Spis treści Zapowiedzi
4
Publicystyka Tworzyć dobrą muzykę...
Rozmowa z zespołem Lady Perfect | Szymon Makuch
8
Wpakuj się w szlachetną akcję!
14
Wampir żądny krwi!
16
Bo prawo można studiować z pasją
19
Barbara Rumczyk Urszula Burek
Paulina Pazdyka
WikiLeaks.org
22
Konrad Gralec
Fotoplastykon
24
Dorota Wróblewska
kultura „Przychodzi pinda z patefonikiem...”
26
Rozmowa ze stand-uperami | Agnieszka Oszust
Recenzje
Winsyk, Orczykowska, Bernacki, Rybicki, Mizgalewicz, Burek
28
Dział literacki Z ironicznym uśmiechem w tle
34
Grzebu-grzebu (I) – Antyepopeja PRL-u
36
Wake up and smell the coffee
39
Joanna Winsyk
Paweł Bernacki
Łukasz Zatorski
Felietony
42
Street Photo
46
Orczykowska, Wolski, Fulneczek, Pluskota
Joanna Figarska
Czas na... Koniec roku zawsze skłania nas do przemyśleń. Czy tego chcemy, czy nie, w codzienność wdziera się refleksja o tych dwunastu miesiącach, przeżytych spotkaniach, rozmowach, o niewykorzystanych szansach. Nie mając już wpływu na podjęte decyzje, mierzymy się teraz z konsekwencjami, które określają nas jako jednostki będące „tu i teraz”. Warto również zapytać, jaki był ten rok dla „Kontrastu”. Pierwszy zwrot, jaki przychodzi mi na myśl to: „jest dobrze”, a skoro jest dobrze, to znaczy, że podejmowane przez cały zespół decyzje były słuszne. Oczywiście, nie przeczę, że było też parę potknięć, kilka upadków, ale cóż lepiej przestrzega przed podejmowaniem pochopnych decyzji niż siniak czy blizna? Jak więc kończymy ten rok? Rozmową. Spotkaniem, a właściwie spotkaniami. W tym ostatnim, grudniowym numerze przedstawiamy Wam wielu interesujących rozmówców, którzy dzielą się z nami swoim doświadczeniem i planami. Jest więc zespół Lady Perfect, który powoli wznosi się na muzyczne szczyty czy grupa młodych prawników, którzy pokazują, że prawo może być inspirujące. Grudniowy „Kontrast” to także pokazanie organizacji, które od lat pomagają innym: o akcji „Szlachetna paczka” pisze Basia Rumczyk, a o szczytnej idei „Wampiriady” Ula Burek. Zastanawiając się, jak można pomyślnie zakończyć stary rok, odpowiadam, że tylko i wyłącznie spotkaniem, które może nieść ze sobą nadzieję na to, że najbliższa przyszłość przyniesie wiele, wiele dobrego. Zapraszam więc na ostatnie w tym roku spotkanie z „Kontrastem”. Joanna Figarska
„Kontrast” miesięcznik studentów Uniwersytetu Wrocławskiego przy Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej ul. F. Joliot-Curie 15 50-383 Wrocław e-mail: kontrast.wroclaw@gmail.com http://www.kontrast-wroclaw.pl/
Redaktor naczelna: Joanna Figarska Zastępcy: Ewa Orczykowska, Michał Wolski Redakcja: Paweł Bernacki, Jakub Bocian, Urszula Burek, Paulina Dreslerska, Adrian Fulneczek, Konrad Gralec, Szymon Makuch, Paweł Mizgalewicz, Agnieszka Oszust, Paulina Pazdyka, Marcin Pluskota, Barbara Rumczyk, Jan Wieczorek, Joanna Winsyk, Łukasz Zatorski Fotoredakcja: Zbigniew Bodzek, Łukasz Frejek, Magda Oczadły, Mariusz Rychłowski, Monika Stopczyk Korekta: Katarzyna Bugryn, Magdalena Dziekońska, Alicja Kocik, Eliza Orman, Teresa Raniszewska Grafika: Ewa Rogalska Konsultacja: Studio gRraphique Skład: Ewa Rogalska, Michał Wolski
Powrót polskiego Casanovy
O
ch Karol 2 to remake komedii Romana Załuskiego z 1985 roku pod tym samym tytułem. Piotr Were-
śniak przeniósł we współczesne realia historię Karola Górskiego, który nie wyobraża sobie życia u boku tylko jednej kobiety i na każdym kroku wykorzystuje swój talent, jakim jest rozkochiwanie w sobie przedstawicielek płci pięknej. W pewnym momencie jednak sytuacja zaczyna mu się wymykać spod kontroli, co owocuje wieloma zabawnymi sytuacjami. W najnowszej wersji scenariusza Ilony Łepkowskiej z całą pewnością nie zabraknie pięknych kobiet, bo Piotrowi Adamczykowi na ekranie towarzyszyć będą Małgorzata Foremniak, Małgorzata Socha, Anna Mucha, Katarzyna Zielińska, Emilia Komarnicka, Marta Żmuda-Trzebiatowska i Katarzyna Glinka. Och Karol 2 w kinowych repertuarach znajdzie się już 21 stycznia.
Zwerbowana miłość
N
Jared Leto pod choinkę M
Życie to rewelacja) to historia dwóch agentów
służb specjalnych (Robert Więckiewicz i Krzysztof Stroiński) planujących międzynarodowy przekręt. By mogli zrealizować swój plan, potrzebna im będzie pomoc Anny (Joanna Orleańska). Z czasem zawładnie ona ser-
r. Nobody to nie
cem jednego z agentów, co skomplikuje sytuację całej
lada gratka dla fa-
trójki. W Zwerbowanej miłości zobaczymy także Sonię
nów lidera zespołu 30 Se-
Bohosiewicz, Marię Seweryn, Wiesława Cichego i Ada-
conds to Mars, ale także dla
ma Woronowicza. Na ekrany kin film trafi 25 grudnia.
miłośników kina pozwalają-
Turysta
cego widzom przeniknąć do świata snów. Bohater filmu
F
Jaco Van Dormaela, Nemo Nobody, pewnego dnia budzi się jako 120-latek, bę-
rank Taylor (Johnny Depp) przyjeżdża do Włoch, by dojść do siebie po zawodzie miłosnym. W słonecz-
nej Italii spotyka piękną Elise Clifton-Ward (Angelina Jo-
dąc ostatnim śmiertelnikiem na świecie. Powrót do
lie), która jawi mu się jako kobieta doskonała, będąca
właściwych mu czasów możliwy jest jedynie dzię-
wprost idealnym lekarstwem na jego złamane serce.
ki uzyskaniu odpowiedzi na pytania dotyczące jego
Z czasem okazuje się, że do spotkania tych dwojga do-
stosunku do żony, dzieci i zadowolenia z dotychcza-
szło nie za sprawą przeznaczenia, ale… Interpolu. Polska
sowego życia. Nemo postanawia zmierzyć się z tym
premiera długo oczekiwanego filmu Floriana Henckela
wyzwaniem. Premiera filmu zaplanowana jest na 24 grudnia.
ajnowszy film Tadeusza Króla (Krąg rodziców,
4
von Donnersmarcka zaplanowana jest na 14 stycznia.
Marsha Ambrosius – Late Nights & Early Mornings
B
rytyjska piosenkarka r&b, Marsha Ambrosius, wydaje pierwszą solową płytę, Late Nights &
Early Mornings. Ambrosius jest znana przede wszystkim jako współzałożycielka duetu Floetry, kilkakrotnie nominowanego do nagrody Grammy. Produkcją swojej debiutanckiej płyty zajęła się wokalistka, współpracując m.in. z Dre & Vidal. Gościem na Late Nights… będzie też Alicia Keys. Krążek trafi do sklepów za pośrednictwem J Records 4 stycznia.
The Decemberists – King Is Dead
T
he Decemberists, zespół grający rocka w duchu R.E.M., wyda album studyjny King Is Dead. To bę-
dzie już trzeci krążek wydany przez wytwórnię Capitol.
Amos Lee – Mission Bell
A
Grupa nagrywała nowy materiał pod okiem producenta Tuckera Martine’a wiosną 2010 r. w Pendarvis Farm
mos Lee, amerykański autor bluesowych ballad, wydaje nową płytę Mission Bell. Gościnnie
położonym niedaleko Portland w USA. 2 listopada wy-
usłyszymy na tym krążku bluesmenkę Lucindę Wil-
puścili darmowy, pierwszy singiel Down by the Water,
liams, Sama Beama znanego pod pseudonimem Iron
który można odsłuchać w Sieci. King Is Dead trafi na
& Wine i Priscillę Ahn, artystkę pochodzenia koreań-
sklepowe półki 18 stycznia.
skiego. Producentem albumu jest Joey Burns z Calexico. Lee nagrywał materiał w studiu Wavelab, należącym do Burnsa i jego zespołu. Mission Bell ukaże się 25 stycznia poprzez wytwórnię Blue Note.
White Lies – Ritual
N
adchodzący album brytyjskiego trio White Lies, Ritual, składa się z dziesięciu nowych piose-
nek, wyprodukowanych przez Alana Mouldera, który ma na swoim koncie współpracę m. in. z My Bloody Valentine, Smashing Pumpkins i Nine Inch Nails. Materiał nagrano w studio Assault & Battery w Londynie. Grupa zapowiada nową trasę koncertową na przyszły rok, która obejmie Wielką Brytanię, Europę i Amerykę Północną. Premiera Ritual jest zaplanowana na
5
17 stycznia. (źródło: fictionrecords.co.uk)
Musicalowy Sylwester w Capitolu 31 grudnia Teatr Muzyczny Capitol pożegna się nie tylko z 2010 rokiem, ale także
z Dużą Sceną, którą, podobnie jak cały teatr, czeka
przebudowa. W sylwestrowym koncercie poprowadzonym przez Elżbietę Romanowską i Konrada Imielę zagrane zostaną największe przeboje z wystawianych spektakli w Capitolu. Widzowie usłyszą piosenki m. in. ze Skrzypka na dachu, Dziejów grzechu, Hair, a także sensacyjnej rewii Ścigając zło, której premiera przewidziana jest na styczeń 2011. Aktorom na scenie towarzyszyć będzie grający na żywo Big Band.
O antysemityzmie w Teatrze Arka
T
eatr Arka nadchodzący rok rozpocznie od premiery sztuki Budowanie świątyni w reżyserii Re-
naty Jasińskiej. Autorzy scenariusza – Jarosław Makus i Renata Jasińska – skupili swoją uwagę na antysemityzmie w wydaniu polskim i wydarzeniach, jakie miały miejsce w Kielcach, Jedwabnem i Krakowie. Budowanie świątyni to spektakl nie tylko o nietolerancji i prześladowaniach, ale także o odkupieniu win. Sami autorzy mówią, że jest on próbą poruszenia ludzkich serc i sumienia za sprawą artystów i ich aktorstwa. Z jakim skutkiem, przekonamy się już 29 stycznia.
Klata na Trzech Króli 6
stycznia na Scenie na Świebodzkim Teatru Polskiego odbędzie się premiera sztuki Utwór o matce i ojczyźnie w reżyserii Jana Klaty. Jest to już druga w tym sezonie, po Kazimierzu i Karolinie, premiera Klaty na
deskach Teatru Polskiego. W inscenizacji tekstu Bożeny Umińskiej-Keff zobaczymy Paulinę Chapko, Dominikę Figurską, Annę Ilczuk, Kingę Preis, Halinę Rasiakównę i Wojciecha Ziemiańskiego. Najbliższe spektakle odbędą się 6 (spektakl zamknięty), 7, 8, 9 i 12 stycznia.
6
Sięgnij głębiej Sprawdź czy Twoje wybory łechcą najbardziej wymagające gusta! Potrafisz zaintrygować? Masz lekkie pióro i cięty język? Wiesz, gdzie się gnieździ ambitna, niezależna kultura? Sprawdź czy praca w zespole dziennikarzy – pasjonatów jest dla Ciebie?
Więcej informacji znajdziesz na www. g–punkt.pl oraz rekrutacja@g-punkt.pl Odwiedź nasz profil na Facebooku - oznajmij światu, że lubisz G – punkt i wygrywaj wejściówki do kina i na koncerty!
7
Tworzyć dobrą muzykę, która pozostanie nasza… 8
Fot. Bartomiej Babicz
Wrocławska scena muzyczna według jednych jest bardzo uboga i słabo rozwinięta, według innych – całkiem ciekawa i otwierająca interesujące możliwości. Z pewnością nie można jej odmówić jednego, a mianowicie kapel, które po prostu kochają grać i marzą, by zdobywać kolejne szczeble rozwoju muzycznego i zainteresowania fanów. Wrocławską grupą, którą warto poznać, jest Lady Perfect. Szymon Makuch: Wasza nazwa jednoznacznie kojarzy się z polskimi klasykami rocka – Lady Pank i Perfect. Czy takie skojarzenie było waszym zamiarem? Mateusz: To był zupełny przypadek. Jechałem z Pawłem samochodem, w radiu leciała piosenka, a on powiedział przez pomyłkę: „O, to jest Lady Perfect”. Uznaliśmy potem, że to dobra nazwa i tak zostało. Nikt z nas raczej nie słucha muzyki tych zespołów. W tej kwestii słyszeliśmy zresztą zarówno głosy pozytywne, jak i negatywne. A czy mieliście inne pomysły na nazwę? Paweł: Jest np. zespół Zabili Mi Żółwia, co brzmi fajnie, ale mnie się nie podoba. Czasem nazwa odzwierciedla muzykę, jak w wypadku Metalliki. Kilkakrotnie zmieniałem nazwę, zanim staliśmy się obecnym składem. Gdy graliśmy we dwóch z Mateuszem, nazywaliśmy się przez moment Passion Fruit, ale okazało się, że istniał już popowy zespół kobiecy o tej nazwie. Nigdy zresztą do niego nie nawiązywaliśmy, nawet nie bardzo wiemy, co grał. Nazywaliśmy się też Desert Desire, ale to chyba kojarzyło się z jakimś country itp. Śpiewacie po angielsku. Skąd ten pomysł? Mirek: Mateusz po prostu nie umie po polsku. Mateusz: Ja i Paweł studiowaliśmy anglistykę, czujemy się więc dobrze w języku angielskim. A przy okazji,
jak to mówią, język angielski jest przylepiony do rocka jak gówno do buta. Śpiewanie po polsku nie jest złe, ale jedno i drugie ma swoje „ale”. Może kiedyś coś się pojawi także po polsku. Paweł: Na forach internetowych pojawiały się głosy, że fani woleliby nas słuchać po polsku, ale z drugiej strony są pewnie także fani, którzy wolą po angielsku. Gracie od 2006 roku, tak? Mateusz: To jest nieco bardziej skomplikowane. W aktualnym składzie właściwie gramy od roku. Przedtem graliśmy we dwóch z Pawłem – to było całkiem coś innego. Witek: Rozszerzenie kapeli wiązało się z zeszłoroczną propozycją dla chłopaków, by zagrać koncert sylwestrowy na Rynku. Potrzebna była sekcja rytmiczna. Wcześniej grałem z nimi na kilku koncertach gościnnie. Jak wyglądała historia z tym sylwestrem? Zwykle na Rynku odbywały się imprezy z wielką pompą, a tu nagle w zeszłym roku zaproszono was oraz Optymistic. Paweł: Wrocław miał w planie skromnego sylwestra, stąd też nie było wielkich gwiazd. Pracowałem w anglojęzycznym radiu Wroclove i tam byli też ludzie odpowiedzialni za dźwiękową realizację imprezy. Zaproponowali nam występ, co przyjęliśmy z wielką chęcią. Potem słyszeliśmy dużo pozytywnych opinii. Nie był to wielki sylwester emitowany przez
9
ogólnokrajową telewizję, ale dobrze się bawiliśmy. Koncert na Rynku był dość długi, wymagał pewnie wielu przygotowań… Mirek: Mieliśmy wtedy ledwie trzy tygodnie na przygotowania. Musieliśmy przearanżować stare kawałki. Paweł: To było szalone przedsięwzięcie. Dostaliśmy polecenie, by grać półtorej godziny. Trzeba było zagrać kilka coverów. Na miesiąc przed imprezą powiększyliśmy skład do czterech osób. Witek: Ten występ przyszedł za szybko, nie byliśmy dostatecznie przygotowani. W niektórych coverach czujemy się dobrze do dziś, np. w Moonage Daydream Davida Bowiego, z drugiej strony rychło po sylwestrze przestaliśmy grać Hard days night Beatlesów. Po prostu źle nam się to grało. Mirek: Wydaje mi się, że bardzo dobrze przearanżowaliśmy kawałek Dead or Alive You spin me around. Czy z powodu takiego występu dla większej publiczności czuliście większy stres, emocje? Mateusz: Gitary strasznie się rozstrajały, było bardzo zimno, co chwilę czuliśmy też podmuchy gorącego powietrza, przez co instrumenty nie wytrzymywały. Witek: W sumie tydzień wcześniej mieliśmy w Strefie Zero rozgrzewkowy występ, ale to właśnie na Rynku graliśmy pierwszy większy koncert, podczas którego rzucono nas na głęboką wodę. To było ciekawe doświadczenie. Mirek: Ja byłem okrutnie zestresowany. Marzycie o graniu przed wielotysięczną publicznością czy wolelibyście pozostać w klubach? Paweł: W klubie jest całkiem inaczej, panuje intymna atmosfera, jest
Fot. Bartomiej Babicz
pełno znajomych, można zejść i porozmawiać z wieloma osobami. Mateusz: Na większych koncertach jest znowu dużo ciszej na scenie, mamy odsłuchy, jest to bardziej komfortowa sytuacja do grania. Nikt nie wpadnie na scenę. Nie chcemy ograniczać się tylko do klubów. Paweł: Marzeniem każdego rockmana jest granie dla wielu tysięcy i to jest również nasze marzenie. Witek: Zawsze się śmiejemy, że Lady Perfect to zespół stworzony na wielką scenę i do tego dążymy. Marek Pieczara mówił kiedyś, że osiągnięcie czegoś w muzyce wymaga wyjazdu w świat, przynajmniej do Warszawy. Czy też myślicie w takich kategoriach, czujecie potrzebę wyjazdu? Paweł: Nie chcemy stąd uciekać. Wrocławska scena jest bardzo różnorodna i naprawdę ciekawa. Mirek: Moim zdaniem jest jednak zdecydowanie za mało miejsc, w których można grać.
