KOSZALIN SŁUPSK KOŁOBRZEG WRZESIEŃ/2018 NR 7(54)
Andrzej Kruszewicz w rozmowie z nami: w relacjach ze zwierzętami jesteśmy niestety hipokrytami.
wydanie bezpłatne
Str. 12-14
Marudzić trzeba umieć. Narzekanie to dobra metoda, by poczuć się lepiej. Choć na chwilę. Str. 28-31
Pamiętacie pierwsze polskie reklamy? Dziś mogą tylko wywołać uśmiech na naszych twarzach. Str. 22-26
ANNA NASZYDŁOWSKA
Laser w służbie naszej urody - właśnie zaczyna się sezon na laserowe zabiegi.
Str. 10-11
4
42
ROZMOWA Hanna Śleszyńska, znana i lubiana aktorka, wystąpi w Koszalinie z Judy Garland. Nam opowiada o swojej pracy i postaciach, w które lubi się wcielać.
na start
32
MODA Mocne kolory i ciekawe połączenia materiałów. Tytułowi bliźniacy prezentują najnowsze trendy w modzie. To świetna inspiracja nie tylko dla mężczyzn.
08 - 09
NEWSROOM Premiery, wydarzenia, nowości
12 - 14
ROZMOWA Andrzej G. Kurszewicz, boleśnie nas punktuje w relacjach ze zwierzętami.
16 - 20
PODRÓZE Podróże dalekie i bliskie: tajemnice Rumuni albo ekstremalne doznania w Gdańsku.
22 -26
HISTORIA POPKULTURY Cała prawda o historii reklamy, czyli jak to było w latach 90.
28 - 31
PSYCHOLOGIA Sztuka marudzenia - jak ją wykorzystać, by żyło nam się lepiej?
40 - 41
ZDROWIE Czerniak jesienią wychodzi z ukrycia. Czas na profilaktykę.
44
FELIETON Moda na naturalne drewno nigdy nie mija! Siatkarze wygrali, oberwało się jak zwykle piłkarzom?
38
47 - 51
SMACZNIE Jesienna kuchnia wcale nie jest nudna. Tym razem podpowiadamy, co można wyczarować z ziemniaków. Może dziś na obiad placki?
KULTURALNIE Zapowiedzi najważniejszych wydarzeń nadchodzących tygodni z całego regionu!
52 - 54
W KADRZE Za nami Wielka Gala Kobiety Roku. Poznajcie nagrodzone panie. TEDx — konferencja, która po raz kolejny przyciągnęła tłumy słuchaczy oraz oczywiście interesujących prelegentów. NR 07 // 2018 // MM TRENDY
6
REDAKCJA ul. Mickiewicza 24 75-004 Koszalin tel. 94 347 35 00 Redaktor naczelny: Joanna Boroń Product manager: Robert Lipiński Promocja i marketing: Katarzyna Głodek Redakcja: Katarzyna Chybowska Dział foto: Radek Koleśnik, Alla Boroń
JOANNA BOROŃ, redaktor naczelna
Prezes oddziału: Piotr Grabowski
Październik: a może by tak przestać marudzić? Albo choć robić to lepiej?
REKLAMA: Katarzyna Kucaba tel.: 519 503 524 DRUK: FHU ZETA
Nie lubimy ludzi, którzy ciągle narzekają. Za to sami lubimy sobie narzekać. Gdy wylejemy trochę żółci, zwykle robi nam się lepiej. Niestety, często tylko na chwilę. I zwykle, gdy często tak sobie nastrój poprawiamy, stajemy się towarzysko nieznośni. Październik dostarcza nam zwykle wielu powodów do narzekania - ot choćby pogoda. Do tego kończy się zapas dobrej energii powakacyjnej. Powrót do rutyny życia - dom - praca - szkoła potrafi dać w kość.
WYDAWCA: Polska Press Grupa sp. z o.o. ul. Domaniewska 45, 02-672 Warszawa 4A7EM8= >EHFM8J<6M J EBM@BJ<8 M A4@<- J E8?46=46; M8 MJ<8EMĄG4@< =8FG8Ģ@L A<8FG8GL ;<CB>ELG4@<! Fge! $% $'
83;&4*&Ď /3
jlWTa\X UXmc TgaX
@4EH7M<ú GEM854 H@<8ú! A4EM8>4A<8 GB 7B5E4 @8GB74 5L CB6MHú F<Ą ?8C<8=! 6;Bú A4 6;J<?Ą!
Prezes zarządu: Dorota Stanek Projekt graficzny: Tomasz Bocheński
Fge! %+ &$
C4@<ĄG46<8 C<8EJFM8 CB?F><8 E8>?4@L2 7M<Ģ @B:÷ GL?>B JLJB 4ú HĢ@<86; A4 A4FML6; GJ4EM46;!
W tym numerze naszego miesięcznika piszemy o tym, że narzekanie może nam poprawić nastrój, może nam pomóc przetrwać ciężkie chwile. Jedno ale - musimy się nauczyć sztuki narzekania. Oczywiście nasz najnowszy numer to nie tylko narzekanie - zabieramy was w Polskę i świat oraz w małą wyprawę w czasie. Na naszych łamach znajdziecie też kilka pomysłów na zagospodarowanie wolnego czasu - ot choćby upieczenie najlepszych na świecie placków ziemniaczanych!
,04;"-*/ 4½614, ,0½0#3;&(
Fge! %% %)
BWi[h m i kƁX_[ dWip[` kheZo # m Wūd_[ pWYpodW i_Ō i[ped dW bWi[hem[ pWX_[]_$ Fge! $# $$
"//" /"4;:%½084," OKŁADKA: NA ZDJĘCIU: Anna Naszydłowska FOTO: Radek Koleśnik
DOŁĄCZ DO NAS: facebook: mmtrendykoszalin instagram: mmtrendykoszalin Chcesz, by MM Trendy były dostępne również u Ciebie, dla Twoich Klientów, za darmo? Napisz: katarzyna.kucaba @polskapress.pl Reklama na str: 2, 3, 5, 7, 9, 13, 15, 17, 23, 25, 27, 31, 33, 35, 37, 39, 41, 44, 45, 49, 51, 53, 55, 56
NR 07 // 2018 // MM TRENDY
Zostań konsultantką
BIURO AVON Hotel Gromada (wejście od Kaszubskiej) Koszalin, ul. Zwycięstwa 24b,
tel. 605 251 962
8
Newsroom
Arena komików po raz drugi Za nami pierwsza i odsłona drugiej już edycji Areny Komików, czyli eliminacji do VI Mistrzostw Polski Ludzik, czyli One Man Show 2019. Pięciu młodych utalentowanych komików nie zawiodło publiczności, która jak zawsze dopisała. Żartom nie było końca, bo wytchnienia widzom nie dawał nawet prowadzący Bartosz Brzeskot. Kolejne odsłony: 10 listopada, godz. 18, 1 grudnia, godz. 18 , Teatr Variete Muza, ul. Morska 9. Bilety: Teatr Variete Muza, www.kupbilecik.pl. Przedsprzedaż: 20 zł, w dniu imprezy 30 zł.
Historia Dywizjonu 303 Integracja Ty i Ja
Do księgarni trafiła już książka „God save the 303 Squadron! Historia Dywizjonu 303 z trochę innej perspektywy”, której autorem - wraz z Grzegorzem Sojdą - jest koszalinianin Grzegorz Śliżewski. To znany historyk, który w swoich badaniach zajmuje się przeszłością polskiego lotnictwa, autor i współautor dziesięciu książek oraz blisko stu artykułów na ten temat, publikowanych m.in. we Francji, Hiszpanii i Kanadzie. Główny organizator corocznej konferencji popularnonaukowej „Historia skrzydłami malowana”.
Festiwal Integracja Ty i Ja ma na swoim koncie kolejny sukces. Tym razem dyrektorka wydarzenia Barbara Jaroszyk odebrała w Pałacu Królewskim w Warszawie wyróżnienie dla festiwalu w konkursie „Lodołamacz 2018”. Celem konkursu jest wyróżnianie tych wszystkich, którzy przełamują uprzedzenia, nie ustają w dążeniach do wyrównywania szans osób niepełnosprawnych, umożliwiają im dostęp do edukacji, pracy, aktywności społecznej. Organizatorem konkursu „Lodołamacze” jest Fundacja Aktywizacji Zawodowej Osób Niepełnosprawnych założona przez Polską Organizację Pracodawców Osób Niepełnosprawnych.
NR 07 // 2018 // MM TRENDY
9
Newsroom
Tak bawili się żołnierze W Bursztynowym Pałacu (Strzekęcino k/ Koszalina) odbył się po raz pierwszy Bal 8 Koszalińskiego Pułku Przeciwlotniczego. Uroczystość zorganizowano ku czci i pamięci żołnierzy jednostek, których 8 Pułk Przeciwlotniczy dziedziczy tradycje. Dowódca jednostki płk Mariusz Janikowski, jako gospodarz uroczystości, przywitał wszystkich uczestników, wręczając im pamiątkowe balowe medale. Pierwszą część balu zakończyła salwa artyleryjska, którą uczczono bohaterskie czyny żołnierzy poległych na frontach II wojny światowej. Po skosztowaniu specjalnie przygotowanego na tę okazję tortu rozpoczęła się część taneczna. Wszyscy żołnierze 8 pułku uczestniczący w uroczystości świetnie się bawili. W przekonaniu wszystkich pozostała nadzieja, że bal stanie się tradycją kultywowaną i realizowaną każdego roku.
Anna Załucka Sporo zmian w Zespole Państwowych Szkół Muzycznych im. Grażyny Bacewicz, wraz z początkiem roku szkoła pożegnała swojego wieloletniego dyrektora Stefana Masłowskiego, który poświęcił muzykowi 34 lata trudnej i wytężonej pracy zawodowej: i jako nauczyciel historii, wiedzy o społeczeństwie czy podstaw przedsiębiorczości, i jako wieloletni wicedyrektor do spraw ogólnokształcących. W ostatnich latach pracy podjął i wprowadził w życie wiele cennych inicjatyw na rzecz ZPSM, przede wszystkim prac remontowych, z termomodernizacją na czele, dzięki którym szkoła, mieszcząca się od roku 1981 w kompleksie budynków przy ulicy Fałata, znacząco zmieniła i nadal zmienia swój wygląd. Jego miejsce w drodze konkursu zajęła Anna Załucka, nauczycielka przedmiotów ogólnomuzycznych i absolwentka ZPSM. W tym roku szkoła będzie obchodzić też 60-lecie swojego istnienia, z tej okazji 24 listopada odbędzie się uroczysty koncert w Filharmonii Koszalińskiej. Wkrótce pojawią się bilety na to wydarzenie. (zp)
Nanga Dream Akcję ratunkową, w której brali udział wspinacze spod K2, śledziła cała Polska. Cały świat usłyszał o Tomku Mackiewiczu, którego w realizacji himalajskich celów nie wspierał żaden sponsor ani środowisko wysokogórskie. Kim był? Co zawiodło go na kolejny szczyt? O tym oraz o akcji ratunkowej, po raz pierwszy z perspektywy bliskich himalaisty, opowiedział Mariusz Sepioło w swojej najnowszej książce „Nanga Dream. Opowieść o Tomaszu Mackiewiczu.”
NR 07 // 2018 // MM TRENDY
10
Temat z okładki
FOT. TOP LASER
S
Pochmurne niebo, coraz krótsze dni, mało słońca jednym słowem jesień już w pełni. Z jednej strony oznacza to koniec plażowania czy morskich kąpieli, z drugiej to doskonały czas na zadbanie o swoje ciało i pozbycie się choćby takiego problemu, jak zbędne włosy.
SEZON na LASER!
NR 10 // 2018 // MM TRENDY
alon Top Laser to nowy punkt na mapie Koszalina, który wyróżnia się nowym i zarazem bardzo nowoczesnym sprzętem oraz dużym doświadczeniem, mimo małego stażu na naszym rynku. Za jego sterami stoi Anna Naszydłowska, magister fizjoterapii i licencjonowany kosmetolog. Absolwentka Uniwersytetu Medycznego im. K. Marcinkowskiego w Poznaniu – Wydziału Nauk o Zdrowiu i Wydziału Farmaceutycznego. Swoje wieloletnie doświadczenie zdobywała w najlepszych salonach kosmetologicznych w Poznaniu. Wraz z powrotem do rodzinnego miasta postanowiła otworzyć własny salon. – Dzięki temu, że pracowałam w kilku miejscach, miałam okazję pracować z różnego rodzaju sprzętami. Poznać zalety, ale też wady różnych urządzeń. W pewnym momencie stwierdziłam, że już wiem, na czym chcę pracować i postanowiłam otworzyć własny gabinet – wyjaśnia nam właścicielka Salonu Top Laser Anna Naszydłowska. Dla Anny to jesień jest jedną z ulubionych pór roku. To właśnie teraz najlepiej rozpocząć laserowe usuwanie włosów. Jak podkreśla, usuwanie, a nie osłabianie – to bardzo ważne. – LightSheer DUET to w tym momencie najlepszy laser diodowy. To znaczy są równie dobre lasery, ale nie ma nic lepszego na rynku. Bardzo lubię te zabiegi, bo efekty widoczne są natychmiast – zaznacza nasza ekspertka. – Bardzo ważną różnicą jest to, że LightSheer DUET nie osłabia włosów, ale je trwale usuwa. Większość salonów w Koszalinie oferuje urządzenia IPL, które osłabiają owłosienie, ale go nie usuwają. Efektywność lasera LightSheer DUET wynosi około 90 procent, pozostawiając maksymalnie około 10 procent owłosienia. Jesień jest najlepszym czasem na rozpoczęcie kuracji, bo w jej trakcie nie można się opalać. – Jeśli zaczniemy kurację w ciągu najbliższych dni, to jest ogromna szansa, że już w przyszłe wakacje będziemy mogły pozbyć się golarek z naszych kosmetyczek – radzi Anna. – Ilość zabiegów zależy od indywidualnych potrzeb, ale wa-
11
Temat z okładki
FOT. TOP LASER
Zabiegi są wykonywane pod okiem wykwalifikowanej kadry.
TOP LASER Centrum Depilacji Laserowej ul. Jana z Kolna 20 tel. 790 257 010 poniedziałek-piątek, godz. 10-20 sobota, godz. 9-14 top-laser.pl
FOT. TOP LASER
ha się od 4 do 8 w odstępach co 6 - 8 tygodni. LightSheer DUET pozwala trwale usuwać owłosienie z całego ciała, nawet z małżowiny usznej. – Bardzo cenimy naszych klientów i dlatego mamy dla nich wiele ciekawych ofert promocyjnych. Nasi klienci za każdą osobę, która przyjdzie do nas z ich polecenia, otrzymują 50 procent rabatu na jeden zabieg. Osoba, która przyjdzie do nas z polecenia, otrzymuje 15 procent rabatu na jeden zabieg. Oprócz tego mamy karnety zaczynające się od 4 zabiegów oraz jeśli ktoś chciałby pozbyć się owłosienia z całego ciała karnet open, ważny przez 2 lata – dodaje kosmetolog. Zanim jednak będzie możliwość wykupienia którejś opcji, najpierw trzeba zajrzeć do salonu Top Laser na bezpłatną konsultację. – To czas na rozmowę, poznanie się. Robimy też próbę laserową, która pozwala nam stwierdzić, na ile skuteczne będą zabiegi, ile wymaganych będzie powtórzeń i czy laser nie uczula klienta – informuje Anna Naszydłowska. Niezwykle rzadko, okazuje się, że skuteczność lasera może być niewielka. Top Laser - choć specjalizuje się w skutecznej depilacji, ma do zaoferowania dużo innych ciekawych zabiegów. – Wszystko zależy, czego potrzebujemy, z jakim problemem chciałybyśmy się uporać. Świetnym momentem teraz jest rozpoczęcie kuracji mezoterapii frakcyjnej, czyli broni przeciwko zmarszczkom. To też dobry czas, by zabrać się za przebarwienia. Top Laser oferuje również zabiegi, które świetnie poprawią jędrność i gładkość skóry. Karboksyterapia poradzi sobie też z tak nielubianym cellulitem czy małymi rozstępami. Innymi polecanymi zabiegami będą te wymierzone w trądzik, czyli pHFormula A.C.N.E. – Trądzik to już dziś nie tylko problem młodych ludzi, przez zanieczyszczenie powietrza oraz chemię w jedzeniu coraz częściej pojawia się on u osób dojrzałych, które często wcześniej nie miały problemów ze skórą – stwierdza ekspertka. – Zarówno jedni, jak i drudzy mogą z nim skutecznie walczyć
właśnie dzięki pHFormule. Dla osób, które borykają się z przebarwieniami, mamy za to Cosmelan oraz pHFormula M.E.L.A. Chodzi tu zarówno o przebarwienia posłoneczne,
jak też plamy, na przykład po lekach. Top Laser pracuje tylko na sprawdzonych, nowoczesnych urządzeniach oraz kosmetykach. – Cały czas szkolimy się NR 07 // 2018 // MM TRENDY
i sprawdzamy nowe technologie. Warto do nas zajrzeć, bo wkrótce powinno pojawić się kilka nowości – dodaje właścicielka. ¹
FOT. JOANNA BOROŃ
JESTEŚMY HIPOKRYTAMI. MOŻE CZAS TO ZMIENIĆ!
