2B STYLE No#9

Page 1

Jedyny taki lifestylowy magazyn na Podbeskidziu

ale numer! 4[9] 2013 czasopismo bezpłatne ISSN 2084-4867 grudzien 2013 - luty 2014 www.2bstyle.pl

PIĘKNA jest BESTIĄ Piotr BOROWICZ foto Wiedeński weekend

Golec uOrkiestra gra już 15 lat!

Atelier PLUS VINTAGE od zmierzchu do świtu

Polski biznes w regionie – TAJEMNICE CZANIECKIEGO SMAKU 1


Szanowni Państwo Z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia oraz Nowego 2014 roku składamy Państwu życzenia zdrowia i wszelkiej pomyślności. Niech śnieżnobiały uśmiech rozświetla Wasze twarze i twarze Waszych bliskich. Dziękujemy za 15 lat zaufania.

Katarzyna i Claudius Becker z zespołem

2


REKLAMA

3


REKLAMA

4


REKLAMA

5


wstęp

P czasopismo bezpłatne ISSN 2084-48 Wydawca: MEDIANI Anita Szymańska, www.mediani.pl ul. Janowicka 111a, 43-344 Bielsko-Biała e-mail: mediani@mediani.pl 2B STYLE ul. Janowicka 111a, 43-344 Bielsko-Biała przedstawicielstwo: ul. Mostowa 1, 43-300 Bielsko-Biała e-mail: redakcja@2bstyle.pl www.2bstyle.pl Redaktor Naczelny: Agnieszka Ściera Reklama: reklama@2bstyle.pl Zespół redakcyjny: Agnieszka Ściera (tekst) Monika Gaj (foto & tekst) Natasha Pavluchenko (dział mody) Roman Kolano (felieton) Basia Puchala (felieton) Bartłomiej Nowicki (teksty) Anna Gąsiorowska (korekta) Katarzyna Szarek (korekta) Grafika i skład: Mediani MCD www.mediani.pl Druk: Drukarnia Printimus ul. Bernardyńska 1, 41-902 Bytom www.printimus.pl Wydawnictwo bezpłatne, nie do sprzedaży. Copyright © MEDIANI Anita Szymańska Przedruki po uzyskaniu zgody Wydawcy. Listy: e-mail: redakcja@2bstyle.pl Redakcja nie zwraca tekstów niezamówionych i nie odpowiada za treść umieszczonych reklam. Redakcja ma prawo do skrótu tekstów. Wydawca ma prawo odmówić umieszczania reklamy lub ogłoszenia, jeśli ich treść lub forma są sprzeczne z obowiązującym prawem lub linią programową lub charakterem pisma. Produkty na zdjęciach mogą się różnić od ich rzeczywistego wizerunku. Ostateczną ofertę podaje sprzedawca. Niniejsza publikacja nie jest ofertą w rozumieniu prawa. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za opinie osób, zamieszczone w wypowiedziach i wywiadach. 2B STYLE jest czasopismem zarejestrowanym w Sądzie Okręgowym w Bielsku-Białej

6

rzygotowując ten numer miałam okazję spotkać się z dwiema niesamowitymi kobietami Ewą Wachowicz i Ingeborg Żur-Kunz. Mimo dzielącego je niemal półwiecza wiele je łączy: pasja, radość, głód życia i niezwykle silny charakter. Ciągle im mało i chcą więcej, a co najciekawsze stoją na dwóch przeciwległych biegunach w swoich poglądach dotyczących równouprawnienia kobiet i mężczyzn. Pani Ewa Wachowicz jest zdeklarowaną antyfeministką, co nie przeszkadza jej świetnie odnajdywać się w świecie mężczyzn i nawet pod wieloma względami z nimi konkurować. Pani Ingeborg, która w znacznie trudniejszych czasach musiała poradzić sobie w świecie niemal w 100% zdominowanym przez mężczyzn i tym trudniejsze było to zadanie, że wychowała się w postępowej rodzinie – mówi o sobie „jestem feministką ale bardziej humanistką”. Podział ludzi jest u niej prosty: dobrzy i źli, bez względu na płeć, pochodzenie, kolor skóry. I tak sobie myślę, wspominając te rozmowy: feministka czy nie, kobieta zawsze pozostanie kobietą, i mądrej kobiecie, jeśli ma spełniać swoje marzenia i osiągać w życiu szczyty nie potrzeba deklaracji, po której stronie stoi. Być może przekona was o tym lektura wywiadu z Panią Ewą Wachowicz oraz relacja ze spotkania z Panią Ingeborg Żur-Kunz. Spędziłam weekend w Wiedniu szukając świątecznej atmosfery, o tym czy mi się to udało przeczytacie w artykule „Wiedeński weekend”. A idąc tropem świąt, bo święta tuż tuż współpracujący z nami felietonista Roman Kolano podpatrzył, czy krasnoludki obchodzą święta i chcąc nie chcąc tym podpatrywaniem zmusi nas do refleksji – czym tak naprawdę dla nas są święta. W tradycyjnym okresie podsumowań i my podliczamy plusy i minusy odchodzącego roku. Gościmy u Was już od dwóch lat i cieszymy się, że tak chętnie sięgacie po 2B STYLE. Obiecujemy, że kolejne numery będą nie mniej ciekawe od tych, które już do Was trafiły. W imieniu całej Redakcji 2B STYLE życzę Wam spokojnych i rodzinnych świąt i ciekawszego nadchodzącego Nowego Roku. Redaktor Naczelna Agnieszka Ściera

QR CODE

Wygenerowano na www.qr-online.pl

JESTEŚMY NA

I TU

FOTO: Anita Szymańska, makijaż Beata Bojda, sukienka Jacpot/Cottonfield

Na zdjęciu z okładki Ewa Wachowicz produkcja sesji: Agnieszka Ściera / Mediani zdjęcia: Gabriela Buzek-Garzyńska / Studio Foto Buzek-Garzyński makijaż i stylizacja: Beata Bojda / Pachnidło fryzury: Daniel Panek / Maniewski Hair & Body


Spis na rzeczy Okolicznosci 10

Wydarzyło się

12–13

Zapowiadamy

14

Warsztaty pod znakiem piękna

Ludzie 18–21

Golec Uorkiestra gra już 15 lat

22–29

Ewa Wachowicz. W życiu liczy się pasja

Inicjatywy 30–33

Piękna jest Bestią

87

Ludzie, których dotknął autyzm.

Inni i niezwykli, ale nie gorsi

Felieton 34–35

Na Kolanie: Jak krasnoludki

36–37

Okiem Kobiety: Życie zaczyna się po czterdziestce

38–39

Okiem Mężczyzny: Facet w kuchni

Foto 41–45

Piotr Borowicz

Fashion 46–53

Atelier Plus Vintage: Od zmierzchu do świtu

Zdrowie i uroda 54–55

Stomatologia przyszłości – dzisiaj

56–57

Medycyna estetyczna: Prawdy i mity na rok 2014

58

Zaprojektuj siebie od nowa

P O DA RU J P I Ę K N O

Kulinaria 60–61

Magia złotego miodu

62–63

Witajcie w Grępielni

DO KAŻDEGO ZAPROSZENIA ATRAKCYJNE NAGRODY

Inspiracje 64–65

DERMIKA Salon & Spa to: • wszechstronna pielęgnacja twarzy i ciała oparta na innowacyjnych osiągnięciach światowej kosmetologii, • gama wielokrotnie nagradzanych, nowoczesnych zabiegów o wybitnie skutecznym działaniu, • profesjonalny salon kosmetyczny z przyjazną atmosferą i najwyższej klasy obsługą.

Wejdź do świata Loyd

Polski Biznes w Regionie 66–69

Tajemnice Czanieckiego smaku

Architektura & Design 70–74

Nie zza firanki: Pół żartem pół fartem

Podroze 77–81

Wiedeński weekend

82–83

Pocztówka z Tajlandii

84–86

Bezpiecznie i punktualnie: Podróże samolotem

Luksusowy zabieg kosmetyczny możesz kupić w SALONIE AUTORYZOWANYM DERMIKA SALON & SPA.

ul. Wyspiańskiego 8, Bielsko-Biała

To warto

tel. 33 810 69 89

Czytamy

www.bielsko-biala.dermikasalony.pl

REKLAMA

88

7


8


REKLAMA

9


okoliczności

WYDARZYŁO SIĘ

Finał konkursu Hair Revolution 2013! 25 października w bielskiej restauracji Dworek New Restaurant poznaliśmy laureata głównej nagrody tegorocznej edycji konkursu Trendy – Hair Revolution. Finałowa piątka stylistów walczących o udział i pokrycie związanych z tym kosztów, w światowym wydarzeniu, jakim jest United Danks Contest w Jokohamie, reprezentowała wyrównany poziom. I miejsce plus wylot do Japonii już 9. listopada przypadło Tomaszowi Styczniowi z salonu Trendy Hair Fashion w Chorzowie, który wg jurorów najciekawiej zinterpretował tegoroczną ideę konkursu: ORIGAMI. Tomasz Styczeń z chorzowskiego salonu godnie reprezentował nasz kraj w UNITED DANKS CONTEST, zgarniając dwa srebrne wyróżnienia, przyznane przez japońskie autorytety fryzjerstwa. Mimo gigantycznego tłumu rywalizujących ze sobą zespołów na konkursowej arenie w Jokohamie trudno było nie zauważyć polskiego duetu. Modelka Tomasza wyróżniała się zdecydowanie typem urody i wzrostem w stosunku do pozostałych, ale nie tylko to docenili jurorzy. Na ich szczególną uwagę zasłużyło precyzyjne strzyżenie, mistrzowski kolor oraz spójna stylizacja całości. Po raz kolejny do grona imponującego składem jury została zaproszona współwłaścicielka Trendy Hair Fashion, Anna Kulec-Karampotis, gdzie z innymi gwiazdami światowego fryzjerstwa oceniała prace stylistów. To sześć lat temu Dyrektor Kreatywna zainicjowała obecność Polaków w tym światowym wydarzeniu, zdobywając wtedy pierwsze miejsce.

10 lat w funduszach

Gala Urodzinowa Hurtowni Fryzjerskiej „FARO”

10 listopada 2013 w hotelu VIENNA**** w Bielsku-Białej odbyła się gala jubileuszowa hurtowni fryzjerskiej „FARO” z okazji 20 rocznicy powstania firmy w Bielsku-Białej. 300 zaproszonych gości miało okazję obejrzeć fantastyczne pokazy akademii fryzjerskich, które na ten wyjątkowy wieczór przygotowały swoje kolekcje fryzur. Akademia ARTEGO wystąpiła z kolekcją „VOODOO”, a k a d e m i a K AW U LO K & C L AU D I U S z kolekcją „FASHION STREET”, akademia MONTIBELLO z kolekcją „SHE ROCCO” oraz akademia MANIEWSKI HAIR&BODY z kolekcją „BEAUTY”. Ukoronowaniem wieczoru był recital młodej piosenkarki, finalistki programu „X Factor”, Ady Szulc.

10

15 listopada 2013 r. odbyła się uroczystość z okazji 10-lecia firmy IR Consulting z Bielska-Białej. Na jubileusz zostali zaproszeni klienci firmy: przedsiębiorcy i przedstawiciele samorządów, bankowcy oraz partnerzy biznesowi. Dzień ten był szczególną okazją do podsumowań minionego czasu oraz sukcesów firmy. Właścicielkami spółki są panie Izabela Żelichowska i Renata Spadło, które od wielu lat zajmują się pozyskiwaniem dotacji unijnych, sporządzaniem biznes planów i dokumentów strategicznych. Zespół IR Consulting to 8 kobiet – specjalistek działających w oparciu o 3 podstawowe zasady: skuteczność, profesjonalizm i współpraca. Potwierdzeniem kompetencji firmy jest wysoki wskaźnik liczby projektów zatwierdzonych do dofinansowania oraz kwota pozyskanych dotacji przekraczająca 200 mln zł. | więcej: www.irconsulting.pl

5th Avenue w Bielsku-Białej

12 października w samym centrum Bielska-Białej, przy ulicy Łukowej otwarto ekskluzywny butik-komis światowych marek „5th Avenue”. W towarzystwie gościa specjalnego – znanej polskiej aktorki Anny Dereszowskiej, właścicielki butiku Barbara Chowaniak oraz Dagmara Szafran-Kawka przecięły symboliczną wstęgę. Anna Dereszowska zapytana czy była na 5th Avenue odparła, że do tej pory nie była, ale właśnie teraz jest i to bez konieczności przelotu dreamlinerem. Bardzo spodobał jej się pomysł oddawania w komis rzeczy markowych tzw. z drugiej ręki, cieszący się na świecie dużym powodzeniem. Gucci, Prada, Armani, Versace to marki, które dzięki „5th Avenue” są w zasięgu ręki – podsumowała. Właścicielki butiku zapewniają, że zaskoczą jeszcze nieraz i solennie przyrzekają rozwijać się ku zadowoleniu klientów.


www.

.pl

Dołącz do nas na Facebook-u www.facebook.com/GALERIALIDER

11

REKLAMA

życzy

REKLAMA

Wesołych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia oraz Do siego roku naszym Klientom


okoliczności

ZAPOWIADAMY XVI Lotos Jazz Festival Bielska Zadymka Jazzowa 18–23 lutego 2014 r. Dyrektor Festiwalu Jerzy Batycki przyzwyczaił nas już do tego, że od 14 lat w stolicy Podbeskidzia pojawiają się największe gwiazdy jazzu. Nie inaczej będzie tym razem. Szykuje się prawdziwa uczta dla miłośników tego najlepszego Festiwalu Jazzowego w Polsce. Wśród tegorocznych wykonawców zobaLizz Wright czymy m.in.: Adam Myrczek & Paweł Tomaszewski, The Trio Of Oz (USA), Dianne Reeves (USA), Miguel Zenon Quartet (USA), Pat Martino Trio (USA), Billy Cobham’s Spectrum Band (USA), Incognito (Wielka Brytania), Abdullah Ibrahim Solo (RPA), Lizz Wright Group (USA), Janusz Skowron String Connection, Elina Duni (Albania). | więcej: www.zadymka.pl

Recital Edyty Geppert

7 grudnia 2013 r. o godzinie 18.00 RESTAURACJA & APARTAMENTY GRĘPIELNIA zapraszają na jedyny w tym roku recital Edyty Geppert w Bielsku-Białej. Edyta Geppert znana jest z tego, że z wielką starannością buduje swój repertuar. Jej precyzyjnie wyreżyserowane recitale są rzadką okazją usłyszenia prawdziwych perełek polskiej piosenki literackiej. Koncert odbędzie się w Bielskim Centrum Kultury, a organizatorem jest RESTAURACJA & APARTAMENTY GRĘPIELNIA. Cena biletu: 50,00 zł i 70,00 zł. Bilety do nabycia w: recepcji Restauracji & Apartamentów GRĘPIELNIA, ul. Partyzantów 22; 43-300 Bielsko-Biała, tel. +48 33 822 10 65, marketing@grepielnia.eu oraz w kasie BCK, ul. Słowackiego 27; 43-300 Bielsko-Biała, tel. +48 33 828-16-40; bck@bck.bielsko.pl

KONKURS fotograficzny Konkurs rozpoczął się 4 listopada 2013 r. Zdjęcia można nadsyłać do 15 grudnia 2013 r. Głosowanie publiczności od momentu publikacji zdjęć na stronie www.bielsko. biala.pl/konkurs2013 do 20 grudnia 2013 roku. Patronat nad konkursem objęło Towarzystwo Przyjaciół Bielska-Białej i Podbeskidzia, którego prezesem jest pani Grażyna Staniszewska. Wernisaż wystawy pokonkursowej odbędzie się w restauracji American Dream, a wystawa w Galerii Sfera w drugiej połowie stycznia 2014. Po zakończeniu konkursu zostanie opublikowany kalendarz na 2014 rok z najlepszymi zdjęciami. Laureaci otrzymają nagrody w dwóch kategoriach, oraz w kategoriii specjalnej. Zostanie też przyznana nagroda publiczności. Zwycięzca konkursu w kategorii „Bielsko-Biała miasto” wybrany przez Jury otrzyma: Smartfon Samsung S3 mini. Zwycięzca konkursu w kategorii „Bielsko-Biała ludzie” wybrany przez Jury otrzyma: Zaproszenie dla dwóch osób na dwudniowy pobyt w Apartamentach Parkowych w Szczyrku oraz dwa ekskluzywne zestawy porcelany – do kawy i obiadowy o wartości 1300 zł. Zwycięzca konkursu w kategorii specjalnej „Bielsko-Biała AQUA” wybrany przez Jury otrzyma: Zaproszenie dla dwóch osób na dwudniowy pobyt w Apartamentach Parkowych w Szczyrku oraz urządzenie wielofunkcyjne (drukarka/skaner HP2515) firmy HP. Zwycięzca konkursu wybrany przez publiczność (nagroda publiczoności) otrzyma: Kamerę GoPro Hero 3 Black Edition. Dodatkowo wśród autorów nagrodzonych prac rozdamy: okulary Titan firmy Uvex (3 sztuki), okulary Oversize 11 firmy Uvex (2 sztuki), czapki Cross Country firmy Viking (5 sztuk), zaproszenia do Parku Linowego Dębowiec (10 podwójnych zaproszeń), 6 podwójnych zaproszeń na wszystkie atrakcje w Dream Park Ochaby, dwa zabiegi w salonie BeautySkin Pani Izabeli Loranc, trzy zabiegi w Gabinecie Kosmetyki Estetycznej i Laseroterapii Sophia. | Regulamin na: www.bielsko.biala.pl/konkurs2013

12


SYLWESTER 2013/ 2014 „GALA HOLLYWOOD NIGHT” w centrum Bielska

Koncert Marii Peszek 15 stycznia 2014 o godzinie 19.00 w Bielskim Centrum Kultury odbędzie się koncert Marii Peszek. Organizatorem jest RESTAURACJA & APARTAMENTY GRĘPIELNIA. W październiku 2012 roku wydała swój trzeci album „Jezus Maria Peszek”– najbardziej przejmujący i bezkompromisowy w dotychczasowej karierze, który także współkomponowała i współprodukowała. Poruszająca tematy religijności, polskości, tradycyjnych ról społecznych płyta, wstrząsnęła polską opinią publiczną, wywołując skrajne emocje, a Maria Peszek została obwołana głosem pokolenia. „Jezus Maria Peszek”okazała się też bestselerem – przez cztery tygodnie z rzędu okupując pierwsze miejsce na Oficjalnej Liście Sprzedaży płyt i podobnie jak poprzednie płyty artystki, uzyskała status Platynowej Płyty – sprzedając się w blisko 50 tysiącach egzemplarzy. Cena biletu: 65,00 zł. Bilety do nabycia w: recepcji Restauracji & Apartamentów GRĘPIELNIA, ul. Partyzantów 22; 43-300 Bielsko-Biała, tel. +48 33 822 10 65, marketing@ grepielnia.eu oraz w kasie BCK, ul. Słowackiego 27; 43-300 Bielsko-Biała, tel. +48 33 828-16-40; bck@bck.bielsko.pl

Czerwony dywan, blask fleszy, paparazzi… Możesz poczuć się jak prawdziwa gwiazda, witając Nowy 2014 Rok. Wziąć udział w atrakcyjnych quizach i zabawach oraz w wyborze „Królowej i Króla Gali”… Wspaniałą oprawę muzyczną i zabawę taneczną gwarantuje DJ Mark L.A. (Oferujemy również menu wegetariańskie)

Koszt: 350,00 zł/ os

Tylko u nas, tylko w GRĘPIELNI! ________________________________________________________________________________________________________________

Osoby zainteresowane prosimy o kontakt telefoniczny 0 601 45 43 04, (0-33) 822 10 65 lub mailowy marketing@grepielnia.eu

ŚWIAT ZMYSŁÓW Zapraszamy każdą wymagającą kobietę, która ceni sobie idealnie dopasowany biustonosz, zmysłową i seksowną bieliznę, modne i nietypowe wzornictwo rajstop i pończoch Bielizna damska, męska i dziecięca renomowanych firm w kilku tysiącach fasonów

Dzieci dla Michałka! Dwanaście śpiących niemowląt poruszyło serca bielszczan. Wszystkie pozują w słodkich pozach na kartach niezwykłego kalendarza, a dochód z jego zakupu przeznaczony jest na szczytny cel! Pod hasłem „Dzieci dla Michałka” jest już do nabycia kalendarz charytatywny, z którego dochód przeznaczony zostanie na leczenie i rehabilitację Michałka Markowskiego z Bielska-Białej. Chłopiec, który ma obecnie 5 lat, do niedawna był jeszcze zdrowym, pełnym energii dzieckiem. Jednak w listopadzie ubiegłego roku zdiagnozowano u niego postępującą, śmiertelną chorobę genetyczną – Ceroidolipofuscynozę. Prowadzi ona do wyniszczenia organizmu. Pojawiają się pierwsze ataki padaczki, dziecko przestaje chodzić, mówić, traci swoje zdolności motoryczne, z biegiem czasu nie potrafi samodzielnie jeść, pogarsza się wzrok aż do całkowitej jego utraty. Choroba postępuje szybko. Każda pomoc dla Michałka jest ważna. Kalendarz można będzie nabyć m.in. podczas Świątecznego Kiermaszu, który odbędzie się 19 grudnia 2013, w godz. od 15:00–18:00 w Bielskiej Wyższej Szkole im. J. Tyszkiewicza – organizatora przedsięwzięcia, jak również za pośrednictwem portalu dla mam beskidzkamama.pl Szczegóły: anna. koczur@tyszkiewicz.edu.pl

•szeroki wybór biustonoszy w rozmiarach niestandardowych (obwody od 65 do 120 cm w miseczkach A-M) •biustonosze typu push-up, soft, semi-soft i inne – od klasycznych w kolorze białym i czarnym poprzez ecru, beże, do kolorowych, odpowiadających aktualnym trendom •bielizna ślubna – gorsety, bardotki, pasy do pończoch, podwiązki •bogaty wybór fig, stringów, szortów i innych fasonów majtek •bielizna bezszwowa •bielizna korygująca •haleczki i koszulki tiulowe, koronkowe •piżamy, szlafroki, podomki, koszule nocne w ciekawych wzorach i kolorach •bielizna dla przyszłych mam •body •rajstopy, legginsy, pończochy w najmodniejszych wzorach •stroje kąpielowe •luksusowa bielizna o zabarwieniu erotycznym •bielizna męska •ramiączka, wkładki do biustonoszy, worki do prania bielizny, podwiązki, chusteczki

Odwiedź nasz nowy sklep w Centrum Handlowym Stara Kablownia w Czechowicach-Dziedzicach

Duży wybór Atrakcyjne ceny! Naszym Klientom składamy najlepsze życzenia z okazji świąt Bożego Narodzenia i nadchodzącego Nowego Roku 2014

ZAPRASZAMY TAKŻE NA E-ZAKUPY SKLEP.AREN.NET.PL

BEZPŁATNE PORADY DOŚWIADCZONYCH BRAFITTEREK (profesjonalne dobieranie biustonosza)

AREN SIEĆ SKLEPÓW I HURTOWNIA BIELIZNY CIESZYŃSKA 470, 43-382 BIELSKO-BIAŁA 784 441 131, 784 441 325, 784 439 974 SKLEP@AREN.NET.PL, WWW.AREN.NET.PL PONIEDZIAŁEK-PIĄTEK 8-18, SOBOTA 8-14

REKLAMA

TEL.

13

Dołącz do nas na facebook.com


okoliczności

Warsztaty pod znakiem piękna

School of Art Visage ul. Mickiewicza 28 43-300 Bielsko-Biała School of Art Visage to nie tylko placówka edukacyjna działająca na bielskim rynku, to także miejsce spotkań kobiet ciekawych nowości w dziedzinie kosmetyki, sztuki, psychologii i innych tematów otaczającego nas świata. W listopadzie szkoła wraz z Babskim Bielskiem zorganizowała warsztaty dla kobiet, na których można było dowiedzieć się o nowościach z zakresu stylizacji – zajęcia prowadziła bielska projektantka Anna Drabczyńska. W makijaż karnawałowy wprowadziła panie Beata Bojda (dyrektor artystyczny szkoły). W przerwach, Edyta Fituch-Janota zachęcała do nauki języka angielskiego potrzebnego w codziennych kobiecych zakupach, a pedagog Anita Kufel podpowiadała jak radzić sobie z jesienną chandrą.

14


Biżuteria By Dziubeka – Pomysł na Prezent dla Ciebie! Kolorowe printy, jaskrawe czerwienie, głębokie granaty i pastelowe róże – czyli najciekawsze trendy nadchodzącego sezonu najlepiej czują się w towarzystwie blasku kryształów. Jego piękno odkryjesz w biżuterii By Dziubeka. Korzystając z wieloletniego doświadczenia mistrzów szlifierstwa marki Swarovski stworzyliśmy olśniewającą biżuterię w sam raz na Święta i Karnawał! Biżuterię idealną dla Ciebie!

Biżuteria By Dziubeka dostępna jest na stoiskach w Bielsku-Białej: Galeria SFERA I, I piętro na wprost MOHITO, CH Sarni Stok, obok TKMAX, CH Gemini Park, parter na wprost MOHITO, W Żywcu: Galeria LIDER, obok Lodomanii.

SWAROVSKI ELEMENTS znajdziesz wśród wielu kolekcji By Dziubeka. Dobieranie biżuterii do stroju jeszcze nigdy nie dostarczało tak wiele przyjemności! Pamiętaj, że klucz kolorystyczny wcale nie musi być twoim zimowym credo – choć ubrania w pastelowych kolorach bez wątpienia uroczo wyglądają w zestawieniu z równie stonowanymi dodatkami, to nic nie stoi na przeszkodzie, by nadać im troszkę ekstrawaganckiego tonu. Nie bój się naginać zasad. Zwłaszcza kiedy wiesz, że nie musisz się ograniczać co do ilości biżuterii – im więcej, tym lepiej. Święta i Karnawał to przecież czas modowego szaleństwa! Powitaj NowyRok z radością, masą pozytywnej energii i nowościami w kolekcjach By Dziubeka, mieniącymi się całą feerią barw. Dzięki nim stworzenie błyskotliwej stylizacji pełnej ciepła i koloru jest nadzwyczaj proste. Z naszą biżuterią poczujesz się wyjątkowa i niepowtarzalna!

Znajdziesz nas również na Facebook: www.facebook.com/bydziubeka.podbeskidzie oraz na www.bydziubeka.pl

15


Z okazji nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia Wszystkim Klientom, Współpracownikom i Przyjaciołom życzymy wszelkiej pomyślności, niepowtarzalnej atmosfery, ciepła oraz obfitości wszelkich dóbr. Niech radość i pokój Świąt Bożego Narodzenia, poczucie prywatnego i zawodowego spełnienia towarzyszą Państwu przez cały Nowy Rok.

REKLAMA

Zarząd i Pracownicy Lewiatan Bielsko-Biała i Lewiatan Żory

16


CZY WIESZ, ŻE… W naszych sklepach stawiamy na produkty wysokiej jakości, które zaspokoją gusta nawet wymagających klientów? Oprócz standardowej oferty skierowanej do szerokiego grona klientów, w naszej ofercie coraz częściej pojawiają się produkty tzw. eko, zdrowa żywność, czy mięso i wędliny bez konserwantów. Dzisiaj chcielibyśmy zaprezentować właśnie jedne z takich wędlin: KABANOSY EXCLUSIVE I EXTRA, które dostarcza na rynek firma Tarczyński. Dlaczego warto kupować te produkty? Ponieważ to niepowtarzalne połączenie nowoczesności, nieustannego dążenia do wygody i szybkich rozwiązań, których tak poszukują współcześni młodzi ludzie. W taki sposób powstały wyborne, cienkie KABANOSY EXCLUSIVE, które dostępne są w pięciu wariantach smakowych: drobiowy, wieprzowy, chilli, serowy i dojrzewający. Wykonane w 100% z najlepszej jakości mięsa o oryginalnym smaku w nowoczesnym opakowaniu. Wyjątkowo cienkie, idealne na przekąskę. Kruchość i smak zawdzięczają procesowi wędzenia i starannie dobranym przyprawom. 100 g produktu wytworzono ze 185 g mięsa. Produkt jest również bez dodatku fosforanów. W ofercie Exclusive pojawia się również nowa odsłona wyśmienitej serii przekąsek – Kabanos Exclusive dojrzewający. Te niezwykle cienkie i smakowite kabanosy o charakterystycznym smaku i aromacie wędlin dojrzewających znalazły uznanie u najbardziej wymagających konsumentów. Z 200 g mięsa wyprodukowano 100 g produktu.

Z drugiej strony polecamy także wyjątkowy produkt, uhonorowany Medalem Europejskim i tytułem „Produkt najwyższej jakości w polskim przemyśle mięsnym” – KABANOSY EXTRA – dostępne w dwóch wariantach: kabanosy extra drobiowe i kabanosy extra wieprzowe. Dla smakoszy kabanosy pepperoni, kabanosy z czosnkiem, kabanosy z cielęciny. Ekskluzywne, mocno wędzone, wyprodukowane ze specjalnie wyselekcjonowanego mięsa najwyższej klasy. Do wyprodukowania 100 g tych kabanosów użyto 150 g mięsa, produkt również nie zawiera fosforanów. Mamy nadzieję, że nasza oferta spotka się z Waszym uznaniem. Zapraszamy na zakupy.

17


ludzie

Golec

rozmawiała: Monika Gaj, foto: Mirek Sosna

uOrkiestra gra już 15 lat Przeszłość 15 lat działalności „Golec uOrkiestra” to szmat czasu i świetna okazja do porozmawiania o początkach zespołu, czyli jak to się zaczęło? Paweł Golec: Pomysł stworzenia grupy zrodził się spontanicznie jako naturalna konsekwencja wspólnego muzykowania kilku zapaleńców czyli: nas, braci góralskiej z Trójwsi, zaprzyjaźnionego, nieżyjącego już niestety Krzysia Puszyńskiego i operatora całego tego zamieszania – naszego starszego brata Rafała (autor tekstów i muzyki, manager). Łukasz Golec: Same początki, to tak naprawdę kilka stron opowieści, ale tak w wielkim skrócie spędzaliśmy dużo czasu na wspólnych próbach na których kompozycje przynoszone czy to przez nas, czy przez Rafała nabie-

18

rały rumieńców i wyrazistości. Gdy stwierdziliśmy, że piosenki osiągnęły swój charakter, weszliśmy do studia, w którym nagraliśmy nasze pierwsze demo... Były nimi UFO, Chałpa sie poliła i Na holi. Ł.G.: Popularność zespołu eksplodowała jednak po programie telewizyjnym „Cieszyn kontra Puck”, do którego zostaliśmy zaproszeni. Cieszyn promował region i starał się zaprezentować wszystko, co w okolicy najciekawsze. A, że w pobliskich miejscowościach zagraliśmy sporo udanych koncertów, byliśmy już na tym terenie dość dobrze znani. Gdy rozpoczęliśmy grać Lornetkę, okazało się, że morze ludzi zgromadzonych na rynku śpiewa ją razem z nami, co oznaczało, że na południu Polski nasza twórczość jest już doskonale znana. P.G.: Dzięki temu programowi poznała

nas cała Polska. Zobaczyła nas również Nina Terentiew. Widocznie wyczuła potencjał w nas drzemiący i zaprosiła na rozmowę do Warszawy, podczas której zaproponowała coś, o czym marzą chyba wszystkie debiutujące zespoły – godzinny koncert dla TVP2. I tak się zaczęło... (śmiech) Ł.G.: W trakcie naszej 15-letniej działalności spotykało nas wiele niezwykłych momentów. Niewątpliwie jednym z bardziej wzruszających było pożegnanie papieża Polaka na krakowskim lotnisku Balice, który 19 sierpnia 2002 roku kończył – jak się wkrótce okazało – swoją ostatnią pielgrzymkę do ojczyzny. Temu pożegnaniu towarzyszyła między innymi specjalnie na tę okazję skomponowana przez nas piosenka Leć muzyczko. Tekst napisali Olga i Rafał Golcowie, którzy zgodnie stwierdzili, że nie było to łatwe zada-


nie. Jak bowiem w tak krótkiej formie, jaką jest piosenka, opisać wyjątkowość i wielkość pontyfikatu papieża Polaka? Ale udało się, czego dowodem jest fakt, iż piosenka, jak żadna inna z repertuaru zespołu trafiła pod przysłowiowe strzechy, stając się hymnem wielu nowych szkół imieniem Jana Pawła II. P.G.: Kiedy wstając do hymnu, usłyszeliśmy go w wykonaniu uczniów jednej ze szkół, która miała ceremonię nadania imienia Jana Pawła II poczułem dreszcz na plecach... Ł.G.: Myślę, że zdobycie pierwszego Fryderyka było niemal jak wejście na Mount Everest. Szczególnie, że w tamtym czasie nagroda ta była bardzo prestiżowa, a gale odbywające się wówczas w Sali Kongresowej były transmitowane przez ogólnopolską telewizję publiczną. Już sama nominacja była dla nas totalnym zaskoczeniem. Gdy wywołała nas na scenę Reni Jusis, myślałem, że dostanę zawału... to był szok, ale zarazem wielka radość i satysfakcja. Pamiętam, że w pierwszym rzędzie siedział Marek Grechuta z żoną... P.G.: Zaskoczył nas też sam prezydent Stanów Zjednoczonych, George W. Bush podczas swojej wizyty w 2000 roku. W wystąpieniu w gmachu biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego powiedział: „Podoba mi się ten polski duch działania wyrażony słowami – Tu na razie jest ściernisko, ale będzie San Francisco w piosence pewnej uOrkiestry zwanej Golec”. Pamiętam, że padło nawet takie złośliwe pytanie ze strony znajomych muzyków z branży – ile kosztowała nas ta reklama (śmiech). Ł.G.: Ale nagrody i wzniosłe chwile, to nie tylko przeszłość... W tym roku, dosyć poważnie mój poziom adrenaliny wzrósł w trakcie ogłoszenia wyników podczas jubileuszowego KFPP w Opolu. Kompletnie nie spodziewaliśmy się, że nasza piosenka Młody maj zdobędzie aż trzy nagrody: SuperPremiera 2013 – nagroda główna w konkursie sms-owym, SuperPremiera 2013 Programu 1 Polskiego Radia, nagroda TVP Polonia i widzów TVP S.A – „Artysta bez granic”. To wielka nobilitacja i zarazem prezent na 15 lat istnienia. Teraźniejszość Pokazujecie siłę więzów rodzinnych. Jesteście świetnym przykładem polskiej przedsiębiorczości, góralskiej upartości

i biznesu rodzinnego. Sami założyliście firmę Golec Fabryka, która od 15 lat wydaje wasze płyty. Stało się tak po tym, kiedy drzwi wielkich wytwórni zostały przed wami zamknięte... P.G.: Na samym początku za namową brata Rafała udaliśmy się z materiałem demo do czterech największych wytwórni muzycznych w Polsce z zamiarem podpisania kontraktu fonograficznego. Jednak... niewiele wskóraliśmy, gdyż materiałem nikt nie był zainteresowany. W myśl zasady „co cię nie zabije, to cię wzmocni”, postanowiliśmy nie odpuszczać. Jesteśmy raczej gośćmi z honorem i nigdy nie zdarzało nam się pukać kilka razy do raz zatrzaśniętych drzwi. Namolność nie leży bowiem w naszej naturze, a taka sytuacja stawiałyby nas na z góry przegranej pozycji. W takich momentach wolimy raczej zastanowić się nad alternatywnym rozwiązaniem. Postanowiliśmy więc założyć własną firmę fonograficzną o nazwie Golec Fabryka, która stała się wydawcą naszych płyt, dzięki czemu pieniądze zarobione na ich sprzedaży trafiały i trafiają w dalszym ciągu do naszej kieszeni. Oczywiście kosztowało to sporo wysiłku intelektualnego, ale opłaciło się. Dziś wiele zespołów o podobnych kłopotach pyta nas, jak to zrobić. Cieszymy się więc, że już 15 lat temu przetarliśmy szlaki, którymi dziś podążają inni, jak chociażby Kayah. Ł.G.: Pierwszą płytę, podobnie jak trzy pierwsze utwory, nagraliśmy za własne pieniądze zarobione na innych muzycznych projektach. Znaleźliśmy studio w Bielsku-Białej, należące do jednego z lokalnych biznesmenów. Wydawało nam się wówczas, że jest kosmiczne, a realizator nagrań mega profesjonalistą. Za kolejne zarobione pieniądze zamówiliśmy w tłoczni pierwsze trzy tysiące egzemplarzy. Pojawiły się jednak wątpliwości. Co dalej? Co z dystrybucją? P.G.: Część płyt udało nam się sprzedać na targu w Milówce. Naprawdę szły jak ciepłe bułeczki, ale nam zależało, aby pokazać materiał światu! Znajomy polecił nam wówczas jedną z firm fonograficznych na Śląsku specjalizującą się w wydawaniu śląskich szlagierów. Zgodzili się przyjąć materiał, ale na bardzo kiepskich dla nas warunkach. Jakieś pieniądze z tego były, lecz wy-

płacane w reklamówkach, pod stołem i bez żadnego pokwitowania. Do dzisiaj nie wiemy, ile na tym straciliśmy, gdyż firma nie udostępniała nam żadnych dokumentów księgowych. Była to po prostu jedna wielka partyzantka. Ł.G.: Nasze pierwsze kroki w muzycznym show-biznesie to temat na książkę. Wiadomo – nie obyło się bez wielu porażek, pomyłek co do niektórych ludzi nazywających się fachowcami w show-biznesie i wpadek finansowych. Dzięki Bogu, ze wszystkiego wychodziliśmy obronną ręką. P.G.: Golec Fabryka to nie tylko my. Starszy brat Rafał jest managerem, autorem tekstów i piosenek oraz pomysłodawcą wielu projektów. To on ze swoją żoną wpadł na pomysł założenia firmy. Przyczyna była prosta – ochrona własnej twórczości i popularności przed nieuczciwymi i niekompetentnymi ludźmi z branży, których nie brakowało, a przez których moglibyśmy zostać gwiazdami jednego sezonu. Dlatego postawiliśmy na biznes w rodzinie. Ł.G.: Tak się składa, że w naszej rodzinnej orkiestrze każdy jest za coś konkretnie odpowiedzialny. Bo „Golec uOrkiestra” to nie tylko muzycy na scenie. To cała fabryka ludzi. Dlatego też Golec Fabryka zatrudnia jeszcze dość liczny sztab ludzi odpowiedzialnych za wiele spraw, aby zespół funkcjonował jak należy i działał pełną parą. Rafał Golec autor tekstów, jego żona Katarzyna Czajkowska-Golec manager, Edyta Golec – muzyk w zespole, Kasia Golec – żona Pawła obsługuje stronę internetową, fan page i inne portale związane z zespołem, najstarszy brat Stanisław zajmuje się multimediami podczas koncertów, jego żona Dorota Golec prowadzi fan-shop, oprócz tego muzycy, kierowcy, akustycy, operatorzy świateł, księgowi, prawnicy... A poza tym, jak wygląda wasze obecne życie, gdzie mieszkacie, gdzie koncertujecie, wasza codzienność? Ł.G.: Obecnie w większości czasu mieszkamy w busie... P.G.: Nasze życie wygląda jak rozpędzone Pendolino:-)) Promujemy płytę „The best of Golec uOrkiestra” udzielając wywiadów, nagrywając różne

19


ludzie programy TV, spotykając się z fanami. W międzyczasie gramy koncerty. Jednak najwięcej czasu zajmuje nam przygotowanie do szczególnego dla nas projektu – Kolędowania z Polsatem. 13.12 będziemy nagrywać niezwykły koncert kolęd w Bazylice na Jasnej Górze. Prawie 50 wykonawców w tym dzieci z naszej fundacji, chór Gospel Rain, kwartet dęty, najlepsza polska skrzypaczka Agata Szymczewska i „Golec uOrkiestra”. I najpiękniejsze polskie kolędy i pastorałki. Emisja w Polsacie w wieczór wigilijny. Ł.G.: A tak normalnie, na co dzień mieszkam w Łodygowicach, rodzinnej miejscowości mojej żony. Tam mam swoje miejsce na ziemi. Spokój, wokół nie ma żadnych domów, za to jelenie urządzają sobie rykowiska. Do domu teściów mamy czterysta metrów. A to bardzo ważny element w naszej układance. Kto odwiezie dzieci do szkoły, przedszkola, na skrzypce, angielski, kiedy jesteśmy w trasie? P.G.: Na co dzień mieszkam w Warszawie, ale są okresy, że w Straconce gdzie mam swój dom spędzam większość czasu. Skąd pomysł na fundację? P.G.: Wychowaliśmy się w rodzinie z tradycjami. Można powiedzieć, że z mlekiem matki wyssaliśmy miłość do góralszczyzny. Stroje, przyśpiewki, obrzędy, gwara – to świat, którym przesiąkliśmy i który cały czas nas inspiruje. Tym również zarażamy podopiecznych. Zakładając Fundację wyszliśmy z prostego założenia, że nie ma lepszej i ciekawszej drogi do poznania swojego regionu niż edukacja artystyczna. Dzięki niej najmłodsi nie tylko spełniają swoje marzenia i twórczo spędzają czas, lecz uczą się otwartości, wrażliwości, empatii i miłości do miejsca, w którym żyją. Od niespełna roku wspólnie z gminami Łodygowice, Jeleśnia, Koszarawa i Milówka, prowadzimy Ogniska Twórczości Artystycznej. To tam młodzież z Żywiecczyzny uczy się grać na ludowych instrumentach z regionu Karpat. Ł.G.: Fundacja ma dopiero 10 lat. Myślę, że przez ten okres wiele osiągnęliśmy, ale byłoby kłamstwem, gdybyśmy twierdzili, że to już wszystko. Jest wiele pomysłów „czekających w kolejce” na

20

realizację. Wiąże się to oczywiście z finansami, a że fundacja jest organizacją non profit, przy uwzględnieniu budżetów musimy mierzyć siły na zamiary. Dzięki pomocy sponsorów, darowiźnie z 1%, możemy realizować oczekiwania dzieci i cele fundacji. A nic nie zastąpi radości dzieci, kiedy to po występie publiczność skanduje i prosi o bisy. Cieszy mnie również budząca się świadomość wśród młodych mieszkańców naszego regionu, że miejsce, z którego pochodzą, jest bogate w tradycje i kulturę, o którą trzeba dbać i propagować. P.G.: Jesteśmy również dumni z faktu, że nasi podopieczni są coraz lepsi, wygrywają konkursy, a nawet wspólnie z nami śpiewają, dowodem tego jest Dobra piosenka, która również znalazła się na płycie „The best of Golec uOrkiestra”. Ł.G.: Dla przykładu: na Słowacji, w Czechach czy na Węgrzech w konserwatoriach muzycznych kierunek „muzyka ludowa” cieszy się dużym zainteresowaniem. Szkoda, że w Polsce nikt nie wpadł na to, że i u nas można opracować taki program. A może warto przenieść takie sprawdzone wzorce na nasz grunt i tym sposobem ocalić od zapomnienia naszą muzykę? Kogo jak kogo, ale to właśnie młodych trzeba zarażać pięknem tej muzyki i jej oryginalnością. P.G.: Obecnie najpopularniejszą formą przekazywania autentycznej muzyki ludowej jest tradycja rodzinnego muzykowania. Szczególnie wśród górali. I to się sprawdza. Są zespoły ludowe i pasjonaci, którzy dbają o to, aby ta muzyka nie umarła śmiercią naturalną. Ale to wciąż za mało. Dlatego założyliśmy fundację, która m.in. ma na celu „zarażać” muzyką ludową dzieciaki i młodzież. Za działania fundacyjne zostaliśmy uhonorowani w zeszłym roku Doroczną Nagrodą Ministra Kultury. Zacytuję: „muzyka to nie jedyna ich pasja”... P.G.: Pomysł wydawania albumów, to mało popularne hobby wśród artystów, ale niestety w moim przypadku chyba uzasadnione. Od dłuższego czasu kolekcjonuję, oprócz instrumentów, różne dziwne gadżety, związane z regionem. A zaczęło się od kożuchów

góralskich, pasów, portek itp. W końcu żona postawiła ultimatum – albo ja, albo kożuchy (śmiech) więc zebrane eksponaty z ciężkim sercem oddałem do muzeum, a swoje pasje „zbieractwa” przeniosłem na papier. Do tej pory fundacja wydała cztery albumy: „Mieszczański strój żywiecki”, „Strój górali śląskich”, „Strój górali żywieckich”, „Strój górali podhalańskich”. Obecnie w przygotowaniu jest kolejny „Strój cieszyński”. Trwają sesje zdjęciowe, zamykana jest warstwa tekstowa. Album ukaże się w przyszłym roku i pojawi się w nim wiele materiałów, eksponatów i niepublikowanych dotąd zdjęć, obrazujących piękno stroju obszaru ziemi cieszyńskiej i Zaolzia. Ł.G.: Praca nad jednym trwa niemal dwa lata, ale to fascynujące zajęcie, w które zaangażowana jest lokalna społeczność. To praca etnografa – autora oraz w dużej mierze fotografika, który skrupulatnie fotografuje każdy nawet milimetrowy szczegół misternych haftów czy zdobień. Każda wioska posiada charakterystyczne emblematy, są różnice w dialekcie, w ubiorze, w każdej nosi się nawet inną spinkę! Dzięki tym badaniom, z pomocą autorytetów akademickich, dokumentujemy i archiwizujemy skarby naszej małej ojczyzny. Co was najbardziej zachwyca w naszym regionie, co moglibyście polecić, wasze ulubione miejsca, to... Ł.G.: Odpowiedzią na to pytanie, są dość oryginalne słowa jednej ze znanych milowieckich śpiewek góralskich: „Ej, Milówka, Milówka, piykno łokolica, kieby nie te góry, byłaby stolica…” (śmiech). Ale tak całkiem serio – okres zimowy i kolędniczy, plus niezwykła zimowa aura, góry pokryte białą śniegową pierzyną, stwarzają bajkowy klimat i atmosferę. Zresztą, najlepszym na to dowodem są rzesze turystów ściągające do Milówki na Boże Narodzenie. P.G.: W grudniu Milówka nabiera kolorów, szczególnie kiedy w Sylwestra i Nowy Rok gonią tzw. dziady – to taki nasz lokalny karnawał, takie nasze Rio de Janeiro. Jest kolorowo i wesoło, bo po ulicach biegają i zaczepiają przechodniów pięknie wystrojone, kilkunastoosobowe grupy obrzędowo-kolędnicze. W grudniu w Milówce jest


po prostu wyjątkowo! Nasze tereny są urokliwe o każdej porze roku. Miejsca szczególnie dla nas bliskie to miejsca związane z dzieciństwem, z różnymi wspomnieniami, wydarzeniami dla nas istotnymi itp. Jednym z takich miejsc jest Hala Boracza. Ł.G.: Dla mnie miejscem magicznym jest Park Żywiecki. To miejsce gdzie lubię spacerować z moimi dziećmi w wolne niedzielne popołudnia. Nie można też pominąć Szyndzielni, gdzie nieraz chętnie wpadam na ostatni dzień Bielskiej Zadymki Jazzowej. P.G.: Na górze Żar już kilkakrotnie nagrywaliśmy różne programy telewizyjne. A Jezioro Żywieckie to taka perła naszego regionu, szkoda tylko, że słabo zagospodarowana... ale i tak urokliwa. Przyszłość Opowiedzcie trochę o planach na przyszłość – tę najbliższą i nieco dalszą. Ł.G.: Planów i celów jest wiele. W styczniu zagościmy z kolędami w Nowym Jorku, Chicago, New Jersey i Detroit. Gościnnie wystąpi z nami chór

i kwartet dęty. Po powrocie będziemy realizować projekt „Golec uOrkiestra symfonicznie”. We wrześniu nasza fundacja wydaje kolejny album z serii „Stroje ludowe w Karpatach Polskich”. Tym razem „Strój cieszyński”. Nie ukrywamy, że wielką satysfakcję i radość przynosi nam proces twórczy. Nie potrafimy zadowolić się tym co już osiągnęliśmy, dlatego ciągle poszukujemy. P.G.: Przy okazji pracy nad płytą „The best of Golec uOrkiestra”, wpadło wiele ciekawych pomysłów i inspiracji. W poczekalni kolejne piosenki czekają na wydanie, niektóre potrzebują jeszcze szlifów tekstowych, ale nie ukrywam, że będzie to ogień i siwy dym! (śmiech). Póki co, zajmujemy się najbliższymi projektami, o których z pewnością będziemy informować na www.golec.pl, bo jak śpiewamy w naszej piosence „Dopóki płyną dni, do przodu trzeba grzać i brać od życia to, co życie chce nam dać, dopóki płyną dni nic nas nie zwali z nóg, choć w oczy ostry wieje wiatr, życie to najpiękniejsza z dróg” – to nasza maksyma :-)

„THE BEST OF GOLEC UORKIESTRA” to imponująco wydany album dwupłytowy, którym bracia Golec postanowili uczcić jubileusz 15-lecia działalności swojego zespołu. Zawiera aż 26 piosenek, w tym komplet kultowych i znanych wszystkim hitów w nowych, zaskakująco świeżych wersjach, jak również utwory premierowe, m.in. promującą płytę piosenkę „Młody maj” – obsypaną licznymi nagrodami zdobywczynię Super Premiery 2013 na 50. Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu. Dzięki współpracy z najlepszymi polskimi aranżerami i producentami muzycznymi utwory, które od zgoła piętnastu już lat poprawiają Polakom samopoczucie brzmią tak, jakby otrzymały drugie życie. Ale taka już jest Golec uOrkiestra – zaskakująca, łącząca wiele stylów, kolorowa, a przede wszystkim zawsze bogata w najprzeróżniejsze instrumentarium, które ani na moment nie pozwala oderwać ucha od jakiegokolwiek fragmentu prezentowanych utworów.

21


22


Ewa Wachowicz Producentka kulinarna. Prowadzi autorski telewizyjny program kulinarny – „Ewa Gotuje”. Jurorka polskiej edycji TOP CHEF. Prowadzi własną firmę PROMISS. Autorka książek. Mama 13-letniej Oli. Kazimierz w Krakowie, kawiarnia Moment. Panią Ewę Wachowicz spotykamy przed wejściem. Jest wyższa i szczuplejsza niż wydaje się być w telewizji. Piękna, uśmiechnięta. Zapowiada się miła rozmowa.

