Notes Wydawniczy 12/2012

Page 1

Nr 12 (247) • grudzień 2012 • ISSN 2083-7739 • cena 19,90 zł (5% VAT)

POWIE¥m napisana

Z ROZMACHEM godnym dzieï Hieronima Boscha Stevena Spielberga J.R.R. Tolkiena George’a R.R. Martina

WYĞāCZNY DYSTRYBUTOR Firma KsiĎgarska Olesiejuk spóğka z ograniczonĂ odpowiedzialnoıciĂ S.K.A.

Magazyn centralny: 05-850 OŃarów Mazowiecki ul. Poznaġska 91, tel. (22) 721 30 00/11, www.olesiejuk.pl


Ostatnia część bestsellerowego

Jezusa z Nazaretu Benedykt XVI o narodzeniu Jezusa

Benedykt XVI domyka swój cykl książek o postaci i przesłaniu Jezusa. Tym razem Papież opowiada o najbardziej tajemniczym i najmniej znanym okresie Jego życia: narodzeniu i dzieciństwie. Pokazuje Jezusa, który przychodzi na świat w konkretnym miejscu, czasie i rodzinie. Stara się też odpowiedzieć na pytanie: co narodzenie Jezusa oznacza dla każdego z nas?

Jezus z Nazaretu. Dzieciństwo jest zapisem rozmyślań Benedykta XVI. To przejmująca medytacja kapłana i efekt osobistego odkrywania tajemnicy Wcielenia.

Kup z rabatem na:

Zamówienia można składać: e-mail: sklep@znak.com.pl tel. 12 61 99 569 Społeczny Instytut Wydawniczy Znak Sp. z o.o. ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków

niedziela T

Y

G

O

D

N

I

K

K

A

T

O

L

I

C

K

I



Fot. Tim Sowula

Nr 12 (247) grudzień 2012 ISSN 1230-0624 Nakład: 1000 egzemplarzy Cena 19,90 zł (5% VAT) Wydawca: Biblioteka Analiz sp. z o. o. 00-048 Warszawa ul. Mazowiecka 6/8, lok. 416 tel./fax (22) 827 9350

miesięcznik wydawców księgarzy bibliotekarzy hurtowników i wszystkich zainteresowanych rynkiem książki ukazuje się od maja 1992 REDAGUJĄ:

Grzegorz Sowula – redaktor naczelny grzegorz@rynek-ksiazki.pl Monika Małkowska moniak21@gmail.com Kamila Bauman – sekretariat kamila@rynek-ksiazki.pl tel./fax (22) 827 9350

Co po końcu świata? Siadam nieśmiało do pisania – szykujemy kolejne numery, zamawiamy teksty, zbieramy prenumeraty, a przecież niebawem koniec świata, jak wieszczą media. Niby wielu puka się w głowę, ale nie wszyscy gotowi są na tak zdecydowany gest. No bo jeśli przeprosimy, odwołamy, a koniec świata jednak nastąpi, to co wtedy? Blamaż, wtopa, co o nas napiszą na plotkarskim portalu?… Nic nie napiszą, portalu też nie będzie, wyjątków w tej zabawie nie ma. Dla wielu jednak koniec świata już nastąpił – moi koledzy z poważnego jeszcze niedawno dziennika, którego redaktorzy podłożyli sobie wybuchową minę, w (swą) przyszłość patrzą właśnie tak, jakby jej miało nie być. Księgarze, bibliotekarze, wydawcy też robią dobrą minę do złej gry – czytelnictwo spada, kryzys nas gnębi, co sprawia, że ceny rosną, a przychody maleją. Mam coraz częściej wrażenie, że ten koniec świata może by się i przydał. To taka magiczna cezura, od której moglibyśmy zacząć wszystko od nowa. Lepiej, mądrzej, sprawiedliwiej, uczciwiej. No i sam już nie wiem, cieszyć się na ten piątek 21 grudnia czy spokojnie czekać na wigilię?... Na wszelki wypadek życzę Państwu wesołych świąt i pomyślnego nowego roku.

AUTORZY NUMERU:

Maria Czarnocka [mc], Adam Gawęda [gaw] Agnieszka Gumbrycht [ag], Joanna Habiera [jh] Joanna Hetman [het], Mariusz Kalinowski [kal] Piotr Kofta [kof], Monika Małkowska [mm] Magda Mikołajczuk [mam], Aleksandra Okuljar [alo] Grzegorz Sowula [gs], Joanna Stanisławska [jos] Agata Szwedowicz [as], Rafał Świątek [raf] Marcin Witan [wit]

GrzeGorz Sowula redaktor naczelny

ILUSTRACJE:

Andrzej Czyczyło, Olga Kuzior PROJEKT TYPOGRAFICZNY:

Artur Jóźwiak a.p.jozwiak@gmail.com KOREKTA:

zespół DRUK:

Mazowieckie Centrum Poligrafii ul. Duża 1 05-270 Marki www.c-p.com.pl

Tekstów nie zamówionych redakcja nie zwraca. Za treść reklam redakcja nie odpowiada.

Rys. Olga Kuzior

Numer zamknięto 13 grudnia 2012 Jesteśmy na Facebooku

Nr 12 (247) grudzień 2012

Wydawanie «Notesu Wydawniczego» wspiera Fundusz Promocji Twórczości Stowarzyszenia Autorów ZAiKS


22

4

wydarzenia

11

S P I S

Agata Szwedowicz

raptularz Maria Czarnocka

14

porozmawiajmy Indie mam w sercu

z Suketu Mehtą rozmawia Agnieszka Gumbrycht

16

wysoko i nisko

16

Bilet w dwie strony

18

Paczka cukierków na otarcie łez

21

felieton

28

Monika Małkowska Piotr Kofta

Mitologia Kapitana Ameryki Adam Gawęda

22

kronika kryminalna grudzień 2012 Grzegorz Sowula

25

na marginesie O powieści wigilijnej Grzegorz Sowula

26

fajny film wczoraj czytałem

38

Epoka wszystkożerców Rafał Świątek

28

tłumacze polecają Magnus Florin Syskonen Mariusz Kalinowski

31

półka żenady Książka to za mało, czyli pióra w pupie Magda Mikołajczuk

32

nowa książka Julia Hartwig, Artur Międzyrzecki, Czesław Miłosz Korespondencja

34

piórem i piórkiem

34

Pojedynek wbrew regułom

38

Świat od strony dziecka

40

recenzje książki jak wino

44

T R E Ś C I

3

40

Monika Małkowska Monika Małkowska

Najważniejszy rachunek czyli W co ja wierzę Marcin Witan

Nr 12 (247) grudzień 2012


Helen Fielding

Najsłynniejsza singielka świata, bohaterka dwóch bestsellerowych książek, Bridget Jones, powraca. Helen Fielding wyjawiła, że nowa powieść serii ukaże się w krajach anglojęzycznych w 2013 roku. Chociaż od poprzedniej książki Bridget Jones: W pogoni za rozumem minęło ponad 10 lat, autorka zapowiada, że jej bohaterka wciąż będzie liczyła kalorie, ilość wypitych drinków czy wypalonych papierosów, ale tym razem dojdą również statystyki otrzymanych sms-ów oraz liczba znajomych na Facebooku i Twitterze. Helen Fielding stworzyła postać Bridget Jones na potrzeby serii felietonów dla gazety «The Independent». Ich popularność zainspirowała wydanie pełnej powieści. Książka Dziennik Bridget Jones ukazała się w druku w 1996 r., ale ku zaskoczeniu wydawców bardzo powoli zdobywała uznanie czytelniczek. Dopiero rok po wydaniu książka trafiła na szczyt brytyjskiego zestawienia bestsellerów, gdzie pozostała przez sześć miesięcy. Kontynuacja powieści, Bridget Jones: W pogoni za rozumem trafiła do księgarń w 1999 r. i z miejsca stała się bestsellerem. Obie książki zekranizowano; wcielająca się w postać tytułowej bohaterki Renée Zellweger otrzymała za swoją kreację nominację do Oscara. [as]

Dokumenty Miłosza w Narodowej 103 nieznane notatniki ze szkicami wierszy i notatkami, listy, fotografie, dokumenty osobiste, noblowski medal oraz liczący 10 tys. tomów księgozbiór Czesława Miłosza zostały w listopadzie przekazane do Biblioteki Narodowej.

Nr 12 (247) grudzień 2012

Umowę zakupu archiwaliów Biblioteka Narodowa podpisała z synem noblisty Antonim Miłoszem. Kwota, jaką zapłacono za zbiory – w granicach 400 tys. zł – jest, zdaniem ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego, który pośredniczył w transakcji, bardzo niska w stosunku do ich rzeczywistej wartości, zwłaszcza że obejmuje ona też koszt transportu i zabezpieczeń, a także archiwizacji. Najciekawsze wśród przekazanych dokumentów są 103 niezbadane jeszcze notatniki poety z lat 1974-2003. Są w nich zarówno codzienne zapiski, jak i pierwotne wersje wielu utworów poetyckich i eseistycznych, m.in.: książek Hymn o perle, Rok myśliwego, Jakiegoż to gościa mieliśmy, Zaraz po wojnie, Wypisy z ksiąg użytecznych, Traktat teologiczny, Na brzegu rzeki. W przekazywanych zbiorach jest też część korespondencji poety z pisarzami i ludźmi kultury, m.in.: oryginały listów Jerzego Andrzejewskiego, Tadeusza Różewicza, Wisławy Szymborskiej oraz dokumenty osobiste: przedwojenne paszporty Czesława Miłosza, liczne odznaczenia i dyplomy, fotografie, kalendarze z notatkami. Do BN trafiło też 10 tys. książek z księgozbioru Miłosza, niektóre z notatkami poety. Archiwum zostanie zinwentaryzowane, poddane odkwaszaniu papieru, a następnie – zdigitalizowane. Zbiór rękopisów Czesława Miłosza w Bibliotece Narodowej jest obecnie największym w Polsce i drugim na świecie – po przechowywanym w Beinecke Library Uniwersytetu Yale w USA. [as]

Centralna Baza Judaików

©Muzeum Historii Żydów Polskich

Bridget Jones powróci jesienią 2013 roku

©WikiCommons

W Y D A R Z E N I A

4

XVIII-wieczny rękopis księcia Karola Radziwiłła, dzieła Maurycego Gottlieba i krawat Władysława Szpilmana można oglą-

dać od listopada na portalu Centralnej Bazy Judaików. Kolekcję ponad 3 tys. judaików, pochodzącą m.in. z ŻIH, przygotowało Muzeum Historii Żydów Polskich. W bazie, która dostępna jest na www.jewishmuseum.org.pl, można zobaczyć unikatowe, niepokazywane nigdy dotąd pamiątki świadczące o tysiącletniej historii Żydów na ziemiach polskich. W Centralnej Bazie Judaików mają znaleźć się również zasoby zagraniczne, m.in. dzięki podpisanej w ubiegłym tygodniu umowie z Żydowskim Instytutem Naukowym YIVO. To jedno z największych archiwów żydowskich na świecie, które powstały w 1925 r. w polskim Wilnie. Gdy w 1940 r. przeniesiono YIVO do Nowego Jorku, zaprzestano działań w rejonie środkowej Europy. Dzięki umowie po raz pierwszy od ponad 70 lat, zasoby YIVO mają być ponownie dostępne na starym kontynencie. [as]

Academia 2011 Książka Położnictwo tom I-IV zdobyła nagrodę główną w konkursie na najlepszą książkę akademicką i naukową Academia 2011. Nagrody wręczono podczas listopadowych Targów Książki Akademickiej i Naukowej Academia na Politechnice Warszawskiej. Wydana przez Wydawnictwa Lekarskiego PZWL książka powstała pod redakcją Grzegorza H. Bręborowicza. Do konkursu mogli przystąpić wszyscy polscy wydawcy, mający w swojej ofercie książki akademickie i naukowe. W tym roku zgłoszono około stu propozycji. Nagrodą główną dla zwycięskiego wydawnictwa jest czek na wydruk 150 tys. stron. Oprócz nagrody głównej, na targach przyznano Nagrodę Rektora Politechniki Warszawskiej – zdobyła ją książka Inżynieria metali i ich stopów Stanisława Skrzypka i Karola Przybyłowicza, wydana przez Wydawnictwo Akademii Górniczo-Hutniczej. Wydawnictwu Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych w Warszawie – wydawcy książki Podstawy eksploatacji statków powietrznych prof. Jerzego Lewitowicza – przyznano nagrodę Technicus za najlepszą książkę techniczną w konkursie organizowanym przez Federację Stowarzyszeń Naukowo-Technicznych NOT. [as]


W środę 12 grudnia 2012 r. zmarł nasz autor i przyjaciel, historyk, filozof, dziennikarz i muzyk Krzysztof Trawkowski. Od wielu lat zmagał się z chorobą nowotworową, którą traktował bez strachu, przywołując słowa Epikura: „Póki jesteśmy, nie ma śmierci, gdy jest śmierć, nie ma nas”. Był człowiekiem pryncypialnym, tropicielem fałszu, wrogiem błędów (także edytorskich), niezmożonym obrońcą prawdy historycznej. Nieposkromiony gaduła, sprawiał, że każda rozmowa z nim, nawet umówiona wcześniej „minutka”, zamieniała się nie wiadomo kiedy w godzinę i więcej, pełną anegdot, komentarzy, spostrzeżeń i wspomnień – choroba sprawiła, że zrobił się bardziej dowcipny, przekonywał w rozmowie Annę Dymną. Mówiąc otwarcie o nowotworze i leczeniu, „odczarowywał” chorobę, dawał nadzieję i odwagę. To bardzo wiele. [red]

Być albo nie być – to dla nas pytanie

Już niedługo sami będziemy mogli zdecydować, jak wyglądać powinny losy Hamleta, Ofelii i pozostałych bohaterów

Szekspirowskiej tragedii. Kanadyjczyk Ryan North szykuje nową, interaktywną wersję klasycznej historii – jej czytelnik, a raczej uczestnik, będzie miał wpływ na wybory dokonywane przez poszczególne postaci, co oczywiście przeniesie się na zakończenie całego dramatu. North wykorzystuje w swej wersji elementy odrzucone oryginalnie przez Szekspira, w tym wątek… piratów. „Decyzje podjęte przez Szekspira bynajmniej nie oznaczały wyborów korzystnych dla jego bohaterów”, przekonuje. Jego, jak łatwo się domyślić, pozwalają bohaterom przeżyć, zemścić się, odwrócić bieg historii. „U mnie czytelnik będzie sam mógł kierować walką i decydować, jakiej części ciała pozbawi wroga”, mówi North. Obiecujące. Projekt finansowany jest w chmurze, poprzez platformę Kickstarter. North, który zgłosił, że potrzebuje na realizację projektu 20 tys. dolarów, zebrał je w trzy godziny; tydzień później miał na koncie zgłoszeń 150 tysięcy. Pieniądze płyną nadal. Czy oznacza to, że czytelnicy chcą odświeżyć barda? A może po prostu zależy im na jatce? [red]

Albrecht Lemmp nie żyje

©Elik Plichta PJDeV

Fot. M Czarnocka

Zmarł Krzysztof Trawkowski

W poniedziałek 19 listopada zmarł nieoczekiwanie Albrecht Lempp, dyrektor Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej. Slawista z wykształcenia, był prawdziwym i szczerym ambasadorem polskiej kultury w Niemczech – dzięki jego promocji, reklamie, przekonywaniom, wreszcie doskonałym przekładom niemieccy wydawcy oczekują z zainteresowaniem na nowe utwory polskich autorów. Lista tych „sprzedanych” przez niego jest długa i obejmuje najgłośniejsze

nazwiska: Tokarczuk, Stasiuk, Pilch, Nurowska, Rudnicki, Huelle, Bart, Głowacki… Urodzony w 1953 roku Lempp studiował w Monachium, Sofii, Krakowie, by doktoryzować się w USA. W 1987 roku zaczął pracę w Niemieckim Instytucie Polskim w Darmstadcie, unikalnej placówce kulturalnej, którą powołał do życia Karl Dedecius. W 1994 roku przeniósł się do Krakowa, by zorganizować i postawić na nogi Europejską Akademię „Willa Decjusz”, projekt finansowany przez Fundację Roberta Boscha, mecenasa i sponsora wielu przedsięwzięć darmstadzkiego instytutu – nagrody dla tłumaczy, stypendiów, licznych wydawnictw, w tym liczącej 50 tomów Biblioteki Polsko-Niemieckiej. Albrecht – znaliśmy się i pracowali razem od wielu lat – był w swoim żywiole: stale w kontakcie z autorami, tłumaczami i wydawcami, organizujący coś dla nich, pomagający, popychający. Nic się nie zmieniło, gdy w 2003 roku osiadł w Warszawie, by prowadzić Fundację Współpracy Polsko-Niemieckiej. Znajdował czas na wszystko i dla wszystkich, łatwiej było natknąć się na niego na dworcu czy lotnisku – zdarzało mi się to regularnie – niż umówić na spotkanie w warszawskim biurze. Duży, zwalisty Szwab w czerwonym szaliku, z wiecznie rozwichrzoną grzywą. Miał humor ścichapęk, potrafił opowiadać dowcipy z kamienną twarzą, ale umiał również głośno i ochoczo się śmiać. Życzliwy ludziom, bardzo przez nich lubiany, cierpliwy, świetny kompan w towarzystwie, nie zapominający przyjaciół, wnikliwy i uważny tłumacz, doskonały krytyk. Miał wiele planów i pomysłów. Niepotrzebna, absurdalna śmierć. Przy grobie na Powązkach Wojskowych żegnało go bardzo wiele osób z mocno zaczerwienionymi oczami. [red]

Ruszyła internetowa księgarnia z abonamentem Internetowa księgarnia Legimi uruchomiła w listopadzie nowy projekt – „czytanie bez limitu”. W ramach miesięcznego abonamentu wynoszącego 19 zł użytkownikom iPadów zaoferowała niemal cały swój katalog, w sumie ok. 6 tys. ksią-

Nr 12 (247) grudzień 2012

W Y D A R Z E N I A

5


W Y D A R Z E N I A

6 żek około 200 wydawców. Abonament, jak zapewnia Legimi wydawców, nie zmieni sposobu rozliczania się z nimi według katalogowych cen poszczególnych książek.

Pomysłodawcy projektu chcieliby, aby z możliwości wypożyczenia Książki z biblioteki na cały rok szkolny mogli skorzystać np. uczestnicy miejskiego programu dla rodzin wielodzietnych „Nas troje i więcej” oraz uczniowie z rodzin pobierających zasiłki rodzinne; jest ich w Katowicach ok. 7 tys. [as]

King najbardziej wpływowym autorem Hollywoodu

Legimi zapowiadało udostępnienie aplikacji na tablety iPad, w grudniu miała pojawić się tańsza wersja na smarftony iPhone, a w przyszłym roku – na urządzenia wyposażone w system operacyjny Android, Windows Phone 8 oraz dla użytkowników Windows 8. Nieoczekiwany protest wydawców sprawił, że realizację projektu wstrzymano niemal następnego dnia po jego wprowadzeniu – Legimi podobno nie uzgodniło wszystkich warunków. Internauci nie szczędzili kąśliwych uwag pod adresem oficyn wydawniczych, zarzucając im pazerność i brak przystosowania do rynkowych zmian. Z kręgów zbliżonych do sfer dowiadujemy się, że Legimi, osiągnąwszy porozumienie z częścią wydawców, ma wznowić usługę ograniczywszy katalog do ok. 2500 tytułów. [as]

Magazyn «The Hollywood Reporter» opublikował w listopadzie listę 25 najbardziej wpływowych żyjących pisarzy w Hollywood. Pierwsze miejsce w zestawieniu zajął Stephen King. Autor Lśnienia i Zielonej Mili z ponad 50 powieściami na koncie i 400 milionami sprzedanych egzemplarzy należy do najczęściej ekranizowanych autorów. Jego dziełami zajmowali się wielcy reżyserzy (Stanley Kubrick, Brian De Palma, David Cronenberg, Rob Reiner czy Frank Darabont) oraz największe sieci telewizyjne. [as]

Chimera chowana na bluszczu

Katowickie biblioteki będą udostępniać podręczniki Samorząd Katowic wdraża program udostępniania podręczników przez szkolne biblioteki. Mają z nich korzystać uczniowie z rodzin wielodzietnych oraz rodzin o niskich dochodach. Zakup nowych podręczników szkolnych dla kilkorga dzieci w rodzinie to duży wydatek. Tymczasem część wielodzietnych rodzin nie spełnia kryteriów, pozwalających na skorzystanie z rządowych programów w tym zakresie: stypendialnego oraz wspierającego zakup szkolnych wyprawek.

Nr 12 (247) grudzień 2012

„Nie bacząc na nieprzychylne rokowania ekspertów od medialnego galimatiasu, grupa szaleńców, jeszcze ufnych w intelektualne potrzeby kulturalnych osób, postanowiła zjednoczyć swoje siły, by wydawać nieprzeciętne pismo – obwieszcza we wstępniaku do 1. numeru «Chimery» jej naczelny, Rafał Bryndal. – Gwarantują to najlepsi autorzy, których klasa nie wynika wcale z liczby sprzedanych książek ani z częstotliwości pojawiania się w programach telewizji śniadaniowej. O ich poziomie

świadczą mądre zdania, oryginalne sądy i zdrowy dystans do tego, co dzieje się zarówno w nich samych, jak też po obu stronach ulicy”, zapewnia. Wśród autorów tych są m.in. Małgorzata Reimer, Edward Pasewicz, Paweł Demirski, Joanna Bator, Janusz Rudnicki, Andrzej Meller, Kuba Wojewódzki, Marta Szarejko, Adam Wiedeman, Marcelina Szumer, Urszula Engelmayer i Agnieszka Wolny-Hamkało. Pismo pojawi się na rynku w poniedziałek 17 grudnia, ale obecność w nim Kuby Wojewódzkiego już wzbudziła złość i kpiny internautów – celebryta wyraźnie nie cieszy się popularnością w kręgach przyszłych odbiorców miesięcznika, nie widzących dla niego miejsca w magazynie „inteligentym i wyrafinowanym”, skierowanym do osób „aktywnie poszukujących ambitnych i ekskluzywnych treści”, czyli felietonów, recenzji, wywiadów i opowiadań. Nakład 100-stronicowego pisma wynosić ma 10 tys. egzemplarzy, cena każdego numeru 10 zł. «Chimera» wypełnić ma niszę zajmowaną dotąd przez «Bluszcz» (por. poprzedni numer «NW»), jako że próba zebrania poprzez crowd-funding funduszy na reaktywację tego pisma zakończyła się spektakularną klapą. „«Chimera» to literacko-kulturalny miesięcznik, który kusi zarówno treścią, jak też oprawą graficzną – zachwala Rafał Bryndal. – Ambicją twórców tego ponadczasowego magazynu jest osiągnięcie wysublimowanej równowagi między inteligentnym tekstem a impresyjną ilustracją. Dzięki takim założeniom «Chimera» powinna stać się już wkrótce archipelagiem dobrego stylu”. Życząc nowemu przedsięwzięciu sukcesu, z pewną obawą wspominamy Iliadę, w której Homer wymienia króla Licji, co to „straszną Chimajrę / niegdyś na zło ludzi wielu wykarmił i wyhodował”… [nad, red]

Powieści erotyczne hitem Play.com, jeden z największych sklepów internetowych w Wielkiej Brytanii, ujawnił w listopadzie, że powieści erotyczne są 40 razy częściej wyszukiwane i sprzedawane niż książki nominowane w tym


roku do nagrody Bookera. Powieści erotyczne stanowiły 14 proc. ogólnej sprzedaży książek w Play, licząc od października, kiedy to ogłoszono listę finalistów Nagrody Bookera. Natomiast udział w sprzedaży nominowanych do prestiżowej nagrody wynosił zaledwie 0,4 proc. Podobne proporcje – 40 do 1 – kształtowały się również w wynikach wyszukiwania. Jak wynika z danych sklepu, popularność książek E.L. James (trylogia, której pierwszym tomem jest Pięćdziesiąt twarzy Greya) nie słabnie, a na rynku pojawiła się kolejna tego typu pozycja autorstwa Sylvii Day. [as]

Zmarł Jacek Woźniakowski

(w tym przewrotnie zatytułowaną analizę przemian obyczaju artystycznego Czy artyście wolno się żenić?), zawsze jednak ciągnęło go do działania publicznego acz bez rozgłosu („pracuś, ale utajony”, nazwał go przyjaciel Stefan Kisielewski). Do 1990 roku był redaktorem naczelnym Znaku – miał satysfakcję, że uparcie promowany przez niego i równie uparcie odrzucany przez władze Miłosz, na indeksie od pozostania za granicą, jako noblista pokonał wszelkie zapisy cenzury i stał się drukowanym w dużych nakładach autorem krakowskiej oficyny, przecierając niejako drogę innym proskrybowanym twórcom: Gombrowiczowi, Czapskiemu, Herlingowi-Grudzińskiemu, Vincenzovi, Brodskiemu, Jeleńskiemu i innym. Jacek Woźniakowski zmarł 29 listopada 2012 roku, miał 92 lata. [red]

Twórczość Korczaka dostępna w sieci

Był człowiekiem zasad, wiernym tradycji, szanującym historię, ale otwartym na przyszłość. Jacek Woźniakowski, hrabia i ziemianin, zapamiętany zostanie jako twórca wydawnictwa Znak, krakowskiego potentata książki wpierw związanej mocno z nurtem religijnym, dziś – książki w ogóle. Był historykiem sztuki, sztukom pięknym poświęcił kilka książek

Biblioteka Narodowa udostępniła w listopadzie cyfrowe wersje książek Janusza Korczaka. Z tytułów korzystać mogą za darmo w ramach Otwartej Licencji Edukacyjnej (OLE) instytucje oświaty, szkoły wyższe, organizacje pozarządowe i prowadzące działalność edukacyjną lub naukową instytucje kultury. W oparciu o zasady licencji możliwe jest nieodpłatne rozpowszechnianie i udostępnianie utworów w postaci elektronicznej lub przez odczyty czy wyświetlenia. W ograniczonym zakresie OLE zezwala też na drukowanie książek w celach edukacyjnych i naukowych. Spuścizna Korczaka w firmie cyfrowej dostępna jest na plat-

formie CBN Polona (www.polona.pl/dlibra). [as]

Czy Święty Mikołaj palił?

Nie, jeśli wierzyć Pameli McColl, właścicielki kanadyjskiej oficyny Grafton & Scratch. Jej edycja klasycznej opowieści A visit from St Nicholas, napisanej w 1823 roku przez Clementa C. Moore’a, pozbawiona jest jakiejkolwiek wzmianki o zgubnym – jak uważa wydawczyni – nałogu właściciela niebiańskich reniferów. Usunęła zatem dwa wersy propagujące palenie („The stump of a pipe he held tight in his teeth, / And the smoke, it encircled his head like a wreath”, w wolnym tłumaczeniu „W zębach cybuch fajki trzymał, / dym wianuszkiem go owinął”) i dobrała odpowiednie ilustracje. Na stronie oficyny McColl tłumaczy, że zmiany te nie mają wpływu na ogólny wydźwięk książki, są zaś konieczne dla przybliżenia historii dzisiejszym czytelnikom: „Musiała zostać zmodernizowana, by odzwierciedlać rzeczywistość”. Opis książki na portalu Amazon.com jest jeszcze bardziej bzdurny: „Od dawna znany jest bez-

Nr 12 (247) grudzień 2012

W Y D A R Z E N I A

7


W Y D A R Z E N I A

8 pośredni związek, jaki wywiera propagowanie palenia na wpędzanie w nałóg”. Komentarz ten doczekał się wielu kąśliwych uwag – i słusznie. Czytelników pytających, dlaczego nie zajęła się otyłością świętego, McColl odsyła do… Jamiego Olivera: „To on jest specjalistą od diety. A zresztą Mikołaj w książce nie je”. [red]

Ostry finisz

Wilbur Smith sprzedaje pomysły Popularny pisarz, autor 33 książek, których sprzedaż na świecie sięgnęła już 122 mln egzemplarzy, zmienił w tym roku swego wydawcę – od 45 lat był nim Pan Macmillan – i zaraz po przejściu do HarperCollins podpisał nową umowę. Za sześć tytułów, które ukazać się mają w ciągu najbliższych trzech lat, Smith zainkasuje 15 mln dolarów. Kontrakt życia, można powiedzieć, jako że 79-letni autor nie będzie musiał sam męczyć się pisaniem – już wcześniej uprzedzał swych fanów, że zamierza zmienić sposób pracy, by uporać się z mnogością pomysłów na nowe książki. Zgodnie z umową z HC, Smith będzie tylko szkicował fabułę i główne postaci – stworzeniem reszty zajmą się „troskliwie dobrani współautorzy”. [dailymail]

Szare na złote Random House, wydawca „szarej” trylogii E.L. James (u nas znanej pod tytułem Pięćdziesiąt odcieni Greya), postanowił wypłacić wszystkim swym pracownikom (5343 osoby) świąteczny bonus w wysokości 5000 dolarów na głowę. Pozwolił na to dochód, jaki wydawca uzyskał ze sprzedaży trylogii – w samych Stanach Zjednoczonych sprzedano już ponad 35 mln egzemplarzy, reszta świata idzie w tyle, bo kupiono w niej „zaledwie” 60 mln egzemplarzy. Książka jest najszybciej sprzedającym się paperbackiem, rozchodzi się doskonale w wersji elektronicznej (autorka zarabiać ma milion dolarów tygodniowo ze sprzedaży wersji na czytnik Kindle), niecierpliwie oczekiwana jest wersja filmowa, którą szykuje Universal Pictures. Główne role zagrać mają Mila Kunis i Ryan Gosling, reżyserowaniem filmu zainteresowana jest Angelina Jolie. [red]

Nr 12 (247) grudzień 2012

pierwszej edycji, a jego głównym celem jest uhonorowanie wydawców książek opublikowanych w mijającym roku. Najważniejszymi kryteriami branymi pod uwagę przez jury są wartości edytorskoartystyczne oraz literackie i poznawcze zgłoszonych książek. Nagrodzona książka Marii Poprzęckiej to album przedstawiający najcenniejsze dzieła sztuki, które można znaleźć w Polsce.

przed świętami Brytyjscy księgarze stawiają na Jamiego – w wyścigu o najwyższą przedświąteczną sprzedaż najnowsza książka Olivera 15minute meals (Danie w kwadrans) wyprzedza Trafny wybór J.K. Rowling. Oba tytuły trafiły na rynek 27 września, umiejętnie podkręcana promocja sprawiła, że Joanne K zostawiła Jamiego o sześć długości w tyle, im bliżej jednak do Bożego Narodzenia, tym lepiej sprzedaje się książka kucharska – w Wielkiej Brytanii tom Jamiego rozszedł się już w ponad 380 tys. egzemplarzy (Trafny wybór – niemal 317 tys.), osiągając tym samym najwyższy w tym roku poziom sprzedaży wśród hardbacków. Jeśli Oliver pozostanie na szczycie bestsellerów świątecznych, będzie to jego piąte zwycięstwo. Jon Howells z sieci Waterstones tłumaczy to tradycyjnie malejącym w tym czasie zainteresowaniem dla beletrystyki: „Święta to coś serio, nonfiction wygrywa”. Na oficjalne wyniki musimy poczekać do stycznia. [guardian]

NAGRODY Wydawnictwo Arkady nagrodzone „Piórem Fredry” Wydawnictwo Arkady zostało uhonorowane główną nagrodą w konkursie „Pióro Fredry” na Najlepszą Książkę Roku za książkę Marii Poprzęckiej 55 skarbów Polski. Nagrodę wręczono podczas listopadowych XXI Wrocławskich Promocji Dobrych Książek. Konkurs na Najlepszą Książkę Roku „Pióro Fredry” towarzyszy Promocjom od

Jury nagrody przyznało również pięć równorzędnych wyróżnień. Otrzymały je wydawnictwa: Czarne za książkę Beaty Chomątowskiej Stacja Muranów, Format za Nussi i coś więcej Marka Bieńczyka i Adama Wójcickiego, Karakter za książkę Filipa Springera Źle urodzone. Reportaże o architekturze PRL-u, Via Nova za Leksykon architektury Wrocławia oraz SIW Znak za Nieśmiertelność. Prometejski sen medycyny Andrzeja Szczeklika. [as]

Ogłoszono regulamin nagrody im. Adama Włodka Fundacja im. Wisławy Szymborskiej i Instytut Książki ogłosiły regulamin nowej nagrody literackiej, której patronem jest Adam Włodek, pisarz, mąż zmarłej w lutym tego roku noblistki. Nagroda będzie miała formę całorocznego stypendium. O nagrodę im. Adama Włodka, którą Fundacja Wisławy Szymborskiej prowadzić będzie razem z Instytutem Książki, mogą starać się pisarze, tłumacze oraz krytycy literaccy poniżej 40. roku życia. Przyznawana będzie ona w konkursie na najciekawszy projekt literacki, na którego realizację laureat będzie miał 12 miesięcy. Nagroda będzie miała postać stypendium wynoszącego 50 tys. złotych i wypłacanego w transzach w ciągu całego roku ka-


Warszawska Premiera Literacka dla Tazbira i Moskwy Od sasa do lasa Janusza Tazbira oraz Droga Karola Wojtyły Jacka Moskwy zostały wybrane Książkami Roku 2011 Warszawskiej Premiery Literackiej. Pierwsza z nagrodzonych książek to najnowsze dzieło prof. Janusza Tazbira, który w tym roku skończył 85 lat. Od sasa do lasa (Iskry) otrzymało już Nagrodę Literacką Miasta Stołecznego Warszawy, oraz nagrodę miesięcznika «Odra». Książki Janusza Tazbira wielokrotnie wybierane były na Książki Miesiąca Warszawskiej Premiery Literackiej, jednak tytuł Książki Roku przypadł mu po raz pierwszy.

Druga nagrodzona książka to czterotomowa praca Droga Karola Wojtyły pióra Jacka Moskwy, której ostatni tom ukazał się w 2011 roku nakładem Świata Książki. Droga Karola Wojtyły to pierwsza tak kompletna i szczegółowa praca o polskim papieżu, gromadząca w jednym tomie informacje, które do tej pory pojawiały się w różnych, rozproszonych źródłach. Warszawska Premiera Literacka to nagroda przyznawana od 1985 roku pisarzom związanym z Warszawą. Jury nagrody 12 razy w roku wybiera Książkę Miesiąca Warszawskiej Premiery Literackiej. Ze wskazanych przez jurorów książek czytelnicy, bibliotekarze i księgarze na zasadzie plebiscytu wybierają Książki Roku. [as]

Booker z nowym szefem jury Przewodniczącym zespołu sędziowskiego w przyszłorocznej edycji nagrody Bookera będzie Robert Macfarlane, pisarz, krytyk i wykładowca uniwersytetu w Cambridge, który zasiadał już wśród jurorów w 2004 roku (laureatem został wtedy Alan Hollinghurst z powieścią Linia piękna). Wybór jurora ze środowiska akademickiego jest, uważają komentatorzy, podyktowane krytyką Stelli Rimington, która przewodziła sędziom w 2011 roku. Była szefowa kontrwywiadu naraziła się wydawcom i recenzentom żądaniem „tytułów do czytania”, których miało jej brakować wśród nominowanych do nagrody. Opinie samych czytelników były podzielone. [red]

WikiCommons

lendarzowego, jaki laureat poświęci na przygotowanie swojego projektu. Osoby ubiegające się o nagrodę im. Adama Włodka muszą nadesłać swoje zgłoszenia pocztą do krakowskiego Instytutu Książki do dnia 28 lutego danego roku (liczy się data stempla pocztowego). Zgłoszenie powinno zawierać opis projektu i planu jego realizacji, życiorys oraz dane kontaktowe. Oceniając zgłoszenia, Instytut Książki będzie brał od uwagę przede wszystkim oryginalność i znaczenie projektu dla rozwoju literatury, szanse na publikację oraz dorobek autora. Spośród nadesłanych zgłoszeń Instytut Książki wyłaniać będzie trzy projekty, które przekaże Zarządowi Fundacji im. Wisławy Szymborskiej w terminie do 15 czerwca danego roku wraz z uzasadnieniem wyboru. Decyzję o przyznaniu stypendium podejmować będzie Zarząd Fundacji, a nazwisko laureata ogłaszane będzie publicznie we wrześniu, podczas gali wręczenia Nagrody im. Wisławy Szymborskiej dla polskich poetów, która po raz pierwszy zostanie przyznana w 2013 roku. Zorganizowanie nagrody im. Adama Włodka to jedno z postanowień testamentu Wisławy Szymborskiej. Patron nagrody, Adam Włodek (1922-1986), był poetą, tłumaczem i redaktorem, mężem Wisławy Szymborskiej w latach 19481954. Opiekował się Kołem Młodych przy Związku Literatów Polskich. Wśród poetów, którym pomógł na początku kariery, była także Wisława Szymborska. [as]

W Y D A R Z E N I A

9

Kazanie o upadku Rzymu (w oryg. Le sermon sur la chute de Rome), wydana przez Actes Sud, jest kolejną pozycją w dorobku tego prozaika i nowelisty. Powieść opowiada o dwóch studentach Sorbony, którzy porzucili studia, aby przejąć podupadły bar na Korsyce, próbując z niego uczynić ognisko lokalnego życia. Ich początkowe sukcesy przeradzają się potem w krwawy dramat. Według krytyków ta historia, w której liryzm przeplata się z oszczędną prozą, może być metaforą utraconych nadziei i ulotności tego świata. Przyznawana od 1903 roku nagroda Goncourtów jest najbardziej prestiżową nagrodą literacką we Francji, choć jej materialna wartość jest symboliczna. Jednak renoma wyróżnienia sprawia, że zwycięzca może liczyć, że jego książki sprzeda się nawet w 400 tys. egzemplarzy. [as]

Nagroda Literacka im. Mackiewicza pośmiertnie dla Tomasza Merty

Jérôme Ferrari laureatem literackiej Nagrody Goncourtów Laureatem tegorocznej Nagrody Goncourtów, najbardziej prestiżowego francuskiego wyróżnienia literackiego, został Jérôme Ferrari za powieść Kazanie o upadku Rzymu. 44-letni Ferrari, z zawodu nauczyciel filozofii we francuskim liceum w Abu Zabi, pokonał w drugim głosowaniu trzech innych konkurentów, w tym Patricka Deville’a wyróżnionego ostatnio inną znaczącą nagrodą literacką Femina za powieść Dżuma i cholera.

Nagrodę Literacką im. Józefa Mackiewicza przyznano w tym roku pośmiertnie Tomaszowi Mercie, który zginął w katastrofie

Nr 12 (247) grudzień 2012


Nagrody KLIO dla książek historycznych Nagroda Historyczna KLIO jest przyznawana od 1995 r. autorom książek i ich wydawcom za szczególny wkład w popularyzację historii. Oceniana jest nie tylko wartość poznawcza książek, ale także m.in. ich szata graficzna. Wydawnictwa są również nagradzane za publikację interesujących serii i cykli tematycznych. Do tegorocznej edycji zgłoszono 164 książki. W kategorii autorskiej zwyciężyła książka Jerzego Holzera Europa zimnej wojny (SIW Znak, Instytut Studiów Politycznych PAN). Drugą nagrodę przyznano publikacji Eugeniusza Duraczyńskiego Stalin. Twórca i dyktator supermocarstwa (Akademia Humanistyczna im. A. Gieysztora, Oficyna Wydawnicza Aspra-JR, Bellona), a trzecią – książce Małgorzaty Szpakowskiej «Wiadomości Literackie». Prawie dla wszystkich (Wydawnictwo W.A.B.).

Nr 12 (247) grudzień 2012

Najlepszą publikacją w kategorii monografii okazała się Wielka trwoga. Polska 1944-1947 (SIW Znak) Marcina Zaremby, zaś pierwszą nagrodę w kategorii varsaviana przyznano Danucie Jackiewicz za album Karol Beyer (1818-1877) z cyklu „Fotografowie Warszawy” (Dom Spotkań z Historią, Muzeum Narodowe w Warszawie). [as]

JK Rowling bez nagrody…

Nancy Huston

… ale też, powiedzmy sobie szczerze, raczej z tego powodu nie cierpi. Wyróżnienie, którego nie dostała, to ogromnie popularna i wyczekiwana przez czytelników, choć nielubiana przez autorów Bad Sex Award, nagroda za najbardziej grafomańskie opisy seksu w powieści, przyznawana co roku przez redakcję londyńskiego miesięcznika Literary Review. Nagroda nieodmiennie wzbudza poruszenie, krytycy publikują kolejne teksty poświęcone trudności, jaką sprawiają „momenty” w literaturze pięknej, analizując drobiazgowo przykłady zbyt suche / rozpasane / szczegółowe / wulgarne / poetyckie / pornograficzne itp., czytelnicy zaś nabijają się jednako z nagrodzonych, „przegranych” i recenzentów. Tegoroczną laureatką została mieszkająca w Paryżu kanadyjska pisarka Nancy Huston, która w powieści Infrared (Atlantic Books) przedstawia historię fotografki Reny Greenblatt, która siebie samą uważa za superczuły negatyw, w podczerwieni reagujący na kontakty z kolejnymi mężczyznami i zapisujący ich ciała w trakcie miłosnego aktu. Zwycięstwo Huston oznacza, że wśród pokonanych została – prócz JK Rowling – także typowana przez wielu EL James. Czyżby oznaczało to wyjście z szarej strefy?… [red]

Złoty Mikrofon dla naszej autorki

fot. W.Kusiński

smoleńskiej. Nagrodzono go za tom pism zebranych Nieodzowność konserwatyzmu. Jury przyznało też dwa wyróżnienia. Pierwsze z nich przypadło Renacie Lis, autorce książki Ręka Flauberta, biografii autora Pani Bovary (wydawnictwo Sic!), drugie – Tadeuszowi Płużańskiemu za książkę Bestie (3S Media), w której opisuje procesy sądowe ofiar stalinowskiego terroru w Polsce lat 40. i 50. Tegoroczny laureat – Tomasz Merta, historyk myśli politycznej, publicysta, w latach 2005–2010 podsekretarz stanu w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego, zginął 10 kwietnia 2010 r. w katastrofie samolotu, którym polska delegacja pod przewodnictwem prezydenta Lecha Kaczyńskiego podróżowała na uroczystości rocznicy zbrodni katyńskiej. Nagroda im. Józefa Mackiewicza po raz pierwszy została wręczona w 2002 roku. Przyznawana jest dziełom ze względu na ich walory literackie oraz tematykę – ważną kulturowo, społecznie lub politycznie. Do konkursu zgłaszane są zarówno utwory literackie jak i publicystyczne. Tradycyjnie nagroda im. Józefa Mackiewicza wręczana jest 11 listopada. Zwycięzca otrzymuje medal z podobizną patrona i cytatem z jego książki Tylko prawda jest ciekawa oraz nagrodę pieniężną – 10 tys. dolarów. [as]

WikiCommons

W Y D A R Z E N I A

10

W niedzielę 2 grudnia Magdalena Mikołajczuk z radiowej Jedynki została uhonorowana Złotym Mikrofonem, czyli najważniejszą nagrodą przyznawaną przez Polskie Radio. Pozostałymi laureatami byli Gabriela Blicharz, Adam Ferency, Wiktor Legowicz oraz Ernest Zozuń. Magda – omawiająca u nas książki ze swej „półki żenady” – została nagrodzona „za wyjątkową wszechstronność i wiedzę, prostotę i lekkość w kontaktach z gośćmi i słuchaczami, za ciepło i poczucie humoru”. Słuchaczom Pierwszego Programu Polskiego Radia znana jest m.in. z takich audycji jak „Moje książki” czy „Kulturalna Europa”. Złoty Mikrofon przyznawany jest co roku osobom, których zaangażowanie i wybitne osiągnięcia twórcze przyczyniają się do utrzymania wysokiego poziomu, rozwoju i popularyzacji radia publicznego. Kandydaci wybierani są z różnych ważnych obszarów twórczości radiowej: teatru, muzyki, literatury, reportażu, publicystyki oraz realizacji dźwięku. Nagroda została ustanowiona i po raz pierwszy przyznana w 1969 roku; członków Kapituły Złotego Mikrofonu powołuje Zarząd Polskiego Radia spośród laureatów poprzednich edycji konkursu. Wśród wydarzeń tegorocznej gali warto odnotować dwa: podziękowania za wsparcie, złożone przez Ernesta Zozunia jego partnerowi – co pozostało raczej niezauważone – i koncert laureatki honorowego Złotego Mikrofonu, Grażyny Łobaszewskiej – zbyt długi, z piosenkami o pretensjonalnych, kiczowatych tekstach i nieciekawych melodiach, w dodatku fatalnie nagłośniony. [nad, red]


Wszystkie informacje o imprezach w danym miesiącu prosimy przesyłać do 15. dnia danego miesiąca na adres poczty elektronicznej marytka@hotmail.com

raptularz listopad 2012

6 LISTOPADA w warszawskim Domu Spotkań z Historią miało miejsce „Spotkanie z książką” poświęcone publikacji towarzyszącej polsko-niemieckiej wystawie w Międzynarodowym Domu Spotkań w Krzyżowej pod Wrocławiem Odrzucając kłamstwo. Z historii oporu i opozycji antytotalitarnej w XX wieku (Fundacja „Krzyżowa” dla Porozumienia Europejskiego i Kreisau Initiative we współpracy z Ośrodkiem KARTA). W spotkaniu wzięli udział prof. Władysław Bartoszewski, prof. Andrzej Friszke (ISP PAN) i Wolfgang Templin (b. enerdowski opozycjonista, dyrektor Fundacji im. H. Bölla w Warszawie), oraz Annemarie Franke (Fundacja Krzyżowa) i Katarzyna MadońMitzner (DSH). Rozmowę poprowadził Gerhard Gnauck. 7

LISTOPADA w DSH miało miejsce „Spo-

tkanie z książką” Pokój ryski 1921 roku i kształtowanie się międzywojennej Europy Wschodniej (PISM, 2012), autorstwa Jerzego Borzęckiego. W dyskusji udział wzięli prof. Wojciech Roszkowski, prof. Wojciech Materski, poprowadził je red. Paweł Wroński.

7 LISTOPADA odbyła się debata „Biznes, debata, odpowiedzialność” zorganizowana przez Wydawnictwo Naukowe PWN w Akademii Leona Koźmińskiego i Internecie. Udział w debacie wzięli prof. Wojciech Gasparski, prof. Jerzy Dietl, Łukasz Blikle – przewodniczący rady nadzorczej Firmy Blikle sp. z o.o., Maciej Witucki – prezes Orange Polska. 8 LISTOPADA w MBP im. St. Grochowiaka w Lesznie odbył się XXXV Międzynarodowy Listopad Poetycki – XVII Dzień

Leszczyński. W programie znalazły się m.in. „Poranek poetycki pod ratuszową wieżą” i spotkanie z Gézą Csébym, węgierskim poetą, pisarzem, tłumaczem literatury pięknej, kulturoznawcą, który debiutował w roku 1983 na łamach dwumiesięcznika «Somogy», natomiast pierwsze tłumaczenia jego pióra ukazały się w regionalnym dzienniku «Veszprémi Napló» w roku 1960. Jest autorem wielu publikacji, m.in.: Ábécé. Móra Ferenc emlékének (2003), Az égbolt hajfonatai. XX. századi lengyel költők (Warkocze niebios. Poeci polscy XX wieku, 2003), Sors-címerkép. Mozaikok egy család XIX. és XX. századi történetéből. (2009), Portret rodzinny. Burzliwe losy moich polskich i węgierskich przodków (2011).

8 LISTOPADA w Muzeum Etnograficznym w Krakowie we współpracy z Illustration Reaserch otwarto wystawę Funkcja „folku”: ilustracja, narracja, społeczeństwo. Międzynarodowe poszukiwania wokół ilustracji, prezentującą współczesne prace ilustratorów, grafików i projektantów książek, którzy językiem obrazów opowiadają o kulturze, na gruncie której wyrośli, komentują współczesność odnosząc się do korzeni. W tym samym miejscu i czasie trwało Międzynarodowe Sympozjum Ilustracji od hasłem „Funkcja folku: ilustracja, narracja, społeczeństwo”. Przedsięwzięcie zrealizowane zostało przez MEK we współpracy z Manchester School of Art, Cardiff School of Art And Design oraz Solent School of Art and Design, które tworzą międzynarodową sieć współpracy środowisk akademickich i artystycznych – International Illustration Research. Pod tym szyldem artyści, historycy sztuki, badacze kultury realizują ba-

dania wokół ilustracji. Tworzą przestrzeń eksperymentu, w której powstają nowe metody badania i interpretowania kultury wizualnej.

8 LISTOPADA w DSH miało miejsce „Spotkanie z książką” Władysław Anders – życie po Monte Cassino (Agora, 2012), autorstwa Ewy Berberyusz. Spotkanie z autorką poprowadził Cezary Łazarewicz. 9 LISTOPADA w Galerii Recto Verso w MBP im. St. Grochowiaka w Lesznie odbył się wernisaż wystawy Modlitewniki dawne i współczesne w ramach XXII Leszczyńskich Dni Kultury Chrześcijańskiej. Najważniejszą część wystawy stanowią książki z kolekcji Stefana Placka, pomysłodawcy akcji „Nie palcie modlitewników”, który przed laty zainicjował wśród mieszkańców Dolnego Śląska zbiórkę książeczek zawierających modlitwy i pieśni religijne. W 2011 r. gromadzone przez pół wieku publikacje zostały przekazane Prywatnemu Salezjańskiemu Liceum Ogólnokształcącemu we Wrocławiu. Leszczyńska wystawa to wybór z tej bogatej kolekcji. Jej drugą istotną częścią są modlitewniki leszczynian. Poszczególne egzemplarze różnią się czasem i miejscem wydania, oprawą, sposobem wykonania, przeznaczeniem. Najstarszy pochodzi z 1844 r., cenny jest również modlitewnik przepisywany ręcznie przez Józefa Reymonta, brata noblisty. Poza tradycją religijną pokazują jak zmieniały się modlitwy – ich język i stylistyka świadczą o historii kraju, odzwierciedlają czasy, w których powstały. Książeczki do nabożeństwa, zwłaszcza noszące w sobie ślady wieloletniego używania, mówią też o konkretnych ludziach, ich właścicie-

Nr 12 (247) grudzień 2012

R A P T U L A R Z

11


R A P T U L A R Z

12 lach: zawierają dedykacje, zapiski, pozostawione między kartkami święte obrazki i inne pamiątki.

9 LISTOPADA w Laboratorium Centrum Sztuki Współczesnej miały miejsce Targi Projektów Kulturalnych 2013 zorganizowane przez Think Thank i NInA. Ich celem było zbliżenie świata kultury ze światem biznesu. Podczas targów zaprezentowano 25 projektów kulturalnych, poszukujących partnerów biznesowych. 10 LISTOPADA Marek Krajewski, autor popularnych powieści kryminalnych, spotkał się z czytelnikami w Galerii Lochy w MBP im. St. Grochowiaka w Lesznie.

11 LISTOPADA Nagrodę Literacką im. Józefa Mackiewicza przyznano w tym roku pośmiertnie Tomaszowi Mercie, który zginął w katastrofie smoleńskiej. Nagrodzono go za tom pism zebranych Nieodzowność konserwatyzmu (Fundacja Świętego Mikołaja, 2011). Jury przyznało też dwa wyróżnienia. Pierwsze z nich przypadło Renacie Lis, autorce książki Ręka Flauberta (wydawnictwo Sic!, 2012), drugie – Tadeuszowi Płużańskiemu za książkę Bestie (3S Media, 2011). 12 LISTOPADA Klub „Goście Gazety” i Narodowe Centrum Kultury zorganizowały debatę stawiającą pytanie „Co w głowie, to na języku?”. O tym, czy umiemy powiedzieć to, o czym myślimy, czy język polski nam wystarcza, jak się porozumiewamy – dyskutowali prof. Jerzy Bralczyk, Michał Ogórek, dr Katarzyna Kłosińska i dr Jacek Wasilewski. Rozmowę poprowadziła Teresa Kruszona. 13 LISTOPADA w DSH odbyło się „Spotkanie z książką” Pamięć i polityka. Droga historyka Zagłady (Centrum Badań nad Zagładą Żydów, 2012) Raula Hilberga, amerykańskiego historyka żydowskiego pochodzenia, autora książek wykorzystywanych w badaniach nad Holokaustem (m.in. Zagłada Żydów europejskich; Sprawcy, ofiary, świadkowie. Zagłada Żydów 1933–1945). W rozmowie udział wzięli: Jerzy Giebułtowski, tłumacz książki; prof. Jerzy Kochanowski (UW), dr Dariusz Libionka (Instytut Filozofii i Socjologii PAN).

Nr 12 (247) grudzień 2012

14 LISTOPADA w Galerii za Regałami MBP im. St. Grochowiaka w Lesznie Dyskusyjny Klub Książki omówił tom Etgara Kereta Nagłe pukanie do drzwi (WAB, 2012). 14 LISTOPADA w Traffic Club Agata Passent poprowadziła rozmowę z poetą, pisarzem i dziennikarzem Jarosławem Mikołajewskim, poświęcone jego książce Dolce vita (Agora, 2012) i tomikowi wierszy Na wdechu (WL, 2012). 14 LISTOPADA Muzeum Literatury przedstawiło spektakl poetycko-muzyczny oparty na życiu i twórczości Osipa Mandelsztama, rosyjskiego poety i prozaika. Podczas wieczoru przedstawiono wiersze zaadaptowane na piosenki, fragmenty prozy Mandelsztama i fragmenty jego biografii. 14 LISTOPADA Violetta Sajkiewicz i Robert Ostaszewski, autorzy powieści kryminalnej Sierpniowe kumaki (WAB, 2012) w ramach projektu Ambasada Młodych spotkali się z czytelnikami w Galerii Rondo Sztuki w Katowicach. 14 LISTOPADA w Traffic Clubie odbyło się spotkanie z francuskim kardiologiem dr. Olivierem Ameisenem, autorem i narratorem książki Spowiedź z butelki (Agora/Studio Emka, 2012). Lekarz w rozmowie z Grzegorzem Chlastą opowiedział o swojej drodze do trzeźwości, w której trwa od 10 lat, i zupełnie nowej metodzie walki z alkoholizmem, którą odkrył. 15 LISTOPADA Muzeum Etnograficzne w Krakowie podsumowało wspólne działania projektu Photo Proxima (2010– 2012), realizowanego we współpracy z Województwem Małopolskim, Instytutem Pamięci o Współczesnym Piśmiennictwie z Francji (IMEC) oraz Fundacją na Rzecz Historii Fotografii Fratelli Alinarii z Włoch. Projekt pozwolił wypracować doświadczenia wynikające z praktyki gromadzenia, katalogowania, opisywania i interpretowania wizualnych świadectw kultury, znaleźć odpowiedzi na pytania o rolę fotografii w dzisiejszej kulturze oraz o filozofię archiwum rozumianego nie tylko jako zbiór dokumentów, ale także jako opowieść, pamięć.

16 LISTOPADA w DSH odbyła się promocja książki Polentechnikum (MKiDN, 2012), wydanej w 150-lecie Politechniki Ryskiej, połączona z prezentacją filmu Karcer w Rydze. Żywe dziedzictwo, a także prezentację projektu „Ryga – dawny karcer Politechniki Ryskiej – zakończenie prac konserwatorskich (2007–2012)”, prowadzonego ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Założona przed 150 laty w Rydze politechnika odegrała ważną rolę w kształtowaniu polskiej inteligencji technicznej w 2. połowie XIX i w 1. połowie XX wieku. Wśród absolwentów Politechniki Ryskiej byli m.in. prof. Ignacy Mościcki, prezydent RP; gen. Władysław Anders; Marian Zyndram-Kościałkowski, premier rządu polskiego. Gośćmi spotkania byli uczestniczący w projekcie: dr Michał Laszczkowski (publikacja); Piotr Kornobis (film) oraz dr Joanna Czernichowska (prace konserwatorskie w gmachu dawnego karceru studenckiego) i prof. Małgorzata Omilanowska, podsekretarz stanu w MKiDN. 16 LISTOPADA w ramach Dni Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich w DSH odbyło się „Spotkanie z książką” poświęcone albumowi Piwo to napój niezbędny. Przemysł piwowarski na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej (Wydaw. Wysoki Zamek, 2012), do której autor, Sławomir Jędrzejewski, od 20 lat zbiera materiały i pamiątki związane z produkcją piwa na Kresach, a efektem tej pasji jest bogato ilustrowana, udokumentowana książka. 17 LISTOPADA EUNIC Warszawa i Studio Teatralne Koło w Muzeum Ziemi po raz czwarty przygotowały literacki spacer Czytamy gdzie indziej, w czasie którego przypomniały klasyczne dzieła XX wieku, w tym Kota z Jadeitu Suzanne Brøgger i Twarze Tove Ditlevsen. 19 LISTOPADA w 70. rocznicę śmierci Brunona Schulza Muzeum Literatury przygotowało pokaz filmu Alfred Schreyer z Drohobycza oraz spotkanie z jego twórcami Małgorzatą Sady i Marcinem Giżyckim. Bohaterem filmu jest ostatni, żyjący uczeń Brunona Schulza z Gimnazjum im. Władysława Jagiełły w Drohobyczu. Nabyte w szkole umiejętności techniczne uratowały mu życie podczas wojny. Po


fot. Marytka Czarnocka

R A P T U L A R Z

13

2012 11 19 – Jerzy Radziwiłowicz

powrocie do Drohobycza w 1946 r., ukończył studia muzyczne na Uniwersytecie Pedagogicznym. Pracował m.in. jako nauczyciel muzyki.

19 LISTOPADA w Teatrze Wielkim na Scenie na Wierzbowej wydawca zorganizował spotkanie z autorem książki Wszystko jest lekko dziwne (Wielka Litera, 2012), znanym aktorem i tłumaczem wielu sztuk, Jerzym Radziwiłowiczem. 20 LISTOPADA w DSH miało miejsce „Spotkanie z książką” Alana Ridinga A zabawa trwała w najlepsze. Życie kulturalne w okupowanym Paryżu (Świat Książki, 2012), w której przedstawione jest życie paryskich elit kulturalnych w czasach II wojny światowej, m.in. Sartre’a, Celine’a, Picassa, Edith Piaf, Maurice’a Chevaliera i Coco Chanel. Spotkanie z autorem poprowadził Michał Montowski z Polskiego Radia, tłumaczeniem zajął się Artur Zapałowski. Alan Riding jest brytyjskim dziennikarzem, pisarzem, laureatem prestiżowych nagród za reportaże, wiele lat spędził w Paryżu jako korespondent «The New York Timesa». 20 LISTOPADA w Muzeum Azji i Pacyfiku w Warszawie o zderzeniu ze światem plemiennej kultury w Afganistanie opowiadała Dorota Kozińska, tłumaczka i uczestniczka działań wolontariackich w tym kraju, autorka książki Dobra pustynia (WAB, 2012). 20 LISTOPADA w Traffic Clubie czytelnicy spotkali się z prof. Jerzym Bralczykiem

XXXV Międzynarodowy Listopad Poetycki_spotkanie w MBP

i Michałem Ogórkiem, współautorami książki Kiełbasa i sznurek (Agora, 2012), którzy odsłonili prawdę o sobie i „niewygodne” fakty dotyczące języka polskiego.

22 LISTOPADA Portugalski Instytut Kultury podczas obchodów 40-lecia Instytutu Iberystyki, w 90. rocznicę urodzin José Saramago, portugalskiego noblisty, zorganizował na Uniwersytecie Warszawskim spotkanie z tłumaczami książek Saramago, połączone z projekcją dokumentu José i Pilar, który opowiada m.in. o procesie powstawania książki Podróż słonia (DW Rebis, 2012)). W spotkaniu udział wzięli Cezary Długosz i Wojciech Charchalis oraz prof. dr hab. Anna Kalewska, która przełożyła wykład noblowski Saramago. 26 LISTOPADA Kino Atlantic oraz Wydawnictwo Czarne umożliwiły czytelnikom spotkanie z Tadeuszem Słobodziankiem, dramatopisarzem, reżyserem, krytykiem, autorem książki Śmierć proroka i inne historie o końcu świata (Czarne, 2012). Rozmowę poprowadził Grzegorz Chlasta. Po spotkaniu odbyła się projekcja spektaklu Teatru Telewizji Car Mikołaj w reżyserii Słobodzianka. 26 LISTOPADA w Muzeum Niepodległości miało miejsce ostatnie w tym roku spotkanie w Salonie Książki Historycznej. Klioteka poświęcona była książce Ferenca Molnara Galicja 1914–1915. Zapiski korespondenta wojennego (Wydawnictwo Most, 2011),

o której rozmawiali jej tłumacz Akos Engelmayer i redaktor Tadeusz Górny.

26 LISTOPADA Miasto st. Warszawa, Fundacja Kultury Polskiej, Muzeum Literatury im. A. Mickiewicza, Staromiejski Dom Kultury, Okręg Warszawski Stowarzyszenia Księgarzy Polskich oraz Wydawnictwo Iskry w Klubie Księgarza wręczyły prof. Januszowi Tazbirowi nagrodę Warszawskiej Premiery Literackiej za książkę 2011 Od Sasa do lasa (Iskry, 2011). Laudację wygłosiła Anna Nasiłowska, fragmenty przeczytał Andrzej Ferenc. 29 LISTOPADA w ramach Wrocławskich Promocji Dobrych Książek w BWA Galerie Sztuki Współczesnej we Wrocławiu DW Rebis zorganizował pod hasłem „Czy powinniśmy iść na Stalina z Hitlerem?” spotkanie z Piotrem Zychowiczem, autorem kontrowersyjnej książki Pakt Ribbentrop–Beck, czyli jak Polacy mogli u boku III Rzeszy pokonać Związek Sowiecki (DW Rebis, 2012). 30 LISTOPADA w DSH „Spotkanie z książką” dotyczyło premiery 3. tomu książki Magdaleny Stopy i Jana Brykczyńskiego Ostańce. Kamienice warszawskie i ich mieszkańcy (DSH, 2012). Pierwszy tom otrzymał wiele nagród. Wśród 18 kamienic pokazanych w książce są m.in. Dom pod Gigantami w Al. Ujazdowskich 24, kamienica przy Ogrodowej 65, dom przy Siennej 72. W spotkaniu udział wzięli autorzy Magdalena Stopa i Jan Brykczyński oraz mieszkańcy kamienic. Rozmowę poprowadził dr Piotr Korduba z Instytutu Historii Sztuki UAM. [mc]

Nr 12 (247) grudzień 2012


fot. Michał Ramus

P O R O Z M A W I A J M Y

14 Suketu Mehta, amerykański dziennikarz i pisarz indyjskiego pochodzenia, autor książki Maximum City. Bombaj, uhonorowanej Nagrodą Kiriyamy 2005. Obecnie zbiera materiały do kolejnej książki – tym razem o życiu w amerykańskim tyglu kulturowym, Nowym Jorku.

Indie mam w sercu z Suketu Mehtą rozmawia Agnieszka Gumbrycht A.G.: W SWOJEJ KSIĄżCE STWIERDZASZ, żE

bARDZO PODObNE, JEżELI NIE IDENTYCZNE,

A.G.: A PROPOS NOWEJ KSIĄżKI, NAD KTóRĄ

WRóCIłEŚ DO INDII PO TO, żEbY ODNALEźć

Z DOŚWIADCZENIAMI PRZEbYWAJĄCYCh

PRACUJESZ – DOWIEDZIAłAM SIę, żE MA bYć

SWóJ WłASNY bOMbAJ. CZY PO TYM

W INDIACh EUROPEJCZYKóW ALbO

POŚWIęCONA żYCIU EMIGRANTóW W NOWYM

WSZYSTKIM, CO ZNALAZłEŚ, UDAłO CI SIę

AMERYKANóW. CZY TWOJE AMERYKAńSKIE

JORKU. CZY TO KOLEJNA PODRóż

UCZYNIć TEN ODNALEZIONY bOMbAJ SWOIM

I EUROPEJSKIE DOŚWIADCZENIA WPłYWAJĄ NA

SENTYMENTALNA, TYM RAZEM, bY ODNALEźć

WłASNYM?

POSTRZEGANIE PRZEZ CIEbIE bOMbAJU

TWóJ WłASNY NOWY JORK?

I CAłYCh INDII?

S.M: Moi dwaj synowie urodzili się w Nowym Jorku, i chcę im podarować taki prezent – moje dla nich objaśnienie ich rodzinnego miasta. To jest miejsce, które nazywam domem. To już nie miasto Josepha Mitchella ani tych wszystkich wielkich twórców, którzy pisali o nim w poprzednich stuleciach. Teraz należy raczej do imigrantów – dwie trzecie nowojorczyków to imigranci albo ich dzieci. Chodzę po całym mieście i patrzę nie tylko na przybyszów z Indii, ale też na inne grupy, w tym na Polaków – jest duża wspólnota na Greenpoincie, i koło wschodniego Brooklynu. Wiem, że ci ludzie doświadczyli tych samych podróży, mają te same kłopoty, nie mogą się zasymilować. Książka, tak jak ją sobie obecnie wyobrażam (jeszcze nie skończyłem pisać) ma strukturę taką jak Bombaj – to historie ludzi, a tym, co je łączy jest moja własna opowieść – przyjazd do NY

S.M.: Tak, zrobiłem to pisząc tę książkę. Myślę, że każdy ma swój własny Bombaj i to jest ten mój. Nie roszczę sobie żadnych praw do tego, aby była to jedyna i ostateczna książką o Bombaju. Miasta takie jak Londyn czy Nowy Jork są inspiracją dla naprawdę wspaniałych opowieści. Udało mi się uczynić go moim miastem dzięki unikatowemu zbiorowi opowieści, które tam znalazłem. Ty mogłabyś tam pojechać i znaleźć własne, podobnie ktoś inny. Dla każdej z historii zawartych w tej książce istniała we mnie szczególna potrzeba, na przykład gdy poszedłem do gangsterów to dlatego, że jako dziecko byłem dręczony przez innych chłopców. We wszystkich tych postaciach odnalazłem po trochu siebie i o tym jest moja książka. A.G.: GDY PISZESZ O bOMbAJU, DAJE SIę ODCZUć, żE NIEKTóRE Z TWOICh PRZEżYć SĄ

Nr 12 (247) grudzień 2012

S.M.: Tak, bardzo. Spędziłem w Nowym Jorku więcej życia niż w jakimkolwiek innym mieście. To znacznie więcej niż wpływ. To był czas mojego dorastania. Wciąż myślę o sobie jako o chłopaku z Bombaju, ale obecnie piszę książkę o Nowym Jorku i muszę powiedzieć, lubię ten mój „nowojorski” element. Wiesz, myślę, że Nowy Jork ukształtował mnie w ciekawy sposób. Są tylko dwa miasta na świecie, o których naprawdę chciałbym napisać książkę – to Nowy Jork i Bombaj. Nie napiszę książki o Krakowie, nigdy w życiu, nawet gdybym chciał, bo naprawdę nie mam o nim tak osobistej wiedzy, jaką mam o tych dwóch miejscach. Odnajduję pomiędzy nimi dużo podobieństw, więc kiedy skończę zbierać materiały do mojej książki o Nowym Jorku, pewnie polecę do Bombaju, żeby ją napisać.


w wieku lat czternastu, mieszkanie w różnych częściach miasta. Tylko tak umiem o tym pisać. Nie jestem urbanistą ani socjologiem, więc piszę w taki właśnie popularny sposób. A.G.: CZY TWOJE OSObISTE DOŚWIADCZENIE MOżE STAć SIę DOŚWIADCZENIEM

nalne, bardzo prowincjonalne. Bombaj dał im wszystkim model otwartego życia – miejsc, gdzie młodzi ludzie mogą wyjść z domu o każdej porze dnia i nocy, gdzie kobiety mogą przesiadywać bez narażania się na molestowanie. Dał tym miastom ideę wolności. Wygląda na to, że Bombaj „powiela się” w Indiach.

UNIWERSALNYM DLA IMIGRANTóW W NOWYM

Teraz ewolucja potęgi politycznej musi pociągnąć za sobą rozwój potęgi ekonomicznej. Ci wszyscy ludzie, którzy mają prawo do głosowania, chcą mieć też samochód, dom i inne rzeczy, które miewają ludzie bogaci. Jeśli tego nie dostaną dojdzie do wybuchu. Mówiąc ogólnie: ciasto już wyrosło, ale jego podział jest wciąż bardzo niesprawiedliwy.

JORKU, ALE TEż WE WSZYSTKICh MIASTACh

A.G.: ALE WIELU CUDZOZIEMCóW POSTRZEGA

I KRAJACh, GDZIE ISTNIEJĄ DIASPORY?

WłAŚNIE INDIE JAKO KRAJ DAJĄCY WOLNOŚć,

S.M.: Wszystkie miasta, zwłaszcza tzw. „bogatego świata” mają do czynienia z ogromną falą przybywających z różnych powodów ludzi. Musi się z nią zmierzyć Nowy Jork, Berlin, myślę, że polskie miasta także, ale szczególnie miasta w pozostałych krajach Europy – Amsterdam, Kopenhaga... One walczą z nowoprzybyłymi, choć wiedzą, że mogą ich potrzebować ze względu na ekonomię, a potrzeba jest ogromna, bo społeczeństwa tych krajów się starzeją. Ale Nowy Jork może być przykładem nie tylko tolerancji, ale wręcz celebracji odmienności. Ostatnie większe powstanie o podłożu etnicznym miało tam miejsce w 1919 roku. Dla mnie jest to bardzo interesujące i czuję, że jeżeli odkryję sekret działania Nowego Jorku, to pokażę też innym miastom, jak radzić sobie z wielokulturowością. Często myślę o tym, żeby odwiedzić grupy Niemców czy Duńczyków i inne grupy w Nowym Jorku i dookoła tego etnicznego sąsiedztwa, tak, aby oni też pokazali mi jak to wygląda.

W SENSIE RELIGIJNYM, SPOłECZNYM...

INDUS?

S. M.: Z pisaniem i mówieniem o Indiach jest ten problem, że wszystko co powiesz jest zarazem prawdziwe i fałszywe...

S.M.: (śmiech) No cóż, mamy na to wiele nazw. Ja kiedyś byłem NRI, obecnie jestem OCI (Overseas Citizen of India – Zagraniczny Obywatel Indii – przyp. tłum.). Jest na świecie ogromna diaspora, żyjąca w miejscach takich jak Trynidad, Fidżi czy Gujana, gdzie większość populacji jest pochodzenia indyjskiego. To są ludzie, którzy nie znaleźli się tu z własnej woli – pracownicy fizyczni, niewolnicy. Trochę przypominamy w tym Żydów, diasporę libańską albo chińską – mamy silne poczucie więzi z krajem i jak sądzę, wyobrażamy sobie NRI jako nieodzowną część Indii w świecie. Tak jak rodzina mojej matki. Jest poza krajem już od trzech pokoleń, ale wracamy do Indii, bo mamy Indie w naszych sercach.

A.G.: WRóćMY JESZCZE DO INDII. ILE INDII MOżNA ZNALEźć W bOMbAJU? TO MIASTO TYPOWO INDYJSKIE, CZY RACZEJ EUROPEJSKIE MIASTO W INDIACh? A MOżE JEGO TOżSAMOŚć TO hYbRYDA TYCh DWóCh?

S.M.: Tak, to miasto nie jest zbyt indyjskie. W książce wspominam o mapie, którą kiedyś widziałem, pokazującej osobno Bombaj a potem resztę Indii. To jest tak, że Bombaj postrzega siebie jako miastopaństwo, takie jak Singapur. Są elity, które wciąż powtarzają: „Gdybyśmy tylko byli jak Singapur, albo Hongkong...” Miasto staje się z każdym rokiem coraz bardziej indyjskie, choć myślę, że to nie tak, że można znaleźć Indie w Bombaju, ale raczej można znaleźć coraz więcej Bombaju w Indiach. Miasta jak Bangalur czy Hajdarabad były dotąd powolne, regio-

A.G.: TAKI TYPOWY PARADOKS INDYJSKI?

S.M.: Właśnie. Indie mają największą w historii liczbę ludzi, którzy otrzymali wolność polityczną w ciągu ostatnich 60 lat. W ciągu ostatnich pięciu tysięcy lat niższym kastom, niedotykalnym stanowiącym większość populacji, mówiono, że są gorsi z powodu ich przeszłych grzechów i żyli w nieprawdopodobnie opresyjnych warunkach (większość czyściła latryny). Niepodległość przyniosła wolność polityczną – po raz pierwszy mogli głosować na tego, kogo wybrali. Ale to nie znaczy, że poprawiły się ich warunki ekonomiczne, to była tylko swoboda polityczna, warunki ekonomiczne, miejmy nadzieję, powinny się jeszcze poprawić. Jest wolność wyznania, możliwość wyboru religii, którą chce się wyznawać albo tego, że nie chce się wyznawać żadnej, ale wciąż pozostaje, zwłaszcza na obszarach wiejskich, brak swobody, zwłaszcza w stosunku do kobiet albo dawnych niedotykalnych, obecnie nazywanych dalitami. To wszystko jest razem i dobre, i złe. I wydaje się, że można to powiedzieć o Indiach. Mamy największy na świecie odsetek technicznej siły roboczej, ale też analfabetów. Mamy najmądrzejsze dzieci na świecie, które wygrywają międzynarodowe konkursy naukowe, ale mamy też najwyższy poziom niedożywienia wśród dzieci, wyższy nawet niż w Afryce. W ciągu 60 lat niepodległości Indie poczyniły naprawdę wielkie postępy we wprowadzaniu demokracji na terenie całego kraju i ta demokracja trwa, nie znikła, jesteśmy krajem mocno demokratycznym.

A.G.: NRI – INDUS NA EMIGRACJI, CZY JUż NIE-

A.G.: I OSTATNIE JUż PYTANIE: JAKO POLKA MUSZę SPYTAć, JAK PODObA CI SIę POLSKA?

S. M.: Cóż, jestem tu od trzech godzin. Polska to dla mnie Szymborska, Miłosz – zwłaszcza Miłosz był naprawdę wspaniały. To także filmy Kieślowskiego, muzyka Góreckiego... Mój związek z Polską jest w dużej części oparty na kulturze i myślę, że chciałbym poznać ten kraj. To moja pierwsza wizyta, ale na pewno nie ostatnia. A.G. DZIęKUJę ZA ROZMOWę. Joseph Mitchell (1908-996) amerykański pisarz i dziennikarz, współpracował między innymi z «The World», «New York Herald Tribune» czy «New York World Telegram». Znany z portretów ekscentrycznych mieszkańców Nowego Jorku, które publikował na łamach «The New Yorker». Autor ma na myśli najprawdopodobniej Czerwone Lato 1919 roku, kiedy w różnych miastach Stanów Zjednoczonych wybuchały zamieszki na te rasowym. NRI – Non Resident Indian (Indus niezamieszkały w Indiach). W pytaniu wykorzystuje się anglojęzyczną grę słów, skrót można bowiem rozwinąć też jako: Not Really Indian (nieprawdziwy Indus).

Nr 12 (247) grudzień 2012

P O R O Z M A W I A J M Y

15


N I S K O

Monika Małkowska

W Y S O K O

Bilet w dwie strony

I

16

Kiedyś te dwie dzielił mur nie do przebycia. Teraz dawna przeszkoda w niczym im nie wadzi – te dwie spotykają się, odwiedzają, dzielą doświadczeniami. Przyjaciółeczki-nierozłączki. Kto? Kultura wysoka i masowa, o nich mówię. ierwsze kontakty zadzierzgnięto przed wiekami. Ale beneficjentem była zawsze ta wyższa, elitarna. Przecież Bruegel nie namalował Wesela chłopskiego dla mieszkańców flamandzkich wiosek; Rabelais nie pisał Gargantui i Pantagruela dla francuskich prostaków; Dürer nie sportretował swej matki, żeby jego papa-złotnik powiesił podobiznę małżonki w porządnym norymberskim domu. Ale to właśnie genialny Albrecht D. zauważył, że grafika – tania, o wiele tańsza niż obraz – może być niezłym biznesem i warto przejąć kuratelę nad produkcją. Najlepiej we własnym warsztacie. Tak zaczęła się kariera grafiki reprodukcyjnej, emisariuszki ze społecznych wyżyn w masy, w kulturalne doły. Przez kilka wieków grafika właśnie (modyfikowana technicznie, coraz taniej i szybciej powielana, coraz precyzyjniej donosząca gawiedzi, czym zachwyca się socjeta) stanowiła jedyny łącznik pomiędzy dwoma światami. Mniej więcej do połowy XIX wieku kulturalna info-wymiana szła w jednym kierunku: z góry do dołu. Wyłomu dokonali realiści, zachęceni przykładem Courbeta, Milleta, Corota. Wynieśli chłopów, kamieniarzy, szwaczki, praczki i przedstawicieli innych „podłych” zawodów na salony. Swoje dorzucili impresjoniści (co ciekawe, najchętniej imał się prostackich motywów wyrafinowany intelektualista Degas). Ogień zainteresowania „nieartystycznymi” tematami podsycili ich następcy – Cézanne, Gauguin (w Bretanii), van Gogh (w walońskim okręgu Borinage, gdzie powstało dzieło Jedzący kartofle), Toulouse-Lautrec (w domach publicznych). Niżej upaść już nie było można. Tylko odbić od dna i w drugą stronę. I poszłoooo! Duchamp dowiódł, że suszarka na butelki może zastąpić rzeźbę, jeśli postawi się ją na postumencie i wystawi w galerii; jeszcze ładniej zaprezentuje się pisuar, gdy wygumujemy z pamięci jego właściwe przeznaczenie. Jednak dadaizm wykiełkował w szczególnym historycznym momencie, skłaniającym do nihilistycznych gestów: podczas I wojny, kiedy tradycyjne wartości straciły… wartość. Już w międzywojniu, gdy na chybcika usiłowano wrócić do normalności, powróciła klasyka. Eklektyczny art déco zdominował awangardy, które ludowi jakoś nie przypadły do gustu,

P

Nr 12 (247) grudzień 2012

wbrew temu, co zakładali lewicowi idealiści. Jak czas pokazał, masy nie potrzebowały ani radzieckich konstruktywistów, ani francuskich purystów, ani niemieckiego Bauhausu. Prości ludzie woleli relaksować się przy czymś ładnym, na przykład jeleniu na rykowisku czy nimfach zażywających kąpieli w jeziorku. Masy opowiedziały się przy swojej wizji sztuki, stanowiącej wykoślawioną wersję tematów zapożyczonych z kultury wysokiej. Popyt na spauperyzowaną imitację tego, co było wysublimowane i wytworne, zapoczątkował erę kiczu. Oczywiście, elity nie akceptowały podróbek, często nieudolnych, zamieniających pierwowzory w karykatury. Rozziew między popularnymi upodobaniami a kulturalnymi potrzebami społecznej śmietanki wydawał się nie do wyeliminowania. Kolejny światowy kataklizm nie zmienił tego stanu rzeczy; nie wpłynął także na przyzwyczajenia estetyczne klasy niższej. Ale gdy już świat wylizał rany po drugiej, i po zimnej wojnie; gdy nastał powszechny dobrobyt i konsumpcja zaczęła osiągać rozmiary dotychczas nienotowane, artyści poczuli, że z elitą im nie po drodze. Po raz pierwszy w historii nastąpiła zmiana perspektywy: twórcy odkryli źródła inspiracji w najbardziej przyziemnych sferach. I wywindowali na piedestał codzienność, banał, brzydotę, śmieci. Wtedy to, w latach 60. narodziły się dwa nurty, które miały zadowolić zarówno doły, jak wyżyny społeczne; nurty ni to ne-


Nr 12 (247) grudzień 2012

I W Y S O K O

Pomiędzy kulturą wysoką a niską zaczęła się wymiana obopólna, obukierunkowa. I obecnie nie sposób oddzielić tych dwóch dziedzin od siebie. Literackie bestsellery inspirują projektantów mody; malarze portretują tandetne zabawki z powagą godną wizerunku prezydenta; wyrafinowane kino wchodzi w dialog z kampem i kiczem; opera czerpie z pop-muzyki; śpiewacy nagrywają biesiadne szlagiery disco-polo; autorzy mangi sięgają po sztuki Szekspira; rzeźbiarze zastępują dzieła gotowymi manekinami czy wypchanymi zwierzętami; reklama żeruje na wszystkim, co tylko pozytywnie kojarzy się klientom i pobudza ich pożądanie na dany produkt. Kto poprzestawiał wektory między tym, co wysokie, a tym, co masowe? Nienasycony smok – rynek. I napędzająca go żądza pieniądza. [mm]

Rys. Andrzej Czyczyło

gujące, ni wywyższające produkowane masowo dobra. Amerykański pop-art i francuski nouveau réalisme powstały niemal równocześnie. Francuzi zachowali jeszcze resztki elegancji – mieszali trywializmy z poezją, mrugali do widza, że to wszystko pół żartem, pół serio. Amerykanie postąpili inaczej. Odarli sztukę pop z metafizyki i zaczęli pakować do muzeów i salonów całą przyziemność tego świata. Puszki zupy Campbell? Dlaczego nie. Gacie powiększone do gargantuicznych rozmiarów? Świetnie. Wyolbrzymione kadry z komiksów? Jak najbardziej, pasują. Najwięcej zamieszania spowodował Andy Warhol. Zaczął robić grafiki z motywami, które lubił, z rozmaitych powodów: jedzenie, pieniądze, sława. Umiał nawet pożywić się trupem – np. powielił w różnych wersjach kolorystycznych słynne zdjęcie Marilyn Monroe, już po śmierci gwiazdy. Sukces! Wreszcie sięgnął po tematy, zdawało się, nietykalne i nieartystyczne. A on przełożył na sitodruki Ostatnią Wieczerzę Leonarda, Narodziny Wenus Botticellego, Myszkę Miki, księżycowy spacer astronauty Armstronga, oficjalne wizerunki przewodniczącego Mao, Lenina, Einsteina… To zapłodniło fantazję speców od reklamy.

N I S K O

17


Rys. Andrzej Czyczyło

W Y S O K O

I

N I S K O

18

Nr 12 (247) grudzień 2012


Piotr Kofta

na otarcie łez

Paczka

cukierków

W Y S O K O

I

N I S K O

19

Magiczny realizm rozminął się ze światem, który opisywał, a stał się jedynie banalną rynkową marką oraz kompletem miękkiej pościeli dla eskapistów. Nr 12 (247) grudzień 2012


W Y S O K O

I

N I S K O

20 zym właściwie jest realizm magiczny? Czas zmienia znaczenia słów, często je zresztą owego znaczenia pozbawiając. Przed czterema dekadami realizm magiczny był ostatnim krzykiem literackiej mody, świeżym i budzącym zachwyt sposobem, w jaki latynoamerykańscy prozaicy postanowili wyrazić swoją buntowniczą postawę. Dzisiaj realizm magiczny jest przede wszystkim pustym hasłem umieszczanym przez speców od marketingu na tylnych okładkach niedobrych książek. Kiedyś towarzyszyła mu pokoleniowa ambicja, by opisać cały Nuevo Mundo i wydobyć różnice dzielące go od świata starego. Współcześnie towarzyszy mu przeważnie durnowaty eskapizm i rozwodnione baśniowe wizjonerstwo – kiedy widzę reklamowy blurb obwieszczający, że oto mamy kolejnego następcę Marqueza, jęczę z bezsilności. Roberto Bolaño, bezdyskusyjnie największy pisarz Ameryki Łacińskiej urodzony po II wojnie światowej, twierdził prowokacyjnie, że realizm magiczny „śmierdzi”, Isabel Allende nazwał zaś (całkiem celnie, nie da się ukryć) „grafomanką, która porusza się między kiczem a patosem”. Młodzi latynoamerykańscy twórcy skupili się z kolei pod koniec XX wieku pod sztandarem literackiej rewolty spod znaku McOndo, sugerując w ten sposób wyraźnie, że epoka pomnikowych señorit, wąsatych pułkowników z nieskrępowanym libido oraz płatków róż spadających z nieba skończyła się raz na zawsze. Wyjaśnienie tego, co się właściwie stało z tak znakomitą marką – czy też brandem, jak się teraz dość nieelegancko mówi – jest ciekawe, bowiem sporo mówi o świecie, w którym przyszło nam żyć. Kto więc zabił realizm magiczny? Wygląda na to, że zniszczyły go na spółkę globalizacja, demografia i łapczywi wydawcy. Nim jednak o tym, warto powiedzieć parę słów na temat tego, skąd się wziął i czym był ów literacki nurt. Początkowo terminem „realizm magiczny” posługiwano się w odniesieniu do malarstwa – po raz pierwszy użył go w roku 1925 niemiecki krytyk sztuki Franz Roh w tekście o awangardowym stylu zwanym Neue Sachlichkeit (Nową Obiektywnością), celem odróżnienia owej estetyki od surrealizmu. Latynoamerykańska branża pisarska zainteresowała się tym efektownym oksymoronem dopiero w latach 40. zeszłego stulecia, importując go z Europy – ostatecznie każdy szanujący się tamtejszy literat musiał przecież spędzić parę lat na paryskim bruku. Realizm magiczny jest więc dzieckiem europejskiego modernizmu, dziedziczącym jego bunt wobec XIX-wiecznej kultury mieszczańskiej i zwątpienie w obiektywną naturę rzeczywistości. W pewnym sensie stał się także kwestią tożsamościową – przejęci misją budowy nowych, postkolonianych społeczeństw pisarze z Południowej Ameryki znaleźli narracyjny klucz zarówno do serc swoich współplemieńców, jak i do historii kontynentu. Literaturoznawca Matthew Strecher trafnie definiuje realizm magiczny następującym zdaniem: „To, co wydarza się wówczas, gdy w realistyczny, opisany w każdym detalu świat wdziera się coś zbyt osobliwego, by dało się w to uwierzyć”. A zatem nie chodzi tu ani o mitologię, ani o podświadomość i marzenia senne, ani nawet

C

Nr 12 (247) grudzień 2012

o metaforę, lecz po prostu o sportretowanie świata, w którym na całkowicie równych prawach mają miejsce zdarzenia zwykłe i całkiem nieprawdopodobne, a opowiada się o nich w tej samej naturalistycznej tonacji, nie faworyzując żadnej ze stron. Bohater Pedra Páramo Juana Rulfo snuje się po wiosce zamieszkałej przez duchy zmarłych, ale konwersuje z nimi, jakby to byli żywi ludzie, ponieważ t o s ą żywi ludzie. Gwatemalski Noblista Miguel Ángel Asturias w Tak zwanej Mulatce, jednej z najbardziej szalonych powieści, jakie wydał magiczny realizm, zderza hiszpański katolicyzm, boski panteon Majów i afrykańskie kulty wudu, czyni to jednak bez zdziwienia, jakby tylko konstatował twarde fakty o naturze rzeczy, zgodnie z ideą innego pisarza tego kręgu, Kubańczyka Aleja Carpentiera, że Ameryka to ziemia kulturowych mutacji, mieszanek, symbioz, kontrastów i nieredukowalnych sprzeczności, a jej językiem jest barok. Była to jednak idea tyleż urodziwa, co iluzoryczna. Iluzoryczna, bo przeterminowana już niemal w momencie narodzin. Latynoamerykański literacki boom lat 60. i 70. zbiegł się w czasie z przemianami w samej Ameryce Łacińskiej. Brutalne dyktatury wojskowe, koniec lewicowych złudzeń, przeludnienie, ubóstwo, gwałtowna industrializacja, zorganizowana przestępczość – wszystko to spowodowało, że Macondo, zagubiona oniryczna wioska na końcu świata, najzwyczajniej przestało istnieć. Paradoksalnie, realizm magiczny rozminął się ze światem, który chciał opisywać, właśnie wówczas, gdy święcił swoje największe światowe triumfy, a gorące nazwiska latynoskich gwiazd literatury – nie tylko tych spod znaku magii – mieli na ustach wszyscy. I stało się to, co w zasadzie musiało się stać – schemat wypracowany w zrozumiałych okolicznościach historycznych przez Marqueza, Carpentiera czy Asturiasa zaczął żyć w oderwaniu od rzeczywistości, która tchnęła w niego duszę, zglobalizowany i powielany przez kolejne generacje epigonów, a także podsycany przez wydawców świadomych, że hasło „realizm magiczny” wciąż ma dużą siłę przyciągania, wszelako już nie jako szczery literacki program, lecz jako rodzaj kunsztownie wyszywanych falbanek. Epigoni uczynili z realizmu magicznego poduszkę, którą tłumi się grozę świata, paczkę cukierków dla czytelników o delikatnym podniebieniu, bojących się brutalnej prawdy o rzeczywistości – krótko mówiąc, zamienili pejzaż w landszaft. Bo to nie jest tak, jak myślą współcześni pisarze lubiący obnosić się ze swoim magiczno-realistycznym warsztatem, że wystarczy do obyczajowej lub romansowej narracji dokleić parę zaprawionych cudownością kuriozów, by otrzymać nową jakość. Jest dokładnie odwrotnie: magia, jeśli już gdzieś się kryje, to w samej istocie rzeczywistości, stanowi z nią nierozerwalną całość, kontinuum. Nie ma żadnej nowej jakości, jedynie uważna obserwacja świata – a świat jest bez wątpienia przerażający. Wie o tym garstka twórców wybitnych, którzy z powodzeniem korzystają z tej poetyki: Salman Rushdie, Haruki Murakami czy Mo Yan. Trudno o nich powiedzieć, by któremukolwiek ze swoich czytelników proponowali miękką poduszkę albo paczkę cukierków na otarcie łez. [kof]


awno dawno temu żyli tak zwani starożytni Grecy (oczywiście nie wiedzieli, że są starożytni, ale przynajmniej wiedzieli, że są Grekami). były to czasy równie barbarzyńskie jak nasze – wojny, podkładanie świń przyjaciołom, polityczny chaos, słaby poziom prasy drukowanej. Grecy nie zrażeni przeciwnościami zdołali stworzyć kulturę, której przekaz przetrwał do dzisiaj, mało tego – stanowi podwaliny współczesnej kultury europejskiej. Grecy, proszę państwa, stworzyli grecką mitologię – zbiór opowieści o bogach i herosach, które wyjaśniały każdemu ówczesnemu głąbowi i erudycie, jak powstał świat, jakie jest w nim miejsce człowieka, co i jak należy czynić. W owych czasach nie istniał jeszcze podział na kulturę wysoką i niską. Mitologia mogła plenić się niczym disco polo wśród ludu albo muzyka poważna wśród elity. Mitologia stanowiła podwaliny ówczesnej tożsamości, ale znów szczęśliwy traf – nie była religią, dzięki czemu ci bardziej sceptyczni, czy też po prostu ludzie myślący, od niej nie stronili. To religia brała garściami z mitologii, a ta nie była skażona dogmatami. Minęło kilka tysięcy lat, mitologię już dawno skonsumowała pazerna współczesna kultura, przetwarzając ją i inkorporując do swojego drapieżnego organizmu. Z „czystej” mitologii pozostały jeszcze pytania w telewizyjnych teleturniejach i krzyżówkach, nazwy firm i korporacji oraz spore grono zacnych uczonych profesorów – tych od mitologii i wydawania coraz to nowych książek w temacie. W mniemaniu współczesnych mitologia grecka należy do dziedzictwa kulturowego ludzkości i jako taka stanowi element kultury wysokiej. Przecież byle kto nie wie, kim był bellerofont czy hyperion. A jeśli ktoś jest w mitologii oblatany, od razu jest erudytą. Tak oto mitologia, ongiś zjawisko powszechnie dostępne, uniwersalne, chcąc nie chcąc awansowała do grona tej lepszej, wyższej kultury. Miałem się o tym przekonać osobiście. Otóż kilka lat temu umarł Kapitan Ameryka. W jednym z odcinków zeszytowej serii dostał śmiertelną kulkę (fani wiedzą, że to zwykle podpucha dla kasy i sławy). Wieść obiegła cały świat. Zadzwonił wtedy do mnie szef działu kultury pewnego tygodnika opinii: Kapitan Ameryka nie żyje, nikt u nich nie ma pojęcia, kto to jest dokładnie, ale skoro cały świat huczy to może napisałbym kilka słów. Napisałem więc długi elaborat o tym, że każde społeczeństwo ma potrzebę mitu; że Amerykanie stworzyli i rozwijają współczesną mitologię opartą na superbohaterach i uniwersach, w których ci superbohaterowie żyją. Dokonałem porównania starożytnej mitologii i współczesnej mitologii komiksowej. Świat superbohaterów złych i dobrych, oraz tych nie mogących się zdecydować, jako byt odzwierciedlający współczesne lęki i problemy. Świat opisujący współczesną rzeczywistość, definiujący dobro i zło, godność i sposoby postępowania. Wyszło czarno na białym: amerykańska popkultura komiksowa całymi garściami czerpała z klasycznej mitologii, by stworzyć własną, aktualną i czytelną dla każdego obywatela. Uniwersum Marvela i DC, tak się nazywa współczesna mitologia. Tyle tylko, że dzisiaj istnieje kultura wysoka i niska – a w pojęciu większości komiks to ta jedna z najniższych kategorii. Zatem, żeby utrzymać podział na kulturę elitarną i masową, jakiś pracowity redaktor skrupulatnie oczyścił mój tekst z porównań komiksu i mitologii, pozostawiając tylko opis komiksowego świata popkultury. I w takiej ogołoconej z analogii formie mój artykuł ukazał się drukiem. Zdaniem redakcji, nie powinno się mieszać kultury wysokiej i niskiej... [gaw]

Adam Gawęda

Kapitana Ameryki

Mitologia

D

Nr 12 (247) grudzień 2012

F E L I E T O N

21


Nr 12 (247) grudzień 2012

Grzegorz Sowula

grudzień 2012

kronika

kryminalna

K R O N I K A

Fot. Tim Sowula

K R Y M I N A L N A

22

Mam dość teorii podobieństwa. Bo co i rusz słyszę, że podobno książka, którą dostałem, to „świetnie napisany kryminał”, „wciągająca opowieść”, „znakomity komentarz do kondycji współczesnego sportu”. Podobno. I nic więcej.


Iwo Zaniewski

Czego nie słyszał Arne Hilmen

Podpalacz

tłum. Sebastian Musielak DW Rebis, Poznań 2012 s. 395, ISBN 978-83-7510-795-1

WAB, Warszawa 2012 s. 349, ISBN 978-83-7747-792-2

Czarne, Wołowiec 2012 s. 357, ISBN 978-83-7536-469-9

eśli Leena Lehtolainen jest (znów podobno) „niekwestionową królową fińskiego kryminału”, to pierwszy będę głosować za jak najszybszym obaleniem tej monarchii. Niech królowa je ciastka, ale powstrzyma się od pisania. Na złym tropie jest książką może i w założeniu ciekawą, tyle że stanowczo za długą, przez to w egzekucji nudną. Nie pomaga jeden ton wszystkich głosów – nikt się nie wyróżnia, każdy gliniarz, przestępca, obserwator, także narrator mówi tak, że w zasadzie można by te kwestie doskonale przetasować, przypisać je dowolnie. Prolog i otwierający rozdział są szczytem nieudolności – nie mogłem wprost uwierzyć, by w ten sposób można było wprowadzać czytelnika do fabuły z definicji sensacyjnej. Oto ja – dyg, uśmiech, prezentacja. A to mój mąż – uśmiech, szurnięcię nóżką, prezentacja. I jeszcze koleżanka – o rany!… Pomysł sam w sobie nie był najgorszy: doping dwóch młodych sportowców odkryty przez ambitną dziennikarkę, próba jej zastraszenia zakończona niemal śmiertelnym wypadkiem, szwindle w federacji sportowej, defraudacje. Wiele może się dziać i wiele się rzeczywiście dzieje, tyle że autorka prowadzi narrację bez polotu, płasko, jej relacja jest kompletnie pozbawiona iskry. To właśnie jest to – relacja, dłużąca się i nużąca niczym policyjny raport. A przecież nie tak się umawialiśmy… Nie chcę być złośliwy, ale dynastie królewskie w Finlandii nie mają długiej tradycji. zczęśliwie blurb na okładce debiutu Iwa Zaniewskiego Czego nie słyszał Arne Hilmen jest stonowany, niewiele ujawnia i nie obiecuje ósmego cudu świata. A książka pozytywnie zaskakuje. Negatywne działanie infradźwięków do oddziaływania na organizm jest udokumentowane, czy rzeczywiście można je wykorzystać jako broń czy też narzędzie mordu? Nie wiem, i mało mnie to interesuje – autor przedstawia swój pomysł wyjątkowo przekonująco. Historia jest zagadkowa – są trupy, ale właściwie to martwe osoby, by rzecz oddać precyzyjniej, jako że policja nie podejrzewa zabójstw, nic na nie nie wskazuje, nikt się nie skarży. Jedynie Arne Hilmen, policjant tak sztampowy, że mógłby być bohaterem każdej innej powieści – samotny, lubi muzykę, ma problemy w pracy, w życiu osobistym też mógłby wiele poprawić – upiera się, że zgony nie są przypadkowe. W pewnym momencie powolna akcja zmienia tempo – Hilmen bowiem nie spieszy się, prowadzi śledztwo na luzie, choć walczy z demonami („Tak właśnie wygląda paranoja”, mówi do siebie). Dzieje się dużo, pojawiają się nowe wątki, wszystko zaczyna się splatać, ale rozwiązania jako takiego nie ma. Zaniewski bawi się

S

Wojciech Chmielarz

z czytelnikiem i zarazem z samym gatunkiem, przewrotnie nawiązując do klasyka Agathy Christie: gdy w podróży statkiem po Nilu wszyscy byli podejrzani, tu podejrzanych nie ma, ale przede wszystkim nie ma zbrodni… Bardzo udany, oryginalny i dobrze napisany thriller. ardzo mi się także podoba inny debiut: Podpalacz Wojciecha Chmielarza. Wille na Mokotowie terroryzuje piroman. Wydaje się, że wybiera ofiary przypadkowo, choć zwykle są to ludzie majętni, nawet znani – między innymi popularna (kiedyś) piosenkarka. W pożarach giną ludzie, policja traktuje sprawę poważnie, nawet bardzo poważnie, gdy zaczynają się naciski z góry. Śledztwo prowadzi komisarz Jakub Mortka, postać wyraźna i charakterystyczna mimo wielu cech dość typowych dla gliniarzy, np. rozbitego małżeństwa. Autor ma jednak ogromny dar wnikliwej obserwacji i analizy, dlatego udaje mu się przedstawić dramatis personae w sposób bardzo wiarygodny – rodzinne kłopoty Mortki budzą u czytelnika zrozumienie, jego była żona jest osobą sympatyczną i bynajmniej nie stoi w tle, jak to często zdarza się w kryminalnych powieściach. Książka ma więcej plusów: inteligentna, dobrze poprowadzona intryga; postaci niebanalnie sportretowane; umiejętnie dozowany suspens i sporo zagadek; dobry styl i język – nie ma tu przegadania, kilkustronicowych zwierzeń do pustej szklanki czy politycznych tyrad, autor nie podsuwa czytelnikowi wyrobu kryminałopodobnego. To dobry, sprawnie napisany whodunit. odobnie jak i kolejny debiut, czyli thriller Tomasza Sekielskiego. Znany dziennikarz śledczy po odejściu z TVN, w której to stacji spędził ponad 15 lat, zrobił sobie przerwę na skończenie książki. Tak, tak, praca w mediach ostatnio stała się zajęciem wysokiego ryzyka, nigdy nie wiadomo, kiedy ktoś wykopie spod nas stołek, lepiej więc rozszerzyć emploi. Sekielskiemu przydało się doświadczenie nabyte jako dziennikarz: pisze szybko, jeśli można tak powiedzieć, kontroluje sytuację, choć nie ukrywa słabości do cytowania (w nadmiarze) poezji. Punktem wyjściowym fabuły jest, a jakże, walka służb o władzę w państwie – władzę pełną acz utajnioną, taką, do jakiej przyzwyczaiły ich lata spędzone w Agencji Wywiadu. Jest to walka prowadzona dosłownie po trupach – nie ma zmiłuj, lojalność liczy się do czasu skrupulatnego przeliczenia kasy. A ta jest niemała, chodzi bowiem o wywiezione z Iraku eksponaty zrabowane z muzeum narodowego, warte na kolekcjonerskim rynku miliony dolarów. Powiązanie wszystkich „udziałowców” tego biznesu jest złożone, ale autor przedstawia intrygę klarownie i przekonująco. Inna sprawa, że dziś nikt już chyba nie wierzy w czyste intencje dzielnych

B

P

Nr 12 (247) grudzień 2012

K R O N I K A

J

Leena Lehtolainen

Na złym tropie

K R Y M I N A L N A

23


K R O N I K A

K R Y M I N A L N A

24

Tomasz Sekielski

Jarosław Klejnocki

Sejf

Opcje na śmierć

DW Rebis, Poznań 2012 s. 343, ISBN 978-83-7510-944-3

Wyd. Literackie, Kraków 2012 s. 346, ISBN 978-83-08-05016-3

obrońców ojczyzny, zwłaszcza tych wyższych rangą… Sekret zostaje ujawniony – niemal, i aby do tego nie dopuścić, służby postępują bezpardonowo. To rodzaj starcia, w którym nie bierze się jeńców, a jeśli to na krótko i po to, by ich zaszczuć na śmierć. „Intryga była większa, niż mogli przypuszczać – mówi narrator. – Stało się jasne, że Kaliski zginął, bo odkrył tajną operację Agencji Wywiadu, i że ten sam los spotkał Jusufa al-Jasina, na którego zrzucono odpowiedzialność za śmierć Kaliskiego. Z obu zaś zrobiono paserów”. Tak to mniej więcej wygląda. Nie jedyne to wątki w tej książce, autor wie, jak stopniować emocje i zmieniać fokus. Tyle że po skończonej lekturze zapominamy o niej od razu… łużej zostają w pamięci Opcje na śmierć Jarosława Klejnockiego. Powodów jest wiele: wyczuwalna zabawa gatunkiem, granicząca z pastiszem, mimo iż portrety głównych postaci są nader prawdziwe i plastyczne, a fabuła przemyślana i precyzyjnie skonstruowana. Miłośnicy literatury spotkają tu wielu znajomych – w epizodzie pojawia się Irena Falska, oddziałem interwencyjnym dowodzi Zygmunt Miłoszewski, swego rodzaju mentorem namolnego gliniarza jest… Jarosław Klejnocki,

D

na przepustce z zakładu, a i samo nazwisko komisarza, Nawrocki, może budzić niedobre skojarzenia. Zaczyna się wedle przepisu Hitchcocka: nieoczekiwanym szkwałem na jeziorze, potem jest coraz lepiej – ofierze wodnego kataklizmu ktoś dopomógł zejść, inny ktoś sprzątnął donosiciela w Amsterdamie, po Warszawie grasuje agresywny frustrat. Czy to wszystko się w jakiś sposób łączy? I co ma do tego zacny Private Bank, instytucja zajmująca się z sukcesem finansowymi opcjami? Bohaterowie Klejnockiego budzą w większości sympatię. Przypuszczam, że wpływ na to ma ich zwyczajne zachowanie i normalny język. Owszem, spożywają, ale z umiarem, zaklną gdy trzeba, nie robią jednak niczego na pokaz. I problemy też mają jakieś ludzkie, zrozumiałe – jedna z funkcjonariuszek walczy ze strachem przed ogniem, inny stara się przystosować po przejściu do policji z GROM-u, sam komisarz szykuje się do odejścia ze służby, by zająć się córką, do której adopcji właśnie się przygotowuje. Przeczytałem ten kryminał z przyjemnością, jaką daje książka, której autor ewidentnie myślał podczas jej pisania o czytelniku. [gs]

Formularz prenumeraty «Notesu Wydawniczego» Zamawiam prenumeratę roczną «Notesu Wydawniczego» od numeru …./20…. w cenie 170 zł Zamawiający: ………………………………………………………………………………………………… Adres do faktur: ……………………………………………………………………………………………… Adres do korespondencji: ……………………………………………………………………………………. Jestem płatnikiem VAT, mój numer identyfikacji podatkowej (NIP): ……………………………………. Upoważniam firmę Biblioteka Analiz Sp. z o.o. z siedzibą w Warszawie 00-048, ul. Mazowiecka 6/8, lok. 416, wydawcę «Notesu Wydawniczego», do wystawienia faktury bez mojego podpisu oraz do wprowadzenia moich danych osobowych na listę prenumeratorów. Podpis osoby zamawiającej:

…………………………… Zamówienia proszę kierować faksem (22) 827-93-50, drogą mailową: kamila@rynek-ksiazki.pl lub wysyłają formularz na adres: Biblioteka Analiz Sp. z o.o. , ul Mazowiecka 6/8, lok. 416, 00-048 Warszawa. Należność prosimy wpłacać na konto: 55 1020 1156 0000 7302 0008 4921 w PKO BP o/Warszawa z dopiskiem „Notes Wydawniczy prenumerata”.

Nr 12 (247) grudzień 2012


N A

M A R G I N E S I E

25

O powieści wigilijnej Grzegorz Sowula grudniu 1843 roku Charles Dickens miał 31 lat, czworo dzieci, znów mocno brzemienną żonę, dom i krewnych-rezydentów. W utrzymaniu rodziny pomagała sława pisarza odcinkowych powieści, które porywały publiczność – każda gazeta gotowa była udostępnić mu łamy, bo „Dickens” znaczyło „sukces”: przysparzało czytelników, także tych kupujących. Charles pisał zatem i pisał jak opętany, przeskakiwał z jednej historii w drugą, cudem jakimś nie mylił wątków i postaci, bo przecież poza fabularnymi tasiemcami zajmował się jeszcze „dziennikarką”, dawał wykłady, spotykał się z miłośnikami swej twórczości. Ale rodzina i dom kosztowały. Dickens wybrał się do Stanów Zjednoczonych, gdzie dyskutował kwestie prawa autorskiego – temat równie dziki co przysłowiowy zachód. Niby go wspierano, ale pomysł, by płacić autorowi za przedruki i pirackie kopie jego utworów został po prostu wyśmiany. Dickens wrócił do Londynu bez spodziewanego pełnego portfela. Finansowa mizeria sprawiła, że zabrał się za temat niełatwy choć, jak słusznie zakładał, chodliwy: skąpstwo, wyzysk, i cud bożenarodzeniowych świąt. Nie pomylił się – kapitalizm kapitalizmem, ale przecież zdolni jesteśmy współczuć, czyż nie? Opowieść wigilijna, historyjka łapiąca za serce, wycisnęła z czytelników nie tylko łzy, ale i pensy, szylingi i funty. Nie było wtedy telewizji, mediów, internetu, pudelki mogły najwyżej kąsać na rogu ulicy. A jednak opowiastka błyskawicznie zdobyła popularność – Dickens pisał ją przez sześć tygodni, była gotowa w listopadzie 1843, do wydania na święta. Od razy wydrukowano duży nakład, sprzedało się ponad sześć tysięcy eg-

W

zemplarzy. Poruszała ludzi tak, że jeden z amerykańskich biznesmenów dał swym pracownikom dodatkowy wolny dzień – obudziła się w nim dusza Scrooge’a, ani chybi. Inni pozostali wierni swym złodziejskim zasadom – zaledwie dwa tygodnie po publikacji na rynek trafiła „skrócona” i „oparta na oryginale” edycja Peter Parley’s Illuminated Library, nosząca tytuł Opowieść o duchu Świąt, którą sprzedawano za jednego pensa. Wściekły Dickens wytoczył wydawcom sprawę, wygrał oczywiście, ale było to pyrrusowe zwycięstwo – oficyna ogłosiła bankructwo, a pisarz, któremu zasądzono odszkodowanie w wysokości 230 funtów, musiał pokryć o wiele wyższe, sięgające 700 funtów koszty procesu. Mimo tego opowiastka sprzedawała się dobrze i nie traciła na popularności. Dziesięć lat po książkowej premierze Dickens zdecydował się przedstawić ją publicznie – odczytać, odegrać, skonfrontować z zebranymi na sali miłośnikami jego twórczości. Nie był to debiut, choć to Dickens właśnie zadebiutował tego typu promocją – nikt przed nim nie stawał na scenie, by czytać swe utwory. Inna sprawa, że on nie czytał, a odgrywał, zaludniał scenę postaciami, w które wcielał się niemal fizycznie, udając ich głos, postawę, zachowanie. Jego występy – jak inaczej je nazwać? – gromadziły nawet dwa tysiące osób. Czytał publicznie nie tylko Opowieść wigilijną, choć od niej zaczął i na niej skończył swą karierę scenicznego performera. W marcu 1870 roku pożegnał się nieoczekiwanie ze swymi słuchaczami: „Znikam teraz na zawsze, pełen respektu i uczucia dla was”. Miał 58 lat, gdy zmarł. Trzy miesiące po zejściu ze sceny. [gs]

Nr 12 (247) grudzień 2012


F A J N Y

F I L M

W C Z O R A J

C Z Y T A Ł E M

26

fot. Archiwum

Rafał Świątek, Z wykształcenia dziennikarz. Z zamiłowania – kinoman ze zdiagnozowanymi przez najbliższych objawami kinofilii. Choroba nasila się zwłaszcza podczas oglądania filmów Martina Scorsese, Sama Mendesa i ... animacji studia Pixar. W chwilach wolnych od kina – ojciec trzyletniej Laury.

Epoka wszystkożerców Rafał Świątek

W kinie podział na kulturę wysoką i niską od dawna jest anachroniczny. Motywy i tematy zarezerwowane niegdyś dla tzw. filmów artystycznych są stosowane w komercyjnych produkcjach. tym, jak bardzo ta granica jest zatarta, najlepiej świadczy pojawienie się na ekranach Atlasu chmur – adaptacji bestsellera Davida Mitchella w reżyserii rodzeństwa Wachowskich, Lany i Andy’ego, oraz Toma Tykwera. To film typowy dla epoki wszystkożerności, w której – jak pisał Zygmunt Baumann – kultura jest rodzajem supermarketu, gdzie konsumenci (oczywiście wszystkożerni) mogą myszkować między półkami, sięgając po towary sytuowane wyżej lub niżej. Atlas chmur jest wręcz filmowym hipermarketem. Czego tu nie ma! Polifoniczna struktura składa się z sześciu opowieści rozgrywających się w ciągu 500 lat – każda w innej konwencji i epoce. Jest więc dramat społeczny, gejowski romans, współczesny thriller, czarna komedia, posępne science fiction i postapokaliptyczne fantasy. Do tego, zmieniając gatunki i historyczne kostiumy, Wachowscy do spółki z Tykwerem próbują odpowiedzieć na pytanie o sens dziejów ludzkości, istotę reinkarnacji i potrzebę przekraczania przez człowieka społecznych, płciowych czy kulturowych granic. Słowem – mierzą się z zagadnieniami, które dawniej roztrząsali wielcy teologowie lub filozofowie, a dziś stały się przedmiotem dociekań popkultury. Taki patchwork, czyli fabuła pozszywana z różnych konwencji i wątków, to specjalność Wachowskich. To oni, realizując pod koniec lat 90. pierwszą część Matriksa przełożyli teorię symulakrów Jeana Baudrillarda na język kina akcji. Przypomnijmy w uproszczeniu – haker Neo desperacko walcząc z maszynami rządzącymi światem próbuje zrozumieć, gdzie jest granica mię-

O

Nr 12 (247) grudzień 2012

dzy rzeczywistością a jej wierną, komputerową kopią. Jego podstawowym narzędziem walki nie jest jednak intelekt, lecz ciosy i kopnięcia w stylu kung-fu. Zjawisko wszystkożerności, zacierania się granic między tym co elitarne i masowe dotknęło nawet takiej świątyni kina jak festiwal filmowy Cannes i to nie tylko dlatego, że obok ekskluzywnego konkursu o Złotą Palmę odbywają się na Lazurowym Wybrzeżu wielkie akcje promocyjne największych hollywoodzkich produkcji. Symboliczny jest werdykt canneńskiego jury z połowy lat 90., gdy Pulp Fiction Quentina Tarantino pokonał w rywalizacji o tytuł najlepszego filmu imprezy Trzy kolory: Czerwony Krzysztofa Kieślowskiego. Pisano wtedy o sensacji. Oto bowiem fabuła jawnie odwołująca się do tego, co w kulturze niskie i nasycone kiczem triumfowała nad kinem dla elit. Tarantino jawił się niczym barbarzyńca w świątyni X Muzy, ale w istocie nie był wandalem, lecz niemal jasnowidzem, który przewidział rozwój filmowych trendów pod koniec XX i na początku XXI wieku. Achronologiczna fabuła, intertekstualność – to wszystko, czym Pulp Fiction kiedyś zaskakiwała, dziś jest standardowym arsenałem fabuł, od filmów sensacyjnych po familijne animacje. Tarantino, Wachowscy – to jedne z najwyrazistszych postaci współczesnego kina, w którym nie ma już sztywnych podziałów na niskie i wysokie. Ich biografie łączy to, że byli i są wszystkożercami. Z taką samą pasją konsumują filmy klasy B i dokonania mistrzów francuskiej nowej fali. Ich sposób rozumienia i odbioru kultury ukształtował pokolenia filmowych fanów. To dzięki nim między innymi jesteśmy klientami kinowego supermarketu. [raf]


Rys. Andrzej Czyczyło

F A J N Y

F I L M

W C Z O R A J

C Z Y T A Ł E M

27

Nr 12 (247) grudzień 2012


Fot. Archiwum

Oddajemy głos tłumaczom jako najbardziej wnikliwym czytelnikom i ekspertom od literatur obcych. Wzloty i upadki podczas samotniczej pracy nad przekładem pozostają zazwyczaj tajemnicą samego tłumacza. Podobnie rzecz się ma z odkryciami literackimi, których dokonuje tłumacz jako czytelnik – mowa o książkach, które w lekturze oswoił, pokochał i marzy o tym, żeby przełożyć je na język ojczysty

T Ł U M A C Z E

P O L E C A J ą

28

Mariusz Kalinowski (ur. 1960) – szwedysta, tłumacz i literaturoznawca, współreżyser i scenarzysta paru filmów dokumentalnych (Czas Komedy, Był raz dobry świat, Tata Kazika); pracował m. in. jako nauczyciel akademicki (na uniwersytetach w Krakowie i w Poznaniu) oraz jako robotnik przemysłowy; za przekłady szwedzkich dramatów wyróżniony w r. 2003 nagrodą im. Görana O. Erikssona. Z ciekawszych rzeczy przełożył i opracował wydawniczo Dziennik snów Emanuela Swedenborga oraz Inferno Augusta Strindberga. Mieszka w lesie, w Szwecji.

Magnus Florin

Syskonen Nr 12 (247) grudzień 2012

Magnus Florin

Syskonen Albert Bonniers Förlag, Stockholm 1998 s. 141, ISBN 91-005-6654-3


Fot. Archiwum

Magnus Florin (ur. 1955) to krytyk literacki, pisarz i poeta, laureat paru prestiżowych nagród. Pisze niewiele, ale esencjonalnie i „świadomie”. Ostatnio wydał Tajemnice (Hemligheter, 2011) – libretto do opery Jonasa Forssella o Emanuelu Swedenborgu. Po polsku wyszła jego mikropowieść o Linneuszu – Ogród (Księgarnia Akademicka, Kraków 1999) w przekładzie Leonarda Neugera. Florin jest obecnie szefem literackim Królewskiego Teatru Dramatycznego w Sztokholmie.

Wewnątrz Apteki Pod Lwem czułem zapachy grynszpanu, kwasu cukrowego, cukru ołowianego, taniny, tłuszczu z wełny owczej, soli śmierdzącej, octu lodowego, piestraku, hubki, smalcu, serwasera, białego nic i stroju bobrowego. Ojciec powiedział: – Pamiętaj, aby zawsze winszować rodzeństwu, kiedy obchodzą imieniny. To dla nich ważne dni i jest im miło, że o nich pamiętamy. Bawiłem się z moim rodzeństwem. Bez słów wołaliśmy do siebie. Mocowaliśmy się. Rzucaliśmy piłeczkę. – Ooo! Hau! Eee! Ojciec powiedział: – Praktykę w aptece możesz odbywać wieczorami oraz w niedziele i w święta. Ale jedynie pod warunkiem, że dalej będziesz uczęszczał do szkoły, i że solidnie się przyłożysz do nauki. Czy to jasne? Odpowiedziałem twierdząco. Ojciec ciągnął dalej: – Poza tym musisz dodatkowo uczyć się łaciny, matematyki i chemii. Czy to jasne? Odpowiedziałem twierdząco. Ojciec zakończył: – Pomówię zatem z nauczycielami tych przedmiotów. Moje rodzeństwo siedziało na podłodze i wydawało różne głosy. Słuchałem i słyszałem słowa. Mama i ojciec zwracali się do mnie. Ja tłumaczyłem, co mówi rodzeństwo: – Mówią głodny. Mówią sikać.

Mój brat Ingvar zniknął. Poszedłem go szukać. Szukałem na Placu Clemensa, wzdłuż całej Kiliana, św. Piotra i na Kolegiackiej. Znalazłem go na Dworcu Głównym. Siedział na peronie i patrzył na pociągi do Landskrony. Mama opowiadała: – Lew wisiał nad bramą, na dwóch żelaznych łańcuchach. Ukradli go przy renowacji u stolarza. To było parę lat przed twoim urodzeniem. Pilnowałem, aby rodzeństwo miało czapeczki i rękawiczki, aby porządnie zjadło i wieczorem kładło się w porę spać. Nauczyciel łaciny powiedział: – Iam seges est, ubi Troia fuit. Jak to będzie? Przetłumaczyłem: – Teraz jest pole tam, gdzie stała Troja. Bawiliśmy się z rodzeństwem w policjantów i złodziei. Nigdy nie mieli tego dość. Marzec. Włamanie miało miejsce w Grand Hotelu. Włamywacz skorzystał z oustiti. Spytałem ojca: – Co to jest oustiti? Ojciec: – Oustiti to specjalny przyrząd, dzięki któremu klucz pozostawiony w zamku, po wewnętrznej stronie, może być przekręcony z zewnątrz. W ten sposób można drzwi otworzyć albo zamknąć z zewnątrz, nie mając dostępu do klucza. Rozumiesz? Odpowiedziałem, że rozumiem. Ojciec zakończył:

Nr 12 (247) grudzień 2012

T Ł U M A C Z E

O autorze słów kilka

P O L E C A J ą

29


T Ł U M A C Z E

P O L E C A J ą

30

Mieliśmy 10 kwietnia. Wciąż dosyć chłodno z rana. Ja: – Winszuję, Ingvar, z okazji imienin.

Nauczyciel chemii mówił o strącaniu, filtrowaniu, obmywaniu, suszeniu, podgrzewaniu i ważeniu. Mama powiedziała: – Pomyśl, jak byłoby cudownie, gdyby udało ci się kiedyś skłonić rodzeństwo do mówienia.

Maj. Nauczyciel chemii powiedział: – Wszelkie przedmioty naturalne są zbudowane z elementów, które są same zbudowane z szeregu prostszych elementów, a zatem wszystko, co jest całe i złożone da się rozłożyć na składniki prostsze.

Październik. Ojciec zapoznał mnie z wagami lekarskimi: – Jedna libra to dwanaście uncji. Jedna uncja to osiem drachm. Jedna drachma to trzy skrupuły. Mama zawołała: – Gdzie jest twój brat Rolf?

Czerwiec. Czułem zapachy wosku japońskiego, czerwonych alg, oleju smoczego, nibyrzewienia, mydła masłowego i wanilii. Stałem w dyspenzatorium i czułem, jak te zapachy mieszają się z sobą.

Szukałem go koło Katedry i przy Bibliotece Uniwersytetu. Znalazłem go przy Szkole Głuchoniemych, gdzie patrzył na głuche dzieci.

– Niech to włamanie w Grand Hotelu będzie dla ciebie przestrogą, by nigdy nie zostawiać klucza w zamku.

Mój brat Sverker zniknął i szukałem go na św. Anny, na Dużym Rynku i przy Szkole Katedralnej. Znalazłem go przy Instytucie Niewidomych, gdzie siedział i patrzył na ociemniałe dzieci. Piętnasty lipca. Ciepło. Imieniny Ragnhildy. Ja: – Winszuję, Ragnhildo, z okazji imienin. Śpiewałem mojemu rodzeństwu: – Ojciec Wirgiliusz uczył dzieci swoje, a miał ich wszystkich sto dwadzieścia troje. Spytałem ich: – A gdzie podziały się Ragnhilda, Gertruda, Gunhilda i Sofia? Bacznie śledziłem poczynania mojego rodzeństwa. Ojciec powiedział: – Do twoich obowiązków jako praktykanta w Aptece Pod Lwem należy obsługa nocnego okienka. Musisz się obyć bez mojej asysty. Farmaceutę budzi się jedynie do pilnej ekspedycji leków na receptę. Czuwałem, kiedy reszta rodziny spała. Myślałem, że gdybym zasnął, moje rodzeństwo by się obudziło i zniknęło. Lubiłem studiować pijawki trzymane na składzie w aptecznej piwnicy. Na opuszkach moich palców narysowałem atramentem twarze i pokazałem rodzeństwu: – To wy. Widzicie? Jak ładnie się kłaniacie i dygacie? Nasz matematyk opowiadał, jak niedorosły Archimedes rysował małe kwadraty na piasku. Lubiłem słuchać tych jego historii o młodym Archimedesie. Wrzesień. Czułem zapachy pieprzu jamajskiego, wapna karbolowego, bielidła, strąconego gipsu, kredy, mchu irlandzkiego i strączków „Kaśka świstała”. Moja siostra Gunhilda zniknęła. Znalazłem ją koło Zakładu dla Upośledzonych Umysłowo, gdzie przyglądała się pensjonariuszom.

Nr 12 (247) grudzień 2012

Listopad. Nauczyciel łaciny powiedział: – Repetitio est mater studiorum. Jak to będzie? Przetłumaczyłem: – Powtarzanie jest matką nauk. Grudzień. Moi koledzy w szkole zapytali: – Czemu tak często jesteś w domu zamiast w szkole? Ja: – To dlatego, że moje rodzeństwo często choruje lub jest niespokojne. Wtedy ich doglądam. Moi koledzy: – Zabawni jesteście. Nauczyciel matematyki powiedział: – Czym byłoby życie bez arytmetyki? Jedynie masą okropieństw.

O książce słów kilka Powieść Rodzeństwo (Syskonen) była w roku 1998 nominowana do Augusta (nagroda im. Strindberga); w tym samym roku otrzymała nagrodę słuchaczy Szwedzkiego Radia za najlepszą powieść; przez długi czas pozostawała na czele listy krytyków dziennika «Dagens Nyheter». Rodzeństwo jest centralnym tekstem w cyklu mikropowieści (Ogród, 1995 – Rodzeństwo, 1998 – Cyrkulacja, 2001 – Uśmiech, 2005), którego spoiwem są pewne pomysły formalne i – przede wszystkim – koncepcja języka. Walorem książki – jednym z wielu – jest jej oryginalność (chociaż możliwe są dyskretne paralele z Kafką, Borgesem, Nabokovem czy pisarzami z kręgu Oulipo: Perecem albo Calvino). Nikt w Polsce – ani zresztą nigdzie indziej – tak nie pisze. Klimat jak w holenderskiej miniaturze z XVII wieku. Precyzyjna, bezlitosna konstrukcja. Sceny z życia – od dzieciństwa do śmierci – narratora i jego dziewięciorga rodzeństwa. (Istnieją czy są tylko urojeni?) Tonem jest „zimne szaleństwo”, metodą – minimalistyczna medytacja. „Transowość” tekstu osiągana jest przez powtórzenia z wariacjami. Proza Florina wymaga skupienia, ale potrafi to sowicie wynagrodzić. Książkę poleca także, oprócz mnie, zaprzyjaźniony szwedzki tłumacz – Anders Bodegård.


t o z a m ał o, c z yl i piór a w p up ie Magda Mikołajczuk m mniej, tym lepiej” – ta zasada dotyczy nie tylko grubasów płaczących każdego ranka na wadze czy pań obwieszonych całą posiadaną biżuterią, ale też literatury. I nie chodzi tu o redaktorów walczących z pisarzem, który nie chce zejść poniżej ośmiuset stron swoich bezcennych zdań. Myślę o audiobookach, nadmiernie i bez sensu okraszanych efektami dźwiękowymi. Nie rozumiem, po kiego diabła, jak ma się dobry tekst i świetnego aktora, dodawać do tego jakieś ozdobniki-przeszkadzajki? Nerwowość moją wywołał nowy audiobook z Nieznanymi przygodami Mikołajka Goscinny’ego i Sempégo. Opowiastki o kłopotach francuskiego chłopca z nic nierozumiejącymi rodzicami i nauczycielami zna prawie każdy i prawie każdy lubi, więc reklamować nie trzeba. Jak czyta Jerzy Stuhr – można się domyślić. Znakomicie i nie pierwszy raz, więc to sprawdzona marka. I raptem komuś wpada do głowy, że coś za nudno jest, że coś by zmienić trzeba, że słuchacz potrzebuje czegoś nowego w (doskonałym) menu. Więc może by tak zaprosić jeszcze paru aktorów i piękne słuchowisko popełnić? Z przemyślanym tłem dźwiękowym, podziałem na role, muzyką itd.? Nie, jednak nie, to zbyt skomplikowane i kosztowne. Zróbmy więc tak: jak Jerzy Stuhr czyta, że tata Mikołajka szarpie się z psem – to podkładamy… szczekanie psa. I dalej w podobnie wyrafinowanym stylu. Co parę minut jak Filip z konopii wyskakują takie na przykład dźwięki: szelest rozkładanej gazety, gdy Mikołajek rozkłada gazetę, odgłos kroków, kiedy chłopiec idzie po ulicy i szum wody nalewanej do filiżanki, kiedy ktoś nalewa kawę do filiżanki. Naprawdę mocna rzecz i oryginalna, godna nagrody na konkursie Prix Italia, wyróżniającym najlepsze na świecie radiowe słuchowiska i reportaże. Ja rozumiem, że stażyści gdzieś się muszą uczyć zawodu i że każdy, kto literaturę przekłada na dźwięk, musi przejść przez chorobę podobną do przedszkolnej inscenizacji piosenki My je-

„I

steśmy krasnoludki (pamiętają państwo? chodzi o to, żeby jak najwięcej słów poprzeć odpowiednią gestykulacją, np. „pod grzybkami nasze budki” ilustrujemy trójkątem z rąk nad głową, a „gdy ktoś senny, to uśpimy” – złożeniem głowy na poduszce z dłoni). Dlaczego jednak nie przechodzi się tej choroby w ukryciu, tylko w pełnym świetle, masakrując dobrą literaturę w świetnym wykonaniu? Mam wrażenie, że to część poważniejszego zjawiska. Słowo już nie wystarcza. Nie wystarcza też dobra szata graficzna. Żeby zwabić czytelnika (a wcześniej dziennikarza), wydawca musi wykonać serię zaskakujących wygibasów. Coraz częściej w paczkach, które dostaję od wydawców, oprócz książek znajduję różne gadżety, mające mnie chyba zachęcić do wybrania tej a nie innej publikacji. Różnie to działa, ale najczęściej niezgodnie z intencją wydawców. Wściekle różową torebkę ze skaju dołączoną do jednej z książek Michała Witkowskiego oddałam pewnej kolekcjonerce rzeczy kiczowatych, a powieść przeczytałam i tak. Przyciemniona butelka z listem i odrobiną piasku w środku stała przez kilka tygodni w redakcji, wywołując zaciekawienie każdego wchodzącego, bo nie od razu było widać, że płynu tam ani-ani. Stała, aż ktoś ją niechcący strącił, a do przeczytania książki, której towarzyszyła, nie zachęciła mnie wcale. Czerwone koronkowe stringi, przysłane razem z pewną historią lekko erotyczną, spowodowały rodzinną awanturę u kolegi, który się tą książką zainteresował (chyba jednak książką…). Jeśli jednak ktoś wręcza małżonce najpierw wartościową pozycję literacką z czerwoną okładką, a o stringach zapomina i dopiero po paru tygodniach wyjmuje je przypadkowo z plecaka, zaplątane w kable od magnetofonu, to sam jest sobie winien. Szanowni Państwo Wydawcy: zaufajcie nam, czytelnikom i czytelnikom-słuchaczom. Dajcie nam po prostu dobrą literaturę w porządnej okładce lub świetnej interpretacji, a wtedy żadne pióra w pupie nie będą potrzebne. [mam]

Nr 12 (247) grudzień 2012

P ó Ł K A

Książk a

Ż E N A D Y

31


K S I ą Ż K A

32

Julia Hartwig, Artur Międzyrzecki, Czesław Miłosz

” „Korespondencja

N O W A

Przedsmak utworu, jaki niebawem będzie można poznać w całości

Nr 12 (247) grudzień 2012

Julia Hartwig, Artur Międzyrzecki, Czesław Miłosz

Korespondencja Wydawnictwo Literackie, Kraków 2012 s. 646, ISBN 978-83-08-05004-0

[Artur Międzyrzecki] Des Moines, 25 sierpnia 1971 Kochany Czesławie, to kartka, by Cię powitać po powrocie z Europy – i Jankę. Jak Wam było? Czy bardzo to było irytujące, czy tylko średnio? Pisał mi [Zygmunt] Hertz o Was, jak zawsze serdecznie. Wysłałem Ci list z Nowego Jorku, przed miesiącem, z nowinami – miałem nadzieję, że dojdzie do Berkeley, zanim wyjedziesz – i wszystkie te nowiny aktualne. […] [Czesław Miłosz] Berkeley, 11 września 1971 Drogi Arturze, „Powrót do raju utraconego” – tak Janka to określiła, kiedy tu się znalazła, też dlatego, że szaro-duszny klimat francuski źle działa jej na zdrowie. Choć ja niezbyt jestem daleki od tego, żeby powiedzieć to samo. Mnóstwo ludzi, mnóstwo gadań, mnóstwo wina, to czasem dobre, ale na krótko. I może jest to wyprawa w jakieś zmalenie – co Leszek i Tamara [Kołakowscy] czuli (jak nam opowiedzieli) po znalezieniu się w Oxfordzie z Berkeley. Byliśmy w Amsterdamie, pełnym hippies z Ameryki i ze wszystkich krajów zachodniej Europy, w MaissonsLaffitte, gdzie zastaliśmy Zygmunta [Hertza] pogodzonego ze swoim brzuchem (ogromny ma brzuch) – ale kipi, huczy, rechocze, pije, zupełny Falstaff. A Zosia [Hertz] szczupła, dietetycznie odchudzona. Potem pojechaliśmy do amerykańskich przyjaciół nad Loarę, przy okazji, tam będąc zwiedziliśmy opactwo St. Benoit i Bourges. Stam-


tąd do Paryża, po kilku dniach na wieś francuską koło Genewy, stamtąd znów Paryż i wtedy Leszek, Tamara, Agnieszka zajechali do Paryża na dzień, wracając z Hiszpanii, cały ten czas spędziliśmy razem, bankietując (nie wiem, czy to w W-wie już było, młodzi stamtąd mówią, że teraz moda na „bankiety” – to słowo oznacza butelkę i zagrychę). Z Leszkiem trochę martwiliśmy się, że Nixon uprzedził nasz dobry pomysł* z tym Pekinem, ale zdaniem Leszka nawet żadnych kontaktów nie potrzeba, wystarczyłoby puścić przez znajomych dziennikarzy wiadomość, że „według wschodnieuropejskich źródeł”, czy coś w tym rodzaju, grupa pisarzy polskich za granicą prowadzi polityczne rozmowy z Chińczykami. Bomba tam. Rozmowy z Leszkiem były dla mnie cenne, właściwie to chyba człowiek, z którym najlepiej się rozumiałem ze wszystkich, z jakimi zdarzyło się w tej podróży gadać. O jego artykule** powiedziałem mu, że niewystarczający, bo kiedy ludzie rozpaczliwie szukają „alternatywy”, może mają na myśli jakąś wizję szerszą, nie tylko polityczną, wszystkiego, co się dzieje na świecie, czy też chcą drążenia w głąb, filozoficznego, polskiej i nie tylko polskiej sytuacji. Poza tym oczywiście staraliśmy się namówić ich na powrót do Ameryki, bo Oxford nudny i staroświecki, co sami przyznają, a towarzystwo nie tyle studentów, ile starych pryków. Przy tym All Souls College, jak dowiedzieliśmy się od nich, w Anglii znienawidzony przez intelektualistów jako sam rdzeń establishment[u].*** Ale niechęć do jeszcze jednej przeprowadzki, praca zawodowa Tamary, Agnieszka, która lepiej się czuje w szkole angielskiej niż amerykańskiej, więc wątpię, czy nasze namowy odniosą skutek, w każdym razie nie zaraz. […] [Artur Międzyrzecki] Des Moines, 16 września 1971 Kochany Czesławie, dziękuję za list, pochłonąłem go jednym tchem, wszystko to bardzo dla mnie ciekawe, i Leszek, i Zygmunt Hertz, i ta paryska bania z przybyszami z Polski, i to poczucie zmulenia, o którym piszesz, i które kojarzy mi się ze Swiftem i Guliwerem, ukochaną moją książką, oczywiście, w wersji dla dorosłych. Oczywiście, Leszek – stary pirotechnik – dobrze wie, że można nigdzie się nie ruszać, wystarczy pogłoska, że polscy pisarze rozmawiają z Chińczykami. Petarda w zupie na gotującym się ogniu: wystarczy położyć się w bezpiecznej odległości i czekać, co będzie. […] * W lipcu 1971 r. Waszyngton i Pekin oznajmiły, że w lutym roku następnego prezydent Richard Nixon złoży wizytę w Pekinie. Międzyrzecki pisał o tym do Miłosza w liście z 29 lipca 1971 r. ** Mowa o eseju Tezy o nadziei i beznadziejności, opublikowanym w paryskiej Kulturze z czerwca 1971 r. *** Leszek Kołakowski od 1970 r. do śmierci był fellow (profesorem) oksfordzkiego All Souls College.

Fot. M Czarnocka

33

Julia Hartwig

O polityce, literaturze i codzienności piszą Hartwig, Międzyrzecki i Miłosz Zbiór niezwykle ciekawej korespondencji prowadzonej przez troje polskich pisarzy ubiegłego stulecia, reprezentantów elit intelektualnych w kraju i na emigracji. Znakomita poetka Julia Hartwig, jej mąż Artur Międzyrzecki (zaangażowany politycznie poeta i tłumacz) oraz zdobywca literackiego Nobla, Czesław Miłosz wymieniają się spostrzeżeniami na temat literatury, sztuki, polityki, podróży, amerykańskiej codzienności, kraju i emigracji. Jak pisze prof. Marta Wyka „to bez wątpienia ważny dokument, o cechach już historycznych, dotyczący świadomości, światopoglądów i personalnych kontaktów polskich literatów” w drugiej połowie XX wieku. Sama Julia Hartwig otwiera tom hasłem „W kręgu przyjaźni”: „Zebrana [tu] korespondencja Artura Międzyrzeckiego z Czesławem Miłoszem obejmuje głównie cztery lata naszego pobytu w Stanach Zjednoczonych. Pierwszy list, z 18 listopada 1970 r., wysłał Artur z Waszyngtonu […]”. Aneksem do tej korespondencji jest zbiór znacznie już rzadszych i krótszych listów wymienianych w latach 1975–2004, niemal do samej śmierci Miłosza. To zbiór nie tylko ciekawy, ale i głęboko poruszający wrażliwością, empatią i niezwykłym zrozumieniem okazywanym bliźnim.

Nr 12 (247) grudzień 2012


P I ó R E M

I

fot. Ryszard Waniek

P I ó R K I E M

34

Monika Małkowska, niezależna publicystka, krytyk sztuki i mody. Wykłada na Wydziale Mediów i Scenografii warszawskiej ASP

Tom Gauld (scenariusz i rysunki)

Goliat tłum. Hubert Brychczyński Fundacja Tranzyt/Centrala, Poznań 2012 s. 96, ISBN 978-83-934751-5-5

Pojedynek

wbrew regułom Monika Małkowska

Okropnie żal mi Goliata. Wśród współziomków mikrych ciałem i duchem wyróżniał się nie tylko wzrostem – obca mu wszelka małostkowość. Nikomu nie wadził, siedział na tyłach wojska, zakopany w papierzyskach. Życzliwy światu, bez cienia agresji. Niespodziewanie dla niego, wyznaczono mu spec-zadanie – bo taki duży. Miał straszyć wroga samym wyglądem. Przyjął nową rolę z pokorą – bunt też nie leżał w jego naturze. Szczerze mówiąc, padł ofiarą nadambitnego pułkownika, któremu spieszno było wykazać się przed władcą Filistynów. Swoją drogą, król także nie popisał się rozwagą – bo to zły monarcha był. Nr 12 (247) grudzień 2012


P I ó R K I E M

35 ięc Goliat dla świętego spokoju po raz pierwszy w życiu przywdziewa zbroję, która niby dobrze leży, lecz wykonana została partacko, naprędce; co i rusz jakaś łuska odpada. Zakładano bowiem, że zbroja to kostium, a ubrany w nią Goliat– tylko aktor na scenie wojny. A tu pojawia się na horyzoncie ten konus Dawid, który naprawdę przejął się rolą i uwierzył, że działa z nadania Pana. Tak po prawdzie, zwykły chuligan z przerostem ego – już z daleka chełpi się, że zwycięży. Potem buch! Przywala kamieniem w hełm przeciwnika, który z wrodzoną uprzejmością odwrócił się ku malcowi. Goliat traci przytomność, a wtedy Dawidek ciach! Ucina mu głowę. bardzo nieszlachetnie. Powinna spotkać go za to anatema, może i banicja. Tymczasem, jak wiemy z biblii, za niegodny czyn malec awansuje społecznie… Już słyszę protesty – nie takie przesłanie niesie przypowieść! Przecież Dawid okazał się królem mądrym, dobrym, sprawiedliwym, a zabił kierując się boskim nakazem! To wersja oficjalna, z punktu widzenia zwycięzców, czyli Izraelitów. A gdyby spojrzeć na historię z perspektywy przegranych Filistynów i samego Goliata? Tak właśnie uczynił angielski artysta Tom Gauld (Szkot, rocznik 1976, wzięty cartoonista osiadły w Londynie). Rysownik nietradycyjnie interpretuje biblijną opowieść. Odziera pojedynek Goliat/Dawid ze wzniosłości oraz klasycznej symboliki. To tytułowy bohater komiksu budzi sympatię i współczucie, zaś Dawid – raczej nie. I to nie sama walka jest najważniejsza, lecz splot wydarzeń, w wyniku których dochodzi do konfrontacji łagodnego olbrzyma z zadziornym kurduplem. W ujęciu Gaulda opowieść staje się metaforą gry pozorów. Goliat został użyty jako figura zastępcza, imitacja wojskowej potęgi Filistynów. I to on – jakże niesprawiedliwie! – pada ofiarą pazerności, wygodnictwa i głupoty pryncypałów. Dawid zaś jest buńczucznym prostaczkiem, który poniekąd przypadkiem obnaża maskaradę. Trochę jak dziecko z baśni Andersena, które zauważa nagość króla. Polubiłam Gaulda za takie ujęcie sprawy. Autor Goliata wcale nie spłycił przypowieści (choć zmienił wymowę). Jak świat światem, przyjmujemy jakieś pozy, robimy miny (dobre do złej gry), podbijamy sobie

P I ó R E M

I

W

Nr 12 (247) grudzień 2012


P I ó R E M

I

P I ó R K I E M

36

bębenek. Na niewielką skalę – niegroźne; miewa jednak fatalne skutki, gdy sami gubimy się w labiryncie własnych matactw. Druga przyczyna, dla której gorąco polecam dziełko: rewelacyjne, krystalicznie czyste rysunki Gaulda. Niby proste, rzec można – infantylizowane figurki przypominają wyglądem postaci z bajek (zwłaszcza Pinokia); kojarzą się też z pionkami do gry. Wymowna symbolika.

Nr 12 (247) grudzień 2012


P I ó R E M

I

P I ó R K I E M

37

Wreszcie trzeci powód, by komplementować szkockiego artystę: cała historia, w gruncie rzeczy tragiczna, opowiedziana została z cudowną lekkością, wdziękiem oraz poczuciem humoru. A dialogi – majstersztyk; ani jednego zbędnego słowa. Choćby ten: Goliat i towarzyszący mu giermek nudzą się, oczekując na akcję. Chłopak podejmuje konwersację: „żywisz się kamieniami?” „Nie”, opowiada indagowany. „Masz żonę?” „Nie”. „Ciotka pytała… Ma sześć córek… A masz ogromnego, no wiesz co?” Tu Goliat ucina: „Koniec pytań”. Ale plotka już w obiegu, nawet gigant z nią nie wygra. A potem z plotki rodzi się – mit… [mm]

Nr 12 (247) grudzień 2012


P I ó R E M

I

P I ó R K I E M

38

Świat od strony dziecka Monika Małkowska

Polskie autorki ostatnio przypuściły szturm na komiks, dziedzinę przez lata zdominowana przez płeć męską. Być może sprowokowane zostały niedawną edycją Timofa i Cichych Wspólników Polski komiks kobiecy – zorientowały się, że jest ich dziwnie mało, zaś do powiedzenia mają sporo. Zwłaszcza że krąg ich zainteresowań różni się od męskich, także sposób rysowania. rzy panie, których prace ukazały się niemal jednocześnie w końcówce roku 2012, nie mają ze sobą nic wspólnego; stylistycznie też każdej co innego bliskie. Mimo to łączy je… dziecko. Każda opowiada historię, w której nieletni odgrywają główne role.

T

Dziewięć miesięcy łez Gwoli ścisłości: bohaterka Ciemnej strony księżyca Olga Wróbel pojawia się dopiero na dwóch ostatnich stronach zeszytu, reprezentowana głównie przez pieluszki. Całe 70 stron poświęconych jest Grecie (takie imię nosi latorośl Olgi W. i Daniela Chmielewskiego, również autora komiksów) w postaci płodu. Jej mama debiutuje w podwójnej roli – jako „ciężarówka” i „komiksiarka”. Ciemna strona…, choć kojarzy się z najsłynniejszą płytą Pink Floyd, z muzyką ani zespołem nie ma żadnych związków. Chodzi o księżyc, symbol kobiecości – jego kształt w pełni, krągły jak brzuch kobiety przy nadziei. A tytułowe mroki? To nieprzyjemne aspekty stanu błogosławionego. Tak, Ciemne strona… to rysowany/pisany ciążowy pamiętnik. Autorka nie szczędzi nam zwierzeń dotyczących jej niezbyt komfortowego samopoczucia (mdłości, ociężałość, parcie na mocz, puchnące nogi), które zresztą nie odbiegają od normy. Mnie bardziej ciekawi jej psychika – bo choć sama nie mam w tym Olga Wróbel (scen. i rys.) zakresie doświadczenia, co nieco czytałam, obserwowałam. Ciemna strona księżyca Otóż Olga W. najczęściej płacze. Martwi się tak z powodów realnych, jak Fundacja Tranzyt/Centrala, Poznań 2012 s. 72, ISBN 978-83-93451-6-2 urojonych. Stresuje ją nieżyczliwa lekarka, niewytłumaczalne sny, znajomi z dziećmi, znajomi bez dzieci, brak ruchów płodu, wizja śmierci przy porodzie… itd., itp. W dodatku chłop niby miły, lecz za słabo uczestniczy w tych imaginacyjnych dramatach. Więc znowu ślozy. I tak niemal cały czas, z krótkimi momentami euforii, humoru, wzajemnej miłości. Tylko dzięki temu, że autorkę cechuje spora doza autoironii, dobrnęłam do końca. bo tak naprawdę, dziewięciomiesięczny komiks-dzienniczek jest nudny jak rzadko. Można mniemać, że pani Wróbel niczego nie czyta, nie ogląda, nie zauważa zewnętrzności, w ogóle – nie myśli. Koncentruje się tylko na sobie i swych przeobrażeniach. Gdyby bodaj narracyjny banał rekompensowała strona plastyczna! Nic z tego, debiutantkaamatorka (po kulturoznawstwie) nie posiada talentu silnego jak cios. Rozumiem stylizację twarzy – swojej, męża oraz pozostałych postaci – na księżycowo pełne: korespondują z tytułem. Ale wizje płodu w różnych wewnętrznych sytuacjach i projekcje scen, gdy maleństwo będzie już na świecie, są odstręczające. Makabra, na widok której może odechcieć się dzieci raz na zawsze. A jeżeli już są? To uważać strasznie, bo…

Nr 12 (247) grudzień 2012


Agata Bara (scen. i rys.)

Ogród

Między pocałunkami

Timof i Cisi Wspólnicy, Warszawa 2012 s. 56, ISBN 978-83-61081-72-2

Za to obiecująco zapowiada się seans filmowy, na który wraz z całą klasą udali się Wiktor i Agata. Oglądają budujący obraz Wszystko dla niego, traktujący o chłopcu, który z miłości do Stalina okradł rodziców. Indoktrynacja, jakiej poddawano polskie dzieci w latach 50. ubiegłego wieku. A tu nagle Agata podnosi wrzask! bo… Wiktor chciał ją pocałować. Nawet nie zdążył cmoknąć – już nauczycielka przerywa projekcję, wysyła zalotnika do dyrektora. Tak zaczyna się komiks Dzieci i ludzie, historia napisana przez Marzenę Sowę z rysunkami Sandrine Revel (rewelacyjnymi!). Praca powstała we Francji, gdzie autorka scenariusza mieszka od 21 lat. Sowa, młodsza o dekadę od Revel (ta urodziła się w 1969 roku), nie mogła znać z własnego doświadczenia bytowych warunków w powojennym PRL-u. Natomiast pamiętała stan wojenny i schyłek socjalizmu. Czy to dzięki temu, czy dzięki przekazom rodziców, stworzyła historię poruszającą, wiarygodną, zarazem – pełną liryki. Sandrine Revel znakomicie wczuła się w klimat fabuły. Postaci rysowane szybką, zdecydowaną kreską, realistycznie, zarazem syntetycznie, ze znakomicie oddanym charakterem. Plansze utrzymane w przyciemnionej, Marzena Sowa (scen.), Sandrine Revel (rys.) „brudnej” tonacji. Kadrowanie tak zróżnicowane, żeby podnosiło napięcie Dzieci i ludzie narracji – niektóre sytuacje określone w sposób nieoczywisty, dwuznacznie; tłum. Marzena Sowa inne przywodzą na myśl dziecięco szczere, nieco naiwne spojrzenie na Fundacja Tranzyt/Centrala, Poznań 2012 s. 98, ISBN 978-83-934751-9-3 rzeczywistość. A dookoła czai się zło i wszechobecny strach. Jasnym punktem w tym mrocznym świecie są uczucia łączące dużych i małych. Pozytywne emocje pozwalają przetrwać w tym trudnym czasie. Ratunkiem też jest wiara, że gdzieś jest lepszy, mądrzejszy świat; że czas godnego życia jeszcze nadejdzie. Tylko nie wolno dać się złamać ani zakłamać. Ojciec Wiktora, pisarz-dysydent, daje synowi i jego kolegom lekcje prawdy. W jaki sposób wyjaśnia abstrakcyjne – zwłaszcza w dobie stalinizmu – pojęcie? Za pomocą… komiksu, nielegalnie przemyconego z Francji. W tym miejscu pojawia się cytat: bande dessinée z niesamowitymi przygodami barnaby i Teofila, które Revel kreśli w satyryczno-groteskowemu stylu, popularnym w powojennej epoce. Całą historię zamyka kolejny komiks, naszkicowany niezdarną dziecięcą ręką. Rozpoznajemy kadr – tak, to ten sam, od którego zaczyna się opowieść: kino, rzędy krzeseł, na pierwszym planie chłopak i panna z warkoczykami. Ale zaszła zmiana – tym razem to ona jego obdarowuje całusem. A skoro jesteśmy w szkole – pracy duetu Sowa/Revel daję najwyższe noty. Opowieść uświadamia zawirowania losu, zapętlenia historii, wobec których człowiek bywa bezradny. Może jednak ocalić te wartości, o których powyżej. Dodatkowy plus Dzieciom i ludziom stawiam za uniknięcie patosu i nachalstwa. Mistrzowskie dziełko, korespondujące z filmem Dreszcze Wojciecha Marczewskiego. Porównajcie! [mm]

Nr 12 (247) grudzień 2012

I

… mogą zainteresować się biografią dziadka. Niechlubną, ze swastyką w tle. To właśnie przytrafia się kilkuletniemu Maćkowi, bohaterowi opowiastki Ogród Agaty bary. Mam niedobre wrażenie, że komiks powstał na siłę. Nic nie wynika z tego, że autorka podpiera się poważną dokumentacyjną lekturą. Nie wydobyła z niej żadnego poruszającego wątku. Lata 80. ubiegłego wieku, wieś śląska, czteroosobowa rodzina: rodzice z synkiem Maćkiem i dziadek, który w czasie II wojny podpisał volkslistę, a teraz ma wyrzuty sumienia. Z tej samej racji może ubiegać się o niemieckie obywatelstwo, emigrować wraz z bliskimi do Niemiec. Tak się też dzieje, młodsi wyjeżdżają, stary zaś jedna się z sąsiadami i odchodzi z tego świata. Ale to nie koniec wojny, międzyludzkich konfliktów – jego wnuka sekują niemieckie małolaty. historia dramaturgicznie niedomyślana, emocjonalnie uboga, niezdarnie rysowana. Sztampa i papier. Obawiam się, że w tym Ogrodzie niewiele wyrośnie.

P I ó R E M

Rehabilitacja dla wnuka

P I ó R K I E M

39


R E C E N Z J E

40

doktor chodzi z rewizytą Grzegorz Sowula

go w danym momencie znaleźć. Co nie ubię takie książki. Dobrze się znaczy, że nie można było na niego wpaść je czyta, bo świetnie napisa– nieoczekiwanie, potrafił pojawić się bez ne, troskliwie zredagowane zapowiedzi. i gładko przełożone, pełne Galeria przyjaciół, kolegów, znajomych, anegdot i wspominków, a zarazem komilitonów i kumpli autora jest przeboprzekazujące coś więcej niż tylko spogata. Można się czasem zdziwić – co tu strzeżenia, jakimi autor mógłby się robi Lew Nussimbaum vel Essad Bej, orienchcieć dzielić. Bo to rodzaj „literatury talista z bogatej naftowej rodziny z Baku? perypatetycznej” w czystej postaci, koBył sympatykiem włoskiego faszyzmu, ot lejny tom Notatnika niespiesznego przeco, po ucieczce z sowieckiej Rosji osiadł chodnia, pisanego ponad pół wieku we Włoszech, tu tworzył aż do przedtemu przez Jerzego Stempowskiego. wczesnej śmierci. Wszystko się łączy, trzeFrancesco Cataluccio, edytor, slawiFrancesco M. Cataluccio ba tylko poszukać. Autor poświęca zresztą sta, historyk literatury i przyjaciel wielu Jadę zobaczyć, uwagę ludziom, w przeciwieństwie do inpolskich twórców, swą przygodę z Polczy tam jest lepiej nych „przechodniów” nie interesuje się ską zaczął z przekory – studiował filozoNiemalże brewiarz środkowoeuropejski zbytnio miejscem, krajobrazem, lokalnym fię, do jej głębszego poznania przydałby tłum. Stanisław Kasprzysiak kolorytem, wspominając je mimochosię język niemiecki, ale taką czuł awersję SIW Znak, Kraków 2012 s. 432, ISBN 978-83-240-2148-2 dem. do niemczyzny, że wybrał język zdecyCataluccio nie jest bezkrytyczny dowanie, historycznie jej „wrogi”, czyli w swych raportach. W Paryżu spotyka zanasz. I poszło – teatr, Gombrowicz, podbanego i pełnego werwy starszego pana, joggera. Znajoma ezja, odwiedziny, polityka. Lektury, rozmowy, spotkania. Czasem objaśnia, że to Émile Cioran. „Żółć się we mnie wzburzyła – Caw miejscach dziwnych i z okazji niezwykłej – taką było na przytaluccio na to. – Jakże to? Ten nieszczęśnik, który całe lata zakład tajne seminarium poświęcone twórczości Milana Kundery, męczał nas swoim pasjonującym Zarysie dekompozycji i uwodził zorganizowane w prywatnym mieszkaniu w… Katowicach, ideą, że najlepszą rzeczą w życiu jest odebranie go sobie, dba w 1986 roku. Dwa tuziny zaproszonych uczestników, materiały o formę jak pierwszy lepszy mydłek, byle się nie postarzeć! Po opublikowane w postaci książki, do dziś uważanej za tom klapowrocie do Włoch sprzedałem wszystkie jego książki handlasyczny i wciąż najciekawszy wśród setek publikacji na temat rzowi pod domem i za uzyskaną sumę kupiłem sobie stary anczeskiego prozaika. gielski srebrny nóż do krojenia tortu.” Cóż za nieprzyjemna konCataluccio uczestniczył w wielu podobnych spotkaniach. frontacja ideału z rzeczywistością… Lata, lata temu żartowano Niekoniecznie w miejscach tak „barwnych inaczej” jak Katowice, w Polsce, że „koniak to napój, który klasa robotnicza pije ustami zmieniały się okoliczności, tematy, ludzie. Zawsze jednak było swych przedstawicieli” – rozbieżności nigdy nie brak. ciekawie. Jego tytuł przywodzi na myśl odzywkę przy karcianym Podróż Cataluccia jest świadectwem zapisanym przez obstoliku: „Sprawdzam!”. Bo też to właśnie robi, to przepatrując noserwatora pełnego sympatii do Polski, ale wnikliwego i uważtatki, to znów odkurzając pamięć dzieciństwa, innym razem sięnego. „Po tragicznej śmierci [Jerzy] Kosiński nagle zaczął się ciegając do wydarzeń albo przypominając ludzi. Podzielił zmyślnie szyć w Polsce rozgłosem – pisze – gdyż Polacy mają szczególną swą mentalną wyprawę na odcinki, każdy niby oddany jest jedzdolność gromadzenia prędzej czy później wszystkiego, co polnemu miejscu – od Drohobycza po Buenos Aires – ale wiadomo, skie, dla dobra Matki Ojczyzny, by podsycać wielki patriotyczny że opowieści zazębiają się i splatają, powtarzają się postaci, co obrządek wspólnej przynależności.” Musieliśmy chyba nieźle dziwić nie powinno, bo natykał się na jeszcze większych łazików przegiąć, skoro ten wątpliwy talent dostrzega człowiek mieszi włóczykijów, ludzi nie mogących na miejscu usiedzieć. Kapukający w Mediolanie. [gs] ściński na przykład, toż żona nawet nie wiedziała, gdzie można

L

Nr 12 (247) grudzień 2012


Natsuo Kirino

Blandine le Callet

Ostateczne wyjście

Ballada Lili K.

tłum. Marek Fedyszak Sonia Draga, Katowice 2012 s. 414, ISBN 978-83-7508-485-6

tłum. Bożena Sęk Sonia Draga, Katowice 2012 s. 368, ISBN 978-83-7508-536-5

M

asako, Yoshie, Kuniko i Yayoi łączy samotność i pogodzenie z losem. Ale nawet cierpliwość potulnej japońskiej żony ma swoje granice. Najłagodniejsza z całej czwórki Yayoi zabiła męża, bo znęcał się nad nią, zdradzał, a teraz przegrał w kasynie wszystkie oszczędności. Udusiła go paskiem od spodni. Yoshie jest wdową, matką dwóch bezwzględnych w swych egoizmie córek. Niebawem zostanie bezdomna. Nie ma przyszłości. Kuniko jest brzydka, samotna i antypatyczna. Masako mieszka z mężem i nastoletnim synem w domu wypełnionym nienawiścią i milczeniem. Właśnie do tej ostatniej Yayoi zwraca się o pomoc w pozbyciu się zwłok. Do spółki dołączają pozostałe koleżanki. Japońskie kobiety zaradne są. Potrafią posługiwać się nożem i mają wprawę w wyrzucaniu śmieci. Ćwiartują zwłoki na kawałki i w paczkach porzucają na śmietnikach całego miasta. Są bezpieczne, ponieważ o morderstwo zostaje oskarżony właściciel nielegalnego kasyna. O występku bohaterek dowiaduje się także pewien szemrany lichwiarz. Nieudolna policja wyklucza winę Yayoi. Ale kobiety nie pozostaną bezkarne. Już ktoś się o to zatroszczy. Zmusi do zastanowienia, co czują, kim są, czego pragną. Paradoksalnie morderstwo pozwala Masako na nowo poczuć się człowiekiem. Yayoi odzyskuje wolność i lekkość bytu. Dwie pozostałe kobiety robią to dla pieniędzy, które być może im także pomogą odzyskać ludzką twarz. Ostateczne wyjście przypomina popularny serial Desperate Housewives nakręcony przez Greenawaya, w którym cztery japońskie gospodynie domowe biorą życie w swoje ręce. Obyczajowo-psychologiczny thriller autorki Groteski jest makabryczny i przyciągający jednocześnie. Jego siła tkwi w odpychaniu i perwersyjnym okrucieństwie. Kirino nie ułatwia czytelnikom sprawy i nie przemyca oceny moralnej. Jej portret japońskiego społeczeństwa jest bezlitosny. Kraj Kwitnącej Wiśni jest brudny. [jh]

„Nod dawna. Po słowie od wydawcy

ie sądź książki po okładce” – to wiem

też nie – tego dowiaduję się dzięki Balladzie Lili K. francuskiej autorki Blandine le Callet. Z opisu wynika bowiem, iż płócienna okładka charakterystyczna dla serii francuskich powieści tej oficyny skrywa kolejną porcję kobiecej literatury psychologicznej. Proszę wyobrazić sobie moje zdziwienie, gdy opowieść o miłości dziecka do matki okazuje się doskonale napisaną powieścią z gatunku science fiction! Oto bowiem autorka przenosi problem osierocenia i związanej z nim traumy w świat początku XXII wieku, podzielony na bogate, zautomatyzowane i enklawy luksusu (zwane intra muros) oraz pozostałe obszary biedy i bezprawia zwane Zoną. W tym nietypowym otoczeniu, wśród robotów, krzyżówek genetycznych, wszechobecnej techniki i bezdusznych biurokratów, bohaterka prowadzi ryzykowne śledztwo, mające dostarczyć jej wiedzę o matce, którą kochała i z którą ją brutalnie rozdzielono. Świat przedstawiony w powieści skonstruowany jest w oparciu o klasyczne motywy fantastycznonaukowe znane między innymi z powieści Bradbury’ego, Orwella czy braci Strugackich, jednakże dzięki zgrabnie poprowadzonej fabule, wątkom psychologicznym oraz wyrazistym postaciom, książkę czyta się jednym tchem. Tym, co w powieści przeraża jest wizja zdehumanizowanego świata, w którym człowieczeństwo jest chorobą psychiczną, a jedyną akceptowaną formą zachowania jest mechaniczne posłuszeństwo najbardziej nawet absurdalnym przepisom (vide przeglądanie książek w silikonowych rękawiczkach i maskach, w celu uniknięcia reakcji alergicznych, czy obowiązek masturbacji dwa razy w tygodniu w celu rozładowania napięć seksualnych). Tym bardziej porusza postawa bohaterki, która w tej nieludzkiej rzeczywistości stara się zaspokoić swoje ludzkie potrzeby posiadania korzeni, rodziny, bycia kochaną. [ag]

Rüdiger von Fritsch

J

Aleksandra Szarłat

Stempel do wolności

Prezenterki

tłum. Kamila Gierko, Winfried Lipscher OW Atut, Wrocław 2012 s. 197, il., ISBN 978-83-7432-853-1

Świat Książki, Warszawa 2012 s. 395, il., ISBN 978-83-273-0171-0

ak uciekano z NRD? Skoki przez mur, gdy jeszcze było to możliwe. Potem podkopy, taranowanie przejścia, ślizg lotnią, najpopularniejszy sposób – wykupywanie ludzi. I metoda „na wariata”, która najbardziej podobała się młodym ludziom. Rüdiger von Fritsch, dziś poważny ambasador Niemiec w Warszawie, opisuje ucieczkę przygotowaną dla kuzyna i jego kolegów przez Bułgarię, Turcję i Grecję, przy pomocy własnoręcznie sfałszowanych paszportów i wiz… Profesjonalnie – co potwierdził nawet ekspert Federalnej Służby Wywiadowczej. Autor opisuje strach, emocje, skoki adrenaliny, jakie towarzyszyły całemu przedsięwzięciu. Jego pełna szczegółów relacja dobrze oddaje atmosferę fałszywej wolności obecnej w NRD. [gs]

N

ie były celebrtytkami, choć cieszyły się popularnością większą niż dzisiejsze gwiazdy. Powód prosty – były jedyne. Pięć pań, bez których trudno wyobrazić sobie polską telewizję, które „ociepliły” mały ekran i sprawiły, że w większości domów przyjął się jako szklany gość. W rozmowach Aleksandry Szarłat z Edytą Wojtczak, Krystyną Loską, Bożeną Walter, Bogumiłą Wander i Katarzyną Dowbor przywołane zostały pionierskie czasy TVP – absurdy, rygory, sytuacje groźne, humorystyczne, surrealistyczne; postaci telewizyjnych despotów, szarych eminencji, sławnych artystów i anonimowych (dla większości) specjalistów. Prezenterki to imponująca praca dokumentacyjna, napisana z werwą, lecz bez wścibskości. Arcyciekawe! [mm]

Nr 12 (247) grudzień 2012

R E C E N Z J E

41


R E C E N Z J E

42 Michael Lewis

Majgull Axelsson

Bumerang

Ta, którą nigdy nie byłam

Podróże do nowego Trzeciego Świata

tłum. Katarzyna Tubylewicz W.A.B., Warszawa 2012 s. 448, ISBN 978-83-7747-779-3

tłum. Zofia Szachnowska-Olesiejuk Sonia Draga, Katowice 2012 s. 245, ISBN 978-83-7508-535-8

„C

o tak naprawdę stoi za największymi światowymi bankructwami?”, pyta z okładki wydawca najnowszej książki Michaela Lewisa, historyka sztuki (z wykształcenia) i dokumentatora spektakularnych kryzysów fnansowych (z zawodu i zamiłowania). Chciwość – chciałoby się powiedzieć po jej lekturze, i tyleż to trafne co oczywiste. Wskazać winnych tego zgubnego w skutkach grzechu – to zadanie, na którym koncentruje się cały wysiłek reporterski Lewisa. Dochodzenie jest rzetelne i przeprowadzone pieczołowicie, nie wnosi ono jednak do aktualnego stanu wiedzy o przyczynach współczesnych katastrof finansowych nic ponad ogólne stwierdzenia w stylu „winne jest nieróbstwo Greków” czy „lekkomyślność Irlandczyków”. Jednakże obarczanie winą za bankructwo państwa cech „narodowych” poszczególnych grup ludzi jest znacznym spłyceniem problemu, zwłaszcza że autor unika odpowiedzi na bardziej nurtujące pytanie: dlaczego dopuszczono do tego, by cechy te uaktywniły się w społecznościach dotąd nieprzejawiających skłonności do autodestrukcji? W książce pojawiają się nieśmiałe wtrącenia o brytyjskich, amerykańskich czy niemieckich bankach i inwestorach oraz ich roli w całym procesie, jednak Lewis nie odważa się na szerszą analizę powiązań i niedopatrzeń na szczeblu międzynarodowym (a przecież wspomina o świadomości zagrożeń wśród elity światowych finansów). Nie zmienia to jednak faktu, że książkę czyta się przyjemnie, a to głównie za sprawą lekkiego (jak na zagadnienia ekonomiczne) stylu autora i jego specyficznego, nieco ironicznego podejścia do tematu. Co zaś się tyczy kryzysów: czy wydawca kolejnej książki Lewisa zakrzyknie z okładki: „Powiem wam, kto na tym zarobił”? [ag]

M

ajgull Axelsson, ulubienica psychologów, napisała kolejną powieść rozbierającą na części pierwsze relacje międzyludzkie, jak zawsze mocno skręcone i niebanalnie opowiedziane. Osią centralną książki staje się tragiczne wydarzenie, które dzieli historię na Przed i Po, a sposób narracji – użycie naprzemiennej retrospekcji i czasu teraźniejszego – nie pozwala ślizgać się po tekście, ale skutecznie angażuje czytelnika. Główna bohaterka, MaryMarie Sundin (jednym imieniem ochrzciła ją matka, drugie w praktyce stosował ojciec), już jako nastolatka bawiła się, że ma dwa życia i wierzyła w istnienie siostry bliźniaczki. Podwójne życie prowadził za to jej niewierny mąż, Sverker, szef sztokholmskiej agencji reklamowej. Jego nałóg szukania szczęścia poza małżeństwem doprowadził ich do tragedii: on wylądował na wózku inwalidzkim ze skręconym karkiem po tym, jak został wyrzucony przez okno przez nieletnią dziwkę (lub jej alfonsa); ona – pani minister do spraw pomocy rozwojowej (walcząca ostro z handlem kobietami) – musiała podać się do dymisji, gdy prasa dowiedziała się o wybrykach męża. Konieczność opiekowania się draniem doprowadziła ją do skrajności: pierwszy raz podjęła własną decyzję, za którą przyszło jej zapłacić. Narastające przez lata frustracje i paraliżujący ją strach, skrywane za iluzoryczną fasadą kobiety sukcesu, wybiły jak szambo. Od tej chwili powieść opowiada o Mary Sundin – tej, która poddała się woli i oczekiwaniom innych; i Marie Sundin – tej, którą tamta dotąd nie była – sobą. Szwedzka pisarka umiejętnie skonstruowała powieść, pozostawiając przestrzeń na domysły i obszerny materiał do głębszej analizy. Jej portrety psychologiczne są przemyślane i wiarygodne z klarownym podziałem na postacie pozytywne i negatywne; a sytuacja społeczna stanowiąca tło dopełnia całości. Wszystko gra, jak w orkiestrze. [alo]

Sándor Márai

Allegra McEvedy, Paul Merrett

Znieważeni

Ekonomia gastronomia

tłum. Teresa Worowska Czytelnik, Warszawa 2012 s. 215, ISBN 978-83-07-03290-0

tłum. Anna Nowak Nasza Księgarnia, Warszawa 2012 s. 320, il., ISBN 978-83-10-12290-2

O

k, Sándor Márai jest geniuszem i prorokiem. Ale jest też podstępny: potrafi już pierwszym zdaniem ubezwłasnowolnić czytelnika. Po raz kolejny stałam się jego ofiarą za sprawą Znieważonych. To ostatnia część cyklu Dzieło Garrenów (1947). Bohater – niejaki Péter Garren (alter ego autora), pisarz pochodzenia węgierskiego – monologuje na temat… głosu, który zmienił dzieje ludzkości. Był początek lat 30. i nikt nie miał pojęcia, co ten głos spowoduje. Zanim jednak Hitler zrobił swoje, już zaczął się proces dewastacji dawnego świata. Pierwsze symptomy to zanik kultury wysokiej, zastępowanej przez umizgi do mas. A faszyzm to przypieczętował. Przyszłość pokazała, że Márai się nie mylił. Jednocześnie pocieszył nas – sobą. [mm]

Nr 12 (247) grudzień 2012

„Jpodtytuł omawianej publikacji. Cóż

edz lepiej i wydawaj mniej”, głosi

bardziej trafnego na szalejący w Europie kryzys? Publikacja jest połączeniem poradnika i książki kucharskiej – para autorów, zawodowych kucharzy, radzi, w jaki sposób zrobić budżetowe oszczędności w wydatkach na żywność, nie marnować jedzenia, a jednocześnie podnieść walory domowych potraw. Czyż nie o tym marzy każda pani domu? Porady zaczynają od przepisów podstawowych – przykładowo na pieczonego kurczaka, z którego resztek po niedzielnym obiedzie można wyczarować sałatkę czy zapiekankę. A potem jest coraz ciekawiej… Apetyt i zapał wzmagają smakowite zdjęcia – każda opisywana potrawa ma swoje fotograficzne odniesienie. [het]


Marcin Popkiewicz

Elżbieta Cherezińska

Świat na rozdrożu

Korona śniegu i krwi

Sonia Draga, Katowice 2012 s. 567, ISBN 978-83-7508-520-4

Zysk i S-ka, Poznań 2012 s. 741, ISBN 978-83-7506-994-5

M

arcin Popkiewicz jest fizykiem. Książka dotyczy ekonomii, bankowości i ochrony środowiska. Nic to jednak. Problem w tym, że podawane przez autora stricte naukowe tłumaczenie zjawisk zachodzących w trzech wymienionych wyżej dziedzinach oraz ich wzajemnych powiązań ma sens. I rodzi niepokój o los świata i nas samych. Autor tłumaczy zmiany, jakich jesteśmy świadkami, przy pomocy niezbywalnych praw fizyki. Wyjaśnia także ten prosty fakt, że mimo postępu i ogólnego rozwoju bilety tramwajowe są coraz droższe, a człowiek zarabia coraz mniej… Popkiewicz ostrzega, że nasze działania w sferze ekonomii, systemu finansowego, zużycia surowców naturalnych wkrótce zderzą się z ograniczeniami nakładanymi przez czasoprzestrzeń, w której żyjemy. Innymi słowy, nie starczy nam zasobów planety na zaspokojenie potrzeby produkcji i konsumpcji dóbr, co spowoduje między innymi upadek walut, systemu opartego na ideologii wzrostu gospodarczego czy nieodwracalne zniszczenie zasobów odnawialnych. Stara się wytłumaczyć czytelnikowi, dlaczego tak się stanie i co można jeszcze zrobić, aby skutki tych procesów były jak najmniej katastrofalne. Rozwiązania problemu upatruje w uświadamianiu ludzi, do czego prowadzi tocząca dziś świat ideologia konsumpcji. [ag]

Emmanuel Schmitt

Kobieta w lustrze tłum. Łukasz Müller Znak, Kraków 2012 s. 464, ISBN 978-83-240-1679-2

K

siążka z gatunku tych polecanych do czytania w drodze do/z pracy. Skutecznie pozwala zasłonić przygnębione i zaspane twarze współpodróżnych; jest na tyle lekka, że sprawdza się w warunkach niewymagających wielkiej koncentracji. Éric-Emmanuel Schmitt pisze o kobietach, dla kobiet. Bohaterkami jego nowej książki są trzy panie pozornie ze sobą niezwiązane. Każda z nich żyje w zupełnie innych czasach: Anne z Brugii to XVI-wieczna flamandzka mistyczka, beginka oskarżona o czary, która wcześniej uciekła sprzed ołtarza. Hanna von Waldberg, wiedeńska arystokratka żyjąca w czasach Freuda, zostawiła z kolei męża dla psychoanalizy. Ostatnia z nich, Anny, jest współczesną amerykańską gwiazdą filmową, próbującą wyplątać się z używek i używania mężczyzn. Poza imieniem łączy je zależność bliźniaczo podobna do tej z filmu Godziny. Autor bawi się w babskiego psychologa, niefortunnie. Za mocno upraszcza swoje bohaterki, nie oddając w pełni skomplikowania kobiecej natury. Podąża utartymi ścieżkami, bierze się za to, co chwytliwe – emancypantki; tyle że swoją książką jedynie powiela i utrwala stereotypy. Tomik, mimo że pokaźny, praktycznie nie wnosi żadnej wiedzy. Kolejny przykład literatury popularnej przyjemnej w formie, miałkiej w treści. [alo]

B

aśnią historyczną albo fantazją wczesnośredniowieczną osnutą na kanwie dziejów Polski rozbicia dzielnicowego jest najnowsza powieść Elżbiety Cherezińskiej. Autorka musiała dokonać tytanicznej pracy, by przedrzeć się przez dostępne źródła i zbudować na tej kanwie pełnokrwistą opowieść z zastępami książąt, książątek i możnych okresu rozbicia dzielnicowego, królów i papieży, politycznych intryg równie zawiłych jak zmienne sojusze. Całość spaja osoba głównego bohatera – księcia Przemysła II, którego poznajemy jako krnąbrnego chłopca, a żegnamy jako króla, pogromcę klątwy Wielkiego Rozbicia. Tytuł nawiązuje do mitu o św. Graalu, którym jest „utracona na skutek grzechu korona Królestwa Polskiego”. Zanim jednak dotrzemy do końca opasłego tomu, czujemy się śmiertelnie znużeni. Rozbudowane wątki obejmują tereny Polski i sąsiednich państw, prowadzą nawet do zimnej Szwecji, ojczyzny jednej z żon głównego bohatera. Nie raz piszącej te słowa towarzyszyła refleksja, że gdyby książkę odchudzić, akcja płynęłaby bardziej wartko, bohaterowie zyskaliby, a Cherezińska mogłaby stać się Sienkiewiczem tworzącym legendę Polski wczesnośredniowiecznej… Do zbytniego rozbuchania powieściowej materii przyczynił się również język – często zbyt liryczny bez kontrapunktu, ze swoistą poetyką obrazowania. Godła herbowe na przykład stają się w sposób schizofreniczny personifikacją ich nosiciela, żyjąc jakby własnym życiem. Na dłuższą metę taki zabieg stylistyczny, gdy półorzeł co rusz krzyczy, a półlew ryczy, staje się dla czytelnika irytujący. W pamięć zapadają kobiety: piękna i nieszczęśliwa Lukardis zamieniona w wilkołaka, delikatna i charyzmatyczna Rikissa, Kinga za życia święta czy wreszcie diabeł wcielony w piękne ciało Mechtyldy Askańskiej. Autorka nie stroni zresztą od opisywania momentów intymnych. Seksu w powieść nie brak, opisana jest nawet orgia towarzysząca jednej z uczt. Książęta piastowscy są jurni i kobiet spragnieni, dlatego też często żony odwiedzają dla zasady, a panny nierządne dla zaspokojenia żądz, jak książę Henryk wrocławski, który traci głowę dla leśnej boginki Jemioły. Ta leśna dziwka spełnia misję pogańskiego świata wobec nieświadomego tych zabiegów katolickiego księcia. Świat prastarych wierzeń rozbudza tkwiące głęboko w każdym z nas tęsknoty za zamierzchłą przeszłością. A to za sprawą opisów pogańskich rytuałów, pramatek zaludniających stromizny Raduni, obecności wilkołaków, strzyg i innych upiorów. Czytelnikowi towarzyszy jednak wrażenie, że całe „dzianie się” to nihil novi. Brudna polityka, intrygi, knucia, mordy, mariaże dla pieniędzy, sekretne związki to elementy życia całkiem współczesnego, tyle że w innym sztafażu. I nawet słowo na „k” bywa nadużywane w rozmowach rządzących… A więc – uniwersalna księga zachowań rodzaju ludzkiego uwikłanego w politykę, miłość i zdrady? To zbyt dużo powiedziane. Korona śniegu i krwi wątpliwości pozostawia jednak więcej. [jos]

Nr 12 (247) grudzień 2012

R E C E N Z J E

43


Najważniejszy rachunek czyli

W co ja wierzę Marcin Witan a czas bożego Narodzenia proponuję moim Czytelnikom wino o głębokim, wytrawnym smaku, którego bukiet jednak może być słodkawy lub zabarwiony goryczą, w zależności od wrażliwości pijącego. Kosztując go mamy szansę dostrzec, że dany nam Święty Czas to nie prezenty, choinki, bombki, obfite jedzenie, nawet nie żłóbek i kolędy, a więc nie to, czemu czynimy zadość dla szacownej tradycji. To otoczka, wdzięczna obudowa celebracji prawdy o bogu, który stał się człowiekiem. Czy rozpoznamy Go, a jeśli tak, to czy spotkanie z Nim będzie dla nas – jak pisze T.S. Eliot – „ciężką i gorzką agonią”, skoro bowiem Wiekuisty umniejszył się do rozmiarów dziecka z miłości do ludzi, to w ich życiu nic już nie powinno być „po staremu”, powinni odnosić się wyłącznie do Niego? ba, ale jak dokopać się do, jakże często zalegających w nas głęboko, pokładów chrześcijaństwa, nie wydobywanych od lat, może od dzieciństwa, spoczywających pod warstwami

N

Yousuf Karsh

K S I A Ż K I

J A K

W I N O

44

Nr 12 (247) grudzień 2012

zniechęcenia, konformizmu, zobojętnienia? Można sięgnąć po W co ja wierzę. bardzo jestem wdzięczny François Mauriacowi za tę książkę. Za otwierające ją słowa wstępu, które, przeczytane po raz pierwszy przed dwudziestoma czterema laty, uruchomiły we mnie proces duchowo-intelektualnej refleksji nad moim chrześcijaństwem, moim katolicyzmem. byłem wtedy trochę starszy od wnuków pisarza, którym zadedykował swoje przemyślenia: „Starałem się możliwie najprościej i najbardziej naiwnie odpowiedzieć na pytanie: «Dlaczego pozostałeś wierny religii, w której się urodziłeś?» było w tym ryzyko, że ułatwię zadanie przeciwnikom. Ryzyko na miarę prostoty i naiwności, które miały utrzymać mnie w pokornej postawie wierzącego przez całe moje życie, ale również od dzieciństwa do późnej starości pozwoliły mi odczuwać, dotykać, posiadać miłość, której nie widziałem.” Prostota i naiwność. Nie frajerstwo czy łatwowierność. Chodzi o ufność szczerą, bezbronną – wobec Tego, który sam bezbronny, rodząc się, oddał się w nasze ręce. Dlaczego pozostaję wierny religii, w której się urodziłem? To dobre pytanie na boże Narodzenie. Dla, podejrzewam, większości z nas, czyli tych, co nie przeżyli spektakularnego wejścia na ścieżkę nawrócenia, bo są często katolikami „uśpionymi”, katolikami z nazwy, choć ochrzczonymi, po I Komunii Świętej, nawet po bierzmowaniu, czyli – jak złośliwie mówią niektórzy – „uroczystym sakramencie pożegnania z Kościołem w obecności biskupa”. Stary Mauriac pisze swoim wnukom o tym, co w życiu najważniejsze, zachęca do wejścia na drogę wysiłku wzrastania w cnocie wiary – bo wiara jest cnotą kardynalną – wysiłku dziś nieoczywistego, coraz bardziej poddawanego w wątpliwość. To poruszający testament, świadectwo człowieka, który wybrał „nie tyle pewną religię, pewien Kościół, ile Kogoś, z Kim nawiązywałem łączność dzięki temu właśnie Kościołowi i tej właśnie religii. (…) Nie mogę uwierzyć, by życie nie miało swojego kierunku i celu, by człowiek nie miał swego przeznaczenia.” Dlatego Słowo (Sens) stało się ciałem i zamieszkało miedzy nami. [wit]


Ostatnia część bestsellerowego

Jezusa z Nazaretu Benedykt XVI o narodzeniu Jezusa

Benedykt XVI domyka swój cykl książek o postaci i przesłaniu Jezusa. Tym razem Papież opowiada o najbardziej tajemniczym i najmniej znanym okresie Jego życia: narodzeniu i dzieciństwie. Pokazuje Jezusa, który przychodzi na świat w konkretnym miejscu, czasie i rodzinie. Stara się też odpowiedzieć na pytanie: co narodzenie Jezusa oznacza dla każdego z nas?

Jezus z Nazaretu. Dzieciństwo jest zapisem rozmyślań Benedykta XVI. To przejmująca medytacja kapłana i efekt osobistego odkrywania tajemnicy Wcielenia.

Kup z rabatem na:

Zamówienia można składać: e-mail: sklep@znak.com.pl tel. 12 61 99 569 Społeczny Instytut Wydawniczy Znak Sp. z o.o. ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków

niedziela T

Y

G

O

D

N

I

K

K

A

T

O

L

I

C

K

I


Nr 12 (247) • grudzień 2012 • ISSN 1230-0624 • cena 19,90 zł (5% VAT)

POWIE¥m napisana

Z ROZMACHEM godnym dzieï Hieronima Boscha Stevena Spielberga J.R.R. Tolkiena George’a R.R. Martina

WYĞāCZNY DYSTRYBUTOR Firma KsiĎgarska Olesiejuk spóğka z ograniczonĂ odpowiedzialnoıciĂ S.K.A.

Magazyn centralny: 05-850 OŃarów Mazowiecki ul. Poznaġska 91, tel. (22) 721 30 00/11, www.olesiejuk.pl


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.