z reguły odpowiedź brzmi: odpoczywać. Toteż najważniejsze w każdej Magdalena Zbyrowska inż. mgr architekt krajobrazu, estodesign.at przestrzeni, w której mamy czuć foto: 2B STYLE, fotolia.com się dobrze, są komfort i estetyka.
Poza roślinnością, która jest jednak głównym tworzywem przy projektowaniu i zakładaniu ogrodu, niezmiernie ważny jest dobór małej architektury, do której należą m.in. ławki, meble ogrodowe, altany, zbiorniki wodne i fontanny. Elementy te pełnią określone funkcje, a także nadają charakter otoczeniu. Należy pamiętać, że zarówno rośliny, jak i mała architektura powinny pasować do naszego ogrodu swoim stylem. W zależności od upodobań możemy wybrać góralskie drewniane ławy lub metalowe eleganckie siedziska. Nie chodzi jednak tylko o meble. W ostatnich czasach ciekawym pomysłem w nowoczesnych ogrodach stały się dekoracyjne ściany wodne. Są one bardzo efektowne. Zwykle wykonane z metalu bądź kamienia, a podświetlane wieczorem, stają się wspaniałą ozdobą ogrodu. Z uwagi na praktyczność i łatwość w utrzymaniu najczęściej stosowanymi
Romantyczne, rustykalne czy nowoczesne – jakie detale pasują do Twojego ogrodu?
72
Elementy wodne uatrakcyjnią każdy ogród
Zamiast plastikowych krzesełek warto pomysleć o orygianlnej formie miejsc wypoczynkowych
materiałami w ogrodzie są cegły, drewno, kamień. Jednak najnowsze trendy w realizacji małej architektury pokazują, że metal i plastik również bardzo dobrze się prezentują, co można zaobserwować w przestrzeni miejskiej. Bądźmy ostrożni z oszczędnym podej-
ściem do wyposażenia naszego ogrodu według zasady „kupmy sobie na razie plastikowe krzesełka w supermarkecie”. W ten sposób ta kombinacja mebli w stylu bliżej nieokreślonym służy nam całe lata, ponieważ – jak wiadomo – prowizorki są najtrwalsze.
Oczywiście wykonanie czegoś na zamówienie jest zdecydowanie droższe, ale za to satysfakcja z posiadania mebli czy fontanny indywidualnego projektu jest nieporównywalnie większa. Teraz jest wiele przedsiębiorstw, które specjalnie dla nas mogą zaprojektować i wykonać altany, ogrodzenie, ławki, meble… Ważne jest również odpowiednie rozplanowanie tych detali pośród roślinności i we właściwych strefach ogrodu. Ławka, którą postawimy pod drzewem dającym cień, powinna również być umieszczona na tzw. „osi widokowej”, aby osoba wypoczywająca mogła patrzeć na coś interesującego, jak np. kaskada lub rzeźba. Wszystkie te elementy dekoracyjne, aby wyglądały pięknie, muszą ze sobą współgrać nie tylko estetycznie, ale i funkcjonalnie. Biorąc pod uwagę tych kilka uwag odnośnie do małej architektury, może warto przed zakupem plastikowych krzesełek oraz dekoracji ogrodowych „made in China” przemyśleć, jaki charakter będzie miał nasz ogród, aby nie niszczyć otoczenia przypadkowymi detalami. Wszak diabeł tkwi w szczegółach... Mała architektura w ogrodzie to np. ściana wodna, grill, plac wypoczynkowy lub fontanna.