W życiu liczy się pasja Z Ewą Wachowicz rozmawiają Agnieszka Ściera i Monika Gaj

: Przejrzałam trochę materiałów o pani, wywiadów i pewnie pytania, które tu padną nie będą niczym oryginalnym… Ewa Wachowicz: Wiecie jaki to problem, odpowiedzieć inaczej na pytania tak samo zadawane od lat? (śmiech) : To w takim razie o co chciałaby Pani zostać zapytana? E.W.: Oczywiście o moje pasje – o pasję do gotowania i pasję do gór, bo one wypełniają moje życie. W życiu najważniejsza jest pasja – tylko z nią możemy angażować się w to co robimy na 100%. I tylko wtedy życie ma sens. Dlatego z taką radością opowiadam o górach, o tym, że mam zaplanowaną wyprawę do Bhutanu z wyprawą w Tybet, czy na najwyższą górę w Meksyku, albo skitourowe wyjście na Ararat. : To mamy wspólne tematy. E.W.: W ubiegłym roku byłam na skiturach w Norwegii, gdzie pływaliśmy statkiem. Wpływaliśmy w fiord, narty na plecy, dokąd się dało na piechotę, to na piechotę, potem na nartach w górę i zjazd w dół. Taka zabawa. : Skąd wzięła się u Pani pasja do gór? E.W.: Miłość do gór towarzyszy mi od dziecka. Pocho-

dzę z Beskidu Niskiego. Dla Warszawy jestem góralką, ale dla kogoś z Zakopanego jestem „górol z krzoków”. To się zaczęło w szkole podstawowej – zachęciła mnie cudowna pani chemiczka, która brała nas w góry na rajdy, na weekendy do Zakopanego. Później, w liceum w każdy luźniejszy weekend pakowaliśmy plecaki i wyjeżdżaliśmy do Zakopanego. Jechało się tam wtedy i jechało, nawet z pięć godzin. Takie to były czasy. A później zdobywaliśmy najpierw mniejszą, potem większą górę. Praktycznie wszystkie takie trasy podstawowe, czy w Tatrach, czy w Gorcach mam zrobione. : A nasze okolice? Babia Góra, Pilsko, Skrzyczne… E.W.: Babia Góra – oczywiście. Znajomi mają domek w Międzybrodziu, więc tamte okolice i szczyty także mam schodzone. To są przepiękne okolice. : To jest Pani nasza (śmiech). Wygrała Pani konkurs piękności, a to zobowiązuje do szczególnego dbania o wygląd. Jak można pogodzić bycie szczupłą z gotowaniem, jedzeniem, kosztowaniem tego, co Pani gotuje? E.W.: Właśnie spędziłam długi weekend z przyjaciółmi,

23


ludzie u których piekliśmy gęś. Drugiego dnia robiłam pierogi z gęsiną. Było też ciasto czekoladowe i ryba po tajsku z mlekiem kokosowym, więc same pyszne rzeczy do jedzenia. Śniadanie z jajkami na ostrych pomidorach. Uwielbiam jedzenie i z jednej strony to pasja, z drugiej strony cudowna przyjemność, która wydarza się kilka razy dziennie, bo jem pięć-sześć razy dziennie. I kilka razy dziennie mogę sobie w związku z tym robić przyjemność. Ale nie zapominam też o ruchu, sporcie, treningach – to ważne, by utrzymać dobrą formę. : Czy to, co pani gotuje podczas programu faktycznie wychodzi, czy jest to robione tylko na pokaz? E.W.: Ostatnio byłam w Białymstoku, gdzie prowadziłam pokaz kulinarny, a wieczorem było spotkanie. Jedna z pań, którą tam spotkałam powiedziała: Pani Ewo, ja to gotuję tylko według pani przepisów, bo tylko pani ufam i tylko pani przepisy się udają. Reszta kucharzy – ściema. (śmiech). To był jeden z piękniejszych komplementów, jakie otrzymałam. Zrobiło mi się niesamowicie miło, bo faktycznie w moich książkach i programach przywiązuję ogromną wagę do receptur, które podaję. Każdy przepis zawsze wypróbowuję i zwykle poprawiam. Ostatnio nawet miałam taką sytuację z Daktylowcem – musiałam poprawić recepturę widza, aby ciasto było pulchniejsze. Smakowo był rewelacyjne, ale było niskie, zbyt gęste, zwarte, takie zakalcowate. Nie każdy takie ciasto lubi, więc zmieniłam przepis tak, aby ciasto miało lepszą konsystencję. Oczywiście wybierając, zmieniając i poprawiając receptury, kieruję się smakiem. Również porą roku i naszymi przyzwyczajeniami kulinarnymi. Ale też z drugiej strony staram się do programu dodawać rzeczy nowe. Jeszcze parę lat temu nie było w Polsce świeżego imbiru, czy avocado, teraz można je znaleźć w Biedronce czy na Kleparzu. Bardzo często odwiedzam tego typu markety, i inne sklepy w małych miejscowościach i patrzę, co się w nich pojawia. Jak tylko coś jest dostępne wszędzie, rozszerzam zastosowanie tych produktów w naszej kuchni. Ostatnio przygotowałam na przykład fantastyczną kapustę po góralsku, do której dodałam czarne oliwki, które można kupić praktycznie wszędzie. : Czyli zmęczenie tematem Pani nie grozi? 200 odcinków za Panią i nie ma możliwości, aby się znudzić? E.W.: Mnie się pomysły nie skończą, ponieważ jestem cały czas ciekawa świata, nowych smaków. Bardzo dużo podróżuję, a stare powiedzenie mówi „podróże kształcą”. W czerwcu tego roku zdobyłam Elbrus i jeżeli prześledzić ostatnie programy, było w nich bardzo wiele inspiracji moim pobytem na Kaukazie, gdzie zrobiłam fantastyczny tort warzywny. Tam też przygotowałam barszcz czerwony według Nadii, która nam od czasu do czasu gotowała. Wcześniej musiałam to robić sama na wysokości 3800 m n.p.m. To było mega wyzwanie. Proszę mi wierzyć, że gotowanie w tak ekstremalnych warunkach nie jest łatwe. Składniki na posiłki trzeba było jeszcze przecież na tę wysokość wnieść. Tak czy inaczej, każda podróż, spotkanie drugiego człowieka, zawsze jest doświadczeniem kulinarnym, zawsze dowiaduję się czegoś ciekawego. W dodatku dostępność produktów jest teraz tak duża, że nie wpadłabym na to, aby niektóre

24

rzeczy ze sobą łączyć, ale ktoś to przetestował, spróbował, wyszło fajnie, przesyła przepis, rozmawiamy o tym. Poza tym trwa moda na gotowanie, na kuchnię. : Idąc wątkiem mody. Co Pani sądzi o gotujących celebrytach? Teraz wszyscy gotują... E.W.: Sparafrazuję klasyka: gotować każdy może. Inną rzeczą jest, czy się umie i czy się lubi to robić. Gotowanie jest nam wszystkim bardzo bliskie, bo nie da się żyć bez jedzenia. Gotowanie jest jak oddychanie. Bardzo mnie cieszy to zainteresowanie kuchnią i tym co jest dla nas zdrowe. Bo tak naprawdę to jesteśmy tym, co jemy. To moda na gotowanie sprawiła, że minął już czas fascynacji fastfoodami, gotowcami. Już wiemy co znaczy niezdrowa frytka, co znaczą chipsy. Zaczynamy mieć świadomość dobrego odżywiania. Zauważcie, że przed rokiem 90. w polskich szkołach nie istniał problem otyłości. Jak spojrzeć na zdjęcia z liceum czy podstawówki, byliśmy szczupli. A jadło się kapustę, schabowego, gołąbki, ziemniaki, kaszę i chleb. Tylko polską kuchnię. Nie mieliśmy przecież dostępu do niczego innego. Mówiło się, że jemy tłusto i niezdrowo. To dlaczego dzieci były szczupłe? A teraz czytałam statystykę, że w Polsce 30% dzieci ma nadwagę. Co trzecie dziecko ma nadwagę?! No tak, tylko, że teraz mamy problem raz z niezdrowymi przekąskami, oczywiście chipsy królują i niestety jedzenie nadmiernej ilości węglowodanów prostych, czyli wszelkiego rodzaju słodyczy. I nie mówmy tutaj o czekoladzie, bo czekolada jest zdrowa – podnosi poziom serotoniny, hormonu szczęścia. Ale wszelkiego rodzaju batony, które przyszły do nas wraz z dobrobytem i reklamą, która sprawia, że jemy jednak rzeczy mocno przetworzone. Jogurty czy serki słodzone


: Do programu trzeba przygotować produkty. Pewnie dysponuje Pani sztabem ludzi, którzy Panią w tym wyręczają. E.W.: Sama kupuję produkty, bo bardzo to lubię. : Czyli idzie Pani na rynek, na Kleparz i wybiera. Ma Pani sprawdzonych dostawców? E.W.: Oczywiście wiem gdzie kupować dobre produkty. Sporo rzeczy ściągam także ode mnie ze wsi. Przywiozłam teraz worek ziemniaków, marchewki ekologicznej od rodziców, cztery kurczaki zamrożone. Wychowałam się na wsi. U nas zawsze tak było i jest, że aby można było kurczaka zjeść, to wpierw musi on biegać z 6–8 miesięcy. A jeżeli kupimy pierś z kurczaka, która się rozłazi w rękach to dlatego, że ten kurczak był hodowany 6 tygodni na hormonach wzrostu. W Stanach Zjednoczonych ludzie cierpią na dziwną otyłość – do kolan są szczupli, od kolan po klatkę piersiową otyli, a ramiona szczuplusieńkie, chude ręce. Kurze mięso jest tanie i bardzo wiele osób przy wyborze kieruje się jego ceną. A ja zawsze mówię, ale dlaczego ty masz to mięso jeść codziennie? Zrezygnuj z tego, przerzuć się na kasze. Jest wiele rzeczy tanich a zdrowych. Na studiach jadłam głównie potrawy mączne, kasze, owoce, bo na to mnie było stać. W ogóle wówczas nie jadłam mięsa, bo mięso było poza zasięgiem. Jak przywiozłam od rodziców jakąś wędlinę, to

starczało na chwilę, a później człowiek przechodził na dietę wegetariańską, bo nie było go stać na mięso. : Dzisiaj jest odwrotnie. Dieta wegetariańska jest znacznie droższa od diety mięsnej. E.W.: Ale ciągle jednak w Polsce mamy bardzo dobre kasze. Pożywienie powinno być dostosowane do miejsca, w którym żyjemy. Jest takie powiedzenie, że powinniśmy jeść to, co rośnie w promieniu 50 km od naszego miejsca zamieszkania. I ja się z tym zgadzam. Pamiętam, jak moja mama układała nam jadłospis, jak robiła to babcia. Zupełnie inne rzeczy jadło się latem, inne jesienią i zimą. Dieta powinna być dostosowana do pory roku i tego, co jest dostępne na danym terenie. Wielokrotnie powtarzałam, że nie można na diecie śródziemnomorskiej przeżyć zimy, kiedy mamy ujemne temperatury, bo będziemy chorować. Nasz organizm potrzebuje wysokoenergetycznego paliwa. Analogicznie, jeżeli wlejemy nawet do dobrego samochodu złe paliwo, to ten silnik w końcu się zepsuje. Tak jest z naszym zdrowiem. : Diety i trendy się zmieniają, czy śledzi Pani te zmiany? E.W.: Tak, cały czas śledzę wszystkie doniesienia i nowinki za granicą i w Polsce, dotyczące żywienia i odżywiania. Bo oczywiście są teraz mody na różne diety, które czasami się mocno wykluczają. Aby się w tym wszystkim odnaleźć, trzeba mieć zdrowy rozsądek. Jestem na przykład przeciwniczką diety wysokobiałkowej, diety Dukana. Ta dieta ma spore grono wielbicieli dzięki temu, że szybko się chudnie. Tylko bardzo mało ludzi stosuje tę dietę pod okiem lekarza, co jest nieodzowne. Jesteśmy tak skonstruowani, że do życia potrzebne są nam: i warzywa i owoce, białka i węglowodany i tłuszcze. Jeżeli pozbawiamy nasz organizm węglowodanów,

25

fot. archiwum Ewy Wachowicz

nawet nie cukrem, tylko syropem kukurydzianym, który jest bardzo niezdrowy. Na szczęście rośnie nasza świadomość, że trzeba zwracać uwagę na to, co jemy. Jeżeli zaczynamy zwracać uwagę na to, co jemy i chcemy jeść zdrowo, to zaczynamy szukać dobrych produktów. Gdy mamy już dobre produkty, to zaczynamy się uczyć jak je przygotować. To jest ta dobra moda na gotowanie.


ludzie

fot. Grzegorz Kozakiewicz

nie zaszkodzi. Jednak stosowanie monodiety na dłuższą metę, jakiejkolwiek monodiety, czy to będzie dieta białkowa, czy to będzie dieta na sokach czy jakakolwiek inna, zmienia nasz metabolizm. Na przykład nie istnieje już dieta 1000 kalorii. Najnowsze badania dowodzą, że najmniejsza ilość kalorii jaką można stosować, aby schudnąć to 1250 kalorii. Zostało bowiem udowodnione, że stosowanie diety 1000 kalorii na dłuższą metę powoduje tycie. Organizm dostając przez dłuższy czas tak mało kalorii, spowalnia metabolizmi próbuje oszukać mózg, czego tak naprawdę nie da się zrobić. Jest to udowodnione naukowo, że organizm odkłada tych 1000 kalorii, żeby przeżyć. Jeżeli dieta 1000 kalorii rozłożona jest na 2 posiłki, to także skutkuje to tyciem. Przerwa pomiędzy posiłkami powyżej 3 godzin powoduje spadek poziomu insuliny we krwi, więc pierwszy posiłek, który my dostarczamy organizmowi, on magazynuje.

czy nie dajemy mu błonnika, a z drugiej strony przekraczamy równowagę i harmonię w diecie, jedząc tylko rzeczy wysokobiałkowe, to chudnięcie polega na tym, że aby białko strawić, musimy mu dostarczyć mnóstwo energii. Spalanie białka kosztuje nasz organizm mnóstwo energii. Gdy jemy dużo białka to zakwaszamy organizm i pojawiają się ciała ketonowe w organizmie, które niwelują uczucie głodu. Przez to automatycznie zaczynamy mniej jeść. Bo tak naprawdę wszystko polega na tym, abyśmy mniej jedli. Teraz my się po prostu obżeramy, nie jemy, a obżeramy. Jak sięgniemy do starej książki kucharskiej to znajdziemy tam wskazówki do zrobienia: śniadania, drugiego śniadania, obiadu, podwieczorku, podkurka, zakurka. Tych posiłków było bodajże siedem, ale były małe. Teraz żyjemy inaczej, wybiegamy z domu bez śniadania, gdzie w naszym klimacie, o tej porze roku śniadanie to podstawa, bo musimy dać naszemu organizmowi energię i muszą nią być węglowodany. Mózg odżywia się tylko węglowodanami. Jeżeli węglowodanów nie dostanie, to musi je sobie wytworzyć chemicznie, bo żywi się tylko i wyłącznie nimi. Generalnie, zakwaszenie organizmu powoduje, że jeżeli przy tej diecie białkowej nie wypija się odpowiedniej ilości płynów, nie płucze się nerek i nie wypłukuje się ciał ketonowych, to niestety psują się nerki. Lekarze biją na alarm. Znam kobietę, która po ośmiu miesiącach stosowania diety wysokobiałkowej pozostała bez funkcjonujących prawidłowo nerek. Owszem, schudła 18 kg, ale jakim kosztem. Dlatego ja jestem zwolenniczką zdrowego rozsądku przede wszystkim i uważam, że wszystko jest nam w życiu potrzebne. Więc, jeśli ktoś chce nagle schudnąć, ma potrzebę, to owszem, dwa tygodnie nikomu

26

: Czyli jest to Pani sposób na to, aby być szczupłą. E.W.: Najbardziej na świecie pilnuję jedzenia. Dzień zaczynam od szklanki wody z sokiem z żurawiny i siemieniem lnianym. To jest w ogóle na przebudzenie. Później piję sok ze świeżo wyciskanych owoców. Z różnych owoców, w zależności od pory roku. Teraz już kończę z cytrusami. Przechodzę na sok jabłkowy, gruszkowy z imbirem, marchewką, korzenne soki. I to jest początek mojego dnia. Później jest dobre śniadanie. W tej chwili jem takie ciepłe rzeczy: płatki orkiszowe, owsiane z migdałami, orzechami, suszonymi śliwkami, żurawiną. Generalnie porządne śniadanie na ciepło. W samochodzie wożę przekąski – pieczywo pełnoziarniste, sok warzywny, jabłko, migdały, orzechy, pełnoziarniste batony muesli. : Czy córka Pani też uczy się w ten sposób jeść? E.W.: Oczywiście. Ważne jest jedzenie plus ruch. Choćby ze względu na odbywanie wypraw wysokogórskich muszę być sprawna, ponieważ tam na górę nikt mnie nie wciągnie, muszę tam wejść o własnych siłach. To mnie mobilizuje do codziennych treningów. : Jak zatem na co dzień wygląda Pani trening? E.W.: Dopóki była pogoda, to dwa trzy razy w tygodniu jechałam do Tyńca na rowerze – to jest około 34 km. Gdy miałam mniej czasu, to trasa była krótsza. Plus rolki na Błoniach, rower z córką i 2-3 razy w tygodniu ćwiczenia z trenerem, bo z trenerem trening jest najzwyczajniej w świecie efektywniejszy, szczególnie przygotowując się do sezonu zimowego – narciarskiego. Bardzo dobrze zresztą znaleźć sobie kogoś do towarzystwa. Mam kumpla, z którym jeżdżę na rowerze i innego, z którym biegam. Do tego w sypialni mam rowerek, a przed telewizorem stoi orbitrek, dzięki któremu aktywnie oglądam telewizję (śmiech). : A jakie były początki tej pasji kulinarnej? E.W.: Początek to mój kochany dom, moja mama. Wychowałam się w bardzo tradycyjnym, cudownym domu, w którym każdy posiłek był świętością i jadało się go wspólnie. Śniadanie przeważnie było na ciepło, jedynie latem na zimno. Mama doskonale gotuje, także babcia świetnie gotowała.


Program „Ewa gotuje” ma już ponad 200 odcinków, a każdy z nich nagrywany jest w kuchni Ewy Wachowicz. „Chciałam, by gotowanie na ekranie było autentyczne. Jeśli sięgam do szuflady po przyprawy, to nie dlatego, że przed zdjęciami schowała je tam obsługa planu. Przed nagraniem nie muszę uczyć się na pamięć lokalizacji składników danej potrawy, nie muszę pamiętać o nich podczas zdjęć, więc na ujęciu mogę skupić się na gotowaniu i ciekawej opowieści. W studiu byłoby to niemożliwe!”

: Mówi się teraz wiele o gęsinie. Wiemy, że zaczyna wracać do łask. Czy w Pani domu gotowało się, piekło gęsinę? Kiedyś to było powszechnie spożywane mięso, a w PRLu ten zwyczaj zanikł. E.W.: Wracamy do tych tradycji gęsich, ale, niestety, gęsina jest droga. Stada, które są w Polsce, to są gęsi wybiegowe. Nie są hodowane jak kurczaki. Produkujemy je na rynek niemiecki, który jest bardzo wymagający i dlatego ta gęś nasza jest wolnowybiegowa. Gęsina, oczywiśce bez skóry i tłuszczu, jest najchudszym z mięs. Z takich ciekawostek – na egzaminach w szkołach kulinarnych zadaje się pytanie: których mięs nie wolno smażyć? Nie wolno smażyć gęsiny. : Dlaczego? E.W.: Bo gęsina jest bardzo chuda i ona wymaga zupełnie innej obróbki. Ją trzeba dusić, gotować, piec, ale nie smażyć. Usmażona gęsina byłaby twarda, niejadalna. O, właśnie przejechał samochód, który mi się podoba – stary patrol (śmiech). : Ma Pani zacięcie off roadowe? E.W.: Właśnie ostatnio byłam z kumplami w bacówce i jeździliśmy jeepami poza trasami. Fajna zabawa. : Kiedyś powiedziała Pani, że nie jest feministką. E.W.: Nie, w żadnym wypadku. Feminizm, w pewnym sensie, zachwiał harmonią w przyrodzie, z której wynika, że

jesteśmy po prostu inni, różni. Te różnice należy szanować. Jestem kobietą i uwielbiam się nią czuć. Podoba mi się, gdy mężczyzna prawi mi komplementy, wstaje i odsuwa mi krzesło, gdy podchodzę do stołu, otwiera przede mną drzwi do samochodu. : Feministki chyba gorzej gotują, prawda? E.W.: Nie wiem, w moim otoczeniu chyba nie ma żadnej feministki (śmiech). Powinien gotować ten, kto lubi. Mnie to akurat sprawia ogromną przyjemność, ale rozumiem, że są takie kobiety, dla których ogarnianie spraw kulinarnych to kłopot. I ja je rozumiem, bo na przykład nie lubię prasować, ale robię to, bo muszę choć czasami chętnie bym komuś zapłaciła, aby mnie wyręczył. Mnie się podobają bardzo wyraziste kobiece i męskie role. To znaczy uwielbiam czuć się prawdziwą kobietą i lubię towarzystwo mężczyzn. Mnóstwo spraw czasem nawet biznesowych konsultuję z moimi kolegami, ponieważ jako kobieta podejmuję decyzje emocjonalnie i zupełnie inaczej podchodzę do problemu. To jest cudowne, że świat tak jest skonstruowany, że myślimy, działamy inaczej. Ta różnorodnośc jest piękna. : To miłe: nie być feministką i mieć przyjaciół mężczyzn. E.W.: Ale najlepsze moje przyjaciółki to trzy Ewy (śmiech). Ja to kiedyś powiedziałam na początku lat 90., kiedy zostałam Miss Polonia, że było to sumą życzliwości różnych ludzi. Część z nich została w moim życiu na dłużej, przyjaźnimy się i są bardzo blisko mnie. Na swojej drodze miałam szczęście spotkać mnóstwo cudownych ludzi, którzy mi pomogli na różnych etapach życia. : W tamtym czasie nie planowała Pani, że zostanie Miss Polonia, że będzie pracować dla rządu i prowadzić programy kulinarne w telewizji. Tego sobie Pani nie wymyśliła. E.W.: Nie, tego nie planowałam. Idąc do Krakowa na studia w ogóle nie wyobrażałam sobie takiego scenariusza. Jak

27

fot. Grzegorz Kozakiewicz

Druga babcia była kucharką na dworze Skrzyńskiego i swego czasu została nawet wysłana do restauracji w Krynicy, żeby się nauczyć dobrze gotować. Dzięki niej poznałam wiele tajników dobrej kuchni. Ostatnio jak wekowałam pasztet, to dzwoniłam do mamy – Mamuś nie wekowałam pasztetu jeszcze w Krakowie, bo zawsze robiłam w foremkach, a teraz chciałam do programu zrobić wekowanie, to jak pasztet gotować w wysokiej temperaturze? A mama na to – Ewa 120–130 stopni, tylko nieco dłużej, żeby Ci się zapiekł słoik. Mama jest dla mnie skarbnicą wiedzy kulinarnej.


ludzie pisałam maturę, to priorytetem była jedna rzecz – muszę dostać się na studia w Krakowie. Później to się zmieniało. Zaczęło się od tytułu Najmilszej Studentki Akademii Rolniczej, potem były wybory Miss Małopolski, Miss Polonia, Wicemiss Świata, Miss Świata Studentek, praca dla rządu, więc to moje życie powoli zaczęło się układać. Ale pierwotny plan był tylko zdać na studia do Krakowa. Chciałam tu studiować, ponieważ studiował tu mój brat i odwiedzałam go jako nastolatka. Jak podobał mi się Kraków! Życie studenckie i kumple brata, którzy mnie adorowali. To było cudowne. W związku z tym chciałam oczywiście studiować w Krakowie. Teraz patrzę na ten Kraków inaczej – mieszkam tutaj już dłużej niż w rodzinnych stronach. Ale wtedy, to moje marzenie: byleby tylko dostać się na studia w Krakowie pokazuje, że tak naprawdę nie można zaplanować życia na 20 lat do przodu. : Ale gdyby nie wystartowała Pani w tych wyborach? Kim Pani byłaby teraz? E.W.: Na pewno skończyłabym technologię żywności tak, jak to było zaplanowane, wróciłabym w rodzinne strony. W Bieczu była firma Kasztelanka, gigantyczna firma cukiernicza, gdzie bardzo dużo osób z mojego otoczenia pracowało. I moi rodzice myśleli, że jeżeli skończę technologię żywności, to do tej firmy łatwiej się dostanę. Mogłabym wtedy pracować w zawodzie, blisko domu. To był taki plan. Jak chodziłam do szkoły to mieliśmy wizyty – szkolenie w różnych miejscach. Nie zapomnę smaku andruta, którym zostałam poczęstowana podczas wizyty w Kasztelance. : Czyli, że program który Pani teraz prowadzi tak do końca nie jest przypadkiem. E.W.: Nie, wynika z prawdziwej pasji. Jeżeli w życiu kierujemy się pasją, to mamy szansę na sukces. Mam szczęście w życiu, wierzę w nie. I mój brat uważa, że nie dość, że mam to szczęście i w nie wierzę, to jeszcze tak mocno w nie wierzę, że je kreuję. Moja droga życiowa tak się potoczyła, że pasja stała się moim zawodem. Zawsze pociągała mnie telewizja. W bodajże 90. roku poznałam Krzysztofa Jasińskiego, ówczesnego szefa ośrodka telewizji w Krakowie, który zobaczył mnie na wyborach Najmilszej i powiedział: Dziecko, sądząc po tym jak się zachowałaś na scenie, inteligencja cię nie opuściła, w związku z tym ja ci proponuję, bo w telewizji są potrzebni inteligentni, ale też dobrze wyglądający, zajmij się dziennikarstwem. Dostałam od niego książkę „Vademecum dziennikarstwa”, to on pierwszy zaszczepił we mnie bakcyla telewizji. A później do tej pasji doszła pasja gotowania i udało mi się je połączyć. : Czy jest jakaś potrawa, którą chciałaby Pani skosztować albo sama przyrządzić? E.W.: Jako jurorka programu Top Chef poznaję nowe smaki, odkrywam kuchnie innych szefów. Ostatnio od takiej innej strony – kuchni molekularnej. Zmierzam teraz wybrać się do paru restauracji na świecie z gwiazdkami Michelina, serwujących taką kuchnię. Miałam szczęście uczestniczyć w cudownej kolacji pod nazwą Kalendarz Natury/Osiem Momentów w restauracji Wojtka Modesta Amaro – Atelier Amaro, uhonorowanej pierwszą polską gwiazdką Michelina.

28

Spróbowałam jego kuchni, noszącej znamiona molekularnej, i muszę powiedzieć, że smalczyk z gęsiny, który u niego jadłam był tak puszysty, że w życiu bym nie powiedziała, że to smalec. Oczywiście ja takiej konsystencji w swojej kuchni nie jestem w stanie uzyskać, tej puszystej pianki, ale poradziłam sobie z tym w inny sposób i inspirując się jego smalcem zrobiłam absolutnie doskonały smalec z gęsi, z pieczoną gruszką, z pieczonym czosnkiem, który wśród moich znajomych zrobił furorę. Więc zdecydowanie są na świecie miejsca, do których chciałabym jeszcze pojechać i spróbować różnych pomysłów na gotowanie. Sztuka kulinarna to nieskończona ilość pomysłów i inspiracji i to jest właśnie w tej dziedzinie cudowne. Jeszcze parę lat temu kuchnia molekularna nie istniała. I takie podejście do kuchni jest niezwykle interesujące i inspirujące. : Czyli kuchni molekularnej nie zobaczymy w Pani programie? E.W.: Nie. Ideą moich programów jest prezentacja potraw, które może wykonać każdy, kto ten program ogląda. : Czy jest coś czego Pani nie zjadła lub nie ugotowała? E.W.: Nie, próbuję wszystkiego. Ale są oczywiście rzeczy, do których nie wrócę. W Korei Południowej jadłam ichniejszy przysmak, podawany jest jak u nas chipsy – coś, co wygląda jak stonka, takie robaczki. Dla mnie to ohydne. W ogóle mnie to nie pociągało, ale spróbowałm. Jednak, gdy w 92. roku spróbowałam po raz pierwszy ostrygi, to muszę przyznać, że mnie to też nie pociągało. Przeżuwałam to długo, zanim połknęłam. Teraz uwielbiam ostrygi. Są rzeczy, do których przekonujemy się z czasem, a są i takie do do których przekonać się już nie dam. Do koreańskich robaczków na przykład i słynnych 70-, 80-letnich jajek, które jadłam w Chinach. : Jak one smakują? E.W.: Tak jak wyglądają. Białko jest zielono-szaro-brunatne. Żółtko jest zgniłe płynne. Próbowałam się w tym rozsmakować. Myślałam, że jak w przypadku ostryg, przekonam się do nich. Ale ta konsystencja – trochę galaretki, trochę płynu, oślizgłe jak ostryga, no nie byłam w stanie. Teraz już wiem, że tego jeść już nie chcę. Wolę świeże jajka z Klęczan od kurek szczęśliwych. : Już kończąc naszą rozmowę – proszę powiedzieć o trzech najważniejszych rzeczach w Pani życiu. E.W.: Córka. Na pierwszym miejscu jest macierzyństwo i to, że mam cudowną córkę. To radość dnia codziennego, a najszczęśliwszy dzień w roku, to dzień jej urodzin. Zawsze jej to powtarzam, gdy składam jej życzenia. Przełomowy w moim życiu był konkurs Miss Polonia. Przewrócił moje życie do góry nogami. Po nim wszystko się zmieniło i od niego zaczęło się moje obecne życie. A reszta jeszcze przede mną. : Bardzo dziękuję za rozmowę. W chwili, kiedy powstawał wywiad, Ewa Wachowicz otrzymała nominację do „Telekamer” i można na nią głosować do końca stycznia, wysyłając SMS pod nr 7265 o treści TK.H5 Koszt 1 SMS: 2,46 zł (z VAT)


foto: produkcja sesji: Agnieszka Ściera / Mediani zdjęcia: Gabriela Buzek-Garzyńska / Studio Foto Buzek-Garzyński makijaż i stylizacja: Beata Bojda / Pachnidło fryzury: Daniel Panek / Maniewski Hair & Body

29


ludzie

30


Mój rekord w podnoszeniu ciężarów nie dotarł jeszcze do maxa i pewnie nigdy nie dotrze, inna rzecz, że ciągle walczę ze sobą pomiędzy treningami siłowymi oraz wytrzymałościowymi… ale jak na osobę, która ma na liczniku 51–52 kg i jest po dwóch przepuklinach kręgosłupa, udźwig 48 BESTII lub sztangi 65–70 kg to jest to sukces, z którego jestem bardzo dumna.

tekst: Monika Gaj

w sesji udział wzięły uczestniczki programu PIĘKNA JEST BESTIĄ foto: Anna Pawleta, makijaż: Izabela Zielińska, fryzury: Anika Stanclik

” 31


inicjatywy ale głównie dlatego, że trening siłowy daje niemałe korzyści. Projekt powstał pod wpływem kilkuletnich obserwacji trendów w świecie sportu oraz ćwiczeń realizowanych przez kobiety. Pomyślałam, dlaczego nie wykorzystać obciążników, czyli kettlebells, bardziej zwłaszcza w treningu kobiet. Na pytanie, co właściwie daje trening z takim obciążeniem, Monika odpowiada jednym tchem: mocniejsze kości i stawy, jędrną, elastyczną skórę, ciało bez cellulitu, spowolnienie procesów starzenia się.

Waży zaledwie 51 kg, a na co dzień podnosi 30–40 kilogramowe „kuleczki”. W jej ślady poszło już kilkadziesiąt kobiet, zachęconych do złamania stereotypu, że kobieta może być jedynie kruchą i delikatną osobą. Jeśli możemy nosić 20-kilogramowe dzieci, zakupy albo zmieniać koło, dlaczego nie spróbować „czegoś mocniejszego” w czasie treningu, a do tego pozostać seksowną, i nie stracić nic ze swojej kobiecości? Monika Kastelik z Bielska-Białej postanowiła sprawdzić na własnej skórze, jak łamie się stereotypy i własne słabości. Od kilku lat prowadzi studio fitness „IRONia” przy ulicy Legionów w Bielsku-Białej. Jej fascynacja ruchem trwa już kilkanaście lat, odkąd jako nastolatka „złapała bakcyla” towarzysząc swojej siostrze podczas zajęć ruchowych. Siostra chciała wówczas zgubić niepotrzebne kilogramy, a Monika na tyle zafascynowała się aktywnością fizyczną, że po latach treningów sama postanowiła otworzyć własne studio. Skąd wzięła się Bestia? – Któregoś dnia przyszłam do studia i rozpoczęłam samotny trening. I wi-

32

dzę w lustrze kobietę, zgrabną, piękną, z długimi włosami, która wyciska ileś tam kilogramów. Piękna... Piękna jest Bestią! To przecież drzemie w nas! – mówi Monika, opowiadając o pomyśle, który gromadzi coraz większą liczbę kobiet. – Zależy mi, aby kobiety znały wartości wynikające z „dźwigania”, nie tylko dlatego, że sama dźwigam,

Teraz biegam regularnie, krótkie czasy, prostki, interwały. Mam moc w nogach i szczerze uwielbiam ze słuchawkami na uszach wyłączyć się od codzienności. Zmagania samej ze sobą: żeby przyjechać do domu w przerwie w pracy, założyć buty i przed obiadem zrobić coś dla siebie, dla ciała i ducha. JESTEM WTEDY SZCZĘŚLIWYM CZŁOWIEKIEM, BIEGNĘ I UŚMIECHAM SIĘ SAMA DO SIEBIE!


– Jeszcze mało? Do tego dodaj zastrzyk energii, pracę nad sobą, zadowolenie z siebie – myślę, że to niemałe wynagrodzenie podjętego trudu – dodaje z uśmiechem. Monika od 10 lat jest trenerem fitness – trenuje aerobik, tae bo, body ball, power barbell – oraz spinningu czyli popularnego spalacza energii – indoor cyclingu. Na swoim koncie posiada liczne szkolenia i licencje, uprawniające ją do wykonywania zawodu trenera. Obecnie w programie PIĘKNA JEST BESTIĄ bierze udział kilkadziesiąt kobiet, podzielonych na trzy grupy, z których każda realizuje podobny program, ale dostosowany indywidualnie do możliwości uczestniczek. Spotykają się trzy razy w tygodniu, aby dać z siebie jeszcze więcej, wspólnie przekraczać granice własnych słabości i obaw i pracować nad ciałem i duchem. Monika prowadzi też bloga i stronę na Facebooku, gdzie każdego dnia można odnaleźć motywujące wpisy jej autorstwa. Stara się wspierać kobiety w podjętym przez nie wyzwaniu, być ich mentorką i przyjaciółką, rozumieć ich słabości – a nie jedynie „odbębnić” godzinny trening. – Wiesz co mnie cieszy? Że dziewczyny spotykają się nie tylko tu, na sali, ale potrafią umówić się na mieście, iść razem na kawę, pobiegać wspólnie. To znaczy, że jest dobra atmosfera, że wspólnie się motywujemy i wspieramy – podsumowuje Monika.

Jestem zwolenniczką silnych, zarówno psychicznie jak fizycznie kobiet. Uwielbiam jak zaciskacie zęby przy max repetition i przez stróżki potu, płynących po Waszych twarzach, krzyczycie „Monika, zejdź nam z oczu”. This is my life and I enjoy it! Nie żebym upajała się Waszym cierpieniem – ja po prostu żyję Waszymi ćwiczeniami, napędzacie mój codzienny zegar. Po co właściwie ta paplanina? Ano dlatego, że czekam jak z dumą założycie fikuśne sukienki i spódnice, czekam jak z radością odsłonicie silne, jędrne ramiona i dekolty. Czekam jak szczęśliwie dopniecie swego i docenicie trud treningów rzeźbiących, wyszczuplających, ujędrniających. www. ironia.bielsko.pl

33


felieton: na Kolanie

Jak krasnoludki

Roman Kolano Rodak Mikołaja Reja i Mikołaja Kopernika

Wiemy z literatury jak żyją i pracują, jak troszczą się o Królewnę Śnieżkę? Ale gdy już książę odjedzie na swoim koniu kołysząc królewnę, gdy opadną bajkowo kolorowe jesienne liście, gdy w krainie baśni nadejdzie zima... jak przeżywają święta? Szeptałem do siebie, pisząc... „Krasnoludki nie żyją.” – uświadomiła mnie nagle córka. Co z tego, że dorosła, dla mnie zawsze pozostanie dzieckiem. „Jak to, co się stało, kto je zabił?” – zapytałem z przerażeniem. Co na to Rutkowski? Po tylu latach nadziei całą tę historię o krasno-

34

ludkach między bajki włożyć? Przeszedł mnie dreszcz. „Nikt ich nie zabił. One po prostu nie istnieją.” – doprecyzowała z kuchni. Dreszcz mnie przeszedł w drugą stronę. Skoro krasnoludki nie obchodzą świąt, to może ich nie ma. Nie ma krasnoludków – nie ma świąt. Powiało grozą. Ocknąłem się. Spoko, święta będą, bo idą. Mam dowody. Uspokoiłem się. Skąd wiem? Skąd idą, czy skąd wiem? Z hipermarketowych gazetek. Indyk 9,99 za kilo na święta! Nie można przecież obchodzić Święta Dziękczynienia bez pieczonego indyka. Święta to dla nas świetna okazja, żeby coś kupić na święta. Radosną świąteczną nowinę roznoszą wiatr lub posłańcy. Wiatr dostarcza wszędzie. Posłańcy, wkładają zrolowaną do skrzynek pocztowych, lub wtykają w płoty, bramy, za klamki. Posłańcy dobrej nowiny wyruszają codziennie ze wszystkich stron świata – z Leroy Merlin, Tesco, Realu,... ale nie z tego Realu Madryt w Madrycie, tylko

z naszego, czyli niemieckiego. Zapewne dla graczy Realu Madryt nasz Real to kosmos, ale to właśnie tutaj dokonuje się kosmicznych transakcji. Makrele w sosie pomidorowym – 2,99, karkówka po 7,99! Dla nich to kosmiczne transfery. Oni są niestety zajęci graniem w piłkę i omijają ich te świetne okazje. Raczej niemożliwe jest, żeby Ronaldo kupił makrelę w takiej cenie. Zresztą oni tak dobrze grają, bo długo ćwiczą i chyba nawet nie mają czasu by zjeść. Ci, którzy nie zbierają gazetek ani dla informacji ani na makulaturę, dowiadują się o nadchodzących świątecznych okazjach z telewizji. W telewizji najlepiej oglądać święta. Ja przed świętami nigdy nie mam czasu. Od 3 listopada siedzę przed telewizorem i czekam aż Kevin będzie sam w domu. Sieci komórkowe zastawiają na nas sieci. Rozdają nam prezenty na święta, które otrzymamy, jeżeli za nie zapłacimy. Dają nam darmowe godziny w opłaconym abonamencie. W ramach tych


darmowych godzin możemy złożyć najserdeczniejsze świąteczne życzenia rodzinie, z którą za nic w świecie nie chcemy się spotkać. Gdyby okazało się, że ktoś nie ma dostępu ani do nachalnych gazetek ani do wszechmocnej telewizji, to o świętach przypomni mu radio. U fryzjera, w sklepie, w aucie kiedy zabrzmi „Last Christmas ach giw ju maj hart” wiedz, że coś się dzieje... Skoro już posiadamy wiedzę, świadomość wyjątkowego czasu, który nadchodzi musimy go wypełnić treścią, czyli świąteczną atmosferą. Taką na przykład zapewni dymek, biała mgiełka unosząca się znad filiżanki z czarną, gorącą kawą albo puchaty kotek, który strąca śnieżną pierzynkę ze świerkowej gałązki. Święta są słodkie. Pierniki z piekarnika. Magia świąt! Mój teść, no niby katolik, ale ile on magii używa?! A w święta jeszcze więcej niż zwykle! Mam wrażenie, że jest potężniejszy niż Merlin. Ma taką metalową różdżkę zakończoną półkulą i tą końcówką miesza w garach. Wszystko maguje: kapustę, rosół, żurek... cuda. Święta to czas dobroczynności. Pamiętajmy, żeby dać coś innym. Może nie mamy wiele, ale nawet z naszego niedostatku możemy podarować trochę grosza. Można na przykład wesprzeć Providenta jakimś kredytem na ziemniaki lub na strój płetwonurka jako prezent dla teściowej. Trzeba tylko pamiętać, żeby dobry rozmiar dobrać, bo jak nie będzie pasował to rzuci w kąt i nie będzie w nim chodzić. Prezent powinien być praktyczny. Poza tym nawet niewielki kredyt będzie nam jeszcze długo przypominał święta. Choinka koniecznie musi być. Można też kupić choinki zapachowe i powiesić je na choince, albo na wstecznym lusterku. Naturalna choinka w samochodzie się nie sprawdza. Zajmuje zbyt dużo miejsca i krótko się trzyma, zwłaszcza gdy często włączamy ogrzewanie. Przed świętami należy się także zaopatrzyć w Espumisan i coś na wątrobę. Nigdy nie wiem, gdzie leży ten Espumisan... a przepraszam pomyliło mi się z Ekwadorem, (czyli na głowę też muszę coś kupić). Jak Espumisan

to wiadomo, że papier też trzeba kupić, kilka rolek. Nie taki do czytania. Musi być biały lub szary, całkiem bez zadruku, choć znam takich, którzy czytają te kilka listków dobre pół godziny, namiętnie i w skupieniu. Czasem jest taki perforowany, to może tam brajlem jest coś napisane. Papier powinien być toaletowy i delikatny. Delikatniejsi powinniśmy też być dla siebie nawzajem, do tego namawia nas fioletowa krowa. Ktokolwiek miał do czynienia cokolwiek z krową, powinien nie rozumieć tego humanitarnego przekazu. Wielokrotnie przechodziłem na spacerach obok krów pasących sie na łące. Małymi kroczkami, delikatnie, na paluszkach, żeby nie zwracać krowiej uwagi, bo jej konkubent mógłby mnie jeszcze zaczepić rogami. Nie zauważyłem żadnej delikatności w tym osobliwym związku, a o zapachu, który towarzyszył tej parze można delikatnie powiedzieć, że delikatny nie był. No trochę fioletu miały na sobie te muchy, które kręciły się w narkotycznym transie wokół ogona. Nie wnikam co jadły. Przecież czekolady nie robi się w owalnym kształcie. Wstrzymałem oddech, aż zrobiłem się fioletowy. No, ale to była polska krowa, nie alpejska. Polska jest taka czarno-biała. Nie dajmy sobie wmówić, że czarno-białe jest fioletowe. A może brudna była? Gdyby jej ktoś zeskrobał to przyrośnięte błoto, to może byłaby fioletowa? Karpia trzeba kupić. Ostatecznie jeśli ktoś protestuje przeciwko zabijaniu karpi może kupić chińską pangę, tuńczyka w puszce albo norweskiego łososia. Nie mylić z łosiem. Gdyby ktoś przez taką niewinną pomyłkę zjadł Mikołajowi łosie, to jakby do nas przybył? Na łososiach? A ten w Laponii to jakiś oszust. Prawdziwy Święty Mikołaj grubym głosem mówi takie „Choł, choł, choł!”. (No właśnie nie pamiętam czy to gruby głos ma niski Mikołaj, czy niski głos ma gruby Mikołaj.) A lapoński? Pewnie po lapońsku wita się „Hǿj, hǿj, hǿj!” No i jak to brzmi? Jest jeszcze Mikołaj lapolski. Mikołaj lapolski to po prostu przebrany student za 50 zł na godzinę. Najwięcej świetnych Mikołajów jest w Nowym Yorku. Wszyscy zostali tam

sfilmowani. Na własne oczy widziałem w telewizji prawdziwego Świętego Mikołaja jak ląduje pomiędzy oświetlonymi drzewami Central Parku. Oczywiście wszystkie dzieci wiedzą, że Mikołaj przybywa do każdego miejsca na Ziemi oprócz Gotham City, bo tam mieszka Batman. Duże Mikołaje też mieszkają w mniejszych Mikołajkach. W ten świąteczny czas powinniśmy też znaleźć chwilkę żeby na spokojnie spotkać się ze znajomymi na facebooku, albo chociaż w kolejce do kasy. Święta zawsze kojarzą mi się ze śniegiem. Im bardziej go nie ma tym bardziej za nim tęsknię. Jeżeli spadnie, o 6.00 rano z przekleństwami na ustach biegnę z jak najszerszą łopatą, spocony z nerwów, żeby się go pozbyć jak najszybciej. A propos klimatu. Musi być odpowiedni klimat na święta. Najlepszy to taki 30°C w cieniu. Cień by się jakoś znalazł, gorzej z tym Celsjuszem. Małe to pocieszenie, że w piecu na węgiel panuje większa temperatura i to nawet w nocy. Niestety w kotłowni trochę trudniej o palmy, gorący piasek i bikini. Święta muszą być ciepłe. Ostatecznie można wybrać się na egzotyczną wycieczkę. W końcu akcja Biblii dzieje się w cieplejszym klimacie od naszego. Palmy, słońce, góry. Można więc wyjechać do np. Tajlandii. Różne zwyczaje ludzie mają na święta. Niektórzy na stół podczas świątecznej kolacji dają dodatkowy talerz tradycyjnie – na ości lub dla gości. Jedni dają sianko pod obrus inni wyjeżdżają do egzotycznych krajów i tam wydają sianko, żeby zapalić trawkę. Gotują zupę kokosową pod palmami, smażą jajka lub tradycyjne polskie ruskie pierogi. Ciekaw tylko jestem, jak smakuje podsmażana kapusta z grzybami w samych majtkach na plaży. Dobrze, że jest przymusowa demokracja, więc każdy może sobie wybrać, gdzie, co chce i lubi robić i czego nienawidzi, nie chce, a musi. Jesteśmy bardzo zajęci, pracujemy w pracy, spieszymy się w biegu, robimy porządki, zakupy i w tej szalonej gonitwie nie mamy czasu na refleksję. Kto właściwie, kiedy i dlaczego nazwał grudniowy długi weekend świętami Bożego Narodzenia.

35


felieton: okiem kobiety

Basia Puchala

ŻYCIE ZACZYNA SIĘ PO CZTERDZIESTCE! 36


Dorastałam słysząc to powiedzenie tak często, że przez długi czas sądziłam, że taka właśnie jest kolej rzeczy. Najpierw ta pierwsza młodość, kiedy dorastamy, chodzimy do szkoły, znajdujemy tego jedynego, lub tę jedyną, zakładamy rodzinę, rodzimy i wychowujemy dzieci. W międzyczasie oczywiście znajdujemy czas na karierę zawodową i potem, zmęczeni tym pierwszym życiem nabieramy głęboki oddech i zaczynamy na nowo! Hmm, ale czy na pewno ma się energię aby zacząć na nowo? I co tak naprawdę powinno się zacząć na nowo? Pamiętam, kiedy kończyłam szkołę średnią spotkałam moje koleżanki, które już wtedy jako nastolatki były mamami i żonami. Kiedy z niedowierzaniem pytałam: jak one to robią i czy nie żal im, że poświęcają swoją młodość na przedwczesne bycie dorosłym, one z machnięciem ręką mówiły – dzieci dorosną i wtedy zacznę swoją młodość. Wtedy „czterdzieści” brzmiało dla mnie jak wymierzenie kary. Ludzie, którzy mieli czterdzieści lat byli po prostu starzy. Zastanawiałam się jakie mogłoby być to drugie życie, bo przecież to „pierwsze” było po prostu fantastyczne! „Pierwsze” rozpędziło się i porwało mnie ze sobą. Studia, a potem zaraz szałowa jak na tamte czasy i mój młody wiek pozycja, potem szansa wyjazdu w bardzo egzotyczne strony świata i nowe wyzwania. Ta niesamowita ochota na życie, która napędzała mnie każdego dnia. Nie zdążyłam się nawet

obejrzeć, kiedy pojawiło się na horyzoncie owe magiczne 40 lat i nawet więcej. Zaraz, zaraz, no to kiedy to ja powinnam zacząć to nowe, drugie życie? I czy ja przypadkiem nie przegapiłam tego „nowego, drugiego życia”?! No i jak do licha zacząć to „drugie”, kiedy „pierwsze” trzyma mnie mocno i ciągle zaskakuje?

Czy życie naprawdę zaczyna się po czterdziestce? Czy jest to tylko historia wymyślona przez tych, którzy tak po prostu boją się żyć i odkładając wszystko na później, wiedzą dobrze, że i tak nigdy się to nie stanie. Postanowiłam więc zwolnić na moment i rozejrzeć się dookoła. Czy to tylko ja męczę się z dylematem drugiej młodości? Czy być może to termin „druga młodość” po prostu zmienił nieco swoje znaczenie, lub też to właśnie my czekając na to „drugie”, przegapiamy w życiu to tak piękne „pierwsze”?! Wszyscy zaczynamy tak samo, z tymi samymi oczekiwaniami, marzeniami, nadziejami. Co sprawia, że w pewnym momencie jedni z nas mówią sobie, że życie musi poczekać, że jutro, za miesiąc, za parę lat coś się zmieni

i będziemy w stanie nadrobić to, na co nie mamy czasu dzisiaj. Ale czy na pewno? Dlaczego odkładamy na czasy drugiej młodości podróże, wykształcenie, zmianę kariery, odkrycie samego siebie, a czasami nawet i miłość, bo ta wcześniej jakoś nam nie wyszła? Czy życie naprawdę zaczyna się po czterdziestce? Czy jest to tylko historia wymyślona przez tych, którzy tak po prostu boją się żyć i odkładając wszystko na później, wiedzą dobrze, że i tak nigdy się to nie stanie. Moja pierwsza młodość jakoś ciągle nie zwalnia, pomimo że wiek biologiczny sugeruje, że powinna. Nie chcę odkładać na później niczego, czego dokonać mogę właśnie teraz, bo kto wie co czai się za zakrętem. Nie muszę łapać drugiego oddechu, bo ciągle oddycham głęboko i wierzę, że nieważne ile mamy lat. To, jak długo jesteśmy młodzi zależy od nas, a nie od tego czy ukończyliśmy 40, 50 czy 60 lat! Na plaży w bikini? Skok na spadochronie? Nurkowanie z rekinami? Spojrzenie w oczy miłości, która ciągle nie wygasła? Bycie nową mamą i budowanie kariery na szpilkach z nosidełkiem w ręku? My to możemy, ponieważ my kobiety XXI wieku bierzemy młodość taką jaka jest i nie boimy się powiedzieć NIE przemijającemu czasowi. Dlatego też, jeżeli jeszcze raz ktoś powie mi, że życie zaczyna się po czterdziestce odpowiem krótko: to po prostu niemożliwe, ponieważ dla mnie przed czterdziestką nigdy się nie skończyło! Carpe diem!

37


felieton: okiem mężczyzny

FACET W KUCHNI Bartłomiej Nowicki Z wykształcenia filolog-anglista, z zamiłowania bielszczanin i czytelnik, czy raczej kolekcjoner książek. Górołaz beskidofil. Poprawny pesymista.

