WETERAN TRAKTOR
www.weterantraktor.pl
WETERAN TRAKTOR
Weteran Traktor Magazyn miłośników starej techniki rolniczej nr 3 (2018)
. Bizon Super – zniwa na super - str.14 Ursus to nie Dzik - str.20 Z Poznania do Mannheim - str.24 Panningen – mekka europejskich kolekcjonerów - str.26 Ursusem do Kuwejtu - str.34 Zetor 25 Sweden Tour 2018 - str.37
OD WYDAWCY
Od wydawcy Do rąk czytelników trafił trzeci numer Weteran Traktor, czyli magazynu poświęconemu kolekcjonowaniu starych traktorów, maszyn rolniczych i silników stacjonarnych stosowanych w rolnictwie. To co na zachodzie jest kultywowane od ponad 40 lat, dotarło do nas dopiero ok. 15 lat temu. Z satysfakcją obserwuję, że kolekcjonowanie starych maszyn i traktorów w naszym kraju zdobywa sobie z roku na rok coraz większą popularność. Z roku na rok przybywa nie tylko samych kolekcjonerów ale i imprez oraz klubów. Powstają kolejne skanseny maszyn i ciągników rolniczych. Od kilku lat działają już skanseny Jacka Grzywacza w Łochowicach, Marka Staniaszka w Starych Budach, Janusza Dramińskiego w Naterkach. W trakcie organizacji są skanseny w Lubecku koło Lublińca i Besku koło Rymanowa. Coroczne spotkania kolekcjonerów zabytkowych traktorów, które w naszym kraju zapoczątkowały Wilkowice spotkały się w wielu miejscach Polski z pozytywnym zainteresowaniem. Organizowane są imprezy o podobnym charakterze w GolubiuDobrzyniu, Obornikach Śląskich, Rudawce Rymanowskiej, Łazach, Lubecku, Woli Rasztowskiej, Ochabach Wielkich czy Piotrowicach Świdnickich. Zabytkowe traktory są wykorzystywane do filmów np. ,,Sztuka kochania”, czy ,,Historia Roja”. Wystawcy na wielu imprezach handlowych i targach zorientowali się, że zabytkowy traktor może być doskonałym magnesem do ich stoiska. Stąd obecność starych Ursusów, Lanz Bulldogów, Zetorów czy John Deere na wielu targach nie tylko rolniczych. Od czego zacząć? Nie wątpliwie przydatna jest chociaż podstawowa wiedza mechaniczna, miejsce w warsztacie, garażu lub pomieszczeniu, gdzie można wykonywać prace remontowe. Dobrze jest przed dokonanie zakupu zasięgnąć porady fachowca lub innego kolekcjonera i przejechać się na jeden z wielu zlotów w naszym kraju. A potem już tylko zapisać się do najbliższego klubu w okolicy i brać udział w różnych imprezach masowych. Zainteresowanie widzów gwarantowane. Andrzej Cieślik redaktor naczelny Stopka redakcyjna: Wydawca PHUP Turus Andrzej Cieślik, 64-100 Leszno, Grunwaldzka 85/2 tel. 602120511 www.weterantraktor.pl, e-mail:turus@turus.pl Fot. A. Cieślik, archiwum kolekcjonerów Skład:Andrzej Przewoźny. Redakcja: Andrzej Cieślik redaktor naczelny. Współpraca: Kamil Hornik, Paweł Rychter, Rafał Mazur, Andrzej Kaźmierczak, Marek Wiśniewski, Grzegorz Smela, Jacek Grzywacz. Okładka Jerzy Walerowicz na Ursusie C45 na plaży w Łazach.
WETERAN TRAKTOR
SPIS TREŚCI str.3 - Od wydawcy str.4-5 - Trattori d’epoca - osobista migawka z Italii str.6 - Galeria Kolekcjonerów - Kazimierz Fons str.7 - Galeria Kolekcjonerów - Ladislav i Maria Chvostalowie str.8 - Galeria Kolekcjonerów - Jerzy i Maria Rąpała str.9 - Galeria Kolekcjonerów - Franciszek Rychter str.10 - Krzysztof Bamber - mistrz lokomobili str.11 - Krótka historia Dzika 1 str.12-13 - „Predom PR-210” – czy o to chodziło rolnikom? str.14-16 - Bizon Super – żniwa na super str.17 - Muzeum Silników Stacjonarnych w Konieczkowej str.18-19 - KL - młodszy brat Bumbaja str.20-21 - Ursus to nie Dzik str.22 - Jak ustawić zawory? str.23 - Gala Techniki Rolniczej str.24-25 - Z Poznania do Mannheim str.26-28 - Panningen – mekka europejskich kolekcjonerów str.29 - Pożegnanie Lata w Rudawce str.30 - Ursusy lepsze od Zetorów? str.31 - X Zlot i Wystawa Zabytkowych Traktorów w Golubiu str.32-33 - III Zlot Zabytkowych Traktorów Sasino 2018 str.34-35 - Ursusem do Kuwejtu str.36 - Zlot w Woli Rasztowskiej str.37-39 - Zetor 25 Sweden Tour 2018 str.40 - W Lubecku powstaje skansen str.41-42 - XVI Festiwal we Wilkowicach str.43 - Po raz siódmy w Obornikach str.44-45 - Ciapkiem nad morze str.46 - Jubileusz klubu i XI Bal Traktorzysty w Wilkowicach str.47-50 - Powiększone kolekcje techniczne w Ciechanowcu str.51 - Uśmiechnij się
ZMARŁ WIT SOBECKI Po długiej walce z chorobą 19 stycznia 2018 r. zmarł wiceprezes i równocześnie jeden z założycieli klubu Retro-Traktor w Golubiu- Dobrzyniu. Kolekcjoner, miłośnik oraz pasjonat zabytkowych maszyn rolniczych, wielokrotny uczestnik festiwalu w Wilkowicach. Pogrzeb odbył się 24 stycznia 2018 roku w kościele w Dobrzyniu. ZMARŁA KRYSTYNA SAMELCZAK Ze smutkiem przyjęliśmy wiadomość, że w dniu 20 czerwca 2018 roku zmarła pani Krystyna Samelczak. Była Członkiem Honorowym Klubu “Traktor i Maszyna” w Lipnie i żoną Jerzego Samelczaka – inicjatora festiwalu starych ciągników w Wilkowicach oraz mamą wieloletniego prezesa Klubu “Traktor i Maszyna” - Rafała Samelczaka. Sympatyk i dobry duch ruchu miłośników zabytkowych ciągników i maszyn rolniczych. Przegrała walkę z chorobą nowotworową. Żyła 68 lat. Pogrzeb odbył się 23 czerwca 2018 roku, Pani Krystyna spoczęła na cmentarzu w Górce Duchownej. -3-
FELIETON
WETERAN TRAKTOR
Trattori d’epoca - osobista migawka z Italii Włochy kojarzą się od lat z doskonałym winem, sztuką, pięknem w każdym detalu, śmiałym wzornictwem i prekursorem trendów estetycznych dla całej Europy. Wiele dzisiejszych kształtów architektury, motoryzacji, przemysłu spożywczego pochodzi z Włoch mamy je na stole, ocieramy się o nie na co dzień nie zdając sobie sprawy ile z tego wszystkiego trafiło tu, do nas. Wymieńmy tu chociażby artystów Michała Anioła, Leonarda DaVinci, projektantów mody Gucci, Armani, Versace, ale też pamiętając o motoryzacyjnych ikonach Lamborghini, Ferrari, Alfa Romeo ale też Fabrica Automobilie Italia (1904r!) czyli znanego dziś wszystkim FIAT-a. Za tą bogatą historią krył się przemysł - także przemysł rolniczy. Gdy w USA rozpoczynał swój warsztacik żniwiarek McCormick, w Niemczech Heinrich Lanz, to we Włoszech w 1884 roku powstała firma założona przez Giovanni Landiniego, pod nazwą Fabbrica di Attrezzi Agricoli ed Enologici. Początkowo produkowała maszyny parowe i lokomobile ale 1910 - powstał sprawny silnik stacjonarny, a ok. 1924 traktor z silnikiem dwusuwowym średnioprężnym z gruszą żarową, działający podobnie jak niemiecki “Wasser Lanz”(czy nasz S-60) na zasadzie chłodzenia przez odparowanie. Ok. roku 1934 powstał ciągnik SUPERLANDINI - 48 KM - najmocniejszy z włoskich traktorów aż do lat powojennych. Rodziła się legenda, która trwa do dziś. Powstają traktory na-
zywane od projektanta Landini Testa Calda - (,,gorąca głowica” - znana nam grusza żarowa z silników Ursus/ Lanz/HSCS). To te maszyny są kultowymi perełkami zdobiącymi dziś wystawy zabytkowych spotkań weteranów rolnictwa. Nie jest to jedyny ciągnik z tego typu silnikiem, na wystawach we Włoszech spotykamy też inne legendarne ciągniki: starsze Landini Velite, Orsi, Motomeccanica i Lombardini a także bardzo już rzadki i pożądany minitraktor Balilla z zaskakującym mini pomnikiem - sylwetką żołnierza na atrapie chłodnicy. Osobną wielką gałęzią są ciągniki gąsienicowe, od malutkich jednocylindrowych, na których ledwo mieści się siedzenie dla człowieka. Wiele jest też marek lokalnych, o ograniczonych do małego terytorium, nie znanych szerzej jak choćby Marziano, Guzalocca, Carasisiti, Luigi, rzadkich, ze względu na ilość i czasami już trudnych do znalezienia. Włochy to kraj, w którym bez rozwoju ciągników nie byłoby życia. Spalona słońcem na kamień ziemia, wyrywanie górom i skałom każdego kawałka zdolnego do rodzenia plonów wymaga wielkiej siły i dużych mocy lub wielu godzin walki. Strome górzyste zbocza wymuszają konstrukcje maszyn zdolnych do pokonania tych przeciwności. Stąd na spotkaniach zabytkowych traktorów często oprócz pokazów stacjonarnych jest orka. Wszystkimi możliwymi sprzętami, które dojechały na spotkanie. To szacunek ale i duma z trudu ciągłego
• Pierwszy „włoch” w kolekcji klubowiczów TiM
-4-
FELIETON
WETERAN TRAKTOR
wygrywania z nieprzyjazną przyrodą, walki choć zwycięskiej, to okupionej wielkim wysiłkiem. Gdy się patrzy na te konstrukcje - prócz czystej myśli technicznej nie można się oprzeć wrażeniu że te maszyny powstały jednak jako projekt, który sam w swojej bryle jest piękny, przemyślany i stworzony nie tylko do swojej funkcji. Zapewne gdzieś w tych liniach są i rysy Michała Anioła, i technika Leonarda Da Vinci, kształty Botticellego oraz wpływy Bizancjum i Rzymu a stoi za nimi historia sztuki i dbałości o detale nawet tam, gdzie w innych krajach elementy te zostałyby potraktowane tylko jako spełniające funkcję. Wystarczy przyjrzeć się frontowi Balilli, Landini Velite czy Testa Calda i popatrzeć jak zwykły pług tworzy jedność linii zawieszony na ciągniku, wówczas widać różnicę w podejściu i efekt tej dbałości o szczegół. Ponieważ artykuł jest jednak kawałkiem osobistych przeżyć to miejsce na opisanie i organizacji i człowieka który ją zainicjował . Podobnie jak na całym świecie tak i tutaj gdzieś w każdym rejonie kraju znajduje się człowiek, który bierze w ręce zabytkowy ciągnik i przywracając mu życie zaraża tym innych. Kiedy poznaje się człowieka i jego pasję nie da się przejść obojętnie - trzeba docenić ten wkład pracy w coś co jest kawałkiem historii nas wszystkich. Wiele lat wstecz takim zapalnikiem w Ciociaro stał się mój przyjaciel Domenico Sordilli. Powiększał swoje zbiory o bardzo rzadkie perełki które ciężko spotkać w innych kolekcjach, zarażał kolejnych fascynatów w ten sposób 4 marca 2005r powstał C.A.M.A.C. “ Club Amatori Macchine Agricole Ciociaro “, Sam założyciel może pochwalić się kolekcją 40 traktorów i maszyn. Oczywiście jak każdy z nas - nie ogranicza się tylko do tego, przecież nie przejdziemy obojętnie obok zabytkowego auta czy ikony skutera Vespa. Klub bierze udział w pokazach prac polowych, wystawach na które jest oficjalnie zapraszany często przez władze samorządowe, transportuje swoje zbiory w odległe nawet miejsca, oczywiście staje też w szranki zabytkowymi ciągnikami w przeciąganiu ze współcześniejszymi modelami o tej samej deklarow-
anej mocy, często dzięki większej masie wygrywając. Do Domenico wpadłem tylko na chwilkę. W salonie gdzie przyjmuje się rodzinę, gdzie toczy się całe życie - jest ogromny stół, a na ścianach mnóstwo fotografii ciągników, prac polowych, zdjęć z wystaw, modeli, znanych osób z którymi Domenico współpracował. Dookoła domu są wszędzie zabytki, FIAT 600, Vespy, garaże w których poprzykrywane są rodzynki, zabytki strzeżone i w stanie gotowym do wyjazdu, wzbudzające, podobnie jak i u nas, podziw ludzi którzy mijają je w drodze. Chwilka skończyła się tym że powyciągaliśmy wszystkie możliwe ciągniki mając kupę frajdy z jazdy nimi po polu. Domenico uruchomił i malutki ciągnik na którym ledwo się mieściłem, ale i najstarszy w kolekcji Testa Calda Landini Velite. Nie dało się odmówić gościnie więc tradycyjne saghetti z oliwą, dojrzewające wędliny, sałata, omlet, parmezan i inne sery, swojski chleb, całość dopełniły ze 2 butelki własnego białego wina, zmrożona nalewka ziołowa, ciasta, cappucino ... więcej grzechów nie pamiętam. Po tym posiłku można było działać dalej choć ciężko było wstać, ale zapewniam, że pod koniec takiego poczęstunku znacznie lepiej mówiłem po włosku niż kiedykolwiek, a nie uczyłem się tego języka. Warto jechać do Włoch, bo mimo odległości kiedy ogląda się manuskrypty projektów Leonardo Da Vinci, kiedy podziwia się dzieła dawnych mistrzów malarstwa i architektury, kiedy wpływ podejścia do przedmiotów codziennych czy brył architektonicznych jest widoczny nawet kiedy jedzie się przez kręte górskie ścieżki i zaczyna się doceniać ten wielki wkład w naszą rzeczywistość. Warto być tutaj przez chwilę i wracać bo i w zakresie techniki jest tu mnóstwo miejsc które mają czym nas zachwycić. Ale przede wszystkim warto przyjechać i poznać bliżej ludzi, bariera językowa zacznie znikać w toku dyskusji, czego i sobie i Wam życzę. PS. Ja z ,,ziemi włoskiej wróciłem do Polski” z ciągnikiem Landini testa calda Andrzej Kaźmierczak
-5-
GALERIA KOLEKCJONERÓW
WETERAN TRAKTOR
Kazimierz Fons
Zaczęło się od SAM-a
Pochodzi z gospodarstwa, z zawodu mechanik-kierowca. Pracuje cały czas w swoim zawodzie. Dziadek posiadał Zetora 25k, później używał go ojciec. Gdy w latach 70 zepsuł się poważnie został wstawiony do garażu. Dopiero w połowie lat 80, gdy Kazimierz Fons skończył szkołę zawodową zaczął go naprawiać. Ma smykałkę do mechaniki. Części kupował w Agromie, ojciec zdecydował, że dodali do niego silnik od Ursusa 30, tył od oryginalnego Zetora. Tak pracował u brata i u nich aż do 96 roku. Okoliczności zmusiły go do zbudowania SAM-a własnej konstrukcji. Silnik od Malucha, skrzynia od Żuka, tylni most od wózka widłowego i ciągnik działa sprawnie w gospodarstwie do dzisiaj. W 2004 roku powstał nowy projekt – ciągnik z napędem na dwie osie – silnik od Perkinsa, skrzynia od C330, most od C328, opony od 360 a przód o Robura. Został zarejestrowany i pracuje do dzisiaj. W 2006 roku kupił TZK 4a z napędem na 2 osie. - W tym roku odwiedził mnie Jacek Grzywacz, który szukał w sąsiedztwie jakiegoś traktora. Później odwiedziłem do w Łochowicach i połknąłem haczyk – wspomina początki kolekcjonerskiego hobby. – W 2008 roku kupiłem Zetora 25K od sąsiada. Rozłożyłem całego na części i ponownie złożyłem,
zrobiłem mu remont i od tego się zaczęło. Zacząłem z nim jeździć na różne imprezy w regionie – Minikowo, Golub - Dobrzyń. W 2009 pierwszy raz przyjechałem z nim do Wilkowic. W tym samym roku zapisałem się do klubu TiM. Szybko zaczęły przybywać kolejne eksponaty – silnik stacjonarny ES 360. W 2010 roku zauważył, że niedaleko na złomowisku stoi Star 25L (68). Odkupił go i tak trafił do domowego warsztatu. - Został rozłożony na części i wspólnie z synem Łukaszem staraliśmy się przez 2,5 roku odbudować go i po kolejnych 6 miesiącach udało się go zarejestrować – wspomina Kazimierz Fons. W 2012 po raz pierwszy pojechaliśmy nim na imprezę w Minikowie. W 2015 byliśmy na klubowej wycieczce w Danii, tam zauważyłem starego Fergusona, którego wkrótce ściągnęliśmy do kraju i zaczęliśmy remontować. Po odbudowie pokazaliśmy go na wystawie w Minikowie. W miarę możliwości jeżdżą na różne festiwale, zloty i wystawy. Byli na Zlotach w Łazach, Golubiu Dobrzyniu, Wilkowicach, Minikowie. W kolekcjonerskiej pasji wspiera ich żona Kazika Fonsa – Katarzyna. Chętnie bierze udzial w kolekcjonerskich wyprawach po całej Polsce. (CAN)
-6-
GALERIA KOLEKCJONERÓW
WETERAN TRAKTOR
Ladislav i Maria Chvostalowie
Traktory po słowacku Jednym z zagranicznych członków klubu Traktor i Maszyna są Słowacy – Maria i Ladislav Chvostal. Mimo, że mieszkają na wschodzie Słowacji i mają sporo drogi do pokonania często przyjeżdżają na imprezy organizowane w naszym kraju. Chętnie też biorą udział w zagranicznych wyjazdach organizowanych przez klub TiM. Ladisłav mieszkał na wsi i od najmłodszych lat miał kontakt z rolniczą motoryzacją, często już jako 10 letni chłopak jeździł traktorem z ojcem na pole. Gdy miał kilkanaście lat jego ojciec zginął tragicznie przy remoncie tylnej opony od traktora. Gdy wrócił z wojska założył rodzinę z Marią i zajął się sprawami rodzinnymi i wychowaniem dzieci. Gdy już dzieci dorosły zainteresowali się ponownie traktorami. Szukali informacji w internecie, tam znaleźli wiele zdjęć i filmów z festiwali we Wilkowicach. Gdy w 2006 roku po raz pierwszy przyjechali do Wilkowic, nie mogli znaleźć miejsca imprezy, pytali przypadkowych ludzi gdzie jest ten zlot starych traktorów. Znaleźli i dalej już poszło łatwo. Szybko znaleźli wspólne tematy z Jackiem Grzywaczem, Pawłem Rychterem i Rafałem Mazurem. W kolejnym roku wyjechali wspólnie na wycieczkę z polskimi kolegami do Muzeum w Wandlitz i dalej na zlot w Panningen w Holandii. Zaczęli przyjeżdżać na imprezy do Polski – oprócz Wilkowic byli w Obornikach Śląskich, Golubiu - Dobrzyniu, Łasach, Rudawce Rymanowskiej oraz do Czech. Słowaccy kolekcjonerzy mają w swoich zbiorach Zetora 25A, Zetora 15, Forschritt Z-050, oprócz tego wiele narzędzi i maszyn konnych m.in. drewniane pługi, żniwiarki, zgrabiarki, koparki oraz wiele prymitywnych maszyn używanych dawniej w gospodarstwach wiejskich. Ladislav interesuje się również szopkami bożonarodzeniowymi oraz od 47 lat działa w ochotniczej straży pożarnej. W swojej pasji kolekcjonerskiej wspiera go żona Maria, z którą jeździ na wszystkie imprezy. Planują także przyjechać na kolejny Festiwal we Wilkowicach w tym roku. (CAN)
• Mały znaczy... bardziej mobilny
• W pasji kolekcjonerskiej wspiera go żona Maria, z którą jeździ na wszystkie imprezy.
• Zetor 25A - część kolekcji Ladislava Chwostala
• Dobre chwile - gdy obok są najbliżsi i traktory
-7-
GALERIA KOLEKCJONERÓW
WETERAN TRAKTOR
Jerzy i Maria Rąpała
Marzenia się spełniają
Pochodzi ze wsi, jego ojciec pracował w PGR jak ślusarz. Często widział pracę ojca przy naprawie maszyn rolniczych. Ukończył liceum ogólnokształcące i później pomaturalną szkołą ratowników medycznych. Przez 32 lata jeździł jako kierowca w karetkach pogotowia. Na emeryturze jeździł przez kilka lat jako kierowca TIR. Razem z żona Maria prowadzili gospodarstwo rolne o pow. 5ha. Posiadali dwa ciągniki U360, potem z terenów dawnego NRD przywieźli Zetor 5211 dość młodego. Starymi traktorami zaczął się interesować w 2006 roku, w 2007 kupił pierwszego Zetora 25A (50r). Był w dość opłakanym stanie ale na chodzie. -W następnym roku zobaczyłem u Leszka Nowaka kilkadziesiąt starych traktorów i pod jego namową pojechałem z żona na festiwal do Wilkowic (2008) zobaczyć – wspomina Jerzy Rempała. -Spaliśmy w namiocie, bardzo mi się spodobała impreza i zachęciła do rozpoczęcia kolekcjonowania starych traktorów. W kolejnym roku też byliśmy we Wilkowicach jako widzowie. Dopiero w 2010 roku przywieźliśmy Zetora 25A i zapisaliśmy się do klubu. W kolejnym roku też byli we Wilkowicach z nowym nabytkiem Zetorem 25K, w 2012 udało się odrestaurować i przywieźć do Wilkowic Zetora 3011. Zawsze kiedy przejeżdżał przez jakieś wsie, rozglądał się, czy gdzieś nie widać stojącego w pokrzywach leciwego ciągnika. Tak właśnie niedaleko Chojna zauważył stojący w chaszczach jakiś traktor. To był Ursus C325 z 1962 roku, po krótkich targach z właścicielem kupił go i przez rok ,,przywracał go do życia”. ,,Choroba kolekcjonerska „ zaczęła się rozwijać – tak do kolekcji przybywały kolejne traktory. Z Niemiec przyjechał do Godkowa Guldner PS15 z 61 roku, później był ciekawy Zetor 3011 (63r) z Witnicy. Kolejne egzemplarze to Deutz D40 (61r) kupiony na złomowisku. Dwa kolejne nabytki znalazł w najbliższej okolicy – to Hakomatic (50r) i Ursus C328 (65r). Trafiła się okazja więc kupił enerdowskiego RS9. Ambicja kolekcjonera z Godkowa
jest przywrócenie wszystkich ciągników do sprawności, trzy z nich są zarejestrowane. Ostatni zakup to spełnienie marzeń kolekcjonerskich – w ub roku kupił na Pomorzu Ursusa C45 z 1948 roku. Był kompletny i po małych zabiegach przy pomocy Franka Rychtera został odpalony. Mechanicznie jest sprawny, ciągle jednak coś trzeba przy nim poprawiać, wymieniać, aby w czasie eksploatacji nie zawiódł. Jerzy Rąpała ma nadzieję, że uda się go kompletnie odrestaurować i być może przywieźć do Wilkowic w tym roku. Kolekcjoner z Godkowa jest w tej komfortowej sytuacji, że jego kolekcjonerska pasje podziela i wspiera żona Maria. Ukończyła Technikum Rolnicze, posiada prawo jazdy kat T, co czasami bywa przydatne. Od dwóch lat wzbudzają sensacje na polskich drogach gdy jadąc Ursusem C 328 lub Zetorem 3011 ciągną przyczepę kempingową i razem jeżdżą na zloty, festiwale i imprezy. Po różnych regionach Polski przejechali już z przyczepą ponad 2 tys. kilometrów. W wielu działaniach wspierają ich synowie Ernest i Kamil. Wiadomo już, że będą kontynuować pasję swoich rodziców. (CAN)
• Ursus C45 jest w trakcie renowacji
-8-
GALERIA KOLEKCJONERÓW
WETERAN TRAKTOR
Franciszek Rychter
Z traktorami na Youtube
Bardzo barwna postać w światku kolekcjonerskim w Polsce. Urodził się w okolicach Koźmina, a zamiłowanie do traktorów jak sam twierdzi miał zakodowane w genach. Jego dziadek wyjechał za pracą do Niemiec, gdzie w latach 20-tych jeździł jako kierowca traktorem na żelaznych kołach. Nie był to Lanz, ale jakiś inny traktor trudny do rozpoznania na starym zdjęciu w rodzinnym albumie. Od 1953 roku mieszka w Obornikach Śląskich, gdzie jego Ojciec pracował w miejscowym POM-ie. Mieli też kilka hektarów pola, które obrabiali koniem albo pomowskim ciągnikiem. Franka od dziecka ciągnęło do bardziej do traktora niż konia. Często jeździł z ojcem Bumbajem. Jak już nieco podrósł, to czasami ojciec dawał mu samodzielnie pojeździć po polu. Pierwsza praca – w miejscowym Kółku Rolniczym, później przez 20 lat w POM-ie jako kierowca mechanik. Zdobył uprawnienia do prowadzenia wszystkich pojazdów łącznie z autobusami i ciężkimi samochodami. Od kilku lat na emeryturze. Swoją pasją do traktorów zaraził syna – Pawła, który także od najmłodszych lat lubił jeździć traktorem, a jednym z pierwszych słów jakich się nauczył był - ,,tjaktoj”. W środowisk kolekcjonerów Franek Rychter znany jest z racji popularności jaką przyniósł mu kanał na Youtube - ,,Z pamiętnika kierowcy mechanika”. - Ja nawet nie wiedziałem, jak Paweł pierwszy odcinek nagrał.
Tak sobie wspominałem lata młodości, a potem okazało się, że Paweł to wszystko zmontował – wspomina początki nagrywania filmów na Youtube. - Cieszę się, że ludzie lubią to słuchać i oglądać. Miło jest jak w różnych miejscach Polski na zlotach ludzie mnie rozpoznają, robią zdjęcia czy pytają o różne sprawy. Franek Rychter jeździł i remontował około 30 różnych typów traktorów -od C45, przez C325, C328, C330, C360 i kolejne, a także Zetory 25A,K,N, Super. Z sentymentem wspomina wyprawę do Warszawy Suprem z niskopodwoziówką po ponadgabarytowy silos. Po drodze spotkało go wiele przygód, ale po trwającej ponad 24 godziny wyprawie przywiózł silos do Obornik. Więcej różnych wspomnień można wysłuchać na wspomnianym kanale Youtube -, ,Z pamiętnika kierowcy mechanika”. Niedawno został opublikowany setny film wspomnieniowy Franka Rychtera. Aktualnie w rodzinnej ,,stajni stoi” Zetor 25(48r), Zetor 25 K, Zetor Super i Ursus C325 oraz dwa dziki. Na renowację czeka Zetor Super, który niedawno został odkupiony w dawnych czasach Franek jeździł nim w POM-ie. Franek bardzo się cieszy, że syn Paweł kontynuuje rodzinną pasję. Pytany o marzenia – mieć siły i zdrowie aby do końca życia móc robić przy starych traktorach. (CAN)
-9-
WETERAN SYLWETKI TRAKTOR
WETERAN TRAKTOR
Krzysztof Bamber
Mistrz lokomobili
• Krzysztof Bamber i jego Hipolina
Znają go prawie wszyscy, którzy na różnych imprezach przyglądali się jak porusza się lokomobila Hipolina z Muzeum Rolnictwa w Szreniawie. Trzykrotnie był na Festiwalu we Wilkowicach. Tą lokomobilą od wielu lat kieruje maszynista Krzysztof Bamber. Pan Krzysztof pochodzi z Gniezna, tam w 1974 roku skończył szkołę przyzakładowa przy Parowozowni Gniezno. Swoja prace zawodowa rozpoczął jako palacz na parowozach, po pięciu latach zdał egzamin i został maszynistą parowozu II klasy. Przez 10 lat przemierzał różne trasy kolejowe po Polsce, później częściej na torach manewrowych, górkach rozrządowych aż w końcu przesiadł się na lokomotywy spalinowe. Kierował składami towarowymi i osobowymi aż do 1996 roku. Kolejna zmiana nastąpiła w 1996, kiedy to pan Krzysztof przesiadł się na lokomotywy elektryczne, na których az do 2016 roku prowadził składy osobowe w Kolejach Wielkopolskich. Teraz już jest na emeryturze ale nadal chętnie jeździ lokomobilami, których jeszcze kilka sprawnych jest w Polsce. A wszystko zaczęło się w w 2006 roku, kiedy to dowiedział się że ZNTK Interlock w Pile remontują dla Muzeum w Szreniawie zabytkową lokomobilę firmy Cegielski. Pojechał do Piły zrobić sobie zdjęcia. - W tym samym roku dostałem list z zaproszeniem na rozmowę do Szreniawy - wspomina pan
Krzysztof.- Wielokrotnie jeździliśmy z nasza lokomobilą na różne imprezy po całej Polsce, byliśmy także w znanym Muzeum Rolniczym w Wandlitz koło Berlina. Czy łatwo zostać maszynistą lokomobili? - Odpowiedź nie jest jednoznaczna i łatwo i trudno – uważa pan Krzysztof.- Trzeba mieć ogólne pojęcie o kierowaniu pojazdami mechanicznymi, poza tym trzeba wziąć pod uwagę, że w lokomobili nie ma hamulców. Oprócz tego niezbędne jest odbycie stażu/ praktyki u działającego maszynisty lokomobili. Potem można zdawać egzamin w wojewódzkim Urzędzie Dozoru Technicznego z wiedzy o ciśnieniowych kotłach parowych. Po zdaniu egzaminu właściciel lokomobili może dopuścić osobę do obsługi i kierowania lokomobilą. Z doświadczenia wiadomo, że lokomobile maja ok 100 lat i mimo odrestaurowania często wymagają regulacji czy naprawy. Związane jest to z brudną praca fizyczną. Dochodzi też element dość niebezpieczny – temperatura pary wynosi ok. 300 stopni Celsjusza i do tego zagrożeniem jest spore ciśnienie robocze ok. 13 atmosfer. Kto nie lubi się ubrudzić, to nie ma czego szukać przy obsłudze lokomobili. Mimo, że pan Krzysztof doskonale zna wszystkie sprawne lokomobile w Polsce, to i tak zdarzyło mu się oparzyć przy obsłudze jednej z nich. (CAN)
- 10 -
WETERAN TECHNIKA TRAKTOR
WETERAN TRAKTOR
Krótka historia Dzika 1
• Pierwsza jazda odnowionym Dzikiem 1 odbyła się wiosną tego roku
Historia ciągnika Dzik 1 jest krótka, podobnie jak liczba wyprodukowanych traktorków. Ciągnik Dzik produkowany był w Gorzowie z silnikiem S 82 to zaledwie 306 sztuk. Ponowna produkcja tego ciągnika ruszyła pod koniec roku 1960, ale z nową maską i nowym silnikiem. Pierwsze Dziki nie posiadały zaczepów do mocowania przyczepy czy też wózka lisek lub jakiejkolwiek maszyny. Zastosowano obudowę bez tzw. kłów z przodu jak również z tyłu. Po kolejnych modernizacjach mocowania takie już były montowane do korpusu jako element tzw. nadwozia. Wcześniej przykręcano płytę stalową do korpusu, gdzie zamontowywane były zaczepy do mocowanie wszelakich narzędzi. W pierwszych miesiącach produkcji maski Dzika różniły się dość znacznie. Pierwsze jako prototypowe były kanciate i zakrywały cały ciągnik, co prowadziło do przegrzewania silnika. Kolejne maski były bardziej okrągłe, a następne zaczęły przypominać maski Dzika 2 patrząc z przodu. Trzeba przy tym zaznaczyć, że pierwotna maska Dzika 1 była znacznie mniejsza od Dzika 2 i Dzika 21. Cała maska zachodziła do końca korpusu zakrywając silnik i skrzynię biegów. Wadą takiej konstrukcji była potrzeba za każdym razem zdejmowanie maski podczas startowania silnika. Zasłaniała ona dźwignię startera i nie otwierała się też góra maski jak w innych modelach. Dzik posiadał kierownice na dwóch wysuwanych rurkach, a sama kierownica był dość szeroka, z gazem od motocykla SHL i pulpitem odlanym z aluminium. Wybierak biegów był na zewnątrz. Dzik 1 jaki posiadam jest oznaczony nr 253 z roku 1959. Wszystkie Dziki 1 były wyprodukowane w roku 1959. Sam korpus znalazłem w internecie jako kawałek Dzika. Zakupiłem samą skrzynie biegów z kołami. To wszystko co miałem na początek. Zacząłem szukać części i kontaktów i okazało się, że mój kolega z Gdańska, niedawno również nabył taki
właśnie ciągnik. Dzięki Andrzejowi Haak z Gdańska mogłem skopiować wiele części aby odtworzyć w oryginale elementy. Remontem i kopiowaniem części zajął się mój kolejny kumpel, który bezinteresownie dorabiał wiele części do Dzika. W celu zdobycia oryginalnego silnika kupiłem kolejny traktorek tzw. “SAM”. Drugi ciągnik musiałem kupić bo miał oryginalna maskę i zbiornik paliwa. Kolejny ciągnik nabyłem, bo miał oryginalny filtr powietrza. Gaźnik otrzymałem w prezencie od kolegi Mariana Figla z Tucholi. Kolega Przemek z Łochowic dorobił mi precyzyjne części. Remontem i dorabianiem zajął się Maciej Cyran, bez którego ten traktor by nie powstał. Opony dostałem od sąsiada z Łochowic. Spadły mi z nieba. Z mojej wiedzy ciągnik Dzik 1 w Polsce występuje w chwili obecnej nie więcej jak 8 -10 szt. Okres od zakupu do uruchomienia Dzika 1 to dwa lata. Pierwsza jazda na wiosnę tego roku, a pierwszy oficjalny pokaz odbył się w Obornikach Śląskich na zlocie RetroMoto u Pawła Rychtera. Później były kolejne w Golubiu-Dobrzyniu i w Minikowie. Jacek Grzywacz
• Dzik 1 w czasie renowacji
- 11 -
HISTORIA WETERAN ROLNICTWA TRAKTORPRL
WETERAN TRAKTOR
„Predom PR-210” – czy o to chodziło polskim rolnikom?
• Mikrociągnik PR-210 w zestawie z kopaczką konną „Pionier”. Warto zwrócić uwagę na dyszel kopaczki z zaczepem typu samochodowego- pasującym do zaczepu kulowego.
Podczas centralnych uroczystości dożynkowych, które odbyły się w 1975 roku w Koszalinie, po raz pierwszy zaprezentowano serię pilotażową miniciągników o nazwie „Predom PR-210”. Mikrociągniki wzbudziły ogromne zainteresowanie, nie tylko publiczności, ale także pierwszego sekretarza KC PZPR- Edwarda Gierka. Jak rozpisywała się propaganda „ Jest to wreszcie maszyna, na jaką od lat czekało nasze rolnictwo!” Ponoć mikrociągnik doczekał się takiej ilości zdjęć, jakiej nie mogłyby się spodziewać ówczesne gwiazdy Zofia Loren, Lollo Brigida czy nawet Brigid Bardot. Ale wróćmy jeszcze na chwilę do pierwszego sekretarza. Stwierdził on z zadowoleniem, że: „O taki właśnie ciągnik chodziło polskim rolnikom”. Czy o taki? No może nie do końca… Wspólne dzieło Zaprezentowaną społeczeństwu serię informacyjną ciągników PR-210 czekały jeszcze badania terenowe. Traktorem tym interesowali się przedstawiciele branży ogrodniczej i sadowniczej. Projekt i konstrukcję przygotowały Zakłady Metalowe im. Tomasza Dąbala w Nowej Dębie („Predom-Dezamet”). Była ona owocem współpracy z Przemysłowym Instytutem Motoryzacji i Przemysłowym Instytutem Maszyn Rolniczych w Poznaniu. Jest to ciekawy przykład inicjatywy polskich inżynierów, konstruujących w warunkach ograniczeń socjalistycznego przemysłu. Założeniem było stworzenie możliwie najtańszego
tego typu pojazdu, zbudowanego z wykorzystaniem części seryjnie wytwarzanych w polskich zakładach, zajmujących się produkcją motoryzacyjną. Dlatego wdrożenie tego ciągnika do produkcji wydawało się całkiem realne. Polskie puzzle Informacje dotyczące budowy mikrociągnika „Predom PR-210” są szczątkowe. Na jego masce umieszczo-
• „Predom” wzbudzał ogromne emocje. Wreszcie oceny fachowym okiem dokonał pierwszy sekretarz.
- 12 -
HISTORIA WETERAN ROLNICTWA TRAKTORPRL
WETERAN TRAKTOR
• Prosta i jednocześnie estetyczna konstrukcja ciągnika, ukierunkowana została wprost do szybkiego uruchomienia montażu. Nad przednią osią wygospodarowano miejsce dla akumulatora, który pełnił rolę obciążnika.
no takie samo logo „PREDOM” - jakie można było spotkać na pralkach, lodówkach i innych urządzeniach AGD z okresu PRLu. Do napędu mikrociągnika zastosowano dwusuwowy silnik „Dezamet” o mocy 9,5 KM. Był on chłodzony powietrzem o wymuszonym za pomocą dmuchawy nawiewie. W układzie przeniesienia napędu znalazła się przekładnia pozwalająca uzyskać łącznie 8 biegów do przodu (w tym 4 robocze i 4 drogowe) oraz 4 biegów do tyłu. Ciągnik rozpędzał się do 20 km/h i mógł holować niewielkie przyczepy. Ponieważ z założenia miał być złożony z tego, co produkował przemysł, to już na pierwszy rzut oka można było zauważyć takie wyposażenie jak kierownica z pierwszych fiatów 126p, czy tylne lampy od Ursusa C-330. W czym tkwił problem? Ciągniki PR-210 zaprezentowano wraz z podczepionymi do nich maszynami konnymi. Właśnie Wybrane dane techniczne ciągnika „Predom PR-210” Rok produkcji Moc silnika w KM Rodzaj silnika
1975 9,5 Dwusuwowy
Zasilanie / zapłon
Mieszanka benzyny LO 78 z olejem / iskrowy
Liczba biegów
8/4
Prędkość max km/h
20
i tu kryła się słaba strona mikrociągnika. Polegała ona na współpracy jedynie z zaczepianymi maszynami, głownie konnymi. Niestety w PR-210 nie przewidziano jakiegokolwiek podnośnika, co w znacznym stopniu zawężało zastosowanie tego traktora. W porównaniu do PR-210 lepiej wypadał chociażby importowany z Czechosłowacji traktor TZ-4K. Wyrób naszych południowych sąsiadów, napędzany był silnikiem diesla, posiadał napęd na 4 koła i podnośnik hydrauliczny. Dodatkowo w ofercie południowego sąsiada znajdował dedykowany się zestaw kilkunastu maszyn. Miniciągnik PR-210, został wyposażony jedynie w zaczep kulowy o skokowo regulowanym położeniu. Potem nastąpiła cisza Słabym ogniwem okazał się również dwusuwowy silnik, któremu dużo mocy odbierał napęd wentylatora przeznaczonego do jego chłodzenia. Próbując temu zaradzić inżynierowie zaproponowali model z mocniejszym 14 konnym silnikiem pochodzącym od motocykla SHL-M17. Ta wersja ciągnika otrzymała oznaczenie PR-314. Po szumnym debiucie, ciągniki prezentowano jeszcze na kilku wystawach w 1976 roku, potem nastąpiła cisza. Mikrociągniki PR-210 nie doczekały się produkcji. Na pocieszenie warto wspomnieć, że potrzeby sektora komunalnego zostały wzięte pod uwagę pod koniec dekady lat 70, gdy podpisano umowę z niemiecką firmą Gutbrod na produkcję podobnej klasy mikrociągników pod nazwą WUKO M1. Rafał Mazur
- 13 -
HISTORIA WETERAN ROLNICTWA TRAKTORPRL
WETERAN TRAKTOR
Bizon Super – żniwa na super Podjęta w 1954 roku w Płockiej Fabryce Maszyn Żniwnych produkcja kombajnów na radzieckiej licencji „Staliniec S-4” stanowiła skok na przód w technologii zbioru zbóż. Jego zmodernizowany następca KZB-3 Vistula wprowadzony został pod koniec lat pięćdziesiątych. Jednakże już w połowie następnej dekady było jasne, że potrzebna jest maszyna o większej przepustowości. W przypadku Vistuli oferowano zespół żniwny o szerokości cięcia 4 metrów, jednakże w praktyce trudno było uzyskać przy długosłomiastym zbożu zadowalającą pracę maszyny. A mówiąc wprost zapychała się. Zwiększały się straty, kombajn nie był w stanie przerobić zwiększonej ilości masy. Dlatego najbezpieczniejszy dla tego kombajnu był zespół żniwny o szerokości cięcia 3,3m. Rekin klęski Niemalże od początku produkcji kombajnów polscy specjaliści obserwowali tendencje rozwojowe w budowie kombajnów zbożowych. Od połowy lat pięćdziesiątych Instytut Mechanizacji Elektryfikacji Rolnictwa w Kłudzienku prowadził badania porównawcze różnych typów maszyn. W tym czasie w Europie wyłaniały się konstrukcje kombajnów z centralnie umieszczonym miejscem sterowania oraz silnikiem schowanym z tyłu za zbiornikiem ziarna. Miedzy innymi testowano na naszych polach kombajny Massey Harris 780 i 630, niemieckie Claas Super oraz Fahr. Dla nas potrzebna była maszyna zaprojektowana od podstaw. Na zakup licencji zakład nie mogły liczyć. Nieudane próby prototypowego kombajnu Rekin utwierdziły Zjednoczenie Przemysłu Ciągników i Maszyn Rolniczych w kierunku produkcji kombajnów. Ratując się załoga płockiej fabryki rozważała możliwość zbudowania prototypu w oparciu o wzór jakiegoś nowoczesnego kombajnu produkcji zachodniej. Armada Claysona Taki protoplasta pojawił się w 1966 roku. Wiodącym specjalistą w produkcji kombajnów zbożowych była wytwórnia Clayson, która zaprezentowała serię maszyn M-133, M-135 oraz M-140 Armada. Były to 4 i 5 klawiszowe kombajny. Do ich napędu zastosowano sześciocylindrowe silniki Ford typu 2703 o mocach 95 i 105KM. Uwagę naszych inżynierów zwrócił model M133, zbudowany według najnowszych trendów z centralnym pomostem, za, którym znajdował się zbiornik ziarna oraz osadzony z tyłu silnik. Te zespoły umieszczono na sześciennej obudowie młocarni. Napęd na przednią oś przenoszonym był za pomocą przekładni pasowej. Claysony oferowano z hederami o szerokościach 3,47 i 4,08 m. Zachodni wzorzec a nasz prototyp Polska maszyna została oparta o wzór M133
• Bizon Z043, czyli wersja eksportowa Z040. Łącznie w latach 1978-81 wyprodukowano ich zaledwie 90 szt. Zastosowano trapezowy pas napędu młocarni i hydrostatyczny napęd motowideł. Rzuca się w oczy inny układ przednich reflektorów.
i otrzymała początkowo oznaczenie KZS-3 ( kombajn zbożowy samojezdny). Jego 3 prototypy przygotowano 1968 roku. Podział zadań projektowych pomiędzy PIMR w Poznaniu, a płockim zakładem doświadczalnym nastąpił mniej więcej po połowie. Mimo wyraźnej sugestii zjednoczenia, że mają to być kombajny o przepustowości do 3kg/s, zbudowano równolegle jeden prototyp z młocarnią osiągającą przepustowość 5kg/s. (KZS-5). Zasadniczo zespół młocarni kombajnu i napędów był identyczny jak w maszynie Claysona. Różnice polegały na innym ukształtowaniu bocznych blach, kształtu pomostu i zastosowaniu szerszego, bo 4,63 metrowego hederu. Polscy konstruktorzy posłużyli się zbliżonym parametrami do jednostki Forda, montując w przedziale silnika sześciocylindrowego Leylanda SW-400. Specyfika nowego kombajnu Wracając do kombajnu, polska maszyna opcjonalnie mogła tez współpracować z ponad 5,6 metrowym hederem. Zbiornik ziarna dzięki wysokiemu ukształtowaniu blach osiągał pojemność 2 metrów sześciennych. W stosunku do wąsko-gardzielowej Vistuli przepustowość nowej maszyny na -poziomie 3 kg /s, była o 0,5 kg większa. Na korzyść KZS-3 przemawiała też większa o 380 mm średnica bębna młocarni. Pionowe i poziome sterowanie nagarniacza odbywało się hydraulicznie. Wlot do zespołu młócącego zabezpieczał chwytacz kamieni. Bezstopniowa regulacja obrotów wentylatora wraz z odpowiednim doborem sit zapewniała należytą czystość ziarna. Również pracę bębna można było regulować w zakresie od 400-1000 obr/min. Kombajn
- 14 -
HISTORIA WETERAN ROLNICTWA TRAKTORPRL
WETERAN TRAKTOR
mógł kosić zboże na minimalnej wysokości 6 cm. Bizon i Bizon Super Seria testowa nowego kombajnu pojawiła się w 1969 roku. Natomiast na dobre ruszyła w 1971 roku zastępując Vistulę. Z początkiem lat siedemdziesiątych w ramach wprowadzania w przemyśle nowych oznaczeń literowo cyfrowych, kombajn otrzymał oznaczenie Z 040. Litera „Z” oznaczała grupę maszyn do zbiorów. Wkrótce również nadano mu chyba najbardziej znaną naszym rolnikom nazwę „BIZON”. Jak wspomniano wcześniej niemalże od początku prac nad Bizonem Z040, przygotowywano jeszcze wydajniejszą maszynę KZS-5 o identycznej konstrukcji z poszerzoną młocarnią o piąty klawisz wytrząsający. Tym samym szerokość bębna wynosiła w nim 1030 mm do 1254 mm. Ten drugi typ kombajnu oparto o model Claysona M140 Armada. Dzięki temu uzyskano w dużym stopniu unifikację obu maszyn. Próby w sezonach żniwnych 1970/71 pozwoliły na uzyskanie tymi maszynami średniej wydajności w granicach od 1-1,5 hektara na godzinę. Ze względu na wzrost masy kombajnu, konieczne okazało się zastosowanie 30 calowych kół. Ten najnowszy wyrób został oznaczony Z-050 Bizon Super. Kiedy okazało się, że produkcja Bizonów dobrze rokuje, Rada Ministrów podjęła uchwałę w sprawie rozwoju produkcji kombajnów Bizon, zapewniając odpowiednie środki na dalsze inwestycje, dewizy i priorytety w dostawach części. „Junior eksportu” W 1973 roku płocka fabryka wystawiła na Międzynarodowych Targach Poznańskich zmodernizowany kombajn Bizon Super oznaczony symbolem Z056. W stosunku do „Supra” Z050 w prezentowanym
• Począwszy od 1975roku do kombajnów Bizon Super można było zamówić kabinę, choć nadal najbardziej dostępną była wersja z daszkiem ochronnym.
kombajnie wprowadzono kilka modyfikacji uwzględniających zalecenia dotychczasowych użytkowników. Zmiany obejmowały wzmocnienie mostu, zastosowano sprzęgło układu jezdnego zdolne do przenoszenia większego momentu obrotowego. Na życzenie można było zamówić hydrostatyczny układ przeniesienia napędu jezdnego. Powiększona została średnica siłowników zespołu żniwnego, wyeliminowano skośny zwis przyrządu tnącego w stosunku do powierzchni pola. Dodatkowo w siłownikach wydźwigu znalazły się sprężyny odciążające o płynnym ruchu, zastąpione w kolejnych modernizacjach amortyzatorem hydrauliczno-gazowym, umożliwiającym kopiowanie terenu • Bizon Z056 przystosowany do zbioru nasion koniczyny i traw
- 15 -
HISTORIA WETERAN ROLNICTWA TRAKTORPRL
WETERAN TRAKTOR
• Transport gotowych kombajnów koleją, sprawiał problemy. Dlatego najczęściej jechały one na kołach, czasem i kilkaset kilometrów.
wzdłuż linii ruchu maszyny. Kombajn otrzymał zewnętrzną regulacje stopnia otwarcia sit, główny napęd młocarni wyprowadzono przez podwójny pas klinowy typu „Power-Band” zamiast płaskiego. Wzrosła również prędkość bębna do 1100 obr/min, a efektywna przepustowość młocarni do 5,5 kg/sek. Bizon Super Z056 został nagrodzony tytułem „Junior Eksportu”. Jednak wdrożenie jego produkcji nastąpiło dopiero, po tym jak ostatni kombajn Z050 zszedł z taśm montażowych w 1976 roku. W drugiej połowie lat siedemdziesiątych nasi konstruktorzy przeżywali złoty czas. Zaprojektowano specjalistyczne odmiany kombajnu do zbioru kukurydzy, słonecznika, z chwytaczem plew oraz odmiana Z057 z workownicą ziarna. Znak jakości w czasach kryzysu Bazowy kombajn podlegał stałemu procesowi modernizacji. Jednak kryzys lat osiemdziesiątych wstrzymał szybki postęp we wdrażaniu modernizacji komba-
• Do 1973 roku wyprodukowano 2752 kombajnów Z040. Potem został on całkowicie zastąpiony przez Bizona Z050, którego produkcja w latach 1971-72 była jeszcze nieduża (128szt.)
jnów Bizon Super. Ze względów ekonomicznych nasz producent skupił się nad zwiększeniem unifikacji serii Super z produkowanymi równolegle kombajnami typu Rekord. I tak na przykład wprowadzone zostały wspólne zespoły żniwne o szerokościach 330,360,420 i 520cm. Wyroby płockiej fabryki opatrzono państwowym znakiem, jakości „1”, który przyznawano krajowym produktom o stałej i wysokiej, jakości wykonania. Było to dość trudne do utrzymania szczególnie w okresie braków lat osiemdziesiątych. Jednakże niemalże od początku pojawienia się w produkcji pierwszego kombajnu Z050 stał on się obok ciągników Ursus, flagowym produktem eksportowym. W latach siedemdziesiątych nabywców na Bizona nie brakowało. Oprócz krajów RWPG dostarczaliśmy nasze „Supry” do tak zwanego drugiego obszaru płatniczego. W zamian za potrzebne dewizy Bizony szły do Hiszpanii, Brazylii, USA i Iranu. Nasze rolnictwo, oczywiście bardzo głodne nowych maszyn, pochłaniało każdą ilość. Oczywiście głównym odbiorcą był sektor państwowy, tylko nieliczne Bizony trafiały do rolników indywidualnych. Jednakże w państwowych kombinatach potrzebny był jeszcze większy kombajn o wydajności rzędu 3,5 ha/ h, przy plonach sięgających 80 q. I pojawił się Bizon Gigant. Po początkowych trudnościach jakościowych jego produkcja została przerwana by powrócić po 1986 roku. Do końca lat osiemdziesiątych Bizony Super pełniły nadal rolę podstawowego kombajnu. Zbyt mała liczba wyprodukowanych kombajnów typu Gigant nie była w stanie zastąpić Supra. Również Bizonów typu Rekord było zbyt mało. Szacunkowo na pięć maszyn przypadał jeden Bizon Rekord. W 1992 po 15 latach produkcji zakończono produkcję Bizona Supra. Jednakże w znakomitej większości maszyny te od najstarszego typu pracują jeszcze dzisiaj i daleko im jeszcze do wycofania z eksploatacji. Rafał Mazur
- 16 -
ZAPRASZAMY WETERAN TRAKTOR DO MUZEUM
WETERAN TRAKTOR
Muzeum Silników Stacjonarnych w Konieczkowej Wszystko zaczęło się od naszej pasji kolekcjonerskiej. Ja szczególną sympatią darzyłem stare motocykle. Równolegle około 20 km dalej swą pasje zbierania wszystkiego co nadgryzione zębem czasu realizował Tomek Włodyka. W końcu nasze drogi się skrzyżowały i od tej pory zaczęliśmy ze sobą współpracować a nierzadko też pozytywnie rywalizować. Tomek już miał w tym czasie swój „Folwark Golcówka” czyli coś co można śmiało nazwać muzeum, ja właśnie nad czymś podobnym pracowałem i tak w niedługim czasie powstało Muzeum społeczne Gminy Niebylec. W naszych prywatnych zbiorach zaczęły się pojawiać silniki stacjonarne, czyli zabytki techniki mało doceniane do tej pory w polskim muzealnictwie. Gdy silników tych zebrała się już spora jak na polskie warunki ilość. Tomek postanowił pochwalić się szerzej wspólnymi zbiorami. Zakładając na popularnym FB konto o nazwie „Zabytkowe Silniki Stacjonarne” i przedstawiając na nim naszą kolekcję sprawił, że kolekcja ta zaczęła być zauważalna w kraju. Przy niektórych silnikach podejmowaliśmy w tym czasie prace, dążąc do tego by były sprawne technicznie. Kolejny krok to pokazy i wystawy, w których braliśmy udział. Gdziekolwiek byliśmy nasze silniki cieszyły się dużym zainteresowaniem, co utwierdziło nas w przekonaniu że warto przygotować miejsce w którym będą eksponowane w formie stałej wystawy. Od tej pory rozpoczęły się starania o to by zainteresować pomysłem lokalne władze samorządowe. Przedstawiony przeze mnie projekt muzeum znalazł akceptację w Gminie Niebylec na Podkarpaciu, gdzie mieszkam i pełnię funkcję radnego. Pod koniec 2016 roku zapadła decyzja o przeznaczeniu na muzeum obiektu po byłym kółku rolniczym w Konieczkowej i niedługo później rozpoczęły się prace remontowe budynku. Równolegle wiosną tego roku za sprawą fundatorów , którymi byliśmy obydwaj z Tomkiem została ustanowiona fundacja o nazwie „Muzeum Silników Stacjonarnych i Techniki Rolniczej „S” w Konieczkowej”, której głównym zadaniem jest prowadzenie muzeum. Uroczyste Otwarcie muzeum odbyło się 21 września 2017 r. i wzięli w nim udział przedstawiciele władz lokalnych i osoby związane z projektem Muzeum. W kolejnych dniach wystawę udostępniliśmy zwiedzającym. Ze względu na unikalność przygotowanej ekspozycji oraz nowatorskość przedsięwzięcia wydarzenie jakim było otwarcie muzeum odbiło się szerokim echem w mediach. Nasza obecna ekspozycja to przede wszystkim kilkadziesiąt (ponad 60) unikalnych, zabytkowych silników stacjonarnych różnych producentów. Mamy w swych zbiorach między innymi silniki polskie, czeskie, francuskie, niemieckie, austriackie, angielskie i amerykańskie. Naszą wystawę cechuje duża różnorodność również pod względem konstrukcyjnym. Liczba
• Motocykliści Oldtimer Club Poland w trakcie zwiedzania
zgromadzonych silników sprawia zaś, że jest ona największą udostępnianą kolekcją silników w kraju. Warto też zaznaczyć, że wiele z tych maszyn jest sprawnych. Na szczególną uwagę zasługują również zgromadzone tutaj dokumenty i literatura, dotyczące rolnictwa. Niektóre posiadane przez nas reklamy i katalogi rolnicze pochodzą z czasów, kiedy w Konieczkowej znajdowała się posiadłość dworska zarządzana przez szlachciankę panią Julię Dobrzyńską. To jej właśnie jako ziemiance i osobie zamożnej różne firmy związane z rolnictwem polecały swe usługi . Zbiory muzeum uzupełniają akcesoria takie jak: oliwiarki lutlampy, kanistry, pojemniki i wiele innych. W przygotowaniu jest wystawa zabytkowych maszyn rolniczych oraz wystawa pamiątek strażackich. Muzeum silników stacjonarnych w Konieczkowej jest pierwszą w Polsce placówką poświęconą głównie silnikom stacjonarnym a realizacja całego projektu muzeum to przykład współdziałania władz samorządowych i osób prywatnych na rzecz rozwoju kultury i lokalnych społeczności. Niejako znakiem czasu jest fakt że to pierwsze w Polsce muzeum poświęcone silnikom stacjonarnym powstaje na Podkarpaciu, gdzie silniki te wykorzystywane były bodajże najdłużej, oraz że mieści się ono w obiekcie po nieistniejącym „Kółku Rolniczym” i na terenach gdzie jeszcze do niedawna rolnictwo było główną dziedziną życia ludności. Za główny cel na najbliższe miesiące nasze muzeum stawia sobie dalszy rozwój, poprzez zwiększanie ilości eksponatów i podnoszenie poziomu wystaw. Tematem silników i innych „zabytków” rolniczych próbujemy zarazić innych. Zwiększa się zatem grono naszych współpracowników i kontaktujących się z nami osób. Nasza placówka jest nadal w fazie organizacji i nie ma statusu muzeum rejestrowego, jesteśmy zatem świadomi, że przed nami jeszcze sporo pracy. Grzegorz Smela
- 17 -
WETERAN NA WARSZTACIE TRAKTOR
WETERAN TRAKTOR
KL - młodszy brat Bumbaja
Zacznijmy od początku. Jest rok 1934. W Niemczech w miejscowości Mannheim zostaje wyprodukowany ciągnik Lanz Bulldog, model HR 7 o mocy 30 koni. Na owe czasy konstrukcja prosta w obsłudze i naprawie. 10-litrowy, jednocylindrowy dwusuwowy silnik diesla zapewniał doskonały moment obrotowy przy niskich obrotach, dodatkowo będąc zasilanym niemal każdym płynnym paliwem, od nafty po kiepskiej jakości ropy naftowej bądź nawet przepracowanym olejem silnikowym. Rzec można, że na tamte czasy- ideał. Z biegiem czasu został on trochę zmodernizowany, a sama moc silnika zwiększyła się do 35 koni. Ciągnik przypadł do gustu nie tylko rolnikom w Europie, ale i na całym świecie. Były one eksportowane do ameryki północnej, południowej, Azji, Afryki a także Australii. Na bazie Lanz-a powstało kilka kopii, takich jak polski Ursus, francuski Le Percheron, Argentyńska Pampa czy Australijski KL-Bulldog. Mimo tego że były produkowane na różnych kontynentach, to większość części jest na tyle podobna, że z powodzeniem można je zamontować w bliźniaczym ciągniku. W Australii dużym uznaniem cieszyły się przedwojenne modele “N” (D8506 lub D8516) które trafiły tam w latach 1936-1939. Zarówno w czasie, jak i tuż po drugiej wojnie światowej, Australia stanęła w obliczu dotkliwego braku ciągników. Pomimo
udzielanej pomocy przez sam rząd w celu rozwoju lokalnej produkcji ciągników rolniczych, to tylko jednej z największych firm inżynieryjnych się to udało. Kelly & Lewis (stąd wzięła się nazwa K.L Bulldog) zajmowali się m.in. produkcją silników parowych i spalinowych. Pierwsze wzmianki o zamierzonej produkcji pojawiły się w prasie końcem listopada 1945 roku, a miały one powstać w miejscowości Springvale, w stanie Victoria. Wg niektórych źródeł, pierwszy egzemplarz zjechał z taśmy produkcyjnej 21 września 1948 r. Początkowa produkcja wynosiła ok 20 egzemplarzy na tydzień, aż do roku 1952 w którym to niestety została zakończona na poziomie ok 860 sztuk. Jednym z elementów jakich możemy pozazdrościć Australijczykom to przede wszystkim ciekawe oznakowanie poszczególnych egzemplarzy oraz pozostawiona dokumentacja dotycząca pierwszych nabywców. W Ursusie i Lanz-u na przedniej tablicy znajdującej się w kabinie kierowcy, znajdowała się aluminiowa tabliczka z uwagami i wskazówkami dla kierowcy. W KL-u było podobnie, lecz dodatkowo widniało tam oznaczenie konkretnego modelu oraz numer ciągnika, silnika i skrzyni biegów. Przyjmując że pierwszy wyprodukowany ciągnik otrzymał numer 001, oznaczenia na tabliczce wyglądały następująco: MODEL No. (numer modelu) 40 A. TRACTOR No. (numer traktora) A1001,
• Lanz Bulldog przed renowacją
- 18 -
NA WARSZTACIE
WETERAN TRAKTOR
• Lanz Bulldog puścił już pierwszy dymek. Odnowiony niedługo ruszy w trasę.
ENGINE No (numer silnika) A3001, oraz GEARBOX No. (numer skrzyni biegów) A5001. Świadczy to o tym, że ostatnie 3 cyfry numeru wskazywały na numer oraz kolejność w jakiej zjechały z taśmy produkcyjnej. Dodatkowo każdy z w/w numerów był nabijany na odpowiednich elementach takich jak cylinder czy skrzynia biegów. Po II wojnie światowej Australia niestety borykała się z problemem niedoboru surowców raz sprzętu. Może to było przyczyną tego, że w kilkudziesięciu pierwszych egzemplarzach zamontowano skrzynie biegów od Lanz-a które zostały sprowadzone z Niemiec. Podobna sytuacja miała miejsce z komorami silnika, które również czasami można było zauważyć w niektórych ciągnikach. W trakcie produkcji wprowadzone zostały małe zmiany wizualne, takie jak kolor ciągnika, felg czy metalowa osłona koła zamachowego od strony regulatora. W Polsce możemy znaleźć 3 egzemplarze które przypłynęły w kontenerach z Australii. Jeden znajduje się na Kaszubach a dwa w Bielsku-Białej, gdzie powoli wracają do życia. Pierwszy KL który trafił na Podbeskidzie w styczniu 2016 zasługuje na szczególną uwagę,
ponieważ prawdopodobnie jest to najstarszy ciągnik który ocalał! Zjechał z taśmy produkcyjnej w 1948 roku jako trzeci egzemplarz wiec jego numer to 003. Prawdopodobnie początkowo zakładano do nich metalowe koła które chwilę później zostały zastąpione żeliwnymi z pneumatycznymi oponami. Podobnie było i w tym KLu. Kilka miesięcy temu zapadła decyzja o przywróceniu go do „życia” więc trafił w końcu na warsztat. Niestety jego stan pozostawiał wiele do życzenia.. Częściowo rozebrana skrzynia biegów budziła pewne obawy, lecz po kompleksowej renowacji wygląda już jak nowa. Podobne trudności sprawiły nam tylne błotniki które były mocno pokrzywione. Chcieliśmy, aby został on zachowany w oryginalnym stanie więc wymiana na nowe nie wchodziła w rachubę. Po kilku dniach ciężkiej walki udało się przywrócić im odpowiedni kształt a niedawno puścił już pierwszy dymek! Do pełnego ukończenia zostało już tylko skompletowanie kilku drobnych braków, tak aby był on w 100 % kompletny. Kamil Hornik
- 19 -
KONTROWERSJE
WETERAN TRAKTOR
Ursus to nie Dzik
Znanych jest przynajmniej kilka przypadków, gdy nazwa jednego pojazdu używana jest w stosunku do całego typoszeregu – np. Jeep mówi się bardzo często w stosunku do samochodów terenowych, również innych marek. Podobnie ma się sprawa z Dzikiem, ponieważ większość jednoosiowych ciągników nazywana jest w ten sposób. Dotyczy to również zaprojektowanego w tym samym czasie Ursusa C-308. Oba ciągniki – Dzika i C-308 – określa się najczęściej jako konstrukcje bliźniacze. Ile jest w tym prawdy? Odpowiedź znajdziecie poniżej. Zaczynając od początku należy zaznaczyć, że zarówno projekt Dzika, jak i Ursusa C-308 powstawały niemal równocześnie, ale ich konstrukcje opracowano w różnych miejscach. W Biurze Konstrukcyjnym Przemysłu Maszynowego Leśnictwa we Wrocławiu stworzono projekt ciągnika jednoosiowego, którego przeznaczeniem miała być branża rolnicza, ogrodnictwo, sadownictwo, ale także usługi komunalne oraz prace leśne. Idąc tym tropem produkcję finalnie ulokowano w Gorzowskim Zakładzie Przemysłu Maszynowego Leśnictwa (GZPML) i ruszyła ona w 1958 roku. W stosunku do najmniejszego Ursusa ograniczano się raczej do rolnictwa, ogrodnictwa czy sadownictwa, ale praktyka pokazała, że sprawdził się także w tzw. zieleni miejskiej. Prace nad nim prowadzono rzecz jasna w Zakładach Mechanicznych Ursus. 11 października 1957 roku oddano do testów gotowy prototyp, a produkcja ruszyła po kilku miesiącach. Zatem jak widać, już na etapie projektowania oba projekty były mocno rozbieżne, mimo spełniania ogólnego założenia – budowy ciągnika jednoosiowego, o mocy ok. 8 KM, dostosowanego do licznych prac. Sercem obu ciągników były silniki jednocylindrowe, o zapłonie iskrowym i chłodzone powietrzem. I to koniec wspólnych cech. Pierwsze Dziki wyposażano w silnik S-82 wytwarzany w WSM Bielsko Biała. Dopiero wersja Dzik-2 otrzymała nowszy model S261C, który z kolei od samego początku montowano w Ursusach C-308. Tak czy inaczej różniły się one tłumikiem.
Jedną z zasadniczych różnic jest zastosowane sprzęgło. W Dzikach przez cały okres produkcji montowano suche, dwutarczowe sprzęgło cierne, natomiast C-308 posiadał sprzęgło odśrodkowe. W tym drugim przypadku wystarczyło wrzucić bieg i dodać gazu, aby ciągnik zaczął ruszać. Uniemożliwiało to jednak zmianę biegów podczas jazdy. Skrzynia przekładniowa różni się nie tylko wizualnie, ale także konstrukcyjnie. Mimo, że oba ciągniki posiadają podobny zakres przełożeń oraz blokady mechanizmu różnicowego, to sposób ich przeniesienia jest inny. Jedną z różnic, które mają odzwierciedlenie, jest rodzaj przeniesienia napędu na wałek przekaźnika mocy. W Dziku sprzęgło kłowe do łączenia z narzędziami osadzone jest na końcu wałka atakującego. W rezultacie prędkość obrotów wałka jest uzależniona od włączonego biegu. Ponadto nie ma możliwości wyłączenia przekaźnika mocy podczas jazdy ciągnika, ale jest za to dźwignia, która umożliwia wyłączenia napędu kół. Takie ustawienie rozłącza bowiem sprzęgła blokad bocznych i pozwala na napęd maszyn stacjonarnych – np. poprzez opcjonalną przystawkę pasową. W Ursusie C-308 napęd przekaźnika mocy pobierany jest z wałka pośredniego skrzyni biegów, a więc jego prędkość nie jest uzależniona od wybranego w danej chwili biegu. Ponadto jego włączanie i wyłączanie w zależności od potrzeb umożliwia dźwignia umieszczona po lewej stronie skrzyni przekładniowej. Napęd maszyn na postoju jest możliwy – wystarczy po prostu dźwignię zmiany biegów ustawić w położeniu neutralnym. Mimo, że skrzynia przekładniowa Ursusa wygląda na znacznie prostszą w stosunku do Dzika, to ten drugi ma dodatkową zaletę – w opcji można zamontować dodatkowy, przedni wałek przekaźnika mocy. Jednak jest on również napędzany na podobnej zasadzie, a ponadto wykorzystywane jest przy tym koło atakujące i talerzowe przekładni głównej. Oba ciągniki posiadają trzy przełożenia do jazdy do przodu oraz wsteczny.
- 20 -
KONTROWERSJE
WETERAN TRAKTOR
Znacząca różnica dotyczy również możliwości zatrzymania ciągnika. W Ursusie C-308 konstruktorzy wykorzystali obecność bębna sprzęgłowego, w którego wnętrzu pracują rozpierane siłą odśrodkową szczęki z okładziną cierną. Natomiast na zewnątrz wspomnianego bębna umieszczono taśmę hamulcową, zaciskaną za pośrednictwem ręcznej dźwigni na kierownicy oraz cięgna Bowdena – czyli stalowej linki poprowadzonej w pancerzu. Takie rozwiązanie zapewnia dobrą skuteczność, ale działa tylko w chwili, gdy załączony jest jakikolwiek bieg – na „luzie” traktor nie zahamuje. W Dziku wykorzystano o wiele bardziej oryginalne rozwiązanie, ale zarazem o znikomej skuteczności. Na wałku atakującym umieszczono stalowy stożek, który po uruchomieniu hamulca – w podobny sposób jak w C-308, czyli dźwignią na kierownicy – wciska się w unieruchomioną tuleję o podobnym kształcie. W efekcie ciągnik ma się zatrzymać, ale w praktyce tego typu rozwiązanie marnie się sprawdza. Pracujący w oleju mechanizm, pozbawiony jakiejkolwiek dodatkowej okładziny ciernej, pozwala na zwolnienie jazdy, ale daleko mu do hamowania. Szczególnie, gdy jedziemy w miarę szybko siedząc na „Lisku”. Jeśli mowa o sterowaniu ciągnikiem, tutaj również znajdziemy więcej różnic niż podobieństw. Mimo, że do kierowania obu ciągników przewidziano czepigi, przypominające kierownicę motocyklową na wysięgniku, to liczba dźwigni jest inna. Dzik posiada dwie dźwignie, które odpowiedzialne są: jedna za zmianę biegów, a druga za załączanie blokad. Ponadto kierownicę można regulować w płaszczyźnie pionowej, poziomej, a także regulować jej długość. Na kierownicy znalazło się także miejsce na uproszczoną deskę rozdzielczą z kilkoma przełącznikami oraz schematami biegów oraz blokad czy napędu przekaźnika. W Ursusie C-308 poziomy regulacji są podobne, ale zupełnie inaczej rozwiązane – przestawianie kierownicy jest o wiele łatwiejsze.
Łącznie do dyspozycji kierowcy były jednak aż cztery dźwignie – od prawej i lewej blokady, od biegów oraz od ryglowania położenia kierownicy. Dźwignia sterowania gazem, jak również przełącznik świateł były takie same w obu ciągnikach. Kolejną cechą wspólną, ale tylko z pozoru, były koła. Oba ciągniki wyposażano w ogumienie rolnicze o rozmiarze 6.00x16, natomiast felgi znacznie się różniły. Dzik posiadał skręcane z dwóch tarczy, natomiast Ursus jednolitą obręcz, z odkręcaną tarczą środkową. Ciągniki wyposażano w obciążniki zarówno przy kołach, jak i równoważące na przednim wsporniku – jednak ich ilość, kształt oraz sposób mocowania znacząco się różniły. Wygląd ciągnika zostawiłem na koniec, ponieważ jest to cecha widoczna na pierwszy rzut oka. Tak naprawdę łączy je jedynie posiadanie pojedynczego reflektora, ale to też za wyjątkiem ostatniej wersji Dzika 21, którą wyposażano w maskę adaptowaną od C-330 i analogicznie dwa reflektory. Cechą wspólną może być szereg maszyn które mogą współpracować zarówno z Dzikiem, jak i C-308. Nawet przyczepy – P-308 i T-800 – mimo, że fabrycznie dedykowane, to mogły być stosowane zamiennie. Nie mniej jednak Dzik, z możliwością doposażenia w przedni wałek przekaźnika mocy, jest o wiele bardziej uniwersalny i daje większe możliwości. Reasumując: oba ciągniki mają podobną charakterystykę, ale sporo im brakuje do określenia „bliźniacze konstrukcje”. Wymienność części pomiędzy Dzikiem a Ursusem jest znikoma, bo poza silnikiem niewiele z nich da się dopasować. Mam nadzieję, że tym tekstem udało mi się wykazać, że nie są to takie same konstrukcje, a nazywanie Ursusa C-308 – Dzikiem – jest kardynalnym błędem. Paweł Rychter
- 21 -
PORADY
WETERAN TRAKTOR
Jak ustawić zawory? Regulacja luzu zaworowego – popularnie zwana ustawieniem zaworów – należy do podstawowych czynności obsługowych w każdym silniku czterosuwowym. Od prawidłowych wartości, ustalonych doświadczalnie przez producenta, zależy jakość spalania i praca silnika. Źle wyregulowany luz zaworowy jest powodem szeregu następstw takich jak spadek mocy silnika, dymienie, ciężki rozruch, a w skrajnych przypadkach uszkodzenie zaworów lub głowicy. Warto zatem zadbać o to, aby wartości luzu były możliwie zbliżone do zaleceń producenta i okresowo przeprowadzać ich kontrolę. Wszystkie parametry i częstotliwość kontroli znajdziemy zawsze w instrukcji obsługi ciągnika lub silnika. Kontrolę i regulację luzu zaworowego można przeprowadzić na wiele sposobów, uzależnionych od konstrukcji silnika. Poniżej znajdziemy dwa sposoby regulacji mające zastosowanie w silnikach, w których regulacja luzu możliwa jest za pomocą wkręta umieszczonego w dźwigience zaworowej, zabezpieczonego przeciwnakrętką. Nie mniej jednak w obu przypadkach najważniejszym momentem całej operacji jest znalezienie takiego położenia układu rozrządu, aby regulowany zawór był w pełni zamknięty, a dźwigienka znalazła się w położeniu neutralnym. Jak w większości sytuacji są różne „szkoły”, ale najprościej podejść do tematu biorąc pod uwagę zasadę działania czterosuwowego silnika spalinowego. Regulację wykonujemy na zimnym silniku. Przed przystąpieniem do regulacji, należy obrócić wałem korbowym – za pomocą korby lub tzw. „breszki” wsadzonej w okienko rewizyjne sprzęgła – do momentu, aż zawór ssący zamknie się całkowicie i rozpocznie się suw sprężania. Moment ten łatwo rozpoznać, ponieważ kolejno po sobie następuje praca dwóch zaworów – najpierw otwiera się zawór wydechowy, następnie suw wydechu przechodzi w suw ssania, zawór wydechowy się zamyka, natomiast otwiera się zawór ssący. Tłok wędruje do dolnego martwego punktu (DMP). Zawór ssący zamyka się i tłok zaczyna posuwać się do góry – trwa suw sprężania. Właśnie wtedy należy przeprowadzać regulację zaworów na danym cylindrze. Obracając wałem można dla ułatwienia wykorzystać odprężnik (o ile dany silnik jest w niego wyposażony), ale przed przystąpieniem do regulacji należy bezwzględnie go wyłączyć – wiele osób robi błąd i ustawia zawory na włączonym odprężniku. Może się to skończyć nawet uszkodzeniem układu rozrządu – po wyłączeniu odprężnika luz jest tak duży, że laska popychacza może wyskoczyć ze swojego położenia. Do kontroli luzu zaworowego służy szczelinomierz, czyli zestaw spiętych wachlarzowo blaszek różnej grubości. Przed przystąpieniem do ustawiania należy zorientować się jakie wartości luzu zaworowego przewiduje producent silnika – z reguły są inne to wartości odmienne dla zaworów wydechowych i ssących. Z racji większego nagrzewania się zaworu wydechowego podczas pracy, bardzo często przewidziany jest dla niego większy luz. Każdy szczelinomierz ma na blaszkach naniesione informacje o grubości – w tym wypadku wybieramy blaszkę takiej grubości, jaki luz przewidział dla danego zaworu producent. W przypad-
ku nieczytelnych wartości na blaszce, można posłużyć się suwmiarką i samemu zmierzyć grubość. Sprawdzi się tutaj najlepiej suwmiarka zegarowa lub cyfrowa z wyświetlaczem – wymagana jest dokładność minimum do 0.05 mm. Do regulacji zaworów będzie potrzebny również klucz płaski do poluzowania nakrętki kontrującej wkręta regulacyjnego oraz płaski śrubokręt dobrze dopasowany do rowka we wkręcie. Przystępując do właściwej regulacji, należy najpierw wsunąć właściwą blaszkę pomiędzy trzonek zaworu, a dźwigienkę zaworową. Blaszka ma się wsuwać bez zacięć i większego oporu. Po jej wsunięciu dźwigienka zaworowa nie może wykazywać luzu względem trzonka zaworu. Jeśli tak jest, oznacza to, że luz zaworowy jest właściwy. W przypadku, gdy dana blaszka nie chce się w ogóle wsunąć – należy zwiększyć luz. Z kolei jeśli po wsunięciu blaszki dźwigienka nadal ma luz – należy go zmniejszyć. Regulację przeprowadza się przy pomocy śrubokręta płaskiego. Im bardziej wkręcamy wkręt – tym bardziej zmniejsza się luz. Z kolei wykręcając wkręt, luz staje się większy. W sytuacji, gdy dźwigienka nie wykazuje już luzu, a blaszka przesuwa się płynnie – można dokręcić nakrętkę kontrującą. Ważne, aby w tym momencie mocno trzymać śrubokrętem wkręt w ustalonej pozycji i brać pod uwagę, że przy dociąganiu może się on lekko przekręcić. Przy nabraniu odrobiny wprawy jest to banalnie proste. Analogicznie postępujemy ze wszystkimi zaworami, pamiętając, żeby na bieżąco zmieniać ustawienie układu rozrządu zgodnie z wyżej opisanymi zasadami. Regulowany w danej chwili zawór musi być zawsze maksymalnie zamknięty, a dźwigienka w pozycji neutralnej, nie napięta.
Istnieje również metoda ustawiania luzu zaworowego, w której zamiast szczelinomierza przydaje się grzebień do pomiaru skoku gwintu. Znajomość tego parametru pozwala określić o ile zmieni się luz w stosunku do obrotu wkręta regulacyjnego. Dla przykładu, jeśli jego gwint ma skok 1.00 to wkręcenie go o ¼ obrotu zmniejszy luz o 0,25 mm. Ten sposób jest mniej dokładny, ale pozwala ustawić żądany luz zaworowy w przypadku, gdy elementy układu rozrządu są mocno zużyte. Powstające na dźwigience oraz trzonku zaworu nierówności mogą zaburzyć pomiar przy pomocy szczelinomierza. Należy jednak wyraźnie zaznaczyć, że jest to metoda przeznaczona tylko i wyłącznie dla doświadczonych mechaników, stąd też nie opisuję jej tutaj szerzej. Paweł Rychter
- 22 -
IMPREZY
WETERAN TRAKTOR
Gala Techniki Rolniczej
Piotrowice Świdnickie to niewielka wioska na Dolnym Śląsku, o której dotychczas niewiele się mówiło. Wszystko zmieniło się za sprawą Fundacji Ochrony Dziedzictwa Przemysłowego Śląska, która zainteresowała się piotrowickim kompleksem folwarcznym. Podupadający wcześniej zamek, z dnia na dzień nabierał uroku. Wyremontowano jedną stodołę, a inne uprzątnięto i zabezpieczono, a także wypielęgnowano teren. Zrewitalizowano także fosę. Plany właścicieli od początku były jednoznaczne – ma tutaj powstać Muzeum Technik Rolniczych. Zgromadzono w tym celu sporą ilość eksponatów, ale momentem przełomowym była organizacja po raz pierwszy Gali Techniki Rolniczej. Impreza odbyła się w dniach 8-10.09.2017r. jako element dużego przedsięwzięcia pod nazwą Gala Pary. W ramach tego święta starej techniki miała miejsce również organizowana od kilku lat Gala Parowozów – mieszcząca się w pobliskiej Jaworzynie Śląskiej. Na terenie folwarku zostały zaprezentowane eksponaty kolekcjonerów zrzeszonych w Klubach RetroTRAKTOR oraz Traktor i Maszyna – w sumie ponad 20 ciągników i kilka maszyn. Do tego kilkadziesiąt eksponatów będących „na stanie” Muzeum Technik Rolniczych. Wśród nich m.in. najstarszy prezentowany ciągnik – Fordson F z 1924 roku. • Na terenie folwarku zgromadzono ponad 20 ciągników i kilka Ciągnik ten, wyposażony w stalowe koła, nie posiadał maszyn rolniczych układu hamulcowego. Zastosowana w nim ślimakowa przekładnia główna skutecznie powodowała jego zatrzymanie Wracając jednak do typowo rolniczych „perełek” warto wkrótce po wciśnięciu pedału sprzęgła umieszczonego po podkreślić udział całego szeregu maszyn i narzędzi do prawej stronie. Ciekawostką w tym ciągniku jest również zbioru zbóż. Zaczynając od sierpa i kosy, przez kosiarkę, brak pompy wodnej – obieg cieczy chłodzącej odbywa żniwiarkę czy snopowiązałkę, a na kombajnie Vistula się na zasadzie termosyfonowej, a chłodzenie wspomaga kończąc. Warto dodać, że zarówno snopowiązałka Warta wentylator napędzany szerokim pasem. Wielką zagadką 2 jak i legendarna Vistula KZB-3B były prezentowane był natomiast ciągnik z logo marki Buick. Uwagę zwracała w ruchu. Każda z maszyn na swój sposób zachwycała przede wszystkim kabina kierowcy, urządzona niemal jak publiczność – jedna, że sama wiąże snopki, inna plątaniną w samochodzie. Okazuje się bowiem, że ciągnik ten został pasków klinowych. Pozwalały choć trochę poczuć klimat niegdyś przerobiony z amerykańskiej ciężarówki. Skoro dawnych żniw. Nie mniejszą atrakcją były omłoty – w tej jesteśmy przy samochodach użytkowych to miłośnicy kategorii również zgromadzono pokaźną liczbę kilkunastu ciężarówek napędzanych parą mieli za to jedyną w kraju maszyn. Niektóre z nich użyto do pokazu. Na koniec, okazję do obejrzenia unikatowego pojazdu Škoda Sentinel. wymłóconą słomę wrzucono do gardzieli kombajnu, aby Ciężarówki te produkowano w Czechach na licencji angiel- mogła być związana przez zainstalowaną na Vistuli prasę. skiego Sentinel Waggon Works w latach 20. i 30. XX wieku. Impreza tego formatu nie mogła obyć się bez spekNapęd na tylną oś przekazywany był za pomocą sporej takularnych „Bombajów”, których właściciele często wielkości łańcuchów – osobnych dla każdego z kół. Silnik doprowadzali je do wypluwania ognistych języków. Wśród parowy umieszczono w centralnej części ramy pojazdu, ciągników wyróżniał się również RS-09, który przez natomiast kocioł znajdował się w kabinie kierowcy, który laików często posądzany jest o brak silnika. Świetnym siedział po prawej stronie. Po lewej natomiast znajdowało urozmaiceniem dla kolekcjonerów biorących udział w imsię miejsce dla pomocnika, który dbał o to, żeby w kotle prezie, a także atrakcją dla zwiedzających były przejazdy cały czas utrzymywała się odpowiednia temperatura. Wiz- do pobliskiej Jaworzyny Śląskiej. W niedzielę zabytkowe ualnie obecność napędu parowego zdradzał sporej wielkoś- pojazdy zatrzymały się tam na dłużej. Wówczas uczestnicy ci komin, dno paleniska wystające spod kabiny, a także Gali Parowozów mogli obejrzeć zabytkowe ciągniki, a w nieustanny syk pary. Pojazd prezentowali kolekcjonerzy z tym czasie traktorzyście zwiedzali z przewodnikiem dawną Czech. Drugim, sporo wolniejszym, pojazdem „pod parą” parowozownię z unikatową obrotnicą. był walec sygnowany znakiem B. Ruthemeyer. Opuścił on Tegoroczna edycja imprezy została zaplanowana wytwórnię w roku 1930, aby tempem iście spacerowym w dniach 8-9 września i podobnie jak w roku ubiegłym na równać drogi. Na co dzień jest elementem ekspozycji na zwiedzających będą czekały liczne atrakcje. Zapraszamy! terenie dawnej parowozowni w Jaworzynie Śląskiej. Paweł Rychter
- 23 -
PODRÓŻE
WETERAN TRAKTOR
Z Poznania do Mannheim
• Setki ludzi podziwiało kawalkadę starych i nowych traktorów
Wszystko zaczęło się od zakupu naszej małej, zielonej perełki marki John Deere model “A “z 1939 roku. Traktor przyjechał do nas ze Stanów Zjednoczonych. Maszyna była prawie w idealnym stanie, jedynie naprawy wymagała wiązka elektryczna, gaźnik, układ paliwowy oraz zapłon. Po naprawie naszego John Deere skontaktował się z nami producent serialu pod tytułem “Brać, czy nie brać’’. W produkcji były przedstawione wszystkie nasze maszyny rolnicze, lecz zielona perełka z naszego stada była jeszcze wtedy drugoplanowa. Parę miesięcy później po nagraniu serialu skontaktował się z nami kolejny producent tym razem pełnometrażowego filmu pod tytułem “Sztuka Kochania’’. Po krótkich negocjacjach wyruszyliśmy na plan filmowy razem z John’em. Chociaż traktor nie grał pierwszoplanowej roli, bardzo szybko stał się sławny. Film cieszył się dużą popularnością nie tylko w Polsce, ale i również w innych krajach.
Od kilkunastu lat na lotnisku w Bednarach na obrzeżach Poznania odbywają się targi rolnicze Agro Show. Od kilku lat prezentujemy tam swoje maszyny rolnicze na stoiskach firm, które wypożyczają od nas różne eksponaty. W 2017 roku podczas targów udaliśmy się na stanowiska John Deera, gdzie nawiązaliśmy kontakt z tą firmą. Przez dłuższy czas nie było żadnego odzewu, aż do grudnia kiedy firma John Deere skontaktowała się z nami gdyż chciała wypożyczyć traktor. W międzyczasie, gdy czekaliśmy na jakikolwiek kontakt udało nam się zakupić kolejny traktor marki John Deere, tym razem model “B”. Maszyna posiada oryginalne części, lakier i naklejki z logiem John Deere oraz opony na których wyjechała z fabryki w 1945 roku. Podczas ustalania szczegółów wypożyczenia jednego z traktorów napomknęliśmy że posiadamy od niedawna jeszcze jeden traktor tej samej marki, tylko w gorszym stanie. Organizator stoiska bez zastanowienia wypożyczył od nas obydwa traktory. Pojazdy można było podziwiać na stoiskach rolniczych na terenie Międzynarodowych Tragów Poznańskich. Po pewnym czasie organizator stoiska marki John Deere wynajął nasz traktor również na targi rolnicze w Ostródzie i w Kielcach. Podczas wszystkich targów nasze traktory cieszyły się dużą popularnością wśród zwiedzających. Na targach rolniczych w Kielcach dowiedzieliśmy się że ma się odbyć konkurs na najlepsze zdjęcie selfie z retrotraktorem marki John Deere lub Lanz. Główną nagrodą w konkursie był wyjazd wraz ze zwycięskim pojazdem do fabryki traktorów marki John Deere do Mannheim w Niemczech. Po pewnym czasie zauważyliśmy na portalu społecznościowym informację dotyczącą wysyłania zdjęć na konkurs więc jak najszybciej zrobiliśmy i wysłaliśmy dwa selfie, jedno z traktorem marki John Deere, a drugie z traktorem marki Lanz. Na nasze zdjęcia mogli głosować wszyscy, najbardziej wier-
- 24 -
PODRÓŻE
WETERAN TRAKTOR
zyliśmy w naszych znajomych i rodzinę. Po ogłoszeniu wyników okazało się że wygrało nasze zdjęcie z traktorem marki Lanz. Kiedy się dowiedzieliśmy że wygraliśmy i jedziemy do Mannheim wpadliśmy w euforię ponieważ, było to jedno z naszych największych marzeń. Po paru dniach skontaktowali się z nami z firmy John Deere i przekazali nam najważniejsze informacje dotyczące wygranego wyjazdu. Załadowaliśmy wygrany traktor i wyruszyliśmy w drogę do fabryki traktorów John Deere w Mannheim. Droga z domu do miejsca docelowego wynosiła prawie 900 km w jedną stronę. Po przyjeździe powitali nas i zaprosili na kolację podczas, której poznaliśmy zwycięzców konkursu z innych państw, którzy jak i my reprezentowali swoje kraje. Następnego dnia impreza była otwarta dla zwiedzających fabrykę, podczas wydarzenia zostały zorganizowane dwa korowody, w których uczestniczyły traktory zwycięzców konkursu oraz zabytkowe i nowe traktory które posiada fabryka John Deere. Podczas pierwszej parady nasz traktor i najstarsza maszyna marki John Deere z 1918 roku jechały na lawetach ponieważ trasa wiodła ulicami miasta. Dwie najstarsze maszyny musiały jechać na lawetach z powodu metalowych kół które zbytnio nie nadają się do jazdy po asfalcie. Po powrocie do fabryki wszystkie traktory zostały ustawione na placu. Zwiedzający mogli od tej pory podziwiać eksponaty i fabrykę od środka jak powstają maszyny, również i my ją zwiedzaliśmy. Po zawiedzeniu fabryki odbył się drugi korowód na terenie fabryki, podczas którego dwa najstarsze traktory były uruchomione aby mogły poruszać się o własnych siłach. Podczas eventu każdy traktor był omawiany przez spikera aby zwiedzający mogli się dowiedzieć czegoś więcej o przedstawianych maszynach. Pod koniec dnia jak już zwiedzający opuścili fabrykę zostaliśmy zaproszeni na kolację, podczas której dostawaliśmy nagrody za wygranie konkursu. Po kolacji każdy udał się do hotelu, podczas niedzieli mieliśmy dzień wolny, podczas którego zwiedzaliśmy miasto. W poniedziałek spakowaliśmy się rano i udaliśmy się w drogę powrotną, podczas powrotu do polski mieliśmy kilka telefonów z zapytaniami o wypożyczenie traktorów. Wyjazd ten był bardzo fajną przygodą i mam nadzieję że, tam jeszcze wrócimy. Nasze zabytkowe traktory marki John Deere i Lanz będą prezentowane w tym roku na stoisku John Deere na targach Agro Show na lotnisku w Bednarach. Patryk Głaczyński
• Każdy ciągnik był fachowo komentowany przez spikera
• Patryk za kierownicą Lanza
• Jedź za mną...
• Olbrzymia wieża wodna w centrum Mannheim
- 25 -
IMPREZY
WETERAN TRAKTOR
PANNINGEN – mekka europejskich kolekcjonerów
Międzynarodowy Festiwal Historyczny (IHF) w Panningen to największe spotkanie kolekcjonerów na kontynencie europejskim, które odbywa się od 1980 roku i przyciąga tysiące miłośników i kolekcjonerów z całego świata – są wystawcy i turyści z USA, Kanady, Australii, Nowej Zelandii i Europy. W tym roku 1200 wystawców prezentowało
ponad 2500 ciągników, ponad 400 stacjonarnych silników spalinowych i parowych, maszyny, narzędzia rolnicze i rzemieślnicze. Ponadto wielu widzów gromadziły pokazy rękodzieła – haftowania, rzeźby, wyplatania ozdób ze słomy itp. Sporo miejsca było też dla ruchomych miniatur pojazdów mechanicznych oraz pokazy starodawnych metod pracy na
- 26 -
IMPREZY
WETERAN TRAKTOR
wsi – omłoty, wykopki. Ciekawy był też pokaz używania do prac polowych ciężkich koni pociągowych – percheronów. Wszystko to zgromadzone na na obszarze 25 ha. Cały teren festiwalu był ogrodzony składanym płotem metalowym. Bilet wstępu na jeden dzień kosztował 12,5 Euro, na dwa dni 20 Euro. Dzieci do 13 lat płaciły 2,5 Euro
za dzień. Programy imprezy były dostępne przy kasach za darmo. W poprzednim roku imprezę odwiedziło ponad 20 tys. widzów, organizatorzy szacują, że w b.r. było ich również ponad 20 tys. Tegoroczny festiwal odbywał się po raz 39. Jednak nie zawsze był organizowany w Panningen. Poczatkowo w latach
- 27 -
IMPREZY
WETERAN TRAKTOR
1980 – 1984 odbywał się w Westerbeek, w latach 1985 – 1991 w Wanroy, w latach 1992 – 1996 w Sevenum/Kronenberg a dopiero od 1997 do chwili obecnej w Panningen. Wszystkie te miejscowości są w promieniu ok 30 km od Panningen. Od samego początku organizatorem festiwalu jest stowarzyszenie HMT, które zostało założone w 1979 roku przez grupę holenderskich hobbystów i kolekcjonerów. Aktualnie HMT ma charakter międzynarodowy i należy do niego ok. 4.000 członków z kilku kontynentów. Roczna składka członkowska wynosi 40 Euro. Przebieg festiwalu wspierało 60 wolontariuszy a łącznie zaangażowanych w organizację było ponad 200 osób. Co było w tym roku ciekawego w Panningen? Na honorowym miejscu w centralnym punkcie przy flagach zostały umieszczone olbrzymie stacjonarne silniki spalinowe marki Thomassen i innych. Poza tym podobnie jak w latach poprzednich dominowały zabytkowe traktory (starsze niż 30 lat). Jak zwykle dominowały ciągniki produkcji niemieckiej, mało było ze Wschodniej Europy. Kilka Ursusów
C45 ciekawie odrestaurowanych, chyba dwa Ursusy C 325 i 328. Około 10 Zetorów, Wladimiriec, nie widziałem żadnego HSCS. Najciekawsze dla mnie były traktory z rodziny LANZ-ów. Nie liczyłem ale chyba było ich więcej na imprezie w Niemczech – Lanz Bulldog und Schlepper Treffen w Lipsku. Cały rozległy teren Festiwalu patrolowały dwuosobowe ekipy ratowników medycznych na rowerach. Warto wspomnieć, o sanitariatach – było ich dość dużo w różnych miejscach i były w dobrym stanie sanitarnym do końca imprezy. Pomyślano też o dzieciach – przygotowana dla nich kilka atrakcji np. plastikowe traktory napędzane przez dzieci pedałami, wesołe miasteczko, mechaniczny prosty ładowacz piasku łatwy do opanowania przez najmłodszych czy przejażdżki na kucykach. Warto było jechać aby zobaczyć największą imprezę kolekcjonerską w Europie, myślę, że warto również wybrać się w przyszłym roku na jubileuszowy 40 Międzynarodowy Festiwal Historyczny (IHF) do Panningen. (CAN)
- 28 -
IMPREZY
WETERAN TRAKTOR
Pożegnanie Lata w Rudawce
Tradycyjnie w ostatni weekend sierpnia 2017 r. przy okazji Pożegnania Lata w Rudawce Rymanowskiej na Podkarpaciu odbyła się wystawa zabytkowych traktorów i maszyn rolniczych. Kolekcjonerzy z miejscowego klubu Stary Traktor Bieszczady wystawili 32 traktory i młocarnię Warmianka z napędem od ES-a. Oprócz Zetorów, Ursusów, Steyerów i Deutzów uwagę przykuwał pięknie odrestaurowany austriacki ciągnik Warchalowski, nie spotykany w innych regionach Polski. Drugą wisienka na torcie był gąsienicowy ciągnik Landini kolegi Piotra Kędzierskiego z Iwonicza Zdroju, otrzymał wyróżnienie Redakcji Weteran Traktor za najciekawszy zabytkowy ciągnik na wystawie. Nagrodą była grafika wykonana przez Agę Ciąder z Leszna, córkę kolegi Piotra Ciądera. Na wyróżnienie zasłużyła też ciekawa kolekcja jednoosiowców, przywieziona z krajów alpejskich. Zabytkowe traktory gromadziły więcej widzów niż najnowsze produkcje znanych marek światowych. Warto przyjechać do Rudawki Rymanowskiej w 2018 roku, przez trzy dni jest wiele ciekawych imprez kulturalnych, hodowlanych i rolniczych. (CAN)
- 29 -
WETERAN IMPREZY TRAKTOR
WETERAN TRAKTOR
II Konkurs Orki Zabytkowymi Traktorami Lubecko 2018
Ursusy lepsze od Zetorów?
Mała wieś Lubecko koło Lublińca na północy Górnego Śląska, znana była dotychczas w regionie z pielgrzymek do Sanktuarium Matki Boskiej Lubeckiej. Od dwóch sezonów przyciąga także sympatyków starych traktorów z całej Polski. Z okazji majowego święta Izydora Oracza i Pielgrzymki Rolników do sanktuarium w Lubecku odbywa się konkurs w orce zabytkowymi traktorami. Pomysłodawcą imprezy jest miejscowy rolnik, znany kolekcjoner zabytkowych traktorów – Józef Richter. W sobotę wszyscy traktorzyści na swych zabytkach zjawili się przy kościele, skąd kawalkada uczestników pielgrzymki, gości i traktorów przemieściła się na miejsce imprezy. W godzinach popołudniowych przystąpiono do rywalizacji. W ustalonej kolejności pod czujnym okiem komisji sędziowskiej, która oceniała głębokość oraz styl orki. Nie było podziału na moc silnika oni na typ pługa – jednoskibowy, dwuskibowy i trzyskibowy. Słabsze ciągniki demonstrowały orkę pługiem prowadzonym ręcznie przez drugą osobę. W gronie 30 uczestników były dwie panie – Milena Klimczak i Ewa Pijewska. Ostatecznie komisja sędziowska uznała, że zwycięzcą II Konkursu Orki Zabytkowymi Traktorami został Rudolf Wendlocha Ursus C 325 (Szamrowice). Na drugim miejscu ex equo uplasowała się Ewa Pijewska Ursus C 325 (Jawornica) i Marek Kansy Ursus C 328 (Lisowice), trzecie miejsce zajął Stanisław Pijewski SAM ES 8 (Jawornica). Przeprowadzono także głosowanie publiczności na ,,najlepszego traktorzystę”, tu bezapelacyjnie najwięcej głosów zebrał ks. Tomasz Hajok, wikary miejscowej parafii w Lubecku. Główny pomysłodawca i organizator – Józef Richter otrzymał specjalne wyróżnienie przyznane przez redakcję Magazynu WETERAN TRAKTOR – obraz swojego na-
jstarszego traktora Deutz, namalowany przez Agę Ciąder, młodą malarkę, córkę znanego kolekcjonera z Leszna Piotra Ciądera. Drugiego dnia uczestnicy wzięli udział w przejeździe ciągnikami Szlakiem św. Jakuba: Sanktuarium Matki Boskiej w Lubecku, dom Franciszki Ciemięgi na Kanusie i Muzeum Paleontologiczne w Lisowicach. Imprezie towarzyszyła wystawa zabytkowego sprzętu rolniczego, pokaz omłotów przy użyciu kierata oraz degustacja ziemniaków z parownika. Swoje pokazy demonstrowała także Ochotnicza Straż Pożarna. Impreza organizowana skromnymi siłami Stowarzyszenia Rozwoju Wsi Lubecko zgromadziła uczestników z całej Polski – przyjechali pasjonaci starych traktorów z Woli Rasztowskiej, Węgrowa, Bieszczad – przywieźli aż 9 starych traktorów, Nysy, Trzebnicy. Kolekcjonerzy z Wilkowic przywieźli jeden ciągnik i specjalny, odrestaurowany pług do Ursusa C45, który był używany w czasie konkursu przez Lanz Buldoga i Bumbaja. Łącznie w imprezie wzięło udział 30 oraczy, wystawiono 57 traktorów i kilkanaście maszyn rolniczych. Konkurs był nagłośniony medialnie – migawki z imprezy znalazły się m.in. w Teleexpressie, programie regionalnym TVP, Polskim Radiu Katowice. Impreza znalazła wsparcie we władzach samorządowych powiatu lublinieckiego oraz gminy Kochanowice. Osobne podziękowania należą się ekipie, która dbała o to aby nikt głodny nie chodził. - Bardzo dziękuję wszystkim starszym i młodszym mieszkańcom Lubecka, którzy pomagali przy imprezie, dziękuję strażakom OSP oraz władzom powiatowym i gminnym za okazaną pomoc – mówił Józef Richter. Do zobaczenia za rok. (CAN)
- 30 -
WETERAN IMPREZY TRAKTOR
WETERAN TRAKTOR
X Zlot i Wystawa Zabytkowych Traktorów
Jubileuszowy zlot odbył się na terenie Zamku w Golubiu. Już samo usytuowanie przyczyniło się do podniesienia rangi wydarzenia. Ponad sto eksponatów, setki zwiedzających. Spory teren pozwalający na urozmaiconą jazdę po górzystym terenie. Jak zwykle jednym z elementów zlotu był przejazd kawalkady pojazdów przez Golub-Dobrzyń. Uwagę wielu zwiedzających przykuwała ekspozycja przedstawio-
na przez właściciela firmy Olkop z Kowalewa Pomorskiego. Duże wrażenia robiła jednak duża lokomobila jeżdżąca po placu manewrowym. Warto wspomnieć, że z okazji jubileuszu dzięki staraniom Michała Piotrowskiego ukazała się ciekawa pozycja wydawnicza – ,,Ocalić od zapomnienia”, w której na 255 stronach została przedstawiona historia blisko stu eksponatów ponad 30 członków klubu. (CAN)
- 31 -
WETERAN IMPREZY TRAKTOR
WETERAN TRAKTOR
III Zlot Zabytkowych Traktorów Sasino 2018
Z dużym zainteresowaniem jechałem na III Zlot Zabytkowych Traktorów Moto-Rock do Sasina. Najpierw sprawdziłem, gdzie leży to Sasino. Komputer z łatwością wyszukał mi małą wieś położoną w gminie Choczewo blisko wybrzeża Bałtyku. Samo Choczewo znałem z odwiedzin w ub. roku u kolegi Genia Langa. Dojazd z użyciem GPS-a sugerował, że jest to ok. 430 km. I tyle rzeczywiście prze-
jechałem, po drodze w okolicach Słupska niestety telefon się wyładował i musiałem go w wiejskim sklepie podładować aby dojechać do Sasina (nie miałem mapy). Sasino, mała wieś nastawiona na turystów ale tych, którzy mają własne domki rekreacyjne i lubią ciszę, spokój, śpiew ptaków. Miejsce zlotu – okazały park przy pałacu w Sasinie. Sporo miejsca do ustawienia sprzętu, zacienione pole kem-
- 32 -
IMPREZY
WETERAN TRAKTOR
pingowe, obszerna gastronomia. Na miejscu kilka traktorów czekało na zlotowiczów – to sprzęt Genia Langa. W czwartkowe popołudnie zaczęli się zjeżdżać uczestnicy imprezy i powoli plac zlotowy zapełniał się traktorami i samochodami. Wkrótce do Sasina dotarły kolejne ekipy jadące na kołach – Beniu Stiller na C325 i Krzysztof Szymczak na Fergusonie z Boguszyna koło Środy Wielkopolskiej – wyruszyli o 2 w nocy i jadąc non-stop przez 430 km dotarli ok. 18.00 do Sasina. Chwile później dotarł Krzysztof Bimkiewicz na C 4011, który przejechał 425 km. Nieco później na kołach przyjechała kawalkada kilkunastu traktorów z Żelistrzewa w tym dwie kobiety. Pokonali ok. 60 kilometrów. Od poniedziałku z Jaworzna jechała na zlot Milena Klimczak, miała do pokonania Ciapkiem ok. 650 km. Dojechała do Sasina pod wieczór, po drodze w okolicach Nakła miała przykre zdarzenie – samochód techniczny, którym jechał jej ociec i mama został kompletnie rozbity w czasie postoju, przez nieostrożnego kierowcę. W kłopotach pomogli jej koledzy z Klubu Traktor i Maszyna – Jacek Grzywacz użyczył swojego busa, którym rodzice mogli kontynuować przejazd do Sasina i Maryś Jasiorowski, który przewiózł lawetą do siebie wrak rozbitego busa. W pierwszym dniu zaliczyliśmy przejazd do Łeby, gdzie można było zjeść rybę i odbyć godzinny rejs po morzu statkiem GRYF. Wieczorem spotkanie integracyjne. Drugi dzień równie intensywny – wyjazd do Latarni Morskiej STILO, potem odwiedziny i sesja zdjęciowa przy pałacu w Ciekocinku,
na koniec przejazd na plaże w Lubiatowie, gdzie niektórzy zaliczyli dobrowolną lub przymusową kąpiel w ciepłym Bałtyku. Po podliczeniu przejazdów okazało się, że była to impreza dla traktorzystów – przez dwa dni przejechali oni co najmniej 105 km, nie licząc kilku kolegów, który pojechali na ,,skróty” i wyszło im trochę więcej ale ciekawych wrażeń nie brakowało. Sobotni wieczór to podsumowanie zlotu – wręczenie dyplomów, upominków i losowanie nagród. Wśród uczestników wylosowano 42 calowy telewizor, rower i dużą zgrzewkę piwa. Na zlocie prezentowano 38 traktorów w tym jeden gościa z Niemiec z wyspy Uznam, 12 Bumbai i zabytkowy wóz strażacki. Plusy: cisza, spokój w Sasinie, dobre wyżywienie w pałacu, dużo jeżdżenia, mało turystów wchodzących na traktory i grzebiących przełącznikami, ciekawe okolice, dużo pałaców. Fajny pomysł z dojazdem na kołach do Sasina z rekordowym przejazdem Ciapkiem Mileny Klimczak. Minusy: spora odległość od plaży i daleko do smażalni/wędzarni ryb, za którymi tęsknią kolekcjonerzy z Polski. Warto tak dopasować termin imprezy aby nie kolidowała z innymi zlotami. Podsumowując - wyrazy uznania za przygotowanie ciekawej imprezy dla Krystiana i Marka oraz gminy Choczewo. Myślę, że warto się wybrać w czerwcu w przyszłym roku na IV Zlot Starych Traktorów MOTO Rock w Sasinie. (CAN)
- 33 -
PODRÓŻE
WETERAN TRAKTOR
Ursusem do Kuwejtu
Latem 1972 roku odbyła się jedna z najciekawszych wypraw traktorem Ursus 355 w historii tej marki. W ciągu 80 dni Ursusem następcą niezbyt udanego C4011 – czyli C355 wraz z przyczepą od Jelcza przejechano 14.000 kilometrów. Załogę tej wyprawy stanowiło dwóch zawodowych kierowców z ZM Ursus – Jerzy Chodowiec i Tadeusz Świderek oraz dziennikarze różnych mediów. Kierownikiem wyprawy był pomysłodawca – Jerzy Dzięciołowski, inż. leśnik dziennikarz, Janusz Zbierajewski, reporter Przeglądu Technicznego, Witold Jabłoński, operator Polskiej Kroniki Filmowej, Magda Maciejewska – dziennikarka Polskiego Radia, Władek Tybura, dziennikarz Trybuny Mazowieckiej, Witek Szymanderski – dziennikarz ,,Perspektyw”, Hanna Dzięciołowska- żona kierownika, zarządzała gospodarstwem w czasie ekspedycji. Na wszelki wypadek czterej uczestnicy zdążyli zrobić uprawnienia do prowadzenia ciągnika. Ursus C-355, to był seryjny egzemplarz C 355, który rok wcześniej był wykorzystany w wyprawie studentów na bliski Wschód i przebył 10.000 km. Po tej wyprawie stał sobie pod chmurką na terenie Ursusa, aż do kolejnej wyprawy. Tydzień przed wyjazdem został ponownie pomalowany, aby godnie reklamować polskie ciągniki zagranicą. Po normalnym tygodniowym serwisie w Ursusie – przeglądzie mechanizmów i wymianie płynów, uzupełniony o najbardziej niezbędne części zamienne był gotowy do kolejnej ekspedycji. Trasa przebiegała przez Czechosłowację, Austrię, Jugosławię, Grecję, Turcję, Syrię, Liban, Irak, aż do Kuwejtu. Trasa powrotna wiodła przez Irak i ZSRR do Polski. Ciągnik pokonał w 80 dni trasę o długości 14 tysięcy kilometrów. Rajd ten był również okazją do promocji modelu C-355 poza granicami Polski. Trasa wyprawy wiodła z Warszawy przez Cieszyn do Brna, gdzie odbywali praktykę pracownicy Ursusa, później skok przez Austrię do Novego Sadu w Jugosławii, gdzie obywały się międzynarodowe targi, na których swoje stoisko miał Ursus. Dalej przejazd przez całą Jugosławię do Grecji. Nie zaniedbywano też zwiedzania mijanych po
drodze atrakcji turystycznych. Ursus z przyczepą pojawił się pod Akropolem, po czym wyruszył w kierunku Instambułu, aby tam przekroczyć granicę Azji. Długa podróż przez Syrię, Liban do południowego Iraku, następnie Kuwejt. Dalej planowano przejazd przez Iran i droga powrotna przez Związek Radziecki do Polski. Maksymalna prędkość przejazdowa to 25 km/godz, chociaż średnia oscylowała między 18 a 20 km/godz. Aby wyrobić się z planowanymi etapami często jechano non stop dzień i noc. Przydały się zdobyte przed wyjazdem uprawnienia do prowadzenia ciągnika przez uczestników wyprawy. Wyruszono z Polski w połowie maja i na południu Europy i na Bliskim Wschodzie panowały letnie upały. Warunki bytowe w przyczepie były bardzo trudne. Wyprawa stanowiła spore wyzwanie logistyczne, bowiem 9 osób musiało mieć miejsce do spania w dość wąskiej przyczepie Jelcza. Oprócz tego musiały się zmieścić też krzesełka, stoliki, butle z gazem, przybory i naczynia kuchenne, dwa rowery i dużo zapasów żywnościowych. DANE TECHNICZNE CIĄGNIKA URSUS C-355 Silnik: wysokoprężny, chłodzony cieczą, 4 cylindry, pojemność 3121 cm³, moc 33 kW (45 KM) przy 2000 obr./min, maksymalny moment obrotowy 175 Nm przy 1500 obr./min. Jednostkowe zużycie paliwa przy mocy znamionowej – 270 g/kWh Układ napędowy: sprzęgło – cierne, dwustopniowe, suche, tarczowe, skrzynia biegów – niesynchronizowana, z reduktorem. Liczba przełożeń w przód/wstecz – 10/2, blokada mechanizmu różnicowego – mechaniczna, załączana pedałem. Przekładnia główna tylnego mostu typu Oerlikon. Planetarne zwolnice. Układ jezdny: oś przednia – nienapędzana, nieresorowana, typu rurowego, rozsuwana Hamulec zasadniczy szczękowy, sterowany hydraulicznie, niezależny na obydwie półosie, prędkość jazdy – 1,13–25,6 km/h.
- 34 -
PODRÓŻE
WETERAN TRAKTOR
Wyprawa odbywała się w epoce PRL i załatwianie wszelkich zezwoleń, a szczególnie zakupów dewiz była bardzo skomplikowana. Mimo oficjalnych patronatów, wszystko było ,,załatwiane” dzięki znajomościom lub specjalnym poparciom. Najważniejsze było finansowe wsparcie działu promocji Ursusa, dzięki któremu udało się dopiąć budżet wyprawy. Ursus C-355 był bezpośrednim następcą Ursusa 4011, który nie cieszył się zbyt dobrą opinią ze względu na liczne wady konstrukcyjne. Nad ulepszonym C-355 pracowano w latach 1969-70, udało się poprawić konstrukcję i wyeliminować bolączki poprzednika. Ursus C-355 został przy okazji zunifikowany z rodzimym modelem C-330. Zmieniony został również wygląd maski, moc silnika została zwiększona do 45 KM a mechanizm kierownicy zmieniono na śrubowo-kulkowy. Chociaż traktor miał za sobą podobna wyprawę rok wcześniej, spisywał się bardzo dobrze. Chwilami w Turcji i Iranie grzał się i trzeba było robic przerwy. Ale żadnej poważnej poważnej awarii nie było. Drobne problemy z wtryskiwaczem, przebita przednia opona, bezpiecznik, żarówka. Największą awaria było urwanie podstawy siedzenia, którą trzeba było zespawać w warsztacie naprawczym. Chociaż ciągnik nie miał zbyt dużej mocy (45 KM), a ciągnął przyczepę o wadze ok. 3-4 ton, to spisał się bardzo dobrze. Raz uczestnicy przeżyli chwile grozy, gdy jechali stromą, górską drogą i po redukcji biegu na chwilę stanął dęba. Dobrze, że kierowca szybko zareagował i nie doszło do wywrotki. Resztę drogi do najbliższego parkingu prze-
jechali z obciążenie dwóch najcięższych uczestników na masce. Później już unikali zbyt stromych podjazdów na trasie. Rekordowy przejazd non-stop zaliczyli na trasie z Kijowa do Lwowa – 530 km w ciągu 25 godzin jazdy non stop. Do kraju wjechali przez Przemyśl i po 14.000 kilometrów zameldowali się w Ursusie. Andrzej Cieślik Informacje zaczerpnięto z książki ,,Ursusem do Kuwejtu” - Jerzy Dzięciołowski Instytut Wydawniczy CRZZ Warszawa 1973
- 35 -
IMPREZY
WETERAN TRAKTOR
Zlot w Woli Rasztowskiej
Wola Rasztowska 30 czerwca i 1 lipca ponownie gościła zabytkowe traktory. Pierwszy dzień rozpoczął się od meczu piłkarskiego rozgrywanego traktorami. Naprzeciwko siebie stanęły dwie drużyny: kolekcjonerzy (Milena Klimczak i Grzesiek Matusik) kontra użytkownicy (Maryla Szczotka i Paweł Słoński), albo jak kto woli przyjezdni i miejscowi. Drużyny zajęły swoje połowy, rozległ się gwizdek sędziego rozpoczynający mecz i… . W 13 sekundzie potężna, prawie 2-metrowa piłka pękła. Kiedy wydawało się, że historyczny mecz już się nie odbędzie, pojawiła się piłka normalnych wymiarów. Zmodyfikowano zasady gry i mecz wznowiono. 20 minut zabawy i gorącego dopingu szybko minęły. Pojedynek zakończył się wynikiem 2:1 dla drużyny miejscowych. Kolejnym punktem były wyścigi formuły T1. Nierówny teren mocno utrudniał szybkie pokonanie trasy pomiędzy wąsko ustawionymi słupkami. Do zmagań w tej konkurencji stanęli prawie wszyscy traktorzyści, którą wygrał oczywiście najlepszy - Andrzej Mirowski. Po południu, pomimo gromadzących się ciemnych chmur sznur traktorów wyruszył w drogę do kolejnej atrakcji czekającej na traktorzystów, czyli do Skansenu w Kuligowie nad Bugiem. Kolejny dzień rozpoczął się dla chętnych mszą świętą, po której korowód traktorów poprzedzany asystą zabytkowych motocykli oraz równie zabytkowych wozów strażackich przejechał przez miejscowość. Wyglądało to imponująco. Każdy traktor ozdobiony był bowiem biało-czerwonym kotylionem oraz flagą narodową, gdyż w ten sposób chcieliśmy uczcić 100-ną rocznice odzyskania przez Polskę niepodległości. Kolejny dzień i kolejne zmagania. Tym razem traktorzyści popisywali się umiejętnością manewrowania z przyczepa dwuosiową. Niby proste, a jednak to tylko pozory, zwłaszcza że nasze mechaniczne rumaki nie mają wspomagania. Ale to tylko był wstęp do poważniejszej konkurencji. Konkurs „Precyzyjny Gospodarz” do końca prawie pozostawał enigmatyczna zagadką. Organizatorzy, czyli Stowarzyszenie Miłośników Starych Traktorów „SAGAN” przygotowało coś niecodziennego. Specjalnie skonstruowany przyrząd zamontowany na podnośniku poczciwej C-355M i równie specjalny uchwyt na kapslowaną butelkę oranżady. Konkurs polegał oczywiście na jak na-
jszybszym otwarciu butelki za pomocą ciągnika i przyrządu. Każdy, kto kiedykolwiek choć raz prowadził traktor wie, jak mało precyzyjny jest to pojazd. A pomimo tego, każdemu biorącemu udział w tych zawodach udało się otworzyć butelkę bez jej uszkodzenia. Różnice były oczywiście w czasie, w jakim poszczególni zawodnicy to wykonali. Najlepszym był Marek Staniaszek. Na zakończenie Zlotu wręczono pamiątkowe dyplomy i nagrody za udział w konkursach. Warto wspomnieć o dwóch wyróżnieniach specjalnych. Puchar Wójta Gminy Klembów za najlepsze odrestaurowanie traktora otrzymał Marek Staniaszek za swojego Ursusa C-325 z kosiarką boczną. Natomiast Puchar Starosty Wołomińskiego trafił w ręce Waldemara Sobczaka za najlepiej utrzymany traktor użytkowy (Ursus C-330). Przez cały czas Zlotu traktorzystom towarzyszyły występy lokalnych zespołów i kół gospodyń wiejskich, które cieszyły się sporym zainteresowaniem. Oczywiście nie zabrakło autorskiej piosenki o Woli Rasztowskiej i traktorach. Żałować można tylko słabej pogody, ale nowe twarze pojawiające się na Zlocie świadczą o rozwoju imprezy. (CAN)
- 36 -
PODRÓŻE
WETERAN TRAKTOR
• Martin Havelka, Jenny Olsson, Morgan Olsson, Ruby+Eliška Havelkowa, Christer Olsson
ZETOR 25 SWEDEN TOUR 2018 Dlaczego akurat Szwecja? To pytanie zadawało nam wiele osób. Zaczynając od początku, całą winę ponosi Facebook, ja i Marek Popławski. Ja chciałam fotografować traktory na plaży a Marek zaproponował, aby Martin dojechał do Łazów na kołach. Wszystko poszło dobrze a po dotarciu do celu Martin otrzymał wiadomość od Magnusa Larssona, że jeśli już jest na polskim wybrzeżu Bałtyku, to powinien przyjechać do Świnoujścia na prom i dopłynąć promem do Szwecji. W tym roku ze względu na nawał pracy to nie było możliwe do zrealizowania, ale pomysł narodził się. W roku następnym ponownie przyjechaliśmy na Zlot do Łazów na własnych kołach, dokąd dojechali także Magnus Larsson i Patryk von Buxhoeveden, również na kołach i na miejscu uzgodniliśmy wyprawę na rok 2018. Proszę pozwolić mi przedstawić członków wyprawy ZETOR 25 SWEDEN TOUR 2018: Martin Havelka – główny bohater i kierowca Zetora 25, Ja - Lenka Myšková – kierowca towarzyszącego pojazdu, fotograf, Eliška
Havelková – prawa ręka kierującej i nawigator, Martin Havelka junior - prawa ręka Martina i główny mechanik i moja Ruby - specjalistka od spraw bezpieczeństwa. Na trzy tygodnie przed planowanym wyjazdem w naszym Fordzie uszkodziła się skrzynia biegów. Auto po przeprowadzeniu naprawy oddali nam na 2 dni przed wyjazdem. Wszystko skończyło się dobrze. Zgodnie z planem wyruszyliśmy w dniu 15.7.2018. Całość wyprawy można podzielić na 3 etapy. CZĘŚĆ: Z DOMU NA PROM DO YSTAD W niedzielę 15.7.2018 popołudniu wyruszyliśmy w drogę kierując się na Trutnov-Camp Dolce, kolejnym etapem podróży było Leszno. Tam dotarliśmy do pani Ireny Gościniak. W Lesznie, na skrzyżowaniu pękła w Zetorze sprężyna pedału gazu. Do Ireny Martin dojechał na ręcznym gazie, po przywitaniu wszyscy uczestnicy rzucili się pomagać przy naprawie. W końcu problem rozwiązał Martin, montując gumową linkę, tzw. „gumicuk”, z którą
- 37 -
PODRÓŻE
WETERAN TRAKTOR
• Magnus Larsson - reporter Ystad Alehandra - Martin Havelka
Zetor przejechał całą trasę, aż do powrotu do domu. Gorsze było to, że na drugi dzień popsuła się pogoda. Największy deszcz spotkał nas w Poznaniu, lało tak, że nic nie było widać na wyciągnięcie ręki. Deszcz towarzyszył Martinowi do Budzynia. Tam oczekiwali nas w muzeum Magazyn Wystawowy Polskiej Motoryzacji Adam Kubacki i jego ojciec oraz Maciej Cyran. Zetor w tą noc był honorowym gościem muzeum a firma Komfort zapewniła nam zakwaterowanie w hotelu. Pogoda trochę poprawiła się a my dojechaliśmy do Świnoujścia na prom. Dalej już ciągle było słonecznie. W porcie wystąpił problem z psem. Ruby nie może wejść na prom! Musi być zamówiona specjalna kabina, w której może pies przebywać. Wszystko skończyło się dobrze. Jedni pasażerowie, którzy mieli zarezerwowaną tą kabinę, po-
zostawili psa w domu. Z chęcią zamienili się z nami kabinami. Problem z Ruby został rozwiązany, ale powstał problem z traktorem. Jest pojazdem zabytkowym i nie może opuścić Polski mimo, że pochodzi z Czech. W końcu został zaokrętowany pomiędzy tirami, jako ciągnik w sekcji CARGO. Pomyślnie opuściliśmy polski brzeg Bałtyku. CZĘŚĆ: Z YSTAD DO YSTAD W piątek 20.7.2018. wyokrętowaliśmy się w porcie. Tam czekał już na nas Patryk von Buxhoeveden i Magnus Larsson. Za nimi pojawił się reporter Telewizji Ystad, zrobili reportaż o naszej podróży. Kontynuowaliśmy podróż do Trelleborgu, po drodze, jeszcze w Ystad odwiedziliśmy pana Uno Nordgrena, który był wieloletnim sprzedawcą Zetorów na południu Szwecji. Sprzedał ich prawie 1000 sztuk. Sam do chwili obecnej jest posiadaczem Zetora
• Magnus Larsson - Uno Nordgren - Martin Havelka
- 38 -
PODRÓŻE
WETERAN TRAKTOR
2011. Po zwiedzeniu firmy produkującej opony w Trelleborgu udaliśmy się do Magnusa, który gościł nas na swojej farmie. W dniu następnym czekało nas zwiedzanie muzeum TRAKTORANGENS MUSEUM. Wyjazd do muzeum był wyjazdem stylowym, nie inaczej niż traktorami. Martin na swoim Z 25 a Magnus i Patryk na swych traktorach Bolinder Munktell. Muzeum ukierunkowane jest na traktory czeskie, zwłaszcza m-ki Zetor. W niedzielę kontynuowaliśmy wyprawę, odwiedziliśmy kolegę Patryka, pana Ove Larssona, kolekcjonera zabytkowych amerykańskich traktorów, zwłaszcza marki Oliver i John Deere. Celem był Angelholm. Tam nas państwo Nilssonowie, którzy posiadają więcej niż 10 sztuk traktorów Zetor, z których nowsze używają do pracy na farmie. W dniu następnym czekał nas najbardziej wymagający i najdłuższy etap podróży po Szwecji. Był nim objazd Goteborgu i dojazd na wyspę Orust. Cały ten etap miał długość powyżej 320km, prowadził przez szwedzkie tereny wiejskie i krainę lasów i jezior. Zakończył się o północy na wyspie Orust, gdzie swoją farmę mają państwo Olsson-OLSSONS ZETORLED. Tutaj spędziliśmy 3 dni, urozmaicone przeglądem garaży. W garażach zgromadzona była ogromna liczba Zetorów 25 w oryginalnej wersji eksportowej, ale także traktory Zetor nieco młodsze aż do modeli współczesnych, pracujących na farmie. Udali się z nami na objazd wyspy Orust, oczywiście na traktorach. Ostatni dzień na wyspie spędziliśmy odpoczywając. Z wyspy odjeżdżaliśmy 27.7.2018. Po drodze z wyspy Martina zatrzymał patrol policji. Po ustaleniu skąd i dokąd jedziemy Martin został poddany testowi alkomatem. Przebiegało to mniej więcej w taki sposób: oni pytają: „dokąd jedziesz”? Martin odpowiedział: „do domu“ Oni: „dokąd? Do Czechosłowacji“? Martin: „tak“ Oni: „skąd wyjeżdżałeś”? Martin: „ z domu“ Oni: „ z Czechosłowacji “? Martin: „tak“ Oni: „moment“…i jeden z nich przyniósł alkomat. Wszystko dobrze skończyło się i życzyli nam szczęśliwej podróży ze zwróceniem uwagi, aby nie wjeżdżał na autostrady. Kontynuowaliśmy podróż, dotarliśmy do Skenne do campingu Hanatorps przy jeziorze. Następnie dalej do Angelholm na camping przy morzu. Stąd dotarliśmy do farmy Patryka von Buxhoevedena niedaleko od Trelleborgu. Ponownie zorganizowana została wycieczka traktorami nad pobliski kanał żeglowny. W dniu następnym przygotowywaliśmy się do wyjazdu do portu Ystad, gdzie oczekiwaliśmy na prom. To jak Ruby płynęła promem, objęte jest tajemnicą J. 30.7.2018 opuściliśmy szwedzkie wybrzeże Bałtyku. CZĘŚĆ: ZE ŚWINOUJŚCIA – DO DOMU We wtorek 31.7.2018 wyokrętowaliśmy się o godz. 06:30 w Świnoujściu. Po pełnym słońca szwedzkim lecie, czekała nas jeszcze bardziej słoneczna i gorąca Polska. Polskę zdołaliśmy przejechać w ciągu 3 dni po znanej już nam trasie – Budzyń – Leszno - Lubawka. Granicę przekroczyliśmy w czwartek 2.8.018 wieczorem. Udaliśmy się na camping w Trutnowie. Chcieliśmy stylowo zakończyć
naszą wyprawę. Na zjeździe traktorów, który odbywał się w Janově u Litomyšle. Przed sobą mieliśmy ostatnich 60km. Udało się nam je szczęśliwie pokonać. Do Škrdlovic dotarliśmy w sobotę 4.8.2018 wieczorem. Podsumowując: Przejechaliśmy w sumie 3085 km, prędkość maks. 38km/godz., średnie zużycie 12l/100km. Wszystko wiodło się tak, że przeciętna prędkość podróżna wyniosła 100km / 3 godz.. Co dodać-gumicuk wytrzymał!!! W imieniu ekspedycji - ZETOR 25 SWEDEN TOUR – Lenka Myšková. J 7.8.2018
- 39 -
INICJATYWY
WETERAN TRAKTOR
• Józef Richter, główny inicjator działań
Powstaje skansen zabytkowych maszyn rolniczych
Od pięciu lat w Lubecku pan Józef Richter zajmuje się zbieraniem i renowacją zapomnianych maszyn rolniczych, znajdujących się czasem w niedostępnych zakamarkach różnych pomieszczeń gospodarczych mieszkańców okolicy. Z biegiem czasu zgromadził dość liczną kolekcję, którą wystawiał na własnej posesji, a że zainteresowanie rosło i goście zaczęli licznie się zjeżdżać nie tylko z okolicy kolekcjonerowi zaczęło brakować miejsca na eksponaty. Ksiądz proboszcz z Parafii Lubecko zaproponował panu Józefowi z Klubu Kierat Team Lubecko aby wykorzystał na eksponowanie starych maszyn starą stodołę na plebanii w Lubecku. Stodoła była w opłakanym stanie, ale członkowie
Stowarzyszenia Rozwoju Wsi Lubecko wraz z Klubem Kierat Team Lubecko zaczęli starannie porządkować przy współudziale ks. wikarego tutejszej parafii. Po uporządkowaniu została wykonana betonowa posadzka. W chwili obecnej część maszyn rolniczych jest ustawiana i przygotowywana do prezentacji. Remontu w dalszym ciągu wymaga dach, drzwi, drewniane ściany zewnętrzne, oraz ściany ceglane wewnętrzne, a także tynk zewnętrzny. Skansen służyć będzie nie tylko celom poznawczym i edukacyjnym, ale także do integrowania różnych grup społeczznych i spotkań. (Ania)
• Pierwsze eksponaty już stoją w stodole
• Stodoła wymaga jeszcze dużo pracy
- 40 -
IMPREZY
WETERAN TRAKTOR
XVI Festiwal we Wilkowicach
Ponad dwieście ciągników i maszyn rolniczych można było podziwiać na wilkowickim festiwalu w 2017 r. Swoje eksponaty przywieźli także goście z Węgier, Niemiec, Czech i Słowacji. Wielu kolekcjonerów przyjechało do Wilkowic na kołach. Blisko trzydzieści tysięcy widzów przez dwa dni mogło podziwiać starannie odrestaurowane zabytkowe ciągniki, maszyny rolnicze i silniki stacjonarne. Zgodnie z prezentowanym banerem – Stare traktory i maszyny rolnicze mają swoją stolicę – Wilkowice. Corocznie przyznawane są prestiżowe wyróżnienia – tytuły Kolekcjoner Roku. W 2017 otrzymali je Józef Richter z Lubecka, Piotr Ciąder z Leszna i Wojciech Wrzesiński z Poznania. Największym zainteresowaniem cieszyła się kawalkada wystawianych eksponatów, która przejechała ulicami Wilkowic. (CAN)
•Laureaci Kolekcjonera Roku 2017
• Czasami przydaje się siła fizyczna
- 41 -
IMPREZY
WETERAN TRAKTOR
- 42 -
IMPREZY
WETERAN TRAKTOR
Po raz siódmy w Obornikach Organizowana w ramach Dni Obornik Śląskich impreza dla zabytkowych motocykli, samochodów i traktorów miała rekordową obsadę. Blisko sto pojazdów zabytkowych po ekspozycji na placu wystawowym przejechało w kawalkadzie ulicami Obornik. W plebiscycie na najładniejszy traktor zwyciężył Ursus C451 Józefa Richtera z Lubecka, w kategorii samochodów polskich – Warszawa M20 Marka Grynienko, w kategorii samochodów zagranicznych – Triumph TR3 Zbigniewa Majerskiego, w kategorii motocykli polskich – Junak M10 Krzysztofa Bębenka, a w kategorii zagranicznej – Jawa 175 Agniesz-
ki Pioterek. Warto podkreślić, że oprócz kolekcjonerów z Dolnego Śląska udział wzięli kolekcjonerzy ze Śląska, Wielkopolski i Kujaw. Niezwykła atrakcją był obecny po raz pierwszy w Obornikach zabytkowy Ursus C451 własność Józefa Richtera z Lubecka. Swój debiut publiczny miał także odrestaurowany przez Jacka Grzywacza z Łochowic - Dzik 1. Organizatorem, ciekawej imprezy był Klub Miłośników Starej Techniki RetroTraktor. Wystawa cieszyła się dużym zainteresowaniem mieszkańców Obornik Śląskich. (CAN)
- 43 -
PODRÓŻE
WETERAN TRAKTOR
Ciapkiem nad morze 11 czerwca nadszedł czas planowanego wyjazdu moim Ursusem C 328 z 1965r. W podróż moich marzeń nad morze na zlot do Sasina. O godz. 11:00 pojechałam pod Byka w Byczynie aby stamtąd rozpocząć moją trasę. A tu proszę taka niespodzianka. Tyle ludzi przyszło mnie pożegnać i życzyć szczęśliwej podróży. Dzieci ze szkoły, z przedszkola, znajomi, przyjaciele, rodzina, sąsiedzi oraz zupełnie nieznani mi mieszkańcy Byczyny. Zaskoczyła mnie obecność zastępcy Prezydenta Miasta Jaworzno Tadeusza Kaczmarka wraz z pracownikami Urzędu Miejskiego w Jaworznie. Nie spodziewałam się tego zupełnie a do tego jeszcze media! Ja zwykły człowiek, przeciętna Polka. Kobieta i coś takiego, nikt nie chciał w to wierzyć wszyscy mówili - nie dasz rady, jesteś kobietą. Troszkę czułam się skrępowana całą ta sytuacja, ale to bardzo miłe że wszyscy tak licznie mnie dopingowali. TV Jaworzno, TV Regionalna, radio, gazety... Nie nie myślałam że ludzie się tak tym interesują. O mojej ,,Wyprawie Ciapkiem nad morze” słyszałam reportaż w radiu. Wielu się dziwiło - czy ty wiesz na co się porywasz, to kawał drogi, to nie samochód. Brak amortyzacji, wspomagania kierownicy, huk, stukot, wiatr, słońce, deszcz... Wytrzepie cię. Będą boleć ręce i ramiona. Nie wspomnę o siedzeniu! Tyłek ci odpadnie, czy dasz radę, czy ciągnik to wytrzyma? Ja na to - dam radę! Ciągnik przeszedł kapitalny remont (robił to mój tata więc byłam to pewna), a poza tym nowe maszyny też się psują, a co dopiero stare. Byliśmy przygotowani na podróż. Mama Małgorzata zadbała o nasz prowiant żebyśmy nie byli głodni. Śpiwory, ciepłe kurtki, kalosze i płaszcze przeciwdeszczowe. Mama pilnowała też naszej trasy, to nasza nawigacja, zabrała mapy, atlasy i sprawdziła drogi na necie. Tata Jan klucze, części zamienne, dętki, różne nakrętki, śrubki, żaróweczki. Brat Krystian też się przejął i sprawdzał jeszcze raz dokładnie Ciapka. Czy wszystko w porządku, czy czegoś nie zapomnieliśmy.
• Odwiedził nas burmistrz Nakła
Nie byliśmy sami. Byliśmy miło zaskoczeni że wszyscy tak chętnie oferowali pomoc i wsparcie. Paweł Rycher, Marcin Machejek oraz Andrzej Cieślik informowali o przebiegu podróży na stronach internetowych i Facebook. Cieszyło nas zainteresowanie ludzi, którzy trzymali za nas kciuki! Było to zauważalne nawet na drodze. Często kierowcy jadący drogą trąbili z pozdrowieniami, zwalniali by móc zrobić zdjęcie czy nakręcić filmik. Gdy tylko wyruszyłam rozdzwoniły się do nas telefony. Znajomi z klubu Traktor i Maszyna, Retrotraktor, Skansen Łochowice. Wszyscy miłośnicy starych naszym jak jedna duża rodzina. zaczęli dzwonić z propozycją pomocy w razie potrzebny. Służą noclegiem i ciepłym posiłkiem wszyscy oferowali gościnę po drodze. Pierwszego dnia byłam pod tak dużym wrażeniem całej tej sytuacji ze sama sobie nie wierzyłam że to wszystko dzieje się naprawdę. Cały czas eskortowali mnie moi rodzice Jan i Małgorzata, bez których ten wyjazd nie doszedł by do skutku. To oni cały czas sprawdzali trasę, zatrzymywali się co kilkanaście kilometrów i czekali na mnie w miejscu docelowym. Często niepokoili się wracali po mnie gdy długo nie odbierałam telefonu. A tam niespodzianka, okazała się że mam sporo fanów którzy trzymają z mnie kciuki i wszyscy chcieli zamienić ze mną kilka słów i zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie. A niektóre z tych osób szczególnie utkwiły mi w pamięci. Np. starszy pan (chyba po 80 ), który widząc mnie jadącą Ciapkiem pobiegł do bramy, ściągnął czapkę i tak nisko się kłaniał powtórzył ten gest kilkakrotnie łzy popłynęły mi po policzkach ze wzruszenia. Moja podróż trwała w sumie 4 dni jazdy średnio dziennie jechałam ok. 12 godz. czasem więcej. We wtorek od rana do godz 13 :00 padał deszcz co spowolniło moja jazdę. Mało brakowało a w środę musiałabym zakończyć moja podróż Ciapkiem do Sasina. Kawałek za Nakłem doszło do wypadku, w którym ucierpiał mój tata jadący
• Żegnały mnie dzieci z przedszkola i szkoły
- 44 -
PODRÓŻE
WETERAN TRAKTOR
• Wreszcie na plaży
przede mną busem Renault Masters. Zatrzymał się na poboczu aby sprawdzić coś z instalacja elektryczną, mama wyszła i podeszła do mnie. W tym czasie młody kierowca bez wyobraźni wyprzedził mnie i chciał schować się bo jakiś pojazd nadjeżdżał z przeciwka. Nadmierna prędkość, brak wyobraźni albo umiejętności spowodowały wypadek, po którym oba pojazdy nadawały się do kasacji. Na szczęście tato, który siedział w kabinie, był mocno poobijany, ale nie odniósł obrażeń. Został zabrany karetką do szpitala w Bydgoszczy na badania. Szybko zadzwoniliśmy do Jacka Grzywacza, którego planowaliśmy odwiedzić. On już szybko się wszystkim zajął, zadzwonił do Gieni i Marysia. Maryś przyjechał z lawetą po masz rozbity samochód i zaprosił do siebie na nocleg. Reakcja i pomoc Marysia i Jacka była bardzo szybka nie wiem co bym sama zrobiła. A tak naprawdę to najtrudniejsze było podjecie decyzji, czy wyprawa będzie kontynuowana i czy będą w niej uczestniczyć moi rodzice. Pierwsza myśl - to już koniec. Ale Jacek Grzywacz zaproponował mi od razu, że on z żoną dalej będą mnie eskortować, żebym ukończyła swój zamierzony cel - Sasino. - Powiedział mi, nie rezygnuj, tak wiele już osiągnęłaś, jesteś już prawie na miejscu. My już z żoną wszystko
zorganizowaliśmy. Jeśli tylko chcesz to nie ma sprawy. Gienia i Marys pięknie nas ugościli, gdy tata był w szpitalu. Pomogli jak tylko mogli, odstawili na bok swoje przygotowania do zjazdu w Łazach, żeby tylko nam pomóc. Bardzo im za to dziękujemy. Wieczorem z Marysiem odebraliśmy tatę ze szpitala, przyjechał też Jacek Grzywacz i została podjęta trudna decyzja - jedziemy dalej. Stan zdrowia taty pozwolił nam na kontynuację wyprawy. Jacek bez zastanowienia pożyczył nam swój samochód. Jak później się okazało, to Jacek Grzywacz, żeby mam pomoc zrezygnował z przewiezienia swojego ciągnika “Dzik 1” na zlot w Sasinie. Reszta podróży do Sasina przebiegała już bez przeszkód i niespodzianek. Łącznie przejechałam około 700 km, dokładnie nie wiem, bo po kasacji naszego busa, można tylko szacunkowo podać długość trasy. Sprawdziła się znana maksyma - Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Bardzo dziękujemy Gieni i Marysiowi oraz Jackowi Grzywaczowi z rodziną, którzy bezinteresownie nam pomogli w trudnych chwilach. Dziękujemy. Milena Klimczak Fot. CAN oraz archiwum M.Klimczak
• Miłe spotkanie z fankami na trasie
• Dojazd do pałacu w Sasinie
- 45 -
IMPREZY
WETERAN TRAKTOR
• Uczestnicy balu
Jubileusz klubu i XI Bal Traktorzysty Na początku kwietnia odbyły się uroczystości jubileuszowe klubu Traktor i Maszyna, a w godzinach popołudniowych obradowało walne zebranie sprawozdawcze Klubu Traktor i Maszyna. Zarząd uzyskał absolutorium za miniony rok sprawozdawczy. Z informacji zarządu dowiedzieliśmy się, że klub prowadzi dobra gospodarkę finansową, aktualnie zrzesza 260 członków. Na koniec 2017 roku na koncie klubu było ponad 50 tys. zł. W trakcie dyskusji omawiano prawdopodobną konieczność przejścia klubu na VAT, co się wiąże z wieloma zmianami. Poruszono także sprawy zwrotu kosztów udziału członków klubu z eksponatami na pokazach komercyjnych. Dyskutowano także o konieczności zakupu klubowych kurtek i koszulek. Zmęczeni całodniowymi dyskusjami zrelaksowali się w trakcie XI Balu Traktorzysty, który zakończył się w późnych godzinach nocnych. (CAN)
• Wśród wielu gości był wójt gminy Lipno Jacek Karmiński • Jubileuszowy tort pokroili Stanisław Matuszewski i prezes Leszek Nowak
- 46 -
NOWOŚCI W MUZEUM
WETERAN TRAKTOR
Powiększone kolekcje techniczne w Ciechanowcu 20 lipca br. Muzeum Rolnictwa w Ciechanowcu zakupiło 6 odrestaurowanych i sprawnych zabytków techniki rolniczej. Są to 4 ciągniki kołowe oraz 2 silniki stacjonarne. Zakup zabytków został sfinansowany z dotacji Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Województwa Podlaskiego. W ramach programu Kolekcje muzealne ciechanowieckie muzeum realizuje w tym roku dwa zadania: “Powiększenie kolekcji zabytkowych ciągników rolniczych” oraz “Powiększenie kolekcji zabytkowych silników stacjonarnych”. Wśród zakupionych ciągników znalazły się: amerykański Farmall F 20 z 1936 r., niemiecki Stock Dieselschlepper z 1941 r., niemiecki Eicher ED 16/II z 1952 r. oraz polski Ursus C-355 z 1973 r. Natomiast z silników trafiły do ciechanowieckiego muzeum niemiecki Lanz HL 12 Gespann-Bulldog z 1921 r. i niemiecki Deutz MIH 338 z 1933 r. Zakupione zagraniczne ciągniki i silniki są unikatowymi modelami, poszukiwanymi przez muzea techniczne i kolekcjonerów na całym świecie. W Polsce są jedynymi, zachowanymi egzemplarzami. Ciągnik Ursus jest natomiast reprezentatywny dla polskiego rolnictwa lat 70. XX w. Poniżej kilka informacji o zakupionych obiektach i ich producentach. Farmall F 20 Ciągnik Farmall F 20 z 1936 r. został wyprodukowany w firmie International Harvester Company (IHC) w Chicago. Udało się sprecyzować bardzo dokładną datę jego powstania. Jest to pierwszy tydzień kwietnia 1936r. Ustalono ją na podstawie numeru seryjnego ciągnika i dostępnych danych o produktach firmy IHC. Model
wany jest do spalania benzyny lub nafty. Z tego powodu zbiornik paliwa podzielony jest na dwie części. Jedna z nich na benzynę uruchamiającą silnik, a druga na naftę, na którą można przełączyć pracę silnika po jego rozgrzaniu. Zakupiony do muzeum egzemplarz ciągnika Farmall F 20 został przywieziony do Polski prawdopodobnie w ramach powojennej pomocy UNRRA po zakończeniu 2. wojny światowej. Był użytkowany do połowy lat 70. XX w. w gospodarstwach indywidualnych na Kaszubach. W latach 2007-2016 został przez ostatniego właściciela odrestaurowany i doprowadzony do ponownej sprawności. Farmall F 20 wzbogacił podgrupę amerykańskich ciągników kolekcji zgromadzonej w Muzeum Rolnictwa w Ciechanowcu. Stock Dieselschlepper Ciągnik Stock Dieselschlepper z 1941 r. wyprodukowano w firmie Stock-Motorpflug GmbH w Berlinie. Model opracowano z myślą o małych i średnich gospodarstwach rolnych w Niemczech. Służył do prac polowych i transportowych. Ma 165 cm wysokości, 180 cm szerokości oraz 272 cm długości. Jego waga wynosi
• Ciągnik Stock Dieselschlepper
• Ciągnik Farmall F 20
służył przede wszystkim do prac pielęgnacyjnych. Zakupiony egzemplarz ma 200 cm wysokości, 225 cm szerokości oraz 330 cm długości. Waży 1995 kg. Ciągnik posadowiony jest na ogumionych, szprychowych kołach. Posiada budowę ramową. Dwa przednie koła skrętne ustawione są jako bliźniacze. Wyposażony jest w 4-suwowy, pionowy, chłodzony cieczą, 4-cylindrowy silnik gaźnikowy o pojemności 3600 cm3, mocy 20 KM (14,7 kW) i maksymalnych obrotach 1350/min. Silnik dostoso-
1500 kg. Ciągnik posiada budowę bezramową. Jego konstrukcja oparta jest na ogumionych, pełnych kołach. Dwa przednie koła skrętne są zamontowane na półresorowanej osi. Wyposażony jest w 4-suwowy, pionowy, chłodzony cieczą, 2-cylindrowy silnik wysokoprężny o pojemności 2199 cm3, mocy 22 KM (16,2 kW) i maksymalnych obrotach 1500/min. Firma „Stock-Motorpflug” została założona w Berlinie w 1909 r. przez Roberta Stocka, znanego niemieckiego przedsiębiorcę i pioniera mechanizacji rolnictwa w Niemczech. Już w 1907 r. zbudował on i opatentował wspólnie z Karlem Gleiche pierwszy w Niemczech pług motorowy, który zmechanizował proces orki. Pługi motorowe Stocka stały się w szybkim tempie bardzo popularne w Niemczech i poza ich granicami. Eksportowano
- 47 -
NOWOŚCI W MUZEUM
WETERAN TRAKTOR
je nawet do Afryki i Ameryki Południowej. W 1925 r. fabryka wprowadziła na rynek swój pierwszy ciągnik. Był to ciągnik gąsienicowy, który produkowała przez 10 lat. Po zaprzestaniu jego montażu,w 1935 r. uruchomiła produkcję pierwszego modelu ciągnika kołowego z wysokoprężnym silnikiem firmy Deutz. W latach 19351938 produkowała kołowy ciągnik Stock model C, a od 1938 r. do 1941 r. model pod nazwą Stock Dieselschlepper. Szacuje się, że wyprodukowano nie więcej niż 23002400 sztuk tego modelu. Brak jest wyczerpujących informacji na ten temat. Jest to spowodowane zapewne zupełnym zniszczeniem fabryki w 1943 r. w czasie nalotów alianckich. Ostatecznie fabryka zakończyła produkcję ciągników w 1942 r., choć jako firma wyłącznie już handlowa, pod trochę zmienioną nazwą, istniała do 1971 r. Firma Stock nie sygnowała swoich ciągników numerami na poszczególnych częściach, ponieważ nie wszystkie części, z których składała własne ciągniki, sama produkowała. Była małym producentem ciągników i nie skonstruowała własnego silnika ciągnikowego. Np. silniki do opisywanego modelu ciągnika kupowała w firmie Deutz. Taki właśnie silnik Deutz typu F2M414 jest zamontowany w zakupionym przez muzeum ciągniku. Stock montował jednak w swoich ciągnikach skrzynie biegów własnego pomysłu. Oryginalna skrzynia biegów firmy Stock zamontowana jest w nabytym egzemplarzu. Ciągnik Stock Dieselschlepper, który trafił do muzeum, był pierwotnie użytkowany w gospodarstwie indywidualnym na Kaszubach. Posiada oryginalną tabliczkę firmy handlowej sprzedającej ciągniki marki Stock w Gdańsku. W latach 2015-2017 został przez ostatniego właściciela odrestaurowany i doprowadzony do ponownej sprawności. Stock Dieselschlepper wzbogacił podgrupę niemieckich ciągników kolekcji zgromadzonej w ciechanowieckim muzeum. Eicher ED 16/II Ciągnik Eicher ED 16/II z 1952 r. powstał w firmie Gerbüder Eicher Traktoren- und Landmaschinen-Werke GmbH w Forstern k. Monachium. Przeznaczeniem tego modelu były prace polowe i transportowe w małych i średnich gospodarstwach. Zakupiony ciągnik ma następujące wymiary: wysokość 165 cm, szerokość 151 cm, długość 275 cm. Waga własna wynosi 1620 kg. Ciągnik posiada
• Ciągnik Eicher ED 16/II
budowę półramową i jest oparty na ogumionych kołach. Dwa przednie koła skrętne są zamontowane na sztywnej osi. Tylne koła mają budowę szprychowo-obręczową. Wyposażony jest w 4-suwowy, pionowy, chłodzony powietrzem, 1-cylindrowy silnik wysokoprężny o pojemności 1415 cm3, mocy 16 KM (11,8 kW) i maksymalnych obrotach 1500/min. Jest to silnik typu ED1 własnego pomysłu firmy, gdzie litera E oznacza skrót od Eicher, litera D skrót od Diesel, a cyfra 1 silnik 1-cylindrowy. Większe podzespoły ciągnika firma Eicher dodatkowo oznakowała. Dlatego na bloku silnika po lewej stronie jest odlany stylizowany napis Eicher. Zakupiony egzemplarz ciągnika Eicher ED 16/II był użytkowany do początku lat 70. XX w. w gospodarstwie indywidualnym w Lubece w Niemczech. Następnie trafił do Polski na Kujawy. W latach 2010-2015 został przez ostatniego właściciela odrestaurowany i doprowadzony do ponownej sprawności. Eicher ED 16/II wzbogacił podgrupę niemieckich ciągników. Ursus C-355 Ciągnik Ursus C-355 z 1973 r. wyprodukowały Zakłady Mechaniczne „URSUS” w Ursusie. Egzemplarz, który trafił do muzeum, ma 204 cm wysokości, 173 cm szerokości i 335 cm długość. Waży 2700 kg. Przeznaczony był do wykonywania różnorodnych prac
• Ciągnik Ursus C-355
w rolnictwie, leśnictwie i transporcie. Ursus C-355 jest ciągnikiem czterokołowym o konstrukcji bezramowej z napędem na tylną oś. Dwa przednie koła skrętne są zamontowane na sztywnej osi. Wyposażony jest w 4-suwowy, pionowy, chłodzony cieczą, 4-cylindrowy silnik wysokoprężny S-4002 o pojemności 3120 cm3, mocy 45 KM (33 kW) i maksymalnych obrotach 2000/min. Z przodu ciągnika pod maską znajdują się obciążniki osi przedniej i zaczep. Z tyłu zamontowany jest górny zaczep transportowy, zaczep rolniczy wahliwy, belka narzędziowa, trzypunktowy układ zawieszania narzędzi i maszyn sterowany podnośnikiem hydraulicznym, zewnętrzny układ hydrauliki, układ pneumatyczny i gniazdo oświetlenia do podłączenia np. przyczepy transportowej. Tu znajduje się również wyprowadzenie wału przekazu mocy służące do napędu podłączonych maszyn. Ciągnik posiada układ hamulcowy szczękowy kół tylnych
- 48 -
NOWOŚCI W MUZEUM
WETERAN TRAKTOR
z nożnym pedałem hamulcowym oraz dźwignią ręcznego uruchomienia hamulców. Nożny pedał hamulca posiada możliwość niezależnego hamowania kołem lewym lub prawym. Ciągnik wyposażony jest w 12-stopniową skrzynię biegów z reduktorem (10 biegów do przodu + 2 do tyłu). Skrzynia biegów pozwala osiągnąć prędkości jazdy w zakresie 1,13-25,6 km/h do przodu i 1,47-6,29 km/h do tyłu. W 1947 r. podjęto w fabryce produkcję pierwszych powojennych ciągników Ursus C-45, które dziś uchodzą wśród kolekcjonerów za kultowe. W powojennej Polsce firma była największym producentem ciągników. W 2003 r. Zakłady Mechaniczne „URSUS” w Ursusie ogłosiły upadłość. W 2011 r. znak towarowy Ursus wykupiła spółka POL-MOT Warfama SA z Lublina. Obecnie produkuje ona własne ciągniki i inne maszyny pod nazwą Ursus. Zmieniła również nazwę na „URSUS S.A.” Przez wiele lat produkcji Zakłady Mechaniczne „URSUS” wypuściły na polski i zagraniczny rynek całą gamę ciągników pod nazwą Ursus. Produkcję ciągnika Ursus C-355 uruchomiono w 1971 r. Zastąpił on budowany wcześniej na licencji czechosłowackiej model Ursus C-4011. Różni się przede wszystkim mocniejszym silnikiem typu S-4002 (45 koni mechanicznych zamiast 42). Wielką sławę Ursus C-355 uzyskał w marcu 1971 r., gdy w podróż do krajów Bliskiego Wschodu takim właśnie ciągnikiem wyruszyli studenci Instytutu Geografii Uniwersytetu Warszawskiego. Trasę o długości 14 tys. km pokonano nim w 80 dni. Ciągnik Ursus C-355 był produkowany do 1975 r. Wówczas wprowadzono modyfikację oznaczoną jako Ursus C-355M. Wyprodukowano w latach 1971-1976 134 733 sztuki ciągników Ursus C-355 łącznie z modelem Ursus C-355M. Zakupiony egzemplarz ciągnika Ursus C-355 był użytkowany do 2015 r. w gospodarstwie indywidualnym na Kujawach. W latach 2015-2016 został przez ostatniego właściciela odrestaurowany i doprowadzony do oryginalnego stanu. Muzeum systematycznie powiększa liczbę polskich ciągników w swojej kolekcji. Posiada wszystkie modele ciągników produkowane przez Zakłady Mechaniczne „URSUS” od II wojny światowej do lat 70. XX w. Zakup ciągnik Ursus C-355 świetnie uzupełnił istniejącą kolekcję Ursusów. Lanz HL 12 Gespann-Bulldog Silnik stacjonarny Lanz HL 12 Gespann-Bulldog z 1921 r. skonstruowała firma Heinrich Lanz OHG w Mannheim. Na podstawie numeru seryjnego wydatowano czas powstania silnika na drugą połowę 1921 r. Niemieckie słowo Gespann w nazwie silnika oznacza zaprzęg, czyli silnik przeciągany siłą zwierząt pociągowych, a Bulldog – jest to nazwa własna wzięta od rasy psów, ponieważ kształtem silnik przypominał sylwetkę buldoga. Nazwa ta miała również podkreślać zwartą budowę i moc silnika. Konstrukcja została zbudowana z myślą o napędzie stacjonarnych urządzeń gospodarskich, np. młocarni. Zakupiony silnik ma 138,5 cm wysokości, 140 cm szerokości i 320 cm długości. Waży 1700 kg. W silniku jest możliwość spalania różnorodnych środków
napędowych, łącznie z ciężkimi olejami napędowymi, a także nieoczyszczonej ropy naftowej. Z lewej strony silnika na jego wale korbowym osadzone jest 6-szprychowe koło zamachowe, a po prawej stronie 5-szprychowe koło pasowe. Nad kadłubem silnika znajduje się zbiornik paliwa z rurkowym odpowietrznikiem. Z lewego boku
• Silnik stacjonarny Lanz HL 12 Gespann-Bulldog
korpusu cylindra znajduje się pompa paliwowa, pompa olejowa, regulator obrotów z osłonami, a także ręczna dźwignia gazu. Z prawego strony korpusu cylindra sprzęgło odśrodkowe z ręczną dźwignią oraz rurowe wyjście układu spalinowego skierowane w dół przez wnętrze łoża silnika, aby schłodzić wydostające się z silnika spaliny. Z przodu korpusu cylindra zamocowana jest grusza żarowa z pokrętłem rozpylacza regulującym dawkę paliwa. Rozruch silnika następuje poprzez ręczne podanie dawki paliwa do gruszy żarowej i podgrzanie jej lutlampą do temperatury ok. 380 stopni Celsjusza. Gdy grusza żarowa ma już odpowiednią temperaturę, należy ręcznie energicznie pokręcić kołem zamachowym w przeciwnym kierunku do widniejącej na nim strzałki. Wtedy następuje sprężenie dawki paliwa, które ulega spalaniu w cylindrze silnika. Firma „Heinrich Lanz” została założona w Mannheim w 1859 r. przez Heinricha Lanza. Początkowo zajmowała się naprawą maszyn i narzędzi rolniczych, a także ich sprowadzaniem do Niemiec z Anglii i Stanów Zjednoczonych. Następnie sama zajęła się produkcją maszyn i narzędzi rolniczych, lokomobil parowych, silników spalinowych i ciągników. Pierwsze ciągniki wyprodukowała już w 1910 r. Poprzez swój nieustanny rozwój stała się w Niemczech jedną z największych firm produkujących na potrzeby przemysłu i rolnictwa. W 1956 r. firma Lanz została wykupiona przez amerykański koncern John Deere. Produkcję silnika Lanz HL 12 Gespann-Bulldog rozpoczęto w 1921 r. i trwała ona do 1926 r. Silnik zaprezentowano po raz pierwszy w czerwcu 1921 r. na niemieckiej wystawie rolniczej DLG (Deutsche Landwirtschafts-Gesellschaft) w Lipsku i od razu spotkał się on z bardzo dużym zainteresowaniem nabywców. Przy czym należy zaznaczyć, że firma Lanz zaraz
- 49 -
NOWOŚCI W MUZEUM
WETERAN TRAKTOR
po wystawie zaczęła produkować na bazie tego właśnie modelu silnika kilka wersji swoich pierwszych ciągników z gruszą żarową. Silnik Lanz HL 12 Gespann-Bulldog jest uważany za „praojca”, na bazie którego powstały samojezdne ciągniki Lanza typu HL 12 i późniejsze modele. Były to pierwsze na świecie silniki, które mogły spalać nieoczyszczoną ropę naftową, a także inne ciężkie oleje napędowe. Produkcja tego typu silników stacjonarnych i zastosowanie ich w pierwszych ciągnikach przyniosły firmie Lanz wielki sukces w Niemczech i poza ich granicami. Produkcja wersji samojezdnych trwała do 1927 r. Przez cały okres produkcji, czyli od 1921 do 1927 r. wyprodukowano 6030 egzemplarzy silników Lanz HL 12 Bulldog, licząc łącznie egzemplarze zastosowane w modelu Gespann-Bulldog i pozostałych wersjach. Znana jest tylko ogólna informacja, że z wymienionych 6030 sztuk jedynie niewielka część, szczególnie w pierwszych latach produkcji została skonstruowana jako silnik stacjonarny pod nazwą Lanz HL 12 Gespann-Bulldog. Natomiast większość tych silników zamontowano w wersjach samojezdnych. Zakupiony do muzeum silnik Lanz HL 12 Gespann-Bulldog pracował do połowy lat 60. XX w. w gospodarstwie indywidualnym na Kaszubach. W latach 2010-2014 został przez ostatniego właściciela odrestaurowany i doprowadzony do ponownej sprawności. Obiekt uzupełnił podgrupę niemieckich silników kolekcji zgromadzonej w Ciechanowcu. Silnik Lanz HL 12 Gespann-Bulldog jest ogniwem łączącym przeobrażenie się typowego silnika stacjonarnego w samojezdny ciągnik rolniczy. Świetnie łączy zgromadzoną w muzeum kolekcję silników stacjonarnych z kolekcją ciągników. Tym bardziej, że ciechanowieckie muzeum posiada w zbiorach pierwszą wersję samojezdną z takim silnikiem, czyli ciągówkę Lanz HL 12 Bulldog z 1925 r. Teraz turyści odwiedzający muzeum w Ciechanowcu będą mogli zobaczyć jej archetyp. Deutz MIH 338 Silnik Deutz MIH 338 z 1933 r. zbudowała firma Humboldt-Deutzmotoren AG w Kolonii. Konstrukcyjnie jest on przystosowany do napędu urządzeń przemysłowych, np. młyńskich. Ma bardzo zwartą, masywną budowę i pokaźne wymiary. Z platformą transportową waży ok. 5000 kg i mierzy 200 cm wysokości, 205 cm szerokości oraz 510 cm długości. Waga samego silnika wynosi ok. 3300 kg. Silnik posadowiony jest na czterokołowej platformie transportowej. Firma Deutz została założona w Kolonii w Niemczech w 1864 r. przez Nikolausa Augusta Otto i Eugena Langen. Była to pierwsza fabryka silników nie tylko w Niemczech, ale i na świecie. Pierwsza nazwa firmy brzmiała „N.A. Otto & Cie”. Dopiero w 1872 r. zmieniła się na „Gasmotoren-Fabrik Deutz AG”. W swojej historii jeszcze kilka razy zmieniano jej nazwę. W 1933 r., czyli w roku wyprodukowania silnika Deutz MIH 338 nazwa firmy brzmiała “Humboldt-Deutzmotoren AG”. Firma istnieje do tej pory. Od 2003 r. nosi nazwę „SAME Deutz-Fahr Deutschland
• Silnik Deutz MIH 338
GmbH” i jest nadal jednym z największych producentów silników, ciągników i maszyn rolniczych na świecie. W początkowym okresie istnienia firma Deutz zajmowała się produkcją silników gazowych własnego pomysłu. Z czasem zaczęła produkować różne typy silników stacjonarnych, ciągnikowych, okrętowych, samochodowych, a także innych maszyn znajdujących zastosowanie w rolnictwie i przemyśle. Od 1907 r. produkowała własne pługi motorowe, a od 1927 r. własne ciągniki. Swoje silniki firma sprzedawała również innym producentom, np. ciągników czy samochodów ciężarowych i eksportowała za granicę. W latach 30. XX w. firma produkowała bardzo dużą gamę różnych silników spalinowych. Począwszy od bardzo małych o mocy 2 KM, a skończywszy na dużych silnikach stacjonarnych o mocy 60 KM. Produkcję wielkogabarytowego silnika stacjonarnego Deutz MIH 338 rozpoczęła w 1932 r., a zakończyła w 1936 r. W tym czasie wyprodukowała tylko 645 egzemplarzy tego modelu. Był to silnik przeznaczony do napędu wszelkiego rodzaju urządzeń przemysłowych. Znajdował zastosowanie głównie w przemyśle młynarskim. Tak było również w przypadku silnika zakupionego do ciechanowieckiego muzeum. Zakupiony silnik pracował do ok. 1965 r. w młynie na Podlasiu, niedaleko Ciechanowca. Napędzał dwie pary walców młyńskich, kaszarnię i mlewnik. W latach 20142016 został przez ostatniego właściciela odrestaurowany i doprowadzony do ponownej sprawności. Deutz MIH 338 wzbogacił podgrupę niemieckich silników zgromadzonych w Ciechanowcu. Zakupione ciągniki powiększyły ciechanowiecką kolekcję do 50, a silniki do 51 egzemplarzy. Bezpośrednio po zakupie zostały udostępnione zwiedzającym na wystawie stałej poświęconej technice rolniczej. Turyści odwiedzający Muzeum Rolnictwa w Ciechanowcu mogą zobaczyć również opisywane ciągniki i silniki w trakcie pokazów pracy zaplanowanych na 12 sierpnia 2018 r. podczas Podlaskiego Święta Chleba. kustosz Marek Wiśniewski Kierownik Działu Techniki Rolniczej Muzeum Rolnictwa im. ks. K. Kluka w Ciechanowcu
- 50 -
UŚMIECHNIJ SIĘ
WETERAN TRAKTOR
UŚMIECHNIJ SIĘ
• Najnowsze zakupy do „stajni Rychterów”
- 51 -