2B STYLE No#20

Page 1

Jedyny taki magazyn lifestylowy

ale numer! 1[20] 2016 czasopismo bezpłatne ISSN 2084-4867 luty-marzec 2016 www.2bstyle.pl


REKLAMA

2


HC3 Skinshooter Klapp Cosmetics MEZOTERAPIA BEZIGŁOWA

• NAPINA I WYGŁADZA SKÓRĘ DAJĄC NATYCHMIASTOWY EFEKT LIFTINGU – W ZNACZNY SPOSÓB POPRAWIA NAWILŻENIE SKÓRY • PRZYWRACA SKÓRZE MŁODY WYGLĄD – ZNACZĄCO POPRAWIA MIKROCYRKULACJĘ • WSZYSTKIE PRODUKTY SĄ WOLNE OD PARABENÓW, PEG, ALKOHOLU I OLEJÓW MINERALNYCH

Kuracje Clinical Care zawierają wysokowartościowe substancje aktywne. 6 rodzajów serum Clinical Care opracowane zostało dla potrzeb zabiegu w profesjonalnym gabinecie.

QR CODE

Dzięki możliwości użycia urządzenia HC3 Skinshooter, po załadowaniu odpowiednio dobranej fiolki, mamy możliwość wprowadzenia substancji aktywnych w głąb skóry, wykorzystując zjawisko elektroporacji.

Wygenerowano na www.qr-online.pl

3

REKLAMA

ul. Legionów 26-28 budynek H kompleks Nowe Miasto, 43-300 Bielsko-Biała, tel. 33 810 69 89, 533 463 443 www.tkalniaurody.pl


na wstępie czasopismo bezpłatne ISSN 2084-48 foto: © OlegDoroshin/fotolia

LEK NA CAŁE ZŁO? Felis catus, kot domowy, Mruczek. Jest z nami od tysięcy lat, a mimo to, do dziś nie wiemy dlaczego nie poznaliśmy jego tajemnic. Nie możemy być pewnymi, czy głaskając kota ten mruczy, bo jest z tego faktu zadowolony. Otoczony w starożytnym Egipcie boskim kultem, wznoszono mu pomniki i świątynie, często obrazowany jako kobieta

napisz do nas: redakcja@2bstyle.pl Wydawca: MEDIANI Anita Szymańska, www.mediani.pl ul. Janowicka 111a, 43-344 Bielsko-Biała e-mail: mediani@mediani.pl tel. 504 98 93 97

połową. Dlaczego tak bardzo lubimy towarzystwo kota? Bo czy kot lubi nasze towarzystwo, tego nie możemy być pewni. Faktem jest, że kot może być lekiem na całe zło, bo gdy przytuli się i zamruczy, to wszystkie troski odpływają gdzieś w niebyt. Gdy coś

2B STYLE ul. Janowicka 111a, 43-344 Bielsko-Biała e-mail: redakcja@2bstyle.pl www.2bstyle.pl

boli, a nasz Mruczek się przytuli, to ból ustępuje. Wracamy do domu, a tu czeka na

Redaktor Naczelna: Agnieszka Ściera Reklama: reklama@2bstyle.pl, tel. 609 63 73 83 Zespół redakcyjny: Agnieszka Ściera (tekst), Anita Szymańska (tekst & foto), Katarzyna Górna-Oremus (tekst), Ewa Krokosińska-Surowiec (tekst) Roman Kolano (tekst), Beata Bojda (uroda) Łukasz Kitliński (foto), Adrian Lach (foto), Bastek Czernek (foto), Gaba Kliś (architektura & design), Basia Puchala (tekst), Anna Popis-Witkowska (korekta), Marcin Urbaniak (IT). Grafika i skład: Mediani | www.mediani.pl Druk: Drukarnia RABARBAR

mu więcej miejsca, a nawet zawładnął naszą okładką.

Wydawnictwo bezpłatne, nie do sprzedaży. Copyright © MEDIANI Anita Szymańska Przedruki po uzyskaniu zgody Wydawcy. Listy: e-mail: redakcja@2bstyle.pl Redakcja nie zwraca tekstów niezamówionych i nie odpowiada za treść umieszczonych reklam. Redakcja ma prawo do skrótu tekstów. Wydawca ma prawo odmówić umieszczania reklamy lub ogłoszenia, jeśli ich treść lub forma są sprzeczne z obowiązującym prawem lub linią programową lub charakterem pisma. Produkty na zdjęciach mogą się różnić od ich rzeczywistego wizerunku. Ostateczną ofertę podaje sprzedawca. Niniejsza publikacja nie jest ofertą w rozumieniu prawa. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za opinie osób, zamieszczone w wypowiedziach i wywiadach.

Nasz adres: 1PznzUrzpn3W4imdUtkJgdLWnVGEYMQCCC

z głową kota. To mogło by tłumaczyć trudność zrozumienia połowy populacji z drugą

2B STYLE jest czasopismem zarejestrowanym w Sądzie Okręgowym w Bielsku-Białej.

PARTNER MEDIALNY:

nas to ciepłe futerko. Kot to intrygujące i fascynujące zwierzę, dlatego poświęciliśmy

Agnieszka Ściera Redaktor Naczelna

Okoliczności 6-9 Historia Studio Filmów Rysunkowych w anegdocie 10-11 Ludzie Na szlaku skandynawskiej sagi 12-13 W kuchni na scenie czy na planie – zawsze na 100% – Iza Kapias 14-16 Pasje Słowa to całość z muzyką – Piotr Wróbel 18-21 Moda Potrzeba odrobinę szczęścia 22-25 Dynasty. Ula Kóska 52-57

QR CODE Wygenerowano na www.qr-online.pl

JESTEŚMY NA

Sztuka Artyści są potrzebni 26-29 Biznes Absolwent na rynku pracy 30-32

I TU QR CODE Wygenerowano na www.qr-online.pl

Chcesz wesprzeć magazyn 2B STYLE? Możesz wpłacić BITCOINY! Zeskanuj kod, zainstaluj portfel i przelewaj :)

Nasz temat Po co nam koty? 34-35 Koci świat 36-37 Felieton Mas kotka 38-39

4

Inicjatywy Bielskie kino akcji 40 Piętnaście lat pracy fotografki 41 Foto Diana Lapin 42-45 Agnieszka Morcinek 46-51 Uroda i Zdrowie W zieleni im do twarzy 58-59 Badanie genetyczne predyspozycji do nadwagi i otyłości 60 Smile design 61 Ta sama panna młoda w 5 odsłonach 62-63 Kulinaria Najsłodsze miejsce w Żywcu 64-65 Rarytas w Bielsku-Białej 66-67 Śniadanie wielkanocne 68 Rozgrzewka 69-70 Śląskie na co dzień 72-73 Ekologia 74-75 Architektura & Design Inny Świat 76-79 Polecamy 80 Nie zza firanki 82-85 Literatura 86


WEKTOR

salon i serwis

www.wektor.pl

5

REKLAMA

BIELSKO-BIAŁA, UL. WARSZAWSKA 295, TEL. (33) 829 56 00, (33) 829 56 10 OŚWIĘCIM-BABICE, UL. KRAKOWSKA 19 (WYLOT NA CHRZANÓW), TEL. (33) 841 18 41


okoliczności

WYDARZYŁO SIĘ

Piękne trzydziestolecie Zespół Tańca i Piosenki „Jarzębinki” obchodzi w tym roku swoje trzydzieste urodziny. Z tej okazji Bielskim Centrum Kultury odbyła się jubileuszowa gala. Artyści, którzy 6 lutego pojawili się na scenie zachwycili publiczność. Barbara Komarnicka-Drużbicz, założycielka oraz kierownik artystyczny grupy usłyszała wiele słów od rodziców swoich podopiecznych, a także wiernych fanów zespołu. „Jarzębinki”, które działają pod patronetem Bielskiego Centrum Kultury, powstały w 1986 roku. Niemal trzy dekady później są znakiem rozpoznawczym Bielska-Białej na świecie. Grupa święci triumfy wszędzie tam, gdzie się pojawi. Zdobywa uznanie na międzynarodowych festiwalach i nagrody w kraju. Zespół często koncertuje wraz z gwiazdami dorosłej estrady. Wielokrotnie brał udział w programach telewizyjnych dla dzieci i młodzieży. W trakcie jubileuszowej gali zespół zaprezentował spektakl złożony ze swoich „złotych przebojów”, czyli układów, które zdobywały nagrody na prestiżowych przeglądach. Widownia zobaczyła wszystkich członków zespołu. Od tych najmłodszych po doświadczoną grupę reprezentacyjną. Koncert, dzięki zaangażowaniu Barbary Komarnickiej-Drużbicz oraz Aleksandry Komarnickiej, był kolorowy i radosny. Stroje zmieniały się jak w kalejdoskopie, przed koncertem były listy gratulacyjne i dyplomy od prezydenta Jacka Krywulta i odznaczenie wręczone przez radną sejmiku śląskiego Sylwię Cieślar, a na koniec mnóstwo kwiatów, życzeń i ogromny tort.

5 Puchar Reksia 7 lutego rozegrał się 5 Puchar Reksia. To były rekordowe zawody – ponad 380 zawodników w wieku 3-14 lat i ponad 1000 kibiców. Fantastyczna zabawa i nagrody. Organizatorzy zapowiadają już kolejny Puchar Reksia na styczeń 2017 z nadzieją, że warunki śniegowe będą znacznie lepsze. | Więcej na: pucharreksia.pl

6

Na rockowo Uczniowie belskiego liceum im. St. Żeromskiego wdrożyli w życie ciekawy projekt społeczny Sound’N Crew. Jego finał odbył się 12 lutego, na rozpoczęcie zimowych ferii, w klubie Rudeboy, kiedy to na scenie zaprezentowały się aż cztery zespoły: Bucketslide, Rocker Soul, Harpago i Rastafajrant. Akcja odbyła się w ramach olimpiady „Zwolnieni z teorii”. Sound’N Crew tworzą tegoroczni maturzyści liceum im. Stefana Żeromskiego w Bielsku-Białej: Aleksander Tomala, Zofia Sikora, Agnieszka Gęca, Alicja Filipczyk oraz uczeń liceum im. M. Reja – Szymon Smolin. – Nasz projekt opierał się na organizacji serii koncertów początkujących zespołów, duetów i artystów solowych w bielskich klubach, kawiarniach. Pieniądze zebrane ze sprzedaży biletów przeznaczyliśmy na pomoc fundacji „Drachma” zajmującej się dziećmi chorymi na Zespół Downa. Przy wejściu na koncert od uczestników zbierane były również plastikowe nakrętki, które przekazaliśmy Stowarzyszeniu „Teatr Grodzki” na budowę ich własnego teatru w Bielsku-Białej – mówi Aleksander Tomala. Olimpiada „Zwolnieni z teorii” jest kierowana do studentów i uczniów szkół ponadgimnazjalnych. Jej celem jest rozwój praktycznych umiejętności uczestników z zakresu zarządzania projektami oraz inspiracja do aktywności społecznej. Wyzwaniem uczestników jest zrealizowanie własnego projektu społecznego. Wszyscy, którym uda się dokończyć projekt, otrzymają certyfikaty z zarządzania – Project Management Principles. – W naszych eventach wzięło łącznie udział ponad pięćset osób, a w ich tworzenie zaangażowanych było blisko pięćdziesiąt. W ramach projektu zapraszamy również do naszego domowego studia nagrań artystów, z którymi nagrywamy ich autorskie utwory lub covery, następnie udostępniamy je na naszym koncie na YouTube’ie i promujemy na facebookowym fanpage’u. Nagraliśmy już trzy kawałki, a w przygotowaniu są kolejne dwa. Dotychczas odbyło się siedem koncertów. Zagrali dla nas: Bucketslide, Rocker Soul, Harpago i Rastafajrant, Free Frip, Hypnosize, Raging Edge, duet Natalia Bukowska i Szymon Smolin oraz solistki Katarzyna Kos i Paulina Holisz, Rocker Soul, Bucketslide, Freak’N Over, Nowy Horyzont – kontynuuje Aleksander. 2B STYLE objął patronat medialny nad akcją. Sound’N Crew - linki https://www.facebook.com/soundncrew/?fref=ts https://www.youtube.com/channel/UCTlSkWluKAQz2imvtyN1Wpg nick na instagramie : soundncrew Foto: materiały prasowe


Zostań Królową Wiosennych Zakupów!

QR CODE Wygenerowano na www.qr-online.pl

Zeskanuj kod i kliknij Chcesz wiedzieć więcej o organizowanych przez nas wydarzeniach? Zobacz:

www.

7

.pl REKLAMA

Dołącz do nas na Facebook-u www.facebook.com/ GALERIALIDER


okoliczności

Fot. Tomasz Mreńca

POLECAMY

Pokaz charytatywny na stałe wpisał się w kalendarz wydarzeń kulturalnych w Bielsku-Białej. Jego pomysłodawczynią jest Lucyna Grabowska, właścicielka agencji Grabowska Models. 13 marca będzie miała miejsce trzynasta odsłona pokazu, w którym z roku na rok bierze udział coraz więcej osób. W kolekcjach odzieży zaprezentują się osoby ze świata biznesu, kultury i sztuki, a także samorządowcy. Każdy z nich, aby pojawić się na scenie, wpłaci określoną sumą. W ubiegłym roku udało się zebrać rekordową kwotę, którą przekazano dwóm ośrodkom: Salwatoriańskiemu Stowarzyszeniu Hospicyjnemu oraz Domowi Dziecka w Bielsku-Białej. Organizatorka Pokazu, Lucyna Grabowska liczy, że w tym roku padnie kolejny rekord. 2B STYLE całym sercem wspiera i patronuje temu niezwykłemu wydarzeniu charytatywnemu.

Fot. Niecodzienna

XIII Charytatywny Pokaz Ludzi Wielkiego Serca

Doświadczanie przyjemności w jedzeniu Niecodzienna Bistro Cafe w Bielsku-Białej, to klimat prawdziwych prostych smaków w scenerii Cygańskiego Lasu. Jej symbolem jest czterolistna koniczyna, na znak szczęścia. Bielszczanie doskonale znają to miejsce, ale dawny„Czerwony Kapturek” to już historia. Nowi właściciele zmienili restaurację nie do poznania! Zależało im na tym, żeby nie tylko nazwa była intrygująca a wystrój przyjemny. Każdy gość, każda rodzina, dorośli i dzieci znajdą tu coś dla siebie. Znakomite miejsce na (nie)codzienny obiad, wspaniałą kolację czy okolicznościowe przyjęcie. | www.niecodzienna.com

Pracownia Fryzjerska Herok Design Działająca od 20 lat na bielskim rynku Pracownia Fryzjerska HEROK DESIGN, od stycznia funkcjonuje w nowym, inspirującym i pięknym miejscu. Stałe klientki i klienci będą zachwyceni pełnym światła wnętrzem i dającym wytchnienie widokiem z balkonu. Pracownia Fryzjerska Herok Design, Plac Marcina Lutra 14, Bielsko-Biała, tel. 509 844 413 | Więcej: Facebook / Herok Design

8


FUNDACJA LEKARZE LEKARZOM Tekst: Zyta Kaźmierczak-Zagórska, Przewodnicząca Rady Fundacji Większość z nas już o tym nie pamięta, ale w latach 2009-2010 nawiedziły nas klęski żywiołowe, które dotknęły również lekarzy i lekarzy dentystów. W wyniku powodzi, szczególnie w 2010 roku, niektórzy koledzy ponieśli dotkliwe straty. Wówczas narodził się pomysł, aby w ramach samorządu lekarskiego stworzyć jakąś formę wzajemnej pomocy. W wyniku dyskusji, również z prawnikami, postanowiliśmy powołać fundację, której głównym celem będzie niesienie pomocy lekarzom w potrzebie. Fundacja została nazwana Lekarze Lekarzom. Osobiście jestem bardzo zadowolona, że mój pomysł nadania tej nazwy został zaakceptowany przez Naczelną Radę Lekarską, ponieważ moim zdaniem w prosty sposób oddaje ona ideę działania fundacji. Fundacja Lekarze Lekarzom oficjalnie została powołana uchwałą NRL nr 34/10/VI w dniu 3 września 2010 r. Procedura formalnej rejestracji w sądzie w Warszawie trwała długo, dopiero w 2015 r. Fundacja uzyskała osobowość prawną i rozpoczęła swą działalność. Zgodnie z założeniami pragniemy: – udzielać pomocy finansowej lekarzom znajdującym się w trudnej sytuacji materialnej, przede wszystkim z powodu następstw klęsk żywiołowych, ale też innych nadzwyczajnych okoliczności; – pomagać materialnie owdowiałym małżonkom lekarzy; – organizować pomoc dla szczególnie uzdolnionych dzieci lekarzy znajdujących się w trudnej sytuacji finansowej; – prowadzić działalność w zakresie pomocy materialnej lekarzom emerytom, rencistom i kolegom nie wykonującym zawodu, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji życiowej. Planujemy ponadto wspierać finansowo inicjatywy samorządu zawodowego lekarzy w zakresie opieki zdrowotnej i społecznej. Przewidujemy również organizowanie i dofinansowywanie przedsięwzięć edukacyjnych. Cele te chcemy realizować poprzez: – udzielanie wsparcia finansowego w formie zapomóg bezzwrotnych i zwrotnych oraz stypendiów; – dofinansowywanie zabiegów medycznych i rehabilitacyjnych, pobytu w sanatoriach lub domach opieki społecznej; – organizowanie pomocy rzeczowej. Wymienione powyżej zamierzenia są bardzo ambitne i realizacja ich będzie wymagała zgromadzenia środków finansowych. Koleżanki i Koledzy, W związku z trwającym okresem rozliczania podatku PIT jest teraz doskonała okazja, aby podjąć decyzję o przekazaniu 1% podatku na rzecz Fundacji „Lekarze Lekarzom”, Przygotowaliśmy informację z numerem konta bankowego Fundacji, na które można wpłacać 1% podatku . Gorąco liczymy na Państwa darowizny na rzecz Fundacji i zapewniamy, że środki te zostaną wykorzystane zgodnie ze statutem, dla dobra potrzebujących.

PROMOCJA

1. 2. 3.

9


historia

STUDIO FILMÓW RYSUNKOWYCH W ANEGDOCIE Odcinek

1

Opowiada: Marian Cholerek, foto: Henryk Pollak

Będąc młodym człowiekiem, zajmowałem bardzo poważne, fizyczne stanowisko w pewnej spółce rzemieślniczej mieszczącej się przy ulicy Cieszyńskie.(dziś już nie istnieje). Produkowano tam spiralne węże. Kiedyś ręcznie wykonywali je ludzie, dzisiaj robią je maszyny. Wówczas praca była bardzo ciężka. Zajmowałem stanowisko „młodszego nawijacza węży”. Kolejnego stopnia w karierze zawodowej już nie osiągnąłem w tym zakładzie pracy. Nie doczekałem się „starszego nawijacza węży”, ponieważ pewnego dnia moja babcia oznajmiła, że podczas plenum Komitetu Powiatowego Partii umówiła mnie z dyrektorem Studia Filmów Rysunkowych w sprawie pracy. Siedziba partii mieściła się w budynku dzisiejszego sądu w Bielsku-Białej a ja urodziłem się na placu Smołki pod numerem czwartym. Wybrałem się pod wskazany przez babcię adres. W sekretariacie Studia Filmów Rysunkowych akurat był remont. Jako sekretarka pracowała tam moja koleżanka z podstawówki Bożenka Osiecimska.. Byłem wtedy młody i przystojny. – Rany boskie, Marian, nie przychodź tutaj! – Ale ja tu jestem umówiony na spotkanie w sprawie pracy… – Zaraz wpadnie tu nasza starsza personalna i zacznie rozdziawiać swoją „twarz”. Byłem dość ekstrawagancko ubrany. Bryczesy, wysokie buty, skóra, taka jeszcze z drugiej wojny światowej. Rozsiadłem się bardzo wygodnie w fotelu i nonszalancko założyłem nogę na nogę. Weszła kobieta zapowiedziana apokaliptycznie przez sekretarkę. – Ile razy muszę panu mówić, że nie ma tu pracy dla pana? – Zamknij się… Kobieto – odpowiedziałem zdecydowanie. I w tym momencie do pomieszczenia wszedł dyrektor Jerzy Schenborn – znakomita jednostka ludzka – Panie Marianie, proszę do mojego gabinetu. Po naszej rozmowie dyrektor wyszedł do sekretariatu i przez otwarte drzwi usłyszałem jak z charakterystycznym „r” mówi do pracownicy: – Pan Marian będzie od dzisiaj dla nas pracował. Było to 1 lipca 1969 roku. Tego samego dnia zaprowadzono mnie do nowego pawilonu animacji. W pokoju znajdowali się sami faceci. Była to śmietanka studia tzw „Sufragani”. Swoją pracę zacząłem od podstaw, czyli od szkiców. Na początek dostałem do rysowania główki Bolka i Lolka. Rysowałem od dziecka, więc mimo że była to trudna praca, sprawiała mi wiele przyjemności. Rysowałem po swojemu. Jeden z pracowników, który też zajmował się rysowaniem bohaterów, powycinał w linijce różnej wielkości kółeczka i w ten sposób wykonał sobie gotowy szymel główek. Jako nowemu pracownikowi chłopaki robili mi różnego rodzaju żarciki. Kiedy było ciepło, to w butach rano znajdowałem wodę, zimną jak lód. Ja też robiłem im jakieś zabawne numery. Na pożegnanie postawiłem im wódkę i porządną kiełbasę. Przeprosili mnie wtedy za wszystkie głupie kawały. To byli fajni chłopcy. Wszyscy byliśmy wtedy piękni, młodzi i skorzy do głupot. Wszędzie trzeba umieć współżyć z ludźmi. W tym studiu zawiązały się prawdziwe męskie przyjaźnie. Dyrektor po jakimś czasie przydzielił mnie do animatora, na stanowisko fazisty, który zajmował się wypełnianiem rysunków animacyjnych. To był kolejny szczebel mojej rysunkowej kariery. Animator,

10

Sufragani. Stoją od lewej: Marian Cholerek, Wiktor Kasza, Jan Hoder, Ryszard Lepióra, Leszek Piaseczyński, Stefan Simka, Kazimierz Faber, Tadeusz Gwizda. Siedzą od lewej: Rufin Struzik, Oleg Płonka, Stanisław Świder. Foto: Henryk Pollak

Tadeusz Gwizdak, którego byłem podwładnym, był, jak to się mówi, raptusem. Gość był niesamowicie nerwowy, mimo to reszta pracowników znosiła te jego humory. Ciągle poprawiał moje rysunki, nigdy nie był z nich zadowolony, a sam naprawdę świetnie rysował. Pewnego razu przerysowałem kilka elementów w jego rysunkach i dałem mu jako swoje. Nie spodobały mu się. Ryknął na mnie opryskliwie: – to wszystko do d…! – Panie Tadeuszu, ale to są pana rysunki. Ja je tylko nieznacznie poprawiłem i podpisałem swoim nazwiskiem. Okrutnie się zdenerwował. Walnął drzwiami z całej siły, wyszedł bez słowa. Wtedy zyskałem poważanie u kolegów, że ktoś mu się postawił. W dalszej kolejności mojej edukacji zaopiekował się mną pewien Ślązak z Katowic. Nazywał się Rufin Struzik. Rysował genialnie. Jego wzorce Bolka i Lolka powalały talentem. Zostałem jego podwładnym. Świetnie się z nim pracowało i bardzo dobrze się przy nim czułem. Codziennie na koniec pracy trzeba było złożyć się na flaszkę. Jako że byłem najmłodszy, miałem obowiązek niezwłocznie ją dostarczyć. Pewnego dnia, podczas jednego z tzw. „nalotów”, powiedział do mnie dyrektor: – Panie Marianie, proszę ze mną. Pracowniczą normą na moim stanowisku było wykonanie 20-25 rysunków dziennie. Ja robiłem tyle rysunków w ciągu godziny. Sprawą oczywistą było to, że za ponadnormatywną pracę otrzymywało się dodatkowe wynagrodzenie. Zarabiałem wtedy bardzo dużo. Moja praca i osiągnięcia spotkały się z zawiścią współpracowników. Żeby zapobiec tej nieprzyjemnej sytuacji, dyrektor postanowił mnie awansować. – Panie Marianie, może zacznie pan animować? To było około pół roku od momentu zatrudnienia w studiu. Zgodziłem się bez namysłu. Na nowym stanowisku poczułem się pewniej. Stanisław Dulz, który pracował nad nowym filmem, pamiętam tytuł: „Powrót Baltazara Gąbki”. dawał mi do wykonania proste ujęcia


Awangarda Studia Filmów Rysunkowych, rok 1963. Od lewej: Władysław Nehrebecki, Leszek Lorek, Stanisław Dulz, Lechosław Marszałek, Edward Wator, Mirosław Kijowicz, Alfred Ledwig, Dyr. Jerzy Schenborn, Leszek Mech i Wacław Weiser.