Się napaliłem, jak, nie przymierzając, Chruszczow na Kubę! „Facet w kuchni”, doskonały temat! Doskonały, bo... krótki, tj. felietonik na tak zapodany temat z samej definicji jedynie krótki może być i zwięzły. W zasadzie to rzecz całą mógłbym zamknąć w kilku linijkach ładnie i sprawnie skrojonego haiku, ale niestety stawka za wierszówkę nie pozwala mi na tego typu ekstrawagancje :) Taaak... facet w kuchni. Co on tam robi? Pewnie ma problem, bo został w domu bez opieki, a piwo z lodówki samo się nie przyniesie, golonko i frytki z ketchupem same nie podadzą. W ta-

38

kim przypadku trzeba niestety trochę pokombinować, z fotela wstać, z sofy cztery litery zwlec, szarymi komórkami ruszyć i w pierwszej kolejności przypomnieć sobie, gdzie ta przeklęta kuchnia w ogóle się znajduje! Co jeszcze facet może robić w kuchni? Zmienia żarówkę? Naprawia żaluzje w oknie? Trafił tam przez pomyłkę? Szuka pilota do telewizora (poduszki, grzebienia, mapy Karpat)? Czy może po prostu – i jest to opcja najbardziej prawdopodobna – z naprawianego na podjeździe auta wypadła mu kulka z łożyska i tak jakoś niefortunnie poto-

czyła się przez pół podwórka na siódme piętro, wprost w okolice piekarnika, że właśnie tam próbuje ją znaleźć? Może tak być. Powodów jest wiele, a na pewno kilka. Przyjrzyjmy się nieco bliżej temu zjawisku, traktując je śmiertelnie poważnie, czyli z przymrużeniem oka. FACET W KUCHNI czyli STEREOTYP. Właśnie, stereotyp – słowo wytrych, słowo straszne, czy raczej desygnat okropny. Niewątpliwie te upraszczające świat (spłaszczające rzeczywistość, wspierające uprzedzenia i niedojrzałość, ignorujące cechy indywidualne) konstrukcje myślowe


vel sprytne narzędzia manipulacji, których dla wygody trzymamy się uparcie niczym maminej spódnicy, krzywdzące nie tylko bywają, ale w sensie ścisłym krzywdzące zawsze są. Pół biedy jeżeli bawimy się nimi – jak choćby ja powyżej – w celach różnych, choćby w celu takim aby je, na świeczniku postawiwszy, obśmiać nieco, dystansu do nich nabrać, gębę im przyprawić, wykazać ich żałosny brak kontaktu z rzeczywistością, gdyż mało, że uogólniające, to jeszcze i zwłaszcza i przede wszystkim stereotypy są... anachroniczne. Faktu, iż, wbrew stereotypom, zmuszeni przez realia życia codziennego, coraz częściej do kuchni zaglądamy, że za gotowanie się bierzemy, na babskich zajęciach czas wolny trwonimy w dalszym ciągu wstydzimy się jak, nie przymierzając, hemoroidów. No niechby nas tak kumple od brydża w fartuszku kuchennym zobaczyli. Co za kompromitacja, jaka niesława i infamia! Słuszna zgroza. FACET W KUCHNI czyli STAN FAKTYCZNY. Jak już napomknąłem powyżej, rzeczywistość zmusza nas, mężczyzn, do coraz częstszego przebywania w kuchni, do parania się „babskimi” zajęciami. Zmiany społeczne i kulturowe, czy się to komuś podoba czy nie, zmierzają nieuchronnie w kierunku równego podziału ról w rodzinie. Klasyczny podział na pracującego zawodowo samca, który przynosi do domu zdobycze z polowań, do domu, w którym czeka na niego jego samica z młodymi i obiadkiem powoli odchodzi do lamusa. Nic z tym, panowie, nie zrobimy. I tyle. FACET W KUCHNI czyli CELEBRYCI. Codzienne pitraszenie potraw po pracy oczywiście nie przystoi osobnikowi alfa, ale gotowanie z fantazją, takie od czasu do czasu popisywanie się wybornym smakiem i kunsztem, doprowadzanie gości – kobiety zwłaszcza – do „posiłkowej ekstazy”, ha, to już inna bajka. Nie pamiętam, przyznaję się bez bicia, jak to drzewiej bywało, ale wydaje mi się, iż programy telewizyjne promujące sztukę dobrego gotowania są zjawiskiem stosunkowo nowym i...

w większości wypadków „opanowanym” przez mężczyzn! Począwszy od świętej pamięci Macieja Kuronia, poprzez Roberta Makłowicza, na Pascalu Brodnickim i Karolu Okrasie skończywszy, to właśnie mężczyźni z okienka naszych telewizorów wprowadzali i nadal wprowadzają nas w cudowny świat smaków z górnej półki. Łącząc męskie gotowanie z byciem cool i w ogóle super, panowie ci skutecznie oswajają nas z lękiem przed patelnią, czy innym durszlakiem. Niestety robią to z taką wprawą, iż wielu z nas łatwo daje się nabrać i ląduje w kuchni z nieusuwalnym przekonaniem, iż zmywanie naczyń to największa możliwa na tej planecie frajda ;)

...gdzie ta przeklęta kuchnia w ogóle się znajduje? FACET W KUCHNI czyli JA. Muszę się przyznać, iż odkąd pamiętam, chciałem dobrze gotować. Perfekcyjna orientacja w terenie tak wrogim i niebezpiecznym, jakim jest kuchnia, znajomość tych wszystkich zaklęć (przepisów?), ingrediencji (przepraszam, składników!) i kuchennej magii (nie przyprawy!) były dla mnie, i wciąż są, pozytywnym wyzwaniem. To jedna z tych umiejętności, które z uporem postrzegam jako wielce pożądane, w najlepszym tego słowa znaczeniu. Lista owych umiejętności, niestety obfituje w niezliczoną ilość punktów i – tu jeszcze większy nacisk na niestety położyć muszę – składa się w większości przypadków ze sztuk i zdolności, które wciąż czekają aż się za nie zabiorę, aż uczynię je moimi codziennymi rytuałami i nawykami, aż opanuję je do pozazdroszczenia godnej perfekcji. Póki co, jedynie krok pierwszy mam za sobą...

Zaglądam do mojej biblioteczki z literaturą, która już wkrótce, w co nie wątpię, uczyni mnie niedoścignionym specem od doprowadzania kubków smakowych do orgazmu. Jak łatwo się domyślić, moim „krokiem pierwszym” było ni mniej ni więcej tylko nabycie książek kucharskich i poradników z patelnią w tle. Są! Sięgam po nie (Trawestując słowa poety Z.H., nie muszę mieszkać tu trzydzieści lat, aby wyliczyć, że jest ich dwanaście) i przewracam może nieco wyblakłe już, ale wciąż „dziewicze” jeszcze, niewertowane karteczki. Poza jednym egzemplarzem, pamiętającym lata osiemdziesiąte ubiegłego wieku, ze wszystkich stron moich kulinarnych poradników i przewodników po świecie smaków w oczy bije kolorowy przepych. Potrawy uchwycone w wyszukanych pozach, oddane w najbardziej niesamowitych i mocno soczystych barwach wdzięczą się bezkarnie i bez lęku, że zostaną pożarte przez jakiegoś żarłoka-czytelnika. Mogę się mylić, ale odnoszę wrażenie, iż z wizualizacją docierają do mnie nie tylko smaki, ale i zapachy. Mniam! Czuję się trochę jak pies Pawłowa. Z trudem powstrzymuję ślinotok. Odkładam książki na bok – jeszcze do was wrócę! – i pędzę do kuchni co by przeprowadzić mały rekonesans w lodówce. Serek topiony z pieczarkami, resztka masła, kawałek kiełbasy t. (pełnej nazwy nie ujawnię, aby nie zostać posądzonym o promowanie miasta, które z pierników raczej aniżeli z wędlin słynie), dżem owocowo-podobny, ząbek czosnku, trochę musztardy, odrobina mleka. Słowem, brak słów. A na obiad, myślę sobie, wpatrując się w namiastkę czekającej mnie kolacji, może „machnę” jakiś rosół. Będzie to rosół niezwykły, czyli taki jak zawsze, a więc bardzo dobry. Taki ze mnie Okrasa! Zamiast zakończenia: Autor pokornie przyznaje, iż... bardzo się wstydzi niektórych z przedłożonych powyżej myśli i pragnie dodać, iż poza tym, że fajnie się je pisało, w najmniejszym stopniu nie odzwierciedlają one jego poglądów :)

39


Piotr BOROWICZ

Członek Cieszyńskiego Towarzystwa Fotograficznego i Związku Polskich Artystów Fotografików. Swoje prace wystawiał w Polsce, Szwecji, Belgii, Portugalii, Czechach i Niemczech. W roku 1989 otrzymał Medal 150-lecia Fotografii. Mówi o sobie: „To Kraków ukształtował moją wrażliwość i sposób widzenia otaczającej mnie rzeczywistości”. Zanim miłość do fotografowania stała się także sposobem na życie, zarabiał w różny sposób. Fotograf emocjonalny. Utrwala na kliszy swoje emocje. Świetny dokumentalista. Dzięki jego ujęciom miejsc i ludzi przenosimy się w przeszłość, na jego zdjęciach ciągle żywą, bo zapisaną emocjami. „Najsilniej oddziałują na nie wąskie plany i detale mówiące o aktywności człowieka. Do dziś uważam, że stanowią one najlepsze świadectwo życia ludzi. Mijane na co dzień miejsca, których zwykłość nie zwraca naszej uwagi, stanowią po latach prawdziwy obraz tego jak żyliśmy”. Dziś w wehikule czasu Piotr Borowicz przenosi nas do Krakowa lat 70. Stare uliczki, szyldy, ludzie...

40


41


42


43


44


45


46


od zmierzchu do świtu Atelier Plus Vintage to nowy projekt fashion – kolekcje wykorzystujące urodę ubrań z minionych lat. Uwspółcześnione wersje zachwycają fasonem, fakturą materiału lub nietuzinkowymi detalami. Od 15 grudnia autorskie wersje ubrań i dodatków vintage można kupić w School of Art Visage w Bielsku-Białej przy ul. Mickiewicza 28/1. makijaż i stylizacja: Beata Bojda foto: CobraOstra.pl Magdalena Ostrowicka modelka: Agnieszka Górnisiewicz / Grabowska Models sesję zrealizowano we wnętrzach School of Art Visage do realizacji sesji użyto napoju bezalkoholowego

47


48


49


50


51


52


53


zdrowie i uroda

chirurgia stomatologiczna, implantologia, protetyka, stomatologia estetyczna, dziecięca, ortodoncja, stomatologia odmładzająca

STOMATOLOGIA PRZYSZŁOSCI – DZISIAJ Technologia w służbie dentysty

Postęp, nowoczesność, innowacja – to słowa nierozerwalnie związane dzisiaj z każdym praktycznie obszarem ludzkiej aktywności. Nie inaczej jest z nie zawsze najlepiej kojarzonym „Gabinetem Stomatologicznym” Technologie dostępne w najlepszych klinikach stomatologicznych w Polsce sprawiają, że leczenie staje się coraz bardziej przyjazne dla pacjenta, a wizyta nie musi być już tylko stresującym obowiązkiem, motywowanym często dolegliwością bólową. Oczywiście za wszystkim i tak stoją zawsze ludzie recepcjonistki, asystentki lekarze i to oni są najważniejsi. I chyba dobrze, że tak jest. Warto jednak wiedzieć czego możemy się spodziewać u swojego dentysty. Zajrzyjmy zatem do Polikliniki Stomatologicznej „Pod Szyndzielnią” która niedawno obchodziła swoje 15-lecie. Na pierwszym piętrze znajdziemy bardzo ciekawą ekspozycję gabinetu z lat 50. ubiegłego stulecia. To dobry punkt wyjścia do sprawdzenia co mieści się na dole – w nowoczesnych gabinetach. Sprawdźmy sami, jak wiele zmieniło się przez sześćdziesiąt lat.

ARTYKUŁ SPONSOROWANY

miękkich jak i kości. Żadne inne badanie dodatkowe nie daje takiej możliwości.

Dla zachowania zdrowych zębów i pięknego uśmiechu równie ważne, co leczenie powstałych już defektów są profilaktyka i diagnozowanie. W zakresie profilaktyki ogromną rolę odgrywa sam pacjent, który prawidłowo dbając o zdrowie swojej jamy ustnej zdecydowanie zmniejsza prawdopodobieństwo wystąpienia problemów z uzębieniem. Inaczej sytuacja wygląda w przypadku diagnozowania. Przyszłościowe rozwiązania stają się w tym zakresie niezbędne, a miejsce zwykłego zdjęcia na kliszy dawno zajęła „cyfrowa panorama” naszego uzębienia. Obecnie najwyższe standardy wyznacza aparat nowej generacji, tomograf stożkowy. Tomografia stożkowa jest jednym z najskuteczniejszych narzędzi umożliwiających diagnozowanie skomplikowanych przypadków medycznych. Krótko opisując tomograf stożkowy można powiedzieć, że jest najnowocześniejszym urządzeniem, które łączy wszechstronność wyboru pola obrazowania z jednoczesną redukcją dawki promieniowania przy zachowaniu wysokiej jakości obrazu HD. Uzyskiwany w ten sposób perfekcyjny obraz 3D daje możliwość dokładnej analizy oraz zaplanowania zabiegu z najdrobniejszymi szczegółami. Pacjent ma przy tym gwarancję całkowitego bezpieczeństwa podczas wykonywania badania. Bardzo ważną i cenną cechą tomografii stożkowej jest obrazowanie zarówno tkanek

54

Opisywany tomograf pozwala na wykonanie badania w wygodnej siedzącej pozycji. Ramię urządzenia obraca się wokół głowy pacjenta o 360 stopni wykonując serię projekcji. Detektory rejestrują obrazy z różnych stron dając w rezultacie trójwymiarowy obraz, który może być przetwarzany na nieskończoną ilość sposobów dając przy tym niesamowite możliwości diagnostyczne. Dane uzyskane w trakcie jednego obrotu lampy w czasie krótszym niż minuta pozwalają stworzyć obrazy, które do tej pory wymagały wykonania wielu zdjęć radiologicznych. Ogromną zaletą badania tomografii stożkowej jest możliwość wyświetlania na monitorze komputera dowolnych przekrojów części twarzowej czaszki pacjenta. Dodatkowo uzyskany obraz pozbawiony jest zniekształceń. Na koniec badania, dzięki oprogramowaniu komputerowemu dokonywane są precyzyjne pomiary rzeczywiste oraz określa się dokładne

położenie struktur anatomicznych. Uzyskane w ten sposób informacje umożliwiają pełną ocenę uwarunkowań anatomicznych pacjenta i w efekcie wybór najbardziej optymalnej metody leczenia. Jak widać badania z wykorzystaniem tomografii stożkowej dla samego pacjenta są bezbolesne, odbywają się w komfortowych warunkach oraz zabierają niewiele czasu. Postęp technologiczny w stomatologii oczywiście nie kończy się na etapie diagnozowania. Kolejne coraz częściej stosowane, innowacyjne rozwiązanie, wykorzystywane jest w leczeniu protetycznym. Jest to system CEREC, który pozwala na wykonanie uzupełnień typu wkład/nakład, koron czy mostów bezpośrednio przy pacjencie bez konieczności pobierania wycisków. Tylko nieliczne kliniki stomatologiczne w Polsce mogą się pochwalić posiadaniem tego typu urządzeń. I nie ma wątpliwości, że jest to rozwiązanie, które zrewolucjonizowało protetykę, ponieważ pomaga znacząco skrócić czas leczenia i gwarantuje pacjentowi perfekcyjne rezultaty. Dziś leczenie protetyczne, które kiedyś wymagało tak wiele czasu, może ograniczać się do jednej wizyty w gabinecie dentystycznym, a natychmiastowe efekty w postaci idealnie dopasowanego wypełnienia, dają pełną satysfakcję pacjenta.


Jak działa CEREC? Cała wizyta odbywa się bezstresowo i bezboleśnie. Na początku za pomocą skanera wewnątrzustnego dokonywany jest skan ubytku, co trwa tylko kilkanaście sekund. W efekcie dentysta otrzymuje wirtualny wycisk, a sam pacjent na tym etapie może określić, czy końcowy wygląd zęba będzie mu odpowiadał. Zastosowanie wewnątrzustnego skanera odbywa się w sposób nieodczuwalny dla pacjenta, co jest atrakcyjną alternatywą dla pewnego dyskomfortu, który zwykle towarzyszył tradycyjnemu zaciskaniu zębów na masie plastycznej, podczas pobierana wycisku w masie. Otrzymany wirtualny wycisk, stanowi podstawę zaplanowania pracy protetycznej, której projekt jest następnie przekazywany do frezarki cyfrowej. Super precyzyjna maszyna wycina automatycznie, z bloczku porcelany koronę, most czy nawet cienką licówkę. W ten sposób nie ma konieczności dokonywania przymiarek i poprawek, za które do tej pory była odpowiedzialna pracownia protetyczna i na które czas oczekiwania wynosił czasem nawet kilkanaście dni. Samo zastosowanie porcelany daje nam również pewność idealnego dopasowania kolorystyki uzupełnienia do prawdziwego zęba. Końcowym etapem tej szybkiej i komfortowej wizyty jest cementowanie przygotowanego wypełnienia. To naprawdę duża zaleta, że w jednym miejscu w komfortowych warunkach możemy skorzystać z tych wszystkich urządzeń. W dodatku kompleksowość leczenia zapewnia nam dział ortodontyczny. To wcale nie jest powszechne rozwiązanie, mogą na nie pozwolić sobie tylko duże i naprawdę nowoczesne kliniki. Znaczenie ortodoncji w procesie kompleksowego leczenia głowy człowieka systematycznie rośnie. Ortodoncja przedprotetyczna to nie tylko odtwarzanie miejsca pod wprowadzanie implantów, czy poprawa ustawienia zębów przed wykonaniem prac protetycznych. Ortodontyczne przesunięcia zębów powodują „odbudowę” zanikłej kości, co umożliwia wprowadzenie implantu przy pierwotnie zanikłych wyrostkach zębodołowych lub poprawę estetyki dziąseł w przypadku innych rekonstrukcji. Jest to więc istotna alternatywa dla zabiegów regeneracji kości. Z perspektywy pacjenta oczekiwania dotyczące wyglądu samego aparatu stale rosną, dlatego dzisiejsza ortodoncja oferuje coraz więcej estetycznych, a nawet zupełnie niewidocznych rozwiązań. Poza powszechnie stosowanymi porcelanowymi zamkami estetycznymi, często proponuje się aparaty zupełnie niewidoczne: lingwalne lub tzw. elastoalignery. Aparaty lingwalne przykleja się do wewnętrznej, językowej powierzchni zębów. Elastoalignery to bezbarwne, prawie niewidoczne nakładki (podobne do tych, które stosujemy przy wybielaniu), dzięki którym, wykorzystując sprężystość

materiału, z którego są wykonane, korygowane jest położenie zębów. Sprawdzają się one zwłaszcza w zakresie niewielkich zmian dotyczących położenia pojedynczych zębów. Standardem we współczesnej ortodoncji jest stosowanie minimalnych sił przesuwających zęby. Zmniejsza to nieprzyjemne odczucia pacjenta związane z leczeniem, umożliwiając komfortowy przebieg procesu leczenia ortodontycznego. W ostatnich latach zmiany nastąpiły także w mechanice leczenia. Największą rewolucją było wprowadzenie miniimplantów ortodontycznych. Pozwalają one osiągnąć zamierzony efekt leczenia, który do tej pory albo był niemożliwy, albo jego osiągnięcie było możliwe jedynie poprzez zabiegi chirurgiczne. W dobie wyścigu za coraz lepszymi metodami likwidacji zmarszczek, podnoszenia owalu twarzy nie można pominąć uśmiechu, który jako pierwszy zdradza upływ czasu. Równe i białe zęby to nie wszystko. Zęby powinny harmonijnie komponować się z rysami twarzy. Piękny łuk zębowy, „wypełniający” cały uśmiech, prezentujący ładne zęby bez nadmiernej ekspozycji dziąseł, to najmocniejszy atut urody, najatrakcyjniejszy element twarzy. Zasadniczo im więcej pięknych zębów w uśmiechu, tym ładniej i młodziej. I odwrotnie: mniejsza ekspozycja górnych zębów to cecha, która najbardziej postarza nasz uśmiech. Tu problem może dotyczyć zarówno szerokości łuku zębowego, jak i wysokości koron siekaczy. Bazując na znajomości procesów zachodzących z wiekiem w tkankach, wiedząc, w jakim kierunku zmierzają, współczesna ortodoncja przygotowuje zęby na niekorzystne zmia-

Poliklinika Stomatologiczna „Pod Szyndzielnią” w Bielsku-Białej jest wielospecjalistyczną kliniką stomatologiczną, oferującą kompleksowe leczenie pacjentom w każdym wieku w przyjaznej i bezstresowej atmosferze. Polmedico to ponad 15 lat doświadczenia, 18 nowoczesnych stanowisk dentystycznych, wykwalifikowani specjaliści, miła i profesjonalna obsługa, indywidualne podejście do każdego klienta, najnowocześniejszy sprzęt medyczny oraz wieloletnia współpraca ze Ślaską Akademią Medyczną i dwoma innymi wyższymi uczelniami na Śląsku.

ny w wyglądzie twarzy tak, by jak najdłużej wyglądać młodo. Z wiekiem szpara ust, jak niestety wszystkie struktury tkanek miękkich, opada. Korygując ustawienie zębów, można tak je ustawić, by uśmiech wyglądał młodo i atrakcyjnie również w kwiecie wieku. Ponieważ zęby są rusztowaniem, na którym wspierają się tkanki miękkie, poprzez zmianę ich położenia wpływamy korzystnie na kontur ust, co często daje efekt podobny do wypełnienia kwasem hialuronowym, tylko bardziej naturalny i trwały. Podobnie rozbudowa szczęki wygładza bruzdy nosowo-wargowe. Warto pamiętać, że wady zgryzu powodują przeciążenia zębów, a zatem ich nadmierne starcie, a to z czasem powoduje odsłonięcie żółtej lub brązowej zębiny postarzającej zęby. A jednak Człowiek! Wszystkie poczynione wyżej uwagi, podobnie jak w innych dziedzinach stale unowocześnianego życia muszą mieć jednak jeden istotny odnośnik. Za urządzeniem, nawet najlepszym zawsze stoi człowiek: lekarz, asystentka czy też higienistka. I nie chodzi już tylko o umiejętności czysto merytoryczne – te nie podlegają bowiem żadnej dyskusji – ale o sposób opieki nad pacjentem. To właśnie troska o rzeczywiste potrzeby pacjenta, chęć zapewnienia komfortu w trakcie i po zabiegu, empatia, czy wreszcie zwykły uśmiech i miłe słowo, decydują w efekcie o tym jak praca kliniki stomatologicznej jest odbierana na zewnątrz. Zapraszamy Państwa do naszej polikliniki. Zobaczcie jak zmieniła się technika obecna w gabinecie stomatologicznym. Obejrzyjcie ryciny ze starodawnymi aparatami ortodontycznymi. Spróbujcie poczuć dreszcz emocji pacjenta z tamtych lat... Dołożymy wszelkich starań byście wyszli w pełni zadowoleni.

Aleja Armii Krajowej 193 43-309 Bielsko-Biała tel. (033) 815 15 15 kom. 0 697 15 15 15 www.polmedico.com mail: info@polmedico.com

55


zdrowie i uroda

Medycyna Estetyczna: prawdy i mity na rok 2014 Od kilku lat w naszym kraju powszechne są zabiegi z zakresu medycyny estetycznej. Dziedzina ta ma swoich zagorzałych zwolenników jak i zdeklarowanych przeciwników. Temat dość kontrowersyjny, aczkolwiek bardzo aktualny. Świat wymaga od nas młodego wyglądu, oczywiście nie powinniśmy ulegać modzie korygowania każdej wady, ale mądrą dewizą jest przede wszystkim naturalność. Można ten cel osiągnąć poprzez odpowiedni dobór zabiegu i korzystanie z zabiegów w profesjonalnych gabinetach. Lek.med. Agnieszka Gorgoń-Komor

ARTYKUŁ SPONSOROWANY

Dyplomowany Lekarz Medycyny Estetycznej Specjalista Chorób Wenętrznych, Kardiolog NOWOMED pod Szyndzielnią

Najczęściej wykonywaną na świecie procedurą jest BOTOKS, który polega na tym, że TOKSYNA BOTULINOWA podawana w mikrodawkach do mięśni, które kurcząc się pogłębiają zmarszczki. Podając tę substancję hamujemy wydzielanie acetylocholiny w zakończeniach newowo-mięśniowych i skurcz mięśnia, przez co zmarszczki mimiczne stopniowo zanikają. Najczęściej zabieg wykonywany jest w okolicach tzw. lwiej zmarszczki, kurzych łapek, bruzd poprzecznych czoła, a także tzw. ,,bruzd palacza”. Substancja ta jest także wykorzystywana w celu likwidacji nadpotliwości w okolicy pach, dłoni i stóp. Czas działania botoksu waha się od 3–6 miesięcy. Następnym bardzo popularnym zabiegiem jest KWAS HIALURONOWY w różnych postaciach i formach. Występuje w tzw. MEZOKOKTAJLACH wraz z witaminami, koenzymem Q10 i wieloma innymi substancjami aktywnymi, poprzez mniej usieciowane preparaty służące do MEZOTERAPII czy tzw. MEZOLIFTU. Zabieg mezoterapii jest bardzo lubiany przez pacjentki gdyż jego działanie jest związane z profilaktyką przeciwstarzeniową, wymaga co najmniej 4–5 powtórzeń i ma działanie rewitalizujące oraz poprawiające jakość naszej skóry. Do

56

korekcji bruzd nosowo-wargowych, owalu czy poprawienia objętości używamy bardziej stężonych preparatów kwasu hialuronowego w zależności od zaawansowania zmarszczek, bądź dużych ubytków objętości związanych z grawitacją. Decyzja o zabiegu powinna być przemyślana, ale nie odwlekana w nieskończoność ze względu na to, że im bardziej głębokie, zmarszczki, tym efekt jest mniej zadawalający oraz zabieg może być droższy gdyż należy zużyć więcej materiału. Nowością na rynku jest podawanie kwasu hialuronowego przy pomocy urządzenia emitującego fale RF (częstotliwości radiowej) ,,SPHEROFHILL TACTICS” co znacznie poprawia jakość zabiegu, zmniejsza krwawienie, niweluje ból i powoduje dłuższe utrzymanie się preparatu w miejscu podania. Kwasem hialuronowym można korygować kontur ust, powiększyć ich objętość oraz odżywić, nawilżyć, pamiętając, że jest to okolica wrażliwa na ból. Wśród nowości na rynku medycyny estetycznej pojawił się preparat hydroksyapatytu wapnia RADIESSE, który podajemy w okolicę bruzd, kości jarzmowych unikając regionu powiek. Zabieg jest bardzo popularny w USA, do Polski trafił przed kilkoma miesiącami i można go łączyć po około dwóch tygodniach z kwasem hialuronowym. Unikalnym, zupełnie nowym preparatem jest substancja aktywna podawana pod oczy, po wykonanym wcześniej delikatnym pilingu – LIGHT EYES

