10 minute read

Miasto

„Park nad Dzierżęcinką” oczami architekta

Pochodząca z Koszalina Sandra Wróbel to ambitna i młoda architekt. Tytuł zdobyła na Politechnice Gdańskiej. W ramach pracy dyplomowej stworzyła ciekawy projekt związany z koszalińskim parkiem.

Advertisement

Z autorką rozmawiamy o jego powstaniu, przebiegu prac, a także jej początkach z architekturą.

ROZMAWIAŁA EWELINA ŻUBEREK / FOTO ARCHIWUM PRYWATNE / PROJEKT SANDRA WRÓBEL

Jaka jest Twoja historia? Skąd wzięła

się w tobie pasja do projektowania? - Od dziecka uwielbiałam rysować, projektować. Przez całe liceum i gimnazjum byłam jednak pewna, że chcę być prawnikiem. Pomysł na architekturę pojawił się dopiero w klasie maturalnej. Studia nie należały do łatwych, miałam ogromny kryzys po pierwszym roku i chciałam przenieść się na projektowanie ubioru, jednak ostatecznie skończyłam architekturę. Z perspektywy czasu uważam, że była to dobra decyzja, ponieważ architektura ma w sobie dużo zagadnień prawniczych, więc połączyłam wszytko to, co chciałam.

Projekt „Parku nad Dzierżęcinką” jest rezultatem pani pracy dyplomowej.

Skąd pomysł na taki właśnie temat? - Pomysł pojawił się podczas spaceru. Park nad Dzierżęcinką ma swój klimat. Jest to przestrzeń, która wymaga pracy, ale w tym swoim „nieuporządkowaniu” jest bardzo urocza. Dlatego chciałam zostawić ten chaotyczny układ zieleni, który dobrze się odbiera. Podczas spaceru po parku można dostrzec pusty plac, doskonale oświetlony, ponieważ wierzby nie dają tam cienia. Stwierdziłam, że to idealne miejsce na budynek Instytutu Wzornictwa, który może zaprzyjaźnić się z tą przestrzenią. Jak powstawał projekt? - Trwało to ponad rok. Była to zaawansowana współpraca dwóch promotorów, w tym architekta krajobrazu. Proces składał się z makiet koncepcyjnych, szkiców, a proces twórczy był bardzo zaawansowany. Szczególnie dumna jestem z dokumentacji archiwalnej, którą udało mi się zdobyć i nasunęło to bardzo dużo rozwiązań urbanistycznych. Starałam się, aby żadne drzewo w parku nie ucierpiało przez ingerencję projektu. Tak samo bardzo ważne było dla mnie zbadanie zmiany przebiegu rzeki Dzierżęcinki. Coraz częściej porusza się temat architektury przeciwpowodziowej i to także starałam się wykorzystać w tym projekcie.

Czy tworząc projekt, liczyła pani na jego

realizację w przyszłości? - Projekt dyplomowy potraktowałam bardzo ideowo. Miał być ostatnim bez patrzenia na budżet czy urzędy, czysta wizja. Dzięki temu miałam mnóstwo frajdy i satysfakcji, więc nie myślałam o realizacji w przyszłości. Natomiast chciałam przedstawić mój zamysł na park i pokazać problemy urbanistyczne tej przestrzeni. Chciałam zwrócić uwagę na miejsce w centrum, o którym nigdy się nie mówi. Moim zdaniem jest to przestrzeń z dużym potencjałem krajobrazowym i historycznym.

A jakie jest pani największe marzenie

w kontekście kariery? - Każdy architekt marzy, żeby zaprojektować coś, co stanie się ikoną. Są budynki, które jak pomniki zostaną dla przyszłych pokoleń. Moim marzeniem jest stworzyć budynek, który będzie ponadczasowy i stworzy historię danego miejsca.

Jak pani ocenia architekturę Koszalina? Czy jest tu pole do popisu dla architekta?

- Architektura w Koszalinie na przestrzeni lat bardzo się poprawiła. Natomiast są miejsca, które wymagają pracy i nakładów finansowych. Myślę, że gdybyśmy żyli w ideowym świecie, bez ograniczeń finansowych, to na pewno dobrzy architekci mieliby ogromne pole do popisu.

BABAELS Nieruchomości: U nas najważniejszy jest Klient

Planujesz kupić mieszkanie, dom lub działkę? Chcesz, aby było to miejsce wyjątkowe i piękne, bo to zakup na długie lata? Szukasz miejsca i człowieka, który pomoże Ci w tym niełatwym procesie? Rozwiązaniem może okazać się biuro BABELS Nieruchomości prowadzone przez Oskara Staniszewskiego.

