Magazyn Pokój Adwokacki

Page 1

p o k รณ j a d w o k a c k i

ma #1 lipiec/sierpieล 2016

azyn

#prawo #prawa #prawu #prawo #oprawie #zprawem #prawo! #prawnicy #prawnikรณw #prawnikom #prawnikรณw #oprawnikach #zprawnikami #prawnicy!


2


3


foto: Małgorzata Bańka

Pierwsza scena Żółta taśma oddzielająca miejsce zdarzenia od gromadzących się gapiów, szepty i wstępna, choć niewątpliwie merytoryczna, ocena stanu faktycznego. Oddalający się dźwięk syreny karetki lub policyjnego auta. Reporter programu interwencyjnego, być może walczący z parasolką, którą wyginają nasilające się powiewy wiatru. Mikrofon zbliża się do ust i padają dwa pytania, które każdy z nas sobie w tej sytuacji musi zadać – jak do tego doszło? Oraz – czy można było tego uniknąć? Klasyka gatunku. Druga scena Grupa niezależnych ekspertów z każdej części Polski zgromadzona wokół ekranu komputera, niekiedy potakująca z aprobatą, przede wszystkim jednak – skwapliwie odnotowująca błędy, niedociągnięcia, zjedzone słowa, nierówne przerwy, braki, być może literówki oraz dobór barw. Każdy z nich z osobna, to pewne, zrobiłby to lepiej. Wszyscy razem, to oczywiste, osiągnęliby perfekcję w każdym calu.

4


Trzecia scena Ja. Siedzę przed komputerem nieprzystosowanym do tworzenia wiekopomnych dzieł. Obok mnie leży kanapka nosząca widoczne ślady upływu czasu i kocich zębów. Tak, jeden z moich kotów zajada się pieczywem. Zastanawiam się. Jak do tego doszło, że około miesiąc temu postanowiłam zapełnić niszę na rynku tytułów prawniczych oraz czy mogłam tego uniknąć? Odpowiedzi przychodzą dość szybko. Od dawna marzyłam o stworzeniu czegoś, co prawnicy chcieliby czytać i przeglądać. Nie, nie mogłam tego uniknąć, bo apetyt rośnie w miarę jedzenia. Początkowo, z każdym polubieniem na facebook’u, później – z każdą setką i każdym tysiącem potrzeba zrobienia ‘czegoś jeszcze’ stawała się coraz silniejsza. I tak oto mamy – Magazyn Pokój Adwokacki. Marzenie zmienione w zrealizowany plan. Pokój. Ponoć życie w pokoju polega w gruncie rzeczy na umiejętności różnienia się. My, prawnicy różnimy się między sobą znacznie, nie tylko – indywidualnie ale także mamy tendencję do przypisywania określonych cech zachowań i osobowości przedstawicielom różnych zawodów. Tak oto, mamy stereotypowo dumnych z tradycji adwokatów, nowoczesnych radców prawnych, przedstawianych w mediach jako chciwi – komorników, nudnawych - zdawać by się mogło notariuszy, wyważonych sędziów. Chciałabym abyśmy na łamach Magazynu nadal się między sobą różnili. Mądrze.

Adw. Joanna Parafianowicz ps: Wracając do drugiej sceny… Wiem, że wszystko można było zrobić lepiej ;)

Magazyn nie powstałby, gdyby nie ogromne wsparcie, jakiego mojemu pomysłowi udzieliła Marta Seredyńska. Nie wiem jak to się stało, że osoba tak poukładana zaraziła się czymś, co – o ile zastanowić się nad tym rozsądnie – właściwie nie miało szans powodzenia. A jednak udało się i bardzo Ci za to, Marto dziękuję! Choć to nie miejsce na oskarowe przemówienia - dziękuję także moim Rodzicom, którzy na czas realizaji projektu Magazyn Pokój Adwokacki przejęli stery opieki nad J. i P.

5


p o k ó j a d w o k a c k i

ma #1 lipiec/sierpień 2016

azyn

red. nacz. adw. Joanna Parafianowicz

4

Kilka słów od redakcji

dr adwokat Paweł Litwiński

13

Facebook na zwolnieniu lekarskim

adw. Andrzej Grabiński

16

Wierunek adwokata

sędzia Arkadiusz Krupa

21

Ślepym Okiem Temidy

dr hab. Maciej Jońca

24

Oblicza patronatu

adw. Krzysztof Piesiewicz

31

Godność

adw. Jacek Trela

41

Wywiad

sędzia Waldemar Żurek

52

Skomplikowany język prawników

adw. Maciej Gutowski, adw. Piotr Kardas

58

Konstytucyjne prawo do sądu a stawki, opłaty i inne bariery. Czas na gruntowną reformę

6

Aneta Sieradzka

68

Za droga darmowa pomoc prawna

r.pr. Wlodzimierz Chróścik

72

Gdzie będziemy za 5 lat?

adw. Wojceich Marchwicki

75

Granice obowiązku milczenia

sędzia Bartłomiej Przymusiński

78

Palestra - siostra Temidy

Agata Czarnacka, adw. Marek Małecki

82

Krzywa rewolucji Jarosława Kaczyńskiego

sędzia Jarosław Gwizdak

87

Sądowe science fiction

adw. Marta Seredyńska

91

Bieg Powstania Warszawskiego

adw. Andrzej Nogal

92

Adwokaci w Powstaniu Warszawskim

adw. Andrzej Zwara

98

Bieganie jak mantra

Robert Celiński

101

Moje zabiegane życie

apl. adw. Barbara Trzeciak

108

Kilka słów o Karolu

adw. Karolina Margulewicz-Fortuna

111

Kierownik Salonu Prasowego


adw. Justyna Wisińska-Kurpiel

113

Tajemnica zawodowa psychologa i psychoterapeuty - teoria

Dariusz Kecler

117

Tajemnica zawodowa psychologa i psychoterapeuty - praktyka

#adwokaturajesttakżekobietą

122

Ale o co wam w ogóle chodzi?

Joanna Parafianowicz, Marta Seredyńska

126

Jak każda kobieta mam więcej siły niż na to wyglądam

prof. Ewa Łętowska

140

Wywiad

Joanna Parafianowicz, Marta Seredyńska

148

#ilawfashion

Marta Seredyńska

151

Claire Underwood - #mniejznaczywięcej

Marta Seredyńska

164

Lato w biurze vs. prawniczy 'dress code'

167

#SPAday

170

Zofia Lelek

www.pokojadwokacki.pl nasz@pokojadwokacki.pl adres redakcji do doręczeń: adw. Joanna Parafianowicz Kancelaria Adwokacka ul. Zakrzewska 16 lok. 35 00-737 Warszawa

REDAKCJA Joanna Parafianowicz redaktor naczelna Marta Seredyńska zastępca redaktora naczelnego WYDAWCA Joanna Parafianowicz GRAFIKA Joanna Parafianowicz FOTO Agnieszka Wlachos Joanna Parafianowicz

7


8


dr adwokat Paweł Litwiński

Facebook na zwolnieniu lekarskim

Z dzieciństwa pamiętam historię o tym, jako pewien pracownik ówczesnego urzędu gminy w mojej rodzinnej miejscowości został przyłapany przez swojego szefa na tym, że przebywając na zwolnieniu lekarskim pielił ogródek – miejscowość mała, to i ryzyko wpadki duże. Choć czasy się zmieniają, mentalność ludzka i problemy pozostają takie same – czytamy bowiem w mediach, że ZUS sprawdza naszą aktywność na Facebooku podczas zwolnień lekarskich (https://www.wprost.pl/kraj/10008962/ZUS-sprawdza-aktywnosc-na-Facebooku-podczaszwolnien-lekarskich-L4.html)). I oczywiście rodzi się pytanie, czy taka aktywność władzy publicznej, ba, inwigilacja obywateli, jest prawnie dopuszczalna? Co na to przepisy regulujące ustrój informacyjny naszego państwa? Ustawową podstawę kontroli wykorzystywania zwolnień przez ubezpieczonych stanowi art. 68

9


adwokat Paweł Litwiński

ust. 1 ustawy o świadczeniach pieniężnych z ubezpieczenia społecznego w razie choroby i macierzyństwa. Przepis ten stanowi, że ZUS jest uprawniony do kontrolowania ubezpieczonych co do prawidłowości wykorzystywania zwolnień od pracy zgodnie z ich celem. W zakresie jednak szczegółowych zasad i trybu kontroli prawidłowości wykorzystywania zwolnień, ustawa odsyła do rozporządzenia – w tym wypadku do rozporządzenia Ministra Pracy i Polityki Socjalnej w sprawie szczegółowych zasad i trybu kontroli prawidłowości wykorzystywania zwolnień lekarskich od pracy oraz formalnej kontroli zaświadczeń lekarskich. Problem jednak w tym, że rozporządzenie nie określa ani procedury takiej kontroli, ani katalogu środków dowodowych, z których mogą korzystać pracownicy ZUS. Cała regulacja ogranicza się bowiem do § 5 rozporządzenia, zgodnie z którym kontrola prawidłowości wykorzystywania zwolnień lekarskich od pracy z powodu choroby polega na ustaleniu, czy ubezpieczony w okresie orzeczonej niezdolności do pracy nie wykonuje pracy zarobkowej lub nie wykorzystuje zwolnienia lekarskiego od pracy w sposób niezgodny z jego celem. Wiemy również, że kontrola prawidłowości wykorzystywania zwolnień lekarskich od pracy powinna być dokonywana w miarę potrzeby, bez ustalania z góry stałych jej terminów, a nasilana szczególnie w okresach, w których występuje zwiększona absencja z powodu choroby lub sprawowania opieki (§ 7 rozporządzenia). Nie wiemy natomiast, jakie informacje o nas i w jakim trybie mogą być pozyskiwane przez ZUS w celu prowadzenia kontroli. I w tym stanie prawnym zapadł wyrok Sądu Najwyższego – Izba Pracy z dnia 26 lipca 2011 r. (I PK 22/11), w którym Sąd Najwyższy uznał, że przepisy przywołanego

10

rozporządzenia nie zamykają katalogu środków dowodowych, przy użyciu których można oceniać sposób wykorzystywania zwolnienia lekarskiego. Wyrok, który budzi zasadnicze wątpliwości. Ustrój informacyjny naszego kraju zbudowany jest na zasadzie tzw. autonomii informacyjnej jednostki. Jednym z jej fundamentów jest wynikająca z art. 51 ust. 5 Konstytucji RP zasada wyłączności ustawy, jeżeli idzie o uregulowanie „zasad i trybu” gromadzenia przez władze publiczne informacji o obywatelach. Tymczasem w interesującej nas materii nie dość, że w zakresie tych „zasad i trybu” ustawa odsyła do rozporządzenia, to jeszcze nie sposób ich tam znaleźć, bo rozporządzenie żadnych „zasad i trybu” nie określa. I w tej sytuacji właśnie zapadł przytoczony wyżej wyrok Sądu Najwyższego, wydany na gruncie ustawy i rozporządzenia, ale zupełnie pomijający kwestię zgodności samego rozporządzenia (i delegacji do jego wydania) z Konstytucją. Czy więc pracownicy ZUS mogą przeglądać portale społecznościowe celem wyszukiwania delikwentów odpoczywających na wakacjach podczas pobytu na zwolnieniach lekarskich? W pierwszej kolejności wypada odwołać się do art. 51 Konstytucji – zasadą na gruncie tego przepisu jest niegromadzenie informacji o obywatelach przez organy władzy publicznej. Przepisy rangi ustawy mogą wprowadzać wyjątki od tej zasady, przyznając organom władzy publicznej uprawnienie do gromadzenia informacji o obywatelach, ale wyłącznie w niezbędnym zakresie (wyrok Trybunału Konstytucyjnego z dnia 21 listopada 1995 r., K 12/95, opubl. OTK nr 2/1995, str. 132 – 133). Oznacza to, że wyjątki muszą spełniać wymóg proporcjonalności, który realizuje się wtedy, gdy:


facebook na zwolnieniu lekarskim

1) wprowadzona regulacja ustawodawcza jest w stanie doprowadzić do zamierzonych przez nią skutków (zasada przydatności); 2) regulacja ta jest niezbędna dla ochrony interesu publicznego, z którym jest powiązana (zasada konieczności); a ponadto 3) jej efekty pozostają w proporcji do ciężarów nakładanych przez nią na obywatela. W przypadku postępowań administracyjnych, organy prowadzące postępowanie mogą więc zbierać takie dane, które są niezbędne dla rozstrzygnięcia sprawy, a które jednocześnie nie ingerują nadmiernie w prawo do prywatności osób, których dotyczą. Potencjalnie więc nie można wykluczyć przyznania – ale przez ustawę – pracownikom ZUS uprawnienia do zbierania danych osobowych pochodzących z takich źródeł jak serwisy internetowe. Można zastosować choćby takie rozwiązanie, jakie przyjęto w art. 286 § 4 i 5 ustawy Ordynacja podatkowa – przepisy przyznają kontrolującemu prawo do żądania udostępniania akt, ksiąg i wszelkiego rodzaju dokumentów związanych z przedmiotem kontroli oraz do sporządzania z nich odpisów, a także do zbierania „innych niezbędnych materiałów w zakresie objętym kontrolą”. Obecnie, mimo stanowiska Sądu Najwyższego, obowiązujących przepisów nie sposób uznać za zgodne z Konstytucją. Nie zmienia to jednak ogólnej rady dla korzystających z portali społecznościowych – używajmy ich z rozwagą.

dr Paweł Litwiński, adwokat, Instytut Allerhanda, partner w Barta Litwiński Kancelaria Radców Prawnych i Adwokatów sp.p.

Rozporządzenie nie określa ani procedury takiej kontroli, ani katalogu środków dowodowych, z których mogą korzystać pracownicy ZUS.

Uprawnienie organów władzy publicznej do gromadzenia informacji o obywatelach: tylko w niezbędnym zakresie. Zasadą jest niegromadzenie informacji o obywatelach przez organy władzy publicznej. Zdrowy rozsądek mile w i d z i a n y.

11


adwokat Andrzej Grabiński

Wizerunek adwokata

Sprawa wizerunku Adwokatury szczęśliwie rozpoczęła się w tej kadencji NRA i chyba nikt nie ma najmniejszych wątpliwości, że należy ją kontynuować. Słowa uznania za podejmowanie działań ogólnokrajowych należą się w równej mierze Anisie Gnacikowskiej - Członkowi NRA, jak i Romanowi Kuszowi - Dziekanowi ORA w Katowicach, Przewodniczącemu Komisji Wizerunku Zewnętrznego i Pomocy Prawnej NRA. Niemniej cenne w tym zakresie były inicjatywy lokalne podejmowane w obrębie poszczególnych izb adwokackich. Zgłaszam już dzisiaj postulat, aby od stycznia 2017 r. zmniejszyć odprowadzanie należności izbowych na rzecz funduszu administracyjnego NRA, tak aby we wszystkich ORA stworzyć izbowe fundusze wizerunkowe. Oczywiście NRA nadal podejmowałaby działania wizerunkowe o zasięgu krajowym, zaś poszczególne ORA te dostosowane do potrzeb swoich izb.

12


wizerunek adwokata

Inną kwestią wymagającą pilnego uregulowania, i to przez Krajowy Zjazd Adwokatury, jest to co określiłbym jako wizerunek adwokata. Ściślej mówiąc, mam na myśli jasne wytyczenie granic tego, co może uczynić każdy adwokat, aby mógł zachęcić potencjalnych klientów do korzystania ze świadczonej przez siebie pomocy prawnej. Nie używajmy zatem określenia „reklama”, które w powszechnej świadomości Palestry budzi zdecydowanie negatywne konotacje. Nie można jednak zamykać oczu na jedną z kluczowych dla naszego środowiska kwestii z kilku niezależnych powodów.

Brak jasnych uregulowań wywołuje - szczególnie wśród młodzieży adwokackiej frustracje i prowadzi do pytania dlaczego adwokat nie może pozostawać w stosunku zatrudnienia?

Koronnym argumentem wydaje się okoliczność, że jest to fundamentalny aspekt odróżniający wolny zawód adwokata od zawodu radcy prawnego, w którego istotę wpisana jest historycznie uwarunkowana zależność od pracodawcy. To przecież kwestia zatrudnienia spowodowała, że tylko niezależni radcowie mogą być, tak jak my, obrońcami w sprawach karnych. Niektórzy idą o krok dalej pytając po co nam nasza odrębność zawodowa. Używany jest populistyczny argument o wysokości składki samorządowej, wprawdzie u nas wyższej, ale pamiętajmy, że elitarność kosztuje nieco więcej. Kto pragnie niższych składek i stosunku pracy może wykonywać zawód

radcy prawnego zachowując takie same możliwości świadczenia pomocy prawnej. Niezależność Adwokatury to argument za ucinaniem wszelkiej dyskusji na temat połączenia obu zawodów. Kto chce zasmakować naszej wolności niech przyjdzie do nas na naszych zasadach. W przypadku połączenia nasza sytuacja będzie podobna do roli byłej NRD w zjednoczonych Niemczech. Czy aby na pewno tego chcemy? Zagrożenie jest niestety realne, a brak jedności w kwestii naszej niezależności byłby sprzeniewierzeniem się blisko 100-letniej tradycji naszego samorządu. Należy utrzymywać dobre stosunki z radcami prawnymi, bowiem łączy nas wspólna troska o profesjonalne świadczenie pomocy prawnej. Przeciwstawiajmy się złym pomysłom z nieodległej przeszłości o wprowadzeniu tzw. doradców prawnych, którzy mieli być pełnomocnikami i obrońcami w postęowaniach sądowych. Ten sojusz ma także przeciwdziałać ewentualnym postulatom zlikwidowania obu obligatoryjnych samorządów. Bo dalej to już tylko czysty populizm i szaleństwo - niech żyje wolność gospodarcza w sferze reprezentacji osób i firm przed sądami! Niepotrzebne są aplikacje zawodowe, skoro to niewidzialna ręka rynku dokona weryfikacji. Brawo My, pełni zapału absolwenci Wydziałów Prawa. Zdobędziemy stosowne doświadczenie na ludziach nieświadomych zagrożeń, nieskrępowani sztywnym gorsetem zasad etyki i z pewnością uczynimy to taniej. Czy do tego chcemy doprowadzić? Banałem jest stwierdzenie, że złym prawem jest to, które nie jest egzekwowane. Rodzi się kolejne pytanie, czy prowadzone są

13


adwokat Andrzej Grabiński

postępowania dyscyplinarne wobec osób łamiących zakaz reklamowania swoich usług. Odpowiedz winna Oczywiście, że tak.

być

jednoznaczna.

Czyżby? W skali kraju praktycznie takie postępowania należą do rzadkości, a przypuszczam, że problem reklamy dotyczy kilkuset adwokatów. Zapewne to przyzwolenie środowiskowe, zważywszy na to, że postępowania dyscyplinarne wszczynane są przede wszystkim na skutek skargi. Skoro zatem taka jest rzeczywistość to dokonajmy zmian tego stanu, aby także i z tej przyczyny zlikwidować patologię. Nie toczmy zatem dalszych jałowych dyskusji na konferencjach naukowych, które od lat nie doprowadziły do rozwiązania tego problemu, chyba, że chodzi o motyw przewodni utworu Skaldów „Króliczek”, by gonić króliczka ale nie złapać go. Proponuję zatem zmianę rozstrzygnięcia dylematu wprowadzania zmian w wizerunku adwokata z „czy” na to „jak” tego dokonać. Straciliśmy mnóstwo czasu, a zbliżający się milowymi krokami KZA i okres wakacji powoduje, że należy proponować wyłącznie konkretne zmiany zapisów w Kodeksie Etyki Adwokackiej, jeżeli oczywiście w listopadzie mamy zamiar tych zmian dokonać.

co umożliwi uporządkowanie dyskusji. Efektem debaty byłoby wyłonienie zespołu, który opracowałby zmiany i przygotował stosowny projekt uchwały na KZA. Mało czasu, trudna materia i mnóstwo innych przeszkód – to wszystko prawda. Uważam jednak, że warto, bo walczymy o przetrwanie naszego Samorządu i o kształt Adwokatury. Proszę o przesyłanie propozycji na adres mailowy rada@ora.wroc.pl z dopiskiem korespondencyjnym – Wizerunek Adwokata. Byłoby także wielce sensownym, aby z początkiem września br. spotkać się we Wrocławiu, bo każdy wie, że Wrocław to miasto spotkań, od siebie także dodam gościnne i przyjazne wszelkim inicjatywom.

adwokat Andrzej Grabiński

Można też inaczej, poczekamy cztery lata... do następnego Zjazdu i dyskutujmy dalej, o ile jeszcze będzie istniał nasz Samorząd. W dniu 30 września br. jako jedna z części składowych obchodów 70-lecia Izby Adwokackiej we Wrocławiu, odbędzie się ogólnopolska debata przed KZA na temat wizerunku adwokata. Proszę zainteresowane Koleżanki i Kolegów o niezwłoczne zgłaszanie swoich propozycji w tym zakresie,

14

Dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej we Wrocławiu


15


16


sędzia Arkadiusz Krupa vel Ślepym Okiem Temidy

Ślepym Okiem Temidy

„Prawdziwy bohater powinien być samotny” M. Świetlicki: „Dwanaście”

Właśnie jestem w trakcie lektury powieści. Powieść ta ma tytuł niewiele mówiący. Ma tytuł matematyczny. A może liryczny, kto to wie. Wie może Autor. Albo autor z małej litery. Jak bohater. Jak mistrz, mistrz pisany przez małe „m”. Jest to powieść mroczna jak zaułki Krakowa, jak opary knajp spowite dymem, które odwiedza mistrz. Jak myśli Karola Kota. Albo myśli karola kota przez małe „k”. Mistrz przecież też jest z małej litery. Nalewam sobie do szklanki kolorowej wódki.

17


sędzia Arkadiusz Krupa

Tak chciałbym zacząć pisać. Ale nie będę tak pisał. I nie będę nalewał sobie kolorowej wódki, choć bardzo bym chciał. Więc nie nalewam wódki. Ale czytam. Czytam powieść „Dwanaście” po raz kolejny. Powieść może mało prawniczą, choć bardzo prawniczą, bo z dużą ilością zwłok. Z oględzinami. Ze śledztwem i z policjantem. I jeszcze nie wiem, czy z happy endem, bo już zapomniałem. A może nie chcę pamiętać, że pamiętałem. Odkładam powieść „Dwanaście” i myślę sobie o pięknej składni. O poezji. O tym jak wersy można układać i jak czarować wysublimowanego odbiorcę. Bo nie takiego co stoi pod budką z piwem. Nie takiego z instagrama z ajfonem w windzie z wypiętym karkiem/piersią/piersiami/przyrodzeniem/ hajsem. Przede mną leżą akta. Czytam akta, powieść „Dwanaście” leży obok. W aktach tych nie ma zwłok małej dziewczynki, ale jest życie. Bez poezji. Jest mała dziewczynka, mała taka, że jeszcze chodzić nie mogła. Nie mogła i jej nie pozwolili, nóżki połamali. Rączki wyrwali. Mózg obtłukli. Jest dziewczynka cierpiąca, z bólu umierająca, która chodzić chciała, ale nie mogła tak bardzo bolało. Nie płakała, bo rączki łapali, raczki wyrywali. Główkę tłukli. Są podejrzani, oskarżeni. Ma być wyrok. „Jaki napisać wyrok?” - myślę i chciałbym wódki nalać. Wódki kolorowej. Wódki trzeźwiącej bardziej niż sole. Wódki jednak nie nalewam – trzeźwo – mówię – w lustro musisz patrzeć. Lustro nie odpowiada. Lustro nie pomaga. Muszę sam, a nie jest prosto.

18

Nie jest prosto bo wódki się chce napić, żeby otrzeźwieć z tego cudzego cierpienia. Bo nie wiadomo kto. Choć wiadomo kogo. Dziewczynę. Małą dziewczynkę. Dziewczynkę, o której będę pisał zaraz składnią prostą, słowo po słowie, zdanie po zdaniu odkrywając wyrwane ręce, złamane ręce, siniaki i krwiaki. Ból i cierpienie. Faktu. Prozę życia dziewczynki, bo przecież nie poezję. Tam nie było grama poezji. Ja piszę o dziewczynce składnią prostą i treściwą, a telewizor wypluwa, że pan prezydent nie podpisał czegoś, choć przecież on podpisuje nawet katalog bardzo popularnego sklepu z meblami. Pan prezydent uśmiecha się gładko i z telewizora mówi: sędziowie, bądźcie niezawiśli. Do mnie też tak mówi. I pan prezydent tak mówi, ale pióra nie zawiesza nad niezawisłością kilku takich jak ja sędziów. I nie podpisuje. Nie bo nie. Telewizor pluje mi w twarz tym niepodpisywaniem, ja ocieram się i dalej piszę składnią prostą o dziewczynce. Czytam po raz kolejny akta z małą dziewczynką, pamiętam każde zdanie. Nie mogę żadnego zdania zapomnieć. Patrzę na akta bez małej dziewczynki, ale z wypadkiem, bójką, pobiciem, oszustwem. Patrzę na wódkę, która kusi, żeby ją wypić i wytrzeźwieć kilkoma łykami. Wycieram twarz z tego, co mi napluło się w twarz. Piszę wyrok. Piszę kilka lat, piszę grzywnę, piszę zakaz kontaktu. Piszę, wątpliwości są. Uniewinnienie może napisze – czasami przecież też tak myślę. Nie napiszę „smażcie się też w piekle”, choć chciałbym tak napisać czasami. I podpisać. Jutro podpiszę, jeszcze pomyślę, czy jest tak jak


ślepym Okiem Temidy powinno być. I oglądam jeszcze raz nóżki dziewczynki, nie piję wódki, nie słucham telewizora, myślę. Nie piję, choć chciałbym wytrzeźwieć. Ja podpisać muszę. Ktoś potem napisać może, że sędzia kalosz. Że za surowo, że za łagodnie, że inaczej można było, że dzieci zabrane. Może będzie z tego telewizja i będzie jeden profesor i jeden w koszuli tylko-doktor pastwić się nade mną. Nad moim odpisem. Może telewizor wypluje to panu prezydentowi w twarz. I pan prezydent teraz o mnie usłyszy, pan prezydent nie musi podpisać mnie, choć ja wyrok podpiszę. Bo wyrok podpisać muszę, gdy czuję, że jest sprawiedliwy. Chciałbym się bać pana prezydenta ale się nie boję. Boję się tylko cierpienia niewinnego. Boję się niesprawiedliwego podpisu swojego. I choćbym wolałbym fikcję powieści trzeźwo napiszę o nóżkach wyrwanych i połamanych. O bójkach, oszustwach, łapówkach, etc. Kropka

Absolwent Uniwersytetu Szczecińskiego, sędzia Wydziału Karnego i Wydziału Rodzinnego Sądu Rejonowego w Goleniowie, w wolnych chwilach - rysownik, szerszemu gronu odbiorców znany jako Ślepym Okiem Temidy, autor akwarel, publikowanych cyklicznie w Rzeczpospolitej, In sędzia Gremio i Pokoju Adwokackim, pokazujących Arkadiusz Krupa wymiar sprawiedliwości - niekiedy z przymrużeniem oka, zawsze - trafnie ujmujących bieżące wydarzenia. W 2016 roku został uznany za Człowieka Roku czasopisma In Gremio.

19


dr hab. Maciej Jońca

Oblicza patronatu

Pojęcie patronatu (łac. patronatus) pojawiło się w starożytnym Rzymie i pierwotnie wykorzystywane było na opisanie relacji, jakie łączyły dwie strony: możnego protektora oraz osób prawnie i gospodarczo z nim powiązanych. W układzie tym z jednej strony plasował się możnowładca, z drugiej zaś wolni obywatele od niego zależni (zwłaszcza wyzwoleńcy oraz reprezentanci miejskiego plebsu). Krótko mówiąc - patron i klienci. Klienci zobligowani byli stawić się na każde wezwanie patrona, a także służyć mu pomocą i radą we wszystkim. Zwyczajowo utarło się, że w zasobnych domach najbardziej oddani z nich wyczekiwali na moment przebudzenia pana, by złożyć mu powinszowania w związku z rozpoczynającym się dniem (łac. salutatio). Ponadto tworzyli jego orszak podczas wyprawy na forum, do urzędu, a nawet do łaźni. W razie potrzeby ich kułaki

20


oblicza patronatu

roztrącały ciżbę zalegającą na drodze. Stanowili oni zarazem jego najtwardszy elektorat podczas każdych wyborów. Zgodnie z mającym prastary rodowód przepisem ustawy króla Numy, na patrona, który oszukałby w czymś klienta, spadała przerażająca sakralna klątwa. Patron winien był swojej klienteli opiekę i pomoc. W zakres jego powinności wchodziło również reprezentowanie ich przed sądem. Schemat powyższy bardzo szybko przeniesiono na stosunki procesowe. Miano patrona przylgnęło do adwokatów reprezentujących strony w procesie. Analogie pomiędzy patronempatrycjuszem oraz patronem pełnomocnikiem procesowym były dla Rzymian oczywiste. Jeden i drugi miał obowiązek przyjść w potrzebie z pomocą swoim klientom. Obaj winni działać wyłącznie na ich korzyść i bronić wszelkimi dozwolonymi sposobami. Klienci zaś w każdym przypadku zobligowani byli okazywać im wdzięczność i cześć. To wszakże nie koniec. Koncepcja powyższa największą popularność zdobyła za sprawą okrzepłej w IV wieku religii chrześcijańskiej. Wyznawcy Chrystusa mieli świadomość, że żadna zapobiegliwość, nienaganne życie czy skrupulatne prowadzenie własnych spraw nie uwolni ich od napięcia związanego z koniecznością wzięcia udziału w procesie. Każdy z nich przez większość swego życia szykował się bowiem do sądu, któremu teologia już wkrótce miała nadać miano ostatecznego (łac. iudicium ultimum). W IV i V wieku zasady rządzące tym jedynym w swoim rodzaju postępowaniem nie były jeszcze w pełni wykształcone. Ostatecznie dookreślono je dopiero w okresie dojrzałego średniowiecza. Niemniej już starożytni

wiedzieli, że w sądzie lepiej nie pokazywać się bez ustosunkowanego i elokwentnego adwokata-patrona Któż zaś lepiej nadawał się do roli orędowników biednych grzeszników od świętych pańskich? Oto początek zapożyczonej z prawa idei świętych-patronów. Popyt na ich „usługi” był tak wielki, że już Ojcowie Kościoła musieli przypominać wiernym, że patroni są wprawdzie świętymi, ale to nie bogowie tworzący kolegium na kształt pogańskiego panteonu. W tych warunkach wielkim popytem cieszyły się miejsca na cmentarzach, które sąsiadowały z grobami męczenników i świętych. To logiczne. Powszechnie wierzono, że po zmartwychwstaniu najszybciej z takim czy innym „VIP-em” będą mogli zaprzyjaźnić się jego „sąsiedzi”. Ten zaś, w natłoku spraw, które na niego spadną, z pewnością nie wymówi się, by przed sądem ostatecznym wesprzeć znajomków „zza płotu”. Wierząc, że działają w warunkach swoiście pojmowanego stanu wyższej konieczności, pobożni chrześcijanie wyrzucali więc zwłoki ze starych pogańskich mogił, by wymościć w nich wygodne gniazdko dla siebie. Sprawcy w cichości ducha liczyli, że po przebudzeniu do wiecznego życia uda im się skutecznie wytłumaczyć. Naturalnie, wyjaśnienia najpierw pragnęli złożyć przed świętym sąsiadem. Jego zaś już głowa w tym, by ta kompromitująca sprawa wraz z odpowiednio podkoloryzowaną historią życia została następnie odpowiednio przedstawiona podczas procesu o wieczysty los duszy. Adwokatów zwano patronami właściwie aż do XX wieku. Na ziemiach polskich

21


dr hab. Maciej Jońca

dzielili ten zaszczytny przydomek z magnatami, otaczanymi przez rzesze zaściankowej szlachty. Schemat rzymski znalazł więc nad Wisłą doskonałe odwzorowanie. Obecnie pełnoprawni członkowie palestry stracili wyłączność na posługiwanie się tym pojęciem. Przybrało ono szerszy i węższy zarazem zakres znaczeniowy. Szerszy, ponieważ patronami nazywa się sędziów, prokuratorów, radców prawnych, notariuszy i komorników. Węższy, ponieważ pojęcie „patron” odnosi się do opiekuńczo-szkoleniowej roli tych jedynie przedstawicieli wybranych zawodów prawniczych, którzy opiekują się młodym narybkiem. Mówiąc o tym, jak wygląda ta piecza, należałoby omówić jeszcze jeden wymiar patronatu, a mianowicie patronat honorowy. To wszakże zagadnienie tyleż obszerne, co niebezpieczne. Ja się nie podejmuję.

dr hab. Maciej Jońca Młody, zdolny i jak wieść gminna niesie, niebawem zostanie profesorem. Adiunkt w Katedrze Prawa Rzymskiego Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II. Wykładowca lubiany przez studentów. Ciekawy człowiek. Prawdziwy erudyta.

22


23


Dla kogoś, kto bezskutecznie od ponad roku namawia pana mecenasa Krzysztofa Piesiewicza do opublikowania w Pokoju Adwokackim tekstu lub autoryzacji rozmowy, jednej z pierwszych, jakie przeprowadziłam, możliwość wprowadzenia w tekst Mistrza, jest niebywałą przyjemnością, frajdą i radością. Wszystkie te słowa mają się nijak do tego jednego: duma. adw. Joanna Parafianowicz

24


adwokat Krzysztof Piesiewicz

Godność Wydaje się, iż zawsze warto pytać autora wszelkich rozważań na pograniczu teorii i praktyki dotyczącej prawa dlaczego za to się zabiera? Jakie istnieją przyczyny, iż warto drążyć opisane judykaturą i piśmiennictwem prawniczym zagadnienie dotyczące godności człowieka? Autor uważa, że są takie momenty, takie znaki związane z egzystencją ludzi tu i teraz, które skłaniają lub wręcz natrętnie formułują pytania o istotę, ważność, konieczność przypominania czym jest godność człowieka jako punkt wyjścia do stanowienia i stosowania prawa. Ale jest coś więcej, jeżeli zabiera się za to adwokat. To temat – podwójnie ważny. Gdyby bowiem poskrobać tak dobrze, to u podstaw naszego zawodu jest właśnie pojęcie godności. To godność człowieka powoduje, że możemy funkcjonować jako ci nieznośni pośrednicy między władzą a obywatelem. Z godności wyprowadza się pojęcie równości, a czy bez pojęcia równości my, jako „nieznośni pośrednicy” bylibyśmy w ogóle potrzebni? W latach 80-tych XX wieku pewien znany publicysta napisał takie zdanie: „Jakikolwiek zamach na adwokaturę i jej istotę powoduje to, iż mamy prawo zadać pytanie, czy za rogiem nie czai się

25


adwokat Krzysztof Piesiewicz

Jest coś, co powoduje w związku z tym, iż warto zająć się tym pojęciem i zapytać: czy przypadkiem nie jesteśmy świadkami procesu redefinicji wielu pojęć, a co za tym idzie również dóbr będących przedmiotem ochrony prawnej, w tym pojęcia podstawowego jakim jest godność człowieka? Wynika to w dużej części z tego, co Antonio Gramsci nazywa kryzysem. Pisał on, że „kryzys polega na tym, że to, co stare umiera, a to, co nowe, nie może się jeszcze narodzić”. Ten cytat przytacza Zygmunt Baumann w rozdziale zatytułowanym „Interregnum” w książce „44 listy ze świata płynnej nowoczesności”. Jak pisze Z. Baumann, w okresie interregnum stare generacje doświadczały wstrząsów w ciągłości rządów istniejącego porządku prawnego i społecznego. Można by powiedzieć, za konstatacją Keitha Testera, że współczesna kondycja świata przypomina ten właśnie okres przejściowy. Jak słusznie zauważa Baumann, przejawia to się w tym, iż ten stary porządek, który oparty był na ścisłym związku jedności terytorium, państwa i narodu oraz władzy przypisanej, jak sądzono, na zawsze instytucjom politycznym poszczególnych państw – narodów, na naszych oczach zanika. Uderza w to co traktowano jako constans, w zasadę suwerenności. Jak widzimy, suwerenność nie jest już związana w sposób bezwzględny z żadnym elementem triady: terytorium – państwo – naród. Jest rzeczą oczywistą, iż pełna suwerenność już nie istnieje. Jak zauważa Zygmunt Baumann, opisując tzw. świat płynnej ponowoczesności – zauważa to za K. Testerem i J. Greyem – suwerenność jest dzisiaj niedookreślona, kontestowana, efemeryczna i pozbawiona silnego punktu zaczepienia, dlatego też wydaje się, iż na naszych oczach zmienia się prawie wszystko. Żaden ośrodek podejmowania decyzji nie

26

może sobie dzisiaj przypisywać nieograniczonej suwerenności i dlatego nasza planeta znajduje się zapewne również w pewnym stadium podważania systemu aksjologicznego. Istniejące ośrodki polityczne sprzed tzw. „płynnej ponowoczesności” i oparte na normatywnych podstawach sprzed tego okresu nie są gotowe i nie dają sobie rady z podjęciem wyzwań współczesnego świata, nie mają narzędzi, aby okiełznać dziejące się obok nich procesy polityczne, społeczne, aksjologiczne. To inne siły o uniwersalnym zasięgu zaczynają podkopywać ich realne możliwości działania. Są to: rynki towarowe, informacja i jej przepływ poza jakąkolwiek kontrolą, kapitał i finanse, działalność zorganizowanej przestępczości, w tym przemyt broni i narkotyków, terroryzm. Tworzące się globalne nici porozumienia ideowego lub powiązań wynikających ze wspólnoty interesów przez zastosowanie nowych technologii – wszystko to tworzy również pewien chaos wywołujący dezorientację w stosunku do punktów odniesienia ukształtowanych uprzednio przez kulturowe procesy. Ten brak politycznych centrów decyzyjnych, mających swój autorytet i egzekucję oraz atrofia pojęcia suwerenności tworzy paradoks polegający na tym, iż wzmacniane są partykularne interesy grupowe. Różnego rodzaju protekcjonizmy wynikające z lęków. Stwarza to sytuację, w której prakseologia bierze górę nad ontologią i aksjologią. Zważyć również należy, iż systemy religijne posiadające w swej istocie element transcendentny coraz silniej budują konflikt niż bliskość. Ten inny – „ten inny”– zaczyna być znowu silnym bodźcem do kształtowania postaw, w tym być może tych mających wpływ na kształtowanie norm prawnych. Załamuje się na naszych oczach to, co w XIX wieku pisał John Stuart Mill:„ istotą religii jest


godność

silne i szczere zwrócenie emocji i pragnień ku obiektowi idealnemu uznanemu za najbardziej doskonały i prawowicie wywyższony ponad wszystkie obiekty pragnień”. Religie w coraz większym stopniu stają się narzędziem realizacji interesów hermetycznych wspólnot i zaczynają bardziej dzielić niż łączyć. Dlatego też systemy religijne, które mogłyby niwelować lęki i tworzyć kod aksjologiczny, który zbliżałby ludzi, wywołują strach i zdarzenia o nieprzewidywalnych skutkach. Warto być może choć na moment sięgnąć do stwierdzeń umysłu tak precyzyjnego jak Albert Einstein - człowieka, który dobrze wiedział, że w końcu wszystko zostanie pogrzebane pod gruzami zrujnowanego wszechświata. On jednak nie używał swojej empirycznej wiedzy do stymulowania zachowań skrajnie hedonistycznych i tego, co gdzieniegdzie dzisiaj nazywa się „zabawić się na śmierć”. Nie w tym rzecz, aby przypisywać Einsteinowi, iż źródłem ludzkich zachować moralnych jest jakiś bóg. Tam, gdzie Einstein pisze, iż „Bóg nie gra w kości ze wszechświatem” lub „Bóg jest tajemniczy, ale nie złośliwy”, to po prostu uwagi, które wskazują, iż jest coś transcendentnego, co niekoniecznie przez ludzi musi być od razu nazywane Bogiem. Wydaje się, że i Einstein, i Mill, tak silnie osadzeni w gruncie oświeceniowym, mieli na myśli swego rodzaju opowieść, mit lub, jak nazywa to Neil Postman swego rodzaju sui generis religię ludzkości. Einstein mówił wielokrotnie o uczuciach wykraczających poza codzienność, praktycyzm i skuteczność, pisał o odczuciach kosmicznych, którym przypisywał specyficzną religijność. Wydaje się, iż tego rodzaju myślenie musi powrócić, aby punktem wyjścia rozumienia

czym jest prawo pozostało pojęcie godności człowieka. Warto o tym przypominać, ponieważ we współczesnym chaosie, ta jakże potrzebna tego rodzaju religijność coraz bardziej ulega atrofii poprzez multipleksujące się lęki grup i poszczególnych jednostek. Informacja, która miała poszerzać horyzonty staje się w swej istocie siłą bodźców, które nie pogłębiają wiedzy o świecie, a służą celom behawioralnym. Więcej, informacja stała się towarem, a co za tym idzie - jest tak samo traktowana ze wszystkimi konsekwencjami wynikającymi z mechanizmu kupna – sprzedaży, a w konsekwencji, w końcowym efekcie kwantyfikatorem tego rodzaju zjawiska jest zysk. Niezwykle charakterystycznym zjawiskiem, naznaczającym przełom XX i XXI wieku, jest – jak zauważa Neil Postman – przejście od państw technokratycznych, które oparte były o szeroko pojęty system liberalnej demokracji do świata technopolu, znakomicie lokującego się w tym, co Zygmunt Baumann nazywa płynną ponowoczesnością. Technopol – pojęcie wprowadzone przez Neila Postmana – to podporządkowanie wszelkich form życia kulturowego panowaniu techniki i technologii. Neil Postman w sposób dobitny twierdzi, iż technopol to totalitarna technokracja. Technopol wg autora tego pojęcia redefiniuje to co nazywamy religią, sztuką, rodziną, polityką, historią, prawdą, prywatnością, inteligencją w taki sposób, iż nasze nowe definicje pasują do jego nowych wymagań. To on wydaje polecenia i rozkazy współczesnej kulturze. Dlatego też w swoich pracach Postman mówi, iż technopol to pewien stan kultury, to również pewien stan umysłu. Polega on na deifikacji techniki, a prowadzi do tego, iż

27


adwokat Krzysztof Piesiewicz

kultura poszukuje sankcji w technice i w związku z tym Postman nawiązuje do tezy Baumanna o interregnum mówiąc, iż tego rodzaju sytuacja kształtowana przez technopol ”wymaga nowego typu porządku społecznego, a to z kolei prowadzi do szybkiego rozpadu prawie wszystkiego, co wiąże się z tradycyjnymi przekonaniami”. Jednocześnie Postman pisze, iż „technopol rozkwita zwłaszcza wtedy, kiedy załamują się bariery antyinformacyjne”. W technopolu zaczyna kształtować się wiara przyjmująca niekiedy formę dogmatu, że informacja „jest niekwestionowanym błogosławieństwem, a jej niekontrolowane wytwarzanie oraz rozpowszechnianie oferuje większą wolność, możliwości twórcze i spokój umysłu.” Tam, gdzie Postman pisze o braku kontroli nie ma na myśli jakiejkolwiek cenzury lub ograniczenia prawa do swobodnej wypowiedzi. Idzie o to, iż ilość napływających informacji w miejscu i czasie oraz ilość podmiotów tę informację tworzących, nie niesie za sobą żadnej szlachetnej wartości poznawczej. Powstaje raczej to, co nazywa się dysonansem poznawczym. Czysta informacja jest mieszana z komentarzem lub z tego rodzaju ujęciem jej w formę, aby wywoływać określone preferencje, zachowania lub nakierowywać postawy pożądane przez niezliczoną ilość informujących. Inny problem w kontekście tych rozważań to łamanie lub bardzo daleko posunięte próby eliminowania tego, co się nazywa prawem do prywatności. Interesującą jest uwaga wypowiedziana prze Milana Kunderę w roku 1986. Kundera w swej twórczej przenikliwości pisze zdania wręcz profetyczne: „W dyskursie politycznym i dziennikarskim słowo przezroczystość oznacza: odsłonięcie przed spojrzeniem

28

publicznym. Przywodzi ona na myśl Andre Bretona i jego marzenia o życiu w szklanym domu na oczach wszystkich. Szklany dom – odwieczna utopia i zarazem jedna z najstraszniejszych postaci życia współczesnego. Reguła, że im bardziej tajne są sprawy państwowe, tym bardziej przezroczyste muszą stać się sprawy jednostki (…) Domena publiczna jest anonimowa (…) podczas gdy człowiek prywatny musi ujawnić stan swojego zdrowia, finansów, sytuację rodzinną, a jeśli taki będzie wyrok mass mediów, nie zazna chwili intymnej, czy to w miłości, w chorobie, czy w śmierci (…) Chęć pogwałcenia czyjejś intymności jest od niepamiętnych czasów formą agresji, która została dzisiaj zinstytucjonalizowana, moralnie usprawiedliwiona (prawo do informacji stało się pierwszym z praw człowieka) i upolityczniona przez to piękne słowo przezroczystość – transparentność…”. Zacytowałem ten fragment, pisany blisko 30 lat temu, ponieważ to, o czym pisze Milan Kundera uległo zwielokrotnieniu. Więcej – wyzwoliło u jednostek agresję, przejawiającą się wręcz swego rodzaju podglądactwem służącym do podmiotowego degradowania innych lub jest używane do zaintrygowania jednych drugimi, co służy również gigantycznej manipulacji, mającej oczywiście w tle motyw komercyjny. Jest to o tyle istotne, że to Hannah Arendt jako pierwsza zauważyła w swoich znakomitych pracach, iż pierwsze symptomy totalitarnych pokus, bez względu na to, skąd one pochodzą, pojawiają się wtedy, kiedy jakakolwiek domena publiczna rości sobie prawo do wkraczania w domenę prywatną. A to jest, jak wydaje się, jeden z fundamentów narracji normatywnej, która powinna mieścić się w tym, co możemy nazwać świecką religią: akceptacją godności człowieka, a więc przeciwdziałanie tym totalitaryzmom, o których pisze Hannah


godność

Arendt i tym nowym, które są jeszcze nie do końca rozpoznawalne w płynnej ponowoczesności. Jest wysoce znamiennym, iż Arendt spotyka się w nowej rzeczywistości z Postmanem, w rzeczywistości nazywanej przez niego technopolem. Warto może jeszcze raz powrócić do wielkiej twórczej intuicji Kundery, który 30 lat temu pisze: „Istnieje sztuka nowoczesna, która w lirycznym uniesieniu utożsamia się ze światem nowoczesnym. Apollinaire egzaltował się techniką (…) po nim: Majakowski, Leger, futuryści (…) postronnie przeciwnej jest Kafka: świat nowoczesny jako labirynt, w którym człowiek się gubi (…) modernizm antyromantyczny, sceptyczny, krytyczny (…) obok Kafki Musil, Broch, Gombrowicz, Beckett, Ionesco, Fellini (…) jak zanurzamy się w przyszłość, spadek po modernizmie antynowoczesnym nabiera wielkości…”. Co by dzisiaj napisał przenikliwy Milan Kundera w tym świecie, który Baumann nazywa płynną ponowoczesnością, gdzie coraz mniej punktów, na których można się oprzeć i mieć poczucie wspólnego wyznawania jakichś zasad, tworzących przynajmniej akceptację tego, co język prawny lub prawniczy nazywa dobrami niematerialnymi? Dobrami przypisanymi nie całym grupom lecz konkretnemu człowiekowi tu i teraz – bez względu na to kim jest, gdzie jest, skąd pochodzi, jakie ma marzenia, jakie tęsknoty. Długi okres liberalnej demokracji i technokracji mógł egzystować, wydając niekiedy bardzo pozytywne owoce. Postmanowski technopol nawiązuje gdzieś do jednego z wielkich empiryków ostatniego stulecia, Nielsa Bohra: „Tak możecie to mieć (…) Możecie mieć to wszystko.” Można niekiedy odnieść wrażenie, iż współczesny technopol chce nas przekonać jak zbudować

Niebo na ziemi. Warto może w tym miejscu przytoczyć słowa Galileusza: „Intencją Ducha Świętego jest nauczyć nas jak dostać się do Nieba, a nie jak działa Niebo.” Dlatego też tak ważne jest osadzenie w ziemskiej różnorodności świeckiej religii mówiącej o godności jako wartości transcendentnej. Dotykając współczesnych problemów związanych z pewnym aksjologicznym zagubieniem, z redefinicją pewnych pojęć, warto przytoczyć dwa wystąpienia wybitnych postaci XX wieku. Jedną z nich był Edmund Husserl, który 7 maja 1935 r. w Wiedniu wygłosił odczyt pt. „Kryzys europejskiego społeczeństwa a filozofia”. Husserl m.in. przestrzegał: „Humaniści zaślepieni naturalizmem w ogóle zrezygnowali z problemu czystej i uniwersalnej humanistyki, nauki o istocie ducha jako takiego, która śledziłaby bezwarunkowo ogólne prawa i elementy duchowości w celu uzyskania wyjaśnień naukowych w sensie absolutnie definitywnym (…) Uchwycić temat duchowej Europy jako problem czysto humanistyczny (…) Przeczuwamy już, że będzie tu szło o rozjaśnienie najgłębszych źródeł fatalnego naturalizmu (…) ostatecznie na tej właśnie drodze powinniśmy odsłonić właściwy sens kryzysu europejskiego społeczeństwa (...) osobom, związkom tych osób należy przyznać wspólny łączący ich wszystkich charakter.” Jak zaznaczyłem, słowa te Husserl wypowiedział w 1935 r. w Wiedniu. Myślę, że w kontekście tego co stało się kilka lat później, był to krzyk wielkiego twórcy fenomenologii, wypowiedziany nieprzypadkowo w tym czasie i w tym miejscu. To był czas eliminowania kwantyfikatora wszelkiej legislacji, jakim jest godność człowieka. Jak pisze Leszek Kołakowski, rozważania

29


adwokat Krzysztof Piesiewicz

Husserla charakteryzowało zawsze to, iż jego fenomenologia dotyczyła nie tego jakim świat jest, ale jakim powinien być. Inną wybitną postacią, która już rozpoznając to co tu i teraz na przełomie wieków przestrzegała nas przed zagubieniem albo zgubieniem „świeckiej religii” był Vaclaw Havel. Otóż w 1991 r. miał on wystąpienie przed Kongresem Stanów Zjednoczonych. Sformułował tam pojęcie nadużywane później przez różnych „sztukmistrzów” kryzys narracji. Mówił on – jak myślę w formie przestrogi – następujące słowa: „Szukamy nowych naukowych recept, nowych ideologii, nowych systemów kontroli, nowych instytucji (…) szukamy nowych narracji, które dałyby elementarne poczucie sprawiedliwości, umiejętności postrzegania rzeczy tak, jak postrzegają je inni, poczucie transcendentnej odpowiedzialności, archetypicznej mądrości, dobrego smaku, odwagi, współczucia i wiary”. Havel dostrzega, iż w tej „globalnej wiosce”, w tym kształtującym się technopolu istnieją silne tendencje powrotu do „plemienności”. Havel podkreśla, iż ostateczne pokonanie dwóch XX-wiecznych totalitaryzmów – wypowiada to w 1991 r. – nie odpowiada nam na pytanie, czy naprawdę wiemy co mamy ulokować w to opróżnione miejsce. Havel nie jest pewien, czy trwającej idei liberalnej demokracji, będącej w mariażu z technokracją, da nam możliwość poczucia bezpieczeństwa, a więc wzywa również do sformułowania zasad niepodważalnych, fundamentalnych, bo wszystko staje się bardzo płynne. Wydaje się, iż jeden element – gdy spojrzymy w sposób przenikliwy w cały XX wiek – był największym osiągnięciem człowieka. Nie to, co wiąże się z wykwitem nauk empirycznych, nie to, co wiąże się z gigantycznym

30

postępem technologicznym było tym, co musi pozostać. Przyjęcie osiągnieć technologicznych jako wykwitu ludzkiego geniuszu w XX-wiecznej historii jako największego sukcesu pchałoby nas w to, co Postman nazywa nowym totalitaryzmem. Tym największym sukcesem było przyjęcie po 1945 r. przez dużą część ludzkości przynajmniej de nomine zasady, iż godność człowieka jest początkiem wszystkiego i końcem wszystkiego i że jest źródłem wszelkich praw i obowiązków. Jest dobrem najwyższym i ma charakter niezbywalny i przyrodzony. Jakże interesującą jest próba odczytania tzw. jedenastego przykazania jako rozwinięcia dziecięciu. Otóż możemy przeczytać: „… miłuj Bliźniego swego jak siebie samego….”. Uprawnione jest chyba pytanie: to znaczy, że nie więcej? Nie więcej, to znaczy, że żaden stan uczuć nie usprawiedliwia tej skali poświęcenia, która zmusza do pozbawienia w jakimkolwiek zakresie przyrodzonej i niezbywalnej godności. Czy taka interpretacja jest słuszna? Zapewne jest uprawniona, bo gdzieś dalej być może pojawia się problem poświęcenia, ale chyba tylko wtedy, aby ratować godność co do istoty. Wobec zagrożeń jakie istnieją, intrygujące wydaje się pojęcie, które może być istotą współczesnej „świeckiej religii” lub to, co Mill nazywał „Religią Ludzkości”. To osiągnięcie zaistniało po latach czegoś, co trudno nazwać i określić słowami, po wielkim ludobójstwie nazwanym „ostatecznym rozwiązaniem”. Pojęcie ostatecznego rozwiązania zawiera w sobie bardzo dobrze brzmiące słowa w kategoriach prakseologicznych. Uciekało ono od jakiejkolwiek aksjologii. Można chyba nawiązując do eseistyki Thomasa Mertona dostrzec, iż współczesny technopol bliższy


godność

jest temu wszystkiemu, co wiąże się z mitem i myśleniem prometejskim. Jednak dziś jakże ważne są te wszystkie przenikliwe spostrzeżenia Alberta Camusa dotyczące mitu Syzyfa. Pytanie tylko z którego miejsca mamy dźwigać „ten kamień”? Czy mamy wystarczającą ilość instrumentów? Czy mamy wystarczającą ilość sił? Trudno znaleźć odpowiedzi na te pytania w tej „płynnej ponowoczesności”. Trzeba jednak przypominać, iż ten początek wszystkiego, jakim jest zaakceptowanie godności człowieka jako punktu wyjścia do konstruowania wszelkich praw i wolności, jest również początkiem i końcem przyczyn, dla których powołany został ten „nieznośny pośrednik”, jakim jest adwokat, a jednocześnie jakże to piękne i szlachetne wyzwania dla naszego zawodu. Inny punkt widzenia jest powrotem do skrajnego pozytywizmu prawniczego. Warto może przypomnieć słowa Leszka Kołakowskiego, iż „jeżeli 51% chce zlikwidować 49%, to on jest antydemokratą…”. Zawsze bowiem musimy mieć w pamięci te pojawiające się skłonności człowieka do tego, co Fromm nazwał w sposób przejmujący „ucieczką od wolności”.

Krzysztof Piesiewicz to postać, której przedstawiać nie trzeba. Jednakże, skoro podajemy słów kilka o każdym autorze, to dla porządku także i o tym. Adwokat ze wszech miar wybitny, polityk - senator 5 kadencji, twórca - współautor scenariuszy do 17 filmów K. Kieślowskiego m.in.: "Dekalog", "Bez końca", "Podwójne życie Weroniki", "Czerwony", "Biały", "Niebieski". Autor scenariuszy do filmów: "Niebo" - reż. Tom Tykwer, "Cisza" - reż. Michał Rossa, "Piekło" - reż. Danis Tanović, "Nadzieja" - reż. Stanisław Mucha, "Czyściec", "Wiara", Miłość".

31


Wywiad Rok wyborczy w Adwokaturze

32


adwokat Jacek Trela

rozmawiała Joanna Parafianowicz

Wywiad Jak pan mecenas widzi Adwokaturę? Kondycję Adwokatury widzę dobrze. Mam ten przywilej, że z racji stażu zawodowego i wieku mam możliwość dokonania oceny z pewnej perspektywy czasowej, porównania tego, jak było kiedyś i jak jest dzisiaj i ustalenia, w którym punkcie jesteśmy. Jest to dla mnie szczególnie ważne, jeśli chodzi o ostatnie 6 lat, a zatem czas, w którym mam zaszczyt pełnić funkcję wiceprezesa Naczelnej Rady Adwokackiej. Na początku pierwszej kadencji dość powszechnie wyczuwało się obawę, ba – niekiedy mówiło się wprost o tym, że nasz samorząd jest osłabiony - przede wszystkim osobami, które do Adwokatury zaczęły napływać. Odczuwało się zagrożenie i niepewność jutra. To był czas, gdy nasze szeregi bardzo licznie zasiliło młode pokolenie i faktycznie – trudno było stwierdzić, w jakim kierunku będziemy zmierzać. Ta sytuacja wymagała usystematyzowania pewnych spraw, zarówno pod kątem zasad wykonywania zawodu, etyki, jak i szkolenia. Nie ukrywajmy – było to ogromne przedsięwzięcie organizacyjne.

33


adwokat Jacek Trela

Do tej i tak ze wszech miar skomplikowanej sytuacji dodać należy także i tę okoliczność, że w 2010 r. doszło do katastrofy prezydenckiego samolotu – zginęli wówczas m.in. prezes Naczelnej Rady Adwokackiej – mecenas Joanna Agacka-Indecka oraz mecenas Stanisław Mikke, wieloletni redaktor naczelny Palestry i niewątpliwie wyjątkowa postać w naszym środowisku. W 2010 r. żywa była nadto debata dotycząca ewentualnego połączenia samorządu adwokackiego i radcowskiego. Debata – warto to podkreślić – wywołująca ogromne dyskusje i podziały w naszym środowisku. Co zatem, w świetle wymienionych okoliczności, udało się zrobić przez minione 6 lat? Używanie sformułowania „udało się” wywoływać może wrażenie, że coś przyszło do nas samo. Tymczasem, to był okres ciężkiej pracy. Z tego względu wolę mówić o tym, co osiągnęliśmy. Co osiągnęliśmy, jako samorząd, zrobić przez minione 6 lat? Z pewnością osiągnęliśmy cel, jakim było zintegrowanie tego zróżnicowanego środowiska i realny wpływ na kształtowanie kolejnych roczników aplikantów, a następnie – adwokatów. W mojej ocenie minione lata pokazują, że istotne dla Adwokatury wartości można zaszczepić nowym pokoleniom. Dzięki naszym zabiegom doszło także do znowelizowania ustawy Prawo o adwokaturze w zakresie dotyczącym egzaminu adwokackiego, do którego wprowadzono nowy przedmiot – etykę. Dzięki temu daliśmy wyraz temu, jak bardzo kwestie norm etycznych są istotne w zawodowej praktyce adwokata. W ciągu minionych lat doprowadziliśmy także do znowelizowania przepisów

34

Używanie sformułowania „udało się” wywoływać może wrażenie, że coś przyszło do nas samo. Tymczasem, to był okres ciężkiej pracy. Z tego względu wolę mówić o tym, co osiągnęliśmy. Szczególnie w ciągu ostatniego roku Adwokatura pokazała także swoją niezależność i odwagę, zajmując jednoznaczne stanowisko w sytuacjach, w których mieliśmy do czynienia z obszarem daleko idących zagrożeń praw i wolności obywatelskich.

regulujących postępowania dyscyplinarne, przez co z pewnością doszło do ich usprawnienia. Te wszystkie okoliczności wskazują, że wcześniejsze obawy co do osłabienia samorządu nie okazały się w ostatecznym rozrachunku słuszne, a my sami udowodniliśmy, że jesteśmy skuteczni, także w trudniejszych czasach. Jestem także dumny z tego, że szczególnie w ciągu ostatniego roku Adwokatura pokazała także swoją niezależność i odwagę, zajmując jednoznaczne stanowisko w sytuacjach, w których mieliśmy do czynienia z obszarem daleko idących zagrożeń praw i wolności obywatelskich. Niezwykle istotne jest także i to, że naszej aktywności nie sposób było interpretować w kategoriach politycznych, lecz wyłącznie – merytorycznych. Adwokatura nie jest dobrym miejscem dla polityków? Nie, jeśli ktoś ma potrzebę uprawiania polityki, może się realizować w innych środowiskach.


wywiad

Panie mecenasie, jeśli nie od polityki, to od czego jest zatem Adwokatura? Adwokatura, jak to wprost wynika z ustawy, powołana jest do udzielania pomocy prawnej, współdziałania w ochronie praw i wolności obywatelskich oraz w kształtowaniu i stosowaniu prawa i w mojej ocenie, szczególnie w ostatnim czasie, z zadań tych wywiązujemy się bardzo rzetelnie. Przypomnieć wypada, iż zajęliśmy zdecydowane stanowisko w istotnych z punktu widzenia państwa i obywatela sprawach, jak choćby kryzysu wokół Trybunału Konstytucyjnego, zmian w ustawie o Policji i innych służbach, nowelizacji kodeksu postępowania karnego. Zwieńczeniem naszych wysiłków niewątpliwie było spotkanie z przedstawicielami Komisji Weneckiej, którzy pośród wszystkich zawodów prawniczych o konsultacje zwrócili się właśnie do Adwokatury. A samorząd adwokacki, od czego jest? Samorząd ma za zadanie tworzyć, w szeroko rozumiany sposób, warunki do wykonywania zawodu adwokata i realizowania zadań Adwokatury. Jednym z ich podstawowych filarów jest niewątpliwie tajemnica adwokacka. Naczelna Rada Adwokacka zajęła jednoznaczne stanowisko w odniesieniu do zapisów obowiązującej już, lecz na ówczesnym etapie – proponowanej nowelizacji ustawy o Policji – aktu, który niezwykle brutalnie ingeruje w sferę tajemnicy zawodowej. Podkreślić wypada, że wspomniana już Komisja Wenecka poparła nasze stanowisko oraz uwagi i zarekomendowała zmianę przepisów. Czekamy na to, co w tym zakresie zrobi Sejm. Czekamy jednak aktywnie. Osobiście biorę udział w rozmowach, które w Kancelarii Prezydenta toczą się z udziałem pana

Adwokatura powinna być aktywna stale

w szczególności w procesie legislacyjnym.

ministra Andrzeja Dery, a dotyczących planowanej nowelizacji znowelizowanej wcześniej ustawy – szczególnie w zakresie odnoszącym się do tajemnicy zawodowej i jej ochrony przed podsłuchami. Trzeba podkreślić, że ani przedmiot tychże rozmów nie jest łatwy, ani czas, w których są one prowadzone. Proszę bowiem zauważyć, że jesteśmy w przededniu szczytu NATO i Światowych Dni Młodzieży. Zmiana uchwalonych przepisów w tych okolicznościach spotkać się może z zarzutem osłabiania bezpieczeństwa państwa. Niestety, wobec tego musimy uzbroić się w cierpliwość i z wnioskami nieco zaczekać. Wierzę jednak, że uda nam się wypracować takie stanowisko, które Prezydent przyjmie jako własną inicjatywę legislacyjną w tym zakresie. Czy Adwokatura uaktywnia się tylko w chwili kryzysu, a w pozostałych momentach może pozostawać niewidoczna? Nie, oczywiście, że nie. Adwokatura powinna być aktywna stale, w szczególności w procesie legislacyjnym. Proszę zwrócić uwagę, że w ubiegłym roku – w toku pierwszych prac nad nowelizacją ustawy o Trybunale Konstytucyjnym, nie było mowy o kryzysie w takim rozumieniu, w jakim myślimy o nim dzisiaj. Wówczas także zajęliśmy jasne stanowisko oraz postulowaliśmy m.in. to, aby środowiska prawnicze – samorządy zawodów zaufania publicznego – miały możliwość proponowania kandydatów na funkcje sędziów Trybunału Konstytucyjnego.

35


adwokat Jacek Trela

To jest przykład pozytywnego i konstruktywnego działania, niestety jednak nieskutecznego. Jak się bowiem okazało, karty zostały rozdane – przez polityków. Co Naczelna Rada Adwokacka zrobiła w sprawie stawek za sprawy z urzędu? NRA od lat zabiegała u kolejnych Ministrów Sprawiedliwości o zmianę rozporządzenia w sprawie stawek. Zabiegała – niestety bez rezultatów, choć zauważyć warto, że np. minister Cezary Grabarczyk – adwokat – jednoznacznie odmówił rozmów na ten temat, powołując się na problemy budżetowe oraz (sic!) czas kampanii wyborczej.

sprawy z wyboru. Wypada się z tego cieszyć i nie umniejszać zmiany, jaka zaszła. Adwokaci często twierdzą, a prym wiodą tu wypowiedzi publikowane w internecie, że nasz samorząd jest słaby, skoro nie może „zmusić” ministra sprawiedliwości do zmiany stawek.

Każdy ma prawo do dokonywania własnej oceny, ale z tak sformułowanym zarzutem nie mogę się zgodzić. Przypomnieć wypada choćby to, że odegraliśmy istotną rolę w toku prac nad ustawą o nieodpłatnej pomocy prawnej – ustawy, co warto dodać, o której uchwalenie zabiegała właśnie Adwokatura. Polska była bowiem do niedawna nie „jednym z”, lecz jedynym krajem Gdy urząd objął Borys Budka, w Unii Europejskiej, niezwłocznie zwróciliśmy się który nie uregulował do niego z propozycją problematyki Niezależnie od tego ile przeprowadzenia, jakże związanej uchwał w przedmiocie potrzeby wyczekiwanych przez nasze z przedsądową podwyższenia stawek nie środowisko, zmian. pomocą prawną. podjęłyby poszczególne Rady Adwokackie lub NRA, konieczna jest Podkreślenia wymaga, że aby wola rozmowy także, a może przede Nasze założenia móc dokonać jakiejkolwiek i propozycje były wszystkim, po stronie Ministerstwa. zmiany konieczna jest chęć jednakże inne od tych, Ten temat nie schodził nam rozmowy z obu stron. które ostatecznie przyjął jednakże nigdy z pola Tej chęci po stronie Ministerstwa ustawodawca – zgodnie widzenia. Sprawiedliwości wcześniej niez propozycją Adwokatury stety nie było, a co za tym nieodpłatna przedsądowa idzie - nasze starania skazane były pomoc prawna miała przysługiwać wyłącznie na niepowodzenie. osobom ubogim. Niestety, najpewniej z uwagi na okres kampanii wyborczej, kwestia Niezależnie od tego bowiem ile uchwał w ta stała się wartościowym materiałem przedmiocie potrzeby podwyższenia stawek politycznym i doszło do uchwalenia nie podjęłyby poszczególne Rady przepisów, które obowiązują obecnie i które Adwokackie lub NRA, konieczna jest wola śmiało określić można jako zrealizowanie rozmowy także, a może przede wszystkim, po koncertu życzeń. stronie Ministerstwa. Ten temat nie schodził nam jednakże nigdy z pola widzenia. Przedsądowa pomoc prawna, choć niezwykle istotna dla obywateli, została Niestety, dziś wiemy czym zakończyło się skonstruowana tak, że przysługuje niemalże podwyższenie stawek przez ministra Budkę – każdemu, zaś kryterium decydującym w jej stawki te zostały na niemalże niezmienionym udzieleniu nie jest zamożność (lub dosadniej poziomie, choć uczciwie należy podkreślić, – jej brak), lecz jedynie wiek. Z sygnałów, że istotna zmiana zaszła w zakresie stawek za które do nas napływają wynika wręcz, że

36


wywiad

porady nie są udzielane osobom, które są weryfikowane pod kątem statusu majątkowego, lecz – na dowód osobisty. Ze statystyk wynika, że ponad 70% porad w skali całego kraju jest udzielanych osobom spełniającym wyłącznie kryterium wieku, niezależnie od ich zamożności – dokumenty świadczące o dochodach w ogóle nie są weryfikowane, jedynie dowód. Niewątpliwie nie jest to efekt na osiągnięciu którego komukolwiek powinno było zależeć. Pragnę także podkreślić, że choć ustawa o nieodpłatnej pomocy prawnej została uchwalona w formule, która była daleka od pierwotnych założeń Adwokatury, to w toku procesu legislacyjnego, dzięki naszemu zaangażowaniu, nie doprowadzono do objęcia zakresem regulacji wszystkich obywateli, choć takie postulaty były wysuwane. W Ministerstwie Sprawiedliwości planowano nadto objęcie zakresem czynności przedsądowych także pierwszego pisma procesowego w sprawie. Dzięki naszym argumentom do tego nie doszło, a nasze poprawki, przejęte przez pana senatora Jana Rulewskiego, zostały przyjęte przez Senat. Czy uchwały poszczególnych Okręgowych Rad Adwokackich lub NRA mają jakąkolwiek siłę oddziaływania na rzeczywistość? Pytam o to nie bez kozery, bowiem ilekroć dowiadujemy się o podjęciu takiej lub innej uchwały, jak choćby w sprawie Trybunału Konstytucyjnego lub propozycji zmiany stawek adwokackich, ze środowiska słychać niekiedy wypowiedzi, jak np. pogląd pana mecenasa Andrzeja Michałowskiego, wyrażony na łamach Pokoju Adwokackiego, z których wynika, że nasz samorząd podjął już tak wiele uchwał, niekiedy w tak miałkich sprawach, że tego rodzaju akty nie mają jakiejkolwiek siły rażenia. Pozwolę sobie nie komentować wypowiedzi

kolegi Andrzeja Michałowskiego, doświadczonego zawodowo adwokata i samorządowca, byłego wiceprezesa Naczelnej Rady Adwokackiej i nadal członka NRA. Uważam bowiem, że nie wypada mi odnosić się do poglądów członka organu, w którym wspólnie zasiadamy stawiając się tym samym równocześnie w roli członka organu i jego komentatora. Uchwały są niezwykle istotne z wielu powodów.

W mojej ocenie jednakże, uchwały są niezwykle istotne z wielu powodów. Niewątpliwie stanowią sposób po temu, aby nasze środowisko dawało na zewnątrz wyraz swoim poglądom, najczęściej odnoszącym się do oceny procesu legislacyjnego. Są jednak istotne także z punktu widzenia komunikacji wewnątrzsamorządowej – dzięki podejmowaniu uchwał i ich upublicznianiu adwokaci wiedzą, że ich przedstawiciele prowadzą aktywność w danej kategorii spraw, wykonując tym samym zadania powierzone samorządowi ustawowo. Oczywiście nie twierdzę, że podjęcie uchwały wpływa bezpośrednio na zmianę postaw, które w ich treści są oceniane. Nie może tak być choćby z tej przyczyny, że choć Adwokatura stanowi istotną z punktu widzenia całego wymiaru sprawiedliwości grupę zawodową i społeczną, to jej liczebności, a liczby – w naszej rzeczywistości odgrywają niekiedy kluczową rolę, ba – sądzę, że tak było zawsze – nie sposób porównać z liczebnością takich grup zawodowych, jak choćby przytaczani niemal zawsze w tego typu dyskusjach górnicy. Czy oznacza to jednak, że Adwokatura ma milczeć, bowiem reprezentuje jedynie kilkadziesiąt tysięcy osób? Czy Adwokatura

37


adwokat Jacek Trela

ma nie wypowiadać się w istotnych sprawach korzystając z narzędzi, które daje jej ustawa, jak np. uchwały, tylko dlatego, że w naszym środowisku nie przyjęło się wychodzenie na ulice w akcie protestu i palenie opon? Moim zdaniem – nie. Piękno i specyfika naszego zawodu i ludzi, który go wykonują polega między innymi na tym, że mamy określone i nie pozwalające na to, aby go nie doceniać narzędzie, którym się posługujemy na co dzień. Jest nim słowo. Adwokatura musi operować słowem, słowem wyrażać poglądy, słowem wpływać na rzeczywistość, słowem oddziaływać, edukować, przekonywać – nie tyleż do swoich racji, lecz do tego, aby pewne zasady i reguły wypracowane przez pokolenia były szanowane. Zwłaszcza przez ustawodawcę.

Czy internet zmienił Adwokaturę? Niewątpliwie zmienił bardzo – w dwóch płaszczyznach. Po pierwsze – w zakresie komunikowania się adwokatów z klientami (mam tu na myśli informowanie o praktyce zawodowej, a nie kontakt w toku prowadzonych spraw), po drugie zaś w obszarze wewnątrzśrodowiskowej dyskusji. O ile w tym pierwszym przypadku dajemy sobie radę, o tyle w tym drugim najpewniej wiele jest jeszcze do zrobienia. Nie jest tajemnicą, że w rozmowach, które toczą się w internecie odrobinę na zbyt wiele sobie pozwalamy, a powszechnie znane zjawisko hejtu nie ominęło niestety także części naszego środowiska. Nie sądzi pan mecenas, że NRA mogłaby rozważyć, w ślad za IBA opracowanie zbioru zaleceń lub reguł wspomagających adwokatów w odnajdywaniu się w internetowej rzeczywistości?

38

Dotyka pani kwestii – w istocie – etyki adwokackiej, która na temat internetu na razie milczy, choć nie powinna. Kodeks etyki powinien być dla nas z jednej strony kręgosłupem, wokół którego wszystko, co dotyczy naszego życia zawodowego i pozazawodowego się toczy, z drugiej zaś – nie może nas zbytnio krępować. Kodeks etyki wydaje się zatem wymagać dostosowania do rzeczywistości z obu tych perspektyw – poprzez zniesienie lub zliberalizowanie zakazów, które nie pozwalają adwokatom na to, aby stawali w szranki z przedstawicielami innych zawodów, których pewne zakazy nie ograniczają oraz – poprzez dbałość o zasady etyki z zachowaniem pewnych sztandarowych elementów, jak choćby godność zawodu uwzględniająca jednakże nowe formy i narzędzia wyrazu. Zatem - osławione imponderabilia versus wolność wypowiedzi rodem z mediów społecznościowych? Tak. Przy okazji warto zauważyć, że dzięki satyrycznej aktywności kolegów w tychże mediach społecznościowych termin „imponderabilia” zyskał w naszym środowisku nowe życie ;) Warto też dodać, że w mojej ocenie konieczne jest poszerzenie form wykonywania zawodu adwokata, np. poprzez wprowadzenie możliwości prowadzenia praktyki w ramach spółki z ograniczoną odpowiedzialnością. Tego rodzaju zmiana ma niemałą grupę przeciwników, ale jest też pośród adwokatów wiele takich osób, które z wprowadzenia takiej możliwości byłyby bardzo zadowolone. Moim zdaniem, za zachowaniem status quo w tym zakresie, nie stoją żadne przekonywujące argumenty, przeciwko - jest zaś ograniczanie faktycznych możliwości działania. To, że ja sam nie byłbym zainteresowany takim rozwiązaniem nie oznacza wszak, że jestem mu przeciwny.


wywiad

Zmiana ta wymaga jednakże ustawowej. Warto do tego dążyć.

zmiany

Jakie jest zdanie pana mecenasa na temat reklamy? Powinna zostać dopuszczona czy nie? Obawiam się, że kontrowersje odnośnie reklamy są wynikiem niezrozumienia tego, co adwokatom wolno, a co jest zakazane oraz tego, gdzie leży granica pomiędzy reklamą a informacją. Tymczasem, jeśli uważnie przyjrzeć się zapisom Kodeksu Etyki i zapoznać się z orzecznictwem sądów dyscyplinarnych okazuje się, że naprawdę dużo nam wolno. Wszystko jednakże sprowadza się zwykle do kwestii smaku – dobrego, lub nie. W mojej ocenie nie powinniśmy wartościować, oceniać, porównywać lub narzucać – to jest ten rodzaj aktywności, którego zwolennikiem nie jestem. Nadto, możliwości tego rodzaju nie są znane adwokackim tradycjom europejskim, Polska nie jest w tej materii samotną wyspą. Niekiedy umyka nam bowiem to, że adwokaci w Europie nie reklamują swoich usług, bowiem reklama stwarza pewien rodzaj ułudy – w relacjach z potencjalnym klientem, oraz stanowi pewien rodzaj nieuczciwości wobec innych adwokatów. Jeśli twierdzę, że jestem najlepszy w danej dziedzinie, to tym samym – inni adwokaci są ode mnie mniej merytoryczni, kompetentni lub doświadczeni. Choćbyśmy nie twierdzili tak wprost, wydźwięk jest jednoznaczny. Zupełnie na marginesie pozwolę sobie zauważyć, że wprowadzenie możliwości reklamowania się stanowiłoby w istocie przywilej jedynie tej grupy adwokatów, która de facto reklamy już nie potrzebuje. Uważam jednak, że o wszystkich tego rodzaju sprawach musimy ze sobą rozmawiać. Czy Adwokatura jest jedna, jak to często

podkreślają kandydaci do różnych funkcji samorządowych? Czy rzeczywiście nie ma znaczenia, czy jesteśmy młodymi stażem, czy doświadczonymi adwokatami, kobietami lub mężczyznami, adwokatami z dużych miast i małych ośrodków?

Nie mam wątpliwości, że Adwokatura jest jedna, o ile mamy na myśli stosunek adwokatów do takich kwestii jak prawa i wolności obywatelskie lub tajemnica zawodowa. Rozbieżności mogą być zauważalne tam, gdzie mowa o formach wykonywania zawodu, szansach lub realiach, w jakich przychodzi adwokatom praktykować.

Niewątpliwie, Adwokatura może być inaczej postrzegana w Warszawie, a inaczej w małym mieście. Samorząd adwokacki nie może jednakże adwokatów wartościować. Przeciwnie – winien umacniać te sfery, sprawy i wartości, które są adwokatom wspólne i równocześnie starać się odpowiadać na potrzeby każdego członka samorządu, starając się niwelować te różnice, których usunięcie jest możliwe. Rzecz oczywista – nie zmienimy rynku usług prawnych np. w Zielonej Górze w taki sposób, aby funkcjonował on identycznie jak ten w Warszawie. Możemy jednakże dążyć do tego, aby adwokatom z jednej i drugiej lokalizacji – w ich realiach – praktykowało się możliwie jak najlepiej. Co mogłoby się zmienić w Naczelnej Radzie Adwokackiej, gdyby został pan mecenas jej prezesem? Oczekiwałbym większej transparentności. Nie chodzi mi o to, że potrzebna jest

39


adwokat Jacek Trela

prawdziwa rewolucja w tym zakresie, bowiem w istocie wszelkie informacje są publikowane.

Chciałbym jednak abyśmy przeszli z trybu „jeśli ktoś jest czymś zainteresowany, to poszuka i znajdzie” do „wszystko, co istotne jest dostępne bez wysiłku”.

Uważam, że zamiast ćwiczyć procedurę skarżenia bezczynności organów samorządowych w związku z wnioskami o udostępnienie określonych informacji w drodze dostępu do informacji publicznej, powinniśmy wyciągnąć wnioski z nauki, która stała się naszym udziałem. Chcę unikać konfliktów i kontrowersji, które nikomu nie służą. Dlatego w mojej ocenie, w imię wzajemnego szacunku i zasady koleżeństwa, nie należy adwokatom odmawiać dostępu do informacji. Uważam, że konieczna jest stała aktywność zmierzająca do kształtowania wizerunku adwokatów w przestrzeni publicznej. Jednym z narzędzi pozwalających na realizację tego celu jest prowadzenie profesjonalnej, efektywnej i ogólnopolskiej kampanii wpisującej Adwokaturę w codzienność społeczną. Nie tylko w wymiarze kształtowania prawa, ale także – a może przede wszystkim – kształtowania kultury prawnej obywateli. Adwokatura musi wchodzić w interakcję ze wszystkimi osobami i podmiotami, które poszukują ochrony prawnej. W tym zaś celu

40

musimy poszerzać obszary aktywności w formie spółki z ograniczoną odpowiedzialnością. Konieczne wydaje się też poprawienie komunikacji. Społeczeństwo musi wiedzieć, że u podstaw naszych działań leży dbałość o interesy obywateli i wymiaru sprawiedliwości.

Konieczna wydaje się też poprawa komunikacji – zarówno wewnętrznej, rozumianej jako bieżące i czytelne komunikowanie członkom Adwokatury tego, jakie aktywności podejmują jej władze, jak i zewnętrznej – społeczeństwo musi wiedzieć, że u podstaw naszych działań leży dbałość o interesy obywateli i wymiaru sprawiedliwości. W mojej ocenie, obok nadążania za rzeczywistością, powinnością samorządu adwokackiego jest także dbanie o to, abyśmy jako grupa zachowali swoją zawodową tożsamość, u której podstaw leżą szczególne normy etyczne - należy o nie dbać, propagować i uwrażliwiać na nie nowe osoby wchodzące do Adwokatury. Obowiązkiem samorządu względem tych młodych ludzi, którzy – warto to podkreślić – stanowią dziś większą część palestry, jest także dostosowanie modelu szkolenia do potrzeb, które generuje rynek, a których zrealizowanie pozwoli na to, aby adwokaci pozytywnie wyróżniali się na tle innych zawodów prawniczych. Reasumując, w kilku zdaniach - jakie


wywiad

wyzwania stoją przed Adwokaturą, o stanie na czele której będzie się pan mecenas niebawem ubiegać? Zapewnianie bezwzględnej ochrony praw i wolności obywatelskich stanowiących bodaj najbardziej wdzięczny obiekt zainteresowania władzy, niezależnie od tego kto konkretnie ją sprawuje; umacnianie porządku prawnego poprzez stałe monitorowanie procesu legislacyjnego i zajmowanie zdecydowanego stanowiska w istotnych, z punktu widzenia obywateli, sprawach; zapewnienie nienaruszalności tajemnicy zawodowej, która służy w gruncie rzeczy obywatelom, a nie adwokatom, a która w ostatnim czasie jest w obszarze niezdrowego zainteresowania ustawodawcy oraz wypracowanie pozytywnego wizerunku adwokatów w społeczeństwie nie tylko poprzez kampanie wizerunkowe, lecz przede wszystkim - poprzez ugruntowywanie w członkach palestry takich wartości jak uczciwość, słuszność i sprawiedliwość społeczna.

zgodnie z przepisami prawa, zachowując tajemnicę zawodową, a w postępowaniu swoim kierować się będę zasadami godności, uczciwości, słuszności i sprawiedliwości społecznej. Nie widzę powodu, aby tych zasad nie przełożyć także na grunt pracy samorządowej.

Jestem bowiem przekonany, że niezależnie od przejściowych tendencji, zawirowań politycznych, społecznych lub gospodarczych, w gruncie rzeczy najistotniejsze są te sprawy, które mają charakter uniwersalny. Wymienione wartości do tej kategorii z pewnością należą. Hmm… Przypomina mi to art. 5 ustawy prawo o adwokaturze i rotę ślubowania adwokackiego. Nieprzypadkowo. Jestem przecież adwokatem i na początku mojej zawodowej drogi ślubowałem uroczyście, że w swej pracy adwokata przyczyniać się będę ze wszystkich sił do ochrony praw i wolności obywatelskich oraz umacniania porządku prawnego Rzeczypospolitej Polskiej, że obowiązki swe wypełniać będę gorliwie, sumiennie i

adwokat Jacek Trela, od 2010 r. wiceprezes Naczelnej Rady Adwokackiej, aktualnie kandydat na Prezesa Naczelnej Rady Adwokackiej. www.jacektrela.pl

41


sędzia Waldemar Żurek

foto: gazeta.pl

Skomplikowany język prawników Chodzi mi o to, aby język giętki Powiedział wszystko, co pomyśli głowa: A czasem był jak piorun jasny, prędki, A czasem smutny jako pieśń stepowa, A czasem jako skarga nimfy miętki, A czasem piękny jak aniołów mowa... Aby przeleciał wszystka ducha skrzydłem. Strofa być winna taktem, nie wędzidłem. Juliusz Słowacki (z książki Beniowski. Poema) No właśnie. Język musi powiedzieć wszystko co pomyśli głowa. I nie chodzi nam już o to czy ma być piękny. Prawnikom powinno zależeć żeby był zrozumiały. Jak zwykle jak wielu prawników to różne są podejścia. Zdarzyło mi się spotkać kolegów

42


skomplikowany język prawników

pełnomocników, którzy w sposób w pełni świadomy używali naszego prawniczego żargonu wobec swoich klientów twierdząc, że czasem klient musi poczuć jak bardzo nie zna się na prawie i jak ważny jest jego prawnik. Myślę, że u sędziów też pewnie jest taka grupa, która być może już nie w sposób zaplanowany, ale z pewnego przekonania, że im mądrzej tym trudniej, a im trudnej tym mądrzej, wygłasza czy pisze swoje uzasadnienia. Często przypominają naukowe rozprawy, dzielące włos na czworo, wskazujące kilka rozwiązań, mnożące wątpliwości w sposób nadmierny, rozbudowujący wątki do granic wytrzymałości. Często też stawia się nam sędziom zarzut pisania uzasadnienia „pod sąd wyższej instancji” czy nawet wprost pod Sąd Najwyższy - spodziewając się kasacji strony. Nie można chyba generalizować. Sami wiemy, że sprawa sprawie nierówna i są sprawy banalne, które można uzasadnić na jednej stronie, i takie gdzie kilkadziesiąt stron to mało. Trochę mnie przerażają niektóre uzasadnienia, zwłaszcza karne (bo tu nie orzekam) liczące po kilkaset stron i zawsze się zastanawiam czy naprawdę o to chodzi ? O ile tutaj zdania są podzielone dosyć mocno, i jedni twierdzą, że po prostu inaczej się nie da, to ich przeciwnicy - wręcz przeciwnie dają przykłady z międzywojennych akt sądowych, gdzie uzasadnienia były jednak zdecydowanie mniejsze. Ale czy obszerniejsze znaczy jaśniejsze, bardziej przystępne i czytelne dla stron postępowania? Obawiam się, że nie. Mam wrażenie, że im więcej tym gorzej. Chyba wynika to trochę z braku zaufania do sędziów jako takich i też chyba do sądów różnych

Ale czy obszerniejsze znaczy jaśniejsze, bardziej przystępne i czytelne dla stron postępowania? Obawiam się, że nie.

instancji między sobą. Czasem pisze się po prostu na zapas. Rygoryzm prekluzji zmusza wręcz strony, by wrzucać sądowi ile się tylko da dowodów, poglądów, tez. Często na zapas i na wszelki wypadek. System powszechnej dostępności do zdygitalizowanych aktów prawnych, komentarzy i orzecznictwa tylko temu sprzyja. Kopiuj-wklej i już jest dwanaście stron. Sędziowie śmieją się z pełnomocników, że chyba stawki ustalają od każdej strony, z kolei ci odpłacają się sędziom twierdząc, że znowu asystent musiał się wykazać, by zapracować na dobrą opinię, wrzucając do uzasadnienia wszystko co tylko znalazł. Oczywiście rację mają ci, którzy twierdzą, że język prosty nie znaczy - prostacki. I poza jego informacyjną funkcją musimy jednak starać się edukować podsądnych. Mamy przecież takie słowa w naszym języku jak „weksel”, „hipoteka”, „remitent” czy zwyczajny „powód” lub „pozwany”. Część z nich jest zrozumiała dla większości, ale część brzmi dla odbiorców jak magiczne zaklęcia. A już rzymskie paremie, które niewątpliwie ubogacają nasze wywody - ale bez zrozumienia odbiorcy i bieżącego tłumaczenia przez sędziego stają się zwykłym pustosłowiem. Bo przecież uzasadnienie nie jest dla nas, nie jest to sztuka dla sztuki. Powinno nam zależeć

43


sędzia Waldemar Żurek

na tym, by ten najważniejszy - czyli obywatel, który często zestresowany staje przed sądem, zrozumiał co się do niego mówi. Niestety obserwowałem już sytuacje, które czasem uchodzą jedynie za sądową anegdotę, gdy po ogłoszeniu wyroku i ustnym uzasadnieniu, nawet po zamknięciu drzwi, nieśmiała strona uchyla je delikatnie i z dramatyzmem w oczach pyta: to ja proszę Wysokiego Sądu wygrałem czy przegrałem? To jednak dla sądu prawdziwa porażka. Niewątpliwie system nagrywania przebiegu rozprawy wpływa na jakość uzasadnień ustnych. Sąd wie, że wszystko się utrwala, że nie może sobie pozwolić na bylejakość, brak kultury, czy nieprzygotowanie do orzekania. To wszystko widać. Wszystko da się odtworzyć. Czujny wizytator czy rzetelny pełnomocnik wyłapie braki czy błędy, czy czasem nawet rozbieżności między ustnym a pisemnym uzasadnieniem. Jednak są już tacy specjaliści, którzy rozkochali się w ustnych uzasadnieniach, które nie są jedynie ustnymi motywami, a transkrybowane - czyli wiernie przepisane stają się pełnoprawnymi uzasadnieniami na piśmie. Pewnie nie zawsze tak się da, ale wielu oszczędza na tym sporo czasu, swojego i asystentów. Ale jakość to nie zawsze jasność. Czasem jednak może to powodować, że o ile ustne uzasadnienie wygłaszane wprost do stron byłoby prostsze i bardziej zrozumiałe, o tyle jak wiemy, że ustne stanie się pisemnym, i gdzieś z tyłu głowy czujemy oddech drugiej instancji i drapieżne pazury apelacji czy kasacji, to mówimy bardziej oficjalnie, może nazbyt mądrze, wplatając w nasz wywód orzecznictwo z sygnaturami i ulubione wywody doktryny. Ale może trochę edukacji też jest dobre. Zdarzyło mi się także w składzie kilkuosobowym, że uszczypliwa koleżanka

44

Uzasadnienie nie jest dla nas, nie jest to sztuka dla sztuki. Powinno nam zależeć na tym, by ten najważniejszy - czyli obywatel, który często zestresowany staje przed sądem zrozumiał, co się do niego mówi.

po moim ustnym wywodzie, który miał koniecznie dostosować się do poziomu percepcji odbiorców, namawiała mnie do zmiany zawodu i objęcia funkcji proboszcza w najbliższej parafii. Trzeba być i na to gotowym. Dla mnie jednak priorytetem jest, by nawet przegrana strona wiedziała dlaczego przegrała i zrozumiała, że po pierwsze na pewno sąd w całości przeczytał akta jej sprawy, po drugie dobrze zna prawo i naprawdę pochylił się nad tą sprawą, by wydać sprawiedliwy wyrok. Jasne uzasadnienia według mnie budują jednak zaufanie do sądu i całego wymiaru sprawiedliwości. Sąd nie staje się bezduszną maszyną wygłaszającą niezrozumiałe formuły, a jest sądem naszym, nawet jeśli się z nim nie zgadzamy, to jest dla nas zrozumiały. Jeszcze chyba gorzej jest być rzecznikiem prasowym, gdy w dwanaście sekund trzeba wyjaśnić dlaczego sąd tak orzekł. Mając świadomość, że odbiorca w TV to nie prawnik, ani nawet strona która może prawnikiem nie jest, ale zna swoje akta od a do z i spore fragmenty kodeksów. A tu trzeba mówić krótko i jasno. A koledzy nie śpią i słuchają. A potem taki referent mówi: „ale to uprościłeś, a jeszcze mogłeś powiedzieć o stanie faktycznym, bo


czy język prawników musi być skomplikowany?

nawet tego nie dotknąłeś”. I jak mu wytłumaczyć, że z dziesięciominutowej „surówki” poszły cztery najprostsze zdania, już bez niemożliwej w tym wypadku autoryzacji. I nawet z dwunastu sekund zrobiło się siedem. Szybkość i płytkość newsów nie sprzyja ani edukacji, ani prawdzie. Walczyć z tym nie sposób. Więc szukamy wytrychów komunikacji ze społeczeństwem. Nie jest to łatwe.

co zrobić, gdy odbiera się smsa od córki: „D 30 min, ok?” Czyli w wolnym tłumaczeniu: „Tatusiu czy mogę wrócić do domu za pół godziny?” O mowach pełnomocników nic nie piszę. Czekam na felieton adwokacki. Nagrywanie trochę zmieniło stan dotychczasowy i formuła: „wnoszę i wywodzę jak w pisemnej apelacji” chyba umiera, bo strona już wie, że może ściągnąć sobie płytę i wszystko odsłuchać, a potem pisać do samorządu jak to jej mecenas kiepsko bronił. A na koniec tak dla umysłowej gimnastyki. Mam nadzieję, że autor mi wybaczy wyrywanie z kontekstu.

Sąd nie staje się bezduszną maszyną wygłaszającą niezrozumiałe formuły, a jest sądem naszym, nawet jeśli się z nim nie zgadzamy, to jest dla nas zrozumiały.

Niestety edukacja prawnicza, a wcześniej gimnazjalno-licealna raczej nie pomaga kultywować piękna polskiej mowy. Królują egzaminy pisemne, a wśród nich magiczne testy wyboru. A na uczelniach już jako wyższa szkoła jazdy - kazusy. Konkursy recytatorskie chyba nie są dzisiaj w modzie. I jak tu wytłumaczyć córce, że rekord na jednym z moich uczelnianych egzaminów to ponad trzy godziny ustnej męki? I co prawda po wyjściu chciałem zamordować, dzisiaj już świętej pamięci, profesora, bo chyba pod koniec nie wiedziałem jak się nazywam, ale może coś gdzieś zostało. Chyba warto też czytać na głos bajki dzieciom, to pomaga. Podobnie jak stała lektura książek, które nie są pozycjami prawniczymi. A i z młodymi trzeba częściej rozmawiać. Czasem to walka z wiatrakami, bo

Byłem kiedyś na niezwykle ciekawej naukowej konferencji, gdzie młody kwiat nauki i praktyki rozmawiał o wadze jednolitości orzecznictwa. Najbardziej zaintrygował mnie wykład dr Artura Kotowskiego pod jasnym tytułem: Zagadnienia jednolitości orzecznictwa w ujęciu teoretycznym. A potem zaczęły się schodki, których ciekawsze fragmenty cytuję poniżej: • „Metoda językowo-logiczna nie ma statusu naczelnego, natomiast norma konstruowana jest poprzez przełożenie (translację) uzyskanego za pomocą trzydziestu trzech dyrektyw wykładni wyrażenia normokształtnego. Te założenia utrudniają pełną adaptację klasycznej teorii derywacyjnej do praktyki operatywnej, ale jest ona najbardziej poprawna metodologicznie. Jest bowiem tak silnie dyrektywna, że możliwe staje się minimalizowanie różnic w uzyskiwanych efektach rozumowań interpretacyjnych”. • „Kwestia różnej percepcji znaku jest irrelewantna, gdyż polisemia

45


przenoszona jest (jako zjawisko) z języka, jako różnica w ramach interakcji społecznych. Polisemia jest skutkiem różnych sytuacji socjolingwistycznych”. • „Bazując na teorii systemów społecznych Luhmanna, system orzekania jest autarkiczny (tj. samodzielny) i przede wszystkim, w rzeczywistości prawa jako zjawiska responsywnego, powinien być autopojetyczny - czyli samoodnawiający się. Przyjmując multicentryczną współcześnie rzeczywistość, do której system prawny musi zostać dopasowany nieadekwatne stają się założenia silnego determinizmu w procesie stosowania prawa. Właściwe stają się podejścia oparte na mechanizmach samoodnawiania się (autopojezy). Jeżeli na ten element zostanie położony nacisk, to wówczas w systemie prawa muszą istnieć systemy autorefleksji, a nie determinizmu i jednym z nich staje się brak jednolitości orzecznictwa w jakiejś kategorii spraw. Rozumiany jest on wówczas już nie jako problem, lecz emergentny stan systemu prawnego, dzięki któremu obserwujemy, że być może proces stosowania prawa responsywnie przystosowuje się do zmieniających się realiów kultury człowieka.” No fajne. Nie za wiele zrozumiałem, ale może i z moich uzasadnień (których przez ostrożność nie zacytowałem) strony też rozumieją niewiele. Uczmy się mówić jasno i używajmy pięknie naszego języka, bo warto dobrze wiedzieć co się mówi i mówić jasno co się wie.

Uczmy się mówić jasno i używajmy pięknie naszego języka, bo warto dobrze wiedzieć co się mówi i mówić jasno co się wie.

46

sędzia Waldemar Żurek Rzecznik Prasowy Krajowej Rady Sądownictwa


47


adwoakat profesor doktor habilitowany Maciej Gutowski

Konstytucyjne prawo do sądu a stawki, opłaty, koszty i inne bariery Kwestia zasad wynagradzania adwokatów za czynności wykonywane z urzędu po raz kolejny staje się przedmiotem publicznej debaty i protestów, a wręcz oburzenia przedstawicieli środowiska adwokackiego. Po wątpliwym „sukcesie” starań o „urealnienie” stawek za czynności wykonywane z urzędu i zmianie rozporządzenia dotyczącego tej kwestii przez Ministra Sprawiedliwości w poprzedniej kadencji, aktualnie zdecydowano o jego ponownej zmianie i zasadniczo o powrocie do zasad obowiązujących poprzednio. Nie wchodząc w szczegóły projektowanych rozwiązań można bez ryzyka popełnienia większego błędu konstatować, że skutkować będą obniżeniem wynagrodzeń uzyskiwanych przez adwokatów za czynności wykonywane z urzędu. Zarazem jest zupełnie oczywiste, że zarówno zmiany wprowadzone w poprzedniej kadencji, rzekomo korzystne dla przedstawicieli wolnych zawodów, jak i aktualne dążenie do obniżenia wynagrodzeń za czynności z urzędu to w istocie

48


adwokat profesor doktor habilitowany Piotr Kardas

Czas na gruntowną reformę działania pozorne. Ich celem nie było bynajmniej „urealnienie” stawek wówczas, gdy decydowano o ich symbolicznym w istocie podwyższeniu, nie jest nim także aktualnie przygotowywane rozwiązanie mające na celu ich zróżnicowanie, a w zasadniczej większości przypadków obniżenie. Działania podejmowane przez przedstawicieli władzy publicznej w tym obszarze są podyktowane celami w zasadniczej części politycznymi i skierowane do odpowiedniej grupy adresatów. Mają z tego powodu populistyczny charakter, służą bowiem spełnieniu określonych założeń związanych z realizacją celów ważnych dla sprawujących władzę, nie zaś wprowadzeniu modyfikacji do systemu mających zwiększyć jego efektywność. Wymiar sprawiedliwości czy adwokaci stanowią w tym podejściu tylko jeden z czynników, o tyle znaczący, o ile konsekwencje zmian odnoszą się bezpośrednio do przedstawicieli Adwokatury.

49


adwokat Maciej Gutowski, adwokat Piotr Kardas

Można wręcz twierdzić, że wprowadzone w 2015 r. i przygotowywane obecnie zmiany to „pudrowanie” skrzeczącej rzeczywistości w sferze wymiaru sprawiedliwości. Próba symbolicznego oddziaływania i reakcji na niektóre mankamenty i przypadłości systemu, która choć może skutkować czasową poprawą wizerunku, nie może jednak uleczyć samej choroby, która trawi system.

przez modyfikację stawek.

Od pewnego czasu zajmując się tą problematyką - w sposób nie tylko reaktywny - twierdzimy, że zamiast półśrodków i markowania prac nad populistycznymi projektami pseudo podwyżek lub realnych obniżek stawek za pomoc prawną czy przedsądową pomoc dla najuboższych należy stworzyć zupełnie nowy system zamówień usług prawnych oparty na kryteriach rynkowych, być może z wykorzystaniem elementów przewidzianych w prawie zamówień publicznych.

Osobiście uważamy, że w pierwszym rządzie należy przekazać Ministerstwu Sprawiedliwości postulat opracowania całkowicie nowego modelu nieodpłatnej pomocy prawnej, a dopiero w drugiej kolejności odnieść się do rozwiązań szczegółowych dotyczących wysokości stawek.

W związku z przygotowanym projektem zmian mających znieść podwyżki wprowadzone w poprzedniej kadencji parlamentu tocząca się aktualnie w relacji Ministerstwo Sprawiedliwości – Adwokatura „procedura” opiniowania przez NRA projektu rozporządzenia dotyczącego stawek adwokac-kich przypomina zabawę w udawanie opiniowania „na niby”. Nie to jest nawet najważniejsze, że NRA otrzymuje pismo z prośbą o wyrażenie opinii do projektu w terminie krótszym niż ustawowo określony, ani że do pisma Ministerstwo nie dołączyło załącznika w postaci projektu. Oczywiście, można poszukiwać tego tekstu w internecie, ale wówczas pojawić się musi pytanie - do czego jest normatywnie określony tryb legislacyjny? Najważniejsze naszym zdaniem jest to, że opinia ma dotyczyć „krótkiego odcinka” – zakreślonego ramami rozporządzenia. Odcinek ten jest jednak za krótki, bo rynek nieodpłatnej pomocy prawnej trzeba przebudować kompleksowo, nie tylko

50

W tym zakresie zasadne staje się pytanie - czy NRA powinna pozostawić poza zakresem opiniowania brak jakichkolwiek zmian systemowych, ograniczając się do akcentowania niedopuszczalności obciążania adwokatów pracą za jeszcze niższe stawki niż dotychczas?

Spoglądając na system pomocy prawnej z urzędu lub system pomocy przedsądowej łatwo zauważyć, że organizacja i zapewnienie finansowania tego systemu to jeden z podstawowych obowiązków państwa w sferze wymiaru sprawiedliwości. Tym istotniejszy, im szersza jest grupa niezamożnych obywateli, dla których skorzystanie z pomocy z wyboru stanowi poważny wydatek, czasami przekraczający możliwości finansowe. Pomoc prawna z urzędu to zatem instytucja, za pomocą której Państwo zapewnia i gwarantuje, że określona kategoria obywateli będzie mogła realnie korzystać z konstytucyjnego prawa do sądu dzięki nieodpłatnej profesjonalnej pomocy. System nieodpłatnej pomocy prawnej można organizować w różny sposób. W Polsce od lat funkcjonuje model, w którym prawnicy wykonujący wolny zawód są zobowiązani do świadczenia pomocy z urzędu na wezwanie sądu lub w oparciu o decyzję właściwego organu samorządu adwokackiego. Z perspektywy adwokata wykonującego wolny zawód, to w istocie praca oparta na ustawowym nakazie, z potocznego punktu widzenia w pewnym sensie przymusowa. Z perspektywy Państwa, które nie tylko określa ramy prawne systemu nieodpłatnej pomocy


konstytucyjne prawo do sądu a stawki, opłaty, koszty i inne bariery

prawnej, ale także zapewnia środki na jej opłacenie, to „zlecenie” pracy na ustawowej podstawie.

Dzisiaj system oparty jest na ustawowym obowiązku udzielania pomocy prawnej z urzędu przez adwokatów i obowiązku pokrycia kosztów tej pomocy, w zasadniczej części o charakterze tymczasowym, ze środków budżetowych. Taki model oparty jest na obowiązku świadczenia określonych usług, wszak pomoc prawna z urzędu to „normalna” usługa prawnicza wykonywana przez adwokata.

Z systemem tym związane są znane i powszechnie krytykowane wady, a ze względu na swoje immanentne cechy konstrukcyjne jest on perfekcyjnie odporny na wszelkie próby sanacji. Być może zatem zamiast podejmować kolejne, skazane z opisanych wyżej powodów na niepowodzenie próby modyfikacji wadliwego modelu, warto rozważyć jego zasadniczą modyfikację. Trzeba jednak przyjmując taką perspektywę zmienić podstawowe założenia. W szczególności zaś spojrzeć na świadczenie pomocy prawnej z urzędu jak na normalną usługę prawniczą, z tym koniecznym uzupełnieniem, że zamawianą i rynkowo opłacaną, chociażby tymczasowo, przez Państwo. Takie podejście pozwala patrzeć na system pomocy prawnej z urzędu oraz pomocy przedsądowej jak na każdy inny przypadek zamawiania usług przez Państwo dla realizacji celów publicznych. Jeśli instytucje Państwa chcą zamówić usługi mają do tego dobre narzędzie, które legło u podstaw prawa zamówień publicznych. System postępowań

przetargowych, ofertowych czy negocjacji daje możliwość wyboru najlepszej oferty według kryteriów rynkowych. Dlaczego usługi pomocy prawnej mają być wyjątkiem nie objętym regułą ceny rynkowej?

Dlaczego usługi pomocy prawnej mają być wyjątkiem nie objętym regułą ceny rynkowej?

Spojrzenie na pomoc prawną z urzędu świadczoną przez przedstawicieli wolnych zawodów jako na usługę prawną wykonywaną na „zamówienie” publiczne wydaje się z pewnej perspektywy wręcz oczywiste. Skoro tak, to zdziwienie wywoływać może, że przez lata opierano się na założeniu, iż należy wykorzystywać określony prawnie obowiązek jako podstawę systemu. Takie podejście stanowiło w naszej ocenie podstawową przyczynę tego, że mimo wielokrotnych modyfikacji i zmian, przez lata nie stworzono uczciwego nieodpłatnego systemu pomocy prawnej w Polsce. System ów od czasów minionej epoki nie doczekał się po transformacji ustrojowej żadnej sensownej koncepcji ani pogłębionej refleksji. Modyfikacjom podlega tylko wysokość stawek, jak widać czasami w kierunku ich obniżenia, czasami podwyższenia. Konsekwencją takiego podejścia jest to, że od 25 lat tkwimy w modelu ministerialnej, jednostronnej regulacji wysokości stawek za poszczególne rodzaje spraw. Stawki bywały wyższe lub niższe, choć zawsze uznaniowe i przez lata traktowane były przez adwokatów jako możliwy do zniesienia obowiązek świadczenia pomocy za „symboliczną złotówkę” w zamian za możliwość wykonywania dobrego zawodu,

51


adwokat Maciej Gutowski, adwokat Piotr Kardas

do którego trudno było się dostać. Wielokrotnie adwokaci w sprawach z urzędu oświadczali sądowi, że „nie wnoszą o koszty” akcentując, że zamiast pracować za urzędowe stawki, wolą pracować nieodpłatnie. Dziś, przy „otwartych drzwiach” do zawodu i przy potężnej rywalizacji na rynku zlepek pomysłu nieodpłatnej pracy przymusowej z wolną konkurencją przestaje funkcjonować.

Konsekwencje niezrozumiałego przywiązania do nieefektywnego modelu, wypracowanego w innym systemie ustrojowym i gospodarczym można stosunkowo łatwo opisać. Negatywne skutki dotykają obywateli, adwokatów, wreszcie samego systemu wymiaru sprawiedliwości.

Kancelarie adwokackie działają na niezwykle trudnym rynku, na którym obok prawników profesjonalnych (adwokaci, radcowie prawni) działają również pseudodoradcy, których nie dotyczą żadne ograniczenia etyczne, dyscyplinarne, którzy nie muszą się uczyć i zdawać egzaminów, którzy nie podlegają obowiązkowi ubezpieczenia. Ci pseudoprawnicy korzystają ze stworzonych przez ustawodawcę udogodnień, nie musząc znosić tych specyficznych i niemałych obciążeń, jakim podlegają adwokaci i radcowie prawni. Niekompetencję pseudoprawników muszą natomiast znosić obywatele, którzy nie mając rozeznania na skomplikowanym rynku mogą – wiedzeni reklamą dopuszczalną tylko dla pseudoprawników – trafić do tych firm

52

(„kancelarii”) „prawnych”, „odszkodowawczych”, „windykacyjnych”, czy jakkolwiek inaczej by się nie nazywały. Konstytucyjne prawo do sądu jest dla obywatela niezwykle drogie – pierwszą przeszkodą są koszty postępowania, których wysokość i istnienie równolegle z obciążeniami podatkowymi trudno uzasadnić. By wszcząć spór sądowy trzeba uiścić z góry opłatę (wpis) w wysokości 5% wartości przedmiotu sporu. To samo w przypadku apelacji. To wydatki znaczące, bywa, że trudne do udźwignięcia. Nie zawsze remedium stanowi instytucja zwolnienia od kosztów. System przesłanek zwalniania od kosztów sądowych jest niesatysfakcjonujący i uznaniowy. Nawet najbardziej przychylny i empatyczny sąd napotyka na nieprzezwyciężalne przeszkody. Wystarczy, by występujący o zwolnienie dysponował składnikami majątkowymi w postaci mieszkania, by nawet w razie utrzymywania się ze środków pomocy społecznej nie uzyskać takiego zwolnienia. To sprawia, iż już na tym etapie obowiązujące rozwiązania wymagają zmiany. Wszczęcie sporu sądowego to jednak nie tylko kwestia kosztów związanych z wpisem sądowym. Poważniejsze trudności związane są ze stopniem skomplikowania systemu prawa, który dla osoby nieposiadającej wykształcenia prawniczego jest całkowicie nieczytelny i - z perspektywy obywatela – konieczne jest skorzystanie z pomocy adwokata. Oczywiście łatwiej jest temu, kto dysponując odpowiednimi środkami finansowymi może skorzystać z pomocy z wyboru. Tu działa wolny rynek usług prawniczych, dający szeroką i zróżnicowaną ofertę. Poważnym mankamentem jest jednak to, że koszty poniesione na pomoc prawną zwracane są jedynie w wysokości określonej w urzędowym taryfikatorze, nie zaś wedle wysokości rzeczywiście poniesionej. Skutkuje to oburzeniem tych, którzy korzystając z „droższej” niż przewidziana w taryfie usługi


konstytucyjne prawo do sądu a stawki, opłaty, koszty i inne bariery

prawnej, mimo wygranej w sądzie, liczyć mogą jedynie na częściowy zwrot, a w świetle stanowiska Sądu Najwyższego wyrażonego w uchwale z 29 czerwca 2016 r., III CZP 26/16, nie mogą skorzystać z przysługującej tylko pracownikom tzw. „kilometrówki”. Gorzej, jeśli obywatel zmuszony jest skorzystać z niewydolnego systemu pomocy prawnej z urzędu. W tym zakresie system składa się z dalekich od spójności regulacji. Z jednej strony funkcjonuje model nieodpłatnej pomocy prawnej w ramach tzw. prawa ubogich. To instytucja znana w zasadzie wszystkim systemom prawa jako element gwarantujący realizację prawa do sądu dla niezamożnych. Nie jest to jednak system spójny. Obok niego funkcjonuje krytykowany już przed wszystkich model pomocy przesądowej, całkowicie oderwany od ekonomicznej zasadności ubiegania się o pomoc nieodpłatną i nie gwarantujący kontynuacji w razie postępowania sądowego. Rozwarstwienie pomocy przedsądowej oraz pomocy związanej z toczącym się postępowaniem powodować musi komplikacje. Grozi także nieefektywnością całego systemu. Nie potrafimy zrozumieć, dlaczego w Polsce funkcjonują dwa różne rynki usług prawnych, na których zatrudnia się prawników z pieniędzy publicznych. Pierwszy działa według zasad rynkowych i dobrowolnych. Jest to rynek na którym zawierane są umowy ustalające: wynagrodzenia prawników w zamówieniach publicznych, pensje prawników w ministerstwach, pensje prawników w sejmie, w aparacie skarbowym, pensje sędziów i prokuratorów, wynagrodzenia wielu nauczycieli akademickich i pracowników naukowych zatrudnionych w instytucjach

publicznych. Drugi działa według zasad nierynkowych i przymusowych. Jest to rynek spraw z urzędu i przyszłej nieodpłatnej pomocy prawnej. Tutaj królować mają stosunki prawne nawiązywane w następstwie decyzji administracyjnych: sądowych lub samorządowych oraz umów przymusowych, których zawarcia prawnik odmówić nie może. Tu prawnik - z uzasadnieniem wątpliwym w świetle konstytucyjnej zasady wolności pracy (art. 65) - zmuszany jest do pracy pod sankcjami dyscyplinarnymi i karami pieniężnymi nakładanymi przez sąd. Nikt nie udzielił sensownej odpowiedzi na pytanie: dlaczego prawnik obsługujący spółkę Skarbu Państwa może zarabiać według stawki godzinowej na poziomie kilkuset złotych, a prawnikowi reprezentującemu ubogiego człowieka na zlecenie Skarbu Państwa wmawia się, że 200 zł za klika miesięcy albo lat ciężkiej pracy to godziwe wynagrodzenie? Niedoszacowana, niemalże nieodpłatna pomoc z urzędu staje się dla adwokatów i radców prawnych coraz większym ciężarem. W ten sposób przerzuca się koszty zapewnienia nieodpłatnej pomocy na przedstawicieli zawodów prawniczych. Takiego modelu w dłuższej perspektywie nie da się utrzymać, bo grozi to całkowitą zapaścią tej części systemu wymiaru sprawiedliwości. Konieczne jest wypracowanie nowych rozwiązań, przy uwzględnieniu oczywistej wręcz sprzeczności tkwiącej w jego aktualnym kształcie. Ministerialny obowiązek dbania o realia budżetowe z jednej strony oraz z drugiej zasadne oczekiwania prawników domagających się godziwej zapłaty za wykonywane czynności zdają się tworzyć sytuację bliską kwadratury koła. Żadne

53


adwokat Maciej Gutowski, adwokat Piotr Kardas

rozwiązanie w tym zakresie nie będzie satysfakcjonujące. Trzeba zatem przyjąć założenie odrzucenia mechanizmu tzw. stawek urzędowych, wyznaczanych arbitralnie w rozporządzeniu przez Ministra.

zagospodarować posiadających uprawnia prawników, gotowych powiązać swoje losy zawodowe z taką formą działania. Wymaga to jednak fundamentalnych wręcz zmian systemowych.

Dodatkowo podejmując próbę opracowania założeń nowego sytemu nieodpłatnej pomocy prawnej, należy uwzględnić wnioski płynące z analizy aktualnych rozwiązań, w tym przede wszystkim to, że:

W ujęciu bardziej zachowawczym rozważać można utrzymanie zasady wykonywania pomocy nieodpłatnej przez adwokatów i radców prawnych przy założeniu, że jej warunki finansowe ustalane byłyby w oparciu o mechanizmy zbliżone do przewidzianych w ustawie o zamówieniach publicznych. To są bowiem mechanizmy gwarantujące uczciwe i rynkowe kształtowanie cen.

nie jest możliwe naprawienie wadliwego systemu przy pomocy rozwiązań kosmetycznych: zmiany stawek za sprawy z urzędu, nie można w drodze arbitralnej decyzji politycznej ustalać tego, co wymaga rynkowego, nowoczesnego i systemowego uregulowania nieodpłatnego systemu pomocy prawnej w Polsce, narzędzia przymusu nigdy nie mogą zastąpić dobrych rozwiązań systemowych, a zakaz pracy przymusowej powinien wyraźnie wynikać z Kodeksu Etyki Adwokackiej. Te elementy stanowić powinny bazowe założenia w pracach koncepcyjnych nad nowym systemem. Warto także wziąć pod rozwagę modele występujące w innych krajach, tańszych również w perspektywie prawa do sądu, gdzie nieodpłatna pomoc prawa oparta jest na specjalnych instytucjach, które dysponując środkami i zasobem kompetentnych prawników organizują i zapewniają pomoc nieodpłatną na właściwym poziomie, podejmując także decyzje o jej przyznaniu. Takie rozwiązania umożliwiają współdziałanie specjalnych instytucji z organami samorządów zawodowych. Przy przyjęciu tego rozwiązania za podstawę systemu powołane instytucje zajmujące się organizacją nieodpłatnej pomocy mogłyby

54

Niezwykle istotną kwestią jest także dążenie do wprowadzenia systemu ubezpieczeń prawnych. W wielu krajach dobrowolne ubezpieczenia stanowią istotny element uzupełniający system pomocy nieodpłatnej oraz pomocy z urzędu. Połącznie obu mechanizmów stwarza realną szansę na zracjonalizowanie poziomu wydatków ze środków publicznych. Wiele wskazuje na to, że nie byłoby one w tym modelu wyższe niż te, jakie aktualnie przeznaczane są na finansowanie tego rodzaju pomocy. Jednolite i uczciwe kryteria zamówień usług prawnych gwarantujące ich rynkowe, niewygórowane ceny – zamiast dziś obowiązujących arbitralnych decyzji polityków, połączone z systemem ubezpieczeń, które można uczynić jednym z elementów świadczeń ze strony pracodawcy, są rozwiązaniem wartym poważniejszej analizy. W kontekście standardów konstytucyjnych nieuniknione wydaje się stworzenie nowego, jednolitego modelu udzielania nieodpłatnej pomocy prawnej, w oparciu o trzy elementy: zagwarantowanie profesjonalizmu prawników świadczących pomoc, ustalenie uczciwych zasad odpłatności, wreszcie zupełność i spójność rozwiązań, połączonych z założeniem, że rozstrzyganie tych kwestii nie powinno skutkować dodatkowymi obciążeniami nałożonymi na sądy.


konstytucyjne prawo do sądu a stawki, opłaty, koszty i inne bariery

W świetle powyższych uwag wydaje się, że – obok przekazania krytycznych uwag do samej koncepcji zmiany stawek (które zasadnie zostały wskazane w niedawnej uchwale ORA w Warszawie) – NRA powinna akcentować konieczność i kierunki wprowadzenia zmian systemowych. Bez tych zmian decyzje polityczne będą zastępować mechanizmy rynkowe i nie uda się w konsekwencji zapewnić godziwego wynagrodzenia adwokatów za świadczoną przez nich pracę. Nie należy opiniować wyłącznie na „wyznaczonym odcinku”. NRA powinna sama wyznaczyć pole. Zasadnie – jak się wydaje - można bowiem oczekiwać, że politykom nie jest obojętny sposób i zakres realizacji konstytucyjnego prawa do rozpoznania sprawy przez bezstronny i niezawisły sąd. O tym, czy prawo to ma charakter realny czy nominalny, świadczy nie tylko pozycja ustrojowa sądu i jego sprawność, lecz również istnienie realnych barier dla obywateli w dostępie do tego sądu. Te bariery będą istniały dopóty, dopóki nie zostanie stworzony sensowny i kompleksowy model obejmujący finansowanie spraw sądowych i nieodpłatnej pomocy dla obywateli oraz realny i funkcjonalny system odzyskiwania przez wygrywających słuszną sprawę obywateli i Skarb Państwa – tymczasowo poniesionych kosztów na sfinansowanie koniecznego procesu. Wypracowanie takiego modelu dla społeczeństwa to wspólne zadanie samorządów zawodowych i polityków.