ULTRA. Ta jedyna unikalna substancja jest w stanie poradzić sobie jednocześnie z cieniami pod oczami, obrzękami powiek oraz drobnymi zmarszczkami. ZAMYKANIE NACZYNEK przeprowadzamy laserem Varilite Iridex – zdobywcy Perły Dermatologii Estetycznej 2012. System Varilite firmy Iridex (USA) posiada certyfikaty FDA i CE potwierdzające jego bezpieczeństwo oraz wysoką skuteczność w terapii wielu schorzeń naczyniopochodnych m. in.: przebarwień, zmian rumieniowych, trądziku różowatego. Zadaniem lasera w zabiegu zamykania naczynek jest emisja wiązki energii przechodzącej przez warstwę tkanki skórnej na określoną głębokość i pochłanianej wybiórczo przez barwnik czerwonych ciałek krwi – hemoglobinę. Rozpad czerwonych krwinek powoduje zaciśnięcie i zniszczenie naczynka krwionośnego, które następnie w trakcie normalnych procesów metabolicznych zostaje wchłonięte przez otaczające je tkanki. Pojedyncze, drobne naczynka można usunąć podczas jednorazowego zabiegu. Leczenie rozległych i głębokich zmian naczyniowych wymaga serii zabiegów. Podczas naświetlania skóry światłem lasera odczuwalne może być delikatne pieczenie lub szczypanie, dlatego u osób szczególnie wrażliwych możliwe jest zastosowanie znieczulenia. Po zabiegu na skórze może utrzymywać się lekki obrzęk i rumień, przy czym objawy te są różnie nasilone u różnych osób i zależą od wrażliwości skóry. Jeżeli wystą-


pią, utrzymują się 2–3 dni, a następnie ustępują bez śladu. Podczas tego okresu zaleca się stosować zalecane przez dermatologa preparaty zmniejszające stan zapalny. Przeciwwskazaniami do zabiegu laserowego zamykania naczynek są m. in.: zaburzenia w układzie krzepnięcia krwi, aktywne infekcje skóry, opryszczka, ciąża, fotoalergia, świeża opalenizna. Teraz TRWAŁA DEPILACJA LASEROWA jest możliwa najnowszym laserem diodowym LightSheer, który jest najnowszym urządzeniem firmy Coherent-Lumenis, która w zgodnej ocenie specjalistów z całego świata jest producentem najskuteczniejszych urządzeń do depilacji laserowej włosów. Lekarz medycyny estetycznej lub dermatolog jest osobą najbardziej kompetentną, żeby dobrać do typu skóry i rodzaju włosów właściwe ustawienie mocy lasera depilacyjnego, co gwarantuje bezpieczeństwo zabiegu. Niektóre choroby skóry, które mogą być zdiagnozowane jedynie przez specjalistę są przeciwwskazaniem do depilacji laserowej. Dlatego przed zabiegiem niezbędny jest wywiad lekarski. Depilacja laserowa powoduje trwałe usunięcie owłosienia poprzez zniszczenie mieszków włosowych wraz z komórkami macierzystymi z których włosy wyrastają. Skuteczność depilacji laserowej jest tym większa im ciemniejsze włosy i jaśniejsza skóra (im większy kontrast) – można wykorzystać wtedy pełną moc lasera depilacyjnego nie ryzykując poparzenia. Promieniowanie emitowane przez laser jest pochłaniane tylko przez czarny barwnik włosów – trwale uszkadzane są te mieszki, z których wyrastają ciemne włosy. Po depilacji usunięte są wszystkie włosy, ale trwale tylko te które „zastaliśmy” w stanie intensywnego wzrostu. Kolejne zabiegi depilacji laserowej powinny odbywać się w odstępach 6–10 tygodni, co umożliwia wejście w pożądaną fazę rozwoju kolejnej partii mieszków włosowych. Czym różni się depilacja laserem diodowym od depilacji IPL i VPL? Przede wszystkim skutecznością. Urządzenia IPL błędnie są nazywane laserami – nie produkują one wiązki światła o jednorodnej energii precyzyjnie „dopasowanej” do niszczenia mieszków włosowych, co charakteryzuje lasery. Energia emitowana przez IPL i VPL ma różną charakterystykę przez co jest pochłaniana przez

Decyzja o zabiegu powinna być przemyślana, ale nie odwlekana w nieskończoność ze względu na to, że im bardziej głębokie, zmarszczki,tym efekt jest mniej zadawalający oraz zabieg może być droższy ,gdyż należy zużyć więcej materiału.

otaczające tkanki powodując ich „przegrzanie”. Depilacja IPL czy VPL może powodować uszkodzenie, ale nie całkowitą destrukcję mieszków włosowych, co utrudni później skuteczną i trwałą depilację laserem. Depilacja laserem diodowym jest poprzedzona konsultacją dermatologiczną i jest przeprowadzana przez osoby wykwalifikowane, posiadające certyfikaty ukończenia szkoleń praktycznych organizowanych przez producenta laserów. Depilacja laserowa wykonywana przez osoby niekompetentne może zakończyć się poparzeniem skóry. Jaki jest koszt zabiegu laserowego usuwania owłosienia? Jednorazowo koszt depilacji laserem jest wyższy od alternatywnego zabiegu depilacji (woskiem, IPL-em, chemicznie itp.), pamiętając jednak o długotrwałym efekcie laserowego zabiegu i konieczności cyklicznego powtarzania pozostałych, w dłuższym przedziale czasowym depilacji laserowa przynosi oszczędności. Cena depilacji laserowej jest zależna od powierzchni skóry z której usuwamy niechciane owłosienie. USUWANIE ZNAMION, BLIZN, ZMARSZCZEK – LASER FRAKCYJNY CO2 . Kilka lat temu pojawiła się nowa technologia terapii laserowej służąca

odmładzaniu i regeneracji skóry, której główną koncepcją jest ablacyjna fototermoliza frakcyjna – urządzeniami służącymi do wykonywania tego typu zabiegów są lasery frakcyjne CO 2. Metoda ta polega na naświetlaniu wiązką promieni lasera frakcyjnego skóry, którego energia jest absorbowana przez zawartą w tkance wodę. Fragmenty tkanki zostają poddane rozpadowi pod wpływem odparowania obecnej w żywych komórkach wody, podczas gdy pozostała nienaruszona część tkanki skórnej otaczająca „wysepki” zniszczonych komórek odpowiedzialna jest za odbudowę i regenerację całości. Rezultatem zabiegu jest usunięcie części zewnętrznej warstwy skóry i pobudzenie jej do procesu gojenia, który silnie stymuluje wytwarzanie elastyny i kolagenu zwiększając sprężystość i jędrność nowej tkanki – wygładzeniu ulegają zmarszczki i blizny, usunięciu ulegają przebarwienia i nierówności skóry, zwiększa się jej napięcie i pojawia się efekt odmłodzenia – łuszczyca, bielactwo, bliznowce. Zapraszam wszystkie Panie i Panów w okresie około świątecznym na promocyjne zabiegi według zaleceń lekarza (2 zabiegi w cenie jednego).

43-300 Bielsko-Biała, Al. Armii Krajowej 193

(budynek Polikliniki Stomatologicznej „Pod Szyndzielnią”)

tel. 723 433 978 tel. 819 14 71 e-mail: agorgon@poczta.onet.pl www.nowomed.pl

57


zdrowie i uroda

ZAPROJEKTUJ Co jest nam potrzebne

SIEBIE … od nowa!

, żeby być zadowolonym z siebie i swojego życia? Często nie wiesz co wybrać z natłoku porad lekarzy, dietetyków, doniesień naukowych, poradników. Zadajesz sobie pytania: czy sobie poradzę, jaki to będzie miało na mnie wpływ, jak to mnie zmieni… Jeżeli od dawna myślisz o wprowadzeniu w swoim życiu konkretnej zmiany, czujesz, że coś chcesz zmienić- zrobić choć nie wiesz dokładnie co, wiesz, co chcesz zrobić i wiesz jak, ale wciąż nie znajdujesz na to czasu i energii, masz dość narzekania i jesteś gotowa na zmiany pora na ruch, który pomoże Ci to osiągnąć. W Ideallist podejdziemy do Ciebie holistycznie, analizując wszystkie czynniki mające wpływ na Twoje samopoczucie. Chcemy zająć się Tobą kompleksowo, zaprzęgając do pomocy najnowsze osiągnięcia medycyny przeciwstarzeniowej, estetycznej, dietetyki, psychoterapii, coachingu, sportu – we wszystkich aspektach Twojego życia. Do każdego Klienta podchodzimy indywidualnie – w oparciu o historię jego chorób, obecną sytuację zdrowotną, styl życia i odżywiania, a także jego oczekiwania, dobieramy najlepszą dla niego formę do osiągnięcia oczekiwanej zmiany, bazującą na współpracy z grupą specjalistów w swoich dziedzinach. Działamy na kilku płaszczyznach jednocześnie, co pozwala nam zdecydowanie szybciej i skuteczniej poprawić samopoczucie Klienta. Nowa odsłona Instytutu – projekt ,,ZAPROJEKTUJ SIEBIE” proponuje ofertę na wielu obszarach: ZDROWIE! Pomożemy Ci zmienić Twój styl życia, ułożymy dietę i udzielimy Ci wspracia w jej codziennym stosowaniu. Indywidualny plan odżywiania dopasujemy do Twoich preferencji kulinarnych. Zadbamy o Twoją kondycję zyczną, poprzez indywidualne treningi z trenerem personalnym i będziemy Cię motywować do zmian na płaszczyźnie emocjonalnej, dzięki spotkaniom z diet coachem i psychoterapeutą. Umówimy się nawet na naukę gotowania u Ciebie w domu, pomożemy w zakupach tworząc dla Ciebie odpowiednią listę. Dieta, którą dla Ciebie przygotujemy będzie zdrowa i bezpieczna, korzystamy z najnowszych trendów w medycynie i dietetyce – u nas wykonamy Ci testy MRT – nadwrażliwości pokarmowej. Nie zawsze to co nam smakuje jest dobre LEAP- to więcej niż dieta, to sposób myślenia o życiu, poznanie siebie i potrzeb swojego ciała. Wykonanie testów jest dla nas priorytetem w Twoim planie dietetycznym, nadwrażliwość pokarmowa wywołuje wiele dolegliwości, spowalnia proces odchudzania.

SAMOROZWÓJ! Wystąpimy w roli Twojego life coacha, który pomoże Ci w rozwiązaniu codziennych problemów. Będziemy wspierać i rozwijać Twoje pasje, organizując warsztaty tematyczne i motywujące. Popracujemy nad zwiększeniem poczucia własnej wartości, nauczymy Cię osiągania celów i planowania, doradzimy jak radzić sobie z (negatywnymi) emocjami. Wszystko w zależności od Twoich indywidualnych potrzeb. W chwilach zwątpienia i spadku motywacji będziemy przy Tobie.

PIĘKNO! Pomożemy Ci odkryć Twoje prawdziwe piękno, korzystając z doświadczeń medycyny estetycznej i przeciwstarzeniowej. Zagwarantujemy Ci konsultacje z lekarzem specjalistą i udowodnimy, że zdrowie i piękno mogą iść ze sobą w parze. Odpowiednio dobierzemy dla Ciebie kosmetyki i nauczymy jak dbać o swoją skórę. Ciało to Ty, to związek na całe życie – być może musicie poznać się od nowa.

RÓWNOWAGA! Ćwiczenia z osobistym trenerem pomogą Ci utrzymać balans w codziennej bieganinie. Zadbamy o Twoją kondycję, wygląd i sprawność ciała. Nauczymy Cię zarządzać stresem – emocjonalne SPA. Pomożemy Ci zadbać o Twoje relacje – z rodziną, partnerem, przyjaciółmi. Zbudujemy i ulepszymy Twoje poczucie dobrostanu, pomagając Ci w osiągnieciu harmonii pomiędzy ciałem i duchem. Z doświadczenia wiemy, że do realizacji marzeń, do wprowadzenia zmiany w życie potrzebujemy bodźca nie tylko w sobie ale również ze świata zewnętrznego, chcemy aby takim bodźcem była nasza alchemia zmian – Program ZAPROJEKTUJ SIEBIE. Niezależnie od tego, przed jaką zmianą jesteś, od tej pory zmiana to projekt. Twój projekt może być niewielki albo duży i długotrwały, wiedz, że przez cały czas będziemy tuż obok jako strażnicy Twojej zmiany. Twój projekt, który dla Ciebie stworzymy da Ci samowiedzę – kim jestem? Co mam? Czego mi brakuje? Wizję – o czym marzę? Do czego dążę?

Dr Tatiana Pruhło-Motoszko: Absolwentka studiów medycznych na Uniwersytecie Wrocławskim, od 2003 roku, zajmująca się medycyną estetyczną. W 2003 roku ukończyła specjalizację z kosmetologii lekarskiej, a w 2012 zdobyła specjalizację z medycyny przeciwstarzeniowej. Specjalistka od piękna i zdrowia. Profesjonalistka w każdym calu – nie spocznie, dopóki postawione przez Ciebie cele, nie zostaną osiągnięte.

Mgr Monika Ciszek-Skwierczyńska: Psychoterapeutka, specjalistka terapii uzależnień i zaburzeń odżywiania, z osiemnastoletnią praktyką zawodową. Od wielu lat specjalizuje się w leczeniu zaburzeń odżywiania i propagowania zdrowego stylu życia, organizuje i prowadzi spotkania w ramach diet coachingu oraz liczne warsztaty i szkolenia związane z propagowaniem szeroko pojętego zdrowego stylu życia. Zadba o Twoją dietę i Twój komfort psychiczny na każdym etapie projektu. Zmotywuje do zmiany i nie pozwoli Ci się poddać.

zadbają o CIEBIE:

58

Ingrediencje – czyli co mam i o co jeszcze zadbam, jakie zasoby, przekonania, wartości i relacje wspierają mój projekt, dostaniesz od nas magiczną formułę – czyli jakie działania podejmę? Kiedy i jak je wykonam? Oraz źródła mocy – jak być uważnym na siebie? Po co mi wsparcie? Jak celebruję osiągnięcia? Nad wszystkim będą czuwać strażnicy zmiany – którzy pokażą co mnie powstrzymuje? Ograniczenia i możliwości, jak radzić sobie z przeciwnościami i osłabieniem motywacji. Pozwól nam zająć się sobą, a na pewno zobaczysz różnicę! ZAPROJEKTUJ SIEBIE w nowej odsłonie to zindywidualizowany, w pełni profesjonalny, trening zdrowia. W Ideallist jesteśmy dla Ciebie – w kompleksowy sposób zajmiemy się Tobą, dobierając indywidualny plan zmiany, służąc fachową radą i pomocą na każdym etapie programu. Po szczegóły zapraszamy do gabinetu:

Instytut Medycyny Estetycznej i Przeciwstarzeniowej tel. 33 497 27 14, tel. 792 713 002 ul. Pięciu Stawów 4/1, 43-300 Bielsko Biała kontakt@ideallist.pl www.ideallist.pl Dawid Cembala: Absolwent Beskidzkiej Wyższej Szkoły Umiejętności w Żywcu na kierunku fizjoterapia. Od 6 lat Instruktor rekreacji ruchowej ze specjalnością kulturystyka z kilkuletnim doświadczeniem w prowadzeniu treningów personalnych. Indywidualnie podejdzie do Twoich możliwości fizycznych, opracowując szczegółowy program ćwiczeń wykonywanych pod jego okiem. Zmotywuje Cię do aktywności ruchowej i pomoże osiągnąć Ci wymarzone rezultaty.


59


kulinaria

Magia zlotego miodu! Miód to jeden z najcenniejszych skarbów, jakie otrzymaliśmy od natury. Ma doskonałe walory smakowe i odżywcze, dlatego chętnie obdarowujemy nim bliskich oraz dodajemy go do tradycyjnych świątecznych wypieków. W okresie Bożego Narodzenia na naszych stołach królują miodowe specjały – pierniki i miodowce. Czy wiesz dlaczego?

Substancja magiczna?

Słodkie wypieki

Zgodnie z tradycją, na wigilijnym stole, nie może zabraknąć miodu, gdyż uchodził on za symbol miłości, szczęścia i obfitości. Wierzono, że jako substancja magiczna, miód zapewnia dostatek i chroni przed złem, a spożyty w Wigilię Bożego Narodzenia przyniesie długie życie i radość. Na Śląsku opłatek posmarowany miodem i podawany dzieciom ma nawet swoją nazwę – „radośnik”! Pamiętaj, by w tegoroczne święta w Twoim domu nie zabrakło złotych, słodkich kropli. Tylko jaki miód wybrać?

Równie dobrym prezentem, jak słoiczek złotego miodu, będzie własnoręcznie przygotowane ciasto, na przykład staropolski piernik na miodzie. Zgodnie z tradycyjnymi recepturami, to wypiek, który wymaga nie lada cierpliwości i doskonałego planowania. Aby jego smak i aromat zyskały charakterystyczną głębię, powinien dojrzewać przynajmniej miesiąc! Zatem, jeśli chcesz zdążyć na Wigilię, zacznij przygotowania już w połowie listopada!

ARTYKUŁ SPONSOROWANY

Jaki miód na prezent? Szukając słodkiego, miodowego prezentu, warto się trochę natrudzić. Bardzo atrakcyjną odmianą, jest mało popularny w naszym kraju miód cząbrowy, o charakterystycznym pieprzowo-ziołowym, ostrym smaku i aromacie kwiatu cząbru. Jego unikalność wynika ze szczególnie wysokiej zawartości wolnych aminokwasów i silnych właściwości antyseptycznych i antybiotycznych. Miód cząbrowy warto przywieźć z wakacji w Chorwacji lub poszukać go podczas wyprawy na Kujawy. Na jesienno-zimowe przeziębienia i problemy z gardłem miód ten będzie doskonałym lekarstwem.

60

Jeśli przegapiłaś moment odpowiednio wczesnego przygotowania ciasta na piernik, lub po prostu nie masz na to czasu, nic straconego – podaj doskonały miodownik! Spełnia wszystkie warunki, aby stać się przebojem wigilijnego stołu – zgodnie z tradycją zawiera miód, nasyci dom aromatem świąt, a poza tym jest wyjątkowo łatwy. Sięgając po sprawdzone składniki wysokiej jakości, zapewnisz sobie kulinarny sukces, a w oczach bliskich zyskasz uznanie i podziw. Koniecznie wypróbuj margarynę Palma z Murzynkiem Z.T. Bielmar, której złotą obwolutę z pewnością pamiętasz z rodzinnego domu. Palma z Murzynkiem Z.T. „Bielmar” to pełnotłusta (80% tłuszczu) margaryna kulinarna produkowana na bazie ole-

ju palmowego, komponowana według tej samej receptury od 40 lat. Zawiera ukwaszone mleko, witaminy A, D3 oraz naturalną witaminę E. Nadaje ciastu pożądaną konsystencję i kruchość, zapewnia też dłuższą świeżość. Doskonale sprawdza się także jako podstawa mas, kremów i polew. Margaryna Palma z Murzynkiem jest dostępna w kostkach o gramaturze 250 g, w sugerowanej cenie det. ok. 2 zł/szt.


Pełnych radości i spokoju Świąt Bożego Narodzenia oraz Szczęśliwego Nowego Roku życzy producent margaryn i olejów, Z.T. „Bielmar”

Tradycyjny polski miodownik Skladniki na ciasto:

3 szklanki mąki tortowej ½ szklanki cukru 3 jajka 4 łyżki miodu ½ kostki margaryny Palma z Murzynkiem 1 łyżeczka proszku do pieczenia 2 łyżeczki sody

Skladniki na krem:

700 ml mleka 10 łyżek kaszy manny ½ szklanki cukru 1 kostka margaryny Palma z Murzynkiem

Skladniki na polewe:

3 łyżki ciemnego kakao ½ szklanki brązowego cukru 3 łyżki wody ½ kostki margaryny Palma z Murzynkiem

Dodatkowo:

słoik konfitury śliwkowej garść orzechów włoskich

Sposob przygotowania: Składniki na ciasto połącz, wyrób na gładką masę, a następnie podziel na cztery równe części. Tortownicę wyłóż papierem do pieczenia i wypełnij cienko rozwałkowaną jedną porcją ciasta. Ciasto nakłuj widelcem w kilku miejscach i piecz przez 10–15 minut w temperaturze 160oC (w piekarniku z termoobiegiem) lub w 180oC (w piekarniku bez termoobiegu). Wystudzone ciasto wyjmij z formy. W ten sam sposób upiecz pozostałe 3 blaty z ciasta. W 200 ml zimnego mleka rozmieszaj kaszę mannę. Pozostałe pół litra mleka zagotuj z cukrem. Do wrzącego mleka powoli wlewaj kaszę i gotuj dokładnie mieszając, aż całość zgęstnieje. Następnie odłóż, aż wystygnie. Rozpocznij miksowanie margaryny Palma z Murzynkiem i po kilku chwilach zacznij dodawać po łyżeczce chłodną masę z kaszy. Produkty muszą się dokładnie połączyć w puszysty krem. Wystudzone blaty ciasta smaruj konfiturą ze śliwek i przekładaj kremem. Aby przygotować polewę, zagotuj wodę z cukrem, kakao i roztopioną margaryną Palma z Murzynkiem. Gęstą polewą udekoruj wierzch miodownika i posyp pokruszonymi orzechami włoskimi. Zakłady Tłuszczowe „Bielmar” Sp. z o.o. Polska Spółka Pracownicza www.bielmar.pl

61


Witajcie w Grępielni GRĘPIELNIA – Restauracja & Apartamenty

Żeberka w słodko-ostrej marynacie z opiekanymi ziemniakami i grillowanymi warzywami

Żeberko schabowe 500 g, ziemniaki, pieczarki, cukinia, bakłażan, cebula, papryka mix Żeberka marynujemy w słodko-ostrej marynacie przez 24 godziny. Pieczemy w niskiej temperaturze (140°C) przez około 2 godziny. Pod koniec pieczenia żeberek przygotowujemy ziemniaki i kroimy resztę warzyw w grubą kostkę. Ugotowane wcześniej ziemniaki podsmażamy na maśle i doprawiamy solą oraz ziołami. Warzywa grillujemy, doprawiamy solą, pieprzem, ziołami. Tak przygotowane żeberka dekorujemy krążkami czerwonej cebuli i marynowanej papryki pepperoni.

62


Witajcie w Grępielni – nowym, interesującym miejscu w Bielsku-Białej. W niezwykłych wnętrzach, urządzonych ze smakiem przez właścicieli, próbujemy dań z menu restauracji. Smakowały nam wybornie, a czy łatwo jest je wykonać przekonajcie się sami. GRĘPIELNIA swą nazwę zawdzięcza miejscu, w którym się znajduje. Przed przeszło 150 laty wybudowano tu kompleks fabryczno-willowy, który przetrwał do czasów dzisiejszych. W fabryce, za pomocą specjalnych grzebieni zwanych gręplami czesano wełnę, aby wyprodukować tkaniny na obicia zgrzebne dla przemysłu wełnianego. Fabryka była największym producentem w Austrii, aż do czasów II wojny światowej. Na przełomie XIX i XX wieku fabryka stała się największym producentem obić zgrzebnych w Austrii dla przemysłu wełnianego oraz wyrobów ze skóry dla przemysłu włókienniczego. Zagranicznymi rynkami zbytu były Rosja, Rumunia, Bułgaria i Serbia, a przedstawicielstwa działały w Łodzi, Białymstoku, Petersburgu, Moskwie i Bukareszcie. Dzięki pracom prowadzonym pod nadzorem konserwatora zabytków udało się przywrócić pierwotny wygląd obiektu. Dotychczasowe pomieszczenia produkcyjne zostały zamienione na pomieszczenia handlowe, biurowe i usługowe oraz Restauracja & Apartamenty GRĘPIELNIA.

Boczniaki Boczniak 150 g, szalotka 50 g, pomidor koktajlowy 4 szt., czosnek 3 ząbki, szczypiorek, sól, pieprz, masło Na rozgrzane masło wrzucamy szalotkę, czosnek i delikatnie rumienimy. Dorzucamy boczniaki i pomidorki koktajlowe. Całość doprawiamy solą i pieprzem i smażymy przez 1 min. Dekorujemy grubo posiekanym szczypiorkiem.

Babeczka z czekoladowym fondue i wiśniami na brandy Wiśnie 50 g, brandy 40 ml, gorzka czekolada 20 g, bita śmietana, lody waniliowe, suflet czekoladowy Suflet czekoladowy pieczemy przez 10 min. w 200°C. Wiśnie podmażamy na patelni i flambirujemy podlewając brandy. Na talerz ścieramy gorzką czekoladę, dodajemy bitą śmietanę, gałkę lodów waniliowych i gorące wiśnie.

Grępielnia Restauracja & Apartamenty ul. Partyzantów 22, 43-300 Bielsko-Biała tel. +48 33 822 10 65 www.grepielnia.eu

63


inspiracje

Wejdź do świata LOYD Grzańce na pogodę i niepogodę

Sylwia Mokrysz z Zarządu Mokate S.A.

fot. JUSTYNA STECZKOWSKA

Herbatki „z prądem” – Grzańce Loyd – praktycznie nie mają swojego odpowiednika na rynku. Oprócz wysokiej jakości herbaty (z różnymi przyprawami, sokami itp. – w zależności od smaku), zawierają prawdziwy alkohol zamknięty w mikrokapsułkach. Technologia wytwarzania mikrokapsułek zapewnia całkowicie bezpieczne spożywanie Grzańca – po zalaniu ich wrzątkiem, uwalniają alkohol, który niemal w całości się ulatnia – dając charakterystyczny aromat. Produkt wyjątkowy, jedyny taki na rynku. Nagradzany przez fachowców i doceniany przez klientów. Nasze Grzańce zdobyły „Śląski Znak Jakości w branży spożywczej” – nagrodę, która w zamyśle ma promować wyroby o szczególnie wysokiej jakości pochodzące z lokalnego rynku. Dyplomem oraz statuetką „Śląskiego Znaku Jakości” uhonorowana została cała linia Grzańców Mokate, a mianowicie: „Zbójnicki na ogniu”, „Śliwkowy palony”, „Kozacki na miodzie” oraz „Grzeszny malinowy”.

