wydanie 6
(ZD -H DN .O\WD Wydawca/The Publisher Metropolitan Katowice, ZwD{FLFLHO PDUNL &ODVVLFV *URXS H MH]DN#PHWURSROLWDQNDWRZLFH SO
-DFHN $GDPF]\N 5HGDNWRU 1DF]HOQ\ (GLWRU LQ &KLHI Metropolitan Katowice M DGDPF]\N#PHWURSROLWDQNDWRZLFH SO
0DMD 0DFLHMNR '\UHNWRU .UHDW\ZQD &UHDWLYH 'LUHFWRU Metropolitan Katowice P PDFLHMNR#PHWURSROLWDQNDWRZLFH SO
Szanowni Czytelnicy... O
ddajemy w Wasze ręce kolejne wydanie Magazynu Metropolitan Katowice.
W dzisiejszych, trudnych czasach Pandemii powstawał w dużych niedogodnościach, ale w końcu dobrnęliśmy do finału. Jak zapewne zauważyliście Państwo nastąpiły zmiany w naszej redakcji. Od tego wydania zaszczytną rolę Redaktora Naczelnego powierzono mnie. Nazywam się Jacek Adamczyk. Jestem dziennikarzem i wydawcą z długoletnim stażem. Pierwsze artykuły publikowałem w 1986 roku jeszcze jako student pierwszego roku UŚ. Przez te lata pracowałem jako reporter, szeregowy dziennikarz, byłem Redaktorem Naczelnym wielu pism i periodyków, a także wydawcą kilkunastu tytułów prasowych. Jako zespół mamy wiele nowych pomysłów, które, mam nadzieję spowodują, że jeszcze chętniej po Metropolitan sięgniecie. Witamy z wielką radością nowego członka redakcji : Panią Agnieszkę Twaróg-Kanus - doktora nauk humanistycznych, zajmującą się rozwojem osobistym, coachingiem i mentoringiem w edukacji i biznesie. To dla nas bardzo cenne współpracować z tak prężną, merytoryczną i pełną świetnych pomysłów osobą. Próbkę jej możliwości mieliście okazję poznać w poprzednim wydaniu. Esencję Magazynu stanowią rozmowy z ludźmi biznesu, nauki, kultury, sztuki, sportu i samorządów. Rozmawiamy o stylu życia, trendach, podróżach, psychologii, dizajnie i modzie, czyli tym wszystkim co dzieje się w naszym regionie. To co nas wyróżnia to edytoriale fotograficzne inspirowane otaczającą przyrodą i architekturą, którą wykorzystujemy jako scenografię i aranżacje sesji, wznosząc się na europejski poziom. Nasza Metropolia jest wyjątkowa. Specyfika śląskiego biznesu, kultury, tradycji, doświadczenia i te pozytywne, i te tragiczne na to się składają. Dosłownie z dnia na dzień zmienia się obraz naszych miast. Pięknieją, stają się coraz bardziej funkcjonalne, przyjazne dla mieszkańców. Mało kto wie, że pod względem zalesienia jesteśmy na drugim miejscu w Polsce zaraz za województwem zachodniopomorskim. To pozwala na stały kontakt z naturą w regionie, który kiedyś był postrzegany jako wyłącznie industrialny, brudny, zadymiony. Mamy świetne uczelnie, różnorodne szkoły, wybitnych naukowców i nauczycieli, prężnych przedsiębiorców, wspaniałych artystów. Fakt, że w pewien sposób jesteśmy autonomiczni, z własnym językiem, który jest dostępny nawet w obsłudze tak popularnego Facebooka świadczy o naszej wyjątkowości. Dziękuję autorom artykułów i całemu zespołowi redakcji za zaangażowanie w tym trudnym czasie, optymizm i wolę działania, aby Metropolitan Katowice nie był tylko wirtualnym tworem, lecz fizycznie dotarł do każdego miejsca zgodnie z jego misją. Już w najbliższym czasie znajdziecie nas we wszystkich najważniejszych social mediach. Bądźcie aktywni. Lajkujcie, komentujcie. Będziemy wdzięczni za każdą opinię, uwagę, wyraz sympatii. Serdecznie zapraszamy do lektury wydawnictwa, a także zachęcamy do współpracy.
Agnieszka Twaróg - Kanus Redaktor. Rozwój Osobisty/ Editor. Personal Development Metropolitan Katowice a.kanus@metropolitankatowice.pl
Jacek Adamczyk Redaktor Naczelny
Marcin Kowal Projektant Graficzny/Graphic Designer Metropolitan Katowice m.kowal@metropolitankatowice.pl
str. 2
5-10 Metropolia
w obiektywie
11-22 Rozmowa wydania: Ryszard Koziołek
1-2 Od redakcji 3-4 Spis treści 23-28 Architektura: Decopanel 29-35 Osobowości: Dorota Zawierucha 63-66 Osobowości: Michał “Gier“ Giercuszkiewicz
str. 3
67-74 75-80 81-96 97-100 101-102
Architektura: Kinga Gołąbek i Wojciech Fudala Rozwój osobisty: Mentoring Edytorial: Babie Lato Felieton obrazkowy: Kalarus na dziś Metropolitan rekomenduje
37-52 Edytorial: Pastels are on!
Na okładce: Fotografia, koncepcja i retusz: MAJA MACIEJKO Make up artist: Paulina Wisińska BlackDoe Make up Projektant mody: KrySzy Krystian Szymczak Modelki: Natalia Dziadul, Oliwia Dziadul
53-62 Osobowości: Mirosław Neinert
METROPOLITAN KATOWICE Adres redakcji: ul. Spacerowa 9, 42-625 Zendek redakcja@metropolitankatowice.pl www.metropolitankatowice.pl www.facebook.com/Metropolitan-Katowice www.instagram.com/metropolitankatowice
Wydawca: Classics Agencja Reklamowa, Ewa Jeżak – Klyta Nakład: 2.000 egz./Magazyn bezpłatny
str. 4
Metropolia w obiektywie
str. 5
Fot. Radosław Dybała str. 6
str. 7
Fot. Radosław Dybała str. 8
Od kiedy pamiętam, fascynowało mnie robienie zdjęć. To co najbardziej sobie cenię w fotografii to możliwość kreowania rzeczywisotści i pokazywanie jej odbiorcom w taki sposób, w jakim bym chciał żeby ją widzieli. Pomijając tak oczywisty aspekt jakim jest jakość techniczna, moje prace charakteryzuje dbałość o szczegóły oraz niebanalne podejście do tematu. W swoim dorobku mogę się pochwalić licznymi osiągnięciami w postaci wygranych konkursów fotograficznych i wyróżnień, w tym między innymi jestem laureatem w konkursie National Geographic. Specjalizuję się w fotografii architektury, wnętrz a także od jakiegoś czasu w fotografii ślubnej. Zachęcam wszystkich do odwiedzenia mojego fanpaga (www.facebook.com/RadoslawDybalaPhotography) jak również do zapoznania się z moim portfolio na stronie online (www.radoslawdybala.pl).
str. 9
str. 10
Osobowości
– rozmowa z Profesorem Ryszardem Koziołkiem, Rektorem Uniwersytetu Śląskiego. Fot. Maja Maciejko
str. 11
str. 12
“S Zacznę od pytania, którego mógł się Pan spodziewać: pierwszego września oficjalnie obejmuje Pan Profesor stanowisko Rektora Uniwersytetu Śląskiego. Co jako Rektor chce Pan zmienić na uczelni?
Szczerze mówiąc, w ostatnich dwóch latach zmieniliśmy bardzo wiele. Myślę więc, że potrzebujemy teraz jedynie czasu na jak najlepsze wykorzystanie zmian, które się dokonały wcześniej. Trzeba wypełnić treścią wszystkie wcześniejsze zmiany. Jesteśmy od zeszłej jesieni w nowej sytuacji prawnej, obowiązuje nowa ustawa o nauce i szkolnictwie wyższym. W uproszczeniu mówiąc, nie ma już w Polce takich samych uczelni. Chciałbym dla siebie i Uniwersytetu nieco spokoju i stabilności, aby dokonać korekt tych zmian, które uznamy za nie dość dobre. Uniwersytety wtedy mają się najlepiej, kiedy są autonomiczne, kiedy mogą w spokoju realizować swoje podstawowe zadania, jakimi są kształcenie studentów i prowadzenie badań. A jaka jest recepta na dobre studiowanie?
Z punktu widzenia studentów – wykorzystać bogactwo uniwersytetu. Przejście ucznia ze szkoły do uniwersytetu polega przede wszystkim na tym, że zaczyna on studiować, a nie uczyć się tego, co zostało przygotowane dla niego w programach nauczania szkolnego. Studenci muszą sobie uświadomić, że są odpowiedzialni za swoje wykształcenie, że studia są pewnym rodzajem oferty, tworzenia przestrzeni, w której mogą znaleźć wiedzę. Studenci mogą znaleźć bardzo dobrych nauczycieli, swoich mistrzów, ale to, czy wykorzystają to lepiej lub gorzej, zależy przede wszystkim od nich. Nie ma tej presji, którą w szkole wywierają na nich rodzice i nauczyciele czy perspektywa egzaminu maturalnego. Na uniwersytecie są egzaminy, dyplomy, ale nie one są najważniejsze. Dzisiaj studenci zdają sobie sprawę, że dyplom nie jest najważniejszym dobrem, które otrzymuje się po skończonych studiach. Najważniejsze jest to, czego się nauczyło. Przypominają o tym pracodawcy, których coraz mniej interesuje, co jest napisane na dyplomie ukończenia studiów. Pracodawcy poddają absolwentów konkretnej próbie, próbie pracy na konkretnym stanowisku z adekwatnymi zadaniami. Wtedy studenci przekonują się, czy wykorzystują to, czego się nauczyli, czy rzeczywiście ich wiedza jest przydatna. Więc receptą na dobre studiowanie jest upodmiotowienie studenta, czyli stworzenie mu warunków do tego, żeby pracował nad swoim wykształceniem przy naszej pomocy. Studiowaliśmy w podobnym okresie. Jak Pan Profesor porównałby pokolenie studentów obecnie, a te z okresu naszych studiów? Są to pokolenia nieporównywalne. Współcześni młodzi ludzie są politycznie wolni, mają doświadczenie życia w wolnym demokratycznym społeczeństwie. W świecie, który jest dla nich otwarty. To fundamentalna różnica. Przyszedłem ze świata, który był bardzo mocno ograniczony horyzontami politycznymi, granicami, które wydawały się nie do przekroczenia dla mnie,
str. 13
tudenci mogą znaleźć bardzo dobrych nauczycieli, swoich mistrzów, ale to, czy wykorzystają to lepiej lub gorzej, zależy przede wszystkim od nich...
człowieka z małej miejscowości czy ze wsi, który przyszedł do dużego miasta na studia. Dostęp do wiedzy był ograniczony z powodu języka. Wiedza powstaje wszędzie, więc jeśli ktoś myśli już o zawodowym studiowaniu czy uprawianiu nauki, to musi się z tą wiedzą konfrontować w różnych językach, a przede wszystkim w tym, w którym jest wytwarzana najczęściej, czyli w języku angielskim. Ograniczała nas również technologia w zakresie dostępu do danych naukowych. Czasem to była jedna książka, dostępna w bibliotece, którą wszyscy chcieli wypożyczyć (a i tak miał ją u siebie profesor). Tak więc wiedza w naszych czasach była zgromadzona w ograniczonych miejscach - w głowach profesorów, tudzież ta najbardziej pożądana była w tradycyjnych bazach danych, czyli książkach. Różnica pozytywna była taka, że myśmy mieli większą motywację, bo dobro było dobrem szlachetnym, reglamentowanym. Mam na myśli uniwersytet i możliwość bycia jego częścią. Przychodząc na uniwersytet, czułem się trochę tak, jakbym złapał Pana Boga za nogi, dla mnie to było poczucie absolutnego przywileju. Zdałem egzamin, czułem, że wszedłem w świat elitarny, wyjątkowy, gdzie będzie się myśleć, mówić, pracować nad najważniejszymi sprawami, jakie interesują ludzkość. Towarzyszyło mi poczucie wejścia do przestrzeni wyjątkowej, ekskluzywnej, razem z prawie dwustoma innymi koleżankami i kolegami. Poczucie, że uniwersytet jest jednym z niewielu miejsc w ówczesnym świecie, przestrzenią wolności, swobody, wymiany poglądów, kontaktu z wybitnymi umysłami, jakimi byli moi profesorowie. Przypomnę, że to były takie postacie jak: Ireneusz Opacki, Tadeusz Sławek, nieżyjący już Stefan Szymutko, Krzysztof Kłosiński i wielu, wielu innych. Różnice między moim pokoleniem a współczesnymi młodymi ludźmi są fundamentalne. Przede wszystkim dzieli nas różnica systemowa. Dotyczy ona statusu wiedzy, który zmienił się za sprawą urządzenia, posiadanego przez nas wszystkich. Dzięki niemu studenci nie muszą pielgrzymować do tej jednej jedynej książki w bibliotece. W zasadzie po wiedzę nie muszą nawet ręki wyciągać, bo mają ją w ręce, w smartfonach. Studiowanie staje się ważniejsze w chwili, gdy na poważne pytania nie znajdzie się odpowiedzi w Wikipedii.
Co sądzi Pan Profesor o ankietach studenckich? Jakim są nośnikiem informacji? Ważnym. Nie przeceniając tego rzecz jasna, bo to zawsze jest schemat, formularz. Jest taki paradoks nauczania: najbardziej wpływowa, a zarazem niemierzalna jest osobowość nauczyciela. Można powiedzieć, że jeśli coś nam się edukacyjnie w życiu udało, to zawdzięczamy to konkretnemu nauczycielowi. Uczyliśmy się dla niego, przez niego, za jego sprawą i dzięki jego osobowości, choć bywał czasem ekscentryczny, dziwny i paradoksalny, a nawet straszny czy komiczny. Osobowość nauczyciela przyciągała do uczenia. Rys osobowościowy nauczyciela odgrywał fundamentalne znaczenie w kształceniu. Na to jednak nie odpowie żadna ankieta, bo ankieta pyta
o kwestie dyscypliny pracy, sposobu przygotowania materiałów dydaktycznych, komunikatywności. A w naszych ankietach jest miejsce na tzw. wypowiedzi otwarte, gdzie studenci mogą się podzielić wrażeniami z zajęć. I to jest bardzo ważne, bo stanowi sygnał dla tych wszystkich, którzy odpowiadają za kształcenie w uniwersytecie: wiedzą, co jest istotne dla studentów podczas zajęć. Ankiety chcemy utrzymywać, jesteśmy trochę „oldschoolowym” uniwersytetem pod tym względem i nie mamy zamiaru tego zmieniać, mianowicie stosujemy ankiety papierowe. Ważne jest, żeby ta druga strona i zarazem najważniejsza w całym edukacyjnym procesie miała możliwość ocenić jakość kształcenia.
