Odrobina męczeństwa może pomóc
Ilustracja na okładce: Paweł Kuczyński
Prezydent Andrzej Duda zdecydował się podpisać ustawę o powołaniu komisji do wyjaśnia -
nia wpływów rosyjskich. Fakt, że zamierza skierować następczo ustawę do Trybunału Konsty-
tucyjnego niewiele zmienia, bo komisja zostanie po -
wołana i rozpocznie pracę. A to sprawi, że wzajemne
oskarżanie się PiS i PO o związki z Rosją, będzie jednym z głównych motywów tegorocznej kampanii wyborczej.
Andrzej Duda bez trudu mógł uzasadnić odmowę podpisania ustawy powołującej komisję do badania wpływów rosyjskich. Po pierwsze jest ona wątpliwa konstytucyjne. Jej członkowie będą mieli uprawnienia śledczych i sędziów jednocześnie, z prawem do ferowania poważnych wyroków – zakazu obejmowania publicznych stanowisk nawet na 10 lat.
Werdykty komisji można co prawda zaskarżać do sądu, ale jej powołanie na pięć miesięcy przed wyborami rodzi podejrzenia, że nie chodzi o dociekanie prawdy tylko próbę wyeliminowania niektórych polityków opozycji z wyborów. A to może zaburzyć cały proces wyborczy.
Po drugie, z powołaniem komisji zwlekano na tyle długo, że nawet prezydencki minister Paweł Szrot, szef gabinetu politycznego Andrzeja Dudy uważa, iż nie da się wykonać jej założenia, czyli przedstawić sprawozdania z prac do 17 września.
Prezydent miał zatem w ręku argumenty prawne i merytoryczne przeciwko ustawie, a mógł jeszcze sięgnąć po argumenty społeczne. Wetując dwukrotnie ustawę o oświacie, zwaną popularnie lex Czarnek, głowa państwa argumentowała, że nowe prawo burzy spokój społeczny, bo wiele środowisk przeciwko niemu protestuje. A w czasie, kiedy zmagamy się z rozmaitymi kryzysami i mamy wojnę za wschodnią granicą nie warto otwierać dodatkowych pól konfliktów.
Co jak co, ale ustawa powołującą ko -
misję do badania wpływów rosyjskich
znacznie BARDZIEJ BURZY SPOKÓJ
SPOŁECZNY NIŻ LEX CZARNEK.
Małą próbkę tego co teraz nastąpi mieliśmy w miniony piątek, kiedy Sejm głosował nad odrzuceniem weta Senatu do tej ustawy, zwanej potocznie lex Tusk.
Donald Tusk z marsową miną siedział na galerii sali plenarnej, a po głosowaniu rzucił, że PiS pożałuje tej decyzji. Niektórzy politycy opozycji zaczęli wy-
grażać prezydentowi, że jeżeli ośmieli się ustawę podpisać, to złamie konstytucję i może zapomnieć o jakiejkolwiek karierze międzynarodowej po zakończeniu swojego urzędowania w Pałacu Prezydenckim. Nota bene, ciekawe na ile te słowa przechyliły szalę na rzecz podpisania ustawy, bo ludzie władzy, pod presją gróźb, postępują często odwrotnie niż chcieliby grożący.
Środowiska związane z opozycją zadbały o uderze-
nie prewencyjne w PiS – w dniu głosowania w „Gazecie Wyborczej” ukazał się wywiad z generałem Januszem Noskiem, byłym szefem służby Kontrwywiadu Wojskowego, który przekonywał, że PiS jest przesiąknięte rosyjskimi wpływami. A nawet sugerował, że realizuje scenariusze pisane na Kremlu, choć dowodów na potwierdzenie tych słów nie przytoczył.
Można się spodziewać, że powołanie tej komisji i rozpoczęcie przez nią prac wywoła wysyp podobnych oskarżeń, których celem będzie zrównoważenie przekazu komisji. Zatem wewnętrzna wojna rozgorzeje na całego.
Prezydent, ogłaszając swoją decyzję, mówił o rosyjskich próbach destabilizacji różnych krajów i wpływania na przebieg wyborów. Mimo to uznał, że działania komisji umocnią naszą demokrację. A przecież pewne jest, że Kreml będzie z tego chaosu zadowolony.
Polska w miarę jednomyślna, wspierająca Ukrainę, jest dla Moskwy solą w oku, a Polska ogarnięta szałem wzajemnych oskarżeń o prorosyjskość to idealna pożywka dla rosyjskich propagandystów.
ZOSTAŁA POWOŁANA Z DESPERACJI, bo druga strona „dysponująca przewagą medialną”
– jak mówi polityk związany z obozem rządzącym –nieustannie atakuje Zjednoczoną Prawicę, oskarżając ją o kurs prorosyjski. Faktem jest, że to Koalicja Obywatelska wyskoczyła z pomysłem powołania komisji
śledczej, która miałaby zbadać „prawidłowość, legalność oraz celowość działań podejmowanych przez or-
W PiS można usłyszeć, że KOMISJA
gany i instytucje publiczne w celu zapobiegania i przeciwdziałania wpływom zagranicznych służb specjalnych na politykę energetyczną” w latach 2013-2022 czyli przede wszystkim za rządów PiS.
Taki wniosek został złożony do laski marszałkowskiej przez klub KO, z oczywistą intencją – jego procedowanie w Sejmie umożliwiłoby opozycji oskarżanie PiS o domniemaną prorosyjskość.
Pomysł na powołanie komisji państwowej, badającą
wpływy rosyjskie od 2007 roku, a więc od rządów Donalda Tuska, był odpowiedzią na wniosek posłów opozycyjnych. Ale jak zwykle PiS wymyśliło taką odpowiedź, która wywołała burzę. A że ma większość w Sejmie, to ostatecznie taka komisja została powołana, w samym środku kampanii wyborczej.
Odesłanie ustawy do Trybunału Konstytucyjnego po jej podpisaniu to działanie bez większego znaczenia. Po pierwsze, Trybunał od dawna nie jest w stanie rozpatrzyć wniosków prezydenta, które wymagają
pełnego składu sędziowskiego – obecnie potrzeba do tego minimum 11 posłów, a gotowych do pracy pod
przewodnictwem Julii Przyłębskiej jest tylko dziesięciu sędziów.
Po drugie, prezydent zaznaczył, że osobiście nie widzi problemów natury konstytucyjnej w tej ustawie, ale skoro jest tyle protestów społecznych, to niech się Trybunał Konstytucyjny wypowie.
Można zrozumieć to tak, że prezydent wysyła tę ustawę do TK niejako dla świętego spokoju, ale werdykt zasugerował. A nawet gdyby Trybunał się zebrał i podzielił zastrzeżenie opozycji, to i tak to co opinia publiczna usłyszy, zanim do tego dojdzie, to już zostanie w jej pamięci.
Zatem prezydent zdecydowanie wsparł w tej sprawie obóz rządzący. Nie wiadomo tylko, czy robi PiS przysługę czy wręcz przeciwnie. Partia Jarosława Kaczyńskiego potrafi „przegrzać” niektóre tematy.
Jeżeli zapoluje brutalnie na Donalda Tuska, to lider PO może zostać męczennikiem. A nic tak dobrze nie robi politykowi jak odrobina męczeństwa.
© Wszelkie prawa zastrzeżone