Reżyser Lechosław Marszałek

Dyrektor Jerzy Schenborn

Reżyser Stanisław Dulz

techniczne, dające duże możliwości poznawania zawodu od strony trików. Nigdy nie zapomnę sekwencji piłowania deski przez Smoka Wawelskiego, którą wykonywałem pod jego opieką. Bardzo dużo od niego się nauczyłem. To Staszek odkrył przede mną wiele zawodowych tajemnic. I nastał dzień, którego nigdy nie zapomnę . Wezwał mnie dyrektor do siebie i… – Panie Marianie, przyszedł mi do głowy pewien pomysł, mam dla pana propozycję. Wyjął ostrożnie z szuflady pożółkłą kartkę z tekstem i położył delikatnie przede mną na biórku. – To jest scenariusz mojego przyjaciela z Warszawy. Mnie się temat bardzo podoba. Czy podjąłby się pan jego realizacji? Wziąłem ten, mocno sfatygowany scenariusz, którego nikt nie chciał się tknąć… i go zrobiłem. To była moja pierwsza ambitna praca. Razem z kolegą zza biurka, Jasie Hoderem, zaczęliśmy pracę nad filmem pod tytułem „Jutro”. Ja zajmowałem się główną animacją, a on fazował. Po jakimś czasie przyłączył się do nas jakiś „gość znikąd” – Wiesław Zięba. Był satyrykiem, który rysował dla „Trybuny Robotniczej” dziwne żarty w stylu: jest sobie zegar słoneczny, obok siedzi człowiek, który wbija kołek w cień wskazówki. Realizacja tego filmu zajęła naszej trójce cztery miesiące. Obraz był futurystyczny, scenariusz krótki. Bohater pojawiał się w różnych miejscach i za każdym razem wymieniał mózg. Puenta była taka, że najlepiej czuł się ze swoim „domowym” mózgiem siedząc przed telewizorem. Podczas kolaudacji (komisyjne obejrzenie filmu – przyp. red.), jeszcze bez dźwięku, Stasiu Gołąb (teraz Stanley Golab) – operator, robił okładkę dla pierwszej płyty zespołu Anawa. – Marian – zwrócił się do mnie ówczesny Stasiu – ja tu widzę Kantego Pawluśkiewicza. – Super! Ale jak go namierzyć?

Operator Henryk Pollak

Marian Cholerek

Wsiedliśmy do malucha i pojechaliśmy go namierzać. Trafiliśmy na imprezę krakowskiej bohemy. Trwaliśmy w tym Krakowie ze trzy dni. Choć przyjechałem z gotowym scenopisem, nie mogłem się z Krakowa wydostać. Po pewnym czasie Pawluśkiewicz przyjechał do mnie, nie obyło się bez imprezy. – Marian, masz fortepian? – Nie mam. To był wystarczający powód, żeby znowu zrobić imprezę. Później okazało się, że Pawluśkiewicz przyjechał z gotową partyturą. Do dzisiaj wypominam mu, że nie wspomniał w swojej książce, że debiutował w moim filmie. Na drugi dzień od przyjazdu muzyka weszliśmy do studia. Dołączyli do nas inni muzycy. Przybył także Albert Strobel. Janek zmontował fortepian w ten sposób, że do młoteczków powbijał pinezki i zrobił z niego falset. Otokar Balcy, z tą swoją fajeczką w ustach, patrzył na to wszystko z powątpiewaniem. Zespół w godzinę nagrał prześmieszną muzyczkę. Później odbyła się druga kolaudacja. Zebrało się szacowne grono moich kolegów, reżyserów, animatorów oraz kierowniczka produkcji, fantastyczna Nina Kowalik. Byłem ogromnie spięty. Pierwszy raz film przeleciał jeszcze bez dźwięku. Po zakończeniu emisji cisza nadal trwała. – Może ktoś zabierze głos – powiedział dyrektor. – No co, panowie, kolega zrobił bezczelnie dobry film. Podoba mi się, panie Marianie. Później do obrazu dołączył dźwięk. Film na tamte czasy był zjawiskowy. Posypały się nagrody i słowa uznania. W pewnym konkursie film otrzymał nagrodę dziennikarzy. Główną nagrodę dostał film „Ręka”, ale w kulisach nie brakowało głosów, że to ja powinienem zdobyć główną nagrodę. Ciąg dalszy nastąpi...

11


ludzie

Na szlaku skandynawskiej sagi Tekst: Katarzyna Górna-Oremus, zdjęcia: Klaudyna Góralska, Krzysztof Buratyński

TO HISTORIA KOBIETY, KTÓRA ZDECYDOWAŁA SIĘ ZREALIZOWAĆ SWOJE MARZENIE. KLAUDYNA POSTANOWIŁA, ŻE DOTRZE DO MIEJSC, W KTÓRYCH TOCZYŁA SIĘ AKCJA NAJBARDZIEJ PRZEZ NIĄ CENIONYCH KSIĄŻEK. W UBIEGŁYM ROKU PODJĘŁA SIĘ ZADANIA, KTÓREGO WYKONANIE GRANICZYŁO NIEMAL Z CUDEM. PODĄŻYŁA SZLAKIEM BOHATERÓW SAGI O LUDZIACH LODU, KTÓRA MA RZESZE FANÓW NA CAŁYM ŚWIECIE, A W POLSCE WCIĄŻ ŚWIĘCI TRIUMFY. „2B STYLE” TOWARZYSZYŁO RUDOWŁOSEJ ARTYSTCE W JEDNEJ Z JEJ PODRÓŻY – DO NORWEGII. JUŻ WKRÓTCE BĘDZIEMY MOGLI PODZIWIAĆ EFEKTY PROJEKTU. POWSTAJE FILM DOKUMENTALNY.

– Zawsze pragnęłam dotrzeć do serca, gdzie to wszystko powstało. To uczucie, które nie ma sobie równych – mówi w rozmowie z „2B STYLE” Klaudyna Góralska, charakteryzatorka, filmoznawca po Uniwersytecie Jagiellońskim, krytyk filmowy, scenarzystka, założycielka krakowskiej grupy teatralno-musicalowej Mandragora.

TEN LAS BYŁ PRZYJAZNY

Trzy kobiety w ciszy i skupieniu pokonywały drogę. Klaudyna pełna pomysłów i z mapą w dłoniach. Magda, która ze stoickim spokojem obserwowała słońce, zachodzące tu nieco wcześniej niż o tej porze roku w Polsce. Trzecia chodząca z głową w chmurach i mająca naiwną wiarę w dobro człowieka. Postanowiły odnaleźć miejsce znane wszystkim miłośnikom Sagi o Ludziach Lodu – parafię Grastensholm, która według skrupulatnych obliczeń Klaudyny leży dziś obecnie w granicach Oslo. To był przełom listopada i grudnia. Druga wyprawa tropem bohaterów książek Margit Sandemo. – Już po zmroku dotarłyśmy we trójkę na porośniętą lasem górę Kolsås. Nie weszłyśmy na tarasy widokowe. Po pierwsze, wybrałyśmy inny szlak, po drugie, w takich ciemnościach miałyśmy lekkiego pietra. Lód chrzęścił pod butami, gdy wspinałyśmy się coraz wyżej. Uważnie wybierałyśmy kamienie i zagłębienia, by nie ześlizgnąć się po szklistej powierzchni. Ostatnie promienie słońca pochłonął rozłożysty, wysoki las, a zapach mchu powoli ustępował woni igliwia i wilgotnej

12

ściółki, ścinanych mrozem. Zapach grzybów, kory, jesiennych, wilgotnych liści i mroźnego powietrza. I oto jedna z odnóg szlaku doprowadziła nas w to niezwykłe miejsce… Przed nami, w dole zamajaczyły dawne tereny parafii Grastensholm. Zapadł całkowity mrok, miasto zapłonęło milionem ciepłych świateł. A my siedziałyśmy tam, w górze, na skale, wiedząc, że od cywilizacji dzieli nas 4,5 km trasy w dół. Co najdziwniejsze, nie bałyśmy się. Same, w nocy, w środku obcego, dzikiego lasu? Ten las był nam przyjazny… – wspomina na swoim blogu Klaudyna Góralska, inicjatorka projektu „Śladami Sagi o Ludziach Lodu”. Ponadto jedna z najlepszych charakteryzatorek w Krakowie, której udało się nawiązać listowny kontakt, a później spotkać osobiście z autorką sagi – Margit Sandemo.

ILE RAZY CZYTAŁAŚ SAGĘ?

Saga o Ludziach Lodu pojawiła się na polskim rynku wydawniczym w latach 90. ubiegłego wieku. Kolejne tomy szybko znikały z półek kiosków Ruchu. Pol-Nordica, ówczesny wydawca powieści sygnowanych przez norweską pisarkę Margit Sandemo, była mile zaskoczona popularnością, z jaką spotkała się seria. Polki pokochały historię Ludzi Lodu. Na tyle, że do dziś chętnie wracają do całej kolekcji, na którą składa się 47 tomów historii pełnych miłości, przygody i magii. Tak poruszających, że czytają ją wszyscy, niezależnie od wieku, a matki zachęcają do lektury swoje córki. Dziś doczekała się kolejnego wydania, które


można nabyć co tydzień w księgarniach. – To taka „Gra o tron” napisana przez kobietę. Magia, napięcie, erotyka, legendy – wszystko to przeplata się, tworząc wciągającą serię, do której z radością można wracać – mówi Klaudyna. – Sama sagę przeczytałam cztery razy. Po raz pierwszy, gdy byłam w trzeciej klasie liceum, rok później, zamiast się uczyć, pochłonęłam ją po raz drugi. Mam takie wrażenie, że gdy dzieje się coś złego w moim życiu lub szukam nowych wyzwań, to po raz kolejny sięgam po dzieje rodu Tengela Dobrego i Silje. Przyznam, że wywarły pewien wpływ na moje życie. Wysłała list, a otrzymała zaproszenie Każdy z nas ma marzenia. One popychają nas do działania i sprawiają, że stajemy się trochę lepszymi ludźmi. Dojrzewamy, zdobywamy nowe doświadczenia i uczymy się, także na własnych błędach. Klaudyna jest dowodem na to, że czasami warto postawić na swoje fantazje z młodzieńczych lat. – Margit Sandemo opisuje wszystko tak obrazowo, że zapragnęłam nie tylko zobaczyć wszystkie te miejsca, ale także stworzyć film dokumentalny, by jak najwięcej fanów mogło na własne oczy ujrzeć Dolinę Ludzi Lodu i skandynawskie krajobrazy – podkreśla nasza rozmówczyni. – Napisałam do pisarki list, w którym przedstawiłam swój pomysł zrealizowania filmu. Nie liczyłam na to, że odpisze. Tymczasem otrzymałam pocztówkę z zaproszeniem. To było naprawdę niesamowite. Okazało się, że nie wystarczy mieć marzenia. Należy znaleźć w sobie odwagę, aby je zrealizować – dodaje z uśmiechem.

NA TROPIE LUDZI LODU

Wyprawa, która pierwotnie miała być jednym wakacyjnym wyjazdem, zaowocowała kolejnymi podróżami do Skandynawii. W pierwszej połowie ubiegłego roku Klaudyna zaopatrzyła się w mapę,

sięgnęła po wszystkie tomy sagi i kolejny raz przestudiowała ich treść. Tym razem pod kątem wyjazdu. Tak powstał szlak Ludzi Lodu, który wiedzie przez Szwecję, Danię i Norwegię. – Wszystko działo się po mojej myśli. Pomyślałam sobie, że warto w trakcie wyprawy nakręcić film. Dla wszystkich tych, którzy – tak jak ja – kochają książki Sandemo. A wiem, że w Polsce jest ich bardzo wielu. Wciąż jednak brakowało nam funduszy. Postanowiłam jednak, że nie będzie to żadną przeszkodą, i wtedy, tak nagle, przyszła wiadomość o wygranych biletach na prom. Przygotowałam ekipę filmową i wyruszyliśmy do Skandynawii – wspomina.

Z WIZYTĄ U PISARKI

W pierwszej kolejności odwiedziła pisarkę, która mieszka w małym błękitnym domku wypełnionym fantastycznymi obrazami, rzeźbami i drobiazgami, które w pełni oddają charakter tej bystrej kobiety. – Drzwi otworzyła nam sama Margit. Spodziewałam się ujrzeć starszą panią, która jest zmęczona życiem, a zobaczyłam wspaniałą, pełną energii kobietę. Skończyła 91 lat, a wciąż posiada urok nastolatki. Cały czas była uśmiechnięta i przyznała, że po głowie wciąż chodzą jej nowe pomysły na powieści. Zgodziła się na film dokumentalny. Choć ostrzegła nas, że możemy mieć mały problem. Wiele miejsc bowiem istnieje tylko w jej wyobraźni. Dała nam jednak wskazówki odnośnie do tego, które miejsca istniały naprawdę, o czym dowiadywała się często już po publikacji książek, będąc pewna, że dane miejsce po prostu wymyśliła. Powiedziała nam również o kamiennym kręgu Ales Stenar na skale – tam właśnie przenocowaliśmy, oglądając wśród monumentalnych głazów niezwykły zachód słońca. Klaudyna ze swoją ekipą odnalazła także Dolinę Ludzi Lodu, którą zlokalizowa-

13

ła w Valdres. Zwiedziła Trondheim. Na przełomie listopada i grudnia powróciła do Norwegii, aby kontynuować poszukiwania w Oslo.

FILM W PREZENCIE

Wyprawy zaowocowały zdjęciami i materiałem filmowym, który już w kwietniu tego roku ujrzy światło dzienne. – Mamy za sobą wstępną selekcję materiału, scenariusz jest także na ukończeniu. Producentka jest zadowolona z naszej wspólnej pracy. Podczas wizyty obiecaliśmy Margit Sandemo, że będzie pierwszą osobą, która zobaczy film i zadecyduje, czy można zaprezentować go szerszej publiczności. Zależy nam na tym, aby przypadł jej do gustu. Ma to być w końcu prezent na jej dziewięćdziesiąte drugie urodziny, które przypadają na 23 kwietnia – wyraża nadzieję Klaudyna. Ruszyły natomiast slajdowiska, na których każdy wielbiciel Sagi o Ludziach Lodu może usłyszeć niezwykłą historię Klaudyny, zaczynającą się od słów: „Była późna jesień 1581 roku. Unosząca się w powietrzu mgła nie zdołała przesłonić widocznej na niebie krwistoczerwonej łuny ognia. W taki wieczór dwie kobiety, nie wiedząc nic o sobie, przemierzały ulice Trondheim” (Saga o Ludziach Lodu, tom 1: „Zauroczenie”). *** Projekt „Śladami Sagi o Ludziach Lodu” został zainicjowany przez Klaudynę Góralską. W realizację filmu dokumentalnego zaangażowani są również: Krzysztof Buratyński (film oraz muzyka), Wojciech Drzyżdżyk (zdjęcia). W poszukiwaniach towarzyszą jej: Ewelina Sitek , Magdalena Seweryn (rzeźbiarka, nauczycielka hindi), oraz Katarzyna Górna-Oremus (2B STYLE). Za montaż filmu odpowiadają: Karol Iwanow, Ania Korniluk (montaż). Producentem filmu jest Magdalena Jakubowska. Nasza gazeta objęła patronat medialny nad wyprawą i filmem.


ludzie

14


W KUCHNI, NA SCENIE CZY NA PLANIE – ZAWSZE NA 100% To zodiakalny Bliźniak, może dlatego z powodzeniem łączy tak wiele pasji. Iza Kapias zdobywa serca widzów po dwóch stronach Olzy, grając w popularnych serialowych produkcjach, wykonując utwory Karin Stanek i stawiając czoła kulinarnym wyzwaniom. Popularność przyniosła jej rola sympatycznej Aldonki w serialu „Przepis na życie” i od tej pory jej droga wiedzie również przez żołądek do serca tych, którzy tak jak ona lubią kulinarne eksperymenty. Z Izą Kapias rozmawia Ania Rzepka, zdjęcia: Ula Kóska, Piotr Litwic (TVN)

Ania Rzepka: Podobno kiedy kobieta zmienia fryzurę, zmienia się coś w jej życiu… Iza Kapias: O tak, nowy rok przyniósł mi kilka ciekawych projektów i wszystko wskazuje na to, że będzie się dużo działo. Ale ja to lubię, jestem otwarta na wyzwania! A do nowej fryzury trudno było mi się przyzwyczaić, gdyż przez wiele lat jej nie zmieniałam. Minęło już jednak trochę czasu i zaczynam odkrywać w sobie inną Izę, która coraz bardziej mi się podoba.

No właśnie, skąd wzięła się twoja pasja do gotowania? Odkryłaś ją na planie serialu „Przepis na życie”?

Zawsze lubiłam gotować, poza tym moja mama robi to świetnie, wiele się nauczyłam, pomagając jej w kuchni. A na planie serialu mogłam podziwiać różne wykwintne i niecodzienne dania. Nie ma co ukrywać, że zainspirowało mnie to do gotowania w domu. Jestem z tych, którzy w kuchni stawiają na spontan! Można nawet powiedzieć, że gotuję po czesku – co dům dal, czyli z tego, co mam pod ręką. Taka zabawa smakami, uwielbiam to!

Jak dotąd największą popularność przyniosła ci właśnie rola sympatycznej kucharki Aldonki w serialu „Przepis na życie”. Jak trafiłaś na plan?

Wszystko stało się błyskawicznie, zadzwonili do mnie z mojej obecnej agencji aktorskiej i zaprosili na zdjęcia próbne do Warszawy. Veni, vidi, vici… I tak od września 2011 roku gram w polskich serialach (śmiech). Jednak to nie był przypadek, raczej przeznaczenie – chyba po prostu tak miało być. Polecił mnie dyrektor artystyczny Sceny Polskiej Teatru Cieszyńskiego, znający mnie z gościnnych występów w tamtejszym teatrze, i uznał za idealną kandydatkę do tej roli. W moim życiu zawodowym często jest tak, że kolejne propozycje pojawiają się „same z siebie”, na podstawie referencji osób, z którymi współpracowałam.

Biorąc udział w serialu TVN-u, przypuszczałaś, że zdobędzie on aż taką popularność, odczuwałaś ją w życiu prywatnym?

Na początku, kiedy zdecydowałam się na udział w serialu, byłam pełna obaw. Zastanawiałam się nad wieloma rzeczami, m.in. jakie warunki panować będą na planie, jaka będzie atmosfera i jaka w efekcie będzie ta produkcja. Jednak już po pierwszym dniu zdjęciowym wiedziałam, że będzie dobrze. Co do popularności, to nie odczuwałam jej aż tak bardzo. Wiesz, mieszkam w Czechach i mam tam swój spokój (śmiech). Czasem, gdy jadę pociągiem do Warszawy lub robię zakupy w Cieszynie, ludzie pytają mnie, czy jestem „tą” aktorką, lub mówią, że jestem podobna do jednej aktorki. Muszę przyznać, że jest to miłe, i grając w serialach z taką oglądalnością – najpierw „Przepis na życie”, teraz „M jak miłość” – liczę się z tym, że czasem ktoś mnie rozpozna.

No właśnie, obecnie grasz w serialu „M jak miłość”, ale na swoim koncie masz również role w czeskich produkcjach. Czym różni się praca na planie w obu tych krajach?

W produkcjach, w których zagrałam, było różnie. Nie ma co ukrywać, że dużo zależy od budżetu i oglądalności. Zdarzało mi się brać udział w produkcjach, w których koszty ograniczone były do minimum – grałam w prywatnych ubraniach, sama zrobiłam sobie make up i nawet za herbatę zapłaciłam. W czeskich serialach duży nacisk kładzie się również na czas, w myśl powiedzenia time is money. Kręci się mało ujęć, żeby tylko zmieścić się w budżecie. Z moich doświadczeń wynika, że najczęściej to polskie produkcje zapewniają lepsze warunki aktorom i są w efekcie lepsze od czeskich.

A co z językiem, nie masz z tym problemu, grywając w czeskich produkcjach?

Czasami bywa to trudne, bo czeski, jak każdy język, ma swoje dialekty. Jednak zwykle przełączam się na niego niemal z automatu (śmiech). Na planie „Przepisu na życie” biegle tłumaczyłam uwagi reżysera Michała Rogalskiego mojej serialowej mamie, Czeszce z pochodzenia. Z bratem rozmawiam „po naszymu”, gwarą przypominającą tę śląską, ale kiedy dołącza

15


do nas czeska koleżanka, to automatycznie zaczynam mówić w dwóch językach.

Jesteś pół Polką, pół Czeszką. Opowiesz nam trochę o swoich korzeniach?

Mam polskie korzenie – moja mama urodziła się w Raciborzu, tata też jest Polakiem z pochodzenia, ale ja urodziłam się w Czeskim Cieszynie. Podobno mój prapradziadek był Włochem, więc może dlatego tak bardzo lubię włoską kulturę i kuchnię. Poza tym znajomi i przyjaciele mówią, że jestem wulkanem energii. Nie ma co ukrywać, że często odzywa się we mnie wybuchowość włoskich przodków!

Kiedyś grywałaś także w teatrze, nie myślałaś o powrocie na scenę?

Pracowałam w Teatrze Cieszyńskim i chętnie wróciłabym na scenę. Ostatnio bardzo mi brakuje właśnie takiej pracy twórczej. Sytuację trochę komplikuje fakt, że jestem dyrektorem domu kultury… Ale kto wie. Skoro zmieniłam swój wizerunek, to może odważę się na kolejne zmiany?

No właśnie, niewiele osób wie, że oprócz bycia aktorką jesteś również dyrektorem domu kultury w Orłowej. Co lubisz w tej pracy, czy ta bardziej biurowa, księgowa strona przedsięwzięcia jest trudna do ogarnięcia?

Najtrudniejsze jest opanowanie mojego grafiku: terminów planów zdjęciowych, koncertów, prowadzenia różnych imprez okolicznościowych itp. W domu kultury codziennie coś się dzieje, organizujemy duże imprezy miejskie, mamy nawet kino 3D i restaurację! Zostaje mało czasu na życie prywatne, ale taką drogę wybrałam i jestem z niej zadowolona. Uwielbiam swoją pracę i dopóki daję radę, to nie chcę wybierać.

Nie bywasz na ściankach, nie należysz do osób, które chcą błyszczeć

16

w blasku fleszy. Uważasz, że w polskim show-biznesie można bez tego funkcjonować i zdobywać kolejne role?

Nigdy nie miałam parcia na to, aby być celebrytką. Nawet ze zrobieniem selfie mam problem (śmiech). Może to jest naiwne, ale ja wierzę, że można zostać dostrzeżonym dzięki efektom swojej pracy.

Co oznacza dla ciebie słowo „kariera”?

To trudne pytanie… Kariera to dla mnie poświęcenie czasu wolnego dla pracy twórczej, która przynosi mi satysfakcję.

Świetnie śpiewasz, być może niektórzy pamiętają jeszcze Twój udział w programie „Szansa na sukces” z gościnnym udziałem Justyny Steczkowskiej. Pochodzisz z muzykalnej rodziny?

Tak, razem z młodszym bratem uczyłam się grać na fortepianie. Tata grał na akordeonie, a obecnie gra na gitarze w jednym z zespołów – niegdyś bigbitowym, dziś występującym głównie na różnych imprezach okolicznościowych.

Można pomyśleć że robisz wiele rzeczy na raz – jesteś aktorką, piosenkarką, prowadzisz warsztaty kulinarne i jeszcze dom kultury. Jak udaje ci się łączyć te wszystkie pasje?

Jestem zodiakalnym Bliźniakiem, więc może dlatego udaje mi się łączyć tak wiele pasji. Za każdym razem daję z siebie wszystko i sprawia mi ogromną radość, kiedy ktoś to zauważa i docenia.

Jakie są twoje plany zawodowe na najbliższe miesiące?