str. 14
Czy Pan Profesor miał w swoim życiu mentora, mistrza, który w znacznym stopniu wpłynął na Pana życie? Oczywiście! Od samych początków. Nie nazwałbym tych nauczycieli jeszcze mentorami, ale jak dzisiaj się temu przyglądam, a jest mi ten temat niezmiernie bliski, pozycja nauczyciela w Polsce i w polskim państwie jest niedoszacowana, nie ma należytego uznania społecznego, ale to osobny temat. Od samych początków nauczyciel był dla mnie kimś, kto jest trochę postacią magiczną, to znaczy, że on wie coś, co najczęściej wywoływało efekt rozdziawionych ust. Kiedy przypomnę sobie moją pierwszą polonistkę Panią Helenę Podstawny, która pokazała mi, jak język wygląda jakby w środku, wywołało to zdziwienie, że język ma coś takiego jak podmiot, orzeczenie, dopełnienie, okoliczniki… Opowiadała o tym zajmująco i potrafiła to pokazać na wykresach logiczno-gramatycznych. Nauczyciel to zatem ktoś, kto pokazuje to, czego nie widać, a co stanowi zasadniczy budulec naszej rzeczywistości. Najlepsi nauczyciele zwykle uczyli nas najważniejszych rzeczy: jak należy się zachowywać, jak należy się ubrać, jak należy traktować się nawzajem. To nigdy nie była czysta nauka przedmiotu i w zasadzie towarzyszy w przygodach tego, który jest uczony do późnego wieku. Wszyscy wybitni nauczyciele, których spotkałem po drodze, uczyli mnie jednocześnie tego, co nie jest wpisane w przedmiot. Uczyli, jak żyć po prostu, jak żyć z wiedzą i poprzez wiedzę, uprawiając ją zawodowo, ucząc się, w jaki sposób jest ona powiązana z tym, jakimi jesteśmy ludźmi poza zajęciami. Mentor w ścisłym tego słowa znaczeniu to przewodnik. Traktuję mentora nie tylko jako kogoś, kto nas prowadzi, ale też stawia nam opór. To trochę tak, że on staje nam na drodze i my musimy się z nim skonfrontować, wypowiadamy jakieś zdanie albo przygotowujemy jakiś projekt, wypowiadamy jakiś sąd, a on mówi nam: nie…, nie, mylisz się, to nie tak, przemyśl to. To jest szalenie potrzebne, to jest tak naprawdę nasza wartość, nasza jakość intelektualna. Ona powstaje dopiero wtedy, gdy ktoś stawi nam rozumny opór, bo to nas zmusza do poprawy argumentacji, do przemyślenia sądu, do ulepszenia języka, do prowadzenia jeszcze jakiś prób i doświadczeń. Takim mentorem był dla mnie nieżyjący już Stefan Szymutko, którego z dumą mogę nazwać moim przyjacielem. Byłem jego pierwszym magistrem i pierwszym doktorem. Przy nim zdobywałem swoje szlify, z nim podejmowałem pierwsze poważne projekty naukowe, przeprowadziłem setki rozmów trudnych, ostrych, bolesnych, bo on był bezwzględny. Miał w sobie taką bezwzględność intelektualną, że jak coś było ściemą, było nieprzemyślane, on to potrafił wychwycić i zdemaskować, ale był też cudownym, serdecznym człowiekiem, z którym przeżyłem mnóstwo cudownych chwil poza przestrzenią naukową. Panie Profesorze, czy może Pan powiedzieć, że w chwili obecnej jest Pan dla kogoś mentorem? Na to nie ośmieliłbym się odpowiedzieć. To znaczy, nikt nie powinien myśleć: jestem jego mentorem, czy jej mentorem. To raczej ten, kto do nas przychodzi,
str. 15
ustala nas trochę w tej roli, powołuje nas do tej roli albo proponuje nam taką rolę wobec siebie, a najczęściej to nie jest nazywane, to po prostu się dzieje. Mentor nie jest zawodem, profesją, stanowiskiem. Gdybym miał określić swoją rolę zawodową, to przede wszystkim jest to nauczanie i bycie nauczycielem, co uwielbiam i nawet pełniąc funkcję prorektora, mimo że prawo na to pozwala, mogłem ograniczyć zajęcia ze studentami, żeby mieć czas na pracę administracyjną, nie miałem i nie mam zamiaru tego robić. Fascynuje mnie uczenie, w zasadzie nie przestałem się uczyć od czasu szkoły podstawowej i to jest fascynujące doświadczenie, bo kolejni młodzi ludzie przychodzą z nowymi światami. Zmuszają do przemyślenia tego, co uważamy za słuszne, tego jak myślimy, zachęcają do skonfrontowania się z umysłami, które są ukształtowane przez inny język, inne wartości, inny świat. Biorąc pod uwagę, jak zmieniła się polska rzeczywistość od lat osiemdziesiątych, jest to przygoda fascynująca. To inni ludzie, z innymi kompetencjami, pewnych rzeczy nie wiedzą i już nie będą wiedzieć. Warto posłuchać, co mają do powiedzenia, bo wiedzą wiele i mają zupełnie nowe kompetencje, o które my czasem nie umiemy zapytać. I to wzajemne dopasowywanie. Ja bym tak raczej postrzegał mentoring, czyli szukanie miejsca komunikacji. Oni mogą postawić nowe pytania, które wypływają z tego, co ich interesuje, czyli żebym ich nie pytał o to, co i tak wiem, ale abym umiał stworzyć im warunki. Na tym, jak sądzę, polega mentoring, żebym ja stworzył takie warunki w uniwersytecie, aby studenci mogli postawić każde pytanie. Każde pytanie, które jest dla nich ważne. Jeśli znam odpowiedź, to im jej udzielę, ale bardziej mnie interesuje sytuacja, w której pomogę im znaleźć odpowiedź samodzielnie. Tak rozumiem studiowane.
w życiu społecznym, gospodarczym czy politycznym. Uniwersytet powinien robić to, co, moim zdaniem, robi, może niezadowalająco, może niewystarczająco dobrze, ale i tak najlepiej ze wszystkich, mianowicie powinien przejmować każdy konflikt lub spór i nadawać mu formę cywilizowanej debaty, więc pilnować tego, żebyśmy się spierali. Spór jest naturalną rzeczą demokratycznego świata, ale żeby to się dokonywało na zasadach, jakie cechują cywilizowany spór, czyli z użyciem argumentów, wiedzy, faktów. Oddzielenia od tego, co jest moją prywatną opinią, do której mamy prawo, nawet jeśli jest ona trudna albo nieakceptowalna dla kogoś innego, jeśli jest wyrażana bez nienawiści i nieagresywnie to może wybrzmieć, pod warunkiem żebym ja wiedział, że to jest Twoja opinia, a od pewnego momentu zaczynają się fakty, które nas obiektywizują i łączą, i jesteśmy w stanie co do nich się porozumieć. I to jest rola uniwersytetu. I tak chciałbym uniwersytet rozwijać w przyszłości poprzez szereg wydarzeń, na czele z ogromnie mi bliskim Festiwalem Nauki, który będzie ogromną platformą eksperymentu społecznego, gdzie rozmaite środowiska i grupy wiekowe mogą się ze sobą spotykać dzięki wiedzy i poprzez wiedzę, testując pewną formę społecznego bycia. Jesteśmy razem i możemy być mądrze razem ze sobą.
“F
Podczas Śląskiego Festiwalu Nauki mówił Pan, że nauka jest bliżej. Podczas Kongresu Edukacyjnego zapraszał Pan do współpracy środowiska pedagogiczne. W czasie Otwartych Spotkań Dydaktycznych okazało się, że jest przestrzeń dla naukowców, doktorantów, dla wszystkich, którzy chcą posłuchać specjalistów, wejść z nimi w dyskurs. Jak to wygląda dzisiaj? Czy są plany podjęcia współpracy z innymi środowiskami? Wskazała Pani najbliższy mi składnik idei uniwersytetu, tak, jak ja go dzisiaj postrzegam, w bardzo konkretnej rzeczywistości, w jakiej żyjemy, może mniej konkretnej, bo epidemii nikt nie przewidział i to jest bardzo bolesny składnik obecnego życia uniwersyteckiego albo jego braku. Mówiąc o otwartości uniwersytetu, tak właśnie sobie wyobrażam uniwersytet obecny i uniwersytet przyszłości jako uniwersytet całkowicie inkluzywny, to znaczy taki, który poszerza swoje granice, ogarniając sobą każdą grupę społeczną, która jest zainteresowana wiedzą. Więcej jeszcze: każdą grupę, która chce rozmawiać poprzez wiedzę, dyskutować ze sobą. To wielkie zadanie uniwersytetu, bo nie widzę żadnej innej instytucji publicznej, która mogłaby go zastąpić. Uniwersytet może być gościnną platformą dla najtrudniejszych debat, jakie toczą się dziś
ascynuje mnie uczenie, w zasadzie nie przestałem się uczyć od czasu szkoły podstawowej i to jest fascynujące doświadczenie...
str. 16
Od 2013 jest Pan w jury, a od 2015 przewodniczącym jury nagrody literackiej Nike. To wielkie wyróżnienie. Co ta rola wnosi do Pana życia? Wniosła, nie jestem już przewodniczącym kapituły. Rola jurora w Nike jest kadencyjna, trwa trzy lata. Ja i tak byłem rok dłużej, istnieje taka możliwość regulaminowa. Jest to jedno z wyróżnień, które spotykają literaturoznawcę, kiedy jest zapraszany do gremiów wpływowych czy opiniotwórczych, jak w przypadku tej, nadal chyba najważniejszej, nagrody literackiej. Traktuję to jako wyraz uznania dla swojej pracy literaturoznawczej, dla instytucji, która mnie wykształciła, dla środowiska naukowego i humanistycznego, którego jestem częścią. Traktuję to także jako nobilitację, a korzyści dla mnie były spore, bo przez cztery lata mogłem bardzo uważnie śledzić całą bieżącą produkcję literacką w Polsce. Można powiedzieć, że przez cztery lata byłem kompetentny, jeśli chodzi o współczesne życie literackie w Polsce, a już fakt, że mogłem wręczać nagrodę literacką Nike Oldze Tokarczuk, wygłaszać jej laudację, w krótkim czasie przed otrzymaniem nagrody Nobla, to jest wspaniałe i czuję się z tym znakomicie. Co zrobić, aby ludzie więcej czytali? Co Pan Profesor sądzi o tak popularnych ostatnio „krótkich książkach”, czyli tzw. pigułkach wiedzy liczących maksymalnie 50 stron?
są operacje, które robi każdy. Jak nauczyciel wróci zmęczony do domu i powie, że wlewał do głowy olej niedouczonym uczniom, to używa metafory potocznej, którą wszyscy rozumiemy. Nie trzeba czytać wiersza, żeby znaleźć metaforę. Uciekając od Pana pytania, co zrobić, aby ludzie czytali, odpowiadam: ludzie czytają i używają literatury nawet, jeśli nie czytają książek. Oczywiście, lepiej, żeby czytali dlatego, że literatura jest najbardziej rozwiniętą formą narracji i metafory, jaką człowiek wymyślił. Czyli porównując to trochę do technologii, używamy wszyscy samochodów, ale wiemy, że istnieją samochody bolidy Formuły 1, które mają najlepsze osiągi, najlepsze rozwiązania techniczne. I tak jest z literaturą. Mickiewicz, Herbert, Tokarczuk, Stasiuk – to są te najdoskonalsze, oni nam pokazują, co z językiem można zrobić. Żaden z nas z pewnością nie używa w języku potocznym Dziadów części III ani Kochanowskiego, chyba, że zacytuje fragment. Pisarze pokazują, jak najbardziej efektywnie i skutecznie używać polszczyzny. Poza oczywiście przyjemnością, którą z tego mamy. Nie martwię się o to, że czytanie zaniknie. Ono będzie funkcjonować. Natomiast trzeba mieć świadomość, że to, co nam dawała literatura przez wieki, w pewnym momencie zostało uzupełnione, a może w niektórych grupach społecznych zdominowane przez film czy media społecznościowe. Jeszcze jedna dygresja: jest nowy fenomen – nigdy w historii świata nie pisaliśmy tak dużo smsów czy e-maili, piszemy w zasadzie bezustannie. Sądzę, że każdy z nas ma dziś na koncie jakąś komunikację pisaną, to też jest używanie języka, w pewnym sensie języka w formach paraliterackich. Nabywamy w ten sposób nowe kompetencje i ćwiczymy nasze zdolności językowe. Bardzo bym przestrzegał przed takim myśleniem o regresie, że kiedyś to było wspaniałe czytające społeczeństwo, a my jesteśmy jakąś nową barbarią. Nie. Tak nie jest.
“M Literatura przez wieki była podstawową formą przekazu artystycznego, ale też przekazu wiedzy, zachowania, obrazów świata. Fotografia i kino w XX wieku mocno tę pozycję osłabiły, dziś za sprawą Internetu i innych środków komunikacji literatura już tej pozycji mieć nie będzie. Wbrew prorokom zagłady literatury jest, moim zdaniem, mocna. Ludzie czytają książki, książki są wydawane coraz lepiej. Sztuka wydawnicza stanowi ważny aspekt funkcjonowania literatury, bo po prostu chcemy mieć piękne przedmioty zwane książkami w swoich domach, w rękach. Literatura tak, jak ja ją postrzegam, jest czymś więcej niż wydrukowana książka. Postrzegam literaturę jako pewną organizację języka, pewien sposób używania języka, którym wszyscy mówimy, której sednem jest metafora i narracja; traktuję literaturę nie jako system spisu lektur i książek, które czytamy z przyjemności czy z obowiązku, ale pewien sposób myślenia poprzez mówienie, język, wyobrażanie sobie. Narracja, czyli opowiadanie jest cechą naszego języka potocznego. Żeby mieć rozumny stosunek do naszych doświadczeń, musimy je sobie opowiedzieć: wstałem rano, umyłem zęby, ubrałem się, poszedłem do pracy, zdarzyło się to i to, wróciłem. Życie nasze i naszych bliźnich, życie społeczne, życie świata zyskuje wówczas sens. Musimy opowiadać, czy tego chcemy, czy nie, i musimy rozumieć, co nam się opowiada. Wtedy świat staje się sensowny. Metafora z kolei wychodzi naprzeciw takiemu zjawisku, że rzeczywistości jest za dużo, języka za mało, znów musimy kombinować ze sobą słowa, tak jak tworzymy stopy metali, aby uzyskać inne właściwości. Kombinujemy ze sobą język, uzyskując dodatkowe znaczenie i to
str. 17
usimy opowiadać, czy tego chcemy, czy nie, i musimy rozumieć, co nam się opowiada. Wtedy świat staje się sensowny...
A czy w dzisiejszych czasach, w dobie pośpiechu w tak zwanym świecie VUCA- zmienności, niepewności, złożoności i niejednoznaczności, jest czas na czytanie Sienkiewicza? Zawsze jest czas na czytanie Sienkiewicza! Można go sobie włożyć do samochodu w postaci audiobooka i, jadąc na wakacje, przesłuchać Ogniem i mieczem, Potop czy współczesne powieści, np. Rodzinę Połanieckich. Mówiąc zaś poważnie, Sienkiewicz w XX wieku był władcą historycznej wyobraźni Polaków. Pisarzem, którego powszechnie uważaliśmy za najlepszego opowiadacza w polskiej literaturze. Nikt nie posiadł tej sztuki w sposób równie sprawny, efektowny i efektywny jak Sienkiewicz. Przyznają to tak popularni dziś pisarze jak choćby Andrzej Sapkowski, który jest wielkim admiratorem Sienkiewicza, nazywającym się jego uczniem. Jest czas na czytanie Sienkiewicza. Trzeba sobie powiedzieć, że pozycji, jaką miał wśród czytelników u schyłku XIX i XX wieku, już nie odzyska. Natomiast nie da się zrozumieć polskiej kultury ostatniego wieku, wielu aspektów naszego społecznego życia, bez minimalnej wiedzy o Sienkiewiczu. Uważam, że Sienkiewicz powinien być czytany w szkole, obszernie czy nie, ale absolutnie Sienkiewicza nie pozbywałbym z polskiego kanonu literatury. Przez długi czas nic mnie jako literaturoznawcę nie łączyło z Sienkiewiczem.
