-1-
Tytuł polski: Biznesowe inspiracje Polek na świecie Tytuł angielski: Business inspirations of Polish women in the world Współautorki: Beata Drzazga, Teresa Garvin, Anna Hejka, Anna Kalata, Susan Kim-Chomicka, Sylwia Mokrysz, Maria Rozalia Ogonowska-Wiśniewski, Maria Olsson, Honorata Pierwoła, Maria Victoria Prus-Wiśniewski, Iwona Pruska, Kamila Rejman, Agnieszka Szczęśniak, Justyna Szwed, Katarzyna Trawińska, Anna Uzarska, Justyna Weber, Magda Wierzycka, Beata Woźnica, Dominika Żurawska Pomysł i przygotowanie książki: Kinga Langley i Urszula Ciołeszyńska Tłumaczenie: Ewa Rogozińska - Dom Tłumaczeń SOWA Meg Turner - ProLanguage Project Redakcja: Kinga Langley Korekta: Katarzyna Sołtan Opracowanie: Beata Gołembiowska, pisarka i dziennikarka www.beatagolembiowska.studiobim.ca Skład: Maciej Fryszer Copyright © PREMIER International Business Club & Międzynarodowa Sieć Ambasadorów Przedsiębiorczości Kobiet 2017 Wszelkie Prawa Zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji. Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli. Współautorki oraz Wydawcy: PREMIER International Business Club i Międzynarodowa Sieć Ambasadorów Przedsiębiorczości Kobiet dołożyli wszelkich starań, by zawarte w tej książce informacje były kompletne i rzetelne. Nie biorą jednak żadnej odpowiedzialności ani za ich wykorzystanie, ani za związane z tym ewentualne naruszenie praw autorskich lub patentowych. Współautorki oraz Wydawcy: PREMIER International Business Club i Międzynarodowa Sieć Ambasadorów Przedsiębiorczości Kobiet nie ponoszą również żadnej odpowiedzialności za ewentualne szkody wynikłe z wykorzystania informacji zawartych w tej książce. Materiały graficzne i zdjęcia zostały wykorzystane za zgodą współautorek książki. Wydawcy: PREMIER International Business Club 23 Melville Street Edynburg EH3 7PE Wielka Brytania www.premieribc.org e-mail: info@premieribc.org ISBN 978-83-949487-0-2 Wydrukowano w Polsce Druk i oprawa: Opolgraf SA www.opolgraf.com.pl
Międzynarodowa Sieć Ambasadorów Przedsiębiorczości Kobiet ul. Niemodlińska 107 45-940 Opole Polska www.ambas.org e-mail: ambas@ambas.org
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
Praktyczne i pełne inspiracji lekcje przedsiębiorczości, napisane przez życie we współpracy z porażkami, wspierane przez marzenia, dopingowane przez determinację i chęć pokazania światu, że miejsce kobiet jest wśród gwiazd.
SPIS TREŚCI 7
Przedmowa pomysłodawców: Urszula Ciołeszyńska i Kinga Langley
11
Gość specjalny Wendy Diamond – Światowy Dzień Przedsiębiorczości Kobiet
17
Współautorki
24
Maria Rozalia Ogonowska-Wiśniewska – Nie zamierzam być emerytką, Zambia
38
Beata Drzazga – Najważniejsi są ludzie, Polska – USA (Nevada)
52
Teresa Garvin – Sięgnąć do gwiazd, USA (Illinois)
66
Anna Hejka – Swoją drogę wytyczamy, idąc, USA – Polska – Hiszpania
80
Anna Kalata – Aktywność, miłość, pasja, Indie – Polska
94
Susan Kim-Chomicka – Z ziemi wszelkiej do Polski, Kanada – USA – Korea – Chiny – Polska
108
Sylwia Mokrysz – MOKATE SA – Polska firma rodzinna, Polska
122
Maria Olsson – Przez bariery do kariery, Szwecja
136
Honorata Pierwoła – Podróżować znaczy żyć, USA (Nowy Jork)
150
Maria Victoria Prus-Wiśniewski – Obywatelka świata, Zambia – Wielka Brytania
162
Iwona Pruska – To jeszcze nie koniec, Zjednoczone Emiraty Arabskie
176
Kamila Rejman – Ryzykowna droga do sukcesu, Zjednoczone Emiraty Arabskie
190
Agnieszka Szczęśniak – W drodze po niemożliwe, Japonia
204
Justyna Szwed – Boski biznes, Wielka Brytania (Anglia)
218
Katarzyna Trawińska – Pasja tworzenia, Polska - Europa
230
Anna Uzarska – W życiowej podróży, Dania
244
Justyna Weber – Poliglotka w biznesie, Niemcy
258
Magda Wierzycka – Żelazna dama o wielkim sercu, Republika Południowej Afryki
270
Beata Woźnica – Ambasadorka polskiej architektury, Peru
284
Dominika Żurawska – Rebeliantka, Wielka Brytania (Szkocja)
299
Przedmowa pomysล odawcรณw
Przedmowa pomysłodawców
Jak powstała ta książka?
Wszyscy dążymy do szczęścia, ale czy dokładnie wiemy, czym tak naprawdę jest to tak bardzo upragnione przez nas szczęście? Przychodzimy na świat jako istoty pełne wiary w naszą potęgę, serca mamy wypełnione odwagą, a głowy marzeniami. Chcemy zdobywać świat, sięgać do gwiazd i jako kilkuletnie dzieci nie boimy się głośno mówić o naszych wielkich planach na przyszłość. Nic nas nie ogranicza, aż do momentu, kiedy wpadamy w sidła edukacji i systemu naszej cywilizacji. Wtedy nasze poglądy zaczynają być kształtowane przez innych: nauczycieli, którzy często wykonują swą pracę, bo tak jest bezpiecznie i wygodnie, rodziców, którzy często porzucili swoje wielkie ambicje stłoczeni systemowymi regułami, przez rodzinę, sąsiadów i inne osoby, które zapomniały o swych marzeniach oraz planach i teraz próbują wmówić młodemu człowiekowi, że jednak się nie da, że nie warto marzyć, przecież oni też mieli marzenia, ale nic z tego nie wyszło. Bardzo często ludzie nie potrafią i boją się marzyć lub ich marzenia są bardzo małe. Nie bój się śnić i wyobrażać sobie rzeczy wielkich i wspaniałych! Przecież nikt nie zagląda Ci do głowy i nie sprawdza, o czym myślisz, więc dlaczego się ograniczać? Pamiętaj, że aby Twoje marzenia weszły w fazę realizacji, musisz dodać do nich uczucie, bo uczucia mają moc osiągania tego, czego chcesz. Wdzięczność jest jedną z najpotężniejszych energii, jakiej możesz doświadczyć. Okazując wdzięczność, znajdziesz się pod wpływem energii, która może czynić
cuda. Często w zachodnim świecie nie dostrzegamy wspaniałości Matki Natury, jakimi nas obdarza. Poczuj wdzięczność za każdy dzień, kiedy możesz wypełnić swoje płuca cudownym, świeżym powietrzem. Wyraź wdzięczność za swoich rodziców, przyjaciół, słońce, śpiewające ptaki i drzewa, które każdego dnia produkują dla nas życiodajny tlen. Okazuj wdzięczność za cokolwiek, a zobaczysz, jak zmieni się Twoje samopoczucie. Mamy to szczęście, że urodziliśmy się w Polsce, w kraju, w którym od kilkudziesięciu lat nie ma wojen, każdego dnia możemy spokojnie zasnąć w swoim ciepłym i pachnącym łóżku, każdego ranka budzimy się i możemy zjeść pyszne śniadanie, a później obiad i kolację. Nie każdy na świecie ma komfort spożywania trzech posiłków dziennie. Kiedy już nauczysz się okazywać wdzięczność i szczerze poczujesz to w swoim sercu, zdefiniuj swoje marzenia, tak żeby Cię nawet przerażały swoją wielkością i wydawały się niemożliwe do spełnienia. Jeśli Twoje marzenia będą wielkie, to nawet jeśli spełni się ich część, osiągniesz wielki sukces. Tak było z nami. Poznałyśmy się w 2014 roku i wówczas nie miałyśmy pojęcia, że w różnych miejscach na świecie realizujemy bardzo podobne cele. Każda z nas pracowała w swoim kraju aż do momentu, kiedy pewne okoliczności splotły nasze życiowe ścieżki. Łącząc nasze potencjały, zdecydowałyśmy się wprowadzać w życie działania, które mają na celu promocję i rozwój przedsiębiorczości. Pragniemy też wskazywać -8-
drogę wszystkim osobom marzącym o zdobyciu niezależności finansowej, szukającym inspiracji, chcącym założyć lub rozwijać swoje biznesy. Tak narodził się pomysł wydania publikacji „Biznesowe inspiracje Polek na świecie”. Zorganizowałyśmy plebiscyt, aby wybrać w różnych krajach wyjątkowe Polki, które odniosły sukcesy w swoich nowych ojczyznach i są gotowe podzielić się swoimi doświadczeniami oraz wiedzą z innymi. W efekcie naszej współpracy powstała niniejsza książka, będąca unikalnym zbiorem niepublikowanych nigdzie dotąd życiowych, niepowtarzalnych i inspirujących lekcji biznesu, którymi dzielą się z czytelnikami Polki z różnych stron świata. Kobiety te są symbolem przedsiębiorczości. Pomimo wielu prze-
ciwności losu nie poddały się i udowodniły, że nawet w bardzo trudnych warunkach, w obcym kraju, często bez środków finansowych, można zrealizować swoje marzenia i osiągnąć olbrzymi sukces. Dziś te wyjątkowe kobiety nie tylko dzielą się swoją wiedzą, ale chcą inspirować innych do działania. Naszą książkę dedykujemy wszystkim tym, którzy w swoich sercach mają jeszcze żar pragnień i chcą zrealizować swoje marzenia. Jeśli bohaterki naszej książki pokazały, że można sięgnąć gwiazd, to przecież Ty też możesz. Potrzebujesz jedynie poznać sekret, jak to zrobić, a ta książka Ci w tym pomoże. Życzymy miłej lektury!
Urszula Ciołeszyńska Założycielka i Prezes Międzynarodowej Sieci Ambasadorów Przedsiębiorczości Kobiet w Polsce www.ambas.org
Kinga Langley Założycielka i Prezes PREMIER International Business Club z siedzibą w Wielkiej Brytanii oraz USA www.premieribc.org
-9-
GOŚĆ SPECJALNY
WENDY DIAMOND ZAŁOŻYCIELKA I PREZES WOMEN’S ENTREPRENEURSHIP DAY ORGANISATION NOWY JORK Pomysłodawczyni i Światowy Ambasador Międzynarodowego Dnia Przedsiębiorczości Kobiet, autorka bestsellerów, gwiazda telewizyjna w USA. Dzięki jej inicjatywie dzień 19 listopada został ogłoszony Światowym Dniem Przedsiębiorczości Kobiet (Women’s Entrepreneurship Day Worldwide – w skrócie WED) i po raz pierwszy obchodzono go 19 listopada 2014 r. w siedzibie ONZ w Nowym Jorku. Idea WED to jednak nie tylko jeden dzień w roku, ale światowy ruch społeczny. Jej głównymi organizatorami są liderzy zmian w USA: Burmistrz Nowego Jorku, Gubernator NJ w partnerstwie z ONZ oraz Departamentem Stanu USA. Women’s Entrepreneurship Day to ruch społeczny ukierunkowany na wsparcie oraz wzmocnienie pozycji przedsiębiorczych kobiet na całym świecie, to również okazja do uhonorowania kobiet, które odniosły sukces i są inspiracją dla innych, a jednocześnie zdecydowana odpowiedź na pytanie, dlaczego warto inwestować w ich przedsiębiorczość. Przedstawicielki płci żeńskiej to ponad połowa populacji na świecie, ale mniej niż jedna trzecia liczby przedsiębiorców – dlatego stanowią dużą część niewykorzystanego potencjału. Misją Women’s Entrepreneurship Day jest promowanie i wspieranie kobiet biznesu poprzez mobilizowanie i angażowanie zarówno mężczyzn, jak i kobiet do bezinteresownego dzielenia się swoim czasem, doświadczeniami, umiejętnościami, wiedzą oraz udzielania wsparcia finansowego (3T: Time, Talent, Treasure). W ramach Women’s Entrepreneurship Day, największej światowej inicjatywy promującej przedsiębiorczość i zmierzającej do poprawy sytuacji finansowej kobiet, powołano 144 krajowych Ambasadorów WED, których zadaniem jest promowanie projektu w swoich krajach. Ambasadorzy WED działają na każdym kontynencie, reprezentując kobiety w Australii, Ghanie, Kenii, Norwegii, Peru, Arabii Saudyjskiej, Singapurze, Ugandzie i innych krajach, w tym również w Polsce. - 11 -
„Na przestrzeni wieków kobiety na całym świecie były niedoceniane, niedowartościowane, nisko opłacane, niedostatecznie reprezentowane i niedofinansowane. Nadszedł czas, żeby to zmienić. Jak? Chłonąc wiedzę i doświadczenie przedsiębiorczych kobiet z całego świata, zaangażowanych w działania Światowego Dnia Przedsiębiorczości Kobiet (Women’s Entrepreneurship Day, w skrócie WED), które są inspiracją dla innych pań na całym świecie!” Wendy Diamond
- 12 -
Wendy Diamond
Prezes i założycielka Women’s Entrepreneurship Day Organization Obecnie 85% zakupów konsumenckich dokonują przedstawicielki płci żeńskiej i wydają na nie 20 bilionów USD rocznie w skali globalnej. Jednocześnie kobiety wykonują 66% światowej pracy (zarówno płatnej, jak i bezpłatnej), ale zarabiają tylko 10% w skali światowego dochodu. W Stanach Zjednoczonych istnieje około 10 milionów przedsiębiorstw prowadzonych przez kobiety, generujących przychody w wysokości 1,3 biliona USD i zatrudniających 7,8 mln osób. Liczba ta ma wzrosnąć o 90% w ciągu najbliższych pięciu lat. Jednocześnie jedna trzecia kobiet w Ameryce żyje w ubóstwie, a 1,3 mln osób żyje w skrajnej biedzie na całym świecie, z czego 70% to kobiety i dziewczęta. Kobiety w krajach rozwiniętych i rozwijających się coraz częściej stają się aktywnymi uczestniczkami lokalnych i światowych gospodarek. Dziś w USA 38% nowych firm jest zakładanych przez kobiety, ale tylko od 2 do 6% z nich otrzymuje wsparcie. Niedawno przeprowadzone badanie na 350 kobiecych start-upach z branży IT wykazało, że 80% założycielek skorzystało z własnych oszczędności, aby rozpocząć działalność. W 2014 r., podczas mojej współpracy z Fundacją Adelante z siedzibą w La Ceiba w Hondurasie, byłam świadkiem, jak mała pożyczka
w wysokości 100 USD może zmienić życie kobiet, które dzięki niej potrafią założyć własne przedsiębiorstwo. Z tych obserwacji zrodziła się idea zainicjowania Światowego Dnia Przedsiębiorczości Kobiet obchodzonego co roku w listopadzie. Nie chodziło jednak o świętowanie jednego dnia, ale o zorganizowanie akcji wspierającej wszystkie przedsiębiorcze kobiety na całym świecie. Po raz pierwszy Światowy Dzień Przedsiębiorczości Kobiet odbył się w 2014 r. w siedzibie Organizacji Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku. Informacje na temat programu dnia zostały wysłane do 114 krajów. Obejmował on między innymi uroczystość wręczenia nagrody dla Pioniera Przedsiębiorczości Kobiet. Otrzymała ją matka Baraka Obamy, Sarah Obama, za działalność na rzecz równouprawnienia w dostępie do edukacji w Kenii. Rezultaty naszych początkowych działań były bardzo obiecujące. Wśród licznych inspirujących wydarzeń podam kilka przykładów, które miały wielkie znaczenie dla polepszenia sytuacji kobiet. Sharifa AlBarami, partner wykonawczy i współwłaściciel Al Jazeera Global Services & Investments (AGSI), zachęcił kobiety w Omanie do głosowania przeciwko archaicznemu systemowi aranżowanych małżeństw. W zruj-
- 13 -
nowanej przez wojnę Syrii May Massijeh, autorka edukacyjnych gier w dziedzinie inżynierii, organizuje demonstracje przeciwko seksualnej przemocy wobec kobiet. Jej Królewska Wysokość Księżniczka Reema bint Bandar Al Saud, członkini królewskiej rodziny Arabii Saudyjskiej, rozpoczęła akcję zatrudniania kobiet w salonach sprzedaży firmy Harvey Nichols. Wspomnę również o niezwykłym wydarzeniu w Australii, kiedy to rząd australijski zatrzymał ruch na moście Harbor Bridge w Sydney, aby pozwolić naszym ambasadorkom WED wspiąć się na strukturę symbolizującą globalną solidarność przedsiębiorczych kobiet. W 2015 r. drugie obchody WED były transmitowane z siedziby ONZ w Nowym Jorku do 800 uniwersytetów i szkół wyższych na całym świecie, docierając do 1,2 miliona studentów. Dla nas to niezwykle ważne, aby szczególnie młode pokolenie kobiet wzmocniło nasz ruch. Przez kolejne trzy lata Światowy Dzień Przedsiębiorczości Kobiet był obchodzony łącznie w 144 krajach i na 110 uczelniach. Poruszył umysły liderów, innowatorów i przedsiębiorców, którzy robią wspaniałe rzeczy, aby umożliwić 4 miliardom kobiet na całym świecie dokonywanie zmian w ich życiu i poprzez ich przedsiębiorczość całkowicie zlikwidować ubóstwo i brak dostępu do edukacji. Każda kobieta i dziewczynka powinna mieć możliwość spełnienia swoich marzeń, które zazwyczaj są ogólnie dostępne dla chłopców i mężczyzn. Światowy Dzień Przedsiębiorczości Kobiet to świetna okazja, aby nawiązać kontakty ze wspaniałymi ludźmi, uczestniczyć w konferencjach łączących kobiety biznesu, uczyć się od wybitnych specjalistów oraz włączyć się do dyskusji na temat umacniania pozycji kobiet w świecie pracy. Ruch na rzecz przedsiębiorczości kobiet składa się z wielkiej rzeszy wolontariuszy. Każda z nas może zbudować taką sieć. Ja zaczęłam od rozpropagowania mojej idei wśród znajomych i przyjaciół ze szkoły podstawowej i średniej w Ohio, z college’u w Bostonie, a obecnie docieram do wielu osób podczas moich licznych
podróży. Poprosiłam najbardziej wpływowe kobiety w różnych krajach do reprezentowania naszego ruchu. Zebraliśmy wielką grupę ambasadorów i wolontariuszy, którzy współpracują z rządami, organizacjami i liderami biznesu. Wierzę, że możemy stworzyć niezwykłą akcję, która zwalczy ubóstwo nie tylko kobiet, ale i ich rodzin. Zmiana następuje u podstaw, a nie na górze! Im więcej osób zrozumie znaczenie wzmacniania pozycji kobiet w biznesie, tym bardziej będą się angażować w akcję i zachęcać do tego innych. Gdy ułatwimy kobietom zakładanie własnych biznesów, poprawi się system ekonomiczny na całym świecie. Naszym zadaniem jest walka o prawa kobiet, aby miały takie same możliwości jak mężczyźni. Dotyczy to wielu dziedzin życia, między innymi dostępu do edukacji, wyboru partnera, równouprawnienia w życiu politycznym i systemie płac. W wielu krajach kobiety są pozbawione podstawowych praw, jak chociażby prawa do głosowania w Arabii Saudyjskiej. Jednym z naszych najważniejszych zadań jest również poprawienie warunków życia 250 milionów młodych dziewcząt, żyjących obecnie w skrajnym ubóstwie i chcemy w to przedsięwzięcie zaangażować największe światowe organizacje i koncerny. Każdy z nas może przyczynić się do rozwoju przedsiębiorczości kobiet i wspomóc zakładanie firm przez kobiety na całym świecie. W jaki sposób? Chociażby przez założony przez nas portal ChooseWomen.org, popierający organizacje udzielające minimalnych pożyczek na otwarcie własnej firmy. Wszystkie produkty w naszym sklepie internetowym są dostarczane przez największych i najbardziej znanych producentów, którzy połączyli się z nami w walce o lepsze jutro dla kobiet. 100% dochodów ze sprzedaży tych produktów przeznaczamy na założenie biznesu lub jego rozwinięcie przez kobiety żyjące w skrajnym ubóstwie. Portal ChooseWomen.org już połączył wiele kobiet prowadzących własne firmy, a wkrótce może stać się największym tego typu portalem
- 14 -
na świecie. Obecnie działamy w 144 państwach, ale chcemy dotrzeć wszędzie. Pragniemy, aby wszyscy zdali sobie sprawę, dlaczego tak istotne jest umacnianie pozycji kobiet w świecie biznesu. Jak ważne są dla wielu kobiet mikropożyczki, świadczą liczne przykłady, z których każdy chwyta za serce i podnosi na duchu: Nora mieszka w Hondurasie. Jej biznes to stoisko z przekąskami w szkole średniej. Po otrzymaniu pożyczki w wysokości 90 USD Nora zakupiła bardziej zróżnicowany towar i jej miesięczny zarobek zwiększył się ze 137 do 230 dolarów. Angelina mieszka na Filipinach. Jej mały sklep jest otwarty przez 15 godzin dziennie i można w nim kupić niemalże wszystko. Po otrzymaniu mikropożyczki Angelina kupiła zamrażarkę, dzięki której mogła powiększyć asortyment swoich towarów o mięso. Jej sklep stał się największym w okolicy. Obecnie Angelina uczy inne kobiety, jak prowadzić biznes i jest wzorem przedsiębiorczej kobiety dla swojej córki, która pomaga jej w sklepie. Anna mieszka w Kenii. Po otrzymaniu pożyczki mogła kupić krowę i wybudować małą oborę. Przedtem wraz z mężem pracowała na plantacji kawy i nie było ich stać na kupienie wystarczającej ilości mleka dla ich trójki dzieci. Obecnie krowa dostarcza 14 litrów mleka dziennie! Marzeniem Anny jest dokupienie kozy i drugiej krowy, a z czasem posiadanie dużej farmy. Te trzy przykłady pośród tysiąca pokazują, jak można zmienić życie kobiet i ich rodzin dzięki czasami niewielkiemu wsparciu. Kobiety są niezwykle przedsiębiorcze, mają olbrzymią moc i potrafią zdziałać cuda nawet w najtrudniejszych warunkach. W tym roku Światowy Dzień Przedsiębiorczości Kobiet będziemy obchodzić 17 listopada 2017 r. w 144 krajach, w tym również w Polsce. Z roku na rok wydarzenie obejmuje coraz więcej państw, łącząc coraz większą liczbę uczestników. Jestem bardzo dumna, iż w tym roku dwie
Polki, ambasadorki przedsiębiorczości kobiet, mieszkające na przeciwległych krańcach świata: Urszula Ciołeszyńska, Prezes Międzynarodowej Sieci Ambasadorów Przedsiębiorczości Kobiet (Polska) i Kinga Langley, Prezes PREMIER International Business Club (Wielka Brytania/ USA), połączyły siły i przygotowały wyjątkowy projekt wydania niniejszej książki. Premiera „Biznesowych inspiracji Polek na świecie” odbędzie się podczas tegorocznych obchodów Światowego Dnia Przedsiębiorczości Kobiet w Warszawie oraz w Nowym Jorku. Książka ta ma dla mnie bardzo duże znaczenie, ponieważ inspiruje i zachęca do działania poprzez praktyczne i pełne natchnienia lekcje przedsiębiorczości, napisane przez życie we współpracy z porażkami, wspierane przez marzenia, dopingowane przez determinację i chęć pokazania światu, że miejsce kobiet jest wśród gwiazd. Oto 20 przedsiębiorczych Polek, kobiet sukcesu z całego świata, podjęło się wspaniałego wyzwania i postanowiło przekazać innym swoje nigdzie dotąd niespisane doświadczenia, porady i wskazówki, dzięki którym znalazły się na szczycie swoich niegdyś dziewczęcych marzeń. To wspaniałe, że te Polki zamieszkują dziś różne strony świata, mają różne pochodzenie, różne historie, ale łączy je Polska i wielka wiara w swoje możliwości. Często musiały uciekać z własnej ojczyzny ogarniętej wojną lub komunizmem, a mimo to nie poddały się i nie zrezygnowały ze swoich marzeń. To ewenement, że naród polski zachował swoją tożsamość, język i tradycje. Ośmielę się stwierdzić, iż jest to głównie zasługa kobiet, które pielęgnowały wartości rodzinne, dbały o edukację i przyszłość swych dzieci. Polki pokazały, że mają wielką siłę i wolę walki o lepsze jutro. Dziś te kobiety to ambasadorki przedsiębiorczości, ikony niezależności finansowej i sukcesu. Jestem dumna, że mogę współpracować z tak wspaniałymi kobietami i głęboko wierzę, że ta książka zainspiruje do działania, zmieni życie niejednej osoby i zabierze Was daleko do gwiazd!
- 15 -
Współautorki w kolejności alfabetycznej
1. Beata Drzazga – Najważniejsi są ludzie, Polska – USA (Nevada) 2. Teresa Garvin – Sięgnąć do gwiazd, USA (Illinois) 3. Anna Hejka – Swoją drogę wytyczamy, idąc, Hiszpania – USA – Polska 4. Anna Kalata – Aktywność, miłość, pasja, Indie – Polska 5. Susan Kim-Chomicka – Z ziemi wszelkiej do Polski, Kanada – USA – Korea – Chiny – Polska 6. Sylwia Mokrysz – MOKATE SA – Polska firma rodzinna, Polska 7. Maria Rozalia Ogonowska-Wiśniewski – Nie zamierzam być emerytką, Zambia 8. Maria Olsson – Przez bariery do kariery, Szwecja 9. Honorata Pierwoła – Podróżować znaczy żyć, USA (Nowy Jork) 10. Maria Victoria Prus-Wiśniewski – Obywatelka świata, Wielka Brytania – Zambia 11. Iwona Pruska – To jeszcze nie koniec, Zjednoczone Emiraty Arabskie 12. Kamila Rejman – Ryzykowna droga do sukcesu, Zjednoczone Emiraty Arabskie 13. Agnieszka Szczęśniak – W drodze po niemożliwe, Japonia 14. Justyna Szwed – Boski biznes, Wielka Brytania (Anglia) 15. Katarzyna Trawińska – Pasja tworzenia, Polska – Europa 16. Anna Uzarska – W życiowej podróży, Dania 17. Justyna Weber – Poliglotka w biznesie, Niemcy 18. Magda Wierzycka – Żelazna dama o wielkim sercu, RPA 19. Beata Woźnica – Ambasadorka polskiej architektury, Peru 20. Dominika Żurawska – Rebeliantka, Wielka Brytania (Szkocja)
- 17 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
MARIA ROZALIA OGONOWSKA-WIŚNIEWSKA ZAMBIA Honorowy Konsul Generalny RP w Zambii Właścicielka Company Prime Marble Products Ltd. oraz Marble Arch Ltd.
Lekarka, właścicielka kopalni czarnego granitu oraz dwóch innych firm w Zambii – Company Prime Marble Products Ltd. oraz Marble Arch Ltd., w skład których wchodzą: Fabryka Obróbki Marmurów oraz 3 kopalnie marmurów: białego, czarnego oraz różnokolorowego, znane pod nazwą Ambassador White, Black and Multicolour. Dyrektor australijskiej kopalni miedzi Sedgwick. Po przyjeździe do Zambii w 1965 r. była przez kilka lat dyrektorem Czerwonego Krzyża. W 1989 r. została członkiem komitetu organizacyjnego pielgrzymki Papieża Jana Pawła II do Zambii. Współorganizowała budowę katedry na 3000 osób w Lusace. Za pracę na rzecz kościoła katolickiego Jan Paweł II i Benedykt XVI uhonorowali ją dyplomami i medalami. Za swoją działalność na rzecz Polski została mianowana Konsulem Honorowym RP w Zambii, a w 2001 r. Honorowym Konsulem Generalnym.
BEATA DRZAZGA POLSKA - USA (NEVADA) BETAMED S.A. www.betamed.pl
Założycielka i właścicielka największej firmy medycznej w Polsce BetaMed SA, świadczącej usługi lekarskie, pielęgniarskie i rehabilitacyjne w domu pacjenta. Zatrudnia ok. 3000 osób, opiekuje się ponad 5000 pacjentów. Posiada 84 oddziały opieki długoterminowej w 11. województwach w Polsce. W 2014 r. otworzyła nowoczesną Klinikę BetaMed Medical Active Care w Chorzowie, która oferuje kompleksowe usługi medyczne dla całej rodziny. Uczestniczka wielu międzynarodowych misji gospodarczych, m.in. w Nevadzie, Peru, Chile czy na Florydzie. Dyrektor Polsko-Amerykańskiej Izby Handlowej w Nevadzie i w Polsce. W 2016 r. za współpracę na arenie międzynarodowej na linii Polska–Nevada otrzymała tytuł „Ambasadora Biznesu Stanu Nevada”. W tym samym roku otworzyła też kolejną firmę BetaMed International w Las Vegas. Laureatka ponad 70 prestiżowych nagród i wyróżnień.
TERESA GARVIN USA (ILLINOIS) CLEAN IMPRESSIONS CORPORATION www.cleanimpressionscorp.com
Założycielka i właścicielka firm usługowych w USA. Od 1979 r. na stałe mieszka w USA. 20 lat temu założyła firmy: Clean Impressions Corporation, C.I. Supply Leasing Company oraz Barrington Investments, LLC. Jest członkinią wielu organizacji zrzeszających profesjonalistów, między innymi Woman Business Enterprise National Council, Elite American Business Owners, National Organization of Realtors, Real Estate Association of Illinois, a także kilku organizacji charytatywnych. Jest również Platynowym Partnerem w Anthony Robbins Research Institute, a zdobytą wiedzą chętnie się dzieli, pomagając kobietom, szczególnie w Polsce, w tworzeniu niezależności finansowej, a co za tym idzie – własnych firm. W tym roku założyła organizację charytatywną pomagającą młodym ludziom wychodzącym z domów dziecka w urządzeniu ich pierwszych mieszkań.
ANNA HEJKA USA - POLSKA - HISZPANIA Heyka Capital Markets Group www.hcmgroup.pl
Seryjna przedsiębiorczyni. Założyła 20 firm w USA, Europie i Azji, w tym pierwszy bank inwestycyjny oraz jedne z pierwszych funduszy inwestycyjnych w Europie Centralnej. Członkini zarządów i rad nadzorczych, bankier inwestycyjny w Nowym Jorku i komercyjny w Madrycie, w najpotężniejszych bankach świata: Salomon Brothers i JPMorgan Chase. Doradza rządowi Polski, Bankowi Światowemu i Komisji Europejskiej w kwestiach innowacyjności i przedsiębiorczości. Ekspertka, jurorka, wykładowczyni, mówczyni, autorka i mentorka. Pasjonatka upodmiotowienia ludzi poprzez wiedzę konieczną do osiągnięcia sukcesu, zafascynowana psychologią społeczną, inteligencją emocjonalną i możliwościami ludzkiego umysłu. Światowe Forum Gospodarcze w Davos nadało jej tytuł Globalnego Lidera Jutra, Europejskie Stowarzyszenie Aniołów Biznesu nominowało Aniołem Biznesu Roku, a Home&Market ogłosiło Jednym z 25 Najlepszych Menedżerów w Finansach.
- 18 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
ANNA KALATA INDIE - POLSKA
GLOBFACTOR Sp. z o.o. www.globfactor.com KALATA MEDIA Sp. z o.o. www.kalatamedia.pl
Polityk, ekonomistka, przedsiębiorca, doradca gospodarczy, nauczyciel akademicki. Absolwentka Uniwersytetu Warszawskiego oraz studiów doktoranckich w Szkole Głównej Handlowej. Minister Pracy i Polityki Społecznej w latach 2006-2007. Prorektor Lingwistycznej Szkoły Wyższej w Warszawie. Prezes Zarządu Spółki GLOBFACTOR Sp. z o.o. oraz Kalata Media Sp. z o.o. Dyrektor ds. Rozwoju Warszawskiej Izby Gospodarczej. Podróż do Indii jako Minister Pracy w 2007 r. kompletnie odmieniła życie Anny Kalaty. Ten fascynujący kraj stał się dla niej drugim domem, w którym spełnia się zawodowo, rozwijając współpracę bilateralną jako wiceprezes Indyjsko-Polskiej Izby Gospodarczej. „W Indiach odnalazłam brakującą cząstkę mojej własnej duszy” – mówi Anna Kalata. Kompletna przemiana jej ciała i duszy, o której pisze w autobiograficznej książce „Prawdziwe zmiany”, zainspirowała wiele Polek do aktywnego podążania za własnymi marzeniami.
SUSAN KIM CHOMICKA KANADA - USA - KOREA - CHINY - POLSKA ACEE Consulting
Przedsiębiorca, promotorka polskiej sztuki, organizatorka akcji charytatywnych. Urodziła się w Korei Południowej, ale jako dziecko wyemigrowała z rodzicami do Kanady. Ukończyła ekonomię w USA na prestiżowym Smith College. Przez 8 lat pracowała w Nowym Jorku dla wielkich instytucji finansowych. Po powrocie do Kanady stworzyła największą sieć kilkunastu restauracji Dairy Queen. W czasie pobytu w Seulu poznała swojego obecnego męża, ówczesnego Ambasadora RP, z którym przyjechała do Polski. W Warszawie stworzyła własną linię akcesoriów modowych bazujących na motywach polskiej sztuki ludowej. Po objęciu przez męża pozycji Ambasadora RP w Chinach, prowadziła tam bardzo aktywną działalność promującą wizerunek polskiej gospodarki, kultury i sztuki poprzez akcje charytatywne czy działania medialne. Po powrocie do kraju rozpoczęła działalność konsultacyjną. Ostatnio skupiła się na komercjalizacji innowacyjnych technologii, inwestując i wchodząc do zarządu polskiej firmy, któ ra opracowała metodę utylizacji odpadów wspomagającą ochronę środowiska i gospodarkę cyrkularną.
SYLWIA MOKRYSZ POLSKA Prokurent MOKATE S.A. www.mokate.com.pl
Autorka pionierskich koncepcji marketingowych w świecie kawy i herbaty. W latach 90-tych stworzyła Agencję Reklamową „Sylwia”. Za jej pośrednictwem, a następnie na kluczowych stanowiskach w Grupie Firm Mokate, kreowała kawową markę Mokate. Od 2000 roku na czele Teamu Herbacianego zapewnia spektakularny sukces w globalnej skali marce herbat Loyd. Zawodowe fascynacje wnosi do literatury, jako współautorka powieści „Herbaciarz”. Jest członkiem London Tea History Association, Ambasadorką Przedsiębiorczości Kobiet, członkinią Family Business Network oraz Million Women Mentors. Na międzynarodowym forum od szeregu lat nowatorsko i skutecznie promuje rodzinne firmy i przedsiębiorczość kobiet. Uczestniczy w zarządzaniu rodzinną grupą firm Mokate. Dziś wszystkie fabryki Mokate opuszcza łącznie ponad 1200 produktów, które sprzedają się w 60 krajach na wszystkich kontynentach.
MARIA OLSSON SZWECJA Dyrektor i Właściciel MARIA OLSSON KONSULT
Specjalistka od rozwoju nowych technologii, międzynarodowego marketingu, ochrony środowiska, polityki imigracyjnej i spraw konsumenckich, przewodnicząca Rady Fundacji Polonia Gospodarcza Świata. Właścicielka firmy Maria Olsson Konsult. Propaguje nowe rozwiązania technologiczne służące do odzyskiwania energii z odpadów i biopaliw oraz innych odnawialnych źródeł energii. Konsultant w dziedzinie przekazywania energii elektrycznej, rozwoju materiałów przewodzących prąd, przetwórstwa tworzyw sztucznych. Jest członkiem Klubu Wynalazców firmy ABB – ma na swoim koncie opracowanie 100 materiałów do produkcji kabli wysokiego i średniego napięcia. Odkrycie przez nią nowych materiałów PTC stało się podstawą dla obecnej technologii bezpieczników przemysłowych, opatentowa nych przez firmę ABB. Jej kierownictwo uważa to za jedno z największych odkryć od czasu wynalezienia tranzystora. Maria Olsson jest również szefową wielu projektów, w tym dotyczących równouprawnienia kobiet oraz działalności polskich kobiet w Szwecji na wzór sztokholmskiego klubu Sabat.
- 19 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
HONORATA PIERWOŁA USA (NOWY JORK) Society of Polish American Travel Agents www.spata.org
Lingwistka, specjalistka w zakresie języków słowiańskich, prezes Polsko-Amerykańskiego Towarzystwa Biur Podróży SPATA, właścicielka biura podróży Europa Travel & Services, pasjonatka rozwoju polskiej turystyki i promowania jej w Ameryce. W ramach Europa Travel & Services i SPATA Honorata Pierwoła promuje najpiękniejsze zakątki Polski i zachęca Amerykanów do poznania naszej Ojczyzny. Jest członkinią Rady Polonijnej przy konsulacie RP w Nowym Jorku. Ponadto zajmuje się działalnością społeczną i charytatywną w Związku Polaków w Ameryce. Otrzymała bardzo ważne wyróżnienia przyznane przez polskie Ministerstwo Sportu i Turystyki – Odznakę za Zasługi dla Turystyki oraz Wawrzyn Polskiej Turystyki w 2016 r. za wieloletni wkład w rozwój turystyki ze Stanów Zjednoczonych do Polski. „Twórz dobro, a ono pewnego dnia wróci do ciebie” – oto myśl, którą kieruje się w życiu.
MARIA VICTORIA PRUS-WIŚNIEWSKI WIELKA BRYTANIA - ZAMBIA Prime Marble Products Ltd. i Marble Arch Ltd.
Urodzona w Zambii Maria Victoria Prus-Wiśniewski rozpoczęła naukę w Aiglon College w Szwajcarii mając zaledwie 11 lat. Ukończyła wiele kierunków uniwersyteckich: Historię Sztuki i Socjologię na Uniwersytecie McGill w Montrealu w Kanadzie, kierunki biznesowe na Uniwersytecie w Perth w Australii i w Paryżu, uwieńczone dyplomem MBA International, oraz studia prawnicze na Queen Mary University w Londynie. Jej doświadczenie zawodowe również obejmuje szerokie spektrum dziedzin: pracowała przez krótki okres jako dekorator wnętrz w Londynie, dyrektor rodzinnego biznesu kopalni i fabryk obróbki marmurów – Prime Marble Products Ltd. and Marble Arch Ltd. w Zambii oraz zarządza nieruchomościami w Londynie. Córka dwojga lekarzy, Polki i Brytyjczyka polskiego pochodzenia. Utrzymuje kontakty z Polską poprzez udział w zarządzaniu warszawską spółką Mar-Gran.
IWONA PRUSKA ZJEDNOCZONE EMIRATY ARABSKIE - DUBAJ Iwona Specialty Clinic in Dubai www.iwonaspecialtyclinic.com
Kosmetolog, właścicielka renomowanej kliniki kosmetycznej Iwona Specialty Clinic w Dubaju. 35-letnie doświadczenie i wiedza zdobyta na studiach, stanowiska kierownicze w salonach SPA i klinikach kosmetycznych oraz uczestnictwo w międzynarodowych kursach, sympozjach i konferencjach wyniosły ją na czołową pozycję w branży kosmetycznej w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Lista jej klientów obejmuje różne narodowości, gwiazdy estrady i rody królewskie z całego świata. Iwona Specialty Clinic jest laureatką wielu nagród, a w 2008 r. Magazyn Ahlan! zaliczył jej biznes do jednych ze 100 najbardziej prężnych przedsiębiorstw w Dubaju. „Kobiety są piękne i zasługują na miłość i dopieszczenie” – oto hasło przewodnie Iwona Specialty Clinic, a motto jej właścicielki brzmi: „Jeśli naprawdę chcesz coś osiągnąć w życiu, zawsze możesz znaleźć sposób, jak to zrobić”.
KAMILA REJMAN ZJEDNOCZONE EMIRATY ARABSKIE - ABU DHABI ABRR FURNITURE LLC www.abrr-furniture.com
Kamila Rejman rozwijała swoją karierę działając w branży medycyny estetycznej, reklamowej, eventowej i budowlanej. Obecnie jest współwłaścicielką spółki zajmującej się dystrybucją w Polsce profesjonalnych kamer przemysłowych amerykańskiego koncernu - Oncam Grandeye, oraz spółki ABRR FURNITURE LLC zarejestrowanej w Dubaju, zajmującej się sprzedażą produktów z Unii Europejskiej, a szczególnie z Polski. Firma działa w zakresie wyposażenia wnętrz obiektów mieszkalnych, hotelowych i infrastrukturalnych na obszarze Emiratów oraz sąsiadujących krajów. Zatrudnia pracowników z kilkunastu krajów, m.in. z Polski, Dubaju, Wielkiej Brytanii, Egiptu, Indii, Azerbejdżanu, Libanu czy Filipin i nieustannie poszerza sieć sprzedaży.
- 20 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
AGNIESZKA SZCZĘŚNIAK JAPONIA AGA Evangelist of Developing Business in Asia www.aganow.com
Wielokrotna stypendystka, laureatka konkursu Komisji Europejskiej dotyczącego współpracy UE z Azją. Jako jedyna Polka w 2012 r. została wybrana na prestiżowy projekt Komisji Europejskiej do Japonii. Obecnie mieszka w Tokio, gdzie z powodzeniem rozwija azjatyckie rynki dla japońskiej korporacji sektora IT, zatrudniającej ponad 25 tys. osób. Agnieszka Szczęśniak zdobyła 15-letnie doświadczenie zawodowe pracując łącznie w siedmiu krajach. Jest współzałożycielką i prezesem Fundacji Miasto Slow, organizacji pozarządowej w Polsce. W ramach dzielenia się swoją wiedzą i doświadczeniem z rozwoju międzynarodowego biznesu wykłada na uczelniach w Azji i Europie. W Azji prowadzi również warsztaty dla kobiet, ponieważ Japonia szczególnie w biznesie nie jest łaskawa dla kobiet. Winę za to ponoszą nawyki kulturowe, Agnieszka Szczęśniak ma jednak nadzieję, że poprzez jej działalność ta sytuacja zacznie się zmieniać.
JUSTYNA SZWED WIELKA BRYTANIA (ANGLIA) MY SPA EXPERT www.myspaexpert.com
Założycielka i właścicielka ekskluzywnych salonów My SPA Expert mieszczących się w South Kensington i Richmond, prestiżowych dzielnicach Londynu. W swoich salonach propaguje naturalne produkty kosmetyczne, bezpieczne dla zdrowia i środowiska. Głównym celem My SPA Expert jest promocja zdrowego i pięknego stylu życia wśród kobiet i mężczyzn. W kwietniu 2017 r. Justyna Szwed głosami internautów zdobyła pierwsze miejsce w plebiscycie Inspiracja Miesiąca w Biznesie, a jej salon w Richmond w 2016 i 2017 r. dostał nominację do prestiżowego brytyjskiego plebiscytu London Hair and Beauty Awards na najlepszy salon w Zachodnio-Południowym Londynie w kategorii SPA. Aktywnie angażuje się w działania społeczne, wspierając wiele inicjatyw realizowanych na Wyspach Brytyjskich, między innymi jest jednym z głównych sponsorów projektu Metamorphosis London. Justyna Szwed kieruje się w życiu zasadami pełnymi humanizmu.
KATARZYNA TRAWIŃSKA POLSKA - EUROPA Prouvé www.prouve.com
Twórczyni i właścicielka nowej polskiej marki perfum, kosmetyków do wnętrz i środków czystości Prouvé. Ta znana wrocławska bizneswoman ma ponad 10-letnie doświadczenie w branży produktów beauty i doskonałe wyczucie trendów. Pachnące perfumami kosmetyki do domu i środki czystości to jej autorski pomysł. Perfumy dla kobiet i mężczyzn zostały opracowane na bazie oryginalnych francuskich olejków zapachowych. W bardzo krótkim czasie firma rozwinęła działalność na rynkach zagranicznych. Obecnie produkty Prouvé są sprzedawane m.in. w Niemczech, Czechach, na Litwie, Słowacji, Węgrzech, a także w Rosji, we Włoszech i w Rumunii. Katarzyna Trawińska angażuje się również w działania społeczne. Wspiera kobiety w biznesie i życiu prywatnym. Za swoje działania otrzymała prestiżowe wyróżnienia: „Kwiat Kobiecości” oraz „Kobieta Przedsiębiorcza”.
ANNA UZARSKA DANIA
GALERIE BRAM / GALERIEBRAM-ONLINE.DK www.galeriebram-online.dk
Właścicielka Galerie Bram oraz galerii internetowej Bramslevbakker-online.dk. Z wykształcenia prawnik ze specjalizacją w prawie finansowym. Od 30 lat prowadzi galerię sztuki w Danii, w której prezentuje twórczość wybitnych artystów współczesnych. Pomysłodawczyni i organizatorka wielu głośnych międzynarodowych wystaw i projektów kulturalnych, m.in. ekspozycji „Otwarte Drzwi” w Pałacu Charlottenborg w Kopenhadze (1990) i „Pozdrowienie dla Polski” w Narodowej Galerii Sztuki Zachęta w Warszawie (1991), które były wyrazem poparcia duńskich twórców dla rodzącej się polskiej demokracji. Inicjatorka aktywnej współpracy środowisk artystycznych i biznesowych. Anna Uzarska za swoją działalność charytatywną zdobyła Najwyższe Odznaczenie Czerwonego Krzyża oraz – za promocję kultury polskiej – odznakę honorową Zasłużony dla Kultury Polskiej.
- 21 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
JUSTYNA WEBER NIEMCY Munich Global Communications www.reisedeluxe.com
Jako stypendystka z Polski ukończyła liceum we Francji i studia Międzynarodowej Ekonomiki Przedsiębiorstw w Argentynie, Niemczech, Polsce i Francji. Władając biegle angielskim, francuskim i niemieckim uczyła się kolejnych języków na stypendiach w sześciu krajach, opanowując biegle osiem z nich. Po ukończeniu Akademii Dziennikarstwa w Monachium Justyna Weber jako dziennikarka pisze do niemieckiej prasy artykuły i recenzje oraz zasiada jako radna do spraw migracji przy urzędzie miasta Monachium. Założyła agencję Munich Global Communications Worldwide Services, która w krótkim czasie stała się uznanym usługodawcą oferującym serwis w zakresie tłumaczeń w wielu językach. Agencja zajmuje się również organizacją międzynarodowych konferencji i konsultingiem przy pozyskiwaniu funduszy od rządu niemieckiego na start-upy oraz jest ekspertem w zakresie inwestycji zagranicznych w Europie Wschodniej.
MAGDA WIERZYCKA REPUBLIKA POŁUDNIOWEJ AFRYKI SYGNIA www.sygnia.co.za
Absolwentka Nauk Aktuarialnych Uniwersytetu w Cape Town, inwestor finansów z ponad 20-letnim doświadczeniem na kierowniczych stanowiskach, współwłaścicielka i dyrektor generalny zarządzającej akcjami inwestycyjnej firmy Sygnia, notowanej na Giełdzie Papierów Wartościowych. W przeciągu 10 lat rozwinęła firmę do takich rozmiarów, że kapitał z dwóch bilionów randów wzrósł do 160 bilionów. Urodzona w Polsce, czuje się Południowoafrykanką, angażując się w życie gospodarcze i społeczne nowej ojczyzny. Jest członkiem rady Centrum dla Afryki na Uniwersytecie Harvard w USA.
BEATA WOŹNICA PERU Beata Woznica Studio www.beata-woznica.com
Właścicielka Beata Woznica Studio oraz współwłaścicielka i dyrektor artystyczny w DAPP (Design All Peru Poland) w Peru. Ukończyła architekturę na Wydziale Architektury Uniwersytetu w Karlsruhe w Niemczech. Od 2007 r. mieszka w Limie, gdzie realizuje projekty architektoniczne zdobywające uznanie w Ameryce Południowej. Jej prace zostały opublikowane w najważniejszych peruwiańskich czasopismach, takich jak: Casas, Casaymas, Arq Magazine, Caretas, South Asia czy Gestion oraz były prezentowane w programach telewizyjnych: Linea&Punto, Interiores, Oh Diosasas. Debiutując na największych architektonicznych targach Casacor Peru zwróciła uwagę jury swoimi innowacyjnymi rozwiązaniami w zagospodarowaniu przestrzeni loftu, kombinacją nowoczesnych materiałów i zastosowaniem systemów automatyzacyjnych. W 2013 r. na pokazie Casacor Peru Beata Woźnica zdobyła dyplom uznania „Reconocimiento en trayectoria”.
DOMINIKA ŻURAWSKA WIELKA BRYTANIA (SZKOCJA) D.O.M. Art Limited www.domart.co.uk
Artystka-malarka na stałe mieszkająca w Szkocji, założycielka firmy D.O.M. Art Limited. W jej sztuce dominuje malarstwo figuratywne, głównie sugestywne portrety kobiece, uchwytujące emocje i mistykę kobiecej natury. Po otrzymaniu przez Dominikę Żurawską Caron Keating Memorial Award w konkursie SWA w Londynie, jej obrazy zdobyły wiele nagród i wyróżnień. Znalazły się w prywatnych kolekcjach w Polsce, Niemczech, Wielkiej Brytanii, Włoszech, Francji, Norwegii, Australii, Grecji i w Stanach Zjednoczonych. Artystka wzięła udział w kilku uznanych targach sztuki, między innymi bardzo prestiżowym Art Fair w Barcelonie. „Moja sztuka jest wyrazista, dynamiczna i bezkompromisowa, wykorzystuje mocne kontrastowe kolory, aby pokazać energię, emocje i entuzjazm” – tak określa swoje prace artystka.
- 22 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
„Uczciwość, optymizm i umiejętność stawiania czoła porażkom, to niezwykle przydatne cechy w prowadzeniu biznesu”. Maria Rozalia Ogonowska-Wiśniewska
MARIA ROZALIA OGONOWSKA-WIŚNIEWSKA ZAMBIA
Honorowy Konsul Generalny RP w Zambii Właścicielka Company Prime Marble Products Ltd. oraz Marble Arch Ltd.
- 24 -
- 25 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
Maria Rozalia Ogonowska-Wiśniewska
Nie zamierzam być emerytką Zambia
Moi rodzice byli ziemianami i przed wojną mieszkali na Mazowszu, w majątku Szelków Nowy, w pięknym dworku szlacheckim, ozdobionym wewnątrz XIX-wiecznymi freskami przedstawiającymi okoliczne krajobrazy i sceny rodzajowe. Tam właśnie przyszłam na świat w 1937 r., jako najmłodsza z piątki rodzeństwa. Najstarsza była Wanda, następnie urodzili się: Krystyna, Jerzy i Ryszard i na końcu ja. Rodzice prowadzili typowe życie przedwojennych, zamożnych ziemian. Ojciec zajmował się zarządzaniem majątkiem, a mama – przy pomocy służby – prowadzeniem domu i wychowaniem dzieci. Okres okupacji spędziłam w rodzinnej miejscowości i tak jak większości rodzin Polaków, nie oszczędził on i mojej. Najpierw musieliśmy się wyprowadzić z naszego pięknego domu, który zajął komisarz niemiecki, my zaś zamieszkaliśmy w piwnicy, w której uprzednio przechowywaliśmy warzywa i zapasy na zimę. Nie to było jednak najgorsze. W 1943 r. Gestapo zaaresztowało mojego ojca. Przyczyn było kilka. W naszym domu organizowaliśmy tajne komplety dla nas i dzieci z okolicznych majątków, a nauczycielami była zatrudniona przez ojca para profesorów. Jak wiadomo, tego typu
nauka była zakazana. Drugim powodem był fakt, że bratanek ojca o tym samym imieniu i nazwisku – Władysław Ogonowski – działał w AK i podczas rewizji u jednego z akowców znaleziono listę z członkami oddziału. Wszyscy w okolicy znali ojca, nikt zaś nie znał jego bratanka i tak omyłkowo doszło do uwięzienia mojego taty. Wiadomo też, że Niemcy prześladowali polską inteligencję przy każdej możliwej okazji. Bardzo dobrze pamiętam moment aresztowania, a potem wywiezienie ojca do obozu w Mathausen. Mamie pozwolono pożegnać męża w towarzystwie dziecka, ale na tyle małego, by nie mogło ono przekazać niczego niebezpiecznego, np. broni. Wybór padł na mnie. Gdy ojciec siedział już wraz z innymi więźniami w ciężarówce, mama podała mu paczkę z jedzeniem i papierosami, a potem podniosła mnie w taki sposób, żeby mógł się ze mną pożegnać. Tak uczepiłam się tatusia, że musiał mnie dosłownie oderwać i rzucić mamie, inaczej pojechałabym z nim do obozu. Tata umarł w Mathausen tuż przed zakończeniem wojny, po której na szczęście nie zabrali nam majątku, gdyż był podzielony na oboje rodziców i nie objęła go reforma rolna. Mogliśmy zatem zostać w naszym domu. Mama była niesamowicie
- 27 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
dzielna. Elegancka, wykształcona pani, władająca biegle francuskim i pięknie grająca na fortepianie, nagle musiała sama podołać wychowaniu i wyżywieniu piątki dzieci. Udało jej się jednak wyprowadzić nas „na ludzi”, gdyż wszyscy ukończyliśmy studia. Czwórka z nas została lekarzami, a brat Jerzy magistrem agronomi, gdyż mama żywiła nadzieję, że pozostanie na rodzinnych włościach. Dzięki tajnemu nauczaniu w czasie okupacji, od razu po wojnie zostałam przyjęta do liceum w Pułtusku do klasy o trzy lata wyżej. Jako zbyt młoda musiałam mieć specjalne zezwolenie od ministra oświaty na przystąpienie do matury. Dostałam je na dwa dni przed egzaminami. Zdałam maturę w wieku 15 lat. Podobna sytuacja wydarzyła się, gdy zdawałam na studia medyczne. Mimo bardzo dobrych wyników z egzaminów, studia mogłam podjąć dopiero rok później, dlatego czas wypełniałam pracą jako nauczycielka w szkole podstawowej w Szelkowie, pomagając jednocześnie mamie finansowo i w gospodarstwie. - 28 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
W latach 1954-1959 studiowałam medycynę na Akademii Medycznej w Warszawie, gdzie mieszkałam razem z siostrą. Studia wspominam nie tylko jako ciężką pracę, ale też jako niezwykle ciekawy okres, podczas którego kwitło moje życie towarzyskie. Zawiązywałam przyjaźnie trwające czasem latami. Miałam szczęście poznać wybitnych ludzi sztuki i dzięki tym znajomościom lata studiów stały się niezapomnianym przeżyciem. Z kim ja się nie przyjaźniłam, o damsko-męskich zauroczeniach nie wspominając! Jarosława Abramowa-Neverlego, słynnego poetę i autora przebojów, poznałam, gdy rejestrował swojego citroena popularnie zwanego cytryną, a ja swojego moskwicza. Chcąc zdobyć mój adres, użył podstępu i poprosił mnie o pożyczenie 20 zł. Zaprzyjaźniliśmy się i to on wprowadził mnie do teatru STS (Studenckiego Teatru Satyryków – przyp. red.). Rywalizował o moje względy z Andrzejem Drawiczem, który wtedy zerwał z Basią Rylską. I tak „walcząc” o moją rękę, przestali się ze sobą przyjaźnić. Wprawdzie przyjęłam oświadczyny Andrzeja, lecz zmieniłam zdanie niemalże przed ołtarzem. Dzięki Jarkowi poznałam całe doborowe towarzystwo STS-u: Agnieszkę Osiecką, Krysię Sienkiewicz, Andrzeja Jareckiego, Marysię Chrząszcz, Jacka Fedorowicza. Chodziłam na ich przedstawienia, wyjeżdżałam z nimi na wakacje na Mazury do słynnych Krzyży i Pup. W Krzyżach poznałam Igora Neverlego – ojca Jarka. Gdy z kolei zaczęłam pracować jako lekarka w Baniach Mazurskich, wszyscy przyjechali do mnie na Sylwestra. Po studiach trafiłam jako lekarka na prowin-
cję, panował bowiem wtedy nakaz „odrobienia pańszczyzny” na wsiach lub w małych miasteczkach tuż po ukończeniu studiów. Mnie przydzielili do dwóch ośrodków koło Przasnysza – Czernic Borowych i Dzierzgowa. Praca była trudna, gdyż trzeba było znać się niemalże na wszystkim. W państwowym ośrodku zdrowia pracowałam osiem godzin, a potem prowadziłam prywatną praktykę. Kochałam swój zawód, więc nie narzekałam na całe dnie spędzone z pacjentami. Finansowo powodziło mi się bardzo dobrze, stać mnie było na samochód, futra, wycieczki zagraniczne. Wieczorami wiejska inteligencja – ksiądz, farmaceuta, dentysta i ja, lekarz – grała w brydża. W 1964 r. postanowiłam spędzić swój urlop w Paryżu i tam poznałam ludzi z grona „Kultury Paryskiej”. Zaprzyjaźniłam się bardzo z Zosią Herz. Jej mąż, Zygmunt Hertz, roztaczał opiekę nad młodymi Polakami i cała paczka wraz z Romkiem Polańskim i Basią Kwiatkowską trafiła pod jego skrzydła. Poznałam też oczywiście księcia Giedroycia i jego brata Henryka (Dudusia), państwa Czapskich oraz Witolda Gombrowicza, który później był moim pacjentem. Moja osoba została nawet opisana przez Zygmunta Hertza na łamach „Zeszytów Historycznych” i „Kultury”. Dzięki „Kulturze” spotkałam z kolei pisarza Jerzego Andrzejewskiego, gdyż poproszono mnie o przekazanie dla niego książki, oczywiście zakazanej przez cenzurę PRL-u. Prosto z Paryża pojechałam do Londynu, do mojego wuja. Miałam ze sobą małą paczkę, którą wręczył mi ksiądz, znajomy z pracy na prowincji, ten sam od gry w brydża, prosząc mnie
- 29 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
o przekazanie jej Wiktorowi Wiśniewskiemu. Nie wiedziałam, że ten pan mieszka poza Londynem, daleko na północy Anglii. Gdy dotarłam do Londynu, zadzwoniłam do niego i powiadomiłam go o paczce. Okazało się, że jest lekarzem i zna dobrze mojego wuja. Pojechałam na północ i na stacji kolejowej poznałam moich przyszłych… teściów. Przyjęli mnie bardzo serdecznie i od razu urządzili duże przyjęcie, zapraszając na nie polskich lekarzy, którzy – tak jak mój gospodarz – walczyli w Bitwie o Anglię. Polubili mnie tak bardzo, że dosłownie nie chcieli wypuścić, a żona pana Wiktora powiedziała któregoś dnia: „Tak bym chciała, abyś była moją synową”. Ja zaś na to żartobliwie zapytałam, gdzie w takim razie jest ten jej syn, chociaż absolutnie nie byłam zainteresowana żadnym młodym człowiekiem, gdyż w tym czasie byłam już zaręczona z Eugeniuszem Wyznerem, polskim dyplomatą, późniejszym wiceprzewodniczącym Komisji Międzynarodowej Służby Cywilnej
ONZ. Na dzień przed moim wyjazdem pojawił się Piotr, piękny chłopak, a do tego podobnie jak ja, lekarz. Była to zdecydowanie miłość od pierwszego wejrzenia. Piotr odwiedził mnie później w Londynie, a gdy poleciałam z powrotem do Paryża, podążył tam za mną, na Boże Narodzenie przyjechał do Polski. Pojechaliśmy do Zakopanego i tam w pięknej, śnieżnej scenerii, Piotr mi się oświadczył. Muszę tu dodać, że zanim mnie poznał, był już zaręczony, zatem oboje musieliśmy zerwać z naszymi narzeczonymi. Zanim Piotr wrócił do Anglii, 16 stycznia 1965 r. wzięliśmy szybki ślub cywilny w Leoncinie pod Warszawą. Po ceremonii Piotr wrócił do Londynu. Przyjechał ponownie do Polski w czerwcu, wtedy też wzięliśmy ślub kościelny w mojej rodzinnej miejscowości. Przyjęcie ślubne odbywało się w pokoju, w którym się urodziłam. Wujek z Londynu prowadził mnie do ołtarza, ciocia kupiła mi suknię ślubną wykonaną z hiszpań-
- 30 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
skich koronek, a Andrzej Miłosz, brat poety, był naszym fotografem. W lipcu pojechałam z mężem do Anglii, już w ciąży, w którą zaszłam w dzień nocy poślubnej. Moje pierwsze dziecko było więc „made in Szelków”. W Londynie mąż dostał pracę w prywatnej klinice, a ja walczyłam z nudnościami i wszystkimi dolegliwościami wczesnych miesięcy ciąży. Schudłam kilkanaście kilo i czułam się po prostu fatalnie. Teść, aby złagodzić moje cierpienia, sugerował nawet jakieś środki, ale ja się bałam, że mogę tym zaszkodzić dziecku. W tej trudnej sytuacji zrodził się pomysł wyjazdu z Anglii, chociaż teściowie chcieli nam zostawić przepiękny, dwupiętrowy dom otoczony ogrodem z otwartą prywatną praktyką, którą mogliśmy przejąć. Rozważaliśmy dwa kraje – Kanadę i Zambię. Bardziej ciągnęło nas do Afryki, gdyż była to zdecydowanie większa atrakcja, coś kompletnie odmiennego od dotychczasowych warunków. Spakowaliśmy nasze rzeczy i wyruszyliśmy w egzotyczny kraj, który miał być tylko naszą przygodą, a w którym zostaliśmy na zawsze. Osiedliliśmy się w Lusace, stolicy Zambii, gdzie Piotr dostał posadę lekarza, a ja, oprócz „bycia w ciąży”, nie miałam nic do roboty. Wprawdzie otaczał mnie luksus, mieliśmy służących, mieszkaliśmy w pięknym domu z basenem, ale ileż można moczyć się w wodzie? Pamiętam, że całymi dniami słuchałam radia, w którym programy patriotyczne – niedawno Zambia odzyskała niepodległość – były gęsto przeplatane natarczywymi reklamami, w tym głównie coca-coli. Bardzo też tęskniłam za Polską, gdzie miałam kolorowe życie, bywałam niemalże codziennie w teatrze, na imprezach i byłam stale zajęta. Po dwóch tygodniach nie wytrzymałam
tej bezczynności i podjęłam pewną decyzję. „Mam dość!” – zaanonsowałam mężowi. – „Są tylko dwa rozwiązania: pierwsze – wracam do Polski, a drugie – pójdę do pracy”. Piotr, widząc, że jestem w desperacji, zaczął mnie zaklinać, że absolutnie nie pozwoli mi na wyjazd, bo bardzo mnie kocha i chce być ze mną, więc zdecydowanie drugie rozwiązanie jest najlepsze. Obawiałam się tylko, czy zdam egzaminy, gdyż wtedy nie znałam dobrze angielskiego, ale mąż pocieszał mnie, że moja znajomość tego języka jest wystarczająca i że rdzenni mieszkańcy znają go mniej. I tak 8 września przyjechaliśmy do Zambii, a już 20 zostałam zarejestrowana jako lekarz. Rzuciłam się od razu w wir pracy, zapominając o moim błogosławionym stanie. W Polsce byłam nauczona, że zawód lekarza to przede wszystkim powołanie i służba ludziom. Tak też podeszłam do pracy w Afryce, chociaż moi koledzy po fachu nie zawsze podzielali moje zapatrywania. Jeden z nich nie chciał wziąć dodatkowych dyżurów, gdyż nie dostawał za nie wynagrodzenia i wtedy ja uniosłam się i wzięłam je za niego. Moja ciężka praca i doświadczenie wyniesione z Polski szybko zaczęły przynosić owoce, gdyż niemalże natychmiast awansowałam. Pierwszego marca 1966 r. wróciłam z pracy do domu bardzo zmęczona, usiadłam przy basenie, spojrzałam na wodę i… wody płodowe mi odeszły. Piotr zawiózł mnie do szpitala, a tam pielęgniarka zapytała, czy przyjechałam jako lekarz, czy jako pacjent, bo przecież zaledwie godzinę temu byłam w szpitalu jako doktor. W takich okolicznościach urodził się nasz pierwszy syn Piotr. W Zambii oboje z mężem pracowaliśmy naj-
- 31 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
pierw jako lekarze linii lotniczych British Caledonian, następnie UTA, Avita, Airlingus, Zambia Airways, a w 1982 r. zrobiliśmy specjalizację w medycynie lotniczej w ośrodku wojskowym w Farnborough w Londynie. Jako lekarze linii lotniczych mieliśmy darmowe bilety i dzięki temu bardzo dużo podróżowaliśmy, i to przeważnie pierwszą klasą. W styczniu 1968 r., kiedy urodziłam drugie dziecko, syna Ryszarda, otworzyłam prywatną praktykę. Zatrudniłam w niej mojego męża, który był jednocześnie partnerem innej medycznej praktyki. Ponieważ jednak relacje partnerskie dalekie były od ideału, mąż przeszedł do mojej kliniki i odtąd pracowaliśmy razem. Oprócz pracy zawodowej udzielałam się również w różnych akcjach charytatywnych i społecznych. Włączyłam się czynnie w organizację
wizyty Jana Pawła II w Zambii. I właśnie z tą wizytą związany jest mój pierwszy sukces biznesowy. Wiedziałam, że papieża będą witać tłumy pielgrzymów, którzy w nocy muszą się czymś przykryć, a w Zambii nie było wtedy na rynku tanich i dostępnych koców. Porozumiałam się z firmą w Łodzi i kupiłam od niej kilka tysięcy nakryć po 6 dolarów za sztukę. Jako że byłam lekarzem Zambijskich Linii Lotniczych, zorganizowałam 10 Boeingów do transportu zamówionego towaru. Bank of Zambia dał mi oficjalne zezwolenie i dodatkowo zostałam zwolniona z cła, gdyż w tym czasie byłam przewodniczącą komitetu organizującego przyjazd papieża. Ze sprzedaży koców zarobiliśmy tyle pieniędzy, że byliśmy jedynym krajem w Afryce, który pokrył wszystkie wydatki związane z wizytą Ojca Świętego. Zostało nam jeszcze 100 tysięcy dolarów,
- 32 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
które przeznaczyliśmy na budowę katedry. Za to osiągnięcie dostałam dwa medale: jeden złoty od Jana Pawła II, a drugi od Benedykta XVI za budowę katedry, która mieściła 3 tysiące osób. Do tej pory udzielam się również w Fundacji im. Kardynała Adama Kozłowieckiego. Gdy przyjechałam do Zambii, jedną z pierwszych osób, które poznałam, był arcybiskup Lusaki, ksiądz kardynał Adam Kozłowiecki. To niezwykły człowiek, z niesamowitym poczuciem humoru. Nawet o swoich przeżyciach wojennych – a był więźniem Auschwitz i Dachau – potrafił opowiadać z humorem. Wpadał do nas często na obiad, czasami przyprowadzając ze sobą młodzież. Prosił wówczas, abym „dolała wody do zupy”. Zarówno on, jak i inni polscy księża misjonarze bardzo nas lubili, między innymi dlatego, że leczyliśmy ich za darmo. Z księdzem Adamem byliśmy bardzo zaprzyjaźnieni i do końca jego dni często się widywaliśmy. Ksiądz kardynał otrzymał w naszym domu od prezydenta RP Złoty Krzyż Zasługi, który bardzo mu się należał, gdyż niezwykle pomagał Polakom i Zambijczykom, a Afryka była jego wielką miłością. W 1989 r., po upadku komuny, zaczęto tworzyć konsulaty honorowe. Ksiądz Kazimierz Cichecki, salezjanin, który był misjonarzem w Zambii i z którym bardzo się przyjaźniliśmy, pewnego dnia tak do mnie powiedział: „Państwo tyle robią dla Polski i Polaków, a nam jest potrzebny honorowy konsulat. Jest tu tak dużo misjonarzy i kontakt z Ojczyzną byłby bardzo pomocny. Czy my, misjonarze, możemy wystąpić z propozycją utworzenia konsulatu, w którym panią mianowano by honorowym konsulem?”. W tym samym czasie zambijski Minister Finansów, mój pacjent, zaproponował mi to samo. Nie wiem czy działali wspólnie, ale rzeczywiście otrzymałam nominację
– najpierw na konsula honorowego w 1989 r., a 15 lat temu na generalnego. Wtedy w gronie konsulów honorowych byłam jedyną kobietą. W trakcie działalności konsularnej udało mi się pomóc Polakom w różnych sytuacjach, niekiedy skrajnych. Jedną z nich był przypadek młodych chłopców, którzy pod wpływem alkoholu urządzili libację w samolocie, w związku z czym nastąpiły problemy z lądowaniem. Skazano ich na bardzo wysokie grzywny, wywalczyłam jednak, żeby im je cofnięto. W pracy pomagała mi zawsze moja pozycja lekarza. Wiele wpływowych osób było moimi pacjentami, znano mnie również dobrze z mojej działalności charytatywnej, także mnóstwo spraw, czasami trudnych, udawało mi się załatwić. W Południowej Afryce lokalni ludzie są początkowo nieufni, do czego przyczyniły się długie lata apartheidu. Jednak gdy Afrykańczycy już kogoś polubią, potrafią obdarzyć tę osobę zaufaniem i przyjaźnią. Tak było ze mną. Pewnego razu zostałam zaproszona do Londynu na konferencję poświęconą kopalniom, zorganizowaną przez Ministerstwo Górnictwa Zambii. Gdy przyszłam na zebranie, Minister Górnictwa przywitał mnie bardzo wylewnie i serdecznie podziękował mi za całą dotychczasową działalność. Praca zawodowa i społeczna pasjonowała również mojego męża. Był człowiekiem wyjątkowym i przeżyliśmy ze sobą długie szczęśliwe lata, których owocem jest trójka wspaniałych dzieci i szóstka wnuków. Jedynie, co mi czasami zarzucał, to prowadzenie otwartego domu. Rzeczywiście ciągle byli u nas goście, często przyjeżdżali na dłużej i wtedy narzekał, że dom zamienia się w hotel. Mimo to stale mi pomagał w zajmowaniu się przyjezdnymi. Mąż nie dość, że był świetnym partnerem, to jeszcze bardzo lubił mnie rozpieszczać jako kobietę. Uwielbiał
- 33 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
kupować mi drogie prezenty, tak że nieraz musiałam używać wybiegów, gdyż nie zawsze uważałam, że są mi one potrzebne. Pamiętam, gdy na moje urodziny chciał mi kupić piękną suknię balową za 4,5 tysiąca funtów. Nie mogłam odmówić, żeby go nie urazić, ale musiałam znaleźć jakąś wymówkę, bo przecież nie mogłam pozwolić, żeby wydał tyle pieniędzy na jedną suknię, którą może założę dwa razy w życiu. Piotr wziął mnie na Bond Street w Londynie i tam pokazał suknię. Rzeczywiście była przepiękna, o cudnych pastelowych odcieniach, zaprojektowana przez designera Leonarda. Przymierzyłam ją, a mój mąż wpatrywał się we mnie z zachwytem mówiąc, że wyglądam genialnie. „Jest trochę za długa” – próbowałam znaleźć jakąś wadę. „To załóż wysokie obcasy” – nie dawał za wygraną. Sprzedawczynie w sklepie od razu zaoferowały się, że skrócą sukienkę za jedyne 150 funtów. Ja zaś oburzyłam się wtedy, że co jak co, ale w takim sklepie sukienki nie kupię, gdyż przy takiej cenie skrócenie powinno być za darmo. Na próżno sprzedawcy zrezygnowali z opłaty za usługę i dodatkowo obniżyli cenę sukienki o 10%. Wyszłam ze sklepu z udanym oburzeniem, ale dopięłam swego. Tylko Piotr był przez długi czas na mnie obrażony. Jednakże zawsze byliśmy świetnymi partnerami i w 1989 r. postanowiliśmy otworzyć biznes zajmujący się marmurami i granitami. Kapitał pochodził z naszych oszczędności, które odłożyliśmy dzięki 24-letniej pracy lekarskiej w Afryce. Jak wpadliśmy na taki pomysł? Na uniwersytecie w Zambii było kilku Polaków. Dyrektorem Geologicznego Departamentu był profesor Andrzej Śliwa, a szefem Survey Department Andrzej Kownacki i to oni doradzili nam ten biznes. Zaprosiliśmy specjalistów z Krakowa,
którzy obejrzeli zambijskie marmury i wydali bardzo pochlebną opinię, co zachęciło nas do stworzenia przedsiębiorstwa Marble Arch Limited. Z Włoch sprowadziliśmy specjalistów, zarejestrowaliśmy nasz biznes uzyskując Mining Licence i tak zaczęliśmy działalność. W jej ramach zakupiliśmy kopalnię, w której wydobywano czarny marmur. Na Wydziale Inżynierii Cywilnej wykładała profesor Aleksandra Bujakiewicz. Jej mąż, Jan Bujakiewicz, był bardzo utalentowanym inżynierem. Został dyrektorem naszej fabryki przetwórstwa marmurów. Biznes szedł bardzo dobrze i w 1994 r., drogą prywatyzacji, wygraliśmy przetarg i kupiliśmy od rządu następną firmę, Prime Marble Products Limited. Tę drugą musieliśmy zacząć budować od podstaw. Oba przedsiębiorstwa zostały połączone i zaczęły działać pod nazwą Prime Marble Products Limited. W 2001 r. kupiliśmy trzecią, o nazwie Zarnus i w ten sposób mieliśmy niemalże monopol na wszystkie rodzaje marmurów: czarny, biały i różowo-żółty. Nazwaliśmy nasze marmury Ambasador. W ofercie znajdują się: Ambasador Black, Ambasador White i Ambasador Multicolor. Gdy sprzedaż marmurów do Polski wzrastała, mąż zasugerował, żeby tam otworzyć filię. Akurat w Warszawie jedna firma z marmurami i granitami zbankrutowała, więc zdecydowaliśmy się ją kupić. Nazwaliśmy ją od wspomnianych surowców – Margran. W biznesie jednak trzeba być giętkim i mieć nowe pomysły. Obecnie Margran nie działa już tak prężnie, więc za namową córki otworzyłam w Warszawie tani hotel dla pracowników budowlanych. Jest niedrogi i położony w centrum. Był to świetny pomysł, gdyż Warszawa po upadku komunizmu niezwykle dynamicznie się rozwija. Bardzo dużo pracowników przyjeż-
- 34 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
dża spoza stolicy i potrzebuje się gdzieś zatrzymać. Mogą też zjeść w taniej stołówce położonej blisko hotelu. Po marmurze i granicie przyszedł czas na miedź. Mój zięć pochodzi z Australii i dzięki niemu poznałam dyrektora kopalni miedzi, no-
tabene też lekarza. Ponieważ miałam już duże doświadczenie w dziedzinie górniczej, zaproponował mi funkcję dyrektora kopalni, którą australijska firma otworzyła w Zambii. Atutem był mój status w Zambii, znajomość przepisów i lokalnych zwyczajów. Specy-
- 35 -
fika funkcjonowania przedsiębiorstw w Afryce jest inna od krajów wysokorozwiniętych. Gdy otwiera się nowy biznes, szczególnie tak duży jak kopalnia miedzi, bardzo istotne jest zbudowanie infrastruktury, która w krajach zachodnich już istnieje. Tymczasem w Afryce trzeba od podstaw wybudować drogi, szkołę dla dzieci pracowników, ośrodek zdrowia. Obca firma musi nie tylko uzyskać pozwolenie rządowe, ale również porozumieć się z lokalnymi władzami. Często warunkiem uzyskania ich zgody jest zrobienie czegoś dla ludzi. W przypadku Australijczyków było to odnowienie szpitalnego oddziału dla dzieci niedożywionych. Firma przeznaczyła na ten cel 150 tysięcy dolarów, dzięki którym powstał przepiękny oddział, a na jego uroczyste otwarcie przybyła żona prezydenta. Niegdyś pracowała w tym szpitalu jako ginekolog. Będąc gościem honorowym miała zadanie rozdawać prezenty matkom z dziećmi. Poprosiła mnie o pomoc w ich wręczaniu i tak obie rozdawałyśmy paczki z mlekiem w proszku, pieluszkami oraz z podstawowymi produktami żywnościowymi. Kopalnia miedzi Sedgwick do-
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
tąd istnieje, a ja nadal pełnię tam funkcję dyrektora wykonawczego. Jest takie powiedzenie: „Za każdą kobietą sukcesu stoi mężczyzna sukcesu”. Idealnie sprawdziło się ono w moim przypadku. Mój mąż był wspaniałym człowiekiem, wszechstronnie wykształconym, świetnym lekarzem, ale nie przepadał za biznesem. Gdyby mógł, to pomocy lekarskiej udzielałby za darmo, a wolny czas poświęciłby malowaniu i grze w golfa. Był bardzo uzdolniony artystycznie i malował piękne obrazy. Uwielbiał też muzykę poważną. Jednak najważniejszą rzeczą w jego życiu była rodzina. Świetnie zajmował się dziećmi, był domatorem i nie przepadał za życiem towarzyskim. Nie potrafił też zająć się finansami w biznesie – nie raz żartowałam, że nie wie, ile kosztuje ampułka z penicyliną i ile w naszej firmie medycznej zarabia lekarz. Piotr uwielbiał za to urządzenia techniczne i pasjonowały go maszyny. Lubił naprawiać samochody i pewnego razu z dwóch starych skonstruował nowy. W firmie był więc ekspertem od całej aparatury technicznej. W innych dziedzinach polegał na mnie, chwaląc cały czas, że świetnie się w nich spisuję. Wprawdzie podejmowaliśmy decyzje wspólnie, ale on bardziej przychylał się do mojej opinii. W tym naszym tandemie bardzo ważne było, że Piotr potrafił zaakceptować moje talenty biznesowe i je docenić. Możliwe, że miałam je w genach, gdyż wszystkie kobiety w mojej rodzinie były silne i niezależne. Często w związkach, gdy kobieta coś osiąga, mąż jest zazdrosny. W moim przypadku Piotr był ze mnie dumny i bardzo często to podkreślał. Ja natomiast potrafiłam doceniać wszystkie jego zalety i zawsze traktowałam go jak głowę rodziny. Uważam, że na tym polega kobieca mądrość. Piotr świetnie się też sprawdził, gdy zostałam polskim honorowym konsulem. Wśród dyplomatów był jedynym małżonkiem płci męskiej.
To bardzo mu się podobało. Gdy czasami spotykaliśmy się w kółku dyplomatycznym na roboczym zebraniu, mój mąż zostawał z żonami dyplomatów. „Dziewczyny, wykorzystajmy ten czas” – rzucał hasło i otoczony paniami wdawał się z nimi w rozmowę. Kobiety go za to uwielbiały. Wszyscy doceniali też jego duże poczucie humoru, zdecydowanie brytyjskie, gdyż Piotr był bardziej Anglikiem niż Polakiem. Gdy go poznałam, nie mówił prawie w ogóle po polsku. Tak jak wspomniałam, nie znosił przyjęć, ale gdy już na nich był, to tryskał humorem i był duszą towarzystwa. Wracając jednak do biznesu. Co jest w nim tak naprawdę najważniejsze i gdzie leży klucz do sukcesu? Przede wszystkim zaplecze finansowe. Ludzie, szczególni młodzi, często zbyt szybko decydują się na biznes. Warto trochę poczekać, odłożyć pieniądze, nabrać doświadczenia i mając kapitał, dopiero zacząć. Trzeba też kochać to, co się robi, dzięki czemu można w pełni zaangażować się w pracę. W biznesie należy dbać o uczciwość, inaczej klienci szybko stracą do nas zaufanie. Warto być bardzo elastycznym – jeśli coś nie działa, należy to zweryfikować i zmienić. Liczą się oczywiście dobre pomysły. W biznesie, tak jak w życiu, zdarzają się błędy. Nie trzeba z tego robić tragedii. Optymizm, otwartość i umiejętność stawiania czoła porażkom to bardzo ważne cechy, które nie tylko przydają się w życiu, ale również w prowadzeniu przedsiębiorstwa. Pomagają w nawiązywaniu kontaktów, które są wręcz nieodzowne w zdobywaniu klientów. W kontaktach biznesowych stosuję tę samą zasadę, jak wobec przyjaciół – nie zazdroszczę nikomu, a wręcz cieszę się, że innym dobrze się powodzi. Radosny, pozytywny człowiek jest jak magnes, przyciąga ludzi. Myślę, że lekarze są dlatego dobrymi ludźmi biznesu, gdyż na ogół są dobrymi psychologami, wrażliwymi na potrzeby innych. Nie są egoista-
- 36 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
mi. Wbrew pozorom chamskie przepychanie się łokciami nie działa na dłuższą metę ani w życiu, ani w pracy zawodowej. A jakie jest moje najważniejsze motto? Pozytywne myślenie. W życiu, mocno wypełnionym pracą zawodową i społeczną, na pierwszym miejscu, podobnie jak moja mama, zawsze stawiałam rodzinę. Gdy dzieci mnie potrzebowały, rzucałam wszystko i biegłam im z pomocą. Tak samo czynił mój mąż. Bardzo pilnowaliśmy wychowania i edukacji naszej trójki. Nigdy nie opuszczałam wywiadówek i nawet raz w Aiglon College zostałam wybrana Matką Roku. Nasze dzieci poszły do szkoły bardzo wcześnie, w wieku czterech i pół lat, i mogę z dumą powiedzieć, że wszystkie są świetnie wykształcone. Synowie mieszkają w USA i są lekarzami – Piotr ma specjalizację w medycynie lotniczej i sportowej, a Ryszard pracuje jako profesor na Uniwersytecie w Pensylwanii oraz jako psychiatra w prywatnej praktyce. Natomiast córka Wiktoria często żartuje,
że jest „przeedukowana”, gdyż oprócz ukończenia socjologii i historii sztuki na Uniwersytecie McGill w Montrealu, zrobiła dyplom MBA International w Perth, następnie ukończyła prawo na Uniwersytecie Queen Mary w Londynie, obecnie zaś kończy specjalizację. Jest również moją partnerką w biznesie w Polsce. Najważniejsze jednak, że wszyscy stale mamy ze sobą kontakt. Mam też szóstkę wspaniałych wnuków. Z dwoma najstarszymi wnukami i córką kilka razy wyjechałam do różnych pięknych miejsc, w tym do Barcelony. Tańczyliśmy razem, śmialiśmy się, wygłupialiśmy. To są moje najpiękniejsze, najważniejsze chwile w życiu. Dzięki nim czuję się cały czas młoda. W gorsze dni mam sześćdziesiąt lat, a w lepsze trzydzieści. A ile tak naprawdę? Zapomniałam. Przecież nigdy nie zamierzam być emerytką. I gdybym miała życie przeżyć jeszcze raz, nie chciałabym niczego zmienić.