Kontynuacja serialu „M jak Miłość”, praca w studiu nagraniowym i koncerty poświęcone pamięci Karin Stanek „Autostopem z malowaną lalą” oraz „Autostopem przez Europę”. Poza tym zostałam zaproszona do prowadzenia programu kulinarnego, którego efekty już niebawem pojawią się na YouTube. A poza tym? No cóż, czekam na to, co dobrego przyniesie mi życie!


17


pasje

18


S Ł O WA to CAŁOŚĆ Z MUZYKĄ Piotr Wróbel – ur. 1978, autor tekstów piosenek, kompozytor, wokalista. Współtwórca zespołu Akurat, z którym nagrywa właśnie 7 album. Jesienią 2015 wydał swoja pierwszą solową płytę pt. „Ty i Ja i Świat”. Większość życia spędził w Bielsku-Białej, obecnie mieszka na wsi. Tata dwójki dzieci.

Z Piotrem Wróblem rozmawia Agnieszka Ściera

Agnieszka Ściera: Piszesz teksty, grasz i śpiewasz w rockowym Akurat, wraz z Marcinem Bzykiem jako Nohucki nagrałeś mocno elektroniczną płytę „Cyberpunk”, teraz wydałeś pod własnym nazwiskiem krążek „Ty i Ja i Świat”. Nie umiesz się zdecydować na jedną stylistykę? Masz zbyt dużo pomysłów? A może ciągle szukasz? Piotr Wróbel: Muzyka to ogromna przestrzeń, z której można

czerpać. Ograniczanie się do jednej stylistyki bywa dobre dla młodych twórców, bo definiuje ich na starcie i daje im punkt odniesienia na przyszłość.

Czyli czujesz się stary?

Dwadzieścia lat na scenie robi swoje… Stary chyba nie, ale na pewno dojrzalszy. Poza tym otwarcie się na różne gatunki muzyczne stwarza okazję do poszukiwań na styku tych gatunków, co z kolei sprzyja tworzeniu rzeczy nowatorskich. Pomysłów mam faktycznie wiele. Więcej niż mogę zrealizować w jednym projekcie, dlatego oprócz Akurat uruchomiłem projekt solowy, wydając we wrześniu album „Ty i Ja i Świat”. Chciałbym działać dwutorowo: w Akurat realizując tę bardziej drapieżną stronę swojej natury, a jako Piotr Wróbel – tę wrażliwszą.

Udaje ci się łączyć te dwie muzyczne osobowości: Akuratowego pana Hyde’a z doktorem Jekyllem z „Ty i Ja i Świat”?

Pomimo różnic jest w nich dużo wspólnych mianowników.

Przede wszystkim ty…

I to, co ze sobą niosę, czyli słowa, głos, sposób śpiewania, spojrzenie na świat.

To spojrzenie masz bardzo afirmacyjne. Nie jesteś typem narzekacza. Nawet melancholijne utwory niosą ze sobą spory pozytywny ładunek. Nie pomylę się chyba, stwierdzając, że lubisz życie.

Owszem, lubię. Lubię refleksję, ciepłą herbatę, swoją rodzinę, wyjazdy w trasy, spotkania z przyjaciółmi. Lubię codzienność, małe rzeczy, które nie potrzebują wielkich słów, a są uniwersalne i mogą powiedzieć o rzeczach wielkich.

Granie w dwóch zespołach nie jest też pewnie łatwo pogodzić z życiem rodzinnym i wychowywaniem dzieci?

Logistyka życia rodzinnego jakoś poukładała się sama przez lata. Mamy możliwość pracować z żoną tak, że w miarę to ze sobą nie koliduje, dzieci już chodzą do przedszkola i szkoły, co jest dużym ułatwieniem. Rok temu okazało się też, że świetne studio nagrań znajduje się 3 km od mojego domu na wsi, dzięki czemu nie muszę wyjeżdżać np. na kilka tygodni, żeby nagrać płytę. Rano grzecznie odwożę dzieci i jadę do studia, a potem z wielką przyjemnością wracam do domu. Każda praca ma swoją specyfikę. Jedna daje stabilność, a wraz z nią niebezpieczeństwo wypalenia lub popadania w rutynę, inna z kolei daje różnorodność doznań i twórcze spełnienie kosztem stabilizacji i uregulowanego trybu życia.

19


pasje

Czy ktoś, poza najbliższymi, spodziewał się po tobie takiej płyty? Nas zaskoczyła ona całkowicie – rockowy gitarzysta i wokalista sięga po folk i jazz? Zupełnie niespodziewanie dojrzałeś.

Docierają do mnie głosy, że ta estetyka zaskakuje, ale jest pozytywnym zaskoczeniem. Przez lata nagromadziło mi się w szufladzie sporo utworów, które były delikatniejsze i pisane z innym rodzajem wrażliwości niż repertuar Akurat. Jako że byłem przekonany o wartości tych piosenek, powstał odrębny projekt, w którym nie musieliśmy się przejmować opiniami, czy to jest inne niż twórczość Akurat, czy podobne do niej. Po prostu zrobiliśmy muzykę od zera, bez oczekiwań i w poczuciu całkowitej wolności. Początkowo wyobrażałem sobie, że płyta będzie utrzymana w stylistyce new folk, ale podczas pracy na próbach jakoś naturalnie pojawił się jazz, jako że Gienek i Dawid swobodnie poruszają się w tej stylistyce. Ewolucja muzyczna jest czymś naturalnym i w moim przekonaniu potrzebnym. Może niektórzy artyści dobrze się czują przez całe życie w skórze zbuntowanych kontestatorów, mnie natomiast interesują różnorodność i rozwój.

Wieś temu sprzyja? „Rozwój” kojarzy się raczej z miastem.

Rozwój mimo wszystko następuje wewnątrz, otoczenie może w nim pomagać lub przeszkadzać w zależności od naszej determinacji, a wieś bywa inspirująca.

Impulsem do przeprowadzki na wieś było znużenie miastem i chęć życia bliżej natury? Czy jednak proza życia, o której tak pięknie piszesz, sprawiła, że wraz z rodziną uciekłeś od cywilizacji?

Zawsze mnie ciągnęło na wieś. Przeprowadzka to była świadoma życiowa decyzja, której pomogło zrządzenie losu. Kiedy nasza córka miała przyjść na świat, mieszkałem z żoną i sporych rozmiarów psem w bardzo małym mieszkanku. Kiedy zaczęliśmy

20

myśleć o czymś większym, dostaliśmy od rodziny kawałek ziemi w pięknej okolicy i wybudowaliśmy tam dom. Czasem brakuje mi na wsi dostępu do kultury i sztuki, ale z drugiej strony intymność i spokój, jaki daje bliskość przyrody, są dla mnie bardzo ważne.

Twoje teksty spokojnie mogą zasługiwać na miano poezji. Potrafisz w piękny sposób napisać o prozaicznych sprawach i w poetycki sposób dotknąć nie tylko codzienności, ale i egzystencjalnej głębi. Czujesz się Barańczakiem naszych czasów?

Oj, nie przesadzałbym z takimi porównaniami. Twórczość Barańczaka bardzo cenię, natomiast sam czuję się bardziej autorem tekstów piosenek niż poetą. Słowa zawsze stanowiły dla mnie całość z muzyką i zwykle powstawały też równolegle z nią. Myślę, że w jakichkolwiek porównaniach kryje się niebezpieczeństwo uproszczeń. Tak jak każdy człowiek jest inny, filtruje rzeczywistość przez swój pryzmat, tak każdy twórca tworzy trochę inaczej.

Do tej pory nie pisałeś o miłości. Co się stało, że nagle jest jej w twoich tekstach tak dużo? Zakochałeś się na nowo?

Wcześniej nie potrafiłem pisać o miłości. Jest to sfera przeżyć tak ważnych i intymnych, że słowa, którymi próbowałem o niej pisać, nie wydawały mi się odpowiednie. Miłość można łatwo strywializować. Jest mnóstwo utworów o miłości w mainstreamowej muzyce pop, ale bardzo niewiele z nich niesie jakieś głębsze treści. Dlatego wolałem nie pisać, natomiast gdzieś po drodze dojrzałem, założyłem rodzinę i ten rodzaj wrażliwości we mnie się odblokował. Stąd tak dużo na płycie „Ty i Ja i Świat” piosenek o miłości i bliskości.

Czy muzyka jest w stu procentach twoja?

Melodie wokalne i szkice utworów są moje, natomiast szczegółowe aranżacje powstawały na próbach.


Na płycie można usłyszeć doskonałych muzyków…

Muzycy są rzeczywiście świetni: jest kontrabasista Eugeniusz Kubat, który poza graniem ze sławami polskiej sceny muzycznej bierze też udział w tworzeniu muzyki do hollywoodzkich produkcji (ostatnio także w tych nominowanych do Oscarów), perkusista Mikołaj Stachura, znany chociażby z rewelacyjnego Psio Crew, i Dawid Broszczakowski – nastoletni fenomenalny pianista i trębacz o niezwykłej inteligencji muzycznej. Praca w takim gronie poszła bardzo szybko, sprawnie i w fajnej atmosferze, co jest bardzo ważne, bo czynnik ludzki jest tym, co powoduje, że w niektórych zespołach muzycznych jest tzw. chemia, a w innych nie.

Czuć to na koncertach. Czy poza sceną utrzymujecie kontakty?

Przyjaźnimy się, choć nie spotykamy się prywatnie zbyt często. Wystarczają np. dwa dni spędzone w busie, żeby zagrać jeden koncert w Szczecinie. Mamy wtedy mnóstwo czasu na pogaduchy o życiu i świecie.

Na koncertach gracie jeden utwór, którego nie ma na „Ty i Ja i Świat”. Czy to zapowiedź kolejnej płyty?

Mamy już parę pomysłów na kolejną płytę i jeden z nich gramy na koncertach. Nosi tytuł „Nim obudzi się wulkan” i jest to utwór romantyczno-erotyczny…

Brzmi zachęcająco, jednak twoja płyta i koncerty nie trafiają do masowego odbiorcy, są wymagające – zarówno w poetyckiej, jak i muzycznej warstwie. Mimo to na koncert w bielskim klubie Aquarium zabrakło biletów. Znalazłeś niszę?

Okazało się, że jest grono osób, którym pasuje taka estetyka. Ja postrzegam tę płytę jako dojrzałą propozycję dla dojrzałego

słuchacza. Dochodzą mnie głosy, że wiele osób odnajduje w tych utworach swoje przeżycia czy emocje, ale na pewno łatwiej jest identyfikować się z nią osobom, powiedzmy, po 30 roku życia niż nastolatkom.

Dojrzalszy słuchacz chyba chętniej też kupi płytę. „Ty i Ja i Świat” wydałeś sam. Nikt nie chciał jej wydać?

W obecnych czasach kontrakty fonograficzne są tak skonstruowane, że często bardziej opłaca się wydać samemu, niż podpisywać umowę z wytwórnią. Nagranie płyty kosztuje, trzeba wynająć studio, zapłacić za miks i mastering płyty, a firmy niechętnie zwracają te koszta twórcom debiutującym, choćby pod nową marką. Dodatkowo faktem jest, że sprzedaż płyt spada na rzecz powoli zwiększających się wpływów ze sprzedaży muzyki cyfrowej, co wzmacnia trend samodzielnego wydawania płyt przez artystów. I tak jak mówisz, moja muzyka trafia do słuchaczy, którzy chętniej kupią płytę, niż wysłuchają jej w sieci. Dzięki temu sprzedaje się całkiem nieźle.

21


fot. Hubert Warulik

moda

22


Potrzebna

odrobina SZCZĘŚCIA

Modelki agencji UnitedForModels już dwukrotnie znalazły się w edytorialu na łamach 2B STYLE i dwukrotnie na okładce. W tym numerze także możemy zobaczyć jedną z nich w obiektywie Uli Kóski.

Od jak dawna działa wasza agencja? Nasza agencja działa od 2012 roku. Została założona przez grupę bookerów, którzy pracowali w branży mody już około dziesięciu lat.

W jakich modelach się specjalizujecie?

Reprezentujemy modelki i modeli fashion, także komercyjnych, biorących udział w pokazach, sesjach zdjęciowych, reklamach. Z reguły podejmuje się współpracę z osobami wszechstronnymi, które pójdą w pokazie, wezmą udział w sesji czy sprawdzą się w reklamie.

W jaki sposób można zostać modelem w waszej agencji?

Każdy, kto chciałby spróbować swoich

sił jako model lub modelka w naszej agencji, może wejść na naszą stronę internetową www.unitedformodels. com i wypełnić formularz zgłoszeniowy. Standardowo: dziewczyny 14-24 lat i ponad 170 cm wzrostu, a mężczyźni 16-30 lat i ponad 184 cm wzrostu.

Jakimi zleceniami możecie się pochwalić? Nasze modelki pracują na całym świecie. Niektóre osiągają naprawdę duże sukcesy. Z ostatnich prac, którymi możemy się pochwalić, na pewno będą to kampanie: akcesoriów DIOR CRUISE 2016, reklama okularów marki DIOR Abstract, sesja lookbookowa dla marki BCBGMAXAZRIA 2016 czy pokaz DIOR SS 2016 Repeat Show w Pekinie. Ważne było też otwarcie

23

pokazu Comme des Garçons SS 2016, pokaz Dolce & Gabbana Alta Moda SS 2016, kampania BYTOM 2016 i kampania TOP SECRET 2015. Istotna była też praca dla magazynów: „ELLE”, „Harper’s Bazaar”, „Women’s Health”, „Pin Prestige”, „Twój Styl”, „Self Service”, „L’Officiel Japan” wielu innych.

Z czym tak naprawdę wiąże się praca modelki? Jakie są cienie i blaski tej pracy? Praca w charakterze modelki nie jest łatwa: stresujące życie w biegu – z castingu na casting, a na dodatek ciągła rywalizacja. Bez względu na to, jak atrakcyjna jest modelka, jej sukces staje się wypadkową wielu czynników: poświęcenia, profesjonalnego podejścia,


moda

Intrend Magazine

Citta Bella Magazine

Singapure Pinprestige Channel

Elle Polska

24


Ellie Saab couture

Pokaz Mariusz Przybylski fot. Marek Makowski

Pokaz Tomaotomo fot. Marek Makowski

determinacji, wsparcia agencji i odrobiny szczęścia.

Z jakich sesji jesteście szczególnie dumni? Tak naprawdę jesteśmy dumni z każdej sesji i pracy naszych podopiecznych! Rynek w Polsce nie należy do łatwych, bo w porównaniu do stolic mody – Mediolanu, Paryża czy Londynu – u nas tych castingów jest o wiele mniej. Dla każdego modela czy modelki praca to wyróżnienie. Na pewno możemy wspomnieć o kampanii akcesoriów DIOR CRUISE 2016, w której wzięła udział nasza modelka Anna Cholewa!

Jakie mają dziś oczekiwania początkujące modelki, modele?

W jakim wieku najlepiej zacząć pracę w modelingu? Najlepszy wiek na rozpoczęcie pracy w modelingu to 14-16 lat. Dlaczego tak wcześnie? Dlatego, że to najlepszy moment na przygotowanie dziewczyny do zawodu modelki: nauka chodzenia, nauka pozowania, budowanie portfolio, uczenie się świadomości swojego ciała. Po ukończeniu 16 lat cały świat otwiera się przed początkującą modelką. W jaki sposób wasza agencja dba o modelki i modeli, wspiera ich? My jako pracownicy zawsze jesteśmy pod telefonem! W sumie mówi się, że w tej branży pracuje się 24 godziny na dobę. Coś w tym jest! Wspieramy ich, kiedy są w Polsce, i wtedy, kiedy są za granicą.

Z jakich krajów macie zlecenia?

Nasi bookerzy, którzy zajmują się rynkiem zagranicznym, współpracują z agencjami na całym świecie, z takich miast, jak Nowy Jork, Londyn, Mediolan, Paryż – cztery stolice mody, w których odbywają się największe imprezy modowe, jak np. Fashion Week, a także Tokio, Singapur, Barcelona, Ateny, Tajpej, Kuala Lumpur, Sydney i wiele innych. Givenchy

Oczekiwania początkujących modelek i modeli są bardzo różne. Oczywiście w trakcie omawiania kontraktu z naszą agencją wszystko jest tłumaczone. Każdy z naszych NEW FACE wie, że podpis na umowie nie oznacza, że nagle pracy będzie tyle, że wszystko inne trzeba będzie zostawić. Na starcie mówimy, że nauka jest bardzo ważna i na tym należy się skupić, aby właśnie jak będzie praca, ani rodzice, ani szkoła nie mieli nic przeciwko. Tutaj potrzebna jest, wspomniana już wyżej, odrobina szczęścia. Jedna osoba potrzebuje tygodnia, żeby dostać pierwsze zlecenie, inna dostanie takowe po 3 miesiącach.

Jaki jest obecny trend, jeśli chodzi o wygląd modelek?

Kiedyś każdy zapytany o idealne wymiary modelki powiedziałby 90/60/90! Niezmiennie w tej branży mile widziani są: modelki szczupłe i modele z wysportowaną sylwetką. Modelki i modele wiedzą, że pracują ciałem, o które muszą dbać. Ładna cera, zadbane paznokcie czy zdrowe włosy to wizytówka każdej modelki i modela. Oczywiście wygląd zewnętrzny jest ważny, natomiast to charakter i osobowość ma największy wpływ na fakt, w jaki sposób potoczy się kariera danej osoby.

25


sztuka

Rozmowa z Mirosławem Mikuszewskim – prezesem Okręgu Bielskiego Związku Polskich Artystów Plastyków, oraz Piotrem Czadankiewiczem – członkiem Związku Polskich Artystów Plastyków Okręg Bielsko-Biała. Rozmawia Ewa Krokosińska-Surowiec

26


Rynek 27 w Bielsku-Białej, nowa siedziba ZPAP

Ewa Krokosińska-Surowiec: ZPAP w Bielsku-Białej ma już ponad 70 lat. W tym czasie zmieniała się struktura Związku, stan posiadania, władze, jednak Związek przetrwał i ma się dobrze… Mirosław Mikuszewski: Związek Polskich Artystów Plastyków jest

największym w kraju stowarzyszeniem twórców, założonym w 1911 r. w Krakowie. Zrzesza ponad 7000 artystów sztuk wizualnych o specjalnościach: malarstwo, grafika, rzeźba, medalierstwo, ceramika, szkło, witraż, tkanina, wzornictwo przemysłowe, architektura wnętrz, projektowanie mebli, scenografia, konserwacja dzieł sztuki, wystawiennictwo itp. Do ZPAP przyjmowani są absolwenci akademii sztuk pięknych i innych szkół wyższych kształcących w kierunkach plastycznych. Raz na trzy lata odbywa się akcja przyjęć osób na podstawie dowodów twórczej działalności. Obecnie działają 23 okręgi. Najlepiej się mają duże okręgi w miastach akademickich. W małych okręgach bywa różnie. Okręg BB powoli się odradza. Kilka lat temu groziła nam utrata samodzielności i utrata kamienicy, w której nasz Okręg ma siedzibę. Po stanie wojennym, rozwiązaniu związku, przejęciu majątku mimo reaktywacji nasze stowarzyszenie mocno ucierpiało i wciąż próbuje znaleźć swoje miejsce. Jest to tym trudniejsze, że większość zawodów powiązanych ze sztuką może uprawiać każdy.

EKS: Tak jak „śpiewać każdy może”? Choć nie jestem pewna, czy każdy powinien. Ilu członków liczy obecnie bielski Okręg ZPAP?

MM: Do naszego okręgu należy 111 artystów. Nie prowadzimy

jednak żadnych rankingów. Informacje o naszych artystach można znaleźć w pięknie wydanym albumie z okazji 70-lecia Związku. Jest w nim zawarta historia Związku, są tu wymienieni wszyscy artyści, którzy tworzyli Związek jeszcze przed wojną i w powojennym Bielsku, i ci obecni, wraz z notkami biograficznymi i ilustracjami prac artystów. Gorąco zachęcam do zakupu tego albumu dostępnego w naszej siedzibie. Z powodu braku funduszy galeria jest obecnie czynna „na telefon”: 602 323 345 lub 608 522 546.

EKS: Siedziba Związku mieści się w niedawno odrestaurowanej uroczej kamieniczce Rynek 27. O ile wiem, jest ona własnością bielskiego Okręgu ZPAP i została wyremontowana z waszych środków finansowych.

MM: Kamienicę odkupiliśmy 4 lata temu od Zarządu Głów-

nego i będziemy ją spłacać przez 30 lat. W remoncie elewacji pomogło nam miasto, resztę prac przeprowadziliśmy na własny koszt. Od początku współpracujemy z firmą Ligra.

27


sztuka

Bielska galeria BWA. Wystawa z okazji 70-lecia Związku. Dzięki temu, że zgodzili się na rozłożenie spłat, mogliśmy dokończyć adaptację pomieszczeń na pierwszym piętrze i uruchomić Galerię PPP (Plastyków Pierwszego Piętra). Żyjemy i spłacamy zadłużenia dzięki wynajmowaniu sporej części naszej kamienicy.

ców tworzyła te instytucje, a dzisiaj jesteśmy częścią tej sceny i współpracujemy. Daje to znakomite efekty, choćby przy organizacji 3 wystaw związanych z siedemdziesiątką ZPAP w Bielsku-Białej, Festiwalu Sztuk Wizualnych, Biennale Plakatu w BCK i innych.

EKS: Był czas, kiedy członkowie Związku byli związani z galerią handlową Gemini. Czy uważa pan, że obecność artystów w takich miejscach jak galerie handlowe, dworce, ulice, w miejscach, w których ludzie nie są nastawieni na odbiór sztuki, ma sens?

EKS: Czy artyści są potrzebni? Jaka jest rola artystów w dzisiejszym świecie, w którym coraz mniej jest rzeczywistego kontaktu z drugim człowiekiem, z otaczającym światem, coraz mniej jest czasu i chęci na refleksję?

MM: Galeria Gemini zaproponowała nam lokal na galerię

w swojej nowej części. Działaliśmy tam przez 9 miesięcy. Wystawiało swoje prace 24 artystów. Sprzedaliśmy 32 prace. W końcu zrezygnowaliśmy, bo codzienne 12-godzinne dyżury, nawet w święta, zniechęciły dyżurujących artystów. To odrywało ich od zasadniczej pracy. Podobną próbę ciągle prowadzi zaprzyjaźniony Okręg Gliwicki. Dyżurują kilka godzin dziennie, sąsiadują z hipermarketem i bardzo sobie to chwalą. Moim zdaniem sztuka ma sens w każdym miejscu. Poza tym te miejsca właśnie mogą być dziełami sztuki. Dobrze zaprojektowany budynek to też jest efekt pracy artystów.

EKS: ZPAP w Bielsku-Białej zainicjował w naszym mieście wiele instytucji kultury i wydarzeń artystycznych, które istnieją do dziś. Czy obecnie Związek również może być animatorem życia kulturalnego na taką skalę?

MM: Zaraz po wojnie, w 1945 roku, związek startował pra-

wie od zera. Nie istniały instytucje, artystów było niewielu. Chyba nie można porównywać tych rzeczywistości. Dzisiaj świetnie działają Galeria Bielska, Muzeum Historyczne, Liceum Plastyczne, Studio Filmów Rysunkowych, Teatr Lalek Banialuka, galeria na Rynku. Kiedyś grupa artystów zapaleń-

28

MM: Artyści kreują postęp i nową rzeczywistość. Dzięki

konserwatorom udaje się zachować dzieła sztuki. Artyści projektanci – to chyba też jest oczywiste, ich rola, mimo napływu i dominacji zagranicznych wzorów, moim zdaniem wciąż rośnie. Dzięki nim jest szansa na oryginalność naszych szeroko rozumianych produktów, atrakcyjnych opakowań, dobrej reklamy. Sztuka często przenosi się na ulice. Nowe kierunki nazwane street art, murale, instalacje w przestrzeni publicznej zmieniają miejsce i rolę sztuki. Ta sztuka z pewnością oddziałuje na ludzi, którzy ją mijają. Zmienia miejsca, w których się znajduje, ich wizerunek, estetykę, atmosferę. Czasami nawet dziwię się, jak pozytywne skutki mogą wywoływać takie działania. Dzięki np. dobrym wystawom i międzynarodowym festiwalom Bielsko-Biała stanowi coraz ważniejsze miejsce na mapie kulturalnej świata.