Lekarz weterynarii, ornitolog, podróżnik, dyrektor warszawskiego ZOO Andrzej G. Kruszewicz boleśnie nas punktuje. Napisał Pan książkę o tym, jak bardzo jesteśmy hipokrytami w naszych relacjach ze zwierzętami, podaje Pan na to wiele przykładów. A co Pana zdaniem jest jednak największym przejawem tej hipokryzji w naszym kręgu kulturowym?
Niestety, wegetarianie z reguły nie pamiętają o tym, że mleko pochodzi od krowy, która musiała zajść w ciążę i trzeba jej było odebrać dziecko. Tak wygląda przemysł mleczarski, tak to funkcjonuje. Te krowy żyją pięć, sześć, może siedem lat, a nie 27 lat jak kiedyś. Można czuć się lepszym niż inni pomimo tego, że tak naprawdę napędza się przemysł mleczarski. A praktycznie wszyscy to robimy. Zwłaszcza początkujący wegetarianie od razu się z tym afiszują, uważają się za lepszych. Nie jest to w porządku, dlatego że wszyscy jedziemy na tym samym wózku. Jeśli ktoś zjada karkówkę, kiełbasę i kaszankę, a atakuje myśliwych za to, że zabijają zwierzęta, to też nie jest w porządku. To jest wręcz śmieszne.
Mam wrażenie, że dzisiaj jesteśmy absolutnie oderwani od rzeczywistości - szczególnie mówię tu o dzieciach, bo wy-
daje im się, że mięso powstaje z niczego, ot po prostu pojawia się na sklepowych ladach...
Dokładnie. Mięso jest ze sklepu. Nazywa się karkówka, boczek, schab albo jeszcze jakoś inaczej, na przykład antrykot. I klient nie chce wiedzieć, z jakiej to części zwierzęcia albo że to jest ze zwierzęcia. Dopiero trzeba to klientowi wytłumaczyć. Rzadko widuję, by matka dziecku tłumaczyła: słuchaj to było zwierzątko, które musiało być zabite, byśmy mieli co zjeść. Szanujmy to zwierzątko i szanujmy każdy kawałeczek tego mięska, bo też ktoś musiał to zwierzę zabić, musiał wyhodować. To się nie dzieje. Odwrotnie, to jest kamuflowane: zjemy kawałek krówki, prosiaczka, tak jakby te zwierzęta dobrowolnie oddawały kawałek siebie, tak dla zabawy. Jesteśmy drapieżnikami, rozrabiamy na tym świecie, robimy to mało mądrze, czasem rabunkowo. Tak naprawdę, gdybyśmy więcej wykorzystywali mięsa, które pochodzi od zwierząt łownych, ubijanych w Polsce, gdybyśmy to mięso wykorzystywali tu, to byśmy musieli dużo mniej hodować świń, krów i tak naprawdę również drobiu. Wniosek: mądrzej gospodarujmy zasobami przyrody, które są odnawialne. Sarny, jelenie, dziki są NR 10 // 2018 // MM TRENDY
Rozmowa w ekspansji, jest ich coraz więcej, pomimo silnej presji łowieckiej, pomimo wilka, który poluje na zwierzęta i jest go coraz więcej. Trzeba z tych nadwyżek korzystać. My zjadamy powiedzmy 11 tysięcy grzywaczy, to jest gołąbi, które u nas żyją, ale Niemcy, Francuzi i Włosi strzelają miliony grzywaczy. To jakbyśmy my strzelili dwa miliony, to o dwa miliony mniej kurczaków byłoby potrzeba. Czyli byłoby mniejsze skażenie dla środowiska, mniejsza presja na środowisko, mniej odpadów wszelakich, które wymagają utylizacji, mniej antybiotyków, mniej wszystkiego. Gdybyśmy mądrzej gospodarowali tymi zasobami, które ma nasza cudowna przyroda, a nie wysyłali tego w świat, to byłoby lepiej dla nas wszystkich. A my wysyłamy koninę na zachód, bo sami z niej nie korzystamy, bo ubijamy bydło dla Żydów w sposób rytualny, tak jak oni tego chcą. Niechby to sobie sami hodowali i ubijali. Dlaczego mamy eksploatować naszą przyrodę, a potem tego nie zjadać, tylko sprzedać. To mnie boli. Na przykład dziczyzna - 90 procent naszej dziczyzny jedzie do Niemiec i Francji, czyli oni ze swoich zasobów nie byliby w stanie mieć tyle dziczyzny, my eksploatujemy naszą przyrodę, a oddajemy to komuś innemu.
Zostając na chwilę przy wątku polowań, Pana zdaniem bardziej uczciwy jest myśliwy, który zajada się świeżynką niż wegetarianin, który je na śniadanie twarożek z rzodkiewką?
13
winniśmy ręka w rękę usiąść do rozmów - i wegetarianie, i weganie, i myśliwi, i zjadacze świńskiej kiełbasy. Powinniśmy usiąść i porozmawiać, jak odciążyć to środowisko, jak mu pomóc, a nie wzajemnie się zwalczać. Często dla pieniędzy. Niestety.
Złą prasę mają myśliwi, ale też i osobom związanym z ogrodami zoologicznymi też się czasem dostaje...
Ogrodami zoologicznymi są nazwane takie dziwne miejsca. Wystarczy mieć 15 gatunków zwierząt, 50 osobników i pokazywać je przez siedem dni w roku i już można mieć ogród zoologiczny. I takich miejsce w Polsce jest około 50. Jeśli do jednego kociołka wrzucamy ogrody zoologiczne, które są certyfikowane i są członkami międzynarodowych organizacji, oraz takie ogrody, które sobie funkcjonują przy stacjach benzynowych i pokazują kozy, to ja rozumiem, że ta krytyka jest uzasadniona. Ale powinniśmy rozdzielić te dwa rodzaje „instytucji”. Ciągle poszukujemy innej nazwy na ogrody zoologiczne albo innej nazwy na te pseudoogrody, żeby je w jakiś sposób rozróżnić. Ogród w warszawie jest członkiem międzynarodowych organizacji, takich ogrodów jest w Polsce kilka, jesteśmy kontrolowani na różne sposoby, musimy spełniać wysokie standardy, a obok są ogrody, które tylko robią pieniądze na haśle: ogród zoologiczny. To jest nie B
Nie, to nie jest bardziej uczciwe. Tylko myśliwy ma świadomość tego, skąd to mięso jest i sam brał udział w jego pozyskaniu. Świadomość na temat łowiectwa jest żadna w społeczeństwie. Ludzie nie mają pojęcia, na czym to polega. W tej chwili to jest taka fala hejtu, takiej histerii wokół łowiectwa nakręcana przez małą grupę cynicznych osób, które to robią dla pieniędzy.
Podczas Pana wykładu zauważyłam, że nie ma Pan dobrego zdania o niektórych organizacjach pozarządowych zajmujących się ochroną środowiska...
Są organizacje, które hejtują myśliwych i w ich interesie nie leży porozumienie z myśliwymi. Wiele rzeczy dałoby się uzyskać, po prostu siadając do stołu twarzą w twarz i wyjaśniając pewne kwestie. Było zorganizowane przez PZŁ spotkanie na temat ptaków wędrownych, byłem na nim. Zaproszone były organizacje pozarządowe. Nie przyszły - poza sokolnikami. Dlaczego? Bo nie leży w interesie tych organizacji zawarcie porozumienia z PZŁ dla ochrony ptactwa. Te organizacje mają cały swój marketing oparty na konflikcie. Tak to wygląda. Są organizacje, które biją na alarm, że ginie przyroda Bałtyku. Tak naprawdę ta przyroda nie ginie, a Bałtyk sobie nieźle radzi. Oczywiście są rzeczy, które można by naprawić, jak kolektory, które odprowadzają śmieci do morza, czy też plastik, który jest tam wyrzucany, czy też łowienie łososi na przykład w ujściu Wisły, które jest obstawione sieciami tak, że łosoś ma marne szanse na przenikanie. Wiele rzeczy można by było zrobić lepiej, natomiast z całą pewnością pieniądz, który jest dobrym sługą, ale złym panem, zdemoralizował nam środowisko przyrodników i „ochroniarzy” przyrody. Oni, nie wszyscy oczywiście, działają dla pieniądza, a nie dla ochrony przyrody.
Dam się namówić. Nawet wspieram WWF, jakieś tam składki wpłacam. Byłem nawet w radzie WWF Polska i mile to wspominam. Natomiast wiele rzeczy bym chciał zmienić, wiele rzeczy bym zrobił inaczej, więc stwierdziłem, że nie po drodze mi z nimi. Inne organizacje hejtowały ogrody zoologiczne, szukały haków, czegoś, co pomogłoby im znaleźć sposób na zdobycie procentu z naszych podatków. Bo, by walczyć skutecznie o pieniądze, potrzebny jest konflikt. To silne emocje sprawiają, że człowiek zapisze ten jeden procent albo zrobi przelew. Musi być dramat. A jeśli szukamy dramatu, to nie szukamy tak naprawdę porozumienia. W przypadku ochrony przyrody wszyscy powinniśmy mieć świadomość, że jedziemy na jednym wózku, i wszyscy po-
FOT. JOANNA BOROŃ
Czyli nie dałby się Pan namówić na adopcję rysia albo jakiegoś innego egzotycznego zwierzęcia?
Nowa książka Andrzeja G. Kruszewicza „Hipokryzja. Nasze relacje ze zwierzętami” podejmuje trudny temat - opisuje szeroko pojęte relacje ludzi i zwierząt, zwłaszcza w kontekście wzajemnych zależności oraz naszych postaw wobec świata natury. Autor nie stroni od gorzkich uwag pod adresem każdej grupy społecznej, zarówno myśliwych, jak i ekologów czy wegetarian. NR 07 // 2018 // MM TRENDY
Rozmowa
14
w porządku. Drugi problem to pseudonaukowcy, którzy oceniają ogrody pod kątem psychologii zwierząt i świadomie wrzucają wszystkich do jednego kociołka. Robią to świadomie, po to właśnie, by wzbudzić jakieś emocje.
Gdybyśmy zrobili sondę uliczną i zapytali ludzi, po co są ogrody zoologiczne, to większość z nich odpowiedziałaby, że dla rozrywki.
Rozrywka to tylko jeden z filarów naszej działaności. Duże ogrody, takie jak nasz, są utrzymywane z funduszy publicznych, ona nawet nie przynoszą zysków miastu. Miasto chce mieć takie miejsce i tyle.
Jeśli nie rozrywka, to co?
Podstawowym celem jest hodowla zagrożonych gatunków w sposób skoordynowany na skalę międzynarodową. Drugi cel to edukacja. I to się dzieje - edukujemy od przedszkolaków, po studentów. Są u nas praktyki, staże i powstają doktoraty. W naszym ośrodku mamy jeszcze jeden filar - rehabilitacja zwierząt. ROZMAWIAŁA JOANNA BOROŃ
FOT. JOANNA BOROŃ
ANDRZEJ GRZEGORZ KRUSZEWICZ – polski ornitolog, podróżnik, założyciel i szef Azylu dla Ptaków w warszawskim zoo, dyrektor warszawskiego zoo od 1 stycznia 2009, autor i tłumacz wielu publikacji z zakresu ornitologii. Założyciel i honorowy członek Stołecznego Towarzystwa Ochrony Ptaków. Publice znany też ze swoich cyklicznych audycji przyrodniczych na antenie radiowej Trójki. R E K L A M A
NOWY WYMIAR DRZWI I PODŁÓG Od 5 lat obserwujemy na koszalińskim rynku drzwi i podłóg małą rewolucję w asortymencie i jakości obsługi klientów. Nowy Salon Drzwi i Podłóg to miejsce, w którym klient ma do dyspozycji wykwalifikowany personel, służący swoim doświadczeniem zarówno przy wyborze modelu, jak i podczas montażu. Dewizą salonu jest „prostota obsługi”, o co chodzi? Mianowicie zamawiając konkretny model drzwi lub podłogi mamy zapewniony transport oraz montaż – bez dodatkowych kosztów. Najlepszą reklamą jest ZADOWOLONY KLIENT – mówi właściciel salonu Pan Albert Konieczny. Prestiż i pozycję na lokalnym rynku zapewnia ogrom oferty. Drzwi to przede wszystkim tacy producenci jak np. DRE czy ERKADO oraz producent drzwi zewnętrznych firma WIKĘD. W katalogu każdego z producentów znajdziemy od kilkudziesięciu do kilkuset modeli, a każdy z nich można wykonać na kilka tysięcy sposobów. To dlatego na realizację zamówienia na drzwi zazwyczaj się czeka. Dla niecierpliwych, Nowy Salon Drzwi ma ofertę drzwi „od ręki”, czyli 48 modeli dostępnych w parę dni. Świat podłóg to ponad 650 wystawionych wzorów. Warto zwrócić uwagę, że nie są to sieciowe modele. Producenci z Polski, Szwajcarii, Belgii czy Hiszpanii są gwarantem jakości. Dodatkowo, jest to jedyny w Koszalinie autoryzowany punkt sprzedaży i montażu, innowacyjnych przyściennych listew rdzeniowych firmy Döllken, produkt niezwykle elastyczny i odporny na uderzenia oraz wodę. Niepowtarzalność i innowacyjność tej technologii można zobaczyć na tutorialu dostępnym na stronie salonu: nowysalondrzwi.pl
Klientów może zdziwić brak terminala, ale właściciel wyszedł z założenia, że zamiast płacić oprocentowanie za obsługę tych transakcji, woli zaproponować klientowi większy rabat. Idąc za ciosem, w salonie jest honorowana zarówno Karta Dużej Rodziny, jak i Karta Seniora. Niewątpliwie Nowy Salon Drzwi i Podłóg to doświadczenie w branży i wyższy stopień obsługi klienta. nowysalondrzwi.pl ul. Słowiańska 6, Koszalin
tel. 606 991 911
Twój osobisty design w Twoim domu Wygląd miejsca, w którym mieszkamy, jest niezwykle ważny. Spędzamy w domu większość swojego czasu i każdy chce, aby jego wnętrze było przytulne i ciepłe. Ocieplamy otoczenie poprzez meble, dodatki czy dekoracje. Jeżeli chcemy dodać indywidualności swojemu domowi i cenimy sobie styl i estetykę, możemy zgłosić się do firmy Art-Glass, która oferuje szeroko pojętą grafikę na szkle. Art-Glass istnieje na rynku koszalińskim od lat, a najlepszym dowodem na jakość, jaką sobą reprezentuje, są zadowoleni klienci. W firmie pracują głównie ludzie, nie maszyny, a sama właścicielka – Bogusława Bryłowska – osobiście jeździ na montaże, aby dowiedzieć się, czy klient jest w pełni zadowolony. Główną zaletą zakładu jest kompleksowa usługa, zaczynając od pomiaru aż po końcowy montaż. Siedziba firmy znajduje się na Powstańców Wielkopolskich 2 i to tutaj rozpoczyna się praca nad dodatkiem do naszego wnętrza. Klient może przyjść ze swoim zdjęciem lub wybrać coś na miejscu z bazy grafik. Na życzenie bardziej niezdecydowanych firma kupuje fotografię z internetowego banku zdjęć, gdzie właściwie wybór jest nieograniczony. Przy wyborze wizualizacji ważnym elementem jest wygląd wnętrza, w którym szkło będzie się znajdowało i na to szczególnie zwraca uwagę personel, pomagając w wyborze klientowi. Kiedy grafikę mamy już wybraną, to firma przygotowuje nam kilka projektów, po akceptacji jednego z nich przerzucany jest on na specjalną drukarkę, później laminowany w piecu, po czym staje się szkłem bezpiecznym. Wszystko tworzone jest na miejscu i produkowane przez pracowników, stąd możliwość dbałości o szczegóły, za czym oczywiście idzie jakość produktu. Grafiki na szkle to nie jedyny produkt, który
możemy tu dostać. Popularne są również szkła jednokolorowe, tzw. lacobel, i lustra. Tutaj również mamy możliwość dużej indywidualności, szkło jednobarwne może być w kolorze zaproponowanym przez klienta, a lustro może mieć wyjątkowy kształt i odcień. W tej branży nie można mówić o jakichś szczególnych aktualnych trendach, raczej kieruje tu myśl: ilu ludzi tyle pomysłów. Jest to wspaniałe, że możemy dostać część wystroju bardzo indywidualną i niespotykaną w innych domach.