73
inicjatywy
Glos mlodziezy
74
Z początkiem roku w bielskich szkołach, a także w Internecie, pojawiły się ogłoszenia o rekrutacji do zespołu redakcyjnego pierwszego w Bielsku-Białej magazynu tworzonego w całości przez młodych ludzi. Wątpliwości, czy znajdą się osoby chętne do wzięcia udziału w inicjatywie i spróbowania swych sił w roli dziennikarzy, zostały rozwiane, gdy spłynęło blisko sto zgłoszeń. Do zespołu wybrani zostali autorzy najciekawszych przesłanych prac. Projekt został stworzony z myślą o młodych ludziach. To oni decydują, o czym chcą pisać i jak ma wyglądać magazyn. Pierwsze spotkanie zostało poświęcone między innymi wyborowi nazwy publikacji. Poza tym uczestnicy mieli już szansę przeprowadzić wywiady z Jackiem Żakowskim i Grzegorzem Markowskim, którzy przyjechali do Bielska specjalnie na spotkanie z młodymi ludźmi. Zespół redakcyjny, w skład którego wchodzą uczniowie z 13 szkół ponadgimnazjalnych z Bielska-Białej i okolic, brał również udział w wielu warsztatach dziennikarskich rozwijających wiedzę teoretyczną i umiejętności praktyczne, badał opinię publiczną poprzez różne sondy i ankiety, a także spróbował swych sił w pisaniu felietonów i reportaży. Uczestnicy sami podejmują decyzje związane z ich tekstami, wybierają tematy pracy i dowolnie je rozwijają. Nieważne, jaki temat wybiorą, mogą liczyć na wsparcie i pomoc. Dzisiaj trwają ostatnie prace nad pierwszym numerem magazynu. Nad wszystkim czuwają Maja Dębowska, Joanna Glogaza, Tomasz Płosa i Marcin Salachna – grupa inicjatywna projektu współfinansowanego z programu Młodzież w działaniu. Projekt realizowany jest przy wsparciu Towarzystwa Przyjaciół Bielska-Białej i Podbeskidzia i we współpracy z Młodzieżową Radą Miasta Bielsko-Biała. Ma charakter pilotażowy i w zależności od efektów pracy będzie kontynuowany w kolejnym roku szkolnym. A wspomniane efekty pracy będzie można ujrzeć w pierwszym numerze magazynu – już pod koniec maja.
foto: Rafał Sakowski
foto: Joanna Glogaza
foto: Anna Beruś
Tekst: Kajetan Woźnikowski
D R U K A R N I A
nowoczesny park maszynowy
wieloletnie
doświadczenie elastyczność
terminowość jakość... sprawdź nas! MKC Print Sp. z o.o. 41-902 Bytom, ul. Bernardyńska 1 tel. +48 32 243 50 35, kom. +48 607DRUKUJ drukarnia@printimus.pl · www.printimus.pl
75
inicjatywy
Plac zabaw
czy... nudy?
Huśtawka, bujaki, zjeżdżalnia i karuzela. Czy tak wygląda wymarzony plac zabaw? A może wyjść poza schemat? Zobaczcie nietypowe przestrzenie dla dzieci, projektowane
Cofnijcie się do czasów dzieciństwa. Gdzie bawiliście się najlepiej? O czym wtedy marzyliście? Pamiętacie trzepaki, drabinki, huśtawki i kilka innych standardowych urządzeń na placach zabaw? A teraz rozejrzyjcie się wokół. Czy coś przez te lata się zmieniło? – Będąc na spacerze, zaczęłam zastanawiać się nad tym, dlaczego od lat 70. tak ważne w miejskim krajobrazie przestrzenie wyglądają zawsze podobnie i to pod każdą szerokością geograficzną. Czy to oznacza, że dziecko pragnie jedynie wprowadzać się w stan oszołomienia, używając huśtawki czy karuzeli? A gdzie jest miejsce na rozwój zabaw tematycznych, kontakt z przyrodą, poznawanie praw nauki, rozwój kreatywności? Z tej niezgody na zastaną rzeczywistość narodził się nasz pomysł na Park Interakcje – mówi Ela Legoń, współtwórczyni firmy. Park Interakcje projektuje i produkuje plenerowe urządzenia edukacyjne, takie jak całoroczne urządzenia muzyczne, wielkie scrabble, piaskownice z transporterami piasku, urządzenia wodne, peryskop, głuchy telefon, ścieżki dotyku i wiele innych. Ich główną zaletą jest to, że do tej pory nikt nie potraktował placów zabaw jako miejsca edukacji, poznawania przyrody czy budowania relacji. Taki park można postawić
76
foto: arch. Interakcje
przez bielską firmę!
w każdym miejscu, w którym przebywają dzieci: zarówno w plenerze, jak i w pomieszczeniach. Jak to się zaczęło? Park Interakcje to młoda firma, która powstała z programu Innowacyjna Gospodarka w ramach funduszu AIP Seed Capital. – Przypadkiem trafiliśmy na ogłoszenie o konkursie AIP. Mieliśmy tylko dwa dni na napisanie wstępnego biznesplanu. Udało nam się przejść pierwszy etap, a następnie przez wiele miesięcy dopracowywaliśmy nasz koncept, pokonywaliśmy kolejne szczeble konkursu. W efekcie spośród 900 wniosków wybrano tylko dwadzieścia parę projektów, w tym nasz. Był to dla nas duży sukces i pierwszy obiektywny dowód na to, że mamy dobry pomysł – mówi Maciek Szpunar, współzałożyciel firmy. Firma zdobyła także inne wyróżnienia, takie jak tytuł jednej z 51 najbardziej innowacyjnych spółek powstałych w ramach działania 3.1 (Innowacyjna Gospodarka) przyznany przez PARP, tytuł jednej z „20 najbardziej innowacyjnych polskich firm, które powstały w czasie kryzysu” (magazyn Trendobook F5), nominację do tytułu Start-up Roku 2012
foto: arch. Interakcje
imprezy miejskie, festiwale czy eventy rodzinne w centrach handlowych. Oferta rozwijana jest w czterech głównych kategoriach: Science Park, Eco Park, Music Park oraz Hydro Park. – Chcieliśmy sprawdzić, czy dzieci pokochają nasz Park. Nie myliliśmy się: dzieci uwielbiają różnorodne zabawy. Dlatego w naszym Parku nie znajdą malowania buziek ani zamków dmuchanych. Otrzymają natomiast możliwość budowania własnej tamy, poznania złudzeń optycznych czy śladów zwierząt, tworzenia wielkiego labiryntu, poznawania świata tylko za pomocą zmysłu węchu lub dotyku, budowania własnych małych wynalazków na warsztatach i wiele innych propozycji – mówi Ela Legoń. Dzięki uczestnictwu w wydarzeniach w całej Polsce zespół Parku poznał potrzeby dzieci, zaobserwował reakcje zarówno najmłodszych użytkowników, jak i rodziców. Okazało się, że tego typu atrakcja interesuje także dorosłych. – Często jest tak, że rodzic angażuje się w zabawę z dzieckiem w naszym Parku. Tłumaczy mu zasady działania, wyjaśnia prawa przyrody lub po prostu oddaje się atmosferze zabawy. Na standardowych placach zabaw rzadko można zaobserwować tego typu zachowania – mówi Maciek Szpunar. Do Parku Interakcje można się także zgłosić z nietypowymi zapotrzebowaniami. Jednym z nich była zeszłoroczna edycja największego święta województwa śląskiego, Industriady. – Tematem przewodnim imprezy była energia. Wykorzystaliśmy maskotkę tej imprezy, robota Wiercisława, i stworzyliśmy 2-metrową industrialną postać. Z głowy robota leciał dym po naciśnięciu odpowiedniego przycisku, a po zakręceniu korbką można było wytworzyć prąd i zasilić lampę górniczą na jego czole, natomiast jego oczy były kołami optycznymi, które można było włączyć i poddać się iluzji. Ta nietypowa forma promocji okazała się strzałem w dziesiątkę! – mówi Ela Legoń. Być może już niebawem nasze dzieci będą mogły bawić się na kreatywnych i edukacyjnych placach zabaw!
– Przeprowadzone przeze mnie obserwacje terenowe wykazują, że problem przestrzeni na placach zabaw polega nie tylko na mało urozmaiconej zabawie dzieci. Jest to o wiele głębsze zagadnienie, które wpływa na rozwój (bądź jego brak) takich kompetencji dzieci, jak postawa obywatelska, współdziałanie, twórcze myślenie czy odpowiedzialność. Oferując najmłodszym członkom społeczeństwa gotowe rozwiązania, jednotorowość myślenia i brak możliwości wpływu na otaczającą rzeczywistość, społeczeństwo wychowuje biernych i wyalienowanych obywateli – mówi Ela Legoń. Firma przez pierwsze dwa lata oferowała mobilną wersję parku naukowego, który do dziś wynajmowany jest na
foto: arch. Interakcje
(Polska Przedsiębiorcza) czy zdobycie wyróżnienia jako „Najlepsza atrakcja eventowa” na Targach Event 2012. Firma wiele uwagi poświęca także kwestii dizajnu i współpracy na linii projektant – dziecko. – Park prężnie się rozwija, dlatego szukamy inwestora, który chciałby razem z nami zrewolucjonizować świat placów zabaw – dodaje Maciej. Skąd taki pomysł?