Nominalnie. To znaczy on mi się podobał, moja babcia opowiadała mi fabuły sienkiewiczowskie zanim zacząłem czytać, więc Sienkiewicza poznałem, zanim zacząłem pisać i czytać. Potem był pisarzem ekranizowanym, więc znałem go z filmów. Najważniejszym momentem było dla mnie rozpoczęcie badań nad literaturą Sienkiewicza. Kulturowo i światopoglądowo z Sienkiewiczem niewiele mnie łączy, moja rodzina nie ma korzeni szlacheckich, z kolei tereny, o których Sienkiewicz pisze, są dla mnie prawie za granicą, a obecnie są za granicą. Moje korzenie to Śląsk cieszyński i kultura protestantów cieszyńskich. Więc wszystko powinno mi być w Sienkiewiczu obce, a jednocześnie nie przestaje mnie on fascynować. Jako pisarz, który posiadł magiczny dar opowiadania tak zniewalającego, że nie potrafimy się oderwać od jego fabuły. Pisarz, który stworzył mit, tzn. stworzył postacie i fabuły, które żyją poza jego książką, są postaciami polskiej kultury, polskiego języka symbolicznego i przeszły z literatury w ikonosferę zwaną polskością. Mimo iż jesteśmy krytyczni wobec Sienkiewicza, działa on na nas nieustannie. Wiemy, że to są uproszczenia, że posługuje się stereotypami, że fabuły są konwencjonalne, a jednak to działa. Mnie interesował Sienkiewicz skomplikowany, złożony, powikłany. Ten, który opowiada nam Polskę wieloetniczną, wielojęzykową i wieloreligijną.
str. 18
Retoryka czy John Wayne? Zawsze retoryka. Przyznać trzeba, że czasem retoryka nie wystarczy i John Wayne jest niezbędny. Jest to paradoks sytuacji osoby, która kieruje się rozsądkiem, wiedzą o świecie demokratycznym, w którym funkcjonuje także siła, przemoc, zło, wobec którego jesteśmy często bezbronni. Ta opozycja, czy retoryka Johna Wayne’a to świat demokratyczny, w którym nie może być siły w rozstrzyganiu sporu i po to wynaleziono retorykę i perswazje. Dwa fundamentalne składniki światopoglądu demokratycznego, gdzie ludzie dochodząc swoich racji, kierują się i mówią, jak najbardziej potrafią, perswadują sobie z wszystkimi sztuczkami, na jakie pozwala retoryka łącznie z manipulacją retoryczną. Trudno, godzimy się na to. Natomiast zakładamy, że tam nie wolno się straszyć. Nie mogę powiedzieć jak w filmie, który jest mi bliski, czyli w westernie Człowiek, który zabił Liberty Valance’a: głosuj na mnie, bo Cię zabiję. Można by powiedzieć, że to jest najbardziej skuteczny argument w kampanii wyborczej, ale na szczęście wypowiada go bandzior, który ostatecznie przegrywa, bo perswazja okazuje się skuteczniejsza i ludzie wiedzą, że jak się zjednoczą, to mogą się bandycie przeciwstawić. Wiemy dobrze, że nasza otwartość i nasza wolność niekoniecznie są szanowane przez wszystkie nacje, czy też jednostki
str. 19
świata, i nawet otwarta kultura demokratyczna musi mieć swojego Johna Wayne’a, który po prostu ją chroni przed zniszczeniem. Panie Profesorze, jak dobrze myśleć literaturą w biznesie? Czy jest możliwe łączenie nauki i biznesu w humanistyce? Literatura jest pewnym ćwiczeniem wyobraźni, ćwiczeniem w możliwościach. Jesteśmy dziwnym gatunkiem, który potrzebuje do życia także fikcji. Nie wiem, czy inne gatunki mają taką potrzebę, być może tak. Musimy myśleć i mówić także o tym, czego nie wiemy. Na pozór rozsądny człowiek powinien mówić tylko o tym, co wie, ale to nie jest prawda. My musimy sobie także wyobrażać sobie możliwe scenariusze naszych działań. Biznes, jak każda inna sfera ludzkiej działalności, opiera się także na hipotezach, planach, na projektach, które tylko w części można określić i przewidzieć. Kto ma bogatszą wyobraźnię i lepiej potrafi przewidzieć rozmaite konsekwencje swoich działań, ten jest skuteczniejszy. Literatura nas ćwiczy w myśleniu o ludzkich zachowaniach, o konsekwencjach sytuacji, co będzie, gdy będę kimś takim, a takim. Literatura fantastycznie nadaje się do budowania scenariuszy przyszłości.
“
A w dobie rozwoju technologii i komunikacji jakie są plusy i minusy uniwersytetu? Plusem jest już to, że dzięki technologii można w ogóle zachować nauczanie. Izolacja spowodowana epidemią sprawiła, że nie żyjemy ze sobą, a jednym z najważniejszych składników życia w demokratycznym świecie jest bycie ze sobą w przestrzeni wspólnej, w pracy, na ulicy, na koncertach, w salach szkolnych, uniwersyteckich. Życie społeczne jest życiem biologicznym. Żywe istoty są ze sobą blisko. Nie da się tego niczym zastąpić. Ale gdyby nie te fenomenalne osiągnięcia nauki, jak Internet, telefony i inne urządzenia, nie moglibyśmy się uczyć. Ocaliliśmy semestry na uczelniach i w szkołach dzięki technologii. I to z nami zostanie, nie w tym rozumieniu, że już tak będziemy uczyć, ale jako uzupełnienie i zabezpieczenie tradycyjnego kształcenia. Już wiem, że jest to nam potrzebne na czas kryzysu, i tak prędzej czy później nastąpi, a pewne elementy staną się wtedy częścią naszego kształcenia, choćby po to, aby po zajęciach realnych, fizycznych, rzeczywistych zachować kontakt z naszymi uczniami, studentami. Jakie są kompetencje przyszłości według Pana Profesora? Hmm.. żebym ja to wiedział, to byłbym bogatym człowiekiem (śmiech). Umiejętność pracy razem nad problemami, które nie dają się rozwiązać w obrębie jednej dyscypliny, jednej specjalności. Większość problemów, z którymi będziemy mieli do czynienia, wymaga wspólnego namysłu i pracy co najmniej kilku dyscyplin. Prosty przykład: jeśli mówimy o jednej ze zmór dzisiejszych czasów, jaką jest powietrze, to analizujemy, czym oddychamy, zakładamy przekonanie ludzi do tego, że należy zmienić obyczaje energetyczne: czym palimy, w czym palimy, jakich technologii używamy. Teraz musimy sobie postawić pytanie: kto rozwiąże nam ten problem? Chemik? Energetyk? Psycholog? Socjolog? Nauczyciel? Nikt w pojedynkę. Żeby ludzi skłonić do zmian nawyków, nie wystarczy analiza składu powietrza i opracowanie technologii, według
której można w mądrzejszy sposób ogrzać domy czy napędzać samochody. Trzeba nas jeszcze do tego przekonać, trzeba dokonać analizy, na ile nasza sytuacja ekonomiczna nam na to pozwala, jakie inne problemy to wygeneruje, znaleźć sposób komunikacji, aby dotrzeć do świadomości ludzi: czy robić to już od dziecka w szkołach, wprowadzając na przykład przedmiot czy komponent kształcenia, aby wychować w przyszłości świadomego ekologicznie obywatela, jak przekonać ludzi starszych mających określone przyzwyczajenia. Tego nie da się rozwiązać w obrębie jednej dyscypliny. Nie wystarczy powiedzieć, że to się po prostu opłaca i trzeba tak zrobić. W związku z tym powiedziałbym, że należy kształcić takie zdolności u ludzi do tworzenia krótkotrwałych „thing tanków”, gdzie trzeba szybko podjąć jakąś decyzję, rozwiązać problem, który wymaga efektywnego namysłu, rozmowy ludzi reprezentujących różne dyscypliny, pracujących nad problemem, który jest z natury swej niejednorodny. Takich kompetencji uczyłbym dzisiaj. To się na pewno przyda bez względu na to, jak świat się zmieni. Świat robi się coraz bardziej złożony. My się nawzajem bardzo potrzebujemy z naszymi różnymi kompetencjami. W Kolegium Indywidualnych Studiach Międzyobszarowych wspomniany model z sukcesem Państwo wdrażacie… Eksperymentujemy, bo tak też postrzegamy Uniwersytet, że prócz tych regularnych studiów i regularnego kształcenia, które ma nam dać filologów, fizyków, prawników, Uniwersytet powinien nieustanie eksperymentować z nowymi formami zarówno nauczania, jak i badań naukowych. Dotknęła Pani bardzo bliskiego mojemu sercu Kolegium Indywidualnych Studiów Międzyobszarowych, które jest najbardziej progresywną, eksperymentalną jednostką dydaktyczną w naszym Uniwersytecie, myślę, że też w Polsce. Uczymy studentów budowania zespołów interdyscyplinarnych, które mają rozwiązać problemy niemożliwe do rozwiązania w obrębie jednej dyscypliny prawa, filologii, fizyki i biologii. Studenci pracują ze sobą razem. To bardzo trudne, ale fascynujące zadanie.
“L
iteratura jest pewnym ćwiczeniem wyobraźni, ćwiczeniem w możliwościach. Jesteśmy dziwnym gatunkiem, który potrzebuje do życia także fikcji.
str. 20
“T
ak naprawdę śląskość, kaszubskość, podhalańskość, każde nasze doświadczenie w związku z regionem, staje się jasne dopiero, kiedy je opuścimy.
Czym dla Pana Profesora jest śląskość i co sądzi Pan o powołaniu Metropolii Śląskiej ?
Śląskość jest przede wszystkim doświadczeniem. Tak bym powiedział. Przez długi czas w moim życiu nie całkiem uświadomionym, związanym po prostu z życiem na tym kawałku świata, w którym się przebywa. Tak naprawdę śląskość, kaszubskość, podhalańskość, każde nasze doświadczenie w związku z regionem, staje się jasne dopiero, kiedy je opuścimy. Mam taką koncepcję, że droga do siebie wiedzie przez obce krainy. Ryba chyba tak do końca nie wie, że pływa w wodzie, nie zastanawia się specjalnie nad tym jak wygląda woda, dopiero jak zostanie wyrzucona na brzeg albo jak przejdzie ze słodkiej do słonej wody, wtedy dopiero widzi, że tak jest. Do świadomości miejsca dochodzimy dopiero, kiedy z niego wyjdziemy. Uświadamiają nam ją też niekiedy inni. Podczas pewnych wakacji wakacjach kolega, z którym grałem w piłkę nad morzem, stwierdził: A Ty jesteś ze Śląska! Ale jak ze Śląska? Bo mówisz inaczej. I to jest pierwsze, dość powszechne, doświadczenie. Tego nie lubię albo to lubię. Potrawy, język, sposób ubierania, relacje rodzinne. To są te rzeczy, które okazują się dla nas naturalne, ponieważ w nich żyjemy i są przezroczyste, nie dostrzegamy ich. I dopiero inni mówią nam, że jesteśmy inni, a przecież my jesteśmy swoi, a potem idziemy do szkoły, idziemy na studia, wtedy się uczymy, że jest coś takiego jak Polska. Polska literatura, polski język. Dla polonisty jest to bardziej formujące doświadczenie. Okazuje się, że to polskie jest inne niż było w domu, ja celowo nie używam słowa „śląskie”, bo ja bym to raczej określił kulturą domową, którą każdy z nas ma, a potem się okazuje, że to, co było dla mnie powietrzem i wodą dla ryby, nazywa się Śląsk. I wtedy zaczynamy się zastanawiać co to ten Śląsk, na czym ta moja inność polega. Czasem się przed tym bronimy, jeśli jest to stygmatyzowane. Bo tak było ze Śląskiem długi czas, gdzie ten język był przedmiotem szyderstwa, a stereotyp Śląska związany z ciężką pracą fizyczną też ciążył na nas mocno. Dzisiaj na szczęście to zanika albo już zaniknęło, ale w naszym pokoleniu było jeszcze dość mocne, nawet jeśli ja jestem Ślązakiem cieszyńskim, to też jest ogromna różnica, ten rodzaj stygmatyzowania powoduje reakcje obronne, albo ucieczkę od śląskości, prawda? Albo osadzenie się w tej śląskości na przekór: Chcecie to będę jeszcze bardziej śląski. Potem temu towarzyszyła wiedza, pewnie jak wielu z nas interesujących się swoim
str. 21
regionem, czyli odpowiedź na pytania: dlaczego? co tu jest innego? Świadomość powikłanej historii regionu, fascynującej przez to. A teraz to jest głównie afirmacja, to znaczy przekonanie, że mieszkamy i żyjemy w zupełnie wyjątkowym regionie o bardzo ciekawej kulturze, tradycji, języku, pejzażu, który jest wspaniałym kapitałem, który wnosimy do tego co nazywamy Polską, do zbiorowości regionów, bo każdy z nas kto żyje na świecie wystarczająco długo i pojeździł po tym kraju wie, że Ślązacy jak Kaszubi, Podhalanie, jak mieszkańcy wschodniego pogranicza noszą mocny komponent odrębności, osobności. Nie ma najmniejszego powodu, aby myśleć o Śląsku jako o jakimś wybryku kulturowym czy historycznym. Jesteśmy po prostu specyficznym, mocnym, wyraźnym kulturowo regionem, który razem z innymi mocnymi kulturowo regionami tworzy bogactwo kulturowe tego kraju, tego państwa. Mam wrażenie, że jest teraz koniunktura na Śląsk. Może nie dosłownie teraz ze względu na koronawirus, ale Śląsk ma chyba ostatnio lepszy czas. A Metropolia? Jak najbardziej. Wydaje mi się, że każdy, kto żył na Śląsku od początku albo żyje tak długo, jak ja, czyli ponad trzydzieści lat, miał poczucie, że to w gruncie rzeczy jest organizm metropolitalny, nawet jeśli administracyjnie był zróżnicowany. Samo przemieszczanie się po Śląsku daje poczucie, że funkcjonuje się w jednym organizmie. Jadąc z Sosnowca do Gliwic, jest się właściwie w jednym mieście, a infrastruktura komunikacyjna, która jest jednym z większych osiągnięć tego regionu, jeszcze bardziej spoiła organizmy miejskie ze sobą w linii wschód – zachód, północ – południe. Nadanie regionowi spoistości organizacyjnej wydaje się bardzo dobrym rozwiązaniem. Chciałbym, żeby stało się to jak szybciej i żeby udogodnienia komunikacyjne oraz programy spajające poszczególne miasta będące częścią Metropolii działały efektywniej. Widzę także szansę na zrównoważony rozwój regionu. Co jest niepokojące i niepokoi nas od długiego czasu, to to, że dwa olbrzymie organizmy miejskie jak Gliwice i Katowice zdominują całą resztę, że będą zasysać ludzi, kompetencje, firmy. Spodziewam się, że Metropolia będzie sprzyjać zrównoważonemu rozwojowi tego regionu. Z Profesorem Ryszardem Koziołkiem rozmawiali: Jacek Adamczyk i Agnieszka Twaróg-Kanus
str. 22
Architektura
A Ż U R E M W Ś W I A T – rozmowa z Dariuszem Lazarkiem i Moniką Zawolik, z firmy DECOPANEL
str. 23
str. 24
Proszę opowiedzieć o firmie, jej celach, kierunkach rozwoju Monika Zawolik: Firma zajmuje się produkcją paneli dekoracyjnych do wnętrz i na zewnątrz. Są to panele ażurowe , ryflowane i frezowane. Wykonujemy je z różnych materiałów, m.in. z mdfu, sklejki, a także z bardziej zaawansowanych technologiczne materiałów jak hpl, dibonds alukobond. Są to panele ażurowe, które można wykorzystać np. jako ścianki działowe, dekoracje ścienne, również podświetlane, mogą to też być wypełnienia balustrad schodowych. Zewnętrzne panele mogą służyć jako balustrady lub jako elewacje. Wykonaliśmy wiele ciekawych, spektakularnych elewacji, np. ostatnio na galerii Wiślanka. W swojej ofercie mamy jeszcze betonowe płytki dekoracyjne 3D. Możemy się również pochwalić dość unikalnym wzornictwem naszych paneli, co powoduje że stajemy się inspiracją dla konkurencji. Firma działa na rynku od siedmiu lat i cały czas prężnie się rozwija. Dariusz Lazarek: Rozwój mojej firmy wynika z mojego doświadczenia. Jak jeszcze pracowałem w jednej z firm spotkałem się z taką usługą jak frezowanie cnc. Przekonałem się i postanowiłem że będę miał najlepsza firmę świadczącą tego typu usługi w kraju. Na tym oparłem strategie mojej firmy. Obecnie mam trzy maszyny, zamówiłem już kolejne, realizujemy to w przyszłym roku. Będzie to m.in. maszyna laserowa. Celem jest usługa najwyższej jakości dlatego zamówiłem maszyny najlepsze, najdroższe. Konkurencja pracuje na tańszych maszynach, co nie znaczy gorszych, choć tak bo bardziej zawodnych, my pracujemy na maszynach najlepszych, które w stosunku do maszyn zagranicznych są w skali 1:1. Na współpracy z najlepszym polskim producentem opieram strategie firmy. Moje zainteresowania, magia liczb i cyfr doprowadziły do tego. Bardzo interesuje się kulturą wschodu stąd pojawiły się panele ażurowe, które są bardzo modne. Wykorzystując mój park maszynowy to nawet jeśli pozostają odpady z jakiegoś projektu to staram się je wykorzystać. Tak na przykład powstała kolekcja lamp z odpadów recyklingowych oraz kolekcja paneli ażurowych. Niedawno do współpracy zaprosiłem Monikę, która zajmuje się bardzo skutecznie marketingiem internetowym i budowaniem pozycji naszej marki. Panele ażurowe stały się ostatnio bardzo modne i świetnie się sprzedają. Jak Pandemia wpłynęła na działalność Waszej firmy? D.L.: Wiadomo, że na początku jak chyba wszyscy byliśmy przerażeni. Podjęliśmy decyzje o pracy na trzy zmiany, aby w firmie było jak najmniej ludzi i tak od tego czasu to funkcjonuje u nas, pracujemy w maseczkach, choć trudno to od wszystkich egzekwować ale wiadomo - jedni akceptują, inni mają inne na ten temat zdanie. Choć musze przyznać, że gdyby nie skupienie się na rynkach zagranicznych to byłoby po naszej firmie. Na szczęście to się udało i obecnie pracujemy głównie dla klientów z poza Polski. W tej chwili zrezygnowaliśmy
str. 25
z małych zamówień i realizujemy tylko duże konkretne projekty. W Polsce zrobiliśmy bardzo spektakularną elewacje na galerii Wiślanka. Ludzie tam przyjeżdżają i robią sobie zdjęcia. To robi wrażenie i tu wielkie brawo dla inwestorki bo to ona uparła się żeby to zrobić. Teraz jesteśmy też na etapie projektowania i wykonawstwa budynku Galileo na Słowacji, gdzie będziemy wmontowywać w elewacje lampy dedykowane co da niesamowity efekt. Powinniśmy to ukończyć do marca 2021. M.Z.: Rozwijamy się dość dobrze i stabilnie. Musze powiedzieć że nawet pandemia nie pokrzyżowała nam planów, ponieważ ludzie pozostając w domach, zwłaszcza na początku zaczęli przeprowadzać remonty, przebudowy więc zamawiają u nas produkty. Tak że nas to na szczęście aż tak bardzo nie dotknęło. Mieliśmy już trochę realizacji za granicą. Ruszymy mocniej dalej jak już opanujemy Polskę. Jak już dopniemy cele strategiczne w naszym kraju mocniej ruszymy za granicę. Za granicą wykonaliśmy zlecenia w wielu krajach m.in. w Wielkiej Brytanii, Niemczech, Dani, Szwajcarii. Dużo produktów wysyłanych do Niemiec a stamtąd idą dalej do krajów arabskich.