Najlepsze są na niepogodę, ale chętnie kupowane są również latem. Na dowód tego przytoczę tu pewną anegdotę. Oto pewnego lata, podczas fali niezwykłych upałów, słuchaczka jednej z rozgłośni radiowych doniosła redaktorowi dyżurnemu o interesującej wywieszce zauważonej w lokalu gastronomicznym w Szczyrku. Wywieszka informowała, że lokal serwuje „Mrożone Grzańce” (!). Dowodzi to ponad wszelką wątpliwość, że Grzańce smakują w każdej postaci i o dowolnej porze roku. Grzańce Loyd Tea oparte są na tradycyjnych recepturach, niemal wszystkie wykorzystywane do ich produkcji składniki pochodzą z Polski.

ARTYKUŁ SPONSOROWANY

LOYD – Grzaniec Zbójnicki Grzaniec ZBÓJNICKI zawiera korzenne przyprawy, nutę aromatu wina i dodatek prawdziwego alkoholu zamkniętego w mikrokapsułkach.

64

LOYD – Grzaniec Kozacki Grzaniec KOZACKI, zawiera prawdziwy granulowany miód dający przyjemny posmak i naturalną słodycz oraz alkohol zamknięty w mikrokapsułkach.


LOYD – Grzaniec Grzeszny Malinowy Grzaniec GRZESZNY MALINOWY, zachwyca otaczającym zapachem i wypełniającym zmysły smakiem maliny. LOYD – Grzaniec Leśny Czar Grzaniec LEŚNY CZAR, połączył w sobie to co najlepsze z darów lasu: aromat borówki i lekką kwaskowatość jeżyny.

Grzaniec Rabina (porcja dla dwóch osób) Składniki: 4 torebki Grzańca Śliwkowego Loyd Tea, 4 goździki, 2 ziarenka ziela angielskiego, szczypta startej gałki muszkatołowej, 1 płaska łyżeczka imbiru Wykonanie: Herbatę zaparzyć w 500 ml wody. Przelać do rondelka i podgrzewać. Dodać po kolei przyprawy – goździki, ziele angielskie, gałkę muszkatołową i imbir – ciągle mieszając. Napój podawać gorący, najlepiej w glinianych kubkach. Smacznego

Czarna herbata Minutka z miodem i witaminą C Czarna herbata ekspresowa z dodatkiem cytryny, kwiatu lipy, miodu oraz witaminy C. Wspaniały aromat i smak, który poprzez dodanie miodu zyskał lekko słodkawą nutę. Dobrze znane od pokoleń połączenie cytryny, miodu i kwiatu lipy dodatkowo uzupełnione witaminą C daje wspaniały napar na jesienno-zimowe dni. Warto tutaj przypomnieć, że popularna herbata „Minutka” Mokate jest liderem wśród herbat czarnych. Do tak dobrych wyników tej herbaty na pewno przyczyniła się jej rewelacyjna dystrybucja – jest obecna w ponad 90% tradycyjnych sklepów spożywczych. Nie bez znaczenia ma również jej atrakcyjna cena i wysoka jakość.

Linia „Minutek” składa się z herbat czarnych, zielonych, earl grey i kilku wariantów owocowych: między innymi o smaku wiśni z żurawinką i granatem oraz z dziką różą, malinką i żurawinką. Owocowe Minutki zawierają m.in. suszone owoce i sok owocowy. Korzystając z gościnnych łamów 2B STYLE, pozwolę sobie złożyć Jego Czytelniczkom i Czytelnikom najlepsze życzenia z okazji Świąt Bożego Narodzenia – zdrowia, radości i ciepłej rodzinnej atmosfery. Świąt pełnych miłości i szczęścia! W Nowy Roku – spełnienia marzeń – oby był on jeszcze lepszy niż ten, który właśnie mija. Sylwia Mokrysz

65


66


Tajemnice czanieckiego smaku Do garnka wlej dwa litry jakości, dosyp pół łyżeczki cierpliwości, a kiedy jakość zacznie wrzeć, wrzuć trzy garści pracowitości. Po kilku latach na twoim stole znajdzie się imponujące danie – makaron w stylu włoskim, produkowany u podnóża Beskidów, w Czańcu. Tak mógłby brzmieć przepis na sukces rodzinnej firmy, w rzeczywistości danie to jest dużo bardziej skomplikowane i pracochłonne... tekst: Monika Gaj

– Na początku lat 90. w Polsce nie było prawie niczego – rozpoczyna swoją opowieść współwłaścicielka „Czanieckich Makaronów”, Lucyna Dybał – więc przyszedł pomysł na robienie makaronu domowym sposobem.

POMYSŁ Początki nie były proste. Brakowało doświadczenia jak suszyć wyprodukowany makaron. Suszarnia wybudowana została domowym sposobem, metodą prób i błędów. Nawet pierwsze opakowania makaronu zupełnie nie

przypominały tych, które znakomicie znamy dziś ze sklepowych półek. Na początku produkowane były małe ilości, przezroczysty woreczek i karteczka jeszcze bez nazwy makaronu „Czaniecki”, to była cała produkcja makaronu w realiach lat 90. Właściciele tej czteroosobowej wówczas firmy, Lucyna Dybał z mężem i teściami, aby przekonać klientów do swoich wyrobów własnoręcznie produkowali, a następnie rozwozili towar po targach i sklepach w okolicy. Na początku zwykłym samochodem osobowym, dopiero po kilku latach kupili większy

samochód dostawczy. Dziś ciężarówki z logo „Czaniecki” można spotkać w całej Polsce. – Kiedy woziłam towar na targowiska przychodziły panie, dotykały paczki i... kruszyły makaron w rękach, pytając, czy to wykałaczki. A ja świadoma tego, że taka krajanka na jajkach jest bardzo krucha, aż zamierałam. Proszę sobie wyobrazić moją minę na widok takiego pokruszonego makaronu – mówi ze śmiechem współwłaścicielka firmy. – Część paczek z makaronem rozdaliśmy ludziom na próbę, część daliśmy w komis do sklepów prywatnych, któ-

67


re wówczas dopiero się pojawiały obok państwowych GS-ów. Po jakimś czasie grupa stałych klientów przyjeżdżała do nas prosząc o makaron czaniecki. I tak powstała nazwa. A potem mąż wraz z grafikiem wymyślili logo, którego głównym elementem jest herb i nazwa „Czaniecki”.

JAKOŚĆ – Kiedyś każda gospodyni miała swój przepis na robienie makaronu. W naszej rodzinie makaron na rodzinne uroczystości wyrabiał zawsze teść. To on zapoczątkował smak tego, co teraz mamy na polskich stołach. – kontynuuje Lucyna Dybał. Na początku makaron do rosołu, czyli popularna krajanka, był 8-jajeczny, potem jednak rozpoczęto produkcję 5-jajecznego i tak już zostało. Teraz marka „Czaniecki” jest ceniona za jakość i smak makaronu, ale nie każdy wie jak precyzyjna musi być jego produkcja.

68

– Na początku lat 90. w Polsce nie było prawie niczego – rozpoczyna swoją opowieść współwłaścicielka „Czanieckich Makaronów”, Lucyna Dybał – więc przyszedł pomysł na robienie makaronu domowym sposobem.

– Część surowców sprowadzamy z Włoch zawsze szukając najlepszych jakościowo – mówi Lucyna Dybał. – Na początku sami rozbijaliśmy jajka, ale wiadomo, że jajko jest produktem bardzo szybko psującym się, to idealna pożywka dla drobnoustrojów. Teraz ten proces jest w pełni zautomatyzowany, jajka dostarczane są do nas hermetycznie zamknięte już w postaci płynnej, co pozwala na precyzyjne dawkowanie i zachowanie receptury. Nie korzystamy z jajek w proszku, uważamy, że jakość składników od razu jest wyczuwalna w smaku produktu a na tej jakości najbardziej nam zależy. Mało kto wie, że taka produkcja, w której są jajka, wymaga sterylnej produkcji – dodaje współwłaścicielka fabryki w Czańcu. Firma w Czańcu może pochwalić się jednym z nielicznych w Polsce laboratoriów działających na terenie wytwórni makaronu. We własnym laboratorium na bieżąco kontrolowane


są składniki używane do produkcji i sam produkt finalny. Firma ma też wdrożony europejski system kontroli jakości IFS oraz BRC od 2008 roku.

ROZWÓJ „Czanieckie Makarony” to rodzinna firma, której założyciele cenią wartości międzyludzkie i rodzinne. Zatrudnione jest tu około 200 osób. Wśród pracowników są i małżeństwa – te które tu się poznały i te, które razem przyszły do pracy. Na przestrzeni 23 lat działalności fabryki, porodziły się z zawartych tu związków dzieci. Wielu pracowników jest zatrudnionych od początku istnienia „Czanieckich Makaronów”. W miarę rozwoju firmy zysk przeznaczany był na kolejne inwestycje. Dzięki kredytom bankowym i funduszom europejskim, powstawały kolejne hale produkcyjne i magazynowe, a ich wyposażenie wymie-

niano na nowsze, efektywniejsze i precyzyjniejsze. Dzisiaj „Czaniecki” sprzedaje się w całej Polsce, a nawet poza jej granicami – w Stanach Zjednoczonych czy w Anglii. „Czaniecki” kupuje nie tylko obecna tam Polonia, ale i rodzimi mieszkańcy, ceniący sobie jakość polskich produktów. Właściciele firmy ciągle poszukują nowych inspiracji, są otwarci na sugestie płynące z rynku. Dzięki temu na sklepowych półkach można znaleźć typowy makaron do rosołu, ale też makarony inspirowany podróżami do Włoch – świderki, rurki, gniazdka z semoliny, makarony z pomidorami czy szpinakiem w składzie, czy moda ostatnich lat – makaron z mąki z pełnego przemiału. Wszystkie smaczne, nie rozgotowujące się, apetycznie wyglądające i w dobrej cenie – o czym przekonać się mogłam sama, kosztując makaron „Czaniecki”.

69


Nie zza firanki

Pół żartem pół fartem Łóżko z europalet www.paletownia.pl jeleń na scianie www.h-design.pl lampka metalowa www.jasnociemno.pl szafeczka nocna z targu staroci poduszki Bo Concept

70


Trudno nie zgodzić się z powiedzeniem, że „potrzeba jest matką wynalazków”. Namacalnym dowodem na słuszność tej tezy jest mieszkanie Bartosza, bielszczanina – architekta krajobrazu. Nieoczywiste, przemyślane, dobrze skomponowane i przede wszystkim umeblowane „fartem”, który z moją skromną pomocą w mieszkaniu Bartosza stał się „żartem”. Nie byłoby nic z naszej wspólnej zabawy formą, kolorem i pomysłem, gdyby właściciel mieszk ania pozbawiony był fantazji i odwagi w kreowaniu swojej życiowej przestrzeni, a niestety o to dość trudno. Tak więc przypadkowo, albo i nie, trafiłam na osobę, która poz woliła mi na odrobinę szaleństwa i w dodatku w tym szaleństwie brała czynny udział.

tekst: Gaba Kliś stylizacja wnętrza: Gaba Kliś foto: Rita Lorenc

Fartem zdobyliśmy europalety, korzystając z uprzejmości przyjaciela. Z nich właśnie powstało okazałe, wygodne i naprawdę tanie, żartobliwe łóżko, które zdominowało sypialnię Bartosza.Wezgłowie dość surowe, zbudowane ze starych desek pochodzących z rozbiórki stodoły zdobi głowa białego jelenia, motyw zaczerpnięty ze stylu skandynawskiego.

Gaba Kliś

71


sentymentalny obraz – pamiątka rodzinna, betonowy stolik i futurystyczna lampa w stylu Tom Dixon

matalowy peszel w którym poprowadzono kable tv i nawiązująca do betonowego stolika surowa kompozycja z betonowych bloków

72

Na pozór „nie w konwencji” stare nocne szafeczki wyszperane na targu staroci zestawione zostały dla kontrastu z aluminiowymi, więziennymi lampkami nocnymi – towarzystwo doborowe i jakże podnoszące aspekty wizualne. W sypialni na tle ściany w kolorze indygo dumnie stroszy swoje skórzane siedzisko oryginalny fotel na motylowym stelażu, przywodzący na myśl indiańskie klimaty. Nad fotelem rozłożysta reprodukcja kontrowersyjnego zdjęcia amerykańskiej fotografki Sally Mann, która okazała się naszą wspólną fascynacją. W salonie od razu robi się anielsko, sielsko, ludycznie i sentymentalnie. Rozbawione aniołki ze starego obrazu prowokują do wypowiedzi i oceny każdego, kto na nie spojrzy, ponieważ nie sposób nie zastanowić się nad „racją ich bytu” w tym właśnie miejscu. Betonowy stolik przełamuje wytworną elegancję kremowej kuchni i nawiązuje subtelnie do tego, co dzieje się naprzeciwko.Tutaj pomysł zaczerpnięty z paryskiego Centrum Pompidou, instalacje i okablowania przepuszczone przez peszel wykonany ze stali i poprowadzony na zewnętrz między telewizorem a podłogą i betonowa kompozycja w roli stolika pod tv, którą można dowolnie przeorganizować – to wariacja właściciela mieszkania. Strefę jadalną kształtują proste metalowe krzesła, stolik i fikuśna przyciągająca uwagę lampa, która nie tylko oświetla, ale i sama w sobie zdobi wnętrze mieszkania. Bardzo ciekawym zabiegiem przyciągającym oko kolorem i pomysłem, jest turkusowa szafka nocna umocowana nasunięciem na ścianę, wytyczoną paskiem lustrzanym. oprócz funkcji stricte ozdobnej stanowi podręczny pomocnik na klucze i inne drobiazgi.


widok na kuchniÄ™: lampa Kare Design www.h-design.pl

73


stolik szpulka na kółkach www.paletownia.pl obok: reprodukcja fot Sally Mann na ścianie w kolorze indygo i skórzany fotel Kare Design www.h-design.pl

turkusowy stolik z targu staroci pomysłowo wkomponowany w ścianę obok żółty akcent w łazience

74

Aby zniwelować nudę standardowych deweloperskich drzwi zastosowaliśmy zabieg zamaskowania ich wraz ze ścianą grafitową tapetą, co pozwoliło wyodrębnić wizualnie elegancką i nieco mroczna strefę. Miejsce to zdobi industrialna lampa w formie żarówki zawieszona nad stolikiem, wykonanym ze zdobycznej szpuli służącej do nawijania kabli elektrycznych. Nie można również pominąć łazienki, skromna w swojej prostocie zachęca do wejścia nieszablonowym doborem kafli, mebli i ciekawego oświetlenia w postaci przeskalowanych reflektorów w słonecznym kolorze i tutaj już musiałam użyć siły „argumentu”. Wygrałam zakład i postawiłam na kolor żółty, który w tym miejscu ma swoje uzasadnienie. Polecam wszystkim zabawę swoją przestrzenią tak, jak zrobił to Bartosz, bez napięcia i nadęcia, nudnych pawlaczy i zabudów, zachęcających roztocza wełnianych dywanów, wzorzystych firanek, „kurzołapów” i „przydasi”, meblościanek i jasnych kafli z ciemnymi fugami. Troszkę pomysłu i chęci ich realizacji i urządzenie mieszkania stanie się fajną przygodą, a nie przykrym obowiązkiem rujnującym kieszeń, nawet jeśli styl panujący w mieszkaniu można by określić „żartem zdobytym fartem”.


75


76


Wiedeński Ratusz

Wiedenski weekend

Co warto zobaczyć o tej porze roku w stolicy walca w krótkim czasie? Agnieszka Ściera foto: Anita Szymańska, Bartłomiej Pytel

Wiedeń. Do Wiednia pojechaliśmy na zaproszenie pana Sławka Wierzbowskiego prowadzącego „Pensjonat Abrigo”, który okazał się świetną bazą wypadową na miasto. A miasto jest przepiękne, choć liście całkiem już opadły i niebo zasnuły chmury. Turyści nic sobie z tego nie robią – są ich tłumy na ulicach. Piękna historyczna zabudowa miasta imponuje ogromem. Budynki w naszym Bielsku-Białej wydają się miniaturkami przy nich. Taka refleksja kołacze gdzieś w głowie – jakimi wizjonerami byli ci, którzy to wymyślili, a potem zrealizowali. Praw-

dziwie monarszy rozmach i przepych. Widać go w witrynach sklepowych i właściwie wszędzie. Pensjonat Abrigo. Ciepły uśmiech pana Sławka i przyjazne wnętrze recepcji Pensjonatu Abrigo dają wytchnienie po kilku godzinach spędzonych w samochodzie. Bardzo łatwo dojechać do pensjonatu, położonego blisko centrum. Stąd także dwa kroki do przystanku Metra, a jeśli ktoś lubi wycieczki piesze, to może przejść się do Pałacu Schönbrunn, to jakieś 20 minut spacerkiem. Korzystamy z tej opcji.

Sławomir Wierzbowski

77


podróże

Katedra Św. Szczepana

78


Wieczorem pałac jest już zamknięty, dlatego jedynie mijamy go i udajemy się na fantastyczną kolację do Brandauer’s Schlossbräu przy Am Platz 5, restauracji polecanej przez pana Sławka. Miejsce bardzo kojarzy się z austriackim wyszynkiem – przestronna hala, niemal całkowicie zapełniona, miła sprawna obsługa. Warto spróbować to, co poleca kelner, pamiętając, że porcje serwują olbrzymie (można poprosić o mniejszą). Wracamy do pensjonatu. Cicho, jak w domu. W starych murach śpi się dobrze. Wygodny pokój, z łazienką i aneksem kuchennym. Jeśli jest taka potrzeba można zamówić śniadanie. Jarmarki. Kolejnego dnia ruszamy w miasto. Świąteczny jarmark nie przypomina tego, który co roku gości na bielskim Rynku. Tutaj niemal każdy większy plac ma swój jarmark, ale najważniejszy jest ten przed Ratuszem. Najpierw zaglądamy na Karlsplatz, ale tam jarmark jest dopiero w organizacji, więc idziemy dalej. Zaglądamy do Katedry św. Szczepana, wokół już są jarmarczne stragany. Wszędzie czuć świąteczną atmosferę. Przechadzamy się najdroższą ulicą handlową Wiednia – Kohlmarkt, przez Hofburg – zimową rezydencję Habsburgów – aby dotrzeć do Placu Marii Teresy. Tu próbujemy pieczonych kasztanów, wzmacniamy się grzanym winem. Czeka nas teraz niezwykła podróż w czasie. Spotkanie z wiedeńską damą. Jedziemy z panem Sławkiem tramwajem kilka przystanków do nobliwej 19 Dzielnicy, gdzie mieszkają tylko najznamienitsi wiedeńczycy. Tu spotykamy się z prawdziwą przedwojenną damą – ciotką pana Sławka, właścicielką Pensjonatu Abrigo – Dr Ingeborg Żur-Kunz. Mieszkanie pani Ingeborg jest dokładnie takie, jak je sobie wyobrażałam. Przestronne, jasne, wysokie pokoje, z meblami z epoki, mnóstwem bibelotów. Przypomina mieszkanie mojej cioci na krakowskim Podgórzu. Starsza Pani częstuje nas kawą i strudlem. Jest wdzięczną rozmówczynią z pamięcią, której przyjdzie mi po zakończeniu rozmowy zazdrościć. Jej mama była Polką a ojciec Austriakiem. Mimo, że przez wiele lat nie używała języka polskie-

79


podróże

Dr Ingeborg Żur-Kunz

go, posługuje się nim świetnie. Jej życie jest gotowym scenariuszem na książkę. Wcześnie osierocił ją ojciec. Od dziecka pracowała z mamą Heleną w kwiaciarni, w czasie wojny szykanowana za bycie pół-Polką, przeżyła naloty, potem rosyjską okupację. Musiała patrzeć na pogrom żydowskich sąsiadów i znajomych. Ukończyła studia ekonomiczne w kierunku turystyki, co w przyszłości wykorzystała. Razem z pierwszym mężem mieszkała w Rzymie, tam urodziły się jej dwie córki. Śmiertelna choroba odebrała przedwcześnie jej męża. Musiała sama zająć się zarabianiem i wychowaniem dzieci. Dzięki koneksjom udało się jej uzyskać fundusze z włoskiej fabryki, dla której rozeznawała polski rynek. Okazało się, że po-

80

trzeba było wszystkiego i tak zaczęła się jej 25-letnia praca dla wielkiego koncernu. Sukces w Polsce pociągnął za sobą kolejne zlecenia w innych krajach socjalistycznych. Jak na owe czasy wykonywała niezwykle dla kobiety trudną pracę. Świetnie odnalazła się w męskim świecie biznesu. Dzięki tej pracy zobaczyła kawał świata. Ale jak przyznaje, najbardziej podoba się jej w Wiedniu ze względu na standard życia. Działała w organizacji pomagającej kobietom uchodźcom – lekarzom, nauczycielkom, inteligentkom, ich całym rodzinom. Ludzi dzieli tylko na dobrych i na złych bez względu na płeć i pochodzenie czy narodowość. O prowadzeniu pensjonatu myślała już od dawna, ale zajęła się tym na

poważnie dopiero po przejściu na emeryturę. Zakupioną w latach 60. kamienicę, zniszczoną działaniami wojennymi, powoli remontowała, a gotowe mieszkania wznajmowała studentom przyjeżdżającym do Wiednia z całego świata. W kamienicy tej mieszkało też wielu Polaków szukających emigracyjnego szczęścia na austriackiej ziemi. 1 maja 2006 roku otworzyła w tej kamienicy pensjonat. Jako, że dzieci i wnuki nie chciały prowadzić pensjonatu mając już swoje własne życie, do współpracy zaprosiła pana Sławka. I już od siedmiu lat pensjonat świetnie się rozwija. Od stycznia pan Sławek będzie już sam prowadził pensjonat, więc nareszcie pani In-


Pension ABRIGO Linke Wienzeile 272 A-1150 Wien Austria tel./fax +43 1 920 12 14 mobile: +43 699 127 31 556 www.abrigo.pl, abrigo@chello.at

KONKURS geborg będzie mogła zwolnić tempo życia. Ale, jak mówi, nudzić się nie ma czasu. Ma setki fotografii, które chce zachować dla wnuczki. Ma 300–400 książek, które chce jeszcze przeczytać. Uczy się szóstego języka – hiszpańskiego. Zna już rosyjski, polski, włoski, francuski, angielski, niemiecki. Na rozmowie szybko mijają dwie godziny, niestety musimy się już pożegnać i pędzimy przekonać się, jak pięknie rozświetlony jest Wiedeń nocą. Wiedeń nocą. Nocą feerie świateł z budek jarmarcznych tworzą niepowtarzalny klimat. Mieszają się tu języki, kolory skóry. Spotkać tu można ludzi z róż-

nych stron świata, pewnie nie obchodzących świąt w taki jak my sposób, ale będąc w Wiedniu po prostu nie można tu nie zajrzeć. Po zmroku na jarmarku pod Ratuszem jest już tak dużo ludzi, że nie ma możliwości stanąć przy stoliku i spokojnie porozmawiać przy kubku Glühwein (czyli naszego grzanego wina) lub Punch-u (czyli naszego grogu). Dlatego przenosimy się pod Pałac Schönbrunn – letnią rezydncję Habsburgów. Tu jest znacznie spokojniej. Wiedeń nie śpi, ale my musimy wracać nazajutrz do Polski. To był bardzo udany weekend. Przy nieocenionej pomocy i życzliwości pana Sławka poruszaliśmy się po Wiedniu sprawnie i w zaplanowany sposób, mając nadzieję, że wkrótce znowu tu zawitamy.

Pierwsza osoba, która prześle na adres: redakcja@2bstyle.pl w dniu 15 stycznia 2014 roku prawidłową odpowiedź na pytanie: jak nazywa się najsłynniejszy kościół w Wiedniu, otrzyma zaproszenie* do„Pensjonatu Abrigo” w Wiedniu. *Zaproszenie ważne jest do 31 kwietnia 2014 roku zawiera 2 noclegi w 3 osobowym apartamencie. Dojazd i wyżywienie we własnym zakresie.

81


podróże

Pocztówka z Tajlandii Katarzyna Dziemba Pasjonatka podróży, współwłaścicielka Biura Podróży Atlantis. Przemierza świat, bo to najlepsza forma wypoczynku i pogłębiania wiedzy. Sprawdza trendy w turystyce i pomaga innym spełniać marzenia.

Swoją podróż zaczynam od stolicy, czyli Bangkoku. To największe miasto Tajlandii (ok. 10 mln mieszkańców) jest jednym z najgorętszych miast świata. Pośród licznych wieżowców skrywa prawdziwe perełki architektoniczne, np. liczne świątynie Buddy, który jako postać święta uwieczniony jest także w formie wielu pomników. Do najbardziej okazałych zaliczyć możemy Leżącego Buddę, który jest naprawdę imponujących rozmiarów – ma 46 m długości i 15 m wysokości. Miejscem wartym zobaczenia jest także Wielki Pałac Królewski, który obejmuje wiele zabytkowych budynków reprezentacyjnych oraz świątynnych (nawet z XVIII wieku). Znajduje się tam m.in. świątynia, gdzie przechowywany jest najsłynniejszy tajski posąg Buddy – niewielki Budda Szmaragdowy (o wysokości zaledwie 75 cm) stąd trudno go dojrzeć, gdyż umieszczony jest dość wysoko na ołtarzu przypominającym piramidę.