Paweł: Te miejsca zresztą są pozajmowane i trudno jest się dopchnąć do różnych festiwali itp. Gdzieś się jednak musimy rozwijać, bo każdy występ to trening. Mateusz: Nie jesteśmy w stanie teraz powiedzieć, że jedziemy do Warszawy i koniec. Mirek: Trzeba też pamiętać, że ja jeszcze studiuję i chciałbym najpierw skończyć naukę, ale to oczywiście indywidualna kwestia. Po zakończeniu studiów byłbym skłonny wyjechać. Paweł: Na razie zresztą nie jesteśmy kapelą, która koncertuje przez cały rok, trudno więc powiedzieć, jak by to było. Mamy przygotowany swój plan działania, który zakłada, że w końcu wejdziemy do studia, nagramy płytę i staniemy się naprawdę profesjonalnym zespołem. Nie chcemy za szybko rzucić się na to wszystko, na rozwój potrzeba spokoju. Nie stoi za wami wytwórnia płytowa, nie macie znanych nazwisk
10
– czy ma to wpływ na waszą działalność muzyczną? Paweł: Muzyka to ciężka sprawa, zbiera się kilku ludzi, którzy chcą razem grać, chcą iść dalej, ale nie mają w rodzinie znanego producenta, muzyka czy członków Budki Suflera. Nazwisko na pewno pomaga zacząć, ale takiej grupie jak my, która nie ma znajomości, a chce bronić się wyłącznie swoją muzyką, nie jest łatwo. Mirek: Ale dzięki temu jest ciekawie. Sami tworzymy swoją drogę, to jak ze zbudowaniem własnego domu od podstaw. Paweł: Zespół to nasze dzieło, nikt nam go nie dał, nie stworzył. Tym jest nam milej, kiedy np. ktoś powie, że chce słyszeć naszą płytę, bo dobrze by się przy niej jeździło na nartach. Czy wierzycie, że jesteście w stanie się przebić tym rodzajem muzyki, który gracie? Czy myślicie o czymś hitowym? Mateusz: Na pewno nie chcemy być hitowi, dążymy do tego, by tworzyć
dobrą muzykę, która wciąż będzie nasza. Nie będziemy grać funku czy typowego polskiego rocka. Paweł: I nie zaczniemy śpiewać po polsku tekstów w stylu: „oczy twe, kocham cię, przyjdź do mnie, dam ci bukiet róż”. To na pewno byłoby o wiele łatwiejsze do sprzedania. Nie potrafię zresztą przełknąć słowa „twe” i innych tego rodzaju archaizmów. Czy na waszych koncertach zdarzają się jakieś ciekawe historie? Paweł: Mateusz kiedyś dostał basem Mirka w twarz. Witek dostał ostrą reprymendę od organizatorów koncertów w Kłodzku za to, że nie miał ze sobą dywanika pod perkusję. Zdarzyło nam się raz, że Mirkowi wysiadł bas, bo w kablu coś strzeliło. Piosenka brzmiała całkowicie inaczej. To był duży kłopot. W Kłodzku supportowaliśmy Ewę Farną, co było ciekawym doświadczeniem. Stałem pod sceną jak zahipnotyzowany. Nie jestem wielkim fanem tej muzyki, ale organizacja tego koncertu była świetna i doskonale wyreżyserowana, co bardzo mi się podobało. Witek: Raczej nie mieliśmy okazji poznać zbyt wielu gwiazd dużego formatu. Ewa Farna przyjechała na pół godziny przed koncertem i zniknęła w garderobie, nie mieliśmy więc okazji jej poznać. Najistotniejsze było zobaczyć dobrze zorganizowany, profesjonalny koncert. To było dużo ważniejsze doświadczenie. Witek gra na perkusji także w Sleep Twitch. Jak udaje się to pogodzić? Witek: Style obu zespołów są całkowicie inne. Lady Perfect gra bardziej alternatywnie, ciężej. Jest mi to znacznie bliższe. Lepiej czuję się właśnie w Lady Perfect, na tego rodzaju rzeczach przede wszystkim się wychowywałem. Chłopaki ze Sleep
Twitch grają inaczej, ale okazało się, że coś, co było dla mnie obce, stało się wciągające i inspirujące. Jest to dla mnie inna praca, ale pod żadnym względem nie gorsza. Jak wygląda tworzenie muzyki? Panuje dyktatura, jednomyślność, czy też często musicie długo dochodzić do ostatecznych wersji waszych piosenek?
11
Mirek: Nieustannie się ścieramy. Mateusz: Poruszanie tego tematu jest niebezpieczne. Paweł: Każdy z nas wywodzi się z zupełnie innych muzycznych kręgów. Nie jesteśmy grupą znajomych słuchających tego samego. Witek: Może właśnie dzięki temu tworzymy taką specyficzną mieszankę, która jest czymś oryginalnym.
Fot. Bartomiej Babicz
Zmiana jednego z nas byłaby już zmianą naszej muzyki. Paweł: Mateusz z wykształcenia jest gitarzystą klasycznym ze stopniem licencjata. Ja zaś wychowywałem się na Pink Floyd i lubię włączać różne przestery itp. Wtedy zawsze Mate-
monumentalną, w której solówka nie musi być szybka, może trwać nawet 10 minut, jak w wielu kawałkach Anathemy czy Pink Floyd. Gilmour zresztą mówi, że fajnie się to gra, ale nie wyobraża sobie tego słuchać z widowni.
Fot. Bartomiej Babicz
usz krzyczy, żebym to wyłączył, bo on woli czyste brzmienie. Mirek zaś chciałby mocno szarpać na basie, a to nie zawsze nam się podoba. Jakie są wasze osobiste inspiracje muzyczne? Mirek: Dużo czasu spędzałem kiedyś z muzyką grunge – Alice in Chains, Soundgarden, Pearl Jam. Wcześniej grałem w kapelach punkowych, co wyrobiło pewien sposób grania („trzy akordy i darcie mordy”). Lubiłem zawsze dużo energii w graniu. Paweł: Ja wychowywałem się na ciężkich zespołach, takich jak Flapjack, Illusion czy Sepultura. Potem przekwalifikowałem się na taką nieco „szaloną” gitarę Davida Gilmoura z Pink Floyd, który na koncertach stał w miejscu, nie skakał, podciągał pięknie struny, grał czystą muzykę. Bardzo lubię muzykę
Mateusz: Od zawsze słuchałem rocka, to były moje pierwsze inspiracje. Mama wysłała mnie na gitarę klasyczną, gdy miałem 11 lat, choć trochę się buntowałem. Teraz się z tym pogodziłem. W Lady Perfect gram na gitarze elektroklasycznej. Czy słyszeliście głosy, że przypominacie jakiś zespół, na kimś się wzorujecie? Mateusz: Chętnie usłyszelibyśmy takie porównania. Paweł: Ktoś nam kiedyś napisał na stronie Muzycznej Bitwy Radia Wrocław, że strasznie coś przypominamy, ale zachowa to dla siebie. Witek: Ktoś inny mówił, że słychać w nas The Doors, a w sumie nikt z nas nie inspiruje się tym zespołem. Mateusz: Można chyba powiedzieć, że blisko mi czasem do Elvisa Presleya lub Davida Bowiego,
12
bo to podobny styl wokalu, „z przepony”. Muszę osobiście przyznać, że słuchając waszej muzyki nie przyszło mi do głowy porównanie do konkretnej kapeli… Mateusz: I o to chodzi… Paweł: Bo jak się nas słucha, to do głowy powinna przyjść nazwa Lady Perfect! Jak wygląda wasza codzienność? Prowadzicie już życie rockmanów, pełne używek czy wspomagaczy? Mirek: Ja lubię się czasem napić (śmiech). Paweł: Oasis jest kochane za to, że wchodzi totalnie pijane na scenę, ale gdy wchodzi zespół mniej znany, to jest to według mnie słabe. My robimy sobie litry kawy podczas próby, niektórzy nawet z cukrem. Mateusz: Na pewno nie podpadamy pod schemat typowego, rockowego zespołu, żeby upijać się, spalać gigantyczne ilości papierosów, brać narkotyki itp. Jaki był dla was najmilszy komplement od fanów? Mirek: Tata Witka powiedział, że gramy zajebiście (śmiech). Paweł: Mnie ktoś kiedyś powiedział, że wzruszył się podczas słuchania naszej piosenki. Często słyszymy miłe rzeczy. Mateusz: Najważniejsze są reakcje ludzi na koncercie. Gdy widać, że im się podoba, że bawią się dobrze, to jest ok. Czy na fali koncertu na wrocławskim Rynku nie kusiło was, by spróbować promować się jakąś piosenką o naszym mieście. Mateusz: Wymyślimy piosenkę na EURO 2012 (śmiech). Jakiś stadionowy hymn. A tak poważnie, to naprawdę myślałem, by coś ułożyć przy tej okazji. Paweł: Ja nie czuję potrzeby pisania
o Wrocławiu. To piękne miasto, ale nie widzę potrzeby wprowadzać tego do naszej muzyki. Witek: Różne inne zespoły mają swoje utwory o Wrocławiu. Nas to jednak nie kręci. Byłby to pewien zabieg komercyjny, jak piosenka o Adamie Małyszu. Paweł: Nie jest to złe, ale nie chcemy w ten sposób wkupywać się w łaski fanów. Nasza droga jest na pewno trudna, ale właśnie taką chcemy iść. Czy chcecie swoją muzyką przekazać coś konkretnego, czy raczej wolicie bawić się muzyką, oddzielać ją od rzeczywistości pozaartystycznej? Mateusz: Tworzę teksty, staram się raczej pisać o czymś intymnym, choć nie ma w tym większego konceptu. Paweł: Specjalistą od konceptów w tym mieście jest na pewno L.U.C., nam jeszcze do tego daleko. Na pewno nie chcemy pisać o polityce, Kaczyńskim czy kimkolwiek innym. Zgadzam się z tekstem jednej z angielskich piosenek, że słowa są fajne tylko wtedy, gdy są prawdziwe. Teksty pisze głównie Mateusz. Czy reszty z was nie kusi, by również tworzyć? Paweł: Ja jestem autorem tekstu jednej piosenki – Love song. Czasem pomagałem Mateuszowi w pisaniu. Próbowałem też pisać po polsku, ale nie czuję się na siłach, by tworzyć wielkie teksty o życiu, miłości itp. Mateusz radzi sobie z tym bardzo dobrze. Czasem kłócimy się o kwestie stylistyczne, składnię itd. Kłótni o treść tekstów nie miewamy. Mirek: Ja nie potrafię pisać, choć chciałbym. Nie mam jednak umiejętności przelewania myśli na papier. Lubię twórczość Rage Against the Machine. Oni byli zaangażowani, pisali o problemach. Podobnie zresztą jak U2.
Fot. Bartomiej Babicz
Na sylwestrowym koncercie graliście liczne covery. Jaki jest wasz stosunek do nich? Macie ochotę nagrać ich więcej? Mateusz: Szczerze mówiąc, wolelibyśmy popracować nad własnym repertuarem. Tworzenie przeróbek cudzych utworów było koniecznością przed sylwestrem, ale nie chcemy się skupiać na coverach. Paweł: Niektóre piosenki gra się dobrze tylko mnie, inne zaś Mateuszowi czy chłopakom, nie jest więc łatwo grać czyjeś kawałki. Mieszkacie od dziecka we Wrocławiu. Jak oceniacie to miasto
13
jako środowisko dla młodych zespołów? Kiedyś nasze miasto uchodziło za stolicę polskiego reggae… Paweł: A teraz jest stolicą gitary, jest tu masa festiwali gitarowych i wydaje mi się, że to miasto wyrasta na gitarową stolicę Polski. Jest tu masa miejsc do grania, ale i masa konkurencji, zespołów, które marzą o karierze. Witek: Wydaje mi się, że jest tu dużo możliwości, kluby są pełne ludzi. Niełatwo jest jednak zorganizować koncert. Mieliśmy i tak szczęście, że udało się zagrać na sylwestrze. Rozmawiał Szymon Makuch
Fot. Magda Oczadły
Wpakuj się w szlachetną akcję! Nadchodzi świąteczny okres wręczania prezentów. W sklepach ogromne ilości kolorowych świecidełek, sztucznych reniferów i puchatych bałwanków. Co wybrać? Są tacy, których nie stać nie tylko na takie dylematy, ale także na codzienne życie. Szlachetna Paczka to ogólnopol-
adresy potencjalnych potrzebują-
trzynie, Gryfowie Śląskim, Jeleniej
ska akcja świąteczna organizowana
cych, odwiedzają ubogie rodziny
Górze, Oleśnicy, Miliczu i Długołęce.
już po raz dziesiąty przez Stowarzy-
i tworzą bazę z ich opisami. W sa-
Gdy baza potrzebujących zo-
szenie Wiosna. Jej celem jest bez-
mym Wrocławiu jest około 125
stanie już sporządzona, na stronie
pośrednia pomoc potrzebującym.
osób odpowiedzialnych za kontakt
www.szlachetnapaczka.pl pojawiają
By mieć absolutną pewność, że dar
z oczekującymi na pomoc rodzi-
się dwa liczniki. Jeden z nich pokazu-
przyniesie nie tylko radość, ale też
nami, ale to nie wszyscy, którzy są
je, ile rodzin czeka na paczkę – tym
pomoże spełnić marzenia, powstał
włączeni w akcję. Trzeba doliczyć
roku liczba ta (na bieżąco aktuali-
program, zwany przez jego twórców
jeszcze Liderów Regionu, Koordy-
zowana przez wolontariuszy) wska-
„systemem pomnażającym dobro”,
natorów Regionalnych i osoby od-
zywała 8180. Wskazania drugiego
łączący oczekujących na pomoc
powiedzialne za PR. Ich praca nad
licznika rosną wraz z pojawieniem
z darczyńcami.
projektem zaczyna się już podczas
się kolejnych ofiarodawców i jedno-
wakacji. Są też osoby, które czuwają
cześnie powodują obniżenie się tego
się
nad losem paczek w magazynach.
pierwszego.
dotrzeć do jak największej gru-
Każdy wolontariusz jest wyjątkowy
Jak zostać dobroczyńcą? Wy-
py potrzebujących. Swoją pracę
i nosi szczytne miano „Super W”.
starczy zalogować się na stronie
rozpoczynają już w październiku.
W samym województwie dolnoślą-
www.szlachetnapaczka.pl,
Najpierw
szkolenia
skim w akcję poszukiwania rodzin
paczkę z rzeczami, o które prosi
e-learningowe prowadzone przez
włączyło się aż 316 ochotników. Or-
wybrana rodzina i dostarczyć ją wo-
Liderów Rejonu. W listopadzie prze-
ganizacja niesie pomoc nie tylko we
lontariuszom. Niektórzy darczyńcy
szkoleni wolontariusze pozyskują
Wrocławiu, ale także w Oławie, Ju-
sami zgłaszają osoby, którym chcą
Aby taki system funkcjonował,
wolontariusze
starają
przechodzą
14
zrobić
zrobić prezent, ponieważ znają ich
internetowej, na której codziennie
wręczania paczek. Ja również na to
sytuację materialną i wiedzą, że to
można obserwować aktualne zmia-
czekam, odświeżając co chwilę stro-
może być dla nich jedyna pomoc
ny, współpraca z mediami ogólno-
nę główną i ciesząc się z malejącej
przed świętami.
polskimi (Teleexpress, „Niedziela”)
liczby potrzebujących. Gdy pisałam
Wśród tworzących paczki zna-
i regionalnymi (TVP Wrocław, Radio
ten artykuł, licznik wskazywał 7175
lazły się sławne osoby: Jerzy Dudek
Rodzina, Radio HIT Oławski Serwis
rodzin, które dostaną wyczekiwany
wraz z kolegami z drużyny Real Ma-
Informacyjny, Gazeta Oławska, gaze-
prezent. Wierzę, że w dniach 10-12
dryt, Agnieszka i Urszula Radwań-
ta „Roland”) oraz poparcie władz lo-
grudnia, czyli podczas finału Szla-
skie, Tomasz Majewski, Czesław Mo-
kalnych. Na Dolnym Śląsku działanie
chetnej Paczki, wszystkie zareje-
zil, Grzegorz Turnau. W akcji bierze
Szlachetnej Paczki objął patronatem
strowane w bazie rodziny otrzymają
udział para prezydencka. Państwo
Marszałek Województwa.
pomoc. Może on zmienić nie tylko
Komorowscy przygotowali paczkę
Organizatorzy chcieliby włączyć
dla rodziny z Podkarpacia. To tylko
w akcję coraz więcej miast. Koordy-
kilka znanych postaci, które dołączy-
natorzy z Dolnego Śląska pragną,
ły do Szlachetnej Paczki. We Wrocła-
aby wieść o systemie niesienia do-
wiu prezent przygotowała drużyna
bra poprzez Szlachetną Paczkę do-
Kosynierów, w powiecie średzkim
tarła do innych miast regionu, na
Serdeczne podziękowania dla
na taki gest zdobył się Klub Miłośni-
przykład do Legnicy, Lubina, Kłodz-
Sylwii Politowskiej za udzielenie cen-
ków BMW. Akcję można wesprzeć
ka. Jak co roku, z nadzieją czekają
nych wskazówek. Więcej informacji
na kilka innych sposobów, m.in. idąc
na chwilę, gdy każda rodzina będzie
o akcji na stronie: www.szlachetna-
w ślady dziennikarza sportowego
miała swojego darczyńcę, z któ-
paczka.pl. Więcej informacji o Sto-
Przemysława Babiarza i kupując pa-
rym być może zobaczy się podczas
warzyszeniu na www.wiosna.org.pl.
kiet „mądrej pomocy”. Takie posunięcie zapewnia całoroczną opiekę dobroczynną nad jedną rodziną. Na początku, zimą 2001 roku, celem organizatorów było wsparcie zaledwie 10 rodzin żyjących w jednej z dzielnic Krakowa. To, jak bardzo zmienił się zasięg działania akcji oraz zaangażowanie społeczeństwa, pokazują wyniki z zeszłego roku, kiedy to aż 8000 rodzin z całej Polski uzyskało pomoc o łącznej wartości 6,4 mln PLN. Do sukcesu Szlachetwszystkim niebywały zapał wolontariuszy i ich wiara w powodzenie akcji, doskonałe prowadzenie strony
Fot. Magda Oczadły
nej Paczki przyczynia się przede
15
nadchodzące święta, ale dać im wiarę w to, że może być lepiej. Barbara Rumczyk
Wampir żądny krwi dlatego tak ważne jest, aby nigdy jej nie brakowało. Największe niedobory krwi w Regionalnym Centrum Krwiodawstwa
i Krwiolecznictwa
odnotowuje się w trakcie wakacji, kiedy ma miejsce wiele wypadków, a część stałych dawców przebywa na urlopach. Jeszcze kilka dni przed Wampiriadą
wskaźniki
zasobu
krwi
Fot. Anna Tyniec
w RCKiK niebezpiecznie migały, alarmując o wyraźnym niedostatku krwi, szczególnie tych najrzadszych grup, którymi są 0, B, AB RH-. Po Wampiriadzie ich poziom znacznie wzrósł,
Wampir – postać mroczna i przerażająca stała się symbolem Wampiriady – akcji, która straszna wcale nie jest. Zachęca za to do ratowania życia, edukuje i zapewnia dobrą zabawę.
ale krwi z grupy 0RH- dalej brakuje. Jest to wyjątkowa grupa, ponieważ w Polsce posiada ją tylko 6% ludzi. Ich krew można podać każdemu, ale
Wszystko zaczęło się 11 lat temu,
łach wrocławskich Uniwerystetu Wro-
sami mogą przyjąć ją tylko od osób
kiedy grupa krakowskich studentów
cławskiego. Wampiriada rozpoczęła
z taką samą grupą.
wpadła na pomysł stworzenia Wam-
się o godzinie 10 i już od samego
piriady. Od tej pory inicjatywa zyski-
początku nie brakowało chętnych,
Co musimy zrobić, żeby stać się
wała coraz większą popularność, aż
a wszyscy byli zgodni co do jednego
Honorowymi Dawcami Krwi?
stała się ogólnopolską akcją chary-
– jeżeli można komuś pomóc, to cze-
Najpierw trzeba wypełnić ankiety
tatywną oddawania krwi, organizo-
mu z tego nie skorzystać?
RCKiK i honorowego dawcy , w któ-
waną przez Niezależne Zrzeszenie
rych powiadamiamy m.in. o swoim
Studentów. Co roku z inicjatywy NZS
Każda kropla na wagę złota
stanie zdrowia, przyjmowanych le-
UWr odbywają się dwie edycje – wio-
W całym kraju dziennie zużywa się
kach i przebytych operacjach. Na-
sną i jesienią.
około 1000 litrów krwi do różnego
stępnie pobierana jest od nas prób-
Jesienna edycja na Uniwersyte-
rodzaju operacji, przy leczeniu krwo-
ka krwi potrzebna do wykonania
cie Wrocławskim trwała w tym roku
toków, zaburzeń układu krzepnięcia
podstawowych testów. Później bada
od 30 listopada do 2 grudnia, a krew
i ciężkich postaci niedokrwistości.
nas lekarz z RCKiK, a zaraz potem
można było oddać na trzech wydzia-
Krew może uratować komuś życie,
możemy oddać porcję krwi; najczę-
16
ściej jest to 450 ml. Trwa to bardzo
kto tego potrzebuje. Zadziwia mnie
Co jeszcze na Wampiriadzie?
krótko i wcale nie boli.
też to, że wielu ludzi nie oddaje krwi
W tym roku termin Wampiriady po-
bez motywacji, którą jest np. czeko-
krywał się ze Światowym Dniem
Oddawanie krwi to obowiązek
lada albo zwolnienie z zajęć. Motywy
Walki z AIDS. Pierwszego grudnia
W czasie Wampiriady mamy szansę
jednak nie są ważne, ważne jest, żeby
w budynku Instytutu Informatyki
honorowo oddać krew, to znaczy, że
po prostu oddać krew.
Uniwersytetu Wrocławskiego można
robimy to dobrowolnie i, poza ściśle
Wiele osób nie brało wcześniej
było otrzymać odpowiedzi na nur-
określonymi przypadkami, bez wyna-
udziału w Wampiriadzie, ale odda-
tujące nas w tym temacie pytania,
grodzenia. Za oddanie krwi dostajemy
wało krew w swoich szkołach, które
zapoznać się ze szczegółowymi in-
czekolady, a na Wampiriadzie dodat-
organizowały podobne akcje. Do tej
formacjami dotyczącymi zagadnień
kowo koszulkę, a także inne nagrody
grupy należy m.in. Karol Skuza, stu-
związanych z HIV i AIDS, a także
rzeczowe i wejściówki przekazane
dent historii, który zachęca do akcji
wziąć udział w konkursie wiedzy na
przez partnerów akcji. Takie gadżety
także swoich znajomych – Udało mi
ten temat. Oprócz tego każdego dnia
otrzymała Adrianna Stasiak, student-
się kiedyś namówić kolegę. Pierwszy
Wampiriady można było podpisać
ka kulturoznawstwa, która uważa od-
raz był trochę nieszczęśliwy, bo zrobi-
oświadczenie woli, czyli zgodę na
dawanie krwi za swego rodzaju obo-
ło mu się słabo w czasie oddawania
pobranie po śmierci swoich tkanek
wiązek – Za każdym razem mnie to
krwi i nie dokończył zabiegu, ale po-
i narządów do przeszczepu. Takie
zaskakuje, kiedy słyszę, że można nie
wiedział, że przy następnej okazji też
oświadczenie ułatwia bliskim osoby
chcieć oddać cząstki siebie komuś,
pójdzie, więc trzymam go za słowo.
zmarłej oraz lekarzom uszanowanie
17
Fot. Anna Tyniec
wyrażonej woli i zwiększa szanse na
przydaje się także w chwili, gdy zgubi
zowano LARP z Wampirem, czyli grę
uratowanie komuś życia.
się dziecko, gdy ktoś straci przytom-
fabularną, która przypomina teatralną
ność bądź nie potrafi podać swoich
improwizację, a także Krrrwiste Party
danych osobowych.
z Wampirem, w trakcie którego moż-
Organizatorzy akcji zadbali także o to, żeby uczestnicy dowiedzieli
Fot. Anna Tyniec
się czym jest ICE (in case of emergen-
na było wygrać wiele ciekawych ga-
cy), o którym niewiele osób słyszało,
Wampiriadowe afterparty
a które może uratować nam życie.
Chociaż sam fakt, że w czasie Wam-
Udział w Wampiriadzie to dobry
Jest to numer bliskiej osoby, który
piriady możemy oddać krew, która
początek do tego, aby regularnie od-
powinniśmy zapisać w telefonie pod
uratuje komuś życie, powoduje, że zy-
dawać krew, ratować życie innych
nazwą ICE. W chwili wypadku służby
skuje ona miano wielkiej akcji, to na
ludzi, a w przyszłości być może zdo-
ratownicze bardzo często nie wie-
tym jej zalety się nie kończą. W trak-
być tytuł Zasłużonego Honorowego
dzą, z kim mogą się skontaktować
cie jej trwania zorganizowano wiele
Dawcy Krwi.
w sprawie osoby poszkodowanej,
imprez towarzyszących, do których
Kolejna edycja dopiero wiosną,
aby poznać jej dane, stan zdrowia,
zachęcała koordynator akcji NZS UWr
ale kiedy chodzi o ludzkie życie, nie
dowiedzieć się o przyjmowanych le-
Marta Zienkiewicz. Jedną z atrakcji
warto czekać – każdego dnia punk-
kach, alergii czy odbywanej terapii.
była projekcja filmu grozy Nosferatu
ty krwiodawstwa czekają na tych,
Zadbanie o ICE nic nas nie kosztuje,
- symfonia grozy i prelekcja dr Anny
którzy chcą pomóc.
a w przyszłości może pomóc. Alter-
Gemry Kły i kiełki, czyli skąd się wziął
natywą dla wpisywania oznaczone-
Nosferatu i co się z nim potem stało.
Urszula Burek
go numeru w telefonie jest zakupie-
Dla tych, którzy chcieli na Wampiria-
Więcej informacji na stronie:
nie na oddziale PCK Karty ICE, która
dzie także dobrze się bawić, zorgani-
www.wampiriada.wroclaw.pl
18
dżetów i wejściówki na inne imprezy.
Bo prawo można studiować z pasją Na terenie Europy od 29 lat funkcjonuje ELSA (z ang. The European Law Students’ Association), czyli Europejskie Stowarzyszenie Studentów Prawa. Jest to jedna z największych, niezarobkowych, apolitycznych organizacji, która ma swoje oddziały w 42 krajach europejskich. W Polsce ELSA funkcjonuje w 15 większych miastach. „Na Wydziale Prawa, Administracji i Ekonomii Uni-
Studia to nie tylko czas wytężonej nauki w czytelniach, bibliotekach lub zakamarkach własnego domu, to także moment na to, aby swoją energię spożytkować w działaniach, które wykraczają poza czysto uczelniane obowiązki każdego ze studentów. Wszelkiego rodzaju organizacje studenckie, koła naukowe to instytucje, w których nie tylko poznaje się nowych ludzi – często nieznanych nam dotychczas kolegów z wydziału lub z innych lat, ale zdobywa się dzięki nim praktyczne umiejętności oraz angażuje własną osobę w organizację konferencji, odczytów, dyskusji panelowych, akcji społecznych, wymian studenckich.
wersytetu Wrocławskiego działa ona od 18 lat i zrzesza blisko 100 osób”
oraz młodych prawników. – „Realizu-
Działalność naukowa tego sto-
– mówi Joanna Jurasz odpowiedzialna
jemy szereg programów adresowa-
warzyszenia opiera się przede wszyst-
w stowarzyszeniu za Public Relations –
nych do studentów, w ramach których
kim na organizacji szeregu konkur-
są to studenci z całego wydziału, a więc
spełniamy działania, które można
sów, których celem jest sprawdzanie
też ekonomii oraz administracji, każde-
zakwalifikować do trzech różnych ob-
poziomu wiedzy zdobytej w trakcie
go trybu studiów – dodaje.
szarów: Programu Wymiany Praktyk
edukacji akademickiej. Jednymi z ta-
Studenckich (STEP), działalności na-
kich działań są m.in. Konkurs Kra-
ukowej oraz organizacji seminariów
somówczy, którego kolejna edycja
i konferencji” – opowiada Adam Grze-
ruszy w marcu 2011r., organizowany
Do głównych celów Stowarzyszenia na-
gorczyk koordynujący we wrocław-
co roku Law Games, który polega na
leży przede wszystkim rozwój edukacji
skiej ELSA Międzynarodowy Program
rozwiązywaniu prawniczych kazusów,
prawniczej ze szczególnym uwzględ-
Praktyk Studenckich. – „Oprócz tego
Dni Edukacji Prawniczej, czy też Kon-
nieniem
umiejętności
istnieje jeszcze czwarta płaszczyzna,
ferencja dotycząca przemocy stoso-
praktycznych oraz budowanie poczucia
którą są działania marketingowe. To
wanej wobec kobiet.
odpowiedzialności społecznej wśród
dzięki nim możliwe jest zrealizowanie
studentów
powyższych trzech zadań”.
Cele stowarzyszenia
nabywania
kierunków
prawniczych
19
Co trzeba zrobić, aby stać się
szek, który może coś więcej powiedzieć
dozą sympatii, wypracowanej poprzez
członkiem ELSY
w tej kwestii ze swojego, subiektywne-
wspólną działalność w ELSA” – opo-
go punktu widzenia” – mówi Adam.
wiada Zbyszek.
„Profil rekrutacji do naszego stowarzy-
„Tak, to prawda. Choć ukończy-
szenia jest egalitarny, o czym świadczy
łem studia jakiś czas temu i jestem
liczba przyjmowanych członków” – opo-
już aktywnym zawodowo prawnikiem,
wiada Adam. – „Raz w roku organizu-
nadal działam w ELSA. Okres studiów
Praktyki studenckie to niezwykle ważny
jemy nabór, oczywiście z dużym wy-
upłynął mi bardzo szybko, a dzięki
element działalności tego stowarzysze-
przedzeniem, podając do wiadomości
członkowstwu w stowarzyszeniu po
nia. Można je podzielić na trzy grupy:
informację o nim. Należy wypełnić de-
ich ukończeniu wyszedłem z trzema
– praktyki lokalne
klarację członkowską, po czym każdy
elementami: wiedzą, jakimś doświad-
– praktyki krajowe organizowane
chętny przechodzi trzymiesięczny okres
czeniem, ale też ze znajomościami
próbny, po którego upływie Zarząd Gru-
w dobrym tego słowa znaczeniu. Po-
– praktyki międzynarodowe
py Lokalnej ELSA decyduje o przyjęciu
znałem tu wielu przyjaciół, którzy jed-
„Największym zainteresowaniem cieszy
go do Organizacji. W trakcie tych trzech
nocześnie stanowią dla mnie grono
się pierwsza grupa praktyk” – opowiada
miesięcy należy wykazać się aktywną
osób posiadających wyspecjalizowaną
Adam. – „Odbywają się one na terenie
działalnością w Stowarzyszeniu i to wy-
w poszczególnych gałęziach prawni-
Wrocławia. Na stronie www.elsa.prawo.
starczy, aby zyskać stałe członkostwo”
czych wiedzę. Jest to o tyle istotne, że
uni.wroc.pl regularnie aktualizowana
– opowiada Joanna.
często nasza zawodowa praca stawia
jest ich szeroka oferta. Aby wziąć w nich
„Warto pamiętać o tym, że w na-
nas w obliczu konieczności zasięgnię-
udział, wcale nie trzeba być członkiem
szych szeregach są także absolwenci,
cia porady od osoby biegłej chociażby
naszego stowarzyszenia” – dodaje –
którzy nadal chcą być aktywni i wspie-
w przepisach prawa podatkowego lub
„wystarczy zgłosić się do osoby koor-
rać ELSA w bieżących działaniach. Nie-
prawa zamówień publicznych. Wów-
dynującej praktyki wraz z niezbędnymi
którzy z nich posiadają status członka
czas bez problemu można wykorzy-
dokumentami, oczywiście jeśli tako-
seniora. Jedną z takich osób jest Zby-
stać tę znajomość, popartą ogromną
we są wymagane, po czym my – jako
20
Praktyki studenckie
w Warszawie
tym moje osobiste zainteresowania prawami człowieka oraz działalnością Amnesty International pokrywają się z profilem konferencji i innych działań organizowanych przez to stowarzyszenie” – dodaje. „O tym, aby zaangażować się w działalność w jakiejś organizacji studenckiej pomyślałem w chwili, kiedy dowiedziałem się, że przyjęto mnie na studia. Wówczas pojechałem na Studencki Obóz Adaptacyjny ADAPCIAK oraz na CAMPUS, tam poznałem wielu ciekawych ludzi i dzięki kontaktom z nimi dowiedziałem się o stowarzyszeniu, w którego szeregi wstąpiłem zaraz stowarzyszenie – przekazujemy je do
to w tym roku udało nam się wysłać jed-
po rozpoczęciu roku akademickiego” –
instytucji, w której dany student chce
nego kolegę do Turcji – dlatego jeszcze
opowiada Mikołaj, będący w zarządzie
odbyć swoją praktykę i nie pozostaje
raz zachęcam do zainteresowania się
wrocławskiej grupy lokalnej Sekreta-
nic innego, jak cierpliwie czekać. O tym,
tym obszarem naszej działalności. Co
rzem Generalnym.
czy zostaniemy przyjęci na nią, decyduje
roku współorganizujemy Ogólnopolskie
„W ELSA działamy dzięki przyjaźni,
kolejność zgłoszeń.
Dni Praktyk Prawniczych – projekt, któ-
jaka nas łączy. Każdy z nas ma ogrom-
Wszystkich chętnych zapraszam
ry ma na celu uświadomienie studen-
ną chęć zrobienia czegoś, co wykracza
do udziału, ponieważ jest to doskona-
tom tego, jak istotnym elementem ich
ponad obowiązki przeciętnego studen-
ła metoda na zdobycie praktycznych
edukacji jest nabywanie realnych, prak-
ta. A wzajemna przyjaźń i pasja to naj-
umiejętności, sprawdzenia samego
tycznych umiejętności po to, aby w przy-
lepsza motywacja do współpracy, która
siebie i lepszego samorozwoju. Regu-
szłości, tuż po ukończeniu studiów, nie
owocuje szeregiem przeróżnych projek-
lamin, zarówno praktyk krajowych, jak
stanowili oni grona osób wyposażonych
tów” – dodaje Patrycja, będąca Preze-
i międzynarodowych, jest dostępny na
jedynie w wiedzę czysto teoretyczną”.
ską wrocławskiej ELSA.
naszej stronie. www.elsa.prawo.uni. wroc.pl. Tam jest też wykaz instytucji –
Działalność ELSA dowodzi, że Co daje praca w ELSA
wszelkiego rodzaju kancelarii, urzędów,
naprawdę warto zmobilizować się do realizacji dodatkowych przedsięwzięć
banków, które zgłaszają do nas zapo-
„Ja jestem osobą, która w tym roku aka-
na uczelni. Stowarzyszenie to tworzą
trzebowanie na praktykantów. Każda
demickim dołączyła do stowarzyszenia
ludzie, których połączyła nie tylko wza-
z powyższych instytucji dokładnie okre-
na Uniwersytecie Wrocławskim” – opo-
jemna sympatia, ale też podobne zain-
śla swoje wymagania i oczekiwania
wiada Roksana, studentka pierwszego
teresowania i chęć bycia aktywnym. Jej
wobec osoby, która byłaby ewentualnie
roku. – „Zainteresowałam się ELSA, po-
drzwi stoją otworem przed każdym, kto
zainteresowania odbyciem praktyk, za-
nieważ chcę się bardziej rozwijać jako
studiuje na wydziale prawniczym i ze-
wsze podane są dane kontaktowe i ter-
przyszły prawnik, poznać jakieś nowe
chce działać z autentyczną pasją.
min aplikowania” – mówi Adam. – „Je-
osoby, także takie, które studiują na
śli chodzi o praktyki międzynarodowe,
innych uniwersytetach w Polsce. Poza
21
Paulina Pazdyka
WikiLeaks.org,
czyli jak rozpętałem trzecią wojnę światową Zawsze, kiedy w mediach pojawia się organizacja WikiLeaks, na świecie robi się gorąco. Nic w tym dziwnego, w końcu nie raz grali na nosie amerykańskiemu rządowi. Tym razem jednak mamy do czynienia z czymś wyjątkowym. Nigdy bowiem wcześniej do sieci nie trafiło aż tyle tajnych dokumentów. Historia wyżej wymienionej organizacji zaczy-
W 2007 roku WikiLeaks ujaw-
na się w grudniu 2006 roku – wtedy to zareje-
niła „Instrukcje postępowania dla
strowano domenę wikileaks.org. Organizacja już
Obozu Delta” – była to instrukcja,
w 2007 roku publikuje tajne rządowe i korporacyj-
jak należy postępować z więźniami
ne dokumenty. Niewiele wiadomo o jej strukturze.
w Guantanamo Bay – tajnym obozie
Sama opisuje się jako stworzona przez chińskich
dla osób podejrzanych o terroryzm.