EKS: Nasze miasto nie jest dużym ośrodkiem kultury, jednak jest tu realizowane przedsięwzięcie artystyczne, którego współorganizatorem jest ZPAP w Bielsku-Białej – Międzynarodowe Biennale Plakatu. Jak duże jest w Polsce i za granicą zainteresowanie tym konkursem?

MM: Głównym organizatorem i inicjatorem jest Piotr Czadan-


Gemini Park. Galeria Związku w galerii handlowej. kiewicz i jego poproszę o kilka słów na ten temat. Dodam tylko, że Piotr zorganizował również kilka interesujących plenerów. Jest bardzo aktywnym członkiem bielskiego okręgu ZPAP.

Piotr Czadankiewicz: Międzynarodowe Biennale Plakatu w Biel-

sku-Białej należy do nielicznych tego typu imprez w kraju (MBP w Warszawie, w Oświęcimiu). W przeciwieństwie do nich bielska impreza jest projektem nowym. Imprezę wyróżnia też to, że chociaż organizowana pod patronatem bielsko-żywieckiej kurii i władz miasta, eksponowana w Galerii Środowisk Twórczych – w istotnym zakresie jest dziełem grupy zapaleńców wkładających w projekt swój czas i energię. Poza tym jest jeszcze pewien rys wyróżniający to Biennale. Próbujemy połączyć wodę z ogniem, czyli plakat, kojarzony z szybkością reakcji i marketingowym przesłaniem, z pogłębioną refleksją, wymuszoną przez wymagający konkursowy temat. Pomimo obaw konkurs znalazł duże zainteresowanie w środowisku plastycznym, a także żywy odbiór wśród publiczności. Na pierwszą edycję 132 autorów nadesłano 276 plakatów, a na drugą (o międzynarodowym zasięgu) 308 plakatów przysłało 170 uczestników z 18 krajów. (Białoruś, Chiny, Czechy, Ekwador, Francja, Iran, Japonia, Litwa, Meksyk, Niemcy, Polska, Serbia, Słowacja, Słowenia, Szwajcaria, Szwecja, Tajwan, USA). Sądząc z liczby przysłanych plakatów, wciąż jest w nas potrzeba zatrzymania się w tym pędzącym postmodernistycznym świecie i pomyślenia o fundamentalnych dla człowieka pojęciach. Biennale jest cykliczną imprezą, skupiającą się na zasadniczych, egzystencjalnych i moralnych problemach – i mam nadzieję, że taką pozostanie. Projekt odniósł niewątpliwy sukces. Znalazły się tu dzieła zarówno młodych artystów, jak i już uznanych. Jeżeli uda się pokonać trudności organizacyjne i pozyskać przychylność mecenasów, Bielsko-Biała może zyskać stałą interesującą międzynarodową imprezę,

wyróżniającą się swą tematyką, zapraszającą zarówno artystów, jak i odbiorców do refleksji nad zasadniczymi sprawami naszej egzystencji, ważnymi dla każdego z nas. Dotychczasowy przebieg imprezy i powstałe plakaty przekonują, że kultura skierowana do szerokiego kręgu odbiorców, a niewątpliwie takim medium jest plakat, może mówić również o sprawach ważnych; kształtuje się też wyobraźnia i język plastyki odnoszący się do tych spraw, zarówno w tonacji poważnej, jak i żartobliwej, co stanowi o jego uniwersalności.

EKS: Jako prezes Okręgu Bielskiego Związku Polskich Artystów Plastyków jak widzi pan jego znaczenie oraz rolę jego członków i naszą – odbiorców waszej sztuki? Wytyczenie kierunku działania nie jest z pewnością łatwe, ponieważ Związek tworzą artyści wypowiadający się w bardzo różnorodnych formach, w różnym wieku, reprezentujący różne programy twórcze. Jakie są wasze plany na ten rok? MM: Poprzedni rok był dla nas przełomowy. Organizacja

obchodów 70-lecia, remont i start galerii, niespodzianka na Rynku, kilka wystaw kosztowały nas sporo. Teraz musimy spłacić remonty, utrzymać galerię, organizować regularnie wystawy i spotkania. Chyba mamy lekką zadyszkę. Próbujemy uzyskać środki na codzienne funkcjonowanie naszej galerii i jeżeli to się uda, to będzie następny przełomowy sukces. Liczymy na wsparcie miasta, może uda się zorganizować warsztaty prowadzone przez artystów. Musimy też nauczyć się żyć i funkcjonować w Europie, korzystać z wszystkich nowych możliwości. Planujemy również organizację plenerów, wystaw, spotkań. Wciąż wierzę że razem łatwiej zmieniać nasze otoczenie, osiągnąć sukces, przyjąć porażkę. Przy okazji, jeżeli można: oferta dla chętnych do spotkań w naszej galerii – jesteśmy otwarci na propozycje.

29


biznes

ABSOLWENT NA RYNKU PRACY Firma MOKATE od wielu lat ściśle współpracuje z Bielską Wyższą Szkołą im. J. Tyszkiewicza w Bielsku-Białej. Studenci „Tyszkiewicza” biorą udział w szeregu konkursów nagradzanych stażami w tej firmie, niektórzy zostają tam na stałe, zasilając kadrę kierowniczą. O tym, jak dostosować program wyższej uczelni do potrzeb rynku i czy sprawdza się to w praktyce, rozmawiamy z Sylwią Mokrysz – członkiem zarządu Mokate S.A., oraz dr Jerzym Chrystowskim – rektorem Bielskiej Wyższej Szkoły im. J. Tyszkiewicza

rozmawia: Agnieszka Ściera, zdjęcia: archiwum Mokate

Absolwent bez pracy – bolączka ostatnich lat. Jak postrzega to rektor uczelni kształcącej na poziomie zawodowym?

JCH: To zjawisko istnieje i każe wyciągać

wnioski. Po obu stronach: kandydata na studenta oraz uczelni. W przypadku kandydata decyduje przemyślany i racjonalny wybór kierunku studiów. Niedługo zaczną się matury, uczelnie wystąpią z edukacyjnymi ofertami. To ostatni już czas, by przed podjęciem decyzji kandydat zdobył niezbędne informacje o ich profilu kształcenia, warunkach studiowania, zapoznał się ze ścieżkami kariery absolwentów danej placówki. Pomocne są w tym uczelniane biura karier bądź inne specjalizowane komórki organizacyjne szkoły wyższej. Po stronie uczelni pozostają do realizacji dwa priorytetowe zadania: dostosowanie profilu kształcenia do oczekiwań rynku pracy oraz wybór metod nauczania zapewniających absolwentowi zawodowy sukces.

Jak uczelnia dostosowuje program do potrzeb rynkowych?

JCH: Różnymi metodami. Prowadzimy

badania, które opierają się na ankietach i sondażach. To pozwala poznać oczekiwania. Drugą metodą są bezpośrednie kontakty z pracodawcami. Pomocna oka-

zała się zwłaszcza Rada Pracodawców, od lat funkcjonująca przy „Tyszkiewiczu”.

Jak szybko uczelnia jest w stanie dostosować się do oczekiwań? Jak szybko zmiany są wprowadzane?

JCH: Decyzje podejmowane są szybko. Ograniczyliśmy ofertę uczelnianą do takich kierunków, które dają absolwentom realną możliwość odnalezienia się na rynku pracy. To są dwie dziedziny wiedzy – z ogromną przyszłością, decydujące o jakości życia. Mówię tu to o zdrowiu, zachowaniu młodości i urody, a także o najbliższym otoczeniu, w którym przebywamy. Postawiliśmy zatem na kosmetologię i architekturę wnętrz, m.in. właśnie w wyniku badań. I jaki był efekt? Choćby taki, że w zeszłym roku w naborze na rok akademicki 2015/16 mieliśmy więcej kandydatów niż rok wcześniej na te wspomniane kierunki. One wyraźnie się rozkręcają, nawet przy niżu demograficznym, który wciąż jest problemem dla uczelni. A co sądzą o tym studenci i absolwenci Tyszkiewicza?

JCH: Absolwenci, a przynajmniej ich część, utrzymują z nami kontakt. Doceniają to, co wynieśli z uczelni. Zwracają uwagę na

30

dostęp do nowoczesnego sprzętu, pomocy dydaktycznych, na kontakt z wybitnymi praktykami na zajęciach. Pomogły w tym środki unijne, których sporo pozyskał zespół naszych ekspertów pod wodzą pani prorektor Ewy Madoń. Kariery absolwentów śledzimy uważnie; na honorowych miejscach w Tyszkiewiczu eksponowane są portrety tych, którzy odnieśli wyjątkowe sukcesy w kraju bądź za granicą. Wciąż ich przybywa. Niektórzy piszą miłe listy do naszego Biura Karier. Ich opinia o Tyszkiewiczu przyczynia się również do niezłego naboru kandydatów.

Jak długo już trwa współpraca Mokate z Tyszkiewiczem?

SM: Od dobrych pięciu lat. Z akcentem na „dobrych”.

Czy to jedyna uczelnia, z którą współpracujecie?

SM: Nie. Od początku działalności Mokate, kierownictwo firmy, a zwłaszcza pani Teresa Mokrysz, otwierało drzwi przed młodymi. Jednak wydaje się, że współpraca z uczelniami nabrała szczególnego rozmachu od roku 2000. To wtedy firma weszła na zupełnie nowy rynek półproduktów, tworząc zaplecze produkcyjne na europejskim poziomie. Podobno, według opinii


Sylwia Mokrysz, członek zarządu Mokate S.A.:

Od początku działalności Mokate, kierownictwo firmy, a zwłaszcza pani Teresa Mokrysz, otwierało drzwi przed młodymi.

wielu zagranicznych ekspertów, mieliśmy nie podołać temu zadaniu. Tłumaczono nam, że to zbyt skomplikowana technologia i w Polsce brak fachowców. Okazało się, że znakomici fachowcy znaleźli się wśród absolwentów jednej z polskich uczelni rolniczych. Szybko wciągnęli się w temat i w bardzo krótkim czasie nawiązali kontakty z dostawcami i odbiorcami, rozmawiając jak równy z równym i zadziwiając profesjonalizmem. Ten nowy rodzaj produkcji, przeznaczonej dla producentów gotowej żywności, rozwinął się w Mokate tak szeroko, że obecnie kończymy budowę czwartego już obiektu, tzw. wieży rozpyłowej, a sprzedaż półproduktów w 90% trafia za granicę. Za tym sukcesem stoją właśnie absolwenci, do dziś stanowiący trzon kadry kierowniczej wież produkcyjnych.

Jak wygląda porównanie współpracy właśnie z tymi różnymi uczelniami? Czy można powiedzieć, że „Tyszkiewicz” jest bardziej elastyczny i łatwiej dostosowuje się do oczekiwań rynku?

SM: Myślę, że „Tyszkiewicz” jest najelastyczniejszy, i to zapewne dlatego, że z „Tyszkiewiczem” współpracujemy najmocniej. Z tą uczelnią wiele nas wiąże, w tym i sentymentalny wątek. W naszych szeregach jest kilku absolwen-

dr Jerzy Chrystowski, rektor Bielsiej Wyższej Szkoły im. J. Tyszkiewicza

Mokate daje młodym ludziom dostęp do swoich zasobów, do doświadczeń. Taka właśnie forma współpracy cieszy się wielkim powodzeniem i uruchamia kreatywność.

tów. Najświeższy narybek to pan Tomek Gronkiewicz przyjęty do marketingu, który wygrał w konkursie na najlepszą pracę magisterską poświęconą Mokate. To oczywiście był konkurs przez nas ogłoszony. Cały semestr mieli studenci na napisanie takiej pracy. Założenie było takie, że efekty pracy mają się przydać w Mokate. Nagrodą był trzymiesięczny staż w dziale marketingu. Po tym czasie okazało się, że Tomek świetnie się wpisał w formułę całego zespołu, i został. JCH: To świeża sprawa, bo staż kończył w grudniu. SM: Dokładnie. Pan Tomek ma swoją działkę związaną z mediami, internetem. On zajmuje się także komunikacją na ościennych rynkach eksportowych.

Jak wygląda współpraca z „Tyszkiewiczem” poza praktykami studenckimi?

JCH: Uczelnia bieżąco dostosowuje się do

potrzeb Mokate. Na przykład Mokate idzie w kierunku zmiany wzornictwa użytkowego – filiżanki firmowe, talerzyki, łyżeczki itp. – i wtedy dla studentów architektury wnętrz firma ogłasza otwarty konkurs. SM: Namawialiśmy studentów, aby zgłosili swój projekt z konkretnymi technicznymi wytycznymi, które będzie można zlecić

31

czy to hucie, czy innemu zakładowi do produkcji. JCH: Wtedy Mokate daje tym młodym ludziom dostęp do swoich zasobów, do doświadczeń. Taka właśnie forma współpracy cieszy się wielkim powodzeniem i uruchamia kreatywność. A projekty powstają naprawdę ciekawe.

Czy któryś z projektów został faktycznie zrealizowany?

JCH: Nagrodzone projekty nie zostały ostatecznie zrealizowane z różnych względów, m.in. technicznych. Ale był jeden ogromny efekt pozytywny: Mokate doszło do wniosku, że czas na śmiałe rozwiązania wzornicze. Czyli przełamano pewne opory przed odejściem od dotychczasowego designu. Pomogli w tym studenci, bezpośredni kontakt z nimi. SM: Od lat mieliśmy taką kobaltową filiżankę Rosenthala; to był stały element graficzny opakowania cappuccino. I my, badając opakowania, za każdym razem pytaliśmy konsumentów, co by zmienili, czy zrezygnowaliby z jakichś elementów, co mogłoby unowocześnić szatę graficzną. I w tej końcowej fazie, trzy lata temu, bardzo często pojawiała się opinia, że ta filiżanka opatrzyła się, że jest trochę rodem z innej epoki. I jeśli opisywano to nowe


biznes

Inauguracje Roku Akademickiego, wspólne projekty, szkolenia – dokumentują udział Mokate w życiu „Tyszkiewicza”.

rozwiązanie wzornicze, które miałoby się pojawić na opakowaniu, to sugerowano formę właśnie białej, prostej filiżanki. W tym mniej więcej czasie odbywał się konkurs dla studentów „Tyszkiewicza”. I to wszystko praktycznie potwierdzili nam studenci swoimi pomysłami i projektami. Efektem tego jest nowa filiżanka na opakowaniach cappuccino.

Czyli wykorzystujecie tę świeżość spojrzenia młodych ludzi do konkretnych zmian w firmie.

JCH: Myślę, że z punktu widzenia firmy jest

to lepsze niż instytucjonalny, stały kontakt. Ponieważ firma mówi na gorąco, czego trzeba, i studenci stają przed konkretnym zadaniem. To jest nie tylko wkład Mokate, ale także firmy Marbet, która w ten sam sposób podeszła do studentów architektury wnętrz. Ufundowała świetne nagrody.

Nagrodą dla studentów jest przede wszystkim to, że mogą znaleźć pracę po swoim kierunku. I to jest chyba najważniejsze we współpracy pomiędzy państwem.

JCH: Tak, oczywiście. Przytoczę tu także

przykład zagranicznej firmy Haslauer, która jest związana z przemysłem kosmetycznym. Ona także oferowała staże dla studentów, płacąc za utrzymanie i zakwaterowanie i organizując im certyfikowane przeszkolenia. Jedna z absolwentek do dzisiaj tam pracuje.

Jakie są dalsze plany współpracy pomiędzy przedsiębiorstwem a uczelnią?

JCH: Takie plany oczywiście są, i to obiecujące. Czekamy w tej chwili na kolejną rekrutację i wówczas wspólnie uzgodnimy konkretne działania na rok akademicki 2015/16. Pani Sylwia Mokrysz jako członek Rady Pracodawców przez cały czas trzyma rękę na pulsie. Dzięki temu Mokate włącza się w bieżące projekty promujące „Tyszkiewicza” i jego ofertę edukacyjną. Dużo się mówi o roszczeniowym stosunku młodych ludzi. Jak odnoszą się państwo do tego zjawiska, czy faktycznie tak jest?

SM: Jest to zauważalne z całą pewno-

ścią. Już podczas rozmów kwalifikacyjnych można wychwycić motywacje tych osób. Raczej unikamy takich osób, bardziej oczekujemy ludzi z pasją, zaangażowaniem i pomysłem. Zwłaszcza wspomniane praktyki dają możliwość poznania osób pod kątem naszych oczekiwań.

Czy mając na uwadze kolejną rekrutację, Mokate planuje przyjęcie określonej liczby stażystów i pracowników?

SM: Myślę, że poziom utrzymamy po-

dobny jak w ostatnich latach i Mokate będzie otwarte

32

na przyjmowanie wyróżniających się absolwentów „Tyszkiewicza”.

Czy stażyści mają możliwość pracowania bezpośrednio z członkami zarządu? Mogą zostać przez jakiś czas asystentem pani Sylwii Mokrysz?

SM: W pewnym stopniu tak. Tutaj jest cały

– ściśle ze sobą współpracujący – zespół herbaciany, w skład którego ja także wchodzę. Ale praktykantki asystentki nie miałam, może czas i o tym pomyśleć (śmiech).

Jakie działy państwo rozwijają, które staną się być może motywatorem dla studentów?

SM: Na pewno eksport, komunikacja

i media lokalne. Będziemy szukać ludzi z dobrą znajomością języka, otwartym umysłem, pomysłami, którzy chcą się rozwijać, podróżować. JCH: Muszę tu potwierdzić, że eksport, sprzedaż i marketing to są dziedziny, które wiodą i pewnie przez długi czas będą najbardziej rozwijającymi się działami w firmie. Mając za sobą długie lata równoległej pracy w przemyśle, dobrze pamiętam absolwentów różnych uczelni, którzy ongiś w firmie czuli się jak dzieci we mgle. To już przeszłość i na pewno nie spotka uzyskujących dyplomy w „Tyszkiewiczu”.

Dziękuję za rozmowę.


. możżzesz zlecacć` druk w internecie...

albo zrobić to z nami! · każde zlecenie traktujemy indywidualnie · doradzamy wybór technologii i materiałów · proponujemy najkorzystniejsze rozwiązania cenowe · gwarantujemy zachowanie Twoich tajemnic handlowych · no i możesz nadzorować swój druk... ...pijąc z nami pyszną kawę! RABARBAR s.c.

33

PROMOCJA

41-710 Ruda Śląska, Polna 44 +48 32 411 49 41 rabarbar@rabarbar.net.pl www.rabarbar.net.pl


nasz temat

PO CO NAM TE KOT Y? Tekst: Gaba Balcarek. Miłośniczka zwierząt, wolontariuszka Psiej Ekipy, działającej przy bielskim schronisku dla bezdomnych zwierząt REKSIO. Zdjęcie: Diana Lapin

Są z nami od wieków. Oswojone starożytnym Egipcie, były czczone jako bóstwa, głównie dzięki temu, że chroniły spichlerze pełne ziarna przed gryzoniami. Do Europy dotarły razem z pierwszymi oznakami chrześcijaństwa i szybko uznano ich nieocenioną pomoc. Dzieliły z mnichami cele klasztorne, zamieszkiwały w rękawie papieża Grzegorza I, a zwykli ludzie odetchnęli z ulgą, wiedząc, że ktoś pilnuje ich zapasów i nie pozwoli gryzoniom rozpanoszyć się w gospodarstwach. Potem nastał ciemny wiek wczesnego średniowiecza i karta historii obróciła się przeciwko nim. Do dzisiaj istnieje zabobon o przebieganiu przez nie drogi, a w krajach celtyckich urodzone w maju nie powinny być odchowywane,bo wyrosną z nich stworzenia przynoszące nieszczęście i złe duchy do domu. Na szczęście ten czas się skończył, a one znowu wróciły do łask. KOTY, bo to o nich mowa.

Najbardziej niezależne oswojne zwierzęta, które mieszkają z człowiekiem. Pomimo że potrafią być niezależne, wybrały mieszkanie przy naszym boku. Niezwykle zwinne, enigmatyczne, nieobliczalne. W jednej chwili z mruczącego, puchatego przytulasa potrafią zmienić się w wyśmienitego, bezwzględnego myśliwego. Taki nasz domowy doktor Jekyll i pan Hyde. Dlaczego tak lubimy koty? Może rację miał angielski weterynarz i badacz zachowań zwierząt, mówiąc, że: „Człowiek w wyniku procesów cywilizacyjnych utracił swoją niezależność. Stał się więźniem przystosowania do okoliczności, kot natomiast zachował w tych warunkach trochę wolności”. Może wbici w ramy konwenansów, tradycji, reguł, potrzeb konsumpcyjnych zazdrościmy kotom ich niezależności? Dzisiaj kociaki to głównie towarzysze życia, umilające nam dni swoim mruczeniem, poddawaniem się naszym pieszczotom. Dzisiaj

34

są z nami wszędzie, od reklam telewizyjnych poczynając, na bibelotach z ich wizerunkiem kończąc. W naszej mowie kot zajmuje stałe miejsce, no bo przecież ktoś może mieć „kocie oczy”, „nie kupujemy kota w worku”, nawet muzykę czasami określamy jako „kocią”. Koty są świetnymi wychowawcami. Dziecko, które obcuje z kotem, uczy się respektowania woli partnera, kot bowiem może być entuzjastycznym i cierpliwym towarzyszem zabaw, ale tak długo, jak długo sam tego będzie chciał. Jego pazurki przemawiają jednoznacznie i każde dziecko potrafi zrozumieć to zachowanie. Wizerunek kota jako towarzysza samotnych starszych kobiet staje się coraz mniej prawdziwy. Mieszkanie, w którym na właściciela powracającego wieczorem z pracy oczekuje kot, nie jest już mieszkaniem pustym. Coraz bardziej umieją to docenić młodzi ludzie. Kot


jako towarzysz życia potrafi wnosić do domu radość i odwraca uwagę od trosk i niepowodzeń. Dobroczynne działanie głaskania kota, zwiniętego w kłębek na naszych kolanach, jest już udowodnione naukowo – obniża ciśnienie krwi. Przeprowadzono również badania, w których zalecono osobom starszym opiekę na kotami. Wyniki były zaskakujące. Badanym unormowało się ciśnienie krwi, a u diabetyków nawet obniżył się poziom cukru we krwi. Kot uosobiony przyjaźnie, łaszący się i dopominający o pieszczoty jest najlepszą terapią dla ludzi cierpiących na lekkie lub średnie depresje. „Zwierzę domowe wspomaga leczenie” – tak głosi opinia fachowców i jest ona zgodna z prastarą mądrością życiową, że razem z przyjacielem łatwiej jest żyć i pokonywać trudności. Koty w naszych domach mogą znaleźć się z różnych źródeł. Kupione w re-

Kot uosobiony przyjaźnie, łaszący się i dopominający o pieszczoty jest najlepszą terapią dla ludzi cierpiących na lekkie lub średnie depresje

nomowanych hodowlach, przygarnięte z ulicy, od gospodarza, który niestety nie wysterylizował swojej kotki, bądź

35

zaadoptowane ze schroniska. Częściej to kobiety otwierają serca dla kociąt, jednak i wśród mężczyzn nie brakuje panów, którzy doceniają niezależność futrzastych towarzyszy. Częściej domy kotom ofiarowują samotne osoby bądź pary nieposiadające dzieci, ale to też nie jest regułą. Tak naprawdę wszystko zależy od człowieka. Każdy z nas jest indywidualnością i każdy z nas ma inne potrzeby i oczekiwania wobec zwierzaka, który ma z nami zamieszkać. Jedno jest jednak pewne: tylko człowiek, który nie jest egoistą i potrafi zaakceptować i zrozumieć niezależność kota, może sobie pozwolić na przygarnięcie mruczka. Osoby lubiące „dyrygować” innymi, ludzie apodyktyczni i bezkompromisowi, raczej z kotem się nie dogadają… Po prostu kot jest z nami, bo tak chce, a nie dlatego, że musi – i zawsze, co nie zmieniło się od tysięcy lat, chodzi swoimi drogami…


nasz temat

K O C I Ś W I AT Kot domowy to najpopularniejsze zwierzę domowe w świecie. O czym powinniśmy pamiętać, decydując się na kociego przyjaciela?

lek.wet. Ewa Chronowska, Przychodnia Weterynaryjna Rademenes w Bielsku-Białej Zdjęcia: Bartosz Chronowski

36


Koty posiadają swoje indywidualne cechy i charaktery. Nawet w obrębie rasy czy jednego miotu zdarzają się skrajnie różne osobniki. Zanim adoptujemy czy kupimy kota, warto się zastanowić, jakich cech szukamy u naszego przyszłego pupila. Czy ma to być spokojny kanapowiec, czy raczej aktywny i zawsze chętny do zabawy towarzysz? Taka wiedza pozwoli nam na wzajemne cieszenie się swoim towarzystwem i pozwoli uniknąć wielu problemów w przyszłości. Kot to urodzony myśliwy. Nawet mruczek spędzający większość czasu na kanapowych drzemkach jest drapieżnikiem, a naszym zadaniem jest pozwolić mu się realizować. Zabawa jest idealną imitacją polowania. Na rynku dostępnych jest wiele zabawek – myszy, piłeczek, wędek. Wspólnie spędzony czas pomoże uniknąć kociej frustracji, zapobiega nadwadze (co niestety coraz częściej zdarza się u kotów przebywających głównie w domu) i zacieśnia więzi z właścicielem. Poza polowaniem ulubioną czynnością kotów jest sen. Szacuje się, że kot domowy przesypia 12-14 godzin w ciągu doby. W zależności od upodo-

bań kota należy mu zapewnić spokojne miejsca do wypoczynku. Idealnie sprawdzają się do tego celu drapaki, posłania w ciepłych miejscach, a nawet zwykłe kartonowe pudełka. Czasem lokalizacja posłania wybrana przez nas niestety nie jest tą wybraną przez czworonoga. Koty są niezwykle czystymi zwierzętami, ale powinniśmy pamiętać o pewnych czynnościach pielęgnacyjnych, do których warto przyzwyczajać już kocięta. Należą do nich: obcinanie pazurów, czyszczenie oczu i uszu, czesanie oraz mycie zębów. Z uwagi na intensywną samodzielną pielęgnację koty połykają dużą ilość włosów, co może prowadzić do powstawania pilobezoarów (popularnie zwanych kłaczkami). Żeby temu zapobiec, należy regularnie podawać preparaty odkłaczające i zapewnić kotu dostęp do trawy (np. posiać owies czy specjalne mieszanki traw dla kotów). Konieczne są też regularne wizyty u lekarza weterynarii w celu kontroli stanu zwierzęcia i jego wagi oraz ustalenia cyklu odrobaczeń oraz szczepień (co dotyczy także kotów przebywających tylko w domu).