Jakie Państwo macie priorytety jako firma? Jakie plany? M.Z.: Na pewno chcemy być wiodącą firmą, marką na rynku tych produktów w Polsce. Przyszłam do tej firmy stosunkowo niedawno bo w marcu tego roku, aby mocno rozwinąć firmę marketingowo. Myślimy też o innych markach, które będą ściśle powiązane z Decopanelem, ale z nowymi innowacyjnymi produktami. Generalnie nasz cel to być liderem, wiodącą firmą w tej branży, numerem jeden. Widzimy tu duży potencjał z tego względu że jest to stosunkowo może nie nowy pomysł na wnętrza ale wiemy, że architekci, projektanci wnętrz szybko się nudzą rozwiązaniami. Produkty, które my proponujemy nie są jeszcze tak rozpowszechnione w Polsce. Architekci zaczynają nas rozpoznawać, a to bardzo cenne. W dobie online jak wychodzicie do klienta?
państwo
marketingowo
M.Z.: Mocno promujemy nasze produkty online. W mediach społecznościowych, instagramie, facebooku. Robimy to poprzez posty, relacje. Mimo że mocno rozwijamy działania online to nie zapominamy o spotkaniach z naszymi klientami o ile jest to oczywiście możliwe. Spotkania na żywo nic nie zastąpi. Generalnie mocno się skupiamy na zbudowaniu sieci sprzedaży w całej Polsce w wybranych salonach w każdym większym mieście.
str. 26
Proszę opowiedzieć trochę o sobie. Drodze biznesowej, pasjach zainteresowaniach D.L.: Zaczynałem jako projektant sklepów odzieżowych. Trudno było cokolwiek zamówić bo wszyscy, mówiąc kolokwialnie, byli zawaleni robotą. Doszedłem do wniosku, że skoro nie ma tego gdzie zamawiać to stanę się takim wykonawcą mebli i materiałów reklamowych. Robiłem to dla jednej z wiodących marek na rynku która poprzez kryzys 2009 już nie istnieje. W tym czasie otwarłem firmę wraz ze wspólnikiem, z którym rozstaliśmy się 3 lata temu i od tego czasu działam według mojej strategii. Najważniejsze było prowadzenie samodzielnej działalności. Moje decyzje - to jest teraz bardzo istotne. Przede wszystkim rodzina. Mam dwie córki i syna. Dużo czytam, dość specyficzne rzeczy. Od dziesięciu lat interesuje mnie wpływ umysłu na materię i roli emocji. Harrego Pottera czytałem już dawno, a teraz jest to literatura znacznie inna, masa wiedzy, masa książek z innym podejściem do tematu, wpływ umysłu i emocji na rzeczywistość. Bardzo intensywnie uczę się języków obcych i to trzech naraz: angielski, hiszpański i rosyjski.
str. 27
M.Z.: Pochodzę z Częstochowy. Tam kończyłam Politechnikę na wydziale inżynierii produkcji, , potem wyjechałam za granicę. W Irlandii pracowałam w branży budowlanej jako menadżer biura. Po sześciu latach wróciłam do Polski i bardzo szybko zaszłam w ciążę więc na jakiś czas zawiesiłam karierę zawodową ale cały czas szukałam pomysłu na siebie bo jestem osobą która cały czas musi coś robić. Jeszcze jak mieszkałam w Irlandii dużo działałam społecznie i charytatywnie. Pomagałam polonii irlandzkiej, ale też samym Irlandczykom. Organizowaliśmy wystawy, aukcje i wiele innych działań. Ponieważ w domu mieliśmy dużo książek, czasopism na temat architektury wnętrz zaczęłam szukać informacji, możliwości dokształcenia się w tym kierunku. Mieszkałam w Tychach, a okazało się że w Katowicach jest uczelnia o profilu architektury wnętrz. Zadzwoniłam niezwłocznie do dziekanatu, powiedziałam że wiem iż zaczęli już zajęcia na studiach podyplomowych, ale ja muszę to robić bo przez rok czekając na kolejną rekrutację zwariuję. Na szczęście przyjęli mnie. Po dwóch latach po skończeniu studiów otworzyłam swoja działalność w dziedzinie architektury wnętrz, która prowadziłam przez kilka lat. Później
zajęłam się produkcją tapet artystycznych, związałam się z marką Double Room, założyliśmy spółkę z artystką która tą firmę zapoczątkowała. Doprowadziłam do tego ze Double Room stał się bardzo rozpoznawalny. Wtedy doszłam do wniosku, że to czas szukać nowego wyznania. Zadzwonił do mnie Darek i zaproponował współpracę abym Decopanel wypromowała tak, jak Double Room. Uwielbiam sztukę, fotografie, uwielbiam sport, jazdę na rowerze, ćwiczenia na siłowni, tenis, choć ostatnio długo nie grałam. Bardzo lubię spędzać czas z ludźmi, spotykać się ze znajomymi, przyjaciółmi. Zainteresowałam się ostatnio małymi domkami, takimi do 35 m2, które można stawiać w dowolnym miejscu, bez zezwolenia i chyba w tym kierunku tez pójdziemy. Taki domek można postawić wszędzie byleby mieć kawałek ziemi i bez wielkiej ingerencji w naturę można pomieszkiwać w lesie, nad jeziorem, gdziekolwiek. Podobno macie nowy ciekawy produkt. Szklane kule? D.Z.: To bardzo ciekawy pomysł, który będziemy realizować to są Kopuły Fullera. Kopuły z plexiglass i polikarbonu i to moim zdaniem jest bardzo trafny produkt na te czasy.
M.Z.: To jest ciekawe. Zainspirowało mnie. To nie kule, a w zasadzie kopuły które można wykonać z różnych elementów. Heksagony, trójkąty, czy mieszane kształty. To można wykonać z różnych materiałów. Firma którą poznaliśmy robi to z poliwęglanu, przezroczystego, ale my mamy pomysł aby do tego włączyć ażury, aby to było bardziej ciekawe. Zakładamy już markę i spółkę która będzie się tym zajmować. Te kopuły w dobie pandemii można świetnie wykorzystać w ogródkach restauracyjnych, na targach, eventach. Będą trochę odgradzać ludzi od siebie a jednocześnie wszyscy będą się widzieć. Będzie to mocno artystyczne. Można je stosować jako elementy małej architektury ogrodowej, coś w rodzaju oranżerii. Jaki macie podział kompetencji w firmie? M.Z.: Nad produkcja ma nadzór Dariusz. Ja marketing i sprzedaż. Jeśli chodzi o pomysły to Darek jest kopalnią pomysłów, ale zawsze konsultujemy je wspólnie. Rozmawiał: Jacek Adamczyk
str. 28
Osobowości
Karło Muzyczny świat
str. 29
owicza
– rozmowa z: Panią Dyrektor Dorotą Zawieruchą dyrektorem Państwowej Szkoły Muzycznej im. Mieczysława Karłowicza w Katowicach Fot. Maja Maciejko
str. 30
“ str. 31
“S
zkoła promuje te wartości, których oczekuje się od ludzi kultury, a które są też nieodzowne do bycia artystąmuzykiem.
Pani Dyrektor. Jakie wartości promuje „Karłowicz”?
Jaka jest recepta na dobrą artystyczną edukację?
Szkoła promuje te wartości, których oczekuje się od ludzi kultury, a które są też nieodzowne do bycia artystą- muzykiem. Czego oczekujemy od ludzi kultury, od artystów?- oczekujemy, że choć na chwilę przeniosą nas w inny wymiar, że pozwolą nam oderwać się od rzeczywistości, że dzięki spotkaniu z nimi napełnimy się pozytywną energią, potrzebnym „dobrem”. Przełożenie tego zadania na dydaktykę, kształtowanie u uczniów takich cech jak wrażliwość, empatia, uczciwość, pracowitość, odwaga, wskazywanie roli jaką artysta muzyk ma do spełnienia w społeczeństwie jako „łącznik” między kompozytorem a odbiorcą muzyki, jako twórca kultury- to nasze zadanie. Jeśli chodzi o szkołę podstawową, wskazane wartości w sposób naturalny przenoszą się na całe rodziny, które towarzyszą uczniom w kształceniu, kształceniu wymagającym łączenia nauki w dwóch szkołach, wymagającym doskonałej organizacji czasu. W aspekcie kształcenia państwowego, nieodzowna jest pewna schematyzacja działań- najważniejsze czym te schematy wypełnimy, a to leży w rękach nauczycieli, pedagogów, wykładowców. Stąd też olbrzymia odpowiedzialność nałożona na ludzi tej profesji.
Recepta to zarazem pytanie – czego, jakich efektów oczekuję od edukacji, w szczególności edukacji artystycznej?, czego my sami oczekiwaliśmy od naszych szkół? Patrząc na siebie, naszych uczniów, moje dzieci-dobra edukacja, edukacja artystyczna to ta, która pozwala nam stale się rozwijać, dostrzegać coraz więcej, pracować twórczo i z pasją, odkrywać i „zagospodarowywać” swoje talenty, umiejętności. W sposób szczególny kładę nacisk na słowo „zagospodarowanie” umiejętności, czyli pokazanie młodym ludziom olbrzymiego obszaru w którym mogą odnaleźć miejsce dla siebie, zawodu który będzie ich pasją, a jednocześnie wyposażyć w wiedzę i umiejętności, które pozwolą im robić wszystko „czego dusza zapragnie”. Edukacja artystyczna prowadzi nie tylko na estradę- edukacja artystyczna prowadzi do: radia, filmu, instytucji kultury, szkół, wydawnictw… . „Karłowicz” przedstawia młodym ludziom różnorodną ofertę kształcenia. Chcielibyśmy, żeby nasi uczniowie odnajdywali się zarówno w muzyce klasycznej, jak i muzyce szeroko pojętej estrady we wszystkich jej odcieniach, stylach, aby odnajdywali się jako dyrygenci, kompozytorzy ,aranżerzy czy reżyserzy dźwięku. Mocną stroną naszej oferty edukacyjnej jest jej różnorodność, wszechstronność przejawiająca się nie tylko w ilości, ale przede wszystkim w jakości naszych wspólnych działań i szeroko pojętej współpracy.
str. 32
“D
la Szkoły od zawsze wizytówką jest sam Mieczysław Karłowicz i jego niezwykła osobowość...
Kto jest wizytówką Karłowicza? Dla Szkoły od zawsze wizytówką jest sam Mieczysław Karłowicz i jego niezwykła osobowość. Osobowość człowieka poszukującego zarówno w obszarze muzycznym jak i społecznym, twórcy niespokojnego duchem, wizjonera- znakomitego kompozytora, muzyka, artysty ale i sportowca, taternika, twórcy GOPR. Podążając za tą wizytówką „ Karłowiczanie” to pełni pasji, wszechstronni, poszukujący ludzie, artyścimuzycy. Wizytówka ostatnich lat…?.Zacznę od Tymka Biesa, którego widzimy obecnie na plakatach jako artystę rezydenta NOSPR w sezonie 2020/2021-pianista, kompozytor, producent muzyczny, laureat I nagrody I Międzynarodowym Konkursie Muzycznym im. Karola Szymanowskiego - absolwent katowickiej Akademii Muzycznej w klasie fortepianu prof. Zbigniewa Raubo i przez wiele lat uczeń naszej szkoły, mojej klasy fortepianu. Dalej cenieni, współpracujący z najlepszymi polskimi orkiestrami dyrygenci: Szymon Bywalec- dyrektor artystyczny i dyrygent Orkiestry Muzyki Nowej, który z wyróżnieniem ukończył naszą
str. 33
Szkołę w klasie oboju Józefa Markiela i fortepianu Bożeny Dymek; Maciej Tomasiewicz- obecnie I dyrygent Śląskiej Orkiestry Kameralnej, ukończył z wyróżnieniem „Karłowicza” w klasie skrzypiec pani Małgorzaty Nowak- Dąbrowskiej. Niedawni absolwenci- już poszukiwani na estradach: Natalia Skryckamezzosopran, solistka berlińskiej Staatsoper klasa śpiewu Agaty Kobierskiej; Bartłomiej Kokot-pianista, laureat tegorocznej „Estrady młodych” w Słupsku, klasa fortepianu Beaty Bilińskiej; Anna Trólka- skrzypaczka, koncertmistrz Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Śląskiej- klasa Elżbiety Pisarskiej; Adrian Jandaklarnecista, muzyk Orkiestry Filharmonii Narodowej -klasa Macieja Niewiary. „Małe wizytówki”, pokazane przez red. Violettę Rotter- Kozera w „Śląskim 4 you”: Dominik Psiurski- wiolonczelista, klasa Danuty SobikPtok; Krzysiu Hudziak- skrzypek, klasa Moniki Szwedy Kuba Ryś- pianista, klasa Doroty Zawieruchy.
Pani Dyrektor. Jak wygląda promowanie szkoły na tle światowym, ogólnopolskim i lokalnym? Promocja Szkoły odbywa się na różnych płaszczyznach. Promocja Szkoły to przede wszystkim to, co jako „Karłowiczanie” wnosimy w codzienne życie- czy staje się dzięki nam lepsze, piękniejsze?. Promocja Szkoły, to koncerty naszych uczniów, absolwentów, nauczycieli na estradach: lokalnych, polskich, światowych, to miejsca jakie zajmują w uznanych instytucjach kultury czy na renomowanych konkursach. Promocja Szkoły to wydane płyty, publikacje , nakręcone filmy, nagrane programy, reportaże, to nasza obecność w portalach społecznościowych. Staramy się dotrzeć z informacją o Szkole w różne kręgi społeczne, głównie poprzez działania artystyczne, ale i tradycyjnymi metodamipokazując na czym polega kształcenie muzyczne i jakich wymaga umiejętności. W kształceniu artystycznym, którego trzon stanowi kształcenie indywidualne, obok oferty, modelu kształcenia który proponuje szkoła, nadal niezwykłą rolę pełni nauczyciel gry na instrumencie, nauczyciel śpiewu. Za dobrymi
nauczycielami podążają uczniowie, przemierzając często wiele kilometrów i decydując się na naukę poza miejscem zamieszkania. Położony w centrum Katowic, w bliskości renomowanych instytucji kultury „Karłowicz”, może poszczycić się znakomitą kadrą pedagogiczną, która daje gwarancję wszechstronności i jakości kształcenia na bardzo wysokim poziomie. Jakie ma Pani plany związane z rozwojem szkoły artystycznej? Na to pytanie częściowo udzieliłam już odpowiedzi mówiąc o dobrej edukacji. Są w szkolnictwie artystycznym, w którym pokaz i ocena umiejętności finalizuje się głównie na estradzie, pewne niezmienne umiejętności, które w procesie nauki trzeba nabyćdroga do nich może być różna. I tu dostrzegam wiele możliwości. Plany kształtuję obserwując potrzeby dzieci i ich rodzin, pragnienia zawodowe młodzieży, a jednocześnie patrząc na możliwości jakie daje nam świat.
str. 34
“C
hciałabym by nasi absolwenci bez problemu odnajdywali się na polskich i zagranicznych uczelniach artystycznych...
Ostatnie dni kazały, myślę wielu z nas, zweryfikować plany rozwoju szkół-skierować je mocno na wykorzystanie multimediów w dydaktyce, w kontakcie ze światem, a jednocześnie na samodzielną pracę uczniów. Takie są też moje plany. Chciałabym by nasi absolwenci bez problemu odnajdywali się na polskich i zagranicznych uczelniach artystycznych, aby mieli wszechstronne umiejętności pozwalające im pracować w wymarzonych miejscach, jako twórcom i współtwórcom szeroko pojętej kultury muzycznej.
Co Koronawirus zmienił w życiu placówki, nauczycieli i uczniów? Traktuję tę sytuację jako wyjątkową i ….przejściową. Mówimy tu raczej o radzeniu sobie w sytuacji zagrożenia, zagrożenia naszego życia!. Nie czas myślę jeszcze na podsumowania- to bardzo trudne, nowe zadanie, które z dnia na dzień z niepokojem rozwiązujemy, mając co chwilę inne dane. Szybko musieliśmy się dostosować do pracy i życia w zupełnie innej rzeczywistości- to myślę udało nam się całkiem nieźle. Oby wystarczyło nam wszystkim pokory, cierpliwości, siły ducha i wyobraźni pięknie kształtującej codzienność. Rozmawiali: Jacek Adamczyk i Agnieszka Twaróg-Kanus
str. 35
Edytorial
Pastels - are - on! Pastelowy make up - no - make up.
str. 37
str. 38
str. 39
W
tym sezonie (wreszcie!) odchodzimy od mocnych, teatralnych wręcz makijaży, które królowały zarówno na salonach jak i na ulicach od dłuższego czasu. Rezygnujemy z bardzo mocno podkreślonych oczu i ust, silnego konturowania twarzy oraz sztucznych rzęs. Teraz stawimy na naturalność - czyli na makijaże typu no make up. Najmocniejszym elementem makijażu są brwi - jednak nie są one silnie podrysowane jak wcześniej, a raczej mocno wyszczotkowane i utrwalone, przy zachowaniu ich naturalnego odcienia. Celem jest podkreślenie naturalnego piękna - dlatego oczy są jedynie lekko muśnięte pastelowym kolorem, podobnie jak usta, których kontur nie jest do końca wyraźny, wręcz lekko się rozmywa. Policzki są delikatnie dotknięte różem pasującym do naszej karnacji, a skóra nie jest w pełni matowa, na policzkach pojawia się dyskretny mokry glow.
str. 40
str. 41
str. 42
str. 43
str. 44
str. 45
str. 46
str. 47
str. 48
str. 49
str. 50
str. 51
Sesja Pastels
- are - on!
Fotografia, koncepcja i retusz: MAJA MACIEJKO Make up artist: Paulina Wisińska BlackDoe Make up Projektant mody: KrySzy Krystian Szymczak Stylistki: Maja Maciejko & Magdalena Zięba - Morales Modelki: Natalia Dziadul, Oliwia Dziadul, Inka Lis, Paulina Wisińska
str. 52
Osobowości
N A J L E P S Z Y
K O L E G A
MELA GIBSONA
– rozmowa z Mirosławem Neinertem, Aktorem, reżyserem, dyrektorem Teatru Korez w Katowicach. Pomysłodawcą i szefem Letniego Ogrodu Teatralnego oraz Katowickiego Karnawału Komedii. Laureatem wielu nagród teatralnych. Fot. Maja Maciejko
str. 53
str. 54
str. 55
O czym marzył Mirek jako dziecko, jakie miał plany? Chciałem być marynarzem. To było tak: jak byłem małym dzieckiem mieszkałem wśród lasów, nad rzeką, w pięknych okolicznościach przyrody. Byłem synem nauczycielki na wsi i to było piękne z różnych względów. Nagle przyjechałem do Chorzowa i poszedłem do 5 klasy podstawówki. To była niesamowita zmiana. Nagle jesteś w centrum wielkiego miasta, wszystko śmierdziało, strasznie śmierdziało. Krótko po przyjeździe poszedłem do sklepu i usłyszałem: dejcie mi pół funta kejzy. Zdziwiem się: w jakim języku oni mówią? Ale dziecko szybko się uczy, już po kilku miesiącach godołem i ciulałem się z kolegami na placu. Trzeba było znać hierarchię, wiedzieć kto jest ważny. Tam rządziły proste i sprawiedliwe zasady. W Twojej dzielnicy nikt Cię nie zaczepił. Jak chłopcy robili wojny między sobą, to ja szybko zapisałem się na zapasy w AKSie Chorzów, gdzie nie mieliśmy własnego miejsca i ćwiczyliśmy na Sali na Stadionie Śląskim kilka lat i to było fajne. Sport jest dobry dla młodego człowieka. Ale to nie wszystko. W naszym domu dużo się czytało, dlatego pożerałem olbrzymie ilości książek. W związku z tym, że mówiłem czysto po Polsku, bez żadnego akcentu i naleciałości to brałem udział w konkursach recytatorskich, kółkach teatralnych co w naturalny sposób pchnęło mnie w tym kierunku, gdzie nic nie trzeba umieć a można jakoś przeżyć… no chyba tak… Nie wiem czy chciałem być jeszcze kimś innym, ale to nie było moim marzeniem aby być aktorem, mieć teatr. Może później, jak miałem dwadzieścia kilka lat. Gdy występowałem w studenckich teatrach, robiliśmy ważne rzeczy ciężko pracując, ale to były fajne czasy, które wymagały olbrzymiego zdyscyplinowania: szósta rano na próbę, potem na ósmą do szkoły, obiad i znowu próba.
Mało kto wie, że miałeś ciekawe doświadczenie z muzyką i to tą najcięższą, heavy metalową. Taak. To było bardzo interesujące bo nałożyły się na to dwie rzeczy. Był stan wojenny i ja z moim kolegą kompozytorem Andrzejem Płaczkiem zaczęliśmy występować w kościołach grając utwory naszego Papieża. Zagraliśmy tych koncertów chyba z sześćset: w Polsce Niemczech, Anglii, Belgi. Graliśmy tego bardzo dużo, a tu nagle przychodzi mój kolega Tomek Pałasz ( z którym jakiś czas wynajmowaliśmy mieszkanie) i mówi: słuchaj przyszedłbyś do nas na próbę? Jestem managerem takiego metalowego zespołu (KAT – przyp. Red.). No i poszedłem. Ta muzyka była nieznośna, to uderzenie, ten bas, po prostu wszystko Cię bolało. Trzeba było coś wymyśleć, aby to miało jakąś formę sceniczną, coś w rodzaju spektaklu. Niektórych z kolegów było ciężko przekonać, ale niektórzy to szybko łyknęli. Chudy wtedy robił z gitarą salto w powietrzu i spadał na dwie nogi, i grał dalej. Nasz spektakl zaczynał się tak: olbrzymie logo zespołu jechało do góry, dym, balet z Teatru Rozrywki, sceny krwawe z nagą dziewczyną pomalowaną na złoto, Kostrzewski w trumnie. Świetna zabawa, a to wszystko przy pełnej publice w Spodku. Wiele osób, które coś tam plotły o satanizmie z reguły nie mając pojęcia o tym, krytykowało ten występ strasznie. No i wiesz to środowisko metalowe mocne i bezkompromisowe. W ogóle uważam, że środowisko metalowe wtedy i dzisiaj to jedno z najłagodniejszych. Nie widziałem nigdy żadnej agresji z ich strony. W Jarocinie byłem dwa razy i nic tam się złego nie wydarzyło. No był to ciekawy okres, nawet Kostrzewski w swojej książce o tym wspominał.
“W ogóle uważam,
że środowisko metalowe wtedy i dzisiaj to jedno z najłagodniejszych. Nie widziałem nigdy żadnej agresji z ich strony...
str. 56
Był jeszcze jeden projekt o którym nie wspomniałeś – WILKI WSCHODU Aaaaa tak. Chciałem zrobić coś większego, żeby to było trochę bardziej europejskie, szczególnie, że środowisko metalowe było bardzo zachowawcze. Oni grali to, co już wcześniej ktoś inny grał. Pamiętam w pewnym momencie powiedziałem im: zagrajcie coś spokojnego, balladę. A oni: gdzie tam! Balladę? My musimy napierdzielać! A potem Metallica nagrała balladę, a oni: musimy nagrać balladę! A ja: dwa lata temu wam o tym mówiłem. Ja powiem szczerze, że już z tego projektu niewiele pamiętam. Wiem, że miały być jakieś kraty przed sceną, rzucanie kawałkami mięsa itp. To były początki metalu w Polsce i tych zespołów nie było za wiele, KAT-owi udało się zabłysnąć i wypłynąć, nawet Telewizja się dla nich otworzyła. Mogli zrobić wielką karierę, a zrobili taką niszową. Tylko w Polsce. Jakie masz inne pasje niż teatr?? Książki, książki. Dla mnie najlepsze wakacje to cygaro, whisky i książka. Jakieś fascynacje? Dopóki nie byłem ojcem to w ogóle nie wiedziałem o co w tym chodzi, dzieci. A teraz od 11 lat mam całkiem inne na to spojrzenie. Wracając do książek. Jaki przedział literacki Cię pochłania? Różne książki czytam. W młodości był taki boom literatury ibero amerykańskiej. Wszystkie Borhezy, Markezy, ja to wszystko czytałem. Pamiętam też o świetnej literaturze europejskiej początku 20 wieku. Interesuje mnie po prostu dobra książka. Kryminały uwielbiam czytać. Ostatnio takiego Vonneguta kupiłem, którego tom liczy 980 stron. Genialne. Jeśli coś jest zadrukowane, a nie jest to podręcznik fizyki nuklearnej to to czytam. Whisky i cygara? Dobre, tylko dobre. Cygara kubańskie tylko. A whisky takie, które śmierdzi bagnem. Takie najbardziej. Musi być taka śmierdząca lizolem. Wiesz……. możemy napisać o tym, że lubimy jeździć do Finlandii i nic nie robić przez tydzień. Pić whisky, palić cygara i wypoczywać. Samochody? Eeee bez przesady. Aby jechało i miało znaczek BMW a reszta jest nieważna. Intryguje mnie jedna rzecz. Był okres, że powstawało dużo małych, prywatnych teatrów i tak naprawdę 90% z nich nie przetrwało. Jaka jest recepta na taki teatr jak wasz?
str. 57
Spalić okręty. Jak Rzymianie przybywali, aby zdobyć jakiś ląd to pierwsze co robili, to palili swoje okręty, żeby nie móc wrócić. Wtedy szli do przodu, bo nie mieli innego wyjścia, nie mieli jak uciec. W teatrze jest tak samo. Jeśli pracujesz w teatrze państwowym i chcesz sobie na boku zrobić taki mały teatrzyk, gdzie będziesz grał dwa razy w miesiącu, to nie ma szans powodzenia. Nikt nie będzie przychodził, bo ty jesteś ograniczony swoją pracą w teatrze i masz inne zobowiązania. Wiesz, że nie masz tego okrętu bo jest spalony i wtedy robisz to na pełny etat i nie zrażasz się niepowodzeniami. Pierwsze lata gdy nie mieliśmy
siedziby jeździliśmy po Polsce, graliśmy w szkołach, sanatoriach, domach kultury, wszędzie gdzie nas chcieli. Graliśmy straszne ilości tych spektakli. Wiek pozwalał na to, że graliśmy w każdych warunkach, byleby widz siedział. Jak już mieliśmy swoją siedzibę, to na pierwsze spektakle przychodziło 8 osób, potem naście.. i teraz co robić? Odwołać? Przyszło dwunastu widzów. Grać? No grać! bo przyszło dwunastu, następnym razem będzie osiemnastu. Po roku takiego biedowania te koło tak się zamachnęło, że ludzie zaczęli przychodzić. Owocem pracy i dodatkowymi projektami stały się Letni Ogród Teatralny, i w zimie
Karnawał Komedii. Taką zasadę przyjąłem, że teatr ma być dla ludzi, który bawi, a nie nudzi. Nie chcę dawać trudnych egzystencjalnych spektakli, po których człowiek wraca do domu przygnębiony. Ważne są sztuki które są zabawne, nie głupie, pozostawiają w głowie pozytywną energię i myślenie. Improwizacja w wielu spektaklach, praca z aktorami z którymi chcesz pracować tworzy pozytywny klimat. Ludzie przychodzą, grają, czują się jak u siebie. U nas zdarza się, tak po ludzku, że kolega który gra na scenie staje i przerywa bilety, albo w szatni przyjmuje płaszcze. To jest takie naturalne.
str. 58
“Taką zasadę przyjąłem, że teatr ma być dla ludzi, który bawi, a nie nudzi.