Art-Glass
ul. Powstańców Wielkopolskich 2
tel. 660 489 658, 517 846 092 Znajdź nas na
artglasskoszalin
Przeprowadzki bez granic! Pan Kasjusz Romysz – zajmuje się przeprowadzkami już od ponad 10 lat. Niebywałe doświadczenie w tej branży pozwoliło mu na otworzenie własnej firmy: Ka-Trans Przeprowadzki. Firmy, która nie boi się wyzwań i dalekich tras. Pan Kasjusz działa na terenie pomorza, pomorza zachodniego, północnych i środkowych Niemiec, całej Belgii oraz Holandii, co nie oznacza, że inne kierunki są niemożliwe. Indywidualne podejście do każdego klienta pozwala na realizacje przeprowadzek do wielu innych miejsc w Europie. Transport rzeczy do innych krajów to dla Pana Kasjusza norma. Jak sam mówi, mniej więcej raz na dwa tygodnie pomaga właśnie w takich długodystansowych przeprowadzkach. Pan Kasjusz jako profesjonalista, wie jak ważne jest bezpieczeństwo
tym Pan Kasjusz dysponuje również auto-lawetą, którą służy z po-
przewożonych towarów, dlatego każda rzecz od wazonu po szafę jest
mocą wszystkim kierowcom. Wszystkich zainteresowanych usługami
ubezpieczona, ale przede wszystkim fachowo zabezpieczona przed
Ka-Trans zapraszamy do biura przy ulicy Szczecińskiej 38, aby indywi-
zniszczeniem. To bezpieczeństwo pozwala Panu Kasjuszowi na podej-
dualnie dopasować ofertę oraz ceny.
mowanie nawet najtrudniejszych zleceń. Oprócz typowych przeprowadzek mieszkaniowych, Ka-Trans zajmuję się również transportem
Ka-Trans Przeprowadzki Kasjusz Romysz
pojedynczych przedmiotów do Belgii oraz Holandii. Raz w tygodniu
Tel.: 797 311 301
jedno z trzech aut pełnych towarów wybiera się na południe Europy,
kasjuszromysz0302@gmail.com
aby dostarczyć klientom zamówione przez nich przedmioty. Po za
www.koszalin-przeprowadzki.pl
Podróże
16
Willa rodziny Cea W PAŁACYKU KAŻDY CZŁONEK RODZINY CEAUSESCU MIAŁ SWÓJ APARTAMENT Z LUKSUSOWYMI SYPIALNIAMI I ŁAZIENKAMI ZBIGNIEW MARECKI
T
o najnowsze muzeum w Bukareszcie działa od marca 2016 roku. Pokazuje, jak żyła rodzina Nicolae Ceausescu, komunistycznego dyktatora Rumunii. W księdze gości można znaleźć wpisy wielu Polaków. Także z Pomorza. Nicolae Ceaușescu rządził Rumunią prawie ćwierć wieku. Choć robił to w imieniu ludzi pracy, to praktycznie był komunistycznym królem, który lubił przepych i splendory. Był bardzo bogaty, bo według oficjalnych danych razem z rodziną posiadał prawie 30 rezydencji w Rumunii oraz 21 prezydenckich apartamentów w ambasadach na świecie. Główna rezydencja, w której mieszkał razem z żoną Eleną oraz dziećmi - Zoe, Valentinem i Nicu – mieściła się przy Bulwarze Primaverii nr 50 w Bukareszcie.
WILLA W NAJDROŻSZEJ DZIELNICY W MIEŚCIE
Dyktator mieszkał w niej już przed całkowitym przejęciem władzy, od 1965 r. aż do aresztowania w 1989, gdy w trakcie rumuńskiej rewolucji, po krótkim procesie, razem z żoną został rozstrzelany. Od marca 2016 roku można zwiedzać tę 800-metrową willę, która ma 80 pokoi oraz m.in. salę kinową, basen, saunę, salę fizjoterapeutyczną i podziemny schron. Jest położona w dzielnicy Primăvera, znajdującej się w północnej części Bukaresztu. Ta część rumuńskiej stolicy jest jedną z najdroższych dzielnic w mieście, bo od lat mieszkają tam politycy i lokalni celebryci. Po II wojnie światowej największe domy w dzielnicy zamieszkiwały rodziny członków Komitetu Centralnego Rumuńskiej Partii Komunistycznej. W większości te domy miały duże ogrody z tyłu, były otoczone wysokimi murami, a strzegli je milicjanci przesiadujący w specjalnych budkach, usytuowanych obok ozdobnych bram wejściowych wykonanych z giętej stali. Począwszy od lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku rumuńska nomenklatura zaczęła budować w dzielnicy Primăvera dwory, z wieloma pokojami, parkami i basenami.
ELEGANCKI BUDYNEK Z DUŻYMI PIWNICAMI
Willa, a raczej pałacyk, który zajmowała rodzina Ceaușescu, należała do najbardziej okazałych budynków. Z zewnątrz to elegancki pałacyk z dwoma kondygnacjami nad ziemią i dwoma kondygnacjami podziemnymi, który otacza wykwintny ogród z pięknie utrzymanymi i barwnie kwitnącymi latem hortensjami. Wnętrze ma iście królewski układ, bo – poza gabinetami do pracy i pomieszczeniami, gdzie przyjmowano oficjalnych gości – zawiera także część prywatną z osobnymi apartamentami dla wszystkich członków rodziny oraz pokój wypoczynkowy ze sporym barem, salę kinową na kilkanaście osób, przebieralnie z licznymi szafami i schowkami, ekskluzywne SPA, wykwintny basen, oranżerię oraz – niepokazywane zwiedzającym – kuchnię, schron i zaplecze socjalne dla obsługi. – W czasach Ceaușescu tu nie było służby, tylko grupa dobrze opłacanych pracowników – podkreśla mówiący po angielsku przewodnik, dla którego ważne jest, że cały wystrój willi został wykonany tylko z materiałów dostępnych na terenie Rumunii. Przewodnik informuje także, że wystrój willi wybrany został przez żonę Ceausescu, Elenę. Najczęściej opisuje się go jako neoklaNR 07 // 2018 // MM TRENDY
Podróże
17
ausescu jak Wersal W SIEDZIBIE DYKTATORA NIE BYŁO SŁUŻBY, ALE GRUPA DOBRZE OPŁACANYCH PRACOWNIKÓW - PODKREŚLA PRZEWODNIK syczny z elementami innych stylów historycznych, choć – sądząc po wpisach w księdze gości – turystom z Polski często kojarzy się z kiczem.
DARY DLA DYKTATORA PRZETRWAŁY DO DZIŚ
Nie da się jednak ukryć, że na zwiedzających robią wrażenie kryształowe żyrandole z Medias, drewniane panele z najlepszego rumuńskiego drewna, rumuńskie marmury, kolorowe szkła czy stylizowane na antyczne mozaiki pokrywające podłogi i ściany. Można także oglądać obrazy wybitnych rumuńskich malarzy, zbiór strojów i futer Eleny Ceausescu oraz liczne prezenty otrzymane przez dyktatora od innych światowych liderów, takich jak Kim Ir-Sen, angielska królowa Elżbieta czy szach Iranu. Inny charakterystyczny element wystroju to ozdobne fontanny, które zwykle tworzą całość z zielenią tarasów i oranżerii. Kryty basen to także niewątpliwie dzieło sztuki. – Zasadniczo można tu zobaczyć, co było najlepsze w rumuńskim wystroju wnętrz w drugiej połowie XX wieku – podkreśla przewodnik.
KOMBATANCI REWOLUCJI ZWIEDZAJĄ WILLĘ ZA DARMO
Podczas trwającej ponad godzinę wycieczki po willi zwiedzający ani razu nie usłyszeli, kto zapłacił za te wszystkie luksusy. Nic więc dziwnego, że w księdze gości można przeczytać wiele zachwytów ze strony gości z Zachodu. Jedynie turysta z Małopolski napisał, że teraz rozumie, dlaczego rewolucjoniści zabili znienawidzonego dyktatora, choć, jak się rozmawia z Rumunami, to zdania na temat Ceausescu są podzielone. Willę można zwiedzać w grupach składających się z minimum 5 i maksymalnie 15 osób. Grupy prowadzą wyspecjalizowani przewodnicy mówiący po rumuńsku lub angielsku. Zwiedzanie przez osoby z niepełnosprawnością ruchową nie jest jeszcze możliwe ze względu na konfigurację budynku. Budynek jest otwarty dla zwiedzających od środy do niedzieli, w godzinach od 10 do 18, ale jest zamknięty dla publiczności w poniedziałki i wtorki przez cały rok i święta państwowe. Kasa biletowa zostaje zamknięta 45 minut przed końcem programu zwiedzania. Bilety kosztują zwykle 30 lei. Kombatanci rumuńskiej rewolucji mogą zwiedzać willę dyktatora za darmo.
FOT. ARCHIWUM BOHATERÓW
PRACOWAŁ TAKŻE W WIELKIM BUDYNKU
Ceausescu jako człowiek, który pochodził z biednej rodziny, lubił wielkość i przepych, więc gdy w latach 70. ubiegłego wieku w Bukareszcie doszło do trzęsienia ziemi, wykorzystał ten fakt, aby wyburzyć jedną szóstą miasta, w tym 22 cerkwie, a na tym miejscu zbudować tzw. Dom Ludowy, do którego docierały przestronne ulice otoczone wysokimi kamienicami w klasycystycznym stylu. Za jego czasów tam funkcjonowała centrala komunistycznej partii. Rozpoczęcie budowy pałacu wymagało przesiedlenia około 40 000 ludzi z terenu planowanej inwestycji. Pracę nadzorował sztab 700 architektów, a na placu budowy pracowało 20 tysięcy robotników. Po rewolucji ustrojowej w Rumunii w 1989 pałac był ukończony w 80 procentach. Teraz w budynku, który pod względem powierzchni zajmuje 2. miejsce na Ziemi, działa rumuński parlament, a turyści mogą zwiedzać 30 z 1100 pomieszczeń w budynku. NR 07 // 2018 // MM TRENDY
18
Przygoda
W
ystarczą zaledwie 3 godziny, żeby z Koszalina dostać się do Trójmiasta. To oznacza, że bez konieczności wynajmowania noclegu, co znacznie obniża koszty wyjazdu, możemy wybrać się do tego pełnego atrakcji miasta. Choć większość stwierdzi, że właśnie rozpoczyna się tzw. martwy sezon, to my mamy ciekawy pomysł na pełen wrażeń dzień dla rodziny lub grupy przyjaciół.
Jarmark Dominikański, piękny Długi Targ, port to wszystko kojarzy się nam z Gdańskiem i Trójmiastem jako takim. Warto jednak na to miasto spojrzeć z nieco innej strony. To prawdziwy raj dla lubiących nieco bardziej... ekscytujące atrakcje
SKOK NA GŁÓWKĘ
To właśnie w Gdańsku jest jedno z najciekawszych i największych bungee w regionie. Na ogromnym dźwigu przetransportowanym tam ze znajdującej się nieopodal stoczni chętni śmiałkowie wciągani są na wysokość aż 90 metrów. Dla porównania większość skoków oddawanych jest z wysokości 40 metrów, są oczywiście też wyższe obiekty. Bungee Gdańsk urzeka przede wszystkim widokiem, jaki rozciąga się z platformy. Mieści się ono bowiem tuż przy Stadionie Energa Gdańsk, a z wysokości 90 metrów widać zarówno stocznię, jak i brzeg zatoki. W ofercie są zarówno skoki pojedyncze, jak i też tandemowe dla dwóch osób. Cena zaczyna się od 140 zł, można jednak na miejscu dokupić sobie zdjęcia oraz filmik z kamery GoPro.
GDAŃSK DLA ODWAŻNYCH NR 10 // 2018 // MM TRENDY
FOT. ARCHIWUM PRYWATNE
UCIECZKA!
Żeby nieco odpocząć i złapać oddech po skakaniu z wysokości, warto odwiedzić jeden z dostępnych w Gdańsku Escape Roomów. To, co je wyróżnia od tych znajdujących się w naszym regionie, to pełne zautomatyzowanie. Zacznijmy jednak od tego, czym jest Escape Room. To forma łamigłówki. Drużyna, najczęściej maksymalnie 5-osobowa, zamykana jest w pomieszczeniu, z którego dzięki wskazówkom ma się wydostać. Ale uwaga..., mając na to zaledwie godzinę! W Gdańsku znajduje się kilka firm oferujących tego typu usługi, a takie pokoje jak Ale Cyrk! czy Chata guślarki, zdobyły nagrody oraz są wysoko oceniane w ogólnopolskim rankingu Escape Room. Koszt takiej zabawy to ok. 100 zł za wejście dla 4-, 5-osobowej grupy. Niektóre B
Przygoda
20
z pokoi dostosowane są również dla dzieci, inne przeznaczone są wyłącznie dla dorosłych.
ASG - CO TO JEST?
Gdańsk kryje w sobie też ciekawą ofertę dla najmłodszych. Jeśli wybieracie się z dzieciakami, warto zajrzeć np. do Centrum Hewelianum. To rodzinna atrakcja mieszcząca się w zabytkowych obiektach architektury militarnej. To nowoczesne i interaktywne centrum edukacji poprzez zabawę i doświadczenia. Wśród atrakcji są wystawy: Energia, Niebo, Słońce, Laboratorium Pana Kleksa czy w 80 minut Dookoła Świata. A do tego przy okazji, jeśli będziecie w centrum, warto wejść na punkt widokowy na Górze Gradowej zrobić sobie zdjęcie z panoramą Gdańska. Innym wartym zobaczenia z dziećmi miejscem jest EduPark przy Gdańskim Parku Naukowo Technologicznym. To również niezwykle ciekawa atrakcja dla starszych dzieci przedszkolnych i szkolnych, ale również rodziców. To tu odbywają się tematyczne warsztaty dla całych rodzin. Poprzez zabawę poznacie tajniki chemii czy fizyki. Interaktywna wystawa pozwala każdemu młodemu odkrywcy prowadzić doświad-
FOT. MAGNUM ARENA GDAŃSK
A GDYBY TAK Z MALUCHAMI?
ASG to wbrew pozorom nie tylko rozrywka dla dorosłych.
Siedziba Centrum Hewelianum jest położona w samym centrum Gdańska w fortyfikacjach obronych z XIX wieku.