37

Koty nie są zwierzętami stadnymi (koty w naturze żyją w koloniach, ale każdy osobnik dba o siebie i swoje potrzeby), jednak nie jest do końca prawdą, że każdy kot to urodzony samotnik. Zanim powiększymy kocie stado, należy się zastanowić nad charakterem i potrzebami naszego pupila. Nie każdy kot dobrze zniesie towarzystwo. W razie wątpliwości warto skonsultować się z behawiorystą czy lekarzem weterynarii. Mitem jest, że każda przyszła mama powinna pozbyć się kota, a noworodek nie powinien mieć kontaktu z kotami. Właścicielki kotów planujące ciążę powinny w porozumieniu ze swoim lekarzem oznaczyć poziom przeciwciał przeciwko toksoplazmozie. Toksoplazmoza to pasożytnicza choroba ludzi i zwierząt, która jest szczególnie niebezpieczna dla nienarodzonych jeszcze dzieci. Koty domowe żywione karmą komercyjną nie stanowią zagrożenia dla przyszłych mam (większe zagrożenie tworzy np. przy niedokładne mycie deski do krojenia mięsa), wychowywanie dzieci ze zwierzętami jest zaś początkiem wspaniałej przyjaźni, rozwija wrażliwość i odpowiedzialność, a także wzmacnia odporność dziecka.


kulinaria Na kolanie

MAS KOTKA Tekst: Roman Kolano

Mam kota w domu. Od pewnego czasu podejrzewam, że nie tylko. Nie tylko w domu. Mam kota w głowie. Znajomi już wcześniej starali się zwrócić moją uwagę na ten ich zdaniem niepokojący fakt. Nie przywiązywałem większej wagi do tych tanich rewelacji i drobnych złośliwości. Zauważyłem jednak, że coś jest na rzeczy. Żona uruchomiła się pierwsza, zwróciła się do mnie niby mimochodem, żebym zadbał nieco bardziej o estetykę wyglądu. To już wydało mi się podejrzane, kąpiel była w sobotę, a był dopiero wtorek. Prawda, z czasem mam coraz więcej szczegółów do ogarnięcia i bywa, że się gubię. „Zaglądnij sobie do ucha. Jak chcesz, mogę ci to obciąć” – powiedziała. Znam tę kobietę prawie od dziecka (i to niejednego). Wiedziałem, że nie żartuje. Od progu łazienki ostrożnie, bokiem, półkroczkiem zbliżałem do lustra lewy profil. Im bardziej zbliżałem się do tafli, która nie potrafiła ukryć prawdy, tym większy stawał się włos wystający z muszli, to znaczy z małżowiny usznej. Sterczał taki biały, twardy, szkut jeden. Nasz kot ma takich tysiące. Po obcięciu sytuacja się powtórzyła, to znaczy pojawiło się jeszcze więcej włosków. Zacząłem baczniej przyglądać się sprawie w innych uszach. Zauważyłem u kolegów z rocznika podobną przypadłość. Widocznie nie ja jeden mam w sobie futrzaka. Wystające włosy wychodzące na zewnątrz z moich otworów świadczyły o tym, że kocisko tak urosło, że się nie mieściło w głowie. Może chciało się wydostać, a może zaczęło linieć? Moje przypuszczenia zaczęły się potwierdzać – włosy wyszły mi również z nosa. To by wyjaśniało także, dlaczego czasem kicham niby bez powodu. Taki koci włosek jak zagila w nosie, to natychmiast płoszy gila. Gil wylatuje z nosa jak z dziupli. Mały, niedojrzały gil jest żółty, dopiero dorosły

38

osobnik ma kolor zielony. To właśnie ze strachu przed kotem tak szybko ucieka z przegrody nosowej i nigdy nie wiadomo gdzie wyląduje. Jeżeli ktoś zachował jeszcze resztki refleksu, to może mu się udać złapać go do chusteczki. To bardzo płochliwe stworzenie. Niestety zauważyłem też, że niektórzy moi rówieśnicy wyłysieli. Włosy im wypadły, znaczy kot chyba zdechł w głowie. To by tłumaczyło, dlaczego niektórym tak śmierdzi z ust. Bardziej kulturalna nazwa tego zjawiska to „halitoza”, choć samo określenie nie zmniejsza dyskomfortu. Ważniejsze jednak, co się mówi, a nie jak pachnie. Ale jednak lepiej, żeby zdechł w brzuchu. Łatwiej ukryć przykry zapach, a i odpowiedzialność łatwiej się rozmywa. Badając nie tylko swój przypadek, doszedłem do wniosku, że po owłosieniu ciała można poznać miejsca, w których może znajdować się kot. Może być na przykład w klatce piersiowej. Szczególnie u mężczyzn klatka bywa bardzo zarośnięta. Można mieć też kota w brzuchu. W klatce kot bardziej charczy, wtedy człowiek kaszle, a w brzuchu bardziej burczy. Jak jest w brzuchu i widzi, że nic do jedzenia nie ma, w miednicy pusto, no to burczy z niezadowolenia. To się echem odbija od kręgosłupa i powstaje taki nieco krępujący dźwięk. Koty najczęściej jęczą przed jedzeniem. Na ogół jak się coś zje, to kot przestaje gwizdać na jelitach, kocie jęki z męki ustają. Najgorzej, jak facet ma kota w worku. Muszę zapytać o to szwagra. Szwagier… On to potrafi odwrócić kota ogonem, że nie do wiary. Po kilku odwróceniach nie wiadomo, co szwagier, a co kot. Trudno poznać kota, jak przywróci go do normalnej pozycji. Trudno rozeznać, czy to jeszcze początek kota, czy już koniec szwagra, albo już koniec kota, a początek szwagra. Przecież każdy kot ma dwa końce. Do tego strasznie mąci mi


w głowie, a to że moja kolejka już minęła, a to że wszystkie szkody, które wyrządził, to dla mojego dobra, albo że czarne jest białe, a białe jest czarne. Szwagrowi po wykonanym kołowrocie kilka razy udało się spaść na cztery łapy. Łapy zamiauczały. Kot po upadku zakręconego szwagra będzie musiał na jakiś czas dać sobie spokój z chodzeniem. Kot jako zwierzę przynależy do świata zwierząt. Jaguar to też kot, żyje a Ameryce, ale w Afryce ludzie też uciekają przed dzikimi kotami, czmychają jak gazele. Biegną na oślep przed siebie, nie patrzą, czy jest zebra, czy nie jej nie ma. Taki człowiek podczas ucieczki niczym się od gazeli nie różni. Niejednokrotnie nawet ma na sobie skórę tego zwierza. Homo sapiens bardzo sapiens, bo ucieka na dwóch nogach, a nie na czterech. Mieszkańcy zaatakowanej przez dzikiego kota wioski uciekają przed siebie w panice jak spłoszone stado wróbli. W Polsce jest podobnie, jak idziesz po zebrze albo już stoisz na pasach, a widzisz jaguara, to spierniczaj, ile sił w nogach, bo możesz nie zdążyć na drugą stronę jezdni. W Niemczech to każdy jaguar się zatrzyma, żeby przepuścić na drugą stronę, nawet staruszkę. Polscy kierowcy raczej pomagają przejść na drugą stronę, ale jak pisze Biblia, jeszcze nikomu nie udało się stamtąd powrócić, dopiero po końcu świata. Jaguary zarejestrowane w Niemczech hamują ze strachu przed polizei, takie są wytresowane. Za grosz fantazji, zero, nul. Dzisiaj wszędzie jest niebezpiecznie. W mniej cywilizowanych miejscach świata można zginąć pod pazurami jaguara, a w bardziej cywilizowanych – pod kołami, również jaguara. Standardowo w jaguarach w kolorze metalik znajdują się fotele ze skóry. Ciekawe: jakiej? No chyba nie ludzkiej. I ciekawe, czy można także fortepian z kości słoniowej zamówić. Też miałem kiedyś samochód z kotem na masce, ale jak silnik ostygł, to kot sobie poszedł. Jeździć się z takim żywym kotem nie da. Mięczak. Starsi ludzie mają tyle w sobie mądrości, takich jak mój wujek Czesiek. W moim dzieciństwie, kiedy wujek wchodził już na wyższe stany świadomości pod wpływem płynów, kiedy napełnił już organizm substancją w czterdziestu procentach, ilekroć się nasączył, tylekroć zadawał to samo egzystencjalne pytanie: „Romuś, czy przejdzie ci mysz przez głowę?”. Za pierwszym razem miałem dylemat, czy chodzi o „myśl”, czy o „mysz”. Czasem wujek tracił ostrość mowy i mówił niewyraźnie. Jeżeli chodzi o myśl, to zazwyczaj przychodziła mi jedna, taka, że wujek ma już dość. Starym zwyczajem wujek cierpiał na syndrom urwanego filmu, nie potrafił przypomnieć sobie zakończenia. Pamiętał tylko, że film zaczynał się takim ryczącym lwem (czyli też kotem) z napisem Metro-Goldwyn-Mayer. Wujek zimą w czapce z nutrii i szaliku był nawet trochę podobny do tego lwa. Bywało, że wujek uściślał pytanie: „No, czy jak mysz wejdzie ci przez jedno ucho, to wyjdzie drugie, znaczy drugim?”. Odpowiedź zazwyczaj była taka sama: „Nie”. Ale istotniejsza była przyczyna: „A dlaczego nie przejdzie? Bo masz kota w głowie”. Wuj posiadał zdolność odpowiadania na własne pytania. Kiedyś było to pytanie na inteligencję, teraz o odpowiedź domagał się zdrowy rozsądek, który zdaje się już trochę na zdrowiu podupadać. W dzieciństwie znałem prawdziwą odpowiedź na to, wydawałoby się – absurdalne, pytanie, ale teraz jest odwrotnie, chyba mam absurdalną odpowiedź na prawdziwe pytanie. Po wielu latach edukacji zamiast upewnić się, że pytanie jest po prostu głupie, zacząłem wątpić, czy potrafię odpowiedzieć jednoznacznie. Im więcej się uczyłem, tym

mniej wiedziałem. Doszedłem do wniosku, że żeby rozwiać wątpliwości, powinienem przeprowadzić ten eksperyment z myszą. W końcu zmądrzałem, pokończyłem szkoły, zrobiłem maturę i kursy niektóre – z czego śmieje się mój nadziany szwagier. Szwagier szkół nie pokończył. Jedną za to budował, co prawda wydział filii uniwersytetu, ale tylko przez wakacje. Przyszli studenci i go rozpili. Wracając do dylematu – kiedy byłem dzieckiem, odpowiedź była prosta. Po pierwsze, mysz nie może wejść jednym uchem, a wyjść drugim, po drugie, wujkowi Cześkowi chyba ten kot zeżarł już cały mózg, bo wuj widział białe myszki na dnie. Wujek na pewno miał w głowie kota, który nie pozwalał myszce wyjść drugim otworem usznym. Kot zjadał większość słów, które wpadały do ucha i nie dochodziły do mózgu. Wystarczy raz się zawahać i zacząć zastanawiać. To już pierwszy krok do zwątpienia. Przez tyle lat edukacji dowiedziałem się przedziwnych rzeczy, obalone zostały pewniki, a ciągle powtarzane teorie spiskowe stały się prawdziwe. Nie ma chyba innego wyjścia, niż przeprowadzić eksperyment na własnej skórze. Tylko w ten sposób mogę obalić niezachwianą wiarę wuja w prawdziwość jego teorii. Jako naiwne dziecko mogłem wujowi uwierzyć na słowo, ale jako wątpiący dorosły absolutnie. Do czego to doszło, nikomu nie można wierzyć. O wszystkim trzeba przekonać się samemu. Nawet w najgłupszych sprawach, jeżeli sam się nie przekonam, to inni zrobią ze mnie głupka. „Wątpię, więc jestem”, twierdził Kartezjusz (nie wiem, czy miał kota), ale co będzie, jak eksperyment rozwieje wszelkie wątpliwości? Nie będę już wątpiący, będę wtedy pewien, czy przez to zniknę? Muszę pozbyć się wrażenia, że wujek Czesiek robił mnie tyle lat w kota, to znaczy w konia. Pomijając aspekt filozoficzny wspomnianego dylematu, wujkowi Cześkowi to w żadne słowo nie można wierzyć, odkąd obiecał cioci Krysi, że jutro będzie futro. Z obdukcji wuja można wnioskować, że mu nie uwierzyła. „Jutro” nigdy nie nadchodziło. Zawsze było „dzisiaj”. Nigdy nie było „wczoraj”. Ciocię zawsze irytowało, że każde „jutro” zamieniało się w „dzisiaj”. „Jutro” było zawsze przed Krysią, razem z futrem. Czarny kot też może mieć pecha. Pewnego razu widziałem, jak czarny kot uciekał przed białym człowiekiem, który chciał mu przebiec drogę. Pewnie kot bał się, że jak biały człowiek przeleci mu przez drogę, to następny biały człowiek może go przejechać. Kota w butach to można między bajki włożyć, o ile się zmieści. Bujda. Co wydaje stukot? Kot w butach. Jeżeli to jest kot w szpilkach… Jeżeli już o kocie i butach, to i o kobiecie należy w tym miejscu wspomnieć. No niby do ukochanej mówi się często „kocico”, „kotku”, „koteczku”, „kociaku”, ale tak naprawdę to zawsze chodzi o myszkę. Szczególnie kiedy facet to pies na baby. Kot cały potrafi się umyć własnym językiem. Szkoda, że człowiek tego nie umie. A przydałoby się czasem zamiast powiedzieć coś głupiego, to się polizać. Człowiek ma inną zdolność, potrafi językiem oczernić, i to nie siebie, lecz innych. Ponoć we Włoszech każda panna ma cotta. Normalnie można zamówić w restauracji i widelcem, po kawałku… Tfu, ohyda! A najbardziej znane kotki to te „aaa, kotki dwa”, ale nigdy nie mogłem się dowiedzieć czegoś więcej o tych kotkach, bo wcześniej zasypiałem. Marzec, wiosna idzie, idę poszukać kotków na drzewach.

39


inspiracje inicjatywy

BIELSKIE KINO AKCJI Tekst: Robert Kowal, foto: Piotr Bieniecki, www.bielsko.biala.pl

Zdjęcia do filmu wojennego „Oblitus: Rise of the Forgotten” rozpoczną się tuż po świętach wielkanocnych w Bielsku-Białej. W projekt zaangażowanych jest ok. 100 osób. Prawie cała ekipa techniczna to bielszczanie i firmy z Bielska-Białej. - Pomysł na stworzenie filmu wziął się z chęci nakręcenia widowiskowej krótkometrażówki, która opowiadać będzie wartą zapamiętania historię - mówi młody reżyser i zapowiada walkę o najwyższe laury w przemyśle filmowym. Film opowiada o walkach w dolinie rzeki Rur nieopodal miasta Jülich, które na początku grudnia 1944 toczyła 29. Dywizja Piechoty Stanów Zjednoczonych. Fabuła akcentuje wkład obywateli USA o polskich korzeniach w amerykańską machinę wojenną. – Nie wyodrębniamy głównego bohatera, ponieważ bohaterami byli wszyscy, którzy musieli przejść przez piekło II wojny światowej – wprowadza reżyser Adam Aljović, mieszkaniec Bielska-Białej, absolwent II LO. im. Adama Asnyka. Bielskie grupy rekonstrukcyjne Zdjęcia rozpoczną się w kwietniu w Bielsku-Białej. W projekt zaangażowanych jest ok. 100 osób. Prawie cała ekipa techniczna to bielszczanie i firmy z Bielska-Białej. W filmie wystąpią dwie bielskie grupy rekonstrukcyjne: Reenacting Zone South oraz GRH 78 Sturmdivision, a także GRH Ostfront. Członkowie tych grup będą grać role obu stron konfliktu. Kluczowe zdjęcia do filmu zostaną zrealizowane w Wyrach oraz Gostyniu, ale postprodukcja materiału filmowego odbywać się będzie w Bielsku-Białej, w domowym studiu reżysera. Muzykę tworzą dwaj mieszkańcy Komorowic: Karl K. Koch oraz Piotr Stopka. Za nagrania odpowiedzialne jest studio muzyczne Rock ‚N Roll Addiction, a za postprodukcję dźwięku inne studio muzyczne z Bielska-Białej – 3/4 Underground Studio. Efekty pirotechniczne zrealizuje znana bielska firma. W sprawie jej udziału w projekcie trwają jeszcze negocjacje. Autorem scenariusza jest Piotr Jurek. Z naszego miasta pochodzi też obsługa techniczna. – Film skierowany jest do osób zainteresowanych historią, chcących dowiedzieć się czegoś nowego na temat II wojny światowej czy też pragnących obejrzeć efektowne, pełne akcji

40

widowisko oparte na prawdziwych wydarzeniach. Myślę, że każdy znajdzie w nim coś dla siebie – zapewnia Adam Aljović. Zbiórka dodatkowych funduszy Twórcy filmu chcą swoim dziełem zainteresować nie tylko w widzów w Polsce. Obraz będzie pokazywany na zagranicznych festiwalach filmowych oraz zostanie zgłoszony do festiwali kwalifikacyjnych do przyszłorocznych Oscarów w kategorii „Krótkometrażowy film aktorski”. – Mamy duże ambicje, ale uważam, że posiadamy adekwatne możliwości do tego, by bez kompleksów pokazywać się na świecie – przekonuje reżyser. Wcześniej Adam Aljović współpracował ze śląskimi grupami rekonstrukcyjnymi m.in. na planie amatorskiego filmu fabularnego „The War is not Lost”. Najnowszy film – „Oblitus: Rise of the Forgotten” będzie produkcją profesjonalną dzięki zaangażowaniu wielu osób związanych z przemysłem filmowym. Premiera przewidziana jest na sierpień 2016 roku. Na początku lutego wystartuje kampania crowdfundingowa na portalu polakpotrafi.pl, której celem jest zbiórka dodatkowych funduszy na produkcję. Portal bielsko.biala.pl jest patronem medialnym filmu. Będziemy na bieżąco informować Czytelników o postępach w pracy na planie. Osoby zainteresowane projektem mogą śledzić poczynania ekipy także na oficjalnej stronie filmu w Facebooku. „Oblitus: Rise of the Forgotten” Reżyseria: Adam Aljović Scenariusz: Piotr Jurek Obsada: Piotr Jurek, Maciej Jagosz, Damian Tomaszewski, Mariusz Kumala, Mirosław Jagosz, Marcin Kukla, Piotr Nocoń, Konrad Bojdoł.


PIĘTNAŚCIE LAT PRACY FOTOGRAFKI

Diana Łapin, która pochodzi z Bielska-Białej, obchodzi w tym roku piętnastolecie pracy twórczej. Z tej okazji fotografka, która na stałe mieszka w Mediolanie, przygotowała cykl eventów. Pierwszy odbył się w styczniu w Dworek New Restaurant.

Tekst: Katarzyna Górna-Oremus, foto: Konrad Murański / mat. prasowe

Wydarzenie „30 lat życia, 15 lat fotografowania Diany Łapin” zgromadziło rzesze fanów jej twórczości. Nie zabrakło także współpracowników oraz przyjaciół bielszczanki, którzy od lat wspierają ją w działaniach. W trakcie eventu goście podziwiali ciekawy pokaz, na który złożyły się trzy projekty, a w zasadzie tematy. Modelki zaprezentowały się w odsłonach, które są najbliższe sercu Diany. – W dzisiejszym świecie hybrydowym łączenie to podstawa – mówi Diana Łapin. Modelki zostały ubrane w trzy tematy zawierające się w trzech słowach: moda, architektura, food. Złożyły się na nie zdjęcia wykonane i upięte na dziewczętach przez Dianę oraz kunsztowne instalacje na głowach, wyczarowane przez Paulinę Górkiewicz, szefową kuchni Dworek New Restaurant. – Prezentujemy te trzy tematy, ponieważ są urzeczywistnieniem najbardziej elementarnych potrzeb człowieka, które w historii i sztuce nabrały szczególnego znaczenia. Zagadnienia dotyczące tego, co i jak jemy, co nakładamy na siebie oraz gdzie i jak mieszkamy, szybko stały się wyznacznikami dobrobytu, luksusu. Dla niektórych są to pojęcia rozbieżne,

dla mnie to tematy, które współgrają. Wszystkie opowiadają o człowieku, a on od zawsze mnie fascynował, wraz z tym, jak potrafi tworzyć piękno i otaczać się nim. W mojej fotografii jest umiłowanie piękna, chęć jego oddania poprzez doznanie i kreatywne przedstawienie. Realizuję sesje komercyjne i artystyczne, które charakteryzują się właśnie dużym eklektyzmem oraz podkreślają obecność człowieka w kreowanym przez niego, wymarzonym świecie – tłumaczy fotografka. Gratulacje złożyli między innymi: Agata Smalcerz, dyrektorka Bielskiej Galerii BWA, Lucyna Grabowska, wieloletnia organizatorka konkursów miss w naszym regionie, a także właścicielka agencji modelek, które tego wieczoru towarzyszyły Dianie w trakcie jej święta, Anita Szymańska, wydawca magazynu „2B STYLE”, a także artyści: Anna Godlewska, Agnieszka Nowińska, Łukasz Roth, Roman Hryciów, Dariusz Fodczuk, ponadto przyjaciele i współpracownicy fotografki z Mediolanu. Wieczór umilił koncert zespołu This Cover Band. Kolejny event odbędzie się w Genui, a następnie w Mediolanie. Diana Łapin urodziła się w 1986 roku w Bielsku-Białej. Dzięki wsparciu rodzi-

41

ców odszukała własną ścieżkę w życiu. To oni zaszczepili w niej pasję do fotografii, która rozwinęła się pod czujnym okiem państwa Baturo. To właśnie Inez Baturo zachęciła naszą bohaterkę do wzięcia udziału w konkursie, a przedstawiona wtedy praca została nagrodzona. W trakcie studiów Diana wyjechała do Genui, gdzie znalazła się w ramach projektu Erasmus. Tam kontynuowała fotografowanie. Po wystawie „Genua w obiektywie Diany Łapin” agent Cosimo de Mercurio zaproponował jej stałą współpracę, która utorowała drogę do sukcesu na rynku w Genui. W tym czasie fotografka osiągała kolejne sukcesy w konkursach, pracowała i wciąż pracuje dla ważnych jednostek, firm i organizacji na terenie tego miasta. Dwa lata temu przeniosła się do Mediolanu, w którym pnie się w górę, zdobywając krok za krokiem jego rynek. W ostatnich kilku latach jej fotografia jest skoncentrowana głównie na tematach mody i architektury, jest skierowana do firm, stylistów, architektów, gazet oraz organizacji. Ostatnio Diana częściej bywa w Polsce, gdzie odnawia kontakty i działa z powodzeniem w zawodzie.


foto

Diana L A P I N

42


43


44


45


foto

,,FOTOPSTRYK”. GODZINA 16:08. WYPATRZONE PRZEZ PRZYPADEK. CZY MOŻE MI PAN ZROBIĆ ZDJĘCIE I POTRZYMAĆ PAPIEROSA?