Maciej Gutowski adwokat profesor doktor habilitowany, Dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Poznaniu

Piotr Kardas adwokat profesor doktor habilitowany, Przewodniczący Komisji Legislacyjnej Naczelnej Rady Adwokackiej

55


prawnik Aneta Sieradzka

Za droga darmowa pomoc prawna Działalność pro bono ma ogromne znaczenie dla społeczeństwa. Rozwijające się społeczeństwo obywatelskie determinuje potrzebę dobrych, instytucjonalnych rozwiązań na gruncie dostępu do darmowej pomocy prawnej, co w XXI wieku wydaje się być czymś normalnym. Naturalnym jest, że prawnicy zawsze działają w ochronie interesu publicznego i podejmują działania, aby zapewnić obywatelom równy dostęp do pomocy prawnej tym samym podkreślając misję wykonywanego zawodu adwokata lub radcy prawnego. Jak to wygląda w Polsce, gdzie od pół roku obowiązuje ustawa o dostępie do darmowej pomocy prawnej? Ochrona interesu publicznego Zgodnie z wypracowanymi międzynarodowymi standardami usługi pro bono adresowane są do osób, których na te usługi faktycznie nie stać. Kryterium to winno być traktowane restrykcyjnie, ponieważ w obecnych czasach można nierzadko napotkać liczne przypadki nadużywania możliwości korzystania z usług pro bono. „Nie stać mnie na prawnika” to dość popularny, pusty slogan powielany w naszym społeczeństwie, z pominięciem jakże istotnego faktu, że za

56


za droga darmowa pomoc prawna

profesjonalnym prawnikiem i profesjonalną poradą stoi wiele lat ciężkiej edukacji, pracy i nakładów finansowych włożonych w edukację oraz podnoszenie kwalifikacji zawodowych, zazwyczaj nieustanne. Profesjonalizm, za który prawnik ponosi ogromną odpowiedzialność. Zubożenie społeczeństwa? Liczba osób, które potrzebują dostępu do darmowej pomocy prawnej od lat nie maleje. Pojawia się pytanie czy to efekt wieloletnich zaniedbań w sferze edukacji prawnej naszego społeczeństwa, czy też pogłębiające się zubożenie społeczeństwa, a może… jedno i drugie? Jak informuje strona internetowa Ministerstwa Sprawiedliwości, od początku 2016 roku na terenie całej Polski funkcjonuje system darmowej pomocy prawnej. Dodam tylko, że obywatele mają zagwarantowany dostęp do darmowej pomocy prawnej od lat, gdyż pomoc ta świadczona jest m.in. przez pełnomocników z urzędu, w uniwersyteckich poradniach prawnych, organizacjach pozarządowych czy kościelnych, w których dyżurują prawnicy pro bono, a także w Centrum Pro Bono, które świadczy darmowe poradnictwo prawne dla organizacji pozarządowych. Nie jest tak, jak to niekiedy jest przedstawiane, że społeczeństwo przed wejściem w życie ustawy o darmowej pomocy prawnej tego dostępu było pozbawione. Nie spotkałam się z sytuacją, a nawet o takiej nie słyszałam, aby osoba potrzebująca pomocy prawnej w Polsce miała trudność w jej uzyskaniu, bez względu na status materialny. 1524 punkty w całym kraju. Punkty dla biednych i bogatych 1524 punkty w powiatach to rezultat wejścia w życie ustawy przygotowanej w

Ministerstwie Sprawiedliwości zakładającej stworzenie ogólnopolskiego systemu nieodpłatnej pomocy prawnej oraz edukacji prawnej. Punkty, w których osoby, które nie ukończyły 26. roku życia, osoby fizyczne, którym w okresie roku poprzedzającego zostało przyznane świadczenie z pomocy społecznej na podstawie ustawy o pomocy społecznej, osoby, które ukończyły 65. lat, osoby posiadające ważną Kartę Dużej Rodziny, kombatanci, weterani, zagrożeni lub poszkodowani katastrofą naturalną, klęską żywiołową lub awarią techniczną mogą uzyskać bezpłatną poradę prawną na etapie przedsądowym. Zgodnie z tak przyjętym ustawowym rozwiązaniem, gdzie kryterium materialne wymienionego katalogu uprawnionych osób, które mogą skorzystać z bezpłatnej pomocy prawnej nie jest zupełnie brane pod uwagę i nie ma znaczenia, a winno być decydujące, kształtuje jedynie w społeczeństwie postawy, że wszystkim wszystko należy się za darmo, w tym przypadku - usługi profesjonalistów. Statystki Ministerstwa Sprawiedliwości za I kwartał 2016 r. obowiązywania ustawy pokazują, że aż 60,64% osób, które skorzystały z darmowej pomocy prawnej osiąga dochód netto w granicach 800 -2599 zł, a 50% z nich zamieszkuje w miastach. Stworzony system pomocy prawnej w obecnym kształcie jest zaprzeczeniem kształtowania świadomości prawnej. Tak przyjęte rozwiązanie ma jedynie na celu krzewienie postaw roszczeniowych w społeczeństwie, któremu państwo „coś musi dać za darmo”. Zapominamy przy tym, że nie ma nic za darmo. Na takich samych zasadach ta ustawa traktuje siedemdziesięciolatka z 800 zł emerytury, jak i tego, który tej emerytury ma 8 tys. Miesięcznie. Być może ustawodawca

57


prawnik Aneta Sieradzka

inaczej pojmuje proces edukacji prawnej, poczucie sprawiedliwości i równości niż jest to powszechnie rozumiane. Kto zyskał? Zgodnie z ustawą to powiatom powierza się prowadzenie połowy punktów nieodpłatnej pomocy prawnej przypadających na niego organizacji pozarządowych, prowadzących działalność pożytku publicznego co oznacza, że organizacje NGO mają możliwość dorobienia sobie np. udostępniając lokal, gdzie odbywają się dyżury. Dla części prawników, którzy zdecydowali się na świadczenie tych usług jest to także szansa na dodatkowe wynagrodzenie na niełatwym rynku (kiedy rynek prawniczy był łatwy?) natomiast kwestią indywidualną jest czy to się opłaca. Zgodnie z pierwszymi statystykami Ministerstwa Sprawiedliwości za pierwszy kwartał 2016 r. obowiązywania ustawy o dostępie do darmowej pomocy - 64% punktów prowadzonych jest przez punkty adwokacko-radcowskie, a pozostałe 36% przez organizacje pozarządowe. Blisko 100.000 obywateli skorzystało już z darmowej porady prawnej na etapie przedsądowym na podstawie obowiązującej ustawy. Drogo, za drogo Dokonując wyliczeń, gdzie informacje o ponoszonych kosztach funkcjonowania każdego z punktów i wynagrodzeń prawników są powszechnie znane, pozwoliło na sporządzenie następującego rachunku: koszt udzielenia jednej darmowej porady prawnej w ramach ustawy dotychczas wyniósł 400 zł brutto. Pierwsze doświadczenia płynące z obowiązującej ustawy wskazują na potrzebę jej nowelizacji w zakresie katalogu osób

58

uprawnionych do korzystania z bezpłatnej pomocy prawnej i wprowadzenia kryterium dochodów dla petentów. Ponadto, konieczne jest podjęcie skutecznych działań informacyjnych w społecznościach lokalnych o odbywających się dyżurach oraz zbadaniu czy w każdym miejscu, gdzie odbywają się dyżury jest społeczne zapotrzebowanie na tego typu usługi, abyśmy my - podatnicy nie musieli płacić za nieefektywność kolejnego aktu prawnego, którego cele i założenia przy obecnych rozwiązaniach nie są w pełni realizowane. Jeśli obywatele nie korzystają z możliwości, jakie daje im obecnie obowiązująca ustawa to pozostaje rozważyć sytuacje następujące: nie potrzebują tej pomocy, nie wiedzą o takiej formie pomocy lub nie mają zaufania do prawników pełniących dyżury, których nie znają – co wydaje się zrozumiałe, bo do prawnika jak do lekarza - większość z nas idzie z czyjegoś polecenia. Centrum Pro Bono jako dobry wzór W ostatnich latach w Polsce powstało bardzo wiele cennych i wartościowych inicjatyw, które umożliwiają i zapewniają dostęp do darmowej pomocy prawnej. Jednym z takich podmiotów jest Fundacja Uniwersyteckich Poradni Prawnych, dzięki której dzisiaj na wielu polskich uniwersytetach prężnie działają poradnie prawne, gdzie studenci mogą zdobywać pierwsze doświadczenia praktyczne, kształtować w sobie wrażliwość społeczną i jednocześnie przy wsparciu profesjonalnych prawników udzielać porad prawnych potrzebującym, którzy nie są w stanie ponieść nawet najmniejszych kosztów. Centrum Pro Bono to kolejny przykład skutecznie i profesjonalnie działającego projektu skierowanego do organizacji pozarządowych, które przy spełnieniu określonych warunków mogą skorzystać z


za droga darmowa pomoc prawna

bezpłatnej pomocy prawnej. Centrum Pro Bono skupia prawników z wiodących kancelarii, którzy z pasją poświęcają czas, aby pomagać, bezinteresownie i bezpłatnie. Warto wspomnieć, że pomoc pro bono w wielu kancelariach jest wpisana w ich wewnętrzną politykę. Centrum Pro Bono to przykład efektywności i profesjonalizmu oraz setki udzielonych porad i rozwiązanych spraw, dlatego z przyjemnością od kilku lat angażuje się w racjonalne projekty świadczące darmową pomoc prawną.

Jeśli obywatele nie korzystają z możliwości, jakie daje im obecnie obowiązująca ustawa to pozostaje rozważyć sytuacje następujące: nie potrzebują tej pomocy, nie wiedzą o takiej formie pomocy lub nie mają zaufania do prawników pełniących dyżury, których nie znają – co wydaje się zrozumiałe, bo do prawnika jak do lekarza większość z nas idzie z czyjegoś polecenia.

Aneta Sieradzka prawnik wykładowca, laureatka I wyróżnienia w konkursie Prawnik Pro Bono 2015 Dziennika Rzeczpospolita i Fundacji Uniwersyteckich Poradni Prawnych

59


radca prawny Włodzimierz Chróścik

foto: gazeta.pl

Gdzie będziemy za 5 lat? Pięć lat to tylko pozornie krótka perspektywa – sądzę, że w praktyce to wystarczająco dużo czasu, żeby przeprowadzić w Polsce realne zmiany legislacyjne i społeczne, poprawiające pozycję zawodów prawniczych. Najważniejszy cel to przekonanie Polaków, że profesjonalna pomoc prawna jest potrzebna, dostępna i gwarantuje im bezpieczeństwo. Osiągnięcie tego celu leży w interesie przede wszystkim samych obywateli. I co ważne - w takim samym stopniu dotyczy radców prawnych, jak i adwokatów, którzy działają przecież na tym samym rynku usług prawniczych, obsługują takich samych klientów i borykają się z podobnymi problemami. Po ostatnich zmianach w procedurze karnej różnice między naszymi zawodami praktycznie przestały istnieć. Znacznie więcej nas łączy niż dzieli. Dlatego w sprawach strategicznie ważnych powinniśmy rozważnie współpracować, a nie skupiać się na pozornej już tylko konkurencji. Po latach sporów przyszedł czas na wspólną pracę i wzajemną lojalność. Młode pokolenia radców i adwokatów nie pamiętają ani nie rozumieją historycznych konfliktów i zadawnionych

60


gdzie będziemy za 5 lat?

podziałów. Najlepszym przykładem zanikania animozji między naszymi zawodami jest sytuacja z ostatniego ślubowania adwokatów, w którym miałem przyjemność uczestniczyć, kiedy to drobne uszczypliwości jednego z mówców pod adresem radców prawnych trafiały w próżnię i nie bawiły chyba nikogo oprócz samego autora. Wiele zmian, jakie ostatnio zachodzi w naszym kraju, wymaga wspólnego stanowiska radców prawnych i adwokatów. Musimy mówić jednym głosem nie tylko w sprawach, które bezpośrednio dotyczą obu naszych zawodów, ale również w istotnych kwestiach społecznych i ustrojowych. Ważnym obszarem potencjalnej współpracy jest obecnie wysokość kosztów zastępstwa procesowego. Samorządy radcowski i adwokacki powinny tu prezentować uzgodnione stanowisko i wspólnie uświadamiać społeczeństwu, że konsekwencje obniżania stawek poniosą nie tylko profesjonalni pełnomocnicy, ale również ich klienci dochodzący swoich praw przed sądem. Oderwanie tych stawek od realiów rynkowych oznacza w praktyce większe zaangażowanie finansowe ze strony klienta, a w konsekwencji ogranicza dostęp do profesjonalnej pomocy prawnej, czego obywatele nie są chyba świadomi. Razem powinniśmy również poszukiwać nowych możliwości rozwoju naszych zawodów. W interesie społecznym leży poszerzanie uprawnień radców i adwokatów w sposób zwiększający dostępność do profesjonalnych usług prawnych – np. wyposażenie naszych zawodów w część kompetencji notariuszy. Umożliwienie poświadczania dokumentów czy sporządzania niektórych aktów notarialnych

sprawiłoby, że korzystanie z takich usług byłoby prostsze, szybsze i tańsze dla obywateli. A radcom prawnym i adwokatom pozwoliłoby na świadczenie bardziej złożonych i kompleksowych usług na rzecz swoich klientów. Kolejna istotna sprawa to cyfryzacja. Chociaż dziś budzi nasze obawy i kontrowersje, to obejmuje coraz więcej sfer życia Polaków. Nieustanny rozwój nowych technologii pomaga nam zarówno w działalności zawodowej, jak i codziennym funkcjonowaniu. Przepisy prawa nie mogą pozostać poza orbitą tych zmian. Kluczowym zagadnieniem w najbliższych latach jest informatyzacja postępowań sądowych.

Kluczowym zagadnieniem w najbliższych latach jest, w mojej ocenie, informatyzacja postępowań sądowych. Możliwość składania pism procesowych w formie elektronicznej to ułatwienie nie tylko dla profesjonalnych pełnomocników, ale także dla sądów i naszych klientów. Informatyzacja to przede wszystkimi większa efektywność naszej pracy, możliwość szybszego i sprawniejszego prowadzenia procesów sądowych, a także duża oszczędność czasu i pieniędzy. Na poprawę wizerunku radców prawnych i adwokatów wpływają nie tylko zmiany w prawie. My sami, poprzez nasze codzienne działania i aktywności, możemy zmieniać nasze zawody i ich postrzeganie przez społeczeństwo. Z pomocą przychodzą nam nowe narzędzia informatyczne, takie jak specjalistyczne blogi prawnicze czy konta na portalach społecznościowych. Dzięki nim

61


radca prawny Włodziemierz Chróścik

możemy upowszechniać wiedzę na temat naszej pracy oraz roli w systemie wymiaru sprawiedliwości. Jestem przekonany, że rozwój nowych technologii w istotny sposób przyczyni się do rozwoju rynku usług prawniczych w Polsce.

Myśląc o przyszłości Młodzi radcowie i chciałbym wierzyć, że po dynamicznym okresie ostatnich adwokaci dopiero szukają swojego lat nadchodzi czas spokoju i miejsca na rynku refleksji. pracy. o przyszłości

Myśląc o przyszłości chciałbym wierzyć, że po dynamicznym okresie ostatnich lat, kiedy liczba radców prawnych i adwokatów wzrosła prawie dwukrotnie, nadchodzi czas spokoju i refleksji. Liczba aplikantów stopniowo maleje, a młodzi radcowie i adwokaci dopiero szukają swojego miejsca na rynku pracy. Warszawska izba radców prawnych skutecznie jednoczy osoby dopiero rozpoczynające działalność zawodową oraz te z dużym stażem i bogatą praktyką. Takie połączenie młodości i doświadczenia to nasz największy kapitał. Takim samym kapitałem dysponuje Adwokatura. To tworzy doskonałe warunki do rozpoczęcia skutecznego współdziałania. Razem mamy więcej środków i więcej możliwości. Takiego współdziałania, jak sądzę, oczekują dziś od nas członkowie naszych samorządów.

radca prawny Włodzimierz Chróścik Dziekan Okręgowej Izby Radców Prawnych w Warszawie

62


dr adwokat Wojciech Marchwicki

Granice obowiązku milczenia Czy adwokat może ujawnić informacje chronione tajemnicą dla ochrony własnych interesów? Zaskakująco dużo kontrowersji budzi pytanie, czy adwokat w związku ze sporem z klientem może posłużyć się informacjami poufnymi, chronionymi tajemnicą. Wielu adwokatów reaguje alergicznie na każde stwierdzenie o dopuszczalności ujawnienia informacji objętych tajemnicą, w jakiejkolwiek sytuacji. Tym większy opór, przynajmniej na poziomie retorycznym, budzi wykorzystywanie tych informacji przez adwokata dla ochrony własnych praw. Nie ma powodów, żeby kwestionować szczerość tego rodzaju zastrzeżeń. Odwołują się one do jednej z podstawowych wartości, bez której wykonywanie zawodu adwokata byłoby zapewne niemożliwe. Ochrona tajemnicy adwokackiej stanowi bowiem jeden z najistotniejszych, jeśli nie najważniejszy, obowiązek zawodowy adwokata. Jest gwarancją poszanowania relacji zaufania klienta do adwokata, bez której nie można wyobrazić sobie prawidłowej reprezentacji. Istnienie tej gwarancji stanowi przy tym jeden z elementów konstytucyjnych uprawnień jednostki – prawa

63


adwokat Wojciech Marchwicki

do obrony (art. 42 ust. 2 Konstytucji), prawa do sądu (art. 45 ust. 1 Konstytucji), na które niewątpliwie składa się prawo do korzystania ze wsparcia profesjonalnego pełnomocnika, a także prawa do prywatności (art. 47 i art. 49 Konstytucji). Co ważne - uprawnienie, które wiąże się z istnieniem szczególnej ochrony wynikającej z poszanowania tajemnicy adwokackiej, stanowi prawo klienta, nie zaś adwokata. Dla adwokata, jako przedstawiciela zawodu zaufania publicznego, z instytucją tajemnicy adwokackiej wiążą się zaś przede wszystkim daleko idące obowiązki. Tajemnica adwokacka nie chroni adwokata, podobnie, jak tajemnica lekarska nie chroni lekarza, a tajemnica spowiedzi – spowiadającego. Takie rozumienie ochrony informacji powierzanych adwokatowi ugruntowało się już mocno w orzecznictwie (zob. w szczególności wyrok Trybunału Konstytucyjnego z dnia 22 listopada 2004 roku, SK 64/03). Oznacza to, że ochrona tajemnicy adwokackiej nie ma na celu dobra adwokata, lecz dobro klienta. Jeżeli z jej istnienia wynikają dla Adwokatury jako grupy zawodowej i dla indywidualnych adwokatów jakieś korzyści, to jest to jedynie skutek uboczny. Ochrona tajemnicy jest konieczna dla zagwarantowania prawidłowego funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości oraz państwa prawa. Bez niej trudno wyobrazić sobie sprawnie poprowadzone postępowanie sądowe czy efektywną pomoc prawną w warunkach pozaprocesowych. Nie ma więc kolizji między interesem wymiaru sprawiedliwości a ochroną tajemnicy. Przepisy ustawowe odzwierciedlające nakaz poszanowania tajemnicy, który wynika z samej Konstytucji, zawarte są w ustawie – Prawo o adwokaturze. Jej art. 6 nie

64

Uprawnienie, które wiąże się z istnieniem szczególnej ochrony wynikającej z poszanowania tajemnicy adwokackiej stanowi prawo klienta, nie zaś adwokata. Dla adwokata wiążą się z nią przede wszystkim daleko idące obowiązki.

przewiduje wyjątku mówiącego o możliwości uchylenia obowiązku zachowania tajemnicy przez samego adwokata w sytuacji, w której jest to konieczne dla ochrony jego praw w toku postępowania cywilnego, karnego czy dyscyplinarnego (nazywane jest to niekiedy „samozwolnieniem z tajemnicy”). Podobnych wyjątków nie przewiduje również Zbiór Zasad Etyki Adwokackiej i Godności Zawodu (Kodeks Etyki Adwokackiej), który nie jest wprawdzie źródłem prawa powszechnie obowiązującego, ale stanowi ważny wskaźnik oceny zachowań adwokata. Interpretacja tych przepisów nie może się jednak ograniczać do ich literalnej treści. Przepisy Prawa o adwokaturze funkcjonują w ramach systemu norm prawa i ich wykładnia musi uwzględniać także inne źródła prawa, w tym w szczególności Konstytucję oraz przepisy innych ustaw, m.in. Kodeksu postępowania cywilnego czy Kodeksu postępowania karnego. Problem, który wiąże się z koniecznością ochrony praw samego adwokata przy użyciu informacji powziętych w ramach wykonywania obowiązków zawodowych nie jest marginalny czy też czysto akademicki. Nie powinien być w żadnym razie ignorowany.


granice obowiązku milczenia

Wyłania się on przy tym nie tylko w kontekście postępowania karnego czy dyscyplinarnego, w którym adwokat korzysta – jak każdy inny – z przysługującego my prawa do obrony. Adwokaci często występują także na drogę postępowania cywilnego przeciwko byłym klientom w związku z brakiem zapłaty za świadczone usługi prawne. Coraz liczniejsze są również wytaczane przez klientów sprawy cywilne dotyczące nienależytego świadczenia pomocy prawnej. W takich sytuacjach w zasadzie nie da się prowadzić postępowania bez odwoływania się do informacji objętych tajemnicą zawodową. Adwokat, pozbawiony możliwości odniesienia się do takich okoliczności stałby na przegranej pozycji w każdym postępowaniu. To zaś prowadziłoby do daleko idącej ingerencji w przysługujące mu, jak każdej innej osobie, prawo do sądu czy prawo do obrony. Ingerencja ta nie tyle stanowiłaby przy tym ograniczenie tych konstytucyjnych praw, ile ich całkowite wyłączenie w zakresie, w którym dotyczą one spraw powiązanych z aktywnością zawodową adwokata. Taka interpretacja przepisów ustawowych i obowiązków adwokata nie odpowiada z pewnością wymogom dotyczącym możliwości ograniczenia praw konstytucyjnych. Zgodnie z art. 31 ust. 3 Konstytucji ograniczenie praw konstytucyjnych dopuszczalne jest jedynie wówczas, gdy m.in. jest ono proporcjonalne. Nigdy nie może też prowadzić do naruszenia istoty danego prawa. Tymczasem wyłączenie prawa adwokata do prowadzenia efektywnej obrony i ochrony swoich praw stanowiłoby naruszenie istoty prawa do sądu i prawa do obrony i jako takie nie jest z pewnością zgodne z Konstytucją. Dlatego podjęcie przez adwokata aktywnej ochrony własnych praw przy odwołaniu do informacji pozyskanych w związku z wykonywaniem zawodu należy uznać – w zakresie, w jakim jest to konieczne – za dopuszczalne. Wykorzystanie przez adwokata informacji objętych tajemnicą zawodową nastąpić może wyłącznie w zakresie niezbędnym, uzasadnionym przez charakter sprawy i podnoszonych w niej twierdzeń. Każde przekroczenie tego zakresu stanowić będzie naruszenie obowiązku zawodowego adwokata. Warto również zaznaczyć, że możliwe jest podjęcie różnorodnych działań pozwalających zminimalizować negatywne konsekwencje ujawnienia chronionych tajemnicą informacji. Adwokat może np. złożyć wniosek o wyłączenie jawności w sprawie cywilnej czy poddać odpowiedniej selekcji dokumenty przedkładane w sądzie jako dowody (może też np. zaczernić wrażliwe elementy w ich treści – jeśli pozwala na to charakter sprawy). W każdej sytuacji działania te wymagają dużej rozwagi i roztropności.

Wojciech Marchwicki doktor nauk prawnych, adwokat, członek Komisji Etyki i Tajemnicy Adwokackiej przy Okręgowej Radzie Adwokackiej w Warszawie

65


sędzia Bartłomiej Przymusiński

Palestra - siostra Temidy W 1939 r. Adolf Hitler wydał tajny rozkaz uśmiercania osób psychicznie chorych, wskutek którego zamordowano 100.000 osób. Jako jeden z pierwszych prawdę odkrył Lothar Kreyssig, sędzia sądu opiekuńczego w Brandenburgu nad Hawelą. Gdy w piśmie do Ministra Sprawiedliwości Rzeszy Franza Gürtnera zaprotestował przeciw tym praktykom, wezwano go do Berlina. Dowiedziawszy się kto koordynuje akcję, sędzia złożył doniesienie o popełnieniu szeregu morderstw przez Philippa Bouhlera. Wkrótce otrzymał do wglądu notatkę, z której wynikało, że inicjatorem eksterminacji jest sam Adolf Hitler, na co oświadczył, że słowo Hitlera nie jest dla niego żadnym prawem. W odpowiedzi usłyszał, że ktoś o takich poglądach nie może być sędzią w Niemczech. „Ta rozterka prześladowała mnie od dawna”, odrzekł już spokojniej. Wkrótce został przymusowo przeniesiony w stan spoczynku (M. Jońca, O sędziowskiej niezawisłości, Kwartalnik IUSTITIA 4 (10)/2012). Kilkadziesiąt lat później w Polsce, sędzia Sądu Najwyższego Stanisław Rudnicki został

66


palestra - siostra Temidy

odwołany ze stanowiska sędziego Sądu Najwyższego. Przez rok nie mógł znaleźć Historia sędziego pracy, działał wtedy społecznie w pracach Stanisława Rudnickiego Komitetu Prymasowskiego przy Kościele św. pokazuje nam, że Palestra Marcina w Warszawie, współpracował też z Polska jest siostrą organizatorami zagranicznej akcji pomocy Temidy. dla rodzin represjonowanych. W 1983 r. uzyskał wpis na listę adwokatów Izby Adwokackiej w Radomiu i zaczął praktykę w zespole adwokackim w Grójcu (za: P. Suski, Oddanie władzy Pamięci Stanisława Rudnickiego Prezesa wymierzania sprawiedliwości Sądu Najwyższego, Kwartalnik IUSTITIA 2 sędziom jest triumfem rozumu nad (8)/2012). niskimi emocjami, ale z tego też powodu w czasach rozchwianych Obie te historie, które wydarzyły się w emocjami społeczeństw właśnie te czasach, gdy łamano charaktery, ukazują wartości są w pierwszej kolejności nam postawy piękne, które powinny być atakowane przypominane sędziom na każdym etapie ich kariery.

Historia sędziego Stanisława Rudnickiego pokazuje nam zarazem, że Palestra Polska jest siostrą Temidy i nie dziwi, że to właśnie zawód adwokata wybrał sędzia Rudnicki. Adwokatura, która zawsze wspierała sądownictwo w zabiegach o niezależność sądów i niezawisłość sędziów, bez wątpienia ma na tym polu zasługi nie do przecenienia. Również w ostatnich miesiącach zapisane zostały kolejne piękne karty, związane z udziałem w procesie przed Trybunałem Konstytucyjnym dotyczącym zgodności z Konstytucją noweli ustawy o Trybunale. Głos Adwokatury, podkreślającej wagę apolitycznego sądownictwa, był bardzo wyraźny i krzepiący. Niestety, nie mam też złudzeń, że to może nie wystarczyć i mogą, prędzej czy później, nadejść czasy trudne, w których sędziowie będą stawiani pod pręgieżem wypowiedzi polityków czy ulegającego ich manipulacjom społeczeństwa. Vox populi – głos ludu, żądającego wypuszczenia winnego lub ukarania

niewinnego jest głosem zawsze anonimowym, żądającym, aby sędzia wziął na siebie odpowiedzialność i uległ namowom tłumu. Bez tej odpowiedzialności większość nie jest zainteresowana poznaniem wszystkich wątków procesu i stawianiem sobie trudnych pytań, bo w tłumie decydują emocje, nie rozum. Oddanie władzy wymierzania sprawiedliwości sędziom jest triumfem rozumu nad niskimi emocjami, ale z tego też powodu w czasach rozchwianych emocjami społeczeństw właśnie te wartości są w pierwszej kolejności atakowane. Nie ulec tym emocjom wymaga odwagi, ale odwaga uszlachetnia, dzięki świadomości, że ją zachowaliśmy możemy spojrzeć codziennie rano w lustro. To zresztą dla sędziego nie jest żaden wielki heroizm, wystarczy robić to, co do nas należy, oddać każdemu, co sprawiedliwe, wykonywać dobrze i profesjonalnie swoją służbę.

67


sędzia Bartłomiej Przymusiński

Jestem przekonany, że gdy sędziowie Rudnicki i Kreyssig zrobili co do nich należało, poczuli ogromną ulgę, bo największym ciężarem może być strach przed własnym błędem czy słabością. Ten strach, któremu jednak uległ bohater powieści Bułhakowa „Mistrz i Małgorzata”, piąty z kolei procurator Judei, namiestnik cesarza Tyberiusza, którego tchórzostwo nie pozwoliło mu uwolnić Jeszui, choć bardzo tego pragnął. Skazał niewinnego, gdyż bał się reakcji tłumu i odpowiedzialności przed cesarzem. Potem już tylko we śnie, w którym nie było procesu, mógł powiedzieć: „O, nie, mój filozofie, nie zgodzę się z tobą – tchórzostwo nie jest jedną z najstraszliwszych ułomności, ono jest ułomnością najstraszliwszą!”.

O, nie, mój filozofie, nie zgodzę się z tobą – tchórzostwo nie jest jedną z najstraszliwszych ułomności, ono jest ułomnością najstraszliwszą!

Bartłomiej Przymusiński sędzia, rzecznik prasowy Stowarzyszenia Sędziów Polskich IUSTITIA, zapalony biegacz www.iustitia.pl

68


69


adwokat Marek Małecki

Agata Czarnacka

Krzywa rewolucji Jarosława Kaczyńskiego W Polsce trwa rewolucja, co prawda bez krwawych ofiar, ale z ambicjami wywołania głębokich zmian społecznych. Choć znajdujące się przez wiele lat w opozycji Prawo i Sprawiedliwość miało mnóstwo czasu na przygotowanie i dopracowanie w szczegółach swojej strategii, kierunków zmian czy precyzyjnych projektów ustaw to rewolucja, którą obserwujemy, choć bardzo szybka, prowadzona bez wahania, jest pełna niejasności, sprzeczności i niepotrzebnych ofiar. Możemy być pewni idei, która przyświeca Jarosławowi Kaczyńskiemu - głęboka, wielokierunkowa zmiana elit. Podejmowane działania na pewno wzmocnią tradycyjny model rodziny. Konstrukcja programu 500+ przy jednoczesnej likwidacji środków na wspieranie płodności (in vitro) faworyzuje wczesne macierzyństwo, a więc opcję trudniejszą z punktu widzenia zawodowej aktywności kobiet. Konsekwencją planowanego programu mieszkaniowego będzie przede wszystkim wyhamowanie “poziomej” mobilności społecznej – tej geograficznej.

70


krzywa rewolucji Jarosława Kaczyńskiego

Polityka zagraniczna i obronna opierają się na hipotezie o słabnięciu Unii Europejskiej (która wcale nie musi się urzeczywistnić) i raczej niejasnych założeniach o rozwoju sytuacji za naszą wschodnią granicą. Na bazie tak ogólnych przesłanek podejmowane są konkretne decyzje rozwojowe, które jednak już na pierwszy rzut oka wydają się nie całkiem spójne, jak na przykład dążenie do zabezpieczenia gazu i ropy z certyfikatem "Rosja-free” przy jednoczesnym podpisywaniu przez Orlen kontraktu na dostawy ropy z… Rosnieftem czy sygnał o rezygnacji z zakupów spotowych LNG z Kataru, przy odnotowanym przez UE wspieraniu i promowaniu GazPromu przez Węgrów i Niemców, obecnie wciąż największych polskich sojuszników. Wprowadzone zmiany przede wszystkim wpływają na rolę i charakter państwa, które staje się operatorem, właścicielem i kontrolerem, a jednocześnie ogranicza działalność w obszarze ochrony praw jednostki, walki z przemocą czy dyskryminacją, zwłaszcza zaś wycofuje się z regulowania obszaru debaty publicznej czy potępiania zachowań motywowanych nienawiścią. Najbliższy model państwa, o jakim można pomyśleć w tym kontekście jako wzorze, to “silne” państwo narodowe z rodzaju tych, które formowały się w sytuacji starcia imperializmów między I a II wojną światową. Jednak, jak wiemy z historii, model ten zawiódł i w najlepszym wypadku zakończył się powojenną wasalizacją, a w najgorszym – odpowiedzialnością za wywołanie przegranej wojny światowej i przeprowadzenie Zagłady. Trudno więc przyjmować, że w obliczu procesów globalizacyjnych subtelniejszych od imperializmów z początków XX wieku polska prawica sięgnie po narzędzia toporne i już raz negatywnie zweryfikowane.

Quod erat demonstrandum: wizja rozwoju państwa Prawa i Sprawiedliwości nie jest jasna, przyjmowane założenia – niepewne, model nie został poddany ocenie społecznej i dyskusji, a jednak to w ich imię dokonuje się instytucjonalnego i społecznego przewrotu. Przypomina to koncepcję “niekończącej się rewolucji”, rozwinięcie marksowskiego pojęcia rewolucji permanentnej, przeprowadzonej przez członka Politbiura, a później sekretarza generalnego Kominternu Nikołaja Bucharina. Bucharin uznał etapy społecznego rozwoju ludzkości w materializmie historycznym (wspólnota pierwotna, niewolnictwo, feudalizm, kapitalizm, dyktatura proletariatu, a w perspektywie socjalizm i wreszcie komunizm jako luźna wizja świata bez podziałów i konfliktów) za stadia niekończącej się rewolucji (tzw. krzywa rewolucji). Innymi słowy, historia jako taka była dla niego nie ewolucją, a rewolucją. W związku z tym metody rządzących też musiały być – i rzeczywiście były – rewolucyjne. Pod tym względem Jarosław Kaczyński mógłby być nawet nie uczniem, a asystentem w biurze poselskim Bucharina. W jednym z najspokojniejszych i najbardziej dostatnich okresów rozwoju Polski przejął stery z impetem. Pośpiech w legislacji, brak konsultacji społecznych, zablokowanie instytucji kontrolnych i nieustępliwość w trzymaniu kursu szybkich zmian pomimo protestów setek tysięcy demonstrujących – to przecież nie jest tryb sprawowania władzy w normalnych czasach. Kształtowane są zupełnie nowe elity prokuratorskie, sędziowskie, komornicze, finansowe, adwokackie, profesorskie, wojskowe, etc. Jarosław Kaczyński wymienia wszystkich: dyrektorów stadnin, publicznych rozgłośni radiowych i stacji telewizyjnych, generałów, nauczycieli generałów (Akademia Obrony Narodowej będzie zastąpiona nową Akademią Sztuki Wojennej

71


Agata Czarnacka, adwokat Marek Małecki

właśnie dlatego, że mianowanych profesorów bardzo trudno się zwalnia), sędziów Trybunału Konstytucyjnego, prezesa NBP oraz dyrekcje największych finansowych, energetycznych czy przesyłowych instytucji w Polsce. Wiele z tych zmian wynika z kończących się kadencji na poszczególnych stanowiskach, ale co do zasady powinny się one odbywać w obrębie puli względnie bezstronnych specjalistów, a nie zdeklarowanych “ludzi prezesa” czy “wiernych działaczy”. Tymczasem bezwzględność "dobrej zmiany" w wymiarze personalnym zaskoczyła chyba wszystkich. Specyfika takiej polityki personalnej, przejawiająca się m.in. w faworyzowaniu osób dotychczas niezwiązanych z instytucją, do której wchodzą, a w szczególności oddalonych od międzynarodowych kontaktów w swojej nowej dziedzinie, ma trzy wymiary. Pierwszy, psychoanalityczny, opisał Andrzej Leder w książce Prześniona rewolucja: tylko w ten sposób daje się szybko odejść od zakorzenionego w pamięci instytucji rozumienia “sposobu istnienia rzeczy [który] ustala dla nas normy i standardy”. Innymi słowy niszczy się stary know-how, wymuszając wypracowanie nowego i licząc się z tym, że do tego czasu (a może już zawsze) funkcjonowanie danej instytucji będzie kulawe, ale za to zgodne ze scenariuszami “nowej wyobraźni”, które Leder nazywa “fantazmatami”. Niczemu innemu nie będzie służyć na przykład powołanie nowego Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej, wyłącznie spośród zwolenników PiS. Drugi, wskazywany przez Bucharina, ma związek z kształtowaniem nowego społeczeństwa, “poczynając od rozstrzeliwania, a kończąc na obowiązku pracy”. W przypadku współczesnej Polski w

72

XXI wieku to szybkie awanse i druzgoczące końce lub przerwane kariery wpływają na samopostrzeganie społeczeństwa, powodując gwałtowne przewartościowanie. Pierwszy z brzegu przykład: zwolniony z TVP prezenter Piotr Kraśko został z miejsca zatrudniony w antyrządowym TVN, gdzie jednak promuje wartości i oceny typowe raczej dla obecnie rządzącego obozu (konserwatyzm, izolacjonizm itp.). W ten sposób przenikają one także do światopoglądu opozycji. Inny aspekt bucharinowskiego podejścia do karier: wprowadzone niedawno ustawą zmiany umożliwiające głęboką, prawie nieograniczoną inwigilację osób na terenie Polski przez rozmaite służby najprawdopodobniej zaowocują za kilka miesięcy falą zatrzymań i kompromitacji dotychczasowych liderów życia społecznego, politycznego i zawodowego. Trzeci wymiar to stara, dobra napoleońska zasada szybkiego awansu i wynikającej z niego lojalności, która jest wielką siłą. Zaczęło się od skokowych podwyżek uposażenia mundurowych, dopiero potem poszła w ruch polityka personalna. Coraz atrakcyjniejsze, coraz bardziej prestiżowe i w oczywisty sposób pozwalające na uczestnictwo w kształtowaniu nowej rzeczywistości posady w służbach mają swoją cenę - niemal bezprecedensowe po 1989 roku podporządkowanie służb władzy centralnej... I to w czasie pokoju! Podobne próby przejęcia środowiska obserwujemy w odniesieniu do zawodów prawniczych. W szczególności wstrząsające są zapędy autorytarne: sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie… Zaczęło się od uznania Trybunału Konstytucyjnego za “trzecią izbę parlamentu”, a więc ciało z natury polityczne. Niedługo potem powtórzono (uznane za


krzywa rewolucji Jarosława Kaczyńskiego

niekonstytucyjne i sprzeczne z zasadą trójpodziału władz) podporządkowanie prokuratury resortowi sprawiedliwości. Na siłę wyszukuje się autorytety, które by legitymizowały zapędy rządzących. W sprawie “niebędących wyrokami wyroków TK”, na przykład, powoływano się na ekspertyzy, które nigdy nie powstały! Sądy nie wiedzą, zgodnie z którą wersją prawa mają rozstrzygać prowadzone postępowania: zgodnie z konstytucją czy z literą przyjmowanych w pośpiechu ustaw (jedno i drugie daje często różne wyniki rozpoznania). Na razie decydują się na linię konstytucyjną. To jednak prawdopodobnie przyspieszy wymianę sędziów w trybie zbliżonym do “małej ustawy medialnej”, która z dnia na dzień wymieniła wszystkich dyrektorów całości mediów publicznych. Będzie ona miała wszystkie trzy wymiary – fantazmatyczny, bucharinowski i napoleoński – ale odnosiła się będzie do obowiązującej w Polsce koncepcji sprawiedliwości i całkowicie już uzależni sądy od polityki.

władza sama nie liczy się z kursem złotówki to tym bardziej nie będą się z tym kursem liczyły rynki zagraniczne. Ponadto prowadzone za pożyczone pieniądze gigantyczne programy świadczeń nie muszą zaowocować wydobyciem gospodarki ze stagnacji, za to z pewnością ograniczą, przynajmniej na jakiś czas, produktywność, a także, jak wspomnieliśmy wyżej, najprawdopodobniej zdemobilizują część siły roboczej (kobiety). Tymczasem nawet Edward Gierek przekonał się, że bez moblilizacji kobiet nie da się w sposób zrównoważony rozwijać polskiej gospodarki (stąd gigantyczne inwestycje w latach siedemdziesiątych XX wieku w żłobki, przedszkola, kantyny, stołówki i inne podobne placówki). Rosnącą „niezależność” Polski widać na każdym kroku. Unia nam już niepotrzebna. Za to NATO nas obroni, także przed terroryzmem, którego co prawda dotychczas nie doświadczyliśmy, ale trudno liczyć na dalsze takie szczęście, skoro przed Światowymi Dniami Młodzieży wysyłamy kontyngent wojskowy do walki z Państwem Islamskim.

Kolejne zapożyczone od Bucharina przekonanie to geopolityczna autonomia. Tak, był on jednym z teoretyków “możliwości rewolucji w jednym kraju”, przejęcia przez państwo całej kontroli nad wymianą handlową z zagranicą, nacjonalizacji gospodarki i skupienia się Związku Radzieckiego na samym sobie.

Niemcy to „zło”. Z Rosją nie handlujemy, chyba że przyjdzie do nas na kolanach z najtańszym gazem, za to ufamy Katarczykom. I Chińczykom.

Co prawda na pytanie “Czy możliwa jest rewolucja socjalistyczna w jednym kraju?” padała odpowiedź “Tak, o ile jest on tak duży jak Związek Radziecki”, ale być może powierzchnia Polski prezesowi Kaczyńskiemu też wystarczy.

Czy możliwa jest rewolucja w jednym kraju?

Już teraz widzimy budowanie złudnej i naiwnej, fikcyjnej zresztą niezależności finansowej od rynków zagranicznych. Jeśli

Znowu położyliśmy największe nasze nadzieje w Brytyjczykach i wszyscy widzimy jak to się skończyło.

Tak, pod warunkiem, że będzie fantazmatyczna: to znaczy, nie tyle będzie opierać się na realnej politycznej pracy od podstaw, ale raczej na przebudowie społecznych narracji i zaszczepieniu nowych scenariuszy marzeń. Jeśli do tego dodamy napoleoński rozmach

73


Agata Czarnacka, adwokat Marek Małecki

w szafowaniu marszałkowskimi buławami i iście bucharinowską konsekwencję w realizowaniu własnej “misji", wszystkie elementy rewolucyjnej układanki zestawią się w całość. Pozostaje tylko jedno pytanie: gdzie, poza jednym domem na Żoliborzu, są, de facto, rewolucjoniści?

Agata Czarnacka filozofka, tłumaczka, analityczka polityki. Od marca 2012 r. redaktor naczelna portalu Lewica24.pl

Marek Małecki warszawski adwokat, sędzia Trybunału FIM. Pasjonat sztuki współczesnej, kolekcjoner i krytyk życia politycznego i społecznego

74


sędzia Jarosław Gwizdak

Sądowe science fiction Mecenas Nowator dosiada Jorgusia…, czyli sądowe science – fiction ze Śląskiem w tle. Zawiadomienie przyszło jak zwykle. Mailem za potwierdzeniem doręczenia, jak i „przypominajką” w sądowo – adwokackim systemie komunikacji. Termin rozprawy wyznaczono z dwutygodniowym wyprzedzeniem, ale od razu sprawa została wyterminowana na cztery rozprawy odbywające się w systemie dwie co dwa tygodnie, zawsze w środę i piątek o 11:30. Jeśli dobrze pójdzie, wyrok Sądu pierwszej instancji zapadnie w dwa miesiące po wniesieniu pozwu. Mecenas Stefania Nowator odetchnęła z ulgą w minimalistycznym wnętrzu gabinetu swojej warszawskiej kancelarii. Spraw o zadośćuczynienie unikała, ale tym razem to klientka z polecenia, poza tym żadnych okoliczności wymagających wiadomości specjalnych. Odpowiedzialność pozwanego uznana co do zasady, w dodatku przesądzona karnym wyrokiem

75


sędzia Jarosław Gwizdak

skazującym. Jedynie kilku świadków oraz rodzice powódki mający zeznawać na okoliczność rozmiaru doznanej krzywdy stanowiły przyczynę konieczności odbycia w sprawie kilku terminów rozpraw. Sprawa bolesna, emocjonująca, na szczęście niewywołująca już takiego zainteresowania mediów jak podczas procesu karnego. „Procesy cywilne to jednak większy spokój”pomyślała Nowator. Ucieszyło ją załączenie do zawiadomienia linku do Google Maps z położeniem Sądu Rejonowego w Chorzowie. Nigdy tam jeszcze nie była. Rozkłady jazdy śląskiej komunikacji miejskiej także podlinkowano do zawiadomienia, kolejny link kierował do informacji parkingowej dotyczącej Chorzowa. Zawiadomienie rekomendowało również dojazd do chorzowskiego sądu rowerem, kierując na stronę www systemu śląskich rowerów miejskich. Nowator zorientowała się, że obsługuje go ten sam operator co warszawski system, z którego bicykli regularnie korzystała. Sprawdziwszy długoterminową prognozę pogody wstępnie zarezerwowała rower na dzień pierwszej rozprawy, w punkcie pod dworcem kolejowym w Chorzowie Batorym, do którego dojeżdżał ekspres z Warszawy. Bilet na pociąg kupiła w tym samym momencie, nie odchodząc od komputera. W środę, po nieco ponad dwugodzinnej podróży pociągiem wysiadła na dworcu w Chorzowie Batorym ze zdumieniem odkrywając, że rowery miejskie w śląskiej aglomeracji zamiast numerów nadane mają imiona. Na nią czekał „Jorguś”. Dosiadła go z animuszem, a wbudowany w kierownicę wyświetlacz systemu GPS pokazał, że od

76

sądu dzieli ją 15 minutowa przejażdżka. Chorzów nie należał do najpiękniejszych miast świata, ale podróż rowerem po gładkich ścieżkach nastroiła ją pozytywnie przed rozpoczynającą się rozprawą. Po chwili zauważyła budynek sądu rejonowego. Przed nim znajdował się punkt sieci rowerów miejskich, wstawiła Jorgusia do stojaka i poprawiając spódnicę pomaszerowała w stronę wejścia do sądu. Powitana przez stojące w westybulu budynku hostessy została skierowana na pierwsze piętro budynku, usiadła w poczekalni i z przyzwyczajenia spojrzała wokół na wystrój korytarza. Była 11:15. Inaczej niż w większości sądów, w których miała okazję bywać, wnętrza chorzowskiego sądu zdobiły prace plastyczne, rzeźby i grafiki studentów katowickiej Akademii Sztuk Pięknych. Korytarz sądu wyglądał zresztą niecodziennie. Meble były ergonomiczne i wygodne, obcowanie ze sztuką, nawet w studenckim wydaniu łagodziło obyczaje i uczucie napięcia. Czuła się jak w lotniskowej poczekalni, pełna niepokoju, ale oswojona z przyszłością. Jej wzrok po chwili przykuły e-wokandy. Na ekranach pojawiła się prognoza pogody dla Chorzowa, po chwili, po wyświetleniu zestawienia rozpraw, wyemitowano informacje o toaletach dla interesantów, wraz z dokładną instrukcją ich znalezienia w budynku. Zainteresowana designem mecenas Nowator musiała przyznać, że identyfikacja wizualna budynku była znakomita. Wszystkie oznaczenia były czytelne i wyraźne, przyjęto prosty kod kolorystyczny, znany prawnikom od czasu studiów –


sądowe science fiction

cywilistyka miała zielone akcenty, sekretariaty i sale rozpraw pionu karnego – czerwony. „Proste i wygodne” – pomyślała Nowator. Podeszła do e-wokandy, nie tylko wyświetlającej nieco inne treści niż w reszcie polskich sądów, ale i posiadającej dwie istotne zmiany konstrukcyjne. Monitor miał gniazdko dla słuchawek, oraz przycisk „czytam” spotykane w bankomatach, pozwalające osobom niedowidzącym na wysłuchanie treści emitowanej przez ekran. Na ekranie niezależnie od emitowanych komunikatów wyświetlano również kod QR, który po zeskanowaniu prowadził do strony portalu informacyjnego sądu w wersji mobilnej. Wpisanie dwóch pierwszych cyfr sygnatury oraz drugiego imienia powoda dawało dostęp do zdigitalizowanych akt sprawy. To rozwiązanie wprowadzono niedawno, ale wskaźnik ilości akt w formie cyfrowej na Śląsku, dzięki współpracy z Politechniką w Gliwicach, sięgał 92%. Była 11:20. Nad drzwiami sali numer 1.12, w której miała odbyć się rozprawa, pojawił się napis – „za 10 minut rozpoczęcie sprawy z powództwa Marii Szklorz przeciwko „Marzyciel” Powszechny Zakład Ubezpieczeń SA w Katowicach”. Nowator zauważyła nerwowo poruszającego się na krześle w poczekalni radcę prawnego Borysa Świeczkę, reprezentującego pozwanego. Postanowiła porozmawiać z nim przed rozpoczęciem procesu.

procesu. Wejście na salę rozpraw lekko zachwiało pewnością siebie warszawskiej adwokatki. Sala rozpraw była… jakaś inna. Nie zauważyła na jej wyposażeniu posępnych i brzydkich mebli wykonywanych w pocie czoła przez więźniów zakładu karnego w Rawiczu. Zmora sędziów i pełnomocników zalegająca sale rozpraw niemal czterystu polskich sądów powszechnych w chorzowskim budynku zastąpiona została meblami lekkimi, w jasnych kolorach. Co więcej, wszystkie strony procesu wraz z sędzią siedziały na tej samej wysokości, stół sędziowski jak i ławy stron były zaokrąglone. Meble sali rozpraw po zsunięciu mogły utworzyć koło. „Okrągły stół” – pomyślała Nowator i uśmiechnęła się do swojego skojarzenia. Na stołach stron, poza dzbankami z wodą i jednorazowymi kubkami zobaczyła gniazdka elektryczne do podłączenia laptopa. W rogu sali rozpraw stał flipchart, a całe wnętrze sprawiało wrażenie bardziej sali konferencyjnej, czy nawet szkoleniowej, nastawionej na rozwiązanie problemów, a nie ich kreowanie. Sędzia punktualnie o 11: 30 powitała strony, zreferowała podstawowe okoliczności sprawy, odebrała oświadczenia i stanowiska pełnomocników.

Na szczęście jedna z grafik wiszących na ścianie sądu okazała się zwracać uwagę obojga pełnomocników. Rozmowa zainicjowana obcowaniem ze sztuką była niespodziewanie przyjemna.

Na ekranie nad jej głową pojawiły się wyświetlone dokumenty, z których dopuszczono dowody, następnie sędzia zapytała o możliwości ugodowego zakończenia sporu. Pełnomocnik ubezpieczyciela powiedział, że takiej możliwości nie wyklucza, prosząc o chwilę na wstępne negocjacje.

Uśmiechnięty protokolant wywołał strony

Nowator, przyzwyczajona do negocjacji na

77


sędzia Jarosław Gwizdak

korytarzu sądu lub w bufecie czekała tylko na polecenie przewodniczącej, aby wyjść z sali. Usłyszała, że ma salę opuścić, w towarzystwie protokolantki, która „zaprowadzi państwa pełnomocników do pokoju negocjacji” – jak powiedziała sędzia. Spacer w towarzystwie protokolantki potrwał kilkanaście sekund. Wprowadziła oboje prawników do pomieszczenia przypominającego kawiarnię, z kilkoma okrągłymi stolikami, wyposażonymi w notatniki i długopisy. Nowator zajęła jeden z wygodnych foteli i rozpoczęły się negocjacje. Po kwadransie do pokoju negocjacji zajrzała protokolantka. Prawnicy, ustaliwszy wstępne warunki ugody, wrócili do sali rozpraw. Przewodnicząca zaproponowała tygodniowy termin na dopracowanie ugody, na który zgodnie przystali. Opuszczając budynek sądu Nowator nie do końca wierzyła, że to w czym dziś uczestniczyła, to był typowy dzień jej pracy. Pedałując tym razem „Zytą” w stronę dworca kolejowego w Chorzowie Batorym zauważyła wielki mural na ścianie jednego chorzowskich bloków. Dwa uśmiechnięte roboty unosiły trzeciego. „Przyszłość jest dziś” głosił napis wykonany nowoczesnym, futurystycznym fontem. Postać mecenas Stefanii Nowator jest zmyślona. Podobnie jak koncepcja przejazdu z dworca w Chorzowie – Batorym do sądu. Dworzec „Chorzów Miasto” leży 50 metrów od budynku Sądu Rejonowego. Pozostałe informacje w tekście są… no właśnie? Pobożnym życzeniem? Sądową

78

Sądową futurologią? Lekkim rozwinięciem już stosowanych rozwiązań i idei? Czytelnicy obstawiający „trzecią bramkę” wygrali. Od pewnego czasu podejmowane są starania związane z digitalizacją akt, powstają w sądach pomieszczenia, w których można prowadzić negocjacje, wyposażenie sali rozpraw czy sądowych korytarzy przestaje przypominać izby tortur. System informatyczny może zapewnić efektywną komunikację, identyfikacja wizualna w sądach powoli się zmienia. W mojej ocenie te zmiany są jednak zbyt powolne, marginalne, zaś wdrażane w sądownictwie na szczeblu ogólnopolskim rozwiązania takie jak system nagrywania rozpraw czy archaiczne „e-wokandy”, nadal pozostawiają trzecią władzę w technologicznym skansenie. Wyraz „usługa” należy w kontekście wymiaru sprawiedliwości do tabu. Niemal nie wolno go wypowiadać, bo przecież sądy to władza. Trzecia. Od kilku lat myślę, że jednak można inaczej. Toczę własną wojenkę z sądowym skansenem. Nie słyszę słów „nie da się”, „zawsze tak robimy, to czemu mamy coś zmieniać”. Chętnie poznam Państwa uwagi i spostrzeżenia, pozwalające wymiarowi sprawiedliwości opuścić skansen wszystkich dziedzin, skansen, w którym trzecia władza umościła się wygodnie i z godnością trwa. Jarosław Gwizdak sędzia Prezes Sądu Rejonowego Katowice Zachód


tekst: Marta Seredyńska

Bieg Powstania Warszawskiego Już 23 lipca 2016 roku Bieg Powstania Warszawskiego wystartuje po raz 26. Powstanie Warszawskie to niewątpliwie jedno z najważniejszych wydarzeń w historii Polski do dziś budzące wiele kontrowersji i skrajnych ocen, szczególnie co do zasadności decyzji o jego rozpoczęciu, a także konsekwencji tragicznej utraty młodego pokolenia, niewyobrażalnych zniszczeń stolicy i śmierci wielu tysięcy warszawiaków. Co roku jednak w rocznicę godziny „W” Warszawa zamiera, wyją syreny, a z oczu mieszkańców stolicy płyną łzy niezwykłego wzruszenia. Organizatorzy Biegu Powstania Warszawskiego już po raz 26. będą czcili pamięć tych, którzy chcieli wyzwolić Warszawę spod okupacji i swoim heroizmem udowodnili jak wiele Polacy są w stanie poświęcić w obronie swojej Ojczyzny. Ta biegowa impreza na stałe wpisała się w coroczne obchody rocznicy wybuchu Powstania, a jej niezwykła oprawa za każdym razem porusza tysiące uczestników. 23 lipca 2016 roku w Warszawie o godzinie 21.00 minutą ciszy wśród blasku tysięcy płonących zniczy uczestnicy Biegu uhonorują uczestników Powstania War-

szawskiego. A potem ruszą w dziesięciokilometrową trasę wiodącą przez ulice Warszawy, milczących świadków wydarzeń sprzed 72 lat. Trasa przebiega ul. Bonifraterską do ul. Miodowej, Krakowskiego Przedmieścia i Karowej, następnie skręca w ul. Dobrą, Lipową i prowadzi aż do Browarnej, Topiel i Kruczkowskiego. Po skręcie w Ludną zawodnicy biegną do ul. Czerniakowskiej, a następnie ul. Wilanowską do Wioślarskiej, Wybrzeżem Kościuszkowskim (w tym tunelem) do ul. Krajewskiego, Zakroczymskiej i mety na ul. Konwiktorskiej. Kulminacyjny odcinek przed metą oświetlą tysiące zniczy. Wszyscy zawodnicy w hołdzie dla uczestników Powstania mają na ramionach białoczerwone opaski ze znakiem Polski Walczącej. Sportowym emocjom towarzyszy zawsze wiele atrakcji dla uczestników i kibiców. W tym roku odbędą się m.in. spotkania z kombatantami - uczestnikami Powstania oraz przygotowane przez Grupę Historyczną Zgrupowanie Radosław wojenne rekonstrukcje na trasie Biegu. Jak co roku adwokaci - uczestnicy Biegu będą mogli zregenerować się w specjalnie utworzonej „Strefie Adwokata”. Grupę adwokacką poprowadzi Prezes NRA adw. Andrzej Zwara. Organizatorzy Biegu przewidzieli też specjalne wyróżnienia oddzielne dla pań i panów, dla najmłodszego i najstarszego uczestnika oraz dla najliczniej reprezentowanej izby adwokackiej. Ponadto Naczelna Rada Adwokacka ufundowała specjalną nagrodę dla warszawianki i warszawiaka, którzy dotrą na metę Biegu jako pierwsi. Organizatorem biegu jest Stołeczne Centrum Sportu Aktywna Warszawa, a patronat nad nim objęła Prezydent m.st. Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz. Szczegóły na aktywnawarszawa.waw.pl/ bieg-powstania-warszawskiego/.

79


adwokat Andrzej Nogal

Adwokaci w Powstaniu Warszawskim Problematyka udziału adwokatów w Powstaniu Warszawskim niejednokrotnie przykuwała uwagę adwokatów starszego pokolenia, którzy niejeden raz syntetycznie lub monograficznie opisywali aktywność członków palestry tak w organizacji państwa podziemnego, jak i czynnego ich udziału w samym Powstaniu. Dla wielu z nich nie było to przy tym opisywanie zdarzeń z zamierzchłej historii, tylko fragmentu ich biografii, bądź ich znajomych i najbliższych, do czego podchodzili z pasją i zaangażowaniem. Ogrom pracy budzi respekt współczesnych. Niemniej jednak każda nowa epoka ma zwyczaj nie tyle pisania historii na nowo, co dorzucenia nowej cegiełki do wieży Babel utartych poglądów, dzięki spojrzeniu na dane zagadnienia z innej perspektywy. Dla każdego mieszkańca Warszawy – niezależnie od tego, czy mieszka tu z dziada pradziada, czy też chodzi o warszawiaków w pierwszym pokoleniu, Powstanie Warszawskie jest wyjątkową cenzurą czasową, oddzielającą współczesność od niemalże Pompejów warszawskiej historii. Trudno bowiem znaleźć jakąś dzielnicę, czy nawet jej większą część, nietkniętą bądź

80


adwokaci w Powstaniu Warszawskim

powstaniem, bądź jego późniejszymi konsekwencjami. Mam tu na myśli nie tylko popowstaniowe represje hitlerowskie, ale i późniejszą przebudowę miasta w czasie PRLu, w czasie której pod pretekstem usuwania wojennych zniszczeń usunięto niejedną część stołecznej zabudowy. Miasto to nie tylko mury, ale przede wszystkim ludzie. Tu Powstanie Warszawskie też kończy pewną epokę. Zginęło przecież w nim ok. 200.000 osób, czyli ok. ¼ ówczesnej ludności miasta. Pozostali zostali z niego wypędzeni i wielu już z wygnania nie wróciło. Ich miejsce zajęli nowi warszawiacy, pochodzący z innych miast, a najczęściej wsi: w 1946 r. było w Warszawie 480.000 mieszkańców, w 1955 r. - 1 mln, a w 1965 r. 1,25mln. Jeszcze latach 80-tych ubiegłego wieku zdziwienie wśród uczniów budziło, gdy jakiś kolega mówił, że nie ma ani jednego dziadka na wsi. Jak więc widać, zerwanie ciągłości zasiedlenia w Warszawie jest bardzo wyraźne. Zerwanie tradycji dotknęło też inteligencję warszawską, w tym szczególnie adwokatów. Z jednej strony wychowani byli w kulcie ofiary i gotowości poświęcenia dla Ojczyzny, z drugiej, zarówno okupanci niemieccy, jak i sowieccy upatrywali w członkach palestry naturalnych przywódców ludności, a tym samym wrogów jednej i drugiej władzy. Z tej przyczyny nie miało z ich strony granic okrucieństwo wobec adwokatów. Nie jest znana liczba adwokatów i aplikantów adwokackich zaangażowanych bezpośrednio w Powstanie. Szacuje się ich liczbę na stu kilkudziesięciu. Byli obecni tak w komendzie głównej, we władzach cywilnych, jak i brali udział bezpośrednio w walce zbrojnej. Ważne miejsce w strukturach powstańczych

zajmował Adam Bień, Pierwszy Zastępca Delegata na Kraj w randze ministra, później sądzony w Moskwie w tzw. „procesie szesnastu”. Co ciekawe, od 1953 r. znowu wykonywał zawód adwokata w Przasnyszu. Wśród kierowników departamentów delegatury było także wielu adwokatów, w tym mec. Witold Bayer. Adwokaci współtworzyli także powstańczy wymiar sprawiedliwości, skła-dający się z Sądu Karnego Specjalnego, zajmując tak stanowiska kierownicze (adwokaci Konrad Zieliński, Witold Szulborski, Władysław Sieroszewski), orzecznicze, jak i pełniąc obowiązki obrońców z urzędu. Wielu adwokatów pełniło funkcje dowódcze w Komendzie Głównej ZWZ AK. I tak Biurem Informacji i Propagandy kierowali adwokaci Adam Dobrowolski, Kazimierz Ostrowski i Wacław Szyszkowski. W wywiadzie AK oficerem był adwokat Stanisław Lipiński. Jednym z doradców prawnych gen. Komorowskiego „Bora” był adw. Alfred Korczyński, który brał czynny udział w redagowaniu umowy kapitulacyjnej z dowództwem niemieckim. Wielu adwokatów i aplikantów wzięło udział w bezpośredniej walce zbrojnej. W tym kobiety, jako łączniczki: m.in. adw. Henryka Dziakowska, adw. Helena Maciuchowa, adw. Lucyna Wrońska. Z kolei sanitariuszką była adw. Jadwiga Piasecka. Adwokat Tadeusz de Virion był zastępcą dowódcy drużyny w batalionie „Wigry”. Walczył na Starym Mieście, Woli i w Puszczy Kampinoskiej. W Powstaniu łączniczką była też jako kilkunastoletnie dziecko adw. Maria Budzanowska, późniejsza prezes Naczelnej Rady Adwokackiej. Powstańcem był też adw. Roman Łyczywek, autor wielu prac poświęconych

81


adwokat Andrzej Nogal

historii Adwokatury, adwokat Ryszard Siciński czy też adwokat Henryk Świątkowski, późniejszy Minister Sprawiedliwości – ten w szeregach Armii Ludowej. Bardzo wielu adwokatów powstańców zginęło. Ich liczba jest trudna do ustalenia, ale śmierć poniosło kilkudziesięciu adwokatów. Z całą pewnością Powstanie było kuźnią charakterów. Tylko w ten sposób zrozumieć można odwagę i siłę wielu adwokatów, którzy po powstańczej próbie potrafili stawić czoła komunistycznej władzy. Z tego właśnie źródła inspirację czerpał adw. Kazimierz Łojewski, dowodzący plutonem podczas Powstania, który był potem prezesem NRA i autorem słynnej wypowiedzi: „Adwokatura albo jest wolna, niezawisła i samorządna, albo nie ma jej wcale”. Od wybuchu Powstania minęły 72 lata. Odchodzą ostatni jego świadkowie. 72 lata to dużo – od bardzo dawna Warszawa nie cieszyła się tak długim okresem spokoju i rozwoju. Mam nadzieję, że podziwiając bohaterów Powstania nie będziemy zmuszeni w przewidywalnej przyszłości do udowodnienia, że dorównujemy im heroizmem.

Adwokatura albo jest wolna, niezawisła i samorządna, albo nie ma jej wcale. adw. Kazimierz Łojewski

Andrzej Nogal warszawski adwokat, autor bodaj kilkuset publikacji na temat prawa i nie tylko, miłośnik historii

82


83


adwokat Andrzej Zwara

Bieganie jak mantra Adwokaci to zabiegany zawód. I to nie tylko ze względu na rodzaj naszej pracy, dość ściśle powiązanej z przemierzaniem żwawym krokiem korytarzy sądowych. Coraz częściej spotkać nas można na trasach maratonów. Ja sam, o ile czas mi pozwala, nie omijam okazji, by przebiec kilkadziesiąt kilometrów. Co roku jestem zbudowany rosnącą liczbą osób zgłaszających się do grupy adwokackiej na Bieg Powstania Warszawskiego. Mam wpisaną datę tego biegu jako obowiązkową pozycję w moim kalendarzu. Jestem szczerze przekonany, że 23 lipca br. na starcie spotkam się z kilkusetosobową grupą Koleżanek i Kolegów, co będzie dla wielu nie lada wyzwaniem – w tym roku bowiem nie możemy traktować samych siebie ulgowo i wybrać krótszej, 5-kilometrowej trasy. Wszyscy zmagać się będziemy z dziesięcioma kilometrami. Warto jednak podjąć rzuconą przez organizatorów rękawicę, bo widok podążających na linię startu adwokatów w jednakowych koszulkach z logo Adwokatury naprawdę daje dużo frajdy. Przypomina też naszą środowiskową tradycję, mającą silne korzenie patriotyczne i naszą

84


bieganie jak mantra

tożsamość, opierającą się na pamięci o ważnych wydarzeniach w historii Polski. Widać to na Biegach Niepodległościowych w listopadzie - tam też stawiamy się licznie na starcie i walczymy o dobry wynik na mecie. Biegamy nie tylko z pobudek patriotycznych. W kalendarzu imprez integracyjnych wszystkich izb piesze rajdy zajmują niepoślednie miejsce. Szczególnie zaangażowane w biegi są izby krakowska i zielonogórska. Bieganie to moja pasja. Realizuję ją nie tylko na imprezach organizowanych przez nasze środowisko adwokackie. Mam za sobą 42kilometrowy maraton, a także prawie 80kilometrowy Bieg Rzeźnika w Bieszczadach, którego nazwa w pełni oddaje odczucia uczestników – normalnie rzeźnia. Przyznaję, że tego morderczego biegu nie ukończyłbym, gdyby nie dodatkowa motywacja – charytatywny cel. Świadomość, że mój wysiłek przyniesie potrzebującym wymierne korzyści dodawała mi sił. Ukończone maratony są dla mnie powodem do dumy głównie dlatego, że udało mi się pokonać swoje niektóre słabości i ograniczenia. Właśnie w tym rzecz. W bieganiu nie chodzi o wyczynowe osiągnięcia. Trenuję kilka razy w tygodniu i ten rodzaj aktywności fizycznej jest dla mnie jak odmawianie mantry. Wyciszam się, wsłuchuję w rytm ciała, odrywam od złych emocji. Ważne jest, że mogę przekraczać kolejne granice swoich możliwości, ale nie mniej ważne, że uczę się akceptować, że nie wszystkie bariery uda mi się pokonać. Uczę się także pokory wobec wielkich wyzwań. Nie można wystartować w kilkudziesięciokilometrowym maratonie ot tak, z marszu, potrzebne są wielomiesięczne przygotowania. Zaczyna się od krótkich

odcinków, stopniowo je wydłużając, przyzwyczajając organizm do większego wysiłku. Trzeba poddać się reżimowi odpowiedniej diety, a nawet zaplanować poszczególne odcinki trasy, bo ważna jest nie tylko wytrzymałość mięśni, ale także stabilność psychiki i opanowanie emocji, co w moim przypadku jest także wyzwaniem. Przed każdym startem odczuwam strach, czy potrafię, złość na siebie samego, że rzucam się z motyką na słońce, ale na trasie skupiam się na biegu, a pod jego koniec ogarnia mnie już tylko radość i ulga, że dałem radę. I to doświadczenie staram się przekładać na wszelkie życiowe wyzwania – podchodzić do nich z pokorą, po gruntownym przygotowaniu, nie poddawać się, mimo presji, świadomie kontrolować swoje emocje i nieugięcie dążyć do obranego celu. Pokora przydaje się też, gdy na starcie wydaje się, że przyszło rywalizować z osiłkami o żelaznych mięśniach, a potem, tuż przed metą, wyprzedza cię kobieta w wieku poważniejszym niż twój. Wiem, bo przydarzyło mi się to podczas maratonu w Warszawie, niedaleko mety na Stadionie Narodowym. Bieganie pomaga mi w poznaniu samego siebie i to od strony, której nie lubimy sobie na co dzień uświadamiać. Zmęczenie i ból wyzwala wszystkie negatywne cechy, ale też zmusza do ich opanowania, uczy kontrolować złe emocje, przekształcać je w energię, którą można pozytywnie spożytkować. Pomaga też poznać inne cechy - na przykład ja odkryłem, że lubię podczas biegania towarzystwo innych. Chętnie ruszam w trasę ze znajomymi i coraz częściej decyduję się na długie dystanse. Podczas długich biegów

85


adwokat Andrzej Zwara

dostrzegam relatywizm czasu i nabywam nowe umiejętności - np. jak zdrzemnąć się w pozycji na stojąco. Ale przede wszystkim czuję – poprzez zmęczenie i ból - że żyję i że to życie jest piękne.

adwokat Andrzej Zwara Prezes Naczelnej Rady Adwokackiej

86


maratończyk Robert Celiński

Moje zabiegane życie Kiedy Redaktor Naczelna Magazynu poprosiła mnie o napisanie tekstu na temat biegania, w pierwszej chwili miałem mieszane uczucia. Trochę biegowych tekstów już wyprodukowałem, z każdego przebiegniętego maratonu tworzę obszerną relację biegowo-turystyczną na mojej stronie internetowej. O czym więc miałbym teraz napisać? „Pisz to, co ci serce podpowiada” przeczytałem w odpowiedzi. Skoncentruję się zatem na tym, jak bieganie odmieniło moje życie. Pomimo relatywnie młodego wieku (36 lat), jestem już doświadczonym biegaczem-amatorem. Przez 13 lat ukończyłem 97 maratonów (dystans 42.195 m), trochę górskich biegów ultra (dłuższych, jeden nawet na 220 km), wiele stadionowych, asfaltowych, przełajowych, górskich biegów na różnych dystansach. Oddałem się temu sportowi bez reszty i jest to miłość z wzajemnością, która praktycznie nigdy nie sprawiła mi zawodu. Zacznijmy jednak od początku. Wszystko zaczęło się w wakacje w 2003 roku, kiedy pisałem dwie prace magisterskie, szukałem pracy, ale wbrew pozorom - miałem trochę wolnego czasu. Niedługo wcześniej rozstałem się

87


maratończyk Robert Celiński

z dziewczyną i pewnie potrzebowałem jakichś nietypowych wyzwań, żeby udowodnić coś sobie i otoczeniu. Czymś takim okazał się nadchodzący Maraton Warszawski, o którym przez przypadek przeczytałem w gazecie. Ile to kilometrów ponad 42? Co za wyzwanie! Natychmiast zacząłem czytać na ten temat w Internecie i choć znalazłem niewiele informacji, to bardzo mi się to wszystko spodobało. Postanowiłem, że za niecałe 2 miesiące będę się szczycił mianem maratończyka. Z perspektywy czasu nikomu nie polecam podejmowania takich pochopnych decyzji o starcie w maratonie praktycznie bez przygotowania - to naprawdę boli. W połowie września ukończyłem zawody na królewskim dystansie w mało imponującym stylu - pierwszą połowę przebiegłem, drugą już głównie przemaszerowałem. Mimo dużego zmęczenia byłem zachwycony tym maratonem: znane miejsca w Warszawie, kibice na trasie (wspierała mnie rodzina i wielu znajomych, między innymi Redaktor Naczelna ;-)), wolontariusze podający napoje, szerokie ulice otwarte jakby tylko dla mnie, wreszcie upragniona meta na dobrze znanej mi Agrykoli, gdzie spędziłem czasy licealne. Ten pierwszy maraton zapadł na dobre w mojej pamięci, jednak jeszcze nie zaszczepił do biegania tego zdrowego uzależnienia. Warto tu wspomnieć, że przez całe życie sporo biegałem, ale głównie za piłką - nożną lub koszykową. Samo bieganie mieliśmy na WF w ramach zaliczeń, np. testu Coopera (przez 12 minut trzeba zrobić jak najdłuższy dystans na stadionie, ja miałem 3.200 m najlepiej w klasie). Nauczyciele WF wystawiali mnie też w zawodach międzyszkolnych, ale nigdy wcześniej nie doświadczyłem specjalnego

88

treningu lekkoatletycznego. Mój pierwszy maraton też tego nie zmienił. Przyszła jesień, zima, a ja odwiesiłem buty na kołek. Na wiosnę kolejnego roku znów zacząłem się ruszać, żeby być lepiej przygotowanym do kolejnego Maratonu Warszawskiego. Poszło mi lepiej, ale nie byłem do końca zadowolony. Stwierdziłem, że w październiku muszę się poprawić w Maratonie Poznańskim, ale akurat tuż przed nim się rozchorowałem. W Polsce nie było już kolejnych zawodów na królewskim dystansie, więc praktycznie wszystkie oszczędności wydałem na mój pierwszy maraton zagraniczny i to nie byle gdzie - w księstwie Monako. Trasa przebiegała w dużej części nad klifami Lazurowego Wybrzeża. Biegałem też po pętli, na której co roku jeżdżą bolidy F1. Wreszcie meta była usytuowana na bieżni pięknego stadionu, na którym finiszowałem przy aplauzie kibiców, w tym moich znajomych. Piękna sprawa! To wtedy właśnie zakochałem się w bieganiu. W kolejnych latach ta pasja totalnie zdominowała moje życie. Wszystkie oszczędności pakowałem w bieganie i wyjazdy na maratony rozgrywane na całym świecie. Udało mi się wynegocjować wyższą pensję, urlopy planowałem wyłącznie na maratony. Pod koniec 2005 roku pierwszy raz w życiu połamałem magiczną dla amatora granicę 3 godzin w maratonie (obecnie mam 28 takich osiągnięć). Wygrałem wtedy zakład z bratem (twierdził, że do końca roku mi się to nie uda), którego też wciągnąłem w bieganie. W 2006 roku razem z Aleksem jako pierwsi pokonaliśmy trasę Biegu Rzeźnika Hardcore, a rok później wygraliśmy te słynne bieszczadzkie zawody na dystansie około 77 km z dużymi


moje zabiegane życie

przewyższeniami. Potem do biegania zachęciliśmy jeszcze naszego najmłodszego brata Marka. W 2008 roku wszyscy trzej wystartowaliśmy w zawodach w Islandii. Ja biegłem maraton, Aleks - półmaraton, a młody Marek zadebiutował na 10 km. W 2006 roku postanowiłem, że przebiegnę maratony na siedmiu kontynentach. Głównym ograniczeniem w tego typu projektach są pieniądze, szczególnie w przypadku wyprawy na maraton na Antarktydzie. Nigdy nie miałem pomocy od sponsorów, musiałem więc zacisnąć pasa. Mieszkałem z rodzicami, trochę dokładałem się do wydatków domowych, nie miałem samochodu, za to w obie strony biegałem do pracy. Zaoszczędzone pieniądze wydawałem na bilety samolotowe, wpisowe na zawody, hotele, transport na miejscu. Udało się - w marcu 2008 roku zamknąłem projekt maratonów na siedmiu kontynentach, wygrywając maraton na Antarktydzie z przewagą 21 minut nad kolejnym zawodnikiem i bijąc rekord kontynentu. Trudno mi opisać, jaki byłem wtedy szczęśliwy dzwoniąc do rodziny z telefonu satelitarnego i chwaląc się sukcesem. Maratony na siedmiu kontynentach nie były moim jedynym projektem biegowym. Przebiegłem też wszystkie sześć World Marathon Majors - największych maratonów świata: Berlin, Boston, Chicago, Londyn, Nowy Jork, Tokio. Jestem pierwszym Polakiem, który tego dokonał. Realizuję również projekt przebiegnięcia maratonów we wszystkich stolicach europejskich. Na razie mam zaliczonych 40 z 45, więc zostało już niewiele. W niektórych stolicach sam muszę sobie wyznaczać trasę maratonu, bo miasto nie organizuje takich imprez. Jak łatwo się domyślić, taka turystyka maratońska bardzo mnie rozwinęła. Dzięki bieganiu w ciągu kilku lat odwiedziłem

miejsca, o których wcześniej miałem blade pojęcie wyniesione z lekcji geografii i programów telewizyjnych. Teraz mogłem zobaczyć to wszystko na własne oczy, usłyszeć, poczuć, posmakować. Gdyby ktoś mi powiedział 13 lat temu, że kiedyś pojadę na Antarktydę, puknąłbym się w głowę ;-). Nie mniejszą zmianę w moim życiu stanowiło poznanie mojej przyszłej żony, co również nastąpiło za sprawą biegania. Ania zawsze miała do tego talent i zacięcie, choć wcześniej nigdy rozsądnie nie trenowała. W 2008 roku przyjechała do Warszawy na półmaraton, przy okazji odwiedzając tu swoją kuzynkę - Kasię, z którą ja z kolei chodziłem do grupy z niemieckiego na studiach. Kasia opowiedziała Ani o moim ostatnim sukcesie na Antarktydzie. Ania pojawiła się na mojej prezentacji, którą prowadziłem w biurze Półmaratonu Warszawskiego. Wtedy pierwszy raz dłużej na siebie popatrzyliśmy, choć pewnie wcześniej wielokrotnie mijaliśmy się nieświadomie na korytarzach Szkoły Głównej Handlowej (ja jak przez mgłę pamiętam Anię z tamtych lat, ona mnie nie). Ślub wzięliśmy 2 lata później, a ja, rodowity warszawiak, przeprowadziłem się w góry do Bielska-Białej, rodzinnego miasta Ani. Mieszkamy tu do dziś, a ja jestem zachwycony beskidzką przyrodą. Praktycznie codziennie biegamy po okoliczny górach z żoną i naszym psem. Z biegów asfaltowych przerzuciliśmy się na biegi górskie. Ania fantastycznie realizuje się w tym obszarze, jest na bardzo wysokim poziomie sportowym, od wielu lat w ścisłej czołówce polskiej, a nawet światowej. Ma już cały worek medali z mistrzostw Polski w tej konkurencji, w 2013 roku zdobyła też brązowy medal mistrzostw świata w długodystansowym biegu górskim.