FOT.POLSKA PRESS
Jeśli lubicie się ruszać i niestraszna wam odrobina bólu, a chętnie przeżyjecie prawdziwą przygodę, to po duchocie Escape Room możecie też wybrać się na ASG. Co to takiego? To nowoczesna forma paintballa, w czasie którego strzela się z pneumatycznej elektrycznej, gazowej i sprężynowej repliki broni palnej na plastikowe kulki o kalibrze 6 lub 8 milimetrów. W Gdańsku znajduje się profesjonalna arena w opuszczonym szpitalu. To sześć pięter zasiek, dziur oraz barykad, które sprawiają, że czujemy się jak w dobrym filmie akcji. Na miejscu otrzymujemy nie tylko replikę broni, ale też pełne umundurowanie oraz ochraniacze. Możemy zarówno bawić się w swoim gronie, tworząc drużyny, jak również dołączyć do otwartych zmagań. Koszt to ok. 50 zł za godzinę.
czenia w pięciu dziedzinach nauki. Trzecią naszą propozycją jest Ośrodek Kultury Morskiej. Co ciekawe, tutaj zwiedzanie podporządkowane jest zaintereso-
waniu dzieci. Wystawa LudzieStatki-Porty to magnes nie tylko dla dzieci – bo kto by nie chciał posterować modelami statków pływającymi w wielkim basenie. W Ośrodku dzieci NR 10 // 2018 // MM TRENDY
przebiorą się za marynarzy, poznają tajniki życia portu, aż w końcu sami wywołają falę tsunami. Ciekawe? Też tak myślimy! ¹
22
Historia popkultury
FOT. ARCHIWUM
OCIEC, PRAĆ? POLLENA 2000
HISTORIA W latach 90. początki reklamy były przaśne i toporne – ale wtedy wydawały się być zwiastunem lepszych, zachodnich czasów. Najbardziej znane z nich żyją swoim życiem do dzisiaj, a wykreowane przez nie zwroty weszły do języka potocznego – pisze Agata Jakóbczak
REKLAMY NR 10 // 2018 //
Bracia Kosma i Damian, bohaterowie Sienkiewiczowskiego „Potopu”, byli niezbyt rozgarnięci, ale za to skorzy do bitki. Respekt czuli tylko przed ojcem, starym Kiemliczem, który jako jedyny potrafił poskromić awanturnicze zapędy synalków. Dlatego przed przystąpieniem do bójki bracia zawsze upewniali się: „Ociec, prać?”. Gdyby zrobić sondę i spytać Polaków, z czym kojarzy się to hasło, mało kto odpowiedziałaby, że z Trylogią. Większość wybrałaby reklamę proszku do prania Pollena 2000. W analogowych latach dziewięćdziesiątych hasło zagnieździło się w zbiorowej świadomości jak najlepszy internetowy mem. Zwykle dobre hasła mają wielu ojców, ale w tym wypadku wszyscy jednogłośnie przypisują autorstwo sloganu ówczesnemu dyrektorowi bydgoskiej fabryki Pollena Jerzemu Ciesielskiemu (w 1989 roku w ramach prywatyzacji właścicielem fabryki został Unilever). Był 1990 rok. Polski rynek zasypały produkty sprowadzane z Zachodu. Pollena 2000 chciała zwrócić na siebie uwagę jako polska marka, wyróżnić się spośród innych proszków, które walczyły o miejsce w świadomości Polaków zdezorientowanych nagłą możliwością wyboru. – A może by tak nakręcić film z hasłem „Ociec, prać?”, nawiązując do „Potopu”? – powiedział Jerzy Ciesielski na spotkaniu w studiu filmowym Odeon, które miało zrobić pierwszą reklamę. Po drugiej stronie stołu zapanowało kłopotliwe milczenie. Wszyscy się zastanawiali, jak delikatnie powiedzieć klientowi prawdę: że przecież proszek kojarzy się ludziom z ładną dziewczyną, najlepiej w seksownym negliżu, robiącą pranie w łazience z lśniącymi kafelkami, a nie z niedomytymi wąsatymi watażkami wymachującymi szablą i że może na produkcji proszków to on się zna, ale na reklamie to już nie bardzo. Cały piękny budżet, który Unilever chce wyłożyć na reklamę, pójdzie na zmarnowanie. A kto będzie winien? Oczywiście studio, bo przecież nie klient. Dyplomatyczne próby perswazji nie powiodły się, klient
Historia popkultury twardo obstawał przy swoim zdaniu: że to właśnie takie polskie, nawiążemy do tradycji i do rodziny, bo ojciec i synowie… Cóż było robić. Producent rozesłał dziwny brief do reżyserów. Powstał taki oto scenariusz: Bracia Kiemlicze z kompanami biesiadują w karczmie. Stoły uginają się od mięsiwa, krążą puchary z winem, powietrze wypełnia dym pieczonych potraw. Gwar, rozgardiasz, rozochoceni biesiadnicy. Lekko podpity watażka niechcący trąca jednego z braci Kiemliczów, ten wylewa na siebie czerwone wino. Bracia zrywają się, już mają wyciągnąć szable, aby pomścić zniewagę… ale co na to ojciec? Czy pozwoli na bijatykę? „Ociec, prać?” – pytają jednocześnie. „Prać!” – odpowiada stary szlachcic. – „Ale tylko w Pollenie 2000!”. – To już nie będzie prosta reklama, którą się robi małą ekipą w jeden dzień. To musi być kawałek fabuły – frasował się kierownik produkcji. – Kto mi to wszystko przygotuje? Trzeba zbudować dekorację albo znaleźć
miejsce, które zagra karczmę. Ktoś musi zrobić historyczne kostiumy, fryzury… Skąd wziąć tych wszystkich fachowców? Postanowił przejść się do Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych i popytać. Może uda mu się zmontować ekipę? W korytarzu na Chełmskiej spotkał korpulentną, długowłosą brunetkę. Szła energicznym krokiem z naręczem kostiumów. – Przepraszam, czy pani jest może kostiumografem? – zaczepił ją kierownik. – Jestem plastyczką, ale teraz projektowałam kostiumy do fabuły. – To super! – ucieszył się mężczyzna. – A zrobiłaby pani kostium historyczny? Taki szlachecki? A w zasadzie to więcej takich kostiumów? – Zrobiłam wszystkie kostiumy do kolejnych filmów Polleny 2000 – opowiada Monika Konarzewska. – To była wielka przygoda. Moja matka była wtedy scenografką w Teatrze Wielkim, dzięki niej znałam krawcowe, które sporządzały dla teatru operowe kostiumy. I ja razem z nimi te wszystkie szlacheckie
stroje do Polleny uszyłam. Dodatki wypożyczałam z Teatru Wielkiego. To były prawdziwe kostiumy z epoki, żadnego udawania. Potem robiłam jeszcze barwne kostiumy z łowickimi motywami dla Polleny Kolor. Karczmę zaaranżowano na warszawskiej Cytadeli, w forcie Sanguszki. Ceglana budowla z grubymi murami i wysokimi oknami, otoczona fosą, świetnie zagrała siedemnastowieczną karczmę oświetloną blaskiem świec. Filmy okazały się sukcesem. Wszyscy reklamę pamiętali, wszyscy ją cytowali. Bez badań marketingowych, intuicyjnie, wymyślono bardzo skuteczną kampanię. Pollena 2000 opanowała rynek, stając się najbardziej rozpoznawalnym środkiem piorącym i ulubionym proszkiem Polek, które uwierzyły, że kupują „zachodnią jakość w krajowej cenie”. W 1994 roku produkty Polleny stanowiły aż trzydzieści procent sprzedanych w Polsce proszków do prania – to było bardzo dużo, biorąc pod uwagę sil-
R E K L A M A
NR 07 // 2018 // MM TRENDY
23 ną konkurencję zagranicznych koncernów. Jednak klient popełnił błąd, nie wykorzystując od razu potencjału kampanii. Zamiast iść za ciosem i kontynuować tworzenie spotów w oparciu o sprawdzony koncept, szukano innych skojarzeń z bohaterami masowej wyobraźni, licząc na to, że zadziałają jak „Ociec, prać?”. Pollenę zaczęto reklamować wątkiem z serialu „Czterdziestolatek”, który był wtedy telewizyjnym hitem. Andrzej Kopiczyński, tytułowy czterdziestolatek, jest słomianym wdowcem, żona wyjechała, a on nie radzi sobie z praniem. „Po co ci żona, wystarczy dobry proszek” – radzi mu przyjaciel, Leonard Pietraszak. Pojawia się Irena Kwiatkowska – kobieta pracująca, która „żadnego prania się nie boi”, z opakowaniem Polleny 2000. – „Ojciec prać?” – cieszy się Czterdziestolatek. – No właśnie, prać, ojciec, prać! – Kwiatkowska wręcza mu proszek. – Dziadek… – komentuje B Pietraszak.
24
„Z PEWNĄ TAKĄ NIEŚMIAŁOŚCIĄ…” ALWAYS
„Poszukujemy dziewcząt do reklamy podpasek” – na takie ogłoszenie w gazecie natknęła się Anna Patrycy. Była studentką, właśnie wróciła ze stypendium we Włoszech. Chodziła tam trochę po wybiegach jako modelka, bo kilka miesięcy wcześniej wypatrzył ją na ulicy przedstawiciel agencji. „Mam jeszcze miesiąc wakacji, co mi szkodzi, spróbuję” – pomyślała Anna. Do warszawskiego biura Procter & Gamble przybyło kilkadziesiąt dziewczyn. Klient i Amerykanki z agencji DMB&B, która w 1991 roku właśnie otworzyła biuro w Polsce, musieli wybrać z tej grupy dwadzieścia osób. Reklamowanie podpasek w telewizji? Przecież to był temat tabu. O tym się głośno nie mówiło, a co dopiero publicznie, w telewizji, do milionów widzów, z czego połowa to faceci i dzieci. Pomysł wydawał się absurdalny. Polska nie jest na to przygotowana. Będzie skandal! – wieszczono. Ale klientowi trochę o to chodziło: wywołać obyczajowy szok, wzburzyć opinię publiczną i w ten sposób zwrócić na produkt uwagę. Reklama podpasek, która miała zostać nakręcona, to tzw. testimonial – prawdziwe osoby, przedstawione z imienia i nazwi-
„No to frugo” powstało, bo hasło „no to fru” było zajęte ska, opowiadają o zaletach produktu. To było dodatkowo bulwersujące. Jak to, zwykłe dziewczyny mają na ekranie opowiadać o tym, jak działają popaski? Nie do pomyślenia! Każda z dwadzieściorga dziewcząt wybranych na castingu odbyła godzinne nagranie, podczas którego odpowiadała na pytania dziennikarki. Trzeba było zdecydować się na dwie najbardziej przekonujące młode kobiety, a z ich nagrań wyłonić kilkunastosekundowe wypowiedzi, z których następnie miała zostać zmontowana reklama. – Siedziałem z Amerykankami, przysłuchując się nagraniom, ale tylko ja jeden, oprócz reżysera, rozumiałem odpowiedzi dziewcząt – opowiada Robert Sieradzki, copywriter, który po studiach psychologicznych właśnie tego dnia rozpoczynał pracę w agencji. Był w niej pierwszym zatrudnionym Polakiem. – Zdanie „Z pewną taką nieśmiałością… sięgnęłam po te podpaski…” wydawało mi się charakterystyczne i wpadające w ucho. Dobrze brzmiało. Amerykanki nie miały wyjścia, musiały mi zaufać, bo przecież nie rozumiały polskiego. Co do wyboru dziewcząt nikt nie miał wątpliwości – najlepsze były Anna Patrycy i Kasia Niekrasz. Nakręcono reklamy, w których każda z dziewcząt opowiadała o zaletach produktów Always. Do realizacji „demo” zalet produktu, w którym niebieski płyn wsiąkał w podpaski, przyjechał na plan specjalista od efektów z centrali Proctera. Wyglądał jak lekarz albo naukowiec – z walizeczką pełną dziwnych przyrządów i ingrediencji zaanektował spokojny kąt w studio, gdzie przygotowywał błękitne mikstury i zakraplał je pipetką na po-
FOT. ARCHIWUM
– Nie szkodzi. To proszek dla wszystkich, uniwersalny! – odpowiada Kwiatkowska. Kampania okazała się mało skuteczna. W 1993 roku klient postanowił wrócić do sprawdzonego konceptu i znowu ubrać Pollenę w szlachecki kontusz. Obsługę marki przejęła agencja Image Art założona po upadku Odeonu przez jego pracowników. Autorem scenariuszy spotów Polleny był głównie Robert Boczkowski, jeden z szefów agencji. Powstało w sumie kilkadziesiąt filmów opartych na Sienkiewiczowskich motywach. W reklamach Polleny zagrali tacy bohaterowie jak Zagłoba czy Danuśka z Krzyżaków. Konny najazd na dworek w filmie, którego bohaterem był pan Zagłoba, tłumy statystów w Krzyżakach – to były trudne produkcyjne wyzwania. Zagłoba pobił rekord liczby emisji – w 1992 roku pokazywano go bez przerwy przez trzy miesiące, nawet trzy razy dziennie.
wierzchnię podpasek, z precyzją zegarmistrza rysując niebieskie esy-floresy. Filmy wyemitowano w telewizji. Wszyscy o nich mówili. „Tą reklamą złamaliśmy w Polsce tabu” – informował dyrektor Procter & Gamble w odpowiedzi na protesty widzów, którzy twierdzili, że oglądając tę reklamę, tracą apetyt. „Obyczajowy szok sprawił jednak, że ludzie piszą wprawdzie do firmy listy z protestami, ale i kupują Always. Wbrew pozorom reklama ta w Polsce okazała się skuteczniejsza niż na Zachodzie. Od grudnia 1991 roku do maja 1992 roku sprzedaż podpasek wzrosła o 1300 procent” – pisał Piotr Wasilewski w książce „Dwie dekady polskiej reklamy”. Ludzie protestowali. Nie chcieli takiej reklamy. Kobiety nie życzyły sobie, aby ich tajemnice i intymne sprawy były zdradzane przed domownikami. Mężczyźni czuli się zażenowani. Ale wszyscy te reklamy oglądali i wszyscy je znali. Bohaterki kampanii, Anna Patrycy i Kasia Niekrasz, od pierwszego dnia były rozpoznawane i narażone na komentarze. „Jadąc autobusem na zajęcia na uniwersytet, zwróciłam uwagę, że ludzie dziwnie mi się przyglądają, aż moje śniadanie, czyli sezamek, utknęło mi w gardle – opowiada Anna Patrycy o dniach po wyemitowaniu pierwszej reklamy w wywiadzie dla Onet.pl. – (…) Były to spojrzenia pełne ciekawości, raptem dzień po emisji reklamy. Sądzę, że ludzie po prostu nie zdążyli jeszcze wyrobić sobie zdania na mój temat. Aczkolwiek później nie spotkałam się z niemiłymi głosami. Dużo ludzi podchodziło do mnie z prośbą o autograf. Przepraszam! Fakt! Było kilka niekomfortowych syNR 10 // 2018 //
tuacji, które spotkały mnie na uczelni. Zdarzało się, że pokazywano mnie palcem, rozmowy milkły. Od zawsze byłam duszą towarzystwa, ale podczas (…) okienek między wykładami, gdy wchodziłam (…) do Harendy, w jednej sekundzie gwar milknął. Często przy stole moi znajomi prosili mnie: »Z pewną taką nieśmiałością, czy możesz mi podać cukier, sól?«. Chyba próbowano ze mnie kpić, wyśmiać albo po prostu sprawdzić, jaką mam odporność”. Hasło „z pewną taką nieśmiałością” weszło do języka potocznego. Użył go nawet prezydent Lech Wałęsa podczas wystąpienia w Sejmie. Popularny stał się także slogan: „Always. Zawsze czysto, zawsze sucho, zawsze pewnie”. Reklamy Always były przełomem – zmieniły sposób opowiadania o produktach uważanych dotąd za wstydliwe. Wkrótce do walki o kobiecy rynek ruszyła firma Johnson&Johnson z reklamami podpasek Silhouettes i lifestyle’ową reklamą tamponów o.b. pokazującą jeden dzień z życia dziewczyny. „Ok? O.b.” – brzmiało hasło. Okej dla mówienia wprost o intymnych sprawach, okej dla łamania tabu. To było znakiem czasów. Polacy stawali się odważniejsi i mniej pruderyjni. Granice tego, o czym wypadało i można było mówić publicznie, coraz bardziej się przesuwały. W te nowe zwyczaje wpisywały się także powstające właśnie w telewizji programy śniadaniowe, do których zapraszano najróżniejszych gości i rozmawiano z nimi na żywo na trudne tematy. „W Pytaniu na śniadanie mówiliśmy o wszystkim – wspomina Agata Młynarska – o Monarze, o narkotykach, o Łańcuchu Czystych Serc Marka Kotańskiego, o AIDS… W jednym z programów na żywo po raz pierwszy publicznie padło z ust lekarza słowo sutek, co wywołało ogólną konsternację. Bo przecież nawet o piersi nie wypadało wcześniej publicznie mówić. A tu nie dość, że takie słowa, to jeszcze lekarz zaprosił Polki do powszechnych badań mammograficznych!”.