Agnieszka MORCINEK Wychowała się w Czechowicach-Dziedzicach. Gdy ktoś pytał, gdzie mieszka, mówiła że na kopalni. 30 metrów dzieliło jej dom od bramy wjazdowej na KWK Silesia, a zaledwie 300 metrów na hałdę. Wszystko w okolicy wydawało się nieciekawe, szare, brudne, a mijani ludzie zmęczeni życiem, ciągnący za sobą smugę potu, tanich papierosów i zwietrzałego piwa... – Kiedy pierwszy raz przyjechałam na Śląsk i zobaczyłam go od podwórka, przypomniałam sobie klimat mojej okolicy sprzed lat, wciągnęło mnie na dobre. Aparat przy pierwszym kontakcie straszył, wydawał się przeszkodą nie do pokonania, ale z każdą minutą otwierał tych ludzi przede mną. Chwila rozmowy, uśmiech i 36 klatek wystarczały by dzielili się swoim życiem. Wiele z tych historii pamiętam doskonale do dziś – mówi fotografka Miała zostać elektromechanikiem, jednak rok przed maturą zrezygnowała z tego pomysłu. Od tamtej pory zawodowo fotografuje zwyczajnych ludzi i ich niezwyczajne historie. Przez trzy lata była fotoreporterem katowickiej Gazety Wyborczej, od niemal 10 lat współpracuje z bielskim Teatrem Banialuka. Wolny czas spędza jak sama mówi na majstrowaniu, robiąc nowe ze starego, tworzy rzeźby z mas plastycznych i strzela z wiatrówki. Może dlatego jest wolnym strzelcem.

46


„CUDA”. GODZINA 14:22. KATOWICE UL.STAROMIEJSKA. ZMĘCZONY ŻYCIEM DZIADZIUŚ W OCZEKIWANIU NA CUD. CUDEM BYŁOBY GDYBY GO KTOŚ ZAUWAŻYŁ. CODZIENNIE SIADA Z RÓŻAŃCEM NA SWOIM KRZESEŁKU POD KSIĘGARNIĄ ŚWIĘTEGO JACKA, CODZIENNIE MIJANY PRZEZ SETKI LUDZI...

47


,,HAŁDA”. GODZINA – OKOŁO 15:00. CZECHOWICE-DZIEDZICE, HAŁDA PRZY KOPALNI SILESIA. CODZIENNOŚĆ TYCH LUDZI JEST CIĘŻKA, ZBLIŻAJĄ SIĘ FERIE ZIMOWE, ZA DWA TYGODNIE PRZYJADĄ NA ROWERKACH ZE SWOIMI DZIEĆMI BY WSPÓLNIE ZBIERAĆ WĘGIEL.

,,HAŁDA”. GODZINA – OKOŁO 15:00. CZECHOWICE-DZIEDZICE, HAŁDA PRZY KOPALNI SILESIA. TAK DŁUGO JAK CIĘŻARÓWKI SYPIĄ WĘGIEL Z ODPADÓW, SIEDZĄ I CZEKAJĄ PRZY KOKSOWNIKU NA SWOJE SKARBY, CZASEM DZIEŃ I NOC.

48


,,HAŁDA”. GODZINA – OKOŁO 15:00. CZECHOWICE-DZIEDZICE, HAŁDA PRZY KOPALNI SILESIA. W FERIE UZBIERAJĄ WIĘCEJ BO DZIECIAKI TEŻ PRZYJDĄ Z WIADERKAMI. BĘDĄ POTEM MOGLI GO DOBRZE SPRZEDAĆ, BO PODOBNO TEN WYBRANY JEST DUŻO LEPSZEJ JAKOŚCI, TRZEBA SIĘ TYLKO NAUCZYĆ ROZRÓŻNIAĆ WĘGIEL OD SKAŁY...

49


,,OKIENKO”. GODZINA 11:12. PIASEK KOŁO PSZCZYNY. PANI ELŻBIETA I MĄŻ LUDWIK OD LAT SPOGLĄDAJĄ W TĘ SAMĄ STRONĘ. SĄ ZGODNYM MAŁŻEŃSTWEM I CAŁY CZAS SIĘ KOCHAJĄ. MAJĄ PSA DINO I KOTKA KLACHULA, ALE PRZEDE WSZYSTKIM SIEBIE.

,,PARA”. GODZINA 15:40. BIELSKO-BIAŁA. PAN TADEUSZ Z ŻONĄ PRZYSZEDŁ NA POŚWIĘCENIE NOWEGO KRZYŻA NA WZGÓRZU „TRZY LIPKI”. SIEDZĄ NA SWOICH KRZESEŁKACH Z DALA OD TŁUMU, BY SPOKOJNIE POCZUĆ TĘ PODNIOSŁĄ ATMOSFERĘ.

50


,,CZESIEK”. GODZINA 19:17. CZECHOWICE-DZIEDZICE, WYSYPISKO ŚMIECI. PAN CZESIEK BYŁ BEZDOMNY, OD JAKIEGOŚ CZASU MIESZKA NA WYSYPISKU, BO JAK MÓWI, NIKT GO NIE ROZLICZA Z NICZEGO, A I NALEWKI MOŻE SIĘ NAPIĆ. MA PROWIZORYCZNIE ZBITĄ BUDĘ, W KTÓREJ MIESZKA, DYWANY NA ŚCIANACH, MA NAWET SWOJĄ POŚCIEL I WSTAWIONE OKNA. ZE STARYCH AKUMULATORÓW CIĄGNIE PRĄD I RADIA MOŻE POSŁUCHAĆ. WSZYSTKO, CO ZNAJDZIE NA WYSYPISKU, SIĘ PRZYDA. „GDYBY PANI WIEDZIAŁA, JAKICH RZECZY LUDZIE SIĘ POZBYWAJĄ... TU MI DOBRZE”– MÓWI.

„KIBICE”. GODZINA 17:42. SOSNOWIEC – MECZ PIŁKI NOŻNEJ. PANI TERESA Z MĘŻEM MARIANEM CHODZĄ NA WSZYSTKIE MECZE, MIESZKAJĄ NIEDALEKO STADIONU I KIBICUJĄ PIŁKARZOM Z ZAGŁĘBIA. PANI TERESA JEST BARDZO EKSPRESYJNA I GŁOŚNO KOMENTUJE SYTUACJĘ NA BOISKU, BO PAN MARIAN NIEDOWIDZI. JAK TYLKO JEST COŚ NIE PO JEJ MYŚLI, KLNIE JAK SZEWC!

51


moda

52


53


54


55


56


57


uroda & zdrowie

W zieleni im do twarzy Jest takie miejsce w Bielsku-Białej, gdzie każdy poczuje się jak u siebie w domu. Gdzie znajdzie wytchnienie, relaks, a jednocześnie dotknie prawdziwego piękna. Stworzyła je drobna kobieta z wielką energią oraz pasją do świata i życia. Adriana Koźbiał-Kamela zaprasza do Malachit Day Spa. ul. Bohaterów Warszawy 2/3, 43-300 Bielsko-Biała, telefon: +48 327 242 616, email: biuro@malachitdayspa.com.pl

Tam odnajdziesz piękno

Kilka miesięcy temu na mapie stolicy Podbeskidzia pojawiło się nowe centrum pielęgnacji urody ciała i duszy. W samym sercu miasta, tuż koło Teatru Polskiego, Zamku Sułkowskich, w zacisznym miejscu, powstał Malachit Day Spa. Łatwo tam trafić. Czasami wystarczy iść za dźwiękiem wjeżdżających do podziemnego tunelu pociągów. Innym razem szerzej otworzyć oczy i w czasie spaceru wzdłuż ulicy Bohaterów Warszawy spojrzeć na jedną z piękniejszych kamienic w Bielsku-Białej, która mieści się u zbiegu ważniejszych dróg. To właśnie w tym obiekcie, wyremontowanym z wielkim smakiem i gustem, mieści się siedziba SPA, które sygnuje Adriana Koźbiał-Kamela.

Poszła za głosem serca

Jest filigranową pięknością. Osobą szlachetną, która pragnie sprawiać ludziom radość. W jej świecie nie ma miejsca na

zło i wyrachowanie. Ceni piękno i umiar. Posiada niezwykle rzadkie we współczesnym świecie cechy, dlatego jest wyjątkowa. Adriana jest niemal zawsze uśmiechnięta. Nie przejmuje się przeciwnościami losu, który nie zawsze był dla niej łaskawy i działa, rozwija się na każdym polu życia. Ma silną wolę, którą wypracowała, gdy była dzieckiem. Choć nie dosłyszy, to skończyła z wyróżnieniem bielskie IV Liceum Ogólnokształcące im. KEN, założyła rodzinę, urodziła wspaniałego syna, a także spełniła największe marzenie. Założyła Malachit Day Spa, które jest ucieleśnieniem jej snów. Pragnęła stworzyć miejsce, gdzie wszyscy poczują się pięknie, które sprawi, że każdy, kto je odwiedzi, znajdzie spokój oraz ukojenie ciała i duszy. Holistyczna wizja Adriany przynosi już pierwsze rezultaty. Wciąż bowiem przybywa zadowolonych klientek. – Adriana poszła za głosem serca. Od zawsze kochała malować, teraz odnalazła

58

swoją ścieżkę. Makijaże w jej wykonaniu są prawdziwym dziełem sztuki. Podkreślają kobiece piękno – mówią jej przyjaciółki. Ona sama zaś pozostaje skromnie w cieniu. Woli pracować, jest perfekcyjna w każdym calu. W zasadzie doskonale oddaje ideę Malachit Day Spa. Jest najlepszą reklamą swojej firmy, która dzięki temu jest wiarygodna. Ściany Malachitu zdobią obrazy, które namalowała Adriana, a oprawiła w piękne rzeźby artystka Anna Godlewska.

Gabinety pełne harmonii

Malachit Day Spa to miejsce, w którym każdy zostanie powitany z radością. – U nas zadbasz o swoją urodę w pełni, od stóp do głów, oraz zaznasz prawdziwego relaksu – mówi Adriana Koźbiał-Kamela. – Jesteśmy pasjonatami swojej pracy. Kochamy to, co robimy, dlatego też dokładamy wszelkich starań, aby świadczone przez nas usługi były na najwyższym poziomie. Cechują nas dbałość o szczegóły


artykuł sponsorowany

oraz indywidualne podejście do każdego klienta. Służymy profesjonalną radą w zakresie doboru zabiegów i pielęgnacji skóry. Na bieżąco śledzimy świat piękna, aby móc dzielić się z wami tym, co najlepsze w kosmetologii – podkreśla nasza rozmówczyni. Dzięki zaangażowaniu i determinacji całego zespołu powstało Malachit Day Spa. Centrum kosmetyczne o unikatowym charakterze, gdzie gabinety są pełne harmonii i spokoju, które sprzyjają relaksowi, odprężeniu i wyciszeniu. Wnętrza Malachit Day Spa wzbogacone zostały minerałem o właściwościach leczniczych. – Zielony malachit, który stał się naszą inspiracją, posiada zdolność niwelowania chorób i pobudzania przepływu energii. Działa uspokajająco i wzmacniająco. Dzięki zawartości miedzi ma właściwości bakteriobójcze. Poprawia krążenie krwi, regeneruje układy krwionośny i nerwowy, pomaga w leczeniu astmy, chorób płuc i reumatyzmu, wzmacnia pamięć i ułatwia koncentrację. Minerał ten oczyszcza i otwiera wszystkie czakry, przynosząc ciału równowagę i harmonię, otwiera również serce na bezwarunkową miłość. Te i wiele innych leczniczych zdolności malachitu sprawia, że każda wizyta w naszym SPA sprzyja poprawie zdrowia oraz regeneracji zarówno duszy, jak i ciała – tłumaczy właścicielka.

Ściany Malachitu zdobią obrazy, które namalowała Adriana, a oprawiła w piękne rzeźby artystka Anna Godlewska.

W ofercie Malachit Day Spa możemy odnaleźć ekskluzywne zabiegi cenionych na całym świecie firm takich jak: Maria Galland, M’onduniq czy Skeyndor. Szczególną uwagę warto zwrócić na te, które wykonywane są w zaledwie kilku miejscach w Polsce. Dużym uznaniem cieszy się infuzja tlenowa związana z technologią Oxy Energy, a także zabiegi kokonowe na twarz, po których panie wyglądają co najmniej dekadę młodziej. Nie należy także zapomnieć o masażach ciała oraz pielęgnacji dłoni i stóp. Malachit Day Spa można odnaleźć przy ulicy Bohaterów Warszawy 2/3 (dojazd od ulicy Kołłątaja). Więcej informacji znajduje się na stronie www.malachitdayspa.com.pl oraz na oficjalnym FP na Facebooku. Na gości czekają niespodzianki i rabaty.

59

Opinie klientów na Facebook’u Piękne SPA, wspaniałe zabiegi i cudowne ręce wykonujące masaż… zapewniają fantastyczny relaks. Bardzo przyjemnie spędzony czas i niezapomniane doznania. Dziękuję. Renata Nic dodać, nic ująć, moja dziewczyna była bardzo zadowolona z makijażu, a jak ją to odstresowało, najlepiej wydane pieniądze! Piękne SPA, wszystko tak jak ma być! Dziękuję! Polecam w 100%. Oskar Miło mi było gościć w Waszym gabinecie. Zabieg był rewelacyjny, a efekt widoczny od razu. Do tego końcowy makijaż ekstra. Bardzo dziękuję, będę zaglądać częściej. Weronika


uroda & zdrowie

BADANIE GENETYCZNE PREDYSPOZYCJI DO NADWAGI I OTYŁOŚCI DR TATIANA PRUHŁO-MOTOSZKO Absolwentka studiów medycznych na Uniwersytecie Wrocławskim, od 2003 roku zajmująca się medycyną estetyczną. W 2003 roku ukończyła specjalizację z kosmetologii lekarskiej, a od 2012 roku jest specjalistą medycyny przeciwstarzeniowej. Właścicielka Instytutu Medycyny Estetycznej i Przeciwstarzeniowej IDEALLIST.

Nadwaga i otyłość stanowią poważny społeczny problem zdrowotny, który rozpowszechnił się w miarę dokonywania się postępu cywilizacyjnego. Ponieważ zjawisko to dotyczy coraz większej populacji ludzi zaczyna mówić sie o epidemii otyłości . Konsekwencją nadwagi i otyłości są powikłania w postaci różnych schorzeń m.in. cukrzycy typu 2, nadciśnienia tętniczego, kamicy żółciowej, zaburzeń hormonalnych, zespołu bezdechu sennego czy insulinooporności. Otyłość powstaje wielopłaszczyznowo i zależy od czynników: genetycznych, środowiskowych, metabolicznych, psychologicznych, farmakologicznych. Uwarunkowanie genetyczne otyłości zależne jest od kilku genów (FTO, MC4R, TCF7L2, MTNR1B) i wzajemnych interakcji między nimi. Badanie genów FTO, MC4R, TCF7L2, MTNR1B dostarcza informacji na temat: predyspozycji genetycznej do nadwagi lub otyłości, chronicznego stanu zapalnego ryzyka rozwoju zespołu metabolicznego, rozwoju otyłości brzusznej , zaburzeń odczuwania sytości, cukrzycy typu 2 oraz cukrzycy ciężarnych, wpływu braku aktywności fizycznej na rozwój otyłości, zlych nawykow żywieniowych , ryzyka retinopatii i nefropatii cukrzycowej. Współcześnie naukowcy podkreślają, że konieczne jest indywidualne podejście do problemu nadwagi, ponieważ każdy człowiek ma odrębne predyspozycje do jej występowania. Obecnie jest możliwe badanie powyższych genów w celu określenia skłonności do nadwagi i otyłości, a tym samym znalezienie skutecznej metody walki z nadmiernymi kilogramami.

INSTYTUT MEDYCYNY ESTETYCZNEJ I PRZECIWSTARZENIOWEJ tel. 792 713 002, kom. 514 799 083 ul. Pięciu Stawów 4/1, Bielsko-Biała kontakt@ideallist.pl, www.ideallist.pl

60


SMILE DESIGN

CZY MOŻNA ZAPROJEKTOWAĆ SWÓJ UŚMIECH? CZY PIĘKNY UŚMIECH TO BIAŁE ZĘBY? Z Iwoną Cieplińską rozmawia Agnieszka Ściera

Iwona Cieplińska Lekarz stomatolog, specjalista stomatologii ogólnej Właścicielka Gabinetów Stomatologicznych Primadent

Jak można zaprojektować swój uśmiech? Dzięki nowoczesnym technologiom można zaplanować swój uśmiech w sposób całkowicie przewidywalny zanim rozpoczniemy jakiekolwiek działania. Pacjenci mogą zobaczyć siebie z nowym uśmiechem w lusterku, na zdjęciach czy filmie z uwzględnieniem mimiki twarzy. Czy warunkiem pięknego uśmiechu są białe zęby? Wbrew powszechnie panującej opinii nie.Piękny uśmiech to harmonia pomiędzy kształtem zębów, ich ustawieniem dostosowanym do rysów twarzy i mimiki, a kolorem. Nigdy nie patrzymy tylko na zęby, widzimy je w otoczeniu ust i na tle skóry. U ludzi rasy ciemnej zęby najczęściej są dosyć ciemne, a postrzegamy je jako bardzo białe. Źle dobrany kolor szminki do ust również wpływa na odbiór koloru zębów.Tak lubiany przez panie kolor czerwony na wielkie gale często wcale nie dodaje blasku uśmiechowi, a wręcz przeciwnie, sprawia, że zęby wydają się bardziej żółte niż są w rzeczywistości. Jak praktycznie wygląda projektowanie uśmiechu, od czego się zaczyna?

Rozpoczynamy od bardzo wnikliwej analizy samych zębów oraz otoczenia, czyli rysów twarzy. Oceniamy stan wypełnień, które powinny być zupełnie niewidoczne, przebarwienia struktury zębów, jednolitość koloru, wzajemne proporcje i ustawienie pojedynczych zębów. Analizujemy tzw krzywą uśmiechu – linia, którą wyznaczają brzegi zębów przednich górnych, powinna być równoległa do przebiegu wargi dolnej w lekkim uśmiechu. Starcie zębów przednich daje tzw. negatywną krzywą i pomimo pięknego koloru znacząco ,,dodaje lat”. Analizujemy zgodność linii środkowej twarzy i zębów oraz tzw. dynamikę wargi górnej, czyli jej ruchomość podczas mowy i uśmiechu. Tzw. uśmiech dziąsłowy, podczas którego pokazujemy całe korony zębów i dziąsła to duże wyzwanie dla stomatologa. Tutaj możemy wykorzystywać niektóre zabiegi z dziedziny medycyny estetycznej. Dzięki technice skanowania modeli i frezowania przygotowujemy dla pacjenta cieniutkie akrylowe nakładki uwzględniające zmianę koloru, kształtu, wielkości i ustawienia zębów. Przymierzamy w ustach, wykonujemy zdjęcia. Pacjent może ponosić je kilka dni, zobaczyć jak poczuje się z nowym uśmiechem, jak zareaguje otoczenie. Lubimy pracować ze zdjęciami pacjentów, ponieważ zupełnie inaczej oceniamy swój wizerunek na zdjęciu niż w lusterku. Czy pacjenci akceptują te zmiany? Nie zawsze, czasami zmiany są dla pacjenta zbyt szokujące, a często stomatolodzy chcą pokazać, że oczekiwania pacjenta idą w złym

61

kierunku. Pomimo parcia w kierunku pięknego uśmiechu chcemy jednak zachować naturalność. Jakimi metodami poprawia się uśmiech? We wszystkich naszych działaniach staramy się stosować tzw. stomatologię minimalnie inwazyjną. Korzystamy najczęściej z metod, które nie wymagają dużej ingerencji w naturalne tkanki zęba, stosujemy licówki porcelanowe, kompozytowe, łagodne wybielanie, korektę ustawienia zębów za pomocą przeźroczystych nakładek. W uzasadnionych przypadkach wykonujemy korony z ceramiki i inne bardziej zaawansowane zabiegi. Staramy się nie wyprzedzać czasu i przede wszystkim nie szkodzić, stosując za wcześnie zbyt zaawansowanych zabiegów.

Primadent Gabinety Stomatologiczne Iwona Cieplińska ul. Cechowa 27, Bielsko-Biała tel. +33 812 35 18, +48 502 391 913 www.primadent.eu e-mail: primadent@primadent.eu

W marcu na hasło 2B STYLE 30% rabatu na program projektowania uśmiechu

promocja

Czy projektowanie uśmiechu to to samo co projektowanie sukni czy domu? W zasadzie tak, bo projektowanie to po prostu planowanie i przelewanie na papier swoich wizji, pomysłów i detali, które nam się podobają. Realizujemy je przy pomocy projektantów czy architektów, którzy do naszych pomysłów dodają wiedzę z danej dziedziny, znajomość współczesnych trendów i materiałów, dzięki którym możemy uzyskać zamierzony efekt.


uroda & zdrowie

Ta sama Panna Młoda w 5 odsłonach

PRZED STYLIZACJĄ Magazyn dla pań młodych – dlaczego? Jako osoba, która od 15 lat pracuje w branży kosmetycznej, mam bezpośredni kontakt z wyjątkowym rodzajem klientki, jaką jest przyszła panna młoda. Przez lata pracy w zakresie stylizacji ślubnej miałam okazję przyjrzeć się „od podszewki” rynkowi ślubnemu oraz nastawieniu kobiet do przygotowań związanych z najważniejszym dniem w ich życiu. Te doświadczenia wywołały pewną refleksję – mianowicie wśród przedślubnych przygotowań, w trakcie których sprawy organizacyjne zaplanowane są od A do Z, zadbanie o samą siebie bywa najbardziej chaotycznym z procesów. Przypomina to często stąpanie po omacku w labiryncie różnorakich salonów, przy akompaniamencie szelestu stron kartkowanych w niezliczonych magazynach. Panie, często w towarzystwie koleżanek lub rodziców (otwarte na wszelkie rady, niekoniecznie dobre), poszukują najpiękniejszej sukni i fryzury, najlepszego makijażu, w końcu florysty, który gustownie dopełni całość. Czy poszczególne elementy do siebie pasują? Efekt końcowy bywa różny – czasem jeden element dobieranej w pośpiechu układanki potrafi popsuć całość ślubnej kreacji.

62

Paulina Matuszewska Pośród przyszłych młodych pań rzadko spotykam kobiety, które przystępują do przygotowań z całościowym planem na siebie i konsekwentnie dążą do jego zrealizowania. Ostatecznie niewiele z nich w dniach sesji fotograficznej i samego ślubu pojawia się w idealnej stylizacji, w ramach której wszystkie elementy, począwszy od sukni, a skończywszy na makijażu, tworzą dopa-


sowaną całość. Bywa wręcz tak, że każdy z elementów wydaje się być z zupełnie innej bajki. Stąd właśnie wziął się pomysł na stworzenie magazynu inspiracjeslubne.com dedykowanego specjalnie dla młodych pań zarówno w doborze całościowej stylizacji, jak i inspiracją dla poszczególnych jej elementów. Piękna pasja Od początku kariery stawiam na ciągły rozwój. To podejście sprawia, że przez kilkanaście lat pracy w zawodzie nie utraciłam pasji, a dzięki temu uniknęłam wpadnięcia w zawodową rutynę. Ciągła nauka i podejmowanie kolejnych szkoleń sprawiają, że rozwijam się jako fachowiec w swojej dziedzinie, a oferta mojego studia z roku na rok staje się bogatsza. Moja praca to również kontakt z człowiekiem, a co za tym idzie również i rozwój mojej osobowości. To z połączenia tych wszystkich czynników narodził się pomysł na niniejszy magazyn – kolejny etap mojej wędrówki, coś zupełnie nowego. Czy się uda? Doświadczenie i wrodzony optymizm mowi ze tak!

