j:azapach_miasburz 1-4-2014 p:2 c:1 black–text
j:azapach_miasburz 1-4-2014 p:3 c:1 black–text
Olgierd Œwierzewski Zapach miasta po burzy
——
3 ——
j:azapach_miasburz 1-4-2014 p:4 c:1 black–text
Projekt ok³adki: Aleksandra Szmak Redakcja: Marianna Zieliñska Redaktor prowadz¹cy: Ma³gorzata Burakiewicz Redakcja techniczna: Zbigniew Katafiasz Korekta: El¿bieta Jaroszuk
Zdjêcie wykorzystane na ok³adce conrado /Shutterstock andilevkin – Fotolia.com tets – Fotolia.com
by Olgierd Œwierzewski for this edition by MUZA SA, Warszawa 2014
ISBN 978-83-7758-692-1
Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA Warszawa 2014
j:azapach_miasburz 1-4-2014 p:5 c:1 black–text
Pamiêci moich dwóch dziadków urodzonych w Sankt Petersburgu, których czytelnik odnajdzie w tej historii
5
j:azapach_miasburz 1-4-2014 p:6 c:1 black–text
6
j:azapach_miasburz 1-4-2014 p:7 c:1 black–text
Od Autora
U
œpiona Moskwa widziana z restauracji hotelu Krasnyje Cho³my to widok, który sk³ania do refleksji nad ¿yciem mieszkañców tego fascynuj¹cego miasta. Siedz¹c tam ze szklank¹ mojito w d³oni, w wyobraŸni widzia³em Antonowa, który wpada w panikê, ogarniêty dusz¹cym uczuciem klaustrofobii, pomimo szerokiej panoramy, jaka roztacza siê za oknami. Pojecha³em noc¹ do centrum, w kierunku ulicy Twerskiej. Pamiêta³em j¹ z dzieciñstwa, gdy – zakochany jak m³ody Oleg – chodzi³em po stolicy Zwi¹zku Radzieckiego, który ju¿ dziœ nie istnieje. Z tamtego okresu pozosta³o mi wspomnienie upa³u i nastroju niczym z powieœci Bu³hakowa, wspomnienie zapachu czerwcowych wieczorów, zachodów s³oñca na Wzgórzach Lenina. Ta powieœæ wywo³uje ponoæ bardzo silne wzruszenia, uczucie têsknoty, pragnienie ¿ycia pe³n¹ piersi¹. Ciesz¹ mnie te opinie, bo stara³em siê j¹ utkaæ z emocji, a jednoczeœnie daæ trochê si³y tym, którzy w¹tpi¹ w sens czegokolwiek. Pucz Janajewa zasta³ mnie w Australii, gdzie by³em na festiwalu m³odych dramaturgów. Pamiêtam, jak Janajewowi trzês³y siê rêce. Mówiono, ¿e to ze stresu. PóŸniej dowiedzia³em siê, ¿e byæ mo¿e prawdziwym powodem by³a libacja alkoholowa, któr¹ cz³onkowie spisku urz¹dzili przed œwitem dla dodania sobie odwagi. Jeszcze wczoraj trudno by³o uwierzyæ, ¿e nie tak dawno na ulicach wszystkich stolic pañstw Europy Wschodniej sta³y czo³gi, gotowe, by strzelaæ. Dziœ wydarzenia na Ukrainie pokazuj¹, ¿e historia lubi siê powtarzaæ jak traumatyczne wspomnienie z dzieciñstwa. Moje prababki by³y Rosjankami, nie mówi³y po polsku. Dziadkowie urodzili siê w Sankt Petersburgu. Jeden, Witold, w rodzinie
7
j:azapach_miasburz 1-4-2014 p:8 c:1 black–text
lekarza na dworze cara Miko³aja. Ludwik, cioteczny brat Witolda, profesor laryngologii, dorobi³ siê w Moskwie pomnika za swoje naukowe i medyczne osi¹gniêcia. Pokój drugiego z dziadków, Loni, wype³nia³y rega³y z ksi¹¿kami, a jego zdjêcie z pikniku nad brzegiem Niemna nale¿y do moich ulubionych. Mam nadziejê, ¿e bêdziecie mieli wiele zabawy w tych momentach, w których stara³em siê oddaæ atmosferê panuj¹c¹ w czasach dzieciñstwa Olega. A potem przysz³y szachy. Ko³o szachowe w domu kultury, wiadomoœci z Moskwy, gdzie toczy³ siê pojedynek Karpowa z Kasparowem. Czarno-bia³y telewizor, przedruki ich partii w gazetach codziennych, nazwa „Scheveningen” wymieniona przez mistrza pokazuj¹cego nam na tablicy demonstracyjnej posuniêcia obu graczy. To wszystko przemawia³o do mojej wyobraŸni z tak¹ si³¹, ¿e ju¿ wówczas marzy³em, aby oddaæ ten klimat w powieœci. I jak ka¿dego m³odego romantyka wype³nia³o mnie pragnienie, aby napisane dzie³o z³o¿yæ Jej w podarunku. Chodzi³em wtedy z wierszami Majakowskiego w kieszeni. Po wielu latach od wydarzeñ, które wywo³ywa³y tamte m³odzieñcze emocje, zadzwoni³ do mnie Garri Kasparow i zaprosi³ do zespo³u, który prowadzi³ kampaniê wyborcz¹ Anatolija Karpowa w wyborach na prezydenta Miêdzynarodowej Federacji Szachowej FIDE, odbywaj¹cych siê w Chanty-Mansyjsku. Trudno mi by³o uwierzyæ, ¿e bêdê wspó³pracowa³ z bohaterami mojego dzieciñstwa. Podczas nocnych rozmów pyta³em ich o uczucia towarzysz¹ce grze, o to, sk¹d po przegranej brali si³y do walki. By³o to dla mnie niezapomniane doœwiadczenie. To samo mieszkanie w Pary¿u, które w powieœci wype³ni¹ têskne dŸwiêki fortepianu, ja wynajmowa³em, pracuj¹c w OECD. Mam nadziejê, ¿e czytaj¹c, przeniesiecie siê tam z bohaterem. Obiecujê, ¿e postara siê on zabraæ Was w dalsz¹ fascynuj¹c¹ podró¿. Czy kiedyœ w tramwaju z Hagi do Scheveningen naprawdê spotka³em Tatianê? Obserwuj¹c stalowe molo w lutowy poranek, myœla³em o tym, jak musia³o jej byæ ciê¿ko, jak bardzo zagubiona i samotna by³a w chwili, gdy musia³a podejmowaæ wa¿ne decyzje. W londyñskim pubie Hereford Arms œwiêtowaliœmy urodziny mojej ¿ony. To tu Antonow czeka³ na Tatianê. Czêsto o poranku
8
j:azapach_miasburz 1-4-2014 p:9 c:1 black–text
przemierza³em drogê do Parku Kensington, czuj¹c podobne jak Oleg emocje, gdy pomimo stresu trzeba by³o dowodziæ swojego profesjonalizmu. Móg³bym tak opowiadaæ o tysi¹cach szczegó³ów, które, zainspirowany zapachem, kolorem czy uczuciem, stara³em siê oddaæ, odtworzyæ i opisaæ, ale nie chcê odbieraæ Wam przyjemnoœci odkrywania tej powieœci. Sami poznacie Olega, Anatolija, Tatianê, Katiê, Andrieja i innych bohaterów. Mam nadziejê, ¿e nie zapomnicie ich nawet po od³o¿eniu tej ksi¹¿ki. Olgierd Œwierzewski
9
j:azapach_miasburz 1-4-2014 p:10 c:1 black–text
10
j:azapach_miasburz 1-4-2014 p:11 c:1 black–text
Prolog
U
œpiona Moskwa widziana z dwunastego piêtra sprawi³a, ¿e Antonow poczu³ siê jeszcze bardziej samotny. O drugiej w nocy butelka by³a ju¿ pusta. Ze smutkiem zrozumia³, ¿e nie jest doœæ pijany, by nie czuæ bólu. Wiedzia³, ¿e kiedy zamknie oczy, przez ciszê, jaka go ogarnie, przebije siê bezlitosny syk jego myœli. Coraz trudniej by³o mu przepe³zn¹æ przez ka¿d¹ nastêpn¹ godzinê dziel¹c¹ go od œwitu. Poranek przynosi³ chwilowe ukojenie. A mo¿e to zawrót g³owy spowodowany œwie¿ym powietrzem po nieprzespanej nocy sprawia³, ¿e nie potrafi³ nazwaæ myœli, które noc¹ zdawa³y siê ostre jak nó¿ srebrz¹cy siê w œwietle ksiê¿yca. Od kilku dni tu¿ po wschodzie s³oñca spacerowa³ szybkim krokiem wzd³u¿ rzeki, Kosmodamiañskim Nabrze¿em. Potrzebowa³ przestrzeni. Zdj¹³ koszulê i rzuci³ j¹ na fotel. Nagie cia³o poczu³o ch³ód powietrza p³yn¹cego z klimatyzacji. Zastyg³ w napiêciu. Przez chwilê uwierzy³, ¿e jej d³oñ dotknie jego ramienia, ¿e jej nagie piersi dotkn¹ jego pleców, a krótki, p³ytki oddech zdradzi pragnienie bliskoœci. Si³¹ woli stara³ siê uczyniæ tê scenê realn¹. Przez chwilê zaciska³ powieki niczym dziecko, czuj¹c, jak rozpacz miesza siê w skroniach z nadziej¹. Do bólu. Trwa³o to sekundê, mo¿e odrobinê d³u¿ej, a¿ zrozumia³, ¿e stoj¹c na granicy dwóch œwiatów, za sob¹ ma tylko w³asn¹ wolê, przeciw sobie zaœ – pozbawion¹ wspó³czucia rzeczywistoœæ. Cisza… Zimny dotyk szyby, któr¹ odruchowo pog³adzi³ koniuszkami palców, przypomnia³ mu, ¿e nadaremnie podejmowa³ podobne próby setki razy, zawsze czuj¹c po tym pal¹ce rozczarowanie. Opanowa³ go gniew. By³ sam z wyobraŸni¹ wype³nion¹ jej œmiechem,
11
j:azapach_miasburz 1-4-2014 p:12 c:1 black–text
strzêpami s³ów, przyspieszonym oddechem, który nie by³ ju¿ wyznaniem mi³oœci dla niego… Osun¹³ siê na pod³ogê i z g³ow¹ wci¹¿ opart¹ o szybê wielkiego okna spogl¹da³ na most, po którym z rzadka przeje¿d¿a³y samochody. Bola³o zbyt mocno. Dlaczego musia³ pomyœleæ o tym akurat teraz…? Obraz jej zamglonych rozkosz¹ oczu by³ jak trucizna. – Powietrza, przestrzeni, powietrza – szepn¹³, czuj¹c narastaj¹c¹ panikê.
Taksówkarz nie zadawa³ pytañ, s³ucha³ muzyki. Ulice by³y puste. Jechali Twersk¹. Mijali rozœwietlone, wielkie witryny ekskluzywnych sklepów. Antonow pomyœla³, ¿e jeszcze ma w sobie coœ z dawnego ducha, który sprawi³, ¿e z dachu kamienicy opuœci³ do jej okna przypiêty do liny kosz z kwiatami. Bawi³o j¹ to. Zacisn¹³ usta na wspomnienie jej rozbawionych oczu, jej zêbów, którymi gryz³a mu wargi, gdy ogarniêci namiêtnoœci¹, spleceni, odnajdywali siê, by znów zagubiæ w spe³nieniu, i tak a¿ do œwitu, który wita³ ich po bezsennej nocy œwietlistym odbiciem maluj¹cego siê na ich twarzach tajemniczego uœmiechu…
Uœmiech znikn¹³ z twarzy Antonowa, gdy pomimo zamkniêtych powiek zda³ sobie sprawê, ¿e usta, które ca³uje, s¹ ustami prostytutki, a przywo³ywane w myœlach obrazy i powtarzane s³owa wydaj¹ siê groteskowe. Kiedy kobieta wysz³a, usiad³ na pod³odze z butelk¹ wódki i pyta³ sam siebie, jak to mo¿liwe, ¿e dot¹d nie skoñczy³ tego, unicestwiaj¹c siê. Nie chodzi³o o dylematy filozoficzne. Nawet nie zastanawia³by siê, czy znajdzie coœ po drugiej stronie. Powód wyda³ mu siê bardziej prozaiczny – nie wiedzia³, jak siê do tego zabraæ. W tych chwilach, gdy by³ na to przygotowany, brakowa³o mu pomys³u, by zrobiæ to, ot tak, od rêki, jak robi¹ to pod wp³ywem depresji lub delirium myœliwi w tajdze, strzelaj¹c sobie prosto w g³owê. A kiedy emocje opada³y, nie czu³ tak nagl¹cej potrzeby œmierci. W koñcu to te¿ by³o lekarstwo – mieæ j¹ zawsze w odwodzie, jak morfinê, po której mo¿na zasn¹æ, zapominaj¹c o bólu.
12
j:azapach_miasburz 1-4-2014 p:13 c:1 black–text
Pomiêdzy kolejnymi ³ykami zda³ sobie sprawê, ¿e jutro bêdzie mu pêkaæ g³owa. Tylko jak dotrwaæ do jutra? Bez wieœci, oderwany od Ÿród³a swych uczuæ, szukaj¹cy znaku, wci¹¿ zakochany, a mo¿e uzale¿niony od niej, w napiêciu czekaj¹cy, co przyniesie nastêpny dzieñ, który zapewne nie da ciep³ego tchnienia ani nie z³agodzi têsknoty… Jej obraz atakowa³ go natarczywie, widzia³ j¹ wszêdzie: w reklamach, katalogach, w innych kobietach, gdy odwrócone do niego plecami nie wiedzia³y, ¿e przyspiesza kroku, by chwilê potem prze¿yæ zawód, ¿e to nie ona. A kiedy tylko pozwoli³ sobie na myœl o niej, owo myœlenie doprowadza³o go do szaleñstwa. I byæ mo¿e skoñczy³by w takiej chwili ze sob¹, gdyby nie strach, ¿e po drugiej stronie czeka go to samo uczucie, które tam rozci¹gnie siê w wiecznoœæ pozbawion¹ choæby cienia z³udzenia. Nawet teraz, gdy nic nie przemawia³o za tym, by mia³ prawo marzyæ, by mia³ prawo do nadziei, myœl o niej by³a t¹ okruszyn¹, która ¿ywi³a go i dawa³a resztkê energii, by ¿yæ. Tamtego dnia, o poranku, zrozumia³, ¿e odesz³a. Nie by³o lekarstwa na ból, nie by³o tamy, która ochroni³aby go przed zalewem paniki i przera¿enia, gdy g³oœno wypowiedzia³ tê prawdê: „To ju¿ koniec, Oleg”. Próbowa³ siê obraziæ, schowaæ za tarcz¹ ura¿onej mêskiej dumy, znienawidziæ. Jednak strach chwyci³ go w ¿elazny uœcisk, pozbawiaj¹c oddechu. Antonow spojrza³ w okno. Pomyœla³, ¿e mieszka w dziesiêciomilionowym mieœcie i w³aœnie umiera z samotnoœci.
13
j:azapach_miasburz 1-4-2014 p:14 c:1 black–text
14
j:azapach_miasburz 1-4-2014 p:15 c:1 black–text
Czêœæ I
Ob³ok w spodniach*
*
*
Ob³ok w spodniach – m³odzieñczy poemat mi³osny W³odzimierza Majakowskiego, opublikowany w 1915 roku. Akcja utworu rozgrywa siê w Odessie. Na jêzyk polski poemat przet³umaczy³ Julian Tuwim.
15
j:azapach_miasburz 1-4-2014 p:16 c:1 black–text
16
j:azapach_miasburz 1-4-2014 p:17 c:1 black–text
Moskwa, 1 czerwca 1979
O
d rana nad Moskw¹ zawis³ upa³, który odbiera³ myœlom lekkoœæ, czyni¹c umys³ powolnym i ociê¿a³ym, niczym wó³ na afrykañskiej sawannie. Olga Lwowna wyjê³a z ust kostkê lodu i przetar³a ni¹ skronie i szyjê. Ma³y wiatraczek ustawiony na lodówce me³³ gor¹ce powietrze, nie przynosz¹c ulgi. Kobieta w³¹czy³a przenoœne radio. Mucha chodzi³a leniwie po rozgrzanej szybie. Olga Lwowna machnê³a œcierk¹. Mucha ociê¿ale poderwa³a siê do lotu i próbowa³a wydostaæ siê na zewn¹trz. Kobieta z wysi³kiem otworzy³a zacinaj¹ce siê okno. Uderzy³a w ni¹ fala dusznego powietrza, które w mgnieniu oka osuszy³o ch³odne kropelki na jej skroniach. – ¯yczenia dla naszych maluchów w dniu ich œwiêta – przypomina³ spiker. Po czym z radia pop³ynê³a piosenka z kreskówki Czeburaszka. Olga Lwowna zgasi³a palnik pod stalowym czajnikiem, z którego cienkiej szyjki zaczê³a wydobywaæ siê para, dodaj¹c ciasnemu pomieszczeniu iœcie tropikalnej wilgotnoœci. – Oleg! – zawo³a³a. – Œniadanie gotowe. Przez chwilê nas³uchiwa³a, czy us³yszy reakcjê syna. Z westchnieniem, przypomniawszy sobie, ¿e ch³opiec zaczyna dziœ zajêcia o póŸniejszej godzinie, opuœci³a kuchniê i wesz³a do jego pokoju. Czternastolatek spa³ na brzuchu, zwin¹wszy pod siebie ca³e przeœcierad³o, które w upalne noce zastêpowa³o mu ko³drê. Matka usiad³a na skraju ³ó¿ka i spogl¹da³a na niego w milczeniu. Potem powiod³a wzrokiem po pokoju, w którym panowa³ nie³ad. Jej spojrzenie zatrzyma³o siê na stoliku z szachownic¹, obok której le¿a³ zeszyt. Siêgnê³a po niego i przekartkowa³a. Na ka¿dej stronie by³y bardzo starannie zapisane
17
j:azapach_miasburz 1-4-2014 p:18 c:1 black–text
szachowe debiuty i warianty. Zdziwi³y j¹ dok³adnoœæ i pietyzm, z jakimi syn sporz¹dza³ notatki. Znaj¹c jego niechlujnie prowadzone zeszyty szkolne, spodziewa³a siê, ¿e podobny brak porz¹dku znajdzie w szachowych zapiskach. By³ niecierpliwy i zazwyczaj szybko siê nu¿y³, ale tym razem wytrzyma³ ju¿ cztery lata i nadal mia³ chêæ do gry. Od³o¿y³a zeszyt na miejsce. Pozbiera³a ubrania syna z pod³ogi i uk³adaj¹c je na krzeœle, przyjrza³a siê zdjêciu mê¿a, które sta³o na pó³ce. Fotografia przedstawia³a Igora Antonowa siedz¹cego w naro¿niku ringu, w podkoszulku, z rêkami wspartymi o liny. Wziê³a j¹ na chwilê w d³onie, opuszkami palców pog³aska³a szkie³ko. Trudno odgadn¹æ, dlaczego spoœród wielu innych zdjêæ Oleg wybra³ w³aœnie to. Odwróci³a siê i napotka³a jego wzrok, ch³opak przygl¹da³ jej siê z zainteresowaniem. – Œpisz czujnie jak ptak – powiedzia³a zmieszana, ruszaj¹c w stronê drzwi. – A czasem nie mo¿na ciê dobudziæ. Œniadanie gotowe – doda³a nieco szorstkim tonem. Oleg ziewn¹³. – G³owa mnie boli od upa³u. – Umyj siê ch³odn¹ wod¹! – zawo³a³a z kuchni. Po kilku minutach Oleg usiad³ do œniadania ubrany w same spodenki gimnastyczne, z mokr¹ od wody twarz¹. – A ty, co? Nie wytar³eœ siê? – spyta³a Olga Lwowna. – Tak ch³odniej. Mo¿esz mi po³o¿yæ na kark wilgotn¹ szmatkê? Matka przyjrza³a mu siê i widz¹c, ¿e nie wygl¹da najlepiej, bez s³owa odkrêci³a kurek z zimn¹ wod¹ i zmoczywszy œciereczkê, po³o¿y³a synowi na ramiona. – Uuuu, lepiej – ucieszy³ siê, obserwuj¹c, jak kropelka œcieka mu po rêce. – Nie spa³eœ w nocy? – Upa³ taki, ¿e siê nie da³o. W radiu, poœród innych komunikatów, podano: „W dniu wczorajszym cz³onkowie ekspedycji, której patronuje «Komsomolskaja Prawda», osi¹gnêli na nartach biegun pó³nocny”. Oleg odk³ada³ w³aœnie naczynia do zlewu. Próbowa³ sobie wyobraziæ biegun. Lej¹c na d³onie zimn¹ wodê, której temperatura by³a daleka od lodowatej, pomyœla³ o tym, jak zimno musi byæ na
18
j:azapach_miasburz 1-4-2014 p:19 c:1 black–text
biegunie i co by by³o, gdyby upa³ znad Moskwy przenieœæ za pomoc¹ gigantycznej dmuchawy nad Arktykê. – Z okazji Dnia Dziecka mam dla ciebie ma³y prezent. – Matka wesz³a do kuchni z ksi¹¿k¹ w rêce. – Obrona Nimzowitscha Marka Jewgienijewicza Tajmanowa. – O rany – rzuci³ ch³opiec. – Marzy³em o tym! Dziœ ju¿ nie zd¹¿ê z niej nic przygotowaæ. Ale bêdzie na nastêpny raz. – Wytrzyj wpierw rêce – zwróci³a mu uwagê matka. – Cieszê siê, ¿e ci siê podoba. Zala³eœ herbatê? – Tak. Oleg ogl¹da³ ksi¹¿kê z zachwytem i prawdziwym zainteresowaniem. Bawi³o to matkê, która dziwi³a siê, ¿e zapisane w linijkach symbole posuniêæ szachowych mog¹ wywo³ywaæ tak ¿ywe emocje. Wyt³umaczy³a sobie jednak, ¿e musi to byæ uczucie podobne do tego, kiedy rozwi¹zuje siê skomplikowane zadanie matematyczne. Wówczas ci¹gi liczb i wykonywanych na nich dzia³añ potrafi¹ mówiæ swoim g³osem niczym najbardziej frapuj¹ca opowieœæ. – Organizujê dziœ w szkole konkurs z okazji Dnia Dziecka – odezwa³a siê. – Przygotowa³am dla uczniów zagadki matematyczne. – My mamy dzieñ sportu. Dobrze, ¿e nie chodzê do twojej szko³y. – Zaœmia³ siê, nie odrywaj¹c oczu od ksi¹¿ki. Olga Lwowna poci¹gnê³a ³yk herbaty, przez chwilê b³¹dzi³a myœlami wokó³ konkursu. Wyjê³a notes i przyjrza³a siê swoim notatkom. Mia³a bardzo staranny charakter pisma. – Nie wiem, czy nie za trudne – powiedzia³a, spogl¹daj¹c na syna. – Dawaj, spróbujê – mrukn¹³ Oleg, popijaj¹c herbatê i studiuj¹c otrzyman¹ ksi¹¿kê. Przewróci³a kilka stron w poszukiwaniu w³aœciwej zagadki. – Mm, no weŸmy takie. Nie za ³atwe, nie za trudne. Gotowy? – Czytaj – poprosi³ Oleg, nadal nie odrywaj¹c wzroku od Obrony Nimzowitscha i uœmiechaj¹c siê do siebie na widok ciekawej ofiary pionka w wariancie Rubinsteina. Olga Lwowna pokiwa³a g³ow¹ z pob³a¿aniem, po czym zaczê³a czytaæ: – Na spotkanie przyszli goœcie, którzy siê wczeœniej nie znali. Ka¿dy z nich poda³ rêkê drugiemu i ¿aden z nich nie podawa³ rêki
19
j:azapach_miasburz 1-4-2014 p:20 c:1 black–text
dwa razy tej samej osobie. £¹cznie by³o szeœædziesi¹t szeœæ uœciœniêæ d³oni. Ile osób przysz³o na przyjêcie? Oleg ziewn¹³, na chwilê od³o¿y³ ksi¹¿kê. Opar³ g³owê na d³oni i zacz¹³ liczyæ w myœlach. Matka przypatrywa³a mu siê z zainteresowaniem. – Wychodzi mi dwanaœcie. Olga Lwowna przygryz³a wargi. Jej oczy rozjaœni³ blask. – Prawid³owa odpowiedŸ – potwierdzi³a. – Szybko ci posz³o. Mo¿e za ³atwe. Jak to policzy³eœ? – Widzia³em te osoby, wiêc je policzy³em. Sam sobie rêki nie podajê. Jeœli jedna osoba uœcisnê³a rêkê drugiej, to zarazem ta druga poda³a rêkê tej pierwszej. Czyli liczbê, której szukam, mno¿ê przez tê liczbê minus jeden i dzielê przez dwa, a to ma mi daæ szeœædziesi¹t szeœæ. Olga Lwowna próbowa³a nad¹¿yæ za wyjaœnieniami syna. Kiwa³a g³ow¹, robi¹c o³ówkiem obliczenia na kartce. – Doskonale – skwitowa³a po chwili, przenosz¹c przenikliwe spojrzenie znad notesu na syna. – Zobaczymy, jak pójdzie innym. Wsta³a od sto³u. Wsadzi³a notes do torby, zapiê³a j¹ dziarskim ruchem. Poprawi³a na sobie ubranie i ruszy³a w stronê przedpokoju. – Widzia³eœ tych ludzi w wyobraŸni? – spyta³a, staj¹c w drzwiach i odwracaj¹c siê do syna. – Tak, ale nie twarze – odpar³, ziewaj¹c. – Postawi³em ich sobie na szachownicy i zacz¹³em porz¹dkowaæ. – Aha. – Olga Lwowna pokiwa³a g³ow¹, staraj¹c siê zrozumieæ, na czym mog³o polegaæ to porz¹dkowanie. – To po szkole wracasz jeszcze? – doda³a z przedpokoju, wk³adaj¹c buty. – Tak, przyjdê na obiad, bo potem mogê ju¿ utkn¹æ do wieczora. – Z kim jest ta symultana? – Nie wiem. Nie mia³em jak zapytaæ Wiaczes³awa Piotrowicza. A mo¿e pyta³em, a on specjalnie nie powiedzia³ z kim? Nie pamiêtam. Ale na pewno jakiœ arcymistrz. Niespodzianka. – Zadzwoñ do dziadka Lowy, bêdzie dumny, ¿e grasz z arcymistrzem. – Zadzwoniê, jak wygram – oœwiadczy³ Oleg, mocz¹c ponownie œciereczkê, któr¹ zdj¹³ z ramion. – Sama gra to ¿aden powód do dumy.
20
j:azapach_miasburz 1-4-2014 p:21 c:1 black–text
– W garnku masz barszcz. Nie zachlap mi pod³ogi. Podgrzej go, a nie tak jak ostatnio, nie doœæ, ¿e jad³eœ zimny, to w dodatku nie chcia³o ci siê nawet przelaæ go do talerza. – Chcia³o, tylko czasu nie mia³em. – To teraz znajdŸ, bo wieczorem znów bêdzie ciê boleæ g³owa. W lodówce masz bitki wo³owe, ju¿ w sosie. Podgrzej w garnku, tylko nie przypal. Idê. Powodzenia i nie przejmuj siê pora¿k¹, to w koñcu arcymistrz. Oleg mrukn¹³ pod nosem, ¿e podgrzewanie jedzenia w taki upa³ to g³upota. Wzi¹³ z powrotem do rêki ksi¹¿kê Tajmanowa, dopi³ herbatê i po³o¿y³ siê do ³ó¿ka, by le¿¹c na brzuchu, przegl¹daæ warianty.
Pierwszego czerwca, w czasie gdy amerykañski pretendent, geniusz szachów Robert Zimmerman gromi³ radzieckich arcymistrzów, obroñca tytu³u, mistrz œwiata Tigran Wartanowicz Gurgenidze mia³ odwiedziæ jeden z moskiewskich klubów szachowych, ¿eby z okazji Dnia Dziecka rozegraæ symultanê z m³odymi adeptami. W obliczu zbli¿aj¹cego siê meczu w obronie tytu³u by³a to strata czasu, ale spotkania z m³odzie¿¹ stanowi³y czêœæ zadañ na³o¿onych na niego przez Sportkomitet. Mistrz powoli traci³ cierpliwoœæ do takich imprez. Czu³, ¿e nie ma ju¿ zdrowia, by godzinami wystawaæ przy szachownicach, bo chc¹ siê z nim zmierzyæ pionierzy, podekscytowani robotnicy podczas wizyt w zak³adach pracy czy ambitni dzia³acze w lokalnych biurach partii. Ostatnie problemy z prostat¹ sprawi³y, ¿e ³atwo ³apa³ infekcje pêcherza, by³ wiêc czêsto podenerwowany, szczególnie kiedy nie móg³ skupiæ siê nad szachownic¹, bo nie potrafi³ przestaæ myœleæ o szczypi¹cym bólu i ci¹g³ym uczuciu parcia. Dom kultury przy prospekcie Komsomolskim znajdowa³ siê na ty³ach okaza³ego budynku z lat piêædziesi¹tych. Wœród wielu sekcji, których nazwy widnia³y na tablicy umieszczonej przy monumentalnych schodach, pokrytych przypominaj¹c¹ granit szar¹ wylewk¹, by³a sekcja szachowa. Prowadzi³ j¹ Wiaczes³aw Piotrowicz Janowski, mistrz miêdzynarodowy. Janowski, w szeœædziesi¹tym ósmym uczestnik fina³ów mistrzostw Zwi¹zku Radzieckiego, by³ niegdyœ ca³kiem dobrym trenerem, ale odk¹d popad³
21
j:azapach_miasburz 1-4-2014 p:22 c:1 black–text
w alkoholizm, jedynym miejscem, gdzie móg³ siê zajmowaæ szachami, by³a skromna sekcja szachowa w domu kultury. Lecz równie¿ tam niewiele brakowa³o, by z powodu k³ótni z dyrektork¹ Jelen¹ Siergiejewn¹, która zwróci³a mu uwagê, ¿e regularnie czuæ od niego alkohol, wyrzucono go na bruk. – Zioniecie spirytusem jak gorzelnia! – krzycza³a na niego, ³ypi¹c groŸnie spoza grubych okularów. – Nie bêdê tego tolerowaæ. Co to, to nie! – A jak mam nie zion¹æ, skoro ból nie do wytrzymania i piæ trzeba, ¿eby dotrwaæ do rana – broni³ siê Wiaczes³aw Piotrowicz. – A potem lêk i dr¿enie, wiêc nie mo¿na nie wypiæ ma³ego klina. No i czuæ dlatego, oczywista sprawa – mówi³, wierz¹c, ¿e z tak logiczn¹ argumentacj¹ nie ma co dyskutowaæ. – Wiêc jeszcze bezczelnie siê przyznajecie do pijañstwa? – atakowa³a dyrektorka. – A jak¿e mam nie piæ, Jeleno Siergiejewna? Bo¿e mój, ca³y kraj pije, to co ja, inny? Przecie¿ mówiê, ból i lêk, i ¿al niewys³owiony… – Partia wci¹¿ apeluje o trzeŸwoœæ. A wy pracujecie z dzieæmi, jaki dajecie przyk³ad? – Jelena Siergiejewna a¿ dygota³a ze z³oœci. – Nic mnie nie obchodz¹ wasze bóle, wasze kliny, wasze lêki. – Toœ nie kobieta rosyjska, ale œcierwo nieczu³e – rzuci³ jej z pogardliwym spojrzeniem i trzasn¹³ za sob¹ drzwiami. I wydawa³o siê, ¿e wraz z tym trzaœniêciem zamkn¹³ sobie na dobre dostêp do sekcji szachowej w domu kultury przy prospekcie Komsomolskim. Zdarzy³o siê jednak przypadkiem, ¿e na stacji metra Kropotinskaja spotka³ siê z dawnym przyjacielem – trenerem kadry m³odzie¿owej Zwi¹zku Radzieckiego, Aleksandrem W³adimirowiczem Zwieriewem. W wyniku spotkania Zwieriew, zamiast wsi¹œæ do metra w kierunku Sokolnik, uda³ siê do ciasnego mieszkania Janowskiego, w którym przyjaciel mieszka³ ze zniedo³ê¿nia³¹ matk¹. Grali w blitza*, pili stoliczn¹, a gdy tej zabrak³o – myœliwsk¹, roztkliwiaj¹c siê nad swoim niespe³nieniem, bólem i przygniatajac¹ têsknot¹. Od s³owa do s³owa, Janowski, kiedy ju¿ *
Blitz – gra w szachy przy skróconym czasie do namys³u, zazwyczaj jest to piêæ minut na ca³¹ partiê.
22
j:azapach_miasburz 1-4-2014 p:23 c:1 black–text
powspomina³ ze ³zami w oczach, jak to w szeœædziesi¹tym ósmym by³ bliski wygrania turnieju w Doniecku, opowiedzia³ przyjacielowi, jak po pijanemu nazwa³ Jelenê Siergiejewnê œcierwem nieczu³ym. Na co Zwieriew, obejmuj¹c „mordê najczystsz¹”, jak nazwa³ Janowskiego, powiedzia³, ¿e Bóg zsy³a mu go jako anio³a, bo troszczy siê o upad³ego syna marnotrawnego. – Otó¿, mordo moja najczystsza – zagai³ Zwieriew – te gnidy ze Sportkomitetu mówi¹ do mnie: „Zwieriew, zorganizujcie na Dzieñ Dziecka symultanê dla mistrza œwiata, prasy i pionierów”. No co, mordo, mordeczko najczystsza, rozumiesz ju¿? Dasz tej swojej wrednej, jak o niej powiedzia³eœ? – „Œcierwo nieczu³e”. – Dasz jej piêkn¹ imprezê z telewizj¹ i pras¹. A¿ siê babsku w g³owie od tego zakrêci. I tak gadali do pó³nocy. Zwieriew zadzwoni³ do swojej ¿ony, Wiery Konstantinowny. Przeprasza³, be³kocz¹c, ¿e „stary przyjaciel”, ¿e „misja”, ¿e „œcierwo nieczu³e” trzeba udobruchaæ. Wiera Konstantinowna trzasnê³a s³uchawk¹. Nazajutrz Janowski, ubrany w garnitur i bia³¹ koszulê, uda³ siê z goŸdzikami w rêce do domu kultury przy prospekcie Komsomolskim. – No, œcierwo to bym wybaczy³a, ale ¿e „nieczu³e”? – Jelena Siergiejewna nie dawa³a siê przejednaæ. – Co wy sobie wyobra¿acie? Co o mnie mo¿ecie wiedzieæ, Wiaczes³awie Piotrowiczu, ¿eby mówiæ „nieczu³a”? ¯e niby nie mam serca? ¯e niby uczuæ nie mam? To wiedzcie, ¿e czuæ mogê wiele. Ale ¿aden taki porz¹dny siê nie trafi³, który by to doceni³, ot co. A Wiaczes³aw Piotrowicz chwyci³ jej d³oñ, przycisn¹³ do ust i szepn¹³ pe³en pasji: „Bo ich onieœmielasz, Jeleno, onieœmielasz swoj¹ kobiecoœci¹”. Spogl¹da³a na niego rozmarzona, gdy wychodzi³ z jej gabinetu. Tak dosz³o do wizyty Tigrana Wartanowicza Gurgenidzego w ma³o znanej sekcji szachowej domu kultury przy prospekcie Komsomolskim. – Drogi towarzyszu sekretarzu! – zakrzyknê³a piskliwym g³osem Jelena Siergiejewna. Z powodu tremy pomyli³y jej siê wyuczone
23
j:azapach_miasburz 1-4-2014 p:24 c:1 black–text
na pamiêæ przemówienia i zaczê³a od tego, które wyg³asza³a dwa lata wczeœniej na powitanie sekretarza Miejskiego Wydzia³u do spraw M³odzie¿y. Zaraz jednak dostrzeg³a pewn¹ konsternacjê na twarzach zgromadzonych goœci i na jednym oddechu zaczê³a od nowa: – W naszym domu kultury goœcimy dziœ wielkiego szachistê, mistrza œwiata Tigrana Wartanowicza Gurgenidzego, który zgodzi³ siê rozegraæ z naszymi m³odymi zdolnymi pionierami symultanê szachow¹. – Spojrza³a w stronê goœci siedz¹cych w rzêdach. – Za chwilê, po wystêpie naszego zespo³u artystycznego, rozpoczniemy grê na dwudziestu czterech szachownicach, na których przeciwko mistrzowi zagraj¹ uczniowie oraz pedagodzy naszego domu kultury. Najpierw jednak dla naszego wspania³ego goœcia dziewczynki i ch³opcy z sekcji tanecznej odtañcz¹ uk³ad przygotowany specjalnie na dzisiejszy wieczór. – Czekaj no – szepn¹³ do siebie Oleg, wyci¹gaj¹c szyjê, by lepiej widzieæ mistrza. – Ju¿ ja ciê ogram, sukinsynu! Dziewczynki i ch³opcy przebrani w stroje ludowe rozpoczêli taniec przy dŸwiêkach ba³a³ajek. Podczas ich wystêpu Gurgenidze ukradkiem zerkn¹³ na zegarek i próbowa³ przypomnieæ sobie, którêdy mo¿na dojœæ do toalety. Pomyœla³, ¿e dobrze by³oby nauczyæ siê zasypiaæ z otwartymi oczami albo chocia¿ nosiæ ciemne okulary, by podczas takich bzdurnych imprez móc ucinaæ sobie drzemkê. Jeœli ³azienka nie bêdzie daleko, uspokaja³ siê w duchu, móg³bym te¿ wychodziæ podczas gry. Koszula lepi³a mu siê do cia³a i mia³ ochotê odetchn¹æ gdzieœ z dala od t³umu gapiów. Ale pracuj¹ca kamera telewizyjna dyscyplinowa³a go, i z pob³a¿liwym uœmiechem dawa³ siê filmowaæ operatorowi. Oleg przymru¿y³ oczy, chc¹c lepiej zobaczyæ mistrza, który z fili¿ank¹ herbaty, trzyman¹ w rêce i opart¹ na wysuniêtym ponad paskiem od spodni brzuchu, przygl¹da³ siê spod czarnych krzaczastych brwi œpiewaj¹cej przed nim grupie pionierów. Gurgenidze myœla³ o kieliszku lub dwóch, a mo¿e nawet trzech, armeñskiego koniaku, który obieca³ sobie wypiæ, gdy tylko skoñczy siê ten ca³y cyrk. Sala kolumnowa domu kultury by³a wysoka, co przypomnia³o mu, jak kilka lat temu, podczas rozgrywania partii w finale meczów pretendentów, pod sufit podobnie wysokiej sali
24
j:azapach_miasburz 1-4-2014 p:25 c:1 black–text
dosta³ siê ptak. Robi³ taki ha³as, ¿e nie mo¿na siê by³o skupiæ na grze. Ale to by³ dobry znak. Partia wydawa³a siê niemal przegrana, lecz historia z ptakiem tak rozstroi³a jego przeciwnika, ¿e uda³o siê j¹ zremisowaæ. Oleg nie odrywa³ wzroku od mistrza. Ch³on¹³ ka¿dy jego gest. Ch³opca nie opuszcza³a pewnoœæ siebie, pewnoœæ, która pozwala³a mu wierzyæ, ¿e coœ siê musi wydarzyæ, ¿e los nieprzypadkowo postawi³ na jego drodze samego mistrza œwiata. Wróci³y wszystkie dzieciêce marzenia. Od kiedy dziadek Lowa nauczy³ go graæ w szachy, marzy³, ¿e osi¹gnie coœ wielkiego. Wyobra¿a³ sobie te sceny w salach koncertowych lub teatrach, na których obaj wielcy mistrzowie, ogl¹dani przez t³umnie zgromadzon¹ publicznoœæ, tocz¹ bój o szachow¹ koronê. Te obrazy budzi³y w nim dreszcz emocji. Nie odnosi³ dot¹d sukcesów. Po czterech latach uczestniczenia w moskiewskich rozgrywkach uda³o mu siê uzyskaæ pierwsz¹ kategoriê, lecz to nie znaczy³o nic, to by³ dopiero przedsionek prawdziwej gry. I o wstêpie na te wielkie szachowe salony na razie móg³ tylko œniæ. Oczywiœcie, gra podczas symultany, poœród innych amatorów, nawet z mistrzem œwiata, nie by³a jeszcze tym wymarzonym pojedynkiem, którego pragn¹³, ale mistrz œwiata by³ jeden, jedyny, najlepszy, wyj¹tkowy… I teraz, za kilka chwil, on, m³ody szachista z sekcji domu kultury przy prospekcie Komsomolskim, bêdzie móg³ spróbowaæ swoich si³ w partii z najlepszym szachist¹ planety. Szybko wygraæ i jechaæ ju¿ st¹d, obieca³ sobie Gurgenidze, wstaj¹c ciê¿ko z krzes³a i bij¹c brawo m³odym artystom. Operator kamery przepchn¹³ siê do mistrza, który powolnym krokiem zbli¿y³ siê do pierwszej szachownicy. Jelena Siergiejewna sta³a obok niego, wdziêcz¹c siê swoimi mocno pomalowanymi na niebiesko oczami, które zza okularów wydawa³y siê wielkie niczym wytrzeszczone œlepia lemura. Seans gry jednoczesnej na dwudziestu czterech szachownicach rozpocz¹³ siê o osiemnastej. Mistrz podchodzi³ do ka¿dego stolika, przy którym siedzia³ jego przeciwnik, wita³ siê doœæ niedba³ym i obojêtnym gestem, po czym wykonywa³ ruch i przesuwa³ siê do nastêpnego gracza. Zanim Oleg poda³ rêkê Gurgenidzemu, ukradkiem sprawdzi³, czy nie jest wilgotna. Nie chcia³ pokazaæ lêku i stara³ siê œmia³o
25
j:azapach_miasburz 1-4-2014 p:26 c:1 black–text
patrzeæ w oczy mistrzowi œwiata, by daæ mu do zrozumienia, ¿e nie ma zamiaru pokornie przegraæ. Ale Gurgenidze nawet na niego nie spojrza³, tylko bez odrywania wzroku od szachownicy wyci¹gn¹³ szybko d³oñ, drug¹ ju¿ wykonuj¹c ruch pionem królowej. Mistrz rozgrywa³ szybko debiuty, staraj¹c siê pozostawiæ swoim przeciwnikom jak najmniej czasu do namys³u. Wiedzia³, ¿e w tej czêœci partii kilku z nich mo¿e pope³niæ b³êdy, które zagwarantuj¹ mu proste wygrane. W ci¹gu pierwszej godziny podda³o siê siedmiu graczy. W ci¹gu nastêpnej – kolejnych dziewiêciu. Pod koniec trzeciej godziny zosta³o trzech. Gracze z pierwszej i trzeciej szachownicy oraz ch³opiec na dwudziestej drugiej. Gurgenidze podszed³ ciê¿kim krokiem do pierwszego stolika. By³ z³y. Liczy³, ¿e co najmniej od godziny bêdzie w domu. Oceni³ pozycjê i choæ jego figury sta³y nieznacznie lepiej, po ponownym przeliczeniu wariantów doszed³ do wniosku, ¿e do ustawienia wygranej koñcówki mo¿e up³yn¹æ sporo czasu, a to oznacza zmarnowany wieczór. Zaproponowa³ remis, co wywo³a³o ogromn¹ radoœæ u szczup³ego studenta w okularach w rogowej oprawce, który od trzech lat by³ najlepszym graczem sekcji, w randze kandydata na mistrza. Na trzeciej szachownicy widaæ by³o szybki koniec. Gurgenidze ucieszy³ siê, bo jego rywal pod wp³ywem rozczarowania b³êdem, jaki pope³ni³, a mo¿e te¿ zbity z tropu niesmakiem, jaki odmalowa³ siê na twarzy mistrza, podda³ partiê. Gurgenidze podszed³ do dwudziestej drugiej szachownicy, zastanawiaj¹c siê, czy ma w lodówce kurê, bo wziê³a go ogromna ochota na lekko zarumienione, miêkkie, polane sosem saciwi. Przyjrza³ siê pozycji, potem spojrza³ na ch³opca, który z wypiekami na twarzy, ze szklistym, nieobecnym wzrokiem nachyla³ siê w ogromnym skupieniu nad szachownic¹, i westchn¹³ w g³êbi ducha. – Przynieœcie mi krzes³o – zwróci³ siê do najbli¿ej stoj¹cego widza. Zapali³ papierosa. Usiad³, powoli pochyli³ siê nad pozycj¹ i zacz¹³ j¹ oceniaæ. Ch³opiec w³aœnie pozbawia³ go spokojnego wieczoru z dobr¹ kolacj¹, a czu³ ju¿ prawdziwy g³ód na myœl, ¿e bêdzie przygotowywa³ sos z orzechami, cebul¹, czosnkiem i octem winnym. Ale po chwili analizy Gurgenidze zrozumia³, ¿e ta partia mo¿e byæ warta kolacji. Pozycja powsta³a na szachownicy by³a czymœ, czego w ca³ej swojej d³ugoletniej karierze dot¹d nie widzia³. Zaci¹g-
26
j:azapach_miasburz 1-4-2014 p:27 c:1 black–text
n¹³ siê g³êboko dymem, staraj¹c siê uzyskaæ maksimum koncentracji i wyciszyæ myœli. Jednoczeœnie jednak poczu³ rodzaj intelektualnej ekscytacji. Przez otwarte okna wœlizgiwa³ siê delikatny powiew wieczornego, ch³odniejszego powietrza, które przynosi³o ulgê. Byæ mo¿e zbiera³o siê na burzê. Nareszcie, pomyœla³ Zwieriew, siedz¹c w k¹cie sali i z daleka obserwuj¹c ciemne niebo, na którego b³êkitn¹ przestrzeñ poczê³y wp³ywaæ ciemnoszare okrêty ob³oków. Nawet przelotny deszcz by³by wybawieniem. Choæ taki chwilowy móg³by uczyniæ powietrze jeszcze bardziej parnym. Co siê tam dzieje? Zaintrygowa³o go, ¿e Stary, zamiast koñczyæ seans, rozsiada³ siê na krzeœle naprzeciwko jakiegoœ pioniera. Podniós³ siê ciê¿ko i ruszy³, ¿eby sprawdziæ, co zmusi³o mistrza œwiata do takiego zachowania. Dla tych, którzy choæ trochê znali siê na szachach, by³o jasne, ¿e na dwudziestej drugiej szachownicy dziej¹ siê rzeczy niezwyk³e. Ch³opiec zamkn¹³ w³asn¹ wie¿ê w pu³apce strze¿onej przez bia³ego goñca i pionka Gurgenidzego po to, by móc swobodnie toczyæ pojedynek trzema wolnymi pionami z bia³¹ wie¿¹ przeciwnika. Œmia³oœæ tej idei by³a tak oryginalna, ¿e mistrz zrozumia³, i¿ gra z kimœ obdarzonym szachow¹ intuicj¹, du¿¹ wyobraŸni¹ i wiar¹ we w³asne umiejêtnoœci. Minê³o ponad pó³ godziny, zanim Gurgenidze wykona³ swoje kolejne posuniêcie. Widzowie wokó³ szachownicy wstrzymali oddech. Pionier odpowiedzia³ b³yskawicznie. Wokó³ rozleg³ siê szmer rozczarowania. Ch³opiec poœwiêca³ jeden ze swoich trzech pionów, co powszechnie zosta³o odebrane jako b³¹d. Ale w³aœnie w tym momencie Zwieriew poczu³ dreszcz, który by³ niczym znak dla Symeona, gdy przesz³a obok niego matka z dzieckiem na rêce. Natychmiast poj¹³, ¿e m³okos dyktuje warunki mistrzowi œwiata i nie ma zamiaru pogodziæ siê z myœl¹ o remisie, który by³by przez mistrza niechybnie przyjêty. Nie by³o w jego posuniêciach nic z kunktatorstwa, nieœmia³oœci czy lêku, przeciwnie – to by³a czysta brawura. Zwieriew obliza³ zaschniête od upa³u usta. Wygl¹da³o na to, ¿e Gurgenidze delektuje siê postawionym przed nim intelektualnym zadaniem. Mistrz strzepn¹³ spokojnie popió³ z papierosa i znów g³êboko zaduma³ siê nad pozycj¹. Dochodzi³a
27
j:azapach_miasburz 1-4-2014 p:28 c:1 black–text
dziesi¹ta, kiedy wykona³ swoj¹ wie¿¹ posuniêcie daj¹ce mu remis i z triumfem spojrza³ na ch³opca. Ten przygryz³ wargi i odchyli³ siê na krzeœle. Na jego twarzy malowa³ siê rodzaj uniesienia, zawieraj¹cego w sobie zarówno ekscytacjê, jak i ogromny ³adunek bolesnego rozczarowania. – No có¿, remis – rzek³ filozoficznym tonem Gurgenidze, wyci¹gaj¹c do ch³opca rêkê i powstaj¹c z krzes³a. Nie mia³ ochoty na analizowanie partii wœród t³umu gapiów. Poczu³ siê zmêczony. Czeka³a go walka w obronie mistrzowskiego tytu³u, tymczasem nie móg³ pokonaæ kilkunastoletniego pioniera w bia³ej koszuli i idiotycznej czerwonej chuœcie na szyi. Podszed³ do stoj¹cego obok Zwieriewa i szepn¹³: – Chcê mieæ zapis tej partii. Zwieriew przygl¹da³ siê pozycji, wci¹¿ licz¹c warianty. Jego oczy b³yszcza³y z radoœci. – Jak ci na imiê? – zwróci³ siê do pioniera, który siedzia³ pogr¹¿ony we w³asnych myœlach. – Oleg Igorowicz Antonow – odpowiedzia³ ch³opiec. – Ciekawa koñcówka. – Zwieriew siê uœmiechn¹³. – Bardzo ciekawa. Ale nie by³o drogi do wygranej. Choæ czujesz rozczarowanie, wiedz, ¿e zrobi³eœ wszystko, co by³o mo¿liwe. Spiszesz mi posuniêcia? Oleg wraca³ do domu z gor¹czk¹. Matka zrobi³a mu kolacjê, ale nic nie zjad³szy, po³o¿y³ siê spaæ. Olga Lwowna nie pyta³a o wynik. Widz¹c roztargnione spojrzenie syna, by³a pewna, ¿e przegra³. W nocy spad³ gwa³towny deszcz, który niczym orkiestra symfoniczna uderzy³ z si³¹ w kot³y, zagrzmia³ sekcj¹ dêt¹, rozwin¹³ przenikliwie i gwa³townie szybkie partie strunowe, poczynaj¹c od staccato i stopniowo przed³u¿aj¹c dŸwiêki, by równie szybko i gwa³townie zamilkn¹æ, pozostawiaj¹c po sobie jedynie niepowtarzalny zapach, który wzbudzi³ w Oldze Lwownie têskny ucisk w piersiach. To by³ zapach czerwcowej Moskwy, pe³nej sprzecznoœci, wielkiej i surowej, a jednoczeœnie promieniuj¹cej domowym ciep³em, dusz¹cej potêg¹ i uwodz¹cej delikatn¹, orzeŸwiaj¹c¹ nut¹ mi³oœci i marzeñ, alkoholowego upadku i artystycznych uniesieñ. Le¿¹c w poœcieli, Olga Lwowna wdycha³a ten zapach, a po jej policzkach ciek³y ³zy.
28