nowyczas2006/008/008

Page 13

nowyczas.co.uk

NOWYCZAS 24 listopada 2006

REPORTAŻ 13

Mogłoby się wydawać, że odważne przedsięwzięcia i projekty finansowe Polek były zbyt trudne do zrealizowania. Po kilku latach, kiedy spłacono już wszystkie długi, okazało się, że wybrały właściwą drogę. Pomogły w tym oczywiście determinacja oraz ogrom ciężkiej, bezinteresownej pracy. Z biegeim lat ilość pracy przerastala kurczące się grono najbardziej oddanych członkiń. Sprzedano więc hotelik, pozostawiając dwa domy. Ważnym elementem działania Zjednoczenia Polek były świąteczne bazary, organizowane w Ognisku Polskim, a potem w sali parafialnej przy kościele św. Andrzeja Boboli. Ich wielką atrakcją stały się wyroby artystyczne i wspaniałe wypieki przygotowywane przez członkinie oraz atmosfera, która temu towarzyszyła, a przede wszystkim pięknie przygotowany świąteczny stół, który miał przypominać o naszych świątecznych tradycjach (pamietajmy, że wyjazdy do komunistycznej Polski nie były przez ideowych emigrantów akceptowane, więc ich dzieci kraj ojców znały tylko z opowieści). Mimo dość wysokiej średniej wieku – niesty nie udało się do organizacji przyciągnąć młodszego pokolenia – Polki wciąż wytrwale pracują. Codziennie na adres Zjednoczenia przychodzą listy z prośbą o pomoc (w skali rocznej ponad 2000 ). Od lat 90., kiedy kraje byłego bloku sowieckiego: Litwa, Białoruś i Ukraina uzyskały niezależność, regularnie udzielana jest pomoc Polakom tam mieszkającym – osobom prywatnym, ośrodkom parafialnym, szkołom, przedszkolom, szpitalom i domom opieki. Przekazywane są również pieniądze Stowarzyszeniu „Wspólnota Polska” oraz Komitetowi Pomocy Polakom w Rosji na kolonie letnie dla dzieci polskich z terenu byłego ZSSR. Wszystkie dane personalne (nazwiska, adresy, stan rodziny, stan zdrowia i rodzaj pomocy) są katalogowane. W kartotekach notowana jest także każda wysłana paczka. W ubiegłym roku – powiedziała na dorocznym spotkaniu opłatkowym przewodnicząca Zjednoczenia Danuta Bogdanowicz-Rosco – otrzymałyśmy 2149 listów z prośbą o pomoc – nieraz bardzo rozpaczliwych.

Wysłałyśmy 535 paczek, a raczej pak odzieżowo-żywnościowych i zapomogi pieniężne… Ogólna suma naszej pomocy dla kraju i na tereny wschodnie, tzn. na Litwę, Białoruś i Ukrainę, wyniosła 149 tys. 126 funtów. Ułatwiłyśmy ośmiu uczniom w roku przedmaturalnym przyjazd na roczny pobyt w angielskich prywatnych szkołach internatowych. Pomogłyśmy polskiemu naukowcowi na dokończenie studiów w Oksfordzie oraz dwóm doktorantom prowadzącym prace w Imperial College, dając im mieszkanie. Pomogłyśmy zapłacić depozyt i czynsz za mieszkanie rodzinie z Polski z czwórką dzieci. Dałyśmy również drobną dotację na Salvation Army, która uruchomiła doraźną pomoc dla bezdomnych Polaków na Victorii. Pomogłyśmy ponownie polskiemu misjonarzowi w Afryce Południowej dając tysiąc funtów na wyżywienie 300 sierot. W każdym roku pojawiają się podobne sprawozdania, może tylko lista obdarowanych trochę się zmienia. 4 listopada br. odbyło się Walne Zebranie Zjednoczenia Polek, na którym zadecydowano o sprzedaży domów przy Warwick Road. Ogrom pracy wynikający z utrzymania domów był zbyt dużym ciężarem do udźwignięcia. Fundusze uzyskane z tej transakcji z pewnością przez lata wspierać będą nie tylko starych i chorych, ale również młodych i zdolnych, w których – zdaniem członkiń tej organizacji – należy inwestować. Polki zawsze pracowały i pracują zespołowo, nie chcą indywidulanych wyróżnień, medali, odznaczeń, wymienię więc tylko przewodniczące w kolejności chronologicznej. Wanda Pełczyńska, Irena Komorowska, Maria Dębicka, Anna Januszajtis, Elżbieta Zamoyska, Maria Leśniakowa, Adela Wilkowa, Wanda Prawdzic-Szlaska i Danuta Bohdanowicz. Niezbyt długa lista jak na 60 lat działalności.

•••

Ze Zjednoczeniem Polek zetknęłam się w 2001 roku, kiedy napisałam artykuł o młodej studentce Basi Płoszaj, która przyjechała do Londynu ze wschodnich rubieży Polski uczyć się angielskiego i zarobić na kontynuację studiów w Polsce. Kiedy źle się poczuła i została skierowana na specjalistyczne badania, okazało się, że jest chora na bardzo złośliwą formę raka – Hodgkins Disease. Znalazła się bez środków do życia i dachu nad głową. Choć Royal Free Hospital w londyńskiej dzielnicy Hampstead zdecydwał się poddać ją bardzo drogiej kuracji, w przerwach między poszczególnymi jej etapami musiała gdzieś mieszkać i z czegoś żyć. W tej tragicznej sytuacji życiowej polskie organizacje emigracyjne, do których się zwróciła, odmówiły pomocy. O działalności Zjednoczenia Polek nie wiedziała, ale członkinie, przeczytawszy artykuł w „Tygodniu Polskim” same przyszły z pomocą. Zjednoczenie skontaktowało się z Basią i udostępniło jej oraz jej matce, która przyjechała z Polski, by zająć się chorą córką, bezpłatny pokój na czas leczenia oraz pomoc finansową. Poza pomocą udzieloną przez organizację, Basia z mamą spotkały się z płynącą z potrzeby serca życzliwością i wsparciem wielu członkiń Zjednoczenia.

Gości „Cenzora”, jedynego w Edynburgu polskiego pubu, witają plakaty utrzymane w absurdalnym klimacie socrealizmu, polski Żywiec i pierogi oraz… dwie młode Polki, Ania (na zdjęciu) i Milena. Nie mają jeszcze trzydziestki, jednak z powo dzeniem prowadzą knajpę, w której równie chętnie bywają rodacy, jak i Szkoci.

CENZOR

z obowiązkową wuzetką

Katarzyna Bielińska redakcja@nowyczas.co.uk

Kiedy młoda, mieszkająca w stolicy Szkocji Polonia zastanawia się nad wyborem miejsca na spotkanie przy piwie czy nawet na zwyczajne pogaduchy przy kawie, pewne jest, że prędzej czy później ktoś rzuci nazwę: „Cenzor!” I nic dziwnego – w końcu to jedyny w Szkocji polski pub. Aby do niego trafić, nie musimy wcale długo błądzić po wąskich ulicach Edynburga. Nawet osoby nie znające dobrze miasta, trafią tu łatwo: od Princess Street, głównej ulicy stolicy, do York Place 1-3, gdzie mieści się pub, idzie się spacerem około 5 minut. Klientów wita niepozorny szyld nakłaniający do zejścia po schodach w dół.

Promocje do wyboru Z każdym krokiem zagłębiamy się jak w labirynt. I to z epoki socrealizmu. Mnóstwo wnęk, zakamarków, co chwilę odkrywamy nowe pomieszczenia. Na pomalowanych na czerwono ścianach plakaty z lat 60. Przodownik pracy z ręką na ustach nakłania do „Strzeżenia tajemnicy państwowej”, na innym plakacie – roześmiane traktorzystki. Z napisu przy barze dowiadujemy się, że w tym miejscu „Kawa i wuzetka są obowiązkowe”. Na pomysł stworzenia polskiego pubu Anna Brudnowska i Milena Skonieczna wpadły równo rok temu. A potem zrealizowały swoje marzenie w rekordowym tempie. Podczas uroczystego otwarcia 19 lutego przy szampanie i bigosie bawiło się tylu rodaków, że szybko zbrakło miejsc. – Jeszcze szybciej skończyło się polskie piwo. Ale poza tym klimat był super – śmieje się Ania, która mieszka i pracuje w Szkocji od czterech lat. W czasie studiów psychologicznych na jednym z polskich uniwersytetów wzięła roczny urlop dziekański i przyjechała do pracy na północ Wyspy. I została. Ma za sobą pracę w restauracjach, hotelach, w pubach. Milena, przyjaciółka poznana w Krakowie, dołączyła do Anny dwa lata temu. Kiedy nadarzyła się okazja, by nie pracować już dla innych, ale wreszcie dla siebie, dziewczyny od razu z niej skorzystały. Znajomy z Indii prowadził w miejscu dzisiejszego „Cenzora” dwupoziomową restaurację, jednak interes nie szedł najlepiej. Anna wpadła na pomysł stworzenia na dolnym poziomie pubu. Polskiego. – To była nisza, nie było takiego miejsca w Edynburgu – dodaje. Na ogół otworzenie knajpy wymaga sporych nakładów finansowych: za samą odsprzedaż najmu lokalu położonego w centrum Edynburga trzeba zapłacić od 40 do 60 tys. funtów, do tego dochodzi miesięczny czynsz 2,5 tys. funtów. – Miałyśmy oszczędności, ale nie aż takie – mówią dziewczyny. – Na szczęście przyjaciel potraktował nas ulgowo. Polki mogły poważnie wziąć się za planowanie własnego biznesu. Długo rozmyślały nad nazwą. – Musiała być chwytliwa dla rodaków, ale także łatwa w wymowie i zrozumiała dla tubylców – mówią pomysłodawczynie „Cenzora”.

Ulubione gołąbki Polski pub szybko stał się ulubionym miejscem spotkań młodych Polaków. Przyciąga ich tam bezpretensjonalny

wystrój wnętrz utrzymany w klimacie lat 60. (dzieło Mileny), a także domowa kuchnia. Goście zamawiają gołąbki, placki ziemniaczane z kwaśną śmietaną i pierogi, własnoręcznie lepione przez Tomka, zawodowego kucharza zatrudnionego w pubie. Tomasz po kilkanaście godzin dziennie wytapia wielkie płaty słoniny na domowy smalec do chleba, który stanowi jeden ze specjalności „Cenzora”. Dziewczyny cieszą się, że gośćmi pubu są także Szkoci, Francuzi, Hiszpanie, a także i inni obcokrajowcy, mieszkańcy wielokulturowej stolicy. O ile na początku prawie całą klientelę stanowili rodacy, dziś tylko połowa gości mówi po polsku. – Szkoci uwielbiają gołąbki, ale już trudniej przekonać ich do chleba ze smalcem – opowiada Anna. Obcokrajowcy cenią również polskie alkohole. W „Cenzorze” mają okazję spróbowania kilku rodzajów polskiego piwa i wódki. Anna i Milena są żywym dowodem powiedzenia, że za własnym biznesem naprawdę trzeba pochodzić. – Nie da się wyjść z pracy o przysłowiowej 16. Tym bardziej, że my o tej godzinie dopiero otwieramy knajpę! — śmieje się Ania, która przychodzi do pubu po południu, ale pracę naprawdę zaczyna wcześniej. Wylicza: – Jadę zamówić towar, kiedy trzeba coś naprawić wzywam fachowca, załatwiam sprawy w banku. Przed otwarciem dziewczyny sprzątają lokal. – Jeśli możemy coś zrobić same, to po co mamy komuś za to płacić? – mówią. Same dbają o promocję, rozrzucają zaprojektowane przez Milenę ulotki reklamowe. Pracują za barem do godziny 1-2 w nocy, od czasu do czasu pomaga im barmanka Monika, przyjaciółka, do której Ania przyjechała cztery lata temu. Dbają o to, by w pubie coś się działo: zorganizowały wspólne oglądanie mistrzostw w piłce nożnej, występ polskiego didżeja. – Takie zdarzenia przyciągają gości. A kiedy ktoś raz przyjdzie i mu się spodoba, są duże szanse, że następnym razem przyprowadzi znajomych – dodają.

Frajda z pracy dla siebie Kuchnia i księgowość – to dwie działki, których prowadzenie z ulgą oddały w inne ręce. – Nie można robić wszystkiego i znać się na wszystkim. Trzeba wiedzieć na czym się znamy, a co lepiej zlecić komuś innemu – mówi Ania. Dziś księgowością „Cenzora” zajmuje się rodowitySzkot. – A dobry księgowy, znający realia kraju to bardzo cenne wsparcie. Dzięki niemu nie musimy martwić się o finansową stronę prowadzenia biznesu i wiemy na przykład, który rachunek musimy zapłacić teraz, a z którym można poczekać nawet pół roku – mówi Ania. Prowadzenie własnego biznesu ma też oczywiście swoje przyjemne strony. – Dla nas ważna jest satysfakcja z pracy dla siebie – mówią dziewczyny. – Jeśli coś idzie źle, winisz tylko siebie i możesz to naprawić. Z drugiej strony – kiedy interes idzie dobrze, masz ogromną frajdę. Dziewczyny podkreślają, że własny biznes to często wzloty, upadki oraz duża odpowiedzialność. Opowiadają o czasie około Wielkanocy, kiedy klienci zaglądali do pubu rzadziej. Na szczęście to już przeszłość. Interes idzie dobrze, i patrząc na to, że w stolicy Szkocji pojawia się coraz więcej rodaków, taka tendencja się utrzyma. A dziewczyny cieszą się z tego i już planują otwarcie kolejnego pubu, w innej części Szkocji. Gdzie? — Tajemnica handlowa...– uśmiecha się Ania.


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.