Studio Paula body & soul, ul. Zielona 6, 43-300 Bielsko-Biała, tel. kom. 604 355 641 e-mail:kosmetyka@studiopaula.pl Emilli Smart by studio paula (pielęgnacja dłoni i stóp) ul. Milusińskich 2 43-300 Bielsko-Biała, tel. kom. 519 371 717 ,604 355 641 e-mail:kosmetyka@studiopaula.ig.pl

Stylizacje i makijaż: Paulina Matuszewska Fryzury: Beata Woźniakowska Foto: Rita Lorenc

63

artykuł sponsorowany

MAGAZYN DO ODEBRANIA W STUDIO PAULA:


kulinaria

Najsłodsze miejsce w Żywcu

Tekst i foto: Anita Szymańska

Odnowiony Rynek w Żywcu jeszcze śpi snem zimowym, ale już za moment, z nadejściem cieplejszych dni, zatętni życiem mieszkańców i turystów. Jest jednak takie miejsce w Żywcu, które żyje niezależnie od pory roku, osładzając nawet najbardziej niemiłą aurę. To Cukiernia Ania, zlokalizowana przy żywieckim Rynku. Jej właścicielka, Ania, połączyła dwie pasje – do cukiernictwa i do sztuki. Spod jej ręki wychodzą rozpływające się w ustach słodkości wyglądające jak małe arcydzieła. Milena (l. 2,5): „Mniam, mniam, pyyycha” (o makaronikach). W tym przypadku powiedzenie „mieć ciastko i zjeść ciastko” dotyka sedna – bo żal naruszać takie cudeńka, a jednocześnie chciałoby się skosztować każdego z nich. My znaleźliśmy na to sposób i wybraliśmy się do cukierni w większym gronie, tak aby każdy z nas mógł znaleźć coś dla siebie. Oczywiście nie obyło się bez podjadania z sąsiedniego talerzyka, bo jakże oprzeć się takim słodkościom? Julka (l. 7,5): „Mamusiu, to ciastko z galaretką malinową jest przepyszne, dobrze, że zamówiłaś, i takie jak lubię, słodkie i delikatne” (o Deserze Maestro). Ciastka powstają na miejscu, z najlepszych składników, bez użycia polepszaczy i konserwantów. Każde z ciastek błogo rozpływa się w ustach, a po jego skończeniu chce się skosztować następnego. I kolejnego. I jeszcze jednego. Jarek (l. 43): „Świetne ciastko Krówka, doskonale pasuje do kawy, karmelowy smak i świetna konsystencja”. Tradycja wypiekania ciastek sięga w rodzinie właścicielki co najmniej czterech dziesięcioleci wstecz, kiedy to pierwszy zakład produkcyjny założyli jej rodzice w rodzinnym domu w Zawoi. Anita (l. 40): „Dla mnie ciastko jogurtowe okazało się strzałem w dziesiątkę. Bardzo delikatne, puszysta pianka jagodowa na czekoladowo-biszkoptowym spodzie. A na wierzchu pianki marshmallow zrobione w cukierni! Rewelacja!”.

64

Sława znakomitego smaku zawojskich ciasteczek szybko rozeszła się po południowej Polsce, docierając do Krakowa, Żywca, Suchej Beskidzkiej i innych miejscowości. To właśnie w Żywcu pani Ania postanowiła kontynuować rodzinną tradycję, wzbogacając ją o własne ciastka, których receptury zdobywa na licznych cukierniczych szkoleniach. Dziś jest to chyba najpopularniejsza cukiernia w tym mieście. Agnieszka (l. 44): „Bardzo ciekawe ciastko z… solonymi migdałami! Zaskakujące, ale też bardzo pasujące do siebie połączenie smaków – słodkiego ze słonawym, i konsystencji – puszystej z kawałkami orzechów. Rewelacja! Do tego ten kolor!” (o Pocałunku). Jeśli będziecie w drodze, która prowadzi przez Żywiec, koniecznie zróbcie sobie przerwę i wstąpcie na słodki deser. Albo wybierzcie się tu specjalnie na wycieczkę i odwiedźcie tę przytulną cukiernię przy żywieckim rynku. Mieszkańcy Żywca zajrzą tu na pewno, przywiedzeni ciekawością nowych smaków. Martynka (l. 3,5): „Pyszota, mniam, mniam, bardzo dobre, mamusiu, mogę jeszcze?” (o lodach, następnie o piankach, a na zakończenie o tarcie Diabelska Rozkosz). Cukiernia Ania Rynek 18, 34-300 Żywiec Telefon:+48 33 860 23 15


Makaroniki

Gruszka

Pocałunek

Torcik

jogurtowo-jagodowy

Deser Maestro

Kopułka

Mocca

Diabelska rozkosz

czekoladowo-pomarańczowa

65

artykuł sponsorowany

Krówka”


kulinaria

RARYTAS W BIELSKU-BIAŁEJ Od kiedy Polacy coraz bardziej interesują się wołowiną w formie innej, niż gulasz czy zrazy, jemy coraz więcej steków i befsztyków, coraz staranniej dobierając miejsca, w których serwują takie specjały. Do niedawna aby zakosztować sezonowanej wołowiny, trzeba było odwiedzić gród pod Wawelem lub Katowice. Od lutego taki rarytas dostępny jest w Bielsku-Białej, w Restauracji Festiwale Smaków na Starówce. Miejsce to zdobywa coraz liczniejszą, wierną klientelę, dzięki wysmakowanej kuchni i daniom przygotowywanym z pietyzmem, z najlepszych składników. W lutym goście restauracji mogli z ciekawością spoglądać na specjalną szafę chłodniczą, wypełnioną wołowiną najlepszej jakości. Jest to bodaj jedyna restauracja w Polsce, posiadająca własną hodowlę krów. W Izbach koło Krynicy Zdroju wypasane są krowy rasy Aberdeen Angus, cieszącej się jednym z najsmaczniejszych mięs. Całe stado liczy około 80 osobników, a najlepsze mięso pochodzi od krów około 20-miesięcznych. Do tego czasu wypasają się one na łąkach, a cały proces produkcji mięsa poddawany jest restrykcyjnym zasadom. Nie ma tu mowy o sztucznych paszach czy polepszaczach. 100% natury daje w efekcie najlepszą i najświeższą wołowinę. Która trafia wyłącznie na stoły bielskiej restauracji! Na czym polega sezonowanie wołowiny? W skrócie to przecho-

66


artykuł sponsorowany

wywanie jej w specjalnej lodówce, w odpowiednich warunkach chłodniczych (zazwyczaj ok. 2-4oC) i wilgotności (ok. 80%) przez okres 2-3 tygodni, po uprzednim odczekaniu około tygodnia po uboju. W procesie sezonowania mięso traci ok. 25% masy, oddając wilgoć, a kolejne 10% traci po odkrojeniu wierzchniej, obeschniętej warstwy (wykorzystywanej np. do nadziewania ravioli). W wymagających warunkach higienicznych sezonowane są całe fragmenty mięsa, wraz z kością, co nadaje mu wyjątkowego aromatu. Ale jednym z najważniejszych efektów tego procesu, oczekiwanych przez kucharzy i klientów restauracji, jest kruszenie mięsa. Dzięki temu staje się ono bardziej miękkie, a jego struktura, po właściwej obróbce cieplnej, staje się mniej zwarta i po prostu rozpływa się w ustach. Jest to związane z rozpadem kolagenu w mięśniach i przypomina proces kruszenia mięsa znany naszym przodkom w czasach, kiedy nie było lodówek. Mogliśmy doświadczyć tej kruchości, kosztując znakomitego roastbeff ’u, podczas rozmowy z szefem kuchni restauracji, Marcinem Łopatką. Bardzo miłej rozmowy o kuchni, smakach i pochodzeniu produktów. To ważne, żeby znać drogę, jaką przebywa produkt, który ma znaleźć się na naszym stole. Decyduje to bowiem o jego walorach smakowych, ale też wpływie na nasze zdrowie i samopoczucie. Warto spróbować takiej wołowiny, bo jej smak, aromat i konsystencja różni się nieco od tego, co jest nam znane w postaci tradycyjnych steków. Myślę, że miłośników sezonowanej wołowiny w wydaniu Festiwali Smaków będzie przybywać, bo dania na jej bazie są warte swojej – tu bardzo przystępnie skomponowanej – ceny. To świetne miejsce na spotkanie biznesowe albo rodzinne, na obiad w gronie znajomych i kolację przy świecach z drugą połówką. (red.)

Festiwale Smaków Rynek 30, 43-300 Bielsko-Biała, tel. 608 706 777 www.festiwalesmakow.pl

67


kulinaria

Śniadanie wielkanocne Nasze śniadanie wielkanocne to z jednej strony hołd tradycji i recepturom przekazywanym z pokolenia na pokolenie, a z drugiej kulinarna podróż ze smakiem. Nie może w niej zabraknąć szynki staropolskiej z tradycyjnej wędzarni i kiełbasy jałowcowej. A pachnąca ziołami szynka, świeży szczypiorek i pomidory to nasza propozycja na przełamanie jajkiem i do wielkanocnej święconki.

Składniki: •

Szynka staropolska

1 opak. ciasta francuskiego (na słono)

15 dag sera żółtego

1 pęczek szczypiorku

oliwa z oliwek

pieprz czarny

Posypujemy czarnym pieprzem, a następnie zwijamy ciasto w rulon i wkładamy na 10 min. do zamrażalnika. W międzyczasie nastawiamy piekarnik na 200°C. Wyjmujemy lekko zamrożone ciasto i kroimy na 2 cm kawałki. Układamy je na wyłożonej papierem do pieczenia blaszce, lekko skraplamy oliwą z oliwek i wkładamy do piekarnika na ok. 20 min, aż ciasto się zarumieni. Można podawać na ciepło lub zimno. Przed podaniem dekorujemy szczypiorkiem. Smacznego!

Rozwijamy ciasto francuskie i smarujemy je cienką warstwą oliwy z oliwek. Szynkę staropolską Bożek kroimy na plasterki i układamy gęsto na cieście, całość posypując startym lub pokrojonym w plasterki żółtym serem.

TRADYCJA DOBREGO SMAKU

reklama

Zdobywca certyfikatu „Doceń polskie” pod honorowym patronatem Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi.

SKLEPY FIRMOWE:

68

Godziszka - ul. Beskidzka 222, Buczkowice - ul. Bielska 1099, Szczyrk - ul. Beskidzka 36, Bystra - ul. Szczyrkowska 60


reklama

69


kulinaria

ROZGRZEWKA ZIMA BYWA KAPRYŚNA. RAZ DOSKWIERA NAM MRÓZ I ŚNIEG PO KOLANA, INNYM RAZEM PLUCHA, A MY ZWŁASZCZA W LUTYM TĘSKNIMY JUŻ DO SMAKÓW LATA. MAMY NA TO SPOSÓB. ROZGRZEWKA PRZY KOMINKU ALBO AROMATYCZNEJ ŚWIECY, KONIECZNIE W MIŁYM TOWARZYSTWIE. SPECJALNIE DLA 2B STYLE BARMANKA Z BIELSKIEGO KLUBU OPIUM STWORZYŁA PRZEPISY NA NIETYPOWE GRZAŃCE. DO ICH WYKONANIA WYKORZYSTAŁA POLSKIE KLASYCZNE, Z SOKIEM MALINOWYM, ARONIOWYM ORAZ Z SYROPEM Z KWIATU CZARNEGO BZU. W SEZONIE PRZEZIĘBIEŃ SPRAWDZĄ SIĘ TEŻ ŚWIETNIE TAKIE SKŁADNIKI, JAK IMBIR CZY MIÓD. ODŚWIEŻAMY BABCINE SPOSOBY NA ROZGRZEWKĘ I PREZENTUJEMY JE W CAŁKIEM NOWYM WYDANIU.

Czarny bez, ze względu na swoje właściwości lecznicze, jest w medycynie ludowej wykorzystywany od wieków. Jego kwiaty należą do najcenniejszych surowców zielarskich. Kwiaty czarnego bzu zawierają dużo flawonoidów i kwasów fenolowych, a ponadto kwasy organiczne, sterole, olejek, garbniki, triterpeny, sole mineralne. Taka kompozycja składników decyduje o właściwościach przeciwgorączkowych kwiatów. Ponadto uszczelniają ściany naczyń włosowatych i poprawiają ich elastyczność. Ze względu na właściwości przeciwzapalne stosuje się je także do płukania chorego gardła i okładów przy zapaleniu spojówek. Syrop z kwiatu czarnego bzu ma przyjemny smak i wyjątkowo subtelny zapach, co stanowi idealną kompozycję z polskim jabłkiem.

Do 200 ml Polskiego Klasycznego z syropem z czarnego bzu dodaj 20 ml syropu waniliowego i 20 ml soku z cytryny. Delikatnie zamieszaj i podgrzej do temperatury ok. 40-45oC. Dekoruj plasterkami jabłka.

70


Soczyste i aromatyczne maliny cenione są przez dietetyków i zielarzy. W owocach malin są kwasy organiczne (m.in. cytrynowy, jabłkowy), pektyny, antocyjany, cukry. Jest również bogactwo witamin (m.in. C, E, B1, B2, B6) oraz wiele substancji mineralnych – przede wszystkim potas, magnez, wapń, żelazo. Rzymianie wierzyli, że niegdyś owoce MALIN były białe. Legenda głosi, że nimfa o imieniu Ida, będąca opiekunką małego Jowisza, pewnego razu chciała uspokoić dziecko owocami. Schylając się po nie, ukłuła się kolcem w pierś i na białe maliny spadła kropla krwi. Odtąd owoce te miały zmienić kolor i zyskać unikalną woń oraz słodki smak.

Do 200 ml Polskiego Klasycznego z sokiem malinowym dodaj 20 ml miodu, 20 ml syropu imbirowego, 10 ml soku z cytryny i podgrzej do temperatury ok. 40-45oC.

Aronia uważana jest za najzdrowszy owoc jagodowy na świecie – tzw. bombę witaminową. Zawiera duże ilości witamin C, B1, B2, B6, E, składników mineralnych, antyutleniaczy i mikroelementów. Jest też jedynym tak doskonałym źródłem witaminy PP. Jej owoce mają także działanie odżywcze i antytoksyczne. Pochodząca z Ameryki Północnej aronia należy do tej samej rodziny, co jarzębina. Sprowadzenie jej do Europy zawdzięczamy Miczurinowi, słynnemu rosyjskiemu sadownikowi. Jej owoce są niezwykle bogate w składniki, które pomagają nam obronić się przed chorobami cywilizacyjnymi.

Do 100ml Polskiego Klasycznego z sokiem z aronii wlej 100ml soku porzeczkowego, dodaj plaster pomarańczy, łyżeczkę miodu, goździki, laskę cynamonu, laskę wanilii, rodzynki. Podgrzej do temperatury ok. 40-45oC.

71


Śląskie na co dzień

HISTORIA I TERAŹNIEJSZOŚĆ Województwo Śląskie przechodzi w ostatnich latach metamorfozę, której efektem jest wnikliwe spojrzenie na historię i rozkwit współczesnych form jej prezentowania. Jak grzyby po deszczu wyrastają multimedialne muzea, których zbiory prezentowane są w otoczeniu ultranowoczesnej architektury. To wtapianie się nowego w stare spotyka się z dużym zainteresowaniem, zwłaszcza młodych pokoleń. Mieszkańcy województwa na nowo odkrywają swoją tożsamość oraz aktywnie ją kreują, tworząc nowe miejsca. Bezpretensjonalne kafejki i bistra uzupełniają ośrodki kultury, nauki i sztuki.

MUZEUM POWSTAŃ ŚLĄSKICH w Świętochłowicach powstało w 2013 r. Placówka powstała zgodnie z najnowszymi trendami muzealnictwa, jako muzeum narracyjne, prezentujące zarówno oryginalne eksponaty, jak i repliki i reprodukcje, pozwalające na bezpośredni kontakt z przedmiotami. Za pomocą elementów multimedialnych oraz wiodącej ścieżki filmowej, zwiedzający w pełni zostaje przeniesiony w realia życia na Górnym Śląsku sprzed powstań śląskich (1919, 1920, 1921). Scenografia pomieszczeń nawiązuje do miejsc najważniejszych wydarzeń. Dla bardziej dociekliwych zwiedzających dostępne są stanowiska, pozwalające na indywidualne pogłębianie wiedzy. Takie prezentowanie materiałów historycznych daje możliwość zaprezentowania ich w sposób nowoczesny, kompleksowy i interesujący. Najmłodsi zwiedzający znajdą dla siebie elementy multimedialne pozwalające pogłębić wiedzę historyczną poprzez intelektualną zabawę. W Radzionkowie warto odwiedzić CENTRUM DOKUMENTACJI DEPORTACJI GÓRNOŚLĄZAKÓW DO ZSRR W 1945 ROKU. Eksponaty, które znajdują się w Centrum to w większości przedmioty codziennego użytku przywiezione z zesłania, jak np. łyżka, maszynka do golenia, brzytwa, walizka itd. Centrum posiada w swoich zbiorach wiele dokumentów związanych z deportacją, między innymi zaświadczenia wystawiane przez Państwowy Urząd Repatriacyjny, akty zgonów, zaświadczenia o pracy w kopalni itp. Ekspozycja została przygotowana w oparciu o nowoczesne techniki multimedialne. Ideą Centrum jest gromadzenie w jednym miejscu maksymalnej wiedzy związanej z deportacjami i udostępnianie jej wszystkim zainteresowanym. W zakres zbioru wchodzą publikacje, artykuły, wyniki prac badawczych oraz materiały dydaktyczne związane z wywózkami. Zbiór poszerzają pamiątki przekazane przez rodziny osób deportowanych w oryginale lub ich kopie – skany czy zdjęcia. Po zwiedzaniu warto wstąpić na pyszny obiad do nowej na Szlaku Kulinarnym Śląskie Smaki Restauracji „KUCHNIA OTWARTA” Hotelu Best Western w Katowicach. Kuchnia specjalizuje się w potrawach tradycyjnej kuchni polskiej, a wśród nich szczególne miejsce zajmują dania kuchni śląskiej: wątróbka z królika, żur śląski, ajntopf warzywny z kaczym udkiem, rolady śląskie czy pierś z kaczki. Wszystkie dania przygotowywane są wyłącznie z naturalnych surowców ze sprawdzonych upraw ekologicznych, bez konserwantów i sztucznych dodatków. W restauracji potrawy serwowane są zgodnie z systemem francuskim: „prosto z patelni”, a dania pieczone w całości, krojone są przy gościach. www.bestwesternkatowice.pl

72


Zmęczeni? Czas na małe co nieco. RESTAURACJA MOODRO, nowa na Szlaku Kulinarnym Śląskie Smaki, znajduje się na terenie nowego Muzeum Śląskiego, a więc w Strefie Kultury. Specjalizuje się w kuchni śląskiej w nowoczesnej odsłonie. Nie używa się tu półproduktów. W restauracji wypiekany jest własny chleb, torty, przygotowywane są desery i lody. Przepisy na autorskie dania sięgają korzeni Śląska oraz Katowic. Przygotowane są przez szefa kuchni Damiana Gruszkę i kreatora deserów Dariusza Bąka, którzy zdobywali doświadczenie w wielu prestiżowych hotelach oraz restauracjach w Polsce i Europie. Warto też wstąpić do Moodro bistro & cafe znajdującego się w jednym z muzealnych budynków. www.facebook.com/moodroRestaurant

WOJEWÓDZTWO ŚLĄSKIE W INTERNECIE: Portal informacji turystycznej województwa śląskiego: www.slaskie.travel Szlak Kulinarny Śląskie Smaki: www.slaskiesmaki.pl Szlak Orlich Gniazd: www.orlegniazda.pl Szlak Zabytków Techniki: www.zabytkitechniki.pl Artykuł powstał we współpracy ze Śląską Organizacją Turystyczną

73

ARTYKUŁ SPONSOROWANY | Zdjęcia: materiały prasowe, serwisy www i Facebook firm.

STREFA KULTURY w Katowicach. Centrum Katowic z 20 hektarową pustką po kopalni przechodzi rewitalizację na niespotykaną w Polsce skalę. Jednym z założeń jest zwrócenie się miasta w stronę kultury. W miejsce poprzemysłowych terenów powstają modne lofty i bistra, ale największa zmiana, warta ponad miliard złotych, dokonała się w sąsiedztwie słynnego, odrestaurowanego w ostatnim czasie, Spodka. Nowoczesne obiekty zajęły miejsce dawnych zabudowań kopalni Katowice. Na oczach mieszkańców powstaje tu nowa dzielnica, zwana Strefą Kultury, obejmująca Międzynarodowe Centrum Kongresowe, nową siedzibę Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia i Muzeum Śląskie. Budynek Międzynarodowego Centrum Kongresowego w Katowicach to wielofunkcyjny obiekt, zaliczany do budynków użyteczności publicznej. W przeważającej części jest on przeznaczony dla gości organizowanych w nim wydarzeń. Posiada jednak także strefę dostępną całkowicie publicznie – jest to zielone przejście na ukos przez dach budynku przybierający w tym miejscu formę przesmyku, doliny, a także – foyer główne, łączące wejście od strony placu honorowego przed Spodkiem. Główną funkcję budynku można określić, jako kongresową, konferencyjną. wystawienniczą, targową, widowiskową. Projekt siedziby Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia (NOSPR) został wyłoniony w międzynarodowym konkursie. Budynek zrealizowany z prawdziwym rozmachem – w bryle okalanej przez 80 wież-kominów, ukryta jest prawdziwa perła architektury – jedna z najnowocześniejszych i najpiękniejszych w Europie sal koncertowych. Koncepcja nowej siedziby Muzeum Śląskiego zakłada maksymalne wykorzystanie przestrzeni znajdującej się pod powierzchnią ziemi, a tym samym niewielką ingerencję w poprzemysłowy krajobraz. Większość ekspozycji znajduje się w podziemnych salach, a historyczny pejzaż miasta został wzbogacony jedynie o szklane boksy doświetlające muzealne wnętrza. Dzięki takiemu rozwiązaniu nowa siedziba Muzeum Śląskiego nawiązuje do przemysłowej historii Śląska i pierwotnej funkcji terenu. Goście Muzeum Śląskiego mogą zobaczyć aż sześć wystaw stałych, prezentujących bogactwo i różnorodność muzealnej kolekcji, uzupełnione o wystawy czasowe. Jedną z najciekawszych ekspozycji jest multimedialna wystawa stała o Historii Górnego Śląska.


ekologia

EKO NEWS Czy wiesz, że...

Spotkania dla środowiska

Prawie 50% ze śmieci, wyrzucanych do kosza każdego dnia, można wykorzystać jako kompost. Czas rozłożenia się w ziemi plastikowej butelki wynosi 500 lat. Około 700 kg tlenu – tyle wynosi dobowe zapotrzebowanie 2500 ludzi i tyle może wyprodukować jeden hektar lasu liściastego. Około 17 drzew – tyle potrzeba aby wyprodukować jedną tonę papieru. Z badań przeprowadzonych w Waszyngtonie wynika, że osoby palące papierosy, biorą częściej zwolnienia i pracują mniej wydajnie. Wokół Ziemi krąży około 10 tysięcy satelitów, w tym wiele wycofanych z eksploatacji. To prawdziwe kosmiczne wysypisko! 9 na 10 osób chętnie poddawałoby recyklingowi materiały codziennego użytku, gdyby recykling nie wiązał się z uciążliwością lub większymi kosztami. 1 litr zużytego oleju silnikowego wylany do rzeki lub kanalizacji jest w stanie zanieczyścić 1 milion litrów wody. Rzucona w lesie butelka plastikowa rozłoży się w ziemi po 500 latach, guma do żucia po 5 latach, a niedopałki papierosów po 2 latach. Ale las może spłonąć!

15 lutego w Katowicach miało miejsce 22 spotkanie Forum „Dobre praktyki w gospodarce odpadami i rewitalizacji środowiska”. To trzecie spotkanie w tym cyklu, w którym akcent został położony na rewitalizację terenów poprzemysłowych oraz dobre praktyki w gospodarce odpadami górniczymi. Przedstawione zostały informacje o źródłach finansowania na działania związane z poprawą jakości środowiska miejskiego i przekształcaniem terenów zdegradowanych. Inicjatorami spotkania były zarządy Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej oraz Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach. Także w dniach 15-16 lutego w Warszawie odbyło się II Forum Ochrony Środowiska., zorganizowane przez Izbę Gospodarczą „Wodociągi Polskie”. Troska o ochronę środowiska naturalnego stała się w ostatnich latach nakazem moralnym i koniecznością. Kryzys ekologiczny jest w znacznym stopniu konsekwencją niekontrolowanej działalności człowieka. Jednym z partnerów Forum było miasto Bielsko-Biała.

Tytuł „Najlepszej kampanii społecznej” dla akcji Fundacji Ekologicznej Arka Portal Uica Ekologiczna przeprowadził wśród czytelników plebiscyt podsumowujący najciekawe wydarzenia w roku 2015, by wyróżnić te najlepsze w opinii czytelników. Akcja „365 reklamówek śmieci” Fundacji Ekologocznej ARKA została wybrana, przez czytelników Ulicy „Ekologicznej”, Najlepszą Kampanią Społeczną Roku. W momencie pisania tekstu, licznik wskazywał już 3556 zebranych reklamówek śmieci, a udział w akcji zadeklarowało 679 osób! Akcja to nie tylko konkretny efekt ekologiczny – zebranie śmieci z miejsc przyrodniczych, w których najbardziej denerwują. Bo czy ktoś lubi spędzać wakacje na śmietniku lub spacerować po zaśmieconym lesie?

Wynalazki: papier toaletowy z białej kozy Japończycy stworzyli urządzenie, które zużyty papier biurowy przerabia na papier toaletowy. Maszyna nosi wdzięczną nazwę „White goat” czyli biała koza. Umożliwia ona recykling wszelkiego rodzaju dokumentów, notatek, papierów zalegających w każdym biurze, które wracają do nas w postaci papieru toaletowego. Według twórców urządzenie może stać się alternatywą dla stosowanych obecnie niszczarek. Oprócz aspektów ekologicznych „Biała koza” pozwala zaoszczędzić trochę grosza – wytworzony papier toaletowy można spokojnie wykorzystać w biurze.

Projekt Arting z poszanowaniem energii Końcem 2015 roku w Bielsku-Białej rozstrzygnięto konkurs Projekt ARTING 2015. Przedmiotem konkursu są projekty z zakresu wzornictwa przemysłowego obejmujące rozwiązania poprawiające funkcjonowanie człowieka i jego otoczenia zgodnie z zasadami zrównoważonego rozwoju i poszanowania energii. Celem konkursu było budowanie świadomości o roli wzornictwa przemysłowego w zrównoważonym rozwoju przez tworzenie innowacyjnych rozwiązań wzorniczych i upowszechnianie pojęcia energii, jako wspólnego dobra i zasad gospodarowania nią. Jury wybrało następujące projekty: I nagroda za projekt Energometr autorstwa Adama Buczka i Macieja Nowickiego, II nagroda za projekt Control autorstwa Konrada Szmita, III nagroda za projekt Coat Wall autorstwa Juli Owczarczak. | Więcej: www. arting.flid.pl

Kreatywna inspiracja: mechaty dywanik Dawniej mech wykorzystywany był do ocieplania budynków. A współcześnie? Mech może robić za dywaniki łazienkowy. Moss Carpet “Larosée”, czyli chodnik z mchu to projekt Szwajcarki La Chanh Nguyen. Wchłania wodę, nie gnije, a absorbując wilgoć oczyszcza powietrze. I nie trzeba go podlewać, sam pamięta o swoich potrzebach. Można powiedzieć, że Moss Carpet jest zawsze czysty i świeży. A co najważniejsze, żywy dywanik jest biodegradowalny. Wyrzucając go do kosza, nie zanieczyścimy środowiska.

Treści zawarte w publikacji nie stanowią oficjalnego stanowiska organów Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach

74


EKO WIEDZA

ŚWIADECTWA ENERGETYCZNE WSPARCIEM DLA ŚRODOWISKA Tekst: Bartłomiej Pytel Zdjęcie wykonane techniką termowizyjną pokazuje, które strefy budynku narażone są na utratę ciepła >

W celu ujednolicenia przepisów unijnych od kilku lat także w Polsce wprowadzono obowiązek sporządzania Świadectw Charakterystyki Energetycznej budynków. Świadectwa energetyczne mają poprawić świadomość kosztów eksploatacji budynków, wpływając na globalne zmniejszenie zużycia energii i emisji gazów cieplarnianych. Polska jest bardzo zróżnicowanym krajem leżącym w strefie klimatu przejściowego gdzie średnia roczna temperatura to 6-8oC jednak w zależności od pory roku zimą potrafi spaść i utrzymywać się na poziome -20oC natomiast w lecie często przekracza +30oC co wymusza na nas stosowanie systemów ogrzewania w celu utrzymania temperatury eksploatacyjnej pomieszczeń. Bardzo duży wpływ na koszty utrzymania ma także termoizolacja i wentylacja. Ogrzewanie to podstawa. Rodzaj paliwa, sprawność pieca i instalacji cieplnej, rodzaj grzejników i regulacji ma znaczny wpływ na koszt ogrzewania. Termoizolacja to inaczej mówiąc przegroda oddzielająca temperaturę zewnętrzną od wewnętrznej czyli podłoga bezpośrednio na gruncie, ściany zewnętrzne, dach, drzwi zewnętrzne, okna i wszystkie ich pochodne. W tym przypadku istotne są współczynnik przenikania ciepła (U) gdzie ściana z muru kamiennego o grubości 63 cm ma taki sam opór cieplny co 19,5 cm ściana z cegły pełnej lub 4 cm ściana z drewna i jedynie 1 cm warstwa styropianu. Cyrkulacja powietrza – wentylacja niesprawna powoduje wiele negatywnych zjawisk w naszych mieszkaniach (niedobór tlenu, powstawanie czadu, nadmiar wilgoci, rozwój pleśni itp.) jednak nawet sprawna zawsze powoduje utratę ciepła – nawiewając powietrze zimne z zewnątrz a wypychając ciepłe. Obecna technika pozwala nam już stosować wentylację mechaniczną z odzyskiem ciepła co skutkuje znaczną oszczędnością energii (rekuperatory, gruntowe wymienniki ciepła, pompy ciepła itp.) Wprowadzenie świadectw umożliwiło ocenę budynków także pod względem kosztów eksploatacji. Do roku 2009 informacje te nie były dostępne, przez co nie były brane pod uwagę. Obiekty o niewielkim zapotrzebowaniu na energię w których straty są niskie mogą uzyskiwać na rynku nieruchomości wyższe ceny niż budynków o dużym zapotrzebowaniu. Natomiast w przypadku budynków starszego typu w przypadku przeprowadzenia termomodernizacji (np. wymiany kotła grzewczego, ociepleniu ścian, dachu, wymianie okien/drzwi itp.) w prosty sposób można obliczyć płynące z niej korzyści.

Prostym sposobem przedstawienia zależności kosztów od wyniku podanego na świadectwie może przedstawić tabela która pokazuje szacunkowe roczne zapotrzebowanie budynku na energię w zależności od stopnia izolacyjności przegród zewnętrznych w (kWh / m2*rok) Łatwo możemy zauważyć, że różnice są znaczne ponieważ zużycie może wzrosnąć dwu-, trzykrotnie. Przy założeniu sprawności kotła rzędu 90% i mieszkaniu o powierzchni 100m2 oraz zakładając średnią cenę 1 kWh przy zastosowaniu kotła kondensacyjnego na poziomie 0,22 PLN w przypadku opcji pierwsze (domu bardzo dobrze ocieplonego) 0,22 PLN * 110 kWh / m2*rok * 100 m2 = 2420 PLN/rok w ostatnim przypadku (dom nieocieplony) 0,22 PLN * 250 kWh / m2*rok * 100 m2 = 5500 PLN/rok

dom bardzo dobrze ocieplony

dom dobrze ocieplony

dom średnio dobrze ocieplony

dom nieocieplony

do 110

do 150

do 220

powyżej 250

Na świadectwie w zależności od wyniku umieszczamy również uwagi dotyczące możliwych usprawnień zmniejszających zapotrzebowanie na energię wynikające ze zwiększenia warstwy izolacyjnej ściany zewnętrznej, wymiany okien na niskoemisyjne itp. Najbardziej istotnym elementem świadectwa jest wykres przedstawiający obliczeniowe zapotrzebowanie na nieodnawialną energię pierwotną (EP) jako ilość energii wymaganej do zaspokojenia potrzeb wynikających z ogrzewania, ciepłej wody użytkowej, wentylacji oraz klimatyzacji koniecznej do zaspokojenia w ciągu jednego roku potrzeb związanych z użytkowaniem danej nieruchomości przypadających na 1 mkw. jej powierzchni. Gdzie dolne wartości zaznaczone strzałką to normy zapotrzebowania a górna to wynik obliczeń dla budynku przedstawionego. Taka świadomość energetyczna przygotowuje nas na rok 2020 w którym wszystkie nowe budynki na terenie całej wspólnoty będą musiały spełniać zasadę Nearly Zero Energy. Oznacza to, że będą musiały konsumować „minimalny poziom energii”, który zostanie określony przez Komisję Europejską. System certyfikacji pozwala przygotować się na czekające nas zmiany.

Treści zawarte w publikacji nie stanowią oficjalnego stanowiska organów Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach

75


architektura & design

INNY ŚWIAT Tekst: Anita Szymańska

Zespół Wiewióra & Golczyk Architekci Gdy przed trzema laty przekroczyłam próg odrestaurowanego w 2012 roku bielskiego Dworku New Restaurant, z wnętrzami przywodzącymi na myśl wystrój najlepszych nowojorskich restauracji, moje pierwsze pytanie dotyczyło autorów tej spektakularnej metamorfozy. Kiedy okazało się, że stoi za nią pracownia z Żywca wiedziałam już, że ich prace kiedyś zagoszczą na łamach 2B STYLE. Dlaczego? Bo naprawdę warto! Wchodzimy z Agnieszką Ścierą do kamienicy nieopodal żywieckiego parku. Nieco surowe otoczenie i trochę siermiężne wnętrze. Kręte schody prowadzą nas na samą górę. Przekraczając próg pracowni Wiewióra & Golczyk Architekci wkraczamy do zupełnie innego świata. Surowy beton architektoniczny, otwarte i jednocześnie umiejętnie podzielone przestrzenie. Biel, szarość, szkło i światło. Właściciel oprowadza nas po działach firmy, zakręconych jak ślimacza skorupka wokół serca pracowni, którym jest... kuchnia. – To tu, przy kawie, toczą się najbardziej burzliwe dyskusje o aktualnych projektach – wyjaśnia Maciej Wiewióra. Poznajemy zespół – od razu uderza nas jego liczebność. Każda osoba jest nam przedstawiana. Odwiedzamy dział projektów obiektów

76

przemysłowych, dział architektury wnętrz, salę narad – mamy wrażenie, że idąc tym amfiladowym układem pomieszczeń, wrócimy do punktu wyjścia. Tu wszystko jest przemyślane, ma swoje miejsce i sens – jak na pracownię architektury przystało. Wdajemy się z właścicielem w miłą rozmowę na temat współczesnej architektury, przeplataną historią firmy i wykonanymi przez nią projektami. Duet architektów Maciej Wiewióra i Monika Golczyk-Wiewióra to małżeństwo projektantów, którzy na początku swojej projektowej drogi gromadzili doświadczenie zawodowe pracując w biurach projektowych w Niemczech, aby w końcu osiąść w Żywcu, co w żaden sposób nie przeszkadza im w tworzeniu projektów na światową skalę. A może właśnie pomaga, bo kto powiedział, że świetne projekty rodzą się tylko w wielkich metropoliach? One powstają raczej w wielkich umysłach... – W zeszłym roku obchodziliśmy 25-lecie pracy, to wiele lat, w czasie których nasz zespół stopniowo się powiększał, a dzisiaj liczy 18 osób – mówi pan Maciej. – Pracują z nami ludzie, dla których to, co robią jest wielką pasją. Firma to przecież nie są mury czy sprzęt, ale konkretne osoby. Osoby te są wyjątkowej wrażliwości, bardzo utalentowane i doświadczone. A od dobrych relacji


Maciej Wiewióra i Monika Golczyk-Wiewióra

Od amfiteatru (po lewej: Amfiteatr w Żywcu) po restauracje i kawiarnie (po prawej: Dworek New Restaurant w Bielsku-Białej, poniżej: Karmello we Wrocławiu) w zespole zależy efekt końcowy naszej pracy – wyjaśnia pan Maciej. Trudno o jednoznaczne określenie stylu preferowanego przez architektów. To atut. Choć pierwszy, środkowy i ostatni ton nadaje właściciel, w realizacjach widać różne temperamenty i kreatywność pracujących tu osób. Zapewne jest to też wynikiem bardzo indywidualnego podejścia do każdego projektu tak, żeby w maksymalny sposób wydobyć charakter, funkcję, styl miejsca i potrzeb, dla których powstaje. Czasem architekci mierzą się ze skomplikowaną technologią, jak w przypadku amfiteatru w Żywcu położonego u stóp napierającego górotworu. Czasem powracają do projektu powtórnie, jak miało to miejsce przy tworzeniu... bacówki. Patrząc na pozostałe projekty – od prywatnych domów, poprzez centra handlowe po salony samochodowe – każdy ma w sobie to „coś”. Dwoma słowami, które świetnie określają to „coś”, są „współczesność i globalność”. Współczesne, minimalistyczne bryły i materiały, idealnie współgrające z funkcją, jak w przypadku Centrum Handlowego „Huta” w Węgierskiej Górce. I brak zahamowań, otwartość, światowe wzornictwo, jak przy realizacji kawiarni Karmello. – Staramy się tworzyć architekturę nowoczesną z dbałością

77


architektura & design

o funkcję oraz detal architektoniczny. – mówi Maciej Wiewióra. Pytany o przebieg pracy projektowej, dodaje – Zajmujemy się projektowaniem nie tylko w zakresie architektury i urbanistyki, ale także wnętrz. Bierzemy czynny udział w procesie realizacji większości naszych projektów. Często nadzorujemy i prowadzimy inwestycje. W naszym portfolio są obiekty przemysłowe, całe zakłady produkcyjne, obiekty usługowe, rekreacyjne, mieszkalne, a nawet renowacje obiektów zabytkowych. Architektom zdarza się jednak... nie podejmować wszystkich zaproponowanych im tematów. Najchętniej sięgają po wymagające projekty, w których uwidacznia się nie tylko fachowa wiedza, wieloletnie doświadczenie ale i kreatywność. W zdecydowanej większości klienci mają do nich pełne zaufanie. – To ogromny komfort móc realizować taką pracę, która zlecana jest przez klienta świadomego przemian, jakie naSalon samochodowy Ford AutoBoss w Bielsku-Białej – projekt w trakcie realizacji

78

Budynek biurowy firmy Prosperplast w Rybarzowicach – realizacja

Salon samochodowy Ford AutoBoss w Chorzowie – realizacja


Centrum logistyczne w Wilkowicach – projekt

Biurowiec w Katowicach – projekt

Hotel w Węgierskiej Górce – projekt

stąpiły w architekturze. Bardzo ważne jest, żebyśmy odchodzili od utartych stereotypów w architekturze i bez kompleksów zapełniali nasze miasta odważnymi, pięknymi i funkcjonalnymi obiektami. Na szczęście także coraz więcej inwestorów dostrzega przewagę umiejętnego łączenia nowego ze starym, zamiast wpasowywania udawanego „starego” tam, gdzie nowoczesne formy świetnie podkreślają zabytkowe otoczenie. Skoro udaje się to na świecie, dlaczego nie ma się udać u nas? – podsumowuje Maciej Wiewióra. „Wchodzimy” do prywatnych wnętrz zaprojektowanych domów, „odwiedzamy” salony spa, dentystyczne, liczne firmy. „Spacerujemy” po terenach rekreacyjnych i placach. „Zaglądamy” w okna rezydencji i banków. Każdy projekt wart jest tego, żeby poświęcić mu więcej uwagi i wejść w kolejne meandry rozmowy o otaczającym nas świecie budowli tworzonych przez kolejne pokolenia. Niestety nasza podróż do świata architektury ukrytego w żywieckiej dolinie dobiega końca. Naprawdę, było warto tu przyjechać!

79

artykuł sponsorowany

Biurowiec w Katowicach – projekt

Kamienica i gabinety dentystyczne Primadent w Bielsku-Białej – realizacja


architektura & design

POLECAMY

Etui od Wzorro: lokalnie i naturalnie Sklejka w roli głównej Sklejka przeżywa swój renesans, odważnie wkraczając do wnętrz. W wersji ekstremalnej zdobywa całe pomieszczenia. Na początek warto wybrać kilka elementów. Sklejkowo.eu to nowa inicjatywa firmy esto.pl. Sklejka w połączeniu z filcem i akrylem tworzy klimat skandynawski, czysty w harmonii, nowoczesny. Design sprawdza się w przestrzeni prywatnej i publicznej. Natura, bezpretensjonalność i świeży styl – to atuty Sklejkowo. | Więcej: Facebook/sklejkowo.eu

Tradycja oraz różnorodność to siła województwa śląskiego. Jednym z jego regionów o wyjątkowo odrębnej specyfice i charakterystycznej kulturze jest Beskid. Tutejszym znakiem rozpoznawczym były i są produkty wytwarzane z owczej wełny. Nawiązując do wielowiekowych tradycji pasterskich i historii regionu, nadal tworzy się unikatowe przedmioty z tego cennego surowca. Proste w formie, nowoczesne etui na tablet, uszyte zostało z najwyższej jakości sukna wytworzonego owczej wełny zaś skóra, którą wykończono pokrowiec, pochodzi z lokalnych śląskich manufaktur. Produkt został zaprojektowany i uszyty ręcznie w województwie śląskim. | Więcej: wzorro.com

Picco dla najmłodszych

Z giętej sklejki

Zestaw sztućców od Vialli Design przygotowany z myślą o najmłodszych. Wesołe ludziki sprawią, że posiłek stanie się dla dziecka codzienną atrakcją a porcje warzyw znikną w szybkim tempie. Kto nie chciałby choć na chwilę w takim towarzystwie poczuć się dzieckiem? | Więcej: www.vialli-design.com

KANU to kolekcja foteli i stolików firmy Marbet Style, przeznaczonych do stref wypoczynku w przestrzeniach biurowych, publicznych i mieszkalnych, wykorzystująca wizualną plastyczność sklejki giętej. Fotel dostępny w trzech wariantach projektowych, również w wersji z tapicerowanym siedziskiem i oparciem oraz lakierowany w całości łącznie z podstawą. | Więcej: marbetystyle.eu

80


reklama

81


nie zza firanki

S

S T YLO W Y MI SZU NG

Majestatyczny glamourowy fotel obok designerskiej drucianej lampy? Stylizowany barokowy świecznik stojący na nowoczesnej bryle prostego kanciastego stolika? Recyklingowy dywan zszyty z używanych krawatów z second handu na pięknej drewnianej podłodze? Stado szalonych lamp o różnych kształtach nad stonowanym fotelem w stylu skandynawskim? Vintage’owe meble w sąsiedztwie ściany z blachy perforowanej?

82


Tekst i stylizacja wnętrz: Gaba Kliś, zdjęcia: Łukasz Kitliński

S

ame kontrasty, kontrasty w opozycji do harmonii… A jednak, co ciekawe, harmonia tu mieszka. Jest spokojnie i nienachalnie pomimo tak dużej mieszanki stylów, kolorów i faktur. Nie czuję się przytłoczona tym, co widzę wkoło, wręcz dostrzegam każdy wyraźnie wyeksponowany element wnętrza… Może dlatego, że każdy jest inny? Może dlatego, że kolory, choć intensywne, pochodzą z chłodnej gamy? Czy to przypadek, czy też zamierzony zabieg stylistyczny? – Eksperyment – odpowiada Piotrek, gospodarz tego miejsca. Jego dom stał się jego azylem, ale i miejscem, gdzie nieustannie coś testuje, komponuje, ustawia, przestawia, przemalowuje, przerabia. Czy te zabiegi prowadzą do osiągnięcia idealnego wnętrza? – Nieee – śmieje się Piotrek. – To świetna zabawai możliwość rozwijania swojej pasji, jaką jest właśnie urządzanie wnętrz.

83


nie zza firanki

P

iotrek jest prawnikiem, pracuje w sądzie, gdzie musi podporządkować się panującym tam regułom i zasadom, więc upust swojej wyobraźni daje w domu, gdzie już nic go nie ogranicza. Wtedy w ruch idą farby i pędzle, a meble i inne przedmioty zmieniają swoje miejsca z prędkością światła. – Nie lubię klasyfikować swojego domu pod jakiś styl – mówi Piotrek. Jest tu wolność – wolność myśli, wolność słowa i wolność wyboru. Celowo zrezygnował, cytuję, z reliktów, np. takich jak firanki, obrusy, drzwi. Postawił na wygodną, niczym nieograniczoną przestrzeń, której dopełnieniem i przedłużeniem jest wielki taras. Dystansu do świata nauczyły go również podróże, chociaż – co nieco dziwi – w domu nie ma pamiątek z wojaży. – Wspomnienia gromadzę w głowie i na zdjęciach – mówi. Jedyne, co musi przywieźć ze swoich podróży, to przyprawy. Kocha gotować i w kuchni eksperymentuje równie odważnie jak w swoim domu. Może kiedyś uda mi się skosztować kuchennego miszungu. Bo tego wnętrzarskiego już skosztowałam – jest fajnie. aranżacja wnętrz: Gaba Kliś | 601 555 743 | www.gabaklis.pl zdjęcia: Łukasz Kitliński | 669 984 945 | www.imperfectgallery.eu

84


85


literatura Zła krew Max Bilski

Padlinożercy K. M. Bakow

Małe miasteczko na południu Polski, otoczone tajemniczym lasem, staje się areną serii samobójstw. Co sprawia, że urodziwe kobiety w ten sam brutalny sposób odbierają sobie życie? Zagadkę próbuje rozwiązać miejscowa dziennikarka Magda. Do pomocy namawia emerytowanego policjanta, Łukasza Magierę. Prywatne śledztwo doprowadza ich do przerażającego odkrycia i pytania, czy możliwe jest, aby za wszystkim stał psychopatyczny morderca? W dążeniu do prawdy Magiera musi się zmagać z własną przeszłością, ale też nieobliczalnym i zdolnym do wszystkiego konkurentem swojej wspólniczki, reporterem miejskiej gazety. „Zła krew” to kolejna powieść Maxa Bilskiego, autora humorystycznego cyklu kryminalnego „Podróże ze śmiercią.” Tym razem w specyficzny dla swojego stylu klimat powieści autor wplótł elementy grozy, dzięki czemu książka do ostatnich stron intryguje i ocieka tajemniczością.

Drugi tom kryminalnego cyklu o śledztwach komisarz Edyty Orłowskiej, atrakcyjnej policjantki-psycholożki, gliny z powołania. Tak jak poprzednio, akcja rozgrywa się w Bielsku-Białej i okolicy. Z wakacyjnego nastroju ekipę bielskich policjantów z zespołu dochodzeniowego komisarz Edyty Orłowskiej wyrywa wiadomość o zaginięciu dwóch nastolatek. Wkrótce fale Jeziora Goczałkowickiego wyrzucają na brzeg ciało jednej z nich. Śledczy nie mają wątpliwości, że doszło do brutalnego morderstwa. Gdzie jest druga zaginiona? Co oznacza tajemniczy symbol pozostawiony na miejscu potwornego znaleziska? Jak dopaść ludzką bestię? Fragment książki: Upadła. Kolejny raz potknęła się o wykrot, boleśnie uderzając w ziemię. Słyszała jak nawołują. Szli jej tropem. Biec, biec, biec… Nie oglądając się, przed siebie. Była w niej determinacja, o którą sama nigdy by się nie podejrzewała. Jej ciało chciało przetrwać. Pomimo wszystko. Kiedy umysł, już miał się poddać, po kolejnym potknięciu, po następnym zadrapaniu, ranie. Gdy komórki jej mózgu już rezygnowały z morderczej, zwierzęcej ucieczki, zawsze w tym momencie zalewała je fala adrenaliny, która zmuszała do biegu. (...) PROMOCJA

86


promocja

87


88


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.