str. 59
Graliście w różnych środowiskach: w szkołach, ale i też w zakładach karnych. Jak z takim widzem nawiązywaliście kontakt? Graliśmy w więzieniach i graliśmy dla wojska. Pamiętam taką sytuację: gramy w jednostce wojskowej, wiemy już w którym momencie ludzie wybuchają śmiechem, a tu cisza…… , następny fragment gdzie wybuchają śmiechem…. znów cisza. Nikt nie przeszkadza, wszyscy siedzą i patrzą. Z perspektywy aktora gra się fatalnie. Na koniec przedstawienia owacje. Dograliśmy do końca, ale byliśmy psychicznie wykończeni. Przychodzi major i pyta: co panowie, fajnie było nie? Mówimy: no fajnie, Major na to: porządek musi być, powiedziałem im, że jak się który zaśmieje to będzie miał ze mną do czynienia! A w jednej sztuce w więzieniu grałem kolegę Mela Gibsona. Dziwne wrażenie: zaczynasz spektakl, jesteś ubrany w strój więzienny i nagle patrzysz a na widowni wszyscy są tak samo ubrani jak ja! Tylko że ja idę do domu po spektaklu, a oni niespecjalnie. To jest naprawdę ciekawe doświadczenie. Teatr to taki paradoks. Teatr kłamiąc nie może kłamać, bo wszystko w teatrze polega na kłamstwie, oszustwie. Umawiamy się, że to jest zamek królewski, a w rzeczywistości jest to pomieszczenie z deskami. Scena po prostu i ludzie w to wierzą. Mam na myśli kłamanie w sferze emocji, bo chodzi o taką uczciwość, jak widownia widzi, że Ci aktorzy dają z siebie wszystko to otwiera się i przyjmują to naturalnie. Często występujesz w roli konferansjera. Opowiedz trochę o tym. Wszystko już chyba prowadziłem. Prowadzenie imprez to nie jest łatwy kawałek chleba. Twoje aktorstwo i to co zrobiłeś na scenie nie ma żadnego znaczenia. Wychodzisz i nagle widzisz przed sobą tłum ludzi. Musisz ich jakoś zainteresować, nie mądrzyć się, ale być kimś kogo oni polubią. Masz na to mało czasu. Ja się do tego jakoś specjalnie nie przygotowuję. Nie mam gotowych tekstów, ale wiem co powiem w zakresie podstawowych informacji o firmie czy organizacji. Jak wychodzę na scenę to wiem, że trzeba wziąć z tego to co Cię otacza. Czasem jest ciężko, bo będą ordery przyznawane, sala 800 osób, a ordery dostaje 240. Wyobraź sobie, że teraz te 240 osób wychodzi na scenę, nic się nie dzieje tylko sobie ręce ściskają , trzeba jakieś cuda wymyślać, żeby tych ludzi zainteresować. Zdarzyło mi się też wystawić monodram dla 8 osób, bo ktoś miał urodziny i postanowił że chce gościom pokazać sztukę. W restauracji jak w teatrze: Sergiusz przyjechał, ustawił scenę, reflektory i gram spektakl. Więc jak słyszę, że aktor nie zagra bo nie ma warunków mówię: my jesteśmy zawodem kuglarzy, nie bez powodu nas chowali za murami cmentarza bo to jest nieludzkie co robi aktor. Nieludzkie w sensie wiary. Aktor nagle
udaje kogoś innego, staje się kimś innym, bo jakby jest zabronione ze ktoś ma różne osobowości, a poza tym był to zawsze zawód nisko traktowany. Rodzina? Moja żona też jest aktorką. Gra w krakowskim teatrze, jest bardzo dobrą aktorką. I w związku z tym mieszkamy w Krakowie. To piękne miasto, ale nie jest moje. Jak wracam do Katowic to tu jest moje miasto. Katowice, Chorzów, Śląsk jest moim miejscem. Moja najstarsza córka teraz zdała maturę. Ukochane bliźniaczki grają na instrumentach, jedna na wiolonczeli, druga na fortepianie. Wymyślają sztuki i piosenki. Geny. Co więcej o rodzinie? Normalnie. Lubimy razem wyjeżdżać na wakacje. Kiedyś po prostu jeździliśmy, a teraz pandemia pokazała: siedzisz z żoną i z dziećmi w domu, co jest sprawdzianem relacji. Albo się pozabijacie, albo nie. Jaka jest Twoja śląskość? To jest ciekawe, bo jako dziecko zostałem rzucony w samo centrum śląskości, a w mojej dzielnicy chyba nikt nie mówił po polsku. Śląskość to miejsce gdzie ojcowie pracowali albo w kopalniach albo w hutach, z tymi co drugi dzień mytymi oknami, z obiadem. Ślązacy nie są zbyt otwarci, ale jak już się otworzy dla ciebie ten dom to jest naprawdę fajnie. Miałem taką koleżankę, jej mama Hildegarda była Ślązaczką z krwi i kości. Jak ją wzięli na roboty do Niemiec trafiła do Berlina, gdzie była służącą u najlepszego dentysty w mieście, czyli najlepszego w Niemczech i podawała herbatkę między innymi Goeringowi. Ona mi dużo o Śląsku opowiadała. Na przykład o tym, jak ludzie w czasie wojny często zmieniali nazwiska. Śląskość nie była mi potrzebna, zauważalna, jeździłem i grałem po całej Polsce i nagle z Robertem (Talarczykiem -przyp. red.) zastanawialiśmy się jaką nową sztukę zrobić. Pomyśleliśmy o Cholonku i nagle wow! Cała ta przeszłość wróciła pozytywnie. Potem stworzyliśmy drugi śląski spektakl pt. „Mianujom mie Hanka”. Wprowadziliśmy język śląski do teatrów. Były śląskie tematy ale nigdy po śląsku. Beksiński mówił: zakładam fartuch i idę do roboty. Ile jest aktora w rzemieślniku, a ile rzemieślnika w aktorze? Uważam, że jak aktor nie jest rzemieślnikiem, to nie jest aktorem. To jest głównie rzemiosło. Czasem zdarzają się momenty nieuchwytne. Dziś grasz spektakl, za dwa dni również, ale w całkiem inny sposób. Czasem zdarza się porozumienie aktora z widzem, co stanowi swoisty dodatek do tej pracy. To jest normalna męska praca rzemieślnicza.
str. 60
“Od młodych można nauczyć się tego,
żeby trochę wyluzować. Żeby się tak nie przejmować wszystkim. Żeby nie robić jednej rzeczy, a robić różne rzeczy.
Mówi się że sukces to: 80% pracy, a 20 % talentu. Zgadzasz się z tym stwierdzeniem? Bardzo. Dodałbym jeszcze lenistwo, bo ja jestem leniwy bardzo. Z tego wynika, że jak mam coś zrobić to zrobię to jak najszybciej i jak najlepiej potrafię, żeby jak najszybciej mieć to z głowy. Jaki przekaz, wypowiedź wywarła na Tobie wrażenie? Ale to trudne pytanie. Jak sobie pomyślę o wystąpieniu Wałęsy w kongresie to poczułem ciarki na plecach, on stał i swoim nieudolnym językiem mówił, a tłumacz (wybitny dziennikarz Jacek Kalabiński – przyp. Red.) przekładał na angielski. Zrobił z tego show niesamowity, a na mnie wywarło to ogromne wrażenie. Pamiętam też jak ludzie lądowali na księżycu i ja to w radio słuchałem w nocy, kiedy wszyscy spali. Magiczne, zielone oko radia działające na wyobraźnię, bo nie widzisz żadnego obrazu. Jakim jesteś Przedsiębiorcą? Liberalnym bardzo, ze wspieraniem. W teatrze jest mało ludzi na etacie. Dwoje w biurze, Pani w szatni, Pani od biletów, reszta na umowę o dzieło. Ten formalny sposób zatrudnienia nie ma znaczenia, bo oni wszyscy czują się zespołem. W teatrze jest tak jak w każdym działaniu estradowym. O 19.00 jest spektakl i choćby się waliło, paliło o tej godzinie jest przedstawienie i aktor musi na tą 19.00 dojechać. Osoba, która sprzedaje bilety też. Nie weźmiesz wolnego bo się źle czujesz. Nie ma opcji. Aktor umiera, przychodzi i gra spektakl. Wiele razy było tak, że przychodziliśmy chorzy, z gorączką.
str. 61
U nas w teatrze jest tak, że każdy wie co ma robić, ja nie mam żadnego systemu kontroli, ale wiem kiedy coś działa albo nie działa. Współpracujesz z wieloma pokoleniami. Czego można nauczyć się od młodych? Od młodych można nauczyć się tego, żeby trochę wyluzować. Żeby się tak nie przejmować wszystkim. Żeby nie robić jednej rzeczy, a robić różne rzeczy. Chociaż u mnie w teatrze jest tak że potrafią zagrać bajkę i poważny spektakl. Wiele potrafią, przez to, że muszą grać w różnych miejscach. Każdy Teatr rządzi się żelaznymi zasadami: być punktualnym na spektakl, próbę, przygotowanym i to dotyczy zarówno młodych, jak i tych z dużym doświadczeniem. Jak aktor nie dostosuje się do zasad to nie osiągnie nic w zawodzie. Zadbałeś o widzów LOTem latem i Karnawałem Komedii zimą, a co z jesienią i wiosną? Nie dałbym już rady. Za dużo, to wystarczy. Wydarzenia te przygotowują zgrane, profesjonalne ekipy, które ustalają warunki, kontrakty, terminy. To ciężka robota i więcej się nie da, a przecież gramy też regularny sezon. Mam satysfakcję, że każdy teatr, który przyjeżdża gościnnie na LOT lub Karnawał Komedii mówi: ja pierdziele ale macie publiczność!! Z Mirosławem Neinertem rozmawiali: Jacek Adamczyk i Agnieszka Twaróg-Kanus
str. 62
Osobowości
Michał Giercuszkiewicz. Wspomnienie W poniedziałek 27 lipca po długiej i ciężkiej chorobie w wieku 66 lat zmarł legendarny perkusista m.in. zespołu Dżem – Michał „Gier” Giercuszkiewicz. Swoja karierę muzyczną rozpoczynał w latach siedemdziesiątych w zespole Apogeum. Na początku lat osiemdziesiątych dołączył do grupy Dżem. Bardzo przyjaźnił się z Ryśkiem Riedlem. Byli nierozłączni. Na trasach koncertowych zawsze mieszkali razem w jednym pokoju. Niestety, ich nierozłączność wiązała się również z narkotykami. Michał z Dżemem nagrał w 1982 roku pierwszy singiel „Paw/Whisky”, a trzy lata później pierwszy album „Cegła”. Gier znany przede wszystkim z występów z Dżemem, koncertował i nagrywał z takimi zespołami jak Apogeum, Śląska Grupa Bluesowa, Kwadrat, K3. Do końca życia był aktywnym muzykiem. Zawsze marzył o solowej, własnej płycie i udało mu się to w tym roku. 19 czerwca ukazała się jego płyta „Wolność”, na której towarzyszy mu cała plejada gwiazd muzyki bluesowej.
str. 63
str. 64
“ Zmieniło się, Ryśka już nie ma... Od około 1996 roku zamieszkał nad Zalewem Solińskim, początkowo na słynnej Wyspie Skalistej, gdzie przez wiele lat mieszkali ludzie szukający samotni, spokoju. Po roku musiał opuścić wyspę i wtedy przypomniał sobie o kei, którą wybudował wcześniej. Do niej dobudował ściany, prąd czerpał z agregatu, wodę zapewniało mu leśne źródełko, własnoręcznie wykonał gliniany piec dający ciepło, drewno przynosił z lasu. Zamieszkał na dwudziestometrowej tratwie w Zatoce Teleśnickiej, niedaleko Półwyspu Brosa. Perkusista wyjechał w Bieszczady, aby walczyć z uzależnieniem od narkotyków. Do śmierci mieszkał w kolejnym domu-tratwie zbudowanej na Zalewie Solińskim. Od lat jeździł nad Solinę. Szukał tu spokoju. Jego siostra ma nad Soliną dom i od czasu do czasu go pilnował. Przychodzi moment gdy umiera jego największy przyjaciel – Rysiek Riedel. Niedługo później umiera jego mama. Postanawia opuścić Śląsk. Chce skończyć z nałogiem, wyciszyć się. Zawsze chciał zabrać ze sobą Ryśka. Nie zdążył. Powtarzał: „gdybym go tu zabrał, na pewno by wyszedł z dragów tak jak ja”….. „Tratwa to był jego dom, jego ostoja. Ostatnio miał już jednak lepszą, „nowocześniejszą”, tuż przy Werlasie, w której była nawet skromna łazienka „- mówi jeden z jego bieszczadzkich przyjaciół Pustelnik Jano. – „Kiedy przychodziłem do niego, to zawsze częstował mnie pachnącą dymem herbatą, która spokojnie wędziła się na palenisku i puszczał na starych odtwarzaczach hippisowską muzykę. Pamiętam jak kiedyś, znalazł błąd w grze jednego perkusisty, potrafił wyłapać każdy – nawet u najlepszego muzyka„– uśmiecha się na to wspomnienie Jano. „Muzyk zawsze chciał mieszkać blisko natury, w jedności z przyrodą, by uciec od śląskiego zgiełku w którym się wychował. - Kiedyś opowiadał jak wyszedł na „ganek” swojej tratwy, a kilka metrów od niego zebrały się wilki. Patrzyli na siebie długo, nie uciekały... Wyczuły w nim dobrego człowieka – bo był naprawdę dobrym człowiekiem. Był dobry, życzliwy i gościnny„ – podkreśla Jano. „Gier był bohaterem wielu filmów. Jeździli do niego dziennikarze i fotoreporterzy z całego świata. - Nigdy nie robił z siebie gwiazdy, był normalny. Zawsze kulturalny, na poziomie, wiedział co powiedzieć i nie przeklinał do kamery - chociaż jako muzyk i perkusista musiał się hamować„ – żartuje Jano. – „Na tratwie odwiedzał go Józek Skrzek, tam przecież nagrywali Suitę Bieszczadzką – no i chyba najważniejsza z jego przygód muzycznych – miał okazję zagrać na jednej scenie z legendą bluesa BB Kingiem. Chociaż wspominał też, że kiedyś wypił i „jabola” z muzykiem z Black Sabbath„ - śmieje się Jano i dodaje, że Gier jest również ozdobą jego wielu albumów fotograficznych o Bieszczadnikach. „Gier był jedną z największych indywidualności polskiej sceny muzycznej, charyzmatycznym perkusistą i żywą legendą bluesa, ale najważniejsze, że był bardzo lubiany. Pewnie przez swoją skromność i wrażliwość. Niestety góry zostają, a ludzie odchodzą„ – kończy wspomnienie o Gierze Jano.
str. 65
W jego rodzinnym domu fortepian stał zawsze, ale jakoś nie kwapił się ćwiczyć gamy. Miał wujka który wykładał na Akademii Muzycznej, ale zdecydował się na Śląskie Zakłady Techniczno-Naukowe. Tu poznał Jurka Kawalca, przyszłego basistę m.in. zespołu Krzak. Szkoły Gier nie skończył, ale już grał z Leszkiem Winderem i Jurkiem Kawalcem. W końcu zdecydował się na szkołę muzyczną. Ale pozostał niepokorny. Wbrew nauczycielom nie chciał grać klasycznie i pałki zawsze trzymał jak bluesman. Grał przez jakiś czas w Kwadratach, Krzaku, a nawet z zespołem Wawele. Potem trafił do Dżemu. Gdy w 1986 roku rozstał się z Dżemem nagrał wraz z Leszkiem Winderem jedyny album grupy Bezdomne Psy. Czasem grywał z Cree, Elą Mielczarek, SBB. W 2005 roku reporterzy Dziennika Zachodniego Marek Twaróg i Arkadiusz Gola w towarzystwie znanego muzyka Andrzeja Urnego odwiedzili go na tratwie. Oto fragment ich opowieści o Michale: „Był rok 1985, kiedy z Dżemem pojechaliśmy na koncerty do Szwajcarii. Razem ćpaliśmy, ale wiedzieliśmy, że na lotnisku nie możemy mieć żadnego sprzętu, bo są kontrole. Oczywiście wyciągnięto nas na rewizje z grona pasażerów bezbłędnie. Ale ja miałem butelkę towaru, tyle że w nadanej wcześniej walizce. Już w Szwajcarii zorientowaliśmy się z Ryśkiem, że co prawda towar mamy pod ręką, ale nie mamy strzykawki. To był dramat, przecież mieliśmy wrócić do kraju dopiero za dziesięć dni. Idę do apteki i ze słowniczkiem w ręku mówię coś na kształt „szprice bite”. Zaraz ktoś zadzwonił po policję. - Po co ci strzykawka? - pytają. Żeby naoliwić stopę w bębnach - udaje mi się nakłamać. Za chwilę policja bierze mnie gdzieś do warsztatu i daje 20 oliwiarek. Ręce mi opadły. A pod koniec pobytu, gdy Rysiek z tych swoich cholernych reklamówek wyciągał spodnie do przebrania, to z kieszeni wypadła mu strzykawka. Gdy mówi o Dżemie, to w zasadzie mówi o Ryśku. Kolejne pytanie o ten zespół zawsze kwituje słowami: - Zmieniło się, Ryśka już nie ma. Dziś Gier jest czysty. Znaczy nie bierze. Martwi się jednak, że tacy muzycy jak on dają zły przykład młodym. - Sam pamiętam tę ciekawość: jak to jest po narkotykach, skoro na przykład Hendrix pisze takie numery?„ Michał na zawsze pozostanie legendą śląskiego bluesa. Teraz gra w największej orkiestrze świata…. Jacek Adamczyk W tekście wykorzystano fragmenty : 1. Reportażu z Dziennika Zachodniego 2005 rok. Autorzy: Marek Twaróg i Arkadiusz Gola 2. Wspomnienia o Michale Giercuszkiewiczu z Gazety Bieszczadzkiej pt. Bieszczady żegnają perkusistę Dżemu. Autor: Paba Zdjęcia: Jacek Raciborski
str. 66
Architektura
str. 67
JAK ZMIENIĆ PRZESTRZEŃ ŻYCIOWĄ NA LEPSZE
– rozmowa z autorami projektu: architektami Kingą Gołąbek i Wojciechem Fudala Fot. Maja Maciejko
str. 68
Projekt: Wojciech Fudala & Kinga Gołąbek Realizacja: 2018-2020 Powierzchnia: 85 m2 Wysokość: 2,91 m Mieszkanie miłośniczki żeglarstwa i zagranicznych podróży zlokalizowane było na parterze i posiadało ogródek lokatorski, na który otwierały się duże okna. Dla projektantów - Wojciecha Fudali i Kingi Gołąbek - od samego początku stało się jasne, że kluczowa będzie jak najmniejsza ingerencja w to cenne połączenie z naturą. Żyjemy w czasach ciągłych wyzwań i coraz szybszego stylu życia. Koncentracja i skupienie potrzebują nieustannej pielęgnacji, a czas spędzony we własnym mieszkaniu powinien być dla umysłu oddechem. Dlatego tak ważny był dobór odpowiednich materiałów, które nie tylko podkreślą przestrzenność mieszkania, ale pozwolą również odpocząć od gonitwy codziennego życia i zregenerować umysł. We wnętrzu dominuje drewno dębowe, kreujące naturalną atmosferę. Zostało wykorzystane jako materiał podłóg, mebli oraz drzwi. Materiał ten uzupełniają niebieskie elementy - meble, rolety, a także detale w postaci poduszek. Stanowi to odpowiedź na zamiłowanie właścicielki do morskich kolorów, ale niebieskie odcienie niosą ze sobą również dodatkową wartość. Jak pisze Karen Heller w książce „Little Book of Colour”, taka paleta tonalna wzmacnia produktywność, zadowolenie oraz dobre samopoczucie psycho-fizyczne, jakże cenne w czasach kiedy wychodzenie z domu ograniczone jest do minimum.