BABELS Nieruchomości jest agencją, która na koszalińskim rynku istnieje od 2017 roku. Działa w sektorze nieruchomości mieszkalnych i komercyjnych, zarówno na rynku pierwotnym jak i wtórnym. Działa lokalnie, dzięki czemu może pochwalić się szeroką ofertą i doskonałą znajomością rynku. Takie połączenie sprawia, że może świadczyć profesjonalne usługi, a dowodem skuteczności jest rosnąca liczba zadowolonych Klientów.

Inspiracją do nazwy firmy była znana wszystkim Wieża Babel. – Jest jedyną na świecie nieruchomością tak tajemniczą, zdumiewającą i zadziwiającą, że aż sensacyjną. Nad nazwą zastanawialiśmy się wraz z synem i przyszła nam na myśl właśnie Wieża Babel. Jako że chcieliśmy zaakcentować nazwę biura naszym nazwiskiem, dodaliśmy do wyrazu BABEL literę „S” i tak ostatecznie powstała nazwa „BABELS” – wyjaśnia Oskar Staniszewski, właściciel biura.

Ciekawostką jest fakt, że syn pana Oskara – Tycjan, jest współautorem projektu logo firmy oraz strony internetowej. – Razem wybieraliśmy szablon, kolory oraz robiliśmy zdjęcia umieszczone na stronie. Syn ma 17 lat i już teraz chętnie uczestniczy w prezentacjach domów. Być może w przyszłości przejmie firmę, jednak do niczego nie będę jego zmuszać. Wybór zawodu pozostawiam synowi, a jedyne co mogę robić, to wspierać Tycjana w nauce – podkreśla pan Oskar. Zdradza jednak, że syn ma wiele pomysłów związanych z przyszłością biura i często wspólnie o nich dyskutują. Co wyróżnia BABELS Nieruchomości na tle innych agencji? - Moja praca opiera się na historii i tradycji. W szczególności na takich wartościach, jak zaufanie, rzetelność i przyjaźń. To pomaga nawiązać pozytywne relacje z Klientami oraz zrozumieć ich potrzeby i preferencje dotyczące sprzedawanych lub nabywanych nieruchomości - zaznacza pan Oskar.

Warto także wspomnieć o dobrej energii panującej w BABELS Nieruchomości. – Klienci to dostrzegają i często mówią, że właśnie z tego względu wybrali moje biuro – dodaje właściciel firmy.

Pan Oskar w swojej pracy na pierwszym miejscu zawsze stawia swoich Klientów i ich zadowolenie. Doskonale wie, jak ważne jest zaufanie w branży nieruchomości i jak długo trzeba na nie pracować. Korzystając z jego usług, Klienci mogą liczyć na kompleksowe wsparcie na każdym etapie zakupu lub sprzedaży swojej nieruchomości. Co ważne – oszczędzając przy tym swój bezcenny czas.

Z usług BABELS Nieruchomości warto skorzystać szczególne teraz, gdy sprzedaż mieszkań bije rekordy. Doświadczony pośrednik nieruchomości na bieżąco śledzi i analizuje rynek nieruchomości. Jest w stanie realnie ocenić, czy wartość danej nieruchomości nie jest zawyżona. Podpowie także, na jakim poziomie powinny odbyć się negocjacje ostatecznej ceny, aby nie przepłacić. - Pandemia przyczyniła się do eksplozji popytu na rynku pierwotnym, o czym świadczy między innymi brak dostępnych mieszkań deweloperskich, mimo że ich cena rośnie. Ponadto te jeszcze niewybudowane też już są zarezerwowane. Sytuacja na rynku mieszkań wtórnych także ma tendencję wzrostową i niemal nieograniczonego popytu – tłumaczy Oskar Staniszewski.

Aby zminimalizować występujący stres, poświęcony czas oraz ryzyko utraty pieniędzy warto wybrać więc osobę, która specjalizuje się w dziedzinie nieruchomości i która wesprze na każdym etapie tego zawiłego i skomplikowanego procesu.

BABELS NIERUCHOMOŚCI OSKAR STANISZEWSKI Szczecińska 39-41, 75-122 Koszalin, tel. 502 129 543

2207 tomów akt, czyli kilkaset lat w dziejach Koszalina

- Urzędowe dokumenty z dawnych czasów to nie tylko suche informacje, ale zapis ludzkich emocji, trosk, planów i dramatów. Również w dawnym Koszalinie - mówi Dorota Cywińska, starszy kustosz w Archiwum Państwowym. Dlaczego o tym mówimy? Bo mieliśmy okazję zajrzeć do „Akt miasta Koszalina” z lat 1555 - 1945. Co w nich znaleźliśmy? - Przekonajcie się sami.