82

Ciekawym zwyczajem w Tajlandii jest wróżenie z wysypanych patyczków przed ołtarzem z Buddą. Ja także się skusiłam... Wchodząc do świątyni należało zdjąć buty, zabrać pojemniczek z kilkunastoma patyczkami, a następnie klęcząc potrząsać delikatnie pochylony pojemnik i czekać, który patyczek wypadnie pierwszy. Każdy z nich oznaczony jest cyfrą wskazującą przegródkę, która z kolei zawiera karteczkę z wróżbą... Moja już się spełniła. Następnego dnia wybraliśmy się tuk tukiem (moto-riksza) do nowoczesnej dzielnicy i utknęliśmy w korku, gdyż akurat przejeżdżał król ze swoją świtą i oczywiście wszyscy musieli go przepuścić. 86-letni król Bhumibol Adulyadej jest bardzo popularny w swoim kraju. Bangkok przecina szeroka rzeka Chao Phraya, z którą łączą się liczne kanały tzw. klongi, stanowiące dawny system nawadniający oraz komunikacyjny. Po rzece kursuje kilka linii promowych obsługujących transport osobowy pomiędzy brzegami i między dzielnicami położonymi przy rzece. To całkiem miła chłodząca przejażdżka, biorąc pod uwagę lejący się z nieba żar. By poznać jak żyją Tajowie nad klongami wybraliśmy się na kolejną przejażdżkę, ale niewiele zobaczyliśmy, bo praktyczni Tajowie zasłaniają boki łodzi folią... by nie chlapało. Stolica Tajlandii tętni życiem od samego rana do nocy. Wieczór odkrywa różne tajemnice, np. show transwestytów. Kierowani ciekawością udajemy się do teatru na egzotyczne


Biuro Podróży Atlantis – od 15 lat na rynku, jedno z największych biur podróży na Podbeskidziu, największy wybór ofert wczasów i wycieczek. Lider w sprzedaży Neckermann, TUI, Rainbow Tours, Itaka, Grecos Holiday, Dertour, Exim Tours, Alfa Star i innych touroperatorów. Wielokrotnie nagradzani za jakość i za najlepszą sprzedaż ofert. Tu także można zakupić bilety lotnicze, autokarowe i promowe oraz ubezpieczenia turystyczne. Firma poleca tylko sprawdzone miejsca i hotele. Motto firmy to „byliśmy, sprawdziliśmy, więc polecamy”. Biuro Podróży Atlantis Bielsko-Biała, ul. Ratuszowa 2 tel./fax 33 812 54 65, 33 812 62 64 kom. 504 104 505 atlantis@atlantistravel.pl www.atlantistravel.pl

FIRST MINUTE!

Start sprzedaży LATO 2014! Zarezerwuj do 31.12.2013 a otrzymasz GRATIS: GWARANCJA zwrotu kosztów GWARANCJA najniższej ceny GWARANCJA niezmiennej ceny GWARANCJA bezpłatnej zmiany terminu vouchery na wycieczki zniżki do 35% największy wybór ofert nowości jak Santorini, Lefkada Powiedz nam jak lubisz wypoczywać lub zwiedzać a my dobierzemy najlepszą ofertę! Szczegóły w naszym biurze. Zapraszamy

83

REKLAMA

przedstawienie z pięknymi paniami... zaraz, nie do końca... W Tajlandii uznawana jest trzecia płeć. Zjawisko to zakrojone jest na tak szeroką skalę, że nikogo to nie dziwi. Wieczorem można także udać się na Nocny Targ, gdzie po godz. 22 można zrobić zakupy tajskich wyrobów a także dobrze zjeść. Po kilku dniach opuszczamy dużą aglomerację i wybieramy się na południe w region Krabi, prowincji Tajlandii położonej nad Morzem Andamańskim. To magiczne miejsce zachwyca urokliwymi wyspami, zadziwiającymi owalnymi formacjami skalnymi, a przede wszystkim pięknymi białymi plażami. Na nasz pobyt wybieramy Półwysep Railay, odcięty od ruchu kołowego przez góry. Musimy wziąć wodną taksówkę, czyli charakterystyczną łódź z długim dziobem. Ponieważ znajdujemy się w parku narodowym, brak tu pomostów i do łodzi wsiada się będąc po uda w wodzie, a ciężką walizkę trzeba unieść w rękach i wrzucić do łodzi (dlaczego nikt mi nie powiedział, by nie brać walizki tylko plecak?). Railay zachwyca plażami i widokami. Nie ma też nic lepszego jak poddać się słynnym masażom tajskim, leżąc na plaży z widokiem na zachodzące słońce. Z Railay wybieramy się szybką motorówką na Wyspy Phi Phi, uważane za najpiękniejsze wyspy Morza Andamańskiego. Mamy czas na pływanie i nurkowanie przy plaży, tej samej, po której (boski) Leonardo di Caprio stąpał, grając w filmie „Niebiańska plaża”. Trochę tu tłoczno, ale miejsce jest urokliwe. Południe Tajlandii to dla mnie prawdziwy raj. Ludzie (w większości) są mili, a przede wszystkim zachwycające są widoki. Również Bangkok to miejsce, które warto zobaczyć. Jedno jest pewne, Tajowie wiedzą jak przyjąć turystów w swym kraju, więc w Tajlandii każdy znajdzie coś dla siebie.


podróże

Bezpiecznie i punktualnie Kpt. pil. Igor Augustyniak

foto. M. Petrykowski

Dzieli się swoimi doświadczeniami zebranymi w ciągu 25 lat lotniczej kariery. Lata(ł) na samolotach małych i większych, napędzanych śmigłem i ciągiem silników odrzutowych. Od 10 lat związany z Eurolotem. Obecnie szef pilotów, kapitan – instruktor na samolocie DHC 8 Q400. W wolnych chwilach (takie się zdarzają) lubi wjechać w błoto, piach, lekki teren. Samochodem. Numer 400 ulubiony. Opady śniegu, błoto pośniegowe, gołoledź, marznąca mżawka, zamieć śnieżna – takie zwroty pojawią się za chwilę w prognozach pogody różnych mediów. Pogodynki, uśmiechając się z ekranu, będą przestrzegać nas przed nadchodzącymi mrozami, arktycznymi wyżami, polarnym chłodem i przygruntowymi przymrozkami. Media przypomną o dostosowaniu prędkości do panujących warunków jazdy i zmianie opon. Kevin znowu zostanie sam w domu.

84

Jednym zdaniem – sezon zimowy za pasem. Czy latanie w takich warunkach jest bezpieczne? Zastanawiasz się czy dolecisz do portu docelowego? Czy zdążysz na kolejny rejs? Czy zdążysz na święta do domu? Odpowiedzi na te i inne pytania znajdziesz poniżej. Warunki atmosferyczne, zwłaszcza te ekstremalne jak zamiecie śnieżne, silne mrozy, mgły, wichury – mają wpływ na każdy środek lokomocji, powodując – co najmniej – opóźnienia w naszych podróżach. Czy śnieg

może sparaliżować pracę lotniska? Niestety, tak. Lotnisko, a właściwie jedna z głównych jego części – pasy startowe – podlegają bardzo surowym normom. Ważna jest jego czystość i coś, co nazywa się współczynnikiem hamowania. Brzmi skomplikowanie i jeżeli dodam, że zamieszana jest w to siła tarcia – to część z czytelników zacznie ziewać. Nie, nie będzie wykładu. Większa siła tarcia, to krótszy dystans potrzebny na zatrzymanie. Samochodu czy samolotu, nie ma


znaczenia. Znaczenie ma to, co dzieje się między oponami a nawierzchnią. W przypadku samolotów prędkość podejścia do lądowania zaczyna się od 200 km/h, osiągać może blisko 300 km/h. Do dyspozycji pilota jest pas startowy o długości od 2 km do 4 km i szerokości 30–60 m. Nawierzchnia nie może być pokryta tym, co znamy z naszych dróg. Żadnych zasp, błota pośniegowego, „zajeżdżonej warstwy śniegu” czy „lokalnej śliskości”. W przeciwnym wypadku pas jest wyłączany z użycia. Wtedy rozpoczyna się proces oczyszczania. Jeżeli czytelnik ma skojarzenia z pługiem sunącym drogą, obsypującym wszystko dookoła mieszanką soli i piasku – to jest to odległe skojarzenie. Oczyszczanie pasa to systematyczny proces, wykonywany przez zespół pojazdów. Pługi, następnie pojazdy wyposażone w obrotowe szczotki, w końcu chemiczne spryskiwacze rozpuszczające resztki śniegu i lodu – nasi drogowcy mogliby brać korepetycje. W czyszczeniu nawierzchni pasów nie ma przypadkowości, cały konwój pojazdów przemieszcza się w określonym porządku, z określoną prędkością. Widać je z daleka, wszystkie posiadają wyraźne i jasne oznakowanie.

Dolatując do lotniska zapewne nie zobaczycie rozświetlonego konwoju pojazdów, usłyszycie za to głos kapitana / stewardessy informującej o konieczności oczekiwania na lądowanie. Co to znaczy? Jeżeli przyleci kilkanaście samolotów i wszystkie czekają na lądowanie, to czy ktoś nad tym panuje? Oczywiście. Tworzenie się „podniebnego korka” ma też swoje reguły. Samoloty latają nad określonym punktem, w ten sam sposób, przedzielone kilkusetmetrową różnicą wysokości. Gdyby zostawiały ślad na ziemi, to przypominałby kształtem ogromną bieżnię stadionu W tym czasie pasażerowie (zwłaszcza ci, którzy mają kolejny lot) nerwowo zerkają na zegarki. Niektórzy proszą stewardessę o informację na temat kolejnego rejsu, inni chcą żeby przekazać informację „na ziemię”. Na ziemi już wiedzą. Zapewniam. Wydanie kart pokładowych na wszystkie odcinki podróży oznacza, że Twoje miejsce czeka na Ciebie w kolejnym samolocie. Czy długo będzie czekać? Decyzja zapada w centrum operacyjnym przewoźnika (linii lotniczej). Wycofanie pasażera z kolejnego rejsu czy odwołanie lotu – takie rozwiązania również się zdarzają – jednak narzucają one na linię lotni-

czą szereg zobowiązań. Finansowych zwłaszcza. A tego nie lubią księgowi. Dlatego linia lotnicza zrobi wiele, żeby wszyscy pasażerowie dostali się na pokład. A co z bagażem? Bagaż podróżuje z pasażerem, czyli zostanie przeładowany. Znów – wyjątkowo – dolatuje następnym rejsem. To drugie rozwiązanie oczywiście kosztuje i tu wraca temat księgowych. Koniec. My wracamy na ziemię. Na lotnisko. „Z przyczyn operacyjnych” lot jest opóźniony. Taki komunikat może pojawić się już w gate-cie, czyli w miejscu na lotnisku, skąd pasażerowie dostają się do samolotu. Autobusem lub przez tzw. rękaw, bezpośrednio do wnętrza kadłuba. „Przyczyny operacyjne” to hasło – klucz, za którym kryć może kilka powodów. O jednym już wspomniałem – oczekiwanie na pasażerów przylatujących z innych rejsów. Gdy takich „spóźnialskich” jest więcej, nie ma sensu rozpoczynać boardingu (zajmowania miejsc przez pasażerów). Inną może być wspomniany wcześniej „korek”. Samoloty znajdujące się w powietrzu latają w tzw. holdingu (to ten stadion), tym na ziemi wyznaczana jest nowa, późniejsza, godzina startu. Tu kolejne słowo z lotniczego słownika – slot. Czyli pewne ramy czasowe,

85


podróże w których samolot ma się znaleźć w powietrzu. Sloty nie są dziełem człowieka. Nad przepustowością przestrzeni powietrznej nad Europą czuwa zespół komputerów. Warunki pogodowe to jedna z częstszych przyczyn slot-ów i nie ograniczają się jedynie do sezonu zimowego. Latem – burze, wiosną i jesienią – mgły. To również przeszkadza. Obecny poziom natężenia ruchu lotniczego nad Europą jest na tyle duży, że komputery (te od slot-ów) mają co robić. W końcu ruszamy. Drzwi zamknięte. Samolot kołuje i zamiast wystartować, skręca gdzieś w bok. Po zatrzymaniu do samolotu podjeżdżają samochody z wysięgnikami spryskując skrzydła dziwną cieczą (bywa, że o czerwonawym zabarwieniu). Skojarzenia z myciem są jak najbardziej zasadne. Lód, śnieg, szron – wszystko co zalega na skrzydłach, stateczniku, powierzchniach sterowych, wlotach do silników musi zostać usunięte. Dzieje się to podobnie jak w myjni – gorąca ciecz zmywa zalegający osad. I tu podobieństwo się kończy. Niezwykła jest ciecz, którą samolot jest polewany. Nie chodzi o kolor. Ma ona określoną lepkość. Ani za małą, ani za dużą. Przykleja się do powierzchni samolotu, tworząc ochronny płaszcz. Warstwa ta absorbuje cały opad, nie dopuszczając do powstania lodowo-śnieżnych zatorów. Podczas rozpędzania samolotu na pasie startowym następuje „oderwanie” płaszcza od powierzchni kadłuba. Od tego momentu, pozbawiony ochronnej

warstwy, samolot zdany jest na swoje własne systemy przeciwoblodzeniowe. Dlaczego więc nie wykorzystać wymienionego płynu do ochrony samolotu (samochodu?) podczas dłuższego postoju? Problem w tym, że właściwości absorpcyjne płynu do odladzania nie są wieczne. W granicznych przypadkach – silnego opadu śniegu – czas ochrony jest ograniczony do kilku minut. W ciągu tego czasu samolot musi znaleźć się w powietrzu. Dlatego też miejsca, gdzie odladza się samoloty umiejscowione w pobliżu pasów startowych. Tak, by czas pomiędzy odladzaniem a startem był możliwie najkrótszy. A co w przypadku, kiedy czas ochrony się skończy, a samolot pozostaje na ziemi? Czeka go kolejny, powtórny, proces odladzania. Po starcie ochroną samolotu zajmują się jego własne systemy. Najbardziej wrażliwe elementy są podgrzewane – elektrycznie bądź ciepłym powietrzem odebranym ze sprężarki silnika. Jednym z rozwiązań stosowanym

foto. M. Petrykowski

KONKURS

86

w mniejszych samolotach są gumowe nakładki na przednie części skrzydeł. Pompowanie takich kieszeni powoduje kruszenie lodu. A co z temperaturą wewnątrz kadłuba? To znowu zasługa sprężarek silników. Przyjemne plus dwadzieścia wewnątrz, na zewnątrz może dochodzić do minus sześćdziesięciu. Czas lądować. Pas jest przygotowany. Odśnieżony i z odpowiednim współczynnikiem hamowania. Czas kończyć herbatę, kawę. Za chwilę stolik musi zostać złożony, fotel wyprostowany, a pasy bezpieczeństwa zapięte. To wymogi bezpieczeństwa, które widać i słychać. Nie mamy na nie wpływu, ale jesteśmy świadomi ich istnienia. Odladzanie, odśnieżanie, sloty i holdingi – to dzieje się obok, bez naszego bezpośredniego udziału. We wstępie obiecałem odpowiedź na pytanie – czy zdążysz na święta do domu? Wiem, że zrobimy wszystko, żebyś dotarł tam bezpiecznie i punktualnie. Kolejność słów nieprzypadkowa.

Wymyśl slogan reklamowy promujący Linie Lotnicze Eurolot i

wygraj bilety lotnicze.

Do 15 stycznia 2014 roku czekamy na Wasze pomysły pod adresem: redakcja@2bstyle.pl. Najlepsze hasło ma szansę zostać wykorzystane w kampanii promującej Linie Lotnicze Eurolot. Autorzy dwóch najciekawszych propozycji zostaną nagrodzeni podwójnymi biletami na dowolny przelot Liniami Lotniczymi EUROLOT. Szczegółowy regulamin konkursu znajduje się na stronie: www.2bstyle.pl


Ludzie, których dotknął

autyzm

Inni i niezwykli, ale nie gorsi

Ignaś miał niecałe trzy lata, gdy mama z tatą zabrali go na spacer na przeogromną łąkę opodal domu. Chłopczyk zawsze chodził swoimi ścieżkami i rodzice cieszyli się, że jest taki samodzielny, chociaż trzeba go było bezustannie pilnować. Tym razem postanowili schować za niewielkim krzewem, tak żeby synek ich nie widział i czekać do skutku, aż spostrzeże, że nie ma ich w pobliżu. Tymczasem chłopczyk chodził po łące, schylając od czasu do czasu główkę, by powąchać kwiatek. Momentami wpadał w jakiś wirujący ruch, albo dłuższą chwilę podskakiwał jak piłeczka. I w ogóle nie przejmował się brakiem rodziców. A gdy niewysoko nad ziemią przelatywał samolot z głośnym rykiem silnika, zatkał rękoma uszy, cały kuląc się w sobie i krzycząc głośno, prawie rozpaczliwie. A potem znowu wąchał kwiatuszki albo wpadał w wirujący ruch albo podskakiwał jak piłeczka. Tak minęło długie pół godziny. W końcu dzieciak puścił się biegiem przed siebie, w sobie tylko znanym kierunku. Wtedy ojciec dał za wygraną i pobiegł, żeby dogonić malca. Ale cały czas z dumą myślał: „Jaki ten mój synek jest samodzielny, jaki odważny, nie boi się być sam, bez mamy i taty”. Niedługo później u małego Ignasia zdiagnozowano autyzm.

A

utyzm może być niewidoczny dla kogoś, kto bliżej się z nim nie zetknął. Dopiero bardziej wnikliwa obserwacja pozwala zauważyć, że w gronie rówieśników dziecko z autyzmem trzyma się z boku, zatopione we własnym świecie, zapatrzone w dal, wykonując jednostajny ruch, odganiając się przy tym przed głośniejszymi dźwiękami lub przed jaskrawym światłem, jak przed napastliwymi natrętnymi owadami, trzepocząc przy tym rękami. Inne dzieci bawią się razem, śmiejąc się albo przekrzykując, dziecko z autyzmem w tym nie uczestniczy, bo nie czuje potrzeby i nie potrafi, tak jak nie czuje potrzeby i nie potrafi rozmawiać z innymi dziećmi. Dziecko z autyzmem uczęszcza na kosztowną terapię kilka razy w tygodniu. Wszystko po to, aby – na ile to możliwe – wyrwać małego człowieczka z zaklętego kręgu jego odosobnionego świata, jego samotnej wyspy i przybliżyć mu nasz świat, dla niego inny, przez to częstokroć niezrozumiały i dlatego trudny do zniesienia albo napawający lękiem, wywołujący trudne do zaakceptowania zachowania. Chociaż często tego nie widać, dziecko z autyzmem chce być takie jak zwykłe dziecko, tak jak później dorosły z autyzmem chce być taki jak inni ludzie, mając świadomość, że autyzm to przekleństwo i wykluczenie.

Możesz pomóc! W Bielsku-Białej od ponad dziesięciu lat działa terenowy oddział Krajowego Towarzystwa Autyzmu, zrzeszający kilkadziesiąt osób – oprócz rodziców są to również specjaliści na codzień zajmujący się pracą z dziećmi autystycznymi. Celem stowarzyszenia jest zapewnienie jak najbardziej kompleksowej i wszechstronnej opieki osobom z autyzmem w naszym regionie. Ten region obejmuje miasto Bielsko-Białą oraz kilka powiatów z nim sąsiadujących, czyli: bielski, cieszyński, żywiecki, pszczyński, a także wadowicki. Potrzeby są naprawdę duże – na tym terenie jest już blisko 100 dzieci z diagnozą autyzmu, a ich ilość rośnie niemal z miesiąca na miesiąc. – Jednym z naszych najważniejszych celów, jaki wyznaczyliśmy sobie ostatnio – a zarazem największych wyzwań – jest powołanie do życia kompleksowego ośrodka terapeutyczno-opiekuńczego – mówi Piotr Czaderna, prezes bielskiego oddziału KTA. – Ośrodek – w założeniu wszechstronny i uniwersalny – zapewniłby pomoc, opiekę oraz schronienie wszystkim autystom: od rozpoznania, poprzez indywidualną terapię oraz porady i konsultacje, aż po zabezpieczenie – docelowo – dorosłym już osobom autystycznym stałego miejsca pobytu i pracy – dodaje prezes. Koszt zrealizowania takiego przedsięwzięcia jest ogromny i każdy najmniejszy nawet dar w postaci darowizny pieniężnej będzie powitany przez stowarzyszenie z ogromną radością oraz wdzięcznością. Numer konta, na które można wpłacać pieniądze to 55 1050 1070 1000 0022 3906 3023 (ING Bank Śląski). Stowarzyszenie jest Organizacją Pożytku Publicznego, więc można także zadeklarować na jego cele 1% podatku dochodowego od osób fizycznych w rozliczeniach rocznych – KRS 0000151954. Wkrótce będzie dostępny bardzo piękny kalendarz na rok 2014 z uroczymi zdjęciami dzieci dotkniętych autyzmem. Szczegóły na stronie internetowej stowarzyszenia: www.kta-bielsko.pl Fotografie wykonała Adriana Wrzesińska (afotografia.pl).

87


to warto

CZYTAMY Widoki z mojego okna Małgorzata Kalicińska

Widoki z mojego okna wzięły się z prób krótkopisania Małgorzaty Kalicińskiej. Pisarka twierdziła, że nie radzi sobie z małymi formami, ale uparta Joanna Laprus-Mikulska, pierwsza redaktor naczelna wydawanego w latach 2008–2012 miesięcznika „Bluszcz”, namówiła Kalicińską do współpracy w roli felietonistki. Autorka tak mówi o wynikach: „Znanym felietonistom nie dorastałam i nie dorastam do pięt, ale to dobrze! Jest się do czego wspinać. Nie są to klasyczne felietony, a wyroby felietonopodobne, więc nazwałyśmy je z Joasią felkami”. W rok po zamknięciu „Bluszcza” pozbieraliśmy jeszcze nieco tych felków z bloga Małgorzaty Kalicińskiej i oddajemy Wam do rąk stare i nowe „Widoki z mojego okna”.

Inne zasady lata

Benjamin Alire Saenz El Paso. Dwóch nastoletnich samotników o niecodziennych imionach. Arystoteles. Wściekły nastolatek, którego brat siedzi w więzieniu. Dante. Mądrala i artysta z nietypowym poglądem na świat. Zdaje się, że nie mają ze sobą nic wspólnego. Ale kiedy zaczynają spędzać ze sobą czas, odkrywają przyjaźń, która zmieni ich życie. Przyjaźń, która sprawi, że nauczą się najważniejszej prawdy o sobie i akceptacji tego, kim tak naprawdę chcą być. Autor w bardzo subtelny sposób przedstawia, życie, rozterki i problemy nastolatków wciąż szukających akceptacji i swojego miejsca w świecie. Jest to książka dla każdego, kto pragnie choć na chwilę wrócić do czasów nastoletnich. Powieść „Inne zasady lata” uczy tolerancji i otwartości w „świecie sprzyjającym tylko niektórym miłościom”. Jest prawdziwa.

Smoczek Marian z Drakosławic Ewa Mleczko & Andrzej Mleczko

Wyjątkowy debiut Andrzeja Mleczki i jego córki Ewy. On – po raz pierwszy rysuje dla dzieci. Ona – po raz pierwszy pisze bajki. Razem stworzyli postaci i ilustracje do książki, której inspiracją jest synek autorki i wnuczek rysownika – Mateusz. Jak wszystkie dzieci uwielbia on opowieści na dobranoc. Tak powstały niezwykłe przygody „Smoczka Mariana z Drakowsławic”, w których Ewa Mleczko przekazuje dzieciom pozytywne i uśmiechnięte spojrzenie na świat. W książce rezolutnemu Mariankowi towarzyszy jego rodzina i przyjaciele – mama Izabela, tata Roman, jaszczurka Lucyna, krokodyl Wiesiek, żółw Szybki Dżony i malutki pająk. Wszyscy zabierają czytelników w kolorową, pełną niespodzianek podróż i uczą czym jest prawdziwa przyjaźń. Dzieci dowiedzą się, jak radzić sobie w trudnych sytuacjach i co znaczą niektóre słowa.

Wyprawy po przyprawy Stevie Parle & Emma Grazette

Opracowanie: redakcja, foto: mat. prasowe firm

Wyrusz w fascynującą i aromatyczną podróż! Stevie i Emma przewodnicy w programie „Wyprawy po przyprawy” podróżują po świecie w poszukiwaniu niepowtarzalnych smaków i przepisów. Udaj się do Meksyku, który jest ojczyzną papryczki chili i posmakuj zielonego chili con carne. Dowiedz się, jak olejek z chili pomaga w leczeniu przeziębienia. Znajdź goździki na Zanzibarze. Poznaj przepis na korzenne lody, a swojej skórze zaserwuj peeling z goździków i wody różanej. Wyrusz po aromatyczny kmin do Turcji (nie pomyl go z kminkiem!) i spróbuj kminowych placuszków z cukinii. Czy wiesz, że kmin to świetny środek na bezsenność? Spróbuj cynamonu prosto z Kerali i poznaj przepis na pączki buñuelos z dynią, sama zrób cynamonowy błyszczyk do ust. Zerwij kwiat muszkatołowy na Grenadzie i przyrządź rzymskie gnocchi ze smażoną szałwią, a na święta koniecznie wybróbuj przepis na likier jajeczny z gałką muszkatołową. Po czarny pieprz udaj się do Kambodży i skuś się na wołowe carpaccio, a na deser zaserwuj sobie przepyszne duńskie bożonarodzeniowe ciasteczka. Dzięki tym wyprawom, poznasz ponad 100 smakowitych przepisów prosto z ojczyzny każdej z przypraw. Do tego mnóstwo porad oraz niezwykłych fotografii. Przygotuj się na odkrycie magii przypraw!

rubryka redagowana we współpracy z:

88


D R U K A R N I A

nowoczesny park maszynowy

wieloletnie

doświadczenie elastyczność

terminowość jakość... MKC Print Sp. z o.o. 41-902 Bytom, ul. Bernardyńska 1 tel. +48 32 243 50 35, kom. +48 607DRUKUJ drukarnia@printimus.pl · www.printimus.pl

89

REKLAMA

sprawdź nas!


90


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.