str. 69
str. 70
str. 71
Już na samym początku prac projektowych, podjęta została decyzja o zmianie układu ścian działowych, które zgodnie z założeniem dewelopera miały dzielić pokój dzienny na dwie części. Ten zabieg spowodował otwarcie przestrzeni salonu. W efekcie, gościom wchodzącym do mieszkania ukazuje się szeroka perspektywa przestronnej części dziennej oraz tarasu, będącego jej kontynuacją. Mieszkanie stało się oknem na zieleń, które wychodzi na trzy strony świata. Umożliwiło to przy okazji optymalne wykorzystanie światła naturalnego. Kiedy wpada do wnętrza, stanowi dodatkowy czynnik wpływający na samopoczucie lokatorów. Dobrze przemyślane sztuczne oświetlenie dopełnia to co w ciągu dnia daje nam słońce, czyniąc mieszkanie komfortowym i przytulnym również po zmroku. Mimo, że projekt powstawał jeszcze przed pandemią, salon doskonale odpowiada potrzebom dzisiejszych czasów, w pełni korzystając z tego to co daje otoczenie. Dostęp do zieleni redukuje stres i wzmacnia kreatywność, tworząc przyjemne miejsce do zdalnej pracy z domu. Architekci wyszli z założenia, że mniej znaczy więcej, dlatego wnętrze pozbawione jest zbędnych dodatków. Jednym z wyjątków jest charakterystyczny obraz, który Klientka przywiozła z zagranicznej podróży do Rwandy. Ożywia ścianę salonu, daje poczucie personalizacji, a jego niebieska kolorystyka idealnie komponuje się z morskimi kolorami pozostałej części mieszkania. Pewnego rodzaju odrębny świat stanowi łazienka, zdominowana przez monochromatyczne płytki imitujące teksturę skały. Liczyło się uzyskanie czystości wnętrza - wszędzie gdzie było to możliwe, krawędzie są na jednym poziomie. Poziom szklanej ścianki prysznica kontynuowany jest w linii zabudowy łazienki, a następnie w krawędzi lustra. Przez cały okres remontu, architekci doglądali aby wszystko się ze sobą licowało. Światło, materiały, kolorystyka i łączność z naturą. Te cztery fundamenty, wraz z podkreśleniem nowoczesnego charakteru wnętrza gwarantują, że właścicielka będzie się tu dobrze czuła, ciesząc się spokojem w centrum dużego miasta.
str. 72
Dlaczego architektura, projektowanie? Wojciech Fudala: Myślę, że każdy młody człowiek czuje wewnętrzną potrzebę zmieniania świata na lepsze. Każdy ma na to swój pomysł - niektórzy robią to poprzez muzykę, inni zostają aktywistami politycznymi. Narzędziem moich działań stała się architektura. Chciałem zmieniać przestrzeń życiową ludzi na lepszą, bez względu na to czy mówimy o mieszkaniach, miejscach pracy czy dużych przestrzeniach publicznych. Kinga Gołąbek: Kiedy wybierałam kierunek studiów, zależało mi też na tym, aby przyszła praca była kreatywna i dająca dużo satysfakcji. Dziś mogę zdecydowanie powiedzieć, że był to wybór trafiony i mogę się dzięki niemu realizować. Jak to się stało, że zaczęliście pracować razem? W.F.: Poznaliśmy się przypadkowo, przez wspólne działania dla katowickiego oddziału Stowarzyszenia Architektów Polskich (SARP). Organizowaliśmy cykl wykładów Mistrzowie Architektury, w ramach którego zapraszaliśmy do Katowic znanych zagranicznych architektów, którzy opowiadali o najnowszych trendach w światowej architekturze. Szybko okazało się, że dobrze się rozumiemy i kierujemy się podobnymi wartościami, dlatego uznaliśmy że warto by było zrobić coś razem również projektowo.
W naszych projektach kierujemy się minimalizmem. Staramy się stworzyć prostą zasadę, którą konsekwentnie stosujemy przy projektowaniu całego wnętrza. Mieszkanie, o którym rozmawiamy można opisać w kilku słowach - biele, szarości i drewno, a także dodatki w kolorach marynistycznych, stanowiące odpowiedź na zamiłowanie Klientki do morskich podróży i żeglarstwa. Ta jedna zasada zastosowana została we wszystkich częściach mieszkalnych: salonie, kuchni i pokojach. K.G.: Warto dodać, że mieliśmy tu do czynienia z bardzo świadomą Klientką, która od początku w pełni czuła nasz projekt. Bardzo nas ucieszyło, że nawet kiedy sama dobierała dodatki do swojego mieszkania to nie zmieniała charakteru wnętrza, tylko działała w zgodzie z główną zasadą projektową. Przykładem jest obraz, który przywiozła z podróży do Afryki, czy winylowa płyta Queen, pasujące kolorystycznie do krzeseł, poduszek czy rolet.
K.G.: Oczywiście nie wszystko idzie zawsze lekko, łatwo i przyjemnie. Jesteśmy dwójką architektów, z których każdy ma swoje poglądy i własną wizję tego jak powinna wyglądać przestrzeń. Taka wymiana doświadczeń wychodzi jednak na dobre i mimo, że każdy z nas ma też na koncie swoje indywidualne realizacje to mogę śmiało powiedzieć, że projekty które robimy razem są tymi najlepszymi.
W.F.: Pamiętajmy, że mieszkanie jest sceną dla naszego życia. To tutaj spędzamy najwięcej czasu - śpimy, jemy, pracujemy. Dlatego tak ważne jest uważne wsłuchanie się w potrzeby Klientów i wskazanie drogi, dzięki której powstanie przestrzeń, w której będą się dobrze czuć.
Jak zatem wyglądała praca nad Waszym projektem mieszkania w Katowicach?
W.F.: Przez całą historię architektury zmieniały się style i trendy, jednak jedno pozostaje ponadczasowe. W projektowaniu zawsze chodziło o prawidłowe odczytanie potrzeb klientów i dobrą odpowiedź na temat. Trudno powiedzieć w jakim kierunku architektura rozwinie się w przyszłości. Na pewno jednak architekci nadal będą musieli interesować się człowiekiem jako istotą społeczną i dobrze rozumieć jego potrzeby.
W.F.: Projektowanie wnętrz i domów mieszkalnych jest specyficzne, ponieważ między projektantem a klientem nawiązuje się więź, która często owocuje przyjaźnią na lata. Za każdą tego typu realizacją stoją dziesiątki rozmów i wypitych kaw, a wszystko po to aby trafnie określić potrzeby klienta. Często zdarza się, że klient
str. 73
ma z góry wypisaną listę oczekiwań, jednak w czasie rozmowy powie o czymś co z pozoru wydawało się dla niego zupełnie nieistotne. Później okazuje się, że była to kluczowa informacja, na podstawie której zbudowany jest cały projekt. W tym przypadku był to podróżniczy styl życia Klientki, która łącząc pracę z pasją często przebywa poza Europą.
W jakim kierunku zmierza Waszym zdaniem architektura i projektowanie ?
Obecnie, w przeciwieństwie do przeszłości gdzie budowało się trwałe budowle na dziesiątki, czy setki lat, obecnie modne jest budownictwo krótkotrwałe. Ludzie coraz mniej utożsamiają się z budynkami. Mają nam służyć przez kilka, kilkanaście lat a potem je burzymy i stawiamy nowe. Co o tym sądzicie? K.G.: Uważam, że projektując nowy budynek musimy już na samym początku zadać sobie pytanie przez jaki czas będzie nam służyć i co się z nim stanie po zakończeniu użytkowania. Na świecie coraz popularniejszy jest system obiegu zamkniętego. Polega na budowaniu w taki sposób, że po rozbiórce budynku, jego elementy mogą zostać użyte ponownie na potrzeby innej budowy. Myślę, że może się to przyjąć, zwłaszcza że jest to opłacalne również z biznesowego punktu widzenia. Właściciel rozebranego budynku, zamiast gruzu i odpadów dysponuje elementami, które może ponownie wykorzystać lub sprzedać. W.F.: Ekologiczna rozbiórka to nie jedyne rozwiązanie. Projektując budynek, warto robić to tak, aby w przyszłości łatwo było go dostosować do pełnienia innej funkcji niż docelowa. Moderniści twierdzili, że forma budynku wynika z funkcji. Dziś raczej powinno się powiedzieć, że dobry budynek to taki, który może pełnić różne funkcje w różnym czasie. A jak wygląda Wasza praca w tym szczególnym czasie pandemii? K.G. To ciężki czas i wielu naszych kolegów architektów musiało zatrzymać swoje projekty, a nawet zawiesić działalność. My jednak mamy to szczęście, że udaje nam się funkcjonować w tych czasach umiarkowanie dobrze. Oczywiście wiele spotkań z klientami, czy współpracownikami przeniosło się do sieci, jednak wszystkie projekty i remonty, które zaczęliśmy realizować jeszcze przed pandemią są nadal kontynuowane. Mimo ograniczeń, na które nie mamy wpływu, nasza praca toczy się normalnie. Dziękuję za rozmowę. Rozmawiał: Jacek Adamczyk
str. 74
Rozwój osobisty
Mentoring
-(dia)logicznym kompasem życia
Proces osiągania indywidualnych sukcesów niczym nie różni się od sukcesów biznesowych. Kluczowymi elementami wspomnianego sukcesu jest automotywacja, planowanie, priorytetyzacja zadań, określenie celu, monitorowanie go, obserwowanie zachodzących zmian. Sprawdzanie i wzmacnianie tego, co działa, korygowanie pojawiających się błędów, networking i współpraca - najlepiej w relacji mentoringowej. Relacja mentoringowa nie jest tylko kontaktem interpersonalnym w rzeczywistości społecznej kulturowej, edukacyjnej czy gospodarczej, chociaż człowiek jako istota społeczna ma potrzebę utrzymywania pozytywnych kontaktów międzyludzkich, ponieważ warunkują one gratyfikacje w wielu aspektach psychologicznych, społecznych i emocjonalnych. Wspomniana relacja jest spotkaniem i dialogiem: dialogiem myśli, poglądów, przekazywania informacji i przeżyć.
str. 75
Spotkać na swojej drodze człowieka, który pokaże jak kreować pozytywne relacje, jak tworzyć przestrzeń do samodzielnego tworzenia wiedzy i odważnego działania jest wzajemnością, która wyklucza jakąkolwiek kalkulację. Te spotkania koncentrują się na dwóch stronach interakcji, obie strony: mentor (mistrz, nauczyciel) i mentee (uczeń, podopieczny) coś dają i coś otrzymują. Wszystko miało początek w mitologii greckiej, kiedy Odyseusz wyruszając na wojnę trojańską z ufnością powierzył Mentorowi opiekę nad swoją rodziną, żoną Penelopą i synem Telemachem, zawierzył mu dom i cały majątek. Podczas wędrówki Telemacha w poszukiwaniu ojca w postać Mentora wcieliła się Atena, która towarzyszyła mu w podróży- jest tu widoczny syndrom dobrego, troskliwego opiekuna, przewodnika, nauczyciela, który uczy, przewodzi, inspiruje i daje przestrzeń poznawczą.
Mentee (uczeń) nie powinien być tylko biernym odbiorcą wiedzy i oczekiwać gotowych rozwiązań i porad, powinien mieć gotowość na wyćwiczenie określonych kompetencji- wiedzy, umiejętności i postaw oraz skutecznie działać samodzielnie i uzyskiwać coraz lepsze wyniki. Korzyści dla mentee w procesie mentoringowym są ogromne, wyróżnić można: - łatwiejszą adaptację dla tych, którzy przychodzą wprost z uczelni lub przenoszą się do innego kraju, większą pewność siebie, - naukę radzenia sobie z formalną i nieformalną strukturą przedsiębiorstwa, - bezpośredni dostęp do bezcennej, praktycznej wiedzy, doświadczenia, - uzyskanie konstruktywnej informacji zwrotnej o własnej postawie, działaniach i ich efektach, - otrzymanie dostępu do sieci kontaktów mentora i możliwość szybszej kariery.
Mentor nie może być tylko profesjonalistą w określonej dziedzinie, a pojawiające się coraz „większe oczekiwania organizacji biznesowych od absolwentów wymuszają gruntowne zmiany w podejściu do kształcenia” (Pietrzyk, Twaróg- Kanus, 2018, s. 30), stąd mentor powinien też posiadać umiejętność kształcenia/ uczenia innych, a uczenie osób dorosłych oscyluje między innymi w koncepcjach: Davida Kolba (uczenie się poprzez doświadczenia definiowane w czterech płaszczyznach: doświadczenia, refleksji, konceptualizacji oraz planowanego doświadczenia), Grahama Gibbsa (model refleksyjnego uczenia się ), Reuvena Feuresteina (zasada upośrednionego uczenia się)– zatem, oprócz kompetencji komunikacyjnych, należy znać powyższe koncepcje, trzeba mieć w sobie altruizm i tak po prostu lubić ludzi…
str. 76
“Mentor
bywa człowiekiem o wielu rolach jest: obserwatorem, diagnostą, organizatorem, moderatorem, facylitatorem, inicjatorem...
Mentor nie może być tylko profesjonalistą w określonej dziedzinie, a pojawiające się coraz „większe oczekiwania organizacji biznesowych od absolwentów wymuszają gruntowne zmiany w podejściu do kształcenia” (Pietrzyk, Twaróg- Kanus, 2018, s. 30), stąd mentor powinien też posiadać umiejętność kształcenia/ uczenia innych, a uczenie osób dorosłych oscyluje między innymi w koncepcjach: Davida Kolba (uczenie się poprzez doświadczenia definiowane w czterech płaszczyznach: doświadczenia, refleksji, konceptualizacji oraz planowanego doświadczenia), Grahama Gibbsa (model refleksyjnego uczenia się ), Reuvena Feuresteina (zasada upośrednionego uczenia się)– zatem, oprócz kompetencji komunikacyjnych, należy znać powyższe koncepcje, trzeba mieć w sobie altruizm i tak po prostu lubić ludzi… Mentor bywa człowiekiem o wielu rolach jest: obserwatorem, diagnostą, organizatorem, moderatorem, facylitatorem, inicjatorem, innowatorem, łączącym treści teoretyczne i praktyczne we wspólnym działaniu. Okazje do innowacji towarzyszą wszystkim życiowym sytuacjom za każdym razem, kiedy decydujemy się coś robić tak samo jak zazwyczaj. Wówczas pojawia się możliwość wybrania innej opcji wyjścia poza schemat, ramę codziennego działania. „Myślenie poza schematem jest kosztowne, kreatywne myślenie wymaga oderwania się od dotychczasowych doświadczeń, do czego potrzebne są motywacja i zaangażowanie” (Pietrzyk, Twaróg- Kanus, 2018, s. 33)- co dla mentora może stanowić wyzwanie. Mentor podczas procesu mentoringowego patrzy na ludzkie czyny w szerszym kontekście, wykorzystując trzy wymiary mentoringu (słuchanie, pytanie,
str. 77
odzwierciadlanie) potrafi analizować, prowokować do samodzielnego poszukiwania odpowiedzi, wskazywać kierunek myślenia i działania. „Efektywny mentor wyznacza wysokie standardy, jest dostępny dla swoich podopiecznych, poprzez inwestycję swojego czasu i wysiłku, które są niezbędne do dobrego mentoringu, kieruje doświadczeniami rozwojowymi osób, którymi się zajmuje poprzez wciąganie podopiecznych do ważnych projektów, zespołów, i ambitnych zadań, rozumie jaka metoda nauki najlepiej trafia do podopiecznego” (Hill, 1992, s. 218). Tym samym wywołując lepsze rozumienie sytuacji, klarowniejsze określenie pragnień i celów, większą identyfikację z planami działań. Wspieranie wiedzą i doświadczeniem, tak bardzo cenne, powinno być sugestią, sposobem pod rozwagę i uważność, a nie gotową receptą. Kluczem jest pozostawienie odpowiedzialności za wybory i decyzje w protegowanym. W ujęciu Ryszarda Koziołka, mentoring może być wyzwaniem: „Traktuję mentora nie tylko jako kogoś kto nas prowadzi, ale też stawia nam opór- to jest trochę tak, że on staje nam na drodze i my musimy się z nim skonfrontować (…) to jest szalenie potrzebne, to jest tak naprawdę nasza wartość, nasza jakość intelektualna- ona powstaje dopiero wtedy, kiedy ktoś stawi nam rozumny opór, bo to nas zmusza do poprawy argumentacji, do przemyślenia sądu, do ulepszenia języka, do prowadzenia jeszcze prób i doświadczeń”. Wypracowane kompetencje mentorskie stanowią: samoświadomość (rozumienie siebie); świadomość behawioralna (rozumienie innych), wiedza zawodowa i biznesowa, wyczucie proporcji i humoru, komunikatywność, konceptualizacja, nieprzerwane samokształcenie, zainteresowanie rozwojem innych, kierowanie związkiem mentoringowym, jasność celów (Clutterbuck, s. 2002, 76-84).
str. 78
str. 79
“Program
mentoringowy wymaga wiele uwagi i troski ze strony przedsiębiorstwa/organizacji, nie może być pozostawiony sam sobie...
Powyższe umiejętności stanowią inwestycję (również budżetową) ze sporym zyskiem rozwojowym dla mentora i podopiecznego, jednak aby tak się stało, konieczne jest posiadanie odpowiednich predyspozycji intelektualnych i osobowościowych. Oglądając film „Praktykant” w obsadzie: Anne Hathaway i Roberta De Niro, obserwujemy zaangażowaną, wizjonerską postać Jules oraz tytułowego praktykanta Bena, emerytowanego wdowca z czterdziestoletnim doświadczeniem sprzedażowym. Początki pracy dla Bena pod każdym względem są trudne, z czasem jednak staje się mentorem nie tylko dla samej Jules, ale także dla młodszych współpracowników, którzy darzą go coraz większym szacunkiem i zaufaniem. Ben nie tylko dzieli się doświadczeniem życiowym i zawodowym, ale oferuje spokój, wsparcie, pomoc poszerzając perspektywę i pozwalając samodzielnie podjąć decyzję. Wielu ludzi chciałoby albo pewnie wkracza w świat biznesu z pełnymi kompetencjami w zakresie wiedzy, umiejętności i postaw... należy jeszcze dodać doświadczenie i pewność siebie. Jednak rozpoczynając karierę nie zawsze jest wiadomo jaki kierunek ścieżki rozwoju wybrać, nieznane są mechanizmy kierujące określonym biznesem czy kulturą organizacyjną firmy, stąd mentoring w organizacjach jest partnerstwem w rozwoju swoich pracowników. Mentoring nie jest celem samym w sobie. Ma służyć realizacji celów organizacji. Dla mentorów, protegowanych i organizatorów musi być jasna zasadność wykorzystywanych metod, technik narzędzi, oraz misja mentoringu w organizacji. Podstawowe, mierzalne ekonomiczne korzyści płynące
z programów mentoringowych dla przedsiębiorstwa to: - „łatwiejsza rekrutacja i adaptacja zawodowa, - lepsza motywacja do pracy, - współtworzenie jednolitej kultury przedsiębiorstwa, - rozwój liderstwa i liderów, - lepsza komunikacja/ kontakty personalne” (Clutterbuck, 2002, s. 53) - mniejsza rotacja pracowników, - utrzymanie utalentowanych osób zapobiega utracie wiedzy organizacyjnej i merytorycznej. - w przypadku dużych organizacji międzypokoleniowy transfer najlepszych sprawdzonych praktyk. Jednym z najważniejszych i najpoważniejszych błędów we wdrażaniu mentoringu jest niewłaściwe lub brak szkolenia mentorów i mentee. Program mentoringowy wymaga wiele uwagi i troski ze strony przedsiębiorstwa/organizacji, nie może być pozostawiony sam sobie. Stały monitoring wymaga rozwoju współpracy, weryfikacji dokumentacji, zadań i celów programu- to podstawy zapewnienia podopiecznemu, mentorowi oraz przedsiębiorstwu korzyści z projektu. Bibliografia: Clutterbuck D. (2002) Każdy potrzebuje mentora. Jak kierować talentami, przeł. H. Debatory, Warszawa: Wyd. Petit. Hill L.A. (1992) Becoming a manager. Mastery of a new identity, Harvard Business Scholl Press, Boston. Pietrzyk S., Twaróg- Kanus A. (2018), Więcej niż wykładowca: mentoring na uczelniach wyższych jako metoda na zdobycie przewagi konkurencyjnej, „Personel i zarządzanie”, nr 5. Twaróg- Kanus A. ( 2018) Mentoring w przestrzeni edukacji [w:] J. Skibska, J. Wojciechowska (red.) Pedagogika i jej oblicza, Bielsko- Biała: Wyd. ATH.
Agnieszka Twaróg - Kanus dr. n. hum., mentor, coach w zakresie edukacji, trener rozwoju osobistego, wykładowca ATH w Bielsku- Białej.
str. 80
Edytorial
str. 82
str. 83
BABIE LATO Sesja Babie Lato to feria barw, zabawy światłem, formą i kadrem. Stanowi swoistą laurkę kobiecości autorstwa fotografki krecyjnej Mai Maciejko, dyrektor kreatywnej naszego magazynu. Niezwykłe kreacje młodego projektanta mody Krystiana Szymczaka nadają sesji romantycznego sznytu. Krystian eksperymentuje z formami i tworzy własne tkaniny. Od kilku sezonów w jego kolekcjach przeważają delikatne materiały takiej jak tiul, organtyna, czy satyna. Projekty są przerysowane, wielowarstwowe, ale wciąż kobiece i subtelne. Cytując Pierpaolo Piccioli „Couture jest stworzone dla emocji i marzeń”, projektant stara się w swoich kreacjach zawrzeć chociaż cząstkę swoich marzeń, udowadniając, że wyobraźnia nie ma granic. Projekty Krystiana można było również podziwiać na łamach sierpniowego wydania Vogue Polska.
str. 84
str. 85
str. 86
str. 87
str. 88
str. 89
str. 90
str. 91
str. 92
str. 93
str. 94
BABIE LATO str. 95
Fotografia, koncepcja i retusz - Maja Maciejko Make - up artist - Paulina Wisińska BlackDoe Make up Projektant mody - KrySzy Krystian Szymczak Stylista - Maja Maciejko & Magdalena Zięba - Morales Modelki: Natalia Dziadul, Oliwia Dziadul, Inka Lis, Paulina Wisińska, Magdalena Zięba - Morales Stylista fryzur - Sandra Michalewicz
str. 96
Felieton obrazkowy
KALARUS NA DZIŚ Trójka artystów tworząca Pracownię projektowania Plakatu na katowickiej Akademii Sztuk Pięknych. Profesor Roman Kalarus to światowej sławy grafik znany z poetyckich erotycznych drzeworytów i barwnych charakterystycznych plakatów, których nie da się pomylić z nikim innym na świecie. Monika Starowicz tworzy plakaty i rysunki, których główną bohaterką jest zazwyczaj kobieta wraz z jej erotyzmem, emocjami i tajemniczą duchowością. Filip Ciślak jest młodym projektantem, plakacistą i wielkim pasjonatem sztuki kaligrafii, którą skutecznie zaraża studentów ASP.
str. 97
str. 98
str. 99
str. 100
rekomenduje:
HOTELE
URODA/ZDROWIE
Monopol – ul. Dworcowa 5 Novotel – al. Roździeńskiego 16 Vienna House Easy Angelo Hotel - ul. Sokolska 24 Hotel Courtyard Marriott – ul. Uniwersytecka 13 Q Hotel Plus – ul. Wojewódzka 12 Hotel Bażantowo Sport – ul. Pijarska 3 Best Western Hotel Mariacki – ul. Mariacka 15 Rezydencja Luxury Hotel - ul. Stara 1, Piekary Śląskie Apassionata - ul. Anieli Krzywoń 1, Radzionków Silesian Hotel - ul. Szybowcowa 1A B&B Hotel Katowice Centrum - ul. Sokolska 4 Hotel Diament Park - ul. Wita Stwosza 37 Hotel Diament Plaza - ul. Dworcowa 9 Hotel Diament Spodek - al. Korfantego 35
La Boca Clinic – ul. Stawowa 10 Couture Milano – ul. Młyńska 11 Fizjodiet Medical Spa – ul. Sokolska 10/5 Panewnicka 201 – ul. Panewnicka 201 Centrum Medyczne Panewniki - ul. Panewnicka 201 Akademia Polskich Stylistów Haircoccon – ul. Żwirki I Wigury 13 Trendy Hair Fashion – ul. Kochanowskiego 5 Berendowicz i Kublin – ul. św. Jana 5 Maniewski – ul. 3 Maja 17 Konrad Nożycoręki – ul. Grażyńskiego 13 Cyrulik Śląski – ul. Chrobrego 29 Barocco Hair & Body – ul. Wawelska 1 DerMed – al. Korfantego 70 Body Cafe Clinic – ul. Opolska 7/3 Eco Clinic – ul. Sienkiewicza 27 Martyna Sury PMU – ul. Mariacka 33/11 Klinika Chirurgii Mazan – ul. Brzozowa 54 Klinika Magnuccy – ul. 3 Maja 34 Skin Laser Lubelscy – ul. Mickiewicza 14/2 Cosmetics Group - ul. Kormoranów 40 Duda Clinic – ul. Kołodzieja 8 Klinika Borczyk – ul. Czajek 5 Artyści Uśmiechu – ul. Chorzowska 216 Fila Orthodontics – ul. Słowackiego 13 Dentim Clinic – ul. Baildona 12 Zmysły&Co. - Kościuszki 31A Drogą Natury - Bażantów 6c
MODA/SZTUKA/EDUKACJA Miu Piu – ul. Sokolska 72 Rondo Sztuki – Rondo gen. Jerzego Ziętka 1 Galeria sztuki Współczesnej BWA – al. Korfantego 6 CLOO Salon Sukien Ślubnych – ul. Mikołowska 17 Wyższa Szkoła Techniczna w Katowicach – ul. Rolna 43
Regionalna Izba Gospodarcza w Katowicach ul. Opolska 15 Business Link - Chorzowska 6
MOTORYZACJA Mazda – ul. Kościuszki 215 Peguot Pietrzak – ul. Bocheńskiego 125 Lexus – al. Roździeńskiego 208a Noma2 – al. Roździeńskiego 188e Auto Gazda – al. Roździeńskiego 170 Ferrari – ul. Bocheńskiego 109 Porsche Centrum Katowice - ul. Kochłowicka 103
str. 101
BIZNES Business Link - Chorzowska 6 Śląskie Sejfy - Mickiewicza 3
rekomenduje:
RESTAURACJE Patio Park – ul. Kościuszki 101 Patio Zajazd – ul. Kościuszki 352 Via Toscana – ul. Uniwersytecka 13 Tiatiana – ul. Staromiejska 5 Little Hanoi – ul. Staromiejska 4 AIOLi inspired by Katowice - Rynek 5 Kyoto Sushi – ul. Uniwersytecka 13 Sakura Sushi Bar – ul. Mariacka 26 Prodiż Bistro – ul. Porcelanowa 23 Sezo’ novo – ul. Francuska 180 Browar Mariacki – ul. Mariacka 15 Sushi Do – ul. 3 Maja 30 Sztolnia. Chleb, Mięso, Wino - ul. Chorzowska 109 27th Floor – ul. Uniwersytecka 13 Drzwi zwane koniem – ul. Warszawska 37 EMCEK meet & eat – Plac Sławika i Antalla 1 Cadenza – Plac Wojciecha Kilara 1 Cafe Kattowitz – ul. Św. Jana 7 8 stolików – ul. Jagiellońska 21 Coffee Synergia – ul. Andrzeja 29/2 Bez cukru – al. Korfantego 6 Cafe Byfyj – ul. Krawczyka 5 Kafej – ul. Chorzowska 5 Sweet Home Silesia – ul. Moniuszki 3 Lodowato – ul. Dworcowa 15 Istne Lody Rzemieślnicze – ul. Mariacka Tylna 7 Botanika – ul. Sienkiewicza 27 Śląska Prohibicja – ul. Krawczyka 1 Strefa Centralna – Plac Sejmu Śląskiego 2 KluboGaleria SARP – ul. Dyrekcyjna 9
Len Arte – ul. Mariacka 25 Dzień i noc – ul. Warszawska 5 Grill Point – ul. Przemysłowa 3 Moodro – ul. Dobrowolskiego 1a Sakana Sushi – ul. Mielęckiego 6 Zielnik – ul. Jagiellońska 13 Jazz Hipnoza – Plac Sejmu Śląskiego 2 Same Maszkety – ul. Damrota 6 Pancake Heaven – ul. Drzymały 9/1 You dessert it – ul. 3 maja 30 Lodzio – ul. Św. Jana 9 Królestwo – Rondo gen. Jerzego Ziętka 1 Żurownia - ul. Ligonia 16 Isto - al. Roździeńskiego 1 Zdrowa Krowa – ul. Mariacka 33 oraz ul. Jankego 51 Bar a Boo – ul. Mariacka 37 Upojeni – ul. Św. Jana 10 Spencer Cafe Bistro – ul. Sokolska 2 Jeff’s – ul. Chorzowska 107 Bierhalle – ul. Chorzowska 107 Kawiarnia Po Prostu – ul. Sokolska 34 3 Siostry Bajgiel i Kawa – ul. św. Stanisława 8 Morcinka 3a – ul. Morcinka 3a Cyrulik Śląski Cafe – ul. Bolesława Chrobrego 38 Bułkęs – ul. Plebiscytowa 10 Mount Blanc - ul. 3 Maja 30 La Squadra Ristorante - ul. Bocheńskiego 109 Food&Ball - ul. Kościuszki 229 Moodro City - ul. 3 Maja 30 Lodomania - ul. 3 Maja 30 Nakielny - ul. 3 Maja 30 BistrOficyna - ul. Teatralna 12
TĘSKNIMY ZA WAMI... Do zobaczenia online w listopadzie i na scenie w grudniu #TeatrŚląskiDziała | www.teatrslaski.art.pl