77
okoliczności
P O M A G A M Y: o d d a j s w ó j 1 % Dla Michałka Michałek urodził się w 2008 roku i cierpi na chorobę Battena. To niezwykle rzadka, genetyczna choroba powodująca obumieranie komórek nerwowych. Michałek od września 2012 roku nie mówi, nie chodzi, ma bezwładne rączki, ale wszystko rozumie i stara się komunikować jak potrafi. Konieczna jest ciągła i bardzo intensywna rehabilitacja. Przekaż 1% podatku. W formularzu PIT wpisz numer: KRS 0000037904 W rubryce „Informacje uzupełniające – cel szczegółowy 1%” podaj: 20147 Markowski Michał www.michalekmarkowski.pl
1% dla Teatru Grodzkiego Stowarzyszenie „Teatr Grodzki” od 12 lat organizuje profesjonalną rehabilitację i pomoc osobom, którym szczególnie trudno jest funkcjonować w życiu codziennym. Z wpływów z 1% za dofinansowano między innymi działalność „Centrum Wolontariatu” oraz zajęcia teatralne dla młodzieży i dorosłych osób z niepełnosprawnością. Wymieniono kilka okien na 3 piętrze w siedzibie głównej Stowarzyszenia, gdzie małymi krokami powstaje kolejne miejsce dla osób niepełnosprawnych. W rozliczeniu podatkowym nalezy wpisać: Bielskie Stowarzyszenie Artystyczne TEATR GRODZKI, nr KRS 0000051764 www.teatrgrodzki.pl
Pomoc dzieciom z autyzmem W Bielsku-Białej od ponad dziesięciu lat działa terenowy oddział Krajowego Towarzystwa Autyzmu, zrzeszający kilkadziesiąt osób – oprócz rodziców są to również specjaliści na co dzień zajmujący się pracą z dziećmi autystycznymi. Celem stowarzyszenia jest zapewnienie jak najbardziej kompleksowej i wszechstronnej opieki osobom z autyzmem w naszym regionie. Ten region obejmuje miasto Bielsko-Białą oraz kilka powiatów z nim sąsiadujących, czyli: bielski, cieszyński, żywiecki, pszczyński, a także wadowicki. Potrzeby są naprawdę duże – na tym terenie jest już blisko 100 dzieci z diagnozą autyzmu, a ich ilość rośnie niemal z miesiąca na miesiąc. Krajowe Towarzystwo Autyzmu Oddział Terenowy w Bielsku-Białej, nr KRS: 0000151954
1% dla ARKI Fundacja Ekologiczna ARKA została założona w 2005 roku. Jej celem jest szeroko pojęta edukacja ekologiczna. Zajmuje się przede wszystkim zagadnieniami ochrony powietrza, gospodarki odpadami, wpływu człowieka na środowisko. Fundacja prowadzi warsztaty, przygotowuje specjalne wydawnictwa, realizuje programy i akcje, takie jak Kochasz dzieci nie pal śmieci, Dzień dobrych uczynków, Choinki nadziei czy Listy dla Ziemi. KRS: 0000226058
Wesprzyj Adama Adam ma 24 lata. Przyszedł na świat jako dziecko niepełnosprawne w wyniku błędu lekarskiego. Jest niepełnosprawny intelektualnie z dziecięcym porażeniem mózgowym i z niedowładem kończyn dolnych i górnych. Dziś Adam to pogodny i uczynny młodzieniec. Społecznie rozwinięty prawidłowo. Zawsze pogodny, uśmiechnięty. Chociaż odstaje od swoich rówieśników intelektualnie i fizycznie, do dnia dzisiejszego jest kompleksowo rehabilitowany i nie czuje się z tego powodu gorszy. KRS 0000186434 cel szczegółowy: Adam Ostenda 35/0
Pomóż chorym kotom Hospicjum dla bezdomnych kotów opiekuje się kotami, które nie mają szans na adopcję, czyli niepełnosprawnymi, ciężko chorymi, po wypadkach, z nowotworami, wadami wrodzonymi. Takim kotom zapewnia domowe warunki, stały kontakt z doświadczoną opiekunką i świetną opiekę weterynaryjną. Prowadzi także Kocią Agencję Adopcyjną i edukuje dzieci i dorosłych. Przekaż 1% podatku dla hospicyjnych kotów! KRS: 0000135274, cel szczegółowy: koty w hospicjum
78
Dla Fundacji Braci Golec Fundacja Braci Golec to idea, miejsce, inicjatywa lokalna, prężnie działająca organizacja pozarządowa o charakterze non profit, założona w 2003 roku przez Łukasza Golca i Pawła Golca, liderów zespołu Golec uOrkiestra. Celem Fundacji jest aktywne promowanie i upowszechnianie dostępu do kultury. Kreowanie i popularyzowanie postaw i zachowań społecznych w oparciu o wartości niesione przez kulturę, przeciwdziałanie wszelkim formom dyskryminacji. Promowanie kultury zaangażowanej społecznie, działanie na rzecz rozwoju społeczeństwa obywatelskiego, a w szczególności na rzecz zachowania i promocji dziedzictwa kulturowego regionu wśród dzieci i młodzieży. Prosimy przekaż swój 1% podopiecznym fundacji, wypełniając deklarację podatkową – wystarczy podać nr KRS: 0000175069 www.fundacjabracigolec.pl
WEKTOR
salon i serwis
www.wektor.pl
79
80