- 37 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
„Beatus qui prodest quibus potest” — „Szczęśliwy jest ten, kto pomaga komu może” – oto moje przewodnie motto. Nie na darmo w jego łacińskiej wersji wplecione jest moje imię. Beata Drzazga
BEATA DRZAZGA POLSKA - USA (NEVADA) BETAMED S.A. www.betamed.pl
- 38 -
- 39 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
- 40 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
Beata Drzazga
Najważniejsi są ludzie Polska - USA (Nevada) Już jako mała dziewczynka byłam bardzo wrażliwa na cierpienia ludzi. Wydaje mi się, że tak szczególna umiejętność współczucia jest przez nas dziedziczona. Moja mama jest bardzo czułą i wrażliwą osobą, podobnie jak jej siostra, która była pielęgniarką. Ciocia często zabierała mnie ze sobą do szpitala i tam mogłam ją obserwować podczas pracy. Nawet gdy chorowałam i musiałam być w szpitalu, interesowałam się bardzo pracą pielęgniarek. W wieku czterech lat postanowiłam pójść w ślady cioci i odtąd na moich dziecięcych rysunkach zawsze pojawiała się postać w białym fartuszku i czepku pielęgniarskim. Byłam nią oczywiście ja. Z kolei w szkole podstawowej pisałam o moim wymarzonym zawodzie niemal w każdym wypracowaniu. Miałam też przy okazji inne marzenie. Chciałam zostać malarką i w Kamiennej Górze, moim małym rodzinnym mieście, szukałam kogoś, kto by nauczył mnie rysunku czy malarstwa. Niestety w tamtych czasach nie udało mi się nikogo takiego znaleźć. Może nadejdzie moment w moim życiu, kiedy i te marzenia się spełnią. Wybór Liceum Medycznego był moją w pełni świadomą decyzją, a lata nauki w nim, a potem praktyki w szpitalu utwierdzały mnie tylko w tym postanowieniu. Możliwość pomocy ludziom cierpiącym, szansa okazania im współczucia, obserwowanie, jak na moich oczach
ich stan zdrowia się poprawia, dosłownie mnie uskrzydlały. Czułam się na swoim miejscu i za żadne skarby nie chciałam go zmienić. To było moje powołanie. W pracy pielęgniarki zawsze najważniejszy był dla mnie człowiek: jego potrzeby, ukojenie w cierpieniu, radość z wyzdrowienia lub smutek z powodu postępującej choroby. Cały personel medyczny oddziału, na którym pracowałam, miał takie samo podejście i wprawdzie nie byliśmy w stanie zmienić systemu zarządzania szpitalem, ale robiliśmy co w naszej mocy. Efektem była miła atmosfera pracy; lekarze i pielęgniarki starali się uśmiechać do pacjentów i okazywać im więcej empatii. Był to dla mnie namacalny przykład, ile czasami zależy od postępowania i dobrej woli personelu. Gdy zaczęłam pracę w szpitalu, pensja pielęgniarki była bardzo niska. Zresztą do dzisiaj niewiele się w tej kwestii zmieniło. Wyszłam za mąż, urodziłam dwójkę dzieci, a kiedy jechałam z nimi na wakacje (wyłącznie pod namiot, gdyż tylko na takie mnie było stać), zastanawiałam się, czy za pięć złotych kupić im obiad czy lody. W szkole miałam same piątki i wydawało mi się, że moje wykształcenie, a potem ciężka praca będą odpowiednio docenione. Tak się jednak nie stało i w 2001 roku zbuntowałam się. Postanowiłam założyć własną działalność pod nazwą Centrum Medyczne BetaMed i na począ-
- 41 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
tek miałam do dyspozycji jeden pokoik i siebie we własnej osobie. Chociaż byłam pewna swojej decyzji, bałam się jednak, że może mi się nie powieść. Znajomi i przyjaciele straszyli mnie, że własna firma oznacza nieustanne kontrole urzędu skarbowego i że wkrótce z płaczem wrócę do państwowej pracy. „Przecież jak będę płaciła podatki, to niech sobie przychodzą i sprawdzają” – pomyślałam. I tak robię do dziś. Pokoik z jedną osobą dosyć szybko zaczął przekształcać się w firmę dwu- i trzyosobową, a potem w dwudziestoosobową. Moja początkowa działalność polegała głównie na usługach w zakresie ozonoterapii, czyli zabiegach wykonywanych u osób, które mają problem ze wzrokiem (po zabiegu widzieli jaśniej i wyraźniej). Było na to bardzo duże zapotrzebowanie, na przykład przed Kliniką Okulistyczną w Katowicach ludzie ustawiali się w długich kolejkach, więc postanowiłam, że trochę tę klinikę odciążę. Jeśli pacjenci przyjeżdżali z daleka, zapewniałam im hotel, a w samym Centrum Medycznym BetaMed, w przerwach pomiędzy kroplówkami, mogli wypić herbatę lub kawę. Pacjenci byli zachwyceni taką obsługą. Oprócz ozonoterapii oferowałam również długoterminową opiekę pielęgniarską w domu pacjenta. Zauważyłam, że świadczenie takich usług przebiega w o wiele bardziej przyjaznej atmosferze, a ponadto dla NSZ są one tańsze niż hospitalizacja. Szczególnie jest to dogodne dla osób starszych, które w domu czują się najlepiej. Ozonoterapia nie była jednak fundowana przez NSZ, a ja chciałam pomagać też ludziom, których na to nie stać. Po pół roku istnienia mojego Centrum Medyczne-
go stanęłam do konkursu na świadczenie usług w zakresie długoterminowej opieki w domach pacjentów i w 2002 roku podpisałam kontrakt z ówczesną Kasą Chorych. Wkrótce okazało się, że dotknęłam ważnego tematu, gdyż na rynku tego typu usług nie było dużo, a popyt na nie był ogromny. Do tej pory 80% usług BetaMed S.A. polega na długoterminowej opiece w domach pacjentów. Jeśli chodzi o opiekę domową, to następną usługą, jaką świadczymy, jest domowa usługa wentylacji mechanicznej, polegająca na opiece nad chorym, który nie może samodzielnie oddychać i potrzebuje takiego sprzętu medycznego, jak: respirator, koncentrator tlenu, pulsoksymetr czy ssak. W takich wypadkach umiejętność odpowiedniego prowadzenia wentylacji mechanicznej przez lekarza i zespół medyczny ma wielkie znaczenie, ponieważ daje bezpieczeństwo, poczucie komfortu psychicznego i fizycznego. Chorzy mają pewność, że są w rękach fachowców, a my jesteśmy do dyspozycji 24 godziny na dobę. I chodzi tu nie tylko o osoby starsze – pacjentami BetaMed S.A. są również niemowlęta, starsze dzieci, młodzież i dorośli w różnym wieku. Ci ludzie nie muszą zabierać miejsca na OIOM-ach (Oddziałach Intensywnej Opieki Medycznej) i dzięki naszym usługom zwalniają je dla cięższych przypadków. Są też osoby, które nie muszą być w szpitalach, ale nie można się nimi opiekować w domu, gdyż ich stan jest zbyt ciężki. W związku z tym przyszedł mi do głowy pomysł, żeby zbudować klinikę Medical Active Care, która będzie oferowała pośrednie usługi. Takiej instytucji w Polsce wtedy nie było i na-
- 42 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
dal jest ich niewiele. Nie interesowało mnie, że NFZ mało płaci za tego typu usługi – najważniejsze było dla mnie, że jest takie zapotrzebowanie. Gdziekolwiek się z tym ogłaszamy, od razu pojawia się długa kolejka chętnych. Klinika zaczęła się rozwijać, a ja sukcesywnie zatrudniałam kolejnych doświadczonych, kompetentnych fachowców, z pasją i chęcią poszerzania wiedzy. Z czasem zaczęli się do mnie zgłaszać pacjenci oraz personel z różnych województw. Moja działalność nabrała tempa. Zauważyłam, że wzrastają inne potrzeby pacjentów i że oprócz domowych usług potrzebna jest klinika, w której mogłabym pomagać osobom nienadającym się do leczenia w domowych warunkach. Dodatkowo spostrzegłam, że gdy firma rozrosła się do tego stopnia, że zajęłam się wyłącznie jej zarządzaniem, zabrakło mi bezpośredniego kontaktu z pacjentem. Wtedy zrodził się w mojej głowie pomysł dużego budynku, głównej siedziby BetaMed S.A. Medical Active Care, który spełniałby te funkcje. Wzięłam kredyt w wysokości 60 milionów złotych i w 2014 r.
zbudowałam w Chorzowie piękną klinikę, która jest zwieńczeniem wszystkich moich marzeń, związanych głównie z traktowaniem pacjenta. Duża (8000 m²), nowoczesna klinika wyposażona jest w sprzęt najnowszej generacji. Działa ona na zasadach miłości i empatii, oferując pomoc osobom w każdym wieku, wymagającym stacjonarnej, intensywnej opieki medycznej oraz kompleksowej rehabilitacji. Posiada sektor prywatny i państwowy, ale wszyscy moi pacjenci są traktowani tak samo. W pokojach znajdują się łóżka z piękną, kolorową pościelą, szafki, telewizory, a ściany są ozdobione obrazami i roślinami. Oferujemy pacjentom aktywne zajęcia medyczne, rehabilitację i gimnastykę. Dbamy, żeby pacjenci jak najwięcej się ruszali, gdyż w każdym wieku, a szczególnie starszym, ruch zapobiega wielu schorzeniom. Bardzo ważnym elementem przyspieszającym leczenie naszych pacjentów jest też domowa atmosfera placówki. U nas pacjenci chodzą w swoich ubraniach, mogą pójść do klubokawiarni, na dancing, mają różne zajęcia plastyczne. Nawet zbudowałam im
- 43 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
- 44 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
kościół, w którym odprawiana jest msza. Mogą więc ćwiczyć, bawić się, modlić oraz leczyć, gdyż cokolwiek im dolega, to w drugiej części budynku czekają na nich lekarze specjaliści. W klinice jest oddział kardiologii, laryngologii, a niedługo będzie też oddział stomatologii. Rozwijamy również działalność w kierunku rehabilitacji sportowej. Przed intensywnym treningiem czy po nim można u nas przeprowadzić potrzebne badania. W związku z tym, że dorośli rzadko sprawdzają swój stan zdrowia, wykonujemy wszystkie niezbędne badania: USG, rentgen, kolonoskopię czy gastroskopię. Dbamy, aby pacjenci oprócz ruchu mieli dostęp do rozrywek intelektualnych oraz kontaktów z młodszymi ludźmi, dlatego organizujemy wiele atrakcji i łączymy pokolenia. Przyjeżdżają do nas szkoły z występami, organizujemy na miejscu operę, teatr, mamy terapie zajęciowe, tańce i muzykoterapię. Naszych pacjentów, w zależności od potrzeby, przyjmujemy na różnych zasadach: oferujemy im pobyt kilkugodzinny, całodobowy, kilkudniowy oraz stały. Również Polacy mieszkający za granicą mogą wysyłać swoich starszych rodziców pod naszą opiekę. Innym nurtem naszej działalności jest prowadzenie szkoleń, podczas których udzielamy porad rodzinom, w jaki sposób opiekować się starszymi ludźmi z zaawansowanymi schorzeniami typu Alzheimer. Nie poprzestajemy tylko na fachowych wskazówkach – podnosimy również na duchu. Często dłuższa, serdeczna rozmowa może zdziałać cuda. W ten sposób rodziny nie czują się osamotnione. Przychodzą do nas i opo-
wiadają o swoim cierpieniu, o tym, jak zajmują się schorowanymi bliskimi, których nie chcą oddawać w obce ręce. Wkrótce w BetaMed S.A. Medical Active Care otwieramy SPA, między innymi dla seniorów. Do SPA na ogół przychodzą ludzie młodzi, a moje będzie dla wszystkich, z tą różnicą, że dla osób starszych wyznaczymy konkretne dni i godziny, kiedy bez skrępowania, za niższą opłatą, będą mogli korzystać z masaży, kąpieli czy usług kosmetycznych. Cieszę się, że nareszcie dzięki klinice w Chorzowie mam kontakt z pacjentami, znam ich po imieniu, przytulam i patrząc im w oczy mówię, jak bardzo ich kocham. Otrzymuję podobne zapewnienia w zamian i jest to najpiękniejsza zapłata za wszystkie moje trudy. Bardzo bym przeżyła, gdyby ktoś z nich umarł, ale na razie bardzo rzadko się to zdarza. W przeciągu 16 lat BetaMed S.A. rozwinął się do tego stopnia, że zatrudnia około 3 tys. osób, w tym lekarzy, pielęgniarki i rehabilitantów, oraz 200 osób koordynujących ich działalność w 90 filiach otwartych w 11 województwach, obsługując około 5 tysięcy pacjentów. Każda z filii jest pięknie urządzona, kolorowa, a na wstępie przyjmuje pacjentów miła, uśmiechnięta osoba koordynująca. Chorzy są traktowani tak, jak być powinni, czyli w przyjaznej atmosferze oraz szybko otrzymują fachową pomoc. Cała grupa pracowników w BetaMed S.A. to odpowiednio wykształceni fachowcy. Są to ponadto ludzie wrażliwi na ludzkie potrzeby, niosący nie tylko opiekę medyczną, ale również wiarę i nadzieję. Personel medyczny o wielkim sercu
- 45 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
– tak mogę określić swoich pracowników. Dodając do serca najnowsze osiągnięcia medycyny i umiejętnie przeprowadzoną, nawet w najtrudniejszych przypadkach, profilaktykę, leczenie i rehabilitację, można dokonać cudów. Taka postawa zmienia mentalność zwłaszcza u ludzi starszych, dla których liczy się każdy szczęśliwie przeżyty dzień. Moi pracownicy potrafią pokazać swoim pacjentom sens życia oraz stworzyć miłą atmosferę. „Moja klinika zatrudni personel odznaczający się przede wszystkim wspaniałym, pełnym oddania podejściem do ludzi” – tak kiedyś marzyłam i to się spełniło. Ostatnio temat starości jest kluczowy, gdyż społeczeństwo zarówno w Polsce, jak i w Europie starzeje się. Z prognoz GUS wynika, że w Polsce do 2030 r. liczba osób powyżej 80. roku życia wzrośnie z niemal 1,5 mln do ok. 2,2 mln osób. Ten problem stawia nas przed nowymi wyzwaniami, z którymi nie tak łatwo sobie poradzić, ale też nie należy ich lekceważyć. Wręcz przeciwnie – politycy powinni uczynić je priorytetem. Tak wiele jest na tym polu do zrobienia! Chociażby z tym, że w Polsce nagminnie odseparowuje się ludzi starszych od reszty społeczeństwa, a taka sytuacja jest nie do zaakceptowania. Starsi ludzie powinni spotykać się w świetlicach czy innych tego typu miejscach. Stworzyłam takie miejsce w ramach mojej kliniki i nazwałam je przedszkolem dla starszych osób. Jeśli umożliwimy starszym osobom wyjście z domu, zmobilizuje ich to do aktywnego życia. To samo dotyczy osób niepełnosprawnych, które, o ile jest to możliwe, nie powinny cały czas leżeć w łóżkach. Trzeba je mobilizo-
wać, próbować znaleźć rozwiązania w zależności od ich stanu fizycznego. Do tego typu działań potrzebni są profesjonalni rehabilitanci i właśnie moja klinika postawiła na aktywność i profilaktykę. Moim zadaniem było przekonanie chorych, że ruch jest najważniejszy w terapii i nie tylko poprawia kondycję całego ciała, lecz również pozytywnie wpływa na umysł i dobre samopoczucie, a co za tym idzie – utrzymuje nas dłużej przy życiu. Ćwiczenia są dobierane indywidualnie i staramy się tak je ułożyć, aby były ciekawe i przypominały bardziej zabawę, a nie nudną rutynę. Główną rozrywką starszych ludzi, którzy nie wychodzą z domów, jest telewizor. Schyłek swojego życia spędzają siedząc na kanapie i oglądając seriale. Nie ma w ich życiu urozmaicenia, a myśli mają zajęte chorobą i zbliżającym się końcem. Czują się nikomu niepotrzebni i wyrzuceni poza nawias społeczeństwa. Dlaczego mamy pozbawiać starsze osoby, nawet przez te ostatnie kilka lat, życia, jakie prowadzą młodzi ludzie? Jeśli młodzi mają dostęp do różnych miejsc aktywności, to dlaczego starsi mają nie mieć tego wszystkiego? Ich wiek nie oznacza, że mają zapomnieć o przyjemnościach. Mogą mieć przyjaciół, być aktywni i czerpać jak najwięcej z tych ostatnich lat. Pragnę zmienić mentalność nie tylko u ludzi starszych, ale również członków ich rodzin oraz opiekunów. W mojej klinice ludzie w podeszłym wieku mają możliwość pójścia do klubokawiarni czy nawet na dancing w Klubie Seniora BetaMed. Stworzyliśmy również centrum odnowy i urody, gdyż wygląd jest ważny w każdym wieku. Zdecydowanie popra-
- 46 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
wia samopoczucie, zwłaszcza u kobiet, które w salonach kosmetycznych czy u fryzjera mogą nawiązać znajomości i przyjaźnie. Często w naszym zabieganym życiu nie mamy czasu na pasje. Dopiero na emeryturze odkrywamy drzemiące w nas talenty i możliwości. Pomyślałam też i o tym, dlatego w nowym budynku przeznaczyłam odpowiednie sale, w których można malować, rzeźbić, majsterkować. Moją klinikę często odwiedzają różni ludzie i zachwycają się naszym podejściem do pacjentów. Przez trzy lata brałam udział w misjach gospodarczych pomiędzy Polską a Nevadą i bardzo często przyjeżdżał wtedy do Polski Kristopher Sanchez, dyrektor Międzynarodowej Izby Handlowej Nevady (Director of International Trade at Nevada Governor’s Office of Economic Development) i jednocześnie prawa ręka gubernatora Nevady Briana Sandovala. Spotykałam się też w Miami z polskim konsulem honorowym Nevady, Johnem Petcusem, który również kilkanaście razy odwiedził Polskę. - 47 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
Zarówno Kristopher Sanchez, jak i John Petcus w czasie swoich polskich wizyt odwiedzali filie mojej kliniki w Katowicach, Lublinie, Warszawie i Gdańsku. Ogromnie im się podobała nasza działalność, a szczególnie pełne miłości podejście do pacjentów. Przedstawiciele rządu Nevady zaproponowali, abym stworzyła podobną placówkę medyczną w Las Vegas, formułując prośbę w bardzo specyficzny sposób: „Prosimy panią o rozdawanie tej miłości w Nevadzie”. Członkowie rządu Nevady, jak również pani burmistrz Las Vegas, Carolyn Goodman, są bardzo pomocni w całej procedurze zakładania kliniki. Jestem pierwszą polską firmą, która w ramach misji gospodarczych nawiązała współpracę z Nevadą i jestem z tego bardzo dumna. W październiku 2017 r. Brian Sandoval wraz z Kristopherem Sanchezem i konsulem honorowym Johnem Petcusem przyjadą do Polski i spotkają się między innymi z panią premier Beatą Szydło i prezydentem Andrzejem Dudą. Gubernator Sandoval po raz pierwszy będzie miał możliwość zapoznania się osobiście z BetaMed S.A. Współpraca z Nevadą to ogromna szansa dla polskich firm, gdyż mogą tam znaleźć rynek zbytu, a polskie start-upy mogłyby znaleźć inwestora. Moje wysiłki na rzecz współpracy Polska-Nevada zostały docenione przez gubernatora tego stanu do tego stopnia, że ustanowił nowy tytuł – Nevada Business Ambasador i jestem pierwszą osobą, której go przyznano. W BetaMed International USA (tak nazywa się moja filia amerykańska) zaczęłam swoją działalność podobnie jak w Polsce – od małego pokoiku, w którym zatrudniam jedną osobę. Wierzę,
że BetaMed International USA rozwinie się w tym samym tempie co w Polsce. Lubię się uczyć i wciąż się dokształcam, dlatego nie poprzestałam na pięcioletnim Liceum Medycznym. Ukończyłam 5-letnie studia magisterskie w Głównej Wyższej Szkole Handlowej w Katowicach na kierunku Zarządzanie i Marketing ze specjalnością zarządzania zasobami ludzkimi. Ponieważ bardzo interesuje mnie wszystko, co związane z seniorami, ukończyłam studia podyplomowe z zakresu zarządzania służbą zdrowia oraz 2-letnią specjalizację w dziedzinie Pielęgniarstwa Geriatrycznego na Akademii Medycznej w Katowicach. Zdecydowałam się również na studiowanie Integracji Europejskiej w Wyższej Szkole Zarządzania i Marketingu w Warszawie. Ukończyłam też studia Executive MBA BCC realizowane przez BCC, Gdańską Fundację Kształcenia Menedżerów, Uniwersytet Gdański i RSM Erasmus University. Z kolei ukończenie trzyletnich ekonomicznych studiów doktoranckich poszerzyło i umocniło moją specjalistyczną wiedzę oraz dało mi mnóstwo satysfakcji. Obecnie kończę pracę doktorską z ekonomii. Będąc tak bardzo zajęta domem, rodziną, prowadzeniem firmy oraz studiowaniem, nigdy nie miałam za dużo czasu na chodzenie po sklepach. Robiłam zazwyczaj zakupy raz na pół roku i wychodziłam ze sklepów z torbą pełną pośpiesznie wybranych sukienek. Pewnego dnia doszłam do wniosku, że dobrze jest mieć jakąś odskocznię od pracy i wtedy wpadłam na pomysł założenia własnego sklepu z odzieżą. Pomysł szybko zrealizowałam w formie ekskluzywnego salonu
- 48 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
oferującego najnowsze kolekcje z Mediolanu, Paryża i Londynu. W pięknym salonie zatrudniam wspaniałe dziewczyny, które potrafią zadbać o klienta. Moja aktywność jako bizneswoman uświadomiła mi, że kobieta, mimo posiadania rodziny i poświęcania dla niej czasu, jest w stanie prowadzić własną działalność, jeśli czuje w sobie pasję. Jest to jednak związane z ogromnym nakładem pracy, która właściwie nigdy się nie kończy. Jeśli panie decydują się na założenie własnego biznesu, nie mogą ciągle sobie wyrzucać, że nie poświęcają się w pełni swoim rodzinom. Muszą pamiętać, że dla dziecka lepsza jest matka, która mniej siedzi w domu, ale jest szczęśliwa, niż taka, która cały czas spędza przed telewizorem i jest sfrustrowana, że nie stać ją na wiele rzeczy. Gdy miałam małe dzieci, nikt mi nie pomagał. Wstawałam o piątej rano, biegiem prowadziłam dzieci do żłobka i przedszkola, potem pędziłam do pracy, a po pracy szłam razem z dziećmi na zakupy, zawoziłam je na kursy języka czy tańca. A do tego studiowałam. W wieku 38 lat, gdy już miałam własną firmę, byłam w ciąży z trzecim dzieckiem. Tuż przed porodem, nawet jak mi odeszły wody, podpisywałam jeszcze czeki do wypłaty. Cztery dni po porodzie wzięłam małego synka pod pachę i poszłam do BetaMedu. Wszystko jest możliwe i można pogodzić pracę zawodową z rolą matki. W prowadzeniu działalności ważna jest umiejętność cieszenia się ze swoich sukcesów, nawet jeśli są bardzo małe. My, Polacy musimy się tego nauczyć. Zauważyłam to bardzo wyraźnie, gdy pojechałam po raz pierwszy do Miami, Las
Vegas czy Chicago. Spotkałam tam tak wielu wspaniałych, pozytywnych ludzi. Do dzisiaj często jeżdżę na Florydę, nie tylko po to, żeby zaczerpnąć słońca czy w sprawach zawodowych – w Miami otworzyłam dwa sklepy elektroniczne BetaNest – ale również, by naładować akumulatory latynoskim i amerykańskim optymizmem. Przypomina mi się zawsze pewien pan z Południowej Ameryki, z którym graliśmy w golfa. Z wielkim uśmiechem zwierzył mi się, że jest bardzo szczęśliwy. „Dlaczego? – zapytałam. „Bo jest dzisiaj taki piękny dzień, jestem zdrowy i gram w golfa ze wspaniałymi ludźmi” – taka była jego odpowiedź. Pomyślałam wtedy, że jest w tym dużo racji. Codziennie powinniśmy się cieszyć rzeczami, które wydają się nam normalne, a tak naprawdę są wspaniałe. Zauważyłam, że w Polsce, gdy kobieta ma małą firmę, często się tym nie cieszy, gdyż porównuje się z większymi biznesami i uważa, że jej osiągnięcia to jeszcze nic wielkiego. W Ameryce, gdy kobiety zarządzają nawet jednoosobową firmę, to się tym szczycą. W Polsce nie nauczyli nas radości z tego, co robimy i doceniania naszych osiągnięć, nawet gdy są małe. Otworzyła mi na to oczy pewna pani profesor, gdy studiowałam Marketing i Zarządzanie w Katowicach. Kiedy weszła pierwszy raz do sali, wszyscy zauważyli, jak fantastycznie była ubrana i już to wzbudziło zawiść. Potem, gdy zaczęła wymieniać swoje osiągnięcia, pomyśleliśmy sobie: „Ale zarozumiała!”. Pani profesor skończyła wyliczać swoje dokonania zdaniem: „Pewnie myślicie, że się chwalę. Wychowano nas w fałszywej skromności, a tymczasem trzeba
- 49 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
- 50 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
opowiadać o tym, co się robi, co jest naszą pasją, czym się cieszymy i co zdobywamy”. Jakże się z nią zgadzam! Trzeba w życiu robić coś pięknego, co zasługuje na podziw innych, co jest przy okazji dobre i komuś się przydaje. Każdy z nas może znaleźć swoje piękne cele i w każdej pracy człowiek może rozwinąć swoją osobowość. I z tego powinniśmy być dumni. Na szczęście w Polsce jest coraz więcej wspaniałych kobiet biznesu, które z sukcesem prowadzą swoje firmy. Oczywiście nie jestem za tym, żeby zadzierać nosa i patrzeć na innych z góry. Sukcesem jest to, że osiągając nawet bardzo dużo, jesteś wciąż sobą i szanujesz drugiego człowieka. À propos słowa „sukces”. Czasem ludzie pytają mnie, co on dla mnie oznacza. Odpowiadam wtedy, że dla mnie sukcesem są dwie rzeczy. Po pierwsze to, że moi pracownicy przychodzą do pracy jak na skrzydłach i lubią swoją szefową. Chociaż jestem stanowcza, jestem też normalnym człowiekiem. Często dostaję od moich pracownic piękne SMS-y, w których piszą, jak bardzo cieszą się, że mogą ze mną pracować. Mój personel pracuje ze mną bardzo długo, niektóre osoby od samego początku istnienia firmy. Staram się im płacić jak najlepiej, chociaż był moment, kiedy Fundusz Zdrowia obniżył nam stawki. Obawiałam się, że niektóre pielęgniarki ode mnie odejdą, a one tylko mnie przytuliły i powiedziały „Pani Beato, my od pani nigdy nie odejdziemy”. Dla mnie to był największy sukces! A po drugie uważam, że obojętnie, czy zrobiło się małą, czy dużą karierę, człowiek musi pozostać sobą. I mnie się to udało. Poza tym dla mnie takim największym oso-
bistym sukcesem są moje dzieci. Patrząc na ich życie cieszę się, że mogą robić to, o czym marzyłam jako dziecko, ale nie mogłam tego zrealizować. Moja córka Dagmara ukończyła Akademię Sztuk Pięknych i wspaniale maluje, kocha muzykę oraz studiuje w szkole aktorskiej w LA. Oprócz malarstwa marzyłam w dzieciństwie o grze na pianinie, ale i to się nie spełniło. Tymczasem mój syn Piotr uczył się i gra na pianinie. Chciał pracować w służbie zdrowia, ale skończył Finanse i Rachunkowość i teraz często jest moim doradcą. Z kolei najmłodszy syn Oskar pasjonuje się samochodami, piłką nożną, gra, śpiewa i maluje, interesuje się też zarządzaniem i aktorstwem. Jakieś 10 lat temu udzielałam wywiadu do jednego z czasopism, którego tematem przewodnim był rozwód. Radziłam kobietom, którym nie powiodło się w związkach, żeby nie robiły z tego tragedii. Ja sama rozwiodłam się dwa razy z własnej woli, a z moimi byłymi mężami jestem w bardzo dobrym kontakcie i dzięki temu nasze dzieci tak bardzo nie odczuły naszych rozstań. Związek jest piękną rzeczą, ale gdy czyni nas nieszczęśliwymi, lepiej rozstać się w przyjaźni niż zostać w nim, nienawidząc się nawzajem. Mieszkam z moją mamą i 12-letnim synkiem, Oskarem. Tyle rzeczy udało mi się w życiu: mam świetną pracę, wspaniałą rodzinę. Najważniejsze jest dla mnie to, że mogę pomóc tylu osobom i dać im przy tym też dużo radości. Jeśli dzięki mnie, tak jak ten pan w Miami na polu golfowym, potrafią powiedzieć, że są szczęśliwi, to jest to dowód na to, że moje życie ma sens i nie zamieniłabym go na żadne inne.
- 51 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
„Nie bój się mieć wielkich marzeń! Nie ograniczaj swojej zdolności precyzowania swoich celów, myśląc, że nie możesz tego dokonać. Jeśli twoje marzenie będzie ogromne, a Ty z jakichś przyczyn dotrzesz tylko do połowy, to i tak będzie to już sukces”. Teresa Garvin
TERESA GARVIN USA (ILLINOIS) CLEAN IMPRESSIONS CORPORATION www.cleanimpressionscorp.com
- 52 -
- 53 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
Teresa Garvin
Sięgnąć do gwiazd USA (Illinois)
Był jesienny wieczór 1979 r., kiedy wysiadłam z samolotu na lotnisku O’Hare International z jedną walizką, zdrową dawką odwagi i marzeniem, które zabierze mnie daleko poza wszystko to, co mogłam sobie wyobrazić. Byłam daleko od mojego rodzinnego domu. Dziś Polska kojarzy się ludziom z pięknym krajem, pełnym uroku, stabilności, wolności, nadziei na lepsze jutro i możliwości rozwoju. Jego historia jest jednak długa i intensywna. Wojny, powstania i komunizm wyrzeźbiły w Polakach charakter i odporność na przeciwieństwa losu. Te cechy nie są mi obce i pozostanę za to na zawsze wdzięczna mojemu krajowi. Dorastałam w małej wsi na przedmieściach Sandomierza. Mój ojciec był alkoholikiem, a matka pracowała na dwa etaty, starając się zapewnić rodzinie finansową stabilizację. Zawsze nieobecna w domu, zarówno psychicznie, jak i fizycznie, powierzyła mi rolę opiekuna mojego młodszego brata, Andrzeja. Będąc w istocie dzieckiem, stałam się jednocześnie „mamą i tatą” − gotując, sprzątając i sprawdzając, czy brat odrobił pracę domową. Moje wspomnienia z dzieciństwa są ciemne, przepełnione świadomością tego, czym jest niestabilność. Towarzyszyły im ciągłe bitwy, podniesione głosy i walki między rodzicami, które
były nie tylko słowne, ale także fizyczne. Kiedy stawałam w obronie mamy, ojciec bił nas obie. Mama najczęściej była smutna, a przynajmniej taką ją pamiętam z dzieciństwa. Podczas każdego Bożego Narodzenia sytuacja się pogarszała. Imieniny mojego ojca, jak na ironię, wypadały w Wigilię. Wracał ze swojego „świętowania” pijany, a to gwarantowało awanturę. Nasz dom nie był szczęśliwym miejscem, ale obiecałam sobie, że przejdę przez to i wytrwam. Najczęściej uciekałam w czytanie książek i wyimaginowany świat marzeń, w którym np. mój mąż będzie mnie kochał tak bardzo, że nigdy mnie nie uderzy. Skończyłam szkołę i poszłam na studia do Rzeszowa, podczas których poznałam mojego przyszłego męża. Wyszłam za mąż w wieku 21 lat. Jedyną rzeczą, jaką mój mąż i ja posiadaliśmy na własność, był Fiat 125p. Proszę pamiętać, że PRL-owska Polska w latach 70. ograniczała ludzi i kontrolowała wszystko. Było niewiele możliwości na rozpoczęcie działalności gospodarczej lub osiągnięcie pożądanego poziomu bezpieczeństwa finansowego. Dzięki naszemu Fiatowi 125p zdecydowaliśmy się jednak założyć firmę taksówkarską. Przyjrzeliśmy się liczbom i postanowiliśmy, że dodatkowy samochód pomógłby nam osią-
- 55 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
gnąć cel szybciej. Najlepszym sposobem na zarobienie pieniędzy było opuszczenie Polski. Z tego powodu mój mąż i ja zdecydowaliśmy, że wyjadę do Stanów Zjednoczonych, popracuję tam przez 2 lata i do końca pobytu nasza „flota” taksówkarska będzie kompletna.
Pierwszym krokiem było zdobycie paszportu i wizy. W tamtych czasach było to jednak prawie niemożliwe. Na szczęście, wspierana kluczowymi kontaktami i odrobiną szczęścia, otrzymałam oba dokumenty. Słyszałam od tych, którzy wrócili z USA, że - 56 -
to naprawdę ziemia obiecana, kraina szans i możliwości. Wiedziałam, że to właściwa decyzja − musiałam tam jechać! I tak znalazłam się na O’Hare International w Chicago, zupełnie sama, ale z wielkim marzeniem. Kilka lat wcześniej w Rzeszowie poznałam kobietę, która zapytała, czy chciałabym pojechać z nią do Chicago. Nie mogłam tego zrobić w tamtym okresie, ale teraz miałam nadzieję, że mnie wesprze, co też zrobiła. Miała na imię Kazia. Pomogła mi znaleźć pracę i mieszkanie. Przyjechałam do Chicago z jedną walizką i równowartością trzytygodniowego przeciętnego wynagrodzenia. Nie potrafiłam nawet mówić po angielsku, ale mój optymizm był wielki, a ja sama byłam gotowa na osiągnięcie mojego celu. Moją pierwszą pracą było sprzątanie domów w ciągu dnia. Pracowaliśmy w 10 osób: zabierano nas około 6.30 rano i zostawiano w domach klientów. Nocami sprzątałam biura. Pamiętam, że raz przestraszyłam się, gdy zauważyłam krew na uchwycie mojego odkurzacza. W bólu i przerażeniu zdałam sobie sprawę, że pochodzi ona z moich pękających odcisków na rękach. Była to niezwykle ciężka praca. Mój dzień kończył się o godzinie 1.00 rano, a zaczynał o 5.30. „Zie-
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
„Wyzwaniem jest to, że większość ludzi chce nowego wyniku, ale nadal działają w ten sam sposób. Musisz zakłócić stary, zdezaktualizowany wzór, który nie daje Ci rezultatów jakich oczekujesz”. - Tony Robbins mia obiecana” wyglądała dość przygnębiająco. Tęskniłam za domem. Mój bilet powrotny leżał na szafce jako przypomnienie, że mogę wrócić w każdej chwili. Byłam jednak pełna odwagi, a moje marzenie było silniejsze niż poranione ręce i zmęczone ciało. W najgorszych chwilach, kiedy miałam wątpliwości, czy poradzę sobie z tak szalonym harmonogramem dnia, stworzyłam dla siebie pewien drobny rytuał sprawiający, że znajdowałam siłę, by wytrwać. Dotykałam wtedy mojej walizki i mówiłam: „Wkrótce wrócimy do domu i wszystko będzie dobrze”. Nowy dzień zawsze przynosił nowe perspektywy, więc zazwyczaj budziłam się z poczuciem, że jestem na dobrej drodze do zebrania pieniędzy potrzebnych na zakup naszego samochodu, i że dwa lata szybko miną. Sprzątanie biur i mieszkań trwało około sześciu miesięcy. Następnie znalazłam pracę jako opiekunka do dzieci, co również trwało około pół roku. Pracowałam i oszczędzałam pieniądze. Cel był w zasięgu wzroku. Jedną z najlepszych rzeczy, które zrobiłam podczas mojego pierwszego roku była nauka angielskiego. Czyniłam to z powagą i intensywnością. Moja metoda nauki nie była ani konwencjonalna, ani typowa, ale zdecydowanie przynosiła rezultaty. Postanowiłam uczyć się poprzez tworzenie historii. Pierwsza z nich dotyczyła mnie samej i była bardzo prosta. Zaczęłam od tego, że mam na imię Teresa. Potem dodałam gdzie i kiedy się urodziłam. Każdego dnia moja opowieść nieco się wydłużała, a gdy potrzebowałam innego słowa, robiłam notatkę w języku polskim, którą po sprawdzeniu i przetłumaczeniu zastępowałam angielskim słowem. Każdego dnia tworzyłam kolejne zdania. Odkryłam, że to najlepszy sposób na naukę języka, ponieważ nie miałam czasu, aby pójść do szkoły. To był dla mnie samotny czas, długie godziny pracy nie sprzyjały przyjaźniom, tak więc dużo czasu spędzałam sama, nawet w weekendy, poznane
słowa mogłam wymawiać głośno i słuchać, jak opowiadam własną historię. Po roku nauczyłam się języka angielskiego wystarczająco dobrze, aby znaleźć pracę w Hotelu Hilton jako recepcjonistka. Życie wyglądało lepiej! Został mi tylko rok, a pieniędzy na samochód przybywało. I wtedy, niczym cios z zaskoczenia, otrzymałam wiadomość w formie pytania: „Dlaczego kupujesz samochód mężczyźnie, który ma dziecko z inną kobietą? Ona mieszka w Twoim domu, nosi Twoje ubrania i sypia z Twoim mężem”. W szoku i niedowierzaniu nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że to może być prawda. Niedawno jeszcze mój mąż dzwonił do mnie i powiedział, iż jest rozczarowany tym, że nie wysłałam wpłaty na nowy samochód. Nasza rozmowa telefoniczna pozostawiła mnie w poczuciu winy. Jakieś dwa tygodnie wcześniej zużyłam wszystkie oszczędności i pożyczyłam brakujące 500 dolarów, po czym wpłaciłam na oczekiwany przez męża samochód. Jedynym, co pozostało mu do zrobienia, było wybranie koloru. Czy to mogła być prawda? Spodziewał się dziecka? Nie, nie on. Nasze życie, nasze marzenie zniknęło? Musiałam poczekać kolejny tydzień, aby dowiedzieć się prawdy. W erze telefonów komórkowych, Internetu i Skype’a trudno zrozumieć powolność globalnej komunikacji w tamtych czasach, ale to była Polska w 1980 r. − czas telegramów i telefonów stacjonarnych, do których nie wszystkie rodziny w Polsce miały dostęp. Mój ojciec, który nigdy nie był moim adwokatem, stał się moim przyjacielem. Kiedy poszedł zbadać sytuację, znalazł mojego męża, jego kochankę i ich nowo narodzone dziecko w moim domu. Pamiętam, jak ojciec przekazywał mi wszystkie szczegóły przez telefon, a ja miałam uczucie, że stoję na skraju urwiska i jeśli zrobię krok naprzód, spadnę. Ziemia osunęła mi się spod stóp. Gdy zdałam sobie sprawę
- 57 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
z powagi sytuacji, uświadomiłam sobie, że nie miałam miejsca, do którego mogłabym wrócić, nie miałam domu. Byłam pozbawiona marzeń. Moi rodzice mieszkali w małym starym domu zbudowanym w 1927 r., który ojciec odziedziczył po moim dziadku. Brat i jego nowo poślubiona żona mieszkali razem z moimi rodzicami. Naprawdę nie miałam dokąd wrócić. Przez kilka tygodni byłam w szoku. Moja odwaga się wyczerpała, a serce było złamane. Gdy zaczęłam dochodzić do siebie, doszłam do wniosku, że muszę zrobić coś innego niż to, co robiłam dotąd − coś, co przyniesie mi więcej środków pieniężnych, da większe szanse i większą wolność. Praca w hotelu była satysfakcjonująca, biorąc pod uwagę moje możliwości językowe, ale nie była drogą do wolności finansowej. Moja pierwsza myśl? Zdobyć zieloną kartę. Druga? Otworzyć biznes. Nikt z moich znajomych nie prowadził interesów. Ich życie koncentrowało się na pracy, którą wykonywali dla innych i za którą byli wdzięczni. Nie miałam formalnego szkolenia biznesowego ani edukacji. Każdy dzień rozpoczynałam burzą mózgu dotyczącą przyszłego biznesu. Jakby to było, gdybym otworzyła działalność? Co mogłabym robić? Korzystając ze zdrowego rozsądku i intuicji, zaczęłam wizualizować swoją przyszłość i sprawdzać, od czego mogę zacząć. Mimo, że nadal miałam braki językowe i zerowe doświadczenia w biznesie, zaczęłam zadawać sobie pytania: Co robią Polacy, kiedy przyjeżdżają do USA? Jakie są potrzeby ludzi i ile są skłonni zapłacić za ich zapewnienie? Kogo mogę zatrudnić do pracy, jeśli rozpocznę działalność? Z mojego pierwszego badania rynku wynikało, że najlepszymi firmami, jakie mogłam otworzyć, były firma dacharska, murarska, agencja pośrednictwa pracy lub usługi związane ze sprzątaniem. Najważniejszymi kryteriami, jakimi powinnam się kierować, były: »» powtarzalność – nie mogła to być usługa jednorazowa, ale serwis powtarzający się każdego
dnia, tygodnia, miesiąca i roku, gdzie początkowy wkład przynosi powtarzalne rezultaty; »» niezbędność – w złej ekonomii firma będzie nadal konieczna; »» stabilność – pewność, że nie stracę wszystkich klientów naraz, nawet w trudnych czasach. Jedynym biznesem pasującym do tego profilu było sprzątanie. Głęboko wierzę w to, że jeśli chcemy prowadzić własną działalność, musimy znaleźć w swoim środowisku coś, czego ludzie potrzebują i za co są gotowi zapłacić. Jeśli dowiemy się, co dla innych stanowi problem i znajdziemy rozwiązanie tego problemu, to mamy firmę. Czasami konkurencja robi coś podobnego, ale jeśli znajdziemy lepsze rozwiązanie – sukces gwarantowany! Jak to zrobić? Zaoferuj klientom więcej wartości niż konkurencja, a będziesz mieć stabilny biznes. To samo dotyczy zarówno produktów, jak i usług. Dlaczego opisuję wszystko ze szczegółami? Ponieważ mam nadzieję, że zainspiruję jedną, dwie lub więcej osób, które to czytają. Bo być może jest tak, że jeżeli nie osiągnęłaś jeszcze celu bądź niezależności finansowej, to istnieje szansa, że wszystko, czego Ci brakuje, to odrobina inspiracji. Otwarcie i prowadzenie firmy zajmującej się sprzątaniem nie jest marzeniem, po które większość osób sięga i w którym chce zdobyć doświadczenie. Jak można sobie łatwo wyobrazić, z pewnością nie było to na mojej liście wymarzonych zawodów. Był to jednak sposób na zdobycie wolności finansowej, aby robić to, co chciałam osiągnąć później. Znów znalazłam w sobie odwagę i byłam gotowa na sukces, kierując się słowami Marka Zuckerberga: „W świecie, który się zmienia naprawdę szybko, jedyną gwarantowaną strategią porażki jest niepodejmowanie żadnego ryzyka”. Kiedy zaczęłam swój pierwszy biznes, pokochałam go i włożyłam w niego całe moje serce. Wiedziałam, że jeśli tego dokonam, stanę się niezależna finansowo. Wiedziałam też, że mam
- 58 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
coś do zaoferowania kobietom, które – podobnie jak ja – przyjeżdżały do Stanów Zjednoczonych bez żadnej znajomości języka angielskiego. Mogłam stworzyć środowisko, w którym czułyby się szanowane, cenione i szczęśliwe, że pracują dla mnie. Pragnęłam dać im wszelkie powody do tego, aby chciały to robić. Moją pierwszą firmę, Residential Cleaning Company, założyłam w drugim roku emigracji. Znalazłam sposób, aby zostawić w tyle mój ból i metodycznie stawiać fundamenty mojej przyszłości. Nie było łatwo rozwinąć działalność – rynek roił się bowiem od konkurencji. Muszę podkreślić, że była to era telefonów stacjonarnych, automatycznych sekretarek i pagerów. Moje umiejętności marketingowe opierały się wyłącznie na intuicji. Dopiero wiele lat później mentorzy potwierdzili, że mój instynkt i praktyki były strzałem w dziesiątkę, ale w tamtym czasie uczyłam się latać bez siatki pod sobą. Wprowadzałam niesamowite, coraz to nowe usługi, jednocześnie dbając o moich pracowników i klientów. Sukces mojego biznesu bazował przede wszystkim na rekomendacjach od istniejących klientów. To samo dotyczyło pracowników: zatrudniałam tylko najlepszych, a ci pochodzili z polecenia tych, którzy już u mnie pracowali. Co było kluczowe dla rozwoju mojej firmy? Wymieniłabym kilka rzeczy. Przede wszystkim na początku, kiedy miałam tylko jeden samochód dowożący pracowników do miejsca pracy, sama byłam kierowcą. Nasi klienci mieszkali zazwyczaj na przedmieściach Chicago. Kiedy kończyłam trasę, zamiast wracać do Chicago, gdzie mieszkałam, codziennie wybierałam jednego klienta, który otrzymywał ode mnie bezpłatną usługę. To mogło być coś tak prostego jak sadzenie kwiatów, reorganizacja garażu i domu lub popilnowanie dzieci przez kilka godzin, aby dać klientowi trochę wolnego czasu dla siebie. Pracownikom płaciłam nieco więcej niż konkurencja i przekazywałam im połowę dniówki,
jeśli nie mogłam zapewnić im pracy na dany dzień. To sprawiało, że czuli się docenieni i byli lojalni. Te proste gesty przynosiły duże rezultaty. Otrzymywałam pokaźne ilości zleceń od aktualnych klientów i spektakularne rekomendacje nowych pracowników. Kilkakrotnie otrzymywałam telefony od osób świeżo przybyłych do Stanów Zjednoczonych, które szukały pracy. Moje nazwisko znajdowało się na górze ich listy. Jeżeli nie miałam akurat dla nich pracy, czekali. Spoglądam na te dni z rozczuleniem i ogromną wdzięcznością, wiedząc, że wyłącznie moja intuicja utorowała mi drogę do sukcesu. Po 5 latach składania dokumentów, ciężkiej pracy i rozmów kwalifikacyjnych, otrzymałam zieloną kartę. Teraz byłam bardzo daleko od tej młodej dziewczyny, która wysiadła kilka lat temu na lotnisku O’Hare International. Rozwiodłam się z mężem, byłam też w trakcie anulowania ślubu kościelnego. Czułam się wolna. Świat stał przede mną otworem, a ja stąpałam twardo po ziemi. Nadszedł czas, aby odwiedzić Ojczyznę i moją rodzinę. Tęskniłam za Polską przez wszystkie te lata na emigracji. W kraju zachodziły ogromne zmiany, zarówno polityczne, jak i ekonomiczne. To były czasy Solidarności. Miałam wrażenie, że wystarczy, iż znajdę się na polskiej ziemi i już będę szczęśliwa. Podróż do domu zaplanowałam na sierpień 1984 r. Mimo że moje lata dorastania były ciemne i przytłaczające, okazało się, że dystans, czas i tragedie mają unikalny sposób leczenia ran, które kiedyś uważaliśmy za niemożliwe do uzdrowienia. Wiosną tego samego roku, zanim jeszcze przyjechałam, rozpoczęłam budowę wymarzonego domu mojej mamy. Robiłam to dla niej i wyobrażałam sobie, jaka będzie szczęśliwa. Ta decyzja była korzystna dla obojga moich rodziców, jak również dla brata wraz z żoną i dwójką ich dzieci. Przecież, jak mawiał Anthony Robbins, „jednym z sekretów życia jest dzielenie sie z innymi”. Wszyscy byli zadowoleni z takiego obrotu sprawy. Mój brat i szwagierka
- 59 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
zobowiązali sie, że w zamian za to, że wybuduję im mieszkanie, w razie potrzeby zajmą się naszymi rodzicami na starość, a ja miałam nadzieję, że dotrzymają słowa. Dom był, jak na tamte czasy, nowoczesnym rozwiązaniem – zaprojektowany tak, by pomieścić dwie rodziny. Każda z nich miała oddzielne wejście. Moim celem było skończenie wszystkiego przed Bożym Narodzeniem. Wtedy było to mało prawdopodobne. Pozostając wierna swojej odwadze, intuicji i sile perswazji, rzuciłam budowniczemu wyzwanie: „Upewnij się, że dom zostanie ukończony w pierwszym tygodniu grudnia, a ja zapłacę Ci więcej niż to, co ustaliłeś z ojcem”. Zadziałało! Rodzice przenieśli się do nowego domu przed świętami Bożego Narodzenia. Oprócz nowego domu, kupiłam również ojcu jego pierwszy samochód. Kosztowało mnie to wszystkie moje oszczędności z 5 lat pracy, ale było absolutnie cudownym uczuciem. Byłam szczęśliwa, że mogłam odmienić warunki życia mojej rodziny, a przede wszystkim życie mojej mamy. Z wyczyszczonym rachunkiem oszczędnościowym, za to z radosnym sercem wracałam do USA. Pod wieloma względami po raz kolejny zaczynałam od nowa. Miałam przyjaciół, firmę i wszystko inne, ale dopóki nie pojawił się Paul, nie miałam miłości. Pojawił się w moim życiu w uroczy sposób i wkrótce się oświadczył. Pobraliśmy się na Hawajach, a dokładnie na Wyspie Kauai w Grocie Paprociowej, która kiedyś pełniła funkcję kościoła dla tubylców. Rok 1985 nie mógł wyglądać lepiej. Kupiliśmy nasz pierwszy dom w Chicago. Z dumą oświadczam, że nasz związek ma już za sobą 32 lata wspanialej relacji i wzrasta z każdym dniem. W 1997 r. sprzedaliśmy dom i kupiliśmy nowy na przedmieściach Chicago. W tym czasie moja firma rosła w siłę. Teraz zajmowała się już nie tylko rezydencjami, ale również nieruchomościami komercyjnymi. Zatrudniała 45 kobiet dziennie, 15 osób sprzątających wieczorami,
3 kierowców, moją asystentkę i mnie. Posiadanie firmy w centrum Chicago i mieszkanie na przedmieściach było bardzo stresujące, dlatego nadszedł czas na trudny wybór. Dla własnego zdrowia fizycznego, mentalnego i mojego małżeństwa postanowiłam sprzedać część firmy, która zajmowała się rezydencjami. Zachowałam jednak część komercyjną. Jako że biznes był już teraz częścią mojego jestestwa, postanowiłam założyć zupełnie nową firmę. W tym miejscu chętnie podzielę się radą. Jeśli myślisz o nowym biznesie, znajdź kogoś, kogo możesz naśladować, poproś tę osobę, aby Ci pomogła, nie bój się zadawać pytań, nawet jeśli są one banalne. Zaoszczędzisz czas i pieniądze. Nie naśladuj mojej starej metody prób i błędów! W tamtym czasie po raz kolejny badałam rynek, aby poznać sposoby prowadzenia biznesu dla nieruchomości komercyjnych. To był nowy biznes i nowe wyzwanie, które znów musiałam rozpracować sama. Nie miałam mentora ani nikogo, kogo mogłabym naśladować. Musiałam znaleźć własną ścieżkę i ufać intuicji. Pamiętam, że gdy pojawiały się problemy, nawet małe, bardzo potrzebowałam kogoś, kto mógłby mi coś podpowiedzieć. Rozglądałam się za mentorem, ale ci, których znałam i byli w biznesie, niechętnie dzielili się wiedzą. Nastała era komputerów. Zaczęłam wystawiać faktury i pisać oferty biznesowe w bardziej efektywny sposób. To było ekscytujące. Tworzyłam lepsze oferty, prowadziłam bazę danych i księgowość. Odkryłam też Internet. Zajęło mi to trochę czasu, ale otwartość na nowości zawsze były moim kluczem do sukcesu. Mimo postępów w nauce, moja pierwsza strona internetowa była całkowitą porażką! Jedynymi ludźmi, którzy ją widzieli, byli ci, którzy mieli dokładny adres. Ach, żyj i ucz się! Mieszkaliśmy nadal na przedmieściach Chicago. Mieliśmy nowo wybudowany dom na dość ekskluzywnym osiedlu. Podróżowaliśmy po świecie, w tym również do Polski. Pamię-
- 60 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
tam naszą pierwszą podróż do Europy w 1987 r. Pokazałam mężowi Warszawę, Kraków, Zakopane, potem pojechaliśmy do Pragi, Wiednia, Berlina i innych części Europy. Zakochaliśmy się w Krakowie, szczególnie mój mąż ze swoim artystyczno-architektonicznym wykształceniem. To miasto ma duszę połączoną z doskonałą energią. Przechadzaliśmy sie pięknymi uliczkami historycznych dzielnic, napawając się tą wspaniałą energią i odwiedzając liczne galerie sztuki. Przywieźliśmy wtedy wiele obrazów sztuki współczesnej, które do dziś wiszą na naszych ścianach w Chicago i są wspomnieniem tamtych dni sprzed 30 lat. To samo czujemy do dzisiaj, kiedy odwiedzamy Kraków, tylko galerii już nie ma w tych miejscach, gdzie wtedy. Podobne wrażenie zrobiło na nas Zakopane. Ponieważ jednak nieustannie modernizowaliśmy nasz dom, zdaliśmy sobie sprawę, że przekroczyliśmy wartość nieruchomości dla naszej dzielnicy i ze względów ekonomicznych zdecydowaliśmy się go sprzedać i zbudować wymarzoną przystań gdzieś indziej. Życie było pełne, ale czegoś brakowało. Prowadziłam firmy, podróżowałam po świecie, miałam wspaniałe małżeństwo, jednak oboje rozpaczliwie pragnęliśmy dziecka. W końcu zaszłam w ciążę. Byliśmy podekscytowani, pełni nadziei i radości, później jednak zdruzgotani, ponieważ nie udało mi się jej utrzymać. Przez cały okres żałoby czuliśmy jednak, że dane nam było mieć dziecko, że zostaliśmy wezwani, aby uratować życie. Mniej niż dwa lata później zdecydowaliśmy się na adopcję. Nawiązaliśmy kontakt z rosyjskim sierocińcem, wszystko już bylo załatwione. Jednak konsul polski w Chicago nalegał, abyśmy adoptowali polskie dziecko. I tak się stało – dosłownie uratowaliśmy dziecko. Z Polski. Mała Evelyn urodziła się przedwcześnie. Miała płodowy syndrom alkoholowy i była narażona na gruźlicę. Trzy polskie rodziny odmówiły jej przyjęcia. Według opinii lekarzy, mimo że miała
prawie rok, odmawiała kontaktu wzrokowego z kimkolwiek. Dowiedzieliśmy się też, że nigdy się nie uśmiechała. Kiedy więc uśmiechnęła się do nas, uznaliśmy, że to znak. Jej przyjęcie, jak można sobie wyobrazić, było wyzwaniem. Wyzwaniem, które wymagało naszej pełnej uwagi. Decyzja o sprzedaży znacznej części mojego biznesu była łatwą decyzją. Podzieliłam działalność na trzy części. Część pierwsza i druga zostały sprzedane znajomym, którzy bardzo chcieli mieć podobną firmę. Pozostałam właścicielką trzeciej części, ale zaufane małżeństwo przejęło codzienne jej funkcjonowanie. Jak się przekonałam, w życiu nigdy nie następuje tylko jedna zmiana. Wkrótce po sprzedaży mojej firmy Paul otrzymał nową ofertę pracy w Houston. Wiedzieliśmy, że to dobry ruch. Wychowanie Evelyn było jedną z moich największych radości. Paul radził sobie dobrze w swojej pracy, był wiceprezesem firmy, a po roku wynajmu kupiliśmy dom w Houston. Mimo że chciałam zatrzymać Evelyn tylko dla siebie, wiedziałam, że potrzebuje kontaktu z innymi dziećmi w jej wieku. Nadszedł czas przedszkola. Kiedy Evelyn rozpoczęła naukę, znów odezwała się moja przedsiębiorcza natura i byłam gotowa tworzyć. Postanowiłam, że moja następna przygoda to rynek nieruchomości. Zostałam agentem i równocześnie zaczęłam marzyć o inwestowaniu w nieruchomości. Mieszkaliśmy w Houston przez trzy i pół roku. Czułam się tam jak w domu. Mieliśmy dobrych przyjaciół, pracowałam w nieruchomościach i inwestowałam, nasza rodzina miała czas na weekendowe wypady z dala od domu. Dni były kolorowe; życie toczyło się gładko. Wówczas dowiedziałam się jednak, że telefony, które dzwonią w środku nocy, nigdy nie są dobre. To był ojciec z wiadomością, że matka jest śmiertelnie chora. Zdiagnozowano u niej raka kości. W głowie mi się zakręciło i serce mnie zabolało, ale wiedziałam, że muszę coś zrobić. Pierwszym lotem udałam się do Sandomierza. To był jeden
- 61 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
z momentów w moim życiu, kiedy poczułam moc niezależności finansowej, a co za tym idzie, podejmowania własnych decyzji. Kiedy stałam przy jej łóżku, byłam wdzięczna, że mogłam tam być, aby trzymać ją za rękę i powiedzieć jej, jak bardzo ją kocham i uspokoić, że zrobię wszystko, aby jej pomóc. Lekarze dali jej maksymalnie kilka tygodni życia. Postanowiłam dać jej szansę na więcej i zabrać ją do specjalistycznej kliniki w Lublinie. Wprowadzała ona eksperymentalne leki, które kupowałam za pośrednictwem kliniki sprowadzającej je z innych krajów. Uświadomiłam sobie wtedy, że życie jest krótkie. Zdałam sobie sprawę z tego, że muszę przeorganizować swoje życie zawodowe i pracować w pełnym wymiarze godzin, aby pozwolić sobie na wszystko, czego potrzebowała mama. Jako niezależnej bizneswoman nigdy nie przyszło mi do głowy, aby prosić męża o finansowanie. Jestem pewna, że zrobiłby to, ale wiedziałam, że to moja odpowiedzialność i mój podarunek dla niej. Wróciłam do USA z planem. Chociaż mieszkaliśmy i mieliśmy dom w Houston, wciąż byliśmy właścicielami domu w Chicago. Zrezygnowaliśmy z jego sprzedaży i wróciliśmy tam na stałe. Dzięki intensywnej nauce i determinacji, szybko stałam się pośrednikiem w obrocie nieruchomościami w stanie Illinois. Kiedy poinformowałam znajomych, a także poprzednich klientów, że wróciłam i mogę zaspokoić wszystkie ich potrzeby związane z nieruchomościami, odkryłam, że brakowało im moich usług i skandowali wręcz, abym wróciła. Zmiana priorytetów na mojej drodze rozwoju biznesowego nie przyszła mi łatwo. Pewnego dnia usłyszałam ultimatum: „Przejmij zarządzanie albo znajdziemy inną firmę”. Wprawdzie nadal kontrolowałam trzecią część mojej poprzedniej działalności, ale bez osobistego zarządzania. Jako dochód pasywny generowałam tylko 2000 dolarów miesięcznie na swoje wydatki. Nie była to wy-
starczająca suma, aby płacić za leczenie mamy. Musiałam podjąć decyzję. Anthony Robbins powiedział kiedyś: „To w momencie podejmowania decyzji kształtuje się twoje przeznaczenie. Wybieraj mądrze”. A żeby wybrać mądrze, musisz rozważyć wszystkie opcje. Dla mnie najlepsze i najbardziej opłacalne było założenie innej firmy zajmującej się sprzątaniem komercyjnym. Wtedy właśnie założyłam biznes, który posiadam od ponad 19 lat. Mój plan to pozostać jego właścicielką aż do śmierci. Kilka rzeczy, których nauczyłam się po drodze, ukształtowały sposób, w jaki prowadzę biznes do teraz: »» Twórz własny biznes z myślą o dochodzie, w przeciwnym razie będzie to wyłącznie Twoje hobby; »» Prowadź biznes lepiej niż konkurencja. Dodaj coś od siebie zarówno w zakresie usług, jak i samego produktu; »» Wprowadzaj innowacyjne rozwiązania na Twoim rynku. Pamiętaj, że biznes to nic innego jak innowacja i marketing; »» Gdy już będziesz mieć dochód ze swojego biznesu, który polega na „rozwiązywaniu cudzych problemów”, możesz wtedy zająć się swoim hobby; »» Inwestuj również w inne rzeczy, w coś, czego działanie rozumiesz (a jeśli nie, to zdobądź odpowiednią wiedzę na ten temat) i stwórz dodatkowe źródło dochodu. Nie potępiam absolutnie tych, którzy odnieśli sukces w interesach dzięki swojej pasji, uważam wręcz, że ci ludzie są prawdziwymi szczęściarzami. Po prostu w moim przypadku to nie zadziałało. Wraz z pojawieniem się mojej nowej firmy nadszedł czas, aby nauczyć się konkurować z nowym pokoleniem. Musiałam wprowadzić najnowsze technologie w każdym aspekcie działalności. Moja intuicja wciąż była silna, jednak wiedziałam, że tym razem powinnam uczyć się
- 62 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
„Na tych, którzy są gotowi dołożyć starań czekają wielkie cuda i wspaniałe skarby”. Isaac Bashevis Singer
od innych. Musiałam zainwestować w programy, zatrudnić coacha i poszukać mentora. Podczas tych poszukiwań odkryłam książkę „Sekret” autorstwa Rhondy Byrne. Znajdują się w niej liczne przykłady sukcesu opisane przez różnych autorów. Dwaj autorzy, Bob Proctor i John Assaraf, zostali moimi mentorami. John Assaraf zaakceptował mój udział w swoim sześciomiesięcznym programie Ma-
stermind jako jedną z 14 firm z całego świata. Odwiedziłam jego dom, który opisuje w swojej osobistej opowieści o potężnych wizualizacjach. Między innymi dzięki niemu spotkałam wielu ludzi mających ogromny wpływ na sposób, w jaki prowadzę dzisiaj biznes. Codziennie się uczę. Dzisiaj zdaję sobie sprawę, że nowoczesna technologia jest niezbędna dla rozwoju biznesu - 63 -
i własnego rozwoju osobistego. Nieważne na jakim poziomie świadomości znajdujesz sie teraz, zawsze istnieje kolejny pułap, który możesz osiągnąć. Kiedy moja firma zaczęła odnosić sukcesy, otoczyłam się współpracownikami, którzy czuwali nad jej prowadzeniem, a ja dzięki temu mogłam regularnie odwiedzać Polskę. Upewniałam się, że moja mama ma dobrą opiekę
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
i robiłam wszystko, aby zaspokajać jej potrzeby. Kuracja przebiegała pomyślnie i, mimo że jej choroba była nieuleczalna, przedłużyła jej życie o następne 5 lat. Doczekała tego, że jej ukochane wnuki skończyły szkołę średnią i zdały maturę. W 2005 r. siedziałam na imprezie z moimi polskimi przyjaciółkami. Przez wiele lat używałam metody wizualizacji, której nauczyłam się od Johna Assarafa. W trakcie imprezy zaczęłyśmy więc snuć marzenia. Rozmawiałyśmy o naszych wizytach w Polsce: o tym, gdzie się zatrzymujemy, gdzie wynajmujemy samochód i jakie miasta lubimy odwiedzać. Wszystko zaczęło się od jednego pomysłu i mocy imaginacji. Wyobrażałyśmy sobie: jak cudownie byłoby mieć mieszkanie gdzieś w Europie, wyposażone we wszystko, czego mogłybyśmy potrzebować; jak dobrze byłoby nie musieć nosić bagażu ani wypożyczać samochodu − po prostu mieć takie auto na własność. Z łatwością mogłam wyobrazić sobie to uczucie wskakiwania do samolotu, kiedy tylko chciałam, po to, by mając ze sobą jedynie podręczną torbę, polecieć do Europy. Podobało mi się to tak bardzo, że zadeklarowałam: „Ja to zrobię!”. Każdego dnia w mojej wyobraźni dodawałam szczegóły,
aby jeszcze bardziej urzeczywistnić to marzenie. Rok później zdecydowaliśmy z mężem, że miejscem dla naszej przyszłej „bazy w Europie” będzie Kraków. To miasto, pełne cudownej energii i wspaniałych zabytków, ciągle chwytało mnie za serce. Wpłaciliśmy zaliczkę na nową budowę i we wrześniu 2009 r. oficjalnie weszliśmy w posiadanie „naszej bazy”. Przewieźliśmy meble i wszystkie niezbędne rzeczy (w tym samochód) z USA do Polski. Marzenie stało się rzeczywistością. Jestem w stanie podróżować dwa do czterech razy w roku na okres 2-4 tygodni. Teraz, kiedy podróżujemy do Europy, nie mamy potrzeby planowania. Lokalizacja i udogodnienia w naszym budynku przekroczyły nasze oczekiwania. Wszystko wygląda dokładnie tak, jak w wizualizacji tego marzenia. Miałam wrażenie, że poznałam „sekret” − ten, o którym czytałam w książce. Teraz chętnie dzielę się tym z innymi, dlatego ciągle powtarzam: Miej wielkie marzenia! Nie poprzestawaj tylko na wyobraźni, bo to nie zapewni ci ich realizacji. Stwórz system: podążaj małymi krokami, które są niezbędne, aby dotrzeć do celu. Miej cierpliwość, wytrwałość i wiarę! Wiedząc, jak ważne są biz- 64 -
nesowe inspiracje w drodze do osiągnięcia niezależności finansowej, a co za tym idzie, realizowania swoich marzeń, chciałam podzielić się swoją wiedzą w tym zakresie z innymi kobietami w Polsce. Należę do osób, które, jeśli się czegoś nauczą, chętnie przekazują swoją wiedzę i doświadczenie. Jakieś 10 lat temu poznałam Ulę Cioleszyńską w swoim domu w Chicago. Zaprosiła mnie do zrzeszenia Lions International (Organizacja Międzynarodowych Lwów). Podziwiałam ją jako niezmiernie energiczną i charyzmatyczną kobietę, nie przestającą działać na rzecz innych. To ona w październiku 2009 r. pomogła mi w założeniu Ambasady Kobiet Biznesu w Krakowie, która zrzeszała kobiety sukcesu mające za zadanie zostać mentorami dla pań zaczynających swoją działalność gospodarczą. Wiedziałam przecież, że mając kogoś doświadczonego u boku, nowy biznes pójdzie łatwiej i szybciej. Ponieważ ze względu na ograniczenia czasowe nie mogłam się temu w pełni poświęcić, prezesem organizacji została Ula, a po dwóch następnych latach działalności Ambasada została przeniesiona do Opola. Tymczasem moja firma sprzątająca nieruchomości komercyjne rozwijała się nadal,
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
utrzymywałam również licencję na pośrednictwo w obrocie nieruchomościami, co wymagało podnoszenia kwalifikacji co dwa lata i zdawanie egzaminów. Licencja otwierała mi drogę do inwestycji. Oboje z mężem stworzyliśmy portfolio, które ciągle modyfikujemy. Sukcesywnie pogłębiając wiedzę na temat nieruchomości i brutalnej niestabilności gospodarki na świecie, staramy sie sprostać naszym potrzebom w zakresie budowania bezpiecznej emerytury, a więc tworzenia dodatkowego źródła dochodów. Nic z tych rzeczy nie byłoby możliwe bez odwagi, wytrwałości, intuicji i wiedzy nabywanej od naszych mentorów. W 2015 r. zostałam Platynowym Partnerem Instytutu Tony’ego Robbinsa. Poszerzyłam horyzonty w następujących dziedzinach wiedzy: Life Mastery, Business Mastery, Financial Mastery oraz Leadership Academy. Nauczyłam się niesamowitych zasad i doświadczyłam lekcji zmieniających życie, którymi chętnie się podzielę: »» Jeśli znajdziesz mentora, zaoszczędzisz wiele lat i mnóstwo pieniędzy omijając okres prób i błędów, jakie ja popełniłam; »» Nie masz mentora? Wynajmij coacha, który przeszedł tę samą drogę, którą Ty chcesz iść, a nie tylko kogoś, kto nauczył się teorii; »» Bądź inny niż wszyscy, wyróżniaj się, bądź zdeterminowany i odporny na małe przeszkody; »» Pamiętaj, że w momentach podejmowania decyzji kształtujesz swoją przyszłość; »» Nie bój się uczestniczyć w sesjach networkingowych, spotkaniach i eventach; »» Zadawaj pytania, które pomogą Ci zrozumieć, jak prowadzić firmę; »» Nie zniechęcaj się, kiedy słyszysz coś po raz kolejny w danym w temacie – „powtarzanie jest matką umiejętności” jak mawiał Anthony Robbins; »» Nie zapomnij wykupić ubezpieczenia – to
niezbędny koszt ochrony Twojej firmy; »» Uzyskaj podstawową wiedzę z zakresu podatków i prowadzenia księgowości. Planuj działalność swojej firmy na dwa do trzech lat z wyprzedzeniem, przewidując jakie będą konsekwencje podatkowe Twoich dzisiejszych działań. Zadaj sobie pytanie: czego chcesz w życiu? Cokolwiek to jest, dowiedz się na ten temat więcej. Jeśli chcesz miłości, ucz się o związkach. Jeśli chcesz pieniędzy, ucz się biznesu. Jeśli chcesz bogactwa, czytaj o bogactwie. Zdobądź ludzi najlepszych we wszystkim − najlepszego trenera, najlepszego mentora, najlepsze narzędzia, najlepszą strategię do działania, która pomoże Ci dotrzeć z miejsca, w którym teraz jesteś, do miejsca, w którym chcesz być. Dowiedz się, co robią ci najlepsi i zaoszczędź sobie wielu lat frustracji i straconych pieniędzy. Dziś czuję się finansowo niezależna i jestem na drodze do absolutnej finansowej wolności. Jestem też zajęta automatyzowaniem mojego biznesu w taki sposób, abym mogła go prowadzić z dowolnego miejsca na świecie i w każdej chwili. Moje najnowsze plany to stworzenie firmy konsultingowej. Pytana przez wiele osób o to, jak założyć firmę sprzątającą, zamierzam napisać szczegółowy program tego, jak to zrobić – z kapitałem lub od zera. Zakładam również nową organizację charytatywną, która pomoże młodym ludziom wychodzącym z sierocińca w urządzeniu ich pierwszych mieszkań. Często podróżuję, korzystając z lotniska O’Hare International. Zawsze zatrzymuję się, by przypomnieć sobie tę samotną dziewczynę, która przyjechała tu z jedną walizką, zdrową dawką odwagi i swoim marzeniem. Życie mogło potoczyć się zupełnie inaczej. Może mogło być łatwiejsze, kto wie? Wiem jednak, że zaczynałam od niczego, a teraz żyję Amerykańskim Snem w pełnym kolorze. Ty też możesz.
- 65 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
“Twoje przekonania stają się Twoimi myślami, Twoje myśli stają się Twoimi słowami, Twoje słowa stają się Twoimi działaniami, Twoje działania stają się Twoimi przyzwyczajeniami, Twoje przyzwyczajenia stają się Twoim systemem wartości, a Twój system wartości staje się Twoim przeznaczeniem”. Mahatma Ghandi
ANNA HEJKA USA - POLSKA - HISZPANIA
Heyka Capital Markets Group www.hcmgroup.pl
- 66 -
- 67 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
Anna Hejka
Swoją drogę wytyczamy, idąc USA - Polska - Hiszpania
Rozmowa z Anną Hejką, strategiem skupionym na wdrożeniach, który przeprowadza firmy przez cykle gospodarcze oraz granice kultur geograficznych i korporacyjnych: 1. Seryjną przedsiębiorczynią: założyła 20 firm w USA, Europie i Azji, w tym Heyka Capital Markets, pierwszy bank inwestycyjny w Europie Centralnej, który dokonał historycznych transakcji kupna, rozwoju i sprzedaży firm (pierwsza sprzedaż firmy prywatnej Roma globalnemu koncernowi Unilever/Algida czy pierwsze obligacje komunalne Banku Komunalnego/Nordea); firmę maklerską w USA; pięć międzynarodowych funduszy zalążkowych i wzrostu; oraz firmy technologiczne i produktów szybkozbywalnych. 2. Członkinią wielu zarządów w Polsce i USA, w tym firm z obrotami przekraczającymi miliard dolarów, i Rad Nadzorczych spółek notowanych na giełdzie. 3. Bankierem inwestycyjnym w Salomon Brothers i wiceprezydentem Security Pacific w Nowym Jorku współpracującym z funduszami zarządzającymi bilionami dolarów. 4. Bankierem komercyjnym w JPMorgan Chase w Madrycie.
5. Analitykiem w Cargillu w Barcelonie. 6. Patriotką i pasjonatką upodmiotowienia ludzi i wyposażania ich w wiedzę potrzebną do osiągnięcia sukcesu: a) członkiem US-Polish Trade Council w Stanfordzie, mostu informatycznego i biotechnologicznego pomiędzy USA i Polską, Komitetu Inwestycyjnego Centrum Transferu Technologii Uniwersytetu Warszawskiego i Amerykańskiej Izby Handlowej, Rady Programowej Narodowego Programu Przedsiębiorczości i Uniwersytetu Jagiellońskiego, Rady Doradczej szwajcarskiego Eurus Forum i PAIZu, jurorem „Europejskich Nagród dla Innowatorów” MIT Technology Review, telewizyjnego „Dragon’s Den” i „50 Najbardziej Kreatywnych w Biznesie” Brief.pl; b) ekspertem Banku Światowego, PARPu, NCBiRu i Lewiatana, członkiem okrągłego stołu Prezydentów Polski oraz Ministrów Nauki i Szkolnictwa Wyższego, członkiem założycielem Liderów Polski Przedsiębiorczej, doradcą Komisji Europejskiej, Ministerstw Gospodarki i Finansów, komisji parlamentarnych, Amerykańsko-Europejsko-Polskiego Zespołu Komisji Prywatyzacyjnej sponsorowanej przez Centrum
- 69 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
Studiów Strategicznych i Międzynarodowych w Waszyngtonie, BGK czy American Appraisal w sprawach ekosystemu innowacji i przedsiębiorczości; c) organizatorką, wykładowcą i uczestniczką wielu kursów wspierających setki startupów we współpracy ze Związkiem Maklerów i Doradców w USA i Polsce, Europejskim Stowarzyszeniem Inwestorów Kapitałowych i Aniołów Biznesu, Urzędem Patentowym, Wharton i IESE Business School, Lewiatanem, PAN, Stowarzyszeniem Księgowych, większością polskich uczelni, wieloma firmami; zorganizowała szkolenia z przedsiębiorczości w Harvard Business School dla wykładowców Uniwersytetu Gdańskiego; d) mówcą dla World Economic Forum, Institute for International Research, Gitex, Eurus Forum, Shell Global Solutions, EuroMoney, Urzędu Patentowego, Unquote”, Marcus Evans, CEE Private Equity, ITC Summit, TMT Buyouts, WIL Economic Forum, Mediarun, BGK, KFK, Explory, Wolves Summit, InfoShare, SGH, gościem TVN CNBC, TVP Świat się Kręci, radia Tok FM, Round Table Mixer PMPG Polskie Media, stowarzyszeń aniołów biznesu, parków technologicznych, inkubatorów; mentorem dla Coca Coli czy Startup Hub Poland; e) autorką artykułów nt. Polski, Unii, innowacji i ekosystemu przedsiębiorczości oraz IT dla International Economy, National Review, Saudi Gazette, Al Iktissad Wal Aamal, LinkedIn, Gazety Bankowej, Rzeczpospolitej, Wprost, przedmowy do książki Jeffreya Harris’a “Przedsiębiorcy i Wizjonerzy” oraz recenzentką „Krzywa Uczenia Start-upów, od Pomysłu do Zyskownego i Skalowalnego Biznesu” Donatasa Jonikasa. Światowe Forum Gospodarcze w Davos nadało pani Annie tytuł Globalnego Lidera Jutra, Europejskie Stowarzyszenie Aniołów Biznesu nominowało Aniołem Biznesu Roku a Home&Market ogłosiło Jednym z 25 Najlepszych Menedżerów w Finansach.
Skąd w Pani tyle determinacji i energii? Głównie odziedziczyłam i otrzymałam od Rodziców i Babci w postaci niezachwianej wiary w moje możliwości. To Skała, na której buduję życie, ziemia Antajosa, która przywraca siłę po każdym upadku. To dar, którego nic nie jest w stanie odebrać. Po wprowadzeniu stanu wojennego, kiedy w Hiszpanii nagle zabrakło mi wszystkiego od jedzenia, dachu nad głową i ubrań po kontakt z bliskimi i prawa do istnienia, ta siła, mimo głębokiego poczucia niższości spowodowanego „socjalizmem” i odcięciem Polski od rozwiniętego świata, pozwoliła mi przekraczać kolejne granice niemożności i osiągać więcej niż otaczający mnie Hiszpanie w Hiszpanii czy Amerykanie w USA. Jednocześnie ta wyrwa, dała mi moc na resztę życia, bo wiem, że nigdy nie przegrywamy. Albo osiągamy nasz cel albo się uczymy. Również sport dał mi siłę i odporność na stres. Gdy wchodzimy piechotą na szóste piętro, pracujący ze mną panowie mają oznaki zmęczenia, ja nie. Sport uczy skupienia i podnoszenia się po porażkach. Mój trener wybrał mnie do eksperymentalnej klasy sportowej jako pierwszą, bo we mnie widział największy potencjał. Tę inteligencję ruchową, jak również przestrzenną, matematyczną i językową zawdzięczam Tacie, który uczył mnie szacunku dla przyrody, jazdy na rowerze, niemieckiego, inżynierii, ekonomii, patriotyzmu… Zakochał się w Mamie, kiedy oboje byli nastolatkami i kochał ją do ostatniego dnia swojego życia. W połowie lat 80-tych za skuteczną obronę swoich uczniów, świętujących rocznicę 3 maja, został wyrzucony z pracy. To jego geny i postawa spowodowały, że w 1990 r. zostawiłam bardzo intratną pracę na Wall Street i przyjechałam do Polski, żeby finansować rozwój firm i doradzać przedsiębiorcom oraz przeprowadzać transakcje kupna i sprzedaży spółek, wzmacniając najlepsze i budując środowiska aniołów biznesu. Wierzę w edukację oraz budowanie wartości przedsiębiorstw, któ-
- 70 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
rym ułatwiamy zdobycie światowych rynków. Jestem człowiekiem z misją, który wrócił, żeby pomóc w rozwoju mojego k”raju”. To na pewno nie przypadek, że źródłosłowem tego wyrazu jest „raj”. Moja Mama zawsze miała kilka prac jednocześnie i każdy nasz urlop był wyprawą w poszukiwaniu nowej wiedzy, kultur, doznań. Była neurologiem z osiągnięciami na skalę światową, która w latach 70-ych otrzymała intratną propozycję pracy naukowej w Europie Zachodniej. Obroniła doktorat i habilitację, pisała książki naukowe i artykuły, kręciła filmy, wykładała w Akademii Medycznej, była promotorem, wizytatorem wojewódzkim, ordynatorem Kliniki Neurologicznej, stworzyła klinikę neurologiczną w nowym szpitalu, prowadziła trzy prywatne gabinety. Jest współautorką patentu dotyczącego oznaczania cukru w płynie mózgowo-rdzeniowym. Była niespożyta i twierdziła, udowadniając to swoim życiem, że im więcej robimy, tym mamy więcej wolnego czasu, bo stajemy się wydajniejsi. Moja Babcia, która żyła 102 lata, przetrwała I wojnę światową, głód po bitwie warszawskiej w 1920 r., II wojnę światową, Powstanie Warszawskie i obóz w Pruszkowie. Kiedy wybuchła wojna i dziadek poszedł do armii, z pięcioletnią Mamą i jej kilkumiesięczną siostrą przed nawałą niemiecką uciekły na wschód. Po wejściu Armii Czerwonej, wyczuła ryzyko i przed pierwszą deportacją Polaków w głąb ZSRR, w kopnym śniegu przedarły się z powrotem do okupowanej Warszawy. Żeby przeżyć, Babcia handlowała żywnością, za co groziła kara śmierci. Na początku powstania, 13 sierpnia 1944 r. na ul. Kilińskiego moja Mama podziwiała niemiecki „czołg” zdobyty przez AK. Babcia, której intuicja wiele razy ratowała im życie, odwołała Mamę. Zaraz potem pojazd wybuchł. Zginęło ponad 300 osób a prawie 500 zostało rannych…. Ta intuicja pomaga mi w ważnych momentach. Jestem mieszanką poczucia misji dla dobrych, wielkich spraw mojego Taty, energii i prak-
tyczności mojej Mamy oraz zaradności i intuicji Babci. Co Pani dzięki temu zyskuje? Poczucie spełnienia, radość wpływania na losy świata. A co jest Pani misją? Od dawna reprezentowanie Polski i inspirowanie innych. Od 1990 r. finansowanie innowacji, wspieranie firm, inwestorów i polityków decydujących o gospodarczych ramach dla przedsiębiorczości. Prawie zrobiłam doktorat w Kennedy School of Government (szkole rządzenia) w Harvardzie, ale doszłam do wniosku, że będę skuteczniejsza w biznesie. Od dziecka chcę pisać. Budując firmy, dążę, by pozostawić po sobie jak najwięcej dla przyszłych pokoleń. Dzielić się bogactwem umysłu, serca i finansów. Planujemy z mężem napisanie scenariusza do Hollywoodzkiego filmu, który na historycznym tle opowie światu nasze losy. Jego marzeniem było zostać zakonnikiem klasztoru Shaolin. Przez 40 lat studiował sztuki walki, osiągając najwyższe światowe tytuły i pozycję Wielkiego Mistrza. Był Prezydentem Federacji Budo. Zrzeszył 23 kraje. Wyszkolił dziesiątki tysięcy studentów w różnych sztukach walki, w tym w swojej. Jego życie jest ciekawsze niż Rambo. Wyszukiwał nowe technologie do ratowania życia, konstruował nadajniki wysokiej częstotliwości i instalował elektronikę w samochodach i łodziach wyścigowych w Holandii. Był kandydatem do Sejmu RP. Budował rozlewnie wody pitnej w Afryce. Jest ratownikiem, alpinistą, uczestnikiem ekspedycji m.in. na Chiński Mur. Co było Pani życiowym odkryciem? Całe życie podziwiałam ludzi, którzy dokładnie wiedzieli, co chcą robić. Ja na studia miałam 30 pomysłów, ale instynktownie wiedziałam, że muszę się tak umiejscowić w świecie, żeby robić to, co kocham i jednocześnie na tym zarabiać. Uwielbiam naturę, więc była biologia, oceanografia. Kocham pisanie i języki obce, dlatego rozważałam pięć filologii. Pociągała mnie eko-
- 71 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
nomia, psychologia, socjologia, filozofia, etyka oraz aktorstwo i dziennikarstwo. Czułam, że skreślanie kierunków studiów z listy było rezygnowaniem z marzeń. W 1977 r. tylko ekonomia dawała perspektywy i możliwość połączenia największej ilości zainteresowań. Po roku dostałam pozwolenie na indywidualny tok studiów i włączyłam do programu wszystkie pozostałe przedmioty z wyjątkiem biologii, która pozostała moim hobby. Wtedy poczułam się usatysfakcjonowana intelektualnie. Dopiero kilka lat temu, kiedy jako mentor Coca Coli przeprowadziłam test Herrmanna, zrozumiałam, że to co uważałam za moją słabość, jest moją siłą. Po Tacie otrzymałam unikalny mózg, który jest jednocześnie analityczny i koncepcyjny (intelektualny), koncepcyjny i empatyczny (intuicyjny), analityczny i praktyczny (racjonalny) oraz praktyczny i empatyczny (instynktowny). Jego holistyczność bardzo mi pomaga w wyborze i wspieraniu spółek oraz w przeprowadzaniu transakcji. Mózg nas początkowo determinuje, dlatego jego zrozumienie pozwala uniknąć błędnych wyborów. Powinniśmy spełniać swoje marzenia, pamiętając, że nasz los zależy od nas bez względu na początek drogi życiowej. Gdzie zastał Panią stan wojenny? W Barcelonie, na letnich
praktykach studenckich AISECu w Cargillu. Kiedy poprosili mnie o pozostanie dłużej, postanowiłam wrócić do Polski 18 grudnia 1981 r., żeby zdążyć na Święta. W niedzielę rano, 13 grudnia usłyszałam od Pauli, że rosyjskie czołgi pojawiły się na polskich ulicach. Wokół mnie nie było Polaków, nie było żadnego wsparcia, nikt nie rozumiał, co się dzieje. Nagle znalazłam się z wygasłym paszportem i wizą bez pozwolenia na pracę w kraju z 22% bezrobo-
- 72 -
ciem. Nie miałam kontaktu z Polską. W głowie tylko obrazy z grudnia 1970 r., gdzie w moim Gdańsku zginęli ludzie. Czułam jakby ktoś mi wyrwał mózg i serce. Frustrowało mnie poczucie kompletnej niemocy i bałam się o życie najbliższych. Jednak w oczach miałam rzeki głów szczelnie wypełniających każdą ulicę prowadzącą do Placu Solidarności, kiedy 16 grudnia 1980 r. tłumaczyłam wystąpienie Wałęsy w czasie odsłonięcia pomnika Poległych Stoczniowców. To
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
była bitwa, którą wygraliśmy. Wiedziałam, że kolejna przyniesie nam ostateczne zwycięstwo nad reżimem. Jak Pani przezwyciężyła tę sytuację? Ja się uspokajam, pokonując przeszkody. Skupiałam się na pracy i starałam się, mało skutecznie, zapomnieć o Polsce, do której nie miałam powrotu. Na początku pomogła mi Paula i jej Tata, weteran armii Andersa. Mieszkałyśmy w jej pokoju przed planowanym wspólnym wyjazdem do Polski i kilka miesięcy do czasu rozpoczęcia przeze mnie studiów. Dorabiałam tłumaczeniami. Jak Pani trafiła do banku?
Szef marketingu Cargilla, z którym pracowałam, studiował w USA. Otworzył mi oczy na Harvard. Postanowiłam się tam dostać, ale przekroczenie Atlantyku bez paszportu nie było możliwe. Wtedy usłyszałam o IESE, joint venture z Harvard Business School i wg rankingu the Economist od lat jednej z najlepszych szkół biznesu na świecie. Było za późno na normalny tryb egzaminu wstępnego. Po rozmowie w piątek dostałam termin na poniedziałek. A ja jechałam na weekend w Pireneje. Wzięłam słownik i w drodze do Saragossy uczyłam się nowych wyrazów takich jak „przekątna”. Natychmiast po wielogo- 73 -
dzinnym egzaminie po hiszpańsku, odbyłam rozmowę kwalifikacyjną po angielsku z moim przyszłym profesorem finansów, Niemcem. Osiągnęłam ponad 91%, co zdumiało IESE niespodziewające się czegoś takiego od pierwszej osoby zza żelaznej kurtyny. Gdy mnie przyjęli, przyznałam się, że nie mam, za co płacić czesnego. Za specjalną zgodą Ministra Edukacji IESE dało mi 50% zniżkę a na resztę załatwiło mi pożyczkę „na honor” od banku La Caixa. Jednak ciągle brakowało mi pieniędzy na jedzenie. Gdy później powiedziałam p. Joanowi, szarej eminencji IESE, że przerwy obiadowe są dla mnie za krótkie, żeby zdą-
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
żyć pojechać do domu, nie zapytał, dlaczego nie biorę ze sobą kanapek. Pozwolił mi podpisywać bileciki na obiady takie same, jak profesorowie. Podobno zostało jeszcze trochę pieniędzy z pożyczki… Jakie emocje towarzyszyły tej sytuacji? Czułam się głęboko zakompleksiona. Większość studentów była synami elit. Mieli super samochody, drogie ubrania, dużo pieniędzy, angielskim posługiwali się od urodzenia. Ja nosiłam książki w plastikowych torebkach ze sklepów i czułam się upokorzona, gdy inni zamawiali na kolacje pyszne rzeczy, a mnie było stać tylko na chleb i wodę. Przestałam na te kolacje chodzić. Podczas przerw wstydziłam się odezwać. Podczas zajęć błyszczałam, bo nie mogłam się powstrzymać od dyskutowania analizowanych przez nas przypadków, które czytałam trzy razy zanim w pełni zrozumiałam np.
proces wytopu stali… Po zakończeniu szkoły musiałam znaleźć pracę, by spłacić kredyt. Nikt nie chciał ze mną rozmawiać, bo nie byłam z Zachodu. Kiedy się upierałam, mówiąc, że to nie moja wina, że moja Mama nie spytała mnie, gdzie chcę się urodzić, rozbawieni rozmawiali ze mną i po pierwszych rozmowach dowiadywałam się, że jestem najlepsza, ale z powodu braku prawa do pracy i tak nie będą mnie mogli zatrudnić. Wtedy zaprzyjaźniony z IESE prawnik doradził mi wyjście za mąż za Hiszpana. Kiedy odmówiłam, wymyślił, że może uda się zdobyć wizę, jeśli udowodnię, że gospodarka hiszpańska beze mnie ucierpi. Kwadratura koła! Rozmawiałam ze wszystkimi potencjalnymi pracodawcami i po wielu lotach do Madrytu dostałam 11 ofert pracy. Wtedy usłyszałam od prof. Pedro, że opuszczam za wiele zajęć i choć
- 74 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
„Nie jesteś swoimi okolicznościami. Jesteś Twoimi możliwościami. Jeśli to wiesz, możesz zrobić wszystko”. - Oprah Winfrey
nie można mnie wyrzucić ze szkoły za wyniki, to można za nieobecność. Nie byłam w stanie być w Madrycie i Barcelonie jednocześnie. Do chwili otrzymania dyplomu nie wiedziałam, czy ukończę uczelnię. Potem okazało się, że to on dawał mi tak dobre referencje, że firmy i instytucje zapraszały mnie na rozmowy kwalifikacyjne. To był kolejny egzamin, tym razem na odporność psychiczną. Jak odebrała Pani ten sukces? Jako pierwszy etap. Chciałam się dalej uczyć. Dlatego wybrałam ofertę JPMorgan Chase, który oferował wielomiesięczne kursy finansów w Nowym Jorku. Żeby tam pojechać, potrzebowałam paszportu. Wreszcie udało mi się dostać dokument podróży wydawany bezpaństwowcom. Jednak jego ważność wygasała w samym środku szkoleń a policja nie chciała mi go przedłużyć. Twierdziła, że bez problemu zrobi to konsulat Hiszpanii w Nowym Jorku. Wiedziałam, że kłamią. W konsulacie powiedzieli mi, że muszę wracać do Hiszpanii. Każda ingerencja w dokument spowodowałaby utratę prawa pobytu w Hiszpanii i amerykańskiej wizy. Było ciężko. Dostawaliśmy stosy
materiałów do analiz kredytowych, musieliśmy zdawać egzaminy z finansów korporacyjnych, prawa, bankowości, księgowości… Nikt nie miał za dużo czasu na spanie. W ciągu dnia traktowana przez konsulat jak natrętna mucha, w nocy analizowałam wnioski kredytowe. Przez dwa tygodnie przespałam łącznie trzy godziny. Prawnicy banku stwierdzili, że nic się nie da zrobić. Kiedy poczułam się podłamana, jeden z moich znajomych, syn ministra, zapytał, dlaczego. Jeden jego telefon spowodował, że sam konsul zaprosił mnie do siebie, poczęstował herbatą, odręcznie skreślił starą datę ważności, wpisał nową i sprawa była rozwiązana… skutecznie. Warto było? Warto. Gdybym się poddała, nie ukończyłabym ani szkoły ani szkoleń, nie spłaciłabym pożyczki. Praca i możliwość normalnego życia pozbawiła mnie kompleksu niższości. Wielu Amerykanów mi zazdrościło, bo ich nie dopuszczono do tych programów, które były niezbędne do awansu lub oblewali egzaminy. A jak Pani trafiła na Wall Street? W czasie kształcenia w JPMogran Chase dowiedziałam - 75 -
o bankowości inwestycyjnej. Wszyscy namawiali mnie, żebym została w Nowym Jorku, ale ja czułam, że byłoby to nielojalne wobec banku. Po odpracowaniu szkolenia, w grudniu 1996 r. postanowiłam zatrudnić się w jednym z najpotężniejszych banków inwestycyjnych na świecie, ale pojechałam do USA z wizą turystyczną, więc musiałam czekać trzy miesiące na legalną zmianę planów a te banki już w październiku zakończyły coroczne nabory. Tymczasem znajomi mówili: Aniu, idź na Żydówki (sprzątać żydowskie domy) to najlepsza praca. Odpowiadałam: Chcę pracować w najpotężniejszym banku (…). Nie rozumieli: Jak już musisz pracować na Manhattanie, to kup sobie zieloną kartę i sprzątaj biura. Chcę pracować w najlepszym banku (…). Wzruszenie ramion: Jak już musisz pracować w banku, to na dole poszukują panienki do wypłacania kasy. Uznali mnie za wybryk natury. Ja nie miałam nawet pozwolenia na pracę! Rozpoczęłam rozmowy z Salomon Brothers, Goldman Sachs, Credit Suisse First Boston, Morgan Stanley, potem z kolejnymi bankami. Działy HR, poza tą pierwszą czwórką, po pytaniu o posiadanie prawa do pracy kończy-
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
ły rozmowy. Nauczyłam się historii i kultury korporacyjnej tych banków, doprowadziłam networking do perfekcji. W Salomon Brothers, wtedy nr 1 na świecie, w dużej sali dealerskiej, gdzie kilkuset maklerów i doradców handlowało instrumentami finansowymi, ktoś powiedział, że walczy z nielegalnymi imigrantami. Inny przerywał i traktował mnie jak powietrze a potem żądał natychmiastowych odpowiedzi na dawno zadane pytania. Sprawdzali moją odporność psychiczną. Z ostatnich kandydatów wybrali tylko mnie. Z czterech najlepszych banków, trzy złożyły mi oferty pracy,
z czego jeden znów oferował mi wielomiesięczne szkolenie we wszystkich aspektach rynków kapitałowych. To było moje trzecie MBA i kolejny dowód, że warto sięgać po gwiazdy. Jak się czuła kobieta na Wall Street, w kulturze macho i wielkich pieniędzy? Szczęśliwa i początkowo zaniepokojona. Szkolenie polegało m.in. na obecności na parkiecie nowojorskiej giełdy, którą miałam szansę obserwować w Czarny Poniedziałek, 19 października 1987 r., gdy giełda spadła najwięcej w historii (23%). Wykłady były prowadzone przez praktyków żargonem, którego nie ro-
- 76 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
zumiałam. Wtedy nie było Googla i nikt nam niczego nie wyjaśniał. Pierwszy raz w życiu zaczęłam się zastanawiać, czy podołam, dopóki nie zauważyłam równie załamanego Amerykanina. Ty też nie rozumiesz tego, co mówią?! To wyrównywało szanse. Jako jedna z nielicznych zdałam wszystkie, często całodniowe egzaminy, za pierwszym podejściem. Zajmowałam się Europą, więc przychodziłam do pracy o 5.00. Musiałam walczyć o dostęp do maszyny Reutersa z ludźmi od arbitrażu opisanymi w książce „Poker Kłamców” przez Michaela Lewisa. Nie było jeszcze Internetu.
Rozbawiałam kolegów rozmawianiem po hiszpańsku, niemiecku i francusku z maklerami w Europie. Doradzałam, w co inwestować, największym instytucjom finansowym USA takim jak Fidelity zarządzającym aktywami często wielokrotnie większymi niż PKB Polski. Dealerzy handlujący instrumentami finansowymi reagują na pogłoski. Muszą być skupieni i błyskawicznie podejmować decyzje warte miliony dolarów. Żyją w ogromnym stresie, który odreagowują na innych. Amerykanina okazującego słabość doprowadzili do płaczu i odejścia. Ze mną spróbowali raz seksistowskim dowcipem z obraźliwymi wulgaryzmami. Tarzali się ze śmiechu a ja siedziałam z miną pokerzysty i spokojnie poprosiłam: To chyba super dowcip, ale nie rozumiem. Co znaczy xxx? Nagle stało się to mało zabawne. Nie okazałam słabości. To nie leży w mojej naturze. Nikt nigdy nie próbował już ze mną zadzierać. Czy w Nowym Jorku były też mniej stresujące momenty? Wieczory i weekendy. Osiągnęłam swój cel. Czułam satysfakcję klientów. Miałam kontakty z całym światem. Ziściłam marzenie o domu z ogrodem. Z pracy w Salomon Brothers wracałam promem, który po drodze mijał podświetloną Statuę Wolności. W powietrzu unosiły się dźwięki muzyki klasycznej granej przez studentów jednej z najlepszych uczelni muzycznych na świecie, Juilliard. Płynęłam i myślałam o wolności dla Polski. I nadeszła dość szybko. Po wyborach w 1989 roku nie byłam w stanie skupić się na niczym, co nie miało związku z Polską. Po sześciu latach pobytu w rozwijającej się Hiszpanii i z dobrą znajomością polskiej psychiki, miałam w ręku kryształową kulę. Wiedziałam, że nam się uda! Najpierw próbowałam przekonać do wejścia do Polski wielkie amerykańskie banki inwestycyjne, ale oni nie wierzyli w nasz potencjał: Trzy pokolenia Wam zajmie, zanim zrozumiecie, co znaczy networking mówili. A jak myślicie, że myśmy zdobywali papier toaletowy? - odpowiadałam. Nie chciałam czekać, aż się przekonają. Założyłam własny
- 77 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
bank inwestycyjny doradzający firmom w rozwoju i zdobywaniu finansowania oraz fundusze wzrostu i zalążkowe. Jeśli ktoś jadł lody Algidy, jechał jedną z autostrad zbudowanych przez Dromex/Budimex, używał konta Nordei czy Kredyt Banku, kupił sprzęt komputerowy rozprowadzany przez ABC Datę, to w pewnym stopniu dzięki mnie. Dziś rozwijamy globalne startupy, które wielokrotnie pomnożą wkłady naszych inwestorów. Klientami naszych spółek portfelowych: Voxterra i Citygloba są biznesy od wielkich korporacji do gabinetów lekarskich oraz miasta od Nowego Jorku przez Paryż po Londyn. Co Panią fascynuje w finansach? Pomaganie innym w osiąganiu ich celów. Budowanie namacalnej wartości w postaci miejsc pracy, nowych produktów, zagranicznej ekspansji, marki. Możliwość ciągłego uczenia się. Rywalizacja. Brak rutyny. Kontakty międzynarodowe. Nowe technologie zmieniające paradygmaty funkcjonowania społeczeństw, biznesu, polityki, mediów. Możliwość zmieniania świata. A robi Pani coś dla przyjemności? To jest przyjemność! Mamy duży dom oraz dojo, w których ćwiczymy sztuki walki oraz kilka hektarów w otulinie Kampinosu. Robię, co chcę, kiedy chcę i z kim chcę. Kiedy nie mam spotkań, pracuję w domu. Kiedy się zmęczę, wychodzę do ogrodu lub jadę rowerem do lasu. Ogromną radością napełniają mnie spotkania z przyjaciółmi, uprawianie roślin, gotowanie, muzyka, chodzenie po górach… Na co Pani wydaje pieniądze? Na akcje naszego funduszu, dom, sport, podróże. Ubranie wybiera mój super uzdolniony w tym kierunku mąż. Uprawiamy ekologiczne kwiaty, zioła, warzywa, owoce i jemy jajka,
jagnięcinę, miód, pijemy mleko bez hormonów stresu czy wzrostu, antybiotyków i środków uspokajających. To ważne, bo jesteśmy tym, co jemy. W 1995 r. dowiedziałam się, że moja Mama jest ciężko chora. Następnego dnia spędziłam osiem godzin, walcząc o zabranie jej z gdańskiego do amerykańskiego szpitala. Ona była po dwóch tygodniach głodówki i jedyny instynkt, który w niej pozostał to było: Zostawcie mnie w spokoju. Ja nie mogłam. W końcu poddała się, gdy powiedziałam: Mam Twój charakter, ale jestem silna i najedzona. Jeśli wejdą tu lekarze, nie dam Cię zawieść do sali operacyjnej bez względu na wszystko. Nie wierzyła, że mi się uda. Nie wzięła ubrań. Wizy dla rodziców i bilety załatwiłam w pół godziny i godzinę później byliśmy już w samolocie do Nowego Jorku. Ja musiałam ją ratować a uważam, że w takiej walce należy przede wszystkim wspierać nasz system odpornościowy. Czytałam wtedy wszystkie opracowania naukowe na ten temat. Wg lekarzy miała 30% szans na dwa lata życia. Żyła sześć. Co Panią napędza? Sens tego, co robię. Praca jest moją pasją, bo codziennie poznaję nowych, wspaniałych ludzi, którym pomagam spełniać marzenia lub którzy pomagają spełniać moje. Jaką ma Pani teraz misję? Chcę natchnąć Polaków wiarą w siebie i dać im narzędzia do zdobycia świata. Wiele razy udało mi się osiągnąć cele, które wszystkim innym wydawały się nierealne. Nasz fundusz daje polskim przedsiębiorcom gotówkę, wsparcie operacyjne i osobowe, międzynarodowe kontakty, biura w Dolinie Krzemowej i Nowym Jorku, wejście w globalne sieci dystrybucji potężnych korporacji potrzebne do dynamicznego budo-
- 78 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
wania wartości firmy i marki. Chętnie uczestniczę w Radach Nadzorczych i Doradczych oraz prowadzę wykłady motywacyjne. W czasie moich wystąpień uczę, m.in. jak zwiększać wartość firmy, ale też jak obniżać poziom kortyzolu, który uniemożliwia osiąganie sukcesów i podwyższać poziom testosteronu, który daje pewność siebie. Co to da? Radość tworzenia, zdobywania i zmienienia świata dla tych, którzy chcą. Ghandi udo-
wodnił, że Twoje przekonania stają się Twoimi myślami, myśli słowami, słowa działaniami, działania przyzwyczajeniami, przyzwyczajenia Twoim systemem wartości a system wartości staje się Twoim przeznaczeniem. Warto myśleć pozytywnie! Wg Malcolma Gladwella, 10 tysięcy godzin praktyki czyni mistrza, bo najlepszą formą przewidywania przyszłości jest jej stworzenie (Peter Drucker). Jednak skuteczni jesteśmy tylko, kiedy robimy to, co kochamy. Kiedy pasja staje się
- 79 -
naszą pracą lub praca pasją, nie czujemy, że pracujemy. Stajemy się wyjątkowo kreatywni i skuteczni i jeszcze nam za to płacą. Dlatego wymyśliłam: Wykorzystaj Warsztat Wiedźm (www) www: wizja, wolność, wiara www: wiedza, wartość, wytrwałość www: wiarygodność, współpraca, władza, ale na wyjaśnienie tej koncepcji nie mamy już miejsca…
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
„Nie zamykaj się w stereotypach, bądź otwarty na zmiany, płyń przez życie, kochaj, podróżuj, odnajdź własną drogę życia, ale pamiętaj, że najważniejsza droga prowadzi do wnętrza samego siebie”. Anna Kalata
ANNA KALATA INDIE - POLSKA
GLOBFACTOR Sp. z o.o. www.globfactor.com KALATA MEDIA Sp. z o.o. www.kalatamedia.pl
- 80 -
- 81 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
Anna Kalata
Aktywność, miłość, pasja Indie - Polska Od urodzenia mieszkam w małej, podwarszawskiej miejscowości. Rodzicie w latach 60. osiedlili się tutaj, przybywając z odległych rolniczych terenów Mazowsza w poszukiwaniu nowych możliwości zawodowych. Mój tata był lakiernikiem i blacharzem samochodowym, a mama pracownikiem biurowym w dziale administracji dużego zakładu produkcyjnego. Okres mojego dzieciństwa przypadł na czas określany w historii jako komunizm. Jednak dla mnie bliższym terminem jest socjalizm. Był to okres oceniany przez wielu ekspertów wyłącznie jako trudny, pełen konfliktów, strajków i uzależnienia od ZSRR. Jednak ja zapamiętałam ten okres jako czas bezpieczeństwa socjalnego. Szczególnie w latach 70., gdy sektory: rzemieślniczy i rolniczy zaczęły się rozwijać. Moim rodzicom, którzy w powojennej Polsce zaczynali budować podstawy finansowego bytu swojej rodziny praktycznie od zera, dzięki ciężkiej pracy udało się założyć i z sukcesem prowadzić własny biznes, wychować dzieci, wykształcić je, zapewnić im dostęp do kultury, dodatkowe zajęcia i wakacje. Byli przykładem, że w tamtych czasach można było coś osiągnąć. W latach szkolnych każde wakacje spędzałam poza domem – na obozach harcerskich i koloniach. Kocha-
łam te wyjazdy, gdyż zawsze dobrze czułam się wśród ludzi. W wieku 11 lat zaczęłam chodzić na różne zajęcia do Pałacu Młodzieży w Warszawie. Jeździłam na nie sama, pociągiem, trzy razy w tygodniu. W naszym domu panował etos pracy. Tata pracował zwykle na dwa etaty, a mama po godzinach dokształcała się na szkoleniach i kursach. Wraz z młodszym bratem dorastaliśmy w atmosferze miłości, uczciwości i wzajemnego szacunku. Rodzice od najmłodszych lat wpajali nam znaczenie edukacji i to pozostało mi do dzisiaj. Cały czas lubię uczyć się nowych rzeczy. Rodzice podkreślali również, jak ważna w życiu jest ambicja. To ona jest motorem działań i prowadzi do sukcesu. Atmosferą lat dziecinnych nasiąkłam do tego stopnia, że nie wyobrażam sobie, abym kiedykolwiek przestała pracować, nawet kiedy już będę na emeryturze. Mogę powiedzieć, że praca jest moim życiem. Kocham wszystko, co robię, a moje aktywności zawodowe realizuję z wielką pasją i zaangażowaniem. Szkołę podstawową ukończyłam w rodzinnej miejscowości. Byłam ambitną uczennicą, zawsze miałam świadectwo z czerwonym paskiem, brałam udział w różnych olimpiadach i dzięki bardzo dobrym wynikom dostałam się
- 83 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
do jednego z najlepszych liceów w Warszawie: Liceum im. Klementyny Hoffmanowej. Wybrałam klasę biologiczno-chemiczną, gdyż pasjonowałam się wiedzą na temat przyrody i człowieka. Lubiłam zagadnienia związane z genetyką. Kochałam zwierzęta i chciałam zostać weterynarzem. Oczywiście wyobrażałam sobie, że będę leczyć i ratować moich pacjentów, nie wiedząc, że czasem lekarz weterynarii zmuszony jest zwierzę uśpić. Gdy sobie to uświadomiłam, zrezygnowałam z kariery lekarza weterynarii, lecz biologia nadal pozostała moją największą pasją. Myślałam o podjęciu studiów uniwersyteckich w tym zakresie, jednak kierunek nauczycielski nie do końca odpowiadał moim wyobrażeniom o karierze biologa. Zrezygnowałam więc z biologii, a wkrótce potem zakochałam się, wyszłam za mąż, po roku urodziłam wspaniałą córkę, a za kolejne dwa lata równie cudownego synka. W tym czasie moje ambicje kształcenia się zostały uśpione i pochłonęła mnie rola matki i żony, chociaż nie tak zupełnie. Idąc w ślady taty rozpoczęłam naukę mało kobiecego zawodu – lakiernika samochodowego. Przez dwa lata zdobywałam potrzebną wiedzę i z najlepszym wynikiem, jako jedyna kobieta wśród mężczyzn, zdałam egzamin na czeladnika lakiernika samochodowego. Do dzisiaj mam ten dyplom. Umiałam rozłożyć Fiata 126p na kawałki i potem go złożyć. Zresztą miłość do samochodów została mi do dziś. Interesuję się nowościami w przemyśle samochodowym, a ostatnio rewolucją ich wersji elektrycznych. Zajmuję się również projektami związanymi z tą branżą. Parafrazując znane powiedzenie żartuję, że wyssałam to z „mlekiem ojca”. W 1985 r. założyłam swój pierwszy biznes, mały sklep owocowo-warzywny. W tym okresie były w Polsce tak duże braki żywności, że wszystko sprzedawało się na pniu. Pracowałam dzień i noc, a jednak czułam, że czegoś mi
w życiu brakuje. Powróciło do mnie pragnienie dalszego kształcenia się. Zaczęłam szukać kierunku studiów, który pozwoliłby mi zdobywać wiedzę teoretyczną, a jednocześnie byłby związany z przedsiębiorczością. Wybrałam ekonomię na Uniwersytecie Warszawskim. Po zdaniu egzaminów wstępnych rozpoczęłam pięcioletnią przygodę uniwersytecką. Łączyłam obowiązki matki, przedsiębiorcy i studentki. Po ukończeniu studiów wkroczyłam w odmienny świat Polski nowej ery – ery kapitalizmu. Myślenie kapitalistyczne nie było mi obce, gdyż z mężem z roku na rok rozwijaliśmy naszą rodzinną firmę. Tuż po uzyskaniu dyplomu magistra założyłam kolejny biznes – tym razem w zakresie doradztwa gospodarczego. Zajmowałam się obsługą leasingową oraz kredytową przedsiębiorstw, byłam także dealerem samochodów ciężarowych MAZ. Firma rozwijała się dynamicznie aż do czasu zmian politycznych. Rząd powołany jesienią 1997 r. przyjął strategię schładzania gospodarki i wyhamował wzrost gospodarczy. Skutkiem tego było pojawienie się bardzo wysokiego bezrobocia, rosły zatory płatnicze, a firmy, które do tej pory dobrze się rozwijały, zaczęły upadać. Jako ekonomistka nie mogłam tego zrozumieć: dlaczego rząd, w pełni tego świadomy, nic nie robi? Zaczęłam się zastanawiać, jak zmienić tę dramatyczną sytuację. Podjęłam decyzję o wejściu do świata polityki. Moja rodzina była zawsze bardzo patriotyczna. Uczęszczaliśmy na każde wybory, nawet w PRL-u. Wiedziona miłością do kraju, w którym żyję, potrzebą rozwijania gospodarki oraz faktem, że byłam ekonomistką, zapragnęłam aktywnie przyczynić się do polepszenia polskiej polityki społecznej i gospodarczej. Uważałam, że rząd jest powołany po to, aby służyć obywatelom, a nie ich gnębić. Dołączyłam do formującej się wówczas partii Sojusz Lewicy Demokratycz-
- 84 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
nej (SLD), podejmując aktywność nie tylko na szczeblu gminnym i powiatowym, lecz również krajowym. W Warszawie poznałam Jacka Piechotę, szefa Zespołu ds. Konkurencyjności Polskiej Gospodarki, przygotowującego program „Przede Wszystkim Przedsiębiorczość”. Zaproponowano mi funkcję sekretarza tego zespołu. Czułam, że mogę przyczynić się do poprawy sytuacji polskich przedsiębiorstw oraz ograniczenia bezrobocia. Rozwiązania zawarte w naszym programie ukierunkowane były na stworzenie silnej gospodarki i pobudzenie popytu wewnętrznego. Pracowałam z wielką energią i przygotowaliśmy program. SLD wygrało wybory i uformowano nowy rząd. Wtedy okazałam się już mniej potrzebna. Było mi przykro, gdyż przez dwa lata pracowałam z ogromną pasją – organizowałam spotkania, jeździłam, pisałam, przemawiałam. „Może polityka nie jest dla mnie?” – zaczęłam się zastanawiać. Ponadto poczułam, że kobietom trochę trudniej funkcjonować w świecie tak zdominowanym przez mężczyzn, jakim jest polityka. To spowodowało, że postanowiłam skupić się wyłącznie na własnej działalności gospodarczej. Mój „rozwód” z polityką nie trwał długo. Po kilku miesiącach skontaktowali się ze mną przedstawiciele partii Samoobrona RP i zaprosili mnie do swojego grona. Po licznych rozczarowaniach nie byłam specjalnie zainteresowana powrotem do polityki. Poza tym partia ta nie miała dużego poparcia społecznego. Jednak ludzie z Samoobrony nie dawali za wygraną, często mnie odwiedzali i przekonywali. W końcu zaczęłam zgłębiać wiedzę na temat tej partii i jej programu. Poznałam wiele wartościowych osób. Wśród członków Samoobrony byli ciężko pracujący mali przedsiębiorcy, rolnicy, działacze społeczni. Pomyślałam, że może właśnie z nimi będę mogła zabiegać o lepszy byt dla polskich pracowników i przedsiębiorców. Przyjęłam
propozycję kandydowania na burmistrza Błonia. W wyborach zajęłam czwarte miejsce, jednak podczas kampanii zaczęłam lepiej poznawać ludzi z Samoobrony. W Warszawie spotkałam przywódcę partii, Andrzeja Leppera. Wstąpiłam do zespołu ekspertów jego partii i wtedy, już z przekonaniem, rozpoczęłam działalność polityczną. Im dłużej byłam w szeregach Samoobrony, tym bardziej czułam, że jest to miejsce dla mnie, gdyż jej program odzwierciedlał niemal dokładnie moje poglądy polityczne, gospodarcze i społeczne. Po kolejnych wyborach Andrzej Lepper został Wicemarszałkiem Sejmu RP. Gdy zawiązywała się koalicja Samoobrony RP z partią Prawo i Sprawiedliwość (PiS) oraz Ligą Polskich Rodzin (LPR), Andrzej Lepper zaproponował mi objęcie funkcji Ministra Pracy i Polityki Społecznej. Nie musiałam długo zastanawiać się nad podjęciem decyzji – wiedziałam, że jest to bardzo odpowiedzialna rola, ale czułam się do niej w pełni przygotowana merytorycznie. W międzyczasie ukończyłam studia doktoranckie w Szkole Głównej Handlowej, w Kolegium Ekonomiczno-Społecznym, a ponadto od kilku miesięcy byłam doradcą w Kancelarii Wicemarszałka Sejmu RP odpowiedzialnego za współpracę z Państwową Inspekcją Pracy oraz Radą Ochrony Pracy. Byłam świadoma, że pozycja ministra będzie wymagała ogromu pracy, ale jednocześnie byłam szczęśliwa, że po wielu latach zaangażowania politycznego będę miała realny wpływ na rozwiązania prawne idące w kierunku wsparcia najbardziej potrzebujących grup społecznych. Mogłam poświęcić się całkowicie moim nowym obowiązkom, gdyż w zakresie spraw domowych bardzo pomagali mi rodzice. Od zawsze stanowiliśmy kochającą się, wielopokoleniową rodzinę. Mieszkaliśmy pod jednym dachem, dlatego zawsze mogłam liczyć na ich pomocną dłoń. Funkcję Ministra Pracy i Polityki Społecz-
- 85 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
nej piastowałam od 5 maja 2006 r. do 13 sierpnia 2007 r. Było to 16 miesięcy bardzo intensywnej i niełatwej pracy. Nie czułam jednak zmęczenia. Wreszcie robiłam to, co kocham. Największym wyzwaniem okazała się praca z urzędnikami mojego resortu, którzy przez lata przywykli do systemu biurokratycznego, a ja z kolei swoje podejście do zarządzania wyniosłam z wieloletniej praktyki biznesowej. Byłam pełna nadziei, że będę w stanie dużo zmienić w obszarze pracy i polityki społecznej, aby ułatwić życie licznym grupom społecznym. W czasie pełnienia funkcji ministra udało mi się zmienić ustawę o emeryturach i rentach: zostały podwyższone, z bardziej sprawiedliwym wyliczeniem i coroczną rewaloryzacją (wcześniej była co 3 lata). Udało się również przywrócić na rynek pracy ponad 800 000 osób bezrobotnych, uregulować prawnie kwestię dotyczącą telepracy, podnieść płacę minimalną i świadczenia rodzinne, wydłużyć urlopy macierzyńskie, dofinansować program pomocy dla osób bezdomnych, wprowadzić program dożywiania dzieci w szkołach oraz przygotować projekty wielu ustaw, które niestety, na skutek rozpadu koalicji, pozostały już tylko w szufladach ministerstwa.
Opracowaliśmy Program Kapitał Ludzki określający zasady wykorzystania funduszy Unii Europejskiej, której Polska stała się członkiem w 2004 r. Nasz resort wsparł też finansowo ofiary suszy, powodzi i huraganów, które w tym czasie nawiedziły Polskę. W tym krótkim czasie wydaje mi się, że wraz z moim zespołem zdziałaliśmy bardzo dużo, choć oczywiście chciałoby się więcej. Niestety proces legislacyjny trwa i nie można przyjąć ustawy w jeden dzień,
- 86 -
a zanim zostanie uchwalona, przechodzi przez szereg konsultacji społecznych oraz międzyresortowych, potem zostaje przyjęta przez rząd i skierowana do prac parlamentarnych. Chciałam przez te 16 miesięcy zmienić świat, ale niestety nie było to możliwe. Jednak bardzo dobrze wspominam ten intensywny okres mojego życia, a szczególnie dumna jestem z tego, że poprzez nowe rozwiązania prawne chociaż częściowo udało nam się wesprzeć polskie rodziny.
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
„Potęga miłości i magia Indii dała mi moc urzeczywistniania marzeń”. - Anna Kalata Funkcja ministra była związana również z wyjazdami, między innymi na narady w strukturach Unii Europejskiej, jak również delegacje służbowe do różnych rejonów Polski i świata. Jedną z takich zagranicznych podróży była podróż do Indii. Mój pierwszy służbowy pobyt w Delhi był krótki, trwał zaledwie 24 godziny. Jednak ta jedna doba całkowicie zmieniła moje życie. Przed każdą podróżą służbową musiałam zapoznać się z systemem politycznym, społecznym i gospodarczym kraju, w którym składałam oficjalną wizytę. Tak było w przypadku
Indii. Wtedy też zrozumiałam, że stosunki między Indiami a Polską po okresie transformacji z roku na rok były coraz luźniejsze. Współpraca gospodarcza utraciła swoją dynamikę, również stosunki dyplomatyczne pozostawiały wiele do życzenia. Rzadko odbywały się wzajemne wizyty na szczeblu ministra, a od kilku lat nie było wizyty na szczeblu premiera. W programie mojej wizyty było spotkanie z Ministrem Vayalar Ravi. Podczas oficjalnego spotkania dyskutowaliśmy na temat wymiany pracowniczej, możliwości rozwoju i zatrudnienia oby- 87 -
wateli indyjskich w Polsce i Polaków w Indiach. Zawsze przy takich wizytach gospodarze chcą pokazać najpiękniejsze miejsca swojego kraju. Mimo tak krótkiego pobytu zobaczyłam po raz pierwszy Delhi, odwiedziłam Raj Ghat – pomnik poświęcony Mahatmie Gandhiemu, oraz kilka hinduskich świątyń. W jednej z nich o nazwie Laxminarayan (znanej również jako Birla Mandir) położonej w centrum miasta, pogrążona w krótkiej modlitwie poczułam trudny do opisania przypływ silnej, z góry spływającej energii. Nagle zapragnęłam odmienić swoje życie, mieć więcej czasu dla siebie, zmienić swój wygląd, pozbyć się tuszy i wrócić do sylwetki osiemnastoletniej Anny. Indyjski świat jest zupełnie inny niż nasz. Ludzie na ulicach chodzą uśmiechnięci i nawet jeśli są biedni, potrafią zachować pogodę ducha. Nieznajomi witają się, spoglądając na siebie z życzliwością. Wydawało mi się, że znalazłam się innej czasoprzestrzeni. Zderzenie z tą niezwykłą kulturą, z tym otwartym, wspaniałym, tolerancyjnym społeczeństwem, z ich filozofią postrzegania świata i systemem wartości, wpłynęło na mnie tak, że zapragnęłam na nowo poczuć się w pełni kobietą. Stereotyp matki Polki, troszczącej się o rodzinę, dzie-
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
ci, byt rodziny, pracującej niemalże całe życie 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, powoli tracił na znaczeniu. W tym momencie jeszcze nie wiedziałam, od czego zacząć, ale to silne pragnienie w głębi duszy podpowiadało mi kierunek. Nie chodziło tylko o wygląd, ale przede wszystkim o osobowość, system wartości i postrzeganie świata. Zrozumiałam, że jako nastolatka czułam, że życie należy do mnie, czułam się wolna, nieskrępowana powinnościami i obowiązkami. Miałam wrażenie, jakby coś się we mnie poukładało, albo że odnalazłam brakującą cząstkę własnej duszy. Nagła fascynacja Indiami dokonała wielkiego przełomu w moim życiu. Wracałam do kraju przekonana, że muszę tam wrócić i to jak najszybciej, żeby zrozumieć, co się ze mną stało. Tymczasem w Polsce nastąpiły zmiany na scenie politycznej. Koalicja Samoobrony, PiS-u i LPR została zerwana. Przestałam być ministrem, ale fascynacja Indiami pozostała. Zaczęłam zastanawiać się, co robić dalej, jak pokierować swoim życiem zawodowym, aby mieć kontakt z krajem, który stał się dla mnie tak ważny. Po zakończeniu kariery politycznej mogłam za- 88 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
pisywać swoją kartę życia na nowo w sposób świadomy, na pierwszym miejscu stawiając moją nową pasję, jaką stały się Indie. Zawsze wierzyłam, że tylko wtedy możemy osiągnąć sukces, jeśli robimy to, co kochamy. Jeśli chodzi o politykę, cenię sobie to doświadczenie, ponieważ miałam szansę przypatrzyć się jej z bliska. Poznałam ją „od kuchni”, obserwowałam różne zachowania międzyludzkie i widziałam, jak media potrafią często niesprawiedliwie oceniać wiele rzeczy, jak wiele jest manipulacji i celowych działań dyskredytujących ludzi. Nie byłam w stanie zaakceptować tego na dłuższą metę. Moim działaniom zawsze przyświecał szacunek do drugiego człowieka i pracy, prawda i uczciwość. Doszłam do wniosku, że polityka w takim wydaniu mi nie odpowiada i że najwyższy czas się z niej wycofać. Nie zaprzeczę jednak, że działalność społeczną i polityczną mam we krwi. Postanowiłam, że jeśli kiedykolwiek do niej wrócę, to już na innych zasadach. Na nową drogę weszłam dosyć szybko. Zaczęłam spotykać się z mieszkającymi w Polsce obywatelami Indii i dzielić się z nimi swoimi przemyśleniami na temat polsko-indyjskiej współpracy gospodarczej i po-
litycznej. Indyjscy przedsiębiorcy mieli podobną ocenę tego tematu i zdecydowaliśmy, że wspólnie chcemy przyczyniać się do zacieśniania bilateralnych stosunków między naszymi krajami. Powołaliśmy do życia Indyjsko-Polską Izbę Gospodarczą (IPCCI) z siedzibą w Warszawie. Zostałam jej wiceprezesem. Zaczęłam podróżować do Indii, poznawałam ten kraj coraz bardziej – jego kulturę, różne religie, relacje wewnątrzrodzinne. Moja fascynacja Indiami nieustannie rosła. Podczas jednej z wizyt,
- 89 -
a był to rok 2008, spotkałam indyjskiego przedsiębiorcę, który powiedział mi coś, co bardzo zapadło mi w pamięć: „Żeby zrobić biznes w Indiach, musi pani dobrze poznać nasz kraj. Musi pani tu zamieszkać, poznać nasz system myślenia, rozwiązania prawne, strategie negocjacji i to, jak ważne są dla nas relacje międzyludzkie, a wtedy osiągnie pani sukces”. Musiałam tę radę przemyśleć, ale po pewnym czasie doszłam do wniosku, że ten człowiek ma rację. W Indiach są całkowicie inne zwyczaje
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
biznesowe, chociażby sposób negocjacji, inne prawo oparte na systemie angielskim i każdy – mały, średni czy duży przedsiębiorca, który chce współpracować z Indiami, powinien znać i respektować specyfikę tego kraju. Musiałam więc „zanurzyć” się w Indie bardziej, niż na początku wydawało się to konieczne. Przyjeżdżałam na dłuższe okresy, często kilkumiesięczne, i mogę powiedzieć, że przemieszkałam w Indiach prawie trzy lata. Wynajęłam mieszkanie w południowym Bombaju, w bardzo dobrej dzielnicy Cuffe Parade. Poznałam wiele wspaniałych osób, zaprzyjaźniłam się z lokalną ludnością oraz przedsiębiorcami. Spotkałam nawet ludzi z Bollywood i miałam krótką przygodę filmową. Poznałam relacje w rodzinie i sposób, w jaki traktowane są w niej kobiety. Zrozumiałam, jak można być szczęśliwym w aranżowanych małżeństwach, co w naszej polskiej czy europejskiej mentalności się nie mieści. Chociaż Indie bardzo się zmieniają, to jednak przez wieki ukształtowany patriarchat powoduje, że kobiety w wielu regionach wciąż muszą walczyć o swoje prawa. Zaszłości kulturowe są szczególnie widoczne na terenach wiejskich, ale w dużych miastach jest coraz lepiej. Warto zwrócić uwagę na wielokulturowość kraju i stan w północno-wschodnich Indiach o nazwie Meghalaya, gdzie z kolei panuje matriarchat. Tam właśnie kobiety nadają ton życiu rodzinnemu. Znam wiele kobiet piastujących wysokie urzędy, nawet na najwyższych stanowiskach. Prezydentem Indii w latach 2007-2012 była kobieta – Pratibha Patil, a Sonia Gandhi, jako przewodnicząca zwycięskiej partii o nazwie Indyjski Kongres Narodowy, miała wpływ na politykę Indii od 2004 r. przez kolejne 10 lat. Również obecny rząd wprowadza wiele regulacji chroniących prawa kobiet. Mieszkając w Indiach, zaczęłam dostrzegać wiele podobieństw między indyjskim a polskim narodem. Dla nas, jak i naszych przyjaciół z Indii, ważna
jest rodzina, a także stosunek do wiary. Właściwie trudno jest określić naród indyjski jako jedną całość, ponieważ mieszka tu wiele narodowości o różnych kulturach, językach, religiach. Jest w tym wspaniałym kraju również miejsce dla chrześcijan, którzy stanowią ok. 3% populacji. Znam bardzo dużo mieszanych małżeństw, zarówno pod względem narodowym, jak i religijnym. Odnoszą się do swojej odrębności z szacunkiem i znajdują w tym szczęście. Jest to jeden z wielu aspektów Indii, który postrzegam jako godny naśladowania. W początkowej fazie mojej indyjskiej przygody, mimo bardzo intensywnej pracy, nie zarzuciłam marzeń o całkowitej przemianie mojego ciała i ducha. Co do ciała, to najbardziej przeszkadzały mi zbędne kilogramy – doszłam prawie do setki. Ale co zrobić, aby w wieku ponad czterdziestu lat wyglądać jak osiemnastolatka? Po prostu schudnąć – taka była oczywista odpowiedź. Hinduski – piękne, zadbane, szczupłe i kolorowe, a ja? Musiałam wziąć się za siebie. Magia Indii dodała mi energii i znalazłam siłę na pozbycie się tuszy. Trwało to rok. Na początku prawie przestałam jeść – jadłam nie więcej niż 500 kalorii dziennie. W ciągu pierwszego miesiąca schudłam 13 kilogramów, lecz mój organizm źle zniósł tak szybkie tempo i na dwa dni wylądowałam w szpitalu. Wtedy doszłam do wniosku, że droga, jaką obrałam, wprawdzie bardzo skuteczna, może odbić się negatywnie na moim zdrowiu. Opracowałam sobie własną dietę – 1000 kalorii Anny Kalaty. Każdego dnia liczyłam wartości kaloryczne wszystkiego, co jem. Starałam się zbilansować potrawy – nie jeść tylko marchewek popijanych sokiem z pomidorów, ale do warzyw dodałam również białko. Proces odchudzania trwał rok, a jego efekt to zrzucone 38 kilogramów! Do diety dołączyłam medytację, jogę oddechu, filozofię ajurwedyjską, masaże i inne czynności, które pomagały mi wytrwać w postanowieniu. Spacerowałam, tańczy-
- 90 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
łam, czasami chodziłam na siłownię, jeździłam na rowerze. Z rozmiaru 50 zmieniłam garderobę na 36! I w takiej chodzę do chwili obecnej, chociaż minęło już 10 lat. Udało mi się nie tylko schudnąć, ale wytrwać w nowym stylu życia. Do dzisiaj jem połowę tego, co jadłam kiedyś. Gdybym wróciła do swoich starych nawyków, wkrótce znów przybrałabym na wadzę, gdyż niestety mam ku temu skłonności. Proces przemiany ciała był bardzo silnie związany z przemianą ducha. System uniwersalnych wartości, miłość, postrzeganie boskiej energii i medytacje wypełniały moje ciało i duszę. Spotęgowane zostały przemianą indyjską, a może po prostu ugruntowane, gdyż zawsze czułam się blisko Boga. Nie chcę tu Boga przypisywać do żadnej religii. Jest on dla mnie Uniwersalną Mądrością czy też Siłą Tworzenia. Jego moc i potęga zawsze były dla mnie ważne, prowadziły mnie i doradzały w wielu sytuacjach. Czuję, że w każdym człowieku drzemie cząstka Boga, co nadaje naszemu życiu sens. Szczególnie blisko czuję Ją w Indiach. Jednym z moich ulubionych miejsc jest Świątynia Lotosu. Przychodzą do niej wyznawcy różnych religii, ponieważ nie ma w niej wizerunku żadnego Boga. Każdy modli się do własnego, którego ma w sercu, ponieważ każdy z nas ma jakieś wewnętrzne przekonania, system wartości czy sposób postrzegania świata. I to jest piękne. O mojej fizycznej przemianie, którą przeszłam, i o której już właściwie zapomniałam, co jakiś czas przypominali mi znajomi. Rozbawiało mnie, gdy czasami podróżując komunikacją miejską w Warszawie byłam świadkiem rozmów o rozpadzie koalicji i nowych wyborach – wtedy były to gorące tematy. Słyszałam też komentarze na temat partii Samoobrona i na swój temat. Ludzie nie poznawali mnie w moim nowym wcieleniu, zatem komentowali bez skrępowania. Na ulicach kłaniałam się dawnym kolegom z partii czy rządu, ale i oni mnie nie
poznawali. To były naprawdę zabawne sytuacje. Nie obnosiłam się z moją przemianą, gdyż nie przywiązywałam do niej wagi. Realizowałam swoje marzenia, przebierałam w ciuchach, zmieniałam fryzury i kolory włosów. Eksperymentowałam, podglądając córkę i jej sposób ubierania, żeby wyglądać lepiej i młodziej. Już zapomniałam o tym, jak wyglądałam dawnej. Wyjechałam do Indii. Zajęłam się prowadzeniem biznesów i działalnością Indyjsko-Polskiej Izby Gospodarczej. Aż pewnego dnia, po trzech latach od mojej przemiany, gdy byłam w Bombaju, zadzwonił do mnie dziennikarz z Dzień Dobry TVN. Spytał, czy nie chciałabym udzielić wywiadu o Indiach. Wiedzieli o mojej działalności w Indyjsko-Polskiej Izbie Gospodarczej i zaproponowali rozmowę na Skype. Miałam zamiar wrócić do Polski na Święta Wielkanocne, więc zaproponowałam im, że osobiście stawię się w studiu TVN. Poszłam do studia na dzień przed nagraniem, żeby uzgodnić konkretny zakres tematyczny, gdyż o Indiach można opowiadać w nieskończoność. Gdy tylko weszłam do studia, dostrzegłam liczne zdumione spojrzenia. „Czy to pani?” – starali się upewnić redaktorzy. Zaczęli szeptać między sobą i w końcu z programu o Indiach zrobił się program o Annie Kalacie. Po prostu byli zaskoczeni moja przemianą, która dla mnie już dawno spowszedniała. Nie rozumiałam tej fascynacji, gdyż wtedy uważałam, że przecież każdy może zrzucić zbędne kilogramy. Dla mnie nie było to łatwe, ale też nie takie trudne. Jestem uparta i gdy sobie coś postanowię, muszę to zrealizować. Po tym programie zrobił się ogromny szum medialny wokół mojej osoby. Media zaczęły się mną interesować, zapraszać do różnych programów, pytać, jak to zrobiłam, jaka jest recepta, kto mnie zmienił, jaką miałam dietetyczkę, a jakiego stylistę czy wizażystę. Sprawdzali, czy przypadkiem nie przeszłam jakichś operacji plastycznych czy liposukcji. Do dzisiaj wiele osób nie wierzy, że
- 91 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
to wszystko zrobiłam sama, naturalnie, dzięki potędze serca, ducha, umysłu i wytrwałej pracy własnej. Pomyślałam wtedy, że może faktycznie moja przemiana jest czymś niezwykłym, skoro interesuje ona tylu ludzi. Może powinnam więcej o tym mówić? W windzie, na ulicy, w zupełnie przypadkowych miejscach zatrzymywały mnie najczęściej kobiety, które opowiadały, że je zainspirowałam, że dzięki mnie schudły tyle czy tyle kilogramów. Nawet w jednostce wojskowej zainspirowałam pewnego pana pułkownika, który schudł 20 kilogramów. Te wszystkie doświadczenia spowodowały, że postanowiłam uruchomić szkolenia i kursy motywujące ludzi do przewartościowania swojego życia. Początkowo pod nazwą Instytut Zmian, potem jako Akademia Anna Kalata. Nie uzurpuję sobie prawa bycia specjalistką od dietetyki, jogi, ajurwedy, coachingu czy wizażu. Moją wiedzę tworzyłam sama metodą prób i błędów, czytając wiele książek oraz myszkując po Internecie. Odnajdowałam się na nowo, kreując przy tym nową siebie. Teraz z chęcią służę radą i doświadczeniem. To był ciekawy okres w moim życiu, w którym musiałam zmienić się z polityka i ekonomisty w psychologa społecznego. Podczas tej działalności zauważyłam, że najważniejsze jest motywowanie ludzi do działania. Wielu chce coś osiągnąć, coś zmienić, lecz wydaje im się, że to samo się zrobi, albo obawiają się porażki i nie mają odwagi pójść w nowe. Najważniejsze, aby zrozumieli, że w życiu wszystko zależy od nich samych, od ich aktywności i motywacji. Proces zmian jakiegokolwiek obszaru w naszym życiu musimy zacząć już dziś, bo jutro zawsze pozostanie tylko jutrem. Obecnie jestem mniej aktywna w zakresie szkoleń; znów bardziej pochłonęły mnie Indie. Zostałam też prorektorem Lingwistycznej Szkoły Wyższej w Warszawie i jestem odpowiedzialna za sprawy międzynarodowe. W ramach wła-
snej firmy GLOBFACTOR Sp. z o.o. promuję nowe polskie technologie na rynku indyjskim, organizuję misje gospodarcze, spotkania B2B oraz świadczę usługi doradcze. Indie potrzebują nowoczesnych technologii, w różnych obszarach, od zielonej energii począwszy po elektryczne samochody czy środki komunikacji miejskiej. Realizuję również projekty w obszarze przemysłu ciężkiego, przetwórstwa żywności czy wsparcia produkcji rolnej. Wspieram wymianę handlową między Indiami a Polską. Moja działalność obejmuje także wsparcie firm indyjskich na polskim rynku, szczególnie w zakresie zakładania firm czy usług doradczych. Wykładam politykę społeczną w Wyższej Szkole Informatyki, Zarządzania i Administracji w Warszawie oraz prowadzę własną telewizję internetową Kalata TV, mogę więc śmiało powiedzieć, że naprawdę się nie nudzę. W życiu prywatnym jestem szczęśliwą mamą i babcią, lecz niestety nie mam dla rodziny zbyt dużo czasu. Mój syn jest adwokatem, a córka pracuje w administracji na uczelni wyższej w Warszawie. Moje dzieci wybrały inną drogę zawodową, realizują się w niej, a dla mnie najważniejsze jest, żeby były szczęśliwe. Na bazie doświadczeń własnej mamy wiedzą, że można w życiu wszystko zmienić, więc jeśli tego zapragną, to na pewno to zrobią. Całe życie zawodowe poświęciłam zdobywaniu doświadczenia w różnych dziedzinach i zawsze pracowałam z wielką pasją. W swoich działaniach ciągle jestem blisko ludzi i ich spraw. Gdy kobiety zadają mi pytania, jak zmienić swoje życie, odpowiadam im: „Bądźcie aktywne”. Dla mnie jest to słowo-klucz. Aktywność oznacza wychodzenie z domu i spotkania z ludźmi. Oznacza otwartość na nowe przyjaźnie, nową wiedzę i umiejętności. Podczas rozmów często padały takie słowa: „Jak ja mam się zmienić, kiedy nie mogę pojechać do Indii? Nie stać mnie na
- 92 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
taką podróż. Boję się chorób tropikalnych, mam małe dzieci. Czy to oznacza, że w moim życiu nic się nie zmieni?”. Moja odpowiedź brzmi: absolutnie nie! W życiu wszystko może nas zainspirować! Tylko powinniśmy dać sobie szansę, wyjść z domu, uśmiechnąć się do drugiego człowieka. Nie wszystko zrobimy klikając w telefon czy szperając po Internecie. Potrzebujemy po prostu kontaktu z drugim człowiekiem, rozmowy, zrozumienia i motywacji. Możemy pójść na konferencję, seminarium, poznać nowe za-
gadnienia oraz nowych ludzi. Jeśli kogoś zafascynują Indie, to w Polsce mamy już wiele ośrodków, które przybliżają nam indyjską kulturę, jogę czy tajniki ajurwedy. Wystarczy tylko być aktywnym. Świat bardzo szybko się zmienia, wiele zawodów zanika, powstają nowe. Musimy ciągle się uczyć, doskonalić, podróżować. Jeśli nie mamy jeszcze środków na zagraniczne wycieczki, wsiądźmy na rower i poznajmy własny kraj, bo nasza Polska jest taka cudowna – od Morza Bałtyckiego aż do Tatr. A Polki, oprócz tego,
- 93 -
że są piękne, myślę, że już dziś są wspaniałym przykładem aktywności. Nie zawsze chcą rywalizować z mężczyznami o stanowiska w korporacjach, ale mają odwagę otwierać własne firmy, odnoszą w nich sukcesy i pokazują, że po prostu je na to stać. Ciągle angażuję się w nowe projekty, robię coś nowego, uczę się, poznaję nowych ludzi, kocham z nimi być, realizuję wiele przedsięwzięć i wiem, że w życiu wszystko jest możliwe, tylko trzeba tego chcieć i wiedzieć, dokąd się zmierza.
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
„Przestań pragnąć zmiany, uczyń pierwszy krok, aby jej dokonać!” Susan Kim-Chomicka
SUSAN KIM CHOMICKA KANADA - USA - KOREA - CHINY - POLSKA
ACEE Consulting
- 94 -
- 95 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
Susan Kim-Chomicka
Z ziemi wszelkiej do Polski Kanada - USA - Korea - Chiny - Polska Urodziłam się w Korei Południowej, w Seulu, gdzie mieszkałam tylko trzy lata, gdyż moi rodzice przenieśli się na krótko do Japonii, a następnie do Wietnamu. Stamtąd – uciekając po raz kolejny przed komunizmem i wojną – moja rodzina wyemigrowała w 1969 r. na stałe do Kanady. Na studia pojechałam do Stanów Zjednoczonych i w 1985 r. ukończyłam Wydział Ekonomii na Smith College. Po studiach przeniosłam się do Nowego Jorku i podjęłam pracę w AEtna Life Insurance – jednej z największych wtedy firm ubezpieczeniowych w USA. Objęłam stanowisko menedżerskie w AEtna Capital Management, gdzie przez 8 lat zajmowałam się funduszami emerytalnymi, głównie dla japońskich korporacji, takich jak Mitsubishi czy Mitsui. Mój ojciec z kolei, wykształcony w USA inżynier, który pracował dla takich firm jak Shell Oil czy Syncrude, coraz więcej czasu poświęcał inwestowaniu w małe biznesy i nieruchomości. Wprawdzie miałam dobrą pensję, a życie w Nowym Jorku było bardzo ciekawe, ale z czasem i ja pomyślałam: „Może zamiast spędzać młode lata w korporacji, mogłabym rozwijać rodzinną firmę?”. Szybko podjęłam decyzję i wróciłam do Calgary, gdzie zaczęłam rozwijać rodzinną sieć restau-
racji w systemie franczyzy Dairy Queen. Zaczęliśmy od dwóch lokali, a dochód z nich był na tyle dobry, że dawał szansę na rozszerzenie działalności, więc każdego roku otwierałam kolejną restaurację lub kupowałam już istniejącą. W ten sposób działałam przez 9 lat dochodząc do liczby 12 restauracji, z których siedem było całkowicie założonych i zbudowanych przeze mnie, pozostałe zaś zostały kupione i przekształcone. Rozbudowa sieci restauracji w oparciu o franczyzę jest o tyle łatwiejsza, że ich działalność oparta jest tym samym modelu funkcjonowania: restauracje posiadają to samo menu i ceny. Niestety, franczyza Dairy Queen nie oferowała dobrej struktury zarządzania większą ilością lokali przez jednego właściciela. Bardzo często sieć restauracji rozwijała się do poziomu kilku restauracji i nie mogła go przekroczyć, gdyż brakowało kolejnych członków rodziny, którzy mogliby je prowadzić. Nie mając oparcia w systemie Dairy Queen, musiałam zatem samodzielnie stworzyć strukturę, która pozwoliłaby skutecznie zarządzać 12 restauracjami. Przydało się tu moje ośmioletnie doświadczenie w dużej firmie. Mój nowy typ zarządzania, pozwalający na zbudowanie największej w Kanadzie sieci Dairy Queen należącej do jednego właścicie-
- 97 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
la, obejmował m.in. system kontroli operacji, obrotu gotówką, inwentarza, trening zarządzania dla menedżerów i planowanie nie na poziomie jednej restauracji, ale całej grupy. Dla mnie osobiście bardzo ważnym powodem do satysfakcji był nie tylko systematyczny wzrost firmy czy wysokie oceny ze strony klientów, ale także partnerskie relacje, jakie udało mi się stworzyć z grupą ponad 350 naszych pracowników. Bardzo ważne dla mnie było to, aby nasi pracownicy byli doceniani i dobrze wynagradzani. W restauracjach typu fast food rotacje pracownicze potrafią sięgać nawet 300% w skali roku, ale u nas były bardzo małe, ponieważ ludzie byli zadowoleni z naszych warunków pracy. Taki sposób traktowania personelu był rezultatem wyniesionej z domu filozofii życia i wiary, które nakazują dzielić się owocami swoich sukcesów z tymi, którzy się do nich przyczyniają. Ten okres życia w Calgary był dla mnie niezwykle intensywny, gdyż ogromne, codzienne zaangażowanie w rozwój firmy starałam łączyć
się z normalnym życiem rodzinnym i wychowywaniem dwójki wspaniałych dzieci – Aleksandry i Mateusza. Biegając pomiędzy restauracjami i urzędami gotowałam obiady, zabierałam dzieci na zajęcia pozaszkolne, jeździłam z nimi na zawody i zajęcia sportowe. Całą rodziną chodziliśmy do muzeów, na koncerty, jeździliśmy na wycieczki czy urlopy. Dziś zastanawiam się, jak znajdowałam na to wszystko czas i siły, a na dodatek nie narzekałam na przemęczenie i trudny los. Biznes rozwinął się do tego poziomu, że zaczął przynosić poważne dochody, a potwierdzona w praktyce skuteczność stworzonego przeze mnie systemu zarządzania otwierała perspektywy jego dalszego, systematycznego wzrostu. W tym czasie mój mąż – Amerykanin koreańskiego pochodzenia, który pracował w oddziale Deloitte w Calgary – otrzymał propozycję awansu i pracy na wyższym stanowisku, ale w oddziale firmy w Seulu. Uważał, że nasz pobyt w Calgary był poświęcony mojej karierze,
- 98 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
więc teraz nadeszła jego kolej. Stanęłam przed bardzo trudną decyzją, ponieważ wyjazd do Korei oznaczał porzucenie świetnie rozwijającej się firmy, sprzedaż domu i drastyczną zmianę dla dzieci mających wtedy 6 i 12 lat. Ostatecznie zdecydowałam się na wyjazd uważając, że jako rodzina byliśmy partnerami i że w życiu trzeba zachować równowagę pomiędzy pracą a rodziną, dając tej ostatniej priorytet. Zostawiłam zarządzanie firmą mojemu bratu, który porzucił szybko rozwijającą się karierę w Yahoo i przyjechał do Calgary z Kalifornii. Jednak przyjazd z dziećmi w ślad za mężem do Seulu przybrał nieoczekiwany obrót, gdyż w ciągu kilku miesięcy doszło do naszego rozwodu. Nagle znalazłam się w zupełnie nieoczekiwanej sytuacji życiowej – trafiłam do kraju, w którym się urodziłam, ale którego nie znałam; byłam rozwiedziona, miałam 40 lat, dwoje dzieci pod opieką, nie miałam pracy, życiowych planów i celów. Za mną pozostały moje osiągnięcia, porzucony biznes i kariera. Nigdy nie planowałam osiedlić się na stałe w Korei, ale nie mogłam stąd wyjechać, bo dzieci od kilku miesięcy chodziły już do szkoły. Nie należę jednak do gatunku kobiet, które w takiej sytuacji kładą się do łóżka i płaczą. Zdecydowałam, że zostanę z dziećmi przez kilka miesięcy do zakończenia roku szkolnego i w tym czasie zastanowię się spokojnie, jak ma wyglądać
moje dalsze życie. Jedno było pewne: nie chciałam zostać w Korei i planowałam wrócić do Kanady. Byłam wtedy przekonana, że już nigdy nie założę rodziny, ale perspektywa bycia samotną wcale mnie nie przerażała. Tymczasem trzy tygodnie po otrzymaniu dokumentów rozwodowych spotkałam mojego obecnego męża, który jest Polakiem. Tadeusz był polskim ambasadorem w Republice Korei i od samego początku naszej znajomości ujął mnie swoją
- 99 -
szarmanckością. Już po kilku spotkaniach zaczął intensywnie zabiegać o moje względy, tak że czułam się wręcz osaczona jego zalotami. Muszę powiedzieć, że polscy mężczyźni mają to do siebie, że potrafią kobietę zdobywać. Nasza coraz bardziej intensywna znajomość trwała półtora roku i skończyła się ślubem w Polsce. Potem wróciliśmy do Korei i spędziliśmy w niej jeszcze rok. Podczas pobytu męża na placówce otrzymałam polskie obywatelstwo. Następ-
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
„Jakże cudowne jest to, że nie trzeba czekać ani chwili, aby zacząć czynić świat lepszym już teraz”. - Anne Frank nie wróciliśmy do Warszawy, ja już jako Polka. W Polsce moje dzieci musiały przyzwyczaić się do nowego kraju, nowej szkoły, a ja starałam się nauczyć polskiego języka, polskiej historii i kultury, polskiej kuchni i polskiego stylu życia. To wszystko pochłaniało wiele mojego czasu i uwagi, ale wciąż brakowało mi życia zawodowego. Całe dorosłe życie pracowałam i w nowym kraju też nie chciałam być jedynie żoną polskiego dyplomaty, który za kilka lat – choć nie wiadomo kiedy dokładnie – wyjedzie na kolejną placówkę. Postanowiłam założyć biznes w Polsce. Tylko pytanie: jaki? Może produkować jakieś ładne, użyteczne i polskie w charakterze upominki? Turyści przyjeżdżający do Polski i szukający pamiątek nawiązujących jednoznacznie na naszego kraju mieli do wyboru bardzo piękną, bursztynową biżuterię, ciekawe i piękne wyroby sztuki ludowej z Cepelii albo szereg raczej kiczowatych – często plastikowych – produktów z wytłoczonym napisem „Polska” lub doklejonym złotym orłem w koronie. Chciałam stworzyć linię produktów niezbyt drogich, ładnie zaprojektowanych, funkcjonalnych i z polskim charakterem. Od czego jednak zacząć? Z przeszłości przypomniał mi się pewien wyrób, który wy-
dał się odpowiedni, zwłaszcza, że miał być przeznaczony dla kobiet – wieszak na torebki. Zaczęłam przeszukiwać polskie sklepy i nie spotkałam niczego podobnego. „To będzie mój pierwszy produkt, a w nim będzie zawarty polski motyw” – zdecydowałam. Musiałam zabrać się ostro do pracy, gdyż zbliżało się Boże Narodzenie – najlepszy czas na promocję i sprzedaż nowego produktu. We wrześniu bardzo szybko zarejestrowałam moją firmę. Zgłosiłam się do Akademii Sztuk Pięknych, gdzie jeden z profesorów polecił mi utalentowaną studentkę ostatniego roku studiów. Opracowałyśmy projekty wykorzystujące tradycyjne motywy sztuki ludowej, ale wpisujące się w nowoczesne wzornictwo. Rozpoczęłam poszukiwanie producentów na rynku polskim i europejskim, ale nie udało mi się ich znaleźć. Wszystkie podobne tego typu produkty były wytwarzane w Chinach. W chińskim Internecie wyszukałam wiele firm, które mogły stać się moim producentem, ale żeby wybrać najlepszą, musiałam przeprowadzić bardzo dociekliwe badania, sprawdzające jakość wykonania oferowanych wyrobów, sposób dostaw i płatności, a przede wszystkim opinie odbiorców. Współpraca z Chinami i prze- 100 -
mysł pamiątkarski – te dziedziny były dla mnie zupełnie nowe. Miałam doświadczenie na rynkach inwestycyjnych w Nowym Jorku, w biznesie sieci restauracyjnych, w zarządzaniu nieruchomościami, a nawet prowadzeniu stacji benzynowej, ale nigdy nie miałam do czynienia z branżą pamiątkarską, a po raz pierwszy zajęłam się projektowaniem i wypuszczeniem na rynek nowego produktu, dlatego tak istotne było znalezienie dobrego wytwórcy. W tym czasie musiałam podjąć decyzję, czy chcę sprzedawać pojedynczy produkt, czy moim zamierzeniem będzie stworzenie całej linii. Nie chciałam, żeby był to wyłącznie prosty towar, ale coś więcej, coś co będzie moją marką i zapoczątkuje serię innych wyrobów. Zdecydowałam, że chcę stworzyć własną markę, więc z moimi projektantami utworzyliśmy logo, zarejestrowaliśmy nową linię wyrobów, wyprodukowaliśmy specjalne opakowania i pudełka przeznaczone na wysyłkę, wydrukowaliśmy materiały marketingowe, takie jak ulotki, broszury i plakaty pełne pięknych zdjęć zrobionych przez profesjonalnych fotografów i stworzyliśmy stronę internetową. Planowałam nie tylko handel detaliczny poprzez wybrane sklepy, ale również
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
- 101 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
sprzedaż hurtową. Pierwszy test mojego produktu miał miejsce podczas wizyty w galerii handlowej Złote Tarasy w Warszawie, w której chciałam wynająć przedświąteczne stoisko. Przyniosłam ze sobą materiały reklamowe i przykładowy produkt. Wtedy nie wiedziałam, że wcale nie jest łatwo być zaakceptowanym przez Złote Tarasy i że komisja jest bardzo selektywna. Mój wieszak jednak bardzo się
podobał i zostałam przyjęta. Pierwszy sukces za mną, ale wynajęcie stoiska było ryzykowne, gdyż opłata za nie była dość wysoka. Moim celem było oczywiście sprzedanie produktu, ale chciałam również przeprowadzić ocenę rynku – sprawdzić, które wzory okażą się najbardziej popularne i czy ceny nie będą za wysokie. Świetną okazją na wstępne testy było uczestnictwo w bazarach świątecznych, więc za- 102 -
pisałam się na kilka, między innymi w amerykańskiej szkole. 27 listopada planowałam wystąpić z moim produktem na pierwszym świątecznym bazarze, a 1 grudnia chciałam otworzyć stoisko w Złotych Tarasach. Zamówiony towar miał dotrzeć na dwa dni przed pierwszym bazarem! Cały tydzień był bardzo stresujący. Co się stanie, jeśli przesyłka nie nadejdzie? Na szczęście dotarła na czas
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
i już pierwszego dnia wiedziałam, że odniosłam sukces, gdyż na tak małych targach sprzedałam 60 wieszaków. Otworzyłam stoisko w Złotych Tarasach i przez pierwszy tydzień mój produkt sprzedawał się bardzo dobrze. Pewnego dnia do mojego stoiska zawitał właściciel dużej firmy farmaceutycznej, obejrzał produkt i zamówił 2 tysiące wieszaków na korporacyjne prezenty dla swoich pracownic i klientek. Złapałam się za głowę – jeśli oddam mu dwa tysiące, to nie będę miała dość towaru, żeby zapewnić ciągłość sprzedaży w Złotych Tarasach! Zaoferowałam mu 1500 zawieszek od ręki i udało mi się sprowadzić kolejnych 1500 w przedświątecznym tygodniu. To był naprawdę wariacki miesiąc, ale wszystko poszło bardzo dobrze i sprzedałam prawie cały towar. Moja firma nabrała rozpędu i po świętach Złote Tarasy zaproponowały mi założenie stałego stoiska. Zgodziłam się i zdecydowałam, że będzie to głównie mój punkt wystawowy i nawet jeśli nie będę na nim zarabiać, to sprzedaż pokryje wynajęcie miejsca i pensje ekspedientów. Najważniejsze było dla mnie, że w ten sposób mogłam zostać zauważona. Moje oczekiwania się sprawdziły i wkrótce następne stoisko otworzyłam w Arkadii, największej polskiej galerii handlowej. Drugie stoisko działało również jako dystrybutor hurtowy i oprócz sprzedaży w całej Polsce uruchomiliśmy dostawy dla klientów zagranicznych, do Niemiec, Holandii i Szwecji. Był to dla mnie bardzo ekscytujący i niezmiernie pracowity okres. Wszystko szło w dobrym kierunku, miałam opracowane plany na przyszłość, zaczęłam wprowadzać na rynek kolejny produkt, pojawiali się nowi odbiorcy krajowi i zagraniczni, a mój pomysł praktycznych upominków zaprojektowanych z designerskim wykorzystaniem wzorów ludowych zebrał pochlebne oceny w prasie, magazynach modowych czy w radio. Tymczasem mój mąż dostał nominację na
ambasadora RP w Chinach i w Mongolii, czekał nas zatem wkrótce kolejny wyjazd. Musiałam zdecydować, czy mam zamknąć biznes, czy go sprzedać, czy też starać się prowadzić go na odległość. Żal mi było zrezygnować z działalności, postanowiłam więc nie zamykać firmy i zatrudniłam zdolną menadżerkę, która miała doświadczenie w handlu, gdyż prowadziła własny punkt z biżuterią, a ponadto pracowała wcześniej w dziale marketingu dużej firmy. Chociaż bieżące zarządzanie firmą było w dobrych rękach, to jednak nie byłam w stanie poświęcić dość czasu i uwagi rozwijaniu linii nowych produktów z Pekinu i po jakimś czasie zamknęłam firmę. Był to wprawdzie najmniejszy interes, jaki prowadziłam, ale dawał mi najwięcej radości i satysfakcji. Jesienią 2009 r. znalazłam się w Chinach jako żona polskiego ambasadora. W polskim systemie służby zagranicznej współmałżonek ambasadora w zasadzie nie może podejmować pracy zawodowej. Nie ma też jasno określonych zadań w roli współmałżonka – stopień i zakres aktywności są głównie jej czy jego osobistą decyzją, a zatem życie partnerów życiowych szefów placówek różni się dość znacznie pomiędzy konkretnymi przypadkami. Podczas czterech lat pobytu w Polsce zdążyłam dość dobrze poznać ten kraj, jego trudną historię, bogatą kulturą, a także dynamiczny wzrost i jego ogromny potencjał. Polacy okazali się dla mnie wielce pomocni, otwarci i z wieloma z nich szczerze się zaprzyjaźniłam. Byłam dumna z bycia Polką i w Chinach chciałam nie tylko pomagać mężowi jako gospodyni kolacji i recepcji w ambasadzie, ale aktywnie włączyć się w promocję mojego nowego kraju, wykorzystując moje doświadczenie i energię. Bycie żoną polskiego ambasadora daje możliwości spotykania ciekawych ludzi z różnych środowisk, wkrótce więc miałam już swoją sieć kontaktów. Dzięki temu zaczęłam np. funkcjonować w chińskich mediach, promując pol-
- 103 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
skie osiągnięcia gospodarcze, polską kulturę czy też sztukę… kulinarną. Byłam zapraszana na spotkania grup chińskich kobiet biznesu i organizowałam spotkania w ramach Beijing International Society. Pomagałam organizować i promować pokazy polskiej mody i designu. Ale chyba najwięcej osobistej satysfakcji sprawiło mi połączenie promocji Polski z działalnością charytatywną. Już w szkole średniej bardzo udzielałam się w różnych akcjach pomocy ludziom jako darmowy korepetytor dla dzieci z ubogich rodzin; również w college’u, gdy byłam tzw. „starszą siostrą” dla uczniów potrzebujących pomocy w nauce. Pracowałam również w Rape Crisis Center (centrum udzielania pomocy ofiarom gwałtów). Prowadząc sieć restauracji w Calgary zawsze wspieraliśmy jadłodajnie dla bezdomnych. Rodzice wychowali mnie w duchu pomagania innym, wielokrotnie powtarzając: „jeśli dostałaś od losu dużo możliwości i korzyści, powinnaś to choć częściowo zwrócić społeczeństwu”. Taka okazja nadarzyła się również w Chinach. Co roku chińskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych organizuje bazar charytatywny, w którym biorą udział prawie wszystkie ambasady. Chciałam, aby Polska nie tylko włączyła się do tej akcji, ale aby wzięła w niej udział w wyjątkowy sposób. Moim zdaniem przedsiębiorczość nie polega tylko
na zarabianiu pieniędzy. Jest związana również z badaniem rynku, sprawdzaniem jego potrzeb oraz tego, jak można im sprostać w oryginalny sposób. Podobnie można podejść do akcji charytatywnych. Zazwyczaj na taki bazar ambasady przynoszą jedzenie, własne wypieki, a czasem różne firmy czy instytucje dają swoje produkty (najczęściej lokalne rzemiosło i pamiątki), które są wystawione na sprzedaż. Ja wytyczyłam sobie dwa cele: pierwszy – zbiórka pieniędzy dla potrzebujących, a drugi – promocja polskich produktów. Do tej pory polski eksport do Chin składał się z miedzi czy maszyn górniczych, a ja chciałam pokazać, że Polska ma piękne i ekskluzywne wyroby. Od razu pomyślałam, że właśnie bursztynowa biżuteria może być moim wymarzonym produktem promocyjnym. Skontaktowałam się z jednymi z największych w Polsce wytwórców biżuterii (Kruk i S&A), opowiedziałam im o moim projekcie i zaproponowałam następujący układ: „Sprzedajcie mi biżuterią za najniższą cenę hurtową, pozwólcie mi zapłacić za nią po bazarze oraz wyraźcie zgodę, że będę mogła wysłać z powrotem to, czego nie sprzedam”. Zamówiłam biżuterię, bazar poszedł świetnie, biżuteria bardzo się podobała i sprzedaliśmy prawie wszystko. Zwróciłam pieniądze polskim firmom po ustalonej cenie, a całą - 104 -
nadwyżkę w imieniu polskiej ambasady przekazaliśmy na cele charytatywne – z wynikiem 25 tys. juanów byliśmy wśród czterech największych ofiarodawców. Rok później zaryzykowałam: kupiłam dużo więcej biżuterii za własne pieniądze i polska dotacja powiększyła się trzykrotnie, dając nam pierwsze miejsce pośród wszystkich placówek. W kolejnych latach, dzięki pracy grupy wolontariuszy i wsparciu kolejnych polskich firm (Bożena Batycka, Dr Eris, Inglot), nasze dotacje stale się powiększały i w ostatnim roku mojego pobytu w Chinach osiągnęły 320 tys. juanów, co stanowiło ponad 10 % wszystkich pieniędzy zebranych przez 93 ambasady. Informacje na ten temat pojawiły się w chińskich mediach. Był to wielki sukces promocyjny łączący akcję charytatywną z promocją polskiego bursztynu. Z czasem zorganizowaliśmy samodzielnie, jako polska ambasada, kilka odrębnych akcji charytatywnych promujących polski bursztyn. Zebrany przez nas w ciągu 5 lat ponad milion juanów został przeznaczony na różne cele – między innymi na akcję usuwania katarakty u starszych Chińczyków. Przychodnia z odpowiednim personelem została zainstalowana w pociągu, który przejeżdżał przez całe Chiny, docierając do małych miast i wsi. Część funduszy została też przeznaczona na poprawienie jakości wody w chińskich miastach.
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
Po sześciu latach pobytu w Chinach wróciłam wraz z mężem do Polski. I znów stanęło przede mną pytanie: co dalej robić zawodowo? Dzięki zdobytym doświadczeniom zaczęłam prowadzić konsultacje w zakresie współpracy gospodarczej między Polską i Chinami. Szukam chińskich przedsiębiorców, którzy chcą zainwestować w Polsce, lub polskich firm, które chcą prowadzić działalność w Chinach. Jestem bardzo selektywna, jeśli chodzi o projekty i nie rzucam się na wszystko jako pośrednik tylko po to, żeby zarobić jakiś drobny procent. Jeśli jednak zauważę ciekawy i pożyteczny projekt z dużym potencjałem, sama angażuję się w każdy etap. Podczas tej działalności spotkałam Adama Hańderka, który opracował technologię przeróbki odpadów plastiku na paliwa płynne. Jest to pierwsza na świecie technologia, która produkuje tak
wysokiej jakości ropę (spełniającą normy Unii Europejskiej) w niskim ciśnieniu atmosferycznym. Ta technologia jest naprawdę bardzo innowacyjna. Ponieważ zawsze podejmowałam się działań, w które wierzę, i które mogą służyć ludziom i środowisku, zainwestowałam w ten projekt swoje pieniądze i weszłam w skład zarządu firmy, której członkowie są specjalistami w dziedzinie chemii i zajmują się całością procesu technologicznego. Podjęłam się zadania opracowania planu komercjalizacji technologii i biznesowego rozwoju firmy. Gdy dziś podsumowuję moje dotychczasowe życie i wszystkie moje poczynania zawodowe oraz społeczne, przypomina mi się mój ojciec, który każdego roku zadawał mnie i mojemu rodzeństwu dość nietypowe pytania. Szczególnie zapadły mi w pamięć dwa z nich. Pierwsze
- 105 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
brzmiało: „Kto jest twoim bohaterem?”. Zanim udzieliliśmy ojcu odpowiedzi, kazał nam czytać różne biografie wielkich ludzi i dobrze się zastanowić, kogo tak naprawdę podziwiamy i za co. W ten sposób moimi bohaterami stali się: Matka Teresa, Martin Luther King, Ghandi, Albert Schweitzer, czyli ludzie, którzy dali coś światu. Dlatego bardzo ważne jest dla mnie to, aby coś dawać z siebie innym. Nawet zajmując się moimi biznesami, staram się o tym pamiętać. Gdy prowadziłam restauracje, było dla mnie ważne, jak traktowałam moich pracowników. Zachęcałam ich do pięcia się wyżej. Byli wśród nich tacy, którzy zaczęli pracować dla mnie w wieku 16 lat na pół etatu, a gdy kończyli 23 lata, byli już menadżerami i zarabiali 60 tysięcy dolarów rocznie (20 lat temu), a były to osoby, które zaledwie ukończyły szkoły średnie. Drugie pytanie zadawane przez ojca było bardziej zaskakujące: „Co byś chciała zostawić światu po swojej śmierci?”. Miałam wtedy 17 lat i moje myśli były zajęte głównie planami związanymi z wyborem college’u czy kierunku studiów. Myśli o śmierci i zostawieniu czegoś po sobie były dla mnie zupełnie abstrakcyjne. Gdy po otrzymaniu dyplomu z ekonomii zaczęłam pracę, coraz częściej zaczęłam powracać do pytania taty. Obecnie często zastanawiam się, co jest rzeczywistą miarą sukcesu i dochodzę do wniosku, że jest nią to, „co zostawimy po sobie po śmierci”. Projekt, w który obecnie całkowicie się zaangażowałam, ma właśnie taką naturę – może zmienić „oblicze tego świata”. Dziś nie tylko lądy, ale nawet oceany są ogromnym śmietniskiem, a nasz projekt recyklingu plastiku może w dużym stopniu ten problem rozwiązać. W Europie wywożenie plastiku na śmietniska jest już zakazane, dlatego jest on eksportowany poza kontynent lub spalany. Za spalanie trzeba dużo zapłacić, dlatego taniej go wyeksportować i zapłacić za jego przyjęcie. Jednak bardzo często
plastik jest po prostu wyrzucany na wysypiska lub do oceanów, które stały się jednym wielkim śmietniskiem i ten problem będzie narastać, jeśli nie znajdziemy sposobu przerabiania tego tworzywa. Nasza firma wierzy, że coś takiego jak odpady nie powinno praktycznie istnieć. Prawie wszystko można ponownie wykorzystać i przetworzyć na inne źródła energii lub surowce wtórne. Nasza technologia jest już potwierdzona licznymi badaniami i testami, a obecnie pracujemy nad jej implementacją w skali przemysłowej. Kocham ten projekt, gdyż ma tak duże znaczenie dla ludzi i naszego środowiska. Ważnym mottem w moim życiu jest: „Zobacz swoje cele i działaj”. O ile mój ojciec nauczył mnie patrzeć wyżej i dalej, inspirował mnie do większych zamierzeń, to moja matka dała mi przykład odwagi, siły i wytrwałości w codziennych działaniach. Zmieniając kolejne kraje i miejsca zamieszkania, musiała za każdym razem nie tylko organizować rodzinne życie, ale prowadzić i rozwijać kolejne drobne interesy, które zakładał ojciec. Zmagała się przy tym z barierami językowymi i kulturowymi, a czasem rasistowskimi uprzedzeniami. Na co dzień była twardą kobietą interesu, ale działała z wdziękiem, który ujmował wszystkich wokół. Z czasem zdałam sobie sprawę, że mama była zaprawą wiążącą kolejne cegły, które dokładał ojciec. Zauważyłam, że kobiety, bardziej niż mężczyźni, obawiają się ryzyka. Często zbyt szczegółowo analizujemy nasze zamierzenia, bojąc się popełnić błąd. Tymczasem błędy i potknięcia są nam potrzebne, gdyż tylko w ten sposób się uczymy. Panuje przekonanie, że w Polsce bardzo trudno jest założyć i prowadzić biznes. Moje doświadczenia jednak tego nie potwierdzają. Gdy przyjechałam do Polski, mój język był na bardzo podstawowym poziomie. Żeby zarejestrować swoją firmę, musiałam pójść do trzech urzędów: skarbowego, statystycznego, dzielnicowego i do banku. Początkowo chciałam, żeby
- 106 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
pomógł mi mąż, ale ostatecznie postanowiłam to zrobić sama. Gdy poszłam do urzędu statystycznego, wzięłam formularz (w tym czasie nie mogłam go ściągnąć z Internetu), spojrzałam na niego i z wyjątkiem pytania o nazwisko i adres niczego więcej nie zrozumiałam. Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam młodą kobietę. „Przepraszam panią, czy pani może mi pomóc?” – odezwałam się po polsku. Miła pani zgodziła się, a gdy utknęłyśmy na jednym pytaniu, podszedł do nas jakiś pan i nam je wyjaśnił. W końcu doszliśmy do ostatniego pytania i na moje „Co to jest?” ani pani, ani pan nie potrafi-
li odpowiedzieć i skierowali mnie do okienka. W okienku urzędniczka stwierdziła, że też nie wie, jak mi to pytanie wyjaśnić, ale w końcu po namyśle powiedziała: „To jest to, co pani chce robić”. W ten sposób wypełniałam wszystkie formularze. Jeśli kiepsko mówiąca po polsku Koreanka mogła w Polsce sama założyć firmę, a potem ją z sukcesem prowadzić, to każda Polka może to zrobić. Trzeba tylko sprecyzować swoje cele i zacząć działać, zamiast martwić się i myśleć o porażkach!
- 107 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
„Do wszystkiego, co czynisz, potrzeba Ci odwagi. Jakikolwiek kurs obierzesz, zawsze znajdzie się ktoś, kto Ci powie, że idziesz w złym kierunku, zawsze pojawi się pokusa myślenia, że Twoi krytycy mają rację. By nakreślić kurs działania i zrealizować go do końca, potrzeba Ci odwagi żołnierza. Również czas pokoju posiada swe zwycięstwa, ale mogą ich zakosztować tylko ludzie odważni”. R.W. Emerson
SYLWIA MOKRYSZ POLSKA
Prokurent MOKATE S.A. www.mokate.com.pl
- 108 -
- 109 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
Sylwia Mokrysz
Mokate SA – Polska firma rodzinna Polska Biznesowa historia mojej rodziny zaczęła się ponad 100 lat temu. Wtedy to Josef Mokryš, brat mojego pradziadka, uruchomił pierwszy sklep, w ofercie którego znalazła się między innymi kawa i herbata. Sam Josef był postacią niezwykle barwną: działał aktywnie na rzecz lokalnej społeczności, wspierał szkolnictwo, organizował warsztaty rzemieślnicze dla kobiet. Przez wiele lat był także komendantem straży pożarnej. Działalność prowadził wraz z bratem Aloisem - moim pradziadkiem. Wszystko to miało miejsce przed pierwszą wojną światową. Granice państw wyglądały zupełnie inaczej niż dzisiaj. Sklep Mokryšów znajdował się w miejscowości Dobra, leżącej wtedy w obrębie granic Cesarstwa Austro-Węgierskiego. Również w granicach Cesarstwa, w niedalekim sąsiedztwie Dobrej, ale już na ziemiach polskich, leżała miejscowość Goleszów. Rozwój tamtejszej cegielni sprawił, że bracia wpadli na pomysł rozszerzenia swojej działalności. Kolejny sklep, który otworzyli w Goleszowie, był już własnością Aloisa. Współpracując ze sobą, bracia mogli nie tylko oferować produkty po konkurencyjnej cenie, ale i sukcesywnie zwiększać asortyment. Dryg do interesów przekazali w genach, bo kolejne pokolenia kontynuowały rodzinny biznes, dołączając do niego restaurację
i betoniarnię. Przedsiębiorstwo prowadzili kolejno dziadek Rudolf, a później dołączył do niego mój tata, Kazimierz. Pod koniec lat 90-tych minionego stulecia firma „Mokrysz”, działając prężnie w branży spożywczej, zatrudniała kilkadziesiąt osób. Końcówka lat 90. w Polsce była okresem transformacji polityczno-gospodarczych. Nagle wszystko zaczęło dziać się dużo szybciej, intensywniej. Przepisy zmieniały się z tygodnia na tydzień, a czasami z dnia na dzień. Dla nas był to również ważny czas z innego powodu. Stery w firmie przejęła moja mama, Teresa Mokrysz. Dla nikogo nie było to zaskoczeniem. Mama, pomimo pracy zawodowej, cały czas wspierała tatę w prowadzeniu rodzinnej firmy. Razem z bratem byliśmy już w takim wieku, że nie wymagaliśmy ciągłej opieki. Poza tym wszystkie okoliczności, zarówno rodzinne, jak i gospodarcze, wytworzyły na tyle przyjazną atmosferę, aby mama mogła rozwinąć skrzydła w biznesie. Zwłaszcza tata mocno wierzył w jej talent i intuicję. Rodzice już wtedy angażowali nas w sprawy firmy. Nie pod presją, ale na zasadzie wspólnych narad i rozmów. Podczas jednej z nich zrodził się pomysł, by zmienić nazwę firmy. Pamiętam, jak siedzieliśmy nad kartkami papieru z różnymi propozycjami. W końcu wy-
- 111 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
„Życie jest ciągiem doświadczeń, z których każde czyni nas silniejszymi, mimo, że czasem trudno nam to sobie uświadomić”. - Henry Ford
łoniła się nazwa Mokate: MOkrysz-KAzimierz-TEresa. Była idealna, dźwięczna i łatwa do zapamiętania. A przy tym mocno związana z naszą rodziną. Był to zaledwie początek zmian. Największa związana była z profilem działalności. Jako jedni z pierwszych wprowadziliśmy na rynek najpierw śmietankę w proszku, a następnie cappuccino. W tamtym czasie były to absolutne rynkowe nowości, początkowo dodawane do innych sprzedawanych przez Mokate produktów. Szybko jednak okazało się, że to za mało. Nadszedł trudny czas, gdyż po początkowym entuzjazmie sprawy przybrały mniej korzystny
dla nas obrót. Mama, właściwym sobie zwyczajem, nie zamierzała się jednak poddawać. Postawiła wszystko na jedną kartę i angażując większość rodzinnych oszczędności zleciła kampanię telewizyjną. Jak się wkrótce okazało, był to milowy krok w rozwoju firmy. Niemal z dnia na dzień rosły zamówienia, a pod bramą ustawiały się kolejki samochodów dostawczych, chcących odebrać towar. Mokate Cappuccino stało się rynkowym przebojem. Dla mnie była to pierwsza poważna lekcja biznesu. Podglądanie na żywo, jak rodzice radzą sobie w kryzysowej sytuacji, jak poszukują rozwiązań i jak wprowadzają je w życie, okazało się
- 112 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
całe Mokate kilka lat wcześniej. Marka Mokate Cappuccino miała już stabilną, wysoką pozycję na rynku. W 2001 roku w Żorach powstał kolejny zakład produkcyjny. Intensywny rozwój przekładał się również na technologie, asortyment i międzynarodową ekspansję. W Ustroniu i w Żorach wyrosły nowoczesne wieże rozpyłowe, dzięki którym zupełnie uniezależniliśmy się od zagranicznych dostawców komponentów. W tym okresie byłam już pełnoprawnym pracownikiem Mokate. Przez długi czas zajmowałam się marketingiem i reklamą. Prowadziłam agencję reklamową „Sylwia”, która odpowiadała za całość działań promocyjnych firmy. Mając świadomość, jak ważna jest znajomość rynku, blisko współpracowałam z naszymi siłami sprzedaży. Udało się nam wypracować sprawnie działający system komunikacji, który pozwalał szybko reagować na bieżącą sytuację na rynku. To również był efekt obserwowania rodziców. Widziałam, jak ważne są dla nich relacje międzyludzkie, kooperacja i zaufanie wśród załogi.
jednym z tych momentów, kiedy pomyślałam, że swoją przyszłość również zwiążę z Mokate. Stopniowo włączałam się w życie firmy. Moja pasja do języków obcych sprawiła, że coraz częściej powierzano mi tłumaczenia i prowadzenie zagranicznej korespondencji. Tymczasem, zgodnie z rodzinną filozofią, zyski naszego pierwszego sukcesu zainwestowaliśmy w dalszy rozwój firmy. Rodzice coraz poważniej myśleli o tym, by zacząć produkować własne cappuccino. Pozwoliłoby to nie tylko na niezależny od zewnętrznych dostawców rozwój, ale i wytyczanie własnych trendów rynkowych. I tak, w 1995 roku, Mokate uruchomiło duży i nowoczesny zakład produkcyjny. Zaledwie 3 lata później niezbędna okazała się dalsza rozbudowa – powstały kolejne hale i potężne magazyny. Produkcja szła pełna parą, zwiększał się asortyment, a nasze produkty trafiały już na rynki zagraniczne. Same tylko laboratoria, w których opracowywane były nowe receptury, zajmowały powierzchnię większą niż - 113 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
I tak też budowałam zespół, by składał się nie tylko z fachowców, ale i ludzi, którzy potrafią ze sobą współpracować niezależnie od okoliczności. Świadomość tego, jak ogromne znaczenie ma silny zespół, pozostała mi do dzisiaj. Po latach widzę, że była i jest jednym z kluczowych czynników pozwalających odnieść sukces. Zarówno dla firmy, jak i dla mnie dużym przełomem okazał się nowy sektor rynku, w który Mokate weszło jesienią 2002 roku. Po przejęciu dużego producenta herbaty, znanej polskiej firmy Consumer, do wachlarza produktowego dołączyliśmy herbaty. Był to zupełnie inny produkt, konsument i filozofia działania niż te, które znaliśmy z doświadczeń w branży kawowej. Nie mieliśmy jednak czasu na zastanawianie się, co robić. Trzeba było płynnie wprowadzić produkty herbaciane do oferty Mokate. Nadać im nowy, spójny z wizją firmy wizerunek. Nadzór nad nowopowstałym działem trafił w moje ręce. Nie ukrywam, że początkowo miałam obawy – nie znałam produktu, nie widziałam, jakie daje możliwości. Całe jego bogactwo odkryłam podczas szkolenia w londyńskim domu herbaty Thompson Lloyd & Ewart. Poznałam tam pasjonatów, ludzi, którzy o herbacie wiedzą niemal wszystko. Zarazili mnie nie tylko swoją pasją, ale i chęcią odkrywania coraz to nowych możliwości. Ten entuzjazm udzielił się również teamowi, który zaczęłam budować na potrzeby nowego sektora. Wzorując się na wcześniejszych doświadczeniach szukałam ludzi, którzy są nie tylko świetnymi fachowcami, ale i potrafią stworzyć wzajemnie motywujący się zespół. Razem przystąpiliśmy do budowy nowego herbacianego portfolio. Zmieniło się niemal wszystko: od receptur i opakowań po ilość marek. Dziś
nasze marki Minutka, LOYD czy Babcia Jagoda zajmują czołowe miejsca na listach sprzedaży, zarówno w kraju, jak i za granicą. Każdego roku udaje nam się wprowadzić kolejne nowości, łączyć często nieoczywiste smaki, proponować zupełnie nowe kompozycje. Team herbaciany to moja wielka, zawodowa duma. Niezależnie od tego, co działo się w sektorze herbat, firma rozwijała się również na innych polach. Staliśmy się potentatem na rynku półproduktów dla przemysłu spożywczego. Jesteśmy uznanym, międzynarodowym eksporterem branży spożywczej. Poza granice Polski wyszliśmy również za sprawą kilku strategicznych przejęć na rynku czeskim razem z Marilą, jedną z wiodących firm branży kawowej na czele. Firmy z grupy Mokate z powodzeniem działają również na Słowacji i na Węgrzech oraz w kilku krajach azjatyckich. Z perspektywy czasu Mokate w niczym nie przypomina dziś niewielkiego zakładu sprzed 25 lat. Obecnie firma składa się z 3 prężnie działających, nowocześnie wyposażonych, z ogromnymi powierzchniami magazynowymi fabryk – w Ustroniu, Żorach i czeskich Voticach pod Pragą. Cztery wieże rozpyłowe z nowoczesną technologią należą do najnowocześniejszych w Europie. Zatrudniamy ponad 1500 osób. Mokate jest też od kilku lat autoryzowanym dystrybutorem światowej marki kawowej Lavazza. To pokazuje, jak wiele udało się nam osiągnąć w ciągu tych lat. Sprawy firmy związane są nieustająco z naszą rodziną. Choć w dzisiejszych czasach nie jest to oczywiste, oboje z bratem Adamem związaliśmy nasze życie zawodowe z rodzinną firmą. Jesteśmy już czwartym pokoleniem, które kon-
- 114 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
„Najlepszą metodą przewidywania przyszłości jest jej tworzenie”. - Peter Drucker
tynuuje biznesowe tradycje Mokryszów. Co to dla nas oznacza? Myślę, że przede wszystkim odpowiedzialność w wymiarze „przeszłość-przyszłość”. Stoją za nami lata ciężkiej pracy naszych przodków. A przyszłość tego, co udało im się osiągnąć, leży w naszych rękach. W pierwszej chwili może się to okazać deprymujące. Ale tak nie jest. Wartości, które przekazali nam rodzice, są w naszej rodzinie od lat. I zawsze będą uniwersalne – szacunek do pracy, do drugiego człowieka nie podlegają modom ani chwilowym trendom. Są w nas zakorzenione niezwykle głęboko, stając się poniekąd jednym z filarów naszej osobowości. Widzimy również, jaką siłę daje rodzina. Poruszanie się w kręgu ludzi, któ-
rych doskonale znamy i z którymi rozumiemy się bez słów. Dlatego obchodząc jubileusz 25-lecia marki Mokate, nasze logo wzbogaciło się o hasło: „A Family Business”. To siła, w którą nie przestajemy wierzyć. Zarówno w życiu prywatnym, jak i w biznesie inspirują mnie silne kobiety. Takie, które w sposób zdecydowany, bez podnoszenia głosu są w stanie zrealizować najtrudniejsze nawet zadania. Taka jest moja mama – Teresa Mokrysz. To, co mnie zawsze fascynowało, to mieszanka wydawałoby się przeciwstawnych cech – stanowczości z łagodnością, wrażliwości z umiejętnością twardych negocjacji. Będąc zapracowaną bizneswomen, mama buduje wspaniałe relacje
- 115 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
z wnukami, znajduje czas na własne pasje i zainteresowania czy spotkania ze znajomymi. Czasami mam wrażenie, że doba jest dla niej dwa razy dłuższa niż dla innych. Ale wiem, że to kwestia precyzyjnej organizacji czasu, której i ja się uczę. Z takimi paniami spotykam się również działając w fundacjach Million Women Mentors czy Women’s Entrepreneurship Day. Różnią je miejsca pochodzenia, wykształcenie czy status społeczny. Wszystkie jednak wykazują niebywałe zaangażowanie w pomoc innym. Są drogowskazem i inspiracją dla tysięcy kobiet na całym świecie. Zwłaszcza dla tych, które z różnych powodów zaczynają wątpić w swoje możliwości. W dzisiejszym zabieganym i nieco egoistycznie nastawionym świecie, taka postawa zasługuje na szczególne uznanie. Duże wrażenie robią na mnie kobiety, które przełamują stereotypy osiągając sukces w dziedzinach uchodzących za typowo męskie. Fantastycznym przykładem jest tu na przykład Marissa Mayer. Była pierwszą kobietą informatykiem zatrudnioną w Google. W ciągu kilkunastu lat pracy została nie tylko kluczową dla rozwoju firmy postacią, ale
i wiceprezesem Googla. Od 2012 roku jest CEO w Yahoo! I choć oceny jej zarządzania koncernem Yahoo są różne, nie zmienia to faktu, że zaznaczyła silną, kobiecą pozycję w branży zdominowanej przez panów. Znalazła się również w prestiżowym gronie 50 naj-
- 116 -
potężniejszych kobiet biznesu na świecie, będąc najmłodszą wyróżnioną. Imponującą karierę łączy z udanym życiem rodzinnym – jest szczęśliwą mamą trójki dzieci. Wiele dowiaduję się o świecie podróżując. Często unikam utartych szlaków turystycz-
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
nych. Lubię wtedy rozmawiać z ludźmi, starając się patrzeć na świat ich oczami. To poszerza horyzonty, pozwala wyrwać się poza nasz krąg kulturowy. Takie spojrzenie z innej perspektywy pokazuje, że warto zejść z dobrze nam znanych, utartych ścieżek, by – mówiąc nieco kolokwialnie – „odkryć nieznane w znanym”. Otaczający nas świat jest pełen inspiracji. Wystarczy tylko mieć otwarte oczy i umysł na ludzi i na to, co dzieje się dookoła. Wrażliwość, umiejętność dostrzegania małych, często niepozornych rzeczy, codziennie uczy nas czegoś nowego. Wiele moich nawyków zawodowych wynika z tego, że z firmą rodzinną jestem związana „od zawsze”. To zupełnie naturalne biorąc pod uwagę fakt, że tradycje biznesowe sięgają pokolenia moich pradziadków. Okres intensywnego rozwoju Mokate przypadł na nasze czasy szkolne. Często wraz z bratem przysłuchiwaliśmy się rozmowom rodziców, z czasem włączając się w nie z własnymi spostrzeżeniami. Oczywiście początkowo nie były one stricte „biznesowe”, sprawiały jednak, że dorośli patrzyli na daną sytuację z innej perspektywy. I choć mogliśmy rozwijać się w różnych kierunkach i dziedzinach, już wtedy oboje mieliśmy świadomość, że Mokate to coś więcej niż praca, że to pewien sposób na życie, który i my będziemy chcieli kontynuować. Prawdziwe i odpowiedzialne wejście w rodzinny biznes nie jest jednak sprawą łatwą. Dochodzą do głosu różnice pokoleń, różne sposoby patrzenia na przyszłość firmy i odmienne metody wprowadzania własnych pomysłów w życie. Mianownik pozostaje wspólny – pomyślny rozwój firmy, lecz drogi prowadzące do celu bywają często powodem długich dyskusji. I wtedy górę bierze rodzinny aspekt firmy. Nie możemy się przecież zwolnić z pracy i poszukać innego zatrudnienia. Mokate to część nas i dla-
tego – niezależnie od różnic – jesteśmy w stanie dojść do porozumienia. Wymaga to obopólnego zaufania, dania tzw. „wolnej ręki”, często też ustępstw. To ważna nauka i długotrwały proces, ale – z perspektywy czasu – niezwykle istotny. Moja codzienność nie różni się od dnia powszedniego tysięcy kobiet na całym świecie. Dom, dzieci, praca – tak to mniej więcej wygląda na co dzień. To, co z pewnością ułatwia mi funkcjonowanie, to dobra organizacja i porządek. Zawsze powtarzam, że mając porządek wokół siebie, mamy go także w głowie. A wtedy jesteśmy w stanie działać sprawnie, nie martwiąc się o różne, zalegające niepotrzebnie sprawy. Ogromnego znaczenia nabiera to zwłaszcza w sytuacjach kryzysowych, w których każda chwila jest cenna. Nie mając zaległości, możemy w 100% poświęcić się trapiącemu nas zagadnieniu i sprawniej opanować sytuację. Może zabrzmi to nieco nudnie, ale staram się zamknąć mój dzień w określonym schemacie. To ważne, zwłaszcza w tych porach dnia, kiedy czas złośliwie nie chce się rozciągnąć. Lubię wstawać wcześnie, by na spokojnie, bez pośpiechu rozpocząć dzień. Pół godziny z filiżanką herbaty w dłoni pozwala mi zebrać myśli, zaplanować dzień i łagodnie wejść w codzienność. Nic tak nie psuje dnia, jak nerwowa atmosfera rano. Na szczęście zazwyczaj udaje mi się jej unikać. W pracy staram się tak organizować czas, by najtrudniejszych spraw nie zostawiać na koniec. Weryfikuję tematy, którymi mam się zająć, i ustalam priorytety. Utworzona w ten sposób lista w przejrzysty sposób pokazuje mi nie tylko plan pracy, ale pozwala także elastycznie wprowadzać zmiany, w zależności od aktualnych potrzeb. A przy okazji nic mi nie umyka, o co w dzisiejszym tempie życia wcale nie trudno. Niezwykle ważnym dla mnie aspektem życia, tak zawodowego, jak i prywatnego, są kontakty
- 117 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
z ludźmi. Z niektórymi od razu łapiemy nić porozumienia, nadajemy na tych samych falach i wyznajemy podobne wartości. To jeden z kluczy, według którego dobieram członków mojego zespołu. Uważam, że dobry kontakt i atmosfera w grupie to silne fundamenty przyszłych sukcesów. Pozytywne relacje międzyludzkie to coś, czego powinniśmy się nieustannie uczyć i co powinniśmy pielęgnować. Lubię kon-
takt osobisty. Zdecydowanie preferuję spotkania czy choćby rozmowy telefoniczne, niż korespondencję elektroniczną. Choć ta ostatnia jest z pewnością szybsza, nigdy nie zastąpi kontaktu z drugim człowiekiem. Zwłaszcza, że często dużo więcej dowiadujemy się o innej osobie po krótkiej wymianie zdań, tonie głosu czy mimice twarzy, niż po długiej wymianie maili. Staram się zachowywać
równowagę pomiędzy życiem prywatnym a zawodowym. Z pewnością wiele rzeczy przewartościowałam, odkąd pojawiły się dzieci. Podstawą jest czas dla nich, chwila, kiedy możemy spokojnie porozmawiać i pobyć trochę razem. I choć teraz mają już swoje sprawy, szkołę i szereg zajęć, to nadal widzę, jak ważny jest dla nich kontakt ze mną. W rozkładzie dnia mam też czas zarezerwowany wyłącznie dla siebie. Czytam, uprawiam sport, oddaję się swoim pasjom. Dużo radości sprawia mi fotografia. Utrwalam ludzi i ulotne chwile, by później z przyjemnością do nich wracać. Na zdjęciach często widać emocje, które w codziennych relacjach trudno zauważyć. Czasami odrywam się od rzeczywistości w sposób niemal dosłowny – za sterami samolotu świat wygląda zupełnie inaczej. Lotnictwo daje mi poczucie niesamowitej wolności, przynosi też sporą dawkę relaksu i dodatkowy zastrzyk adrenaliny, ale w zupełnie innej formie niż ta, z którą mamy do czynienia na co dzień. Jest jeszcze kwestia sukcesu i porażki. Tym pierwszym lubimy się chwalić, tę drugą sta-
„Sukces jest zdolnością do przejścia od jednej porażki do drugiej bez utraty entuzjazmu”. Winston Churchill - 118 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
„Jeśli potrafisz o czymś marzyć, to potrafisz także tego dokonać”. Walt Disney
ramy się przemilczeć. Wolimy przecież szczęśliwe zakończenia. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że tak jak w życiu, tak i w biznesie bywa różnie. Lata doświadczeń w prowadzeniu spraw firmy pokazały mi, że nie ma jednej, uniwersalnej recepty na sukces. Jest za to wiele czynników, które wpływają na to, co się wydarzy. Może zabrzmi to nieco mentorsko, ale wśród tych najważniejszych z pewnością znajdują się: wiedza, umiejętność wnikliwej analizy i… cierpliwość. Znaczenia wiedzy tłumaczyć nie muszę. Co prawda Albert Einstein mawiał: „Wszyscy wiedzą, że czegoś nie da się zrobić, aż znajduje się taki jeden, który nie wie, że się nie da, i on to robi.”, w praktyce jednak tylko niepo-
prawni marzyciele porywają się na coś, nie posiadając elementarnej choćby znajomości danego tematu. Niekiedy udaje im się osiągnąć sukces, ale z reguły jest on chwilowy i rzadko daje się powtórzyć. Z analizą spotykamy się już we wczesnym dzieciństwie. Wtedy jeszcze w sposób zupełnie nieświadomy i najczęściej bolesny. Kto nie miał rozbitych kolan lub podrapanych innych części ciała? A to hamulce w rowerze okazały się nie dość mocne, a to gałąź za cienka. Każdy z nas ma swoją długą listę podobnych przykładów. Wtedy, jak to dzieci, dopiero po fakcie zastanawialiśmy się, co poszło nie tak. Umiejętność przewidywania przyszła z czasem. Wraz z wiekiem i doświadczeniem udaje mi się - 119 -
w pełni wykorzystać zdolności analityczne. Jestem w stanie określić moment krytyczny, który zdefiniował dalsze działania. Sięgam głębiej, poszukuję alternatywnych możliwości. To coś więcej niż tylko ocena na poziomie finansowym, technologicznym czy marketingowym. Zawsze staram się wizualizować dany pomysł. Pomocna jest w tym nie tylko wyobraźnia, ale w dużym stopniu wiedza wyniesiona właśnie z odniesionych sukcesów i porażek. Dla mnie osobiście niezwykle cenną cechą jest cierpliwość, zarówno w biznesie, jak i w życiu codziennym. Zwłaszcza, kiedy jest się matką dorastających dzieci. Warto niekiedy zwolnić, choć muszę przyznać, że są momenty, gdy
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
przychodzi mi to z trudnością. Jednym z ciekawszych doświadczeń z tym związanych jest dla mnie proces opracowywania nowych receptur herbacianych. W pierwszym etapie określamy smak, jaki chcemy uzyskać. Potem następuje długa i żmudna faza dobierania odpowiednich składników i ich proporcji. Z tysięcy możliwości trzeba wybrać połączenie, które idealnie odda nasz początkowy zamysł. I choć wymaga to mnóstwa prób, nie warto niczego przyśpieszać. Uwielbiam ten moment, gdy kosztując aromatyczny napar, możemy powiedzieć – tak, to jest to! Najlepszym nauczycielem cierpliwości jest jednak macierzyństwo. Wie to każda mama, która po tysiąc razy musiała powtarzać w kółko jedno i to samo. Albo w nieskończoność odpowiadać na pytanie: „a dlaczego?”. Odkrywa się wtedy zupełnie nowe znaczenie słów „stoicki spokój”. Mówi się potocznie, że fortuna kołem się toczy. Bywają takie sytuacje, kiedy produkt, który wydaje się nam idealny pod każdym względem, okazuje się porażką rynkową. Przyczyny są różne. Czasami jest to niewłaściwa analiza gustów klientów, innym razem nowość, na którą rynek nie jest jeszcze gotowy. Tak było na przykład, gdy przed laty wprowadzaliśmy na rynek pierwszą kawę o właściwościach odchudzających – Mokatellę. Co z tego, że był to świetny produkt, z innowacyjną recepturą? Niestety nie trafił w odpowiedni czas. Być może dziś, kiedy moda na szczupłą sylwetkę już na stałe weszła w świadomość klientów, los Mokatelli byłby inny. Parę lat temu postanowiliśmy wprowadzić na rynek Ice Tea w butelce, opartą na jednej z najbardziej znanych naszych marek – Minutce. Tu również wydawać by się mogło, że sukces będzie murowany. Wyniki testów konsumenckich były wyśmienite, a na etykiecie widniało znane i rozpoznawalne logo. Rzeczywistość okazała się jednak inna. Minutka Ice Tea nie zdobyła
takiej popularności, jak jej tradycyjna wersja. Dla klientów cenniejsza okazała się możliwość samodzielnego przyrządzania napoju w oparciu o ulubiony smak. Musieliśmy przełknąć gorycz porażki. Ale zgodnie ze starym powiedzeniem, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, rozszerzyliśmy linie smakowe marki Minutka. I to właśnie one okazały się strzałem w dziesiątkę. Mówi się, że z kryzysów najlepiej wychodzą ci, którzy potrafią w trudnej sytuacji odstawić na bok emocje. Z chłodnym umysłem, w stanie najwyższej koncentracji przetrwać gorący okres. W praktyce wymaga to trudnej umiejętności pracy pod presją. To tak, jakby pokonywać długą drogę wzdłuż krawędzi stromej grani ze świadomością, że jeden fałszywy krok doprowadzi nas do nieuchronnej zguby. To nieprawdopodobna kumulacja silnych emocji. W niektórych sytuacjach jest to jedynie presja czasu – wtedy decyzję trzeba podjąć niezwykle szybko i tu przydaje się umiejętność błyskawicznej analizy sytuacji. Nieco inaczej jest w przypadku kryzysu. Przez dłuższy okres działamy pod wpływem stresu, mając do rozwiązania konkretny problem. Cenna jest każda chwila, którą możemy przeznaczyć na złapanie dystansu, rozładowanie wszystkich nagromadzonych emocji. Biorę wtedy psa, aparat fotograficzny i wyruszam na spacer. Mieszkamy w Beskidach, jednym z najładniejszych zakątków Polski. Kontakt z przyrodą, cisza, którą spotkać można tylko w lesie, działają na mnie jak balsam. I oczywiście fotografia, która od dawna jest nie tylko moją pasją, ale przywraca mi jakże potrzebną równowagę. Świetnie sprawdza się także krótki wypad z najbliższymi. Garściami czerpię wtedy dziecięcą radość i energię do życia. Chłodna głowa przydaje się także wtedy, gdy pojawia się sukces. Oczywiście jest czas na świętowanie i euforię, ale rynek nie śpi i trzeba dzia-
- 120 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
łać dalej. Mam w pamięci słowa mojej mamy, która często powtarza, że „sukces nie jest dany na zawsze”. Wiem jednak, że powodzenie jednego projektu dodaje skrzydeł do pracy nad następnymi. Tak było np. z linią Grzańców – naszych rozgrzewających herbatek. Gorąca herbata, o charakterystycznym aromacie, to znak rozpoznawczy wielu zimowych wieczorów. Opracowaliśmy innowacyjną mikrokapsułkę, w której zamknięty został alkohol. Wraz z odpowiednio dobraną mieszanką owoców i ziół udało się nam uzyskać smak prawdziwe-
go, góralskiego grzańca. Był to wielki rynkowy sukces. Dzisiaj Grzańce to cztery wersje smakowe, które od lat cieszą się niesłabnącą popularnością. A mikrokapsułki wykorzystujemy z powodzeniem w wielu innych produktach. Gdybym miała jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy więcej uczą nas sukcesy, czy porażki, miałabym dylemat. Mierzyłam się w życiu z jednym i drugim. Za każdym razem traktowałam to jak lekcję, z której starałam się wyciągnąć konstruktywne wnioski. O ile z sukcesami łatwo się zaprzy-
- 121 -
jaźnić, nauka akceptacji niepowodzeń nie przychodzi łatwo. Mam to szczęście, że patrzę na świat w jasnych kolorach i zawsze staram się szukać pozytywnych stron. Oczywiście, jak każdemu z nas, tak i mnie przytrafiają się momenty kryzysowe. Mówię sobie wtedy: „Kto, jak nie ty?” i działam dalej. Nie odkrywam Ameryki twierdząc, że z optymistycznym nastawieniem do świata i uśmiechem na twarzy żyje się zdecydowanie łatwiej, ale wielokrotnie w życiu przekonałam się, że to faktycznie działa.
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
“Bogactwo można utracić w czasie wojny, ale tego, co mamy w głowie, nikt nam nie odbierze”. Kazimiera Lopuchin – moja mama
MARIA OLSSON SZWECJA
Dyrektor i Właściciel MARIA OLSSON KONSULT
- 122 -
- 123 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
Maria Olsson
Przez bariery do kariery Szwecja Od prawie 40 lat mieszkam w Szwecji. Kiedy ktoś mnie pyta, kim się czuję, odpowiadam, że jestem Polką z wyboru, gdyż moje pochodzenie to istna mieszanka. Mój pradziadek urodził się we Florencji, dziadek w Mediolanie, a ojciec w Rzymie. Z kolei babcia urodziła się w Petersburgu i była Rosjanką, a moja mama i ja urodziłyśmy się w Polsce. Obecnie mieszkam w Szwecji i mam szwedzkie obywatelstwo, ale nie zapominam, że jestem też Polką. Historia moich rodziców jest niezwykle ciekawa. Tata pochodził z arystokratycznej rodziny Łopuchinów, rosyjskich arystokratów spokrewnionych z carską rodziną, gdyż car Piotr Wielki ożenił się z Jewdokią Łopuchiną. Członkowie rodziny Łopuchinów przez wieki zajmowali w Rosji wysokie stanowiska. W 2003 roku, z okazji 500-lecia przybycia naszej rodziny do Moskwy (wcześniej mieszkali w księstwie Nowogrodzkim i Kijowskim), powstała książka „Łopuchiny w historii Ojczyzny”, w której drzewo genealogiczne rodu kończy się na moim ojcu, a ja należę do 29. pokolenia. Moja mama natomiast jest tzw. kobietą z ludu. Tata poznał ją zaraz po wojnie na zabawie w remizie strażackiej i zakochał się od pierwszego wejrzenia. Oświadczył się jej listownie po miesiącu znajo-
mości. W rodzinie ojca była to sensacja – małżeństwo arystokraty z chłopką! W czasach stalinowskich mój tata jako rosyjski arystokrata nie miał zbyt łatwego życia. Rodzice często musieli zmieniać miejsce zamieszkania, aby uniknąć represji. Tata wyjechał na ziemie odzyskane, gdyż w innych częściach Polski, jak tylko dowiadywano się o jego pochodzeniu, natychmiast tracił pracę. Zmarł w wieku 46 lat. Dziadkowie też zmarli bardzo wcześnie. To nie była epoka dla rosyjskich arystokratów wyzwalanych przez Armię Radziecką. Mama miała 11 lat, kiedy zaczęła się wojna. Straciła najlepsze lata na naukę, a po wojnie ukończyła szkołę zaocznie, gdyż wyszła za mąż. Może dlatego, że nie miała możliwości dalszego kształcenia, zawsze powtarzała, że bogactwa można utracić w czasie wojny, ale tego, co mamy w głowie, nikt nam nie odbierze. Nie musiała mi tego często powtarzać, gdyż uwielbiałam się uczyć. Żyłam też w świecie książek i byłam istnym molem książkowym. Rodzice zazwyczaj zmuszają dzieci do czytania, a u mnie było odwrotnie – mama zabierała mi książki, wykręcała korki, żebym nie czytała po nocach, i płaciła kolegom, żeby wyciągali mnie na plażę czy na rower. W szkole podstawowej chcia-
- 125 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
łam być chłopcem i dosłownie “połykałam” wszystkie książki przygodowe, szczególnie o Indianach. Oczywiście uwielbiałam Karola Maya. Robiłam wszystko, aby upodobnić się do chłopaków, łącznie z paleniem papierosów. Jednak gdy skończyłam 15 lat, moi koledzy i tak nie chcieli mnie traktować jak chłopca i zaakceptowałam fakt, jestem dziewczyną. Już w szkole podstawowej miałam jednego idola i była nim Maria Skłodowska-Curie. Idąc w jej ślady wybrałam technikum chemiczne we Włocławku, a potem skończyłam wydział Chemii Organicznej na Politechnice Warszawskiej. Moja praca dyplomowa była jednocześnie potraktowana jako praca naukowa w Instytucie Przemysłu Organicznego w Warszawie. Nie studiowałam jednak, jak Skłodowska, fizyki i chemii jądrowej, chociaż o tym marzyłam, ponieważ mama obejrzała pewnego razu film, w którym naukowiec umarł na białaczkę z powodu napromieniowania. Tak się tym przejęła, że absolutnie zabroniła mi pójść w ślady wielkiej Polki. Studia chemiczne w Polsce nie były w tym okresie łatwe. Podczas gdy studenci innych wydziałów mieli dużo wolnego czasu, my całe dnie, czasami do późnych godzin wieczornych,
spędzaliśmy w laboratoriach. Wspominam jednak studia jako wspaniały okres, w którym znajdowałam też czas na życie towarzyskie. Na piątym roku dostałam propozycję pracy w Instytucie Naukowym i moja praca dyplomowa była moją pierwszą pracą naukową. Już na trzecim roku studiów wyszłam za mąż i zamieszkaliśmy w Warszawie razem z teściami. Wkrótce urodziła się nasza córeczka, Anna. Chemia oraz praca naukowa były moją pasją, do tego stopnia, że najbardziej udane wakacje miałam wtedy, gdy dwa pierwsze tygodnie urlopu spędzałam sama z córką, następne dwa spędzaliśmy całą rodziną, a potem mąż brał Anię na dwa tygodnie, a ja mogłam pracować nawet całą dobę w laboratorium. Byłam wtedy w siódmym niebie! Na ogół sądzi się, że wszystko w PRL-u było złe, ale jeśli chodzi o edukację akademicką nie było to prawdą. Mieliśmy bardzo wysoki poziom edukacji i gdy później pracowałam z młodymi, szwedzkimi inżynierami, to ich wiedza była taka, że nie zaliczyliby nawet pierwszego roku na naszym wydziale. Przesiew na nim był bardzo duży, a pierwszy rok kończyło zaledwie 50% studentów. Po drugim roku odpadało następne 15%, a po tzw. połowinkach zostawało 30% - 126 -
naboru z pierwszego roku. Jak bogaty był nasz program, mogłam przekonać się wielokrotnie. Pracując już w Szwecji miałam do czynienia z technologią wody i musiałam zapoznać się z instrumentami, które służą do pomiaru wody w ściekach i wodociągach. Pomyślałam: „Szkoda, że nie miałam tego przedmiotu na uczelni” i z ciekawości otworzyłam indeks. Okazało się, że miałam! Pamiętam, jak czasami buntowaliśmy się, że
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
niektóre przedmioty, takie jak wytrzymałość materiałów czy rysunki techniczne są nam niepotrzebne. Wtedy w Polsce uważano, że inżynier musi wiedzieć dosłownie wszystko, bo jeżeli będzie szefem budowy fabryki, to zarządzając mechanikami, budowlańcami i architektami powinien znać się na wszystkim. Dlatego uczyliśmy się na studiach również ekonomiki przedsiębiorstw, ekonomii socjalistycznej, kapitalistycznej i wie-
lu innych przedmiotów. Dzięki takiemu wykształceniu Polacy odnosili za granicą duże sukcesy, gdyż było nam później łatwo specjalizować się w innych dziedzinach. Podobnie było ze mną. W Polsce byłam specjalistką od środków ochrony roślin i produkcji lekarstw, a w Szwecji zajęłam się tworzywami sztucznymi i półprzewodnikami, gdyż dostałam pracę w wielkim koncernie szwedzkim ABB w obszarze przekazywania energii. - 127 -
Już po niecałym roku wszyscy mówili: „Idź do Marii, bo ona wszystko wie, to ci pomoże”. W ten sposób mimowolnie stałam się konsultantem w wielu dziedzinach, a gdy odchodziłam z ABB, poproszono mnie, abym otworzyła firmę konsultingową, gdyż nadal potrzebowali mojej pomocy. Wróćmy jednak jeszcze na chwilę do czasów, kiedy mieszkałam w Polsce. Jak już wspominałam, wraz z mężem i naszą córeczką mieszkaliśmy
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
u teściów i bardzo chciałam mieć swoje mieszkanie. Czekaliśmy na przydział mieszkania spółdzielczego, gdy moja koleżanka namówiła mnie na wyjazd do Szwecji. „Zarobisz pieniądze i urządzisz mieszkanie” – jej argumenty były kuszące. Miałam zostać w Szwecji miesiąc, ale pobyt przedłużył się do pół roku. Gdy wróciłam, moje małżeństwo się rozleciało, a we mnie zakochał się Szwed, który przyjechał za mną po kilku miesiącach do Polski. Nie było mnie wtedy akurat w domu i zastałam na drzwiach kartkę od sąsiadów: „Czeka u nas na ciebie gość ze Szwecji”. Ów „gość ze Szwecji” zapowiedział, że nie opuści Polski dopóty, dopóki nie weźmie ze mną ślubu. W 1978 roku w Polsce zima była bardzo ciężka: nie było prądu, w domach straszyły zimne kaloryfery, nie działała też komunikacja. Gdy przemarznięta musiałam iść przez całą Warszawę, niosąc córkę na biodrze, załamałam się. „Tak nie da się żyć” – pomyślałam. – „Wyjdę za mąż i pojadę do normalnego kraju”. Jednak nie bardzo mi się spieszyło do Szwecji i dopiero po trzech miesiącach, poganiana przez męża, dołączyłam do niego i od tej pory mieszkam w Sztokholmie. Początki były i łatwe, i trudne. Rodzina męża była fantastyczna i moja szwedzka teściowa, która obiecała mojej zrozpaczonej mamie, że przyjmie mnie jak swoją córkę, rzeczywiście wspaniale spełniała się w roli drugiej matki. Tymczasem przeszkodą w moim zaaklimatyzowaniu się w obcym kraju było moje wychowanie, które zaszczepiła we mnie siostra mojego ojca, rosyjska arystokratka. Uczyła mnie dobrych manier i tego, że nie wolno mi z nikim rozmawiać, jeśli ta osoba nie zostanie mi przedstawiona. Tego typu staroświeckie wychowanie przeszkadzało mi w nawiązaniu nowych znajomości. Wchodzenie w obce środowiska stało się dla mnie koszmarem, gdyż nikt nie przedstawiał mi ludzi i wszyscy byli dla mnie obcy. W początkowym okresie mojego pobytu w Szwecji z jednej strony czułam się serdecznie przyjęta przez
szwedzką rodzinę, a z drugiej czułam się jak kobieta przypisana do męża. Przyjaciele, dom, rodzina – wszystko było jego, a ja byłam po prostu dodatkiem. Przy moim obecnym, wieloletnim partnerze role są odwrócone i to on żartuje, że nosi za mną tren. Za każdym razem, gdy bywamy na ważnych spotkaniach, przychodzi do nas zaproszenie zaadresowane do „Pani Marii Olsson z małżonkiem”. Gdy wyjeżdża się na obczyznę, to w ciągu trzech lat przechodzi się pewien proces. Podczas pierwszego roku byłam pewna, gdzie jest mój dom – była nim Polska. Podczas drugiego – nie potrafiłam już tego tak jasno sprecyzować. Natomiast w trzecim roku Szwecja stała się moim domem i czułam, że utraciłam Polskę, do której jeździłam tylko z wizytą. Do nowego kraju przyjechałam na stałe w 1979 roku. Nie podejmowałam pracy od razu, gdyż nie chciałam zajęcia nie w swoim zawodzie. Przez rok uczyłam się języka, a potem dostałam pracę w laboratorium, w szwajcarsko-szwedzkim koncernie ABB. Przyjęto mnie na trzymiesięczny okres próbny, a po miesiącu zatrudniono na stałe. Doznałam lekkiego szoku, gdy wprowadzono mnie do laboratorium. W laboratoriach Instytutu, w którym pracowałam, obowiązkowe były białe fartuszki, białe ściany i sterylna czystość. A tu, na tym bogatym zachodzie, laboratorium, w którym miałam pracować, wyglądało jak warsztat samochodowy. Wszędzie poustawiano różne maszyny, a ponieważ głównym tematem były półprzewodniki i do ich produkcji mieszało się sadze, więc wszystko było czarne. Szybko przejęłam laboratoria i wykonywałam prace szefów, gdyż dla mnie było to nowe i ekscytujące. Mogłam do woli eksperymentować i prawie wszystko robiłam sama: od rozpoznania problemu, poprzez propozycję jego rozwiązania i prac badawczo-laboratoryjnych, aż do gotowego raportu przedstawiającego finalne rozwiązanie problemu. Po krótkim czasie awansowałam na
- 128 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
stanowisko kierownicze jako osoba odpowiedzialna za rozwój materiałów do produkcji kabli średniego i wysokiego napięcia oraz specjalistka od rozwoju nowatorskich rozwiązań dla klientów z zewnątrz. Dzięki mojej intensywnej działalności w ABB opracowałam około kilkuset recept na tworzywa sztuczne, wynalazłam wiele nowych materiałów do produkcji kabli wysokiego i średniego napięcia, a moje odkrycie nowych PTC materiałów stało się podstawą dla obecnej technologii bezpieczników przemysłowych, opatentowanych przez firmę ABB. Jej kierownictwo określiło to jako jedno z największych odkryć od czasu wynalezienia tranzystora. Moje osiągnięcia zostały docenione i zostałam członkiem Klubu Wynalazców firmy ABB. Byłam właściwie jedną z niewielu kobiet w świecie mężczyzn i nigdy nie zapomnę wielkiej konferencji na 600 osób zorganizowanej przez naszą firmę, podczas której miałam zaprezentować jeden z moich wynalazków. Byłam lekko spóźniona, więc biegłam, co nie było łatwe, gdyż miałam na sobie buty na wysokich obcasach, które zresztą zawsze noszę. Zziajana i zmęczona wpadłam na salę konferencyjną i nagle poczułam na sobie wzrok 595 mężczyzn, specjalistów od energetyki. Kobiet było zaledwie pięć i większość z nich należała do obsługi. Gdy zobaczyłam tę widownię, nogi się pode mną ugięły, zwłaszcza że wlepione we mnie spojrzenia wydawały mi się niezbyt życzliwe. Weszłam jednak dzielnie na podium i wygłosiłam referat, który był najważniejszym w czasie tej konferencji, gdyż omawiał mój nowy wynalazek wystawiony do patentu. W tym miejscu chciałabym nadmienić, że początkowo szefowie nie wierzyli w moje odkrycie, ale byłam uparta – zrobiłam prototyp i wysłałam go do sprawdzenia. Okazał się jedynym, który spełnił wszystkie warunki. A konkurencja była ogromna, gdyż stawałam w szranki nie tylko z moimi szwedzkimi przełożonymi, którzy wiedzieli lepiej, ale
również z amerykańskim koncernem Reychem. Pokonałam konkurencję i wybrano moje rozwiązanie. Miałam ogromną satysfakcję, szczególnie że nikt we mnie nie wierzył. Dla ABB zamierzałam pracować rok, ponieważ koniecznie chciałam poznać język zawodowy, a pracowałam tam w sumie 13 lat. Gdy jednak firma przeniosła się poza Sztokholm, odeszłam. W tym samym czasie ukończyłam studia w International Business School. Następnie zaczęłam pracować jako Export Marketing Menager w szwedzkiej firmie Cerlic Control AB, która zajmuje się oprzyrządowaniem bardzo nowoczesnych urządzeń pomiarowych, opartych na mikroprocesorach. Wykorzystuje się je w oczyszczaniu wody i ścieków. Pracowałam tam zaledwie pół roku, gdyż wszyscy moi dawni pracownicy z ABB zaczęli narzekać, że beze mnie nie dają sobie rady i namówili mnie na otworzenie firmy konsultingowej. Mój pracodawca zaproponował mi kompromis: poprosił, abym nie odchodziła i zgodził się, żebym połowę tygodnia pracowała dla nich z zachowaniem pełnego wynagrodzenia, a przez resztę tygodnia prowadziła u nich swoją firmę. Początkowo zgodziłam się na takie rozwiązanie, ale moja prywatna firma pochłaniała mi tyle czasu, że w końcu pożegnałam się z firmą Cerlic. W 1993 roku założyłam prywatną firmę konsultingową Maria Olsson Konsult, z której usług korzystały największe koncerny skandynawskie, takie jak ABB Corporate Research AB, ABB Kontrol AB, ABB High Voltage AB, Premix OY w Finlandii, Kvearner Oil&Gas A.S w Norwegii oraz firma Karbomont w Montrealu, w Kanadzie. Przez przeszło 10 lat prowadziłam wspólnie z profesorem C.G. Gustafsonem szereg prac badawczych i rozwojowych na Politechnice w Trondheim, prowadziłam też prace badawcze i rozwojowe w Fińskim Instytucie Naukowym VTT w Tampere. Przez ostatnie 12 lat działałam w Polsce, gdzie jestem przedstawicielem
- 129 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
szwedzkiej Firmy ScanArc Plasma technologis AB, zajmującej się produkcją i wykorzystaniem energii z surowców odnawialnych: odpadów stałych i ciekłych oraz z biopaliwa. Po wejściu Polski do Unii Europejskiej pracuję aktywnie nad ułatwieniem polskim firmom wejścia na rynek szwedzki oraz wyszukiwaniem partnerów rynkowych dla firm polskich i szwedzkich, współpracując w tym zakresie z Wydziałem Ekonomiczno-Handlowym Ambasady RP w Sztokholmie. Życie jednak nie składa się tylko z pracy zawodowej i w czasie tego intensywnego pięcia się po szczeblach kariery nie zapomniałam, że jestem matką. Bardzo chciałam, aby moja córeczka miała kontakt z polskimi dziećmi, a jednocze-
śnie brała udział w polskich zajęciach. W Sztokholmie jest Towarzystwo Polaków „Ogniwo” i w jego ramach działają zespoły folklorystyczne. Poszłam z Anną na pierwszą lekcję i tak się zaangażowałam, że wkrótce zostałam członkinią zarządu, a po jakimś czasie sama, choć z pewnymi oporami, zaczęłam tańczyć w zespole folklorystycznym „Piastowie”, który działa przy „Ogniwie”. Mój ojciec miał tzw. słuch absolutny, potrafił grać niemalże na każdym instrumencie i miał piękny głos. Odziedziczyłam po nim jedynie wyczucie rytmu i miłość do muzyki; uwielbiam też śpiewać, chociaż śpiewam „chętniej niż lepiej”. Piękno i bogactwo naszego folkloru oczarowało mnie i okazało się, że taniec bardzo pomógł mi zwalczyć moją nieśmiałość. Obycie
- 130 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
ze sceną otworzyło mnie na ludzi. Podchodzili do mnie, rozmawiali, więc nie mogłam powiedzieć: „Nie mogę z panią rozmawiać, bo pani nie znam”. Podczas treningu, w czasie przerw, siedzimy na podłodze, wszyscy są zmęczeni i wtedy nie ma barier wiekowych, gdyż wśród tancerzy są i rodzice, i dzieci. Mamy wspólny temat do rozmów i jest nim taniec. Dzięki obcowaniu z młodzieżą nauczyłam się innego stylu życia. Jest taka tendencja, nie tylko w Szwecji, że jak się mówi czy pisze o imigrantach, to przeważnie jako o problemie. Bezrobocie, przestępczość, niedostosowanie do warunków życia w danym kraju – to kłopoty, które łączy się z imigrantami. Wtedy mówię: „Przecież też jestem imigrantką!”, a w odpowiedzi słyszę: „Ty się nie liczysz, ty jesteś nasza.” W mojej działalności polonijnej poznałam dużo wspaniałych Polek pracujących w różnych zawodach. We Francji mówi się „polski hydraulik”, a w Szwecji „polska sprzątaczka”. Bardzo mnie to denerwowało, gdyż znałam wiele wykształconych rodaczek robiących wspaniałą karierę. Chciałam zmienić to schematyczne i krzywdzące podejście do Polek i dlatego założyłyśmy z moją koleżanką, Joasią Janasz, Polski Klub Kobiet Sukcesu. Do klubu weszły panie reprezentujące najwyższe pozycje zawodowe w administracji państwowej, regionalnych władzach Sztokholmu oraz przedstawicielki sektora prywatnego, świata kultury i nauki oraz biznesmenki, którymi mogłyśmy się pochwalić. Zaczęłyśmy organizować spotkania w miejscach pracy naszych koleżanek i przedstawiać członkinie klubu, które opowiadały o swoich osiągnięciach. Nie poprzestałyśmy na wizytach w zakładach pracy – umawiałyśmy się na spotkania w parlamencie szwedzkim czy u burmistrza Sztokholmu lub wojewody, przedstawiałyśmy się i opowiadałyśmy o sobie. We wszystkich miejscach najpierw był szok, a potem aplauz i podziw. Wewnątrz naszej grupy szybko utworzyła się
siatka specjalistek w wielu dziedzinach. Podczas spotkań i konferencji udzielałyśmy informacji na temat ubezpieczeń lub szkolnictwa i to nie tylko sobie nawzajem, ale i kobietom spoza klubu. Gdy zaczęłam zajmować się działalnością gospodarczą, wspólnie z dyrektorką Instytutu Polskiego i Biurem Radcy Handlowego udało nam się stworzyć Forum Kobiet Biznesu. Co dwa lata zapraszamy przedsiębiorczynie z Polski i ze Szwecji na sympozjum, w trakcie którego kobiety mogą wymieniać się swoimi doświadczeniami. W ten sposób, przy pomocy członkiń naszego klubu, tworzymy polsko-szwedzkie pomosty. Działamy w wielu dziedzinach, nie tylko gospodarczych, ale też kulturalnych, organizując koncerty i promocję twórczości literackiej i artystycznej naszych członkiń. Polska społeczność w Szwecji jest zbyt mała i słabo zorganizowana, żeby miała wpływ na politykę szwedzką dotyczącą szkół, zdrowia czy opieki socjalnej, dlatego przyłączyłyśmy się do organizacji zrzeszającej 22 krajowe organizacje etniczne w Szwecji. Łącznie reprezentujemy kilkaset organizacji składających się z około stu tysięcy członków i reprezentujących pół miliona osób, co stanowi siłę, z jaką rząd i państwo muszą się liczyć, gdyż są to jego wyborcy. Jesteśmy organizacją opiniującą wszystkie ustawy i propozycje ustaw. W ten sposób zaangażowałam się w politykę, chociaż nie należę do żadnej partii. Poprzez organizację mamy wpływ na politykę dotyczącą szkolnictwa, spraw socjalnych i medycznych czy możliwości nauczania języka ojczystego mniejszości narodowych w szkołach, w tym języka polskiego. Dzięki naszej działalności Szwecja jest jednym z niewielu krajów, w którym dzieci mają możliwość uczenia się polskiego w państwowych szkołach, a nauczyciele języka są opłacani przez państwo. Jest to jedno z wielu naszych osiągnięć. Kilka lat temu szwedzka wicepremier postawiła na małe i średnie przedsiębiorstwa, które
- 131 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
w każdym kraju są mechanizmem rozwoju i zwalczania bezrobocia. Pani wicepremier zwróciła szczególną uwagę na przedsiębiorstwa prowadzone przez kobiety i postanowiła ułatwić im zakładanie i prowadzenie firm. W tym celu powołała nowe instytucje, które udzielają porad np. młodym kobietom, które chciałyby założyć swoją firmę, ukazują możliwości rozwoju oraz prowadzą przedsiębiorczynie przez szczególnie trudny dla nich, początkowy okres. Nagle wzrosło zapotrzebowanie na mentorki i w tym celu powołano organizację Ambasadorki Przedsiębiorczości Kobiet. Podobna organizacja powstała również w Polsce, gdzie w 2014 roku przyznano mi tytuł „Ambasadorki Przedsiębiorczości Kobiet” w uznaniu za prowadzoną przeze mnie działalność gospodarczą, za wprowadzenie nowych technologii w Polsce oraz za pomoc firmom polskim w wejściu na rynek szwedzki. Kobieca przedsiębiorczość ma duże poparcie rządu szwedzkiego, który na te cele przeznacza duże środki. Szwedzi mają dobry zwyczaj zachęcania do nowych przedsięwzięć: zwalniają z podatków i stosują ułatwienia podatkowe, udzielają stypendia, bonusy i w ten sposób zmieniają nastawienie społeczeństwa do
nowych technologii czy rozwiązań. Co roku w Szwecji przyznawany jest tytuł „Przedsiębiorcy Roku” i dostaje go kobieta, która założyła i najbardziej rozwinęła swoją firmę. Szwedzkie firmy prowadzone przez kobiety są na ogół dużo mniejsze niż polskie, lecz bardziej otwarte na handel z zagranicą, gdyż Szwecja jest krajem eksporterów. To kraj o niskim zaludnieniu i ma zbyt mały rynek wewnętrznego zbytu, dlatego każda firma, bez względu na jej wielkość, jest nakierowana na eksport. Natomiast w Polsce rynek otworzył się dopiero po 1989 roku, a przemysł lekki zatrudniający kobiety, jak np. włókiennictwo, przestał niemalże istnieć. W takiej sytuacji wielu mężczyzn załamuje się lub wyjeżdża za pracą do innych krajów, a kobiety biorą się do roboty. Uważamy, że przedsiębiorcze Polki i Szwedki mogą sobie nawzajem pomóc i dlatego organizujemy polsko-szwedzkie konferencje, aby panie mogły wymienić się doświadczeniami. Na tych sympozjach spotykają się panie z Polski, które często prowadzą duże firmy zatrudniające od 50 do 100 osób, z kolei firmy Szwedek są w przeważającej liczbie małe, jedno- lub kilkuosobowe. Polki na pierwszych konferencjach były dosyć nieśmiałe w nawiązywaniu kontaktów - 132 -
i prosiły nas o pośrednictwo. Gdy jednak zaczęłyśmy przywozić Szwedki do Polski, poczuły się pewniej i z większą odwagą nawiązywały kontakty. Od Szwedek mogły nauczyć się, jak sprzedać swoje towary za granicą, a nie tylko na rynku krajowym. Starsze Polki, wychowane jeszcze za czasów komuny, nie miały wiedzy i doświadczenia dotyczącego eksportu, gdyż po upadku komunizmu rynek w Polsce był wręcz nienasycony i pochłaniał dosłownie wszystko. Czasy się jednak zmieniły i trzeba było też zmienić mentalność. Młode pokolenie jest już inne: zna języki, zdobywa wykształcenie za granicą, ma szersze horyzonty i dużą wiedzę o prowadzeniu firm. Chociaż Szwecja jest promotorem równych szans dla kobiet zarówno w świecie biznesu, jak i w innych dziedzinach, to nawet tutaj zmiany nie następują tak szybko, gdyż podział na świat damski i męski jest nadal bardzo głęboki. Przeprowadzono badania, w jakich zawodach kobiety są najbardziej dyskryminowane. Doznałam szoku, gdy odkryłam, że w największym stopniu zjawisko to występuje w świecie akademickim. Okazuje się, że jeżeli chodzi o studia wyższe i ilość naukowców z doktoratem, to kobiety stanowią większość, a tymczasem
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
tylko 4% kobiet zajmowało stanowiska profesorskie. Rząd szwedzki zareagował na te dane i obecnie liczba kobiet z profesurą zwiększyła się do 12%, chociaż i ta liczba jest nadal bardzo mała. W naszym klubie mamy aż siedem pań profesorek, które są Polkami, a wśród nich jest jedyna w Szwecji kobieta profesor z zakresu fizyki optycznej i matematyki kwantowej. Gdy panie pytają mnie o receptę na sukces, to zawsze podkreślam, że najważniejsza jest solidna praca, którą szczególnie ceni się w Szwecji. Wyrobienie sobie marki jako osoby solidnej, z rozległą wiedzą, na której zawsze można polegać, jest bardzo ważne. W mojej karierze zawodowej dzięki solidnej pracy udało mi się wyrobić nazwisko. Podczas pracy w koncernie ABB, gdy dzwoniłam do różnych firm, na przykład do takich gigantów jak Dupont czy
Bayer, przedstawiałam się, a oni od razu mnie rozpoznawali i bardzo chętnie udzielali pomocy. Kiedy z kolei kanadyjska firma Carbomont zbudowała fabrykę w Montrealu opartą na technologii norweskiego koncernu Kverner Oil and Gas i poprosiła o ekspertyzę techniczną i marketingową, moi pracodawcy odpowiedzieli: „My mamy Marie” i tak Kanadyjczycy podpisali ze mną umowę o współpracy. Wdrażając nową produkcję materiałów półprzewodnikowych w Finlandii, potrzebowałam tony materiału, zadzwoniłam więc do przedstawiciela firmy Dupont, aby ten materiał kupić. Oni z żalem odmówili, gdyż ze względu na podział rynkowy nie mogli mi go sprzedać, ale za kilka minut oddzwonili z informacją, że mogą mi go dać w prezencie. Po zakończeniu pracy w ABB skontaktował się ze mną szef sprzedaży najwięk-
- 133 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
szego koncernu petrochemicznego we Francji i powiadomił mnie, że wraz z dyrektorem technicznym i kilkoma osobami przyjeżdża do Skandynawii. Nadmienił, że chcieliby odwiedzić Sztokholm i spotkać się ze mną. „Przecież ja już nie pracuję dla ABB” – odpowiedziałam. A oni na to: „Wiemy, niestety nie mamy tam z kim porozmawiać, mamy nowe materiały i chcemy się z panią naradzić, do czego możemy je wykorzystać”. I tak szef marketingu i szef sprzedaży przywieźli mi wszystkie materiały, siedzieli u mnie w kuchni i z uwagą słuchali moich opinii. Dzięki wypracowanej przeze mnie solidnej pozycji wierzono we mnie, a moje nazwisko było dla nich najlepszym gwarantem. I to jest mój największy sukces. Oprócz działalności zawodowej, zajmuję się pracą społeczną. Od lat jestem działaczką i liderką polonijną, zarówno na płaszczyźnie lokalnej, ogólnokrajowej, europejskiej, jak i światowej. Opiekuję się chorym mężem i mamą, ale nie robię tego, aby mi ktoś dziękował – wystarczy moje przekonanie, że czynię dobrze. Jestem w Szwecji już 40 lat i mam wciąż tych samych przyjaciół – to także zaliczam do swoich wielkich osiągnięć. Kolejne sukcesy to wspaniała córka i wnuki. Wszyscy mówią po polsku. Córka zajmuje się grafiką komputerową, jest ceniona i pracuje dla dużych firm. Mam też w Polsce moją kochaną mamę, siostrę Elżbietę i ich rodziny, które bardzo kocham i pomagam im, jak mogę. W moim życiu robiłam dużo bardzo poważnych rzeczy, ale na szczęście znalazłam czas na przyjemności, zabawę i śmiech. Zachowanie w sobie odrobiny dziecka oraz kontakty z młodzieżą sprawiają, że nie starzejemy się tak szybko. Wprawdzie Szwecja jest krajem, w którym spędziłam większą część mojego życia, ale za pracę dla Polski i Polonii dostałam szereg odznaczeń państwowych i polonijnych. W 1995 roku Prezydent RP Lech Wałęsa odznaczył mnie Krzy-
żem Kawalerskim Orderu Zasługi Rzeczpospolitej Polskiej, a w 2006 roku z rąk Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego przyjęłam Krzyż Oficerski Orderu Zasługi Rzeczpospolitej Polskiej. Zostałam również odznaczona przez Zrzeszenie Organizacji Polonijnych w Szwecji srebrnym i złotym medalem za zasługi dla Polonii Szwedzkiej oraz Złotym Pucharem przyznanym mi przez Stowarzyszenie dziennikarzy i publicystów polonijnych. W 2014 roku zostałam Certyfikowanym Ambasadorem Przedsiębiorczości Kobiet polskiej sieci Ambasadorów Przedsiębiorczości Kobiet. W 2015 roku natomiast zostałam wybrana Przewodniczącą Rady Fundacji Polonii Gospodarczej Świata, organizatorką i przewodniczącą Światowych Konferencji Gospodarczych Polonii. W tym roku fundacja obchodzi jubileusz 20-lecia, a jubileuszowa konferencja odbędzie się w maju przyszłego roku w Toruniu. W 2016 roku zostałam również członkinią Rady Honorowej Fundacji Polska Innowacyjna, zrzeszającą młodych naukowców, doktorów nauki i profesorów oraz właścicieli firm innowacyjnych. Z perspektywy czasu mogę śmiało powiedzieć, że w biznesie nie można pracować na 50%, trzeba prowadzić go z pasją i wiarą w siebie. Podczas kierowania moją firmą konsultingową bywały momenty, że zarabiałam bardzo dużo, ale zdarzały się okresy, że dochody były mniejsze. Nigdy się tym nie zrażałam, wierzyłam w siebie i szłam do przodu. W biznesowej działalności kieruję się trzema zasadami. Jedną z nich wygłosiła pani Jolanta Kwaśniewska na tegorocznym Kongresie Kobiet: „Gdy rano po przebudzeniu spojrzę w lustro, mogę uśmiechnąć się do siebie, gdyż nie muszę się niczego wstydzić”. Druga to: „Bądź otwarta, słuchaj rad przyjaciół, ale najlepiej sama sobie radź i sama osądzaj siebie i swoje osiągnięcia”. A trzecia brzmi: „Postępuj z innymi tak, jakbyś chciała, żeby ktoś inny z Tobą postępował”.
- 134 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
- 135 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
„Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj!” Mark Twain
HONORATA PIERWOŁA USA (NOWY JORK)
Society of Polish American Travel Agents www.spata.org
- 136 -
- 137 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
Honorata Pierwoła Podróżować znaczy żyć USA (Nowy Jork)
Urodziłam się na Kresach, w rejonach pięknej Puszczy Nalibockiej położonej koło Nowogródka. Moi rodzice skorzystali z ostatniej szansy repatriacji i przyjechali do Polski, osiedlając się na Ziemiach Zachodnich, w uroczym XVII-wiecznym miasteczku Szlichtyngowa. Jej mieszkańcami była częściowo rdzenna ludność niemiecka oraz przesiedleńcy z terenów wschodniej i centralnej Polski. W mieście można było usłyszeć język niemiecki oraz polski ze śpiewną, kresową wymową. Wyrastałam więc na pograniczu kultur: kresowej, niemieckiej i centralnej Polski, wybierając z każdej to, co było najpiękniejsze. Jednym z ich najważniejszych elementów były dla mnie języki i już dosyć wcześnie zdecydowałam się studiować lingwistykę. Początkowo myślałam o germanistyce, lecz w liceum ekonomicznym, do którego chodziłam, niemieckiego nauczano według innego podręcznika niż w normalnych liceach i obawiając się, że mogę nie zdać egzaminu, wybrałam w końcu wydział języków słowiańskich na Uniwersytecie Wrocławskim. Po obronie pracy magisterskiej, rozpoczęłam pracę doktorską pod wspaniałym kierownictwem wybitnej profesor Hanny Komorowskiej. Następnie zostałam zatrudniona na Uniwersytecie Warszawskim w Katedrze Języków Obcych jako asystentka, specjalistka w językach czeskim
i rosyjskim. Oczywiście na studiach poznałam też do pewnego stopnia język ukraiński i białoruski. Pracując na uczelni prowadziłam jednocześnie badania do mojej pracy doktorskiej zatytułowanej „Glottodydaktyka a osiąganie sukcesu w nauczaniu języków obcych”, której promotorem była również profesor Hanna Komorowska. Materiał empiryczny zbierałam w szkołach średnich. W tym samym czasie wyszłam za mąż za Edwarda Pierwołę, absolwenta ekonomii, górala ze Sromowiec Wyżnych (pięknej miejscowości położonej w Pieninach, na Podtatrzu), syna flisaka, który tratwami spławiał turystów Przełomem Dunajca. Urodziłam trzech wspaniałych chłopaków – Jędrzeja, Miłosza i Kacpra. Za każdym razem miała to być Hanka–góralka, ale jak widać, takie było przeznaczenie. Pracowałam na uczelni, pisałam doktorat i życie układało się wspaniale. Ze względu na ilość dzieci dostaliśmy przydział na większe mieszkanie, a jako naukowcowi przysługiwało mi również osobne pomieszczenie. Mieszkanie było wprawdzie w stanie surowym, ale planowaliśmy je sami wykończyć i nagle… wszystko potoczyło się w zupełnie nieoczekiwanym kierunku. Mój mąż Edward, śladem górali, którzy od wieków wyjeżdżali „za chlebem”, również planował pojechać do Stanów, żeby zarobić na wykończenie mieszkania. Absolutnie nie zamie-
- 139 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
rzał emigrować na stałe. W tym czasie przeprowadzano loterię na otrzymanie zielonej karty w USA i przebywająca w Stanach siostra męża wysłała podanie również w imieniu Edwarda. Pewnego dnia przyszło zawiadomienie z poczty, że mam odebrać przesyłkę. Była to duża koperta z Ambasady USA w Warszawie, a w środku znajdowały się druki w dwóch językach – polskim i angielskim. Przeczytałam tekst w języku polskim (angielskiego nie znałam): „Macie Państwo prawo do ubiegania się o stały pobyt w Stanach”. Zaskoczyło mnie to kompletnie. „Co ten mój mąż kombinuje?” – pomyślałam. „Przecież nigdy nie planowaliśmy emigracji!”. Gdy powiedziałam o tej wiadomości znajomym i moim studentom, wszyscy odradzali mi wyjazd: „Pani profesor, będzie pani sprzątała domy, nie zna pani języka angielskiego, tutaj ma pani karierę, robi pani doktorat” – argumenty moich uczniów były nadzwyczaj przekonujące. Po naradzie rodzinnej postanowiliśmy, że mąż pojedzie, dostanie zieloną kartę, popracuje w Ameryce i wróci. Wydawało się, że jest to dobra decyzja, a ja sama z trójką chłopców sobie jakoś poradzę. Dwa tygodnie przed wylotem męża do Stanów, do Warszawy zjechała rodzina mojego brata (brat od dwóch lat mieszkał w Niemczech Zachodnich), aby w kręgu rodzinnym uczcić komunię jego córki. W trakcie pobytu w Polsce długo ze mną rozmawiał i zaczął mi wbijać do głowy, że moja decyzja może mieć negatywne konsekwencje. „Co ty siostra? Chcesz sama wychowywać trójkę chłopaków? Bez ojca? Musisz z nim jechać” – argumentował. „Co ja tam będę robić? Nie znam języka, tutaj mam karierę” – próbowałam się bronić. „Jedź na rok. Dzieci załapią angielski, ty też się go nauczysz” – przekonywał. Wiadomo, że dla mnie,
lingwisty, nauka języków była niemalże jak religia. Dzieci już w przedszkolu uczyły się angielskiego, pobierały również lekcje francuskiego, więc argumenty brata do mnie przemówiły. Moja mama również poparła takie rozwiązanie. Osaczona argumentami rodziny postanowiłam pojechać, ale oczywiście tylko na rok, a potem wrócić na uczelnię i skończyć doktorat. Gdzieś po cichu liczyłam na to, że z wyjazdu i tak nic nie wyjdzie, ponieważ w wyznaczonym terminie nie zdążę zrobić wszystkich badań wymaganych przez stronę amerykańską. Tymczasem okazało się, że moja sąsiadka pracowała w Ambasadzie USA i pomogła mi w przeprowadzeniu badań oraz wypełnieniu potrzebnych dokumentów. W ten sposób w 1991 r. znaleźliśmy się w małym miasteczku w New Jersey, w którym już mieszkała siostra mojego męża. Było to bardzo spokojne, czyste i bezpiecznie nadmorskie miasteczko, którego mieszkańcami byli głównie Amerykanie irlandzkiego pochodzenia i Polacy. Na każdym rogu miasta znajdował się bar, gdzie obie nacje, tak do siebie podobne, spotykały się tam. Dzieci poszły do szkoły publicznej, a ja znalazłam pracę. Synowie przeżywali swoje stresy emigracyjne, o których nie do końca wszystko wiedzieliśmy. Na szczęście szybko załapali język angielski, uczyli się wspaniale, a najstarszy, Jędrek, był tak zaawansowany w przedmiotach ścisłych, że szkoła zorganizowała dla niego specjalny program na Rutgers University w New Jersey. Po roku pobytu w Stanach, tak jak planowałam, byłam gotowa do powrotu do Polski. Walizki były spakowane, a tymczasem Jędrek dostał ofertę nauki w Hill School w Pensylwanii. W tej bardzo elitarnej szkole tylko dla chłopców uczyli się synowie polityków i biznesmenów, m.in. syn Donalda Trumpa, który
- 140 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
znalazł się w tej samej klasie co Jędrek. Koszt jednego roku nauki wynosił 20 tysięcy dolarów. Wiadomo, że nawet dla zamożnych Amerykanów była to wielka suma, a co dopiero dla nas, świeżo upieczonych emigrantów. Szkole jednak tak zależało na naszym synu, że załatwiła mu prywatne stypendium, które pokrywało trzy czwarte kosztów. Musieliśmy zapłacić „jedynie” $5000 (w 1991 r. miesięczny czynsz wynajęcia domu wynosił $620). Ponadto musieliśmy zaopatrzyć syna w siedem par spodni, pięć marynarek i czternaście koszul, co dla nas było ogromnym wydatkiem – do tego stopnia, że zadłużyliśmy się na wysokooprocentowanych kartach kredytowych, które później spłacaliśmy przez lata. Jaką wielką dla nas dotkliwą stratą było, gdy nasz syn uprał te czternaście koszul we wrzątku i wszystkie tak się skurczyły, że trzeba było kupić nowe. Z perspektywy czasu obydwoje z mężem uważamy jednak, że nasze inwestycje w edukację dzieci były świetnymi decyzjami, ale wówczas była to dosłownie walka o przetrwanie. Jędrek zaczął szkołę, my zaciągnęliśmy długi i o powrocie do Polski nie było już mowy. Po roku czasu mój angielski był na jako takim poziomie, gdyż uczęszczałam na kursy i uczyłam się po nocach, a w ciągu dnia opiekowałam się starszą panią. W tym miejscu jednak muszę zrobić dygresję i cofnąć się nieco w czasie. Tak jak wspomniałam, od razu po przyjeździe do USA zamieszkaliśmy w małym, spokojnym miasteczku. Trójka naszych chłopców chodziła do szkoły. Pewnego dnia Jędrek przyszedł do domu i zadał mi pytanie: „Mamo, zawsze nam mówisz, że jak nie będziemy się uczyć, to będziemy sprzątać. Pisaliśmy w szkole wypracowanie, co chcielibyśmy robić, gdy dorośniemy
i 35% uczniów napisało, że ich marzeniem jest być miejskim śmieciarzem. Czy możesz mi to wytłumaczyć?”. Pytanie mojego dziecka dało mi dużo do myślenia. Zdałam sobie sprawę, że miłe, spokojne miasteczko, w którym mieszkamy, to miasto robotnicze i dzieci uczęszczające do szkoły pochodzą z takich właśnie rodzin. Wtedy robotnicy byli zamożni, stać ich było na piękne samochody, domy, ich żony nie pracowały i nie przywiązywali wagi do czegoś takiego jak edukacja. Tymczasem żaden wykształcony polski rodzic nie chciałby, żeby jego dziecko, nie wiem za jakie pieniądze, było pracownikiem komunalnym. Jestem pedagogiem z wykształcenia i wiem, że poza rodzinną atmosferą w domu to środowisko kształtuje dzieci. Byłam zdeterminowana, żeby dla moich pociech poszukać innego miejsca. Stało się nim Princeton, piękne miasto znane ze sławnego, zbudowanego w XVIII wieku uniwersytetu, kolebki noblistów. W nowym miejscu młodsi synowie ukończyli szkołę średnią o bardzo wysokim poziomie edukacji, a ja wraz z mężem mieszkamy w nim do dzisiaj. Po kilku miesiącach od przeprowadzki zaczęłam myśleć o lepszej pracy. Znajomy powiedział mi o agencji turystycznej, która poszukiwała pracownika, gdyż właścicielka spodziewała się dziecka. Mój angielski był nadal na podstawowym poziomie i byłam przekonana, że mnie nie przyjmą, ale jednak poszłam na spotkanie. Przyjęła mnie właścicielka i na moje wszystkie obawy znajdowała zawsze rozwiązanie. Nasza rozmowa wyglądała mniej więcej tak: – Nie znam dobrze angielskiego – mówię. – Znasz rosyjski, polski, czeski, ukraiński, białoruski, a ja mam tutaj takich klientów. – A jak przyjdzie albo, nie daj Boże, zadzwoni
- 141 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
- 142 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
Amerykanin? – Jesteś inteligentna, pracowałaś na uniwersytecie, to nauczysz się podstawowych rzeczy, których potrzebujesz w agencji turystycznej. One way trip, two way trip, where to, kody miast i poradzisz sobie. Po tak krótkim wywiadzie zostałam przyjęta, chociaż nadal nie byłam wcale taka pewna, że „doskonale sobie poradzę”. Szczególnie przeraził mnie pomysł mojej pracodawczyni, która oznajmiła, że firma pracuje na systemie komputerowym Sabre, i że muszę się go nauczyć. „American Airways oferuje kursy za darmo” – pocieszyła mnie. „Mogę kupić ci bilet za punkty, więc polecisz do Dallas na kurs”. Ponieważ mój mąż pracował wtedy w Nowym Jorku, na lotnisko odprowadzał mnie kolega i tłumaczył, że mam iść do siódmego gate. „A co to jest gate?” – zapytałam. „Kobieto, jak ty sobie w tym Dallas poradzisz?” – był spanikowany nie mniej niż ja. Na zawsze zapamiętam ten lot do Dallas w Teksasie. Byłam jednym kłębkiem nerwów, nie wiedziałam gdzie iść, bałam się kogokolwiek zapytać, a tu tymczasem słyszę język rosyjski, który w tym momen-
cie wydał mi się najpiękniejszą muzyką. Okazało się, że to była grupa Rosjan, która też jechała na ten sam kurs co ja. Byłam uratowana! Lekcje trwały od 9 rano do 5 po południu, a potem studenci wychodzili na miasto, żeby powłóczyć się po klubach i pubach. Przyjeżdżali tam milionerzy, którzy przebierali się za kowboi i można było naprawdę dobrze się zabawić. Moje nowe koleżanki, Rosjanki, namawiały mnie, żebym z nimi poszła, ja jednak opierałam się pokusom i do północy pracowałam z lektorem w laboratorium komputerowym, przygotowując się do następnej lekcji. Jednak było warto – zaliczyłam kurs, zdałam końcowy egzamin i dostałam licencję! Szczęśliwa przyjechałam do domu i już ze znajomością Sabre rozpoczęłam pracę w agencji, chociaż tak naprawdę nie chciałam pracować w turystyce. Zamierzałam nostryfikować swój dyplom i starać się o pozycję na uczelni. Życie jednak koryguje plany, a dodatkowo trzeba z czegoś żyć, zwłaszcza gdy ma się na utrzymaniu trójkę dzieci. Warunki pracy w agencji były dobre, zarabiałam nieźle, gdyż - 143 -
w umowie zaoferowano mi, że nie będę pracownikiem, ale wspólniczką biura. Przed nowym rokiem właścicielka urodziła dziecko i krótko przed Wigilią wezwała mnie do siebie, oznajmiając, że zmieniła zdanie, jeśli chodzi o naszą umowę. Zamiast etatu współwłaścicielki miałam zostać zwykłym pracownikiem z pensją ośmiu dolarów na godzinę. Byłam zdesperowana i załamana. Spotkałam naszego przyjaciela, tego samego co odprowadzał mnie na samolot do Dallas, i zwierzyłam się mu z mojego zmartwienia. Pocieszył mnie mówiąc, że na pewno coś pozytywnego się wydarzy. I rzeczywiście! Jeden z moich byłych klientów powiedział mi, że ukraińska firma turystyczna poszukuje menadżera, który zna język Sabre. Na spotkanie szłam znowu spięta, bo wprawdzie znałam program i już w miarę dobrze angielski, ale moja była szefowa nie nauczyła pisać mnie raportów. W czasie wywiadu wyszła na wierzch moja aż do bólu uczciwa natura, balast wyniesiony z komunistycznej Polski. Już na wstępie zaznaczyłam, że mój angielski jest jeszcze niezbyt dobry. Podobnie jak poprzednim razem, nie
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
za bardzo się tym przejęli, gdyż głównymi klientami firmy byli Ukraińcy. – Znasz języki słowiańskie i to jest najważniejsze. Na wstępie dajemy ci 40 tys. dolarów pensji. – Dajcie mi 35 tys. gdyż nie umiem pisać raportów – ja na to. Oczywiście, że z radością spełnili moja prośbę. Tymczasem nauczyłam się pisać raporty w trzy tygodnie, a po pół roku zdobyłam całą potrzebną mi wiedzę. Powiedziałam sobie, że nie będę pracować dla kogoś i w 1992 r. otworzyłam własne biuro, które nazwałam Europa Travel & Services. Do tej pory oboje z mężem jesteśmy jego właścicielami. Początki, jak to zwykle bywa, były dosyć trudne. Nie stać mnie było na nowy samochód, więc jeździłam do pracy używanym. Niektórzy kręcili nosem i mówili: „Jeździ takim gratem, to pewnie jej biuro podróży tak samo wygląda”. Gdy stary samochód się popsuł i wynajęłam inny, pojawiły się komentarze: „Ledwo co otworzyła firmę, a już ma nowy samochód. Na pewno wzbogaciła się, naciągając klientów”. Nie miałam czasu, by przejmować się plotkami czy nieżyczliwymi uwagami, tylko robiłam swoje. Poszłam na intensywne kursy angielskiego i kursy dokształcające w prowadzeniu biznesu, oglądałam filmy szkoleniowe. Moje biuro znajduje się w oddalonej o 22 mile od Princeton miejscowości South River. Mieszka tam wielu emigrantów z krajów Europy Wschodniej. Kiedyś polskie biura turystyczne zajmowały się sprzedażą biletów lotniczych, obecnie te funkcje przejął Internet. Natomiast organizowanie atrakcyjnych podróży, wycieczek, wyjazdów wypoczynkowych, zdrowotnych czy edukacyjnych pozostaje nadal domeną agencji i tym zajmuje się Europa Travel & Services.
Obecnie Polacy nie przyjeżdżają do Stanów Zjednoczonych do pracy, a odwiedzają Amerykę jako turyści i to w dodatku zamożni, którzy chcą zwiedzić piękne i ciekawe miejsca oraz zrobić zakupy, często luksusowe za duże pieniądze. Z tego powodu czynię starania, aby Polacy mogli przyjeżdżać do Stanów bez wiz. Dwukrotnie uczestniczyłam w rozmowach w Białym Domu jako Amerykanka polskiego pochodzenia w sprawie ich zniesienia dla Polaków. Z kolei Amerykanie są zafascynowani Europą i kompletnie nie znają Polski, często kojarząc ją z Rosją, Rumunią czy „jakimś państwem we wschodniej Europie”. Dla nielicznych Polska jest krajem, gdzie znajduje się Auschwitz, a co poniektórym kojarzy się wcale nie z niemieckimi obozami koncentracyjnymi założonymi przez Niemców na terenie okupowanej przez nich Polski, ale z obozami ofiar nazimu. Olbrzymia większość nie zdaje sobie sprawy, że nasz kraj po upadku komuny stał się piękny i oferuje wiele atrakcji, wśród których króluje wspaniała kuchnia, a przy tym nadal jest stosunkowo tani. Jest też krajem bezpiecznym, bez ataków terrorystycznych. Moim zadaniem jest przekonać Amerykanów do masowego zwiedzania Polski. Mam na tym koncie już sporo osiągnięć i po powrocie moich klientów słyszę wiele zachwytów. Oczywiście odpowiednia reklama znacznie przyczyniłaby się do rozwinięcia zainteresowania naszą ojczyzną, dlatego podczas moich wizyt w Polsce tłumaczę to na spotkaniach z pracownikami Ministerstwa Turystyki czy Polską Organizacją Turystyczną. Gdy w Stanach włączam telewizor na kanale CNN czy FaX News, to zawsze wyświetlany jest minutowy film o Wenecji. Taki sam można byłoby zrobić o Polsce. Pieniądze przeznaczone na reklamę na
- 144 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
pewno po stokroć się zwrócą. Amerykanie są świetnymi turystami – ciekawymi różnych miejsc, lubiącymi wydawać pieniądze podczas podróży. Młodzi ludzie najchętniej zwiedzają inne kraje samotnie lub w małych grupach. Natomiast ludzie starsi, po pięćdziesiątce, wolą wycieczki zorganizowane, podczas których mogą zobaczyć najważniejsze i najciekawsze osobliwości danego kraju, w fachowy i interesujący sposób przedstawione przez przewodnika. Chcą też mieć zapewniony komfort. Ta grupa wiekowa jest też odpowiednio zamożna, więc stać ją na nawet drogie, luksusowe wycieczki. Tego typu ludzie stali się naszymi głównymi klientami. W Stanach Zjednoczonych już od prawie sześćdziesięciu lat działa Society of Polish American Travel Agencies (SPATA). Jest to unikalne stowarzyszenie polsko-amerykańskich biur podróży. Od 6 lat jestem jej prezesem. Dzięki współpracy pomiędzy biurami łatwiej jest nam kooperować z liniami lotniczymi, negocjować lepsze warunki dla prowadzenia biznesu, podejmować wspólne działania czy też organizować pomoc dla
potrzebujących. Jedną z takich akcji była pomoc powodzianom na Śląsku. Wspomagamy również domy dziecka, fundujemy stypendia dla młodzieży. Zbieramy fundusze nie tylko w SPATA, ale i w innych związkach, organizacjach, klubach, nieformalnych grupach, w parafiach, na piknikach letnich i imprezach świątecznych. Udzielam się również społecznie w ramach działalności w Związku Polaków w Ameryce oraz wielu innych organizacjach z siedzibą w Nowym Jorku. Kosztem ogromnych wysiłków organizacyjnych udało - 145 -
się zaktywizować i rozwinąć SPATA i nadać jej odpowiedni, nowoczesny kierunek, spełniający współczesne wymogi. Wierzymy, że nasze wysiłki i osiągnięcia będą fundamentem dla nowych pokoleń pracowników w branży turystycznej. Turystyka jest nie tylko przyjemnym spędzaniem czasu – odgrywa również rolę edukacyjną. Dzięki podróżom po świecie poznajemy nowe kultury, religie, stajemy się bardziej otwarci na problemy innych narodów, potrafimy je lepiej zrozumieć. Poprzez turystykę potrafimy przełamać bariery uprzedzeń, które tak
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
często prowadzą do rasizmu, ksenofobii, nienawiści, przemocy i wojen. Uważam, że podróże są wręcz niezbędnym elementem edukacji każdego człowieka. Poznawanie innych kultur jest niezapomnianym przeżyciem, a nawiązywane podczas podróży znajomości i przyjaźnie potrafią pozostać na całe życie. To dzięki nim często zmieniamy stereotypowe podejście do różnych nacji i stajemy się tolerancyjnymi, otwartymi na różnorodność obywatelami świata. Gdy nasi synowie zakończyli swoją edukację, zaczęłam udzielać się w środowisku polonijnym. Jestem członkiem Rady Polonijnej przy konsulacie RP w Nowym Jorku. W skład rady wchodzą przedstawiciele bardzo ważnych polskich organizacji, takich jak: Fundacja Kościuszkowska, Instytut Piłsudskiego, Pulaski Association of Business and Professional Men, Inc., zespoły lekarskie, Domy Polskie. Moim zadaniem jest promować Polskę pod kątem turystycznym. Staram się też organizować tematyczne wycieczki edukacyjne, takie jak „Szlakiem Muzyki Chopina” czy „Szlakiem polskich zamków”. Współpracuję ściśle z Polską, biorę też udział w targach turystycznych Tourist Fair TT Warsaw. W trakcie licznych podróży po świecie zawsze odwiedzamy polskie placówki konsularne i spotykamy się z krajowymi organizacjami turystycznymi, nawiązując w ten sposób kontakty. Nasze biura prowadzą w większości kobiety. Dlaczego tak jest? Wydaje mi się, że wiele naszych kobiecych cech sprzyja tego rodzaju biznesowi. Kobiety są bardzo aktywne, potrafią sprostać wielu funkcjom naraz, łatwo nawiązują kontakty. Bardzo dużo pań otwiera biznesy turystyczne w Internecie, osiągając w tym znaczące sukcesy. W Ameryce wynajęcie biura robi się coraz droższe. Na przykład na Green Point
w Nowym Jorku było niegdyś kilkadziesiąt agencji turystycznych, które obecnie się pozamykały. Ceny wynajęcia lokali są zbyt wysokie. Słynna polska dzielnica Greenpoint stała się elitarnym miejscem i Polacy, którzy kiedyś tam kupili domy, dzisiaj po ich sprzedaniu stali się milionerami. Wielu z nich wyprowadziło się do New Britain w stanie Connecticut i tam zaczęli zakładać biznesy. Bardzo dużo Polek otworzyło piękne salony fryzjerskie, biura podróży, sklepy. To już nie te Polki, które przyjeżdżały do Stanów, żeby sprzątać domy. To zamożne, odważne kobiety biznesu. Uważam, że Polki są nie tylko piękne, inteligentne, zadbane, ale również świetnie radzą sobie w biznesie. Są też bardzo ambitne i gdy osiągną już jakąś pozycję, nadal chcą piąć się w górę. Wierzą też w siebie, co moim zdaniem jest najważniejszą rzeczą w biznesie. W pewnych momentach, szczególnie na początku emigracji, wiara w siebie była u mnie zachwiana. Myślałam wtedy: „W kraju moje koleżanki są profesorami, a ja tymczasem pracuję w turystyce”. Czy obecnie tego żałuję? Nie. Myślę, że los popchnął mnie w dobrym kierunku. Gdy po latach spotkałam się gronie przyjaciół, poparli mój wybór: „Nigdy nie byłaś klasycznym typem naukowca, który całe dnie siedzi w bibliotece. Ty zawsze szukałaś kontaktu z ludźmi”. I mają rację. Najlepiej czuję się otoczona ludźmi, ze świadomością, że coś dobrego dla nich robię i to właśnie daje mi moja praca. Dlatego tak ważne jest, żeby dobrze wybrać zawód i nie zrażając się przeciwnościami, iść swoją drogą. Nieraz trzeba przy tym wykazać dużą odwagę. Mogę podać przykład z mojego najbliższego otoczenia. Nasi synowie otrzymali wspaniałe wykształcenie. Jędrek i Kacper zostali
- 146 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
lekarzami, a Miłosz prawnikiem. Miłosz zaczął pracę w słynnym biurze z siedzibą na Manhattanie, ale po krótkim czasie ją rzucił. Po prostu nie mógł tam wytrzymać, czuł się w niej jak w więzieniu. Zaczął jeździć po świecie, fotografować i filmować, a obecnie osiadł w Sromowcach Wyżnych, w rodzinnym gnieździe starego rodu Pierwołów z siedmiowiekowym rodowodem. Jest zakochany w Polsce i w górach. Niegdyś chciał zostać reżyserem, ale mu to odradzaliśmy, bojąc się, że z tego nie wyżyje. Okazało się, że właśnie jego marzenie było jego powołaniem i teraz nareszcie się realizuje. Dlatego ważne jest,
żeby iść za „swoją legendą”, która może przynieść sukces finansowy, ale nie musi on być aż tak duży. Najważniejsze, żeby kochało się to, co się robi, bo wtedy stajemy się szczęśliwymi ludźmi, a praca nie jest przekleństwem tylko błogosławieństwem. Często jest tak, że obrana droga, która wydawałoby się nie przyniesie żadnych materialnych korzyści, może okazać się właśnie przynoszącą dochód. Wiadomo, jak ciężko jest być artystą i tylko nielicznym udaje się odnieść komercyjny sukces. Moja synowa Natalia, żona Kacpra, piękna poznanianka jest z wykształcenia muzykiem i gra na oboju. Syn poznał ją
- 147 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
w Polsce, a ona przyjechała za nim do Stanów. Wydawałoby się, że musi porzucić swoją karierę i zacząć coś nowego, a ona tymczasem ukończyła muzykoterapię i pracuje jako muzykoterapeutka. Połączyła dwie dziedziny i odnosi sukcesy. Mam również wspaniałą synową Audrey, która jest żoną syna Jędrzeja oraz przeuroczą wnuczkę Ani Mabel i cudnego wnuka Szymona Jędrzeja Juniora. Ja sama podejmowałam decyzje, które początkowo wydawały się szalone, a potem okazywały się bardzo dobre. W ten sposób kupili-
śmy nasz pierwszy dom, a potem wielorodzinną nieruchomość z przeznaczeniem pod wynajem. W pokonywaniu wybranej drogi, która początkowo często okazuje się ciernista, bardzo pomocny jest życiowy partner. Niekoniecznie musi pracować w tej samej dziedzinie, ale bardzo ważne jest jego wsparcie. W przypadku mojego męża, Edwarda, tak właśnie jest. Popierał mnie zawsze, dawał mądre rady. Jest świetnym ekonomistą, pracuje w swoim zawodzie i jego wykształcenie okazuje się bardzo pomocne
- 148 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
w moim biznesie. Od lat też jeździmy razem na różne spotkania związane z turystyką. Jest przy tym, tak jak ja, patriotą i wspólnie wspieramy różne działania promujące Polskę. Niekiedy, gdy popełnię jakiś błąd i potem gorzko tego żałuję, potrafi wesprzeć mnie dobrym słowem. Oczywiście nieraz się kłócimy, ale zawsze szybko „po nocy przychodzi dzień”. Edward jest też wspaniałym ojcem dla naszych trzech synów. Był dla nich dosyć twardy, jak to góral, trzymał się zasad i przekazał je naszym chłopakom. Wiele osób nam zazdrościło, że nie mieliśmy z dziećmi poważnych problemów wychowawczych. Była to duża zasługa Edwarda, który wyniósł z domu niezmierny szacunek do rodziców, a matka była dla niego wręcz świętością. Podobnie w naszym domu wymagał tego od synów. Nigdy nie mogli na mnie podnieść głosu. Myślę, że tak do końca nie zrealizował się w Stanach, chociaż pracuje jako ekonomista w świetnym biurze na Manhattanie. Może w nim, tak jak we mnie, drzemie jednak naukowiec? Oboje odnieśliśmy sukces zawodowy, a jednak gdy podsumowujemy nasze życie, jesteśmy zgodni, że naszym największym sukcesem są dzieci. Tak było od chwili ich narodzin. Poświęcaliśmy im dużo czasu, wysyłaliśmy na różne zajęcia, wspieraliśmy ich edukację, a obecnie mamy z nimi bliski kontakt. Gdy zadaję sobie pytanie, co jest najważniejsze w życiu, zawsze na pierwszym miejscu wymieniam rodzinę. Człowiek musi mieć kogoś do kochania i czuć się kochanym. Drugim bardzo ważnym czynnikiem są przyjaciele, na których można polegać. Bardzo łatwo nawiązuję kontakty, ale przyjaciele to coś więcej niż spotkania przy herbacie. Zawsze miałam to szczęście, że spotykałam wspaniałych ludzi, którzy stawali
się moimi przyjaciółmi. Aby być w pełni szczęśliwym człowiekiem, ważne jest też dawanie z siebie więcej, niż to, co zdawałoby się, że już dostatecznie dajemy. W tym samym duchu wychowaliśmy naszych synów. Najstarszy, Jędrek, jest anestezjologiem i wiele czasu poświęca pracując za darmo w szpitalach dla weteranów, które bardzo potrzebują lekarzy takich jak on. Miłosz z kolei uczestniczył w akcji w Nepalu, gdzie mieszkańcy prymitywnych chat nie mieli piecyków i często wybuchały tam pożary. Wraz z zamożnym filantropem sprowadził odpowiednie piece i zakładał je. Kacper, najmłodszy syn, zwany przez nas złotą rączką, potrafi wszystko naprawić, zarówno komputery, telefony i elektrykę. Jesteśmy przekonani, że będzie bardzo dobrym lekarzem. Jestem dumna, że wychowaliśmy dzieci nie tylko na dobrych fachowców w swoich dziedzinach, odnoszących sukcesy zawodowe, ale także na dobrych ludzi. „Twórz dobro, ono pewnego dnia wróci do ciebie” – te słowa stały się myślą przewodnią mojego życia. Wszędzie dokąd się udawałam podczas moich podróży po świecie, spotykało mnie dobro. Jestem głęboko przekonana, że jego tworzenie powinno być naszą misją, w imię pokoju dla nas i dla przyszłych pokoleń. Tyle wydarzyło się w moim szczęśliwym życiu! Udana rodzina, kariera naukowa, prowadzenie biznesu, działalność charytatywna. Czy mam jeszcze jakieś marzenia? Nadal we mnie drzemie to, co kiedyś zaczęłam – praca naukowa. Może, gdy kiedyś tak zupełnie przejdę na emeryturę, chciałabym podjąć studia językowe i dokończyć mój doktorat. Może na słynnym uniwersytecie Princeton?
- 149 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
„Nie zrażaj się porażkami i zawsze myśl pozytywnie”. Maria Victoria Prus-Wiśniewski
MARIA VICTORIA PRUS-WIŚNIEWSKI WIELKA BRYTANIA - ZAMBIA Prime Marble Products Ltd. i Marble Arch Ltd.
- 150 -
- 151 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
Maria Victoria Prus-Wiśniewski
Obywatelka świata Wielka Brytania – Zambia
Moja polska mama, Maria Wiśniewska, zawsze była elegancką damą z klasą. Ubierała się według najnowszej mody i nigdy nie widziałam jej bez makijażu czy starannie ułożonej fryzury. Nosiła piękne torebki, dopasowane do ubrania i butów. Jako mała dziewczynka uwielbiałam przebywać w jej garderobie, przymierzać jej suknie, buty, biżuterię i marzyć, że kiedyś będę tak piękna i elegancka jak ona. Wtedy jeszcze do mnie nie docierało, kim mama jest tak naprawdę – że nie tylko jest piękną kobietą, ale również wspaniałym fachowcem w wielu dziedzinach oraz osobą udzielającą się społecznie. Gdy zaczęłam dorastać, moje spojrzenie na mamę zmieniło się. Zaczęłam zauważać nie tylko jej wygląd, który nadal mnie fascynował, ale też jej wspaniałe osiągnięcia zawodowe. Byłam świadkiem, jak ciężko potrafiła pracować, a przy tym znajdować czas na wysłuchanie dosłownie wszystkich, czy to byli pacjenci, pracownicy naszych rodzinnych biznesów, nasi liczni goście, czy wreszcie my, dzieci, ja i moich dwóch braci. Mimo rozlicznych zajęć, które zabierały jej większość czasu, mieliśmy tę świadomość i czuliśmy, że dla naszej mamy rodzina była zawsze najważniejsza. Jej postawa była dla mnie wzorem, gdy założyłam własną rodzinę i teraz,
jako matka dwójki dzieci, postępuję podobnie jak moja mama – rodzina jest dla mnie priorytetem. Mama ponadto była bardzo wesoła, dużo żartowała i nasz dom często rozbrzmiewał śmiechem. Potrafiła od nas wymagać i nie byliśmy rozpieszczani, ale stosowała zasadę „więcej lodów i czekolady”, czyli w życiu powinno zadbać się o przyjemności. Jako dziecko miałam ich pod dostatkiem. Mama okazywała nam dużo serca, ale też nie była dobra „aż do znudzenia”, gdyż miała w sobie tę odrobinę szaleństwa, która czyniła ją zabawną i interesującą postacią. Kariera zawodowa mamy była wspaniała, nie tylko jako lekarki, lecz również jako dyplomaty czy przedsiębiorcy w zakresie wydobywania i obróbki marmurów oraz granitów, który nie jest „przyjaznym” przemysłem dla kobiet. Dorastając u jej boku byłam świadkiem wielu jej sukcesów i mój podziw urósł do tego stopnia, że zapragnęłam być jak mama, gdy już dorosnę: zostać elegancką bizneswoman, odnoszącą sukcesy, a jednocześnie kochającą matką i żoną. Mój tata, Brytyjczyk polskiego pochodzenia, również wywarł duży wpływ na ukształtowanie mojej osobowości. Był człowiekiem renesansu, umiał dosłownie wszystko. Tak jak mama był lekarzem, lecz z pasją oddawał się wielu innym
- 153 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
dziedzinom. Posiadał licencję lotnika i uwielbiał latać samolotami, był bardzo uzdolniony technicznie, umiał rozłożyć i złożyć niemalże każde urządzenie, kochał również sztuki piękne – był ich znawcą i sam pięknie malował. Uwielbiałam chodzić z moim ojcem w plener i razem z nim malować afrykańskie krajobrazy. To samo robiliśmy w Polsce, gdzie podczas naszych wycieczek malowaliśmy polskie lasy. W czasie tych plenerów nawiązywała się między nami prawdziwa przyjaźń, a piękno przyrody, połączone z jego uwiecznianiem na płótnie, zrodziło we mnie zamiłowanie do sztuki, które przerodziło się w pasję. Szkołę podstawową ukończyłam w Zambii, w Lusace, gdzie urodziłam się i wychowałam jako najmłodsza z trójki rodzeństwa. W wieku 11 lat rodzice wysłali mnie do Szwajcarii, do miejscowości Chesieres-Villars, gdzie uczęszczałam do szkoły średniej. Byłam bardzo ambitną uczennicą i ukończyłam szkołę z wyróżnieniem. Moje zaszczepione przez ojca zainteresowanie do sztuk pięknych tylko się pogłębiło podczas nauki, dlatego moim naturalnym wyborem było obranie takich studiów, które poszerzyłyby moją wiedzę. Zostałam przyjęta na program Historii Sztuki na uniwersytecie McGill w Montrealu, w Kanadzie. Dyplom z historii sztuki otwierał mi dalszą drogę na studia prawnicze, o których już wtedy myślałam. Podziwiając talent mamy do obcowania z ludźmi, równocześnie studiowałam socjologię. To mama zainspirowała mnie do zdobycia wiedzy na temat człowieka, jego zachowań uwarunkowanych środowiskiem i wychowaniem. Spędzając kilka lat w Quebeku, francuskiej prowincji Kanady, miałam możliwość obserwować społeczność tej bardzo nietypowej części ogromnego kraju, gdzie – mimo oficjalnej deklaracji dwujęzyczności – dominuje jednak język francuski. Nie doświadczyłam żadnych oznak dyskryminacji, gdyż byłam w uprzywilejowanej pozycji osoby znającej bardzo dobrze język francuski, a to dlatego, że lata szkoły średniej spędziłam we francuskiej części Szwajcarii. Niemniej wiedziałam, że istnieją animozje pomiędzy frankofonami i anglofona-
mi, związane z latami dominacji kultury i języka angielskiego w Quebeku. W Montrealu spędziłam cztery lata. Po ukończeniu McGill’u z licencjatem z historii sztuki i socjologii osiedliłam się w Londynie. Moje zamiłowanie do sztuki poszerzyłam o zainteresowanie dekoratorstwem i architekturą wnętrz. Moi rodzice posiadali kilka nieruchomości i pomyślałam, że mogłabym im pomóc w ich urządzaniu, dlatego gdy londyńska firma dała mi możliwość odbycia stażu, z chęcią z niej skorzystałam. Była to dla mnie wspaniała okazja zdobycia doświadczenia w tej dziedzinie. Dzięki nowej wiedzy zajęłam się dekorowaniem i urządzaniem rodzinnych posiadłości. Zaplanowałam i nadzorowałam projekt budowy nowoczesnego mieszkania w budynku będącym naszą własnością oraz unowocześniłam dekorację innego naszego domu, dzięki czemu bardzo szybko go sprzedaliśmy. Praktyki dekoratora w Londynie rozszerzyły moje horyzonty w dziedzinie architektury wnętrz, szczególnie dzięki oglądaniu wspaniale udekorowanych posiadłości milionerów. A jednak, paradoksalnie, ten okres również uświadomił mi, że to prawo jest moją największą pasją. W ciągu rocznego pobytu w Londynie miałam okazję kilka razy odwiedzić Zambię, gdzie zaczęłam się wdrażać w działalność Prime Marble Products Ltd and Marble Arch Ltd, prowadzonych przez rodziców kopalni i fabryk obróbki marmuru. Pomagali mi bardzo w zrozumieniu różnych mechanizmów produkcji i zarządzania tego typu przedsiębiorstwami. Nawet tak krótkie doświadczenie uzmysłowiło mi, że prowadzenie biznesu nie jest takie proste. Po rocznym pobycie w Londynie przyjechałam do Zambii już na stałe i objęłam kierownicze stanowisko w jednej z kopalń. Byłam wtedy bardzo młoda, w dodatku byłam kobietą, więc nie było łatwo o szacunek i zaufanie pracowników. Patrzyli podejrzliwie na młodą dziewczynę, która dopiero zaczynała pracę w przemyśle wydobycia i obróbki marmuru, a jednocześnie wydawała polecenia, które musieli wypełniać. Szybko jednak pokazałam im, że potrafię być wymagająca i stanowcza, a moja wiedza o biznesie z każdym
- 154 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
- 155 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
dniem się poszerzała, więc nie mogli mnie już traktować jak nowicjuszkę. Praca coraz bardziej mi się podobała, chociaż nie była pozbawiona ciężkich momentów, a nawet groźnych. Jeden z nich zdarzył się w dniu wypłaty, kiedy jeden z pracowników podszedł do mnie z informacją, że ktoś cały czas mnie śledzi. To był początek miesiąca i oczekiwaliśmy samochodu, który miał przywieźć pieniądze. Byłam bardzo zdenerwowana i przestraszona, lecz moi pracownicy stanęli na wysokości zadania – postanowili uformować straż i razem ze mną odebrać pieniądze z samochodu. Wszystko skończyło się dobrze, chociaż rzeczywiście byłam śledzona i kto wie, co by się stało, gdyby nie lojalność i odwaga moich pracowników. Takie wydarzenia bardzo jednoczyły mnie z załogą i po czterech miesiącach poczułam ich respekt. Było to dla mnie szczególnie ważne, gdyż kopalnia, którą zarządzałam, mieściła się w buszu, daleko od cywilizowanego świata i moich rodziców, byłam więc zdana tylko na siebie. Była to kopalnia odkrywkowa zatrudniająca około 20 osób. Wydobywano w niej marmur leżący płytko pod powierzchnią, a z odpadków robiono żwir. Prowadzenie kopalni, nawet odkrywkowej, wymaga dużo wiedzy, ponieważ praca w kopalni jest niebezpieczna. W Zambii trzeba bardzo dobrze znać regulaminy BHP, prawa pracowników
i obowiązki właściciela kopalni, takie jak rejestrowanie pracowników w organizacji Workmans Compensation, system składania miesięcznych raportów do Ministerstwa Górnictwa o ilości wydobytych minerałów i płacenia pracownikom bez opóźnień, gdyż inaczej na przedsiębiorcę nakładane są duże kary. Każdy pracownik musi być ubezpieczony w NAPSA, co jest odpowiednikiem polskiego ZUS-u. Dla tak młodej dziewczyny, jaką wtedy byłam, taka praca była wyzwaniem. W afrykańskim buszu spędziłam rok, który uświadomił mi, że powinnam poszerzyć wiedzę w zakresie biznesu. Oczywiście przez ten czas dużo się nauczyłam, ale zdecydowanie brakowało mi akademickiej wiedzy z dziedziny zarządzania i funkcjonowania dużych biznesów. Naturalnym krokiem było podjęcie odpowiednich studiów. Cztery lata spędzone w Kanadzie, gdzie zima dała mi się bardzo we znaki, i rok w niezbyt ciepłym Londynie skłoniły mnie do wyjazdu do Australii – zwłaszcza, że w Perth mieszkała rodzina ze strony mamy. Pojechałam tam najpierw na ślub jednego z moich kuzynów i zwiedziłam uniwersytecki kampus University of Western Australia. Bardzo spodobały mi się jego budynki, przypominające architekturą styl romański czy włoski renesans, otoczone tropikalną zielenią, która przypominała - 156 -
mi rodzinną Zambię. Program też zapowiadał się bardzo interesująco, zwłaszcza że mogłam pojechać na wymianę do takich miast jak Paryż czy Rzym. Od razu pomyślałam: „To jest miejsce dla mnie”. Jaka była moja radość, kiedy zostałam przyjęta! Podczas pierwszego roku nauki zdobyłam potrzebne umiejętności w zarządzaniu biznesem, natomiast drugi rok – w ramach studenckiej wymiany – spędziłam w Paryżu, gdzie podjęłam kursy na ESGCI (Ecole de Commerce International et Marketing à Paris - Szkoła Międzynarodowego Biznesu) z zakresu prawa dotyczącego nieruchomości. Ta wiedza bardzo mi się przydała, kiedy po ponownym przyjeździe do Londynu otworzyłam własny biznes zarządzający nieruchomościami. Podczas tej pracy napotkałam na pewne trudności i zdecydowałam, że powinnam kontynuować naukę w dziedzinie prawa. Z drugiej strony zastanawiałam się, czy trochę nie zwariowałam z tym ciągłym dokształcaniem się, jednak mama poparła moją decyzję, zwłaszcza że zawsze gdzieś w podświadomości chciałam zostać prawnikiem. Podjęłam studia prawnicze na Uniwersytecie Queen Mary w Londynie. Obecnie jestem w trakcie końcowych egzaminów na aplikacji. W trakcie studiów wyszłam za mąż i urodziłam dwójkę wspaniałych dzieci. Nadal jestem bardzo zaangażowana w rodzinny biznes
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
- 157 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
w Zambii, szczególnie że mój tata już nie żyje i zajmuje się nim moja mama, a ja stałam się jej „prawą ręką”. Jestem obywatelką brytyjską urodzoną w Zambii, lecz mam wielki sentyment do Polski, ojczyzny moich rodziców. Mówię po polsku i często bywam w Warszawie, gdzie razem z mamą prowadzimy również spółkę Mar-Gran, która powstała w 1995 r. Sprzedajemy zambijskie marmury, które
są bardzo cenione, gdyż urodą przewyższają inne, a twardością dorównują prawie granitom. Niestety po śmierci taty bardzo trudno jest nam zarządzać biznesem marmurowym i rodzinnie zdecydowaliśmy sprzedać kopalnie, fabryki oraz spółkę Mar-Gran. Jesteśmy w trakcie planowania założenia nowego biznesu; mam nadzieję, że będę mogła w nim wykorzystać moje prawnicze umiejętności.
- 158 -
Ostatnim naszym przedsięwzięciem było założenie taniego hostelu w Warszawie, który jest częścią spółki Mar-Gran. Korzystają z niego głównie pracownicy budowlani, gdyż Warszawa nadal jest wielkim placem budowy. Naszymi klientami są również studenci. Ceny za wynajęcie hostelu są niskie, a jednocześnie pomieszczenia odpowiadają standardom europejskim. Prowadzimy również firmę wynajmowania biur w Warszawie. Moja praca jest więc „rozstrzelona” pomiędzy Londynem, Lusaką i Warszawą, lecz priorytetem w moim życiu jest rodzina, szczególnie że moje dzieci są bardzo małe – synek ma cztery lata, a córeczka dwa. Dni, w których przyszły na świat, były najlepszymi w moim życiu. Nie mogłam uwierzyć, że kobieta może wydać na świat coś tak absolutnie pięknego i perfekcyjnego. Bycie matką uświadomiło mi, jak ogromna siła jest w nas, kobietach. Moje życie nagle zmieniło się, stało się bardziej uregulowane i choć nie ma w nim już takiej wolności, nie zamieniłabym go na poprzednie, kiedy nie było w nim dzieci. Staram się jak najwięcej przebywać z nimi i bardzo ważnym jest dla mnie to, żeby znaleźć czas na odebranie ich z przedszkola, wspólne zabawy i spacery. Trudno jest mi teraz pogodzić pracę zawodową i poszerzanie wiedzy prawnej z rolą matki, ale na szczęście w Zambii i w Polsce mamy
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
wspaniałych pracowników i dyrektorów, którzy zawsze się z nami kontaktują, jeśli trzeba podjąć ważną decyzję. Musimy jednak często odwiedzać oba te kraje, więc moje życie to ciągłe podróże. Obie z mamą świetnie współpracujemy. Moja mama jest moją najlepszą przyjaciółką i jestem jej niezmiernie wdzięczna za wszystko, czego mnie w życiu nauczyła. Wspaniałym partnerem w życiu rodzinnym i zawodowym jest również mój mąż, Australijczyk i prawnik. Mąż jest dyrektorem i doradcą prawnym przy inwestycjach w górnictwie w wielu krajach. Poznałam go w Londynie, na spotkaniu towarzyskim, na które namówili mnie moi przyjaciele. Planowałam się pouczyć, ale oderwałam się od książek i pewnie był w tym „palec Opatrzności”. Razem podróżowaliśmy, wspinając się na Kilimandżaro, wędrując po Zanzibarze, Zambii i wielu innych miejscach na świecie. Te wyjazdy bardzo nas zbliżyły i postanowiliśmy się pobrać. Polska atmosfera naszego domu przejawiała się w języku, gdyż nasi rodzice mówili do nas po polsku. Bardzo często odwiedzali nas również ludzie z Polski, ci którzy podróżowali po Zambii lub pracujący w tym kraju. Niemalże wszyscy Polacy, którzy odwiedzili Zambię, zapraszani byli do nas na kolację, a niektórzy nawet spędzili kilka dni w naszym domu. W Zambii jest dużo polskich misjonarzy i oni też byli naszymi gośćmi, zwłaszcza że rodzice dużo udzielali się na rzecz kościoła wspomagając i organizując akcje charytatywne. Jako lekarze, rodzice oferowali zakonnicom, zakonnikom i księżom darmowe usługi lekarskie. Jesteśmy bardzo dumni z działalności misyjnej polskiego kościoła, a w szczególności ich wkładu w zambijskie szkolnictwo i służbę zdrowia. Tym bardziej, że najstarsza misja katolicka Kasisi działa już od 1911 r. Mamy wiele katolickich misji w Zambii, na przykład w Katondwe, Mumpanshy, Cheshisre Home, Chilanga Hospicjum czy City of Hope, które prowadzą szpitale, szkoły i hospicja. Jako dzieci co roku jeździliśmy do Polski i zawsze odwiedzaliśmy Szelków, rodzinną miejscowość mojej mamy. Kochaliśmy spacery po lesie, zbieranie malin, jagód, jeżyn i grzybów.
Gdy już dorosłam, zapragnęłam więcej czasu spędzać w Polsce i od kiedy mieszkam w Londynie, zaczęłam częściej ją odwiedzać. Mam w niej krewnych ze strony mamy, zdobyłam przyjaciół i uwielbiam przyjeżdżać do Polski, którą poznaję coraz lepiej. Organizujemy polsko-zambijskie przyjęcia, podczas których króluje wspaniała polska kuchnia. Bardzo lubię polskie potrawy i w moim domu co jakiś czas je przyrządzam. Jak już wspomniałam, moja praca zawodowa wymaga podróży pomiędzy Anglią, Polską i Zambią. Wszędzie czuję się jak w domu, ale szczególny sentyment mam do mojej „afrykańskiej ojczyzny”. Z radością zauważam, jak kobiety w moim kraju emancypują się i obecne władze przywiązują dużą wagę do parytetu płci w rządzie. Wiceprezydentem Zambii jest Inonge Wina, dawna pacjentka i przyjaciółka mojej
- 159 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
mamy. Wiele kobiet piastuje również urzędy ministrów i stanowiska dyplomatyczne. Oficjalnym językiem jest angielski, a prawo zambijskie jest oparte na brytyjskim. Niestety, wciąż istnieją pozostałości dawnych tradycji, które dyskryminują kobiety. Na przykład, jeśli małżeństwo jest zawarte w Urzędzie Stanu Cywilnego, w czasie rozwodu kobieta i dzieci są traktowane jak w Europie. Jeśli jednak zawarli ślub tradycyjny, to w przypadku rozwodu kobieta niezależnie od wielkości majątku, jaki wniosła,
dostaje tylko wyposażenie kuchni. Mam nadzieję, że w Zambii tradycje represjonujące kobietę wkrótce zanikną. Bycie matką, a jednocześnie kobietą czynną zawodowo, nie jest łatwe. Jest ono z pewnością łatwiejsze obecnie niż było jeszcze kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu, ale nadal jest w tej dziedzinie dużo do zrobienia. Współczesne kobiety nie są opłacane jak mężczyźni, którzy wykonują tę samą pracę, ponadto nadal więcej oczekuje się od kobiet jeśli chodzi o domowe obowiąz-
- 160 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
ki. Przy tych wszystkich rozlicznych zajęciach wymaga się od kobiet, żeby pięknie wyglądały, były zadbane i ubierały się według najnowszych trendów. A jednak nigdy nie zazdrościłam mężczyznom. Kocham być kobietą, matką i lubię spełniać się zawodowo. Zadbana i elegancka kobieta nasuwa podejrzenia, że jest wyłącznie „ładną kobietką”, dlatego lubię trochę szokować męski świat, że za moim dobrym wyglądem kryje się inteligentny fachowiec z bardzo dobrym wykształceniem. I w dodatku jestem blondynką!
Kobietom zakładającym lub prowadzącym biznes mogę przytoczyć porady mojej bardzo mądrej i pracowitej babci: „Co masz zrobić jutro, zrób dzisiaj” oraz „Co masz zjeść dzisiaj, zostaw trochę na jutro, a twoja lodówka nigdy nie będzie pusta”. Uczą one nieodkładania pracy na następny dzień i przezorności w działaniu, żeby do końca nie wyczerpywać naszych zasobów, ale zostawić trochę na „deszczowe dni”. Dla mnie jednak najważniejszym przesłaniem jest: „Nie zrażaj się porażkami i zawsze myśl pozytywnie”.
- 161 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
„Jeśli naprawdę chcesz czegoś w życiu, musisz znaleźć sposób, aby to osiągnąć”. Iwona Pruska
IWONA PRUSKA ZJEDNOCZONE EMIRATY ARABSKIE - DUBAJ
Iwona Specialty Clinic in Dubai www.iwonaspecialtyclinic.com
- 162 -
- 163 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
Iwona Pruska
To jeszcze nie koniec Zjednoczone Emiraty Arabskie Urodziłam się w Opolu. Pochodzę z rodziny, która zawsze zajmowała się prowadzeniem własnego biznesu. Mój ojciec był starszy od mamy o 20 lat, więc dobrze pamiętał czasy przedwojenne, kiedy to w okolicach Lwowa zajmował się handlem żywności. Pod koniec wojny cała jego rodzina przesiedliła się do Opola. Już w latach 60., chociaż panowała bardzo niesprzyjająca atmosfera do otwierania biznesów, tato razem z rodziną założył przedsiębiorstwo. Obejmowało ono kilka małych sklepów prowadzących sprzedaż garderoby, zabawek i obuwia oraz szklarnię pod Opolem, która specjalizowała się w uprawie kwiatów. Do dzisiaj moi kuzyni prowadzą prężnie działające przedsiębiorstwa. Gdy byłam jeszcze małym dzieckiem, często „uczestniczyłam” w rodzinnym interesie. Polegało to na jeżdżeniu z tatą i moją siostrą na spotkania z ludźmi zajmującymi się handlem. Możliwe, że już wtedy obie nasiąkłyśmy biznesową atmosferą, która ukształtowała nas jako przyszłe przedsiębiorczynie. Z kolei mama, zawsze bardzo elegancka, ale też i stanowcza, była dla nas przykładem pięknej i silnej kobiety. Byłam bardzo zaradną dziewczynką i tato żartował, że jestem osobą, która zawsze sobie w życiu poradzi. Miał rację, gdyż w całej mojej działalności zawodowej nigdy nie zaznałam żadnych trudności. Jest to dość niespotykane, więc
„odpukuję w niemalowane” i mam nadzieję, że tak będzie dalej. A jaka była droga mojej kariery zawodowej? Zacznę od początku. W wieku dojrzewania nie miałam kłopotów ze skórą, ale moja bliska przyjaciółka nie była taką szczęściarą i regularnie odwiedzała salon kosmetyczny. Jako bardzo nieśmiała osoba zawsze prosiła mnie o dotrzymanie jej towarzystwa. Z ciekawości, mimo że moja cera była perfekcyjna, poddawałam się zabiegom i wypytywałam o ich działanie. W ten sposób zapoznałam się z podstawami kosmetologii. Ta dziedzina zafascynowała mnie do tego stopnia, że po ukończeniu liceum postanowiłam kształcić się w tym kierunku. W latach 80. niestety nie było tego typu studiów, jedynie w Katowicach istniało Studium Kosmetyczne. W tym okresie w Polsce dziedzina kosmetologii była w zupełnych powijakach i, tak jak w każdej branży, brakowało specjalistycznego wyposażenia i kosmetyków, a nowoczesne technologie były niedostępne. Mimo trudności zakłady kosmetyczne działały, nawet w takim małym Opolu było ich kilka, a w większych miastach, takich jak Katowice, było ich bardzo dużo. Po ukończeniu szkoły średniej w 1979 r. wyjechałam pierwszy raz na wakacje do Dubaju, gdzie przebywała moja siostra Gosia razem ze swoim mężem. Z miejsca zakochałam się w tym
- 165 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
mieście, zauroczył mnie swoim kolorytem i rozmachem, chociaż jeszcze wtedy nie był tak rozbudowany jak obecnie. Zachwycił mnie przepych architektury, nie tej nowoczesnej, gdyż w latach 70. nie było jej za wiele, ale tej starszej, arabskiej. Dubaj wydał mi się „krainą z Tysiąca i Jednej Nocy”. Odkrywałam nową kulturę, poznawałam piękne tradycje rodzinne i wspaniałą kuchnię arabską. Spotkałam ludzi z całego świata, którzy żyli bez uprzedzeń, spotykali się regularnie i nawiązywali przyjaźnie. Tutaj również poznałam Gabriela, mojego przyszłego męża, Libańczyka z pochodzenia. Wszystko wydało mi się fascynujące i nawet letnie upały (przyjechałam w lipcu) nie były aż tak ciężkie do zniesienia. W tym czasie Dubaj nie był jeszcze ogromną metropolią i wydawał mi się wręcz przytulny. Spędziłam w nim sześć wspaniałych miesięcy. Po powrocie do Polski postanowiłam rozpocząć naukę w szkole kosmetycznej w Katowicach. Zależało mi, aby jak najszybciej otrzymać dyplom i otworzyć własny biznes w Opolu. Chociaż planowałam powrót do Dubaju, jednocześnie chciałam zacząć działalność w Polsce, tak na wszelki wypadek, gdyby w Zjednoczonych Emiratach Arabskich mi nie wyszło. Zawsze tak postępowałam w biznesie – miałam przygotowany plan A i B. W ten sposób czułam się zabezpieczona i z większą odwagą rozwijałam główną firmę. Po uzyskaniu dyplomu w 1982 r. otworzyłam własny zakład w Opolu. Był to piękny salon, miał jedno z pierwszych solariów w Polsce, oferował nowoczesne zabiegi i wyróżniał się spośród innych nie tylko jakością usług, - 166 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
- 167 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
- 168 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
ale też lokalizacją, gdyż mieścił się w zabytkowej kamienicy, blisko Placu Teatralnego, pomiędzy szpitalem a Wyższą Szkołą Inżynierską. Była to bardzo uczęszczana ulica z wieloma kawiarenkami. Wnętrze mojego zakładu było starannie urządzone i bardziej przypominało elegancki, przytulny dom niż miejsce zabiegów kosmetycznych. Zawsze było dla mnie ważne, aby klienci w moim salonie czuli się komfortowo. Specjalistyczne wyposażenie, jak na owe czasy, było bardzo nowoczesne, a produkty sprowadzałam z Dubaju, między innymi francuskie kosmetyki firmy Rene Guinot. W czasie Opolskiego Festiwalu mój zakład dosłownie „pękał w szwach”. Odwiedzała go liczna festiwalowa publiczność oraz muzycy i piosenkarze. Mój pierwszy biznes, który okazał się sukcesem, był też źródłem mojej radości i dumy. W 1985 r. zdecydowałam się jednak na powrót do Dubaju, a salon zostawiłam pod opieką personelu, któremu bardzo ufałam. Tuż po przyjeździe wyszłam za mąż i przez rok pracowałam
w firmie kosmetycznej Rene Guinot, aby zdobyć doświadczenie w nowym kraju, poznać tamtejsze technologie, rynek i poznać lepiej język angielski. Tak jak wspomniałam, Dubaj jest bardzo międzynarodowy, dlatego musiałam zdobyć praktykę w obsłudze klientów z różnych stron świata, poznać ich kulturę i obyczaje. W 1990 r. przyjechała na stałe do Dubaju nasza mama. Tato już nie żył i chciałyśmy z siostrą mieć mamę blisko siebie. Kontakt z Polską był wtedy dosyć trudny, nie było łatwo dodzwonić się do mamy i byłyśmy bardzo szczęśliwe, że wreszcie jest z nami. W 1991 r. urodziłam śliczną córeczkę, Nathalie. Mama bardzo nam pomogła w wychowaniu naszych dzieci, zwracała uwagę na to, aby poznały język polski i to w dużej mierze dzięki niej atmosfera w domu była zawsze polska. Do opieki naszej córki była zatrudniona niania, Mimi, która pochodziła z Etiopii. Mieszkała z nami przez 17 lat i stała się członkiem naszej rodziny. W Dubaju pomoc do dziecka i służba jest rzeczą normalną. Dzięki temu mogłam - 169 -
pogodzić obowiązki matki, żony i kobiety biznesu. Na bycie gospodynią domową nigdy nie miałam czasu, gdyż oprócz regularnej pracy zawodowej musiałam chodzić na spotkania biznesowe, jeździć na konferencje i dokształcać się, więc dodatkowe osoby, które pomagały w prowadzeniu domu, były niezwykle cenne. Pięć miesięcy po urodzeniu Nathalie razem z moją siostrą otworzyłyśmy salon kosmetyczny. Mój mąż oraz szwagier bardzo popierali naszą działalność i wspierali nas. Od samego początku nasz salon stał się bardzo popularny. Biznes szedł nam tak dobrze, że w styczniu 2000 r. postanowiłyśmy się przenieść do większego miejsca, tym razem do pięknej wilii. Tymczasem Nathalie i dzieci mojej siostry dorastały, stawały się nastolatkami i zdecydowałyśmy, że musimy się rozstać, aby w odpowiednim momencie życia mieć swoje własne biznesy, które z czasem przejmą nasze dzieci. Dostałam wtedy propozycję poprowadzenia luksusowego SPA w Le Meridien Hotel
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
w Dubaju. Zgodziłam się, ale tylko na rok. Było to dla mnie duże wyzwanie. Już po krótkim czasie miałam wspaniałe wyniki. Chociaż po roku, zgodnie z umową, zrezygnowałam z tej bardzo ciekawej pracy, do tej pory mam kontakt z kierownictwem Meridian Hotel. Udzielam im porad dotyczących nowych technologii w dziedzinie kosmetyki i hotelowe SPA jest takim moim „adoptowanym dzieckiem”. W 2007 r. otworzyłam Iwona Specialty Clinic w pięknej prestiżowej dzielnicy Jumeirah i zaczęłam pracę już jako samodzielny przedsiębiorca. Z tak dużym doświadczeniem, jakie miałam, prowadzenie kliniki stało się wyłącznie przyjemnością. Byłam już znana w Dubaju, dlatego nie miałam problemu z pozyskiwaniem nowych klientek. Na nową klinikę wybrałam piękny sześciopokojowy dom, który niedawno został powiększony o dodatkowe 11 pomieszczeń. Ich przygotowanie zajęło mi cały rok, lecz robiłam to z pasją, gdyż tak rozbudowana klinika była spełnieniem moich marzeń. Willa architekturą przypomina styl barokowy, a wewnątrz jest urządzona jako pełen ciepłej atmosfery luksusowy dom. Każdy pokój wyposażony jest w piękne, antyczne meble, obrazy i rzeźby – w ten sposób chciałam stworzyć moim klientom niezrównaną atmosferę, aby od razu po przekroczeniu progu tego niezwykłego obiektu czuli się zrelaksowani. Zaledwie w ciągu roku klinika zaczęła odnosić sukcesy, które w 2008 r. zauważył magazyn “Ahlan!”, umieszczając mnie na liście 100 osób, które odniosły największy profesjonalny sukces tego roku w Dubaju. Następne lata przyniosły kolejne nagrody i wyróżnienia.
Iwona Speciality Clinic jest nawet wymieniona w satyrycznej książce „Moje fantastyczne życie w Dubaju” (Kyra Dupont Troubetzkoy i Céline Maslard). Moimi klientami są kobiety i mężczyźni różnych narodowości. Od stałych bywalczyń dowiaduję się wiele o ich krajach pochodzenia, o różnorodności kultur, które fascynują mnie swoim kolorytem i odrębnością. Z czasem nasze rozmowy zmieniają się w bardziej osobiste i w ten sposób nawiązują się przyjaźnie. Dla mnie zrozumienie potrzeb moich klientów jest niezwykle istotne, dlatego z uwagą wsłuchuję się w ich problemy i staram się sprostać ich oczekiwaniom. Bardzo ważnym czynnikiem w prowadzeniu jakiekolwiek biznesu są pracownicy. Początkowo zatrudniałam głównie Polki; wiele z nich pochodziło z mojego rodzinnego miasta, Opola. Teraz mój zespół składa się z kobiet pochodzących z takich krajów jak: Bułgaria, Filipiny, Indie, Maroko, Etiopia oraz Polska. Pracują u mnie od dłuższego czasu, niektóre nawet 15 – 20 lat, dlatego znamy się doskonale i możemy na siebie liczyć. Wszystkie moje pracownice są świetnie wyszkolone, mają takie samo jak ja podejście do klienta i razem stanowimy wspaniały zespół profesjonalistek. Jesteśmy ambitne, otwarte na wszelkie nowości i cały czas dokształcamy się. Zarówno klienci, jak i pracownicy wiedzą, że jestem Polką. Jestem dumna z mojego pochodzenia i często to podkreślam. Klientom opowiadam o moim kraju, jego urodzie, historii i zwyczajach. Staram się prezentować Polskę jak najlepiej, podkreślając jej wszystkie walo-
- 170 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
ry. Odwiedzam Ojczyznę bardzo często, ale już nie jeżdżę do Opola. Zatrzymuję się w Warszawie. Również wiele moich znajomych z Dubaju przyjeżdża ze mną, aby poznać Polskę. W kraju spędzam czas z moimi przyjaciółmi, którzy wyprowadzili się z naszego rodzinnego miasta, a niektórzy przyjeżdżają stamtąd, żeby się ze mną spotkać. Kiedy nagle zatęsknię za Polską, jej wspaniałą kulturą i kuchnią, kupuję bilet na samolot i jestem tam w ciągu 5 godzin. W ramach mojego zawodu często podróżuję do różnych krajów, głównie do Europy, i mimowolnie porównuję jakość życia w tych państwach z życiem w Dubaju. Wydaje mi się, że tutaj życie jest przyjemniejsze i łatwiejsze. Ludzie przyjeżdżający do Dubaju znajdują tu świetne warunki bytowe, dobrze płatną pracę, żyją w atmosferze wzajemnego zrozumienia, tolerancji i przyjaźni. Uwielbiam Dubaj i zdecydowanie jest dla mnie idealnym miejscem do życia. Jestem bardzo spełniona zawodowo, a jeśli chodzi o życie rodzinne, to wprawdzie rozwiodłam się z mężem, lecz nadal żyję z nim na stopie przyjacielskiej. Rozmawiamy ze sobą, mamy kontakt telefoniczny prawie codziennie, ale bardzo rzadko się spotykamy. Moim największym „osiągnięciem” jest moja córka, Nathalie. Od jej przyjścia na świat, aż do chwili obecnej nigdy nie sprawiała mi kłopotów. Nawet wiek nastoletni, kiedy młodzież przeżywa okres buntu, moja córka przeszła bardzo spokojnie. Czasami żartuję, że mogłaby być trochę „rebeliantką” i wtedy miałabym powód do pozłoszczenia się na nią. Tymczasem lata minęły, a my nigdy się nie pokłóciłyśmy, co
nie oznacza, że moja córka nie ma tak zwanego charakteru. Przeciwnie, jest bardzo silna, ambitna i zdecydowana. Zawsze wiedziała, czego chce. Skończyła studia w Anglii w dziedzinie Nauk Biomedycznych (BioMedical Sciences), otrzymując dyplom magistra w Systemie Zdrowotnym i Globalnej Polityki (Health Systems and Global Policy). Ukończyła też szwajcarską szkołę kosmetyczną (CIDESCO Post-graduate course), gdzie uzyskała Międzynarodowy Dyplom Kosmetyczny. Obecnie pracuje ze mną i jest moją „prawą ręką”. Na razie zajmuje się administracją, ale w dziedzinie kosmetologii ma wciąż nowe pomysły, więc z chęcią zgadzam się na jej innowacje, ceniąc sobie bardzo jej młody, dynamiczny umysł. Pozwalam jej iść własną droga, rozwijać się i wierzę, że nie popełni błędów; a jak popełni, to też sobie z nimi poradzi. W przyszłości Nathalie pragnie pogłębiać swoją wiedzę i marzy o zdobyciu doktoratu w zakresie pielęgnacji skóry. Dla mnie najważniejsze jest to, że jest dobrym człowiekiem, bardzo dba o mnie, okazując mi dużo miłości i czułości. Jestem z niej bardzo dumna. Cieszę się, że Nathalie, podobnie jak ja, należy do grona silnych kobiet. W Zjednoczonych Emiratach jako kobieta biznesu nigdy nie miałam problemów i nigdy nie zaobserwowałam przejawów czy braku poszanowania wobec kobiet. Wręcz przeciwnie, kobiety są tutaj doceniane i bardzo często na uprzywilejowanej pozycji. Na przestrzeni tych ponad 30 lat widzę wielki postęp, jeśli chodzi o zawodowe życie kobiet. Gdy przyjechałam do Dubaju w 1979 r., bardzo mało pań pracowało
- 171 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
i głównie poświęcały się wychowywaniu dzieci. Teraz obserwuję, jak zdobywają wykształcenie, rozwijają się naukowo, prowadzą własne biznesy. Ten styl życia staje się coraz bardziej popularny i podziwiam, jak kobiety znajdują czas na kształcenie się, życie zawodowe, a jednocześnie na bycie matkami i żonami, zwłaszcza, że w Emiratach rodziny często są wielodzietne. Przy tym Emiratki są zadbane, dobrze ubrane, ze starannym makijażem i potrafią przepięknie wyglądać. Takie są moje klientki. Wiele z nich ma swoje własne biznesy i z radością patrzę na ten świat kobiet, który zmienia się na moich oczach. W mojej klinice kobiety często zwierzają się i niejednokrotnie, a szczególnie młode panie, proszą mnie o porady, jak zacząć biznes i pytają, co sprawiło, że moja klinika tak dobrze się rozwija. Wydaje mi się, że kluczem do mojego sukcesu są głównie cechy mojej osobowości. Jestem bardzo dokładna, umiem ciężko pracować, a przede wszystkim uwielbiam mój zawód i traktuję go jako swoje hobby – coś, co sprawia mi przyjemność. Moja klinika oferuje szeroki wachlarz medycznych i naukowo przetestowanych zabiegów kosmetycznych, specjalizując się w nieinwazyjnych zabiegach przeciwstarzeniowych i leczeniu ciężkich problemów skórnych. Ponadto, biorąc pod uwagę fakt, że Dubaj jest miastem kosmopolitycznym, pracuję ciągle z rozmaitymi odcieniami i rodzajami skóry, które dają mi unikalną możliwość badań w zakresie skutecznego leczenia różnych grup etnicznych. W mojej klinice leczenie jest całkowicie dostosowywane do konkretnych potrzeb każdego klienta, biorąc
pod uwagę zmiany skóry jakie zachodzą wraz z procesem starzenia. Tego typu taktyka oznacza, że nie ma dwóch zabiegów, które są takie same i takie indywidualne podejście przyczyniło się do mojego sukcesu. Jak już wspomniałam, ostatnio moja klinika przeszła znaczną przebudowę. Obecnie na przestrzeni o powierzchni ponad 1350 m² znajduje się nowoczesne centrum odnowy biologicznej, obejmujące gabinety fizjoterapii i rehabilitacji sportowej. Klinika posiada również jedyną w Dubaju komorę krioterapii całego ciała. To unikalne urządzenie jest szczególnie doceniane przez naszych klientów mieszkających w tak gorącym kraju, ponieważ komora wytwarza temperaturę –110°C i z jej pomocą można leczyć wiele schorzeń. Całe medyczne wyposażenie kliniki jest bardzo nowoczesne, a moim pacjentom oferuję najnowsze odkrycia i technologie, które z pasją cały czas śledzę i studiuję. Wspaniałe wyniki pozwoliły mi rozwinąć długotrwałe relacje z moimi klientami, czego dowodem są stali bywalcy pochodzący z tych samych, wielopokoleniowych rodzin. Moja córka i ja jesteśmy bardzo dumne z tego, że nasza klinika wyrobiła sobie tak duży prestiż nie tylko w Dubaju, ale i w innych krajach, a jej uznanie zdobyłyśmy dzięki pozytywnym opiniom naszych klientów. W nocy, gdy już wszyscy śpią, sięgam po książki poświęcone medycynie kosmetycznej, a szczególnie interesuje mnie dziedzina nieinwazyjnego faceliftingu, która rozwija się niezwykle szybko i można dokonywać w niej niemalże cudów. Kosmetologia to moja życiowa pasja, która stawia mi ciągle nowe
- 172 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
poprzeczki. W ciągu 35 letniej praktyki zawodowej zaprojektowałam serie zabiegów na twarz i ciało, których wyniki zostały docenione przez Rodziny Królewskie, gwiazdy i VIP z Dubaju i innych zakątków świata. Moi klienci nieustannie pytają mnie o nowości i tak samo jak ja czerpią radość oraz zadowolenie, gdy wprowadzam je w mojej klinice. Nie tak łatwo jest je dobrze opanować i zrozumieć, dlatego wraz z moim
personelem muszę się ciągle szkolić. Uczęszczamy na treningi, jeździmy po świecie na sympozja i wykłady do Hiszpanii, Anglii, Niemiec, Francji i Włoch. To właśnie te kraje przodują w dziedzinie kosmetologii. Największym potentatem są jednak Stany Zjednoczone. W najbliższym czasie planuję wybrać się tam w biznesową podróż. Wiele razy zapraszano mnie na konferencje do Ameryki, lecz główną przeszkodą
- 173 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
była lojalność wobec moich klientów, którzy potrzebowali mnie na miejscu. W mojej klinice pracuję głównie na amerykańskim sprzęcie, który uważam za najlepszy. Włoski i niemiecki stawiam na drugim miejscu. Jeśli zaś chodzi o kosmetyki, to bardzo cenię sobie polskie. Lubię pomagać ludziom i dzielić się z nimi swoimi doświadczeniami. Oferuję również usługi konsultacyjne dla osób, które chcą rozpocząć działalność w spa lub klinice estetycznej. Kompetycje zawodowe, dopingują mnie do jeszcze lepszej pracy twórczej. Cieszy mnie to bardzo, że ktoś inny odnosi sukcesy. Pomogłam wielu Polkom, które przyjechały na moje zaproszenie do Dubaju, pracowały w mojej klinice i potem poszły własną drogą. Szczególnie lubię młode osoby, przed którymi, jak niegdyś przede mną, droga do kariery stoi otworem.
Kobietom, które proszą mnie o poradę, zawsze powtarzam moje dwa ulubione slogany: „Jeśli naprawdę chcesz czegoś w życiu, musisz znaleźć sposób, aby to osiągnąć” oraz „Aby odnieść sukces, musisz pokochać swoją pracę”. Nieraz spotykam się z siostrą i wspominamy początki naszej kariery, jeszcze tej z Opola. Zawsze z dumą podkreślamy, jak wiele udało nam się osiągnąć. Co miało na to wpływ? Przede wszystkim nasza odwaga i wiara w to, co robimy. Istotne jest też dla mnie podejście do życia z humorem. Urodziłam się w 1956 r., który – według chińskiego horoskopu – jest rokiem małpy. Ludzie spod tego znaku lubią się śmiać i mają duże poczucie humoru. A co jest tak naprawdę najważniejsze w życiu? Mogę odpowiedzieć jednym słowem. Dobroć.
- 174 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
- 175 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
„Kto pracuje cały dzień, ten nie ma czasu na zarabianie pieniędzy”. John Rockefeller
KAMILA REJMAN ZJEDNOCZONE EMIRATY ARABSKIE - ABU DHABI ABRR FURNITURE LLC www.abrr-furniture.com
- 176 -
- 177 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
Kamila Rejman
Ryzykowna droga do sukcesu Zjednoczone Emiraty Arabskie Urodziłam się w Będzinie, w kolebce Zagłębia Śląsko-Dąbrowskiego. Codzienny widok dymiących kominów hut i elektrociepłowni Zagłębia kontrastował z podziwianym przeze mnie pięknem krajobrazu jurajskiego, z jego zielenią, krystalicznym powietrzem, białymi skałami i cudownymi ruinami zamków. Moje przyjście na świat nastąpiło w okresie największego kryzysu ekonomicznego jaki opanował nasz kraj od czasu drugiej wojny światowej, a moje dzieciństwo przypadło na jeden z trudniejszych okresów, z jakimi borykała się Polska. Opowieści rodziców o działającym w czasie PRL-u systemie kartkowym na artykuły spożywcze, o tworzących się komitetach kolejkowych na zakup artykułów luksusowych, typu pralka automatyczna, lodówka, telewizor, meble i mnóstwo innych niezbędnych do codziennego funkcjonowania rzeczy, malują z dzisiejszego punktu widzenia obraz praktycznie nierealny. Dwie pierwsze dekady swojego życia spędziłam w kilkumilionowej aglomeracji śląsko-dąbrowskiej. Szkołę podstawową ukończyłam w Będzinie, liceum o kierunku matematyczno-fizycznym w Sosnowcu, a studia magisterskie z zarządzania i marketingu w Katowicach. Moje dodatkowe zainteresowania społeczno-poli-
tyczne dodawały mi zapału do nauki i szlifowania języka angielskiego. Od wczesnych lat uwielbiałam podróże, zwiedzanie i odkrywanie ciekawych miejsc zarówno w Polsce, jak i za granicą. Największe wrażenie wywierały na mnie wojaże na Lazurowe Wybrzeże, gdzie piękno natury i malownicze domy położone na wzgórzach z widokiem na morze zapierały dech w piersiach. Przemierzanie świata pozwalało mi na zdystansowanie się do problemów dnia codziennego i pozwalało spojrzeć na życie z innej perspektywy. Podróże dawały mi niezbędny czas na przemyślenia i przewartościowanie niektórych aspektów życia. Już jako młoda dziewczyna wiedziałam, że – aby móc w przyszłości z powodzeniem działać w międzynarodowej przestrzeni społeczno-gospodarczo-politycznej – będę musiała możliwie najlepiej komunikować się ludźmi innych narodowości. W trakcie studiów nawiązałam współpracę z agencjami reklamowymi, co zainspirowało mnie do otworzenia własnej agencji reklamowej tuż po zakończeniu studiów. Na podjęcie tej decyzji wpłynęły nabyte w tym okresie pierwsze doświadczenia zawodowe i kontakty biznesowe oraz wiedza zdobyta podczas nauki. Nieoceniona również była silna motywacja ze strony mo-
- 179 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
ich rodziców, na których pomoc i wsparcie podczas stawiania pierwszych kroków biznesowych zawsze mogłam liczyć. W moim życiu w pełni potwierdziła się złota myśl Johna Rockefellera: „Kto pracuje cały dzień, ten nie ma czasu na zarabianie pieniędzy”. Identyfikując się z tą maksymą, już na początku mojej kariery zawodowej zrezygnowałam z pracy na etat. Po prostu nie mogłam sobie pozwolić na sprzedawanie mojego czasu i doświadczenia zawodowego komuś, kto potrafi to lepiej wykorzystać. Pracując na etacie, pieniądze zarabia się nie tylko dla siebie, ale również – i to w większej mierze – dla pracodawcy. Oczywiście, posiadanie własnej firmy wiąże się z wieloma wyrzeczeniami i z dużo większym ryzykiem niż praca na etat. Niemniej ważnym dla mnie elementem
była w owym czasie chęć uzyskania pewnego komfortu życiowego, który – jak wtedy sądziłam – i teraz mogę z całą odpowiedzialnością potwierdzić, możliwy był do osiągnięcia poprzez pracę na własny rachunek, będąc szefem własnej firmy. Moja firma zapewniała profesjonalną obsługę szeregu ważnych imprez i wydarzeń w Katowicach, Wrocławiu, Krakowie, a także w górskich kurortach na południu kraju. Dokonywana przeze mnie na bieżąco analiza rynku wskazywała, iż największy potencjał rozwojowy mojej branży jest w stolicy naszego kraju. W myśl wyznawanej przeze mnie zasady, że najważniejszy jest pierwszy krok, postanowiłam przenieść się do Warszawy. To dało mi możliwość rozwoju własnego biznesu i nawiązania współpracy
- 180 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
z przedstawicielami spółek działających w skali międzynarodowej, które posiadały tutaj siedziby swoich oddziałów. Agencję reklamową prowadziłam przez 5 lat. W tym okresie nawiązałam współpracę marketingową z hiszpańską firmą prowadzącą ogólnoświatową sieć salonów kosmetycznych. Decyzja wprowadzenia marki na rynek polski w 2010 roku okazała się trafna. Dzięki temu w ciągu roku otworzyło się kilkadziesiąt salonów franczyzowych, co dało firmie pozycję lidera tego rodzaju usług oferowanych na rynku krajowym. Oparta na partnerstwie współpraca z hiszpańskimi wspólnikami doprowadziła do szybkiego rozwoju marki w Polsce. Wykorzystywanie nowoczesnych urządzeń i technologii do zabiegów upiększających stworzyło możliwość stosunkowo szybkiego zwrotu zainwestowanego kapitału i godziwy zysk z bieżącej działalności usługowej. Stworzenie tych warunków zaowocowało szybko rosnącą siecią salonów franczyzowych. Pierwsze miesiące funkcjonowania i reklamowania marki przyniosły znaczący przyrost liczby klientów. W ciągu 8 miesięcy gabinety powstały we wszystkich większych miastach w Polsce, a w kolejnych kilku zyskaliśmy popularność nawet w miastach o mniejszej populacji. Po niespełna roku działania na polskim rynku stworzyliśmy sieć 80 placówek. Prowadzenie takiej sieci nie było łatwym zadaniem, wymagało bowiem dużego zaangażowania i ścisłego przestrzegania zasad franczyzowych. Sprawny system „kontrolingu” przekazywał know-how każdemu nowemu franczyzobiorcy. Organizowaliśmy częste spotkania franczyzobiorców, aby przeprowadzić dodatkowe szkolenia, treningi oraz dyskusje nad polepszaniem jakości świadczonych usług kosmetycznych. W pewnym momencie pojawiły się rozbieżności między mną a wspólnikami co do kie-
runków rozwoju naszej współpracy. Dobór godnych zaufania wspólników jest bardzo ważnym czynnikiem kreującym przyszłość każdej firmy, co oczywiście nie jest łatwe i niestety może przynieść duże straty materialne, zarówno w sferze służbowej, jak i prywatnej, oraz doprowadzić do wielu problemów, z którymi niełatwo jest sobie później poradzić. Osobiście jestem zwolenniczką kreowania rzeczywistego biznesu, według zasady nie podejmowania zbędnego ryzyka. Polityka biznesowa moich wspólników doprowadziła do negatywnych skutków w firmie, dlatego po upływie trzech lat zdecydowałam się na sprzedaż własnych gabinetów kosmetycznych i postanowiłam stawić czoła nowemu wyzwaniu: wprowadzić do Polski markę produkującą wysokiej jakości unikalne kamery IP 360 Oncam Grandeye. Firma ta opracowała wyjątkowe rozwiązania związane z bezpieczeństwem polegające na monitoringu, śledzeniu podejrzanego zachowania i weryfikacji potencjalnego zagrożenia. Unikalna linia kamer IP 360 stopni stosowanych przez Oncam Grandeye wykorzystuje wielokrotnie nagradzaną, opatentowaną technologię dewarpingu. Dzięki temu Oncam Grandeye uznawany jest za światowego lidera w branży bezpieczeństwa. Wspólnie z właścicielami powołaliśmy do działania spółkę Oncam Grandeye Poland zajmującą się reklamą i dystrybucją tych produktów na polskim rynku. Spółka do dnia dzisiejszego realizuje sprzedaż kamer poprzez sieć dystrybucji i uczestniczy w realizacjach projektów związanych z zabezpieczeniem obiektów przemysłowych oraz obiektów użyteczności publicznej. Pozyskana wiedza o możliwościach współpracy z partnerami zagranicznymi skłoniła mnie do rozwijania biznesu w odległym Dubaju. Firma Oncam Grandeye, biorąc pod uwagę
- 181 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
szybko rozwijający się rynek nieruchomości w Dubaju, widziała dużą możliwość sprzedaży systemów monitoringu do nowo powstałych budynków, olbrzymich marketów czy osiedli willowych. Oczywiście moja decyzja o wyjeździe została poprzedzona dogłębną analizą obowiązujących w Emiratach Arabskich przepisów pod kątem możliwości działania obcokrajowców na lokalnym rynku gospodarczym. Niewątpliwie bardzo duże znaczenie miały opinie osób z Polskiej Ambasady, które świetnie znały arabski rynek. Wstępne wnioski wskazywały na przyjazne przepisy z minimalnymi obciążeniami podatkowymi oraz łatwością wejścia na ten rynek gospodarczy, którego podstawowym warunkiem był udział w spółce miejscowego biznesmena. Konieczne okazało się zapoznanie z wymogami obowiązującej tam kultury arabskiej, ubiorów i zachowań w urzędach i instytucjach państwowych, zwłaszcza w początkowym okresie pobytu. Mój pierwszy pobyt w Dubaju i Abu Dhabi zrobił na mnie niezwykle pozytywne wrażenie, szczególnie ilość i rozmiar widocznych gołym okiem inwestycji budowlanych i infrastrukturalnych.
Mój podziw wzbudziło gigantyczne lotnisko w Dubaju, las przepięknych, należących do najwyższych w świecie wieżowców ze szkła i stali oraz starannie przemyślane rozwiązania komunikacyjne obejmujące sieć bardzo dobrze utrzymanych autostrad i jedyne w swoim rodzaju, świetnie funkcjonujące naziemne metro. Obok tych, niewątpliwie estetycznych wrażeń to, co zwróciło moją uwagę, to jeden olbrzymi plac budowy, którego realizacja pochłaniać musi olbrzymie ilości różnorakich dostaw. Odbyte w trakcie tego pobytu spotkania z udziałem biznesmenów praktycznie ze wszystkich stron świata pomogły mi podjąć ostateczną decyzję. Bardzo ważną rolę odegrała tutaj również Ambasada Rzeczypospolitej Polskiej w ZEA, której przedstawiciele dawali mi daleko idące wsparcie merytoryczne. I tak powołaliśmy do życia spółkę o nazwie ABRR FURNITURE LLC z siedzibą główną w Dubaju oraz oddziałem z siedzibą w Warszawie. Biorąc pod uwagę potrzeby dynamicznie rozbudowywanej infrastruktury Emiratów, jak również znając potencjalne możliwości eksportowe producentów krajowych, szczególnie pod kątem jakości ich - 182 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
„Stwórz wizję swojego idealnego stylu życia. Zaplanuj, jak ma wyglądać Twoja praca, Twoje życie prywatne, Twój dom, Twoje relacje z ludźmi, Twój wygląd. Jeżeli nie wiesz, dokąd idziesz, jakim cudem masz tam dojść?” - Kamila Rejman
- 183 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
- 184 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
„Jeżeli pracujesz – pracuj na 100%, jeżeli się bawisz – baw się na 100%. Nie ma osób niezastąpionych. Poświęć czas tylko na zabawę i odpoczynek, gdy tylko masz na to okazję. Będziesz mieć dzięki temu więcej energii i radości życia”. - Kamila Rejman
wyrobów, podjęłam decyzję, że swój biznes oprę na realizacji dostaw na ten chłonny, aczkolwiek wymagający najwyższej jakości polskich wyrobów rynek. Prowadzenie własnej firmy w Dubaju nie należy do łatwych. Jest to rynek dość hermetyczny i bardzo duże znaczenie ma nawiązanie kontaktów z biznesmenami utrzymującymi wieloletnie kontakty z lokalnymi rodzinami. Tutejszy biznes wyznaje prostą maksymę: „W biznesie nie ma czasu na uczucia. Trzeba twardo stąpać po ziemi i uważać na firmy, z którymi podejmuje się współpracę”. W dzisiejszej zglobalizowanej gospodarce czasy „samotnych wilków biznesu” skończyły się. Jestem zdecydowaną zwolenniczką partnerstwa biznesowego opartego na współpracy, cechującej się zaufaniem i dialogiem między partnerami. Działając na zasadzie partnerstwa biznesowego zauważam jego pozytywny wpływ zarówno na wspólnie realizowany projekt, jak i na samych jego uczestników. Dla moich pracowników uczestnictwo w partnerstwie biznesowym jest szczególnie motywujące, ponieważ współpraca opiera się na wspólnych, jasno określonych wizjach, celach i strategiach. Poziom stosunków prywatnych, a zwłaszcza rodzinnych, stoi w Emiratach na bardzo wysokim poziomie moralnym i etycznym. I tak, chcąc wprowadzić nowe produkty do sprzedaży na rynek Emiratów, należy liczyć się z koniecznością otrzymania niezbędnych certyfikatów, które dopuszczają dany produkt do obrotu. Niestety, to zadanie bywa prawie niemożliwe do wykonania dla firm, które nie posiadają wspólników pochodzenia emirackiego. Ciekawostką jest fakt, że tutejsze urzędy sprzyjają kobietom prowadzącym biznesy. Każdy
urząd ma osobną sekcję dla pań, gdzie wszystkie czynności formalne są załatwiane dużo sprawniej. Mówiąc o kobietach nasuwa mi się myśl o stereotypach, które ciągle istnieją w naszym życiu codziennym, jak również pojawiają się sporadycznie w przestrzeni medialnej. Często określa się kobietę jako płeć słabszą, którą powinno się zamknąć w domu, nie dając jej praw do udzielania się w życiu polityczno-społecznogospodarczym. Takie stwierdzenia powinny trafić do historycznego lamusa. Kobiety zdobyły prawa, mogą się kształcić, pracować, zarabiać pieniądze. Biorą aktywny i pełnoprawny udział w życiu społeczeństwa. Dzięki uzyskaniu niezależności otworzyła się dla nas możliwość poznawania całego świata praktycznie we wszystkich jego aspektach i wymiarach. W obszarach działalności biznesowej dorównujemy mężczyznom i zaczynamy przejmować ich obowiązki. Jednak szalenie ważne jest, aby przy tych zmianach społecznych zachowywać swą kobiecość i delikatność. A jak to jest w Emiratach? Dyskryminacja kobiet w Zjednoczonych Emiratach Arabskich to jeden z wielu mitów rozmijających się z rzeczywistością. Obowiązuje zasada, iż to mężczyźni nie mogą przebywać w niektórych miejscach zarezerwowanych wyłącznie dla kobiet. Kobieta znająca tutejsze realia może prowadzić całkiem wygodne i ciekawe życie. Często organizowane są tak zwane „ladies nights”, podczas których kobiety mogą bawić się całonocnych klubach za darmo, na koszt lokalu. Mają również możliwość korzystania z szybszych kolejek w sklepach i urzędach. Kobiety posiadające obywatelstwo emirackie głosują w wyborach oraz pełnią ważne funkcje w administracji rządowej. Nieprawdą jest
- 185 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
zakaz prowadzenia samochodu przez kobiety – prowadzę auto codziennie, uczestniczę też w wyprawach safari na pustynię i wyścigach samochodowych na Yas Island. Multikulturowość Dubaju wiąże się z otwartością i tolerancją. Dowodem tego jest dla mnie sposób, w jaki spędziłam ostatnie Święta Wielkanocne. Wraz z rodziną, która mnie wówczas odwiedziła, uczestniczyłam w wielkanocnej mszy świętej
odprawianej po polsku w katedrze w Abu Dhabi (w ZEA jest kilka kościołów katolickich), a potem zwiedziliśmy piękny Biały Meczet. W Dubaju kradzieże się praktycznie nie zdarzają, podobnie zresztą jak napady czy rozboje. Stojące przed hipermarketami samochody zazwyczaj są otwarte, a przypadkowe pozostawienie w taksówce telefonu, co zdarzyło się kilku moim znajomym, kończy się ich zwrotem
– najpóźniej po kilku dniach. Najczęściej powielanym mitem są wysokie koszty życia w Dubaju i trudny rynek pracy. Jest on specyficzny i różni się od tego, który znamy z Europy Zachodniej. Pożądane są osoby z wąską specjalizacją i dużym doświadczeniem, przy czym płeć nie ma tu żadnego znaczenia. Prace niższego szczebla, nisko płatne, są praktycznie zarezerwowane dla Azjatów. Warto wspomnieć, że wynagrodzenie, jak i wszystko w Emiratach, nie jest opodatkowane. Świat biznesu niemal automatycznie kojarzony jest z męską, agresywną rywalizacją. W tym świecie, w którym mężczyźni stosują te same twarde strategie wobec obu płci, bez stosowania jakiejkolwiek taryfy ulgowej, kobiety mają spore pole do popisu. Jednak wciąż nie wykorzystujemy w pełni naszego potencjału. To, co ogranicza szanse pań na sukces, leży w nich samych. Brak doceniania osobistych predyspozycji przywódczych oraz wykształcenia i kwalifikacji podważa ich własny autorytet. Kobiety dużo rzadziej niż mężczyźni potrafią ocenić własne osiągnięcia. Towarzyszy temu
„Stawiaj sobie cele zawodowe oraz osobiste. Ustalaj na każdy dzień, obok celów zawodowych, przynajmniej jeden cel osobisty”. Kamila Rejman - 186 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
„Potrzebujesz do szczęścia pięknej sylwetki. Ćwicz, idź na siłownię. Wylewaj z siebie siódme poty. Na efekty nie będzie trzeba długo czekać”. - Kamila Rejman
lęk przed upublicznieniem sukcesu, wypływający z myślenia, że tym samym przypięta zostanie nam łatka zarozumiałości. Często spotykanym mechanizmem ograniczającym kobietom dostęp do wysokich stanowisk jest również tzw. „efekt szklanego sufitu”. Polega on na tym, że kobieta, aby osiągnąć sukces biznesowy, musi napracować się kilka razy ciężej niż mężczyzna. Jednak pełne zaangażowanie w realizację wytyczonych celów, połączone z kobiecą inteligencją, pozwala na usunięcie prze-
szkód stawianych przed kobietami w tym, w dalszym ciągu zdominowanym przez męską część społeczeństwa, obszarze. Mój pierwszy rok działalności poświęciłam na budowanie zespołu sprzedaży, szkolenia, badanie rynku i nawiązywanie sieci kontaktów biznesowych. Możliwość współdziałania z dużą firmą budowlaną z ZEA już w pierwszych latach działalności zaowocowała dostawą urządzeń monitorujących do kilku dużych obiektów. Jednocześnie udało mi się zainteresować lokalnych wspólników - 187 -
produktami wytwarzanymi na rynku polskim. Zwróciłam ich uwagę na wysoką jakość polskich produktów i umożliwiłam zwiedzenie kilku nowoczesnych, zautomatyzowanych fabryk w Polsce, produkujących elementy stolarki budowlanej oraz meble. Działania te doprowadziły do rozszerzenia naszej działalności w Emiratach o dystrybucję materiałów budowlanych z Polski. Schemat funkcjonowania spółki jest prosty, oparty na trzech filarach działania. Obszar oddziału polskiego obej-
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
muje wyszukiwanie wytwórców, negocjacje cen, koordynację i organizację dostaw. Obszar oddziału emirackiego obejmuje z kolei wyszukiwanie klientów oraz organizację i koordynowanie odbioru nadesłanych z kraju ładunków. Oba oddziały współpracują przy opracowywaniu projektów do postępowań przetargowych nowych kontraktów inwestycyjnych. Rynek budowlany w Dubaju przeżywa obecnie prosperity i powstaje bardzo dużo nowych inwestycji, które będą wykończone według planów developerskich przygotowanych na światowe Expo w 2020 roku. Emiraty Arabskie, a w szczególności Dubaj, są niekwestionowaną oazą gospodarczą łączącą w jednym miejscu interesy Europy, Azji i Afryki. Praca w Dubaju nieustannie dostarcza wielu nowych wyzwań, czasem trudnych do zrealizowania, ale jednocześnie otwierających możliwość nawiązania ciekawych kontaktów biznesowych. Dubaj jest bazą finansową dla wielu międzynarodowych koncernów. Multikulturowe środowisko w Emiratach daje możliwość codziennej styczności zarówno z kulturą arabską, jak również hinduską, wschodnio- i środkowo azjatycką, amerykańską oraz naszą, europejską. Każdego dnia słyszę dookoła szereg różnych dialektów językowych. Większość populacji Dubaju to obcokrajowcy z Azji Południowej i Azji Południowo-Wschodniej, ale często spotyka się osoby z Europy, USA, Kanady czy innych krajów zachodnich. Zjednoczone Emiraty Arabskie przyciągają uwagę świata nie tylko dzięki nowatorskim i ambitnym projektom budowlanym, ale również dzięki prestiżowym imprezom sportowym i międzynarodowym konferencjom. Dubaj to miasto, w którym nie można się nudzić. Odwiedzający to miasto mają do dyspozycji mnóstwo klubów i barów hotelowych na najwyższym poziomie. W Dubaju mają również miejsce wydarzenia sportowe na światowym poziomie, m.in. Dubai Tennis Championships, Autor zdjęć: Marcin Gorgolewski
- 188 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
Dubai Desert Classic (turniej golfowy) oraz coroczny wyścig koni Dubai World Cup, który oferuje największą wygraną na świecie w wysokości 15 milionów dolarów! Z kolei w Abu Dhabi na pięknym torze odbywają się corocznie wyścigi Formuły 1. Mój biznes dzielę, dość nierównomiernie, pomiędzy rzeczywistość polską i emiracką. Miesięczne pobyty w Dubaju przeplatają się z tygodniowymi podróżami do Warszawy. Prowadzenie biznesu w dwóch różnych zakątkach świata to również ogromne wyzwanie w strefie życia zawodowego i osobistego, które traktuję jako obszary komplementarne. Staram się, aby praca nie pochłaniała mojego życia prywatnego oraz by moje życie osobiste nie odbijało się na pracy. To dążenie do stanu równowagi pozwala mi na godzenie zobowiązań biznesowych z szeroko rozumianym odpoczynkiem. Weekendy spędzam na plaży, pływaniu jachtem lub eksploracji pustyni. Są to formy wypoczynku, którym można się oddawać w Emiratach niemal przez okrągły rok. Zawsze znajduję czas na poznawanie kolejnych obszarów ludzkiej działalności w różnych ciekawych zakątkach ziemi. Oczywiście wiąże się to z poznawaniem nowych ludzi, ich kultur i historii. Stosowana przeze mnie zasada umożliwia mi wygospodarowanie odpowiedniej ilości czasu na rozwój własnej wiedzy biznesowej na rozszerzających studiach ekonomicznych. Czasami ludzie zadają mi pytanie: „Czy można mieć wszystko?”. Wtedy zastanawiam się, co oznacza „mieć wszystko”? Nie można mieć wszystkiego z powodu ogromnej trudności w zdefiniowaniu tego słowa. Dla jednego wszystkim będzie dom, rodzina, miłość. Drugiemu wartości te nie zagwarantują nawet minimum szczęścia. Dla kolejnej osoby wszystko to „po prostu wszystko”, dla drugiego to „posiadanie ogromnej sumy pieniędzy”, a dla jeszcze innej to „związanie się z osobą, z którą z róż-
nych powodów nie można być”. Dlatego zdanie: „Mam wszystko” zdefiniowałabym jako osiągnięcie pożądanego celu. Jednak już w momencie osiągnięcia pierwszego celu, pojawia się następny. Tym razem to on znaczy „wszystko”. Po osiągnięciu tego celu znów pojawia się następny i znów to on oznacza „wszystko”. I tak to działa w nieskończoność. Potrzeby ludzkie są po prostu nieograniczone. Człowiek zawsze chce więcej, niż posiada. Jednak w życiu codziennym zmuszeni jesteśmy do dokonywania wyborów. Mając jedno, często nie ma się drugiego; aby osiągnąć jedną rzecz, rezygnujemy z drugiej. Każdy z nas ma jedno życie, w którym sam musi podejmować decyzje o wyborze takich celów, które pozwolą mu przeżyć je jak najlepiej. Każdy dostał szansę od losu i to od nas zależy, czy ją wykorzystamy, czy nie. W życiu trzeba walczyć nie o to, czego się chce, ale o to, czego się potrzebuje. Poruszanie się w biznesie międzynarodowym wymaga odporności i szczególnie silnego charakteru, bowiem dla kobiet nie ma taryfy ulgowej. Oto kilka zasad, inspirowanych moim dotychczasowym doświadczeniem życiowym, którymi kieruję się w życiu. Mam nadzieję, że okażą się pomocne przy pokonywaniu codziennych życiowych i biznesowych przeszkód: »» Nie rozpaczaj za tym, co już nie wróci, ale dbaj o to, co masz teraz. »» Nie szukaj winnych swojego niepowodzenia, ale pomyśl, jaki miałaś na nie wpływ. »» Życie jest permanentnym obozem przetrwania, każdy napotyka w nim inne problemy do rozwiązania; kto przetrwa, przechodzi do następnego etapu. »» Trudno być doskonałym, ale trzeba do tego zmierzać. »» Co cię nie zniszczy, może Cię tylko wzmocnić. »» Abyś coś osiągnęła, musisz pozbyć się strachu przed popełnieniem błędu.
- 189 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
„Jeśli masz jakiś pomysł, po prostu idź i zrób to. Nie staraj się planować rzeczy do maksymalnej doskonałości. To powstrzymuje Cię od rozwoju. Dobre jest wystarczająco dobre na początek”. Guy Kawasaki
AGNIESZKA SZCZĘŚNIAK JAPONIA
AGA Evangelist of Developing Business in Asia www.aganow.com
- 190 -
- 191 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
Agnieszka Szczęśniak
W drodze po niemożliwe Japonia
Dzisiaj, kiedy patrzę na swoje życie, mogę z całą pewnością powiedzieć: nie ma rzeczy niemożliwych! I mówię to z dumą. Moje życie to seria wyborów. To, co dziś wydaje się proste, nie było kiedyś tak oczywiste. Podróż, którą wybrałam, pełna jest egzotycznych widoków, wspaniałych ludzi o wszystkich kolorach skóry i smaków z całego świata. Jednocześnie jednak nie jest wolna od kompromisów, łez i wyrzeczeń. Czy żałowałam, że wybrałam trudniejszą ścieżkę? Ani przez sekundę! Kiedy miałam 6 lat, wymarzyłam sobie wyjazd z babcią na wycieczkę na Węgry. Polska znajdowała się w tym czasie pod komunistycznym reżimem i podróże za granicę były raczej rzadkością. Moje marzenie może nie było nierealne, ale nie należało też do najłatwiejszych do zrealizowania. Wywoływało jednak uśmiech na mojej twarzy. Wciąż pamiętam ten dzień, kiedy podzieliłam się nim ze swoją ciocią. Spojrzała na mnie i śmiejąc się powiedziała: „Aga! Jedyne, gdzie możesz sobie pojeździć, to palcem po mapie”. Nie spodziewałam się takiej reakcji, ale zdeterminowała ona całe moje późniejsze życie. To był jeden z tych momentów, który dał mi siłę, aby podążać za marzeniami. Patrząc wstecz mogę uczciwie przyznać, że nigdy nie byłam wzorową uczennicą. Zmagałam się z dysleksją, która uniemożliwiała mi
głośne czytanie, wpływała na moją umiejętność mówienia i zdolność uczenia się. W związku z moimi ocenami zawsze miałam poczucie, że rozczarowuję ludzi wokół mnie, którzy sądzili, że „nie osiągam swojego potencjału”. Czasami jednak oczekiwania innych nie są spójne z naszymi osobistymi pragnieniami i wydaje mi się, że tak było w tym przypadku. Zawsze widziałam szerszą perspektywę, interesowałam się wieloma rzeczami naraz i nie dopasowywałam się do szablonów narzucanych przez innych. Kiedy miałam 17 lat, moja nauczycielka języka angielskiego, z bardzo niejasnych dla mnie powodów, powiedziała mi, że nigdy nie nauczę się mówić po angielsku. Byłam zaskoczona, ponieważ myślałam, że radziłam sobie całkiem dobrze. Brak wiary we mnie ze strony mojej nauczycielki bardzo mnie zranił. Czułam się, jakby to ona determinowała mój potencjał i moje możliwości. To tak, jakby mówiła „nie jesteś wystarczająco dobra” lub „to ponad twoje możliwości, mierzysz zbyt wysoko”. W takich sytuacjach możemy albo uwierzyć innym, że wiedzą, co jest dla nas lepsze, albo uśmiechnąć się i powiedzieć „Uważasz, że nie mogę tego zrobić? No to patrz!”. I pokazać im, że się mylili! Ja wybrałam tę drugą opcję i to ona doprowadziła mnie do miejsca, w którym jestem teraz. Dziś mogę z dumą powiedzieć, że moje ma-
- 193 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
rzenie nie tylko się spełniło, ale wręcz przekroczyło moje oczekiwania! Odwiedziłam nie tylko Węgry, ale też 43 inne kraje na 3 różnych kontynentach. Mieszkałam w 7 krajach, mówię w 3 językach i wciąż uczę się nowych. Uzyskałam 5 dyplomów uniwersyteckich i prowadzę własną organizację non-profit, która łączy ludzi poprzez czytanie. Co więcej, prowadzę wykłady na temat rozwijania biznesu w Azji. Jak na kogoś, komu nie dawano zbyt wiele szans, myślę, że poradziłam sobie całkiem nieźle. Jestem przykładem na to, że nie powinno się zbyt pochopnie oceniać książki po okładce i że potencjał to coś, co trzeba w sobie odnaleźć. Gdyby 20 lat temu ktoś powiedział mi, że będę mieszkać w Japonii, w jednej z najbardziej złożonych i konserwatywnych kultur, że będę najmłodszą Senior Manager w japońskiej korporacji i że będę odpowiedzialna za rozwój biznesu w Azji, nigdy bym nie uwierzyła! 20 lat temu miałam inny plan na życie. Zamierzałam zostać w moim mieście i pewnego dnia przejąć rodzinną firmę.
Wielu ludziom moje życie wydaje się łańcuchem naturalnych wydarzeń, które przydarzają się osobie urodzonej pod szczęśliwą gwiazdą. Jednak tak naprawdę to rezultat wielu wyrzeczeń, kompromisów, ciężkiej pracy i trudnych decyzji. Pierwszą, jaką musiałam podjąć, była decyzja o porzuceniu rodzinnej firmy i przeniesieniu się za granicę. Wyjazd z Polski oraz pozostawienie rodziny i naszego biznesu po to, by stać się samodzielną, były najcięższymi decyzjami, z jakimi musiałam się zmierzyć. One same, jak również ich konsekwencje, były nie tylko trudne dla mnie, ale i dla mojej rodziny. Wiem, że nigdy do końca się z nimi nie pogodzili, ale zawsze szanowali je i mnie wspierali. Znam osoby, które nie potrafią zrozumieć, dlaczego porzuciłam rodzinną, dobrze rozwijającą się firmę, produkującą specjalne pojazdy dla rządów z całego świata. Znam też ludzi, którzy podziwiają mnie za to, że wybieram trudniejszą drogę, podążając za marzeniami. W życiu nie chodzi jednak o to, co myślą i mówią inni, ale o to, co jest dla nas najważniejsze.
- 194 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
Dorastanie w rodzinie prowadzącej własny biznes nauczyło mnie wielu rzeczy: odpowiedzialności, myślenia strategicznego, rozwiązywania problemów, znajdowania kreatywnych rozwiązań i co najważniejsze – podążania za marzeniami. Moja rodzina była idealnym przykładem tego, co znaczy pełne zaangażowanie w pracę, jak posiadanie firmy staje się całym życiem i jak ważne są kompromisy. Często ludzie pytają mnie, czy z moimi umiejętnościami i doświadczeniem nie wolałabym prowadzić własnej firmy, zamiast dokonywać rzeczy niemożliwych dla innych. Jednak, jak na ironię, nie sądzę, żebym posiadała wystarczającą wiedzę i doświadczenie, chociaż – kto wie – może z czasem stanę się gotowa także i na to. Firma rodzinna pozostała jednak w dobrych rękach mojego młodszego brata, którego zresztą niezmiernie podziwiam. Nigdy nie spotkałam nikogo, kto byłby tak zdeterminowany, aby doprowadzić sprawy do końca i uzyskać zamierzony rezultat. Z jego perspektywy nie ma problemów, są tylko ciekawe wyzwania do pokonania. Należy on do osób, dla których ważniejsza jest sama droga niż meta, mimo że ostateczny wynik również ma dla niego znaczenie. Myślę, że to jest nasza wspólna cecha – jeśli robisz coś poprawnie i z pozytywnym nastawieniem, to satysfakcjonujący wynik musi się pojawić. Moje podróże i przeprowadzki dały mi wiele cennych lekcji. Jedną z nich jest „być, a nie mieć”. Za każdym razem gdy przenosiłam się do nowego kraju, musiałam pozbyć się większości moich rzeczy, co – szczególnie na początku – było niezwykle trudne. Drogi Czytelniku, pomyśl o swoim domu i wszystkim, co posiadasz. Jakbyś się czuł, gdybyś mógł zabrać ze sobą tylko to, co zmieści się do 2 walizek, a resztę musiałbyś wyrzucić? Nie jest to łatwe, prawda? Mój pierwotny plan zakładał, że zostanę w Japonii tylko przez rok. Dlatego też mogłam zabrać ze sobą jedynie dwie walizki po 23 kg każda. Resztę rzeczy spakowałam do 52 pudełek. Pamiętam ten moment, kiedy po około 1,5 roku życia w Japonii wróciłam do domu i musiałam przejrzeć te pudła ze wszystkimi moimi rzeczami. Wtedy już
wiedziałam, że nie wrócę do Polski, a przynajmniej nie w najbliższej przyszłości. Siedziałam na podłodze, otoczona 52 otwartymi kartonami, myśląc o tym, co mam zrobić z tymi rzeczami. W tamtej chwili zrozumiałam, że patrzę na całe swoje życie! Wszystko, co posiadałam i na co tak ciężko pracowałam przez ostatnie lata, mieściło się teraz w kartonowych pudłach, których nie mogłam ze sobą zabrać, a których serce nie pozwalało mi wyrzucić. Wszystko to przez cały czas czekało w garażu na moment, kiedy wrócę. To była bardzo bolesna chwila. Potem zdałam sobie sprawę z prawdziwego znaczenia „być, a nie mieć”. Te pudła nie reprezentowały kilkudziesięciu krajów, jakie odwiedziłam, tysięcy ludzi, z którymi się spotkałam, setek nowych smaków, jakie próbowałam, chwil szczęścia, jakich doświadczyłam. Reprezentowały przedmioty, które kupiłam. Zdałam sobie sprawę, że w zasadzie nie potrzebuję większości tych rzeczy. To co jest naprawdę cenne, jest w moim sercu i w moich wspomnieniach. Poza tym mieszkania w Japonii są wyjątkowo małe, więc minimalizm staje się koniecznością. Podczas projektu, który realizowałam dla firmy Sony, kilka pań stwierdziło, że mam bardzo dużo ubrań, ponieważ każdego dnia starałam się przychodzić w innym stroju. Uświadomiłam sobie wtedy, że Japończycy podążają za kulturą minimalizmu, którą dziś i ja bardzo doceniam, chociaż muszę przyznać, że nie jest to łatwe. Wierzę, że wszyscy mamy tajemne siły. Widziałaś kiedyś te koszulki ze sloganem: „Mówię po polsku, a jaka jest twoja supermoc?”. Nie każdy może robić wszystko. Jednak wierzę, że każdy ma ten konkretny zestaw umiejętności, który – jeśli zostanie zidentyfikowany i właściwie użyty – może zdziałać cuda. Problem polega na tym, że wielu z nas nie zna swoich mocnych stron. Wiele lat zajęło mi zidentyfikowanie moich atutów i obrócenie ich w skuteczne narzędzia do rozwijania biznesu. Dziś mogę powiedzieć, że moimi mocnymi stronami są: umiejętności społeczne, przywódcze i organizacyjne. Liczne przeprowadzki i rozwój biznesu na nowych rynkach nauczyły mnie budować relacje z ludźmi i sku-
- 195 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
tecznie zdobywać wartościowe kontakty. Potrafię pracować z każdym, niezależnie od jego pozycji, pochodzenia i kultury, choć czasami nie jest to łatwe. Gdy przeprowadziłam się do Azji, nie znałam prawie nikogo, a zwłaszcza nikogo w Japonii. Po upływie 1,5 roku Japończycy przychodzili do mnie po pomoc pytając, czy mogłabym ich przedstawić niektórym osobom lub wesprzeć w znalezieniu pracy. Różnorodność kulturowa była dla mnie wyzwaniem. Jedno to stworzyć dobrą sieć kontaktów w swojej strefie komfortu, a drugie to dokonać tego w zupełnie innym świecie. Musisz być bardziej rozsądny, świadomy kulturowo i elastyczny. Dobry lider powinien cechować się między innymi umiejętnością budowania dobrych relacji i mieć w sobie charyzmę, dzięki której ludzie będą chcieli za nim podążać. To jest moja kolejna supermoc, która – w połączeniu z umiejętnością „rozpoznawania chwili” – pozwala mi dokonywać rzeczy, które inni uważają za niemożliwe do wykonania. Jeśli nie chcesz, aby ktoś inny zrobił to za ciebie, musisz umieć rozpoznać sytuację i przejąć inicjatywę. Bardzo często obserwuję to nie tylko w życiu biznesowym, ale i osobistym. Niektórzy ludzie nie chcą wydostać się ze strefy komfortu i czekają na wskazówki. Moją trzecią supermocą jest dobra organizacja. Im wię-
cej osiągasz, z tym większą ilością komplikacji musisz się zmierzyć i oczywiście obarczony jesteś większą odpowiedzialnością. Czas spędzony na planowaniu również rozwija nasze mocne strony. Aż nazbyt często doświadczam tego, że osoby przychodzą na spotkanie bez żadnego przygotowania, bez celu, jaki chcą na nim osiągnąć. Dla mnie jest to sygnał, że jeśli nie wiesz, czego chcesz, to ja powinnam upewnić się, żebyś wykonał mój plan – i może on nie być dla ciebie korzystny. Myślę, że organizację mam we krwi. Bardzo często zwykłą rozmowę natychmiast obracam w plan działania, a następnie wdrażam go w życie. Z tego powodu trzeba uważać, o czym się przy mnie marzy, ponieważ ze mną te marzenia się spełniają! O dziwo jednak, nie jest to coś, czego wiele osób chce. Z moich obserwacji wynika, że ludzie wolą, aby marzenia pozostały jednak w sferze marzeń. Kiedyś rozmawialiśmy z kilkoma przyjaciółmi o tym, jak świetnie byłoby przejechać przez Stany Zjednoczone na motocyklach. Żadne z nas nie miało odpowiedniego prawa jazdy, więc nasza dyskusja była jedynie fantazją. Następnego dnia jednak przyjechałam z przygotowanym planem realizacji tej wyprawy, począwszy od zrobienia właściwych uprawnień. Wydrukowałam nawet formularz rejestracyjny, daty kursu i lokalizację szkoły jaz- 196 -
dy! Prawda była taka, że moi przyjaciele nie byli gotowi wprowadzić swojego marzenia w życie i dla nich była to tylko niematerialna wizja. Przedstawiłam więc swój pomysł innej przyjaciółce i razem zrobiliśmy wymarzone prawo jazdy na motocykle! Myślę, że właśnie ta mentalność stoi za moim sukcesem. Gdy czymś się podekscytuję, sprawiam, że to się spełnia, bez względu na wszystko! To samo dotyczy biznesu. Jeśli podoba mi się pomysł, siadam i zastanawiam się, jak mogę zamienić go w projekt, który z sukcesem można zrealizować. Wiele myślałam o sukcesie, o tym, co on naprawdę dla mnie oznacza. Nie powiedziałabym o sobie, że go osiągnęłam. Dla mnie sukces jest jednorazowy, co zapewne wiele osób może zaskoczyć. Moim zdaniem sukces jest wynikiem ciężkiej pracy, którą wkładamy w jedną rzecz – w jeden projekt. Skuteczność natomiast budowana jest latami i jest to zbiorowe podsumowanie pomyślnie zakończonych zadań. Obejmuje ona również niepowodzenia, które można przekuć w sukces. Z tego powodu wolałabym o sobie powiedzieć, że jestem osobą skuteczną. Tym, co pomogło mi skutecznie rozwijać się w Azji, jest otwartość, gotowość zanurzenia się w innej kulturze i ogromna determinacja. Jedną z umiejętności, jaką musiałam w sobie rozwinąć, była cierpliwość. W Azji ist-
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
„Jeśli twoje marzenia Cię nie przerażają, to nie są one wystarczająco duże”. - Ellen Johnson-Sirleaf
nieje inny wymiar czasu, więc i też rzeczy dzieją się tu inaczej. Jeśli nie potrafisz być cierpliwy, raczej nie poradzisz sobie w tej części świata. Tutaj rzeczy nie posuwają się do przodu tak szybko, jak w Europie czy USA. Pierwszym krokiem jest budowanie relacji i zaufania. Cały proces jest odmienny. Na przykład, kiedy sporządzam harmonogram projektu w Japonii, domyślnie dodaję 3 razy więcej czasu. W Japonii bardzo często podczas spotkania następują bardzo długie przerwy, a cisza może trwać nawet kilka minut! Po zadaniu pytania, czekasz. Siedzenie w ciszy i czekanie jest znacznie trudniejsze, niż może się to komukolwiek wydawać. Jeśli coś jest dla nas ważne i jesteśmy pełni emocji, oczekujemy szybkiej reakcji. Jednakże w takich momentach musimy to w sobie pokonać i wypracować cierpliwość. Przełamanie ciszy żywiołową wypowiedzią w większości przypadków nie przynosi najlepszych rezultatów. Cisza jest na ogół bardzo ważna w Japonii. Ludzie pracujący w biurach w zasadzie ze sobą nie rozmawiają. Czasami przez kilka dni nie mówią ani - 197 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
słowa. Jako że jestem bardzo żywiołową i towarzyską osobą, było to dla mnie jak zderzenie się ze ścianą. Zajęło mi trochę czasu, aby dostosować się do tego i zrozumieć, jak to działa. Jak bowiem można pracować i robić postępy bez komunikacji? Nie da się! Dlatego w Japonii istnieją tak zwane nomikai – wspólne wyjście ze współpracownikami po pracy. To, jak skuteczny jesteś w pracy, determinowane jest tym, jak często wychodzisz ze współpracownikami po pracy i jak dobrze potrafisz się z nimi integrować. Podczas nomikai podejmowane są wszystkie ważne decyzje, inicjowane są projekty, tworzą się tam również relacje. Patrząc z perspektywy mojego doświadczenia z różnych krajów widzę, że każdy z nich ma swój własny, odmienny sposób na skuteczność, a Japonia wydaje się najbardziej złożona z nich wszystkich. Tutaj nazywanie rzeczy po imieniu nie jest najlepszą metodą i jeżeli się na to zdecydujesz, możesz wpaść w pułapkę kulturalną. Nie zawsze to, co wypowiadamy, jest tym, czego się od nas oczekuje. Bardzo często będziesz zachęcany do bezpośredniego wyrażania swojego zdania, ale w chwili, gdy to zrobisz, przegrasz. Tutaj kultura jest tak głęboko zakorzeniona i tak silna, że ostatecznie, aby odnieść sukces, musisz przestrzegać zasad. Jedną z nich jest zdolność do nemawashi – grupowego podejmowania decyzji w nieformalny sposób. Zamiast bezpośredniego podejścia do rzeczy, trzeba konsultować swój pomysł ze wszystkimi zainteresowanymi stronami i zdobyć ich przychylność. Z tego też powodu w Japonii musisz być cierpliwy. Taki proces wymaga czasu. Niczego nie można tutaj przyspieszyć. Z perspektywy cudzoziemca myślę, że w Japonii musimy wiedzieć, których reguł należy przestrzegać, które można nagiąć, a które można złamać. Powiedziałabym, że drogą do sukcesu jest bycie obcokrajowcem, który rozumie japońską kulturę, szanuje ją i potrafi się w niej
poruszać. W życiu spotykamy co najmniej dwa typy ludzi. Tych, którzy nas wspierają i zachęcają do przekraczania standardowych oczekiwań oraz tych, którzy zawsze znajdą powód, aby czegoś nie zrobić, zniechęcić nas do działania i doradzić, że najlepiej pozostać w miejscu, aby uchronić się przed niepowodzeniem. Kiedy przeprowadzałam się do Japonii, powiedziano mi, że nie jest to dobry kraj dla ludzi o moim charakterze – cokolwiek miałoby to znaczyć. Ostrzegano mnie także, że w Japonii kobiety nie realizują się zawodowo. Przyznam, że przeprowadzenie się do kraju o tak odmiennej kulturze i znajdującego się po drugiej stronie globu było jedną z najbardziej przerażających rzeczy, jakie kiedykolwiek zrobiłam. Jednakże, kiedy okazja puka do moich drzwi, nie mogę jej nie wpuścić! Kiedy Komisja Europejska przesłuchiwała mnie jako kandydata na roczny projekt w Tokio, nie wierzyłam, że mnie zaakceptują. To była druga najtrudniejsza rozmowa kwalifikacyjna w moim życiu. Teraz jednak wiem, że musieli wprowadzić tak rygorystyczny proces rekrutacyjny, aby upewnić się, że jeśli będę przyjęta, poradzę sobie w Japonii – lub przynajmniej przetrwam okres trwania projektu. Początki nie były łatwe. W ciągu pierwszych czterech miesięcy spałam tylko 4 godziny dziennie, resztę czasu spędzałam na nauce języka japońskiego, co nie jest łatwą rzeczą, gdy masz trzydzieści parę lat. Chociaż posiadam 5 tytułów naukowych uzyskanych w różnych językach i w różnych krajach – z marketingu międzynarodowego, z zarządzania międzynarodowego, międzynarodowego prawa handlowego, zaawansowanych negocjacji i mediacji – nigdy w życiu nie uczyłam się więcej niż w ciągu tych pierwszych 4 miesięcy w Japonii. Kontrakt był bardzo rygorystyczny: jeśli po zakończeniu projektu nie udałoby mi się ukończyć
- 198 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
„Jeżeli myślisz, że coś możesz lub czegoś nie możesz, za każdym razem masz rację”. - Henry Ford
jednego z jego elementów, łącznie z testem znajomości japońskiego, będę musiała zwrócić ogromną ilość pieniędzy. Kwota wymieniona w umowie była wystarczająco motywująca, aby nie spać do wczesnych godzin porannych. Mówi się, że japoński to jeden z najtrudniejszych języków. Mimo mojej ciężkiej pracy, nie zdałam z niego egzaminu. Był to dla mnie wyjątkowo stresujący czas. Najwyraźniej nie chodziło o uczenie się więcej, ale o znalezienie lepszej strategii. Musiałam poprosić przyjaciół o pomoc, a kiedy wreszcie zaczęłam rozumieć strukturę i robić postępy w języku, zostałam przeniesiona do wyższej grupy i zmienił mi się wykładowca. Jako że historia lubi się powtarzać, po pierwszej lekcji nauczyciel podszedł do mnie mówiąc, że „japoński chyba nie jest moim językiem”. W pewnym momencie robi się to irytujące i frustrujące, gdy ciągle masz wokół siebie wątpiących w ciebie ludzi i za każdym razem musisz udowadniać, że nie mają oni racji. Ważne jest, żeby nie robić tego dla nich, tylko dla siebie. To nie ty jesteś niewystarczająco dobry, to oni nie wierzą ani w siebie, ani w ciebie. Podobnie jak większość obcokrajowców przyjeżdżających do pracy w Japonii i ja ciągle wpadam w jakieś pułapki. Bardzo często ludzie przyjeżdżający do Japonii z zachodu mają to szczególne podejście: „Pokażę im (Japończykom), jak to powinno być zrobione. Nauczę ich”. Prawda jest taka, że przyjezdni muszą się dowiedzieć, jak to się robi po japońsku, zanim będą mogli doradzać miejscowym odnośnie zmian. Sami Japończycy nie są zaś bardzo chętni do słuchania tego, jak zmieniać ich świat. Mają długą historię robienia rzeczy na swój sposób i ostatnie, czego pragną, to cudzoziemiec mówiący im co i jak robić w ich kraju. W Japonii przeżyłam ciężki czas. Nie znałam nikogo. Nie miałam ani przyjaciół, ani rodziny,
do której mogłabym zadzwonić z prośbą o pomoc lub poradę. Te chwile, kiedy musisz polegać tylko na sobie sprawiają, że stajesz się silniejsza i nagle zdajesz sobie sprawę, że nie ma rzeczy niemożliwych! Nie ma niczego, czemu nie możesz stawić czoła. To jest właśnie ten moment, kiedy życie i świat stają przed Tobą otworem. Pozostanie w Japonii po zakończeniu projektu było drugą najtrudniejszą decyzją, jaką musiałam podjąć. W pewnym wieku nie chcesz już przemieszczać się z kraju do kraju i rozpoczynać wszystkiego od nowa. Chcesz stabilności i ciągłości. Kto nigdy nie mieszkał w innym kraju, nie zrozumie, co znaczy budować swoje życie od samego początku w innej kulturze. Nowy kraj oznacza naukę nowego języka, nowe zasady, nowe zwyczaje i nowych przyjaciół; a im jesteś starszy, tym trudniejsze się to staje. Lokalni ludzie mają już własne kręgi, a wchodzenie w nie wymaga czasu i wysiłku. W kraju gejszy, samurajów, technologii, unikania ryzyka i obaw przed obcokrajowcami, poszukiwanie pracy jest wyzwaniem, z którym każdy cudzoziemiec, łącznie ze mną, musi się zmierzyć. Na początku prawie każdy pracodawca odrzucał mnie, mówiąc, że pracują wyłącznie z ludźmi biegle mówiącymi po japońsku i że inni nie mają tu żadnych szans. Miałam już podstawowe umiejętności komunikacyjne, ale każdy chciał, żebym mówiła tak, jakbym urodziła się i wychowała w Japonii. W tamtym czasie wydawało mi się, że znalezienie pracy będzie niemożliwe. Jak dotąd pracowałam w dwóch japońskich firmach, w obydwu zajmując stanowiska kierownicze. Może i język jest moim słabym punktem, ale znalazłam swoją niszę, gdzie inne moje umiejętności są bardziej pożądane niż znajomość japońskiego. W takich sytuacjach musimy dostrzegać to, co jest poza polem widzenia
- 199 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
i stworzyć naszą wyjątkową propozycję wartości osobistej. Brzmi jak strategia sprzedaży, ale szczerze mówiąc, tak właśnie jest. Nie ma tutaj znaczenia czy jesteś w Japonii, w Nowym Jorku, czy Paryżu. Nie pozwól, aby ktoś Cię złamał tylko dlatego, że brakuje Ci kilku umiejętności. Pokaż ludziom, co potrafisz robić i każ im porównać to z brakującym elementem. Pokaż, że Twoje mocne strony przewyższą wszelkie braki! Jestem niezmiernie dumna z mojego życia i wszystkich moich osiągnięć, jednak każdy medal ma dwie strony. Życie, które wybrałam, nie jest łatwe. Tęsknię za moją rodziną i przyjaciółmi. Przebywanie za granicą powoduje, że omijają mnie wszystkie ważne wydarzenia bliskich mi osób. Prędzej czy później rozpadają się również niektóre relacje. Nawet jeśli mamy dostęp do najnowszych technologii pomagających utrzymać kontakt, to nadal jest to bardzo trudne. Niestety, stając się obywatelem świata, w pewnym momencie czujesz, że nie przynależysz już do żadnego konkretnego miejsca. Takie życie niesie za sobą konsekwencje i bez względu na
to, ile razy się przeprowadzasz, wcale nie staje się to łatwiejsze. Kiedy zdecydujesz się przeprowadzić do innego kraju, jesteś outsiderem, a być ciągle odmiennym jest bardzo trudno. Akceptacja mieszkańców wymaga czasu i ciężkiej pracy. Japończycy na przykład są bardzo hermetycznym społeczeństwem i bez względu na to, jak długo będziesz tu mieszkać czy jak dobrze opanujesz japoński (z którym ja wciąż walczę), zawsze będziesz obcym. W krajach takich jak Malezja czy Tajlandia bycie outsiderem przyciąga uwagę. To sprawia, że czujesz się czasami jak eksponat w muzeum. Zdarza się, że ludzie podchodzą do mnie, dotykają moich blond włosów i robią sobie ze mną zdjęcia. To są przyjazne gesty, choć czasami mogą być przytłaczające. Różnica między odwiedzeniem jakiegoś kraju a życiem w nim polega na tym, że doświadczasz kultury w innym wymiarze. To nie jest już egzotyczne doświadczenie, ale złożona odmienność, na którą trzeba znaleźć sposób, aby dopasować się do niej z naszymi odmiennymi wartościami i normami. Kiedy mieszkasz za granicą, słowa
- 200 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
i gesty znaczą 100% więcej, niż gdy jesteś tylko turystą. Wnosi to również złożoność do mojej pracy. Pracuję z zespołami z różnych krajów, o różnych narodowościach. Jeśli pracujemy razem tylko nad jednym projektem, to jeśli coś pójdzie nie tak, wystarczy ugryźć się w język i można kontynuować spotkanie. Jednak jeśli pracujemy na stałe jako członek zespołu, musimy nauczyć się, jak się dopasować. Jedną z najważniejszych rzeczy, których nauczyłam się podczas pracy w Azji, jest umiejętność panowania nad sobą bez względu na sytuację. Musimy wchłonąć to, co nas otacza, wyciągnąć lekcję i przestać z tym walczyć. Często mówi się, że Japonia nie jest dobrym miejscem dla kobiet, aby budować karierę. Z jednej strony trudno mi się zgodzić z tym stwierdzeniem z uwagi na moją własną karierę, z drugiej widzę jednak, jak trudno jest innym kobietom wspiąć się po drabinie w dominująco męskiej kulturze. W 2016 r. otrzymałam specjalną nagrodę za wybitne osiągnięcia. Podczas inauguracji zdałam sobie sprawę, że z ponad 30 nagrodzonych osób byłam jedyną nagrodzoną kobietą. Zrobiłam rozeznanie i dowiedziałam się, że w całej historii tej nagrody jestem jedyną kobietą, która kiedykolwiek została nagrodzona, a do tego jedynym cudzoziemcem. To sprawiło, że byłam z siebie bardzo dumna, ale było mi też smutno, ponieważ to pokazuje, jak trudno o uznanie i docenienie kobiety. Wierzę, że kluczem do sukcesu nie jest płeć, ale umiejętność stworzenia silnej pozycji i wiedza. Na początku mojej kariery w Azji często mnie kwestionowano. Zadawano mi powątpiewające pytania w stylu: „Ile wiesz na temat prowadzenia interesów w Singapurze?”, „Czy wygrałaś już jakiś kontrakt w Malezji?”, „Czy rozumiesz naszą skomplikowaną japońską kulturę?”. Przypomina mi to sytuację, która wydarzyła się, gdy miałam 20 lat i sprzedawałam wozy strażackie w mojej rodzinnej firmie. Strażacy przychodzili do mnie z ironicznym uśmiechem,
mówiąc: „Kotuś, co ty wiesz o tych pojazdach? Nie potrafisz ich nawet prowadzić!”. Stało się to tak irytujące, że zrobiłam w końcu prawo jazdy na ciężarówki, po to tylko, aby udowodnić im, że potrafię. To samo podejście stosuję w biznesie. Musisz znać swoją branżę, być pewną siebie i pozostać zdeterminowaną. Istnieją pozytywne i negatywne strony bycia białoskórą blondynką. Mój wygląd przyciąga uwagę, ale cała sztuka polega na tym, aby dobrze go wykorzystać. Chodzi o subtelną wiedzę, kiedy może stać się on dodatkową wartością, a kiedy trzeba się wycofać i pozwolić działać lokalnym mieszkańcom. Azja jest bardzo zróżnicowana pod wieloma względami, co czasami powoduje pewne trudności. Miałam kiedyś klienta, który nigdy nie uścisnął mojej dłoni, ponieważ wedle jego wierzeń nie mógł dotknąć kobiety. Mimo że nie zaszkodziło to naszej firmie, nigdy nie pozwoliło nam na zbudowanie silnej więzi zawodowej. W tym konkretnym przypadku wygodniej byłoby mężczyźnie. Jednak poza tym zdarzeniem, nigdy nie doświadczyłam większych problemów. Ważne jest również, aby być ostrożnym pracując i mieszkając za granicą. Oczywiście wszystko zależy to od tego, w jakiej branży pracujesz i z kim prowadzisz interesy, ale czasami miałam wrażenie, że bycie białoskórą kobietą jest jak proszenie się o kłopoty, zwłaszcza jeśli chodzi o mniej rozwinięte kraje. Jednak im pewniej się zachowujesz, tym mniej prawdopodobne, że zechcą Cię oszukać. Japonia jednak to zupełnie inna historia. Nie bez powodu wielu rozdziela Azję na Azję-Pacyfik i Japonię. Japonia, choć należy do Azji, jest tak odmienna, że w większości przypadków po prostu się ją wyklucza. Te różnice mogą być szczególnie zauważalne w środowisku pracy. Na stanowiskach kierowniczych nadal nie ma wielu kobiet z uwagi na to, że role, które kobiety muszą odegrać w japońskim społeczeństwie, sprawiają, że trudno jest im się przebić przez
- 201 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
szklany sufit w świecie korporacyjnym. Ma to wiele wspólnego ze sposobem, w jaki są wychowywane. Dlatego uważam, że moja pozycja menedżerska w japońskiej korporacji jest wielkim osiągnieciem. Wiem, że to rzuca wyzwanie moim japońskim kolegom, a ponieważ Japonia jest państwem nakierowanym na status, płeć i hierarchię, wiele osób po prostu nie wie, jak powinno mnie traktować. Jako że jestem osobą o jasnej cerze, wielu Azjatów odbiera mnie jako młodszą niż w rzeczywistości jestem, a biorąc pod uwagę tutejszą kulturę starszeństwa, zakładają, że jestem niedoświadczona. Takie założenie wcale mi nie pomaga i wymaga ode mnie, abym wykazała się wiedzą i doświadczeniem. Co więcej, bycie managerem, kobietą i obcokrajowcem w jednej osobie jest dla Japończyków dezorientującą mieszanką. Uważam jednak, że prowadzenie biznesu w Azji jest równie łatwe lub równie trudne, jak w każdej innej części świata. Wyzwaniem jest nauczenie się i zastosowanie do innych zasad. Prowadząc działalność w Azji, musimy być również bardzo ostrożni. Różnorodność kulturowa może być podstępna i to, że coś zadziałało w jednym lub dwóch krajach, niekoniecznie oznacza, że uda się w trzecim. Kiedyś utworzyłam strategię wejścia dla nowego produktu w Malezji. Działała ona w trzech innych krajach azjatyckich, ale niestety tutaj to nie przeszło. Nie rozumiałam wystarczająco dobrze środowiska biznesowego dla tego rozwiązania. Na szczęście dość wcześnie zdałam sobie sprawę, że coś szło nie tak, jak powinno, na szczęście udało mi się to zmienić, zanim było za późno. Jednym z najważniejszych aspektów sukcesu nie tylko w biznesie, nie tylko w Azji, ale we wszystkich możliwych sytuacjach jest to, że musimy się czasami zatrzymać, aby obiektywnie ocenić, czy zmierzamy we właściwym kierunku. Każdy ma własny szlak do przejścia, a w drodze do sukcesu nie ma skrótów. Jednak niezależnie od tego, dokąd idziemy, dobre oznakowania
są zawsze pomocne, dlatego tutaj chciałabym podzielić się dobrymi praktykami, które pozwoliły mi dotrzeć do miejsca, w którym jestem dzisiaj. Mam nadzieję, że będzie to również przydatne dla każdego, kto będzie to czytał. MYŚL NA WIELKĄ SKALĘ. Ellen Johnson-Sirleaf, pierwsza kobieta Prezydent w Afryce i laureatka Pokojowej Nagrody Nobla powiedziała: „Jeśli twoje marzenia cię nie przerażają, to nie są one wystarczająco duże”. Za każdym razem, gdy musiałam przenieść się do innego kraju, byłam przerażona. Gdy zaczynałam nową pracę, byłam podekscytowana, ale też przestraszona. Sprecyzowanie marzenia jest tylko pierwszym krokiem. Musisz mieć również plan, jak zamierzasz tam dotrzeć. Pomaga on również lepiej radzić sobie w sytuacjach stresowych. Moi przyjaciele śmieją się ze mnie, że tworzę plan wakacji w Excelu, jednak dla mnie najważniejsze to być przygotowaną. Nie chcę marnować cennego czasu w trakcie urlopu na sprawdzanie i planowanie, gdzie iść i co robić. Jeśli chcesz zostać dyrektorem generalnym dużej korporacji, musisz zaplanować, jak zamierzasz tam dotrzeć. Jeśli zamierzasz rozwijać własną firmę lub planujesz przyłączyć się do już istniejącej, potrzebujesz planu działania. Musi on odpowiadać na kilka podstawowych pytań: jak? kto? co? kiedy? To moja formuła skuteczności. PRACUJ CIĘŻKO – PRACUJ MĄDRZE. Sukces wymaga ogromnej ilości pracy, chyba, że będziesz miał szczęście, ale jest tylko kilka osób na całym świecie, którym jest to dane. W innym przypadku musisz podwinąć rękawy i wziąć się do pracy. Pamiętam momenty, gdy byłam tak zmęczona, że płakałam w drodze powrotnej do domu. Wszyscy na pewnym etapie musimy powiedzieć sobie: „zatrzymaj się i weź głęboki oddech”. Pomaga nam to zacząć pracować mądrze. Myślę, że problem wielu menedżerów i perfekcjonistów polega na tym, że nie potrafią delegować zadań myśląc, że zrobią wszystko lepiej od innych. I w większości przypadków jest to
- 202 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
prawda, jednak sukcesu nigdy nie tworzy jedna osoba, ale zespół. Ważne jest, aby pracować inteligentnie i identyfikować mistrzów w każdym elemencie. W Twoim środowisku jest ktoś, kto ma najlepsze umiejętności w danej dziedzinie, a Twoja rola polega na umiejętnym zarządzaniu tą osobą i właściwym jej ukierunkowaniu. BĄDŹ POZYTYWNIE NASTAWIONA. Myślę, że to jest najtrudniejsze. Henry Ford powiedział kiedyś: „Jeżeli myślisz, że coś możesz lub czegoś nie możesz, za każdym razem masz rację”. Zaproś kogoś z zewnątrz do rozwiązania trudnego problemu. Powiedz mu, że został już rozwiązany, ale chcesz, aby on zrobił to ponownie. Istnieje spora szansa na to, że to zrobi. Jeśli ta osoba wierzy, że zadanie zostało już rozwiązane, to zakłada, że da się to zrobić. Bądź więc pozytywnie nastawiona do wszystkiego i uwierz, że możesz osiągnąć wszystko. Zawsze powtarzam moim zespołom, aby przynosili mi rozwiązania, a nie problemy. Moją rolą jako szefa jest pomóc im znaleźć najlepsze rozwiązanie, a nie rozwiązać problemy za nich. Uwierz mi, ono zawsze istnieje. Zazwyczaj jest ich nawet więcej niż tylko jedno. Musisz się tylko otworzyć i je znaleźć. I bez względu na wszystko, ZAWSZE staraj się uśmiechać, ile tylko możesz. Ludzie wolą pracować z osobami nastawionymi pozytywnie, a nie z tymi, którzy ciągle narzekają. NIE PODDAWAJ SIĘ. Nikt z nas nie lubi niepowodzeń, ale są one częścią sukcesu. Zanim nauczyliśmy się biegać czy nawet chodzić, upadaliśmy kilkadziesiąt razy. Potrzeba wielkiej siły i wewnętrznej determinacji, aby wstać. Z mojego doświadczenia wiem, że zazwyczaj to nasza duma uniemożliwia nam stawianie czoła przegranej. Pomyśl tylko, że Edison stworzył tysiące żarówek, zanim w końcu stworzył światło, a J.K. Rowling przesłała setki egzemplarzy książek z Harrym Potterem, zanim ktoś zechciał je opublikować! Dlatego też rezygnacja po pierwszej czy drugiej porażce nie jest opcją.
WYJDŹ ZE SWOJEJ STREFY KOMFORTU. Większość ludzi ukrywa się za swoją „nieśmiałą osobowością”, zwłaszcza w Japonii. Bardzo często tłumaczą się sobie i innym tym, że są nieśmiali – tacy się urodzili i nic nie mogą z tym zrobić. Bzdura! Nawet nieśmiałe osoby mogą rzucić sobie wyzwanie. Założę się, że ostatnią rzeczą, jaką ludzie o mnie powiedzą jest to, że jestem nieśmiała. Ja wiem, że jestem, ale decyduję się zachowywać inaczej. Wszyscy mamy swoje demony – ja codziennie walczę ze swoimi. Łatwiej jest mi pozostać w znanej, przytulnej i komfortowej strefie, ale to nie doprowadzi nas do pożądanego miejsca. Często sama siebie motywuję, aby pójść i porozmawiać z daną osobą czy wykonać telefon, który mnie przeraża. Staraj się pracować ze swoimi myślami zamiast przeciwko nim tak, aby nie pozwolić im Cię powstrzymać. Wyjdź ze swojej strefy komfortu i zakwestionuj nieznane. NIE CZEKAJ NA POZWOLENIE. Młode dziewczyny często są uczone tego, aby postępować zgodnie z zasadami i zachowywać się grzecznie. Mówi się nam, że są rzeczy, które powinniśmy robić i takie, które dziewczętom nie przystają. Myślę, że nadszedł czas, aby położyć kres mówieniu dziewczynkom co można, a czego nie. Jeżeli możesz coś zrobić, nie pytaj o pozwolenie! Po prostu to zrób! Jeśli prosisz o pozwolenie, istnieje 50% szans, że spotka się ono z odmową. Znajdź sposób, aby rzeczy się wydarzyły. Pamiętaj – jeśli się uśmiechasz, Twoje szanse już wzrosły. WYSTARCZAJĄCO DOBRE JEST NOWĄ FORMĄ IDEALNEGO. Jeden z moich szefów zawsze mówił, że lepsze jest wrogiem dobrego. Zajęło mi trochę czasu, zanim to zrozumiałam. Również Guy Kawasaki mawiał: „Jeśli masz jakiś pomysł, po prostu idź i zrób to. Nie staraj się planować rzeczy do maksymalnej doskonałości. To powstrzymuje Cię od rozwoju. Dobre jest wystarczająco dobre na początek”. Nie wiem jak Ty, ale ja się z nim zgadzam.
- 203 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
„U kresu życia nie dzierżymy w rękach swoich osiągnięć ani dzieł. Będziemy musieli przede wszystkim zadać sobie pytanie, ile kochaliśmy”. Willigis Jäger
JUSTYNA SZWED WIELKA BRYTANIA (ANGLIA) MY SPA EXPERT www.myspaexpert.com
- 204 -
- 205 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
Justyna Szwed
Boski biznes Wielka Brytania (Anglia) Urodziłam się w Zamościu, pięknym mieście pełnym zabytków po rodzinie Zamoyskich – zdawałoby się idealnym do spędzenia sielankowego dzieciństwa. Tymczasem moje takie nie było. Kiedy miałam 6 lat, a mój brat 5, rodzice rozwiedli się i od tej pory wychowywałam się w niepełnej rodzinie. Tatę spotykałam raz w miesiącu, kiedy przynosił alimenty, ale nawet te wizyty nie zdołały zbudować między nami relacji. Nie miałam pretensji do mamy, że rozstała się z tatą; właściwie to czułam wdzięczność, że zdobyła się na rozwód z alkoholikiem. Mama pracowała, żeby utrzymać rodzinę, ale w tym samym czasie ciężko chorowała na zaćmę i straciła wzrok w jednym oku, więc od najwcześniejszych lat musiałam jej pomagać. Już jako pierwszoklasistka wracałam do domu z kluczem na szyi, podgrzewałam obiad, opiekowałam się bratem, a rano, przed pójściem do szkoły, szykowałam nam kanapki. Dochodziły też inne obowiązki, których nie miały moje rówieśnice mające oddanych tatusiów. Czułam się wtedy pokrzywdzona przez los, że nie mogę liczyć na własnego. Już wtedy obiecałam sobie, że moim dzieciom stworzę szczęśliwy, pełny dom. Do dnia dzisiejszego postanowienia nie zmieniłam i staram się dokonywać słusznych wyborów. Na szczęście mam wspaniałą mamę. To dzięki niej jestem pełna wiary w siebie i ludzi, a na
świat patrzę z optymizmem. Mama często prawiła mi komplementy, że jestem najzdolniejsza i najwspanialsza, i chociaż sama w siebie nie wierzyła, nigdy nie wątpiła w moje kolejne poczynania. Była we mnie wręcz zakochana! Bardzo dbała o moją dodatkową edukację i rozwijanie talentów. Chodziłam na prywatne zajęcia z malarstwa, do szkoły muzycznej, gdzie grałam na wiolonczeli i – chociaż nie lubiłam za bardzo tych zajęć – nie narzekałam, ponieważ nie chciałam rozczarować mamy. Po lekcjach w normalnej podstawówce szłam do szkoły muzycznej z wielkim pudłem, w którym schowany był instrument, i wracałam późno do domu. Gdy wracałam zimą, bywało już ciemno, ale nie bałam się, gdyż mama zawsze rano znaczyła na moim czole znak krzyża. Była bardzo wierząca, podobnie jak jej matka, która wręcz nie rozstawała się z różańcem. Czułam więc nie tylko miłość i opiekę matczyną, ale też i Boską. Z jednej strony brak ojca, z drugiej strony wspaniała matka – to mnie ukształtowało. Już jako mała dziewczynka musiałam być silna i zaradna. Moje koleżanki dostawały kieszonkowe, a ja musiałam sama zarobić na swoje dodatkowe wydatki. Gdy poszłam do liceum, zaczęłam zarabiać na aukcjach internetowych. Wspominam to jako wielki boom na ciucholandy i traktowałam jako zabawę przy równoczesnym
- 207 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
zarabianiu pieniędzy. Razem z koleżankami regularnie odwiedzałam sklepy z używaną odzieżą i podczas gdy one znajdowały tam ubrania dla siebie, ja zawsze miałam szczęście do wyławiania wspaniałych, markowych ciuchów, które przeznaczałam na sprzedaż. To było prawdziwe wyzwanie – buszowałyśmy w różnych częściach sklepu, a potem porównywałyśmy, co która wypatrzyła. Zawsze miałam rękę do tych najlepszych marek: Dior, Calvin Klein, LV czy Prada. Wystawiałam je później na aukcjach po dobrej cenie dla kupującego, a sama miałam na tym nie raz dziesięciokrotną cenę zakupu. Czasami też sama kupowałam na aukcjach online i potem tę samą rzecz sprzedawałam drożej na kolejnej licytacji. Byłam dumna, że jestem samowystarczająca i nie muszę o nic nikogo prosić. Nie chciałam liczyć na kieszonkowe od mamy, bo wiedziałam, jak ciężko musi pracować, żeby zapewnić nam podstawowe potrzeby. Po skończeniu liceum dostałam się na studia licencjackie na Wydział Fizjoterapii przy Wyższej Szkole Zarządzania i Administracji w Zamościu. Muszę przyznać, że już jako mała dziewczynka chciałam być kosmetyczką. Lubiłam wszystko, co dotyczy pielęgnacji i upiększania ciała, a w liceum zaczęłam się interesować nowościami w branży medycznej i kosmetologii. W tamtych czasach w Polsce kosmetyka oraz kosmetologia były jeszcze w powijakach i te dziedziny kojarzyły się z robieniem pedicure, manicure, modelowaniem brwi i nakładaniem na nie henny. Moje cioteczne rodzeństwo studiowało poważniejsze kierunki, więc ja też od początku wyższej edukacji miałam ambicje
zakończyć ją z tytułem magistra. Z fizjoterapią miałam już trochę do czynienia, gdyż z pasją robiłam mojej cioci masaże i zawsze mnie chwaliła, że mam świetne ręce. Fizjoterapia wydawała mi się takim szlachetnym zawodem, który niesie pomoc człowiekowi, pomaga mu się lepiej poczuć, a wręcz może mu przywrócić zdrowie. Miałam też plany pracy za granicą, gdyż właśnie wtedy Polska weszła do Unii Europejskiej. Jako fizjoterapeutka miałam szansę zarobić dużo więcej w zachodniej Europie. Jednak mój pierwszy wyjazd za granicę nastąpił tuż po maturze. Był to dla mnie przełomowy moment. Wyjechałam do Hiszpanii, żeby zarobić na studia. Znałam język angielski ze szkoły, ale gdy znalazłam pracę kelnerki, musiałam nauczyć się hiszpańskiego. Przez trzymiesięczny pobyt opanowałam go całkiem dobrze – pomogła mi w tym szefowa. Ogólnie szybko uczę się języków i na pewno pomogło mi w tym kilka lat nauki w szkole muzycznej. W restauracji praca była bardzo ciężka, czasami po 13 godzin na dobę. Gdy dostałam pierwszą wypłatę, płakałam ze szczęścia, bo wiedziałam, że dzięki takim zarobkom mogę utrzymać się przez pierwszy rok studiów. I nie tylko zapłacić czesne, ale kupić laptopa czy pójść do dobrej restauracji z moimi przyjaciółmi. Lubiłam drogie rzeczy, więc musiałam mieć na nie pieniądze. Wakacje za granicą poświęcałam w całości na zarobek, aż do końca studiów. Wyjeżdżałam na początku czerwca, a letnią sesję przekładałam na wrzesień. Nie dość więc, że ciężko pracowałam w Hiszpanii, to jeszcze po powrocie musiałam się uczyć do egzaminów. Na szczęście miałam dobrą pamięć
- 208 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
„Jakość pamiętasz o wiele dłużej niż cenę”. - Justyna Szwed
i nauka przychodziła mi łatwo. Wystarczyło, że zajrzałam do notatek. Pamiętałam dużo z wykładów, a i szczęścia podczas egzaminów też miałam sporo muszę przyznać. Studia magisterskie robiłam już zaocznie, w tym samym czasie pracując w Home Broker w Warszawie. Jako konsultant klienta udzielałam porad, zapraszałam ludzi na spotkania biznesowe, informowałam o możliwościach inwestycji. Po roku pracy zaproponowano mi stanowisko superwizora, jednak zdecydowałam się na planowany już wcześniej wyjazd za granicę. Podczas studiów, oprócz nauki i pracy, resztę wolnego czasu i uwagi poświęcałam na sprawy osobiste. Miałam u boku kogoś, kto jeszcze poważniej ode mnie podchodził do planowania przyszłości. Dla mnie wtedy jednak ważniejsza
była kariera zawodowa i moje plany związane z wyjazdem z Polski. Nie chciałam zarabiać w kraju groszy po tak długich studiach okupionych ciężką pracą. Tylko zajęcie poza Polską wchodziło w rachubę. Kiedyś w Norwegii poznałam dziewczynę, która opowiadała mi o pracy na statkach pasażerskich i tuż po obronie pracy magisterskiej zostałam zatrudniona przez prestiżową firmę Steiner jako masażystka w luksusowym SPA na statku pływającym na wodach należących do Stanów Zjednoczonych. Wcześniej nawet nie marzyłam o pracy w Ameryce, nie kusił mnie „American dream”, a jednak los sprawił mi dużą niespodziankę. Praca masażystki w tak wspaniałym SPA dała mi bardzo dużo. Moja wiedza ze studiów – praktyczna i teoretyczna, plus do-
- 209 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
świadczenie w pięciogwiazdkowym SPA – to była mieszanka wybuchowa! Bardzo dużo klientów chwaliło moje umiejętności. Po niedługiej współpracy z firmą Steiner postanowiłam spróbować swoich sił w równie prestiżowej firmie, która zapewniała zabiegi SPA na statkach. Jednak przedtem, aby dostosować się do jej wymogów, odbyłam szkolenie w jednym z najlepszych SPA na świecie – w centrum Canyon Ranch w Las Vegas. Była to dla mnie szkoła, która wiązała się z dużym wydatkiem, ale nie zniechęciło mnie to: wiedziałam, że to inwestycja na całe życie. Po odbyciu bardzo intensywnego kursu dowiedziałam się jednak, że nie dostanę pracy na kolejnym statku. Byłam jeszcze na kontrakcie z poprzednią firmą i prawdopodobnie moi
przyszli pracodawcy skontaktowali się z nią. Może nie spodobała im się moja „nielojalność”? Wiem na pewno, że urazili mocno moją dumę, bo byłam wtedy niezwykle pewna siebie, wręcz zarozumiała. „To oni powinni się o mnie bić, a nie ja o nich. Niech wiedzą, co tracą”– tak wtedy myślałam. Wróciłam do Zamościa i zaczęłam nawet szukać pracy w Polsce, gdy napisała do mnie koleżanka z Londynu z zapytaniem, co porabiam. Odpisałam jej, że szukam pracy, a ona na to, żebym przyjechała do Londynu, bo tu jest bardzo dużo pracy dla fizjoterapeutów. Jeszcze tego samego dnia kupiłam bilet. W dwa dni spakowałam swoje rzeczy i wysłałam kurierem do Anglii, a sama, elegancko jak dama, tylko
- 210 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
z bagażem podręcznym, pojechałam na emigrację do Londynu. Kilka dni później przyszły moje cztery walizki i tak zaczęła się moja przygoda z Anglią. Przez pierwsze 2 tygodnie pracowałam jako kelnerka, żeby zarobić na kartę miejską, a w wolnym czasie wysyłałam CV do różnych instytucji zatrudniających masażystów. Dostałam kilka propozycji, m.in. w Mandarin Hotel, ale oferowali bardzo małe pieniądze. Byłam tym mocno zirytowana, bo przecież nie po to tyle lat studiowałam i tyle pieniędzy zainwestowałam w dodatkowe kursy! Nie mogłam się na to zgodzić. W końcu zaczęłam pracę w centrum Londynu, w małym SPA. Zaczęłam się zastanawiać, czy rzeczywiście chcę być w Anglii tylko po to, żeby pracować dla kogoś? Na to pytanie odpowiedziałam sobie mocnym postanowieniem otwarcia własnego biznesu. To było bardzo śmiałe wyzwanie i wiedziałam, że sama jemu nie podołam, że musi pomóc mi „ktoś z góry”. Zaczęłam 30-dniową nowennę do św. Józefa i w jej 26. dniu dowiedziałam się, że jest do przejęcia salon w Richmond. Od razu powiedziałam: „Biorę go!”. Nawet nie pojechałam, żeby go obejrzeć. W Richmond byłam wręcz zakochana od pierwszego wejrzenia. Jest to jedna z najbardziej ekskluzywnych dzielnic Londynu. Znajduje się w niej malowniczy królewski park, są też eleganckie domy, sklepy z antykami, drogie restauracje oraz małe, oryginalne butiki. Gdy zobaczyłam Richmond po raz pierwszy, po prostu oniemiałam z zachwytu i zaczęłam się modlić: „Panie Boże, jak chcesz dać mi salon, to daj mi go tutaj”. I Pan Bóg wysłuchał mojej prośby! My SPA Expert – tak nazwałam swój salon, który otworzyłam z niewielkimi zasobami finansowymi. Włożyłam w biznes pieniądze zarobione w Norwegii, gdzie byłam kilka miesięcy. Pomogła mi również moja niezawodna, wierząca we mnie mama. Pierwszy dzień w salonie był niesamowitym przeżyciem. Radość mnie po
prostu rozpierała. Czułam, że jestem we właściwym miejscu, że zrobiłam duży krok do przodu, ale też uświadomiłam sobie, że teraz wszystko jest w moich rękach. Bycie szefem to duża odpowiedzialność i trzeba naprawdę zachować dyscyplinę. To nie jest praca od – do, tylko często harówka, prawie całodobowa. W tym pierwszym dniu nie myślałam za dużo o tej ciemniejszej stronie biznesu, tylko zachłystywałam się poczuciem wolności i niezależności. Do tej pory to przeżywam. A gdy nastawię budzik na ósmą rano, a jestem zmęczona i chcę dłużej pospać, to nagle przypominam sobie, że przecież pierwszego klienta mam dopiero o 12.00 w południe. Z jaką rozkoszą wracam do łóżka. Tę wolność w biznesie cenię sobie najbardziej . Nie muszę pytać szefowej o urlop, nie muszę uzgadniać zmiany godzin pracy. Sama układam sobie harmonogram, sama dobieram pracowników. Jestem sobie sterem, żaglem i okrętem. Dodam, że kontrakt przejęcia salonu podpisałam 11 listopada 2015 r. W Święto Niepodległości. Dla mnie ta symboliczna data stała się prawdziwą drogą do wolności. Pierwszy rok był bardzo ciężki. Założyłam sobie, że mój biznes będzie czynny od 9.00 do 23.00. Jestem jedynym salonem w okolicy, który jest otwarty tak długo. Po pracy zajmowałam się marketingiem, który też początkowo wzięłam na siebie. Na szczęście nie brakowało mi klientów. Byli to ci, którzy poznali moją pracę jako fizjoterapeutki i polecali mnie swoim znajomym. My SPA Expert, jak sama nazwa wskazuje, jest nastawiony na najwyższą jakość usług, co jest oczywiście związane z wysoką ceną. Nie zawsze klienci chętnie przystawali na taką stawkę. Pewnego dnia przyszedł do mojego salonu mężczyzna i poprosił o masaż, gdyż słyszał, że jestem bardzo dobra. Nie pytał o cenę, położył się na kozetce i dopiero wtedy zadał pytanie: „Ile to kosztuje?”. Podałam mu cenę – £65. „To drogo, Tajka bierze £45” – powiedział. Ponie-
- 211 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
waż nie zaczęliśmy jeszcze masażu, zasugerowałam, że może odejść i wybrać inną opcję, ale nie zgadzam się na żadną obniżkę, bo znam swoją wartość. Odpowiadałam grzecznie, że nie chcę podważać kwalifikacji innej masażystki, bo jej nie znam, ale ja mam ukończone studia magisterskie, doświadczenie ze Stanów i przeszłam najlepsze kursy na świecie. Gdy skończyliśmy sesję, zapłacił bez problemu i powiedział, że takiego masażu to jeszcze nigdy nie miał. Gdybym zaczęła z nim negocjować, pewnie obniżyłabym cenę, a tak pewną i dumną postawą przekonałam go, ile jestem warta. Od początku założyłam sobie, że moje usługi nie są dla wszystkich, dlatego nie mam wielkich szyldów i nachalnej reklamy. Większość moich klientów przychodzi z polecenia. To bardzo ważne, żeby nie dać się sprzedać za niską cenę. Jest to związane z psychiką człowieka, który widząc wysoką cenę, spodziewa się bardzo dobrej jakości usług. To tak jak w sytuacji, gdy widzimy perfumy za £400 i za £20 – do których nas ciągnie? Najważniejsze to być pewnym swojego serwisu oraz odpowiedzieć sobie na pytanie, kim chcę być: przeciętną czy ekspertką? Jeśli jestem ekspertką, to klient zapłaci każdą cenę. Nie lubię bylejakości i trafiam do ludzi, którzy też cenią sobie jakość. Gdy wahałam się, czy obniżać ceny, poradziłam się koleżanki z branży, która powiedziała stanowczo: „Jesteś za dobra i nie możesz sobie pozwolić na żadne promocje. Nie obniżaj stawek za usługi; przecierp, ale nie rób tego”. Do tej pory stosuję taką taktykę, a żeby zachęcić klienta, daję darmowe kupony i zapraszam
na 25-minutowe sesje darmowych masaży, aby pokazać, co potrafię. Jestem może i najdroższa w całym Richmond, ale wolę zrobić jeden masaż dziennie za £65 niż trzy masaże po £20. Ważna jest też specyfika biznesu. My SPA Expert jest jedynym tego typu biznesem w okolicy otwartym od 9.00 do 23.00. Często ludzie przychodzą właśnie późną porą. Mój salon oferuje też dość szeroki wachlarz usług: masaże, zabiegi na twarz, m.in. depilację i niwelowanie przebarwień i trądziku kwasami chemicznymi, manicure, pedicure oraz różnego rodzaju zabiegi na ciało: wyszczuplające, modelujące, liftingujące. Stale inwestuję, kupiłam maszynę, która jest jedną z najlepszych w Londynie i świetnie przeprowadza lifting twarzy oraz wyszczuplanie i modelowanie sylwetki. Masaż, który wykonuję w moim SPA, należy do masażu tkanek głębokich. Jest to moja specjalizacja. Nawet krótka sesja może przynieść wiele korzyści: ukojenie bólu, poprawę postawy ciała, ogólne rozluźnienie. Byłam przekonana, że w Anglii fizjoterapia jest na o wiele wyższym poziomie niż w Polsce, a tymczasem okazało się, że to nasz kraj wyprzedza UK. Tutaj fizjoterapeuta, zamiast się skupić na pacjencie, wypełnia ogromne ilości formularzy i nie ma zbyt dużo czasu na przeprowadzenie terapii. W moim SPA pacjent jest najważniejszy i to jemu poświęcam całkowitą uwagę. Pierwszy miesiąc w moim biznesie pracowałam sama i oprócz ciężkiej pracy, badałam potrzeby rynku. Następnym krokiem było zatrudnienie pracownika. Wiadomo, jak ważne jest mieć wokół siebie ludzi, którym można
- 212 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
zaufać i dlatego do tego etapu przygotowałam się z pełną powagą. Wspomniałam już, w jaki sposób mój biznes dosłownie „spadł mi z nieba”. Szukając pracownika, dałam bardzo specyficzne ogłoszenie: „Otwiera się nowy salon. Szefowa jest bardzo wymagająca i jeżeli zależy ci na rozwoju, karierze, potrafisz ciężko pra-
cować i nie boisz się wyzwań - zadzwoń.” To nie był typowy anons. Od razu podkreśliłam w nim, że jestem bardzo wymagająca. I znowu, podobnie jak w przypadku szukania biznesu, zatrudniłam do tego „niebieskie moce”. 26. dnia odmawianej nowenny do św. Józefa zgłosiła się jedna osoba – tylko jedna odważna odpo-
- 213 -
wiedziała na mój anons – była to osoba bardzo kompetentna, doświadczona i równie pracowita jak ja. W biznesie musimy otaczać się dobrymi pracownikami, żeby uniknąć przykrych doświadczeń. Zdarzyło się, że podczas mojej nieobecności z powodu urlopu salon był dosłownie wypełniony klien-
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
„Biznes, który nic poza pieniędzmi nie przynosi, jest złym interesem”. Justyna Szwed
- 214 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
tami, a tymczasem mój pracownik nie przyszedł do pracy. Klientów trzeba było odwołać, część z nich straciła do mnie zaufanie i przestała przychodzić. A wypracować sobie stałych klientów nie jest łatwo. Największy błąd, jaki popełniłam, też dotyczył pracownika. Jak już wcześniej wspominałam, mój biznes nazywa się My SPA Ekspert. Wyraz „ekspert” stawia wysoką poprzeczkę. Tymczasem zatrudniłam niewykwalifikowanego pracownika, bo chciałam mu pomóc na ścieżce kariery, nauczyć, wyszkolić, chociaż zdawałam sobie sprawę, że to będzie bardzo czasochłonne. Tymczasem ta osoba, choć na początku wykazywała duży zapał do nauki, szybko się zniechęciła. Zaczęła wykonywać usługi nie według moich standardów i zanim się w tym zorientowałam i ją zwolniłam, straciłam sporo klientów, a u tych co zostali, musiałam na nowo wyrobić zaufanie. Teraz wiem, że nie tędy droga. Przecież na same kursy dokształcające wydałam 40 tysięcy PLN, utrzymywałam się sama na studiach, włożyłam tak ogromny wysiłek w moją edukację, a ktoś inny ma otrzymać to wszystko za darmo? Obecnie zatrudniam ludzi takich samych jak ja, którzy zainwestowali w siebie, są prawdziwymi ekspertami
i mogę na nich liczyć. Biznes w Richmond szedł tak dobrze, że po 1,5 roku postanowiłam otworzyć drugi salon, tym razem w centrum Londynu, w bardzo eleganckiej dzielnicy South Kensington, gdzie mieszczą się konsulaty, ambasady, francuskie licea i muzeum figur woskowych. Jest to po prostu centrum turystyki, a ja dodatkowo mam stamtąd blisko do Polskiego Ośrodka Społeczno-Kulturalnego. Zanim otworzyłam biznes, wszyscy mnie przestrzegali: „Przygotuj się, że będziesz musiała dokładać do firmy co miesiąc, nawet przez rok”. Staram się, aby było inaczej. Myślę, że na mój sukces złożyło się wiele czynników. Najważniejsze z nich to lokalizacja i jakość usługi. W usługach też trzeba się wyróżniać, oferować coś innego niż konkurencja, wykazywać dużo miłości i cierpliwości do klientów. Ważne jest też dbanie o pracowników. Nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby ich skrzywdzić czy oszukać. Wierzę, że jak zadbam o pracowników, to oni zadbają o mój biznes. W moim SPA kieruję się trzema zasadami: uczciwością, dobrocią i cierpliwością. Dlatego nawet gdy dostaję gotówkę, to ją księguję. Jednak chyba najważniejszym czynnikiem w biznesie jest pasja. Kocham moją pracę - 215 -
– to moje hobby, moja miłość. Codziennie towarzyszy mi uczucie, że jestem na dobrej drodze. Każdy ranek mnie inspiruje i nigdy, przenigdy nie wstawałam rano z uczuciem, że muszę iść do pracy. Po prostu zrywam się do niej, jakbym miała skrzydła u ramion. Każdy dzień jest inny: przychodzą nowi klienci, a stali stają się niemalże przyjaciółmi. Już po roku działalności moi klienci zgłosili My Spa Expert do prestiżowego konkursu London Hair&Beauty Award. Jakim wielkim dla mnie wyróżnieniem była nominacja do nagrody, a potem dojście do finału! W swojej działalności biznesowej staram się też zrobić coś dobrego dla ludzi, nie tylko za pieniądze. Mój salon wziął udział w programie Metamorfozy, do którego zaprosiła mnie Marta Borowiecka. Przez trzy miesiące robiłam za darmo zabiegi dla pięciu pań. Wybierałam te osoby, które nigdy nie były w salonie kosmetycznym, nigdy nie miały zrobionego manicure, a niektóre z nich miały za sobą ciężkie przeżycia, a nawet przez jakiś czas były bezdomne. W tym przypadku moim celem nie była reklama, po prostu chciałam zrobić coś dobrego dla tych kobiet. Dzięki temu projektowi wzbudziłam w nich poczucie własnej wartości. Angażuję
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
się również w liczne akcje charytatywne. Poza wsparciem dla tak znanych fundacji jak English Cancer Research, biorę udział w przeróżnych lokalnych wydarzeniach dobroczynnych, ofiarowując na ich cel karty podarunkowe na masaże i zabiegi w My SPA Expert. W dzisiejszych czasach coraz częściej kobiety zakładają swoje biznesy i stają się przedsiębiorcami. Wierzę, że chociaż różnimy się od mężczyzn pod pewnymi względami, mamy też swoje typowo kobiece zalety, które nam w tym pomagają. Nie musimy być z mężczyznami na równi. Róbmy swoje i w ten sposób wzbudzimy ich szacunek. Kobieta w biznesie powinna być pewna siebie. Mężczyźni mają tendencję pokazywania nam swojej przewagi. Oczywiście, że są silniejsi fizycznie i nie powinnyśmy temu zaprzeczać. Pozwólmy im być przy nas dżentelmenami. Podkreślajmy swoją kobiecość ubiorem, zachowaniem, uśmiechem. Właśnie uśmiech jest najważniejszym elementem kobiecej garderoby. Pomaga zawsze i w każdej sytuacji. Często słyszę pytanie, skąd u mnie taki ciepły, czuły uśmiech i jak to się dzieje, że nie widać po mnie zmęczenia. Zwracam uwagę, by kobieco się ubrać. Zawsze mam makijaż, zrobione włosy, paznokcie i to nie jest próżność. Nie jest tak, jak kiedyś głosił Kościół, że kobieta wierząca powinna być skromna i nieumalowana. Wręcz przeciwnie – powinna być piękna i zadbana. Gdy ładnie wyglądam, ludzie patrzą na mnie z przyjemnością. Uśmiechają się do mnie, a ja odwzajemniam się uśmiechem, który nie wynika tylko z mojego wyglądu, ale też wypływa z głębi mojej duszy, gdyż jestem osobą szczęśliwą. Prawdziwe piękno to nie tylko to, co jest na zewnątrz, ale i to, co w środku. W dzisiejszych czasach ważne jest być kobietą pełną harmonii, znającą swoją drogę. Mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że taką się właśnie czuję. Koleżankom, które chcą założyć własny biznes, mogłabym na bazie swojego doświadczenia
udzielić wielu wskazówek. Przede wszystkim, żeby nie robić rzeczy, o których się nie ma pojęcia, albo których się nie lubi, nawet gdy jest to dobrze płatna praca. Szefa można oszukać, ale nie siebie. Przecież w pracy spędzamy połowę życia. Często Polki po przyjeździe do Anglii zaczynają od zajęć typu sprzątanie. Szanuję je, bo sama kiedyś sprzątałam. Ale nie wyobrażam sobie, żeby osoby po studiach wykonywały tak ciężką fizycznie pracę. Dlatego chciałam pokazać Polkom, że można inaczej. Żeby zrobić pierwszy krok, warto jest sięgnąć po lekturę książek motywacyjnych, a następnie wybrać się na spotkanie z mentorami, podążać za ludźmi, którzy coś osiągnęli, poszukiwać swojej pasji, szukać zajęć dodatkowych, które być może pokocham , w których się odnajdę. To prawdopodobnie zajmie sporo czasu, ale warto inwestować w szkolenia, kursy. Niegdyś wydawałam bardzo dużo pieniędzy na torebki i buty: trzy szafy pękały w szwach. Teraz kupuję buty dopiero wtedy, gdy stare są do wyrzucenia. Wolę inwestować w swój rozwój. Przy założeniu biznesu ważne jest również znalezienie doradców-specjalistów. Oczywiście oni biorą za to pieniądze, ale to później naprawdę się zwraca. Spośród wielu porad, jakich mogłabym udzielić osobom zakładającym i prowadzącym biznes, ważne są cztery. Po pierwsze: zadbaj o bazę finansową – przyda się, gdy biznes ma przestoje albo potrzebne są fundusze na inwestycje. Po drugie: zadbaj o jakość usług, czyli zarabiaj pieniądze na zadowoleniu klientów. Po trzecie: czytaj dobrze umowy. I po czwarte: szukaj rady u ludzi bardziej doświadczonych, nawet nie z twojej branży. Moje błędy kosztowały mnie bardzo dużo pieniędzy i straconego czasu, bo myślałam, że jakoś sobie poradzę. Teraz, gdy poszerzam znajomości biznesowe, widzę, ile mogę nauczyć się od innych. Przedsiębiorcy są naprawdę bardzo życzliwi i podczas rozmowy z nimi można się wiele nauczyć. Na przykład
- 216 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
zasięgałam ich opinii w sprawie reklamy. Jeden z nich doradzał Facebook, inny ulotki, pocztę pantoflową lub reklamę w mediach. Wybierałam swoją drogę na bazie tych opinii. W moim biznesowym życiu kieruję się też tak zwanymi mądrościami. Zacytuję ich tu kilka: „Ufaj pracownikowi, ale sprawdzaj podwójnie”, „Jakość pamiętasz o wiele dłużej niż cenę”, „Biznes, który nic poza pieniędzmi nie przynosi, jest złym interesem”. Mam też wiele innych drogowskazów, niektóre pochodzą z Biblii, z Księgi Syracha. Jest świetna, można tam znaleźć podane wszystko w jednej pigułce, jedną radę za drugą. Każda prawdziwa i niesamowita. O pieniądzach, długach, przyjaźniach, plotkowaniu, o miłości. Najważniejsze jest dla mnie jednak, aby mój biznes zarabiał pieniądze nie zmuszając ludzi do postępowania niezgodnego z ich sumieniem. Cenię też sobie cytat Willigis Jager: „U kresu życia nie dzierżymy w rękach swoich osiągnięć ani dzieł. Będziemy musieli przede wszystkim zadać sobie pytanie, ile kochaliśmy”. Poza byciem bizneswoman jestem normalną, młodą kobietą, która lubi przebywać w towarzystwie przyjaciół. Są to głównie Polacy, niektórzy z nich ze Wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym, która działa przy najstarszej polskiej parafii w Londynie. Otaczam się ludźmi życzliwymi, a odrzucam takich, którzy tylko potrafią krytykować i podcinać skrzydła. Zrobiłam wśród przyjaciół i znajomych dużą selekcję i dzięki temu mam małe grono, na które zawsze mogę liczyć. Staram się też dbać o zdrowie, więc kilka razy w tygodniu biegam. Nie jest to moją pasją, właściwie się do tego zmuszam, ale wiem, że to potrzebne. Kiedyś ćwiczyłam boks, ponieważ sport ten bardzo kształtuje charakter. Byłam jedyną dziewczyną w grupie treningowej. Na komendę trenera: „A teraz 20 pompek!” oczywiście wykonałam je ostatnia, ale nie załamałam się. Trener chwalił mnie za charakter, a cała grupa biła mi brawo.
Mój biznes idzie do przodu i myślę, że za rok będę mogła cieszyć się już z dochodu pasywnego, o który zadbają zatrudnieni przeze mnie eksperci. Przestanę sama dawać masaże, a będę jedynie doglądać moich pracowników i oczywiście zajmować się zarządzaniem. Odłożone pieniądze chcę zainwestować w nieruchomości. Moim marzeniem jest też otwarcie własnej Akademii, aby móc przekazać całą moją wiedzę, jaką nabyłam przez wszystkie lata studiów, szkoleń i praktykowania. Mam też takie osobiste marzenia, o których myślę codziennie i z każdym dniem staram się zbliżać do ich realizacji.
- 217 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
„Jedynym sposobem, by dokonać czegoś wielkiego jest kochać to, co się robi”. Steve Jobs
KATARZYNA TRAWIŃSKA POLSKA - EUROPA Prouvé www.prouve.com
- 218 -
- 219 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
Katarzyna Trawińska
Pasja tworzenia Polska - Europa
Jestem szczęśliwa i spełniona. Mam wspaniałą rodzinę, dwie cudowne córki – Oliwię i Julię, w wychowaniu których pomagają mi najbliżsi. Prowadzę z sukcesami dwie firmy: jedna działa na rynku nieruchomości, drugą, Prouvé, założyłam, by realizować swoją pasję tworzenia. Żyję na wysokich obrotach, a otaczają mnie ludzie, którzy dodają mi energii i siły. Jednak nie zawsze tak było. W 2015 roku mój świat zatrząsł się w posadach. Były momenty, gdy wydawało mi się, że straciłam wszystko. Rozwód był jednym z najgorszych doświadczeń w moim życiu. Rozpadła się nie tylko moja rodzina, ale także życie zawodowe. Popełniłam banalny błąd, który popełniają tysiące zakochanych kobiet na całym świecie. Poświęciłam się zawodowo, by wraz z mężem budować firmę. Osiągnęliśmy razem wiele, świetnie się uzupełnialiśmy, wierzyłam, że budujemy biznes rodzinny, pokoleniowy, w którym będziemy pracować razem z naszymi dziećmi. Ale po rozwodzie zostało mi to odebrane. Nie mogłam dłużej uczestniczyć w życiu firmy, którą kochałam i współtworzyłam. Ze współpracownikami żegnałam się na spotkaniu, na którym było ponad tysiąc osób z całego świata. Potem mój telefon zamilkł. Zdjęcia mojej osoby zaczęły znikać ze
strony internetowej i w ten sposób wymazywano moją prawie dziesięcioletnią historię. Po rozwodzie nasza sytuacja finansowa była na tyle dobra, że mogłam sobie pozwolić na skupienie się wyłącznie na dzieciach. To był też dla nich bardzo trudny czas: musiałyśmy na nowo zbudować naszą rodzinę, zdefiniować, co jest dla nas ważne, jak chcemy żyć. Ale nie wyobrażałam sobie, że po latach aktywności zawodowej będę tylko mamą, która wozi dzieci na lekcje tenisa i czeka z obiadem, aż wrócą ze szkoły. Zawsze byłam bardzo niezależna i już jako nastolatka zaczęłam zarabiać pieniądze. Pracę łączyłam ze studiami prawniczymi we Wrocławiu i nawet macierzyństwo nie oderwało mnie od obowiązków zawodowych. Nic więc dziwnego, że powoli dojrzewała we mnie myśl, żeby wrócić do biznesu. „Mam 32 lata, dwie wspaniałe córki i chciałabym zrobić dla nich coś, co w przyszłości będę mogła im przekazać” – myśl o dzieciach na pewno była dużym bodźcem do działania. Na początku nie miałam sprecyzowanego planu. Analizowałam swoje możliwości, w końcu wybór padł na branżę nieruchomości. I tak założyłam swoją pierwszą firmę Signum. Pod względem finansowym szło mi dobrze, ale nie
- 221 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
czułam się spełniona. Brakowało mi kontaktów z ludźmi, wielkich emocji, które niesie ze sobą marketing sieciowy – branża, której poświęciłam blisko dziesięć lat mojego życia zawodowego. Przeszkadzało mi też, że nie tworzę niczego nowego. Przez kilka lat zarządzałam zespołem, który stworzył tysiące produktów sprzedawanych niemal na całym świecie: kosmetyki, środki czystości, a nawet artykuły spożywcze. I wciąż pamiętałam to niezwykłe uczucie, gdy nieznajomi ludzie podchodzili do mnie i mówili: „Dziękuję pani, ten produkt jest znakomity, używa go cała moja rodzina”. Co więcej, po roku telefon znowu zaczął dzwonić: „Kasiu, bez Ciebie to już nie jest ta sama firma. Musisz stworzyć własną” – słyszałam. Gdy odchodziłam, mój zespół stworzył dla mnie na pożegnanie serię produktów kosmetycznych z logo „Kate”. Kiedy pokazywałam te produkty znajomym, wszyscy pytali, czy otwieram nową firmę i umacniali mnie w przekonaniu, że to jest dla mnie właściwa droga. Coraz bardziej otwierałam się na tę myśl. Niemal całe zawodowe życie zajmowałam się marketingiem sieciowym i rozwojem produktów. Na tym najlepiej się znałam, miałam w tym największe doświadczenie – tam się sprawdziłam i odnosiłam ogromne sukcesy. A teraz otrzymywałam dodatkowo wsparcie od moich przyjaciół, byłych pracowników i partnerów biznesowych. Utwierdzało mnie to w przekonaniu, że byłam dobra w tym, co robiłam. Jeśli zespół był gotów mi zaufać, by razem ze mną zbudować od podstaw nowy biznes, to nie mogłam przejść obok tego obojętnie. Ludzie, którzy rozumieją marketing sieciowy i osiągają w nim sukcesy, mówią, że to nie jest tylko biznes, to jest styl życia. Ten, kto tego nie doświadczył, być może nie potrafi tego zrozumieć. Ja to czułam wręcz fizycznie i wszystko przemawiało za nowym biznesem. Chociażby to, że w ostatnim czasie kupiłam jeden z wrocławskich biurowców.
Część pomieszczeń stała pusta, szukałam najemców. Było to doskonałe miejsce: na górze biura, na dole showroom z produktami. Moja nowa firma powoli się materializowała. Prouvé. W marketingu sieciowym jest takie powiedzenie: „Rób to, co kochasz, a nie przepracujesz ani jednego dnia w swoim życiu”. I dla mnie nie ma nic bardziej prawdziwego. Stworzenie Prouvé zajęło mi rok. Przez ten czas żyłam w euforii, a uśmiech nie znikał z mojej twarzy, chociaż na początku mieliśmy bardzo dużo problemów i nie wszystkie byłam w stanie przewidzieć. Zgromadziłam zespół fachowców i rozpoczęłam prace nad ofertą produktową. Wiedziałam, że będzie dobra. Ale jak szybko znajdę partnerów, którzy będą je kupować i sprzedawać? Czy ludzie mi zaufają? Te pytania bardzo mnie męczyły. Ale jak się okazało, zupełnie niepotrzebnie. Wieść o tym, że tworzę nową firmę, bardzo szybko się rozniosła. W tym czasie mój telefon nie przestawał już dzwonić. Problem w tym, że nie byłam jeszcze gotowa na oficjalny start. A każdy pytał tylko: „Kiedy?” i naciskał: „Musimy zacząć działać już, nie mamy czasu!”. Tempo prac stało się odtąd szalone, bo dodatkowo na progu czekała już mała armia partnerów, którzy chcieli dystrybuować moje produkty od zaraz. Produkty były, partnerzy byli, ale wciąż nie miałam ukończonego systemu informatycznego. Firma, która miała go dla mnie stworzyć, wciąż opóźniała jego oddanie. Chcieliśmy zacząć naszą działalność w marcu 2017, ale system nie działał. Przełożyliśmy otwarcie na maj – nadal były problemy. Tymczasem miałam ludzi na utrzymaniu, musiałam wypłacać im pensje, produkty czekały w magazynie. Każdy dzień przynosił mi straty finansowe i olbrzymi stres. Nie mogłam dłużej zwlekać i postanowiliśmy wystartować. Niestety, kosztowało mnie to bardzo dużo, również moich pracowników, którzy, żeby mi pomóc, musieli pracować po godzinach. Harowaliśmy tak przez siedem dni, niemal po 24
- 222 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
godziny na dobę. System informatyczny nadal w pełni nie działał, aż w końcu nasza współpraca została zakończona. Nie tak to miało wyglądać. Zaczęłam szukać innego kontrahenta i w ciągu czterech dni podjęłam współpracę z firmą, która bardzo szybko stworzyła nowy system. Do dzisiaj na nim pracujemy, a po poprzednim zostały tylko koszmarne wspomnienia. Najważniejsze, że w końcu Prouvé ruszyła pełną parą i od tej pory wszystko działa tak, jak powinno. W tym trudnym początkowym okresie czułam wielką odpowiedzialność za swoich pracowników i partnerów, którzy zaangażowali się w budowanie sieci sprzedaży. Zwłaszcza, że zaufali mi i dla Prouvé zrezygnowali z nierzadko dobrze
płatnych pozycji w innych firmach. Dlatego szczególnie wtedy, podczas tych pierwszych dni czułam, że w jakimś sensie ich zawodzę. Teraz jednak wiem, że uporanie się z sytuacją kryzysową i przejście z jednego systemu na drugi, które odbyło się błyskawicznie, bez straty choćby godziny, pokazują mi, jak jestem silna i jak silne jest Prouvé. Dziś Prouvé, po zaledwie sześciu miesiącach od oficjalnego startu, działa już nie tylko w Polsce. Mamy partnerów na Litwie, w Czechach i na Słowacji, w Niemczech, Holandii, Chorwacji, we Włoszech i Francji. Ostatnio dołączyła jeszcze Rosja i Rumunia. Możemy powiedzieć, że nasze produkty docierają do ponad połowy
- 223 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
- 224 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
państw Europy, ale zapytania o możliwość współpracy otrzymujemy z całego świata: z Azji, Australii, Bliskiego Wschodu. Muszę przyznać, że nie spodziewałam się tak dużego tempa. Zakładałam, że przez pierwszy rok będę skoncentrowana na polskim rynku, tymczasem zapytania o działania za granicą pojawiły się jeszcze przed oficjalnym startem firmy. To na pewno ogromna zasługa liderów, którzy pracują razem ze mną, ich charyzmy, kontaktów i zapału do pracy. Jestem dumna ze wszystkich produktów Prouvé. Jesteśmy firmą, którą wyróżniają piękne zapachy. Sama ich nie tworzę, ale mam do nich „nosa”. Wiem, co się podoba, potrafię wyczuć nadchodzące trendy. W ofercie mamy 50 rodzajów perfum. Wszystkie powstały na bazie olejków zapachowych z Grasse na Lazurowym Wybrzeżu, światowej stolicy perfumiarstwa. Nawiązałam współpracę z firmą, która produkuje je nieprzerwanie od XVIII wieku. Do każdego flakonu perfum wkładamy certyfikat autentyczności, potwierdzający ich pochodzenie. Wiedziałam, że chcąc osiągnąć sukces w tej branży, muszę zaproponować wyjątkowy produkt, o nieprzeciętnej jakości. Dlatego zdecydowaliśmy się na powrót do starych tradycji francuskiego perfumiar-
stwa: zapachy Prouvé przechodzą wieloetapowy proces produkcji, w tym macerację, wymrażanie i filtrowanie, żeby uzyskać maksymalną klarowność i głębię zapachu. Olejki z Grasse stosujemy również w naszych środkach czystości i kosmetykach do wnętrz, dlatego są nie tylko bezpieczne i skuteczne, ale pachną jak kosmetyki do pielęgnacji. Mają niepowtarzalne, piękne zapachy stworzone przez francuskich perfumiarzy. Zawsze ogromną wagę przywiązywałam do estetyki: lubię umiar, cenię minimalizm. Właśnie dlatego opakowania perfum Prouvé są proste, minimalistyczne, czarno-białe. To odzwierciedla filozofię marki i wskazuje na nasze wartości: prostotę i uczciwość. Przepiękny flakon to absolutna nowość na rynku perfumeryjnym, a nad jego wzorem pracowali włoscy designerzy. Również opakowania naszych środków czystości wyróżniają się piękną estetyką. Każdą butelkę zdobi niepowtarzalny rysunek stworzony przez wrocławską artystkę na wyłączne zamówienie Prouvé. Czasem nasi klienci są nawet nieświadomi, że biorą do ręki małe dzieło sztuki, ale na pewno doceniają design, bo opakowania środków chemicznych marki Prouvé są tak ładne, że nie trzeba ich trzymać w szafce - 225 -
pod zlewem. Dużo zainwestowałam w stworzenie nowej marki. Głównie w badania nad produktami, bezpieczeństwo ich użytkowania, Atesty Państwowego Zakładu Higieny i testy konsumenckie. Cały czas pracuję też nad nowymi produktami: mam tysiące pomysłów, ale chcę, by nasza oferta była przede wszystkim praktyczna, przydatna w każdym domu, pomocna i bliska. Stąd też wzięła się symboliczna nazwa mojej firmy – Prouvé oznacza „udowodniony”. Nie dlatego, że chciałam czy musiałam coś nią udowodnić, ale dlatego, że takie są produkty, które oferuję: sprawdzone, o udowodnionym działaniu, godne zaufania. Łączenie dwóch życiowych ról – zawodowej i rodzinnej, nie jest łatwe. Wszystko mam zaplanowane w kalendarzu i ustalone co do minuty, ale staram się zorganizować tak pracę, aby po południu mieć czas dla moich dwóch wspaniałych córek: dziesięcioletniej Oliwki i siedmioletniej Julki. Dziewczynki co drugi weekend odwiedzają ojca, więc te dni poświęcam pracy i wiem, że muszę je maksymalnie wykorzystać. Każdego dnia staram się poświęcić córeczkom jak najwięcej czasu, a wieczorami, przed pójściem spać, panuje u nas rytuał opowiadania najważniejszych
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
- 226 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
rzeczy dnia. Jeżdżę z nimi na rowerze, zawożę na lekcje tenisa i jazdy konnej, ale żeby nie być mamą, która tylko stoi z boku i się przypatruje, sama też biorę lekcje i dzięki temu mamy dodatkowe tematy do rozmów. Dużo wspólnie śpiewamy. Ukończyłam szkołę muzyczną w klasie fortepianu i zawsze lubiłam śpiewać. Moje córki odziedziczyły po mnie zdolności, więc muzyka stale nam towarzyszy. Nawet wieczorna modlitwa jest przez nas wyśpiewywana. Dziewczynki wypytują też o moją pracę. Myślę, że są dumne z mamy bizneswoman i uwielbiają przychodzić do mojej nowej firmy. W Prouvé bawią się w projektowanie opakowań, pytają, czy możemy wprowadzić jakieś mydło dla dzieci i czy mogą wybrać przynajmniej jeden zapach. Szczególnie starsza Oliwka interesuje się firmą, ale obie doskonale wiedzą, jak ważna jest dla mnie praca i jak ją uwielbiam. Dla mnie to największe szczęście: móc dzielić swoje pasje z córeczkami. Działalność w mojej firmie traktuję też jak misję, dzięki której wiele osób znajduje miejsca pracy, a nawet zakłada własne firmy. Gdy posłucha się historii ludzi, którzy zaczynają działalność współpracując z Prouvé, to jest to bardzo budujące, gdyż okazuje się, że zajęcie traktowane początkowo jako źródło dodatkowego zarobku często przeistacza się w pracę w pełnym wymiarze. Ludzie porzucają swoje zawody, które nie dawały im satysfakcji, i stają się przedsiębiorcami, zmieniając swoje spojrzenie na pracę. Dziś przecież to nie musi być już tylko etat. Często ludzie marzą o własnej firmie, ale brakuje im pomysłu, pieniędzy lub po prostu odwagi do jej założenia. A marketing sieciowy to prawdziwa akademia przedsiębiorczości. Współpracując z dobrą firmą, można uczyć się biznesu minimalizując koszty działalności. Nie bez przyczyny marketing sieciowy nazywa się „małą franczyzą”: partner ma zapewniony produkt, know-how, ogranicza koszty związane z logistyką, zajmuje się przede wszystkim sprzedażą i pro-
mocją marki. Kiedy widzę, jak kolejni partnerzy zakładają firmy, jak rosną kwoty na ich fakturach, jak rozwijają swoje biznesy i to nie tylko w Polsce, to wiem, że podjęłam właściwą decyzję. Wszystkim, którzy chcą zacząć prowadzić własną działalność, zawsze powtarzam, że pasja i wiara w siebie są podstawą. A drugą najważniejszą rzeczą są przyjaciele, rodzina, znajomi i współpracownicy, którzy wierzą w ciebie i są gotowi pomóc, wesprzeć, poświecić się w trudnych chwilach. Uwielbiam pracę z ludźmi. Potrafię słuchać. Mam dobrą intuicję i sporo pokory. Całe życie uczyłam się obserwując i słuchając osób z większym doświadczeniem, starałam się poznać różne punkty widzenia i wyciągałam wnioski. To okazało się dla mnie znacznie cenniejsze niż formalna edukacja akademicka. Rozmawiając poznawałam swoich klientów, ich potrzeby. Po kilku latach byłam już w stanie bezbłędnie ocenić, jakie produkty będą się sprzedawały, a jakie nie. Potrafiłam wczuć się w nastroje klientów, wiedziałam, na co mogą sobie pozwolić. Zawsze byłam blisko ludzi i ich codziennych problemów i dzisiaj to jest mój największy i najcenniejszy kapitał. Fakt, że jestem kobietą, nigdy mi nie przeszkadzał w mojej zawodowej działalności. Możliwe, że czasami przeszkodą był mój wiek, szczególnie w kontaktach ze starszymi profesjonalistami. Początkowo patrzą na mnie jak na młodą osóbkę, która założyła garnitur, szpilki i myśli, że już zna się na wszystkim, lecz po dłuższej rozmowie, a potem współpracy ze mną, nawet oni nabierają szacunku, gdyż przekonują się, że stoi za mną wieloletnie doświadczenie na odpowiedzialnych stanowiskach, a obecnie kierowanie własnymi firmami. Cieszę się, że żyję w takich czasach, kiedy kobiety mają dostęp do tylu dziedzin zawodowych i mogą się w nich spełniać. Od kilku lat jestem Ambasadorką Przedsiębiorczości Kobiet, członkinią Klubu Kobiet Przedsiębior-
- 227 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
czych. W swojej firmie zatrudniam wiele pań na odpowiedzialnych, decyzyjnych stanowiskach, ale płeć nie ma dla mnie decydującego znaczenia. Liczy się człowiek, jego doświadczenie zawodowe, umiejętność współpracy. Ale odrobiłam też ważną życiową lekcję i dziś, gdy znowu jestem aktywna zawodowo i odnoszę kolejne sukcesy, wiem, jak ważna dla kobiety jest praca na własne konto i własne nazwisko. Gdy bowiem pojawi się sytuacja kryzysowa, zawsze jej coś zostanie: albo praca, albo rodzina. Gdy jednocześnie traci się wszystko, potrzeba nadludzkiej siły, by znowu stanąć pewnie na nogach. Moje marzenia są związane bardziej ze sferą duchową niż materialną. Jestem osobą, która naprawdę potrafi cieszyć się z tego, że jesteśmy wszyscy razem i że mogę robić to, co kocham. Ważne jest dla mnie pomaganie innym. Tę
cechę wyniosłam z domu, gdyż rodzice byli bardzo wrażliwi na niedolę innych. I dziś bardzo im za to dziękuję. Wraz z byłym mężem założyliśmy fundację, która działa w Afryce, głównie w Mozambiku. Wybudowaliśmy tam szkołę podstawową i mały szpital. Gdy moja nowa firma bardziej się rozwinie, chciałabym otworzyć własną fundację. Na razie wspieram inicjatywy związane ze zdrowiem, zwłaszcza kobiet. Lubię pomagać, ale wierzę w mądrą pomoc, daję wędkę, a nie rybę, wolę poświęcić czas i nauczyć kogoś, jak ma zarabiać, stworzyć mu warunki do pracy niż po prostu wspomóc. Bo tylko wtedy taka osoba będzie w stanie pomóc innym. Zupełnie jak w marketingu sieciowym. Jest taki piękny fragment modlitwy św. Franciszka z Asyżu: „Gdyż dostaje się, dając innym” i jest to moja życiowa dewiza.
- 228 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
Autor zdjęć: Daniel Korzewa, MOST Studio
- 229 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
„Jeżeli w coś wierzysz, to działaj. Pomimo wszystko i wszystkim”. Anna Uzarska
ANNA UZARSKA DANIA
GALERIE BRAM / GALERIEBRAM-ONLINE.DK www.galeriebram-online.dk
- 230 -
- 231 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
Anna Uzarska
W życiowej podróży Dania
Zostałam poproszona, żeby opisać swoją podróż przez życie. Sęk w tym, że naszego życia nie można opisać jednym słowem i zapakować do jednej walizki. Robimy to, gdy wymaga tego od nas określona chwila, ale zawsze pozostaje w nas wątpliwość – czy na pewno powiedzieliśmy o tym, co istotne? Czy „spakowaliśmy” te fakty, uczucia i zdarzenia, które uważamy za najważniejsze? Manipulowani potrzebą chwili wkładamy do naszego bagażu to, co ważne w danym momencie. Prawdopodobnie za godzinę, dzień czy rok, nasz bagaż wyglądałby inaczej, zawierałby inne przemyślenia i emocje. Może to i lepiej, że wartki strumień życia przyspiesza nasze decyzje i powoduje, że przy wyborze życiowego bagażu kierujemy się bardziej sercem niż rozumem? Może nie jest to rozsądne, ale przynajmniej szczere. Przeszłość i przyszłość przenikają się nawzajem tworząc kronikę, która z biegiem lat zaczyna żyć własnym, niezależnym życiem. Potrzeba niebywałej odwagi, aby w nią ingerować. Zmiana jednego faktu czy zaprzeczenie innemu może nieodwracalnie zmienić nasze życie, ale upływający czas rewiduje nasze reakcje. Przywdziewamy wtedy szatę uszytą z rozwagi i doświadczenia, które zdecydowanie hamują nasz początkowy, nieokiełznany entuzjazm. Byłoby wspaniale móc spełnić życzenie Herberta Hen-
ry’ego Asguitha, który stwierdził, że „młodość byłaby doskonała, gdyby przytrafiła się pod koniec życia”. Tak jednak nigdy nie będzie, a nieubłagany czas zawsze będzie kierował naszymi działaniami i decyzjami. Z upływem lat słowa, zdarzenia i myśli nabierają nieco surrealistycznej treści, bez szans na ponowną ingerencję z naszej strony. Warto się z tym pogodzić – przyjrzeć się przeszłości z uśmiechem i dystansem. Tylko tak zachowamy nasz życiowy optymizm. Trudno opowiedzieć swoje życie bez zrobienia wstępu, próby nawiązania kontaktu z odbiorcą. Jestem częścią żywego organizmu, jakim jest ludzkość, i nie sposób pisać tylko o sobie. Nie jesteśmy bowiem tacy oryginalni i indywidualni, jakbyśmy sobie tego życzyli. Większość naszych poczynań i odczuć pozostaje nierozerwalnie związana z otaczającymi nas ludźmi, dlatego instynktownie pielęgnujemy w sobie potrzebę bliskości z innymi. Ważna jest dla nas ich akceptacja, choć nie zawsze chcemy się do tego przyznać. Nie mogę wymagać, aby odbiorca mych zwierzeń zrozumiał wszystkie moje decyzje, plany czy uczucia. Postanowiłam jednak przybliżyć nieco Czytelnikowi moje życie posługując się metaforą podróży. Każdy człowiek to podróżny, który chce wybrać luksusowy środek lokomocji, jechać w tempie, które uznaje za komfortowe, a przede
- 233 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
wszystkim zmierzać w zaplanowanym przez siebie kierunku. Rzeczywistość wygląda inaczej. Na stacji, na którą zwykle wbiegamy o wiele za szybko, miotamy się pomiędzy peronami niepewni, czy kierunek, w którym mamy jechać, spełni nasze oczekiwania. Obawiamy się o bezpieczeństwo naszego wagonu, chcemy, aby pociąg miał jak najmniej przystanków i wsiadamy jak najwcześniej w obawie, że ktoś inny bez ważnego biletu zajmie nasze miejsce. Napędzani niepokojem o własny los, nie doceniamy towarzyszy podróży. Wiele osób zostawiamy na peronie, wielu pozwalamy odjechać w innym kierunku. W mojej podróży nie byłam sama. Wspierał mnie mój mąż, pomagając znaleźć najmniej kamienistą drogę i najlepszy dla mnie środek transportu. Nie wiem, czy bez niego kiedykolwiek dotarłabym do obranego celu. W życiową podróż zabieramy ze sobą bagaż starannie lub przypadkowo zapakowany, który ma nam zapewnić poczucie bezpieczeństwa. W dzisiejszym, coraz brutalniejszym świecie, w bagażu powinna obowiązkowo znaleźć się „peleryna przetrwania”, szyta nićmi tolerancji i wzajemnego szacunku. Bez tej peleryny nie tylko nasz pociąg się zatrzyma, zatrzymają się również pozostałe. Pasażerom bez „peleryny przetrwania” nie powinno sprzedawać się biletów, ale my wszyscy, którzy umiemy je uszyć, powinniśmy pomóc tym, którzy nie odnaleźli jej w swym bagażu. Dziś coraz częściej nie jest już ważne, w jakim kierunku się jedzie, ważne by jechać. Tymczasem przecieranie nowych szlaków, wyznaczanie sobie nowych kierunków i celów powinno być podstawowym obowiązkiem, zarówno mojego pokolenia, jak i następnych. Wizja pozostania samemu na pustym peronie, z którego nie odjeżdża już żaden pociąg, jest przerażająca. Zawsze wiedziałam, że mój pociąg musi jechać pod znakiem sztuki i zanim do niego wsia-
dłam, dobrze się do tego przygotowałam. Sztuka to solidny, genialny wehikuł, podparty z jednej strony wielopokoleniową wizją i tradycjami, z drugiej podszyty nieujarzmionym szaleństwem i nieskrępowaną wolnością tworzenia. Nie zatrzymuje się nigdy, ale czasem zwalnia i wtedy trzeba mieć odwagę, aby do niego wskoczyć. Jazda nim pełna jest niespodzianek, tych dobrych, i tych złych. Bilety są drogie, nawet bardzo. Trzeba płacić za nie rezygnacją ze stabilnego i uporządkowanego trybu życia. Ale za to podróż jest nieprzewidywalna, a co za tym idzie – najciekawsza. Tylko osobista determinacja i wieczna ciekawość innych miejsc sprawiały, iż pomimo zagrożeń i niepewności tego, co tam zastanę, wyskakiwałam z mojego pociągu. Zawsze w nadziei na odnalezienie nowego szlaku. Czasami było warto, a czasami eksperyment kosztował mnie niewspółmiernie dużo w stosunku do swej wartości. Ale to też było cenne doświadczenie. Na następnej stacji pokornie wracałam do swojego pociągu, aby znów, przy najbliższej okazji, zrobić to samo. Wyskoczyć. Odkryć nieodkryte. Miałam szczęśliwe dzieciństwo i kochających rodziców. Razem z bratem tworzyliśmy zgraną, choć pełną indywidualności, małą rodzinę. Rozumieliśmy się jednak i zawsze wspieraliśmy. Szybko wyszłam za mąż, skończyłam studia prawnicze na Uniwersytecie Wrocławskim, bo – jak powiedział mój tato – „z tego można wyżyć”. Moją pasją jednak od początku była sztuka. Wydawało mi się wtedy, że wiedza prawnicza nigdy mi się nie przyda, a mój pociąg odjechał bezpowrotnie. Życie zweryfikowało ten pogląd – umiejętności zdobyte na studiach okazały się nieocenione przy realizacji późniejszych, głośnych projektów. Mój i męża światopogląd nie podobał się ówczesnej władzy komunistycznej i zaraz po moich studiach zostaliśmy wydale-
- 234 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
ni z Polski. Do dziś mam traumę wspominając tamte czasy, ale staram się do nich nie wracać myślami. To moja forma przetrwania. Kilka razy zmienialiśmy miejsce pobytu, aż wreszcie znaleźliśmy się w Danii. I okazało się, że tu właśnie czeka na mnie mój pociąg! Rozpoczęłam przygodę ze sztuką. Szybko nadrobiłam wszystkie braki z wiedzy o historii sztuki, a nauczycieli miałam najlepszych w Europie. Cel również miałam sprecyzowany – wszystkie pla-
ny konsekwentnie realizować do końca, dbając o to, by idea nigdy nie ustąpiła miejsca formie. Czy dostawałam za to w skórę? Oczywiście, i to nie raz. Ale po wszystkich wcześniejszych doświadczeniach byłam gotowa zapłacić każdą cenę za moją wiarę w to, co robię i za nieustępliwość w podążaniu za swoimi marzeniami. Później, jak wszyscy Polacy mieszkający poza krajem, staraliśmy się wspierać rodzącą się powoli w Polsce demokrację. Wieści o wprowadzeniu stanu wojennego wyzwoliły we mnie
- 235 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
ducha działania i spowodowały, że postanowiłam wysiąść na chwilę z pędzącego w upragnionym kierunku pociągu. Wspólnie z mężem zorganizowaliśmy pomoc dla polskich szpitali i wspieraliśmy kościoły, które z kolei pomagały tym najbardziej potrzebującym. Duńczycy uruchomili swoje doskonale zorganizowane narzędzia pomocy, a do każdego wysłanego transportu dokładali dużą porcję życzliwości i duchowego wsparcia, o czym zawsze będę pamiętać. Jestem im niezwykle wdzięczna za gościnność i akceptację, jaką okazali nam i innym potrzebującym Polakom. Od tej chwili Duńczycy na stałe zamieszkali w ciepłym zakątku mego serca! Wkrótce zostałam członkiem duńskiej organizacji Red Barnet/Save The Children i przez 5 lat pomagałam w planowaniu comiesięcznych transportów, z których każdy obejmował 220 ton żywności i leków przeznaczonych na pomoc dzieciom. Niejednokrotnie uczestniczyłam aktywnie w tych transportach, co niestety przypłaciłam poważną chorobą, a jej skutki odczuwam do dzisiaj. Moje działanie spotkało się z uznaniem międzynarodowych organizacji i otrzymałam najwyższe odznaczenie z ramienia Międzynarodowe- 236 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
go Czerwonego Krzyża. Gdy ponownie znalazłam swój pociąg i wskoczyłam na upragnione tory, jako pierwsza w Danii otworzyłam galerię sztuki w mieście, które nie było ani centrum gospodarczym, ani, wtedy jeszcze, kulturalnym. To miejsce „gdzie zawracają kruki” – jak mówią Duńczycy, a jednocześnie jedno z najpiękniejszych w całej Danii. Dla mnie – najpiękniejsze na świecie. Położone nad fiordem, pomiędzy kurhanami wikingów. Wiedziałam, że właśnie tu sztuka i natura będą wspierały się nawzajem i że to musi się udać. Motywacją były dla mnie słowa Moniki Zawistowskiej: „To niemożliwe – powiedział Rozsądek. To bezsensowne – powiedziała Duma. Mimo wszystko spróbuj – powiedziało Serce”. Posłuchałam zatem serca i zaryzykowałam. Otworzyłam galerię sztuki Bram i postanowiłam prowadzić ją w niekonwencjonalny sposób. Moja wieloletnia ciężka praca opłaciła się: publiczność – zwabiona przepiękną naturą, oryginalnym i innowacyjnym sposobem prezentacji dzieł sztuki, ciekawymi tematami wystaw oraz chęcią poznania twórczości wielkich artystów – zaczęła często odwiedzać galerię, nabierać szacunku i uzna-
nia dla jej programu, a nawet ze szczerym zaangażowaniem uczestniczyć w kolejnych organizowanych w Galerie Bram wydarzeniach. Wiele z tych osób lojalnie zostało ze mną na lata, jako stali klienci galerii. Większość z nich stworzyła później własne, wspaniałe kolekcje sztuki, nabywając kolejne dzieła nie tylko u mnie, ale zawsze w oparciu o moją wiedzę i intuicję. To stanowi dla mnie ogromny powód do dumy – swoją pasją zaraziłam innych i w znaczący sposób powiększyłam grono ludzi kochających sztukę. Przy Galerii Bram powstał formalny klub „BRAMA” zrzeszający przyjaciół galerii, miłośników sztuki i kolekcjonerów, którzy w każdy możliwy sposób wspierali jej działalność, uczestniczyli we wszystkich organizowanych tu wydarzeniach kulturalnych, a z czasem zostali bliskimi przyjaciółmi, na których zawsze mogę liczyć. Zarówno oni, jak i zapraszani do udziału w wystawach artyści z nostalgią wspominają dziś wybrane ekspozycje, wernisaże i wspólne spotkania, które w naszym środowisku stały się już legendą. Zostałam członkiem związku najlepszych duńskich galerii sztuki Dansk Galleri - 237 -
Sammenslutning (DGS), a wystawy organizowane w Galerie Bram miały doskonałą prasę i zostały zrecenzowane w kilkuset obszernych artykułach w prestiżowych duńskich magazynach, prasie branżowej, w mediach krajowych i regionalnych oraz były omawiane w programach telewizyjnych i radiowych. Nawet corocznie wydawana książka „Dansk Kunst”, tytuł będący w swoim czasie „biblią” duńskiej sztuki, poświęciła miejsce wybranym ekspozycjom w mojej galerii, choć zwyczajowo nie zajmowała się działalnością prywatnych instytucji. Wydawało mi się, że mój pociąg dojechał do celu. Ale to jeszcze nie był ten moment… W 1989 r. zostałam zaproszona do zorganizowania wystawy w Pałacu Charlottenborg w Kopenhadze. To najbardziej prestiżowe miejsce wystawiennicze w Danii i nigdy wcześniej właścicielka prywatnej galerii nie otrzymała pozwolenia ani zaproszenia do organizacji w tym miejscu wystawy sztuki. Do ekspozycji wybrałam polskich artystów, m.in. prace Jana Tarasina, Macieja Świeszewskiego, Barbary Szubińskiej, Teresy Pągowskiej, Antoniego Fałata i innych. Była to wtedy największa powojenna wystawa
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
polskiej sztuki w Europie Zachodniej. Tytuł wystawy to „DEN ÅBNE DØR” („Otwarte Drzwi”). W trudnym okresie transformacji „Otwarte Drzwi” miały być synonimem współpracy i jedności wszystkich ludzi walczących o polską demokrację. Organizacja wystawy przebiegała w burzliwym dla Polski okresie. Zrealizowanie jej wymagało ogromnej pracy i olbrzymich kosztów: na transport dzieł sztuki z całej Polski, opłacenie magazynów i wysokiego ubezpieczenia. Duńska strona szczodrze udzieliła państwowych gwarancji na ubezpieczenie dzieł sztuki, pokryła również koszty aranżacji ekspozycji. Wystawa była gestem sympatii i zrozumienia dla sytuacji w Polsce przez naszych, w końcu bardzo bliskich, sąsiadów. Rok później, jako jedyna prywatna galeria, zainicjowałam – za zgodą i zaproszeniem Narodowej Galerii Sztuki Zachęta w Warszawie – wystawę jednego z najznamienitszych artystów wśród ludzi sztuki, nieżyjącego niestety już dzisiaj duńskiego malarza i rzeźbiarza Svenda Viig Hansena. Chciałam pokazać najlepsze spośród jego prac znajdujących się w wielu duńskich muzeach. Moją inicjatywę wsparły wszystkie szacowne muzea w Danii, które zgodziły się wypożyczyć ze swoich zbiorów znakomite i szalenie kosztowne prace, a ponadto dodawały mi nieocenionej otuchy w czasie organizacji tej niezwykle trudnej wystawy. Ekspozycja nosiła tytuł „HILSEN TIL POLEN” („Pozdrowienie dla Polski”) i miała na celu pokazać wielkie poparcie duńskich środowisk sztuki dla pozytywnych przemian w Polsce. Wystawa okazała się ogromnym sukcesem, a wernisaż zaszczyciła nigdy wcześniej nie notowana liczba przedstawicieli najważniejszych instytucji kultury z całej Polski. Podczas wernisażu artysta Svend Viig Hansen wypowiedział powtarzane do dziś przez międzynarodowe media słowa: „Polska była pierwszą cegłą, która wypadła z berlińskiego muru”. Jak większość z nas pamięta, rok 1990 to trudny ekonomicznie czas dla Polski. Tymczasem każda wystawa wymaga nakładów finansowych na pokrycie kosztów transportu i ubezpiecze-
nie dzieł sztuki, materiałów niezbędnych do jej aranżacji i produkcji. W Polsce brakowało wszystkiego, a znalezienie potrzebnych narzędzi i materiałów często zajmowało wiele dni. Niejednokrotnie ich załatwienie i sprowadzenie graniczyło z cudem. Wszyscy pracownicy Zachęty – zarówno personel techniczny, administracyjny, jak i naukowy – używali często własnych środków finansowych i wykorzystywali wszystkie swoje kontakty, by załatwić to, co wydawało się niemożliwe. W czasie tworzenia tej ekspozycji towarzyszyła nam jednak fantastyczna atmosfera, byliśmy jedną wielką rodziną. Do dzisiaj, gdy odwiedzając warszawską Zachętę spotykam pracownika z tamtych lat, ze wzruszeniem wspominamy tę wystawę, której klimatu i radości tworzenia nie przebiła do tej pory żadna inna. Dla nas wszystkich nie była to bowiem jedynie wystawa. Był to symbol wsparcia dla nowej polskiej demokracji. Sztuką wyrazimy wszystko, wniesiemy optymizm i otuchę, nostalgię i nadzieję. Jak napisałam w katalogu towarzyszącym ekspozycji „Pozdrowienie dla Polski”, ta wystawa była
- 238 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
stworzona przez człowieka, dla człowieka i o człowieku. Oba prestiżowe wydarzenia były objęte patronatem duńskiego Ministerstwa Kultury oraz gwarancjami państwowymi. Zaowocowały również pierwszą oficjalną wizytą Ministra Kultury Królestwa Danii w Polsce i spotkaniem z polską Minister Kultury, z którą wspólnie otworzyli wystawę w warszawskiej Zachęcie. Po tej wystawie miałam zaszczyt otrzymać odznaczenie „Zasłużony dla kultury polskiej”. Kolejnym sukcesem była słynna wystawa ikony duńskiej sztuki, rzeźbiarza Bertela Thorvaldsena. Byłam członkiem komitetu organizacyjnego, powołanego wspólnie przez Muzeum Thorvaldsena w Kopenhadze i Zamek Królewski w Warszawie. Ekspozycja stała się preludium dla późniejszej, oficjalnej wizyty duńskiej królowej Małgorzaty II w Polsce. Przez kolejne lata zrealizowałam wiele wystaw duńskiej sztuki w polskich muzeach i galeriach, m.in. w Warszawie, Szczecinie i we Wrocławiu. Artystów z Danii promowałam podczas organizowanych w Polsce zbiorowych wystaw, na targach sztuki i podczas artystycznych plenerów. Duńska sztuka stała się bliska nie tylko memu sercu. Wielu polskich, również młodych twórców, zakochało się w niej, a uczucie to zaowocowało spotkaniami i dzieleniem się wspólnymi
doświadczeniami. Podobnie działało to w drugą stronę. Polscy artyści, z początku „egzotyczni” dla duńskiej publiczności, szybko podbili jej serce szczerością wyrażanych w sztuce emocji i znakomitym warsztatem. Malarze, graficy i rzeźbiarze z Polski są dziś obecni na duńskim rynku sztuki, a przede wszystkim w świadomości kochających sztukę Duńczyków. Odbieram to jako mój wielki sukces. Na moją prośbę – co nie było łatwe – najpoważniejsi krytycy i znawcy sztuki oraz autorzy książek o sztuce w Danii grupowo odwiedzali Polskę i poznawali stopniowo polską sztukę. Zaowocowało to masą publikacji i rosnącym zaintere- 239 -
sowaniem wśród kolekcjonerów, a co za tym idzie: sukcesem ekonomicznym polskich artystów. Wracając wspomnieniami do najważniejszych momentów mojego życia, nie mogę nie wspomnieć o fascynującej wizycie w Chinach. W tę podróż zostałam zaproszona przez Generalnego Sekretarza Duńskiego Instytutu Kultury, pana Finna Andersena, z okazji otwarcia Duńskiego Centrum Kultury w Pekinie. Miałam zaszczyt uczestniczyć w tym pięknym wydarzeniu wspólnie z księciem Henrykiem, małżonkiem duńskiej królowej Małgorzaty II, z Ministrem Kultury Królestwa Danii, Brianem Mikkelsenem,
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
oraz z Sekretarzem Generalnym Duńskiego Instytutu Kultury, Finnem Andersenem. Uroczysta gala otwarcia była częścią bogatego programu wizyty w Chinach, która pozostawiła we mnie moc pięknych wspomnień. Mimo że kilkunastodniowy pobyt w tym wyjątkowym kraju pozwolił jedynie na delikatne muśnięcie jego kultury i atmosfery, udało nam się zobaczyć mnóstwo atrakcyjnych i unikalnych miejsc, których nigdy nie zapomnę. Fascynacja Chinami pozostanie mi z pewnością do końca życia. Warto dodać w tym miejscu, że ówczesny Minister Kultury, Brian Mikkelsen,
pozostawił środowisku sztuki w Danii ważny spadek. Ten wspaniały minister wywalczył bowiem i wprowadził prawo, które pozwala duńskim firmom i przedsiębiorstwom odpisać od podatku zakup dzieł sztuki, które są elementem wystroju ich miejsc pracy. Samo zaproszenie na te uroczystości było dla mnie zaszczytem i wzruszeniem, że moja praca w służbie sztuki została zauważona i doceniona. Powoli docierała do mnie świadomość, iż moja wygodna, acz wymagająca podróż pociągiem sztuki zmienia swoje tory, zmierzając w kierunku coraz poważniejszych wyzwań
- 240 -
i międzynarodowych destynacji. Poziom napędzającej wagon adrenaliny wzrósł na tyle wysoko, że bez namysłu weszłam w nowy projekt. Nie jest to droga prosta i wygodna, raczej wymagająca poświęcenia i mnóstwa pracy. Może przynieść wiele rozczarowań, ale i nowych inspiracji. Wiedziałam już, że chcę zostać ambasadorem polskich artystów w Danii i duńskich w Polsce. Miło było znów poczuć rozkołysany rytm mojego pociągu! Dziś, po wielu wspaniałych latach, zmieniłam profil działania Galerie Bram, ale nie przestałam wspierać i aktywnie promować polskiej sztuki
Dziś coraz częściej nie jest już ważne, w jakim kierunku się jedzie, ważne by jechać. Tymczasem przecieranie nowych szlaków,
wyznaczanie sobie nowych kierunków i celów powinno być podstawowym
obowiązkiem, zarówno mojego pokolenia, jak i następnych. Wizja pozostania samemu
na pustym peronie, z którego nie odjeżdża już żaden pociąg, jest przerażająca. - 241 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
„Nie ma na świecie nic potężniejszego niż pomysł, którego czas właśnie nadszedł”. - Wiktor Hugo - 242 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
w Danii, a duńskiej w Polsce. Przez całe moje życie w Danii podziwiałam i szanowałam Duńczyków za ich szczere, głębokie zainteresowanie sztuką. Oczywiście ma to związek z dużo wyższym statusem materialnym, ale według mnie ogromny wpływ na taką sytuację ma przede wszystkim rewelacyjna organizacja duńskiego rynku sztuki. Efektem tego jest żywe zainteresowanie sztuką niemal każdego obywatela Danii, a co za tym idzie – wysoka pozycja społeczna duńskich artystów. Ciekawą i godną naśladowania jest również forma współpracy pomiędzy państwowymi a prywatnymi instytucjami sztuki. Każde miejsce pracy w Danii, nieważne, czy jest to bank, małe biuro czy potężny koncern, posiada w swojej strukturze odpowiednio zorganizowany związek wspierający twórczość artystyczną. Członkowie takiego związku tworzą fundusz, w ramach którego co roku zbierają pieniądze na zakup dzieł sztuki eksponowanych później w biurowych przestrzeniach. Raz w roku członkowie związków spotykają się na wspólnym obiedzie lub kolacji i losują między sobą dzieła zakupione przez związkowe, wybierane corocznie komitety. Często takie spotkania urozmaicone są wystąpieniami zaproszonych artystów, krytyków sztuki czy innych prelegentów, którzy dzielą się swoimi doświadczeniami i przemyśleniami związanymi z działalnością artystyczną. Wiele takich związków jest tworzonych spontanicznie, na przykład w gronie przyjaciół wspólnie organizujących środki na zakup obrazów czy rzeźb. Niemal każde miasto ma swój własny fundusz sztuki, na który mieszkańcy mogą dobrowolnie wpłacać składki. Wszystkie takie związki są zarejestrowane, posiadają swoje konto w banku oraz oficjalny statut. Związki sztuki nie podlegają opodatkowaniu, ale ich obowiązkowe zarejestrowanie pomaga w przejrzysty sposób zarządzać wydatkami. W Polsce rynek sztuki praktycznie nie funkcjonuje. Jego zorganizowanie jest wieloletnim, ogromnie pracochłonnym i trudnym zadaniem.
Na szczęście są ludzie i instytucje, dla których – podobnie jak dla mnie – stworzenie prawdziwego rynku sztuki w Polsce to priorytet. Zarząd Związku Polskich Artystów Plastyków, który z poświęceniem, bez materialnych korzyści, pracuje od wielu lat nad poprawą statusu materialnego i społecznego artystów oraz nad upowszechnianiem ich twórczości, swoją bezinteresownością i zapałem podbił moje serce, dlatego postanowiliśmy działać razem. Chcemy wspólnie zorganizować polski rynek sztuki oparty na duńskich, doskonale sprawdzonych, organizacyjnych zasadach. Wiem, że brzmi to górnolotnie, ale pragniemy zapewnić polskim artystom godne życie i stworzyć im warunki do owocnej pracy. A co najważniejsze sprawić, by ich dzieła były doceniane i pożądane. Nie tylko za granicą, ale także i w Polsce. Będzie to długotrwały proces, nie pozbawiony na pewno wzlotów i upadków, ale od czegoś trzeba zacząć. Zaczynam wchodzić w etap budowania platformy umożliwiającej integrację środowisk artystycznych z sektorem biznesu, tak państwowego, jak i prywatnego, który pomału zaczyna być świadomy korzyści płynących z inwestycji w sztukę. Świadomość ta jest od lat obecna w innych państwach, a kolekcjonowanie i wspieranie sztuki jest dziś nieodzownym elementem budowania pozytywnego wizerunku firm na całym świecie, szczególnie w dobie wszechobecnej i bezlitosnej konkurencji. Moi przyjaciele z Danii, zainteresowani projektem kształtowania polskiego rynku artystycznego według duńskich wzorców, wskoczyli ze mną do pociągu sztuki i razem podróżujemy tym samym wagonem. Wiem, że zawsze mogę liczyć na ich szczere i przyjazne rady. To ogromna pomoc, zwłaszcza gdy mam chwile zwątpienia, czy dam radę podołać temu trudnemu i wymagającemu wyzwaniu. „Nie ma na świecie nic potężniejszego niż pomysł, którego czas właśnie nadszedł” – powiedział Wiktor Hugo. Mam nadzieję, że czas wejścia mojego projektu w fazę realizacji właśnie nadszedł. Pociąg jedzie dalej…
- 243 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
„Sekretem biznesu jest wiedzieć to, czego nie wiedzą inni”. Arystoteles Onassis
JUSTYNA WEBER NIEMCY
Munich Global Communications www.reisedeluxe.com
- 244 -
- 245 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
Justyna Weber
Poliglotka w biznesie Niemcy
Urodziłam się i wychowałam w wielokulturowym mieście Białymstoku, w średnio zamożnej, patriotycznej rodzinie o szlacheckim rodowodzie. Już od najmłodszych lat moja mama, nauczycielka języków obcych, intensywnie starała się przekazać mi swoją wiedzę w tym zakresie. Najpierw był to niemiecki, potem angielski, a w czwartej klasie szkoły podstawowej zaczęłam uczyć się rosyjskiego. Jakby tego było mało, rok później zaczęłam chodzić na prywatne konwersacje z języka francuskiego u rodowitej Francuzki i w Alliance Française. Gdy miałam 6 lat, mama zaczęła rozmawiać ze mną wyłącznie po niemiecku. Aby utrwalić ten język, wyjeżdżałam i współorganizowałam polsko-niemieckie wymiany młodzieżowe. Rodzice bardzo dbali o moje wykształcenie, nie tylko lingwistyczne. Uczęszczałam do szkoły baletowej oraz muzycznej w klasie fortepianu. Wysiłek rodziców zaczął owocować już w szkole podstawowej, gdzie zdobywałam nagrody m.in. w konkursach czytania prozy, a w liceum już w pierwszej klasie zajęłam I miejsce w olimpiadzie z języka niemieckiego oraz zostałam przyjęta na międzynarodową wymianę do niemieckiego gimnazjum w Ulm, w ramach programu Youth for Understanding.
Kiedy w 1992 r. do naszego miasta przybyła delegacja francuska z misją wyszukania w województwie podlaskim dwóch uczniów do trzyletniej nauki zakończonej maturą w europejskim liceum w Dijon, ich wybór padł na mnie i moją koleżankę. Już w wieku 15 lat opuściłam dom rodzinny, aby jako stypendystka Rady Burgundii rozpocząć naukę we Francji. W mojej klasie byłam jedyną Polką. Początki były trudne. Szczególne trudności miałam z przedmiotami wymagającymi znajomości specyficznego słownictwa, takimi jak na przykład biologia. Jednak zaparłam się i zaczęłam intensywnie uczyć, nie rezygnując przy tym z życia towarzyskiego. Pamiętam ten pobyt jako fantastyczną okazję poznania języka i kultury francuskiej. Poza studiami zajmowałam się między innymi pracą w radiu i szlifowaniem języka niemieckiego w Domu Nadrenii i Palatynatu z rekomendacji i stypendium dyrekcji szkoły. Maturę europejską zdałam bardzo dobrze i postanowiłam kontynuować naukę we Francji. Wtedy jednak mama przekonała mnie, żebym studiowała w Niemczech. Opuszczając Francję byłam niepocieszona. Rozpoczęłam studia na Uniwersytecie Europejskim Viadrina na wydziale Międzynarodowej
- 247 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
Ekonomiki Przedsiębiorstw, gdzie zdobywałam wiedzę z zakresu biznesu oraz międzynarodowego globalnego zarządzania. Tak jak w liceum, i tutaj zostałam rzucona na głęboką wodę – musiałam przestawić się na nowy język i dążyłam do tego żeby, jak najszybciej opanować język niemiecki. Chociaż musiałam wgryźć się w fachowe słownictwo i na początku byłam bliska załamania, to egzaminy zdawałam zawsze za pierwszym razem. Ze względu na wyniki w nauce wysyłano mnie na różne stypendia. Byłam w Anglii, rok w Argentynie, gdzie nauczyłam się hiszpańskiego, w Brazylii tu opanowałam portugalski, we Francji, Moskwie i na międzynarodowej uczelni na Florydzie w Miami. Studia ukończyłam z wyróżnieniem, kilkoma dyplomami w kieszeni: niemieckim, francuskim, polskim i argentyńskim oraz płynną znajomością siedmiu języków obcych. Przekonana, że jestem teraz dobrze przygotowana na globalne wyzwania, ruszyłam na podbój świata. Po studiach dostałam pracę w PwC (PricewaterhouseCoopers) w Düsseldorfie, ale nie skorzystałam z tej oferty, gdyż wyszłam za mąż i zostałam w Monachium. Ze znalezieniem pracy nie miałam żadnych problemów i zdobywałam swoje ostrogi w różnych firmach takich jak: BMW AG i L‘Oréal Produits de Luxe, a ponieważ pisałam pracę dyplomową o inwestycjach zagranicznych w Rosji i zawsze byłam otwarta na rynki wschodnie, powierzono mi otwarcie filii niemieckiej spółki high-tech w Sankt Petersburgu, które było wielkim sukcesem. Spróbowałam też pracy urzędnika państwowego dla miasta Monachium oraz w Urzędzie do Spraw Imigracji. Pracowałam również jako koordynator unijnego projektu Faire Mobilität dla zarządu związków zawodowych DGB.
Obecnie jestem prezesem firmy Munich Global Communications i udziałowcem w firmie Lexon. W 2014 r. zapragnęłam zmienić kierunek mojej działalności i ukończyłam kurs w Akademii Dziennikarstwa w Monachium jako dziennikarz cross medialny, a następnie w 2017 r. ukończyłam kursy Public Relations i pracy w mediach. Już jako doświadczona dziennikarka piszę artykuły i recenzje do postępowej „młodej prasy”. W tych artykułach poruszam kwestie z zakresu polityki społecznej, historycznej, zagranicznej oraz przeprowadzam wywiady ze znanymi osobistościami, takimi jak: burmistrz miasta Monachium czy przewodniczący episkopatu Niemiec, Reinhard Marx, oraz z innymi znanymi osobistościami ze świata polityki i biznesu. Poznałam też dużo ciekawych osób – dziennikarzy, pisarzy, muzyków, filmowców, ludzi różnych narodowości i dzięki tym znajomościom wyrobiłam sobie sieć świetnych kontaktów. Jednym z nich jest Artur Fröschler z izraelskiej gminy wyznaniowej. Ma bardzo dobre zdanie o Polakach i zawsze podkreśla, że Polska należy do zachodniego kręgu kulturowego. Mam także na koncie wiele publikacji na temat Europy Środkowej. W 2002 r. wygrałam stypendium rządu amerykańskiego i pojechałam do Miami, gdzie wystąpiłam ze swoją prezentacją na temat rozszerzenia Unii Europejskiej i związanych z tym migracji. Jestem także wielokrotną absolwentką Szkoły Liderów Polonijnych oraz Szkoły Liderów Europy Wschodniej. W pracy dziennikarskiej nie zapominam, że jestem Polką. Piszę artykuły o losach wspaniałych i szlachetnych rodaków, jak również promujące kulturę polską w Niemczech. Moje artykuły publikowane są w Polsce, Niemczech,
- 248 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
- 249 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
a także poza Europą, np. w Afryce Południowej czy USA. Nie tylko praca zawodowa tak mnie wciągnęła. Bliska mojemu sercu zawsze była działalność społeczna, zwłaszcza że pracując w Urzędzie
do Spraw Imigracji miałam tak dużo do czynienia z ludźmi potrzebującymi pomocy. Jak już wspomniałam, to mama dbała o moje wykształcenie językowe, natomiast tata, znany chirurg, który był marynarzem i zajmował się
- 250 -
leczeniem ludzi na różnych kontynentach, był dla mnie wzorem społecznika. Już na początku mojego pobytu w Niemczech zaangażowałam się w działalność na rzecz kilkudziesięciotysięcznej polskiej emigracji. Jakże przydała się tutaj moja wiedza! Dzięki międzynarodowemu doświadczeniu mogłam pomóc nowo przybyłym rodakom w wielu dziedzinach życia: poprawiać ich byt ekonomiczny i służyć radą w zakresie szkolnictwa, kultury i pomocy społecznej. Razem z innymi wolontariuszami co roku organizowałam święta Bożego Narodzenia dla ludzi w domach starców i bezdomnych. Wiele lat współpracowałam również z niemieckimi organizacjami charytatywnymi niosącymi pomoc tym Polakom, którym nie powiodło się na emigracji. Moim zadaniem było między innymi tłumaczenie na język polski broszur informacyjnych oraz praca tłumaczki w czasie rozmów Polaków z działaczami opieki społecznej. Zawsze z wielkim sercem angażowałam się w sprawy polskie, za co burmistrz miasta Monachium przyznał mi nagrodę „München dankt”. Praca w różnych firmach czy
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
„W każdej powierzchni jest jakieś pękniecie. Tak właśnie do wnętrza dostaje się światło”. Leonard Cohen
rządowa w biurze była ciekawa, ale przeważnie monotonna, a mnie zaś pociągają nowe wyzwania i podejmowanie ryzyka. Byłam świadkiem tego, jak niektóre osoby w biurach powoli wykańczają się tego typu pracą, a nawet popadają w alkoholizm. Mając tak duże doświadczenie w biznesie i pracy społecznej, postanowiłam założyć własną firmę Agencję Munich Global Communications Worldwide Services, zajmującą się relokacją i ludźmi przyjeżdżającymi na kontrakty pracownicze do Monachium. „Jesteś nowy w Monachium, wpadnij do nas, przekażemy Ci naszą wiedzę i doświadczenie oraz sprawimy, abyś poczuł się tutaj jak w domu” – taką propozycję kierujemy do nowo przybyłych. Zatrudniam kilku pracowników, mam jednak plany, żeby działalność firmy rozwinąć jeszcze bardziej. Na początku naszymi klientami byli Amerykanie polecający nas swoim znajomym. W ten sposób zainteresowanie firmą wzrastało. Z Amerykanami zostaliśmy nie tylko partnerami biznesowymi, ale także przyjaciółmi. To właśnie nasze serdeczne, gościnne podejście do nowo przybyłych zaowocowało sukcesem firmy. W ramach naszej działalności, oprócz „budowania mostów” pomiędzy przybyszami i lokalnymi mieszkańcami, oferujemy usługi PR dla polskich i zagranicznych firm, rozpowszechniamy także informacje o ich działalności na terenie Bawarii i Niemiec. Agencja Munich Global Communications Worldwide Services w krótkim czasie zdobyła międzynarodowe uznanie, oferując pierwszorzędny serwis w zakresie tłumaczeń w językach: polskim, angielskim, czeskim, francuskim, hiszpańskim, niemieckim, portugalskim, rosyjskim, słowackim i włoskim. Firma zajmuje się rów-
nież sporządzaniem profesjonalnych tekstów dla branży turystycznej. Naszym atutem jest to, że nie tylko dobrze znamy języki obce, ale również umiemy bardzo dobrze pisać, dzięki czemu pozostajemy autentyczni i wiarygodni. Zakres naszych usług jest naprawdę bogaty! Zajmujemy się m. in. pomocą w pisaniu planów biznesowych, rejestracji firmy, nawiązywaniu kontaktów handlowych, dofinansowaniu i pozyskiwaniu inwestorów. Reprezentujemy różne firmy podczas targów branżowych, organizujemy networking na cały świat oraz konferencje prasowe promujące firmy na rynku niemieckim. Świat bardzo mocno się dzisiaj globalizuje, w związku z czym potrzebne są efektywne kanały wymiany informacyjnej i handlowej. Naszym zadaniem jest też pomoc nowo powstającym firmom. Podpowiadamy, jak w Niemczech założyć własną działalność, jak otrzymać certyfikat od państwa niemieckiego i pozyskać dofinansowanie, oferujemy także pomoc przy opracowywaniu strategii firmy i w pisaniu oraz tłumaczeniu tekstów na strony internetowe. Firmom pochodzącym z różnych krajów oferujemy usługi PR w ekspansji na rynek niemiecki. W 2014 r. zorganizowaliśmy konferencję prasową dla konsulatu RPA w Monachium, a w 2016 dla księstwa Monaco i z okazji znanego festiwalu muzyki klasycznej Printemps des Arts w Monaco. Konferencje okazały się ogromnym sukcesem – dzięki nim otrzymaliśmy bardzo dobre rekomendacje i dostaliśmy nowe zlecenia. Nasza firma stała się ekspertem w pisaniu projektów, organizowaniu konferencji oraz pozyskiwaniu sponsorów. Agencja Munich Global Communications Welcoming Services wspiera również polskie i zagraniczne firmy w ekspansji na rynek nie-
- 251 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
miecki i zagraniczny. Chętnie służymy kontaktami i doradztwem z zakresu consultingu, jak robić biznes w Niemczech, Rosji oraz Afryce. Weszliśmy przebojem na rynek niemiecki i już dziś mamy wielu klientów, którzy osiągnęli sukces. Celem naszej firmy jest też współpraca ze Wschodem i w ramach naszej działalności pomagamy otworzyć Niemcom biznes w krajach Europy Wschodniej. Planujemy również wydanie dwujęzycznego magazynu polsko-niemieckiego i szukamy w tym zakresie partnerów. Jesteśmy zainteresowani kontaktami transatlantyckimi, a w najbliższej przyszłości chcemy nawiązać współpracę z największymi lokalnymi firmami. Chciałabym również objąć prezydencję w Eurochambers (organizacja europejskiej izby przemysłowo-handlowej). W pracy na arenie międzynarodowej oczywiście ogromnie pomaga mi umiejętność posługiwania się tak wieloma językami, łatwość nawiązywania kontaktów oraz moja otwartość na świat. Naszym celem jako przedsiębiorstwa jest nie tylko najlepszy, lecz wręcz wyjątkowy poziom obsługi klienta. Staramy się naszym klientom zaoferować wartość dodaną. Mimo że jestem kobietą biznesu, nie zapominam o drugiej stronie swojego charakteru, który, jak zawsze podkreślam, został ukształtowany w domu rodzinnym. Jest nim zamiłowanie do działalności społecznej. Z tego też powodu bliski jest mi jest model przedsiębiorstw społecznych, czyli instytucji prowadzących działalność zarobkową, zobowiązanych jednocześnie inwestować nadwyżki w wyznaczone cele społeczne. Mam w pamięci pewną sytuację, która zdarzyła się podczas mojej pracy na stanowisku urzędnika państwowego. Często przychodzili tam ludzie, którzy szukali wsparcia. Pewien starszy
człowiek, któremu wymówiono mieszkanie czynszowe (a w Niemczech, w przeciwieństwie do Polski, ludzie przeważnie nie mają własnych tylko wynajmują mieszkania), zwrócił się z pytaniem do urzędników o pomoc. Potraktowali go z bezduszną obojętnością. Staruszek wyszedł załamany, udał się piętro wyżej i wyskoczył z okna. Byłam tym wstrząśnięta. Jak można tak potraktować człowieka? To wydarzenie ugruntowało we mnie przekonanie o tym, że człowiek jest najważniejszy, dlatego jestem za tym, aby prowadząc biznes, jednocześnie robić coś dobrego dla ludzi. Moja firma działa prężnie i odnosi sukcesy. Jakie cechy mojej osobowości na to wpłynęły? Jakie nawyki udało mi się wypracować przez lata edukacji i działalności zawodowej? Teraz mogę sobie na te pytania odpowiedzieć. Jest takie powiedzenie słynnego kanadyjskiego hokeisty Reggie’go Leacha: „Sukces nie wybucha od przypadkowej iskry. Musisz się sam zapalić”. Ileż w tym prawdy! Ten „święty zapał” stale mi towarzyszy i staram nie zniechęcać się porażkami, tylko przekuwać je na odwagę. Zrozumiałam, że każdą porażkę można przekuć w sukces i z czasem można potraktować ją z humorem. Moim mottem życiowym są słowa Pele: „Uwierz w siebie”. Z perspektywy lat myślę, że osiągnęłam sukces. Oczywiście bardzo solidny fundament dało mi bardzo dobre wykształcenie. Uważam, że do prowadzenia firmy potrzebny jest też talent – nie każdy bowiem ma zadatki na przedsiębiorcę. Niektóre talenty biznesowe trzeba dopiero w sobie odkryć, warto również cały czas się rozwijać. Dochodzi do tego bardzo ciężka praca wsparta dobrymi nawykami, które albo wynosimy z domu, albo trzeba je
- 252 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
w sobie wyrobić. Z nich zaś najważniejsze są: konsekwentne działanie, dyscyplina, dobra organizacja pracy (w tym układanie regulaminu dnia) oraz pełna motywacja i entuzjazm do działania, a także umiejętność doboru pracowników i partnerów. Relacje międzyludzkie są bardzo ważne, szczególnie istotne jest otaczanie się ludźmi, którzy w ciebie wierzą wtedy rosną ci skrzydła i mobilizujesz w sobie ogromne pokłady energii. Jedną z takich osób jest mój kolega z Turcji, który założył Muzeum Migracji w Monachium. Razem robimy różne projekty i motywujemy siebie nawzajem. Przyczyniliśmy się bardzo do ułożenia dobrych relacji turecko-niemiecko-polskich. Dbam również o moje dobre samopoczucie i żeby nie być spiętą podczas pracy, dlatego codziennie rano robię serię krótkich ćwiczeń poprawiających kondycję. Dzięki temu mam więcej energii i siły fizycznej. Czytam też gazety przy śniadaniu, gdyż zawsze znajduję tam nowe informacje i kursy akcji. Ważnym elementem pracy w firmie jest uczestnictwo w szkoleniach. Brałam udział w wielu z nich, w tym w szkoleniach dla liderów. Po pewnym czasie wybiłam się jako przywódca, a uczestnicy szkoleń zostawili na Facebooku bardzo miłe komentarze na mój temat. Interesuje mnie historia Niemiec, ta pozytywna i ta niechlubna. W pobliżu Monachium, w Dachau, znajduje się były niemiecki obóz koncentracyjny, w którym przebywało wielu księży, w tym błogosławiony ksiądz Stefan Wincenty Frelichowski. Jego postać jest mi bardzo bliska. Był męczennikiem, gdyż w strasznych obozowych warunkach pomagał więźniom chorym na tyfus i pokazał, że człowieczeństwo i miłość potrafią przezwyciężyć śmierć. Sam również
zaraził się tą chorobą. Umarł na tyfus krótko przed wyzwoleniem obozu. Jego szlachetna postawa często dodawała mi siły do dalszego działania. Zarówno w działalności biznesowej, jak i społecznej nie zapominam o słowach Jana Pawła II: „Powinniśmy pamiętać o tym, kim jesteśmy, dokąd zmierzamy i gdzie są nasze korzenie”. W pamięci mam również kardynała Stefana Wyszyńskiego, który powiedział kiedyś: „Człowiek dopiero wtedy jest szczęśliwy, gdy może służyć, a nie wtedy, gdy musi władać. Władza imponuje tylko małym ludziom, którzy jej pragną, by nadrobić swoją małość. Człowiek naprawdę wielki nawet gdy włada, jest sługą”. W domu rodzinnym przesiąkłam polskim patriotyzmem oraz ideą służenia drugiemu człowiekowi. Uważam, że powinniśmy nieustannie dążyć ku lepszemu oraz zmieniać to, co nam się nie podoba. Moi rodzice bardzo angażowali się w sprawy społeczne i na każdym kroku podkreślali swoją miłość do Ojczyzny. Jeden z członków mojej rodziny, Stefan Sacha, był posłem na sejm RP, redaktorem „Warszawskiego Dziennika Narodowego” i znanym działaczem społecznym. Został rozstrzelany przez Niemców w 1943 r. Historia mojej rodziny i jej wartości są dla mnie inspiracją. Dlatego od samego początku założenia firmy było dla mnie jasne, że jednym z najważniejszych zadań Agencji Munich Global Communications Welcoming Services będzie promocja Polski i Polaków na świecie. Chciałabym aktywnie budować polsko-niemieckie i strategiczne partnerstwo oraz promować ideę dobrego sąsiedztwa. Przez wiele lat współpracowałam z Polską Organizacją Turystyczną i starałam się wypromować Polskę – zarówno w kraju, jak i za gra-
- 253 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
nicą – jako kraj nowoczesny, z wysokimi standardami usług, atrakcyjny dla turystów, z niepowtarzalną historią wolności i bohaterstwa jej mieszkańców. W tym celu organizowałam na przykład różnego rodzaju Dni Polskie. Planuję rozwinąć tę działalność i przyciągać więcej niemieckich turystów do Polski. Kiedy Polska była partnerem targów ITB w Berlinie, zorganizowałam całą obsługę
złożoną z młodych ludzi ze świetną znajomością języka niemieckiego. W przyszłości chciałabym prowadzić projekty wspierające młodych przedsiębiorców w Polsce. Każdy z nas ma marzenia i jesteśmy szczęśliwi, kiedy one się spełniają. Do mojej firmy zgłasza się wielu Niemców, bardzo zainteresowanych Polską, niektórzy nawet żartują, że w przyszłości się do niej przeniosą. - 254 -
Poprzez różne spotkania staramy się im przybliżyć nasz kraj. W tym roku zaplanowaliśmy dwa spotkania promujące Polskę. We współpracy z Niemcami organizujemy też różnego rodzaju imprezy zachęcające do wyjazdu do Polski. Walczę o status mniejszości dla polskiej grupy etnicznej w Niemczech i w tym celu organizuję wiele konferencji i imprez na ten temat. Polacy są drugą albo może
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
nawet już pierwszą grupą obcokrajowców w Niemczech. Aby pomóc naszym rodakom, zaczęłam działać w Związku Polaków w Niemczech. Zostałam wybrana radną do spraw migracji w Radzie Bratniej Pomocy przy Urzędzie Miasta Monachium. Organizacja zajmuje się poprawą statusu społeczno-ekonomicznego Polaków w Niemczech, a także pracuję nad polsko-niemieckimi i polonijnymi inicjatywami poza granicami. Zwracamy również uwagę polskim instytucjom rządowym na potrzeby polskich migrantów. W 2012 r. założyłam w Monachium stowarzyszenie dla Polaków i migrantów pod nazwą Solidarni. Nazwa Solidarność bardzo dobrze się Niemcom kojarzy, gdyż ten ruch wolnościowy miał duży wpływ na proces zjednoczenia Niemiec. Nadrzędnym celem tej organizacji jest pomoc nowo przybyłym Polakom lub już osiadłym na stałe w Niemczech, jak również reprezentowanie ich w różnych debatach publicznych w Bawarii oraz nawiązywanie kontaktów z niemieckimi politykami. Ideą Solidarnych jest solidaryzowanie i jednoczenie się Polaków za granicą po to, aby sobie nawzajem pomagali i utrzymywali kontakt z krajem oraz budowanie polskiej wspólnoty interesów i wartości. Chcemy identyfikować się z polską kulturą w czasach globalizacji, jednocześnie mówiąc jednym głosem w kwestiach dotyczących Polaków w Niemczech. To właśnie oni mogą być fantastycznymi ambasadorami spraw polskich w kraju zamieszkania oraz osobami przekazującymi wiedzę o Niemczech rodakom w Polsce, tym bardziej, że często podróżują pomiędzy oboma krajami. Solidarni są punktem pierwszego kontaktu dla osób sprowadzających się do Niemiec i zajmują się doradztwem w spra-
wach socjalnych. Poprzez otwarte spotkania informacyjne, składające się z cyklu wykładów na temat sytuacji najnowszych migrantów zarobkowych, staramy się efektywnie służyć radą, a także informować Polaków o ich prawach. Dodatkowo zasiadam w zarządzie organizacji Deutsch-Polen Verband w Niemczech. Zrzesza ona osoby, które mają polskie korzenie, ale osiągnęły sukces w Niemczech, jak np. Ulrich Kowalewski, dyrektor Mercedes Benz München. Stowarzyszenie Solidarni e.V. pełni rolę ambasadora kultury polskiej za granicą, współpracuje z wieloma organizacjami europejskimi z Włoch, Rosji oraz Bawarii i jest członkiem sieci organizacji migranckich w Monachium. Jeszcze innym naszym zadaniem jest objęcie opieką byłych ofiar faszyzmu i Holokaustu z Polski i zza granicy. Pomagamy w przygotowywaniu dokumentacji na temat wspomnień byłych więźniów obozów zagłady w Niemczech. Poprzez prelekcje w szkołach przybliżamy niemieckiej młodzieży historię ofiar nazizmu. Nasza działalność zyskała uznanie słynnego więźnia niemieckiego obozu Auschwitz, Maxa Manheimera, który przybył na moje prywatne zaproszenie i podczas swojego wykładu opowiedział między innymi o tym, jak w byłym niemieckim obozie zagłady w Auschwitz Polacy uratowali mu życie. Polonia na całym świecie liczy już 21 milionów ludzi i jest potężną siłą, którą można wykorzystać dla dobra Polski. Niestety, nie jest do tej pory należycie doceniana, dlatego celem organizacji Solidarni jest utworzenie funkcji przedstawiciela Polonii, który będzie zasiadał w polskim Senacie lub Sejmie i informował o naszych problemach. My, Polonia, chcemy mieć wpływ na rozwój gospodarczy i polityczny naszej
- 255 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
Ojczyzny. Mamy do tego odpowiednie kwalifikacje, zdobyte dzięki polskiej i zagranicznej edukacji, a przede wszystkim dzięki wieloletniemu doświadczeniu i znajomości danego kraju. Moja firma, jak również organizacja Solidarni, mogłaby oferować ekspertyzę w konsultacjach rządowych na temat przyszłości Polski w Unii oraz poprawy stosunków polsko-niemieckich. Uważam, że Polonia na całym świecie powinna się zjednoczyć i stworzyć światową wspólnotę, organizować międzynarodowe spotkania oraz konferencje Polonii na różnych kontynentach i nade wszystko być do siebie życzliwie nastawiona oraz wzajemnie się wspierać. Polacy powinni również brać aktywny udział w życiu politycznym w krajach zamieszkania i otwierać własne partie polityczne, aby realizować swoje postulaty. Już niedługo w Niemczech planujemy utworzenie własnej partii, własnego banku i polsko-niemieckich mediów. Chcemy przystąpić jako organizacja również do Europejskiej Unii Wspólnot Polonijnych (EUWP). Jest w nas, Polakach, niesamowity potencjał. Za granicą mamy opinię bardzo pracowitych, zaradnych i przedsiębiorczych ludzi. W Monachium, według danych statystycznych, Polacy zajmują pierwsze miejsce pod względem przedsiębiorczości. Od momentu wejścia Polski do Unii Europejskiej to właśnie do tego miasta przyjechało bardzo dużo naszych rodaków. Po Berlinie, Monachium stało się drugim „polskim“ miastem w Niemczech. Polscy migranci to przeważnie ludzie młodzi, którzy zaczynają coraz bardziej nadawać ton życiu społecznemu, kulturalnemu i gospodarczemu Niemiec. Mieszkają tutaj już dwa miliony Polaków! Podczas spotkania w Ministerstwie Spraw Zagranicznych w Warszawie dowiedziałam
się, że według rządu RP najtrudniejsza sytuacja Polonii jest w Niemczech. Z moich doświadczeń wynika, że jest jeszcze wiele do zrobienia. Dostaję duże wsparcie od rządu Niemiec. Za zaangażowanie w działalność społeczną na rzecz Polaków, migrantów i mieszkańców Monachium otrzymałam nagrodę od miasta. Uroczystość wręczenia nagrody odbyła się w lipcu na centralnym placu w Monachium – Marienplatz. Doceniono moją pozycję radnej do spraw migracji w radzie miasta, dzięki której mogłam aktywnie wspierać organizacje polonijne. Razem z redakcją Radia Lora otrzymałam również pierwszą nagrodę obywatelską bawarskiego parlamentu za zaangażowanie obywatelskie. Gazeta „Der Spiegel” opublikowała materiał na mój temat, nie szczędząc w nim komplementów. Na szczęście nie tylko Niemcy mnie doceniają stałam się również inspirującą postacią dla wielu Polaków. Myślę, że bardzo pomocne w działalności społecznej są moje cechy osobiste. Mam dużo wiary w siebie, pozytywnej energii i to ona pomaga mi iść do przodu. Na emigracji w Niemczech spędziłam już ponad 25 lat, mieszkając kolejno we Frankfurcie nad Odrą, Berlinie i Monachium. Nie tylko spełniam się w pracy zawodowej czy społecznej, ale również jestem szczęśliwa w życiu rodzinnym. Wyszłam za mąż za Bawarczyka i oboje cieszymy się naszymi uroczymi córeczkami, Jasią (2,5 roku) i Julią (roczek). Starsza córeczka oczywiście jest dwujęzyczna, a i do młodszej mówimy w dwóch językach. Z rodziną spędzam moje krótkie urlopy w pięknych hotelach. Jest nim hotel dla dzieci Alpine Lifestyle Hotel w Tyrolu oraz Family Hotel Dachsteinkönig, prowadzony przez rodzinę Mayer w Austrii. Te przepiękne obiekty oferują wiele atrakcji, łączą w sobie ele-
- 256 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
gancję i rodzinny styl życia, są zatem idealny, aby przeżyć wymarzony urlop. Oprócz tak intensywnej i różnorodnej działalności zawodowo-społecznej, pasjonuje mnie historia i literatura. Uwielbiam podróże i prowadzę stronę na Facebooku Reisedeluxe, gdzie udzielam wskazówek dotyczących turystyki. Jestem spełnioną kobietą. To nie tylko moja zasługa, ale też rodziny oraz życzliwych, pomocnych ludzi, których spotkałam na swojej drodze. Sukcesy biznesowe dają poczucie satysfakcji, ale równie ważne, a może ważniejsze, jest dbanie o swój rozwój duchowy. Staram się go nie zaniedbywać, gdyż inaczej nie podołałabym tak
wielu wyzwaniom. Wspomniałam już o kontakcie z siostrami miłosierdzia, które bardzo mi pomagają w chwilach słabości. Oprócz wartości chrześcijańskich, które w sobie pielęgnuję, kieruję się mądrością innych, wybitnych ludzi. Ich przesłania są moimi życiowymi drogowskazami. Wiem, że jest wiele kobiet, które marzą o swoim biznesie. Każda droga do niego jest inna, ale są pewne zasady, których należy się mocno trzymać. Pierwszą z nich jest wiara w siebie i nie przejmowanie się porażkami. Kolejne to optymizm i uśmiech na co dzień oraz życzliwe podejście do ludzi. Trzeba też mieć odwagę spełniać marzenia, gdy tylko nadarzy się okazja.
- 257 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
„Sukces w życiu nie przychodzi łatwo. Pracuj wytrwale, poświecaj wiele, a szczęście w końcu się do Ciebie uśmiechnie”. Magda Wierzycka
MAGDA WIERZYCKA REPUBLIKA POŁUDNIOWEJ AFRYKI
SYGNIA www.sygnia.co.za
- 258 -
- 259 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
Magda Wierzycka
Żelazna dama o wielkim sercu Republika Południowej Afryki Wyjechałam z Polski w wieku 12 lat. Chociaż byłam bardzo młoda, wciąż pamiętam puste sklepy komunistycznej ojczyzny, kolejki po niemalże wszystkie produkty i nasze 84-metrowe mieszkanie, duże jak na polskie realia, w którym mieszkaliśmy całą rodziną: rodzice, troje dzieci i babcia. Mimo tego wszystkiego mam wspaniałe wspomnienia z dzieciństwa pełnego rodzinnego ciepła. Budowaliśmy duży dom z olbrzymim ogrodem, w którym spędzaliśmy czas wolny od szkoły. Nawet pochody pierwszomajowe były dla nas, szkolnych dzieci, niebywałą atrakcją. Rodzice chcieli, abyśmy wyrastali w wolnym kraju, a nadzieja na jakiekolwiek zmiany w Polsce umierała podczas gorących miesięcy ‘81 roku, kiedy to ówczesna władza starała się wszelkimi siłami stłumić ruch Solidarności. Dodatkowo praca w służbie zdrowia – oboje rodzice byli lekarzami – nie należała do najbardziej intratnych zawodów. Co więcej, praca w szpitalach była wręcz mordercza – czasami 36 godzin bez przerwy, nocne dyżury, przepełnione ośrodki zdrowia, brak lekarstw i aparatury medycznej. Dlatego rodzice chcieli nam zapewnić lepszą przyszłość. W 1981 roku, tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego, rodzice podjęli decyzję: zabrali nas nocą, nielegalnie, udając, że jest to wyjazd
na wakacje i przekroczyli granicę z Austrią, gdzie zgłosiliśmy się do obozu dla uchodźców. Tam mieszkaliśmy w przepełnionych barakach, wszyscy razem: samotni mężczyźni, kobiety, rodziny z dziećmi. Spaliśmy na piętrowych łóżkach. Pamiętam pewnego Ukraińca, który spał nade mną: uciekł ze swojego kraju przemierzając tysiące kilometrów na piechotę, a w jego stopy wdała się gangrena. Potem przeniesiono nas do miejsca, w którym panowały lepsze warunki, wciąż jednak towarzyszyła nam niepewność dotycząca przyszłości. Ojciec nielegalnie dorabiał pracą fizyczną, gdyż jako azylanci polityczni nie mieliśmy prawa do działalności zarobkowej. Składaliśmy podania do USA i Australii, ale rodzice wybrali RPA, skąd otrzymali ofertę pracy. Przyjechaliśmy do Afryki Południowej z zaoszczędzonymi 500 dolarami. W nowym kraju czekały nas inne trudności. Wprawdzie rodzice zaczęli pracować w swoim zawodzie w Głównym Szpitalu Armii w Pretorii, ale my, dzieci, nie znaliśmy ani angielskiego, ani afrykańskiego, a właśnie w tych językach nauczano w szkołach. Musieliśmy się ich bardzo szybko nauczyć. Jak w każdym obcym kraju, byliśmy w szkole postrzegani jako „ci inni”. Dla dziecka, które chce przynależeć do grupy, jest to dużym przeżyciem, zwłaszcza, że nie oszczędzano nam docinków. Dzieci potrafią
- 261 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
być okrutne. Na szczęście komunistyczna polska szkoła miała bardzo wysoki poziom nauczania przedmiotów ścisłych, więc były to moje, może jedyne, atuty. Asymilacja zajęła nam dosyć długo i dopiero na studiach poczułam się w pełni Południowoafrykanką. Na wybór mojego kierunku studiów złożyło się kilka czynników. Znałam pracę lekarza, gdyż rodzice zabierali mnie czasami do szpitala, abym bliżej zapoznała się z tym zawodem. Nawet rozważałam wybór tej profesji, w czym popierała mnie Mama, ale Ojciec odradzał mi to i przekonywał do Nauk Aktuarialnych (Actuarial Science) – kierunku biznesowego, który miał ten dodatkowy atut, że mogłam na nim uzyskać stypendium. Rodzice nie mieli pieniędzy na opłacenie naszych studiów. Prze-
cież zaczęli dopiero urządzać się w nowym kraju, do którego przyjechali dosłownie z niczym. Program Nauk Aktuarialnych Uniwersytetu w Cape Town był jedynym, który oferował pełne stypendium. Studia ukończyłam po 5 latach. Poszły mi łatwo, chociaż bardzo dużo się uczyłam. Miałam jednak czas na spotkania towarzyskie, nawiązałam przyjaźnie i już jako w pełni Południowoafrykanka zaczęłam interesować się polityką. Podczas studiów, razem z przyjaciółmi oglądałam w telewizji relację ze zwolnienia Nelsona Mandeli z więzienia. Pamiętam nasze wielkie wzruszenie i okrzyki radości. Studia ukończyłam z wyróżnieniem i najwyższymi honorami jako piąta w historii uczelni i pierwsza kobieta. Czekało mnie jeszcze zdobywanie specjalizacji, czyli dodatkowe dwa lata
- 262 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
nauki uwieńczone ostatecznym egzaminem. Musiałam na nie zarobić, dlatego w 1993 r. zaczęłam pracę w małej firmie ubezpieczeniowej Southern Life, która połączyła się z inną firmą – Momentum. Znalazłam się w dziale inwestycyjnym. Byłam odpowiedzialna za zarządzanie finansami, ale moim zadaniem było również dbanie o efektywność biznesu. To była mała firma i dosyć szybko udało mi się ją rozwinąć, do tego stopnia, że zaproponowano mi jej kierownictwo. Był to duży sukces dla tak młodej osoby – miałam wtedy zaledwie 25 lat. Czy rzeczywiście przyczyniły się do tego cechy mojego charakteru i talent? Myślę, że po prostu umiem ciężko pracować i podejmowałam się takich zadań, których inni nie chcieli, czyli potrafiłam zakasać rękawy i zajmować się dosłownie wszystkim. Dzięki takiemu podejściu, oprócz zajęcia najwyższego stanowiska w firmie, zdobyłam ogromną wiedzę na temat prowadzenia biznesu. Po dwóch latach, na kolacji połączonej ze spotkaniem biznesowym, firma Alexander Forbes zaproponowała mi pracę jako inwestor finansów. W tym czasie poznałam też mojego przyszłego męża, Simona Peile, który pracował w tej firmie jako specjalista ds. ubezpieczeń. Podobnie jak ja był absolwentem studiów biznesowych, ale po ich zakończeniu dużo podróżował po świecie i dopiero później wrócił do RPA. Polubiliśmy się od razu, zaczęliśmy wspólnie spędzać czas, nie tylko na płaszczyźnie zawodowej. Uprawialiśmy razem także sporty. Braliśmy udział w corocznych rajdach rowerowych w Cape Town – w tak zwanych Argus Tour, w których bierze udział 40 tys. ludzi z całego świata pokonując trasę 105 kilometrów. Ćwiczyliśmy do naszego pierwszego wspólnego rajdu i w ten sposób zaczęliśmy ze sobą „chodzić”, co po dwóch latach skończyło się narzeczeństwem, a potem małżeństwem.
W 1997 r. zostałam dyrektorem firmy Coronation. Aby ją rozwinąć, zajmowałam się nie tylko jej zarządzaniem, ale również marketingiem i opracowywaniem tzw. nowych produktów. Sześć lat pracy dla Coronation nazwałam „okresem dzikiego zachodu”. Zdobyłam wielkie doświadczenie i zaczęłam być uznawana i ceniona jako człowiek biznesu. W firmie zaczynaliśmy od kapitału 10-bilionowego, a kiedy opuściłam firmę, kapitał doszedł do 60 bilionów randów (waluta Południowej Afryki). Tuż przed odejściem z firmy właściciele zaproponowali pracownikom wykupienie w niej udziałów, ale niestety potem się z tego wycofali. Opuściłam Coronation i założyłam firmę inwestycyjną IQvest. Była to pierwsza „hedge funds” firma w Afryce Południowej, która inwestowała finanse z dużym progiem ryzyka. Teraz zdaję sobie sprawę, że decyzja o jej założeniu była zbyt wczesna. Po kilku miesiącach od utworzenia firmy spotkałam się z dość kontrowersyjnym biznesmenem, Mzi Khumalo, niegdyś pracownikiem firmy Harmony Gold. W 2002 r. przejął on, bez dogłębnej analizy, firmę zarządzającą aktywami – African Harvest. Oczywiście nie wiedziałam o tym, kiedy zaproponował mi wykupienie IQvest i objęcie funkcji dyrektora generalnego African Harvest. Pierwszego dnia mojej pracy na biurku znalazłam grubą kopertę zawierającą raport o stanie firmy. Był przerażający. Natychmiast zadzwoniłam do Khumalo z zarzutami, że mi o tym nie powiedział, gdy mnie zatrudniał. „To nie tak. To nie ja nie powiedziałem ci prawdy, tylko ty nie zadałaś mi odpowiednich pytań” – odpowiedział odwracając kota ogonem. Zawsze żartuję, że praca w tej firmie była moim prawdziwym dyplomem magisterskim w administracji biznesowej. Czego nie nauczyłam się w Coronation, tego nauczono mnie
- 263 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
w Aferican Harvest, w tym pracy z zespołem. Za mojego zarządzania biznes urósł do jednego z największych tego typu w kraju. W przeciągu 3 lat akcje potroiły swoją wartość – z 10 bilionów randów do 30. Gdy firma już została wyprowadzona na prostą, właściciel zdecydował o jej sprzedaży. Wraz z moim zespołem pracowników wykupiliśmy fundusz „hedgingowy”, a także licencję na ubezpieczenie na życie i systemy, które zostały opracowane w celu zarządzania funduszami. Tak powstała nasza własna firma – Sygnia Asset Management. Od samego początku nie chcieliśmy, aby Sygnia była jeszcze jedną firmą zajmującą się zarządzaniem akcjami – takich biznesów było dużo w RPA. Zamiast tego postawiłam na wielofunkcyjność. Nasza strategia rozwoju jest inna niż ta, jaką zazwyczaj prowadzą firmy inwestycyjne, które rosną poprzez kupowanie małych biznesów. Sygnia jest nastawiona na wolniejszy rozwój, ale naszym zadaniem jest skupianie pojedynczych inwestorów, niekoniecznie z dużym kapitałem. Zawsze żywiłam przekonanie, że pieniędzmi powinno zarządzać się przez kombinację strategii śledzenia indeksu i aktywne zarządzanie. Firma Sygnia zaoferowała również klientom przejrzystość opłat. Zgłosiło się do niej wielu wybitnych menedżerów funduszy i akcji, a tacy klienci zbudowali naszej nowo powstałej firmie dużą wiarygodność. Sygnia rozszerzyła się na indywidualny rynek oszczędnościowy i nastawiliśmy się na najtańsze produkty inwestycyjne w Republice Południowej Afryki. Bardzo mnie cieszy rozwój firmy i to nie tylko z osobistego powodu. Spędziłam kilkanaście lat w komunistycznej Polsce i byłam świadkiem gospodarki w ruinie. W RPA po latach apartheidu nastal okres przejściowy, w którym kształtowała się nowa Afryka Południowa. W Polsce, gdy runął komunizm, nie tak łatwo
było od razu przejść na kapitalizm. W Afryce na szczęście okres przejściowy mamy za sobą. Jestem ogromną optymistką, jeśli chodzi o Afrykę Południową, zarówno jako analityk inwestycyjny, jak i obywatelka. Myślę, że do władzy powoli dochodzą mądrzy ludzie i RPA będzie coraz szybciej się rozwijać. Oczywiście, tak jak w innych krajach, i tu są problemy związane z korupcją, które od razu trzeba zwalczać. Wzrost gospodarczy wpływa na inne dziedziny życia obywateli, z których jedną z ważniejszych jest edukacja. Zarówno w Polsce, jak i w początkowych latach pobytu w Afryce widziałam, co to znaczy niedostatek. Moim założeniem było takie prowadzenie firmy, aby była ona dostępna dla zwykłych ludzi, a nie tylko dla bogaczy. Od samego początku chcieliśmy prowadzić nasz biznes w uczciwy i przejrzysty sposób, w przystępnej formie dla inwestorów, którzy nie mają za dużo pieniędzy – koszty są minimalne, najniższe ze wszystkich firm inwestycyjnych w Afryce Południowej. Mamy też klientów, którzy zakładają u nas plany emerytalne. Ludzie powierzający nam swoje finanse mają też możliwość bliższego zaznajomienia się z naszą działalnością. Na stronie internetowej firmy znajdują się przejrzyste informacje na jej temat i wskazówki dotyczące inwestycji. W ten sposób potencjalny klient może zdobyć potrzebną wiedzę za darmo, podczas gdy w innych firmach często musi za taką usługę zapłacić. Naszym zadaniem jest obniżenie kosztów dla wszystkich prywatnych inwestorów. Chcemy, żeby byli oni traktowani uczciwie. Niedawno założyliśmy fundusz emerytalny pod nazwą Sygnia Umbrella Retirement Fund, który jest najbardziej przyjaznym, wymagającym najmniejszych nakładów finansowych w całej Południowej Afryce, gdyż nie pobieramy opłat administracyjnych ani konsultacyjnych. Inne koszty w konkurencyjnych firmach
- 264 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
stanowią 1.5% wkładu, a u nas tylko 0.4%. To wielka różnica. Naszymi klientami coraz częściej stają się młodzi ludzie, którzy dopiero zaczynają oszczędzać i inwestować. Nasz program Sygnia RoboAdvisor pomaga im wybrać odpowiednią drogę inwestowania. Przez lata obywatele Południowej Afryki nie wyrobili w sobie tradycji oszczędzania i inwestowania. Sygnia stawia sobie za cel, aby to zmienić. Chcielibyśmy, aby oszczędzanie i inwestowanie stało się modne wśród wszystkich grup wiekowych. Do tej pory Sygnia działa wyłącznie na terenie Południowej Afryki, ale już niedługo chcemy założyć jej filie w Anglii. Zainteresowanie naszymi produktami i usługami wzrasta, jesteśmy bardzo aktywni w różnych społecznych wydarzeniach i polityce kraju, dzięki czemu stajemy się coraz bardziej znani jako firma wyróżniająca się dobrą jakością i moralnością. W tym roku mijają 24 lata mojej pracy w biznesie. Zdawałoby się, że mogę trochę wyluzować, a tymczasem mam coraz więcej pracy. Firma się rozrasta, ma więcej departamentów, pracowników i klientów, dlatego pracuję właściwie cały dzień. Po powrocie do domu sprawdzam e-maile i odpisuję na nie. Gdy patrzę wstecz na lata mojej pracy i zdobyte doświadczenie, mogę przeanalizować swoje błędy i zastanowić się, co sprawiło, że odniosłam sukces. W żadnym zawodzie, a szczególnie, gdy prowadzi się firmę, nie uniknie się błędów. Najważniejsze, żeby je zauważyć i potrafić je bardzo szybko wyeliminować. W biznesie, szczególnie na początku, ważne jest, żeby rozpoznać, co się sprawdza, a co nie. W mojej pracy niestety nie miałam przewodnika – kogoś, kto by mną pokierował i nauczył różnych tajników prowadzenia firmy. Wszystko musiałam zdobywać sama i rzeczywiście uczyć się na błędach. W pracy umiałam podejmować ryzyko i jestem przekonana, że ci,
którzy tego nie robią, nigdy nie rozwiną firmy. Kiedyś na przykład, żeby kupić udział, musiałam zaryzykować i zastawić nasz dom. Mam szczęście być otoczona bardzo dobrymi współpracownikami. Wielu z nich przeszło do Sygni z poprzednich firm, w których pracowałam. Dosłownie „szli za mną” od firmy do firmy, co świadczy o tym, że mam rzeczywiście dobry zespół oddanych mi ludzi. Zawsze uważałam, że w działalności biznesowej trzeba się wyróżniać, co wymaga odwagi i pasji. Mój zawód zdecydowanie jest moją pasją. Nigdy nie obserwowałam z zazdrością czy chęcią naśladowania konkurencyjnych firm. Miałam swoje oryginalne pomysły, które realizowałam, dzięki czemu zaczęłam się wyróżniać i to jest do tej pory wielkim atutem Sygni. Moim priorytetem był rozwój i edukacja, dlatego umiałam zrezygnować z wysoko płatnej pracy i przejść do mniej intratnej finansowo, ale ciekawszej, w której mogłam się więcej nauczyć. Będąc przez tyle lat na kierowniczych stanowiskach nauczyłam się debatować i dyskutować jak mężczyzna. W tej dziedzinie bardzo pomocne są umiejętności komunikacyjne, dlatego warto poświęcić czas na dokształcanie się. Podczas spotkania biznesowego już pierwsze 20 sekund jest bardzo ważne. Sposób ubierania się, mówienia, gestykulacja – te wszystkie cechy rzucają się w oczy i robią albo pozytywne, albo negatywne wrażenie. W czasie mojej pracy nie odbieram siebie jako kobietę, tylko jako osobę, eksperta w mojej dziedzinie. Zawsze mówię to, co myślę. Nigdy nie bałam się poruszać kontrowersyjnych kwestii i opinii, zawsze staram się je podbudować fachową wiedzą. Jako że nie mam oporów przed tym, by w bezpośredni sposób przekazywać swoje przekonania, nie jestem rozpoznawalna jako kobieta, ale jako osoba biznesu i to zawsze starałam się podkreślać. Nie bizneswoman, tylko „business person”. Oczywiście do
- 265 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
- 266 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
pracy przychodzę ładnie ubrana, gdyż mój wygląd świadczy o firmie, którą reprezentuję. Nikt nie powierzy swoich finansów osobie, która wygląda biednie. Dlatego ładny, elegancki image traktuję w sposób biznesowy. Gdybym była inżynierem, ubierałabym się w dżinsy. Gdy jesteś w finansowej instytucji, musisz być chodzącym obrazem sukcesu. W biznesie nadal dominują mężczyźni. Przez wiele wieków chłopcy odbierali inne wychowanie niż dziewczynki, dlatego obecnie tak trudno jest przełamać pewne uprzedzenia i bariery. Powoli się to zmienia, chociaż ciągle panują stereotypy w wychowaniu obu płci. Można to zmienić poprzez edukację i ukazywanie dziewczynkom wzorców silnych kobiet. Bardzo ważne jest, aby już w szkole podstawowej uczyć dyskusji, umiejętności używania podpartych wiedzą argumentów i wypowiadania swoich przekonań bez obawy. Gdy dzieci wyrastają w takiej atmosferze i uczą się tego typu umiejętności, coraz więcej kobiet będzie wybierało drogę biznesu. Obalone zostaną wtedy mity, że w pracy na kobietę nie można liczyć tak, jak na mężczyznę, lub nie można jej zaoferować wyższego stanowisko, gdyż zawsze
będzie dla niej ważniejsza rola matki niż praca. Z mojego doświadczenia wiem, że to nonsens. Kobiety pracują ciężej niż mężczyźni. Jeśli są matkami, to potrzebują bardziej elastycznych godzin pracy, gdy wymaga tego sytuacja. Zaległości nadrabiają najczęściej później, pracując wieczorami w domu. Tak jak wspomniałam, w wychowaniu dziewczynek ważne jest ukazywanie im wzorców silnych kobiet. Dla mnie takim przykładem była i jest moja matka, specjalistka w patologii i dermatologii, niezwykle dzielna i pracowita kobieta. Moja żydowskiego pochodzenia babcia jest dla mnie z kolei największą bohaterką. Jej wojenne przejścia – pobyt w obozie koncentracyjnym i ogromne przeciwności losu – nie zabiły w niej optymizmu i wiary w człowieka. Mam jeszcze inne wzorce – kobiety, u których podziwiam odwagę w przeciwstawianiu się politykom czy kulturowym stereotypom. W Afryce Południowej mamy dużo takich kobiet, jak na przykład Thuli Madonsela i Makhosi Khosa, które mimo prześladowań nie zrezygnowały ze swoich przekonań. Spoza Południowej Afryki mogłabym wymienić młodziutką Malalę Yousafzai, która z narażeniem życia wal- 267 -
czy o prawa kobiet w Pakistanie, jak również premier Angelę Merkel, która stoi na straży pryncypiów Unii Europejskiej i uczyniła ze swojego kraju silne państwo o nowoczesnych poglądach. Opisuję swoją drogę jako – jak to określiłam – osoba biznesu. W życiu osobistym jestem jednak matką dwójki chłopców i żoną. Oboje z mężem chcieliśmy mieć dzieci, ale już wcześnie zdałam sobie sprawę, że w życiu muszę ustalić pewne priorytety. Nie mogę jednocześnie zajmować się biznesem i być gospodynią domową. Dlatego nie gotuję i nigdy nie zawoziłam dzieci do szkoły. Nadrabiałam te zaległości spędzając z rodziną wszystkie wakacje. Oczywiście po przyjściu z pracy też starałam się poświęcać im jak najwięcej czasu. Mój mąż początkowo pracował ze mną, mogliśmy więc w ten sposób być razem. Nigdy nie miałam wyrzutów sumienia, że nie jestem taką typową mamą. Zawsze byłam przekonana, że w małżeństwie mąż i żona powinni udzielać się rodzinnie w tym samym stopniu. Dla mnie związek jest jednocześnie partnerstwem. W życiu zawodowym mój mąż pomaga mi w zarządzaniu administracją. Ponieważ w mojej pracy dużo
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
podróżuję, obowiązki zajmowania się małymi dziećmi spadały głównie na niego. Nigdy nie czuł się z tego powodu pokrzywdzony, dlatego na pewno dużą zasługą mojego sukcesu jest postawa Simona. Zawsze popierał moje zawodowe działania, chwalił i był ze mnie dumny. Ponadto jego ogromną zaletą jest to, że lubi gotować i jest w tej dziedzinie mistrzem! Obecnie, kiedy nasi dwaj synowie już są prawie dorośli, może oddawać się swoim pasjom. Zajmuje się pracą charytatywną, ponadto uwielbia przyrodę i walczy o jej przetrwanie w różnych organizacjach zajmujących się jej ochroną, m.in. w WWF – Światowym Funduszu na rzecz Przyrody. Jest zapalonym obserwatorem ptaków, tropiącym różne gatunki w niemalże każdym zakątku świata. Na te podróże, często w naprawdę niezwykłe miejsca, jak Wyspy Galapagos, dżungla amazońska, Arktyka czy Antarktyda, wyruszaliśmy całą rodziną. Nasi synowie je uwielbiali! Wśród tych podróży nie zabrakło i Polski. Przyjeżdżałam do Ojczyzny co drugi rok, żeby spotkać się z rodziną, szczególnie z moją babcią. Z rodzicami rozmawiam po polsku, ale moje dzieci już nie mówią w tym języku. Jednakże zabrałam je do Polski, aby poznały ojczysty kraj, mój i ich dziadków. Wprawdzie czuję się Południowoafrykanką, ale Polska zawsze będzie częścią mojej historii i mam do niej sentyment. Synowie, dzięki tym licznym wyjazdom, poznali cały świat i stali się bardzo otwarci w podejściu do różnych kultur czy wyznań. Moim marzeniem w czasie studiów była praca poza granicami Południowej Afryki. Pragnęłam spędzić kilka lat w Londynie czy Nowym Jorku. Niestety, z powodu warunków, na jakich dostałam stypendium, nie mogłam tego zrobić. Dlatego tym bardziej cieszę się, że nasze dzieci miały możliwość zobaczenia całego świata. Ich edukacja była dla nas obojga priorytetem. Chłopcy, podobnie jak ja, wyrośli w etosie pracy. Już wcześnie zrozumieli, że je-
śli chcą coś osiągnąć, muszą w to włożyć wiele wysiłku. Nasz starszy syn zacznie w tym roku studia na Columbia University w Nowym Jorku, młodszy pójdzie pewnie w ślady brata. Wracając jednak do kobiet: cieszę się, że w Południowej Afryce coraz więcej z nich wybiera podobną drogę do mojej i okazuje się, że w przeważającej części są to czarne Afrykanki. Wszystkim kobietom biznesu, jako osoba bardzo już doświadczona, chętnie udzielę trzech, moim zdaniem najważniejszych, wskazówek: 1. Podejmujcie się wszystkich zadań, nawet takich, których nikt nie chce się podjąć. W ten sposób zdobywacie unikalne doświadczenie, jakiego nikt inny w firmie mieć nie będzie. To daje dużą przewagę. Jako początkująca w świecie biznesu robiłam podobnie i doprowadziło mnie to do stanowiska dyrektora menadżerów Coronation Fund w wieku zaledwie 29 lat. Znałam już wtedy wszystkie tajniki biznesu i po prostu wiedziałam więcej niż inni. 2. Nie bójcie się mieć swojego zdania i wypowiadać go na głos. Taka taktyka nigdy mnie nie zawiodła. Na każdym spotkaniu śmiało i wyraźnie artykułowałam swoje idee i starałam się do nich przekonać zebranych. Oczywiście moje pomysły były podbudowane rzetelnymi i fachowymi argumentami, dlatego na ogół udawało mi się osiągać cel. 3. Ryzykujcie. Są takie momenty w życiu, a szczególnie w świecie finansów, kiedy trzeba podjąć ryzykowną decyzję, ale ostatecznie może nas to doprowadzić do spektakularnego sukcesu. Kiedy zaczęłam pracę w Coronation, dostawałam pensję mniejszą od poprzedniej, lecz byłam przekonana, że moja ciężka praca zaowocuje nieocenioną wiedzą i doświadczeniem. Kiedy założyliśmy Sygnię, przez kilka lat nie pobierałam pensji, gdyż przeznaczałam pieniądze na rozbudowę firmy. Chcecie osiągnąć sukces? Uwierzcie w siebie i w swoje możliwości!
- 268 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
- 269 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
„Płyń łódką, nawet gdy morze jest wzburzone, a ona zawsze zawiezie Cię do portu”. Beata Woźnica
BEATA WOŹNICA PERU
Beata Woznica Studio www.beata-woznica.com
- 270 -
- 271 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
Beata Woźnica
Ambasadorka polskiej architektury Peru Najmłodsze lata spędziłam wraz z trójką mojego rodzeństwa bawiąc się na budowach, gdyż mój tato miał firmę budowlaną w Pępowie koło Gostynia. Tam właśnie urodziłam się i przeżyłam szkolne lata. Całe dnie potrafiliśmy skakać po rusztowaniach i wspinać się na góry piasku. Jak się później okazało, to obycie z placami budowy „weszło mi w krew” do tego stopnia, że zaważyło na moim dorosłym życiu. Tata prowadził biznes budowlany, mama natomiast była gospodynią i zajmowała się domem, dużym ogrodem i czwórką dzieci. Nie żałowała, że zrezygnowała z kariery zawodowej, ale zawsze mi powtarzała, że mam być niezależna, poczekać z zakładaniem rodziny i skoncentrować się na wykształceniu i karierze. Czasami śmiała się, że gdyby w młodych latach miała inny rozum, to… I nie kończyła zdania, ale ja domyślałam się, że pewnie chciała spełniać się też zawodowo. Rodzice zawsze mnie popierali we wszystkich przedsięwzięciach, nawet takich, które wydawały im się zwariowane. Gdy zakładałam kawiarnię albo pojechałam na studia do Niemiec, nigdy mi nie powiedzieli: „Co ty robisz? To jest duże ryzyko, nie spłacisz kredytu!” lub „Dlaczego chcesz studiować w obcym kraju?”. Jedyny moment, kiedy spotkałam się ze
sprzeciwem mamy, był wtedy, jak oznajmiłam jej, że chcę jeździć konno. W Pępowie jest duża stadnina i moje koleżanki brały lekcje konnej jazdy i uczestniczyły w zawodach. W tym wypadku mama powiedziała stanowcze „nie”, gdyż bała się wypadku. Uwielbiam konie, ale niestety musiałam mamie ustąpić i tylko kilka razy siedziałam w siodle, wyłącznie rekreacyjnie. W szkole podstawowej nic nie wskazywało na to, że obiorę kierunek związany z budową domów. Urodziłam się w 1975 r. i w momencie, gdy wybierałam liceum, zaszły w Polsce kolosalne zmiany. Po Okrągłym Stole Polska przeszła rewolucję ekonomiczną, powstała gospodarka wolnorynkowa i ludzie zaczęli zakładać liczne biznesy. Wybrałam więc Liceum Ekonomiczne w Krotoszynie, z zamiarem studiowania na Akademii Ekonomicznej w Poznaniu. Tak też się stało, z tą różnicą, że nie poszłam na studia dzienne, tylko zaoczne, gdyż zaczęłam prowadzić swoją pierwszą firmę. Miejscowość Pępowo jest znana z pięknego pałacu otoczonego parkiem oraz, jak już wspomniałam, z dużej stadniny koni. Odbywają się tutaj coroczne zawody hippiczne i cała turystyka miejscowości jest podporządkowana koniom i związanym z nimi imprezom. Wzorem Pępo-
- 273 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
wa okoliczne gminy otworzyły również małe stadniny. Lata moich studiów przypadły na początki kapitalizmu w Polsce. W kraju o wolnym rynku wiele osób zaczęło zakładać przedsiębiorstwa i dwie panie stworzyły w Pępowie projekt wytyczenia 120-kilometrowego szlaku dla rajdów konnych. Miał on przebiegać przez pięć gmin. Razem z koleżanką bardzo zapaliłyśmy się do tego pomysłu. Przejęłyśmy zarządzanie szlakiem, uporządkowałyśmy nieprzejezdne odcinki i zorganizowałyśmy pierwszy rajd konny, na którego otwarcie zaprosiłyśmy telewizję i lokalną prasę oraz wójtów tych wsi, przez które przebiegała trasa. Wiadomo, że przy tego typu przedsięwzięciach – takich jak rajdy czy zawody konne – potrzebna jest cała infrastruktura: miejsca noclegowe, kawiarnie i restauracje. Założyłyśmy firmę agroturystyczną, która prowadziła szkolenia dla okolicznych rolników w zakresie otwierania kwater dla turystów związanych z hippiką. Blisko trasy otworzyłam również kawiarnię z salą bilardową, która działała w centrum sportowo-kulturalnym. Biznes powoli się rozwijał, ale nie miałam już do niego tak dużego zapału, jak na samym początku. Trudno było przestawić mentalność rolników na inne tory, dochodziły kolejne przeszkody i nagle zapragnęłam totalnie zmienić swoje życie i wyjechać do innego kraju. W szkole podstawowej uczyłam się rosyjskiego i, jak większość uczniów, nie lubiłam tego języka, gdyż kojarzył się nam z komunizmem. W liceum za to studiowałam niemiecki i postanowiłam go lepiej opanować. Stąd moja decyzja wyjazdu do Niemiec. Dostanie się na studia w zachodnich krajach europejskich nie było wtedy takie łatwe, gdyż trzeba było starać się o dofinansowanie, wypełniać różne dokumenty i podania. A jednak zostałam przyjęta, i to na bardzo dobry uniwersytet w Karlsruhe, pięknej miejscowości o wspaniałym ciepłym klimacie, położonej blisko Francji, Włoch i Szwajcarii. Chciałam studio-
wać ekonomię. Niestety nasza matura nie była honorowana w Niemczech, dlatego spędziłam dwa lata w college’u, który miał mnie przygotować do studiów. Wtedy zresztą nie tylko polska matura nie była uznawana, ale też świadectwo ukończenia szkoły średniej z innych krajów, nawet ze Szwajcarii. Uniwersytet w Karlsruhe ma bogatą tradycję, a jego wykładowcami i studentami było wiele sław, m.in. odkrywca fal elektromagnetycznych Heinrich Hertz czy właściciel Mercedesa. Kursy na tym uniwersytecie, również na takim wydziale jak ekonomia, są najeżone przedmiotami ścisłymi i dlatego musiałam ukończyć niemiecki T-kurs, w którym było bardzo dużo matematyki, informatyki, chemii, fizyki, elektrotechniki i oczywiście język niemiecki. Po zdaniu egzaminów z tych przedmiotów mogłam zacząć studia. Udało mi się je wszystkie zaliczyć i zostałam studentką pierwszego roku ekonomii. Niektóre przedmioty bardzo mi się podobały, szczególnie makroekonomia, z której byłam dobra i zdobyłam nawet nagrody na olimpiadzie, natomiast statystyka i rachunkowość zdecydowanie nie były dla mnie. Podczas studiów uświadomiłam sobie, że cały czas drzemie we mnie to, czym nasiąkłam w dzieciństwie, czyli budownictwo i architektura. Postanowiłam zmienić kierunek studiów, ale jak to zrobić, kiedy nigdy w życiu nie rysowałam? W Polsce kandydaci na architekturę robią specjalne, roczne, prywatne kursy, które przygotowują ich do egzaminów, kładąc duży nacisk na rysunek. Chciałam podjąć studia jak najszybciej, poszłam więc do dziekanatu zasięgnąć informacji i odetchnęłam z ulgą, gdy dowiedziałam się, że nie muszę zdawać egzaminu z rysunku, a jedynie pokazać świadectwo tzw. Numerus Clausus, odpowiednik czerwonego paska w polskich szkołach. Ponieważ miałam bardzo dobre świadectwo, podjęłam decyzję, że idę na architekturę. Już na pierwszym roku poczułam, że to jest mój kierunek i przez
- 274 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
całe studia jedynie utwierdzałam się w tym przekonaniu. Było fantastycznie – ciekawe zajęcia i kwitnące życie towarzyskie studentów pochodzących z różnych stron świata, wśród których znajdowali się uczniowie z programów Erasmus i Sokrates. Odebrałam Niemcy jako kraj bardzo międzynarodowy, gdyż nie tylko wśród studentów, ale i poza uczelnią można było nawiązać kontakt ze wszystkimi narodowościami. Na naszym uniwersytecie dosyć liczną grupę stanowili Latynosi i dzięki kontaktom z nimi zaczęłam się uczyć hiszpańskiego. Jeszcze zanim zaczęłam studia, poznałam mojego byłego męża, Peruwiańczyka. Gdy przyjechałam do Niemiec, oczywiście wiedziałam, gdzie leży Peru, ale moja wiedza na tym się kończyła. Dla mnie jako Europejki kraj ten kojarzył się z czymś dalekim i bardzo
egzotycznym. Jednak u mojego przyszłego męża zafascynowało mnie nie jego pochodzenie, ale osobowość. Niesamowicie otwarty na różne poglądy, miał ogromną wiedzę i rozmowa z nim była duchową ucztą. Nierzadko przegadywaliśmy całe wieczory, które kończyły się o trzeciej czy czwartej nad ranem. Większość moich męskich znajomych interesowała się głównie piłką nożną, a tymczasem nagle spotkałam kogoś, z kim mogłam porozmawiać na tak wiele tematów. Nic dziwnego, że się zakochałam. Razem z nim odwiedziłam Peru kilka razy. Lima od razu mi się spodobała, chociaż panuje w niej dość duży chaos architektoniczny. Zachwyciły mnie budynki z czasów kolonialnych zbudowane w angielskim stylu, szczególnie przepiękna ulica Areqipa, gdzie wśród wielkich ogrodów stoją wielkie wille. Lima była niegdyś bardzo
- 275 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
- 276 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
zielonym miastem, lecz niestety teraz to się zmienia ze względu na budowę nowoczesnych apartamentowców, które niczym się nie różnią od tych z Europy czy z Ameryki. Ku mojemu zaskoczeniu dowiedziałam się, że większość budynków użytku publicznego, takich jak Pałac Arcybiskupi, Pałac Rady Miejskiej, budynek Club Nacional, budynek Banco Italiano (dzisiaj Banco de Crédito) i Edificio Rimac zaprojektował w latach 20. i 30. XX w. polski architekt, Ryszard Jaxa Małachowski. Był on twórcą przebudowy Starego Miasta, katedry i Pałacu Prezydenta. Zaprojektował również jedną z ważniejszych ulic Limy, Paseo de la República i osiedla Santa María del Mar, Urbanización La Cantuta i Santa María de Chosica. Ożenił się z Peruwianką z bardzo bogatej rodziny Benavides, z której pochodził jeden z prezydentów Peru. Wkład w budowę Limy mieli też inni polscy architekci, między innymi Bruno Paprowski. Te wszystkie budowle Polaków są wspaniałe, dlatego do tej pory nasi rodacy są tam bardzo poważani jako artyści. Najbardziej urzeka mnie stara architektura, której jest coraz mniej, gdyż nieodnawiana popada w ruinę, a potem jest wyburzana. Po ukończeniu studiów, pod koniec 2006 r., osiedliłam się w Limie na stałe i od razu się w niej zaaklimatyzowałam. W tym czasie byłam bardzo otwarta na propozycje krajów,
w których mogłabym zamieszkać na stałe i czułabym się dobrze niemalże wszędzie, gdyż w każdym nowym miejscu zawsze zauważałam więcej plusów niż minusów. Tak stało się też w Peru i nigdy nie żałowałam, że tutaj założyłam swój dom. Może dlatego początki w nowym kraju nie były aż tak trudne. Znaleźliśmy z mężem mieszkanie i w niedługim czasie znajoma mojej teściowej zleciła mi przebudowę swojej kuchni. Nie było to łatwe zadanie, gdyż tuż po studiach miałam prawie zerowe doświadczenie w tego typu projektach. Wprawdzie w trakcie nauki odbyłam obowiązkowe praktyki, ale nie zdobyłam wystarczającej wiedzy, zwłaszcza że budownictwo w Peru bardzo różni się od europejskiego. Jednak projekt wykonałam na tyle dobrze, że sąsiadka mojej teściowej, której kuchnia bardzo się spodobała, zleciła mi remont swojego domu. Tym razem miał to być duży projekt, połączony z przesuwaniem ścian. I tak przechodziłam od domu do domu wzdłuż tej samej ulicy, która zamiast obecnej nazwy powinna, w opinii jej mieszkańców, nosić moje nazwisko, gdyż w każdym domu coś przerabiałam. Były takie okresy, że pracowałam nad czterema domami naraz. W czasie tych projektów „zdobywałam swoje ostrogi” i uczyłam się nowych materiałów, technik, a przede wszystkim postępowania - 277 -
z pracownikami i klientami. Musiałam też dobrać sobie odpowiednią ekipę fachowców: murarzy, hydraulików, malarzy, elektryków, stolarzy. O tych ostatnich było najtrudniej, gdyż nie wiem dlaczego, ale Peru słynie z nieuczciwych stolarzy – jest to nie tylko moja opinia, ale samych Peruwiańczyków. Właśnie z tą grupą fachowców miałam bardzo nieprzyjemną przygodę, gdy podczas jednego z pierwszych kontraktów dałam stolarzowi zaliczkę – ekwiwalent 3 tysięcy dolarów. Nie wykonał swojego zadania i zniknął bez śladu, a pieniądze wraz z nim. Niestety podobne sytuacje powtarzały się i utwierdziły mnie w przekonaniu, że muszę znaleźć fachowca innego pochodzenia. Stał się nim Polak, Tomasz Szot, z którym pracuję do dzisiaj. Zawsze żartuję, że w Peru łatwiej mi było znaleźć dobrego polskiego stolarza niż stolarza Peruwiańczyka. Tomek odszukał mnie podczas targów Casacor. Są to bardzo prestiżowe, peruwiańskie doroczne wydarzenie architektoniczne. Nie łatwo się na nie dostać, gdyż konkurencja jest olbrzymia. W Limie jest bardzo dużo starych, kolonialnych budynków, które stoją puste. Niektóre z nich są bardzo duże, jak na przykład koszary. Często zachowana jest w nich autentyczna stolarka – okna i drzwi, piękne podłogi, a wysokie na 5 metrów sufity zdobią sztukaterie. W takich domach organizowany jest
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
Casacor, a uczestnicy dostają po jednym pomieszczeniu, które przekształcają na przykład na loft dla młodej pary czy kuchnię dla młodego biznesmena. Budynek przed targami jest gruntownie remontowany. W 2012 r. po raz pierwszy uczestniczyłam w takich targach i do naszej dyspozycji oddano czterdziestopokojową, olbrzymią willę. Projektowałam „loft nordico” o powierzchni 150 m². Projekt ten zwrócił uwagę innowacyjnym rozwiązaniem w zagospodarowaniu przestrzeni oraz kombinacją nowoczesnych materiałów z zastosowaniem systemów automatyzacyjnych. Zdjęcie projektu trafiło na okładkę magazynu poświęconego architekturze. Docenili go również znani architekci i dzięki ich pozytywnym opiniom wypłynęłam na szersze wody. Zaczęłam istnieć w mediach, głównie w prasie i telewizji, a w najważniejszych peruwiańskich magazynach (takich jak „Casas”, „Arq.” „CasayMas”, „AsiaSur”, „Gestion”, „Decora”) czy programach telewizyjnych (Linea&Punto, Oh Diosas i Ineriores) ukazywały się zdjęcia moich wnętrz oraz wywiady ze mną. Przez kolejne 3 lata brałam udział w Casacor i za każdym razem zdobywałam coraz większe uznanie. W swoje projekty bardzo lubię wkomponować mebel antyczny, pozostałość po poprzednich pokoleniach. W Peru jest dużo ręcznie wykonanych mebli, często pięknie rzeźbionych, dlatego staram się je umieszczać w projektowanych przeze mnie wnętrzach, nawet jeśli są to tylko bardzo artystycznie wykonane drzwi. Te rękodzieła noszą nazwę Tallado i zespolone z nowoczesną architekturą od razu zwracają uwagę swoją nadzwyczajną urodą. Projektując próbuję mieszać style i oprócz peruwiańskich motywów dodaję też polskie, nawet jeśli mogą to być tylko kolory. Kolor czerwony jest dla mnie bardzo polski – kojarzy mi się z makami w zbożu, czerwonymi koralami, które są elementem wielu polskich strojów ludowych, o polskiej fladze nie wspominając, więc próbuję
ten kolor wykorzystać w pewnych elementach wystroju wnętrz. Inspirują mnie też inne polskie motywy, np. wycinanki. Jako architekt wyrobiłam sobie markę i moje projekty zostały opisane w 14 publikacjach w specjalistycznych magazynach, a ostatnio ukazały się dwa artykuły opisujące mój projekt dla polskiej klientki. Przytoczę tu fragment artykułu: Beata Woźnica aranżuje i przerabia wnętrza dostosowując je do konkretnych upodobań właściciela, nie zapominając o uwzględnieniu historii domu, pełnym wspomnień jego poprzednich mieszkańców. Po prawie dekadzie życia w Peru, Beata Woźnica po raz pierwszy miała okazję pracować nad projektem dla klienta, który, tak jak ona, jest Polką. Jak tu nie być podekscytowanym perspektywą takiego wyzwania? Beacie udało się w nim zawrzeć polskie elementy i w ten sposób „przeniosła” swoją ojczyznę do Peru. Bardzo się cieszyłam, że w tym projekcie miałam okazję wykorzystać polski akcent, jakim stał się obraz Madonny. Dlaczego właśnie taki? Jedna z polskich ludowych artystek maluje Madonny w strojach pochodzących z Beskidu Żywieckiego i to właśnie jej obrazy zainspirowały mnie do zamówienia płótna u peruwiańskiego artysty, Juan’a Carlosa Ortiza, z którym na stałe współpracuję. W ten sposób powstała Matka Boska Żywiecko-Peruwiańska, ubrana w piękną suknię, w której dominował kolor niebieski, ulubiony nie tylko przez moją klientkę, ale kojarzący się również z polskimi chabrami. Oprócz błękitu występował w niej fiolet, a niektóre kwiatki pokryte były płatkami prawdziwego srebra z matowym wykończeniem. Natchnęła mnie do tego pomysłu Szkoła Cusco, pielęgnująca tradycyjne wzorce peruwiańskie. Używa się w niej płatków złota, głównie do wykańczania ram, ale ja zamiast złota użyłam matowego srebra. Ten obraz robi niesamowite wrażenie i ktokolwiek odwiedza dom mojej klientki, od razu się przy nim zatrzymuje.
- 278 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
We wszystkich moich zleceniach wykonuję meble na miarę, aby jak najekonomiczniej zagospodarować przestrzeń. Kolory mebli często są dostosowane do kolorów ścian, dzięki czemu pomieszczenia wydają się większe. Minimalistyczne rozwiązania potęgują to odczucie. Przedmioty osobiste, takie jak pamiątki i zdjęcia, są tak wkomponowane, że nie dominują i nie przytłaczają. Bardzo lubię łączyć nowoczesność z peruwiańską tradycją, ale rozwiązuję to w ten sposób, że np. delikatna rama lustra jest pokryta płatkami prawdziwego złota, ale nie błyszczącego, tylko matowego. Moim ulubionym materiałem jest drewno, które staram się wykańczać ekologicznymi, naturalnymi olejami sprowadzanymi z Niemiec lub z Belgii. Drewno w ten sposób „oddycha” i bardzo ładnie wygląda. Jest wiele pięknych rodzajów peruwiańskiego drewna: shihuahu-
aco, którego używam do podłóg, cedro o wspaniałym zapachu oraz wiele innych, takich jak jatoba, caoba, pino oregon, pumaquiro czy estoraque. Bardzo dbam, aby drewno pochodziło z legalnych źródeł, z kontrolowanego wyrębu lasów, a nie z rabunkowej gospodarki. Jest to dla mnie bardzo istotne, gdyż jestem wyczulona na ochronę środowiska. Mój drugi projekt w Casacor był przykładem urządzenia i udekorowania dość małego mieszkania przeznaczonego dla młodej pary z córką. Polegał na połączeniu salonu, kuchni i sypialni przedzielonych jedynie meblami. Wykorzystałam wysokość mieszkania i zbudowałam dodatkowe piętro, gdzie umieściłam sypialnię rodziców. Aby uzyskać wrażenie większej przestrzeni, wstawiłam meble z białej melaminy, a podłogi, dla kontrastu, zostały wykończone na ciemny brąz. Jaskrawo żółte elementy do-
- 279 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
dały przestrzeni słonecznej, radosnej atmosfery. Ten projekt, podobnie jak i poprzedni, został przyjęty wręcz z zachwytem i trafił na łamy czasopisma „CasayMas” oraz do programów Linea&Punto, Interiores i Oh Dioosas. W Peru, tak jak w wielu innych krajach, załatwia się duże kontrakty po znajomości albo, niestety, przez łapówki. Tutaj każda zamożna rodzina ma swojego architekta i bardzo trudno jest zdobyć renomę takiej osobie jak ja, która nie urodziła się w Peru, nie studiowała tu i nie miała miejscowych przyjaciół. Moimi drzwiami do peruwiańskiego świata architektów stał się właśnie Casacor. Jak już wspomniałam, Tomek Szot, polski stolarz, z którym obecnie pracuję, wyłowił moje polskie nazwisko podczas pierwszych targów. Bardzo spodobały mu się moje prace i zadzwonił do mnie. Umówiliśmy się na rozmowę i po obejrzeniu Tomka wyrobów wiedziałam, że wreszcie mam swojego stolarza. Tak zaczęła się nasza współpraca, która trwa do dzisiaj. Tomek jest zaangażowany w każdy mój projekt, chociażby w ten, nad którym obecnie pracuję – jest nim bardzo duże mieszkanie o powierzchni 400 m² w Casuarinas, bogatej części Limy. Do tej pory zajmowałam się generalnymi remontami i projektowaniem wnętrz. W tym roku może rozszerzę swoją działalność i będę miała szan-
sę wykorzystać moje wszystkie umiejętności architekta. Jestem w trakcie negocjacji projektu całego kompleksu, który ma powstać w Paracas, na pięknej plaży w pobliżu rezerwatu. Na powierzchni ponad 45 hektarów mają powstać domki jednorodzinne, budynki mieszkaniowe z apartamentami od 120 m² do 240 m², hotele, baseny, restauracje i supermarket. Całość ma być zbudowana z ekologicznych materiałów i zasilana przez panele słoneczne. Przedsięwzięcie będzie trwało co najmniej 10 lat. Nie ukrywam, że bardzo zależy mi na tym projekcie, gdyż byłby to pierwszy z tak wielkim rozmachem.
- 280 -
O wyniku konkursu dowiem się niebawem. Obecnie pracuję również nad projektami biur o powierzchni 800 m², zajmującymi dwa piętra wysokiego wieżowca, oraz nad projektem głównego wejścia i lobby dużego budynku wielorodzinnego na 134 mieszkania. Jestem samotną matką prowadzącą biznes. W Peru, szczególnie wśród moich rówieśników i osób młodszych, prowadzenie firmy przez kobietę jest traktowane normalnie, chociaż panuje przekonanie, że latynoscy mężczyźni to typ macho. Pewnie tak kiedyś było, lecz aktualnie coraz więcej kobiet zajmuje menadżer-
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
skie stanowiska, nawet w informatyce, która kiedyś była domeną mężczyzn. Panowie to akceptują, choć tak naprawdę boją się mocnych kobiet. Najważniejsze, że społeczeństwo to docenia, a korzyści z tej sytuacji są wielorakie. Kobieta ma własne dochody, jest niezależna i dzięki temu czuje się dowartościowana i szczęśliwa. Dla mnie jako kobiety prowadzącej przedsiębiorstwo najważniejsze jest, aby mieć zaufanie do siebie i nie obawiać się wypłynięcia na szerokie wody. Gdy sięgam pamięcią wstecz, to nieraz przerażały mnie zupełnie nowe projekty, w których wiele rzeczy robiłam po raz pierwszy. Gdy w jednym domu usuwaliśmy ściany i obraz ten przypomniał mi Warszawę po Powstaniu Warszawskim, byłam tak zestresowana, że śniły mi się koszmary i budziłam się w nocy. Z czasem nabrałam pewności siebie, gdyż zawsze udawało mi się przezwyciężyć wszystkie trudności.
Podczas tych niekiedy bardzo odważnych i ryzykownych projektów nabierałam doświadczenia i rosły mi skrzydła. Dzisiaj śmieję się ze wszystkich moich strachów. W biznesie bardzo ważne jest, żeby lubić to, co się robi. W moim przypadku tak właśnie jest: kocham swój zawód, chociaż jest związany z ogromnym nakładem pracy. W moim życiu jest wiele takich momentów, które zdarzyły się pozornie przypadkowo, ale później okazywały się bardzo znaczące. Tak było z pierwszym uczestnictwem w targach Casacor. Moja córeczka miała prawie dwa lata i nadal byłam z nią w domu, gdy siostra mojego byłego męża skontaktowała mnie z panią, która potrzebowała architekta do zaprojektowania sklepu z biżuterią. Podjęłam się tego wyzwania i razem z Luną w wózku doglądałam projektu. Dzięki znajomości z właścicielką sklepu z biżuterią „weszłam” dość okrężną drogą do Casacor. Cho-
- 281 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
ciaż wydawało mi się to początkowo wariackim posunięciem, potraktowałam tę szansę jak „dar z nieba”. Wariackim dlatego, że na cały projekt było bardzo mało czasu, a mieścił się w opuszczonym starym budynku, który trzeba było całkowicie wyremontować. Takim też „fuksem” była praca dla właściciela firmy budowlanej, który był tak zadowolony z mojego projektu, że polecał mnie z kolei swoim klientom. W całej mojej peruwiańskiej karierze, z wyjątkiem przygody ze stolarzem, wszystko odbywało się we właściwym miejscu i o właściwym czasie i w ten sposób bardzo harmonijnie płynę „z jednego portu do drugiego”. Zaletą mojego biznesu jest na pewno jakość usług jakie oferuję, lecz równie ważna jest umiejętność zarządzania ludźmi. Gdy patrzę wstecz na moje studia, to stwierdzam, że było na nich kilka zupełnie niepotrzebnych przedmiotów, a brakowało za to lekcji psychologii. Nie uczyli nas, jak kontaktować się z klientem, jak zarządzać pracownikami i dostawcami, jak dawać sobie radę z bardzo dużymi projektami, gdzie zaczyna się od postawienia ścian, a kończy na powieszeniu ostatniego obrazka oraz jak podejść do pary małżeńskiej, kiedy żona mówi: „To mi się nie podoba”, a mąż odparowuje: „A kto za to płaci?”. Gdyby mój mąż mi tak powiedział, zrobiłabym awanturę, ale jako firma muszę wykazać 100% taktu i dyplomacji. Trzeba bardzo dobrze poznać gusty klientów i dostosować się do nich, nie narzucając na siłę swoich wizji. Spędzając z nimi tak dużo czasu niekiedy zaczynają cię traktować jak powiernicę ich radości i smutków. Dlatego, moim zdaniem, na studiach architektonicznych powinna być psychologia. A czy ja jestem dobra w tej dziedzinie? Chyba tak, bo większość moich klientów po pewnym czasie staje się moimi znajomymi lub przyjaciółmi. Minęło już ponad 10 lat od momentu, kiedy przyjechałam do Limy. Moje wypełnione pracą zawodową peruwiańskie życie było przez ten
czas bardzo udane, a pełnia szczęścia nastąpiła, gdy przyszła na świat nasza córeczka, Luna. Urodziła się w dniu nowiu księżyca, stąd jej imię. Ponad dwa lata temu rozstałam się z mężem. Nasze drogi rozeszły się w pokojowy sposób. Nadal utrzymuję kontakty z jego rodziną i moja córka wychowuje się wśród licznych kuzynów oraz często odwiedza dziadków. Oprócz obywatelstwa peruwiańskiego ma również polskie. Obie mamy kontakt z Polską, poprzez rozmowy na Skype i wyjazdy do kraju. Niestety, na częste odwiedziny ojczyzny nie mam czasu, gdyż nie mogę sobie pozwolić na dłuższy urlop. Gdy nie ma mnie w Peru, wszystkie projekty niemalże stoją, ponieważ najważniejsze decyzje należą do mnie. Mam wprawdzie moją „prawą rękę”, która wykonuje dla mnie m.in. rysunki, ale najważniejsze zadania są na mojej głowie. W zeszłym roku poleciałam do Polski i jak zwykle zatrzymałam się na krótko w Niemczech, we Frankfurcie, gdzie mam dużo przyjaciół ze studiów, a potem zrobiłam wycieczkę do Karlsruhe. Z Niemiec lecę prosto do Polski albo wpadam na chwilę do Włoch, kolebki artystów i architektów. Oprócz życia zawodowego, które wciągnęło mnie prawie bez reszty, jestem matką i jest to dla mnie najważniejsza rola, którą staram się wypełniać jak najlepiej, gdyż do końca życia będę mamą, a niekoniecznie do końca życia będę architektem. Staram się znaleźć dla Luny czas w ciągu dnia, jemy razem śniadanie i kiedy po czwartej wraca ze szkoły, jestem już w domu, żeby zjeść z nią obiad. Mimo że przez sześć dni w tygodniu mam pomoc domową, uczę córkę samodzielności: każę jej ścielić łóżko i sprzątać po sobie. Tak jak moi rodzice wspieram ją we wszystkich zainteresowaniach i wożę na różne zajęcia. Ostatnio chce ćwiczyć siatkówkę i gimnastykę artystyczną, co oczywiście popieram. Przez pierwsze dwa lata życia mojej córeczki nie pracowałam zawodowo, z wyjątkiem po-
- 282 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
dejmowania się niewielkich projektów. Zostanie w domu z dzieckiem było całkowicie moim wyborem. Gdy jednak minęły dwa lata, poczułam, że chociaż macierzyństwo jest świetnym doświadczeniem, to jednak muszę na nowo podjąć pracę architekta. Niektóre moje koleżanki pokończyły dobre uniwersytety, zaczęły robić karierę, ale po urodzeniu dzieci z wielkim oddaniem poświęciły się domowi i pociechom, tymczasem ja nie mogę żyć bez pracy zawodowej, chociaż czasami te dwie role trudno pogodzić. Jako już doświadczona pani architekt mogę udzielić pewnych porad kobietom, które chcą prowadzić własną działalność. Uważam, że w moim przypadku najważniejsze było i jest zaufanie do pracowników i mimo złych doświadczeń, jakie miałam na początku mojej pracy w Peru, uważam, że trzeba wierzyć ludziom. Ważna jest też odwaga – nawet jak pewien projekt początkowo wyda się nam wariactwem, warto rzucić się na głębokie wody. Czasami coś niemalże spada z nieba i trzeba podjąć wyzwanie, gdyż potem okazuje się, że prowadzi nas ono dalej. Dlatego moje ulubione motto brzmi: „Płyń łódką, nawet gdy morze jest wzburzone, a ona zawsze zawiezie cię do portu”. W tak zapracowanym życiu każdy wolny czas poświęcam mojej córeczce. Chodzę z nią do muzeów, pokazuję sztukę. Może kiedyś pójdzie w moje ślady? Czasami uda mi się wyjechać na kilka dni do Brazylii czy do Meksyku i wtedy zwiedzam muzea, oglądam nowe materiały, architekturę, wnętrza. Gdy kiedyś zmęczę się architekturą, to moim cichym marzeniem jest mała hacjenda otoczona winnicą, gdzie będę mogła robić wino, uprawiać zioła, jeść tylko zdrową, naturalną żywność, przygotowywać nalewki, sery i kisić ogórki. Śmieję się, że w przeszłym życiu byłam pewnie zielarką, gdyż fascynuje mnie ziołolecznictwo. Może są to tylko marzenia, ale w moim życiu wiele pragnień się urzeczywistniło, więc może i to się spełni? - 283 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
„Jeśli poniesiesz porażkę, wstań i idź dalej. Każda porażka jest integralną i ważną częścią każdego sukcesu”. Dominika Żurawska
DOMINIKA ŻURAWSKA WIELKA BRYTANIA (SZKOCJA)
D.O.M. Art Limited www.domart.co.uk
- 284 -
- 285 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
Dominika Żurawska
Rebeliantka Wielka Brytania (Szkocja)
Od najwcześniejszego dzieciństwa przebywałam w towarzystwie ludzi kreatywnych – rodzina mamy to cyrkowcy, a ojca – plastycy. Jako mała dziewczynka często odwiedzałam moją ciocię, malarkę, Marzenę Tyczyńską i zapach terpentyny, farb oraz porozstawiane w każdym kącie domu płótna tworzyły mój „plac zabaw”. Wprawdzie nie marzyłam o zostaniu malarką, ale zawsze pociągało mnie tworzenie. W liceum plastycznym w Bydgoszczy studiowałam niemalże wszystkie dziedziny plastyczne, lecz tą, która spotkała się z największą krytyką, było malarstwo. „Twoje obrazy to jakaś poezja” − wielokrotnie słyszałam od nauczycieli. Mimo wszystko malowałam, tyle tylko, że było to niemalże jak pisanie pamiętnika – wyłącznie dla siebie. Od czasu do czasu zgłaszałam moje prace na konkursy, były one jednak odrzucane, niekiedy z posądzeniami o „lesbijstwo lub schizofrenię”. Bardzo przejmowałam się krytycznymi uwagami i zdając na poznańskie ASP, nie ośmieliłam się wybrać malarstwa, a jako że ukończyłam liceum ze specjalizacją w dziedzinie wystawiennictwa, zdecydowałam się na nowo otwarty kierunek, jakim była krytyka i promocja sztuki. Na Akademię dostałam się za pierwszym razem! Ze względu na to, jak trudno zostać przyjętym na tego typu uczelnię, trakto-
wałam to osiągnięcie jako swój pierwszy artystyczny sukces. Pierwszy rok na studiach okazał się jednak niefortunny. Przeżyłam moje pierwsze zakochanie i jednocześnie pierwszy zawód miłosny. Wsparciem w tym trudnym dla mnie okresie okazało się… malarstwo. Popchnęło mnie do niego drugie wydarzenie: wyjechałam z ojcem do pracy do Niemiec i złamałam tam nogę w kostce. Wróciłam do Polski i ze względu na skomplikowanie złamania, przez kilka miesięcy byłam unieruchomiona w mieszkaniu. Odgrzebałam wówczas zakurzone blejtramy, zapominając, że „przecież nie powinnam malować”. Kładąc farby na płótna, zaczęłam wyrzucać z siebie wszystkie negatywne emocje minionego roku. Tak powstała moja pierwsza kolekcja. Nie pamiętam, jak ją nazwałam, przypominam sobie jedynie tytuł pierwszego obrazu – Upadły anioł. Przez cały okres studiów pracowałam w małej, położonej niedaleko ASP Café Zielona Gęś. Częstymi jej bywalcami byli studenci i profesorowie z ASP oraz pracownicy i artyści teatrów. Izabela Bureń, kierowniczka kawiarni, wspaniała osoba, z którą szybko się zaprzyjaźniłam, zaproponowała mi zorganizowanie mojej pierwszej w życiu wystawy. Początkowo ostro zaoponowałam. Cały czas tkwiły we mnie słowa
- 287 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
„Tworząc, łapczywie przesuwam spojrzenie po ciele moich emocji, stojąc w obliczu pustego płótna, pustej przestrzeni. Wchodzę w nią i rozpoczynam proces, walkę o wyrażenie. Obraz jest odbiciem duszy, której nie widać w lustrze”. - Dominika Żurawska
krytyki nauczycieli ze szkoły średniej. „Przecież moje malarstwo to jakaś poezja, a ponadto na tę wystawę i tak nikt nie przyjdzie” – argumentowałam. Iza nalegała, tłumaczyła i w końcu jej uległam. Pamiętam, że przyszłam do kawiarni na pół godziny przed wernisażem. Tak jak się obawiałam, nikogo tam nie było. Nagle, wraz z wybiciem godziny ósmej, drzwi się otworzyły i pojawił się tłum ludzi. To był rewelacyjny wieczór. Byłam zaskoczona ilością osób, które przyszły na wystawę i nie szczędziły bodajże pierwszych w moim życiu pozytywnych komentarzy na temat mojego malarstwa. Zdumiały mnie jednak nie tylko kom-
plementy, ale także to, że ludzie tak łatwo utożsamili się z emocjami, które wyczytali w moich obrazach. Tego typu reakcje są dla mnie do tej pory najważniejsze: nie komentarze warsztatu malarskiego, tylko przeżywanie obrazów, odnajdywanie w nich siebie, swojej historii. Z tym moim pierwszym wernisażem łączy się pewne wydarzenie. Na wystawę przyszli rodzice mojego znajomego, studenta dziennikarstwa. Oboje są znawcami sztuki. Podeszli do mnie i matka znajomego powiedziała: „Wierzę, że kiedyś będziesz tak sławna, że zanim ukończysz obraz, już będzie sprzedany”. Oczywiście miło mi było usłyszeć taki komplement, chociaż i tak
- 288 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
w niego nie uwierzyłam. Obiecali mnie zapoznać z artystą, który stał się znany we Francji. Był to Mariusz Kruk, malarz-filozof. Miał odwiedzić kawiarnię i zobaczyć moje prace. Byłam totalnie przerażona. „Wielki artysta ma oglądać moje prace” – myślałam spanikowana. Nie miałam odwagi wejść razem z nim do Café Zielona Gęś. Jak skazaniec czekający na wyrok siedziałam w taksówce, wpatrzona w drzwi kawiarni. Malarz wyszedł, wsiadł do taksówki i powiedział: „Wielkie gówno, ale maluj dalej”. Udawałam, że nie usłyszałam tych dwóch pierwszych słów, najważniejsze były dla mnie te dwa ostatnie – „maluj dalej”. To one mnie zmobilizowały do tego stopnia, że w ciągu 2 lat miałam w Polsce aż 6 wystaw! Z czasem moja twórczość doczekała się jego uznania. Dostałam nawet taki komplement: „Zobaczysz, że tak jak Boznańska, dojdziesz do czegoś na arenie sztuki”. Jak te słowa mnie uskrzydliły! Kolejną moją polską wystawę zorganizował poznański teatr Viva, który postanowił uczcić moją wygraną w konkursie Poznański Artysta Roku. Oba wydarzenia były dla mnie dużym zaskoczeniem. Nie stawałam do konkursu i do tej pory nie wiem, kto zgłosił moją kandydaturę, a wystawa w teatrze, i to na jego koszt, była dla mnie drugą niespodzianką. Panowała na niej wspaniała atmosfera, a otwarcie prowadził znany aktor, Michał Grudziński. Siedziałam w loży VIP-ów, przyszły poznańskie media. Coś niesamowitego. Zwłaszcza, że później dowiedziałam się, iż do konkursu stawali znani artyści, łącznie z moimi profesorami, a to ja, studentka drugiego roku (nawet nie malarstwa), zostałam wybrana! To był jednak ostatni mój polski sukces w okresie studiów. Po nim nastąpiło pasmo porażek. Zanim to się stało, wzięłam urlop dziekański i wyjechałam do Londynu, gdzie otrzymałam propozycję publikacji moich obrazów. Po powrocie do Polski zaczęły do mnie dochodzić plotki, że poprzez aktywność wystawienniczą wkroczyłam na ścieżkę wojenną z akademią. Byłam totalnie zaskoczona. „Przecież uczelnia powinna być ze mnie dumna. Studentka, która stu-
diując krytykę i promocję sztuki, jeszcze odnosi sukces w malarstwie – toż to dodaje splendoru uczelni” – tak myślałam. Jakże byłam naiwna. Musiałam tę sprawę wyjaśnić i w tym celu spotkałam się z dziekanem. Opowiedziałam mu o plotkach, które do mnie dotarły. – „Dobrze pani słyszała” – odpowiedział. – „Jak to? Przecież w wywiadach zawsze podkreślam, na jakiej wspaniałej uczelni studiuję. O co tu chodzi? To znaczy, że nie powinnam organizować wystaw?” - dopytywałam. – „Zarabia pani na nich, a zatem powinna się pani dzielić dochodami z wydziałem”. Zamurowało mnie. Przecież wszystkie wystawy, z wyjątkiem tej ostatniej, zorganizowałam sama: znajdowałam sponsorów, miejsca, wszystko było załatwiane przeze mnie i moich przyjaciół. Próbowałam to wytłumaczyć dziekanowi. – „W takim razie powinna pani podłączyć do tych wystaw cały wydział”. – „Ależ ja studiuję promocję i krytykę sztuki, u nas nie ma malarzy” – odparowałam na jego bezsensowny pomysł. Nic mi nie odpowiedział. Na pożegnanie wskazał brudny kubek po kawie i czajnik. Kazał mi go umyć i przynieść wodę. Nie, nie rozbiłam mu tego kubka na głowie. Wtedy byłam jeszcze grzeczną studentką. Wykonałam to, co mi kazano, ale w środku wszystko się we mnie gotowało. „Boże, gdzie ja jestem? Rzucają mi kłody pod nogi. Osiągam sukces, nawet niewielki, a tu taka reakcja? Nie zniosę takich upokorzeń. Kończę z tą uczelnią raz na zawsze!” - wszystko się we mnie gotowało. Potem trochę ochłonęłam i żal mi było przerywać studia, które lubiłam i z których byłam taka dumna, że się na nie dostałam. Wkrótce jednak wydarzyło się coś, co przesądziło o mojej decyzji. W listopadzie 2005 roku moi rodzice postanowili przenieść się do Anglii. Chciałam im pomóc w przeprowadzce i w pierwszym, trudnym miesiącu osiedlenia się w nowym kraju. Ponownie wybrałam się do dziekana. Spotkałam go na
- 289 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
korytarzu. Nie poprosił mnie do swojego biura, a na moją prośbę wzięcia urlopu na miesiąc zareagował: „A jakie szkoły pani rodzice skończyli, że nie potrafią sobie w Polsce finansowo poradzić?”. Nie miałam na taką odpowiedź argumentów. Teraz wiem, jakbym się zachowała, wtedy jednak byłam potulną uczennicą. Mogłam mu wykrzyczeć w twarz, że moi rodzice skończyli ASP i nie każdy artysta, pewnie dzięki znajomościom, może tak wygodnie ułożyć sobie życie jak pan dziekan. Coś tam mu jeszcze tłumaczyłam, że dogadam się z profesorami, żeby odrobić zaległości. – „Niech pani weźmie mamę, tatę, brata, kota, dziadka i psa, i niech pani jedzie do tej Anglii, i nie wraca, bo tu pani nie jest potrzebna”. To wszystko usłyszeli profesorowie i studenci, którzy przysłuchiwali się rozmowie. Nikt nie stanął w mojej obronie. Opuściłam budynek uczelni i rozpłakałam się. – „Rzucam te studia!” – wykrzyczałam mamie w słuchawkę. – „Nawet gdy przemęczę się jeszcze te dwa lata, to i tak nie dadzą mi magistra” – argumentowałam. Bardzo przeżyłam te dwa spotkania z dziekanem. Lubiłam go jako profesora, wydawał mi się dobrym, wartościowym człowiekiem. Jego wykłady i zajęcia z filozofii były pełne humanizmu i mądrości, a tymczasem tak podle się zachował. Moja wiara w człowieka została bardzo zachwiana. Już na drugi dzień poszłam do dziekanatu z prośbą o skreślenie mnie z listy studentów, kazali mi jednak ochłonąć i wrócić za tydzień. Nie zmieniłam decyzji, złożyłam podanie i otrzymałam takie pismo: „Studentka tego wydziału i tego roku zostaje skreślona z listy studentów na własną prośbę.” Tak skończyła się moja przygoda z ASP w Po-
znaniu. Gdy po latach na chłodno analizuję tamte wydarzenia, uważam, że postąpiłam słusznie. Zaoszczędziłam sobie stresu i czasu. Jedyne, co mogłam zrobić, to zaprotestować przeciwko temu, jak ze mną postąpili. Wtedy jednak nie byłam jeszcze rebeliantką. Teraz wiem, że ludzie z uczelni potraktowali mnie w ten sposób, bo zazdrościli mi moich osiągnięć. Sami często spoczęli na laurach, wierząc, że ktoś zajmie się promocją ich sztuki. Nieraz, gdy przysłuchiwałam się rozmowom naszych profesorów w kawiarni, słyszałam ich narzekania na to, że „w dzisiejszych czasach jest prawie niemożliwe załatwić sobie wystawę”. To byli ludzie z epoki komunizmu, przyzwyczajeni do tego, że państwo wszystko za nich załatwi, a ja, młode pokolenie, sama sobie wywalczyłam wystawy, nie licząc na żadną pomoc. Moje pożegnanie z Polską miało jednak zostać naznaczone kolejnym artystycznym sukcesem – wystawą w warszawskich Łazienkach. Kiedy wygrałam konkurs Artysta Roku, zaproponowano mi wystawę w tym niesamowicie prestiżowym miejscu. Wszystkie pieniądze zarobione w Anglii przeznaczyłam na wynajęcie mieszkania z dodatkowym pokojem na pracownię, kupiłam duże płótna, farby i rzuciłam się w wir pracy. Zbliżał się termin wystawy, moje napięcie i podekscytowanie wzrastało, gdy nagle dowiedziałam się, że całe przedsięwzięcie jest odwołane. Ministerstwo Kultury ówczesnego rządu nie wyraziło zgody na wystawianie w Łazienkach aktów! Pruderia na najwyższym poziomie. Zostałam bez grosza przy duszy, z kolejną rzuconą pod nogi kłodą. Wróciłam do domu i pakując się do Anglii, oglądałam w kółko koncert Madonny, którą uwielbiam, nie tylko jako artystkę. Moja walizka, oprócz paru sztuk ubrań, była pełna marzeń,
- 290 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
„W biznesie ważna jest umiejętność planowania swojego czasu. Nie zapominaj, że jesteś też matką, żoną, przyjaciółką. Znajdź każdego dnia chwilę dla siebie. Pamiętaj, że to Ty jesteś najważniejsza i jeśli nie zadbasz o siebie dziś, to odbije się to jutro na Tobie w innej sferze Twojego życia”. - Dominika Żurawska
ambicji i planów oraz nadziei na artystyczny sukces, ale już nie w ojczyźnie. Moje pierwsze lata w Manchesterze nie były łatwe. W nowym kraju brakowało mi przyjaciół i kontaktu ze światem sztuki. Nie miałam jednak zbyt dużo czasu na nostalgię, gdyż pracowałam na pełen etat w hurtowni biżuterii, a w wolnych chwilach uczyłam się języka. Powoli zaczęłam zapominać o malarstwie. Gdy znalazłam pracę w biurze, nowi znajomi nieraz namawiali mnie na powrót do sztuki, a mój szef złożył nawet zamówienie na trzy duże obrazy. Była to jedyna praca, jaką namalowałam w przeciągu 10 lat. Nie miałam sił psychicznych na zajęcie się malarstwem na poważnie. Przygniótł mnie Manchester, nowi ludzie, nowa kultura, pęd życia. Praca „od-do”. W międzyczasie wyszłam za mąż, przeniosłam się do Szkocji i byłam przekonana, że już nigdy nie wrócę do sztuki. Tymczasem doszło do pewnego wydarzenia, które było dla mnie jakby znakiem z nieba. Początek niczego jeszcze nie zapowiadał. Paweł, mój mąż, postanowił wybudować w naszym ogrodzie szopę. Gdy będąc już w zaawansowanej ciąży przyglądałam się jego pracy, nagle zaanonsował pewnym głosem: „Ta część to będzie mój warsztat, a druga – to twoja pracownia”. Moją reakcją był śmiech. Urodziłam synka, minął rok. W tym czasie wykonywałam pracę biurową w domu, co dla mnie było bardzo wygodne, gdyż mogłam w międzyczasie zajmować się Leosiem. Nagle dowiedziałam się jednak, że straciłam pracę. Nie byłam gotowa na to, żeby moje upragnione i wyczekane dziecko wychowywał żłobek. Jedynym rozwiązaniem było zorganizowanie własnego biznesu. Ale jakiego? Co ja tak naprawdę umiem? Tylko malowanie przyszło mi do głowy.
– „Opróżniamy szopę i przerabiamy ją na studio” − powiedziałam do Pawła. Gdy siadłam do sztalug, ogarnął mnie jakiś amok. Nie mogłam przestać malować. Zaczęłam jednocześnie sześć obrazów. Używałam farb olejnych, więc gdy jeden schnął, brałam się za następne. Musiałam powyrzucać z siebie tyle rzeczy! Frustracje, rozczarowania, niepowodzenia. Intuicyjnie poszłam w figuratywne malarstwo. Wcześniej malowałam całe sylwetki, a tym razem skupiłam się na portretach. Powrót do sztuki był dla mnie wielkim powodem do radości, lecz jednocześnie przyczyną stresu. „Malować obrazy mogę, ale jak je sprzedać i to w obcym kraju?” - zastanawiałam się. Oddając się tak prozaicznej czynności jak mycie naczyń, wymyśliłam plan „B”. Postanowiłam stworzyć małą szkółkę malowania dla dzieci i dorosłych. Poszłam z moim pomysłem do biura Business Gateway i trafiłam na cudownego człowieka, Charlesa Frasera, który pomógł mi ułożyć plan biznesowy. Według niego planem „A” miała być szkółka, a „B” moje malowanie. Charles zaczął pracować nad moimi papierami. W międzyczasie założyłam stronę na Facebooku i wrzuciłam tam kilka moich nowych obrazów. Na drugi dzień rozdzwonił się telefon. To byli przyjaciele i znajomi z Polski, którzy wyrażali swoją radość z mojego powrotu do sztuki. Zadzwonił też klient z Niemiec, a ludzie z mojej ostatniej pracy kupili ode mnie (wprawdzie za bardzo niskie ceny) kilka obrazów. Poszłam do Charlesa i powiedziałam: „Nie wiem, czy będę miała czas na tę szkółkę”. Musieliśmy przerobić cały plan – malarstwo stało się planem „A”. Do tej pory szkółka nie powstała, chociaż może kiedyś ją założę, gdy będę miała już ugruntowaną pozycję w świecie sztuki. Na razie jestem na etapie jej umacniania. Gdy wracam wspomnieniami do mojego
- 291 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
- 292 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
pierwszego, trudnego etapu, to widzę, że niewątpliwie ukształtował mnie on jako artystę. Jest takie powiedzenie: „Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni”. Nauczyłam się słuchać własnych instynktów, ufać sobie, lepiej oceniać ludzi. Teraz wiem, że łatwe sytuacje niczego nie uczą. Tylko czy ja musiałam przejść przez tak ciernistą drogę? Gdyby nauczyciele podali mi pomocną dłoń, nie byłoby tych dziesięciu lat przerwy. Z drugiej strony, gdybym została w Polsce, to kto wie, jak potoczyłaby się moja artystyczna kariera. Teraz, gdy pełną parą rzuciłam się w wir sztuki, zdałam sobie sprawę, jak wielkie pokłady energii się we mnie znajdują. Potrafię być matką, żoną, prowadzić biznes i być artystką. Słynne kobiece multitasking. Poczucie, że idę dobrą drogą, tylko dodaje mi skrzydeł. Nauczyłam się też ufać sobie, wierzyć w swoją intuicję, uczyć się na własnych błędach. Nie załamywać się. Jest to o tyle trudne, że świat sztuki nadal jest zdominowany przez mężczyzn. Muszę więc podwójnie udowadniać, że jestem dobrą artystką, chociaż moi idole malarscy to głównie mężczyźni. Mam taką „święta czwórkę”, którą cały czas śledzę. Kiedyś chcę dostać się do grona tych najwybitniejszych, chociaż zdaję sobie sprawę, jak trudne jest to wyzwanie. Wierzę jednak, że tak się stanie. Gdy złamałam nogę w Niemczech i leżałam unieruchomiona, tato usiadł na moim łóżku i zaczął się użalać nad tą całą sytuacją: „Dziecko, co się porobiło, z tą nogą nie pójdziesz do pracy, nic nie zarobisz, a studia kosztują…”. Popłakałam się i powiedziałam: „Tato nie wiem jak to zrobię, ale obiecuję ci, że jeszcze przeczytasz o mnie w encyklopedii”. Teraz oczywiście jest Wikipedia i każdy sam może o sobie napisać, ale wtedy miałam na myśli taką prawdziwą, opasłą księgę. Obecnie wiem, że jestem na dobrej drodze do osiągnięcia wyżyn w malarstwie. Oczywiście cały czas muszę wspinać się po niekiedy wyboistej ścieżce, ale odzyskałam moje „ja” i nigdy już go nie stracę. Mam dużo planów związanych z kolejnymi wystawami. Obecnie pracuję nad jedną, która odbędzie się w Szkocji. Podczas niej zostanie wprowadzony nowy element techno-
logiczny, który pomoże ludziom odebrać sztukę większą ilością zmysłów. Mam jeszcze inne marzenia dotyczące mojej sztuki. Może niektórym wydadzą się one śmieszne czy zarozumiałe, jednak moim wielkim pragnieniem jest, by moje malarstwo stało się „nieśmiertelne”, żeby przetrwało próbę czasu. Wielu ludzi bardzo emocjonalnie je odbiera. Przychodzą do mnie kobiety i opowiadają, jakie znaczenie miał dla nich pewien obraz. Zaczynają płakać, mówić o swoich przejściach. Jeśli jakiś mój obraz pomoże człowiekowi doświadczyć katharsis, jest to dla mnie wielki sukces. Staram się w mojej sztuce zawrzeć pewien przekaz, szczególnie dla kobiet. Sama nią jestem, przeszłam kilka etapów w moim życiu i wiem, jak ważne jest dla mnie to poczucie siły, które mam teraz. Musiałam do niego dojść, wypracować je w sobie.Na niektórych moich portretach głowy „I am Eva” olej na płótnie 180 x 122 cm. The Caron Keating Memorial Award, Mall Galleries, lipiec 2015, Londyn
- 293 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
kobiece ubrałam w rogi, symbolizujące walkę, sprzeciw. Stały się one niemalże moją wizytówką. Jak do tego doszło? Gdy szykowałam się do mojej drugiej wystawy w Londynie (pierwsza była w Mall Gallery po wygranej w konkursie The Society of Women Artists) podczas targów sztuki na Chelsea, na które namalowałam serię dziesięciu obrazów. Nazwałam ją Rebel Women. Przyglądałam się tym moim rebeliantkom i zastanawiałam się, czego mi w nich brakuje. Wówczas na pierwszym portrecie namalowałam taki szybki zarys rogów. Od razu wiedziałam, że to jest TO. Wszystkim rebeliantkom domalowałam rogi i tak trafiły na wystawę. Ludzie różnie je sobie tłumaczyli, pytali czy przypadkiem nie są to diablice?
Zaprzeczałam, tłumacząc, o co mi chodziło, aż w końcu ochrypłam − na tyle musiałam odpowiadać. Najważniejsze było to, że wzbudziłam zainteresowanie i wokół moich obrazów gromadziło się sporo ludzi. Dodatkowym magnesem były prawdziwe rogi, które wisiały w ramce, i które można było sobie nałożyć na głowę, by w tej ramce zrobić sobie zdjęcie. Był to świetny chwyt reklamowy, który na targach do tej pory podawany jest za przykład, do mnie zaś przylgnął przydomek − „artystka od rogów”. Dla mnie samej rogi stały się symbolem siły, dojrzewania i dorastania, a słowo „rebeliantka” nabrało głębokiego znaczenia. Zawsze muszę o coś walczyć, szczególnie w świecie
- 294 -
„Malarstwo powinno mieć jasny przekaz. Zatrzymaj się i spójrz na mnie! Niech przyciąga, uwodzi i sprawi, że zapomnimy o czasie choć na krótką chwilę”. Dominika Żurawska
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
„PRAWDA jest dla mnie najważniejsza w malarstwie”.
Dominika Żurawska
„Joan of Arc” olej na płótnie 76 x 102 cm
sztuki. Pierwszą moją rebelią był powrót do sztuki. To była największa, najbardziej przerażająca, a jednocześnie najważniejsza decyzja, jaką podjęłam. Moim następnym wyzwaniem jest połączenie pasji do malowania z biznesem. W tej dziedzinie najważniejszą rzeczą jest, aby się nie bać i nie rzucać całkowicie w wir pracy, zapominając tym samym o sobie. Jeśli nie zadbasz o siebie, o swoje zdrowie − psychiczne i fizyczne, zaniedbasz rodzinę,
przyjaciół – możesz się załamać. Dlatego bardzo ważny jest dla mnie plan pracy. Staram się myśleć pozytywnie i uparcie dążyć do celu. Gdy zaczynam się gubić, zamykam oczy, oddaję się piętnastominutowej medytacji i już wiem, dokąd mam iść. Zdobyłam już niemałą wiedzę na temat galerii, organizacji, klientów, cen obrazów. Przedtem nie wiedziałam, jak się wyceniać. Ktoś w Anglii chciał kupić mój obraz i zapytał mnie o jego - 295 -
wartość. Zaskoczona myślę: „20 funtów to płótno i farby, a obraz? Może 100 funtów?”. I te 100 funtów wypowiadam trzęsącym głosem, bo może to już za dużo? Tymczasem w pierwszej galerii zapytali się, czy wyrażam zgodę na 1250 funtów za obraz i dodali, że „to tak tylko na początek”. Prawie się rozpłakałam ze wzruszenia. To było dla mnie nie tylko osiągnięcie finansowe, ale poczucie, że moja sztuka ma wartość. W przypadku artysty z tymi funduszami jest różnie. Raz jest duży przypływ gotówki, a są miesiące, kiedy go nie ma. Dlatego przykładam wagę do kontrolowania finansów, żeby nie było zaskoczeń. Cały czas uczę się biznesu. Badam rynek w Internecie, podglądam, co robi moja konkurencja, próbuję nawiązać kontakty z artystami. Nie buduję negatywnych uczuć, takich jak zazdrość, a sukcesy innych artystów traktuję jako inspirację i motywację do działania. Z wiarą, że ciężka praca zawsze przynosi owoce, idę wytrwale krok po kroku, dzień po dniu. Wiadomo, że uznanie zdobywa się poprzez uczestnictwo w konkursach. Dwa lata temu zdobyłam się na odwagę i postanowiłam wziąć udział w konkursie BP Portrait Artist
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
of the Year. Najbardziej zależało mi na ocenie mojej sztuki, sprawa nagrody pieniężnej nie była aż tak istotna. Przeczytałam warunki konkursu, skontaktowałam się z moją serdeczną przyjaciółką, która jest wymarzonym modelem dla artysty. Poprosiłam ją o dobre zdjęcia. Na drugi dzień już je miałam i wybrałam jedno, na którym siedziała na fotelu w dumnej, niemalże królewskiej postawie. Obraz rozmiaru 180x130 zajmował mi właściwie całą pracownię. Gdy był już prawie skończony i zastanawiałam się nad tytułem, wpatrywałam się uporczywie w wysunięte kolano postaci. Podobnie jak niegdyś z rogami, tak teraz intuicyjnie domalowałam jej jabłko. Od razu wiedziałam, że to jest EWA. Tak też nazwałam ten obraz − I Am Eva. Wysłałam do organizatorów konkursu zdjęcie obrazu, a w międzyczasie dwa razy obejrzałam wystawę finalistów z zeszłego roku. Obrazy były piękne, ale mój wydawał mi się równie dobry. Miałam dużą nadzieję, że się dostanę, a tymczasem odpadłam przy pierwszej selekcji. Wprawdzie trochę się podłamałam, ale ponieważ nie miałam gdzie trzymać tak dużego obrazu i szkoda mi było mojego wysiłku, zaczęłam szukać innych konkursów. Wybrałam pierwszy z brzegu − SWA. Tym razem nie wyczekiwałam wyników i ucieszyłam się dopiero, gdy trafiłam do grupy 500 wybrańców. Według regulaminu konkursu musiałam zawieźć obraz organizatorom i czekać na ogłoszenie wyników. Wybrani finaliści mieli wystawić swoje dzieła w Mall Gallery, w Kensington, więc byłoby to dla mnie niesamowite wyróżnienie. Tymczasem jednak spotkało mnie kolejne rozczarowanie. Zobaczyłam się na liście osób, które mają zabrać swoje obrazy. Skontaktowałam się z przewoźnikiem, ten zaś kazał mi jeszcze raz sprawdzić listę, gdyż podobno je pomylono. Boże, jak niesamowicie ucieszyłam się, że jestem jednak na dobrej liście! To był naprawdę wielki sukces! Wystawa odbyła się w czerwcu i gdy zbliżałam się już do galerii, zadzwonił telefon. To
pani z sekretariatu dzwoniła z zapytaniem, czy przyjeżdżam na otwarcie, gdyż otrzymałam jedną z głównych nagród. Nogi z wrażenia się pode mną ugięły. Zanim nagrodę wręczyła mi Księżna Michael Kentu, wycierałam ręce o spodnie, żeby nie były spocone – tak się denerwowałam. Moja nagroda, The Caron Keating Memorial Award, została ufundowana przez Glorię Hunniford na pamiątkę jej córki Caron, która zmarła na raka. Pani Gloria nie była obecna na wystawie, ale tydzień później spotkałam się z nią w Londynie. To było bardzo wzruszające i emocjonalne spotkanie. − „Z twojego obrazu emanuje siła, potęga i duma. Jestem pewna, że Caron też by go wybrała” – powiedziała mi pani Gloria. Następnym sukcesem była wygrana w konkursie na najbardziej obiecujący i kreatywny biznes w rejonie, w którym mieszkam. Jako nagrodę dostałam na rok darmowy lokal na prowadzenie firmy, pomoc prawną i doradczą, księgowość. Przez ten okres otrzymałam niesamowicie dużo wsparcia i porad od wielu fachowców. Zostałam również członkiem izby handlowej i nawiązałam mnóstwo kontaktów, między innymi z Biurem Kulturalnym Szkocji oraz z zarządem Uniwersytetu, który zorganizował mi dużą wystawę. Obecnie pracujemy nad kolejną. Do pomocy mamy cały sztab ludzi zajmujących się promocją, korespondencją, cateringiem etc. W przypadku wystaw indywidualnych współpracuję ściśle z moim agentem Kevinem Huttem. Oprócz wystaw biorę też udział w targach sztuki. W grudniu 2016 udało mi się dostać miejsce na targach w Barcelonie. To była wspaniała impreza! Do każdego obrazu podłączyłam muzykę i tak jak w przypadku rogów, okazało się to świetnym chwytem marketingowym. Po tej wystawie posypało się dużo propozycji, łącznie z udziałem w Art Basel − największych targach sztuki odbywających się w Szwajcarii. Drugie, o tej samej nazwie, mają miejsce w Miami. Do-
- 296 -
Biznesowe inspiracje Polek na świecie
men oraz 3 oryginały z mojej ostatniej kolekcji. Bardzo się denerwowałam, zwłaszcza, że na wernisaż miał przyjść znany krytyk, Artur Krajewski. Tymczasem wystawa była bardzo udana, przyszło mnóstwo ludzi, w tym moi znajomi i przyjaciele z Poznania, a pan Artur okazał się bardzo sympatyczny i zaproponował mi współpracę. Niestety często w Polsce docenia się ludzi dopiero wtedy, gdy osiągną coś za granicą. Te moje 3 lata były bardzo owocne, ale wiem, że muszę ciężko pracować, aby ugruntować swoją pozycję. A moje takie największe marzenie? Wystawa w Muzeum Gug-
genheim! Kiedy już to osiągnę, będę mogła wziąć głęboki oddech, zdjąć z głowy symboliczne rogi i… Widzę siebie w małej, hiszpańskiej wiosce, w której nikt nie mówi po angielsku, co motywuje mnie do nauki kolejnego języka. Mam piękny dom z ogromną kuchnią (moją pasją jest gotowanie), otacza mnie duży ogród z basenem, hoduję arbuzy, wykładam mozaiki na ścianach, mam kury, kozę i cieszę się pełnią życia. Słucham muzyki, pracuję własnym tempem, otaczam się przyjaciółmi, sztuką, tworzę dla ludzi i przygotowuje kolejną wystawę.
„Edges that scratch” akryl na płótnie 100 x 100 cm
Autor zdjęć: Louis Lou Cyphre
stanie się na nie jest marzeniem każdego artysty. Tymczasem właśnie dostałam propozycję z galerii we Francji, żeby z nimi pojechać na Art Basel. W międzyczasie wygrałam dwa inne konkursy w USA. W San Francisco dostałam Special Recognition Award za Rebel Women, pierwszy obraz, który namalowałam z rogami, a w konkursie w Los Angeles moje dwa obrazy zajęły dwa pierwsze miejsca. Nagrodą była publikacja wartości 22 tys. dolarów. Zdjęcia moich obrazów trafiły na przednią i tylną okładkę albumu artystycznego Current Masters in USA, a w środku znajdowała się publikacja na mój temat. Mogę się pochwalić, że jeden z moich obrazów wisi w domu Madonny w Nowym Jorku, a inne prace zostały zakupione przez klientów z: Polski, Niemiec, Holandii, Norwegii, Grecji, USA, Wielkiej Brytanii, Irlandii, Szwajcarii, Francji i Włoch. Moja ostatnia duża wystawa miała miejsce w marcu w Polsce, w Gdyni. Po 12 latach nastąpił artystyczny powrót do ojczyzny − to było dziwnie uczucie. Jako że od organizatorki dostałam bardzo krótki termin, w którym nie zdążyłabym namalować nowej kolekcji, wystawiłam wydruki na płótnach reprezentujące moje dotychczasowe serie: Red Turban Women, Rebel Women, Iconic Women, Re(e)volution Wo-
- 297 -
Kinga Langley Założycielka i Prezes PREMIER International Business Club z siedzibą w Wielkiej Brytanii oraz USA
Urszula Ciołeszyńska Założycielka i Prezes Międzynarodowej Sieci Ambasadorów Przedsiębiorczości Kobiet w Polsce
PREMIER International Business Club jest polską
Międzynarodowa Sieć Ambasadorów Przedsiębior-
organizacją z siedzibą w Wielkiej Brytanii oraz USA,
czości Kobiet jest organizacją non profit z siedzibą
stworzoną dla ambitnych, odpowiedzialnych i przed-
w Polsce, która rozwija na arenie międzynarodowej
siębiorczych osób działających w Polsce oraz za
projekt promujący Ambasadorów Przedsiębiorczości
granicą. Gromadząc sprawdzone rozwiązania, nowo-
Kobiet zainaugurowany w 2009 roku przez Komisję
czesne technologie, wieloletnie kontakty biznesowe
Europejską. Promujemy panie, które prowadzą z suk-
z uznanymi i odnoszącymi sukcesy polskimi przed-
cesem własne firmy i mogą być przykładem oraz in-
siębiorcami, mentorami, autorami oraz trenerami, zo-
spiracją dla innych zgodnie z hasłem: „Potrafisz osią-
stała stworzona unikalna w skali światowej organiza-
gać sukcesy – bądź wzorem dla innych”. Tworzymy
cja, która oferuje mentoring, networking, budowanie
platformę, która ułatwi współpracę przedsiębiorczych
marki, wiedzę i promocję biznesu.
kobiet w Polsce oraz w różnych krajach na świecie.
Zapraszamy do współpracy! www.premieribc.org
www.ambas.org