MARIOLA O KOCIM SPOJRZENIU. OKOCIM
Jak zareklamować piwo, skoro nie można powiedzieć słowa „pi- B
Kwiaciar�ia TOMA
tel. 666 08 38 48, tel. 694 32 47 03
koło TORGU, ul. Poł�awska 3 KOSZALIN
Kompleksowe dekoracje ślubne i weselne! e wiązanki i butonierki e dekoracje kościoła e dekoracje sali weselnej e dekoracje samochodów
WYNAJEM AUTA
INDYWIDUALNE PROJEKTY!
Serdecznie Zapraszamy REKLAMA Q801604362A
26
Historia popkultury
KSIĄŻKA
Agata Jakóbczak „Transformersi. Superbohaterowie polskiej reklamy 80. - 90.”, wyd. Znak, Kraków 2018 wakacji. Zdjęcia trwały cztery dni. Dostała za nie 20 milionów. – Pieniądze oddałam mamie, żeby nie stracić. Mariola okocim spojrzeniu niczego nie zmieniła w życiu Agnieszki. Nie posypały się propozycje z agencji reklamowych. Nie oblegają jej ludzie na ulicy. Czasem tylko ktoś szepnie: »Ale podobna do Marioli«” – pisała Wanda Dybalska w „Gazecie Wyborczej” w 1994 roku. Tego lata „Mariola Okocim spojrzeniu” miała trafić co najmniej cztery razy do statystycznego Polaka, czyli nawiązać za pomocą mediów i gadżetów sto sześćdziesiąt cztery miliony „kontaktów z klientami” browaru Okocim. Pojawiła się dwieście czterdzieści razy w dziesięciu dziennikach, piętnaście razy w trzech kolorowych magazynach, kilkadziesiąt razy w ośmiu rozgłośniach radiowych. Była
na tekturowych podstawkach pod kufle. Na plakatach. Na bawełnianych koszulkach – z przodu zdjęcie z podpisem: „Kocham Mariolę Okocim spojrzeniu”, na plecach wiersz o Marioli. Taka to była kampania. W upalnym lipcu, kiedy ją emitowano, Okocim sprzedał sto pięćdziesiąt osiem tysięcy hektolitrów piwa, czyli o osiemdziesiąt dwa procent więcej niż rok wcześniej. Browar nie nadążał z realizowaniem zamówień. Czy to była zasługa Marioli Okocim spojrzeniu, czy upalnego lata?
NO TO FRUGO!
Skąd się wzięło hasło „No to Frugo”? – Uważam, że trochę ja, a trochę nie ja to hasło stworzyłem. Wymyśliłem „No to Fru!” – opowiada Kot Przybora. – Okazało się, że coś podobnego jest już zarejestrowane, i wtedy na spotkaniu jedna z opiekunek klienta, Ewa Brandt, powiedziała: „Może »No to Frugo«?”. Kreowanie to zawsze jest praca zespołowa. W agencjach rzadko jest tak, że ktoś siedzi w domu, myśli i od razu przynosi coś gotowego. Dlatego na świecie już dawno wprowadzono w agencjach dwuosobowe teamy reklamowe, żeby ludzie mogli się nawzajem inspirować. W praktyce więcej osób ma udział w wymyślaniu idei, sloganu. Ktoś w końcu wpadnie na ostateczne brzmienie hasła, ale to jest często rezultat pracy wielu osób. Frugo to napój firmy Alima Gerber, wprowadzony na rynek w 1996 roku. Firma, która dotąd specjalizowała się w produkowaniu jedzenia dla niemowląt, po-
FOT. ARCHIWUM
wo?”. Ustawa zakazywała reklamy napojów alkoholowych, a klient czekał na pomysł kampanii. – Mieszkaliśmy wtedy razem z Kotem Przyborą w moim domu – opowiada Zaniewski. – Kot spał w pracowni, a ja malowałem do późna i idąc do łazienki, powiedziałem do siebie w drzwiach: „Mariola ma oczy piwne”. Rano pojechaliśmy do agencji i tam sobie to przypomniałem. Powiedziałem, że tylko coś takiego przyszło mi do głowy w związku z Okocimiem, który mieliśmy reklamować. Kot powiedział: „Mariola okocim spojrzeniu”. Postanowili zrobić radiową reklamę w formie piosenki. Kot wymyślił zwrotki, rozpisali konkurs na muzykę. Wygrał Tomek Gąssowski, który do młodopolskiego tekstu skomponował porywającą, wpadającą w ucho melodię o meksykańskich rytmach. W sam raz na upalne lato. – Klientem od Okocimia był bardzo sympatyczny Niemiec – mówi Kot Przybora. – To on był odpowiedzialny za tę reklamę. Nie miał pojęcia, co tam jest w tym tekście, bo gra słów była nieprzetłumaczalna, ale nastrój rozmowy z nami tak mu się spodobał, że zgodził się na wszystko. To była pierwsza reklama radiowa, której emisji domagali się odbiorcy. Do rozgłośni radiowych dzwonili ludzie i prosili, żeby puszczać Mariolę. Na giełdzie mówiono: „Mariola idzie w górę!”. Ten slogan wszedł do potocznego języka, zadziałał niesamowicie! To był drugi, po „Ociec, prać?”, zwrot zaczerpnięty z reklamy, który tak mocno zagnieździł się w wyobraźni odbiorców. Trzeba było teraz stworzyć Mariolę i zrobić z nią sesję zdjęciową – do prasy i na billboardy. „Mariola ma dwadzieścia lat, 172 cm wzrostu, jest spod znaku Bliźniąt. – Jak każdy Bliźniak, co innego myślę, co innego robię – odkrywa swoją naturę. Nie jest zawodową modelką. W tym roku skończyła jeden z warszawskich ogólniaków. Od września zacznie naukę w studium ekonomicznym. Opowiada, jak zaczęła się jej przygoda z reklamą: – Kot Przybora znalazł mnie na Starówce. Sprzedawałam piwo z beczki, dorabiając w czasie
„Ociec, prać?” pozwoliło zaistnieć proszkowi Pollena 2000 NR 10 // 2018 //
stanowiła wypromować napój dla młodzieży, bo takiego jeszcze na rynku nie było. Kampania, wymyślona i zrealizowana przez Przyborę i Zaniewskiego w agencji Grey, sprawiła, że stał się wyjątkowy. Młodzieżowy, zakręcony, bez żadnych ograniczeń. W agencji wymyślono także kształt butelki i etykietę. Frugo to nie był tylko napój. Sam produkt stał się zjawiskiem społecznym. „Pokolenie Frugo” – mówiono o młodych ludziach wchodzących w dorosłość w pierwszych latach po transformacji. To oni cieszyli się nową wolnością, o którą walczyli ich rodzice. Mogli podróżować, mieli dostęp do zagranicznych kanałów telewizyjnych, kupowali produkty niedostępne wcześniej dla starszego pokolenia. „Co trzeci nastolatek twierdził, że najbardziej ceni karierę i zarabianie pieniędzy, a tylko jeden na dziesięciu chciał być użyteczny dla innych. Komputery czy ubieganie się o dobrą pracę nie stanowiły dla nich żadnego problemu. Generacja Frugo nie buntowała się przeciwko niczemu, zwłaszcza przeciwko pokoleniu rodziców. Naukę traktowała jedynie jako środek do zdobycia pieniędzy, a autorytetem stawał się ktoś, kto często pojawiał się w mediach” – pisali Wiesław Kot i Dorota Górska w książce „Jak budowaliśmy kapitalizm”. To głównie do tych młodych ludzi adresowano reklamy. Kampania Frugo doskonale wpisywała się w klimat pokolenia. Młodzi ludzie jedzą owoce i strzelają z pestek do butelek Frugo. Butelki rozpadają się w drobny mak. – Nikt nie wie, jakie siły drzemią w naturze… – Jeden z młodych zamyśla się. I slogan: „No to Frugo! Bezpiecznie, bez pestek”. Do rozleniwionych chłopaków przychodzi kiosk. Drewniana budka po prostu sobie idzie. – Co podać? – pyta sprzedawca. – Frugo… – odpowiadają niepewnie. – Nie ma, wyszło. Slogan? „Idź po Frugo, zanim wyjdzie”. Mnożyły się odjechane koncepty oparte na zabawie słowem i sytuacją. Koncepcja niektórych spotów, kręconych w skromnej scenografii, polegała tylko na grze skojarzeń. Inne były barokowe, przygotowywane z rozmachem...
RESTAURACJA
Pysznie, świeżo, podane z klasą... tylko w Białej Damie przez cały rok !
OBIADY RODZINNE UROCZYSTOŚCI SPOTKANIA BIZNESOWE WIGILIE FIRMOWE BAL ANDRZEJKOWY BAL SYLWESTROWY
Zapraszamy na NOWĄ jesienną kartę menu... RESTAURACJA całoroczna Biała Dama MIELNO B.Chrobrego 26a tel. 602 14 13 12
Psychologia
SZTUKA NARZEKANIA
Psychologia. Nagłe uczucie głębokiej ulgi, jakiej doznamy, wyrzucając z siebie emocje, ma wielką moc – pisze dr Guy Winch, psycholog NR 10 // 2018 //
28
29
Psychologia
JAK POPRAWIĆ SOBIE W TEN SPOSÓB NASTRÓJ?
oja młoda pacjentka Rachel, będąc w barze ze swoim od kilku miesięcy chłopakiem, przyłapała go, jak co chwila zerkał na inną kobietę. Poprosiła, żeby przestał to robić, pokłócili się i chłopak natychmiast bezceremonialnie z nią zerwał. Następnie podszedł do tamtej i zaczął z nią rozmawiać, podczas gdy Rachel stała i patrzyła zaskoczona, nie wierząc własnym oczom. Dzielnie to jednak zniosła, pospieszyła do toalety i dopiero gdy znalazła się w środku, pozwoliła sobie na wybuch płaczu. Podeszła do lustra, przed którym stała jakaś kobieta i poprawiała makijaż. Kobieta spojrzała na nią. – Boże! Mężczyźni potrafią być takimi dupkami! – wyrzuciła z siebie Rachel, wycierając oczy. Choć trzeba to uczciwie przyznać, że ogromna większość kobiet w tej sytuacji okazałaby w jakimś stopniu współczucie, Rachel nie miała tego szczęścia. Kobieta powiedziała: – Taaa…? A skąd wiadomo, czy to nie pani jest dupkiem? – Obrzuciła Rachel złym spojrzeniem i wyszła, nie dodając już ani słowa. Rachel była w takim szoku, że nic nie odpowiedziała. To jasne, że oprócz uzewnętrznienia swoich uczuć Rachel nie doznała żadnej wewnętrznej ulgi po wyrzuceniu z siebie emocji. Poskarżyła się na głos tylko po to, by wyrzucić z siebie żal. Gdyby ta kobieta wyszła bez słowa, to taka reakcja byłaby dla Rachel równie mało satysfakcjonująca, lecz dużo mniej bolesna.
M
123RF
WYRZUCANIE EMOCJI MA SWOJĄ WARTOŚĆ
NR 10 // 2018 //
Rachel nie jest wyjątkiem. Dziś większość z nas żali się prawie wyłącznie po to, by wyrzucić z siebie emocje. Kiedyś takie wyrzucanie było jedynie efektem ubocznym, gratisem emocjonalnym związanym z wyartykułowaniem jakiejś skargi po to, by uporać się z jakimś problemem. Ale dziś to już nie przybranie, lecz danie główne. Oczywiście wyrzucanie emocji ma swoją wartość. Narzekając, oczyszczamy się ze złości, z gniewu czy frustracji wywołanych niezadowoleniem z czegoś. Mówimy „zrzucić ciężar z serca” i to właśnie pragniemy osiągnąć: odczuć lekkość, oczyścić się z wewnętrznych napięć poprzez opowiedzenie na głos o czymś, co nas gnębi. Lecz rzeczywiste katharsis stanowi nie samo wypowiedzenie swych skarg, ale dopiero wypowiedzenie ich do DRUGIEJ OSOBY. Skarżenie się do pustych czterech ścian przynosi mało lub nie przynosi emocjonalnej ulgi lub nie przynosi jej wcale, o czym mogą zaświadczyć typowe jęczybuły. Właściciele psów często wyrzucają swoje żale na czworonogich przyjaciół. Gdy wracają po całym dniu pracy, witający ich od progu merdający ogonem pies może usłyszeć: „Ale dziś szef wkurzył two- B
30
Psychologia
ne zagrożenia ukryte w żaleniu się. Pozbawione jakiegokolwiek odruchu serca zachowanie tamtej kobiety było dla Rachel niemal tak samo traumatyczne jak ból, który sprawiło jej postępowanie chłopaka. W trakcie naszych sesji więcej czasu poświęcała na rozmawianie o spotkaniu w umywalni niż o samym zerwaniu przez chłopaka.
Winch: Efekty nieskutecznego narzekania pogarszają stan emocjonalny naszego umysłu
ZADAJMY SOBIE TRZY PYTANIA
Zanim zaczniemy narzekać w celu uzyskania emocjonalnej walidacji, zawsze powinniśmy zaczekać i najpierw zadać sobie trzy pytania (zwłaszcza gdy jesteśmy bardzo wrażliwi lub słabi emocjonalnie).
PIERWSZE:
FOT. 123RF
Czy osoba, do której skierujemy swe żale, jest ogólnie skłonna do zrozumienia i wspierająca? Jeśli nie znamy jej zbyt dobrze, możemy poświęcić chwilę na zastanowienie się, czy coś na to wskazuje. Na przykład, czy widząc nasze cierpienie, okazuje choć odrobinę przejęcia. Jeśli nie, jak było w przypadku Rachel, lepiej dajmy sobie spokój i znajdźmy kogoś innego.
jego pana, wiesz, piesku? Tak, wkurzył strasznie, strasznie!”. Takie ponarzekanie zostaje wynagrodzone nam co prawda polizaniem po twarzy, lecz nie przynosi prawdziwej, głębokiej ulgi, takiej jak po solidnym wyrzuceniu z siebie żalów do kogoś. Równie mało satysfakcjonujące byłoby skarżenie się do osoby nieznającej naszego języka. Aby poczuć prawdziwą ulgę, musimy wiedzieć, że ta osoba rozumie, co mówimy. Na ile doznana przez nas ulga jest rzeczywista, w jakim stopniu wartość naszego wysiłku jest oczyszczająca, zależy od tego, czy osoba słuchająca naszego narzekania znajdzie zrozumienie dla naszych uczuć i okaże nam prawdziwe współczucie w trudnej sytuacji. Krótko mówiąc, potrzeba nam potwierdzenia zasadności naszych odczuć wobec danej sytuacji ze strony słuchającego. Im więcej okaże nam on współczucia i empatii, wysłuchawszy naszych skarg, tym bardziej czujemy się uwolnieni od ciężaru. Ponieważ narzekamy głównie po to, by wyrzucić z siebie uczucia, wybór adresata naszych narzekań jest niezwykle ważny.
Rachel, wchodząc do toalety, musiała wyglądać na zdruzgotaną, ale kobieta przy lustrze nie zareagowała na jej nieszczęście. Gdyby spytała, czy „wszystko w porządku” lub zaproponowała chusteczkę, czy choćby spojrzała na Rachel z troską, gdy ta zalała się łzami, okazałaby jej w ten sposób odrobinę współczucia. Lecz nic takiego się nie stało. Rachel nie widziała braku jakiejkolwiek empatii ze strony kobiety. Uświadomiła to sobie dopiero podczas naszej sesji. – Dopiero po kilku sekundach podeszłam do lustra, bo najpierw szukałam chusteczki. Ona widziała, że ryczę, i nic nie powiedziała. Powinnam już wtedy zauważyć, że to babsztyl o zimnym sercu. Ale ja tak bardzo chciałam usłyszeć coś miłego, na przykład, że mężczyźni potrafią być dupkami! – tylko tyle. Lub choćby pytanie, czy pomóc mi poprawić makijaż. Dlaczego nie mogła powiedzieć chociaż tego? Rachel oczywiście miała słuszność. Gdyby jej skarga spotkała się z taką prostą reakcją, na jaką liczyła, doznałaby tak bardzo jej potrzebnej ulgi emocjonalnej. Ta sytuacja sygnalizuje jednak również i licz-
WYRZUCANIE Z SIEBIE UCZUĆ DAJE DUŻO KORZYŚCI, GDY WYBIERZEMY WŁAŚCIWEGO SŁUCHACZA, SPOTYKAJĄC SIĘ ZE ZROZUMIENIEM
NR 10 // 2018 //
DRUGIE:
Czy osoba ta jest w odpowiednim nastroju, by okazać wsparcie i zrozumienie? Gdy jesteśmy w odwiedzinach w szpitalu u kogoś, kto dochodzi do siebie po wypadku samochodowym, lepiej zrobimy, powstrzymując się od narzekania na brak miejsca na parkingu.
TRZECIE:
Czy ta osoba będzie w stanie zrozumieć nasze uczucia, wczuć się w sprawę? Na przykład, skromnie żyjący student w trakcie sesji egzaminacyjnej może nie być szczególnie zdolny do udzielenia wsparcia, gdy jego znajomy, osiągający sukcesy zawodowe, uskarża się na to, że za bardzo się przypiekł na słońcu w czasie swych dwutygodniowych zimowych wakacji w tropikach. Na szczęście to, czego doświadczyła Rachel, jest raczej wyjątkiem niż normą. Wyrzucanie z siebie uczuć daje dużo korzyści, zwłaszcza gdy wybierzemy właściwego słuchacza, spotykając się ze zrozumieniem i współczuciem. Nagłe uczucie głębokiej ulgi, jakiej doznamy, ma wielką moc. Często pamiętamy bardzo wyraźnie takie rozmowy i przez wiele lat ciepło wspominamy ludzi, którzy nam w ten sposób pomogli.
POCZUCIE ODNOSZENIA KORZYŚCI Z... NARZEKANIA
W licznych sytuacjach życiowych narzekanie dla czystego wyrzucenia emocji to nie tylko metoda skuteczna emocjonalnie, lecz w ogóle najbardziej skuteczna dostępna nam metoda. Kto zajmuje się opieką nad starszymi, obłożnie i ciężko chorymi,
31
Psychologia pielęgnuje małe dziecko lub chore zwierzę, pracuje jako ratownik, ten jest narażony na kumulowanie się lęków i napięć związanych z koniecznością odłożenia na bok własnych emocji i zajęcia się drugą istotą. Matki noworodków często przez całą sesję żalą się na nieprzespane noce, wypełnione uspokajaniem nieustannie płaczącego dziecka, pudrowaniem podrażnionej pieluchami skóry czy sprzątaniem po gwałtownych wymiotach. Zrzucenie z siebie tego ciężaru, otrzymanie odrobiny emocjonalnego wsparcia stanowi dla nich na tyle dużą ulgę, że są w stanie doładować wyczerpane emocjonalne baterie – przynajmniej trochę. Takie idealne wyrzucenie z siebie emocji zdarza się jednak dość rzadko. W większości przypadków narzekanie nie poprawia nam aż tak bardzo stanu emocji. Niewiele z artykułowanych przez nas codziennie skarg spotyka się z jakimkolwiek współczuciem, a cóż dopiero mówić o emocjonalnym wsparciu. Tak jak palący dwie paczki papierosów dziennie, którzy stwierdzają, że odczuwają przyjemność jedynie z wypalenia jednego lub dwóch sztuk, nie za często mamy poczucie odnoszenia korzyści z narzekania.
W rzeczywistości częściej bywa odwrotnie. Za narzekanie płacimy cenę, której zupełnie się nie spodziewamy. Efekty nieskutecznego narzekania kumulują się, co pogarsza stan naszego umysłu i stan emocjonalny. Mogą nas uznać za zrzędę lub biurowego malkontenta. Niektórzy z powodu jednej skargi utracili przyjaciół, zostali pozwani do sądu, publicznie ośmieszeni, a nawet zamordowani.
KSIĄŻKA
NARZEKANIE STAŁO SIĘ WIELOZADANIOWE
Guy Winch „Sztuka skutecznego proszenia”, tłumaczenie: Elżbieta Kowalewska, wyd. Muza, Warszawa 2018
Biorąc pod uwagę te niebezpieczeństwa oraz małe prawdopodobieństwo emocjonalnej walidacji, uskarżanie się musi pełnić jeszcze jakąś funkcję. Robienie tego wyłącznie dla nader rzadko zdarzającego się prawdziwego oczyszczenia emocjonalnego byłoby po prostu bezproduktywne. I faktycznie, nasze lamenty, biadolenia i skargi mają często podtekst, dodatkowe znaczenie czy aluzję wykraczające dalece poza powierzchowną treść konkretnej skargi oraz służą do innych celów. Podobnie jak my wszyscy, nasze narzekanie stało się również wielozadaniowe.
R E K L A M A
POD BRAMĄ: BYLIŚCIE JUŻ? MY TAK! NA MAPIE KOSZALINA POJAWIŁ SIĘ NOWY PUNKT: KAWIARNIA POD BRAMA. TO MIEJSCE WYJĄTKOWE. WARTO JE POZNAĆ.
M
imo, że Pod Bramą istnieje zaledwie od kilku tygodniu, już zdołało zyskać sobie wielbicieli. – Cały czas poszerzamy nasz asortyment i ulepszamy naszą ofertę dosłownie na życzenia klientów – zaznacza Marta Pawelec, właścicielka kawiarni. – Chcieliśmy, żeby każdy mógł u nas zjeść pełnowartościowe śniadanie. Najpierw przygotowywaliśmy gotowe zestawy, smacznych kanapek. Okazało się jednak, że najpierw poproszono nas o wersje wegetariańską, potem o wegańska. Dlatego teraz po prostu przygotowujemy bułki na miejscu, z tym na co akurat ochotę ma nasz klient.
Kawiarnia Pod Bramą ul. Zwycięstwa 109, Koszalin czynna: poniedziałek piątek godz. 8-19 sobota, godz. 10-19 niedziela, godz. 11-19
NR 10 // 2018 //
Pani Marta z zawodu jest dietetykiem dlatego nie ukrywa, że dla niej szczególnie ważna jest dbałość o jakoś posiłków. – Oprócz kanapek mamy też lekkie, dietetyczne sałatki, domowe ciasta czy lody rzemieślnicze – podkreśla nasza rozmówczyni. – Wprowadzamy też świeże soki a wraz z rokiem szkolnym ciekawe zestawy w promocyjnych cenach. Kawiarnia Pod Bramą urzeka przede wszystkim atmosferą. – To moje marzenie, aby kawiarnia stała się miejscem przyjaznym. Żeby nasi klienci wiedzieli, że po tym jak wypiją kawę czy coś zjedzą wcale nie muszą wychodzić. To miejsce, w którym można spokojnie popracować, poczytać książkę czy pograć w gry planszowe.
NR 07 // 2018 // MM TRENDY
FOT. JOANNA JAROSZEK
TWINS wedÅ&#x201A;ug
Wo j c i e c h a J a c h y r y
moda
33
Raz na miliard przypadków zdarza się, że bliźnięta mają różnych ojców. Taka historia miała miejsce również w Polsce i stała się punktem wyjścia przy tworzeniu nowej kolekcji MALEME o nazwie TWINS. Ten edytorial to opowieść o dwóch braciach - zupełnie różnych i jednocześnie bardzo podobnych. Walczą ze sobą, ciągle się spierają, jednak łączy ich nierozerwalna więź. Istotą kolekcji TWINS jest siła podobieństw i różnic najmodniejsze w tym sezonie zwierzęce printy mają wyjątkowe struktury i kolory. Podstawą kolekcji są klasyczne fasony męskich must have’ów ramoneski, bombery, dopasowane spodnie. Zaskakują marynarki inspirowane krojem kimona, oraz total looki o princie przypominającym „śnieżący” telewizor.
NR 07 // 2018 // MM TRENDY
moda
35
36
moda
FOT. JOANNA JAROSZYK
Fotografie i scenografia: Wojciech Jachyra - www.wojciechjachyra.com Projektant: Piotr BÅ&#x201A;och - marka MALEME www.male-me.pl - kolekcja 2018/2019 TWINS Modele: Kamil Bahar i Damian Soszka / More Models Management Make Up: Patryk Nadolny Stylizacje: Patrycja Wojciechowska Postprodukcja: Dawid Pinocy Fotoreakcja
NR 07 // 2018 // MM TRENDY
Rejestracja: 94 347 74 61, 602 776 267
ul. Staszica 8a 75-449 Koszalin www.stanmed.pl
ALERGOLOG, PEDIATRA: Aleksandra Nogalska - TESTY SKÓRNE - SPIROMETRIA - USG PŁUC
NEUROCHIRURG Michał Tarnowski KARDIOLOG Agata Pawelska-Buczeń arolina Zakutyńska-Kowalczyk KARDIOLOG K KARDIOLOG Krzysztof Jarząbek -E CHO SERCA. HOLTER
PEDIATRA PULMONOLOG Grażyna Stanisławska CHIRURG DZIECIĘCY Jerzy Niesłuchowski INTERNISTA PULMONOLOG Lidia Sławińska ORTOPEDA Piotr Kaczkowski; Krzysztof Buczeń NEUROLOG Marek Żmuda LARYNGOLOG Edward Bauer DERMATOLOG Danuta Jurgielaniec PRACOWNIA USG - NOWE BADANIE USG PŁUC
SPECJALISTA NEUROLOG
ADRIANA ZIEMIAŃSKA- GADOMSKA
38
Smacznie
PLACEK ZIEMNIACZANY DAJE TYLE MOŻLIWOŚCI! ŁOSOŚ, GULASZ, A MOŻE WEGETARIAŃSKIE CURRY? Placki ziemniaczane to takie płótno, na którym możemy namalować ciekawe smaki. Z pospolitego dania wyczarować można wykwintną ucztę. JOANNA BOROŃ
N
ie znam nikogo, kto by placków ziemniaczanych nie lubił. Dyskusja zaczyna się na etapie, z czym takie placki lubią jeść. Zwykle to śmietana, często cukier - czego akurat nie rozumiem. Dziś jednak chciałabym napisać o pomysłach na placki inne niż wspomniana śmietana i cukier. Zacznijmy jednak od... ziemniaków. To od nich wszystko zależy. Wy-
bierając ziemniaki, kierować powiniśmy się ich typem. Typ kulinarny A – zwany jest sałatkowym. Należą do niego odmiany twarde, zwięzłe, nierozgotowujące się. Są doskonałe na sałatki ziemniaczane oraz do gotowania w łupinach. Miąższ nie pęka podczas gotowania, jest twardy, wilgotny, drobnoziarnisty. Obrane zaś nadają się do smażenia w głębokim tłuszczu oraz na placki ziemniaczane. Typ kulinarny B – ogólnoużytkowy. Odmiany należące do tego typu mają największe zastosowanie w kuchni. Charakteryzują się dość zwięzłą konsystencją, lekko wilgotnym i mączystym miąższem o delikatnej strukturze ziaren skrobi. Podczas gotowania nieznacznie pękają. Są polecane do gotowania w całości, sporządzania zup i naturalnego puree, do smażenia, na placki, babki ziemniaczane, kartacze, frytki.
FOT. AUTOR
Placki ziemniaczane
Typ kulinarny C – mączysty. Obejmuje odmiany o większej zawartości suchej masy i skrobi, przeznaczone do sporządzania puree, placków ziemniaczanych, pyz, pieczenia, aromatycznych zup, kremów, do wypieku ciast, pączków. Odmiany typu C, nazwane inaczej sypkimi, są suche, o szorstkiej strukturze ziaren skrobi, stąd łatwo rozgotowują się podczas gotowania. Co zrobić, gdy kupiliśmy ziemniaki bez nazwy i typu? Możemy wykonać prosty test na zawartość skrobi: przetnij ziemniaka na pół i potrzyj obie połówki. Jeśli będą się lepić, to oznacza, że ziemniaki mają dużo skrobi i lepiej zrobić z nich kopytka, placki, frytki, puree lub dodać je do zupy. Gdy zaś się nie skleją, smaczniejsze będą w sałatce lub gotowane, podawane w całości jako dodatek do obiadu.
NR 07 // 2018 // MM TRENDY
Tradycyjne placki robimy z surowych, obranych i startych na tarce ziemniaków - koniecznie tych typu C, czyli mączystych. Masę koniecznie starannie odciskamy - za dużo wody to jeden z najczęściej popełnianych błędów. Wody nie wylewamy - zostawiamy na chwilę, czekamy aż na dnie osadzi się skrobia. Dodajemy do masy. Na kilogram ziemniaków dodajemy jedno jajko, dwie albo trzy czubate łyżki mąki pszennej, ale dobra będzie też... gryczana. Można również dodać kaszy manny, dzięki której placki będą jeszcze bardziej chrupiące. Oczywiście masę solimy, pieprzymy. Smak placków podbije nieco startej cebuli oraz czosnku - nie martwcie się, te dodatki nie sprawią, że amatorów posypywania placków cukrem odrzuci! Następnym ważnym punktem jest smażenie - patelnia i olej muszą być mocno rozgrzane, a warstwa ziemniaczanej masy cieniutka. To sekret chrupiącego placka! Złocimy placki z obu stron i odkładamy na papierowy ręcznik, który „wypije” nadmiar oleju (albo smalcu, bo i na nim placki smażyć można).
DIABEŁ TKWI W... DODATKACH
Zapomnijmy na chwilę o tradycyjnych sposobach na rozprawienie się z talerzem ziemniaczanych placków. Wędzona ryba do fenomenalny dodatek do ziemniaczanych placków. W najbardziej wykwintnej wersji łączymy wędzonego na zimno łososia ze śmietaną, kawiorem i szczypiorkiem albo koperkiem. Ale równie dobrze pasować będzie wędzony na ciepło łosoś, pstrąg czy nawet świeża makrela. Zamiast kawioru można dodać kaparów albo marynowanego zielonego pieprzu. Placek po węgiersku to jedno z najpopularniejszych dań restauracyjnych i barowych. A gdyby tak do placków przygotować gęsty, aromatyczny sos curry? To połączenie smaków jest idealne! W najprostszej wersji smażymy pokrojoną w kostkę pierś kurczaka, dodajmy cebulę, pokrojoną w kostkę paprykę. Dodajemy jogurt naturalny z hojną porcją przyprawy curry. Dusimy całość kilka minut. W razie potrzeby doprawiając solą, płatkami chili czy curry. Smak powinien być intensywny, a sos dość ostry. Placki podajemy z porcją sosu i kleksem gęstego jogurtu lub śmietany. Oczywiście można też przygotować wegetariańską wersję na bazie kalafiora, marchewki, batatów. Warzywa pokrojone w kawałki podobnej wielkości smażymy na oliwie lub oleju kokosowym. Dodajemy mleczko kokosowe i przyprawę curry, czosnek, płatki chili. Dusimy aż warzywa będą miękkie. Serwujemy z chrupiącymi ziemniaczanymi plackami i liśćmi posiekanej kolendry.
Są dziesiątki odmian ziemniaków i trzy typy. Typ ma znaczenie!
Ponad połowa nowotworów skóry wykrywana jest wczesną jesienią.
Jesienią czerniaki wychodzą z ukrycia
FOT. FOTOLIA
Nic w tym dziwnego czerniaki, te niezwykle agresywne nowotwory skóry, bardzo „lubią” słońce.
W
i ę k s zo ś ć czerniaków i inn y c h nowotworów skóry jest związana z uszkadzającym działaniem promieniowania ultrafioletowego. Jeśli nierozważnie narażamy się na nadmierną ekspozycję tego promieniowania, zwiększamy ryzyko uszkodzenia skóry. W związku z tym nie wolno zapominać o ochronie przeciwko promieniowaniu ultrafioletowemu. W wielu krajach, dzięki poprawie świadomości zagrożenia czerniakiem,
udało się zmniejszyć liczbę zachorowań na ten nowotwór, m.in. w Skandynawii czy USA. Czerniak złośliwy jest bardzo agresywnym nowotworem skóry. Według danych epidemiologicznych liczba zachorowań na czerniaki stale i dynamicznie rośnie, także wśród młodszej populacji Polaków. Spośród ok. 3000-4000 nowych rozpoznań czerniaka rocznie u ponad 500 pacjentów mamy do czynienia z zaawansowanym lub rozsianym czerniakiem skóry. Należy pamiętać, iż czerniak zaawansowany jest bardzo agresywnym nowotworem,
który szybko się rozwija i daje odległe przerzuty. Po pewnym czasie, u części leczonych pacjentów dochodzi do odporności na leczenie i konieczne są zmiany w strategii terapeutycznej. Każda niepokojąca zmiana w obrębie znamion barwnikowych powinna skłonić do wizyty u lekarza, który za pomocą diaskopu oceni jej charakter. Czerniaki mają wiele cech charakterystycznych, które pomagają w ich rozpoznaniu. Cechy te określane są za pomocą kryteriów ABCDE (pochodzących od pierwszych liter anNR 10 // 2018 // MM TRENDY
gielskich słów: Asymmetry, Border, Color, Dimension i Evolution): A – asymetria, np. znamię wylewające się na jedną stronę, B – brzegi poszarpane, nierównomierne, posiadające zgrubienia, C – czerwony lub czarny i niejednolity kolor, D – duży rozmiar, wielkość zmiany powyżej 0,5 cm, E – ewolucja, czyli postępujące zmiany zachodzące w znamieniu. Wszystkie znamiona, narośle, pieprzyki, które mają te cechy, powinny zostać zbadane przez lekarza dermatologa lub chirurga onkologa i w razie jakichkolwiek wątpliwości wy-
41
Ludzie
cięte. Badanie przeprowadzane u specjalisty jest bardzo szybkie, bezbolesne i nieinwazyjne. Lekarz skanuje całą skórę dermatoskopem, który wychwytuje wszelkie nietypowe zmiany. Większość zmian jest łagodna. Jeżeli zostanie zdiagnozowany czerniak, ale wczesny, 95 proc. osób będzie w pełni wyleczone. Większość przypadków leczona jest chirurgicznie. Jeśli nie ma przerzutów, chirurgia u blisko 90 proc. pacjentów jest skuteczna. Przy grubości zmiany nieprzekraczającej 0,75 mm szanse
na przeżycie są blisko stuprocentowe. Niestety, u co piątego chorego czerniak jest na tyle zaawansowany, że chirurgia nie może być zastosowana. Jeszcze niedawno średni czas przeżycia od momentu diagnozy wynosił 6-8 miesięcy. Zgodnie z zaleceniami Europejskiej Organizacji Onkologicznej, jak również zgodnie z polskimi zaleceniami krajowego konsultanta w dziedzinie chirurgii onkologicznej oraz Polskiego Towarzystwa Chirurgii Onkologicznej, leczenie chorych na zaawansowanego czerniaka skóry, czerniaka paznok-
cia czy czerniaka oka jest leczeniem kompleksowym, skojarzonym i wielospecjalistycznym i powinno być prowadzone przez wielodyscyplinarne zespoły. Oznacza to, iż pacjent w ośrodku onkologicznym powinien mieć dostęp do wielu specjalistów medycznych, aby jego leczenie przynosiło mu jak największą korzyść kliniczną. W europejskich zasadach ECCO wymieniona jest lista specjalizacji, których przedstawiciele powinni być zaangażowani w leczenie chorych na czerniaka. Wg rekomendacji ECCO wielodyscyplinarny zespół medyczny powinien składać się ze specjalistów dermatologii, patomorfologii, radiologii, medycyny nuklearnej, chirurgii lub chirurgii onkologicznej, onkologii, radioterapii, pielęgniarstwa, a w przypadku czerniaka oka także okulistyki. Zespół ekspercki spotyka się regularnie przynajmniej raz w tygodniu, choć z reguły częściej. Po rozpoznaniu i ocenie zaawansowania choroby podejmuje decyzje o optymalnym leczeniu, dokonuje obserwacji i niezbędnych zmian w terapii w sytuacji pojawienia się działań niepożądanych czy progresji choroby. Wtedy istotny staje się więc także dostęp do wszystkich terapii. W przypadku progresji – postępu choroby – lekarz i pacjent mają możliwość szybkiej zmiany leczenia i wyboru alternatywnej terapii. - Leczenie chorych z zaawansowanym czerniakiem to działanie strategiczne. Leczenie jest ustalone, zaplanowane, monitorowane, dostosowywane i zmieniane w zależności od efektów terapii. Strategie leczenia przygotowywane są na bazie wywiadu z pacjentem, ogromnej ilości badań oraz doświadczenia lekarzy wchodzących w skład zespołu wielodyscyplinarnego. Stąd doświadczenie, szybki dostęp do wysokiej jakości diagnostyki w trakcie leczenia oraz szerokiego wachlarza terapii jest z punktu widzenia pacjenta i jego życia kluczowe – podkreśla prof. Piotr Rutkowski. W Polsce od ubiegłego roku pacjenci chorzy na zaawansowanego czerniaka skóry mają NR 07 // 2018 // MM TRENDY
dostęp do zarówno nowoczesnej immunoonkologii (immunoterapii), jak i do leczenia ukier unkowanego molekularnie. Jednak refundacja leku onkologicznego i jego obecność na liście refundacyjnej w programie lekowym nie oznacza, iż w każdym szpitalu onkologicznym w kraju dany lek jest dostępny. Polscy pacjenci nie mają świadomości, że może istnieć jakiekolwiek ograniczenie w dostępie do leków, które są refundowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Tymczasem te ograniczenia wynikają z umów i kontraktów podpisanych przez NFZ z danym szpitalem. Tylko część szpitali, które posiadają największe doświadczenie w leczeniu czerniaków, zaplecze osobowe, sprzętowe oraz diagnostyczne, może leczyć polskich pacjentów wszystkimi dostępnymi terapiami – tłumaczy prof. Piotr Rutkowski i dodaje: – W ramach kampanii „Masz czerniaka? Sprawdź, gdzie się leczyć!” informujemy pacjentów o tym, że warto leczyć się w tych właśnie ośrodkach, które mają pełny dostęp do leczenia czerniaka. Więcej informacji znajdziecie na www.AkademiaCzerniaka.pl JOANNA BOROŃ
NOBEL Medycznym Noblem zostali w tym roku uhonorowani dwaj profesorowie: Amerykanin James P. Allison i Japończyk Tasuku Honjo za „odkrycie terapii przeciwnowotworowej przez hamowanie negatywnej regulacji immunologicznej”. Odkrycia laureatów doprowadziły do wykorzystania mechanizmów układu odpornościowego w terapii nowotworów. Spowodowało to rewolucję w ich leczeniu, pozwoliło na nowe spojrzenie na te schorzenia, doprowadziło do opracowania nowej kategorii leków, m.in. do leczenia chorych na zaawansowanego, przerzutowego czerniaka.
Lubię moje postacie.
FOT. AUTOR
SĄ TAKIE CHARAKTERNE!
Już niedługo na scenie koszalińskiego teatru zobaczymy Hannę Śleszyńską, która wcieli się w rolę legendy kinematografii. W październiku zobaczymy Panią w roli Judy Garland. Domyślam się, że granie prawdziwej postaci jest dla aktora większym wyzwaniem... Judy Garland była wspaniałą artystką i świetną kobietą o niezwykle dynamicznym
życiorysie. Już jako dziecko występowała na scenie ze swoimi siostrami i grała w hollywoodzkich produkcjach. Miała pięciu mężów i troje dzieci, była uzależniona od leków i alkoholu, a jednocześnie bardzo ciężko pracowała i uwielbiała ją publiczność. To wielkie wyzwanie dla
aktorki grać Judy, ale też okazja do przybliżenia widowni jej postaci. Pełnej poczucia humoru i przejmującej zarazem. To było dla mnie najważniejsze. Tym bardziej że tekst Sławomira Chwastowskiego brzmi bardzo współcześnie, mógłby dotyczyć każdej dzisiejszej supergwiazdy.
NR 10 // 2018 // MM TRENDY
43
Ludzie
Początkowo jak większość z nas kojarzyłam ją przede wszystkim z filmem „Czarnoksiężnik z krainy Oz” i rolą Dorotki, no i oczywiście z piosenką „Over the Rainbow”. W latach 90. grałam we Wrocławiu w musicalu „Cabaret” (w reż. J. Szurmieja) rolę Sally Bowles, którą w słynnym filmie Boba Fosse‘a zagrała Liza Minnelli, córka Judy Garland. Wtedy z pasją czytałam wszystko, co dotyczyło życia Lizy i jednocześnie poznawałam historię Judy...
Miałaby Pani ochotę wcielić się w jeszcze jakaś inną historyczną postać?
O tak! Ale Margaret Thatcher i królowa Elżbieta już zostały fantastycznie zagrane, a mnie przeważnie obsadzają w rolach prostych kobiet i pomocy domowych...:)
W Koszalinie widzieliśmy Panią w „Kobiecie pierwotnej“. Wiele osób kojarzy Śleszyńską głównie z takich właśnie ról komediowych. To Pani wybór czy rodzaj pewnego zaszufladkowania?
Mojej „Kobiecie pierwotnej” już stuknęło 10 lat. Arek Jakubik, reżyser spektaklu, powiedział po premierze: „Zobaczysz, będziesz to grała i grała długie lata” i tak się stało. Pierwszym teatrem, w którym
się zaangażowałam, był Teatr Komedia pod dyrekcja Olgi Lipińskiej, potem już się potoczyło komediowo. Widocznie tak miało być...
Gra Pani charakterne kobiety. Ile w tych kreacjach jest Pani?
Uwielbiam moje bohaterki serialowe, całą galerię charakternych kobiet: Lodzia z serialu „Dom”, Jadzia z „Rodziny zastępczej”, Józia z „Bożej podszewki”, Gienia z „Daleko od noszy.” W każdej zawarłam jakieś wspomnienie, rys kobiet, które pamiętam z dzieciństwa i pewnie jakąś cząstkę siebie też.
CV
Hanna Śleszyńska to jedna z najbardziej rozpoznawalnych polskich aktorek. W 1982 ukończyła studia w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Warszawie. Na scenie zadebiutowała w „Niebie zawiedzionych“ Bertolta Brechta w reż. Leny Szurmiej, na deskach Teatru Ateneum. Sławę zdobyła jednak dzięki pracy w telewizji i rolom, w takich serialach jak „Graczykowie“ czy „Daleko od noszy“.
Na koniec muszę zapytać - w jakiej jeszcze roli zobaczymy Hannę Śleszyńską? Liczę, że jeszcze nie raz mnie, nas Pani zaskoczy?
Chętnie zaproszę widzów na sztukę „Serca na odwyku” w reż. Cezarego Żaka czy na nową produkcję Teatru Capitol pt. „Cud”. Zawsze chętnie przyjeżdżam do Koszalina! ROZMAWIAŁA JOANNA BOROŃ PRZYPOMINAMY, ŻE SPEKTAKL, W KTÓRYM NASZA ROZMÓWCZYNI GRA JUDY GARLAND, W KOSZALINIE JUŻ 21 PAŹDZIERNIKA. BILETY KUPIĆ MOŻNA M.IN. W NASZYM BIURZE OGŁOSZEŃ PRZY UL. MICKIEWICZA 24 W KOSZALINIE.
NR 07 // 2018 // MM TRENDY
FOT. AUTOR
Zanim podjęła się Pani grania Judy, aktorka była dla Pani ważną postacią czy tylko nazwiskiem z encyklopedii kinematografii?
44
Wnętrza
FELIETON
G
dy zatęsknię za chwilą wytchnienia, za harmonią, za ucieczką od miejskiego pośpiechu, w głowie pojawiają się obrazy dzikiej przyrody, niezmąconego krajobrazu, płynącej wody i lasu. Lasu zielonego, pachnącego żywicą i mchem. Drewno wydaje mi się być najbardziej naturalnym, najbliższym naszym zmysłom surowcem. Daje namiastkę natury w domu, jej pierwotnego charakteru. Jest ciepłe w odbiorze, subtelne w dotyku, a także wdzięczne w obróbce i niezwykle trwałe. Jest też surowcem odnawialnym - jeśli tylko wykorzystujemy je z rozwagą i umiarem. Od zarania dziejów drewno towarzyszy człowiekowi - jako materiał do budowy domów, wykonania mebli czy przedmiotów codziennego użytku. Współczesne wzornictwo nie rezygnuje z jego użycia - pokazuje nam nowe, odkrywcze sposoby jego zastosowania lub też sięga do rzemieślniczej tradycji w jego obróbce. Wydaje się nawet, że po latach zachwytu plastikiem wracamy do źródeł. Trendy jednoznacznie wskazują, że coraz częściej wybieramy przedmioty z drewna jako naszych towarzyszy. Z sentymentem wspominamy babcine stoły i komody, które niestrudzenie, przez dziesięciolecia, służyły i nadal służą pokoleniom. Podziwiamy dębowe parkiety ułożone w jodełkę, których nieprzemijający urok stał się po latach synonimem luksusu. Spostrzegliśmy, że drewno tylko pozornie jest materiałem drogim. Biorąc pod uwagę jego długowieczność, aspekty zdrowotne, podatność na renowację to jeden z najtańszych materiałów. Jeśli wybierając produkty z drewna, zapytamy o stosowne certyfikaty potwierdzające źródło jego pochodzenia, okaże się, że jest ono także najbardziej ekologicznym rozwiązaniem. Z tego powodu współczesne wzornictwo tak chętnie sięga po ten materiał. Stoły, krzesła, komody, półki i regały to pierwsze, co przychodzi nam do głowy. Wiodące marki meblarskie potrafią oczarować tworzonymi przedmiotami. Wśród moich ulubionych wymieniłbym krzesła i fotele Muuto oraz Ton, dębowe stoły polskich projektantów Miloni i Kosicka Design, fotele i stoliki kawowe ze Skandynawii marki UMAGE czy minimalistyczne serie mebli Take Me Home. Ikoną jest też modułowy system półek i regałów Stacked, w którym to my jesteśmy kreatorem. Duńska marka Skagerak osiągnęła z kolei mistrzostwo w ogrodowych meblach i dodatkach z litego drewna dębowego. Jednak przykładów wykorzystania drewna są setki. Powstają całe kolekcje oświetlenia wykorzystujące naturalne forniry (np. niemieckie studio 13° Dreizehngrad) czy wręcz surowe, nieociosane drewno (kolekcja lamp The Wise One Mammalampa). Światło przenikające przez warstwy drewna nabiera magicznego ciepła i nastrojowej miękkości. Przywołuje skojarzenia z płonącym ogniem
Piękno naturalnego drewna STUDIO DREIZEHNGRAD
i w naturalny sposób gromadzi wokół siebie domowników. Drewno pojawia się też w dodatkach, takich jak wieszaki (np. kultowych już „guzikach” The Dots Muuto) czy akcesoria kuchenne (deski, łopatki, łyżki, skrzynki do magazynowania i wiele innych). Drewno wykorzystywane jest nawet jako knoty w świecach sojowych. Warto doświadczyć ich uspokajającego skwierczenia, aby docenić przewagę takich produktów nad tradycyjnymi parafinowymi świecami. Szlachetny charakter drewna pozytywnie oddziałuje na nasze samopoczucie i organizm. Oprócz aspektów czysto estetycznych, doświadczanych zmysłem dotyku czy zapachu, otrzymujemy produkty bezpieczne dla naszego zdrowia i innych domowników. Pamiętajmy jednak, aby zwrócić uwagę na to, w jaki sposób wybrane przez nas produkty z drewna są malowane, konserwowane czy klejone. Niestety, zdarza się, że cała wyjątkowość tego materiału zostaje zaprzepaszczona poprzez zastosowanie agresywnej chemii (niebezpieczne lakiery, kleje). Warto zapytać sprzedawcę o takie detale lub świadomie wybierać produkty konserwowane olejami roślinnymi czy olejowoskami. Tak wykonane meble będą cieszyć oko i zagwarantują bezpieczeństwo użytkowania. Drewno jest trafnym wyborem dla osób świadomych jego walorów, ale też czujnych i wrażliwych na aspekty środowiskowe. Jeśli
masz wątpliwości, czy wybrane produkty wykonano z poszanowaniem natury, poproś o informację na temat źródła pochodzenia drewna. Marki dbające o środowisko pozyskują drewno certyfikowane (FSC) - niezagrażające terenom chronionym, niewykorzystujące modyfikacji genetycznych czy nieetycznych warunków pracy. Jeśli mimo wszystko nie przekonują cię takie gwarancje, możesz także zainteresować się innymi ofertami. Jedną z nich jest drewno z recyklingu, które wykorzystywane jest głównie do wykonania mebli o bardziej surowym, niemal industrialnym stylu. Niektóre marki opracowały też świetne sposoby wykorzystania odpadów z obróbki drewna - kompozyty tworzyw i wiórów pochodzenia roślinnego (np. krzesła Fiber czy lampy Grain marki Muuto) lub samych „chipsów” drewnianych (niektóre lampy It’s About Romi). Zupełnie osobną grupę produktów drewnianych stanowią przedmioty wykonane z bambusa. Stosuje się tu głównie bambus moso, który niezwykle szybko rośnie, produkując jednocześnie bardzo dużo tlenu. Polecam uwadze duńskie meble We Do Wood czy akcesoria kuchenne RIG-TIG. Bez względu jednak na nasz ostateczny wybór drewno zawsze wniesie do naszego domu pierwiastek natury, harmonii i ciepła..
ADAM WYSOCKI,
właściciel kołobrzeskiego Pufa Design Showroom, miłośnik wzornictwa
NR 07 // 2018 // MM TRENDY
y m i z o d o t u a j u t o Przyg
46
Wnętrza
FELIETON
Po sukcesie siatkarzy znów oberwało się piłkarzom
M
istrzostwo świata polskich siatkarzy po raz kolejny wywołało kibicowską dyskusję o tym, dlaczego wciąż dużo popularniejszy jest futbol. Siatkarze dostaną 200 tys. dolarów za zwycięstwo. Piłkarze dostali prawie 10 mln złotych za swój blamaż – to jeden z komentarzy, na który można było się natknąć na stronach internetowych krótko po sukcesie naszej reprezentacji na mistrzostwach świata w siatkówce. No i zaczęły się dyskusje o tym, jak to możliwe, że w piłkę nożną ładowane są pieniądze, o których w innych dyscyplinach można tylko pomarzyć, przytaczano milionowe zarobki większych i mniejszych gwiazd światowego futbolu i zestawiano z tym, ile zarabia się w innych dyscyplinach. Kibice spierali się na argumenty i na emocje i zastanawiali się, jak to możliwe, że osiągnięcia w danej dyscyplinie wcale nie decydują o tym, jaka trafia do niej kasa. Jako kibic różnych dyscyplin nie lubię takich sporów. Po pierwsze dlatego, że to my, kibice, klikając w artykuły, kupując bilety czy też wybierając telewizyjne pakiety sportowe, sami po części decydujemy o tym, który sport się rozwija, a który spychany jest na margines. Po drugie, futbol to najbardziej globalny sport na świecie, to niemalże osobna gałąź gospodarki i trudno dziwić się jego dominacji. Nasze sukcesy i porażki nie mają tu nic do rzeczy. Wygląda na to, że jedyne zagrożenie dla hegemonii kopanej to chyba tylko jej przesyt. Kiedyś polski kibic miał dostęp do jednego, dwóch wybranych spotkań najlepszych lig europejskich. Dziś mamy dostęp do codziennych transmisji, niemal bez przerwy jesteśmy bombardowani zachętami, by wykupić dostęp do kolejnych rozgrywek. Pytanie tylko, kto to wytrzyma, skąd wziąć na to czas? Pierwsze efekty przesytu już widać. To problemy poważnej firmy zajmującej się pośrednictwem w sprzedaży praw telewizyjnych, to na przykład brak transmisji w polskich telewizjach meczów z ligi aktualnych mistrzów świata – z ligi francuskiej. Nadawcy próbują się skupiać na tym, co przynosi im zysk, to, co jest mniej chętnie oglądane, trafia na boczny tor, ale futbol gor-
RAFAŁ NAGÓRSKI szy wciąż zastępowany jest futbolem lepszym. Próbę ożywienia potężnego piłkarskiego rynku widać między innymi w działaniach europejskiej federacji, która zamiast spotkań towarzyskich wprowadziła nowe rozgrywki: Ligę Narodów. Siła piłki nożnej to również proste reguły i jasny system rozgrywek. Tutaj nikt nie pozwala na to, by do mistrzostw awansowały drużyny z tak zwaną dziką kartą, nikt nie stosuje zaproszeniowego systemu eliminacji do imprez rangi mistrzowskiej. Tutaj nikt nie wprowadza dziwnego regulaminu mistrzostw, pozwalającego gospodarzom na manipulacje w trakcie turnieju. A to wszystko widzieliśmy podczas mundialu w siatkówce. To podczas tej imprezy pojawiły się wątpliwości, jak sędziowie powinni oceniać od strony technicznej zagrania zawodników, to wreszcie podczas tej imprezy mogło dojść do sytuacji, w której trzykrotnie w ciągu kilku dni mogliśmy spotkać się z tym samym przeciwnikiem. Dlatego, choć również mogę się zżymać na horrendalne zarobki piłkarzy nawet tych przeciętnych kopaczy grających
w naszej lidze, nie widzę sensu, by spierać się o to, która dyscyplina jest lepsza, która bardziej lub mniej przepłacana. Liczę na to, że nie zmarnujemy potencjału innych sportów. I na tym powinni skupić się działacze siatkówki i innych dyscyplin, w których odnosimy sukcesy. O czym mówię? Nie widzę specjalnego systemu zachęt dla dzieciaków, ciekawych działań i projektów, które pokażą im, że piłka nożna to nie jest jedyny sport. Tutaj miłośnicy innych dyscyplin mają olbrzymie pole do działania, to tutaj w szkołach, w najmłodszych klasach można „kupić” tych, którzy dostrzegą, że sport to nie tylko futbol. I tego oczekiwałbym od tych, którzy chcą wykorzystać potencjał siatkarskiego sukcesu. Bo jeśli skupimy się tylko na narzekaniu, że w piłce nożnej jest lepiej, że jest tu więcej pieniędzy, to za kilka lat możemy zapytać się: dlaczego już nie liczymy się w światowej siatkówce? A tego jako kibic tej pięknej dyscypliny z pewnością bym nie chciał.
Rafał Nagórski, dziennikarz, kibic
NR 07 // 2018 // MM TRENDY
47
zapowiadamy * polecamy * zapraszamy
KULTURALNIE Groniec z „Ach” zawita na Solną
FOT.POLSKA PRESS
Do Kołobrzegu Katarzyna Groniec zawita z całkiem nowym materiałem. „Ach!“, bo taki jest tytuł nowego albumu, opowie o ziemi jałowej, ziemi utraconej i wreszcie, ziemi obiecanej, do której docieramy, rozmieniamy ją na drobne i znów tracimy. I od początku, bo wszystko jest cyklem co jakiś czas kończącym się dobrze! W czasie koncertu będzie można usłyszeć również kilka piosenek z debiutanckiej płyty artystki pt. „Mężczyźni“. 27.10, godz. 19, sala Regionalnego Centrum Kultury w Kołobrzegu, ul. Solna. Bilety do kupienia w kasie.
NR 07 // 2018 // MM TRENDY
48
Kulturalnie
XIV Hanza Jazz Festiwal FOT. ORGANIZATOR
Cztery dni z największymi gwiazdami muzyki jazzowej - tak zapowiada się kolejna już, IV odsłona Hanza Jazz Festiwal. Galę rozpoczęcia w Filharmonii Koszalińskiej uświetni występ Anny Marii Jopek. Trwają też zapisy na warsztaty perkusyjne, które poprowadzi Tomasz Łosowski. 24-27.10, Bilety dostępne w CK105 i na stronach ck105.koszalin.pl i kupbilecik.pl:50 zł - Anna Maria Jopek Kwartet, 30 zł - pozostałe koncerty.
Gaelforce Dance w grudniu FOT.ORGANIZATOR
Gaelforce Dance wracają, aby zaspokoić niedosyt polskiej publiczności, która wprost uwielbia ich szalone, pełne energii, spektakularne występy. Nowatorski sposób ukazania irlandzkiej kultury zjednuje im fanów na całym świecie. I wy dajcie się im zaczarować! 1.12, Hala Widowiskowo-Sportowa w Koszalinie. Bilety do nabycia na www.kupbilecik.pl, www.ebilet.pl oraz w salonach EMPiK-u.
Chór Alexandrowa po raz kolejny FOT. ORGANIZATOR
Chór Alexandrowa jest jedną z najbardziej znanych grup artystycznych na świecie. Składa się z wybitnych solistów, orkiestry oraz widowiskowego baletu. Niepowtarzalne brzmienie. Mistrzowski balet. Wachlarz środków artystycznych. To wszystko po raz kolejny zawita do Koszalina. 12. 12, Hala Widowiskowo-Sportowa w Koszalinie. Bilety: 100 do 180 zł do nabycia w kasach hali oraz w redakcji „Głosu”, ul. A. Mickiewicza 24.
NR 07 // 2018 // MM TRENDY
49
Kulturalnie
Marcin Wasilewski Trio
FOT. ORGANIZATOR
Good Vibe Festival znów powraca. Tym razem w zapowiedzi festiwalu w Filharmonii Koszalińskiej wystąpi jeden z największych ambasadorów koszalińskiej kultury na świecie, czyli Marcin Wasilewski Trio. 10.12, godz. 19, Filharmonia Koszalińska, ul. Piastowska. Bilety w cenie 50 i 60 zł dostępne wkrótce w Filharmonii i na kupbilecik.pl.
R E K L A M A
GABINET CHIRURGII OGÓLNEJ I NACZYNIOWEJ dr n.med. Tomasz Marszałek Specjalista chirurgii ogólnej i naczyniowej
dr Maciej Marszałek Specjalista chirurgii ogólnej i naczyniowej
konsultacje chirurgiczne, naczyniowe badania naczyń USG Doppler badania dolnego odcinka przewodu pokarmowego zabiegi operacyjne m.in. pajączki naczyniowe, zmiany skórne, żylaki, żylaki odbytu, korekcja blizn trudno gojące się rany wizyty domowe
Zapraszamy
Koszalin, ul. Zamenhofa 26 TEL. 94 340 59 00, 601 333 224 www.chirurg.koszalin.pl
50
Kulturalnie
Spektakl Judy Garland FOT. ORGANIZATOR
Hanna Śleszyńska, jedna z najbardziej rozpoznawalnych polskich aktorek, zmierzy się na scenie z życiem i twórczością Judy Garland. To będzie nie tylko sztuka pełna emocji, ale też wzruszająca i poruszająca historia kariery, która pochłonęła wszystko. 21.10, godz. 16.00, 19.00, Bałtycki Teatr Dramatyczny, pl. Teatralny 1. Bilety w cenach 70 i 90 zł do nabycia w redakcji „Głosu Koszalińskiego“, ul. A. Mickiewicza 24, 94 347 35 16 oraz na www.kupbilecik.pl.
Raz Dwa Trzy - współcześni bardowie FOT. ORGANIZATOR
W rozpoczętej niedawno trasie koncertowej pod hasłem „Ważne piosenki“ zespół Raz Dwa Trzy planuje odwiedzić kilkadziesiąt miast i miasteczek. Tym razem nie promując konkretnego albumu, ale snując historię o życiu, miłości i zakamarkach ludzkiej duszy, dobierając w tym celu bardzo staranie prezentowany repertuar. 12.11, godz. 19.00, Filharmonia Koszalińska, ul. Piastowska. Bilety: od 70 do 120 zł, do kupienia m.in. „Głosie Koszalińskim“, ul. A. Mickiewicza 24.
Spotkanie z Legendą: Ciechowski
FOT. AUTOR
Wyjątkowy koncert poświęcony Grzegorzowi Ciechowskiemu. Czołówka polskich wykonawców z towarzyszeniem Orkiestry Adama Sztaby i Polskiej Orkiestry Muzyki Filmowej pod batutą Adama Sztaby wyruszy w podróż przez wszystkie okresy twórczości Grzegorza Ciechowskiego. 28.10, godz. 20, Hala Widowiskowo-Sportowa, ul. Śniadeckich 4. Bilety: od 79 do 249 zł do nabycia w kasach hali 61 43 oraz w redakcji „Głosu”, ul. A. Mickiewicza 24.
NR 07 // 2018 // MM TRENDY
51
Kulturalnie
Orkiestra Lekarzy! FOT. ORGANIZATORZY
Internista, laryngolog, chirurg, chirurg dziecięcy, anestezjolog, chirurg naczyniowy, transfuzjolog to tylko kilka ze specjalności, jakie mają członkowie Polskiej Orkiestry Lekarzy. Tym razem zaprezentują swoje umiejętności w celach charytatywnych. Wstęp na ich koszaliński koncert w filharmonii jest darmowy. Za to będzie mu towarzyszyć zbiórka pieniędzy na rzecz koszalińskiej filii Fundacji Zachodniopomorskiego Hospicjum dla Dzieci i Dorosłych. 21.10, godz.17. Filharmonia Koszalińska, ul. Piastowska. Wstęp wolny.
Od Kofty... do Korcza
FOT. POLSKA PRESS
„Od Kofty... do Korcza” to koncert Michała Bajora z piosenkami z dwupłytowego albumu pod tym samym tytułem. To muzyczna historia utworów, które napisane i przetłumaczone specjalnie dla niego, przez najlepszych autorów i kompozytorów, pozwoliły artyście stworzyć własny, niepowtarzalny teatr piosenki. 28.10, godz. 17, Polska Filharmonia, ul. Jana Pawła II 3, Słupsk . Bilety do kupienia na www.kupbilecik.pl
NR 07 // 2018 // MM TRENDY
W kadrze
WIELKA GALA KOBIETA ROKU W Zamku Książąt Pomorskich wręczone zostały nagrody laureatkom plebiscytu organizowanego przez urząd marszałkowski i redakcję „Głosu“. Nasi czytelnicy w głosowaniu wybrali 21 pań, które otrzymały tytuł Kobiety Roku w swoim regionie. Natomiast kapituła plebiscytu, złożona z przedstawicielek różnych środowisk, wybrała Kobietę Roku Pomorza Zachodniego. Została nią mjr Danuta Szyksznian-Ossowska. Zwyciężczyni została nominowana za działania w organizacjach kombatanckich, pełni między innymi funkcję Prezesa Honorowego Zarządu Okręgu Światowego Związku Żołnierzy AK i Wiceprezesa Koła Kresowych Żołnierzy AK w Szczecinie. Kapituła przyznała również trzy wyróżnienia, które otrzymały Ewa Deskur, Ewa Saja-Jabłońska oraz Krystyna Fijołek.
FOT. ANDRZEJ SZKOCKI NR 07 // 2018 // MM TRENDY
52
FILHARMONIA KOSZALIŃSKA, UL. PIASTOWSKA 2 Bilety do nabycia w: kasie Filharmonii, ul. Piastowska 2, tel. 94 342 62 20 biurze ogłoszeń Głosu Koszalińskiego, ul. A. Mickiewicza 24, 94 347 35 16
www.kupbilecik.pl
W kadrze
KOLEJNY TEDX ZA NAMI! Filharmonię Koszalińską po raz trzeci wypełnili ludzie szukający nowych idei i inspiracji. Na konferencji TEDxKoszalin mogliśmy posłuchać 10 prelegentów, którzy mówili o tym, co ich porusza. Był śmiech na widowni i były łzy na scenie. Za śmiech odpowiedzialna była zeszłoroczna prelegentka, Janina Bąk, autorka bloga Janina Daily i zarazem wykładowczyni statystyki na Trinity College w Dublinie. Łzy pojawiały się, bo każdy prelegent opowiadał bardzo osobistą historię. Dzięki tym krótkim, osiemnastominutowym prezentacjom, mieliśmy okazję dowiedzieć się o rzeczach, o których nie mieliśmy pojęcia, a na te znane spojrzeć z innej perspektywy.
FOT. PATRYK BIERSKI NR 07 // 2018 // MM TRENDY
54
JUDY 21 października 2018 r. Bałtycki Teatr Dramatyczny w Koszalinie Bilety do nabycia w: biurze ogłoszeń Głosu Koszalińskiego, ul. A. Mickiewicza 24, 94 347 35 16 | www.kupbilecik.pl