89


maratończyk Robert Celiński

Najpiękniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że codziennie rano możemy sobie pobiegać przed pracą po górach, a weekendy wykorzystujemy na dłuższe wycieczki. Dzielimy wspólną pasję, rozmawiamy, podziwiamy przyrodę. Jak odłożymy trochę pieniędzy, to lecimy na jakiś zagraniczny maraton lub biegamy po pięknych zakątkach świata, np. w Wielkim Kanionie, Górach Skalistych, po wulkanach na Wyspach Kanaryjskich. Co jeszcze dało mi bieganie? Na pewno zachęciło do zdrowszego stylu życia, wyrzeźbiło szczupłą sylwetkę, odmłodziło. Pozwoliło mi też poznać setki biegowych znajomych - ludzi w różnym wieku, o różnym wykształceniu, zawodach, poglądach. Czuję się też znacznie bardziej pewny siebie niż 15 lat temu. Jeżeli nie złamało mnie przebiegnięcie bez przerwy 220 km w górach z przewyższeniami +11.000/-11.000 m, to mam się przejmować chwilowo trudniejszą sytuacją w pracy? Trudno powiedzieć, jak moje życie wyglądałoby bez biegania. Być może moja aktywność fizyczna byłaby bardzo ograniczona, miałbym teraz brzuszek, a nawet problemy ze zdrowiem. Na wakacje jeździłbym do popularnych kurortów, żeby poleżeć nad basenem. Przecież żeby wypocząć, trzeba się jak najmniej ruszać, no nie? ;-) Na pewno nie poznałbym mojej żony. Może w moim życiu pojawiłby się ktoś inny, ale trudno powiedzieć, czy mielibyśmy jakąś wspólną pasję, która jest moim zdaniem kluczowa dla udanego związku. Jak ten ostatni akapit strasznie brzmi!

90


moje zabiegane życie

Robert Celiński maratończyk i serdeczny kolega red. nacz. Magazynu :)

91


aplikant adwokacki Barbara Trzeciak

Kilka słów o Karolu Od początku, kim jest Karol? Po czym poznać studenta prawa na imprezie? Nie musisz, sam ci o tym powie. I to właśnie jest Karol – typowy student prawa, bohater facebookowych memów. Karola, oprócz tego, że studiuje prawo (co celowo padło już trzy razy), charakteryzuje wyjątkowa duma z tego faktu oraz nieodparta potrzeba dzielenia się tą informacją ze światem, niezależnie od kontekstu i woli otoczenia. Karol przychodzi na wykłady z prawoznawstwa w garniturze i obowiązkowo ze skórzaną aktówką, w której co prawda na razie ma tylko termos, ale już niedługo będzie miał akta najgłośniejszych spraw karnych/gospodarczych/cywilnych w tym kraju. O karierze administratywisty raczej nie marzy, może dlatego, że za bardzo kojarzy mu się to ze studentami administracji, a nimi przecież gardzi. Ma prawo - w końcu on, w przeciwieństwie do nich, jest na prestiżowym kierunku, który zapewni mu w życiu sukces, uznanie i wysoki status społeczny. Tak myśli Karol. I prawdopodobnie duża część spośród 22 tys. maturzystów, którzy w roku akademickim 2015/2016 wybrali prawo. Jak wynika z danych opublikowanych przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego to wciąż

92


kilka słów o Karolu

jeden z najpopularniejszych kierunków studiów: www. otouczelnie.pl/artykul/454/Najpopularniejszekierunki-i-uczelnie-201516.

będziesz pracował. Nie stać cię? To choćbyś był drugim Maciejem Dubois, lepiej zaopatrz się w samochód i pomyśl o pracy jako kierowca Ubera.

W zeszłym roku bardziej oblegana była tylko informatyka. Młodzi ludzie, niezmiennie od lat, szukając swojej drogi zawodowej wybierają właśnie prawo. Dlaczego? W 2005 roku zmieniono zasady przeprowadzania egzaminów na aplikacje prawnicze.

Adwokat zatrudniający aplikanta rzadko bowiem kieruje się jego potencjałem, częściej natomiast kosztem jego zatrudnienia. Trudno się dziwić. Sam musiał stać się biznesmenem i skrupulatnie liczy teraz koszty prowadzenia działalności.

Egzamin organizowany przez samorządy zawodowe zastąpił egzamin państwowy, a liczba osób podchodzących do niego istotnie wzrosła. Od tamtej pory głośno mówi się o skutkach tej zmiany. Najczęściej pojawiające się w dyskusji słowa to „przesycenie” i „nadpodaż”.

W efekcie Karol, który wybierając prawo kierował się pewnie utrwalonym w zbiorowej świadomości wizerunkiem prawnika jako zamożnego przedstawiciela prestiżowego zawodu za kilka lat przestanie chwalić się na imprezach, że jest absolwentem WPiA. Płynnie przejdzie do opowiadania żartów o marnym losie prawników, jak ten o balkonie (Czym się różni aplikant od balkonu? Tym, że balkon utrzyma rodzinę).

Dlaczego więc, po 11 latach od otwarcia zawodu, studia prawnicze nadal uważane są za gwarancję sukcesu i dostatniego życia? Zapewne do Karola i jego kolegów zwyczajnie ta dyskusja nie dotarła. W końcu to dyskusja środowiskowa, a nie publiczna. akiś czas temu w „Polityce” ukazał się tekst Ewy Wilk pod wiele mówiącym tytułem „Mordercza droga do prestiżowego zawodu” (http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/ spoleczenstwo/1563315,2,mordercza-droga-doprestizowego-zawodu.read). Jego przesłanie jest jasne - sytuacja po deregulacji coraz bardziej przypomina dobór naturalny: przetrwają najsilniejsi. Co niekoniecznie oznacza najlepsi, bo wolny rynek jest panaceum na część bolączek, ale i źródłem innych. Pierwszy przykład z brzegu (z perspektywy aplikanta): rynek promuje tych, których stać na kosztowne i długotrwałe zdobywanie wiedzy, a predyspozycje do wykonywania zawodu spycha na drugi plan. Stać cię na pracę za 1.200,00 zł miesięcznie i 6.000,00 zł opłat za aplikację rocznie? Świetnie,

Czy będzie czuł się dumny z wybranej drogi? Niewykluczone, w końcu wśród studentów prawa na pewno jest wielu pasjonatów z poczuciem misji. Takich, dla których fakt wykonywania zawodu, z którym wiąże się szczególny etos i wspaniała historia będzie źródłem satysfakcji, rekompensującej rozczarowanie zarobkami. Możliwe też, że Karol zostanie rekinem polskiej palestry i szybko awansuje na szczyt hierarchii którejś z korporacyjnych kancelarii. Albo okaże się wyjątkowo sprawnym przedsiębiorcą i zmonopolizuje rynek w jakiejś niszowej gałęzi prawa, eliminując konkurencję ceną usług. A co z tymi, którzy nie są dobrze sytuowanymi idealistami, a wiedza i umiejętności kwalifikują ich co najwyżej do statusu płotki palestry? Nie, nie są niedouczeni albo niekompetentni. Po prostu nie są wybitni. Czy są skazani na rozczarowanie, weryfikację negatywną i przekwalifikowanie?

93


aplikant adwokacki Barbara Trzeciak

Odpowiedź jest bardzo prawnicza: to zależy. Zależy od tego, jak będzie dalej kształtowała się sytuacja na rynku usług prawnych. Ostatnio jak grzyby po deszczu pojawiają się w prasie teksty z poradami dla młodych prawników o tym jak odnaleźć się na rynku. Skwapliwie śledzę te publikacje, bo nie ukrywam - sama wolałabym się raczej odnaleźć niż nie odnaleźć. Część z nich ogranicza się do potwierdzania, że rację mają ci, którzy narzekają: obecnie jest źle, kiedyś było lepiej. Po części z nich wyraźnie widać, że są pisane przez osobę o innym statusie zawodowym i na innym etapie kariery niż adresaci jej porad. Na szczęście są też teksty prawdziwie pomocne i uświadamiające. Tylko, że to nadal za mało, żeby Karol, obecnie dumny student prawa, za 10 lat nie został rozgoryczonym bezrobotnym. Dlatego tak cieszy mnie akcja Pomorskiej Izby Adwokackiej, ostatnio realizowana także przez Izbę Warszawską. Mowa o programie edukacyjnym „Adwokat przydaje się w życiu”. W ramach programu adwokaci i aplikanci adwokaccy prowadzą zajęcia z uczniami gimnazjów, liceów, techników i szkół zawodowych. W wersji pomorskiej także z seniorami (Więcej o programie: https://issuu.com/mloda-palestra/docs/mp_04_pdf_web_08_single). Podczas zajęć omawiają podstawowe gałęzie prawa i jednocześnie pokazują, jaka jest rola adwokata oraz dlaczego warto korzystać z jego usług. Biznes już dawno odkrył, że potrzebę należy wykreować, żeby potem móc ją zaspokoić. W przypadku usług prawnych nie trzeba jej kreować, trzeba za to uświadomić. I tym właśnie zajmuje się program „Adwokat…”. A jest co uświadamiać. W marcu 2016 r., z inicjatywy kwartalnika „Iustitia”, przeprowadzono i opublikowano badanie „Diagnoza świadomości prawnej Polaków 2016” (http://zpp.net.pl/ files/manager/file-36173c331c1a3cefe77c4d166d459a2e.pdf). Wynika z niego między innymi, że zaledwie 36% badanych zdaje sobie sprawę, że pismo z sądu, nieodebrane w terminie awizowania, zostanie uznane za doręczone. Tylko 34% wie, że apelacji wniesionej po terminie nie będzie można rozpatrzyć. Z jednej strony to okropne, z drugiej dość pocieszające. Bo być może jest tak, że rynek jest „przesycony”, a prawników jest „nadpodaż”, ale jednocześnie ten rynek jest elastyczny i można go poszerzyć. Na przykład dzięki programom takim jak „Adwokat…”, które, u podstaw, zwiększając świadomość prawną społeczeństwa, mogą zwiększyć popyt na usługi prawników. Tak, żeby i Karol znalazł swoje miejsce na rynku, i nie przestał być dumny z drogi, która wybrał, nawet kiedy przestanie już być studentem prawa.

Barbara Trzeciak aplikant adwokacki, członek redakcji Młodej Palestry czasopisma aplikantów adwokackich

94


adwokat Karolina Margulewicz-Fortuna

Kierownik Salonu Prasowego Czasem chciałabym pracować w kiosku Ruchu. Pamiętam dziewczynę, która na pytanie o to, czym się zajmuje - bez mrugnięcia okiem wyrecytowała „Jestem Kierownikiem Salonu Prasowego.” Na sto procent mówiła dużymi literami, zatem przyjmuję, że taka pisownia jest właściwa. Kilka lat temu kupowałam bilet dwudziestominutowy w kiosku przy Placu Konstytucji i tam ją spotkałam. Niech będzie, idąc za przyjętą przez nią nomenklaturą – chciałabym być Kierownikiem Salonu Prasowego. Siedziałabym sobie z gazetką, piła kawę, wiedziała wszystko o wydarzeniach na świecie, w kraju, aktualnych trendach w modzie i makijażu i to wszystko w godzinach pracy! A i życie jakoś spokojniej by szło, bo teraz biegnie i to w tempie Usaina Bolta. Nie narzekam. Lubię to co robię. Lubię ludzi, z którymi pracuję. I swoich klientów lubię… a że kiedyś pewien Poważny Pan Pułkownik, którego z dużym zaangażowaniem (i sukcesem!) reprezentowałam w postępowaniu karnym zwracał się do mnie per „Koteczku Ty mój” zamiennie z „Pani Mecenas”, no cóż… Pięć lat studiów, trzy i pół roku aplikacji, kilka lat praktyki

95


adwokat Karolina Margulewicz-Fortuna

adwokackiej - ”Koteczku Ty mój”. Nie jest łatwo kobiecie adwokatowi… Wiadomo, co Pan Mecenas to Pan Mecenas!

spokojnie pospać pół godziny dłużej, a mój strój nie odegra dziś większej roli, bo go zwyczajnie nie widać.

Sama zauważyłam pewną tendencję klientów do wybierania pełnomocnika ze względu na kryterium płci, np. w sprawach rodzinnych zwykle chcą, aby reprezentowała ich kobieta, a już zwłaszcza domagają się tego ojcowie walczący o szerokie kontakty z dziećmi – by chyba w ten sposób ocieplić swój wizerunek? Trudny rynek. Trudny zawód.

Całą aplikację pracowałam w kancelarii. W szafie w hallu wisiały dumnie togi koleżanek i kolegów adwokatów. Kusiło mnie milion razy, żeby którąś choć na chwilę przymierzyć, żeby tylko zerknąć i poczuć TO (choć dalej nie do końca wiem co chciałam poczuć). Tłumaczyłam sobie, że przecież nic się nie stanie, ale ani razu się nie odważyłam. Nawet nie wiem skąd we mnie to przekonanie, że to na pewno przyniesie pecha przed egzaminem? Nie przypominam sobie, żeby ktoś mi o tym mówił, to chyba jakoś naturalnie zakorzeniony przesąd w głowach młodych prawników. Teraz myślę sobie, że to dość naiwne, że mogłam przymierzyć, a wtedy może moje rozczarowanie swoim wyglądem w Tym Stroju byłoby mniejsze, bo przecież i tak nie zmieniłabym zdania – chciałam być adwokatem.

Na moim biurku stoi Temida. Pewnie specjalnie nikogo to nie zaskakuje. Tyle, że mojej przypięłam motyla do jednej szalki i teraz ciężko jej złapać równowagę. Czy to przystoi, żeby adwokat motylem zaburzył spokój greckiej bogini?! A właśnie… Czytałam kiedyś, że Temida trzyma wagę w lewej ręce, bo lewej stronie przypisuje się bliskość serca, co uosabia uczuciowość kobiety. Trochę mnie to zmartwiło, bo moja trzyma w prawej i nie chce być inaczej. Nie wiem, co to oznacza, ale może w tej sytuacji motyl był tylko „kropką nad i”, bo zwyczajną Temidą ona nigdy nie była i niech tak zostanie! A w takim kiosku… nie musiałabym przynajmniej przestrzegać dress codu. Każdy poranek byłby o wiele prostszy, bo teraz począwszy od butów (dalej ciągle się mylę, co może być odkryte - pięta czy palce?!), a skończywszy na długości rzęs - wszystko trzeba starannie przemyśleć! Kiedyś pewna aplikantka nie przeszła rozmowy kwalifikacyjnej z powodu takich co najmniej 16 milimetrowych przedłużonych falbanek na powiekach i to żeby nie było - nie byle jaką metodą „1:1”! Bardzo mi to zapadło w pamięć i od tego czasu wolę nie ryzykować. Zatem kiedy już w tym przemyślanym stroju i odpowiednio stonowanym makijażu staję przed salą sądową i wkładam togę… No właśnie… Zawsze w tym samym momencie przychodzi mi do głowy myśl, że mogłam

96

Ten kiosk przyszedł mi do głowy po jakimś czasie. Jest to myśl pojawiająca się w stanach kryzysowych i bardzo chwilowa, zresztą - po co ja się tłumaczę, jestem pewna, że każda z nas ma taki swój kiosk… Prawda? Ps. A ta moja Temida oprócz motyla ma podest ze specjalną dedykacją wybraną dla mnie przez rodziców: „Per aspera ad astra”! No właśnie… Nikt nie mówił, że będzie łatwo, ale czułam, że będzie warto pokonywać przeciwności... Wszelakie ;-).

Karolina Margulewicz Fortuna adwokat


adwokat Justyna Wisińska-Kurpiel

Tajemnica zawodowa psychologa i psychoterapeuty - teoria „Naczelną wartością dla psychologa jest dobro drugiego człowieka. Celem jego działalności profesjonalnej jest niesienie pomocy innej osobie w rozwiązywaniu trudności życiowych i osiąganiu lepszej jakości życia na drodze rozwoju indywidualnych możliwości oraz ulepszaniu kontaktów międzyludzkich” (Kodeks Etyczno-Zawodowy Psychologa Polskiego Towarzystwa Psychologicznego). Nie ulega wątpliwości, że zagadnienie tajemnicy zawodowej psychologa i psychoterapeuty jest materią bardzo istotną, tak dla osób wykonujących ten zawód, jak i dla osób korzystających z ich usług. Relacja psychologa z klientem jest oparta przede wszystkim na poufności, która stanowi podstawę łączącej ich relacji. Strzeżenie tajemnicy zawodowej przez osoby wykonujące zawód psychologa jest bowiem podstawą nawiązania prawidłowego kontaktu z klientem, jak i wykonywania zawodu zaufania publicznego. Niestety, jak pokazuje praktyka, często zdarzają się sytuacje, kiedy to oczekuje się od psychologów złamania tejże zasady. Nieuleganie tego rodzaju

97


adwokat Justyna Wisińska-Kurpiel

rodzaju naciskom może stać się skuteczniejsze po lepszym zrozumieniu przez psychologów prawnej istoty wiążącej ich tajemnicy zawodowej. Najogólniej rzecz ujmując, tajemnicą związaną z wykonywaniem zawodu jest tajemnica określona w przepisach szczególnych, które regulują wykonywanie niektórych profesji, między innymi zawodu adwokata, lekarza, psychologa etc., ale także tajemnica, która może wynikać z zobowiązania przyjętego przez daną osobę do nieujawniania informacji, z którą zapoznała się ona w związku z wykonywanym zajęciem (dotyczy to na przykład psychoterapeuty). Jaki zatem jest zakres obowiązywania takiej tajemnicy? Czego ona dokładnie dotyczy? Czy i na jakiej podstawie można kogoś zwolnić z jej zachowania? Płaszczyzn związania tajemnicą zawodową jest kilka i są to: płaszczyzna prawna (formalna) -wskazywana przez przepisy prawa, moralna - czyli przyjęte reguły i normy postępowania, i osobista - która według Kodeksu Etyczno-Zawodowego oznacza: „prywatne normy etyczne”. W artykule skupię się na tej pierwszej z nich, choć z pewnością wzajemne oddziaływanie na siebie wymienionych płaszczyzn, w niektórych sytuacjach wręcz przeciwstawne, powoduje, iż potencjalnych dylematów związanych z decyzją czy i w jakim zakresie dotrzymać tajemnicy zawodowej może być wiele. Warto zatem w pierwszej kolejności odpowiedzieć na pytanie: na jakie przepisy prawne może powoływać się psycholog, żeby zadbać o poufność relacji z klientem? Najważniejsze przepisy obowiązek zachowania zawodowej to:

98

nakładające tajemnicy

Art. 14 ustawy o zawodzie psychologa i samorządzie zawodowym psychologów: „Psycholog ma obowiązek zachowania w tajemnicy informacji związanych z klientem, uzyskanych w związku z wykonywaniem zawodu. Obowiązek zachowania tajemnicy zawodowej nie może być ograniczony w czasie”. Przepis ten stanowi dodatkowo, iż regulacji nie stosuje się jedynie w dwóch przypadkach - gdy: 1) poważnie jest zagrożone zdrowie, życie klienta lub innych osób, 2) tak stanowią ustawy. Kodeks etyki zawodowej psychoterapeuty Polskiej Federacji Psychoterapii: „Psychoterapeuta jest zobowiązany do zachowania poufności dotyczącej wszystkich informacji, w jakich posiadanie wszedł w związku z wykonywaniem psychoterapii”. Kodeks karny w art. 266 § 1 stanowi: „Kto wbrew przepisom lub przyjętemu na siebie zobowiązaniu ujawnia lub wykorzystuje informację, z którą zapoznał się w związku z pełnioną funkcją, wykonywaną pracą, działalnością publiczną społeczną, gospodarczą lub naukową - podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do lat 2”. Ustawa o ochronie zdrowia psychicznego w art. 50 § 1 stwierdza: „Osoby wykonujące czynności wynikające z ustawy o ochronie zdrowia psychicznego są obowiązane do zachowania tajemnicy wszystkiego o czym powezmą wiadomość w związku z wykonywaniem tych czynności”. Paragraf 2 tego przepisu przewiduje wyjątki: „osoba określona powyżej jest zwolniona z obowiązku zachowania tajemnicy w stosunku do lekarza sprawującego opiekę, OPS-u (w zakresie udzielanej pomocy społecznej), ABW, CBA i innych służb, a także policji w zakresie poszukiwania i identyfikacji osób”.


tajemnica zawodowa psychologa i psychoterapeuty - teoria

Zdarzają się jednak sytuacje, kiedy tajemnica zawodowa, mimo tak szerokich ustawowych ram, zostaje zniesiona - psycholog czy psychoterapeuta zostaje wówczas z niej formalnie zwolniony i musi odpowiadać na zadawane mu pytania. Z drugiej strony istnieją też okoliczności, w których psycholog ma obowiązek zrobić wszystko, by tejże tajemnicy chronić - pomimo wezwania go przed sąd w charakterze świadka. Możliwości i rodzaje zachowania zależą przede wszystkim od rodzaju postępowania do udziału w którym zostaje wezwany. Odmowa składania zeznań i obowiązek składania zeznań po zwolnieniu z tajemnicy przez sąd karny W pierwszej kolejności omówienia wymaga postępowanie karne. Zgodnie z obowiązującymi przepisami, a konkretnie art. 180 § 1 kpk: „osoby zobowiązane do zachowania tajemnicy służbowej lub tajemnicy związanej z wykonywaniem zawodu lub funkcji mogą odmówić zeznań co do okoliczności, na które rozciąga się ten obowiązek, chyba, że sąd lub prokurator zwolni te osoby od obowiązku zachowania tajemnicy”, natomiast § 2 tego przepisu stanowi, że „osoby obowiązane do zachowania tajemnicy zawodowej (…) mogą być przesłuchiwane co do faktów objętych tą tajemnicą tylko wtedy, gdy jest to niezbędne dla dobra wymiaru sprawiedliwości, a okoliczności nie mogą być ustalone na podstawie innego dowodu”. Aby w procedurze karnej skutecznie złożyć oświadczenie o odmowie składania zeznań, należy złożyć w sądzie lub w prokuraturze (w zależności od organu wzywającego do złożenia zeznań) stanowcze i jednoznaczne oświadczenie o odmowie składania zeznań z powołaniem na tajemnicę zawodową. W przypadku zwolnienia z tajemnicy zawodowej sąd lub prokurator wydaje w tym przedmiocie postanowienie.

Na postanowienie przysługuje zażalenie. Istotne jest zatem, że w przypadku niewydania postanowienia o zwolnieniu z tajemnicy zawodowej, obowiązek jej utrzymania istnieje nadal. Z kolei w przypadku otrzymania ostatecznego postanowienia sądu w tej materii nie ma podstaw, by uchylić się od składania zeznań. Na marginesie warto dodać, że istnieje także, dotyczący w niektórych przypadkach zeznań psychologów, bezwzględny zakaz dowodowy, zapisany w art. 52 ust. 1 ustawy o ochronie zdrowia psychicznego: „Nie wolno przesłuchiwać osób, obowiązanych do zachowania tajemnicy (…) jako świadków na okoliczność przyznania się osoby z zaburzeniami psychicznymi do popełnienia czynu zabronionego pod groźbą kar” oraz art. 199 kpk: „Złożone wobec biegłego oświadczenia oskarżonego dotyczące zarzucanego mu czynu nie mogą stanowić dowodu”. Jak odmówić odpowiedzi na pytanie? Procedura cywilna. W postępowaniu cywilnym nie ma możliwości całkowitego uchylenia się od złożenia zeznań. Na wezwanie sądu należy się stawić, ponieważ w przeciwnym razie sąd może nałożyć grzywnę, a w ostateczności zarządzić przymusowe doprowadzenie świadka. Można jedynie uchylić się od odpowiedzi na poszczególne pytania. Robi się to przez złożenie w trakcie zeznań ustnego oświadczenia dotyczącego odmowy odpowiedzi z uwagi na tajemnicę zawodową. Konieczne jest wytłumaczenie, dlaczego zachowanie tajemnicy zawodowej jest w danym przypadku istotne. To o czym zawsze warto pamiętać to to, że sąd cywilny, w przeciwieństwie do karnego, nie ma

99


adwokat Justyna Wisińska-Kurpiel

możliwości zwolnienia z obowiązku zachowania tajemnicy zawodowej. Kiedy psycholog lub psychoterapeuta może uchylić się od zachowania tajemnicy zawodowej. Obowiązek zachowania tajemnicy zawodowej psychologa i psychoterapeuty rozciąga się szeroko: wykonujący ten zawód może nie zapewnić poufności jedynie w sytuacjach, gdy prawne i moralne zasady wymagają od niego złamania tajemnicy. Ustawowe podstawy do uchylenia tajemnicy zawodowej regulują między innymi: Art. 304 § 1 kodeksu postępowania karnego: „Każdy dowiedziawszy się o popełnieniu przestępstwa ściganego z urzędu ma społeczny obowiązek zawiadomić o tym prokuratora lub policję”. Co istotne jednak, rozstrzygając dylemat pomiędzy obowiązkiem zachowania tajemnicy zawodowej a obowiązkiem zawiadomienia właściwych służb o podejrzeniu popełnienia przestępstwa należy wziąć pod uwagę, że dochowanie tajemnicy jest obowiązkiem prawnym i dlatego zachowuje prymat nad obowiązkiem społecznym, moralnym - ustanowionym przez kodeks postępowania karnego. Art. 572 § 1 i 2 kodeksu postępowania cywilnego: „Każdy komu znane jest zdarzenie uzasadniające wszczęcie postępowania (opiekuńczego) z urzędu, obowiązany jest zawiadomić o nim sąd opiekuńczy”. Przepis ten dotyczy w szczególności placówek oświatowych, organów samorządu, organizacji i zakładów zajmujących się opieką nad dzieckiem. Art. 12 § 1 i 2 ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie: „Osoby, które w związku z wykonywaniem swoich

100

obowiązków służbowych lub zawodowych powzięły podejrzenie o popełnieniu przestępstwa z użyciem przemocy w rodzinie, niezwłocznie zawiadamiają o tym Policję lub prokuratora”. A następnie: „Osoby będące świadkami użycia przemocy w rodzinie powinny zawiadomić o tym Policję, prokuratora lub inny podmiot działający na rzecz przeciwdziałania przemocy w rodzinie”. Podsumowując, prawo chroni informacje przekazywane psychologom w trakcie wykonywania przez nich zawodu w daleko idącym stopniu, większym nawet niż potoczne przekonania psychologów na ten temat. Decyzja o konieczności interwencji organów państwa z uwagi na podejrzenie popełnienia przestępstwa czy zagrożenie dobra dziecka jest raczej natury etycznej i pozostawia się ją sumieniu psychologa. Prawne obowiązki działania - o ile istnieją pozbawione są sankcji w razie ich niewypełnienia. W razie powołania psychologa w charakterze świadka decyzja o uchyleniu tajemnicy zawodowej pozostaje w rękach prokuratora lub sądu.

Justyna Wisińska-Kurpiel adwokat od 2015 roku, prowadzi własną kancelarię. Od 2015 roku współpracuje z Fundacją „Nagle Sami”, w której między innymi udziela internetowych porad prawnych oraz prowadzi dyżury telefoniczne i osobiste. Więcej informacji: www.naglesami.org.pl


psycholog Dariusz Kecler

Tajemnica zawodowa psychologa i psychoterapeuty - praktyka Z osobistego doświadczenia oraz relacji moich koleżanek i kolegów wynika, iż jedną z bardzo częstych praktyk polskich sądów są z jednej strony próby nakłonienia powołanego na świadka psychologa do odstąpienia od tajemnicy zawodowej i ujawnienia posiadanych informacji uzyskanych w procesie diagnostycznym, terapeutycznym czy pomocowym, a z drugiej próby ograniczenia zeznań psychologów w taki sposób, by wiedza specjalistyczna czy posiadane informacje nie zaburzyły trwającego już postępowania sądowego. W sytuacji, gdy psycholog składa zeznania jest on traktowany przez sąd jak każdy inny świadek, np. zdarzenia drogowego, kradzieży, znieważenia itp. Tymczasem nie powinno umykać sądom, iż relacja psychologa z klientem jest ze swej natury specyficzna. Łączą ich bowiem wzajemne oddziaływania i wspólne uczestnictwo w procesie terapeutycznym. W przeciwieństwie do świadka „z zewnątrz” psycholog nie jest w większości przypadków tylko biernym obserwatorem zdarzenia, a raczej jego aktywnym uczestnikiem. Kodeks Etyki Zawodowej jasno wskazuje, że „relacje (interpersonalne) mają jednak szczególny, niesymetryczny charakter wynikający z przewagi kompetencji interpersonalnych po stronie psychologa, który dysponuje

101


psycholog Dariusz Kecler

specjalistyczną wiedzą i technikami służącymi do poznawania innych ludzi i oddziaływania na nich” (PTP, 2007). Przed sądem psycholog staje przed dylematem - czy występować w roli świadkaobywatela czy świadka-psychologa, ze wszystkimi idącymi za tym konsekwencjami i przywilejami. W trakcie kształcenia i doskonalenia zawodowego niejednokrotnie wpaja się psychologom, iż każdy pomagający powinien wiedzieć i pamiętać, że obowiązuje go bezwzględny obowiązek zachowania tajemnicy zawodowej. Jest to bowiem jeden z podstawowych warunków pomyślnego przebiegu procesu terapeutycznego, wsparcia i pomagania klientowi. Sytuacja w jakikolwiek sposób zagrażająca temu filarowi relacji, jakim jest tajemnica zawodowa, może ogromnie zaszkodzić procesowi terapeutycznemu, będącemu niejednokrotnie w zaawansowanym stadium. Tymczasem sądy, nie rozumiejąc dylematów psychologów, nie przestają zadawać pytań, zaś sami psycholodzy muszą mierzyć się z wewnętrznym brakiem zgody na łamanie tajemnicy zawodowej. W praktyce psycholodzy stykają się z naleganiem na udzielenie odpowiedzi, przypominaniem o statusie świadka i różnymi innymi formami nacisku. Bardzo często zdarzają się także sytuacje, w których sąd nie informuje o możliwości odmowy składania zeznań czy odpowiedzi na pytania. Zdarza się, że psycholodzy są błędnie porównywani z przedstawicielami branży medycznej, w szczególności z lekarzami. W przeciwieństwie jednak do przedstawicieli służby zdrowia, która zajmuje się somatycznym wymiarem zdrowia człowieka, co umożliwia bycie obserwatorem, świadkiem jakiegoś procesu chorobowego niejako „z zewnątrz”, psycholodzy zajmują się psyche, co wyklucza pozostawanie z

102

zewnątrz, powoduje natomiast konieczność osobistego zaangażowania i wejścia w sam środek problemu. Z drugiej strony zdarza się także, że sądy nie chcą dopuszczać psychologów do zeznań lub, czego osobiście doświadczyłem, wręcz je uniemożliwiać. Ma to miejsce zwłaszcza w sytuacjach, gdy klient wyraził na to zgodę, a zeznania psychologa miałyby polepszyć jego sytuację procesową. Psycholog-świadek to człowiek dysponujący specjalistyczną wiedzą, doświadczeniem, umiejętnościami, z wyrobionym „okiem”, jego obserwacje i wnioski zazwyczaj różnią się od typowych zeznań. Wielokrotnie sam miałem możliwość obserwować reakcje sądu na moje zeznania, które albo w przejrzysty sposób wyjaśniały pewne zawiłości, albo, na odwrót, otwierały i zmuszały do postawienia kolejnych, istotnych dla procesu pytań w pozornie prostych, zamkniętych kwestiach. Wreszcie, poza krytykowaniem sądów i sędziów, warto wspomnieć, że wielokrotnie miałem do czynienia z sędziami, którzy bardzo profesjonalnie i rzeczowo przeprowadzali zeznania, dbając o to, by psycholog mógł pozostać w zgodzie z własnymi przekonaniami, kodeksem etyki, z poczuciem dbania o dobro klienta, łącznie z uwzględnianiem całkowitej odmowy złożenia zeznać. Zdarzały się także sytuacje, co jest bardzo optymistyczne, kiedy sądy wyrażały rzeczywistą chęć uwzględnienia dziedziny psychologii i wiadomości zeń płynących w przebiegu konkretnego postępowania sądowego.

Dariusz Kecler dyplomowany psycholog, przeszkolony do psychologicznej oceny zeznań świadków oraz w kryteriach oceny dowodu z opinii psychologicznej w sprawach rodzinnych i opiekuńczych.


warto wziąć udział patronat medialny Pokoju Adwokackiego

15% rabatu hasło:

Pokoj_Adwokacki15 należy wpisać w polu 'uwagi' w fromularzu

rejestracyjnym

IX Forum Dyrektorów Działów Prawnych, 26 – 27 września 2016, Warszawa Prawnicy korporacyjni i kancelarii prawnych spotkają się by wymienić doświadczenia związane ze strategicznym zarządzaniem działem prawnym, a także by zaktualizować wiedzę w najważniejszych obszarach związanych z relacją prawno biznesową. Grono ekspertów – Dyrektorów Działów Prawnych z kluczowych dla rynku firm, którzy w oparciu o praktyczne doświadczenia podzielą się wiedzą i opinią na temat: - strategicznych rozwiązań i narzędzi wspierających procesy zarządzania działem - prawnymnajnowszych zmian i regulacji prawnych w biznesowym środowisku - ścieżki kariery, która wpływa na efektywność i zaangażowanie - pozycji działu prawnego względem innych jednostek w firmie oraz zasad efektywnej współpracy z klientem - roli działu prawnego w kreowaniu etyki w biznesie Forum Dyrektorów Działów Prawnych to liczne case studies, najnowsze regulacje, bogata wiedza, ale także networking i nawiązywanie nowych relacji biznesowych. Udział w Forum jest okazją do wymiany doświadczeń i wzbogacenia wiedzy dla dyrektorów dyrektorów działów prawnych, prawników wewnętrznych, prawników z kancelarii zewnętrznych radców prawnych, pracowników obsługi zarządu, pracowników działów compliance Profil uczestników poprzedniej edycji Forum to: 62% - dyrektor działu prawnego, prawnik korporacyjny, 22% - prawnik z kancelarii zewnętrznej, radca prawny, 9% prezes, członek zarządu ds. korporacyjnych, compliance, 7% - dyrektor ds. Compliance ryzyka Prelegenci: Marcin Asłanowicz, Andrzej Bąk, Marcin Bryniarski, Michał Chodkowski, Jan M. Góralski, Adam Grześkiewicz, Magdalena Kawczyńska, Małgorzata Klukowska, Waldemar Koper, Aleksandra Kubiś, Marek Korcz, Agata Kowalska, Paweł Kułak, Izabela Makowska, Paulina Marusczyk, Piotr Marucha, Maciej Ozdowski, Piotr Schramm, Ewelina Skorcz, Tomasz Sztyber, Ewa Szurmińska-Jaworska, Renata Tomiczak, Artur Wierzbicki, Marta Zbucka Organizatorem wydarzenia jest Puls Biznesu Kontakt: tel: 22 333 97 77; e-mail: szkolenia@pb.pl; www: http://konferencje.pb.pl/ konferencja/974,ix-forum-dyrektorow-dzialow-prawnych

103


104


Kobiety są doskonałymi organizatorkami życia codziennego. Wydaje się, że już czas, aby wzięły aktywny współudział w organizowaniu życia samorządu adwokackiego. Warto je do tego motywować - adwokat Joanna Parafianowicz W wielu miejscach, takich jak np. siedziba Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie na ścianach widnieją portrety lub fotografie ważnych, dla danej instytucji osób. Kobiet trzeba pośród nich szukać, raczej nie rzucają się w oczy. Pora to zmienić. Skoro jednym z zadań adwokatury jest współdziałanie w ochronie praw i wolności obywatelskich, powinniśmy zacząć od własnego podwórka - aplikant adwokacki Zuzanna Warso Żeby kobiety uwierzyly w siebie i inne kobiety, - w to, że są silne, mądre, zorganizowane, cierpliwe, mają wywazone opinie, że potrafią pogodzic karierę z domem, z życiem prywatnym, z obowiązkami, że dadzą radę. O to nam chodzi! - adw. Sylwia Gregorczyk - Abram O zwrócenie uwagi na obecność kobiet w Adwokaturze, co w liczbach nie przekłada się na udział we władzach - adwokat Monika Gąsiorowska Chodzi o to aby z głosem kobiet adwokatów się liczono. Aby mogły mieć realny wpływ na sprawy, które ich dotyczą. Głosując na kobiety kandydujące w wyborach do władz adwokatury dajemy szanse na wyrównanie obecnych dysproporcji. Perspektywa kobieca jest niezbędna dla wszystkich. - adwokat Katarzyna Gajowniczek - Pruszyńska O to, aby kobiety uwierzyly w swój potencjał do działania, swoją wartość i siłę, a także potencjał i siłę innych kobiet. Chodzi o to, abyśmy nabrały więcej zaufania do siebie nawzajem, wspierały się wzajemnie oraz abyśmy wspólnie dokonywaly ważnych i pozytywnych zmian - adwokat Urszula Podhalańska O przypomnienie oczywistości - między innymi tego, że profesjonalizm nie ma „płci”. Chodzi o przełamywanie stereotypów, o zachęcenie kobiet, by aktywnie angażowały się w inicjatywy samorządowe, bo multi-tasking to ich sprawdzona umiejętność. Chcemy działać na rzecz równej reprezentacji kobiet i mężczyzn we władzach samorządowych - adw. Małgorzata Mączka Pacholak Żeby kobiety zrozumiały, że gdy będą się wspierać to łatwiej będzie im pogodzić role, których niekiedy trochę się boją - przedsiębiorczych, aktywnych w samorządzie pań mecenas i jednocześnie spełnionych mam mających szczęśliwe rodziny. Że warto próbować, bo najgorsze co może nas spotkać to to, że nie wszystko się uda. A przecież nikt nie musi być doskonały we wszystkim - adw. Marta Seredyńska

www.adwokaturajesttakzekobieta.pl https://www.facebook.com/Adwokatura-jest-także-kobietą-258623241139934/

105


Reportaż tekst: Joanna Parafianowicz, Marta Seredyńska „Być kobietą, być kobietą - marzę ciągle będąc dzieckiem… Być kobietą, bo kobiety są występne i zdradzieckie... Być kobietą, być kobietą - oszukiwać, dręczyć, zdradzać, nawet gdyby komuś miało to przeszkadzać” - jak śpiewała niegdyś Alicja Majewska. Tymczasem w realiach kobiet wykonujących zawód adwokata tekst tej piosenki mógłby właściwie brzmieć: być kobietą, być kobietą – marzę ciągle będąc – z – dzieckiem… Adwokat to zawód wolny, a kobieta – adwokat to człowiek, który jedno wie na pewno – niczego nie można robić powoli i bodaj żadnej rzeczy pojedynczo. Historia kilku kobiet, które są adwokatami, matkami, żonami, a niekiedy też działaczkami (nie tylko) samorządowymi pozwala mieć nadzieję, że wszystkie te role da się połączyć z sukcesem na każdym polu.

106


Anisa Gnacikowska

Gdy większość jej rówieśniczek planowała, że zostanie stewardessą lub aktorką, Anisa marzyła o wykonywaniu zawodu adwokata. Na nic zdało się przekonanie nauczycieli, że ma talent matematyczny, że umysł - wybitnie ścisły oraz że klasa o rozszerzonym programie matematycznym jest jej pisana. Anisa stawiała na historię i naukę tego, co mogło przydać się w jej przyszłym zawodzie, którego istotą miało być (i z pewnością jest) pomaganie ludziom. Nie muszę mówić, że droga do adwokatury w tamtych czasach nie była dla mnie prosta, bo jestem pierwszym prawnikiem i adwokatem w rodzinie. W życiu jednak należy wyznaczać sobie ambitne, czasem na pierwszy rzut oka nieosiągalne cele. Tym większa satysfakcja, jeśli nam się powiedzie. Multisamorządowiec Pani mecenas ma niemało powodów do satysfakcji. Oprócz prowadzenia kancelarii, co - jak sama mówi - jest pracą niezwykle odpowiedzialną, ale i dającą dużą niezależność, Anisa jest bardzo aktywna na forum samorządu adwokackiego. Zaraz po tym jak zostałam adwokatem zaczęłam brać udział w pracach utworzonego wówczas Koła Młodych, które było swoistym przedszkolem pracy samorządowej nie tylko dla mnie, ale także dla wielu koleżanek i kolegów, dzisiaj piastujących różne funkcje w organach Adwokatury. Do dzisiaj pełniłam i pełnię różne funkcje w Okręgowej Radzie Adwokackiej w Warszawie i Naczelnej Radzie Adwokackiej. W tej kadencji jestem członkiem Naczelnej Rady Adwokackiej, chyba najmłodszym i pierwszą kobietą wybraną do tej funkcji z Izby Adwokackiej w Warszawie. Myślę, że jest to dowód na to, że Adwokatura się zmienia i kobiet w samorządzie będzie coraz więcej. Bycie adwokatem i samorządowcem to jednak nie wszystko, bo #adwokaturajesttakżekobietą. Nic tak naprawdę nie może zastąpić szczęśliwego życia rodzinnego, a przede wszystkim posiadania dzieci. W 2010 roku urodziłam syna, który absolutnie jest moim oczkiem w głowie.

107


Urodzenie synka i opieka nad nim w pierwszych latach to był dla mnie szczególnie trudny okres. Bardzo trudno prowadzić kancelarię i być na urlopie macierzyńskim. O urlopie wychowawczym nie mogłam nawet marzyć. Klienci - nawet ci bardzo wyrozumiali - nie mogli czekać ze swoimi sprawami aż po roku czy dwóch wrócę do kancelarii, dlatego już po 6 tygodniach od urodzenia synka wróciłam do praktyki, a w ciąży pracowałam praktycznie do samego porodu. Gdyby nie ogromne wsparcie moich rodziców nie mogłabym pracować i jednocześnie wychowywać syna. Dzisiaj mój synek ma 6 lat i sytuację uważam za opanowaną. Maciek, bo tak ma na imię syn Anisy, wie, że mama musi pracować, że każdy ma swoje zadania i kiedy on chodzi do przedszkola mama chodzi do kancelarii. Mam nadzieję, że swoim postępowaniem daję mojemu synkowi dobry przykład i że teraz jak i w przyszłości będzie ze mnie dumny. Mam głębokie przekonanie, że wartością człowieka jest dobrze wykonana praca i pomoc, jaką niesie innym ludziom. W tym duchu chcę wychować mojego syna. Opieka to nie jedyny aspekt wychowania musimy naszym dzieciom dawać dobry przykład, aby mogły się na nas wzorować. Coś za coś Pogodzenie wychowania dzieci z pracą zawodową i samorządową może wydawać się zadaniem nieskomplikowanym… ale jedynie dla kogoś, kto nigdy nie próbował połączyć tych ról. W rzeczywistości taki styl życia wymaga dużo wysiłku i zaangażowania, ale jest możliwy. Jednak, jak wszystko w życiu - ma swoją cenę. W przypadku Anisy jest nią to, że spędza z synkiem mniej czasu, niż by chciała.

108

Często zdarza się, że wracam z pracy bardzo zmęczona, ale nigdy nie odmawiam mojemu synkowi synkowi swojej uwagi i staram się nawet w takich chwilach rozmawiać, bawić się i nim zajmować. Jestem przekonana, że nie ilość czasu spędzanego razem ma znaczenie, ale jego jakość. Nie jest to łatwe, kiedy jest się zmęczonym, ale daje ogromną satysfakcję. Pomimo efektywnie mniejszej ilości czasu jaki spędzam z moimi synkiem w porównaniu z mamami, które nie pracują mam pewność, że ma on poczucie jak bardzo go kocham i że jest najważniejszy w moimi życiu. Jaka jest recepta pani mecenas na to, aby z powodzeniem realizować plany obejmujące rozmaite sfery życia? To kwestia bardzo dobrej organizacji i delegowania zadań. To trochę tak jak zarządzanie przedsiębiorstwem - trzeba zgromadzić zespół „współpracowników”, podzielić między nich zadania i wszystko można zrealizować. Jeśli wszystko się udaje i przynosi efekty - to daje ogromną satysfakcję. Mój synek jest bardzo grzecznym i zdolnym chłopcem, w działalności samorządowej udało mi się zrealizować klika projektów, z których jestem dumna, a kancelaria - chyba najbardziej przeze mnie zaniedbywana - i tak niesie pomoc potrzebującym, daje pracę pracownikom i przynosi dochód pozwalający na utrzymanie. Gdzieś w tym wszystkim muszę jednak bardzo uważać i znaleźć czas tylko dla siebie. W związku z wychowaniem synka, pracą i działalnością samorządową nie mam praktycznie czasu na spotkania ze znajomymi czy wyjścia na miasto. Z drugiej jednak strony – czy aby miasto nie jest nieco przereklamowane?


Dorota Lesińska-Komoda

Znam pewną osobę, która jako dziecko bawiła się, że jest adwokatem i rozdaje innym swoje wizytówki. Nie. To nie byłam ja (i wedle wiedzy redakcji nie była to też Anisa Gnacikowska). Nie marzyłam o byciu adwokatem. Myślę, że mogłam nawet nie zdawać sobie sprawy z tego, że jest taki zawód. Zdecydowanie większą wiedzę ma na ten temat moja niespełna trzyletnia córka, która recytując wiersz Tuwima o Słoniu Trąbalskim ma ogromną radość, gdy dochodzi do fragmentu, w którym mowa o słoniu, który poszedł do adwokata. Wystarczy ciężka praca Jak Dorota została adwokatem? Jak sama twierdzi – nie było w tym żadnego przypadku. W dzieciństwie uczono mnie, że sukces osiąga się tylko systematyczną i ciężką pracą. Już przed maturą było dla mnie oczywiste, że wybiorę prawo, a na studiach, że będzie to Adwokatura. Na trzecim roku trafiłam na staż do jednej z renomowanych warszawskich kancelarii adwokackich i wpadłam jak śliwka w kompot. Tam już zostałam i przepra-

cowałam z tym zespołem prawie 10 lat. Do każdego nowego zadania podchodziłam bardzo ambitnie i z dużym zaangażowaniem, a ponieważ założeniem mojego patrona było przyjmowanie jedynie ciekawych spraw, zdobyłam bardzo szerokie doświadczenie nie ograniczając się do jednej czy dwóch dziedzin prawa. Idę rodzić, zaraz wracam Ciężka praca, długie godziny w biurze. A potem ciężka praca w domu – trochę jak w biurze. I tak na zmianę. Powrót do domu był w zasadzie zmianą miejsca pracy. Pierwsza ciąża niewiele w tym zakresie zmieniła – Dorota czuła się świetnie i pracowała do 9. miesiąca. Kiedy w jednej z prowadzonych przeze mnie spraw sędzia wyznaczyła termin kolejnej rozprawy blisko daty porodu wniosłam o jego zmianę, będąc święcie przekonana, że przecież zaledwie kilka tygodni później wrócę do aktywnej pracy i oczywiście na salę sądową. Dzisiaj to wspomnienie wywołuje uśmiech na twarzy Doroty, bo zgodnie z jej chałupniczą teorią, w trakcie porodu u matki zachodzą w

109


mózgu nieodwracalne procesy chemiczne i nic już później nie jest takie samo. Po zrealizowaniu „projektu – adwokat” przyszedł czas na „projekt – matka”. Założenia – równie ambitne, realizacja – z wielkim zaangażowaniem. Przeczytałam wiele książek o macierzyństwie. Moje dziecko było książkowe. Książkowo się rozwijało, zasypiało, jadło. Doznałam prawie olśnienia, gdy zorientowałam się, że przy opiece nad tak małym dzieckiem i ogromnym zmęczeniu fizycznym, który jej towarzyszy, jestem w zasadzie zdrowsza psychicznie. Plan powrotu do pracy - choć przytłaczał został zrealizowany w terminie, czyli po sześciu miesiącach od narodzin pierwszej córki. Dylematy matki może zrozumieć chyba tylko inna matka, bo z jednej strony było mi bardzo ciężko zostawiać tak malutkie dziecko w domu z babcią, a z drugiej strony cieszyłam się na myśl o odzyskaniu choć części mojego wcześniejszego życia. Wciąż aktualne pozostawało jednak pytanie: jak pogodzić macierzyństwo z aktywnością zawodową? Wiedziałam, że praca tak intensywna jak wcześniej wyklucza moją wizję macierzyństwa. Nie chciałam wracać do domu tylko po to, by dać córce buziaka na dobranoc, bo w zasadzie dalej powinnam czytać akta lub kończyć terminowe pismo. Nie znając jeszcze odpowiedzi na to pytanie wróciła do kancelarii - na początek tylko na pół dnia. Ku własnemu zaskoczeniu i wszystkich wokół po miesiącu znów byłam w ciąży. Tym razem czuła się trochę bardziej przemęczona, ale ponownie przepracowała ten czas prawie do porodu. Najgorsze wspomnienie? Pierwsze urodziny mojej córki, a ja cały dzień spędziłam w prokuraturze na przesłuchaniu

110

klienta w sprawie o usiłowanie zabójstwa. Po urodzeniu Zosi Dorota została w domu dłużej niż po urodzeniu Basi. Zwolniła tempo i doszła do wniosku, że na dłuższą metę nie sposób tak intensywnie pracować. Rozpoczęła indywidualną praktykę, sama ustala swój czas pracy i wyznacza zajęcia. Dzięki dobrej organizacji udaje mi się wygospodarować dni, które mogę spędzić tylko z dziećmi. Zaczęłam też realizować projekt warsztatów z edukacji prawnej dla młodzieży, który od dawna chodził mi po głowie. To, że nasze społeczeństwo ma niski poziom świadomości prawnej i że w zasadzie niewiele jest działań prowadzonych w tym zakresie nie było żadnym odkryciem. Dlatego poza głównymi obowiązkami opracowuję cykl warsztatów skierowanych do uczniów szkół jako kompilacje tematów, których znajomość ułatwi im start w życiu. Projekt nie jest skierowany do przyszłych prawników, ale właśnie do tych, którzy wybiorą inne kierunki studiów. Dziś… Dorota jest w trzeciej ciąży. Ta myśl absolutnie mnie już nie przeraża. Elastyczność, którą daje mi prowadzenie indywidualnej praktyki zawodowej oraz ogromne wsparcie i pomoc, które otrzymuje od męża i mojej mamy daje mi siłę, by iść dalej. Bez pomocy najbliższych, a zwłaszcza mamy, nie byłoby to możliwe. Piękny, być może sielankowy obrazek młodej kobiety, która wykonuje ambitną pracę, realizuje pasje wszystko to łącząc z udanym życiem rodzinnym? I tak i nie, bo nie sposób wygrać losu na loterii na każdym polu. Adwokatura nie dała mi bezpieczeństwa zatrudnienia ani stałej pensji. Dała mi jednak możliwość wykonywania wolnego zawodu, dzięki któremu czuję, że to ja mam kontrolę nad moim życiem.


Katarzyna Golusińska

CV adw. Katarzyny Golusińskiej pęka w szwach. Jest absolwentką Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu na Wydziale Prawa i Administracji oraz VII Szkoły Międzynarodowego Prawa Humanitarnego Konfliktów Zbrojnych. Od 2002 roku wykłada w Wyższej Szkole Logistyki w Poznaniu. W 2003 roku w ramach Programu Narodów Zjednoczonych do spraw Rozwoju prowadziła szkolenia w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich w Kijowie. Na przełomie lat 2003-2004 byłą asystentem w Poznańskim Centrum Praw Człowieka - Instytucie Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk. Adwokatka pro bono Adwokat Katarzyna Golusińska to autorka publikacji naukowych z zakresu prawa mniejszości seksualnych, ochrony prawa do prywatności, problematyki uchodźczej czy prawa medycznego. Egzamin adwokacki zdała w 2008 roku. Od tego czasu czynnie angażuję się w pomoc potrzebującym. Koordynuję programy pro bono w ramach Wielkopolskiej Izby Adwokackiej (m.in. Tydzień Pomocy Osobom Pokrzywdzonym Przestępstwem i Dni Bezpłatnych Porad Adwokackich). Na stałe współpracuję z Polskim Towarzystwem Prawa Antydyskryminacyjnego. W 2012 roku była nominowana do nagrody Kobieta Przedsiębiorcza Wielkopolski, a także otrzymała medal za działalność pro bono Zasłużony dla Wymiaru Sprawiedliwości. W 2013 roku uzyskała certyfikat mediatora w Centrum Mediacyjnym przy Naczelnej Radzie Adwokackiej. Od 2013 roku jestem Sekretarzem Okręgowej Rady Adwokackiej w Poznaniu, piszę doktorat. Angażuję się także w działalność społeczną – od 2013 roku jestem Zastępcą Przewodniczącego Rady Rodziców w szkole, gdzie uczęszcza mój starszy siedmioletni syn i Przewodniczącą Rady Rodziców w przedszkolu młodszego syna - pięciolatka.

111


Adwokatura, rodzina i pasje Tradycje rodzinne z pewnością miały wpływ na wybór drogi życiowej pani mecenas. Mój tata przez wiele lat był sędzią karnym. Teraz jest Prezesem Sądu Dyscyplinarnego. Moja mama jest zaś lekarzem. Do trzeciej klasy liceum chciałam iść na medycynę, ale gdy dziś o tym myślę widzę, że pływ ojca był jednak silniejszy. Patrzyłam jak pracuje i fascynacja przerodziła się w sposób na życie. Mecenas Golusińska ma co godzić. Łączę obowiązki zawodowe i zajęcia ze studentami z rolą matki i żony. Mój dom jest zawsze otwarty i nie znam nikogo, kto wyszedłby z niego głodny. Tego nauczyła mnie mama. Preferuję aktywny wypoczynek – narty, konie i nurkowanie. Moje pasje to gotowanie i taniec. Rozwój zawodowy, działalność przedsiębiorcza i naukowa, życie osobiste oraz hobby sprawiają, że mimo, iż jestem cały czas „w biegu” czuje się kobietą, która nie zapomniała o swoich marzeniach - domu na plaży i własnej restauracji. Dziś nie mam jak tego wcisnąć w swój grafik, ale za kilka lat - kto wie? - mówi z uśmiechem.

Joanna Jakubowska - Siwko

Adwokat, mama, żona, podróżująca po świecie i ćwicząca pilates Jak sobie radzi z pogodzeniem pracy z byciem mamą, podróżami, ćwiczeniami, a dodatkowo wygospodarowaniem czasu na spotkania z przyjaciółmi czy zabiegi kosmetyczne? Odpowiedź nasuwa mi się tylko jedna - przecież ja właśnie w ogóle sobie z tym „godzeniem” nie radzę! Dość częstym uczuciem, które towarzyszy mi od paru lat w życiu prywatnym i zawodowym jest przekonanie, że ciągle brakuje mi czasu, aby zrobić coś od początku do końca, perfekcyjnie. Codziennym towarzyszem zmagań Joanny jest poczucie winy – a to dlatego, że nie poświęca wystarczającej ilości czasu rodzinie i dzieciom albo, że nie zrobiła w kancelarii czegoś, co już dawno powinno być zrobione.

112


Tymczasem lista spraw „do załatwienia” stale rośnie i nie wykreślam z niej poszczególnych pozycji w takim tempie jak zakładałam. Nie ukrywam, że bywa to frustrujące. Gdzie szukać więc tego złotego środka, który dawałby poczucie, że jest się we właściwym miejscu i we właściwym czasie? Myślę, że pomimo wszystkich codziennych przeciwności mogę stwierdzić, że godzenie wielu ról w życiu jest jak najbardziej możliwe, jest to jednak długi proces i praca, którą trzeba wykonywać każdego dnia nad samą sobą, nie tylko w kontekście organizacji własnego czasu, ale również umiejętności odpuszczania i rezygnowania z tematów, które są już po prostu nie do przerobienia. Inspirujące lata 90-te Joanna zaczęła przygodę z Adwokaturą pod koniec lat 90-stych, jeszcze jako studentka, a później aplikantka w kancelarii „Smoktunowicz i Falandysz”. To były ciekawe czasy kwitnącej przedsiębiorczości, a udział w różnych dużych projektach dawał poczucie, że uczestniczy się w czymś naprawdę ważnym. Wtedy bez jakichkolwiek dylematów można było przychodzić do biura rano i wychodzić późnym wieczorem. Kiedy po 5 latach odchodziłam do innej kancelarii zakładanej przez moich kolegów, z którymi przez następne kilka lat pracowałam, obiecywaliśmy sobie, że „jak tylko rozwiniemy kancelarię” to będziemy pracować w piątki do 13.00, a w poniedziałki od 13.00. Nie była to jeszcze kwestia innych zobowiązań, a bardziej założenie, że będziemy mieli więcej czasu na życie towarzyskie. Z tego co wiemy, nikt z tego grona nie zrealizował choćby połowy z wymienionych założeń. Joanna przez kolejne lata pracowała

dużo i długo, a przy większych projektach zdarzało jej się wychodzić z kancelarii o 6.00 rano, jechać do domu, aby wziąć prysznic i wracać do biura. Odczułam wtedy również wagę terminów sądowych, których adwokat musi bezwzględnie dochować, co oznaczało niekiedy konieczność zdążenia na pocztę główną przed 24.00... W międzyczasie skończyła aplikację, rozpoczęła praktykę zawodową i… Okazało się, że poczucie odpowiedzialności za pisma i opinie, które podpisuje się samemu jest dosyć dużym obciążeniem psychicznym, które właściwie towarzyszy wykonywaniu tego zawodu już później przez cały czas. Różnice Czy praca adwokata – kobiety jest inna od pracy adwokata – mężczyzny? Moim zdaniem tak. W szczególności w odniesieniu do doradztwa w biznesie, który jeszcze do niedawna był naprawdę zdominowany przez mężczyzn. Nie miałam jeszcze dzieci i nie była to kwestia godzenia różnych obowiązków, ale raczej konieczności wypracowania sobie pozycji, w której zarówno klient, jak i jego ewentualny kontrahent traktują mnie na równi poważnie jak mężczyzn uczestniczących w projekcie. A nie było to niekiedy takie oczywiste, kiedy przychodziłam na spotkanie, w którym uczestniczyło 10 osób i ja byłam jedyną kobietą. Gdy przychodziłam w towarzystwie któregoś z moich kolegów z kancelarii, to zazwyczaj do niego zwracano się na początku z pytaniami. Muszę jednak przyznać, że nigdy nie miałam w tej sprawie poczucia krzywdy, czy potrzeby walki o szeroko rozumiane równouprawnienie; wręcz przeciwnie, trochę mnie to bawiło, a potem miałam poczucie dużej satysfakcji, jeśli po jakimś czasie ci wszyscy panowie orientowali się, że tak naprawdę to ja najwięcej wiem o projekcie i warto jest zwracać się do mnie bezpośrednio.

113


Czy założenie rodziny zmieniło tryb życia pani mecenas? To był moment zwrotny. Zwłaszcza urodzenie dzieci znacząco poprzesuwało moje życiowe priorytety. Pracowałam wówczas najpierw w indywidualnej kancelarii, następnie jako partner w spółce z adw. Ewą Kołtuniak – moją wieloletnią przyjaciółką jeszcze z czasów studiów, a później aplikacji. Nie ma wątpliwości, że jeśli pracuje się w tym zawodzie we własnej firmie i nie jest to duża kancelaria, zatrudniająca sporo osób mogących zastąpić nas przez parę miesięcy po urodzeniu dziecka, to może być naprawdę ciężko. W dodatku nie wszyscy klienci przyjmują taką sytuację życiową ze zrozumieniem. Osobiście zdarzyło mi się, że w momencie, gdy moja ciąża zaczęła być już widoczna podziękowano mi grzecznie za prowadzenie dużej sprawy i przekazano ją innemu prawnikowi. Nieoficjalnie dowiedziałam się, że klient obawiał się, że nie będę w stanie poświęcić mu wystarczającej ilości czasu... Są jednak sprawy, które Joanna prowadzi już od kilku lat, w toku których urodziła dwójkę dzieci i nikt nie zarzucił jej żadnych zaniedbań. Praktycznie do 9. miesiąca w każdej ciąży chodziłam do sądu i uczestniczyłam w rozprawach. Bardzo dobrze się czułam i nie miałam żadnych przeciwskazań w tym zakresie, ale domyślam się, że nie wszystkie koleżanki - adwokaci mają tyle szczęścia. Wówczas zaczynają się schody i konieczne jest szukanie zastępstwa. Nie jest to łatwe, bo nadal bierze się odpowiedzialność za sprawy, w których jest się pełnomocnikiem, a trzeba to wszystko robić na własną rękę, bo samorząd dotychczas nie zapewniał w takim przypadku większej pomocy (ja musiałam nawet płacić składkę korporacyjną w pełnej wysokości, na szczęście kilka lat temu to się zmieniło). Czas godzenia Z chwilą urodzenia dzieci, w zawodowym i

114

osobistym życiu Joanny rozpoczął się czas „godzenia”, czas różnego rodzaju poświęceń i nowej organizacji pracy. Pamiętam dobrze rozprawy, w których uczestniczyłam niedługo po urodzeniu dziecka. Moja mama spacerowała wokół sądu ze śpiącym w wózku synkiem, a 3 lata później z córką, tak żeby możliwe było nakarmienie ich zaraz po zakończeniu sprawy, albo w przerwie, o którą trzeba było prosić sąd. Tak samo bowiem jak nieubłagane są terminy sądowe, tak samo nie da się przesunąć terminów karmienia malucha. Wbrew pozorom, dla kobiet, które intensywnie pracowały do końca ciąży, zamknięcie się w domu z niemowlakiem jest nie lada wyzwaniem i bezwzględnie potrzebna jest jakakolwiek odskocznia. Poza tym ja bardzo lubię ten zawód, a adrenalina z sali sądowej czy z udziału w ważnym projekcie, jest mi na równi potrzebna do samorealizacji, jak spełnianie się w roli mamy i żony, więc mogę tylko być wdzięczna losowi, że nie musiałam rezygnować z żadnej z tych ról. Co pomaga w godzeniu obowiązków na każdym z tych pól? Fakt wykonywania wolnego zawodu, który doceniam w ostatnich latach w szczególny sposób. Nawet bowiem gdy dzieci podrastają i idą do przedszkola czy do szkoły, nic już w kontekście czasu pracy nie pozostaje takie samo... Bo zarówno przedszkole, jak i szkoła pracują do określonej godziny, nie zawsze można skorzystać z pomocy dziadków czy opiekunki, a do tego dochodzą prośby w stylu „mamo, czy możecie mnie dziś odebrać wcześniej, bo ja nie chcę siedzieć w świetlicy...”. Naprawdę szczerze podziwiam kobiety, które samotnie wychowują dzieci, bo w moim przypadku zupełnie nie wiem, jak by się to kręciło, gdyby nie wzajemna pomoc i podział obowiązków pomiędzy mnie i mojego męża. Jako radcy prawnemu nie muszę mu na szczęście tłumaczyć co oznacza konieczność dochowania terminu. Tak więc mój nieoceniony mąż już niejednokrotnie


zawoził późną porą moją korespondencję na pocztę, w czasie kiedy ja usypiałam dzieci. Zdaniem Joanny, gdy patrzy na wszystko z perspektywy czasu, sposób wykonywania zawodu sprzed kilku czy kilkunastu lat w porównaniu do aktualnego stanu rzeczy zmienił się diametralnie. Obecnie swój czas pracy dzieli na ten przed odebraniem dzieci z placówek i położenie ich spać i ten „po”, gdy późną porą ponownie siada przed komputerem. Na szczęście nigdy nie potrzebowałam wiele snu i jestem w stanie dość długo funkcjonować śpiąc po 4-5 godzin. Szczęściara. Na czym polega „godzenie zajęć”? Mówiąc o godzeniu różnych zajęć myślę głównie o łączeniu bycia mamą i adwokatem, ale przecież nie są to jedyne sprawy do pogodzenia na co dzień. W przypadku naszej rodziny dochodzi wielka pasja do podróży, co wbrew pozorom musi wpasować się w rytm i organizację całego roku. Bo jeśli chce się wyjechać w kolejną podróż po Azji (nasz ulubiony kierunek!), to wykonując takie zawody jak my urlop należy zaplanować z dużym wyprzedzeniem, poinformować sądy o niedostępności w określonym czasie, zapewnić na wszelki wypadek substytutów czy możliwość odebrania awizo z poczty. Dalekie podróże naszym zdaniem nie mają sensu na krócej niż 3-4 tygodnie, choć oczywiście jeśli się nie da to warto wyrwać się chociaż na tydzień! Znam wielu adwokatów, którzy uważają, że wyjazdy na dłużej niż dwa tygodnie nie wchodzą absolutnie w grę i że klienci tego nie zrozumieją. Oczywiście, tak jak w przypadku wielu spraw, to kwestia wyborów. Z moich doświadczeń wynika, że jeśli zadba się o to, aby klient miał zapewnione podczas naszej nieobecności odpowiednie wsparcie, to klienci w większości jednak rozumieją i jak wraca się po kilku tygodniach do pracy to okazuje się, że świat się nie zawalił. W ten sposób przemierzyliśmy z mężem dużą część Azji

południowo-wschodniej zwiedzając Malezję, Tajlandię, Indonezję, Sułtanat Brunei, Singapur, Sri Lankę, Wietnam, Kambodżę – na początku sami, ale od kilku lat skazane są na te podróże również nasze dzieci. W tym roku całą czwórką wybieramy się do Birmy. Niezbędna jest do tego jednak wcześniejsza dobra organizacja, a to może oznaczać pracę po nocach przez wiele tygodni przed wyjazdem. Coś za coś. Manicure jako warunek sine qua non szczęścia Kiedy więc w takich okolicznościach znaleźć czas na jeszcze dodatkowe czynności? Do pełnego szczęścia potrzebny jest również czas na to, żeby pójść na manicure, pobiegać czy spotkać się z koleżankami. Ja dodatkowo dla własnego komfortu psychiczno – fizycznego staram się też chodzić dwa razy w tygodniu na pilates. Oczywiście Joanna niejednokrotnie musi zrezygnować z którejś z zaplanowanych aktywności, bo konieczne jest zrobienie czegoś terminowego, bądź odezwie się klient w pilnej potrzebie, ale w przerwach pomiędzy stresem związanym z pędzącymi terminami ma poczucie dużej przestrzeni i wolności. Z pomocą przychodzi tu znowu fakt wykonywania wolnego zawodu, bo właściwie tylko od niej samej zależy, czy jeśli nie ma umówionego spotkania bądź wyznaczonej rozprawy to wykonuje pracę w biurze, czy w innym miejscu, gdzie może usiąść z komputerem. To ja mogę zdecydować, że jakieś pismo napiszę w nocy, bo w ciągu dnia spędzę czas z moją córką. Nie ma wątpliwości, że w takim wypadku dobry mąż, który bez problemu ogarnie sam dzieci, to podstawa, ale na to niestety nie zawsze mamy wielki wpływ. Ja mam to szczęście, że mój konkretny egzemplarz męża jest wielofunkcyjny, w dodatku potrafiący przekonać mnie, że pewne rzeczy po prostu trzeba odpuścić i skupić się na innych, ważniejszych. Znowu – szczęściara.

115


Sylwia Gregorczyk-Abram

Adwokatka, mama 7 letniego Franka, który wymaga mnóstwo uwagi i zaangażowania. Mój syn w skali od 1 do 10 jest numerem 15. Mężatka. Sama o sobie mówi, że średnio gotuje, nienawidzi prasować. Za to dużo rozmawia z mężem. Usiłuje prowadzić dom, nie zna się na sposobach usuwania plam, nie układa w szafie kolorami. Lubi przyjmować gości. Wewnętrzny imperatyw pomagania innym. Od ponad 10 lat jestem związana z międzynarodową kancelarią prawną, od 5 lat wykonuję zawód adwokatki. Jestem członkinią zarządu Fundacji Prawo do Pomocy, która pomaga prawnikom w trudnych sytuacjach życiowych oraz członkinią zarządu Stowarzyszenia Prof. Zbigniewa Hołdy. Od niedawna jestem także koordynatorką do spraw kontaktów z organizacjami pozarządowymi w Okręgowej Radzie Adwokackiej w Warszawie. Jak zatem utrzymać równowagę i robić tyle rzeczy jednocześnie? Po raz kolejny okazuje się, że podstawą jest dobra organizacja, ale też gotowość do wyrzeczeń. Choć osiągniecie w życiu równocześnie kariery i szczęśliwej rodziny jest w życiu kobiety niebywale trudne, to jest możliwe. Nie obywa się bez poświęceń. Żyję z telefonem w ręku. W samochodzie potrafię odbyć telekonferencję, zlecić przelew, wykupić wakacje, pocieszyć przyjaciółkę, nakarmić dziecko. Nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych. Czekając na rozprawę wysyłam e-maile, pracuję. W kolejce w sklepie układam plan na kolejny dzień (jeśli akurat nie stoję z naręczem siat i nie uspokajam znudzonego dziecka). Żadna minuta nie może się zmarnować. W pracy muszę być efektywna i skupiona, obowiązkowa. Inaczej cały plan się rozsypie. Muszę być punktualna, bo przecież czeka na mnie dziecko. Zorganizowana. Najczęściej się udaje. Około godziny 16.00 zaczynam etat numer dwa - jestem mamą. Mam ten niebywały luksus, że mój szef się na to godzi. Inne mamy nie mają tyle szczęścia. Nie ma nic za darmo - nieustannie pracuję wieczorami, gdy dziecko już zaśnie, a mąż wróci z pracy. Często do późnych godzin nocnych.

116


Samochód - drugim domem Sylwia z uśmiechem stwierdza, że ponoć zasadą numer jeden pracującej mamy jest to, że niezależnie od tego jak wcześnie wstanie to zawsze zabraknie jej 10 minut. A zasada numer dwa? Niezależnie jak późno założy ubranie do pracy to dziecko i tak zdąży je wybrudzić. Nie mogę zgodzić się z tym bardziej. Zawsze wożę ze sobą dodatkowe ubranie w samochodzie. Zresztą w samochodzie wożę wszystko. Każda matka dobrze wie, że trzeba być gotowym na absolutnie każdą okoliczność. Sylwia nie stara się być doskonała. Pozwala sobie na małe potknięcia i nie przejmuje się, jeśli robi coś na skróty. Jak większość kobiet staram się być mistrzynią organizacji, logistyki i planowania. Nie zawsze wychodzi zgodnie z planem kiedyś kupiłam kwiaty na Dzień Nauczyciela na cmentarzu, bo był po drodze, a zwyczajnie zapomniałam zrobić to wcześniej. Czy jestem przez to gorszą matką? Absolutnie nie. Na przykładzie Anisy, Doroty, Katarzyny, Joanny i Sylwii widać, że tajemnica sukcesu bycia jednocześnie mamą, żoną, adwokatem i samorządowym działaczem tkwi w dobrej organizacji. Każda z nich odnosi sukcesy zawodowe i wychowuje dzieci. Żadna nie wyobraża sobie rezygnacji z którejkolwiek aktywności, bo choć czasem męczą, to nieodmiennie dają wiele satysfakcji. Przez lata nauczyły się dokonywać wyborów, bo wiedzą już, że nie da się wszystkiego robić na 100%, ale i tak można być dobrym we wszystkim. Jak trafnie podsumowuje Sylwia Gregorczyk - Abram: Społeczeństwo wymaga od kobiet bardzo dużo. Powinnyśmy być wykształcone, zadbane, robić kariery, być idealnymi matkami, które gotują wyłącznie eko i jedynie zdrowo. Powinnyśmy budować stabilne związki i dbać o ognisko domowe. Mamy uprawiać sport, udzielać się społecznie, być dynamiczne, kreatywne i spełnione. Nie jest łatwo sprostać tym oczekiwaniom. Znacznie łatwiej mi się żyje od kiedy zrozumiałam, że wcale nie muszę być taka. Że będąc nieperfekcyjna nadal mogę być kobietą sukcesu, dobrą matką i żoną. Że naczynia w zlewie i parówki na kolację to jeszcze nie koniec świata. Otóż to.

117


profesor Ewa Łętowska

foto: Joanna Parafianowicz rozmawiała Joanna Parafianowicz

Wywiad Jak podaje Wikipedia, a zatem nierzadko pierwsze (choć miejmy nadzieję, że nie ostatnie) źródło powszechnej wiedzy, pani profesor Ewa Łętowska to prawniczka, specjalistka w zakresie prawa cywilnego, profesor nauk prawnych, członek rzeczywisty Polskiej Akademii Nauk, członek korespondent Polskiej Akademii Umiejętności, pierwszy polski Rzecznik Praw Obywatelskich, ongiś sędzia Naczelnego Sądu Administracyjnego i (obecnie) sędzia w stanie spoczynku Trybunału Konstytucyjnego. To, o czym Wikipedia jeszcze milczy, to to, że pani profesor ledwie kilka dni temu odebrała z rąk prof. Marcina Pałysa, rektora UW, tytuł doktora honoris causa Uniwersytetu Warszawskiego. To, o czym Wikipedia najpewniej zawsze milczeć będzie, a ja nie potrafię i nie chcę to to, że pani profesor zupełnie nie owija w bawełnę – choć jej opinie nie wydają się być formułowane po to, aby komukolwiek sprawić przykrość (w myśl zasady, którą sama przywołuje - dziury nie zrobił – krew wypił), lecz żeby wywołać intelektualny rozruch, że mówi szybko i logicznie, jest

118


wulkanem energii i ma przebłyskotliwe (jeśli takiego słowa nie ma, powinno się je koniecznie upowszechnić) błękitne oczy, do których jak ulał pasują pawie pióra. Na marginesie, tymże wzorem ozdobiona jest bluzka, którą moja rozmówczyni ma na sobie, gdy się spotykamy, aby porozmawiać i zrobić kilka zdjęć. Swoją drogą, pani profesor robienia jej zdjęć raczej nie lubi. To fatalnie, bo ja nie jestem dobrym fotografem, choć o okładce z Jej zdjęciem po prostu marzyłam. Od pewnego czasu wiem także, że pani profesor nie lubi jeszcze jednej rzeczy, której się niekiedy dopuszczam. Ale o tym – później. Na początku naszej rozmowy pani profesor stwierdza: Każda interpretacja prawa powinna sprzyjać porozumieniu, dialogowi oraz przejrzystości. To, że prawo i jego rozumienie nie jest przejrzyste, to w dużej mierze wina prawników. Polscy prawnicy - praktycy są do bólu konsekwentni. Potrafią trwać przy decyzjach, które jak się później okazuje, są błędne. Tytułem przykładu: z jednej strony, Sąd Administracyjny rozszerza pojęcie braku nieodwracalnych skutków prawnych, czyli bardzo niewiele decyzji może się ostać na tej podstawie, a z drugiej strony sądy powszechne, które przejmują pałeczkę po uchyleniu takowej decyzji, bardzo rozszerzają zasady indemnizacji za uchylane lub niepodjęte decyzje. Rezultat tego jest taki, że opłaca się spruć każdą decyzję administracyjną, która miałaby spowodować dalsze cywilnoprawne skutki, ponieważ zawsze uzyska się odszkodowanie – czy to za wydanie decyzji, czy też za jej wydania brak. W rezultacie mamy ciąg technologiczny pomiędzy sądem administracyjnym a sądami powszechnymi i to wszystko sobie leci. Nie sposób pominąć faktu, że zrobili to wymowni adwokaci – wyspecjalizowani i dobrze płatni, którzy skutecznie nie dość przenikliwym

sędziom to wmówili. Szkoda, że koledzy po fachu tacy właśnie bywają. Rozmowę przerywa na chwilę dźwięk karetki, która przejeżdża Krakowskim Przedmieściem – spotkanie odbywa się bowiem w Pałacu Staszica – siedzibie Polskiej Akademii Nauk, w którym o godz. 10:30 pani profesor bierze udział w Radzie Naukowej. A tak przyjemnie rozmawiało się o diecie pudełkowej, wegetarianizmie i o tym, gdzie można kupić bluzkę pod kolor oczu. Tego, że sądy dają się wodzić za nos - nie rozumiem! To przecież nie jest w porządku. Brak doświadczenia, brak wyobraźni i wrażliwości. Fatalna zasada pragmatyczna: „ja orzekam w granicach formalnego – nawet nie prawa, lecz wniosku i nie patrzę, jakie są tego skutki”. Przecież nikt nie namawia do łamania zasady skargowości, ale trzeba myśleć o konsekwencjach wyboru konkretnej interpretacji i kierunku rozumowania. Od lutego strzępię wśród sądowników język na różnych konferencjach (na początku traktowano mnie, jak ja to nazywam, jak skunksa w salonie), staram się o tym problemie mówić i powoli chyba zaczynam widzieć pierwsze efekty. Jakie są bowiem skutki takiego podejścia, które opisałam? Tytułem przykładu – mamy na ul. Brackiej 20 w Warszawie przedwojenną kamienicę. Część lokali sprzedano mieszkańcom, a część pozostała własnością gminy z wynajmem. Całość – zreprywatyzowano i oddano nabywcy roszczeń dawnych właścicieli. Jeszcze kilkanaście lat temu to, co sprzedano, nie stanowiło przedmiotu zainteresowania zbywcy, ponieważ własności sprzedanych lokali nie można było ugryźć, a dzisiaj właściciel domaga się obalenia decyzji administracyjnych (nie chcąc zresztą nawet eksmitować lokatorów, zresztą to właściciele, więc nawet nie byłoby to możliwe) po to, aby otrzymać odszkodowanie. Gmina płaci zatem dwa razy – raz, bo oddaje cześć w naturze, a za to, co rozprzedano

119


120


mieszkańcom wcześniej – w odszkodowaniu. Moim zdaniem Warszawa i to co się w niej dzieje to ogromna plama na honorze środowiska. W takie historie zamieszanych jest wiele osób z prawniczego, także adwokackiego, świata. Dzisiaj czytamy w prasie o problemach z udziałem prawników, ale warto też zauważyć, że opinia publiczna dowiaduje się jedynie o niektórych przypadkach nieprawidłowości. Adwokaci są wszystkiemu winni? Nie, nie tylko adwokaci. Notariusze też. Znam praktykę kompilowania z dwóch aktów notarialnych trzeciego aktu. Tym samym powstaje trzeci tytuł egzekucyjny. I z nich wpisuje się hipoteki quasi łączne (nie ma podstaw do wpisania hipoteki łącznej) zabezpieczone na kilku nieruchomościach i sięgające, lekko licząc, około 400% wartości nieruchomości. Sądy klepią takie wpisy, a co robi samorząd notarialny poinformowany o takich praktykach? Nic. Ja przesyłam skargę, skarga jest wysyłana do osoby, której dotyczy, a jej odpowiedź przesyłana mnie. Piłat to przy tym niewinne dziecię. Piękne słowa o etosie w zawodzie trudno traktować inaczej, jak tylko lip service na użytek oficjalny. Oczywiście mam świadomość, że nie wszyscy są nieuczciwi i nie dziwią mnie same przekręty. Aby była jednak jasność – niezależnie od tego, czy mówimy o korporacji notariuszy, adwokatów, radców czy też przedstawicieli nauki – problemem jest jednak udawanie w imię świętego spokoju, że nie ma potrzeby zajęcia stanowiska. Konformistyczne wmiatanie pod dywan problemu, którym należy się jednak zając, a nie rozmywać. Zachować niezależność? Oczywiście. Tym niemniej należy się przynajmniej postarać. Mówiąc to wszystko jestem jednak świadoma zarówno własnego wieku, jak i tego, że wypracowałam sobie pewną pozycję zawodową. Tylko smutne, że

to metryka musi być tu przepustką do odwagi cywilnej. Pani profesor, ale czy można osiągnąć pani pozycję zawodową wcześniej nie myśląc niezależnie i nie zdobywając się na odwagę? No właśnie... Nie sądzę. Zawsze, choćbyśmy mieli powiedzieć, że wcześniej popełniliśmy błąd, że wyszły na jaw nowe okoliczności, albo że zapoznaliśmy się z nową argumentacją lub sposobem rozumowania (choćby tym, na który sami wpadliśmy) – wypada umieć przyznać, że popełniliśmy błąd. Problemem nie jest bowiem chybiona decyzja, jest nim zaś – trwanie przy niej po to, aby nie wyjść z ram, które sami sobie nałożyliśmy. Ja nie wstydzę się tego, że wpadłam na pewien pomysł, który rzuca inne światło na wcześniej pozornie nieskomplikowane zagadnienie. Problemem jest jednak trwanie w błędzie. I brak chęci jego sprostowania. Zasada ta dotyczy w równym stopniu sądownictwa krajowego, co europejskiego – wpadanie na nowe pomysły i ulepszanie wcześniejszych rozwiązań jest bowiem oceniane jako wyraz nierównego traktowania obywateli w takich samych okolicznościach. Podejście to może jednak prowadzić do chronicznego i świadomego trwania w błędzie po to tylko, aby nie narazić się na zarzut: „a dlaczego nie wcześniej?”. No i dyskusja zmienia się w poszukiwanie usprawiedliwień dlaczego nie wcześniej, zamiast koncentrować się wokół tego, że jednak lepiej późno niż wcale. Chyba większość ludzi ma kłopot z przyznaniem się do błędu. To prawda. Jednak na ten stan rzeczy, poza ewentualnymi predyspozycjami osobowościowymi, ma także wpływ potencjalna lub realna reakcja otoczenia. Jeśli chce ono życzliwie podejść do sytuacji, to poprawa jest możliwa. Niemal od zawsze powtarzam, że prawo ma swoją misję i wcale nie jest takie

121


głupie jak jego obraz wykreowany w mediach, także w internecie. Rzecz w tym, że prawo, aby mogło przedostać się poza środowisko prawnicze, musi być ciekawe, nie może zanudzać. Uważam, że mamy z tym problem. Z językiem, którym mówimy o prawie. Wypadałoby nad tym popracować. Pani profesor, z całkiem innej beczki pierwsza zasada obowiązująca w większości baśni lub w filmach Disneya sprowadza się do tego, że piękne dziewczęta zawsze są dobre oraz dostają od życia to, co sobie wymarzą, a brzydkie kobiety są złe (swoją drogą, rzecz ma się podobnie z męskimi bohaterami). Czy w takim duchu wychowujemy dzieci? Po pierwsze, to w baśniach wcale nie zawsze tak jest jak „stoi” w pytaniu. Wystarczy poczytać baśnie braci Grimm, gdzie uroda/ brak urody w równej mierze nie wykluczają dobroci, mądrości, sprytu czy zwykłego zdrowego rozsądku bohaterów. Oba stereotypy istnieją na równych prawach. Po drugie, sama dzieci nie mam, a zatem ich nie wychowywałam. Nie wiem jakie lektury są w tym zakresie en vogue, jakkolwiek sama jestem współautorką bajki dla dzieci „Matylda w Operze” (wydawnictwo Teatru Wielkiego) - rzecz raczej tradycyjna i niezawierająca wskazanego w pytaniu przeciwstawienia. Co dla pani znaczy pojęcie „feminizm” i na ile, wedle pani oceny, w społeczeństwie jego definicja oparta jest na stereotypach? Jakie są te stereotypy (o ile są)? Nie łamię sobie na co dzień głowy poszukiwaniem i recytowaniem innym definicji… Natomiast wiem, że istnieje wielorakie upośledzenie kobiet względem mężczyzn, że istnieją przesądy dotyczące zdolności i kompetencji zawodowych związane z płcią, że istnieje wreszcie – co jest bardzo niemiłe – skłonność do obraźliwego, lekceważącego traktowania i mówienia o

122

kobietach i do kobiet. I ta skłonność obejmuje także inteligencję, kręgi akademickie, prawników itd. Nie lubię tego, staram się nazywać rzeczy po imieniu i protestuję, gdy dostrzegam takie zjawiska. Bywa, że nie jest to dobrze przyjmowane, traktowane jako dziwactwo lub przesada. Czy lubi pani kobiety? Czy one się wzajemnie wspierają? Tak, lubię współpracować z kobietami i często to robię. Na ogół przy tym samym poziomie wykształcenia i kompetencji kobiety są rzetelniejsze i cierpliwsze, mniej w nich słomianego zapału. Co do wspierania różnie z tym bywa. Jeżeli ktoś chce dostać kredyt tylko za kobiecość, to i ja nie będę kokietliwej, niewiele przykładającej się dziumdzi wspierała. Czy kobieta, która sama siebie określa jako feministkę nienawidzi mężczyzn lub czuje się od nich lepsza? Nie wiem. Ja się czuję od jednych mężczyzn lepsza, od innych gorsza. Poza tym zależy w czym - mam np. mniej siły w palcach, aby odkręcić oporną zakrętkę butelki. Czy z tego wynika, że pan, który to za mnie zrobi jest „tak w ogóle” ode mnie lepszy? W odkręcaniu nakrętki jest z pewnością skuteczniejszy :) Jak daleko lub blisko feminizmowi do seksizmu? Nie mam pojęcia. To chyba zależy, czy feminista/ka mają postawy dogmatyczne. Na czym mogą polegać te dogmatyczne postawy? Na niechęci do obserwacji świata i uczenia się, gdy prowadzi ona do konieczności rewizji własnych przekonań. Taka postawa: jeżeli fakty przeczą temu, co uważam, tym gorzej


123


dla faktów. Z pani wcześniejszej odpowiedzi wnioskuję, że można być i feministką, i feministą, ale czy mężczyzna może być feministą? Tak, niektórzy nawet tak się deklarują. Czy, a jeśli tak, to dlaczego ludzie obawiają się otwarcie przyznawać, że są feministkami lub feministami i jest to traktowane jako wada? Nie mam pojęcia. To chyba zależy od tego z kim się mówi i co rozumie przez feminizm w konkretnym wypadku. Gdy usłyszała pani profesor hasło #adwokaturajesttakżekobietą – jakie wywołało ono skojarzenie i z jakiego powodu zdecydowała się pani na wsparcie pomysłu? Słyszałam, uważam za bardzo doby pomysł na kampanię promującą szerszy udział kobiet we władzach korporacji. Generalnie u nas we władzach wszelkich korporacji udział kobiet jest upośledzony. Prawidłowa reprezentacja wymaga zachowywania jako takiego parytetu. Czy płeć ma jakiekolwiek znaczenie w toku zawodowej kariery prawnika? Jak w wypadku każdej kariery zawodowej, zwłaszcza wolnego zawodu. Ma wpływ: najpierw nie wierzy się w karierę młodych kobiet (wyjdzie za mąż, urodzi dzieci, szkoda inwestować), kobiety mają praktycznie ustawicznie pod górkę (rodzina, dzieci, potem rodzice – ogarnięcie tego to jednak tradycyjnie zadanie kobiet), konkurencyjność w zawodzie jest spora, kobiety mają tradycyjnie mniej czasu. Potrzeba zwrócenia uwagi na brak przełożenia liczby kobiet wykonujących zawód adwokata na reprezentację kobiet

124

w życiu samorządu adwokackiego nie spotkał się z powszechną akceptacją. Przeciwnie – wywołał dyskusję, która nadal trwa. Jak pani profesor sądzi – dlaczego? Jak wyżej: tradycja, stereotypy (prawnicy są, niestety, bardzo konserwatywni), konkurencyjność wymagająca poświecenia czasu wyłącznie pracy. Czy w pani ocenie istnieją zawody, które się dla kobiet nie nadają? Wymagające fizycznej siły, której kandydatka nie ma. Niedawno spotkałam się z poglądem, że kobiecość w relacjach zawodowych wyklucza bycie odbieraną jako profesjonalista. Co pani profesor na ten temat sądzi? A o jaka kobiecość chodziło? Bo jeżeli o słodkie szczebiotanie i uroczą kokieteryjność – to owszem, i wedle mnie mało to profesjonalne. Chodziło o kobiece elementy ubioru i ogólniej – wyglądu, np. spódnice, makijaż. Czy to wszystko wpływa na profesjonalizm? Eee tam. Ubiór – stosowny do okoliczności. Przecież nawet dżinsy z porządnym żakietem plus tenisówki to całkiem stosowny strój dla adwokata i nawet sędzi, zwłaszcza że i tak toga idzie na wierzch. Wiszące kolczyki np. przy birecie rzeczywiście wyglądają fatalnie. Do którego roku życia kobiecie wypada dygać? :) Do 13. I ani dnia dłużej. Ohyda. Same się proszą o protekcjonalne traktowanie. A już dygające docentki czy professoressy to czysty brak profesjonalizmu (patrz wyżej). Wiedziałam, że to pani powie. Ja, niestety, niekiedy dygam :)


125


Na co dzień nasza praca polega na udzielaniu pomocy prawnej. Śmiało można powiedzieć, że żyjemy problemami innych ludzi, rozwiązujemy je. To nie nasze sprawy, lecz cudze, niejednokrotnie spędzają nam sen z powiek.

wszystkim jednak staramy się, aby wszystko to, co powierzchowne, poprawiało nam nieco piękny wymiar życia, lecz nie stanowiło jego treści.

Nie zmienia to jednak faktu, że... przede wszystkim jesteśmy kobietami i tak jak wszystkie panie bywa, że stajemy przed szafą i zmuszone jesteśmy rozstrzygnąć odwieczny dylemat – co, jeśli szafa pęka w szwach, a my nie mamy co na siebie włożyć? Tak, zwłaszcza w takich okolicznościach przypominamy sobie, że #adwokaturajesttakżekobietą ;-)

Pomysł #ilawfashion kiełkował w głowie Joanny od pewnego czasu, Marta podchwyciła go od razu podczas rozmowy telefonicznej. Rozmawiamy rzadko, ale jak już - to po dwie godziny. Joanna, jako dyrektor kreatywna (to pomysł Marty!) miała już w głowie zarówno projekt logo, jak i nazwę, która kojarzy się tyle z uwielbieniem mody, co z prawem. Bo obie jesteśmy adwokatami, uwielbiamy plisowane spódnice, pudrowy róż i piękne buty.

Po latach 8 szkoły podstawowej, 4 klasach liceum, 5 latach studió, ponad 3-letniej aplikacji i kilku już latach praktyki adwokackiej, gdy w gruncie rzeczy jedyne, co nam zostało na niwie zawodowo naukowej do zrobienia to doktorat, przyznajemy: tak, lubimy piękne ubrania, buty, torebki, dodatki, biżuterię. Tak, przeglądamy magazyny o modzie. Tak, zaznaczamy w nich rzeczy, które chciałybyśmy mieć. Bywamy próżne. Przede

126

Po co i na co #ilawfashion?

Choć jedna z nas jest blondynką nieprzepadającą za swoimi lokami, a druga brunetką marzącą o takich lokach, mimo, że Joanna w zasadzie nie zdejmuje szpilek, a Marta woli balerinki - bardzo szybko okazało się, że mamy podobne poczucie estetyki i zbliżony gust - podobają się nam te same rzeczy i łączy nas zbliżona wrażliwość na piękne


przedmioty. Co ciekawe nawet nasze domy urządzone są podobnie, choć na etapie ich projektowania nie znałyśmy się. To chyba dowód na to, że mamy zbliżony gust. Oczywiście, nie jesteśmy i nie czujemy się ekspertkami od mody. Obu nam wpadki zdarzają się częściej, niż ustawa przewiduje, ale staramy się szukać tego, co może stanowić wzór do naśladowania. Zwykle zaś, te wzory - choć najprostsze - są najtrudniejsze do powielenia. Na naszym instagramie (@ilawfashion) pokazujemy stylizacje (och, to słowo jest fatalne, może lepiej – zestawy? ujęcia? detale?), które mogą stać się inspiracją dla naszych polskich i zagranicznych followers'ów pracujących w kancelariach. Na fanpage na Facebooku (https://www.facebook.com/Ilawfashion) staramy się wybierać i prezentować ubrania i akcesoria odpowiednie do biura i przede wszystkim - pochodzące od polskich projektantów. Same jesteśmy pewne i do tego poglądu chciałybyśmy także przekonać nasze koleżanki, że moda prawnicza nie musi być nudna. Że ważne są detale, tkaniny, jakość, kolory, choć przy tym istotne jest zachowanie pewnego dress code, który wprawdzie jest już dziś dużo bardziej liberalny, niż ledwie kilka lat temu, ale jednak nadal obowiązuje. Nie planujemy (pech!) prezetnowania nagich pleców, mini spódniczek ani przezroczystych bluzek, choć czasem nie możemy się oprzeć, aby pokazać piękne kreacje, które niestety nie nadają się do biura. Ale, ale – z drugiej strony, prawniczki mają mnóstwo okazji do założenia wieczorowych, eleganckich strojów – tak myślimy my, czyli #ilawfashionteam. W prowadzeniu fanpage na fb Joannie i Marcie pomaga Anna Atanasow - pani mecenas o niebanalnej urodzie, która niejednokrotnie przyćmiewa biurowe, klasyczne stroje, które nosi. - Ania jest ważną częścią naszego teamu. Jej wsparcie było niezwykle cenne w czasie, gdy pierwszy numer Magazynu Pokój Adwokacki rodził się w bólach, a w nim materiał o Claire Underwood, bardziej pracochłonny niż przewidywałyśmy (w kolejnym numerze - zadbamy także o panów). Gdy nie miałyśmy czasu na wyszukiwanie inspiracji Ania trzymała rękę na pulsie i dbała o #ilawfashion na facebooku, za co jesteśmy jej bardzo wdzięczne. Aniu: L-O-V-E.

Marta Seredyńska

Joanna Parafianowicz

127


128


Claire Underwood #mniejznaczywięcej

Melinda Sue Gordon / Netflix

tekst: Marta Seredyńska

Ikona stylu i kwintesencja elegancji.

Jaka jest Claire Underwood?

Subtelność. Prostota. Minimalizm. Konsekwencja. Perfekcja. Klasa. Tymi słowami można (i trzeba!) opisać spójny i perfekcyjny styl Claire Underwood, bohaterki amerykańskiego thrillera politycznego House of Cards.

Pewna siebie, ambitna, wyniosła, pełna klasy. Perfekcyjna w każdym calu. Zmotywowana, by osiągnąć cel. Można ją lubić. Można nienawidzić. Nie sposób pozostać wobec niej obojętnym.

Kim jest Claire Underwood?

Claire Underwood to bez wątpienia ikona stylu, który jest doskonałą ilustracjącharakteru tej postaci. To, co i jak nosi przykuwa uwagę, a jej look wyrafinowany, elegancki, klasyczny – pasuje idealnie do kobiety sukcesu. Ubrania Claire mogą wydawać się podobne do siebie, do bólu spójne, pozostające obok sezonowych trendów, być może niekiedy – nudne. Kobiety chcą jednak wyglądać tak jak ona.

To kobieta, która poświęciła życie na spełnianie zawodowych ambicji - swoich i męża Francisa Underwooda, bezwzględnego polityka pnącego się po szczeblach kariery. Ich życie pokazuje szokujące kulisy władzy w Waszyngtonie (choć nie wykluczone, że podobne reguły panują w świecie polityki także na innych szerokościach geograficznych).

129


130

Patrick Harbron / Netflix


Less is more. Claire Underwood

LaMania 1 990 PLN

303 Avenue 360 PLN

131


Simple 299,90 PLN

Nife 89 PLN

Simple 169,90 PLN

132


Garderoba Claire Underwood

Ekstrawagancje?

Wbrew temu, co mogłoby się wydawać nie składa się z niezliczonej ilości wieszaków i półek, jest ich bowiem ledwie kilka.

Co najwyżej ciekawy krój przy dekolcie, marszczenie w talii albo kokarda czy zaszywka przy szyi. Dla Claire Underwood mniej znaczy więcej.

Mieści jednak idealnie dopasowane stroje, zachwycające spójnością i brakiem przypadku, współgrające z jej nienaganną sylwetką, a przy tym pasujące do osobowości, pozycji zawodowej i społecznej. Na pierwszy rzut oka ubrania Claire nie wyróżniają się niczym nadzwyczajnym – charakteryzuje je prostota kroju i minimalizm kolorów. Tworzą jednak perfekcyjną całość styl, który pokochały miliony power women na całym świecie. Bardzo kobiecy (lecz nigdy wulgarny) strój Claire ma podkreślać profesjonalizm i być jednocześnie jedynie tłem dla osobowości (a tej Claire nie brakuje - czasem można wręcz odnieść wrażenie, że to ona, a nie Frank rządzi Ameryką). Sposób w jaki Claire Underwood nosi te klasyczne stroje jest wyjątkowy.

W czym tkwi jej sekret? Przede wszystkim w szafie Claire Underwood są wyłącznie kolory pozwalające na budowanie monochromatycznej postaci. Biel, beż, błękit, granat, szarość i czerń to w zasadzie fundament. W garderobie Claire próżno szukać deseni i krzykliwych barw. Są tam wyłącznie eleganckie i spokojne odcienie gładkich, najwyższej jakości tkanin. Kolejny element to klasyczne fasony ołówkowe spódnice, dopasowane sukienki tuż za kolano, taliowane marynarki, jedwabne bluzki i eleganckie koszule. Niekiedy Claire zakłada spodnie, ale nigdy nie są to dżinsy. Jej stroje są zawsze dopasowane do sylwetki, ale nie obcisłe.

Dodatki? W zasadzie niewidoczne. Delikatne kolczyki, elegancki, prosty zegarek, zawsze obrączka, czasem okulary w prostych, rogowych oprawkach.

Jakość ubrań Zawsze najwyższa. Claire nie waha się zakładać tej samej sukienki kilka razy, a i tak wygląda w każdej jak w nowej, prosto od krawca.

Kropka nad i Claire ma proste plecy, wysoko uniesioną głowę i mimo pozornego chłodu - często się uśmiecha. To też elementy jej perfekcyjnego wyglądu, chyba najłatwiejsze do naśladowania. Spośród propozycji polskich projektantów pomożemy wybrać ubrania, które z powodzeniem mogłyby znaleźć się w szafie Claire Underwood. To dopiero początek naszego cyklu, a Claire będzie nas inspirować także w kolejnych numerach Magazynu, w których odnajdziecie efekty naszych poszukiwań jej stylu w polskim wydaniu.

proste plecy wysoko uniesiona głowa uśmiech

133


Patrick Harbron / Netflix

LaMania 1 095 PLN

LaMania 2 990 PLN

134


135


136

Patrick Harbron / Netflix


Nife 159 PLN

Wittchen 379 PLN

Nife 159 PLN

Wittchen 659 PLN

137


138

Melinda Sue Gordon / Netflix


Marlu 1 400 PLN

LaMania 1 490 PLN

Ryłko 339,99 PLN

139


140

Patrick Harbron / Netflix


141


adwokat Marta Seredyńska

Lato w biurze vs prawniczy ‘dress code’ Wraz z nadejściem pierwszych dni lata całe miasto się wyludnia i robi prawie puste. Szczęśliwi studenci korzystają z trzymiesięcznych wakacji, uczniowie i poprawkowicze z odrazą myślą o wrześniu, a inni wyjeżdżają choć na kilka dni. Zwolenników lata w mieście nie ma wielu, ale ja jestem jednym z nich. Nie stoję w korkach, mam gdzie zaparkować auto, pachnie gorący asfalt, a lunch można śmiało jeść w parku. Nie ukrywam, że lato w mieście, a w szczególności lato w biurze ma swoje minusy. Wykonywany przeze mnie zawód adwokata wiąże się z dość dużym formalizmem na różnych poziomach, również jeśli chodzi o codzienny strój. Mimo, że na hasło ‘dress code’ cierpnie mi skóra, to choć nie jestem bardzo rygorystyczna wiem, że strój prawnika musi spełniać pewne zasady, których łamać zwyczajnie nam nie wypada. Świat idzie do przodu i do biur wkracza coraz większy luz, ale gdy czasem patrzę na koleżanki i kolegów po fachu odnoszę wrażenie, że lepiej czuliby się w agencji reklamowej niż wykonując zawód zaufania publicznego.

142

Jak zatem połączyć komfort z prawniczym dress code? Jak daleko możemy posunąć się w wyborze letnich biurowych strojów, żeby nie narazić się na pełne dezaprobaty spojrzenia? Czego na pewno nam nie wolno, a co - pod pewnymi warunkami - jest dozwolone? Gdy kusi cię, aby do pracy pójść bardziej rozebrana niż ubrana pamiętaj, że jak nas widzą tak nas piszą (albo o nas mówią). Poniżej - kilka żelaznych zasad, które pomogą wam przetrwać upały w biurze, a jednocześnie pozwolą zachować wymagany od nas prawników profesjonalizm. Podstawową zasadą przy wyborze letnich służbowych strojów jest zdecydowanie umiar w odsłanianiu ciała. Absolutnie zakazane są nagie plecy, brzuchy, co najmniej niewskazane odkryte ramiona, a dyskusyjne (choć do tego wrócimy) - gołe nogi i widoczne palce. Gdy w twoim gabinecie nie ma klimatyzacji musisz nosić ubrania z przewiewnych, ale eleganckich tkanin (jedwab, len, cienka bawełna i wszystkie mieszanki tych materiałów). To, że będą lekkie nie oznacza, że mogą być


transparentne - widoczna bielizna w biurze nigdy nie była w dobrym guście. Rozwiązaniem tego problemu może być cienki, gładki top zakładany pod bluzkę. Gdy skóra może oddychać przetrwanie gorącego dnia będzie dużo łatwiejsze, a zatem zapomnijcie o bardzo opiętych strojach. Sukienki na cienkich ramiączkach albo tak modne w tym sezonie sukienki z opuszczonymi ramionami muszą poczekać na inne okazje, podobnie jak minispódniczki. Niestety w tej sprawie nic się nie zmieniło i nadal spódnica nie powinna sięgać zbyt wysoko ponad kolano. To samo dotyczy sukienki, która dodatkowo nie powinna mieć zbyt głębokiego dekoltu. Jeśli spodnie to najlepiej te typu chinos, w kant, nie krótsze niż przed kostkę. Dżinsy dozwolone są tylko jeśli w kancelarii zasadą jest ‘casual Friday’, a i wtedy wykluczone są poszarpane czy dziurawe modele. Jeśli chcesz założyć dżinsy wybierz granatowe lub grafitowe rurki i połącz je z biała lub błękitną koszulą, cienką marynarką i eleganckimi szpilkami. Nie zapominaj o pasku! Ważne są też kolory i desenie. Choć eleganckie czerń, brąz i szarość latem powinny zejść na dalszy plan, to wykluczone są jaskrawe, wakacyjne barwy. Neonowe bluzki i krzykliwe desenie nie sprawdzają się przy oficjalnych okazjach. Dobrym wyborem jest zawsze biel, błękit, granat oraz beż. Delikatny wzór na koszuli jest dopuszczalny, ale bluzkę w hawajskie palmy możemy nosić jedynie na nadmorskiej promenadzie. Kiedyś nie do pomyślenia były gołe nogi albo buty pokazujące palce. Dziś te restrykcyjne zasady zostały złagodzone i opalone łydki bez pończoch albo buty typu ‘peep toe’ nie wzbudzają już emocji i są coraz częściej

spotykane również w kancelariach. Jeśli decydujecie się na takie rozwiązanie depilacja i staranny pedicure są absolutną koniecznością (tak, musiałam o tym wspomnieć…). Skoro zaś jesteśmy przy butach - absolutnie niedopuszczalne są klapki czy mocno odkryte sandały. Szpilki z odsłoniętą piętą, albo wspomniane już buty ‘peep toe’ to w zasadzie jedyna obuwnicza ekstrawagancja dopuszczalna w biurze. Wygodną alternatywą dla zabudowanych pantofli będą też lekkie balerinki. Dress code to także makijaż. Nie może być zbyt mocny, ale też nie wypada przyjść do pracy bez niego. Podobnie paznokcie - żywe, neonowe kolory albo każdy paznokieć w innym odcieniu lepiej zostawić na urlop. W biurze zawsze sprawdza się klasyczny francuski manicure i wszelkie odcienie nude. Ostatnimi czasy coraz częściej spotykam u koleżanek paznokcie w różnych odcieniach czerwieni (od arbuzowej do głębi czerwonego wina) i uważam je za bardzo eleganckie. A co u panów? Chyba najczęstszym błędem jest koszula z krótkim rękawem pod marynarkę, nie daj Bóg z krawatem. Ten wakacyjny look przypomina mi zawsze konduktorów z PKP, którzy w pocie czoła sprawdzają bilety spragnionym wakacji pasażerom, względnie ochroniarzy z supermarketów. Elegancki mężczyzna gdy zakłada koszulę to wyłącznie z długim rękawem. Wzorem Francisa Underwooda z serialu ‘House of cards’ (o stylu jego żony - Claire przeczytacie na s. 129 Magazynu) można podwinąć rękawy, gdy w ferworze pracy zrobi się naprawdę gorąco, a okoliczności pozwalają na zdjęcie marynarki. Kiedy marynarki nie można zdjąć, wówczas znaczenie ma materiał, z jakiego uszyty jest

143


garnitur. Choć trudno powiedzieć, że w Polsce mamy śródziemnomorski klimat, to niewątpliwie lata są coraz bardziej gorące. Dlatego warto te zimowe, grubsze schować do szafy i zainwestować w kilka letnich garniturów z lekkich materiałów - przede wszystkim cienkiej wełny z domieszką bawełny, jedwabiu lub lnu. A jeśli o lnie mowa - choć to najbardziej przewiewna tkanina to nie polecam garniturów uszytych z niego w 100%. Len bardzo się gniecie i już po kilku godzinach za biurkiem jest całkiem nieelegancki. Pamiętajcie też, że białe, eleganckie koszule są odpowiedniejsze na uroczystości niż do biura, w którym świetnie sprawdzają się błękity. O butach dwa słowa - nigdy sandały. Wybierając zawód adwokata wiedziałam, że będą obowiązywać mnie sztywne zasady, w tym te dotyczące stroju. I choć czasem kuse sukienki szepczą do mnie rano „dziś ja! dziś ja!”, to wiem, że przyjdzie na nie pora po pracy, kiedy pani mecenas zrzuci szpilki i spotka się z przyjaciółmi na kolacji w ogrodzie. Tak. Wiem, że pisałam o oczywistych oczywistościach. A jednak, serce i oko podpowiadają niekiedy, że tych oczywistości nigdy za wiele :-)

adwokat Marta Seredyńska 1/2 #ilawfashion team & z-ca red. nacz. Magazynu

144

#officemakeup O prawniczym dress code parę słów – po lewej. Pamiętajmy jednak, że tak samo ważny, jak strój, jest makijaż, który nosimy do biura. Musi on spełniać pewne warunki, które pokrótce opiszemy. Przede wszystkim makijaż musi być. Pracujące kobiety, choćby nie wiadomo jak młode i piękne, nie mogą chodzić do biura bez niego. A jaki powinien być? Przede wszystkim stonowany. Kolory nie mogą być krzykliwe pastelowy cień do powiek, cienka kreska, szminka nieco ciemniejsza niż naturalny kolor ust (latem świetnie sprawdzą się też jasne błyszczyki). Wykluczone są fiolety, zielenie, brokaty albo smoky eye (chyba, że w wershi light jeśli mamy opadającą powiekę). Makijaż powinien też być staranny. Niedbale nałożony podkład, grudki tuszu na rzęsach czy zęby ubrudzone czerwoną szminką popsują każdy efekt. Pamiętaj o tym również w ciągu dnia - warto mieć ze sobą kosmetyki niezbędne do poprawek (puder, róż, szminka lub błyszczyk, a także patyczki kosmetyczne do wytarcia np. osypanego tuszu). Kolejnym ważnym elementem jest ilość nakładanych kosmetyków - mniej znaczy więcej, a cienka warstwa podkładu czy delikatnie podkreślone różem policzki wyglądają znacznie lepiej niż gruba tapeta czy różowe koła na kościach policzkowych. Warto skoncentrować się na podkreśleniu urody, a nie nakładaniu na twarz tony kosmetyków. W biurze doskonale sprawdza się tzw. ‘no make-up’, czyli taki, który wprawdzie wygląda, jakby go nie było, ale ukrywa wszystkie niedoskonałości i eksponuje zalety. Jego wykonanie nie zajmuje dużo czasu, bo nie wymaga użycia wielu produktów.


#ilawBEAuty

#spaday @PawełKurpiel

odświeży i rozjaśni cerę.

Letnia oferta klinik i gabinetów kosmetycznych staje się coraz bogatsza. Lato to wspaniały okres, podczas którego niemal do woli możemy cieszyć się długimi, słonecznymi dniami oraz wypoczynkiem na świeżym powietrzu.

Alternatywą dla niego jest oksybrazja, nazywana inaczej mikrodermabrazją wodnotlenową. Jest to rodzaj peelingu mechanicznego, w którym czynnikiem złuszczającym naskórek jest strumień rozproszonych kropelek soli fizjologicznej aplikowanych pod ciśnieniem sprężonego powietrza za pomocą specjalnie skonstruowanej końcówki. Zabieg ten jest skuteczną, a zarazem w pełni bezpieczną metodą złuszczania naskórka. Umożliwia to przeprowadzenie go u osób o cerze naczyniowej, delikatnej i wrażliwej, ale i również z trądzikiem pospolitym, tłustej, mieszanej, z przebarwieniami, rozstępami. Oksybrazja wykonywana jest „na mokro” i „na zimno”, co daje uczucie łagodzenia i ukojenia. Świetnie sprawdza się w upalne, letnie dni i po przedawkowaniu słońca, gdy skóra potrzebuje delikatnego złuszczenia oraz dalszej silnej regeneracji.

Salony piękności odwiedzamy wówczas z reguły tylko po to, aby sprawić sobie wymarzony manicure i pedicure, którym zachwycimy na polskich i zagranicznych plażach. Tymczasem nowo-czesna kosmetologia oferuje również inne zabiegi, o których warto pomyśleć przed wakacyjnym wyjazdem, a także wiele takich, które uratują naszą skórę po zbyt intensywnym opalaniu się. Liporadiologie™ VINCI Nigdy nie jest za późno na poprawę wyglądu swojego ciała. Na rynku pojawiło się wiele urządzeń służących do nieinwazyjnego kształtowania i modelowania sylwetki, liftingu skóry oraz redukcji cellulitu. Jednym z nich jest Liporadiologie™ VINCI, w którym współdziałają aż cztery zbawienne dla naszego ciała technologie: bipolarna fala radiowa (RF), podczerwień (IR) i światło LED, masaż mechaniczny rolkami, masaż podciśnieniowy (vacuum). Trzeba jednak pamiętać, że satysfakcjonujące efekty w postaci smuklejszej i bardziej jędrnej sylwetki przyniesie dopiero skorzystanie z serii zabiegów na tym urządzeniu. Dlatego warto zgłosić się do salonu czy kliniki odpowiednio wcześniej przed planowanym wyjazdem na urlop. Peeling kawitacyjny i oksybrazja Doskonałym zabiegiem wygładzającym skórę latem jest peeling kawitacyjny. Kawitacja to zjawisko powstające na powierzchni skóry pod wpływem działania fali ultradźwiękowej i cieczy. Peeling ma właściwości złuszczające i bakteriostatyczne. Bezpiecznie i delikatnie usunie zrogowaciałe komórki naskórka oraz

Zabiegi day spa i masaż Masaż relaksacyjny lub klasyczny to wbrew pozorom idealny zabieg całoroczny. Przy dobraniu odpowiednich kosmetyków (masek, peelingów czy musów) może on przygotować ciało na słońce, a także zregenerować skórę jeśli akurat wróciliśmy z urlopu. Jeśli dodamy do tego fakt, że wykorzystywane kosmetyki są naturalnego pochodzenia i obłędnie pachną, możemy bez wyrzutów sumienia połączyć przyjemne z pożytecznym. Czego należy na pewno unikać i o czym pamiętać? Latem najważniejsze jest, by zaopatrzyć się w krem z filtrem przeciwsłonecznym oraz pamiętać o jego systematycznym aplikowaniu na skórę (nie rzadziej niż co 3-5 godzin). Należy również odstawić kremy z zawartością

145


#ilawBEAuty

pochodnych retinoidów, kwasu glikolowego, salicylowego lub migdałowego, które mają działanie delikatnie złuszczające naskórek, przez co w czasie ekspozycji na słońce mogą spowodować przebarwienie na obszarze, na którym krem był aplikowany. A jeśli już decydujemy się na dopieszczenie naszych paznokci poprzez manicure lub pedicure, to zadbajmy o to, aby był on nie tylko trwały, ale i bezpieczny. Gwarantują to wykwalifikowane osoby dbające o sterylność zabiegu oraz markowe lakiery i kosmetyki. Wszystkie opisane zabiegi można wykonać w Klinice Kosmetologii i Medycyny Estetycznej Beauty Corner, ul. Skoroszewska 7 lok. U2 w Warszawie, tel. 22 1140505, e-mail: klinika@beautycorner.pl.

Komentarz redakcji: okrybrazja (na zimno, na mokro, pachnąca miętą, trwająca dobrych kilkanaście minut, po dokładnym demakijażu), ziołowe maski na buzię (stężające, piekące, pękające, a pod koniec wyciągające wszelkie naczynka krwionośne na wierzch), które zajęły około pół godziny (w którym to czasie nie można było czytać niusów, facebooka, twittera, instagrama i snapchata, o zwykłych nieodebranych połączeniach nie wspominając) + masaż rolkami + masarz z użyciem gorącej stearyny (choć akurat to słowo dość dalekie jest poezji) = wspaniałych kilka godzin, po upływie których baaardzo trudno wrócić do codziennych zajęć. Właściwie - nie sposób. Dodatkowo wspomnieć wypada, że twarz naprawdę nie wymagała makijażu. Cóż powiedzieć... #spaday to dobry pomysł. Zwłaszcza, jeśli na głowie mamy więcej, niż dzień jest w stanie pomieścić.

146


147


#dladucha i #dlapotomności

Zofia Lelek

Sztuka towarzyszyła Zofii Lelek (ur. 1980 r.) od najmłodszych lat. Jako dziecko pomagała ojcu, który jest artystą plastykiem, przy konserwacji obiektów sztuki złotniczej oraz tworzeniu jego autorskiej biżuterii. Zainteresowanie światem współczesnym i chęć poznania innych kultur spowodowały, że zaczęła studiować stosunki międzynarodowe na Uniwersytecie Warszawskim. Wciąż jednak ciągnęło ją do pracy twórczej i w wolnych chwilach rysowała. Chcąc rozwijać swoje umiejętności rozpoczęła naukę malarstwa w pracowni Michała Moląga, a następnie zdała na Akademię Sztuk Pięknych w Warszawie. Wtedy poczuła, że znalazła się na właściwej drodze. Swoje prace prezentowała na wystawach zbiorowych: „Cisza” (2011), „Gdzie jest brat Twój” (2012) oraz „Dynamika – równowaga – różnorodność” (2013) (organizowanych w Lutheraneum), a także „Taniec w malarstwie” w Związku Polskich Artystów Plastyków (2014). W czerwcu 2015 roku obroniła dyplom malarski w pracowni profesora Stanisława Baja, pracę magisterską „Estetyka japońska i jej echa w sztuce Zachodu” oraz aneks ze specjalizacji „Kreacja w obrazie filmowym” na Wydziale Scenografii. Otrzymała wyróżnienie Ewy Tomaszewskiej deputowanej Parlamentu Europejskiego za Najlepszy Dyplom z Malarstwa 2015 roku. Inspiruje mnie natura oraz jej wpływ na człowieka. Bogactwo form i kolorów tworzy nastrój, który staram się przekazać, dlatego ważnym motywem w mojej twórczości jest pejzaż. Od zawsze fascynował mnie też ruch. Bezpośrednią inspiracją prac z cyklu „Sztuka Ruchu” były chińskie sztuki walki oraz taniec z wachlarzami. Maluję postać ludzką w ruchu i w medytacji. Pociąga mnie sztuka Dalekiego Wschodu oraz czystość i spontaniczność malarstwa tuszem w tradycji japońskiej. Ekspresyjne gesty pociągnięć pędzlem na papierze czernią i czerwienią symbolizują siły yin i yang. Malarstwo olejne najlepiej umożliwia mi oddanie niuansów kolorystycznych, ich subtelności, mocy i głębi, tak jak je odczuwam i obserwuję w naturze. Podziwiam perfekcję gestu, a jednocześnie urok przypadku, jakie odnajduję w tradycji japońskiej. Ruchy Tai Chi przypominają kaligrafię w przestrzeni, bez pozostawiania śladu. Interesuje mnie zapis i wizualna reprezentacja tego ruchu. Energia płynie z centrum i manifestuje się poprzez dłonie, dlatego wybrałam zapis ruchu rąk. Podobnie w kaligrafii chińskiej, ruch ręki pochodzi z serca i dzięki temu ukazuje charakter i styl piszącego. Moje prace są wyrazem połączenia dwóch kultur - Wschodu i Zachodu.

148


149


150


151


152


153


154


155


156


157


158


159


160


#staytuned 161


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.