dysydentów, australijskich, amerykańskich i euro-
Wywołało to wielką wrzawę zwłasz-
pejskich dziennikarzy, matematyków oraz infor-
cza wśród organizacji broniących
matyków. Magazyn „The New Yorker” w lipcu
prawa człowieka. Aby pokazać okru-
tego roku ujawnił, że internetowy publicy-
cieństwo, przetłumaczyłem frag-
sta oraz hacker Julian Assangel jest rze-
ment ujawnionej instrukcji: „ Za do-
komym twórcą i dyrektorem portalu.
bre zachowanie i kooperacje więzień
Zaraz po tym Julian potwierdził te
może otrzymać specjalne nagrody”.
informacje. Zgodnie z wiadomo-
Jedną z takich nagród był/jest pa-
ściami, jakie podają sami twórcy
pier toaletowy. Jednak przecieki nie
na stornie internetowej, w ich
mają miejsca tylko w Stanach Zjed-
bazie danych znajduje się oko-
noczonych. W 2008 roku do sieci za
ło 1,2 miliona upublicznionych
pośrednictwem (czego, kogo?) trafił
tajnych dokumentów. Z tego
materiał australijskich planów zablo-
samego źródła dowiedzieć się
kowania dostępu wszystkim Austra-
można, iż ich działalność adre-
lijczykom do stron internetowych,
sowana jest głównie do krajów
których rząd nie akceptuje lub uzna-
byłego Związku Radzieckie-
je za niestosowne. W projekt nazwa-
go, Afryki subsaharyjskiej
ny „The Great Firewall of Australia”
i Środkowego Wschodu.
zamieszani byli między innymi infor-
22
matycy z Uniwersytetu w Sydney. Nie
dowódców wroga”. W październiku
owe publikacje na kilkunastu róż-
trzeba wyjaśniać, do jak wielkiego
na wikileaks.org znowu pojawiły się
nych serwerach, które znajdując się
ograniczenia swobody obywatelskiej
tajne wojskowe dokumenty. Tym ra-
w różnych krajach, podlegają pod
oraz wolnego dostępu do Internetu
zem z wojny w Iraku – ponad 400
różne jurysdykcje. Ponadto na bieżą-
doszłoby, gdyby plan australijskiego
tysięcy stron, na których są dowody
co są usuwane tak zwane logi, czyli
rządu się powiódł. WikiLeaks jednak
między innymi tortur Irakijczyków
między innymi historia zamieszcza-
nie zawsze atakowała rządy. Przed
przez amerykańskich wojskowych
nych plików, jak i wejść na stronę.
amerykańskimi
prezy-
oraz, większe niż oficjalnie podane
Jakby tego było mało, wymieniony
denckimi w 2008 roku pewien ano-
przez amerykański wywiad, dane
już dyrektor Justin Assange co jakiś
nim włamał się na konto e-mailowe
odnośnie ilości zabitych cywili mię-
czas przegrywa dane z jednego ser-
Sary Palin, jednej z republikańskich
dzy 2004 a 2009 rokiem. Jednak
wera na drugi, co dodatkowo utrud-
kandydatek. Na stronę wikileaks.org
najgłośniejszy wyciek miał miejsce
nia, a wręcz uniemożliwia, śledzenie
trafiły wtedy jej prywatne i rodzinne
w listopadzie tego roku. Za sprawą
danych. Wspomniane serwery mają
zdjęcia, nie było to zbyt dobre dla wi-
WikiLeaks do sieci i gazet trafiło po-
swoje lokalizacje w krajach, gdzie
zerunku Wikileaks, ale dzięki temu
nad 250 tys. tajnych amerykańskich
prawo relatywnie chroni ludzi do-
ujawniono, iż pani Palin korzystała
depesz dyplomatycznych, z czego
konujących „przecieków” – dobrym
z prywatnego adresu e-mail do pro-
970 dotyczy Polski. Pokazują one
przykładem jest Szwajcaria, Irlandia
wadzenia interesów, co stanowi na-
szokujące oblicze amerykańskiej
i Szwecja. Co ciekawe, w niektórych
ruszenie amerykańskiego prawa.
dyplomacji. Przykładem może być
źródłach można wyczytać, iż serwery
Tegoroczne „wycieki” miały miej-
rozkaz dla dyplomatów amerykań-
WikiLeaks.org znajdują się 30 me-
sce w kwietniu, czerwcu, październi-
skich, aby ci zbierali dane biome-
trów pod ziemią w bunkrze z czasów
ku i listopadzie. Wielu z nas pamięta
tryczne oraz próbki DNA wysokich
Zimnej wojny gdzieś w Sztokholmie.
m.in. video z kamery zainstalowanej
urzędników ONZ., Nie przeczytano
Organizacja przyznaje się do posia-
na karabinie maszynowym amery-
jeszcze wszystkich zamieszczonych
dania zapasowych serwerów na wy-
kańskiego śmigłowca szturmowego,
dokumentów, toteż mogą pojawić
padek zablokowania głównych.
na którym widać, jak z rozkazu prze-
się nowe doniesienia o amerykań-
łożonych, załoga zabiła piętnastu cy-
skich planach dyplomatycznych.
wyborami
wili, w tym dwóch dziennikarzy. Jak
Często
pojawia
ne i niebezpieczne, aby publikować
pytanie
tajne materiały wojskowe i dyplo-
się potem okazało żołnierze wzięli
o to, jakie prawa łamie organizacja
matyczne, jednak WikiLeaks za-
ich za terrorystów. Odbiło się to sze-
i czy któryś z pokrzywdzonych rzą-
powiada, że to dopiero początek.
rokim echem w mediach i podniosło
dów czy też korporacji może ją po-
Czyżby szykował się kolejny wielki
dyskusję o kwalifikacjach amery-
zwać? Otóż większość materiałów
przeciek?
kańskich żołnierzy. W czerwcu tego
znajdujących się na wikileaks.org
roku do sieci trafiło 10 tysięcy taj-
jest tajna lub chroniona prawami
nych wojskowych dokumentów z mi-
autorskim, co daje pokrzywdzo-
sji w Afganistanie. Pokazały one. iż
nym możliwość kazania organizacji
amerykańskie siły zbrojne posiadają
usunięcia chronionych materiałów,
tajną drużynę komandosów, któ-
a w razie odmowy wytoczenia proce-
rych celem jest „cicha eliminacja
su. Jednakże WikiLeaks zamieszcza
23
się
Według Pentagonu to bezmyśl-
Konrad Gralec
24
25
”Przychodzi pinda z patefonikiem...” Agnieszka Oszust: Stand-up to nowy, wciąż rzadko spotykany w Polsce gatunek. Czy uważacie, że trafił na podatny grunt? Abelard Giza: Reakcje, które zauważamy podczas występów, świadczą o tym, że tak. Ludzie chcą nas oglądać, szukają alternatywy dla kabaretów, które też są śmieszne, ale mniej prawdziwe.
Stand-upowiec
mówi
o codziennym życiu. O tym, co go cieszy, co go boli. Dodatkowo stara się to robić to w taki sposób, żeby ludzie nie zasnęli. Najlepiej dowcipnie, z odrobiną złośliwości, którą – swoją drogą – ludzie uwielbiają. Z kabare-
Stand-up to występ komika na scenie, w którym ten prowadzi monolog przed publicznością. Mówi o wszystkim: o pogodzie, polityce, spóźnieniach PKP czy swoim popędzie seksualnym… Z czołowymi polskimi stand-uperami – Abelardem Gizą, znanym z kabaretu Limo i Katarzyną Piasecką, rozmawia Agnieszka Oszust. tem Limo gramy skecz o mężczyźnie,
K.P.: Nie, bo ze stand-upem jest tro-
który przychodzi do urzędu zmienić
chę tak, jak ze spotkaniem w gronie
nazwisko. Nazywa się Alfons Hitler
znajomych. Siedzicie w knajpie, roz-
i referent jest wobec niego bardzo
mawiacie o wszystkim. Ten sam ro-
złośliwy. I to jest jeden z najbardziej
dzaj relacji i atmosferę staramy się
popularnych gagów.
przełożyć na nasze występy.
Wspomniałeś o kabarecie…
A czy zdarza wam się „trudna”
Jaka jest różnica miedzy nim
publiczność? Taka, do której nie
a występem stand-up ?
wiadomo jak trafić?
A.G.: Podczas występów kabare-
A.G.: Publiczność w Polsce w ogóle
towych przybieram różne role: je-
jest trudna. W skeczach wciąż jest
stem dresiarzem, urzędnikiem lub
wiele elementów i tematów, które
żulem. Tutaj wychodzę na scenę
odbierane są z rezerwą, na przykład
jako Abelard Giza i mówię o swo-
wulgaryzmy. Dla wielu osób scenicz-
ich uczuciach. Nie muszę wybierać
na „kurwa” to dramat, wyraz najbar-
uniwersalnego tematu, takiego,
dziej prymitywnego posługiwania się
który wszystkim będzie pasował.
słowem. Ale czy nie używa się wul-
Mówię o tym, co akurat przyjdzie
garyzmów na co dzień? Jeśli wyrę-
mi do głowy, z czym na co dzień się
cza się nimi pan lekarz, dzwoniąc do
spotykam. Przez to ludzie widzą,
swojego przyjaciela architekta, to ob-
że jestem prawdziwy.
łudą jest, gdy krzywo patrzy na mnie,
Katarzyna Piasecka: Ta wolność
klnącego ze sceny. Tym bardziej, że
to magia stand-upu. Wychodzisz na
podczas występu wulgaryzmy są
scenę i możesz wszystko.
fot. Jarosław Ziarek / katarzynapiasecka.com
środkiem ekspresji – słów takich
Nie ma więc tematów
używam tylko po to, by podkreślić
„zakazanych”?
emocje, które się pod nimi kryją.
26
K.P.: Nie jest sztuką, by użyć wszystkich wulgaryzmów świata. Ale chodzi tu o pewien poziom szczerości i o naturalność. Jeśli opowiadam o czymś, co mnie wkurza, to ta „cholera” sama ciśnie się na usta. Sami przyznaliście, że publiczność w Polsce bywa przewrażliwiona. Czy stand-upowiec za swoją szczerość lub złośliwość powinien przepraszać? Zdarzyło się to raz podczas Waszego dzisiejszego występu… A.G.: W Wielkiej Brytanii czy StaŹródło: www.paka.pl
nach, gdzie stand-up jest bardzo rozpowszechniony, ludzie wiedzą,
K.P.: Nawet to, że teraz rozma-
znów ktoś pyta się, czy jestem Ab-
po co przychodzą i czego mogą
wiamy.
delardem, albo znajomy powie: ale
się spodziewać. Występy Eddiego
Chyba wolałabym nie…
masz „bebzun”, potrafię uśmiech-
Izzarda czy, niestety nieżyjącego
A.G.: Ale dlaczego nie? To dosko-
nąć się i przekuć to w żart.
już, George Carlina nikogo nie bul-
nały pomysł! Przed rozmową pode-
Czy to znaczy, że stand-up może
wersują. Publiczność wie, że komik
szłaś, przedstawiłaś się i od razu
być swego rodzaju terapią?
ten może pozwolić sobie na wszyst-
pomyślałem:
jest
A.G.: Nie chcę wyjść na świra, któ-
ko, nawet na bardzo ostrą krytykę.
szczera”… To jeszcze nie jest temat
ry obieca teraz wszystkim: „ja was
Oni przychodzą po to, by ją usły-
dla stand-upu. Jednak gdybyś mnie
uzdrowię”. Ale na pewno stan-up
szeć.
teraz strasznie wkurzyła, dajmy na
pozwala się wyładować w pozytyw-
K.P.: Kiedy jesteśmy z przyjaciółmi,
to, opublikowała wywiad ze zdania-
ny sposób – przyjrzeć się niektó-
jesteśmy szczerzy i nie musimy za
mi wyciągniętymi z kontekstu, to
rym rzeczom i nauczyć się z nich
to przepraszać. Ważna jest jednak
jestem pewien, że stan-up by po-
śmiać.
więź z publicznością, poczucie, że
wstał. Za jakiś czas stałbym na sce-
możemy sobie na to pozwolić. Nie
nie i mówił: „przyszła do mnie taka
ma nic bardziej odjechanego niż
pinda z patefonikiem…”
taka nić porozumienia, kiedy mó-
Nikt nie może czuć się bez-
wię: „wkurwiają mnie te leżące
pieczny…
w kącie skarpetki” i widzę, jak ko-
A.G.: Nawet my sami! Bo przecież
biety na sali śmiejąc się, przytaku-
z siebie też szydzimy. Śmieję się
ją – jakby mówiły: „tak, tak właśnie
z tego, jaki mam brzuch, że w urzę-
jest”. Super uczucie.
dzie przekręcają moje imię. To jed-
Na skecz może być przekuta
nak pomaga mi nabrać dystansu do
każda życiowa sytuacja…
sytuacji, które mnie frustrują. Kiedy
„przynajmniej
27
Rozmawiała Agnieszka Oszust
Pielgrzymka donikąd Rok lotu Gagarina w kosmos, dwoje radzieckich dzieci bawi się w polu, dziewczynkę kąsa żmija, chłopiec wysysa jad i nabiera cech węża. Nic więcej o nim nie wiemy, choć to on jest narratorem. Dziewczynka, Nadźka, zrywa krwawe tulipany i przesiaduje na skrzypiącej huśtawce. Głupia to dziewczynka, nie rozumie wielu rzeczy, niewiele potrafi. Nagle Nadźka wstaje ze skrzypiącej huśtawki i mówi: „Jestem Hanna!” Następuje dziwne przemienienie, dziewczynka pozostaje ta sama, akcja przenosi się w czasoprzestrzeni. Historię opowiada wszechwiedzący ktoś, który choć mówi o tym, co dzieje się teraz, opowiada też o wydarzeniach z bliskiej przyszłości, w czasie zachodzi jednak skok w przeszłość. Akcja przenosi się do roku 193... – skojarzenie z Dżumą chyba słuszne. W sercu totalitarnego ZSRR, w miejscu, w którym człowiek zderza się z systemem, moralność i wiara z okrucieństwem i bezdusznością, żyje Hania, niemowa, głuptaska, która podejmuje przymusową pielgrzymkę przez zły świat, by w finale uratować Ziemię przed wybuchem bomby atomowej. Głuptaska Swietłany Wasilenko jest niezwykłą książką. Niby powieść, niby parabola – trudno ją umiejscowić w konkretnym gatunku, konkretnej tradycji. Najbliżej jej do dyskursu ponowoczesnego Autorka swobodnie korzysta z tradycji zarówno w kwestii kultury, jak i stylów, na przestrzeni tekstu wprowadza ciągłe zmiany: oso-
by narratora, perspektywy opisu świata, czasu, przestrzeni. Płynnie przebiega pomiędzy światem realnym i fantastycznym. Przez ciągłe, niczym niezapowiadane roszady na płaszczyźnie formalnej tekstu autorka wzmacnia to, co przekazuje w treści. O czym jest ta dziwna książka? Wasilenko ukazała
rozsypujący się totalitarny świat, w którym człowieczeństwo zastąpił system, wiarę – partyjna idea, moralność – prawa i rozkazy. Rozkład wyczuwalny jest na każdej płaszczyźnie książki: w jej formie, sposobie opowiadania, konstrukcji, fabule. Rozkład, rozpadanie się, zniszczenie tworzą tę książkę – a co ją scala? Postać Głuptaski – Nadźki – Hani, która, pozostając niemal mistycznie czysta, pielgrzymuje bez celu przez tę dziwną, poprzetykaną „prawdopodobnym absurdem” przestrzeń. Jej podróż – od wyłowienia
28
z rzeki, przez okrutny dom dziecka (hodowlę sowieckich Pionierów), koegzystencję z grabarzami, spotkanie z rybakami, którzy widzą w niej legendarną księżniczkę, pielgrzymkę przez pustynię, wędrówkę na wielbłądzie, aż po uratowanie świata przed wybuchem bomby atomowej – może być postrzegana jako wielka metafora. Próba ukazania destrukcji, którą powoduje idea wcielana w życie. Tekst ma wymiar antytotalitarny, antysowiecki. Oprócz antywartości trudno jednak znaleźć tu wzorce pozytywne. Nadźka – Hania jest czysta, etyczna, moralna. Te cechy kształtuje u niej jednak nie ona sama, a przypadek, który ratuje ją przez wstąpieniem w szeregi konsomolców, kłamstwem (jest niemową), kradzieżą. Hania jest bierna i słaba, łatwo można nią sterować, nie może być wzorem przeciwstawienia dla totalitarnej siły. Takie rozwiązanie ratuje Głuptaskę przed schematycznością, czarnobiałym przedstawieniem rzeczywistości. Czy jednak tylko totalitarnej? Zdaje się, że zabiegi czasowe dokonywane przez Wasilenko mają uświadomić czytelnikowi, że sowiecka Rosja nadal istnieje, a raczej, że nadal zdarzają się rządy totalitarne. Książka ta nie jest jednak przestrogą, nie jest pastiszem, nie jest ilustracją jakiejś idei. Czym jest? Trudno to sprecyzować w kilku słowach, zakończenie pozostanie więc otwarte. Joanna Winsyk
Afryka przedzika Osiem tysięcy dziewięćset dwadzieścia pięć osób. Pomnóż to przez pięć, a wypełnisz ludźmi stadion powstający na wrocławskich Maślicach. Pomnóż to przez 120 dni i dostaniesz ilość trupów. Czarnoskórych trupów, przedstawicieli plemienia Tutsi, zamordowanych w Rwandzie od kwietnia do lipca 1994 roku. Milion siedemdziesiąt jeden tragedii – tyle zmieścił Wojciech Tochman w swojej najnowszej książce Dzisiaj narysujemy śmierć. Mniej więcej, bo dokładna liczba ofiar nie jest znana. Po co to piszę? Kto będzie chciał o tym czytać? Oto pytania, które Tochman – należący do czołówki polskich reportażystów – zadaje sobie na kartach książki. Dzisiaj narysujemy śmierć nie jest kolejnym, zwyczajnym zbiorem reportaży – to lekko fabularyzowana opowieść o tym, co biały człowiek zobaczył i usłyszał od świadków jednego z największych masowych mordów w historii ludzkości. Ofiary i katów, mimo że stoją po przeciwnych stronach barykady, wiele ze sobą łączy. Śmierć, krew, nagie ciała, zgnilizna, fetor, gangrena i bezwzględność. Na 120 stronach te słowa przewijają się bez przerwy. A w tle bezsensowny konflikt między plemionami Tutsi i Hutu, propaganda tych drugich, uznanie tych pierwszych za podludzi i idealny w swej prostocie plan pozbycia się ich w bestialski sposób. Wystarczył impuls – zestrzelenie samolotu z rwandyjskim prezydentem Juvenalem Habyarimanem (z plemienia Hutu) – by śmiertelna machina ruszyła. Maczety zaczęły ciąć, a rany po nich jeszcze nie zdążyły się zabliźnić. Z całą pewnością Tochman, który w Rwandzie pojawił się kilka razy,
opisał rzetelnie i skrupulatnie to, czego doświadczył. To przecież jego styl – wycofywanie się na drugi plan, oddanie głosu bohaterowi, śladowa ilość odautorskiego komentarza, która jednak nie pozwala zapomnieć czytelnikowi, że to on tam był i to dzięki niemu możemy wejść w zmasakrowane rwandyjskie umysły. To, czego się z nich dowiadujemy, odczłowiecza nas samych. Umysł łatwo przystosowuje się do nowej sytuacji
