4 minute read

Przedsezonowa potyczka w Lipsku

Next Article
Życie bez Mané

Życie bez Mané

przedsezonow potyczKA w Lips

A w LipsKu

Advertisement

Mecze przedsezonowe nie są może jakoś szczególnie emocjonujące, ale okazja, by zobaczyć Liverpool tak blisko domu nie zdarza się za często. W połączeniu z niewygórowaną ceną biletu, wyjazd do Lipska był z kategorii „must go”.

artur Budziak, LIPSK

10 euro, tyle trzeba było zapłacić za bilet na Red Bull Arena w Lipsku, by na żywo zobaczyć niemal wszystkie gwiazdy naszego zespołu. Zabrakło oczywiście tylko kontuzjowanych m.in. Alissona i Joty, nie wszyscy byli też w optymalnej formie, ale naprawdę było warto. Już od samego wjazdu do centrum Lipska czuć było atmosferę meczu – restauratorzy, a zwłaszcza służby porządkowe przygotowane były niemal perfekcyjnie do obsługi wydarzenia. 47 tysięcy ludzi weszło na stadion bez najmniejszych problemów, żadnego stania w kolejkach, przepychanek czy innych nieprzyjemności. Na trybunach pełna kultura, fani The Reds zjechali się naprawdę z różnych zakątków Europy i pokazali, co to znaczy doping dla ukochanej drużyny. Było nie było, był to mecz wyjazdowy i kibice Liverpoolu zajmowali tylko kilka sektorów, ale YOU'LL NEVER WALK ALONE zabrzmiało naprawdę dobrze. Porównując to do nieco przaśnego i biesiadnego stylu kibiców z Lipska, można powiedzieć nawet, że majestatycznie. Sam mecz był jednostronny, o czym z pewnością świadczy wynik (5:0 dla Liverpoolu), ale siedząc na trybunach odbiór takiego widowiska jest z goła inny. 90 minut mija nie wiadomo kiedy, a okupowanie bramki Red Bulla, zwłaszcza kiedy się koło niej siedzi, cieszy oko i ucho kibica. Na mecz wyszliśmy optymalną tego wieczoru „11”: Adrian, van Dijk, Konate, Robertson i Alexander Arnold, w środku Thiago, Fabinho i Keita. Akcje w ataku kreowali Diaz, Firmino i Salah. Pierwsza bramka padła w nieco zaskakujących okolicznościach, łatwa strata obrońców, Firmino podaje do Salaha i Egipcjanin dokonuje formalności obok zdezorientowanego Gulacsi’ego. Pod koniec pierwszej połowy były jeszcze dwie groźne akcje, ale niestety kolejka do sklepiku z napojami skutecznie pozbawiła mnie przyjemności z ich oglądania (to w sumie jedyna rzecz, która kuleje na stadionach).

nieco ponad 47 000 ludzi oklaskiwało z trybun sparingowe spotkanie rb lipsk z liverpoolem. nieco senną postawę gospodarzy znakomicie wykorzystali piłkarze the reds aplikując niemieckiemu zespołowi aż 5 bramek. cztery z nich to dzieło darwina nuneza. fot.: artur budziak

Na drugie 45 minut wbiegli już Nunez (za Firmino), Henderson ( za Keitę – od dawna uważam go za słabe ogniwo i to niestety się potwierdziło, bodaj najsłabszy piłkarz na boisku), Matip ( za Konate) i Tsimikas (za Robertsona). Gra „do przodu” znacznie się poprawiła, akcje zdawały się być bardziej kombinacyjne i przede wszystkich szybsze. Na efekty nie trzeba było długo czekać – 2 szybkie bramki Nuneza podcięły skrzydła gospodarzom już na dobre. W 60 minucie za Luisa Diaza wszedł Stefan Bajcetic. Warto ten fakt odnotować, bowiem młody Hiszpan wykonał fantastyczną robotę. Po jednym z jego przechwytów zdobyliśmy bramkę, ale generalnie całe 30 minut, które otrzymał od Kloppa, wykorzystał bardzo dobrze. Nie jest jeszcze z pewnością gotowy na grę w Premier League, ale może w pucharach będziemy mieli z niego pociechę.

Na boisku zobaczyć można było jeszcze Jonesa, Milnera, Gomeza, Elliota i Fabio Carvalho. Ten ostatni również zrobił na mnie dobre wrażenie. Kilka akcji lewą stroną naprawdę na wysokim poziomie, nie ma jeszcze zrozumienia z kolegami, ale szybkość i technika przemawiają za tym, by ten chłopak dostawał szansę w PL. W bramce pokazał się również Harvey Davies, który w 61 minucie zastąpił Adriana, ale szczerze mówiąc, i tu chyba duży minus dla Adriana, nie było widać jakiejkolwiek zmiany na bramce.

Najmniej pracy w tym spotkaniu miała linia obrony. Gospodarze z rzadka wybierali się pod bramkę Adriana i trudno cokolwiek napisać o formie naszych stoperów. Niewidoczny był również Luis Diaz, przyzwyczajony byłem do jego rajdów lewą stroną, a w tym spotkaniu ledwo można było zauważyć, że gra. Podobnie zresztą Salah, moim zdaniem nie otrząsnął się jeszcze po nieudanej dla niego końcówce zeszłego sezonu, co nie napawa optymizmem. Nunez co prawda strzelił 4 bramki, ale trzeba sobie to otwarcie powiedzieć, obrona Red Bulla przypomniała bardziej kluby polskiej Ekstraklasy niż Premier League i w tej drugiej o bramki nie będzie tak łatwo.

Sportowe podsumowanie: mecz bez większej historii głównie za sprawą piłkarzy gospodarzy. Natomiast z całą pewnością warto było się wybrać na wycieczkę na Red Bull Arena. by na własnej skórze poczuć atmosferę spotkania, mimo że było to przedsezonowe starcie towarzyskie. Jak macie okazje, korzystajcie. Wyjazd na Anfield to niemałe pieniądze, a i o bilety trudniej. Z pewnością da się poczuć też atmosferę bycia na spotkaniu The Reds nie będąc w Anglii. Wszystko dzięki wspaniałym kibicom.

This article is from: