Agata Maksymiuk redaktor naczelna
Życzymy Wam wesołych świąt, ale takich naprawdę wesołych. I udanego nowego roku. Bez zmartwień i problemów, bez kompleksów i hejtów, bez kłótni i niepotrzebnych emocji. Żebyście znaleźli chwilę na złapanie oddechu, a nawet nowej perspektywy. Kto wie, może to właśnie dobry moment, by nie tylko porozmawiać o postanowieniach i planach, ale realnie rozpocząć zmiany. Tego życzymy Wam, ale też trochę sobie. Ostatnie miesiące były intensywne, kolejne też zapowiadają się pracowicie. Na szczęście inspiracji nam nie brakuje. Wystarczy spojrzeć na naszą okładkę. Spoglądają z niej Marta, Jacek i Stefania Moszkowscy, bohaterowie gwiazdkowej sesji Klaudii Błęckiej. Celem stworzenia tych zdjęć było zaprezentowanie domowego ciepła, spokoju i radości związanej ze świętami. Prace fotografki mamy przyjemność prezentować po raz pierwszy, ale przyznajemy, że jesteśmy zupełnie zauroczeni. Koniecznie musicie zobaczyć jej wszystkie zdjęcia!
Tak samo jak musicie poznać: Kamilę Lewdańską, autorkę bloga Eat Run Love, która podzieliła się swoim autorskim przepisem kulinarnym, Natalię Spychaj, finalistkę programu MasterChef, a także Łukasza Drapałę, który dotarł aż na podium show The Voice of Poland. W tym wydaniu są też z nami: Aleksandra Lewko, specjalistka od samoakceptacji i rozwoju osobistego oraz siostry Alicja i Martyna Pstrągowskie, twórczynie kanału na Instagramie @celebruj.
Na naszych łamach czeka Was też podróż do Las Vegas, wizyta w bibliotece i przejażdżka klasykami motoryzacji. Mamy nadzieję, że w ferworze świątecznych i noworocznych przygotowań uda się Wam znaleźć czas, by poznać wszystkie tematy, które przygotowaliśmy. Wesołych świąt i do zobaczenia w nowym roku!
#okładka:
NA OKŁADCE: MARTA, JACEK I STEFANIA MOSZKOWSCY
FOTO: KLAUDIA BŁĘCKA | JAŚMINOWA KRAINA
#04
#redakcja
Ul. Mickiewicza 24, 75-004 Koszalin
Redaktor naczelna: Agata Maksymiuk
Product manager: Katarzyna Kucaba
Prezes oddziału: Piotr Grabowski
Redakcja: Ewelina Żuberek, Julia Zając, Paula Dąbrowska
Dział foto: Radosław Koleśnik, Radosław Brzostek
Skład magazynu: MOTIF studio Marketing: Monika Latkowska
Reklama: Katarzyna Kucaba, Tel. 519 503 524 Katarzyna.kucaba@polskapress.pl
Druk: F.H.U. „ZETA” Wydawnictwo: Polska Press Grupa sp. z o.o. ul. Domaniewska 45, 02-672 Warszawa Prezes zarządu: Tomasz Przybek
Zamów Magazyn Trendy do swojego punktu. Wystarczy napisać na: Katarzyna.kucaba@polskapres.pl
Dołącz do nas na Facebook @mmtrendykoszalin Instagram @mmtrendykoszalin
Herbata, ciepły koc i książki na zimowe wieczory
Kiedy ktoś pyta ją o pasję, bez zastanowienia odpowiada – książki. Pani Agnieszka Nowak otaczała się nimi od dziecka, a miłość do czytania wpoiła jej mama. A co najczęściej czyta? Książki obyczajowe, również te z historią w tle. Lubi też komedie: zarówno romantyczne, jak i kryminalne, te pełne omyłek i dobrego humoru. Czasami sięgnie po dobry thriller czy kryminał. Nie ma swojego ulubionego autora, ale w jej biblioteczce królują pozycje głównie polskich pisarzy, chociaż nie tylko. Zima to taka pora roku, kiedy ludzie częściej sięgają po książkę. Ciepły koc, kubek pysznej herbaty i można zanurzyć się w opowieści. Jakiej? To już poleci nam pani Agnieszka.
W świątecznym klimacie
„Dziś zanucę ci kolędę” - najnowsza powieść Joanny Szarańskiej, jednej z moich ulubionych autorek, przenosi nas do małej, miejscowości, gdzie razem z kolędnikami przemierzamy zaśnieżone uliczki. Zaglądamy do świata odwiedzanych mieszkańców, poznając ich historie. Autorka stworzyła ciepłą i nastrojową opowieść, która wzrusza i pokazuje, że w życiu liczą się drobne gesty, uśmiech i dobre słowo. Pozostając w tematyce świątecznej, chciałabym przedstawić jeszcze jedną książkę, która mnie oczarowała. „Opowieść sta-
rego lustra” Doroty Gąsiorowskiej to wręcz baśniowa historia, która otula jak miękki kocyk. Pełna radosnego oczekiwania na Boże Narodzenie, z bardzo dobrze wykreowanymi bohaterami i wciągającą fabułą, zabiera nas w podróż do zaśnieżonego Krakowa. To tam, w rozgrywającej się dwutorowo historii, zaglądamy do sklepu ze starociami oraz antykwariatu, aby znaleźć drzwi do innego świata. Ja jestem zauroczona tą historią i mam nadzieję, że wy też będziecie. Książki z historią w tle „W sercu wroga” to książka, która wciąga od pierwszych stron. Pięknie napisana historia o trudnych, wojennych czasach, bestialskim traktowaniu ludzi, ale też zakazanej miłości, która nie powinna się zdarzyć. To książka o ślepym podporządkowaniu się nazistowskiej dyktaturze, ale też o próbie zachowania odrobiny człowieczeństwa, która w tamtych czasach była zakazana i niebezpieczna, a która mogła zakończyć się nawet utratą życia. Magdalena Wala zwraca w niej uwagę na skomplikowaną sytuację Mazurów z okresu II wojny, którzy chcąc zachować swoje ziemie, musieli opowiedzieć się po „właściwej”, czyli niemieckiej stronie. Wciąga i wywołuje różnorakie emocje, skłania też do refleksji. Ostatnia z książek, którą chciałabym Wam polecić, to „Wybór matki”. Historia, która mnie poruszyła, opowiada o trudach życia w powojennej Polsce. To opowieść, która pokazuje, jak trudno było pozbierać się ludziom po okrucieństwach, których doświadczyli w czasie wojny, i opisuje nadal niepewne czasy powojenne, kiedy nie wiadomo było, kto jest wrogiem, a kto przyjacielem. Pisze o pozornych wyborach, bo tak naprawdę ludzie ich nie mieli. Pełna emocji, momentami bolesna, wciągająca i pozostająca w pamięci. Chcecie więcej? Zapraszamy na Instargam pani Agnieszki @kaganaabooklover (eż)
Świeczki, które udekorują twój dom
Oksana w Koszalinie mieszka od 3 lat, a od pół roku zajmuje się ręcznym robieniem świec sojowych. Co jest w nich wyjątkowego? - Palą się znacznie dłużej niż zwykła parafina, ale też nie szkodzą zdrowiu.– Chociaż jak dla mnie, są tak piękne, że szkoda je wypalać – śmieje się. I trzeba przyznać jej rację. Widać, że każdy detal ma znaczenie. Dlatego oferowane przez Oksanę produkty są perfekcyjne w każdym szczególe. Spod jej rąk wychodzą fantazyjne kształty, formy w kształcie męskiego ciała czy bubble. Wszystko z naturalnych produktów, ekologicznych i wegańskich. Do tego w różnych kolorach i pięknych zapachach.
Każdą świeczkę robi na indywidualne zamówienie. Formy są ograniczone, ale zapachy i kolory można dobrać pod swoje preferencje. Hitem wśród zamawiających są świece w kształcie
popiersia. – Najczęściej kupują je na prezenty, zaś malutkie bubble na podarunki dla gości weselnych – wyjawia Oksana. Do oferty stara się cały czas wprowadzać nowe kształty. – Teraz czas świąt, więc pojawią się choinki i krasnale - mówi.
Jak podkreśla, robienie świec to jej prawdziwa pasja. – Można nimi pięknie ozdobić mieszkanie. Chcę, by były niepowtarzalne i pozwoliły stworzyć wyjątkowy nastrój. To moje hobby, które sprawia mi satysfakcję, szczególnie gdy widzę, że podoba się to ludziom – mówi Oksana. Prace Oksany można znaleźć na jej instagramowym profilu @heaven_candles_ Warto także szukać jej stoiska podczas Jarmarków Jamneńskich, na których regularnie się pojawia. (eż)
Kamila Lewdańska, Eat Run Love
Drożdżowe rogaliki z domowymi powidłami
Czas przygotowania: około 40 minut (dodatkowo czas na wyrośnięcie ciasta drożdżowego około 1,5 h)
Skala trudności: umiarkowanie trudna Porcje: dla sześciu łasuchów
Składniki: 20 g świeżych drożdży, 250 ml kwaśnej śmietany (12%), 1 opakowanie cukru waniliowego, 2 duże łyżki cukru, 5 szklanek mąki tortowej (plus mąka pszenna do podsypywania ciasta w czasie wyrabiania), pół kostki margaryny, 3 całe jajka wiejskie albo z wolnego wybiegu (+ 1 żółtko ewentualnie do posmarowania rogalików przed pieczeniem), 250 ml roślinnego mleka, 1 słoik domowych powideł albo domowego dżemu (najlepiej różnych smaków), cukier puder do posypania na wierzch
Przygotowanie:
Drożdze, jajka, mleko, śmietanę, margarynę wyjmujemy wcześniej z lodówki tak, żeby wszystkie te składniki miały temperaturę pokojową. 20 g świeżych drożdzy kruszymy, zalewamy 250 ml roślinnym mlekiem (jeśli nie macie, możecie zastąpić je tradycyjnym), wsypujemy dwie duże łyżki cukru i mieszamy na bardzo małym ogniu, aż drożdze się rozpuszczą. Róbcie to naprawdę na maleńkim ogniu, tak żeby tylko lekko podgrzać mleko, a nie je zagotować! (uśmiech) (wtedy niestety rogaliki nie wyjdą - jeśli się zagapiłyście i zagotowałyście drożdże, lepiej wylać to i zacząć od nowa). Gdy drożdże rozpuszczą się w mleku, odsawiamy je na 15 minut przykryte czystą, lnianą ścierką, tak żeby ruszyły.
5 szklanek mąki tortowej musimy przesiać przez sitko do miski, dodać pół kostki margaryny (istotne jest, aby nie była twarda, dlatego wszystkie składniki polecam wyjąć wcześniej z lodówki), krojąc margarynę w cienkie paski tak, by wygodnie połączyła się z resztą składników. Dodajemy 250 ml kwaśnej śmietany
(12%), rozpuszczone wcześniej w mleku drożdże, cukier waniliowy i 3 całe wbite jajka. Całość zagniatamy długo (ponad pięć minut), podsypując mąką tortową, jeśli będzie się kleiło. Proponuję robić to powoli, sprawdzając co jakiś czas konsystencjęciasto powinno przestać kleić się do ręki i mieć gładką aksamitną konsystencję, którą bez problemu powinniśmy móc uformować w dużą kształtną kulkę. Gdy już wasze ciasto będzie miało wspomnianą konsystencję - formujemy je w kulę, przykrywamy czystą ścierką i odstawiamy w ciepłe miejsce, bez przeciągów (np. przy kaloryferze) na około godzinę, tak by wyrosło.
Po godzinie, gdy ciasto będzie już wyrośnięte, dzielimy je na około cztery równe części. Na blacie w kuchni posypaną mąką rozwałkowujemy pierwszą część na okrągły placek, grubości około 2-3 mm. Rozwałkowany placek dzielimy na 8 trójkątów. W szerszym rogu każdego trójkąta nakładamy 1 łyżeczkę domowych powideł lub dżemu i zwijamy jak rogala, szczelnie doklejając rogi. Układamy na wyłożonej papierem do pieczenia blaszce tak, by był zachowały odstęp między rogalikami (pod wpływem ciepła urosną jeszcze w piekarniku). Nagrzewamy piekarnik do temperatury około 180 stopni i pieczemy je około 15-20 minut, aż będą delikatnie zarumienione. Wierzch możecie posmarować żółtkiem jajka wymieszanego z jedną łyżeczką cukru, jeśli wolicie, by miały bardziej rumiany kolor.
Pozostałe trzy części ciasta podobnie zwijamy w drożdżowe rogaliki, zmieniając ewentualnie smak dżemu bądź konfitur, które dodajemy do środka. Gdy rogaliki przestygną, możecie posypać je cukrem pudrem. Spokojnie zachowują świeżość do około 3 dni, można je też mrozić w woreczku po upieczeniu.
Spokojnych i radosnych Świąt Bożego Narodzenia, dużo ciepła przy wigilijnym stole oraz wszelkiej pomyślności w 2023 roku wszystkim naszym Klientom i Firmom współpracującym życzą właściciele i pracownicy firmy Bajgiel
#reklamaVolkswagen Cichy
– Zasada Koszalin: gwarancja stałej ceny i atrakcyjne finansowanie
Jaki powinien być nowy samochód? Przede wszystkim uszyty na miarę potrzeb i gustu właściciela. Taką możliwość daje Volkswagen: kilkanaście modeli do wyboru i kilkadziesiąt możliwości konfiguracji. Klient wybiera każdy szczegół od wielkości silnika i mocy, przez wyposażenie i dodatkowe funkcje po wygląd i stylistykę.
A cena? Zawsze taka sama jak w dniu złożenia zamówienia. Marka Volkswagen nie podnosi ceny w trakcie trwania produkcji. Przy stale rosnącej inflacji to bardzo ważna informacja dla klientów marki, a koniec roku to idealny moment, by kupić wymarzony model Volkswagena w najlepszej możliwej cenie.
Koszaliński salon oferuje dwa najpopularniejsze SUV-y Volkswagena z rabatami: T-Cross z rabatem 3 000 zł, a T-Roc 6 000 zł. Dodatkowe obydwa te modele dostępne są „od ręki”. Oferta finansowania, jaką przedstawia Volkswagen Cichy –Zasada Koszalin, jest równie atrakcyjna: m.in. dla wspomnianego modelu T-Cross oferta leasingowa zaczyna się już od raty 799 zł netto mies.
Na pozostałe modele przedsiębiorca może wybrać także Leasing klasyczny (z wykupem samochodu po zakończeniu umowy) lub Leasing jak abonament (EasyDrive). W przypadku tego ostatniego spłaca w miesięcznych ratach jedynie prognozowaną utratę wartości samochodu podczas jego użytkowania, a nie – jak w finansowaniu klasycznym – całą jego wartość. Zaletą Leasingu EasyDrive jest nie tylko niższa rata, ale także możliwość zmiany firmowego samochodu na nowy bez konieczności wykupu. Oferta finansowania jest równie korzystna także dla klientów indywidualnych, którzy poza klasycznym kredytem również mają możliwość kredytowania formułą Easy Drive. Każdy znajdzie cos dla siebie.
Poza samochodami konfigurowanymi pod indywidualne potrzeby klienta Volkswagen Cichy - Zasada Koszalin oferuje także te dostępne od ręki, które można zobaczyć na stronie: gcz-vw-koszalin.otomoto.pl
Zapraszamy do Salonu: Volkswagen Cichy – Zasada Koszalin ul. Gnieźnieńska 24B, a także na nasze portale społecznościowe: FB @vwkoszalin | IG @volkswagen_koszalin
MasterChef to dopiero początek
Natalia Spychaj za sobą ma udział w programie MasterChef, a przed sobą dużo kulinarnych planów. Póki co skupia się na przygotowaniach do świąt. Dla nas znalazła chwilę, aby opowiedzieć o tym, jak trafiła do programu i jakie pyszności znajdą się na jej gwiazdkowym stole.
ROZMAWIAŁA PAULA DĄBROWSKA / FOTO MASTERCHEFSkąd się wzięła twoja miłość do gotowania? - To nie była raczej miłość, a bardziej przymus. Moi rodzice wyjechali zagranicę do pracy, jak byłam dzieckiem. Zostałam poniekąd zmuszona do samodzielnego gotowania. Miałam około 13 lat. Wcześniej moja styczność z kuchnią była bardziej pomaganiem przy świętach i obiadach. Później obowiązkiem, ale z tego zrodziła się pasja.
Trwają przygotowania do świąt, zdradzisz nam, co było na świątecznym stole małej Natalii? Jakie miałaś i masz ulubione potrawy? - Klasyką były pierogi, ale nie mogłam ich robić (śmiech). Babcia mi zawsze zarzucała, że nie potrafię ich lepić, dlatego mogłam tylko wykrawać kółeczka. Oczywiście z czasem podciągnęłam się w tej produkcji. Jednak moim ulubionym zajęciem jest i było krojenie warzyw do sałatki jarzynowej. W ogóle to moja ulubiona sałatka. Mogłabym ją jeść cały czas, nawet po świętach. Później, jak zaczęłam przygotowywać święta z mamą, to nawet zorganizowałyśmy sobie zawody, która z nas zrobi więcej uszek i pierogów.
Jaki macie rekord? - Ubiegłoroczne święta były trochę skromniejsze, ponieważ po śmierci babci świętujemy w mniejszym gronie, ale za życia babci rekord to było 300 pierogów. A ulubione słodkości? - Ciasta robimy masowo (uśmiech). Makowce czy serniki na ciepło i zimno to podstawa. U dziadków od strony taty zawsze rządziła kutia. Kiedy myślę o tym z perspektywy dzieciństwa, to zawsze bardziej byłam zaangażowana w jedzenie, a nie gotowanie (śmiech).
Zdradzisz nam najlepsze wspomnienie związane ze świętami? - Może to nie stricte święta, ale okres świąteczny. Zawsze napełnia mnie nostalgia, jak sobie przypomnę czasy szkolne, gdy rano wstawałam i w całym domu pachniało świętami. Siadałam obok babci w kuchni, a ona od rana do wieczora była
pochłonięta pracą. Nie chciała, żeby ktoś jej pomagał. Głównie z nią rozmawiałam. Chodziło o wspólne spędzanie czasu. Dla mnie to miłe, ale też i melancholijne wspomnienie. Wszystkie twoje doświadczenia kulinarne zaprowadziły cię do pracy w kawiarni i programu MasterChef. Taki był plan? Czy to raczej przypadek? - Tak wyszło (śmiech). Jak zaczęłam pracować w kawiarni, to gotowanie było zawsze gdzieś obok. Wtedy sobie uświadomiłam, że ta gastronomia to jest coś, co mnie interesuje. Pracowałam też m.in. jako kierownik restauracji. MasterChef przyszedł tak trochę z żartu. Mówiłam znajomym - zobaczycie, jeszcze tam się zgłoszę, bo robiłam im obiadki raz na jakiś czas. No i tak wyszło, że żartowałam, ale się zgłosiłam. Doszłaś daleko w programie.- Tak, zaszłam dalej, niż sądziłam, bo do siódmego odcinka, czyli do TOP 10. Także mogę powiedzieć, że jestem 10. MasterChefem tej edycji. Która konkurencja była twoją ulubioną, a której nie chcesz wspominać? - Mam dwie ulubione – pierwsza z Anną Muchą, w której deser „zaprowadził mnie na balkon”. Usłyszałam wtedy tyle miłych słów, że chyba w życiu tylu nie usłyszałam! Konkurencję drużynową też miło wspominam. Był to dla mnie taki pierwszy kontakt z rzeczywistością, bo dopiero wtedy dotarło do mnie, gdzie ja jestem i co robię. Wcześniej nas zamknięto w hotelu, nie mieliśmy kontaktu ze światem. Wypuścili nas po jakimś czasie, wszyscy się na nas patrzyli. To było niesamowite. A najmniej ulubiona to tam, gdzie odpadłam. Plułam sobie w brodę, bo odpadłam na czymś, na czym myślałam, że mogę sobie lepiej poradzić. Jakie masz plany po programie? - Teraz jeszcze czerpię z tej wiedzy. Ciągle się doszkalam, biorę udział w mniejszych projektach i akcjach charytatywnych. Małymi kroczkami myślę o czymś swoim. W takim kierunku dążę.
Zapach Toskanii na Święta
Święta Bożego Narodzenia, to czas bliskości i prezentów. Chcesz sprawić najbliższym przyjemność i szukasz pomysłów na oryginalny prezent? Nie wiesz co kupić, aby był trafny, a zarazem wyjątkowy?
Pomogę Ci wybrać idealny prezent dla bliskich. Oryginalne, naturalne kosmetyki ze słonecznej Toskanii będą idealnym pomysłem na Święta.
Perfumeria Monika zaprasza! Perfumeria Monika | Łopuskiego 22, Kołobrzeg
Maderoterapia - gubimy centymetry i przywracamy talię Japoński lifting 3D - pogromca boczków i cellulitu
Szydełko i nie tylko…
Śmiało można powiedzieć, że Agnieszka Kowalczyk-Jęcek to kobieta-orkiestra. Na co dzień pracuje, zajmuje się domem i wychowuje (nie tylko swoje) dzieci. Popołudnia spędza bowiem na dojo, gdzie trenuje grupę dziecięcą klubu UKS Karate Kyokushin Kanku Tymień. A wieczorami? - Dziergam – śmieje się. Jej pierwsze prace powstawały na szydełku, gdy miała 7 lat. - Pamiętam, jak moja mama prowadzała mnie do starszej pani na naukę szydełkowania. Miała mnóstwo cierpliwości do dziewczynki, która uparła się, że będzie robiła na szydełku – wspomina. Z wiekiem przyszło też robienie na
drutach, haftowanie, wyszywane obrazy, a także prace ze sznurka. Jak powstają? - Często znajomi pokazują mi zdjęcie z pytaniem, czy mogłabym to zrobić? Czasami pomysł pojawia się spontanicznie, na przykład gdy podczas spaceru znajduję obgryzioną przez bobry gałąź. Zabieram ją do domu i już myślę nad tym, jak mogę ją wykorzystać. Łabędzie pióra znalezione nad rzeką zdobią niejeden łapacz snów –mówi Agnieszka. To właśnie łapacze są jednymi z jej ulubionych dzieł. Uwielbia także serwety i maskotki. - Ostatnio pokochałam sznurek i do mojej kolekcji dołączają dywany, torebki, makramy,
koszyki – dodaje. Nieważne co robi, zawsze stara się, by jej prace były niepowtarzalne. - Staram się, aby moje prace były różne, inne, charakterystyczne dzięki naturalnym dodatkom albo personalizacji na zamówienie – podkreśla. Swoją pasją do rękodzieła zaraziła także córkę. Mąż też już nie protestuje, gdy podczas zakupów znowu odwiedzają pasmanterię. - Niesamowicie mnie to wciąga i powoduje to, że cały czas rozwijam swoje umiejętności, a udane prace i zadowolenie osób je odbierających wielce mnie cieszą – mówi. (eż)
Prace Agnieszki można znaleźć na jej FB @Dekorowanie-szydełko i nie tylko
niż tylko kawiarnia.
Będąc na pięknej białogardzkiej starówce w pobliżu kościoła nie sposób nie zauważyć kawiarni „Modna Cafe” potocznie zwanej „modną”. Kawiarnię tworzą mama z córką, które swoich klientów zapraszają już od wejścia kusząc eleganckim wystrojem, zmieniającym się o każdej porze roku. W środku czeka na Państwa pięknie podana kawa, jak również pyszne domowe ciasta z wykorzystaniem naturalnych składników. Dodatkowym atutem kawiarni jest duży wybór ciast wegańskich , bez glutenu i bez cukru.
Modna zaprasza na kawę i słodkości do Białogardu życząc wszystkim spokojnych i zdrowych świąt oraz pomyślności w Nowym Roku.
Modna Cafe | Plac Wolności 13, Białogard | Facebook @Modna Cafe | Instagram @modnacafee
Serca pełne baśni
Łukasz
Drapała
...miłość do muzyki żyła we mnie od zawsze
Po zakończeniu programu The Voice of Poland planuje wydać album, a w ciągu najbliższych tygodni ukaże się jego pierwszy singiel. Ręce zdecydowanie ma pełne roboty, ale dla nas znalazł chwilę, by porozmawiać o swojej karierze i inspiracjach.
Co skłoniło pana do udziału w programie The Voice of Poland?
- Śpiewaniem zajmuję się od lat. Obracam się przede wszystkim w muzyce rockowej, bluesowej, poezji śpiewanej. To wszystko sprawia mi wielką przyjemność, ale pod względem zasięgu jest to nisza. Tworzenie muzyki jest moim podstawowym zawodem, zdecydowałem się na karierę solową. The Voice of Poland to okazja na pokazanie moich możliwości, to szansa na pokazanie, że w ogóle istnieję. Sam pomysł to kontynuacja sukcesu w Mam Talent (półfinał), którego przez niefortunne zbiegi okoliczności nie zdążyłem wykorzystać.
Od zawsze był pan związany z muzyką? Czy to pasja, która narodziła się z czasem?
- Miłość do muzyki żyła we mnie od zawsze. Zaryzykuję jednak stwierdzenie, że w sposób profesjonalny uprawiam muzykę od ponad dziesięciu lat. Nadal uczę się śpiewać, to nauka, która nie ma końca. Zespoły muzyczne zakładałem z kolegami już w liceum, ale prawdziwe przygody zaczęły się dopiero po 30-stce.
Ma pan już gotowy zbiór utworów pt. „Twarze”. Czy to oznacza, że po programie powinniśmy spodziewać się od razu płyty?
- Jestem w trakcie przygotowań kilku singli, na razie skupiłem się na popie. Stylu, z którym do tej pory miałem najmniej wspólnego. W ciągu najbliższych tygodni pojawi się pierwszy singiel, a po zakończeniu udziału w The Voice of Poland będę ostro pracował nad stworzeniem całego krążka. Zbiór utworów „Twarze” to na razie koncepcja, nie wiem, czy ten zbiór nie zostanie podzielony stylistycznie. Wszystko zależy od tego, jak pójdą najbliższe prace. A pomysłów jest naprawdę dużo.
W programie stawał pan na scenie regularnie, a jak wyglądało to wcześniej? Czy koncertowanie było pana codziennością?
- Bywało, a zrujnowała to pandemia. Kilka lat temu udawało się organizować trasy, jeździć na festiwale i nawet na nich zarobić. Niestety, od pewnego czasu takie akcje tkwią w sferze marzeń. Chciałbym, aby koncertowanie znowu stało się moją codziennością.
Kto jest pana największą inspiracją?
- Obecnie nowa muzyka, którą wyszukuję głównie na Spotify. Nowe brzmienia, barwy głosu, sposoby podawania oczywistych rozwiązań w sposób zupełnie nieoczywisty. Myślę, że gdzieś tam jest przyszłość. Często też wracam do klasyki.
Gdybyśmy zajrzeli teraz na pana playlistę do słuchania, to jakie utwory byśmy tam teraz znaleźli?
- Dziś akurat jest sporo Chrisa Stapletona, Vana Morrisona, Nothing but Thieves, Highly Suspect, Toma Waitsa, mnóstwo innych i trochę jazzu, muzyki filmowej. Nowości słucham zwykle z osobnych playlist i czasem trafiam na coś, co dorzucam na stałe do swoich ulubionych. Gdyby mógł pan wybrać dowolnego artystę, to z kim chciałby pan wspólnie zaśpiewać?
-Śpiewać to już sam efekt, ale popracować, stworzyć i zaśpiewać - to byłoby coś. Lanberry, Agnieszka Chylińska, Hania Rani, Łona, Kuba Grabowski, Nergal. Ale by było.
Powinniśmy podobać się przede wszystkim sobie
Aleksandra Lewko na swoim instagramowym profilu zaraża pozytywną energią. Uczy, że akceptacja samej siebie jest najważniejsza, a osoby plus size mogą wyglądać i czuć się pięknie. Dziś zdradza nam, jak pokochać siebie.
Twój profil emanuje pozytywną energią, widać, że nie masz problemów z akceptacją własnego ciała. Czy zawsze tak było?
- Kiedyś byłam szczupła, więc dzieci w szkole mi nie dokuczały, a to często jest powodem braku pewności siebie. Dziecko łatwiej jest zranić i zostaje mu to w pamięci na długo. Przytyłam w wieku 22 lat, kiedy pojawiły się u mnie problemy z tarczycą. To był trudny czas dla mnie. Z rozmiaru XS przeskoczyłam na M i każdy mnie krytykował. Wtedy jeszcze nie umiałam odpowiedzieć na negatywne komentarze, nie wiedziałam, jak się zachować. Nie wiedziałam także, jak się ubrać. Wstydziłam się wychodzić z domu, jeść publicznie itd. Brałam leki, ale waga i tak rosła, i zaczęłam nosić ubrania w rozmiarze L. Nie czułam się wtedy dobrze w swoim ciele.
Co w twoim przypadku najbardziej wpłynęło na zbudowanie pewności siebie?
- Na pewno miłość mojego męża. Nic nie może równać się z tą siłą. On jest najlepszym człowiekiem, jakiego znam, zawsze czułam się przy nim piękna i kochana. Kiedyś oglądałam program w telewizji i była tam dziewczyna, która miała budowę ciała podobną do mojej. Odszukałam jej bloga, zobaczyłam, jak lubi siebie, jak fajnie się ubiera, że jest po prostu szczęśliwa. Pomyślałam, że ja też mogę taka być. Zawsze lubiłam modę, ale musiałam ponownie nauczyć się ubierać tak, żebym dobrze się czuła. Akceptacja i pewność siebie przyszły z czasem, najbardziej pomogło mi nieprzejmowanie się tym, co mówią i myślą inni. Wielu ludzi chce komuś zaimponować, podobać się, a powinniśmy podobać się przede wszystkim sobie, kochać siebie i na tym się skupić.
Czy w dzisiejszym świecie presja bycia szczupłym jest duża?
- Myślę, że jest mniejsza niż kilka lat temu, ale i tak wciąż duża. Zauważam wśród znajomych, że niemal najważniejszą rzeczą
jest dla nich utrzymanie wagi. Jak patrzą czasem z niezrozumieniem albo doradzają (niepytani o zdanie), jak schudnąć, z góry zakładając, że wszystko, o czym marzę, to zrzucenie wagi. Jak oceniasz te zmiany, które zaszły w postrzeganiu osób plus size?
- Myślę, że globalnie zmiany są duże, coraz więcej domów mody decyduje się na współpracę z modelkami plus size. Kobiety o pełniejszych kształtach pojawiają się na okładkach znanych magazynów. W Polsce nadal jesteśmy trochę z tyłu. Coraz częściej jednak spotykam pewne siebie kobiety plus size, które czerpią z życia garściami i nie przejmują się swoją wagą. Co myślisz o ruchu #bodypositivity? Jak go odbierasz, czy masz jakieś uwagi albo swoje własne postulaty?
- Myślę, że warto lubić siebie, akceptować swoje ciało, pamiętając przy tym o zdrowiu. Dla mnie to znaczy, że gdy kocham swoje ciało, chcę dla niego jak najlepiej. Zdrowe odżywianie i ruch powinny iść w parze z samoakceptacją. Kochać siebie to dbać i szanować.
Czy Instagram, jako platforma najbardziej popularna wśród kobiet, to właściwe miejsce, by takiej normalizacji ciała dokonać?
- Lubię Instagram, poznałam tam wiele wspaniałych dusz. Trzeba pamiętać, że to my decydujemy o tym, kogo oglądamy. Osobiście nie obserwuję kont celebrytek z programów telewizyjnych. Jeżeli umiemy odpowiednio wybrać wartościowe dla nas treści, to Instagram jest dobrym miejscem. Znajdziemy tu wielu ludzi o podobnych problemach, którzy potrafią wzajemnie się wspierać, inspirować i motywować do działania. W grupie siła. A co, gdy pojawiają się negatywne komentarze?
- Prowadzę swój profil od paru lat i może dwa razy ktoś napisał mi coś niemiłego, ale dotyczyło to mojej stylizacji, a nie mnie.
Najważniejsze to mieć dystans do siebie. Ja nie przejmuję się tym, co myślą i mówią o mnie inni ludzie. Przyszło mi to z wiekiem, kiedy zrozumiałam, że to moje życie i nikt nie ma prawa mówić, jak mam je przeżyć. Złośliwe komentarze trzeba ignorować, zazwyczaj piszą je nieszczęśliwi ludzi.
Lubisz zabawę modą. Nie boisz się podkreślać swoich kształtów i odważnie łączyć dodatki. Czy odczuwasz jakieś braki w obszarze mody dla kobiet plus size?
- Mój rozmiar waha się w zależności od sklepu od M do XL, czasem XXL. Są to rozmiary coraz częściej dostępne w sieciówkach, wiec wbrew pozorom znalezienie rzeczy dla osób plus size wcale nie jest trudne. Kluczem do skomponowania satysfakcjonującej garderoby jest mierzenie ubrań, nawet takich, które niekoniecznie podobają się nam na wieszaku. Mimo wszystko i tak
wolę zakupy online, można je przymierzyć na spokojnie w domu i odesłać bez problemu.
Czy masz jakieś rady, jak się nie ubierać?
- Przede wszystkim nie przebierać się. Nosić to, w czym dobrze się czujemy. Jeżeli chcemy zmienić swój styl, nie róbmy tego gwałtownie, tylko stopniowo, zaczynając od małych zmian. Jaką radę dałabyś osobom, które chcą pokochać swoje ciało?
- Przede wszystkim zacząć od tego, co w sobie lubimy i na tym się skoncentrować. Traktować siebie jak najlepszego przyjaciela, nie wroga. Być dla siebie dobrym i wyrozumiałym. Mieć dla siebie czas. Jeżeli coś nam w sobie bardzo przeszkadza, pracować nad tym. Nie słuchać innych ludzi. Oni nie przeżyją życia za nas.
Kochać siebie to dbać i szanować.
Inspirują do romantyzowania życia
Koszalinianki Alicja i Martyna Pstrągowskie to siostry, które każdego dnia celebrują wszystko to, co je otacza. Pasjonuje je gotowanie, zdrowy styl życia oraz rozwój duchowy i osobisty. Na swoim instagramowym koncie @celebruj namawiają do dostrzegania piękna w codzienności.
Jakie były wasze początki z Instagramem? Kiedy zaczęłyście publikować świadomie? - W początkowej fazie nasz instagramowy profil stanowił dodatek do bloga kulinarnego. Po kilku latach skupiłyśmy uwagę wyłącznie na Instagramie. Nadal jednak poszukiwałyśmy własnego stylu, co można dostrzec, przeglądając najstarsze posty. Wydaje nam się, że lata 2019-2020 były dla nas przełomowe pod względem budowania naszego profilu. Jednym z pierwszych doświadczeń, które pomogło nam nabrać świadomości, było uczestnictwo w ogólnopolskim fe-
stiwalu dla twórców internetowych - See Bloggers Łódź. Podczas tego wydarzenia wzięłyśmy udział w wielu warsztatach oraz prelekcjach, prowadzonych przez inspirujące osobistości, m.in. Dorotę Wellman. Odkąd założyłyśmy profil, cieszy nas każda osoba, która nas wspiera i dzieli się z nami swoim czasem.
Wasze konto nosi nazwę Celebruj. Czy chodzi o celebrowanie życia? - Celebruj inspiruje do romantyzowania życia, do dostrzegania piękna w codzienności i do sprawiania, by była jeszcze bardziej wy-
jątkowa. Jesteśmy wrażliwe na estetykę i staramy się przekazać ją naszym odbiorcom. Nazwę profilu odzwierciedlają publikowane zdjęcia, rolki (reels) oraz relacje.
Na waszych zdjęciach, swoją drogą pięknych, nie pokazujecie siebie. Dlaczego? - Rzeczywiście można nas dostrzec na niewielkiej liczbie zdjęć i relacji, jednak w niedługim czasie planujemy to zmienić. Już dziś możemy zdradzić, że jesteśmy siostrami i choć wiele osób sądzi, że wyglądamy jak bliźniaczki - fakt
jest taki, że dzieli nas aż pięcioletnia różnica wieku.
Instagram to jednak nie tylko zdjęcia, ale także wartościowe treści. Łatwo wam je tworzyć? - Obie jesteśmy typowymi humanistkami. Zostałyśmy obdarzone wysoką wrażliwością i nieco artystycznymi duszami, dlatego pisanie przychodzi nam z łatwością i naturalnością. Cudownie jest przekształcać myśli w słowa i przenosić je na kartkę papieru. Wykorzystujemy ten dar m.in. w pracy nad postami.
Jakie tematy są wam najbliższe?- Obie cenimy zdrowy styl życia, uwielbiamy tworzyć przepisy i gotować. Od listopada ubiegłego roku, bliski nam stał się trening siłowy. Ważną sferę naszego życia stanowią również rozwój osobisty i duchowy. Oprócz tego czytamy, a gdy jesteśmy zabiegane - słuchamy podcastów. Wszystkim tym dzielimy się również z naszymi
obserwatorami.
Dziś Instagram jest waszą pracą czy hobby? - Prowadzenie profilu na Instagramie stanowi naszą pasję, a przy okazji daje możliwość rozwoju. Od założenia konta w aplikacji Instagram @Celebruj, stanowi ważną część naszego życia. Mamy nadzieję, że tak pozostanie.
Czujecie się influencerkami? - Z definicji influencer to osoba, która za pośrednictwem publikowanych treści może wpływać na opinie i wybory swoich odbiorców. Nasz przekaz na pewno może inspirować, a dobrane współprace pomagać w zakupach. Najwyższą wartość stanowi dla nas jednak przekazywanie prawdy oraz dzielenie się tym, co czujemy i uznajemy za godne uwagi.
Co uważacie za swój największy sukces, jeśli chodzi o Wasze konto na Instagramie? - Za największy sukces
możemy uznać fakt, że zagląda do nas coraz więcej osób. Dzięki temu zawarłyśmy wiele wspaniałych znajomości. Za to czujemy ogromną wdzięczność.
Załóżmy, że jest awaria w sieci i znikają wszystkie treści. Zaczynacie od początku? - Bez zastanowienia - 3, 2, 1… Start!
A jak widzicie swoją działalność w przyszłości? Macie jakieś konkretne plany? - Mamy kilka pomysłów, które chciałybyśmy zrealizować na przełomie najbliższych miesięcy. Jednym z nich jest przekaz związany z rozwojem osobistym, który stanowi ważny element naszego prywatnego życia. Chcemy również, aby nasi odbiorcy mieli okazje poznać nas bardziej, dlatego planujemy wprowadzić więcej treści typu lifestyle.
Za drzwiami biblioteki
Gdy byłam dzieckiem, często bywałam w bibliotece. Nie tylko dlatego, że uwielbiam czytać. Fascynowała mnie atmosfera tego miejsca, zapach książek i cisza, która nawet dla dziecka była miłym wytchnieniem od zgiełku. Zawsze chciałam zajrzeć w miejsca niedostępne dla zwykłych czytelników i dowiedzieć się, jak tak naprawdę wygląda praca bibliotekarza. W końcu mi się to udało, choć współczesna biblioteka to już nie to samo miejsce, co w czasach mojego dzieciństwa.
TEKST EWELINA ŻUBEREK / FOTO ARCHIWUM KBP„Uruchomiliśmy piekarnię, przyślijcie książki!” – pisał do rodziny tuż po wojnie jeden z pierwszych osadników naszego miasta. Pierwszego dnia do biblioteki zapisało się 12 czytelników, a księgozbiór liczył 200 woluminów. Początki, choć skromne, dla mieszkańców były ogromnie ważne. Książki dawały oddech po trudach wojny. Był rok 1947.
Dziś, 75 lat później, czytelnicy Koszalińskiej Biblioteki Publicznej do dyspozycji mają ponad 350 tysięcy tytułów książek. Każdego roku pojawia się kilka tysięcy nowości. O tym, jakie książki trafią na re-
gały, decydują nie tylko pracownicy działu Gromadzenia i Opracowania Zbiorów, ponieważ robią to na podstawie przeglądu nowości wydawniczych, ofert pojawiających się na rynku oraz dezyderatów czytelniczych, czyli po prostu sugestii, które bibliotekarze otrzymują od czytelników – wyjaśnia Beata Sawa-Jovanoska, zastępca dyrektora koszalińskiej biblioteki. Większość zbiorów znajduje się w magazynie budynku głównego przy pl. Polonii 1 zbudowanego w 1973 roku. Zwykli śmiertelnicy raczej tam nie zaglądają, ale my schodzimy z trzeciego piętra
wąską klatką schodową, do pomieszczeń na dolnych piętrach. Później znowu w górę, po schodach zwanych przez pracowników kaczymi. Jeszcze przed wdrapaniem się na górę uderza mnie zapach tak uwielbiany przez bibliofilów. Wchodzę, a przed sobą mam dziesiątki regałów zapełnionych książkami – z przodu pozycje z ostatnich lat, na końcu te najstarsze. – Tutaj książki są starannie zabezpieczane, selekcjonowane, kontrolowane i wymieniane na nowe – podkreśla dyrektor KBP Dariusz Pawlikowski.
Ale biblioteczne zbiory to nie tylko
książki. To także potężne archiwum czasopism, kolekcje audiobooków, płyt z muzyką i filmem, dokumentów życia społecznego, a nawet gier planszowych. Płyt CD i analogowych znajdziemy tutaj łącznie ponad 22 tysiące. Kiedyś można było ich słuchać w fonotece. – Było to miejsce spotkań wielu wagarowiczów –śmieje się Dariusz Pawlikowski. Dziś, miejsce wręcz kultowe w latach 80., lata świetności ma już za sobą. Nadal jednak są tutaj wygodne fotele, do których podłączano słuchawki, oraz sterownia, z której kiedyś puszczano największe zagraniczne przeboje. Biblioteka walczy o to, by przywrócić fonotece dawny blask. – Chcemy ją wyremontować i dostosować do nowych potrzeb, zachowując jednocześnie jej charakter. Wnętrze w stylu retro zamienić w pomieszczenie klubowe z miejscem do grania w gry planszowe i na konsolach – tłumaczy dyrektor koszalińskiej biblioteki. Metamorfoza fonoteki była zgłoszona do realizacji w ramach budżetu obywatelskiego, niestety, projekt nie uzyskał wystarczającej liczby głosów. – Nie poddajemy się i nadal będziemy walczyć o jej remont – podkreśla dyrektor.
Pracownicy koszalińskiej biblioteki starają się pokazać, że nie jest ona wyłącznie miejscem, w którym czytelnicy niespiesznie wodzą palcami po grzbietach
książek, a pani bibliotekarka z uśmiechem poradzi w sprawie lektur. Oczywiście - nadal pozostaje „wiątynią książki, ale sam księgozbiór nie tworzy jeszcze biblioteki we współczesnym znaczeniu. Dziś to nowoczesne centrum kultury, oferujące wiele ciekawych imprez, a także integrujące życie lokalnych społeczności. – Organizujemy między innymi takie wydarzenia jak Europejski Festiwal Filmowy „Integracja Ty i Ja”, „Noc w bibliotece”, Turniej Recytatorski „Ptaki, ptaszki i ptaszęta polne” czy Mistrzów Pięknego Czytania – wymienia Beata Sawa-Jovanoska. – Są także liczne spotkania autorskie, w czasie których sala kinowa wypełniona jest po brzegi. Szczególnie wtedy, gdy zapraszamy do siebie naszych rodzimych twórców – dodaje Dariusz Pawlikowski. I tak, tylko w ostatnich miesiącach mury koszalińskiej biblioteki odwiedzili Wojciech Chmielarz, Krzysztof Wielicki, Grzegorz Śliżewski, Max Czornyj , Łukasz Orbitowski czy Marek Kamiński. – Należy podkreślić, że wszystkie działania, które podejmujemy mają na celu promocję czytelnictwa oraz upowszechnianie wiedzy i informacji na temat kultury i nauki – zaznacza Beata Sawa-Jovanoska.
Koszalińska Biblioteka Publiczna to instytucja, która prężnie się rozwijają i stara się nadążyć za rozwijającą się tech-
nologią oraz potrzebami współczesnych czytelników. Równie prężnie działają filie głównej biblioteki, gdzie pomysłowe bibliotekarki organizują fantastyczne rzeczy. Powstają różnego rodzaju grupy dyskusyjne i kluby. W Koszalińskiej Bibliotece Publicznej organizowane są wystawy malarstwa i fotografii, pokazy filmowe czy warsztaty, kursy i inne imprezy dla dzieci i dorosłych. – Biblioteki od dłuższego czasu przestają być tylko wypożyczalniami, a stają się tak zwanym trzecim miejscem, po domu i pracy, w którym warto spędzać czas. Oferta kulturalna bibliotek jest różnorodna i bogata w wydarzenia, a książka jest jedynie punktem wyjścia. Trzeba też zaznaczyć, że wszystko to nie powiodłyby się bez zespołu świetnych pracowników, ludzi twórczych i zaangażowanych w swoją pracę – mówi Dariusz Pawlikowski.
Dziś w bibliotece nie musi być już cicho, a przynajmniej nie w każdej jej części. To miejsce, w którym przyjemnie spędza się czas, uczy i obcuje ze sztuką. Dzieci mogą uczestniczyć w różnego rodzaju zabawach oraz konkursach. Przy tym wszystkim to nadal przestrzeń, w której można się wyciszyć, zainspirować i dać się porwać literaturze, która zawsze będzie najważniejsza.
Hollywood, Hogwart i ślub w Las Vegas
Po niezapomnianych przeżyciach w San Francisco przyszedł czas na zagłębienie się w świat gwiazd, luksusu, blichtru i hazardu. Gotowi na wizytę w Mieście Aniołów i Mieście Grzechu?
TEKST EWELINA ŻUBEREK / FOTO EWELINA ŻUBEREKIdziemy chodnikiem i co krok natykamy się na największe gwiazdy: jest Jennifer Lopez, Bruce Willis, Cameron Diaz czy Meryl Streep. Są też moi ulubieńcy: Emma Watson, Morgan Freeman, Emma Thompson i Jack Nicolson. Jesteśmy w Los Angeles, a konkretniej w Hollywood. Niestety, nie jest to wręczenie Oscarów, ale zwykły spacer po Walk of Fame, a wspomniane gwiazdy to tylko nazwiska wyryte na gwiazdach umieszczonych w chodniku. Łącznie jest ich ponad 2600. Upamiętniają nie tylko znane osoby ze świata show-biznesu, lecz także zespoły muzyczne i postacie fikcyjne jak Kaczor Donald, Myszka Miki czy Kermit z telewizyjnego programu Muppet Show. Oczywiście, zaglądamy także do Teatru Dolby, w którym co roku przyznawane są najcenniejsze Nagrody Akademii Filmowej. Swoją drogą - wiecie, że pierwsze wręczenie Oscarów miało miejsce w 1929 roku i trwało zaledwie 15 minut? Dziś to gala pełna blichtru, splendoru i skandali, na którą nie sposób się dostać.
W czarodziejskim świecie Kolejnego dnia ponownie przenosimy się do filmowego świata w Universal Studio. Odwiedzamy miasteczko Springfield, w którym spędzamy czas wspólnie z rodziną Simpsonów. W starożytnym Egipcie odkrywamy mumię kapłana Ozyrysa. W Parku Jurajskim uciekamy przed dinozaurami, a później razem z Minionkami ruszamy na poszukiwania ich ulubionego przysmaku – bananów. Przede wszystkim trafiamy jednak do miejsca, o którym marzy każdy 11-latek – Hogwartu. Kiedy przekroczyliśmy bramę i wkroczyliśmy do świata Harry’ego Pottera, myślałam, że umrę ze szczęścia. Musicie bowiem wiedzieć, że nie tylko 11-latkowie kochają przygody młodego czarodzieja. 30-letnie kobiety, które wychowały się na tej sadze, także. Wchodzimy do Hogsmeade, gdzie dachy domków pokryte są śniegiem, obok stoi Hogwart Express, a w tle rozbrzmiewa muzyka z filmów o Harrym Potterze. Przechadzamy się uliczką. Sklep z różdżkami Olivander’a, sklep Zonka z magicznymi psikusami, Pub Pod Trzema Miotłami – jest wszystko! W końcu wchodzimy do zamku, gdzie trafiamy do gabinetu Dumbledorea, na korytarzach widzimy mówiącą Tiarę Przydziału i poruszające się obrazy. Wizytę kończymy szaloną przejażdżką na rollercoasterze. W Mieście Aniołów zwiedzamy jeszcze Griffith Observatory, Beverly Hills i Rodeo Drive, po której kiedyś w filmie „Pretty
Woman” przechadzała się Julia Roberts. Łapiemy jeszcze trochę słońca na plaży Venice Beach i w pobliskiej Santa Monica i ruszamy do miasta grzechu i rozpusty – Las Vegas!
Wieczorem w końcu dojeżdżamy do Las Vegas. To chyba najlepsza pora, by po raz pierwszy spojrzeć na miasto. Oświetlone hotele, uliczne światła i neony kasyn sprawiają, że Las Vegas Strip uchodzi za najjaśniejszy punkt na Ziemi widziany z Kosmosu. Przerost formy nad treścią? Być może, ale widoki są fascynujące. Bo gdzie jeszcze zobaczymy w jednym miejscu wieżę Eiffla, fontannę di trevi, egipską piramidę, sfinksa, statuę wolności i nowojorskie wieżowce? Całość to istny spektakl. Przed północą biegniemy na pokaz fontann przed hotelem Bellagio i wracamy do hotelu – przed nami ważny dzień!
Ślub w Mieście Grzechu
Ślub jak z bajki w sukience księżniczki nigdy nie był moim marzeniem. Nie chciałam też, by ten dzień był na pokaz, dla innych. Wiedziałam, że to musi być dzień tylko dla nas. Planując podróż do Stanów Zjednoczonych, jako pierwsze na liście zapisałam więc: „ślub w Las Vegas”. Gdy zapytałam koleżanki, czy to nie zbyt kiczowate, odpowiedziała: „Ewela, to wspaniały pomysł. Pasuje do twojej podróżniczej duszy!”. Okazało się, że ślub w Las Vegas to bardzo prosta sprawa. Nie do końca wygląda to jednak tak, jak w filmach, gdzie pijani młodzi ludzie wchodzą do kapliczki, wypowiadają słynne „I DO”, a rano mają problem, bo są związani węzłem małżeńskim. Owszem, można wejść z ulicy do kapliczki i wziąć ślub, ale nie ma on wówczas żadnych konsekwencji prawnych. Jeśli ma być legalny – wymaga kilku wstępnych formalności. Trzeba uzyskać licencję małżeńską, złożyć przysięgę, a później zalegalizować ślub w urzędzie.
Po ślubie, który trwał 15 minut, był pełen śmiechu i luzu, postanowiliśmy zaszaleć i wybraliśmy się do jednej z najlepszych restauracji w mieście, gdzie obsługa przywitała nas darmowym szampanem. Wydawało mi się, że widok panny młodej w sukni ślubnej to w Vegas widok powszedni, jednak reakcje ludzi były zaskakujące. Podbiegali, składali gratulacje, krzyczeli z drugiego końca ulicy. W pewnym momencie do mojego świeżo upieczonego męża podeszła starsza pani i mówi: „Chłopie, ale masz piękną żonę. Wielki szczęściarz z ciebie! Powinieneś zagrać w ruletkę”. Nie skorzystał, za to ja tak. Wygrałam 150 dolarów!
Nasza pralnia w Koszalinie oferuje szeroki zakres usług obejmujących pranie, maglowanie i czyszczenie. Korzystając z zaawansowanych technologii, zapewniamy ekologiczne pranie białej oraz kolorowej pościeli, koców, firan, zasłon, serwet, odzieży roboczej np. fartuchów itp.
Wesołych Świąt oraz szczęśliwego Nowego Roku!
Nasza oferta skierowana jest głównie do właścicieli obiektów noclegowych jak hotele, domy wczasowe, sanatoria, pensjonaty, domki letniskowe, apartamenty oraz do zakładów produkcyjnych w tym do zakładów przetwórstwa rybnego.
W trosce o bezpieczeństwo i najwyższą jakość usług pralniczych, korzystamy wyłącznie z wysokiej jakości, ekologicznych preparatów, których użycie gwarantuje utrzymanie pranych tkanin w doskonałej kondycji na długi czas. Programy prania i środki piorące dobieramy odpowiednio do rodzaju materiału, by zapewnić odpowiednią ochronę i skuteczne czyszczenie nawet trudnych do odplamiania tkanin.
Zapewniamy elastyczne warunki współpracy i konkurencyjną ofertę cenową.
ul. Ekonomiczna 23, Koszalin | +48 513 004 777 pralniaperfektplus@gmail.com | www.pralniaperfektplus.pl
Jeździsz zabytkiem? Rusz w miasto z Klasycznym Koszalinem
Masz Youngtimera? Śnisz o kolekcji aut z PRL-u? Lubisz pojazdy z minionej epoki? Klasyczny Koszalin to grupa dla ciebie. Skąd to wiemy? Ponieważ niedawno mieliśmy okazję poznać entuzjastów, którzy ją tworzą. Ich misja to promowanie klasycznych pojazdów i rozwijanie kultury motoryzacyjnej.
Jak zaczęła się wasza przygoda z klasykami?
- Artur Strojny - U mnie zainteresowanie motoryzacją przeszło z ojca na syna. Odkąd pamiętam w domu były Mercedesy. Nie te najnowsze, ale już wtedy te ciut starsze, dziś określane jako klasyki. W 2010 roku razem z tatą zakupiliśmy Mercedesa W111 skrzydlaka z 1965 roku w stanie do remontu. Po kilku latach ciężkiej pracy - wrócił do wyglądu z lat świetności. Te-
raz mamy kilka modeli z różnych lat produkcji.
- Arkadiusz Trzciński – U mnie było trochę inaczej. Zaczęło się prawie dziesięć lat temu. Najpierw chciałem kupić motocykl, później auto z napędem 4x4. Niestety, na ich zakup nie zgodziła się małżonka. Pomyślałem więc o klasyku i rozpocząłem poszukiwania czegoś z lat 80’. Padło na Fiata 125p z 1988 roku. Krótko po zakupie emocje opadły, samochód nie był taką
perełką, jak się wydawało.
- Przemysław Strzałkowski - Po latach chorowania na tę manię, mam nadzieję, że nieszkodliwą dla otoczenia, wiem, że to nie właściciel wybiera klasyka, ale klasyk wybiera właściciela (uśmiech). Te auta żyją już na tyle długo, by mieć własne zdanie. U progu lat dwutysięcznych przejeżdżałem często obok komisu, w którym stał Ford Capri. I rzucił na mnie urok. To było szaleństwo, bo wtedy nie miałem zielonego pojęcia o mechanice starych aut. Amok, opętanie i zarazem głęboka woda, bo brakowało wówczas informacji w necie. Ale zaczęło się na całego i trwa do dziś, już z innym wozem, bo tego się nie leczy. Co takiego jest w tych zabytkowych autach, że mają taką rzeszę zwolenników?
- P.S. - Jazda klasykiem jest swego rodzaju manifestem, wyrażeniem niezgody na tandeciarstwo i nudną, plastikową stylistykę naszych czasów. Obecne auta, podobnie jak np. sprzęt AGD, są z góry obliczone na krótkie użytkowanie. Po kilku latach wymieniamy je na nowe, bo po upływie gwarancji wszystko zaczyna się psuć. A przede wszystkim, powtórzę, bo to istotne, są do bólu nudne i wypełnione trzeszczącym plastikiem. Mówi się, że dawniej auta projektowali inżynierowie, a teraz auta projektują… księgowi. Dlatego zabytkowy samochód poddany starannej renowacji, a potem traktowany z sercem, przewyższa sprawnością niejednego „plastikersa”.
A.T. - To auta z duszą tak mawiamy i coś w tym jest. Auta przywołują wspomnienia, często jesteśmy zaczepiani przez osoby, które kiedyś posiadały takie samochody i opowiadają z sentymentem swoje historie.
Kiedy pojawił się pomysł na założenie stowarzyszenia Klasyczny Koszalin i jakimi samochodowymi perełkami możecie się dziś poszczycić?
- Tomasz Asanowicz - Na forum Klubu Wartburga poznałem Bartka Nakielnego. Z racji wspólnych zainteresowań, tj. fascynacji klasykami, nawiązała się między nami nić porozumienia. W pewnym momencie Bartek wymyślił nazwę Klasyczny Koszalin i zaczęliśmy umawiać się na wspólne przemierzanie Koszalina. Każdy z nas miał zawsze przy sobie ulotki informujące o nas i namawiające na wspólne wypady klasykami. Wkładaliśmy je za wycieraczki napotkanych klasyków. Zaczepialiśmy też właścicieli. Stopniowo nasze grono zaczęło się powiększać, aż dotarło do momentu, w jakim dziś jesteśmy.
- A.S. - Klub został zarejestrowany w 2014 roku, dziś zrzeszamy około 50 członków. Jeżeli chodzi o pojazdy, to mamy naprawdę duży przekrój: od pojazdów produkowanych w Polsce, w krajach postkomunistycznych, po auta zza żelaznej kurtyny oraz z Ameryki.
Czy każdy może dołączyć do waszego stowarzyszenia? Jakie są wymogi?
- A.S. - Tak, każdy, kto posiada ciekawy model pojazdu nieprodukowany od minimum 15 lat i mający minimum 25 lat.
- P.S. - Poza posiadaniem klasycznego wozu wystarczy otwartość na ludzi i chęć współtworzenia fajnej atmosfery. Bo samo auto jest, mimo wszystko, tylko uformowaną blachą. Przy zdrowym podejściu każda pasja prędzej czy później prowadzi do człowieka. Do kontaktu z innymi, dzielenia się doświadczeniami i szukania wspólnoty. Oczywiście są również tacy, którym wystarcza trzymanie klasyka w garażu, satysfakcja z samego faktu posiadania i oglądanie go w samotności. Dla mnie to jednak dość jałowe.
Jaki samochód jest szczególnym obiektem westchnień fanów zabytkowych aut?
- A.T. - Moim zdaniem wielu marzy o amerykańskiej motoryzacji: Ford Mustang, Dodge Challenger czy Chevrolet Corvette to obiekty westchnień, ale i my w Polsce mamy swoje ikony jak FSO Warszawa czy kiedyś wyśmiewana Syrena.
- P.S. - Jestem przekonany, że nie ma uniwersalnego świętego Graala fanów zabytkowej motoryzacji. I gdyby nawet pasjonaci nie musieli się liczyć z ograniczeniami finansowymi, to na zlotach nadal widzielibyśmy różnorodność marek oraz modeli. Dla kogoś marzeniem może być DeLorean DMC-12 z filmu „Powrót do przyszłości”, a ktoś wyda fortunę i poświęci ocean czasu na stworzenie kolekcji aut z PRL-u. No i super, o to chodzi.
Gdzie i jak często można was spotkać? Organizujecie wydarzenia, zloty?
- A.T - W sezonie letnim spotykamy się w każdy czwartek na parkingu przy amfiteatrze. Często jeździmy na złoty do okolicznych miejscowości: Lębork, Złotów, Wałcz, Szczecinek czy Kołobrzeg. W tym roku po raz pierwszy zaprosiliśmy do Koszalina fanów dawnej motoryzacji na rajd i wystawę pojazdów klasycznych „Rajd tylko dla orłów”. Choć było to pierwszy raz, to nieskromnie powiem, że wydarzenie odbyło się z rozmachem i planujemy jego kontynuację.
Jak z waszej perspektywy wygląda kultura motoryzacyjna w Koszalinie?
- P.S. - Temat jest niezwykle obszerny. Krótko, jeśli przez kulturę motoryzacyjną mielibyśmy rozumieć podejście do klasycznych aut, freshtimerów, youngtimerów i wreszcie zabytków na żółtych blachach, to podobnie jak cała Polska jesteśmy dość daleko za Zachodem, który miał o wiele więcej czasu i zamożności na wyrobienie tzw. kultury technicznej. Nas spowolniła siermiężność PRL-u. Dlatego to, co dla Niemców jest freshtimerem, czyli autem starym, ale za młodym na klasyka, dla nas pozostaje samochodem popularnym, widywanym codziennie na parkingu pod każdym supermarketem. A jeśli kulturę motoryzacyjną rozumielibyśmy jako zachowania na drodze, to tutaj także wyglądamy jak reszta kraju. Wciąż zbyt wielu kierowców przenosi swoje frustracje za kółko. Jedno jest pewne: jeśli na trasie mijają się klasyki, to na pewno z pozdrowieniem. Bo jesteśmy klanem.
Podstawowa Stacja Kontroli Pojazdów
Bohaterów Warszawy 32A 75-200 Koszalin tel. 604 152 713, 500 450 551
Stacja Kontroli Pojazdów Mariusz Szewczyk
Wyposażenie biura i domu / Fronty kuchenne i łazienkowe
Fronty to jedyne widoczne dla oczu elementy meblowe, dlatego tak ważne jest, aby były wykonane perfekcyjnie. Gama Kolor to miejsce, gdzie doświadczenie spotyka się z pasją, a indywidualne podejście do każdego zamówienia gwarantuje udaną współpracę.
ul. Słowiańska 17a, Koszalin, tel. 501 545 803, kontakt@gama-kolor.pl www.facebook.com/gamakolor | www. gama-kolor.pl
Jak jeść, aby czuć się dobrze?
Porady na święta i nie tylko
Bigos, pierogi, sałatki i ciasta – kto z nas jest w stanie oprzeć się tym pysznościom zimą. Święta i początek nowego roku to czas, w którym chętnie folgujemy swoim zachciankom. Nie ma w tym nic złego, dopóki robimy to z umiarem. A jak go zachować? Zapytaliśmy o to Roksanę Jurczak-Amroziewicz, dietetyka klinicznego i nauczyciela akademickim, a także autorkę konta na Instagramie o nazwie: Hormonodietetyka.
O jakich zasadach powinniśmy pamiętać, zasiadając przy świątecznym stole? - Jeśli miałabym wymienić kilka zasad, o których powinniśmy pamiętać, to niewątpliwie należy zacząć od zrozumienia, że święta Bożego Narodzenia to tylko 3 dni, które nie mają większego znaczenia, jeśli nasze codzienne odżywianie i styl życia są prawidłowe. Nie powinniśmy się oskarżać, że w święta zjedliśmy więcej niż należało, albo że pozwoliliśmy sobie na kawałek ciasta. Musimy zadbać o zdrowe relacje z jedzeniem. To jest podstawa. Pomyślmy również o tym, aby nie przygotowywać nadmiaru jedzenia, w szczególności gdy nie mamy wielu gości. W przeciwnym razie skończy się to albo przejedzeniem i związanymi z tym dolegliwościami, albo wyrzucaniem żywności, co też nie jest dobrym rozwiązaniem. Jeśli przygotowujemy 12 potraw, bo tak nakazuje tradycja, przygotujmy mniejsze ilości i spożywajmy mniejsze porcje. Dzięki temu spróbujemy każdego dnia czegoś nowego i świeżego, a na pewno się nie przejemy.
Czy potrawy na Wigilię i Boże Narodzenie możemy przygotować w zdrowszy sposób? - W większości dania tradycyjnie spożywane w Wigilię powinny być bezmięsne. Są to dania bazujące na warzywach, rybach, roślinach strączkowych, a więc na produktach polecanych jako element racjonalnej diety. Wybierzmy zatem te potrawy, które lubimy i które są zdrowe. Unikajmy przesiadywania przy stole przez cały dzień, a posiłki starajmy się jadać w podobnych godzinach, jak
w normalny dzień – je śli jemy 5 posiłków w ciągu dnia, to również w trakcie świąt Bożego Narodzenia starajmy się posiłki spożywać tak samo, robiąc w międzyczasie przerwy na strawienie posiłków. Nie rezygnujmy również z aktywności fizycznej – zawsze warto wybrać się w ciągu dnia chociaż na krótki spacer. Jeśli musimy stosować określoną dietę, spróbujmy potrawy świąteczne przygotować w lżejszych, lepiej strawnych i mniej kalorycznych formach – np. klasyczną rybę po grecku można zastąpić rybą gotowaną na parze z duszonymi warzywami albo upiec ciasto z połowy cukru czy z zastosowaniem zamiennika cukru, np. z erytrolem czy ksylitolem.
Wśród części Polaków zachowała się tradycja niespożywania posiłków w dzień Wigilii Bożego Narodzenia. Często pierwszym posiłkiem tego dnia jest kolacja. Czy takie podejście jest zdrowe? - W Wigilię odradzam całkowity post rano, a potem obfitą kolację. Niestety ,może się to skończyć problemami żołądkowo-jelitowymi. Post nie musi być całkowity. Wystarczy, że tylko ograniczymy spożywane pokarmy i zrezygnujemy z mięsa, słodyczy, ciast. Po przebudzeniu w Wigilię warto zjeść lekkie bezmięsne śniadanie, a potem lekką przekąskę. Dzięki temu od rana już przygotujemy nasz przewód pokarmowy na większą ilość
pokarmu w trakcie wigilijnej kolacji. Co ważne, również nie warto kolacji wigilijnej spożywać zbyt późno, w szczególności gdy mamy problemy z trawieniem.
Wiem, że pani specjalnością jest dieta hormonalna. Czy tradycyjne świąteczne potrawy mogą zaszkodzić osobom z Hashimoto, PCOS lub SIBO? - Wszystko może nam zaszkodzić, kwestią jest tylko dawka… W problemach hormonalnych często dieta musi być zindywidualizowana, tj. dostosowana do potrzeb danej osoby, do jej możliwości trawiennych czy też obecnych nadwrażliwości pokarmowych. W wymienionych przez panią chorobach na pewno największym problemem będzie nadmiar cukru w związku z dużym spożyciem ciast i słodkich deserów, nadmiar spożywanego mięsa, w szczególności mięsa czerwonego, a także to, że wiele potraw świątecznych przygotowywanych tradycyjnie może być ciężko strawna, a w wymienionych dolegliwościach (w tym przede wszystkim w SIBO i chorobie Hashimoto) występują problemy trawienne i dolegliwości związane z nietolerancją wielu pokarmów. Dlatego tak ważna jest świadomość, co nam szkodzi, a także zajęcie się leczeniem również dietetycznym tych chorób i dolegliwości wcześniej, aby móc tak komponować swoje posiłki w trakcie świąt, aby były dla nas odpowiednie.
Wesołych Świąt orazNowegoszczęśliwego Roku
życzy DepilConcept Koszalin
Wesołych Świąt
Szczęśliwego
Nowego Roku
Życzę, by nadchodzące Święta były okazją do zadumy i radości z rodzinnych spotkań oraz przynosiły wytchnienie od zmartwień i trosk. Niech moc i blask Bożego Narodzenia przetrwa w nas jak najdłużej, a wszystkie dni 2023 roku niech będą czasem spełnienia, marzeń, zdrowia i pokoju ducha.
Dr hab. Piotr Benedykt Zientarski Prof. WSGE Poseł na Sejm RP
Dzięki ich zastosowaniu podczas jednej sesji zabiegowej możemy uzyskać spektakularne efekty rehabilitacji estetycznej i osiągnąć długotrwały rezultat biologicznego odmłodzenia naszej twarzy i ciała, nawet o kilka lat.
Facemodeling Program działa na najgłębszych strukturach tkanek i mięśni, dzięki czemu następuje ich głęboka odbudowa, odnowa i zdrowienie. Ta specjalistyczna metoda łączy unikalne i zaawansowane techniki stymulujące odnowę biologiczną i estetyczną twarzy, a jej niepodważalna skuteczność oparta jest o uzyskane efekty terapeutyczne wśród milionów ludzi na całym świecie.
Wielopłaszczyznowa multiterapia przywraca tkankom ich fizjologiczną harmonię, dzięki czemu doskonale sprawdza się w zakresie wspierania leczenia ortodontycznego, stomatologicznego i wszelkich zabiegach z pogranicza medycyny estetycznej.
Zabiegi terapii Facemodelingu doskonale przygotowują tkanki do chirurgii plastycznej twarzy i piersi, a także stanowią niebywałe wsparcie w rekonwalescencji pozabiegowej.
FACEMODELING PROGRAM zapewnia:
• natychmiastowy efekt odmłodzenia i poprawę jakości skóry;
• lifting całego owalu z uniesieniem dolnej partii twarzy, kącików ust oraz efekt young eye;
• przywrócenie blasku i napięcia skóry twarzy, szyi i dekoltu;
• stymulację kolagenu oraz elastyny wspomagające regenerację i odnowę skóry;
• niwelowanie bruzd, obrzęków i cieni pod oczami;
• skuteczną pracę nad wypełnieniem oraz złagodzeniem rysów naszej twarzy;
• uwalnianie napięć i blokad w obszarze mięśni i powięzi;
• odbudowę naczyń włosowatych oraz lepsze odżywienie tkanek.
Na zabieg FACEMODELING PROGRAM składa się:
• masaż tkanek głębokich;
• osteoplastyka, poprawiająca mobilność układu kostnomięśniowego;
• masaż transbukalny, czyli technika masażu wykonywana wewnątrz ust, która przywraca rozluźnienie mięśniowe oraz elastyczność najgłębiej położonych struktur;
• kapilaroterapia - masaż próżniowy szklanymi bańkami, poprawiający krążenie i drenaż limfatyczny;
• kinesiotaping estetyczny, czyli dynamiczne plastrowanie, które wspiera regenerację tkanek po masażu, usprawnia drenaż, modeluje i działa liftingująco.
Gry planszowe podbijają serca mieszkańców Koszalina i okolicy
Od kilku lat gry planszowe regularnie zyskują na popularności. Producenci gier prześcigają się w nowych, rozbudowanych i angażujących pomysłach, które nie są już jedynie rozrywką dla rodzin z dziećmi. W całej Polsce nie brakuje grup i imprez skupionych wokół tego hobby. Nie inaczej jest w Koszalinie. O miłości do planszówek opowiada nam Jan Szymański, założyciel klubu Planszówki Koszalin.
Na początek zdradź proszę, dlaczego akurat planszówki?
- Od wielu lat jesteśmy fanami gier planszowych. Jest to świetny sposób na spędzanie wolnego czasu w gronie znajomych lub rodziny. To hobby wymaga od graczy logicznego myślenia, przewidywania i współpracy. Jest to według nas najlepsze połączenie spotkania się z bliskimi i ambitnej rozrywki. Dodatkowo gry planszowe nie wymagają dostępu do internetu, do tego odciągają od ekranów telewizorów i smartfonów, co jest bardzo ważne dla propagowania nie tylko wśród najmłodszych. Jak zmieniły się gry planszowe na przestrzeni lat? - Do niedawna gry planszowe kojarzone były tylko „Chińczykiem” i „Monopoly”. Ale rzucanie kością i liczenie na dużą dozę szczęścia odeszło w niepamięć. Dziś rynek jest ogromny i tak zróżnicowany, że pozwala każdemu znaleźć coś dla siebie. Dzisiejsze gry planszowe wymagają od graczy strategicznego i logicznego myślenia, przewidywania ruchów przeciwników lub kooperacyjnego działania, by wygrać. Gry rozwinęły się także pod kątem wizualnym oraz ilości elementów w rozgrywce. Kiedy i dlaczego zdecydowałeś się założyć klub planszówek w Koszalinie? - W październiku 2021 roku rozpoczęliśmy spotkania. Aktualnie jest nas ponad 250 osób. Gwarantujemy wszystkim darmowy dostęp do sali i dużej liczby gier. Poza tym stworzyliśmy wspólnymi siłami aplikację dzięki, której możemy się spotykać, przeglądać dostępne tytuły, członków grupy oraz lokali, w których gramy. Klub powstał w celu zrzeszenia fanów tego tematu z Koszalina i okolic. Chcemy ułatwić wszystkim sympatykom tej
rozrywki spotykanie się, organizowanie wydarzeń czy wymianę gier. Spotkanie przy planszy to okazja do nawiązania relacji, spędzenia czasu wśród innych ludzi, ale również wspaniały sposób na ćwiczenie umysłu i pamięci.
Czy mieszkańców Koszalina łatwo oderwać od ekranów telewizorów i komputerów? - Dzięki organizacji różnorodnych spotkań mamy możliwość trafienia do szerszej publiczności. We współpracy z Koszalińską Biblioteką Publiczną raz w miesiącu proponujemy Koszalinianom „Bibliotekogranie”. Cieszy się to sporą popularnością i na wydarzenie przychodzi coraz więcej nowych osób chcących poznać świat planszówek. Raz w miesiącu obchodzimy niekonwencjonalne święta pod postacią spotkań tematycznych. Na nich, oprócz tradycyjnego grania w gry, dodajemy coś od siebie, np. w Światowy Dzień Oceanów quiz wiedzy, a w Dniu Drzewa uczestnicy budowali postacie z własnoręcznie zebranych naturalnych materiałów. Trochę wiedzy, trochę zabawy i zawsze nagrody dla zwycięzców. Oczywiście organizujemy spotkania planszówkowe, na których dajemy możliwość zagrania zarówno w łatwiejsze, jak i w bardziej wymagające tytuły. Pula chętnych się coraz szybciej rozrasta, co widzimy w mig zajmowanych miejscach na wydarzeniach. Liczymy, że dzięki naszej inicjatywie z każdym miesiącem w Koszalinie będzie przybywać nowych miłośników planszówek.
Gry komputerowe vs. planszówki. Jakie zalety i wady mają jedne i drugie? - Na korzyść gier planszowych przemawia to, że aby w nie zagrać, trzeba się spotkać osobiście. Daje to możliwość nawiązania nowych relacji, pogłębienia już tych istniejących oraz ciekawych konwersacji. Dla dzieci i młodzieży będzie to wspaniała odskocznia od świata online. Planszówki pobudzają wyobraźnię, pozwalają na pozytywną rywalizację i zmuszają do główkowania. Wadą jest fakt, że ceny planszówek dochodzą do bardzo wysokich kwot. Może to zniechęcić szczególnie nowych graczy. Gry komputerowe dają możliwość zatopienia się w gotowym, wirtualnym świecie. Do spotkań może dochodzić online, dzięki czemu odległości między graczami nie są przeszkodą. Kolejnym porównaniem może być to, że gry planszowe wymagają sporej ilości miejsca do rozłożenia planszy, natomiast gry komputerowe w dzisiejszych czasach, niestety, wymagają sprzętu bardzo dobrej jakości. Powstało wiele gier planszowych na bazie komputerowych, np. „Wiedźmin”, „God of War”, „Warhammer” czy „World of Tanks”. Ciężko porównywać, tak odrębne od siebie światy. Myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie zarówno w jednej, jak i drugiej wersji.
Rodzinny Park Rozrywki
#reklamaFizjoterapia nie tylko dla ludzi. Czyli jak możemy pomóc naszym czworonożnym przyjaciołom
Bieżnia wodna, masaże, naświetlania, lasery – to wszystko można dzisiaj zapewnić naszym pupilom, kiedy zaczynają chorować. Zwierzęta potrzebują rehabilitacji po chorobie, podobnie jak ludzie. A ludzie mają tego coraz większą świadomość.
Fizjoterapia wkroczyła szturmem w świat weterynaryjny, przekonując do siebie coraz więcej lekarzy i opiekunów. Zwierzęta towarzyszące żyją coraz dłużej, a dla opiekunów coraz ważniejsza jest jakość ich życia, a więc także fizyczna sprawność i wolność od bólu.
- Właściciele zwierząt patrzą na to, jak sami żyją, i przekładają
to na życie swoich zwierząt, czyli jeżeli sami korzystają z usług fizjoterapeuty, to szukają rehabilitantów także dla swoich zwierząt – mówi dr Katarzyna Pęzińska-Kijak z Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego. - Czasami decydują się najpierw rehabilitować zwierzę, a dopiero potem zajmują się sobą. Zmienia się świadomość ludzi oraz ich stosunek do zwierząt. Dzisiaj zwierzę nie jest już narzędziem do pracy, ale jest zwierzęciem towarzyszącym. To nasi przyjaciele, nasza rodzina i chcemy im pomagać.
Rehabilitacja zwierząt (zoofizjoterapia) jest jedną z dziedzin weterynarii. Obejmuje szereg zabiegów mających na celu przywracanie sprawności układu ruchu i poprawę komfortu pacjenta. Zależnie od wykorzystywanych środków i technik w rehabilitacji zwierząt wyróżnia się fizykoterapię, masaże oraz kinezyterapię. Pierwsza jest metodą instrumentalną, podczas której terapeuta wykorzystuje czynniki takie jak ultradźwięki, laser, światło, prąd elektryczny, pole elektromagnetyczne i magnetyczne, temperatura czy fala uderzeniowa. Natomiast podstawę kinezyterapii stanowi rehabilitacja za pomocą ruchu. Obejmuje ona zarówno ćwiczenia bierne, jak i fizyczną aktywność pacjenta.
- Myślę, że zooterapia jest innowacyjna, chociaż od kilku lat już funkcjonuje, ale cały czas się rozwija. Cieszy się coraz większą popularnością, zarówno wśród studentów, jak i właścicieli
zwierząt – mówi dr Katarzyna Pęzińska-Kijak. - Jeszcze parę lat temu ludzie nie mieli świadomości, że można rehabilitować zwierzęta - świnki morskie, psy, koty, konie. My chcieliśmy skupić się na innowacjach w zooterapii i dlatego zaprosiliśmy do współpracy osoby, które się tą dziedziną zajmują w praktyce. Jest wielu studentów, którzy widzą się w przyszłości w zawodzie rehabilitanta zwierząt. Dla nas istotnie jest to, że dziś stosuje się już sprzęty do rehabilitacji, które są typowo prozwierzęce. Odczuwanie terapii przez zwierzęta bardzo się różni od odczuwania przez ludzi, więc producenci prześcigają się ze sobą, żeby robić urządzenia tylko dla zwierząt. W przypadku zooterapii ważne są także techniki manualne, czyli praca rąk. Stosuje się też techniki niekonwencjonalne jak na przykład akupunktura. Urazy ortopedyczne czy poważne zabiegi operacyjne u zwierząt wiążą się z długim i często bolesnym procesem leczenia. Przywracanie sprawności jest jednym z jego elementów, szczególnie ważnym w przypadku pupili, dla których ruch jest niezbędny dla zdrowia fizycznego i psychicznego. W celu skrócenia okresu zdrowienia oraz ograniczenia związanych z nim dolegliwości wykorzystuje się możliwości zoofizjoterapii.
- Nasz wydział od lat zajmuje się zwierzętami. W ostatnich latach powstała u nas kynologia i jest to jedyny taki kierunek w Polsce - kierunek praktyczny – mówi dr hab. inż. Arkadiusz
Pietruszka, dziekan Wydziału Biotechnologii i Hodowli Zwierząt ZUT. - Ponadto mamy studia podyplomowe rehabilitacja zwierząt. To jest bardzo dynamicznie rozwijający się rynek i dlatego zdecydowaliśmy się rozpocząć cykl ogólnopolskich konferencji na ten temat. Chcemy się rozwijać w tym kierunku.
Metody rehabilitacji weterynaryjnej mają na celu pomóc szybciej przywrócić sprawność zwierzęcia oraz poprawić komfort życia.
Ruch jest podstawą do zachowania dobrej kondycji aparatu ruchu. Zoofizjoterapia korzystnie wpływa na cały narząd ruchu –na morfologię, fizjologię, metabolizm tkanek zaangażowanych w ruch. Fizjoterapię często stosuje się zarówno przed, jak i po zabiegu chirurgicznym. Bywa, że weterynarz zaleca fizjoterapię zwierzętom, które nie wymagają interwencji chirurgicznej, ale cierpią na zapalenia stawów lub ścięgien, zwichnięcia, bolesność mięśni. Rehabilitacja zwierząt zalecana jest również zwierzętom w starszym wieku lub otyłym.
- Nasze urządzenia poprawiają ruchomość, zmniejszają obrzęki, poprawiają krążenie krwi – mówi Grzegorz Bednarski z firmy BTL Polska. - Urządzenia te mają powodować, że zwierzak w życiu codziennym lepiej funkcjonuje. Mogą być wykorzystywane w fizjoterapii zarówno małych, jak i dużych zwierząt. Coraz popularniejsze, podobnie jak w przypadku ludzie, stają się metody niekonwencjonalne. - W swojej pracy stosuję akupunkturę w różnych wydaniach - digiakupunkturę, elektroakupunkturę, akupunkturę przy pomocy igieł, przy pomocy laseru, jak również łączenie stymulacji punktów akupunkturowych poprzez stymulacje plastrami lifewave – mówi lekarz weterynarii Mirosław Tarka, Holistyczne Centrum Leczenia Zwierząt w Opolu. - Poza tym stosuję biorezonans. Jest to fantastyczne narzędzie do tego, aby znaleźć przyczynę chorób u zwierząt. Biorezonans pozwala nam wejść głębiej w sedno problemu, bo dzięki niemu zyskujemy informacje, jakie są niedobory mineralne, witaminowe, aminokwasowe czy koenzymów, jakie są obciążenia pasożytów, wirusów, grzybów. Jakie są zmiany fizjologii narządów, jakie są zmiany ph w środowisku, w którym to ph powinno być odpowiednie, na przykład w żołądku. Jeżeli znajdziemy przyczynę zaburzeń, łatwiej nam będzie znaleźć formę terapii. Ja stosuję esencję Bacha (przetworzone ekstrakty z 38 drzew i kwiatów wpływających na różne obszary zdrowia emocjonalnego), homeoterapię, nie tylko klasyczną. Z roku na rok zainteresowanie właścicieli zwierząt takimi formami rehabilitacji bardzo wzrasta.
Rehabilitacja zwierząt jest trudna, ponieważ zwierzę nie ma świadomości, że człowiek chce mu pomóc. Czuje się zagrożone, a przez to może być niespokojne, a nawet agresywne. Dlatego tak ważne jest, by rehabilitacja była wykonywana przez doświadczonego zoofizjoterapeutę, który zna psychikę zwierząt i wie, jak zachować się w różnych nieprzewidzianych sytuacjach.
Rybne inspiracje
Ryby wędzone naszej produkcji są nie tylko naturalne i zdrowe ale mogą być również przyrządzone w zadziwiająco ciekawy i inspirujący sposób. Na naszej stronie www.barkas.pl w zakładce „Inspiracje” wiele zaskakujących pomysłów na nasze te popularne i nieco mniej popularne choć z pewnością godne polecenia ryby wędzone z cyklu: „Doradca kulinarny BARKAS, Mistrz Kuchni Bogusław Michałowski proponuje”
Barkas Sp.J., Obroty 3a 78-100 Kołobrzeg tel: 94 35 43 826 e-mail: biuro@barkas.pl www.barkas.pl
Żar-Wik Kominki, ul. Szczecińska 5, Koszalin l tel. 94 347 17 74 Żar-Wik Pracownia, ul. Szczecińska 27c, Koszalin l tel. 533 322 266 e-mail: zar-wik@kominki.koszalin.pl | www.kominki.koszalin.pl Zar-wik Pracownia