poznawczej i po kilkudziesięciu stronach już ze spokojem przyjmujemy informacje o kolejnych stertach ciał, ludzkich głowach, walających się po ulicach i metalowych prętach, wkładanych w odbyt. Element szoku łatwo jest jednak przywrócić – wystarczy krótka wzmianka o dziecku, które z poderżniętym gardłem trzymało nogi matki, gdy tę po kolei gwałciło kilkunastu Hutu. Takich obrazków nie powstydziłby się dobry pisarz – jak więc uwierzyć w to, że szesnaście lat temu, kilka tysięcy kilometrów od naszych spokojnych początków kapitalizmu, po raz kolejny „ludzie lu-
29
dziom zgotowali ten los”? Tym trudniej to zrozumieć, że do dziś żyją obok siebie – dzieci sprawców i dzieci ofiar. Odsetek samobójstw stale rośnie. Dzisiaj narysujemy śmierć dla polskiego odbiorcy jest kolejną mroczną projekcją dzikiego Czarnego Lądu. „Gdzie tam cywilizacja?” – może pomyśleć czytelnik i z dezaprobatą, graniczącą ze współczuciem pokręcić głową nad smutnym losem miliona afrykańskich trupów. Ich tragedia jest dla nas tak samo przykra, jak trzęsienie ziemi na Haiti albo wypadek w chińskiej kopalni, w którym ginie kilkadziesiąt osób. Zbyt to odległe, zbyt mało przystające do naszych polskich, egocentrycznych głów. Bo zdrożało masło, Kaczyński znowu coś powiedział, zima zaskoczyła drogowców, a sąsiad za głośno ogląda telewizję. Gdzie w tym galimatiasie zmieścimy dramat Rwandyjczyków? Co najwyżej zajmie on miejsce na półkach fanów literatury reportażowej, dziennikarzy i krytyków literackich. Tuż obok Mariusza Szczygła, wesoło piszącego o Czechach lub innego Tochmana, odkrywającego kulisy wojny w byłej Jugosławii. To, co reportażysta przeżył i usłyszał, uznamy za szokującą w formie i treści ciekawostkę. Zbyt ciężki to kaliber na wywołanie dyskusji, za trudny temat na uwrażliwienie na ludzkie losy. Może się to wydawać przykre, ale takimi prawami rządzi się współczesny świat. Dlatego żałuję, że w ogóle ukazała się ta książka. Bo na dzisiejsze czasy jest po prostu zbyt dobra. Ewa Orczykowska
Uciekając krytyce Moje spotkanie z tą książką to był zupełny przypadek. Jakże wspaniały przypadek! Przyszła do redakcji między opasłymi, tragicznie schematycznymi pseudopowieściami o wampirach i wilkołakach a nudnymi dla niezaznajomionego z tą dziedziną książkami historycznymi w rodzaju Czynnik religijny w polityce zagranicznej Związku Radzieckiego. Była niepozorna, ledwo sto pięćdziesiąt stron, malutki format – zagubiłaby się bez dwóch zdań, gdyby nie okładka – obraz Uciekając krytyce Perego Borella del Caso. Mały, kilkuletni chłopiec, z przerażoną i jednocześnie jakby skrzywioną chorobą twarzą, który ucieka z drewnianych ram obrazu… Przyciągała wzrok, na szczęście przyciągała. Na szczęście, bo do tej książki, do zbioru esejów Michała Pawła Markowskiego Słońce, możliwość, radość, po prostu trzeba zajrzeć. W środku znajdziemy dwanaście krótkich esejów dotyczących trzech kręgów tematycznych: literatury, malarstwa i fotografii. Nie są to jednak uczone studia, ale bardzo osobiste teksty nasycone indywidualnym podejściem, za pomocą którego Markowski stara się zrozumieć i wyjaśnić swoim czytelnikom fenomen tych sztuk. Autor bada, jak mogą wpływać na życie, jak je zmieniać. Stara się pojąć, co jest ich istotą i co sprawia, że tak pociągają swoich odbiorców. Jednocześnie nieustannie próbuje rozgryźć zależności między rzeczywistością a jej obrazem w sztuce – zarówno to, jak artyści oddają w swoich
dziełach otaczające ich realia , jak i to, w jakim stopniu przy przenoszeniu na zdjęcie, obraz czy tekst owe realia są zmieniane. A zmieniane są niewątpliwie, zmieniane przez osobowość twórcy i jego doświadczenie, czego Markowski dobitnie dowodzi. Szczególnie ciekawe są fragmenty, w których krakowski literaturoznawca podejmuje kwestie wpływu samej sztuki na rzeczywistość i to, jak ta potrafi ją kształtować. Przemyślenia Markowskiego okazały się dla mnie szalenie inspirujące i myślę, że wiele osób znajdzie w tej krótkiej, ale jakże treściwej książeczce wiele dla siebie. Szczególnie, że z książki wyłania się ciekawy obraz samego Markowskiego. Autor to kojarzony głównie ze szkicami krytycznymi i poważnymi rozprawami teoretycznymi – jedna z największych gwiazd polskiej humanistyki. Tymczasem w zbiorze Słońce, możliwość, radość mamy do czynienia z Markowskim zupełnie innym – intymnym, wesołym, ciekawskim – takim, który na moment zszedł z katedry i pozwolił sobie na chwilę wolnomyślicielstwa wyzutą z narzucanych przez naukową poprawność ram. I choćby była to
30
tylko świadoma kreacja (a zapewne jest), stworzona tylko po to, by podroczyć się z krytyką i spróbować pobawić się z nią w kotka i myszkę (przypominam o wymownym obrazie na okładce), ta książka jest tak pociągająca, że pogonił bym za nią z rozkoszą nawet z pełną świadomością tego, że na końcu drogi Markowski ucieknie pokazując mi język, a ja zostanę na manowcach bezradnie rozkładając ręce. Paweł Bernacki
Żart nie zabija w całości O istnieniu zespołu Killing Joke dowiedziałem się po raz pierwszy w trakcie oglądania Roku diabła Petra Zelenki. Jeremy Coleman, wokalista wspomnianej kapeli, zagrał w komedii Czecha samego siebie: ekscentrycznego artystę o szerokich zainteresowaniach i ogromnej pasji. Film Zelenki ożywił moje zainteresowanie Killing Joke na tyle, że wysłuchałem ich płyty Absolute Dissent, której premiera odbyła się na początku listopada. Postpunkowy Killing Joke powstał w Wielkiej Brytanii ok. 1978 r. i funkcjonuje z przerwami do chwili obecnej. Zespół początkowo tworzyli Jeremy „Jaz” Coleman na wokalu i klawiszach, gitarzysta Kevin „Geordie” Walker, basista Martin „Youth” Glover i Paul „Big” Ferguson na perkusji, ale rozpad początkowe-
go składu nastąpił bardzo szybko. Jednakże formacja wróciła do swojego pierwotnego kształtu w 2007 r., choć w niefortunnych okolicznościach, bo niedługo po śmierci Paula Ravena, wieloletniego basisty Killing Joke. Cała czwórka spotkała się na jego pogrzebie, co było dla nich bodźcem, by połączyć siły i nagrać wspólną płytę. W ten sposób zrodził się album Absolute Dissent (pierwotny tytuł to Feast Of Fools). Dwanaście utworów jest efektem muzycznych poszukiwań zespołu trwających już od ponad trzydziestu lat. Znajdziemy w nich zatem elementy punka, industrialu, rocka gotyckiego i wielu innych gatunków. Kawałki są naładowane emocjonalnie i brzmią mniej surowo niż materiał z ostatniego Hosannas From The Basements Of Hell z 2006
roku czy tytułowego Killing Joke z 2003. Nie oznacza to jednak, że Absolute Dissent jest niedopracowane technicznie, bo inny zespół z tak długim stażem nie powstydziłby się formy muzyków z Killing Joke. Powiedziałbym jednak, że Colemanowi i spółce tym razem zabrakło trochę polotu. Wokal Colemana jest na wysokim poziomie i w momentach, kiedy Jaz śpiewa czysto, robi to z taką żarliwością, jaką słyszymy np. w ścieżce-hymnie In Excelsis. Z kolei na The Great Cull oraz This World Hell znajdziemy dużo mięsistych riffów, co jest zasługą Geordie. Tempo całego krążka zwalniają nostalgiczne The Raven King oraz Ghosts Of Landbroke Grove. Singiel European Super State jest najbardziej naładowanym elektroniką kawałkiem na płycie i posiada całkiem chwytliwy refren. Podsumowując, Absolute Dissent trwa w sumie ponad godzinę i jest to nieco za długo, biorąc pod uwagę, że nie wszystkie utwory zapadają łatwo w pamięć. Na tym albumie znajduje się kilka świeżych kawałków, ale reszta jest raczej wtórna, więc krążek nie zapowiada żadnego przełomu ani gwałtownego zwrotu w twórczości Killing Joke. Mimo wszystko, Absolute Dissent może zaciekawić fanów zimnofalowych brzmień lub punkowych klimatów. Marcin Rybicki
31
Zaplątani Disney zrobił kre-
wejścia w dorosłość… Sam scena-
innych obrzydliwców? Pamiętacie.
skówkę. Nie za-
riusz to coś w stylu Shreka napisa-
Z Zaplątanych zapamiętacie co naj-
wiódł. Myślę, że
nego dla dziewczynek. Język jest
wyżej konia Maximusa i inne postaci
po tych słowach większość osób już
młodzieżowy jak nigdy, a humor
komediowe. A gdzie dreszcz?
wie, czy chce ten film zobaczyć. Wi-
polega w dużej mierze na robieniu
Mówisz: nowy Disney, myślisz:
dząc główną bohaterkę – Roszpunkę
głupich min. Bywa naprawdę zabaw-
piosenki. Tutaj też bywało lepiej. Ani
– dziewczynę wyposażoną w stume-
nie – jako komedia Zaplątani to duży
tekściarze nie mają wiele do powie-
trowe włosy, zabawnego kameleona
sukces. Gorzej z akcją dramatyczną,
dzenia, ani kompozytorzy nie wymy-
i patelnię, od razu poznajecie cha-
która nie została potraktowana zbyt
ślili zbyt ciekawych melodii. Wyjąt-
rakter całego filmu. Jest baśniowy,
kreatywnie. Niby dostaliśmy pierw-
kiem – jeden utwór o marzeniach,
dziecinny i absurdalny, jest dużo hu-
szą klasyczną baśń Disneya animo-
który niewątpliwie wywołuje uśmiech
moru i uroczych zwierzaczków. A pa-
waną w 3D, a i tak można odnieść
na twarzy. Jednak to nie dźwięk jest
telnia? Patelnia, w filmie służąca za
najważniejszą zaletą Zaplątanych,
morderczy oręż, to disneyowska kon-
a obraz. Przez większość czasu film
wencja. Ustanowili ją jeszcze przed
jest naprawdę śliczny! Mimo pewnych
wojną i się jej trzymają. Inni, jak Pi-
„plastikowych” naleciałości, typowych
xar, dawno poszli dalej, ale najstar-
dla animacji 3D, przez większość cza-
szy tytan animacji ciągle powraca do
su stylizacja na klasyczną disneyow-
swoich niepoprawnie romantycznych
ską kreskę wypada pięknie. Wieża
musicali z pięknolicym złodziejem,
stojąca wśród gór i lasów wygląda na
śliczną księżniczką i wredną matro-
stopklatce zupełnie jak namalowana
ną. Niczym wspomniana patelnia,
akwarelami.
nie jest to rozwiązanie subtelne ani
Reżyseria i montaż są dosko-
oryginalne, ale… skuteczne. Wyszło
nałe. Gdy tylko postaci nie gadają
dziełko niezwykle urocze, choć jeśli
drętwo, a biorą się do akcji, film ma
przywykliście do kina dojrzalszego,
w sobie zadziorność, energię i entu-
patos może być momentami trudny
wrażenie, że bohaterowie negatywni
zjazm. Jednak zdarza się to jedynie
do zniesienia.
zostali wycięci z tektury. Widząc nie-
w co drugiej scenie. Ta gorsza poło-
Roszpunka to oczywiście baśń
poradną i bezbarwną Gertrudę, czuje
wa filmu to romans, zbyt ckliwy i na-
braci Grimm. Bohaterka zostaje
się nie tyle ekscytację, co litość. Film
iwny. To nieco zaniża ocenę Zapląta-
zamknięta w wieży przez złą Ger-
jest przerażająco wręcz „bezpieczny”,
nych. Tak czy siak, film oferuje sporo
trudę, bo jej magiczne włosy mają
a jeśli dodać do tego, że przegadany
rozrywki dla każdej grupy wiekowej.
moc przywracania młodości. Ada-
– okazuje się, że cierpi na dokład-
Złote czasy Disneya może nie powró-
ptacja nie czerpie z oryginału tak
nie tę samą chorobę, co większość
ciły (jeszcze?); ale, hej, mamy XXI
wiele, jak by się chciało, ale nadal
obecnych hollywoodzkich produk-
wiek. Trzeba brać, co jest.
mamy sporo materiału do freudow-
cji. Otóż robi z widowni dzieciarnię.
skich analiz: nadopiekuńcza matka,
Wiadomo, że to bajka, ale pamięta-
dziewczęce fantazje, lęki dotyczące
cie Diabolinę? Frolla? Jafara? Tuzin
32
Paweł Mizgalewicz
Profesjonalne amatorstwo Mówi się, że każdy człowiek jest wy-
ją, że życie to jedno, wielkie przed-
ki temu opowieść
jątkowy i ma różne potrzeby, jednak,
stawienie, w którym każdy człowiek
o człowieku pozo-
żyjąc w społeczeństwie, zamienia
jest aktorem i tylko za kulisami
stawionym samemu
się w element tworzący grupę. Za-
może pozwolić sobie na zdjęcie ma-
sobie staje się prawdziwsza i jesz-
nika jego indywidualność, staje się
ski i zadanie sobie pytania kim na-
cze bardziej wyrazista. Samotność
bezbarwny, podąża za innymi, zapo-
prawdę jest i co czuje.
jednostki w tłumie, jej bezsilność
minając często, że ma prawo do wła-
Drugi akt oparty jest na frag-
i próbę ucieczki świetnie zobrazo-
snego zdania. Każdego dnia zakłada
mentach książki Klaudiusza Kusia pt.
wano nie tylko w monologach, ale
maskę, która zasłania jego prawdzi-
Ludzie. Tu spotykamy się już z kon-
także w przepełnionych emocjami
we uczucia i zamienia go w postać,
kretnymi problemami społecznymi,
układach tanecznych, które dosko-
jakich wiele – bezwładną wobec
które dzieją się tuż obok, a których
nale wpisują się w całość i ożywiają
naporu. O tym właśnie m.in. jest najnowsza, dwuaktowa sztuka Katarzyny Janiszewskiej pt. reAktancja. Na początku pierwszego aktu widzimy grupę aktorów w maskach, każdy z nich jest częścią chóru, który podąża za najsilniejszym głosem. Coraz głośniej powtarza frazesy, które zamieniają się w bełkot. W końcu wszyscy milkną. Wyłania się postać, która staje samotnie na scenie, mogąc w końcu odsłonić twarz i opowiedzieć historię, o tym, jak próbowała fot. Bartłomiej Babicz
stawić opór temu, co narzuciło jej otoczenie, sprzeciwić się zakazom, nakazom, stanąć do chociażby słownej walki o swobodę dokonywania wyborów i wolność jednostki, bo właśnie tym, w ujęciu psychologicznym, jest reaktancja. Każda historia jest o czymś innym. Jeden z monodramatów mówi o dziewczynie, która na wszystko reaguje uśmiechem, chociaż w głębi duszy wcale nie jest jej do śmiechu, kolejny o chorobach, jeszcze inny o karierze. Łączy je jedno: pokazu-
tak często nie dostrzegamy. Na sce-
przedstawienie. Jedynym minusem
nie widać prawdziwą bombę uczu-
był motyw muzyczny z filmu Requ-
ciową, mieszankę zwątpienia, szału,
iem dla snu, który w świecie sztuki,
strachu, żądzy mordu i chęci umiera-
został już „zużyty”.
nia. Chociaż ta część nie trwa dłużej
reAktancja powoduje, że nie
niż pół godziny, to w zupełności wy-
dziwi już, że „sztuka amatorska”
starczy, aby wzbudzić niepokój.
zaczyna być jednoznaczna z pasją
W reAktancji brak niepotrzeb-
i energią, które można było poczuć
nego przepychu i patosu: proste
w każdym momencie trwania spek-
stroje, nieliczne rekwizyty w posta-
taklu.
ci papierosów i pluszowego misia – to w zupełności wystarcza. Dzię-
33
Urszula Burek
W
Z ironicznym uśmiechem w tle
latach 40. XX wieku Kazimierz Wyka, jeden z ważniejszych polskich głosów krytycznoliterackich czekał na wielką powieść realistyczną, w której autor podjął by wyzwanie i stanął „twarzą w twarz” z problemem powojennej traumy i odradzającej się z apokalipsy rzeczywistości. Powstało wiele tekstów, podejmujących problem doświadczeń II Wojny Światowej, żaden jednak nie spełnił oczekiwań krytyka. Przeskok w przód o 50 lat – przełomowy rok ‘89; upadek komunizmu, triumf demokracji, wolność, niepodległość, zmiany w rzeczywistości, które dotykają każdego – od literatury ponownie oczekiwano realistycznej reinterpretacji zmieniającego się świata. O oczekiwaniach na „wielką powieść realistyczną” wspominało wielu, przykładowo wymienić można choćby Piotra Śliwińskiego, który w Świecie na brudno opisuje w początkowych rozdziałach (bo całość dotyczy głównie poezji) sytuację prozy w początkowych latach ostatniej dekady XX wieku. Podobne relacje z dyskusji krytycznoliterackich znaleźć można w Apetycie na przemianę. Notatkach o prozie współczesnej Jerzego Jarzębskiego. Oczekiwania wobec autorów, potrzeba „wielkiego, realistycznego” zapisu rzeczywistości zderzała się z odmiennym rodzajem twórczości. Otóż współczesna polska proza często, w sposobie opisu świata i rzeczywistości, posługiwała się (i nadal się posługuje) ironią. Język mówienia o teraźniejszości charakteryzuje się kpiną i prześmiewczością. Do sarkazmu i karykaturalności obrazu świata przedstawionego oraz bohaterów odbiorcy literatury przywykli chyba do tego stopnia, że poważne opisy współczesnej Polski często oskarżane są o patos. Nie nad słusznością tych oskarżeń chciałabym się jednak zastanowić, a nad przejawami i przykładami dyskursu ironicznego. Jakie są przyczyny społeczno–psychologiczne tego zjawiska? Być może wynika to z dystansu do rzeczywistości, braku wiary czy polskiego, stereotypowego (mam nadzieję) czarnowidztwa albo z rozczarowania związanego z wymarzoną, głównie przez pokolenie rodziców, „wolnością”. Być może jest to efekt poczucia bezcelowości, lub skutek widzenia „więcej”, dostrzegania różnych odcieni szarości, a może właśnie różnych kolorów splatających się w to, co zwykliśmy nazywać rzeczywistością.
34
Psychologiczno-społecznych przyczyn pojawiania się języka ironii w dyskursie o współczesności wymieniać można wiele i, zapewne, każda będzie tak samo słuszna jak i błędna. Niezależnie od tej mnogości, wprowadzającej poczucie niepewności, stwierdzić można chyba jedno: polska literatura traktująca o współczesnej rzeczywistości to „krzywe zwierciadło” przechadzające się po gościńcu. Co i gdzie „odbiło” to krzywe, polskie lustro? Książką, której autor operuje ironią, sarkazmem w sposób niemal perfekcyjny jest skromna, ale i niezwykle barwna pozycja wydana przez Lampę i Iskrę Bożą. Juliusz Strachota, autor Zakładów nowego człowieka jest młodym prozaikiem, który do chwili wydania tej pozycji koncentrował się głównie na krótkich formach. Pierwsza w jego dorobku powieść okazała się interesującym, dobrze przemyślanym tekstem, w którym dominuje wartka fabuła, niemal sensacyjnie zaplanowane zwroty akcji, intrygi i absurd, który wpleciony jest w prawie każdy wątek. Główny bohater, „całkiem zwyczajny okularnik” ma jedną, niecodzienna cechę – gdy się zdenerwuje, zaczyna w niekontrolowany sposób latać. Całkiem zwyczajny, latający bohater nabył swe tajemnicze właściwości w wyniku napromieniowania po wybuchu w Czarnobylu. Jego problemy z „niekontrolowanymi wybuchami lotu” to jedynie preludium do skomplikowanej sieci powiązań, międzynarodowych spisków i afer szpiegowskich, w których centrum stoi oczywiście on. Klasycznie skomponowana książka, klasycznie ukazana, z perspektywy studenta, współczesna Polska to pierwsza warstwa Zakładów nowego człowieka. „Klasyczność”, pewien tradycjonalizm dostrzegalny na płaszczyźnie konstrukcji, ale także fabuły skontrastowany jest z absurdalną właściwością latania, nad którą bohater nie panuje, z nieudolnymi działaniami sił specjalnych, z niepowodzeniami miłosnymi „superokularnika”. Ostry, karykaturalny obraz powstaje z napięć pomiędzy tradycjami mieszającymi się w tym tekście. Z jednej strony polska rzeczywistość lat „pomilenijnych”, z drugiej wyeksploatowane motywy znane z filmów o amerykańskich superbohaterach. W prozie Strachoty nowość miesza się z tradycją, klasyczne, wyeksploatowane rozwiązania z groteskowymi zwrotami akcji. Swobodne żaglowanie estetykami, przeplatanie opisów codzienności z fragmentami, w których akcja wymyka się prawom logiki sprawiają, że całość ma
z dość prześmiewczy charakter, jest karykaturą na współczesną mentalność. Sarkazm uderza głównie w popkulturę – nie brak tu bowiem elementów znanych z komedii romantycznych czy filmów akcji. Książka ta jest więc wyśmianiem amerykanizacji (a może lepiej mackdonalizacji) współczesności, która chcąc być „światową”, staje się zaściankową. Inne rozwiązania zastosował w swoim cyklu Andrzej Pilipiuk. Stworzona przez niego postać Jakuba Wędrowycza, bimbrownika i egzorcysty jest już chyba legendarna. Autor znany ze swoich dość kontrowersyjnych i krytycznych w stosunku do polskiej rzeczywistości poglądów w kolejnych odsłonach perypetii Jakuba bezlitosnie „wbija szpilę” w najczulsze punkty „polskości”. Jaki jest Jakub? Stary i brzydki, wiecznie pijany, karykatura człowieka, dodatkowo ma ogromne „zasoby” polskiego sprytu z dodatkiem szczęścia, a właściwie farta. Jego biografia to seria absurdów, które po dłuższej refleksji okazują się nie tak dalekie od rzeczywistości. Po słowach „Jakub jest” następuje bowiem długa lista, wyjaskrawionych piórem autora, wad i przywar, które czasami przypisywane bywają Polakom. Lektura sześciu tomów Pilipiuka, zbiorów opowiadań czy krótkich powieści o przygodach Jakuba Wędrowycza daje karykaturalny obraz polskiej wsi. Co jednak ciekawe, autor w swoich tekstach wyśmiewa nie głównego bohatera, ale całą otaczającą go rzeczywistość. Jego wady, takie jak tendencja do alkoholizmu czy kłusownictwa są punktem wyjścia do ciętych refleksji nad polskością. Krytyce, wykrzywieniu podlegają chyba wszystkie obszary życia: remonty i renowacje małych wsi, bo z atrakcji turystycznej „pierwsza klasa” (bliżej nie określeni urzędnicy) zrobili prowincjonalną dziurę (Homo bimbrownikus), lecznictwo, które szwankuje, bo zamiast rury i zapalniczki do leczenia gazów u pacjentów stosuje się skomplikowane operacje (Zagadka Kuby Rozpruwacza), kościół katolicki, zwracający się do Jakuba egzorcysty z prośbą o wykład z tej specjalności (Wieszać każdy może). To tylko nieliczne obszary i nieliczne przykłady krytyki i wyśmiewania współczesności przez Pilipiuka. Przerysowane, kipiące kpiną i absurdem zarysowanych sytuacji historie bawią do łez. Gorzej jednak, gdy okazuje się, że pozostające dotąd literacką kreacją historie, inspirowane są nagłówkami codziennych gazet. Inaczej do rzeczywistości odwołuje się Dorota Masłowska w głośnej powieści Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną. Proza autorki budzi skrajne uczucia – niezależnie jednak od nich, trzeba Masłowskiej przyznać jedno – znakomicie pokrzywiła „zwierciadło języka współczesnego” przez co uzyskała niecodzienny efekt. Do książki przylgnęła etykietka powieści dresiarskiej, zamknięcie jej jednak w takim stereotypie byłoby dla niej krzywdzące.
Nie jest to bowiem książka o „dresach”, a o języku, który, ze względu na to, że myślimy słowami, jest to odzwierciedleniem ludzkiej mentalności. Bohaterowie są lub nie są członkami danej subkultury, nie jest chyba tak istotne, w jaki schemat „wkłada” ich odbiorca tekstu Masłowskiej, ponieważ postrzegać ich można jak specyficzne przykłady wielokulturowości, w której nieświadomie często funkcjonujemy. Jaki jest więc język tej książki? Najbardziej jaskrawą cechą jest obecność kilku poziomów języka w wypowiedzi jednej postaci: od poprawnej polszczyzny po rażące błędy. W jednym zdaniu pojawić może się więc kilka stylów: elokwentne „również” czy „aczkolwiek” sąsiaduje z „kurwa” i „czarne równie jak węgiel”. Absurd przejawia się tu nie tylko w fabule, ale właśnie na poziomie konstrukcji składniowych i sposobie wyrażania się bohaterów. Zamroczony narkotykami Silny i rozgrywające się wokół niego wydarzenia idealnie łączą się z rwanym, hasłowym i eklektycznym sposobem prowadzenia narracji. Groteskowy obraz stworzony jest na każdym „poziomie” powieści: świata przedstawionego, narkotyczno–onirycznej fabuły i języka bohaterów, który uznać można za reprezentację mentalności „wojaków”. Szkic ten byłby pusty, bez ostatniego, wyrafinowanego typu ironii w literaturze – sarkazmu charakterystycznego dla komentarzy intelektualisty. Powszechnie uważa się inteligenta za wymarły gatunek, ale ostatnia publikacja, która ukazała się w poznańskim wydawnictwie Grzebalskiego udowadnia, że inteligent ma się dobrze i nadal potrafi namieszać w dyskusji o rzeczywistości. Książka Walce szybkie, walce wolne Adama Poprawy jest zbiorem krótkich „zapisków” inspirowanych najczęściej sytuacją, w jakiej znalazł się autor. Podmiot tych zabawnych i trafnych wypowiedzi przygląda się rzeczywistości z dużym dystansem, przeczesuje codzienne zdarzenia, by wyłowić cenne, bo absurdalne fragmenty, lub sam swoim komentarzem tak nagina rzeczywistość, by nadać jej ironiczny charakter. Prozatorskie zapiski Adama Poprawy są z jednej strony zabawą z językiem, stylem współczesnej polszczyzny, z drugiej igraniem z perspektywami obserwacji, filtrami, przez które „przepuścić” można zdarzenia rozegrane w otoczeniu. Inspirację Poprawa znajduje wszędzie i wszystko może stać się obiektem autorskiego komentarza, który często uderza w ogólnie przyjęte „świętości”. Nie w wartości, ale np. w wyolbrzymione przez społeczeństwo obiekty kultu, jak np. gazetowe obrazy papieża: „Izia po sobotnich zakupach, że pierwsze strony można było jak najbardziej przewidzieć. – Im gorsza gazeta, tym większy papież” (Proporcje). Podobnie w zabawny i błyskotliwy spo-
35
sób komentuje sprawę księdza Stanisława Obirka: „W środę, dzień później, znaleźliśmy wywiad z Obirkiem, w tym samym lichym przekładzie, na stronach «Frondy» i «Opoki, stronach www. Uhuhuhu. «Opoka» dołącza krótki poradnik delatora, z adresami czekającymi na oburzenie: prowincjał zakonu, sekretariat episkopatu, kuria mać. Gdzie indziej nic, widać reszta nabrała wody święconej w usta.” (Opukać taką opokę). Zabawy frazeologizmami, pojęciami, rymem, brzmieniem słów są znaczącym sposobem prezentowania świata widzianego oczami inteligenta. Absurdy, przejawy głupoty czy tendencyjności myślenia, które dostrzega w świecie, oddaje nie tylko na poziomie opisu, ale właśnie poprzez zabiegi językowe, niemal poetyckie igranie ze składnią, frazami, brzmieniem, które obecne są w tej książce. Jaka więc jest współczesna literatura ironiczna? „Krzywe zwierciadło” literatury ustawiane jest przez literatów tak, by wyostrzyć najciekawsze – absurdalne i często „zmiatane pod dywan” elementy codzienności. Podob-
ne zabiegi spotkamy w prozie Jerzego Pilcha, Andrzeja Stasiuka czy Michała Witkowskiego. Taki, postgombrowiczowski, może potrzebny dzisiaj dyskurs jest, wydaje mi się, niezwykle ważnym sposobem mówienia o „dziś”. Karykaturalny obraz polskości, naszych wartości, przywiązania do błahostek, pomijania czy przemilczania spraw istotnych w dyskursie publicznym, nietolerancja, stereotypowość spojrzenia obecna nie tylko w przywołanych tekstach oprócz oczywistego bawienia, skłania jednak do refleksji nad rzeczywistością, pokazuje bowiem nasze polskie, uogólnione „ja”, którego nie chcielibyśmy raczej widzieć. Joanna Winsyk
Grzebu-grzebu (I) – Antyepopeja PRLu
S
ą książki z góry skazane na zapomnienie. Ukazują się w mało znanych i jeszcze mniej znaczących wydawnictwach, ich autorami są pisarze równie anonimowi, jak oficyny, które zgodziły się ich wydrukować, a ich nakłady są, delikatnie mówiąc, śladowe. Ergo kilka egzemplarzy trafia do znajomych twórcy, parę do bibliotek, a reszta zalega w magazynach, czekając na zbłąkanego czytelnika, który zdarza się zdecydowanie zbyt rzadko. Stąd pomysł na niniejszy cykl – „Grzebu-grzebu”, bo będzie mówił o książkach dosłownie odgrzebanych po to, by oddać im cząstkę tego, na co w mojej opinii zasłużyły. A wiele z nich jest wartych znacznie więcej, niż krótkiego eseistycznego omówienia. Do dzieła więc, z nadzieją, że ktoś zauważy położoną tu końcówkę nitki i pociągnie ją dalej. O pierwszej książce, którą się zajmę, słyszałem już na długo przed jej przeczytaniem. Głównie plotki, że dok-
36
tor Olędzki, z którym na drugim roku studiów miałem zajęcia z teorii literatury, napisał i wydał coś artystycznego. Z czasem informacje krystalizowały się. Okazało się, że jest to powieść i nosi tytuł Futbolistka. Szukałem jej po księgarniach i bibliotekach, ale po kilku niepowodzeniach zrezygnowałem, wsadzając historię o książce Olędzkiego w krąg studenckich mitów. Aż nagle, po dobrym roku, na jednym ze spotkań Wrocławskiego Forum Młodych Twórców przypomniał mi o niej Marcin Urban. Nie pamiętam już, o czym toczyła się rozmowa. Jej treść rozmyła się zupełnie w mojej głowie po pytaniu wspominanego Marcina: A wiesz, że Olędzki napisał rewelacyjną książkę? Do końca spotkania myślałem już nie o wierszach omawianej autorki czy autora, ale właśnie o Futbolistce. Wtedy zdecydowałem, że mieć ją po prostu muszę. Jedynym zaś źródłem zdawał mi się wtedy sam autor, którego, jak już wspomniałem, znałem z zajęć na
uczelni. Przełamałem więc opory, poszedłem, zapytałem i ku mojej radości pożyczyłem książkę bez problemu. Kolejnego dnia miałem ją już przeczytaną… I cóż – okazało się, że Futbolistka Olędzkiego nie jest , jak pierwotnie i naiwnie myślałem, historią o kobiecie, która próbuje zrobić karierę w męskim świecie piłki nożnej. O nie. Powieść jest całkiem inna i dużo poważniejsza. Książka to trwający około roku wycinek z życia Jakubików – patologicznej rodziny, zamieszkującej w jednej z zapuszczonych kamienic, jakich było mnóstwo we Wrocławiu w połowie lat 70-tych. Wtedy też toczy się akcja książki. Choć Agata, Włodek i ich syn Romek to centralne postaci Futbolistki, Olędzki portretuje także ich środowisko – obskurną kamienicę, ciekawskich i w większości fałszywych sąsiadów, rozpitych kolegów z pracy i szkoły, a w konsekwencji cały brudny, czarny i pijacki Wrocław epoki PRL. Z tymi realiami doskonale współgra obrazowanie książki na wskroś naturalistyczne. Miejscami czułem się, jak podczas lektury Germinalu Emila Zoli – zapici robotnicy, wszechogarniająca bieda, dzieci szwędające się po obskurnych ulicach bez celu i jakichkolwiek perspektyw na przyszłość. A wszystko to opisane dosadnie i bez owijania w bawełnę, miejscami wręcz wulgarnie. Zwroty w rodzaju „srać”, „rzygać”, „kurwa” nie powinny nikogo dziwić. Nie one wywołują jednak największe poruszenie. Najbardziej uderzają sceny z zapitymi, tonącymi we własnych wymiocinach pijakami i pijaczkami, dzikie, zwierzęce wręcz walki o miejsce w kolejce do sklepu mięsnego, by dostać chociaż ochłap sprzedawanego tam, drogocennego towaru albo leżące bez życia na strychu, odurzone klejem dzieci… Zawadzki z opowiadania Odlatujemy w niebo Marka Hłaski powiedział, komentując rzeczywistość PRLu: „Gdyby nie to, że wiem jak było przedtem, pomyślałbym, że znalazłem się w piekle. Nie wierzę w inne piekło, ale jeśli nawet jest coś takiego, to te flaszki, ci faceci pod płotem, te kolejki po mięso, dziewczyny w hotelach – to jest gorszym piekłem”. Takim infernum komuny i PRLu jest świat książki Olędzkiego. Do tego piekła wkracza osoba z zewnątrz – student, co byłoby kolejnym paralelizmem z powieścią Zoli. Co jednak szczególnie interesujące, autor Futbolistki nie tylko wprowadza do niej naturalistyczne obrazowanie, ale w kilku ważnych scenach swojej powieści świadomie je przebija, dochodząc gdzieś do czarnej groteski. Za taką bowiem uznaję momenty, gdy chcący oduczyć syna picia i palenia Włodek siada vis a vis potomka i pochłania z nim kolejne szklanki bimbru przerywane papierosami, dopóki ten nie „pęknie” i nie zacznie wymiotować. Gdy to następuje, sam Włodek – nie wy-
trzymując tego widoku – z obrzydzeniem opróżnia żołądek prosto na głowę syna Romka… A wszystko to opisane dokładnie i bez litości, aż czuć odór unoszący się znad kartek. I choć jestem raczej odporny na mocne obrazowanie, z trudem przechodziłem przez kolejne wyrazy. Fragment ten jest warty zapamiętania także z innego powodu, ale o tym troszkę później… Wróćmy do przełamywania naturalizmu. Olędzki bawi się tą konwencją, eksperymentuje z nią. Niemal sprawdza, do jakiego poziomu obrzydliwości może się posunąć, by wydawał się on jeszcze wiarygodny. Czasem dochodzi do tego, że książęta naszych zmysłów odrzucają tamten świat i wybierają dumne wygnanie, nie chcą taplać się w tym brudzie, próbują wyprzeć go ze świadomości, a mimo to gdzieś w środku migocze mała lampka, każąca pamiętać, że taki świat mógł kiedyś istnieć, że to mogło być naprawdę. I ta świadomość jest szalenie przykra. I w tym właśnie brudnym, zapitym świecie pojawia się futbol – zbliża się mundial. Piłkarskie święto, na które czeka Włodek. Gdy jednak nadchodzi dzień otwarcia mistrzostw, okazuje się, że dla Jakubika są one tylko pretekstem do opuszczania pracy i wiecznego upijania się w domu. Cały ciężar utrzymania domu spada na Agatę. Ta zaś przypadkiem dostrzeżona przez trenera lokalnego klubu piłkarskiego rozpoczyna karierę futbolistki. I dopiero w tym momencie uwidacznia się prawdziwe znaczenie piłki nożnej w tej książce. Agata musi utrzymać dom, wchodzi w męski świat, pełen brutalności i rywalizacji, ale jednocześnie świat, który jest dla niej odskocznią od przykrego życia u boku zdegenerowanego męża. Miejscem, gdzie się wybija, staje się gwiazdą i nieważne, że chodzi tylko o liderkę podrzędnego, żeńskiego klubu piłkarskiego. Niezwykle ważna jest tu jedna z wielkich scen Futbolistki, moment gdy Agata toczy piłkarski pojedynek z mężem i wygrywa bez żadnych wątpliwości. Jak na początku książki Włodek przegrał konfrontacje z synem, którego chciał oduczyć picia, tak na jej końcu ponosi druzgocącą klęskę w starciu z żoną. Ten, który miał być głową rodziny i jej oparciem staje się jej najsłabszym ogniwem i to właśnie on przegrywa. On jest uwiązanym u szyi kamieniem, która ciągnie Jakubików na dno. Zwycięstwo Agaty, to symboliczne odcięcie tego ciężaru. Futbol unoszący się gdzieś nad tą powieścią to także jej świat naddany – niezwykle ważny element, który sprawia, że możemy czytać ją, jak epopeję, a raczej antyepopeję. Przypomnijmy – klasyczny epos musiał mieć trzy konstytuujące go elementy: opowiadać o czynach wielkich herosów, toczyć się w ważnych dla danej grupy czasach oraz posiadać świat naddany. Rzecz jasna,
37
charakterystycznych cech epos posiada znacznie więcej, te są jednak absolutnie podstawowe i konieczne, by w ogóle o nim mówić. Czy można się ich doszukać w książce Olędzkiego? Owszem, choć wszystkie one są zupełnie odwrócone. Oto bohaterowie to nie potężni wojowie kładący tabuny wrogów, ani piękne heroiny, będące przyczyną wojen i haniebnych klęsk tudzież wspaniałych zwycięstw. Zamiast nich mamy drobnomieszczańskich degeneratów, którzy dokonują cudów, jeśli chodzi o ilości spożywanego, a następnie zwracanego alkoholu, a hordy przeciwników kładą podczas starć o lepsze miejsce w kolejce. Wszystko do dzieje się w ważnych dla narodu czasach – zbliża się mundial, po którym bohaterowie Futbolistki wiele sobie obiecują. Awansuje on niemal do miana święta państwowego. Bardzo ważkim okresem jest także sam PRL – jedna z mniej chlubnych, ale koniecznych do pamiętania kart historii Polski. No i wspomniany już świat naddany – futbol, który wisi nad całą tą powieścią. Postaci z książki wyczekują go, gdy się pojawia zmienia ich życie, w pewnym sensie je warunkuje. To przez niego Włodek przestał chodzić do pracy, to w nim Agata odnalazła swoją ucieczkę i szansę na zabłyśnięcie i to w końcu na piłkarskim boisku dokonało się ostateczne wyzwolenie i obnażenie słabości Jakubika i równolegle objawienie siły jego żony. Czytam więc Futbolistkę jako epopeję, ale skrzywioną, taką która pokazuje nie wielkość minionych czasów, ale ich upadek i zdeprawowanie. Czas akcji powieści to nie złoty wiek, ale wiek ołowiany, zniszczony i brudny, bez nadziei. Ta książka to swoista antyepopeja PRLu.
38
Podobnie jak epopeiczność tej powieści, skrzywiony jest jej język. W tym zaś wydarza się bardzo wiele. Dialekt, jakim posługują się bohaterowie to nawet nie styl potoczny, coś dużo pod nim – specyficzna gwara wygenerowana przez zdegenerowane środowisko. Odznacza się wyjątkowo ubogim słownictwem, niemal zupełnym brakiem reguł fleksyjnych czy składniowych, używaniem wyrazów dziś tak rzadkich, że wręcz niezrozumiałych i ogromnym nagromadzeniem wulgaryzmów. Kojarzyło mi się to z pierwotną mową pierwszych ludzi, nastawionych głównie na przeżycie, zaspokajanie własnych prymitywnych i płytkich potrzeb. Przerażające. Z tego okropnego świata jest jednak ucieczka. Dzięki futbolowi bliska wyrwania jest Agata, a naprawdę uciec udaje się studentowi. Tutaj dostrzegam kolejne powinowactwo z Germinalem. Niczym Stefan przybył on do obcego dla siebie świata, świata wypaczonego i prymitywnego. Obserwował go z boku. Na końcu książki zaś odchodzi. Nim jednak zupełnie opuści krainę zła, dostrzega mały trawniczek, na którym kiedyś może wyrosnąć trawa, tak jak pojawi się ona na ruinach kopalni w powieści Zoli. Na miejsce szarości i brudu przyjdzie zieleń, kolor nadziei. I kto wie, może kiedyś na tej trawie ktoś rozpocznie taneczny krąg i będzie święcił dary powietrza ognia i wody i ziemi. ‘Germinal’ znaczy ziarno. Z ziarna wyrasta roślina. Olędzki zdaje się to dostrzegać. Nawet na tak brudnej i zniszczonej ziemi może coś wyrosnąć. Oby wyrosło. Paweł Bernacki
Wake up and smell the coffee
W
ake up and smell the coffee to
gramu o zasięgu krajowym. Tak powstał The Today Show,
tytuł monodramu Erica Bogosi-
którego olbrzymi sukces spowodował wysyp tego typu
ana. Teatr im. Stefana Jaracza
widowisk na całym świecie. Ich produkcja polega na eks-
w Łodzi do tej pory wystawia go
trapolacji prostego szablonu na specyfikę danego kraju:
w bajecznym wykonaniu Bronisława Wrocławskiego. Ty-
mentalności, obyczajowości oraz sfery tabloidalnej. Znacz-
tuł został przetłumaczony jako Obudź się i poczuj smak
na większość krajów na świecie posiada takie kanały (nie-
kawy, co brzmi nęcąco i przykuwa uwagę, nie mniej za-
rzadko kilkanaście). Wydaje się tylko kwestią czasu, kiedy
traca pierwotną dwuznaczność zawartego w nim idioma-
Watykan uruchomi własną Jutrznia TV.
tyzmu. Otóż zwrot ten odnosi się do sytuacji, w której John
Zakorzenienie programu w historii mediów sprawia, iż
Doe nie poświęca dość uwagi otaczającym go zdarzeniom
widzowie nie mają do czynienia z czymś nieznanym i gra-
i nie zdaje sobie sprawy z tego, co się tak naprawdę dzie-
nicznym, jak przykładowo Big Brother, więc proces oswa-
je. Jeśli martwi nas ten fakt, a chcielibyśmy go ostrzec
jania przebiega sprawniej i szybciej. Istnienie telewizji
i pobudzić do myślenia, powinniśmy wykrzyczeć mu do
śniadaniowej nie podlega społecznej negocjacji, gdyż nie
ucha: „Wake up and smell the coffee!” W polszczyźnie
narusza tabu ani nie wywołuje skandali. Nie napotkamy
brzmiałoby to pewnie: „obudź się!”, „przejrzyj na oczy!”
na wystąpienia intelektualistów przeciwko niej, ponieważ
lub „zobacz, co się święci!”. Gdybyśmy chcieli ostrzec sa-
medioznawca czy socjolog chętniej skomentuje polską
mych siebie, solilokwia pełne byłyby określeń, gdzie coś
wersję My Super Sweet 16. Zachowawcza, nie wzbudza-
zgrzyta, nie gra, jest nie-halo i śmierdzi. Trzej „mistrzowie
jąca kontrowersji forma powoduje, iż ulegamy złudzeniu
podejrzliwości” – Marks, Nietzsche i Freud, uradowaliby
normalizacji: przyzwyczajamy się, więc jednocześnie prze-
się na fakt umieszczenia tego idiomu na napisówkach
stajemy z tym dyskutować.
1
swoich grobów. Słowa te apelowałyby do cmentarnianych
Breakfast TV ma przyciągnąć możliwie najszersze
gości tym samym sensem, co afisz reklamujący spektakl
grono widzów, więc jest kontaminacją rożnych medial-
Wrocławskiego, gdzie to właśnie „Obudź się...” jest typo-
nych form (talk-show, minireportaż, informacje, pogoda),
graficznie wyeksponowane.
co pozoruje dynamizm i nasycenie, a każdy potencjalnie
Będzie mowa o signum temporis naszej kultury, ja-
może znaleźć coś dla siebie. Target programu jest zróżni-
kim jest telewizja śniadaniowa. Temat obejmie obydwa
cowany: będą to z jednej strony wstający rano do pracy lub
sensy przywołanego powyżej idiomatycznego wyrażenia:
szkoły, z drugiej zaś ci, którzy zostają w domu (opiekujący
literalny i omowny. Pierwszy odnajdę w konstrukcji po-
się dzieckiem czy bezrobotni). Zostajesz w domu, bo mąż
szczególnych elementów breakfast television, drugi wy-
ucieka do pracy? Jesteś na zasiłku i piszesz zielarski best-
stąpi przy interpretacji formy ich performatywnego połą-
seller? To ty, babciu, co tulisz paprotkę jak ostatni obiekt
czenia.
uczucia? Zostaniemy z tobą i wyświetlimy się na spojówce
Pierwszą telewizją śniadaniową był lokalny Three
nawet w dzień twojej śmierci. Może się szczęśliwie złoży,
to Get Ready, nadawany od 1950 do 1952 roku w Phi-
że będziemy ostatnim obrazem z Ziemi, jaki rozbłyśnie
ladelphii, zorientowany głównie na rozrywkę, przerywaną
w twojej świadomości. To będzie ten jedyny raz, kiedy nie
wiadomościami i prognozą pogody. Jego popularność za-
zdołamy cię obudzić.
chęciła producentów NBC do stworzenia podobnego pro1
fachowy termin grabarski.
39
skiej), Marcin Meller, Andrzej Chyra (sic!), Szymon HoKto twoją cenę zna?
łownia (w przeglądzie prasy) czy Sonia Bohosiewicz (jako reporterka). Sylwetki gospodarzy programu są specjalnie
Obudź się, poczuj smak kawy i włącz telewizor.
prezentowane: „Kocha wszystkich ludzi i wszystkie zwie-
Nigdy już nie zostaniesz samotny w pustym domu.
rzęta” (Olszański); „Na liście najważniejszych książek XX
Zawsze będziemy zwróceni ku kamerze, która jest twoim
w. umieściłaby powieści Johna Irwinga, Artura Péreza Re-
spojrzeniem. Nadajemy od samego rana i wstajemy ra-
verte i koniecznie całą twórczość Henryka Sienkiewicza”
zem z tobą. Ba, nie możesz tego zobaczyć, ale budzimy się
(Pieńkowska); „Jazda konna jest lepsza niż wizyta u naj-
o wiele wcześniej: musimy dojechać do studia, ubrać się,
lepszego terapeuty” (Rusin); „Wbrew pozorom i doniesie-
uczesać i upudrować, aby twoje niedospane oczy miały
niom prasowym – bardzo lubi dzieci” (Szulim).
przyjemność z oglądania pięknych ludzi. Nie jest to wdra-
Oczywiste, iż każdego prezentera gawiedź postrze-
żanie idei „Nie jesteś sam”, tylko wynik szorstkich stosun-
ga jako gwiazdę mediów i celebrytę, nie mniej zwykle na
ków produkcji. Bazą są pieniądze z reklam, pojawiających
czas wywiadów wychodzi on z tej roli, zawiesza własną
się nagminnie jako osobne bloki czy w ramach product
wiedzę i kuluarowe obycie, aby zadać gościowi takie pyta-
placement (dobór nagród, sponsorowane gale, billboard
nia, na jakie mógłby wpaść przeciętny widz przed telewi-
w tle wywiadu etc.) Nadbudowę informacyjo-rozrywkową
zorem. Niektórym jednak za ciasno w tej konwencji, stąd
(infotainment) stanowią prowadzący wraz z wachlarzem
ukierunkowanie pytań Prokopa na seksualne aluzje (co
ich gości.
jest zabawne), czy wyraźne wypowiadanie pojedynczych
Pierwsi dyskontują posiadaną już popularność, aby zarobić więcej; zapraszani do studia występują tu dla pro-
słów przez Pieńkowską, aby całej wypowiedzi dodać polotu i mądrości (co jest boleściwe).
mocji lub wehikułu sławy oraz jeszcze większych pieniędzy. Grupa prowadzących staje się familiarna, gdyż jest
Zachłanna jest ta gwiazda
nieliczna (z oficjalnej strony można ściągnąć ich tapety w czterech rozdzielczościach). Program prowadzi zawsze
Sama czołówka Dzień Dobry TVN świadczy o tym, że
kobieta i mężczyzna, dla pozoru interakcji i rozdziału punk-
ekipa realizująca program przejmuje spuściznę Alfreda
tów widzenia ze względu na płeć. Oboje spełniają funkcję
Hitchcocka: prezenterzy ukazują się nam w serii zdjęć
zarówno mistagogów, wprowadzających w arkana wiel-
o różnych twarzach i pozach, wskazujących na posiada-
kiego świata, jak i wodzirejów, którzy czerstwymi żartami
nie przez nich kompetencji mimicznej. Dochodzi do tego
starają się uzupełnić okrągłe zdania scenariusza.
manipulowanie różnymi przedmiotami: Mołek stawia so-
Przestrzeń ich ruchu stanowi droga od kanapy do
bie zegar na głowie, Sołtysik zakłada i zdejmuje kapelusz,
kuchni (tam gotują gwiazdy) i od kuchni do ekranu, gdzie
zajada jabłko i bije się z cieniem w rękawicach bokser-
wyświetla się materiały oraz łączy z reporterami w terenie.
skich. Gesty te to gwarancja wyrazistości i stałego pozio-
Imitują tym samym sposób poruszania widzów podczas
mu nieprzeciętnej ekspresji. Od początku musi się dziać
porannego obrządku: w kuchni coś gotujemy, smażymy,
tak wiele, gdyż jest to zapowiedź czekającej nas rozrywki
po czym biegniemy do pokoju, żeby się ubrać, doglądnąć
i jowialszczyzny. Następnie mamy trailer tego, co pojawi się dziś
dziecko itd. Telewizja śniadaniowa nie zatrudnia tylko „zawodo-
w programie, który będzie cyklicznie powracał, gdyż nie
wych” prezenterów, vide bezbarwna Mołek czy nierozgar-
wszyscy ludzie włączają telewizor o tej samej porze. Za
nięta Pieńkowska, ale również takie osoby, jak Łukasz
to każdy musi zastanowić się nad zagwozdką, co ma zro-
Nowicki, Bartosz Węglarczyk, Marek Zając (łączący to
bić na obiad dla siebie bądź rodziny. Do tego celu służy
z funkcją sekretarza Międzynarodowej Rady Oświęcim-
wspomniana już kuchnia, a raczej aneks jako pars pro
40
toto. Prócz kucharza, krząta się tu gwiazda, która pomaga
Wciąż od życia chcąc więcej
pichcić specjalną potrawę na dany dzień. Najczęściej jest to gość z innego show tej stacji, aby móc z jednej twarzy
Wake up and smell the coffee. Pora zapytać,
czerpać podwójne profity.
o co tak naprawdę chodzi.
Bloki tematyczne: Gorące tematy, Gwiazdy, Styl życia,
Big Brother udawał, że przedstawiał „społeczeństwo
Zdrowie, Porady i Kuchnia, inkrustowane są wiadomościa-
w miniaturze”. Telewizja śniadaniowa udaje handbook,
mi i prognozą pogody. Zgodnie z Brechtowskim „efektem
niezbędny pakiet informacji, które dostarcza widzowi, aby
obcości”, dostajemy przebitki na to, co się dzieje za kuli-
miał podane, co należy wiedzieć i czym się interesować.
sami (malowanie, rozmowy, uśmiechy) z tymi, którzy mają
Wychodzi tym naprzeciw dobie powszechnego pośpiechu
dopiero wejść na kanapy. To odzwierciedlenie rytuału stro-
i inflacyjnego wzrostu petabajtów informacji. Możesz na
jenia, jaki wykonuje młoda mama, nim wyjdzie z dziec-
nas liczyć! Wybierzemy za/dla Ciebie to, co istotne, przy-
kiem do osiedlowej piaskownicy. Co zdąży wpaść jej do
datne, coś, nad czym być może się zastanawiałeś, ale nie
ucha, zanim zawiesi na nim kolczyk?
miałeś czasu lub siły, by to pogłębić, bo przecież ciężko
Wanda powraca, ale bez bandy. Szymon Majewski
pracujesz. Dzięki nam możesz dopić swoją kawę tylko
był harcerzem. Kwaśniewska i Herbuś mają podobny gust.
do połowy filiżanki, a i tak wyjdziesz z domu wyposażony
Magdalena Różczka rzuca palenie. Maserak ma nową
w zestaw tematów na cały dzień, potrzebnych do urucho-
dziewczynę. Teatr ogromny Tomasza Karolaka (plus za
mienia fatycznej funkcji języka.
intertekstualizm). Jacyków na siłowni. Toczeń – tajemni-
Wskażemy ci gwiazdy, które powinieneś podziwiać,
cza choroba. Jak kościół łowi na PR? Onanizm dziecięcy.
ekspertów, których należy słuchać, ideały, które będą cię
Pierwszy raz nastolatków (gość: Tadeusz Ross). Zazdrości,
kształtować oraz cele, dla których ustawisz się w boksie
czyli kocha. Jak wprowadzić nowego partnera do towarzy-
startowym. Jesteśmy spoiwem atawistycznej potrzeby
stwa? Sprzątaj po swoim psie.
gromadzenia i robienia czegoś wspólnie. W nas się prze-
Pamiętam, jak Kamila Mścichowska z Andrzejem Ła-
gląda Heglowski duch dziejów, budujący więzi społeczne
pickim byli gośćmi w studiu TVN-u. Pani mocno oburzała
o jakości flash-mobów; to dzięki nam gromadzicie się przy
się na fakt, że jest kojarzona przez opinię publiczną tylko
rozwodzie Wiśniewskich, aby szybko się rozbiec i wrócić
jako żona sławnego aktora, a nikt nie pamięta, iż jest te-
do własnych odbić w lustrze, bo przecież było to po nic.
atrolożką pisującą w fachowym miesięczniku. Gdy prowa-
Miley Cyrus na koncercie pokazała camel toe. Były
dzący przytakiwali i łączyli się w bólu, pojawiła się plansza
erekcje i były wiwaty. Nic wam nie umknie, bo pokażemy
graficzna pod jej buzią, na której było napisane: „Kamila
to jutro. Piksele zabłyszczą w delcie krocza, ale to tam
Mścichowska, żona Andrzeja Łapickiego”. Gdzieś z tyłu
będzie prawda.
głowy usłyszałem śmiech Andy’ego Kauffmana, a Andy
A teraz weźmy powyższy tekst i wykorzystajmy po-
Warhol spoglądał dyskretnie na zegarek. Tak rewolucja
lecenie: „Znajdź i zamień”. Dotychczasowy podmiot, czyli
medialna pożera własne dzieci. C’est la vie i smaczego.
„telewizję śniadaniową”, zmieniamy na „krytykę literacką”. Potem patrzymy, czy równo puchnie. Łukasz Zatorski
41
Oto i on! Nawet nie wyobrażasz sobie, drogi
smęci piosenki Michała Bajora i Edy-
cent, filmiki z Barbie można zgrywać
Czytelniku, jak trudno jest czasem
ty Geppert. Później miało być o PKP
do komputera, jeszcze bardziej za-
napisać felieton. Ot, dość krótka for-
– temat zawsze aktualny, zwłaszcza
skakująca może okazać się odpo-
ma i zwięzła, w dodatku tematyka
w okresie zimowym, kiedy kilkucen-
wiedź na pytanie: gdzie znajduje się
dowolna, wydawałoby się – czysta
tymetrowa warstwa śniegu i lekki
wejście USB? Czy twórcy lalki wyka-
przyjemność, ujście dla gromadzą-
mróz zatrzymują pociągi jak Polska
zali się dowcipem i zamieścili je poni-
cych się przez cały miesiąc frustra-
długa i szeroka, a sfrustrowani pasa-
żej pleców, czy może poszli w głębszą
cji. Nic przecież prostszego nie może
żerowie są gotowi bluzgać przed ka-
metaforykę i kabel podłącza się z tyłu
być, niż zasiąść przed klawiaturą
merami i do mikrofonów w ilościach
głowy? Pytania można by mnożyć, wy-
i sobie ulżyć. Otóż jest to wybitnie
nieograniczonych. Nic nowego by tu
kazać się błyskotliwością i lotnością
trudne. Bo felieton powinien Ciebie,
jednak nie powstało ponad kolejną
pióra. Doszłam jednak do wniosku, że
drogi Czytelniku, zaciekawić.
wariację
malkontencko-narzeka-
lepiej z tym poczekać kilka lat – wte-
„O czym to będzie?” – powi-
jącą. Czas więc uciekał, a ja ciągle
dy Digital Barbie u nas będzie hitem,
nieneś zadawać sobie to pytanie
miałam pusty plik tekstowy i brak
a w USA dzieci będą bawić się imita-
jeszcze przez kilka sekund po roz-
pomysłu by Ciebie, drogi Czytelniku,
cjami kolejnego Justina Biebera.
poczęciu czytania. „Tego się nie spo-
oszołomić i wprawić w osłupienie.
dziewałem!” – powinieneś pomyśleć
W końcu przyszedł błysk. Temat-
Sam Justin swoją drogą również wydaje się być pociągający. Jako
w duchu gdy dobrniesz do kolejnego
marzenie,
pojemny,
temat oczywiście, bo do mężczy-
akapitu, a ten będzie zupełnie nie-
jak najbardziej na czasie i z tak po-
zny brakuje mu wszystkiego oprócz
zgodny z Twoimi przewidywaniami.
żądanym elementem zaskoczenia.
imienia. Po głębszym zastanowieniu
Felieton powinien być entertaining,
Lalki Barbie. Bawili się nimi i chłop-
i researchu okazało się jednak, że za
bo tylko wówczas ma szansę zostać
cy, i dziewczynki, w dodatku pokole-
panem Bieberem nie kryje się nic.
zapamiętanym. Inaczej będzie to
nie przełomu ma do nich szczególny
Dosłownie – nic.
zbiór średnio fascynujących wynu-
sentyment jako do symboli rozkwi-
Można się załamać, niepraw-
rzeń tego czy innego pismaka, słu-
tającego kapitalizmu. Nasi bracia
daż? Bo przecież felieton to forma
żących temu, by zapełnić miejsce
w demokracji Amerykanie postano-
autorska, czy więc brak nań pomy-
w gazecie. To nie lada wyzwanie.
wili kultową lalę nieco unowocze-
słu to wypalenie zawodowe? Nie, to
Nosiłam się więc długo z zamia-
śnić, a równocześnie zarobić w około
po prostu szacunek do Ciebie, drogi
rem napisania, dlaczego 10-letnia
świątecznym okresie. Stworzyli lalkę
Czytelniku, który poświęcasz swój
dziewczynka, śpiewająca o tym że
na miarę naszych czasów – z przodu
cenny czas na jego przeczytanie. Tym
warto kochać życie i że rzucił ją mąż,
(na czole) wyposażoną w cyfrową ka-
większy, jeśli udało Ci się przeczytać
wygrała telewizyjne show Mam Ta-
merkę, a z tyłu (na plecach) posiada-
ten felieton do końca. Obok coś cie-
lent!. Temat jednak się przedawnił,
jącą mały, ciekłokrystaliczny ekranik,
kawego napisał pewnie Michał Wol-
rodzice pewnie już kupili samochód
pozwalający na oglądanie nagranych
ski. Polecam.
i pralkę, a mała artystka dalej, pod
czołem materiałów. Zaskakujące,
okiem uduchowionej nauczycielki,
prawda? A że, jak zapewnia produ-
nowoczesny,
42
Ewa Orczykowska
Spór o uniwersalia? Na największym – jeśli nie jedy-
osoby preferujące zabawę w chowa-
szukający jest jeden. Tym samym
nym – polskim forum poświęconym
nego wolą się nie wychylać, swoje
w zabawie w chowanego podział na
twórczości
Kaczmarskie-
problemy przeczekują w bezpiecz-
swoich i obcych jest bardzo klarow-
go zawrzało. Pojawiła się jątrząca
nym miejscu, na nic się nie naraża-
ny, jednoznaczny, a wręcz dychoto-
i w gruncie rzeczy bardzo frapująca
jąc. Dzieci grające w berka lubią ad-
miczny; berkiem może być każdy
kwestia, dotychczas haniebnie po-
renalinę związaną z ucieczką bądź
w każdej chwili, polaryzacja świato-
mijana przez wielbicieli i badaczy
– co bardziej prawdopodobne – ści-
poglądu jest więc na dłuższą metę
twórczości barda Solidarności. Jak
ganie się z losem, stawianie czoła
niemożliwa. Współuciekinier pac-
się bowiem okazało, w powszechnie
codziennym problemom poprzez
nięty przez berka sam nagle staje
znanym i lubianym utworze pt. Na-
pokonywanie ich. Wolą brać życie
się ścigającym, z sojusznika staje
sza klasa podmiot liryczny wyznaje:
we własne ręce.
się zagrożeniem. Poczucie pewno-
Jacka
„Czemu wciąż przez ramię
To jednak nie wszystko. Jakby
ści i przynależności znika, bo jest
zerkam
się głębiej zastanowić, to berek jest
Choć nie woła nikt – kolego!
dla bardziej aktywnych, dynamicz-
Czemu Kaczmarski wolał ber-
Że ktoś ze mną zagra w berka
nych osobowości lubiących wysiłek
ka? Pewnie dlatego, że sam był
Lub przynajmniej
fizyczny, a co za tym idzie – przebo-
ekstrawertykiem, nigdy nie wierzył
w chowanego…”
jowych, ekstrawertycznych. Chowa-
w stałe role społeczne, był osobowo-
mimochodem
nego to zabawa dla ludzi refleksyj-
ścią dynamiczną, kochającą podró-
ważka refleksja, tak ochoczo pod-
nych, skłonnych do kombinowania,
że, zmiany, działanie. Mógł też są-
jęta przez wielbicieli barda. Czyżby
rozwiązywania zagadek, pragnących
dzić, że w zabawie w chowanego też
Kaczmarski rzeczywiście faworyzo-
za wszelką cenę przechytrzyć innych.
są elementy berka – w momencie,
wał zabawę w berka i uznawał ją za
Skrycie się w jakimś względnie oczy-
w którym schowany biegnie, żeby
lepszą od popularnego w dzieciń-
wistym, jednak sprytnie schowanym
się zaklepać przed szukającym –
stwie chowanego? Jeśli tak, to na
miejscu zakłada potrzebę czuwania,
w związku z czym berek jest grą nad-
jakiej podstawie? Jeśli nie, to dla-
szacunek dla ciszy, introwertyzm.
rzędną względem chowanego. Jak
czego tak napisał? Czyżby problem
Wygrywa ten, kto jest sprytniejszy,
by nie było, ja się z nim nie zgadzam.
wyższości gry w berka nad zabawą
cichszy, bardziej cwany.
Jeśli bowiem przypominam sobie
Przemyka
tu
w chowanego krył w sobie jakieś
niepraktyczne.
Brnijmy dalej. Berek jest za-
gry w berka, w których brałem udział
ontologiczno-eschatolo-
bawą szybką, cechującą się dużą
w dzieciństwie, to stwierdzam, że
giczne przemyślenia? Trzeba so-
dynamiką nie tylko ze względu na
najlepszym sposobem na wygraną
bie powiedzieć otwarcie, że każda
ciągłe bieganie, ale również szybką
było wtedy… schować się.
z tych dziecięcych gier czy zabaw
zamianę ról; podczas jednej gry ber-
kryje w sobie inną życiową filozo-
kiem może zostać kilka lub nawet
fię, odmienny sposób patrzenia na
kilkanaście osób. Chowanego to gra
świat i radzenia sobie z życiowymi
znacznie spokojniejsza, ale co waż-
problemami. Nietrudno zgadnąć, że
niejsze, podczas jednej rozgrywki
głębsze,
43
Michał Wolski
Mei Ludus Nie współczuję graczom Realu Ma-
lom swój styl gry. Jego piłkarze sku-
o to, jak wygrali”, ale pewne rzeczy
dryt. Współczuję raczej ich kibicom
piali się przede wszystkim na tym,
piłkarzowi-sportowcowi po prostu
i sobie, że musiałem odwieźć kilku
jak przeszkodzić Barcelonie w upra-
nie przystoją. Nie wiem, jak to wyja-
z nich po Gran Derbach do domu.
wianiu własnego stylu (nawet jeśli
śnić, ale zdaje mi się, że każdy, kto
Ależ marnie wyglądali: ogołoceni
oznaczało to mecz rozegrany obron-
kocha futbol, automatycznie czuje
z dumy, pozbawieni złudzeń, z roz-
nie we własnym polu karnym).
takie samo obrzydzenie, gdy widzi,
bitymi planami i nadziejami, które
Problem w tym, że gracze Realu
jak Xabi Alonso jest gotów zatań-
hodowali w głowach przez ostatnie
na pewno mieli robić dokładnie to
czyć break-dance’a na boisku, żeby
kilka miesięcy.
samo. Mourinho może wiele mówić,
tylko dostać tę żółtą kartkę. Ohyda.
Kilka tygodni temu pisałem,
ale podchodzi do życia wyjątkowo
Więc nie współczuję Realowi.
że Mourinho nie poradzi sobie z Re-
realistycznie: wie, że remis na Camp
Właściwie ich sytuacja mnie trochę
alem, że Real go przerośnie. I nie
Nou to więcej niż wystarczająco
śmieszy, bo paradoksalnie nadal
będzie to jego wina, a raczej spe-
dużo. Kiedy jego zespół tracił w der-
wierzę, że mogą w tym roku wygrać
cyfiki tego zespołu, tych ludzi, któ-
bach kolejne bramki, Portugalczyk
La Ligę. Wynika to też z tego, jak sła-
rzy go tworzą i ogólnie Hiszpanów.
nie musiał nawet szczególnie się
be w porównaniu z np. Premier Le-
Pierwsze Derby Europy wydają się to
złościć. Osobnicy w białych strojach
ague są te rozgrywki. Zresztą teraz
potwierdzać: Special One poniósł(!)
na murawie nie byli jego graczami.
widać już, że były trener Chelsea nie
najboleśniejszą porażkę w swoim
Nie walczyli dla niego – byli tym
cofnie się przed niczym. Więc jeśli
życiu, za którą (bardziej od Barcy)
samym Realem, który wcześniej
rzeczywiście – jak żartują niektórzy
stali jego właśni piłkarze. Zdradzili
przegrał cztery z tych prestiżowych
fani Realu – zawiadomi hiszpańską
go, wystawili na pośmiewisko. Do-
dwumeczów z rzędu.
federację piłkarską, że nie chce roz-
brze, Barcelona rzeczywiście mo-
...tym razem należało im się
grywać meczu rewanżowego z Bar-
mentami grała naprawdę genialnie
jednak jak nigdy. Po co kusili los
celoną, bo i tak nie będzie mu on po-
w piłkę (inna sprawa, że pomogło
z tymi wymuszonymi żółtymi kart-
trzebny w drodze po tytuł, to jestem
jej dobre, trochę szczęśliwe otwar-
kami w Lidze Mistrzów? Wiado-
nawet gotów duchowo go wspierać.
cie), ale Mourinho już kilka razy
mo, że związku bezpośredniego
I jeśli mimo to miałoby mu się nie
w swojej karierze mierzył się Dumą
nie ma, ale prawdą jest też fakt,
udać, współczuć też będę.
Katalonii – jego podopieczni nigdy
że znów znienawidził ich za to cały
nie zagrali jednak tak fatalnie.
kontynent. No dobrze, może poza
Trener, pracując w Chelsea
pojedynczymi niedobitkami, któ-
lub Interze jeśli przegrywał, to po
re uważały, że to kwestia geniuszu
wcześniejszym zmuszeniu Barcy do
Mourinho i skoro mieści się to w ob-
wzniesienia się na katalońskie wy-
rębie zasad, to „w czym problem”?
żyny. Prawie nigdy (dopiero w ubie-
Problem w zasadach. Wiadomo, że
głorocznej Lidze Mistrzów) jednak
mamy nieetyczne czasy, a poza tym
nie osiągał tego, narzucając rywa-
„zwycięzców nikt nie będzie pytał
44
Adrian Fulneczek
Mucharybadupamucharybadupa… Widziałem ostatnio muchę. Latała
rającym się zwrócić na siebie moją
dy została pokarana, napiętnowana
sobie, bzyczała i krążyła. Myślałem
uwagę, zauważone i wyodrębnione
obolałbym pośladkiem. Wtedy się
sobie o niej, o jej działaniu i co tym
z wszelkiego ruchu od razu staje się
okazało, że ona wcale nie taka, że
działaniem ta mucha może osią-
wyjątkowe. Widziałem: muchę brzę-
ona dobra i skromna, że uroda to tak
gnąć. Kółka i serpentyny wyprawia,
czącą, unoszącą się rybę, kobietę
przy okazji jej wyszła, a biegła z po-
ale co z tego? Czy to jest po coś? Czy
lądującą na dupie i inne sprawy też
wodu rozmowy o pracę, śpieszyła się
ot tak sobie, bo akurat naszła mu-
widziałem. To, co zauważone, nie
bardzo, bo to było dla niej ważne.
chę ochota?
gaśnie samotne. To, co zauważone,
Widziałem ostatnio rybę. Ryba
nabiera sensu.
Tyle tego można ułożyć i robi się problem, bo wiele pasuje. Swoboda
ta była karpiem, rybim sposobem
Spostrzegałem więc i rozda-
wyboru sensu leży w naszej gestii:
żyła sobie pod wodą w akwarium.
wałem znaczenie na prawo i lewo,
który się bardziej podoba, który bar-
Ryba machała płetwami i unosiła
strzępki
zszywałem,
dziej przemawia, ten zostaje. Pomy-
się w wodzie. Czy unosiła się w ja-
w ramę wstawiałem. I nadałem
ślałem o musze i o rybie, i o poślad-
kimś celu? Czy coś tym wyrażała,
treść musze, kręciła się więc ta
kach posiniaczonych i pomyślałem,
tym swoim unoszeniem się? Sprawa
mucha
spo-
że czasami to się uda, a czasami
nie do rozstrzygnięcia, ale ja c hcia-
sób z a g u b i o n y, bo to c z ł o w i e k
nie. Głowa wymusza jednak r o z u -
łem się tam czegoś dopatrzyć.
był streszczony w tej musze, taką
m i e n i e , trzeba ją karmić sensem,
kobie-
w życiu przypadłość wszak miewa.
choćby złym, ale ciągle sensem. Tłu-
tę. Kobieta była piękna, a nawet
Mucha była mi wdzięczna, że teraz
maczymy więc sobie, kujemy rzeczy
przepiękna. Widziałem ją w tram-
już wiedziała, po co i dlaczego. Ryba
i wydarzenia i karmimy rozum ro-
waju. Pięknie stała w tym tramwa-
też była wdzięczna, bo iniekcja sen-
zumny, ale wypada pamiętać, że te
ju. Zwracała uwagę i zachwycała
su i z wodą, i z rybą zrobiła porządek.
wydarzenia przerobione są, że to już
współpasażerów. Też zwróciłem na
Okazało się, że wystarczy nazwać sy-
nasze sensy i nasze wersje pochła-
nią uwagę. Na to jej piękno. Ale ko-
tuację s a m o t n o ś c i ą , a akwarium
nia rozum. Sprawa jest więc bardzo
bieta wybiegła z tramwaju i szybko,
w i ę z i e n i e m i już pięknie ryba na-
skomplikowana, ma swoje zalety
szybko biegła przez pasy, bo akurat
biera gatunkowego ciężaru, unosi
i wady, może prowadzić do rzeczy
zielone mrugało i się ta kobieta, ta
się celowo i wartościowo. Pięknie,
złych, ale też do dobrych. Chociaż ra-
piękna kobieta, wywróciła na tych
pięknie, pięknie. A jak tamta upadła
czej nic się z nią nie zrobi, nie wiem,
pasach, bo było ślisko. Na dupę
na dupę i nadałem temu znaczenie,
czy jest w ogóle taka potrzeba, moż-
upadła. Co to oznaczało? Czy jej lą-
to mi nie była wdzięczna. Zezłościła
na tylko stwierdzić, że tak się po pro-
dowanie miało jakąś głębszą myśl,
się. Bo i owszem, sens wyraźny taki
stu ma. Jest to dość sensowne. No,
jakieś ukryte przesłanie? Myśla-
dałem: jak piękna to i próżna , za
no, no. Dość sensowne. No, no, no.
łem intensywnie i szukałem. Do -
bardzo, za wiele chciała, z powodu
Dopatrzyłem się.
patr zyłem się.
urody prawa sobie rościła i kiedy
Widziałem
ostatnio
sklejałem,
metaforycznie,
na
Stałem sobie otoczony dzia-
myślała, że zdąży, bo jej to zdążenie,
niem się przeróżnym. Dzianiem sta-
z racji tej urody przysługiwało, to wte-
45
Marcin Pluskota
Street Photo
Joanna Figarska