TEKST PIOTR POLECHOŃSKI / FOTO ARCHIWUM PAŃSTWOWE W KOSZALINIE

Co to jest zespół archiwalny? Choć nazwa brzmi poważnie, to już jej definicja taka groźna nie jest, a zapoznanie się z jego zawartością to rzecz fascynująca. - Mówiąc najprościej, to powiązane ze sobą zarchiwizowane materiały, dokumenty, które powstały i zostały zgromadzone w wyniku działalności konkretnej instytucji, urzędu lub osoby fizycznej. To zazwyczaj zapis codzienności mieszkańców danego terenu. Czym się zajmowali, z czym musieli się uporać, co chcieli urzędowo załatwić. Zapis ludzkiego życia, bardzo podobnego do naszego, tyle tylko, że oddalonego w czasie i przestrzeni - wyjaśnia Dorota Cywińska. Jednym z takich zespołów jest zbiór dokumentów, które zostały sporządzone w koszalińskim magistracie w latach 1555 - 1945. Dlaczego ramy czasowe są takie, a nie inne? - Bo pierwsze dokumenty, które powstały w koszalińskim urzędzie miejskim, dotrwały do naszych czasów i znajdują się w naszym zasobie pochodzą właśnie z połowy XVI wieku. Inna szczególna cecha tego zbioru akt to jego wielkość. Pomimo że obejmuje kilkusetletni okres z dziejów Koszalina, to liczy on tylko 2207 jednostek aktowych, czyli tomów akt. Dlaczego nie ma ich więcej?

- Dlatego, że historia Koszalina nie zawsze była spokojna. Zdarzały się pożary ratuszy, kilkakrotnie przed 1945 rokiem przez Koszalin przetoczyły się wojenne zawieruchy. Część dokumentów zginęła bezpowrotnie, inna część została wywieziona w 1945 roku do Niemiec i tam też znajduje się do dzisiaj. Ale zapewniam, że to, co zachowało się w naszym zasobie, jest niezwykle ciekawe, różnorodne i bogate w wiedzę o tym, jak żyli na przestrzeni wieków koszalinianie i jak zmieniało się samo miasto - mówi Dorota Cywińska.

Co znajdziemy w „Aktach miasta Koszalina” ? Pomimo dziejowych zawirowań i niszczących skutków żywiołów wybór jest duży, różnorodny i bardzo interesujący. M.in trudno nie zacząć od wymienienia oryginalnej, rękopiśmiennej kroniki Koszalina autorstwa Johanna Dawida Wendlanda. Ta została napisana w latach 1749 - 1756 i zawiera podstawowe informacje dla badaczy dziejów miasta. Z tego okresu czasu przetrwały też akta dotyczące wyboru, nominacji, powoływania i odwoływania duchownych i służby kościelnej we wsiach miejskich oraz personelu pedagogicznego w szkołach w mieście. - Oczywiście, tych akt jest znacznie więcej - podkreśla kustosz. - Gorąco zachęcam do zobaczenia samemu, co i jak zostało zapisane z życia koszalinian na przestrzeni kilkuset lat - dodaje Dorota Cywińska. Przypomina, że urzędowe dokumenty z dawnych czasów to nie tylko suche informacje. Za nimi kryją się ludzkie troski, życiowe cele krótko i długoterminowe, plany, zamiary, czasem jakieś marzenia, czasem rodzinne dramaty.

- Jakiś czas temu przeglądałam niemieckie księgi stanu cywilnego z XIX wieku, o których pamięć cały czas budzi we mnie wielkie emocje - opowiada kustosz. - Nie były częścią zespołu „Akta miasta Koszalina”, ale dotyczyły naszego regionu. Przeglądając akty zgonu, zauważyłam, że pewien mężczyzna, w krótkim odstępie czasu, stracił żonę, a potem jedenaścioro dzieci. W każdym akcie zgonu widniał jego podpis. Najpierw pewny i zdecydowany, a potem słaby i coraz mniej czytelny, gdy z kolejną śmiercią załamywał się coraz bardziej. Ostatnie jego podpisy wyglądały tak, jakby złożył je stary, ciężko chory i zrezygnowany człowiek. Podaję za przykład historię tego człowieka i jego podpisu zawsze wtedy, gdy ktoś się mnie pyta, czy w urzędowych dokumentach są jakieś emocje. Są, wystarczy tylko umieć je dostrzec, poświęcić ludziom sprzed wieków trochę naszej współczesnej uwagi, pomyśleć o tym, jacy byli, z czym się zmagali w chwili, gdy w urzędach załatwiali taką, czy inną sprawę. Tak jak ci wszyscy, którzy ślad swojego życia zostawili w naszym archiwalnym zespole „Akta miasta Koszalina”. Gorąco zapraszamy wszystkich, aby się z nim zapoznali - zachęca Dorota Cywińska.

Joanna Lessnau - serce ciągnęło mnie do Hiszpanii

Gdy pierwszy raz jechała do Hiszpanii, ta wydawała jej się odległa i nieosiągalna. Na miejscu zakochała się w jej zapachu, smaku i kulturze. Tak powstała wyjątkowa trylogia „Oswoić Hiszpanię”. Poznajcie pisarkę z Koszalina Joannę Lessnau.

ROZMAWIAŁA EWELINA ŻUBEREK / FOTO ARCHIWUM PRYWATNE W pierwszą podróż do Hiszpanii udała się w 2009 roku. Był to dla niej pierwszy tak daleki wyjazd. – Miałam dużo obaw, jednak jechaliśmy do mieszkających tam Polaków i zdecydowałam się zaryzykować – opowiada Joanna Lessnau.

Kraj ten był jej marzeniem z dzieciństwa. Wówczas dalekim i nieosiągalnym. – Od małego byłam zauroczona państwem, o którym wtedy nie wiedziałam kompletnie nic – podkreśla nasza rozmówczyni. - Sama nie wiem, dlaczego serce ciągnęło mnie do Hiszpanii. Dziś, gdy już ją poznałam, trudno mi z niej wyjeżdżać i chcę tam nieustannie wracać.

Hiszpania okazała się niesamowicie atrakcyjna, pełna zapachów, pysznego jedzenia i wyjątkowych ludzi. Każdego dnia, wracając ze zwiedzania czy spaceru, pani Joanna siadała i zapisywała swoje przeżycia w notatniku. Te czytała później jej mama, która w ten sposób mogła podróżować razem z córką. – Wtedy pomyślałam, że warto byłoby wydać moje pamiętniki – opowiada pisarka. - Nagle uświadomiłam sobie, że od dawna było we mnie pragnienie napisania książki. Gdy w końcu znalazłam wydawnictwo, miałam gotowych 1000 stron tekstu.

Wydawnictwo Novae Res, z którym autorka nawiązała współpracę, postanowiło podzielić go na trzy tomy. Jak dotąd ukazały się dwa. W pierwszym pani Joanna zabiera czytelników na wybrzeże Costa Blanca, do Alicante, Walencji i innych pobliskich miast. Tom drugi jest „chłodniejszy”, odwiedzamy, bowiem zimniejszą północ – Kraj Basków, Galicję, a następnie Madryt. A co czeka nas w tomie trzecim i kiedy możemy się go spodziewać? – Z radością mogę zdradzić, że niedawno podpisałam umowę i kolejna książka ukaże się za pół roku - odpowiada pisarka. - Obecnie jest na najbardziej żmudnym i pracochłonnym etapie korekty. Tym razem zajrzymy do Barcelony, poznamy wiele historii z życia Antoniego Gaudiego oraz przejdziemy szlakiem jego budynków. Nie zabraknie gotowania w hacjendzie, gorących fiest, legend i różnych ciekawostek.

Warto wspomnieć, że trylogia „Oswoić Hiszpanie” to książki napisane w nietypowej formie pamiętnika z podróży. – Rok za rokiem, a wręcz dzień za dniem, czytelnik poznaje to wszystko, co zobaczyłam ze swoją rodziną. Są nie tylko duże miasta, ale także, a może przede wszystkim miejsca poza utartymi szlakami. Pojawiają się maleńkie rybackie wioski, gdzie stoją przysłowiowe dwa domy na krzyż – opowiada pani Joanna.

W znajdowaniu takich miejsc pomogła nauka języka hiszpańskiego. – Mogłam rozmawiać z mieszkańcami, którzy przekazywali mi mnóstwo ciekawych historii i wskazywali ukryte miejsca, które możemy zobaczyć w okolicy. W książce umieściłam także autentyczne rozmowy z Hiszpanami– wyjaśnia nasza rozmówczyni.

This article is from: