Weszliśmy w kalendarzową jesień. A to znak, że będzie się poprawiać widoczność w słodkowodnych zbiornikach, w jeziorach i kamieniołomach.
Wielu czeka na ten moment z utęsknieniem.
Wrzesień 2024 roku zapisze się niechlubnie z powodu ulewnych i długotrwałych deszczy, które wywołały powodzie w wielu regionach Europy. Walka ze skutkami potrwa jeszcze wiele lat. Zachęcamy osoby z miejsc niedotkniętych powodzią do wsparcia finansowego poprzez pewne i bezpieczne organizacje, zbierające na ten cel datki.
Wrzesień to również czas sprzątania wielu jezior. Kilka takich akcji odbyło się w Polsce – w Warszawie, Czarnogłowach, czy wreszcie w Poznaniu nad Jeziorem Kierskim. W sumie nurkowie zebrali wieleset kilogramów śmieci.
W bieżącym wydaniu Magazynu Perfect Diver możecie zostać zaskoczeni materiałem, przygotowanym przez debiutującego na naszych łamach Michała Bazałę, o Morzu Bałtyckim. Okładka i pierwszy artykuł :)
Dalej jest równie ciekawie. Mamy dla Was najgłębszy (prawdopodobnie) kamieniołom w UK – Dorothea, mamy materiał Przemka i Moniki Zyber o safari, mamy Palau spod pióra Sylwii Kosmalskiej-Juriewicz.
Pojawia się temat młodzieży pod wodą i ich możliwości; temat nurkowania wielopoziomowego, czy hiperwentylacji.
Jest też ciekawy artykuł czy decydować się zostać instruktorką nurkowania.
W środku jest jeszcze wywiad z Markiem Bochniakiem, informacje o innowacyjnym ocieplaczu, świergotki i o tym, gdzie kupić w Polsce Fourth Element.
Dla spragnionych wyjazdów do miejsc mało znanych i bez infrastruktury nurkowej materiał o Jeziorze Zagłębocze.
Ta gazeta jest dla Ciebie, zapraszam do środka
Spodobało Ci się to wydanie? Postaw nam wirtualną kawę buycoffee.to/perfectdiver Odwiedź naszą stronę www.perfectdiver.pl, zajrzyj na Facebooka www.facebook.com/PerfectDiverMagazine i Instagrama www.instagram.com/perfectdiver/
10 ODKRYJ CENTRA NURKOWE Z PERFECT DIVER
26 Cała naprzód. Ku nowej przygodzie! SAFARI NURKOWE 12 26 48 40
12 Polskie Anilao. Makroświat Bałtyku pod GDYŃSKĄ TORPEDOWNIĄ
20 Rajskie widoki PALAU
SŁODKA WODA
44 ZAGŁĘBOCZE
48 Nurkowa Wielka Brytania. Miejsce wyjątkowe i niebezpieczne – DOROTHEA QUARRY
WIEDZA
32 Zdecydowałam się być instruktorem nurkowania
34 Jesteś starszy. Masz jeszcze więcej możliwości
40 Wiele poziomów nurkowania
62 Oddychanie, hiperwentylacja i nurkowanie. Jak kontrola oddechu może zmienić Twoje życie
NASZA ROZMOWA SPRZĘT
MÓJ PUNKT WIDZENIA
Wydawca PERFECT DIVER Sp. z o.o. ul. Folwarczna 37, 62-081 Przeźmierowo redakcja@perfectdiver.com
ISSN 2545-3319
redaktor naczelny fotograf geografia świata i podróże reklama tłumacze języka angielskiego
Wojciech Zgoła Karolina Sztaba Anna Metrycka reklama@perfectdiver.com
Agnieszka Gumiela-Pająkowska Arleta Kaźmierczak
Reddo Translations Sp. z o.o. Piotr Witek
magazyn złożono krojami pisma Montserrat (Julieta Ulanovsky), Open Sans (Ascender Fonts) Noto Serif, Noto Sans (Google) druk Wieland Drukarnia Cyfrowa, Poznań, www.wieland.com.pl
dystrybucja centra nurkowe, sklep internetowy preorder@perfectdiver.com
PLANETA ZIEMIA
fotografia na okładce Michał Bazała Instruktor nurkowania i fotografii podwodnej website: www.bazala.pl miejsce
Morze Bałtyckie, Torpedownia na zdjęciu Krewetka atlantycka Palaemon elegans
Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, nie odpowiada za treść ogłoszeń oraz zastrzega sobie prawo do skracania, redagowania, tytułowania nadesłanych tekstów oraz doboru materiałów ilustrujących. Przedruk artykułów lub ich części, kopiowanie tylko za zgodą Redakcji. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za formę i treść reklam.
Podoba Ci się ten numer magazynu, wpłać dowolną kwotę! Wpłata jest dobrowolna. PayPal.Me/perfectdiver
WOJCIECH ZGOŁA
Pasjonat nurkowania i czystej natury. Lubi mawiać, że podróżuje nurkując. Pływać nauczył się jako niespełna 6-cio letni chłopiec. W wieku 15 lat zdobył patent żeglarza jachtowego, a nurkuje od 2006 roku. Zrealizował ponad 800 zanurzeń w różnych regionach Świata. Napisał i opublikował wiele artykułów.
Współautor wystaw fotograficznych. Orędownik pozostawiania miejsca pobytu czystym i nieskalanym. Propagator nurkowania. Od 2008 r. prowadzi swoją autorską stronę www.dive-adventure.eu
Na bazie szerokich doświadczeń w 2018 roku stworzył nowy Magazyn Perfect Diver, który od 6 lat, z powodzeniem, wychodzi regularnie co 2 miesiące w języku polskim i angielskim.
ANNA METRYCKA
Absolwentka Geografii na Uniwersytecie Wrocławskim, niepoprawna optymistka… na stałe z uśmiechem na ustach
Nurkuję od 2002 roku czyli już ponad połowę swojego życia Zaczynałam nurkowanie w polskich wodach, do których chętnie wracam w ciągu roku – i sprawia mi to ogromną przyjemność!:) Do Activtour trafiłam chyba z przeznaczenia i zostałam tutaj na stałe… już ponad 10 lat! Z zamiłowaniem spełniam ludzkie marzenia przygotowując wyprawy nurkowe na całym świecie! Osobiście – latam i nurkuję w różnych morzach i ocenach kiedy tylko mogę, bo to jedna z miłości mojego życia Od początku istnienia magazynu PD przelewam swoje wspomnienia z wypraw nurkowych na papier dzieląc się swoją pasją z innymi i nie potrafię przestać pisać;) Od 2023 na stałe w redakcji PD – mając nadzieję przynieść jej trochę „świeżej krwi”;) Spełnione nurkowe marzenie: Galapagos! Jeszcze przede mną… Antarktyda! Jeśli nie nurkuję to wybieram narty, tenisa albo mocne, rockowe brzmienia;)! Motto które bardzo lubię to: „Bądź realistą – zacznij marzyć”!:) anna@activtour.pl; www.activtour.pl
SYLWIA KOSMALSKA-JURIEWICZ
Podróżniczka i fotograf dzikiej przyrody. Absolwentka dziennikarstwa i miłośniczka dobrej literatury. Żyje w zgodzie z naturą, propaguje zdrowy styl życia, jest joginką i wegetarianką. Angażuje się w ekologiczne projekty, szczególnie bliskie jej sercu są rekiny i ich ochrona, o których pisze w licznych artykułach oraz na blogu www.blog.dive-away.pl Swoją przygodę z nurkowaniem zaczęła piętnaście lat temu przez zupełny przypadek. Dzisiaj jest instruktorem nurkowania, odwiedziła ponad 60 państw i nurkowała na 5 kontynentach. Na wspólną podróż zaprasza z biurem podróży www.dive-away.pl, którego jest współzałożycielem.
PRZEMYSŁAW ZYBER
Moja przygoda z fotografią zaczęła się na długo zanim zacząłem nurkować. Już od pierwszego nurkowania marzyłem, aby towarzyszył mi aparat. Wraz z nabieraniem wprawy w nurkowaniu mój sprzęt do fotografii również ewoluował. Od prostej kamerki GoPro poprzez kompakt oraz lustrzankę do pełnoklatkowego bezlusterkowca. Teraz nie wyobrażam sobie nurkować bez aparatu. Mam wrażenie, że fotografia podwodna nadaje sens mojemu nurkowaniu.
Karolina Sztaba, a zawodowo Karola Takes Photos, jest fotografem z wykształcenia i pasji. Obecnie pracuje w Trawangan Dive Centre na malutkiej wyspie w Indonezji – Gili Trawangan, gdzie zamieszkała cztery lata temu. Fotografuje nad i pod wodą Oprócz tego tworzy projekty fotograficzne przeciw zaśmiecaniu oceanów oraz zanieczyszczaniu naszej planety plastikiem („Trapped”, „Trashion”) Współpracuje z organizacjami NGO zajmującymi się ochroną środowiska i bierze aktywny udział w akcjach proekologicznych (ochrona koralowca, sadzenie koralowca, sprzątanie świata, ochrona zagrożonych gatunków). Jest również oficjalnym fotografem Ocean Mimic – marką tworzącą stroje kąpielowe i surfingowe ze śmieci zebranych na plażach Bali. Współpracowała z wieloma markami sprzętu nurkowego, dla których tworzyła kampanie reklamowe. W roku 2019 została ambasadorem polskiej firmy Tecline. Od dwóch lat jest nurkiem technicznym.
Laura jest dziennikarką, trenerem instruktorów, nurkiem CCR i jaskiniowym. Przez ponad dekadę rozwijała swoją karierę nurkową, zdobywając wiedzę i doświadczenie z różnych dziedzin. Jej specjalnością są profesjonalne szkolenia nurkowe, ale pasja do środowiska podwodnego i jego ochrony skłania ją do odkrywania różnych miejsc na całym świecie, od głębin Cieśniny Lombok, jaskiń w Meksyku i wraków na Malcie po Malediwy, gdzie prowadzi centrum nurkowe nagrodzone przez ministerstwo turystyki tytułem najlepszego centrum nurkowego na Malediwach. Aktywnie przyczynia się do promowania ochrony środowiska morskiego, biorąc udział w projektach naukowych, kampaniach przeciw zaśmiecaniu oceanów i współpracując z organizacjami pozarządowymi. Znajdziesz ją na: @laura_kazi_diving www.divemastergilis.com
KAROLA TAKES PHOTOS
LAURA KAZIMIERSKA
WOJCIECH A. FILIP
Nurkuje od 35 lat. Spędził pod wodą ponad 16 tysięcy godzin, z czego większość nurkując technicznie. Był instruktorem i instruktorem mentorem wielu organizacji m.in. CMAS, GUE, IANTD, PADI. Współtworzył programy szkoleniowe niektórych z tych organizacji. Jest profesjonalistą z ogromną wiedzą i doświadczeniem praktycznym. Uczestnik wielu projektów nurkowych, w których brał udział jako lider, eksplorator, pomysłodawca czy prelegent. Jako pierwszy Polak nurkował na wraku HMHS Britannic (117 m). Jako pierwszy eksplorował głęboką część jaskini Glavas (118 m). Wykonał serię nurkowań dokumentujących wrak ORP GROM (110 m). Dokumentował głębokie (100–120 m) części zalanych kopalń. Jest pomysłodawcą i konstruktorem wielu rozwiązań sprzętowych podnoszących bezpieczeństwo w nurkowaniu. Jest Dyrektorem Technicznym w firmie Tecline, gdzie m.in. kieruje placówką badawczo-szkoleniową Tecline Academy. Jest autorem kilkuset artykułów o nurkowaniu oraz książek dotyczących diagnostyki i napraw sprzętu nurkowego. Nurkuje w rzekach, jeziorach, jaskiniach, morzach i oceanach na całym świecie.
Nurkuje od zawsze, nie pamięta swoich pierwszych nurkowań. Jedyne co pamięta, że od zawsze nurkowanie było jego pasją. Całe dzieciństwo spędził nad Polskimi jeziorami, które do dziś woli od dalekich destynacji. Z wielkim sukcesem zamienił pasję w sposób na życie i biznes. Ciekawość świata i ciągłe dążenie do doskonałości i perfekcji to główne cechy, które na pewno mocno mu przeszkadzają w życiu. Zawodowy instruktor nurkowania, fotograf, filmowiec.
Twórca Centrum Nurkowego DECO, Course Director PADI, TecTrimix Instructor Trainer TECREC.
ŁUKASZ METRYCKI / LUKE DIVEWALKER
Dawno dawno temu w odległej galaktyce był chaos… …czyli natłok myśli i zachwytów po moim pierwszym zanurzeniu głowy pod wodę w 2005 roku, w postaci INTRO, na wakacjach w Egipcie. Już wtedy całkowicie się „zatopiłem” w podwodnym świecie i chciałem, żeby odbijał on coraz większe piętno na moim życiu. 2 lata później zrobiłem kurs
OWD, który dostałem w ramach prezentu z okazji 18 urodzin, a z czasem pojawiały się kolejne kursy i doskonalenie umiejętności.
„Fotografia” pojawiła się niewiele później, ale początkowo w formie jednorazowego podwodnego „kodaka” z którego zdjęcia wychodziły oszałamiająco niebieskie
Nie jestem wielbicielem jednego typu nurkowania, choć największą słabość mam na ten moment –do dużych zwierząt pelagicznych. Wyspy Galapagos były do tej pory moją najlepszą okazją do sfotografowania tak wielu gatunków morskiej fauny.
Pasję nurkowo-fotograficzną dzielę ze swoją buddy, która prywatnie jest moją żoną
IG: luke.divewalker www.lukedivewalker.com
WOJCIECH JAROSZ
Absolwent dwóch poznańskich uczelni – Akademii Wychowania Fizycznego (specjalność trenerska –piłka ręczna) oraz Uniwersytetu im. A. Mickiewicza, Wydziału Biologii (specjalność biologia doświadczalna). Z tą pierwszą uczelnią związał swoje życie zawodowe próbując wpływać na kierunek rozwoju przyszłych fachowców od ruchu z jednej strony, a z drugiej planując i realizując badania, popychając mozolnie w słusznym (oby) kierunku wózek zwany nauką. W chwilach wolnych czas spędza aktywnie –jego główne pasje to żeglarstwo (sternik morski), narciarstwo (instruktor narciarstwa zjazdowego), jazda motocyklem, nurkowanie rekreacyjne i wiele innych form aktywności, a także fotografia, głównie przyrodnicza.
Absolwent Politechniki Poznańskiej, finansista, biegły rewident. Nurek zafascynowany teorią nurkowania – fizyką i fizjologią. Zakochany w archeologii podwodnej pasjonat historii Starożytnego Rzymu, aktywny Centurion w grupie rekonstrukcyjnej Bellator Societas (Rzym I w.p.n.e.). Marzy, by choć raz wziąć udział w podwodnych badaniach archeologicznych a następnie opisać wszystko w serii felietonów.
Równie często jak pod wodą spotkać go można w Japonii, której kulturą i historią fascynuje się od blisko trzech dekad.
Zoopsycholog, badacz i znawca behawioru delfinów, oddany idei ochrony delfinów i walce z trzymaniem ich w delfinariach. Pasjonat M. Czerwonego i podwodnych spotkań z dużymi pelagicznymi drapieżnikami. Członek Dolphinaria-Free Europe Coalition, wolontariusz Tethys Research Institute oraz Cetacean Research & Rescue Unit, współpracownik Marine Connection. Od ponad 15 lat uczestniczy w badaniach nad populacjami dzikich delfinów, audytuje delfinaria, monitoruje jakość rejsów whale watching. Jako szef projektu „Free & Safe” (wcześniej „NIE! dla delfinarium”) przeciwdziała trzymaniu delfinów w niewoli, promuje etyczny whale & dolphin watching, szkoli nurków z odpowiedzialnego pływania z dzikimi delfinami, popularyzuje wiedzę na temat delfinoterapii przemilczaną bądź ukrywaną przez ośrodki zarabiające na tej formie animaloterapii.
DOMINIK DOPIERAŁA
MICHAŁ CZERNIAK
JAKUB BANASIAK
Znany bardziej jako WĄSKI. Zawodowo główny specjalista BHP, inspektor ochrony PPOŻ oraz instruktor pierwszej pomocy. Prywatnie mąż i tata swojej córeczki. Członek stowarzyszenia Bellator Societas, w którym nazywany jest Św. Marcinem, bo corocznie wciela się w postać w trakcie imienin ulicy dnia 11 listopada w Poznaniu. Oczywiście od wielu lat zapalony nurek. Uwielbia nurkowanie techniczne, w szczególności te na wrakach oraz wszystko, co wiąże się z aktywnością nad i pod wodą :)
Dla Tomka nurkowanie zawsze było największą pasją. Zaczął swoją przygodę w wieku 14 lat, rozwijając się został instruktorem nurkowania rekreacyjnego, technicznego, Instruktorem pierwszej pomocy oraz technikiem branży nurkowej. Aktualnie prowadzi 5* Centrum Nurkowe COMPASS DIVERS Pobiedziska koło Poznania, gdzie przekazuje swoją wiedzę i umiejętności początkującym oraz zaawansowanym nurkom, co sprawia mu ogromną radość i satysfakcję z bycia częścią ich podwodnej przygody…
Zodiakalna waga. Entuzjastka zdrowego stylu życia, lubiąca aktywny wypoczynek. Miłośniczka podwodnego świata i fotografii podwodnej. Pracownik HR, a po godzinach Instruktor nurkowania SDI, Mentor Witalny, Diet coach. Dzięki pasji związanej z psychologią, pracą z ludźmi oraz umiejętności słuchania, wie, że wszystko zaczyna się w głowie. Niezwykle ceni sobie umiejętność podwodnego porozumiewania się bez słów. Woda pomogła jej poznać, zupełnie nieznane jak dotąd możliwości ruchowe, a przełamanie własnych ograniczeń, jak i uczenie się czegoś nowego w naturalnym środowisku, w kontekście obcowania z przyrodą, pomogło jej w odbudowaniu kondycji psychicznej. Autorka strony https://aldonadreger.pl oraz https://wellbeingproject.pl Wspólniczka szkoły nurkowej https://wewelldiving.pl
Całe dorosłe życie „Dobroci”, bo tak do niej zwracają się przyjaciele, jest zawodowo związane z nurkowaniem. Ponad dziesięć lat nurkowała co dzień, jako zawodowy instruktor nurkowania PADI pracując i prowadząc centra nurkowe w Egipcie. Piekielnie skrupulatna i pedantycznie dbająca o bezpieczeństwo. Specjalizuje się w szkoleniu dzieci, młodzieży i kobiet. Nie sposób jej przeoczyć bo swój różowy styl życia ubiera w ten kolor pod wodą. Z wykształcenia i drugiego zawodu różowa księgowa, prywatnie mama dwóch „terrorystów”. Współwłaścicielka Centrum Nurkowego DECO.
Od najmłodszych lat zafascynowany wodnymi ekosystemami, jako biolog i akwarysta rozwijał swoją pasję do świata podwodnego. W 2014 spełnił swoje marzenie o osobistym eksplorowaniu głębin. Pod powierzchnią prawie zawsze z aparatem, a od 2022 również z kursantami, jako instruktor polskiej federacji IDF i nurek techniczny. Założyciel wilanowskiego centrum nurkowego Royal Divers, gdzie promuje świadome nurkowanie, zwracając uwagę na bogactwo i kruchość podwodnego ekosystemu, nawet w małym, lokalnym stawie. Tak uczył się fotografii podwodnej, nurkując po pracy z Grupą Eksplorująca Podwarszawskie Nurkowiska. Dwukrotny finalista konkursu Underwater Photographer of The Year. Aktywnie wspiera inicjatywy na rzecz ochrony środowiska, uczestnicząc w akcjach, które mają na celu zwiększenie świadomości społeczeństwa na temat potrzeby ochrony świata podwodnego. Jego największym marzeniem jest eksploracja mało zbadanych raf Oceanu Spokojnego, gdzie chciałby odkrywać i dokumentować nieznane dotąd piękno natury. www.facebook.com/bazala.fotografia www.instagram.com/michal_bazala/ royaldivers.pl, bazala.pl
Trzask-prask i wskoczyło mi do życia nurkowanie. I pozmieniało mi krajobrazy – i fajnie, i zmieniło perspektywę – i super! No bo jak ktoś ma takie fajne życie jak ja, to nurkowania nie mogło w nim zabraknąć… hi-hi. Takie mam właśnie podejście. Nie chcę liczyć dni, chcę żeby dni się liczyły (najlepiej każdy dzień!). Dlatego nurkowanie to kolejna przygoda, którą delektuję z rozkoszą (małymi kęsami, żeby nie mieć czkawki!). I smakuje mi bardzo, bo doprawiona jest super towarzystwem, świetnymi widokami i dreszczykiem emocji.
ALDONA DREGER
MICHAŁ BAZAŁA
MONIKA ZYBER
DOBROCHNA DIDŁUCH
PIOTR KOPEĆ
TOMASZ KULCZYŃSKI
POLSKIE ANILAO
Makroświat Bałtyku pod gdyńską Torpedownią
Tekst i zdjęcia MICHAŁ BAZAŁA
Kiedy marzymy o miejscach idealnych do morskiej fotografii makro, odruchowo myślimy o indonezyjskich zakątkach, takich jak Anilao, Lembeh czy
Raja Ampat. Jeśli jednak czas i budżet na taką wyprawę chwilowo nas przerastają, zapraszam do polskiej wersji tego fotograficznego raju –
ZATOKI GDAŃSKIEJ.
Wystarczy wskoczyć na podwodny skuter i udać się w kierunku gdyńskiej Torpedowni, gdzie magia makro czeka na Was w pełnej krasie. Okolice Torpedowni to prawdziwa skarbnica podwodnych ujęć oraz doskonały poligon do testowania sprzętu – nie tylko makro – przed oceaniczną wyprawą. To miejsce, gdzie spotkacie zarówno bogate życie morskie, jak i wyzwania, które sprawią, że staniecie się lepszymi i bardziej świadomymi fotografami podwodnymi.
Skuterem na podwodny poligon
Taki mamy klimat, że nasza przygoda rozpoczyna się od monitorowania pogody. Torpedownia, poniemiecki relikt z czasów
II wojny światowej, znajduje się w odległości około 400 metrów od plaży w Babich Dołach. Leży w pobliżu jednostek wojskowych, więc nie przestraszcie się, jeśli niedaleko przepłynie motorówka wypełniona komandosami. Dotarcie na miejsce nurkowania wymaga dodatkowej logistyki, choć na szczęście nie trzeba być wyczynowcem, by sprostać temu zadaniu. Najprościej jest dotrzeć tam łodzią nurkową, wynajętą z jednego z centrów nurkowych w Gdyni. Coraz popularniejszą opcją stają się skutery podwodne, które pozwalają na sprawne i szybkie przemieszczenie się z lądu na miejsce nurkowania, dzięki czemu jesteśmy niezależni i możemy szybko wrócić na brzeg.
Oczywiście najlepiej wybrać dzień z niskim zafalowaniem i bezwietrzny, co ograniczy ryzyko walki z prądami morskimi i przybojem, które mogą utrudnić powrót na plażę. Nurkowanie wokół czterech ścian tej monumentalnej konstrukcji możemy zaliczyć do płytkich – średnia głębokość nie przekracza kilkunastu metrów.
Enklawa bioróżnorodności
Co sprawia, że to miejsce jest tak wyjątkowe? Torpedownia, zanurzona w słonawej wodzie Bałtyku, oferuje warunki, które można śmiało nazwać wymagającymi. Falowanie, zmienne prądy morskie, ograniczona widoczność, liczne ostre elementy, sieci widmo i spora odległość od brzegu – to wszystko sprawia, że nurkowanie w tym miejscu jest jak kurs przetrwania dla fotografa podwodnego. Dlaczego zatem kilkukrotnie wracałem na tę miejscówkę? Ta zanurzona do połowy konstrukcja zaczęła pełnić rolę lokalnej, sztucznej rafy. Z czasem, na jej betonowych ścianach osiedliły się różne organizmy morskie, tworząc idealne warunki do rozwoju mniejszych form życia.
Kiedy dodamy do tego fakt, że woda w tym miejscu jest stosunkowo płytka i dobrze nasłoneczniona, otrzymujemy idealne środowisko do rozwoju bogatej bioróżnorodności. Monumentalne płyty i słupy, oderwane od głównej konstrukcji, leżą na dnie, tworząc dodatkowe schronienie przed niszczycielskim falowaniem, prądami i drapieżnikami. Wielopłaszczyznowość tego środowiska skłania do wykorzystywania nieoczywistych kadrów i różnorodnych podejść do fotografowanych obiektów. Podczas pierwszego nurkowania w tym rejonie w 2019 roku byłem zaskoczony, ile gąbek, pąkli i małży znajduje się na metrze kwadratowym powierzchni, w porównaniu do popularnych wraków w okolicy, takich jak szkoleniowe Bryza, Delfin czy Groźny. Na betonie o wiele łatwiej niż na stali osiadają pionierskie organizmy. Bliżej brzegu osiadłe zwierzęta filtrujące wodę mają więcej cząsteczek do konsumpcji, a woda szybciej się nagrzewa, co sprzyja ich wzrostowi. Ile takich obiektów mamy w naszej części Bałtyku? Znikomą liczbę. Dlatego według mnie Torpedownia przy Babich Dołach to ewenement południowego wybrzeża Bałtyku i warto docenić oraz chronić tę enklawę bioróżnorodności. Przekształcenie obiektu na hotel lub inne inwazyjne działania ze strony człowieka sprawią, że na długi czas utracimy to wyjątkowe środowisko.
Pionowe łąki, podwodne plaże i zakamarki
Czego i gdzie wypatrywać? Zacznijcie od eksploracji dna między brzegiem a budowlą. Jest tam wiele betonowych słupów, leżących na dnie złożonym z piasku i niezliczonej ilości muszli. Na wierzchu betonu, w brązowych glonach, spotkacie liczne kra-
biki amerykańskie – w dzień nieśmiałe, bardziej aktywne nocą. Nie mogę się doczekać nocnego nurkowania w tym miejscu!
W glonach spotkacie także wężynki. To rybki długości około 20 cm, z rodziny igliczniowatych. Do perfekcji opanowały mimetyzm – zdolność upodobnienia się kształtem, kolorem i sposobem poruszania do środowiska, a konkretnie do morskich traw. Pewnego razu, chcąc zabrać jako śmieć do wyrzucenia zwitek grubej żyłki leżącej na dnie, w ostatniej chwili cofnąłem rękę. Prawie zniszczyłem im doskonale zakamuflowany, modernistyczny domek.
Pod wielkimi płytami, w miejscu wiecznego półmroku, spotkacie białe dywany zbudowane z milionów polipów chełbii modrej – osiadłej formy naszej bałtyckiej meduzy. To „naskalne futerko” jest doskonałym tłem dla wyrastających wysp, stworzonych z omułków, mszywiołów, glonów i pąkli.
Praktycznie w każdym wyłomie betonu na dnie ukrywają się bardzo liczne ryby babkowate. Są to denne ryby, nieskore do pływania w toni. Budują gniazda z resztek muszli. Są dosyć płochliwe, a wyzwaniem dla fotografa jest wykonanie dobrego portretu. Warto poczekać chwilę i poobserwować miejsca, gdzie się schowały – po jakimś czasie przyzwyczajają się do naszej obecności.
W spokojnych, osłoniętych od prądów zakamarkach, a można wręcz powiedzieć – w podwodnych dziuplach, spotkacie stada lasonogów, drobnych skorupiaków podobnych do krewetek. Żyją w licznych grupach, poruszają się szybko i skokowo. To kolejne trudne wyzwanie dla złapania ostrości.
Niesamowite wrażenie zrobiły na mnie obrośnięte życiem pionowe ściany, które wyglądają jak pionowe łąki zbudowane
z kremowych gąbek, na których spotkamy „wypasające się” stada krewetek. Przebojem, moim zdaniem, jest widok tych skorupiaków w otoczeniu aksamitnych, rubinowych pierzynek stworzonych z mat cyjanobakterii. Te niewielkie organizmy, choć mniej kolorowe niż ich tropikalni kuzyni, mają swój niepowtarzalny urok. Ich fotografowanie to nie tylko wyzwanie techniczne, ale także artystyczne. To właśnie te chwile, kiedy walczymy o idealny kadr, sprawiają, że fotografia makro w Bałtyku jest tak satysfakcjonująca.
Jak przygotować sprzęt fotograficzny?
W odróżnieniu od zacisznych jezior, gdzie woda jest spokojna, a widoczność stabilnie niska, Torpedownia stawia przed nami wyzwania zbliżone do tych, które spotkamy w otwartym oceanie. Prądy mogą zmieniać kierunek w mgnieniu oka, widoczność potrafi gwałtownie się pogorszyć, a fale mogą sięgnąć płytkiego dna, jakby chciały sprawdzić naszą gotowość do bliskiego spotkania z wystającym obok ostrym prętem zbrojeniowym. To doskonałe miejsce, by wypróbować sprzęt i przygotować się na scenariusze, które mogą nas spotkać w bardziej egzotycznych wodach. To także okazja, by nauczyć się cierpliwości i precyzji, które są niezbędne w fotografii makro, a trening w Polsce będzie nas kosztował wielokrotnie mniej niż na docelowym wyjeździe. Warto przygotować obiektyw makro, pozwalający na dosyć duże powiększenia. W kadrze najczęściej będziemy mieli stworzenia od 10 cm do 1 cm. Jeśli zamierzamy skupić się na detalach, nieodzowne będą dodatkowe soczewki makro. Każde z wymie-
nionych wyżej zwierząt posiada oryginalne wzory i kolory, które aż proszą się o wyodrębnienie dużym powiększeniem. Do zestawu dodajemy dwie niewielkie lampy błyskowe.
Jeśli mamy szczęście i na pierwszym nurkowaniu stwierdzimy kilkumetrową widoczność, to na drugie nurkowanie polecam zabrać również szeroki kąt. Liczne podwodne obiekty i dobry model wśród nich pozwolą dodatkowo urozmaicić nasze portfolio.
Kiedy i jak nurkować?
Obiekt dostępny jest w zasadzie cały rok, i jeśli tylko nie ma wiatru i zafalowania, to nurkowanie jest tam bardzo przyjemne. Jeśli zaskoczy nas wiatr, prąd lub fala, należy użyć ścian obiektu jako schronienia. Szczególną uwagę należy zwrócić na wystające ostre elementy, zarówno z dna, jak i na powierzchni budowli. W zimie, na dłuższe posiedzenie fotograficzne, zabieram ogrzewanie elektryczne Santi pod suchy skafander. Bojka i błyskacz to moim zdaniem obowiązkowe wyposażenie na Bałtyku, które nadzwyczajnie zwiększają możliwości odnalezienia nas w razie zgubienia lub porwania przez prąd. Skutery Seacraft, pewne i mogące pociągnąć dwóch ciężkozbrojnych w aparaty i twiny nurków, wypożyczyliśmy od Marcina Bramsona z Deep Adventure.
Jeśli chcecie bliżej poznać tę sztuczną rafę, z przyjemnością zorganizuję warsztaty makrofotografii w tym rejonie. To doskonała okazja, by nauczyć się technik, które mogą przydać się podczas wypraw do miejsc, gdzie już nie będzie czasu ani możliwości na zmiany w konfiguracji, a także doświadczyć surowego piękna Bałtyku w towarzystwie innych pasjonatów podwodnego świata. Dziękuję Aldonie Prokopiuk i Marcinowi Trzcińskiemu za fotki i bezpieczne nurkowania!
XTREME FULL
to nasz najcieplejszy
ocieplacz z izolacją
Primaloft® Gold z technologią
Cross Core do ekstremalnego nurkowania w zimnej wodzie.
Produkt zrewolucjonizował rynek odzieży nurkowej, łącząc zaawansowaną technologię z nowoczesnymi materiałami. W efekcie powstał wyjątkowy ocieplacz nurkowy, który znacząco podnosi komfort nurkowania w zimnych wodach.
Kluczowym elementem tego rozwiązania jest zastosowanie aerożelu – materiału uznawanego za najlżejszy na świecie, który w ponad 95% składa się z powietrza. Dzięki wprowadzeniu aerożelu, firma Bare stworzyła ocieplacz, który jest nie tylko lżejszy, ale również cieńszy niż tradycyjne produkty.
Redukcja wagi nie odbyła się jednak kosztem izolacji termicznej – wręcz przeciwnie, nowoczesne rozwiązanie oferuje wyższy poziom ciepła.
Aerożel, zatopiony bezpośrednio we włóknach materiału, tworzy skuteczną barierę termiczną, minimalizując utratę ciepła, co zapewnia nurkom pełen komfort nawet
w najzimniejszych wodach. Bare udowadnia, że innowacyjne podejście do technologii materiałów może znacząco poprawić wydajność i komfort, wyznaczając nowe standardy w branży odzieży nurkowej.
Poznaj ocieplacz nurkowy XTREME FULL – zapewnia on nie tylko doskonałą izolację termiczną, ale również jest szybkoschnący i oddychający, co pozwala szybko odparować wilgoć i pozostawić ciało suche. Dzięki kompaktowej objętości materiału nie musisz używać dodatkowego balastu. Ocieplacz wyposażono w bardzo długi, dwukierunkowy zamek błyskawiczny z przodu, co zapewnia wygodę użytkowania. Dodatkowo, 90% materiału pochodzi z recyklingu! Dwie głębokie kieszenie oraz jedna na piersi zapinana na zamek gwarantują praktyczność.
Więcej informacji znajdziesz na stronie: www.nurkowanie-ecn.pl
Dystrybucja w Polsce: ECN-Systemy Nurkowe
Rajskie widoki PALAU
Tekst SYLWIA KOSMALSKA-JURIEWICZ Zdjęcia ADRIAN JURIEWICZ
„Natura nie ma granic, jak ludzki umysł. Często jest to jedyny nauczyciel, jaki jest naprawdę oddany twojemu zrozumieniu, bez uprzedzeń, bez porównań i bez oczekiwania rewanżu”
Friedrich Nietzsche
Zachodzące słońce na horyzoncie przybrało kolor bursztynu, kiedy nasz samolot łagodnie dotknął płyty lotniska w Koror. Godzinę później siedzieliśmy w autokarze i zmierzaliśmy do hotelu, oddalonego zaledwie dwadzieścia minut drogi od portu lotniczego. Droga wiła się serpentyną, odsłaniając przed nami piękne krajobrazy Palau. Spośród bujnej roślinności, dominującej na wyspie, przebijał się błękit oceanu, w którym rozpływały się ostatnie promienie zachodzącego słońca. Dzień zmienił się w noc w momencie, kiedy dotarliśmy do hotelu. Nazajutrz obudziły mnie delikatne trele ptaków, a różowa poświata wypełniła hotelowy pokój. Wyjrzałam przez okno i to, co ujrzałam, zaparło mi dech w piersiach. Szmaragdowa woda laguny delikatnie obmywała koralową, hotelową plażę. Na piasku ustawiono kilka drewnianych leżaków i parasoli w kolorze orchy.
Niewielkie wapienne wzniesienia otaczają lagunę, wyglądają tak, jakby trzymały ją w objęciach. Wzgórza porasta gęsty tropikalny las deszczowy, który tętni życiem, a w koronach drzew dokazują ptaki. Poranne odgłosy zwierząt mieszają się z lekką bryzą znad oceanu, która przenika hotelowe zasłony i wypełnia mój pokój. „Jak dobrze tu wrócić”, pomyślałam.
Kilka lat temu odwiedziliśmy Palau, zatrzymując się w tym samym hotelu, choć widok z okna mieliśmy wtedy nieco inny. Każdego ranka, zaraz po śniadaniu, wypływaliśmy na dwa lub trzy nurkowania. Pomiędzy kolejnymi zanurzeniami odpoczywaliśmy na jednej z bezludnych wysp, których na Palau nie brakuje. Wysepki są małe i bardzo malownicze, piasek jest biały, koralowy, a woda tak czysta, że patrząc w jej lustro, widać muszle, małe rybki oraz fałdki na piasku, tworzone przez delikatny ruch oceanu. W cieniu palm, które porastają wyspy, jedliśmy lunch, odpoczywaliśmy i delektowaliśmy się niezrównanymi widokami. Najlepsze miejsca do nurkowania, takie jak Ulung Channel, oddalone są od Koror godzinę drogi płynięcia szybką łodzią.
Chwile spędzone na łodzi mijają błyskawicznie. Podczas płynięcia podziwialiśmy rajskie widoki, błękitne laguny, zielone wysepki, które mnożyły się na oceanie. Podpływaliśmy tak blisko nich, że czułam zapach przepalonej słońcem ziemi, który unosił się nad nimi.
Po pięciu latach wróciliśmy na Palau, do tego mikronezyjskiego archipelagu, związanego ze Stanami Zjednoczonymi, który zyskał niepodległość w 1994 roku. Oceania przyciąga nurków z całego świata, kusząc ich niezapomnianymi nurkowaniami w wodach Oceanu Spokojnego. W głębinach tych wód kryją się prawdziwe skarby, takie jak wraki statków czy samolotów.
Tym razem postanowiliśmy połączyć wypoczynek w hotelu z siedmiodniowym rejsem na łodzi safari. Na lądzie odwiedziliśmy najbardziej spektakularne miejsca na wyspie, takie jak wodospad Ngardmau czy latarnię morską. Do wodospadu prowadzi wąska ścieżka przez dżunglę, a przeprawa nie należy do najłatwiejszych ze względu na liczne wzniesienia, które trzeba pokonać w upalnym słońcu. Dżungla jest niewiarygodnie piękna; to żywy organizm tętniący życiem, gdzie każda roślina i każde stworzenie odgrywa swoją rolę. Kolorowe motyle przelatują nad naszymi głowami, pomarańczowe kielichy kwiatów wabią owady, aby się nimi posilić, zielone jaszczurki przecinają nam drogę, a liany zwisają i wiją się na grubych konarach drzew tropikalnych. Odgłosy zwierząt odbijają się echem od wapiennych skał. Nagle znaleźliśmy się w zupełnie innym świecie, świecie, w którym rządzi natura, a człowiek jest tylko gościem. Po czterdziestu minu-
tach spokojnego marszu dotarliśmy do wodospadu. Krystalicznie czysta woda z ogromną siłą spływa kaskadami, obmywa skały i łączy się z rzeką. Wchodzimy do lodowatej wody nieśpiesznie, szukając ukojenia po długim marszu. Kąpiel w tym naturalnym miejscu wywołuje u mnie nieopisaną radość, jest darem natury, który na długo pozostanie w mojej pamięci.
Na łódź safari wchodzimy po dwóch dniach spędzonych na lądzie. Ta imponująca jednostka stoi zacumowana w znacznej odległości od naszego hotelu i może pomieścić 22 pasażerów. Do dyspozycji gości jest jedenaście bardzo komfortowych kajut z łazienkami, trzy pokłady, jacuzzi, jadalnia, dwa bary, sala z bilardem oraz mała biblioteka. Przestronna łódź oferuje nam wszystko czego potrzebujemy podczas siedmiodniowego rejsu. W ciągu tego czasu zmieniliśmy lokalizację zaledwie kilka razy, zazwyczaj były to krótkie przepłynięcia, co jest dość nietypowe dla wypoczynku w formie „safari nurkowego”. Wszystkie najlepsze miejsca nurkowe są oddalone od Koror o około godzinę drogi płynięcia szybką łodzią. Nasza łódź zazwyczaj stała zacumowana w pięknych zatokach, pośród wapiennych formacji skalnych, porośniętych tropikalną roślinnością, a my na nurkowanie wypływaliśmy zodiakiem.
Przez kolejne siedem dni odwiedziliśmy najbardziej spektakularne miejsca nurkowe w okolicy. W niektórych z nich nurkowaliśmy po dwa razy, ze względu na ich niepowtarzalne piękno.
Ulung Channel, jedno z najbardziej znanych miejsc nurkowych, zachwyciło nas swoim dwoistym obliczem –
od spokojnej, wręcz medytacyjnej atmosfery po dynamiczny drift w silnym prądzie.
Ulung Channel jest naturalnym kanałem położonym wśród archipelagu wysp Rock Islands, które w 2012 roku zostały wpisane na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Te zielone wzniesienia zanurzone w szmaragdowej wodzie Oceanu Spokojnego są prawdziwym rajem, a ich piękno budzi zachwyt. Nurkowanie w Ulung Channel może odbywać się na dwa sposoby: w silnym prądzie, który zamienia nasze zanurzenie w szybki drift, pozwalający na swobodne podziwianie podwodnego świata, lub w ciszy i spokoju, gdy prąd ustaje, a my możemy delektować się każdym detalem bajecznego ogrodu koralowego. To miejsce przypomina mi nurkowania na Raja Ampat w jednym z najpiękniejszych miejsc nurkowych na ziemi.
Podczas naszej podróży dotarliśmy również do Fish n Fins, gdzie spoczywa wrak samolotu Jake Seaplane. Ten przepiękny wrak został odkryty stosunkowo niedawno, a mianowicie w 1994 roku przez rybaka, i praktycznie natychmiast stał się symbolem świata podwodnego Palau. Niewiele wraków w tej okolicy jest tak świetnie zachowanych i budzi tak ogromne emocje jak Jake. Samolot pochodzi z czasów II wojny światowej i należał do japońskiej marynarki wojennej. Spoczywa na głębokości 15 metrów w ogrodzie koralowym i jest znakomitym obiektem do fotografowania. Ze względu na swoje położenie i głębokość, mogą w tym miejscu nurkować zarówno osoby z dużym doświadczeniem, jak i te, które dopiero zaczynają swoją przygodę z nurkowaniem. Wrak jest widoczny również z powierzchni, co sprawia, że cieszy się dużym zainteresowaniem wśród mi-
łośników snorkelingu. Najlepsza widoczność w tej lokalizacji występuje podczas odpływu i może przekroczyć 30 metrów. Jake Seaplane najprawdopodobniej rozbił się podczas startu lub lądowania po zatrzymaniu silnika. Wskazują na to idealnie proste śmigła, które nie ucierpiały podczas zderzenia samolotu z taflą wody. Rafa koralowa otaczająca wrak jest już w znacznym stopniu zniszczona przez licznych nurków, którzy odwiedzają to miejsce i próbują uwiecznić je na zdjęciach i filmach.
Palau to raj zarówno nad, jak i pod powierzchnią wody. Bogactwo fauny i flory tego regionu budzi zachwyt. Każde zanurzenie jest wyjątkowe, a każda podróż zodiakiem do nowego miejsca na długo zapada w pamięci. Jednak jest jedno takie miejsce, które w sposób szczególny wzbudziło mój zachwyt, a mianowicie German Channel. Ten kanał w rafie barierowej łączy lagunę z otwartym Pacyfikiem. Przepływając przez German Channel, można odnieść wrażenie, że całe piękno tego świata skupiło się w tym jednym miejscu. Woda w tej lokalizacji mieni się wszystkimi odcieniami granatu, błękitu i szmaragdu. Te wszystkie przepiękne kolory przenikają się wzajemnie i tworzą piękną paletę barw, która ciągnie się, aż po horyzont. To również znakomite miejsce do nurkowania, podczas którego możemy spotkać duże morskie zwierzęta, takie jak rekiny czy manty.
German Channel słynie nie tylko z zapierających w piersiach widoków, ale również z niezapomnianych nurkowań z mantami. Te niezwykłe stworzenia regularnie odwiedzają tę lokalizację, aby oddać się zabiegom pielęgnacyjnym, podczas których małe, kolorowe rybki usuwają pasożyty z ich ciał. Podczas pobytu mant w „stacji czyszczącej” możemy obserwować ten niebywały proces
i cieszyć się z obecnością tych majestatycznych stworzeń, które od czasu do czasu przepływają nad naszymi głowami. Spotkanie z mantami jest magiczne, a każda chwila w ich towarzystwie jest bezcenna. W tej samej lokalizacji, pośród koralowców porastających niewielkie wzniesienie, spotkaliśmy przezroczyste krewetki, które również oferowały zabiegi higieniczne murenie. Jednym z najbardziej spektakularnych miejsc do nurkowania na mapie Oceanu Spokojnego w Oceanii są Blue Holes. To bardzo niepozornie wyglądające, nieregularne cztery otwory w rafie barierowej, które kryją w sobie cuda natury. Podczas powolnego zanurzania się w jednej z dziur, jesteśmy świadkami niesamowitej gry światła, którego smugi tańczą na ścianach skalnej komnaty. Opadając swobodnie, wpływamy do podwodnej groty – majestatycznego sanktuarium otwartego na ocean, wypełnionego muszlami, piaskiem, morskimi stworzeniami i koralowcami. Spoglądając w górę, widzimy błękitną kopułę, przez którą do jaskini wpada jasne światło, tworząc atmosferę pełną spokoju i mistycyzmu.
Pomiędzy nurkowaniami załoga przygotowała dla nas niespodziankę w postaci kolacji na jednej z bezludnych wysp Palau. Spektakularny zachód słońca stworzył niesamowitą scenerię do przepysznej kolacji zaserwowanej przez szefa kuchni w formie grilla.
Następnego dnia rano zanurzyliśmy się w lokalizacji o nazwie Blue Corner, która jest uznawana za jedno z najbardziej spektakularnych miejsc do nurkowania na Palau, gdzie podwodne krajobrazy budzą zachwyt. Zazwyczaj nurkowania w tej lokalizacji odbywają się w bardzo silnym prądzie oceanicznym, który przyciąga nieskończoną różnorodność życia morskiego różnych gatunków, takich jak ławice barwnych ryb, majestatyczne rekiny, błyszczące tuńczyki, barakudy czy spokojne żółwie morskie. Obszar ten jest rejonem chronionym, który podlega prawnym regulacjom w celu ochrony życia morskiego i kontroli ruchu turystycznego. Podczas każdego zanurzenia na Blue Corner nurkowie powinni być wyposażeni w haki rafowe, które umożliwiają im zakotwiczenie się w prądzie i swobodne podziwianie stada rekinów i innych przepięknych stworzeń wyłaniających się z błękitu.
W Jeziorze meduz na wyspie Eli Mark przeglądało się niebo, kilka białych obłoków odbijało się w nieruchomej tafli wody w momencie kiedy przemierzyliśmy dżunglę i dotarliśmy na miejsce. Ten słodko słony akwen powstał około 12 tysięcy lat temu w wyniku zmian geologicznych i jest jednym z najbardziej fascynujących miejsc na Ziemi. Oddzielone od reszty oceanu, jezioro stało się domem dla meduz, które w drodze ewolucji, odcięte od naturalnych wrogów, straciły swoje parzy-
dełka. Dzięki temu snorkeling w tym akwenie jest całkowicie bezpieczny dla ludzi. Jeszcze kilka lat temu w jeziorze żyło około 10 milionów meduz. Dzisiaj, żeby zobaczyć jednego przedstawiciela tego gatunku musimy przepłyną pół jeziora. W jeziorze obowiązuje całkowity zakaz nurkowania z akwalungiem, dozwolony jest jedynie snorkeling, ale też w ograniczonych ilościach. Jellyfish Lake to bardzo delikatny i wrażliwy ekosystem reagujący na wszystkie zmiany, takie jak ocieplenie klimatu, zmniejszenie zasolenia wody, wprowadzenie nowego gatunku, ekspansywna turystyka, czy ciepły prąd morski El Nino. Te wszystkie czynniki sprawiły, że populacja meduz praktycznie wyginęła. Podczas snorkelingu mogliśmy dostrzec jedynie niewielkie, białe zalążki meduz, przypominające białe łodygi z wypustkami, które porastały zatopione konary drzew na dnie jeziora.
Takie miejsca jak Jezioro Meduz czy Blue Holes są świadectwem kruchości podwodnego świata, przypominającym nam o potrzebie ich ochrony dla przyszłych pokoleń.
Czas spędzony na Palau minął nam nieubłaganie szybko, ale wspomnienia tej epickiej wyprawy pozostaną z nami na zawsze. Zarówno pobyt w luksusowym hotelu, jak i na łodzi safari był wyjątkowym doświadczeniem, które sprawiło, że bez wątpienia wrócimy do Mikronezji, aby ponownie zanurzyć się w tym podwodnym królestwie.
REKLAMA
CAŁA NAPRZÓD Ku nowej przygodzie!
Tekst i zdjęcia MONIKA ZYBER i PRZEMYSŁAW ZYBER
Safari nurkowe trwa zazwyczaj tydzień. Na ten czas stajesz się niemal częścią morskiego ekosystemu. Tu morze dyktuje warunki. Albo jest łaskawe, albo serwuje lekcje do odrobienia. Podczas rejsu nie tylko korzystasz z uroków życia na statku, ale również podlegasz zasadom i prawom, które tu rządzą.
Poznaj kilka zasad, które pozwolą ci czuć się swobodnie podczas tej niezwykłej przygody. Dla kogo są organizowane wyprawy typu safari i jak się do nich przygotować?
Safari nurkowe to chyba najwygodniejsza forma spędzania nurkowych wakacji. W zaledwie tydzień można zrealizować aż 20 nurkowań, czyli 4 dziennie. Każde nurkowanie odbywa się w innym miejscu, ponieważ łódź przepływa do nowej lokalizacji po każdym wyjściu z wody. Nie trzeba nosić sprzętu, klarować go co nurkowanie. Wystarczy odkręcić 1-wszy stopień w celu napełnienia butli powietrzem i jesteśmy gotowi do kolejnego
zanurzenia. Jedzenie jest zawsze świeże, a apetyt po nurkowaniach dopisuje. Pomiędzy nurkowaniami można wylegiwać się na słonku, a wieczorami napawać się widokiem zachodzącego słońca. Czy istnieje coś piękniejszego?
W artykule skoncentruję się na safari po Morzu Czerwonym, bo to najczęściej wybierana destynacja.
Słonko już wstało, a Ty jeszcze śpisz?
Na safari dzień zaczyna się o 5:30.
Pukanie do drzwi kajuty i słowa „morning” oznaczają nowy dzień i nowe przygody.
Godzina pobudki wydaje się okrutna, jak na wakacyjny wyjazd, ale nurkowanie o 6:00 i budząca się podwodna fauna rekompensują niedospanie. Słonko coraz wyżej, woda z szarego koloru nabiera coraz głębszego błękitu. Korale nabierają kolorów, pławiąc się w porannych promieniach słońca.
Murena leniwie ziewa po nocnym polowaniu. Skrzydlice powoli udają się na odpoczynek. To ten moment kiedy nocne drapieżniki hibernują się, a pozostali mieszkańcy rafy bezpiecznie opuszczają swoje kryjówki i nieśmiało tańczą w rytm fal.
Poranne nurkowanie wzmaga apetyt. Już tylko chwila dzieli nas od pysznego śniadania.
Naleśniki, tosty, jajecznica, owoce… pycha! Po śniadaniu czas na kawę, opowieści, leniuchowanie, opalanie i dosypianie.
Wyjazd na Safari to świetna okazja, by rozwijać swoje umiejętności i realizować kolejne kursy. Codziennie mamy aż cztery nurkowania, jest to doskonały moment na idealne dopasowanie sprzętu i doskonalenie swoich umiejętności.
Suche włosy więc…
Około 11 czas na drugie zejście pod wodę. O tej godzinie słonko jest najwyżej i najlepiej wydobywa kolory rafy. To idealny moment na sesje zdjęciowe i nagarnia video.
Roztańczone rybki raz po raz, niczym zsynchronizowane, wskakują do korala, by po chwili wypłynąć i mienić się tęczowymi barwami w promieniach słońca.
Promienie o tej godzinie docierają najgłębiej, więc można zrobić głębokie nurkowanie na wraku i podziwiać w całej okazałości zatopione, stalowe giganty.
A chwilkę po wyjściu z wody... Rozbrzmiewa dzwon, na który wszyscy czekali. To wołanie na obiad. Zapachy z kuchni czuć na każdym pokładzie, wiec bez zwłoki udajemy się na stołówkę.
Dźwięk dzwonka może oznajmiać trzy ewentualności: zwołanie na briefing, czyli odprawę przed kolejnym nurkowaniem, posiłek lub alarm.
Po obiedzie odpoczynek, gry, zabawy. Co niektórzy ucinają sobie drzemkę przed kolejnym – trzecim już nurkowaniem.
Nurkowanie popołudniowe jest podobne do wcześniejszego. Słonko jeszcze wysoko więc cieszymy się wspaniałymi kolorami pod wodą.
Często zdarza się, że podczas popołudniowych nurkowań występuje silniejszy prąd. W takich sytuacjach zdarza się, że zodiak (mała pontonowa motorówka) wywozi nas na drugi koniec rafy.
Wartki prąd ciągnie nas w kierunku łodzi, a my bez wysiłku delektując się widokami, pozwalamy nieść się żywiołowi. Z prądem morskim nie wygrasz. Daj się ponieść, rozluźnij się i ciesz chwilą
Zdarza się, że kiedy odwrócisz wzrok od ściany rafy, w bezkresnym błękicie dostrzeżesz mantę, rekina, czy żółwia. Często zdarzają się rekiny longmanusy, tygrysie czy rafowe. Kto ma jeszcze więcej szczęścia może natknąć się nawet na rekina wielorybiego. Sjesta :)
Po trzecim nurkowaniu wjeżdża posiłek. Owoce, grzanki, pizza, słodkości – istna uczta.
Na safari rodzinnym po podwieczorku następuje czas na inne radosne atrakcje dla najmłodszych. Np. na banana ciągniętego za zodiakiem. Konkurs, kto dłużej utrzyma się w siodle, wywołuje dużo emocji, braw i śmiechu. Techniki są najróżniejsze, a wyobraźnia dzieci nieskończona.
Dziewczyny zakładają mono-płetwę i stają się na chwile syrenami, a chłopcy trytonami.
Kiedy zabawa w wodzie w towarzystwie zachodzącego słońca dobiega końca (zachód słońca w Egipcie – nawet w lecie ma miejsce dość wcześnie, bo około 18:30) pora na…
Kto stawiał na kolacje – ten w błędzie. Spokojnie bez kolacji spać też nie pójdziemy…
Bo nie mówimy jeszcze dobranoc…
Przed nami ostatnie czwarte, wyjątkowe nurkowanie.
Kiedy mrok ogarnia Morze Czerwone, czas na ostatnie nurkowanie. Prądy ustają. Woda niczym tafla szkła. Zwabione światłem ryby i kalmary pływają w pobliżu łodzi.
Wskakujemy. Niezmącony spokój o tej porze nie zapowiada jeszcze krwawych scen nocnych łowów drapieżników.
To właśnie na tym nurkowaniu możemy obserwować polowanie muren oraz skrzydlic. Niczego niespodziewające się małe rybki, są atakowane przez zawieszone nad nimi skrzydlice. W toni skrzą się ławice srebrnych ryb odbijających promienie księżyca.
To nurkowanie to wisienka na torcie na koniec ekscytującego dnia. W nagrodę pyszna kolacja i wieczorne rozmowy w towarzystwie pasjonatów nurkowania.
Nikt nie kładzie się późno spać, bo wie, że nazajutrz czekają go nowe przygody, na które trzeba oszczędzać siły.
Jak wytrzymać bujanie?
Wiele osób nie bierze pod uwagę tygodnia spędzonego na łodzi ze względu na bujanie i chorobę morską. Nie ma się czego bać. Z pomocą przychodzi medycyna. Wystarczy jedna tabletka rano Dramenexu (egipski odpowiednik aviomarinu) bez problemu uspokoi błędnik i efekty bujania są pod absolutną kontrolą. Każda łódź safari jest wyposażona w ten specyfik pod dostatkiem, więc i ten problem masz z głowy ;)
Który kierunek wybrać?
Jest bardzo dużo możliwości. Wybierz zgodnie ze swoimi uprawnieniami lup pasją.
Fascynuje Cię rafa, kolorowe bajeczne nurkowania – popłyń na Sataye lub Jonsy.
Brakuje Ci adrenaliny i chcesz stanąć oko w oko z rekinem, zapraszam na Brathersy i Elphistone.
Uwielbiasz penetrować zatopione wraki – trasa północna wrakowa jest dla Ciebie.
Pasjonujesz się historią II wojny światowej – zakochasz się we wraku SS Thistlegorm i innych miejscówkach z historią.
Każdy tu odnajdzie coś dla siebie.
Co należy wiedzieć, jadąc na safari?
Morze Czerwone jest dostępne cały rok. Nie ma tu sezonu. Wyjazdy organizowane są praktycznie w każdym miesiącu. Różni je jedynie temperatura wody i wiatry. W okresie zimowym temperatura wody oscyluje między 23-24 stopni. Można powiedzieć, że bardzo ciepła. Jednak przy nurkowaniach powtarzanych cztery razy dziennie nasz organizm się wychładza. Od listopada do kwietnia sugeruję nurkowanie w suchym skafandrze. Ponieważ w tym okresie wiatry są najmocniejsze, potęguje to uczucie chłodu i nie pozwala się zagrzać. Od maja do czerwca pianka 5 mm w zupełności powinna wystarczyć. Dla zmarzluchów zalecam 7 mm. Od lipca do końca września woda jest jak zupa i ma około 29-32 stopni. Sama lycra lub pianka max. 3 mm absolutnie wystarczą. Odradzam nurkowanie w krótkim rękawku i spodenkach, gdyż przez nie uwagę można się otrzeć o rafę, a takie zadrapania goją się długo. W październiku woda się ochładza, ale pianka 5 mm załatwi nam odpowiednie zabezpieczenie termiczne. Po wskazówki odnośnie doboru balastu do grubości pianki zajrzyj do działu wiedza, gdzie dokładnie opisuję odpowiedni dobór obciążenia.
Dla kogo ta wyprawa?
Wyprawy safari organizowane są dla wszystkich posiadaczy uprawnień nurkowych niezależnie od stopnia zaawansowania. Warto jest dostosować swoje umiejętności do stopnia trudności trasy nurkowej – wszelkich potrzebnych informacji udzieli zawsze organizator wyjazdu. Jasne jest, że na safari rodzinnym, na które mogą pojechać całe rodziny z początkującymi, młodymi nurkami wybierane są malownicze trasy, obfitujące w płytkie, proste nurkowania. Bardziej wprawieni nurkowie mogą wybrać trasy trudniejsze.
Nie zapomnij!
Ponieważ w 5 dni zrobisz aż 20 nurkowań, koniecznie chroń się przed ewentualnymi obtarciami.
Nawet najwygodniejsze buty i płetwy przy takiej ilości spędzonego czasu pod wodą mogą zrobić krzywdę, a kolejne nurkowania tylko pogarsza sprawę. Zakładaj lycrowe lub neoprenowe skarpety, aby uniknąć obtarć. Przy zakładaniu pianki pomoże Ci zwykła reklamówka lub woreczek foliowy. Cieniutkie rękawiczki też uchronią dłonie przed obtarciami. Krem z filtrem uchroni przed poparzeniem. Czapka osłoni wrażliwe uszy w wietrzne dni. Okulary przeciwsłoneczne to obowiązek.
Zabierz latarkę na nocne nurkowania i najprostszą bojkę, bo jest obowiązkowa.
Będą Ci zbędne!
Eleganckie ciuchy, bo i tak większość czasu spędzisz w stroju kąpielowym. Skarpetki, bo po statku chodzisz boso. Biżuteria, bo po co martwić się o kosztowności.
Praca on-line, bo i tak nie ma zasięgu.
Przed wyjazdem
Koniecznie sprawdź cały swój sprzęt nurkowy.
Automaty muszą być sprawne i najlepiej po serwisie. Wymień i nasmaruj króciec w ciśnieniomierzu, bo w kontakcie ze słoną wodą często „bąbelkuje”. Sprawdź skrzydło, czy jest szczelne i dopasuj pasy do grubości pianki. Przypomnij sobie jak puszczać bojkę.
Zrelaksuj się, bo czeka Cię przygoda życia.
Pamiętaj, że motto safari to: eat, dive, sleep – repeat
REKLAMA
ZDECYDOWAŁAM SIĘ BYĆ
INSTRUKTOREM NURKOWANIA
Tekst MAJA MIKUCKA
Zdjęcia ARCHIWUM AUTORA
Nazywam się Maja Mikucka, jestem studentką Akademii Wychowania Fizycznego i Sportu w Gdańsku, mam 21 lat, a moją ulubioną konfiguracją do nurkowania jest sidemount. W tym roku zostałam najmłodszym instruktorem nurkowania w Polsce, w federacji KDP PTTK CMAS.
Moja przygoda z nurkowaniem rozpoczęła się w wieku 8 lat. Wszystko za sprawą mojego taty – Pawła Mikuckiego, który w 2005 roku założył naszą szkołę – Włocławskie Centrum Nurkowania. Tata od wielu lat aktywnie szkoli w pionie rekreacyjnym i technicznym. Moja mama – Gosia – nie jest płetwonurkiem, ale dzielnie wspiera mnie od lat nad powierzchnią wody. Dla mnie, jako dziecka nurkowanie było czymś naturalnym, wtedy myślałam, że robi to zdecydowana większość, patrząc na te wszystkie osoby otaczające mnie wokół, więc, kiedy miałam 8 lat, poprosiłam tatę, żeby wziął mnie pierwszy raz pod wodę w pełnym sprzęcie.
Mimo, że byłam małym dzieckiem, dość dobrze pamiętam swoje pierwsze nurkowanie. Wtedy wydawało mi się, że jestem bardzo głęboko, a oczywiście, tak naprawdę był to może metr. Pobyt pod wodą podobał mi się, ale nie zrobiłam sobie z tego
nic wielkiego, jak to dziecko pomyślałam – no fajnie i tyle. Powtarzałam nurkowania z tatą co jakiś czas, ale nie odczuwałam potrzeby, żeby robić kurs. Wszystko zmieniło się 3-4 lata później, gdy przyszły dzieci na kurs młodzieżowy do naszego centrum.
Patrząc na moich kolegów stwierdziłam, że chciałabym razem z nimi zdobyć swoje pierwsze, oficjalne uprawnienia, bo, jak to jest, że oni nurkują tak często, a ja nie – pomyślałam. Od tego momentu zaczęłam rozwijać swój warsztat. Kurs P1 zrobiłam jeszcze u taty w wieku 14 lat, natomiast przez dalszą ścieżkę, aż do stopnia P3 poprowadził mnie instruktor M2 KDP/CMAS Robert Osiński. Nie chciałam sytuacji, żeby ktoś posądzał mnie o to, że tata daje mi uprawnienia na zasadzie taryfy ulgowej, bo jestem jego córką. Kolejnym aspektem było to, że tata zawsze jest tatą, mimo tego, że jest świetnym instruktorem, a dziecko zawsze jest dzieckiem i ta relacja jest zupełnie inna. Uważam, że nie da się do końca tego rozdzielić. Co ciekawe bardzo długo powtarzałam wszystkim dookoła, że nigdy nie zostanę instruktorem, nie i koniec. Bałam się, że odbierze mi to przyjemność z nurkowania, nie chciałam mieszać swojej pasji z pracą. Stało się tak, że zaczęłam pomagać tacie przy prowadzeniu kursów, byłam jego asystentką. Zobaczyłam wtedy, że naprawdę sprawia mi
to radość, kiedy widzę ludzi, którzy przełamują swoje lęki, czy robią postępy i to był pierwszy zapalnik, żeby zostać instruktorem. Po długich namysłach, w tym roku pojechałam na kurs instruktorski nad jezioro Piłakno, który trwał 2 tygodnie. Byłam jedyną kobietą. Lekko nie było, często siedziałam do 3 w nocy, żeby się przygotować na następny dzień zajęć, który obejmował praktykę oraz teorie. Kurs robiłam ze świetnymi chłopakami. Podczas tych 2 tygodni pomagaliśmy sobie, jak mogliśmy, a wcale nie musiało tak być. Często dostaję pytanie czy uważam, że było mi trudniej przez to, że jestem tak młodą osobą i w dodatku kobietą. Myślę, że mogło mieć to wpływ, bo w tym środowisku nie jest to typowa sytuacja, ale nie odpuściłam, pojechałam tam z nastawieniem zrobię to i nie dopuszczałam innej myśli.
Dużo mówi fakt, że w CMAS szkoli jedynie 12 kobiet, a mężczyzn ponad 300. Po kursie instruktorskim od razu zabrałam się za szkolenia i zdobywanie doświadczenia już oficjalnie po tej ,,drugiej’’ stronie. Jak zaczęłam prowadzić kursy, to osoby, które miały się u mnie szkolić, jak dowiadywały się, że ja będę ich instruktorem były zdziwione. Dobrym przykładem jest ostatni obóz nad Hańczą. Mieliśmy kursantów z całej Polski i w momencie, kiedy tata przedstawił mnie w kadrze instruktorskiej to było duże zaskoczenie, bo myśleli, że przyjechałam na kurs podstawowy, tak, jak oni. Gdy szkolę, największą uwagę zwracam na bezpieczeństwo, myślę, że potwierdzą to moi kursanci. Uważam, że bez tego aspektu nurkowanie nie może być przyjemnością, a pod wodę schodzimy po to, żeby się odprężyć, a nie dodatkowo stresować. Nie wyobrażam sobie sytuacji, żeby mój kursant nie
był odpowiednio przygotowany do nurkowania po ukończeniu szkolenia. Życzę sobie, żeby moja pasja, która przerodziła się w pracę zawsze sprawiała mi taką radość, jak do tej pory i żeby wyszkolone przeze mnie osoby czuły się pewnie, bezpiecznie i również odkrywały piękno podwodnego świata. Wydaje mi się, że udaje mi się znaleźć równowagę między życiem instruktora, a nadal zwyczajnego płetwonurka. Kiedy schodzę pod wodę jako po prostu płetwonurek, dla samej siebie czuję spokój, odpręża mnie to bardzo i po tylu latach nadal nie odczuwam nudy. Najbardziej lubię nurkować w ciepłych, przejrzystych wodach. Kiedy w wodzie jestem instruktorem jest inaczej, wtedy oczy staram się mieć wszędzie, gdzie się da. Te dwie role wyzwalają zupełnie inne emocje, ale jak najbardziej pozytywne. Mimo, że aktualnie rzadziej schodzę pod wodę czysto dla siebie, to jak już się nadarzy okazja, to cieszę się dwa razy bardziej niż kiedyś.
Podsumowaniem niech będzie zdanie: „Chcieć, znaczy móc” i nie ma znaczenia wiek, czy płeć, jeśli bardzo Ci na czymś zależy, mimo, że droga do celu nie zawsze jest prosta i oczywista.
JESTEŚ STARSZY
Tekst DOBROCHNA DIDŁUCH Zdjęcia DOMINIK DOPIERAŁA
Dziecko zostało zarażone Twoją pasją, ba zostało wkręcone na maksa. Zapisując się na wyjazd nurkowy już nie pytasz „a kto jeszcze jedzie?”, „z kim będę nurkować?”, „kto będzie moim buddy?” itd., bo Ty znasz swojego nurkowego partnera lepiej niż ktokolwiek inny na świecie.
Każdy nurek zna to wkurzające uczucie pod wodą, kiedy oglądasz się na partnera, który powinien być po Twojej prawej stronie – tak się umówiliście na powierzchni –a jego tam nie ma. Rozglądasz się w lewo, prawo do góry i nic. Jeśli jest słaba widoczność w wodzie, to czujesz lekkie kołatanie serca, dreszczyk emocji, może to być stresująca sytuacja. Jeśli nie znasz swojego partnera nurkowego (nie chodzi mi czy wiesz czym zajmuje się na co dzień, gdzie mieszka, jakim autem jeździ) nie wiesz ile ma nurkowań, jaki stopień nurkowy. Nie wiesz czy słuchał omówienia przed nurkowaniem, czy będzie wiedział co zrobić jeśli za chwilę się nie znajdziemy? Wyobraź sobie teraz, że Twoim partnerem nurkowym jest Twoje dziecko. Razem braliście udział w szkoleniach, razem robiliście kurs Rescue Diver, razem nurkujecie. Jesteście zgranym zespołem, znacie nawzajem swoją konfigurację sprzętową i własne umiejętności. Patrzysz w prawo, tam powinien być Twój buddy, ale go nie ma, wiesz,
że trzeba chwilę poczekać bo ma aparat i pewnie robi zdjęcie swojego życia. Wiesz również, że ma shaker przy BCD i zaraz usłyszysz charakterystyczny dźwięk dzwoneczka, a jeśli i to zawiedzie, to każdy z Was ma przy sobie bojkę SMB i dzięki szkoleniu wie, jak z niej korzystać i za chwilę się spotkacie na powierzchni. Jedna sytuacja i tak wiele scenariuszy, te z happy endem, a może być wręcz odwrotnie.
W poprzedni artykule pisałam o możliwościach szkoleniowych dla 12 latków i prestiżowym tytule Master Scuba Diver, który otrzymuje każdy nurek po ukończeniu kursu Rescue Diver – nurek ratownik i zdobyciu 5 specjalizacji nurkowych. Jeśli jeszcze tego nie zrobiliście nic straconego, nie ma ograniczenia maksymalnego wieku, a dla dzieci od 15 roku życia (możemy już śmiało pisać dla młodzieży) otwierają się nowe możliwości. Postaram się te najważniejsze i najbardziej przydatne, oczywiście moim zdaniem, opisać i zachęcić Was do zdobycia pozosta-
łych dostępnych specjalizacji. Często na miejscach nurkowych słyszę rozmowy nurków i stwierdzenia „mam certyfikat, nic mi więcej nie potrzeba, szkoda czasu i pieniędzy na szkolenia, w zasadzie czego oni mogą mnie jeszcze nauczyć?”. Takiego ignoranta pewnie niewiele, ale na szczęście większość nurków jest głodna wiedzy i nowych wyzwań.
Deep Diver – o tę specjalizację pytają najczęściej, mali i duzi, każdy chce ją mieć. Specjalizacja wyczekiwana, bo możliwa dopiero od 15 roku życia i trochę taka owiana tajemniczością, o której każdy mówi i chcemy ją złapać jak Harry Potter „złotego znicza”. Szkolenie, które upoważnia do nurkowania do 40 metrów. W pierwszej chwil możesz pomyśleć – zimno, ciemno, po co mi to? Czasami i tak może być np. w Polsce. Sama nie przepadam za nurkowaniami typu – idę pod wodę zmarznąć i osiągnąć tylko głębokość beż żadnego innego celu. Inne możliwości mamy w ciepłych wodach, jak na przykład Morze Czerwone. Idąc na głębokie nurkowanie, czyli miedzy 20 m a 40 m, zobaczymy faunę i florę, o której możemy tylko przeczytać i pooglądać obrazki w książce albo zobaczyć w naszym Centrum Nurkowym na zdjęciach. Za sprawą ocieplania klimatu woda jest coraz cieplejsza i stworzenia w poszukiwaniu chłodniejszej wody przenoszą się głębiej. Na ostatnim wyjeździe miałam grupę młodzieży w trakcie tej specjalizacji i udało się nam zo-
baczyć na 25 m krewetki, langusty, bardzo duże grupery oraz ośmiornice, a wiecie jak to z nimi jest? Nie z młodzieżą, tylko ośmiornicą – wystarczy, że masz coś kolorowego jak sprężynka z karabinkiem, lusterko, itp. położysz przed nimi i nawet jak się chowają w dziurze, to z ciekawości po chwili taka ośmiornica wyciągnie najpierw jedną mackę, żeby dotknąć i sprawdzić co to jest, a kiedy „zabawka” się spodoba to będzie próbowała zabrać ją sobie. Bardzo dużo wraków jest poniżej 20 m, albo zaczynają się płytko, ale idą w głąb i naturalnie przechodzimy w specjalizację Wreck Diver. Zawsze znajdzie się jakiś nurek, który powie, a po co mi kolejna specjalizacja, jak ja i bez niej nurkowałem na wraku, ale po krótkiej rozmowie usłyszymy, że na wraku nie nurkował tylko wokół niego. To takie lizanie cukierka przez papierek (chyba nie ma bardziej wkurzającego uczucia, kiedy już prawie czuję ten smak, ale w zasadzie to nie wiem jaki on był). Ostatnio bardzo często spotykamy się z zatopionymi atrakcjami pod wodą takimi jak np. samochód, helikopter, czołg i wiele innych. Jest to forma urozmaicenia danego miejsca nurkowego, ale też świetne siedlisko ryb. Nurkowie z przyjemnością wpływają do tych sztucznych wraków, robią sobie śmieszne filmiki i zdjęcia, to także dobra forma szkoleniowa przed tymi „prawdziwymi” wrakami. Wpływając do historycznych wraków, które zatonęły podczas
wojny, albo z powodu wpłynięcia na rafę, wchodząc pod wodę czuje się taki dreszczyk, jakby włosy na plecach troszkę się jeżyły. Przed każdym nurkowaniem zawsze robimy omówienia, przybliżamy okoliczności, które spowodowały, że dany obiekt stał się wrakiem i generalnie zawsze jest mało pytań przed, ale ja wiem, że one dopiero będą później. Po wyjściu z wody następuje chwila ciszy, to czas refleksji, poukładania sobie w głowie, co ja tam widziałam i dopiero wtedy zaczynają się szczegółowe
pytania. „Czy to był prawdziwy wózek?”, „czy walizka była prawdziwa?” jak ma to miejsce po nurkowaniu na wraku promu pasażerskiego. W głowie mamy myśl, że może ktoś to tam podrzucił dla lepszego efektu. W Egipcie, koło miasta Safaga, jest zatopiony prom Salem Express, który uderzając w rafę w ciągu 20 minut zatonął. Jedno ze źródeł podaje, że zginęło tam około 500 osób. Płynąc na ten wrak zawsze zauważam w załodze statku emocje i nostalgię. Ten wrak dla lokalnej społeczności jest tragicznym miejscem, na które często nie chcą płynąć, a na statku możemy zauważyć ich wspólną modlitwę za zmarłych. Specjalizacja wrakowa jest z pewnością dla nurków, których ciekawi historia oraz dla tych, którzy są ciekawi nowych wyzwań.
W większości moje opowieści dotyczą nurkowań w Morzu Czerwonym, mając 18 lat dostałam w Egipcie swoją pierwszą pracę jako Divemaster i od tego czasu nurkowanie stało się moim ukochanym sposobem na życie. W kolejnym artykule opiszę kurs Junior Divmaster, który jest super wprowadzeniem do sprawienia, aby nurkowanie stało się stylem życia, a nie tylko hobby. Można w każde wakacje nurkować w innym miejscu na świecie, poznawać wszystkie słynne miejsca „od kuchni”. To nie musi być marzenie tylko rzeczywistość!
REKLAMA
Kubek Apollo 2.0 360ml, podwójne ścianki, izolowany próżniowo, 4 godziny utrzymywania ciepła, ceramiczna powłoka wewnątrz, silikonowy spód, ergonomiczny kształt, pasuje do uchwytów samochodowych, pokrywka przeciw rozchlapaniu. Po prostu idealny do kawy.
FOURTH ELEMENT
INNOWACJA I JAKOŚĆ W ŚWIECIE NURKOWANIA
FOURTH ELEMENT TO BRYTYJSKA MARKA, KTÓRA ZYSKAŁA UZNANIE WŚRÓD NURKÓW NA CAŁYM
ŚWIECIE DZIĘKI PRODUKCJI WYSOKIEJ JAKOŚCI SPRZĘTU NURKOWEGO, W TYM SUCHYCH
SKAFANDRÓW, OCIEPLACZY, SKAFANDRÓW MOKRYCH, BUTÓW, PŁETW, RĘKAWIC, KAPTURÓW, MASEK ORAZ INNYCH AKCESORIÓW. FIRMA POWSTAŁA W 1999 ROKU, A JEJ NARODZINY MIAŁY MIEJSCE W SHARM-EL-SHEIKH W EGIPCIE, PODCZAS NIEZOBOWIĄZUJĄCEJ ROZMOWY PO PEŁNYM WRAŻEŃ DNIU NURKOWANIA. OD SAMEGO POCZĄTKU ZAŁOŻENIEM FOURTH ELEMENT BYŁO TWORZENIE NAJWYŻSZEJ KLASY ODZIEŻY PRZEZNACZONEJ DLA MIŁOŚNIKÓW NURKOWANIA.
FILOZOFIA FIRMY:
Innowacyjność, Wydajność i Funkcjonalność
Fourth Element od zawsze stawia na innowacyjność. Firma nie koncentruje się na ilości oferowanych produktów, lecz na ich jakości oraz realnych potrzebach nurków i freediverów. Dzięki regularnym rozmowom z klientami, produkty są nie tylko starannie przemyślane, ale także funkcjonalne i dostosowane do wyzwań, jakie niesie ze sobą nurkowanie. Fourth Element stosuje najnowsze technologie tkanin, które łączone są w unikalnych wzorach i kombinacjach, by zapewnić maksymalną wydajność i komfort w trudnych warunkach.
Seria FOURTH ELEMENT TECHNICAL –
Rewolucja w Ochronie Termicznej
Jednym z najbardziej innowacyjnych projektów firmy jest seria Fourth Element Technical, która została stworzona z myślą o nurkowaniu w zimnych wodach. Produkty z tej serii rewolucjonizują ochronę termiczną, zapewniając komfort i bezpieczeństwo nawet w najtrudniejszych warunkach. Dzięki nim nurkowie mogą cieszyć się nurkowaniem w zimnych wodach bez obaw o dyskomfort związany z utratą ciepła.
Zrównoważony rozwój
i OCEAN POSITIVE
Fourth Element jest nie tylko liderem pod względem innowacji technicznych, ale także ekologicznym pionierem. Firma angażuje się w tworzenie produktów przyjaznych dla środowiska. W ramach kolekcji „Ocean Positive“, produkuje sprzęt wykonany z materiałów z recyklingu, w tym z odpadów wyławianych z oceanów. To podejście doskonale wpisuje się w filozofię marki, która łączy miłość do nurkowania z troską o naszą planetę.
Trwałość i Niezawodność
Warto podkreślić, że produkty Fourth Element charakteryzują się wyjątkową trwałością. Dzięki starannej pracy zespołu projektowego, produkty są wysoce wytrzymałe i spełniają swoje funkcje przez wiele lat. To właśnie długowieczność sprzętu jest jednym z kluczowych atutów marki – nurek może być pewien, że inwestując w produkty Fourth Element, otrzymuje sprzęt, który będzie mu towarzyszył w wielu wyprawach nurkowych.
FOURTH ELEMENT W POLSCE
Wyłącznym dystrybutorem produktów Fourth Element na terenie Polski jest firma Extreme Divers.
Dla wszystkich zainteresowanych zakupem lub uzyskaniem dodatkowych informacji, kontakt z dystrybutorem możliwy jest poprzez e-mail: info@extremedivers.pl lub telefonicznie pod numerem: 667 341 349.
Fourth Element to synonim jakości, innowacji i troski o środowisko, a ich produkty to niezawodny wybór dla każdego nurka, który ceni sobie komfort i bezpieczeństwo podczas podwodnych przygód.
WIELE POZIOMÓW NURKOWANIA
Tekst i zdjęcia DOMINIK DOPIERAŁA
PRZYCHODZĄC NA PODSTAWOWY
KURS NURKOWANIA NIE MAMY
WYOBRAŻENIA JAK BĘDZIE
WYGLĄDAĆ NASZA NURKOWA
PRZYSZŁOŚĆ. NAJCZĘŚCIEJ
NIE ZDAJEMY SOBIE SPRAWY
Z TEGO, JAKA PRZYGODA NAS
CZEKA ORAZ Z TEGO, JAKĄ ILOŚĆ
WIEDZY I UMIEJĘTNOŚCI MUSIMY
OPANOWAĆ, ŻEBY ZREALIZOWAĆ
NASZE MARZENIA.
Razem ze wzrostem naszej pewności siebie i naszych postępów z pływalnością, zużyciem powietrza, swobodą i gracją, której nabieramy, rosną nasze oczekiwania. Chcemy coraz więcej od nurkowania, głębokość dwudziestu metrów już nas nie przeraża. Śmielej docieramy do granic nurkowania rekreacyjnego. Zdobywamy kolejne poziomy i uzupełniamy wiedzę o specjalistyczne szkolenia. Wyposażamy się w sprzęt, który ma zadbać o nasze bezpieczeństwo, wygodę i komfort. Często działamy pod wpływem impulsu. Lubimy posiadać. Reklamy zalewają nasza rzeczywistość każdego dnia i wydaje nam się, że wybie-
ramy świadomie. Dokonujemy zakupu tego, co potrzebujemy. Przynajmniej tak nam się wydaje.
Często udzielam porad kursantom, którzy chcą kupić cały sprzęt. Najmniej uwagi zwracają na komputer do nurkowania. Dużo chętniej kupiliby butle niż komputer.
W tym artykule spróbuje zachęcić cię do świadomej decyzji i przyłożenia trochę większej uwagi przed zakupami sprzętu. Wręcz będę zachęcał Cię do zrobienia programu nurkowanie wielopoziomowe. Przypomnę, że ostatnio opisywałem co wpływa na długość naszych nurkowań i jedną z trzech zdobyczy wiedzy i doświadczenia są wzbogacone w tlen mieszanki popularnie nazywane nitroxem.
Pozostałe dwie to nurkowanie wielopoziomowe i komputer do nurkowania. Optymalne połączenie to wybór wszystkich trzech na raz. Komfort, bezpieczeństwo i długość Twoich nurkowań osiągną nowy poziom. Nie chcę zachęcić Cię do zakupu konkretnego komputera modelu A, bo model B jest gorszy, a model C za to ładniejszy. Chcę Ci pokazać drogę do świadomego wyboru. Chcę stworzyć Ci potrzebę posiadania komputera dopasowanego do Twoich potrzeb i umiejętnego wykorzystywania go. Często przed nurkowaniem opowiadam dowcip. Jeden konkretny. Za pomocą znaków nurkowych. Zwłaszcza gdy mam osoby pierwszy raz nurkujące w wodach Egiptu.
Tego poranka płynęliśmy na konkretną rafę. Od kilku dni, o mniej więcej tej samej porze, można było spotkać… ale o tym
za chwilę. To był wyjątkowy dzień dla mnie. Pierwszy raz w życiu mój Tato miał zanurkować za granicą, pomimo tego, że nurkował całe życie i to ze mną. Zabierałem go świadomie na dalekie dryfowe nurkowanie, żeby zwiększyć szanse. Mieliśmy nitroxy, komputery i wiedziałem, że trzeba przeciągnąć to nurkowanie na większej głębokości najdłużej jak się da, żeby zwiększyć szansę na spotkanie. Tato był świetnym nurkiem. Najtwardszym jakiego kiedykolwiek poznałem. Był również niezwykłym człowiekiem i… szczęściarzem urodzonym w piątek 13. To się musiało udać. Przed nurkowaniem oczywiście opowiedziałem mu mój dowcip. Staliśmy na platformie gotowi do skoku do wody. Potraktował go jak… dowcip. Byliśmy sami nikt nie wyskakiwał tak daleko. Obsługa łodzi kilka razy upewniała się czy jestem pewien, że tak daleko mają nas wywieść na to nurkowanie.
Skok do wody i zanurzenie były bezproblemowe. W kilka chwil wylądowaliśmy na głębokości 30+ przy pionowej ścianie porośniętej kilkumetrowymi gorgoniami. Prąd był silny i niósł nas. Widoki zachwycały, a my byliśmy zawieszeni w krystalicznie czystej, nawet jak na Egipt, wodzie. Wielkie wąsiska Taty co chwila podnosiły się w charakterystycznym uśmiechu. Czas płynął i nieubłaganie doganiał nas limit bezdekompresyjny. Połączenie komputera i nitroxu spowodowało, że byliśmy cały czas w granicach nurkowań rekreacyjnych, ale wszystko ma swoje granice. Chyba że… dołożysz kolejny poziom do swojego nurkowania. Unieśliśmy się kilka metrów do góry cały czas dryfując przy ścianie w niewyobrażalnie czystej wodzie. Limit odjechał i dostaliśmy kilka dodatkowych minut. To nurkowanie było bardzo spokojne, ale ja cały czas nerwowo się rozglądałem. Bycie w określonym miejscu i czasie jest bardzo ważne w nurkowaniu. Tato widział, że wypatruję czegoś, ale co chwilę zaskakiwało go coś nowego dla niego i innego. Po dłuższej chwili nurkowania przestał na to zwracać uwagę. Stracił czujność i nie spodziewał się po co tam jesteśmy. Jako dziecko, przed snem, zamiast kołysanki, w te wieczory gdy to Tato nas usypiał, przepytywał mnie i siostrę ze znaków nurkowych. Nie było opcji się pomylić. Więc doskonale rozumiał
co właśnie zacząłem mu pokazywać. Oczywiście niektóre znaki nie należały do standardowego kanonu, ale na platformie przed skokiem zapoznał się na szybko z nimi.
TY… PATRZ… WIELKI…. PIE….Y… REKIN… ZA TOBĄ
Obracał się uśmiechnięty. Spodziewał się wszystkiego tylko nie tego, że dwa metry za jego plecami przepływał właśnie dziesięciometrowy rekin wielorybi.
Świadome użycie komputera i wykorzystanie go w połączeniu ze zmianą poziomów w nurkowaniu umożliwiło i wciąż będzie mi umożliwiać zrobienie wielu niesamowitych nurkowań.
Zrozumienie zasad nasycenia i odsycenia naszego organizmu w połączeniu z narzędziami do monitorowania nas pod wodą zadziała tylko wtedy, gdy będziemy świadomie go używać. Nie sztuką jest zaliczać głębokość, jak nie sztuką również jest od razu robić techniczne nurkowania. Używając świadomie wiedzy i sprzętu można robić długie, głębokie nurkowania bezdekompresyjne. Lub robić wiele długich nurkowań.
Oczywiście nie wystarczy kupić najdroższy komputer na rynku. Trzeba jeszcze zrozumieć jego działanie. I wiedzieć czego się oczekuje od niego. Dziś komputery mają zachwycające funkcje, bez których ja sobie już nie wyobrażam nurkować rekreacyjnie. Od lat nie zabieram ze sobą kompasu na nurkowanie. Pomijam to, że i tak rzadko z niego korzystałem, ale po prostu mam go w komputerze.
Ktoś szalenie napracował się przy pisaniu instrukcji obsługi każdego dostępnego na rynku komputera i wyjaśnił w niej mnó-
stwo szczegółów. Nie przestanie mnie to chyba nigdy zaskakiwać, że prawie nikt nie czyta jej pomimo wydania rocznego budżetu małej armii na swój komputer do nurkowania. Polecam poczytanie tych instrukcji przed zakupem danego modelu.
A to nie koniec. Wiele modeli ma możliwość połączenia ich z transmiterem wkręconym w twój regulator. I to, że pokazuje Ci to wskazanie manometru niewiele zmienia. To coś co zmienia nurkowanie, to informacja o tym na ile przy Twoim aktualnym zużyciu powietrza i głębokości, na której się znajdujesz wystarczy Ci powietrza do rezerwy.
Czy 70 bar to mało? TAK i… NIE. To zależy. Na kursie podstawowym nauczyłeś się że 50 bar to nienaruszalna rezerwa. Twój margines bezpieczeństwa. Zerkasz na komputer 70 bar. Kurczę mało. Ale obok masz inne dane. Głębokość, limit bezdekompresyjny i czas na ile jeszcze wystarczy Ci powietrza do osiągnięcia 50 bar. 18 minut? Tak, bo jesteś spokojny, zrelaksowany i jesteś już płytko. A to strasznie dużo czasu, żeby zobaczyć mnóstwo ciekawych rzeczy na rafie.
Jeśli miałbyś kupić TYLKO jeden element wyposażenia nurkowego i z nim podróżować – to powinien to być komputer do nurkowania. Dobry komputer. Nie oszczędzaj na nim. To ten element, w który naprawdę warto inwestować. Ta inwestycja zwróci Ci się podczas wielu niesamowitych nurkowań. Jednak…
Nieważne czy jesteś przed zakupem komputera czy masz już swój od kilku lat. Upewnij się, że umiesz używać tego cudownego narzędzia do swoich nurkowań. I potrafisz robić nurkowania wielopoziomowe. Jeśli nie, to zgłoś się do swojego instruktora i uzupełnij wiedzę i umiejętności. Czeka na Ciebie kolejny poziom nurkowań.
ZAGŁĘBOCZE
Tekst WOJCIECH ZGOŁA
Zdjęcia DOMINIKA ABRAHAMCZYK, WOJCIECH ZGOŁA
Wyprawa w nieznane powoduje inne emocje, niż wyjazd nad jezioro, które znamy, nad którym jest baza nurkowa i bezproblemowe wejście do wody. Mnie zawsze ciekawiły i powodowały ten specjalny rodzaj emocji odkrywcy takie jeziora, które są mało dostępne, mniej znane albo nie wiadomo, jak dotrzeć do tafli wody.
Wczasie penetrowania wschodniej części Polski zatrzymywaliśmy się czasem przy jeziorze, obok którego akurat jechaliśmy. Wiele z tych jezior „wschodu” jest jeziorami torfowymi. Są czyste ale brązowe i mniej ciekawe nurkowo. Są też na szczęście piaszczyste i takich szukaliśmy. Odwiedziliśmy między innymi Jezioro Rodcze, zlokalizowane między Jeziorami Sumin i Uściwierz. Wyglądało zachęcająco, a brzegiem, brodząc po jeziorze, spacerował bocian. Z plaży wiele osób co chwilę wchodziło do wody, by się schłodzić. Na pomoście 2 ratowników pilnowało pływaków. Zagadnąłem ich o najciekawsze pod względem nurkowym jeziora. Wspomnieli o Piasecznie, ale tu nas nie zaskoczyli. Wspomnieli o Jeziorze Białym – ale tu przez ostatnie lata dość mocno spadła widoczność. Wreszcie padło słowo „Zagłębocze”. Taka nazwa jeziora, małego,
zlokalizowanego częściowo w lesie, z dużym ośrodkiem wypoczynkowym. Na 100% piaszczyste.
Gdy następnego dnia uzupełnialiśmy nasze butle u Piotra Tokarskiego w Extreme Divers w Lublinie, potwierdziliśmy info, że to jezioro może być całkiem fajne do nurkowania.
Następnego dnia mieliśmy jechać już nad Biebrzę i postanowiliśmy wydłużyć i przedłużyć sobie drogę, zahaczając o Jezioro Zagłębocze, które leży w obrębie Poleskiego Parku Narodowego. Jest to trochę ponad 40 km od Lublina w stronę granicy wschodniej Polski.
Docierając na miejsce okazało się, że jest problem z dotarciem do samego jeziora, że jest mnóstwo samochodów i wąskie drogi, do tego stopnia, że miejscami trzeba było zjeżdżać, by się minąć z samochodem z naprzeciwka.
W pewnym momencie dotarliśmy do ogrodzenia. Kawałek się ciągnę-
ło, a że szkoda nam było czasu, zaparkowaliśmy samochód i poszliśmy pieszo do recepcji Ośrodka Wypoczynkowego Zagłębocze. Domki pośród lasu, nad samym jeziorem. Jedna większa plaża piaszczysta, boiska, bary, węzeł sanitarny. Wyglądało to nieźle. Weszliśmy do środka i początkowo dziewczyny zza stolika chciały się nas pozbyć. Wjazd samochodem tylko dla klientów, którzy wykupili domek: ale my chętnie zapłacimy za parking, chcemy tylko zanurkować… niestety samochodem mogą wjeżdżać tylko goście ośrodka, wiedzą panie co, jesteśmy z gazety nurkowej i chcielibyśmy tu zanurkować, by poznać nowy akwen i może nawet o nim coś napisać, to chwileczkę, zapytamy Panią Prezes. Po chwili wyszła uśmiechnięta Pani Prezes i po 15 minutach sympatycznej rozmowy zostaliśmy zaproszeni do środ-
ka, otworzono nam bramę „pracowniczą” i podprowadzono praktycznie pod samą taflę jeziora. Szefowa poprosiła nas, byśmy po nurkowaniu wrócili do recepcji i opowiedzieli, jak wygląda jezioro pod wodą. Przy okazji okazało się, że jadąc jeszcze kawałek za ośrodek od drogi „głównej” można skręcając w prawo przejechać przez las i dotrzeć do miejsca, w którym właśnie byliśmy.
W każdym razie przygotowaliśmy się do nurkowania i po chwili wchodziliśmy już do wody z „dzikiego” miejsca. Początek trudny, bo miałki grunt, jednak po chwili piasek stał się twardy. Zanurzyliśmy głowy i zobaczyliśmy dużą ilość roślin, drobne ryby, głównie okonie i całkiem dobrą, jak na lato, widoczność, która dochodziła do 4 m.
Słodkowodna roślinność była gęsta i dopiero na 4-5 m głębokości robiło się luźniej. Spostrzegliśmy dwa małe sumiki karłowate, które szybko czmychnęły wy-
straszone. Szczupaki małe, ale tylko okonie odważnie sprawdzały szlak, którym podążaliśmy. Jezioro Zagłębocze ma powierzchnię około 59 hektarów i jest koliste. Ma mniej więcej wielkość 942 m na 798 m i maksymalną głębokość 23 m.
Roślinność jest bogata i sięga wysoko, kończąc się często tuż pod powierzchnią wody. Spotykamy między innymi rdestnice – kilka ich gatunków, oczerety jeziorne (gatunek zawleczony), czerwone lilie wodne, wywłóczniki, rogatki sztywne, zielenice nitkowate i inne.
Po powrocie opowiedzieliśmy Pani Prezes, jak to wygląda pod wodą. Znaleźliśmy trochę śmieci, ale w sumie niewiele. Dno jest piaszczyste, a piasek jest dość ciężki, szybko opada, co pozytywnie wpływa na widoczność. Nie nurkowaliśmy w pobliżu kąpieliska. Słowem, jeziorko można spokojnie polecić. Przy wynajęciu domku można śmiało nurkować. Można sobie przywieźć małą sprężarkę lub jeździć do pobliskiego Lublina, by nabić butle. Fajnie wiedzieć, że oprócz Piłakna, po tej stronie Polski jest jeszcze jakieś jezioro do odkrycia :)
NURKOWA WIELKA BRYTANIA
Miejsce wyjątkowe i niebezpieczne
DOROTHEA QUARRY
ZAPRASZAM SERDECZNIE
DO JEDNEGO
Z MOICH OSTATNICH JUŻ
ARTYKUŁÓW NA TEMAT
NURKOWEJ WIELKIEJ
BRYTANII. PRZEZ OSTATNIE
2 LATA DZIELIŁEM SIĘ Z WAMI
MOIMI WSPOMNIENIAMI
I DOŚWIADCZENIAMI
ZWIĄZANYMI Z WIĘKSZOŚCIĄ
ZNACZĄCYCH
MIEJSC NURKOWYCH
NA TERENIE ZJEDNOCZONEGO KRÓLESTWA.
Opowiadałem o mniejszych kamieniołomach, średnich zbiornikach wodnych oraz o pięknych i dostępnych miejscach dających możliwość nurkowania w morzu. Jak wiecie w środowisku nurkowym zawsze bywa tak, że pewne akweny zyskują status świętego graala. Na to zaszczytne miano w większości przypadków ma wpływ głębokość danego akwenu, historia lub jakiś specyficzny wrak zatopiony na dnie. W wypadku Wielkiej Brytanii takim świętym gralem, jest na pewno kamieniołom o nazwie DROTHEA QUARRY, zdrobniale nazywana przez nurków – DOTTY
Dorothea Quarry znajduje się w Północnej Walii w pobliżu miasteczka Tylysarn, w dolinie Nantlle. Jest to nieczynny kamieniołom łupkowy, który przez wiele lat funkcjonował jako jedno z ważniejszych miejsc wydobycia łupków w Wali i stanowił ważny punkt na gospodarczej mapie regionu. Historia kamieniołomu sięga lat dwudziestych XIX wieku, a kończy się tak naprawdę w latach siedemdziesiątych wieku XX.
W najbardziej dochodowym okresie, przy wydobyciu łupka pracowało ok. 350 osób, a kamieniołom dostarczał wysokiej jakości surowiec do budowy dachów. Gdy popyt na łupek zaczął maleć podjęto decyzję o zamknięciu kamieniołomu, który z cza-
Tekst i zdjęcia TOMEK KULCZYŃSKI
sem został zalany wodą, tworząc głęboki zbiornik. Mimo braku oficjalnej infrastruktury do nurkowania, kamieniołom szybko stał się znany wśród nurków, szczególnie tych zainteresowanych nurkowaniem technicznym na duże głębokości.
Dorothea quarry składa się z sześciu szybów, z których najgłębszy opada na głębokość 106 metrów, czyniąc go najgłębszym „nurkowym” kamieniołomem w Wielkiej Brytanii i prawdopodobnie najgłębszym kamieniołomem, w którym można nurkować w Europie. To sprawia, że nurkowanie w tym miejscu wymaga nie tylko zaawansowanego sprzętu, ale również doświadczenia w nurkowaniu na duże głębokości oraz dekompresji. Nie jest to miejsce dla każdego – zimne wody i surowe warunki sprawiają, że nurkowanie tutaj jest dostępne jedynie dla wykwalifikowanych nurków technicznych.
Kolejnym z elementów przyciągających nurków do Dorothea Quarry są pozostałości po dawnym przemysłowym przeznaczeniu tego miejsca. Pod wodą można znaleźć różne fragmenty infrastruktury – od wagoników do przewożenia łupka, po betonowe platformy. Eksplorowanie zbiornika daje wiele emocji, ale równocześnie wymaga od nurka dużej ostrożności, szczególnie na większych głębokościach. W kamieniołomie znajdują się również platformy na różnych poziomach, które często są używane do ćwiczeń przez nurków technicznych, chcących poprawić swoje umiejętności dekompresji i pracy z zaawansowanym sprzętem. Bardzo dobrze pamiętam mój pierwszy raz na Dotty – kierowany przez głos z aplikacji GPS trafiłem na obrzeża małego miasteczka, gdzie skończyła się droga asfaltowa i zaczęła droga gruntowa. Sprawdziłem czy na pewno nie pomyliłem kierunku, ale nawigacja prowadziła dalej w głąb lasu. Na drodze leżały pourywane części od samochodów, których kierowcy próbowali przedostać się przez ogromne dziury, które podczas deszczu zamieniały się w wielkie błotniste kałuże. Przejechanie przez tą drogę stanowiło nie lada wyzwanie dla osób nieposiadających auta terenowego. Do dzisiaj pozostały w mojej głowie odgłosy obijających się o siebie butli podskakujących na nierównościach. Po drodze znajdowały się również ruiny przeróżnych zabudowań (najprawdopodobniej po mieszkających tam pracownikach kamieniołomu) bardzo specyficznych dla tego regionu Walii.
Będąc z wami szczerym nie mam pojęcia skąd wziął się taki pieszczotliwy przydomek Dotty. Dorothea Quarry jest najbar-
dziej przerażającym zbiornikiem na jakim miałem kiedykolwiek okazję się znaleźć. Zacznijmy od tego, że pogoda w Walii, delikatnie mówiąc nie rozpieszcza. Nie mogę sobie przypomnieć ani jednego wyjazdu, na którym świeciłoby słońce, ewentualnie małe jego przebłyski pojawiały się na niebie. Z reguły siąpił deszcz, było bardzo ponuro, a słońca nie było widać w ogóle. Zanurzając się pod wodę było jeszcze gorzej. Światło znika tak naprawdę w mgnieniu oka, w akwenie występują dwie termokliny, a poniżej dwunastego metra temperatura wody waha się w przedziale od 6 do 3°C. Nurkując przychodzi na myśl trafne powiedzenie: ciemno zimno i do domu daleko :)
Nurkowanie w Dorothea Quarry wiąże się z wysokim poziomem ryzyka. W środowisku nurkowym mówi się o niej, że jest bardzo trudna i wymagająca. Młodym adeptom sztuki nurkowania odradzało się nurkowanie w tym akwenie. Brak oficjalnej infrastruktury oraz służb ratunkowych sprawia, że nurkowie muszą być w pełni samodzielni i gotowi na wszelkie ewentualności. W przeszłości zdarzały się tu niestety przypadki śmiertelnych wypadków. W mediach można znaleźć mnóstwo artykułów opisujących wszelakiego rodzaju incydenty. Większość agencji nurkowych stanowczo odradza nurkowanie w tym kamieniołomie. Z dostępnych danych w samych latach 1994–2004 śmierć na tym akwenie poniosło 21 nurków, a w samym 2001 roku 3 nurków zginęło w ciągu jednego miesiąca. W mediach Dotty zawsze była czarnym charakterem. W takich gazetach jak Daily Post czy North Wales można było zobaczyć artykuły pod tytułem „Zaprzestańcie tego szaleństwa”. W BBC również można było zobaczyć reporterów niechlubnie wypowiadających się o tym, co się dzieje w kamieniołomie. Co to dużo mówić nawet teraz na Spotify dostępny jest audiobook zatytułowany „Katastrofa na Dorothea Quarry”, opowiadający historie ludzi, którzy nigdy bezpiecznie nie dotarli na powierzchnię.
Moja historia z Doti zaczęła się w momencie kiedy to zanurkowałem na dno NDAC Cheepstow, które to opisywałem w jednym z poprzednich artykułów. W naturze każdego człowieka jest tak, że kiedy osiągnie swój cel wyznacza sobie nowy, a Dorothea Quarry była na samym szczycie mojej listy. Uwierzcie mi, że za nurkowanie na dno najgłębszego kamieniołomu w Wielkiej Brytanii okazało się nie lada przedsięwzięciem i wymagało ode mnie bardzo dużo poświęceń. Nawet teraz gdy o tym piszę
przechodzą mnie ciarki. A było to tak: zaczęło się od pomysłu, jak to bywa w nurkowaniu do jego zrealizowania potrzebowałem partnera. W tamtym czasie moim partnerem w nurkowaniu technicznym był Artur. Zatem jak w każdym podobnym przypadku, spotkaliśmy się razem i omówiliśmy plan. Podjęliśmy decyzję, że w tym roku zanurkujemy na dno kamieniołomu. Nie będę tu pisał o przygotowaniach nurka technicznego takich jak sprzęt, gazy, obliczenia, bo jest to materiał na książkę, a nie na artykuł w gazecie. Przed tak głębokim nurkowaniem potrzebowaliśmy treningu. Przez sporą część roku nurkowaliśmy na głębokość do około 70 metrów, żeby zdobyć progresję głębokości. Jest to bardzo ważne w tak głębokim nurkowaniu.
Na koniec lata przyszedł czas na nasze nurkowania w Dorothea Quarry. Kontynuując progresję głębokości pierwsze nurkowanie zaplanowaliśmy na głębokości 80 m. Było ono bardzo udane i pokazało nam, że wszystkie opowieści związane z Dotty są jak najbardziej prawdziwe. Miejsce to bardzo przerażało, pamiętam do dziś, jak Artur po skończonym nurkowaniu
powiedział do mnie, że niezależnie ile światła byśmy tam nie mieli (w sensie latarek) to i tak będzie za mało. Na głębokość 80 m prowadziła drabina, a wokół tej drabiny wystawały pręty zbrojeniowe. Woda była bardzo zimna i kryształowo czysta, widać było wszystko w obrębie naszych latarek. Samo miejsce bardzo przygnębiało i sprawiało wrażenie nierealnego. Osoby, które miały za sobą nurkowanie w Dorothea niezbyt chętnie dzieliły się wiedzą na temat nurkowania. Myślę że było to związane z tym, że nie chciały one narażać innych nurków na niebezpieczeństwo. Co prawda były dostępne mapki miejsca, ale nie wynikało z nich jasno gdzie jest ten punkt w którym można osiągnąć 106 m. Nam dodawało to jeszcze większej motywacji, gdyż nie było to po prostu nurkowanie po linie na głębokość tylko mieliśmy dodatkowe zadanie znalezienia tej największej głębokości.
Podczas naszego drugiego nurkowania z Arturem, dostaliśmy się na głębokość 90 metrów i niestety nie znaleźliśmy tego najgłębszego miejsca. Skończył nam się czas denny, w zasięgu oczu
nie było widać niczego, co by doprowadziło nas do najgłębszego miejsca i niestety musieliśmy zakończyć nurkowanie.
Patrząc z perspektywy czasu było to udane nurkowanie gdyż zrobiliśmy progresję do 90 m, wszystko odbyło się bardzo bezpiecznie, mieliśmy już namiastkę tego, co nas czeka i gdzie szukać, aczkolwiek górę tutaj brał niedosyt tego, że nie osiągnęliśmy naszego celu.
Na domiar złego ja wiedziałem, że jest to moje ostatnie nurkowanie w tym roku ponieważ nurkowanie na takie głębokości wiąże się z dużymi nakładami finansowymi (choćby koszt samych gazów). W pracy również już nie miałem urlopu by kontynuować naszą przygodę, po prostu wiedziałem, że w tym roku to jest koniec. Na to wszystko, po 2 tygodniach, Artur zadzwonił do mnie i poinformował mnie o swoich planach na ponowną próbę dotarcia na samo dno zbiornika, która okazała się owocna. Nie muszę nikomu tłumaczyć jak się wtedy czułem. Z jednej strony cieszyłem się z jego szczęścia, z drugiej byłem strasznie zły, że nie było mi dane tego doświadczyć… Tym razem musiałem z pokorą przyznać wyższość Dorothea Quarry, ale wiedziałem, że nie jest to moje ostatnie słowo. Chcecie wiedzieć jak zakończyła się moja historia??? Przeczytacie o tym w następnym numerze Perfect Diver.
WOLĘ REBA
Wojciech Zgoła w krótkiej rozmowie
z Markiem Bochniakiem
Marek Bochniak: Instructor Trener TDI/ PADI/CMAS
Hollis Prism2 CCR
Instructor SSI
Wojciech Zgoła: Szkolisz od wielu lat. Przypomnij kiedy uzyskałeś pierwszy stopień instruktorski i w jakiej to było federacji.
Marek Bochniak: Swoją przygodę z nurkowaniem, która stała się moją pasją i sposobem na życie rozpocząłem w 1984 r. w CMAS. W 1986 roku zdałem egzamin i uzyskałem swój pierwszy certyfikat. Natomiast instruktorem zostałem w 2007 roku w Federacji PADI.
WZ: Czas mijał, a Ty Marek wciąż się szkoliłeś i nabywałeś doświadczenia.
MB: Zgadza się. Szkoliłem adeptów nurkowania i jednocześnie wciąż podnosiłem swoje kwalifikacje. Już w 2010 roku zrobiłem swoje pierwsze nurkowanie na CCR, a w 2019 roku zostałem pierwszym w Polsce instruktorem na jednostce Hollis PRISM2 CCR z CE. W sumie nurkowałem wtedy na różnych rebreaderach. Między innymi na jednostkach Hollis Explorer, XCCR, Poseidonie czy na AP Diving Inspiration XPD Rebreather.
WZ: Dzisiaj, nie wspominając drabinki szkoleń na obiegu otwartym i zamkniętym, szkolisz na wszystkich poziomach obiegu zamkniętego na rebie PRISM2 Hollis'a. Zgadza się?
MB: Tak, jestem Instruktorem Trenerem i szkolę na jednostce Hollis PRISM2 CCR użytkowników i instruktorów. Dlaczego tak szybko poszedłem w obieg zamknięty? Bo lubię wyzwania i coś nowego, co jest jeszcze nie tak bardzo popularne.
WZ: A Ty osobiście wolisz nurkować na otwartym czy zamkniętym obiegu? Tak zupełnie prywatnie, jeśli zdarzają Ci się jeszcze nurkowania niekomercyjne z kumplami?
MB: Ha, ha. No tak, zdarzają mi sie nurkowania niekomercyjne ze znajomymi ale również rodzinnie. Moja starsza córka Oliwia jest instruktorem nurkowania, a młodsza Nadia zaczyna swoją przygodę z nurkowaniem i świetnie jej to idzie. Jeśli nurkuję prywatnie wybieram obieg zamknięty.
WZ: Czego mogą spodziewać się kursanci na twoich szkoleniach?
MR: Jestem postrzegany jako osoba wymagająca. Do nurkowania podchodzę poważnie. Jasne, może być trochę luzu, ale jednak nurkowanie to przebywanie w innym środowisku i życie zależy od wiedzy, umiejętności i sprzętu. Zasadniczo na samym początku pytam kursanta czy przyszedł tu do mnie po certyfikat, czy po wiedzę i umiejętności.
WZ: Na to jest logiczne, jeśli nabędzie umiejętności i wiedzę to zdobędzie certyfikat. Nie odwrotnie. A czy masz jakieś niekonwencjonalne metody szkolenia?
MB: Jeżeli chodzi o obieg zamknięty to staram się robić teorię w czasie praktyki. Przeplatam ją w czasie zajęć. Oczywiście jeśli jest mowa o fizyce w nurkowaniu, o procesach, które zachodzą w czasie nurkowania, np. o dekompresji, no to wtedy zajmujemy się „samą“ teorią. Jeśli kursant na wyższych poziomach nie radzi sobie z czymś, co powinien umieć ze swojego wcześniejszego kursu, wtedy przerywam
nasz obecny kurs i ćwiczymy konkretny element, aż będzie opanowany w satysfakcjonujący sposób i wtedy wracamy do bieżącego kursu.
WZ: Twoje ulubione miejsce nurkowe lub takie, które zrobiło na Tobie niewyobrażalne wrażenie?
MB: Nie wspominając Jeziora Ińsko (uśmiech) lubię bardzo wraki Malty, właśnie wybieram się tam i będę nurkować na naszym polskim Kujawiaku. Oprócz tego wraki Irlandii Północnej, czy Grecji.
WZ: A Egipt i rafy Morza Czerwonego?
MB: Też lubię, jednak po głębszych nurkowaniach wrakowych jako takie rozluźnienie. Wtedy lubię spędzać czas na ogrodach rafowych na głębokościach 5-8 m.
WZ: Marzenie związane z nurkowaniem?
MB: No marzy mi sie nurkowanie na wrakach Laguny Truk. Podobno jest to uczta dla koneserów.
WZ: Bardzo dziękuję za ciekawą rozmowę.
MB: Również dziękuję i zapraszam do siebie na kursy nurkowe i życzę miłych i bezpiecznych nurkowań.
ŚWIERGOTANIE NAD BRZEGIEM MORZA
Nadmorski klif. Słychać nieprzerwany
i doniosły szum rozbijających się fal, ale raz po raz spomiędzy skał i kamieni daje się słyszeć ciche popiskiwanie. Może nawet świergotanie? Tak, to na pewno świergotanie, skoro jego autorem jest nadmorska ptaszyna świergotkiem zwana!
Krocząc po kamienistym podłożu i niekiedy podlatując z jednej kępy trawy na inną patroluje swe nadbrzeżne terytorium w celach zachowania nad nim kontroli i znalezienia czegoś do zjedzenia. Przy tym nie rzuca się nadmiernie w oczy korzystając ze strategii
stosowania dobrego kamuflażu. Doskonale zlewa się więc świergotek z terenem, w którym bytuje, ze względu na maskujące upierzenie – trochę jak snajper podczas misji, z tą jednak różnicą, że świergotek strzelać raczej nie będzie, a raczej chodzi mu o unikanie łatwego zauważenia przez zawsze zainteresowane małymi ptakami drapieżniki. Świergotek nadmorski (Anthus petrosus) jest tym spośród przedstawicieli swego rodzaju, który z wybrzeżem jest mocno związany, ale i jego kuzyni dają się spotkać nad wodą, choć głównie w czasie wędrówek i sezonu zimowego. Skoro spotyka się te ptaki w pobliżu wód, nie możemy o nich na łamach tego Periodyku nie wspomnieć!
Wszystkie w zasadzie świergotki są do siebie mocno podobne. Są to ptaszęta niewielkich rozmiarów, mniej więcej wielkości wróbla. Wszystkie, podobnie jak bohater pierwszych wersów świergotek nadmorski, mają doskonale maskujące ubarwienie, a różnią się szczegółami. Wytrawni obserwatorzy zauważą niewielkie różnice międzygatunkowe np. w kolorze brwi, jasności piór na brzuchu i obecności charakterystycznych prążków (tzw. kreskowania), ale też w odcieniu skóry nóg, a nawet w sposobie obniżania lotu
Tekst i zdjęcia WOJCIECH JAROSZ
Świergotki nadmorskie patrolując swe terytorium przysiadają na nadbrzeżnych skałach i kamieniach
Świergotki dzięki maskującemu upierzeniu bywają trudne do zauważenia, na zdjęciu świergotek nadmorski na klifie
i zbliżania się do wybranego miejsca lądowania. Nieco łatwiej rozróżnić je po głosie (przy braku osłuchania świetnie mogą nas wspomóc aplikacje do rozpoznawania ptasich głosów). Gdy różnice morfologiczne i behawioralne nie są dla nas czytelne, pozostaje przyjrzeć się różnicom ekologicznym, bowiem najłatwiej świergotki oznaczać gatunkowo po siedlisku, tj. charakterze środowiska, w którym świergotki spotkaliśmy. Świergotka nadmorskiego spotkamy zatem na wybrzeżach północnej Europy, często skalistych (łacińska nazwa gatunkowa „petrosus” nie pozostawia złudzeń, bo oznacza „skalny” właśnie), podczas gdy świergotka łąkowego (A. pratensis) na… łąkach, a jakże, najczęściej podmokłych, również w Centralnej Europie (ale i na dalekiej, chłodnej Islandii). Z kolei świergotka drzewnego (A. trivialis) będziemy wypatrywać na skraju lasów lub stanowiskach z wyższą roślinnością, podczas gdy świergotka górskiego (zwanego siwierniakiem – A. spinoletta), rzecz jasna w górach, i to ich wyższych partiach. Środowiskowe upodobania bytowe świergotków dotyczą jednak przede wszystkim ich okresu lęgowego, bo większość ptaków po odbyciu lęgów, często dwóch w jednym sezonie, udaje się w cieplejsze rejony, i wtedy niekoniecznie poszukuje takich samych terenów, jak te, na których zakłada gniazda. Dlatego wiele tych ptaków spotkamy również nad brzegami wód stojących i płynących, słodkich
i słonych. I wtedy mamy duże szanse poprzyglądać im się i nacieszyć nimi oczy, bo przecież my wodniacy też trzymamy się wody!
Teraz przyjrzyjmy się nieco bliżej świergotkowi nadmorskiemu, od którego tekst ten się rozpoczął. Wśród innych świergotków nadmorski jest całkiem duży, ale obiektywnie to ledwie ok. 20-30 gramów masy ciała i dwadzieścia parę centymetrów rozpiętości skrzydeł – może nie maleństwo pokroju mysikrólika, jednak wciąż ptak rozmiarów niewielkich. Przypomina w swych gabarytach świergotka polnego, a większy jest od łąkowego i drzewnego.
Upodobał sobie świergotek nadmorski skalne brzegi więc najczęściej spotkamy go w Skandynawii, a bardziej na południe na Wyspach Brytyjskich (rozróżnia się w tych lokalizacjach odrębne podgatunki). Odpowiednie dla siebie warunki znajduje również na północnym Bałtyku więc np. na wybrzeżach Zatoki Botnickiej też jest obecny w cieplejszej części roku. W miejscach o bardziej umiarkowanym klimacie świergotki nadmorskie tworzą populacje osiadłe i nie migrują na południe Europy lub do Afryki. Wiele północno i środkowoeuropejskich gatunków świergotków kieruje się przed zimą w zrozumiałym i rozsądnym kierunku, tj. przeciwnym do wskazań igły kompasu, choć w przypadku bliskiego krewnego świergotka nadmorskiego, tj. siwierniaka, niektóre jego populacje migrują w kierunku północnym! Ale to górale są, którym zależy na ucieczce z gór wysokich na zimowy czas więc i północny kierunek gwarantuje jakąś poprawę warunków bytowych. Wracając do nadmorskich, wśród skał i nadbrzeżnej roślinności nie tylko zakładają one swe gniazda, ale również poszukują pożywienia. Obdziobują w tym celu kamienie, trawy i inne rośliny, by pochwycić różnorodne bezkręgowce, takie jak mięczaki, pierścienice, skorupiaki czy owady. Niekiedy udaje się świergotkom zapolować też na małą rybkę, a w sezonie zimowym nie gardzą dietą jarską i głód przeganiają konsumując na-
Świergotek nadmorski w trakcie kąpieli w kałuży powstałej w obniżeniu skalnego terenu
Świergotek nadmorski na kamieniu
siona. Pożywiając się, ptaki trzymają się zazwyczaj swoich terytoriów. To co jest w stanie skłonić samca świergotka nadmorskiego do wkroczenia na terytorium swojego sąsiada to pojawienie się intruza. Zaobserwowano bowiem u tego gatunku bardzo rzadkie zachowanie polegające na udzielaniu wzajemnej pomocy sąsiedzkiej w przeganianiu groźnego najeźdźcy. Najwidoczniej wykalkulowały świergotki (w sensie ewolucyjnym), że warto zawiesić sąsiedzkie spory i zatargi, by razem stawić czoła zagrożeniom ze strony wroga czyli drapieżnika interesującego się ptakami dorosłymi, pisklętami lub jajami.
Świergotki zazwyczaj gniazdują blisko ziemi, pieczołowicie ukrywając swe gniazda. Zagrożenia, które mogą gniazdujących ptaków dotyczyć nie są związane wyłącznie z presją drapieżców. Niekiedy na gniazda świergotków może
czyhać kukułka! Okazuje się, że kukułki chętnie „obdarzają” świergotki swymi jajami. Bardzo często dotyczy to świergotków drzewnych i łąkowych, których potężny instynkt każący im wykarmić pisklę w swoim gnieździe zapewnia sukces lęgowy. Tyle że w tym wypadku jest to sukces podrzucającej swe jajo kukułki. Kukułcze pisklę wylęga się wcześniej i wiedzione własnym instynktem pozbywa się świergotkowych jaj z gniazda stając się jedynym beneficjentem ciężkiej pracy aprowizacyjnej swych „rodziców zastępczych”. Niestrudzenie próbują oni nadążyć za olbrzymim zapotrzebowaniem kalorycznym szybko rosnącego pisklęcia. Na tyle szybko, że w krótkim czasie staje się ono większe od swych opiekunów. Część ornitologów twierdzi, że drugi lęg w tym samym sezonie może być rodzajem strategii stosowanej przez
Świergotek nadmorski pośród kamieni
świergotki poddawane presji kukułczego pasożytnictwa lęgowego. Wzrasta wtedy szansa świergotków na przedłużenie istnienia własnej linii genetycznej, a ponoć o to właśnie chodzi w tym całym zamieszaniu, które ukrywa się pod jakże ogólnym określeniem „życie”.
Świergotki spotkać możemy w niemal każdym zakątku świata. W rodzaju Anthus wyróżnia się ponad dwadzieścia gatunków, a dowodem na ich wszędobylskość niech będą nazwy gatunkowe zawierające „namiar” geograficzny: świergotek patagoński, andyjski, arktyczny, syberyjski, paragwajski, peruwiański. Wiele gatunków posiada nazwy odnoszące się do rodzaju zajmowanego najchętniej siedliska: świergotek tajgowy, tundrowy, preriowy, bagienny, trawny, zaroślowy, górski, łąkowy polny, drzewny, górski, nadmorski. Są też gatunki świergotków obdarzone nazwą odnoszącą się do własnej morfologii: świergotek różowy, ochrowy, żółtawy, rdzawogardły, białogardły, krótkoogonowy, krótkodzioby. Został jeden gatunek, który kategorie stworzył sam dla siebie, i chyba nie ma zaskoczenia, skoro nazywa się on świergotkiem samotnym. Nasłuchujcie i wypatrujcie świergotków w terenie, a gdy już je zobaczycie, niech cieszą Wasze oczy swym niewątpliwym wdziękiem!
Uważne rozglądanie się może pozwolić na czas umknąć drapieżcy, ale też zlokalizować coś do zjedzenia
BALAST
Twój wróg czy sprzymierzeniec?
Tekst i zdjęcia PRZEMYSŁAW ZYBER
Podczas każdego wyjazdu przed check dive’em (pierwszym nurkowaniem) pada to samo pytanie: „Instruktorze, ile balastu mam zabrać?” No właśnie. Ile?
Od czego to zależy i na co ma to wpływ - to temat rzeka.
Przedstawię Wam swoje obserwacje i wnioski, które mogą zaskoczyć i wpłynąć pozytywnie na komfort oraz bezpieczeństwo nurkowania, a także zmniejszyć ilość zużywanego powietrza, zmniejszyć ilość kontuzji i poprawić samopoczucie. Jakie daleko idące konsekwencje ma zbyt duża, lub za mała ilość balastu.
Czy balast to tylko ołów, czy może jeszcze inne elementy zestawu nurkowego? Jak rozsądnie i przemyślanie rozkładać balast.
Na te i wiele innych pytań odpowiem w poniższym artykule.
Po co mi balast?
To najprostsze z pytań, na które odpowie młody adept nurkowania po kursie OWD. Aby się zanurzyć i zneutralizować wyporne elementy takie jak pianka czy suchy skafander.
W związku z powyższym musimy dobrać odpowiednią ilość obciążenia do elementów zestawu nurkowego, a w szczególności grubości pianki czy ociepleń zastosowanych w suchym skafandrze. Im zimniejsza woda, tym grubiej musimy się ubrać, to logiczne i tym więcej balastu należy użyć.
Balast w niektórych przypadkach może nie służyć do zanurzenia, a do wytrymowania.
Tak jest w przypadku zestawu twin set – czyli dwóch butli połączonych razem. Sam zestaw z automatami i płytą w skrzydle, obejmami i śrubami waży około 50 kg w przypadku dwóch butli 12 L stalowych. Teoretycznie nie trzeba by się było dociążać, bo sam zestaw nas „zatopi”.
Z drugiej strony przypomnijmy sobie jedno z pierwszych pytań na teście OWD. Po czym poznać doskonałego nurka?
a. Potrafi szybko płynąć.
b. Potrafi zawisnąć w trymie bez ruchu na dłuższy czas.
Oczywiście odpowiedź druga jest prawidłową.
Ponieważ balast w twin’ie możemy zamontować w dowolnym miejscu na całej długości butli, idealnie sprzyja to prawidłowemu wytrymowaniu się, a z pomocą mogą przyjść jeszcze odpowiednio ciężkie płetwy, o czym będzie więcej w dalszej części artykułu.
Check dive – to podstawa
Jak już wspomniałem, grubość pianki należy dobrać do temperatury wody, aby uniknąć hipotermii.
Temperatura wody w Egipcie od lipca do września sięga 30 stopni, więc wystarczy założyć lycrę, która chroni przed ewentualnymi otarciami. Ponieważ ten materiał nie dodaje wyporności, więc śmiało możemy iść pod słoną wodę bez balastu lub max. 2 kg. Gdy temperatura spada do 27 stopni, polecam 3 mm i wtedy 2–4 kg z pewnością wystarczą. Temperatura 24–26 stopni wymaga już pianki 5 mm i 4–6 kg balastu będzie ok. Natomiast 7 mm pianki użyjemy w temperaturze 21–23 stopni co wymaga 6–8 kg obciążenia.
Powyższe wskazówki dotyczą wody słonej, która ze względu na większą gęstość ma większą wyporność. W wodzie słodkiej śmiało możemy odjąć po 2 kg z każdej wytycznej.
Ponieważ na pierwszym nurkowaniu cały sprzęt jest suchy, ma też większą wyporność. W związku z tym możemy albo dołożyć 2 kg balastu tylko na pierwsze nurkowanie, a potem go wyciągnąć, lub przed zanurzeniem powisieć trochę w wodzie, pozwolić piance się nasączyć i wcisnąć się pod wodę z płetwy.
Aby sprawdzić, czy nie mamy za dużo balastu, na przystanku bezpieczeństwa, kiedy w butli jest około 50 bar, wystarczy sięgnąć ręką do skrzydła i ścisnąć. Jeżeli w skrzydle jest powietrze, przed kolejnym nurkowaniem wyciągamy balast. Robimy to do momentu kiedy na przystanku bezpieczeństwa skrzydło będzie zupełnie puste, tzn. bez powietrza.
Pamiętajmy, że powietrze w skrzydle neutralizuje nadmierne obciążenie. Skoro na koniec nurkowania powietrze pozostaje w skrzydle, to logicznym jest, że neutralizuje balast, który jest niepotrzebny.
To jak wytłumaczysz to?!
Bardzo często spotykam się z sytuacją gdy ktoś jest skrajnie przeciążony i dalej wyciąga go z przystanku bezpieczeństwa. Na kolejne nurkowanie dodaje jeszcze więcej balastu i sytuacja się powtarza. Odpowiedź jest zaskakująco prosta. Bo ma za dużo
balastu!!! Widzę piankę 3 mm i 10 kg balastu. To oczywiste, że go wyrzuca.
Podkreślę jeszcze raz – powietrze w skrzydle neutralizuje za duże obciążenie.
Skoro balastu jest za dużo, to nadmiar powietrza szybko się rozpręża, zwiększa swoją objętość i wyciąga na powierzchnię.
A gdyby tego powietrza nie było w skrzydle? To co by wyciągało? ;) Nic – to proste :) Wierzcie mi, że takich przypadków mam mnóstwo na wyjazdach. Zalecam zmniejszyć obciążenie do 4 kg. No i się zaczyna… Panika, stres, że na pewno wyciągnie, że się nie zanurzę, że będzie walka o życie, itd Technika zanurzania jest następująca: pozycja pionowa nie machasz nogami wypuszczasz całe powietrze, które jest w skrzydle robisz wydech.
Zanurzasz się w żółwim tempie, za co uszy Ci podziękują ;)
Po nurkowaniu
Okazuje się, że nie było problemu, nic nie wyciągało, zdecydowanie lepszy trym i większa swoboda, łatwiejsze wyrównywanie ciśnienia w zatokach, a po nurkowaniu brak efektu zmęczenie. Niestety konsekwencją doboru odpowiedniej ilości balastu jest zmniejszenie zużycia powietrza ;) Można nurkować dłużej i bardziej komfortowo, praktycznie przez całe nurkowanie nie dotykając inflatora. Dlaczego? Ponieważ powietrzem, którym można oddychać, niepotrzebnie utrzymywana jest pływalność.
Jak to nie dotykając inflatora?
Skoro masz idealną ilość balastu, schodząc na głębokość 20, 30 metrów, dodajesz odrobinkę powietrza do skrzydła. Wynurzając się, mała ilość powietrza nie rozpręża się znacząco, więc nie musisz go spuszczać co metr, a potem dodawać, bo za dużo spuściłeś.
Zaczyna się to wszystko układać w całość? ;)
Co ma piernik do wiatraka?
Wspomniałeś o uszach i o osłabieniu po nurkowaniu. Jaki związek ma z tym balast? Jeżeli zabierzesz za dużo balastu, idziesz na dno jak kamień. Tempo zanurzania jest za duże, więc trudno jest prawidłowo wyrównywać ciśnienie. Robisz to dopiero kiedy czujesz ucisk, a to już za późno.
Mniejsza ilość balastu spowoduje, że tempo zanurzania będzie żółwie, a może lepiej ślimacze, bo żółwie pod wodą są wyjątkowo szybkie i zwinne. Podczas powolnego zanurzania masz czas spokojnie wyrównać ciśnienie, zanim poczujesz dyskomfort.
No a co z samopoczuciem? To jakaś bzdura!
Na nasze samopoczucie największy wpływ mają szybkie zmiany ciśnienia, a więc głębokości.
Za duża ilość balastu powoduje częste używanie inflatora, szybkie wynurzenia oraz dynamiczne zanurzenia. Wierz mi, twoja głowa tego nie lubi, stąd uczucie zmęczenia po nurkowaniu.
Po przystanku bezpieczeństwa
Nigdy nie wynurzaj się szybko po przystanku bezpieczeństwa. To kluczowe dla Twojego samopoczucia. To, że komputer puszcza cię na powierzchnie, nie oznacza, że masz tam być za 3 sekundy.
Właśnie od 5 metra do powierzchni nasza głowa najbardziej odczuwa zmianę ciśnienia. Rób to jak najwolniej. Wynurzaj się 3 minuty, a sam będziesz zaskoczony rezultatem. Brak bólu głowy, zmęczenia, senności.
Ale co do tego ma balast? Zbyt duża ilość balastu, a w związku z tym powietrza w skrzydle szybko rozszerza się i dynamicznie wyciąga na powierzchnie.
Brak powietrza w skrzydle powoduje wynurzanie z pełną kontrolą prędkości. Wystarczy większy wdech, aby zainicjować wynurzanie i większy wydech, aby zatrzymać się na głębokości.
STOP tym herezjom!!!
Przecież trzeba zabrać więcej balastu, gdyż zużywając powietrze w butli, rośnie wyporność.
Tak, zgadzam się z tym. Tylko że objętość płuc u mężczyzny to 4,5–5 L a u kobiety 3,5–4,5 L.
Mając odpowiednią ilość balastu, zanurzasz się bardzo powoli, a brak powietrza w skrzydle nie wyciąga, powodując szybkie zmiany ciśnienia.
ODDYCHANIE, HIPERWENTYLACJA I NURKOWANIE
JAK KONTROLA ODDECHU MOŻE ZMIENIĆ TWOJE ŻYCIE
Tekst i zdjęcia ALDONA DREGER
Zrozumienie wpływu technik oddechowych na zdrowie i nurkowanie
KAŻDY PŁETWONUREK DOSKONALE WIE, JAK KLUCZOWĄ ROLĘ ODGRYWA KONTROLA ODDECHU POD WODĄ. TO NIE TYLKO KWESTIA ZARZĄDZANIA ZUŻYCIEM POWIETRZA, ALE RÓWNIEŻ UTRZYMANIA RÓWNOWAGI FIZYCZNEJ, ZWANEJ PŁYWALNOŚCIĄ ORAZ PSYCHICZNEJ. GDY JEDNAK DO GRY WKRACZA LĘK, A WRAZ Z NIM HIPERWENTYLACJA, NAWET NAJBARDZIEJ DOŚWIADCZENI NURKOWIE MOGĄ POCZUĆ SIĘ ZAGROŻENI. CZYM WŁAŚCIWIE JEST
HIPERWENTYLACJA I JAK RADZIĆ SOBIE Z NIĄ POD WODĄ?
Hiperwentylacja – niewidzialny wróg płetwonurka
Hiperwentylacja to nadmierne, przyspieszone oddychanie, które często występuje w sytuacjach stresowych. Kiedy lęk zaczyna przejmować kontrolę, nasz oddech staje się płytki i szybki, co prowadzi do niebezpiecznych zaburzeń poziomu tlenu i dwutlenku węgla we krwi. Pod wodą konsekwencje takiego stanu mogą być
groźne – od zawrotów głowy, przez mrowienie w kończynach, aż po utratę kontroli nad ciałem i poważne ryzyko paniki.
Błędne koło lęku i hiperwentylacji
Gdy lęk zaczyna dominować, nasz organizm wchodzi w tryb walki lub ucieczki. Serce bije szybciej, a my zaczynamy oddychać
chaotycznie. Taki stan, zwłaszcza pod wodą, może prowadzić do pogłębiającej się paniki. Lęk wywołuje hiperwentylację, a ta z kolei potęguje lęk – nurek wpada w błędne koło, z którego trudno się wyrwać.
Jak przerwać błędne koło?
Oddychanie to czynność, którą większość z nas wykonuje automatycznie, nie zastanawiając się nad tym jakość szczególnie.
Kontrola oddechu to klucz do opanowania hiperwentylacji. Powolne, głębokie wdechy przez nos i spokojne wydechy przez nos pozwalają odzyskać kontrolę nad oddechem i uspokoić umysł. Techniki relaksacyjne, takie jak medytacja czy progresywna relaksacja mięśni, mogą również okazać się skuteczne w zapobieganiu lękowi jeszcze przed zanurzeniem.
Przydatna może okazać się praktyka pranajamy – jednego z najważniejszych elementów jogi, który traktuje o sile życiowej jaką jest oddech i proponuje szereg technik kontroli wdychania i wydychania powietrza. Regularna praca z oddechem może pomóc w jego redukcji (mniejsza ilość wdechów i wydechów) i zmniejszyć spożycie tlenu pod wodą.
Ponadto, opanowując oddech w bezpiecznym i kontrolowanym środowisku (pod okiem wykwalifikowanego nauczyciela) można oswoić się z zatrzymaniem oddechu (kumbhaka) co przekłada się na opanowanie i spokój podczas nurkowania. Reakcja przeciętnego człowieka na chwilowy bezdech to lęk, panika oraz szybsze nabieranie powietrza prowadzące do hiperwentylacji. Regularna praktyka wydłużania oraz wstrzymywania oddechu może pomóc opanować tę stresową reakcję i odwrócić bieg wydarzeń.
Budowanie świadomości oddechu i jego oddziaływania na układ nerwowy pozwala na adekwatną do sytuacji i stanu emocjonalnego kontrolowaną reakcję zarówno nad wodą jak i pod wodą.*
Nurkowanie: gdy oddychanie przez usta jest koniecznością
Pod wodą oddychanie przez nos nie jest możliwe ze względu na użycie automatu oddechowego, który dostarcza powietrze przez ustnik. W nurkowaniu, zwłaszcza w nurkowaniu głębokim, kontrola oddechu staje się kluczowa dla bezpieczeństwa i komfortu. Nawet osoby, które na co dzień mają tendencję do nadmiernego oddychania przez usta, w końcu uczą się, jak zarządzać oddechem, aby zmniejszyć zużycie powietrza i poprawić swoje osiągi pod wodą. Dzięki regularnemu nurkowaniu, mogą one przenieść te umiejętności na powierzchnię, co pomaga w wypracowaniu zdrowych nawyków oddechowych na co dzień. Zrozumienie mechanizmów, które stoją za naszymi reakcjami na stres, pozwala nie tylko czerpać większą radość z podwodnych przygód, ale przede wszystkim zapewnia bezpieczeństwo – zarówno pod wodą, jak i na powierzchni.
Oddychanie przez nos kontra oddychanie przez usta
Oddychanie przez nos jest naturalnym i zalecanym sposobem oddychania, ponieważ powietrze jest wtedy oczyszczane, nawilżane i ogrzewane zanim trafi do płuc. Niestety, wiele osób ma tendencję do oddychania przez usta, co może prowadzić do przewlekłych problemów, takich jak suchość w ustach, chrapanie, a nawet zaburzenia oddechowe, jak hiperwentylacja. Dr
Butejko, znany z pracy nad technikami poprawy oddychania, podkreśla, że nadmierne oddychanie może prowadzić do szeregu problemów zdrowotnych, w tym do zwiększonego poziomu lęku i obniżonej wydolności fizycznej.
Nurkowanie jako terapia dla oddechu
Zostając płetwonurkiem, osoba jest zmuszona do przemyślenia swojego sposobu oddychania. Pod wodą, gdzie powietrze dostarczane jest z ograniczonych zasobów, kontrola oddechu staje się priorytetem. Nurkowie, którzy nadmiernie oddychają przez usta, szybko uczą się, że taki nawyk nie tylko marnuje powietrze, ale także może prowadzić do zmęczenia i dyskomfortu. Z czasem płetwonurek może przyswoić zdrowszy sposób oddychania, co prowadzi do bardziej efektywnego zużycia powietrza – około 4-6 litrów na minutę – co jest zalecanym poziomem zarówno pod wodą, jak i na lądzie.
Powrót do oddychania przez nos na powierzchni
Warto zwrócić uwagę, że nurkowanie nie tylko poprawia technikę oddychania, ale także uczy nas innego podejścia do własnego ciała i umysłu. Zanurzenie się pod wodą to wyjątkowe doświadczenie, które wymaga pełnej koncentracji, spokoju i harmonii z otoczeniem. Oddychanie staje się wtedy kluczowym elementem tej równowagi.
Co ciekawe, wielu nurków zauważa, że po regularnych sesjach pod wodą stają się bardziej świadomi swojego oddechu także na powierzchni. Oddychanie staje się głębsze, bardziej rytmiczne i zrównoważone, co wpływa pozytywnie na ogólny stan zdrowia, zmniejsza stres i poprawia jakość snu.
Można więc powiedzieć, że nurkowanie to nie tylko pasja, ale i pewna forma medytacji w ruchu. Uczy nas cierpliwości, kontroli i pokory wobec natury. Oddychanie pod wodą, choć przez usta, paradoksalnie może pomóc w wypracowaniu głębokiego spokoju, który przenosi się na codzienność. Regularne nurkowanie może prowadzić do trwałych zmian w sposobie, w jaki zarządzamy stresem i lękiem.
Co więcej, doświadczenie płetwonurka uczy nas, jak ważne jest świadome oddychanie – zarówno pod wodą, jak i na powierzchni. Niezależnie od tego, czy oddychamy przez nos, czy przez usta, kluczem jest umiejętność skupienia na oddechu, który staje się naszym sprzymierzeńcem w trudnych momentach.
To lekcja, którą warto zabrać ze sobą na co dzień, czerpiąc spokój i równowagę, jakie daje głęboki, kontrolowany oddech.
Sięgnijmy po zdrowe nawyki oddechowe
Warto przy tej okazji sięgnąć po wnioski zawarte w książce „Tlenowa przewaga” autorstwa Patricka McKeowna, która rzuca światło na nieocenioną rolę prawidłowego oddychania w naszym
życiu. Jak pisze McKeown, jedną z największych przeszkód na drodze do zdrowia i doskonałej sprawności fizycznej jest nadmierne oddychanie przez usta. Choć wydaje się to banalne, to właśnie nieprawidłowy sposób oddychania może powodować poważne problemy zdrowotne, obniżając jakość naszego życia.
McKeown podkreśla, że wystarczy wprowadzić kilka prostych zmian w sposobie oddychania, aby w ciągu kilku minut poprawić ilość tlenu dostarczanego do mięśni i organów, w tym serca i mózgu. Dla płetwonurków, którzy uczą się kontrolować oddech, to odkrycie jest szczególnie istotne. Pod wodą, gdzie precyzyjna kontrola oddechu jest kluczowa, wprowadzenie zdrowych nawyków oddechowych ma nie tylko bezpośredni wpływ na bezpieczeństwo i komfort nurkowania, ale również na poprawę zdrowia na lądzie.
Nurkowanie może stać się praktycznym testem tych zasad – zmuszając do świadomego zarządzania oddechem. Nurkowie z czasem mogą zmniejszyć nadmierne oddychanie przez usta także w życiu codziennym, co prowadzi do lepszego natlenienia organizmu i poprawy ogólnego samopoczucia. To doskonały przykład na to, jak wiedza z zakresu fizjologii oddechowej może przekładać się na realne korzyści zdrowotne, zarówno w wodzie, jak i poza nią.
Podsumowanie
Oddychanie to coś więcej niż tylko wymiana gazowa – to fundament naszego zdrowia i efektywności, zarówno na lądzie, jak i pod wodą. Nurkowanie, choć wymusza oddychanie przez usta, może pomóc w nauce świadomej kontroli oddechu, co przynosi korzyści daleko poza wodą. Z kolei freediving pokazuje, jak ważna jest umiejętność unikania hiperwentylacji dla zachowania bezpieczeństwa. Korzystając z wiedzy ekspertów i wdrażając proste zmiany w technice oddychania, możemy znacząco poprawić swoje zdrowie, wydolność i samopoczucie.
* MARTA SUCHOROŃCZAK
Miłośniczka jogi i wykwalifikowana nauczycielka od 2015 roku.
Swój pierwszy kurs nauczycielski Ashtanga joga (prowadzony przez Basię Lipską-Larsen i Beatę Darowską) ukończyła we Wrocławiu. Od tego czasu uczestniczyła w wielu warsztatach z renomowanymi nauczycielami w Polsce i za granicą.
Czterokrotnie odbyła podróż do Indii, by pobierać nauki ashtanga jogi od Sharath Jois w Pattabhi Jois
Ashtanga Yoga Institute (KPJAY) w Mysore, Rolf & Marci Naujokat, Balu oraz VJ Kumar. W 2020 ukończyła podyplomowe studia na Uniwersytecie Wrocławskim z zakresu Jogi Klasycznej.
W 2021 wylądowała na „ziemskim księżycu” – jak lubi mówić o Mauritiusie – który rozkochał ją w sobie do tego stopnia, że postanowiła dzielić się jogą na tej rajskiej wyspie na półtora roku.
Prowadzi zajęcia grupowe oraz indywidualne poruszając się w obrębie stylów takich jak: ashtanga joga, hatha, joga, yin joga, aerial joga.